Karen Rose Smith
Serce ze złota
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- No, teraz jesteś gotowy. - Stwierdziła Linda Clark, obrzucając brata taksującym spojrzeniem.
- Zaczekaj, aż twoje pielęgniarki cię zobaczą - dodała Stacey żartobliwym tonem.
Doktor Peter Clark zamknął drzwi gabinetu, mając nadzieję, że nikt tego nie usłyszał.
- Uspokójcie się wreszcie - napomniał siostry i podszedł do biurka, zastanawiając się, jak długo jeszcze potrwa ta
wizyta. Za piętnaście minut miał spotkanie, a Linda i Stacey jakby nie zauważały, że przebywają w gabinecie lekarza
w czasie jego dyżuru, gdzie obowiązuje pewna dyscyplina. Co powinien zrobić, żeby to wreszcie zrozumiały? Peter
bardzo je kochał, ale czasami...
- Nie wiem, czemu wam na to pozwalam. Ubieracie mnie jak jakiegoś manekina - mruknął pod nosem.
Wciąż nie był pewien, czy granatowa tweedowa marynarka, którą dla niego wybrały, naprawdę mu się podoba. No i
ta jedwabna koszula oraz wzorzysty krawat - on z pewnością by czegoś takiego nie kupił.
- Wczoraj skończyłeś trzydzieści dziewięć lat i nie zgadzasz się, żebyśmy wydały przyjęcie na twoją cześć.
- Linda odgarnęła z czoła kosmyk ciemnych włosów.
- W tej sytuacji jedyne, co mogłyśmy zrobić, to trochę cię wystroić - dodała z lekką kpiną w głosie. - Doskonale
8
KAREN ROSE SMITH
wyglądasz braciszku. Jesteś wysoki, przystojny, masz ciemne włosy, jeszcze nie siwiejesz. I podoba nam się twoja
nowa fryzura, a przecież nie miałyśmy z nią nic wspólnego - dodała.
- Mój fryzjer wyjechał - wyjaśnił Peter.
- Dzięki Bogu! - roześmiała się Stacey. - Teraz brakuje ci już tylko soczewek kontaktowych, które dodałyby twoim
oczom bardziej wyrazistej zieleni.
Peter miał tego dość. Siostry zabrały go na lunch, a potem towarzyszyły mu do sklepu z męską odzieżą, gdzie miał
odebrać smoking na piątkowy wieczór. Protestował, mimo to uparły się, żeby w prezencie urodzinowym kupić mu
nową marynarkę, koszulę i krawat. Załatwiły to tak szybko, że oto przebierał się w nowy strój od razu po powrocie
do szpitala.
Popatrzył znacząco na zegarek.
- Za dziesięć minut mam spotkanie - oświadczył.
- Nie wyjdziemy, dopóki nie przyrzekniesz, że będziesz w piątek na imprezie. - Stacey stała jakby wrosła w ziemię.
Peter policzył w duchu do dziesięciu, żeby nie stracić cierpliwości.
- Dałem się namówić na udział w tej aukcji kawalerów, bo organizujecie ją w szlachetnym celu. Obiecałem, więc
przyjdę. Zawsze dotrzymuję słowa. A teraz, jak już powiedziałem...
- Jesteś zdecydowanie za poważny - westchnęła Linda. - Ja nie byłabym w stanie robić tego, co ty. Neurochirurg
dziecięcy ponosi wyjątkowo dużą odpowiedzialność. Jak ty sobie z tym radzisz?
- Jestem, jak wiesz siostrzyczko, bardzo rozważnym człowiekiem i postępuję z nadzwyczajną ostrożnością - odrzekł
Peter kpiąco.
SERCE ZE ZŁOTA
9
A naprawdę jego praca i dzieci, które leczył, stanowiły dla niego najważniejszą rzecz na świecie. Teraz na oddziale
przebywała dziewczynka, której los budził jego najserdeczniejsze uczucia. Aukcja kawalerów miała zgromadzić
pieniądze na nowoczesny sprzęt dla oddziału pediatrycznego, żeby móc nieść pomoc właśnie takim dzieciom jak
Celeste. Tylko dlatego Peter zgodził się wziąć udział w tej imprezie. Był i drugi powód: oddział został wybudowany
dla upamiętnienia jego matki. Gdyby był tam ktoś taki jak jego matka, kto mógłby mu pomóc przy małej pacjentce,
nie obawiałby się o jej los. Potrzebowała czułej opieki tak samo jak dobrego sprzętu i operacji - a nawet bardziej.
Rozległo się pukanie do drzwi. Katrina, rejestratorka, wsunęła głowę.
- Przyszła doktor Violet Fortune - powiedziała. - Pomyślałam, że nie pozwolisz jej czekać.
Linda uniosła brwi, a Stacey popatrzyła zdziwiona.
- Ktoś z Fortune'ow przyszedł się z tobą zobaczyć? O co chodzi? - spytała Linda. I nagle strzeliła palcami, jakby ją
olśniło. - Ach, prawda. Violet Fortune jest neurologiem o prawie tak znakomitej renomie jak ty. Może przyjechała aż
z Nowego Jorku, żeby się z tobą skonsultować?
- Okay. - Peter wstał zza biurka. - Już idę.
- Zerkniemy na Violet Fortune, wychodząc - powiedziała Linda. - Jej zdjęcie co jakiś czas pojawia się na łamach
„Red Rock Gazette". Wiesz, to ta gazeta, której nigdy nie czytasz* bo uznajesz tylko czasopisma fachowe - dodała,
patrząc wymownie na brata.
Siostry Petera były kobietami sukcesu, przynajmniej we własnym mniemaniu. Stacey miała mały butik w jednej z
galerii w San Antonio, a Linda zajmowała się
10 KAREN ROSE SMITH
kredytami w dużej instytucji finansowej. Obie znacznie lepiej niż brat dostrzegały jasne strony życia. Może dlatego,
że on był pierworodny. A może dlatego, że nigdy nie potrafił przeboleć śmierci matki i pogodzić się z powtórnym
ożenkiem ojca? Nie był w stanie zaakceptować macochy, tak jak umiały to zrobić jego siostry.
Uświadomiły sobie w końcu, że jest zajęty i podeszły do drzwi.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego w dniu pouro-dzinowym. - Linda uścisnęła go i pogładziła rękaw marynarki. -
Naprawdę jest ekstra - dodała.
Peter tylko się uśmiechnął.
- Jeśli nie zobaczymy się wcześniej, to do piątku wieczorem. - Stacey też objęła brata.
Peter zdecydował, że odprowadzi siostry do wyjścia. Nie chciał, aby powodowane ciekawością zatrzymały się przy
doktor Fortune. Musiały się zorientować, bo uśmiechnęły się, pomachały do niego i rzuciły tylko długie spojrzenie w
stronę kobiety siedzącej w poczekalni. Za chwilę już ich nie było.
Peter zwrócił się do Violet Fortune i znieruchomiał, zaskoczony jej widokiem. Była absolutnie olśniewająca. Jej
sława doskonałego diagnosty dotarła już do Teksasu. W wieku zaledwie trzydziestu trzech lat miała wyrobioną
markę w swojej dziedzinie. Wyobrażał ją sobie w kitlu lekarskim, z nobliwą fryzurą, bez śladu makijażu, poważną, a
tymczasem Violet Fortune okazała się być całkowitym przeciwieństwem jego wizji.
Jej jasnobrązowe włosy ze złotymi pasemkami, sięgające do brody i niewątpliwie przycięte i wymodelowane przez
kogoś, kto znał się doskonale na swoim rzemiośle, doskonale harmonizowały ze szlachetnymi rysami jej
SERCE ZE ZŁOTA
11
twarzy. Jasnoniebieskie, rozświetlone blaskiem oczy, wydawały się dziwnie bezbronne. To też go zdziwiło. Nie
wiedział, dlaczego przyjechała. Z pewnością orientowała się, że prowadzi praktykę neurochirurga dziecięcego.
Czyżby miała dziecko? Może przyszła z polecenia jego znajomych - Ryana i Lily Fortune'ow?
- Doktor Fortune? - zagadnął, tylko dla upewnienia się.
Wstała, odłożywszy na krzesło pismo, które przeglądała, i obdarzyła go czarującym uśmiechem. Peter nieomal
zaniemówił, oszołomiony jej wdziękiem.
- Tak, to ja - potwierdziła. - Czy pan jest doktor Clark? - Na to wygląda - odparł z uśmiechem, ignorując
dziwne reakcje swego ciała.
Ponieważ październik w Red Rock, w Teksasie, był jeszcze ciepły, Violet miała na sobie granatową sukienkę z
żółto-czerwonym wzorem na brzegu. Podejrzewał, że krótki żakiecik okrywa ramiączka sukienki. Ciemnoczerwone
pantofle na wysokich obcasach podkreślały piękny kształt nóg, jak zdążył zauważyć, szybko obrzucając ją
wzrokiem.
- Miło mi panią poznać, choć jestem trochę zdziwiony pani obecnością tutaj - powiedział, witając się z nią. Z trudem
ukrywał wrażenie, jakie na nim zrobiła.
- Ryan i Lily wyrażali się o panu bardzo pochlebnie. Peter zwrócił uwagę na delikatny uścisk jej dłoni.
Patrzyła w jego oczy z taką samą intensywnością jak on w jej, co wytwarzało między nimi dziwne napięcie.
- Bardzo ich cenię - powiedział Peter, puszczając jej rękę.
Doktor Fortune szybko się rozejrzała po pomieszczeniu, sprawdzając, czy nikogo oprócz nich nie ma. Mimo że
recepcjonistka siedziała za szybą, zniżyła głos.
12
KAREN ROSE SMITH
- Moja wizyta ma związek z Ryanem – powiedziała powaznie.
- Przejdźmy do mego gabinetu - zaproponował Peter, wskazując ruchem ręki korytarz.
Violet szła obok niego, obserwując go i zastanawiając się, dlaczego gdy ujął jej dłoń miała wrażenie, jakby musnął ją
ciepły wiatr. Na ogół nie reagowała w ten sposób na mężczyzn, zwłaszcza na kolegów po fachu. Zaczynała już nawet
myśleć, że jej reakcje nie są normalne i jest oziębła. Od czasów gdy jako nastolatka rozpaczliwie zabiegała o uwagę
chłopców, coś się w niej zmieniło. Tymczasem wysoka, szczupła, ale muskularna sylwetka Petera, jego krótkie
czarne włosy oraz przenikliwe zielone oczy wywołały w niej jakieś wibracje, których nie potrafiła opanować.
Peter otworzył drzwi do gabinetu i usunął się na bok, żeby mogła wejść pierwsza. Dżentelmen, pomyślała. Czy to
takie rzadkie? Miała czterech braci, którzy traktowali ją, jakby była jednym z nich. Rycerskość nigdy nie należała do
ich mocnych stron, choć byli wobec niej bardzo opiekuńczy.
W gabinecie unosił się zapach świeżo parzonej kawy. Peter wskazał ekspres.
- Katrina przygotowała mi kawę. Napije się pani? - zaproponował.
- Nie, dziękuję. - Violet była dostatecznie zdenerwowana, a kawa jeszcze bardziej by ją pobudziła. Czy dlatego
doktor Clark tak ją pociągał, że miała osłabioną czujność? Od ponad dwóch miesięcy żyła na pograniczu depresji i to
było przyczyną jej przyjazdu do Teksasu na ranczo jej braci „Flying Aces".
Peter też zrezygnował z kawy i poprosił, żeby usiadła. Sam zajął miejsce w fotelu za biurkiem. Dystans, jaki ich teraz
dzielił, sprawił, że Violet poczuła się pewniej.
SERCE ZE ZŁOTA
13
- A więc co mogę dla pani zrobić? - spytał. Violet otworzyła torebkę i wyjęła podłużną kopertę.
Podała ją Peterowi.
- Proszę najpierw przeczytać - powiedziała. - To od Ryana.
Rzucił na nią okiem i wyglądał na jeszcze bardziej zakłopotanego.
- W zasadzie to jest upoważnienie dla pani do odbycia ze mną rozmowy w imieniu Ryana - zauważył.
- Właśnie tak - skinęła głową Violet. - Jestem nie tylko krewną i dobrą przyjaciółką Ryana i Lily, ale również
neurologiem.
- Wiem. Znam pani publikacje z prasy fachowej. W krótkim czasie wyrobiła pani sobie nazwisko w środowisku
medycznym. Gratuluję.
- Cóż, wygląda na to, że Nowy Jork nie jest tak daleko od Teksasu, jakby się mogło wydawać - stwierdziła Violet,
- Świat staje się coraz mniejszy, ale to nie tylko to. Red Rock jest niewielkim miastem i nazwisko Fortune coś tutaj
znaczy. Niezależnie od pani pokrewieństwa z Ryanem i Lily, pani bracia też mają tu ugruntowaną pozycję.
Bracia Violet, Jack, Steven, Miles i Clyde jako dzieci spędzali w Red Rock wakacje, a kiedy dorośli postanowili się
tu osiedlić. Najpierw kupili wspólnie ranczo „Flying Aces", potem Steven kupił dla siebie ranczo „Loma Vista", i
właśnie skończył remont domu przed ślubem z Amy Burke-Sinclair. W przyszłym miesiącu miała się tam odbyć
gala, na której gubernator wręczy Ryanowi Nagrodę im. Hensleya Robinsona za zasługi dla stanu Teksas.
Ranczo Milesa i Clyde'a, „Flying Aces", gdzie za-
14 KAREN ROSE SMITH
trzymała się Violet, było jednym z najlepszych w okolicy. Jej najstarszy brat, Jack, niedawno doszedł do wniosku, że
być może pójdzie w ślady braci i osiedli się w Red Rock.
- Chodzi mi o to - kontynuował Peter - że rodzina Fortune'ow, pani zresztą również, jest częstym tematem rozmów
tutejszych mieszkańców.
- Ja? Przecież nawet tu nie mieszkam - zdziwiła się Violet.
- Tak, ale pani nazwisko i kariera kojarzą się z pozostałymi członkami rodziny Fortune'ow. Większość ludzi w
mieście zna pani historię.
- A jakaż to historia? - zainteresowała się Violet.
- Przede wszystkim historia pani edukacji - oświadczył Peter. - Słyszałem, że z pomocą korepetytorów ukończyła
pani szkołę ogólnokształcącą rok wcześniej niż inni uczniowie. Potem czteroletni program college'u przerobiła pani
w trzy lata. Na akademii medycznej szybko zyskała pani szacunek i zaczęła przyjmować pacjentów w Nowym Jorku,
gdy tylko dołączyła pani do zespołu prestiżowej kliniki neurologicznej. Pani życie to otwarta księga - dodał z lekkim
rozbawieniem.
Otwarta księga? Niezupełnie. Tylko jej najbliższa rodzina wiedziała, dlaczego rodzice zaangażowali dla niej
prywatnego korepetytora i dlaczego tak ciężko pracowała na studiach. Nawet Ryan i Lily nie orientowali się, co ją
spotkało, gdy była nastolatką, jaką błędną decyzję podjęła i jakich nierozsądnych dokonała wówczas wyborów.
- Jestem tu, bo Ryan prosił, żebym z panem porozmawiała - wróciła do zasadniczego tematu ich spotkania.
- O czym?
- Ma pewne objawy - wyjaśniła.
- Jakiego typu? - spytał Peter.
SERCE ZE ZŁOTA 15
Violet wyjęła z torebki następną kartkę papieru i położyła ją na biurku.
- Przede wszystkim muszę panu powiedzieć, że Lily nic o tym nie wie i Ryan chce, by tak zostało - zaczęła. - Od
jakiegoś czasu odczuwa dotkliwe bóle głowy, a nie chciał porozumieć się z lekarzem w Red Rock czy San Antonio,
ponieważ najpierw próbował zignorować ból, przeczekać go. Nie chciał też więcej szumu wokół własnej osoby. I tak
było go sporo w związku z... z tym wszystkim - dokończyła.
- Chyba nie jest już podejrzany o zabójstwo Christophera Jamisona? - spytał Peter. - Policja z pewnością go z niej
wykluczyła.
Zabrzmiało to tak, jakby nie miał wątpliwości co do niewinności Ryana.
- Najwyraźniej nie wykluczono go ze sprawy - powiedziała Violet. - Już sam stres z tym związany może powodować
bóle głowy. Ale powiedział mi, że nigdy przedtem nie były one aż tak dojmujące, więc potraktowałam to poważnie -
dodała.
- Zatrzymała się pani w „Dwóch Koronach"? - spytał.
- Nie, u Milesa, na „Flying Aces", Clyde i moja nowa bratowa, Jessica, są w podróży poślubnej. Miles nalegał,
żebym zamieszkała na ranczu. Nie'mogę okazywać zbyt dużej troski Ryanowi, żeby Lily i pozostali członkowie
rodziny nie powzięli jakichś podejrzeń.
Peter wziął od niej opis choroby i przejrzał go.
- Czy Ryan odczuwa mrowienie w ręce? - spytał.
- Tak.
- Mówiła pani, że nie chce pójść do miejscowego lekarza. Dlaczego więc zwraca się do mnie, skoro ja jestem
neurochirurgiem dziecięcym? - zdziwił się.
16
KAREN ROSE SMITH
- Ma do pana zaufanie, panie doktorze - odrzekła Violet. - Wie, że zachowa pan dyskrecję, również co do mojej
wizyty. Zleciłam badania, ale nie mam pozwolenia na wykonywanie praktyki w Teksasie, a tym bardziej w szpitalu.
Pan tak. Ryan pomyślał, że jeśli będziemy współpracować, poznamy przyczynę jego dolegliwości. To zagwarantuje
mu prywatność.
- Chciałbym osobiście porozmawiać z Ryanem. - Peter ponownie rzucił okiem na opis choroby sporządzony przez
doktor Fortune, po czym podniósł na nią wzrok.
- Raczej tutaj nie przyjdzie - potrząsnęła głową - i nie chce, żeby Lily czy ktokolwiek z rodziny się dowiedział.
Peter potarł z namysłem brodę. Violet zwróciła uwagę na zarys jego szczęki i na silne dłonie.
- Dobrze. Cieszę się, że Ryan ma do mnie zaufanie. Możemy spotkać się u mnie w domu. Zbadam go i zdecydujemy,
co dalej robić.
- Kiedy miałby pan czas?
- Dziś wieczorem.
Najwyraźniej objawy Ryana nie podobały się doktorowi Clarkowi, tak samo jak jej.
- Zadzwonię do Ryana i spytam, czy jest wolny - powiedziała.
Wyjęła komórkę i wystukała numer.
- Ryan prosił, żeby panu przekazać - powiedziała po zakończeniu rozmowy - że zapłaci podwójnie, bo wie, że
sprawia panu kłopot.
- Ryan jest moim przyjacielem - oburzył się Peter. - To nie będzie płatna wizyta, nie tego wieczoru.
- Nie będzie z tego zadowolony.
- Może i nie - uśmiechnął się Peter - ale to mój jedyny warunek.
Zapadła cisza, lecz wspólny niepokój o Ryana wy-
SERCE ZE ZŁOTA
17
tworzył między nimi szczególny rodzaj porozumienia. Jednakże wydawało się ono bardziej osobiste niż zawodowe.
- Cieszę się, że pana poznałam, doktorze. - Violet wstała. - Nie będę panu zabierać więcej czasu.
- Peter, proszę mi mówić Peter - zaproponował.
- A więc dobrze, Peter. - Popatrzyła mu prosto w oczy.
Wytrzymał jej spojrzenie, jakby na coś czekając.
- A czy ja mogę się zwracać do pani Violet? - spytał z lekkim uśmiechem.
Violet poczuła, że jej policzki robią się gorące i usiłowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz się zaczerwieniła.
- Violet będzie okay - zdecydowała i nagle zrobiło
się jej za ciepło.
- Ryan jest szczęściarzem, że ma panią w rodzinie
- powiedział Peter.
Stali teraz obok siebie, niemal dotykając się ramionami.
- On i mój ojciec są sobie bardzo bliscy. Szanuję go, jest moim ulubionym stryjem - uśmiechnęła się Violet.
- Nie chcę, żeby cokolwiek mu się stało.
- To może być coś poważnego - zaznaczył Peter. Zdawała sobie z tego sprawę i sama myśl o tym
kosztowała ją parę bezsennych nocy. Peter wyraził głośno jej obawy. Przyjęła to jako ostrzeżenie, choć wiedziała,
jaka może być ewentualna przyczyna problemów Ryana.
- Wiem, że to może być poważne - przyznała.
- Z drugiej strony jednak stres i napięcie też mogą wywołać takie objawy.
- Niewykluczone - zgodził się Peter. - Będziemy szukać przyczyny.
18
KAREN ROSE SMITH
Violet miała wrażenie, że mogłaby tak stać przez cały dzień, patrząc na Petera, chłonąc jego zapach, wyczuwając
jego zatroskanie i współczucie. Napomniała się w duchu, że niczego z tych rzeczy nie potrzebuje od niego, to Ryan
ich potrzebował.
Odetchnęła głęboko, cofnęła się o krok i skierowała do drzwi.
- Nie musisz mnie odprowadzać - rzekła. - Zobaczymy się wieczorem. Ryan mówił, że wie, gdzie mieszkasz.
- A zatem do wieczora.
- To tutaj, numer siedem przez siedemnaście. - Ryan wskazał dom Clarka na zachodnich obrzeżach Red Rock.
Niewielkie osiedle, które tu niedawno powstało, rozrastało się w szybkim tempie.
- Nie do wiary, że te wszystkie domy wyrosły w ciągu zeszłego roku - gderał Ryan. - Ani się obejrzymy jak Red Rock
tak_się rozciągnie, że sięgnie do San Antonio.
Miasta były oddalone od siebie o dwadzieścia mil.
- Nie sądzę, żebyś już teraz musiał się o to martwić
- stwierdziła Violet.
- O, drzwi garażu się otwierają - zwrócił uwagę Ryan.
- Widocznie Peter na nas czekał.
Dom doktora Clarka był zbudowany w stylu ran-czerskim i składał się z dwóch skrzydeł, tworzących literę V.
- Duży jak na dom kawalera - zauważył Ryan, ustawiając samochód w garażu obok terenowego wozu Petera.
Światło się zapaliło i zobaczyli Petera stojącego w drzwiach prowadzących do mieszkania. Ubrany w szerokie
spodnie khaki i czarną koszulkę polo sprawiał wrażenie wyższego i szerszego w ramionach niż po południu w
szpitalu. Na jego widok tętno Violet przyspieszyło, ale wytłumaczyła sobie, że to na pewno z powodu niepokoju o
Ryana. W głębi duszy jednak bardzo chciała dowiedzieć się czegoś więcej o Peterze. Być może wprowadził się do
tego nowego domu, żeby dzielić życie z kimś dla niego ważnym.
Dzielenie z kimś życia nigdy nie konkurowało z jej pracą zawodową.
Praca, westchnęła.
Przypadek ostatniej pacjentki zachwiał jej pewnością siebie bardziej niż cokolwiek innego. Wybrała się w rejs, żeby
nabrać dystansu do tego, co się stało. Bezskutecznie. Gdy przyjechała do Red Rock na ślub brata, zmieniła swój
harmonogram zajęć, żeby zostać tu kilka tygodni dłużej i spróbować odzyskać równowagę psychiczną.
Nie potrzebuje teraz seksownego neurochirurga, który by jej to uniemożliwił. Za kilka tygodni wróci do Nowego
Jorku i podejmie praktykę. Nie miała co do tego wątpliwości. W jej obecnej sytuacji nie powinna angażować się
w-emocjonalne związki, które najprawdopodobniej zakończyłyby się złamanym sercem...
- Jesteś gotowa? - spytał Ryan, zauważywszy, że nie odpięła pasa.
- Nie, nie jestem. Ale tak czy owak musimy przez to przejść.
Peter powitał ich przyjaznym uśmiechem i wyciągnął rękę do Ryana, pomagając mu wysiąść.
- Cieszę się, że znów cię widzę - powiedział. Ryan był mężczyzną solidnej budowy i lata pracy na
rancu nie zmieniły tego. Teraz miał ciemną, opaloną od teksańskiego słońca cerę. W wieku pięćdziesięciu dzie-
więciu lat wciąż był przystojnym mężczyzną. Violet podziwiała go za dobre serce i osiągnięcia na ranczu oraz
SERCE ZE ZŁOTA
19
20
KAREN ROSE SMITH
w Fortune TX, Ltd., firmie, w której pełnił funkcję doradcy członka zarządu.
Z garażu przeszli wąskim korytarzem do dużego pokoju dziennego. Violet zwróciła uwagę na rozległy taras,
rozciągający się za przeszklonymi drzwiami salonu.
- Ciekawe miejsce - zauważyła, gdy przeszli do kuchni, i obrzuciła wzrokiem pomieszczenie z ozdobnym sufitem i
ogromnym wentylatorem. Przeszklone drzwi też prowadziły na taras.
Kominek w dużym pokoju był zbudowany z pięknego szarego kamienia. Wokół niego stały stare fotele i sofa, na niej
poduszki w kolorze szarym i czarnym. Pokój dzienny miał inny wystrój. Stał tu duży telewizor i nowoczesne szklane
stoliki. Harmonizował z otoczeniem na zewnątrz barwami ziemi i rustykalnym charakterem, ale wydawał się trochę
pusty.
- Bardzo elegancki wystrój - stwierdziła z uznaniem Violet.
- To miłe - zgodził się Peter. - Nie przebywam tu jednak zbyt często. Jeśli wkrótce nie powieszę czegoś na ścianach,
moje siostry zrobią to za mnie - dodał.
- Masz dużą rodzinę? - zainteresowała się.
- Dwie rodzone siostry - odrzekł. - Poza tym rodzice tworzyli rodzinę zastępczą, mam więc jeszcze przybranych
braci i siostry.
Spojrzenie Petera przesunęło się po niebieskiej bluzce z krótkimi rękawami, którą Violet miała na sobie, i dżinsach w
kolorze indygo. Kusiło ją, żeby ubrać się bardziej elegancko, ale w końcu uznała, że charakter jej stroju nie jest w tej
chwili ważny.
- Mogę zaproponować coś do picia? - zwrócił się do nich Peter.
Ryan potrząsnął głową.
SERCE ZE ZŁOTA
21
- Nie chciałbym zajmować ci zbyt dużo czasu - powiedział.
- W porządku. Violet, jeśli masz ochotę, weź sobie coś z lodówki - wskazał w stronę holu. - Chodźmy, tam jest mój
gabinet - zwrócił się do Ryana.
Po wyjściu obu mężczyzn Violet została sama. Nie mogła się oprzeć, żeby trochę nie powęszyć po domu. No, może
nie tyle powęszyć, co trochę się rozejrzeć.
Jej mieszkanie było pełne pamiątek z dzieciństwa -prezentów od braci i rodziców oraz przedmiotów, z którymi
wiązały się jakieś wspomnienia. Podeszła do ser-wantki i zajrzała przez szklane drzwiczki. Było tam zdjęcie w
srebrnej ramce przedstawiające kobietę w szerokich spodniach i mężczyznę bardzo podobnego do Petera. Obok stały
oprawione w skórę książki, dalej fotografia tej samej kobiety, tyle że już starszej, w otoczeniu pięciorga dzieci. Na
drugiej półce zauważyła kilka miniaturowych zwierzątek i koszyk pełen muszli. Było tam też kilka grotów od strzał
i zdjęcie dwóch młodych kobiet. Sióstr Petera?
W pół godziny później, gdy patrzyła w zamyśleniu na dziedziniec za domem, nie widząc na co patrzy, Ryan i Peter
wrócili z gabinetu.
- Zrobił dokładnie to samo, co ty. Zadał mi mnóstwo pytań - oznajmił Ryan.
- Myślę, że należy wykonać rezonans magnetyczny - powiedział spokojnie Peter. - Zadzwonię do kolegi w Houston,
gdzie odbywałem specjalizację, i spytam, czy można by tam wykonać to badanie.
- Ale ty będziesz moim lekarzem? - upewnił się Ryan.
- Specjalizuję się w neurochirurgii dziecięcej - odparł Peter - lecz nie wybiegajmy w przyszłość. Po badaniu
zdecydujemy, co dalej.
22
KAREN ROSE SMITH
- Masz rację. To brzmi sensownie. - Ryan przeniósł wzrok z Petera na Violet. - Na pewno chcecie porozmawiać na
mój temat. Przejdę się trochę - zaproponował.
- Myślisz, że jego stan jest poważny? - spytała Violet, gdy Ryan zniknął za drzwiami.
- W tej chwili trudno orzec. Rezonans wiele nam wyjaśni.
- Czy Ryan może prowadzić samochód? Usiłowałam go przekonać, że go tu przywiozę, ale nie lubi odgrywać roli
pasażera.
- Pytałem, czy zdarza mu się chwilowa utrata przytomności, ale twierdzi, że nie. Nie ma również zawrotów głowy.
Dopóki więc nie wystąpią inne dolegliwości oprócz bólu głowy, nie ma powodu, żeby mu zabronić prowadzenia.
Nagle Violet poczuła, że drży jej broda. Myśl o utracie Ryana stała się zbyt realna.
- O co chodzi? - Peter podszedł bliżej.
- On... on jest dla mnie kimś więcej niż pacjentem
- powiedziała zakłopotana.
Z oczu spłynęły jej łzy i potoczyły się po policzkach. Szybko je starła.
- Nie wywołuj wilka z lasu. - Peter ścisnął jej ramię.
- Nic na to nie poradzę, że się martwię. Dopiero niedawno zeszli się ponownie z Lily. Są tacy szczęśliwi.
- Tak, wiem - przytaknął Peter. - Ale niezależnie od tego czy to stres, czy coś poważniejszego, wiem, że Lily będzie
go wspierać, tak jak ty... i jak ja.
Dotyk dłoni Petera dał Violet poczucie bezpieczeństwa. Miała wrażenie, że spływa na nią część jego siły.
- Wiesz, przez cały czas szarpię się między życiem a śmiercią i mam do czynienia z ponurymi diagnozami.
- Violet westchnęła ciężko.
SERCE ZE ZŁOTA
23
- Ponurymi diagnozami?
- Ostatnio było ich wiele. Zanim wyjechałam z Nowego Jorku miałam dwie młode pacjentki ze stwardnieniem
rozsianym i ciężarną, która zmarła...
Przerwała nagle, uświadomiwszy sobie, co robi. Nigdy się nie zwierzała. To nie leżało w jej naturze.
- Co jeszcze? - spytał Peter.
- Nic, naprawdę. Nie wiem, co mi się stało. Nie robię tu nic innego tylko jeżdżę konno, przeglądam prasę medyczną
i rozmawiam z Milesem. Ktoś by pomyślał, że powinnam być wesoła jak szczygiełek.
- Zawsze można się wypalić - zauważył Peter.
- A ty? Tobie się to nie zdarzyło?
- Jeszcze nie. - Wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się, po czym od razu spoważniał. - Ale u ciebie może się to
zaczynać.
Violet wpatrywała się w oczy Petera. Jego dłoń wciąż spoczywała na jej ramieniu i nagle sobie uświadomiła, że
poczucie bezpieczeństwa może rychło zmieniać się w coś innego.
- Zawołam Ryana - zwróciła wzrok w stronę tarasu. - Powiem, że możemy jechać, bo gotów pomyśleć, że Bóg wie co
przed nim ukrywamy.
- Tak, masz rację - zgodził się Peter. - Jutro porozmawiam z przyjacielem w Houston.
- Dam ci numer mojej komórki. Zadzwoń, jak się czegoś dowiesz - poprosiła, wręczając mu wizytówkę.
Ich palce lekko się zetknęły. Podniosła wzrok i popatrzyła na jego męski profil.
Zachowywała się jak nastolatka i nic na to nie mogła poradzić. Otworzyła drzwi na taras. Ryan nie powiedział Lily,
dokąd się wybiera, a właściwie to skłamał. Oświadczył, że jedzie pokazać Violet konia, którego chciałby
24
KAREN ROSE SMITH
kupić. W drodze do domu postara się go przekonać, żeby wyznał żonie prawdę.
Zajmie się tym. I przestanie myśleć o Peterze Clarku, bo te wszystkie emocje, które zawsze chciała odczuwać, a
nigdy przedtem ich nie doznawała, należy po prostu ignorować.
W jej życiu nie ma teraz miejsca dla mężczyzny. Zdecydowanie nie.
ROZDZIAŁ DRUGI
Violet zajechała pod główny budynek na ranczu „Dwie Korony" następnego ranka i zaparkowała na wprost ogrodu
pełnego leczniczych roślin i ozdobnych traw. Brzydziła się kłamstwem, dlatego była zmartwiona. Zobowiązała się
jednak wobec Ryana do dyskrecji i nie mogła powiedzieć Lily, gdzie byli poprzedniego wieczoru. Wolałaby, żeby
Ryan powiedział żonie o swoich objawach i o czekającym go badaniu w Houston, organizowanym przez Petera.
Peter.
Potrząsnęła głową, jakby w ten sposób chciała się uwolnić od myśli o nim i przeszedłszy pod łukiem wejściowym
otworzyła kutą żelazną bramę. Kamienny chodnik poprowadził ją po obrzeżu dziedzińca, na którym rośliny i
kamienie tworzyły miniaturowe ogrody skalne. W powietrzu unosił się zapach kwitnących winorośli. Zatrzymała się
przed szerokimi drewnianymi drzwiami.
Na jej pukanie Rosita Perez otworzyła drzwi. Pulchna, ubrana w bluzkę, jaką noszą na wsi, i długą zwiewną
spódnicę, uśmiechnęła się.
- Jest pani w samą porę - powiedziała. - Lanie Meyers jeszcze nie przyjechała. Pewnie tkwi gdzieś w korku na szosie
z Austin. Ale pan Ryan z żoną czekają na patio. Proszę, zrobię pani kawę.
To spotkanie na lunchu zaplanowano tydzień wcześniej. W przyszłym miesiącu gubernator zaszczyci Ryana
26
KAREN ROSE SMITH
swoją obecnością na nowym ranczu Steve'a. Właśnie trwały przygotowania do gali. Córka gubernatora, Lanie,
występująca w roli emisariuszki ojca, miała przyjechać na lunch do Ryana i Lily, żeby okazać im, jak bardzo się
cieszy z powodu przyznania Nagrody im. Hensleya-Ro-binsona Ryanowi. To było pierwsze spotkanie przygoto-
wawcze i Lily zaprosiła Violet, żeby też w nim uczestniczyła jako członkini rodziny Fortune'ów.
- Co słychać u Savannah? - spytała Violet, gdy Rosita prowadziła ją na patio.
Savannah była żoną Cruza Pereza, syna Rosity. Mieli pięcioletniego synka, Luke'a, i wkrótce spodziewali się
następnego dziecka.
- Już wszystko dobrze po tym przedwczesnym alarmie - uśmiechnęła się Rosita. - Nie ma się czym przejmować.
Cruz dba o nią, a my z Lukiem pomagamy, jak możemy.
- Proszę jej przekazać, że mam nadzieję wkrótce ją zobaczyć i że serdecznie ją i Cruza pozdrawiam.
Rosita lekko ścisnęła rękę Violet i skinęła głową. Pchnęła drzwi prowadzące na patio. Violet bardzo lubiła to
zaciszne miejsce, oplecione winoroślą, z fontanną na środku. Zeszła po paru stopniach i skierowała się do jednego ze
stolików.
Od razu wyczuła atmosferę napięcia. Niezależnie od tego, o czym rozmawiali Ryan i Lily, twarz Lily była poważna,
a na jej czole rysowała się głęboka zmarszczka. Czyżby Ryan powiedział żonie o swojej wizycie u Petera Clarka?
Szybko się jednak zorientowała, że tak nie było, bo Ryan zrobił ledwo dostrzegalny ruch głową w jej kierunku.
Lily, zobaczywszy ją, natychmiast się rozpogodziła.
SERCE ZE ZŁOTA
27
W wieku pięćdziesięciu dziewięciu lat wciąż była piękna. Indiańsko-hiszpańskiemu pochodzeniu zawdzięczała
oryginalne rysy twarzy i duże czarne oczy ocienione gęstymi rzęsami. Miała wspaniałą figurę, czarne lśniące włosy
równo obcięte, nieco dłuższe niż Violet, spadały na ramiona. Dziś miała na sobie białe luźne spodnie i kolorowy
sweterek w paski.
- Tak się cieszę, że do nas przyszłaś. - Uścisnęła serdecznie Violet, która odpowiedziała jej równie serdecznym
uściskiem. Zawsze czuła się dobrze w towarzystwie Lily i potrafiła z nią szczerze o wszystkim rozmawiać. Właśnie
dlatego tak trudno jej było cokolwiek przed nią zataić.
Ryan też objął ją na powitanie.
- Powiedz, jak podobał ci się ten koń, którego sobie upatrzył Ryan - zagadnęła Lily. - Mówił, że jest brązowy i ma
białą strzałkę na głowie.
Violet zaczęła się gorączkowo zastanawiać nad jakąś stosowną odpowiedzią, ale na szczęście dzwonek do drzwi
uwolnił ją od konieczności kłamstwa.
Lily nalała jej kawy.
- To pewnie córka gubernatora - powiedziała, gdy Rosita pobiegła otworzyć. Chwilowo zapomniała o koniu. - Pijesz
bez mleka, z cukrem, prawda? - spytała.
- Tak się przyzwyczaiłam w szpitalnym bufecie. Lily wskazała Violet krzesło i postawiła przed nią
filiżankę.
- Jesteśmy ofiarami nawyków - westchnęła, rzucając okiem w stronę Ryana. - Może za bardzo. - Zacisnęła usta i nie
powiedziała nic więcej.
Usłyszawszy kroki, Violet odwróciła się. Zobaczyła Lanie Meyers. Młoda kobieta wyróżniała się nieprzeciętną
urodą i podobno często gościła na łamach kroniki
28
KAREN ROSE SMITH
towarzyskiej. Miała jasne włosy, niebieskie oczy i kobie- 1 cą figurę. Jeśli wierzyć reporterom, prowadziła dość eks- f
trawagancki tryb życia. 1
- Jak tam idzie kampania wyborcza ojca? - spytał J Ryan, gdy do nich dołączyła. Ojciec Lanie ubiegał się
o reelekcję.
- Idzie - odparła lekko ironicznym tonem. - Cóż, sama nie wiem, jak on to robi. - Wzruszyła ramionami.
- Musi ściskać tyle rąk, przypochlebiać się tylu ludziom. Właśnie wróciłam z zakupów w Nowym Jorku, więc przez
chwilę byłam daleko od pola walki.
Violet obrzuciła Lanie wzrokiem. Zauważyła metkę projektanta umieszczoną na kremowej sukience bez ra-miączek,
którą miała na sobie.
- Zawsze lata pani na zakupy do Nowego Jorku?
- zainteresowała się.
Lanie upiła łyk soku pomarańczowego.
- Kocham Nowy Jork - powiedziała. - Nie tylko ze względu na sklepy, ale imprezy kulturalne. Lily mi powiedziała,
że pani tam mieszka. To musi być cudowne móc w każdej chwili pójść do teatru, na koncert czy na balet. - Lanie
wyraźnie się ożywiła.
- Tak, to prawda, ale nieczęsto z tego korzystam
- wyznała Violet.
- Violet jest neurologiem - wtrąciła Lily. - Jeśli akurat nie zajmuje się pacjentami, pisze artykuły do pism
medycznych. Zasiada również w zarządzie schroniska dla maltretowanych kobiet.
- Ma pani strasznie poważne obowiązki - zasępiła się Lanie. - Nic dziwnego, że nie ma pani czasu na teatr.
- Matka Violet, Lacey, od wczesnej młodości angażowała się w sprawy społeczne. To nie pozostało bez śladu na
Violet - dodała Lily.
SERCE ZE ZŁOTA 29
Lily ma rację, pomyślała Violet. Matka zawsze walczyła o sprawy, w które wierzyła. Gdy Violet dorastała, miała
wrażenie, że dla matki ta działalność jest ważniejszą od rodziny. Myliła się jednak. Trzeba było dopiero sytuacji
kryzysowej, żeby przekonała się, że zarówno oboje rodzice, jak i bracia cenili ją bardziej niż cokolwiek w życiu. Jej
przykre doświadczenie jako nastolatki nauczyło ją powściągliwości w intymnych stosunkach, ale równocześnie
uświadomiło, że nie jest sama.
- Tak się cieszymy, że Ryan otrzyma nagrodę - powiedziała, kontynuując rozmowę. - Mój brat nie może się już
doczekać, żeby pełnić rolę gospodarza.
- Dopiero się ożenił, prawda? - spytała Lanie. - Mama mi wspominała.
- Tak, kilka dni temu.
- Violet ma jeszcze drugiego brata, który ożenił się tego samego dnia - dodał Ryan, dotychczas niebiorący udziału w
rozmowie. - Kiedy Jessica i Clyde wracają z podróży poślubnej? - zwrócił się do Violet.
- W przyszłym tygodniu. Clyde ożenił się z moją przyjaciółką - wyjaśniła Violet. - Nie mogę się już doczekać ich
powrotu. Wreszcie będziemy wszyscy razem.
- Po przeżyciach Jessiki zasługują na długi miesiąc miodowy. - Lily wyjaśniła Lanie, że Jessica była ofiarą stalkingu
i Clyde ją wtedy wybronił.
Podczas lunchu Lanie wprowadziła ich w szczegóły gali, w której będzie uczestniczyć jej ojciec, i podjęte w związku
z tym środki ostrożności.
- Chuck telefonował ze stajni. - Rosita weszła na patio, gdy kończyli deser. - Mówił, że przywieziono tego nowego
konia.
Ryan miał ochotę udać się natychmiast do stajni, ale wiedział, że nie powinien zostawiać gościa.
30 KAREN ROSE SMITH
Dziewczyna najwyraźniej zorientowała się w sytuacji.
- Panie Fortune, proszę się mną nie krępować - powiedziała z uśmiechem. - Ja też już muszę iść. Mam po południu
spotkanie w Austin. - Podniosła się z krzesła.
- Odprowadzę cię - zaproponował Ryan. Pocałował Lily w policzek i wyszedł razem z córką
gubernatora. Lily uśmiechnęła się do Violet. Widać było, że z ulgą przyjęła koniec tego lunchu.
- Ta młoda kobieta chyba nie znalazła jeszcze swego miejsca w życiu - zauważyła.
- Może niektóre kobiety tego nie potrzebują?
- Ja je znalazłam z chwilą, gdy wyszłam za Ryana. - Przez twarz Lily przebiegł cień niepokoju. - Nie zmieniłabym
niczego, ale czasem zastanawiam się, czy Ryan myśli tak samo.
- Nie rozumiem. - Violet rzuciła jej pytające spojrzenie. _
- Martwię się o niego - kontynuowała Lily. - Dziś rano znów był telefon z policji. Wzywają go, żeby zadać jeszcze
kilka pytań. Kiedy do nich wreszcie dotrze, że on nawet nie znał Christophera Jamisona? Dlaczego nie mogą pojąć,
że on nigdy nikomu nie zrobił krzywdy?
Takie pytanie mogła zadawać lojalna żona, ale Violet wiedziała, że władze trzymają się własnych procedur. Nie
nadano, co prawda, rozgłosu powiązaniom między Fortune'ami a Jamisonami, ale takowe istniały. Violet miała tylko
nadzieję, że policja szybko odnajdzie mordercę Christophera Jamisona i oczyści Ryana z zarzutów.
- Wy oboje zawsze w sytuacji krytycznej staliście za sobą murem - zauważyła.
- Do teraz tak - przyznała Lily. - Ale Ryan bywa czasami nieprzewidywalny. W ostatnich miesiącach zda-
SERCE ZE ZŁOTA
31
rza mu się wychodzić i nie mówi mi, dokąd idzie. Zaczynam się zastanawiać... - zawiesiła głos i Violet zobaczyła, że
jej oczy napełniają się łzami.
Jednej rzeczy Violet była pewna, że Ryan Fortune uwielbia żonę i nigdy by jej nie zdradził.
- Może nic ci nie mówi, bo sam nie wie, dokąd pójdzie - zasugerowała. - Może po prostu chce pobyć trochę sam.
Rozmawiałaś z nim na ten temat?
- Tak, ale daje mi jakieś nic nieznaczące odpowiedzi.
- Może wydają ci się takie, bo niczego nie ukrywa - podsunęła Violet.
- Mam nadzieję, że masz rację - powiedziała Lily.
Ryan ukrywał przed żoną nękające go objawy choroby, więc podejrzewała go o niewierność. Violet mogła mieć
nadzieję, że niebawem się to zmieni. Po badaniu w Houston Ryan na pewno powie żonie o bólach głowy i w ich
małżeństwie znowu zapanuje spokój.
Jason Jamison otwierał drzwi do swojej „rezydencji" i zaczął się zastanawiać, dlaczego ją kupił po przeprowadzce do
San Antonio. Po pierwsze, pomyślał, bo nadawała się do tego, żeby w niej zostać na dłużej. Po drugie, co równie
ważne, podobała się Melissie. Może i Melissa była tylko barmanką, ale miała wyjątkowo dobry gust.
Stwierdziwszy, że alarm jest wyłączony, uznał, że musi być w domu. Wrócił wcześnie; dochodziło dopiero wpół do
siódmej. Zwykle pracował w Fortune TX, Ltd. dłużej, więc sprawiał wrażenie wyjątkowo sumiennego i
zaangażowanego pracownika, czym zwrócił na siebie uwagę Ryana Fortune'a. Dzięki temu mógł realizować swój
plan.
Usłyszał szum prysznica, rzucił aktówkę i pobiegł na górę. Miękki dywan tłumił jego kroki. Lubił zaskakiwać
32
KAREN ROSE SMITH
Melissę. Chętnie robił niespodzianki. Nie mógł się doczekać, kiedy zaskoczy Ryana Fortune'a.
Planował zniszczyć Ryana, dokonując zemsty, której zawsze pragnął jego dziadek. Dziadek Farley był jedyną osobą,
która go rozumiała i poświęcała mu uwagę. Odwiedzając Farleya Jamisona w jego przyczepie kempingowej, cały
zamieniał się w słuch, kiedy ten opowiadał mu o politykach ze stanu Iowa. Dzieci i żona porzuciły Farleya. Kingston
Fortune też nie chciał mieć z nim nic wspólnego, choć łączyły ich więzy krwi. Ktoś musiał wypełnić wolę dziadka.
Farley zawsze uważał, że to za sprawą Fortune'ów wiódł takie nędzne życie i Jason w to uwierzył.
Musiał jednak wymyślić jak najlepszy sposób, żeby wykonać to, co zaplanował. Z nową twarzą był nieroz-
poznawalny dla krewnych. Stworzył sobie nową tożsamość i stał się Jasonem Wilkesem. Teraz mógł osiągnąć
wszystko. _
Ściągnął marynarkę i rozluźnił krawat. Jeden z nauczycieli w szkole średniej nazwał go socjopatą. Nie miał
skrupułów, żeby wbić nóż w plecy przyjacielowi czy uciec się do kłamstw dla uzyskania tego, co chciał. Ani trochę
nie nękały go wyrzuty sumienia, gdy zabił Christophera. Zawsze byli jak Kain i Abel, anioł i szatan. To tyle, jeśli
chodzi o aniołów, pomyślał, przypominając sobie, jak wrzucał ciało brata do jeziora Mondo.
Wszedł do luksusowo urządzonej sypialni, ściągnął krawat i koszulę. Rozpiął pasek spodni i przeszedł do łazienki.
Od razu skierował wzrok na kabinę prysznicową, gdzie za szklanymi drzwiami rysowała się sylwetka Melissy.
Nie zdążył ich odsunąć, gdy zakręciła wodę i wyszła. - Jason! - zawołała zaskoczona.
SERCE ZE ZŁOTA
33
- We własnej osobie. - Zbliżył się do niej, nie pozostawiając wątpliwości co do swoich zamiarów.
- Nie mogę. Nie teraz. - Potrząsnęła włosami, opadającymi jej na ramiona. - Już jestem spóźniona. O wpół do ósmej
mam spotkanie.
- Jakie? - spytał.
- Organizujemy w Boże Narodzenie bal dla dzieci z domu dziecka - wyjaśniła.
- Ta twoja filantropia zaczyna być uciążliwa. Zaczynam się zastanawiać, po co to robisz. - Jason wzruszył
ramionami.
- Czyż nie udajemy dobrze zapowiadającej się pary małżeńskiej? - Melissa podeszła bliżej.
- Tak, ale...
- Żadnych ale. - Położyła mu palec na brodzie i obserwowała go przez chwilę swymi brązowymi oczami. - Tak jak ty
masz swoje plany co do firmy Ryana, tak i ja mam swoje.
- Jakie? - zainteresował się Jason.
- Zobaczysz. A jak tam twoje pomysły?
- Dobrze - odparł. - Fortune TX, Ltd. wydaje pieniądze na lewe interesy z ropą i na wszystkim są ślady palców
Ryana.
- Naprawdę myślisz, że wyrzucą go z zarządu? - spytała Melissa z powątpiewaniem.
- Na to liczę.
Wpatrując się w oczy Melissy, Jason dostrzegł w nich jakiś błysk. Czyżby planowała coś na własną rękę? Melissa
nigdy nie pozwoliła mu na zbyt dużą bliskość i nie dzieliła się z nim wszystkimi swoimi sprawami.
- No, na dziesięć minut mogę sobie pozwolić. - Przesunęła ręką wzdłuż jego piersi i wsunęła za pasek spodni. Źrenice
rozszerzyły się jej z podniecenia.
34
KAREN ROSE SMITH
Jason chwycił ją na ręce i rzucił na łóżko.
- Pamiętaj, tylko dziesięć minut - ostrzegła.
Dochodziła czwarta po południu, gdy Peter znalazł chwilę, żeby zadzwonić do Violet. Od czasu rozstania
poprzedniego wieczoru nie przestał o niej myśleć. Nie był z tego zadowolony. Nie lubił, gdy jego uporządkowany
umysł zaprzątały jakieś nieproszone myśli.
Istniało kilka powodów, dla których Violet powinna być dla niego owocem zakazanym.
Po pierwsze, nie umawiał się z kobietami, które swoje życie podporządkowywały karierze. Zrobił to raz i o jeden raz
za dużo.
Po drugie, nie dość że Violet Fortune była całkowicie pochłonięta pracą, to na dodatek mieszkała w Nowym Jorku.
Za kilka tygodni tam wróci i podejmie swoje obowiązki. Na dłuższą metę odległość nie sprzyja związkom. Jego
jycie, rodzina i przyszłość łączyły się z Red Rock.
Po trzecie, Violet Fortune za bardzo zawładnęła jego światem. On lubił mieć wszystko pod kontrolą. Ostatni wieczór
w jej towarzystwie wytrącił go z równowagi. Nigdy dotychczas mu się to nie zdarzyło, nawet w stosunku do byłej
narzeczonej, Sandry.
- Halo. - Usłyszał miły głos po czwartym sygnale.
- Violet? Tu Peter Clark.
- O, Peter, witaj.
- Widziałaś się dzisiaj z Ryanem? - spytał.
- Tak. Byłam u nich na lunchu. Zaprosili córkę gubernatora. Ale nie było okazji do rozmowy. Lily bardzo się martwi
o Ryana. Widzi, że jest przygnębiony. Wyobraża sobie Bóg wie co.
- Miejmy nadzieję, że wkrótce będziemy ich mogli
SERCE ZE ZŁOTA
35
uspokoić - pocieszył ją Peter. - Ryan ma wyznaczone badanie w sobotę. Powinniśmy tam być przed dziesiątą.
Wyniki będą późnym popołudniem, zastanawiam się więc, czy nie warto by przenocować w Houston. Ryan może
być zbyt zmęczony, żeby wracać tego samego dnia. Porozmawiaj z nim. Ja załatwię sobie zastępstwo, tak żebym
mógł wrócić w niedzielę rano.
W głowie Petera tłoczyły się dziesiątki pytań związanych z Violet. Zastanawiał się, jak wyglądało jej dzieciństwo z
czterema braćmi. Czy jako jedyna dziewczynka nie nabrała zachowań chłopczycy? Jakoś w to wątpił.
- Porozmawiam z Ryanem - obiecała Violet.
- Wspominał, że wezmą z Lily udział w zbiórce pieniędzy dla szpitala San Juan w piątek wieczorem w hotelu
Madison. Podobno pieniądze mają być przeznaczone na sprzęt specjalistyczny dla oddziału pediatrycznego po-
święconego pamięci twojej matki.
- Ryan i Lily zawsze wspierali oddział pediatryczny
- przyznał Peter. - Lily bardzo mi pomogła przy pierwszej kweście.
Mimo szlachetnego celu, Peter wolał nie myśleć o piątkowej imprezie, na której miała się odbyć ta okropna aukcja
kawalerów.
- Przyjedziesz z nimi? - spytał ostrożnie.
- Chyba tak - odparła Violet. - Mój brat Miles będzie jednym z licytowanych kawalerów.
- Zastanawiam się, kto go przekupił - mruknął Peter.
- Czy to znaczy, że i ciebie też ktoś przekupił? - zaśmiała się Violet.
- Nie, mnie zaszantażowano. Siostry zagroziły, że jeśli się nie zgodzę dobrowolnie, wpiszą moje nazwisko w
ogłoszeniach drobnych w Internecie.
36
KAREN ROSE SMITH
Tym razem Violet roześmiała się głośno.
- Dziękuję Peter - powiedziała po chwili. - Dobrze mi to zrobiło. Ostatnio niewiele miałam powodów do śmiechu.
- Bo martwisz się o Ryana.
- Tak - odrzekła z lekkim wahaniem. - Przyjechałam do Red Rock, żeby uciec na chwilę od swoich obowiązków
zawodowych - dodała.
- Masz na myśli syndrom wypalenia, o którym mówiliśmy?
Po drugiej stronie zapadła cisza i Peter zaczął się nagle zastanawiać, czy ktokolwiek zna prawdziwą przyczynę
przyjazdu Violet do Red Rock. Dziwne, ale bardzo by chciał, żeby wyznała to właśnie jemu.
- Tak - odrzekła lakonicznie.
- To się zdarza - zauważył.
- Wiem, ale tym razem, kiedy straciłam pacjentkę, nie tylko jej. mąż kwestionował moje orzeczenie, ja sama
również.
- Jesteś perfekcjonistką - stwierdził Peter z uznaniem.
- A ty nie? Czyż nie powinniśmy być? Pierwszego dnia, gdy rozmawiali, poczuł sympatię do
Violet z powodu Ryana. Teraz uświadomił sobie, że łączy ich coś jeszcze - stosunek do pracy.
- Musimy wykorzystywać nasze umiejętności najlepiej jak umiemy - przyznał. - Możemy być perfekcjonistami, ale
nie jesteśmy Panem Bogiem.
Usłyszał jej ciężkie westchnienie. Jako lekarze mieli władzę, ale czasami nie uświadamiali sobie, że jest ogra-
niczona.
- Oczywiście masz rację - mruknęła. - I na ogół podchodzę do takich spraw spokojnie. Ale przez ostatnie
SERCE ZE ZŁOTA
37
miesiące nie byłam w stanie. Wybrałam się w rejs, żeby nabrać dystansu do tego, co się stało.
- Pomogło?
- Rozerwało, ale czy pomogło? Nie.
- Może kiedy już będziemy wiedzieć, co z Ryanem, znowu spojrzysz na wszystko z innej perspektywy - podsunął
Peter.
- Może - westchnęła z powątpiewaniem. Rozległ się dzwonek pagera.
- Przepraszam na chwilkę, Violet.
Rzuciwszy okiem na numer, od razu wiedział, kto go wzywa.
- Muszę iść do pacjenta - powiedział.
- Domyślam się, poznałam sygnał pagera. - Violet wykazała pełne zrozumienie. - Porozmawiam z Ryanem i któreś z
nas skontaktuje się z tobą.
Peter miał nadzieję, że to będzie Ryan. Violet Fortune była zbyt interesująca, zbyt intrygująca i zbyt piękna, żeby
mógł przy niej zachować spokój umysłu.
Mimo to miał nadzieję, że jednak przyjdzie na piątkową aukcję.
Przyjdzie czy nie, i tak nie ma to znaczenia. On ma zamiar jakoś to przetrwać i zabrać w weekend tę, która go kupi,
na Riverwalk. To będzie jego wkład w dobroczynność.
O niebo łatwiej byłoby dać czek.
Wjechał na trzecie piętro i podszedł do dyżurki pielęgniarek, dowiedzieć się, który pacjent go potrzebuje, po czym
udał się do pokoju, w którym leżała Celeste Bow-lan. Sześcioletnia dziewczynka płakała i siostry nie mogły jej
uspokoić. Z jakiegoś powodu obecność Petera zawsze wpływała na nią kojąco. Podszedł do łóżka. Wiedział, że
Celeste jest sierotą.
38
KAREN ROSE SMITH
- Ejże, podobno miałaś zły dzień - zaczął łagodnie. - Siostra Carmelita mi powiedziała.
Dziewczynka zwróciła na niego duże czarne oczy. Na jej twarzy malowało się przygnębienie i smutek. Przed rokiem
jej rodzice wybrali się sami z wizytą i po drodze mieli wypadek. Zginęli na miejscu. W tym czasie Celeste
przebywała z opiekunką w domu.
Umieszczono ją w rodzinie zastępczej, ale okazało się, że przybrany ojciec był alkoholikiem ukrywającym swój
nałóg, prowadził po pijanemu samochód i rozbił się, gdy wiózł dziewczynkę. Doznała złamania kręgosłupa i wielu
obrażeń, nie mówiąc już o urazie psychicznym. Peter miał ją operować, ale należało poczekać, aż jej stan ogólny się
ustabilizuje.
Pracownica socjalna powiedziała, że Celeste nie wróci już do swojej rodziny zastępczej, ale na razie nie znaleziono
dla niej innej. Dziewczynka była całkiem sama, więc Peter starał się ją odwiedzać jak najczęściej.
- Uspokój się, maleńka. Porozmawiajmy. - Przysunął sobie krzesło do łóżka dziewczynki.
- Cały dzień cię nie było - poskarżyła się.
- Tak, ale miałem wielu pacjentów - odparł ze skruchą. - Potrzebowali mojej pomocy, tak jak ty. Obiecałem przecież,
że przyjdę wieczorem i ci poczytam.
- Przyjdziesz?
- Oczywiście, później - zapewnił ją. - Tylko coś zjem i zatelefonuję.
Z oczu dziewczynki znowu popłynęły łzy.
- Zresztą mogę kupić w automacie kanapkę i zjeść tutaj - dodał szybko. - Zaraz wrócę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Nagle przypomniała mu się rozmowa z Violet i to, co
SERCE ZE ZŁOTA
39
powiedziała o wypaleniu. Może rozważyłaby, czy nie spędzić trochę czasu z Celeste? Dziewczynka potrzebuje
kobiecej ręki, a Violet ma dużo czasu. Poruszy ten temat w czasie piątkowego wieczoru albo w drodze do Houston.
Przekonując się, że jej obecność jest mu całkowicie obojętna, poszedł poszukać czegoś do zjedzenia.
ROZDZIAŁ TRZECI
Sala balowa hotelu Madison prezentowała się niezwykle elegancko. Goście siedzieli na wyściełanych brokatem
krzesłach przy stołach przykrytych jasnoróżowymi obrusami. Na każdym stole ustawiono świece, a nad stołami
lśniły kryształowe żyrandole.
Violet siedziała przy stole razem z Lily i Ryanem, swoim bratem Milesem i kilkoma jego przyjaciółmi. Jej wzrok
coraz to wędrował ku Ryanowi. Wyglądał na zmęczonego i rozkojarzonego. Dobrze, że Peter załatwił to badanie za
pomocą rezonansu. Ryan powiedział żonie, że wybiera się do Houston służbowo. Podał nazwę hotelu, w którym
mieli się zatrzymać, więc przyjęła to wyjaśnienie. Violet wyczuwała jednak atmosferę pewnego napięcia między
nimi.
Przez cały czas kolacji dyskretnie przygrywał zespół kameralny, po czym na estradzie pojawiła się młoda kobieta.
- Serdecznie witam wszystkich gości na aukcji upamiętniającej działalność Estelle Clark - powiedziała, uśmiechając
się do zebranych.
Kobieta mogła być w wieku Violet. Było w niej coś znajomego. Wysoka, elegancko ubrana brunetka. Szmaragdowa
szyfonowa suknia sprawiała wrażenie, jakby ją zaprojektowano specjalnie dla niej.
- Stacey jest właścicielką butiku w galerii. - Lily nachyliła się do Violet. - Często tam kupuję. Poza tym, jest... -
przerwała, gdy Stacey ponownie zabrała głos.
SERCE ZE ZŁOTA
41
- Jak zapewne wielu z państwa wie, to zaszczyt dla mnie, że mogę tutaj być, aby zbierać pieniądze na sprzęt dla
oddziału pediatrycznego upamiętniającego moją matkę.
Nagle Violet olśniło. Już wiedziała, dlaczego kobieta wydaje się jej znajoma. Była przecież córką Estelle Clark i
siostrą Petera. Zauważyła ją i drugą kobietę, gdy wychodziły z gabinetu Petera. Ona też musiała być jego siostrą.
Widziała ich fotografie w domu Petera, lecz były na niej znacznie młodsze.
- A teraz, żeby już- państwa nie nudzić, przejdę do głównej atrakcji dzisiejszego wieczoru, aukcji naszych
kawalerów do wzięcia - powiedziała Stacey. - Panie Kinsdale, zapraszam na podium.
Wysoki blondyn około trzydziestki wbiegł na estradę i stanął obok mikrofonu. Stacey wskazała mu, żeby przeszedł
do końca krótkiego wybiegu.
- Niech pan im pozwoli rzucić na siebie okiem - zachęciła. - Szczęśliwa ofiarodawczyni najwyższej kwoty wygra
dzień w klubie golfowym pana Kinsdale'a połączony z kolacją w restauracji z widokiem na pole golfowe.
Zaczynamy licytację od stu dolarów.
Stawki szybko podbijano. Szczególną aktywnością wyróżniały się kobiety przy dwóch sąsiadujących ze sobą
stolikach.
- To pielęgniarki - wyjaśniła Lily, zwracając się do Violet. - Podejrzewam, że cały rok oszczędzały na tę okazję.
Licytacja zakończyła się dwoma tysiącami dolarów.
- Ty też powinnaś licytować - Lily zachęciła Violet, gdy na podium stanął następny dżentelmen.
- Nie wiem, czy to najlepszy sposób, żeby umówić się na randkę - zażartowała Violet. - Raczej wypiszę
42
KAREN ROSE SMITH
czek... - Urwała w pół zdania, gdy na wybiegu pojawił się Peter Clark. Miał na sobie smoking i choć wyglądał
wytwornie, sprawiał wrażenie skrępowanego całą sytuacją.
Stacey obrzuciła go pełnym uznania spojrzeniem.
- A teraz szczególna gratka, miłe panie. Mam przyjemność oddać na licytację własnego brata - zaanonsowała. -
Musiałam go długo przekonywać, żeby się zgodził, więc nie zróbcie mi zawodu. Licytujcie jak najwyżej.
Stacey zniżyła głos i pochyliła się do mikrofonu.
- Ma o sobie wysokie mniemanie. Nie pozwolimy, żeby je stracił, prawda? Zapraszam, moje panie. Randka z
doktorem Peterem Clarkiem na Riverwalk. Cena wywoławcza dwieście dolarów.
Peter sztywnym krokiem przeszedł wzdłuż wybiegu, co świadczyło, że nienawidzi się w tej roli. Musi naprawdę
bardzo kochać siostry, że zgodził się wziąć udział w takiej imprezie. Violet podziwiała, jak stara się zachować
poczucie humoru i robić dobrą minę do złej gry.
Pielęgniarki znowu zapoczątkowały licytację, ale tym razem włączyła się Violet.
- Pięćset. - Podniosła w górę numerek.
- Odwagi - zachęciła ją Lily.
Violet zaczerwieniła się, ale gdy ją przelicytowano, podbiła stawkę. Nie wiedziała, czy podniecają to współ-
zawodnictwo, czy myśl o spędzeniu wieczoru z Peterem na Riverwalk. Stawka wzrosła do dwóch i pół tysiąca
dolarów. Jedna z pielęgniarek, nieduża blondynka, nie poddawała się, Violet też nie. W końcu cena za Petera
osiągnęła trzy tysiące dolarów.
- Trzy i pół - zawołała Violet.
Jasnowłosa pielęgniarka zrezygnowana potrząsnęła głową, wyraźnie rozczarowana.
SERCE ZE ZŁOTA
43
- Pani z numerem dwadzieścia cztery właśnie wygrała przyjemność słuchania przez cały wieczór, jak mój brat
rozprawia o medycynie - obwieściła z uśmiechem radości Stacey. - Peter, obiecaj, że będzie też miała trochę
rozrywki - zwróciła się do brata.
Z wyrozumiałym uśmiechem starszego brata Peter uścisnął siostrę i zszedł z podium.
Violet nie bardzo wiedziała, jak się zachować.
- Idź, porozmawiaj z nim - zachęciła Lily. Przynajmniej teraz nie będzie musiała udawać przed
Lily, że się nie znają. Może uzna to za wymówkę, że tak ochoczo podbijała stawkę?
Dlaczego potrzebuję wymówki? - spytała samą siebie.
Bo nie chcesz, żeby wiedział, że ci się podoba, odpowiedział jej wewnętrzny głos.
Choć ubrana w wieczorową, długą suknię, nie czuła się jak dama, przemierzając salę długimi krokami. Peter
rozmawiał obok podium z kobietą, którą teraz rozpoznała. Z Lindą Clark.
Gdy zobaczył Violet, obrzucił ją pełnym zachwytu spojrzeniem. Błysk w jego oczach zelektryzował ją, ale starała się
zachować zimną krew. Ważniejsza niż relacje z mężczyznami była dla niej praca. W głębi duszy wiedziała jednak, że
praca to tylko wymówka, aby chronić swoje serce przed uczuciem, zwłaszcza teraz, gdy znalazła się na rozdrożu i
musiała dokonać wyboru. W Red Rock przebywała czasowo i przelotny romans nie istniał w jej planach. Mimo to jej
puls przyspieszył, a przez plecy przeszedł dreszcz. Podeszła do Petera.
- Oto kobieta, która w końcu położyła kres memu cierpieniu - zwrócił się do swojej towarzyszki. - Lindo, poznaj
Violet Fortune. Violet, przedstawiam ci moją siostrę, Lindę Clark.
44
KAREN ROSE SMITH
Linda uśmiechnęła się przyjaźnie do Violet i serdecznie uścisnęła jej dłoń.
- Spędzicie wspaniale czas na Riverwalk - powiedziała i skinęła do kogoś ręką. - A teraz wybaczcie, ale muszę być w
dziesięciu miejscach naraz. Miło było cię poznać, Violet. - Poklepała brata po ramieniu. - Nie bądź dzikusem -
napomniała go. - Pamiętaj, że w przyszłą niedzielę jest przyjęcie jubileuszowe Charlene i ojca.
Na twarzy Petera pojawił się na moment wyraz konsternacji i Violet zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, że nie
chce uczestniczyć w przyjęciu z okazji rocznicy ślubu ojca.
Znajdowali się na sali, w której kłębiło się około trzystu osób, lecz gdy popatrzyła w oczy Petera było tak, jakby
wylądowali na bezludnej wyspie. Wizja była bardzo kusząca, więc musiała się powstrzymać, żeby zanadto nie
fantazjować.
- Brałam udział w tej licytacji, żeby wesprzeć szlachetny cel fnie chcę dłużej udawać przy Lily i Ryanie, że się nie
znamy - tłumaczyła. - Zrozumiem, jeśli nie będziesz miał ochoty na tę randkę.
- Randka jest częścią umowy - powiedział Peter poważnie. - Już dawno nie byłem na Riverwalk, ale jeśli nie chcesz
iść...
- Bardzo chętnie pójdę - wpadła mu w słowo.
- Chciałam tylko zwolnić cię z tego przymusu. To niemal jak randka w ciemno.
- Nie dla mnie, Violet. Widzę cię aż nazbyt dobrze.
- Przesunął po niej wzrokiem. - Zamierzasz zostać tu dłużej? - spytał.
- Sama nie wiem. Muszę jeszcze wpłacić pieniądze.
- Chciałbym, żebyś poznała jedną z moich pacjentek. Pojechałabyś ze mną do szpitala? - zaproponował.
SERCE ZE ZŁOTA
45
- W tej sukni?
- Wierz mi, to nie ma najmniejszego znaczenia.
- Dobrze. - Zaintrygowała ją ta niezwykła prośba.
- Tylko zapłacę za ciebie. - Zamilkła na chwilę skonsternowana. -Niezręcznie to wyszło, miałam na myśli... za naszą
randkę - tłumaczyła się. - Spotkamy się w holu.
- Pójdę z tobą. Też chcę ofiarować jakąś sumę. Ujął ją za łokcie i poprowadził między stolikami.
- Twoje siostry pomagały w zorganizowaniu imprezy? - spytała, gdy czekali w kolejce, żeby wpłacić pieniądze.
- Oczywiście. Angażują się w sprawy oddziału pediatrycznego od czasu jego powstania.
- Robią świetną robotę - stwierdziła z uznaniem Violet. - A twój ojciec też tu jest?
- Nie - odparł Peter krótko. - Po śmierci mojej matki rozpoczął nowe życie - dodał szybko.
- To chyba dobrze, prawda? - zauważyła Violet.
- Zależy jak na to spojrzeć. Ożenił się ponownie w niecały rok po śmierci żony.
- Ile miałeś wtedy lat?
- Trzynaście, Stacey jedenaście, a Linda dziewięć.
- Tak mi przykro, Peter. Nie mogę sobie wyobrazić, że mogłabym teraz stracić rodziców, a co dopiero, gdybym była
dzieckiem.
Zbliżyli się do stolika i wpłacili odpowiednie kwoty. Parę minut później podążali do wyjścia.
- Rzuciłem parę razy okiem na Ryana - powiedział Peter. - Wyglądał na zmęczonego. Uważasz, że jego objawy stały
się wyraźniejsze?
- Nie zauważyłam, ale on ukrywa je przed Lily
- westchnęła Violet.
- Jak wytłumaczył swój wyjazd do Houston?
46
KAREN ROSE SMITH
- Spotkaniem służbowym.
Wyszli z hotelu i skierowali się na parking. Podeszli do samochodu. Violet była przyjemnie zaskoczona, że Peter
otworzył, jej drzwiczki. Gdy wsiadała, rozcięcie przy spódnicy rozchyliło się.
- A więc takie rzeczy mają praktyczny cel - zauważył lekko kpiącym tonem.
Pola spódnicy odchyliła się, ukazując długą zgrabną nogę aż po udo. Już wcześniej Violet nosiła takie suknie i czuła
na sobie wzrok mężczyzn. Ale pełne uznania spojrzenie Petera zażenowało ją. Chwyciła połę spódnicy i zakryła
nogę, udając, że chroni spódnicę przed przytrzaśnięciem drzwiami samochodu. Upewniwszy się, że Violet siedzi
wygodnie, Peter zamknął drzwi.
W chwilę później zapach perfum Violet zmieszał się z zapachem jego wody po goleniu. Obserwowała jego ręce na
kierownicy. Były silne, z długimi palcami, wyobrażała go sobie przy stole operacyjnym. Niestety, wyobrażała sobie
coś znacznie więcej. Kiedy to jakiś mężczyzna ostatni raz ją dotykał?
- Byłaś kiedyś w szpitalu San Juan? - Głos Petera przerwał tę grę wyobraźni.
- Kilka lat temu na oddziale ratunkowym, kiedy Miles wpadł na drut kolczasty i trzeba go było zszywać.
- Au! - wykrzyknął Peter.
- On tego tak nie wyraził - roześmiała się. Peter zachichotał.
- Znasz moich braci? - spytała.
- Poznałem Stevena na przyjęciu noworocznym u Ryana i Lily - powiedział Peter. - Z pozostałymi spotkałem się
przelotnie.
- Byłeś na ślubie Stevena i Amy? - Jej brat znalazł
SERCE ZE ZŁOTA
47
miłość swego życia. Gdy przed tygodniem brali ślub, nie widziała Petera wśród gości.
- Ledwo przyjechałem, wezwano mnie do szpitala. Musiałem wracać, zanim ceremonia się zaczęła. Słyszałem, że i
Clyde się ożenił.
- Tak. W przyszłym tygodniu wracają z podróży poślubnej. Steve i Amy byli tylko kilka dni, bo muszą przygotować
przyjęcie na część Ryana na swoim nowym ranczu.
- Podobno przyznano mu Nagrodę Hensleya-Robin-sona. Zasłużył na nią - stwierdził Peter.
Zajechali na parking i już po chwili powitały ich zaciekawione spojrzenia ochroniarzy. Wieczorowa suknia nie była
czymś codziennym na terenie szpitala. Przeszli przez pusty hol do biurka recepcjonistki.
- Dobry wieczór, Myra - powitał ją Peter.
- Dobry wieczór, doktorze. Świetny strój - popatrzyła na niego z zainteresowaniem. - Cieszę się, że choć raz był pan
gdzieś poza szpitalem. Za dużo pracuje - zwróciła się do Violet poufnym tonem, jakby znały się całe lata.
- Lekarze podobno mają ten problem - odparła Violet.
- Do zobaczenia Myro. - Peter ujął Violet pod ramię i poprowadził do windy.
Jego dotyk podziałał na nią elektryzująco. Zastanawiała się, jak wygląda pod smokingiem. Sama ta myśl wywołała
rumieńce na jej twarzy. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje od chwili, gdy poznała Petera Clarka, ale nie była z tego
zadowolona. Od wczesnej młodości starała się polegać na swoim rozumie, a nie na emocjach. I teraz nie zamierzała
tego zmieniać.
Zadała sobie pytanie, co tu właściwie robi, gdy wysiedli
48
KAREN ROSE SMITH
z windy na oddziale pediatrycznym. Dlaczego zgodziła się tutaj przyjść, nie wiedząc nawet kogo ma odwiedzić?
Tymczasem zamiast wejść na oddział pediatrii ogólnej, Peter skręcił w stronę intensywnej terapii. Sala znajdująca się
na wprost dyżurki pielęgniarek miała przeszklone ściany.
- Sprawdzę tylko kartę, zaczekaj chwilę - poprosił i wszedł do dyżurki.
Po minucie był z powrotem.
- Pójdziemy do Celeste Bowlan - powiedział. - Ma sześć lat i nikogo, kto by się nią opiekował oprócz pracownicy
socjalnej i... mnie. Była w wypadku, który spowodował po pijanemu jej przybrany ojciec. Nie muszę nawet
dodawać, że już nie wróci do tej rodziny zastępczej. Gdy ją przywieziono, miała ciężkie obrażenia, złamany
kręgosłup, uraz jamy brzusznej. Nie mogłem jej od razu operować. Zaplanowałem operację na poniedziałek rano. Jej
stan jest teraz stabilny, ale dałem jej lek uspokajający. Serce mi pęka z bólu - mówił dalej - kiedy patrzy na mnie tymi
dużymi ciemnymi oczami. Potrzebuje kogoś, kto by się o nią troszczył, odwiedzał ją. Choćby na piętnaście minut,
pół godziny dziennie. Pomyślałem sobie, że skoro dysponujesz czasem...
Violet nagle zrobiło się zimno. Znieruchomiała.
- O co chodzi? - spytał.
- Ja... ja nie jestem pewna, czy powinieneś był mnie tu przyprowadzać - wyjąkała Violet.
- Dlaczego nie? - zdziwił się Peter.
- Bo może nie chcę się w to angażować.
- Dlatego że straciłaś pacjentkę? - domyślił się.
- To też. Od tamtej chwili... wycofałam się.
- Masz na myśli, że dystansujesz się od swoich pacjentów, czy tak?
- Niewielu ich widziałam od tamtego czasu.
- Celeste ma sześć lat i jest bardzo samotna - powiedział Peter. - Dobrze by jej zrobiło, gdyby od czasu do czasu ktoś
jej poczytał czy z nią porozmawiał.
- Chodzi ci o wpływ psychiki na ciało? - Violet wiedziała, że niektórzy lekarze w to wierzą, inni nie.
- Właśnie - przytaknął Peter. Najwyraźniej należał do tych pierwszych.
Nie spuszczał wzroku z jej twarzy. Choć nie lubiła takich sytuacji, nie mogła tak po prostu obrócić się na pięcie i
odejść. Peter intuicyjnie to wyczuwał.
- Gdzie ona jest? - spytała.
Wskazał jej drugą kabinę, nacisnął guzik i szklane drzwi się rozsunęły.
- Doktor Clark? - usłyszeli słaby głosik dochodzący spośród plątaniny kabli i rurek. - Poczytasz mi? - spytała Celeste
i nagle Violet poczuła, że coś chwytają za gardło.
- Chyba za późno na czytanie, ale chciałbym, żebyś kogoś poznała.
Violet podeszła do łóżka i popatrzyła na małą pacjentkę. Miała ogromne czarne oczy, długie proste włosy do ramion.
Violet zapragnęła nagle wyszczotkować je, uko^ ić dziewczynkę, zrobić coś, co sprawiłoby, żeby mała poczuła się
dobrze. I w tym właśnie tkwił problem, ponieważ lekarze nie zawsze mają taką moc. Zbyt często się o tym
przekonywała.
- Jestem Violet - powiedziała łagodnie, dotykając ręki dziewczynki. - Doktor Clark powiedział mi, że nazywasz się
Celeste. To bardzo ładne imię.
- Moja mamusia i tatuś je wybrali - oznajmiła z dumą dziewczynka i jej oczy napełniły się łzami. - Pani Gunth-ry mi
powiedziała, że oni są w niebie. Ja też chcę tam iść. Do nieba.
SERCE ZE ZŁOTA
49
50
KAREN ROSE SMITH
Violet poczuła ucisk w gardle.
- Pani Gunthry pracuje w opiece społecznej. Zajmuje się Celeste - wyjaśnił Peter.
- Jestem pewna, że mamusia i tatuś są z ciebie bardzo dumni. - Podeszła jeszcze bliżej i delikatnie pogładziła główkę
dziewczynki.
- Dlaczego? - W oczach Celeste pojawiło się zainteresowanie.
- Bo jesteś bardzo dzielna. Wiem, że obserwują cię i mają nadzieję, że poczujesz się lepiej.
- Jak?
W pracy nieraz stykała się z małymi pacjentami i wiedziała, że zadają niekończące się pytania, na które ona nie
zawsze zna odpowiedź. Dotknęła piersi dziewczynki.
- Oni zawsze będą żyli w twoim serduszku i będą ci pomagać, żebyś była silna, dobra i szczęśliwa.
- I żebym mogła znowu chodzić? - Celeste patrzyła na nią błagalnie.
Tym razem Violet zerknęła na Petera. Nie wiedziała, jakie są rokowania.
- Będziesz chodzić. - Peter zapewnił dziewczynkę z całym przekonaniem. - A oni będą patrzeć, jak to robisz. Trochę
to potrwa, ale będziemy ci pomagać. - Peter zerknął na zegarek. - A teraz musimy już iść, żebyś mogła zasnąć.
- Nie idź - szepnęła dziewczynka.
- Wrócę - obiecał Peter. - Odwiozę tylko Violet, a potem przyjdę i chwilę z tobą posiedzę. Dobrze?
- Dobrze - mruknęła Celeste i powieki same jej opadły.
Violet nie mogła się powstrzymać, żeby nie pogładzić policzka dziewczynki. Pragnęła z całego serca coś dla niej
zrobić i wiedziała, że znów ją odwiedzi.
SERCE ZE ZŁOTA
51
- Lek ją uśpił - wyjaśnił Peter, gdy wyszli z kabiny. - To najlepsze w tej sytuacji.
- Może podbić serce - przyznała Violet przez ściśnięte gardło. - Rzeczywiście wrócisz?
- Zawsze robię to, co obiecałem.
Uwierzyła mu. Nie pamiętała, kiedy spotkała takiego mężczyznę jak on. Był uprzejmy i... diabelnie pociągający.
- Chętnie znowu ją odwiedzę - powiedziała.
- Liczyłem na to - uśmiechnął się.
- Uważasz, że mam za dużo wolnego czasu?
- A nie masz?
- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Przyjemnie, jeśli człowiek nie musi się trzymać ściśle wytyczonego
harmonogramu.
- Bardzo ciężko pracowałaś - zauważył Peter, gdy wsiedli do windy. - Nie każdy w twoim wieku ma taką renomę.
Patrzył na nią, odpowiedziała mu spojrzeniem. Coś między nimi zaiskrzyło i od tej iskry mógłby się zająć cały
szpital. Violet nie miała pojęcia, dlaczego tak na niego reaguje. Ta świadomość bardziej ją przestraszyła niż
podnieciła. Na szczęście winda szybko znalazła się na parterze i wyszli do pustego o tej porze holu.
Na zewnątrz Violet wskazała ławkę w pobliżu wyjścia.
- Możemy na chwilę usiąść? - spytała. - Chciałabym, żebyś mi opowiedział, jakie są rokowania dla Celeste.
Nawet jeśli zdziwiła go ta propozycja - mogli przecież porozmawiać w samochodzie - nie pokazał tego po sobie.
Usiedli, Peter okrył ją marynarką.
- Rokowania stoją pod znakiem zapytania i to nie tyle ze względu na jej obrażenia, co jej sytuację - zaczął.
52
KAREN ROSE SMITH
- Boję się, że ona nie zechce wyzdrowieć. Potrzebne jej wsparcie i czułość, ludzie, którzy będą się o nią szczerze
troszczyć.
- Czy opieka społeczna nie próbuje znaleźć jej nowej rodziny?
- „Próbuje" to właściwe słowo. - Peter skinął głową.
- Dzieci w jej wieku w ogóle trudno gdzieś umieścić, a co dopiero mówić o Celeste, która wymaga szczególnej
opieki. Nie dość, że jej przybrany ojciec prowadził po pijanemu, to jeszcze pani Gunthry odkryła, że zostawiali
dziewczynkę samą. Celeste ma cioteczną babkę, ale ta jest już w podeszłym wieku, cierpi na artretyzm i nie ma
specjalnej ochoty zajmować się dzieckiem. Zwłaszcza kiedy się okazało, że Celeste nie odziedziczyła po rodzicach
niczego z wyjątkiem mebli z drugiej ręki. Taka osoba nigdy nie będzie dobrą opiekunką.
- Powiedz, jaki może być najpomyślniejszy scenariusz dla dziewczynki - poprosiła Violet.
- Wnajpomyślniejszym scenariuszu złączę jej kręgosłup. Jest złamany na wysokości kręgu L 4-5. Rdzeń nie jest
uszkodzony, tylko uciśnięty. Spędzi w szpitalu dziesięć dni lub dwa tygodnie, a potem zostanie przekazana do
ośrodka rehabilitacyjnego. Tam otrzyma leczenie, żeby mogła znowu chodzić. Będzie to trwać od dwóch do pięciu
miesięcy, częściowo ambulatoryjnie. Ale nic nie jest pewne. I dlatego tak ważny jest jej stan psychiczny.
Violet poczuła dotyk ramienia Petera. Podniosła na niego wzrok i popatrzyła w jego oczy, które przybrały tajemniczą
ciemnozieloną barwę.
- Dopóki pozostanę w Red Rock, będę do niej chodzić - powiedziała.
- Bardzo jej pomożesz.
- Właściwie to myślę, że w równej mierze ona pomo-
SERCE ZE ZŁOTA
53
że mnie - odparła Violet. - Medycyna stała się dla mnie zbyt dużym wyzwaniem. Diagnozowanie, podejmowanie
decyzji to wszystko może mieć tragiczne konsekwencje
- zamyśliła się.
- Masz praktykę w tych sprawach, czyż nie?
- Owszem, i co z tego - westchnęła - skoro nie mam praktyki w dystansowaniu się od pacjentów. Muszę się tego
nauczyć.
- Nie, nie musisz - zaprotestował Peter.
Violet popatrzyła mu prosto w oczy. Była w nich pewność i determinacja.
- Nie odsuwam się od Celeste, przecież widziałaś
- powiedział Peter. - A czy powinienem? - Potrząsnął głową. - Nie sądzę. Gdybym to zrobił, nie mógłbym w pełni
zaangażować się w proces leczenia.
- Sama nie wiem, Peter - westchnęła.
- Może rozstrzygniesz ten dylemat w cżasie pobytu w Red Rock - zasugerował.
- Może, a może dopiero po powrocie do Nowego Jorku?
Gdy Peter ją obserwował, poczuła ogarniające ją mimo chłodnej nocy ciepło. Była niezwykle podekscytowana.
Niczym nastolatka na pierwszej randce nie wiedziała, czym się ten wieczór zakończy.
Wszystko to może ściągnąć na nią kłopoty. Przecież nauczyła się już nie ulegać emocjom. Nie pragnęła związków z
mężczyznami, bo jako bardzo młoda dziewczyna przekonała się, jakie spustoszenie w życiu, sercu i przyszłości
może spowodować pokochanie niewłaściwego mężczyzny.
Nieczęsto wspominała tamten czas. I teraz też nie chciała tego robić. Zdjęła marynarkę Petera i podała mu.
- Dzięki - powiedziała. - Powinnam już wracać.
54
KAREN ROSE SMITH
Nie namawiał jej, żeby została dłużej. Wstali i poszli do samochodu. Po chwili zajechali pod hotel.
- Nie wejdę do środka. - Violet pokręciła głową. - Wracam do „Flying Aces". - Chciała uniknąć odpowiadania na
pytania gdzie była, dlaczego wyszła z Peterem, dlaczego przelicytowała inne uczestniczki aukcji.
- Odprowadzę cię do twego samochodu. - Nie zabrzmiało to jak propozycja, raczej jak stwierdzenie kogoś, kto nie
zamierzał zmienić zdania.
- Nie boję się ciemności - odpowiedziała z lekką ironią.
- Może powinnaś.
Mieszkała w Nowym Jorku i nie była osobą lekkomyślną. Przeszła kurs samoobrony. Teraz też nie martwiła się o
swoje bezpieczeństwo, jej niepokój budziło to, że Peter Clark tak ją pociąga.
Przeszła do samochodu. Peter szedł za nią.
- Zobaczymy się jutro rano - powiedziała. - Niepokoję się, że Ryan będzie prowadził samochód, gdyby to miało być
coś więcej niż napięciowy ból głowy. Umówiłam się z nim przed „Dwoma Koronami" i pojedziemy do ciebie razem,
będę jechała za nim.
- Wiesz, że chciałbym wyjechać wpół do siódmej rano? - upewnił się Peter.
- Tak.
- A twój brat nie będzie się dziwił, że tak wcześnie wychodzisz?
- Nie zauważamy, kiedy któreś z nas wychodzi i wraca. Mieszkam w domku przy basenie, a Miles nie pilnuje mnie
tak jak Clyde.
Stali jeszcze przez chwilę w świetle lamp na parkingu, nie mogąc oderwać od siebie oczu. Gdy Peter pochylił się ku
niej, wstrzymała oddech. Bała się, że czar pryśnie, że
SERCE ZE ZŁOTA
55
jego pager może zakłócić tę chwilę albo że Peter zmieni zamiar. Za wszelką cenę pragnęła poczuć jego usta na
swoich. Chciała je smakować, chciała się przekonać, czy ta ekscytacja jest wzajemna.
W chwili, gdy zaczął ją całować, wiedziała, że tak. Objął ją silnym ramieniem i jeszcze bardziej przysunął do siebie.
Rozchyliła usta, sygnalizując mu, że oczekuje jego pieszczot. Napięcie między nimi narastało. Przylgnęła do niego
całym ciałem i wyczuła, jak bardzo jest podniecony. Jakże inny był ten pocałunek od doznań z jej pierwszej randki i
od wszystkich następnych, które pozostawiały ją obojętną. Przy Peterze płonęła i zaczęła się zastanawiać, dokąd
mogliby pójść.
Nie dowiedziała się. Pocałunek nagle się zakończył, a Peter opuścił ręce i odstąpił od niej. Violet drżała, ale gdy
podniosła wzrok zobaczyła, że Peter jest tak samo opanowany jak przez cały wieczór.
- To chyba nie była najmądrzejsza rzecz, jaką zrobiłem - stwierdził.
Duma powstrzymała ją przed zapytaniem dlaczego, przed okazaniem mu, jakie wywarł na niej wrażenie. Na swojej
dumie mogła zawsze polegać, mogła się na niej oprzeć, ona dodawała jej sił i pewności siebie.
- To był tylko pocałunek - rzuciła niefrasobliwie.
Peter przekrzywił głowę i popatrzył na nią, jakby próbował przeniknąć Violet na wskroś, ale wiedziała, że to mu się
nie uda. Całe życie wznosiła wokół siebie mur - od czasu, gdy miała piętnaście lat. Zaszła wtedy w ciążę i była
bardziej samotna niż kiedykolwiek w życiu. Nie było sposobu, żeby Peter mógł wejrzeć w jej serce, umysł i głowę.
Wsiadła do auta i zamknęła drzwi. Zapuściła silnik i ruszyła bez słowa pożegnania, nawet nie spojrzawszy w lusterko
wsteczne.
56
KAREN ROSE SMITH
Jutro rano znowu zobaczy Petera. Będzie już na to przygotowana. Będzie spokojnie, profesjonalnie rozmawiać na
temat Ryana, potem każde z nich pójdzie swoją drogą. Koniec historii.
Na swoich ustach jednak wciąż czuła smak pocałunku. A gdy łzy napłynęły jej do oczu, głęboko zaczerpnęła
powietrza i powstrzymała je. Jest przecież lekarzem, doktor Violet Fortune, kobietą silną i niezależną. Nie potrzebuje
mężczyzny. Powtarzała to zdanie jak mantrę przez całą drogę do „Flying Aces".
ROZDZIAŁ CZWARTY
Aukcja dobiegła końca. Jason Jamison rozejrzał się po sali, zadowolony, że nie brał w niej udziału. Przemknęło mu
wprawdzie przez myśl, żeby wystawić się na licytację kawalerów, ale uprzytomnił sobie, że uchodzi za żonatego.
Przyprowadził „żonę" i oddali się życiu towarzyskiemu. Melissa aż za bardzo.
Kokietowała Ryana Fortune'a i nie wyglądało to na udawanie. A przecież miała być wspólniczką Jasona w
doprowadzeniu Ryana do upadku. Ujęła zmysłowo ramię Ryana i patrzyła mu w twarz szeroko otwartymi,
uwodzicielskimi oczami. Lily wyraźnie nie była tym zachwycona. Dobrze wiedziała, do czego jest zdolna Melissa.
Kobiety w takich sprawach mają szósty zmysł.
Jason poczuł ukłucie zazdrości, gdy Melissa, roześmiana, przysunęła się do Ryana. Jej zachowanie wcale mu się nie
podobało. Miał ochotę skręcić jej ten piękny kark. Z drugiej strony do Ryana przysunęła się Lily, jak gdyby chciała
bronić swojej własności.
Zirytowany, Jason odwrócił się na pięcie i opuścił salę, zanim zdążył zrobić coś, czego mógłby żałować. Zapalił
papierosa i odetchnął głęboko, starając się stłumić złość i zazdrość.
Błysk w oczach Lily, gdy obserwowała Melissę, był ostry niczym sztylet. Zamiast oddawać się własnej zazdrości,
powinien skoncentrować się na zazdrości Lily
58 KAREN ROSE SMITH
i zastanowić się, jak ją wykorzystać w celu zniszczenia rodziny Fortune'ów.
W sobotę rano Violet czekała w samochodzie na Ryana, nieopodal drogi prowadzącej na jego ranczo. Wkrótce w
zasięgu jej wzroku pojawiła się duża niebiesko-srebrna furgonetka i skierowała się za nią do domu Petera.
Peter już na nich czekał. Pięć minut później jechali we trójkę w kierunku Houston. Zmartwiona stanem Ryana Violet
próbowała nawiązać jakąś neutralną rozmowę, ale w końcu zrezygnowała. Peter włączył radio, żeby złagodzić
krępującą'ciszę. Rozległa się spokojna muzyka jazzowa. Między Violet a Peterem wciąż dawało się odczuć napięcie
po ich wczorajszym pocałunku i nawet niepokój
0 Ryana nie był w stanie go zlikwidować.
Po przyjeździe do szpitala w Houston od razu udali się na drugie piętro do gabinetu doktora Franka Grimaldiego,
kolegi Petera.
- Doktor Grimaldi zaraz państwa przyjmie - powiedziała ładna jasnowłosa recepcjonistka, gdy Peter podał jej swoje
nazwisko. - Proszę usiąść.
W poczekalni znajdowały się wygodne wyściełane meble, stolik z najnowszymi magazynami ilustrowanymi
1 boczne lampy, dyskretnie oświetlające wnętrze. Violet i Peter usiedli, Ryan niespokojnie krążył po pokoju. Na
szczęście po paru minutach zjawił się doktor Grimaldi.
Wymieniwszy entuzjastyczny uścisk dłoni z Peterem i nieco mniej energiczny z Violet, zwrócił się do Ryana.
- Zachowamy pańską tożsamość w tajemnicy, proszę się nie obawiać. Zresztą dla medycyny ważniejsze są numery
identyfikacyjne niż nazwiska. Jeśli płaci pan gotówką, dyskrecja jest gwarantowana.
- Co robimy najpierw? - spytał Ryan.
SERCE ZE ZŁOTA 59
- Za pół godziny zrobimy rezonans. Recepcjonistka zawiezie pana na radiologię, ale najpierw muszę pana zbadać.
- Zaczynajmy, chciałbym znać pana opinię.
- Wynik będzie zapewne dopiero późnym popołudniem - zwrócił się Peter do kolegi.
- Tak, po badaniu proponuję wam pójście na lunch i odpoczynek. Spotkamy się tutaj o czwartej.
- Zaczekasz tu na mnie? - Ryan zwrócił się do Violet.
- Oczywiście. Będę miała okazję przejrzeć te magazyny. Przynajmniej dowiem się jakichś plotek i nowinek
kosmetycznych, a może i czegoś na temat cudownych kuracji.
- To dobrze - uśmiechnął się Ryan. - Niewykluczone, że którejś z nich będę potrzebował.
Violet nie wiedziała, co odpowiedzieć. Miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze i nawet nie chciała myśleć o
najgorszym. Ryan zawsze był kimś ważnym w jej życiu. Nie wyobrażała sobie, że mogłoby go zabraknąć.
Przez następne dwadzieścia minut czuła się tak, jakby miała wyskoczyć ze skóry. Była spięta z powodu niepokoju o
Ryana, ale obecność Petera w niewielkim pomieszczeniu bynajmniej jej nie pomagała. Bliskość recepcjonistki nie
pozwalała na osobistą rozmowę, zakładając, że Peter w ogóle miałby na nią ochotę. Był pogrążony w lekturze
nowych magazynów.
Ciekawe, czy on zawsze jest taki spokojny i opanowany? Czy nic go nie wyprowadza z równowagi ani nie zbija z
tropu? Gdyby potrzebowała teraz wyzwania, to stanowiłby je on. Ale w tej chwili Violet nie miała ochoty robić
niczego, co poruszyłoby Petera Clarka. Marzyła, żeby czas mijał jak najprędzej, a tymczasem minuty wlokły się
nieznośnie.
60
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
61
Wreszcie doktor Grimaldi osobiście przywiózł Ryana na wózku. Ryan był wysokim mężczyzną potężnej postury.
Tego ranka jednak, gdy siedział na wózku, wydawał się znacznie starszy, słabszy i zrezygnowany.
Violet podeszła i pocałowała go w policzek. Recepcjonistka wzięła wózek i wyjechała z Ryanem z pokoju.
- Zobaczymy się później - powiedział doktor Grimaldi do Petera, zerkając na zegarek.
- Zwariuję, jeśli będę tu tkwić - powiedziała Violet.
- Nie miałbyś ochoty się przejść? - zwróciła się do Petera.
- Dobry pomysł - przytaknął. - Lecz najpierw powinniśmy porozmawiać.
- O zeszłym wieczorze? - Gdy tylko wymknęły jej się te słowa, od razu ich pożałowała. Teraz Peter już wie, że o tym
myślała.
- O tym, co zdarzyło się na parkingu - zniżył głos.
- Nie powinienem był cię pocałować.
- Nie stało się to bez mojego udziału - przypomniała mu.
- Jesteś piękną kobietą, Violet - kontynuował Peter.
- Ale robisz karierę, w dodatku w Nowym Jorku. Kiedyś szedłem tą drogą, ale nie zamierzam tego powtórzyć.
Domyślam się, że nawet nie wiesz, jak długo zostaniesz w Teksasie.
- Zaplanowałam miesiąc - odrzekła.
- W ciągu miesiąca możemy zrobić wiele złego. Możemy pokrzyżować swoje plany życiowe, zniszczyć nasze
uczucia i w końcu doprowadzić do tego, że będziemy żałować, że w ogóle się spotkaliśmy.
Zirytowały ją te ponure przewidywania.
- Cieszę się, że umiesz odgadywać przyszłość - zauważyła sarkastycznie. - Nie wiesz przypadkiem, gdzie ja
mogłabym sobie kupić kryształową kulę?
- To nie żadne wróżby ani dar jasnowidzenia - odciął się Peter. - Po prostu logika i umiejętność wyciągania
wniosków z doświadczeń przeszłości.
- A więc jesteś uprzedzony do kobiet, które robią karierę zawodową?
- Szanuję je i są kobiety, którym praca nie pochłania dwudziestu czterech godzin na dobę - wyjaśnił. - My jednak, ty
i ja, dobrze wiemy, że w naszym przypadku jest inaczej. Chciałem tylko powiedzieć, Violet, że szukam czegoś
więcej niż chwilowej rozrywki w łóżku.
Jeśli chciał ją zaszokować, to nie udało mu się.
- Marzę o tym, żeby któregoś dnia wszystko udało mi się pogodzić - wyznała Violet. - Ale prawda wygląda tak, że
nie spotkałam jeszcze mężczyzny, który by mnie skłonił do przemyślenia i ewentualnej zmiany moich celów
życiowych czy zastanowienia się, ile czasu powinnam poświęcać pacjentom.
Z drugiej strony, czy nie dlatego przyjechała do Teksasu, że droga, którą obrała zaczyna jej się wydawać
niewłaściwa? Duma nie pozwoliła jej powiedzieć Peterowi prawdy. On już podjął decyzję. W końcu również duma
kazała jej powtórzyć to, co powiedziała zeszłej nocy.
- To był tylko pocałunek, Peter.
Zatrzymał na niej wzrok przez dłuższą chwilę, po czym przyznał:
- Tak, to był tylko pocałunek.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi otworzyły się i do recepcji podeszła kobieta w kitlu z dużą kopertą.
- Chodźmy się przejść - zaproponował Peter i Violet wiedziała, że osobista rozmowa między nimi została
62
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
63
zakończona. Pogadają teraz o wszystkim i o niczym,
0 Teksasie, Nowym Jorku i Ryanie. Będą ignorować te iskry przeskakujące między nimi, bo to najbezpieczniejsze
zachowanie, jakie mogą obrać.
Violet nie była wcale pewna, czy postępują właściwie.
Do czasu zakończenia badania Ryana napięcie między Peterem a Violet opadło. Po wyjściu ze szpitala Peter zawiózł
ich do małej zacisznej restauracji w pobliżu motelu, w którym się zatrzymali, nie bardzo wiedząc, co mówić i jak się
zachowywać w stosunku do pięknej pani doktor. Pocałunek ostatniej nocy uskrzydlił go, nie mówiąc już o tym, że
odezwała się w nim zmysłowość, którą starał się tłumić.
Prawdę mówiąc, nie był przyzwyczajony do bezsenności z powodu kobiety. Nie był nawykły do tego, żeby kobieta
wprowadzała zamęt w jego życiu. Nigdy też za sprawą kobiety nie stracił samokontroli. Na domiar złego intuicja
lekarza podpowiadała mu, jaki będzie wynik badania rezonansu magnetycznego.
Zaparkował przed restauracją i weszli do środka. Żadne z nich się nie odzywało, dopóki nie usiedli przy stoliku
1 kelnerka nie podała kawy.
- Nie jestem głodny - oświadczył Ryan, zaledwie rzuciwszy okiem na menu.
- Niezależnie od wyniku badania musisz coś zjeść - nalegała Violet.
- Wciąż boli cię głowa? - zaniepokoił się Peter.
- Znacznie mi się pogorszyło od tego hałasu aparatury albo kontrastu, który mi podali - powiedział Ryan.
- Jak tylko zjemy, zameldujemy się w motelu - powiedział Peter. - Będziesz mógł odpocząć przed spotkaniem z
doktorem Grimaldim.
- To, czego mi potrzeba, to kieliszek dobrego bur-bona - mruknął Ryan.
Po lunchu wszyscy troje udali się do swoich pokojów. Spotkali się ponownie w recepcji o wpół do czwartej i
pojechali do szpitala.
- Czy chce pan porozmawiać ze mną sam na sam, czy w obecności doktora Clarka i doktor Fortune? - spytał Ryana
doktor Grimaldi, gdy zjawili się w jego gabinecie.
- Proszę, żeby byli obecni - odparł Ryan. Doktor Grimaldi popatrzył mu prosto w oczy.
- Proszę powiedzieć to jak najprościej, doktorze -poprosił Ryan. - Chciałbym wszystko rozumieć.
Lekarz przeniósł spojrzenie na Petera, potem na Violet.
- Ryan cierpi na glejaka wielopostaciowego - oświadczył. - Guz jest zlokalizowany głęboko w mózgu, w poprzek osi
głównej ciała. - Zwrócił ponownie wzrok na Ryana. - Mówiąc po prostu ma pan nieoperacyjny nowotwór mózgu.
Objawy, jakie pan odczuwa - bóle głowy, drętwienie lewej ręki, trudności z koordynacją ruchów - będą się nasilały,
może nawet dojść do upośledzenia mowy, stanu splątania i w końcu śpiączki. Według statystyk ma pan przed sobą
trzy do sześciu miesięcy życia.
- Nieoperacyjny? - powtórzył Ryan, jakby to było jedyne słowo, jakie usłyszał.
Choć można się było spodziewać takiej diagnozy, Peter poczuł się tak, jakby otrzymał potężny cios w żołądek.
Ścisnął rękę Ryana.
- Może być nieoperacyjny, ale to nie wyklucza eksperymentalnego leczenia - pocieszył go.
- Takiego jak podawanie niewypróbowanych leków i chemioterapia? - Ryan był przerażony.
- Być może. Może też napromieniania. Są różne
64 KAREN ROSE SMITH
procedury. Jestem pewien, że któraś będzie dla ciebie odpowiednia - uspokajał go Peter.
- Nie. Nic z tych rzeczy - Ryan potrząsnął głową.
- Nie chcę się znaleźć na łożu boleści, w każdym razie dopóki nie będę do tego zmuszony.
Peter zdawał sobie sprawę, że diagnoza była szokiem i Ryan musiał jakoś pogodzić się z jej następstwami. Violet też
była zaszokowana. Zauważył, że z trudem powstrzymuje łzy.
- Peter ma rację co do leczenia eksperymentalnego
- włączył się doktor Grimaldi. - Jeśli pan zechce, jestem pewien, że coś wybierzemy. Będę współpracować z każdym,
kto będzie potrzebował dokumentacji czy wyników rezonansu. Wystarczy, że pan do mnie zadzwoni. Będzie pan
potrzebował lekarza w pobliżu Red Rock.
- Nie - zaprotestował Ryan. - Nie będę biegać po lekarzach, skoro nic nie da się zrobić, a już na pewno nie, zanim
powiem o tym komukolwiek. Nie wiem, kiedy to nastąpi.
- Powinieneś powiedzieć Lily - zauważył delikatnie Peter.
- Jeszcze nie. Nie teraz. Muszę to wszystko przemyśleć. - Ryan wstał i skierował się do drzwi. - Proszę przesłać
rachunek do gabinetu Petera - zwrócił się do doktora Grimaldiego. Opuścił gabinet, a Violet wybiegła za nim.
- Zapomniałeś, że również ratujemy życie pacjentom
- zauważył Peter, jakby wiedział, że doktor Grimaldi chce to usłyszeć.
- Dla Ryana Fortune'a nie ma nadziei - stwierdził Grimaldi.
- Nie, nie ma, ale ja zamierzam mu jej trochę dać. Znajdę program eksperymentalny i poddam go leczeniu.
SERCE ZE ZŁOTA 65
- Życzę ci szczęścia - powiedział Grimaldi. - Będziesz go potrzebować, bo to uparty mężczyzna. Wystarczy być z
nim pięć minut, żeby się zorientować, że będzie robił to, co sam uważa za stosowne, niezależnie od zdania innych.
- To prawda - zgodził się Peter. - Ale jestem pewien, że po zastanowieniu się nad swoją sytuacją, przedłoży nadzieję
nad pewną śmierć.
- Daj mi znać, jaką decyzję podejmie. - Doktor Grimaldi uścisnął rękę kolegi. - Dzwoń w każdej chwili.
Peter opuścił gabinet. Wiedział, że musi jak najszybciej zdobyć informacje i zreferować Ryanowi wszystkie
dostępne możliwości w taki sposób, żeby nie odmówił. Może eksperymentalne leczenie nie uratuje mu życia, ale
przynajmniej je przedłuży. Peter chciał, żeby Ryanowi pozostał nieokreślony czas życia, a nie trzy miesiące czy pół
roku. Ryan też powinien tego chcieć.
W drodze do motelu zatrzymali się przed chińską restauracją z daniami na wynos. Peter zostawił Ryana i Violet w
samochodzie i wszedł do środka.
Pół godziny później, gdy siedzieli w pokoju Ryana, żałował, że nie może dać mu butelki dobrego burbona. U osoby
z guzem mózgu alkohol mógł wywołać atak padaczki. Violet otworzyła pojemniki z jedzeniem i w pokoju rozszedł
się smakowity zapach. Żadne z nich nie miało apetytu, ale on i Violet zabrali się do jedzenia licząc, że Ryan pójdzie
za ich przykładem.
Ku ich zdziwieniu zrobił to, ale przez cały czas wpatrywał się w okno i milczał. Peter zdawał sobie sprawę, że
diagnoza, którą przed chwilą usłyszał, wciąż wydawała mu się czymś nierealnym i musi się z nią oswoić.
- Nie myślcie, że zamierzam leżeć i czekać, co będzie
66
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
67
- odezwał się nagle Ryan, niemal gniewnie. - Mam dużo do zrobienia. Dopóki wam nie pozwolę, nie piśniecie słowa
o mojej chorobie. Zrozumiano?
- Zrozumiano - odpowiedzieli równocześnie, choć żadne z nich tego nie zaaprobowało.
- Chcę wyjechać stąd jutro rano - zdecydował Ryan.
- Może być o ósmej?
- W porządku. - Peter kiwnął głową. - Muszę wracać jak najwcześniej, żeby zdążyć na obchód.
Violet zebrała puste pojemniki i wyniosła do łazienki. Milczała. Peter niepokoił się jej reakcją na diagnozę.
Wiedział, że była głęboko związana z Ryanem i patrzyła na jego sytuację nie tylko oczami lekarza. Przed wyjściem z
pokoju uścisnęła mocno Ryana.
Peter wyjął wizytówkę i położył ją obok telefonu.
- W każdej chwili do mnie dzwoń, nie bacząc na godzinę - powiedział do Ryana. - Jeśli nawet nie będzie mnie w
pokoju, będę miał przy sobie komórkę.
Ryan skinął głową i rzucił mu pełne wdzięczności spojrzenie.
- Schodami czy windą? - spytał Peter, gdy znaleźli się w holu.
- Schodami - zdecydowała szybko, kierując się ku klatce schodowej.
Stanąwszy przed drzwiami jej pokoju, Peter zauważył jak bardzo jest spięta. Wszedł za nią do środka.
Wystrój pokoju był niemal identyczny jak jego. Szerokie łóżko, szafa na ubrania, kącik wypoczynkowy. Violet
podeszła do okna. Kiedy się do niej zbliżył, zadrżała i westchnęła.
- Violet - powiedział łagodnie, wiedząc, że martwi się diagnozą Ryana i tłumi to w sobie, choć powinna to z siebie
wyrzucić. Niewiele mógł pomóc, więc tylko ją objął.
- Muszę być silna dla niego - wyszeptała. - Muszę być silna dla mojej rodziny. Nie mogę... - Głos jej się załamał,
przycisnęła głowę do piersi Petera i rozpłakała się.
Podprowadził ją do łóżka i usiadł obok.
- Kocham go, Peter. - Ukryła twarz w dłoniach. - Jest dla mnie niczym drugi ojciec. Nie mogę wprost w to uwierzyć.
- Nie znam Ryana zbyt długo, ale wiem, co to znaczy stracić kogoś ważnego.
- W tym właśnie problem, Peter, w stracie - zgodziła się. - Nie czujesz się tym zmęczony?
- Nie zawsze przegrywam, czasem wygrywam - odparł.
- Ja nie za często, w każdym razie ostatnio. - Violet potrząsnęła głową. - Te dwie kobiety, moje pacjentki ze
stwardnieniem rozsianym... Jedna jest młoda, ma dwójkę dzieci. Druga robi doktorat z afrykanistyki. Chce pracować
w ONZ i pomagać dzieciom. Oczywiście, teraz są lepsze leki, które można zastosować, ale przyjdzie taki dzień,
kiedy nie będę mogła im pomóc... Była jeszcze Anne - dodała po chwili i łzy znowu popłynęły jej z oczu. - Była w
ciąży, rozpoznałam tętniak. Zasugerowałam konsultację u neurochirurga. Doradziliśmy jej operację, bo była w
drugim trymestrze ciąży. Ona i jej mąż darzyli nas pełnym zaufaniem. Na stole operacyjnym tętniak pękł i
wykrwawiła się. Straciliśmy ją i dziecko. - Głos Violet był pełen głębokiego bólu.
Nie trzeba było dużo czasu, żeby się zorientować, jakim lekarzem jest Violet. Dbała o pacjentów, ponieważ czuła się
za nich odpowiedzialna, nawet w bardzo trudnych sytuacjach, na które nie miała żadnego wpływu. Choć nie była
obecna na sali, a operację przeprowadzał
68
KAREN ROSE SMITH
neurochirurg, miała poczucie winy, jakby to ona stała przy stole operacyjnym.
- Gdy zmarła, jej mąż nie powiedział, że to moja wina, bo Anne mi zaufała - ciągnęła dalej Violet.
- Pacjenci muszą nam ufać, inaczej leczenie nie będzie skuteczne - tłumaczył Peter.
- Wiem, ale chciałabym...
- Chciałabyś móc ich wszystkich wyleczyć - dokończył za nią.
Violet zwróciła ku niemu twarz, ich oczy się spotkały. Bardzo chciał ją pocałować, nie bacząc na swoje wcześniejsze
przemyślenia. Oczywiście, że mogli się rozebrać, pójść do łóżka i zapomnieć choć na chwilę o wszystkich troskach.
Ale co potem?
Przesunął dłoń po jej policzku i pocałował ją w czoło.
- Jestem taka zmęczona, Peter - wymamrotała - taka zmęczona brakiem odpowiedzi na wszystkie moje pytania,
powściąganiem emocji, niemożnością przyjścia z pomocą moim pacjentom.
Przez większość czasu oddanie pracy dominowało u Petera nad wszystkimi innymi uczuciami. Bywały jednak dni,
kiedy czuł się tak samo jak w tej chwili Violet - wykończony psychicznie, wypalony, niepewny, czy następnego dnia
zdoła się podnieść z łóżka. Miał irracjonalne wrażenie, że zna Violet znacznie dłużej niż tydzień. Istniejąca między
nimi więź wynikała z ich troski o Ryana i podobnego podejścia do pracy. Przeczuwał, że nie tylko, chciał tę więź
utrzymać.
- Chodź - powiedział parę minut później, wyciągając do niej ramiona. - Utulę cię przez chwilę. Tylko utulę. Może
jeśli zrzucisz z siebie część tego brzemienia, będzie ci łatwiej?
W pierwszej chwili wyglądało na to, że odmówi, ale
SERCE ZE ZŁOTA 69
westchnęła głęboko i wtuliła się w jego ramiona. Pogładził ją delikatnie po włosach. Poczuł, że się rozluźnia i
uspokaja.
- To do mnie niepodobne, Peter - tłumaczyła się. - Ja nigdy nikogo nie potrzebuję.
Nie przestawał gładzić jej włosów, a kiedy jej oddech stał się wolniejszy i głębszy, zaczął się zastanawiać, dlaczego
Violet wzbrania się przed tym, żeby kogoś potrzebować.
Lepiej nie pytać, uznał. Gdyby to zrobił, jeszcze bardziej by się zaangażował.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Violet nigdy nie czuła się tak bezpieczna... tak chroniona.
Dlaczego miałaby być chroniona?
Nagle przypomniała sobie wczorajszy dzień i diagnozę postawioną przez doktora Grimaldiego, bladą twarz Ryana,
swoje załamanie ostatniej nocy i... Petera.
Obudziła się w jego ramionach. Nie miała pojęcia, czy zmienili pozycję czy trwali tak od chwili, gdy ją objął.
Trzymał ją w pasie, brodą dotykał jej głowy, a ciałem niemal do niej przylegał. Zanim zasnęła, zorientowała się, że
jestpodniecony, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi.
Wiedziała dlaczego. Jako człowiek praktyczny i patrzący w przyszłość musiał być bardzo zdyscyplinowany. Żadne z
nich nie życzyło sobie komplikacji w życiu, a tak by się pewnie stało, gdyby się teraz związali.
Chciała się wymknąć z łóżka, nie budząc go. Tymczasem gdy tylko się zsunęła, cofnął ramię i usłyszała jego głos tuż
nad głową.
- Już się obudziłaś?
Instynkt samozachowawczy kazał jej myśleć raczej o jego wygodzie niż o jego zapachu, silnej dłoni na biodrze,
muskularnych udach przyciśniętych do jej nóg.
- Tak - odpowiedziała z trudem. - Nie chciałam cię budzić, ale muszę wziąć prysznic, no i przebrać się, jeśli mamy
wyjechać z Ryanem o ósmej.
SERCE ZE ZŁOTA
71
Sama nie mogła uwierzyć, że z taką niechęcią wchodzi w nowy dzień i że wolałaby zostać w łóżku, nawet w ubraniu,
przytulona do Petera. Nie poznawała tej kobiety, jaką się stała w obecności doktora Clarka. Peszyło ją i przerażało
wrażenie, jakie na niej wywierał.
- Co do ostatniej nocy - zaczęła, nie wiedząc dokładnie, co powiedzieć - to nie byłam ja.
- Nie ty? - Peter uniósł się na łokciu i uśmiechnął. - Chcesz mi wmówić, że przytulałem się do klonu Violet Fortune?
- Ja nigdy nie wpadam w skrajne reakcje - zaczerwieniła się. - Nie poddaję się emocjom. Nawet jeśli chodzi o
medycynę, lekarzy i pacjentów.
- Ostatniej nocy wcale nie o to chodziło. - Peter spoważniał. - Chodziło o ciebie, bo martwiłaś się o Ryana i o to, co
ta diagnoza będzie oznaczać dla niego i jego rodziny. - Obserwował jej twarz. - Mamy na sobie pancerze ochronne,
które pomagają nam przetrwać każdy kolejny dzień. Ubiegłej nocy twój pancerz pękł.
- Nigdy przedtem to się nie zdarzyło - powiedziała Violet. - Nie mogę być tak wrażliwa w świecie zdominowanym
przez mężczyzn... Jestem bardziej obserwowana, ponieważ jestem kobietą. Nie zamierzam pozwolić, żeby to się
powtórzyło.
- W życiu osobistym czy zawodowym?
- W żadnej sferze życia nie mogę okazywać takiej wrażliwości. Ryan będzie mnie potrzebował i moja rodzina
również - zamyśliła się przez chwilę. - Wyeliminowanie moich osobistych uczuć, kiedy wrócę do Nowego Jorku,
będzie nieodzowne. Siła wyższa.
- Czy twoje osobiste uczucia mają coś wspólnego z radą, której udzieliłaś Anne?
- Ależ nie! - zaprotestowała gwałtownie. - Przeana-
72
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
73
lizowałam ryzyko. Rozważyłam jej szanse bez operacji i z operacją.
- To dlaczego obwiniasz się o to, co się stało? - zdziwił się Peter.
- Bo może nie przeanalizowałam wszystkiego dostatecznie dokładnie? - odparła.
- Violet, nie wierzę w to - przekonywał Peter. - Nie miałaś wpływu na to, co się stało. Nasi pacjenci myślą nieraz, że
jesteśmy wszechwiedzący, ale to nieprawda. Podjęłaś najwłaściwszą decyzję w tej sytuacji. Tylko tyle mogłaś
zrobić.
- Ona umarła, jej dziecko też. - Głos Violet się załamał.
- Z powodu tętniaka, a nie twojej rady.
Czy sytuacja zawsze jest czarna albo biała? Czy dlatego Peter jakoś się trzyma i godzi z tym, co nieuchronne?
- Zamiast koncentrować się na tym, czego nie można \ zmienić, pomóż mi przekonać Ryana, żeby zgodził się na '
leczenie. Nie pozwolę, żeby poddał się bez walki - powiedział.
- On zdecydowanie wzbrania się przed leczeniem i rozumiem jego punkt widzenia - zauważyła Violet. - Jeśli ma
umrzeć, to chce tak długo, jak będzie mógł, żyć pełnią życia. Abstrahując od chemioterapii, napro-mieniowywanie
guza też fatalnie wpłynie na jego stan ogólny.
- Ale jeśli może mu przedłużyć życie... - perswadował Peter.
- To nie będzie nasza decyzja. Podejmie ją Ryan.
- A ty chcesz, żeby tak po prostu zaakceptował werdykt? - zdziwił się Peter.
- Chcę, żeby Ryan spokojnie podjął decyzję.
- Spokój nie musi oznaczać poddania się. - Peter machnął ręką. - Zrobię, co będę mógł, żeby przekonać go do zmiany
decyzji.
- Idę pod prysznic - oświadczyła Violet i wstała z łóżka.
- Zawsze ucinasz w ten sposób rozmowę, która nie jest po twojej myśli? - Peter również wstał.
- Nie, ale różnimy się w poglądach, a tobie się wydaje, że im więcej będziesz mówić, tym prędzej mnie przekonasz.
Nic z tego.
Wzięła kosmetyczkę i poszła do łazienki.
- Spotkamy się w holu o ósmej - rzuciła jeszcze, zamykając za sobą drzwi.
W chwilę później usłyszała trzask drzwi od pokoju. Niezależnie od tego, czy zaczęła się tworzyć między nimi więź,
teraz została zerwana. Jakaś jej część poczuła ulgę, ale druga smutek.
Wciąż jeszcze czuła na sobie dotyk obejmującego ją ramienia Petera i jego serdeczną troskę. Niełatwo jej będzie
odzyskać równowagę.
Do „Flying Aces" wróciła wykończona. Zbyt duże napięcie panowało między nią a Peterem w sprawie Ryana... i nie
tylko.
Droga prowadząca na ranczo była wysadzana drzewami, rzucającymi cień poza ogrodzenie. Miles, Clyde i Steven
kupili to ranczo i doprowadzili je do rozkwitu, hodując bydło i drób. Budynek mieszkamy był ogromny, mieścił pięć
sypialni. Violet jednak wolała mieszkać w małym domku przy basenie, gdzie miała zapewniony spokój i jaką taką
intymność.
Jej myśli cały czas mknęły ku Ryanowi. Jechała za nim aż do „Dwóch Koron", żeby mieć pewność, że
74
KAREN ROSE SMITH
bezpiecznie dotrze do domu. Pomachał do niej, gdy odjeżdżała. Wiedziała, że jest dumnym mężczyzną, który lubi
mieć wszystko pod kontrolą. Pragnęła, żeby dzielił to, co go spotkało z bliskimi mu osobami, dającymi wsparcie w
ciężkich chwilach.
Zbliżyła się do drzwi i już miała je otworzyć, gdy zobaczyła przyczepioną kartkę. Rozłożyła ją i od razu poznała
pismo.
„Viołet,
Wróciliśmy! Przyjdź do nas, to pogadamy. Miesiąc miodowy był cudowny.
Pozdrawiam, Jessica"
Przyjaźniły się z Jessiką od czasów dzieciństwa. Kiedy przyjaciółce zagroził maniak, mający obsesję na jej punkcie,
Violet zaproponowała, żeby zamieszkała przez jakiś czas we „Flying Aces". Miała też cichą nadzieję, że Jessica i
Clyde coś do siebie poczują. Jessica potrzebowała obrońcy, a Clyde opiekuńczej kobiety. Zakochali się w sobie, a
właściwie to Clyde stracił kompletnie głowę, bo Jessica podkochiwała się w nim od dawna. Musieli wrócić z
podróży poślubnej zeszłego wieczoru albo dziś rano.
Violet obróciła się na pięcie i pobiegła do głównego budynku.
Jessica i Clyde właśnie siedzieli przy lunchu, gdy weszła do jadalni. Na jej widok Jessica zerwała się z krzesła.
Wyglądała promiennie, najwyraźniej małżeństwo jej służyło.
- Witaj - objęła ją serdecznie i uściskała.
Potrząsnęła włosami, jej niebieskie oczy rozbłysły, gdy przyjrzała się Violet.
SERCE ZE ZŁOTA
75
- Miles nie potrafił dać nam odpowiedzi, gdy pytaliśmy go, dokąd pojechałaś.
- Bo Miles nie wiedział - powiedziała Violet zgodnie z prawdą.
Jessica spojrzała na nią z wyraźną ciekawością, ale Violet nieznacznie potrząsnęła głową i przyjaciółka zorientowała
się, że nie należy drążyć tego tematu.
Clyde jednak był bardziej dociekliwy. Wyróżniał się nie tylko słuszną posturą, ale też potężnym uporem.
- Dlaczego nie powiedziałaś Milesowi, dokąd jedziesz? - Przygwoździł siostrę spojrzeniem ciemnych oczu.
- Bo to nie jego sprawa - odparła Violet z uśmiechem.
- Podobno zostawiłaś kartkę, że wyjeżdżasz z miasta - ciągnął dalej.
- I tak było - przyznała Violet. Nie lubiła mieć tajemnic przed braćmi, ale nie mogła zawieść zaufania Ryana.
- Dokąd pojechałaś?
- Miałam coś do załatwienia w Houston. - Jeśliby mu nie odpowiedziała, ciągnąłby to przesłuchanie w nie-
skończoność.
Jessica wzięła męża pod ramię.
- Daj spokój. Czy nie możemy usiąść i zjeść spokojnie we troje lunchu?
- Violet. - Clyde nie ustępował. - Co to była za sprawa?
- Ja mam swoje życie, braciszku, ty swoje. Nie traktuj mnie jakbym miała piętnaście lat. - Po wyrazie oczu Clyde'a
poznała, że dobrze pamiętał, co jej się przytrafiło, gdy była nastolatką.
- Pojechałaś sama? - indagował dalej.
- Jeśli nie przestaniesz, wracam do siebie - ostrzegła.
76
KAREN ROSE SMITH
- Dobrze, ale w czasie kiedy tu mieszkasz, jestem za ciebie odpowiedzialny - zaznaczył Clyde.
- Sama za siebie odpowiadam - zaoponowała Violet. - Zapomniałeś, że mieszkam w Nowym Jorku? Myślisz, że nie
poradzę sobie w Red Rock czy w Houston?
- Chciałbym tylko znać twoje plany - mruknął Clyde i usiadł z powrotem przy stole.
Jessica wskazała trzecie nakrycie.
- Miałam nadzieję, że dołączysz do nas - uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Miles nas zaopatrzył w jedzenie na kilka
najbliższych dni.
- A więc opowiedzcie mi o podróży poślubnej - poprosiła, przygotowując sobie kanapkę.
- Było cudownie. - Jessica zaczerwieniła się i rzuciła mężowi porozumiewawcze spojrzenie.
- Powinnaś się wybrać do Cancun - poradził siostrze Clyde, usiłując ukryć uśmiech. Wyciągnął rękę, żeby ująć dłoń
żony.
- A propos wyjazdów, wciąż planujesz wypad do Włoch? - Violet zwróciła się do Jessiki.
- Na bardzo krótko. Myślę, że Clyde mógłby pojechać ze mną. - Popatrzyła na męża z nadzieją.
- Tak, mógłbym. Jeśli Miles zgodzi się zostać na gospodarstwie. - Clyde ściskał jej rękę.
- A co z twoim kontraktem? - Violet była ciekawa, co będzie z pracą zawodową Jessiki, teraz, gdy wyszła za mąż.
- Będę pracować na pół etatu, jako rzecznik mojej firmy. Przez większość czasu będę w domu.
Po lunchu Clyde wstał, pocałował żonę i wyszedł, doglądnąć czegoś na ranczu.
- Na przyszły raz powiadom mnie, jak będziesz się gdzieś wybierać - rzucił w stronę Violet.
SERCE ZE ZŁOTA
77
- Wiesz, że martwi się o ciebie - powiedziała łagodnie Jessica.
- Niepotrzebnie, nie ma żadnych powodów do zmartwienia - żachnęła się Violet.
- Chcesz to przyznać czy nie, ale przyjechałaś tu w kiepskiej formie - zauważyła Jessica. - Wciąż obwiniasz się o
śmierć swojej pacjentki?
- Nie wiem - zawahała się Violet. - Próbowałam jakoś się z tym uporać. Ciąży mi to nadal, choć już nie tak bardzo jak
przedtem.
- Zdecydowałaś już, kiedy wracasz do pracy?
- Jeszcze nie. - Violet miała świadomość, że na tę decyzję w dużym stopniu wpłynie stan Ryana.
- Miles nam opowiadał, że brałaś udział w aukcji kawalerów - roześmiała się Jessica. - Podobno kupiłaś sobie randkę
z Peterem Clarkiem.
- Czy jedynym tematem rozmów moich braci jest moje życie osobiste? - jęknęła Violet.
- Nie, rozmawiają też o produkcji jaj i karmie dla kurcząt - roześmiała się Jessica. - Ale nawet ja muszę przyznać, że
twoja licytacja jest o wiele bardziej interesująca. Nie miałam pojęcia, że znasz tego neurochirurga. A może spojrzałaś
na niego, gdy był na wybiegu, wasze oczy się spotkały i bach, przebiłaś wszystkie inne kobiety na sali?
- Poznałam Petera i jakoś wplątałam się w tę całą aukcję charytatywną. - Było to mniej więcej prawdą.
- Na kiedy jesteście umówieni? - spytała Jessica. Po sprzeczce z Peterem Violet przypuszczała, że ich
randka być może w ogóle nie dojdzie do skutku.
- Nie jestem pewna - zastanowiła się. - Znasz lekarzy, wiesz, jacy są zajęci. Możliwe, że nic z tego nie będzie. On
dużo pracuje.
78
KAREN ROSE SMITH
- A chciałabyś, żeby było?
Violet nigdy nie umiała kłamać ani dawać wykrętnych odpowiedzi.
- Nawet jeśli pojedziemy na ten weekend, pewno na tym się skończy - powiedziała szczerze. - On jest tutaj, ja
wracam do Nowego Jorku.
- Zabrzmiało to tak, jakbyś myślała o czymś więcej niż tylko o randce wylicytowanej na aukcji - zauważyła Jessica.
Violet przemilczała tę uwagę przyjaciółki. Wydało się jej, że to najlepsze wyjście.
- Jeśli tak cię zainteresował, to musi być kimś szczególnym. - Jessica popatrzyła na nią zaintrygowana.
- O ile wiem, wolisz czytać pisma medyczne hiż umawiać się na randki.
- On jest kimś szczególnym - zgodziła się Violet.
- Ma pacjentkę, do której mnie zaprowadził. - Opowiedziała Jessice pokrótce o Celeste.
- Odwiedzisz ją jeszcze? - zainteresowała się Jessica.
- Tak, dziś wieczorem. Jutro ma operację i na pewno jest śmiertelnie przerażona. Nie mogę znieść myśli, że leży tam
całkiem sama. Powinnaś ją zobaczyć, Jes-sico. Te duże czarne oczy, na widok których serce mi pęka.
- Jestem pewna, że każda chwila, którą z nią spędzisz, da jej bardzo dużo - stwierdziła Jessica.
- A ja myślę, że każda chwila z nią daje bardzo dużo mnie - odrzekła Violet.
Podniosła wzrok na przyjaciółkę. Jessica nie zadała już żadnych pytań, choć widać było, że cisną się jej na usta.
Violet była jej za to wdzięczna. Podejrzewała, że i tak nie znałaby na nie odpowiedzi.
SERCE ZE ZŁOTA
79
Tego samego dnia późnym popołudniem Violet wstąpiła do dyżurki pielęgniarek zapytać o stan Celeste. Inaczej niż
w piątkowy wieczór, w szpitalu panował duży ruch, kręciło się też wielu odwiedzających. Choć Violet nie znała tego
szpitala, czuła się w nim jak w domu, tak zresztą jak w większości szpitali, które odwiedzała.
Zajrzała przez przeszklone drzwi do kabiny dziewczynki. Na ekranie telewizora widać było skaczącego i
krzyczącego kaczora Donalda. Gdy weszła do środka, uwaga Celeste natychmiast skoncentrowała się na Violet.
- Cześć mała. - Usiadła obok łóżka dziewczynki.
- Wróciłaś - ucieszyła się, ale mówiła trochę niewyraźnie.
- Mówiłam, że przyjdę. - Violet wzięła ją za rękę. - Jutro doktor Clark zajmie się tobą.
- Tak, wiem. - Celeste kiwnęła głową. - Czytał mi bajkę.
- Dzisiaj?
- Tak, zanim pielęgniarka nastawiła telewizor. Zmęczył mnie ten film - poskarżyła się.
- Domyślam się. Chcesz, żebym ci poczytała? - spytała Violet. - Którą książeczkę?
- Z tęczą na okładce - uśmiechnęła się Celeste. Nie upłynęło piętnaście minut, a do kabiny wszedł
Peter. Obrzucił wzrokiem Violet, zwracając uwagę na poziomkowy sweter, który miała na sobie i luźne spodnie oraz
sposób, w jaki trzymała rękę dziewczynki.
- Jak się czuje moja ulubiona pacjentka? - Odezwał się przyjaźnie do Celeste.
- Okay. Violet czyta mi książeczkę.
- Widzę. Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że jutro rano obudzimy cię bardzo wcześnie, żeby zacząć naprawiać twój
kręgosłup - oznajmił.
80
KAREN ROSE SMITH
- I potem będę mogła wstać z łóżka? - ucieszyła się dziewczynka.
- Jeszcze nie jutro. - Peter spoważniał. -1 może nie pojutrze, ale kiedy plecy zaczną ci się goić, będziesz mogła wstać.
Violet zerknęła na zegarek.
- Muszę na chwilkę wyjść. - Pochyliła się i odgarnęła Celeste włosy z czoła. - Ale zaraz wrócę i jeszcze ci poczytam.
Albo pooglądamy sobie razem telewizję.
- A jutro przyjdziesz? - spytała Celeste.
Violet była głęboko wzruszona. To dziecko potrzebowało jakiejś przyjaznej osoby oprócz Petera. Potrzebowało
kobiecej opieki i Violet mogła jej ją ofiarować.
- Będziesz spała w czasie operacji. A gdy się obudzisz, ja tu będę - zapewniła ją.
- Obiecujesz?
- Obiecuję i przyrzekam, że za chwilkę wrócę. - Pocałowała dziewczynkę w czoło i wyszła.
Nie zamierzała rozmawiać z Peterem, więc poszła w stronę windy. Dogonił ją i chwycił za rękę. Przeszedł ją dreszcz,
ale nie dala tego poznać po sobie.
- Coś się stało? - zaniepokoiła się.
Z jego twarzy trudno było cokolwiek wyczytać. Był ubrany na sportowo, w dżinsy i niebieską koszulę z pod-
winiętymi rękawami.
- Jej operacja trochę potrwa - powiedział. - Do wieczora nie będzie w stanie przyjmować żadnych odwiedzin.
- Może odwiedzin nie, ale myślę, że to dla niej ważne, żeby ktoś przy niej był. Nawet jeśli będzie spać, wyczuje moją
obecność. O której zaczyna się operacja?
- Wyznaczyłem ją na ósmą - odparł.
SERCE ZE ZŁOTA
81
- Czy będę mogła przyjść, zanim ją zabiorą na salę operacyjną? - spytała Violet.
- Myślę, że tak. - Peter wyglądał na zakłopotanego. - Rozmawiałem z jej opiekunką socjalną. Nie będzie mogła
przyjść przed operacją.
- W porządku. Wobec tego zjawię się o siódmej i nie będę nikomu przeszkadzać. Chcę tylko, żeby Celeste wiedziała,
że nie jest sama.
- Nigdy nie mpwisz ani nie robisz tego, czego się spodziewam - wyznał Peter szczerze i wyraz jego twarzy
złagodniał.
- Nie rozumiem, co masz na myśli - żachnęła się Violet.
- Zanim przyjechałaś do Red Rock, wyrobiłem sobie zdanie na twój temat na podstawie tego, co mówił Ryan, twoi
bracia i, wybacz, plotki krążące w środowisku. Ma pani opinię, pani doktor, doskonałego diagnosty - kontynuował. -
W Red Rock mówi się, że jako jedyna dziewczyna w rodzinie, oprócz twojej matki... - przerwał, jakby chciał się
zastanowić nad tym, co ma powiedzieć.
- Dokończ - zachęciła go.
- Nieważne. Nie powinienem był zaczynać tej rozmowy - mruknął.
- Ale zacząłeś i domyślam się, o co chodzi. Moja rodzina miała pieniądze. Ja byłam jedyną dziewczynką. No i
musiałam być rozpieszczana, przyzwyczajona robić to, co chcę. Czy tak?
- Przynależność do Fortune'ow nie zawsze jest taka wspaniała, jak się uważa, prawda? - Postąpił krok bliżej.
- Ma więcej zalet niż wad. - Violet wzruszyła ramionami. - Prawdą jest, że mi dogadzano i na wszystko pozwalano.
A jednak jako dziewczynka byłam samotna.
82
KAREN ROSE SMITH
To dlatego choć trochę potrafię się wczuć w sytuację Celeste.
Stali blisko siebie i Violet przypomniała sobie wszystkie szczegóły minionej nocy. A kiedy wzrok Petera padł na jej
usta, poczuła, że miękną jej kolana.
- Skoro będziesz tu jutro - Peter cofnął się nieco - znajdę cię po operacji i powiem, jak przebiegła.
- Będę w holu koło recepcji. Peter - dodała jeszcze, gdy się odwrócił - będę się modlić, żeby wszystko poszło dobrze.
Gdy odszedł, wsiadła do windy i oparła się o ścianę. Peter Clark wstrząsnął jej światem i teraz to ona musi
zdecydować, czy dopuścić go do tego świata, czy trzymać z daleka.
Trzeciej możliwości nie ma.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Po nocy spędzonej w Houston, kiedy przez większą część nocy obejmował Violet i czuwał nad jej snem, Peter podjął
decyzję. Postanowił natychmiast położyć kres temu, co dokonywało się między nimi. Niejeden raz mówił sobie, że
przyjemność fizyczna jest czymś przelotnym. Aczkolwiek instynktownie czuł, że byłoby im z Violet dobrze,
wiedział również, że nie powinni sobie pozwolić na zbliżenie.
Violet bowiem reprezentowała ten typ kobiet, z jakimi się nie umawiał. Jej życie było podporządkowane karierze,
jego również. Jeśli dodać do tego dzielącą ich odległość, zmierzaliby wprost ku katastrofie. Ludzie w ich wieku mieli
już ułożone życie i trwałe nawyki. A wszelkie zmiany powodują problemy. On pragnął kobiety, dla której
najważniejszy byłby dom i rodzina.
Mimo swego rozsądku, poczuł znowu gwałtowny ucisk w żołądku, gdy wczesnym rankiem w poniedziałek zobaczył
Violet u Celeste. Pochylała się nad dziewczynką i trzymając ją za rękę, dodawała jej otuchy przed operacją.
Zadowolony, że nie ma czasu na rozmowę, powiedział tylko, że powiadomi ją, gdy operacja się zakończy.
Po trzech godzinach byl niemal pewien, że już jej nie zastanie. Tymczasem ona stała w holu, wpatrzona w okno.
- Violet - odezwał się.
84
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
85
Odwróciła się błyskawicznie z wyrazem oczekiwania na twarzy.
- Operacja kręgosłupa przebiegła pomyślnie - powiedział. - Rokowania zależą od tego, na ile Celeste będzie chciała
wyzdrowieć. Przez dwie godziny pozostanie w sali pooperacyjnej, potem wróci na OIOM. Jutro przeniesiemy ją na
oddział.
Jeśli chciał trzymać się od Violet na dystans, to nie bardzo mógł, bo podbiegła do niego uradowana i popatrzyła na
niego z wdzięcznością.
- Dopóki będę w Red Rock, postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby jak najszybciej wracała do
zdrowia. Potrzebny jej ktoś, kto by jej dodawał otuchy... oprócz ciebie - dodała.
- Będzie tego potrzebować, zwłaszcza gdy zacznie chodzić - przytaknął Peter. - Rehabilitacja jest ciężka, ale dzieci
na ogół nieźle ją znoszą. - Zamilkł, nie chcąc przedłużać jozmowy, ale musiał wspomnieć jeszcze o dwóch sprawach.
- Rozmawiałaś z Ryanem? - spytał.
- Nie, chciałam dać mu trochę czasu. Martwię się o niego. Po południu do niego zadzwonię.
- Mam zamiar go zaprosić na lunch albo kolację - dodał Peter - żeby przedyskutować program leczenia. Nie może
trwać w przekonaniu, że nie ma dla niego żadnej nadziei.
Poznał po wyrazie twarzy Violet, że walczy ze sobą. Z jednej strony bardzo chciała, żeby Ryan poddał się terapii, z
drugiej musiała zaakceptować jego decyzję, niezależnie od tego, jaka by ona nie była.
Peter nie mógł tego zrobić, po prostu nie mógł. Nie wiedział, co to znaczy poddać się i zamierzał zaszczepić trochę
swego ducha walki Ryanowi.
Violet miała zapewne inne niż on doświadczenia z pacjentami. Może dlatego, że była przede wszystkim diagnostą,
gdy tymczasem on, jako chirurg, brał aktywny udział w leczeniu.
Wciąż świadomy wrażenia, jakie wywiera na nim bliskość Violet, przeszedł do drugiego tematu rozmowy.
Zapomniał już, jak to jest umawiać się na randkę.
- Przejrzałem swój plan zajęć na weekend - zaczął. - Wylicytowałaś randkę na Riverwalk. Wciąż masz na nią ochotę?
- Jeśli ty masz - odpowiedziała, spojrzawszy mu przeciągle w oczy.
Pięknie. Przerzuciła piłeczkę na jego stronę.
- Wywiązuję się ze swoich zobowiązań - zapewnił ją Peter. - W sobotę mam wolne. Co byś powiedziała na siódmą
wieczór?
- Odpowiada mi - skinęła głową.
Zabrzmiało to tak, jakby czekała na to spotkanie. Ku swemu zdziwieniu, on też.
Mąż jej unika.
Lily siedziała w salonie, czytając, gdy we wtorek po południu Ryan wrócił ze stajni. Prześliznął się po niej
spojrzeniem i poinformował, że idzie się przebrać na spotkanie biznesowe w San Antonio.
Lily rzuciła ze złością pismo na stolik. Spotkanie biznesowe! Ostatnio miał ich stanowczo za dużo. Oczy zaszły jej
łzami, gdy przypomniała sobie zachowanie Melissy Wilkes na aukcji kawalerów. Mężatka czy nie, zawzięła się na
jej męża.
Po ponownym zejściu się z Ryanem i ślubie stali się sobie bardziej bliscy niż w czasach młodości. W ostatnich
tygodniach jednak Ryąn stał się jakiś daleki, a ona
86 KAREN ROSE SMITH
nie wiedziała, co robić. Pytała go, czy stało się coś złego, ale tak jak podejrzewała, twierdził, że nic mu nie jest. Jego
zachowanie jednak przeczyło słowom. A ona nie należała do kobiet, które biernie czekają na rozwój wydarzeń.
- Wrócisz na kolację? - spytała, gdy Ryan wszedł do salonu przebrany do wyjścia.
- Wątpię. Zjedz sama. - Skierował się do drzwi. - Zobaczymy się po moim powrocie.
Zobaczymy się po jego powrocie? Kiedy wróci od innej kobiety? Po okazaniu prawdziwych uczuć innej? Nie dał jej
nawet szansy pocałowania go na pożegnanie. Dzieje się coś złego, niezależnie od tego czy on to przyzna, czy nie.
Lily wstała energicznie z fotela, chwyciła torebkę i wybiegła tylnym wyjściem do garażu. Odczekała chwilę, aż Ryan
wyjechał swoją furgonetką, odliczyła do dwudziestu i ruszyła za nim.
Jechał wTcierunku San Antonio - szosą od wschodu. Kilka razy omal go nie zgubiła, ale wkrótce udało się jej go
dogonić. Serce waliło jej niczym miot pneumatyczny. Kobieca intuicja mówiła, że nie zmierza na spotkanie
biznesowe, zaczęła się obawiać, że wpada w paranoję.
W końcu dojechali do nowego, eleganckiego osiedla wolno stojących domów. Ryan skręcił w prawo, potem w lewo,
wreszcie wjechał na podjazd prowadzący do ładnego, piętrowego domu z cegły.
Lily zaparkowała w cieniu po przeciwległej stronie ulicy, szybko wyjęła ze schowka małą lornetkę i skierowała ją na
drzwi wejściowe. Tak jak się obawiała, drzwi otworzyła kobieta. Mogła mieć około trzydziestu lat, miała długie,
proste jasne włosy, była bardzo zgrabna
SERCE ZE ZŁOTA 87
i bardzo ładna, choć wydawała się bardzo blada. Ku przerażeniu Lily obok kobiety pojawił się może dziesięcioletni
chłopiec z jasnymi włosami, równo obciętymi nad czołem. Miał na sobie strój piłkarski i uśmiechał się do Ryana.
Ryan wziął go w ramiona i uściskał.
Ten widok Lily wystarczył. Łzy popłynęły jej z oczy, z trudem się uspokoiła. Drzwi od domu zamknęły się, cała
trójka znikła w środku.
Pozostało jej odjechać jak najszybciej, wrócić na ran-czo i zastanowić się, co robić dalej. W tej chwili czuła, że boli
ją serce, i wiedziała, że nic już nie będzie takie jak dawniej.
Riverwalk było w San Antonio miejscem szczególnym, gdzie zawsze coś się działo, zwłaszcza w sobotnie wieczory.
W sportowej bluzce i spodniach Violet szła obok Petera, życząc sobie, żeby ulotniło się wreszcie to skrępowanie,
jakie odczuwali oboje od chwili, kiedy Peter przyjechał po nią na ranczo. Wsiadając do samochodu, zauważyła, że
Miles obserwuje ich z okna swego domu. Zarówno on, jak i Clyde wiedzieli o jej wylicyto-wanej randce i kpili z niej
bezlitośnie. Jessica natomiast była ciekawa, czy Violet widziała się z Peterem w szpitalu, gdy poszła odwiedzić
Celeste.
Faktem było, że Violet nie widziała go od tego popołudnia, kiedy operował dziewczynkę. Nie mógł jej unikać, bo
bywała w szpitalu w różnych godzinach. Teraz jednak wyczuwała między nimi jakiś niewidoczny mur i nie miała
pojęcia, jak go usunąć.
- Przyjemny wieczór - zauważył Peter, przerywając milczenie.
Szli brukowaną ścieżką, w powietrzu unosił się zapach grillowanej cebuli i steków, owoców morza i czosnku,
88
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
89
słychać było ożywione rozmowy, sygnały taksówki wodnej, huk przelatujących samolotów.
Violet rzuciła okiem na Petera. Doskonale się prezentował w spodniach koloru khaki i sportowej koszuli w paski.
- Byłoby przyjemniej, gdybym nie czuła się jak na wymuszonej randce - odparła szczerze, w nadziei, że rozładuje
atmosferę.
Peter zatrzymał się i popatrzył na nią z niewyraźnym uśmiechem.
- Ach tak. Myślałem, że tylko ja tak się czuję.
- Chciałam tu przyjść dziś wieczorem - powiedziała Violet. - Tylko wolałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi, a nie...
przeciwnikami. Powinniśmy być po tej samej stronie.
- Znalazłem szpital w Nowym Jorku, który przyjmuje pacjentów do programu badań klinicznych - powiedział Peter
po dłuższej chwili, zmieniając temat. - Jeśli Ryan się zakwalifikuje, przyjmą go.
- A jeśli nie zechce być zakwalifikowany? - spytała Violet.
Peter wziął ją pod rękę i poprowadził do ławki pod rozłożystym dębem. Usiedli.
- Przekonam go, żeby chociaż rozważył tę możliwość.
- Czasami nawet lekarze muszą ugiąć się przed tym, co nieuchronne - zauważyła.
- Być może, ale mogę ci powiedzieć, że nawet jeden tydzień życia więcej ma ogromne znaczenie dla bliskich,
których się pozostawia - przekonywał Peter.
- Twoja rodzina została bez matki. To dlatego jesteś tak zdeterminowany? - odważyła się zapytać.
- Moja matka była uosobieniem dobrze przeżytego życia. Nigdy nie miała dość pracy dla innych. Na pierwszym
miejscu była rodzina z przysposobionymi dziećmi włącznie, ale to nie wszystko. Była wolontariuszką w sklepie z
rzeczami używanymi dla osób ubogich, pomagała wydawać darmowe posiłki. W obiegowym znaczeniu tego słowa
nie była kobietą sukcesu, ale w kategoriach humanitaryzmu była osobą niemal doskonałą.
- Na co zmarła?
- Nieważne - mruknął Peter, odwracając wzrok.
- Owszem, ważne. - Violet położyła mu rękę na ramieniu. - Powiedz, proszę.
- Miała kilka napadów zawrotu głowy. Lekarze zalecili badanie i okazało się, że ma guza mózgu. Po trzech
miesiącach już nie żyła. Wytłumaczenie nam, że poszła do nieba niewiele dało. Wciąż myśleliśmy o mamie, a nie
minął rok, gdy ojciec powtórnie się ożenił.
- Szybko - zauważyła Violet.
- Za szybko jak dla mnie - przyznał Peter. - Linda i Stacey jakoś się z tym pogodziły, może dlatego, że były
dziewczynkami i potrzebowały matki. Mnie żadna zastępcza matka nie była potrzebna. Zachowałem pamięć o tej
jednej, którą miałem. Żeniąc się tak pospiesznie, ojciec niejako podkreślił, że życie toczy się dalej, a mama już się nie
liczy - powiedział z wyczuwalną dezaprobatą w głosie.
- Jestem pewna, że tak nie myślał - obruszyła się Violet.
- Nie. Rozmawialiśmy o tym później. Przed moim wyjazdem-do college'u odbyliśmy jedną z tych pogawędek ojca i
syna, które napawają lękiem jednego i drugiego. Mówił znacznie więcej niż ja. Podejrzewam, że wyczuwał, iż mogę
wyjechać i nie wrócić.
- A mogło się tak zdarzyć? - spytała Violet.
90
KAREN ROSE SMITH
91
Peter zamyślił się chwilę.
- Nie. Za bardzo troszczyłem się o Stacey, Lindę i pozostałe dzieciaki. I kochałem ojca - wyznał szczerze.
- Tyle że nie akceptowałem tego, co zrobił. Wyjaśnił mi, że Charlene pojawiła się we właściwym czasie. Po śmierci
mamy czuł się bardzo samotny i zagubiony i że potrzebował kogoś, kto pomógłby mu uporać się z tą sytuacją.
Mieszkała z nami dwójka przygarniętych dzieci
- Jamie i Carla - które były młodsze od Lindy. Charlene wkroczyła i zaczęła rządzić w domu, ale nie bardzo jej się to
udało. Jamie i Carla zostali z nami jeszcze przez rok, po czym Jamie wrócił do swojej matki, a Carla została
zaadoptowana. Potem Charlene i ojciec nie brali już dzieci. Założę się, że przez nasz dom przewinęło się za życia
mamy przynajmniej piętnaścioro dzieci.
- Nie każda kobieta może być matką dla wszystkich dzieci. - Violet wystąpiła w obronie Charlene.
- Już wtedy miałem tego świadomość - zgodził się Peter. -1 wiem, że sytuacja Charlene była bardzo niekorzystna,
jeśli o mnie chodzi. Ale nigdy nie spełniła moich oczekiwań.
- A teraz jak ją oceniasz? - zainteresowała się Violet.
- Uczyniła mego ojca szczęśliwym - powiedział Peter. - Zaprzyjaźniła się z Lindą i Stacey, często do siebie dzwonią.
Jeśli o mnie chodzi, to szanujemy się nawzajem, ale zachowujemy wobec siebie dystans. I tak już pozostanie.
- A ty zostałeś neurochirurgiem, żeby pacjenci nie umierali na raka mózgu, czy tak? - domyśliła się Violet.
- Coś w tym rodzaju - zgodził się Peter i wstał z ławki. - Teraz znasz już historię Petera Clarka i wiesz, dlaczego
uważam, że Ryan powinien wykorzystać szansę, jaką daje leczenie.
- Teoretycznie się z tobą zgadzam. - Violet też wstała. - Ale nie jesteśmy na miejscu Ryana, a on chce maksymalnie
wykorzystać czas, jaki mu pozostał.
Peter potrząsnął głową i uśmiechnął się.
- No dobrze, lecz jeśli mamy miło spędzić dzisiejszy wieczór, to niech już każde zostanie przy swoim zdaniu.
- Masz rację - zgodziła się Violet.
- W takim razie zapraszam cię do mojej ulubionej restauracji. - Peter wskazał kolorowe parasole na tarasie. - Dają
tam najlepsze homary, jakie w życiu jadłem.
Po półtorej godziny Violet odłożyła widelec i wytarła usta.
- Miałeś rację. Pyszne jedzenie. A ciasto czekoladowe było wprost bajeczne - zachwycała się. - Myślisz, że szef
kuchni da mi przepis?
- Jak zapłacisz - roześmiał się Peter.
Violet odsunęła pusty talerz i zatrzymała wzrok na twarzy Petera. Po raz kolejny stwierdziła, że jest bardzo
przystojny, poza tym jego stanowczość podobała się jej, bo świadczyła o silnym charakterze.
Czas upływał im bardzo szybko. Violet wciąż musiała sobie przypominać, że to nie jest prawdziwa randka. Peter nie
zaprosił jej tutaj z własnej woli, po prostu kupiła sobie jego towarzystwo na ten czas.
Kiedy kończyli jeść, zaczął grać zespół muzyczny i na parkiecie pojawiło się kilka par.
- Może zj esz j eszcze kawałek ciasta? - zaproponował Peter.
- Nie, dziękuję - potrząsnęła głową. - Dżinsy już mnie cisną. W Nowym Jorku na ogół poprzestaję na czarnej kawie
i jogurcie.
- Uważam, że nie masz żadnych powodów do głodzenia się - zauważył.
92
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
93
Ten komplement i spojrzenie jego zielonych oczu sprawiły, że tętno znowu jej przyspieszyło. Naprawdę nie miała
wprawy we flirtowaniu i nie bardzo wiedziała, jak się zachować.
- Skoro odmawiasz następnego deseru, to co byś powiedziała na taniec? - Peter pochylił się ku niej.
- Bardzo chętnie. - Puls jeszcze bardziej jej przyspieszył.
- Już prawie zapomniałem, jak się tańczy - wyznał Peter niepewnie, obejmując ją.
- Ja również - szepnęła Violet.
- Nie masz czasu na spotkania i tańce, czy nie masz ochoty? - zainteresował się.
- Nie muszę ci mówić, że jak mam ochotę, to brak mi czasu. Kiedy mam czas, to zwykle jestem za bardzo zmęczona
albo mam za dużo spraw do załatwienia, żeby mieć ochotę - odpowiedziała.
- Może wytłumaczyłabyś to Lindzie i Stacey w moim imieniu - poprosił. - Wydaje im się, że kiedy w piątek czy
sobotę wieczorem nie odbieram telefonu, to znaczy, że robię sobie rundę po knajpach albo gdzieś szaleję. Nie są w
stanie zrozumieć, że samotny wieczór w domu jest całkiem niezłym sposobem spędzania czasu.
- A chciałbyś czegoś więcej? - zainteresowała się nagle Violet.
- Może któregoś dnia. Z właściwą osobą - zamyślił się.
- Skąd będziesz wiedział, że to ta? - To pytanie wydało się jej bardzo ważne.
- Po prostu będę wiedział.
Każde z nich tak myślało i wydawało się to proste. Nic jednak nie było proste, gdy Peter popatrzył jej w oczy i
przyciągnął bliżej ku sobie. Krew zaczęła jej żywiej krążyć i wiedziała, że ta reakcja to coś więcej niż chemia.
Podejrzewała, że i on to wie.
- Jeśli spędzimy ze sobą więcej czasu, możemy sobie przysporzyć kłopotów - powiedział Peter, zbliżając wargi do jej
skroni.
Violet wiedziała, że on ma rację, ale w tej chwili nie chciała się tym przejmować. Tutaj nikt na nikogo nie zwracał
uwagi. Zastanawiała się, czy Peter jest tak samo naelektryzowany jak ona. Nigdy jeszcze tak się nie czuła, będąc z
mężczyzną. Nigdy!
Kiedy Peter dotknął ustami jej ust, pocałunek stał się dla niej takim wydarzeniem jak obecność na środku Times
Square w wieczór sylwestrowy, spływ w dół Colorado River czy lot na Księżyc. Przeciągnął dłonią po jej plecach i
wiedziała, że chce wyczuć ramiączka stanika. Musiał poczuć jak drży. Wiedziała, że gdyby się kochali, później już
nic nie wyglądałoby tak samo. A potem wsunął rękę z przodu, między ich ciała i zrozumiała, że jest tak samo
zuchwały jak ona. Dotknął jej sutka przez bluzkę, jęknęła cicho. Zaczął jeszcze namiętniej pieścić jej pierś i jeszcze
bardziej zmysłowo całować, przyciskając ją mocniej do siebie.
Nagle zapragnęła się znaleźć gdziekolwiek, byle nie tu. Gdzieś w intymnym miejscu, w którym mogli zrzucić z
siebie ubrania i wędrować dłońmi po swoich obnażonych ciałach.
- Jak już powiedziałem, mogą być kłopoty - wymamrotał, oderwawszy usta od jej warg. - Zamierzasz wrócić do
Nowego Jorku, gdy wyjaśni się sprawa Ryana? - spytał.
Wiedziała, co by się stało, gdyby odpowiedziała, że nie. Wiedziała, co będzie, gdy odpowie, że tak. Musiała być
wobec niego uczciwa. Zawsze postępowała uczciwie.
94
KAREN ROSE SMITH
- Tak, wracam do Nowego Jorku. Tam jest moja praca i moje życie.
- Podobnie jak moje w Red Rock. - Peter przez krótką chwilę oparł brodę na jej głowie - Praca wypełnia ci większą
część życia - stwierdził, jak gdyby nie było w tym nic godnego uznania.
- Tobie również - parsknęła.
- Nie przeczę - przyznał - ale już próbowałem związku z lekarką. Zawsze na pierwszym miejscu stawiała pracę i...
Przerwał, a Violet rozpaczliwie chciała usłyszeć dalszy ciąg. Z tego, co opowiedział jej o matce i okresie swego
dorastania, podejrzewała, że pragnął związku z kobietą, która poświęciłaby się jemu i rodzinie. Najwyraźniej
przekonał się, że to niełatwe, tak jak ona przekonała się, mając piętnaście lat, że kobieta może szukać miłości w
niewłaściwych miejscach i może wierzyć, iż pożądanie ze strony mężczyzny uczyni ją mniej samotną... da
jej~szczęście.
Muzycy przestali grać i Violet uprzytomniła sobie, że również jej randka z Peterem dobiegła końca. Jeśli ulegną
wzajemnej sile przyciągania, zostaną oboje zranieni... i to bardzo.
Peter odprowadził ją w milczeniu do stolika. Rozumieli się bez słów.
Wzięła torebkę, Peter uregulował rachunek. W milczeniu opuścili restaurację i po raz pierwszy w życiu Violet
żałowała, że nie obrała innej drogi życiowej.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
W sobotę rano, gdy jej szyję objęły drobne rączki Celeste, łzy napłynęły Violet do oczu. Otarła je szybko. Nie była
osobą skłonną do płaczu. W ostatnich kilku tygodniach jednak nie bardzo mogła sobie poradzić ze sobą.
Za każdym razem, gdy wychodziła od Celeste, serce pękało jej z bólu. Było to o tyle dziwne, że nigdy wcześniej nie
przywiązała się tak do żadnego dziecka.
- Wrócisz jutro? - spytała dziewczynka.
- Oczywiście, przyjdę jeszcze dziś wieczorem - zapewniła ją. - Przyniosę nową książeczkę. Tę przeczytałyśmy już
chyba ze dwadzieścia razy.
- Nie tak dużo - zaśmiała się Celeste.
Godzinę później, opuszczając pokój dziewczynki, Violet zastanawiała się, czy nie byłoby lepiej, żeby Celeste nie
leżała w pokoju sama. Będzie musiała porozmawiać o tym z Peterem.
Oprócz separatek na oddziale była sala na sześć łóżek. Kiedy Violet ją mijała, usłyszała głos kobiety czytającej jakąś
bajkę. Rozpoznała go. To siostra Petera, Stacey, która prowadziła aukcję kawalerów.
Zajrzała do środka. Stacey zauważyła ją i dała znać, żeby zaczekała.
- Nie chciałam cię zatrzymywać - tłumaczyła się Stacey, gdy spotkały się na korytarzu.
- Nic się nie stało - uspokoiła ją Violet. - Mam czas.
- Jak tam twoja randka na Riverwalk?
96 KAREN ROSE SMITH
- Wieczorem jest tam pięknie - odparła Violet wymijająco.
- Dobra, dobra. - Stacey przekrzywiła głowę i rzuciła jej baczne spojrzenie. - Ale ja chcę wiedzieć, jak zachowywał
się mój brat.
- Jak prawdziwy dżentelmen. - Przynajmniej przez większą część wieczoru, dodała Violet w duchu.
- Nie przesadził z tym dżentelmeństwem? - zażar-/ towała Stacey.
- Był wspaniały - roześmiała się Violet. - Byliśmy na doskonałej kolacji i nawet zatańczyliśmy.
- Hm. Dowiem się czegoś więcej, jeśli jego zapytam?
- Wątpię.
- Zaczynasz go już lepiej poznawać. - Stacey spoważniała. - Miałam nadzieję...
- Na co? - Wpadła jej w słowo Violet.
- Ze zakochacie się w sobie do szaleństwa i będzie miał w życiu coś jeszcze oprócz pracy.
- Nie uważasz, że ma prawo żyć tak, jak chce? - żachnęła się Violet.
- Ależ on żyje tak, jak chce. - Stacey wzruszyła ramionami. - Na najwyższych obrotach. Nie umie wyhamować i nie
ma nawet czasu, żeby zobaczyć, jaki świat jest piękny. Kiedy widziałam, jak na ciebie patrzy, liczyłam, że może uda
ci się to zmienić.
- Może na chwilę - zastanowiła się Violet. - Ale on chce czegoś więcej, niż ja mogę mu dać.
- Peter ma za duże oczekiwania - zgodziła się Stacey.
- Wie, czego chce. Mieszkać w Red Rock i mieć żonę, która będzie dbała o dom i rodzinę.
- Widzę, że już go znasz - roześmiała się Stacey. Minione dwa tygodnie były takie dziwne. Nie łączyła
ich intymność w ścisłym tego słowa znaczeniu. A jednak
SERCE ZE ZŁOTA 97
panowała między nimi atmosfera intymności, czy im się to podobało czy nie. Zostali wciągnięci w sytuację, w której
bardzo prędko poznali się nawzajem.
- Zobaczysz się z nim jeszcze? - spytała Stacey, po czym usłyszawszy westchnienie Violet, dodała: - Wiem, wiem,
jestem wścibska, ale tak czy nie?
- Prawdopodobnie tylko ze względu na Celeste - odparła Violet z wyraźnym smutkiem.
Nagle Stacey pstryknęła palcami, a jej twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem.
- Mam świetny pomysł - oświadczyła. - Dziś wieczór odbędzie się w klubie przyjęcie z okazji rocznicy ślubu mego
taty. Może byś przyszła?
- Nie znam twego ojca ani jego żony - powiedziała Violet. - Czy to nie byłoby niestosowne?
- Skądże. Znasz mnie, Lindę i Petera - zachęcała Stacey. - Chciałabym, żebyś poznała ojca i Charlene. Myślę, że
byś.ją polubiła. Jest zaangażowana w pewien ważny projekt.
- Jaki? - zainteresowała się Violet.
- Przyjdź i sama ją zapytaj.
- Nie wiem... - zawahała się Violet.
- Posłuchaj, powiem ci jak będzie. Peter prawdopodobnie późno przyjdzie i wcześniej wyjdzie. Możesz go nawet nie
zobaczyć. Zaczynamy o siódmej, a zakończymy, kiedy skończy się bufet. Powiedz, że przyjdziesz, proszę.
- Muszę teraz odpowiedzieć?
- Nie. Jeśli będziesz miała ochotę, po prostu przyjdź - powiedziała Stacey. - Jeśli nie przyjdziesz, znajdę inną okazję,
żeby cię poznać z Charlene.
Violet była ciekawa, dlaczego Stacey tak lubi swoją macochę, podczas gdy Peter nie czuje do niej sympatii.
98 KAREN ROSE SMITH
- Wygląda na to, że macie dobre stosunki z macochą - zauważyła.
- Charlene jest fantastyczna - stwierdziła entuzjastycznie Stacey. - Wypełniła dużą lukę w naszym życiu. Nie było jej
łatwo stać się za jednym zamachem żoną i matką dla trojga dzieci swego męża i dwójki przysposobionych. Z
Peterem nie układało jej się dobrze, ale nigdy nie był jej obojętny. Zawsze przy nas była.
Teraz zainteresowanie Violet jeszcze bardziej wzrosło.
- Muszę iść. - Stacey rzuciła okiem na zegarek. - Powiedziałam Lindzie, że spotkamy się w klubie, żeby sprawdzić,
czy wszystko zostało należycie przygotowane na dzisiejszy wieczór. Mam nadzieję, że do nas dołączysz. -
Uśmiechnęła się i poszła w stronę windy.
Powinnam tam pójść czy nie? - zastanawiała się Violet. Chcę zobaczyć Petera? Tak.
A czy on chce zobaczyć mnie? Wątpliwe.
Violet ubrała się i pociągnęła usta szminką. Nie wiedziała, czy postępuje rozsądnie, ale postanowiła pójść na
jubileusz Charlene i George'a Clarków. Nie musi być tam długo. Może nawet nie zobaczy się z Peterem. Ale skoro
Stacey ją zaprosiła, nie wypada nie przyjść. Zresztą była ciekawa Charlene.
Już miała wyjść, gdy rozległ się dzwonek telefonu komórkowego.
- Słucham - odezwała się.
- Chciałbym bardzo wiedzieć, co moja dawno niewidziana córka robiła przez ostatnie dwa tygodnie, że nie miała
czasu do mnie zadzwonić - usłyszała niski głos Patricka Fortune'a.
SERCE ZE ZŁOTA 99
Violet miała swoje powody, żeby nie odzywać się do rodziców. Gdyby zapytali o Ryana, nie byłaby w stanie
skłamać ani dawać wykrętnych odpowiedzi.
- A jak Miles, Clyde, Steven czy Jack nie dzwonią, to też sprawdzasz, co robili? - spytała ojca zaczepnym tonem.
Patrick Fortune roześmiał się.
- Zawsze potrafisz dać ciętą odpowiedź - przyznał.
- Tęsknimy za tobą, to wszystko. Co tam słychać w Red Rock? I mów prawdę, a nie to, co twoim zdaniem chciałbym
usłyszeć - dodał.
Violet gardło się ścisnęło. Ojciec jest cudownym człowiekiem. Nieczęsto go widywała, gdy dorastała, bo jako
prezydent konsorcjum bankowego Fortune-Rockwell Banking całymi dniami przebywał poza domem i często
wyjeżdżał służbowo. Ale po swoim buncie w wieku piętnastu lat i po poszukiwaniach kogoś, kto kochałby tylko ją, a
zostawił ją w ciąży, której omal nie przypłaciła życiem, poznała ojca lepiej.
Po jej nagłej operacji skrócił czas urzędowania i zrezygnował z wyjazdów. Nie prosiła go o to, ale on wyczuł,
dlaczego związała się z tym chłopcem, który okazał się nieodpowiedzialny i nie miał pojęcia, co chciałby robić w
przyszłości. Swoim postępowaniem ojciec udowodnił, że Violet jest dla niego ważna. Wtedy znaczyło to dla niej
więcej niż cokolwiek innego na świecie.
- Wiele się tu dzieje - powiedziała. - Ryan jest wciąż w dużym stresie w związku ze śledztwem. Steve i Amy kończą
przygotowania do uroczystości na ranczu. A ja... jestem blisko i daleko od tego wszystkiego.
- A co z twoją pracą? - spytał ostrożnie ojciec.
- Wciąż obwiniasz się o śmierć Anne Washburn?
100
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
101
- Po części - odrzekła. - Ale pomagam przy jednej z pacjentek Petera Clarka. Jest tu neurochirurgiem.
- Pomagasz? To znaczy konsultujecie się?
- Niezupełnie. Ma na imię Celeste i ma sześć lat.
- Violet opowiedziała ojcu pokrótce o dziewczynce.
- Spędzam z nią trochę czasu, rozmawiamy, czytam jej, opowiadam. Myślę, że ona pomaga mi w równej mierze jak
ja jej.
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy, jakby ojciec zastanawiał się, co powiedzieć.
- Jeśli kiedyś zechcesz mieć własne dzieci, będziesz musiała podjąć pewne ryzyko - przypomniał jej.
- Skąd wiesz, że nie zamierzam podjąć?
- Bo się boisz, że znowu trafisz na niewłaściwego mężczyznę. Boisz się ponownej ciąży z komplikacjami. Pracujesz,
żeby wypełnić sobie życie, ale ono nie jest wypełnione. Mam rację?
- Żebyś wiedział - mruknęła Violet. - Ale nie myśl
0 tym wszystkim w ten sposób.
- Oczywiście, że nie, bo jesteś inteligentną kobietą
1 patrzysz na to rozsądnie. Problem w tym, że serce nie akceptuje rozsądku.
- Powinieneś być psychologiem, nie bankowcem
- zauważyła Violet.
- Nie sądzę, żeby twoja matka była tego samego zdania - roześmiał się Patrick. - Czasami upiera się, że powinienem
żyć raczej w mrokach średniowiecza niż w świetle nowego tysiąclecia. I prawdopodobnie ma rację. Średniowiecze
było spokojniejsze.
Teraz Violet musiała się roześmiać. Jej matka była wulkanem energii, kobietą przebojową, dynamiczną, patrzącą w
przyszłość. W dzieciństwie Violet wciąż była świadkiem jej walki w szlachetnych celach - a to o lepsze szkoły, a to
o opiekę dzienną, a to o prawo chroniące maltretowane żony - i była przekonana, że stanowią w życiu matki
priorytet.
Jej trzej bracia - trojaczki - byli starsi od niej, zainteresowani sportem, dziewczynami i imprezami, zdecydowani
radzić sobie sami, podobnie jak ich najstarszy brat, Jack. Violet, sama wśród tylu mężczyzn, zamknęła się w sobie i
przez chwilę jakoś się pogubiła w życiu. Ale to Lacey znalazła ją, kiedy dostała krwotoku. To Lacey siedziała przy
jej łóżku całymi godzinami, dzień i noc. Nie było wątpliwości ani wtedy, ani potem, że jej matka ją kocha, troszczy
się o nią i chce tylko i wyłącznie jej dobra.
To matka zatrudniła dla niej korepetytora i znając możliwości córki, przeznaczyła ją do zawodu, którym była
zainteresowana. Zachęciła ją, żeby robiła to, co chce. Ojciec był szczęśliwy, że kocha swoją pracę. Matka natomiast
byłą tak dumna, kiedy przedstawiała Violet jako lekarza, że Violet robiła wszystko, aby jej nie zawieść.
- Widujesz się często z braćmi? - spytał ojciec.
- Byłam na śniadaniu u Clyde'a i Jessiki po ich powrocie z podróży poślubnej. Są bardzo szczęśliwi. Miles albo jest w
pracy albo gdzieś w mieście wieczorami. Mówi się, że co tydzień spotyka się z inną dziewczyną
relacjonowała. - Kiedy go o to pytam, tylko się uśmiecha i wzrusza ramionami. Ale nie wiem, czy rzeczywiście tak
dobrze się bawi, czy tylko udaje. Na aukcji kawalerów wylicytowała go śliczna pielęgniarka. Myślę, że miło spędzili
razem czas na randce, ale nie sądzę, żeby się z nią później spotkał.
- A ty też kupiłaś sobie jakiegoś kawalera? - zainteresował się Patrick Fortune.
102
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
103
- Tak - odrzekła Violet po krótkim wahaniu.
- A czy ten kawaler jakoś się nazywa?
- Cóż, to doktor Clark, ten neurochirurg, o którym ci wspomniałam.
- Ten, do którego pacjentki zaczynasz się przywiązywać?
Ojciec zawsze trafnie wszystko pointował. Rzeczywiście, zaczęła się przywiązywać do Celeste.
- Tak, to ten - odrzekła.
- I?
- I nic. On nie jest zainteresowany kobietą, którą praca pochłania w równej mierze jak jego. Zwłaszcza jeśli ona
mieszka w Nowym Jorku - wyjaśniła.
- Hm. Pamiętam, jak sam myślałem, że twoja matka jest za energiczna i za przedsiębiorcza dla mnie - powiedział
ojciec. - Ale za sprawą Kupidyna zmieniliśmy zdanie. Jeśli zechce wysłać strzałę w twoim kierunku, może powinnaś
się ucieszyć?
- Dużo rad dzisiaj dajesz - zauważyła Violet.
- Och, to znak, że powinienem kończyć rozmowę. Zresztą pewnie wkrótce się zobaczymy. Zastanawiamy się z twoją
matką nad przyjazdem do Red Rock, więc nie zdziw się, jeśli niebawem się pojawimy - dodał.
- Bez ostrzeżenia? - zażartowała Violet, udając przerażenie.
- To zależy.
- Kocham cię, tatusiu - powiedziała.
- Ja też cię kocham, dziecinko. Do zobaczenia wkrótce. - Patrick odłożył słuchawkę.
Jeśli przed rozmową z ojcem Violet miała jeszcze jakieś wątpliwości, czy uczestniczyć w przyjęciu jubileuszowym
rodziców Petera, to teraz ostatecznie się ich wyzbyła. Jest gotowa podjąć ryzyko, niezależnie od jego konsekwencji.
Peter się spóźnił.
Zatrzymano go w szpitalu. Miał tylko nadzieję, że ojciec i macocha nie uznają jego spóźnienia za afront. Miał z nimi
poprawne stosunki i nie chciał tego popsuć.
Ich osiedle stanowiło część dzielnicy, przypominającej charakterem wieś. Był tam nawet mały sklep spożywczy.
Klub środowiskowy służył jako miejsce zabaw tanecznych, gry w bingo i przyjęć z okazji uroczystości rodzinnych.
Teraz sala klubowa była odświętnie udekorowana balonami i transparentami. Pod jedną ze ścian stał długi stół
pełniący funkcję bufetu.
Peter od razu zauważył ojca i macochę. Stali w towarzystwie jego sióstr. Zatrzymał się jak wryty na widok
towarzyszącej im osoby. Violet? Co ona tutaj robi?
Stacey spostrzegła go i skinęła na niego. Powiedziawszy sobie, że obecność Violet nie ma dla niego żadnego
znaczenia, pogratulował ojcu i Charlene, życząc im jeszcze wielu szczęśliwych lat wspólnego życia.
- Naprawdę? - spytała Charlene, przypatrując mu się uważnie.
- Oczywiście. Dzięki tobie ojciec jest szczęśliwy. Kiedy przejdzie na emeryturę, będziecie mogli robić razem to, na
co nigdy nie mieliście czasu. Na przykład pojechać na wycieczkę do Grecji.
- Właśnie do tego ją namówiłem z okazji naszej rocznicy - roześmiał się ojciec. - Nie odkładaj na jutro tego, co
możesz zrobić dziś. Kto wie, co będzie za pięć lat? Chcemy cieszyć się chwilą.
Peter wiedział, że jest podobny do ojca, choć ojciec był już prawie siwy i nosił okulary dwuogniskowe.
Charlene wzięła go za rękę i uśmiechnęła się. Była atrakcyjną kobietą, z popielatymi włosami, zielonymi
104 KAREN ROSE SMITH
oczami i zgrabną figurą, której utrzymanie kosztowało ją sporo wysiłku.
- Violet, znasz Petera, prawda? - powiedziała, wskazując na niego.
- Violet pomaga mi przy jednej z pacjentek - pospieszył Peter z wyjaśnieniem.
- I Violet wylicytowała Petera na aukcji kawalerów - dodała Linda. - W sobotę byli na Riverwalk.
Teraz Peter poczuł się równie speszony jak Violet.
- Właśnie opowiadałam o moim domu dla samotnych matek, który dopiero co został wyremontowany. - Charlene
wprowadziła Petera w temat rozmowy, którą przerwało jego przybycie. - Mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu
zaczniemy działalność. - Przeniosła spojrzenie na Violet. - Powinnaś przyjść, zobaczyć nasz dom, jeśli miałabyś czas
- zaproponowała. - Objaśnię ci, co zamierzamy tam zrobić.
- Prawdopodobnie przy okazji chętnie przyjmie jakiś datek - rzucił kąśliwie Peter.
Gdy tylko to powiedział, zauważył pełne urazy spojrzenie Charlene, ale przemilczała jego słowa.
Linda zmarszczyła brwi, niezadowolona z wypowiedzi brata.
- Widzę Wilsonów - zmieniła temat, zwracając się do ojca i Charlene. - Patrzą w waszym kierunku. Myślę, że chcą z
wami porozmawiać. Chodź, podejdziemy do nich.
- Znowu się nie zachowałem - westchnął Peter, gdy siostry z rodzicami oddaliły się. - Co myślisz o Charlene?
- Rozmawiałam z nią tylko kilka minut - powiedziała Violet. - Wymieniłyśmy uwagi na temat renowacji starych
domów. Pamiętam, że moi rodzice się tym zajmowali, kiedy byłam dzieckiem.
SERCE ZE ZŁOTA 105
- Zanim twój ojciec mógł sobie kupić każdy dom, jaki by mu się zamarzył?
- Na długo przedtem - odparła Violet. - Miałam wtedy chyba trzy lata.
- Dlaczego tutaj przyszłaś? - Peter zadał pytanie, które cisnęło mu się na usta od chwili, gdy ją zobaczył.
- Wychodząc dziś po południu od Celeste, spotkałam Stacey - powiedziała Violet. - Zaczęłyśmy rozmawiać i mnie
zaprosiła. Ale teraz doszłam do wniosku, że nie powinnam była tu przychodzić.
- Dlaczego? - Był równie zainteresowany jej odpowiedzią na to pytanie jak przyczyną jej przyjścia.
- Bo już dwa razy postawiłam cię w kłopotliwej sytuacji. Na aukcji i teraz. Lubię twoje towarzystwo, świetnie się z
tobą rozmawia, ale nie chcę zmuszać cię ponownie do przebywania w moim towarzystwie. Chciałabym wiedzieć,
jak Ryan zareaguje na propozycję eksperymentalnego leczenia, ale dowiem się tego od niego.
Zanim Peter zdążył choćby pomyśleć, co ma odpowiedzieć, mruknęła dobranoc i oddaliła się w stronę jego
rodziców, żeby się z nimi pożegnać.
Peter nigdy nie tracił głowy. Zawsze precyzyjnie układał program leczenia i wyjaśniał go pacjentowi. Nie zmieniał
raz podjętej decyzji ani w życiu zawodowym, ani w prywatnym. Violet Fortune jednak całkowicie zbiła go z tropu.
Libido podpowiadało mu, żeby nie pozwolić jej wyjść z klubu, rozum natomiast - że tak będzie najlepiej dla nich
obojga. Postanowił pójść za głosem rozumu.
Kiedy jednak o godzinie drugiej w nocy obudził się, doszedł do wniosku, że jego decyzja była błędna. To Violet
Fortune sprawiała, że się uśmiechał, był wesoły. A przede wszystkim budziła w nim pragnienia.
106
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
107
Potrzebował jej. I to właśnie niepokoiło go najbardziej. Co by było, gdyby spędzali ze sobą więcej czasu?
Poprawił poduszkę, przewrócił się na drugi bok i uznał, że należy się o tym samemu przekonać.
Następnego popołudnia jechał na ranczo „Flying Aces" z przemyślanym planem. Liczył, że zastanie Violet w domu
przy basenie. Brał pod uwagę, że może mu pomóc ręka losu. Choć nie był typem mężczyzny, który zdawałby się na
los, w tym wypadku było inaczej.
Znał „Flying Aces". Był tam kilkakrotnie w towarzystwie Ryana i Lily. Podjechał pod dom, po czym skręcił w stronę
basenu. Ku swemu zaskoczeniu poczuł ulgę, zobaczywszy samochód Violet. Zaparkował obok niego, wysiadł i
podszedł do drzwi. Nie był pewien, czy ją zastanie, mogła być gdzieś na terenie rancza.
Już miał zapukać, gdy drzwi się otworzyły i stanęła w nich Viojet. Wyglądała, jakby zeszła prosto ze stron magazynu
poświęconego rodeo. Miała na sobie bluzkę w czerwono-białą kratę, dżinsy i buty do kolan.
- Peter! Co tu robisz? - Powitała go zaniepokojona.
- Coś się stało z Celeste? Z Ryanem?
- Nie, nic podobnego - uspokoił ją. - Przyjechałem z innego powodu, choć ma to coś wspólnego z Celeste.
- Czy może znaleziono jej nową rodzinę zastępczą?
- spytała Violet.
- Nie. Muszę znaleźć dla niej ośrodek rehabilitacyjny. Biorę pod uwagę dwa i pomyślałem sobie, że może byś
pojechała ze mną je zobaczyć.
- Teraz?
- Tak. Kolega zastąpi mnie na dyżurze. Masz czas?
- Miałam zamiar pojeździć konno, ale to może zaczekać. Wezmę tylko torbę - powiedziała Violet.
W drodze do San Antonio, zadowolony, że udało mu się zastać Violet, Peter opowiadał jej o obu ośrodkach.
- Pojedziemy najpierw do Tumbleweed Terrace, potem do Lonestar Rehab - powiedział.
W pierwszym ośrodku towarzyszyła Peterowi podczas rozmowy z dyrektorem, potem zajrzeli do sal terapii
zajęciowej i rehabilitacji ruchowej, obserwowali przez chwilę dzieci i młodych ludzi, stanowiących tu większość
pacjentów. Potem obejrzeli basen, prysznice i wanny do masażu wodnego. Przy basenie Violet porozmawiała z
terapeutą, który objaśnił jej zasady terapii indywidualnej i grupowej oraz z psychologiem, który opiekował się
wszystkimi pacjentami.
Drugi ośrodek, Lonestar Rehab oddalony od Tumbleweed o dziesięć minut jazdy, różnił się zarówno wystrojem, jak
i atmosferą. Bardziej przypominał szpital. Na ścianach nie było obrazków z bohaterami disnejows-kich kreskówek,
dominowała sterylność i powaga, za to personel sprawiał bardzo dobre wrażenie. Pacjenci tutaj byli w różnym
wieku, ale większość stanowili ludzie starsi.
- Myślę, że już podjąłeś decyzję, prawda? - bardziej stwierdziła niż spytała Violet, gdy wsiedli do samochodu.
- Wiem, do którego ośrodka ją poślę - przyznał Peter
- ale chciałbym poznać twoją opinię.
- Dla niej odpowiedniejszy będzie Tumbleweed
- orzekła Violet. - Nie mam wątpliwości, że w Lonestar wszyscy byliby troskliwi, przewidujący, opiekuńczy, ale...
- Ale? - Peter spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Celeste powinna być wśród dzieci - dokończyła Violet. - Jest sama i samotna i potrzebuje więzi z rówieś
108 KAREN ROSE SMITH
nikami. Muszę więc znowu zapytać, dlaczego poprosiłeś mnie, żebym z tobą przyjechała.
Patrzyła na niego, oczekując prawdy i tylko prawdy.
- Chciałem znać twoją opinię - powtórzył Peter. - Jeśli chodzi o Celeste, nie jestem do końca obiektywny. W
Tumbleweed nie wszystkie terapie są refundowane, ale to nie wpłynie na mój wybór. Jeśli ją tam poślę, zapłacę za
dodatkowe zabiegi.
Violet czekała na ciąg dalszy.
- Jest inna przyczyna, dla której poprosiłem cię, żebyś mi towarzyszyła - wyznał. - Nie podobał mi się sposób, w jaki
opuściłaś przyjęcie rocznicowe.
- Nie czułam się tam na swoim miejscu - odparła Violet po chwili milczenia.
- To przeze mnie? - spytał Peter.
- Nie chciałeś, żebym tam była - stwierdziła. Peter wiedział już, że Violet mówi zawsze prawdę. Jej
nieubłaganą_ szczerość wymogła na nim wyznanie, na które chyba nie był przygotowany.
- Od chwili gdy się poznaliśmy, ty i ja... połączyliśmy się, żyję, jakbym był w szoku. - Wyszeptał.
- Wiem, co masz na myśli.
Uśmiech, który pojawił się na jej wargach, był tak słodki, że Peter zapragnął ją pocałować, ale tylko wziął ją za rękę.
- Problem na przyjęciu był taki, że bardzo cię tam pragnąłem - powiedział szczerze. - Po randce na River-walk
uznałem, że powinniśmy przypieczętować to, co czuliśmy, to pożądanie, które nas ogarnia, ilekroć się spotkamy.
- Zmieniłeś zdanie? - spytała poważnie Violet.
- A ty? - odpowiedział pytaniem.
- Przecież tu jestem.
SERCE ZE ZŁOTA 109
- Tylko z powodu Celeste - odparł.
- Też. Ale i z twojego również. Peter położył ręce na kierownicy.
- Zmierzamy niebezpieczną drogą - zauważył.
- Możemy w każdej chwili nacisnąć hamulec - odparła Violet.
Nie był w stanie się powstrzymać, pochylił się ku niej i pocałował ją. Krótko, namiętnie, zdecydowanie.
- Naprawdę uważasz, że możemy nacisnąć hamulec? - spytał ją cicho, kiedy z westchnieniem oderwał usta od jej
warg.
Skinęła głową.
- Musimy być naprawdę pewni, że oboje chcemy tego, co może się zdarzyć. - Peter popatrzył na nią, po czym dodał:
- Pojedziemy do Celeste, powiemy jej, dokąd zostanie przewieziona.
Być może, jeśli na pierwszym miejscu postawią los tego dziecka, zdoła przekonać siebie, że związanie się z Violet
Fortune nie będzie ani szaleństwem, ani głupotą?
ROZDZIAŁ ÓSMY
Peter z coraz większym trudem panował nad własnymi uczuciami i przemożnym pragnieniem ciągłego obcowania z
Violet. Męczyły go bezsenne noce. Nie wiedział, czy Violet czuje to samo. Bądź co bądź żadne z nich nie chciało
zostać zranione. I żadne z nich nie chciało skomplikować sobie życia bardziej niż to było potrzebne. Tak czy inaczej
to, co działo się między nimi, było coraz trudniejsze do kontrolowania.
Idąc przez hol oddziału pediatrycznego, Peter miał ochotę wziąć Violet za rękę. Niewiarygodne. Nigdy nie zaliczał
się do mężczyzn, którzy trzymają kobiety za rękę!
A kiedy tuż przed wejściem do pokoju Celeste Violet podniosła na niego wzrok, poczuł nieodpartą chęć objęcia jej i
przytulenia. Tutaj nie było to jednak możliwe.
Rehabilitant poinformował ich, że dziewczynka dobrze reaguje na terapię i czyni postępy. Peter miał nadzieję, że
istotnie tak jest. Nie chciał, żeby nastąpiły jakieś powikłania. Violet była u niej przed południem przez dwie godziny.
Domyślał się, że jej wizyty mają duży wpływ na postępy w leczeniu.
Zauważył natychmiastowe ożywienie Celeste, gdy Violet podeszła do dziewczynki. Usiadła na łóżku.
- No i jak maleńka? - zagadnęła. - Mówiłam ci, że wrócę. Co dzisiaj robiłaś?
- Oni ruszali moimi nogami - powiedziała Celeste.
- Rehabilitant je ćwiczył, tak?
SERCE ZE ZŁOTA
111
Dziewczynka przytknęła.
- Bolało - poskarżyła się.
- Bardzo?
- Nie, ale chcę, żeby nie bolały.
- Wiemy, że jesteś już zmęczona pobytem w szpitalu
- powiedziała Violet - więc przewieziemy cię tam, gdzie szybciej Wrócisz do zdrowia.
- Dokąd? - spytała Celeste.
- To miejsce nazywa się Tumbleweed Terrace - wyjaśnił Peter. - Jest to taki jakby szpital, ale będzie ci tam lepiej, bo
będziesz z innymi dziećmi.
- Takimi jak ja? - ucieszyła się Celeste.
- Niektóre są jak ty. Niektóre mają inne problemy
- mówił dalej Peter. - Ale wszystkie starają się wyzdrowieć.
- Pojedziesz ze mną? - spytała z nagłym niepokojem Celeste.
Peter położył jej rękę na ramieniu.
- Nie możemy z tobą pojechać, ale będziemy cię odwiedzać - obiecał.
Celeste wyciągnęła rączki do Violet, a ta instynktownie wiedziała, jak zareagować. Położyła się obok dziewczynki i
mocno ją objęła.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie - szepnęła.
- Naprawdę, wierz mi. Byłam z doktorem Clarkiem w Tumbleweed i poznałam ludzi, którzy będą się tobą
opiekować. Wszyscy są bardzo mili.
- Chcę, żebyś ty tam była - nalegała dziewczynka.
- Będę cię bardzo często odwiedzać. Przyrzekam. A ty będziesz tak zajęta, że może nawet nie zechcesz moich wizyt.
- Ja też będę do ciebie przyjeżdżać - zapewnił ją Peter. - Tumbleweed jest niedaleko, zaledwie parę minut
112
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
113
drogi stąd. Przyjdę do ciebie, żeby ci poczytać albo zjemy sobie razem drugie śniadanie.
Dziewczynka jednak wciąż była smutna.
- Wiesz, na ścianach w holu są wymalowane obrazki z „Królewny Śnieżki", „101 dalmatyńczyków" i innych
książeczek - opowiadała Violet.
Dziewczynka zachichotała.
- Możesz mi poczytać? - Popatrzyła na Violet.
- Oczywiście.
- W Tumbleweed też mają dużo książeczek. - Peter pochylił się i pogłaskał dziewczynkę po włosach. - Może
znajdziemy takie, których jeszcze nie znasz.
Celeste nie wyglądała na przekonaną osóbkę. Zmiana jest trudna w każdym wieku, pomyślał Peter, a Celeste
przeżyła ich już o wiele za dużo.
Wieczorem odwiózł Violet do „Flying Aces" i nie było jego zamiarem pożegnać się na progu. Przypuszczalnie
myślała podobnie, bo spytała, czy by do niej nie wstąpił.
- Nie jestem dobrą kucharką, ale omlet potrafię usmażyć - dodała.
Widok księżyca w pełni na wygwieżdżonym niebie podsunął Peterowi pewien pomysł.
- Jeździsz czasem nocą konno? - spytał.
- Zdarza się, ale nie lubię tego robić samotnie - odpowiedziała Violet. - Miles i Clyde wstają przed świtem, więc ich
nie prosiłam, żeby mi towarzyszyli. A Jessica jest świeżo upieczoną małżonką, więc... - zaśmiała się, nie kończąc
zdania.
- Od lat nie jeździłem konno nocą. Możemy to zrobić teraz? - zaproponował.
- Myślę, że taka przejażdżka będzie cudowna - Violet uśmiechnęła się, lekko rozbawiona dwuznacznością pytania
Petera.
- A więc osiodłajmy konie.
W stajni podprowadziła go do wierzchowców i Peter wybrał Groma, szarego deresza o dumnej postawie.
- A który jest twój? - spytał.
- Skąd wiesz, że mam tu swojego konia? - zdziwiła się Violet.
- Domyślam się, że bracia przygotowali dla ciebie konia, kiedy przyjechałaś na ranczo.
- Masz rację. - Violet wskazała kasztanową klacz z czarną grzywą. - Ma na imię Dixie, kocham ją. - Rzuciła okiem na
tenisówki Petera. - Sądzę, że buty Milesa będą na ciebie pasować - stwierdziła. - Ma tutaj zapasowe. Zaraz ci
przyniosę.
W piętnaście minut później dosiadali już koni. Peter z przyjemnością patrzył na zgrabną sylwetkę Violet, pod-
kreśloną obcisłymi dżinsami. Już niezdolny do kontrolowania reakcji swego ciała, wyobraził sobie, że jest z nią w
łóżku.
Jechali obok siebie w milczeniu wśród drzew oświetlonych blaskiem księżyca. Gdy znaleźli się na rozdrożu, Violet
poprowadziła ich w prawo.
- Tam jest jezioro - powiedziała. - Przyspieszmy trochę.
Peter poczuł wiatr we włosach. Pod sobą miał silnego konia, obok Violet i nagle poczuł się wolny... od wszelkich
ciężarów codzienności, od odpowiedzialności za pacjentów, od obowiązków i powagi, z której nieraz podkpiwały
sobie jego siostry.
Przypomniała mu się Sandra Mason, którą kiedyś kochał, przynajmniej tak wtedy sądził. Rozstali się, gdy otrzymała
propozycję wyjazdu do Europy. Nie chciał
114
KAREN ROSE SMITH
przeżywać powtórnie podobnego rozstania i zmagać się potem samotnie z bólem. Od kiedy spotkał Violet bał się, że
sytuacja się powtórzy. Jednak Violet to nie Sandra, mimo że jej kariera i miejsce zamieszkania mogą stanowić
przeszkodę na ich wspólnej drodze.
Teraz, gdy jechali w stronę jeziora, nie dostrzegał żadnych przeszkód. Otaczająca ich cisza i ciemność, rozpraszana
tylko słabym światłem księżyca, tworzyła nastrój niepowtarzalnej intymności.
Zbliżywszy się do jeziora, zwolnili tempo. Tafla wody błyszczała srebrzystym blaskiem, drzewa rzucały cienie, a
księżyc wyglądał wręcz magicznie. W powietrzu unosił się zapach liści, mchu i perfum Violet.
- Chcesz zsiąść? - spytał Peter.
- Jeśli to zrobimy, boję się, że czar pryśnie.
Peter nie był romantykiem ani mistykiem. Ale w tym momencie dokładnie wiedział, co Violet ma na myśli.
- Sprawdźmy, czy to jest możliwe - zasugerował. Zsiedli z koni i Peter zrobił to, o czym marzył całe
popołudnie. Wziął Violet za rękę i zobaczywszy wąską ścieżkę, poprowadził ją na skraj jeziora.
- Nie jest ci zimno? - spytał, obejmując ją.
- Teraz już nie. - Podniosła na niego roziskrzone oczy.
Nic na świecie nie powstrzymałoby go w tym momencie przed pocałowaniem jej. Wszystko w Violet Fortune było
ekscytujące i kuszące. Pasowała do jego ramion jakby były dla niej stworzone. Gdy wsunął palce w jej miękkie
jedwabiste włosy i przycisnął ją do siebie poczuł, że ich ciała mają dziwną moc przyciągania.
Nie opierała się. Objęła go za szyję i wyszeptała:
- Co się stało, że zmieniłeś zdanie co do nas?
- Bez przerwy próbowałem sobie to wyperswadować - powiedział. - Ale ile razy cię zobaczę...
SERCE ZE ZŁOTA
115
- To?
- Chcę robić to. - Przycisnął wargi do jej ust.
Zbyt wiele czasu upłynęło od kiedy się całowali ostatni raz. Za dużo było marzeń, za mało rzeczywistych przeżyć.
Teraz całowali się, jakby poznawali się od nowa, z żarliwością i zapamiętaniem.
- Wracajmy do ciebie - powiedział Peter schrypniętym głosem, gdy wreszcie oderwał od niej usta.
- Żeby zrobić kolację? - spytała żartobliwie.
- Myślisz, że powinniśmy nasycić nasze ciała, zanim nasycimy nasze żądze? - odparł z lekkim rozbawieniem.
- Czy to jest właśnie to, Peter? - Violet nagle spoważniała. - Pożądanie?
- Więcej niż pożądanie - przyznał, ale na tym poprzestał. Tylko tyle mógł teraz powiedzieć. Skoro Violet i tak
wyjedzie, nie trzeba mówić nic więcej.
Choć cały drżał na myśl o tym, co może się zdarzyć za chwilę, nie spieszył się z powrotem, nie popędzał konia i ona
też nie. Oboje pragnęli delektować się każdą chwilą spędzoną razem, podziwiali tajemne piękno nocnego krajobrazu,
rozświetlonego słabą poświatą księżyca. W niedługi czas potem wjechali do stajni i oporządzili konie, po czym udali
się do domu przy basenie. Violet poszła do łazienki, Peter umył się w kuchni.
- Naleśniki, omlet czy jedno i drugie? - spytała, wróciwszy do kuchni.
- Prawdę mówiąc, nic nie jadłem od śniadania - roześmiał się Peter. - Jedno i drugie.
Przygotowywali posiłek razem i czuli się ze sobą dobrze, jakby robili to od zawsze. Dla Petera było to całkiem nowe
doświadczenie. Istniało coś jeszcze, o czym musiał z nią porozmawiać, a co nie dawało mu spokoju od chwili, gdy
zobaczył ją tego wieczoru z Celeste.
116
KAREN ROSE SMITH
Zaczekał, aż usiedli przy stole. Kiedy już prawie skończyli, zauważył.
- Celeste coraz bardziej się do ciebie przywiązuje...
- I ja do niej - odparła z uśmiechem Violet.
- Szczerze mówiąc, nie pomyślałem o tym, zanim cię poprosiłem, żebyś ją odwiedzała.
- To znaczy, o czym nie pomyślałeś? - Violet odłożyła widelec.
- Celeste w ciągu krótkiego życia straciła zbyt dużo bliskich osób. Kiedy wyjedziesz, straci i ciebie.
Na chwilę zapanowało milczenie.
- Uważasz, że powinnam przestać ją widywać?
- spytała w końcu.
- Nie, tego nie powiedziałem. Ona potrzebuje twego wsparcia. Chcę ci tylko uświadomić, że ona traktuje cię jak
kogoś bliższego niż pielęgniarka czy terapeutka - wyjaśnił.
- Uważa mnie za przyjaciółkę - zgodziła się Violet.
Peter nie odpowiedział. Wstał od stołu i zebrał naczynia. Violet pochyliła się nad zlewem, wiedział, że jego słowa
zapadły w jej pamięć.
- Masz w sobie dużo współczucia i czułości - ciągnął dalej Peter. - Pamiętaj, że uczucia Celeste są równie głębokie, a
teraz szczególnie łatwo ją zranić.
Violet podniosła na niego błękitne oczy. Ujrzawszy jej smutne spojrzenie wreszcie dotarło do niego, że ma do
czynienia z kimś równie wrażliwym. Pożądanie, które wciąż w nim wzbierało, rodziło wiele pytań, na które nie znał
odpowiedzi. A pytania pozostawione bez odpowiedzi pociągały za sobą komplikacje, których, być może, nie uda mu
się rozwikłać.
- Powiedz mi coś, Violet. - Ujął jej twarz w dłonie.
- Często miewasz romanse?
SERCE ZE ZŁOTA
117
- Nie - wyznała ze smutkiem. - Od lat nie byłam z mężczyzną.
Na co liczył? Jakiej odpowiedzi się spodziewał? Przecież nie tego, że umawia się i idzie do łóżka co parę tygodni z
innym mężczyzną! Oczywiście, że nie. Wiedział to. Poznał ją na tyle, żeby dostrzec jej wrażliwość i delikatność. I
poczuć się teraz niezręcznie. Niezależnie od tego, co myślał wcześniej, nigdy nie będzie miał dość przebywania z
Violet Fortune. I dlatego musieli sobie wszystko powiedzieć.
- Nie szukam kobiety na jedną noc - oświadczył. - Ani na dwie czy trzy. Pragnę trwałego związku, takiego jaki mieli
moi rodzice. Zdążali w tym samym kierunku, wyznawali te same wartości i byli zgodni, wiedzieli, jak ma wyglądać
ich wspólne życie.
- Moi rodzice również - powiedziała Violet.
- Czy jest jakakolwiek szansa, że mogłabyś zostać w Red Rock? - spytał, przygotowując się na odpowiedź, której,
niestety, mógł oczekiwać.
- Nie. - Violet po krótkim wahaniu potrząsnęła głową. - W Nowym Jorku mam pracę i rodziców. Poza tym kocham to
miasto.
- A więc Red Rock jest tylko chwilowym azylem i ucieczką od codzienności?
- Tak - odrzekła, znowu po chwili namysłu.
Peter zsunął ręce z jej twarzy i wiedział już, co powinien zrobić. Po prostu wyjść. Ich związek nigdy nie będzie
możliwy na odległość, w każdym razie, jeśli miałoby przetrwać to cudowne zauroczenie i porozumienie dusz, a nie
ograniczać się do fizycznych kontaktów.
- Lepiej już pójdę - powiedział po chwili. - Wcześnie rano operuję.
118
KAREN ROSE SMITH
- Chemia to nie wszystko, prawda? - Violet jakby czytała w jego myślach.
- Jest wspaniała, gdy w grę wchodzi krótkotrwała przygoda, ale wydaje mi się, że żadnemu z nas by to nie
odpowiadało.
- My jesteśmy typem ludzi, którzy chcą mieć wszystko albo nic - zgodziła się Violet.
- Dam ci znać, kiedy będziemy przewozić Celeste do Tumbleweed - zapewnił Peter, obejmując ją na pożegnanie.
- Będę do niej codziennie przychodzić. Możesz zostawić dla mnie informację w dyżurce pielęgniarek.
- Zadzwonię do ciebie. - Peter nie zamierzał jej unikać.
- Uważaj na siebie - rzucił jeszcze od drzwi. Violet skinęła głową.
Przez całą drogę do domu czuł, że szaleństwem było opuszczenie Violet. Lecz wiedział też, że postąpił zgodnie z
rozsądkiem i tylko to powinno się liczyć. Przez całą drogę do domu nie mógł zapomnieć twarzy Violet, gdy stali nad
jeziorem i całował ją. Zaklął pod nosem, nie będąc pewien, czy naprawdę podjął słuszną decyzję.
Rodeo stanowiło nieodłączną część teksańskiego stylu życia. W sobotni wieczór Violet usiadła na trybunie obok
Milesa i popatrzyła na arenę. Zerknęła ku Jessice i Cly-de'owi. Wpatrzeni w siebie, trzymali się za ręce.
Tymczasem na arenie pojawił się kolejny kowboj, usiłując opanować wierzgającego byka. Zafascynowana tym, co
się przed nią dzieje, ledwo usłyszała głos Stacey Clark.
- Coś podobnego, i ty tutaj.
SERCE ZE ZŁOTA
119
Odwróciła się i obok Stacey i Lindy zobaczyła... Petera. Siedzieli trochę dalej, na tej samej ławce co ona.
Miles wstał, żeby się przywitać. Zanim Violet zdążyła się zorientować, siostry Clark tak zmieniły się miejscami,
żeby Peter znalazł się obok niej.
- Nie chciałem się narzucać - mruknął, jak gdyby nie miał z tym nic wspólnego. - Stacey was zobaczyła i uznała, że
byłoby niegrzecznie nie podejść.
Ale Peter tak nie myślał, Violet była tego pewna. Zadzwonił do niej we czwartek wieczorem, żeby powiedzieć o
piątkowych przenosinach Celeste do ośrodka rehabilitacyjnego. Spotkali się tam. Peter był uprzedzająco miły i
przesadnie uprzejmy, jak gdyby się obawiał, że jedno niewłaściwe słowo spowoduje, że padną sobie w ramiona.
Opuścił Tumbleweed wcześniej niż ona. Cały wieczór spędziła z Celeste, pomagając dziewczynce zaaklimatyzować
się w nowym miejscu, i wtedy przyszła jej do głowy myśl, którą z początku uznała za niedorzeczną. Później jednak
stwierdziła, że jest to intencja coraz bardziej sensowna. Nie wiedziała tylko, jakie będzie zdanie Petera na ten temat.
Poczuła nagle mrowienie na karku i odwróciwszy głowę, stwierdziła, że Miles i Clyde pilnie ją obserwują. Jessica
uśmiechała się znacząco. Zwróciła głowę w drugą stronę i zobaczyła, że Stacey i Linda też zerkają ku niej i Peterowi.
Jeśli chcą spróbować swoich sił w roli swatek, to nic z tego.
A może chciała, żeby im się udało?
Peter też się zorientował, że jest pod obserwacją, i zmarszczył brwi.
- Jadłaś już kolację? - zwrócił się do niej. Violet potrząsnęła głową.
120
KAREN ROSE SMITH
- A więc chodźmy na hot doga - zaproponował.
W sztruksowej koszuli, dżinsach i butach z cholewami wyglądał bardziej na kowboja niż lekarza. Nie znając go,
Violet nigdy by się nie domyśliła, czym się zajmuje. Miał tyle różnych twarzy, że mogłaby spędzić życie na ich
odkrywaniu.
- Celeste mówiła, że bardzo długo byłaś z nią wczoraj
- powiedział, prowadząc Violet w stronę stoiska z kiełbaskami.
- Odwiedziłeś ją dzisiaj?
- Tak, po obchodzie. Znalazła tam już przyjaciół i zadomowiła się.
- W poniedziałek zaczyna terapię, pojadę do niej
- odparła Violet. - Myślisz, że mi pozwolą?
- W Tumbleweed drzwi dla rodzin pacjentów są zawsze otwarte - zapewnił ją Peter. - Jako lekarz Celeste powiem, że
spełniasz warunki.
Początek rozmowy został zrobiony. Jednak za dużo było ludzrwokół, żeby móc dalej spokojnie rozmawiać.
- Chodźmy tam. - Peter wskazał pustą arenę na tyłach zagrody dla zwierząt, gdzie było w miarę kameralnie.
Wzięli hot dogi i usiedli.
- Zastanawiam się nad zaadoptowaniem Celeste
- powiedziała nagle Violet. Była bardzo zdenerwowana.
- No, odezwij się - mruknęła, gdy nie zareagował.
- Podejrzewam, że dużo o tym myślałaś.
- Wciąż myślę, nie podjęłam jeszcze decyzji. To nie takie proste.
- Rozumiem, masz przecież pracę, która wypełnia ci znaczną część życia - zgodził się Peter.
- Właśnie.
- Nawet po zakończeniu rehabilitacji trzeba jej bę-
SERCE ZE ZŁOTA
121
dzie poświęcić dużo czasu - dodał. - Ma za sobą ciężkie przejścia.
- A ty uważasz, że ja nie mogę jej tego dać?
- Ja uważam, że możesz, jeśli się na niej skoncentrujesz. - Peter popatrzył Violet w oczy. - Nie sądzę, byś mogła
pracować sześćdziesiąt godzin tygodniowo i jeszcze się nią zajmować.
- Właśnie tę sprawę muszę rozwiązać - westchnęła. -Nie mogę wziąć Celeste, dopóki nie podejmę decyzji co do
swojej przyszłości zawodowej. Chciałam tylko, żebyś wiedział, że się nad tym zastanawiam.
- No to już wiem - skwitował Peter.
- Ale powiedz mi, co o tym myślisz - poprosiła.
- Violet, nie siedzę w twojej głowie - żachnął się.
- Owszem, ale może byś spróbował wczuć się w moją sytuację - nalegała. - Odgrodziłeś się murem od wszystkiego,
co mogłoby się zdarzyć między nami, bo to nie pasuje do twojego perfekcyjnego planu. Jesteś dobrym lekarzem i
dobrym człowiekiem. Myślę jednak, że chcesz, aby każdy postępował według twoich oczekiwań.
- Może tylko wiem, co jest mi potrzebne do szczęścia - skwitował.
- Może. A może nie pozwalasz nikomu przejść przez ten mur, żeby uczynił cię szczęśliwym.
- Mam powody, żeby otaczać się murem, Violet - powiedział niemal ze złością. - Kobietę, z którą się poprzednio
związałem, traktowałem poważnie. Byliśmy zaręczeni. Ale nagle zaproponowano jej stypendium w Europie i w
jednej chwili, z dnia na dzień, wszystko się zmieniło. Sandra usunęła ciążę. Powiedziała, że darzy mnie uczuciem,
ale właśnie trafiła się jej okazja życia i nie zamierza z niej rezygnować.
Ach, to dlatego Peter był tak ostrożny, pomyślała
122
KAREN ROSE SMITH
Violet. Wyobrażała sobie, co musiał przeżywać. Stracił nie tylko narzeczoną, ale, co znacznie ważniejsze, swoje
dziecko. Violet z własnego doświadczenia wiedziała, jakie psychiczne spustoszenie potrafi spowodować taki in-
cydent.
- Tak mi przykro, Peter. Nie powiedziała ci, że jest w ciąży?
- Dopiero po zabiegu. - Peter umknął wzrokiem w bok.
- I wasz związek nie mógł przetrwać po tym, jak usunęła ciążę? - pytała dalej.
- Sandra była na stypendium cztery lata - odrzekł Peter. -Nawet gdybym zdołał jej wybaczyć to, co zrobiła, a wcale
nie jestem pewien, czy tak by było, widywalibyśmy się najwyżej dwa razy w roku i to przy odrobinie szczęścia.
Chciałem mieć żonę, rodzinę i prawdziwy dom, a nie schadzki, gdyby udało nam się wygospodarować trochę czasu.
- Głos Petera był pełen żalu.
Mówił o faktach, ale Violet wiedziała, że najważniejsza w tym wszystkim była kryjąca się za nimi zdrada - zdrada
uczuć, marzeń, nadziei na przyszłość. Nic dziwnego, że nie dążył do ponownej próby.
- Czy mogłabyś kiedykolwiek usunąć ciążę? - spytał, ujmując jej twarz w dłonie.
- Nigdy. Życie jest zbyt cenne... - Zamilkła, pomyślawszy o własnej ciąży, która nie miała żadnej szansy
powodzenia.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Violet. - Peter zniżył głos. - Sprawiasz, że wyzbywam się moich zahamowań i
chcę się rzucić na głęboką wodę. Ale gdy ta woda mnie pochłonie, może nie być zabawnie. Już raz mi się to zdarzyło,
tobie nie. Trudno potem leczyć rany.
- Wiem - powiedziała tylko.
SERCE ZE ZŁOTA
123
Nagle usłyszeli, że ktoś ich woła i zobaczyli spieszących ku nim ojca Petera z żoną i Lindę.
- Dowiedziałam się, że jesteś i chciałam się z tobą zobaczyć. - Charlene odciągnęła ją na bok. - Nie miałyśmy czasu
dłużej porozmawiać na przyjęciu - powiedziała.
- Mieliście sporo gości, nie chciałam wam zajmować czasu - odrzekła Violet.
- Ty też byłaś gościem. A większość zaproszonych w ogóle nie interesuje się tym, co robię.
- Jakbym słyszała moją matkę - roześmiała się Violet.
- A czym ona się zajmuje?
- Wszystkim, począwszy od dodawania kobietom odwagi w egzekwowaniu należących się im praw, po zachęcanie
tych, które rzuciły studia, do ich kontynuowania. Mówi, żebym nie rozmawiała na ten temat ze zwykłymi ludźmi, bo
i tak nic ich to nie obchodzi.
- Chyba chciałabym poznać twoją matkę - stwierdziła Charlene.
- Wydaje mi się, że ona nigdy nie zajmowała się samotnymi matkami. Ale prawdę mówiąc, mnie interesuje ten temat
- wyznała Violet.
- A więc powinnyśmy o tym pogadać. - Charlene rzuciła jej zaciekawione spojrzenie i wyjęła wizytówkę. - Oto adres
domu. Będę tam jutro po południu. Jeśli chcesz, wpadnij po trzynastej.
- Dobrze, spotkamy się o wpół do drugiej - powiedziała Violet.
Po paru minutach wszyscy wrócili na trybunę, ale tym razem Violet nie usiadła obok Petera. Nie był jedynym, który
musi podjąć decyzję.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Dom znajdował się w jednej ze starszych dzielnic San Antonio. Violet weszła na schody i nacisnęła dzwonek.
W chwilę później Charlene otworzyła drzwi i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Przyszłaś w samą porę - powiedziała.
- Tak? Dlaczego?
- Właśnie ustawiamy meble na górze. Pomożesz mi. Chodź, oprowadzę cię.
Najpierw Charlene pokazała jej parter, jeszcze skąpo umeblowany. W pokoju dziennym stała sofa, w kuchni stół i
krzesła. Ich kroki odbijały się echem w pustych pomieszczeniach. Czuć było zapach świeżo ułożonej podłogi. Duże
okna wyglądały na całkiem nowe.
- Piękny dom - stwierdziła Violet, gdy przeszły do jadalni i kuchni.
Za kuchnią znajdowały się jeszcze dwa pokoje.
- Co tutaj będzie? - spytała.
- W jednym urządzę biuro, gdzie kierowniczka domu będzie trzymać dokumentację, rachunki, kartoteki osobowe, no
i papiery urzędowe. W większym będzie jej sypialnia - poinformowała Charlene.
- Masz już kogoś na to stanowisko? - zainteresowała się Violet.
- Ach tak. Jest świetna. Pani Mendoza ma pięćdziesiąt lat i dużo energii. Jest wdową, dzieci są już dorosłe
SERCE ZE ZŁOTA 125
i samodzielne, więc chce mieć kogoś, o kogo mogłaby się troszczyć. Poza tym będzie położna na telefon i kobieta do
pomocy, ale tylko przy większym sprzątaniu i praniu. Liczymy, że nasze podopieczne będą same dbać o czystość w
domu i gotować. - Charlene rozejrzała się wokoło, wyraźnie dumna ze swego przedsięwzięcia. - Wszystkie prace
remontowe wykonali wolontariusze - dodała. - Spisali się na medal.
- Kiedy planujesz otwarcie? - spytała Violet.
- Chciałabym zacząć przyjmować pensjonariuszki po Święcie Dziękczynienia. Jutro trzeba jeszcze pomalować ramy
okienne i framugi, zrobię to sama, a potem można już ustawiać resztę mebli. Wszystkie dostałam jako dary.
- Dużo tego. Ktoś ci pomoże? - Violet rozejrzała się dokoła.
- Niestety nie - odrzekła Charlene. - Wolontariusze mają czas tylko w weekendy, a to trzeba zrobić wcześniej.
Gdybyś miała czas i ochotę... - uśmiechnęła się.
- Oczywiście, chętnie ci pomogę - zaofiarowała się Violet.
- Nazwiemy ten dom „Raj". Chciałabym, żeby tak właśnie tu było. Jak w raju, żeby dziewczęta czuły się bezpieczne
i mile widziane.
Violet na moment wróciła myślami do przeszłości. Pamiętała, jaka była przerażona, jak bardzo samotna, gdy
zorientowała się, że może być w ciąży.
Od pierwszej chwili gdy poznała Charlene, czuła się w jej towarzystwie swobodnie. Usiadły na sofie w dużym
pokoju. Charlene zaparzyła kawę.
- Jak to się stało, że zaangażowałaś się w taką działalność? - spytała, zainteresowana tą kobietą, do której Peter jakoś
nie mógł się przekonać.
126
KAREN ROSE SMITH
- Gdy miałam szesnaście lat, zaszłam w ciążę - odpowiedziała Charlene po dłuższej chwili milczenia.
- I co zrobiłaś? - spytała Violet, zastanawiając się, czy Peter o tym wie.
- Nie miałam wyboru - stwierdziła ze smutkiem Charlene. - Oddałam dziecko do adopcji. Mój ojciec porzucił nas,
kiedy byłam mała, a matka powiedziała, że nie będzie zajmować się i wychowywać kolejnego dziecka.
- Wzruszyła ramionami. - Nie miałam pojęcia, gdzie się zwrócić o pomoc. Matka była równie bezradna jak ja. Więc
kiedy nasz lekarz rodzinny zasugerował oddanie dziecka do adopcji, zgodziłam się.
- Byłaś choć przez chwilę ze swoim dzieckiem?
- Kilka minut po porodzie - powiedziała Charlene.
- Nie pozwolono mi nawet nadać jej imienia. Powiedziano, że imię wybiorą jej nowi rodzice.
Charlene miała pięćdziesiąt pięć lat, była o pięć lat młodsza odjyca Petera. A więc jej córka ma teraz trzydzieści
dziewięć.
- Domyślam się, że to była anonimowa adopcja?
- Violet spojrzała na Charlene pytająco.
- Oczywiście. We wczesnych latach siedemdziesiątych otaczano takie sprawy tajemnicą. Wiele agencji po-
średniczących w adopcji oraz lekarzy wciąż uważa, że życie dziecka powinno być białą kartą, zaczynającą się w
chwili adopcji. Niestety, moja matka wybrała jedną z takich agencji.
- A więc nie wiesz, gdzie jest twoja córka?
- Teraz już wiem. - Twarz Charlene nagle się rozpromieniła. - Od dawna próbowałam jej szukać, ale z początku
bezskutecznie. Agencja, którą wybrałyśmy, została zlikwidowana w latach osiemdziesiątych i cała dokumentacja
przepadła. Ale nie traciłam nadziei. Jakieś
SERCE ZE ZŁOTA
127
dwa lata temu George natknął się w Internecie na witryny, gdzie może zgłosić się matka, szukająca dziecka, które
oddała do adopcji, albo dziecko szukające swoich biologicznych rodziców. Zgłosiłam się. Przez rok nie było
odzewu. Nie dawałam jednak za wygraną i zarejestrowałam się na podobnych witrynach. W końcu, ostatniej wiosny,
dostałam e-mail. Moja córka chciała się ze mną spotkać.
- O Boże! - wykrzyknęła Violet. - Chyba oszalałaś ze szczęścia.
- Żebyś wiedziała. Lecz równocześnie byłam przerażona, nie wiedząc, jaka będzie jej reakcja i czy po spotkaniu
będziemy utrzymywać kontakt.
- Spotkałyście się? - Violet popatrzyła uważnie na Charlene.
- Tak. Mieszka w Kalifornii, więc pojechaliśmy tam z George'em w marcu. Ma cudowną rodzinę, wspaniałego męża
i dwójkę dzieci. Pomału się poznajemy, głównie przez e-maile. Mam nadzieję, że może przyjedzie do nas z rodziną
na Boże Narodzenie.
- Peter nigdy mi o tym nie wspomniał - zdziwiła się Violet.
- Bo on nic nie wie. Stacey i Linda też nie wiedzą.
- Dlaczego? - Violet nie rozumiała tej sytuacji.
- Wiesz, choć już upłynęło tyle lat, niełatwo mi było wrosnąć w rodzinę Clarków. - Charlene nerwowo splotła dłonie.
- George był cudowny, nigdy nie dał odczuć, że jestem drugą żoną, że jestem gorsza od Estelle, nigdy mnie do niej
nie porównywał. Ale dzieci... Z początku Linda i Stacey zachowywały wobec mnie dystans, ale z czasem pozwoliły
mi siebie kochać - kontynuowała. - Co do Petera... On dostrzegał różnice między mną a swoją matką. Byłam
młodsza, pracowałam zawodowo,
128
KAREN ROSE SMITH
a z dwiema pensjami mogliśmy sobie z George'em pozwolić na rzeczy, na które on i Estelle nie mogli. Namówiłam
go, żeby nauczył się jeździć na nartach wodnych. Wiem, że to niby nic takiego, ale Peter obserwował ojca i myślał,
że George zapomniał o swojej pierwszej żonie.
- Pobraliście się mniej więcej po roku od śmierci Estelle - zauważyła Violet.
- Tak, i patrząc z perspektywy czasu, uważam, że powinniśmy byli z tym zaczekać. Wydaje mi się, że Peter myślał,
iż znałam jego ojca jeszcze zanim Estelle zmarła. To nieprawda. Poznaliśmy się z George'em na targach
budowlanych. Obsługiwałam stoisko mego szefa, który sprzedawał wanny, kabiny prysznicowe i inny sprzęt
łazienkowy. George nie chciał spędzać samotnie popołudnia. Jakoś od razu przypadliśmy sobie do gustu, ale na
pierwszych spotkaniach mówił głównie o Estelle. - Char-lene odwróciła wzrok, jakby uciekając we wspomnienia. -
Cóż, przynajmniej teraz Peter mnie toleruje - dodała.
- Myślę, że coś więcej niż toleruje - uśmiechnęła się Violet. - Może nie chce się do tego przyznać, ale wydaje mi się,
że cię podziwia i szanuje. Kiedy masz zamiar powiedzieć mu o... jak ma na imię twoja córka?
- Taylor, i myślałam, żeby mu powiedzieć po Święcie Dziękczynienia.
- Jestem przekonana, że nie musisz martwić się o to, jak zareagują Stacey i Linda. Intuicja mi mówi, że przyjmą
Taylor do rodziny. - Violet przypomniała sobie, co jej się przydarzyło, gdy miała piętnaście lat i wyobraziła sobie,
jak inaczej wszystko by teraz wyglądało, gdyby jej ciąża rozwijała się prawidłowo.
- Dlaczego posmutniałaś? - zaniepokoiła się nagle Charlene. Dobrze się czujesz?
SERCE ZE ZŁOTA
129
- Twój dom dla samotnych matek tak mnie interesuje, bo sama omal nie stałam się jedną z nich - wyznała.
- Opowiedz mi o tym - zachęciła ją Charlene.
- Nie wiem, co ci mówi nazwisko Fortune, ale pochodzę z rodziny o wysokiej pozycji społecznej - zaczęła Violet.
- Zawsze słyszy się jakieś opowieści i plotki, jak choćby ostatnio o powiązaniach Ryana Fortune'a z Christo-pherem
Jamisonem, a zwłaszcza o tym znamieniu, które miał Jamison.
- To może opowiedzieć Ryan - odrzekła Violet. Dotychczas nie podano do wiadomości publicznej
wszystkich informacji o pochodzeniu Ryana i Kingstona Fortune'ow. Choć Violet ufała w dyskrecję Charlene, nie
zamierzała przerywać rodzinnego milczenia.
- Oczywiście, masz rację. W tym sęk - zgodziła się Charlene. - Ludzie mogą sobie snuć domysły na temat rodziny
Fortune'ow, ale tak naprawdę niewiele o niej wiedzą. Czy nie to chciałaś powiedzieć?
- Trafiłaś w sedno. - Violet skinęła głową. - Przypuszczam, że kiedy byłam dzieckiem, nawet moja rodzina niewiele
o mnie wiedziała. Trzymałam się braci, ale oni byli starsi. Ojciec całymi dniami był w pracy, mama miała własne
sprawy. Czułam się samotna i opuszczona. Szukałam potwierdzenia swojej wartości, ale nie tam, gdzie należało.
- Szukałaś chłopaka, który by cię zechciał - podpowiedziała Charlene.
- Tak, tylko że wtedy nie znałam jeszcze różnicy między seksem a miłością. Myślałam, że jeśli chce się ze mną
przespać, to znaczy, że mnie kocha - mówiła dalej Violet. - Tak czy inaczej, kiedy miałam piętnaście lat, zaszłam w
ciążę. Nikomu o tym nie powiedziałam.
130
KAREN ROSE SMITH
Chciałam mieć to dziecko, kogoś, kto by mnie naprawdę kochał. Pomyślałam sobie, że jeśli będę ukrywać ciążę tak
długo jak się da, to potem będzie już za późno na cokolwiek. Nie wiedziałam, że to była ciąża pozamaciczna. W
pewien weekend odrabiałam właśnie lekcje w swoim pokoju, gdy poczułam ostry ból, tak silny, że upadłam na
podłogę i straciłam przytomność. Matka musiała mieć chyba szósty zmysł, bo weszła i mnie znalazła. Zawieźli mnie
do szpitala, prosto na salę operacyjną. O mało nie umarłam.
- Och, Violet, tak mi przykro. - Charlene była szczerze poruszona.
Nawet teraz, gdy o tym opowiadała, Violet ściskało się serce.
- To było tak dawno - powiedziała, z trudem wydobywając słowa.
- Oddanie Taylor do adopcji też było dawno, ale pewne rzeczy wciąż są w nas żywe - zauważyła Charlene.
Spojrzały na siebie porozumiewawczo, obie wiedziały, że ta nić sympatii między nimi będzie trwać.
- Opowiedziałaś o tym Peterowi? - spytała Charlene.
- Nie. W sprawach uczuciowych żadne z nas nie jest hazardzistą. Jest tyle przeszkód piętrzących się przed nami, że
wolimy postępować ostrożnie.
- Jeśli ja bym tak ostrożnie postępowała, nigdy nie wyszłabym za ojca Petera. A mówiąc o przeszkodach, chyba już
je znasz - matka, którą dzieci uważały niemal za anioła, dzieci, które musiałam sobie zjednać, dom, którym trzeba się
było zająć, gdy ja do tego czasu troszczyłam się tylko o siebie. Gdybym jednak nie podjęła ryzyka, straciłabym
bardzo dużo. Nie możesz myśleć tylko w kategoriach wygranej albo przegranej - ciągnęła
SERCE ZE ZŁOTA
131
dalej Charlene. - Musisz mieć wiarę i odwagę, musisz sięgnąć po coś więcej, niż masz teraz, po kogoś.
- Zastanowię się nad tym, co powiedziałaś - obiecała Violet.
- To dobrze, bo Peter potrzebuje kogoś, kto wyciągnąłby do niego rękę. Kogoś, kto wstrząsnąłby światem, który dla
siebie stworzył. A na razie to ja potrzebuję kogoś, kto by mi pomógł w malowaniu. Potrafisz machać pędzlem?
- Już dawno tego nie robiłam, ale spróbuję.
- Przyjdziesz rano czy po południu? - spytała Charlene.
- Po południu, rano będę u Celeste.
- A zatem do zobaczenia. Przynieś tylko jakieś stare ciuchy do przebrania.
Następnego popołudnia Violet zjawiła się u Charlene gotowa do pracy. Nawet się nie obejrzała, zajęta malowaniem
framugi, gdy po raz kolejny usłyszała trzask otwieranych drzwi. Przez parę godzin, które tutaj spędziła, wciąż
zjawiali się jacyś fachowcy. Nawet okrzyk Charlene „co za niespodzianka" nie odwrócił jej uwagi.
- Szukam Violet - usłyszała nagle głos Petera. - Dzwoniłem na komórkę, ale odezwała się poczta głosowa. Clyde mi
powiedział, że jest tutaj.
- Czy coś się dzieje z Celeste? - Violet odwróciła się zaniepokojona.
- Nie, wszystko w porządku - uspokoił ją.
W tym momencie zadzwoniła komórka Charlene.
- Zaraz wracam - rzuciła w ich kierunku i wyszła do kuchni.
- Chciałem ci powiedzieć o Ryanie. - Peter zniżył głos, choć zostali sami. - Przekonałem go, żeby poddał
132
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
133
się eksperymentalnej terapii. We czwartek lecimy do Nowego Jorku. Dzwoniłem już do Houston, przyślą mi
dokumentację.
- Jestem zaskoczona, że zmienił zdanie - powiedziała Violet. - Wydawało się, że zdecydowanie odmówił.
- Parę okoliczności się na to złożyło - wyjaśnił Peter. - Fakt, że twoi rodzice mieszkają w Nowym Jorku i może się u
nich zatrzymać. Poza tym opowiedziałem mu o mojej matce i o tym, jak bardzo bylibyśmy szczęśliwi, gdyby była z
nami dłużej. Wziął to wszystko pod uwagę. Nie mogę powiedzieć, żeby odnosił się do tego pomysłu entuzjastycznie,
ale myślę, że gdy już tam będzie, porozmawia z lekarzem, dowie się czegoś więcej o programie leczenia, to odzyska
ducha walki. Prawdopodobnie zadzwoni do ciebie - dodał. - Chce, żebyś z nim pojechała.
- Ja?
- Uważa cię za swego lekarza. I ma rację. Najpierw zwrócił sięjio ciebie. Myślę, że twoje wsparcie jest dla niego
bardzo ważne.
- Będziemy musieli zatrzymać się w Nowym Jorku na noc. - Violet zagryzła wargę. - Możemy zostać u mnie.
Zastanawiam się, czy Ryan powie moim rodzicom o swojej chorobie od razu, czy zaczeka aż rozpocznie leczenie.
- Chce najpierw się upewnić, czy zostanie włączony do programu i jak będzie wyglądało leczenie. Jak mówiłem, nie
jest nastawiony entuzjastycznie. W Nowym Jorku ma przyjaciela i zamierza u niego przenocować.
- Myślisz, że zwierzy się przyjacielowi?
- Nie wiem. - Peter wzruszył ramionami.
- Nie mogę pojąć tej całej biurokracji. Przecież staram się pomóc dziewczętom w potrzebie. - Charlene wzburzona
wróciła do pokoju.
- Co się stało? - spytał Peter.
- Nie zdążymy w terminie otworzyć ośrodka - powiedziała. - Muszę wypełnić kolejne papiery, uzyskać kolejne
zezwolenia i zgody. - Potrząsnęła głową. - Wszystko, czego chcę, to opiekować się tymi nastolatkami, które nie mają
się gdzie podziać ani do kogo zwrócić.
- Dlaczego tak się tym zajmujesz? - zainteresował się szczerze Peter.
Charlene wymieniła długie spojrzenie z Violet.
- Może powinnam wyjść - zasugerowała Violet.
- Nie, zostań. Wiesz przecież, co chcę powiedzieć i dlaczego to dla mnie takie ważne.
- Kiedy miałam szesnaście lat - zwróciła się Charlene do Petera - zostałam samotną matką i oddałam dziecko do
adopcji.
Nawet jeśli Peter był w szoku, nie dał po sobie nic poznać.
- Co miałaś? - spytał. - Chłopca czy dziewczynkę?
- Dziewczynkę. W zeszłym roku odnalazłam ją przez Internet. Miałam zamiar wkrótce wam o tym powiedzieć.
- Stacey i Linda też nie wiedzą? - zdziwił się Peter.
- Nie, tylko twój ojciec wie - odrzekła. - I Violet. Rozmawiałyśmy i jakoś to samo wyszło.
- Ale wcześniej nie wyszło, kiedy rozmawiałaś ze mną, czy z moimi siostrami?
- Nie wiedziałam, jak byście zareagowali. - Charlene poczuła się lekko urażona.
- Miałaś szesnaście lat. Domyślam się, że nie miałaś wyboru - powiedział Peter.
- Nie, nie miałam. - W oczach Charlene pojawiły się łzy. - Muszę iść - popatrzyła na zegarek, po czym przeniosła
spojrzenie na framugę pomalowaną przez Violet.
134
KAREN ROSE SMITH
- Dobra robota - stwierdziła z uznaniem. - Kiedy będziesz wychodzić, zatrzaśnij tylko drzwi. I zadzwoń któregoś
dnia, pójdziemy na lunch.
- Oczywiście, że zadzwonię - zapewniła ją Violet.
- To będzie wspaniałe miejsce. Zrobisz dużo dobrego dla tych dziewczyn.
Charlene uśmiechnęła się, pomachała ręką i szybko wyszła.
- Umyję tylko pędzel. - Violet zeszła do kuchni. Peter podążył za nią i usiadł przy stole. Był zatopiony
w myślach.
- Nigdy nie starałem się poznać lepiej Charlene - powiedział z widocznym żalem. - Nic dziwnego, że nie powiedziała
mi o dziecku.
- Nic straconego - pocieszyła go Violet. - Możesz jeszcze się do niej zbliżyć.
- Nie wiem, czy nie jest już za późno - westchnął.
- Przez te .wszystkie lata myślałem podświadomie, że jeśli będę miał z nią bliższe kontakty, to zdradzę pamięć matki.
- Uważałeś, że musisz ją zachować, bo twój ojciec tego nie zrobił - domyśliła się Violet.
- Chyba tak. - Popatrzył na nią ze smutkiem.
- Myślę, że nigdy nie jest za późno na pogodzenie się, zwłaszcza jeśli oboje tego chcecie. I myślę, że Charlene nie ma
do ciebie żalu.
- To właśnie jest zdumiewające.
- Nie możesz kogoś zmusić do kochania cię, jeśli tego nie chce. Jedyne, co możesz zrobić, to czekać.
- Skąd ty to wszystko wiesz? - zainteresował się.
- Przed laty szukałam miłości i zdawało mi się, że ją znalazłam, ale tak nie było - powiedziała Violet. - A teraz myślę,
że potrafię rozpoznać prawdziwe uczucie.
SERCE ZE ZŁOTA
135
- Przed laty - powtórzył Peter. - Był to jakiś szczególny mężczyzna?
Czy jeśli wyzna Peterowi prawdę ich stosunki się zacieśnią, czy rozluźnią?
- To był chłopiec, nie mężczyzna.
- Co się wtedy stało? - Po oczach Petera poznała, że autentycznie chce to wiedzieć i uświadomiła sobie, że nie może
niczego przed nim ukrywać.
- Mówiłam ci, że jako nastolatka czułam się samotna.
- Miałaś tyle testosteronu koło siebie - zażartował.
- To też się do tego przyczyniło.
- A rodzice byli zajęci swoimi sprawami.
- Wiesz jak to jest, kiedy jest się nastolatką. Nie chcesz być od nich zależny, niby ich nie potrzebujesz i ciągle to
podkreślasz, a naprawdę jest całkiem inaczej.
Peter przytaknął. Znał to z własnego doświadczenia. W końcu stracił matkę, a ojciec zaczął nowe życie, zanim on był
do tego psychicznie przygotowany.
- Miałam zaledwie piętnaście lat - kontynuowała Violet. - Wydawało mi się, że jestem dostatecznie dorosła, żeby
robić to, co chcę. I wtedy jeden piłkarz umówił się ze mną na randkę. Było coś znacznie więcej niż hamburger i cola.
Po paru tygodniach, kiedy nie pojawił się okres, wiedziałam już, jaka byłam głupia. - Obserwowała Petera ciekawa
jego reakcji.
- Albo jak zostałaś wykorzystana - mruknął.
- To moja wina - przyznała Violet. - Nie wiem, czy ja się buntowałam, czy po prostu chciałam kogoś mieć tak bardzo,
że zatraciłam instynkt samozachowawczy. Wszystko dusiłam w sobie. Myślałam, że jeśli ukryję swój stan
dostatecznie długo, to nikt już nic nie będzie mógł zrobić. Nie wiem, jak sobie wyobrażałam swoje życie po
urodzeniu dziecka, ale chciałam je mieć. Byłam
136
KAREN ROSE SMITH
w trzecim miesiącu, kiedy pewnego weekendu nastąpiła zapaść. Matka mnie znalazła i zawiozła do szpitala.
Violet odetchnęła głęboko i wpatrzyła się w twarz Petera. Nie zobaczyła na niej potępienia, jedynie współczucie.
- To była ciąża pozamaciczna - kontynuowała. - Dopiero po operacji przekonałam się, jak bardzo rodzice i bracia
mnie kochają. Wszyscy mnie wspierali w tym trudnym okresie. Mama prowadziła ze mną długie rozmowy o
ważnych sprawach. Postanowiłam przyspieszyć naukę, żeby szybciej skończyć liceum, więc zatrudnili korepetytora
- uśmiechnęła się. - A potem mama przyniosła ankietę badającą predyspozycje do zawodu i stwierdziłam, że chcę
zostać lekarzem.
- Teraz wiem, dlaczego tak dobrze rozumiesz działalność Charlene - powiedział Peter.
Siedzieli blisko siebie. Violet czuła zapach jego wody po golenuvwidziala zmarszczki zmęczenia wokół oczu. Czuła,
że interesuje go jej życie, czuła też owo podniecające napięcie, które zawsze im towarzyszyło, gdy byli blisko siebie.
- Co byś zrobiła, gdybyś zaszła w ciążę w czasie studiów? - spytał.
- Zatrzymałabym dziecko. Nigdy bym go nie oddała. Wierzysz mi? - Widziała cień wątpliwości w oczach Petera.
- Jesteś z rodziny Fortune'ów - powiedział, odsuwając się od niej, jakby obawiał się, że za chwilę ją pocałuje.
- Mogłabyś wziąć nianię. Tak czy inaczej mogłabyś żyć według własnego upodobania.
- Nigdy nie wzięłabym niani - oburzyła się Violet.
- Moi bracia i ja mieliśmy opiekunkę do dziesiątego roku życia, nienawidziłam tego.
SERCE ZE ZŁOTA
137
- Wspomniałaś o adoptowaniu Celeste. Jeśli to zrobisz, chyba zatrudnisz kogoś do opieki?
- Nie jestem pewna - odparła, czując, że Peter poddaje ją swego rodzaju testowi. - Myślę, że raczej wzięłabym
gosposię.
- Celeste będzie przez pewien czas potrzebowała stałej opieki. Gosposia nie wystarczy - zauważył.
- Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć na wszystkie pytania, Peter - broniła się Violet.
- Będziesz musiała, zanim podejmiesz decyzję o adopcji. - Peter nagle wstał, wziął ją za rękę i pociągnął do góry. -
Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
- Nie - odparła, zmęczona jego pytaniami.
- To chodź ze mną do domu. Chcę ci coś pokazać. Chodź ze mną do domu. Podobał jej się dźwięk tych
słów. Podobał jej się sam pomysł. Jeśli pójdzie do Petera...
Będzie musiała ufać, że serce wskaże jej właściwą drogę postępowania.
SERCE ZE ZŁOTA
139
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Zajęło im trochę czasu, zanim znaleźli się w domu. Peter zaparzył kawę i poprosił Violet, żeby usiadła. Była
ciekawa, co jej chce pokazać. Ale jeszcze bardziej, przyznała to sama przed sobą, chciała być z nim.
Czy naprawdę?
Tak! Przecież była w nim zakochana! Peter podszedł do półki i zdjął dwa albumy ze zdjęciami. Usiadł obok Violet.
- Przejrzyj je - powiedział poważnie.
Violet od razu rozpoznała na zdjęciach Petera i jego dwie siostry. Na pierwszych mógł mieć jakieś pięć lat,
dziewczynki dopiero zaczynały chodzić. Była z nimi ta sama pełna dobroci kobieta, którą widziała na zdjęciu w
serwantce, gdy była tu po raz pierwszy z Ryanem. Zdjęcie najpewniej zrobił ojciec Petera.
Kiedy Peter był już starszy, na fotografiach pojawiały się również inne dzieci. Było ich co najmniej sześcioro.
- To te dzieci, które wzięli twoi rodzice? - spytała Violet.
- Niektóre. - Wskazywał je kolejno, wymieniając imiona. - Mieszkają rozrzuceni po Stanach i świecie. Mama
troszczyła się o każde z nich jak o swoje własne, niezależnie od tego, jak długo u nas przebywały. Jedne miesiąc, inne
ponad rok. Matka nigdy nie pracowała zawodowo, ale to, co robiła, było niezwykle ważne. Gdyby nie ona, niejedno
z tych dzieci mogło wylądować na ulicy. Zawsze jakoś sobie radziła, nawet jak było krucho z pieniędzmi.
Violet wyczuła subtelną aluzję. Peter chciał poślubić kobietę, której jedynym przedmiotem troski i zainteresowania
byłaby rodzina. Nie podejrzewała go, że jest męskim szowinistą, po prostu uważał, że tak byłoby dla niego najlepiej.
- Opieka nad dziećmi jest czymś bardzo ważnym
- zgodziła się - ale praca i kariera również. Jeśli kobieta jest wykształcona i utalentowana w jakiejś dziedzinie, to czy
powinna rzucić wszystko dla rodziny?
Peter potarł ręką czoło i zamyślił się chwilę.
- Nie wiem. Ja wiem tylko, ile godzin pochłania moja praca i ile miłości, troski i uwagi wymagają dzieci. Nawet jeśli
nigdy się nie ożenię, to na emeryturze wziąłbym kilkoro dzieci pozbawionych rodziców. - Jego zielone oczy zdawały
się zadawać jej ważne pytanie.
- To wspaniały pomysł - zachwyciła się Violet.
- Tyle dzieci potrzebuje domu. Z powodu operacji, jaką przeszłam, mogę mieć trudności z zajściem w ciążę. To drugi
powód, dla którego rozważam zaadoptowanie Celeste - ciągnęła - a kiedy będę gotowa do założenia rodziny, też się
zastanowię nad podobnym rozwiązaniem.
Wstrzymała oddech, czekając na jego odpowiedź. A teraz, kiedy zaczął pieścić jej policzek, miała wrażenie, że
rozpłynie się ze szczęścia. I choć tyle ich łączyło, wciąż nie była pewna, czy jest typem kobiety, jakiej pragnie bądź
potrzebuje Peter.
- Najwyraźniej nie potrafię być z dala od ciebie - powiedział i nie wydawało się, żeby był z tego powodu
nieszczęśliwy.
Nagle poczuła nieprzeparty pociąg do Petera. Patrzyła
140
KAREN ROSE SMITH
na niego szeroko otwartymi oczami i miała ochotę wsunąć mu ręce pod koszulę, żeby poczuć ciepło jego skóry.
- Kiedy tak na mnie patrzysz, Violet, aż się prosisz, żeby cię pocałować - zauważył.
- Kiedy tak na mnie patrzysz, chcę, żebyś mnie pocałował - odpowiedziała.
Głębokie westchnienie, jakie wydobyło się z jego ust, gdy ich wargi się spotkały, świadczyło, że przegrał walkę z
pożądaniem. Łączyło ich jednak coś więcej. Żadne z nich nie chciało krótkotrwałej przygody ani nie było do niej
zdolne.
Peter całował i dotykał Violet. Dotykał tak, jak nikt wcześniej tego nie robił, czule i delikatnie. Głaskał jej włosy, by
po chwili zsunąć ręce i powoli rozpinać bluzkę. Nawet nie wiedziała, kiedy wyciągnęła mu koszulę ze spodni.
- Pragnę cię, Violet - szepnął, odrywając na moment usta od jej ust. - Pragnę cię bardziej niż mógłbym tego
oczekiwać.
Violet też go pragnęła całą sobą. W ustach jej zaschło, gardło miała ściśnięte, nie była w stanie wykrztusić słowa.
Nigdy wcześniej namiętność nie zawładnęła nią tak silnie. Uświadomiła sobie jednak, że nigdy wcześniej nie
wiedziała, co to znaczy prawdziwa namiętność.
Rozpięła koszulę Petera i zsunęła bluzkę. On zrzucił koszulę. Nie odrywali od siebie wzroku. Delikatnymi ruchami
zaczął głaskać jej piersi. Zadrżała.
- Wyobrażałem sobie ciebie nagą - powiedział.
- A ja dotykałam cię nagiego w swoich snach. - Violet zsunęła ręce z jego torsu i rozpięła pasek u spodni. Lecz gdy
chciała rozpiąć zamek, przytrzymał jej rękę.
- Zrobię to sam - powiedział.
- Dlaczego?
SERCE ZE ZŁOTA
141
- Bo chcę ci dać przyjemność, dopóki nad sobą panuję - odrzekł.
Sama myśl, że Peter mógłby stracić samokontrolę, podnieciła ją jeszcze bardziej. A gdy rozpiął jej stanik i zaczął
pieścić wargami płatek ucha, jęknęła.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa - wyszeptała.
- Ty robisz to od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem. Ściągnijmy je. - Szybko pozbyli się resztek ubrania.
Violet wpatrywała się w Petera, wdychając jego męski zapach. Miał muskularne ramiona, opalone ciało. Nawet nie
wiedziała kiedy położył ją na sofie i znalazł się nad nią. Nie spieszył się. Przedłużał grę wstępną, głaskał ją i całował,
aż oboje poczuli, że są u kresu.
- Peter, jestem gotowa - szepnęła między jednym pocałunkiem a drugim.
- Muszę się upewnić - mruknął.
Pieścił językiem jej ciało, coraz niżej i niżej. Gdy sięgnął pępka, wykrzyknęła jego imię. Chciała czuć jego ciało tuż
przy swoim, chciała go mieć w ramionach, dotykać. Dawał jej tyle rozkoszy, że pragnęła, aby czas się zatrzymał.
- Jeszcze? - spytał.
- Nie wiem, czy tego chcę, czy potrafię.
- Och, jestem pewien. To jeszcze nie wszystko.
Ta obietnica w jego głosie przeraziła ją. A co będzie, jeśli nie zareaguje tak jak Peter by tego oczekiwał? Jeśli jego
silne ręce, jego pieszczoty i wszystko, co robi, nie doprowadzą jej do orgazmu?
- Peter, to nie ma znaczenia - powiedziała. - Ja chyba nie reaguję jak należy.
- Nieprawda - mruknął.
- Jak to?
142
KAREN ROSE SMITH
SERCE ZE ZŁOTA
143
- Jesteś namiętną kobietą, Violet. Twoje pocałunki, i ręce, jak mnie dotykasz, rozpalają mnie. Ja nie mam
wątpliwości. Jesteś wspaniała.
- Chciałam, żebyś wiedział... - Nie mogła dłużej mówić, zamknęła oczy.
Powędrował wargami niżej.
Pieścił jej uda, a kiedy zaczął całować jej łono, a potem najintymniejsze miejsce ciała Violet, z trudem łapała oddech.
Usta Petera były gorące i wilgotne. Jęczała z rozkoszy, pragnęła go.
Nie pozwolił jej dłużej napawać się pieszczotami. Uniósł się nad nią, opierając na rękach, i zobaczyła jego zielone
oczy roziskrzone pożądaniem. Ich usta się zetknęły, objęła go za szyję i nagle... poczuła go w sobie. Otoczyła jego
biodra nogami. Zespolili się w sposób najbardziej pełny, w jaki może się zespolić kobieta i mężczyzna. Z
każdymjego ruchem, z każdą mocniejszą pieszczotą Violet coraz bardziej zatapiała się w miłosnej ekstazie.
Objęła mocno jego barki.
- Peter, cudownie - szepnęła.
Trzymała go za ramiona, obejmowała go, a gdy siła ich doznań stała się bardziej intensywna, powtarzała w
zapamiętaniu jego imię, przed oczami tańczyły jej gwiazdy, miała wrażenie, że zapada się w otchłań bliska utraty
świadomości. Osiągnęła szczyt rozkoszy i czuła, jak przez jej ciało przenika fala ukojenia. Zadrżała. Poczuła, że
Peter również drży.
Po chwili leżeli już spokojni, mocno przytuleni do siebie, powoli wracając do rzeczywistości. Wreszcie Peter usiadł
na brzegu sofy i wziął ją za rękę.
Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, rozległ się sygnał telefonu komórkowego Violet.
- Muszę odebrać - powiedziała. - To może być Ryan albo moi rodzice.
Peter nie zaprotestował. Wstał i wyszedł do łazienki.
- Gdzie jesteś? - Usłyszała głos Milesa w słuchawce.
- Miło mi cię słyszeć, braciszku - odpowiedziała.
- Martwiliśmy się o ciebie - westchnął Miles. - Czekaliśmy.
- My?
- Jessica, Clyde i ja. Musimy coś z tobą przedyskutować.
- Co? Czy to nie może zaczekać do rana? - spytała.
- Masz zamiar wrócić rano? - zdziwił się Miles.
- Tego nie powiedziałam. O czym chcecie ze mną rozmawiać? - Violet zerknęła w stronę drzwi.
Zastanawiała się, co teraz czuje Peter, co znaczą dla niego te chwile, które przed momentem wspólnie przeżyli. Czy
to samo, co dla niej?
- O grillu: Clyde i Jessica chcą zorganizować spotkanie i zaprosić wszystkich swoich przyjaciół - wyjaśnił Miles. -
Wpadli na ten pomysł po telefonie ojca. Rodzice przylatują jutro, żeby się z nami zobaczyć przed swoim urlopem w
Nowym Orleanie.
- Jak długo zostaną? - spytała Violet.
- Dwa, trzy dni. Ojciec chce porozmawiać z Ryanem, a mama, jak myślę, chce jeszcze raz powitać Jessicę w
rodzinie. Planujemy grilla jutro wieczorem. Masz czas?
- Może? Porozmawiamy przy śniadaniu.
- O szóstej? - Miles był rannym ptaszkiem.
- Boże - jęknęła Violet. - To musi być szósta?
- Musi - zaśmiał się Miles. - Inaczej nie zdążę zrobić wszystkiego, co mam do zrobienia. Na ranczu nic samo się nie
dzieje. Będziesz wkrótce w domu? - wrócił do początku rozmowy.
144
KAREN ROSE SMITH
- Tak, Miles. Idź już spać. Nie potrzebuję anioła stróża - żachnęła się Violet. - Zobaczymy się przy śniadaniu. -
Wyłączyła komórkę.
- Brygada braci cię poszukuje? - zażartował Peter, który tymczasem wrócił do pokoju, ubrany tylko w spodnie.
Rzucił jej ręcznik.
- Można to tak określić - przyznała Violet, zakłopotana swoją nagością. - Czasami mam wrażenie, że oczekują ode
mnie dokładnego rozkładu zajęć.
Owinęła się ręcznikiem i pobiegła do łazienki. Usłyszał szum wody. Po chwili zobaczył ją kompletnie ubraną. Czy
wydawało mu się, że nadal była speszona?
- Myślisz o tym, co zaszło między nami, prawda?
- spytał Peter.
- A ty nie?
- Nie roztrząsajmy tego, proszę. Tak będzie lepiej
- stwierdził.
- Możejeśli będziemy, to już tego nie powtórzymy
- zauważyła Violet.
Położył jej ręce na ramionach i patrzył przez dłuższą chwilę w oczy, po czym zbliżył twarz do jej twarzy.
- Raz nie wystarczy - mruknął.
Całował jak zwykle mocno i namiętnie. Violet miała zamęt w głowie, podobnie jak on. Co myśmy zrobili? Dokąd
zmierzamy?
- Nawet nie próbuj odpowiadać sobie na te wszystkie pytania dzisiaj - powiedział, jakby czytał w jej myślach.
-Zaczekajmy, zobaczymy jak nasza sytuacja się rozwinie.
- Lepiej już pójdę - stwierdziła Violet po chwili.
- Clyde i Jessica urządzają jutro grilla. Przylatują moi rodzice. Może byś przyszedł? - zaproponowała.
Ponieważ nie odpowiedział od razu, dodała pospiesznie:
SERCE ZE ZŁOTA 145
- Nie musisz decydować teraz. Właściwie w ogóle nie musisz dawać mi odpowiedzi. Jeśli będziesz mieć czas i
ochotę, po prostu przyjedź na ranczo.
- Mogę się spóźnić, ale przyjadę, o ile nie będę zajęty na oddziale ratunkowym - obiecał. - Jeśli nie będę mógł
przyjść, dam ci znać.
Violet podeszła do drzwi. Nie wiedziała, co powiedzieć, Peter również. Dostrzegła jego wahanie. Położyła rękę na
klamce, ale miała nadzieję, że ją zatrzyma, poprosi, aby została na noc. Wciąż jednak za dużo było między nimi
wątpliwości. I obawy o przyszłość.
Nie poprosił, żeby została.
Opuściła dom Petera Clarka głęboko poruszona. Teraz, gdy oddała mu swoje ciało, dała mu również serce.
Ruszając samochodem spod domu, bała się bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Może nie jest taką kobietą, jakiej
pragnie Peter. Czy powinna go wyrzucić ze swego serca? Pomyślała o Celeste i decyzji, jaką miała podjąć.
Bardzo chciała wiedzieć, czy możliwe jest uzyskanie pewności, że podejmuje właściwą?
Peter nie mógł się doczekać spotkania z Violet.
Impreza trwała w najlepsze, kiedy przyjechał na ranczo „Flying Aces". Miles go przywitał, a Clyde kilkakrotnie
obrzucił bacznym spojrzeniem. Jessica przedstawiła mu swoją siostrę Leslie i jej męża, Marty'ego, właściciela
sklepu z materiałami metalowymi i częściami do komputerów w Red Rock. Później oprowadziła go, poznając z
innymi gośćmi, również z Patrickiem Fortune'em, ojcem Violet, który siedział przy stoliku z Ryanem i Lily oraz
Savannah i Cruzem Perezami. Savannah była w dziewiątym miesiącu ciąży.
- Savannah powinna już odpoczywać przed porodem,
146
KAREN ROSE SMITH
ale nie mogła sobie odmówić przyjemności spotkania z przyjaciółmi - powiedziała Jessica. - Cruz nie pozwala jej
nawet palcem kiwnąć.
- Nie wiem, gdzie się podziewa Violet - dodała, rozglądając się dokoła. - Przed chwilą tutaj była. Jej matka też gdzieś
znikła.
W tym momencie podeszli do nich Steven i Amy Fortune'owie, brat Violet z żoną, żeby się przywitać.
- Jesteśmy otoczeni Fortune'ami - roześmiała się Jessica.
- Ty też teraz do nich należysz - zauważyła Amy.
- Podobnie jak ja.
- Chyba tak - zgodziła się Jessica. - Wszystko stało się tak szybko, ze mną i Clyde 'em, że jeszcze nie mogę się
przyzwyczaić. Widzieliście może Violet? - zwróciła się do Stevena.
- Tak, poszła z mamą do stajni. Prawdopodobnie chce jej pokazać nowego konia.
- Trafię - powiedział Peter. - Zostań z gośćmi.
- Powiedz Violet, że za piętnaście minut podajemy deser
- poprosiła Jessica. - Niech się nie spóźnią, bo nic nie zostanie. A gdybyś nie wiedział, to Violet uwielbia słodycze.
Peter domyślił się tego po zachowaniu Violet w restauracji na Riverwalk, kiedy rozkoszowała się każdym kęsem
czekoladowego ciasta.
Zanim wyszedł ze szpitala, przebrał się w dżinsy i sportową koszulę. Dobrze zrobił, bo wszyscy goście byli ubrani
swobodnie i niezobowiązująco.
Obznajomiony ze stajnią od czasu nocnej przejażdżki, podszedł do bocznych drzwi i otworzył je. Skierował się od
razu ku światłu między boksami. Siano na podłodze tłumiło odgłos jego kroków. Usłyszał kobiece głosy i w jednym
z nich rozpoznał Violet.
SERCE ZE ZŁOTA
147
- Myślę, że potrzebuję w życiu czegoś więcej niż tylko pracy - mówiła. - Może właśnie dlatego tak ciężko przeżyłam
śmierć Anne Washburn i jej dziecka. Brak mi równowagi psychicznej.
- Zawsze byłaś skoncentrowana tylko na swojej karierze. Sądziłam, że nie pragniesz niczego więcej - powiedziała
Lacey Fortune.
- Też mi się tak wydawało.
- Ciężko pracowałaś, wyrobiłaś sobie doskonałą renomę. Czyżbyś chciała z tego wszystkiego zrezygnować?
- Matka Violet była wyraźnie zbulwersowana.
- Pozwól, że o coś cię zapytam - poprosiła Violet.
- Gdybyś musiała dokonać wyboru między swoją działalnością na rzecz poprawiania świata a poślubieniem taty i
rodziną, to co byś wybrała?
- Nie możesz zadawać mi takiego pytania - żachnęła się pani Fortune.
- Ależ mogę. W twoim przypadku akurat tak się złożyło, że miałaś i jedno, i drugie. Ale gdybyś musiała z czegoś
zrezygnować, to wybrałabyś rodzinę czy pracę?
- To nieuczciwe pytanie, Violet. Kocham ciebie, twego ojca i braci z całego serca - oświadczyła Lacey. - Ale
równocześnie jestem typem kobiety, która potrzebuje czegoś więcej.
Peter wiedział, że taka odpowiedź jest swego rodzaju przesłaniem dla Violet. Nigdy nie podsłuchiwał i teraz też nie
chciał słuchać tej rozmowy. Gdy się zbliżył, Lacey pierwsza go zauważyła. Uniosła brwi i popatrzyła pytająco na
Violet.
Uśmiech Violet sprawił, że prawie zapomniał o tym, co przed chwilą usłyszał. Niemal usunął z myśli to wszystko, co
uważał za przeszkody między nimi. Puls mu przyspieszył, twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
148
KAREN ROSE SMITH
- Udało ci się! - ucieszyła się Violet.
- Mówiłem, że przyjdę. - Violet powinna się nauczyć, że on nigdy nie łamie danego słowa.
- Mamo, przedstawiam ci doktora Petera Clarka
- zwróciła się Violet do Lacey. - Jest tym neurochirurgiem, który operował Celeste. Peter, moja mama, Lacey
Fortune.
Pani Fortune zbliżała się do siedemdziesiątki. Była średniego wzrostu, miała jasne, lekko siwiejące włosy i zielone
oczy. Nawet w dżinsach wyglądała elegancko i równie pięknie jak jej córka.
- Miło mi panią poznać - uśmiechnął się Peter.
- Mnie również - Lacey podała mu rękę.
Może powinien był dłużej posłuchać ich rozmowy? Nie był pewien, co Violet ujawniła matce z ich znajomości.
- Czy to pan jest tym kawalerem z aukcji, o którym wspomniałJMiles? - W oczach Lacey pojawiły się wesołe
iskierki.
- Nigdy mi nie zapomną tego występu - jęknął Peter.
- Cóż, wracam do gości - powiedziała Lacey.
- Jessica napomknęła coś o cieście czekoladowym. To brzmi zbyt zachęcająco, by móc zaprzepaścić taką okazję.
- Jest już ciemno. Pozwoli pani, że ją odprowadzę?
- zaproponował Peter.
- Och, nie trzeba. Znajdę drogę. Zawsze znajdowałam i będę znajdować. Rzuciła córce znaczące spojrzenie i odeszła
w stronę wyjścia.
- Korzystając z tego, że jesteśmy sami, powiem ci, że rozmawiałam z Ryanem - oznajmiła Violet. - Chce, żebym
pojechała z nim do Nowego Jorku. Skorzystam z okazji i wstąpię do swego szpitala, żeby dokończyć
SERCE ZE ZŁOTA
149
pewne sprawy. Ja nie potrzebuję pretekstu, a Ryan zawsze zasłoni się przed Lily podróżą służbową.
- Mam nadzieję, że Lily mu uwierzy, skoro jedziecie razem. Spotkamy się na lotnisku.
Violet stała przed boksem. Peter tak oparł ręce o ścianę, że znalazła się między nimi.
- A skoro nikogo tu nie ma, przyszło mi do głowy lepsze zajęcie niż rozmowa o locie do Nowego Jorku
- powiedział.
- Na przykład jakie? - spytała Violet z niewinną miną.
Przycisnął wargi do jej ust i natychmiast wróciły wspomnienia ich wspólnej nocy. Zapach perfum Violet zawsze go
podniecał, dotyk miękkich jedwabistych włosów działał na jego zmysły. A jej usta... Tęsknił za nią i sam tego nie
rozumiał, że jej potrzebuje. Zapach siana, chłód październikowej nocy, kołysanie końskich ogonów
- to wszystko należało do innego wymiaru. Całowali się tak, jak gdyby nigdy przedtem się nie znali i już nigdy więcej
nie mieli się całować. Przytulił się do niej i jęknął, gdy poruszyła się prowokująco.
Czy mogliby kochać się tutaj, gdy tam trwało przyjęcie? Nigdy wcześniej coś tak zuchwałego nie przyszło mu do
głowy.
Jedną ręką sięgnął do jej bluzki i zaczął ją rozpinać. Ona wyciągnęła mu koszulę ze spodni.
- To szaleństwo - mruknął, gdy przeciągnęła ręką po jego piersi.
Zaczął całować jej szyję i pieścić piersi. Jęk, który wydobył się z jej ust, powiedział mu, że pierwszy wolny boks
zapewni im akurat tyle intymności, ile potrzebują. Mogą się kochać nawet w stajni.
Nagle drzwi otworzyły się z impetem.
150
KAREN ROSE SMITH
- Violet! Peter! Savannah odchodzą wody! Szybko! Jesteście potrzebni! - Miles wpadł do stajni jak burza.
Peter natychmiast puścił Violet. Ich spojrzenia się spotkały.
- Zaraz będziemy! - zawołała Violet, opuszczając bezwładnie ręce.
- Do diabła! - zaklął Peter i pospiesznie zapiął koszulę.
Violet poprawiła bluzkę. Peter miał świadomość, że powinni pomówić o jej rozmowie z matką, o tym, jacy byli
głupi, o tym, jakie niespodzianki gotowała im przyszłość, ale nie mogli tego zrobić teraz.
- Minęło dużo czasu odkąd miałem praktykę na położnictwie - gderał.
Violet nie odpowiadała. Domyślił się, że wróciła myślami do własnej przeszłości.
- Trudno ci być w obecności Savannah czy innej ciężarnej kobiety? - spytał.
- Nie, już nie. Zastanawiam się tylko, co by się stało, gdybym nie miała wtedy tych komplikacji.
- Nie myśl o tym. - Objął ją i przytulił. - Chodźmy. Musimy dopilnować, żeby Savannah miała bezpieczny poród,
niezależnie od tego, jak i gdzie on nastąpi.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Violet, Peter i Cruz stali przed przeszkloną ścianą sali noworodków.
- Patrzcie, jak pociesznie rusza rączkami - zachwycał się Cruz. - Nie mogę uwierzyć, że to moja córka.
- Jeśli nie wierzysz, spytaj Savannah - powiedziała ze śmiechem Violet.
- Zaimponowała mi-przyznał Peter.-Zdumiał mnie jej spokój, kiedy wieźliśmy ją do szpitala.
Gdy Savannah odeszły wody, zaczęły się bóle porodowe. Cruz upierał się, że sam odwiezie żonę, ale Peter
zaproponował, że to on będzie kierowcą. Savannah poprosiła Violet, żeby im towarzyszyła.
Po godzinie od przybycia do szpitala przyszła na świat mała Rose.
- Jest zdrowa i duża - cieszył się Cruz.
Violet obserwowała szczęśliwego ojca, ale kątem oka spoglądała na Petera.
- Zadzwonię do mamy i powiadomię ich, że mamy śliczną córeczkę - powiedział Cruz. - A potem zobaczę, jak się
czuje Savannah. Może teraz śpi. Bóle i poród na pewno ją zmęczyły. Dziękuję, że przyjechaliście z nami - zwrócił się
do Violet i Petera. - Bardzo nam pomogliście.
- Jeszcze raz gratuluję - powiedział Peter.
- Przekaż Savannah, że wpadnę do niej, kiedy już będzie w domu. - Violet uścisnęła Cruza.
152
KAREN ROSE SMITH
- Dobrze. - Cruz jeszcze raz rzucił okiem na córeczkę i udał się do żony.
W sali noworodków było pięcioro dzieci. Violet patrzyła na nie ze ściśniętym sercem.
- O czym myślisz? - Poczuła rękę Petera, obejmującą jej ramiona.
- O tym, że urodzenie dziecka musi być cudownym przeżyciem.
- I?
- I... myślałam o twoim wyrazie twarzy, gdy zobaczyłeś to dziecko.
Czekali z Peterem w holu, aż nastąpi poród. Zobaczyli dziewczynkę, gdy pielęgniarka przyniosła ją do sali no-
worodków.
- Narodziny dziecka są cudownym wydarzeniem, ale nie tylko niemowlęta wymagają dbałości i opieki - zauważył. -
Każde dziecko jest skarbem.
- Nie miałbyś ochoty patrzeć kiedyś na własne dziecko przez taką szybę? - spytała Violet.
- Pewnie, że miałbym, ale nawet gdyby takiej możliwości nie było, i tak mógłbym zostać ojcem.
Przyszłość rysowała się niepewnie. Violet żałowała, że nie może przewidzieć, co się zdarzy choćby za parę dni.
Stojąc tu teraz z Peterem, czując jego ciało przy swoim, wiedziała jedno, że chce, aby to on stał się częścią jej życia.
Jednakże jeśli wróci do Nowego Jorku i weźmie Celeste, to co wtedy będzie?
W czwartek rano zajęli miejsca w pierwszej klasie samolotu lecącego do Nowego Jorku. Violet coraz to spoglądała
na Ryana, który nie odrywał oczu od okna. Peter był pogrążony w lekturze czasopisma medycznego. Po narodzinach
małej Rose nie mieli wiele czasu dla
SERCE ZE ZŁOTA
153
siebie. Jeszcze byli w szpitalu, gdy Peter został wezwany przez pager do szpitala i dopiero tego dnia rano zobaczyli
się ponownie.
Violet odwiedziła Celeste przed wyjazdem na lotnisko, żeby poinformować dziewczynkę, że przez dwa dni nie
będzie ani jej, ani Petera.
- Ale wrócicie? - Celeste podniosła na nią pełne niepokoju oczy.
Teraz jednak Violet starała się nie myśleć o Celeste, koncentrując całą swoją uwagę na Ryanie.
- Jak się czujesz? - Dotknęła jego ręki.
- Trzymam się - odrzekł. - Zastanawiam się, czemu dałem się namówić Peterowi na tę podróż.
- Chcesz spróbować dłużej pożyć?
- Może, ale zastanawiam się, ile ta próba będzie mnie kosztować. To znaczy, czy będę żył dłużej, ale gorzej...
- Musisz porozmawiać z kierownikiem programu eksperymentalnego - poradziła łagodnym tonem Violet.
- Daj sobie szansę.
- Myślałem, że jesteś po mojej stronie - mruknął Ryan.
- Jestem. Będę cię wspierać, niezależnie od decyzji, jaką podejmiesz. Musisz jednak najpierw zapoznać się ze
wszystkimi możliwościami, żeby móc podjąć tę właściwą.
- Za długo przebywałaś w pobliżu Petera Clarka
- mruknął Ryan, pocierając skroń.
- Boli cię głowa? - zaniepokoiła się Violet.
- Tak, bez przerwy.
- Musisz powiedzieć Lily prawdę. Nie sposób dłużej tego taić.
- Lily prawie się do mnie nie odzywa. Nie bardzo wiem dlaczego. Chyba nie zrobiłem jej żadnej przykrości,
154
KAREN ROSE SMITH
ale kiedy wchodzę do pokoju, ona wychodzi. I wciąż jest czymś zajęta.
- Słyszałeś kiedyś o kobiecej intuicji? - spytała Violet.
- Ktoś gdzieś kiedyś o tym może wspomniał. - Ryan usiłował się uśmiechnąć.
- Nie kpij sobie z tego - napomniała go Violet. - Lily wie, że coś przed nią ukrywasz i przypuszczalnie lista jej
domysłów jest krótka. Musisz jej powiedzieć, że jesteś chory - przekonywała Violet.
- Wszystko w swoim czasie - odparł Ryan. Problem w tym, że tego czasu Ryan może nie mieć
zbyt dużo.
- Jesteś pewien, że nie chcesz przenocować u mnie? - spytała Violet.
- Żebyście z Peterem mieli mnie na oku? Wykluczone - żachnął się Ryan.
- Będę pod tym adresem. - Podał Violet kartkę. Rzuciła okiem na nazwisko. Clancy Flanney. Dom
w odległości kilku przecznic od jej mieszkania.
- To przyjaciel? - spytała.
- Tak, z dawnych lat. Chodziliśmy razem do ogólniaka. Clancy pracował kiedyś dla Fortune TX, Ltd., ale zawsze
marzył mu się Nowy Jork. Zatrudnił się w banku inwestycyjnym w Nowym Jorku i bardzo sobie to chwalił. Jest już
na emeryturze. Trochę podróżuje, ale teraz akurat jest w domu. Mamy dużo do nadrobienia.
- Powiesz mu, dlaczego przyjechałeś?
- Owszem. Powiem. Clancy potrafi trzymać język za zębami. Gdybym zdecydował się na leczenie, będę miał w nim
również oparcie. Nie chcę zdawać się wyłącznie na twoich rodziców.
SERCE ZE ZŁOTA
155
Violet wiedziała, że Ryan nie lubi być dla nikogo ciężarem.
Rozmowę przerwał im krzyk dochodzący z klasy turystycznej.
- Jeśli na pokładzie jest lekarz, proszę o natychmiastową pomoc. Mamy nagły przypadek - usłyszeli z głośników.
Violet i Peter podnieśli się jak na komendę i pobiegli do części turystycznej. Dwie stewardesy wykonywały zabiegi
reanimacyjne na leżącym mężczyźnie, trzecia podbiegła z urządzeniem nie większym niż aktówka.
- Mają przenośny defibrylator, dzięki Bogu. - Violet odetchnęła z ulgą. - Musiał mieć atak serca.
Peter przedstawił się, Violet również. Zbadał oddech i puls mężczyzny, Violet wyjęła defibrylator i sprawdziła, czy
działa należycie.
- Proszę nie dotykać chorego - zwrócił się Peter do obsługi samolotu.
Violet przyłożyła elektrody do piersi mężczyzny i nacisnęła przycisk. Po chwili jeszcze raz. Peter zmierzył tętno.
- Udało się - stwierdził z ulgą.
- Kiedy lądujemy? - zwróciła się Violet do stewardesy.
- Zapytam kapitana. - Po dwóch minutach była z powrotem. - Zaczęliśmy schodzenie, za piętnaście minut będziemy
na lotnisku. Wezwaliśmy już karetkę.
- Zna pani jego nazwisko? - spytał Peter stewardesę.
- Sam Crawford. Pracuje w agencji reklamowej- czy coś w tym rodzaju i często z nami lata.
- Wszystko będzie dobrze, Sam. - Peter przytrzymał ramię mężczyzny.
Po wylądowaniu ratownicy umieścili mężczyznę na
156
KAREN ROSE SMITH
noszach i przetransportowali go do karetki. W terminalu do Petera i Violet podeszła jedna ze stewardes.
- Przedstawiciel linii lotniczych chciałby państwu podziękować. Uratowali państwo życie panu Crawfor-dowi -
powiedziała.
- To wasza załoga zaczęła reanimację. - Peter nie chciał żadnych podziękowań, Violet również. - To było
najważniejsze. Dzięki temu, że mieliście na pokładzie defibrylator, pan Crawford żyje.
- Mimo wszystko pan Rossi chciałby osobiście podziękować. O, właśnie nadchodzi. A to chyba Catherine Watson z
wiadomości programu szóstego - dodała.
Nikt nie wiedział, że Peter jest z Violet i Ryanem w Nowym Jorku. Tylko tego im brakowało, żeby zdjęcia z lotniska
pojawiły się w wiadomościach telewizyjnych, zanim Ryan powie żonie i rodzinie o swojej chorobie. A kiedy
reporter na dodatek dowie się, że nazwisko Violet brzmi Fortune...
- Proszę wybaczyć, ale nie mamy czasu. - Peter ujął Violet za rękę. - Mamy umówione spotkanie.
Zanim stewardesa zdążyła ich zatrzymać albo uprzedzić Rossiego, Peter, Violet i Ryan znikli w tłumie.
Przed terminalem czekał na nich wynajęty samochód z kierowcą.
- Uznałem, że tak będzie nam wygodniej niż taksówką - powiedział Peter.
Pięć minut później byli już w drodze do centrum.
- Stanowicie zgrany zespól. Dobrze razem pracujecie. - Ryan odwrócił się do Violet i Petera, siedzących z tyłu.
Peter pochylił się do Violet.
- Robimy dobrze jeszcze inne rzeczy - szepnął, ale tak, żeby usłyszała tylko Violet.
SERCE ZE ZŁOTA
157
Brzmienie jego głosu i aluzja ukryta w słowach pobudziły ją. Wyobraziła sobie tę noc w jej mieszkaniu.
- Pan Crawford prawdopodobnie zechce wiedzieć komu zawdzięcza życie - kontynuował Ryan.
- W wolnej chwili zadzwonię i dowiem się, jak się czuje - powiedziała Violet. - Stewardesa podała mi nazwę szpitala,
do którego został zawieziony.
- Jedziesz od razu do swego przyjaciela czy zjesz z nami kolację? - zwrócił się Peter do Ryana.
- Obiecałem Clancy'emu, że będę u niego na kolacji
- odpowiedział Ryan.
- Chcesz, żebyśmy wstąpili po ciebie jutro rano?
- spytała Violet.
- Nie, spotkamy się w szpitalu. To nie znaczy, że nie chcę waszego towarzystwa - dodał z lekkim uśmiechem
- ale mam dużo spraw do przemyślenia i sądzę, że będąc z dala od wszystkiego, co mnie zaprzątało, łatwiej znajdę
właściwe rozwiązanie.
Odwieźli Ryana i po chwili byli już pod domem Violet.
- Dobry wieczór, pani doktor - powitał ich portier. Dom, w którym mieszkała Violet, znajdował się przy
Upper West, tuż obok Central Parku. Violet lubiła ten stary budynek, głównie ze względu na pełen zieleni dzie-
dziniec i niedzisiejszą atmosferę.
Wjechali na trzecie piętro i weszli do mieszkania. Peter przyjrzał się uważnie niewielkiemu salonowi, jak gdyby
chciał się dowiedzieć czegoś więcej o Violet. Jego wzrok przesuwał się po pełnych słońca oknach, błękitno-żółtej
sofie i żółtym fotelu, po półkach z książkami, małych stolikach i licznych pamiątkach i bibelotach. Stał tam też
dębowy, rzeźbiony stół, który Violet kupiła na targu staroci, i cztery krzesła w zacisznym kąciku jadalnym.
158
KAREN ROSE SMITH
- Jak ci się podoba? - spytała.
Peter popatrzył na akwarele na ścianie i zerknął do kuchni wyłożonej biało-różowymi płytkami na podłodze.
- Chyba spodziewałem się czegoś bardziej luksusowego - powiedział.
- Nie mam takiej potrzeby. - Violet wzruszyła ramionami. - Mam tylko jedną sypialnię, bo rzadko goszczę kogoś, kto
zostaje na noc. W takim wypadku rozkładam sofę. Zresztą nie przebywam dużo w domu. Sama urządziłam to
mieszkanie i dla mnie jest wystarczające.
- Podoba mi się. - Peter postąpił krok bliżej.
- Co chciałbyś robić najpierw? - spytała.
Peter zbliżył się jeszcze bardziej i przyciągnął ją ku sobie.
- Może być spacer?
Nie tego oczekiwała i najwyraźniej nie udało się jej ukryć rozczarowania.
- Żartowałem - roześmiał się. - Chciałem zobaczyć twoją minę.
Violet natychmiast zapomniała o wszystkich wątpliwościach dotyczących przyszłości. Liczył się tylko Peter, dotyk
jego rąk, zapach i bliskość jego ciała.
- Pragnę cię - szepnął i zbliżył usta do jej ust.
Nie zadali sobie nawet trudu, żeby przejść do sypialni. Pośpiesznie ściągnęli z siebie ubranie. Pocałunki Petera
oszałamiały ją, stały się zaborcze, żądające. Przyciągnął ją do siebie i uniósł bez wysiłku. Chwyciła go za szyję i
oplotła biodra nogami.
- Peter - westchnęła, pragnąc go tak bardzo, że nawet nie byłaby w stanie wyrazić tego słowami.
- Wiem kochanie - mruknął i usiadł na krześle, biorąc ją na kolana.
SERCE ZE ZŁOTA
159
- Potrzebuję cię, Violet. - Było w jego głosie coś bardzo stanowczego, mimo że powiedział to cicho i jakby błagalnie.
- Ja też cię potrzebuję - szepnęła.
Trzymając ręce na jej pośladkach, uniósł ją nieco i... wśliznął się w nią delikatnie.
- Nie wytrzymam dłużej - powiedział schrypniętym głosem. - Jesteś gotowa?
- Tak, bardzo.
Poczuła go w sobie. Drżała z rozkoszy przy każdym jego poruszeniu, uprzytomniła sobie, że jej miłość do Petera
ogarniają całą i jest ważniejsza niż wszystko inne w życiu. Tej nocy chciała się oderwać od realnego świata i kochać
tylko Petera, nie myśląc o niczym. Nawet
0 Celeste i Ryanie. Wolała napawać się każdą chwilą fizycznej przyjemności. Łzy popłynęły jej po twarzy ze
wzruszenia. Nie chciała dłużej opierać się sile swojego uczucia. Namiętność Petera, okazywaną jej czułość i za-
angażowanie przyjmowała z miłością i oddaniem. Czuła tę wyjątkową więź, jaka się zrodziła między nimi, między
dwojgiem zakochanych - kobietą i mężczyzną. A teraz pragnęła tylko jednego, żeby razem z nim przeżywać
narastające uczucie rozkoszy.
Słyszała jego wzruszające pomruki, poddawała się jego pieszczotom i czuła, że sama emanuje żarem i energią nie
mniejszą niż on.
Mięśnie Petera napięły się, ich ciałami targnął spazm spełnienia. Objęli się mocniej, ogarnęła ich błogość
1 ukojenie.
- Zrobiliśmy niewybaczalne głupstwo - powiedział po chwili, oparłszy czoło o jej głowę.
- Jakie? - Była zaskoczona.
- Nie zabezpieczyliśmy się. Jesteśmy oboje lekarza-
160
KAREN ROSE SMITH
mi, mamy trochę lat, a zachowaliśmy się jak para nastolatków.
- Powiedziałam ci, że ciąża nie jest dla mnie łatwa. Ale jeśli się zdarzy, poradzimy sobie. - Mówiąc te słowa,
zastanawiała się, czy chce być w ciąży i może dlatego podświadomie zapomniała o zabezpieczeniu. Może i ze strony
Petera tak było?
Peter ujął ją za brodę i obserwował przez dłuższą chwilę. Domyślała się, że chce jej zadać jakieś pytanie. I usłyszeć
odpowiedź. Tyle że ona jeszcze jej nie znała.
Zanim jednak zdążył się odezwać, położyła mu palec na ustach.
- Co do dzisiejszej nocy... tej jednej nocy, czy nie moglibyśmy udawać, że nie mamy żadnych trosk? Czy nie
możemy być po prostu Violet i Peterem w Nowym Jorku? Być ze sobą, nie martwiąc się na zapas, nie przejmując się
tym, co przyniesie jutro?
- A potrafisz się tak oderwać od rzeczywistości? - spytał Peter.
- Tak. Dzisiejszej nocy musimy dać sobie wzajemnie siłę, by sprostać temu, co nastąpi potem. Cokolwiek by to było.
Peter pogładził ją czule po plecach.
- Dobrze - zgodził się. - Spróbujmy. Nigdy wcześniej nie próbowałem tego robić. A więc, co teraz?
- Chodźmy na spacer - zaproponowała Violet. - Pokażę ci, gdzie można kupić dużą butelkę dobrego wina, a potem w
pobliskim barku zamówimy gorące dania na wynos. Pokażę ci wszystko, co najbardziej lubię w Nowym Jorku.
- W ciągu kilku godzin? - spytał z powątpiewaniem.
- Postaram się. Są tu widoki, dźwięki i zapachy, jakich nigdzie indziej nie znajdziesz.
SERCE ZE ZŁOTA
161
- Jestem gotów, ale najpierw...
Pochylił głowę i ich usta się zetknęły. Violet nigdy w życiu nie czuła się tak szczęśliwa.
Violet bardzo lubiła jesień w Nowym Jorku: ostre powietrze pod koniec października, oczekiwanie na atmosferę
przedświąteczną, liście w Central Parku mieniące się złotem i czerwienią. Dała Peterowi smak tego wszystkiego - od
ulicznych straganów do nowych stoisk i wystaw. W ciemnozielonym swetrze i czarnych sztruksowych spodniach
Peter ściągał na siebie spojrzenia kobiet. Nie zwracał na nie uwagi, obejmował ją, brał za rękę. Czuła, że należy do
niego i było jej z tym dobrze.
Peter spytał, czy chciałaby pójść do restauracji, ale wolała coś kupić i zjeść z nim w domu. Tam było bardziej
kameralnie i intymnie niż wśród ludzi z lokalu, gdzie kelner przerywałby im rozmowę.
Wybrali butelkę Merlota, kupili bagietkę, owoce i zakąski w barze z gorącymi daniami. Mieszkanie Violet było
niedaleko, więc wkrótce znaleźli się w domu.
Wypakowali torby i otworzyli pojemniki, Peter nalał wina. Violet właśnie nakryła do stołu, gdy rozległ się dzwonek
telefonu.
- Violet, tu Miles - usłyszała.
- Cześć, Miles. Kontrolujesz mnie na polecenie Clyde'a?
- Skądże - zaśmiał się Miles. - Pomyślałem, że powinienem cię przed czymś ostrzec.
- O co chodzi? - Zaniepokoiła się Violet.
- O artykuł w dzisiejszej „Gazette" na temat Kings-tona Fortune'a i jego pochodzenia.
- Ale co dokładnie na temat Kingstona?
- Wszystko. To, że był nieślubnym dzieckiem... że
162
KAREN ROSE SMITH
jego biologicznymi rodzicami byli Eliza Wise i Travis Jamison, a nie Dora i Hobart Fortune'owie.
- Jak myślisz, kto mógł być informatorem „Gazette"? - spytała Violet.
- Ktokolwiek. Policja o tym wie, rodzina wie. Ktoś mógł się zaprzyjaźnić z reporterem i ujawnić te fakty, nawet nie
mając takiego zamiaru. - Miles zniżył głos.
- Ktoś mógł też wejść w posiadanie tych informacji i ujawnić je, żeby postawić w trudnym położeniu Ryana.
Ryan. Czy Lily aby nie zadzwoniła do niego? Już i tak ma dość własnych zmartwień, z kłopotliwą sytuacją własnej
rodziny włącznie, o ile za kłopotliwy można uznać fakt, że jest się synem człowieka, który został oddany obcym
ludziom przez matkę, która go nie chciała.
- Może to i dobrze, że ta historia ujrzała światło dzienne - powiedziała Violet. - Może wreszcie skończą się
spekulacje na temat znamienia Christophera Jami-sona. _
- Może. Ale może też być tak, że sprawy przybiorą jeszcze gorszy obrót. Dowiemy się tego w ciągu najbliższych dni.
Chciałem cię tylko ostrzec na wypadek, gdyby zaczęli cię nękać jacyś reporterzy.
- Nikt nie zna numeru mojej komórki oprócz rodziny i najbliższych przyjaciół - uspokoiła brata Violet.
- Zresztą zawsze sprawdzam na wyświetlaczu, kto dzwoni.
- Kiedy wracasz? - spytał Miles.
- Jutro wieczorem. Nie martw się o mnie, jestem dużą dziewczynką.
- Właśnie dlatego się martwię. Uważaj na siebie.
- Dobrze, dobrze, wkrótce się zobaczymy. - Violet odłożyła słuchawkę.
- Jakieś problemy? - spytał Peter.
SERCE ZE ZŁOTA
163
- Może tak, może nie. W lokalnej gazecie w Red Rock ukazał się artykuł o rodzinie Fortune'ów.
- Usiądź i najpierw zjedz, bo wystygnie. Potem mi o tym opowiesz - powiedział Peter.
- Kingston Fortune w rzeczywistości nie pochodził z rodziny Fortune'ow - zaczęła Violet, gdy skończyli kolację.
- A kim był? - Peter uniósł brwi.
- Jego biologicznym ojcem był niejaki Travis Jamison.
- Czy ma coś wspólnego z Christopherem Jamiso-nem?
- Och tak. Christopher byłby jego prawnukiem. Ale z tego, co wiem, Travis w ogóle nie miał pojęcia, że miał syna.
- Trochę to skomplikowane, prawda? - uśmiechnął się Peter.
- Owszem. Rzecz w tym, że Travis wpędził w ciążę pewną dziewczynę, a ona mu o tym nie powiedziała. Nie chciała
dziecka, więc oddała je do adopcji rodzinie Fortune'ow w innym hrabstwie. Tym dzieckiem był właśnie Kingston,
ojciec Ryana.
- I to wszystko wyszło na światło dzienne teraz? - spytał Peter.
- Ryan dowiedział się o tym, kiedy zostało zidentyfikowane ciało Christophera Jamisona. Wtedy poznał całą historię
Jamisonów.
- Interesujące - stwierdził Peter. - Czy to dlatego policja wciąż podejrzewa Ryana?
- Między innymi - przytaknęła Violet - choć przed znalezieniem ciała Ryan nie znał tej rodzinnej historii.
- Teraz dopiero zaczną się domysły - powiedział Peter. Współczuję Ryanowi.
164
KAREN ROSE SMITH
Violet skinęła głową.
Zapadła cisza, lecz napięcie między nimi nie gasło. Jedyne, o czym mogła myśleć, kiedy patrzyła na Petera to
0 tym, jak bardzo go pragnie. Sądząc z jego spojrzeń, myślał o tym samym.
- Jedzenie było pyszne. - Peter odsunął talerz. - Często je stamtąd przywozisz?
- Od czasu do czasu - odpowiedziała Violet. - Staram się powstrzymywać. Zwykle kupuję tylko sałatę
1 owoce. Pamiętasz ten jogurt i czarną kawę? Nigdy tak naprawdę nie nauczyłam się gotować.
- Rozumiem cię. Raz na jakiś czas jem coś domowego u moich sióstr. A na co dzień żywię się hamburgerami,
frytkami, fast foodami i gotowymi potrawami, odgrzewanymi w mikrofali.
- I pomyśleć, że jesteśmy lekarzami! - roześmiała się Violet, zabierając się do sprzątania. - Wezmę prysznic przed
spaniem - dodała, gdy skończyła porządki. - Masz ochotę na coś jeszcze? Może lody? Są w zamrażalniku.
- Na razie dziękuję, może później. Obejrzę wiadomości.
Violet nie zapytała Petera, co będą robić, gdy wyjdzie spod prysznica. Ale miała nadzieję, że to, o czym myślała.
Właśnie zdążyła wetrzeć we włosy szampon, gdy drzwi od kabiny otworzyły się raptownie i zobaczyła Petera. Był
golusieńki.
- Pomyślałem sobie, że może trzeba ci będzie umyć plecy - powiedział z szelmowskim błyskiem w oku.
- Ale ta kabina jest za mała na dwie osoby - zaprotestowała bez przekonania.
- Myślę, że się zmieścimy. - Peter rozejrzał się po ciasnej przestrzeni.
SERCE ZE ZŁOTA
165
- Wejdź - wykrztusiła Violet. - Wejdź. Zielone oczy Petera były roziskrzone pożądaniem.
- Nie skończyłam jeszcze myć włosów. - Violet była wyraźnie zakłopotana tą sytuacją.
- Coś nie tak? - spytał Peter, zauważywszy jej skrępowanie.
- Nie wiem. Chyba nie jestem przyzwyczajona do tego rodzaju intymności.
- Chcesz, żebym cię umył? - spytał Peter.
- Tak.
Wziął mokrą gąbkę, żel pod prysznic i zaczął nacierać całe ciało Violet - najpierw ramiona i ręce, potem piersi, plecy,
brzuch, pośladki, łono. Dotknął palcami gorącego miejsca między udami i zaczął ją pieścić.
- Peter - jęknęła.
- Tak?
- Czuję się jak... bezwstydnica.
- To znaczy, że robię to, co należy.
Nie przestawał. Ogarnęło ją podniecające uczucie, jakby za chwilę miała się przewrócić.
- Peter, nie, chcę ciebie - jęknęła.
- A czy mogę najpierw zrobić to tak? - Pieścił ją palcami tak czule i zmysłowo, że doprowadził ją do orgazmu.
- Peter - krzyknęła, przywierając do niego całym ciałem.
- Jestem przy tobie - zapewnił ją i uniósł, po czym przycisnął ją do ściany i po chwili w niej był. Niecierpliwy. -
Nigdy wcześniej nawet nie pomyślałem, że moglibyśmy właśnie tak się kochać - wyznał.
Czas zatrzymał się dla nich, a łazienkę wypełniał odgłos ich pełnych rozkoszy westchnień i chichotów.
166
KAREN ROSE SMITH
Wreszcie Violet rozluźniła nogi i Peter delikatnie opuścił ją na podłogę.
- Niesamowite! - uśmiechnęła się do niego.
- Fantastyczne - zgodził się, muskając ustami jej szyję.
- Czy myślisz, że będziemy się kiedyś kochać jak normalna para? W łóżku? - Przekrzywiła kokieteryjnie głowę.
- Gdy tylko się osuszymy i może zjemy lody, postaram się spełnić te oczekiwania. - Ujął w dłonie jej twarz. - Chyba
że każesz mi spać na sofie.
- Chcę być w twoich ramionach przez całą noc - oświadczyła Violet.
A kiedy Peter znowu ją pocałował, uświadomiła sobie, że rano dopadnie ich rzeczywistość. Lecz tę noc chciała
spędzić w świecie fantazji. Chciała mieć Petera, być z nim.
I możejeśli los będzie im sprzyjać, część tej fantazji zachowa się aż do rana.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Szpital był istnym labiryntem korytarzy, sal chorych, gabinetów i bloków operacyjnych. Violet i Peter spotkali się z
Ryanem przy recepcji i pojechali na dziesiąte piętro do gabinetu doktora Hannekena. Kierował programem, do
którego ewentualnie miałby zostać włączony Ryan.
- Spałeś choć trochę? - spytała z troską Violet, gdy usiedli w poczekalni. Niepokoiła się, bo Ryan wciąż pocierał
czoło, co wskazywało, że nadal męczy go ból głowy.
- Chyba żartujesz - żachnął się. - Nie dość, że martwię się leczeniem, które mnie czeka, to jeszcze miałem telefon od
Lily.
- Pewnie w sprawie artykułu w „Red Rock Gazette"? - stwierdziła Violet.
- A więc i do ciebie dzwonili? - Ryan uniósł brwi.
- Miles mnie uprzedził. Ale pozwól, że spytam, czy to tak bardzo źle, że prawda wyszła na jaw?
Ryan przeniósł wzrok z własnych butów na Petera.
- Wiesz, o czym mówi Violet? - spytał.
- Tak, wprowadziła mnie w sprawę.
Peter, za radą Violet, ubrał się w czarne sztruksowe spodnie i beżową sportową koszulę; wyglądał elegancko i - jak
zwykle - bardzo pociągająco.
Violet pamiętała dosłownie każdą sekundę minionej nocy. Po ekscytującej scenie w kabinie prysznicowej przejęła
inicjatywę, namydliła i myła Petera, wywołując
168
KAREN ROSE SMITH
tym u niego kolejną falę czułości. Potem opłukali się, osuszyli i poszli do kuchni po lody. Wzięli je do łóżka, ale
zjedli zaledwie po kilka łyżeczek...
Rano powinni być zmęczeni, ale czuli się wspaniale. Wcześnie wstali, wypili kawę i pojechali taksówką do szpitala.
Violet jeszcze z holu zadzwoniła do Celeste.
- Czy Lily zmartwiła się tym artykułem? - spytał Peter.
- Lily wciąż jest przygnębiona, a ten artykuł nie poprawił jej nastroju. Zadzwonię do niej wieczorem i poproszę, żeby
przyjechała. Wtedy jej powiem. Musi wszystko wiedzieć, jeśli wezmę udział w tym programie.
- Brzmi to tak, jakbyś już podjął decyzję o leczeniu
- zauważył Peter.
- Nawet jeśli nie, to Lily na pewno mnie przekona. Violet uśmiechnęła się, wiedziała, że Ryan ma rację.
Lily była niezłomną kobietą i gdyby miała w tej sprawie coś do powiedzenia, kazałaby mężowi walczyć z chorobą do
ostatniej kropli krwi.
- Jeśli wezmę udział w programie... - Ryan krążył niespokojnie po poczekalni - będę miał jakieś przerwy? To znaczy,
czy puszczą mnie co jakiś czas do domu?
- zwrócił się do Petera.
- Z tym pytaniem musisz zaczekać na lekarza.
- Jeśli nie będę mógł pojechać od czasu do czasu do domu, to bardzo zawiodę niektórych ludzi, z twoim bratem
włącznie - powiedział Ryan do Violet. - Steve tak się stara przygotować ranczo na uroczystość z udziałem
gubernatora. Moja nieobecność wszystkim pokrzyżowałaby plany. Steve i Amy byliby niepocieszeni.
- Nic podobnego, muszą tylko wiedzieć, w czym rzecz - uspokoiła go Violet. - Nikt nie będzie miał ci tego za złe. W
końcu najważniejsze jest twoje zdrowie.
SERCE ZE ZŁOTA
169
- A co z gubernatorem? - martwił się Ryan. - Przecież uwzględnił już tę uroczystość w swoim harmonogramie.
- Nie denerwuj się na zapas - uspokoił go Peter.
- Co poradzę, że mam taką gonitwę myśli?
- Powiedz przede wszystkim, czy zrobiłeś sobie listę pytań do doktora? - włączyła się Violet.
- Tak, mam ją tutaj. - Ryan poklepał się po kieszeni i spojrzał niecierpliwie w stronę recepcjonistki.
- Dowiedzieliście się już czegoś o tym mężczyźnie z samolotu? - Ryan zmienił temat. .
- Tak, dzwoniłam rano do szpitala - powiedziała Violet. - Lekarz prowadzący poinformował mnie, że stan pana
Crawforda jest stabilny.
- Żebyś tylko nie pojawiła się na łamach „New York Times" - zauważył Ryan.
- Nie ma obawy. Lekarz obiecał chronić naszą prywatność.
Ryan niecierpliwie zerkał na zegarek.
- Jak długo to jeszcze potrwa? Czekamy już piętnaście minut.
- Pójdę po kawę - zaofiarował się Peter. Dopiero po godzinie pojawiło się dwóch mężczyzn
w kitlach. Nie wiadomo, czy byli lekarzami. Telefon na biurku recepcjonistki rozdzwonił się, ą do poczekalni wpadła
jakaś kobieta z papierami w ręku. Wyglądała na poruszoną i zdenerwowaną. Nie zatrzymała się przy recepcji, tylko
od razu weszła do gabinetu.
- Ciekawe, co się dzieje - mruknął Ryan.
- Na pewno ma to związek z tym, że tak długo czekamy - domyślił się Peter.
W końcu Violet porozumiała się z recepcjonistką. Kobieta powiedziała szczerze, że nie wie, ile jeszcze
170
KAREN ROSE SMITH
będą musieli czekać i że nie może teraz skontaktować się z doktorem Hannekenem. Poprosiła o wyrozumiałość i
cierpliwość.
Następną godzinę Ryan spędził na przemierzaniu korytarzy tam i z powrotem. Był u kresu wytrzymałości. Violet nie
mogła mieć mu tego za złe, choć wiedziała z własnego doświadczenia, że w szpitalu zdarzają się nieprzewidziane
sytuacje.
Wreszcie do poczekalni wszedł lekarz, na identyfikatorze widniało nazwisko: dr Doug Hanneken.
Podszedł do nich i przywitał się.
- Pan Fortune? - zwrócił się do Ryana, domyślając się z jego wieku, że właśnie on jest z nim umówiony na
konsultacje.
- Już miałem wyjść - mruknął ze złością Ryan.
- To opóźnienie było niespodziewane i nic nie mogliśmy na to poradzić - tłumaczył lekarz. - Obawiam się, że
dotyczy_pana bezpośrednio.
Violet nie podobało się to, co usłyszała. Peterowi również.
- Proszę ze mną. - Doktor Hanneken wskazał im drzwi do swego gabinetu, a gdy weszli, poprosił, żeby usiedli.
Sam zajął miejsce przy biurku. Pocierał czoło jednostajnym ruchem. Violet stwierdziła, że sprawia takie wrażenie,
jakby prawie nie spał.
- Przykro mi, że muszę to panu powiedzieć - zwrócił się w końcu do Ryana - ale jeden z pacjentów objętych
programem zmarł dziś rano, być może w następstwie podawania leków, będących dopiero w stadium badań
klinicznych. Na razie wstrzymano realizację programu. W tej sytuacji musi pan poszukać możliwości leczenia gdzie
indziej.
SERCE ZE ZŁOTA
171
Zapadła pełna napięcia cisza.
- Może pan polecić inny program? - spytał po chwili Peter.
- Tutaj nie mamy innych. Zrobię rozeznanie. W tej chwili jednak po prostu nie mam na to czasu. Mam nadzieję, że
państwo rozumieją. Dla nas to katastrofa.
Violet i Peter rozumieli, ale czy Ryan rozumiał? Wyglądał na zaszokowanego. Po chwili jednak uspokoił się i wstał.
- W porządku, panie doktorze - powiedział. - Jest jak jest. Widocznie los tak chciał.
- Żaden los - zaprotestował Peter. - Możesz zostać poddany chemio- i radioterapii do czasu znalezienia innego
programu.
- Nie, żadnej chemii, żadnych naświetlań, żadnych eksperymentów. To, co usłyszałem tylko umocniło mnie w moim
przekonaniu. Chcę wracać do domu, do Lily i przeżyć ostatnie miesiące razem z nią, w spokoju. Nie wiem, kiedy jej
o tym powiem i proszę was oboje o dyskrecję.
- Wiesz, że możesz mi ufać - powiedziała Violet.
- Peter?
- Mnie też. Ale mimo wszystko uważam, że nie masz racji. Lily powinna wiedzieć, żeby cię wspierać, być u twego
boku.
- Dowie się niebawem. Muszę tylko uporządkować pewne sprawy, zanim moja choroba stanie się faktem
powszechnie znanym.
Violet z trudem wstrzymała łzy. Była tak pełna nadziei, Peter również, a teraz...
- Jeśli potrzebują państwo więcej czasu, żeby porozmawiać na ten temat... - Doktor Hanneken popatrzył na nich
pytająco.
172
KAREN ROSE SMITH
- Nie - wpadł mu w słowo Ryan. - Sprawdzimy, czy możemy jeszcze dziś wracać - zwrócił się zrezygnowany do
Petera i Violet. - Może zdążymy na jakiś lot.
- Najpierw pojedziemy do Violet. - Peter nie zamierzał jeszcze wracać do Teksasu. - Muszę zatelefonować w parę
miejsc.
- Posłuchaj, synu. - Ryan ujął go za ramię. - Wiem, że trudno ci pogodzić się z faktami. Doceniam to, co dla mnie
zrobiliście. Teraz jednak muszę sam uporać się z tym problemem.
Ryan wyszedł pierwszy z gabinetu doktora Hanneke-na. Peter i Violet pożegnali się z lekarzem i podziękowali mu za
przyjęcie. Ryan był już w poczekalni.
- Będę go przekonywał - powiedział Peter.
- Próbuj, ale to jego życie. Od niego zależy, jak wykorzysta czas, który mu pozostał. - Violet popatrzyła na niego ze
smutkiem. Wiedziała, że Ryan chce jak najprędzej wrócić do Teksasu, żeby uporządkować swoje sprawy. Nagle
uprzytomniła sobie, że i ona pragnie tego samego. Przed wyjazdem z Nowego Jorku musi coś załatwić. - Mam parę
spraw przed powrotem do Red Rock - powiedziała do Petera. - Dotrzymasz towarzystwa Rya-nowi po południu?
- Oczywiście, o ile mi na to pozwoli - zgodził się Peter. - Spróbuję zarezerwować bilety na ostatni wieczorny lot.
Peter przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił, jakby chciał dać jej poczucie bezpieczeństwa i oparcie. Tak
zachowuje się człowiek, który kocha, pomyślała. Może gdy pójdzie do swego gabinetu, zastanowi się nad swoim
związkiem z Peterem i zdecyduje, na ile ważna jest dla niej kariera i z czego jest gotowa zrezygnować, żeby być z
nim. Nadszedł już czas.
SERCE ZE ZŁOTA
173
Lekarz, z którym Violet dzieliła gabinet przywitał ją tak, jakby w ogóle nie wyjeżdżała. Recepcjonistka
poinformowała ją, że na biurku piętrzy się stos korespondencji. Chwilę porozmawiały, po czym Violet udała się do
pokoju.
Gdy zamknęła za sobą drzwi, po raz pierwszy nie odczuła, że wróciła do domu. Przejrzała pozostawione
wiadomości. Było ich z piętnaście, głównie od przyjaciół i znajomych, którzy chcieli się z nią skontaktować. Zde-
cydowała, że zadzwoni do nich po powrocie do Red Rock.
Usiadła przy biurku i jej wzrok padł na kartonową teczkę z dokumentacją Anne Washburn.
Wciąż pod wrażeniem decyzji Ryana, otarła łzy napływające jej do oczu. Postara się, żeby ostatnie dni życia Ryana
były jak najszczęśliwsze. Będzie go wspierać i pomagać mu. Może lekarze się mylą i będzie żył dłużej niż tylko te
sześć miesięcy, które mu dają.
Sięgnęła po teczkę Anne i zaczęła czytać dokumenty bardzo dokładnie, słowo po słowie, wiersz po wierszu. Gdy
skończyła, podniosła słuchawkę telefonu. Carl Washburn odezwał się po piątym dzwonku.
- Mówi doktor Fortune - zaczęła.
- Po co pani dzwoni? - spytał lodowatym tonem.
- Ponieważ pan, Anne i dziecko nie schodzą mi z myśli - powiedziała.
Po drugiej stronie panowało milczenie.
- Chciałam panu powiedzieć, że Anne nie była dla mnie po prostu jedną z pacjentek - kontynuowała Violet. - Nie
była tylko przypadkiem.
Gdy Carl Washburn nadal się nie odzywał, uznała, że popełniła błąd.
- Proszę wybaczyć, że zakłócam panu żałobę. Nie
174
KAREN ROSE SMITH
powinnam była dzwonić - przeprosiła go i już miała się pożegnać, gdy nagle Carl powiedział:
- Myślałem o telefonie do pani.
- O czym chciał pan ze mną rozmawiać? - zdziwiła się Violet.
Usłyszała, że Washburn oddycha głęboko.
- Przepraszam za to, co mówiłem - zaczął. - Skonsultowałem się z prawnikiem. Nie wiedziałem, co począć w tym
strasznym bólu. Ale po kilku dniach on wezwał mnie do swego biura i oświadczył, że przeprowadził własne
dochodzenie i że ani pani, ani doktor Owens nie popełniliście żadnego błędu i nie dopuściliście się żadnego
zaniedbania. Sam to zresztą przeczuwałem, tylko nie chciałem tego przyznać. Próbowałem znaleźć kogoś, kogo
mógłbym winić za to, co się stało.
- Panie Washburn, nie mogę powiedzieć, że rozumiem, co pan czuje, bo nigdy nie straciłam męża. Ale kiedy byłam
bardzo młoda, zaszłam w ciążę i skończyło się to bardzo źle. Kiedy ktoś umiera, nasze marzenia umierają razem z
nim. Wydaje się, że umiera również nasza przyszłość.
- Tak, tak właśnie jest - przytaknął pan Washburn.
- Nie wiedziałem, po co rano wstaję z łóżka. Chciałem jakichś wyjaśnień i nie mogłem znaleźć żadnego.
- Wyjaśniłam panu najlepiej jak umiałam... - Violet wpadła mu w słowo.
- Och, nie mam na myśli wyjaśnień medycznych
- przerwał jej Washburn. - Chodzi mi o fundamentalne wyjaśnienie, o coś więcej. Dlaczego to się stało. Dlaczego ja
jeszcze tu jestem, a ich nie ma.
- Przykro mi. - Violet wyczuwała jego zakłopotanie.
- A jak pan sobie teraz radzi?
- Siostra zmusiła mnie, żebym poszedł na terapię dla
SERCE ZE ZŁOTA
175
osób pogrążonych w żałobie - odrzekł. - Właściwie to mnie tam zaciągnęła. Wciąż mam opory, żeby tam chodzić, ale
chyba mi pomaga.
- To dobrze, cieszę się.
- Nie winię pani - powiedział jakby z trudem.
- Wiem, że doradziła pani Anne operację, bo to było dla niej najlepsze wyjście. Wiem też, że gdyby nie była
operowana, to to, co się stało na stole operacyjnym, mogło się zdarzyć w każdej chwili gdzie indziej.
To właśnie Violet starała się uświadomić Carlowi po śmierci Anne, ale wtedy nie chciał jej słuchać.
- Cieszę się, że znalazł pan wsparcie - powiedziała.
- Wiem, że teraz jest jeszcze za wcześnie, ale czas leczy rany.
- Tak, wszyscy mi to mówią - westchnął Carl. - Za rok powiem pani, czy to prawda. Mój prawnik powiedział mi, że
pani wyjechała na urlop czy coś w tym rodzaju
- dodał po chwili. - To z powodu Anne?
- Tak.
Ten mężczyzna jest dobrym psychologiem, dodała w duchu.
- Cieszę się, że pani zadzwoniła, pani doktor.
- Ja też. Proszę na siebie uważać, panie Washuburn.
- Będę. Wiem, że Anne by tego chciała. Wiem, że chciałaby, żebym prowadził normalne życie, może mi się to uda.
Odłożywszy słuchawkę, Violet jeszcze raz popatrzyła na dokumenty Anne Washburn, a potem zamknęła teczkę i
zaniosła ją do recepcjonistki, żeby umieściła ją w archiwum. Wreszcie ogarnął ją spokój, jakiego nie odczuwała od
bardzo dawna.
W sobotę wieczorem Violet obracała mieszankę wa-
176
KAREN ROSE SMITH
rzywną na patelni, nie bardzo wiedząc, co robi. Kiedy późnym wieczorem wrócili z Peterem i Ryanem do Red Rock,
Peter pojechał prosto do szpitala, a ona odwiozła Ryana do „Dwóch Koron". Uścisnęła go i powiedziała, żeby
dzwonił w każdej chwili, gdyby jej potrzebował. Tylko tyle mogła zrobić. Miała nadzieję, że Ryan powie wreszcie
Lily o swojej chorobie. Ilekroć pomyślała
0 tym, że mogłaby go stracić, ból ściskał jej serce.
Po odwiezieniu Ryana wstąpiła do Celeste. Dziewczynka bardzo za nią tęskniła. Violet utuliła ją do snu
1 pojechała do domu.
Właśnie miała kłaść się do łóżka, gdy zadzwonił Peter.
- Wychodzisz już ze szpitala? - spytała.
- Nie, ale wiem, że zaraz idziesz spać, więc dzwonię. Co byś powiedziała na kolację jutro wieczorem?
- A nie masz dyżuru pod telefonem?
- Nie, dokąd chciałabyś pójść?
- Może_przyjedziesz do mnie - zaproponowała. - Coś ugotuję.
- Ty ugotujesz? - Usłyszała w jego głosie wyraźne rozbawienie.
- To, że nie miałam czasu na gotowanie jeszcze nie znaczy, że nie umiem. Poza tym umiem czytać, więc jeśli
zechcesz zaryzykować...
- Zechcę. O której mam być?
- Możesz koło siódmej?
- Oczywiście, a więc do zobaczenia. I jeszcze jedno: wyobraź sobie, że całuję cię na dobranoc.
Gdy teraz przypomniała sobie tę rozmowę i swoje podekscytowanie, które nie pozwoliło jej prawie przez całą noc
zmrużyć oka, dwoiła się i troiła, żeby kolacja była perfekcyjna. Czy to tak trudno przygotować smaczny posiłek?
SERCE ZE ZŁOTA
177
Wkrótce się przekonała. O wpół do ósmej Peter zadzwonił, że jest już w drodze. Zerkając po raz kolejny na ruszt w
piekarniku, usłyszała w końcu odgłos silnika i odetchnęła z ulgą. Była ósma.
Poczucie ulgi trwało jednak krótko. Gdy wyjęła z piecyka pieczeń, zauważyła, że cały sos się wygotował i mięso
było zbyt mocno wysuszone. Marchewka i fasolka szparagowa, którą dusiła na górnej półce piecyka była
rozgotowana i rozmiękła. Tylko pieczone ziemniaki przetrwały. Ale w końcu, co mogło się stać pieczonym
ziemniakom?
Peter zapukał i od razu wszedł. W każdej ręce miał torbę. Postawił torby na stole w kuchni.
- Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymano mnie w szpitalu - usprawiedliwił się.
Violet podniosła na niego smętny wzrok.
- Dobrze, że kupiłam pieczywo, bo kolacja to katastrofa - wyznała.
Pieczeń leżała na półmisku. Peter nakłuł ją widelcem.
- Hm. Wygląda na to, że będę się ćwiczyć w żuciu
- zauważył.
- Za to do jarzyn nie będą ci potrzebne zęby - uprzedziła Violet.
- Każde jedzenie będzie mi smakować po tym dniu, jaki mam za sobą. - Objął ją. - Przywiozłem wino i...
Otworzył jedną z toreb, które miał ze sobą.
- Co powiesz na truskawki w czekoladzie na deser?
- spytał.
- Nie musisz jeść tej pieczeni z jarzynami - powiedziała Violet.
- Jeśli teraz cię pocałuję, nie będziemy nic jeść przez najbliższe dwie godziny.
178
KAREN ROSE SMITH
Peter zachowywał się tak, jakby posiłek nie miał dla niego żadnego znaczenia. Wiedziała jednak, że chciałby mieć
żonę dbającą o dom. Nigdy nie wyobrażała sobie siebie w roli gospodyni domowej.
Musiał zobaczyć zwątpienie w jej oczach. Musiał zauważyć, że martwi się, że nie może sprostać jego pragnieniom.
- Do diabła z kolacją - mruknął i zaczął ją całować. Potrzebowała go. Gdy ostatniej nocy leżała w łóżku,
pragnęła, żeby Peter był przy niej. Chciała go obejmować, pieścić, dawać mu rozkosz i otrzymywać ją. Chciała go
kochać i być kochaną. Niezależnie od tego, czy było to mądre, czy głupie, marzyła o życiu przy jego boku.
Peter właśnie wsunął jej rękę pod sweter i zaczął pieścić jej piersi, gdy rozległa się melodia samby z jej telefonu
komórkowego.
- Musisz odebrać? - spytał.
- Lepiej tak, to może być z Nowego Jorku.
- Słucham, Violet Fortune przy telefonie - odezwała się.
- Dobry wieczór, pani doktor - usłyszała damski głos. - Moje nazwisko Crawford. Pani mnie nie zna, ale uratowała
pani życie mojemu mężowi. W samolocie do Nowego Jorku - dodała szybko, na wypadek gdyby Violet nie
skojarzyła.
- Ach tak, witam pani Crawford. Jak się czuje mąż?
- Szczęśliwy, że żyje. Prawdopodobnie jutro zostanie wypisany. Powiedziałam, że powinien sam do pani zadzwonić,
ale czuje się niezręcznie ze względu na to, w jaki sposób zdobyliśmy pani numer.
- A w jaki? - zainteresowała się Violet.
- Mój kuzyn pracuj e w policj i - odpowiedziała kobieta po krótkim wahaniu. - On go wyszukał. Ma swoje
SERCE ZE ZŁOTA
179
źródła. Miałam inny numer, pod który dzwoniłam, ale nikt nie odbierał. Nie chciałam zostawiać wiadomości.
- Miło mi, że pani zadzwoniła i że mąż lepiej się czuje.
- Chcieliśmy też podziękować doktorowi Clarkowi, ale nie wiedzieliśmy, gdzie go szukać.
- Tak się składa, że akurat tu jest. Chciałaby pani z nim rozmawiać? - spytała Violet.
- O tak, proszę.
Przez chwilę Peter słuchał podziękowań pani Crawford.
- Proszę przekazać mężowi, że ma słuchać pani we wszystkim, co mu pani powie.
Odpowiedź pani Crawford pobudziła Petera do śmiechu.
- Tak, mężczyźni bywają uparci, ale kobiety również - stwierdził. - Musi pani wiedzieć, że mąż zawdzięcza życie
również stewardesom, które go pierwsze reanimowały,
Peter słuchał jeszcze przez kilka minut.
- Jestem pewien, że oni to doceniają - odparł. - Może wstąpimy następnym razem, będąc w Nowym Jorku. Nie, teraz
nie. Ja pracuję w Teksasie.
- Tak, przekażę doktor Fortune - powiedział po chwili. - Proszę uważać na siebie i męża.
- Pani Crawford ma sklep z używaną odzieżą - powiedział, oddając Violet telefon. - Powiedziała, żebyś będąc w
Nowym Jorku następnym razem, wstąpiła i coś sobie wybrała.
Wzruszenie ogarnęło Violet.
- A czy dla ciebie też coś się znajdzie? - spytała.
- Raczej nie. Ale powiedziała, że jeśli też przyjadę, poczęstuje mnie importowaną czekoladą. Stewardesom
180
KAREN ROSE SMITH
posłała kwiaty. Odniosłem wrażenie, że chce nam podziękować w jakiś konkretny sposób.
Peter wziął torbę z truskawkami w czekoladzie, ujął Violet za rękę i poprowadził do sypialni.
- Co robisz? - roześmiała się.
- Zaspokoimy dwa apetyty za jednym zamachem - odpowiedział. - A potem może uda nam się jakoś uratować trochę
pieczeni. Zrobimy kanapki.
Gdy tylko znaleźli się w łóżku, Violet zapomniała o kanapkach. Myślała teraz tylko o tym, jak bardzo tęskni za
Peterem i jego miłością.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
W poniedziałek Violet przyjechała do ośrodka rehabilitacyjnego około południa. Znała na pamięć rozkład dnia
Celeste. Wiedziała, że dziewczynka kończy zajęcia z terapeutą i zamierzała zjeść z nią lunch. Potem miały pograć w
grę, którą Celeste dostała od Petera.
Weszła do sali ćwiczeń i na widok wesołego, jasnego wnętrza od razu się rozpromieniła. Na ścianach wisiały obrazki
ze znanych bajek, które dzieci mogły dowolnie przemieszczać.
Celeste leżała na niskim szerokim stole, a rehabilitant unosił i opuszczał jej nogi. Violet nie chciała przerywać
zabiegu, więc obserwowała uważnie ruchy terapeuty, starając się je dobrze zapamiętać.
- Celeste świetnie się spisuje. - Rehabilitant pochwalił dziewczynkę. - Jeszcze dwadzieścia minut i będzie koniec.
Violet podeszła do dziewczynki i pogłaskała ją po głowie.
- Zaraz wrócę - powiedziała.
Ku jej zaskoczeniu terapeuta powiedział to samo i odprowadził ją na bok.
- Jest tu pracownica z opieki, zajmująca się Celeste - powiedział, zniżając głos. - Mówiłem, że pani zawsze o tej
porze przychodzi. Czeka na panią w kawiarni.
- Chce się ze mną spotkać? - zdziwiła się Violet.
- Tak. Nie wiem, o co chodzi, ale przyniosła jakieś
182
KAREN ROSE SMITH
papiery i rano rozmawiała z dyrektorem ośrodka - poinformował.
- Dobrze, poszukam jej. Nazywa się Gunthry, prawda?
- Tak. - Terapeuta skinął głową.
Serce Violet zabiło nieco szybciej. Weszła do kawiarni. Prócz pani Gunthry w pomieszczeniu nie było nikogo.
Kobieta siedziała przy stoliku nad filiżanką kawy i przeglądała jakieś dokumenty.
- Pani Gunthry? - Violet podeszła do stolika.
- Tak.
- Jestem Violet Fortune - przedstawiła się. - Terapeuta Celeste mówił, że chciała się pani ze mną widzieć.
- Tak, już dzwoniłam do doktora Clarka. Za chwilę też ma tu przyjść. Muszę dostać dokładny opis stanu zdrowia
Celeste - powiedziała.
- W jakim celu? - zainteresowała się Violet.
- Wiem, że pani regularnie odwiedza Celeste, a doktor Clark nadzoruje jej leczenie. - Pani Gunthry poprawiła
okulary. - Nastąpił jednak nieoczekiwany zwrot w sytuacji.
Violet znieruchomiała.
- Doktor Clark pewnie wspomniał pani, że pp wypadku rodziców Celeste skontaktowaliśmy się z jej cioteczną
babką, mieszkającą w Ohio - kontynuowała kobieta.
- Owszem, wspominał. Podobno jest już w podeszłym wieku i nie chce opiekować się małą - powiedziała Violet.
- Wtedy tak było, to prawda. I dlatego znaleźliśmy Celeste rodzinę zastępczą. Ale teraz, w sytuacji gdy wraca do
zdrowia i trzeba ją znowu gdzieś umieścić, skontaktowaliśmy się z jej babką ponownie.
- I co?
SERCE ZE ZŁOTA
183
- Wydaje mi się, że czuje się odpowiedzialna za to, że Celeste miała wypadek. Przecież stało się to na skutek
umieszczenia jej w tej rodzinie zastępczej. - Pani Gunthry w końcu podniosła wzrok i spojrzała Violet prosto w oczy.
- Powiedziała, że jeśli Celeste po opuszczeniu Tumbleweed będzie na tyle sprawna, żeby sama o siebie zadbać, to ją
weźmie.
- Co to znaczy, że ma sama o siebie zadbać? - obruszyła się Violet. - Przecież dziewczynka ma dopiero sześć lat!
- Pani doktor, myślę, że pani wie, co to znaczy. Czy będzie mogła sama się ubrać, pójść do łazienki, wykąpać się. Jej
babka choruje na stawy i nie może przy niej wszystkiego robić. To zrozumiałe. Ale przynajmniej Celeste będzie
miała dokąd pójść.
Violet ścisnęło się serce na te słowa. Nie mogła znieść myśli, że dziewczynka znajdzie się pod opieką kobiety, która
naprawdę jej nie chce, a może nawet oczekuje, że Celeste będzie się nią opiekować.
- Rozmawiała pani osobiście z jej babką? - spytała.
- Tak.
- A co mówi pani intuicja? Dlaczego teraz ta kobieta nagle zmieniła zdanie i chce, żeby Celeste z nią mieszkała?
Pani Gunthry poruszyła się niespokojnie.
- Ma już przeszło sześćdziesiąt lat - powiedziała.
- Myślę, że chodzi o to, że jak Celeste będzie starsza, pomoże jej i wyręczy w wielu sprawach.
Nie! Pomyślała Violet. To nie jest powód, dla którego bierze się dziecko.
- Mamy mnóstwo dzieci, które potrzebują domów
- dodała szybko pani Gunthry, zanim Violet zdążyła się odezwać - ale nie mamy wielu rodzin zastępczych. Jeśli
184
KAREN ROSE SMITH
ktoś z krewnych zgadza się przejąć odpowiedzialność za dziecko, musimy uszanować jego wolę.
A jeśli ja zgodziłabym się zaadoptować Celeste?
- chciała zawołać Violet.
Zanim jednak wypowie te słowa, musi być absolutnie pewna, że chce to zrobić. Musi być przekonana, że jest gotowa
na taką zmianę w swoim życiu.
- Kiedy ta sprawa ma zostać sfinalizowana? - spytała.
- Właśnie dlatego muszę się spotkać z doktorem Clarkiem - powiedziała pani Gunthry. - Mam nadzieję, że
poinformuje mnie o rokowaniach Celeste i przewidywanym terminie zakończenia rehabilitacji.
- Jak długo pani jeszcze tu będzie? - spytała Violet.
- Zamierzam zaczekać na doktora Clarka i naradzić się z nim. Myślę, że gdzieś do trzynastej. - Zerknęła na zegarek.
- Później mam następne sprawy. Wiem, że dla pani zabrzmi to bezdusznie, ale Celeste jest jedną z wielu.
- Dziękuję, że powiedziała mi pani to wszystko.
- Violet wyszła z kawiarni, w głowie miała zamęt. Musi zaczerpnąć powietrza. Musi podjąć kilka decyzji. I to teraz.
Peter wszedł do kawiarni szybkim krokiem. Zmarszczył czoło na widok pani Gunthry. Miał pół godziny do zebrania
w szpitalu. Nie lubił tajemnic, a pani Gunthry nie chciała powiedzieć przez telefon, dlaczego mają się spotkać.
Rzucił ponownie okiem na zegarek i domyślił się, że Violet jest teraz na lunchu z Celeste. Kiedy nie widział Violet,
natychmiast zaczynał za nią tęsknić. Dziwiło go to uczucie. Nigdy za nikim nie tęsknił w ten sposób.
SERCE ZE ZŁOTA
185
Kiedy byli razem i kochali się, całkowicie tracił poczucie rzeczywistości. Obawiał się, że takie zaangażowanie po-
zostawi w nim tylko ból, Violet za bardzo była zaabsorbowana własną pracą i rodziną. Nic na to jednak nie mógł
poradzić.
- O, pan doktor, cieszę się, że pan przyszedł - powitała go pani Gunthry, gdy podszedł do jej stolika. - Dostałam pilny
telefon, wzywający mnie gdzie indziej, ale mam jeszcze kilka minut.
- Chciała się pani ze mną zobaczyć ze względu na Celeste, prawda?
- Tak. Potrzebuję pełnej oceny jej stanu zdrowia, planu dalszego leczenia i przypuszczalnego terminu zakończenia
terapii w ośrodku - powiedziała pani Gunthry.
- Nie mogę tego zrobić na obecnym etapie kuracji
- odparł Peter. - Mogę oczywiście ocenić jej aktualną kondycję, ale nie wiem, kiedy będzie mogła opuścić ośrodek.
- Nie chcę, żeby jej cioteczna babka się rozmyśliła.
- Pani Gunthry wyraźnie zmarkotniała.
- Cioteczna babka? Ta, która odmówiła zaopiekowania się Celeste? - zdziwił się Peter.
- Tak, cóż, rozmawialiśmy z nią ponownie. Jeśli dziewczynka będzie mogła chodzić i nie będzie wymagać
szczególnej opieki, babka ją weźmie. Chyba będzie chodzić? - dodała z niepokojem.
- Mam taką nadzieję, ale jak powiedziałem, jest jeszcze za wcześnie, by o tym wyrokować. Celeste je teraz lunch z
Violet Fortune. Myślę że doktor Fortune też powinna uczestniczyć w tej rozmowie.
- Och, już z nią rozmawiałam - rzuciła pani Gunthry.
- I co powiedziała?
- Niewiele.
186
KAREN ROSE SMITH
- Ma pani swoją opinię na temat babki Celeste?
- spytał Peter.
- Nie mogę jej panu przekazać.
- Myślę, że pani może. Jako jej lekarz powinienem wiedzieć wszystko, co dotyczy mojej pacjentki. A ta sprawa
niewątpliwie jej dotyczy. Więc albo mi pani powie, co pani napisała w opinii, albo da mi ją do przeczytania.
Zorientowawszy się, że Peter nie ustąpi, pani Gunthry wyjęła sprawozdanie z teczki i podała mu. W miarę czytania w
Peterze narastała irytacja.
- To dokładne słowa jej ciotecznej babki? - spytał wreszcie.
- Tak - przyznała pani Gunthry. Wydawało się, że rozczarowała ją reakcja Petera.
„Uważam, że moim obowiązkiem jest wzięcie osoby z mojej rodziny, która nie ma dokąd pójść. Będzie cały dzień w
szkole. Po powrocie do domu dam jej kolację i pójdzie spać. Za kilka lat będzie dla mnie dużą pomocą."
- Czy doktor Fortune zna stanowisko tej kobiety?
- spytał Peter z nieukrywaną złością.
- Z grubsza ją zaznajomiłam - odparła opiekunka.
- Przypuszczam, że jest zadowolona, że dziewczynka będzie miała dom. To najważniejsze, prawda?
- Do diabła, nie! - zirytował się Peter. - Jest mnóstwo ważniejszych rzeczy. - Bardzo go zabolało, że Violet go
zawiodła. Myślał, że jest inna niż Sandra.
- Cóż, możemy porozmawiać o tym kiedy indziej.
- Pani Gunthry wstała. - Teraz muszę już iść. Skontaktuję się z panem.
- Albo ja z panią - mruknął Peter i szybko wyszedł, żeby szukać Violet.
SERCE ZE ZŁOTA
187
Pokój Celeste był pusty. Zastał ją w sali ćwiczeń z terapeutą. Nie chciał rozmawiać z dziewczynką, zanim nie
zobaczy się z Violet.
Na parkingu zauważył jej samochód. To znaczy, że jeszcze jest na terenie ośrodka. Im dłużej jej szukał, tym bardziej
był poirytowany. Wreszcie ją znalazł. Siedziała na niskim murku za budynkiem. Trudno było mu cokolwiek
wyczytać z wyrazu jej twarzy.
- Rozmawiałem z panią Gunthry - oznajmił.
- Ja też. .
- Tak, wiem. Nie mogę wprost uwierzyć, że zamierzasz na to pozwolić. Dziewczynka wcale nie interesuje tej
ciotecznej babki. Po tygodniach, jakie spędziłaś z Celeste, chcesz ją teraz zostawić i oddać obcej osobie - mówił. -
Podejrzewałem, że twoja kariera będzie dla ciebie ważniejsza niż ona, że twoje potrzeby i cele wytyczą ci przyszłość
i nie myliłem się.
Violet patrzyła na niego przez chwilę zdumiona, w końcu nie wytrzymała.
- Ty hipokryto! - krzyknęła.
- Nie jestem...
- Właśnie, że jesteś! To tobie wytyczają drogę życiową twoje potrzeby i cele. Dlaczego mnie oceniasz? Nie masz
prawa insynuować mi, jakie są moje zamiary. Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że pozwoliłabym Celeste być u kogoś,
kto jej nie chce?
- Pani Gunthry powiedziała... - zaczął Peter.
- Nie obchodzi mnie, co powiedziała pani Gunthry. - Violet kipiała ze złości. -Nie powiedziałam jej, co chcę zrobić,
bo musiałam to przemyśleć. Adoptowanie dziecka jest zbyt poważną sprawą, by podchodzić do niej niefrasobliwie.
Peter nigdy jeszcze nie widział Violet tak wzburzonej.
188
KAREN ROSE SMITH
- Zamierzasz ją adoptować? - spytał ostrożnie.
- Tak, tego właśnie chcę. Ale fakt, że tobie w ogóle mogło przez myśl przejść, że ją opuszczę... - Głos Violet się
załamał.
Peter się zorientował, że bardzo ją zranił swoim posądzeniem. To jego wina, bo spodziewał się, że Violet będzie
postępować podobnie jak Sandra Mason i przedłoży własne potrzeby nad uczucia.
- Violet... - zaczął niepewnie.
- Myślałam, że coś do mnie czujesz - wpadła mu w słowo. Była wyraźnie urażona. - Poznałeś, jaka jestem. Skoro tak
pochopnie wyciągasz wnioski, to znaczy, że wcale mnie nie znasz. I zastanawiam się nad twoimi uczuciami, nad
tymi wszystkimi rozmowami o pracy i różnych miastach. Chcesz tego, co wygodne dla ciebie. Cóż, najwyraźniej nie
mnie. Wracaj do siebie i swego życia, Peter. Ja spędzę trochę czasu z Celeste, powiem jej, jak bardzo ją kocham, a
potem porozmawiam z panią Gunthry i oświadczę, że zamierzam dziewczynkę adoptować. Nie oddam jej kobiecie,
która nie będzie się o nią troszczyć, w każdym razie nie bez walki.
Zanim Peter zdążył pomyśleć o przeprosinach, wstała gwałtownie i pobiegła do ośrodka. Chciał za nią pójść, ale nie
wiedział, co mógłby jej teraz powiedzieć. Sama prośba o wybaczenie już nie wystarczy. Ależ z niego zarozumiały
ignorant! Musi z nią porozmawiać, musi jej powiedzieć wszystko o swoich uczuciach.
Musi być pewien, że zrobi to jak należy.
Jason Wilkes siedział przy masywnym drewnianym biurku w biurze Fortune TX, Ltd., wpatrując się w monitor.
Nagle usłyszał dochodzący z holu hałas, jakieś głosy i pełen złości krzyk.
SERCE ZE ZŁOTA
189
Odsunął krzesło, wstał i wyjrzał na korytarz. Zobaczył Ryana Fortune'a i gromadzących się wokół niego ludzi. Jakaś
kobieta z magnetofonem zasypywała go gradem pytań.
Jason nawet nie wiedział, że Ryan jest w budynku, choć ilekroć mógł, starał mu się podlizywać. Tego dnia Ryan
wyglądał starzej niż zwykle. Na opalonej twarzy widać było zmarszczki, których przedtem nie miał. Najwyraźniej
podejrzenie, jakie na nim ciążyło w związku ze śledztwem, zrobiło swoje.
A do tego ten sprytnie zamieszczony artykuł w „Red Rock Gazette".
Jason nie znał dziennikarki, przeprowadzającej wywiad. Miała rude włosy, długie nogi i figurę, która mogła
konkurować z Melissą. Przyjemnie było na nią patrzeć.
- Jest pan wpływową osobą w tej społeczności - zwróciła się do Ryana, nie pozwalając mu się wymknąć.
- Jestem takim samym obywatelem j ak wszyscy - odparł. - I mam prawo do prywatności.
- Myślę, że „Red Rock Gazette" pozbawiła pana prywatności. Czy to prawda, że jest pan spokrewniony z Farleyem
Jamisonem, mężczyzną, który był politykiem w stanie Iowa i którego pozbawiono stanowiska na skutek korupcji?
- Bez komentarza.
- Ale prawdą jest, że pański ojciec, Kingston Fortune, w rzeczywistości nie był jednym z Fortune'ow? - drążyła dalej
dziennikarka.
- Był.
- Lecz nie łączyły ich więzy krwi.
- Kiedy dziecko zostaje zaadoptowane przez jakąś rodzinę, staje się jej częścią.
190
KAREN ROSE SMITH
- Może i tak. Ale nie zmienia to faktu, że jego matka oddała go Dorze i Hobartowi Fortune'om, bo go nie chciała.
Ryan przemilczał te słowa.
Wszyscy pracownicy firmy wyszli ze swoich pokojów i przysłuchiwali się tej wymianie zdań.
W tej sytuacji można zrobić jedno, pomyślał cynicznie Jason. Inni mogą sobie obserwować to przedstawienie, ale on
musi jakoś zareagować. Zamierza cieszyć się względami Ryana Fortune'a tak długo, jak długo będzie to możliwe.
Staruszek wygląda jakby potrzebował pomocy i Jason mu jej udzieli.
Nie wahając się ani chwili, poprawił krawat i energicznym krokiem podszedł do reporterki.
- Nie wiem, jak pani przekonała ochronę, ale to nie jest pani miejsce - oświadczył kategorycznie. - Nie ma pani prawa
nagabywać pana Fortune'a w jego własnym budynku. _
- Nagabywać? Zadam mu tylko kilka pytań. - Kobieta popatrzyła na niego zdziwiona.
Jason położył rękę na ramieniu Ryana i skierował go w stronę swego gabinetu.
- Pan Fortune nie będzie odpowiadać na żadne pytania - powiedział. Wyjął telefon komórkowy. - Mam Wezwać
ochronę czy wyjdzie pani sama?
- Jak pan się nazywa? - spytała szybko reporterka.
- Jason Wilkes. No więc jak?
- Wyjdę - wzruszyła ramionami. - Ale niech pan nie myśli, że na tym się skończy. Każda informacja na temat rodziny
Fortune'ów to wiadomość dnia na pierwszą stronę.
Gdy znaleźli się w biurze Jasona, ten zamknął drzwi i przekręcił klucz.
- Lepiej, żeby pan tu chwilę zaczekał - zwrócił się do
SERCE ZE ZŁOTA 191
Ryana. - Upewnię się, czy kogoś jeszcze ze sobą nie przyprowadziła.
- Dobry pomysł. - Ryan westchnął i opadł na fotel.
- Dziękuję. Doceniam to, co pan zrobił.
- Nie ma sprawy. Czy jest u nas jakieś niestrzeżone tylne wejście, którym mogła się wśliznąć? - Był członkiem
zespołu i starał się to podkreślać przy każdej okazji.
- Nie mam pojęcia. Wszystkie wejścia powinny być kontrolowane. - Ryan wzruszył ramionami.
- Wygląda pan na wykończonego. Nic panu nie jest?
- Instynkt podpowiedział Jasonowi to pytanie.
- Nie, jestem po prostu zmęczony - odrzekł Ryan.
- Parę dni temu wyjeżdżałem, a nie jestem już tak młody jak mi się wydaje - zażartował. - Powiedziano mi, że był pan
tutaj przez większą część weekendu - dodał, jakby sobie coś nagle przypomniał. - Nie wie pan, że też pan potrzebuje
odpoczynku?
- Zawsze jest coś do zrobienia, nawet w weekend
- zauważył Jason z uśmiechem.
- Życzyłbym sobie, żeby inni pracownicy byli tak ofiarni jak pan. - Ryan zmarszczył czoło. - Z drugiej strony, gdyby
tak było, przypuszczalnie wszyscy byliby już rozwiedzeni, a ich dzieci dorastałyby nie znając ojców. Nie
wyobrażam sobie, żeby pańska żona była z tego zadowolona.
Jason zastanawiał się nad jakąś kąśliwą odpowiedzią, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Pamiętał jak Melissa
kokietowała Ryana. Na pewno nie był on obojętny na wdzięki tak pięknej kobiety.
- Jesteśmy nowoczesną parą - powiedział w końcu lekkim tonem. - Każde z nas ma własne sprawy. Wyjdę dziś
wcześniej i zabawimy się wieczorem. Może pojedziemy na kolację i tańce do Austin.
192
KAREN ROSE SMITH
- Brzmi nieźle. - Ryan wstał i otworzył drzwi.
- Jest pan pewien, że może już stąd wyjść? - spytał Jason.
- Spróbuję. Przejdę od razu do swego gabinetu. Tam nikt nie będzie mnie niepokoił. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Będę o tym pamiętał.
Jason nie miał wątpliwości, że Ryan nie zapomni tego, co wziął za uprzejmość. Lecz to wcale nie uprzejmość
kierowała postępowaniem Jasona. Pomoc, z jaką pospieszył Ryanowi, stanowiła część jego planu, który zakładał
doprowadzenie Ryana Fortune'a do ruiny.
Peter uczestniczył w zebraniu w szpitalu, potem miał obchód na swoim oddziale, ale myślami błądził gdzie indziej.
Odtwarzał sobie jeszcze raz swoją rozmowę z Violet. Nazwała go hipokrytą. Może miała rację?
Jego patrzenie na kobiety zmieniło się od chwili, kiedy dowiedział się, że Sandra dla kariery usunęła ciążę. Długo
odczuwał żal po odejściu Sandry i nie mógł zrozumieć jej decyzji, nie potrafił jej wybaczyć, że pozbawiła go radości
bycia ojcem. Przysiągł sobie wtedy, że nikt nie postąpi z nim w podobny sposób. Jeśli zwiąże się z jakąś kobietą,
musi to być osoba tak samo ceniąca życie jak on. A to znaczy, że powinna chcieć mieć męża i dzieci.
Skończywszy pracę, poszedł do samochodu i już po półgodzinie zaparkował przed domem, który Charlene nazwała
„Raj". W minionym tygodniu ojciec pomagał jej w rozpakowywani darów. Peter odetchnął z ulgą, zobaczywszy
samochód Charlene. Chciał z nią porozmawiać sam na sam.
Charlene układała właśnie kasety wideo na półce pod telewizorem, gdy wszedł do środka.
SERCE ZE ZŁOTA
193
- Wydawało mi się, że masz dziś zmienić olej w samochodzie Lindy - rzuciła przez ramię, nie odwracając głowy. -
Zdecydowała się pojechać sama do warsztatu?
- To ja, nie ojciec - odezwał się Peter.
- Ach, Peter. - Charlene się obejrzała. - Nie spodziewałam się tu ciebie.
- Jesteś zajęta czy możemy pogadać? - spytał.
- Jestem zajęta, ale nie na tyle, żebym nie mogła porozmawiać. Masz jakąś sprawę?
Peter ściągnął marynarkę i rozluźnił krawat. Trudno mu było powiedzieć, w jakim celu przyszedł.
- Nie rozmawialiśmy od dnia, kiedy powiedziałaś mi o swojej córce - zaczął.
Wyraźnie zaskoczona Charlene usiadła na podłodze.
- To nic nadzwyczajnego, na ogół ze sobą nie rozmawiamy - dodała.
- Nigdy nie dałem ci szansy - wyznał szczerze Peter, siadając na sofie.
- Nie chciałeś mieć nowej matki. - Violet rozumiała, w czym rzecz. - Chciałeś zatrzymać Estelle żywą w swoim
sercu. Sądziłeś, że to nie da się pogodzić z zaakceptowaniem mnie.
- Dlaczego nie miałaś mi tego za złe? Dlaczego nie spisałaś mnie na straty, tylko próbowałaś do siebie przekonać?
- Bo kocham George'a, a ty jesteś jego synem - odrzekła spokojnie Charlene. - Jesteś cząstką niego. Nie mogłam
ignorować tego faktu ani o tym zapomnieć. Poza tym, czy nie wiesz, że matka nigdy nie przestaje próbować?
Peterowi ścisnęło się serce.
- A więc martwiłaś się jak matka, mimo że wcześniej cię odrzuciłem?
194
KAREN ROSE SMITH
- Martwiłam się, modliłam i zastanawiałam, czy stracę cię tak, jak straciłam swoje pierwsze dziecko.
- Ale teraz odzyskałaś już córkę.
- Nie wiem. - Charlene zamyśliła się na chwilę. - Za wcześnie o tym mówić. Ale jest otwarta na przyjaźń ze mną, a to
już jakiś początek.
- A czy nie jest za późno, żebyśmy my dwoje zostali przyjaciółmi? - spytał Peter.
- Co masz na myśli?
- Myślę, że gdybym był tobą, powiedziałbym, co o mnie myślę i posłał do diabła.
- Ale nie jestem tobą. I wiesz co, Peter? Sądzę, że i ty byś tego nie zrobił. Mimo że odizolowałeś się ode mnie,
wyrosłeś na przyzwoitego faceta. - W głosie Charlene zabrzmiało lekkie rozbawienie.
- Może nie takiego przyzwoitego. - Peter pomyślał o Violet.
- Co się_stało? - spytała Charlene.
- Wszystko zepsułem. Z Violet. - Potrząsnął głową.
- Co rozumiesz przez „zepsułem"?
- Zbliżyliśmy się do siebie - wyjaśnił Peter. - Ale im bardziej nasza zażyłość się pogłębiała, tym bardziej wszystko
się komplikowało. Ja pracuję tutaj, ona w Nowym Jorku. Mało tego, Violet rozważa zaadoptowanie Celeste.
- Ico?
- Dodałem dwa do dwóch i wyszło mi pięć. - Zrelacjonował, co się wydarzyło w ośrodku rehabilitacyjnym.
- Twój ojciec opowiedział mi o Sandrze Mason. Ojciec był jedyną osobą, której wtedy zwierzył się
Peter.
- Mówi ci wszystko, prawda?
- Mam nadzieję. W małżeństwie powinno tak być, że
SERCE ZE ZŁOTA
195
dwoje ludzi dzieli się wszystkim i nie ma przed sobą tajemnic - powiedziała Charlene.
- To z powodu przeszłości nie umiałem myśleć o przyszłości - stwierdził Peter. - Wyobrażałem sobie najgorsze, choć
mogłem wyobrażać sobie najlepsze.
- Co właściwie czujesz do Violet? - spytała Charlene.
- Kocham ją - odrzekł Peter bez namysłu.
- Ona o tym wie?
- Wątpię. Nie byłem mocno przekonany do chwili, gdy dziś po południu odeszła po naszej rozmowie. Była
wzburzona. Dotarło do mnie, że nie mogę sobie wyobrazić życia bez niej. Jak to będzie, kiedy wyjedzie z Celeste do
Nowego Jorku i uzna, że nie ma dla mnie miejsca w jej życiu? Nie chcę jej stracić, nie mogę.
Charlene podniosła się i usiadła obok niego na sofie.
- Wiesz przecież, że nie ma idealnych kobiet, tak jak nie ma idealnych mężczyzn. Ale jeśli dwoje ludzi zgadza się na
kompromis, mogą stworzyć doskonały związek.
Dlaczego nigdy wcześniej nie zauważył, jak mądrą kobietą jest Charlene?
Bo nie chciał tego zauważyć, tak jak nie chciał zauważyć swojej miłości do Violet. Miłość czyni mężczyznę
wrażliwym, podatnym na zranienia. Po zerwaniu z Sandrą tak właśnie się czuł i nie chciał tego przeżywać po raz
drugi. Tak myślał, ale nie sądził, że jego uczucia, zwłaszcza jeśli chodzi o Violet, okażą się silniejsze.
- Kocham ją. Uwielbiam ją taką, jaka jest. Teraz może być za późno. Wątpię, by jeszcze chciała mnie widzieć.
Bardzo ją uraziłem, oceniając jej postępowanie. Wyciągnąłem fałszywe wnioski. Wiesz, jak to jest - zwrócił się do
Charlene - kiedy ocenia się kogoś na podstawie własnych złych doświadczeń. Czy mi wybaczy?
196
KAREN ROSE SMITH
- Większość kobiet posiada ogromną moc wybaczania, Peter - pocieszyła go Charlene. - Jeśli będziesz szczery i
uczciwy i okażesz jej, że nie zamierzasz z niej zrezygnować, porozmawia z tobą.
- Mogę to dostać na piśmie? - spytał cierpko.
- Nie trzeba - roześmiała się Charlene. - Musisz mieć odwagę powiedzieć kobiecie, którą kochasz, że ją kochasz.
- Dziękuję.-Peter uścisnął macochę. Odpowiedziała mu równie serdecznie.
- Czekałam na ten moment od bardzo dawna - wyznała ze łzami w oczach.
- Cieszę się, że mój ojciec cię spotkał - rzekł Peter.
- A ja jestem szczęśliwa, że spotkałam twego ojca. - Otarła łzy. - Teraz idź do Violet i powiedz jej to, co powinieneś
już dawno wyznać.
Po drodze do „Flying Aces" Peter jeszcze raz się zatrzymał. Jeśli Violet ma zobaczyć, że on nie zrezygnuje,
potrzebuje czegoś namacalnego, żeby ją o tym przekonać.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
- Jesteś tego pewna? - spytała Lacey, w jej głosie brzmiała matczyna troska. - Chcesz, żebym przyjechała do Red
Rock?
- Nie, mamo. Poradzę sobie. - Violet nie chciała, żeby rodzice skrócili przez nią pobyt w Nowym Orleanie. Nie
chciała nawet dzwonić, ale pewne sprawy wymagały natychmiastowej decyzji. - A odpowiadając na twoje pierwsze
pytanie, to tak, jestem pewna - dodała. - Dziś po południu rozmawiałam z opiekunką społeczną Celeste. Zadzwoniła
do ciotecznej babki dziewczynki i wydaje się, że z jej strony nie będzie przeszkód. Uświadomiła sobie, że w jej
wieku i przy jej stanie zdrowia nie mogłaby zapewnić Celeste potrzebnej opieki. Myślę, że czuła się w obowiązku
wziąć dziewczynkę, a moja propozycja adopcji uwolniła ją od tego.
- Jeśli przeprowadzisz się do Red Rock, będziesz musiała postarać się o zezwolenie na otwarcie praktyki w Teksasie.
- Wiem. Nie jestem jeszcze pewna, kiedy zacznę tu przyjmować pacjentów i właśnie o tym chciałam z tobą
porozmawiać. Wiem, jak bardzo jesteś dumna, że twoja córka jest lekarzem, że moje nazwisko pojawia się na łamach
pism medycznych. Ale czuję... - zawahała się - czuję, że równie ważne jest, żebym była matką dla Celeste.
- Och, kochanie. Jestem z ciebie dumna, niezależnie
198
KAREN ROSE SMITH
od tego, co robisz. Jeśli zechcesz sprzedawać hot dogi z ulicznej budki, zaakceptuję to, pod warunkiem że będziesz
szczęśliwa.
Słowa matki sprawiły, że Violet spadł ciężar z serca. Skończyła medycynę po części ze względu na matkę, która ją
do tego zachęcała, była pełna entuzjazmu i nadziei na przyszłość. Nie znaczy to, żeby nie lubiła swego zawodu,
przeciwnie. Kochała go.
- Sadzę, że nie będę sprzedawać hot dogów, ale do czasu aż Celeste będzie trochę starsza chciałabym pracować na
pół etatu - odpowiedziała.
- Naprawdę uważasz, że ona całkowicie wróci do zdrowia? - spytała z powątpiewaniem Lacey.
- Wszystko na to wskazuję, ale jeśli nie, będę musiała zmodyfikować swoje plany życiowe.
- Dlaczego nie chcesz wziąć jej do Nowego Jorku? Przecież jesteś tam już urządzona i my tam mieszkamy -
perswadowała Lacey. - Mogłabym ci pomóc przy Celeste.
- To cudowny pomysł, mamo, i chciałabym, żebyś spędzała z nią jak najwięcej czasu. Jednak muszę zostać w Red
Rock.
- Czy ma to coś wspólnego z twoimi braćmi? - dopytywała się Lacey.
- Nie.
Serce Violet ścisnęło się, a do oczu napłynęły łzy, gdy pomyślała o Peterze. Tak szybko wyrobił sobie o niej jak
najgorsze zdanie. Zastanawiała się, czy to nie jej wina, bo była niezdecydowana. Nie wiedziała, jaką drogę wybrać.
Nie uświadamiała sobie do końca, czym on jest dla niej. Ich związek byłby czymś szczególnym, jedynym w swoim
rodzaju, gdyby nie zniszczyła wszystkiego mówiąc to, co powiedziała i nazywając go hipokrytą. Nie było to
SERCE ZE ZŁOTA
199
najrozsądniejsze posunięcie. Niezależnie od wszystkiego, kochała go. Nie miała wątpliwości.
Jeśli zostanie w Red Rock, może Peter zorientuje się, że zmianę w jej życiu spowodowała nie tylko Celeste, ale
również i on?
- Zostaję z wielu powodów - powiedziała.
- Peter Clark. - Lacey od razu się domyśliła.
- Czyżby to było takie widoczne? Przecież widziałaś nas razem może przez dwie minuty.
- Wystarczyło. Słyszałam jak Miles i Clyde zakładali się, że nie wrócisz do Nowego Jorku.
- Przypomnij mi, że mam im skręcić kark - roześmiała się Violet.
- Twoi bracia cię kochają, wszyscy cię kochamy - powiedziała Lacey.
- Nie chciałam zakłócać ci urlopu - tłumaczyła Violet.
- Dzieci nigdy mi w niczym nie przeszkadzają ani niczego nie zakłócają - żachnęła się pani Fortune.
- Co robicie wieczorem? - spytała Violet.
- Idziemy do klubu jazzowego.
- Tęsknię za wami.
- Twój ojciec skrócił godziny pracy. Będziemy cię teraz częściej odwiedzać. I kto wie? Może po przejściu na
emeryturę też osiądziemy w Red Rock? Wszystkie nasze dzieci chcą tam mieszkać. Dlaczego więc my mielibyśmy
zostać w Nowym Jorku? Poza tym ty będziesz mieć Celeste, a twoi bracia dzieci w najbliższej przyszłości.
Oczywiście z wyjątkiem Milesa, który prawdopodobnie zostanie kawalerem do końca życia. Chciałabym więc być
blisko swoich wnuków. Słyszałam, że wnuki pozwalają kobiecie dłużej zachować młodość. Chciałabym w to
wierzyć.
200
KAREN ROSE SMITH
Violet nie miała wątpliwości, że matka zawsze będzie młoda duchem.
- Mamo, nie będę już przedłużać rozmowy - powiedziała. - Szykuj się do wyjścia.
- A co ty będziesz robić? Spis rzeczy do załatwienia? Matka dobrze ją znała.
- Skąd wiesz? Muszę znaleźć mieszkanie dla siebie i Celeste. Domek przy basenie jest dla nas za mały. Potem muszę
urządzić jej pokój, sprawdzić, jakie szkoły są w pobliżu i...
- Nie staraj się załatwić tego wszystkiego w jeden dzień - roześmiała się Lacey.
- Skądże. - Violet zamilkła na chwilę. - Dziękuję za zrozumienie, mamo.
- Nie ma tu wiele do rozumienia. Zawsze wiedziałam, że jest ci przeznaczone być matką. Nie sądziłam, że to się
stanie w taki sposób, ale w życiu cudowne jest to, że wciąż nas zaskakuje jakimiś niespodziankami.
- Powiedz tacię, że go kocham i ucałuj go ode mnie - poprosiła Violet.
- Zrobię to. Do usłyszenia moje dziecko. Za parę dni będziemy w Nowym Jorku.
Po skończeniu rozmowy z matką Violet nie bardzo wiedziała, co ze sobą począć. Myślała, czy by nie zadzwonić do
Petera i przynajmniej zostawić mu wiadomość, że nie wyjeżdża z Red Rock. Uprzedziłaby go w ten sposób, że nie
zamierza rezygnować z ich związku. Ale jeśli on nadal jest przekonany, że nie pasują do siebie? Musi znaleźć sposób
i okazać mu, że mogą znaleźć razem szczęście, którego tak pragną.
Z drugiej strony, jeśli on nie uwierzyłby w jej miłość...?
Odgłos samochodu przed domem uświadomił jej, że
SERCE ZE ZŁOTA
201
będzie miała towarzystwo. A może to ktoś do Clyde'a i Jessiki? Kiedy Clyde miał wolne, kontynuowali swój miesiąc
miodowy. Pewnego popołudnia zauważyła, jak Jessica i Clyde idą do stajni i nie musiała długo się zastanawiać, co
też mogą tam robić. W końcu ona i Peter też o mały włos...
Usłyszała głośne pukanie do drzwi i wstrzymała oddech. Otworzyła. Na progu stał Peter. Był tak poważny, że omal
się nie rozpłakała. Była niemal pewna, że przyjechał oznajmić jej, iż nie nadają się dla siebie i kontynuowanie ich
związku nie ma sensu. Za wiele ich różni, za wiele...
- Mogę wejść? - spytał.
- Oczywiście. - Cofnęła się do środka.
Miała na sobie jeszcze rzeczy, w które ubrała się rano - dżinsy i kowbojską koszulę. Czuła się tak jakby przeszła
przez zawieruchę i żałowała, że nie zdążyła się odświeżyć. Jej wygląd zapewne nie będzie miał wpływu na to, co
chce jej powiedzieć Peter.
Mimo zakłopotania wciąż czuła do niego silną skłonność. Pociągał ją. Nie wiedziała jednak, czy i ona go jeszcze
pociąga. Nic na to nie wskazywało. Stał sztywno, był poważny, zielone oczy mu pociemniały.
- Myliłem się dziś po południu - zaczął.
- Peter...
- Pozwól mi skończyć. - Wpadł jej w słowo. Violet stała w milczeniu, serce jej waliło, na czoło
wystąpił pot.
- W ciągu ostatnich lat, a może nawet wcześniej, otoczyłem się murem, żeby nie dopuścić do siebie miłości -
powiedział. - Najpierw dotyczyło to Charlene. Nie chciałem, żeby zajęła miejsce mojej matki, żeby ktokolwiek je
zajął. To tyle na ten temat. Potem nie byłem
202
KAREN ROSE SMITH
w stanie połączyć się z żadną z kobiet, z którymi się spotykałem, ponieważ uważałem, że nie mogę sobie na to
pozwolić. W końcu jednak chęć posiadania rodziny i ustabilizowania się pchnęła mnie w stronę Sandry. Chociaż sam
nie wiem... - zastanowił się. - Może to było tylko pożądanie? Kiedy jednak Sandra pozbyła się ciąży dla kariery, coś
we mnie umarło. W każdym razie tak mi się wydawało, do dnia, gdy spotkałem ciebie. Przesunął kciukiem po jej
policzku. Zadrżała.
- W jakiś sposób sforsowałaś te mury i zawładnęłaś moim sercem - kontynuował. - Walczyłem z uczuciami do ciebie
tak długo, jak mogłem. Podczas naszego pobytu w Nowym Jorku byłem jakoś dziwnie przewrażliwiony. Nieczęsto
zdarza mi się taki stan. Spodziewałem się zakończenia naszej znajomości. Byłem pewien, że tak będzie. W końcu
robisz karierę, jak Sandra i masz pełne prawo wrócić do swojej pracy, jeśli tego chcesz^
- Tego popołudnia nie miałem prawa cię osądzać ani snuć przypuszczeń co do ciebie, ani nawet myśleć, że mam
jakiekolwiek prawo sugerować ci, co powinnaś zrobić - mówił dalej, nie pozwalając jej wpaść sobie w słowo. - Ale
niezależnie od tego czy adoptujesz Celeste, czy nie, czy wrócisz do Nowego Jorku, czy nie, chcę, żebyś wiedziała,
jak bardzo cię kocham.
Violet stała, jakby wrosła w ziemię. Wpatrywała się w Petera zdumiona.
- Wiesz, że nie jestem domatorką - zaprotestowała bez przekonania, chcąc, żeby był pewien swoich intencji.
- Nie pragnę domatorki, pragnę ciebie - zapewnił ją. - Przeniosę się do Nowego Jorku, jeśli tam zechcesz mieszkać.
Możemy otworzyć wspólną praktykę i uzupełniać się nawzajem. - Wyjął pudełeczko z kieszeni spodni
SERCE ZE ZŁOTA
203
i wręczył jej. - Nie to zamierzałem kupić, gdy szedłem do jubilera - powiedział. - Chciałem ci dać pierścionek
zaręczynowy tak fantastyczny, żebyś nawet nie pomyślała o powiedzeniu „nie". Ale potem uświadomiłem sobie, że
duży brylant nie jest w twoim stylu. Poza tym jesteś typem kobiety, która może zechce sama wybrać sobie
pierścionek. Więc zamiast pierścionka kupiłem to.
Czując się jak we śnie, Violet otworzyła pudełeczko. Na miękkiej poduszeczce leżały dwie połówki serca ze złota.
Przy jednej był delikatny złoty łańcuszek, przy drugiej grubszy, odpowiedni dla mężczyzny.
Peter wziął Violet za rękę i położył jej na dłoni jedną połówkę.
- Będziemy je nosić do czasu, aż wybierzesz sobie pierścionek zaręczynowy - powiedział. - Połowa serca jest twoja,
połowa moja. Po ślubie będziemy już jednością i połączymy serce.
- Och, Peter. - Łzy napłynęły do oczu Violet.
- Czy to „och Peter" oznacza, że się zgadzasz, czy może chcesz mnie usunąć ze swego życia? - zaniepokoił się lekko.
- Założysz mi ten wisiorek? - Podała mu swoją połówkę i Peter odetchnął z ulgą. Potem zawiesił sobie na szyi swoją
połówkę.
- Miałam nadzieję, że nie będziesz na mnie zły. - Zarzuciła mu ręce na szyję.
- Zły na ciebie? - zdziwił się. - Za to, że mi powiedziałaś prawdę? Spodziewam się, że zawsze będziemy sobie mówić
prawdę.
- Zawsze - przytaknęła, zanim poczuła jego usta na swoich.
Pocałunek trwał i trwał, aż w końcu Peter chwycił ją na ręce i zaniósł do łóżka. Leżeli obok siebie, nie zdejmując
204
KAREN ROSE SMITH
ubrań. Patrzyli sobie w oczy, trzymali się za ręce i przyzwyczajali się do myśli, że już nigdy się nie rozłączą.
- Nie mogę wprost uwierzyć, że mógłbyś się przenieść do Nowego Jorku. - Violet patrzyła na niego z nie-
dowierzaniem. - Nie chcę tego. Postanowiłam zostać tutaj, w Red Rock. I zamierzam adoptować Celeste. - Odsunęła
się nieco i spojrzała mu poważnie w oczy. - Zgadzasz się?
- Czy się zgadzam? - ucieszył się Peter. - Od początku chciałem, żebyście były razem. Kocham tę dziewczynkę. Chcę
jej stworzyć dom i rodzinę. Jeśli od razu się pobierzemy, zdążymy pojechać w podróż poślubną, zanim zaczniemy
być rodzicami.
- Jak sądzisz, kiedy Celeste będzie mogła wrócić do domu? - spytała Violet.
- Może za dwa miesiące - odrzekł. - Postaramy się możliwie jak najprędzej przestawić ją na rehabilitację
ambulatoryjną. Niezależnie od wszystkiego, poradzimy sobie.
- Lecz nie odpowiedziałaś jeszcze na moje pytanie
- dodał, marszcząc brwi.
- Jakie? - spytała przekornie.
- Czy za mnie wyjdziesz?
- Natychmiast - zawołała entuzjastycznie.
Peter zaczął rozpinać jej koszulę, nie przestając całować.
- Kocham cię i będę cię kochać przez całe życie
- zapewnił.
- Och, Peter - westchnęła tylko.
Była szczęśliwa. Stało się to, o czym marzyła, sen się urzeczywistnił.
EPILOG
We wtorek Violet pojechała z Peterem do szpitala i czekała aż skończy obchód. Potem udali się do Tumb-leweed
Terrace zjeść lunch z Celeste. Wzięli ze sobą zdjęcia domu Petera, żeby go pokazać dziewczynce.
Zastali Celeste siedzącą przy oknie w fotelu na kółkach. Czekała na lunch.
- Mam koleżankę w pokoju - pochwaliła się. - Ma na imię Cindy. Też musi jeździć na wózku. Mamusia i tatuś zabrali
ją na dwór.
Na wspomnienie mamy i taty oczy Celeste zasnuł smutek. Violet natychmiast to zauważyła. Przysunęła sobie krzesło
do dziewczynki i wzięła ją za rękę. Popatrzyła na Petera, skinął głową.
- Peter i ja mamy ci coś ważnego do powiedzenia - oświadczyła.
- Co? - przeraziła się Celeste.
- Zamierzamy wziąć ślub.
- Będziecie razem mieszkać? - spytała dziewczynka.
- Tak, małżeństwa mieszkają razem - roześmiał się Peter. - Ale to nie wszystko. Będziemy się zawsze kochać.
- I - dodała Violet - chcemy, żebyś była naszą córeczką. Celeste nie odezwała się.
- Co o tym myślisz? - spytała w końcu Violet.
- Będę z wami mieszkać? - upewniła się Celeste.
- Oczywiście, gdy tylko wyzdrowiejesz na tyle, żeby móc opuścić ośrodek - obiecał Peter.
206
KAREN ROSE SMITH
- I nie oddacie mnie nikomu? Nigdy? - dopytywała się Celeste.
- Nigdy - uspokoiła ją Violet.
- I nie zostawicie mnie samej?
- Nigdy cię nie zostawimy samej. Dopiero jak będziesz na tyle duża, że sama zechcesz - dodał Peter.
- Jak będę miała dziesięć lat?
- Może szesnaście - mruknął Peter i Violet się roześmiała.
- Chcesz jeszcze o coś zapytać? - Violet popatrzyła dziewczynce w oczy.
- Mogę mówić do was mamo i tato? - spytała Celeste drżącym głosem.
Violet zaniemówiła ze wzruszenia. Peter jedną ręką objął Celeste, drugą Violet.
- Oczywiście, że możesz tak do nas mówić - potwierdził.
- No to_chcę być waszą córeczką. - Twarz Celeste rozjaśniła się w uśmiechu.
Violet zawsze myślała o Celeste jak o własnej córce. Ścisnęła jej rękę i popatrzyła na przyszłego męża. Kiedy ją
pocałował i przytulił, wiedziała już, że znaleźli swoją przyszłość. Ich miłość dała temu początek. Każdego dnia będą
dziękować losowi, że się spotkali.
Dotknęła połówki serca, zawieszonego na szyi. Peter jest jej przyjacielem, kochankiem, oboje są lekarzami i
partnerami. Znalazła idealnego mężczyznę, który urzeczywistni jej marzenia o szczęściu i miłości.