Anette Curtis Klause Krew jak czekolada rozdziały 1 2 by Dori1703

background image

1

K

rew jak czekolada

Annette Curtis Klause



Możesz zabijać dla obrony, dla twoich kompanów i
dla twoich młodych, jeśli tego potrzebują, ale nigdy
nie zabijaj dla przyjemności, i po siedmiokroć, nigdy
nie zabijaj człowieka.

Rudyard Kipling „Prawo dżungli”

Pełen strachu biegałem w tę i we w tę. W ustach
miałem smak krwi i czekolady – jeden równie
nienawistny, jak drugi.

Herman Hesse „Wilk stepowy”

Tłumaczenie: Dori1703

background image

2

PROLOG

MAJ



Płomienie strzelały wysoko rozświetlając mrok nocy. Iskry zajęły miejsce gwiazd.

Zajazd wyglądał jak przedsionek piekła, tak jak wszystko wokół, trawiony przez płomienie.

Dwie postacie wybiegły przez wyważone drzwi w kierunku lasu, gdzie czekała

Vivian. Ich ubrania upaćkane były sadzą, a ich twarze białe z przerażenia. Mężczyzna, który

wypchnął je na zewnątrz powrócił do środka budynku. Kolejne okno eksplodowało. Trzy

budynki i stajnia były już w płomieniach. Przerażone konie rżały poganiane przez garstkę

nastolatków.

Na wzgórzach zachodniej Wirginii, wiele kilometrów od najbliższego miasta próżno

było czekać przyjazdu straży pożarnej. Kobieta stojąca za Vivian zawodziła łkając: - Zrobili

to specjalnie. Chcieli nas wykurzyć....

- Zabierz ją do ciężarówki – odezwał się męski głos – ja przyprowadzę drugi

samochód.

- Uważaj na snajperów – odpowiedział kobiecy głos – mogą na nas czekać, gdy

będziemy wyjeżdżać.

- Kieruj się do Maryland. Spotkamy się u Rudy’ego.

Vivian poczuła, że ktoś ściska jej ramię. Jej matka, Esme, z trudem łapała powietrze.

- Zaprowadziłam ciocię Persie do samochodu. Gdzie jest twój ojciec? – spytała.

- Wrócił do środka z Gabrielem i Buckym – odpowiedziała łkając i krztusząc się.

- Ivan! – Esme chciała biec w kierunku domu, ale Vivian powstrzymała ją.

- Nie! Nie możesz tam iść! Nie zostawiaj mnie.

Esme próbowała się wyrwać, ale w wieku piętnastu lat Vivian była już podobnego

wzrostu.

- Nie możesz go wyprowadzić! Przysięgał bronić stada!

- Muszę być przy nim! To także moi ludzie! – błagała Esme.

„Co ja narobiłam?”- pomyślała Vivian- „Gdybym tylko ich powstrzymała, nie

doszłoby do tego. Gdybym tylko powiedziała ojcu, że nie potrafią nad sobą panować”.

Dwie postacie nadeszły zza rogu budynku. Bucky położył na ziemi młodą

dziewczynę, niewiele starszą od Vivian. Gabriel przytrzymywał wrzeszczącą kobietę.

background image

3

Ogień w końcu osiągnął swój cel – dach domu zapadł się z głuchym łoskotem

i wybuchem iskier.

- Tato! – krzyknęła Vivian.

Ale było już za późno...

background image

4

Rozdział 1

MAJ/CZERWIEC (rok później)


- Mamo, znowu walczyłaś! – powiedziała Vivian rzucając matce oskarżające

spojrzenie.

Esme siedziała na fotelu z jedna nogą przerzuconą przez oparcie i uśmiechała się

szeroko. Rana na jej policzku nadal krwawiła.

- Wyglądasz strasznie.

- Pewnie tak, ale powinnaś zobaczyć jak urządziłam tę zdzirę – odpowiedziała Esme

– wyrwałam jej z głowy garść blond kudłów.

Vivian westchnęła sięgając po opatrunek. „Zniszczy taką piękną twarz”- pomyślała.

- Nie możecie po prostu odpuścić?

Astrid rywalizowała z Esme, odkąd ta przeprowadziła się z córką ponad rok

wcześniej.

– Nie możecie?

- Rafe dzwonił i pytał się o ciebie – Esme zignorowała jej pytanie.

Vivian przewróciła oczami. Tego jej jeszcze było trzeba. Czy on nie łapie subtelnych

aluzji?

Esme spojrzała wyczekująco na córkę.

- Myślałam, że to z nimi dziś wyszłaś- Rafem i jego kumplami.

- Myliłaś się. – Vivian mimowolnie wzdrygnęła się na tę myśl. Jeśli tych pięciu

młodych samców nadal będzie się tak zachowywać narażą resztę stada.

- Więc gdzie byłaś? – Vivian odwróciła się, aby opuścić salon. Od kiedy to jej matkę

obchodzi to gdzie ona przebywa?

- W dole rzeki, przy skałach – rzuciła przez ramię.

- I co tam robiłaś?

- Nic. – wychodząc usłyszała warknięcie frustracji.

Dlaczego Esme zawsze musiała nagabywać ją o Piątkę? Nie mogła zrozumieć, że

Vivian nie chce mieć z nimi nic wspólnego? Poczuła znajomy ucisk w gardle. Zeszłoroczny

pożar był ich winą. Ich i Axela.

background image

5

Wewnętrzna strona drzwi od jej pokoju poryta była rowkami. Wysunęła pazur

i zaznaczyła kolejny.

Zeszłej wiosny Axelowi coraz bardziej odbijało i wygadywał jakieś głupstwa. Razem

z Piątką przechwalał się opowiadając o nocnych wizytach w mieście, o tym jak skradali się

w ciemnościach i straszyli ludzi. Z początku wydawało się jej się to zabawne, dlatego

namówiła ich, aby zabrali ją ze sobą. Jednak po szkole rozeszły się plotki niosące ze sobą

dozę paniki. Gdy Vivian stwierdziła, że powinni przestać, reszta ekipy ją wyśmiała.

Potem Axel zaczął wychodzić na nocne eskapady sam, i nie opowiadał już, co robił.

Vivian odchodziła od zmysłów z niepokoju. „Byłam w nim zakochana” – pomyślała

zdejmując legginsy – „Rafe myślał, że jestem jego dziewczyna, ale rzuciłabym go w ułamku

sekundy dla Axela. Jaka byłam głupia...”

Widziała, że jego zachowanie wymyka się spod kontroli i nic nie zrobiła. Powinna

była powiedzieć ojcu, co robili- nawet jeśli oznaczałoby to karę również dla niej. Ale

przecież nie kabluje się na najlepszych kumpli prawda? Bomba wybuchła w Walentynki, gdy

Axel udał się samemu do miasta i zabił dziewczynę za budynkiem szkoły.

Vivian nadal czuła gniew na myśl o tym co zrobił. „Jak mógł ją zabić za to, że dała

mu kosza – myślała – przecież mógł być ze mną”...

Musiał być z trakcie przemiany, gdy zobaczył go jeden z uczniów. Axel go nie

zauważył, a chłopak uciekł i doniósł na niego glinom. Piątka zdecydowała się mu pomóc –

zabili kolejną dziewczynę, gdy ten siedział w areszcie. Nie powiadomili Vivian o swoich

planach. Musieli wiedzieć, że nie pozwoliłaby im tego zrobić. „Bo tak bym właśnie

postąpiła” – pomyślała, ale nie była tego pewna.

W jaki sposób chłopiec miałby być porośnięty futrem? W jaki sposób człowiek

mógłby zadać takie rany? - pytał policjantów obrońca Axela. Kolejne zabójstwo, gdy Axel

był za kratami przekonało ich, że po mieście grasuje dzikie zwierzę. Axel musiał właśnie

odkryć ciało, spanikował i uciekł z miejsca zbrodni. Zarzuty zostały oddalone. Ale niektórzy

mieszkańcy uwierzyli w zeznanie świadka o wilku przemieniającym się w chłopca i pewnej

nocy podpalili zajazd oraz przylegające do niego budynki.

W XVI wieku jej przodkowie uciekli z Francji do Nowego Świata przed polowaniami

na wilkołaki i pod koniec wieku osiedlili się w Luizjanie. W XIX wieku w Nowym Orleanie

trojaczki z Verdun złamały zakaz pożywiania się ludźmi i stado musiało w pośpiechu

przeprowadzić się do zachodniej Wirginii, gdzie przyłączyli się do nich niemieccy

wysiedleńcy z Pensylwanii. W zeszłym roku zakazany instynkt znowu zwyciężył. Stado

background image

6

musiało opuścić wzgórza zamieszkiwane przez nich przez ponad sto lat i przenieść się na

obrzeża Maryland. Pięć rodzin i wymieszani członkowie wprowadziło się do wiktoriańskiego

domu wujka Rudy’ego w Riverwiev. Jeśli dopisałoby im szczęście nikt by za nimi nie

podążał i mogliby zacząć wszystko od nowa.

Dom przy Sion Road zaczął pustoszeć, gdy inni znajdowali pracę i miejsce do

zamieszkania. W końcu pozostali jedynie Vivian, Esme i wujek Rudy. Vivian pomyślała, że

razem z Esme mogłyby zastanowić się, co będzie dalej, ale ostatnio całemu stadu jakby

odbiło – wliczając w to jej matkę. Po śmierci ponad połowy stada nikt już nie znał swojego

miejsca. Ich przetrwanie zależało od wmieszania się w społeczeństwo, dopóki nie zdecydują

gdzie osiedlą się na stałe, ale z różnych błahych powodów w czasie spotkań stado zamieniało

się w górę fruwającego futra. Potrzebowali przywódcy, ale nie mogli się porozumieć, kto

miałby nim zostać.

„Wmieszać się. Ta, jasne. Gdybym jeszcze to potrafiła” pomyślała.

Zeszłego lata zamknęła się w pokoju i głównie spała, ale w godzinach porannych, gdy

reszta stada zbierała się w salonie, aby dzielić się problemami, słyszała zza ściany

rozpaczliwy szloch matki za kimś, kto już nigdy nie wróci do domu.

Gdy we wrześniu rozpoczął się rok szkolny Vivian zaczęła nawet regularnie jadać,

a Esme znalazła pracę jako kelnerka w lokalnym barze ‘U Tooleya’.

Jak na ironię szkoła pozwalała jej jakoś przetrwać dzień - najpierw zajęcia, później

odrabianie zadań domowych. Zaczęła też przypatrywać się grupkom dzieciaków na boisku.

Na początku myślała „po co mam nawiązywać znajomości z ludźmi, którzy zabiliby mnie,

gdyby wiedzieli kim jestem? Co jeśli stracę przy nich kontrolę?” Ale myśl o nawiązaniu

znajomości z człowiekiem nie opuszczała jej. Wtedy też dotarło do niej, że nawet nie

wiedziała, jak się nawiązuje przyjaźnie. Odkąd tylko pamięta była otoczona członkami stada.

Dorastała z dzieciakami ze stada. Nigdy nie musiała szukać towarzystwa, o zawsze ktoś był

przy niej. Ale teraz stado musiało się rozdzielić. Oczywiście zawsze pozostawała Piątka, ale

na chwilę obecną nie mogła się już z nimi przyjaźnić. Oni patrzyli na nią, jak na kobietę-

rywalizowali o jej względy sposobem rozumianym w stadzie, czyli poprzez walkę. Tylko

taki sposób zwrócenia na siebie uwagi znali.

„Chcę innych przyjaciół”, pomyślała, ale najwyraźniej „inni” nie chcieli jej. „Co ze

mną jest nie tak?” zastanawiała się stojąc w t-shircie przed dużym lustrem.

Chyba nic takiego, co mogłaby zobaczyć. Figurę odziedziczyła po matce – była

wysoka, miała długie nogi, pełne piersi, wąska talię i lekko zaokrąglone biodra. Jej skóra

background image

7

zawsze była lekko złocista, zarówno w zimie jak i latem, a długie brązowe włosy spływały

falami na plecy.

Dlaczego więc dziewczyny przestawały mówić, gdy tylko do nich podchodziła,

i odpowiadały półsłówkami na jej pytania kończąc tym samym rozmowę, którą chciała

rozpocząć? Czy była zbyt ładna? Czy to możliwe, że postrzegały ją jako zagrożenie? Była

piękną loup-garou, wiedziała o tym, bo Piątka zabiegała o jej względy, ale jak postrzegały ją

ludzkie oczy?

Chłopcy oglądali się za nią, dostrzegała ich spojrzenia na korytarzach, ale żaden

z nich nie podszedł do niej, aby porozmawiać. Rozumiała, że niektórzy chłopcy są nieśmiali,

ale gdzie się podziali ci pewni siebie?

Rówieśnicy, niezależnie od płci – unikali jej. Czy dostrzegali nieokiełznaną część jej

natury? Widzieli jakąś dzikość w jej spojrzeniu? A może to jej zęby były zbyt ostre? Ciężko

jest nie być wilkiem, pomyślała.

Tęskniła za górami, gdzie ludzie byli daleko, a stado trzymało się razem i rzadko

musiała udawać kogoś innego.

„Nie obchodzi mnie to – pomyślała odwracając się – nadal mam stado i niedługo

znowu będziemy się przeprowadzać”. Oszukiwała samą siebie. Stado było w rozsypce,

a pośród tych ludzi była wilczą loup-garou – równoznaczne z „niechcianą outsaiderką”. „Ale

polubiliby mnie, gdyby spędzili ze mną trochę czasu. Oni po prostu mnie nie znają” –

myślała.

Położyła się na łóżku unosząc nogi w górę i podpierając biodra dłońmi. Naprężyła

mięśnie wyciągając palce u stóp w kierunku sufitu. Poczuła się prawie jak w trakcie

przemiany. „Jestem silna” wyszeptała. „Mogę biegać od zmierzchu aż po świt. Mogę

wykopać dziurę w niebie”. Jednakże po chwili zwinęła się w kłębek w nagłym przypływie

bólu. Tęskniła za ojcem. Za jego radą i wsparciem.

Z miejsca, w którym leżała, widziała ścianę z niedokończonym freskiem. Zaczęła go

malować, aby poczuć się bardziej „u siebie”. Ciemne barwy, nakładane warstwa po

warstwie, tworzyły obraz leśnej głuszy rozświetlonej światłem księżyca. Było też nieco

czerwieni – krew.

Jej przodkowie przemierzali leśne szlaki w blasku księżyca. Według legendy poprzez

rytualna ofiarę i sakrament otworzyli swoje dusze dla boga lasu, który przyjął kształt wilka.

Za ich oddanie, jego towarzyszka, Księżyc, wręczyła im podarunek – możliwość bycia

więcej niż człowiekiem – mogli zrzucić z siebie skóry upolowanych zwierząt i przemienić

background image

8

swoją. Nie potrzebowali już noży i strzelb, bo mogli użyć kłów. Ich potomkowie nadal noszą

w sobie bestię poddaną Księżycowi.

W centralnej części fresku miała namalować siebie wśród przodków, ale nie potrafiła.

Chwytała pędzel i odkładała go. Ciągle powracał do niej sen dotyczący tego obrazu. Była

w ciemnym lesie i niegdzie nie widziała stada. Biegła coraz szybciej i szybciej, próbując się

wydostać, ale nagle pojawiały się jakieś kształty. Otaczały ją, a ona nie mogła się

przemienić. Czuła ich szorstkie futro ocierające się o jej nagą skórę i zawsze budziła się

z płaczem.

Przez jakiś czas ogarnęła ją na tym punkcie obsesja i stworzyła dziesiątki mniejszych

obrazów i szkiców. Większość z nich ukryła na dnie szafy, ale jeden z nich dojrzał jej

nauczyciel sztuki. Myślał, że jest jedną z tych zakręconych artystek z niezwykle rozwiniętą

wyobraźnią.

Wielki Księżycu, pomyślała, narobiłby z gacie ze strachu, gdyby wiedział, że moje

„wyobrażenia” są prawdziwe.

Namówił ją, aby przekazała swoją pracę redakcji szkolnej gazetki. Na początku

rozbawił ją ten pomysł, ale… dlaczego nie? Ku jej zdziwieniu praca została zamieszczona.

Vivian uśmiechnęła się. Może teraz ludzie mnie zaakceptują? – pomyślała chwytając plecak.

– Zostawię to wydanie na stole. Czy Esme rozpozna moja pracę? Będzie ze mnie dumna?

Magazyn był błyszczący i nadal pachniał atramentem. Przewracając strony

w poszukiwaniu swojego szkicu zastanawiała się, kogo jeszcze raca została zamieszczona.

Znalazła. Na stronie obok zauważyła wiersz. Spojrzała podejrzliwie. Jakiś gówniany

wierszyk mógł umniejszyć wartość jej dzieła, sprawić, że wyjdzie na tandetne.

To co przeczytała sprawiło, że zamarła. „Przemiana w wilka”. Czytała dalej.

Korsarze lasu,

Porzućcie waszą skórę

Waszą bladą, lubiącą ciepło

Słabość

Korsarze lasu

Wymieńcie waszą skórę

Na ciemnobrązowe futro

I kojący komfort

background image

9

Pentagram płonie

W waszych oczach

I delikatne uczucie

Wilczego przekleństwa

Ściska wasze serca

I przejmujący ból

Przeszywa wasze uda

A chrzęst kości

Zwiastuje nadchodzącą przemianę

Piraci ciał

Odrzućcie w tył waszą głowę

By zaśpiewać księżycową pieśń

Leśne ścieżki są mroczne

A noc długa

Zadrżała w szoku. On wie! On wie, co jest na obrazie! Gniew odsunął

podekscytowanie. Kim w ogóle jest ten Aiden Teague? Skąd zna ścieżki lasu? Może

powinna odszukać chłopaka, który pisze o chrzęście kości i sprawdzić, czy można go

zaaprobować?

A jeśli nie? Powinna nasłać na niego Piątkę?

Zaśmiała się cicho, ukazując ostre, białe zęby.

background image

10

Rozdział 2

Poranek był ciepły i słoneczny, a nad ogródkiem sąsiadów unosił się zapach róż.

Vivian była zadowolona, że ubrała szorty, bo po południu na pewno będzie gorąco. „Nie

zostało już wiele szkoły. Ciekawe, co będę robić latem? – pomyślała – Miejmy nadzieję, że

wyprowadzać się. Wyniosę się z tego miejsca”.

- Cześć Viv.

Smukła, muskularna postać ukazała się nagle zza kamiennego słupa zaskakując

Vivian. „Rafe” Odpowiedziała w ich zwyczajowym powitaniu, nie zatrzymując się. Gdyby

nie bujała w obłokach, wyczułaby go.

Rafe dołączył do niej. Zauważyła, że zapuścił wąsy i bródkę. Przeczesał dłonią

długie, brązowe włosy i wlepił wzrok w pakunek zawinięty w gazetę, którą trzymał pod

ramieniem.

- Idziesz do szkoły? – zapytał.

- Wyobraź sobie, że niektórzy tak robią.

Piątka najczęściej włóczyła się w okolicy szkoły lub rzeki aż do obiadu.

- Łuuuu!!!!

Dwóch nastolatków zeskoczyło z przydrożnego drzewa. Przeklęła w duchu swoją

nieostrożność – powinna była wiedzieć, że pozostali są w pobliżu. Bliźniacy, Willem i Finn,

wyglądali na zadowolonych z siebie. Willem objął ja w pasie i uścisnął po przyjacielsku.

- Chyba cię nie wystraszyliśmy? – zapytał, najwidoczniej mając nadzieję, że tak.

- Ale z ciebie szczeniak – powiedziała Vivian odsuwając jego rękę. Lubiła go bardziej

niż Finna. Był bardziej uroczy i przewidywalny niż jego brat, ale jego gesty straciły swoją

niewinność w czasie ostatnich kilku lat.

Finn uśmiechnął się sardonicznie. Teraz już spodziewała się reszty, nie była więc

zaskoczona widokiem Gregory’ego - kościstego, jasnowłosego kuzyna bliźniaków –

wychodzącego zza kolejnego drzewa, i Ulfa przeskakującego biały płot. Trząsł się ze

śmiechu wykonując jakieś dziwne gesty dopóki Rafe nie przywołał go kuksańcem do

porządku.

background image

11

Wszyscy ubrani byli w swoje codzienne „uniformy”, czyli ciężkie buty, ciemne

jeansy, t-shirty ukazujące ich tatuaże. Rafe podwinął rękawy koszulki, żeby szpanować

bicepsami. Moi ochroniarze – pomyślała Vivian.

- Widziałem twoją matkę zeszłej nocy. Wchodziła z Gabrielem do Tooley’a. Chyba

miała na niego ochotę- powiedział Rafe uśmiechając się złośliwie.

Vivian zjeżyła się, ale nie zamierzała mu odpowiedzieć.

- Astrid była niedaleko i wyglądała na nieźle wkurzoną – dodał.

- Hej! Odczep się od mojej mamy – wykrzyknął Ulf.

„Więc to o niego walczyły- pomyślała Vivian. O Gabriela. To obrzydliwe. On ma 24

lata!” Ale z tego co zauważyła, ma o sobie niezmiernie wysokie mniemanie.

Rafe wyciągnął spod ramienia pakunek, a Ulf zaczął chichotać. Rafe pociągnął za

sznurek przy paczce. Gdy zerknął na Vivian jego oczy były barwy bardziej czerwonej, niż

brązowej, a wredny uśmieszek tylko upewnił ją w przekonaniu, że Rafe coś knuje.

- Vivian, chciałbym ci podarować moje serce – powiedział całkiem poważnie, ale

niemal natychmiast zaczął się śmiać. – jednakże, ponieważ byłoby to dla mnie wielce

niewygodne, przyniosłem ci czyjeś.

Rozwinął gazetę i coś zakrwawionego potoczyło się po chodniku.

- Rafe! – rozejrzała się gwałtownie, czy żaden z sąsiadów tego nie widział. – Co ty do

diabła robisz?!

Piątka zanosiła się śmiechem. Vivian wyrwała Rafe’owi gazetę i próbowała sprzątnąć

ten „bajzel”.

- Oddaję ci moje serce… - wysapał, krztusząc się ze śmiechu.

Gdzie mogłaby to schować? Gdzie jest ciało? Przyjrzała się sercu i nagle…

- Rafe, ty kretynie! To owcze serce!

Piątka wyła ze śmiechu. Vivian nie wiedziała czy przepełnia ja złość, czy ulga.

- Byliście w magazynie wujka Rudy’ego, tak?

Wujek Rudy był właścicielem rzeźni przy Safeway.Nie doczekawszy się odpowiedzi

cisnęła pakunek prosto w twarz Rafe’a. Tylko pogorszyła sytuacje – teraz mieli już łzy w

oczach.

Odwróciła się i odeszła, ale oni i tak podążali kilkadziesiąt metrów za nią i co chwilę

słyszała wybuchy śmiechu.

Mama uważa, że Piątka dostała nauczkę. Ta, jasne. – pomyślała Vivian.

background image

12

Gdy Axel wrócił z więzienia jej ojciec szybko wymierzył sprawiedliwość. Karą za

narażenie stada jest śmierć. Vivian nie mogła uratować Axel, ale wybłagała życie dla Piątki –

To tylko dzieci. Zabili, aby chronić sekret stada. Nigdy więcej już tego nie zrobią.

Ivan Gandillion jako karę wyznaczył im przejście Próby Kłów, czyli otrzymanie

fizycznej kary udzielonej im przez przemienionych członków stada – zostali przez nich

mocno pogryzieni, i mimo że leczyli rany przez kilka tygodni, niektórzy uważali, że kara

była zbyt łagodna. Może mieli rację. Od tamtej pory Vivian już nigdy nie zaufała Piątce.

Dochodziła pora lunchu, gdy przypomniała sobie, że miała odnaleźć Aidena

Teague’a. „Muszę sobie obejrzeć tego pisarzynę- pomyślała. – Sprawdzić, dlaczego pisze

o rzeczach, o których nie powinien wiedzieć. To i tak będzie lepsze niż siedzenie przy

pustym stoliku. Od czego powinnam zacząć?” Zdecydowała, że zapyta nauczyciela sztuki,

który był jednym z opiekunów gazetki.

-A tak, znam go. Jest z dziesiątej klasy- powiedział pan Anthony, strzepując z rąk pył

kredowy.

- Gdzie mogę go znaleźć?

- Musiałabyś zaczekać jeszcze pół godziny, aż druga część uczniów przyjdzie na

lunch. Zazwyczaj kręci się z przyjaciółmi przy drugim końcu boiska pod tymi łukami.

- Jak wygląda?

- Ehh, no nie wiem. Wysoki, o cygańskich rysach.

Cokolwiek by to znaczyło – pomyślała. Nauczyciel musiał dostrzec wyraz jej twarzy.

- No wiesz, miłośnik lat 60-tych, jeansy i dużo koralików. Wygląda jak hipis z MTV.

O czym ten facet bredzi???

- Już wiem! – dodał – Dziś ma ubraną niebiesko-żółtą koszulę w kwiaty. Rozbawiła

mnie. Posłuchaj, muszę coś przegryźć, więc wychodząc zamknij drzwi.

- Oczywiście.

Dobrze, że zabrała ze sobą jedzenie. Relaksowała się jedząc kanapkę na parapecie

okiennym. I czekała… Dzieciaki rozmawiały ze sobą, wygłupiały się i opalały. Niektórzy

faceci zdjęli koszulki. Złociste torsy na widoku - było na co popatrzeć…

Gdy zabrzmiał dzwonek pierwsza grupa uczniów niechętnie pozbierała swoje rzeczy

i udała się do klas, by ustąpić miejsca drugiej.

Spóźnię się na francuski – pomyślała Vivian. Nieważne. Nauczyciel mnie uwielbia -

mam idealny akcent.

background image

13

Zgniotła w dłoniach puste torebkę po jedzeniu i uważnie obserwowała arkady

zakończone zdobionymi łukami. Zauważyła dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich miał

ciemne włosy do ramion i nosił kwiecistą koszulę. To musi być on. Po chwili dołączył do

nich inny chłopak, potem dziewczyna. Śmiali się stojąc pod daszkiem – ich twarze skrywał

cień.

W takim razie, to musisz być ty, pisarzyno – pomyślała Vivian, ale nie widziała go

wyraźnie. Musiała podejść, by przyjrzeć mu się lepiej.

„Dlaczego w ogóle mnie to obchodzi? - myślała, idąc w kierunku wyjścia na boisko -

Bo chcę wiedzieć kto wkracza na moje terytorium”. Może ten chłopak był jednym z loup-

garou, lecz z innego stada? A może po prostu wie zbyt wiele? Zaśmiała się w głos na tę jakże

melodramatyczną myśl. Jakiś pryszczaty dziesiątoklasista spojrzał na nią podejrzliwie. Na

zewnątrz było gorąco, więc zdjęła koszulkę ukazując bluzkę na ramiączkach.

„Powinnam tylko na niego zerknąć czy coś powiedzieć? – zastanawiała się. „Och,

uwielbiam twoje wiersze!”. Poczuła się jakby grała w jakieś niecne gierki. Dodała trochę

kołysania do swojego kroku. „Może sprawię, że to on się odezwie”.

Pierwszy spojrzał na nią chłopak po lewej- krzepki blondyn o poczciwej twarzy. Jego

oczy nieznacznie pojaśniały, gdy zauważył, że Vivian idzie w ich kierunku. Nie mogła się

oprzeć- mrugnęła, a on natychmiast się zaczerwienił. Jakież to proste… Drugi chłopak

o asymetrycznej fryzurze nadal „nadawał”, ale dziewczyna spojrzała na nią i zmarszczyła

nos. Miała krótkie ciemne włosy i była dosyć drobna. Dziewczyny jej podobne ubierały

czarne pończochy nawet w tak upalne dni. Jeśli spojrzy na mnie w ten sposób jeszcze raz,

pożałuje – obiecała sobie Vivian.

I wtedy właśnie Aiden Teague odwrócił się, aby spojrzeć, co przyciągnęło uwagę

jego znajomych. Promienie słońca stworzyły refleksy tęczy przez kryształowy kolczyk

w jego uchu. Aiden powoli uśmiechnął się, a Vivian zatrzymała się niczym porażona

piorunem.

Wiedziała, że się gapi, ale nie mogła na to nic poradzić. Jego twarz była cudowna,

a oczy jednocześnie rozmarzone i rozbawione, jak gdyby obserwowanie życia sprawiało mu

niemałą przyjemność. Wydawał się spokojny, nie krzykliwy jak Piątka - te wieczne

podminowane, jazgoczące, podenerwowane, kłócące się, sapiące i walczące stworzenia,

które tak wiele od niej wymagały. Dostrzegła jego wysoką sylwetkę i długie palce u dłoni

i przeszło jej przez myśl, że spodobałby się jej ich dotyk.

- Czy ja cię znam? – zapytał zdezorientowany czekając na odpowiedź.

background image

14

PROLOG........................................................................................................................... 2
MAJ................................................................................................................................... 2
Rozdział 1 ......................................................................................................................... 4
MAJ/CZERWIEC (rok później) ....................................................................................... 4
Rozdział 2 ....................................................................................................................... 10


www.chomikuj.pl/dori1703






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron