Iding Laura Radosc Zycia

background image

Laura Iding

Radość życia

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Jej siedemnastoletnia siostra znowu nie wraca do domu o

umówionej porze. Odemknąwszy jedno oko, Jenna Reed
zerknęła na świecące w ciemnościach wskazówki budzika.
Prawie dwunasta. Rae miała być w domu pół godziny temu.
Gdzie ona się podziewa?

Przewróciła się na plecy, obciągając pod kołdrą bawełnianą

koszulkę. Z ulicy dochodziły głośne rozmowy, a z otwartego
okna któregoś z sąsiednich domów płynęła nastawiona na cały
regulator muzyka rap. Nic nadzwyczajnego. W dzielnicy
Barclay Park miasta Milwaukee na ulicach rzadko panowała
cisza, a jej dom miał ściany cienkie jak papier. Niemniej, po
przyłożeniu głowy do poduszki, Jenna zapadała zwykle w
kamienny sen.

Chyba że jej siostrzyczka wypuściła się na miasto ze swoim

chłopakiem, tym durnym Nelsonem. W takie wieczory o śnie
nie było mowy. Rae nic nie obchodziło, że Jenna musi wstać o
szóstej, żeby zdążyć na siódmą do stacji ratownictwa
lotniczego Lifeline.

Przeraźliwy pisk opon, a zaraz potem głośny łomot,

poderwały Jennę na nogi.

– Ratunku! Pomocy!
Jenna wyskoczyła z łóżka, wsunęła pospiesznie stopy w

sandały i wybiegła na ulicę. Na pustym placu po drugiej
stronie jezdni stal rozbity samochód, który wbił się nosem w
uliczną lampę. Powodowana instynktem ratownika, przedarła
się przez tłumek gapiów.

– Ile osób jest w środku? Dwie?
– Trzy – odparła stojąca obok Jenny znajomo wyglądająca

nastolatka. – Dwie z przodu i dziecko z tyłu.

Jenna bezskutecznie spróbowała otworzyć wgniecione

drzwi od strony kierowcy. Zalana krwią twarz mężczyzny

background image

spoczywała bezwładnie na kierownicy. Samochód nie był
wyposażony w poduszki powietrzne.

– Zadzwoń pod numer 911 i powiedz, że są trzy ofiary

zderzenia, jedna w poważnym stanie – zarządziła.

Nastolatka z ufarbowanymi na fioletowo włosami, mniej

więcej w wieku jej siostry, posłusznie wyciągnęła komórkę, a
Jenna przeszła na prawą stronę samochodu, gdzie zauważyła
opuszczone tylne okno.

– Zaraz przyleci helikopter! – zawołała podniecona

nastolatka.

– Helikopter? – zdziwiła się Jenna. Do śródmieścia na ogół

nie wysyłano helikoptera, chyba że akurat znajdował się w
pobliżu.

– Jak ich wydostaniemy? – zaciekawiła się nastolatka, która

miała na imię chyba LuAnn.

– Bardzo ostrożnie. – Jenna wsunęła rękę w szparę okna i z

pewnym trudem odblokowała drzwi. Będzie mogła
przynajmniej wyciągnąć dziecko, które na szczęście siedziało
w foteliku, przypięte pasami. Wyglądało, jakby nie doznało
obrażeń. Miało dobrą cerę i równy oddech. – Potrzymaj
małego i pilnuj go – rzekła Jenna, podając dziecko LuAnn.
Dziewczyna stała w grupie nastolatków, których Jenna znała z
miejskiego ośrodka młodzieżowego.

Wsiadła do samochodu i między siedzeniami przeczołgała

się do przodu. Stwierdziwszy, iż kobieta na siedzeniu pasażera
daje znaki życia, zajęła się kierowcą. Przyłożyła dwa palce do
jego szyi i po chwili odetchnęła z ulgą, gdy wyczuła słaby
puls. Poczuła też wyraźny odór alkoholu.

– Czy pan mnie słyszy? – zapytała, przykładając kierowcy

usta do ucha. Mężczyzna nie odpowiedział, ani się nie
poruszył, a jego oddech był bardzo słaby. Potrzebował
natychmiastowej pomocy. Zwracając się do pasażerki, spytała:
– Czy pani mnie słyszy?

background image

– Tak – odpowiedział jej niewyraźny szept. Kobieta była w

niewiele lepszym stanie.

– Gdzie panią boli?
– Wszędzie. Najbardziej w piersiach.
– Proszę się nie ruszać. Zaraz przyjedzie pogotowie.
Usłyszawszy warkot nadlatującego helikoptera, Jenna

wyczołgała się z auta, otwierając przy okazji prawe przednie
drzwi. Z helikoptera, który wylądował tymczasem na wolnej
parceli, wyskoczyły dwie osoby z noszami na kółkach. Jenna
rozpoznała jedną z nich i serce jej zamarło. Dlaczego
lekarzem, który przyleciał do wypadku, musi być akurat Zach
Taylor?

– Jenna, to ty? – wykrzyknął Zach, równie zaskoczony.

Więc jednak pamięta, jak mam na imię, pomyślała, a
jednocześnie zawstydziła się swego skąpego stroju. –
Mieszkasz w tej dzielnicy? – dodał z niedowierzaniem.

Poczuła, że się rumieni.
– Mamy młodą kobietę z poważnie uszkodzoną klatką

piersiową – powiedziała rzeczowo, ignorując jego pytanie. –
Kierowca też ma uszkodzoną klatkę piersiową, a do tego
obrażenia głowy. Nie reaguje na pytania, słabo oddycha, jego
puls jest ledwo wyczuwalny.

– Dzięki, zaraz się nimi zajmiemy – odparł Zach z godnym

pozazdroszczeniem spokojem i pewnością siebie.

Zdając sobie sprawę, jak musi wyglądać w powyciąganej, a

do tego przykrótkiej koszulce, Jenna oddałaby w tej chwili
połowę swoich odkładanych na studia młodszej siostry
oszczędności, żeby móc jakimś cudem wycofać się między
gapiów i uciec do domu.

Pielęgniarka Kate uklękła przy samochodzie, aby zbadać

poszkodowaną pasażerkę.

– Chodź, pomożesz mi zająć się kierowcą – powiedział

Zach, podchodząc do samochodu.

background image

Rozwiała się nadzieja na ucieczkę. Ostrożnie przesunęli

wspólnym wysiłkiem rannego na tylne siedzenie, aby tam
przygotować go do transportu.

– Trzeba mu przede wszystkim założyć kołnierz – zarządził

Zach.

Jenna niezwłocznie otworzyła apteczkę pierwszej pomocy,

podając mu niezbędny ekwipunek. Przeszkadzały jej w tym
rozpuszczone włosy. Kiedy na koniec pacjent znalazł się na
noszach, Zach kazał podać mu kroplówkę.

Jenna dopiero od siedmiu miesięcy pracowała w pogotowiu

lotniczym i mogła na palcach jednej ręki policzyć swoje
wyjazdy z Zachem, a i to głównie w okresie szkolenia, kiedy
na wszelki wypadek towarzyszyła im trzecia osoba. Albo się
mijali, albo mieli wolne dni, kiedy drugie pracowało, dość, że
nigdy nie wysyłano ich na akcje razem. Widać los tak chciał,
zresztą ku najwyższej uldze Jenny. A dziś musiał się zdarzyć
taki pech!

Kiedy Zach umieścił kateter w żyle chorego, Jenna

podłączyła kroplówkę i uregulowała przepływ płynu.

– Gotowe! – zameldowała.
– Dzięki, Jenna! – powiedział Zach, obdarzając ją swoim

olśniewającym uśmiechem, a jej zabiło serce. Musiała sobie
przypomnieć, że Zach rozdaje uśmiechy na prawo i na lewo,
więc nie można sobie po tym niczego obiecywać. Jenna
dobrze wiedziała, że Zach Taylor jest dla niej całkowicie
nieosiągalny. Żył w sferach oddalonych o mile świetlne od jej
ubogiego, przyziemnego świata.

Zrobiła gwałtowny krok do tyłu i aż syknęła, czując ostry

ból w stopie. Spojrzawszy na ziemię, zobaczyła sączącą się z
boku stopy krew. Musiała nastąpić na odłamek szkła.

– Skaleczyłaś się w nogę? – zapytał wyraźnie zatroskany

Zach, który szykował się już do odejścia z noszami. –
Powiedz Kate, żeby cię opatrzyła.

background image

– Zapomniałeś, że jestem ratownikiem? – uśmiechnęła się

Jenna. – Sama dam sobie radę.

– Ale nie lekceważ tego. – To powiedziawszy, ruszył z

noszami w kierunku helikoptera. Kate umieściła tymczasem
drugą ofiarę na noszach i, poleciwszy ratownikom zająć się
dzieckiem, oddaliła się w tym samym kierunku. Po paru
minutach śmigłowiec uniósł się w powietrze.

– Jenna, co się tutaj dzieje?
Obejrzała się za siebie i ujrzała swoją nieletnią siostrę,

ubraną w minispódniczkę i równie skąpą bluzkę, odsłaniającą
brzuch. Miała nadzieję, że Rae i jej przygłupi chłopak nie
uprawiają seksu ani nie biorą narkotyków.

– Gdzie byłaś do tej pory?
– Spoko. Straciliśmy poczucie czasu. Nie czepiaj się, i tak

będę musiała niedługo zakuwać do egzaminów – odparła Rae.

Jenna objęła siostrę, między innymi po to, aby zorientować

się, czy nie piła. Nie wyczuwszy alkoholu, trochę odetchnęła.
Oby tylko Rae dotrwała bezpiecznie do końca roku szkolnego
i do czasu wyjazdu na studia. Wprawdzie jej cel nie zostanie
osiągnięty, dopóki siostra nie zdobędzie wykształcenia, lecz
ukończenie szkoły średniej stanowi na tej drodze pierwszy,
najtrudniejszy etap.

Rae wyrwała się z objęć siostry z grymasem znudzenia i

pomaszerowała przez jezdnię do domu. Jenna, westchnąwszy,
poszła za nią znacznie wolniej, utykając na skaleczoną nogę.
Jej własne wspomnienia ze szkoły były bardzo mgliste. Nie
miała wtedy czasu na beztroskie zabawy i niekiedy miała żal
do siostry za lekceważenie zasad, jakie usiłowała jej narzucić.
Dobrze przynajmniej, że za nikogo więcej nie jest już
odpowiedzialna. Przy odrobinie szczęścia wkrótce wyjdzie z
długów.

Obmywając pod kranem zranioną stopę, Jenna starała się

nie myśleć o niedowierzającej reakcji Zacha na jej widok w

background image

najuboższej i najbardziej niebezpiecznej dzielnicy miasta.
Miała nadzieję, że w pracy nadal będą się mijać, bo nie
wiedziała, jak po tym wszystkim spojrzy mu w oczy.

Było za dziesięć siódma, kiedy Jenna weszła do holu stacji

Lifeline i nalała sobie kawy.

– Dzień dobry. – Na głos Zacha aż podskoczyła, oblewając

się kawą.

– Dzień dobry – bąknęła. Dlaczego w jego obecności

zachowuje się jak idiotka? Wytarłszy serwetką przód
lotniczego uniformu, opanowała się na tyle, by zapytać: – Jak
ci minęła reszta nocnego dyżuru?

– Względnie spokojnie. A jak twoja stopa? Oczyściłaś ranę

z odłamków szkła?

– Wszystko w porządku odparła, niezgodnie z prawdą. Nie

zdołała wyjąć jednego odłamka, który przy każdym kroku
boleśnie dawał o sobie znać. Ale za nic mu się do tego nie
przyzna. Upiwszy łyk kawy, spojrzała znacząco w kierunku
sali odpraw. – Trzeba iść.

Zach ruszył za nią bez słowa. Pokonanie niewielkiej

odległości jeszcze nigdy nie było dla niej tak trudne. W sali
czekał na nich kierownik zmiany, Reese Jarvis. Nie widząc
swojej partnerki, Jenna sięgnęła po dzienny grafik.

– Samantha wzięła wolny dzień, więc ją zastąpię przez

pierwsze cztery godziny. Potem zmieni mnie Kendall
Simmons – wyjaśnił Zach.

– Co z Sam? – zaniepokoiła się Jenna, spoglądając pytająco

na Reese’a, który był mężem doktor Samanthy Jarvis.

– Nic wielkiego, ale przez całą noc okropnie wymiotowała.

Możesz mi wyjaśnić, dlaczego tak zwane poranne mdłości
zdarzają się o różnych porach dnia? – zażartował Reese.

– Nie mam pojęcia. – W sprawach ciąży wiedza Jenny

ograniczała się do tego, czego się dowiedziała w szkole
ratownictwa medycznego.

background image

– Miejmy nadzieję, że poczuje się na tyle lepiej, aby móc

bezpiecznie wyjść z domu – odparł Reese. – Dziękuję, Zach,
że zgodziłeś się ją zastąpić.

– Nie ma o czym mówić.
Na myśl, że ma spędzić z Zachem połowę dyżuru, Jennie

przeszły ciarki po plechach. Ale w końcu cztery godziny to nie
tak długo. Chyba wytrzyma, nie tracąc profesjonalnego
podejścia do swego partnera. Popatrzyła na niego i spytała:

– Wracając do wczorajszego wypadku, czy wiesz, co z

kierowcą samochodu?

– Jego stan jest stabilny. Leży w Trinity – odparł Zach. –

Żona jest na obserwacji kardiochirurgicznej, ale ma się
stosunkowo nieźle. Dzięki za pomoc, bardzo się przydałaś.

Jenna przypomniała sobie swój wczorajszy wygląd i szybko

zmieniła temat.

– Są jakieś planowe wezwania? – spytała.
– Tak. Dzwonili z Green Bay, zapowiadając transport do

specjalistycznej klmiki, ale muszą wpierw uzyskać zgodę
rodziny. Na razie czekamy.

– A co z pogodą? – zwróciła się do Reese’a.
– Prognozują dobre warunki lotu. Bezchmurne niebo i brak

wiatru.

Czyli nie wywinie się od wspólnego lotu do Green Bay. Co

nie znaczy, że musi spędzić z Zachem czas oczekiwania.
Wstała i poszła do sali ogólnej po drugą kawę. W trakcie
nalewania usłyszała za sobą czyjeś kroki i sądząc, że to Reese,
spytała:

– Tobie też nalać? Musisz być niewyspany.
– Bardzo proszę – usłyszała za plecami niski głos Zacha.

Dobrze przynajmniej, że tym razem nie rozlała kawy.

Opanowując drżenie rąk, napełniła drugi kubek. Kiedy mu

go podawała, ich dłonie zetknęły się na moment.

– Od dawna mieszkasz na rogu Barclay i Dwudziestej

background image

Drugiej? – zapytał. – To niezbyt przyjemna dzielnica.

W Jennie wszystko się zagotowało. Ale snob! Jemu pewnie

nigdy nie doskwierał brak pieniędzy.

– Chcesz powiedzieć, że na Wzgórzu pijani kierowcy nigdy

nie lądują na latarni?

Wzgórzem nazywano w skrócie The Hills of Riverbend,

atrakcyjną podmiejską dzielnicę Milwaukee, zamieszkałą
wyłącznie przez ludzi dobrze sytuowanych.

Niedostępną dla Jenny dzielnicę, w której mieszkał Zach

Taylor, który wydawał się zdziwiony jej reakcją.

– Tego nie powiedziałem. Ale na Wzgórzu jest o wiele

bezpieczniej niż tam, gdzie mieszkasz. I mamy znacznie mniej
pijanych kierowców.

– Nie narzekam na swoją dzielnicę – odparła, z trudem

hamując złość. Czy jemu się wydaje, że lubi tam mieszkać?
Nikt przy zdrowych zmysłach nie osiedla się z upodobania w
Barclay Park, jednej z najbiedniejszych dzielnic miasta.
Niestety, ona na nic lepszego nie mogła sobie pozwolić, ale
Zachowi nic do tego.

Chciała go wyminąć i poszukać Reese’a, lecz skaleczona

stopa dała o sobie znać i Jenna aż syknęła z bólu. Musi coś z
tym zrobić, bo inaczej nie wytrzyma do końca dyżuru.

– Siadaj! – polecił Zach, wyjmując jej z ręki niedopitą kawę

i sadzając ją na kanapie. – I pokaż mi tę stopę.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Nie zważając na protesty Jenny, zabrał się do

rozsznurowywania jej buta. Stwierdził z zadowoleniem, że
dziewczyna nosi regulaminowe obuwie z metalowymi
noskami, chociaż nie widział jeszcze roboczych butów tak
małego rozmiaru.

– Pewnie nie dałaś się nikomu zbadać – powiedział z

naganą w głosie. Nie rozumiał takiego postępowania. Czy to
tak trudno poprosić kogoś o pomoc?

Jenna się nie odzywała. Biorąc jej milczenie za zgodę,

zsunął but i zdjął skarpetkę. Nie przypuszczał, jakie wrażenie
zrobi na nim kontakt z jej stopą. Nigdy nie przypisywał
stopom erogennego działania, ale Jenna najwidoczniej działała
na niego na wiele różnych sposobów.

Nic sobie nie wyobrażaj, zgromił się w duchu. Jest twoją

koleżanką z pracy i nikim więcej. Delikatnie obmacał
zaczerwienione miejsce, ale cofnął rękę, gdy Jenna syknęła.

– Nie przejmuj się, wyjmij to cholerstwo, i basta! – rzuciła

przez zaciśnięte zęby.

Był zaskoczony jej tonem. Jenna Reed to twarda sztuka. Co

prawda wczoraj wieczorem, w tej swojej cienkiej, a do tego
przykrótkiej koszulce pozwalającej podziwiać jej długie nogi i
tyłeczek, wyglądała niemal bezbronnie. W dodatku widział ją
po raz pierwszy z rozpuszczonymi włosami, które bardzo
podkreślały jej kobiecość.

Jednak jej ostatnia odzywka wskazywała, że Jenna nie jest

bezbronną istotą. Lepiej mieć się przed nią na baczności. Z
paru odbytych z nią szkoleniowych lotów pamiętał, że ma
wielkie poczucie obowiązku i umiejętność koncentrowania się
na tym, co w danej chwili najważniejsze. Z drugiej strony
brakuje jej jednak zdrowego rozsądku. Kto słyszał, by biec na
miejsce wypadku w odkrytych sandałach. A efekt jest taki, że

background image

trzeba jej wyciągać szkło ze stopy. Sięgnąwszy do podręcznej
torby, wyjął pęsetę i skalpel.

– Co robisz? – krzyknęła na widok skalpela.
– Nie bój się, skalpela użyję tylko w ostateczności.
– Każdy lekarz tak mówi, zanim człowieka nie dziabnie –

mruknęła pod nosem.

– Obiecuję, że będę delikatny.
Widocznie nie jest tak twarda, za jaką chciałaby uchodzić.

Wziąwszy pęsetę, zagłębił ją ostrożnie w zaognionej ranie, ale
odłamek szkła tkwił zbyt głęboko. Wobec tego sięgnął po
skalpel i, dziwnie przejęty, czując spływające po plecach
krople potu, zrobił małe nacięcie, które pozwoliło wyjąć ostre
szkiełko pęsetą.

– No i po krzyku! – oznajmił z ulgą.
– Nareszcie – mruknęła. – Ale dziękuję.
– Nie ma za co. – Delikatnie pogłaskał jej stopę, ale szybko

cofnął rękę, zdając sobie sprawę, że jego gest może być
potraktowany jak pieszczota. Wyjął z torby mały opatrunek i
przyłożył go do rany. Czuł jednak, że między nim a Jenną
rodzi się erotyczne napięcie. Nagle zadzwonił telefon. Zach
wstał i podniósł słuchawkę.

– Stacja lotniczego pogotowia Lifeline.
– Czy mogę rozmawiać z Jenną Reed? Dzwonię z

gimnazjum w Barclay Park.

– Do ciebie – powiedział, oddając jej słuchawkę. Podszedł

do umywalki, aby zwilżyć ściereczkę do obmycia skaleczonej
stopy, bezwstydnie przysłuchując się jej rozmowie.

– Znowu uciekła z lekcji? – zatroskanym tonem spytała

Jenna. Po wysłuchaniu swej rozmówczyni, dodała: – Tak,
wiem, matura za pasem. Dziękuję, że dała mi pani znać.

Zacha opanowała niezdrowa ciekawość. Nie był specem od

rozpoznawania wieku kobiet, ale Jenna na pewno jest za
młoda na to, by mieć córkę w maturalnej klasie.

background image

– Jakieś problemy? – zapytał.
– Nic nowego – westchnęła ciężko, wciągając skarpetkę i

wkładając but.

– Z tego, co przypadkiem usłyszałem, to się martwisz, czy

twoja siostra zda maturę – powiedział podchwytliwie.

– Skąd wiesz, że chodzi o siostrę? – spytała zaskoczona.
– Domyśliłem się. – To śmieszne, ale kamień spadł mu z

serca, kiedy się potwierdziło, że chodzi o siostrę, a nie córkę.
– Nie martw się, to przecież dorosła osoba, która sama za
siebie odpowiada.

– Ładna mi dorosła osoba! – parsknęła Jenna. –

Najwidoczniej nie masz zielonego pojęcia o nastolatkach.

– Sam byłem nastolatkiem, tak jak ty – odparł, niezrażony

jej sarkazmem. – Moim zdaniem młodym ludziom należy
pozwolić decydować o swoim losie.

– Rae musi zrobić maturę i pójść na studia. Koniec

rozmowy – rzuciła kategorycznym tonem.

Znowu zadzwonił telefon. Odebrał Zach, ponieważ Jenna

kończyła sznurować but.

– Szpital w Green Bay potwierdza zamówienie na transport

– usłyszał głos dyspozytora. – Możecie ruszać.

– Przyjąłem. – Odłożył słuchawkę. – Lecimy do Green Bay.
– Znakomicie. Czy Reese był uprzedzony? Słyszałam, jak

parę minut temu wyprowadzał helikopter z hangaru.

W tym momencie do pokoju zajrzał Reese.
– Jesteście gotowi?
– Tak jest. – Jenna skierowała się do drzwi, wymijając

Zacha, który w przelocie poczuł zapach jej perfum.
Schwyciwszy ratowniczą torbę, ruszył w ślad za Jenną do
hangaru. Oboje włożyli kaski i wsiedli do śmigłowca.

Siedząc obok niej, miał poczucie, że choć znajdują się tak

blisko siebie, Jenna jest istotą całkowicie mu obcą. Wiele by
dał, by poznać jej myśli. Zaniepokoiła go jej nadopiekuńczość

background image

wobec młodszej siostry i chęć pokierowania jej życiem
według

własnego widzimisię. Bezskuteczność takich

wysiłków znał aż za dobrze z doświadczenia. Ale to w końcu
nie jego sprawa. Nie wolno mu zapominać, że oprócz pracy
nic go z Jenną nie łączy.


Z ulgą odebrała sygnał do startu, lecz świadomość, że przez

całą drogę będzie siedziała tuż obok Zacha, nadal wprawiała
ją w zdenerwowanie. Jak ma się zachować? Czym się zająć?
Sięgnęła po grafik i włączyła mikrofon.

– Wiesz coś o naszym pacjencie? – spytała, wypełniając

puste kratki formularza.

– Do mnie mówisz? – zapytał Zach, spoglądając na nią ze

zdziwieniem.

– Oczywiście, a niby do kogo? Chyba mam prawo prosić o

informacje na temat pacjenta, nie sądzisz?

Zach stuknął palcem w mikrofon.
– Nacisnęłaś główny guzik. Wszyscy nas słyszą.
– Co? – Rzuciła okiem na mikrofon. Zach ma rację,

nacisnęła niewłaściwy guzik. Wszyscy, zarówno w bazie, jak i
w helikopterze, musieli usłyszeć jej kąśliwą uwagę. – Nie
mam pojęcia, jak mogłam zrobić takie głupstwo.

– Nic się nie stało – uspokoił ją Zach.
– Chyba jednak tak. – Co się z nią dzieje? Musi się

opanować. Nie myśleć o tym, co czuła, kiedy opatrywał jej
nogę, ani o tym, że siedzą tuż koło siebie.

Zach tymczasem połączył się z bazą.
– Reese, słyszysz mnie? Czy mógłbyś zadzwonić do Green

Bay i zapytać o aktualny stan pacjenta, którego mamy
transportować? Nazywa się Mark Bowan.

– Już się robi – padła natychmiastowa odpowiedź.
– Powiem ci, co wiem – rzekł Zach, zwracając się do Jenny.

– Pacjent ma dziewiętnaście lat i ostre zapalenie płuc, pewnie

background image

wirusowe. Leży od dwóch dni na intensywnej terapii i jego
stan jest stabilny, ale ze względu na poważne uszkodzenie
płuc lekarze z Green Bay uznali, że należy go przenieść do
Trinity.

– Wirusowe zapalenie płuc? – zastanowiła się Jenna. –

Czyżby przyjmował środki immunosupresyjne, na przykład po
przeszczepie?

– Dobre pytanie – pochwalił ją Zach. – Był w wojsku, gdzie

przeszedł cały szereg szczepień, ale wrócił na poród żony i
zachorował już w drodze do domu. Zdradza objawy
posocznicy.

– Ciężki przypadek. – Chętnie zadałaby więcej pytań, ale

nie mogła żądać, by doktor Taylor udzielał jej bezpłatnych
lekcji z dziedziny podstaw medycyny.

– Na to wygląda – potwierdził Zach. – Jego stan pogarsza

się w bardzo szybkim tempie.

– Rozumiem. – Jenna wróciła do wypełniania formularza. –

Miejmy nadzieję, że nie będzie jakichś niespodzianek w czasie
transportu.

– Święte słowa – zgodził się, tłumiąc ziewnięcie. Nic

dziwnego, że jest senny, skoro ma za sobą dwunastogodzinny
nocny dyżur. Przyłożył głowę do oparcia fotela i zamknął
oczy. Jenna, widząc to, odczuła ulgę.


– Za dwie minuty lądujemy – usłyszała w słuchawkach głos

Reese’a i serce mocniej jej zabiło. Uwielbiała swoją pracę i
uwielbiała latać. Ekscytowało ją, że może nieść ludziom
ratunek z powietrza.

Zach natychmiast się wyprostował i otworzył oczy. Może

wcale nie spał, tylko udawał, ponieważ jest tak samo
skrępowany jak ona, przemknęło Jennie przez głowę. Nie było
jednak czasu, aby się nad tym dłużej zastanawiać, ponieważ
śmigłowiec właśnie siadał na lądowisku.

background image

– Jesteśmy na miejscu – mruknął Zach, odpinając pas.
Jenna wyskoczyła w ślad za nim i poszła na tył śmigłowca,

by wyciągnąć składane zawsze na kółkach. Następnie ruszyli
razem do wejścia. Zach najwyraźniej czuł się w szpitalu jak w
domu, bo bez wahania skręcił w lewo, w kierunku windy, a
gdy znaleźli się w jej środku, nacisnął właściwy guzik.

W windzie Jenna zdjęła kask i odgarnęła włosy, które

wymknęły się spod przytrzymującej je opaski.

– Oiom jest na trzecim piętrze – oznajmił Zach. Jenna

zauważyła, że nie może oderwać oczu od jej włosów. Niestety
w windzie nie było lustra, w którym mogłaby sprawdzić, czy
jest bardzo rozczochrana.

W chwilę później dojechali na miejsce i Zach ponownie

ruszył bez wahania we właściwym kierunku. Jenna w swej
niedługiej karierze ratowniczej bywała już w wielu różnych
izbach przyjęć, natomiast oddział intensywnej terapii był dla
niej nowością, toteż onieśmieliła ją obecność tylu monitorów i
innej skomplikowanej aparatury.

– Przylecieliśmy po Marka Bowana – powiedział Zach,

zwracając się do dyżurnej pielęgniarki.

– Proszę za mną. Pomogę przygotować pacjenta do

podróży. – Pielęgniarka patrzyła tylko na Zacha, jakby Jenna
w ogóle nie istniała.

– Słyszałem, że jego żona wczoraj rodziła – rzekł Zach.
– Tak, urodziła ślicznego chłopczyka. Mama i dziecko

czują się świetnie.

– Kiedy Mark dostał ostatnią dawkę antybiotyków? –

zainteresował się Zach.

– Przed godziną. – Pielęgniarka podała mu dokumenty

pacjenta. – Następną dawkę powinien otrzymać najwcześniej
za trzy godziny.

Podczas gdy Zach wypytywał pielęgniarkę o szczegóły,

Jenna odłączyła pacjenta od aparatury i podłączyła go do

background image

przenośnego monitora. Zdumiał ją młody, niemal dziecinny
wygląd bladego, wymizerowanego Marka Bowana, który nie
dalej jak wczoraj został ojcem. Wyglądał na rówieśnika
Nelsona, szesnastoletniego chłopaka jej siostry.

– Z powodu niewydolności płuc pacjent oddycha przy

pomocy respiratora – dodała pielęgniarka.

Zach skinął głową, po czym, umieściwszy papiery pod

materacem noszy, przyjrzał się wskazaniom respiratora.

– Nasz przenośny respirator zapewni mu identyczny

poziom tlenu – stwierdził. Zwracając się do Jenny, zapytał: –
Gotowa do przełączenia?

– Tak. – Jenna odłączyła pacjenta od szpitalnego respiratora

i podłączyła go do przenośnej aparatury. – Wykonane.

– Dobrze. Przenosimy go na nosze. – Wspólnymi siłami

przełożyli chorego na nosze, a Jenna przypięła go szybko
pasami.

Sprawdziwszy jeszcze raz, czy wszystko jest w porządku,

Zach dał Jennie znak do opuszczenia oiomu. Nie uszło
uwadze Jenny, że wychodząc z sali, Zach nie obejrzał się
nawet na pielęgniarkę, która okazywała mu tyle
zainteresowania. Przez cały czas śledził wzrokiem wskazania
na monitorze respiratora. Wsiadłszy do windy, oboje niemal
równocześnie włożyli kaski, a Jenna, która również
obserwowała monitor, zauważyła, że wskaźnik nasycenia
tlenem spadł do 91 procent.

Reese czekał na nich w helikopterze i już po paru chwilach

nosze zostały umieszczone na swoim miejscu, a Jenna
wskoczyła do środka tylnym wejściem, pozostawiając
Zachowi zamknięcie klapy.

– Gotowi? – zapytał Reese.
– Gotowa – odparła Jenna, sprawdziwszy, czy nacisnęła

właściwy guzik.

– Ja też – powiedział Zach.

background image

Moment startu umknął uwadze Jenny, ponieważ śledziła z

niepokojem monitor, na którym wskaźnik tlenu spadł do 90
procent.

– Coś się dzieje? – zapytał Zach.
– Tak mi się zdaje. Spada tlen. Wykonam odsysanie płuc.
– Dobrze.
Skrępowana spoczywającym na niej uważnym spojrzeniem,

z trudem opanowywała drżenie rąk.

– Niemal zupełny brak wydzieliny – zauważyła,

ukończywszy szczęśliwie trudne zadanie. – Musi być inna
przyczyna. – Po paru chwilach nasycenie tlenem spadło
poniżej dziewięćdziesięciu, a cyfry na monitorze zaczęły
ostrzegawczo mrugać. Jenna sprawdziła podłączenie do
respiratora, ale wszystko na pozór wyglądało dobrze, dopóki
nie przyjrzała się rurce intubacyjnej. – Zach? Mam wrażenie,
że rurka dotchawiczna jest założona zbyt płytko.

– Chyba masz rację. Trzeba to sprawdzić. Jenna posłusznie

odkleiła taśmę, którą umocowana była rurka intubacyjna, i w
tym samym momencie rurka wyskoczyła z gardła pacjenta.

– Podaj mi rurkę dotchawiczną numer siedem. Szybko! –

zawołał Zach. – Trzeba go na nowo podłączyć do respiratora.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Nie umieraj, szeptała w duchu Jenna. Błagam cię, nie

umieraj! Musisz wytrzymać! Przed chwilą podała Zachowi
niezbędne narzędzia, a sama założyła Markowi podręczną
maskę tlenową, wspomagającą oddychanie.

Tymczasem poziom tlenu we krwi spadał w zastraszającym

tempie: z 88 do 85, a zaraz potem do 80 procent. Mark,
wytrzymaj! Jesteś to winien swojemu synkowi. Jesteś mu
potrzebny. Jemu i jego matce.

– Gotowy – usłyszała głos Zacha i szybko zdjęła z twarzy

pacjenta maskę tlenową.

Zach począł wprowadzać laryngoskop do krtani pacjenta, a

następnie wsunął rurkę. Dzięki wstrzykniętemu wcześniej
środkowi uspokajającemu Mark nie poruszył się ani nie
zakrztusił.

– W porządku, myślę, że jest na miejscu.
– Chyba tak. – Przyłożyła rękę do klatki piersiowej Marka,

sprawdzając, czy podnosi się i opada w rytm oddechu.

– Podaj rurkę łączącą z respiratorem.
Jenna wykonała polecenie, a po podłączeniu pacjenta na

nowo taśmą umocowała świeżo założoną rurkę dotchawiczną.
Teraz pozostało jedynie obserwować wskazania monitora.
Poziom stężenia tlenu zdążył spaść w międzyczasie do 71
procent. Jenna wstrzymała oddech. Wskaźnik przestał spadać,
po czym powoli zaczął się podnosić, aż osiągnął wymagany
poziom 92 procent.

– Miałaś rację, rurka była założona za płytko – stwierdził

Zach z uznaniem. – Chyba nie poruszyliśmy jej w drodze do
helikoptera?

– Na pewno nie – odparła. Zawsze bardzo uważała, aby w

trakcie transportu nie poruszyć podtrzymujących życie
urządzeń. – Od razu miałam wrażenie, że jest źle założona.

background image

Może powinnam wcześniej zwrócić na to uwagę.

– Spójrz, poziom tlenu skoczył do 95 procent! Brawo,

Jenna, dobrze się spisałaś.

Spisałabym się lepiej, gdybym zapobiegła wyskoczeniu

rurki, pomyślała. Nie mogła sobie tego darować. Gdyby była
uważniejsza, uniknęliby momentu strachu o los pacjenta. Ale
wszystko stało się tak szybko!

– Nie rób sobie wyrzutów – odezwał się Zach, który

najwidoczniej odgadł jej myśli. – Rurka wyskoczyła, bo była
źle założona. A ty wykazałaś ogromną spostrzegawczość i
diagnostyczną intuicję. Masz talent. Powinnaś zostać lekarzem
albo przynajmniej pielęgniarką. Nie myślałaś o studiowaniu
medycyny?

Powiedział to takim tonem, jakby pójście na studia było

sprawą jej wolnego wyboru. Nie miał pojęcia, ile trudu
kosztowało ją opłacenie kursu ratownictwa. Na to, by zarobić
na utrzymanie swoje i siostry, pracowała i tak na dwóch
posadach: kelnerki w barze szybkiej obsługi i asystentki w
laboratorium pogotowia. Dla niego sprawa była prosta –
powinna pójść na studia. Nie widział problemu.

Może Zach jest dobrym lekarzem, ale z jego głową nie jest

najlepiej. Może mózg nie dostaje dosyć tlenu.

– Nie sądzę, żebym marnowała swoje zdolności. Uważam,

że robię coś ważnego – odparła z godnością.

– Oczywiście, że wykonujesz ważną pracę – pospiesznie

zgodził się Zach. Chyba lekko się zaczerwienił. – Wcale jej
nie deprecjonuję. Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś
nieprzeciętnie bystra. Możesz wiele w życiu osiągnąć.

Figa z makiem, pomyślała ponuro. Postanowiła jednak nie

rozwiewać jego iluzji. W milczeniu sięgnęła po formularz i
odnotowała zmianę rurki intubacyjnej. Może kiedyś w
przyszłości uda jej się pójść na studia, ale na pewno nie
wcześniej jak za cztery lata. Teraz głównym jej celem było

background image

zapewnienie siostrze lepszej przyszłości. Była gotowa na
każde poświęcenie, byle otworzyć przed Rae perspektywy,
których sama nigdy nie miała.


Kamień spadł jej z serca z chwilą, gdy udało się dowieźć

Marka w stabilnym stanie do szpitala Trinity. W drodze
powrotnej do rodzimego hangaru zorientowała się, iż
czterogodzinny dodatkowy dyżur Zacha zbliża się do końca.

Po wylądowaniu pierwsza wyskoczyła na ziemię i,

chwyciwszy ratowniczą torbę, udała się do magazynu, aby
uzupełnić zużyte leki i elementy oprzyrządowania. W trakcie
rutynowego uzupełniania zapasów zastanawiała się, dlaczego
Rae wybrała się na wagary w ostatnim dniu szkoły, dokąd
poszła i co teraz robi. Może najzwyczajniej w świecie wolała
korzystać z pięknej pogody zamiast siedzieć w klasie. Oby
tylko nie dała się zaciągnąć do Nelsona. Jenna wzdrygnęła się
na myśl o tym, że jej siostra mogłaby spędzać czas sama ze
swym chłopakiem w pustym mieszkaniu.

Odniósłszy torbę do hangaru, wyjęła komórkę i zadzwoniła

do Rae, chociaż podejrzewała, że siostra rozpozna jej numer i
nie odbierze telefonu. Nie myliła się. Po paru sygnałach
usłyszała tylko uprzejmą zachętę do nagrania wiadomości.

– Wiem, że nie poszłaś do szkoły, więc nie udawaj, że masz

wyłączony telefon. Jeśli punktualnie o ósmej wieczorem nie
zobaczę cię w MOSN, będziesz miała ze mną do czynienia.

– MOSN? Co to takiego? – usłyszała za plecami glos Zacha

i gwałtownie się odwróciła.

– Podsłuchiwałeś!
– Przepraszam, nie chciałem. Po prostu czekałem, aż

skończysz, żeby uzupełnić dokumentację lotu.

Akurat! Minąwszy go bez słowa, weszła do poczekalni

ratowników.

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – upomniał się idący

background image

za nią Zach. – Czy MOSN to ośrodek w rodzaju Centralnego
Stadionu Bradleya? Nigdy nie słyszałem tej nazwy.

– Nic dziwnego. – Porównanie MOSN do Centralnego

Stadionu Bradleya, siedziby słynnej koszykarskiej drużyny
Bucksów, było tak komiczne, że omal nie parsknęła
śmiechem. Jej tylko raz udało się zbliżyć do znanego stadionu,
kiedy zabiegała o posadę kelnerki w jednym ze stadionowych
barów, podczas gdy Zach miał zapewne stały abonament na
mecze Bucksów. Mieszkańcy Wzgórza nie bywają w MOSN,
czyli Miejskim Ośrodku Społecznym dla Nastolatków.

– Macie dzisiaj mecz? – zaciekawił się przechodzący obok

Reese. – Jeżeli Samantha poczuje się lepiej, chętnie
wpadniemy popatrzeć.

Jenna zaklęła w duchu. Reese swoim zwyczajem stara się

być miły, co nie zmienia faktu, że ona nie ma ochoty
spowiadać się przed Zachem ze swego prywatnego życia.

– Rozmawiałeś z Sam? Lepiej się czuje? – zapytała,

zmieniając temat.

– Trochę. W każdym razie wymioty ustały.
– Jaki mecz? – Zach nie zamierzał ustąpić.
– Koszykówki – odparła niechętnie. – Trenuję młodzieżową

drużynę.

– Aha. A twoja siostra jest koszykarką. Rozumiem. Jenna

skrzywiła się. Rae nie wyjdzie dziś na boisko.

Jenna miała żelazną zasadę: nieusprawiedliwiona

nieobecność w szkole oznacza przesiedzenie meczu na ławce
rezerwowych.

– Cześć! – Do sali wszedł Kendall Simmons. – Hej, Zach,

nieźle wyglądasz po nieprzespanej nocy.

Jenna musiała przyznać mu rację. Zielonooki i

ciemnowłosy Zach faktycznie wyglądał wyjątkowo dobrze.

– Nie było tak źle – odparł Zach, posyłając pytającemu

jeden ze swoich zabójczych uśmiechów. – Ale teraz chętnie

background image

pójdę się przespać. Dzięki, że zgodziłeś się przyjechać.
Żegnam wszystkich. Na razie.

– Cześć! – wymamrotała Jenna, spoglądając za

wychodzącym z sali wysokim, barczystym mężczyzną, który
przez cały ranek nie odstępował jej na krok, a teraz oddalił się
niemal bez pożegnania. No cóż, powinna się z tego raczej
cieszyć. Przez resztę dyżuru nie będzie się czuła skrępowana
jego obecnością. Dobrze, że w najbliższej przyszłości nie
grożą jej loty z doktorem Taylorem.

Zach źle spał tej nocy. Budził się wiele razy, wyobrażając

sobie, że dzwoni telefon. Jenna miałaby do niego zadzwonić?
Mało prawdopodobne. Traktowała go na ogół jak powietrze.

O co jej chodzi? Przecież nic jej nie zrobił. Jest

przyzwoitym człowiekiem, który wszystkim życzy jak
najlepiej. Kilka lat temu omal się nie ożenił, ale po oficjalnych
zaręczynach jego narzeczona stała się tak nieznośna, usiłując
kontrolować każdy jego krok, iż poprzysiągł sobie, że nigdy
więcej nie popełni podobnego błędu.

Rozbudził się na dobre. Powinien zapomnieć o Jennie. Ma

wprawdzie wiele zalet i bardzo mu się podoba, ale zanadto
chce kierować życiem siostry. Wyobraził ją sobie, jak z
groźną miną szuka jej po całym mieście, podczas gdy
dziewczyna chce się po prostu trochę zabawić.

Niektórzy

ludzie

mają

niezrozumiałą

potrzebę

kontrolowania bliskich im osób. Pomyślał o ojcu, ale szybko
odsunął od siebie przykre wspomnienie. Niemniej siostra
Jenny stała mu się jakoś bliska, miał ochotę ją poznać. Może
potrafi przekonać Jennę, żeby zostawiła dziewczynie więcej
swobody. Usiadł na łóżku i zadzwonił do swego kumpla,
Ethana Webera.

– Cześć, Web, co robisz?
– Nic szczególnego. Kate za chwilę wychodzi do pracy.

Czemu dzwonisz?

background image

– Czy mógłby wziąć za mnie dzisiejszy nocny dyżur?
– No jasne, zawsze chętnie latam z Kate, ale przecież

chciałeś mieć wolny sobotni wieczór z powodu jakiejś
rodzinnej uroczystości.

O cholera! Na śmierć zapomniał, że już wcześniej zamienił

się z Ethanem dyżurami. Ale co tam, ciekawiej będzie wybrać
się do Centrum dla Nastolatków i poznać występną
siostrzyczkę Jenny, niż iść na rodzinne przyjęcie z okazji
drugiej rocznicy ślubu ojca z kolejną macochą. Zwłaszcza że
ojciec na pewno zaprosił kilka panien do wzięcia i będzie go
próbował swatać.

– Zmieniłem plany. – Wstał i z telefonem w ręku poczłapał

do kuchni. – Wolę mieć dzisiaj wolne, a w sobotę pracować.
Co ty na to?

– Jak na lato – ucieszył się Ethan. – Zabiorę Kate w sobotę

do restauracji.

Zachowi zrobiło się wstyd. Nie powinien był prosić Ethana

o zastępstwo w sobotę. Ethanowi i Kate, którzy niedawno się
zaręczyli, zależało na wspólnych dyżurach.

– Dzięki, stary, odwdzięczę się. – Odłożywszy słuchawkę,

zatarł ręce. Ma akurat tyle czasu, by wziąć prysznic, szybko
coś przegryźć i zdążyć na mecz.

Ciekawe, co powie Jenna, kiedy go tam zobaczy.
Zach długo błądził po nieznanej sobie dzielnicy, zanim

udało mu się zlokalizować Miejski Ośrodek Społeczny dla
Nastolatków, który zresztą, jak się okazało, znajdował się
nieopodal miejsca, skąd minionej nocy zabrał ofiary wypadku.
W dzień okolica robiła jeszcze gorsze wrażenie niż w nocy.
Na dodatek wszyscy się na niego gapili, rozpoznając w nim
outsidera. Miał wprawdzie na sobie zwykłe dżinsy i sportową
koszulkę, ale i tak wyglądał obco na tle młodzieńców w
zwisających w kroku roboczych spodniach, kolorowych
trykotach z obciętymi rękawami i z masą jaskrawo złotej albo

background image

srebrnej tandetnej biżuterii. W sąsiedztwie ośrodka nie było
gdzie zaparkować, i w rezultacie musiał zostawić samochód w
odległości kilku przecznic.

Dotarł na miejsce dobrze po rozpoczęciu meczu i

natychmiast wypatrzył Jennę. Była ubrana w króciutkie szorty
i opiętą koszulkę bez rękawów. Trzymała w rękach blok na
sztywnej podkładce, do którego często zaglądała, niemniej
całą jej uwagę pochłaniała akcja na boisku, gdzie walczyły z
sobą o piłkę dwa dziewczęce zespoły: jeden w niebiesko-
czerwonych, drugi w niebieskozielonych kostiumach. Mecz
sędziowało dwóch surowo wyglądających mężczyzn.

Jenna była niezwykle aktywna, okrzykami i zamaszystymi

gestami rąk dyktując dziewczynom, co mają robić. Zach
odniósł wrażenie, że Jenna trenuje obie drużyny albo może
zastępuje trenera jednego z zespołów.

Gra była wyrównana, a niektóre zawodniczki dawały

dowody niewątpliwego talentu. Wysoka dziewczyna z zespołu
biało-czerwonych zdobyła trzy punkty, trafiając do kosza z
odległej pozycji. Zach miał wielką ochotę przyłączyć się do
gry. Sam należał kiedyś do uniwersyteckiej drużyny, dopóki
kontuzja kolana nie wyłączyła go z tej aktywności.

Szukając wolnego miejsca, zauważył, że widownia składa

się głównie z kilkunastoletnich chłopaków, którzy rzecz jasna
kibicują swoim dziewczynom. Zacha zdumiały ich stroje, w
szczególności opuszczone nisko na biodra workowate spodnie,
znad których wystawały wzorzyste kalesony. Widać nie znał
się na młodzieżowej modzie.

Nie znalazłszy wolnego miejsca, stanął oparty plecami o

ścianę. Kiedy sędzia odgwizdał koniec pierwszej kwarty,
Jenna dała dziewczętom znak, by do niej podeszły, lecz jedna
z zawodniczek nadal biegła, chcąc wykonać zaplanowany
manewr, i wpadła z rozpędu na dziewczynę z przeciwnego
zespołu, przewracając ją na ziemię.

background image

Koleżanki

poszkodowanej

dziewczyny

natychmiast

otoczyły ją murem, a jedna z nich, wysoka rudowłosa pannica,
podskoczyła do mimowolnej winowajczyni, w której obronie
stanęły jej towarzyszki. Jenna i sędziowie zaczęli nawoływać
do zachowania spokoju, ale Zach dostrzegł kątem oka, że
obecni na widowni chłopcy też dzielą się na dwa obozy i
szykują do wejścia na boisko.

Zapowiadała się ogólna bójka. Zastanawiając się, czy nie

wezwać policji, Zach postanowił przyjść Jennie i sędziom z
pomocą. Na moment stracił z oczu Jennę, która usiłowała
rozdzielić rozjuszone dziewczyny.

– Spokój! Cofnąć się! – krzyknął na chłopców, a sam ruszył

w tłum dziewcząt.

Jedna z nich odepchnęła Jennę, która o mało nie upadła, a

jednocześnie ucichły gwizdki sędziów, którzy też zapewne
spotkali się z fizyczną agresją.

– Dość tej awantury! – wrzasnął Zach. – Spokój!
Rozstąpić się! – Dziewczyny zaczęły się powoli cofać,

patrząc na niego jak na cudaczne widowisko. Tylko
mimowolna agresorka i jej ofiara nadal skakały sobie do oczu.
– Przestańcie! Chcecie, żebym wezwał policję?

Nie był wcale pewien, czy pogróżka ta odniesie skutek. W

tej dzielnicy policja ma pewnie dosyć roboty z prawdziwymi
przestępcami.

– Zach, uważaj! – usłyszał za sobą krzyk Jenny. Odwrócił

się błyskawicznie. Jeden z chłopaków wyciągał nóż.

– Natychmiast to schowaj! – krzyknął, starając się

poskromić wzrokiem młodego człowieka. – Chyba nie chcesz,
żeby komuś stała się krzywda.

– Jovo, schowaj to! – zawołała Jenna.
– Taki z ciebie chojrak? Proszę bardzo! – zawołał inny

chłopak, również wyciągając nóż i stając naprzeciw
pierwszego.

background image

– Chłopcy, dość tego, mówię ostatni raz. Znacie zasady –

perswadowała Jenna, usiłując zwrócić na siebie uwagę
adwersarzy.

Zach najchętniej odciągnąłby ją na bok, lecz bał się spuścić

z oczu gotowych do bójki chłopców. W tym momencie na
ulicy odezwały się policyjne syreny i obaj młodzi ludzie chyba
oprzytomnieli, bo zaczęli się wycofywać. Zach odetchnął z
ulgą i na moment stracił czujność, mimo że za plecami słyszał
odgłosy trwającej między dziewczynami przepychanki.
Odwrócił się, chcąc im powiedzieć, by się uspokoiły, zanim
policja przyjdzie je aresztować, ale w tej samej chwili poczuł
ostry ból w okolicy prawego oka i zachwiał się na nogach.

W pierwszym odruchu nastawił pięści, jakby chciał stanąć

do walki, lecz natychmiast opuścił ręce. Dziewczyna, która
zadała cios, patrzyła na niego przez chwilę z przerażeniem w
oczach, po czym wycofała się za namową nie mniej od niej
przerażonych koleżanek.

Awantura dobiegła końca.
Zach obmacał palcami obolałe oko, a gdy spróbował je

otworzyć, zobaczył tylko niebieską mgłę. Zamknął je i
otworzył ponownie. Znowu tylko mgła. – Miał nadzieję, że
przed najbliższym dyżurem odzyska wzrok.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Jenna nie mogła się otrząsnąć po tym, co się wydarzyło.

Wszystko stało się tak nagle i niespodziewanie.

– Otrzymaliśmy telefon o bójce w ośrodku – oświadczył

jeden z policjantów, obrzucając Jennę bezczelnie pożądliwym
wzrokiem. Chętnie dałaby mu w mordę, ale wiedziała, że musi
nad sobą panować.

– Dziękuję za troskę, ale sami panowie widzicie, że nie

dzieje się nic złego – odparła.

Policjanci przyglądali się podejrzliwie chłopcom, którzy

stopniowo opuszczali salę z nisko pochylonymi głowami.
Gdyby

funkcjonariusze

dostrzegli

nóż

albo

inny

niebezpieczny przedmiot, nie obyłoby się bez zatrzymań i
oskarżenia o napaść z bronią w ręku. Jenna postanowiła
zachowywać się, jakby rzeczywiście nic się nie stało.

– Rae, czy mogłabyś poszukać lodu i zrobić Zachowi okład

na oko? – zwróciła się do siostry.

– Jasne. – Rae, o dziwo, zamiast odpyskować, poszła

wykonać polecenie. Zach trzymał się blisko Jenny, za co była
mu szczerze wdzięczna.

Podszedł do niej policjant kierujący grupą.
– Jenna, to już drugie wezwanie w tym miesiącu –

powiedział. – Kiedy wreszcie zrozumiesz, że twojego
widzimisię nie da się dłużej ciągnąć? Gdybyśmy nie dojechali
na czas, komuś mogła się stać poważna krzywda.

Pomysłu na stworzenie dzieciom alternatywy do włóczenia

się po ulicach Jenna nie nazwałaby swoim „widzimisię”, lecz
była na tyle rozsądna, by się z nim nie spierać.

– Przepraszam za sprawienie wam kłopotu – odparła

najuprzejmiej, jak umiała. – Mogę wam zaproponować coca
colę albo inny bezalkoholowy napój na orzeźwienie?

– Dziękuję, ale nie mamy czasu. – Zabrzęczał policyjny

background image

radiotelefon. – Hej, Al, zwijamy się, mamy kolejne wezwanie!

– Cześć, Jenna! – rzekł policjant, rzucając ostatnie

spojrzenie na jej nogi. – Do następnego razu.

Szczęśliwa, że na tym się skończyło, Jenna zwróciła się do

Zacha, który stał obok niej, trzymając na oku okład z lodu.
Niemniej drugim okiem przez cały czas bacznie śledził
poczynania policjantów.

– Już raz w tym miesiącu musieli interweniować?
– W jego głosie brzmiał ton oskarżenia. – Często zdarzają

się takie historie jak dziś?

– Nie, tak tylko powiedział. – Co nie było prawdą.

Poprzednim razem też doszło do bójki o dziewczynę. Winni
zostali ukarani miesięcznym zakazem wstępu do ośrodka. Tak
samo będzie musiała ukarać obu chłopców, którzy dzisiaj
sięgnęli po noże. Jak tak dalej pójdzie, wkrótce nie będzie
komu grać w koszykówkę.

– Usiądź, Zach, obejrzę twoje oko – powiedziała.
– Ale i tak musimy z tym pojechać do szpitala.
– Nie trzeba, to tylko podbite oko – odparł.
– Widzisz jak przez mgłę? – spytała, zdejmując okład i

obmacując okolice oka. Skrzywił się, gdy dotknęła kości
policzkowej, ale kość oczodołowa chyba nie była uszkodzona.

– Widzę jeszcze trochę niewyraźnie, ale się poprawia. –

Wyjął jej z ręki okład i przyłożył go z powrotem do oka. – Nie
mam zamiaru jechać do szpitala z powodu podbitego oka.

Jenna wolała się z nim nie kłócić. Zachowywał się tak samo

jak ona wczoraj, kiedy nie pokazała pielęgniarce skaleczonej
stopy. Wiadomo, że nie ma gorszych pacjentów od lekarzy i w
ogóle personelu medycznego.

– Byłem zaskoczony, że policja zjawiła się tak szybko –

zauważył Zach.

– Ja też – przyznała Jenna. – Ciekawa jestem, kto ich

wezwał.

background image

Siedząca nieopodal Rae poruszyła się niepewnie.
– To ja zadzwoniłam – rzekła cicho.
– Naprawdę? – zdziwiła się Jenna. – Mądrze zrobiłaś,

siostrzyczko. Gdyby nie policja, nie skończyłoby się na
jednym podbitym oku.

Zach zdjął z oka okład i wstał z ławki.
– Na mnie czas – powiedział.
– Poczekaj! – Jenna położyła mu rękę na ramieniu. – Nie

możesz w takim stanie prowadzić.

– E, chyba mogę. Wystarczy, że założysz mi na oko opaskę.

Wprawdzie widzę coraz lepiej, ale mgła jeszcze do końca nie
ustąpiła. Jeśli sieje zasłoni, będę drugim okiem widział na tyle
dobrze, żeby dojechać do domu.

Jenna chętnie by na to przystała, ponieważ nie chciała

zostawiać siostry samej, lecz sumienie nie pozwalało jej
puścić Zacha do domu z chorym okiem. Co prawda nikt go nie
zapraszał, ale w niebezpiecznej sytuacji bez wahania stanął w
jej obronie.

– Nie ma mowy, odwiozę cię. – Zwracając się do siostry,

dodała: – Rae, wracam za pół godziny i mam nadzieję zastać
cię w domu.

– Jasne. – Rae obojętnie wzruszyła ramionami. Dobrze

przynajmniej, że jej Nelson wymknął się z ośrodka razem z
resztą chłopców.

– A czy Rae nie może pojechać za nami twoim

samochodem? Bo inaczej jak wrócisz do domu? – spytał Zach.

Jak mu powiedzieć, że nie ma samochodu? To znaczy ma,

ale akurat jest nie na chodzie, a ona nie ma pieniędzy, by
zapłacić za naprawę.

– Wykupiłaś samochód z warsztatu? Dlaczego nic o tym

nie wiem? – zdziwiła się nie grzesząca subtelnością Rae.

– Nie, nie wykupiłam – prychnęła z irytacją Jenna. – Ale to

drobiazg, mogę przecież wrócić autobusem.

background image

– Masz zepsuty samochód? – Tym razem zdziwienie

wyraził Zach.

– Czy musimy w kółko powtarzać to samo? Daj kluczyki,

odwiozę cię, nie pozwolę ci prowadzić.

– A ja nie pozwolę, żebyś wracała autobusem. Miała ochotę

roześmiać mu się w nos. Zach nie ma pojęcia, jak często musi
korzystać z miejskich środków transportu. Niewiele miała
pożytku ze swego stale psującego się samochodu.

– Będziemy się o to spierać podczas jazdy, a teraz

chodźmy!

Zach niechętnie oddał jej kluczyki.
– Proszę. Zaparkowałem niedaleko stąd. Możemy po

drodze podrzucić Rae do domu.

– Dziękuję. – Nie powinna się tak głupio denerwować,

skoro Zach i tak wie, że mieszka w najgorszej dzielnicy
miasta. Ale co sobie pomyśli, kiedy zobaczy jej dom z bliska?
Dobrze przynajmniej, że rok temu naprawiła dach. Oczywiście
na kredyt, który spłaca po dziś dzień.

Na widok samochodu Zacha Jenna otworzyła szeroko oczy.

Nie przypuszczała, że jej kolega jeździ tak wystrzałową bryką.
Ręce zwilgotniały jej z wrażenia, kiedy sobie uświadomiła, że
ma zasiąść za kierownicą lexusa.

Zach usiadł obok niej, a Rae rozsiadła się z tyłu. Po

przekręceniu klucza w stacyjce Jenna zaczęła się przyglądać
tablicy rozdzielczej auta.

– Nie przejmuj się. Samochód jest praktycznie

niezniszczalny – uspokoił ją Zach.

Łatwo mu mówić! Samochód musiał kosztować majątek.

To, że Zach wyczuł jej zdenerwowanie, nie dodało Jennie
otuchy. Wzięła się jednak w karby i ruszyła. Przed jej dom
zajechali w niecałe dwie minuty, po czym Rae wysiadła.

– Nie wychodź, dobrze? – poprosiła ją Jenna.
– Jak sobie życzysz – odparła szesnastolatka, z udaną

background image

obojętnością zatrzaskując za sobą drzwi.

– Do zobaczenia, Rae, miło było cię poznać – zawołał za

nią Zach.

– Mnie też – odkrzyknęła dziewczyna, odwracając się i

robiąc oko do starszej siostry.

Jenna ruszyła dopiero, gdy siostra znikła we wnętrzu domu.

Wybrała najkrótszą drogę przez Barclay Park do obwodnicy.
Przez cały czas patrzyła wprost przed siebie, tak bardzo się
bała, że na twarzy Zacha dostrzeże wyraz politowania.

– Od kiedy masz zepsuty samochód? – zapytał.
– Od paru dni – skłamała. Ujrzawszy przed sobą zjazd na

obwodnicę, nacisnęła pedał gazu. – Co ci przyszło do głowy,
żeby przyjechać do MOSN?

– Chciałem cię zobaczyć. – To proste wyznanie bardziej nią

wstrząsnęło niż awantura podczas meczu koszykówki. Ręce
zadrżały jej na kierownicy i na moment straciła panowanie
nad samochodem.

– Będziesz mnie musiał pilotować, bo nie wiem, gdzie

mieszkasz – rzekła, byle coś powiedzieć.

– Jasne. Jedź dalej obwodnicą aż do zjazdu na Riverbend.
A więc mieszka na Wzgórzu, tak jak przypuszczała. Ona i

Zach żyją w dwóch osobnych światach, oddalonych od siebie
o lata świetlne. Kiedy parę godzin temu dostrzegła jego
barczystą postać w sali ośrodka, myślała, że śni. Jego zadbany
wygląd aż raził oczy na tle zgrzebnego otoczenia. Teraz na
pewno żałuje swojej lekkomyślności.

– Jak oko? – zapytała, kierując się w stronę Riverbend.
– Wciąż nie najlepiej widzę – przyznał.
– Jeśli nie poprawi się do jutra, musisz pójść do okulisty. –

Wolała rozmawiać o jego oku, zamiast zastanawiać się nad
przyczynami rodzącego się między nimi dziwnego napięcia.
Przecież nie łączy ich nawet przyjaźń, nie mówiąc już o
innego typu bliskości.

background image

– I kto to mówi? – powiedział z lekkim uśmiechem. – Teraz

trzymaj się prawej strony.

Przez następne minuty udzielał jej wskazówek, jak jechać,

po czym dał znak, by zaparkowała przed okazałym
kondominium.

– Tu mam stanąć? – spytała. Eleganckie kompleksy

mieszkalne nie miały na ogół naziemnych parkingów. Gdzieś
musi być zjazd do podziemi.

– Chcę cię prosić, żebyś wróciła do domu moim

samochodem – powiedział, odwracając się ku niej i kładąc jej
rękę na ramieniu. – Zgódź się, bardzo proszę.

Był tak miły, że trudno było powiedzieć nie.
– A jak dojedziesz jutro do pracy?
– Możesz przyjechać po mnie wieczorem. Pracujemy jutro

razem na nocnej zmianie.

– Jak to, miałam dyżurować z Ethanem. – Poczuła się

okropnie nieswojo. Była pewna, że w najbliższym czasie nie
grożą jej loty z Zachem.

– Zamieniłem się z Ethanem – odparł. Kiedy wysiadał z

samochodu, światło latarni padło na jego twarz, a Jenna
zobaczyła, że wokół jego oka pojawiła się sina obwódka. – On
zastąpi mnie dzisiaj, a ja wezmę jego jutrzejszy nocny dyżur,
żeby mógł w sobotę zabrać Kate do restauracji.

Wiedziała, że Ethan i Kate są zaręczeni i należy im się

czasem wolny wieczór, niemniej wiadomość o zamianie
bynajmniej jej nie ucieszyła.

– Twoje oko wygląda naprawdę niedobrze. Nie wiem, czy

możesz w tym stanie pracować.

Ku jej zaskoczeniu Zach odparł:
– Jeśli nie będę lepiej widział, na pewno zwolnię się z

pracy. Nie mogę narażać zdrowia pacjentów.

– Cieszę się, że tak uważasz. – Chwilę się zastanawiała.

Bała się zabierać do swojej dzielnicy tak drogi samochód.

background image

Jeśli będzie miała pecha, do rana zostanie pod jej domem
doszczętnie ograbiony. – Nie, Zach, nie wezmę twojego
samochodu. – Wcisnęła mu kluczyki do ręki. – Skoro nie
chcesz mi pokazać parkingu, niech zostanie tu, gdzie stoi.

Szybko wyskoczyła z samochodu i ruszyła przed siebie.

Zach podążył za nią.

– Jenna, nie wygłupiaj się! – Chwycił ją za ramiona i

obrócił twarzą do siebie. Przez moment patrzył jej w oczy,
potem pochylił się i pocałował ją w usta.

Była zbyt zaskoczona, by w porę go odepchnąć, a potem

zmieniła zdanie i już nie chciała się bronić. Zach jednak
oderwał się szybko od jej warg.

– Tutaj nie ma autobusów. Musiałabyś iść kilometrami –

oświadczył, wciskając jej kluczyki do ręki. – Dobranoc, do
jutra. – Odwrócił się i oddalił szybkim krokiem.

Jenna nie od razu otrząsnęła się z wrażenia, jaki zrobił na

niej nieoczekiwany pocałunek. Dopiero po dłuższej chwili
wróciła do samochodu, usiadła za kierownicą i z gotowym
planem w głowie ruszyła przed siebie. Zach nie będzie jej
wydawał rozkazów, niech sobie mówi, co chce, a ona i tak nie
zabierze jego lexusa na noc do Barclay Park.

Pojechała do stacji ratownictwa, zostawiła samochód na

parkingu, a sama poszła na przystanek. Druga część planu
była trudniejsza do wykonania – nie wiedziała, jak uniknąć
jutrzejszego nocnego dyżuru w towarzystwie Zacha.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Zach wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze nad

umywalką. Twarz nie była opuchnięta, miał tylko siną
obwódkę wokół oka, lecz widzenie wyraźnie się poprawiło.
Odetchnął z ulgą na myśl, że będzie mógł pracować. Czułby
się okropnie, gdyby musiał wystawić kolegów do wiatru. Ale
jego samopoczucie i tak nie było najlepsze, a to wyłącznie z
powodu Jenny.

Zwiesił głowę, aby pomasować sobie kark. Po tym, jak

pocałował Jennę, zamiana dyżuru z Ethanem nabrała nowego
znaczenia. Jedno pragnienie przez całą noc spędzało mu sen z
powiek – marzył o tym, by mieć obok siebie Jennę, móc ją
pieścić i całować. Dosyć tego!

Bezsensowny spór o to, czy Jenna ma jechać jego

samochodem, czy nie, był wyraźną wskazówką, że nie
powinien szukać z nią zbliżenia. Była równie apodyktyczna
jak jego ojciec i była narzeczona. Zarazem jednak martwiło
go, że Jenna najwidoczniej nie ma pieniędzy na wykupienie
samochodu z naprawy. Wprawdzie wczoraj mógł się tylko
pobieżnie przyjrzeć jej domowi, niemniej zauważył, że
wejściowe schodki zapadają się w ziemię, a ściany nie były
malowane od lat. I chociaż nie wiedział tego na pewno, to
domyślał się, że siostra jest na jej wyłącznym utrzymaniu.

Ale to nie jego sprawa. Odkręcił kurek i ochlapał twarz

zimną wodą. Jenna jest dzielną, godną podziwu kobietą, ale on
nie zamierza się z nikim wiązać. Wystarczy, że raz się sparzył.
No tak, ale przecież nie muszą się z sobą wiązać, mogą zostać
przyjaciółmi. Wytarł twarz ręcznikiem. Każdy potrzebuje
przyjaznej duszy.

Idąc do kuchni, zadał sobie pytanie, czy w tym przypadku

może myśleć o czysto przyjacielskich stosunkach i doszedł do
wniosku, że przyjaźń z Jenną byłaby możliwa, gdyby potrafił

background image

zapomnieć o wczorajszym pocałunku i innych pokusach, jakie
w nim budziła. W przyjaźni nie ma miejsca na pocałunki. A
jak się ich ustrzec, mając do czynienia z kobietą, której jeden
pocałunek wciąż na nowo rozpala mu zmysły?

Z markotną miną zajrzał do lodówki. Czy Jenna i Rae mają

dosyć jedzenia? Czy zawartość ich lodówki wygląda równie
ubogo, jak ich dom? Troska o ich byt nie dawała mu spokoju.
Może powinien je zaprosić na śniadanie?

Zadzwonił telefon, odrywając go od lodówki.
– Zach? Tu Jared. Chciałem cię tylko zawiadomić, że na

parkingu Lifeline stoi twój samochód.

– Naprawdę? – Czy Jenna przyjechała rano do pracy, czy

też odstawiła samochód na parking wczoraj wieczorem? –
Pożyczyłem go Jennie. Czy ona jest w stacji?

– Nie, ma przyjechać dopiero na nocny dyżur. – Jared był

wyraźnie zbity z tropu. – Dziś jej nie widziałem. Kiedy
przyjechałem rano, twój samochód już tu był. Może się
zepsuł? Może trzeba cię podwieźć?

– Dzięki, to zbyteczne. – Odłożył słuchawkę, mocno

zirytowany postępkiem Jenny. Co ona wyprawia? Dlaczego
jest tak uparta, że nie chce skorzystać z życzliwej pomocy?
Jenna nie musi nawet przyjeżdżać po niego wieczorem, bo
miał drugi samochód, czerwoną corvettę, którą sprawił sobie
w chwili słabości dla uczczenia momentu ostatecznego
zerwania swego nieudanego narzeczeństwa.

Poczuł lekki wstyd. Nie tylko nie powiedział Jennie, że ma

drugie auto, ale zasugerował, że dziś wieczorem będzie
musiała wstąpić po niego w drodze do pracy. A ona
tymczasem zostawiła samochód na parkingu i pojechała do
domu autobusem.

Do diabła z nią! Zabrał się ze złością do smażenia

jajecznicy. Niech sobie Jenna robi, co chce, skoro tak bardzo
się upiera przy samodzielności! On ma ważniejsze rzeczy na

background image

głowie, niż martwić się o los jej i jej siostry. Musi się
całkowicie skoncentrować na pracy, bo do końca rezydentury
został mu niecały rok. W jego życiu nie ma miejsca dla
kolejnej przemądrzałej kobiety.


Usłyszawszy głośny warkot zniżającego się śmigłowca,

Zach zadarł głowę. Dzienna zmiana wraca z ostatniego
wezwania.

Przyjechał do bazy corvettą kwadrans przed czasem. Teraz

stał na ulicy, czekając ma Jennę. Chciał, żeby mu wyjaśniła,
dlaczego nie raczyła skorzystać z jego uprzejmości. Zobaczył,
że idzie od strony przystanku. Granatowy kombinezon z
białymi pasami po bokach podkreślał jej smukłość. W miarę,
jak się zbliżała, serce biło mu coraz mocniej. Co się ze mną
dzieje? – pomyślał. Była narzeczona, Lynette, nawet w
najwcześniejszej fazie ich romansu nie robiła na nim tak
silnego wrażenia.

Ponadto Lynette nigdy nie budziła w nim opiekuńczych

odruchów, gdy tymczasem Jenna... która w dodatku nie
życzyła sobie tego typu względów... Więc dlaczego tak silnie
na niego działa?

Na widok Zacha Jenna natychmiast zrobiła zaczepną minę.

Jakby widziała w nim przeciwnika, a nie sprzymierzeńca.

– Cześć. Jak ci się jechało autobusem?
– Świetnie.
– Możesz mi wyjaśnić, dlaczego nie pojechałaś do domu

moim samochodem?

– Co za różnica? – Weszli do bazy. – Nie ma o czym

mówić.

– Dlaczego? – Nie mógł tego tak zostawić. – Jenna,

posłuchaj. Mam drugie auto i proszę, żebyś korzystała z
mojego lexusa, dopóki nie naprawisz swojego samochodu.

– A kto powiedział, że kiedykolwiek zostanie naprawiony?

background image

– To nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie.
– Nic na to nie poradzę – odparła wyzywająco.
– Jenna, porozmawiajmy po ludzku. Proszę tylko o jedną

minutę.

– No dobrze, masz minutę. – Popatrzyła ostentacyjnie na

zegarek, jakby zamierzała odmierzać czas rozmowy.

– Dlaczego nie pojechałaś do domu moim samochodem? –

zapytał, z trudem hamując irytację.

Jenna splotła ręce na piersi.
– Jak na lekarza, nie jesteś zbyt bystry – oświadczyła. – W

tym swoim lexusie masz odtwarzacz CD, telewizor,
szpanerskie kołpaki i tak dalej. Gdybym takie cacko postawiła
sobie na noc przed domem, to byłoby tak, jakbym ogłosiła na
całą dzielnicę: chodźcie tutaj i bierzcie, co wam się podoba. I
musiałabym potem za wszystko odpowiadać. Dziękuję bardzo.

Racja. Ta możliwość nie przyszła mu do głowy.
– Za nic byś nie odpowiadała. Samochód jest ubezpieczony

– zapewnił ją.

– Jeśli nawet, to jeszcze nie powód, żeby niepotrzebnie

kusić los.

– Przepraszam, że o tym nie pomyślałem. Chciałem po

prostu, żebyś bezpiecznie dotarła do domu.

Twarz Jenny złagodniała.
– Nic mi się nie stało, jak widzisz, a w dodatku po powrocie

spotkała mnie wielka radość, bo zastałam Rae w domu.

Jej wyjaśnienie wcale Zacha nie uspokoiło.
– Chcesz powiedzieć, że twoje samopoczucie zależy

wyłącznie od tego, co zrobi albo czego nie zrobi twoja siostra?
– oburzył się. – To nie najlepsze podejście do życia.

Jenna obrzuciła go zimnym spojrzeniem.
– Czyli uważasz, że powinnam myśleć wyłącznie o sobie,

tak? Bardzo przepraszam, ale nie odpowiada mi taka filozofia.
– Spojrzała na zegarek. – Minuta minęła. Musimy iść na

background image

odprawę.

Zach, chcąc nie chcąc, udał się do sali odpraw. Słuchając

dyspozytora, myślał sobie, że dla Jenny byłoby lepiej, gdyby
stała się trochę bardziej egocentryczna i zajęła się czasami
własnym losem. W końcu kto ma to zrobić, jeśli nie ona?

W trakcie składania raportu ratowników z poprzednich

zmian Jenna starała się nie myśleć o sprzeczce z Zachem.

– Przewieźliśmy do szpitala ofiarę zderzenia dwóch

samochodów w Glen Valley, a potem mieliśmy dwa
planowane przeloty ze szpitala do szpitala – poinformowała
ich Samantha Jarvis.

– Reese przed chwilą uzupełnił zapas paliwa. Bawcie się

dobrze w sobotni wieczór – dodał ratownik imieniem Ivan.

– Zależy, jak kto rozumie dobrą zabawę – uśmiechnął się

Zach. – No dobrze, a co z pogodą?

– Bez niespodzianek. Zapowiadają wprawdzie burze, ale

nie wcześniej jak jutro nad ranem.

– Uff, odetchnęłam – rzekła Jenna. Uwielbiała latać

helikopterem, ale miała złe wspomnienia z lotu podczas burzy,
kiedy to mało nie zwymiotowała. – Zapowiadają się jakieś
trudne planowane przeloty?

– Nie. – Ivan wstał i przeciągnął się. – Muszę już iść, może

zdążę ucałować córeczkę na dobranoc. Powodzenia!

– Cześć, nie zapomnij ucałować Bethany ode mnie. – Jenna

obdarzyła Ivana serdecznym uśmiechem. Była zaprzyjaźniona
z Ivanem, który pomógł jej dostać pracę ratownika. Gdyby nie
jego rekomendacja, nie wiadomo, czy zostałaby przyjęta.

– Nie zapomnę. Do zobaczenia.
Samantha i Reese też zbierali się do wyjścia. Jenna zdała

sobie sprawę, że za chwilę zostanie sama z Zachem. Nie
spodziewała się, by obecność pilota, małomównego Nate’a,
mogła się przyczynić do rozładowania narastającego między
nią a Zachem napięcia.

background image

Szykując się do lotu, wyjęła komórkę, aby sprawdzić, czy

Rae nie wysłała jej wiadomości. Siostra niestety nie dała
znaku życia. Rae nie lubiła przesiadywać w sobotę w domu.
Źa ostatnie wagary powinna dostać szlaban, ale zakaz
wychodzenia nic by nie dał w sytuacji, gdy Jenna spędzała noc
w pracy. A zresztą, nawet gdyby Rae została w domu, kto wie,
czy nie zaprosiłaby wówczas swego chłopaka. Słowem, same
kłopoty.

Czekając na zgłoszenia, Jenna włączyła telewizor, głównie

po to, by uniknąć rozmowy z Zachem. Zaraz jednak ściszyła
go, ponieważ zadzwonił telefon.

– Tu Lifeline – powiedział Zach, po czym zamilkł. Jego

twarz poważniała z minuty na minutę. – Zrozumiałem, zaraz
wylatujemy – rzekł na koniec, odkładając słuchawkę.

– Co się dzieje?
– W centrum handlowym w Riverbend jakiś szaleniec

postrzelił kilkanaście osób. Nie wiadomo jeszcze, czy są
poważnie ranni ani czy ktoś został zabity. Policjanci, którzy są
już na miejscu, zażądali helikoptera.

– Idziemy. – Jenna szybko wyłączyła telewizor. – Nate?

Mamy wezwanie.

Wszyscy troje w pośpiechu zajęli miejsca w śmigłowcu, a

Jenna zabrała się do wypełniania formularza lotu. Ręce drżały
jej z przejęcia. Lot do Riverbend zabierze najwyżej kwadrans.
Kto by się spodziewał, że do centrum handlowego w tej
zamożnej dzielnicy wejdzie szaleniec i zacznie strzelać!
Strzelaniny zdarzały się na ogół w jej części miasta,
najczęściej w Barclay Park.

W napięciu słuchała podawanych Nate’owi instrukcji, gdzie

ma wylądować. Wynikało z nich, że karetki pogotowia są
kierowane w pobliże wschodniego wejścia do centrum. Kiedy
usiedli na ziemi, Zach położył jej dłoń na kolanie.

– Trzymasz się? – zapytał z troską w głosie.

background image

– W porządku – odparła z udanym spokojem. Czy on sądzi,

że jest zdenerwowana, ponieważ boi się, iż Rae mogła się
znajdować na miejscu tragedii? To akurat nie wchodzi w grę.
Po pierwsze Rae nie ma pieniędzy na zakupy, a jeśli nawet
wybrała się do sklepów, to na pewno nie w Riverbend, gdzie
bywają ludzie bogaci i dokąd nie jeżdżą autobusy.

Zewsząd dochodziło przeraźliwe wycie jadących na sygnale

ambulansów i policyjnych wozów. Kiedy Jenna i Zach
wysiedli ze śmigłowca, podszedł do nich jeden z policjantów.

– Dobrze, że już jesteście – powiedział. – Od

funkcjonariuszy, którzy weszli do środka, dostaliśmy
wiadomość, że napastnik postrzelił osiem osób, a potem
odebrał sobie życie.

– Czy można już wejść? – zapytał Zach.
– Tak. W tej chwili policja wyprowadza ludzi z budynku.

Ofiary są nadal w środku. Funkcjonariusze zaprowadzą was na
miejsce.

– Więc na co jeszcze czekamy? – zniecierpliwiła się Jenna.
Zach skarcił ją wzrokiem, ale milczał. Pchając nosze,

pobiegli do wejścia. Od progu uderzyło ich w twarz chłodne,
klimatyzowane powietrze.

Pierwsze, co rzuciło się Jennie w oczy, to krwawe plamy.

Dopiero potem zauważyła leżące na posadzce w dziwnych
pozach ciała. Odniosła wrażenie, że niektóre ofiary chyba już
nie żyją. Przerażenie ścisnęło jej gardło. Od kogo zacząć?

– Do mnie, chodźcie tutaj! – zawołał policjant klęczący

przy jednej z ofiar. – Dziewczyna jest ciężko ranna, ale daje
jeszcze znaki życia.

Jenna musiała przyznać mu rację: młodziutką, może

siedemnastoletnią dziewczynę kula trafiła w klatkę piersiową.
Jennie na moment stanęło serce, lecz natychmiast się
opanowała. Policjant przez cały czas uciskał arterię.

– Puls słaby, oddech bardzo płytki – zawiadomiła Zacha,

background image

przyłączając w pośpiechu urządzenie monitorujące pracę
serca.

– Przygotuj pacjentkę do podania kroplówki i transfuzji. A

pan niech nie zwalnia ucisku – rzucił Zach w kierunku
policjanta.

– Oczywiście – odparł funkcjonariusz. – Dziewczyna

nazywa się Sherry Bates, a facet, który strzelał, był jej
chłopakiem. Nie rozumiem, po co musiał postrzelić tyle osób,
zanim sam palnął sobie w łeb.

Ona też nie mogła tego pojąć, ale w tej chwili musiała się

skoncentrować na ratowaniu ofiary. Szybkimi ruchami wkłuła
się w żyłę, a następnie podłączyła kroplówkę.

Zach w tym czasie zdążył wprowadzić dotchawiczną rurkę i

rozpoczął miarowe wtłaczanie tlenu do płuc.

– Przygotuj krew grupy zero i rozpocznij transfuzję. –

Jenna wyjmowała już porcję właściwej krwi z ratowniczej
torby i po chwili krew zaczęła płynąć. Jednocześnie kątem oka
obserwowała wskazania monitora. Serce pracowało o wiele za
szybko. Zobaczyła, że Zach bada stetoskopem klatkę
piersiową. – Trzeba ją jak najszybciej przetransportować do
Trinity – oznajmił. – Musi być natychmiast operowana.
Jestem niemal pewien, że krwotok unieruchomił lewe płuco.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Sonda płucna nic nie da, prawda? – zapytała Jenna.

Wiedziała, że przy pomocy sondy można uaktywnić
nieczynne płuco, ale domyśliła się, że pewnie nie przy
wewnętrznym krwawieniu do płuc.

– Tak. Zbierajmy się. Trzeba ją jak najszybciej operować.

W helikopterze rozpoczniemy odsysanie krwi.

Jenna zrozumiała, że życie Sherry Bates wisi na włosku.

Wspólnym wysiłkiem przełożyli dziewczynę na nosze i
ruszyli do wyjścia.

Przezorny Nate czekał z włączonym silnikiem. Po

umieszczeniu noszy we wnętrzu śmigłowca Zach wsiadł
bocznymi drzwiami, zajmując miejsce przy głowie ofiary, a
Jenna wdrapała się tylnym włazem i natychmiast zabrała się
do odsysania krwi. Przeraziła ją jej ilość. Po paru chwilach
kanister niemal się wypełnił.

Zach wyjął Jennie aparaturę z rąk i rzucił jej kask na

kolana. Kompletnie o nim zapomniała. Szybko go włożyła i
połączyła się z interkomem.

– Będziemy odsysać krew na zmianę, a ty pilnuj transfuzji

– usłyszała głos Zacha.

– Ile krwi mam jej podać? – spytała.
– A ile mamy jeszcze pojemników grupy zero?
– Jeszcze trzy – odparła, zajrzawszy do chłodziarki.
– Podaj wszystko, co masz. – Zach połączył się z Nate’em.

– Zawiadom szpital, że mamy pacjentkę w krytycznym stanie.
Niech ekipa kardiochirurgiczna czeka na lądowisku i zabiera
ją wprost na salę operacyjną.

– Zrozumiałem. – Nate natychmiast połączył się z

dyspozytornią.

Jenna na zmianę odsysała krew albo podłączała kolejny

pojemnik krwi.

background image

– Krwawienie wewnętrzne nie ustaje. Stan nie poprawia się

– powiedziała sfrustrowanym tonem.

– Ale i się nie pogarsza – odparł Zach. – Ciśnienie krwi

nadal oscyluje wokół 85 na 40.

Może powinna wziąć z niego przykład i powiedzieć sobie,

że szklanka jest do połowy pełna, a nie odwrotnie?

– Czy mam zastosować środek powodujący skurcz naczyń?
– Tak, dodaj do kroplówki trochę dopaminy, ale nie za

dużo, żeby nie przeciążać serca.

Pomimo kroplówki, niemal nieprzerwanego odsysania i

podawania krwi, puls podskoczył do 178 uderzeń na minutę, a
poziom tlenu we krwi spadł do blisko osiemdziesięciu procent.

Tracimy ją, przemknęło Jennie przez myśl. Glos Nate’a

dodał jej nieco otuchy.

– Lądowanie za dwie minuty. Zespół kardiochirurgiczny w

pogotowiu.

Trzymaj się, Sherry, jeszcze tylko parę minut!
Zach przerwał odsysanie w momencie, gdy śmigłowiec

dotknął lądowiska, natychmiast wyskoczył na ziemię i pobiegł
do tylnego włazu. Jenna wypchnęła nosze i wyskoczyła w ślad
za nimi. Natychmiast otoczył ich liczący kilkanaście osób
szpitalny personel. Jenna wiedziała, że nie jest dłużej
potrzebna, ale nie mogła się powstrzymać i towarzyszyła
noszom do windy, a następnie na oddział traumatologii.
Odstąpiła od noszy dopiero, gdy dotarli na blok operacyjny.

– Stan krytyczny. Konieczna natychmiastowa resuscytacja

krążeniowo-oddechowa.

Jenna rozpoznała głos Zacha i zrobiła krok naprzód, chcąc

mu pomóc, lecz zobaczyła, że i on odsuwa się na bok, oddając
inicjatywę w ręce szpitalnych lekarzy.

– Znieczulenie ogólne! – krzyknął chirurg. – Muszę

natychmiast otworzyć klatkę piersiową, albo ją stracimy.

Nie mogła oderwać oczu od anestezjologa, który podłączał

background image

Sherry do aparatury. Gdy tylko skończył, chirurg niezwłocznie
otworzył klatkę piersiową, z której buchnęła krew, a
pielęgniarki przystąpiły do jej odsysania.

Pierwszy raz w życiu była świadkiem tak poważnej

operacji. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w ranę.
Była do głębi przejęta tym, co widziała.

– Ciśnienie krwi bliskie zera! – zawołał anestezjolog. –

Środki skurczowe nie pomagają. Pospieszcie się, albo trzeba
będzie zaczynać resuscytację od nowa.

– Jasna cholera! – Dwaj chirurdzy zwijali się jak w ukropie,

kiedy jednak krew buchająca z klatki piersiowej zaczęła
ściekać na podłogę, a przyspieszony puls dramatycznie spadł,
Jenna zlękła się nie na żarty.

– Brak pulsu – oznajmił anestezjolog. – Zeszła. Chirurdzy

podnieśli oczy na monitor. W sali operacyjnej zamarła
wszelka aktywność.

– Nie! – Mimowolny krzyk Jenny ściągnął na nią

spojrzenia lekarzy. Szybko zakryła ręką usta, by nie
wybuchnąć płaczem.

– Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy –

powiedział do niej Zach.

– Dlaczego nie wznowili reanimacji? Dlaczego przestali ją

ratować? – zapytała z pretensją w głosie.

– Bo nie można jednocześnie operować i prowadzić

reanimacji. A tylko operacja mogła ją uratować – wyjaśnił
łagodnie.

Jenna poczuła zbliżające się mdłości i wzięła głęboki

oddech. Zach pewnie ma rację, pewnie nic więcej nie można
było zrobić. Przez bezsensowną przemoc młodziutka Sherry
straciła życie.

A tą młodziutką dziewczyną mogła być Rae.
– Chodźmy stąd, musisz gdzieś usiąść. – Zach wyprowadził

ją z zalanej krwią sali i posadził w poczekalni na ławce.

background image

– Nic mi nie jest – mruknęła.
– Nie opowiadaj głupstw – odparł z lekkim

zniecierpliwieniem. – Myślisz, że nie wiem, co ci chodzi po
głowie? To oczywiste, że na miejscu Sherry wyobrażasz sobie
siostrę. I wcale ci się nie dziwię.

– Nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje – szepnęła i ukryła

twarz w dłoniach. – Może gdybyśmy przyjechali wcześniej...

– Cicho. – Zach objął ją ramieniem. Nie próbowała się

wyrywać, była mu wdzięczna za ten czuły, opiekuńczy gest. –
Uspokój się, wszystko będzie dobrze.

Jenna przymknęła oczy, czerpiąc siłę i pociechę z jego

bliskości. Było jej dobrze w ramionach Zacha, chociaż
wiedziała, że powinna przerwać zbyt intymny kontakt. Ona i
Zach są tylko kolegami z pracy. Wyprostowała się i delikatnie
wyzwoliła z jego ramion. Jako ratownik już nieraz bywała
świadkiem czyjejś śmierci, więc dlaczego dziś się rozkleiła?

– Przepraszam, zachowałam się nieprofesjonalnie. – Bała

się spojrzeć mu w oczy.

– Nie rób sobie wyrzutów. – Zach delikatnie otarł łzy z jej

policzka. – Rozumiem cię.

Jego gest ją wzruszył. Poczuła się wyróżniona, wyjątkowa.

Było to uczucie równie jej obce, jak prowadzenie drogiego
samochodu. Wzruszenie szybko ustąpiło miejsca urazie. Zach
nic nie rozumie, nie ma pojęcia o jej życiu.

– Może tak ci się wydaje, ale tam, gdzie mieszkam,

podobne okropności są na porządku dziennym. Dlatego haruję
jak wół, żeby moja siostra mogła skończyć studia, bo tylko
wykształcenie da jej szansę uniknięcia losu Sherry.

– Rozumiem. – Z namysłem skinął głową. – To znaczy,

chyba zaczynam rozumieć. – Uśmiechnął się nieśmiało. –
Jesteś niezwykle dzielną kobietą, Jenna. Jedną z niewielu
kobiet w twojej sytuacji, które podejmują walkę, zamiast
siedzieć z założonymi rękami i narzekać na zły los.

background image

Pochwała ta ogromnie ją zaskoczyła.
– Co ty... to miłe... – wybąkała.
– Czy do pomocy w ośrodku dla nastolatków przydałby ci

się wolontariusz?

Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Ech, pewnie tak tylko

mówi, bo chce być uprzejmy.

– Prawdę mówiąc, każdy wolontariusz jest dla nas na wagę

złota, ale przecież jesteś lekarzem. I bez tego musisz ciężko
pracować.

– A ty nie? Ile godzin w tygodniu pracujesz? –

zniecierpliwił się Zach. – Lubię koszykówkę, w swoim czasie
grałem nawet w uniwersyteckiej drużynie. Mógłbym ich wiele
nauczyć. Zastanów się, czy możesz odrzucić taką propozycję.

Hm. Zach na pewno potrafi dać jej podopiecznym więcej

niż ona. Byłaby egoistką, gdyby z powodów osobistych
pozbawiła takiej szansy dzieciaki, które i bez tego zostały
wystarczająco pokrzywdzone przez los.

– Masz rację, nie mogę – przyznała.
Wymuszone ustępstwo wprawiło Jennę w miłe

podniecenie. A więc będą się często widywać. Co jej chodzi
po głowie? Co sobie wyobraża? Jego propozycja może jedynie
oznaczać przyjaźń. Tak, Zach jest dobrym człowiekiem, z
którym miło się będzie zaprzyjaźnić.

– No to sprawa załatwiona. Ale jeszcze się zastanów i daj

mi znać, jak będziesz zupełnie pewna.

Najchętniej by ją pocałował, i to nie kiedyś w dogodnej

chwili, ale już teraz, w szpitalnej poczekalni. Z trudem
opanował niestosowną pokusę, która kłóciła się z powziętym
wcześniej postanowieniem, że jego i Jennę będzie łączyć
jedynie przyjaźń.

– Wracajmy do helikoptera – powiedziała Jenna, wstając z

ławki. – Nate pewnie się zastanawia, gdzie się podziewamy.

– Posiedź jeszcze chwilę – poprosił, lecz Jenna stanowczo

background image

pokręciła głową.

– Nie, musimy wracać. Jeśli nie będzie innego wezwania,

trzeba chyba polecieć z powrotem do centrum handlowego i
sprawdzić, czy inne ofiary nie potrzebują pomocy.

– Masz rację.
Oczyścili nosze z krwi i przykryli je świeżym

prześcieradłem, po czym wsiedli do windy i wyjechali na
lądowisko na dachu. Nate faktycznie zaczynał się
niecierpliwić.

– Wracamy do centrum – zakomenderował Zach, kiedy

zajęli miejsca w śmigłowcu.

Nate poderwał helikopter, zatoczył szeroki łuk i skierował

się w ku dzielnicy Riverbend. Jednocześnie połączył się z
centralą, aby się upewnić, czy nie ma innych wezwań.

Przed centrum stało nadal kilka ambulansów. Jenna i Zach,

wszedłszy do środka, zaczęli każde na własną rękę rozglądać
się za ofiarami strzelaniny wymagającymi natychmiastowej
pomocy.

Większość poszkodowanych doznała tylko

powierzchownych obrażeń, niemniej po paru chwilach Jenna
przywołała Zacha.

– Tam leży mężczyzna, który doznał poważnego urazu

głowy – powiedziała. – Uderzył się, upadając na podłogę.
Poza guzem na głowie nie ma widocznych obrażeń, więc
miano go odtransportować ambulansem, ale pojawiły się
niepokojące zaburzenia neurologiczne.

Zach pochylił się nad pacjentem. Mężczyzna o imieniu Jim

nie otwierał oczu ani nie reagował na światło.

– Zgadzam się z tobą – powiedział. – Czy wiadomo coś o

jego stanie zdrowia? Bo jeżeli przyjmuje środki obniżające
krzepliwość, to w wyniku uderzenia mogło dojść do
wewnętrznego krwawienia.

– Nic nie wiadomo – odparł klęczący przy chorym medyk.

– Ani przynim, ani w jego portfelu nie znaleźliśmy żadnych

background image

tego typu wskazówek.

Osoby przyjmujące środki rozrzedzające krew otrzymują

specjalne bransoletki albo mieszczące się w portfelu karty,
informujące personel medyczny o ich stanie zdrowia. Wobec
braku jakichkolwiek informacji Zach musiał założyć, iż
pacjent nie przyjmuje żadnych lekarstw.

– Jenna, nosze – powiedział. – Przed przewiezieniem do

szpitala trzeba go dotlenić.

Nie musiał jej tego dwa razy powtarzać. Jenna pobiegła po

ekwipunek i w parę minut była z powrotem. Zach w tym
czasie zauważył z ulgą, że policzki ofiary lekko różowieją.
Obecni na miejscu wypadku ratownicy podłączyli tymczasem
pacjenta do kroplówki, a Zach zaaplikował mu płyn
zmniejszający ciśnienie osmotyczne.

Wspólnie podnieśli chorego na nosze i ruszyli w kierunku

helikoptera. Przed wejściem do centrum roiło się od ekip
telewizyjnych, których kamery momentalnie zwróciły się na
parę biegnących z noszami ratowników.

– Gotów do odlotu – zameldował Nate.
– Postaraj się nie staranować którejś z kamer – żartobliwie

poradził mu Zach, wciskając kask na głowę.

Mimo że chory był nieprzytomny, Jenna na wszelki

wypadek założyła mu słuchawki. Kolejny raz uwagę Zacha
zwróciła jej drobiazgowa troska o wygodę pacjenta.

– Prawdę mówiąc, chętnie bym im przyłożył – odparł Nate,

patrząc na fotoreporterów.

– Prawdę mówiąc, ja też – zgodził się Zach. – Jenna,

możesz podać mi małą latarkę? Chciałbym jeszcze raz
obejrzeć jego źrenice.

– Już się robi. – Podała mu latareczkę, a kiedy skończył,

sama pochyliła się nad nieprzytomnym. – Mam wrażenie, że
prawa jest bardziej rozszerzona niż lewa.

– Uhm – pochwalił ją Zach. – A to świadczy o poważnym

background image

uszkodzeniu mózgu. Prawa źrenica słabo reaguje. Zdaniem
ratowników, których zastaliśmy na miejscu, bezpośrednio po
wypadku obie źrenice były podobnie rozszerzone.

– Ma szansę? – zapytała Jenna.
– Miejmy nadzieję. – Myśl, że mogliby stracić drugiego

pacjenta w ciągu jednego dyżuru, odebrała mu humor. – Nate,
lecimy do Trinity. Najszybciej, jak się da.

– Tak jest.
Podczas gdy Zach czuwał nad pacjentem, Jenna uzupełniała

dokumentację lotu i sprawdzała, czy aparatura jest właściwie
podłączona. Miała w pewnym sensie trudniejszą pracę niż on.
Zach mógł całą uwagę poświęcić pacjentowi, ona natomiast
musiała wykonywać jednocześnie wiele różnych czynności.
Podziwiał sprawność, z jaką sobie z nimi radziła.

Był bardzo zadowolony, że ma Jennę za partnerkę. Przede

wszystkim ze względu na jej fachowość, ale nie tylko. Bo
prawda wyglądała tak, że wciąż chciał ją pocałować. Kiedy po
odwiezieniu poprzedniej ofiary usiedli na chwilę w szpitalnej
poczekalni, uprzytomnił sobie, że od blisko roku nie spotykał
się z żadną kobietą. Od czasu zerwania zaręczyn żadna nie
zainteresowała go na tyle, by chciał się z nią umówić.

Jenną też nie powinien się interesować. Byłoby dla niego

lepiej, gdyby przestał tak silnie reagować na jej bliskość.

– Czy nie należałoby założyć mu cewnika? – zapytała.
Zach wzdrygnął się lekko. Dobrze, że Jim jest

nieprzytomny i nie słyszy jej pytania. Niemniej skinął głową.

– Lądujemy za pięć minut – zameldował Nate. Szybko

założywszy cewnik, Jenna wróciła do papierkowej roboty, ale
po minucie podniosła oczy.

– Objawy czynności życiowych w miarę stabilne,

oddawanie moczu obfite. Oby tylko ciśnienie utrzymało się w
normie – zauważyła.

Zach zmusił się do skupienia uwagi na pacjencie.

background image

– Byłoby niedobrze, gdyby zaczęło się podnosić –

powiedział. – W szpitalu na pewno natychmiast podłączą go
do monitora mierzącego ciśnienie śródczaszkowe.

– Słyszałam, że jest taka aparatura, ale nigdy jej nie

widziałam.

W jej tonie nie było cienia żalu czy pretensji do losu,

niemniej Zach pomyślał nie po raz pierwszy, że Jenna, która
ma wszelkie dane po temu, by studiować medycynę, zajmuje
się wyłącznie tym, by wyższe wykształcenie zapewnić swej
młodszej siostrze. A szkoda, bo mogłaby zostać świetną
pielęgniarką, a nawet lekarzem.

Przez całą noc napływały kolejne wezwania. Zach był z

tego zadowolony. Przynajmniej czas szybko mijał. Dopiero
koło piątej rano mogli usiąść i trochę się odprężyć.

– Jeszcze tylko dwie godziny – mruknęła Jenna, siadając z

westchnieniem na kanapie. Wyciągnęła przed siebie nogi,
odrzuciła głowę na oparcie i przymknęła oczy. – Jestem
wykończona.

Był ciekaw, czy paznokcie jej stóp są nadal pomalowane na

różowo.

– Nie wyspałaś się wczoraj?
– Nie bardzo – odparła z lekkim ziewnięciem.
– Mogę ci zadać jedno pytanie? Natychmiast się

wyprostowała i otworzyła oczy.

– Jeśli koniecznie musisz.
– Czy wykupisz samochód z naprawy, jeżeli pożyczę ci

pieniądze?

– Nie – odparła krótko i stanowczo.
– Mogę wiedzieć, dlaczego?
– Bo z zasady nie wydaję pieniędzy, których nie mam. –

Chwilę mu się przyglądała. – A poza tym nie ma sensu
zaciągać długu na naprawę samochodu. Od dzieciństwa jeżdżę
autobusami.

background image

Od dzieciństwa? Nie umiał sobie tego wyobrazić.

Wszystkie dzieci, jakie znał, były odwożone i odbierane ze
szkoły przez któregoś z rodziców albo sąsiadów.

– Musiałaś wcześnie zacząć sobie radzić – zauważył.
– Uhm. – Najwyraźniej nie miała ochoty na ten temat

rozmawiać. Zach czuł, że nie powinien o nic więcej pytać,
lecz ciekawość okazała się silniejsza.

– Wcześnie straciłaś rodziców?
– Mama zmarła parę łat temu, ale ojciec dawno znikł z pola

widzenia. – Mina Jenny nie zachęcała do dalszych pytań.

Historia jej życia była zapewne bardziej złożona, lecz Zach

nie miał pojęcia, jak skłonić Jennę do zwierzeń. Prawdę
mówiąc, nie był nawet pewien, dlaczego jej losy tak bardzo go
interesują. Niemniej dziewczyna niewątpliwie zasługuje na to,
by okazać jej pomóc, a on chętnie by takiej pomocy udzielił,
choć podejrzewał, iż ta chęć płynie nie tylko z przyjaźni.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Jenna pluła sobie w brodę, że przystała na propozycję

Zacha i zgodziła się, by trenował jej podopiecznych.

Od tamtej pory minął tydzień. Rae zdążyła w tym czasie

zdać maturę. Obie przebrnęły przez ten okres prawie
bezboleśnie. Wraz z początkiem wakacji treningi koszykarskie
stały się szczególnie ważne, jako jedyne zajęcie utrzymujące
dzieciaki z dala od ulicy. Jenna obawiała się wprawdzie, iż
Zach w ostatniej chwili wszystko odwoła, lecz on dotrzymał
słowa. Zjawił się na pierwszy trening punktualnie o dziewiątej
rano.

Teraz obserwowała z boku, jak zwołuje uczniów i tłumaczy

im kolejne zadania. Przez pierwszy kwadrans chłopcy
demonstrowali Zachowi swoje lekceważenie, które jednak
momentalnie prysło, kiedy dał pokaz własnej gry.

Jenna nie była ekspertem od koszykówki – trenerem została

po przeczytaniu kilku książek wypożyczonych z miejscowej
biblioteki. Jednak nawet ona szybko się zorientowała, że Zach
musiał być na studiach świetnym graczem. Na pewno mógł
zostać zawodowcem. A jednak wybrał zawód lekarza.
Widocznie ma nie po kolei w głowie.

W miarę jak się rozgrzewał, biegając po boisku i

wykonując próbne rzuty, chłopcy zaczęli się trącać łokciami i
z rosnącym uznaniem kręcić głową. Teraz mijała druga
godzina treningu, a oni po prostu chłonęli każde jego słowo.

– Czy wszyscy wiedzą, co mają robić? – zapytał. Jenna

stworzyła dwie drużyny: jedną złożoną z chłopców, drugą z
dziewcząt. Zach ofiarował się szkolić oba zespoły. – Dobra.
Ustawcie się po dwu stronach kosza i rzucajcie na zmianę.

Chłopcy o dziwo bez szemrania spełnili polecenie, po

każdym rzucie oddając sobie piłkę, jakby od dawna przywykli
do dyscypliny. Jenna każdy udany strzał nagradzała

background image

oklaskami.

– Super! Tylko tak dalej! – wykrzykiwała. W duchu

przyznała, że jest sto razy lepszym kibicem niż trenerem. Zach
podszedł do niej.

– Masz ochotę się przyłączyć? – zapytał.
– Ja? Ależ skąd, gram jak noga – odparła ze śmiechem.
– Naprawdę? – zdziwił się. – To skąd ci przyszło do głowy,

żeby ich uczyć gry w kosza?

– To proste. Dzieciaki chciały w coś grać, koszykówką

wszyscy się pasjonują, więc nauczyłam się reguł gry, które
okazały się wcale nie takie trudne. Może jestem niezdarna, ale
nie jestem głupia.

– Na pewno nie – przyznał, podszedł bliżej i ujął jej dłoń w

obie ręce. – Ani niezdarna. Wręcz odwrotnie. Jesteś bardzo
bystra, a do tego czarująca.

Dłonie Zacha były silne i gorące, a jednocześnie delikatne.

Jenna z trudem opanowała chęć rzucenia mu się w ramiona.
Zwariowała czy co?

– Dziękuję za miłe słowa – wybąkała. Szybko cofnęła rękę,

mówiąc sobie, że nie powinna nawet myśleć o jakimkolwiek
zbliżeniu. Tak emocjonalnym, jak i fizycznym. Zach jest
dobry i mądry, niemniej on i ona należą do dwu odrębnych,
obcych sobie światów. Nie mają z sobą nic wspólnego. –
Zdaje się, że chłopcy skończyli drugą kolejkę rzutów –
zauważyła.

– Aha. – Z wyraźnym żalem wrócił na boisko. – W

porządku, chłopcy! A teraz podzielcie się na dwie drużyny.
Chcę zobaczyć, jak sobie radzicie na pozycjach.

Zajął się na nowo swymi młodymi podopiecznymi, jednak

serce Jenny wciąż biło w przyspieszonym tempie. Wzięła na
uspokojenie kilka głębokich oddechów, lecz jej oczy i tak
śledziły postać Zacha, a nie to, co działo się na boisku.

– Weźcie się w garść, chłopcy, więcej skuteczności! –

background image

zawołał Zach. – Najważniejsze to dobiec z piłką pod kosz i
wykonać rzut, zanim dogoni cię obrona! A własna obrona
musi to umożliwić za wszelką cenę. Ruszać się! Z życiem!

Jenna oderwała oczy od Zacha i rozejrzała się po boisku.

Zdumiało ją, jak pobudzająco podziałał na chłopców okrzyk
nowego trenera. Ich wysiłki momentalnie się wzmogły.
Biegali jak w ukropie, atakując, broniąc się, wykonując
strzały, natychmiast zawracając, gdy udało się odebrać
przeciwnikowi piłkę. Po paru minutach poczuła się zmęczona
od samego patrzenia.

Jeden z zawodników musiał się chyba potknąć w biegu,

gdyż runął z rozpędu na ziemię. Kolega z drużyny pochylił się
nad nim.

– Panie doktorze! – zawołał. – Damien coś sobie zrobił.
Zach podbiegł do leżącego. Jenna za nim.
– Cofnijcie się, chłopcy! – zawołał Zach. – Pozwólcie mi

go obejrzeć.

Jenna i Zach uklękli obok poszkodowanego. Chłopak stracił

przytomność. Czyżby aż tak mocno uderzył głową o podłogę?
Jenna zaczęła mierzyć mu puls, gdy tymczasem Zach
odciągnął powiekę chłopca, by obejrzeć źrenicę.

– Puls nieregularny, przyspieszony – szepnęła.
– Czy kiedykolwiek miał kłopoty z sercem? – zapytał Zach.
– Nic mi o tym nie wiadomo – odparła urażonym tonem. –

W ośrodku każdy zawodnik przechodzi raz na dwa lata
kompletne badania. Mam w biurze kartę zdrowia Damiena, ale
dobrze wiem, kto z moich podopiecznych ma problemy ze
zdrowiem i na pewno nie ma wśród nich Damiena.

– Źrenice reagują i nie są rozszerzone – mruknął Zach. – To

by wskazywało, że przyczyną utraty przytomności nie był uraz
głowy.

– Damien, słyszysz mnie? – Lekko potrząsnęła chłopca za

ramię. – Damien, spróbuj otworzyć oczy.

background image

Powieki chłopca drgnęły, po czym się uniosły.
– Co się stało?
– Właśnie usiłujemy to ustalić – odparł Zach. – Co czujesz?
– Chce mi się rzygać – z brutalną szczerością oświadczył

chłopak, chwytając się za brzuch.

– Nie ruszaj się. – Zach podniósł wzrok na Jennę. – Trzeba

go odtransportować do szpitala dziecięcego.

– Jasne. – Jenna wyciągnęła komórkę i wybrała numer 911,

prosząc o pilne przysłanie karetki.

Popatrzyła z niepokojem na Damiena. Wśród jej

podopiecznych zdarzały się już przypadki dolegliwości
sercowych wskutek eksperymentów z kokainą. Czy Damien
zrobił coś tak głupiego? Miała nadzieję, że nie, lecz musiała
się upewnić.

– Powiedz mi szczerze, czy nie miałeś ostatnio do czynienia

z narkotykami? Crackiem albo kokainą?

– Słowo daję, że nie. Dałem sobie z tym spokój. Czyli

dawniej brał. Czy wcześnie zażywane narkotyki mogły
uszkodzić mu serce? Niewykluczone.

– Narkotyki? – zdziwił się Zach. – Ja bym raczej

podejrzewał syndrom Quicka.

– Co to? – Jenna pierwszy raz słyszała o takiej chorobie. –

To jakiś rodzaj dziedzicznej niewydolności serca?

– Zazwyczaj tak. – Zach ujął nadgarstek chłopca, aby

jeszcze raz zmierzyć mu puls. – Jedną z najczęstszych
przyczyną nagłych omdleń u młodych ludzi w trakcie
intensywnych zajęć sportowych jest przerwa w pracy serca.
Standardowe objawy to mdłości i zawrót głowy, prowadzące
do utraty przytomności. – Twarz mu spoważniała. – Czasami
nawet do śmierci. Na szczęście jego serce zatrzymało się tylko
na krótki moment.

Z tym Jenna mogła się zgodzić, choć nadal skłonna była

złożyć zapaść Damiena na karb narkotyków. Zresztą wcale nie

background image

jest powiedziane, że nadal ich nie bierze, tylko nie chce się do
tego przyznać, bo za narkotyki grozi wydalenie z ośrodka.

Przeraźliwy dźwięk syreny oznajmił zbliżanie się karetki.

Zach wstał i podszedł do chłopców.

– Przykro mi, ale musimy zakończyć dzisiejszy trening. Ale

nie martwcie się, umówimy się na inny raz.

Widząc zawiedzione miny swoich podopiecznych, Jenna

chciała w pierwszej chwili zaprotestować, lecz po namyśle
przyznała Zachowi rację. Powinna pojechać z Damienem do
szpitala, a Zach nie może zostać sam, ponieważ zgodnie z
obowiązującymi w ośrodku przepisami podczas zajęć muszą
być zawsze obecne dwie dorosłe osoby.

Karetka zajechała pod wejście do budynku i po krótkiej

chwili do sali wbiegło dwóch mężczyzn z noszami. Jenna
rozpoznała w nich Miguela i Kurta, z którymi pracowała
czasami w pogotowiu i którzy udzielali się również w
ośrodku.

– Cześć, Jenna! – powitał ją Kurt. – Co słychać?
– No właśnie – dodał Miguel. – Od dawna się nie

pokazujesz. Zaczęliśmy się o ciebie niepokoić.

– U mnie wszystko dobrze. Ale teraz zajmijcie się

Damienem. Ma bardzo nieregularny puls. Podczas gry w
koszykówkę upadł nagle i stracił przytomność.

Mężczyźni pochylili się nad chłopcem. Podłączyli go do

przenośnego monitora i przeprowadzili ogólne oględziny.

– Faktycznie, puls bardzo przyspieszony – stwierdził

Miguel.

– Moim zdaniem należy zastosować betabloker i jak

najszybciej przetransportować chłopaka do Trinity na oddział
ratowniczy – wtrącił się Zach.

Kurt i Miguel rzucili mu zaciekawione spojrzenia.
– Zach jest lekarzem, pracujemy razem w Lifeline –

pospiesznie wyjaśniła Jenna. – A teraz przełóżmy chłopca na

background image

nosze.

Po paru minutach wszystko było gotowe. Młodzi

koszykarze popatrywali niespokojnie na wywożonego na
noszach kolegę. W obliczu grożącego mu niebezpieczeństwa
ich twarze przybrały dziwnie bezradny, niemal dziecinny
wyraz. W niczym nie przypominali uzbrojonych w noże
chojraków, którzy tydzień temu przerwali mecz dziewczęcych
drużyn. Jenna odciągnęła Zacha na bok.

– Ja muszę chwilę zostać, żeby zawiadomić matkę Damiena

i zamknąć ośrodek – szepnęła. – Czy mógłbyś pojechać z nim
do szpitala? Będę tam za pół godziny.

– Jasne. – Zach sięgnął do kieszeni i podał jej kluczyki. –

Bądź tak dobra i przyprowadź mój samochód.

Jenna, chcąc nie chcąc, musiała się zgodzić.
– Co jeszcze wymyślisz, żeby mnie zmusić do korzystania z

twojego samochodu?

– To się dopiero okaże. – Rzucił jej szelmowski uśmiech. –

Do zobaczenia.

Stanął z boku, czekając, aż Kurt i Miguel umieszczą nosze

w karetce, po czym wsiadł za nimi tylnymi drzwiami.

Odprowadziwszy wzrokiem odjeżdżający ambulans, Jenna

zwróciła się do chłopców z pytaniem:

– Pomożecie mi zebrać z boiska sprzęt?
Odpowiedział jej chóralny pomruk zgody. Podniesiona tym

na duchu udała się do biura, by zawiadomić matkę Damiena o
wypadku. Niestety matki nie było w domu, nie odebrała też
telefonu komórkowego, wobec czego Jenna była zmuszona
nagrać wiadomość. Tymczasem przygaszeni wypadkiem
chłopcy zdążyli załadować piłki na wózek i zawieźć je do
magazynu. Paru nadal kręciło się po sali, jakby chcieli o
czymś porozmawiać. Pierwszy odezwał się Lucas:

– Czy Damien wyzdrowieje?
– Czy to był atak serca? – dorzucił Joey. – Mój brat miał

background image

coś podobnego, kiedy miał dwadzieścia cztery lata, a lekarz
powiedział, że to od kokainy.

– To możliwe – przyznała Jenna. Jej twarz spoważniała. –

Kokaina robi w sercu straszne spustoszenia. A jeśli chodzi o
Damiena, to jeszcze nie wiadomo. Może mieć wadę serca, ale
wszystko się okaże po przeprowadzeniu badań.

– Zawał przed osiemnastką, to by dopiero była obsuwa! – z

ponurą miną zauważył Lucas.

Chłopak wydawał się szczególnie poruszony ostatnim

wydarzeniem. Jenna miała nadzieję, że przypadek Damiena
zniechęci chłopców do eksperymentowania z narkotykami.
Klepnęła Lucasa w ramię.

– Zawał to obsuwa niezależnie od tego, kiedy człowieka

dopadnie – powiedziała.

– Ale u starych to chyba normalne, nie? – zdziwił się.
– Koniec, chłopcy! – przerwała dyskusję Jenna. – Muszę

jeszcze przed zamknięciem ośrodka umyć podłogę, a wy
będziecie mi w tym tylko przeszkadzać.

– Da nam pani znać, co z Damienem? – poprosił na

odchodnym Lucas.

– Jeśli tylko wyrazi na to zgodę – przyrzekła. – A teraz już

was nie ma, bo inaczej nigdy nie dotrę do szpitala.

Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności zamknęła

drzwi na klucz i wyszła na ulicę. Znalazła bez trudu samochód
Zacha i wsunęła się na miękkie, obite beżową skórą siedzenie.
Zach musiał go kupić całkiem niedawno, gdyż wnętrze nadał
pachniało nowością.

Przez moment zatęskniła za poczuciem swobody, jakie daje

posiadanie własnego samochodu, którym można w każdej
chwili dotrzeć w dowolnie wybrane miejsce. Jeśli w tym
miesiącu nie wpłaci składki na uniwersyteckie konto Rae,
będzie mogła odebrać swoje auto. Co prawda jej rozklekotany
rzęch nie może się mierzyć z komfortowym lexusem. A co

background image

gorsza, gdyby postąpiła w ten sposób, a stare auto znowu się
popsuło, w dalszym ciągu nie miałaby czym jeździć, a na
koncie Rae znajdowałoby się mniej pieniędzy. Czyli skórka
niewarta wyprawki. Bijąc się nadal z takimi myślami,
wjechała na parking szpitala dziecięcego.

Zacha znalazła w poczekalni.
– Gdzie on jest? – spytała przestraszona tym, że Zach siedzi

sam. – Nie pozwolili ci być przy nim?

– Nie denerwuj się – odparł uspokajającym tonem. – Byłem

z nim przez cały czas, ale teraz robią mu echokardiogram.

Poczuła skruchę. Zach jest dobrym i przyzwoitym

człowiekiem, nie powinna go bez powodu atakować.

– Przepraszam, ale zrobiło mi się przykro na myśl, że

Damien może jest sam i nie ma przy nim przyjaznej duszy.

– Świetnie cię rozumiem. – Zach posadził Jennę obok

siebie. – Jest jedna dobra wiadomość. Zrobiono mu badanie na
obecność narkotyków we krwi i wynik był negatywny.
Ponadto po wstępnym EKG lekarz nie wykluczył syndromu
Quicka. W sumie dzisiejszego omdlenia nie można przypisać
zażywaniu narkotyków.

– No dobrze.
– No dobrze? To wszystko, co masz do powiedzenia? –

obruszył się Zach. – Po tym, jak oskarżyłaś chłopaka o to, że
jest ćpunem?

Teraz ona poczuła się niesprawiedliwie zaatakowana.
– Nie mów do mnie w ten sposób. Cieszę się, że badanie

dało wynik negatywny. Ale ty zachowujesz się, jakbyś nigdy
nie słyszał o pladze narkomanii wśród nastolatków. Nie masz
pojęcia, ilu młodych ludzi z mojej dzielnicy eksperymentuje z
narkotykami.

– Nie wiem, czy nie przesadzasz. Najwyraźniej nie miał

pojęcia o skali zjawiska.

– Może czasem przesadzam i mam skłonność do

background image

czarnowidztwa, ale dzięki temu unikam wielu złudzeń i
zawodów. Zresztą sam słyszałeś Damiena, który przyznał się
pośrednio do jakichś kontaktów z narkotykami. A to mogło
negatywnie oddziałać na stan jego serca.

– Wszystko to prawda, niemniej wolałbym, żebyś z góry

tych dzieci nie potępiała – ciągnął swoje Zach. – Wolisz im
przypisać wszystko, co najgorsze, żeby nie doznać zawodu. A
potem mówisz, że to ja jestem egoistą.

Zabolała ją ta uwaga.
– Nic o mnie nie wiesz – oburzyła się. – Nie wiesz, jak

bardzo mi na nich zależy. Nie masz pojęcia, ile muszę się
namordować, namawiając dorosłych, żeby zechcieli poświęcić
trochę czasu na bezinteresowną pracę w ośrodku. Gdybym nie
przymusiła Kurta i Miguela, zostałabym praktycznie sama. A
gdyby nie moje petycje do burmistrza, ośrodek dawno
zostałby zamknięty. Więc wypraszam sobie wygłaszanie
krytycznych sądów na mój temat, panie doktorze.

– A tobie wolno stale mnie krytykować? – zrewanżował się,

lecz znacznie łagodniejszym tonem. Pojednawczym gestem
wziął ją za rękę. – A w ogóle, to bardzo cię lubię i szanuję.
Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką w życiu spotkałem.
Uważam jednak, że czasami w swoich ocenach posuwasz się
za daleko. Nie jest tak, że w Barclay Park mieszkają sami źli
ludzie, a na Wzgórzu same anioły. Kto jak kto, ale ty
powinnaś o tym wiedzieć.

– To nie tak – odparła niepewnym tonem.
W słowach Zacha było sporo racji. Bojąc się grożących

siostrze niebezpieczeństw, skłonna była widzieć wokół siebie
jedynie zło, zapominając, że i w Barclay Park dzieją się rzeczy
godne uznania. Może tego dobra nie było dużo, na pewno
mniej niżby sobie życzyła, lecz Zach ma rację, mówiąc, iż
dzielnica ta nie jest siedliskiem samych okropności.

– Nie powiedziałaś tego wprost, ale swoim zachowaniem

background image

dajesz to do zrozumienia – odparował Zach. – Trudno
odmówić słuszności przysłowiu o tym, że czyny mówią więcej
niż słowa.

Nim Jenna zdążyła zareagować, do poczekalni wpadła

kobieta, na której twarzy malowały się strach i rozpacz.

– Gdzie mój syn? Nazywa się Damien Goodman. Jestem

jego matką i muszę go zobaczyć. Nie wiem, co mu się stało.

Jenna wstała i podeszła do niej.
– Dzień dobry, nazywam się Jenna Reed. To ja zostawiłam

pani wiadomość, że Damien został zabrany do szpitala. Syn
czuje się już lepiej, ale w tej chwili robią mu jeszcze dalsze
badania. – Rzuciła Zachowi spojrzenie, w którym była prośba
o pomoc. – Doktor Zach potrafi pani więcej powiedzieć niż ja.

– Ale czy mogę zobaczyć syna? Bardzo proszę – błagalnym

tonem zwróciła się pani Goodman do dyżurnej pielęgniarki.

– Zaraz się dowiem, kiedy będzie pani mogła do niego

wejść – odparła pielęgniarka, podnosząc słuchawkę.

Tymczasem Jenna przedstawiła Zacha matce Damiena.
– Byłem przy Damienie, kiedy badali go lekarze. Zbadano

mu krew i podano lekarstwa na uspokojenie pracy serca.
Ciśnienie krwi było w normie i już po paru minutach syn
poczuł się znacznie lepiej.

– Ale dlaczego? Co mu się stało? – Pani Goodman

najwyraźniej nie rozumiała, z jakiego powodu Damien znalazł
się w szpitalu.

Jenna milczała, pozwalając, by Zach opowiedział zbolałej

matce kolejne wydarzenia, zaczynając od zemdlenia podczas
treningu, wezwania karetki i przyjazdu do szpitala, aż po
odbywające się w tej chwili badanie serca.

– Pani Goodman, syn jest już w szpitalnej sali. Zaprowadzę

panią do niego – odezwała się pielęgniarka.

– Bardzo panu dziękuję. – Uścisnąwszy Zachowi dłoń, pani

Goodman pospieszyła za pielęgniarką.

background image

– Ja też nie wiem, jak ci dziękować – rzekła Jenna,

obdarzając Zacha pełnym wdzięczności spojrzeniem. – Biedna
kobieta strasznie się zdenerwowała.

– Ty też byś się denerwowała, gdyby chodziło o Rae. –

Ponownie ujął jej dłoń. Jenna nie miała siły jej cofnąć. –
Chodźmy stąd, jestem piekielnie głodny. Zjemy coś, a potem
odwiozę cię do domu.

Już miała powiedzieć, że wróci do domu autobusem, lecz w

ostatniej chwili ugryzła się w język. Zach ma chyba sporo
racji, a ona czepia się go, bo ma mu za złe, że nie musiał
dorastać w Barclay Park. Czyżby była „inną” snobką?

To naturalne, że przyjaciele idą razem na lunch albo

odwożą się do domu. Nie trzeba tego traktować jak randkę.
Mimo tak uspokajającego wniosku Jenna przygładziła włosy i
pożałowała swego zgrzebnego stroju.

– Niezły pomysł – odparła niby obojętnym tonem. Zach nie

powinien sobie pomyśleć, że jej zależy na jego towarzystwie.
– Ja też zgłodniałam – dodała z nieśmiałym uśmiechem.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Uzyskawszy zgodę Jenny, Zach zaczął się gorączkowo

zastanawiać, dokąd zabrać ją na lunch. Z miejsca wykluczył
eleganckie restauracje, a to głównie ze względu na to, że oboje
byli ubrani w stroje sportowe. Pojechać do baru szybkiej
obsługi? Zach nie był wybredny, nie chciał jednak, by Jenna
pomyślała, iż jego zdaniem nie zasługuje na nic lepszego.

Po długim namyśle zdecydował się na kompromis.

Zadzwonił do swojej ulubionej włoskiej restauracji i zamówił
jedzenie na wynos.

Zerknął z ukosa na swą towarzyszkę. Wciąż nie mógł do

końca uwierzyć, że ma Jennę obok siebie. Jeszcze w trakcie
prowadzenia treningu do jego świadomości dotarła pewna
oczywista prawda. Ta mianowicie, że nie jest w stanie
ignorować wrażenia, jakie robi na nim fizyczna atrakcyjność
Jenny i nie wystarczy mu bycie jej przyjacielem.

Musi jednak postępować bardzo ostrożnie, żeby jej nie

wystraszyć. Pierwszym jego celem powinno być zburzenie
tego muru samodzielności, którym się obudowała. Dlatego
będzie na razie trzymał swoje pragnienia na wodzy.

Siedzieli teraz w samochodzie na parkingu restauracji

Giovani’s, czekając na zamówione jedzenie, a Zach
zastanawiał się nad wyborem neutralnego tematu rozmowy.

– Jak radzi sobie Rae? – zapytał.
– Nie najgorzej – przyznała. – Przysiadła fałdów na tyle,

żeby zdać końcowe egzaminy, a nawet poszła na uroczyste
rozdanie matur. No i została przyjęta na studia. Mam nadzieję,
że wyjdzie w końcu na ludzi.

Zach uważał, że Jenna zanadto się upiera przy tym, by jej

siostra skończyła studia, ale nie powiedział tego. Jej obsesja
na tym punkcie i potrzeba sprawowania nad wszystkim
kontroli ma pewnie swe źródło w ciężkich doświadczeniach

background image

dzieciństwa albo wczesnej młodości.

– O ile Rae jest młodsza od ciebie? – zapytał.
– O sześć lat. Miałyśmy różnych ojców, choć żaden z nich

nie został w domu na tyle długo, żeby odegrać w naszym
życiu istotną rolę.

Poruszony jej brutalną szczerością, w pierwszej chwili nie

wiedział, jak zareagować. Na szczęście pracownik restauracji
zapukał w szybę samochodu. Zach otworzył okno, odebrał
jedzenie i podał kelnerowi pieniądze wraz z sutym napiwkiem,
po czym spojrzał na Jennę, która z zadowoleniem pociągnęła
nosem.

– Uhm – mruknęła. – Pachnie wspaniale.
– Zjedzmy lunch w parku – zaproponował, wyjeżdżając na

ulicę. – Usiądziemy sobie na świeżym powietrzu i będziemy
się raczyć spaghetti z czosnkowym chlebem.

– Pysznie. – Jenna otworzyła torbę i zajrzała do środka. –

Ale pospiesz się, bo inaczej nic dla ciebie nie zostanie. Jestem
głodna jak wilk.

Do parku na szczęście nie było daleko. Wysiadłszy z

samochodu, znaleźli sobie ładny, zaciszny zakątek i w pełnej
zadowolenia ciszy zabrali się do pałaszowania smakowitego
dania. Widząc, w jakim tempie znika jedzenie, Zach był już
gotowy wrócić do Giovani’s po dokładkę.

– O nie, dziękuję, już się najadłam – zaprotestowała,

rumieniąc się po same uszy. – Wiem, to bardzo nieładnie tak
szybko pochłaniać jedzenie, ale musisz mi wybaczyć złe
przyzwyczajenia, za które winę ponosi praca w pogotowiu.
Najpilniejsze wezwania zawsze przychodzą w trakcie przerwy
na lunch.

– Znam to. Na ratownictwie było to samo – odparł z

uśmiechem. – Niemniej umieliśmy zadbać o nasze żołądki.

Jenna roześmiała się. W jednej chwili twarz jej się

rozjaśniła, a Zachowi mocniej zabiło serce. Powinien sprawić,

background image

by częściej się śmiała.

– My też nie dajemy się zagłodzić. Jedyne, co potrafi mnie

odstraszyć od jedzenia, to robactwo.

Mógł sobie tylko teoretycznie wyobrazić, z czym się

stykała, pracując w pogotowiu w dzielnicy Barclay Park.
Najwyższy czas zmienić temat.

– Spodziewałem się spotkać dziś rano Rae w ośrodku.

Dlaczego jej nie było? – zapytał.

– Nie mogła przyjść, bo dostała na lato posadę w barze

szybkiej obsługi.

– Poszła do pracy? – zdziwił się Zach. Był przekonany, że

siostry żyją wyłącznie z zarobków Jenny.

– No pewnie. – Jenna popatrzyła na niego z politowaniem.

– Nie wiem, co cię tak dziwi. Wyobrażałeś sobie, że będę
płacić za jej telefon komórkowy i osobiste wydatki?
Człowieku, oprzytomniej!

Nie mógł się nie roześmiać.
– Masz rację, musi się uczyć samodzielności. W końcu

wkrótce skończy osiemnaście lat.

– No właśnie. – Jenna zaczęła zbierać puste pojemniki i

wkładać je do torby. – Dziękuję, to był wspaniały lunch.
Jestem ci wdzięczna, że poświęciłeś nam tyle czasu. Niestety,
muszę już jechać, Rae powinna wkrótce wrócić.

Nie chciał jeszcze odwozić jej do domu, lecz zdecydowany

błysk w oczach Jenny zamknął mu usta. Dokończywszy
porządków, wstał i pomógł jej podnieść się z trawy.

– No dobrze, chociaż miałem nadzieję, że zdążymy jeszcze

porozmawiać i ustalić terminy następnych treningów.

Spacerowym krokiem wrócili do samochodu, wyrzucając

po drodze torbę po lunchu do kosza. Zach otworzył jej drzwi
po prawej stronie, a gdy wsiadła, obszedł samochód i zajął
miejsce za kierownicą.

– Musiałabym najpierw sprawdzić plan innych zajęć w

background image

ośrodku – odezwała się Jenna. – Wynotuję wolne dni i
godziny, a ty mi powiesz, które ci odpowiadają.

– Brzmi to rozsądnie. W razie kolizji mogę się dostosować,

zmieniając pory swoich dyżurów. – Jechali przez miasto,
zmierzając w stronę jej domu.

Zach nie chciał się z Jenną rozstawać, lecz od tak dawna nie

spotykał się z kobietami, iż nie wiedział, co zrobić, żeby z nim
została. Mógłby zaproponować wypad do kina, ale nie miał
pojęcia, co gdzie grają. Nie wiedział również, czy w Miller
Park odbywa się dziś mecz koszykówki ani czy Jenna lubi
sportowe imprezy. W ogóle nie miał pojęcia, jak spędza wolne
chwile.

– Nie pogniewasz się, jeżeli zadzwonię do szpitala zapytać

o Damiena? – spytała, wyjmując telefon.

– Oczywiście, że nie. – Usłyszał, że rozmawia z dyżurną

pielęgniarką, po czym prosi o połączenie z pokojem chłopca.
Po paru minutach zamknęła telefon.

– Rozmawiałaś z nim?
– Nie, w jego pokoju nikt nie odpowiada, a pielęgniarka

niewiele mogła mi powiedzieć poza tym, że Damien zostanie
do jutra w szpitalu.

– Na pewno robią mu kolejne badania i dlatego nie odebrał

telefonu – uspokoił ją Zach. – Nie martw się, później do niego
zadzwonisz.

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się. – W każdym razie nie

został przeniesiony na intensywną terapię. To dobry znak.

Zach zwolnił i po paru chwilach zaparkował przed domem

Jenny.

– Mam propozycję – powiedział. – Czy nie poszłabyś ze

mną wieczorem do kina? Oboje nie mamy dziś nocnego
dyżuru.

Jenna, która trzymała już rękę na klamce, odwróciła się w

jego stronę. Na jej twarzy malował się autentyczny żal.

background image

– Przykro mi, ale pracuję dziś w nocy w pogotowiu.
– Nadal pracujesz w pogotowiu?
– No cóż, dorabiam, gdzie mogę. Dziękuję za lunch i

poprowadzenie treningu. Chłopcy wiele się nauczyli.

– Jenna, jeszcze chwilę. – Nie wiedział, jak ją zatrzymać

albo przynajmniej skłonić, aby zaprosiła go do domu. Ona
tymczasem otworzyła drzwi i wysiadła.

– Do zobaczenia! – Pomachawszy mu ręką jak pierwszemu

lepszemu znajomemu, weszła do domu, zamykając za sobą
drzwi.

Patrzył w ślad za nią, poruszony do głębi jej ostatnim

wyznaniem. Mimo pracy na dwóch posadach Jenna nie może
sobie pozwolić na naprawę auta. Wolał nie myśleć o rym, na
co jeszcze brakuje jej pieniędzy.


Parę dni później Jenna wstała wczesnym rankiem, myśląc z

przyjemnością o czekającym ją dziennym dyżurze w Lifeline.
Wprawdzie praca w zwykłym pogotowiu była stosunkowo
lekka, ale gdyby miała wybór, wolałaby zostać w służbie
powietrznej. Nie tylko ze względu na wyższe zarobki, ale i
ponieważ od lekarzy Lifeline więcej mogła się nauczyć.

Zawód ratownika zadowalał jej ambicje, dopóki Zach nie

podsunął jej myśli o podjęciu studiów. Nie rób sobie złudzeń,
mruknęła po nosem, wchodząc do łazienki i rozpoczynając
poranną toaletę od mycia zębów. Jej spojrzenie padło na kosz
do śmieci. Zaintrygowana jego zawartością, pochyliła się i
nagle nogi się pod nią ugięły.

Na leżącym w koszu opakowaniu widniał napis: „Test

ciążowy”. Zamknęła oczy, mając nadzieję, że to przywidzenie
i kiedy otworzy oczy, napis zniknie.

Nie zniknął. Rae jest w ciąży albo przynajmniej to jej grozi.

Wszystkie

marzenia

Jenny

o

zapewnieniu

siostrze

wykształcenia mogą rozpaść się w proch. Musi się upewnić.

background image

Musi

poznać

prawdę.

Natychmiast.

Wyciągnąwszy

opakowanie, zaczęła grzebać w koszu, szukając testowego
paska. Czy wynik będzie nadal czytelny? Chyba tak.

Nic nie znalazła. Wysypała zawartość kosza na podłogę.

Nadal nic. Gdzie się podział wynik? Co Rae z nim zrobiła?
Pewnie zabrała do pokoju.

Rae nie było w domu, ponieważ nocowała u swojej

przyjaciółki Claire. Czując się jak włamywacz albo szpieg,
Jenna przeszukała pokój siostry, ale i tu nie znalazła tego,
czego szukała. Spojrzała na zegarek. Musi się pospieszyć, jeśli
nie chce spóźnić się do pracy. Pobiegła z powrotem do
łazienki, by wziąć prysznic.

Kiedy już była ubrana, weszła do kuchni, ale ze

zdenerwowania nie była w stanie niczego przełknąć. Co
będzie, jeśli siostra jest w ciąży? Jak sobie poradzą z
dzieckiem? Skąd wezmą pieniądze na opłacenie żłobka albo
opiekunki? Takie i inne rozpaczliwe myśli kotłowały się
Jennie w głowie. Chwyciwszy baton śniadaniowy, popędziła
na przystanek. Wsiadła do autobusu w ostatniej chwili i, nie
patrząc na pozostałych pasażerów, opadła na pierwsze lepsze
wolne siedzenie.

Patrząc w okno, kolejny raz rozpamiętywała różne

ewentualności. Może wynik testu był negatywny, a ona
niepotrzebnie się zamartwia. Ale równie dobrze mógł wypaść
pozytywnie i nie wiadomo, co je obie czeka.

Zacisnęła powieki, wstrzymując cisnące się do oczu łzy.

Same studia będą wymagać od Rae wysiłku, a gdyby miała do
tego zajmować się dzieckiem, nie ma mowy, żeby dała sobie
radę. Zwłaszcza że ani ona, ani Jenna nie mogą sobie
pozwolić na porzucenie pracy.

Co więcej, Jenna nie miała najmniejszej ochoty opiekować

się dzieckiem siostry. Może to egoistyczne z jej strony, ale tak
jest. Zbyt długo marzyła o zapewnieniu siostrze solidnego

background image

wykształcenia, a w przyszłości dobrej posady. Nie mówiąc już
o zrodzonym niedawno pragnieniu, by samej pójść na studia.

Pod koniec jazdy Jenna zdołała jednak opanować miotające

nią emocje i idąc od przystanku do stacji Lifeline, starała się
nie myśleć o osobistych kłopotach.

– Cześć, Jenna – powitał ją Zach.
– Cześć. Jak minęła noc? Mieliście wiele wezwań?
– Nie było mnie na nocnej zmianie. Zamiast mnie dyżur

wzięli Ethan i Kate. Jestem teraz na dyżurze razem z tobą.

– Ach tak – odparła bez entuzjazmu.
Nalała sobie kawy i udała się do pokoju odpraw.
– Cześć Jenna, cześć Zach – przywitał ich Ethan, szeroko

się uśmiechając. – Jeśli można coś wróżyć na podstawie
minionej nocy, czeka was ciężki dzień.

– Było gorąco? – spytał Zach.
– To mało powiedziane. Najpierw dwa transporty chorych z

ostrego dyżuru na intensywną terapię, a poza tym istne
szaleństwo wezwań do nagłych przypadków.

– Więc może wyczerpaliście pulę nagłych przypadków na

dzisiaj, a nam nic się już nie trafi – zażartowała Jenna. –
Mogliście coś dla nas zostawić, żebyśmy nie posnęli.

– Daruj, Jenna, ale to nie wina Ethana, że przyciąga ciężkie

przypadki jak magnes – roześmiała się Kate. – Nasze dyżury
zawsze tak wyglądają.

– Były zejścia śmiertelne? – zapytał Zach. Ethan zrobił

przeczący ruch głową.

– Nie, przynajmniej na razie.
Jenna dolała sobie kawy i wyłączyła się z ogólnej

rozmowy. Czy jeśli teraz zadzwoni, Rae odbierze telefon? A
jeśli nawet, czy odpowie na pytanie o test?

– Jenna? – Dopiero poczuwszy na ramieniu rękę Zacha,

zadała sobie sprawę, że do niej mówi.

– O co chodzi?

background image

– Czy coś ci jest? Źle wyglądasz.
Jenna o mało się nie rozkleiła. Przez krótki moment miała

ochotę przytulić się do niego i poprosić, aby ją pocieszył i
dodał otuchy. Była jednak tak przyzwyczajona radzić sobie w
życiu bez pomocy, że nie potrafiła zwierzyć się z kłopotów.

– To nic, jestem tylko trochę zmęczona – odparła.
– Jaka będzie pogoda? – zapytała, zwracając się do Nate’a.
– Niezła. Tylko na południe zapowiadają przelotne opady,

ale bez burz.

Zadzwonił telefon. Jenna znajdowała się najbliżej, więc

podniosła słuchawkę.

– Tu centrala. Dzwonili przed chwilą ze Szpitala

Summerset. Proszą o przetransportowanie pacjenta z
intensywnej terapii do Trinity. Czekamy jeszcze na
wiadomość z Trinity, czy są gotowi na przyjęcie.

– Proszę o nazwisko pacjenta i diagnozę. – Przyciskając

słuchawkę brodą do ramienia, sięgnęła po pióro i zaczęła
notować. – Dajcie znać, jak tylko dostaniecie odpowiedź z
Trinity.

– No to mamy pierwsze wezwanie – zauważył Zach.
– A nie mówiłem? – Ethan uśmiechnął się pod nosem. –

Powodzenia. Czeka was gorący dyżur.

– Tak, zanotowałam – mówiła Jenna do słuchawki.
– Margaret Ponches, wiek dwadzieścia cztery lata, wczoraj

rodziła. W trakcie porodu płyn owodniowy spowodował zator.
– Zerknęła na Zacha. – Czy to brzmi prawdopodobnie? Czy
płyn owodniowy mógł przedostać się do krwi?

– Owszem, i to jest bardzo groźne – przytaknął. – Nate,

warto z góry przygotować helikopter.

– Już jest wyprowadzony z hangaru. Czułem, że będzie

robota – mruknął Nate.

Wyglądało na to, że nocna gorączka będzie trwała. Jenna

byłaby z tego nawet zadowolona, bo wolała pracować niż

background image

siedzieć i się zamartwiać, gdyby nie to, że przypadek młodej
kobiety z poważnymi komplikacjami po porodzie będzie jej
przypominał o sytuacji młodszej siostry.

– Jakiś kłopot z Rae? – spytał Zach, kiedy szli na

lądowisko. – Nie wyglądasz na zmęczoną, tylko zmartwioną.
Tak samo wyglądałaś po wypadku Damiena.

– A właśnie, z Damienem wszystko w porządku – odparła,

chcąc za wszelką cenę zmienić temat. – Wrócił wczoraj do
domu.

Ich pagery odezwały się w tej samej chwili. Centrala

informowała, że Trinity jest gotowe na przyjęcie pacjentki. A
także, że pacjentka jest podłączona do respiratora i są jej
podawane środki powodujące skurcz naczyń.

– Lecimy – oświadczyła Jenna, chwytając torbę i wsiadając

do śmigłowca.

Kiedy usadowili się w środku, Zach podjął nową próbę.
– Widzę, że masz jakieś zmartwienie. Powiedz mi, co się

stało. To ci przyniesie ulgę, a poza tym pozwoli lepiej się
skoncentrować na pracy.

– Nie chcę o tym mówić. – Sprawa była dla niej zbyt

bolesna. Samo myślenie o możliwej ciąży Rae przyprawiało
Jennę o bolesny skurcz serca. Zresztą mogła się domyśleć, jak
by Zach zareagował. Powiedziałby pewnie, że Rae jest na tyle
dorosła, by ponosić odpowiedzialność za swoje postępowanie.
Jeśli chce mieć dziecko, to jej sprawa, a nie Jenny. I jeszcze
by jej poradził, żeby pozwoliła siostrze samodzielnie układać
sobie życie.

Wszystkie obawy Jenny wróciły ze zdwojoną siłą. Z trudem

przełknęła ślinę. Wcisnęła guzik mikrofonu, by połączyć się z
pilotem.

– Nate, jak długo potrwa lot do Summerset?
– Najwyżej dwadzieścia minut.
– Dzięki. – Była zdziwiona, że do szpitala oddalonego o

background image

pięćdziesiąt mil można dolecieć w tak krótkim czasie. Zabrała
się do wypełniania formularza lotu.

– Nie mógłbyś zadzwonić i zapytać o aktualny stan

pacjentki? Z tego, co słyszałam, jest bardzo ciężki – odezwała
się po chwili.

Zach w pierwszej chwili zmarszczył niechętnie brwi, ale po

krótkim namyśle połączył się ze szpitalem.

– Za pięć minut lądujemy – oznajmił Nate.
Jenna złożyła papiery i jeszcze raz sprawdziła zawartość

ratowniczej torby. Po paru minutach helikopter usiadł na
ziemi.

Znalazłszy się w szpitalu, Jenna i Zach bez trudu odnaleźli

oddział intensywnej terapii. Leżało tam tylko paru pacjentów,
ale wokół jednego łóżka krzątało się kilkoro zatroskanych
lekarzy i pielęgniarek.

– Dziękujemy za szybkie przybycie. – Starszy pan, doktor

Morris, jak informował napis na przypiętej do jego fartucha
tabliczce, uścisnął Zachowi dłoń. – Staraliśmy się
ustabilizować stan pacjentki, ale nie mając w tej dziedzinie
większego doświadczenia, uznaliśmy za wskazane odesłać ją
pod opiekę specjalistów z Trinity.

– Świetnie pana rozumiem. Poproszę o dokładniejszy opis

stanu pacjentki.

Podczas gdy Zach słuchał wyjaśnień doktora Morrisa,

Jenna podłączała młodą kobietę do przenośnej aparatury.
Margaret nie wyglądała na swoje dwadzieścia cztery lata, a jej
młodzieńczy wygląd nasuwał Jennie myśli o własnej siostrze.

Dokończywszy przygotowań do transportu, Jenna i Zach

ruszyli z noszami do helikoptera. Cała operacja trwała nie
więcej jak dwadzieścia minut. Po ulokowaniu się we wnętrzu
śmigłowca Zach wziął sprawy w swoje ręce.

– Trzeba dać chorej środek na uspokojenie. W szpitalu bali

się to zrobić ze względu na niskie ciśnienie krwi.

background image

– Co mam przygotować? – spytała, sięgając do torby.
– Daj na początek pięć miligramów versedu.
Po paru sekundach Jenna podała Zachowi strzykawkę. W

tym momencie helikopter wpadł w powietrzną dziurę i
nastąpiła lekka turbulencja.

– Jenna, co to ma znaczyć? – ostrym tonem odezwał się

Zach. – Prosiłem o versed, a dałaś mi verapamil.

– Podałeś go do kroplówki? – przestraszyła się Jenna.
Zaprzeczył ruchem głowy, a ona odebrała z jego rąk

strzykawkę i serce jej zamarło, gdy odczytała napis na
etykiecie.

– O Boże! Strasznie przepraszam.
– Nie przepraszaj, tylko podaj to, o co prosiłem.
Drżącymi palcami schowała do torby feralną strzykawkę i

wyjęła właściwą. Dwa leki miały wręcz odwrotne działanie:
ten, którego domagał się Zach, działał uspokajająco, podczas
gdy verapamil regulował zaburzenia rytmu serca. Nie
wiadomo, czym by się skończyło, gdyby wprowadził lek do
kroplówki, nie sprawdzając etykiety.

Jenna nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Gdyby przed

wylotem z bazy powiedziała Zachowi, co ją trapi, może
poczułaby przynajmniej częściową ulgę i nie byłaby aż tak
podminowana. A teraz musi sama opanować nerwy i skupić
się całkowicie na tym, co robi, zanim doprowadzi do
nieszczęścia.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– Ona krwawi z ust i nosa – szepnęła Jenna, spoglądając z

przestrachem na Zacha. – Mam nadzieję, że nie jest to skutek
tego, cośmy jej podali?

– Nie. To skutek wewnątrznaczyniowej koagulacji, która

może powodować krwawienie albo tworzenie się zakrzepów.

– Jesteś pewien, że nie ja jestem temu winna?
– Nie, na pewno nie. Jest to pośredni skutek przedostania

się płynu owodniowego do krwi. – Jego stanowczy ton trochę
ją uspokoił. – W szpitalu dali nam świeżą cytoplazmę. Podaj
jej obie dawki.

– Już się robi. – Wykonała polecenie bez słowa, nie

wspominając, że pierwszy raz w życiu podaje pacjentowi
świeżą cytoplazmę. Ale ponieważ był to produkt
krwiopodobny, więc zastosowała identyczną procedurę,
przekonana, że Zach bacznie ją obserwuje. Boi się pewnie, by
nie popełniła kolejnego błędu. Gdy jednak podniosła oczy,
zobaczyła, że jest zajęty przeglądaniem jej notatek.

– Jedyne, co możemy zrobić, to dowieźć ją jak najszybciej

na miejsce. – Zach był zafrasowany. – Środek uspokajający
nie przyniósł poprawy, puls jest za wolny, a krwawienie
powoduje dalszy spadek ciśnienia.

– Może zwiększyć intensywność kroplówki? – zapytała. –

Ciśnienie spadło poniżej sześćdziesięciu.

– Ach, rzeczywiście, nie zauważyłem – przyznał Zach,

spoglądając na monitor. – Dobrze, zacznij miareczkowanie
dopaminy. Daj mi znać, jak dojdziesz do maksymalnej dawki.

Skup się, nie wolno ci popełnić najmniejszego błędu,

mówiła sobie w duchu Jenna, wykonując zalecone czynności.

– Doszłam do ośmiu mikrogramów na kilogram na godzinę

– oznajmiła. – Ale może dla pewności sprawdź.

– Nie muszę. Mam do ciebie pełne zaufanie. Nie bój się, na

background image

pewno dobrze obliczyłaś.

Na wszelki wypadek ponownie przeliczyła dawkę na

kalkulatorze. Widząc, że ciśnienie krwi nadal spada, znowu
zwiększyła dawkę.

– Dopamina na maksymalnym poziomie – zameldowała.
– Do lądowania zostało pięć minut – usłyszeli w

słuchawkach głos Nate’a. – U was wszystko w porządku?

– Jako tako. W Trinity potrafią zrobić więcej niż my –

odparł Zach. A zwracając się do Jenny, dodał:

– Zacznij podawać neosynefrynę.
– Czy mam uprzedzić szpital, że wieziemy pacjenta w

krytycznym stanie? – spytał Nate.

– Nie trzeba. Trafi bezpośrednio na intensywną terapię,

gdzie czeka zespół specjalistów.

Jenna wyjęła pojemnik neosynefryny, ale zawahała się, nie

mogąc sobie przypomnieć początkowej dawki. Zach musiał
dostrzec jej wahanie.

– Podawaj najpierw 0, 4 mikrograma na kilogram na

godzinę, a potem możesz zacząć miareczkowanie –
podpowiedział.

Nim usiedli na ziemi, zdążyła zawiesić pojemnik i nastawić

kroplówkę. Kiedy skończyła, Zach wyskoczył z helikoptera.
Pospiesznie, ale z należytą uwagą, wyprowadzili nosze ze
śmigłowca i ruszyli na oddział, gdzie faktycznie czekał już na
nich zespół specjalistów. Jenna pomogła rosłemu
pielęgniarzowi podłączyć chorą do szpitalnej kroplówki i
aparatury monitorującej.

– Cześć, nazywam się Paul Anderson. Jestem tu

pielęgniarzem. Miło mi cię poznać.

– Mnie też. Jestem Jenna Reed, ratownik z Lifeline –

odparła uprzejmie, chociaż nie była w nastroju do zawierania
znajomości.

Paul, wyraźnie zainteresowany Jenną, miał ochotę wdać się

background image

z nią w rozmowę, lecz przeszkodzili mu w tym Zach i
szpitalny specjalista. Zach złożył specjaliście raport o stanie
pacjentki i lekach zastosowanych podczas transportu, a gdy
skończył, tamten z aprobatą skinął głową, po czym zwrócił się
do pielęgniarza.

– Paul? Przygotuj kartę chorej. – Wspólnymi siłami

przenieśli Margaret z noszy na szpitalne łóżko.

Jenna odsunęła nosze i sama stanęła z boku, słuchając, jak

Zach i miejscowy specjalista omawiają przypadek Margaret.
Po paru minutach zebrali swój sprzęt i opuścili szpital. Nate w
rekordowym czasie dowiózł ich do Lifeline. Jenna chyba
jeszcze nigdy nie odczuła takiej ulgi po powrocie do bazy.

Podczas gdy Zach kończył dokumentować lot, ona poszła

do magazynu uzupełnić zapas leków i sprzętu. Ku jej
zaskoczeniu Zach po paru minutach znalazł się u jej boku i,
wziąwszy uzupełnioną o leki torbę, poprowadził Jennę do
poczekalni. Szybkie spojrzenie upewniło go, że są sami.

– Siadaj! – Zdziwiona jego poważnym tonem, posłusznie

usiadła. Zach zajął miejsce obok i ująwszy jej dłonie,
powiedział: – Porozmawiaj ze mną, bardzo cię proszę.
Pierwszy raz, odkąd cię znam, popełniłaś błąd. Nie mam o to
pretensji, nikt nie jest nieomylny. – Speszona Jenna spuściła
oczy. – Ale widzę, że od rana czymś się gryziesz.

W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, ale czuła, że

wykręty nie mają sensu.

– To prawda, mam poważne zmartwienie – powiedziała. –

Chodzi o Rae, dlatego popełniłam ten idiotyczny błąd.

Zach przyciągnął ją do siebie i otoczył ramieniem.
– Powiedz, co się stało – poprosił.
Nie powinna pozwolić na takie czułe gesty, w dodatku w

miejscu pracy, ale nie miała siły go odepchnąć. Bliskość
Zacha dodawała jej otuchy, a poza tym sprawiała czysto
fizyczną przyjemność.

background image

– Dziś rano znalazłam w łazience wyrzucone do kosza

opakowanie po próbie ciążowej. – Z trudem przełknęła ślinę. –
Tylko Rae mogła jej potrzebować.

– O rany! Nic dziwnego, że jesteś podminowana. Jej ciąża

byłaby niewątpliwie problemem. Ale niezależnie od wyniku
testu, zamartwianie się na zapas nic nie zmieni.

– Wiem. – Od razu zrobiło jej się lżej na sercu. Fakt

podzielenia się zmartwieniem z drugą osobą przyniósł
przynajmniej chwilową ulgę. Zbyt długo musiała samodzielnie
dźwigać na swoich barkach ciężar odpowiedzialności za
młodszą siostrę. A gdyby do tego pojawiło się dziecko, chyba
by się załamała.

Takie myślenie to egoizm, zgromiła się w duchu.
Może Rae pragnie tego dziecka. Może jej chłopak też. Na

samą myśl o tym, że Nelson mógłby się do nich sprowadzić,
Jennę przeszedł zimny dreszcz.

– Co mogę dla ciebie zrobić? – spytał Zach.
– Dziękuję, Zach, ale już mi bardzo pomogłeś. Przez to, że

mnie wysłuchałeś.

– Pamiętaj, że nie jesteś sama – szepnął. Delikatnie

odgarnął jej pasmo włosów z policzka. – Wiem, co to znaczy
martwić się o los kochanej osoby.

– Założę się, że nigdy nie miałeś tego rodzaju kłopotów –

odparła, usiłując się uśmiechnąć.

– Wyobraź sobie, że miałem – odrzekł. – Moi rodzice

rozwiedli się, kiedy byłem w ostatniej klasie szkoły średniej.
Po odejściu matki ojciec stał się jeszcze surowszy niż
przedtem. Zwłaszcza wobec Eve, mojej młodszej siostry. –
Zamilkł na moment. – Im bardziej się buntowała, tym bardziej
ojciec wzmagał nad nią kontrolę. Skutek był taki, że pewnej
nocy uciekła z domu. Z początku mieliśmy nadzieję, że wróci
za dzień albo dwa, a gdy nie wracała, zaczęliśmy jej szukać:
przez policję, prywatnych detektywów i wszelkimi innymi

background image

sposobami. Ale nasze poszukiwania długo nie przynosiły
rezultatu, to znaczy przez cztery miesiące.

– Och, Zach, to okropne! – zawołała Jenna, przejęta losem

szesnastoletniej dziewczyny błąkającej się samotnie po
mieście.

– Tak, to było okropne – przyznał ze smętnym uśmiechem.

– Kiedy się wreszcie odnalazła, była inną osobą. Jakby w
ciągu czterech miesięcy postarzała się o wiele lat. Nigdy nie
chciała mi powiedzieć, co się z nią przez ten czas działo, ale
miałem najgorsze podejrzenia. – Jenna nie wiedziała, co
powiedzieć. Łatwo mogła sobie to najgorsze wyobrazić. –
Zmierzam do tego – ciągnął Zach – że mimo najlepszych
chęci nie byliśmy w stanie odwrócić tego, co się stało. Jedyne,
co mogłem zrobić, to pomóc Eve zacząć życie od nowa.

– Czyli chcesz powiedzieć, że mam pozwolić, aby moja

niemądra

siostra

poniosła

konsekwencje

swojej

lekkomyślności – rzekła Jenna, próbując opanować przypływ
rozpaczy. – Przyszłość stała przed nią otworem. Jak mogła
zrobić coś tak głupiego? Widocznie nie umiałam jej
wychować.

– Zrobiłaś dla niej wszystko, co mogłaś – zaprotestował. –

Ale myślę, że najwyższy czas, aby Rae zaczęła sama ponosić
odpowiedzialność za swoje czyny. Przestań za każdym razem
ratować ją z kłopotów. Kiedy znów złamie przyjęte reguły,
powiedz jej, że nie będziesz dłużej płacić za jej naukę.

– To nie takie proste. Jeżeli Rae jest w ciąży, odkładanie

pieniędzy na naukę przestanie mieć sens, bo nie będzie mogła
podjąć studiów. Po co miałaby iść na uniwersytet na jeden
semestr? Bo skąd wziąć pieniądze na opiekę nad dzieckiem w
trakcie zajęć i wykładów? Ja nas obie utrzymuję, ale na nic
więcej mnie nie stać.

– Nie zadręczaj się na zapas, skoro nie wiesz nawet, jaki

był wynik tego testu. – Ujął ją pod brodę, obracając jej twarz

background image

ku sobie. – Wiem, że lubisz być przygotowana na najgorsze,
ale czasem nie warto martwić się na zapas.

Czuła, że Zach ma rację. Musi opanować nerwy, bo w

końcu zrobi coś naprawdę głupiego i straci pracę.

Zach pochylił się nad nią. Zaraz mnie pocałuje, pomyślała.

Nie cofnęła się. Rozpaczliwie pragnęła poczuć jego usta. W
pierwszej chwili delikatny i niepewny, jego pocałunek stał się
gorący i namiętny. Jenna zarzuciła mu ręce na szyję i
przywarła do niego.

Jak on cudownie całuje! Niespiesznie i metodycznie, jakby

na całym świecie nie było nic ważniejszego. Jakby nie byli w
poczekalni ratowników, do której w każdej chwili mógł ktoś
wejść. Jakby czas przestał się liczyć.

Na szczęście nikt im nie przeszkodził. Zach oderwał się od

jej ust i szepnął do ucha:

– Nie zamierzam przepraszać. Pragnę cię, Jenna. Zadrżała z

podniecenia. Gdyby jeszcze wiedziała, jak zareagować.
Odetchnęła głęboko i zwilżyła wargi.

– Nie oczekuję przeprosin – rzekła.
– Cieszę się. – Zatopił w niej spojrzenie swoich zielonych

oczu. – Czy zgodzisz się przyjechać do mnie wieczorem po
dyżurze? Zrobię kolację.

Kusiło ją nie tyle jedzenie, co perspektywa jego

towarzystwa. Ale choć bardzo pragnęła przyjąć jego
propozycję, wiedziała, że musi odmówić i czuła gniew na
siostrę, która zmusza ją do zrezygnowania z tego, co
sprawiłoby jej przyjemność na rzecz czegoś, co było więcej
niż nieprzyjemne.

– Pojechałabym do ciebie z chęcią, ale naprawdę nie mogę.

Muszę wrócić do domu, żeby porozmawiać z Rae i wspólnie
zastanowić się nad przyszłością.

Przyjął jej odmowę zaskakująco dobrze.
– Oczywiście, rozumiem. Więc może innym razem.

background image

– O tak, bardzo chętnie – odparła z wdzięcznością. –

Chciałabym cię bliżej poznać.

– A ja ciebie. – Przypieczętował swoje słowa kolejnym

pocałunkiem.

Odskoczyli od siebie, słysząc w korytarzu czyjeś kroki.

Jenna pospiesznie wygładziła uniform, a Zach uśmiechem
dodał jej otuchy. Nate, jak się zdaje, niczego nie zauważył,
niemniej Jenna była tak wytrącona z równowagi, że z jego
informacji na temat następnego lotu usłyszała tylko piąte
przez dziesiąte. Wiedziała już, że nie uda się jej plan
trzymania Zacha na dystans. Zmierzają prostą drogą do
romansu. Wbrew swoim wcześniejszym reakcjom Jenna tym
razem nie odczuwała strachu czy niepokoju. Zach jest miły i
delikatny, a do tego ma poczucie humoru. Nie mogła wprost
uwierzyć własnemu szczęściu. Czym na nie zasłużyła?

Po skończonym dyżurze Zach uparł się odwieźć Jennę do

domu.

– Czy w ciągu dnia udało ci się nawiązać kontakt z Rae? –

zapytał w czasie jazdy.

– Nie – odparła z cichym westchnieniem, nie bez

przyjemności wodząc ręką po skórzanym obiciu siedzenia. –
Miałam nadzieję, że sama zadzwoni, ale ponieważ milczała,
postanowiłam poczekać do spotkania w domu.

– Doskonale cię rozumiem. – Wziął ją za rękę. – Daj mi

znać, jeśli po rozmowie z Rae będziesz miała ochotę pogadać.
Przyjadę w każdej chwili.

Okazuje jej życzliwość i zrozumienie, co jest tym

cenniejsze, że Zach nie do końca pochwala jej sposób
postępowania z młodszą siostrą.

– Daj spokój, mieszkasz na drugim końcu miasta. Zresztą to

nie twój problem, tylko mój.

– Tak czy inaczej, zadzwoń.
Nie zamierzała skorzystać z propozycji, niemniej była za

background image

nią wdzięczna.

– Czy umowa na sobotni trening dziewczęcej drużyny nadal

stoi? – spytała, aby zmienić temat.

– Jasne. Przecież obiecałem.
Zajechali pod jej dom. Jenna usiłowała oswobodzić lewą

rękę, lecz Zach nie zamierzał jej puścić.

– Wkrótce się zobaczymy. – Przyciągnął Jennę do siebie i

pocałował. Nie spieszył się. Jennie również nie było pilno
przerwać pożegnalny pocałunek. W końcu jednak wyrwała się
z jego ramion. – Na razie – szepnął.

– Na razie. – Kiedy zatrzasnąwszy za sobą drzwi, ruszyła w

kierunku domu, ku swemu zaskoczeniu zobaczyła stojącą na
schodach Rae, na której twarzy malowało się wyraźne
zaciekawienie. Wywołane pocałunkiem Zacha rozkoszne
podniecenie rozwiało się jak poranna mgła. – Chodźmy do
środka, musimy poważnie porozmawiać.

– To był ten lekarz z Lifeline? Nie miałam pojęcia, że coś

się między wami dzieje – zauważyła Rae, odprowadzając
wzrokiem samochód Zacha.

– Nic się nie dzieje. Jeden pocałunek o niczym nie

świadczy. – Nie był to najlepszy wstęp do rozmowy o
ewentualnej ciąży Rae. Dlaczego siostra akurat w tym
momencie wyjrzała z domu? Czyżby nie mogła się doczekać
jej powrotu? Jennę ponownie ogarnęły złe przeczucia.

Po wejściu do domu skierowały się do kuchni i usiadły przy

stole naprzeciw siebie. Od czego zacząć? Najlepiej od razu
przystąpić do rzeczy.

– W koszu w łazience znalazłam opakowanie po próbie

ciążowej. Powiedz prawdę, czy jesteś w ciąży?

Rae zaczerwieniła się po białka oczu.
– Mówisz poważnie? Naprawdę podejrzewasz, że jestem w

ciąży?

Jenna odetchnęła. Może próba dała negatywny wynik.

background image

– Nie ja przyniosłam test ciążowy do domu, więc wniosek

sam się nasuwa. Powiedz, jesteś w ciąży czy nie? Bo jeśli tak,
to trzeba jak najszybciej zadzwonić na uniwersytet i wycofać
podanie o przyjęcie na pierwszy semestr, dopóki można
jeszcze odebrać pieniądze.

– Masz kompletnego kręćka na punkcie pieniędzy –

oburzyła się Rae, zrywając się z krzesła i podchodząc do
lodówki. – Musisz mi stale wypominać, jak się dla mnie
poświęcasz?

Jenna westchnęła w duchu. Czy siostra celowo zmienia

temat, unikając odpowiedzi na jej pytanie?

– Nie mam kręćka ani niczego ci nie wypominam. Po

prostu chcę znać prawdę, bo jeżeli jesteś w ciąży, pieniądze z
czesnego będą potrzebne dla dziecka.

– Nie, nie jestem. – Rae wyjęła puszkę coli i zatrzasnęła

lodówkę. – Jeśli już musisz wiedzieć, to próba nie była dla
mnie, tylko dla Claire.

Jenna poczuła niesamowitą ulgę. Rae nie zaszła w ciążę.

Dopiero po chwili dotarło do niej, że niebezpieczeństwo grozi
najbliższej przyjaciółce Rae.

– A jak ona... co z Claire?
– Też nie jest w ciąży. Na szczęście. – Rae zabrała się z

naburmuszoną miną do otwierania puszki. – Nie rozumiem,
jak mogłaś mnie o coś takiego podejrzewać.

Zdziwiona reakcją siostry, nie bardzo wiedziała, co

powiedzieć. Czy ma ją przepraszać, czy co?

– Postaw się w mojej sytuacji, kochanie – zaczęła. – Co byś

pomyślała, gdybyś to ty znalazła próbę ciążową w naszej
łazience? Nie przyszłoby ci do głowy, że kupiłam ją dla
siebie? Więc postaraj się mnie zrozumieć.

Rae pokręciła głową.
– No może. Zwłaszcza po tym, jak całowałaś się w

samochodzie z tym przystojniakiem. Bo gdybym wcześniej

background image

znalazła próbę ciążową w naszej łazience, nie miałabym
pojęcia, co o tym myśleć. Przecież ty nie masz osobistego
życia!

– Jak to nie mam? – obruszyła się Jenna. – Ty jesteś moim

życiem. Moja praca jest moim życiem. Praca w ośrodku z
twoimi rówieśnikami to też część mojego życia.

– To nie jest życie! – Rae prychnęła. – Całe twoje życie

obraca się wokół mnie. Bardzo cię kocham, Jen, ale musisz mi
dać trochę swobody. No i powinnaś wiedzieć, że mam dosyć
rozumu na to, żeby ustrzec się przedwczesnej ciąży. Myślisz,
że w moim wieku chcę mieć dziecko? Zajmij się lepiej sobą,
zamiast obsesyjnie troszczyć się o mnie.

Jenna nie dała poznać, jak bardzo zabolały ją słowa siostry.
– Moja troska o ciebie nie jest żadną obsesją – odparła z

pozornym spokojem. Można by pomyśleć, że Rae jest w
zmowie z Zachem, bo niemal dosłownie powtarza jego
zarzuty.

– To dlaczego zawsze przychodzą ci do głowy najgorsze

podejrzenia na mój temat?

– Wiem, jaka jesteś bystra i dlatego chcę ci umożliwić

pójście na studia – odparła Jenna, uciekając się do utartych
argumentów. – Nie rozumiesz tego? Masz wielką życiową
szansę zbudowania sobie przyszłości \ według własnych
pragnień.

– Której ty nie miałaś. Wiem, Jenna. – Przynajmniej raz

siostra okazała jej zrozumienie. Rae lekko uścisnęła siostrę. –
Wiem, czego chcę od życia, i jak to osiągnąć – rzekła. – A
tobie radzę, żebyś wreszcie zajęła się swoim własnym losem.
Nie pogłębiaj mojego poczucia winy.

– Nie chcę, żebyś się czuła winna. Przecież wiesz.
– Wiem. Ale wiem również, jak bardzo sama pragnęłaś

pójść na studia. – Rae cofnęła się od stołu, szerokim gestem
wskazując ich staroświecką, choć nieskazitelnie czystą

background image

kuchnię. – Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, jak wiele dla
mnie poświęcasz? Że za pieniądze na moje studia mogłabyś z
powodzeniem odnowić dom i kupić lepszy samochód?

– Dom jest wystarczająco dobry, a samochodu nie

potrzebujemy. Jeśli o mnie chodzi, brakuje mi tylko czegoś do
zjedzenia. Jestem głodna jak wilk.

– Trzeba było pojechać dokądś z tym doktorkiem. Na

pewno chciał cię zabrać na kolację. No, przyznaj się!

Jenna wetknęła głowę do lodówki, nie tylko po to, by ukryć

rumieniec. Była naprawdę głodna.

– Nie martw się, jesteśmy umówieni na sobotę – mruknęła.
– Dobre i to. – W głosie Rae brzmiało zadowolenie. – Mam

ochotę poznać bliżej tego doktorka. Musi być naprawdę
niczego, jeżeli moja siostra się przez niego czerwieni.

– Koniec gadania – oświadczyła Jenna, wyjmując z

lodówki pojemnik z jajkami. – Nie jesteś głodna? Mogę zrobić
omlet dla nas dwóch.

– Niezła myśl. Pomogę ci. – Rae podeszła do szafki i

wyjęła patelnię. Przez chwilę pracowały w milczeniu. Jennie
łzy napłynęły do oczu. Pierwszy raz od lat poczuła się
naprawdę starszą siostrą Rae. A nie jej matką.

– Uważasz, że Zach jest przystojny? – zapytała. Rae

entuzjastycznie pokiwała głową.

– Bardzo. I bardzo mu się podobasz. Widziałam, jak na

ciebie patrzy. – Rae zmarszczyła brwi. – Tylko nie schrzań
tego, na litość boską!

Zajęta

odwracaniem

omletu

na

patelni

Jenna

znieruchomiała na krótki moment. Ta smarkula ma rację.
Sprawy z Zachem nie wolno schrzanić.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Wypadek samochodowy w WellsVernon. Małolaty

urządziły sobie dziki wyścig i jeden z samochodów
przekoziołkował po dachowaniu. – Zach spojrzał na zegar.
Piąta, do końca dyżuru zostało ponad dwie godziny.

– No to w drogę – mruknęła Jenna, ruszając do śmigłowca.
Od samego rana byli tak zajęci, iż Zach nie znalazł czasu,

żeby zaproponować Jennie wspólną kolację.

Kiedy sadowili się w helikopterze, a Jenna z miłym

uśmiechem podała mu kask, Zachowi mocno zabiło serce.
Chyba mu nie odmówi. Podczas ostatniego treningu
dziewczęcej drużyny koszykarskiej Jenna parokrotnie,
drobnymi gestami, okazywała mu swą przychylność – od
czasu do czasu przelotnie musnęła go w ramię, a gdy stali
poza boiskiem, obserwując grę podopiecznych, niemal się do
niego przytuliła. No i nie zaprotestowała, gdy na oczach
dziewcząt pocałował ją na pożegnanie. Mimo że w grupie
rozweselonych dziewczyn była również jej siostra, która
rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie.

Słuchając komunikatów pilotującego śmigłowiec Reese’a,

Zach nie spuszczał z Jenny oczu. W pewnej chwili ich
spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się do niej, a ona do
niego. Jej usta aż prosiły się o pocałunek.

– Spodziewany czas lotu: piętnaście minut –

zakomunikował Reese.

Jenna zajęła się wypełnianiem formularza. Zach z trudem

oderwał od niej oczy i zaczął rozglądać się po niebie. Kiedy
helikopter zniżył lot, szykując się do lądowania, jego oczom
ukazał się widok szerokiej polnej drogi i leżącego na jej
poboczu przewróconego na dach samochodu, wokół którego
uwijała się grupa ratowników.

Reese posadził helikopter na środku drogi, a Jenna

background image

natychmiast wyskoczyła na ziemię, pobiegła do tylnych drzwi
i z pomocą Zacha wyciągnęła nosze. Po chwili biegli już na
miejsce wypadku, zdejmując po drodze kaski. W odległości
niespełna dziesięciu metrów od wywróconego samochodu
leżała na ziemi nieruchoma postać, nad którą stało dwóch
ratowników. Druga grupa krzątała się przy wraku, usiłując
wydobyć uwiezionego w środku kierowcę. Z boku stał inny,
chyba nieuszkodzony samochód, w którym siedziało dwóch
całych i zdrowych, ale mocno wystraszonych nastolatków.

Zach zbliżył się do wyrzuconej na drogę ofiary i

natychmiast zdał sobie sprawę, iż jest nią dziewczyna w wieku
Rae. Z pewnym niepokojem zerknął na Jennę.

– Nic tu po was – oświadczył jeden z ratowników. –

Zginęła na miejscu.

Z gardła Jenny wydobył się nieokreślony okrzyk protestu.
– Nie próbowaliście jej reanimować? – zdziwił się Zach.

Wiedział z doświadczenia, że u młodych ludzi resuscytacja
często daje pozytywny rezultat, nawet jeśli przez dłuższy czas
nie dawali znaku życia.

Ratownicy popatrzyli po sobie.
– Nie – odparł jeden z nich. – Leżała twarzą do ziemi, z

mocno wykręconą głową. Na pewno ma złamany kręgosłup.
Według naszych obliczeń mózg był pozbawiony dopływu
krwi przez kwadrans albo dłużej. Nie zorientowaliśmy się od
razu, że w samochodzie były dwie osoby. Dziewczynę
znaleźliśmy dopiero po paru minutach...

Zach ze zrozumieniem skinął głową. Ratownicy nie

popełnili błędu. Nie można ich winić o to, że nie od razu
znaleźli drugą ofiarę wypadku. Jenna chciała coś powiedzieć,
lecz w tej samej chwili od strony przewróconego samochodu
rozległo się wołanie:

– Doktorze, proszę szybko tutaj!
Pobiegli z noszami na miejsce wypadku. Ratownicy już

background image

wcześniej wybili tylną szybę i jeden z nich wczołgał się do
środka.

– Sam nie dam rady podłączyć go do aparatury, za mało

miejsca. – Mężczyzna spojrzał na Jennę przepraszającym
wzrokiem. – Pani jest najmniejsza, proszę mi pomóc.

– Jasne, już się robi. – Jenna bez chwili wahania wczołgała

się do samochodu przez rozbite okno.

Czekanie z boku, aż Jenna udzieli ofierze pierwszej

pomocy, było dla Zacha trudniejsze, niż mógł przypuszczać.
Wolałby sam być przy pacjencie. Minuty ciągnęły się w
nieskończoność. Na koniec ratownik zaczął wyczołgiwać się
przez okno, trzymając w rękach jeden koniec długiej płyty, a
po chwili wyłoniła się Jenna, podtrzymująca ją z drugiego
końca.

– Trzeba go podłączyć do respiratora – powiedziała, z

trudem łapiąc oddech, kiedy przenosili chłopca na nosze. W
czasie gdy wykonywała dalsze czynności i podłączała
kroplówkę, Zach dał znak pilotowi, by przyszykował się do
odlotu. – Twardy brzuch, zapewne wskutek wewnętrznego
krwotoku. Ciśnienie krwi niskie, ale na razie nie spada.

– Trzeba się spieszyć – rzucił Zach. Chirurg musi jak

najszybciej otworzyć brzuch. – Czy był przypięty pasem?

– Tak – wtrącił ratownik. – Musiałem go odciąć.
Jenna rzuciła znaczące spojrzenie w kierunku leżącej za

poboczu nastolatki, jakby chciała powiedzieć, że też miałaby
szanse przeżycia, gdyby zapięła pas.

– Krwawienie jest pewnie spowodowane uszkodzeniem

wątroby albo śledziony – dodał Zach. – Dlatego powinien
znaleźć się jak najszybciej w szpitalu.

– Czy mam mu podać krew? – spytała Jenna, prowadząc

nosze po wyboistej drodze w kierunku śmigłowca.

– Tak jest. Jak tylko wystartujemy.
Kiedy wsunęli nosze tylnymi drzwiami do helikoptera,

background image

Zach pochylił się nad chłopcem, chcąc sprawdzić, czy nie
doznał śródczaszkowych obrażeń. Okazało się, iż oczy
anonimowej ofiary – anonimowej, bo nie znaleziono przy
chłopcu żadnego dokumentu – reagują na światło, a ponadto
chłopiec nie stracił władzy w kończynach. Zach odetchnął z
ulgą.

Podczas lotu stan pacjenta nie uległ zasadniczej zmianie. W

każdym razie dzięki podawaniu płynu i krwi udało się
zapobiec dalszemu spadkowi ciśnienia.

– Lądujemy za pięć minut – oznajmił pilot. Reese doleciał

do Trinity w rekordowym tempie.

Zach już wcześniej porozumiał się z bazą, toteż zespół

lekarski wiedział, czego się spodziewać.

– Zawieźmy go bezpośrednio na blok operacyjny. Analizy

można zrobić na miejscu – zaproponował chirurg.

Zach zgodził się z nim. Gdy tylko dotarli na blok, Jenna

szybko przygotowała próbki do analizy i wypełniła
odpowiednie papiery, aby laboranci mogli niezwłocznie
przystąpić do pracy. Teoretycznie ich obowiązki na tym się
kończyły, lecz Zachowi trudno było odejść. Konieczność
porzucenia chorego i przekazania go w cudze ręce była dla
niego najcięższym momentem pracy.

Jenna podeszła i przez chwilę stała w milczeniu obok niego.
– Musimy wracać – szepnęła w końcu. – Jest już

wprawdzie po szóstej, ale jeśli przyjdzie następne wezwanie,
będziemy musieli znowu lecieć.

– To prawda – odparł, wracając do rzeczywistości. Jenna

pewnie nie może zapomnieć o dziewczynie, która tam zginęła.
Miał ochotę otoczyć ją ramieniem, ale musiał nieść torbę, a
jednocześnie pchać nosze.

– Ze złamanym kręgiem szyjnym dziewczyna i tak nie

miałaby życia – wyjaśnił Zach, gdy znaleźli się na powrót w
śmigłowcu. – Nagła śmierć, zwłaszcza kogoś tak młodego, to

background image

rzecz okropna, ale na przyszłość oszczędzi jej rodzicom wielu
cierpień.

– Pewnie tak – westchnęła. – Nie mogę spokojnie myśleć o

tych wszystkich młodych ludziach, którzy niszczą sobie życie
przez własną głupotę. Czuję się taka bezradna. Jedyne, co
mogę zrobić, to prawić kazania.

Zach nie był pewien, kogo Jenna ma na myśli – młodych

ludzi w ogóle, czy przede wszystkim własną siostrę? Pewnie
to drugie.

– Co byś powiedziała, gdybym po dyżurze zaprosił cię do

siebie na kolację? – zapytał.

Zaskoczona jego propozycją, podniosła oczy i przez chwilę

wpatrywała się w niego, nic nie mówiąc. Potem na jej twarzy
pojawił się uśmiech.

– Chętnie dam się zaprosić – odparła.
Ogarnęła go radość. Przyjrzał się uważnie jej twarzy,

szukając śladu niepewności albo wahania, lecz nic takiego nie
dostrzegł. Zgoda na wspólną kolację to dobry znak. Nie mógł
się doczekać, kiedy chwyci ją w ramiona i wycałuje.

Opanuj się, Taylor, ostrzegł się w duchu. Nie bądź w

gorącej wodzie kąpany. Jenna na pewno nie należy do kobiet
lekko traktujących stosunki z mężczyznami. Jednocześnie zdał
sobie sprawę, jak mało w gruncie rzeczy o niej wie, i ogarnął
go nagły niepokój. A jeśli Jenna okaże się podobna do jego
byłej narzeczonej i niespodziewanie pokaże zupełnie nowe
oblicze?

Podczas lotu wpatrywał się w zwróconą do niego profilem

twarz Jenny. Nie, to niemożliwe, by okazała się kimś innym,
niż była do tej pory. Tak naprawdę to Lynette jeszcze przed
zaręczynami zdradzała upodobanie do pieniędzy i skłonność
do narzucania swojej woli, tylko on wolał tego nie dostrzegać.

Jenna w niczym jej nie przypomina. W każdym razie na

pewno nie jest łasa na pieniądze. Nie ma wymagań, jest

background image

oszczędna. Woli jeździć autobusem, niż zaciągnąć dług na
naprawę samochodu.

Pracuje ponad siły, a pieniądze odkłada dla siostry, na jej

studia. Lynette na pewno nigdy by się nie zdobyła na podobne
poświęcenie. Jenna jest wobec Rae zbyt apodyktyczna, ale
robi to jedynie z troski o jej bezpieczeństwo. Poza tym jest
wręcz nadzwyczajna. Żadna ze znanych mu kobiet nie może
się z nią równać. Aż podskoczył na siedzeniu, zdając sobie ze
zdumieniem sprawę, że nigdy, nawet w ich najlepszych
czasach, nie żywił wobec Lynette uczuć tak gorących, jakie
już teraz budzi w nim Jenna.


Jenna miała wprawdzie świeżo w pamięci radę siostry, by

mniej zajmowała się nią, a więcej własnym życiem, niemniej
jadąc do domu Zacha, czuła się nieswojo.

Nie mogła zapomnieć nieszczęsnej dziewczyny, która padła

ofiarą bezsensownego wyścigu i lekkomyślności. Gdyby
znaleziono ją wcześniej i zdołano odratować, byłaby
sparaliżowana od szyi w dół, a niedotlenienie mogło trwale
uszkodzić jej mózg. Byłoby to straszne dla niej i dla jej
bliskich. Wspomnienie tragicznego wypadku przypomniało
Jennie o kruchości życia. Jest tak ulotne, trzeba z niego
korzystać, póki czas. Teraz, kiedy Rae ukończyła szkołę i
wybiera się na studia, ona też może sobie pozwolić na drobne
przyjemności.

Polubiła Zacha. I to bardzo. Kto wie, czy nie za bardzo.

Zerknęła na niego kątem oka. Jego duże ręce spoczywały
spokojnie na kierownicy. Jest znakomitym lekarzem, nigdy
nie zdoła mu dorównać ani wiedzą, ani doświadczeniem. A
jednak ten wykształcony pan doktor z jakichś niezrozumiałych
powodów znajduje przyjemność w jej towarzystwie. Czyżby
czuł się samotny?

Dojeżdżając do domu, Zach skręcił w boczną uliczkę i

background image

kupił pizzę. Kiedy w chwilę później zaparkował przed swym
okazałym kondominium i poprowadził Jennę do środka, ta z
bijącym sercem spoglądała na nie mniej eleganckie wnętrze
budynku.

– Bądź łaskawa usiąść! – powiedział, kładąc pudło z pizzą

na stole i odsuwając krzesło. – Na pewno jesteś głodna. Nie
mieliśmy czasu dokończyć lunchu.

Faktycznie, w połowie lunchu otrzymali wezwanie i

zgodnie parsknęli śmiechem na wspomnienie niedawnej
rozmowy w parku o tym, że ratownik rzadko może zjeść w
spokoju lunch.

Jenna wyraźnie się odprężyła. Pizza okazała się wyjątkowo

smaczna. Po kolacji Zach zaprosił ją do salonu.

– Masz ochotę obejrzeć film? – zapytał.
– O tak.
Wsunął kastę do odtwarzacza DVD, po czym usadowili się

na kanapie, przytuleni do siebie.

Jenna rzadko chodziła do kina, toteż ekscytujący film akcji

bardzo ją wciągnął. Ale tylko do mementu, kiedy Zach objął
ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Film w jednej chwili
przestał ją interesować.

Fakt, iż w pokoju panował półmrok, tylko częściowo

rozproszony światłem płynącym z ekranu, pomógł Jennie
przezwyciężyć nieśmiałość. Wtuliła twarz w zagłębienie
między szyją a ramieniem Zacha, chłonąc z rozkoszą jego
zapach i marząc, by ta chwila nigdy się nie skończyła.

On tymczasem bawił się jej włosami, a po paru sekundach

Jenna zdała sobie sprawę, że uwalnia je z przytrzymującej
opaski i zagłębia w nich palce.

Przycisnęła usta do jego szyi. Ciało Zacha stężało.

Powolnym ruchem ujął jej twarz w obie dłonie.

– Och, Zach! – zdążyła wyszeptać, zanim dotknął ustami jej

warg.

background image

Pocałunek położył kres resztkom racjonalnego myślenia,

Jenna znalazła się w wyłącznym władaniu zmysłów. Poddając
się nieodpartemu pożądaniu, zaczęła szarpać zamek u jego
spodni. Pragnęła go dotknąć już, natychmiast.

Czuła, jak ręce Zacha przesuwają się coraz niżej po jej

plecach, a gdy objęły jej pośladki, z ust Jenny wydobył się
głęboki jęk. Nigdy jeszcze nie zaznała podobnego uczucia. W
dziedzinie seksu brakowało jej doświadczenia. Nie miała na to
czasu. Całe życie jenny toczyło się wyłącznie wokół Rae i jej
przyszłości.

Czując, co się z nią dzieje, zrozumiała nagle, dlaczego

ludzie, oddając się rozkoszom ciała, często zapominają o ich
potencjalnych

skutkach.

Zrozumiała,

że

pragnienie

zaspokojenia fizycznego pożądania może być silniejsze od
rozsądku. Pragnęła jak najszybciej pozbyć się ubrania i poczuć
ręce Zacha na swoim ciele.

Kiedy jednak zaczęła ponownie, szarpać się z suwakiem

jego spodni, Zach przytrzymał jej rękę.

– Jeszcze nie. Poczekaj – szepnął.
Poczekaj? Na co? Ma dwadzieścia cztery lata, zdecydowała

się wreszcie pójść na całość, a on każe jej czekać?
Spojrzawszy mu w oczy, wyczytała w nich namiętne
pożądanie. Więc dlaczego?

– Czy coś jest nie tak? – zapytała.
– Ależ nie. Jest cudownie. – Ujął jej twarz w dłonie i czule

pocałował. – Cieszę się, że jesteś ze mną. Ale nie chcę cię do
niczego przymuszać, jeśli nie jesteś jeszcze gotowa. – Czyżby
domyślił się, że to jej pierwszy raz? Zawstydzona spuściła
oczy i pochyliła głowę. – No, nie rób takiej miny – poprosił,
osuwając się na kanapę i pociągając ją za sobą, tak że leżeli
teraz twarzami do siebie. – Przecież musisz wiedzieć, jak
bardzo cię pragnę.

Może jednak nie odkrył jej sekretu. Zaczerpnęła powietrza

background image

w płuca, chcąc uspokoić przyspieszony oddech, ale gdy jej
piersi otarły się przy tym o jego tors, z wrażenia o mało nie
zapomniała, co miała mu powiedzieć.

– Nie musisz się powstrzymywać – szepnęła, z trudem

odzyskując głos.

– Wiem, że nie muszę, aleja też mam w tej sprawie coś do

powiedzenia – odparł i obdarzył ją tak czarującym
uśmiechem, że zadrżała na całym ciele. – To, że jesteś w
moim mieszkaniu, daje mi przewagę, której nie chcę
wykorzystywać.

– W takim razie pojedźmy do mnie. – Powiedziawszy to,

zdała sobie sprawę, że siostra ma o jedenastej wrócić z pracy.
Czy do tej pory zdążą zaspokoić swe pragnienia? Może tak.

Zach parsknął głośnym śmiechem.
– Nie wystawiaj mnie na zbyt ciężką próbę, bo ulegnę –

odparł.

– Jeszcze nigdy nie odczuwałam niczego podobnego –

wyznała. Jak ma go przekonać, że jest gotowa na wszystko? –
Ja też bardzo cię pragnę.

– Na razie wystarczy, że jesteśmy razem tak jak teraz. –

Pocałował ją kolejny raz, chyba również po to, by zamknąć jej
usta, bo gdy spróbowała pogłębić pocałunek, przewrócił ją na
kanapie plecami do siebie. – Nie spieszmy się, Jenna, mamy
mnóstwo czasu – szepnął jej do ucha. – Cieszmy się każdą
chwilą. Na przykład obejrzyjmy do końca film.

Chciała dalej protestować, ale Zach trzymał ją mocno,

głaszcząc od czasu do czasu i składając delikatny pocałunek
na jej szyi. Jenna powoli zaczęła się uspokajać. Film jednak
przestał ją interesować, gdyż straciła wątek. Po paru minutach
zaczęły jej ciążyć powieki.

Kiedy otworzyła oczy, był już wczesny ranek. W

pierwszym momencie nie wiedziała, gdzie jest. Dopiero po
chwili zdała sobie sprawę, że oboje usnęli w trakcie oglądania

background image

filmu, a ona właśnie stoczyła się z kanapy na podłogę.

Jeszcze niezupełnie przytomna, podniosła się na nogi. Zach

nadal spał w najlepsze. Z cichym westchnieniem ulgi
wymknęła się na palcach z salonu.

W kuchni zamknęła za sobą drzwi, wyjęła z kieszeni

komórkę i zadzwoniła do domu. Co pomyśli Rae, kiedy się
zorientuje, że siostra nie wróciła na noc?

Telefon dzwonił i dzwonił, dopóki nie włączyła się

automatyczna sekretarka. Jennie drżały ręce, kiedy wyłączała
komórkę. Może Rae śpi tak mocno, że nie obudził jej
dzwonek telefonu? Jest jeszcze bardzo wcześnie, ledwo
minęła szósta. Zadzwoniła ponownie w nadziei, że siostra w
końcu się obudzi i podejdzie do telefonu.

Znowu

nic.

Jenna,

coraz

bardziej

zaniepokojona,

zadzwoniła na komórkę Rae. Dopiero po trzech sygnałach
usłyszała lekko sepleniący głos siostry:

– Cześć, to ty?
– Rae, gdzie jesteś? – Słysząc w tle obce glosy, Jenna ze

zdenerwowania zacisnęła z całej siły pałce na komórce.
Siostra nie była sama. – Piłaś?

– Spoko, siostrzyczko. Nie jestem pijana, tylko niewyspana.

Bawiliśmy się do białego rana. – Rae zachichotała. – Właśnie
zamierzaliśmy się trochę przespać.

– Gdzie jesteś? I co robiliście przez całą noc? –

podniesionym głosem pytała Jenna, krążąc niespokojnie po
kuchni. Chciałaby przenieść się jakimś cudownym sposobem
w miejsce, gdzie jest Rae, i sprawdzić, co się z nią dzieje.
Siostra bez pozwolenia spędziła noc poza domem. W dodatku
wcale nie była przekonana, że Rae i jej koledzy rzeczywiście
nie pili alkoholu.

– Jestem u Claire. Urządziliśmy przyjęcie. Zostawiłam ci

wiadomość. – W tle ktoś coś powiedział, a Rae znowu się
roześmiała. – Cześć, Jen, do zobaczenia.

background image

Jenna opadła bezsilnie na krzesło. Rae miała dziwnie

zmieniony głos. To nie może być niewyspanie. Albo pili, albo
próbowali narkotyków.

Rae schodzi na złą drogę. Może sobie napytać biedy.
A Jenna będzie temu winna.
– Jenna, co ci jest? Czy coś się stało? – Rozczochrany Zach

stał w drzwiach, spoglądając na nią z niepokojem.

– Bardzo mi przykro, ale muszę uciekać. – Z trudem

powstrzymywała łzy. To jej wina, że w pogoni za własnym
szczęściem nie dopilnowała siostry, narażając ją na
niebezpieczne pokusy. Dobrze przynajmniej, że nie przespała
się z Zachem. Gdyby tak się stało, rozstanie byłoby jeszcze
trudniejsze.

– Chodzi o Rae? Ma kłopoty? – domyślił się Zach.

Podszedł do Jenny i położył jej obie ręce na ramionach.

– Spędziła noc poza domem. Podejrzewam, że pila. –

Wyrywając mu się z rąk, zahaczyła boleśnie biodrem o kant
stołu. – Muszę jechać do domu.

– Odwiozę cię.
Tym razem nie zaprotestowała. Wiedziała już, że autobusy

nie dojeżdżają do jego dzielnicy.

– Ona skończyła już osiemnaście lat – zwrócił jej uwagę,

gdy wsiedli do samochodu.

– Zgodnie z prawem alkohol jest dozwolony dopiero po

ukończeniu dwudziestu jeden lat – ucięła ostro.

– Tak, wiem, ale to naturalne, że młodzi lekceważą

niekiedy ograniczające ich przepisy. Myślisz, że na studiach
będzie inaczej?

– Nie pozwolę, żeby Rae zmarnowała sobie życie,

zapamiętaj to sobie – oświadczyła twardo.

Resztę drogi pokonali w niemal wrogim milczeniu. Kiedy

zajechali przed dom, Jenna, która podejrzewała, że Zach
będzie chciał wejść razem z nią, oświadczyła:

background image

– Przepraszam cię, ale nie możemy być razem. Nigdy

więcej się z tobą nie spotkam.

– Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale nie odpychaj mnie,

proszę. Wierz mi, ja naprawdę cię rozumiem.

– Nic nie rozumiesz. – Roześmiała się cierpko. – Nie jestem

po prostu zdenerwowana, jestem przerażona. I mam po temu
szczególne powody, bo nasza matka była alkoholiczką, a do
tego narkomanką. Zmarła z przedawkowania, nie wiadomo,
czy przypadkiem, czy celowo. – Widać było, że te słowa
zrobiły na Zachu silne wrażenie. Może wreszcie zda sobie
sprawę, jak wiele ich dzieli. – Znalazłam ją martwą w kuchni
na podłodze. I niech mnie piekło pochłonie, jeżeli pozwolę,
żeby moja siostra poszła w jej ślady. Sprowadzę ją do domu i
od tej pory nigdy więcej nie spuszczę z oka. Zegnaj, Zach.

Na podkreślenie ostateczności swoich słów, z całej siły

zatrzasnęła drzwi samochodu.

– Zadzwonię w ciągu dnia – zawołał za nią, ale nie

doczekał się odpowiedzi.

Weszła do domu, ocierając łzy. Jeśli nawet zadzwoni, nie

będzie to miało najmniejszego znaczenia. Nigdy więcej nie
spotka się z nim poza pracą. Wystawiłaby sobie bardzo marne
świadectwo, gdyby dla paru godzin szczęścia poświęciła
przyszłość własnej siostry.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Zach przyjechał do stacji dobry kwadrans przed czasem w

nadziei skłonienia Jenny do poważnej rozmowy. Od kilku dni
nie odbierała jego telefonów. Kiedy dzwonił, słuchawkę
podnosiła Rae, mówiąc, że Jenny nie ma w domu.

Po tym, czego się dowiedział o ich matce, lepiej rozumiał

ostrą reakcję Jenny. Ciarki przechodziły mu po plecach,
ilekroć wyobraził sobie kilkunastoletnią dziewczynę, która
znajduje w kuchni martwe ciało własnej matki. Rodzice
powinni ochraniać dzieci, zamiast je narażać na straszne
przeżycia. Największy podziw budził w nim fakt, iż po takich
doświadczeniach Jenna wyrosła na odpowiedzialną i
zrównoważoną kobietę.

Być może konieczność zajęcia się młodszą siostrą pomogła

jej otrząsnąć się z koszmaru. Zach rozumiał ją teraz znacznie
lepiej niż dotąd, a zarazem był zdecydowany przekonać ją, że
musi zacząć myśleć o swoim osobistym szczęściu.

W sali odpraw zastał Ivana, Katel Samanthę. Ciekawe, że

wszyscy przyjechali przed czasem. To znaczy wszyscy z
wyjątkiem Jenny. Ale co tu robi Ivan, który nie był zapisany
na dzisiejszy dyżur?

– Cześć, Zach – powitała go Kate. – Coś jest nie w

porządku?

– Miałem nadzieję zastać Jennę. – Sięgnął po leżący na

stole grafik, który potwierdził jego podejrzenie. Nazwisko
Jenny było wykreślone, a na jej miejsce wpisano Ivana.

– Musiała wziąć wolny dzień, więc zamieniliśmy się

dyżurami – wyjaśnił Ivan. – Czy to źle?

Jeszcze jak! Źle jak cholera! Musi jej przecież w jakiś

sposób wytłumaczyć, że spędzając noc na jego kanapie, nie
upodobniła się do swojej nieodpowiedzialnej matki. Że jedno
z drugim nie ma nic wspólnego. Że jej również coś się w życiu

background image

należy. Nie może się całkowicie poświęcić wychowywaniu
Rae i trosce o jej los. Mogliby wspólnie czuwać nad jej
siostrą. Niech da mu szansę i pozwoli sobie pomóc.

– Nie, to nic ważnego – odparł.
Ivan jednak nie wydawał się przekonany. No trudno, niech

sobie myśli, co chce. Na szczęście jutro sobota, Jenna będzie
w ośrodku i już mu się nie wymknie. Może zdąży do tego
czasu dojść do siebie i spojrzy na niego łaskawszym okiem.


W ośrodku uwijała się gromada młodych koszykarzy,

których pamiętał z ostatniego treningu. Chłopcy ćwiczyli
zagrania, których ich nauczył. Jego zadowolenie z tego
powodu zmąciło jednak odkrycie, że dzisiejszy trening został
w oczywisty sposób wyznaczony bez jego wiedzy.

Natychmiast zauważono jego obecność. Pierwszy pomachał

mu ręką Damien, który krzyknął na kolegów i już po chwili
rzucili się hurmem, by go powitać.

Widząc poruszenie, Jenna odwróciła się i na widok Zacha

zrobiła niezadowoloną minę. Nie mogła urządzić mu sceny na
oczach dzieci, niemniej zachowanie spokoju kosztowało ją
sporo wysiłku.

– Cześć, Jenna – powiedział jak gdyby nigdy nic. – Mam

wolny dzień, więc może się na coś przydam.

– Proszę bardzo – odparła uprzejmie, jednak jej oczy

mówiły co innego. Jest niezadowolona z jego przyjścia, a co
gorsza, nie ma ochoty na rozmowę.

Wahał się, jak postąpić. Zostając, zrobi Jennie przykrość,

ale odchodząc, sprawi chłopcom zawód. W końcu postanowił
zostać. Nie ma powodu, żeby dzieciaki ponosiły
konsekwencje jego osobistych problemów.

– Ćwiczenia nieźle wam idą, chłopcy, ale teraz pokażcie,

czy umiecie to wykorzystać w grze – zaproponował.

– Robi się! – Ruszyli biegiem na boisko, gdzie przy

background image

stanowisku sędziego stała Jenna z Miguelem i drugim,
nieznanym Zachowi mężczyzną.

– Czy Damien może już ćwiczyć? – upewnił się.
– Oczywiście. Bierze przepisane leki, a ja mam go na oku.

– Powiedziała to uprzejmym, lecz chłodnym tonem, jakby nie
mieli za sobą wspólnych przeżyć. Takim tonem rozmawia się
zwykle z nieznajomymi.

Znowu poczuł się dotknięty, lecz z poczucia obowiązku

wobec chłopców nie przestał obserwować gry, zachęcając ich
do zwiększenia wysiłku albo korygując błędy.

Po skończonym treningu nadal kręcił się po boisku, nie

zważając na rzucane w jego kierunku niechętne spojrzenia
Jenny. Dawała mu wyraźnie do zrozumienia, że nie jest tu
mile widziany. On jednak nie da się wypędzić. Będzie tkwił,
dopóki nie nadarzy się okazja na odbycie z nią rozmowy w
cztery oczy.

Chłopcy zbierali swoje rzeczy i opuszczali ośrodek,

wykrzykując w jego stronę przyjazne pozdrowienia.

– Co ty tu jeszcze robisz? – zapytała go Jenna, zbierając

piłki i wrzucając je na wózek.

– Musimy porozmawiać. Dlaczego nie odbierasz moich

telefonów?

– Widocznie nie mam ochoty rozmawiać – odparła ostrym

tonem. Nie zamierzała ułatwiać mu sytuacji.

On jednak nie rezygnował.
– Co z Rae? – zapytał, wrzucając na wózek piłkę.
– Boczy się na mnie. Teraz wpadła na pomysł, że sama

zapłaci za naprawę samochodu. Wyobraża sobie, że pozwolę
jej prowadzić po tym, jak nie wróciła na noc do domu.

Z nachmurzoną miną ruszyła z wózkiem do magazynu.

Zach szedł za nią.

– Właściwie dlaczego nie? Gdybyś okazała jej więcej

zaufania, mogłoby się okazać, że potrafi podejmować

background image

rozsądne decyzje.

– Czego ty ode mnie chcesz? – zawołała, odwracając się

gwałtownie i spoglądając mu prosto w oczy. – Tamtej nocy,
kiedy zasnęliśmy u ciebie na kanapie, byłam gotowa na coś
więcej niż znajomość, ale ty powiedziałeś „nie”. Wiesz, co
myślę? Boisz się bliższego związku, bo to zanadto
zobowiązuje.

– Nieprawda – zaprotestował. – Chcę być z tobą, niczego

bardziej nie pragnę. To ty rezygnujesz z osobistego życia na
rzecz Rae.

Jenna z całej siły zatrzasnęła drzwi magazynu.
– Jest moją siostrą, Zach. Kocham ją i nie zamierzam się z

tego tłumaczyć.

– Rozumiem, że jej dobro leży ci na sercu, ale to jeszcze nie

powód, żeby wpadać w rozpacz za każdym razem, kiedy coś
nie idzie po twojej myśli – próbował jej perswadować.

– Lepiej zajmij się własnymi problemami – oświadczyła,

odwracając się i ruszając w kierunku biura. W tym momencie
w budynku pogasły światła, uniemożliwiając dalsze
prowadzenie beznadziejnego sporu. – Myślisz, że wysiadły
korki?

– Nie sądzę. Posłuchaj. – Gdy przestali na siebie krzyczeć,

do wnętrza budynku zaczęły dochodzić odgłosy odległych
grzmotów. – Burza musiała uszkodzić linię elektryczną. Gdzie
jesteś? – zapytał, szukając jej po omacku w pozbawionym
okien korytarzu.

– Tutaj. – Zrobiła w ciemnościach kilka kroków, po czym

wzięła go za rękę. – Chodź – powiedziała, wymacując drzwi.
– Muszę wracać do domu.

Weszli do głównej sali i ujrzeli przez okno, jak kolejne

błyskawice przecinają niebo. Po każdej z nich rozlegał się
głuchy grzmot.

– Odwiozę cię do domu. Nie możesz iść w taką ulewę.

background image

Jenna tym razem nie oponowała. Zamknąwszy na klucz

drzwi ośrodka, popędzili w strugach deszczu do samochodu.

– Gdzie jest Rae? – spytał potem Zach.
– Została w domu. – Jenna zagryzła wargi. – Zadzwonię do

niej. – Przyłożyła komórkę do ucha, ale po chwili ją zamknęła.
– Nie mogę się połączyć, słychać tylko trzaski.

– Nie pracuje dzisiaj?
– Dopiero po południu. Kiedy wychodziłam, siedziała w

swoim pokoju, obrażona, że nie pozwalam jej zapłacić za
naprawę samochodu. – Skręcili już w jej uliczkę. – O mój
Boże!

– Co takiego?
– Och, Zach, drzewo spadło na nasz dom!
Rzeczywiście. Zach zobaczył wielkie drzewo rozłupane na

dwie części. Jedna z nich, znacznie większa, leżała wbita w
dach domu. W drzewo musiał uderzyć piorun.

– Zach, szybko! Rae jest w środku!
Na twarzy Jenny malował się paniczny strach. Zach dobrze

znał to uczucie. Pamiętał, co czuł tamtego dnia, gdy zdał sobie
sprawę, że jego siostra biegnie ulicą do kolegi. Szybko
odepchnął od siebie złe wspomnienie.

– Rae, Rae! – zaczęła wołać Jenna, wyskakując z

samochodu, zanim Zach zdążył na dobre zaparkować.

– Jenna, poczekaj! – Zatrzymał auto i pobiegł za nią. –

Uważaj, dach może się zawalić. – Złapał ją przed drzwiami.

– Puść mnie, muszę ją znaleźć. Drzewo zwaliło się na dach

nad jej pokojem, może być ranna.

– Trzeba zadzwonić po straż. – Obejmując Jennę w pasie,

drugą ręką wyjął z kieszeni komórkę i zadzwonił pod numer
911. Na szczęście tym razem nie było zakłóceń i po chwili
usłyszał w słuchawce głos dyspozytora.

– Jaki wypadek pan zgłasza?
Kiedy był zajęty tłumaczeniem, co się stało, Jenna wyrwała

background image

się i wbiegła do domu. Zakląwszy w duchu, szybko zakończył
rozmowę i pobiegł za nią. Poraził go rozmiar zniszczeń.
Schody na piętro były w dużej części zawalone.

– Straż już jedzie.
– Rae jest na górze. Musimy ją stamtąd wydostać – jęknęła

Jeana przez łzy. – Musi być jakiś sposób, żeby do niej dotrzeć.

– Nie, kochanie, zamiast jej pomóc, możemy jeszcze

bardziej pogorszyć sytuację. Trzeba poczekać na strażaków. –
Włożył jej do ręki komórkę. – Moja działa, spróbuj do niej
zadzwonić.

Jenna złapała telefon i wybrała numer. Po dłuższej chwili

przecząco pokręciła głową.

– Nic z tego, nie odbiera.
– Nie słyszałem, żeby na górze dzwonił telefon. Może nie

ma jej w domu. Mogła wyjść do pracy.

– Muszę się upewnić, gdzie ona jest. – Głos Jenny był pełen

rozpaczy.

– Wiem, kochanie, pomoc zaraz nadjedzie.
– Nie mogę tak czekać. Spróbuję się do niej dostać.
– Spróbuj najpierw zadzwonić do jej przyjaciółek –

poradził, byle zyskać na czasie i zająć czymś Jennę do
przyjazdu strażaków.

Rozumiał przerażenie Jenny i sam modlił się w duchu, żeby

Rae nie było w pokoju na górze. Nagle Jenna chwyciła go za
rękę.

– Słyszałeś?
– Co? Nic nie słyszę.
– O, znowu! – Jenna podbiegła do częściowo zrujnowanych

schodów. Po pokonaniu pierwszych stopni zatrzymała się,
próbując usunąć z drogi kawał zawalonego sufitu.

– Uważaj! – wrzasnął Zach.
Rzucił się na ratunek i zdążył ściągnąć Jennę ze schodów

sekundę przed tym, jak spadł na nie kolejny fragment sufitu.

background image

Przez chwilę stał jak oniemiały, trzymając ją w ramionach.
Dopiero potem uświadomił sobie, co mogło się zdarzyć. Jenna
też stała nieruchomo z głową wtuloną w jego tors. Pogłaskał ją
po włosach.

– Już dobrze. Nic się nie stało. Zaraz przyjedzie pomoc.
Jenna wyprostowała się.
– Słyszysz?
Zach poważnie się zaniepokoił. Zaczynał podejrzewać, że

Jenna dostaje histerii. Musi ją stąd jak najszybciej
wyprowadzić. Przebywanie w zrujnowanych domu źle na nią
działa. Nagle zdał sobie sprawę, że z góry dochodzi czyjeś
ciche wołanie. Twarz Jenny pojaśniała.

– Słyszysz? Rae mnie woła. Jest na górze. Zach, ona żyje!

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

– Rae, jestem tu! Na dole! – zawołała Jenna. Jej serce

przepełniła radość. Rae żyje i jest przytomna! Patrzyła ze
złością na blokujące schody odłamki sufitu. Oddałaby
wszystko, żeby znaleźć się przy siostrze.

Z ulicy dobiegł zrazu odległy, potem coraz silniejszy,

przeraźliwy dźwięk syreny i przed domem zatrzymał się
strażacki wóz. Burza tymczasem odpłynęła, a deszcz prawie
przestał padać.

Zach pośpiesznie wyjrzał przed dom. Jenna też stanęła w

drzwiach.

– Czy to pani zgłaszała uwięzienie ofiary w uszkodzonym

domu? – zapytał jeden z nich.

– Tak, moja siostra została uwięziona w pokoju na piętrze –

odparła Jenna. – Drzewo uszkodziło dach i schody.

– Rozumiem. – Szef ekipy skinął na swoich ludzi. – A

państwa proszę o opuszczenie domu.

Jenna z ociąganiem spełniła polecenie. Ku jej zaskoczeniu

strażacy podjęli akcję na zewnątrz budynku. Zamiast forsować
wewnętrzne schody, podnieśli zamontowaną na wozie
strażacką drabinę, aby dostać się do pokoju na piętrze przez
dziurę w zdemolowanym dachu.

Popatrzyła na Zacha z wdzięcznością. Wytrwał przy niej i

robił, co mógł, by jej pomóc. Zach przytulił ją do siebie, jakby
czytał w jej sercu. Nie pierwszy raz daje dowód, że umie
odgadywać jej nastroje, pomyślała. Ale czy ona potrafi mu się
odwzajemnić tym samym? Nie była sprawiedliwa, mówiąc
mu, że myśli tylko o sobie.

– Jestem w środku! – zawołał strażak, który pierwszy

wspiął się na drabinę. – Znalazłem ją!

Czy Rae jest przytomna? Może jest ciężko ranna i zdążyła

się wykrwawić? Ałbo doznała poważnych złamań? A może...

background image

Z dziury w dachu wyłonił się strażak. Obejmując Rae

ramieniem, pomógł jej wejść na małą platformę na szczycie
drabiny, po czym sam na nią wskoczył.

– Jest cała! – Jenna nie posiadała się z radości, patrząc, jak

strażacy opuszczają drabinę, a następnie zdejmują Rae z
platformy i stawiają na ziemi.

– Nie ma żadnych obrażeń – zapewnił Jennę pierwszy

strażak. – Nic się jej nie stało, jest tylko w szoku.

– Nic dziwnego, ja też o mało nie umarłam ze strachu –

szepnęła Jenna, ściskając ręce siostry. Nie mogła powstrzymać
łez wzruszenia. Jej mała siostrzyczka, która sprawia tyle
kłopotów, jest zarazem jej największym skarbem.

Po uratowaniu Rae Zach nie zostawił sióstr samych.

Zbadawszy dziewczynę, doszedł wraz ze strażakami do
wniosku, że nie ma potrzeby odwozić jej do szpitala. Jednakże
główny strażak miał dla Jenny inną nowinę, tym razem już
niedobrą.

– Nie możecie panie tutaj zostać, bo dom grozi zawaleniem.

Musicie sobie znaleźć inne mieszkanie – oświadczył.

Ostrzeżenie to nie było dla Jenny całkowitym

zaskoczeniem, niemniej dopiero teraz zdała sobie w pełni
sprawę ze Swego rozpaczliwego położenia. Remont domu
może potrwać wiele miesięcy, a nie wiadomo, czy firma
ubezpieczeniowa zechce pokryć straty. Może będzie się
prawować z ubezpieczycielem sąsiada, gdyż zwalone drzewo
rosło na jego posesji. W dodatku nie miała pewności, czy
Schroederowie są ubezpieczeni.

– Jenna, gdzie my się podziejemy? – zawołała Rae. – I co

będzie z naszymi rzeczami?

– Najważniejsze, że jesteśmy całe i zdrowe, reszta to

głupstwo – odparła Jenna, siląc się na spokój. – Na razie
zamieszkamy w motelu. – Ale skąd wziąć pieniądze na
wielomiesięczny pobyt w hotelu? Pieniądze na jej bieżącym

background image

koncie stopnieją po tygodniu, najdalej dwóch. Jak przetrwają
do końca remontu domu, nie uszczuplając oszczędności
przeznaczonych na studia siostry?

– Możecie zamieszkać u mnie.
– Dziękuję, Zach, to bardzo miłe z twojej strony, ale

przeniesiemy się na jakiś czas do hotelu. – Jego propozycja
była kusząca, lecz wspólne mieszkanie byłoby dla wszystkich
zbyt krępujące, a ponadto Zach nie zdawał sobie sprawy, co to
znaczy mieć dwie kobiety na stałe w domu.

– Na jak długo? – zapytał. – Domu nie da się

wyremontować w tydzień czy dwa, a hotel, nawet najtańszy,
kosztuje. Moje mieszkanie ma trzy sypialnie, więc nie
będziemy sobie przeszkadzać. Proszę cię, Jenna, schowaj
dumę do kieszeni i zgódź się.

– Masz trzy sypialnie? – Nie umiała powstrzymać okrzyku

zdziwienia. Po co samotnemu mężczyźnie aż trzy sypialnie?

– Jedna służy mi za pokój do pracy, ale jest w nim

rozkładana kanapa do spania. A poza tym, godząc się na moją
propozycję, ułatwisz mi życie, bo w przeciwnym razie
musiałbym, przynajmniej częściowo, przenieść się do tego
samego hotelu, żeby móc się wami opiekować.

– Nie wygłupiaj się – mruknęła, niemniej zaczynała się

wahać. A może przyjąć jego propozycję? Niedawne
postanowienie, aby zerwać z Zachem bliższe stosunki, dużo ją
kosztowało. – No nie wiem – rzekła po chwili.

– Bez żadnych zobowiązań – zapewnił ją Zach. – Chyba że

sama zdecydujesz inaczej – dodał z figlarnym błyskiem w
oczach.

Tego właśnie bała się najbardziej – że nie potrafi mu się

oprzeć. Już teraz, na samą myśl o zamieszkaniu razem z
Zachem, serce zaczęło jej szybciej bić.

– No to jak, Jenna, decydujesz się? – ponagliła ją Rae.
– No dobrze, niech wam będzie. – Nie ma sensu dłużej się

background image

opierać, kiedy sama tego pragnie. Zwłaszcza że nie wiadomo,
jak długo potrwają pertraktacje z ubezpieczycielem, a w
konsekwencji kiedy rozpocznie się remont domu. – Nie wiem,
Zach, jak ci dziękować.

– Nie ma za co – odparł uradowany. – Rae, wsiądź

tymczasem do mojego samochodu, po co masz niepotrzebnie
moknąć.

– Czy nie mogłybyśmy wejść na chwilę do domu po

najniezbędniejsze rzeczy? – zapytała Jenna, spoglądając z
nadzieją na głównego strażaka.

– Niestety, to niemożliwe – odparł. – Nie wiemy, w jakim

stanie jest strop. Jeśli został poważnie naruszony, może się
zawalić w każdej chwili. Z wejściem do domu trzeba
poczekać na orzeczenia inspektora budowlanego.

– A jak to długo może potrwać?
– Trudno powiedzieć. Burza spowodowała wiele zniszczeń,

więc na pewno są już w pogotowiu.

– Szefie, jedziemy, mamy nowe wezwanie! – zawołał jeden

ze strażaków.

– Już idę. Proszę pod żadnym pozorem nie wchodzić do

domu – jeszcze raz ostrzegł Jennę szef strażackiej ekipy. –
Ktoś z urzędu miasta wkrótce się z panią skontaktuje. – To
powiedziawszy, wskoczył do szoferki i odjechał.

Zach i Jenna podeszli wolno do samochodu. Rae siedziała

już na tylnym siedzeniu, oparta wygodnie o miękkie poduszki.

– Możemy jechać? – spytał Zach, zapalając silnik.
– Tak jest – odparła Jenna, zmuszając się do uśmiechu. –

Mam jedną prośbę. Czy możemy zajechać po drodze do
najtańszego domu towarowego? Chciałabym kupić parę
rzeczy.

– Oczywiście, chociaż podejrzewam, że wiele sklepów

zamknięto z powodu awarii prądu.

Jenna popatrzyła na swoje przemoknięte ubranie.

background image

– Spróbuj jednak. A nuż będzie otwarty – poprosiła.

Jednakże jej nadzieja okazała się płonna. Parking domu
towarowego ział pustką, a w środku nie paliło się ani jedno
światło. – Nie masz komórki? – spytała Jenna, spoglądając
przez ramię na Rae. – Dzwoniłam do ciebie zaraz po wejściu
do domu, ale nie było połączenia.

– Zostawiłam komórkę w sypialni. Kiedy zawalił się dach,

byłam akurat w łazience. Bałam się wrócić do pokoju, więc
ubrałam się w twoje ciuchy – wyjaśniła.

– Miałaś szczęście – zauważył Zach, zerkając w tylne

lusterko.

Kiedy zajechali pod jego okazałe kondominium, Jenna

zawstydziła się swego wyglądu. Pozazdrościła Zachowi, który
kompletnie się nie przejmował tym, że jego wybrudzone
ubranie ocieka wodą, a także siostrze, która bez najmniejszego
skrępowania podziwiała wspaniałe wnętrza.

Jenna najchętniej przypomniałaby siostrze, że ich pobyt w

luksusowym domu nie będzie trwał wiecznie i po skończonym
remoncie będą musiały wrócić do swego ubogiego,
rozpadającego się siedliska.

Ona i Rae są tutaj obce, świat wygody i luksusu pozostaje

poza ich zasięgiem.

– Czujcie się jak u siebie w domu – oświadczył Zach

nazajutrz w południe, witając w drzwiach powracające z
zakupów Jennę i Rae.

Wprawdzie poprzedniego dnia wieczorem zaopatrzył

siostry w bawełniane koszulki i spodnie od dresów, dzięki
czemu mogły uprać ciuchy, które miały na sobie, lecz one
musiały się zaopatrzyć w ubrania na zmianę.

– Nie zwracaj na nas uwagi. Zachowuj się, jakby nas nie

było. – Wystarczy, że wczoraj zrobił dla nich kolację, a rano
przygotował śniadanie. Oczywiście Jenna pozmywała potem
naczynia, lecz i tak miała poczucie, że są intruzami.

background image

– Ale ja bardzo się cieszę, że tu jesteś – odparł Zach. W

starych, wypłowiałych dżinsach wyglądał równie dobrze, jak
w uniformie ratownika. Spoglądał na nią z nieskrywanym
upodobaniem.

Ciarki przeszły jej po skórze. Dobrze, że nie ma Rae, która

zamknęła się w swoim pokoju i przymierza świeżo kupione
ciuchy, bo na pewno by się domyśliła, co się z jej siostrą
dzieje. Chcąc ukryć swoje zmieszanie, rozejrzała się po
pokoju. Na stojaku w kącie zobaczyła gitarę.

– Lubisz grać? – spytała, podchodząc do instrumentu.
– Bardzo. Muzyka daje mi radość i pozwala się odprężyć. –

Zatrzymał się tuż za jej plecami. Był tak blisko niej, że czuła
zapach jego wody po goleniu. – A co ty lubisz robić w
wolnych chwilach? – zapytał.

– Nie wiem... nic szczególnego – bąknęła, zbita z tropu. –

Kiedy mam trochę czasu, naprawiam coś w domu albo
odmalowuję ściany. Bezmyślna fizyczna praca też jest bardzo
relaksująca.

– Ale trudno to nazwać rozrywką.
– To prawda. – W jej życiu nie było miejsca na rozrywki.

Nawet pracą w ośrodku zajęła się nie dla własnej satysfakcji,
ale ze względu na siostrę. – Zagrasz coś? – spytała, podnosząc
instrument ze stojaka.

– Z przyjemnością. – Wyjąwszy z jej rąk gitarę, usiadł na

kanapie i zaczął dla rozgrzewki potrącać struny. Jenna usiadła
obok niego. – Dawno nie grałem, muszę ją wpierw nastroić. –
Patrzyła z przyjemnością na jego długie, zręczne palce. Po
paru minutach zaczął grać melodię, w której Jenna rozpoznała
swoją ulubioną piosenkę. Zaczęła ją nucić. – Ja gram nieźle,
ale śpiewam okropnie – zauważył Zach.

Jenna stopniowo nabierała pewności siebie i śpiewała coraz

śmielej.

– Masz bardzo ładny głos – pochwalił, kiedy piosenka

background image

dobiegła końca.

Jenna zarumieniła się z radości.
– Zagraj coś jeszcze – poprosiła. Siedząc obok niego na

kanapie, słuchając jak gra i śpiewając razem z nim, miała
wrażenie, że znalazła się w raju.

– A co byś chciała? Znam wiele melodii. Mam niezłe ucho,

potrafię zagrać wszystko, co usłyszę.

– Naprawdę? To nadzwyczajne. Zaraz, niech pomyślę.

Pamiętasz tę znaną piosenkę z „Wyspy Gilliana”?

Zach bez wahania uderzył w struny. Jenna roześmiała się i

zaczęła śpiewać do wtóru. Jednakże słowa zabawnej piosenki
tak ich oboje rozśmieszyły, że po paru minutach dalsza gra i
śpiew stały się niemożliwe. Zach odłożył gitarę.

– Bardzo za tobą tęskniłem – powiedział.
– Ja też – przyznała.
Objął ją bez słowa i zaczął całować. Jeśli kiedykolwiek

zwątpiła w jego uczucia, namiętny pocałunek upewnił ją, że
Zach pragnie jej równie gorąco, jak ona jego.

– Jenna, jesteś tu?
Na widok stojącej w drzwiach siostry Jenna gwałtownie

odskoczyła.

– O co chodzi?
– Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę jakoś dojechać

do pracy.

– Weź mój samochód – zaproponował Zach, wyjmując z

kieszeni kluczyki.

– Nie ma mowy. Nie zabierzesz samochodu Zacha do baru

Carlsona. Ja cię zawiozę.

– Jak chcesz – zgodziła się Rae.
Zapewne sama rozumiała, że byłoby nierozsądnie

zostawiać drogiego lexusa przed barem.

– No widzisz? Gdybyś pozwoliła siostrze zapłacić za

naprawę samochodu, nie musiałabyś jej teraz odwozić –

background image

mruknął pod nosem Zach.

– To dla mnie żaden kłopot – odparła Jenna niepotrzebnie

ostrym tonem.

– Rób, jak chcesz.
Czuł się zawiedziony i niezadowolony. Jenna ostrzegała go,

iż wspólne mieszkanie nie będzie łatwe, nie przypuszczał
jednak, że już pierwszego dnia dojdzie do spięcia. Wzajemne
przystosowanie się będzie wymagało pewnego wysiłku.

Wychodząc z mieszkania, Jenna usłyszała, że Zach potrąca

struny, ale zamiast miłej dla uszu muzyki dobiegł ją ostry,
nieprzyjemny akord.

Stanowczym ruchem zamknęła za sobą drzwi. Być może

koniec końców będą musiały przenieść się do motelu.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Zach wyszedł na patio. Był zły na Rae za to, że weszła do

pokoju w nieodpowiednim momencie, a zarazem wściekły na
siebie za swoje dziecinne zachowanie. Zacisnąwszy ręce na
balustradzie, wpatrywał się w ociekające deszczem drzewa.

Nie miał nic przeciwko przywiązaniu, jakim Jenna darzyła

siostrę, wręcz podziwiał ją za to. Wszelako dziewczyna ma już
osiemnaście lat, zdała maturę i jest pełnoletnia, może nawet
głosować. Chyba nadszedł czas, by stała się bardziej
samodzielna.

Jenna tymczasem traktuje Rae jak małą dziewczynkę, która

nie jest w stanie o niczym decydować. Choćby w sprawie
zepsutego samochodu. Był przekonany, że Rae dobrze by
zrobiło, gdyby przynajmniej częściowo pokryła koszty
naprawy z własnych pieniędzy. Ale cóż robić, skoro Jenna
uparła się i na pewno nie zmieni zdania.

– Wróciłam! – zawołała Jenna od drzwi. Obejrzał się przez

ramię. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedział, jak się zachować.

Jenna tymczasem wyszła na balkon i stanęła obok z

założonymi na piersiach rękoma.

– Widzę, że powinnam poszukać taniego hotelu –

oświadczyła.

– Jenna, nie! – zaprotestował gwałtownie. Był nie na żarty

przestraszony. Za nic nie chciał jej stracić.

– Powiedziałem, że nie stawiam żadnych warunków i nic

się pod tym względem nie zmieniło.

– Faktycznie tak powiedziałeś, ale chyba nie byłeś do końca

świadomy, w co się pakujesz. Czuję, że zaczynasz się
wycofywać. Już raz to zrobiłeś.

Wycofuje się? Co ona wygaduje? Wtedy wieczorem prawie

nad sobą nie panował. Przemógł jednak pożądanie, bo bał
sieją przestraszyć. W gruncie rzeczy to Jenna się wycofała na

background image

pierwszy znak, że jej siostra może jej potrzebować.

– To ty mnie zostawiłaś, żeby odwieźć Rae do pracy –

odparł urażonym tonem. – Ja z niczego się nie wycofuję.

– Może sam jeszcze tego nie wiesz, aleja to czuję.

Przeszkadza ci moja siostra.

– To nieprawda. – Lubił Rae, miał tylko do niej pretensje o

niefortunne wejście, a ponadto uważał, że Jenna zanadto się
nad nią trzęsie. A w ogóle to bardzo szanował je obie za to,
jak dobrze sobie radziły, zważywszy okoliczności, w których
przyszło im żyć.

– Opowiedz mi o swojej siostrze. Czy po jej powrocie do,

domu ją też zostawiłeś własnemu losowi?

– zaatakowała go Jenna.
– Dlaczego pytasz raptem o moją siostrę? – oburzył się. –

Moje uczucia do ciebie nie mają z nią nic wspólnego.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czy po powrocie

Eve próbowałeś się z nią dogadać? Nawiązać z nią prawdziwy
kontakt?

Zach odwrócił głowę. O siostrze wolał nie myśleć, a cóż

dopiero rozmawiać.

– Oczywiście, że starałem się do niej dotrzeć. Robiłem, co

mogłem, żeby się otworzyła, ale nic z tego nie wyszło.

– Może nie miała poczucia, że naprawdę ci na niej zależy.
– Jak to mi nie zależało! Przez trzy miesiące nie robiłem nic

innego, tylko jej szukałem – powiedział szybko, lecz w głębi
jego serca zrodziło się ziarno niepewności.

Czy rzeczywiście zrobił wówczas wszystko, by się z nią

porozumieć? A może chętnie pogodził się z jej milczeniem, bo
w gruncie rzeczy nie chciał wiedzieć nic o okropnościach,
jakie przeżyła podczas tej ucieczki?

– Może łatwiej było siostry szukać, niż stawić czoło

emocjonalnym skutkom złych doświadczeń.

Tego już za wiele.

background image

– Mądrzysz się, chociaż nic o niej nie wiesz. Nie ma

żadnego podobieństwa między moją relacją z Eve a tym, w
jaki sposób usiłujesz kierować swoją siostrą. Jak Rae ma sobie
poradzić na studiach, jeżeli nie pozwalasz jej o niczym
decydować?

– To nieprawda! – Zaperzyła się. – Rae sama decydowała o

tym, z czego będzie zdawać egzaminy i sama wybrała
kierunek studiów.

– Oczywiście za twoją aprobatą. Kiedy coś ci się nie

podobało, na pewno stawałaś na głowie, żeby jej to
wyperswadować. – Zach wiedział, że takie słowne
przepychanki do niczego nie prowadzą, lecz nie umiał
przerwać bezsensownej kłótni.

– Nie masz pojęcia, co to znaczy być odpowiedzialnym za

młodą, niedojrzałą osobę. Gdyby ci na mnie naprawdę
zależało, starałbyś się zrozumieć moje problemy.

– Kiedy mnie naprawdę zależy. – Westchnął ciężko. Cała ta

kłótnia nie ma sensu. – Nie tak wyobrażałem sobie pierwszy
dzień we wspólnym mieszkaniu.

– Ja też – przyznała po chwili milczenia.
– No to co z nami będzie? – zapytał. Wziął gitarę z kanapy i

odłożył ją na stojak.

– Nie wiem. Ogłośmy zawieszenie broni.
Niezła myśl, pomyślał, chociaż podejrzewał, że

zawieszenie broni skończy się z chwilą, gdy Rae będzie
znowu czegoś potrzebowała.

– Co byś powiedziała na Letnią Tęczę w Riverwalk? –

zaproponował. – Różne orkiestry występują tam na świeżym
powietrzu – dodał dla wyjaśnienia.

– Może być fajnie. – Twarz Jenny trochę się wypogodziła.

Spróbowała się nawet uśmiechnąć. Odrobina rozrywki
pozwoli jej się odprężyć. – Rae pracuje do ósmej, mamy
mnóstwo czasu.

background image

– Jakie w tym jej barze dają jedzenie? – zapytał, chcąc

pokazać Jennie, że los Rae nie jest mu obojętny. – Bo
moglibyśmy pojechać do niej na hamburgera. Będzie miała
niespodziankę.

Jennie zabłysły oczy.
– Och, świetnie!
– No to jedziemy. – Może wychodząc naprzeciw jej

pragnieniom, zdoła Jennę udobruchać i odzyskać jej zaufanie.

W poniedziałek Jenna z samego rana zadzwoniła do swego

agenta w firmie ubezpieczeniowej i umówiła się z nim na
wstępne oględziny uszkodzonego domu.

– Pojadę z tobą – zaproponował Zach.
– Dobrze, pojedziemy razem. – Popatrzyła na zegarek. Było

już prawie wpół do dziesiątej. – Zostanie nam jeszcze
mnóstwo czasu przed dyżurem.

O pierwszej mieli się zgłosić w Lifeline, by przejąć od

Ethana i Kate drugą część dwunastogodzinnego dyżuru.

– A co z Rae? Nie trzeba jej odwieźć do pracy?
– Tak, ale umówiłam się, że podrzucimy ją wcześniej do

domu Claire – wyjaśniła. – A propos, nie wiesz, gdzie ona się
podziewa?

– Siedzi w salonie i słucha moich płyt. Przez słuchawki –

dodał z lekkim uśmiechem.

– Całe szczęście. – Wiedziała, że słuchawki dał jej Zach, bo

kiedy wczoraj wrócili wieczorem do domu, nastawioną przez
Rae muzykę słychać było aż na ulicy. Zach mimochodem
wyraził nadzieję, że sąsiedzi nie wezwą policji za zakłócanie
spokoju.

Obustronne przystosowywanie się do siebie nie było łatwe,

w sumie jednak, nie licząc wczorajszej kłótni, powoli
zaczynali się zachowywać jak przykładna rodzina. Kiedy w
drodze do samochodu Zach zareagował śmiechem na jakieś
powiedzenie Rae, Jenna uświadomiła sobie nagle, jak bardzo

background image

go kocha, i aż potknęła się z wrażenia. Dlatego tak się wczoraj
zirytowała. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że Zach nie zdaje
sobie sprawy z istoty prawdziwej miłości. Nie wie, co to
znaczy kochać inną osobę bardziej niż siebie.

Zajęta własnymi myślami, nie zauważyła, że dojeżdżają do

jej domu. Zach zerknął na nią kątem oka.

– Jenna, obudź się!
– Przepraszam, zamyśliłam się.
– Denerwujesz się tym ubezpieczeniem?
– Trochę. – Nie chcąc, by dalej ją indagował, otworzyła

drzwi i wysiadła.

Łysy jegomość w okularach czekał już przed domem.
– Dzień dobry, pewnie pani Jenna Reed. Nazywam się

Richard Packard.

– Dzień dobry, miło mi pana poznać. – Uścisnęli sobie ręce

i zbliżyli się do domu.

– Ojej! Dach jest kompletnie zrujnowany! – mruknął

Packard.

– No właśnie. – Jenna czuła za plecami obecność Zacha,

który postanowił trzymać się na razie z boku. – Na szczęście
nikomu nic się nie stało.

– To drzewo, jeśli się nie mylę, stało poza pani posesją –

ciągnął Packard.

– Tak, drzewo rośnie u sąsiada.
– Hm. – Jego uwagi nie wróżyły nic dobrego. – Wielki brak

przezorności ze strony pani sąsiada. Widzi pani te martwe
gałęzie i spróchniały pień? Drzewo mogło się w każdej chwili
przewrócić na pani dom. Obawiam się, że odszkodowanie
będzie musiał zapłacić ubezpieczyciel sąsiada.

– Jak to? – oburzyła się Jenna. – Przecież to mój dom został

uszkodzony i ja płacę za jego ubezpieczenie.

– Rozumiem, ale wypadek zdarzył się z winy sąsiada i od

niego musi się pani domagać odszkodowania.

background image

W tym momencie Zach postanowił wtrącić się do

rozmowy.

– Moim zdaniem to pańska firma powinna wypłacić

odszkodowanie, a potem możecie się domagać zwrotu
kosztów od firmy sąsiada.

– No nie wiem. Będę musiał poinformować mojego szefa o

okolicznościach wypadku. Zawiadomimy panią o ostatecznej
decyzji.

Jenna przeraziła się nie na żarty. Przepychanki mogą

potrwać Bóg wie jak długo, a co będzie, jeżeli sąsiad nie jest
ubezpieczony?

Jednakże Zach nie zamierzał dać za wygraną.
– Czy może mi pan podać nazwisko swego szefa? – zwrócił

się do Packarda. – Albo lepiej niech on do mnie zadzwoni. –
Wręczył agentowi wizytówkę. – Nazywam się Taylor, doktor
Zach Taylor – powtórzył dobitnie. – Po rozmowie ze mną
pański szef na pewno okaże więcej zrozumienia.

– Ach, skoro tak... przekażę mu – wybąkał Packard. Jego

ton diametralnie się zmienił. – Zegnam, na pewno dojdziemy
do porozumienia. – Wsiadł do samochodu i odjechał.

– Nie martw się, Jenna, wszystko będzie dobrze – uspokoił

ją Zach.

– Tak, ale tylko dzięki twojej interwencji – odparła z

gorzkim uśmiechem. – Wizytówka z tytułem doktora czyni
cuda.

– Jesteś na mnie zła? – spytał zaniepokojony.
– Ależ skąd. Jestem po prostu rozdrażniona. – W końcu to

nie jego wina, że Packard jest snobem. – Jestem ci niezmiernie
wdzięczna za pomoc. Ale wiesz, zmieniłam zdanie i
postanowiłam odebrać samochód.

– Serio?
– Tak. – Uwagi Zacha o tym, że Rae dorasta i potrzebuje

więcej samodzielności, zapadły Jennie w pamięć. Poza tym

background image

dowożenie siostry do pracy stałoby się na dłuższą metę
uciążliwe. – Czy możemy zajechać po drodze do warsztatu?
Mam nadzieję, że jeszcze go nie sprzedali.

W parę minut później byli w warsztacie, gdzie Jenna od

razu wypatrzyła swój sfatygowany wehikuł.

– Cześć, Hank, przyjechałam w sprawie mojego autka –

zwróciła się do właściciela.

– Jest już naprawione – odparł Hank. – Pomyślałem, że jeśli

nie wykupisz tej bryki, to ją sprzedam.

– Ile? – Trochę się bała, czy Hank nie podniesie ceny.
– Tyle, co mówiłem.
– Dzięki, Hank. – Sięgnęła do torebki.
– Pozwól, że ja to ureguluję – wtrącił Zach.
– Nie ma mowy. – Jakim prawem przypisuje sobie rolę jej

opiekuna? – Jesteś bardzo uprzejmy, ale nie. Zresztą zgodnie z
twoją radą połowę sumy zamierzam wyegzekwować od Rae.

Zapłaciła Hankowi, a ten wręczył jej kluczyki.
– Szerokiej drogi, dzielna z ciebie dziewczyna – powiedział

na pożegnanie.

– Dzięki, Hank. – Szkoda, że Zach ma mniej wiary w jej

samodzielność.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Zach czekał w sali odpraw na Jennę, która przebierała się

na miejscu w zapasowy uniform. Jej dotychczasowy
mundurek został w domu razem z wszystkimi rzeczami, do
których nie miała dostępu.

– Jak ona się czuje? – spytała Kristen. Koledzy wiedzieli

już o katastrofie.

– Nie najgorzej. Jej siostra została odcięta na piętrze i

Jenna, chcąc koniecznie do niej dotrzeć, o mało nie zwaliła
sobie reszty sufitu na głowę, ale na szczęście nic się nie stało.
– Zach chciał jeszcze coś dodać, ale do sali weszła Jenna, więc
przezornie zamilkł.

Kiedy poprzednia zmiana składała sprawozdanie,

zadzwoniły pagery. Jenna aż się wzdrygnęła, czytając
wiadomość: „Wypadek na farmie w Clover Hill. Farmerowi
ręka uwięzia w maszynie do zbioru siana”.

– Co roku otrzymujemy parę tego rodzaju wezwań.

Wypadki rolnicze są z reguły bardzo poważne – skomentował
Zach. – Zbierajmy się.

Po usadowieniu się w helikopterze Jenna rzuciła Zachowi

nieśmiały uśmiech, a on odpowiedział jej tym samym,
podnosząc kciuk na znak uznania. Doceniał jej szczerą chęć
okazania młodszej siostrze zaufania. Był kompletnie
zaskoczony, kiedy zmieniła zdanie w sprawie samochodu i
sposobu sfinansowania jego naprawy.

Lot do Clover Hill trwał niecałe dwadzieścia minut. Kiedy

po wykonaniu rutynowych czynności dodarli na miejsce
wypadku, okazało się, że lokalne pogotowie zaczęło już
udzielać farmerowi pierwszej pomocy. Ofiarą był mężczyzna
w wieku pięćdziesięciu kilku lat, którego pogruchotana prawa
dłoń przypominała jedną krwawą masę. Obok niego stała
zrozpaczona kobieta mniej więcej w tym samym wieku.

background image

– Nazwisko chorego? – zapytał Zach, sięgając, do torby po

opatrunki.

– Gerald Schmidt. Pogotowie wezwała jego żona Louise.

Mieliśmy sporo kłopotu z wydobyciem ręki z trybów
maszyny.

– Jenna, podnieś ramię i trzymaj je w górze – zarządził

Zach, po czym zabrał się do opatrywania ręki.

Jenna z uwagą śledziła każdy jego ruch, zastanawiając się,

czy kiedykolwiek zdoła pójść na studia i zostać lekarzem.

– To wszystko, co w tej chwili można zrobić – oznajmił po

zakończeniu bandażowania ramienia od barku aż po
nadgarstek. Otarłszy pot z czoła, dodał: – W trakcie lotu
musisz mieć pod ręką środki przeciwbólowe. A teraz podaj
mu antybiotyk.

– Jaki? – spytała.
Zach zwrócił się najpierw do żony farmera z pytaniem, czy

mąż nie jest na coś uczulony, a gdy ta odparła, że nic o tym
nie wie, oświadczył:

– Na razie penicylinę, a potem cefaclor.
Kiedy zawieszała pojemnik z penicyliną, powieki

mężczyzny zadrgały. Jenna, widząc to, ujęła go za rękę.

– Mam na imię Jenna. Doktor Tylor przed chwilą opatrzył

panu ramię. Zabieramy pana helikopterem do szpitala.

Farmer wpatrywał się w nią przez krótką chwilę, po czym

znowu zamknął oczy, lecz jego palce zacisnęły się na dłoni
Jenny.

– Ile podaliście mu morfiny? – zapytała, zwracając się do

pracownika pogotowia.

– W sumie osiem miligramów w ciągu godziny. – Widząc

zdziwienie na jej twarzy, dodał: – Strasznie cierpiał.

– Ile mam podać? – zwróciła się do Zacha.
– Poczekaj, aż będziemy w śmigłowcu.
Ostrożnie przełożyli chorego na własne nosze i powieźli go

background image

do helikoptera. Gdy już byli w środku, Jenna nałożyła mu
słuchawki na uszy. Chciała mieć z nim kontakt.

– Najdalej za kwadrans dotrzemy do szpitala, gdzie chirurg

plastyczny zajmie się pańską ręką – powiedziała. Na znak
Zacha podała choremu kolejne dwa miligramy morfiny. –
Jestem przy panu.

Zach zauważył, że chory przez cały czas trzyma Jennę za

rękę. Normalnie to ona wypełniała formularz wezwania, ale
tym razem postanowił nie odrywać jej od chorego i zabrał się
sam do opisywania przypadku. Uznał, iż w tej chwili
najważniejsze jest samopoczucie pacjenta.

Kontakt z jej ręką zapewne dodaje przerażonemu

farmerowi otuchy, myślał Zach. Opiekuńcze zachowanie
Jenny uświadomiło mu, że nieszczęsny człowiek odczuwa nie
tylko ból, ale i strach. Jednocześnie zdał sobie sprawę, co
Jenna miała na myśli, zarzucając mu brak emocjonalnego
zaangażowania. Przypomniał sobie, iż po odnalezieniu Eve nie
miał odwagi jej dotknąć. Bał się jej reakcji, bał się, że siostra
nie życzy sobie fizycznego kontaktu. Ale dlaczego jej o to nie
spytał? Może rzeczywiście odgrodził się od niej uczuciowo,
bo tak było mu wygodniej.

– Chyba zasnął – szepnęła Jenna.
– Kiedy się obudzi, powiedz mu, że żona będzie na niego

czekała w szpitalu. To powinno poprawić mu samopoczucie.

Zach od początku lotu odczuwał wzruszenie. Uświadomił

sobie, jak bardzo Jenna jest mu droga. Nieporównanie droższa
niż Lynette. Uczucie, jakie – żywił do Jenny, było potężne,
wszechogarniające. Kochał ją nawet za nadopiekuńczy
stosunek do młodszej siostry. Słowem, nie mógłby dłużej bez
niej żyć.

Zatopiony w emocjonalnych rozważaniach, kompletnie

przegapił moment lądowania. Do przytomności przywołało go
zdziwione spojrzenie Jenny. Lekko zawstydzony, zabrał się

background image

pospiesznie do rutynowych czynności.

W szpitalu Geralda zabrano bezpośrednio na salę

operacyjną. Patrząc za oddalającymi się noszami, Zach poczuł
przykre ukłucie w sercu, towarzyszące każdemu rozstaniu z
pacjentem.

– Coś ci jest? – spytała Jenna, patrząc na niego

podejrzliwym wzrokiem.

– Nic. Wracajmy do helikoptera – odparł. Dalsza część

czterogodzinnego dyżuru upłynęła wyjątkowo spokojnie.

– W drodze do domu chciałbym wpaść do supermarketu i

zrobić zakupy na kolację, wiec nie zdziw się, jeśli się trochę
spóźnię – uprzedził ją przed wyjściem ze stacji.

– Jasne. Ja też zajadę po drodze do sklepu – odparła.

Poruszali się teraz dwoma samochodami.

– No to do zobaczenia w domu. – Słowa „w domu”

wymówił z wyraźną przyjemnością. Wyobraził sobie radość
Rae, kiedy na parkingu zobaczy naprawione auto. Pamiętał, ile
uciechy sprawił mu kiedyś pierwszy w życiu własny
samochód, który też nie był cadillakiem.

W drodze do jubilera zadzwonił do swej siostry.
– To ty, Eve? Mówi Zach. – Zamilkł, nie bardzo wiedząc,

co powiedzieć. – Dzwonię, żeby cię przeprosić.

– Przeprosić? Za co? – zapytała go zdumiona.
– Za to, że nie okazałem ci serca po twoim powrocie do

domu.

– Nie powiedziałabym. Na swój sposób byłeś ze mną.
– Wiem, jaki byłem – odparł ze wstydem. – Bóg mi

świadkiem, że chciałem jak najlepiej, ale nie umiałem.
Wybacz mi. Naprawdę nie chciałem być taki nieczuły.

– I teraz mi o tym mówisz? – zdziwiła się Eve, lecz w jej

głosie nie było pretensji. W tle słychać było rozmowy. Pewnie
jest w pracy. Po powrocie do domu ze swej fatalnej eskapady
siostra skończyła szkołę, a na studiach wyspecjalizowała się w

background image

języku migowym, by móc pracować w szkole dla
niesłyszących. – Czy wydarzyło się coś specjalnego?

– Owszem. Zakochałem się. – Powiedział to bez strachu

czy zażenowania. – Ma na imię Jenna. Spodoba ci się.

– Zach, bardzo się cieszę! – Wydawała się szczerze

uradowana. – Mam tylko nadzieję, że nie przypomina Lynette.

Parsknął śmiechem.
– Ani trochę.
– To dobrze. Słuchaj, muszę wracać do dzieci. Jeśli chcesz,

pogadamy innym razem.

– Kiedy tylko będziesz miała ochotę. – Nie zawsze umiał

okazać siostrze serce, ale teraz to się zmieni. – Kocham cię,
siostrzyczko!

– Coś podobnego! – roześmiała się Eve. – Ja też cię

kocham, braciszku!


Jenna pierwsza wróciła do domu. Parkując swój

rozklekotany samochód między eleganckimi limuzynami,
miała kolejny raz przykre uczucie, że jest tu intruzem. Nie
pasuje do tego świata. A przecież bardzo pragnęła dzielić
życie z Zachem.

Pomyślała o dzisiejszym locie, podczas którego Zach tak

pięknie się zachował, wykonując za nią papierkową robotę.
Zrobił to celowo, żeby mogła okazać pacjentowi czysto ludzką
troskę i życzliwość. Czyżby się myliła, oskarżając go o brak
uczuć? Może odległość między światem jej i jego nie jest aż
tak wielka, jak jej się wydaje?

Szła do mieszkania zatopiona w myślach. Za niecałą

godzinę ma odebrać Rae z pracy. Na szczęście drugi
samochód uwolni ją od codziennych jazd do Barclay Park i z
powrotem.

Zach zjawił się kwadrans po niej.
– Cześć, wróciłem! – zawołał od progu.

background image

– A, cześć.
– Możemy chwilkę pogadać? – zapytał.
– Oczywiście – odparła. Dziwnie poważny ton Zacha

trochę ją speszył. – Siądziemy w salonie?

– Świetnie.
Niepewna, co ją czeka, weszła do pokoju i zajęła miejsce na

kanapie. Zach tymczasem otworzył drzwi na patio, po czym
zbliżył się wolno do kanapy i ukląkł przed nią. W ręku
trzymał małe puzderko, w którym połyskiwał pierścionek z
brylantem.

– Kocham cię, Jenna. Czy zostaniesz moją żoną? Jenna z

wrażenia nie była w stanie wymówić słowa.

Jak to, więc on ją kocha? Chce się z nią ożenić? W tym

momencie zadzwoniła jej komórka. Po specjalnie
zaprogramowanym sygnale dźwiękowym poznała, że dzwoni
siostra.

– To Rae – szepnęła, podnosząc komórkę do ucha. Przez;

twarz Zacha przebiegł grymas zniecierpliwienia. –
Przepraszam, ale czy mogę oddzwonić za kilka minut? –
powiedziała do telefonu.

– Proszę cię, Jenna, musisz mi pomóc. Jestem pod domem

Zacha i jest ze mną Nelson. Powiedziałam, że z nim zrywam,
ale on nie chce się odczepić.

– Rae ma kłopoty. – Jenna poderwała się z kanapy. – Jej

były chłopak nie chce jej zostawić w spokoju.

Zach zaklął pod nosem, ale zaraz pomyślał, że sprawa może

być poważna. Jakby na potwierdzenie, na ulicy rozległ się
przeraźliwy krzyk. Nie zastanawiając się dłużej, wybiegł na
dwór. Jenna pobiegła za nim.

Na trawniku przed domem trwała szarpanina.
W Zachu na ten widok zawrzała krew. Podskoczył do nich

i, chwyciwszy chłopaka za kołnierz, oderwał go od Rae.

– Trzymaj się od niej z daleka, łobuzie! – Nelson, o dziwo,

background image

nie stawiał oporu.

– Nic ci nie zrobił? – zapytała Jenna, podbiegając do

siostry.

– Chyba nie. – Rae była jednak wyraźnie wstrząśnięta. –

Nie chciał odjechać, chociaż powiedziałam, że nie chcę się z
mm dłużej widywać.

– Posłuchaj, ancymonie. Kiedy kobieta mówi nie, to masz

to uszanować. Zrozumiano? – Potrząsnąwszy Nelsonem, Zach
popchnął go w kierunku ulicy. – A teraz znikaj, i żebym cię
tutaj więcej nie widział na oczy.

Nelson ze zwieszoną głową wsiadł do samochodu i

odjechał.

– Jak do tego doszło? Myślałam, że jesteś jeszcze w pracy –

odezwała się Jenna.

– Zaproponował, że odwiezie mnie do domu, a ja

zgodziłam się, bo chciałam z nim pogadać – odparła Rae. –
Nie przypuszczałam, że dostanie szału, kiedy mu powiem, że
z nim zrywam.

– Na szczęście masz to już za sobą – rzekła Jenna,

przytulając ją do siebie. – Od dzisiaj nie musisz nikogo prosić
o podwiezienie. Wyobraź sobie, że odebrałam samochód z
warsztatu.

– Naprawdę? Jesteś wielka!
Zach dopiero teraz zdał sobie sprawę, że słysząc krzyk Rae,

zareagował tak, jakby chodziło o kogoś bardzo bliskiego.
Siostra Jenny już dziś stała się częścią jego życia. Małżeństwo
z Jenną będzie tylko oficjalnym tego potwierdzeniem.

Po powrocie do domu Rae poszła do swego pokoju, a Zach

postanowił mimo wszystko wrócić do oświadczyn.

– Wiem, że moment nie jest najodpowiedniejszy, ale

powiedz, czy zostaniesz moją żoną? – zapytał, sięgając do
kieszeni po pudełeczko z pierścionkiem.

– Nie, Zach, przykro mi, ale to niemożliwe. Ostry ból

background image

przeszył mu serce. W gruncie rzeczy pierwszy raz prosił
kobietę o rękę i nie bardzo wiedział, jak się to robi. Z Lynette
zaręczył się z jej inicjatywy.

– Dlaczego? – zapytał. – Jeśli nie podoba ci się pierścionek,

poszukam innego.

– Ależ nie, nie chodzi o pierścionek. Przykro mi, ale nie

mogę za ciebie wyjść. Nie pasujemy do siebie. Jutro
poszukam innego mieszkania.

– Nie, Jenna, nie odchodź, proszę cię – mówił z rozpaczą w

głosie. – Porozmawiajmy, proszę.

– Przepraszam, ale to niemożliwe.
Zamilkł. Nie wiedział, co jeszcze może powiedzieć, żeby ją

przekonać.


Nazajutrz rano Jenna i Rae spotkały się w kuchni.
– Cześć, jak się masz – powitała siostrę Rae.
– Dobrze – machinalnie odparła Jenna, chociaż czuła się

fatalnie. Przez całą noc prześladowało ją poczucie winy wobec
Zacha.

Nie mogła zapomnieć bólu, jaki odmalował się w jego

oczach, kiedy powiedziała „nie”. Bo przecież go kocha i
jeszcze wczoraj pragnęła zostać jego żoną. Jednakże
nieoczekiwany telefon Rae i to, co z niego wynikło, upewniło
Jennę, że nie może myśleć o własnym szczęściu. Wprawdzie
wczoraj Zach zachował się wspaniale, ale podobne sytuacje
mogą się powtarzać, doprowadzając z czasem do poważnych
nieporozumień.

– Czy Nelson odzywał się do ciebie?
– Owszem, wiele razy. Ale nie martw się, nie odbieram

jego telefonów.

– Kochanie, powiedz mi z ręką na sercu, czy naprawdę coś

do niego czułaś? – zapytała Jenna, siadając przy stole
naprzeciw siostry. – Czy nie było tak, że spotykałaś się z nim

background image

tylko po to, żeby wyrwać się spod mojej kurateli?

– I jedno, i drugie – przyznała Rae, spuszczając głowę. –

Wydawało mi się, że coś do niego czuję, choć nie wszystko mi
się w nim podobało, ale ty ciągle mi mówiłaś, co mam robić, a
czego nie robić, i czasem miałam po prostu ochotę uciec od
twojego gderania.

– Rozumiem. Miałaś mnie dosyć.
– Nie, to nie tak, Jenna, przecież wiesz, jak bardzo cię

kocham – zapewniła ją Rae.

– Wiem, kochanie. – Jennie zadrżał głos ze wzruszenia. –

Na przyszłość się poprawię. Dam ci więcej swobody. W
końcu jesteś już studentką.

– A no właśnie – ucieszyła się Rae. – Wpadłam wczoraj do

naszego domu po pocztę i popatrz, co znalazłam. – Pokazała
Jennie otwartą kopertę. – Zaproszenie z uniwersytetu na
spotkanie informacyjne dla przyszłych studentów i ich
rodziców. Ma się odbyć za dwa tygodnie.

– Co ty powiesz? – ucieszyła się Jenna, biorąc od niej list. –

Zwolnię się z pracy, żeby tego nie przegapić.

– Czy ja też mógłbym pojechać? – zapytał Zach, stając w

drzwiach.

Jenna gwałtownie odwróciła głowę.
– No, czemu nie... jeśli masz ochotę – wybąkała.
– Dziękuję, to bardzo uprzejmie z twojej strony. – Rae,

zdziwiona jego oficjalnym tonem, zmarszczyła brwi.

– Muszę lecieć, mam sprawy do załatwienia. No to cześć –

powiedziała i szybko znikła za drzwiami.

Po jej wyjściu w kuchni zapadło niezręczne milczenie.
– Dzwoniłem wczoraj do Eve – odezwał się w końcu Zach,

nalewając sobie kawy. – Porozmawialiśmy i darowała mi to,
jak się wobec niej zachowywałem po jej ucieczce z domu.

– Naprawdę? Jak to dobrze. – Fakt, iż Zach zrozumiał

swoją winę i potrafił się do tego przyznać, zrobił na Jennie

background image

wielkie wrażenie.

– Może więc ty też darujesz mi moje winy?
– Co właściwie miałabym ci darować?
– To, że nie umiałem się uczuciowo zaangażować w twoje

sprawy oraz że miałem pretensję o twoje przywiązanie do
Rae. – Podniósł głowę i popatrzył jej w oczy. – Kocham cię,
Jenna, a do tego zdałem sobie wczoraj sprawę, że byłem
gotów rozszarpać tego faceta gołymi rękami, gdyby zrobił
twojej siostrze najmniejszą krzywdę. Zaczynam rozumieć, co
to znaczy być rodzicem, i jestem gotów nauczyć się nim być.

– Och, mój drogi! – Podeszła do niego. – Ale najpierw to ja

muszę cię prosić o wybaczenie. Miałeś rację, byłam dla niej
zbyt surowa. Wiesz, co mi przed chwilą powiedziała? Że
zadała się z Nelsonem, bo nie mogła wytrzymać ze mną. Ja też
muszę się wiele nauczyć.

– Moglibyśmy to robić razem – powiedział, biorąc ją w

ramiona.

Podniosła głowę, prosząc o pocałunek. Serce przepełniało

jej gorące uczucie, a wszystkimi jej zmysłami wstrząsało
pragnienie połączenia się z ukochanym.

– Och, Zach – westchnęła, zatapiając palce w jego włosach.

– Tak bardzo cię pragnę.

– Wyjdź za mnie – wyszeptał, obsypując pocałunkami jej

twarz i szyję. – Pragnę z całej duszy zanieść cię do sypialni i
kochać się z tobą przez cały dzień, ale fizyczna miłość to
jeszcze nie wszystko. Pragnę mieć ciebie całą i na zawsze.

– Tak. Zgadzam się. Wyjdę za ciebie. – Jej marzenia były

bliskie spełnienia. Była gotowa oddać mu serce, a on
ofiarowywał jej wieczną miłość. – Musisz jednak pamiętać, że
nie bierzesz mnie samej. Rae nadal pozostaje pod moją
opieką, przynajmniej do czasu ukończenia studiów.

– Wiem i chcę, żeby na zawsze stanowiła część twojego

życia, nawet po studiach, tak jak Eve będzie zawsze częścią

background image

mojego. Moja siostra bardzo chce cię poznać.

– A ja ją – odparła ze wzruszeniem.
– Pragnę dzielić z tobą każdą chwilę życia, zarówno

przyjemności, jak i rzeczy mniej radosne – powiedział niemal
uroczystym tonem, biorąc ją na ręce.

Jenna objęła go szyję..
– Rozumiem, że teraz będzie ta najprzyjemniejsza część,

czy tak? – szepnęła z figlarnym uśmiechem.

– Zgadłaś. – Zaniósł ją przez salon do sypialni i zatrzasnął

za sobą drzwi. Dotarłszy do łóżka, postawił ją na nogi i ujął jej
twarz w obie dłonie. – Od dziś jesteśmy razem. Na zawsze.

Jej wątpliwości rozwiały się. Czuła, że Zach nigdy jej nie

zawiedzie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Iding Laura Radość życia
400 Iding Laura Radosc zycia[1]
Iding Laura Radość życia
388 Iding Laura Powrót do życia
388 Iding Laura Powrot do zycia
Iding Laura Powrot do życia
Radość życia i cierpienia-dwa źródła i dwa tematy twórczości artystycznej, wszystko do szkoly
radość życia, Teoria wychowania
Radość życia i cierpienie, SZKOŁA, język polski, ogólno tematyczne
Gdzie jest wasza radość życia w Miłości, Teksty, Miłość
Przyjaźń radością życia
Radość życia, matura, matura ustna, matura
RADOŚĆ ŻYCIA, pedagogika
12 Radość życia
Radość życia- jej źródła, prezentacje
12.renesansowa radosc zycia w tworczosci pisarzy polskich, Temat12: Renesansowa radość życia w twórc

więcej podobnych podstron