CO AMERYKAŃSCY ASTRONAUCI WIDZIELI NA KSIĘŻYCU

background image

CO AMERYKAŃSCY ASTRONAUCI WIDZIELI NA KSIĘŻYCU ?

"Zupełnie osobny i wiele mówiący rozdział w tych rozważaniach stanowią obserwacje
dokonane przez astronautów amerykańskich podczas lotów na Księżyc, ewentualnie
podczas lotów próbnych.
Wszystko wskazuje na to, że opinii publicznej udostępnione zostały niepełne,
fragmentaryczne sprawozdania, w dużej mierze zaciemniające obraz tej wielkiej
przygody, jaka były loty na Księżyc. Z obserwacji dokonanych przez astronautów i z
ich wrażeń znane jest jedynie to, co władze NASA uznały za słuszne przekazać światu.
Pełne sprawozdania spoczywają w głębi dobrze strzeżonych kas pancernych. Chociaż z
drugiej strony fakt, że informacje przekazane opinii publicznej były częściowo
zafałszowane, jest w Stanach Zjednoczonych tajemnicą poliszynela. Tylko co zostało
ukryte czy utajone? Oto pytanie, na które niełatwo odpowiedzieć.
Na szczęście nie wszystko znalazło się poza zasięgiem ciekawych uszu czy oczu.
Niektóre fakty, niektóre szczegóły przedostały się do wiadomości publicznej.

Jakimi drogami?
Astronauci amerykańscy podczas swoich wojaży kosmicznych przez cały czas trwania
lotu porozumiewali się, rzecz jasna, z bazą kontrolną znajdującą się w Houston.
Odbywało się to za pośrednictwem fal radiowych. Częściowo podczas transmisji
przeznaczonych dla szerokich kręgów słuchaczy, częściowo zaś na falach, które znane
były tylko zainteresowanym (mikrofale o częstotliwości między 2106 MHz a 2287
MHz). Nie oznacza to jednak bynajmniej, że informacje nie przeznaczone dla
wszystkich nie mogły zostać przechwycone, wyłapane przez osoby postronne, jak to
wiadomo każdemu radioamatorowi i co rzeczywiście miało miejsce.'Niezależnie od
tego część rozmów Houston - Księżyc - Houston odbywała się za pomocą szyfru, co jest
również zrozumiałe, gdyż nagłe przerwanie transmisji i przejście na fale „tajne"
musiałoby wzbudzić podejrzenia.
A więc owe bezpośrednie przekazy radiowe to pierwsze źródło informacji o tym, co
miało
{co rzeczywiście miało miejsce) podczas lotów na Księżyc.
Drugim źródłem są, określmy to tak, przecieki. Mowa tu o niedyskrecjach, których
autorami są pracownicy NASA, ludzie dobrze poinformowani, względnie byli
pracownicy tej instytucji, którzy przeszedłszy na emeryturę, z pewnych (nie ze
wszystkich) obowiązków utrzymania tajemnicy zostali zwolnieni.
Ciekawe jest trzecie źródło - częściowego przynajmniej - poznania prawdy. Otóż są
nim władze NASA, które od czasu do czasu, dla niezupełnie jasnych powodów
„puszczają farbę". Tak było na przykład z serią zdjęć zamieszczonych w 1975 roku
przez czasopismo „Modern People", o czym będzie jeszcze mowa.
Nic więc dziwnego, że znaleźli się autorzy, którzy sumiennie i żmudnie zbierając
ziarnko do ziarnka starali się zrekonstruować prawdziwy obraz całości. W tym obrazie
dane oficjalne zostały uzupełnione nieoficjalnymi, które, podkreślam, n i g d y nie
zostały przez władze NASA zdementowane. �
Jak się Czytelnicy domyślają, poniższa relacja nie jest oparta na faktach otrzymanych
z pierwszej ręki. Ani nie miałem nigdy kontaktów z pracownikami NASA, ani nie
miałem okazji posłuchać rozmów prowadzonych przez astronautów z bazą kontrolną
w Houston. Relację moją opieram na kilku książkach, których autorzy mieli znacznie

background image

bardziej ułatwiony dostęp do wspomnianych źródeł. Pytanie, jak dalece są oni godni
zaufania? Trudno mi oczywiście ręczyć za cudzą prawdomówność, szczególnie w
sprawach tak bardzo intrygujących opinię publiczną, ale jedna rzecz jest pewna:
autorzy, na których się oparłem, to ludzie poważni. Nie hobbyści, nie maniacy, ale
uczeni z prawdziwego zdarzenia.

Czy Święty Mikołaj naprawdę istnieje?
Pierwszym z nich jest Maurice Chatelain, były pracownik NASA. Wybitny specjalista
w zakresie łączności między statkami kosmicznymi a Ziemią i współtwórca całego
systemu łączności statków Apollo. Autor wielu prac naukowych i referatów
wygłaszanych na kongresach międzynarodowych poświęconych astronautyce (między
innymi na kongresie paryskim w 1963 roku).
Maurice Chatelain jest autorem książki „Nasi przodkowie przybyli z Kosmosu" (Laf-
font-Paryż 1975), książki, którą będę jeszcze nieraz, cytować i która, jak twierdzi
autor, nie zostałaby napisana, gdyby nie „olbrzymia ilość cennych informacji o
cywilizacjach Kosmosu, jakich udzielili mi Rosjanie".
Po przypomnieniu perypetii wszystkich amerykańskich lotów próbnych i lotów
programu Apollo, Maurice Chatelain pisze:

„Podczas tych lotów. Jak można się było spodziewać, zachodziły dziwne wydarzenia; o
niektórych nie mam prawa pisać w tej książce, o niektórych będę mówił bez
możliwości podania źródła tych informacji, jak też z pewną rezerwą, jako że nie byłem
świadkiem tych wydarzeń. Nie jest wykluczone, że zarówno radziecki, jak i
amerykański program badania przestrzeni kosmicznej, doprowadzą w innych jeszcze
dziedzinach do odkryć, które trudno sobie nawet wyobrazić...
-Astronauci podczas swych lotów (chodzi o loty Apollo i Gemini -A.M.) mieli nie tylko
kłopoty materiałowe. Widzieli rzeczy, o których nie mieli prawa komukolwiek
wspominać. Jest rzeczą trudną otrzymać w tych sprawach dokładne informacje, gdyż
NASA pilnie strzeże tajemnicy, ale wiadomo, że wszystkie loty statków Gemini i Apollo
były śledzone zarówno z daleka, jak i z bliska przez obiekty latające pochodzenia
pozaziemskiego, albo, jak kto woli, przez latające spodki. Astronauci informowali o
nich stacje kontrolne, które z miejsca zalecały bezwzględną tajemnicę"...
„Wydaje się - pisze dalej autor - że to właśnie Walter Schirra, orbitując wokół Ziemi
na statku Mercury 'VIII, był pierwszym z astronautów, który skorzystał z szyfru,
posługując się imieniem 'Świętego Mikołaja dla poinformowania bazy o pojawieniu się
obok statków kosmicznych ~ latających spodków. Wówczas nie zwróciło to uwagi
opinii publicznej. Ale kiedy James Lovell, kierujący statkiem Apollo VIII i znajdując
się na orbicie wokółksięźycowej, również użył tego terminu, wielu słuchających
zrozumiało, że słowa mają ukryty sens.
�Właśnie przekonaliśmy się, że Święty Mikołaj naprawdę istnieje , zakomunikował
Lovell pracownikom stacji kontrolnej podczas przelatywania nad niewidoczną dla nas
stroną Księżyca. Traf chciał, że było to akurat 25 grudnia...
„Pierwszym, który sfotografował latający spodek, był James McDiyitt, kiedy 4
czerwca 1965 roku na pokładzie statku Gemini IV przelatywał nad Hawajami.
Następnymi byli Frank }orman i James Lovell, którzy, znajdując się la pokładzie
Gemini VIII, 4 grudnia 1965 zau-yażyli dwa latające spodki i z odległości ośmiuset
metrów zrobili znakomite zdjęcie tych obie-tów, wyglądających z ich oddolnym

background image

systemem apędu jak grzyby. Następnego roku (1966) Ja-ies Lovell i Edwin Aidrin na
pokładzie Gemini '11 również zaobserwowali dwa spodki i to w diegłości około
kilometra. I oni sfotografowali ieznane obiekty. Frank Borman i ponownie kmes Lovell
z pokładu Apollo VIII (24 grud-iia) oraz Thomas Stafford i John Young z pokładu
Apollo X (22 marca 1969 roku) sfotogra-raii UFO towarzyszące im podczas lotu na
>icie wokółksiężycowej podczas lotu powrotnegoo. Wreszcie z pokładu Apollo XI
(będzie o
tym za chwilę szerzej mowa - A. M.) Edwin Aidrin, w wigilię historycznego lądowania
na Księżycu sfotografował dwa spodki, które Ťprzypadkowoť przelatywały obok.
Wszystkie te zdjęcia zostały w czerwcu 1975 roku opublikowane przez magazyn
^Modern Peopleť. Pismo zachowało pełną dyskrecję, jeśli idzie o drogę, dzięki której
fotografie te do niego dotarły..."
„.„Wysunięto także przypuszczenia �- pisze Maurice Chatelain "- że Apollo XIII,
któremu, jak wiadomo, nie udało się lądować na naszym satelicie, przewoził na swoim
pokładzie ładunek atomowy. Ta bomba atomowa miała wybuchnąć na Księżycu, co
pozwoliłoby, za pomocą oddalonych od siebie na Ziemi sejsmografów, obliczyć jego
infrastrukturę. Tajemnicza' eksplozja, która zniszczyła jeden z rezerwuarów
tlenowych kabiny, miała być ponoć spowodowana przez przelatujący spodek śledzący
statek kosmiczny. Wybuch miał na celu uniemożliwienie załodze statku Apollo
wykonaniŽ misji, która mogłaby doprowadzić do zniszczenia baz księżycowych jakiejś
pozaziemskiej cywilizacji... Ale tyle się opowiada historii... ,

„.Warto wreszcie wspomnieć także o dziwnym wypadku astronauty Gordona
Coopera. Mimo że pilotował on statek Mercury VIII w 1963 roku i Gemini V w 1965
roku i był jednym z najwybitniejszych pilotów kosmicznych, nie wziął udziału w
żadnym z lotów Apollo i opuścił NASA... Jest rzeczą jasną, że nikomu spoza NASA nie
wspomniał o tym, co widział w powietrzu, lecz NASA mimo to mogła wyeliminować go
z dalszych lotów dlatego, że zbyt wiele widział. A jeszcze dziwniejszą rzeczą jest fakt, iż
astronauta ten (notabene wybitny uczony) stał się zaciekłym zwolennikiem hipotezy
głoszącej możliwość kontaktów jakichś przedstawicieli pozaziemskiej cywilizacji z
Ziemią. Zarówno dawniej, jak i obecnie. Co więcej, uczestniczył on w ekspedycji
archeologicznej na tereny Ameryki Południowej, ekspedycji, która odkryła resztki
starej i wysoko rozwiniętej cywilizacji sprzed pięciu tysięcy lat. Cywilizacje te
charakteryzują naczynia, rzeźby i hieroglify jako żywo przypominające te, jakie
cecliują cywilizację egipską, potwierdzając zresztą tezę, zgodnie z którą cywilizacja
egipska i cywilizacje południowoamerykańskie miały z pewnością wspólne źródło..."
Tyle Maurice Chatelain.
Przejdźmy do innych informacji.

Ślady czołgów na Księżycu?
W książce Jacquesa Bergiera (profesora chemii w Paryżu, członka Nowojorskiej
Akademii Naukowej) i Georgesa H. Galleta („Księga tajemnic", Paryż 1975) cały
rozdział poświęcony jest obserwacjom, jakich dokonywali astronauci

z pokładów statków Gemini l Apollo (z których część jest powtórzeniem informacji
Maurice Chatelaina). Nie będę wszystkich tych przykładów przytaczał. Zajęłoby to

background image

zbyt wiele miejsca. Ale, jak się Czytelnicy za chwilę przekonają, i to, co zacytuję, jest
wystarczająco ciekawe.
Zacznijmy od fragmentów rozmowy (Bergier i Gallet przytaczają ja w całości) jaką
przeprowadzili Armstrong i Aidrin z wnętrza kabiny LEM, która, opuściwszy statek
kosmiczny (pozostał w nim Collins), osiadła na Księżycu.
- To Morze Spokoju - mówi Armstrong -LEM znajduje się na terenie Morza Spokoju.
- Houston do Morza Spokoju - brzmi odpowiedź z Ziemi - według naszych informacji
kontrolnych, wszystkie wasze instrumenty działają prawidłowo.
...Widoczność jest coraz lepsza. Dialog staje się bardziej interesujący. Armstrong
opisuje to, co widzi, nie opuściwszy jeszcze kabiny:
- Dookoła widzę dużą ilość małych kraterów^
Nagle przerywa, jakby pod wpływem jakiegoś gwałtownego wzruszenia. Coś
przyciągnęło jego uwagę. Instynktownie ścisza głos. Kontynuuje:
- SĄ wielkości od sześciu do piętnastu metrów.
Wahając się, jednak pewnym głosem dodaje:
- I... w odległości około pół mili od nas widać ślady, które wyglądają.jak gdyby były
pozostawione przez gąsienice czołgu...
„Armstrong - pisze Bergier i Gallet - jest obserwatorem zbyt doświadczonym, aby
mógł popłnić błąd w ocenie tego, co rzuciło mu się w oczy. Z drugiej strony jest rzeczą
zrozumiałą, że astronauci otrzymali bardzo dokładne instrukcje dotyczące tego, co im
wolno powiedzieć. Mógł więc Armstrong dla przekazania swoich obserwacji posłużyć
się inną falą, o której ani prasa, ani publiczność nie miały pojęcia i która później w
szerokim zakresie była wykorzystywana, co NASA zawsze tłumaczyła jako przerwę w
transmisji*. Ale w tym wypadku byłaby to strata czasu, a na pewno zwróciłoby to
uwagę tych wszystkich, którzy transmisji słuchali",
Ale oto rozmowę zaczyna prowadzić drugi z astronautów - Aidrin, który używa już
szyfru.
- Jest mało „koloru"(?), ale niektóre kamienne bloki mogą go „zawierać" (?).
Zobaczymy.
W Houston rozumieją, rzecz jasna, co to znaczy. Po pewnym czasie znowu mówi
Armstrong:
- Niech baza kosmiczna (to jest statek Apollo z Collinsem) będzie w razie czego
gotowa...
To wszystko jeszcze przed wyjściem Armstronga na księżycowy grunt! Jeszcze nie
zaczęło się eksplorowanie Księżyca, a już Collins ma być gotowy na przyjęcie z
powrotem obydwu astronautów...
Bergier i Gallet piszą, że Armstrong i Aidrin mieli polecenie natychmiastowego
powrotu, o ile to, co Aidrin określił jako „kolor", stałoby się widoczne. Owe ślady po
gąsienicach czołgu zaniepokoiły zarówno ekipę LEM, jak i bazę w Houston.
Dopiero po pięciu godzinach - a jednocześnie aż pięć godzin wcześniej, astronauci
bowiem mieli przez dziesięć godzin obserwować ze swojej kabiny Księżyc, aby
sprawdzić, czy nie grozi im jakieś bezpośrednie niebezpieczeństwo -pozwolono
Armstrongowi i Aidrmowi wyjść na zewnątrz.

Autorzy książki przypominają, że pierwsi astronauci, którzy lądowali na Księżycu,
pozostawili tam dla upamiętnienia tego wydarzenia plakietkę, na której były między
innymi wyryte nazwiska trzech astronautów oraz prezydenta Nixona. O tym zresztą

background image

powszechnie wiadomo. Ale nie wszyscy może wiedzą, że Armstrong i Aidrin pozostawili
również na Księżycu pojemnik z silikonu, który to pojemnik zamówiono w ostatniej
chwili. Pojemnik miał wielkość chronometru. Wewnątrz umieszczono posrebrzaną
taśmę, na której dokonano elektrolitycznego zapisu, zawierającego:
- pozdrowienie od siedemdziesięciu czterech szefów państw, zredagowane w
siedemdziesięciu czterech językach,
- wyjątek z kodeksu USA dotyczący nawigacji powietrznej i kosmicznej, podpisanego
w 1958 roku przez Eisenhowera,
- listę wszystkich oficjeli NASA i wszystkich członków parlamentu amerykańskiego,
- fragmenty przemówień Kennedy'ego, Johnsona i Nixona.
Firma, która pojemnik wyprodukowała, przesłała do prasy jego fotografię, za co
otrzymała od NASA ostrą reprymendę. Od tego czasu nikt na temat tej dziwnej
inicjatywy pary z ust nie puścił. Zachodzi bowiem pytanie, po jakie licho pojemnik ten
pozostawiono na Księżycu? Dla przyszłych astronautów Ziemi? Ciekawe, jak mogliby
w piaskach Księżyca drobiazg taki odnaleźć. Chyba, że było to tam pozostawione dla
tych astronautów, których ślady przyciągnęły uwagę Armstronga...
Za chwilę wrócę jeszcze do Apollo XI, ale warto przypomnieć, że niezwykłe
wydarzenia towarzyszyły wszystkim amerykańskim próbom i lotom kosmicznym.
Apollo XII (Conrad, Gordon, Bean) odbył lot na Księżyc od 14 do 24 listopada 1969
roku. Prasa poinformowała o niektórych szczegółach tego lotu. Później okazało się, że
statkowi przez cały czas towarzyszył latający spodek. Niektóre gazety pisały ostrożnie
o .jakimś świecącym obiekcie".

„Na pokładzie statku panuje atmosfera pewnej nerwowości - pisały gazety. - Trzej
astronauci mówią o wrogu kosmicznym* i o ((tajemniczych obiektach latającychť".

NASA próbowała początkowo interpretować te informacje, ale po udanym locie w
ogóle do nich nie wróciła. A co było naprawdę?
Otóż na statku kosmicznym sądzono początkowo. że ów towarzyszący im
gigantycznych rozmiarów obiekt, to dolna część rakiety Saturn. Ale w pewnym
momencie amerykański statek zmienił kierunek swego lotu w kierunku Księżyca, by
znaleźć się na nader skomplikowanej orbicie, której liczne wektory obliczone zostały
przez komputer w Houston. W momencie zmiany kierunku lotu, UFO towarzyszący
statkowi również zmienił kierunek, dowodząc tym jednocześnie, że jest zdolny do
wykonywania samodzielnie podobnie skomplikowanych manewrów. Na pokładzie zaś
Apolla XII Con-rad zawołał:
- Mamy szczęście! Wygląda na to, że oni mają w stosunku do nas przyjacielskie
intencje!
...O przygodach statku Apollo XIII pisałem. Apollo XIV oprócz astronautów zawiózł
na Księżyc... biblię, w postaci mikrofilmu w języku angielskim. Pewien zaś fragment z
„Genesis" zapisany został w kilku językach. Dla kogo zostawił astronauta Mitchell tę
Biblię?
Natomiast ze statkiem Apollo XIV zaszło coś bardzo dziwnego. Astronauta Young w
chwili przejścia z kabiny typu ORION do statku kosmicznego miał, po wypełnieniu
swojej misji, pociągnąć za jakąś dźwignię, tak aby ORION upadł na Księżyc i
roztrzaskał się. Otóż Young, jak się okazało, „zapomniał" to zrobić i ORION �stał się
satelitą krążącym wokół Księżyca. Astronauta tej klasy zapomniał wykonać ruch,

background image

który prawdopodpbnie dziesiątki razy powtarzał? Należy raczej sądzić, że komuś
zależało na tym, aby ORION nie został zniszczony i aby go sobie mogli obejrzeć i inni.
„To, że astronauci amerykańscy - piszą Ber-gier i Gallet - wielokrotnie mieli okazję
zaobserwowania jakichś tajemniczych obiektów na trasie swoich lotów lub
zarejestrowania jakichś tajemniczych faktów, oficjalnie nie zostało nigdy ani
powierdzone, ani zdementowane przez NASA".
Pierwsze dokładniejsze relacje dotyczące wszystkich tych wydarzeń pojawiły się w
prasie w 1971 roku.
Dziennik wenezuelski „Elita" pisał 19 stycznia 1971 roku:

„Przypuszczenie, że podczas co najmniej trzech ostatnich lotów Apollo
zaobserwowano obecność istot pozaziemskich, stanowi zbijającą z tropu nowość, którą
amerykańskie ośrodki naukowe będą musiały wziąć pod rozwagę. Relacje
astronautów, które były skrupulatnie cenzurowane w chwili, gdy odbywały się loty
kosmiczne, zaczynają przedostawać się na zewnątrz. A owym istotom przypisuje się
nawet niektóre perypetie amerykańskich statków kosmicznych".
I dopiero w tym czasie (rok 1971) wyszło na jaw to, o czym wspomniałem uprzednio.
Rzeczywiście wszystkim lotom statków Gemini, lotom, które stanowiły etap wstępny
do lotów na Księżyc, towarzyszyły niezidentyfikowane obiekty latające.
Lot Gemini IX zaplanowany na l czerwca 1965 roku trzeba było opóźnić, albowiem w
jakiś tajemniczy sposób na fale radiowe statku nałożyły się fale niewiadomego
pochodzenia, co spowodowało, że radio statku nie nadawało się do użytku. Źródeł tej
interferencji nie udało się ustalić. W tym wypadku NASA po raz pierwszy przyznała
się oficjalnie (kanałami niektórych dzienników), że astronauci podczas swoich
poprzednich lotów zaobserwowali różne dziwne obiekty.
Jeszcze podczas lotu statku Mercury (15 maja 1963 roku) astronauta Gordon Cooper,
gdy po raz pierwszy przelatywał nad Hawajami, usłyszał w swoim odbiorniku
radiowym dziwne głosy. Głosy te słyszane były i zarejestrowane również i na Ziemi.
Ekipa NASA nie potrafiła ich rozszyfrować. Przy tym zanotowano tu dwa interesujące
szczegóły:
1. Analiza zarejestrowanych głosów dokonana przez lingwistów NASA pozwoliła
stwierdzić, że nie używały one żadnego znanego na naszym globie języka.
2. Głosy były słyszane na kanale VHF (o bardzo wysokiej częstotliwości)
zarezerwowanym wyłącznie dla astronautów.
Informacja o tym, że ekipa Apollo VII, znajdując się na orbicie wokółksiężycowej,
zetknęła się z UFO, przedostała się na zewnątrz NASA dzięki niedyskrecji. Astronauci
(Lovell, Borman) w swojej relacji podali, że gdy niezidentyfikowany obiekt latający
znalazł się w pobliżu statku, rozległ się w ich kaskach odbiorczych dźwięk o
częstotliwości nie do wytrzymania i oślepiło ich gwałtowne światło. Statek zatrząsł się i
kabinę zalała fala ciepła. Podczas tego lotu wszystkie rozmowy prowadzone między
astronautami a bazą NASA były usunięte z bezpośredniej transmisji. Natomiast
rozmowy te śledzone były dokładnie przez posiadajcych niezwykle czułe aparaty
radioamatorów.
artykuł pochodzi z książki Arnolda Mostowicza pt"My Z Kosmosu"


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron