2003 51 Pani dolewke

background image

Przekrój, nr 51/2003

PANI DOLEWKE

Koniec poglądów, refleksji i stymulowanych nadmierną literaturą konfabulacji, w moim życiu dzieją się

również dużo inne rzeczy. I o ile odwiedziwszy w zeszłym tygodniu więzienie we Włocławku i

pocałowawszy wszystkich więźniów w policzki, a oni moje ręce, pozując do okolicznościowych fotografii

jak wynajęty święty Mikołaj, mogłabym wiele o tym powiedzieć, to wczoraj w nocy przydarzyło mi się coś
z zupełnie innej puli tematycznej, czego najmniej się spodziewałam od scenarzysty.

Oto ta druga połowa nocy, ta bardziej bezsenna, ta w kierunku dnia. Leżę w łóżku, patrzę na milczące w

sąsiednim budynku światła. Chyba przyszły święta. Niczego się nie spodziewam, niczego nie

podejrzewam. W świetlistej chmurce złudzeń. Jak bohaterka pośledniej prozy. Z tych, co się dużo

zastanawiają. Kot też nie śpi. Krąży po pokoju niespokojnie jak strącony samolocik. On już wie, on już

czuje. Szuka miejsca, gdzie zaraz powije swoich wijących się niespokojnie pasażerów. Z ciemności wyda
kontrolny jęk. W okolicach biurka urodzi ustami ruchliwy kłąb robaków.

Więcej zwierząt w zwierzętach. Żółtawa, pieniąca się promocja. Ja jeszcze tego nie wiem. Wstaję i

zapalam światło. Patrzymy oboje na małą pienistą kałużę, która, jak okazuje się, nie tylko żyje, ale także

się rusza, pręży się od białych, anemicznych ogonów, odwłoków i korpusów wykonujących do mnie

niecelowe, erotyczne ruchy.

Nie mogę się zdecydować, jak zareagować spontanicznie. Wycofuję się do kuchni i tam pozwalam sobie
na kulturalną, bez świadków ekspresję, jęczę, macham do siebie rękami z odpływającego w ciemność

statku. Usiłując niczego nie dotknąć. Parazytologiczna miazma na każdym sprzęcie i przedmiocie.

żadne psychoporady, żadne czasopisma. Co robić, gdy okazuje się, że kot przymilny, pełen kazirodczych

pieszczot, obłudnie ukrywa w brzuchu Archiwum X.

Myślę, czy nie napić się wrzątku. Czy nie ubrać się i nie zostać już na zawsze w ubraniu. Chodzę. Palę

papierosy. Wykonuję ważne telefony, poszukując rozpaczliwie empatii i autopsji wśród ufnie śpiących,
niczego nieświadomych. Z widokiem na dezintegrującą się armię glist, na próbującego bawić się z tymi

co mniej sennymi kota. Nie chcę już żyć – mówię łamiącym się głosem. Przyjedź tu i to ode mnie zabij!

Nigdy, nigdy nie sądziłam! Nie może tak być! To ucieka. Rozpełza się. Idzie wszędzie. Chcę się upić. Tak,

ma nogi. Ma nogi, ma twarze, ma wszystko.

Patrzy na mnie wyczekująco jednym tępym wyczekującym oczkiem.

Postanawiam zachowywać się, żeby nie stracić u siebie autorytetu. Przykrywam ruchliwe bagienko
gazetą do wiecznego snu. Przygniatam telewizorem. Nie śpię. Wiem za dobrze, jak to wygląda w środku.

Tam są tylko narządy rozrodcze, tam nie ma nic więcej. W lubieżnym bagnie przygotowanych zawczasu

dzieci nieustająca pochwa i członek. Tam nie ma nic więcej, tylko obsesyjna, lewa kopulacja. To ta sama

rasa co szczury, matki karaluchów, muchy, pleśń, którą nazywa się obłudnie zwierzętami towarzyszącymi

człowiekowi. Myślałam o tym, że właśnie nabrałam bardzo poważnych argumentów do alkoholu i już nikt

nigdy nie powinien mieć mi za złe.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron