Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 rozdział 1

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

Rozdział pierwszy

Jaxon Montgomery zmieniła magazynek w swoim rewolwerze i spojrzała na partnera.

- To zasadzka, Barry. Czuję to. Dziwi mnie że na to nie wpadłeś. Co z twoim szóstym

zmysłem? Sądziłam że faceci mają wbudowany jakiś rodzaj instynktu samozachowawczego.

Barry Radcklif parsknął kpiąco.

- To ty rządzisz na tej imprezie, skarbie. My tylko za tobą idziemy.

- W takim razie wychodzi na moje, partnerze. Nie masz instynktu

samozachowawczego. - Jaxx rzuciła mu nad ramieniem kpiący uśmiech - Tylu z was jest
bezużytecznych.

- Prawda, ale mamy świetny gust. Świetnie wyglądasz od tyłu. Jesteśmy facetami,

skarbie. Nic nie poradzimy na nasze hormony.

- I to ma być wymówka? Szalejące hormony? Sądziłam że lubisz życie na krawędzi,

napalony kamikaze.

- To ty lubisz takie życie. My po prostu idziemy za tobą, żeby wyciągnąć twój śliczny

tyłeczek ze wszystkich kłopotów w jakie się pakujesz - odparł Bary. Zerknął na zegarek -
Musisz podjąć decyzję Jaxx. Próbujemy czy odwołujemy wszystko?

Jaxon zamknęła swój umysł na wszystko - na ciemność nocy, kąsające zimno,

adrenalinę płynącą w jej krwiobiegu i żądającą podjęcia akcji. Magazyn był zbyt dostępny.
Nie było szans żeby mogli przeszukać wyższe piętra bez ujawnienia się. Nigdy nie była tak
zadowolona z informatora. Wszystko w środku niej krzyczało że to pułapka i że ona i
towarzyszący jej oficerowie policji wchodzą w środek zasadzki.

Bez cienia wahania poruszyła ustami nad maleńkim radiem.

- Przerywamy akcję, chłopcy. Chcę żebyście wszyscy się wycofali. Dajcie sygnał,

kiedy będzie czysto. Barry i ja będziemy was kryć dopóki nie usłyszymy sygnału. Ruszajcie.

- Tak ostro? - wyczuła uśmiech w głosie Barry'ego - Niezwykła kobieta.

- Och, zamknij się - odparła niegrzecznie. Głos miała łagodny, ale pełen zmartwienia.

Jej oczy poruszały się bez odpoczynku, omiatając cały obszar wokoło. Uczucie
niebezpieczeństwa narastało. Niewielki odbiornik w jej ręku trzeszczał.

- Czy pozwolimy żeby rozhisteryzowana kobieta kosztowała nas dokonanie

największego aresztu w historii? - powiedział nowy facet, który został umieszczony w

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

drużynie wbrew jej woli. Ten który miał jakieś polityczne układy w wydziale i piął się do
góry. Benton. Craig Benton.

- Przestań, Benton. To rozkaz. Potem możemy się pokłócić - zarządziła Jaxx, ale

wiedziała w głębi serca że to on był przyczyną jej wewnętrznego niepokoju. Benton chciał
być bohaterem. Ale w jej oddziale nie było miejsca dla bohaterów.

Barry przeklinał obok, z usztywnionym ciałem. Wiedział to tak dobrze jak ona. Barry

był jej partnerem dostatecznie długo żeby rozumieć, że jeśli Jaxx mówiła że są kłopoty,
należy zjeżdżać.

- Wchodzi, wchodzi! Widzę go przy bocznych drzwiach.

- Odsuń się, Barry - wyrzuciła Jaxx, rzucając się do przodu - Spróbuję go wyciągnąć.

Ś

ciągnij tu resztę świata, bo szykuje się wojna. Trzymaj naszych chłopców z daleka dopóki

nie nadejdzie pomoc. To zasadzka.

Była drobna i szczupła, ubrana w ciemny strój i czapkę, że Barry ledwo mógł ją

zobaczyć w ciemnościach nocy. Kiedy się poruszała, nigdy nie wydawała dźwięku. To było
niesamowite. Odkrył, że nieustannie na nią zerka żeby się upewnić że jest obok. Sam też się
poruszył. Nie było opcji, żeby jego partnerka weszła do budynku sama. Wysłał rozkazy,
poprosił o wsparcie, ale za nią poszedł. Powiedział sobie że nie ma to nic wspólnego z Jaxx
Montgomery, ale z tym że są partnerami. Nie miało to związku z miłością, ale z pracą.

- Powinniście widzieć to miejsce - radio trzeszczało jej w uszach - Chodźcie tu. Jest

naładowane wystarczającą ilością chemii, żeby wysadzić połowę miasta.

- Idioto, jest naładowane wystarczającą ilością chemii żeby wysadzić budynek z tobą

w środku. A teraz stamtąd spadaj - to była Jaxx w najlepszej formie. Jej głos był cichy i ciął
niczym bicz czystej pogardy. Każdy kto słyszał ten głos stawał się jej zwolennikiem.

Craig Benton spojrzał ciężko na prawo, a potem na lewo. Miejsce zaczynało nagle

przyprawiać go o dreszcze. Zaczął powoli się wycofywać, kierując do drzwi. Natychmiast coś
uderzyło go q nogę, coś wysokiego i ciężkiego. Jego ciało cofnęło się i opadło na ziemię.
Zorientował się że leży na zimnej cementowej podłodze, gapiąc się na strych. Miejsce
pozostawało ciche. Sięgnął do dołu ręką żeby dotknąć nogi i znalazł coś w rodzaju papki z
surowego hamburgera. Krzyknął.

- Trafili mnie, trafili mnie! O Boże, trafili mnie!

Jaxon pierwsza przeszłaby przed drzwi, ale Barry odgrodził ją ramieniem, odsuwając

jej drobną postać na bok. Zanurkował do magazynu kierując się w prawą stronę, szukając
jakiejkolwiek osłony. Usłyszał wycie kul, kiedy go mijały i wbijały się w skrzynię tuż za nim.
Pomyślał że wysłał wiadomość Jaxx, ale nie był tego pewien kiedy czołgał się w stronę

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

Bentona. Wydarzenia następowały po sobie zbyt szybko a jego wizja zawęziła się do jednego
celu - wyciągnięcia stąd głupiego dzieciaka.

Udało mu się dotrzeć do Bentona.

- Zamknił się - warknął. Czy ten żółtodziób musiał być tak wielki, jakby grał w

football amerykański?

Wyciągnięcie go stamtąd miało być trudne, a jakby Craig nadal krzyczał, sam by go

zastrzelił.

- Idziemy - złapał Bentona za ramiona usiłując pozostać nisko i pod osłoną i rozpoczął

drogę w kierunku drzwi. To była długa droga. Cały obszar ginął w deszczu kul celowo
posyłanych ku chemikaliom, więc wszędzie miały miejsce eksplozje. Wybuchnął w nim ból.
Poczuł ukłucie pierwszego uderzenia na skórze głowy. Drugie było świetnie umiejscowione.
Jego lewe ramię zdrętwiało, upuścił Bentona i znalazł się na podłodze.

A potem była tam Jaxx. Jaxon Montgomery, jego partnerka. Jaxon nigdy nie mówiła

"stop" zanim nie było po wszystkim, i nigdy nie zostawiała partnera w kłopotach. Miała
umrzeć przy jego boku w tym magazynie. Kryła ich strzelając i biegnąc jednocześnie.

- Wstawa, leniwy dupku. Nie jesteś aż tak ranny. Zabieraj stąd swój tyłek.

Tak, to była Jaxxon, zawsze wrażliwa na jego problemy. Benton do jasnej cholery

czołgał się w kierunku drzwi, usiłując się uratować. Barry próbował. Był zdezorientowany, a
dym i gorąco nie pomagały.

Coś było nie tak z jego głową - waliła i tętniła, a wszystko wydawało się zamglone i

dalekie. Drobne ciało Jaxx wylądowało obok, a piękne oczy były wielkie ze zmartwienia.

- Przez ciebie wylądowaliśmy w cholernym bałaganie, przyjacielu - powiedziała

miękko - Ruszaj się. Szybko zmierzyła go wzrokiem oceniając jego rany i przestając o nich
myśleć, aby mogła zająć się ważniejszymi sprawami - Mówię serio, Barry. Zabieraj stąd swój
tyłek - To była jasna komenda.

Jaxx wrzuciła kolejny magazynek do swojej broni i przeturlała się po podłodze, żeby

ś

ciągnąć ostrzał ze swojego partnera. Podniosła się na kolana i strzeliła w kierunku strychu.

Czołgając się ołowianym ciałem w kierunku wejścia, Radcliff dostrzegł kątem oka
spadającego mężczyznę. Satysfakcja była natychmiastowa. Jaxx zawsze była znakomitym
strzelcem. To w co strzeliła, spadało. Nawet jeśli tu umrą, zabiorą ze sobą przynajmniej
jednego wroga. Coś kazało mu odwrócić głowę akurat wtedy kiedy kule dosięgły Jaxx,
przejmując jej małe ciało i rzucając je kilka stóp do tyłu, przez magazyn. Opadła na podłogę
jak szmaciana lalka, a wokół niej rozprzestrzeniała się ciemna plama.

Pełen furii i wściekły Barry próbował podnieść swój pistolet, ale jego ramię odmówiło

współpracy. Jedyną rzeczą jaką mógł zrobić było czołganie się do przodu, albo zwrócenie.

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

Zawrócił, ciągnąc swoje ciało w jej kierunku. Zwyczajnie tam leżała. Odwróciła lekko głowę

ż

eby na niego spojrzeć.

- Nie, Jaxx. Nie rób mi tego.

- Uciekaj stąd.

- Mówię serio, do cholery. Nie rób tego - był zdesperowany aby do niej sięgnąć,

zmotywować do ruchu. Musiała się ruszyć. Musiała z nim wyjść.

- Jestem zmęczona, Barry. Jestem zmęczona od bardzo długiego czasu. Teraz ktoś

inny może wszystkich ratować - wyszeptała te słowa tak cicho, że niemal ich nie słyszał.

- Jaxx - Barry próbował objąć ją ramionami, ale jego ręce nie funkcjonowały.

Z jego lewej strony małe drzwi nagle się zamknęły, więżąc ich w środku. A Benton

miał rację - było tu wystarczająco wiele chemikaliów żeby spowodować wybuch na całe
miasto. Czekał, w każdej chwili oczekując śmierci.

Potem usłyszał krzyki, a następnie skręcające trzewia wrzaski strachu. Przez dym i

blask płomieni dostrzegł spadające ciała. Widział rzeczy które nie miały prawa się dziać.
Wilk, wielki i dziki skoczył na uciekającego mężczyznę, a jego potężne szczęki przedzierały
się przez klatkę piersiową by Dotrzeć do serca. Wilk zdawał się być wszędzie, dopadając
jednego człowieka po drugim, rozrywając tkanki i ciało, łamiąc kości przy pomocy szczęk.
Barry zobaczył że ten sam wilk się wygina, zmienia w wielką sowę z pazurami i dziobem
którym nurkuje w kierunku drugiego mężczyzny, wyrywając mu oczy z głowy. Był to
niesamowity spektakl krwi, śmierci i zemsty.

Barry nie miał pojęcia że miał w sobie tyle przemocy, żeby wyobrazić sobie tak

straszne sceny. Wiedział że uderzyły go co najmniej dwie kule. Mógł wyczuć spływającą
krew zarówno na twarzy, jak i na ramieniu. Oczywiście miał halucynacje. To dlatego nie
próbował strzelać kiedy wilk skierował się wreszcie do ich rogu magazynu. Obserwował jak
nadchodzi, podziwiając sposób w jaki się porusza, jego falujące mięśnie, to jak z łatwością
przeskoczył nad wszystkim co stało na jego drodze. Podszedł prosto do niego bez wątpienia
przynosząc zapach krwi, lub - jak pomyślał Barry - żywe wyobrażenie szalejącej dzikości.

Wilk patrzył na niego przez długi czas, zaglądał mu w oczy. Oczy wilka były bardzo

dziwne, niemal całkiem czarne. Inteligentne, ale bez żadnej emocji. Barry nie czuł groźby,
wydawało mu się raczej jakby wilk zaglądał do najgłębszych zakamarków jego duszy,
oceniając go. Leżał nieruchomo czując jedynie chęć zrobienia tego, czego zażąda zwierzę.
Poczuł się senny, powieki były zbyt ciężkie by trzymać je w górze. Kiedy odpływał, mógł
przysiąc że wilk wygina się kolejny raz i przybiera kształt człowieka.\

* * *

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

Jaxon Montgomery obudziła się przez dźwięk bijącego serca. Biło szybko i mocno,

przerażone i głośne. Automatycznie sięgnęła broń. Nigdy nie pozostawała bez broni, a jednak
nie znalazła nic pod poduszką obok swojego ciała. Serce waliło nawet mocniej i poczuła
miedziany smak strachu w swoich ustach. Napełniła płuca powietrzem i zmusiła się żeby
otworzyć oczy. Mogła tylko patrzeć w zadziwieniu na pokój, w którym była. Nie był to
szpital i zdecydowanie nie była to sypialnia w jej malutkim apartamencie. Pokój był piękny.

Ś

ciany były w delikatnym, różowoliliowym odcieniu, tak jasne że trudno było stwierdzić czy

kolor naprawdę tam był czy też był zaledwie wyobrażeniem. Dywan był gruby i głębiej
fioletoworóżowy. Widniały na nim kolory witrażu znajdującego się wysoko na trzech

ś

cianach. Wzór był zawiły, ale kojący. Dawał Jaxx złudzenie bezpieczeństwa, chociaż

wiedziała że to niemożliwe. Aby się upewnić że naprawdę nie śpi, wbiła paznokcie w dłonie.

Odwróciła głowę żeby zbadać resztę pokoju. Meble były ciężkimi antykami, a łoże z

baldachimem było wygodniejsze niż wszystko, na czym spała przez całe życie. Kredens był
duży i zawierał kilka kobiecych przedmiotów - szczotkę, małą pozytywkę i świeczkę. Były
piękne i wyglądały na stare. W pokoju było kilka świec, wszystkie zapalone tak że
pomieszczenie wyglądało jakby tonęło w miękkim świetle. Często marzyła o takim pokoju,
pięknym i eleganckim, z witrażami w oknach. Znowu zaświtało jej, że być może jeszcze się
nie obudziła.

Dźwięk walącego głośno serca przekonał ją że jest całkiem rozbudzona i że ktoś musi

sprawować nad nią opiekę. Ktoś, kto nie był świadomy niebezpieczeństwa jakie ze sobą
przyniosła. Musiała znaleźć sposób by go bronić. Jaxx rozejrzała się nerwowo szukając
swojej broni. Zdecydowanie ucierpiała - nie mogła się zbyt dużo ruszać. Oceniła szkody
starając się ostrożnie rozprostować ramiona a potem nogi. Jej ciało nie chciało odpowiedzieć.
Mogła się ruszyć jeśli zebrała całą swoją determinację, ale nie było to warte wysiłku. Była
bardzo zmęczona, nawet jej głowa bolała. Nieustanne walenie serca doprowadzało ją do
szału.

Na łóżku padł cień, a jej własne serce waliło tak mocno, że sprawiało jej ból.

Zrozumiała, że ten dźwięk pochodzi z jej własnej klatki piersiowej. Jaxon powoli obróciła
głowę. Stał nad nią człowiek. Bardzo wysoki, potężny. Drapieżca. Od razu to dostrzegła.

Widziała wielu drapieżców, ale ten był wyjątkowy. Widać to było w jego kompletnym

znieruchomieniu. Oczekiwanie. Pewność. Siła. Niebezpieczeństwo. Był niebezpieczny.
Bardziej niebezpieczny niż każdy przestępca z którym się dotąd zetknęła. Nie wiedziała skąd
to wie, ale wiedziała. Wierzył że jest niezwyciężony i trapiło ją podejrzenie że to może być
prawda. Nie był ani stary ani młody. Nie można było określić jego wieku. Jego oczy były
czarne i pozbawione emocji. Puste oczy. Usta były zmysłowe, erotyczne, a zęby bardzo białe.
Ramiona miał szerokie. Był przystojny i sexy. Więcej niż sexy. Absolutnie gorący.

Jaxx westchnęła i starała się nie panikować. Usiłowała sprawić, żeby jej myśli nie

pojawiły się na twarzy. Zdecydowanie nie wyglądał na doktora. Nie wyglądał jak ktoś z kim

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

poradziłaby sobie w walce wręcz. Uśmiechnął się nagle, a rozbawienie przez chwilę dotknęło
jego oczu. Sprawiło, że wyglądał zupełnie inaczej. Nawet seksowniej. Miała wrażenie że
czyta jej myśli i się z niej śmieje. Jej ręka poruszała się niestrudzenie pod przykryciem w
poszukiwaniu broni.

- Jesteś niespokojna - stwierdził. Miał piękny głos. Gładki jak aksamit, wabiący,

niemal uwodzicielski. Miał dziwny akcent którego nie potrafiła umiejscowić a sposób w jaki
mówił przywodził na myśl Stary Świat.

Jaxon szybko zamrugała w próbie ukrycia swojego zagubienia, zdziwiona kierunkiem

jaki obrały jej myśli. Nie miała pojęcia dlaczego kojarzyła nieznajomego z erotyzmem. Była
zszokowana, kiedy trudno było jej się odezwać.

- Potrzebuję broni - było to wyzwanie, test jego reakcji.

Czarne oczy studiowały jej twarz. Jego badanie sprawiło, że czuła się niewygodnie. Te

oczy widziały zbyt wiele, a Jaxon miała dużo do ukrycia. Twarz miał pozbawioną emocji,
absolutnie nic nie zdradzał, a Jaxx dobrze radziła sobie z czytaniem w ludziach.

- Chcesz mnie zastrzelić? - zapytał tym samym łagodnym głosem, tym razem z

cieniem rozbawienia.

Była bardzo zmęczona. Utrzymywanie otwartych oczu stawało się walką. Zauważyła

dziwne zjawisko. Jej serce zwolniło by dopasować rytm do jego serca. Dokładnie. Dwa serca
biły jednocześnie. Mogła je usłyszeć. Jego głos był dla niej znajomy, chociaż był absolutnie
obcy. Nikt nie mógł spotkać tego mężczyzny i o nim zapomnieć. Na pewno go nie znała.

Zwilżyła wargi. Bardzo chciało jej się pić.

- Potrzebuję broni.

Skierował się do kredensu. Nie szedł. Płynął. Mogłaby wiecznie obserwować jak się

porusza. Jego ciało było niczym ciało zwierzęcia, wilka albo lamparta. Jakiegoś potężnego
wielkiego kota. Płynne. Absolutnie ciche.

Płynął, jednak kiedy ruch ustał znów był absolutnie nieruchomo. Podał jej broń.

Wydała jej się znajoma, jak przedłużenie jej samej. Prawie w tym samym momencie strach
odpłynął.

- Co się mi stało? - automatycznie starała się sprawdzić magazynek, ale jej ramiona

były ciężkie jak ołów i nie mogła wystarczająco podnieść pistoletu.

Zabrał jej broń, muskając palcami skórę. Przypływ ciepła był tak nieoczekiwany, że

odsunęła się od niego. Nie zareagował, ale delikatnie uwolnił jej palce i pokazał pełen
magazynek zanim zwrócił jej broń.

- Byłaś kilka razy postrzelona, Jaxon. Nadal jesteś bardzo chora.

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

- To nie jest szpital - zawsze była bardzo podejrzliwa, bo to trzymało ją przy życiu.

Ale w tej chwili nie powinna już żyć - Będąc ze mną grozi ci wielkie niebezpieczeństwo -
próbowała ostrzec mężczyznę, ale jej słowa były zbyt ciche, a głos blaknął.

- Śpij, kochanie. Po prostu śpij - powiedział cicho, ale jego aksamitny głos wsiąknął w

jej ciało i umysł tak silnie jak narkotyk.

Znowu jej dotknął mierzwiąc włosy. Jego dotyk był znajomy i lekko zaborczy.

Dotykał ją jakby miał do tego prawo. Był to rodzaj pieszczoty. Jaxon była zagubiona. Znała
go. Był częścią niej. Znała go intymnie, chociaż był całkiem obcy. Westchnęła, niezdolna do
powstrzymania rzęs przed opadaniem i poddała się potężnej komendzie nakazującej sen.

Lucian usiadł na brzegu łóżka i obserwował jak śpi. Była najbardziej nieoczekiwaną

rzeczą, jakiej doświadczył przez wieki istnienia. Czekał na nią przez niemal dwa tysiące lat i
okazała się zupełnie inna niż przewidywał. Kobiety jego rasy były wysokie i eleganckie,
ciemnookie, z grubymi ciemnymi włosami. Posiadały siłę i umiejętności. Wiedział dobrze że
jego gatunek był na granicy wymarcia i dlatego kobiety były strzeżone niczym skarby, ale
mimo to były silne, a nie wrażliwe i kruche jak ta młoda kobieta.

Dotknął jej bladej skóry. Podczas snu wyglądała niemal jak chochlik, wróżka z

legend. Była tak mała i drobna, że wydawała się samymi oczami. Pięknymi oczami. Takimi w
których mężczyzna mógłby zatonąć. Jej włosy miały kilka odcieni blondu, były grube i
miękkie ale krótkie i zmierzwione, tak jakby niedbale obcięła nożyczkami wszystko co jej
przeszkadzało. Zakładał że będzie miała długie włosy, a nie tego mopa. Złapał się na tym, że
ciągle ich dotyka. Były miękkie jak pasma jedwabiu. Były nieokiełznane i rozchodziły się we
wszystkich kierunkach, ale uznał że ma do nich słabość.

ś

yła w strachu. To był jej świat. Był taki odkąd była małym dzieckiem. Lucian nie

spodziewał się że było w nim tyle opiekuńczości. Przez tyle wieków nie miał uczuć. Teraz, w
obecności tej ludzkiej kobiety było ich zbyt wiele.

Ci którzy usiłowali ją skrzywdzić drogo zapłacili za ich zbrodnie w magazynie.

Lucian wysłał ją w głęboki sen, spowalniając jej serce i płuca kiedy zabierał ją z tego miejsca

ś

mierci i zniszczenia. Uratował też jej partnera, wszczepiając mu obraz ambulansu który ją

zabierał. Lucianowi udało się ją uratować przez podanie jej jego starożytnej, silnej krwi.
Zmienił się w światło i wniknął w jej zmaltretowane ciało sposobem swego ludu, zaczynając
leczyć od wewnątrz. Miała ogromne rany i straciła wiele krwi. Jedynym sposobem na
uratowanie jej życia było użycie własnej krwi, chociaż było to niebezpieczne dla obojga z
nich. Odkrycie istnienia ich rasy przez kogokolwiek z jej gatunku byłoby wyrokiem śmierci
dla ich ludzi. Jego pierwszym priorytetem była jej ochrona, a drugim zapewnienie
kontynuacji ich rasy. Zawsze pracował nad obroną obu gatunków.

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

Kupił sobie trochę czasu zacierając swoje ślady w szpitalu, gdzie powinni ją zabrać.

Zaszczepił wspomnienia wzywania helikoptera medycznego, który zabrał ją na oddział
urazów. Papiery zniknęły a komputery się zepsuły. Nikt dokładnie nie wiedział co się stało.

Lucian zorientował się, że znowu zanurza palce w jej włosach. Nie miała nawet

przyzwoitego imienia. Jaxon. Co to za imię dla kobiety? Potrząsnął głową. Obserwował ją od
pewnego czasu szukając najlepszego sposobu, aby do niej dotrzeć. Gdyby była kobietą z jego
rasy zwyczajnie naznaczyłby ją jako swoją, związał ich razem i pozwolił aby natura zrobiła
resztę. Ta ludzka kobieta była taka krucha. Podczas stawiania domu przez kilka tygodni
wiele razy dotykał jej umysłu. Odkrył że miała wiele sekretów. Partnerka życiowa Gabriela
powiedziała mu że znajdzie swoją partnerkę w wielkiej potrzebie. Francesca miała rację.
Jaxon nie miała łatwego życia. Nie miała dzieciństwa, a jedynie wspomnienia walki, śmierci
i przemocy. Jaxon wierzyła że jest odpowiedzialna za zapewnienie bezpieczeństwa ludziom
wokół. O nią nikt tak naprawdę się nie troszczył. Zamierzał temu zaradzić.

Przeczuwał że nie będzie wiedziała jak zareagować na jego interwencję. Jej pierwszą

myślą po przebudzeniu było chronienie innych. Jego. Zaintrygowało go to. Poczuł ciepło,
kiedy próbowała ostrzec go o możliwym niebezpieczeństwie. Wiedziała że był drapieżnikiem,

ż

e był niebezpieczny, a jednak nadal chciała go ochraniać. Fascynowała go. Było w niej coś

co ściskało go za serce i sprawiało, że chciał się uśmiechać na sam jej widok. Tyle
wystarczyło. Patrzył na nią i był szczęśliwy. Nigdy dotąd nie doświadczał takich emocji, a
teraz je analizował.

Pierwszy raz słysząc jej głos zobaczył kolory. śywe, cudowne kolory. Prowadząc

ż

ycie w czarno białym świecie od tylu wieków jak wszyscy Karpatianie którzy utracili

emocje, Lucian był niemal oślepiony odcieniami. Błękity i czerwienie, pomarańcze i zielenie
- każdy kolor był wszędzie gdzie spojrzał. Wziął pasma jej blond włosów między kciuk a
palec wskazujący z bezwiedną czułością. Odczucia których doświadczał były intensywne.

Powoli w jego myśli wkradał się głód. Lecząc ją poświęcił ogromną ilość energii i

jego krew wymagała uzupełnienia. Znowu naparł na jej umysł aby upewnić się że będzie
spać, kiedy będzie polował. Miasto było pełne zwierzyny, która na niego czekała. Poszedł na
balkon, potem zmienił kształt wybierając formę sowy. Potężnymi skrzydłami okrążał miasto.
Bystre oczy były stworzone aby widzieć w ciemności, a ostry słuch wychwytywał każdy
dźwięk. Mógł słyszeć bijące serca, szmery głosów, dźwięk życia. Ruch i odgłosy miasta go
przywoływały, tak jak dźwięk krwi biegnącej przez żyły, wybuchającej życiem.

Znalazł drogę do parku, idealnego miejsca do polowania. Sowa wylądowała na czubku

drzewa i ostrożnie złożyła skrzydła. Zbadała teren. Na prawo mógł usłyszeć głosy dwóch
mężczyzn. Natychmiast przemienił się w swoją normalną postać, a potem spłynął na ziemię.
Wysłał milczące, mentalne przywoływanie, domagając się by ofiara do niego podeszła.
Spędził tyle wieków składając morderców w ręce śmierci, że zwykłe karmienie wymagało od
niego wielkiej dozy dyscypliny.

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

Dwóch mężczyzn odpowiedziało na wezwanie. Obaj byli zdrowymi i krępymi

biegaczami rozprostowującymi nogi po późnym spotkaniu. śaden z nich nie śmierdział
alkoholem ani narkotykami. Szybko się pożywił, chcąc wrócić do Jaxon. Była nieprzytomna
przez dłuższy okres niżby tego chciał. Ale teraz, kiedy spała, Lucian zrozumiał że nigdy nie
pozwoliła sobie na normalny ludzki sen, niezbędny ludziom aby zregenerować swoje ciała.
Kiedy spała bez jego rozkazu, była niespokojna i zmartwiona. Lucian dobrze wiedział, że
Jaxon spędzała większość nocy pracując, doprowadzając się fizycznie do granicy
wyczerpania. Ale jej sny były bezlitosne. Lucian dzielił z nią kilka, łącząc z nią umysł, tak że
mógł dobrze poznać jej demony. Miała zbyt wiele demonów, a on miał zamiar przeprowadzić
egzorcyzmy nad każdym z nich.

Przede wszystkim Lucian nie chciał być daleko od niej przez okres dłuższy niż to było

absolutnie koniecznie. Nie mógł być z dala od niej. Potrzebował jej obecności. On, który
nigdy nie potrzebował nikogo. Musiał jej dotykać, wiedzieć że wszystko w porządku. Teraz
kiedy znajdowała się pod jego opieką, miał zamiar związać ją z sobą tak, aby ani ludzie ani
Karpatianie nie mogli jej mu odebrać. Jaxon nie mogła mu uciec. Dał jej swoją krew i wziął
odrobinę od niej, wystarczająco aby móc połączyć ich umysły.

Wrócił do niej w pełni sił. A jego siły były niespotykane. Musiał być dla niej

delikatny. Jeśli zostało w nim trochę delikatności, zakładając że w ogóle kiedyś tam była,
zamierzał zużyć ją na Jaxon. Jeśli ktoś na nią zasługiwał, była to ona.

Usiadł na krawędzi jej łóżka, cofnął rozkaz snu i wziął ją w ramiona.

- Jestem twoim życiowym partnerem, malutka. Nie masz pojęcie co to znaczy i nie

jesteś Karpatianką więc spodziewam się że będziesz sie trochę opierać - Lucian potarł brodą o
czubek jej głowy - Obiecuję że będę tak delikatny i cierpliwy jak zdolam, ale nie mogę na
ciebie długo czekać. Emocje jakie odczuwam nie oswoją mojej wewnętrznej dzikiej bestii.

Rzęsy Jaxon drgnęły. Poczuła się zdezorientowana, kręciło jej się w głowie, tak jakby

ś

niła. Łagodzący głos jaki słyszała był tak piękny i znajomy. Trzymał z dala demony i

pozwolił poczuć się jej bezpieczną.

- Kim jesteś? Znam ciebie?

- Twój umysł mnie zna. Twoja serce i dusza mnie rozpoznają - kciukiem pieścił

idealną linię jej policzka, tylko dlatego że kochał dotyk jej skóry - Muszę nas razem połączyć,
Jaxon, nie mam innego wyjścia. Niebezpiecznie byłoby czekać. Przepraszam że nie daję ci
więcej czasu.

- Nie rozumiem - spojrzała w jego czarne oczy i powinna poczuć strach na to, co w

nich zobaczyła. Spoglądał na nią zaborczo, tak jak nie odważyłby się na nią patrzeć żaden
mężczyzna. Jaxon nie budziła w nich takich uczuć. Jednak z jakiegoś powodu ten
niebezpieczny nieznajomy sprawiał, że czuła jakby go obchodziła. Czuła się chciana.

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

- Wiem, że w tej chwili nie rozumiesz, Jaxon, ale z czasem zrozumiesz - Lucian złapał

jej brodę w swoje pewne palce, tak że ciemne oczy uwięziły jej wzrok.

Przypominało to spadanie w czarną sadzawkę bez dna. Nieskończoną. Wieczną.

Lucian cicho wyszeptał jej imię i schylił głowę do miękkości jej gardła. Wciągnął jej

zapach. Nie było miejsca w którym by jej nie znalazł. Jego ramiona zacisnęły się zaborczo,
zanim sobie nie uświadomił jak bardzo jest krucha. W jego ramionach czuła się
nieprawdopodobnie mała i lekka, ale były też ciepłe i kuszące. Budziła w nim odczucia, które
lepiej było pozostawić w uśpieniu. Nagłe gorące żądania były dla niego szokujące. Była
młoda i wrażliwa i z w tym momencie powinien chcieć jedynie ją chronić.

Dotknął ustami jej skóry delikatnie, czule, w formie drobnej pieszczoty. Natychmiast

uderzyła w niego twarda i rozkazująca potrzeba. Mógł słyszeć jak jej serce bije w rytmie jego.
Słyszał krew biegnącą w jej żyłach. Nawoływało go kuszące gorąco, które wyzwoliło
potworny fizyczny głód jej ciała. Zamykając oczy delektował się umiejętnością odczuwania,
nieważne jak silnie jego ciało odczuwało niewygodę i krzyczało o ulgę. Językiem znalazł jej
puls, zwilżył obszar raz, dwa razy. Zadrapał delikatnie zębami jego żyłę i głęboko w niej
utonął.

Od razu zaczęła poruszać się w jego ramionach i jęczeć, a miękki intymny szept

sprawił, że jego ciało jeszcze bardziej się napięło. Była słodka i pikantna. Smak był nie do
opisania - taki, z jakim nigdy dotąd się nie zetknął. Była uzależniające, tak jakby stworzona
po to, by zaspokajać jego każą potrzebę. Nigdy nie będzie miał jej dość. Dyscyplina wygrała
z głodem ekstazy jaką obiecywało jej ciało. Liźnięciem języka zamknął maleńkie ranki które
zrobił, nie pozostawiając znaków które mógłby odkryć doktor. Nadal trzymając ją w
zauroczeniu Lucian rozpiął koszulę i przemieścił w ramionach tak, że w dłoni trzymał tył jej
głowy. Jego ciało szalało z potrzeby, a pod jego zaklęciem ujawniała się jej naturalna
zmysłowość. Jeden z paznokci wydłużył się w ostry jak brzytwa pazur. Naciął nim linie obok
swojego serca i przycisnął jej usta do klatki piersiowej, aby kontynuować rytuał który miał ją
do niego przywiązać. Przy pierwszym dotyku jej ust zaczął szaleć w nim ogień, potrzeba tak
intensywna, tak głęboka że Lucian, który był znany ze swojej sztywnej kontroli, niemal
poddał się pokusie by wziąć to co należało do niego. Drżał, jego ciało było pokryte warstewką
potu. Pochylając się do jej ucha wyszeptał słowa pośród nocy, do jej umysłu, aby nikt ich
nigdy nie rozdzielił, aby nie mogła być z dala od niego dłużej niż kilka krótkich godzin.

-Biorę sobie ciebie na życiową partnerkę. Należę do ciebie. Zawierzam ci swoje życie.

Przysięgam ci lojalność, oddaję ci swoje serce, swoją duszę i swoje ciało. Twoje życie,
szczęście i dobro są dla mnie najważniejsze. Zawsze będziesz chroniona i otoczona opieką.

Ulga jaką odczuwał była ogromna i zaistniała mimo faktu, że nie połączył się z nią

ciałem. Ich serca były jednością, złączone razem, jak dwie części tej samej całości. Ich dusze
złączyły się w ten sposób, że jej kobiece światło świeciło w nim jasno, łagodząc potworną
ciemność która groziła mu przez wieki. W tym momencie zrozumiał, że kiedy ktoś żył w

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

ciemności niemal całe życie, w pustym, brzydkim piekle egzystencji, znalezienie partnerki

ż

yciowej przekraczało najśmielsze oczekiwania. Jaxon Montgomery była dosłownie jego

sercem i duszą. Bez niej nie miałby powodu by dalej żyć. Nigdy nie mógłby wrócić do pustki
i ciemności, w której żył tyle czasu. Słowa rytuału złączyły ich tak, że żadne nie mogło uciec
drugiemu.

Lucian nie oszukiwał się. Potrzebował jej dużo bardziej niż ona mogła kiedykolwiek

potrzebować jego, chociaż z jego punktu widzenia potrzebowała go w dużej mierze. Musiał
zatrzymać się i pomyśleć, zanim posunie się dalej ze swoim żądaniem.

Bardzo delikatnie przestał ją karmić, zamykając swoją ranę. Jego krew zarazem ich

wiązała i pomagała w leczeniu. Zadziała też w jej ludzkim ciele, kiedy przyjdzie czas na
przemianę. Konwersja była ryzykowna, ciężka dla ciała i umysłu. A raz dokonanej nie można
było jej odwrócić. Jaxon byłaby taka jak on, potrzebowałaby krwi aby przetrwać, szukałaby
ulgi przed słońcem w zapraszających ramionach ziemi. Jeśli nie była prawdziwym medium -
jedynym rodzajem kobiety która mogła z sukcesem zmienić się w Karpatiankę - eksperyment
pchnąłby ją poza krawędzie szaleństwa i Jaxon musiałaby zostać zniszczona. Lucian usiadł,
uwalniając ją spod mrocznego zaklęcia.

Zamrugała oczami kiedy położył ją z powrotem na poduszkach. Lucian wiedział, że

niewielu ludzi może z sukcesem przejść przemianę. Ale wierzył też że ona musi do nich
należeć, bo była jego prawdziwą partnerką życiową. Jej serce pasowało do jego serca.
Wiedział to. Kiedy wypowiadał słowa rytuału czuł nici które ich razem związały. Jednak
nawet posiadając wiedzę w umyśle nie potrafił zmusić serca, by w to uwierzyło. Nie chciał
ryzykować jej bezpieczeństwem. Do całkowitej przemiany potrzebne były trzy wymiany
krwi. Już teraz jej wzrok i słuch stały się ostrzejsze, tak jak u Karpatian. Niedługo będzie
miała kłopoty ze spożywaniem produktów mięsnych i większości jedzenia. Będzie
potrzebowała go blisko. Zmienił jej życie tak bardzo, jak się na tą chwilę odważył.

- Nadal nie wiem kim jesteś - pod przykryciem palce Jaxon owinęły się wokół spustu

broni. Była bardzo senna, a ten obcy wydawał się zbyt znajomy. Nie lubiła zagadek. Nie
miała pojęcia gdzie jest, wiedziała tylko że była chora i że miała jakieś dziwne sny o
mrocznym księciu który brał jej krew i przywiązywał ją do siebie na zawsze. W obcym
siedzącym na jej łóżku było coś egzotycznego i innego. Coś eleganckiego i uprzejmego, ale
jednak nieposkromionego. Jaxon uznała tą kombinację za zmysłową i trudną do odparcia.

Lucian uśmiechnął się do niej, a błysk równych białych zębów złagodził twarde linie

jego zasnutych cieniem rysów.

- Jestem Lucian Daratrazanoff. To bardzo stare i szanowane nazwisko, ale trudne do

poprawnego wymówienia w tym kraju. Lucian wystarczy.

- Czy ja ciebie znam? - Jaxon żałowała, że jest tak słaba. Wolałaby nie mieć tak

erotycznych i dziwacznych snów o tym mężczyźnie. Sprawiało to, że czuła się w jego

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

obecności nieswojo, szczególnie że nic tu nie miało sensu - Czemu jestem tutaj, a nie w
szpitalu?

- Potrzebowałaś nadzwyczajnej opieki - odpowiedział zgodnie z prawdą - Byłaś

bardzo blisko śmierci, Jaxon i nie mogłem ryzykować twojego życia.

- Mój partner, Barry Radcliff został postrzelony. Pamiętam że po mnie wracał - cała

reszta była zamazana. Nie miała pojęcia jak wydostała się z magazynu, skoro Barry nie był w
stanie jej wynieść.

- Jest w szpitalu i ma się lepiej niż oczekiwano. Jest twardym facetem i bardzo

odważnym - Lucian sprawiedliwie ocenił jej partnera, chociaż nie dodał, że jest w niej
zakochany.

- Sądziłam, że umrę. Powinnam była umrzeć - wymamrotała te słowa do siebie.

Chciała umrzeć. Okropna odpowiedzialność ciążąca na jej wątłych ramionach nie była

czymś, z czym chciała ciągle się borykać. Zmusiła się do otworzenia oczu, żeby na niego
spojrzeć.

- Jesteś w strasznym niebezpieczeństwie. Nie możesz być ze mną. Gdziekolwiek

jesteśmy, nie jest tu bezpiecznie. Ty nie jesteś bezpieczny.

Lucian uśmiechnął się i sięgnął ręką żeby przeczesać jej rozwichrzone wokół twarzy

włosy. Jego dotyk był nieprawdopodobnie czuły i dawał jej dziwne poczucie bezpieczeństwa.
Głos miał piękny i czysty, tak że chciała by ciągle mówił. Miał seksowny akcent, który
wysyłał ku niej falę pragnienia, którą ledwo rozpoznawała.

- Nie martw się o mnie, maleńka. Jestem w stanie chronić nas oboje. Wiem o

mężczyźnie którego się obawiasz i jak długo tu jesteś, jesteś bezpieczna. Jest świetnie
wytrenowany, ale niemożliwe żeby wszedł na ten teren niewykryty.

- Nie znasz go. Zabije każdego bez myśli albo wyrzutów sumienia. Chociaż tylko mi

pomagasz, on zinterpretuje to jako zagrożenie - stawała się niespokojna, a jej oczy były
wielkie ze zmartwienia o niego.

- Jeśli nie wierzysz w nic innego, Jaxon, uwierz w jedno. Nie ma na świecie nikogo

tak niebezpiecznego jak mężczyzna z którym jesteś w pokoju. Tyler Drake nie może cię
dosięgnąć. Nie może dalej rządzić twoim życiem, bo teraz jesteś pod moją ochroną - nie był
arogancki, nie przechwalał się, po prostu stwierdzał fakt.

Znowu zapadała w jego ciemne oczy. Piękne, wyjątkowe oczy.

Jaxon poczuła się lekko zagubiona i zamrugała nagle żeby przerwać hipnotyzujący

czar.

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

- Wiem, że taj myślisz. Mój ojciec należał do SEAL, tak samo jak mój przybrany

ojciec, Russell Andrews. Tyler Drake zdołał zamordować ich obu. Nie możesz sądzić, że
jesteś bezpieczny, kiedy jesteś ze mną. - Jej rzęsy były zbyt ciężkie, żeby utrzymywać je w
górze. Opadły mimo jej wszelkich intencji, żeby go przekonać. Nie miała siły żeby go
pilnować. Przerażało ją to, a serce uderzało jej boleśnie w piersi.

- Spokojnie, Jaxion. Weź głęboki oddech i się zrelaksuj. To ja mam się tobą

opiekować, a nie na odwrót, chociaż doceniam to że chcesz mnie chronić. Tak czy inaczej
nikt nie wie gdzie jesteś. Zadbałem o twoje bezpieczeństwo. Śpij, skarbie, i zdrowiej.

Jego głos był tak łagodny i przekonujący, że szybko odkryła że jej oddech

dostosowuje się do jego. Nie wiedziała dlaczego chciała robić to co nakazał, ale chęć
posłuszeństwa była niemożliwa do zignorowania. Pozwoliła opaść powiekom.

- Mam nadzieję że jesteś tak dobry jak myślisz. Byłoby dla ciebie bezpieczniej gdybyś

zadzwonił do mojego szefa i pozwolił mu wyznaczyć paru ludzi, którzy by nad tobą czuwali.
- Jej głos stawał się cichy i niewyraźny - A jeszcze lepiej gdybyś po prostu ode mnie odszedł i
nigdy nie patrzył wstecz.

Palce Luciana jeszcze raz zaplątały się w jej miękkie włosy.

- Sądzisz, że to by było bezpieczniejsze, tak?

W jego głosie pobrzmiewał cień rozbawienia. Z jakiegoś powodu ściskał on Jaxon za

serce. Był tak znajomy jakby dogłębnie go znała, chociaż wcale go nie kojarzyła. Z
wyjątkiem dotyku. Znała ten dotyk. I dźwięk jest głosu. Znała go. Akcent, aksamitna pokusa,
sposób w jaki wymawiał słowa. Sposób w jaki zdawał się należeć do jej umysłu. Najbardziej
szalony był fakt, że Jaxon zaczęła w niego wierzyć.

Lucian patrzył jak odpływa starając się z nim walczyć. Nie chciała żeby ocalono jej

ż

ycie, ale podniosła pochodnię jako jego strażnik, martwiąc się o jego bezpieczeństwo. Już

teraz, mimo że nie wiedziała kim jest, go chroniła. Spędził dużo czasu w jej umyśle. Na
początku było to konieczne żeby utrzymać ją przy życiu. Potem czynił to bo chciał poznać ją,
jej wspomnienia, sposób w jaki myślała, o czym marzyła, rzeczy które były dla niej ważne.
Miała w sobie więcej współczucia niż powinna dla swego własnego dobra. Potrzebowała go,

ż

eby ją zbalansował.

Był zadziwiony siłą zmysłowych pragnień które ku niej żywił. Nigdy wcześniej nie

miało to miejsca. Rzadko patrzył na kobietę z innego powodu niż zaspokojenie głodu. Teraz
głód był innego rodzaju i znacznie silniejszy, niż kiedykolwiek sobie wyobrażał. Ze względu
na zdobywanie wiedzy Lucian czasem dzielił ludzkie umysły aby dowiedzieć się jak wygląda
seks. To gorące pragnienie szalejące w jego ciele różniło się. Wydawało się przejmować jego
umysł, niszczyć każdą rozsądną myśl.

background image

tłumaczyła milila87 –

www.chomikuj.pl/milila87

Opiekuńczość. Lucian wiedział że każdy Karpatianin urodził się z obowiązkiem

ochrony kobiet i dzieci ich rasy. Opiekuńczość jaką żywił wobec Jaxon też była inna. Lucian
poświęcił życie pilnując ludzi i Karpatian, ale intensywność emocji w stosunku do Jaxon była
o wiele większa. Nie był przygotowany na prawdziwą siłę swojego przywiązania. śył niemal
cały czas w mroku i cieniu, znał przemoc i czuł się z nią dobrze. Był absolutnie mroczny i
niebezpieczny. Teraz chciał poznać czułość, delikatność. Znał siebie tak, jak rzadko znali się
mężczyźni. Wiedział że jest niebezpieczny i silny i to akceptował. Teraz jednak, z Jaxon
leżącą tak bezbronnie w jego łóżku, czuł to nawet mocniej.

Z westchnieniem ułożył się obok niej na łóżku. Dopóki pozostawała człowiekiem i

musiała przebywać nad ziemią żeby przetrwać, nie był w stanie całkowicie chronić ją podczas
dnia, kiedy słońce niszczyło moce Karpatian. Normalnie zabrałby ją do gleby aż do
zapadnięcia wzroku. Stanowiło to problem dla obojga. Nie mogła być z dala od niego przez
wiele godzin bez niewyobrażalnych cierpień. Wyciągnął się na łóżku u jej boku. Nakazał jej
spać aż do następnego zachodu słońca. W międzyczasie będą otaczać ich zaklęcia ochronne a
wilki będą dbać o ich bezpieczeństwo przed każdym stworzeniem, człowiekiem czy nie, które
chciałoby ich skrzywdzić. Wziął jej drobne ciało w schronienie swojego i zakopał twarz w
jedwabistym zapachu jej włosów.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 rozdział 4
Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 rozdział 3
Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 rozdział 2
Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 prolog cz 2
Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 prolog cz 1
Mroczna Legenda Feehan Christine rozdział 7
08 Mroczna Legenda Feehan Christine Rozdział 3
Mroczna Legenda Feehan Christine rozdział 5
Mroczna Legenda Feehan Christine rozdział 6
08 Mroczna Legenda Feehan Christine Rozdział 4
Feehan Christine Mrok 08 Mroczna legenda
Feehan Christine Karpaty 03 Mroczny blask (tłum nieof )
Feehan Christine Mrok 14 Mroczna żądza
Feehan Christine Karpaty 11 Mroczne Pochodzenie Całość
Feehan Christine Dark Legend Rozdział 2
Feehan Christine Dark Legend Rozdział 1
11 Mroczne Pochodzenie Feehan Christine
Feehan Christine Mrok 01 Mroczny książę [Cała PL]

więcej podobnych podstron