- Jak my
ś
lisz, ile jeszcze to potrwa? – odezwała si
ę
stoj
ą
ca w k
ą
cie pomieszczenia posta
ć
do swego przyjaciela.
Obaj m
ęż
czy
ź
ni byli niewidoczni dla innych członków
tajnego spotkania, ale doskonale słyszeli ka
ż
de słowo, jakie
zostało przez nich wypowiedziane. Syriusz miał swój czas,
kiedy musiał pilnowa
ć
mieszka
ń
ców swojego starego domu, a
James, jako wierny przyjaciel, czuwał razem z nim. Byli teraz
duchami i niewiele mogli pomóc, ale ich serca rwały si
ę
do
akcji. Wci
ąż
byli młodzi i silno, pełni zapału tak, wi
ę
c słuchanie
tych wszystkich argumentów za i przeciw, jakie przeciwko sobie
wysuwali bardzo ich m
ę
czyło.
- To ich bitwa Syriuszu – odezwał si
ę
po raz kolejny
James. Miał spokojny wyraz twarzy, opanowany i cierpliwy, ale
w jego oczach przyjaciel dostrzegał irytacj
ę
tym wszystkim, co
denerwowało tak
ż
e i jego.
- Wiem, wiem – odpowiedział Syriusz. – Ich bitwa to te
ż
ich
sposoby działania, plany, metody i decyzje. Profesorek ju
ż
mi to
wszystko powiedział. Ale jak my
ś
lisz, gdyby
ś
my ich troch
ę
po
ś
pieszyli – zaproponował z błaganiem w głosie. –
Podszepn
ę
li kilka pomysłów, zach
ę
cili do działania.
- Nie mo
ż
emy – odpowiedział ze znu
ż
eniem James.
Prowadzili t
ę
sam
ą
rozmow
ę
ju
ż
po raz kolejny w przeci
ą
gu
kilku ostatnich dni i stało si
ę
to ju
ż
niemal rytuałem. – Te
ż
bym
chciał,
ż
eby Harry zacz
ą
ł działa
ć
, ale musimy czeka
ć
. Powinien
dojrze
ć
do przywództwa.
- Ale on ju
ż
dojrzał – zauwa
ż
ył jego przyjaciel, patrz
ą
c z
podziwem, jak jego syn chrzestny zaciekle broni swego
stanowiska przed wi
ę
kszo
ś
ci
ą
zebranych i w kilku dobrze
dobranych niezbyt ostrych słowach, podejmuje tak
ą
decyzj
ę
,
jak
ą
uwa
ż
a za najlepsz
ą
, a starsi mu si
ę
podporz
ą
dkowuj
ą
. –
Twój syn zostanie wspaniałym Ministrem Magii – powiedział
Syriusz z podziwem.
- Dlaczego my
ś
lisz,
ż
e zostanie Ministrem Magii? – zdziwił
si
ę
James. Osobi
ś
cie nigdy nie aspirował na takie stanowisko i
w
ą
tpił, aby Harry mierzył tak wysoko. Podejmowanie decyzji za
cały
ś
wiat czarodziejów nie było dla niego. Owszem, mógł
przej
ąć
władz
ę
na okres, kiedy trwała wojna przeciw
Voldemortowi,
ale
na
tym
si
ę
sko
ń
czy.
Zbyt
du
ż
a
odpowiedzialno
ść
, jak dla jednego dziewi
ę
tnastoletniego
chłopca, który b
ę
dzie musiał si
ę
zmierzy
ć
z dorosłym
ż
yciem
ju
ż
za kilka kroków.
- Na pewno czarodzieje b
ę
d
ą
chcieli osadzi
ć
go na
stanowisku Ministra. Po tym, co dla nich zrobi, na pewno b
ę
d
ą
tego chcieli – powiedział Syriusz. – To b
ę
dzie wielki zaszczyt.
- I to dlatego nie ty zostałe
ś
wytypowany do ostatecznego
kroku, jaki mamy wykona
ć
, tylko ja – rozmow
ę
przerwał im
rozbawiony głos Lily. James odwrócił si
ę
w jej stron
ę
z
wyci
ą
gni
ę
tymi ramionami, a kiedy podeszła do niego
natychmiast mocno j
ą
do siebie przytulił, całuj
ą
c we włosy. – Od
razu zrobiłby
ś
z niego Króla Wielkiej Brytanii, a on si
ę
do tego
nie nadaje.
- Ale
ż
Lily – m
ęż
czyzna starał si
ę
przekona
ć
j
ą
do swego
pomysłu. – On urodził si
ę
, aby rz
ą
dzi
ć
. Spójrz tylko na niego –
wszyscy troje spojrzeli na siedz
ą
cego przy szczycie stołu
młodego m
ęż
czyzn
ę
. Dla ka
ż
dego, martwego czy
ż
ywego, było
wiadome,
ż
e nie jest on ju
ż
chłopcem, a twarde i ostre
spojrzenie jego przepi
ę
knych zielonych oczu mówiło,
ż
e w
swoim krótkim
ż
yciu do
ś
wiadczył o wiele wi
ę
cej ni
ż
powinien
człowiek w jego wieku. Siedział teraz rozparty na krze
ś
le, głow
ę
podpierał na zaci
ś
ni
ę
tej pi
ęś
ci i z rozbawieniem przysłuchiwał
si
ę
Lupinowi, który zawzi
ę
cie starał si
ę
go do czego
ś
przekona
ć
. – Jest urodzonym przywódc
ą
, jak James.
- Ale tego nie chce – odpowiedziała. – Widzisz Syriuszu?
Harry ró
ż
ni si
ę
od swego ojca pod wieloma wzgl
ę
dami. Nie
podejmie si
ę
stanowiska Ministra Magii, cho
ć
by przykładali mu
nó
ż
do gardła. To nie dla niego. Nie potrzebuje takie
odpowiedzialno
ś
ci zwłaszcza,
ż
e zało
ż
ył rodzin
ę
, b
ę
dzie miał
dziecko. A przed nim całe
ż
ycie. Musi sko
ń
czy
ć
Hogwart,
zdoby
ć
uprawnienia na aurora, pracowa
ć
. A w mi
ę
dzy czasie
zaj
ąć
si
ę
swoj
ą
powi
ę
kszon
ą
rodzin
ą
. Zadba
ć
o Hermion
ę
i
dziecko. Teraz rola przywódcy została mu naznaczona. I to nie
teraz, ale wiele lat temu, kiedy nie miał na to jeszcze wpływu. W
tej chwili musiał j
ą
po prostu przyj
ąć
, poniewa
ż
po jego
rzekomej
ś
mierci, czarodzieje zapadli si
ę
w sobie. On był ich
nadziej
ą
i zmarł, wi
ę
c im nie pozostało nic innego, jak podda
ć
si
ę
woli Czarnego Pana. Tutaj, w tej chwili, Harry jest
przywódc
ą
, bo tak został naznaczony tej nocy, gdy prze
ż
ył. Zna
swoje obowi
ą
zki i wypełnia je, chocia
ż
pewnie jeszcze nie raz
popełni jakie
ś
bł
ę
dy. Pami
ę
taj, kochany przyjacielu,
ż
e to tylko
chłopiec, który przez przeznaczenie musiał wcze
ś
niej dorosn
ąć
.
Ale nadal jest chłopcem. Pami
ę
tasz, co powiedziała ci kiedy
ś
Molly, gdy mówili
ś
cie mu o „tajnej” broni, której szuka
Voldemorta? To jeszcze dziecko – mówiła z pasj
ą
. – I to moje,
ale niestety przez strasznego człowiek, nie mam wpływu na to,
co si
ę
z nim dzieje. Nie mog
ę
podej
ść
do niego, przytuli
ć
i
powiedzie
ć
,
ż
e robi dobrze. Czy
ź
le. Nie mog
ę
mu nawet
pogratulowa
ć
. Ma wspaniał
ą
ż
on
ę
, b
ę
dzie ojcem, a mnie i
Jamesa omin
ą
wszystkie przyjemno
ś
ci z tym zwi
ą
zane. Nie
b
ę
d
ę
mogła wzi
ąć
wnuka na r
ę
ce i rozpieszcza
ć
go. Pomaga
ć
młodym mał
ż
onkom w wychowywaniu. Gdyby stan
ą
ł na czele
ś
wiata czarodziejów, jako Minister Magii pewnie byłby to
pierwszy krok do oddalenia si
ę
od rodziny, której pragnie i nie
zostawi. Ten chłopak wie, co do niego nale
ż
y i kiedy ma si
ę
usun
ąć
. Władza nie jest dla niego, a i on jej nie chce. To dobry i
m
ą
dry dzieciak, który zna swoje mo
ż
liwo
ś
ci – zako
ń
czyła
dumnie, patrz
ą
c jak jej syn nachyla si
ę
nad Hermion
ą
ze
zmartwion
ą
min
ą
.
Starał si
ę
nadrobi
ć
ka
ż
d
ą
minut
ę
, jak
ą
byli zmuszeni
sp
ę
dzi
ć
osobno. Zachowywał si
ę
jak troskliwy tatu
ś
.
Momentami Lily widziała w nim ojca, bo czasami zachowywał
si
ę
jak James. Był nadopieku
ń
czy, pomocny, czasem a
ż
za
bardzo, usługiwał Hermionie i przewidywał ka
ż
dy jej ruch. A
wtedy młoda czarownica zaciskała usta z irytacj
ą
i pokornie
znosiła jego zabiegi. Czasami wybuchała, kiedy robił rzeczy
niemo
ż
liwe, ale starała si
ę
panowa
ć
nad sob
ą
. Kiedy si
ę
zap
ę
dzał głaskała go po włosach albo całowała, a kiedy było
trzeba co
ś
na nim wymusi
ć
znalazła odpowiednie sposoby.
Wida
ć
było,
ż
e s
ą
ze sob
ą
szcz
ęś
liwi, a to najwi
ę
ksza rado
ść
dla rodziców – widzie
ć
szcz
ęś
cie własnego dziecka.
- Zawsze wiedziałem,
ż
e tych dwoje co
ś
do siebie ci
ą
gnie
– odezwał si
ę
niespodziewanie Syriusz. Parskn
ą
ł
ś
miechem,
kiedy zdenerwowana Hermiona uderzyła m
ęż
a w dło
ń
, gdy
próbował pomóc jej wsta
ć
. – S
ą
dla siebie stworzeni, dlatego
byłem zdziwiony, kiedy Harry zacz
ą
ł spotyka
ć
si
ę
z Ginny, a
Hermiona z Ronem.
- Ginny te
ż
byłaby
ś
wietn
ą
ż
on
ą
dla Harry’ego – sprzeciwił
si
ę
James. – Zawsze lubiłem Molly i Artura, a tak
ż
e ich dzieci.
S
ą
dobrymi lud
ź
mi, a to najwa
ż
niejsze. Spójrz chocia
ż
na to, jak
potraktowali Harry’ego. Ka
ż
dy na ich miejscu obwiniłby
chłopaka win
ą
i zostawił własnemu losowi. A oni traktuj
ą
go jak
własne dziecko. Nie zaj
ą
ł miejsca tego zmarłego syna, ale
wypełnił pustk
ę
, jaka powstała w ich
ż
yciu. Wszystkie
zachowania, jakie były zarezerwowane dla Rona i Ginny, Molly
przekierowała na tych dwoje. I wie,
ż
e nikt nie zapomni o jej
dzieciach, bo Harry i Hermiona zawsze b
ę
d
ą
pami
ę
ta
ć
.
- Tak, s
ą
niezwykli – powiedział z przek
ą
sem Syriusz. – To
Molly podst
ę
pem zmuszała mnie do siedzenia w tym domu,
trzymania buzi na kłódk
ę
i pilnowania si
ę
.
- Mama jest tyranem – zgodziła si
ę
niespodziewanie
Ginny. Wszyscy spojrzeli w stron
ę
sk
ą
d dobiegł jej głos. Lily z
u
ś
miechem wyci
ą
gn
ę
ła do niej dło
ń
i u
ś
cisn
ę
ła. – Ale t
ę
skni
ę
za
ni
ą
. Za ojcem i bra
ć
mi te
ż
.
- To normalne, kochanie –odezwał si
ę
do niej James,
równie
ż
j
ą
przytulaj
ą
c. – Nie musisz si
ę
martwi
ć
. Twoi rodzice
zaj
ę
li si
ę
naszym synem i my odwdzi
ę
czymy si
ę
, pomagaj
ą
c
wam.
- Dzi
ę
kuj
ę
– odpowiedziała.
Niespodziewanie dla wszystkich, Lily odsun
ę
ła si
ę
od
m
ęż
a i podeszła do stołu, przy którym siedzieli Weasley’owie i
reszta. Podeszła do siedz
ą
cej niedaleko kobiety. Pami
ę
tała j
ą
w
lepszych czasach, ale Molly trzymała si
ę
całkiem dobrze,
patrz
ą
c na wszystko, co si
ę
wokół niej dzieje. Poło
ż
yła dło
ń
na
ramieniu kobiety i pochyliła nad jej uchem.
- Zaopiekujemy si
ę
twoimi dzie
ć
mi, Molly –wyszeptała.
Na twarzy kobiety pojawił si
ę
szok, patrzyła przed siebie, a
w tym czasie Lily okr
ąż
yła wielki blat i znalazła si
ę
pomi
ę
dzy
swoim synem a jego
ż
on
ą
. Jedn
ą
dło
ń
poło
ż
yła na karku
chłopaka, a drug
ą
na wydatnym brzuchu synowej.
- Kocham was oboje. I wasze dziecko tak
ż
e. Wszyscy was
kochamy. Nie zapomnijcie o nas – powiedziała i miał okazj
ę
zobaczy
ć
, jak oni równie
ż
zastygaj
ą
w oszołomieniu. – Jestem z
ciebie bardzo dumna synku. Zawsze i wsz
ę
dzie – pogładziła
dziecko w brzuchu Hermiony i poczuła jego delikatny ruch. W
tym momencie dziewczyna podniosła dło
ń
i poło
ż
yła j
ą
w
miejscu, gdzie Lily umie
ś
ciła swoj
ą
.
***
Niespodziewanie
dla
wszystkich,
pani
Weasley
znieruchomiała. Wzrok miała wbity w szar
ą
ś
cian
ę
naprzeciw i
nie wiadomo sk
ą
d z jej oczu zacz
ę
ły płyn
ąć
wielkie i rzewne łzy.
Harry i Hermiona równie
ż
znieruchomieli. Wszyscy przygl
ą
dali
si
ę
całej trójce ze zdziwieniem, nie wiedz
ą
c, co si
ę
stało. Ale
Hermiona doskonale czuła na sobie czyj
ś
dotyk. Ogarn
ę
ło j
ą
takie ciepło, jak w dzie
ń
ś
lubu z Harrym, kiedy byli na
cmentarzu. Nie wiedziała, co to mo
ż
e oznacza
ć
, ale doskonale
słyszała ciche jak podmuch wiatru słowa pochodz
ą
ce z nik
ą
d.
Nie wiedziała czy to mo
ż
liwe, ale była pewna,
ż
e to Lily Potter.
Nie znała tej kobiety, jedynie o niej słyszała, ale wiedziała,
ż
e to
ona. I po zachowaniu swego m
ęż
a wiedziała,
ż
e on te
ż
tego
do
ś
wiadczył. I siedz
ą
ca naprzeciw płacz
ą
ca pani Weasley
tak
ż
e. Wszystko ustało równie szybko, jak si
ę
zacz
ę
ło, ale było
to jeszcze bardziej niesamowite do
ś
wiadczenie, ni
ż
to na wtedy
na cmentarzu. Matka Harry’ego, mimo,
ż
e martwa, dała jej
swoje
błogosławie
ń
stwo.
Akceptowała
ich
mał
ż
e
ń
stwo,
dziecko…i mówiła tak
ż
e w imieniu Jamesa.
- Molly? –z oszołomienia wyrwał j
ą
przera
ż
ony głos pana
Weasley. – Molly, co si
ę
dzieje?
Kobieta nie odpowiedziała, jedynie zapłakała jeszcze
bardzie. Hermiona spojrzała na siedz
ą
cego obok Harry’ego i
zdała sobie spraw
ę
,
ż
e Lupin i Tonks próbuj
ą
dowiedzie
ć
si
ę
od
nich, co takiego si
ę
wydarzyło. Dziewczyna nie potrafiła
powiedzie
ć
ani słowa, potrz
ą
sn
ę
ła głow
ą
i tylko mocniej
przycisn
ę
ła dło
ń
w miejscu, gdzie jeszcze chwil
ę
temu czuła
dotyk matki swego ukochanego. Dziecko w jej brzuchu poruszył
si
ę
, ale nie odczuła bólu. Było spokojne, jakby ponownie
zapadło w drzemk
ę
, przerwan
ą
jedynie na chwil
ę
tym
incydentem.
- Harry, co si
ę
, do cholery stało? – niemal krzykn
ą
ł Lupin.
- Nie wiem – odpowiedział. – Miałem wra
ż
enie,
ż
e… To
takie dziwne… I niemo
ż
liwe…
- Wysłów si
ę
chłopcze – ponagli go Kingsley.
- Lily – zaszlochała pani Weasley. – To była ona, prawda?
Czuli
ś
cie j
ą
?
Harry i Hermiona spojrzeli na ni
ą
ze zrozumieniem i kiwn
ę
li
głowami.
Kobieta
starała
si
ę
uspokoi
ć
,
kiedy
reszta
domowników starała si
ę
przyswoi
ć
sobie to, co powiedziała.
- Czułam jej obecno
ść
– kontynuowała po chwili. – Stan
ę
ła
i poło
ż
yła mi dło
ń
na ramieniu. Powiedziała,
ż
e… powiedziała…
- jej ciałem znów wstrz
ą
sn
ą
ł szloch i przerwała, aby ponownie
si
ę
uspokoi
ć
. – Powiedziała,
ż
e zaopiekuj
ą
si
ę
moimi dzie
ć
mi –
doko
ń
czyła po dłu
ż
szej chwili, ju
ż
spokojna.
Nawet nie zauwa
ż
yła, kiedy kto
ś
postawił przed ni
ą
kubek
z gor
ą
c
ą
herbat
ą
. Czuła si
ę
wypompowana, zmarzni
ę
ta, jakby
przebiegła maraton w deszczu. Obj
ę
ła dło
ń
mi ciepły kubek i
poci
ą
gn
ę
ła z niego troch
ę
uspokajaj
ą
cego płynu. Ciepło
rozeszło si
ę
po ciele, ale i tak, najlepszym jego
ź
ródłem było
serce. Po tym do
ś
wiadczeniu i słowach, które usłyszała,
zago
ś
ciło w jej sercu, razem z miło
ś
ci
ą
i rozpacz
ą
. Nigdy nie
wierzyła w takie rzeczy, poniewa
ż
ś
wiat czarodziejów ma swoje
granice. Ale to, co si
ę
przed chwil
ą
stało, wstrz
ą
sn
ę
ło jej
ż
yciem. Zyskała pewno
ść
,
ż
e dzieci, które zostały jej tak szybko
i brutalnie odebrane, s
ą
bezpieczne i maj
ą
najlepsz
ą
opiek
ę
.
Wiedziała,
ż
e Lily i James zaopiekuj
ą
si
ę
Ronem i Ginny, tak
jak ona zaopiekuje si
ę
Harrym i Hermion
ą
. Nawzajem stan
ą
si
ę
zast
ę
pczymi rodzicami dla swoich dzieci.
Molly popatrzyła na siedz
ą
cego obok Artura i pozostałych
synów, którzy si
ę
wokół niej zebrali. Wszyscy mieli w oczach
rozpacz i niedowierzanie, a pan Weasley siedział na krze
ś
le z
twarz
ą
ukryt
ą
w dłoniach.
- Oni cały czas czuwaj
ą
nad nami wszystkimi –
powiedziała do Harry’ego.
- Poczułam, jak dotyka dziecka – szepn
ę
ła zszokowana
Hermiona. Wszyscy zwrócili na ni
ą
uwag
ę
. – Powiedziała,
ż
e
kocha nas i dziecko i poczułam jak głaszcze mnie po brzuchu.
Ż
e wszyscy nas kochaj
ą
.
Ż
eby
ś
my pami
ę
tali o nich. Czyli,
ż
e
Ron i Ginny te
ż
… – doko
ń
czyła i z jej oczu popłyn
ę
ły ciche łzy.
Nie wiedziała, dlaczego płacze, ale nie mogła si
ę
powstrzyma
ć
.
Od samego pocz
ą
tku wiedziała,
ż
e w zwi
ą
zku jej i Harry’ego
brakuje błogosławie
ń
stwa, jakie młodym mał
ż
onkom mog
ą
da
ć
tylko rodzice. Przez długi czas nie przejmowała si
ę
tym,
poniewa
ż
jego rodzice zmarli, a jej mieli zmodyfikowan
ą
pami
ęć
i nawet jej nie pami
ę
tali. Jako
ś
z tym
ż
ył
ą
i do tej pory nie
zdawała sobie sprawy, jak bardzo potrzebowała takiego
zapewnienia. Teraz pu
ś
ciły jej wszystkie hamulce i nie mogła
powstrzyma
ć
łez. Siedz
ą
ca obok Tonks obejmowała swego
miesi
ę
cznego synka Teddy’ego jednym ramieniem, a drugim
starała si
ę
uspokoi
ć
Hermion
ę
.
Nikt w kuchni nie odezwał si
ę
ani słowem. Lupin podniósł
si
ę
z kl
ę
czek i odszedł w najdalszy k
ą
t kuchni. Nie mógł zdawa
ć
sobie spraw,
ż
e wła
ś
nie w tym miejscu znajduj
ą
si
ę
obaj jego
najlepsi przyjaciele. Nie odczuwał jednak ich obecno
ś
ci tak, jak
inni. Był z nimi bardziej oswojony, poniewa
ż
w ci
ą
gu ostatniego
roku bywał cz
ę
stym go
ś
ciem na cmentarzu w Dolinie Godryka.
Nic nie mówił, nie oczekiwał odpowiedzi. Potrzebował jedynie
znów poczu
ć
przy sobie obecno
ść
swoich przyjaciół. Kilka
minut przy ich grobie i miał wra
ż
enie,
ż
e Lily, James i Syriusz
s
ą
z nim, jakby nigdy nie odeszli. Dlatego te
ż
znajome
przenikaj
ą
ce do szpiku ko
ś
ci zimno, które jednocze
ś
nie
wydawało si
ę
by
ć
ciepłem, potraktował oboj
ę
tnie. Ale tylko z
pozoru. W duchu wstrz
ą
sn
ę
ła nim
ś
wiadomo
ść
,
ż
e jego
przyjaciele s
ą
tu z nimi.
- Czego ode mnie oczekujesz, James? – zapytał
przestrze
ń
. Rozejrzał si
ę
dokoła, jakby chciał sprawdzi
ć
jak
zostały przyj
ę
te jego słowa, ale wszyscy musieli my
ś
le
ć
,
ż
e
udzielił mu si
ę
nastrój. Nie dał po sobie pozna
ć
,
ż
e odniósł
wra
ż
enie, jakby James i Syriusz poklepali go po plecach, a Lily
pocałowała w policzek, całkiem tak samo, jak za dawnych
czasów, kiedy w szkole starali si
ę
mu powiedzie
ć
,
ż
e wszystko,
co robi, jest dobre.
Doradzaj i wspieraj – zdawało si
ę
mówi
ć
wibruj
ą
ce wokół
niego powietrze.
Doradzaj i wspieraj, pomy
ś
lał i z tymi słowami kołataj
ą
cymi
si
ę
w jego głowie powrócił do stołu, siadaj
ą
c obok Harry’ego.
Chłopak jednak w tym samym momencie wstał i delikatnie
pomógł podnie
ść
si
ę
nadal płacz
ą
cej Hermionie.
- My
ś
l
ę
,
ż
e na dzisiaj ju
ż
sko
ń
czyli
ś
my – powiedział tonem
nieznosz
ą
cym sprzeciwu. – Pani Weasley i Hermiona musz
ą
odpocz
ąć
. A i ja mam ju
ż
m
ę
tlik w głowie. Ka
ż
dy z nas powinien
przemy
ś
le
ć
to, co zostało dzisiaj powiedziane i sko
ń
czymy
dyskusj
ę
jutro – z tymi słowami opu
ś
cił kuchni
ę
i wszyscy
słyszeli ju
ż
tylko jak mówi uspokajaj
ą
ce słowa do Hermiony,,
kiedy pomagał jej wej
ść
po schodach.
- Harry ma racj
ę
– pan Weasley otrz
ą
sn
ą
ł si
ę
z
oszołomienia i równie delikatnie, co Harry, przytulił sw
ą
ż
on
ę
i
zaprowadził do ich sypialni.
W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Nikt nie był w
stanie si
ę
poruszy
ć
albo powiedzie
ć
, cho
ć
słowo. Nic
odpowiedniego nie przychodziło im do głowy, jednak po kilku
minutach zacz
ę
li podnosi
ć
si
ę
z miejsc i znika
ć
, ka
ż
dy we
własnym pokoju.
Hermiona poło
ż
yła si
ę
do łó
ż
ka, jak tylko znalazła si
ę
w
sypialni. Nie miała siły na nic innego, wi
ę
c Harry zaj
ą
ł si
ę
zdejmowaniem ubrania. Zachowywała si
ę
jak lalka, kiedy
ś
ci
ą
gał z niej wszystko po kolei i zakładał obszern
ą
koszulk
ę
, w
której spała ostatniej nocy. Poło
ż
ył j
ą
, okrył kołdr
ą
, ale nadal
wydawała si
ę
zimna jak lód, wi
ę
c jednym machni
ę
ciem ró
ż
d
ż
ki
rozpalił ogie
ń
w kominku. Kiedy ciepło dosi
ę
gło i jego, zdał
sobie spraw
ę
,
ż
e równie
ż
przemarzł. Szybko pozbył si
ę
własnego ubrania, nało
ż
ył spodnie od pi
ż
amy i wsun
ą
ł pod
kołdr
ę
obok ukochanej, otaczaj
ą
c ramionami jej ciało i
przytulaj
ą
c mocno do siebie, aby mogli si
ę
szybciej rozgrza
ć
.
- Niesamowite uczucie – powiedział, kiedy le
ż
ał ju
ż
wygodnie,
a
oddech
Hermiony
unormował
si
ę
.
Nie
odpowiedziała, tylko kiwn
ę
ła jedynie głow
ą
na potwierdzenie.
Nie odezwali si
ę
ju
ż
ani słowem. Harry nie mógł zasn
ąć
,
dopóki za oknami nie zrobiło si
ę
ciemno, a Hermion
ą
przestał
wstrz
ą
sa
ć
płacz, który był pewnie skutkiem snów. Jednak przez
cały czas nie mógł zrobi
ć
nic wi
ę
cej, jak tylko trzyma
ć
j
ą
w
ramionach i koi
ć
efekty snów, ale w głowie miał wył
ą
cznie słowa
matki: Nie zapomnijcie o nas. Czy Rona i Ginny te
ż
miała na
my
ś
li? Albo czy je
ż
eli jego matka tam był
ą
, to czy oni dwoje
tak
ż
e? Widzieli ich. Przygl
ą
dali si
ę
, jak Harry i Hermiona s
ą
ż
ywi i szcz
ęś
liwi razem? S
ą
mał
ż
e
ń
stwem, b
ę
d
ą
mieli dziecko i
to w zaledwie rok po ich
ś
mierci. Czy maj
ą
im to za złe? Mo
ż
e
znienawidzili ich dwoje, bo zha
ń
bili pami
ęć
po swoich
ukochanych i przyjaciołach. Nie wiedział, jak ma rozumie
ć
te
słowa. Czy powinien cieszy
ć
si
ę
, bo tych dwoje ich
zaakceptowało, czy mo
ż
e wr
ę
cz przeciwnie i Lily dawała im
znak,
ż
e zbyt szybko dzieje si
ę
to wszystko?
Ż
e on i Hermiona
nie powinni by
ć
razem, bo gdzie
ś
tam cierpi Ron i Ginny, kiedy
oni napawaj
ą
si
ę
szcz
ęś
ciem.
Nie wiedział, kiedy zasn
ą
ł. Powieki same mu si
ę
zamkn
ę
ły
i nie zd
ąż
ył nawet zdj
ąć
okularów. Od razu przeniósł si
ę
do
Nory. Zdziwił si
ę
, bo przecie
ż
stary dom Weasley’ów został
zniszczony przed
ś
wi
ę
tami Bo
ż
ego Narodzenia, a teraz stał
po
ś
rodku kuchni, przygl
ą
daj
ą
c si
ę
wszystkiemu i wydawało mu
si
ę
,
ż
e jest tu jeszcze pi
ę
kniej ni
ż
zazwyczaj. Przez okna
prze
ś
wiecało sło
ń
ce, trawa była tak zielona jak nigdy. Z
u
ś
miechem okr
ę
cił si
ę
dokoła, kiedy jego wzrok spocz
ą
ł na
stoj
ą
cej w wej
ś
ciu niskiej rudowłosej dziewczynie. U
ś
miech na
jego ustach zamarł, kiedy Ginny podchodziła do niego wolnym
krokiem. Miała na sobie zwiewn
ą
zielon
ą
sukienk
ę
, która
przypominała kolor jego oczu. Harry nie wiedział, co ma zrobi
ć
,
ani powiedzie
ć
, wi
ę
c stał w miejscu i przygl
ą
dał si
ę
jej. Dopiero,
kiedy mu si
ę
ukazała, zdał sobie spraw
ę
, jak bardzo t
ę
skni
zarówno za ni
ą
, jak i za jej bratem.
- Bardzo si
ę
ciesz
ę
,
ż
e ci
ę
widz
ę
, Harry Potterze –
powiedziała do niego, a on zdał sobie spraw
ę
,
ż
e w taki sposób
zwracała si
ę
do niego tylko Hermiona, kiedy próbowała
przemówi
ć
mu do rozumu lub w
ś
ciekała na niego. Natychmiast
rozejrzał si
ę
po pomieszczeniu, sprawdzaj
ą
c czy nie ma jej
gdzie
ś
w pobli
ż
u. Poczuł nagl
ę
,
ż
e jest mu niezb
ę
dna.
Potrzebował jej, aby przetrwa
ć
t
ę
ostateczn
ą
prób
ę
i pogodzi
ć
si
ę
z pora
ż
k
ą
lub triumfem. Pragn
ą
ł uj
ąć
j
ą
za r
ę
k
ę
i mocno
przytuli
ć
, poczu
ć
zapach jej skóry, dotkn
ąć
ich dziecka.
Potrzebował teraz jej miło
ś
ci. – Hermiona jest w salonie.
Rozmawia z Ronem – powiedziała, jakby czytaj
ą
c w jego
my
ś
lach, a wzrok chłopaka natychmiast pod
ąż
ył w tamtym
kierunku. Dopiero teraz u
ś
wiadomił sobie,
ż
e słyszy
dochodz
ą
ce stamt
ą
d głosy i cichy płacz kobiety. Chciał pod
ąż
y
ć
w jej kierunku, ale Ginny zagrodziła mu drog
ę
. Spojrzał na jej
rozpromienion
ą
twarz z przera
ż
eniem i cofn
ą
ł si
ę
. Czy
ż
by
jednak Ginny chciała rozdzieli
ć
jego i Hermion
ę
? – Nie martw
si
ę
, oni tylko rozmawiaj
ą
, zaraz do nich doł
ą
czymy. Chciałam ci
jednak powiedzie
ć
kilka rzeczy na osobno
ś
ci. Długo czekałam,
a
ż
za
ś
niesz – zbli
ż
yła si
ę
do niego jeszcze bardziej i
pocałowała go w policzek. – Kocham ci
ę
. Ale wiem te
ż
,
ż
e ty
kochasz Hermion
ę
. I jestem szcz
ęś
liwa,
ż
e ona kocha ciebie.
Zasługujecie na szcz
ęś
cie. Ja i Ron nigdy długo si
ę
nie
łudzili
ś
my,
ż
e stworzymy z wami rodzin
ę
. Wiedzieli
ś
my, co tak
naprawd
ę
jest waszym przeznaczeniem. Jeste
ś
cie troch
ę
jak
twoi rodzice, a historia lubi si
ę
powtarza
ć
a
ż
do szcz
ęś
liwego
zako
ń
czenia. Swoj
ą
drog
ą
, Lily i James s
ą
tacy, jakich ich sobie
wyobra
ż
ałe
ś
. I s
ą
szcz
ęś
liwi, tak samo Syriusz i Dumbledore,
Ron i ja. Nie musisz nas opłakiwa
ć
czy m
ś
ci
ć
. nie powiniene
ś
walczy
ć
za zmarłych, a za tych, co
ż
yj
ą
i niedługo si
ę
urodz
ą
. O
swoj
ą
i moj
ą
rodzin
ę
. Zaopiekuj si
ę
moim rodze
ń
stwem i
rodzicami, chocia
ż
jestem ci wdzi
ę
czna za to wszystko, co ju
ż
dla nich zrobiłe
ś
.
- To nic w porównaniu z tym ile twoja rodzina ofiarowała
mnie – odezwał si
ę
wreszcie. – Byłem wyrzutkiem, a dzi
ę
ki
wam poczułem,
ż
e mam rodzin
ę
. W dodatku nadal mnie chc
ą
po tym wszystkim, co wydarzyło si
ę
od
ś
mierci Dumbledore’a.
- Ciesz
ę
si
ę
,
ż
e tak mówisz, ale w tym wszystkim nie ma
twojej winy – odpowiedziała dziewczyna. – My sami wybrali
ś
my
swój los wiele lat temu i nie daj sobie niczego wmówi
ć
. Bardzo
si
ę
ciesz
ę
,
ż
e
ż
yjesz i jeste
ś
szcz
ęś
liwy. Chciałam tego
najbardziej na
ś
wiecie.
- Nigdy ci
ę
nie zapomn
ę
– powiedział Harry. Poło
ż
ył dłonie
na jej policzkach i oparł czoło o jej. – Ty i Ron zawsze b
ę
dziecie
dla mnie i Hermiony bardzo wa
ż
ni – powiedział i przytulił Ginny.
W tym momencie do kuchni weszli Ron i Hermiona.
Dziewczyna miała łzy na policzkach i czerwone od płaczu oczy,
a id
ą
cy z ni
ą
chłopak, otoczył j
ą
ramieniem. Kiedy wzrok dwóch
najlepszych przyjaciół spotkał si
ę
na głowami młodych kobiet,
przekazali sobie wszystko, co mieli do przekazania. Nie
potrzebowali słów, bo Ron wiedział,
ż
e Harry nigdy nie zostawi
Hermiony w niebezpiecze
ń
stwie tak, jak nie zrobił tego na dnie
jeziora podczas drugiego zadania Turnieju Trójmagicznego.
Ginny oswobodziła si
ę
z ramion Harry’ego i podeszła do
Hermiony, łagodnie przejmuj
ą
c j
ą
z ramion brata. Obaj
m
ęż
czy
ź
ni podeszli do siebie i mocno si
ę
u
ś
ciskali.
- Wiem, stary – powiedział Ron, klepi
ą
c przyjaciela po
plecach. – Ja te
ż
za wami t
ę
skni
ę
. Za obojgiem – odsun
ę
li si
ę
od siebie, kiedy Ginny i Hermiona podeszły do nich. Hermiona
wło
ż
yła dło
ń
w jego r
ę
k
ę
i mocno u
ś
ciskała, a Ginny stan
ę
ła
u
ś
miechni
ę
ta obok brata. – I brakuje mi naszych przygód,
troch
ę
jestem zły,
ż
e prze
ż
ywacie je teraz tylko we dwoje. Dziwi
mnie,
ż
e dali
ś
cie sobie tak długo rad
ę
beze mnie – wszyscy si
ę
za
ś
miali. – Musicie ju
ż
wraca
ć
– powiedział niech
ę
tnie. –
B
ą
d
ź
cie ostro
ż
ni i nie zapomnijcie nas – powiedział, a Harry
poczuł, jak Hermiona wstrzymuje oddech na te słowa.
- Uratuj nasz
ś
wiat, Harry Potterze – dodała Ginny. – Aby
wasze dziecko miało lepszy
ś
wiat ni
ż
ten, w którym
ż
yli
ś
my my.
Bezpieczny
ś
wiat dla naszych rodzin.
-
Ż
egnajcie – powiedział Ron i oboje znikn
ę
li.
Razem z nimi zacz
ę
ło znika
ć
wszystko inne. Nora
rozpłyn
ę
ła si
ę
w powietrzu, znikn
ę
ły wzgórza i pola. Pozostała
tylko ciemno
ść
, a Harry zorientował si
ę
,
ż
e został w niej sam.
Rozejrzał si
ę
dokoła szukaj
ą
c Hermiony, ale nigdzie jej nie
widział. Niespodziewanie otworzył oczy, całkiem przytomny,
jakby w ogóle nie spał. W tym samym momencie Hermiona
usiadła na łó
ż
ku z krzykiem.
- RON!!! Ginny! – zawołała. – Ginny i Ron - powiedziała ju
ż
ciszej. Harry natychmiast usiadł przy niej i otoczył j
ą
ramionami.
Znów płakała, a tym razem i on poczuł,
ż
e ma oczy mokre od
łez. Przytulił j
ą
tylko mocniej, kiedy odpowiedziała na jego
u
ś
cisk. – Bo
ż
e, Harry – szepn
ę
ła, gdy zdołała si
ę
uspokoi
ć
. –
My
ś
lisz,
ż
e…
- Chyba tak – powiedział i zdał sobie spraw
ę
,
ż
e ma
zachrypni
ę
ty głos ze wzruszenia. – To chyba znaczy,
ż
e nie
musimy czu
ć
wyrzutów sumienia – dodał ju
ż
pewniejszym
głosem.
Siedzieli tak przez chwil
ę
, dopóki dziewczyna nie
zaproponowała, aby zeszli do kuchni. Było jej zimno, czuła
strach i zdezorientowanie. Musiała napi
ć
si
ę
ciepłej herbaty z
miodem. Przez chwil
ę
zachowa
ć
si
ę
jak mugol, aby zaj
ąć
czym
ś
roztrz
ę
sione r
ę
ce. Harry zgodził si
ę
szybko i ju
ż
po chwili
schodzili razem do kuchni. Za oknami powoli wstawał dzie
ń
i
nie spodziewali si
ę
nikogo zasta
ć
na dole. Dlatego byli bardzo
zdziwieni, kiedy zobaczyli siedz
ą
c
ą
przy stole pani
ą
Weasley.
Nie zapaliła ani jednaj
ś
wiecy, siedziała po prostu w ciemno
ś
ci i
popijała co
ś
z kubka. Kiedy zobaczyła, jak wchodz
ą
do
pomieszczenia, u
ś
miechn
ę
ła si
ę
do nich, ale i tak mogli
zauwa
ż
y
ć
ś
lady łez, pomimo panuj
ą
cej wokół ciemno
ś
ci.
- Co
ś
si
ę
stało? Słyszałam,
ż
e krzyczała
ś
, Hermiono.
Miała
ś
koszmar? – zapytała. Pozornie wydawała si
ę
spokojna,
ale tak naprawd
ę
starała si
ę
ukry
ć
przed nimi swoje uczucia.
Doskonale słyszała,
ż
e Hermiona zawołała imi
ę
jej syna i córki.
- To nie był koszmar, pani Weasley – odpowiedział jej
Harry.
– Raczej sen, z którego
ż
adne z nas nie chciałoby si
ę
obudzi
ć
– dodała Hermiona. Podeszła do kuchni i si
ę
gn
ę
ła po
czajnik. Był zimny, co oznaczało,
ż
e kobieta nie popijała
herbaty. Dziewczyna nalała wody i postawiła na ogniu. Nie
pytaj
ą
c nikogo o zdanie, uszykowała trzy kubki, wło
ż
yła do nich
torebki z herbat
ą
i zalała wrz
ą
tkiem. Gdy napije były ju
ż
gotowe,
si
ę
gn
ę
ła do jednej z szafek i z samego jej ko
ń
ca wyci
ą
gn
ę
ła
butelk
ę
Ognistej Whisky. Nalała do dwóch kubków, które podała
siedz
ą
cym przy stole przyjaciołom i odło
ż
yła alkohol na miejsce,
bardzo
ż
ałuj
ą
c,
ż
e
sobie
równie
ż
nie
mo
ż
e
doda
ć
rozgrzewaj
ą
cego płynu. Zamiast tego doło
ż
yła sobie jedynie
dodatkow
ą
porcj
ę
miodu, któr
ą
kto
ś
kiedy
ś
kupił w Trzech
Miotłach. Usiadła naprzeciw Molly, opieraj
ą
c głow
ę
na
ramionach ukochanego. Ten podsun
ą
ł jej swoj
ą
szklank
ę
, ale
odmówiła.
- Łuczek herbaty z whisky ci nie zaszkodzi – powiedziała
pani Weasley z u
ś
miechem.
Hermiona odpowiedziała jej u
ś
miechem wdzi
ę
czno
ś
ci i
poci
ą
gn
ę
ła mały łyk z kubka Harry’ego. Od razu poczuła ciepło
rozchodz
ą
ce si
ę
po jej ciele.
- Wróciły ci kolory – powiedział chłopak z zadowoleniem i
sam napił si
ę
troch
ę
specjalnej herbaty.
Pani Weasley patrzyła na nich z miło
ś
ci
ą
. Wiedziała,
ż
e jej
dzieci byłyby zadowolone z tego, jak wszystko potoczyło si
ę
po
ich
ś
mierci. I mimo,
ż
e starała si
ę
o tym nie my
ś
le
ć
, cz
ę
sto
zastanawiała si
ę
, jak im teraz jest.
- Czasami zadaj
ę
sobie pytanie, co dzieje si
ę
z Ronem i
Ginny – powiedział niespodziewanie. –Jak im si
ę
dalej powodzi,
czy nie s
ą
samotni, czy nie potrzebuj
ą
mojej pomocy – widziała
zdziwione i pełne rozpaczy spojrzenia młodych. – Pocieszam
si
ę
wtedy,
ż
e w tym innym
ś
wiecie, znalazł si
ę
kto
ś
, kto wzi
ą
ł
ich pod swoje skrzydła i zaopiekował si
ę
nimi, skoro ja tego nie
mogłam zrobi
ć
.
Ś
wiadomo
ść
,
ż
e s
ą
z Lily i Jamesem podnosi
mnie na duchu, bo wiem,
ż
e zajm
ą
si
ę
oni moimi dzie
ć
mi jak
własnymi. Tak jak ja traktuj
ę
was – musiała na chwil
ę
przerwa
ć
,
aby opanowa
ć
kł
ę
bi
ą
ce si
ę
w niej emocje. – Doskonale
pami
ę
tam twoich rodziców, Harry. Byli wspaniałymi lud
ź
mi.
Najlepszymi czarodziejami, zaraz po Dumbledorze. Po twoich
narodzinach spotkałam si
ę
z nimi tylko raz. W twoje pierwsze
urodziny. Ju
ż
wtedy ty i Ron
ś
wietnie si
ę
dogadywali
ś
cie, a oni
ś
wiata poza tob
ą
nie widzieli. Wyobra
ż
ali
ś
my sobie,
ż
e wy dwaj
b
ę
dziecie najlepszymi przyjaciółmi w Hogwarcie, ale to były
tylko marzenia, które w przyszło
ś
ci przerosły moje naj
ś
mielsze
oczekiwania. Kiedy znikn
ą
łe
ś
ze
ś
wiata czarodziejów i znów si
ę
pojawiłe
ś
, sam wybrałe
ś
sobie przyjaciół. I byłam bardzo
zadowolona,
ż
e byli i s
ą
nimi moje dzieci. Jeste
ś
dla mnie, jak
mój syn Harry, dlatego mam pewno
ść
,
ż
e Lily i James kochaj
ą
moje dzieci równie mocno, jak ja ciebie. I ciebie te
ż
, Hermiono,
bo czy tego chcesz, czy nie, nale
ż
ysz do naszej rodziny.
Ż
adne z nich nie było w stanie jej odpowiedzie
ć
. Serca
mieli
ś
ci
ś
ni
ę
te ze wzruszenia. Patrzyli tylko na siedz
ą
c
ą
przed
nimi kobiet
ę
z miło
ś
ci
ą
i wdzi
ę
czno
ś
ci
ą
. Nie zauwa
ż
yli nawet,
kiedy na zewn
ą
trz zrobiło si
ę
jasno, a z zamy
ś
lenia wyrwał ich
dopiero Fred, który wszedł do kuchni, szukaj
ą
c czego
ś
na
ś
niadanie.