background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Rozdział pierwszy 

 

            Jaxon Montgomery zmieniła magazynek w swoim rewolwerze i spojrzała na partnera. 

- To zasadzka, Barry. Czuję to. Dziwi mnie Ŝe na to nie wpadłeś. Co z twoim szóstym 

zmysłem? Sądziłam Ŝe faceci mają wbudowany jakiś rodzaj instynktu samozachowawczego. 

Barry Radcklif parsknął kpiąco. 

- To ty rządzisz na tej imprezie, skarbie. My tylko za tobą idziemy. 

-  W  takim  razie  wychodzi  na  moje,  partnerze.  Nie  masz  instynktu 

samozachowawczego.  -  Jaxx  rzuciła  mu  nad  ramieniem  kpiący  uśmiech  -  Tylu  z  was  jest 
bezuŜytecznych. 

-  Prawda,  ale  mamy  świetny  gust.  Świetnie  wyglądasz  od  tyłu.  Jesteśmy  facetami, 

skarbie. Nic nie poradzimy na nasze hormony. 

-  I to ma być wymówka? Szalejące hormony? Sądziłam Ŝe lubisz Ŝycie  na krawędzi, 

napalony kamikaze. 

- To ty lubisz takie Ŝycie. My po prostu idziemy za tobą, Ŝeby wyciągnąć twój śliczny 

tyłeczek  ze  wszystkich  kłopotów  w  jakie  się  pakujesz  -  odparł  Bary.  Zerknął  na  zegarek  - 
Musisz podjąć decyzję Jaxx. Próbujemy czy odwołujemy wszystko? 

Jaxon  zamknęła  swój  umysł  na  wszystko  -  na  ciemność  nocy,  kąsające  zimno, 

adrenalinę  płynącą  w  jej  krwiobiegu  i  Ŝądającą  podjęcia  akcji.  Magazyn  był  zbyt  dostępny. 
Nie  było  szans  Ŝeby  mogli  przeszukać  wyŜsze  piętra  bez  ujawnienia  się.  Nigdy  nie  była  tak 
zadowolona  z  informatora.  Wszystko  w  środku  niej  krzyczało  Ŝe  to  pułapka  i  Ŝe  ona  i 
towarzyszący jej oficerowie policji wchodzą w środek zasadzki. 

Bez cienia wahania poruszyła ustami nad maleńkim radiem. 

-  Przerywamy  akcję,  chłopcy.  Chcę  Ŝebyście  wszyscy  się  wycofali.  Dajcie  sygnał, 

kiedy będzie czysto. Barry i ja będziemy was kryć dopóki nie usłyszymy sygnału. Ruszajcie. 

- Tak ostro? - wyczuła uśmiech w głosie Barry'ego - Niezwykła kobieta. 

- Och, zamknij się - odparła niegrzecznie. Głos miała łagodny, ale pełen zmartwienia. 

Jej  oczy  poruszały  się  bez  odpoczynku,  omiatając  cały  obszar  wokoło.  Uczucie 
niebezpieczeństwa narastało. Niewielki odbiornik w jej ręku trzeszczał. 

-  Czy  pozwolimy  Ŝeby  rozhisteryzowana  kobieta  kosztowała  nas  dokonanie 

największego  aresztu  w  historii?  -  powiedział  nowy  facet,  który  został  umieszczony  w 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

druŜynie  wbrew  jej  woli.  Ten  który  miał  jakieś  polityczne  układy  w  wydziale  i  piął  się  do 
góry. Benton. Craig Benton.  

-  Przestań,  Benton.  To  rozkaz.  Potem  moŜemy  się  pokłócić  -  zarządziła  Jaxx,  ale 

wiedziała  w  głębi  serca  Ŝe  to  on  był  przyczyną  jej  wewnętrznego  niepokoju.  Benton  chciał 
być bohaterem. Ale w jej oddziale nie było miejsca dla bohaterów. 

Barry przeklinał obok, z usztywnionym ciałem. Wiedział to tak dobrze jak ona. Barry 

był  jej  partnerem  dostatecznie  długo  Ŝeby  rozumieć,  Ŝe  jeśli  Jaxx  mówiła  Ŝe  są  kłopoty, 
naleŜy zjeŜdŜać.  

- Wchodzi, wchodzi! Widzę go przy bocznych drzwiach. 

- Odsuń się, Barry - wyrzuciła Jaxx, rzucając się do przodu - Spróbuję go wyciągnąć. 

Ś

ciągnij  tu  resztę  świata,  bo  szykuje  się  wojna.  Trzymaj  naszych  chłopców  z  daleka  dopóki 

nie nadejdzie pomoc. To zasadzka. 

Była  drobna  i  szczupła,  ubrana  w  ciemny  strój  i  czapkę,  Ŝe  Barry  ledwo  mógł  ją 

zobaczyć  w ciemnościach nocy. Kiedy się poruszała, nigdy  nie wydawała dźwięku. To było 
niesamowite. Odkrył, Ŝe nieustannie na nią zerka Ŝeby się upewnić Ŝe jest obok. Sam teŜ się 
poruszył.  Nie  było  opcji,  Ŝeby  jego  partnerka  weszła  do  budynku  sama.  Wysłał  rozkazy, 
poprosił o wsparcie, ale za nią poszedł. Powiedział sobie Ŝe nie ma to nic wspólnego z Jaxx 
Montgomery, ale z tym Ŝe są partnerami. Nie miało to związku z miłością, ale z pracą. 

-  Powinniście widzieć to miejsce - radio trzeszczało jej w uszach - Chodźcie tu. Jest 

naładowane wystarczającą ilością chemii, Ŝeby wysadzić połowę miasta. 

- Idioto, jest naładowane wystarczającą ilością chemii Ŝeby wysadzić budynek z tobą 

w środku. A teraz stamtąd spadaj - to była Jaxx w najlepszej formie. Jej głos był cichy i ciął 
niczym bicz czystej pogardy. KaŜdy kto słyszał ten głos stawał się jej zwolennikiem. 

Craig  Benton  spojrzał  cięŜko  na  prawo,  a  potem  na  lewo.  Miejsce  zaczynało  nagle 

przyprawiać go o dreszcze. Zaczął powoli się wycofywać, kierując do drzwi. Natychmiast coś 
uderzyło  go  q  nogę,  coś  wysokiego  i  cięŜkiego.  Jego  ciało  cofnęło  się  i  opadło  na  ziemię. 
Zorientował  się  Ŝe  leŜy  na  zimnej  cementowej  podłodze,  gapiąc  się  na  strych.  Miejsce 
pozostawało  ciche.  Sięgnął  do  dołu  ręką  Ŝeby  dotknąć  nogi  i  znalazł  coś  w  rodzaju  papki  z 
surowego hamburgera. Krzyknął. 

- Trafili mnie, trafili mnie! O BoŜe, trafili mnie! 

Jaxon pierwsza przeszłaby przed drzwi, ale Barry odgrodził ją ramieniem, odsuwając 

jej  drobną  postać  na  bok.  Zanurkował  do  magazynu  kierując  się  w  prawą  stronę,  szukając 
jakiejkolwiek osłony. Usłyszał wycie kul, kiedy go mijały i wbijały się w skrzynię tuŜ za nim. 
Pomyślał  Ŝe  wysłał  wiadomość  Jaxx,  ale  nie  był  tego  pewien  kiedy  czołgał  się  w  stronę 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Bentona. Wydarzenia następowały po sobie zbyt szybko a jego wizja zawęziła się do jednego 
celu - wyciągnięcia stąd głupiego dzieciaka. 

Udało mu się dotrzeć do Bentona. 

-  Zamknił  się  -  warknął.  Czy  ten  Ŝółtodziób  musiał  być  tak  wielki,  jakby  grał  w 

football amerykański? 

Wyciągnięcie  go  stamtąd  miało  być  trudne,  a  jakby  Craig  nadal  krzyczał,  sam  by  go 

zastrzelił. 

- Idziemy - złapał Bentona za ramiona usiłując pozostać nisko i pod osłoną i rozpoczął 

drogę  w  kierunku  drzwi.  To  była  długa  droga.  Cały  obszar  ginął  w  deszczu  kul  celowo 
posyłanych ku chemikaliom, więc wszędzie miały miejsce eksplozje. Wybuchnął w nim ból. 
Poczuł ukłucie pierwszego uderzenia na skórze głowy. Drugie było świetnie umiejscowione. 
Jego lewe ramię zdrętwiało, upuścił Bentona i znalazł się na podłodze. 

A potem była tam Jaxx. Jaxon Montgomery, jego partnerka. Jaxon nigdy  nie mówiła 

"stop"  zanim  nie  było  po  wszystkim,  i  nigdy  nie  zostawiała  partnera  w  kłopotach.  Miała 
umrzeć przy jego boku w tym magazynie. Kryła ich strzelając i biegnąc jednocześnie. 

- Wstawa, leniwy dupku. Nie jesteś aŜ tak ranny. Zabieraj stąd swój tyłek. 

Tak,  to  była  Jaxxon,  zawsze  wraŜliwa  na  jego  problemy.  Benton  do  jasnej  cholery 

czołgał się w  kierunku drzwi, usiłując się uratować. Barry próbował. Był zdezorientowany, a 
dym i gorąco nie pomagały. 

Coś było nie tak z jego głową - waliła i tętniła, a wszystko wydawało się zamglone i 

dalekie. Drobne ciało Jaxx wylądowało obok, a piękne oczy były wielkie ze zmartwienia. 

-  Przez  ciebie  wylądowaliśmy  w  cholernym  bałaganie,  przyjacielu  -  powiedziała 

miękko - Ruszaj się. Szybko zmierzyła  go  wzrokiem oceniając jego rany  i przestając o nich 
myśleć, aby mogła zająć się waŜniejszymi sprawami - Mówię serio, Barry. Zabieraj stąd swój 
tyłek - To była jasna komenda. 

Jaxx wrzuciła kolejny magazynek do swojej broni i przeturlała się po podłodze, Ŝeby  

ś

ciągnąć  ostrzał  ze  swojego  partnera.  Podniosła się  na  kolana  i  strzeliła w  kierunku  strychu. 

Czołgając  się  ołowianym  ciałem  w  kierunku  wejścia,  Radcliff  dostrzegł  kątem  oka 
spadającego  męŜczyznę.  Satysfakcja  była  natychmiastowa.  Jaxx  zawsze  była  znakomitym 
strzelcem.  To  w  co  strzeliła,  spadało.  Nawet  jeśli  tu  umrą,  zabiorą  ze  sobą  przynajmniej 
jednego  wroga.  Coś  kazało  mu  odwrócić  głowę  akurat  wtedy  kiedy  kule  dosięgły  Jaxx, 
przejmując jej małe ciało i rzucając je kilka stóp do tyłu, przez magazyn. Opadła na podłogę 
jak szmaciana lalka, a wokół niej rozprzestrzeniała się ciemna plama. 

Pełen furii i wściekły Barry próbował podnieść swój pistolet, ale jego ramię odmówiło 

współpracy.  Jedyną  rzeczą  jaką  mógł  zrobić  było  czołganie  się  do  przodu,  albo  zwrócenie. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Zawrócił, ciągnąc swoje ciało w jej kierunku. Zwyczajnie tam leŜała. Odwróciła lekko głowę 

Ŝ

eby na niego spojrzeć. 

- Nie, Jaxx. Nie rób mi tego. 

- Uciekaj stąd. 

-  Mówię  serio,  do  cholery.  Nie  rób  tego  -  był  zdesperowany  aby  do  niej  sięgnąć, 

zmotywować do ruchu. Musiała się ruszyć. Musiała z nim wyjść. 

-  Jestem  zmęczona,  Barry.  Jestem  zmęczona  od  bardzo  długiego  czasu.  Teraz  ktoś 

inny moŜe wszystkich ratować - wyszeptała te słowa tak cicho, Ŝe niemal ich nie słyszał. 

- Jaxx - Barry próbował objąć ją ramionami, ale jego ręce nie funkcjonowały. 

Z  jego  lewej  strony  małe  drzwi  nagle  się  zamknęły,  więŜąc  ich  w  środku.  A  Benton 

miał  rację  -  było  tu  wystarczająco  wiele  chemikaliów  Ŝeby  spowodować  wybuch  na  całe 
miasto. Czekał, w kaŜdej chwili oczekując śmierci. 

Potem  usłyszał  krzyki,  a  następnie  skręcające  trzewia  wrzaski  strachu.  Przez  dym  i 

blask  płomieni  dostrzegł  spadające  ciała.  Widział  rzeczy  które  nie  miały  prawa  się  dziać. 
Wilk, wielki i dziki skoczył na uciekającego męŜczyznę, a jego potęŜne szczęki przedzierały 
się  przez  klatkę  piersiową  by  Dotrzeć  do  serca.  Wilk  zdawał  się  być  wszędzie,  dopadając 
jednego  człowieka  po  drugim,  rozrywając  tkanki  i  ciało,  łamiąc  kości  przy  pomocy  szczęk. 
Barry  zobaczył  Ŝe  ten  sam  wilk  się  wygina,  zmienia  w  wielką  sowę  z  pazurami  i  dziobem 
którym  nurkuje  w  kierunku  drugiego  męŜczyzny,  wyrywając  mu  oczy  z  głowy.  Był  to 
niesamowity spektakl krwi, śmierci i zemsty. 

Barry  nie  miał  pojęcia  Ŝe  miał  w  sobie  tyle  przemocy,  Ŝeby  wyobrazić  sobie  tak 

straszne  sceny.  Wiedział  Ŝe  uderzyły  go  co  najmniej  dwie  kule.  Mógł  wyczuć  spływającą 
krew  zarówno  na  twarzy,  jak  i  na  ramieniu.  Oczywiście  miał  halucynacje.  To  dlatego  nie 
próbował strzelać kiedy wilk skierował się wreszcie do ich rogu magazynu. Obserwował jak 
nadchodzi,  podziwiając  sposób  w  jaki  się  porusza,  jego  falujące  mięśnie,  to  jak  z  łatwością 
przeskoczył nad wszystkim co stało na jego drodze. Podszedł prosto do niego bez wątpienia 
przynosząc zapach krwi, lub - jak pomyślał Barry - Ŝywe wyobraŜenie szalejącej dzikości. 

Wilk patrzył na niego przez długi czas, zaglądał mu w oczy. Oczy wilka były bardzo 

dziwne,  niemal  całkiem  czarne.  Inteligentne,  ale  bez  Ŝadnej  emocji.  Barry  nie  czuł  groźby, 
wydawało  mu  się  raczej  jakby  wilk  zaglądał  do  najgłębszych  zakamarków  jego  duszy, 
oceniając  go.  LeŜał  nieruchomo  czując  jedynie  chęć  zrobienia  tego,  czego  zaŜąda  zwierzę. 
Poczuł  się  senny,  powieki  były  zbyt  cięŜkie  by  trzymać  je  w  górze.  Kiedy  odpływał,  mógł 
przysiąc Ŝe wilk wygina się kolejny raz i przybiera kształt człowieka.\ 

 

* * * 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Jaxon  Montgomery  obudziła  się  przez  dźwięk  bijącego  serca.  Biło  szybko  i  mocno, 

przeraŜone i głośne. Automatycznie sięgnęła broń. Nigdy nie pozostawała bez broni, a jednak 
nie  znalazła  nic  pod  poduszką  obok  swojego  ciała.  Serce  waliło  nawet  mocniej  i  poczuła 
miedziany  smak  strachu  w  swoich  ustach.  Napełniła  płuca  powietrzem  i  zmusiła  się  Ŝeby 
otworzyć  oczy.  Mogła  tylko  patrzeć  w  zadziwieniu  na  pokój,  w  którym  była.  Nie  był  to 
szpital i zdecydowanie nie była to sypialnia w jej malutkim apartamencie. Pokój był piękny. 

Ś

ciany były w delikatnym, róŜowoliliowym odcieniu, tak jasne Ŝe trudno było stwierdzić czy 

kolor  naprawdę  tam  był  czy  teŜ  był  zaledwie  wyobraŜeniem.  Dywan  był  gruby  i  głębiej 
fioletoworóŜowy.  Widniały  na  nim  kolory  witraŜu  znajdującego  się  wysoko  na  trzech 

ś

cianach.  Wzór  był  zawiły,  ale  kojący.  Dawał  Jaxx  złudzenie  bezpieczeństwa,  chociaŜ 

wiedziała Ŝe to niemoŜliwe. Aby się upewnić Ŝe naprawdę nie śpi, wbiła paznokcie w dłonie. 

Odwróciła głowę Ŝeby zbadać resztę pokoju. Meble były cięŜkimi antykami, a łoŜe z 

baldachimem  było  wygodniejsze  niŜ  wszystko,  na  czym  spała  przez  całe  Ŝycie.  Kredens  był 
duŜy  i  zawierał  kilka  kobiecych  przedmiotów  -  szczotkę,  małą  pozytywkę  i  świeczkę.  Były 
piękne  i  wyglądały  na  stare.  W  pokoju  było  kilka  świec,  wszystkie  zapalone  tak  Ŝe 
pomieszczenie  wyglądało  jakby  tonęło  w  miękkim  świetle.  Często  marzyła  o  takim  pokoju, 
pięknym i eleganckim, z witraŜami w oknach. Znowu zaświtało jej, Ŝe być moŜe jeszcze się 
nie obudziła. 

Dźwięk walącego głośno serca przekonał ją Ŝe jest całkiem rozbudzona i Ŝe ktoś musi 

sprawować  nad  nią  opiekę.  Ktoś,  kto  nie  był  świadomy  niebezpieczeństwa  jakie  ze  sobą 
przyniosła.  Musiała  znaleźć  sposób  by  go  bronić.  Jaxx  rozejrzała  się  nerwowo  szukając 
swojej  broni.  Zdecydowanie  ucierpiała  -  nie  mogła  się  zbyt  duŜo  ruszać.  Oceniła  szkody 
starając się ostroŜnie rozprostować ramiona a potem nogi. Jej ciało nie chciało odpowiedzieć. 
Mogła  się  ruszyć  jeśli  zebrała  całą  swoją  determinację,  ale  nie  było  to  warte  wysiłku.  Była 
bardzo  zmęczona,  nawet  jej  głowa  bolała.  Nieustanne  walenie  serca  doprowadzało  ją  do 
szału. 

Na  łóŜku  padł  cień,  a  jej  własne  serce  waliło  tak  mocno,  Ŝe  sprawiało  jej  ból. 

Zrozumiała,  Ŝe  ten  dźwięk  pochodzi  z  jej  własnej  klatki  piersiowej.  Jaxon  powoli  obróciła 
głowę. Stał nad nią człowiek. Bardzo wysoki, potęŜny. DrapieŜca. Od razu to dostrzegła. 
 

Widziała wielu drapieŜców, ale ten był wyjątkowy. Widać to było w jego kompletnym 

znieruchomieniu.  Oczekiwanie.  Pewność.  Siła.  Niebezpieczeństwo.  Był  niebezpieczny. 
Bardziej niebezpieczny niŜ kaŜdy przestępca z którym się dotąd zetknęła. Nie wiedziała skąd 
to  wie,  ale  wiedziała.  Wierzył  Ŝe  jest  niezwycięŜony  i  trapiło  ją  podejrzenie  Ŝe  to moŜe  być 
prawda.  Nie  był  ani  stary  ani  młody.  Nie  moŜna  było  określić  jego  wieku.    Jego  oczy  były 
czarne i pozbawione emocji. Puste oczy. Usta były zmysłowe, erotyczne, a zęby bardzo białe. 
Ramiona miał szerokie. Był przystojny i sexy. Więcej niŜ sexy. Absolutnie gorący. 

Jaxx  westchnęła  i  starała  się  nie  panikować.  Usiłowała  sprawić,  Ŝeby  jej  myśli  nie 

pojawiły się na twarzy. Zdecydowanie nie wyglądał na doktora. Nie wyglądał jak ktoś z kim 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

poradziłaby sobie w walce wręcz. Uśmiechnął się nagle, a rozbawienie przez chwilę dotknęło 
jego  oczu.  Sprawiło,  Ŝe  wyglądał  zupełnie  inaczej.  Nawet  seksowniej.  Miała  wraŜenie  Ŝe 
czyta  jej  myśli  i  się  z  niej  śmieje.  Jej  ręka  poruszała  się  niestrudzenie  pod  przykryciem  w 
poszukiwaniu broni. 

-  Jesteś  niespokojna  -  stwierdził.  Miał  piękny  głos.  Gładki  jak  aksamit,  wabiący, 

niemal uwodzicielski. Miał dziwny akcent którego nie potrafiła umiejscowić a sposób w jaki 
mówił przywodził na myśl Stary Świat. 

Jaxon szybko zamrugała w próbie ukrycia swojego zagubienia, zdziwiona kierunkiem 

jaki obrały jej myśli. Nie miała pojęcia dlaczego kojarzyła nieznajomego z erotyzmem. Była 
zszokowana, kiedy trudno było jej się odezwać. 

- Potrzebuję broni - było to wyzwanie, test jego reakcji. 

Czarne oczy studiowały jej twarz. Jego badanie sprawiło, Ŝe czuła się niewygodnie. Te 

oczy  widziały  zbyt  wiele,  a  Jaxon  miała  duŜo  do  ukrycia.  Twarz  miał  pozbawioną  emocji, 
absolutnie nic nie zdradzał, a Jaxx dobrze radziła sobie z czytaniem w ludziach. 

-  Chcesz  mnie  zastrzelić?  -  zapytał  tym  samym  łagodnym  głosem,  tym  razem  z 

cieniem rozbawienia. 

Była bardzo zmęczona. Utrzymywanie otwartych oczu stawało się walką. ZauwaŜyła 

dziwne zjawisko. Jej serce zwolniło by dopasować rytm do jego serca. Dokładnie. Dwa serca 
biły jednocześnie. Mogła je usłyszeć. Jego głos był dla niej znajomy, chociaŜ był absolutnie 
obcy. Nikt nie mógł spotkać tego męŜczyzny i o nim zapomnieć. Na pewno go nie znała. 

ZwilŜyła wargi. Bardzo chciało jej się pić.  

- Potrzebuję broni. 

Skierował  się  do  kredensu.  Nie  szedł.  Płynął.  Mogłaby  wiecznie  obserwować  jak  się 

porusza.  Jego  ciało  było  niczym  ciało  zwierzęcia,  wilka  albo  lamparta.  Jakiegoś  potęŜnego 
wielkiego kota. Płynne. Absolutnie ciche. 

Płynął,  jednak  kiedy  ruch  ustał  znów  był  absolutnie  nieruchomo.  Podał  jej  broń. 

Wydała  jej  się  znajoma,  jak  przedłuŜenie  jej  samej.  Prawie  w  tym  samym  momencie  strach 
odpłynął. 

-  Co  się  mi  stało?  -  automatycznie  starała  się  sprawdzić  magazynek,  ale  jej  ramiona 

były cięŜkie jak ołów i nie mogła wystarczająco podnieść pistoletu. 

Zabrał  jej  broń,  muskając  palcami  skórę.  Przypływ  ciepła  był  tak  nieoczekiwany,  Ŝe 

odsunęła  się  od  niego.  Nie  zareagował,  ale  delikatnie  uwolnił  jej  palce  i  pokazał  pełen 
magazynek zanim zwrócił jej broń. 

- Byłaś kilka razy postrzelona, Jaxon. Nadal jesteś bardzo chora. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  To  nie  jest  szpital  -  zawsze  była  bardzo  podejrzliwa,  bo  to  trzymało  ją  przy  Ŝyciu. 

Ale  w  tej  chwili  nie  powinna  juŜ  Ŝyć  -  Będąc  ze  mną  grozi  ci  wielkie  niebezpieczeństwo  - 
próbowała ostrzec męŜczyznę, ale jej słowa były zbyt ciche, a głos blaknął. 

- Śpij, kochanie. Po prostu śpij - powiedział cicho, ale jego aksamitny głos wsiąknął w 

jej ciało i umysł tak silnie jak narkotyk. 

Znowu  jej  dotknął  mierzwiąc  włosy.  Jego  dotyk  był  znajomy  i  lekko  zaborczy. 

Dotykał ją jakby miał do tego prawo. Był to rodzaj pieszczoty. Jaxon była zagubiona. Znała 
go. Był częścią niej. Znała go intymnie, chociaŜ był całkiem obcy. Westchnęła, niezdolna do 
powstrzymania rzęs przed opadaniem i poddała się potęŜnej komendzie nakazującej sen. 

Lucian  usiadł  na  brzegu  łóŜka  i  obserwował  jak  śpi.  Była  najbardziej  nieoczekiwaną 

rzeczą, jakiej doświadczył przez wieki istnienia. Czekał na nią przez niemal dwa tysiące lat i 
okazała  się  zupełnie  inna  niŜ  przewidywał.  Kobiety  jego  rasy  były  wysokie  i  eleganckie, 
ciemnookie, z grubymi ciemnymi włosami. Posiadały siłę i umiejętności. Wiedział dobrze Ŝe 
jego  gatunek  był  na  granicy  wymarcia  i  dlatego  kobiety  były  strzeŜone  niczym  skarby,  ale 
mimo to były silne, a nie wraŜliwe i kruche jak ta młoda kobieta. 

Dotknął  jej  bladej  skóry.  Podczas  snu  wyglądała  niemal  jak  chochlik,  wróŜka  z 

legend. Była tak mała i drobna, Ŝe wydawała się samymi oczami. Pięknymi oczami. Takimi w 
których  męŜczyzna  mógłby  zatonąć.  Jej  włosy  miały  kilka  odcieni  blondu,  były  grube  i 
miękkie  ale  krótkie  i  zmierzwione,  tak  jakby  niedbale  obcięła  noŜyczkami  wszystko  co  jej 
przeszkadzało. Zakładał Ŝe będzie miała długie włosy, a nie tego mopa. Złapał się na tym, Ŝe 
ciągle ich dotyka. Były miękkie jak pasma jedwabiu. Były nieokiełznane i rozchodziły się we 
wszystkich kierunkach, ale uznał Ŝe ma do nich słabość. 

ś

yła  w  strachu.  To  był  jej  świat.  Był  taki  odkąd  była  małym  dzieckiem.  Lucian  nie 

spodziewał się Ŝe było w nim tyle opiekuńczości. Przez tyle wieków nie miał uczuć. Teraz, w 
obecności tej ludzkiej kobiety było ich zbyt wiele. 

Ci  którzy  usiłowali  ją  skrzywdzić  drogo  zapłacili  za  ich  zbrodnie  w  magazynie. 

Lucian wysłał ją w głęboki sen, spowalniając jej serce i płuca kiedy zabierał ją z tego miejsca 

ś

mierci  i  zniszczenia.  Uratował  teŜ  jej  partnera,  wszczepiając  mu  obraz  ambulansu  który  ją 

zabierał.  Lucianowi  udało  się  ją  uratować  przez  podanie  jej  jego  staroŜytnej,  silnej  krwi. 
Zmienił się w światło i wniknął w jej zmaltretowane ciało sposobem swego ludu, zaczynając 
leczyć  od  wewnątrz.  Miała  ogromne  rany  i  straciła  wiele  krwi.  Jedynym  sposobem  na 
uratowanie  jej  Ŝycia  było  uŜycie  własnej  krwi,  chociaŜ  było  to  niebezpieczne  dla  obojga  z 
nich. Odkrycie istnienia  ich rasy  przez kogokolwiek z jej  gatunku byłoby wyrokiem śmierci 
dla  ich  ludzi.  Jego  pierwszym  priorytetem  była  jej  ochrona,  a  drugim  zapewnienie 
kontynuacji ich rasy. Zawsze pracował nad obroną obu gatunków. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Kupił  sobie  trochę  czasu  zacierając  swoje  ślady  w  szpitalu,  gdzie  powinni  ją  zabrać. 

Zaszczepił  wspomnienia  wzywania  helikoptera  medycznego,  który  zabrał  ją  na  oddział 
urazów. Papiery zniknęły a komputery się zepsuły. Nikt dokładnie nie wiedział co się stało. 

Lucian  zorientował  się,  Ŝe  znowu  zanurza  palce  w  jej  włosach.  Nie  miała  nawet 

przyzwoitego imienia. Jaxon. Co to za imię dla kobiety? Potrząsnął głową. Obserwował ją od 
pewnego czasu szukając najlepszego sposobu, aby do niej dotrzeć. Gdyby była kobietą z jego 
rasy  zwyczajnie  naznaczyłby  ją  jako  swoją,  związał  ich  razem  i  pozwolił  aby  natura  zrobiła 
resztę.    Ta  ludzka  kobieta  była  taka  krucha.  Podczas  stawiania  domu  przez  kilka  tygodni 
wiele  razy  dotykał  jej  umysłu.  Odkrył  Ŝe  miała  wiele  sekretów.  Partnerka  Ŝyciowa  Gabriela 
powiedziała  mu  Ŝe  znajdzie  swoją  partnerkę  w  wielkiej  potrzebie.  Francesca  miała  rację. 
Jaxon nie miała łatwego Ŝycia. Nie  miała dzieciństwa, a jedynie wspomnienia walki, śmierci 
i  przemocy.  Jaxon  wierzyła  Ŝe  jest  odpowiedzialna  za  zapewnienie  bezpieczeństwa  ludziom 
wokół. O nią nikt tak naprawdę się nie troszczył. Zamierzał temu zaradzić.  

Przeczuwał Ŝe nie będzie wiedziała jak zareagować na jego interwencję. Jej pierwszą 

myślą  po  przebudzeniu  było  chronienie  innych.  Jego.  Zaintrygowało  go  to.  Poczuł  ciepło, 
kiedy próbowała ostrzec go o moŜliwym niebezpieczeństwie. Wiedziała Ŝe był drapieŜnikiem, 

Ŝ

e był niebezpieczny, a jednak nadal chciała go ochraniać. Fascynowała go. Było w niej coś 

co  ściskało  go  za  serce  i  sprawiało,  Ŝe  chciał  się  uśmiechać  na  sam  jej  widok.  Tyle 
wystarczyło.  Patrzył  na  nią  i  był  szczęśliwy.  Nigdy  dotąd  nie  doświadczał  takich  emocji,  a 
teraz je analizował. 

Pierwszy  raz  słysząc  jej  głos  zobaczył  kolory.  śywe,  cudowne  kolory.  Prowadząc 

Ŝ

ycie  w  czarno  białym  świecie  od  tylu  wieków  jak  wszyscy  Karpatianie  którzy  utracili 

emocje, Lucian był niemal oślepiony odcieniami. Błękity i czerwienie, pomarańcze i zielenie 
-  kaŜdy  kolor  był  wszędzie  gdzie  spojrzał.  Wziął  pasma  jej  blond  włosów  między  kciuk  a 
palec wskazujący z bezwiedną czułością. Odczucia których doświadczał były intensywne. 

Powoli  w  jego  myśli  wkradał  się  głód.  Lecząc  ją  poświęcił  ogromną  ilość  energii  i 

jego  krew  wymagała  uzupełnienia.  Znowu  naparł  na  jej  umysł  aby  upewnić  się  Ŝe  będzie 
spać, kiedy będzie polował. Miasto było pełne zwierzyny, która na niego czekała. Poszedł na 
balkon, potem zmienił kształt wybierając formę sowy. PotęŜnymi skrzydłami okrąŜał miasto. 
Bystre  oczy  były  stworzone  aby  widzieć  w  ciemności,  a  ostry  słuch  wychwytywał  kaŜdy 
dźwięk.  Mógł  słyszeć  bijące  serca,  szmery  głosów,  dźwięk  Ŝycia.  Ruch  i  odgłosy  miasta  go 
przywoływały, tak jak dźwięk krwi biegnącej przez Ŝyły, wybuchającej Ŝyciem. 

Znalazł drogę do parku, idealnego miejsca do polowania. Sowa wylądowała na czubku 

drzewa  i  ostroŜnie  złoŜyła  skrzydła.  Zbadała  teren.  Na  prawo  mógł  usłyszeć  głosy  dwóch 
męŜczyzn. Natychmiast przemienił się w swoją normalną postać, a potem spłynął na ziemię. 
Wysłał  milczące,  mentalne  przywoływanie,  domagając  się  by  ofiara  do  niego  podeszła. 
Spędził tyle wieków składając morderców w ręce śmierci, Ŝe zwykłe karmienie wymagało od 
niego wielkiej dozy dyscypliny. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Dwóch  męŜczyzn  odpowiedziało  na  wezwanie.  Obaj  byli  zdrowymi  i  krępymi 

biegaczami  rozprostowującymi  nogi  po  późnym  spotkaniu.  śaden  z  nich  nie  śmierdział 
alkoholem ani narkotykami. Szybko się poŜywił, chcąc wrócić do Jaxon. Była nieprzytomna 
przez dłuŜszy okres niŜby tego chciał. Ale teraz, kiedy spała, Lucian zrozumiał Ŝe nigdy nie 
pozwoliła  sobie  na  normalny  ludzki  sen,  niezbędny  ludziom  aby  zregenerować  swoje  ciała. 
Kiedy  spała  bez  jego  rozkazu,  była  niespokojna  i  zmartwiona.  Lucian  dobrze  wiedział,  Ŝe 
Jaxon  spędzała  większość  nocy  pracując,  doprowadzając  się  fizycznie  do  granicy 
wyczerpania. Ale jej sny były bezlitosne. Lucian dzielił z nią kilka, łącząc z nią umysł, tak Ŝe 
mógł dobrze poznać jej demony. Miała zbyt wiele demonów, a on miał zamiar przeprowadzić 
egzorcyzmy nad kaŜdym z nich. 

Przede wszystkim Lucian nie chciał być daleko od niej przez okres dłuŜszy niŜ to było 

absolutnie  koniecznie.  Nie  mógł  być  z  dala  od  niej.  Potrzebował  jej  obecności.  On,  który 
nigdy nie potrzebował nikogo. Musiał jej dotykać, wiedzieć Ŝe  wszystko  w porządku. Teraz 
kiedy znajdowała się pod jego opieką, miał zamiar związać ją z sobą tak, aby  ani ludzie ani 
Karpatianie nie mogli jej mu odebrać. Jaxon nie mogła mu uciec. Dał jej swoją krew i wziął 
odrobinę od niej, wystarczająco aby móc połączyć ich umysły. 

Wrócił  do  niej  w  pełni  sił.  A  jego  siły  były  niespotykane.  Musiał  być  dla  niej 

delikatny.  Jeśli  zostało  w  nim  trochę  delikatności,  zakładając  Ŝe  w  ogóle  kiedyś  tam  była, 
zamierzał zuŜyć ją na Jaxon. Jeśli ktoś na nią zasługiwał, była to ona. 

Usiadł na krawędzi jej łóŜka, cofnął rozkaz snu i wziął ją w ramiona. 

-  Jestem  twoim  Ŝyciowym  partnerem,  malutka.  Nie  masz  pojęcie  co  to  znaczy  i  nie 

jesteś Karpatianką więc spodziewam się Ŝe będziesz sie trochę opierać - Lucian potarł brodą o 
czubek  jej  głowy  -  Obiecuję  Ŝe  będę  tak  delikatny  i  cierpliwy  jak  zdolam,  ale  nie  mogę  na 
ciebie długo czekać. Emocje jakie odczuwam nie oswoją mojej wewnętrznej dzikiej bestii. 

Rzęsy Jaxon drgnęły. Poczuła się zdezorientowana, kręciło jej się w głowie, tak jakby 

ś

niła.  Łagodzący  głos  jaki  słyszała  był  tak  piękny  i  znajomy.  Trzymał  z  dala  demony  i 

pozwolił poczuć się jej bezpieczną. 

- Kim jesteś? Znam ciebie? 

-  Twój  umysł  mnie  zna.  Twoja  serce  i  dusza  mnie  rozpoznają  -  kciukiem  pieścił 

idealną linię jej policzka, tylko dlatego Ŝe kochał dotyk jej skóry - Muszę nas razem połączyć, 
Jaxon,  nie  mam  innego  wyjścia.  Niebezpiecznie  byłoby  czekać.  Przepraszam  Ŝe  nie  daję  ci 
więcej czasu. 

-  Nie  rozumiem  -  spojrzała  w  jego  czarne  oczy  i  powinna  poczuć  strach  na  to,  co  w 

nich  zobaczyła.  Spoglądał  na  nią  zaborczo,  tak  jak  nie  odwaŜyłby  się  na  nią  patrzeć  Ŝaden 
męŜczyzna.  Jaxon  nie  budziła  w  nich  takich  uczuć.  Jednak  z  jakiegoś  powodu  ten 
niebezpieczny nieznajomy sprawiał, Ŝe czuła jakby go obchodziła. Czuła się chciana. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

- Wiem, Ŝe w tej chwili nie rozumiesz, Jaxon, ale z czasem zrozumiesz - Lucian złapał 

jej brodę w swoje pewne palce, tak Ŝe ciemne oczy uwięziły jej wzrok. 

Przypominało to spadanie w czarną sadzawkę bez dna. Nieskończoną. Wieczną. 

Lucian cicho wyszeptał jej imię i schylił głowę do miękkości jej gardła. Wciągnął jej 

zapach.  Nie  było  miejsca  w  którym  by  jej  nie  znalazł.  Jego  ramiona  zacisnęły  się  zaborczo, 
zanim  sobie  nie  uświadomił  jak  bardzo  jest  krucha.  W  jego  ramionach  czuła  się 
nieprawdopodobnie mała i lekka, ale były teŜ ciepłe i kuszące. Budziła w nim odczucia, które 
lepiej  było  pozostawić  w  uśpieniu.  Nagłe  gorące  Ŝądania  były  dla  niego  szokujące.  Była 
młoda i wraŜliwa i z w tym momencie powinien chcieć jedynie ją chronić. 

Dotknął ustami jej skóry delikatnie, czule, w formie drobnej pieszczoty. Natychmiast 

uderzyła w niego twarda i rozkazująca potrzeba. Mógł słyszeć jak jej serce bije w rytmie jego. 
Słyszał  krew  biegnącą  w  jej  Ŝyłach.  Nawoływało  go  kuszące  gorąco,  które  wyzwoliło 
potworny fizyczny głód jej ciała. Zamykając oczy delektował się umiejętnością odczuwania, 
niewaŜne jak silnie jego ciało odczuwało niewygodę i krzyczało o ulgę. Językiem znalazł jej 
puls,  zwilŜył  obszar  raz,  dwa  razy.  Zadrapał  delikatnie  zębami  jego  Ŝyłę  i  głęboko  w  niej 
utonął. 

Od  razu  zaczęła  poruszać  się  w  jego  ramionach  i  jęczeć,  a  miękki  intymny  szept 

sprawił,  Ŝe  jego  ciało  jeszcze  bardziej  się  napięło.  Była  słodka  i  pikantna.  Smak  był  nie  do 
opisania - taki, z jakim nigdy dotąd się nie zetknął. Była uzaleŜniające,  tak jakby stworzona 
po to, by zaspokajać jego kaŜą potrzebę. Nigdy nie będzie miał jej dość. Dyscyplina wygrała 
z głodem ekstazy jaką obiecywało jej ciało. Liźnięciem języka zamknął maleńkie ranki które 
zrobił,  nie  pozostawiając  znaków  które  mógłby  odkryć  doktor.  Nadal  trzymając  ją  w 
zauroczeniu Lucian rozpiął koszulę i przemieścił w ramionach tak, Ŝe w dłoni trzymał tył jej 
głowy.  Jego  ciało  szalało  z  potrzeby,  a  pod  jego  zaklęciem  ujawniała  się  jej  naturalna 
zmysłowość. Jeden z paznokci wydłuŜył się w ostry jak brzytwa pazur. Naciął nim linie obok 
swojego serca i przycisnął jej usta do klatki piersiowej, aby kontynuować rytuał który miał ją 
do niego przywiązać. Przy pierwszym dotyku jej ust zaczął szaleć w nim ogień, potrzeba tak 
intensywna,  tak  głęboka  Ŝe  Lucian,  który  był  znany  ze  swojej  sztywnej  kontroli,  niemal 
poddał się pokusie by wziąć to co naleŜało do niego. DrŜał, jego ciało było pokryte warstewką 
potu.  Pochylając  się  do  jej  ucha  wyszeptał  słowa  pośród  nocy,  do  jej  umysłu,  aby  nikt  ich 
nigdy nie rozdzielił, aby nie mogła być z dala od niego dłuŜej niŜ kilka krótkich godzin.  

-Biorę sobie ciebie na Ŝyciową partnerkę. NaleŜę do ciebie. Zawierzam ci swoje Ŝycie. 

Przysięgam  ci  lojalność,  oddaję  ci  swoje  serce,  swoją  duszę  i  swoje  ciało.  Twoje  Ŝycie, 
szczęście i dobro są dla mnie najwaŜniejsze. Zawsze będziesz chroniona i otoczona opieką. 

Ulga  jaką  odczuwał  była  ogromna  i  zaistniała  mimo  faktu,  Ŝe  nie  połączył  się  z  nią 

ciałem. Ich serca były jednością, złączone razem, jak dwie części tej samej całości. Ich dusze 
złączyły  się  w  ten  sposób,  Ŝe  jej  kobiece  światło  świeciło  w  nim  jasno,  łagodząc  potworną 
ciemność  która  groziła  mu  przez  wieki.  W  tym  momencie  zrozumiał,  Ŝe  kiedy  ktoś  Ŝył  w 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

ciemności  niemal  całe  Ŝycie,  w  pustym,  brzydkim  piekle  egzystencji,  znalezienie  partnerki 

Ŝ

yciowej  przekraczało  najśmielsze  oczekiwania.  Jaxon  Montgomery  była  dosłownie  jego 

sercem i duszą. Bez niej nie miałby powodu by dalej Ŝyć. Nigdy nie mógłby wrócić do pustki 
i ciemności, w której Ŝył tyle czasu. Słowa rytuału złączyły ich tak, Ŝe Ŝadne nie mogło uciec 
drugiemu. 

Lucian nie oszukiwał się. Potrzebował jej duŜo bardziej niŜ ona mogła kiedykolwiek 

potrzebować  jego,  chociaŜ  z  jego  punktu  widzenia  potrzebowała  go  w  duŜej  mierze.  Musiał 
zatrzymać się i pomyśleć, zanim posunie się dalej ze swoim Ŝądaniem. 

Bardzo  delikatnie  przestał  ją  karmić,  zamykając  swoją  ranę.  Jego  krew  zarazem  ich 

wiązała  i  pomagała  w  leczeniu.  Zadziała  teŜ  w  jej  ludzkim  ciele,  kiedy  przyjdzie  czas  na 
przemianę. Konwersja była ryzykowna, cięŜka dla ciała i umysłu. A raz dokonanej nie moŜna 
było jej odwrócić. Jaxon byłaby taka jak on, potrzebowałaby krwi aby przetrwać, szukałaby 
ulgi przed słońcem w zapraszających ramionach ziemi. Jeśli nie była prawdziwym medium - 
jedynym rodzajem kobiety która mogła z sukcesem zmienić się w Karpatiankę - eksperyment 
pchnąłby  ją  poza  krawędzie  szaleństwa  i  Jaxon  musiałaby  zostać  zniszczona.  Lucian  usiadł, 
uwalniając ją spod mrocznego zaklęcia. 

Zamrugała  oczami  kiedy  połoŜył  ją  z  powrotem  na  poduszkach.  Lucian  wiedział,  Ŝe 

niewielu  ludzi  moŜe  z  sukcesem  przejść  przemianę.  Ale  wierzył  teŜ  Ŝe  ona  musi  do  nich 
naleŜeć,  bo  była  jego  prawdziwą  partnerką  Ŝyciową.  Jej  serce  pasowało  do  jego  serca. 
Wiedział  to.  Kiedy  wypowiadał  słowa  rytuału  czuł  nici  które  ich  razem  związały.  Jednak 
nawet  posiadając  wiedzę  w  umyśle  nie  potrafił  zmusić  serca,  by  w  to  uwierzyło.  Nie  chciał 
ryzykować  jej  bezpieczeństwem.  Do  całkowitej  przemiany  potrzebne  były  trzy  wymiany 
krwi.  JuŜ  teraz  jej  wzrok  i  słuch  stały  się  ostrzejsze,  tak  jak  u  Karpatian.  Niedługo  będzie 
miała  kłopoty  ze  spoŜywaniem  produktów  mięsnych  i  większości  jedzenia.  Będzie 
potrzebowała go blisko. Zmienił jej Ŝycie tak bardzo, jak się na tą chwilę odwaŜył. 

- Nadal nie wiem kim jesteś - pod przykryciem palce Jaxon owinęły się wokół spustu 

broni.  Była  bardzo  senna,  a  ten  obcy  wydawał  się  zbyt  znajomy.  Nie  lubiła  zagadek.  Nie 
miała  pojęcia  gdzie  jest,  wiedziała  tylko  Ŝe  była  chora  i  Ŝe  miała  jakieś  dziwne  sny  o 
mrocznym  księciu  który  brał  jej  krew  i  przywiązywał  ją  do  siebie  na  zawsze.  W  obcym 
siedzącym na jej łóŜku było coś  egzotycznego i innego. Coś eleganckiego i uprzejmego,  ale 
jednak nieposkromionego. Jaxon uznała tą kombinację za zmysłową i trudną do odparcia. 

Lucian uśmiechnął się do niej, a błysk równych białych zębów złagodził twarde linie 

jego zasnutych cieniem rysów. 

-  Jestem  Lucian  Daratrazanoff.  To  bardzo  stare  i  szanowane  nazwisko,  ale  trudne  do 

poprawnego wymówienia w tym kraju. Lucian wystarczy. 

-  Czy  ja  ciebie  znam?  -  Jaxon  Ŝałowała,  Ŝe  jest  tak  słaba.  Wolałaby  nie  mieć  tak 

erotycznych  i  dziwacznych  snów  o  tym  męŜczyźnie.  Sprawiało  to,  Ŝe  czuła  się  w  jego 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

obecności  nieswojo,  szczególnie  Ŝe  nic  tu  nie  miało  sensu  -  Czemu  jestem  tutaj,  a  nie  w 
szpitalu? 

-  Potrzebowałaś  nadzwyczajnej  opieki  -  odpowiedział  zgodnie  z  prawdą  -  Byłaś 

bardzo blisko śmierci, Jaxon i nie mogłem ryzykować twojego Ŝycia. 

-  Mój  partner,  Barry  Radcliff  został  postrzelony.  Pamiętam  Ŝe  po  mnie  wracał  -  cała 

reszta była zamazana. Nie miała pojęcia jak wydostała się z magazynu, skoro Barry nie był w 
stanie jej wynieść. 

-  Jest  w  szpitalu  i  ma  się  lepiej  niŜ  oczekiwano.  Jest  twardym  facetem  i  bardzo 

odwaŜnym  -  Lucian  sprawiedliwie  ocenił  jej  partnera,  chociaŜ  nie  dodał,  Ŝe  jest  w  niej 
zakochany. 

- Sądziłam, Ŝe umrę. Powinnam była umrzeć - wymamrotała te słowa do siebie. 

Chciała umrzeć. Okropna odpowiedzialność ciąŜąca na jej wątłych ramionach nie była 

czymś,  z  czym  chciała  ciągle  się  borykać.  Zmusiła  się  do  otworzenia  oczu,  Ŝeby  na  niego 
spojrzeć. 

-  Jesteś  w  strasznym  niebezpieczeństwie.  Nie  moŜesz  być  ze  mną.  Gdziekolwiek 

jesteśmy, nie jest tu bezpiecznie. Ty nie jesteś bezpieczny. 

Lucian  uśmiechnął  się  i sięgnął  ręką  Ŝeby  przeczesać  jej  rozwichrzone  wokół  twarzy 

włosy. Jego dotyk był nieprawdopodobnie czuły i dawał jej dziwne poczucie bezpieczeństwa. 
Głos  miał  piękny  i  czysty,  tak  Ŝe  chciała  by  ciągle  mówił.  Miał  seksowny  akcent,  który 
wysyłał ku niej falę pragnienia, którą ledwo rozpoznawała. 

-  Nie  martw  się  o  mnie,  maleńka.  Jestem  w  stanie  chronić  nas  oboje.  Wiem  o 

męŜczyźnie  którego  się  obawiasz  i  jak  długo  tu  jesteś,  jesteś  bezpieczna.  Jest  świetnie 
wytrenowany, ale niemoŜliwe Ŝeby wszedł na ten teren niewykryty. 

- Nie znasz go. Zabije kaŜdego bez myśli albo wyrzutów sumienia. ChociaŜ tylko mi 

pomagasz,  on  zinterpretuje  to  jako  zagroŜenie  -  stawała  się  niespokojna,  a  jej  oczy  były 
wielkie ze zmartwienia o niego. 

-  Jeśli  nie  wierzysz  w  nic  innego,  Jaxon,  uwierz  w  jedno.  Nie  ma  na  świecie  nikogo 

tak  niebezpiecznego  jak  męŜczyzna  z  którym  jesteś  w  pokoju.  Tyler  Drake  nie  moŜe  cię 
dosięgnąć. Nie moŜe dalej rządzić twoim Ŝyciem, bo teraz jesteś pod moją ochroną - nie był 
arogancki, nie przechwalał się, po prostu stwierdzał fakt. 

Znowu zapadała w jego ciemne oczy. Piękne, wyjątkowe oczy. 

Jaxon  poczuła  się  lekko  zagubiona  i  zamrugała  nagle  Ŝeby  przerwać  hipnotyzujący 

czar. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  Wiem,  Ŝe  taj  myślisz.  Mój  ojciec  naleŜał  do  SEAL,  tak  samo  jak  mój  przybrany 

ojciec,  Russell  Andrews.  Tyler  Drake  zdołał  zamordować  ich  obu.  Nie  moŜesz  sądzić,  Ŝe 
jesteś  bezpieczny,  kiedy  jesteś  ze  mną.  -  Jej  rzęsy  były  zbyt  cięŜkie,  Ŝeby  utrzymywać  je  w 
górze.  Opadły  mimo  jej  wszelkich  intencji,  Ŝeby  go  przekonać.    Nie  miała  siły  Ŝeby  go 
pilnować. PrzeraŜało ją to, a serce uderzało jej boleśnie w piersi. 

-  Spokojnie,  Jaxion.  Weź  głęboki  oddech  i  się  zrelaksuj.  To  ja  mam  się  tobą 

opiekować,  a  nie  na  odwrót,  chociaŜ  doceniam  to  Ŝe  chcesz  mnie  chronić.  Tak  czy  inaczej 
nikt nie wie gdzie jesteś. Zadbałem o twoje bezpieczeństwo. Śpij, skarbie, i zdrowiej. 

Jego  głos  był  tak  łagodny  i  przekonujący,  Ŝe  szybko  odkryła  Ŝe  jej  oddech 

dostosowuje  się  do  jego.  Nie  wiedziała  dlaczego  chciała  robić  to  co  nakazał,  ale  chęć 
posłuszeństwa była niemoŜliwa do zignorowania. Pozwoliła opaść powiekom. 

- Mam nadzieję Ŝe jesteś tak dobry jak myślisz. Byłoby dla ciebie bezpieczniej gdybyś 

zadzwonił do mojego szefa i pozwolił mu wyznaczyć paru ludzi, którzy by nad tobą czuwali. 
- Jej głos stawał się cichy i niewyraźny - A jeszcze lepiej gdybyś po prostu ode mnie odszedł i 
nigdy nie patrzył wstecz. 

Palce Luciana jeszcze raz zaplątały się w jej miękkie włosy. 

- Sądzisz, Ŝe to by było bezpieczniejsze, tak? 

W jego głosie pobrzmiewał cień rozbawienia. Z jakiegoś powodu ściskał on Jaxon za 

serce.  Był  tak  znajomy  jakby  dogłębnie  go  znała,  chociaŜ  wcale  go  nie  kojarzyła.  Z 
wyjątkiem dotyku. Znała ten dotyk. I dźwięk jest głosu. Znała go. Akcent, aksamitna pokusa, 
sposób w jaki wymawiał słowa.  Sposób w jaki zdawał się naleŜeć do jej umysłu. Najbardziej 
szalony był fakt, Ŝe Jaxon zaczęła w niego wierzyć. 

Lucian  patrzył  jak  odpływa  starając  się  z  nim  walczyć.  Nie  chciała  Ŝeby  ocalono  jej 

Ŝ

ycie,  ale  podniosła  pochodnię  jako  jego  straŜnik,  martwiąc  się  o  jego  bezpieczeństwo.  JuŜ 

teraz,  mimo  Ŝe  nie  wiedziała  kim  jest,  go  chroniła.  Spędził  duŜo  czasu  w  jej  umyśle.  Na 
początku było to konieczne Ŝeby utrzymać ją przy Ŝyciu. Potem czynił to bo chciał poznać ją, 
jej  wspomnienia,  sposób  w  jaki  myślała,  o  czym  marzyła,  rzeczy  które  były  dla  niej  waŜne. 
Miała w sobie więcej współczucia niŜ powinna dla swego własnego dobra. Potrzebowała go, 

Ŝ

eby ją zbalansował. 

Był  zadziwiony  siłą  zmysłowych  pragnień  które  ku  niej  Ŝywił.  Nigdy  wcześniej  nie 

miało to miejsca. Rzadko patrzył na kobietę z innego powodu niŜ zaspokojenie głodu. Teraz 
głód był innego rodzaju i znacznie silniejszy, niŜ kiedykolwiek sobie wyobraŜał. Ze względu 
na zdobywanie wiedzy Lucian czasem dzielił ludzkie umysły aby dowiedzieć się jak wygląda 
seks. To gorące pragnienie szalejące w jego ciele róŜniło się. Wydawało się przejmować jego 
umysł, niszczyć kaŜdą rozsądną myśl. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Opiekuńczość.  Lucian  wiedział  Ŝe  kaŜdy  Karpatianin  urodził  się  z  obowiązkiem 

ochrony kobiet i dzieci ich rasy. Opiekuńczość jaką Ŝywił wobec Jaxon teŜ była inna. Lucian 
poświęcił Ŝycie pilnując ludzi i Karpatian, ale intensywność emocji w stosunku do Jaxon była 
o wiele większa. Nie był przygotowany na prawdziwą siłę swojego przywiązania. śył niemal 
cały  czas  w  mroku  i  cieniu,  znał  przemoc  i  czuł  się  z  nią  dobrze.  Był  absolutnie  mroczny  i 
niebezpieczny. Teraz chciał poznać czułość, delikatność. Znał siebie tak, jak rzadko znali się 
męŜczyźni.  Wiedział  Ŝe  jest  niebezpieczny  i  silny  i  to  akceptował.  Teraz  jednak,  z  Jaxon 
leŜącą tak bezbronnie w jego łóŜku, czuł to nawet mocniej.  

Z  westchnieniem  ułoŜył  się  obok  niej  na  łóŜku.  Dopóki  pozostawała  człowiekiem  i 

musiała przebywać nad ziemią Ŝeby przetrwać, nie był w stanie całkowicie chronić ją podczas 
dnia,  kiedy  słońce  niszczyło  moce  Karpatian.  Normalnie  zabrałby  ją  do  gleby  aŜ  do 
zapadnięcia wzroku. Stanowiło to problem dla obojga. Nie mogła być z dala od niego przez 
wiele godzin bez niewyobraŜalnych cierpień. Wyciągnął się na łóŜku u jej boku. Nakazał jej 
spać aŜ do następnego zachodu słońca. W międzyczasie będą otaczać ich zaklęcia ochronne a 
wilki będą dbać o ich bezpieczeństwo przed kaŜdym stworzeniem, człowiekiem czy nie, które 
chciałoby  ich  skrzywdzić.  Wziął  jej  drobne  ciało  w  schronienie  swojego  i  zakopał  twarz  w 
jedwabistym zapachu jej włosów.