Ace Combat Skrzydła Jedności #1

background image

Słońce budzi kucyki kolejnego, pięknego dnia.

Chcą spędzić czas na radosnej zabawie.

Lecz pokój jest tylko cieniem śmierci,

O zmierzchu nastąpi jego kres.

Rozdział 1

„Czerwone słońce”

6 czerwca

Godzina 08:00

Cloudsdale

— Rainbow! Hej, Rainbow, obudź się!
— Mmmm... C-Co?
Głos młodej klaczy wyrwał Rainbow Dash z błogiego snu. Obróciła się powoli na łóżku,

spoglądając za ramię. Jakby przez mgłę, zobaczyła twarz swojej przyjaciółki i starszej siostry
zarazem. Była to Firefly, różowa klacz pegaza o fioletowych oczach. Dość łatwo rozpoznała jej
krótką, niebieską grzywkę. Szczerzyła do niej zęby.

— Wstawaj, siostra! Mamy nowy dzień. Słońce już dawno na niebie.
Rainbow zamrugała powoli oczami. Miała bardzo nieprzytomny wzrok, jej tęczowa

grzywa była zupełnie potargana. Do tego wyglądała jak po powrocie z bardzo ostrej imprezy
zorganizowanej przez Pinkie Pie. Nakryła głowę kołdrą, mrucząc przy tym zaspanym głosem:

— Jeszcze pięć minut, mamo...
Firefly zachichotała, słysząc te słowa. Lubiła drażnić się z Rainbow Dash, kiedy miała

ona trudności ze wstawaniem. Mieszkały razem od przeszło dwóch lat, więc nie był to przecież
pierwszy raz.

— Wstawaj, śpiochu. Ale migiem!
Jednym ruchem głowy Firefly zrzuciła niebieską klacz z łóżka. Rainbow wylądowała na

podłodze, a gdy się podniosła była bardzo niezadowolona.

— Firefly... padło ci na mózg?! Miałam taki przyjemny sen...
— Wróć do rzeczywistości — przerwała jej Firefly. — Chodź, szkoda tracić czas na spanie

w taki dzień. Rozprostujmy skrzydła i polatajmy razem.

Rainbow wyjrzała na zewnątrz. Słońce świeciło na niebie jasnym blaskiem wśród

pomniejszych chmurek. Jednak Rainbow jakoś nie kwapiła się do wylotu.

— Ty chyba wiesz, że dzisiaj jest niedziela? Dzisiaj się odpoczywa. Masz pojęcie, ile ja się

wczoraj nalatałam i narobiłam? Jak chcesz, to polataj sobie sama. Ja chcę spać...

— Właściwie, to ja już trochę latałam — wyznała Firefly. — Dwie godziny temu. Chrapałaś

tak głośno, że mnie obudziłaś. Więc skorzystałam z okazji. Po krótkim locie teraz czuję się jak
nowo narodzona. Czekałam aż wstaniesz, żebyśmy mogły polatać razem. Ale strasznie mi się to
dłużyło...

Rainbow wróciła na łóżko. Grymas niezadowolenia nie zniknął jej z twarzy.
— Firefly, poważnie. Jestem zmęczona, daj mi spać. Dzisiaj nigdzie się nie ruszam.
— No jak to? Przecież mamy się spotkać z naszymi przyjaciółkami w lesie Whitetail! —

powiedziała z wyrzutem Firefly. — Planowałyśmy to już od kilku dni, mamy pospędzać wspólnie
czas. Tylko mi nie mów, że zmieniłaś zdanie, ty leniu!

background image

— Wypraszam sobie! Przecież to dopiero za kilka godzin — odburknęła Rainbow Dash. —

Jest jeszcze mnóstwo czasu. Zajmij się czymś i daj mi spać...

Rainbow już przykryła się kołdrą, ale Firefly nie odpuszczała.
— A może opowiesz mi co takiego cię zmęczyło. Co takiego wczoraj robiłaś? Byłyśmy na

pokazie Wonderbolts w Trottingham, ty zresztą brałaś w nim udział. Ale co poza tym?

— Powiem ci później. Dobranoc! — ucięła Rainbow.
Firefly, odkąd poznała Rainbow Dash trzy lata temu, jeszcze w pierwszych dniach Wojny

o Equestrię, bardzo ją polubiła. Wiedziała, że potrafi być marudna, ale zawsze opowiadała jej
wszystko co przytrafiło jej się danego dnia, jeżeli obie klaczki udawały się gdzieś osobno. Nagle
Rainbow zaczęła chrapać w bardzo sztuczny sposób. Dla Firefly było jasne, że najzwyczajniej się
wydurnia. Jednak nie dała tego po sobie poznać.

— Czyli co, nie wstaniesz z łóżka po dobroci? — spytała.
Odpowiedziało jej krótkie “mm-mm”, co oznaczało, że Rainbow zamierzała dalej spać.

Firefly westchnęła.

— Dobra. Widzę, że zwykłą gadką nie dojdziemy do ładu. Spoko, nie ma sprawy.

Poczekaj, zaraz cię rozbudzę.

— Taa? Ciekawe jak to zrobisz? — parsknęła Rainbow spod kołdry.
— A tak!
Firefly nagle wskoczyła na łóżko, odrzucając kołdrę. Na twarzy Rainbow pojawiła się

mieszanina niedowierzania i zaskoczenia

— Co ty wyprawiasz?!
— Rozbudzam cię!
Niebieski ogon Firefly zadyndał Rainbow przed nosem. Dobrze wiedziała co to znaczy.
— Nie... tylko nie to!
Ignorując prośbę, różowa klacz dotknęła końcem ogona brzuch Rainbow i zaczęła

ją smyrać. Jednak Rainbow, zamiast wybuchnąć głośnym śmiechem, tylko przyglądała się
kpiąco swojej koleżance. Firefly nie pojmowała dlaczego to nie działa. To był wszak najlepszy,
najefektywniejszy sposób na wyciągnięcie Rainbow z łóżka.

— Co jest...? Przecież łaskotki w brzuch zawsze skutkowały... — mruknęła.
— Naprawdę myślałaś, że to zadziała? — zapytała Rainbow. — No, weź... Stosowałaś

tę samą sztuczkę przez ostatnie dwa lata. Uodporniłam się już na to. Możesz mnie łaskotać ile
chcesz, ale w ten sposób nie ruszysz mnie z wyra.

Zadowolona z siebie, Rainbow ponownie nakryła się kołdrą po uszy, zamierzając wreszcie

zapaść w sen. Firefly nie widziała powodu kontynuowania nieskutecznej metody. Wtedy
zauważyła tylne nogi Rainbow wystające lekko poza łóżko. Przeszedł jej do głowy pewien pomysł.

— Mówisz, że mogę cię łaskotać wszędzie i nie będzie ci to przeszkadzać? — spytała

Firefly, wciąż drocząc się ze swoją siostrą.

— Tak — odrzekła krótko Rainbow.
— Dobra... A co jeżeli ja zrobię tak?
Firefly dotknęła końcem ogona lewego tylnego kopytka Rainbow. Oczy niebieskiej klaczy

momentalnie się otworzyły, na twarzy malowało się osłupienie. Firefly dostrzegła to.

— A cóż to za mina? Czyżbym znalazła czuły punkt?
— Firefly... nie rób tego...
Rainbow wlepiała w nią wzrok, bojąc się tego co zrobi. Po ustach Firefly rozlał się

triumfalny uśmiech.

background image

— Mam cię!
Nagle zaczęła łaskotać Rainbow w kopytko. Niebieska klacz mimowolnie zaczęła się

śmiać. To była jej najwrażliwsza część ciała. Nie lubiła kiedy ktoś ją tam dotykał, właśnie
dlatego że była bardzo podatna na łaskotki w tym miejscu. Rainbow zaczęła się rzucać po łóżku,
próbowała wierzgać drugą nogą w nadziei odgonienia Firefly, ale ta nadal smyrała ją ogonem
w kopytko. Rainbow biła przednimi ramionami o poduszkę, nie mogąc powstrzymać się od
śmiechu.

— Przestań... hahaha... dooość... haha...
Między parskaniem a chichotaniem, Rainbow błagała Firefly, żeby dała jej spokój. Ona

nie miała jednak takiego zamiaru. To ją dodatkowo nakręcało.

— Co powiesz o takiej pobudce? — zapytała Firefly, kiedy zaczęła łaskotać ją w drugie

kopytko. Rainbow dostała ataku histerycznego śmiechu.

— Dosyyyć... hihi... przestań, Firefly... ja-ahahaha... nie wytrzymam dłużej! Haha!
— Powiedz to! Powiedz! — zażądała różowa klacz.
— W życiu!
Firefly teraz już przesuwała swoim ogonem po obu kopytkach Rainbow jednocześnie.

Rainbow próbowała podlecieć do góry, ale łaskotki i śmiech totalnie ją obezwładniły. Śmiała
się coraz głośniej, coraz bardziej rzucała się po łóżku, ale Firefly nie przestawała. Dash musiała
wreszcie przyznać się do porażki.

— Dobra... hahaha! Wygrałaś! Poddaję się...! — wykrztusiła.
— Słabo cię słyszęęę! — zaśpiewała Firefly.
— Poddaję się! Mówię, PODDAJĘ SIĘ!
Dopiero wtedy Firefly przestała męczyć Rainbow. Klacz zakręciła się tak gwałtownie,

że okręciła się kołdrą i znowu zleciała na podłogę. Firefly sama zaczęła się śmiać. Rainbow
powoli łapała oddech, dochodziła do siebie. Jej koleżanka ułożyła się na łóżku, podparła głowę
ramionami i patrzyła na nią z bezczelnym uśmieszkiem.

— No i jak ci się to podobało, Rainbow? — spytała niewinnym głosem Firefly.
— Nigdy... więcej... mi tak nie rób! — wydyszała Rainbow Dash.
Wyglądało na nieźle wkurzoną. Oparła grzbiet o brzeg łóżka i nie patrzyła na Firefly. Ona

sama zrozumiała, że mogła posunąć się troszkę za daleko.

— Ej no, przepraszam, nie obrażaj się — prosiła. — Nie miałam pojęcia, że masz takie

wrażliwe kopytka... serio!

Rainbow nie odezwała się do niej. Firefly jednak wybrnęła z tej niepewnej sytuacji.
— Słuchaj. Jak mi wybaczysz, to w zamian powiem ci gdzie ja mam wrażliwe miejsce.

Mała podpowiedź: na tym miejscu opiera się moja głowa.

— Czyżby...?
Rainbow Dash bez ostrzeżenia rzuciła się na różową klacz, bez trudu powaliła ją na

podłogę i dmuchnęła jej w szyję, powodując u Firefly gwałtowny wybuch śmiechu. Tak naprawdę
wcale się na siebie nie gniewały. To były tylko drobne zapasy, urozmaicające dzień.

Klaczki jeszcze przez kilka minut tarzały się po podłodze, siłując się, nawet bawiąc się w

łaskotki. Firefly jednak nie rzucała się tak bardzo jak jej młodsza siostra. Czasem potrzebowała
dawki dobrego śmiechu od samego rana. Wreszcie obie odetchnęły głęboko, leżąc obok siebie.

— Zemsta jest słodka — powiedziała Rainbow, śmiejąc się w głos.
— To jak, nie gniewasz się? — spytała Firefly.

background image

— OK, jeszcze ten jeden raz ci wybaczę. Ale jeśli o tym komuś wspomnisz, to obiecuję ci...

urządzę ci taką ulewę, że będą z ciebie wypompowywać wodę.

Firefly ledwo zdusiła śmiech.
— Tak mówisz? Zapamiętam to.
— No cóż, udało ci się mnie obudzić. Teraz możemy sobie polatać.
Rainbow Dash oraz Firefly przytuliły się, po czym błyskawicznie doprowadziły się do

porządku. Po paru minutach wyszły na zewnątrz, rozpostarły skrzydła i wyleciały w chmury.

Zdecydowały zobaczyć co porabiają ich przyjaciółki, by potem zabrać je na wspólną

zabawę, jak zostało to wcześniej między nimi ustalone. W trakcie lotu obu klaczkom nie
spieszyło się. Bawiły się w berka i robiły sztuczki. Miały jeszcze dużo czasu na dotarcie do innych
pegazów, z którymi udałyby się do lasu Whitetail. Poza tym, Firefly wciąż była ciekawa co
takiego Rainbow robiła. Wskazała dość dużą chmurę na której klaczki przysiadły. Firefly zbliżyła
się nieco do Rainbow.

— No to jak, opowiesz mi co wczoraj robiłaś po pokazie?
— Jak zwykle ciekawska, co? — spytała Rainbow Dash. — Nic takiego. Miałam małą

pogadankę ze Spitfire...

— To wyjaśnia dlaczego nie byłaś ze mną, kiedy miałyśmy oczyszczać niebo nad

Ponyville. Chociaż domyślałam się, że tak będzie. A o czym gadałyście?

— O niczym szczególnym...
***
Pokaz Wonderbolts w Trottingham ponownie okazał się bezbłędny. Spitfire, wraz z

Soarin’em i Firebolt, przedstawiła zebranym kucykom różne zwariowane akrobacje. Nie tylko
różnorakie pętle, obroty, beczki, ale również latanie zsynchronizowane czy omijanie przeszkód.
W połowie pokazu, na prośbę Spitfire, do Wonderbolts dołączyła Rainbow Dash. Do tej chwili
siedziała razem z Firefly na trybunie, naturalnie w pierwszym rzędzie. Rainbow błyskawicznie
założyła kostium, który otrzymała od Spitfire prawie dwa lata temu. Klacz miała go ze sobą na
każdym pokazie, gdyby Wonderbolts zechcieli, żeby zabawiła się wspólnie z nimi. Razem ze
Spitfire, Rainbow bezproblemowo wykonała szereg trudnych sztuczek, które wprawiły widzów
w euforię. Dla tej dwójki była to jak zabawa w piaskownicy. Wszystkim zebranym najbardziej
spodobał się Grom Tęczowy, który Rainbow Dash wykonała na sam koniec. Stadion dudniał od
wiwatów.

Po zakończeniu pokazu, czwórka pegazów zeszła do szatni. Spitfire pochwaliła

pozostałych. Ona i Rainbow wyglądały na lekko zmęczona. Ta sobota była wyjątkowo gorąca.

— Dobra robota, jak zawsze. Na dzisiaj to chyba tyle.
— Właściwie, Spitfire... — zaczęła Rainbow Dash— Mam do ciebie parę pytań. Jeśli,

oczywiście, nie masz nic przeciwko...

— Spoko. Słuchaj, zamierzam wziąć prysznic, żeby się ochłodzić. Idziesz ze mną?
Rainbow wydała się lekko zaskoczona tą propozycją, ale zgodziła się. Soarin’ i Firebolt

również nie mieli nic przeciwko. Opuścili stadion po kilku minutach, wyrażając nadzieję, że
następny wspólny pokaz będzie równie wspaniały.

W międzyczasie, Spitfire oraz Rainbow Dash zostawiły kostiumy w szatni i udały się

pod prysznice. Już po chwili poczuły na swoich twarzach chłodną wodę, która orzeźwiła lekko
spocone kucyki. To była dla nich ulga.

background image

— Nic tak nie pobudza ciała jak chłodny prysznic — stwierdziła Spitfire. — Muszę

przyznać, Rainbow Dash, dałaś dzisiaj czadu. Elastyczne, precyzyjne ruchy.

— Wszyscy pojechaliśmy po bandzie — powiedziała Rainbow. — Mieliście perfekcyjną

synchronizację podczas wspólnego lotu. Kucyki po prostu oszalały!

Spitfire uśmiechnęła się szeroko.
— Twój Grom Tęczowy też był niczego sobie. Cieszę się, że jesteś jedną z nas. Podjęłam

dobrą decyzję, przyjmując cię. Przez te dwa lata naprawdę dojrzałaś. Rób tak dalej, a kiedyś
sama zostaniesz instruktorką Wonderbolts. Kto wie, może nawet w Akademii.

Te słowa ucieszyły Rainbow. Każde dobre słowo od Spitfire bardzo się dla niej liczyło.
— Uau... Fajnie, że tak mówisz. A skoro już jesteśmy w temacie, Spitfire, powiedz jak tam

w Akademii? Wszystko w porządku?

Kilka tygodni po zakończeniu Wojny o Equestrię, gdy wszystko wróciło już do normy,

Rainbow została zaproszona na obóz szkoleniowy, organizowany przez Wonderbolts a
prowadzony przez Spitfire. Trwał tydzień i, jak się później okazało, był zalążkiem nowej
Akademii Wojskowej w Cloudsdale, którą założyła Księżniczka Celestia. Najbardziej
doświadczeni Wonderbolts, ze Spitfire oraz Soarin’em na czele, zostali instruktorami. Ich
zadaniem było szkolenie nowej generacji pegazich asów. Ponieważ Rainbow Dash już wtedy
należała do drużyny, nie musiała brać udziału w dalszym szkoleniu. Nie przeszkodziło jej to
jednak w dalszym zainteresowaniu sprawą.

Spitfire odpowiedziała na pytanie Rainbow po kilku sekundach milczenia. W tym czasie

odsunęła twarz od prysznica, aby woda mogła obmyć jej grzbiet.

— Skoro już o tym wspomniałaś... Sprawy mają się znakomicie. Ten nowy program

szkoleniowy, wiesz, ten wprowadzony w zeszłym roku, jest fantastyczny. Świetnie można go
dostosować zarówno do potrzeb indywidualnych jak i całych grup. Każdy czerpie z niego jakieś
korzyści. Wszyscy niemal palą się do działania, kadeci radzą sobie świetnie. Ja sama nie mam z
nimi problemów... no, może z jednym wyjątkiem.

Ostatnie słowa wypowiedziała z wyraźną niechęcią. Rainbow Dash domyśliła się kogo

miała na myśli.

— Chodzi o... Lightning Dust?
Spitfire westchnęła ciężko.
— Weź mi nawet o niej nie wspominaj...
— Jest aż tak źle?
Płomiennowłosa klacz przekręciła kurek w prawo, spłynęło na nią więcej wody.
— Nieważne ile razy jej mówię, żeby przestała się popisywać, ona zdaje się być głucha.

Zupełnie jakby żyła we własnym świecie i za żadne skarby nie chciała go opuścić! Czasem mam
wrażenie, że gadam do ściany.

Rainbow wyglądałą na niepewną. W czasie obozu treningowego poznała Lightning Dust,

zieloną klacz pegaza o pomarańczowej grzywie. Kilka cech bardzo upodabniało ją do Rainbow;
jej sposób zachowania, głód prędkości czy też chęć bycia najlepszym. Jednak im dłużej latały
razem, tym bardziej Lightning Dust stawała się bezczelna. Otwarcie mówiła, że tylko ona i
Rainbow mają zadatki na zostanie Wonderbolts. Reszta mogła wracać do domu.

— No ale... chyba nie jest aż TAK tragicznie, co nie? — spytała Rainbow.
W odpowiedzi Spitfire spojrzała na nią. Miała bardzo poważny wyraz twarzy.
— Wczoraj spowodowała wypadek.
— Wypadek?

background image

— Tak. Trenowaliśmy na torze przeszkód. Na wstępie uprzedziłam wszystkich, że to nie

ma być wyścig i muszą tylko ukończyć zadanie w dobrym stylu. Ale wiesz jaka jest Lightning
Dust... dla niej “ukończyć w dobrym stylu” znaczy tyle, co ukończyć je jak najszybciej. Widziałam
jak próbowała wyprzedzać kadetów, ostrzegałam ją, żeby przestała. Mimo tego leciała coraz
szybciej. Kiedy próbowała zrobić ostry zakręt, nie potrafiła zwolnić ani kontrolować swoich
ruchów, przez co wpadła na dwa inne pegazy.

Rainbow Dash dobrze wiedziała, jaką brawurą szczyciła się Lightning Dust. Nie

obchodziło ją, co się działo dookoła; myślała tylko o sobie. Zrobiłaby wszystko, żeby być
najlepszą. Pewnego dnia przyjaciółki Rainbow, które przybyły w balonie spotkać się z nią, omal
co nie zginęły od tornada wywołanego przez Lightning Dust. Chciała w ten sposób oczyścić niebo
z chmur szybciej od pozostałych. Na szczęście Twilight i pozostałe kucyki zostały uratowane.
Przez bezmyślną postawę Lightning Dust znienawidzili ją wszyscy kadeci, łącznie z Rainbow
Dash.

— Nic im nie jest? — spytała Rainbow.
— Jeden ma zwichnięte skrzydło, drugi jest ogólnie poturbowany. Wypomniałam

Lightning Dust ten wybryk, przypominając jej, że tu wcale nie chodziło o wyścig i żeby była
ostrożniejsza. Wiesz co mi odpowiedziała?

— Nie...?
— Powiedziała, że to nie jej wina, iż jest lepsza od pozostałych. Jeśli reszta pegazów nie

może za nią nadążyć, to jest ich problem.

Rainbow gwizdnęła.
— Uau... naprawdę tak powiedziała?
Zupełnie jak ten wypadek z balonem. Nic tak naprawdę się nie stało, więc robią wiele

hałasu o nic. Tak myślała Lightning Dust. Gdy Spitfire dowiedziała się co zaszło, była wściekła i
odebrała jej pozycję dowódcy grupy. Mimo to zdecydowała nie wyrzucać jej z Akademii, mając
nadzieję, że wyciągnie wnioski z całego zdarzenia. Została przydzielona jako skrzydłowa. Od
tamtego czasu był spokój, lecz najnowsze wieści Spitfire zaniepokoiły Rainbow.

— Rozumiesz to? W ten sposób obraziła wszystkich zgromadzonych kadetów, a także

instruktorów! — powiedziała głośno Spitfire.

— O kurczę... I co zamierzasz z nią zrobić?
— Powiem ci szczerze, najpierw chciałam trzasnąć ją w twarz. Ale... opanowałam

się. Postanowiłam dać jej ostatnią szansę. Jeżeli na najbliższych zajęciach znów spowoduje
niebezpieczną sytuację albo będzie ignorować moje polecenia, to nie będę miała innego wyjścia.
Po prostu wywalę ją z Akademii. Dłużej tak być nie może!

Rainbow zakręciła prysznic, sięgając po ręcznik.
— Ale, Spitfire... wiesz, że jeśli to zrobisz, to zrujnujesz jej marzenie?
Spitfire znów westchnęła ciężko i również zakręciła swój prysznic.
— Wiem... myślisz, że łatwo mi podjąć decyzję? Na tym polega paradoks sytuacji.

Lightning Dust jest świetną lotniczką, ma wielki talent... tylko jej zachowanie jest nie do
przyjęcia. Głupio by było, gdyby przez własną, niebezpieczną brawurę nie została członkiem
Wonderbolts, nie sądzisz?

Rainbow kiwnęła głową. Sama coś wiedziała na ten temat.
— Może po prostu powinna nauczyć się działać w grupie...?
— Myślisz, że nie próbowałam jej tego uświadomić? Próbowałam. Multum razy. Nic

do niej nie dociera. Słuchaj, Rainbow. Wiem, co sobie myślisz, ale nie obchodzi mnie jak

background image

fantastycznie ona lata. Jeśli nie potrafi współpracować z resztą, to nie ma u nas czego szukać.
Wonderbolts działają jako drużyna. I, tak, chcemy być najlepsi, lecz nie za wszelką cenę. My nie
dochodzimy do celu po trupach. Sama mi o tym przypomniałaś.

Dwie klacze zakończyły dyskusję o Lightning Dust. Nie było sensu drążyć tego dłużej.

Po szybkim wytarciu ciał ręcznikami, wzięły ze sobą kostiumy i wyszły na zewnątrz. Poczuły na
twarzach ciepłe promienie słońca.

— Czuję się znacznie lepiej. Hej, Rainbow, jesteś jutro zajęta?
— Jutro jest niedziela. Firefly i ja pewnie udamy się z resztą ekipy do lasu Whitetail na

wspólny odpoczynek. Planowałyśmy to od kilku dni. Ale poza tym zamierzam walnąć się na
łóżko i nie robić absolutnie nic.

Odpowiedź Rainbow wywołała u Spitfire zduszony śmiech.
— Też bym tak chciała. Niestety, czeka na mnie papierkowa robota. Jak widać, niełatwo

być dowódcą.

Kucyki roześmiały się. Spitfire przypomniała jeszcze Rainbow o kolejnym pokazie. Miał

się odbyć w przyszłym tygodniu w Stalliongradzie. Dash zapewniła, że tam będzie, po czym dwa
pegazy rozdzieliły się.

***
— Z tego co mówisz, ta cała Lightning Dust to niezłe ziółko — powiedziała Firefly.
Rainbow zatoczyła oczami.
— Gorzej, to prawdziwy wrzód na tyłku. Nawet nie masz pojęcia...
— Szczerze? Gdybym była na miejscu Spitfire, wykopałabym ją z Akademii na zbity pysk.

Ona nie zasługuje na to, żeby tam być.

Rainbow przytaknęła jej, chociaż trochę się zawahała. Gdyby Lightning Dust została

wyrzucona z Akademii, już nigdy nie mogłaby zostać członkiem Wonderbolts. Rainbow
straciłaby wtedy godną siebie rywalkę.

Ciekawość Firefly nie została jeszcze zaspokojona. Chciała wiedzieć co Rainbow robiła

potem. W końcu po południu miały mieć wspólny patrol pogodowy. Niebieska klacz wyjaśniła,
że kiedy wróciła do domu, Firefly tam nie było. Ona zaś powiedziała Rainbow, iż podczas pokazu
widziała kilka świetnych sztuczek i postanowiła sama je poćwiczyć.

— Chciałam trochę odpocząć przed wyruszeniem z tobą, ale doszedł do mnie list... Spike

go wysłał. Twilight chciała się ze mną spotkać w Zamku Canterlot.

— Po co? — spytała Firefly.
— Nad tym właśnie się zastanawiałam...
***
Rainbow Dash wylądowała przed bramą zamku. Na powitanie wyszła jej Twilight

Sparkle, fioletowa klacz jednorożca, która była jednocześnie uczennica księżniczki Celestii i
jedną z najlepszych przyjaciółek lotniczki.

— Rainbow, wreszcie jesteś. Chodź ze mną. Coś ci pokażę.
Rainbow stęknęła głośno.
— Lepiej żeby to było coś ważnego, Twilight. Za dwie godziny lecę z Firefly na patrol

pogodowy.

— Nie martw się. Będziesz usprawiedliwiona. A teraz chodź.
Nie do końca wiedząc o co tu chodzi, tęczogrzywa klacz podążyła za Twilight do

zamkowej biblioteki. Ku jej zaskoczeniu, zatrzymały się przed działem “Historia Konfliktów”.

background image

— Dziwne. Jest znacznie większy niż się spodziewałam — rzekła Rainbow, patrząc na

sterty zwojów leżących na półkach. — Przecież pomijając Wojnę o Equestrię, nie mieliśmy w
przeszłości żadnych konfliktów, co nie?

— My nie. Ale różne konflikty miały miejsce na całym świecie — odpowiedziała Twilight.

— Przez lata kronikarze zbierali o nich informacje. Mieli nadzieję, że kiedyś te dane mogą
nam się przydać, gdybyśmy sami zostali zaatakowani. Jest tu pewna relacja, którą powinnaś
przejrzeć. Rzuć okiem na to.

Po tych słowach przekazała Rainbow Dash kawałek papieru, wyglądającego na wycinek

z gazety sprzed kilku lub kilkunastu lat. Czarno-białe zdjęcie na samym środku przedstawiało
eskadrę gryfich żołnierzy lecących nad polami. Jej uwagę przykuł nagłówek pisany grubymi
literami:

INWAZJA NA HOOFSTIO

POCZĄTEK WOJNY BELKAŃSKIEJ

Po przeczytaniu go, Rainbow zaczęło drapać się po głowie. Nic jej to nie mówiło.
— “Wojna Belkańska”...? Pierwsze słyszę.
Twilight spojrzała na nią tak, jak zwykli patrzeć nauczyciele na uczniów, którzy nie

odrobili pracy domowej. Wyjaśniła jej, że Belka była kiedyś gryfim księstwem, założonym
na północnym wschodzie Equestrii. Utworzyła je grupa gryfów, które niemal sto lat temu
opuściły swoją ojczyznę w poszukiwaniu nowych terenów. Belka miała cechy państwa
militarystycznego, nastawionego na podboje. Ze wszystkich stron otaczały ją góry. Wyjątkiem
była granica południowa, gdzie znajdowała się Republika Hoofstio, małe państwo założone przed
kucykowych imigrantów. Pewnego dnia, Belka zaatakowała swoich sąsiadów, chcąc powiększyć
swoje granice, a także pokazać swoją potęgę.

Lecz graniczące z Hoofstio państwa wspomogły je, tworząc koalicję sił i wspólnymi

siłami ostatecznie pokonali wojennych podżegaczy z Belki. Przemianowano ją później na Neue
Gryphus, od tamtej pory będące zindustrializowanym regionem pod protektoratem Królestwa
Gryfów. To właśnie tam utworzono wiele cudów technologicznych, których część została później
wykorzystana przez Red Cyclone’a podczas Wojny o Equestrię.

Rainbow zamierzała dalej czytać ten dość obszerny artykuł, gdyż była ciekawa jak

kucykom udało się pokonać najeźdźców.

— W ciągu paru dni, siły belkańskie unicestwiły zdecydowaną większość jednostek

powietrznych Hoofstio. Tamtejsi dowódcy musieli sprowadzić słono opłacanych najemników, by
skutecznie walczyć przeciw gryfom... A ci najemnicy poprowadzili ich do zwycięstwa. Uau... to ci
historia.

— A skoro o tym mowa... — zaczęła Twilight. — Podobno jeden z owych najemników

okazał się później najlepszym powietrznym asem. Jest tu nawet jego zdjęcie, zobacz.

Podała je Rainbow. Pegaz na zdjęciu wydawał się trochę groźny, ale było w nim coś

znajomego... Dash miała przeczucie jakby już gdzieś go spotkała. Rozpoznała jego krótką grzywę,
stalowe spojrzenie oraz dość umieśnioną posturę. Oczy jej się rozszerzyły.

— Czy to jest... Mobius?

background image

— Też tak myślałam, na początku. Jednak po bliższej analizie doszłam do wniosku, że ten

pegaz jest kimś zupełnie innym. Te oczy mają inny kształt, kolor piór na końcach skrzydeł ma
ciemniejszą barwę od reszty ciała... nie mówiąc już o tych wszystkich bliznach.

Rainbow przyjrzała się bliżej. Rzeczywiście, na ciele pegaza znajdowało się sporo blizn

wyglądających na ślady po gryfich szponach.

Zapewne “pamiątki” od jego przeciwników po wielu stoczonych z nimi bitwach,

pomyślała Rainbow Dash.

— Dla mnie najdziwniejsze jest to — ciągnęła Twilight — że jakoś nikt nigdy nie

wspomina imienia tego pegaza. Nie jest ono nigdzie zapisane. Według autora tekstu, wszyscy
znali go jako “Demonicznego Lorda Okrągłego Stołu”.

Dla Rainbow ten tytuł brzmiał jednocześnie onieśmielająco i śmiesznie, zwłaszcza ten

fragment o “Okrągłym Stole.” Twilight znów pospieszyła z wyjaśnieniami: tak określało się
przestrzeń powietrzną na granicy Belki i Hoofstio. Najbardziej utalentowani, najdzielniejsi
lotnicy obu stron często, wręcz codziennie ścierali się tam w trudnych, długich walkach, by
wyłonić najlepszego z najlepszych, “Demonicznego Lorda Okrągłego Stołu”.

Po zakończeniu wojny to właśnie ten pegaz zaskarbił sobie szacunek wszystkich. W ich

oczach to właśnie on zasługiwał na ten tytuł. Był niepokonany, znany ze swojego brutalnego stylu
walki oraz zawziętości; pokonywał każdego, kogo uważał za wroga.

Wszystkie te fakty bardzo zaintrygowały Rainbow, która jeszcze przez jakiś czas

wpatrywała się w obrazek z owym pegazem. Zaoferowała pomoc Twilight w znalezieniu
dodatkowych faktów na jego temat, a także na temat Wojny Belkańskiej.

***

— I tak to było. Twilight i ja zapędziłyśmy się w szukaniu szczegółów w archiwach, no a

ja totalnie zapomniałam o patrolu pogodowym. Dlatego mnie nie było — zakończyła Rainbow
Dash.

Firefly, wysłuchawszy tych wyjaśnień, nie okazywała irytacji. Wręcz przeciwnie, przyjęła

to wszystko całkiem spokojnie.

— Cóż, na twoje szczęście, poradziłam sobie ze wszystkim sama. Masz u mnie dług.
— Chyba tak... Dzięki.
Dwie klacze wzbiły się ponownie w niebo, lecąc na spotkanie ze swoimi koleżankami.

Najpierw udały się do Lightning Bolt i Cloud Kicker, jako że były najbliżej. Od zakończenia
wojny z gryfami mieszkały razem, traktując się nazwajem niczym siostry. Czasem nawet
sprawiały wrażenie, że są dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółkami.

Nie zmieniły się ani na jotę. Lightning Bolt, klacz o śnieżnobiałym umaszczeniu oraz

jasnoniebieskiej grzywie i oczach, była całkiem bystra, do tego dobrze obeznana z technologią.
Firefly zawsze miała do niej zaufanie. Cloud Kicker z kolei zachowywała się niemalże jak jej
przeciwieństwo. Lightning zwykle kontrolowała swoje emocje, ale fioletowa klaczka wciąż
zdawała się mieć umysł dorastającego dziecka. Cały czas była radosna, pełna optymizmu, zaś
na jej twarzy nieustannie malował się uśmiech. Wiedziała jak rozluźnić napiętą atmosferę i
wprowadzić kucyki w dobry nastrój. Te dwie klaczki zgłosiły się razem do nowo sformowanej
drużyny Firefly, by bronić Equestrii przed atakami gryfów. Przenikliwość Lightning Bolt, idąca w
parze z optymizem Cloud Kicker, pomogły im przetrwać nawet najtrudniejsze chwile.

background image

Na widok Firefly i Rainbow Dash, dwie przyjaciółki szczerze ucieszyły się z odwiedzin.

Oczywiście, pamiętały o wyprawie do lasu Whitetail. Cloud Kicker wydawała się lekko śpiąca,
przetarła oczy.

— Nie spodziewałam się gości tak wcześnie — powiedziała.
Rainbow parsknęła śmiechem. Ona też miała ten sam problem niecałe dwie godziny

temu. Po chwili czwórka pegazów wzbiła się w chmury, lecąc w kierunku Ponyville. Musiały
wziąć ze sobą jeszcze Fluttershy, Derpy i Medley.

Godzina 10:00

Ponyville

Niedługo po dotarciu do przestrzeni powietrznej Ponyville, Rainbow dostrzegła chatkę

Fluttershy. Wylądowała i zapukała do drzwi. Kilka sekund później, wyjrzała zza nich twarz
żółtego kucyka pegaza. Fluttershy wyglądała na zaskoczoną, choć szczerze uszczęśliwioną
wizytą przyjaciółek. Zaprosiła je, by weszły na trochę do środka. Była na nogach już od godziny
dziewiątej, jako że zajmowała się wieloma zwierzątkami mieszkającymi razem z nią.

Cloud Kicker zobaczyła na kanapie leżącą na brzuchu Medley. Młodziutka, zielona

klaczka wciąż jeszcze spała, zakrywając kopytkami usta. Wyglądała uroczo. Cloud Kicker
podeszła do niej i szturchnęła ją lekko w bok, starając się nie wybuchnąć przy tym śmiechem.
Medley powoli otworzyła oczy, a kiedy zobaczyła Rainbow Dash i resztę swoich koleżanek,
wydała z siebie radosny pisk. Rainbow pogłaskała ją łagodnie po grzywce. Chociaż przez te dwa
lata nieco dojrzała, Medley nadal była jedną z najmłodszych przyjaciółek Rainbow. Podobnie
jak Scootaloo, zielona klaczka widziała w Rainbow Dash swoją idolkę. Zyskała sobie w jej oczach
dzięki wielkiej determinacji oraz faktu, że ocaliła tęczogrzywej lotniczce życie podczas wojny.

Fluttershy szybko zebrała swoich zwierzęcych przyjaciół, prosząc ich o zadbanie chatki

kiedy jej nie będzie. Ponownie wszystkiego miał dopilnować Angel, jej króliczek. Jakoś żaden
ze zwierzaków nie zaprotestował, nawet Harry - duży, brązowy niedźwiedź. Fluttershy, wraz
z Medley, była już gotowa do drogi. Niebieskooka klaczka miała ze sobą niewielką torbę.
Znajdowała się w niej różowa piłka.

— Wzięłam ją z domu zanim przyleciałam tu, pomóc Fluttershy ze zwierzętami —

wyjaśniła Medley. — Ale będzie zabawa!

W drodze do domu Derpy, Rainbow spostrzegła u Fluttershy mały, biały kwiatek,

wpleciony w jej różową grzywę. Tak naprawdę zauważyła go wcześniej i myślała, że to jeden
z wielu kwiatków, które Fluttershy mogła zebrać poprzedniego dnia. Jednak im dłużej na nią
patrzyła, tym bardziej miała wrażenie, że jest wyjątkowy. Podleciała więc do niej i zagadnęła:

— Hej, ładny kwiatek, Fluttershy. Skąd go masz?
Fluttershy nie odpowiedziała od razu, choć gdy to zrobiła, jej głos przepełniała radość.
— To prezent od Shamrocka...
Rainbow spojrzała na nią z zaskoczeniem.
— Mówisz o... o tym pegazie z drużyny Garuda?
Fluttershy kiwnęła głową, wyjaśniając Rainbow Dash, iż parę dni temu ona, Lightning

Bolt i Cloud Kicker udały się na wspólny lot do Emareii. Nigdy nie zapomniały zaproszenia,
jakie dali im Talisman i Shamrock. Bardzo chcieli znów je zobaczyć, zwłaszcza ten drugi. Kucyki

background image

pegazy cierpliwie czekały aż sytuacja w Equestrii nie wróci wreszcie do normy, by wtedy polecieć
ich odwiedzić.

— No to powiedz, co tam u nich? — spytała Rainbow.
— Em... Powiem ci później, dobrze? — odrzekła Fluttershy.
Rainbow zgodziła się, mając nadzieje, że dowie się wszystkiego po przybyciu do lasu

Whitetail. Reszta pegazów jakoś nie zwróciła uwagi na tę rozmowę. W ciągu piętnastu minut
dotarły do Ponyville, kierując się w stronę domu Derpy.

Szara klacz również obudziła się jakiś czas temu, podczas gdy dwójka jej dzieci, Dinky i

Pipsqueak, wciąż jeszcze smacznie spały. Właściwie tylko Dinky była jej biologiczną córeczką.
Rodzice Pipsqueaka zginęli podczas wojny z gryfami, więc, na prośbę malutkiej klaczki, Derpy
zgodziła się przygarnąć źrebaka i zaadoptować go. Od tamtej pory, maluchy utrzymywały ze sobą
relację brat-siostra.

Sama ich obecność była dla Derpy budująca. Wiele wycierpiała podczas wojny, straciwszy

dwójkę swoich najlepszych przyjaciółek, Carrot Top i Raindrops. Chociaż robiła wszystko co
mogła, nigdy nie zdołała w pełni pogodzić się z ich śmiercią. Co miesiąc, wspólnie ze swoimi
dziećmi, udawała się do Ogrodu Poległych w Canterlocie, by odwiedzić nie tylko ich groby, ale
także rodziców Pipa. Maluchy widziały na jej twarzy wielki ból po tej stracie i robiły wszystko co
w ich mocy, żeby Derpy nie załamała się zupełnie. Póki co, to im się udawało.

Kiedy Dinky i Pipsqueak wreszcie zaczęli się powoli budzić, szara klacz zawołała do nich

zza drzwi:

— Pobudka, dzieci! Zaraz zacznę robić śniadanie! Wasze ulubione muffinki! Idźcie umyć

buzie i kopytka.

Dinky i Pip zakrzyknęli: “Hura!” i natychmiast popędzili do łazienki. W międzyczasie,

Derpy rozglądała się po pomieszczeniu. Jej wzrok padł na rysunki, które lubiłą malować Dinky.
Uśmiechnęła się, widząc wiele ładnych chwil, uchwyconych na kartkach. Wspólną wyprawę
do parku, pływanie, radosną rodzinę... Gdy jednak spojrzała na półkę ze zdjęciami, zobaczyła
na jednym z nich siebie ze swoimi zmarłymi przyjaciółkami. Bywały dni, kiedy Derpy miała
nierealną, jednak wciąż żywą nadzieję, że może jeszcze kiedyś je zobaczy...

Lecz nie dała się długo rozpraszać. Szybko wróciła pilnować piekarnika. Usłyszała

chichotanie Dinky i Pipsqueaka dochodzące z łazienki. Znów się uśmiechnęła, czując w sercu
przypływ radości. Jak tylko dwa maluchy weszły do kuchni, Derpy oznajmiła, że muffinki są
prawie gotowe.

Wtedy kucyki usłyszały pukanie do drzwi.
— Kto to może być...? — zastanawiała się Derpy. — Dinky, bądź tak dobra i sprawdź, kto

to.

Nie mówiąc słowa, mały jednorożec podbiegł do drzwi i wyjrzał przez okienko na

zewnątrz. Klaczka zobaczyła sześć znajomo wyglądających pegazów. Otworzyła drzwi, krzycząc
radośnie:

— Mamusiu! To Anioły!
Tak bowiem wołano na Rainbow, Firefly i jej drużynę. Cheerilee, wraz z maluchami,

które lotniczki odwiedziły pewnego dnia, nadały im ten przydomek. Widok tak wielu gości
zaskoczył Derpy.

— Hej, nie przeszkadzamy w czymś? — zapytała Rainbow.
— Ależ skąd. Właśnie robię śniadanie. Chcecie się dosiąść?

background image

Cloud Kicker zbliżyła się do piekarnika. Gdy zobaczyła pięknie wypieczone muffinki,

oblizała wargi. Derpy zdecydowała zrobić jeszcze jedną partię swoich przysmaków.

— Nie chcemy się narzucać... — bąknęła Fluttershy.
— No co wy, dziewczyny. Czujcie się jak w domu — rzekła Derpy.
Wszystkie kucyki zasiadły do stołu. Już po chwili wspólnie zajadały się muffinkami.

Dodatkowo Derpy dała im do picia sok z najlepszych jabłek, prosto z Akrów Słodkich Jabłek.
Przyjaciółki chciały wiedzieć jak powodzi się szarej klaczy. Próbowała brzmieć naturalnie, gdy
opowiadała im o wspaniałych zabawach jakie miała z dziećmi. Twierdziła też, że jej praca nie
jest już tak ciężka jak kiedyś. Rainbow przypomniała jej o wyprawie do lasu Whitetail. Derpy,
rzecz jasna, chętnie by nimi poleciała, ale nie wiedziała co począć z Dinky i Pipsqueakiem. Choć
były one dobrze wychowanymi maluchami, nie powinny jeszcze zostawać same w domu na zbyt
długo.

Dinky wpadła na pomysł.
— Mamusiu, możemy iść się bawić ze Zdobywcami Uroczego Znaczka?
Kilka tygodni temu, Dinky i Pip zdecydowali się dołączyć do klubu założonego przez

Apple Bloom, Scootaloo oraz Sweetie Belle. Na początku tylko one szukały własnych znaczków,
ale zdecydowały się poszerzyć swoje horyzonty i rozpoczęły rekrutację innych członków. Właśnie
Dinky i Pip byli pierwszymi, którzy zgłosili chęć przystąpienia do klubu. Apple Bloom zdradziła
im, że na jednym z najbliższych spotkań poznają dwa inne kucyki, które chciały dołączyć.

Derpy myślała nad tym przez chwilę i ostatecznie zgodziła się. Uradowane maluchy

przytuliły mamę, a reszta pegazów uśmiechnęła się łagodnie, widząc tę rodzinną miłość. Po
śniadaniu wszyscy pomogli Derpy z naczyniami, a kiedy klacz pożegnała Dinky i Pipsqueaka,
cała siódemka skierowała się do lasu Whitetail.

— Jak za dawnych dobrych czasów... — westchnęła Medley.
— Hej, wciąż masz jeszcze tą piłkę? — spytała Cloud Kicker. — Nie mogę się doczekać,

żeby znowu zagrać z tobą w zbijokulę.

— Wiesz, że i tak cię pokonam, nie? — zachichotała Medley.
Tymczasem Rainbow Dash i Firefly wdały się w prywatną rozmowę.
— Ciągle trudno mi uwierzyć, że minęły już dwa lata od zakończenia wojny... —

powiedziała Firefly. — A mimo to...

— A właśnie, Firefly — odezwała się nagle Rainbow Dash. — Powiedz mi... Pozostajesz

może w kontakcie z Black Starem? Wiesz, co on robi?

Firefly pokręciłą głową.
— Nie, nie wiem co się z nim dzieje. Normalnie zniknął jak kamfora. Zeakros... znaczy,

Valdar nie zamierza go szukać. Coś mi mówi, że jest daleko poza Equestrią...

— Rozumiem...
Rainbow wciąż pamiętała jak bardzo Firefly była załamana, wręcz zrozpaczona po

ponownym spotkaniu z Black Starem, gryfim żołnierzem, który był współodpowiedzialny
ze rozpętanie wojny oraz morderstwo rodziców różowej klaczy. Dopiero w ostatnich dniach
konfliktu wyznał jej całą prawdę: został zmuszony do tego odrażającego czynu przez swego
partnera, Red Cyclone’a. Gdyby ośmielił mu się sprzeciwić, sam by zginął.

Po bitwie w Dolinie Królów, Black Star zniknął.
— Czasem chciałabym pogadać z nim ten jeden, ostatni raz...
— Hej, przestań się tym martwić. To zamknięty rozdział twojego życia, leci się dalej! —

rzekła Rainbow Dash. — Lepiej cieszmy się pokojem. W końcu zapracowałyśmy na niego.

background image

— … Masz rację.

Godzina 12:00

Las Whitetail

Kucyki przybyły wreszcie do lasu. O tej porze roku wszystkie drzewa pokryte były

liśćmi, ptaszki ćwierkały, wiatr wiał łagodnie - dla nich była to wymarzona atmosfera na relaks.
Obracając dookoła głowy, podziwiały piękną scenerię. Rainbow wraz z koleżankami wylądowała
w pobliżu rzeki, jako że wydało im się to idealną lokalizacją. Już po paru sekundach Cloud
Kicker chciała do niej wskoczyć, przeszkodziła jej w tym jednak piłka Medley, która trafiła ją w
twarz. Było to dla niej wyzwanie do gry. Lightning Bolt najzwyczajniej położyła się na grzbiecie
pod drzewem z zamiarem drzemki. Derpy dołączyła za to do Cloud Kicker i Medley, ale Firefly
nie przepuściła okazji żeby popływać w rzece. Także Rainbow nie odmówiła sobie małej kąpieli.
Czas bardzo szybko minął im na wszelkich zabawach. Każda klacz świetnie się bawiła.

Z wyjątkiem Fluttershy. Gdy słońce powoli zaczynało już chylić się ku zachodowi, ona

odeszła na bok i jakoś nie kwapiła się do dalszej zabawy z innymi. Rainbow dostrzegła to, więc
poszła z nią pogadać. To zachowanie mogło mieć związek z wycieczką do Emareii... Kiedy
Rainbow zapytała ją o pobyt tam, głos Fluttershy zaczął z lekka drżeć. Ciężko było ocenić czy była
bardziej zawiedziona czy zdenerwowana.

— Shamrock próbuje na nowo ułożyć sobie życie... On i Talisman odeszli z armii. Teraz

mieszkają w domku nad jeziorem. Kiedy przyleciałam razem z Lightning Bolt i Cloud Kicker...
poznałyśmy jego dziewczynę.

— Dziewczynę?
— Tak... Była bardzo ładna i miła. Są ze sobą już od pół roku. Shamrock powiedział mi, że

niedługo planują mieć dziecko...

Te wiadomości zaskoczyła Rainbow Dash. Poczuła się zakłopotana. Starała się jednak

zachować spokój.

— To... super. Ale... nie masz nic przeciwko temu?
— O co ci chodzi? — zapytała Fluttershy.
Rainbow westchnęła.
— Dobra, zapytam wprost. Kochasz go?
Fluttershy zniżyła głowę, wpatrując się przed siebie.
— Tak... Ale... to nie to, co myślisz. Kocham go... jako przyjaciela. Shamrock wiele

wycierpiał... inwazja na jego kraj, śmierć młodszej siostry... a mimo to, on zjawił się żeby
wspomóc nas w trudnych chwilach. Widziałam jego smutek... chciałam go jakoś pocieszyć.

Rainbow nie potrafiła wykrztusić słowa. Patrzyła tylko na Fluttershy, jakby starając się

odgadnąć jej myśli.

— Lubię go... bardzo. Lecz to nie jest prawdziwa miłość. Dla mnie jest on po prostu

wspaniałym przyjacielem... to wszystko. Ja chcę tylko żeby Shamrock był szczęśliwy. Tak długo
jak on będzie szczęśliwy, ja również będę.

— … Jesteś tego pewna? — spytała powoli Rainbow.
Fluttershy kiwnęła głową.
— Dzielą nas tysiące mil... ale obiecałam mu, że jeszcze kiedyś go odwiedzimy...

Wszystkie razem. Chciałabym zobaczyć ich dziecko... Zresztą, jego dziewczyna powiedziała mi,
że Shamrock ma szczęście, mając takie przyjaciółki jak my.

background image

Mówiąc te słowa, Fluttershy uśmiechnęła się. Rainbow nie wiedziała co o tym myśleć.

Pomimo faktu, że pegaz, który wzbudził w niej namiętność miał inną klacz jako dziewczynę, nie
wyglądała z tego powodu na szczególnie smutną...

— Przy okazji, Rainbow — odezwała się nagle żółta klacz — Zastanawiałam się, jak

radzicie sobie ty i Mobius. Korespondujecie ze sobą?

To pytanie totalnie zbiło Rainbow Dash z tropu. Zarumieniła się lekko.
— Eeee... Ja-Ja nawet nie wiem gdzie on teraz jest... Sky Eye napisał do mnie jakieś

osiem miesięcy temu, że znaleźli odpowiednie miejsce, za dala od wojen... ale od tamtej pory nie
dostałam od nich żadnych wieści...

Teraz to Rainbow Dash wyraźnie wyglądała na bardzo rozczarowaną. Fluttershy zbliżyła

się do niej.

— Tęsknisz za nim?
— Jasne, że tak. On był najlepszy... poprzez obserwowanie go wiele się nauczyłam...

Słuchaj, nie mów nikomu, ale czasami... Śni mi się, że latamy sobie razem i... ja...

Policzki niebieskiej klaczy płonęły niczym piwonia. Fluttershy zachichotała.
— Spokojnie, umiem dochować tajemnicy. Przysięga Pinkie — mówiąc to, przyłożyła

kopytko do prawego oka, które wcześniej zamknęła.

Nie martwiła się już dłużej i dołączyła do innych bawiących się kucyków. Firefly chciała,

żeby Rainbow potowarzyszyła jej w małym locie nad lasem. Chciała się trochę osuszyć po kąpieli
w rzece. Tymczasem Fluttershy dołączyła do Cloud Kicker i Medley, wciąż grających w zbijokulę.
Medley nieustannie ją pokonywała, co zaczynało już trochę denerwować fioletowego pegaza.

— Jaki ty masz zapas szczęścia? — zawołała.
— Przyznaj po prostu, że jesteś za wolna — zaśmiała się Medley.
— Teraz cię dopadnę!
Cloud Kicker wykorzystała moment gdy Medley nagle się zatrzymała, spoglądając na coś

ponad drzewami. Nawet nie zwróciła uwagi kiedy dostała różową piłką w twarz.

— Ha, ha, ha, taak! No i co? Widzisz? Trafiłam cię! — krzyczała Cloud Kicker, tańcząc

dookoła Medley.

Lightning Bolt cały czas obserwowała ich grę. Wiedziała, że Medley mogła z łatwością

uniknąć piłki... więc czemu tego nie zrobiła?

Dopiero po kilku sekundach zorientowała się czemu; klaczka zamarła w miejscu, a na jej

twarzy malowało się przerażenie. Lightning zbliżyła się do niej:

— Medley, co się stało?
Nie odpowiedziała, za to pokazała kopytkiem ponad drzewa. Biała klacz zobaczyła coś, co

również ją przestraszyło.

Dym!

Lightning Bolt szybko otrzeźwiła Cloud Kicker, każąc jej sprowadzić Rainbow i Firefly.

Jak tylko dostrzegła dym, prędko podleciała w górę i wrzasnęła na całe gardło do dwóch klaczy,
znajdujących się trochę dalej.

— Dziewczyny! Tutaj, szybko!
— Co do...? Skąd ten dym? Pożar czy co? — dopytywała się Firefly.
— Lepiej polećmy to sprawdzić — zasugerowała Rainbow Dash.
Wszystkie siedem pegazów ruszyło ku miejscu, z którego wydobywał się dym. Ich

niepokój był zrozumiały.

— Pojawił się tak nagle... Co mogło się zdarzyć? — zastanawiała się Lightning Bolt.

background image

Wtem okolicą wstrząsnął potężny wybuch. Miał miejsce parę kilometrów od klaczy

pegaza. Dym stał się jeszcze większy.

— Co to, do siana, było?! — wrzasnęła Firefly.
Docierały powoli do granicy lasu Whitetail. Nagle Derpy przypomniała sobie, że

niedaleko znajduje się miasteczko New Saddle.

— A jeżeli-- Och, nie! — wykrztusiła. — To nie pożar w lesie, to w miasteczku coś się

stało! Tamtejsze kucyki są w niebezpieczeństwie! Jedynymi mieszkańcami są kucyki ziemne, nie
poradzą sobie z ogniem same!

— Dalej, dziewczyny! Szybciej! — wykrzyknęła Rainbow Dash.
Pegazy zaczęły machać skrzydłami jak szalone, ale przystanęły, kiedy wyleciały z lasu.

Zobaczyły, co działo się na dole. Na miejscu New Saddle było tylko wielkie morze ognia.
Domy objęte płomieniami powoli rozpadały się, sypiąc gruz na ulice i siejąc panikę wśród
mieszkańców. Robili oni wszystko, by znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Część zdołała już uciec
na obrzeża, gdzie ogień jeszcze nie dotarł, ale niektórzy mogli być przez niego uwięzieni, odcięci
od pozostałych. Krzyki kucyków uświadomiły Rainbow jak poważna jest sytuacja. Należało
działać szybko.

Zaczęła rozdzielać pozostałym lotniczkom zadania:
— Lightning Bolt! Leć do kucyków, które zdążyły się już ewakuować. Zobacz czy mają

jakiś komunikator lub radio, połącz się ze Spitfire i powiedz, żeby wezwała Korpus Medyczny do
New Saddle! Reszta leci ze mną! Zbierzemy wszystkie chmury w okolicy, następnie utworzymy
z nich jedną, ogromną i wywołamy za jej pomocą ulewę. To powinno ugasić ogień, przynajmniej
częściowo. Potem Cloud Kicker, Derpy i Medley polecą poszukać, czy w miasteczku ktoś nie
został. Ja, Firefly i Fluttershy postaramy się dowiedzieć co się stało. Wiecie co robić?

Pegazy zgodnie przytaknęły.
— No to jazda!
Podczas gdy Lightning Bolt poleciała wypełnić swoją część zadania, pozostałe klacze

zaczęły zbierać chmury w jedno miejsce. Wciąż nie mogły uwierzyć w straszliwe pogorzelisko,
które widziały pod sobą, zaś w ich głowach kołatała się tylko jedna myśl: kto lub co do tego
doprowadziło?

Po paru minutach udało im się połączyć wystarczającą ilość chmur w jedną całość.

Pegazy zaczęły po nich skakać i w nie uderzać. Gęsty deszcz z wielkiej chmury dość łatwo uporał
się z większością szalejących pożarów. Teraz Rainbow, Firefly i Fluttershy mogły spróbować
zdobyć informacje od innych kucyków.

Jednocześnie Cloud Kicker prowadziła Derpy i Medley przez dymiące zgliszcza New

Saddle, mając cichą nadzieję, że wszyscy, mimo wszystko, zdołali uciec. Gęsty dym szczypał je
oczy, utrudniał widoczność. Widok był dla nich przerażający. Niemal każdy drewniany dom
zmienił się w kompletną ruinę... Cloud Kicker zauważyła wtedy jakiegoś kucyka ziemnego. Jego
noga została przygnieciona przez zniszczony komin.

— Pomocy! Ratunku! Pomóżcie mi! — błagał.
Cloud Kicker i Derpy rzuciły się do przodu, żeby go wyciągnąć. Medley też chciała im

pomóc, kiedy nagle usłyszała piskliwy głosik:

— Mamusiu! Ratunku!
Zielona klaczka ruszyła za głosem w stronę rumowiska, gdzie dojrzała małe źrebiątko

uwięzione pod pozostałością domu. Próbowała je dosięgnąć, ale ono wciąż się rzucało, chcąc
wydostać się na własną rękę.

background image

— Nie ruszaj się! — krzyknęła Medley. — Uspokój się! Zaraz cię wyciągnę, zabiorę cię do

twojej mamy! Tylko się mnie złap...!

Nagle gruz gwałtownie się obsunął, odcinając malucha od Medley. Natychmiast zaczęła

przerzucać kamienie i kawałki drewna z zamiarem dotarcia do niego. Działała pod wpływem
emocji. Przez dym coraz trudniej było jej oddychać... W tym stanie zastały ją Cloud Kicker i
Derpy, niosące rannego kucyka w średnim wieku na swoich ramionach.

— Medley, co ty robisz? — zawołała Cloud Kicker. — Nie ma czasu, musimy uciekać! Dym

robi się coraz gęstszy! Musimy się stąd zabierać albo się udusimy! Nic więcej nie możemy zrobić!

— Jeszcze nie! Tu jest uwięzione dziecko! Pomóżcie mi, do kobyły nędzy! — wrzasnęła w

odpowiedzi Medley.

Dwie klacze na chwilę odstawiły półprzytomnego kucyka na ziemię i zaczęły pomagać

Medley w dokopaniu się do źrebaka. Po chwili go znalazły, jednak nie poruszało się... Cloud
Kicker znów wzięła ze sobą rannego i ponownie nakazała im powrót do pozostałych.

Wyglądało na to, że większość kucyków jednak zdołała uniknąć śmiercionośnych

płomieni. Niektórzy byli lekko ranni lub poparzeni, ale, na szczęście, ich życiu nie zagrażało
niebezpieczeństwo. Dla Fluttershy był to bardzo przygnębiający widok, zwłaszcza gdy zobaczyła
rodzinę kucyków patrzących z bólem na ruiny New Saddle, bojąc się, że zostało tam ich dziecko.
Nie wiedzieli czy ocalało czy też nie, ale widać było jak bardzo się martwią.

Lightning Bolt wróciła z poszukiwań.
— Udało ci się skontaktować ze Spitfire? — zapytała ją Rainbow Dash.
— Tak. Niedługo zjawi się tu razem z resztą Wonderbolts oraz Korpusem Medycznym —

odpowiedziała śnieżnobiała klacz.

— Dobra. Zatem czekamy. Czy ktoś może nam—
Rainbow urwała wpół zdania. Dostrzegła swoje przyjaciółki wyłaniające się z kłębów

dymu. Starały się złapać oddech, kaszlały lekko. Ich widok uspokoił Rainbow Dash, lecz nagle z
tłumu kucyków wypadła jakaś klacz, kiedy dostrzegła małego źrebaka w ramionach Medley.

— Moje dziecko! Moje maleństwo...! — wyjąkała.
Medley przekazała źrebaka na ramiona klaczy i osunęła się na ziemię ze zmęczenia.

Przez krótką chwilę wyglądało na to, że wszystko jest w porządku, że maluch był po prostu
nieprzytomny...

Wtedy klacz zaniosła się histerycznym szlochem, tuląc kucyka do piersi. Już nigdy nie

miał on otworzyć oczu. Inne kucyki z tłumu podeszły do niej, próbowały ją pocieszyć. Medley,
widząc to wszystko, sama ledwo powstrzymywała łzy.

— Ja... znalazłam go... pod gruzowiskiem... zawalił się na niego... Nawoływał swoją

mamę... Ja...

Derpy mocno ją przytuliła. Ona najlepiej wiedziała przez co teraz przechodzi matka.

Wiedziała też jak potwornie czuła się zielona klacz.

— Zrobiłaś wszystko co mogłaś, Medley.
Cloud Kicker również posmutniała. Fluttershy, mimo bólu w sercu, zdecydowała się zająć

rannym kucykiem ziemnym. Rainbow potrzebowała odpowiedzi.

— Czy ktoś mi powie co tu się wydarzyło?
Jeden z kucyków spośród tłumu, wyglądający na przedstawiciela władz miasteczka,

wystąpił naprzód. Miał zielone umaszczenie, zaś głos brzmiał jakby miał ostrą grypę.

— Zostaliśmy... zaatakowani. Nie byliśmy w stanie się bronić...
— Zaatakowani? Przez kogo?

background image

— Diamentowe Psy... ukradły nasze klejnoty. Mieliśmy w planach wyprawienie pięknej

uroczystości... ale te kundle wpadły do miasteczka... i zupełnie je obrabowały.

Siódemka pegazów spojrzała po sobie. Diamentowe Psy były złośliwą bandą, znaną ze

swojej chciwości. Do ich głównych zajęć należało polowanie na klejnoty lub kamienie szlachetne.
Od czasu do czasu jednak naprzykrzały się kucykom, jeśli te znalazły się zbyt blisko ich “strefy
polowania.”

Zanim Firefly zdążyła zapytać, czy pożar również był ich dziełem, zielony kucyk zaczął

mamrotać do siebie rozpaczliwym tonem. Od innego mieszkańca lotniczki dowiedziały się, że w
wyniku pożaru zginęli jego sąsiedzi i rodzina. Nic więcej od niego nie wyciągnęły.

Wreszcie, po kilku minutach nerwowego oczekiwania, Medley zerknęła w niebo.

Zauważyła zbliżającą się Spitfire wraz z resztą Wonderbolts. Tuż za nimi posuwały się kucyki z
Korpusów Medycznych. Płomiennowłosa klacz wyglądała na bardzo zaniepokojoną.

— A niech to szlag, jest gorzej niż sądziłam... — mruknęła do siebie, po czym zwróciła

się do Rainbow. — Słuchajcie, dziewczyny. Całkiem dobrze się spisałyście, jak na działania
improwizowane. Resztą my się zajmiemy. Wy tymczasem macie lecieć do Zamku Canterlot.
Rozkazy Księżniczki Celestii. Twilight Sparkle i reszta twoich przyjaciólek już tam jest. Spieszcie
się!

Rainbow Dash kiwnęła w milczeniu głową, postępując zgodnie z instrukcją Spitfire.

Zamachała skrzydłami, unosząc się w niebo. Pozostałe pegazy ruszyły tuż za nią. Jeszcze raz
spojrzały na ogromną, dymiącą ruinę gdzie do dziś było miasteczko New Saddle. Fluttershy
przybliżyła się do Rainbow.

— … Co tu się dzieje? O co tu chodzi? — pytała.
— Nie wiem, Fluttershy... ale nie podoba mi się to.
Lightning Bolt rozejrzała się dookoła i zawołała:
— Spójrzcie!
Wskazała na słońce z wolna znikające za horyzontem. Zwykle taki widok był piękny, tym

razem jednak przyprawił ją o ciarki...

— Jego łuna ma czerwony kolor... jak krew... albo ogień.
Cloud Kicker również to zauważyła. Musiała się przestraszyć, bo przytuliła się do białej

klaczy. Przyjaciółki spojrzały sobie w oczy.

— Boję się, Lightning...
— Spokojnie, jestem przy tobie.
Firefly przez chwilę sama wpatrywała się w zachodzące, czerwone słońce. Uderzyło ją

poczucie niepewności.

— Czy to jakiś omen...?
Cokolwiek to było, na pewno miało to jakieś znaczenie. Lecz kiedy wspólnie zmierzały w

stronę Canterlotu, żadna z lotniczek nie wiedziała jakie.

Jeszcze...

Rozdział 2 ->


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron