Broadrick Annette Tymczasowe małżeństwo

background image

ANNETTE BROADRIC

TYMCZASOWE MAŁŻEŃSTWO

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Jordan Trent szybko przemierzał długi korytarz wiodący do

gabinetu Mallory'ego. Z ponurym rozbawieniem obserwował, jak

grupka pracowników rozpierzcha się na jego widok niczym zwierzyna

na widok charta.

Tym razem Mallory posunął się za daleko. Jordan postanowił, że

powie mu, bez owijania w bawełnę, co myśli o nim i jego cholernych,

nagłych przypadkach. Miał już serdecznie dość nieustannego napięcia,

jakie wiązało się z tą pracą. Jest przecież na urlopie i potrzebuje

każdej minuty odpoczynku, ale Mallory zdawał się tego nie rozumieć.

Jak on śmiał wywinąć mu taki numer! Jordan przyrzekł sobie, że ktoś

za to zapłaci.

Dochodząc do właściwych drzwi nawet nie zwolnił kroku.

Chwycił klamkę i otworzył je jednym szarpnięciem,, nie troszcząc się

o pukanie.

James Mallory, bez większego zaskoczenia, podniósł wzrok

znad papierów. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Mallory

nigdy nie zdradzał swoich myśli, a uczuć - jak Jordan wiedział z

doświadczenia - nie posiadał.

Nie czekając na zaproszenie opadł na wyściełany fotel, stojący

przed porysowanym biurkiem.

- Lepiej, żeby to było coś ważnego - rzucił ostrzegawczo.

Mallory odchylił się w tył na fotelu i wytrzymał natarczywe

spojrzenie mężczyzny siedzącego po drugiej stronie biurka.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- I jak było na urlopie, J.D.?

- I ty jeszcze mnie o to pytasz?! Zabawne! Co, u diabła, jest aż

tak cholernie ważne, że nie mogło poczekać do przyszłego tygodnia?!

Mallory przez kilka minut w milczeniu obserwował młodszego

od siebie mężczyznę.

- Wydawało mi się, że parę wolnych dni powinno cię lepiej

nastroić do świata - wzruszył ramionami. - Ale trudno wymagać,

żebym zawsze miał rację.

- Nie potrzebuję twoich złośliwych komentarzy, Mallory. Po co

wytaczasz przeciwko mnie całą artylerię?

Mallory lekko uniósł krzaczaste brwi.

- Jaką artylerię?

- Wiesz doskonale, o czym mówię. Powiedziałeś tamtejszej

policji, że jestem poszukiwany w Stanach!

- Bo jesteś - spokojnie odparł Mallory.

- Pozwoliłeś im myśleć, że jestem wyjątkowo niebezpieczny.

- Bo jesteś - potwierdził skinięciem głowy.

- I że jestem poszukiwany przez rząd... „Bo jesteś" - dorzucił,

przedrzeźniając szefa. - Cholerny świat, Mallory! Twoje tak zwane

poczucie humoru wymaga pewnych regulacji.

- Czy chcesz przez to powiedzieć, że zszargałem ci opinię na...

Jakże się nazywa ta wysepka?

- Nieważne. Nagle okazało się, że jestem persona non grata i

poproszono mnie, żebym wyjechał. I to natychmiast.

Mallory wzruszył ramionami.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Ignorowałeś moje wezwania.

A wiesz dlaczego? To był mój pierwszy urlop od

osiemdziesiątego roku. Pięć lat, Mallory, bez urlopu! Cholera, dobrze

wiem, że przecież nie jestem twoim jedynym agentem! Więc dlaczego

akurat ja?

- Bo tym razem potrzebuję twoich specjalnych uzdolnień.

- Jakich specjalnych uzdolnień? Rzadkiego talentu wymykania

się śmierci?

- To także - skinął głową Mallory. - Poza tym masz jednak

niezwykły talent osiągania tego, co zaplanowałeś. Obawiam się, że

tym razem będzie nam potrzebny ten twój talent.

- Wzruszasz mnie, Mallory. Naprawdę. Ileż to już lat pracuję dla

ciebie? Osiem... Dziesięć? I coś mi się zdaje, że jest to pierwszy

komplement, jaki od ciebie usłyszałem... ja czy ktokolwiek inny. Jak

sądzisz, może powinieneś go powtórzyć? Nagrałbym to sobie. Wiesz,

byłoby to coś w rodzaju maleńkiej pamiątki, żebym jakimś

nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności nie zapomniał o twoim

uznaniu dla mnie.

Mallory rozparł się w fotelu i położył nogi na blacie biurka.

Przez chwilę przyglądał się Jordanowi, wydymając wargi.

- No, tak - przyznał złośliwie. - Przede wszystkim posiadasz

talent omijania wszystkich regulaminowych procedur, które się tu

stosuje, co od czasu do czasu wywołuje coś w rodzaju zamieszania...

- No to mnie wywal - twardo zaproponował Jordan.

- Bardzo ci się spieszy - zauważył Mallory spokojnie.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Masz rację. Jestem już za stary na taki tryb życia, Mallory.

Powtarzam ci to od dwóch lat.

- Zgadza się. Ale wcale tak nie uważasz i obaj dobrze o tym

wiemy. Uwielbiasz życie na ostrzu noża, gdy przetrwanie zależy tylko

od twojego sprytu i instynktu - urwał i zapalił papierosa.

- Przyznaj się, J.D. - dodał, wypuszczając kłąb dymu. -

Nudziłbyś się, żyjąc inaczej.

Jordan z niesmakiem rozpędził dym.

- Dzięki, doktorze Mallory. Ile jestem panu winien za poradę w

kwestii życiowego powołania?

Mallory pozwolił sobie na miły uśmieszek.

- To jeszcze jeden z przysługujących ci przywilejów. Nawet nie

żądam zapłaty.

- Bardzo ładnie. Czy masz pojęcie, jak zrujnował mnie samolot

na drugą stronę globu, byle dalej od ciebie? Ale i tak nie dość daleko,

jak się okazuje!

- Postaram się, żeby zwrócono ci koszty. Spokojny głos

Mallory'ego sprawił, że Jordan przez chwilę przyglądał mu się w

milczeniu.

- Ta sprawa naprawdę musi być poważna - powiedział wreszcie.

- Nigdy w życiu nie widziałem, żebyś popuścił choć centa.

Mallory niewzruszenie wytrzymał jego wzrok.

- W tej sprawie naprawdę cię potrzebuję.

- A cóż to za sprawa...?

- Czy mówi ci coś nazwisko Trevor Monroe?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Jasne. Jest senatorem stanu Wirginia.

- I szefem Zagranicznej Komisji Śledczej Senatu.

- Jesteśmy śledzeni? - zażartował Jordan. - Znowu?

- Nie. W tej sprawie dostaliśmy zgodę na zniesienie wszelkich

ograniczeń w działaniu.

- Aż boję się pytać - powoli rzekł Jordan. Jeszcze nigdy nie

słyszał, żeby Mallory mówił takim tonem. Cokolwiek miał na

warsztacie, sprawa była poważna.

- Żona senatora miała pewne problemy ze zdrowiem. Postanowił

wysłać ją do specjalisty w Wiedniu. Z oczywistych względów

wiedziało o tym tylko kilka osób. Pozycja senatora wobec naszego

rządu jest dość delikatna.

- Więc czego on chce? Inwigilacji? Ochrony? A może mam

udawać jego szwagra?

- Szkoda, że nie pomyśleliśmy o tym wcześniej - westchnął

Mallory. - Widzisz, Frances Monroe zniknęła dwa dni temu w drodze

do wiedeńskiej kliniki, gdzie miała poddać się badaniom.

Jordan od razu zdał sobie sprawę z konsekwencji tego faktu -

zakładnik w osobie członka rodziny urzędnika państwowego

natychmiast zapewnia porywaczom pełną współpracę tegoż urzędnika.

- Wiedzą, kto to zrobił?

- Nie, ponieważ nie nadaliśmy sprawie rozgłosu i, jak dotąd, nikt

się nie przyznał.

- Jakieś dziury w ochronie?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Mallory natychmiast pojął, że Jordan już zapomniał o urazie,

jaką wywołał jego przymusowy powrót z urlopu. Szybko zrozumiał,

że rząd ma duży problem, który może przybrać katastroficzne

rozmiary, jeśli nie potraktuje się go poważnie.

- Pracujemy nad tym. Prowadzimy szeroko zakrojone

poszukiwania pani Monroe.

- A moja rola?

- Przypuszczamy, że zabrano ją do Europy Wschodniej. Znasz

ten teren lepiej niż ktokolwiek inny, masz tam wtyczki. Liczymy, że

zdołasz ją wydostać.

- Nigdy nie żądasz za wiele, co, Mallory? - zauważył Jordan z

wyraźnym przekąsem w głosie. Potrząsnął głową i wyciągnął przed

siebie nogi.

- Wiem, że wolisz pracować sam... - zaczął Mallory.

- Ja muszę pracować sam - gładko wpadł mu w słowo Jordan,

przyglądając się z wyjątkową uwagą połyskowi własnych butów.

- Tak. No cóż, trudno. Tym razem jednak będziecie we dwójkę.

Jordan lekko wyprostował się i powolutku podnosił wzrok,

dopóki nie napotkał spojrzenia Mallory'ego.

- Żadnych wyjątków, Mallory.

- Rozumiem, co czujesz, J.D. Zwłaszcza po tym, co przytrafiło ci

się w zeszłym roku w Stambule...

- A więc pamiętasz, że mój tak zwany współpracownik usiłował

mnie ukatrupić?

- Przykry wypadek...

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Byłby jeszcze bardziej przykry, przynajmniej dla mnie, gdyby

mu się udało.

- Tym razem nie musisz martwić się o lojalność. Twój

współpracownik w razie potrzeby zawsze będzie przy tobie.

- Dziękuję, nie skorzystam - Jordan nie odrywał wzroku od

Mallory'ego, który przecież był jego bezpośrednim szefem. Marzył o

tym, żeby mieć jakąś najmniejszą możliwość wglądu w jego procesy

myślowe.

Po incydencie w Stambule Jordan próbował przekonać szefa,

żeby go wylał... bezpośrednio po tym, jak Mallory cisnął do kosza

pismo z rezygnacją Jordana, nie zaszczycając podania nawet jednym

spojrzeniem. Podczas tamtej rozmowy Jordan dowiedział się paru

rzeczy o agencji, w której pracował. To zajęcie było dożywotnie.

Niestety, statystyki mówiły, że w tym zawodzie nie należy się

martwić o zbyt odległą przyszłość.

- Dlaczego nie mogę złapać wieczornego lotu do Wiednia i

zobaczyć, jak wygląda sytuacja? Jeżeli będę potrzebował posiłków,

natychmiast się z tobą skontaktuję, uwierz mi.

- To nie takie proste.

- Nigdy nie mówiłem, że to będzie proste. Jeżeli jednak chcesz,

żebym użył swoich kontaktów, muszę być sam.

- W porządku, ona nie...

- Ona? O czym ty mówisz, Mallory? Ona? Przecież nie mamy

kobiet agentów!

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Lauren właściwie nie jest agentką, choć pracuje w jednym z

naszych departamentów.

Jordan wstał i zaczął krążyć pomiędzy biurkiem i oknem.

- Zwariowałeś, Mallory? Chcesz, żebym wziął do akcji kobietę?

Amatorkę?

- Lauren pracuje w departamencie szyfrów. Jest bardzo bystrą

kobietą... A właściwie, to... dama i w dodatku geniusz matematyczny.

Ściągnęliśmy ją wprost z uczelni. I jest poliglotką.

Jordan wsparł dłonie na biodrach, zatrzymał się i spojrzał na

Mallory'ego.

- Dla mnie może nawet skakać o tyczce, śpiewać hymn stojąc na

głowie i zdobywać medale na olimpiadzie. Nie chcę jej!

- Nie masz wyboru. Senator nalega, żebyśmy posłali tam kobietę

ze względu na jego żonę. Podejrzewa, że będzie jej potrzebne moralne

wsparcie.

Jordan znów zaczął krążyć.

- Nie wierzę ci. Po prostu nie wierzę. Chcesz, żebym dokonał

cudu, a jeszcze przywiązujesz mi do nogi potężny kamień i mówisz,

że nie mam wyboru.

Mallory nie patrzył na Jordana. Pochylił się i nacisnął klawisz

interkomu.

- Poproś do mnie pannę Lauren Mackenzie - polecił, kiedy

odezwał się jakiś bezosobowy głos. Opuścił nogi na podłogę i złożył

dłonie przed sobą.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Po co jakaś niewyszkolona kobieta ma mieszać się w tę

sprawę, Mallory? Nie wiadomo, co nas tam czeka. Daj mi najpierw

sprawdzić...

- Nie ma na to czasu - stanowczo uciął Mallory. - Macie z

Lauren rezerwację na wieczorny lot. W jej paszporcie podano, że jest

twoją żoną.

- Moją żoną? - powtórzył niemal szeptem. Mallory skinął głową.

- Będzie mniej komplikacji.

Jordan podszedł do okna, odchylił żaluzje i przez chwilę patrzył

na znajomy krajobraz, po czym odwrócił wzrok od okna i spojrzał

przez ramię na Mallory'ego.

- Nie mam zielonego pojęcia o żonach i małżeństwie. A już

zupełnie nie wyobrażam sobie, jak obca kobieta w roli mojej żony ma

uprościć sprawę.

- Będziecie musieli pracować razem przez cały czas, z

wyjątkiem chwil, kiedy będziesz chciał skontaktować się ze swoimi

wtyczkami. Wtedy Lauren będzie typową amerykańską małżonką,

biegającą po sklepach w czasie, gdy mąż zajmuje się interesami.

- Jak ty to robisz, że twoje wyjaśnienia brzmią zupełnie

rozsądnie, skoro wiem, że cały ten plan jest kompletnie szalony?

Rozległo się pukanie do drzwi. Mallory lekko podniósł głos:

- Wejść!

Ze swego miejsca przy oknie Jordan obserwował, jak drzwi

otwierają się i do pokoju wchodzi młoda kobieta. I w tym momencie

doszedł do wniosku, że ta cała historia musi być jakimś głupim

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

żartem. Kobieta wyglądała jak karykatura pedantycznej urzędniczki.

Nikt już się tak nie ubiera!

Oczywiście, Jordan nie miał zbyt wielkiego pojęcia o damskiej

modzie. Nie znał się na aktualnie modnych fryzurach czy kobiecych

strojach. Jednakże ta kobieta sprawiała wrażenie, jakby ani fryzura,

ani ubiór zupełnie jej nie interesowały. Miała na sobie jakiś

dwuczęściowy kostium, który dokładnie maskował jej figurę. Patrząc

na nią, tak ubraną, nie był w stanie wywnioskować, czy jest chuda jak

patyk, czy w ostatnich miesiącach ciąży. Włosy miała niedbale

zwinięte na karku w luźny koczek. Parę kosmyków wysunęło się i

zwisało za uszami i na szyi. Szylkretowe oprawki okularów i

wygodne buty na płaskim obcasie przypominały mu postać

bibliotekarki ze sztuki, którą widział na studiach.

Mallory zawsze miał dość szczególne poczucie humoru, ale tym

razem Jordanowi wydało się, że naprawdę przeholował z żartami.

Jakby nie brał pod uwagę uczuć tego typu kobiety.

Odprowadzał ją wzrokiem, kiedy nie spoglądając w stronę okna

podeszła do biurka Mallory'ego. Przemówiła niskim, ładnie

modulowanym głosem:

- Pan mnie wzywał, panie Mallory?

- Tak, Lauren. Usiądź, proszę - ruchem głowy wskazał jej jedno

z krzeseł. - Chcę, żebyś poznała Jordana Trenta. Jak ci już mówiłem,

właśnie z nim będziesz pracować.

Jordan patrzył, jak kobieta powoli obraca się w jego stronę. Nie

zmieniła wyrazu twarzy.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Miło mi, panie Trent - mruknęła, skłaniając głowę w jego

kierunku, po czym usiadła, założyła nogę na nogę i spokojnie

przeniosła wzrok na Mallory'ego.

Nigdy w życiu nie doznał odprawy w tak doskonałym stylu i

stwierdził, że to niezbyt miłe wrażenie. Wyglądało na to, że

mężczyzna, który w ciągu kilku najbliższych dni miał grać w jej życiu

rolę męża, nie wywarł na niej szczególnego wrażenia.

Właściwie, to jej zachowanie nie powinno być dla niego

zaskoczeniem. Z całą pewnością nie był wcieleniem sekretnych

kobiecych marzeń. Codziennie oglądał się w lustrze i wiedział, że jego

ostre rysy, ponury wyraz twarzy i potężny wzrost budziły raczej lęk

niż zaufanie.

- Teraz, kiedy się już znacie - oznajmił Mallory bezbarwnym

tonem - chciałbym omówić z wami cały plan.

Jordan niechętnie powrócił na swój fotel, co sprawiło, że znalazł

się w bezpośrednim sąsiedztwie Lauren Mackenzie.

Spojrzała na niego przelotnie i posłała mu nieśmiały, lekki

uśmiech. Gdyby się jej nie przyglądał, pewnie nawet by tego nie

zauważył. Nagle coś przyszło mu do głowy. Ona jest nieśmiała! Czy

to dlatego nosi takie ubranie, ten skuteczny kamuflaż, czy też przy-

wdziała je tylko na jego użytek? Niezależnie od przyczyny, z

pewnością była to ostentacja.

- A zatem - zaczął Mallory, zaglądając do leżących przed nim

dokumentów - Lauren odpowiada ogólnemu opisowi wyglądu pani

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Monroe. Po wyjściu stąd musi natychmiast zmienić uczesanie i

rozjaśnić włosy, żeby zwiększyć podobieństwo.

- Po co? - zapytał Jordan.

- Ponieważ, o ile uda wam się odnaleźć panią Monroe w którymś

z tych europejskich krajów, będzie mogła go opuścić używając

paszportu Lauren.

- Bawisz się w domysły, Mallory? - zakpił Jordan.

- Przecież nie wiemy, gdzie znajdziemy panią Monroe, ani w

jakim stanie fizycznym - obejrzał się na Lauren.

- Właściwie dlaczego zgadza się pani brać udział w tej

potencjalnie niebezpiecznej operacji?

Lauren uważnie i niemal z przerażeniem obserwowała

siedzącego obok niej mężczyznę. Nie miał w sobie nic z człowieka,

którego wyobraziła sobie po pierwszej rozmowie z Mallory'm.

Ponieważ prawie wcale nie widywała podwładnych Mallory'ego,

sądziła zatem, że ludzie kierowani przez niego do tajnych zadań

specjalnych powinni być raczej mało charakterystyczni, aby w razie

konieczności stopić się z otoczeniem. Natomiast ten człowiek w żaden

sposób nie mógłby przemknąć nie zauważony - o tym była święcie

przekonana.

Miał prawie dwa metry wzrostu, czarne, przenikliwe oczy, które

zdawały się przewiercać ją na wylot. Mocno skręcone włosy, jak

krucze pióra lśniły w świetle padającym od okna. Wysokie kości

policzkowe i silny podbródek dopełniały obrazu mężczyzny, z którym

nikt o zdrowych zmysłach nie odważyłby się zadzierać. I na pewno

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

nie był w jej typie. Rozumiała jednak, że niestety, jej osobiste

upodobania nie mogły być brane pod uwagę w tych okolicznościach.

- Powiedziano mi, że potrzebna jest osoba o wyglądzie

odpowiadającym mojemu rysopisowi, więc chciałam pomóc -

wyjaśniła spokojnie.

- Nie ma pani pojęcia - Jordan potrząsnął głową - w co się pani

pakuje!

- Możliwe. Mam nadzieję, że wyjaśni mi to pan po drodze.

Czy dobrze usłyszał w tym cichym głosie nutkę sarkazmu?

Przyjrzał się jej nieco uważniej. Podniosła na niego spokojne

spojrzenie szarych oczu.

- Czy musi pani nosić okulary? - zapytał gwałtownie. Z

satysfakcją stwierdził, że zaskoczył ją tą uwagą, ale zaraz sam się

zawstydził własnej reakcji.

- Tylko do patrzenia z bliska, panie Trent. Niestety, większość

pracy, jaką wykonuję, wymaga patrzenia z bliska.

- No to w naszej podróży nie będzie pani miała zbyt wiele pracy

„wymagającej patrzenia z bliska". Powinno to panią pocieszyć -

odparł, leniwie przesuwając wzrokiem po jej postaci.

Lauren poczuła, jak ogarnia ją gniew i nie po raz pierwszy

pożałowała, że odziedziczyła, podobno typowy dla rudowłosych ludzi,

krewki temperament. Ta kąśliwa uwaga była niepotrzebna i

niesprawiedliwa. Czy on wyobraża sobie, że zgłosiła się tylko po to,

żeby spędzić trochę czasu w roli jego żony?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Uniosła dłoń i zdjęła okulary. Odszukała w torebce etui,

umieściła w nim okulary, i etui z powrotem w torebce, a wszystkie te

czynności wykonała z metodyczną dokładnością, wreszcie podniosła

wzrok.

- Czy tak lepiej?

Jordan na chwilę stracił zdolność mówienia. Dopiero teraz, bez

grubych oprawek okularów, objawiło się całe piękno jej oczu. Były

ogromne, szeroko rozstawione, ocienione ciemnymi frędzlami rzęs,

które dodawały im tajemniczej głębi. Wciąż spoglądały na niego bez

zmrużenia powiek.

- Yyy - odchrząknął i skinął głową. - Tak. Po prostu

zastanawiałem się... To znaczy... - niepewnie zawiesił głos. Skąd, u

diabła, przyszło mu do głowy, że ta kobieta jest nieśmiała? Sądząc po

spojrzeniu i lekkim rumieńcu powlekającym policzki, nie trafił na listę

jej ulubieńców.

- Czy masz jakieś pytania, J.D.? - zagadnął Mallory.

- Pytania? Nie. Mam za to parę zastrzeżeń - obrócił się wraz z

fotelem tak, by znaleźć się naprzeciw Lauren. - Nie mam do pani

żadnych osobistych uprzedzeń i na pewno nie chcę dyskryminować

pani ze względu na płeć. Martwi mnie jednak to, że mam zabrać ze

sobą kogoś bez odpowiedniego przeszkolenia. To zbyt niebezpieczne.

Nie mam ochoty na dodatkowe utrudnienia - znowu zwrócił się do

Mallory'ego.

- Czy nie możesz jakoś uspokoić senatora i dać mi szansę,

żebym spróbował sam?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Nie.

Natychmiastowa odpowiedź i twardy ton, jakim została

wypowiedziana, położyły kres wszelkiej dyskusji na ten temat. Po

dłuższej chwili milczenia odezwał się Mallory:

- Coś jeszcze?

Jordan szczycił się szybkim refleksem i umiejętnością wywijania

z najbardziej kłopotliwych sytuacji. Teraz jednak nie widział innego

wyjścia - musiał to powiedzieć. Zakłopotany, wymamrotał wreszcie:

- Nie mam pojęcia, jak się udaje męża.

Lauren usiłowała zachować obojętny wyraz twarzy, choć nie

mogła się powstrzymać od lekkiego przygryzienia dolnej wargi, by

ukryć uśmiech.

- Obawiam się, że nie mamy czasu na błyskawiczny kurs

pożycia małżeńskiego, J.D. - wyszczerzył zęby Mallory.

- To nie jest zabawne.

- Zgadzam się z tobą. Sprawa jest śmiertelnie poważna i to w

każdym calu. Wiem, że sobie poradzisz, inaczej nie nalegałbym na

powierzenie jej właśnie tobie - Mallory wstał, dając tym do

zrozumienia, że uważa temat za zamknięty. - Rób to, co zawsze

najlepiej ci wychodzi, J.D. Improwizuj.

Improwizuj, cholera - myślał wściekle Jordan w kilka godzin

później, pakując się do drogi. Powinien był natychmiast odmówić. To

jest zupełnie idiotyczny pomysł! Co ten Mallory sobie myśli?! Może

chce zabawić się w swatkę i znaleźć męża dla swojej małej szyfrantki?

Ale na pewno nie będzie nim Jordan Trent. Zawsze był i pozostanie

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

samotnikiem. Ten tryb życia zupełnie mu odpowiadał. Mallory miał

rację - Jordan lubił swoją pracę. Lubił nie wiedzieć, gdzie się znajdzie

za tydzień. Lubił emocję i niebezpieczeństwo, nigdy nie chciał

monotonii życia od dziewiątej do piątej, domu na przedmieściu, żony i

dzieci.

Więc dlaczego jest taki zdenerwowany? Zadanie będzie trudne,

ale przecież zna kilku ludzi, którzy zapewne potrafią rzucić trochę

światła na sprawę pani Monroe.

Wbrew sobie musiał wreszcie przyznać, co go gnębi. Nie potrafił

współżyć z innymi ludźmi. Nigdy i z nikim nie wiązał się na dłużej,

ani z kobietą, ani z mężczyzną. Taki tryb życia został mu narzucony

od najwcześniejszych lat dzieciństwa.

Miał osiem lat, kiedy jego matka umarła na zapalenie płuc.

Babka, sama słabego zdrowia, postanowiła skontaktować się z ojcem

Jordana, Morganem Trentem, który mieszkał w Chicago, i to od niej

po raz pierwszy w życiu dowiedział się, że ma syna.

Trzeba przyznać, że Morgan Trent natychmiast przyleciał do

małego miasteczka w Południowej Kalifornii, gdzie Jordan urodził się

i mieszkał. Nie miał żadnych wątpliwości co do swojego ojcostwa.

Ośmioletni Jordan nie był w stanie pojąć, dlaczego pewnego dnia w

jego życiu pojawił się obcy mężczyzna, spakował jego rzeczy i zabrał

go daleko, w nieznane otoczenie.

Morgan wyjaśnił, że jest jego ojcem, ale dla Jordana nie miało to

większego znaczenia. Radził sobie bez niego przez całe osiem lat. Po

co mu teraz ojciec? Dziś, patrząc z perspektywy swych trzydziestu

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

pięciu lat, Jordan lepiej mógł docenić, co Morgan pragnął dla niego

uczynić.

Nie był dzieckiem, które łatwo poznać. Jako jedynak szybko

nauczył się wyszukiwać sobie zajęcie, nie oglądając się na dorosłych

ludzi. Matka pracowała do późna, widywał ją bardzo rzadko. Babka

miała opiekować się nim, ale nigdy nie interesowała się zbytnio, gdzie

Jordan wychodzi i na jak długo.

Dlatego też silnie przeżył nagłe ograniczenie wolności, jakie

narzucili Jordanowi ojciec i macocha. Nie lubił ich zasad, ich

wielkiego domu i ich trybu życia poddanego zbyt formalnym

rygorom.

Nigdy nie widział, aby tych dwoje okazywało sobie jakiekolwiek

uczucie lub przyjaźń. Nie było w nich spontaniczności, jedynie

sztywna, wymuszona konwersacja.

Jordan chętnie poszedł do szkoły, aby tylko uciec z tego domu.

Ale w szkole nadal żył jak samotnik. Ten tryb życia po skończeniu

studiów uczynił z niego doskonały materiał na agenta.

Nie związany z nikim, mógł znikać na całe tygodnie bez słowa.

Zawsze świadomie wybierał sobie niezbyt dociekliwe i niezbyt

zaborcze przyjaciółki. Przyzwyczaił się do przebywania z takim

typem kobiet, przy nich czuł się wolny i bezpieczny.

Nie wiedział nic o kobietach podobnych do Lauren Mackenzie.

Spojrzał na zegarek. Powinien podjechać po nią za niecałą

godzinę. Polecą wahadłowcem do Nowego Jorku, spędzą noc w

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

powietrzu, po czym we Frankfurcie przesiądą się na samolot do

Wiednia.

Złapał się na tym, że dziwnie się czuje, podróżując samolotami

pasażerskich linii lotniczych. Poprzednie wypady do Europy odbywał

transportem wojskowym.

Sprawdził bilety, które dał mu Mallory. Lecieli pierwszą klasą!

Interesujące... Jordan chętnie dowiedziałby się, co Mallory kombinuje.

Lauren Mackenzie stała przed lustrem w łazience i próbowała

pogodzić się ze swoim nowym wyglądem. Jej ciemnorude włosy

rozjaśniono do barwy czerwonawego złota. Wiedziała, że musi jak

najszybciej przyzwyczaić się do tego koloru. Nie stanie się przecież

bardziej wiarygodna w swej roli, jeżeli za każdym spojrzeniem w

lustro będzie robiła zdziwioną minę.

Zmienił się zresztą nie tylko kolor. Lauren nigdy nie poświęcała

fryzurze zbyt wiele czasu. Miała gęste, zdrowe włosy i zwykle spinała

je z tyłu. Teraz były na to za krótkie, jak piórka okalały jej czoło i

zwijały się wokół uszu.

Jak bardzo zmienia kobietę dobry makijaż i nowe uczesanie,

pomyślała z uśmiechem. Może warto pozwolić, by zajmowali się tobą

profesjonaliści.

Kobieta, która pokazała Lauren jak nakładać makijaż,

zachwycała się jej zdrową cerą. Lauren miała ten sam rodzaj skóry, co

jej matka i siostry, nigdy się więc nad tym nie zastanawiała. Wiedziała

tylko, że nie może się opalać. Na słońcu czerwieniała, dostawała

pęcherzy i cały naskórek łuszczył się. Kiedy zatem inne kobiety w jej

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

wieku chodziły na plaże lub basen i tam przebywały wśród ludzi,

Lauren samotnie siedziała w cieniu i czytała.

Ech, do licha, jeśli sądzić po przebiegu ich spotkania dziś po

południu, pan Trent też nie grzeszy nadmiarem obycia towarzyskiego.

Masz ci los! Jeszcze jeden problem. Nie może przecież nazywać

swego męża panem Trentem. Mallory nazywał go „J.D.", ale to też jej

nie odpowiadało. Przywodziło na myśl faceta z cygarem w zębach,

taki typ „grubej ryby", pana i władcę wszystkiego, czym zarządza.

W paszportach, które dostali, przeczytała jego nazwisko: Jordan

Daniel Trent. Ciekawe, czy ktokolwiek nazywał go Jordanem? A

może Daniel? Dan? Jordie? Zadrżała na myśl, jaką jego reakcję

mogłoby wywołać użycie któregokolwiek z tych zdrobnień.

Spoglądając na zegarek, szybko poprawiła makijaż i wróciła do

sypialni, gdzie na łóżku leżała otwarta walizka. Nie mogła pogodzić

się z tak dużą ilością ubrań, jakie przewidziano dla niej na tę podróż.

Kobieta, której zadaniem było przygotowanie wszystkiego dla Lauren,

wyjaśniła jej, iż oboje powinni wyglądać tak, jakby byli typowymi

amerykańskimi turystami, których po prostu stać na podróż do

Europy.

Lauren wzięła do ręki niewielki stosik satyny i koronek. Były to

kolorowe koszule nocne, które miała nosić... Ale chyba nie w jego

obecności? Nikt nie mówił, że powinni udawać małżeństwo także

wówczas, gdy znajdą się sami w hotelowych pokojach. A jeśli będzie

tylko jeden pokój?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Zaczęła spiesznie przeszukiwać szufladę. Weźmie jedną ze

swoich koszul, tak na wszelki wypadek. Wyciągnęła coś, co właściwie

bardziej wyglądało na długą górę od piżamy niż koszulę. Dostała ją od

siostry wiele lat temu i materiał wypłowiał już, ale wzór wciąż jeszcze

był widoczny - dobrze znana postać z kreskówek siedziała na łóżku

mówiąc do słuchawki telefonu: „Obawiam się, że spóźnię się dziś do

pracy. Moja miotła nie chce zapalić". Meg widocznie uważała, że jej

siostra potrzebuje w życiu odrobinę humoru. Nigdy nie

potrzebowałam go bardziej niż właśnie teraz, pomyślała Lauren,

starając się nie wpaść w panikę.

Nagle zadzwonił dzwonek u drzwi. Lauren aż podskoczyła. I to

się nazywa mieć stalowe nerwy - stwierdziła z autoironią. Była w

trakcie najbardziej awanturniczego przedsięwzięcia w życiu i nie

miała zamiaru pozwolić, by ta wielka niewiadoma onieśmielała ją.

Nigdy dotąd nie podróżowała za ocean i szczerze mówiąc, wszystkie

wakacje spędzała u rodziny.

Ciekawe, co powiedzieliby jej rodzice, gdyby dowiedzieli się, że

ma zamiar wyjechać z obcym mężczyzną i udawać jego żonę? Kogo

ona chce oszukać, siebie? Wiedziała przecież, co by sobie pomyśleli.

A któż by myślał co innego?

Już słyszała kpiny Amy i Meg na temat jej bogatych

doświadczeń z mężczyznami.

Dzwonek odezwał się znowu i Lauren podbiegła do drzwi

wejściowych. Sprawdziła, czy to na pewno pan Trent - och, nie Trent,

ale Jordan! - szybko zdjęła łańcuch i otworzyła drzwi.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jego ubranie bardzo różniło się od niedbałego odzienia, które

miał na sobie w biurze. Srebrzystoszary garnitur podkreślał jego

opaleniznę, ciemne włosy i oczy. Jeżeli przedtem Jordan Trent

wyglądał imponująco, to teraz po prostu onieśmielał.

Cofnęła się i zrobiła nieokreślony ruch dłonią.

- Wejdź - poprosiła, zadowolona, że głos jej brzmi tak obojętnie.

Jordan wszedł do środka, tak, że mogła już zamknąć drzwi, ale

wciąż nie odrywał od niej wzroku.

- Co oni z ciebie zrobili? - zapytał, a jego oczy zwęziły się

leciutko.

A to co znowu? Czy musi tak od razu ustawiać ich wzajemne

stosunki, natychmiast okazując jej całą swoją niechęć? Co on sobie

wyobraża? Czy spodziewał się, że Lauren zaatakuje go przy pierwszej

sposobności i wolał ten atak uprzedzić?

-

Pan

Mallory

przecież

powiedział

ci,

że

będę

ucharakteryzowana tak, aby być podobna do Frances Monroe.

- Czy ona tak właśnie się ubiera? - zapytał z nutką oczywistego

niedowierzania w głosie.

Lauren spojrzała na sukienkę, którą miała na sobie. Specjalnie

wybrała ją na podróż. Podobno materiał jest niemnący, nadaje się do

ręcznego prania i szybko schnie - idealne cechy stroju podróżnego.

Uniosła podbródek.

- Czy z moją sukienką jest coś nie w porządku? - zapytała

groźnym tonem.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Zbyt późno, niestety, Jordan zorientował się, że Lauren źle

zrozumiała

jego

słowa.

Ciemnozielona

sukienka

doskonale

uświadomiła mu, że stoi przed nim kobieta o figurze bez skazy. Jeżeli

kształty, które uwydatniał obcisły strój, stanowiły zaledwie zapowiedź

tego, co było pod spodem, jej pojawienie się, na przykład w kostiumie

kąpielowym, spowodowałoby niezłe zamieszanie na każdej plaży.

- Och, nie! Jest zupełnie w porządku! Po prostu jestem

zaskoczony. Sądziłem, że pani Monroe jest starszą kobietą. Ta

sukienka nie wygląda... To znaczy... Ty nie wyglądasz... - Cholerny

świat! Czuł, że pogrąża się coraz głębiej każdym następnym słowem.

- Pani Monroe jest chyba po trzydziestce.

- A ty ile masz lat?

- Nie sądzę, aby mój wiek był tu istotny. Ale jeśli chcesz

wiedzieć, to mam dwadzieścia pięć lat.

- Och? Kiedy zobaczyłem cię wcześniej, sądziłem, że... - auu,

Trent, nie kończ tego zdania, jeżeli masz jeszcze choć odrobinę

instynktu samozachowawczego:

- Sądziłeś, że...? - powtórzyła ze szczerym zainteresowaniem w

oczach.

- Eee... z tego, co powiedział mi Mallory, myślałem, że jesteś...

hmm... dużo starsza.

- Rozumiem - ruszyła do sypialni po walizkę. W przejściu

zatrzymała się i obejrzała. - Czy to sprawia ci jakąś różnicę?

- Skądże - zapewnił ją pospiesznie. - Nic a nic! Patrzył w ślad za

nią, kiedy znikała w sypialni. Cóż, niezły początek! O mały włos nie

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

obraził jej, zanim jeszcze zdążyli wyruszyć. A przynajmniej, jak

przypuszczał, mogłaby poczuć się urażona. Co może myśleć o sobie

kobieta z takim wyglądem, jak Lauren Mackenzie? No tak. Ale wobec

tego, jaki był cel tej maskarady w biurze? Cóż, jeśli się nad tym

zastanowić, to tak uwydatniana uroda mogłaby powodować u męskiej

części jej współpracowników pewne rozkojarzenie. Oczywiście, na

niego nie miała żadnego wpływu. Lauren pojawiła się w drzwiach,

niosąc walizkę.

- Czy to wszystko, co bierzesz?

- Powiedzieli mi, żebym miała jak najmniej bagażu.

- Dziwne. Pomyślałem sobie, że kobiety powinny mieć mnóstwo

bagażu. Te przynajmniej, które znałem, miały zawsze ze sobą co

najmniej pół tuzina toreb.

Lauren podeszła bliżej i postawiła walizkę u jego stóp.

- Chyba musimy sobie coś niecoś wyjaśnić od razu na początku

naszej współpracy, panie Trent. Nie chcę być porównywana do innych

kobiet z pańskiego życia. W zamian za to powstrzymam się od

czynienia jakichkolwiek porównań między panem a mężczyznami,

których ja miałam okazję poznać.

Lodowaty ton i wyniosła mina zdenerwowały go.

W końcu chciał tylko pogadać, ot, żeby przełamać lody.

Tymczasem ich rozmowa z minuty na minutę coraz bardziej okrywała

się szronem i soplami.

- Nie nazywaj mnie panem Trentem, Lauren. Wiem, że to

wszystko stanowi dla ciebie nowość, ale wolałbym, abyś zamiast

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

dekonspirować nas przy pierwszej okazji, dała mi niewielką szansę

doprowadzić tę sprawę do końca.

- Oczywiście - skinęła głową. - Jak mam cię nazywać?

Spojrzał na nią zaskoczony. Czyżby nawet nie zapamiętała jego

imienia? Wzruszył ramionami.

- Przyjaciele mówią do mnie Jordan.

- Ach? Twoi przyjaciele? Ulżyło mi, że masz przyjaciół. Pan

Mallory opisał mi ciebie jako klasycznego samotnego wilka,

chadzającego własnymi drogami.

- Bo tak jest. Ale w przeciwieństwie do tego, co mogłoby ci się

wydawać, udało mi się jednak zdobyć w życiu paru przyjaciół. - Jego

głos powoli stawał się coraz bardziej napięty i ostry.

Lauren błysnęła zębami w imitacji uśmiechu.

- Co kto lubi, nieprawdaż? - rzuciła i spoglądając na zegarek

dodała: - Czy nie powinniśmy już iść? Spóźnimy się.

Jordan podniósł jej walizkę i skierował się do wyjścia. Poszła za

nim, starannie zamykając drzwi na klucz.

Przynajmniej nie muszę się martwić o to, że narażam ją na

niebezpieczeństwo, myślał Jordan w windzie. Prawdopodobnie zanim

będzie jej coś groziło, sam zamorduję ją, własnoręcznie.

W kilka godzin później ich samolot opuścił lotnisko w Nowym

Jorku i Lauren zorientowała się, że od chwili wyjścia z jej mieszkania

zamienili zaledwie kilka słów.

To się nigdy nie uda - pomyślała smutnie.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Kątem oka spojrzała na Jordana. Zdjął marynarkę, rozluźnił

krawat i wydawał się być zagłębiony w lekturze gazety, którą podała

mu stewardessa. Przeniosła wzrok na trzymany w dłoniach magazyn.

Czy nie powinni rozmawiać, snuć plany, poznawać się wzajemnie,

cokolwiek?

Odchrząknęła i powiedziała cicho:

- Czy nie powinniśmy dowiedzieć się nieco więcej o sobie, o

swojej przeszłości, tak na wszelki wypadek, przecież może zaistnieć

taka sytuacja, w której będzie! to nam potrzebne?

Jordan z wolna obrócił na nią wzrok. Miała rację - sam powinien

był o tym pomyśleć. Nie rozumiał własnych reakcji emocjonalnych,

jakie w nim budziła. Wyglądało na to, że pozwolił, by uczucia

zdominowały rozsądek, a to mogło być groźne dla nich obojga.

Skinął głową.

- Może zaczniesz? - zaproponował.

Lauren poczuła się cokolwiek urażona jego niechęcią do

zwierzeń.

- Urodziłam się i spędziłam dwadzieścia jeden lat w Pensylwanii

- zaczęła. - Moi rodzice do dziś mieszkają w Reading. Mam dwie

siostry... Jedną starszą, a drugą młodszą... - urwała, usiłując przypom-

nieć sobie to wszystko, co było naprawdę ważne w jej życiu. - Jestem

bardzo zżyta z całą rodziną. Staramy się być razem tak często, jak

tylko to jest możliwe. Starsza siostra jest już mężatką, młodsza jeszcze

studiuje.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Jak mają na imię? - zapytał Jordan, sam zdziwiony, że chce

wiedzieć więcej, że stara się wyobrazić sobie jej dorastanie.

Lauren lekko uniosła brwi.

- Meg... Margaret jest starsza. Reaguje wyłącznie na imię Meg.

Amy jest najmłodsza.

- Czy są do ciebie podobne?

- Z wyglądu, czy z zachowania? - Lekko wzruszyła ramionami,

gdy nie odpowiedział. - Myślę, że chyba tak. I pod jednym, i pod

drugim względem. Wszystkie odziedziczyłyśmy szkocki temperament

i rudawe włosy taty.

- Czy one też są geniuszami matematycznymi? Lauren

przyłapała się na obserwowaniu wyrazu jego twarzy, podejrzewając,

że ujrzy sarkastyczną minę. Z zaskoczeniem stwierdziła wyraz

szczerego zainteresowania. Kątem oka pochwyciła ruch ponad głową i

zobaczyła przechodzącą stewardessę, która uśmiechnęła się do niej.

Być może dostrzegła ich wcześniejsze milczenie i doszła do wniosku,

że właśnie zawierają pokój.

Może nawet tak było.

- Wszystkie mamy talent do cyfr. Meg używa go w muzyce.

Zupełnie nieźle gra na kilku instrumentach - zamyśliła się na chwilę. -

Nie wiem, co z Amy. Jest rozmarzona, wiecznie z głową w obłokach.

- Podczas gdy ty jesteś logiczna i praktyczna - odezwał się z

lekkim uśmieszkiem, który nagle wydał jej się całkiem czarujący.

Powodował na jego twarzy cień wrażliwości, której raczej nie

podejrzewała pod tą jego kamienną fasadą.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Staram się, ale czasami mnie ponosi - impulsywnie dotknęła

jego ramienia. - Przepraszam za moje wcześniejsze uwagi. Nie zawsze

zachowuję się tak wobec ludzi, których właśnie poznałam. W jakiś

sposób udało ci się zaleźć mi za skórę.

Wyszczerzył zęby.

- Skoro już mowa o przeprosinach, to sam nie jestem bez winy.

Nie powinienem przecież wyładowywać na tobie mojej wściekłości z

powodu tej roboty, przez którą straciłem cały tydzień urlopu.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu, obserwując się wzajemnie.

- Szczerze mówiąc - wyznała po chwili Lauren - wydawało mi

się, jakbym została ci narzucona.

- I miałaś rację, właśnie tak było. Ale powinienem już

przyzwyczaić się do tego, że mną rządzą. Nasz system pracy na

pewno nie ma nic wspólnego z demokracją - jeden człowiek, jeden

głos. Cokolwiek Mallory powie, tak musi być.

- Co nie powstrzymało cię od próby zmiany jego decyzji.

- Dlatego, że od czasu do czasu udawało mi się przekonać go, że

mój plan jest lepszy.

Lauren przesunęła magazyn leżący na jej kolanach i Jordan

zauważył nagły błysk światła. Ujął w dłoń jej lewą rękę. Na

serdecznym palcu, obok złotej obrączki, błyszczał pierścionek z

brylantem.

- Skąd je masz? - zapytał cicho. Lauren uśmiechnęła się szeroko.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Jak to, kochanie, nie pamiętasz, że dałeś mi je w

najradośniejszej chwili mego życia? - zatrzepotała rzęsami i posłała

mu tak oszałamiający uśmiech, że zaczął się śmiać.

Zmiana, jaka w nim zaszła, tak zaskoczyła Lauren, że mogła

tylko gapić się na niego ze zdumieniem w oczach. Znikł poznany

niedawno mężczyzna o twardym wyrazie twarzy. Ładnie wykrojone

usta Jordana ukazywały białe zęby, ostro kontrastujące z opaloną

twarzą. Oczy mu błyszczały i po raz pierwszy w życiu Lauren

dostrzegła, jak bardzo pociągające mogą być ciemne tęczówki. Ten

błysk w jego oczach zafascynował ją.

- A teraz ty - powiedziała z uśmiechem. - Co powiesz o sobie?

Siostry? Bracia? Gdzie się wychowałeś?

- Urodziłem się w Kalifornii - zaczął Jordan, jakby czytając

wcześniej przygotowany scenariusz - przeprowadziłem do Chicago w

wieku ośmiu lat, większość młodzieńczych lat spędziłem w szkołach z

internatem w Nowej Anglii.

- Och... - zawahała się na chwilę, po czym zapytała:

- A rodzice? Czy żyją?

- Ojciec tak. Mama umarła, kiedy byłem dzieckiem.

- Och - powtórzyła, nie wiedząc, co powiedzieć. Jego głos nie

zdradzał emocji. - Więc jesteś jedynakiem?

Potwierdził skinieniem głowy.

Lauren poczuła, że ogarnia ją chłód i zadrżała lekko.

- Zimno ci? - zapytał i sięgając ponad głowę zamknął

wentylator.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Dziękuję - powiedziała miękko.

- Może chcesz koc i poduszkę? Mamy przed sobą długą noc.

Sam też przespałbym się trochę. Czuję się tak, jakbym ostatnie dwie

doby spędził w powietrzu.

- Jordan dał znak stewardessie, która natychmiast podeszła i na

jego prośbę przyniosła koce i poduszki.

- Jordan? - zagadnęła Lauren, kiedy się już usadowili.

- Hmm?

- Jak długo jesteśmy po ślubie? - zapytała miękko. Odwrócił

głowę, patrząc z bliska w jej oczy.

- Nie wiem. A jak długo chciałabyś?

- Może trzy lata? To dałoby czas, żeby się do siebie

przyzwyczaić, co o tym myślisz?

- Nie mam pojęcia. Trzy lata brzmią chyba tak samo dobrze, jak

każdy inny okres czasu.

- Czy mamy dzieci?

- Nie - odparł gwałtownie.

- Nie chcesz mieć dzieci?

- Lauren, po co zadajesz te wszystkie śmieszne pytania? Mój

stosunek do dzieci nie ma przecież związku z naszą robotą.

- Niekoniecznie. W jakiejś chwili może mieć i dlatego sądzę, że

powinniśmy jednak o tym mówić.

Westchnął.

- Teraz już wiem, dlaczego jesteś dobrą szyfrantką. Zawsze

musisz znać wszystkie odpowiedzi, co?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Nie zawsze wszystkie, o nie! Ale lubię wyzwanie, jakie stawia

przede mną każda łamigłówka.

- Doskonale, a teraz już śpij. Kiedy skończymy nasze zadanie,

wyfrunę z twojego życia równie szybko, jak pojawiłem się w nim. Nie

jestem łamigłówką, którą musisz rozwiązywać.

Trzepiąc poduszkę i moszcząc się w fotelu, Lauren myślała o

tym, co przed chwilą Jordan powiedział. Bez wątpienia ma rację, nie

będą razem na tyle długo, aby musiała go analizować i zrozumieć.

Mimo to czuła, że powinna wybadać, jakie wydarzenia w jego życiu

sprawiły, że stał się taki, jakim dał się dzisiaj poznać. Im dłużej z nim

rozmawiała, tym lepiej zauważała, jak często chowa się do swoich

ochronnych skorup.

Przymknęła oczy z westchnieniem. Z jakiegoś powodu, którego

sama nie potrafiła określić, zapragnęła nagle wywołać z pamięci obraz

uśmiechniętego mężczyzny, który mignął jej przed oczami.

Wiedziała, że jej nienasycona ciekawość raz jeszcze wzięła górę

i że nie spocznie, dopóki nie rozwiąże skomplikowanej łamigłówki,

którą tym razem był Jordan Trent.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Do Frankfurtu, gdzie mieli złapać połączenie do Wiednia,

przylecieli w porze śniadania.

Lauren czuła się tak, jakby w ogóle nie zmrużyła oka. A jednak

musiała się zdrzemnąć, gdyż inaczej nie obudziłaby się rano z głową

na piersi Jordana i ciasno opleciona jego ramionami.

Kiedy i jak to się stało?

Zaledwie poruszyła się, otworzył oczy, całkowicie przytomny.

Lauren nigdy dotąd nie widziała u nikogo tak doskonałego refleksu.

Wymamrotała przeprosiny i poszła do łazienki. Widok własnej twarzy

w lustrze przeraził ją, zaczęła czym prędzej zacierać ślady

niewyspania. Przyczesała włosy, poprawiła makijaż i zmusiła się do

powrotu na miejsce obok czekającego na nią mężczyzny.

Jordan wstał z fotela, przeprosił ją bez dodatkowych komentarzy

i ruszył w kierunku łazienki. Lauren odetchnęła z ulgą. Potrzebowała

paru chwil samotności. Spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że

lądują już za parę minut i że cała zabawa dopiero się zacznie. Będą

musieli przejść przez odprawę celną.

Zanim usiedli w restauracji na lotnisku, Lauren zdołała nieco się

uspokoić. Lądowanie i odprawa nie okazały się aż takie trudne, jak się

spodziewała.

- Jak się czujesz? - zapytał Jordan, pijąc już drugą filiżankę

kawy.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Dużo lepiej! Nie wiem, czym się tak denerwowałam. Odprawa

nie była taka straszna.

- Nie, tym razem nie. Co kraj to obyczaj. Jeżeli pojedziemy

dalej, możesz spotkać się z całkiem innym zachowaniem.

- Myślisz, że naprawdę pojedziemy?

- Mam nadzieję, że nie, ale pewien będę dopiero, kiedy spotkam

się z kilku osobami - urwał, rozejrzał się dokoła i dodał ciszej: - Omal

nie zapomniałem. Od tej chwili, nawet wtedy, kiedy wydaje nam się,

że jesteśmy sami, nie rozmawiajmy na temat tego, co robimy, zgoda?

Skinęła głową.

- Po prostu pamiętaj, że jesteśmy małżeństwem na wakacjach.

Postaraj się wejść w tę rolę.

- Nie martwią mnie wakacje, tylko to małżeństwo... Troszkę

jestem tym skonsternowana...

- Och, naprawdę? - Usta drgnęły mu lekko. - Do tej pory

ukrywałaś to wcale dobrze.

- Tak, cóż, teraz, kiedy zbliża się czas, że będziemy musieli

dzielić pokój...

- Wiem. Nic na to nie poradzę. Musimy pozostawać tak blisko

siebie, jak to tylko jest możliwe. Będę musiał wychodzić na krótko,

ale poza tym przez najbliższe parę dni musimy być jak papużki

nierozłączki.

Lauren zauważyła, że jego wzrok niedbale wędruje po jej

dekolcie i poczuła rumieniec zalewający policzki. Nich to szlag trafi,

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

tak czy owak! Czy on nie rozumie, że jej sytuacja i bez tego jest dość

niezręczna?

- Mam nadzieję, że przynajmniej łóżka będą oddzielne -

mruknęła, siląc się na obojętność.

- Dlaczego? Rozkopujesz się? Spojrzała na niego bez słowa.

- Nie mów mi, że nigdy w życiu nie spałaś z mężczyzną. - Oczy

Jordana zwęziły się lekko.

Lauren poczuła, jak jej twarz okrywa się rumieńcem

zakłopotania.

Jordan podniósł rękę do czoła i jęknął:

- Nie, Mallory! Powiedz, że mi tego nie zrobiłeś!

- opuścił dłoń i spojrzał na nią z ukosa. - Co cię napadło, żeby

udawać czyjąś żonę, skoro najwyraźniej nie masz żadnej praktyki?

Lauren wyprostowała się i wytrzymała jego wzrok.

- Gdybym wiedziała, że potrzebna jest praktyka łóżkowa, wierz

mi, nie zgodziłabym się nigdy. Powiedziano mi jedynie, że jestem

potrzebna ze względu na podobieństwo do pani Monroe. Nigdy nie

było mowy o tym, jak mamy się oboje prowadzić!

- Rozumiem - odparł, rozbawiony jej oburzeniem.

- Jeśli potrzebujesz kobiety, jestem pewna, że znajdziesz ją gdzie

indziej - zauważyła z surową godnością.

- Tak, to prawda. Oczywiście, przez najbliższe parę dni będę tak

zajęty, że chyba nie wykroję ani trochę czasu na polowanie - ledwie

dostrzegalnie wzruszył ramionami w geście udanej nonszalancji.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Ale będę się cholernie starał powstrzymać moje zwierzęce

żądze - nie mógł już dłużej ukryć swojego rozbawienia. - Przyznaję,

że to będzie trudne, gdyż twoja dziewiczość i czystość białej lilii

będzie mnie wodzić na pokuszenie. - Mówiąc te słowa Jordan

zorientował się nagle, że nie są one do końca tylko błazenadą.

Nie miał najmniejszego zamiaru kochać się z nią. Cholera, nawet

nie był pewny, czy ją lubi! I pomimo szeroko rozpowszechnionego

mniemania o ludziach jego profesji, nigdy nie czul pociągu do

przypadkowych przygód seksualnych. A już na pewno nie miał

zamiaru zaczynać z dwudziestopięcioletnią dziewicą.

- Mam nadzieję, że przynajmniej pana bawi dokuczanie mi,

panie... - nagle wyciągnął dłoń i Lauren poprawiła się: - Jordan.

Twoje grubiańskie uwagi wcale mnie nie dotknęły.

Głęboki pąs zadawał kłam jej dumnym słowom, ale Jordan

doszedł do wniosku, że lepiej to przemilczeć. Nie miał pojęcia,

dlaczego tak lubi jej dokuczać. Chyba dlatego, że tak łatwo dawała się

prowokować.

Nagle zawstydził się. Miał przed sobą kobietę wyrwaną

znienacka ze znajomych, rodzimych realiów, a mimo to radzącą sobie

całkiem nieźle. Ileż odwagi wymagać musiała zgoda na podróż z

zupełnie obcym człowiekiem, który w dodatku nie czynił żadnych

wysiłków, aby ułatwić jej sytuację.

Ale niech go szlag trafi, jeśli będzie przepraszał. Nie on ją

zaangażował. Jeśli nie potrafiła powiedzieć „nie", to jej sprawa.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Nagle oczami wyobraźni ujrzał ich dwoje w łóżku. Podejrzewał,

że Lauren na pewno będzie umiała powiedzieć „nie", jeżeli spróbuje

czegokolwiek w tej sytuacji!

Zauważył, że skończyła jeść.

- Gotowa? - zapytał.

- Tak - odparła zdławionym głosem. Wstał z westchnieniem i

wyciągnął dłoń.

.- Matka nie miała czasu uczyć mnie dobrych manier, Lauren,

ale przepraszam, jeśli obraziłem cię tymi żartami.

Podniosła na niego oczy, wstała powoli i podała mu dłoń.

Zmarszczyła nos w uśmiechu.

- Już powinnam przyzwyczaić się do tego, że ze mnie żartują.

Cała moja rodzina to urodzeni żartownisie - delikatnie cofnęła rękę i

dodała: - Po prosu nie znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jak

przyjmować twoje słowa. Ale nauczę się.

Milczeli, kiedy regulował rachunek. Dopiero w drodze do

wyjścia Jordan powiedział:

- Nie musisz obawiać się, że zacznę cię napastować. Nie

wykorzystam sytuacji, Lauren.

Przez chwilę nie podnosiła głowy, potem spojrzała mu wprost w

oczy.

- Dziękuję, Jordan - odezwała się oschle. - Doceniam twoje

zapewnienie. Chcę, abyś wiedział - ciągnęła śmiertelnie poważnym

tonem - że ja również powstrzymam swe żądze, i ty także nie musisz

się niczego obawiać.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Zaskoczony jej słowami Jordan odrzucił głowę w tył i

wybuchnął radosnym śmiechem. Głęboki, donośny dźwięk jego

śmiechu sprawił, że kilka osób obejrzało się za nimi. Objął ją

ramieniem i przytulił do siebie na moment. Wciąż ze śmiechem

wyciągnął rękę do uścisku:

- Co za ulga, Lauren. Pozwól, że ci to powiem. Cieszę się, że

jestem z tobą bezpieczny. Dawaj grabę!

I raz jeszcze Lauren ujrzała w nim tego mężczyznę, którego

obraz pochwyciła przedtem na mgnienie oka. Jego urok był

nieodparty. Zastanawiała się, co powinna robić, aby ten obraz

pojawiał się częściej.

Zanim dotarli do hotelu, w którym mieli zamieszkać podczas

pobytu w Wiedniu, Lauren przestało obchodzić, z kim będzie dzielić

łóżko. Pragnęła jedynie znaleźć miejsce, gdzie mogłaby się położyć

na parę godzin. Ostatni całonocny sen pozostał w jej pamięci jedynie

mglistym wspomnieniem.

Odkąd zaproponowano jej udział w tej podróży, nie spała wiele.

Nieraz miała wielką ochotę wycofać się. Jedynie mocne poczucie fair

play i świadomość, że może pomóc w trudnej sytuacji powstrzymały

ją od tego kroku.

A teraz była zbyt zmęczona, by myśleć o czymkolwiek.

Pozwoliła, by Jordan prowadził ją tam, gdzie chciał, byle szybko i we

właściwą stronę. Zanim dotarli do hotelowego pokoju, zaledwie

uświadomiła sobie, gdzie jest.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Zobacz, masz szczęście. Nie będziemy walczyć o kołdrę,

przynajmniej dziś w nocy.

Lauren spojrzała w stronę ustawionych obok siebie łóżek. Pasek

torebki zsunął się jej z ramienia. Torba upadła na podłogę, a Lauren

nawet nie pomyślała o tym, żeby ją podnieść.

Jordan podszedł bliżej i przyjrzał się uważnie jej twarzy.

- Jesteś wykończona, prawda?

Lauren uniosła ciężkie powieki i z niechęcią stwierdziła, że

Jordan wygląda świeżo i rześko.

- Może położysz się na chwilę? Ja i tak muszę wyjść. Lauren bez

słowa usiadła na łóżku.

- Nie masz ochoty najpierw przebrać się w coś wygodniejszego?

- zapytał, kiedy zaczęła opadać na poduszkę.

Z westchnieniem zamknęła oczy i jęknęła cicho.

Uśmiechnął się i usiadł obok niej. Zaczął delikatnie zdejmować

jej buty.

Lauren nagle otworzyła oczy. Trzepnęła palcami dłoń Jordana,

sięgającą do jej paska.

- A cóż ty robisz?

- Pomagam mojej żonie - zaakcentował to słowo - ułożyć się

wygodnie. Doprawdy, kochanie, kiedy jesteś zmęczona, robi się z

ciebie prawdziwa jędza.

Lauren był zbyt wyczerpana, by dyskutować. Poza tym miał

rację... we wszystkim. Zmusiła się do przyjęcia pozycji siedzącej i

zaczęła rozpinać sukienkę. Nagłe zatrzymała się.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Czy to znaczy, że mam ci w ten sposób dostarczać rozrywki

przez cały czas naszego tu pobytu? - spytała.

Wyszczerzył zęby i wstał.

- Obawiam się, że nie tym razem. Muszę już iść. Spóźnię się na

spotkanie.

- Jakie...? - zaczęła Lauren, ale on nagle pochylił się i mocno

pocałował ją w usta. Była zbyt zaskoczona, by protestować. Zanim

oderwał się od niej, mogła już tylko wytrzeszczać zdumione oczy.

- Musisz się z tym pogodzić, Lauren - wyszeptał, muskając

ustami jej ucho. - Zaufaj mi, wiem co mówię. Nie możemy pozwolić

sobie na żadne ryzyko. Rozumiesz?

Skinęła głową. Jordan wyprostował się.

- Do zobaczenia, kochanie - rzucił, wziął klucz od pokoju i

zamknął za sobą drzwi. Kiedy otworzył je w kilka sekund potem,

wciąż jeszcze gapiła się na nie. - Nie wychodź beze mnie. Postaram

się wrócić jak najszybciej, zgoda?

Lauren sztywno skinęła głową, jak kukiełka.

- Grzeczna dziewczynka - powiedział z uśmiechem i znowu

zamknął za sobą drzwi. Tym razem już się nie wrócił.

Pocałunek spowodował widocznie przypływ adrenaliny do krwi,

bo Lauren dźwignęła się z łóżka i postanowiła wziąć prysznic. Po

powrocie do sypialni poczuła przyjemne odprężenie. Otuliła się

aksamitnym szlafrokiem i wsunęła pod kołdrę. Zasnęła z myślą, że

gotowa jest na wszystko, co szykował jej los, ale przedtem musi

koniecznie odpocząć.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

W jakiś czas później obudził ją chrobot klucza obracanego w

zamku. Lauren sennie otwarła oczy. Przez chwilę nie potrafiła

określić, gdzie się znajduje. W pogłębiającym się wieczornym mroku

pokój wydał jej się zupełnie obcy. Wtedy otwarły się drzwi i wszedł

Jordan.

Usiadła na łóżku i zapaliła lampę.

- Halo - powiedział Jordan. - Wygląda na to, że trochę

odpoczęłaś.

Cieszył się, że jego głos brzmi tak obojętnie. Wyglądała bardzo

ładnie, siedząc tak skąpana w miękkim blasku lampy, z

rozczochranymi włosami i zaskoczeniem w oczach. W chwili, gdy ją

taką zobaczył, zaparło mu dech w piersi. Jej lekko lśniąca skóra na

szyi zdawała się wzywać go, zapraszać, żeby ją pieścił. On jednak

wiedział, że to niemożliwe.

- Chyba odpoczęłam - wyszeptała, nieco oszołomiona. - Która

godzina?

- Taka, że pora coś zjeść. Jak ci się podoba moja propozycja?

- Bardzo.

Jordan otworzył walizkę i zaczął w niej czegoś szukać.

- Szybko wezmę prysznic i zobaczymy, gdzie uda nam się

znaleźć jakiś przytulny lokal.

Patrzyła za nim, kiedy znikał w łazience. Zaledwie zamknął

drzwi, wyskoczyła z łóżka i podbiegła do szafy, w której powiesiła

swoje ubrania. Ubierała się szybko, jak do pożaru. Uczesanie i

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

makijaż zajęły jej trochę więcej czasu, ale i tak była gotowa, zanim

wyszedł z łazienki.

Wybrał swobodny strój, pasujący do wakacyjnego charakteru ich

podróży. Wciągana przez głowę koszula dokładnie opinała jego

ramiona szeroką pierś. Lauren do tej pory nie zdawała sobie sprawy z

jego silnej budowy.

Utrzymywanie ciała w doskonałej kondycji fizycznej stanowiło

zapewne część jego pracy. Lauren marzyła jedynie o tym, by nie

uświadamiać sobie tak wyraźnie jego męskości. Przeraziła się, że ma

to wypisane na twarzy i zaczęła gorączkowo grzebać w torebce.

- Zgubiłaś coś? - zapytał, przyglądając się jej uważnie.

- Och... e... nie. Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko mam -

tłumaczyła, lekko zmieszana.

- Gotowa?

- Tak.

W milczeniu wyszli na ulicę. Jordan podprowadził ją do

samochodu zaparkowanego na rogu.

- Skąd go wziąłeś? - zapytała z zaskoczeniem, kiedy otworzył

drzwiczki i gestem zaprosił ją do środka.

- Muszę mieć nieco swobody ruchów, więc wynająłem

samochód. A poza tym potrzebujemy takiego miejsca, gdzie

moglibyśmy swobodnie rozmawiać.

Jadąc powoli ulicami miasta Jordan wyjaśniał:

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Możesz to uznać za głupie, ale chcę, żebyśmy wszędzie

zachowywali się tak, jakby nasze ruchy były obserwowane, a

rozmowy były na podsłuchu. Także w hotelowym pokoju.

- To dlatego...?

- ... pocałowałem cię dziś po południu? - dokończył za nią. -

Tak. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy i co

próbujemy zrobić.

- Czy udało ci się dowiedzieć czegoś na temat pani Monroe?

- Tak, i jest to kolejny powód, dla którego wynająłem samochód.

Rano jedziemy do Brna.

- Gdzie to jest?

- W Czechosłowacji.

- Czy ona tam jest?

- Istnieje duże prawdopodobieństwo. Wystarczająco duże, żeby

sprawdzić.

- A więc twoi przyjaciele pomogli ci?

- To nie byli przyjaciele, głuptasku. Są ludzie gotowi za

odpowiednią kwotę sprzedać własną matkę.

- Och...

- Przykro mi, że rozwiałem twoje złudzenia co do szlachetnej

natury ludzkiej - powiedział po kilku minutach milczenia.

- Nie o to chodzi. Uważałam tylko, że mój styl życia i mojej

rodziny, to jest coś zupełnie naturalnego, że tak żyją wszyscy. W

ciągu naszego dotychczasowego życia nie zdarzyło się nam nic

niezwykłego, nic złego... Szliśmy po prostu przed siebie, akceptując

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

nasze domy, pracę i przyjaciół. Nigdy tak naprawdę nie

zastanawiałam się nad tym, jak żyją inni.

- Na całym świecie spotkasz podobne do siebie typy ludzi. Ale w

moim zawodzie zdarza mi się współpracować z innym rodzajem istot

ludzkich niż te, z którymi miałaś do czynienia... - urwał i potem

mruknął coś pod nosem. Lauren spojrzała na niego. Miał gniewny

wyraz twarzy.

- Co mówiłeś?

- Mówiłem, że mam nadzieję, iż nie będziesz musiała stykać się

z nimi. W tych warunkach jednak nie mam pojęcia, jak ustrzec cię od

takiej możliwości.

Uśmiechnęła się.

- Jestem dorosłą kobietą, wiesz o tym. Nie potrzebuję ochrony.

- Trzymaj się tej myśli, Lauren. Pewnie będzie ci potrzebna.

Wybrana przez nich restauracja była pusta i cicha. Przyszli za

wcześnie, nie była to jeszcze pora na kolację. Lauren odpowiadało to,

gdyż mogła przywyknąć do nowego otoczenia, nie będąc obser-

wowaną przez innych i nie odnosząc przykrego wrażenia, iż wszyscy

wokoło wiedzą, że jest cudzoziemką.

- Miałeś kontakt z panem Mallory? - zapytała przy deserze.

- Pośrednio.

- Czy dowiedział się czegoś więcej na temat damy, o którą nam

chodzi?

- Nie.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Och. Więc nie ma pojęcia, kto może być za to odpowiedzialny

- rzekła cicho.

- Nie chcę jeszcze w tej chwili wymieniać nazwisk, ale mam

pewne uzasadnione podejrzenia. Powiedzmy, że im wcześniej ją

znajdziemy, tym lepiej dla niej.

Lauren zadrżała, słysząc ponury ton jego głosu i widząc wyraz

jego twarzy. Miała przed sobą człowieka, którego nie chciałaby

nazwać swoim wrogiem.

A kochankiem? - podszepnął jakiś cichy głosik, który zdawał się

rozbrzmiewać w jej głowie. Ta myśl zaszokowała ją. Lauren nigdy

dotąd nie patrzyła na mężczyzn pod tym kątem. Tych kilku, których

znała, to byli zwyczajni znajomi, z reguły związani uczuciowo z kimś

innym.

Nagle zupełnie jasno uświadomiła sobie, że nie ma zbyt

wielkiego pojęcia o mężczyznach. Dobrze znała tylko swojego ojca,

ale przecież ojcowie się nie liczą. Uśmiechnęła się do tej myśli.

- Bardzo chciałbym wiedzieć, co dzieje się w tej twojej ślicznej

główce - miękko powiedział Jordan, obserwując zmiany zachodzące

na twarzy Lauren oświetlonej płomieniem świecy.

Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że na jej policzkach pojawia się

rumieniec.

- Założę się, że twoje myśli warte są więcej niż grosik.

- Wątpię - odparła, starając się ukryć zmieszanie. - Właściwie

myślałam o moich rodzicach - oznajmiła, z lekka tylko mijając się z

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

prawdą. - Kiedy już wrócę do domu, trudno będzie nie powiedzieć im

o mojej podróży do Europy.

- To nie będzie łatwe do wyjaśnienia, prawda?

- Tak. Pan Mallory kazał mi mówić wszystkim, także rodzinie,

że jadę na dodatkowy specjalistyczny kurs do Kalifornii.

- To brzmi sensownie. Trzeba uważać na takich, którzy zawsze

wszystko muszą wiedzieć. Oni są najgorsi. Najlepiej jest mówić jak

najmniej. Zmniejsza się prawdopodobieństwo przecieku.

- Tak, Mallory wyjaśnił mi to. Rozumiem przyczyny -

westchnęła smutno i zaczęła dyskretnie rozglądać się po luksusowej

restauracji.

- Może jeszcze kiedyś tu wrócisz - podsunął.

- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.

- Nalegaj na spędzenie w Wiedniu miodowego miesiąca -

zażartował.

Zapatrzyła się w odbicie płomienia świec w jego oczach i nagle

pojęła, że pomimo nieprzyjaznego początku ich znajomości, nigdy już

nie będzie mogła myśleć o Wiedniu, nie wspominając Jordana Trenta.

Spuściła oczy na obrus i spostrzegła, jaki jest piękny i

kosztowny, po czym sięgnęła po filiżankę kawy.

- Lauren?

Ton, jakim wypowiedział jej imię, zmusił ją do podniesienia

wzroku.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Przepraszam. Czy znowu dotknąłem jakiegoś wrażliwego

punktu? Chyba mam prawdziwy talent do urażania cię, nawet o tym

nie wiedząc.

- Nie uraziłeś mnie.

- Ale tą wzmianką o miodowym miesiącu w Europie - ...chyba

tak. Potrząsnęła głową.

- Nie, naprawdę nie. Myślałam tylko, czy w ogóle taka

możliwość kiedykolwiek zaistnieje, to wszystko.

- Dlaczego? Wzruszyła ramionami.

- Należę po prostu do ludzi, którzy raczej pozostają samotni

przez całe życie.

Wymamrotał brzydkie słowo, ale soczyste. Spojrzała mu w oczy,

zdumiona jego tak „subtelnie" wyrażoną pasją.

- Podejrzewam, że jakiś dureń złamał ci serce i zdecydowałaś się

już nigdy nie zaufać żadnemu mężczyźnie.

Jej nagły wybuch śmiechu zaskoczył go. Po raz pierwszy ujrzał

ją naprawdę rozbawioną i musiał przyznać, że jest urocza. Czasami

bywa nieprzenikniona, ale teraz jest urocza i pełna wdzięku.

- Nie możesz mylić się bardziej - wykrztusiła wreszcie.

- O?

- Spójrz na mnie. Nie należę do kobiet, za którymi uganiają się

mężczyźni, sam przyznaj.

Jordanowi nagle przypomniała się taka Lauren, jaką ujrzał po raz

pierwszy: brzydkie okulary, workowaty kostium, kiepskie buty na

niskich obcasach, niedbale upięte włosy i omal nie skrzywił się na

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

wspomnienie swojej ówczesnej reakcji. Jak mógł nie dostrzec piękna

jej oczu, przypominających mu delikatną niebieskawą mgiełkę

wczesnego świtu, aksamitnej miękkości jej policzka, sprawiającej, że

ręka aż sama wyciągała się, by go dotknąć? A ta sylwetka? Ta jej

wspaniała figura? Czy wszyscy mężczyźni są ślepi? Tak jak on przy

ich pierwszym spotkaniu? I na swoje usprawiedliwienie znów przy-

pomniał sobie jej ostentacyjny kamuflaż.

Lauren Mackenzie była głęboko ukrytym skarbem, który nagle

wystawiono na światło dzienne. Lśniła i błyszczała nowością,

zdrowiem, witalnością. A czy mógłby zapomnieć o jej poczuciu

humoru?

- To zależy od mężczyzny - powiedział powoli, starannie

dobierając słowa. - Inteligentny mężczyzna rozpozna, jaka jesteś

naprawdę, Lauren. Masz wiele do ofiarowania człowiekowi, który

będzie miał szczęście zdobyć twoją miłość.

Mówił to bardzo szczerze, a jednak te słowa w jego ustach

wydawały się szczególne. Przypominały jej serdeczne rozmowy z

ojcem.

Właśnie. Starał się być miły i łagodny, co ją raczej zaskoczyło.

Łagodność na pewno nie należała do cech jego charakteru.

Uśmiechnęła się z zażenowaniem.

- Nie wiem, co powiedzieć. Twoje piękne słowa zupełnie zaparły

mi oddech. - Ton jej głosu był żartobliwy, ale oczy zdradzały ukryte

wzruszenie.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jordan nie był w stanie dłużej oprzeć się pokusie. Wyciągnął

rękę i lekko musnął grzbietem dłoni jej policzek. Miał rację.

Przypominał aksamit. Poczuł reakcję własnego ciała i szybko cofnął

rękę.

- Czy możemy już iść? - zapytał raźnym, wesołym tonem,

rozglądając się jednocześnie po sali.

Nagła zmiana nastroju wywołała leciutki ból w okolicy serca

Lauren. Czegóż zresztą mogła oczekiwać? Wciąż grał rolę jej męża,

najlepiej jak potrafił. Musi pamiętać, że czas, który mają dla siebie,

jest krótki. Tworzą przecież tylko coś w rodzaju chwilowego

małżeństwa, które zakończy się w momencie spełnienia misji.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Lauren zauważyła, że w drodze powrotnej do hotelu Jordan nie

był zbyt rozmowny. Oczywiście, mógł być zmęczony. Nie miał czasu

na drzemkę.

W milczeniu prowadził ją przez hol do windy, a potem

korytarzem wiodącym do ich pokoju. Dopiero przy drzwiach wyczuła

zmianę w jego zachowaniu.

- Co się dzieje? - zapytała, w ciszy korytarza zniżając głos

niemal do szeptu.

Gestem, bez słowa, nakazał jej stanąć z boku. Przekręcił klucz i

nacisnął klamkę, po czym pchnął drzwi nie wchodząc do wnętrza.

Kiedy nic się nie stało, zapalił światło i rozejrzał się po pokoju.

Odetchnął z ulgą.

- Co się dzieje? - powtórzyła, ze wstydem słysząc drżenie we

własnym głosie.

Potrząsnął głową i zachichotał.

- Witaj, paranojo! - Machnął ręką w stronę przygotowanych do

snu łóżek. - Najwidoczniej po naszym wyjściu była tu pokojówka.

- Skąd wiedziałeś, że ktoś tu wchodził? - zapytała, rozglądając

się niepewnie.

- Wiedziałem i już - odparł bezbarwnym głosem. - Słuchaj,

muszę znowu cię zostawić. Chcę zobaczyć się z kimś, kto czeka na

mnie na dole.

Nie wiedziała, czy to prawda, czy nie, ale to nie miało znaczenia.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Nie boisz się zostać sama? - zapytał.

- Oczywiście, że nie.

Skinął głową, wszedł do łazienki, rozejrzał się, wrócił do

sypialni, zajrzał pod łóżka i do szafy.

- Do zobaczenia później.

Lauren w zamyśleniu zaczęła przygotowywać się do snu.

Postanowiła odprężyć się w gorącej kąpieli. Zabrała ze sobą nocną

bieliznę i zamknęła drzwi.

Oto właśnie przed chwilą miała okazję poznać inną stronę

osobowości Jordana. To był świetny, chłodny profesjonalista.

Zaczynała pojmować, dlaczego pan Mallory tak nalegał, żeby właśnie

jego wysłać do Europy.

Po kąpieli poczuła się senna. Na lotnisku w Nowym Jorku kupiła

książkę i teraz z przyjemnością zabrała się do czytania, nieświadomie

nasłuchując odgłosu jego kroków na korytarzu.

Zmęczenie jednak wzięło górę. Lauren zamknęła książkę,

zgasiła światło i wśliznęła się pod kołdrę. Jeżeli to ma być przykład

pożycia małżeńskiego, myślała sennie, to równie dobrze może dalej

żyć samotnie.

Lauren obudziła się w środku nocy i zorientowała się, że Jordan

wrócił, kiedy spała. Dostrzegła w ciemności jego masywną sylwetkę.

Leżał na drugim łóżku, odwrócony tyłem, ale mimo to był tak blisko,

że mogła wyciągnąć dłoń i dotknąć jego pleców.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jakie to niezwykłe! Natychmiast poczuła się bezpieczna,

ponieważ on był w pobliżu. Przesunęła się, przybierając wygodniejszą

pozycję i znowu zapadła w sen.

Jordan wiedział, że Lauren obudziła się, ale ani drgnął. Sam

przebudził się natychmiast, kiedy usłyszał zmianę w rytmie jej

oddechu. Przyzwyczajenie, którego nie potrafił, a raczej nie starał się

zwalczyć. Wyczulona zdolność, z jaką zawsze w porę odkrywał

obecność drugiej osoby w pomieszczeniu, nieraz już odegrała w jego

zawodowej karierze ważną rolę. Teraz była to już jego druga natura.

Lauren nie poruszyła się, kiedy wrócił. Rozebrał się w łazience i

nagle uświadomił sobie, że tym razem będzie musiał spać w bieliźnie.

Lauren na pewno nie spodobałoby się, gdyby rankiem obudziła się i

ujrzała obok siebie nagie męskie ciało.

Wczoraj wieczorem, wracając z Lauren z kolacji, zobaczył

znajomego człowieka, który kręcił się w okolicy hotelu. Człowiek ten

przekazał mu kilka cennych informacji -jeśli oczywiście można mu

wierzyć. Jordan czuł, że mógł mu zaufać bardziej niż innym, z

którymi stykał się w przeszłości. Ten mężczyzna dobrze pamiętał, że

Jordan niegdyś uratował mu życie. Za to pamięć Trenta podsuwała mu

jedynie bardzo mgliste obrazy, ale chętnie przyjął pomoc mężczyzny

bez względu na jej przyczyny.

Tym razem wreszcie dostał adres, pod którym prawdopodobnie

ukrywano panią Monroe. Jordan wolał nie pytać o stan jej zdrowia.

Na razie nie mógł przecież nic poradzić. Jeśli ją odnajdzie, wówczas

natychmiast podejmie konieczne kroki, zajmie się też jej zdrowiem.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Odczuł ulgę, kiedy usłyszał regularny oddech Lauren. Odwrócił

się na plecy i zapatrzył się w mroczny sufit. Leżał obok ciepłej,

ponętnej kobiety i nie dotykał jej. To było dla niego zupełnie nowe

doświadczenie.

Z zażenowaniem uświadomił sobie, jak bardzo pragnął jej

dotknąć. Krótki, ale mocny pocałunek rozbudził go bardziej, niż sam

chciał przyznać. Jej wargi były tak miękkie i podatne. Musiał użyć

całej siły woli, aby oderwać się od niej. Obiecał jej to i miał zamiar

dotrzymać słowa.

Wolałby tylko, żeby nie pociągała go aż tak bardzo.

Ogłuszający odgłos wybuchu, który rozległ się tak głośno, jakby

bomba eksplodowała właśnie w ich pokoju, spowodował u obojga

natychmiastową reakcję. Lauren wrzasnęła, a Jordan skoczył na nogi,

z pistoletem w dłoni rozglądając się po pokoju. Podbiegł do okna i

wyjrzał na ulicę.

Lauren rzuciła się w jego kierunku.

- Co to było? - krzyknęła, drżąc na całym ciele. Odruchowo

objął ją ramieniem i przytulił.

- Jakiś wybuch - mruknął machinalnie, uważnie przyglądając się,

jak zewsząd zaczynają nadbiegać ludzie. Usiłował usłyszeć, co

krzyczą, ale ich głosy nie dochodziły tu dość wyraźnie.

Lauren nagle zorientowała się, że stoi mocno przytulona do

doskonale zbudowanego i niekompletnie odzianego osobnika płci

męskiej. Niezbyt długa koszula nocna, sięgająca zaledwie do połowy

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ud, chroniła ją od bezpośredniego kontaktu z jego ciałem, ale czuła,

jak włosy na jego nogach łaskoczą jej udo.

- Cóż - stwierdziła drżącym głosem, usiłując bez większego

rezultatu uwolnić się z mocnego uchwytu Jordana. - To chyba nie był

twój podróżny budzik.

Teraz, kiedy już zdała sobie sprawę z tego, że nie znajduje się w

środku eksplozji, usiłowała uspokoić się, ale jej serce ciągle mocno

biło. Pomyślała, że pewnie nie uda się jej uspokoić, dopóki tak będzie

stała - poufale przytulona do obejmującego ją mężczyzny.

Nagle jej wzrok padł na prawą rękę Jordana.

- Skąd to masz? - zapytała, wskazując pistolet.

- Przywiozłem ze sobą - odparł, wciąż patrząc przez okno.

- Czy to nie jest nielegalne?

- Niekoniecznie.

- Nie zadeklarowałeś go.

- Nie.

- Więc to nielegalne.

- Tylko wtedy, jeśli cię złapią.

- Ciekawa logika - wymruczała.

Wyglądało na to, że Jordan nie ma najmniejszego zamiaru

uwolnić ją z uścisku.

- Czy możesz mnie puścić? - zapytała spokojnym głosem.

Spojrzał na nią zaskoczony. Dopiero teraz zauważył, jak mocno

przyciska ją do siebie i że żadne z nich nie ma na sobie zbyt wiele

ubrania. Odskoczył, jakby nagle się poparzył.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Hej, moja pani - wyciągnął rozpostartą dłoń, jakby chciał ją

uspokoić. - To ty rzuciłaś się w moje objęcia, pamiętaj.

- Wiem, o nic cię nie oskarżam - urwała. - Naprawdę się

wystraszyłam.

- Ja też - odparł, podchodząc do swojego łóżka i podnosząc

rzuconą tam parę spodni. Odłożył pistolet, stanął tyłem do Lauren,

wciągnął spodnie, zapiął je i dopiero wówczas odwrócił się twarzą do

niej.

- Nie sądziłam, że tacy ludzie jak ty boją się czegokolwiek -

zauważyła.

- Ludzie tacy jak ja - powtórzył spokojnym głosem - są tak samo

ludzcy jak wszyscy inni. Czujemy, myślimy, odczuwamy ból, kiedy

jesteśmy ranni i krwawimy jak wszyscy śmiertelnicy.

Stali patrząc na siebie i Lauren nie wiedziała, co powiedzieć.

Może sprawiła to niezwykła pobudka, może wczesna pora? Nie

wiedziała. Ale jednak coś się między nimi zmieniło. Pojawiło się

napięcie, którego przedtem nie było. Nie rozumiała go... skąd

przyszło, dlaczego... ale czuła jego obecność.

Lauren cichutko podreptała do niego i położyła dłonie na jego

nagiej piersi.

- Nie chciałam powiedzieć, że uważam cię za kogoś, kto nie

odczuwa jak normalny człowiek...

- Nie?

Potrząsnęła głową. Jego twarz była twarda i bez wyrazu, ale

nagle w głębi oczu pojawił się na chwilę błysk wzruszenia - a może

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

bólu? - i natychmiast znikł. Gdyby nie stała tak blisko, nie

dostrzegłaby tego.

Nigdy przedtem Lauren nie czuła takiej potrzeby pocieszania

kogoś. Zapomniała, że ten człowiek posiadał silne poczucie

niezależności, że był samotnikiem, toczącym własne wojny, i

nieodmiennie zwycięskim. Ujrzała nagle przelotny obraz chłopca,

który bardzo wcześnie nauczył się gorzkiej prawdy: życie nie zawsze

zapewnia happy end.

Wspięła się na place i delikatnie musnęła ustami jego wargi,

pragnąc przekazać mu, że rozumie, że nie stara się oceniać ani jego,

ani życia, jakie prowadzi. Uniosła ramiona i otoczyła nimi jego szyję.

Jordan, oszołomiony jej niezwykłym zachowaniem, nie wiedział,

jak ma zareagować. Do licha, cóż ona sobie myśli? Że pocałunek

załagodzi wszystko... jak dzieciak, który myśli, że mamusia da buzi i

wszystko przejdzie.

Cokolwiek jednak nią kierowało, nie potrafił pozostać obojętny

na jej czułość. Oplótł ją ramionami, odpowiadając na ten dziecięcy

pocałunek z gwałtownością, która zaskoczyła ich oboje. Przejął

inicjatywę, ucząc ją, jak rozchylić wargi na przyjęcie jego ust.

Poczuł raczej, niż usłyszał cichy spazm, ale zbyt był pochłonięty

smakiem jej ust, by zauważyć wyraz zaskoczenia w jej szeroko

otwartych oczach.

Trzymanie jej w ramionach było cudownym doświadczeniem.

Jego dłonie bezustannie przesuwały się wzdłuż jej pleców, a wargi

pochłaniały jej usta. Kiedy musiał oderwać się od jej warg, by

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

zaczerpnąć tchu, całował jej policzki, oczy, miękkie zagłębienie szyi. I

znów powrócił do ust, stęskniony za ich delikatną słodyczą. Poczuł

leciutkie drżenie jej dolnej wargi, kiedy muskały ją jego usta.

Nagle uniósł ją w ramionach i, nie uświadamiając sobie nawet,

co robi, ułożył na łóżku, kładąc się obok niej i ani na chwilę nie tracąc

kontaktu z jej ciałem.

Lauren nigdy dotąd nie doznała takiego wiru emocji. Nie

przypuszczała, że pocałunek może wywołać w jej ciele tak gwałtowne

reakcje. Kiedy wziął ją w ramiona, nogi drżały jej tak, że omal nie

upadła.

Nie miała pojęcia, że dłonie mężczyzny mogą wywołać tak

niezwykłe doznania cielesne. Jakby maleńkie iskry elektryczne

przeskakiwały pod jej skórą, drobniutkie ładunki energii budziły się z

wieloletniego uśpienia. Całe jej ciało zdawało się rozumieć, co się

dzieje i odpowiadało silną wibracją na kontakt z ciałem Jordana.

Lauren leciutko gładziła wypukłość mięśni na jego plecach i

ramionach, odczuwała ruchy twardych, gładkich muskułów pod

palcami, aż dotarła do zagłębienia kręgosłupa, czarodziejskiej ścieżki,

którą podążyła w dół, do pasa spodni. Zafascynowana, skręciła,

zataczając dłonią krąg ku jego brzuchowi. Mimowolne, gwałtowne

drżenie mięśni, spowodowane jej delikatnym dotykiem, powstrzymało

dłoń Lauren. Znieruchomiała.

- Nie przestawaj - wyszeptał wprost w jej ucho. - To po prostu

bardzo, bardzo wrażliwe miejsce.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jakby na potwierdzenie tych słów, przesunął dłoń wzdłuż jej

uda, sięgnął pod krótką koszulkę, aż dotarł do wrażliwej skóry wokół

pępka.

O, tak! Teraz pojęła, jak bardzo wrażliwe na dotknięcie może

być jej ciało. Dziwne, muśnięcie było tak lekkie. Dziwne i jakże

cudowne...

Ośmieliła się i zaczęła lekko gładzić jego pierś. Jej dłoń natrafiła

na pokrywającą skórę warstwę włosów. Były miękko skręcone i

bardzo czarne. Lauren, odkrywając jego wspaniałą męską urodę, ze

zdziwieniem musiała przyznać, że nigdy nie znała kogoś choć

odrobinę podobnego do Jordana.

Kiedy szarpnął jej koszulę, natychmiast uniosła ramiona, aby

mógł ją swobodnie zdjąć z niej przez głowę. Jordan cisnął koszulę na

podłogę, zsunął spodnie, rzucił je obok koszuli Lauren i wrócił do

niej, przytulając ją jeszcze mocniej. Oczy Lauren były lekko

przymknięte, rozmarzone. Jakiś czas leżeli nieruchomo spleceni

ramionami i udami. Jordan uniósł głowę i dostrzegł delikatny blask jej

skóry o barwie kości słoniowej, rozjaśniony jeszcze słabym światłem,

które wczesny świt rzucał przez okno.

Leciutko musnął palcem różowy czubek jej piersi, obserwując,

jak wstrzymuje oddech. Boże, ona jest taka piękna, taka piękna, taka

kusząca. A on pragnie jej tak bardzo, tak bardzo...

Jordan pochylił się i wargami zatoczył krąg wokół różowego

sutka. Lauren westchnęła miękko i wsunęła dłonie w jego włosy,

przyciągając go do siebie. Zachęcony, przylgnął do niej całym ciałem,

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

rozkoszując się tą cudowną chwilą i nawet nie usiłując zapobiec temu,

co działo się między nimi.

Czas zatrzymał się dla nich, kiedy tak odkrywali, jak wzajemnie

dawać sobie rozkosz. Jordan nie wątpił nawet przez chwilę, że Lauren

była zupełną debiutantką w miłości. Nie miał też już żadnych

wątpliwości, że bardzo pragnęła, aby pokazał jej to wszystko, czego

istnienia, mimo swoich dwudziestu pięciu lat, nawet nie była

świadoma.

Jordan nie zastanawiał się, dlaczego kobieta, która przez całe

życie trzymała się z dala od mężczyzn, zapragnęła ofiarować się

właśnie jemu. W tej chwili najważniejsze było to, że byli razem.

Nie spieszył się z wprowadzaniem jej od razu we wszystkie

arkana miłości, pragnął, by stopniowo doznała całej gamy pieszczot,

odczuła pełnię przyjemności, nie chciał jej ponaglać. Dlatego wciąż

mieli na sobie dolne partie bielizny, kiedy nagle rozległo się mocne

pukanie do drzwi.

Poderwali się i odskoczyli od siebie, jakby oblano ich lodowatą

wodą.

- Kto tam? - ryknął Jordan, gotów zabić intruza, kimkolwiek by

się okazał.

- Jestem z policji i chciałbym z panem porozmawiać, panie Trent

- odezwał się męski głos bardzo złą angielszczyzną.

Spojrzeli po sobie: Lauren była śmiertelnie przerażona,

natomiast Jordan miał gniewny wyraz twarzy. Przewidywał, że

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

czegokolwiek chciała od nich policja, na pewno opóźni to ich plany

opuszczenia kraju.

- Chwileczkę - zawołał, wciągając spodnie. Przechodząc obok

łóżka Lauren, podniósł z podłogi jej aksamitny szlafrok, który musiał

spaść w nocy.

- Nie pokazujmy im więcej, niż wytrzymałyby ich serca o tej

porze, kochanie - i podał jej szlafrok.

Obrzucił wzrokiem pokój i dostrzegł pistolet na stoliku obok

łóżka. Szybkim, zwinnym ruchem chwycił go, następnie sięgnął po

walizkę, otworzył ją i przesunął coś w jej dnie, wkładając tam broń.

Lauren w tym czasie szybko nałożyła szlafrok, pospiesznie

zawiązała pasek i lękliwie spojrzała na drzwi.

Po wylegitymowaniu się weszło do pokoju dwóch tajniaków.

- Przepraszam za tak wczesne najście, panie Trent - zaczął ten,

który tak kiepsko mówił po angielsku.

- Nie przypuszczaliśmy jednak, aby ktokolwiek spał po tej

eksplozji.

- Właściwie nie spaliśmy - odparł Jordan, wymownie

spoglądając na łóżko.

Lauren nigdy w życiu nie czuła się równie zakłopotana.

- Ach, no tak, oczywiście - z grzecznym uśmiechem

odpowiedział policjant. - Jeszcze raz przepraszam za najście.

- Więc o co chodzi? - zapytał Jordan, wskazując im krzesła i

siadając na brzegu łóżka Lauren, która wciąż stała obok, niespokojnie

kręcąc w palcach pasek od szlafroka.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Obawiam się, że wybuch uszkodził samochód, który pan

wczoraj wynajął.

- Rozumiem. Wiecie, co to był za wybuch?

. - Sprawdzamy to. Prawdopodobnie podłożona bomba. Na

szczęście nikt nie doznał obrażeń, ale sąsiednie samochody i budynki

uległy znacznym uszkodzeniom.

- Często macie takie wypadki?

- Co to znaczy: Często? - Mężczyzna wzruszył ramionami. -

Jeśli chodzi o mnie, raz, to już za często.

- Ma pan rację, oczywiście. Jesteśmy z Chicago i rozumiemy

problemy, z jakimi musi się borykać policja.

Mężczyzna skinął głową.

- Jeżeli pan sobie życzy, możemy wystarać się panu o inny

samochód. Czy przed wyjazdem w dalszą podróż zamierzali państwo

spędzić w Wiedniu kilka dni?

Z pozoru niewinne pytanie włączyło system alarmowy w głowie

Jordana. Wiedział, że nic nie było w stanie powstrzymać lokalnej

policji od współpracy z innymi, nawet o nieco odmiennych

orientacjach politycznych.

Zmusił się do uśmiechu.

- Tak, mieliśmy zamiar zostać około tygodnia. Oczywiście

chcieliśmy zwiedzić kraj, zobaczyć wspaniałe krajobrazy, z których

słynie Austria.

- Doskonale. Bardzo dobrze. Przykro nam tylko, że pierwsza noc

tutaj została zakłócona tym okropnym wybuchem.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jordan wzruszył ramionami.

- Miejmy nadzieję, że pozostałe będą spokojniejsze. Policjanci

wstali i skierowali się do drzwi. Jordan odprowadził ich.

- Proszę przyjąć nasze przeprosiny - powtórzył policjant - za

uszkodzenie samochodu i najście nie w porę. - Beznamiętnie spojrzał

na Lauren i znów na Jordana, który otworzył im drzwi, wymieniając

ostatnie zdawkowe grzeczności.

Kiedy wreszcie zamknął drzwi i przekręcił klucz, usłyszał, że

Lauren poruszyła się za jego plecami. Bez słowa wziął ją za rękę i

zaprowadził do łazienki. Odkręcił kurek nad wanną, odwrócił się i

przyciągnął Lauren do siebie.

- Jest więcej niż pewne, że pokój jest na podsłuchu. Nie wiem,

czy obserwują nas z powodu zbieżności naszego przyjazdu i wybuchu

bomby, ale na pewno miejscowa policja sprawdza nas. Ktoś może

nabrać podejrzeń, co do celu naszego tu pobytu - w myśli dodał, że

jeżeli tak jest, to mogą porzucić wszelką* cholerną nadzieję na

powodzenie ich planu.

- Co teraz zrobimy? - wyszeptała. Twarz jej była biała jak kreda.

Jordan marzył o tym, żeby zaproponować powrót do łóżka... ale

miał wiele powodów, żeby z tego zrezygnować. Po pierwsze, nastrój

diabli wzięli, ich myśli zaprzątało teraz grożące im, być może, niebez-

pieczeństwo. Po drugie, Jordan wcale nie był pewien, czy potrafi

sprostać związkowi z Lauren Mackenzie. Nigdy przedtem nie

reagował na żadną kobietę w taki sposób...

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Oczywiście, była fizycznie atrakcyjna, ale, jak odkrył dziś rano,

przede wszystkim czuł się za nią odpowiedzialny. Podziwiał ją, nie

tylko za urodę, lecz i za inteligencję, za spryt i umiejętność

natychmiastowego orientowania się w sytuacji.

Nie była podobna do kobiet, z którymi wiązał się do tej pory. A

przy tym wiedział, że jest - w raczej: byłby - jej pierwszym

mężczyzną.

Co ją opętało, żeby podejść do niego tak ufnie? Czego

oczekiwała? Cokolwiek to było, nie mógł jej tego ofiarować. Ich życia

leżały na przeciwległych biegunach, nie mieli ze sobą nic wspólnego.

A kiedy nareszcie przebrną przez tych kilka następnych dni, rozejdą

się i nigdy już nie spotkają.

Do niego zatem będzie należało ustawianie ich związku na

właściwej płaszczyźnie. Dodatkowa komplikacja w tej i tak trudnej

sprawie.

Wyciągnął dłoń i zakręcił kurek.

- Co powiesz na śniadanie? - zapytał wesoło. Pytanie to

zabrzmiało dziwnie głośno w małej łazience.

Usiłowała uśmiechem odpowiedzieć na jego pytanie, ale był to

bardzo smutny uśmiech.

- Brzmi nieźle - odparła.

Pochylił się i ucałował czubek jej nosa.

- Grzeczna dziewczynka - szepnął i wyprostował się. - Jeśli

pozwolisz, ogolę się, żebyśmy mogli zejść na dół.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Wciąż posłuszna jego wskazówkom skinęła głową i wyszła z

łazienki.

Jordan zamknął drzwi, oparł się o nie plecami i westchnął.

Chciałby zrozumieć, co się z nim dzieje. Żadna kobieta nigdy

tak na niego nie działała. Nie podobało mu się to. Wcale mu się nie

podobało.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Lauren weszła do sypialni, nieco oszołomiona. Tyle dziwnych

rzeczy zdarzyło się w tak krótkim czasie.

Jej spokojna, uporządkowana egzystencja eksplodowała jak ta

bomba dziś rano. Lauren usiadła na brzegu łóżka i zatopiła w ścianie

niewidzące spojrzenie.

Do tej pory jej życiem rządziły logiczne procesy myślowe. Co

się zatem stało?

Przez całe życie, zarówno nauczyciele, jak i koledzy, traktowali

ją jako kogoś zupełnie odmiennego od reszty rówieśników. To, co jej

przychodziło z łatwością, inni zdobywali ciężką pracą. Kiedy

skończyła studia, pogodziła się z tym, że różni znajomi mężczyźni i

koledzy ze studiów mogą być dla niej mili, szczególnie, jeśli mają

jakieś kłopoty i proszą ją o pomoc, ale widziała, że nie jest typem

kobiety, który ich pociąga.

Oczywiście, rodzice starali się pocieszyć ją, mówiąc że jeszcze

jest młoda, że ma czas... ale logiczny umysł Lauren przez cały okres

pobytu na uczelni nieustannie zbierał dowody na poparcie jej

spostrzeżeń. Tuż po studiach, przyjęła propozycję pracy w agencji

Mallory'ego. Pogodziła się zupełnie z życiem samotnej dziewczyny i

wyrzuciła ten problem ze swych myśli. Ponieważ uważała, że i tak nic

nie może poradzić na to, że jest, jaka jest, zrezygnowała z wysiłków,

aby się podobać. Zaczęła ubierać się z myślą o wygodzie, nie zwracała

uwagi na aktualną modę. Zawierała znajomości z ludźmi, którzy ją

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

interesowali, a nie z tymi, którzy mogli dopomóc jej w zrobieniu

kariery.

Była więc zaskoczona, kiedy pan Mallory podszedł do niej i

poprosił o pomoc. Jeszcze bardziej zdumiała się, kiedy wyjaśnił jej,

czego od niej żąda. Chciał, aby udawała czyjąś żonę?

Co za dziwaczny pomysł! Przecież Lauren nigdy nie miała

nawet randki! A kiedy Mallory zaczął jej opisywać Jordana Trenta,

nie zdziwiłaby się, gdyby, zobaczyła na podkoszulku Jordana

olbrzymie „S", czyli po prostu supermen! Mallory przekonywał ją, że

Jordan jest jego najlepszym agentem i tylko na niego może liczyć, że

zakończy sprawę sukcesem.

Następnym szokiem było spotkanie z Jordanem Trentem i z jego

złością, jaką wywołał udział Lauren w sprawie. Nigdy przedtem nie

stanęła oko w oko z tego typu mężczyzną, o dziwnym charakterze i

sposobie zarabiania na życie. Budził w niej strach pomieszany z

podziwem, dopóki jej nie rozwścieczył.

Nie spodziewała się po nim poczucia humoru, a jeszcze

większym zaskoczeniem była kilkakrotnie dostrzeżona u niego

wrażliwość. Skoro tylko odkryła tę cechę, tak skrzętnie skrywaną

przed światem, zdecydowała się nawiązać z nim kontakt. Oboje byli

przyzwyczajeni doskonale radzić sobie sami, nie dopuszczając, by

otoczenie poznało ich prawdziwą twarz i dlatego tak dokładnie

maskowali swoje myśli i uczucia.

Lauren dopiero dziś rano instynktownie dotarła do prawdziwej

twarzy Jordana. Zapragnęła dać mu do zrozumienia, że wie, co on

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

przeżywa, o co mu chodzi. Jego gwałtowna fizyczna reakcja, która

wywołała porażającą reakcję jej ciała, spowodowała u Lauren większy

wstrząs niż wybuch bomby i policja dobijająca się do ich drzwi.

Pociągała go fizycznie, nie miała co do tego wątpliwości. Był

czuły i delikatny, ale jego dotknięcia odkryły przed Lauren nie znaną

dotąd stronę jej własnej natury. Nigdy przedtem nie doznawała takich

wrażeń. Cóż za niezwykłe, jak bardzo nietypowe dla niej było jej

zachowanie...

A więc tak to wygląda, myślała, spoglądając na poduszkę, na

której leżeli z Jordanem jeszcze tak niedawno.

Nagle przyszła jej na myśl scena z dzieciństwa. Siedziała i

przyglądała się, jak matka przygotowuje różne rodzaje ciasteczek na

kiermasz szkolny. I mała Lauren zapytała:

- Jak długo znałaś tatusia, zanim dowiedziałaś się, że jesteś w

nim zakochana?

Hilary Mackenzie uśmiechnęła się w sposób, w który uśmiechała

się zawsze, myśląc o swoim mężu.

- Nie aż tak długo, jak jemu zajęło zrozumienie, co naprawdę

czuje.

- Jak się spotkaliście?

- Twój ojciec pracował z grupą mężczyzn, którzy krążyli od

farmy do farmy, najmując się do pomocy przy żniwach. Pewnego dnia

przyszli pracować na farmę mojego ojca.

Mała Lauren westchnęła.

- Założę się, że to była miłość od pierwszego wejrzenia.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Niezupełnie. Uważałam, że to najobrzydliwszy typ, jakiego

zdarzyło mi się spotkać. Miałam szesnaście lat, więc rozumiesz,

byłam bardzo czuła na punkcie mojej godności osobistej, a on stale się

ze mnie wyśmiewał.

- Zgadza się, to do niego całkiem podobne.

- Tak, zawsze był z niego okropny kpiarz. Wydaje mi się, że

doszedł do wniosku, iż powołaniem jego jest uprzykrzanie mi życia.

Tamtego lata dał mi się rzeczywiście we znaki - na samo

wspomnienie Hilary potrząsnęła głową.

- A kiedy zmieniłaś zdanie?

Matka milczała przez chwilę, zapatrzona w okno, w którym

pewnie nie widziała nic oprócz własnych wspomnień.

- Do dziś pamiętam moment, w którym zrozumiałam, że kocham

Matta Mackenzie. Słońce zachodziło, mężczyźni wracali z pola,

zgrzani i brudni. On pozostał w tyle, więc kiedy go ujrzałam, szedł

samotnie krętą ścieżką prowadzącą do domu, a słońce świeciło mu w

plecy. Był tylko konturem na tle światła - matka spojrzała na stojącą

przed nią dzieżę z ciastem, jakby zastanawiała się, skąd się tu wzięła.

- Po sposobie chodzenia poznałam, że to on - ciągnęła.

- Poznałam go po sposobie trzymania głowy, tak dumnym i

aroganckim, pyszałkowatym, jak mu zawsze powtarzałam. Słońce

rozświetlało jego włosy tak, że lśniły jeszcze jaskrawszą niż

zazwyczaj czerwienią, niemal jak aureola... - Hilary podniosła na

córkę nieco otępiały wzrok. - Nie potrafię tego wyjaśnić, nawet dziś,

ale właśnie wtedy, gdy ujrzałam go idącego w moją stronę, nagle

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

poczułam, że go kocham. Ze zawsze będę go kochać, cokolwiek się

zdarzy.

- I co się wtedy stało? - ciekawie zapytała Lauren.

- Nic.

- Och, mamusiu, nie mów tak. Oczywiście, że coś musiało się

stać. Przecież wyszłaś za niego.

- Nie, nie tego lata - uśmiechnęła się Hilary.

- Tego możesz być pewna.

- Nie powiedziałaś mu, co czujesz?

- Nie musiałam. Sądzę, że sam spostrzegł zmianę. Przedtem

wściekałam się, kiedy ze mnie drwił, teraz tylko się śmiałam.

Zaczęłam z nim rozmawiać, przestałam go unikać. Zadawałam mu

pytania, ponieważ chciałam dowiedzieć się czegoś o nim.

- A potem?

- A potem lato skończyło się i wyjechał... Do szkoły w

Pensylwanii.

- Więc jak się końcu spotkaliście?

- Zaczął do mnie pisać, a ja mu odpowiadałam. Potem, podczas

wiosennych wakacji, przyjechał do Nebraski zobaczyć się ze mną i już

wiedziałam, że jest kimś więcej niż tylko przyjacielem. Nie

wiedziałam jednak, co naprawdę czuje.

- Powiedział ci?

- Żartujesz? Matt nigdy nie potrafił zachować powagi na tyle

długo, aby zdążyć poważnie wyznać mi, co naprawdę myśli. Sądzę, że

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

mężczyźni miewają nieraz kłopoty ze znalezieniem słów dla

wyrażenia swoich uczuć.

- Więc jak ci się oświadczył?

- Nie oświadczył mi się wcale.

- Mamo! - Lauren doskonale pamiętała swoje zaskoczenie.

- Zaczął pisać listy zawierające krótkie zdania, na przykład:

„kiedy się pobierzemy..." albo „...pierwszej córce damy na imię

Margaret Ann po mojej babce ze strony matki", albo „mam nadzieję,

że zechcesz zamieszkać w Pensylwanii. Wygląda na to, że po

ukończeniu szkoły znajdę tu dobrą pracę".

Lauren zaczęła się śmiać.

- No tak, to do niego podobne.

- Tak - skinęła głową Hilary. - A kiedy w kolejnym liście zapytał

mnie, czy zgadzam się, aby ślub odbył się w czerwcu, po zakończeniu

szkoły, odpisałam, że tak, że się zgadzam.

- Czy kiedykolwiek powiedział, że cię kocha? Hilary znów

uśmiechnęła się tym specjalnym uśmiechem.

- Nigdy nie musiał mi mówić, kochanie. Okazywał mi to na

wszystkie możliwe sposoby.

- I dalej ci to okazuje, prawda?

- Tak - potwierdziła Hilary.

Zapatrzona w poduszkę na łóżku stojącym w pokoju hotelowym,

Lauren przypomniała sobie tę rozmowę z matką, jakby odbyły ją

dopiero wczoraj.

Skąd się wie, że jest się zakochanym?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Wiedziała o tym bez wątpienia. Kiedy spostrzegła, że jest

wrażliwy i ujrzała ten błysk wzruszenia w oczach Jordana, wszystkie

gniewne myśli na jego temat jakby się rozpłynęły. Wiedziała, że go

kocha, że zawsze będzie go kochać i podświadomie ofiarowała mu się

bez chwili wahania i zahamowań.

Cóż on sobie o niej pomyślał? - zastanawiała się, podchodząc do

szafy, żeby wziąć coś do ubrania. Po tych wszystkich głupiutkich

uwagach na temat wspólnego pokoju, przy pierwszej sposobności

rzuca mu się w ramiona!

Wiedziała, że Jordan nie jest mężczyzną, który odrzuciłby taką

ofertę. Nie umiałby udawać tak naturalnej, męskiej reakcji. Musiała to

dostrzec nawet w swej niewinności.

Problem polegał na tym, co począć teraz? Na pewno nie może

spodziewać się, że Jordan zakocha się w niej tylko dlatego, że ona

tego chce. Lauren była zbyt wielką realistką, żeby przypuszczać taką

możliwość.

Nie mieli ze sobą nic wspólnego. Wprawdzie Lauren nigdy nie

zamierzała wyjść za mąż, ale nieraz zdarzało jej się marzyć o

własnym dziecku lub nawet o dwojgu dzieci - na które mogłaby

przelać niewyczerpane zasoby swej miłości.

Jordan jasno uzasadnił jej swoje zdanie na temat dzieci. Jego

tryb życia nie pasował do domu wypełnionego dziecięcym śmiechem i

codziennymi obowiązkami. Jakoś nie potrafiła wyobrazić sobie

Jordana strzygącego trawnik czy przycinającego żywopłot.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Właściwie powinna cieszyć się, że policja zapukała do drzwi i

przerwa nastąpiła wtedy, kiedy nastąpiła. A ona czuła się okradziona.

Zmusiła się do przyznania przed samą sobą, że jeśli ma szansę być z

Jordanem Trentem choć jeszcze tylko kilka dni, to pragnie ich z

zaskakującą namiętnością.

Z logicznego i racjonalnego punktu widzenia jej decyzja była

zupełnie bezsensowna. Tak, ale miłości nie można wyjaśnić ani

rozumem, ani logiką.

Usłyszała, że drzwi łazienki otwierają się i owionął ją zapach

wody kolońskiej Jordana. Ten dość popularny zapach od dziś już na

zawsze kojarzyć jej się będzie wyłącznie z nim.

Wyszedł z łazienki i zatrzymał się tuż przy drzwiach. Lauren

wciąż była w szlafroku.

- Przepraszam, że to tak długo trwało - powiedział, powoli

rozcierając podbródek.

Zmusiła się do lekkiego uśmiechu.

- Nie szkodzi. Pospieszę się - odparła, dostosowując swoje ruchy

do słów.

Zatrzymał ją, lekko chwytając za ramię.

- Lauren?

- Tak? - otwarcie spojrzała mu wprost w oczy.

- Jeśli chodzi o to, co się stało...

- Tak?

Cholera, wolałby, żeby nie patrzała na niego tym czystym

spojrzeniem, które zdawało się sięgać w głąb duszy.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Przepraszam. Nie miałem zamiaru wykorzystywać...

- Nic nie wykorzystałeś - odparła szybko, wpadając mu w słowo.

- To ja zaczęłam, o ile sobie przypominasz. Nieprędko znów mi

zaufasz, co?

Nie była wściekła! Ledwie wierzył własnym oczom. Właściwie

droczyła się z nim. On przez cały czas bił się z własnymi myślami i

sumieniem, usiłując podjąć decyzję właściwą dla nich obojga, a

tymczasem ona traktowała tę sprawę tak, jakby nie miała dla niej

znaczenia.

- Coś w tym rodzaju - wymamrotał, przyglądając jej się uważnie.

- Przepraszam, jeśli cię to zakłopotało - szepnęła.

- Zakłopotało! Ależ skąd! Po prostu sytuacja była trochę

niezwykła. Powinniśmy pomyśleć o... - urwał i niespokojnie rozejrzał

się wokół, przypominając sobie nagle, że musi uważać na to, co

mówi. Wzruszył ramionami. - Porozmawiamy później.

Lauren weszła do łazienki i odwróciła się, żeby zamknąć drzwi.

- Nie ma o czym mówić. Przecież nic się nie stało. Jordan

spojrzał na drzwi, potem wrócił do swojej walizki. Ach to tak, Panno

Niewiniątko? To ty tak myślisz? - burczał do siebie.

Przedtem tylko jego wyobraźnia podsycała płomień, który

Lauren w nim rozpaliła. Teraz wiedział dokładnie, co skrywa się pod

tymi uroczymi sukienkami, jakie nosiła.

Nie mógł jedynie pojąć, dlaczego kobieta taka jak Lauren

Mackenzie wciąż jest wolna. Gdyby chciał się ustatkować, ona byłaby

pierwszą... Ale takie rozważania to strata czasu. Nie miał zamiaru się

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ustatkować. A ona zasługiwała na coś lepszego niż to, co on mógł jej

zaofiarować.

Znalazł koszulę i skarpetki, włożył buty i czekał.

To było prawie jak małżeństwo.

Hol pełen był ludzi, kręcących się i dyskutujących z

podnieceniem. Kordon umundurowanych policjantów obserwował,

jak obsługa hotelu uprząta sprzed wejścia odłamki szkła i kawałki

betonu.

Jordan poprowadził Lauren do jadalni, gdzie właśnie podawano

śniadanie.

Po odejściu kelnera Lauren spytała:

- Co teraz robimy?

Jordan pociągnął łyk kawy.

- Muszę dostać drugi samochód, a potem, kochanie, ♦zaczniesz

pracować na swoje honorarium.

Jej oczy rozszerzyły się lekko. Niezbyt dobrze wiedziała, co

Jordan ma na myśli. Zresztą, czy się z nią drażnił, czy nie, gotowa

była zrobić wszystko, czego od niej zażąda.

- W porządku - powiedziała, kiwając głową. Wyszczerzył zęby.

- Nie zapytasz najpierw, o co chodzi?

- Nie muszę - odparła spokojnie.

Jej spokój, świadczący o ogromnym zaufaniu do niego

rozgniewał go niemal.

- Do tej pory nie miałem problemów, ponieważ mówię po

niemiecku - zaczął - i znam po trosze prawie wszystkie języki

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

zachodnioeuropejskie. Kiedy jednak dotrzemy na miejsce, będę

potrzebował twojej pomocy.

- W porządku - uśmiechnęła się.

- Czy znasz język, którym się tam posługują?

- Tak, uczyłam się go. Co prawda w ciągu ostatnich lat nie

miałam zbyt wiele okazji do posługiwania się nim, ale na pewno

szybko sobie przypomnę.

- Wspaniale.

W ciągu godziny znaleźli się na drodze wiodącej na północ, do

Brna.

Jordan zatrzymał ich pokój w Wiedniu i niedbale rzucił

informację, że jadą zwiedzać okolicę i mogą zatrzymać się na noc w

jakiejś gospodzie. Przepakowali swoje rzeczy tak, by pomieścić je w

walizce Jordana. Lauren była wstrząśnięta wrażeniem intymności,

jakie sprawiały ich ubrania, tak wygodnie leżące razem. Musiała

przypomnieć sobie, że pozory odgrywają wielką rolę w ich sytuacji.

Odkryła, że podoba jej się jazda przez spokojną, wiejską okolicę.

Jordan opowiadał jej o swoich doświadczeniach z okresu, kiedy

pracował w Europie.

- Na miejscu znam kogoś, z kim można nawiązać kontakt. On

pomoże. Wygląda na to, że kontroluje wszystko, co dzieje się w

mieście. Jeżeli tam właśnie zabrali Frances Monroe, będzie o tym

wiedział.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Im bliżej byli granicy, tym mniej mówili. Do tej pory jedynie

próbowali grać swoje role. Teraz muszą grać je tak, jak najlepiej

potrafią.

Lauren odkryła, że dobrze czuje się w roli żony Jordana.

Kochała go i była w stanie przez te parę chwil udawać, że ich związek

istnieje naprawdę.

Jordan marzył o tym, żeby być sam. Sytuacja była

niebezpieczna, bo było zbyt wiele niewiadomych.

Mallory mądrze zasugerował, aby zachowali swe prawdziwe

nazwiska i pochodzenie. Jordan odgrywał rolę handlowca z Chicago

już przez tyle lat, że bez trudu przypomniał sobie dawno wyuczone

nawyki.

Przekroczenie granicy zajęło im trochę czasu. Samochód i

walizka

zostały

dokładnie

przeszukane,

równie

uważnie

przestudiowano paszporty. Wreszcie pozwolono im jechać dalej.

Zamieszkali w hotelu, w którym panowała atmosfera zupełnie

odmienna, aniżeli w Wiedniu.

Zanim dotarli do pokoju, Lauren nie mogła opanować drżenia.

Jordan zamknął drzwi za mężczyzną, który odprowadzał ich do

pokoju i zwrócił się ku Lauren.

- Cóż, kochanie - odezwał się wesoło. - Wreszcie; na miejscu.

Cieszysz się?

Spojrzała się na niego, jakby postradał zmysły.

Podszedł do niej i objął ją ramionami. Czuł, jaka jest napięta.

Samymi ustami, prawie bezgłośnie wyszeptał „odpowiedz mi".

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- O tak, kochanie. Oczywiście, cieszę się, ale jestem trochę

zmęczona drogą, to wszystko.

- Nie masz ochoty zwiedzić miasta, skoro już tu jesteśmy?

Wiedziała, że muszą zacząć poszukiwania najszybciej, jak to jest

możliwe. Zmusiła się do uśmiechu.

- To może być zabawne.

Uśmiechnął się i zrobił minę „grzeczna dziewczynka", po czym

pochylił się i pocałował ją. To miał być tylko krzepiący pocałunek -

taki, jaki mógłby jej ofiarować ojciec, brat lub wujek.

Kiedy

jednak

odpowiedziała

mu

bez

najmniejszego

zahamowania, zapomniał o uczciwych zamiarach, niezliczonych

męskich rozmowach z samym sobą i całym sercem oddał się rozkoszy

całowania cudownych ust Lauren.

Jego język wtargnął do wnętrza i został radośnie powitany

wysoce prowokującą miłosną zabawą. Kiedy wreszcie przerwali, by

zaczerpnąć powietrza, którego oboje niezmiernie potrzebowali,

dyszeli ciężko, starając się odzyskać zimną krew.

- Usiłujesz odwrócić moją uwagę? - zapytał ledwie słyszalnym

szeptem.

Zaśmiała się.

- A jeśli tak, jak mi to wychodzi?

- Prosisz się o kłopoty i dobrze o tym wiesz, prawda?

- A jeśli tak, to co?

Usłyszał namiętność w jej głosie, a w oczach dostrzegł

bezbronność. Czy to możliwe? Czyżby zadurzyła się w nim? Boże

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

drogi, po co mu to? Szczególnie teraz, kiedy są w tak trudnej sytuacji.

Nie można zaprzeczyć, że między nimi coś się stało. Coś, nad czym

należałoby poważnie zastanowić się. Wiedział, że nie jest już w stanie

odejść od niej i zapomnieć.

Nie był to jednak czas na zajmowanie się swoimi osobistymi

problemami. Przytulił ją do siebie.

- Nie przejechałem całej tej drogi tylko po to, żeby spędzać czas

w łóżku - oznajmił żartobliwym tonem, na użytek kogoś, kto mógł

podsłuchiwać. Przesunął grzbietem dłoni po jej policzku, rozkoszując

się jego aksamitną miękkością, pragnąc dotykać jej całej, od uszu do

końców palców i nóg, poznawać ją, uczyć, kochać...

Kochać? Skąd się wzięła ta myśl? Miłość to mit, a jednak Jordan

nie potrafił inaczej nazwać silnego uczucia, jakie narodziło się w nim,

odkąd przebywał z Lauren. Nigdy dotąd nie doświadczył niczego

podobnego. Tak samo pragnął kochać się z nią, jak i chronić ją od

niebezpieczeństwa.

- Chodźmy - mruknął pod nosem, biorąc ją za rękę i

wyprowadzając z pokoju.

Popołudnie spędzili jak zwykli turyści. Spotkali kilkoro ludzi,

którzy mieli ochotę z nimi pogawędzić, co dało Lauren możliwość

przypomnienia sobie języka. Jordan z dumą patrzał, jak przyjacielskie

nastawienie Lauren przezwycięża podejrzliwość obcych. Z tego, co

mógł zrozumieć, opowiadała im o swojej babce, wspomniała parę

piosenek, których nauczyła się w dzieciństwie, pokazała kilka kroków

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

tanecznych jakiegoś ludowego, regionalnego tańca i już znalazła się w

samym centrum ożywionej dyskusji na temat różnic kulturowych.

Dzięki tym kontaktom udało im się odnaleźć człowieka, który

mógł okazać się pomocny. Zastali go w małym pokoiku na tyłach

jakiegoś miejscowego sklepu. Na widok Jordana wstał, a potem

chwycił go za ramiona i mocno uścisnął.

- Miło znowu cię zobaczyć, Jordan - powiedział płynną

angielszczyzną.

- Ciebie też miło widzieć, Stefanie - odparł Jordan. Kiedy weszli,

jego ręka obejmowała talię Lauren, ale wobec tak gorącego powitania

musiał ją opuścić. Teraz zwrócił się w stronę młodej kobiety, wziął ją

za rękę i pociągnął ku sobie.

- Poznaj moją żonę, Lauren. Stefan roześmiał się.

- Ależ oczywiście, przyjacielu. Tylko tak piękna kobieta

mogłaby być twoją żoną, prawda? Miło mi cię poznać - wyciągnął

dłoń, a Lauren ujęła ją delikatnie. - Ach, jesteś bardzo nieśmiała, jak

mi się zdaje.

Lauren poczuła, że policzki jej płoną, kiedy usłyszała śmiech

Jordana.

- Nie zawsze jest taka nieśmiała, Stefanie - powiedział, szczerząc

zęby.

Lauren ze zdumieniem stwierdziła, że zabrzmiało to zupełnie

naturalnie. Tonem takiej władczej dumy mógł mówić jedynie mąż.

- Siadajcie oboje - zawołał Stefan. - Przepraszam, że tu was

przyjmuję, ale muszę bardzo uważać na to, z kim mnie widzą.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Dzięki, wiem, że narobiłeś sobie sporo kłopotu z

przygotowaniem tego wszystkiego - odparł Jordan. - Doceniam to.

- Nie miałem wyboru, tak bardzo chciałem się z tobą znów

zobaczyć i dowiedzieć się, jak ci się powodzi - spojrzał na Lauren z

uśmiechem. - Cieszę się, bo najwyraźniej jesteś szczęśliwy.

Usiadł naprzeciw nich z rozjaśnioną twarzą, ale po chwili

uśmiech znikł.

- Ale domyślam się, że to nie tylko przyjacielska wizyta.

- Obawiam się, że nie, Stefanie. Czy słyszałeś coś na temat

zniknięcia Amerykanki w Wiedniu kilka dni temu?

Stefan przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w podłogę, po

czym podniósł głowę.

- Ładna, wysoka, szczupła, o lekko rudawych włosach?

- Widziałeś ją? - poderwał się Jordan.

- Nie, ale słyszałem historię, która nie brzmi mi zbyt

prawdopodobnie.

- Co takiego?

- Krążą plotki o kobiecie, która podróżowała i nagle się

rozchorowała. Zabrali ją do prywatnej kliniki na skraju miasta, ale

żadnemu z etatowych pracowników nie pozwolono zajmować się nią.

Ma podobno własną pielęgniarkę i lekarza.

- To mogłaby być ona - mruknął Jordan w zamyśleniu. - Czy jest

jakiś sposób, żebyśmy mogli zobaczyć się z nią?

- My?

- Chciałbym zabrać Lauren ze sobą.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Rozumiem. Oczywiście, w tej chwili nie mogę nic obiecać.

Zapewne będzie to trudne, ale chyba możliwe.

- Stefanie, dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych - zaśmiał się

Jordan.

- Jesteś zbyt uprzejmy, przyjacielu. Daj mi trochę czasu, potem

skontaktuję się z tobą.

- Gdzie możemy się spotkać?

- Jutro około południa zostawię ci wiadomość tu, w sklepie.

Zobaczymy, co da się zrobić.

W drodze powrotnej do hotelu skupiona mina Jordana

powstrzymywała Lauren od prób nawiązania rozmowy. Nagle

zatrzymał się przed sklepem z galanterią.

- Zaczekaj w samochodzie - powiedział. - Zabawię tylko parę

minut.

Dotrzymał słowa. Po powrocie wręczył jej pakunek.

- Co to takiego?

- Kapelusz z dużym rondem. Będziesz musiała go włożyć, jeśli

dostaniemy się do kliniki.

- Masz już jakiś plan, prawda? - zapytała bardzo cicho.

- Wciąż jeszcze myślę nad nim, ale może się udać - nie włączył

zapłonu. Siedział nieruchomo, z rękami mocno zaciśniętymi na

kierownicy i wzrokiem utkwionym w szybę samochodu. Lauren

objęła spojrzeniem jego poważną twarz.

- Powiedz mi - ponagliła. Spojrzał na nią z westchnieniem.

- Boże, jak bardzo nie chciałbym cię do tego mieszać!

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Już jestem wmieszana, wiesz dobrze.

- Tak.

- Więc co ci chodzi po głowie?

- Nie mogę ryzykować porwania pani Monroe z kliniki, jeżeli to

rzeczywiście ona, bez wzniecenia niesamowitego zamieszania. W tej

samej chwili, kiedy zniknie, zaczną kontrolować granice.

Lauren skinęła głową, rozumiejąc już doskonałe jego plan i

dlaczego nie może mu to przejść przez gardło.

- Muszę zająć jej miejsce - oznajmiła spokojnie.

- Do tej pory to jedyny pomysł, jaki mi się nasunął. Muszę

jeszcze nad tym popracować.

- Myślę, że jest wspaniały. Może wyjechać zamiast mnie. We

dwoje odwołacie rezerwację w wiedeńskim hotelu i spokojnie

wrócicie do kraju. Jeżeli moje włosy i makijaż są tak dobrane, jak

sobie tego życzył pan Mallory, nie powinno być kłopotu z prze-

kroczeniem granicy.

- Tak, właśnie na to liczył Mallory. Ale w ten sposób ty

pozostajesz w rękach porywaczy Frances Monroe, kimkolwiek są.

- Wiem - odparła cichutko.

- Nie jestem pewien, czy się na to zdobędę.

- Nie masz wyboru. Właśnie to był jedyny powód, dla którego tu

przyjechałam.

Jordan podniósł dłoń i lekko uderzył w kierownicę zwiniętą

pięścią.

- Nie podoba mi się to.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Ale ja się wcale nie boję, przecież wiesz.

- Porozmawiam jutro ze Stefanem, może ma jakieś inne

pomysły.

- Być może dopomógłby mi później opuścić klinikę.

- Wrócę po ciebie, natychmiast, gdy tylko dowiozę panią

Monroe w bezpieczne miejsce.

- Nie możesz. Narazisz się na niebezpieczeństwo...

- Głupstwa gadasz. Jeżeli cię zostawię, to wrócę, niech mnie

szlag trafi!

- Nie przekroczymy granicy...

- Legalnie raczej nie, ale przekroczymy.

- Jordan, jestem pewna, że Mallory nie chciałby, żebyś

ryzykował...

- Naprawdę nic a nic nie obchodzi mnie, czego chce Mallory. To

on zaangażował cię do tego przedstawienia. Powinien pogodzić się z

faktem, że sprawa zakończy się dopiero wtedy, kiedy i ty bezpiecznie

znajdziesz się tam, gdzie jest twoje miejsce.

Lauren przyglądała mu się w zamyśleniu. Bała się, jasne, że się

bała! Dlaczego miałaby się nie bać? Wiedziała od początku, że to

będzie niebezpieczne. Natychmiast, kiedy zasugerowali jej, że

mogłaby zająć miejsce pani Monroe, Lauren zaczęła liczyć się z tym,

iż może zostać zdemaskowana, a nawet aresztowana za... szpiegostwo.

Nie było jednak powodu już teraz rozpatrywać sytuacji pod tym

kątem. Jeszcze nic jej nie grozi. Na pewno we trójkę wymyślą jakiś

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

rozsądny scenariusz, który wszystkim zainteresowanym zapewni

maksimum bezpieczeństwa.

Wyczuwała zdenerwowanie i gniew Jordana, ale tym razem były

one inne, aniżeli wtedy, w biurze Mallory'ego. Martwił się, ponieważ

zależało mu na niej. Rozumiała to doskonale. Ale kiedy wyobraziła

sobie wszystkie niebezpieczeństwa, jakie czyhają na niego podczas

przekraczania granicy z panią Monroe jako fałszywą żoną, sama

zaczęła denerwować się na myśl o niepowodzeniu.

Jordan włączył zapłon i w milczeniu pojechali do hotelu.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kolację zjedli w niemal pustej restauracji hotelowej. Żadne z

nich nie było zbyt rozmowne. Myśli ich zaprzątnięte były tym, co

może zdarzyć się następnego dnia. Na dziś dyskusja była zakończona.

Zanim dotarli do pokoju, zapadł zmrok. Lauren bez słowa

sięgnęła do walizki po koszulę nocną i zorientowała się, że zabrała

jedynie tę z jedwabiu i koronki. Wzruszyła ramionami. Kiedy się pa-

kowała, myślała jedynie o tym, jak to będzie wyglądać w oczach

celników, a nie o własnym samopoczuciu, kiedy będzie zmuszona ją

włożyć. Nie zabrała nawet szlafroka.

Weszła do łazienki i napełniła wannę gorącą wodą. Zrzuciła

ubranie, szybko wskoczyła do wanny i z przyjemnością zanurzyła się

w ciepłej, parującej kąpieli.

Co za dzień! O świcie obudził ją wybuch, potem znalazła się w

samym centrum uczuciowego trzęsienia ziemi, które wywróciło do

góry nogami wszystkie jej poprzednie przemyślenia na temat

mężczyzn i seksu. Przypominała sobie wszystkie kolejne zdarzenia:

podróż, spotkanie ze Stefanem i... plan, który może oznaczać, że już

nigdy nie ujrzy domu i rodziny. Nie myśl tak! - zganiła się w duchu. -

Plan powiedzie się, już oni się o to postarają. Jeśli rzeczywiście jest

bardzo podobna do Frances Monroe, to przecież mogłaby grać tę rolę

nawet przez kilka dni! Dobrze, ale co potem?

Jordan przyjedzie po nią.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Uśmiechnęła się do tej myśli. Na pewno jej pomoże. Lauren

miała do niego pełne zaufanie.

Chwile spędzone w wannie pozwoliły jej odprężyć się i

wypocząć, likwidując dokuczliwe napięcie. Włożyła koszulę nocną i

podeszła do lustra, żeby wyszczotkować włosy.

Nagle stanęła jak wryta. Dłoń ze szczotką zawisła nieruchomo w

powietrzu. Wzrok utkwiła w kobiecie, która spoglądała na nią z tafli

lustra. Koszula była uszyta z jedwabiu i przylegała jak druga skóra,

uwydatniając wcięcie talii. Nawet w miejscu, gdzie był pępek, widniał

cień.

Z równym skutkiem mogłaby być naga. Piersi były ledwie

przysłonięte delikatną koronką, która wąskimi paskami biegła aż do

talii. I tak ubrana będzie dzielić łóżko z Jordanem Trentem? Tak!

Uśmiechnęła się do swoich myśli. Chyba tym razem się nie

wywinie...

Cokolwiek zdarzy się jutro, dziś ma przed sobą całą noc i

zamierza spędzić ją właśnie z Jordanem. Od chwili, gdy ich miłosne

pieszczoty zostały tak brutalnie przerwane, napięcie między nimi

rosło i stawało się widoczne na każdym kroku. Przecież chyba to

niemożliwe, aby spokojnie położył się obok niej i zasnął! Nie po

dzisiejszym ranku.

Otwarła drzwi i wyszła z łazienki.

Pokój oświetlony był jedynie maleńką lampką stojącą obok

łóżka. Jordan stał w mrocznym kącie, wyglądając przez okno. Nie

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

odwrócił się, kiedy weszła, a sądząc po wyrazie jego twarzy, myśli

krążące mu po głowie nie były przyjemne.

- Jordan?

Obejrzał się i nagle cały zesztywniał. Ale jego oczy zdradzały go

- były pełne zachwytu i zdumienia. Mimo to zapytał szorstkim tonem:

- Co?

- Przepraszam, że tak długo siedziałam w wannie - i podeszła do

niego, podświetlona miękkim blaskiem lampki.

Obserwował ją, kiedy zbliżała się i wiedział już, że tej nocy nie

zdoła się jej oprzeć. Nie da rady. Zbyt mocno był zatroskany z jej

powodu, zbyt wystraszony. A teraz jeszcze pojawiła się w takim

stroju, który...

Co stało się z klasztorną koszulą nocną, którą miała na sobie

wczoraj? Ale przecież to i tak nie miałoby żadnego znaczenia! Nawet

gdyby nosiła worek, nie zdołałoby to stłumić jego pożądania.

Odchrząknął.

- Nie szkodzi - wymamrotał i szybko wyminął ją, wszedł do

łazienki i głośno zamknął za sobą drzwi. Nie uczynił tego jednak na

tyle szybko, by Lauren nie dostrzegła pożądania błyszczącego w jego

oczach i reakcji jego ciała na jej widok.

Dziś nad ranem dowiedziała się o nim, i o miłości, już dość

dużo, ale zamierza dowiedzieć się jeszcze więcej, zanim ta noc

dobiegnie końca.

Kiedy Jordan wyszedł z łazienki po długim, orzeźwiającym

prysznicu, w sypialni panowały zupełne ciemności. Jedynie słaby

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

odblask latarni wpadający do pokoju przez oba okna pozwolił mu

ostrożnie skierować się w stronę, gdzie, jak mu się zdawało,

znajdowało się łóżko.

Żałował, że nie zabrał czegoś do spania. Kiedy się pakował, był

zbyt wściekły, żeby pomyśleć o wszystkim. Tak więc okazało się, że

ma do wyboru jedynie spodnie od dresu lub dżinsy. Ani jedne, ani

drugie nie nadawały się. I jedne, i drugie byłyby diablo niewygodne.

Wreszcie dotknął nogą brzegu łóżka. Ostrożnie przesuwając

dłonie wzdłuż krawędzi natrafił na stolik stojący u wezgłowia. Z ulgą

osunął się na posłanie. Jak dotąd, jakoś idzie. Może Lauren już

zasnęła?

Zmusił się do wstrzymania oddechu i nasłuchiwał. Dopiero,

kiedy się zupełnie uspokoił, usłyszał tuż obok cichy oddech Lauren. Z

jego rytmu i tempa wywnioskował, że do snu było jej raczej daleko.

A czego właściwie oczekiwał?

Poprzedniej nocy przynajmniej mieli oddzielne łóżka, chociaż

zsunięte tak, że leżeli od siebie na odległość wyciągniętego ramienia.

Dzisiaj nawet nie ma co udawać. Muszą spać obok siebie jak para

małżonków. A poza tym nie było tu nawet wygodnego fotela, nie

mówiąc już o kanapie. Możliwości spędzenia nocy na podłodze nawet

nie rozważał.

Bardzo ostrożnie uniósł kołdrę i wsunął się pod nią, starannie

zachowując jak największą odległość od środka łóżka. To będzie

cholernie długa noc, a przecież potrzebował snu... Zmusił się do

odprężenia i wyciągnął na całą długość.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Jordan, kochanie?

Omal nie podskoczył na łóżku, kiedy nagle usłyszał jej cichy

głos dochodzący z ciemności. Brzmiał słodko i uwodzicielsko, a

sądząc z pieszczotliwego „kochanie", Lauren doskonale zdawała sobie

sprawę z tego, że mogą mieć słuchaczy. Co ona knuje?

- Hmm? - odmruknął ostrożnie.

- Nie pytałam cię jeszcze o to. Czy byłoby ci przykro, gdyby to

była dziewczynka?

Po tym pytaniu pokój wypełniło naładowane elektrycznością

milczenie. Jordan gwałtownie obrócił głowę, ale nie widział w

ciemności nic poza niewyraźnym zarysem jej ciała.

- Co? - zapytał zdławionym głosem.

- No wiesz, dziecko - odparła głosem, w którym brzmiał

uśmiech. - Wiem, że nie zamierzaliśmy tak wcześnie powiększać

naszej rodziny, ale chyba nie jest ci przykro, że to jedno jest już w

drodze... prawda? - zapytała rozmarzonym tonem.

- Och, Lauren...?

Poczuł, że Lauren poruszyła się na łóżku. Jej stopa prześliznęła

się po jego kostce i zaczęła ocierać się o podbicie. Jordan omal nie

wyskoczył z łóżka jak z katapulty.

- Co ty wyprawiasz? - rzucił szorstko.

- Och, przepraszam, kochanie. Spycham cię? To łóżko jest dużo

mniejsze niż nasze, w domu - westchnęła. - Ale kiedy jesteśmy razem,

nie zajmujemy znów tak wiele miejsca - przysunęła się tak blisko, że

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

włosami muskała jego ramię i dodała: - Mam nadzieję, że będzie

podobne do ciebie.

- Kto?

- Dziecko. Jeżeli to będzie chłopiec, chcę, żeby nosił twoje imię.

Mam nadzieję, że będzie miał czarne i kręcone włosy, jak ty, i twoje

ogromne czarne oczy, a także twój... złośliwy uśmiech.

- Złośliwy... - Jordan urwał na samą myśl, że Lauren mogłaby

mieć jego dziecko. Przez chwilę wyobraził sobie to niemowlę tak

wyraźnie, jakby już było z nimi w pokoju: miało czarne, kręcone

włosy, uśmiech. Tylko oczy były szare, jak u Lauren.

Obok niemowlęcia nagle pojawiła się dziewczynka. Ona też

miała loczki, ale płowoczerwone, niemal marchewkowe, a oczka

ciemnobrązowe. Podnosiła do niego rączki, jakby prosząc, by wziął ją

w ramiona.

Jordan potrząsnął głową i zamrugał oczami. Czy on zwariował?

Ostatnio przeżywa stanowczo za dużo napięć! Miał rację, że jest za

stary na takie życie. Powinien zamknąć się w jakimś spokojnym

sanatorium, gdzieś...

- A może dam mu imię po twoim ojcu?

- Nie, nie chcę - odparł machinalnie. Słowa zabrzmiały szorstko

w ciszy pokoju i Jordan spróbował złagodzić ich wymowę: - Dlaczego

nie mielibyśmy mu dać imienia twojego ojca?

Dopiero, kiedy usłyszał własny głos, dotarło do niego, że wplątał

się w tę idiotyczną grę.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Matthew Mackenzie Trent. Ładnie brzmi, prawda? - zauważyła

Lauren z pewną dozą dumy.

Jordan uśmiechnął się szeroko. Naprawdę zachowywała się jak

dumna mamusia, przedstawiająca towarzystwu swego syna. Obrócił

się na bok i poczuł dotyk jej ciała od ramienia po końce palców u

stóp. Niby przypadkiem przesunął nogę tak, by ją objęła i delikatnie

opuścił dłoń na jej pierś.

- A nasza córka? - zapytał, skubiąc koniuszek jej odsłoniętego

ucha. Czuł oszalałe bicie jej serca. Zdziwił się, że głos Lauren może

brzmieć tak spokojnie i sennie, podczas gdy serce wali jak młotem.

Zaczął zastanawiać się, jak daleko posunie swoją zabawę.

- Nasza córka? - zapytała, wstrzymując oddech.

- Uhmm - potwierdził, rysując pocałunkami linię wzdłuż jej szyi.

Czuł, jak mocno pulsuje jej tętno. - Gdyby to była dziewczynka...

- Och... No cóż...

- Na pewno będzie miała twój kolor włosów i ogromne oczy,

które budzą u mężczyzn różne dziwne myśli...

- Naprawdę? To znaczy...

- O, tak. Gdybyśmy nie byli już tak starym małżeństwem,

byłbym doprawdy zirytowany spojrzeniami, jakimi dziś ścigali cię

mężczyźni.

- Aleja..

Przerwał jej w pół słowa, cokolwiek chciała powiedzieć, po

prostu zamykając jej usta pocałunkiem. Usiłowała wymknąć się, ale

szybko zorientowała się, że to niemożliwe, ponieważ jego noga i

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ramię przygważdżają ją do materaca. To nie znaczy, że Lauren tak

naprawdę chciała się wymknąć. W każdym razie nie do końca. Po

prostu zareagowała odruchowo, bo nie spodziewała się, że Jordan

rzuci się na nią tak od razu.

Leżała w ciemności, czekając na niego i zastanawiając się, jak

mało mogą sobie powiedzieć w tym pokoju. I tak, od myśli do myśli,

postanowiła podrażnić się z nim trochę. Tylko troszeczkę.

Zaplanowała sobie tę żartobliwą rozmowę o ich dzieciach, a on bez

trudu obrócił ten żart przeciwko niej.

Zabawne, ale oczami wyobraźni widziała zarówno chłopczyka,

jak i dziewczynkę. Były to szczęśliwe, roześmiane dzieci, otoczone

miłością... i Lauren poczuła nagle tak gorący przypływ radości, że

zwróciła się ku Jordanowi i objęła go mocno. Przypuszczała, że

jedynym celem jego pocałunku było zamknięcie jej ust, ale dopiero

teraz zrozumiała, że właśnie robi to, czego zawsze pragnęła...

Jordan poczuł, że jej opór roztapia się i nagle była tuż przy nim.

Jej piersi dotykały go, a uda zamknęły się na jego kolanie.

Wszystkie szlachetne postanowienia opuściły go w jednej

chwili. Nigdy nie był święty, choć teraz bardzo się starał. A Lauren

wcale mu nie pomagała. Gdyby jej nie znał, byłby przysiągł, że usiłuje

go uwieść.

Wsparł się na łokciu i spojrzał na jej tonącą w ciemności twarz.

Z uśmiechem udał, że ziewa i powiedział:

- No, skarbie. To był długi dzień. Powinniśmy chyba trochę

odpocząć. Zwłaszcza ty musisz na siebie uważać - dodał, jednocześnie

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

zsuwając z jej ramienia, po kolei, najpierw jedno, a potem drugie

ramiączko koszuli.

Lauren wydała z siebie zduszony dźwięk, coś pośredniego

pomiędzy zachłyśnięciem się a westchnieniem. Jordan ściągał

delikatną tkaninę tak długo, aż opadła na wysokość jej talii.

- Dobranoc - powiedział głośno i zaczął ją całować.

Były to pocałunki pełne namiętności i determinacji.

Żadne z nich nie miało cienia wątpliwości, że tym razem będą

się kochać, a ona nie będzie stawiała oporu.

Nieustanna świadomość, że powinni zachowywać się cicho

sprawiła, iż milczące pieszczoty Jordana wzruszyły Lauren swą

delikatnością. Jego wargi błądziły po niej, podczas gdy dłonie

osuwały jedwab i koronki w dół, aż do stóp. Aksamitna skóra Lauren

drżeniem reagowała na pieszczoty. W pewnej chwili Jordan

uświadomił sobie, że Lauren wcisnęła pięść do ust, by zdusić jęk.

Kusiła go i drażniła, świadomie czy też mimo woli. Teraz nie

było odwrotu. Zanim nadejdzie poranek, Lauren Mackenzie w pełni

pojmie istotę kochania się kobiety i mężczyzny.

Lauren zaczęła naśladować Jordana i to od razu z doskonałym

skutkiem. Zaledwie musnęła dłonią jego brzuch, a już jego mięśnie

konwulsyjnie skurczyły się pod wpływem jej pieszczoty. Dotknęła

gumki jego spodenek i, idąc za jego przykładem, zaczęła zsuwać je

wzdłuż muskularnych ud i łydek.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jordan ostrożnie, tak, aby łóżko nie skrzypnęło, przetoczył się na

Lauren. Przez chwilę poczuła na sobie jego ciężar, potem, wsparty na

łokciach, zaledwie słyszalnie wyszeptał jej wprost w ucho:

- Czy nie jestem za ciężki?

Potrząsnęła głową.

Znowu odnalazł jej usta, łaskocząc je drobnymi pocałunkami

wzdłuż dolnej wargi, pieszcząc językiem ich linię tak długo, aż żar

ogarnął ich oboje. Wtedy wniknął w jej usta i powolnym, ale mocnym

głaskaniem uświadamiał jej, czego od niej pragnie, a jednocześnie

pozostawiał możliwość ucieczki, gdyby nagle zechciała wycofać się z

tej ich miłosnej gry. Lauren jednak przyciągnęła go bliżej, lekko

przesuwając się i zanim delikatnie uniósł się nad nią, oboje drżeli już

z pożądania i pragnienia.

Lauren nigdy nie przypuszczała, że fizyczna miłość może być

tak pięknym, tak olśniewającym zespoleniem dwojga ludzi. Wiedziała

już, że na zawsze pozostanie wdzięczna losowi, iż spotkała Jordana i

mogła go bliżej poznać. Wydawało się jej, iż całe życie czekała na tę

jedną chwilę, by odsłonił przed nią tajemnicę miłości.

Jordan opuścił się powoli, aż przyjęła go zupełnie w swe

wnętrze. Jak mógł do tej pory żyć, nie znając tego cudownego uczucia

zjednoczenia z drugą osobą? Znieruchomiały, obejmował ją mocno,

rozkoszując się oszałamiającą intensywnością swych przeżyć.

Lauren uśmiechała się, mocno przywierając do niego. Głowę

wtuliła w jego ramię. Spodziewała się bólu, a przynajmniej doznania

jakiejś drobnej przykrości. Zamiast tego zdumiała ją delikatność, z

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

jaką szukał do niej dostępu, poruszając się tak powoli, iż jej ciało

miało możliwość dostosowania się do niego. Te delikatne, powolne

ruchy były dla obojga rozkosznie podniecające.

Cisza pomieszczenia pozostała nie zakłócona, jedynie

momentami zmącona dyskretnym westchnieniem lub szelestem

pościeli - odgłosami, które mogli wydawać znużeni ludzie usiłujący

zaznać odpoczynku w obcym pokoju i obcym łóżku.

Lauren miała wrażenie, jakby coś w jej wnętrzu zerwało się z

uwięzi - im silniej poruszało się i miotało, tym większe ogarniało ją

napięcie. Jej ciało wydawało się bliskie eksplozji, delikatny deszcz

jasnych świateł i barw rozjaśniał mrok wokół niej. I nagle zewsząd

otoczyła ją kaskada fajerwerków, wypełniając pokój światłem i

radością, nadzieją i miłością.

Ukryła głowę głęboko na jego piersi i tak trwała. Nagle ciałem

Jordana wstrząsnął dreszcz, który zdawał się biec od głowy po końce

palców stóp. Zadygotał cały, a potem, ciężko dysząc, osunął się na

pościel obok niej.

Przytulił ją tak mocno, jakby nigdy już nie zamierzał wypuścić

jej z ramion, a ona, szczęśliwa i nasycona, zasnęła w tej pozycji.

Gdzieś w środku nocy Lauren obudziła się pod wpływem

cudownego uczucia. Jordan wciąż ją obejmował, delikatnie pieszcząc

dłońmi i ustami. Jego miłość wydawała się częścią snu i Lauren

odpowiadała mu bez opamiętania, wiedząc, że ich wspólne chwile

skończą się już za kilka godzin.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Kiedy obudziła się znowu, Jordan spokojnym głosem

powiedział:

- Czas wstawać, kochanie, jeśli chcesz zwiedzić cokolwiek.

Lauren otworzyła i natychmiast zmrużyła oczy, poraziło je zbyt

jasne światło. Skupiła wzrok na Jordanie stojącym obok jej łóżka.

Widok jego nagości szybko przywrócił jej przytomność. Westchnęła

spazmatycznie i podciągnęła kołdrę pod samą brodę.

Namiętne kochanie się z mężczyzną w ciemności było zupełnie

czymś innym niż oglądanie tego samego mężczyzny w całej jego

naturalnej wspaniałości i w pełnym świetle dnia. Nagle dotarło do

niej, że on zupełnie nie wstydzi się własnej nagości.

- Zaoszczędziłoby nam trochę czasu, gdybyśmy razem wzięli

prysznic - stwierdził chłodnym, niedbałym tonem, ale w oczach miał

zdecydowanie figlarne iskierki.

- Ach, tak... ale ja...

Delikatnie, ale stanowczo wyciągnął kołdrę z jej kurczowo

zaciśniętych palców.

- No, chodź, kochanie. Musimy ruszać.

Chwycił ją za ręce i postawił na nogi, z uśmiechem obejmując

spojrzeniem. Pociągnął ją do łazienki.

- Jak spałaś, skarbie?

- Ja? Dobrze, nawet nie sądziłam...

- Wiem. Obce łóżko i ten pokój... Trudno wypocząć w podróży.

Tyle lat spędziłem w drodze, że sam już się przyzwyczaiłem.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Lauren nie przypuszczała, że jest w stanie zarumienić się na

całym ciele. Jedno spojrzenie w lustro w łazience uzmysłowiło jej, że

to jednak możliwe. Twarz jej jednak przybrała jeszcze jaskrawszy

odcień purpury, kiedy stwierdziła, że Jordan wcale nie jest poruszony

jej obecnością.

Pochylił się i pocałował ją za uchem, obejmując ramionami.

Teraz oboje stali przed lustrem, a on wydawał się rozbawiony jej

zakłopotaniem.

- Jeżeli sądzisz, że przeproszę cię za tę noc, to spotka cię spory

zawód - mruknął pod nosem.

Potrząsnęła głową, ale jakoś nie była w stanie wydusić z siebie

ani słowa. Jordan wciągnął ją pod prysznic i zaczął mydlić Lauren

leniwymi, pieszczotliwymi ruchami, aż zapomniała o swoim

zawstydzeniu. Z ciekawością przyglądała się ciału, które od ostatniej

nocy znała jedynie z dotyku. Musiała przyznać, że metoda poznawcza

Braille'a nie jest najgorsza, była jednak szczęśliwa, że może oglądać

nagiego Jordana w pełnym świetle.

Jej własne ciało zdawało się bardzo szybko uczyć

zdumiewających nowych rzeczy. A może to on wiedział, jakich strun

dotknąć, by wywołać w jej wnętrzu tak silną reakcję.

Nagle podniósł ją, owinął się w pasie jej nogami, i zdobił to tak

szybko, że aż wydała głośny okrzyk.

- Boli? - zapytał, lekko marszcząc brwi. Zaprzeczyła ruchem

głowy.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- No to teraz możemy rozmawiać... dopóki woda jest

odkręcona...

Lauren była zbyt zaskoczona, by powiedzieć cokolwiek.

- Twoje plecy... wykrztusiła wreszcie. - Nie będą cię bolały

plecy?

Pochylił się i pocałował ją. Długi, upajający pocałunek

rozproszył jej wątpliwości.

- Wymasujesz mnie, jeśli będą bolały? - zapytał z przewrotną

nutą w głosie. - Bo jeśli tak, to może warto...

Nie była już w stanie skupić się na jego żartach. Jej plecy

wygięły się w łuk, z gardła wydobył się cichy jęk. Wydawało się, że

całe jej ciało roztapia się jak wosk.

Jordan zadygotał, obejmując ją tak mocno, że nie mogła złapać

tchu. Po chwili powoli postawił ją na ziemi.

- Bomba! - wykrzyknął, kiedy mógł już złapać oddech.

- Co to znaczy: Bomba?

- Bomba! Jesteś fantastycznym partnerem do kąpieli!

Roześmiała się, nagle bardzo z siebie zadowolona. Jordan

zachowywał się tak, jakby sądził, iż jej gesty są świadome, podczas

gdy ona tylko pozwalała się prowadzić.

Skwapliwie wyskoczyła spod prysznica i odkryła, że kolana drżą

jej tak, iż zaledwie może ustać.

- Nie jestem pewna, czy to był dobry pomysł - wyszeptała

matowym głosem.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jordan wyskoczył tuż za nią, nie zakręcając wody, i w jednej

chwili otoczył ją ramionami.

- Co się stało? Chyba nie zrobiłem ci krzywdy? Cholera!

Potrząsnęła głową.

- Nie. Po prostu nie miałam pojęcia... Skąd miałam wiedzieć... -

spojrzała w lustro i spostrzegła jego zatroskaną minę. - Wszystko w

porządku, naprawdę - dodała, prostując się niepewnie. - Nie chciałam

cię przestraszyć...

- Och, Lauren - wyszeptał, zanurzając twarz w jej włosach. - Ja

też nie chciałbym sprawić ci najmniejszego nawet bólu.

- Wiem - odparła miękko.

Jeśli ich związek sprawi jej cierpienie, będzie mogła winić

jedynie siebie. Podjęła decyzję i nie żałowała jej. Teraz jednak musieli

zająć się tym, po co przyjechali.

- Czy nie powinieneś zakręcić wody, zanim ktoś dojdzie do

wniosku, że mamy potop w pokoju?

- zapytała, sięgając po ręcznik.

Jordan bez słowa skinął głową. Wypuścił ją z objęć, sięgnął pod

prysznic i zakręcił wodę.

- Co mamy dziś w rozkładzie? - zapytała niedbale. Weszli do

sypialni i zaczęli się ubierać. Lauren nie mogła oderwać od niego

oczu, choć starała się z całych sił.

- Pamiętasz ten mały sklepik z pamiątkami, który odkryliśmy

wczoraj? - zapytał, a ona zorientowała się, że ma na myśli miejsce,

gdzie spotkali się ze Stefanem.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Tak, oczywiście.

- Nie wychodzą mi z głowy te ręcznie rzeźbione szachy, które

tam widzieliśmy. Byłby to wspaniały prezent dla twojego taty, jak

sądzisz?

- Faktycznie! - zaśmiała się, doskonale wiedząc, że jej ojciec nie

miał zielonego pojęcia o szachach.

- To miło, że pamiętałeś.

Podszedł i poprawił kołnierzyk jej sukni, potem przesunął dłonią

wzdłuż jej pleców w dół i w górę.

- Zawsze myślę o twojej rodzinie. To wspaniali ludzie. Czy

pamiętasz, że mamy wysłać pocztówki do Meg i Amy?

Lauren spojrzała na niego ostro i pochwyciła przekorny błysk w

jego oku.

- Myślałam, że zaczekamy z tym, aż będziemy we Francji.

Wiesz, jakie są moje siostry.

Uniósł brwi, a ona odpowiedziała mu wyjątkowo niewinnym

spojrzeniem. Spojrzał na zegarek.

- Powinniśmy już wyjść. Trochę zaspaliśmy.

- A cóż to za różnica, kochanie? Jesteśmy przecież na wakacjach

- wzięła torebkę i kapelusz, który kupili poprzedniego dnia.

- Dobrze, że mi przypomniałaś. Ciągle usiłuję gdzieś zdążyć.

W małym sklepiku czekała na nich wiadomość od Stefana. Mieli

spotkać się z nim o trzeciej w dobrze znanym miejskim parku.

Ponieważ nie umieli przewidzieć, kiedy znowu będą mogli jeść,

Jordan zaproponował, żeby teraz iść na lunch.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Podczas posiłku nie przestawał jej bacznie obserwować.

- Czy mam ubrudzoną twarz? - zapytała wreszcie. Jordan stał się

jeszcze bardziej skupiony.

- Nie. Zaskoczyłaś mnie, to wszystko - odparł, powoli podnosząc

do ust kawałek wędliny.

- Czyżbyś nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo potrafię

być agresywna? - wysiliła się na żart, ale z jego miny wyczytała, że

bezskutecznie. Wcale go nie rozśmieszyła.

- Chciałbym wiedzieć, dlaczego - odezwał się w zamyśleniu,

jakby powtarzając jedynie to, co już od dawna tłukło mu się po

głowie.

- Dlaczego? - zapytała z wahaniem.

- Dlaczego ja? Dlaczego teraz? Czekałaś tyle lat i nagle,

niespodziewanie podejmujesz taką decyzję?

- Czy próbujesz powiedzieć mi, że powinnam była usiąść i

przemyśleć wszystko, zanim zacznę się z tobą kochać?

- Usiłuję powiedzieć ci - powtórzył cierpliwie i spokojnie - że

zachowałaś się zupełnie niezgodnie z twoim charakterem.

- W takim razie po prostu nie znasz aż tak dobrze mojego

charakteru.

- Wiem, że byłem twoim pierwszym mężczyzną.

- Chodzi ci o moje niedoświadczenie, co? A ja myślałam, że tak

szybko się uczę...

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Nie oszukasz mnie, Lauren. Z tego, co się o tobie

dowiedziałem, wiem, że jesteś silną, niezależną kobietą, która nie robi

nic pod wpływem impulsu.

- Chyba żartujesz. Cała ta wyprawa jest jednym wielkim

impulsem, A gdybym powiedziała ci, że znudził mi się dawny styl

życia i postanowiłam zmienić skórę?

- Ale dlaczego ja?

Teraz już nie potrafiła zdobyć się na żaden inteligentny

komentarz. Nie mogła przecież powiedzieć mu: „Bo byłeś pod ręką".

Grając na zwłokę, pociągnęła łyk ze szklanki i postawiła ją przed

sobą. Podniosła głowę i wytrzymała jego natarczywe spojrzenie.

- Może zakochałam się w tobie.

Drgnął, jakby go spoliczkowała. Właściwie, czegóż innego

mogła oczekiwać? Nie powinna być zaskoczona.

- Wiesz, że to nie ma przyszłości - odezwał się cicho.

- Wiem.

- Mój tryb życia...

- Doskonale znam twój tryb życia. Nie musisz mi go opisywać.

- Wykorzystałem sytuację, chociaż obiecałem ci, że...

- Dlaczego przypisujesz sobie całą zasługę? Ja też

wykorzystywałam sytuację, dobrze o tym wiesz.

Potrząsnął głową, niezadowolony z przebiegu, jaki zaczynała

przybierać ta rozmowa. Czy ona niczego nie bierze na serio?

Jasne, że go nie kocha. Głupi żart. Nawet go chyba nie lubi.

Właściwie nie ma się co dziwić, po sposobie, w jaki traktował ją od

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

samego początku. A jednak coś było między nimi... coś, co

wywoływało fontanny iskier, skoro tylko się do siebie zbliżyli. Nawet

po tych kilku godzinach namiętnego kochania się czuł, że wciąż jej

pożąda. Co go w niej tak bardzo pociąga?

Do diabła, chciałby to wiedzieć.

Spojrzał na zegarek.

- Musimy już iść - stwierdził, dając znak kelnerowi, by przyniósł

rachunek. Zapłacił szybko, wziął Lauren pod ramię i wyszli z

restauracji, otoczeni tą szczególną aurą, którą zawsze promieniują

zakochani.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Dwukrotnie okrążyli park, jakby rozkoszując się pięknem dnia i

widoku. Jordan droczył się z nią, szeptał do ucha rzeczy, które

wywoływały rumieniec na jej twarzy, ale kątem oka dyskretnie

rozglądał się za Stefanem. Mimo to nie rozpoznał go.

Podstarzały, lekko kulejący mężczyzna z laską, skinął im głową,

kiedy go mijali. Kilka sekund zajęło Jordanowi przypomnienie sobie,

skąd go zna. Wybuchnął śmiechem.

- Z czego się śmiejesz?

- Zapomniałem o upodobaniu Stefana do przebieranek.

Rozejrzała się wokół siebie.

- A gdzież on jest?

- Nieważne. Usiądźmy na chwilę na ławeczce, a na pewno zaraz

do nas dołączy.

Po niecałym kwadransie przysiadł się do nich ten sam starszy

pan i znowu skinął im głową. Jordan nie odwracał uwagi od Lauren,

chociaż jego słowa skierowane były ponad jej ramieniem do Stefana.

- Mogłeś mnie uprzedzić, że to będzie bal przebierańców.

- Nie szkodzi - mruknął staruszek, jakby mamrocząc do siebie. -

Myślałem, że rozpoznasz strój.

- Co masz mi do powiedzenia?

- Informacje, które posiadamy, są prawdziwe.

- Można się tam dostać?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Staruszek pogrzebał w kieszeni i wyciągnął torebkę orzeszków.

Rzucił jeden na ziemię, obserwując, jak z pobliskiego drzewa

zeskakuje wiewiórka, chwyta orzeszek i z powrotem zmyka w

bezpieczne miejsce.

- To będzie trochę ryzykowne, ale owszem.

- Jak?

Jordan wciąż uśmiechał się, igrając z loczkiem nad uchem

Lauren, ale nie odrywał wzroku od mężczyzny.

- Załatwiłem, że pielęgniarka na parę minut spotka się ze swoim

chłopakiem około piątej, to znaczy w godzinach odwiedzin. Ty i twoja

żona wejdziecie jako odwiedzający i wmieszacie się w tłum. W

gazecie, która leży obok mnie, znajdziecie plan. Po wejściu do kliniki

musicie prześliznąć się do drugiego skrzydła. Pokój jest oznaczony, to

nie potrwa długo.

- W jakim jest stanie?

- Nie udało mi się dowiedzieć.

- Jeżeli pozostawię tam Lauren tak długo, dopóki nie uda mi się

bezpiecznie wywieźć tamtej kobiety z kraju, jaką opiekę możecie jej

zapewnić?

- Wszystko, co będzie konieczne.

Jordan nagle zdał sobie sprawę, że wstrzymywał oddech, dopóki

nie padło to zdanie. Nawet w tej sytuacji plan mógł się nie powieść.

Kiedy jednak dotrą do pani Monroe, być może zdołają zasięgnąć

bardziej szczegółowych informacji i zdecydują wówczas, co robić.

- Zobaczymy się z tobą?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Będę tam, ale nie zobaczycie mnie - zwrócił się Stefan do

wdzięczącej się wiewiórki.

Jordan pochylił się i pocałował Lauren.

- Będziemy o piątej - mruknął i odsunął się. Podniósł gazetę,

machinalnym ruchem wtykając ją pod pachę. Ujął Lauren za rękę i

pomógł jej wstać, jak zakochany, który marzy jedynie o tym, aby

znaleźć się z dziewczyną w bardziej ustronnym miejscu.

Żadne z nich nie obejrzało się na staruszka, który dalej siedział

na ławce i karmił wiewiórki.

Jordan ucieszył się, kiedy zobaczył, że wokół kliniki kręci się

tylu ludzi, iż bez trudu zdoła wraz z Lauren wmieszać się w tłum.

Namówił ją, aby na wszelki wypadek włożyła kapelusz, który

dokładnie ocieniał jej twarz.

Wewnątrz skierowali się w dół korytarza, aż do miejsca, gdzie

skręcał. Tam natrafili na klatkę schodową, weszli dwie kondygnacje

wyżej, potem do drugiego korytarza, aż do końca. Modląc się, by plan

Stefana okazał się skuteczny, Jordan nacisnął klamkę drzwi pokoju nr

301. Drzwi uchyliły się. Zajrzał do środka. Rolety były spuszczone, w

pokoju panował mrok, ale można było dostrzec zarys kobiecej

sylwetki na łóżku.

Pociągnął Lauren za rękę do wnętrza pokoju i zamknął drzwi.

Na palcach podszedł do łóżka.

- Pani Monroe? - zapytał cicho. Głowa kobiety zwróciła się w

jego stronę.

- Czy pani jest Frances Monroe? Oblizała wargi i skinęła głową.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Tak - wyszeptała niepewnie, jakby odzwyczaiła się mówić. -

Kim pan jest? - zapytała łamiącym się głosem.

Jordan dotknął jej dłoni spoczywającej na kołdrze.

- Przysyła mnie pani mąż, pani Monroe. Zabieram panią stąd.

- Trevor? - jej głos stał się silniejszy. Podniosła się z trudem do

pozycji siedzącej. - Trevor jest tutaj? Dzięki Bogu. Koniec koszmaru.

- Szszsz, nie mamy zbyt wiele czasu i potrzebna nam będzie pani

pomoc.

Skinęła głową.

- Oczywiście. Czegokolwiek pan zażąda. Proszę tylko

powiedzieć.

- Może pani chodzić?

- Nie jestem pewna. Trzymali mnie w narkotycznym śnie i chyba

straciłam rachubę czasu. Wszystko mi się poplątało - dodała nieco

silniejszym głosem. - Oczywiście, że pójdę. Zrobię wszystko, co

będzie trzeba.

Jordan poklepał ją po ręce i zwrócił się do Lauren:

- Szybko! Ściągaj sukienkę i kapelusz - i wyjaśnił pani Monroe:

- Lauren zostanie tutaj, na pani miejscu, przez kilka godzin. Tyle

tylko, żeby wywieźć panią z kraju.

- Ale zobaczą ją i...

- Nie, jeśli pokój pozostanie zaciemniony. Może protestować,

jeśli zapalą światło - mówił zarówno do Lauren, jak i do pani Monroe.

Lauren zrozumiała nagle, że nadeszła chwila próby. Przyszedł

czas, by zrobić to, co miało zostać zrobione, bez względu na to, jak

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

bardzo się bała. Teraz liczyło się wyłącznie bezpieczeństwo pani

Monroe. Szybko rozebrała się do bielizny i pytająco spojrzała na

Jordana.

- Pani Monroe, odwrócę się, a pani zdejmie tę koszulę i ubierze

się w sukienkę, dobrze? - zaproponował łagodnie.

Frances skinęła głową. Ręce drżały jej tak mocno, że zaledwie

była w stanie się ubrać. Na szczęście Lauren pospieszyła z pomocą.

Kiedy Frances wyprostowała się, Lauren z ulgą stwierdziła, że są

podobnego wzrostu i budowy. Dzięki Bogu, przynajmniej to udało im

się przewidzieć. Nie mogła dostrzec barwy włosów Frances, ale ich

długość była podobna.

- Jaki kolor mają pani oczy? - zapytała Lauren.

- Niebieskie. Dlaczego? - zdziwiła się pani Monroe.

- Moje są szare, ale to dość zbliżony kolor.

- Co pani ma na myśli?

- Aby wydostać się stąd, będzie pani musiała użyć mojego

paszportu.

- Ale jak pani stąd wyjdzie? - zapytała Frances, zdezorientowana

tak szybkim biegiem wydarzeń.

- Będzie pani z mężem za parę godzin, pani Monroe - odezwał

się Jordan z drugiego końca pokoju. - Wtedy wrócę po Lauren.

Lauren pospiesznie wciągnęła przez głowę koszulę Frances i

wsunęła się do łóżka. Frances włożyła na głowę kapelusz Lauren.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Proszę, już teraz może się pan odwrócić - oznajmiła, a kiedy

spełnił jej prośbę, stwierdziła: - Właściwie nie zapytałam pana o

nazwisko.

- Jordan. Jordan Trent. Jestem gorącym zwolennikiem pani

męża, pani Monroe. Nie powinien znajdować się pod tego rodzaju

presją.

- Wiem - skinęła głową. - Bardzo się o niego martwiłam. Nie

byłam w stanie przekazać mu choćby słowa.

- Czy dobrze panią traktowali?

- Tak. Widywałam tylko troje ludzi. Dwóch mężczyzn, którzy

zatrzymali samochód w Wiedniu, i kobietę, która jest tu teraz ze mną.

Skąd wiedzieliście, że wyjdzie?

- Mieliśmy nadzieję. Cóż, musimy już iść - spojrzał na Lauren,

która już ułożyła się na łóżku w tej samej pozycji, w jakiej zastali

panią Monroe. Pochylił się nad nią i mocno pocałował.

- Nie martw się. Wrócę niedługo. Skinęła głową.

- Wiem.

Jordan lekko uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz.

- Gotowa? - zapytał, oglądając się na Frances.

Przytaknęła i w ślad za nim opuściła pokój.

Lauren leżała nieruchomo, zmuszając się do głębokiego

oddychania. Musi zachować spokój. Stefan jest tu gdzieś w pobliżu.

Będzie ją chronił. A niedługo Jordan wróci po nią.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Musiała w to wierzyć. Nie mogła pozwolić sobie na

rozpatrywanie wszystkich możliwości, które mogłyby pokrzyżować

im plany.

Zanim dotarli do głównego holu, Frances słaniała się już tak, że

zaledwie trzymała się na nogach.

- Przepraszam - wydyszała. - Byłam w łóżku przez tyle dni. Nie

przypuszczałam, że tak mnie to osłabi.

Jordan objął ją ramieniem.

- Nie szkodzi. Proszę udawać, że jest pani pogrążona w

rozpaczy. Proszę trzymać głowę spuszczoną i tak pomaszerujemy do

samochodu.

- A co potem?

- Pojedziemy do hotelu, spakujemy się i wynosimy stąd.

Skinął głową kilku mijającym ich osobom, które ze

współczuciem spoglądały na spuszczoną głowę Frances.

- Świetnie pani idzie - szepnął. - Proszę się nie zdziwić, kiedy

nazwę panią Lauren.

- Ona jest bardzo dzielna.

- Tak, rzeczywiście.

- To dobrze, że mogłyśmy zamienić się ubraniami - mruknęła,

chwytając oddech. - Mam tylko kłopot z utrzymaniem butów na

nogach.

Uśmiechnął się.

- Chyba lepiej, niż gdyby były za małe.

- Tak - poczuł bardziej, niż usłyszał jej cichy śmieszek.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Rozmawiając półgłosem minęli frontowe drzwi. Oboje

odetchnęli z ulgą.

- Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję.

- Nie pamięta pani przyjazdu?

- Była noc, a ja tak bardzo się bałam. Obawiałam się, że przeze

mnie skrzywdzą Trevora.

Zadziwiająca kobieta, przyznał w duchu Jordan. Ile kobiet na jej

miejscu martwiłoby się o swego męża?

A Lauren, gdyby znalazła się na jej miejscu? Ona -tak.

Nie wiedział, skąd mu to przyszło do głowy, ale wiedział, że to

prawda. Podobieństwo obu kobiet nie kończyło się na wyglądzie

zewnętrznym.

Przez całą drogę do hotelu Frances drzemała.

- Nie jestem w stanie utrzymać się na nogach - wyznała, kiedy ją

obudził.

- Proszę się nie przejmować. Wszystko w porządku - pomógł jej

wysiąść z samochodu i dotrzeć do hotelu. Natychmiast zaprowadził ją

do pokoju.

- Spróbuj się położyć, kochanie, może ci przejdzie - powiedział,

skoro tylko znaleźli się w środku. Spojrzała na niego zaskoczona, ale

on tylko położył palec na ustach, zdjął jej kapelusz i gestem wskazał

łóżko.

Frances rozejrzała się po pokoju, skinęła głową i położyła się

posłusznie.

Jordan podszedł do telefonu i wykręcił numer recepcji.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Tu Jordan Trent - oznajmił, kiedy ktoś odebrał telefon. - Zdaje

się, że moja żona zjadła coś, co jej nie posłużyło i postanowiła wracać

do Wiednia jeszcze dziś, rezygnując z dalszego zwiedzania. Czy

mógłbym prosić o jak najszybsze przygotowanie rachunku?

- słuchał przez chwilę wyjaśnień i dodał: - Nie. Oczywiście, że

rozumiem. Nie szkodzi. Jestem pewien, że to nic poważnego. Tak.

Mieliśmy bardzo przyjemny pobyt.

Odłożył słuchawkę i wszedł do łazienki, by pozbierać przybory

toaletowe.

Po powrocie do pokoju stwierdził, że Frances znowu zamknęła

oczy. W jasnym świetle wpadającym przez okno zobaczył, że Frances

Monroe jest naprawdę bardzo ładną kobietą. Sukienka wyglądała na

niej tak, jakby to ona ją wybrała. Jasna cera i złotorude włosy

przypominały mu Lauren, ale patrząc na Frances nie odczuwał

żadnych uczuć... Dziwna sprawa. Były do siebie tak podobne, że

mogłyby udawać rodzone siostry. Jedna przyprawiała go o szalone

bicie serca, podczas gdy druga nie działała na niego zupełnie.

Co ta chemia robi z ludźmi? Nigdy dotąd nie reagował na żadną

kobietę tak, jak na Lauren. Zupełnie tego nie pojmował.

W tej chwili nie miał jednak czasu na szukanie odpowiedzi.

Wrzucił przybory do walizki i zamknął wieko.

Po powtórnym sprawdzeniu, czy udało mu się wszystko

spakować, podszedł do łóżka.

- Lauren?

Na dźwięk jego głosu oczy Frances otwarły się raptownie.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Och, znowu zasnęłam!

- Nie szkodzi - pomógł jej wstać, wziął walizkę i zeszli na dół.

Po godzinie byli już w drodze do granicy.

- Nie do wiary, jak łatwo udało się wam to wszystko - zauważyła

Frances, kiedy przejechali już dobrych parę kilometrów.

- To należy do mojego zawodu - odparł z uśmiechem.

- Co? Ratowanie ofiar porwań?

- Między innymi.

- Gdzie jest Trevor? Czy będzie czekał na nas w Wiedniu?

- Zabieram panią do amerykańskiej bazy wojskowej. Postanowił

tam właśnie czekać na wieści o pani.

- Nie był w domu?

Jordan spojrzał na nią kątem oka.

- A jak pani myśli?

Uśmiechnęła się.

- Znając Trevora dziwię się, że sam po mnie nie przyjechał.

- Jestem pewien, że chciał, ale nie można było pozwolić mu na

podjęcie tego ryzyka. Właściwie wydaje mi się, że na to właśnie

liczyli porywacze.

- Co pan ma na myśli?

- Cóż, przemyślałem sobie to i owo. Nie mieliśmy zbyt wielu

problemów z odnalezieniem pani. Zupełnie, jakby chcieli, żeby

została pani zlokalizowana.

- Czy myśli pan, że wypuściliby mnie, gdybym poprosiła?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Och, nie. Nie wszczęli dotąd alarmu jedynie dlatego, że myślą,

iż pani wciąż jest w ich rękach - i dodał w duchu: Mam nadzieję.

- Jak daleko jeszcze do granicy?

- Niedaleko.

Wyjaśnił jej procedurę na granicy i poradził, aby włożyła

kapelusz i usilnie starała się wyglądać na odprężoną.

- Gdybym odprężyła się jeszcze bardziej, spadłabym z fotela -

odparła z uśmiechem. - Kręci mi się w głowie i wydaje mi się, jakbym

od paru dni była na kacu.

- Kiedy po raz ostatni coś pani podali?

- Nie mam pojęcia. Straciłam poczucie czasu.

- Czy podawali pani narkotyk zgodnie z jakimś rozkładem, czy

w miarę potrzeb?

- Nie jestem pewna. Starałam się być bardzo rozsądna i

spokojna. Nie chciałam dawać im powodu do użycia siły.

Mądra dama - pomyślał Jordan.

Przekroczenie granicy okazało się niemal nudne. Samochód i

bagaże zostały dokładnie przeszukane, paszporty obejrzane, ale

pozwolono im przejechać bez problemów.

Jechali w milczeniu już przez kilka minut, kiedy nagle Jordan

usłyszał cichy szloch Frances Monroe. Zjechał na pobocze i zatrzymał

samochód.

Spojrzała na niego, ocierając oczy.

- Przepraszam - wykrztusiła, usiłując złapać oddech.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Wiem, że zachowuję się jak dziecko... ale tak strasznie się

bałam i... - znów odetchnęła spazmatycznie - ...kiedy zorientowałam

się, że jestem wolna... że się udało... nie...

Znowu zaczęła szlochać.

- Pani Monroe, ma pani moje pozwolenie. Może pani płakać,

kopać i wrzeszczeć. Była pani bardzo dzielna przez cały czas, a ta

reakcja jest nie tylko normalna, ale całkiem zdrowa.

Sięgnął do kieszeni i podał jej czystą chusteczkę do nosa. I

znowu ruszyli w drogę.

Zanim Frances Monroe dotarła do bazy amerykańskiej, gdzie

niecierpliwie oczekiwał na nią mąż, znikły z jej twarzy wszelkie ślady

płaczu, a usypiający efekt narkotyku ustąpił. Wyglądała na spokojną i

opanowaną. Jordan niemal z rozbawieniem obserwował jej taneczny

krok, kiedy kierowali się do przydzielonej senatorowi Monroe części

budynku.

Jordan pochwycił wyraz twarzy Trevora Monroe, gdy zobaczył

on nie widzianą od tygodnia żonę - i poczuł się bardzo szczęśliwy.

Senator zerwał się z fotela i rzucił się w jej kierunku.

- Fran! O Boże, nie wierzę własnym oczom! To naprawdę ty! -

chwycił ją w ramiona, podniósł, zawirował i pospiesznie postawił z

powrotem na nogi.

- Jak się czujesz, kochanie? Boże drogi! Odchodziłem od

zmysłów. Nie wiedziałem... gdybym tylko mógł być z tobą...

Uściskała go, śmiejąc się z tej bezładnej gadaniny.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Czuję się świetnie. Naprawdę. Właściwie to był wspaniały

kilkudniowy wypoczynek w luksusowym domu. Traktowali mnie jak

księżniczkę - uśmiechnęła się na widok jego niedowierzania i

położyła dłoń na sercu. - Naprawdę. Przecież chyba nie kłamałabym?

- Ależ tak, gdybyś wiedziała, że cię nie przyłapią - odparł

radośnie. Po raz pierwszy spojrzał na Jordana, jakby dopiero teraz

uświadomił sobie, że nie są sami.

- To pan nazywa się Trent? - zapytał, podchodząc z wyciągniętą

dłonią.

- Tak - odparł Jordan, przyjmując dłoń. Trevor Monroe skinął

głową.

- Mallory mówił, że pan potrafi to załatwić. Miał rację, do

cholery! - potrząsnął dłonią Jordana.

- Zdecydowanie zasługuje pan na awans, ja się już o to postaram.

- Miłym gestem byłby urlop... w jednym kawałku... Trevor

uśmiechnął się, a napięcie ostatnich kilku dni zdawało się odpływać z

jego twarzy.

- Słusznie. Mallory mówił coś o tym, że jego najlepszy człowiek

ma właśnie urlop. To chyba moja wina, bo poprosiłem o tego

najlepszego.

- Cieszę się, że mogłem pomóc - odparł Jordan, wzruszając

ramionami.

Senator podszedł do żony.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Musimy zabrać cię do szpitala i zbadać, czy rzeczywiście

wszystko w porządku. A potem... Jest paru ludzi, którzy chcieliby z

tobą porozmawiać.

- To się chyba nazywa „udzielanie informacji", prawda? -

zapytała z niewinną miną, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na

widok jego „wysoce odpowiedzialnego" zachowania.

- Pana też będziemy potrzebować, Trent. Muszą dowiedzieć się,

z kim mają do czynienia.

- Przykro mi - odparł Jordan bez śladu szczerości w głosie. -

Może innym razem. Mam jeszcze coś niecoś do zrobienia, zanim

uznam sprawę za zamkniętą.

- Co pan ma na myśli? - dopytywał się senator.

- Kochanie, on pozostawił tam swoją żonę, żebym ja mogła

przekroczyć granicę.

- Żonę?

- Lauren Mackenzie - wyjaśnił Jordan. - To pani, która podjęła

się, w razie potrzeby, zająć miejsce pańskiej żony. Był to, niestety,

jedyny plan dający szansę powodzenia.

- Nie miałem pojęcia, że wy dwoje byliście małżeństwem...

- Byliśmy, zgodnie z naszymi paszportami. Jak pan wie,

fałszowanie informacji w paszporcie jest karalne.

- Aha - mruknął senator.

- Pojadę po Lauren Mackenzie jeszcze dziś, jeśli to możliwe.

Trevor Monroe spojrzał na zegarek.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- O tej porze lepiej pan zrobi, jeśli odpocznie trochę przed

podróżą.

- Niestety, nie mogę, nie mam ani chwili do stracenia. Jestem

pewien, że długie, piękne wakacje zlikwidują wszystkie moje

problemy w kilka dni - odparł Jordan i wymaszerował z pokoju.

Usłyszał jeszcze śmiech senatora i z zawodową satysfakcją

pomyślał, że przynajmniej Trevor Monroe jest zadowolony z efektów

akcji.

Miał niejasne, dręczące przeczucie, że musi czym prędzej

dotrzeć do Lauren.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Lauren, leżąca w zaciemnionym pokoju, niemal straciła poczucie

czasu. Usiłowała uspokoić myśli. Nie ma się czego bać. Stefan jest w

pobliżu i nie pozwoli, aby coś się jej przydarzyło. Ufała Stefanowi,

ponieważ Jordan mu ufał. Nie ma powodu do paniki. Wszystko idzie

zgodnie z planem.

Kiedy otwarły się drzwi, Lauren z trudem tylko zdołała

utrzymać zamknięte oczy i odwróconą głowę. Oddychała płytko,

urywanie. Czekała.

Pokój napełnił się światłem i Lauren zorientowała się, że

zapalono lampę u wezgłowia łóżka. Zakryła twarz ramieniem,

mamrocząc:

- Światło mnie razi...

Pomału jej oczy przyzwyczaiły się do światła. Zerknęła spod

ramienia na siedzącą opodal pielęgniarkę. Wyglądała jak zapaśnik.

Nic dziwnego, że pani Monroe nawet nie próbowała się stąd

wydostać.

Nie była pewna, co się stanie, kiedy będzie musiała opuścić

ramię. Z bliska nie była zbyt podobna do żony senatora. I co wtedy?

Zdecydowała, że spróbuje jak najdłużej ukrywać twarz.

Odwróciła się plecami do strażniczki i wbiła wzrok w ścianę.

Wróciła myślami do Jordana: Och, mam nadzieję, że udało mu

się ją wywieźć. Stanowimy z Jordanem fantastyczny duet! Ale czy on

też tak uważa?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Oczywiście, że nie. Poza przyjemnymi chwilami w łóżku nie

miałby z niej zbyt wiele pożytku.

Ciekawe, kiedy przyjdzie mu do głowy, że ani w nocy, ani rano

nie pomyślał o żadnych środkach ostrożności...

Lauren cały czas zdawała sobie sprawę z braku zabezpieczenia.

Myśl ta nie przerażała jej, wręcz przeciwnie - obudziła w niej

nadzieję, że może zajdzie w ciążę? Była w pełni świadoma przyczyn,

dla których Jordan nigdy nie będzie mógł dzielić z nią życia. Nie

miała wyboru - musiała pogodzić się z tym, że ich romans wkrótce się

skończy. Dziecko - gdyby urodziła jego dziecko - mogłoby ono

załagodzić uczucie straty Jordana. Wciąż miałaby przy sobie jakąś

jego cząstkę, kogoś do kochania i rozpieszczania na wiele lat.

Wiedziała, że rodzina byłaby zdumiona i przerażona. Przecież

wychowywali ją w poszanowaniu tak surowych zasad! Nie mogłaby

ich o to winić. Oczami wyobraźni ujrzała smutek w oczach ojca.

Musiałaby im to wyjaśnić. Powiedziałaby, że kocha Jordana. A

ponieważ go kocha, pragnie urodzić jego dziecko. Przecież zarabia

dość, aby utrzymać siebie i maleństwo. Inne samotne matki mogą, to i

ona też.

Rozległo się głośne stukanie do drzwi i Lauren omal nie

podskoczyła na łóżku, tak nagłe było to wtargnięcie w ciszę pokoju.

- Kto tam? - zawołała pielęgniarka.

- Anton - odparł męski głos. Odpowiedziała, że może wejść.

Przy drzwiach odbyła z nim krótką, szeptaną rozmowę i Lauren

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

wytężyła słuch, aby zrozumieć, co mówią. Padło kilka nazwisk i nazw

miejsc, które postarała się zapamiętać.

Wyglądało na to, że zmienili plan. Zamierzali ją z samego rana

przewieźć w inne miejsce! Och, Boże! A jeśli Jordan nie będzie w

stanie odnaleźć jej po powrocie?

Bez paniki - upomniała się. - Stefan jest tutaj. Powtórzyła to

sobie kilkakrotnie. Wszystko jest pod kontrolą. Trzeba tylko leżeć

spokojnie, udawać narkotyczny sen i czekać.

Lauren nigdy nie umiała czekać. Nie przypuszczała jednak, że

spokojne leżenie w obecności porywaczy Frances i czekanie, aż

zostanie zdemaskowana, może być aż tak denerwujące.

Takie myśli - stwierdziła w duchu - bardzo szybko doprowadzą

ją do histerii. Wróciła więc do myślenia o Jordanie i ich ubiegłej nocy.

Nie, tego rodzaju wspomnienia grożą podniesieniem ciśnienia

krwi do bardzo niebezpiecznego poziomu. Musi pomyśleć o czymś

spokojnym, uspokajającym... dźwięk szemrzącego potoku, lekki

wiaterek poruszający liście drzew, szept...

Lauren zasnęła.

Powrót Jordana po Lauren nie mógł odbyć się w legalny sposób.

Uratował go fakt, iż jego przygraniczne kontakty wciąż jeszcze były

aktualne i że jego znajomi nadal zarabiali na życie przemycaniem

ludzi i towarów.

Kiedy opuścił małą chatę ukrytą głęboko w lesie, blisko granicy,

już nawet najbliższy przyjaciel miałby problemy z rozpoznaniem

Jordana. Ubrany był jak zwyczajny robotnik, ale taki dość niechlujny i

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

niezbyt czysty. Na głowie miał szmacianą czapkę nasuniętą głęboko

na oczy.

Mężczyzna, który podwoził go do miasta, podawał mu

instrukcje:

- Musisz wrócić o zmroku, inaczej nie gwarantuję, że uda mi się

ciebie przeprowadzić.

- Zrobię, co będę mógł, Franz. Będę z kobietą.

- Ha! I po co zadawać sobie tyle trudu dla jakiejś baby?

Marnować tyle czasu! Nie lepiej znaleźć sobie inną?

- Ciekawa filozofia, ale jej nie podzielam - zaśmiał się Jordan.

- Wszystkie baby są takie same.

- Wiesz co, Franz, przyznam ci się, że ja też tak myślałem do

niedawna. Do bardzo niedawna, kiedy nagle odkryłem, że mogę się

mylić.

- Nigdy w życiu. Im nie można ufać.

- Za tę ręczę głową.

- Której dla niej nadstawiasz, naturalnie.

- Ona zrobiłaby to samo dla mnie.

- Ale możesz być pewien, że z zupełnie innego powodu.

- Co masz na myśli?

- Kobiety to wredne stworzenia. Nigdy nie mówią tego, co

myślą, ani nie myślą tego, co mówią.

Jordan uznał, że i tak nie przekona Franza. Właściwie nie warto

próbować. Zastanawiało go jedynie, jak bardzo zmienił się jego

własny sposób myślenia od chwili poznania Lauren.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Czy i on niegdyś gadał takie głupoty, przyklejając połowie

ludzkości durne etykietki? Jak łatwo jest - dla poprawienia własnego

samopoczucia - szufladkować innych, różnych od siebie ludzi, a

szczególnie - kobiety. Potrząsnął głową. Czy i on był aż tak

uprzedzony do kobiet, że inni słuchali go tak, jak on teraz Franza?

Powinien to sobie przemyśleć.

Przymknął oczy na chwilę. Powieki piekły go z niewyspania.

Świtało już, a on wciąż był jeszcze o wiele godzin drogi od miejsca

przeznaczenia. Musi przede wszystkim złapać Stefana. Może udało

mu się wydobyć Lauren z kliniki, zanim ktokolwiek zorientował się,

że to nie Frances Monroe?

Dlaczego ciągle obawiał się, że to nie będzie takie łatwe?

Chrapliwy głos zabrzmiał tuż obok i Lauren ocknęła się

gwałtownie.

- Twoje jedzenie. Jedz - nakazał glos. Słowa były angielskie, ale

wypowiedziane z tak dziwnym akcentem, że niemal niezrozumiałe.

Pojęła ich sens dopiero w chwili, gdy zobaczyła tacę ź posiłkiem.

Ze spuszczoną głową podciągnęła się do pozycji siedzącej i

sięgnęła po widelec.

Kiedy spojrzała z ukosa, stwierdziła z ulgą, że jej strażniczka już

odwróciła się tyłem i z powrotem pochyliła nad swoją robótką.

Lauren ledwie mogła uwierzyć, iż jest tu już tak długo i jeszcze

nie została zdemaskowana. No, ale przecież żaden z porywaczy nie

miał powodu czegokolwiek podejrzewać. Plan był tak niewiarygodnie

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

śmiały! Gdyby wykradli panią Monroe i nie podstawili nikogo na jej

miejsce, porywacze natychmiast wszczęliby alarm.

Zastanawiała się, jak długo to potrwa.

Zjadła tyle, ile mogła, po czym położyła się tyłem do pokoju i

udawała, że śpi. Modliła się w duchu, by tej nocy nie zmuszali jej do

niczego.

Wreszcie światło zgasło i Lauren straciła całkiem poczucie

czasu. Słyszała szelest materiału, gdy tamta kobieta rozbierała się do

snu. W pokoju nie było drugiego łóżka, więc Lauren doszła do

wniosku, że jej strażniczka musi spać na leżance pod przeciwległą

ścianą.

Mówili, że rano przeniosą ją w inne miejsce. Czy Jordan zdąży

ją uwolnić?

Jordan dojechał do celu tuż przed dziesiątą. Franz; pożegnał go i

pozostawił w przygranicznym magazynie, a stamtąd udało mu się

złapać okazję - ciężarówkę wiozącą ładunek do miasta.

Franz wcisnął kierowcy trochę pieniędzy z wyjaśnieniem, że

Jordan jest zbyt głupi, żeby pojąć, co się do niego mówi. Jordan

trochę domyślił się, a trochę zrozumiał sens rozmowy i odetchnął z

ulgą. Przynajmniej kierowca ciężarówki nie będzie go zagadywał.

Natychmiast po przybyciu do Brna ruszył w stronę sklepiku z

pamiątkami, spodziewając się zastać w nim Stefana. Kiedy tam dotarł,

okazało się, że nikt go nie widział od poprzedniego dnia. Stefan

zniknął.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jordana zaniepokoiły te wieści. Korzystając ze swoich dawnych

kontaktów rozpoczął żmudne wysiłki, mające na celu ustalenie

obecnego miejsca pobytu Stefana. Nie miał zamiaru zepsuć wszy-

stkiego, pokazując się w klinice. Przecież nikt w takim roboczym,

wyświechtanym ubraniu nie idzie odwiedzać pacjentów.

Dłoń spadła nagle na usta Lauren, niemal pozbawiając ją

możliwości oddychania. Usiłowała uwolnić się, ale jej ręce zostały

pochwycone i unieruchomione.

W pokoju panowała kompletna ciemność. Lauren miała

wrażenie, że znajduje się w głębokiej studni bez możliwości wyjścia i

z przerażeniem czuła, że udusi się, zanim ujrzy światło dnia.

Ktoś dotknął jej ucha i usłyszała szept:

- Stefan.

Odprężyła się, nareszcie rozumiejąc, co się dzieje, i dłoń

natychmiast zniknęła. Silne ręce uniosły ją z łóżka. Lauren zarzuciła

ramiona na szyję Stefana, który wydawał się widzieć w ciemności,

ponieważ bezszelestnie przemknął przez pokój i dotarł do drzwi.

Hol zalany był słabym światłem. Lauren spojrzała na niosącego

ją mężczyznę. Dzięki Bogu, był to rzeczywiście Stefan. Uśmiechnął

się, biegnąc z nią przez korytarz ku klatce schodowej, którą przyszli tu

wczoraj wraz z Jordanem. Tym razem skierował się w stronę piwnic.

- Mogę iść sama - szepnęła wreszcie, kiedy zbiegł po schodach

tak lekko, jakby nic nie ważyła.

- Nie wziąłem ze sobą żadnych butów - wyjaśnił przyciszonym

głosem. - Nie mamy czasu, żebyś mogła ryzykować marsz na bosaka.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Aha.

Kiedy otworzył drzwi do piwnicy, Lauren aż podskoczyła,

oślepiona jasnym światłem. Ukryła głowę na jego ramieniu, czekając,

aż przebiegnie korytarz i nareszcie dotrze do wyjścia.

Na zewnątrz niebo wciąż było czarne.

- Która godzina? - zapytała.

- Prawie świta.

- Miałeś jakieś wieści od Jordana?

- Nie. Ale nie przejmuj się. Skontaktuje się z nami, kiedy tylko

będzie mógł.

- Dokąd mnie zabierasz?

- Na wieś, tam będziesz bezpieczna.

Zdawało się, że jazda przez gęsty las trwa całą wieczność.

Lauren zupełnie straciła orientację.

Kiedy wreszcie Stefan wjechał na podwórko małej chaty, słońce

stało już wysoko na niebie.

- Gdzie jesteśmy? - zapytała, rozglądając się wokoło.

Stefan zdawał się zadowolony.

- To jest mój dom, pani Trent - wyjaśnił z uśmiechem. - Proszę

za mną, przedstawię panią mojej Anie, a potem muszę wracać do

Brna, żeby spotkać się z Jordanem, kiedy przyjedzie.

- Czy on nie wie, gdzie pan mieszka?

- Nie. Obaj z Jordanem zrezygnowaliśmy z kawalerskiego życia

dopiero po naszym ostatnim spotkaniu. Trafiła się nam teraz

wspaniała okazja, żeby i nasze żony się poznały.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Lauren nie widziała sensu w wyjaśnianiu sytuacji.

Jeżeli Jordan przedstawił ją Stefanowi jako swoją żonę i nie

powiedział mu prawdy, uznała, iż nie powinna poddawać w

wątpliwość jego słów.

Stefan okrążył samochód, otworzył tylne drzwi i znowu wziął ją

na ręce. Dopiero wówczas Lauren zdała sobie sprawę z tego, jak jest

ubrana. Cieniutka, bawełniana koszula sięgała jej do kolan. A do tego

była na bosaka! Jak Stefan ma zamiar wyjaśnić to swojej żonie?

Nie musiała się tym martwić. Młoda kobieta, która wyszła im na

spotkanie, wydawała się bardzo zatroskana i żywo zakrzątnęła się

wokół Lauren, otaczając ją atmosferą ciepła i życzliwości.

Stefan wyjaśnił Anie, że trzeba Lauren znaleźć coś do ubrania, a

on sam wróci wkrótce, skoro tylko spotka się z jej mężem.

Obie kobiety przytaknęły.

Kiedy tylko Ana odkryła, że Lauren mówi w jej języku, zaczęła

paplać radośnie, pokazując jej bluzki i spódnice, i zmuszając do

przymierzania butów. W ciągu paru minut Lauren zrozumiała, że

zdobyła nową przyjaciółkę.

Jordan odnosił wrażenie, że szuka Stefana już co najmniej od

kilku stuleci, gdy nagle sam został przez niego znaleziony.

- Gdzieś ty był?! - zawołał, skoro tylko Stefan się pojawił.

Jordan, po bezskutecznych poszukiwaniach Stefana, już od kilku

godzin siedział na tyłach sklepiku z pamiątkami i czekał tam, mając

nadzieję, że wcześniej czy później Stefan właśnie tu będzie go szukał.

- Odwoziłem twoją żonę w bezpieczne miejsce - odparł Stefan.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Jordan usiadł nagle i uważnie spojrzał na przyjaciela.

- W porządku? - zapytał.

- Najzupełniej.

- Rozpoznali ją?

- Nie. Na szczęście nie zdążyli, przyjacielu. Dziś rano mieli ją

przewieźć w inne miejsce.

- Dokąd? - Jordan skoczył na nogi w nagłym przypływie energii.

Stefan przekazał informacje uzyskane od Lauren podczas jazdy.

- Jak do tej pory, to najlepsze wskazówki. Zdaje się, że już

wiem, kto za tym wszystkim stoi - rozejrzał się po pokoju. - Możemy

do niej pojechać?

- Czekałem tylko, aż o to zapytasz - roześmiał się Stefan. -

Myślałem, że może znudziła ci się już ta twoja żonka, hę? Niezbyt się

do niej spieszyłeś...

- Wolne żarty, Stefan. Jedźmy już - odburknął Jordan kierując

się do drzwi.

- Nie. Nie razem. Musisz wrócić do parku i czekać tam na mnie -

Stefan opisał samochód, którym jechał. - Zabiorę cię, kiedy tylko będę

pewien, że nikt cię nie śledzi.

- Jasne, masz rację. Staję się nieostrożny.

- Nie. Raczej jesteś zakochany. Rozpoznaję symptomy tej

choroby, bo sam też na nią cierpię.

- Ty? O czym ty mówisz?

- Pozostawiłem twoją piękną małżonkę w towarzystwie mojej

kochanej żony, Any. Opowiedzą sobie wszystkie nasze sekrety, jeśli

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

nie dotrzemy tam na czas! - trzepnął Jordana w plecy. - Zmykaj.

Znajdę cię.

Jordan skierował się w stronę parku, nagle zdając sobie sprawę,

że od dwudziestu czterech godzin nie miał nic w ustach. Teraz, kiedy

wiedział, że Lauren jest bezpieczna, odprężył się na tyle, by poczuć

głód.

Nie chciałby już nigdy więcej przeżywać czegoś podobnego.

Nigdy w życiu nie był aż tak wystraszony, jak w ciągu tych ostatnich

kilku godzin.

Gdy znalazł się w niebezpiecznej sytuacji, wiedział, że zrobi

wszystko, aby się z niej wydostać. A jeśli się nie uda, to tylko on

poniesie konsekwencje.

Tym razem było inaczej. Nigdy przedtem nie doznał tak silnego

poczucia odpowiedzialności za kogoś drugiego. Gdyby cokolwiek

stało się Lauren... No, słucham, Jordan? - odezwał się wewnętrzny

głos. - Co wtedy? Jak byś się czuł?

A gdyby ją stracił na zawsze? Co wtedy by zrobił?

Lauren była dla niego kimś ważnym. Należała do niego. Oddała

mu siebie - przecudowny dar - a on też dał jej siebie całego. Nie był

już samotnikiem, który nikogo nie potrzebuje. Po raz pierwszy od

straty matki Jordan przyznał, że ktoś jest mu potrzebny ~ i to bardzo

niezwykły ktoś.

Ujrzał zbliżający się samochód Stefana. Ruszył z miejsca, jakby

chciał przejść przez jezdnię. Dopiero w ostatniej chwili skręcił i

wsiadł do samochodu.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- No i jak? - rzucił.

- W zasięgu wzroku żadnego ogona.

- A u ciebie?

- Co? U mnie? - zapytał Stefan z niewinnym uśmieszkiem. - A

któż by chciał mnie śledzić?

- Każdy, kto miałby choć trochę rozumu.

- Trafiłeś w sedno, przyjacielu. Na szczęście, wszyscy oni

uważają mnie za żałosne stworzenie nie warte uwagi.

- Ha! Biedni nieświadomi.

Zanim Stefan zjechał na drogę wiodącą za miasto, Jordan spał

już snem sprawiedliwego.

Lauren usłyszała warkot motoru i wyjrzała przez okno. To był

Stefan. I jeszcze ktoś! Błyskawicznie rzuciła się do drzwi i otwarła je

jednym szarpnięciem tylko po to, by zaraz stanąć jak wryta.

Mężczyzna, który wysiadł z samochodu, był nie ogolony, a jego

ubranie wyglądało tak, jakby nie zdejmował go całymi tygodniami.

Bezkształtna, nasunięta na czoło czapka j sprawiała, że wyglądał na

kogoś, kto całe życie spędził na rabowaniu przechodniów w ciemnych

alejkach.

Wtedy Stefan, wskazując na Lauren, powiedział coś ze

śmiechem.

Mężczyzna podniósł głowę i też zaśmiał się. Ten śmiech

rozpoznałaby wszędzie...

- Jordan! - krzyknęła radośnie, biegnąc w jego stronę.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Skoczył na jej spotkanie, chwycił w ramiona i mocno uścisnął.

Boże, jakaż była miękka i pachnąca, jak bardzo pasowała do jego

ramion!

- W porządku? - zapytał matowym głosem.

- Oczywiście! Nigdy w to nie wątpiłeś, prawda? - odparła,

wznosząc ku niemu twarz.

Nigdy przedtem nie widział u niej takiego spojrzenia. Żadnego

lęku, żadnego napięcia, jedynie czysta, promienna radość. Czy to z

jego powodu? Jordan czuł się dziwnie zawstydzony tą myślą. Czy to

możliwe, że coś dla niej znaczył?

- Och, Lauren - mruknął, przyciągając ją ku sobie i zasypując

pocałunkami.

Nie miał pojęcia, jak długo tak stali przed chatą Stefana. Nie

miał najmniejszej ochoty przestać ją tulić. Wreszcie Stefan podszedł i

poklepał go po ramieniu.

- Chodź do środka, przyjacielu. Trzeba coś zjeść. Co do mnie,

umieram z głodu.

Jordan z ociąganiem odsunął się od Lauren i oboje weszli do

domu.

Stefan dumnie zaprezentował Anę, a potem Ana pokazała

wybrane przez Lauren stroje. Mężczyźni zgodnie stwierdzili, że jest

ona doskonale ubrana.

- Kiedy wyjeżdżamy? - zapytała Lauren po skończonym posiłku.

Stefan objął wzrokiem zmęczoną twarz przyjaciela i

odpowiedział za niego:

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Myślę, że możecie bezpiecznie zostać tu do jutra. Jutro

podwiozę was do granicy.

- Franz uprzedzał, żebym wrócił dzisiaj.

- Jedna noc mniej, jedna więcej, cóż to znaczy, przyjacielu?

Franz to stara baba, zawsze trzęsie się bez potrzeby. Lubi rządzić,

czuje się wtedy bardzo ważny.

Teraz, kiedy zatrzymał się na tyle długo, aby usiąść i najeść się,

Jordan czuł się tak, jakby mógł zasnąć na siedząco.

- Chyba masz rację, Stefanie. A poza tym jestem tak skonany, że

padam na nos. Jeśli ci to nie przeszkadza, wyruszymy jutro.

Ana podskoczyła radośnie.

- Przygotowałam już pokój gościnny, tak na wszelki wypadek.

Chodź, Lauren, znajdę ci jakąś koszulę nocną.

Lauren niepewnie spojrzała na Jordana. Czy nie zamierza

powiedzieć im prawdy? Jordan podniósł wzrok i dostrzegł jej

zakłopotanie, nie domyślając się przyczyny.

- O co chodzi? - zapytał. - Nie chcesz zostać?

- To nie to... - zaczęła i oblała się rumieńcem. Jordan nagle pojął,

o co jej chodzi. Przez ostatnie godziny tak przyzwyczaił się do

myślenia o niej jako o swojej żonie, że zupełnie zapomniał, iż była to

przecież mistyfikacja - jeden z elementów ich zawodowych czynności.

Na razie jednak nie było powodu do jakichkolwiek wyjaśnień.

Uśmiechnął się do niej krzepiąco.

- Nie będę ściągał kołdry - oznajmił z uśmiechem. - I zrobię

wszystko, żeby cię rozgrzać.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Śmiech Stefana pogłębił jeszcze różowy odcień policzków

Lauren i młoda kobieta odwróciła się, by podążyć za Aną do pokoju

obok.

- Lauren? - cicho zawołał Jordan. Odwróciła się i spojrzała na

niego.

- Ja tylko żartuję.

- Wiem.

- Pewnie nawet nie zauważysz mojej obecności. Jestem tak

zmęczony, że nie wiem, czy dowlokę się do sypialni.

Uśmiechnęła się i mrugnęła do Stefana.

- Brzmi to jak potężna porcja wykrętów, prawda? Jak sądzisz,

czy on chce się wymigać od wypełnienia małżeńskich obowiązków?

Stefan przytaknął gorąco.

- Właśnie tak to wygląda, Lauren. Dokładnie tak. Jordan powoli

wstał i przeciągnął się, wysoko unosząc ramiona. Leniwie puścił oko

do Stefana.

- Mówiłem, że jestem zmęczony, Lauren, ale jeszcze nie martwy

- stwierdził, groźnie pochylając się nad nią.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Lauren odwróciła się i wybiegła na korytarz, ścigana śmiechem

obu mężczyzn. Niemal wpadła na Anę, która właśnie wychodziła z

sypialni.

- Och, przepraszam - odezwała się Ana. - Wiem. Jordan

wspominał mi.

Spojrzała na trzymaną w rękach koszulkę i podała ją Lauren.

- Masz. To powinno być dobre dla ciebie.

- Dziękuję - wzięła koszulę i pod wpływem nagłego impulsu

uścisnęła Anę. - Byłaś dla mnie taka dobra - wyszeptała ze łzami w

oczach. Uśmiechnęła się i skierowała do sypialni po drugiej stronie

korytarza.

Bardzo starannie poskładała pożyczone ubrania, które miała

włożyć jutro i właśnie sięgnęła po koszulę, kiedy drzwi za jej plecami

otwarły się i usłyszała głos Jordana:

- Jeśli o mnie chodzi, wcale nie musisz tego wkładać. Lauren

obróciła się ku niemu, odruchowo zasłaniając się.

Była ogolony i pachniał świeżością, widocznie wykąpał się, bo

miał na sobie tylko spodenki.

- Tak się cieszę, że ci się udało - powiedziała, czując, jak jej

serce znowu wzbiera czułością i wdzięcznością.

Podszedł do niej i delikatnie wyjął koszulę z jej rąk.

- Cieszę się, że ty się cieszysz. Nie miałbym do ciebie pretensji,

gdybyś przeklęła mnie po tysiąckroć.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Nie mów tak, Jordan. Nigdy nie zrobiłeś niczego wbrew mojej

woli.

Wskazującym palcem zaczął leciutko kreślić linię od jej

podbródka, poprzez szyję aż pomiędzy piersi.

- A teraz?

- Szczególnie teraz.

- Kobieto, jesteś nienasycona - zauważył z radosnym

uśmiechem.

- A ty wykończony - odparła ze zrozumieniem. Ciemne kręgi

pod jego oczami były z bliska bardzo dobrze widoczne.

- Nie aż tak wykończony, kochana - szepnął, biorąc ją na ręce i

układając na łóżku. A potem zgasił światło.

Następnego ranka, o świcie, obudziło ich bębnienie w drzwi i

głos Stefana:

- Hej, wy tam! Jeżeli macie zamiar zabrać się ze mną,

pospieszcie, się lepiej. Odjazd za dziesięć minut.

Lauren usiadła, z przerażeniem odkrywając, że oboje zaspali.

Obejrzała się na Jordana. Leżał na brzuchu z głową pod poduszką i nie

reagował.

- Jordan?

- Mmm?

- Słyszałeś Stefana? Powiedział...

- Jasne, że go słyszałem. Obudziłby umarłego!

- wymruczał, wciąż z poduszką na głowie.

- Ach... nie poruszyłeś się i myślałam...

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Nie poruszyłem się, bo jestem przekonany, że rozlecę się na

drobne kawałki, jeśli kiwnę choćby palcem.

Lauren pochyliła się nad nim z troską w oczach.

- Co się dzieje? Coś cię boli? Zeszłej nocy wyglądałeś na...

- Zeszłej nocy musiało mi się wydawać, że jestem jakimś

cholernym nastolatkiem, który chce się popisać - burknął i z jękiem

obrócił się na plecy.

Stłumiła chichot, kiedy stwierdziła, że nic mu nie jest.

Oczywiście, że nic mu nie było. Udowodnił to zeszłej nocy, w

całkiem zadowalający sposób i to nie raz. Miłość w zaciszu sypialni z

grubymi ścianami była dla Lauren zupełnie nowym, rozkosznym

doświadczeniem. Miała zresztą przeczucie, że kochanie się z

Jordanem będzie dla niej nowym i rozkosznym doświadczeniem

zawsze, wszędzie i w każdych warunkach.

- Musimy wstać.

- Wiem - odparł, wciąż leżąc na plecach z wyciągniętymi

ramionami i zamkniętymi oczami. Znikły już ciemne cienie wokół

oczu, rozpłynęły się także ostre bruzdy i zmarszczki spowodowane

zmęczeniem i długotrwałym napięciem. Niesamowite, ile dobrego

może sprawić porządny wypoczynek - pomyślała z uśmiechem.

Edukacja Lauren rozszerzyła się znacznie w ciągu tej ostatniej

nocy. Między innymi poznała pewne miejsce na brzuchu Jordana,

miejsce wyjątkowo wrażliwe na łaskotki. Przypadkowo odkryła ten

mały, ale niezwykle istotny punkcik, który dawał jej teraz poczucie

pewnej władzy nad leżącym obok niej mężczyzną.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Pochyliła się i, wykorzystując swą wiedzę, dotknęła językiem

tego wrażliwego punktu na jego brzuchu. Jordan w zadziwiająco

krótkim czasie znalazł się na nogach, spoglądając na nią z wyrzutem.

- To nie fair i ty dobrze o tym wiesz!

Lauren szybko wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać.

- Nie możemy się spóźnić, prawda? - zapytała, lekko unosząc

brwi.

Okrążył łóżko i objął ją ramionami.

- Zdaje się, że ja też znam parę twoich łaskotliwych miejsc,

wiesz? - stwierdził groźnie.

- Wiem— skinęła głową.

- Ale nigdy nie upadłbym tak nisko, żeby wykorzystać tę

intymną wiedzę przeciwko tobie.

- Ja też nie...

Bezczelny uśmieszek Lauren był zbyt uroczy, by go zignorować.

Jordan objął ją i przyciągnął do siebie.

- Czekaj no. Odwdzięczę się - zapewnił, obdarzając ją krótkim,

ale mocnym pocałunkiem.

Włożyła pantofle i wyszła, a Jordan w minutę po niej.

Szybko wypili kawę i posmarowali masłem kilka rogalików na

drogę. Stefan czekał na nich cierpliwie. Potem wyruszyli w drogę.

Mężczyźni siedzieli z przodu, dyskutując, którą drogą najłatwiej

dostać się do granicy. Lauren słuchała, ale niezbyt uważnie. Dzień był

taki piękny. Trudno wyobrazić sobie, że w taki dzień mogłoby

wydarzyć się coś złego.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Była zakochana, w jej świecie panował spokój. Przyglądała się

tyłowi głowy Jordana. Kochała kształt jego uszu i drobne loczki na

karku. Jak kiedykolwiek mogła uważać, że ten człowiek wygląda

surowo i onieśmielająco?

No, właściwie bywał onieśmielający. Ale już nie dla niej. Dla

niej - już nigdy. Uwielbiała patrzeć, jak wyraz jego twarzy zmienia się

na jej widok. Nie patrzył tak na nikogo innego. Ciekawe, czy zdawał

sobie sprawę z tego, jak inaczej ją traktuje niż na początku ich

znajomości.

Czy to fizyczna miłość tak go zmieniła? Czy wszyscy mężczyźni

zaczynają odruchowo inaczej traktować kobietę, z którą poszli do

łóżka? Żałowała, że nie wie więcej na temat mężczyzn. Szkoda, że nie

może od żadnego z nich dowiedzieć się, co oni o tym myślą. Niestety,

to nie był temat do rozmowy z ojcem.

A może Jordan też powolutku zakochuje się w niej? Jego

czułość, opiekuńczość, nawet to, że nie potrafi przebywać w jej

pobliżu nie dotykając jej - wszystko to musi przecież coś oznaczać!

Może Lauren też jest w jego życiu kimś szczególnym?

Ale czy oznacza to także, że zobaczy go znowu po powrocie do

Stanów? Nawet pracując dla tej samej agencji nie mieli dotąd okazji

się spotkać. Oczywiście, teraz już się znają. Może, kiedy będzie w

biurze, zatrzyma się na chwilę, żeby się z nią zobaczyć, może zaprosi

ją na kolację, a potem... Co potem, głuptasie? O czym ty w ogóle

marzysz? Czy sądzisz, że taki człowiek zmieni dla ciebie całe swoje

życie? Przecież mogę chyba trochę pomarzyć? Możesz marzyć,

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

oczywiście, tak długo, jak długo nie pomylisz marzeń z

rzeczywistością.

W takim razie stworzy sobie własną rzeczywistość. Lauren

przymknęła oczy i wyobraziła sobie dziewczynkę z rudozłotymi

lokami i ogromnymi, brązowymi oczami, a obok szarookiego

chłopczyka o ciemnych, kędzierzawych włosach.

Tymczasem samochód minął już przedmieścia Brna i mężczyźni

zdecydowali, że Jordan i Lauren powinni zaczekać do popołudnia. I

tak przekroczą granicę dopiero późną nocą, a w mieście łatwiej

zdołają się ukryć.

Tymczasem Stefan spróbuje się dowiedzieć, co działo się w

klinice, kiedy odkryto zniknięcie Lauren.

Dzień zdawał się wlec w nieskończoność. Czekali w magazynie,

w przemysłowej dzielnicy miasta. Umówili się z jakimś kierowcą

ciężarówki, który znał Stefana i doszedł do wniosku, że przyda mu się

trochę dodatkowego grosza dla rodziny.

Jordan nie chciał podejmować ryzyka spotkania kogoś, kto mógł

ich widzieć wcześniej w roli turystów. Dlatego właśnie woleli

przeczekać dzień w zaciszu magazynu.

Lauren zauważyła, że Jordan nie jest już tak oszczędny w

słowach, jak jeszcze dwa dni temu.

Chętnie odpowiadał na pytania dotyczące jego przeszłości,

opowiedział jej nawet o swoim dzieciństwie i wydawało się, że

wyrzucenie z siebie bólu, spowodowanego śmiercią matki i nagłą

zmianą otoczenia, sprawiło mu pewną ulgę.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Ona także wspominała swoje dzieciństwo - inne niż jego, bo

bardzo szczęśliwe - a nawet opowiedziała mu, jak poznali się jej

rodzice.

- Chyba polubiłbyś ich - powiedziała w pewnej chwili.

- Ale czy oni polubiliby mnie, oto jest pytanie.

- A dlaczego nie?! - zaprotestowała gwałtownie. Roześmiał się

na widok jej żarliwej pewności.

- Oj, nie wiem. Miałbym problemy z wyjaśnieniem, w jaki

sposób zarabiam na życie.

- Jesteś pośrednikiem handlowym z Chicago - odparła szybko.

- Czy to właśnie im powiesz? - zapytał zaskoczony.

- Oczywiście, przecież to właśnie wszystkim mówisz, czyż nie?

- Właściwie tak.

- Czy nie tak samo myśli twój ojciec?

- Tak.

- No, widzisz - oznajmiła, najwyraźniej uznając sprawę za

zamkniętą.

Może tak nawet było.

Pojawił się kierowca ciężarówki i przyniósł im kanapki.

Powiedział, że muszą już ruszać, bo chciałby dotrzeć do domu na

przyzwoitą godzinę.

Jordan i Lauren nie mieli problemów z przygotowaniem się do

drogi, ponieważ podróżowali bez bagażu. Lauren z dziwną czułością

obejrzała się na ponury budynek - to tu Jordan zwierzał się jej, to tu

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

odkrył przed nią swe najskrytsze uczucia. Była przekonana, że czynił

to po raz pierwszy w życiu.

Czuła się tak, jakby otrzymała od swego ukochanego dziewictwo

uczuć i myśli. Dla niej zachował swe' najintymniejsze, najskrytsze

przeżycia. Ta niezwykła myśl wywołała uśmiech na jej twarzy.

Zmierzchało się już, kiedy dotarli do chaty Franza. Jordan

zapłacił szoferowi i oboje przyglądali się, jak ciężarówka zawraca i

odjeżdża.

- I co teraz? - zapytała Lauren, rozglądając się wokoło.

- Pierwszy z kilku dłuższych spacerów. Mam nadzieję, że jesteś

na nie przygotowana.

- Nie martw się o mnie, wszystko jest w porządku.

- Miło to słyszeć. Mogę teraz poświęcić się poważniejszym

sprawom.

Roześmiała się, zachwycona jego dobrym humorem.

Chwilę później witali się z Franzem. O ile Jordan był w

świetnym humorze, o tyle Franz - przeciwnie.

- Czekałem na was całą noc. Mówiłem ci przecież, że masz

wrócić wczoraj.

- Tak, wspomniałeś coś takiego - grzecznie odparł Jordan. -

Próbowałem, ale okazało się to niemożliwe. No więc jesteśmy.

- Tak. A powiecie mi może, co ja mam z wami zrobić?

- Pomóc nam przedostać się przez granicę.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- No tak. Zeszłej nocy nie byłoby problemu, bo strażnik, który

pracuje w środę, nauczony jest patrzyć w drugą stronę, kiedy ktoś ma

ochotę szybko znaleźć się po drugiej stronie.

- Rozumiem - powoli odezwał się Jordan.

- Następną służbę będzie miał dopiero za tydzień.

- Nie możemy czekać tak długo.

- Oczywiście, że nie. To byłoby zbyt niebezpieczne dla nas

wszystkich.

- Musimy spróbować szczęścia.

- I dać się zabić.

- Wierz mi, z całych sił będę się starał uniknąć takiego

rozwiązania.

Franz potrząsnął głową i wstał od stołu.

- Durni Amerykanie i ich baby - mruknął ponurym głosem i

powędrował w stronę pieca.

- I co teraz zrobimy? - zapytała szeptem Lauren.

- Chyba zgodzę się ze Stefanem, jeśli chodzi o Franza. Uwielbia

grać rolę głosu Opatrzności. Granica jest tu bardzo słabo strzeżona,

ponieważ po obu stronach nie ma ani jednego miasta przez wiele

kilometrów. Jeden strażnik musi patrolować długi odcinek. Po prostu

zaczekamy na odpowiednią sposobność.

Skinęła głową. Im szybciej opuszczą dom tego niemiłego

człowieka, tym lepiej. Zaledwie raczył spojrzeć na nią, jakby była

jakimś zwierzakiem, którego Jordan przyprowadził ze sobą, a Franz

nie był pewien, czy chce widzieć to coś w swoim domu.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Odczekali kilka godzin, po czym wraz z Franzem zanurzyli się w

las za jego chatą. Lauren z zadowoleniem stwierdziła, że Franz

wydaje się wiedzieć, dokąd idzie. Nie widziała żadnej ścieżki, a

poszycie było gęste, miejscami nie do przebycia.

Wydawało się, że wędrują tak już całe kilometry, kiedy Franz

podniósł dłoń, dając znak, by byli cicho. Ponieważ od paru godzin

żadne z nich nie odezwało się ani słowem, Lauren uznała ten gest za

niepotrzebnie teatralny.

Ruchami rąk wskazał im posterunek strażnika. Wokół było

pusto, żadnych krzewów ani trawy, w której można by się ukryć. Od

chwili, kiedy opuszczą zadrzewioną przestrzeń, na której teraz stoją,

będą kompletnie odsłonięci aż do momentu, w którym zdołają

przebiec przez granicę. Las zaczynał się na nowo po drugiej stronie.

Obaj mężczyźni uścisnęli sobie ręce i Franz powędrował w

kierunku, z którego nadeszli.

Lauren odpoczywała, oparta o drzewo. Podszedł do niej,

przykucnął obok.

- Kochanie, jesteśmy zdani na samych siebie i... Na dźwięk tego

czułego słowa na chwilę przestała go słuchać. Dopiero potem zmusiła

się do uważnego wysłuchania wypowiadanych cichym głosem

instrukcji:

- Chcę, żebyś odpoczęła tyle, ile tylko się da. Ja tymczasem

rozejrzę się i spróbuję zorientować, jaką drogą chodzi strażnik i w

jakim czasie. Skoro tylko okaże się, że spaceruje on z rutynową

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

dokładnością, przemkniemy się za jego plecami w chwili, kiedy

będzie po drugiej stronie, rozumiesz?

Skinęła głową.

Jordan spojrzał w jej oczy. Mrok, panujący w lesie, nie był w

stanie zgasić ich blasku. Przesunął dłonią po jej karku, rozmasowując

napięte mięśnie szyi i ramion. Westchnęła niemal bezgłośnie.

Pochylił się nad nią i lekko pocałował.

- Zdrzemnij się trochę. Mamy przed sobą jeszcze bardzo daleką

drogę.

Lauren myślała, że nie zdoła zasnąć w samym środku lasu, ale

skoro tylko wyciągnęła się na miękkim igliwiu, obudziło ją dopiero

lekkie szarpnięcie za ramię. Jordan delikatnie zakrył dłonią jej usta i

usunął ją dopiero wtedy, kiedy otworzyła oczy.

- Wyruszamy za kilka minut - szepnął jej wprost w ucho. -

Strażnik może zjawić się w każdej chwili. Kiedy tylko obróci się,

ruszamy.

- A jeśli się obejrzy?

- Módlmy się, żeby to nie przyszło mu do głowy i tyle. Musimy

wykorzystać cały czas do jego powrotu, jasne?

Kiwnęła głową. Wszystko było jasne. Nie mieli wyboru.

Obserwowała, jak strażnik zbliża się ku nim. Księżyc świecił tak

jasno, że mężczyzna zdawał się odprowadzany promieniem

punktowca. Kontrast pomiędzy światłem a mrokiem lasu stwarzał im

doskonałą kryjówkę.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Odwrócił się i rozpoczął powolną wędrówkę z powrotem w

kierunku swej budki. Wydawał się odległy tylko o kilka metrów,

kiedy Jordan wydyszał wprost w ucho Lauren:

- Teraz!

Chwycił ją za rękę i pobiegli. Lauren nigdy w życiu nie

poruszała się tak szybko. Wydawało jej się, że stopami nie dotyka

ziemi. W każdej chwili spodziewała; się krzyku. Jednak ciągle

wszystko było przerażająco ciche i nieruchome w blasku księżyca.

Krajobraz wydawał się nierzeczywisty, jakby otaczały ich dekoracje

teatralne.

I nagle rozpętało się piekło. Krzyk, potem następny, odległe

szczekanie psów i przeraźliwe wycie syren. Światła szperaczy

przyszpiliły ich do ziemi.

- Biegnij! - krzyknął Jordan do Lauren. - Schowaj się w lesie!

Idę za tobą!

Usłuchała go. Była już niemal pod osłoną drzew kiedy usłyszała

rozdzierający odgłos serii z broni automatycznej. Odwróciła się i

ujrzała Jordana biegnącego ku niej, słyszała jego krzyk, by się nie

zatrzymywała. A potem, jak na zwolnionym filmie, Jordan potknął

się, okręcił i osunął na ziemię.

Nie poruszył się więcej.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Jordan! - wrzasnęła i, nie zwracając uwagi na nieprzerwane

staccato strzelaniny, podbiegła do niego.

Leżał na boku, z głową pogrążoną w cieniu. Przesunęła dłonią

po jego plecach i poczuła na palcach lepką wilgoć. Jordan jęknął i był

to dla niej najpiękniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszała.

- Jordan!

- Uciekaj, Lauren. Musisz uciekać - wymamrotał.

- Och, kochanie. Nie musimy uciekać. Udało się. Jesteśmy w

Austrii. Bezpieczni. O Boże, proszę, spraw, żeby poczuł się lepiej! -

szeptała.

- Zostaw mnie, Lauren. Znajdź jakiś dom i wyjaśnij. Przyjmą

cię.

- Jasne, do cholery, że mnie przyjmą, ale ja cię tu nie zostawię,

Jordanie Trent. Pójdziesz ze mną, choćbym miała cię wlec przez całą

drogę.

- Zabawne - mruknął. - Nigdy przedtem nie słyszałem, żebyś

klęła.

- Bo do tej pory nie miałam wystarczającego powodu - podniosła

się na kolana. - No, kochanie, pomóż mi, błagam. Spróbuj stanąć...

Nie wiedziała, ile czasu upłynęło, zanim postawiła go na nogi.

Bała się tylko, że zemdleje na jej grzbiecie i co wtedy? Wolała o tym

nie myśleć.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Powoli prowadziła go przez las, zastanawiając się, dokąd iść i

jak długo Jordan będzie w stanie się poruszać. Zaledwie starczało jej

sił, żeby utrzymać go w pozycji stojącej.

- Nie rób głupstw, Lauren - wykrztusił. - Dam sobie radę. Jestem

dość twardy, żeby się nie rozlecieć.

- Lepiej, żeby to była prawda, ty cholerny, arogancki

supermenie! No, pokaż mi, co jesteś wart! Gdzie ta twoja niezłomna

wola? Gdzie ta twoja siła przetrwania?! Wyzywam cię! - łzy

strumieniami spływały po jej twarzy. Zmuszała się do posuwania,

prowadząc go krok za krokiem.

Kiedy po raz pierwszy spostrzegła światełko migające poprzez

drzewa, sądziła, że to wyobraźnia płata jej figle. Czy jakiś dom może

stać tak blisko granicy? I nagle zauważyła, że światełko porusza się.

- Ratunku! - krzyknęła. - Na pomoc! Ratujcie nas!

- Heeej! - przeciągły, śpiewny okrzyk, który ozwał się w

odpowiedzi, zabrzmiał w jej uszach jak najsłodsza muzyka.

Trzech mężczyzn ostrożnie zbliżało się do nich.

- Mój mąż został postrzelony. Jesteśmy Amerykanami.

Pomóżcie mi zawieźć go do szpitala!

Jej słowa, wypowiedziane po niemiecku, spowodowały

natychmiastową reakcję. Dwóch mężczyzn skoczyło do przodu, akurat

na czas, aby podtrzymać Jordana, zanim zwalił się na ziemię.

. Jordan miał idiotyczny sen. Był z Lauren na plaży Santiago

Island na Morzu Południowym. Ciepły wiaterek przyjemnie owiewał

jego rozgrzane ciało. Co jakiś czas zrywali się, biegli do morza i

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Lauren zanurzała się w wodzie laguny, odgrodzonej od oceanu rafą

koralową.

Chłodna woda zmyła uczucie gorąca. Jordan wynurzył się i

ujrzał oczy Lauren, jej cudowne, mglistoszare oczy, spoglądające na

niego z wyrazem troski.

- Masz cudowne oczy - wyszeptał, odkrywając, że usta ma zbyt

wysuszone, żeby mówić.

- Szszsz, kochanie, nie marnuj sił na mówienie - szepnęła

niespokojnie.

- Pić - usiłował powiedzieć, ale wargi odmówiły mu

posłuszeństwa.

Lauren zdawała się rozumieć, ponieważ wsunęła mu w usta

kilka kawałków lodu.

- Woda jest cudowna, prawda? - zapytał.

- Co tylko chcesz, ale spróbuj odpocząć. Wszystko będzie

dobrze.

Jordan odprężył się i na nowo zapadł w niespokojny sen, a

Lauren powróciła na fotel, w którym siedziała i czuwała już od trzech

dni. Zaczęła szeptem modlić się:

- O Boże, błagam, niechże już wyzdrowieje. On znowu

majaczy... Żeby tylko nie postradał zmysłów. Ma taką wysoką

gorączkę. Boże, proszę, zaopiekuj się nim... dla mnie.

Byli w amerykańskiej bazie, gdzieś w Niemczech. Zadzwoniła

do Mallory'ego, a on puścił w ruch tryby jakiejś potężnej machiny. W

ciągu kilku godzin od umieszczenia Jordana w lokalnym szpitalu

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Mallory pojawił się osobiście i sam nadzorował przewiezienie

chorego.

Trzeba było wyciągnąć kulę, która utkwiła mu w plecach.

Konieczna była operacja. Doktor uznał za cud, że pocisk ominął

zarówno ważniejsze organy wewnętrzne, jak i kręgosłup.

Mallory porozumiał się już z Frances i Trevorem Monroe i był

całkiem zadowolony z przebiegu akcji.

- Przeżyje, nie martw się - zapewnił Lauren rano.

- Jest zbyt uparty, żeby umrzeć.

- Wiem - zgodziła się.

- Jesteś gotowa wracać do domu?

- Kiedy, teraz?

- Kiedy zechcesz. Twoje zadanie dobiegło końca. Zrobiłaś

świetną robotę, Lauren.

- Dziękuję panu.

- A jeśli chodzi o powrót do domu...

- A co z Jordanem?

- Jak to co?

- Kiedy on będzie mógł wrócić do domu?

- Lekarz nie zdecydował jeszcze.

- A zatem, jeśli to panu nie przeszkadza, poczekam, aż on też

będzie mógł wrócić do domu - z trudem szukała właściwych słów. -

Widzi pan, zaczęliśmy razem i uważam, że razem powinniśmy

skończyć.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Rozumiem - w zamyśleniu odparł Mallory. - To z twojej strony

bardzo profesjonalny gest, jeśli można to tak ująć. Wydawało mi się z

początku, że raczej wolałabyś uciec jak najdalej od niego.

- O, teraz już nie, proszę pana. Zaprzyjaźniliśmy się.

- Przyjaciele, hę? - Mallory w milczeniu przyglądał się jej przez

kilka minut. - Człowiek nie ma zbyt wielu przyjaciół, prawda?

Uśmiechnęła się.

- Sądzę, że wrócimy do domu nie później niż w przyszłym

tygodniu, sir, jeśli to panu odpowiada.

- Zdaje się, że musi odpowiadać - odparł oschle. A teraz Lauren

siedziała w fotelu i przyglądała się leżącemu mężczyźnie. Odkryła już,

że jej głos działa na Jordana jak środek uspokajający.

Dziś odezwał się po raz pierwszy. Niezbyt sensownie, to

prawda.

- Uciekaj, Lauren! Na litość boską, uciekaj! Nagły krzyk

przywrócił ją do rzeczywistości. Zerwała się z miejsca. Dyżurne

pielęgniarki też musiały go usłyszeć, bo przybiegły natychmiast.

- Chyba znowu przeżywa chwilę, w której został ranny -

wyjaśniła szeptem, jednocześnie gładząc go po dłoni. To także go

uspokajało.

- Skoro już tu jesteśmy, możemy sprawdzić opatrunki -

powiedziała jedna z sióstr i najdelikatniej jak umiały, przewróciły go

na brzuch i sprawdziły, czy bandaż nie przemókł.

- Ładnie się goi - odezwała się z uśmiechem młodsza

pielęgniarka. Powinna się pani cieszyć, pani Trent.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Och, ja... cóż. Tak, ogromnie się cieszę - wykrztusiła w końcu.

Upłynął jednak jeszcze jeden tydzień, zanim chirurg zdecydował

się na wysłanie go samolotem wojskowym z powrotem do Stanów.

Lauren nie była pewna, jakich środków perswazji użył Mallory, ale

załatwił jej, że wróciła z Jordanem.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał Jordan słabym głosem.

- Szpital Waltera Reeda - odparła Lauren z uśmiechem.

- Jak się tu znalazłem?

- Przyleciałeś z Niemiec.

- Niemcy? Przecież mieliśmy być w Austrii. Uśmiechnęła się,

słysząc jego kłótliwy ton. Dopiero ten ton, bardziej niż cokolwiek

innego, świadczył o jego powrocie do zdrowia.

- Byliśmy w Austrii. Potem przewieźli cię do Niemiec, gdzie

wyjęli kulę z twoich pleców, a potem tutaj.

- Aha - milczał przez parę minut. Wreszcie odezwał się: - A co

ty tu robisz?

- Bronię przed tobą pielęgniarki - odparła, radośnie szczerząc

zęby.

- Co masz na myśli? Co chcesz mi wmówić?

- Że nieraz wyłazi z ciebie niezły kawał drania.

- Powiedz mi, o czym nie wiem, a powinienem wiedzieć.

Przyglądała mu się w milczeniu przez chwilę, po czym odezwała

się miękko:

- Nie wiesz tego, że nieraz wyłazi z ciebie wspaniały człowiek.

- O, czyżby? I kto to mówi?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Ja to mówię.

- Wiesz coś na ten temat?

- Wiem, że cieszę się bardzo z twojego powrotu do zdrowia.

Uścisnął jej dłoń.

- Ja też się z tego cieszę. Byłem już zmęczony przechodzeniem z

jednej strony życia na drugą i znów z powrotem. Chociaż niektóre

moje majaki były całkiem miłe.

- Hmm, czy mogę zapytać, jakie?

- Cóż, skoro i ty majaczyłaś mi się, to pewnie masz jakieś prawo

wiedzieć.

Poczuła gorąco na policzkach, wywołane jego żartami.

- Byliśmy razem na Santiago Island.

- A gdzie to jest?

- To wyspa, na której usiłowałem zaznać ciężko zapracowanego

odpoczynku, kiedy Mallory zaczął nalegać, żebym wrócił do roboty.

- Wrócisz tam, skoro tylko poczujesz się lepiej.

- Przydałoby się... nadrobić trochę czytania, łowienia ryb, snu... -

przerwał nagle. - Ale głupota! Przecież śpię przez cały czas, tak mnie

faszerują narkotykami.

- Ciało szybciej się goi, kiedy jest odprężone.

- Lauren?

- Hmm?

- Nie podziękowałem ci jeszcze za uratowanie życia. .- Nie bądź

głupi, wcale cię nie uratowałam.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Jak przez mgłę pamiętam kazanie na temat mojej aroganckiej

postawy supermena.

- Pamiętasz to?

- Słyszałem to jeszcze przez wiele dni.

- Byłam przerażona, bałam się, że umrzesz.

- Ja też - w jego głosie nie było ani śladu wesołości.

- Dziękuję, że ryzykowałeś życiem, żeby zabrać mnie z

powrotem - szepnęła.

- To była część mojej roboty.

- Aha.

- Wiesz, że nie mogłem cię tam tak po prostu zostawić.

- Tak sądzę.

Jordan wziął ją za rękę i splótł jej palce ze swoimi.

- Jesteś bardzo szczególną damą, wiesz o tym?

- Nie za bardzo.

- Nigdy cię nie zapomnę - szepnął miękko.

Ale zamierzasz spróbować - pomyślała Lauren z dziwną

pewnością.

- Ja też cię nie zapomnę - odpowiedziała, walcząc o zachowanie

zimnej krwi.

- Jestem pewien, że nie. Zawszę będę przypominał ci najgorszy

koszmar życia.

- Nie - mocno potrząsnęła głową. Uśmiechnął się.

- Nie mam pojęcia, po co wciąż jeszcze kręcisz się po szpitalu.

Za każdym razem, kiedy się budzę, widzę cię obok siebie.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Lauren chwilę milczała. Już chciała mu powiedzieć: - A więc nie

chcesz, żebym tu była, ale także nie chcesz zranić mnie, mówiąc mi

to. - Ale opanowała się i zaczęła mówić obojętnym tonem:

- Po prostu chciałam przekonać się, czy wszystko w porządku.

Właściwie, pan Mallory czeka niecierpliwie na mój powrót do pracy.

- A jakże - wymamrotał Jordan.

Lauren poczuła, że jeśli zaraz nie wyjdzie z pokoju, wybuchnie

płaczem. A czegóż się spodziewała, wdzięczności do grobowej deski?

Oświadczyn? Na litość boską!

- Czy może coś chcesz... przynieść ci coś? - zapytała

gwałtownie.

Jordan przyglądał się jej twarzy, jej drogiej cudownej twarzy.

Jak mógł żyć bez niej do tej pory? Nie mógł już doczekać się chwili,

kiedy stanie na nogi i będzie mógł jej powiedzieć... Tak wiele miał jej

do powiedzenia! Tyle wspólnych planów do zrealizowania.

Cóż, nie jest już coraz młodszy. Powinni założyć rodzinę, o

której mówili. Uśmiechnął się na tę myśl.

- Na razie nic nie przychodzi mi do głowy, ale dziękuję -

szepnął, marząc, by mieć choć tyle siły, żeby ją objąć i uścisnąć.

Cholerny świat! Jest słaby jak trzydniowe kocię i mniej więcej tak

samo bezużyteczny.

- Więc jeśli pozwolisz, to pójdę już - pokazała mu przycisk

brzęczyka koło łóżka. - Jeżeli będzie potrzebna ci pielęgniarka,

naciśnij ten guzik.

- Jasne. Dzięki - spoglądał w ślad za nią, kiedy szła do drzwi.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Lauren?

- Tak?

- Czy dostanę całusa na pożegnanie?

Na dwa uderzenia serca przymknęła oczy, potem znów je

otworzyła.

- Oczywiście.

Podeszła do niego, pochyliła się i przycisnęła lekko wargi do

jego ust.

Pachniała świeżością, jak wiosna. Dotknął loczka nad jej uchem.

- Do zobaczenia - szepnął.

Skinęła głową, niezdolna wydobyć z siebie głosu. Obserwował,

jak opuszcza pokój i zaczął niecierpliwie czekać na jej powrót. Nie

wróciła.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Jordan szedł korytarzem do biura Mallory'ego, kiedy po raz

kolejny zauważył, że pracownicy rozpierzchają się na jego widok.

Potrząsnął głową. Pewne sprawy zmieniają się, inne wydają się

zawsze takie same.

Otworzył drzwi do gabinetu i wszedł. Mallory tkwił przy

telefonie.

Jordan usiadł ostrożnie. Lekarz wściekł się, kiedy usłyszał, że

jego pacjent chce opuścić szpital. Ale, do cholery, siedział tam już

trzy tygodnie! Czego jeszcze od niego oczekiwali?

Mallory uniósł brew na znak, że zauważył obecność Jordana, ale

poza tym zignorował go. Jordanowi zamarzyła się nagle czarodziejska

różdżka, którą mógłby spowodować zniknięcie szefa. Rozejrzał się po

pokoju. Nic się nie zmieniło od owego dnia, dwa miesiące temu, kiedy

jego życie zostało wywrócone do góry nogami i na lewą stronę, a

potem rozsypane po podłodze.

Nie był w stanie pozbierać do kupy wszystkich elementów tej

swojej łamigłówki. Brakowało tego najważniejszego: Lauren.

Mallory odwiesił słuchawkę.

- Powinieneś być w szpitalu — zauważył.

- Pielęgniarki przyprawiały mnie o mdłości.

- Z wzajemnością, zapewniam cię. Tym, które były przypisane

do twojego pokoju, dadzą renty kombatanckie.

- Ale śmieszne. A teraz: gdzie ona jest?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Mallory rozejrzał się po pokoju, jakby spodziewał się nagłej

materializacji.

- Kto?

- Nie udawaj, Mallory.

:

Co zrobiłeś z Lauren Mackenzie?

Mallory rozparł się w fotelu i położył nogi na blacie biurka, a

potem bez pośpiechu zapalił papierosa.

- Wzięła urlop.

- Do jasnej cholery, Mallory - Jordan pochylił się w przód i

skrzywił nagle. - Wiem, że wzięła urlop! Przecież aż musiałem wyjść

ze szpitala i osobiście pomyszkować tu i tam, żeby dorwać się do tej

informacji. Podnajęła też swoje mieszkanie. Więc gdzie jest?

Mallory przyglądał się swemu gościowi, odnotowując bladość

jego twarzy i napięcie rysów. Na pewno miały w tym udział niedawne

przejścia. Dłonie drżały mu lekko, ale głos był silny. Prawdopodobnie

wy-trenował go, warcząc na siostry w szpitalu.

- Może wróciła do Pensylwanii.

- Może? Nie wiesz?

- Z reguły nie wtykam nosa w osobiste sprawy moich ludzi

pracujących w tym budynku, J.D.

- A odkąd to? Wygląda na to, że znasz każdy mój ruch, nieraz

nawet zanim go zrobię. Czyżbyś nareszcie przyznawał, że zawiodły

cię zdolności telepatyczne?

- Po co chcesz odnaleźć Lauren? Zlecenie zostało wykonane

bardzo dobrze.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Musimy omówić pewną nie dokończoną sprawę. Mallory splótł

dłonie i wsparł na nich podbródek.

- Nie miałem pojęcia o żadnej nie dokończonej sprawie.

- Niemożliwe! Ty nie miałeś pojęcia? Boże, ten człowiek

okazuje się jednak zwykłym śmiertelnikiem!

- Co to za nie dokończona sprawa?

- To naprawdę nie twój interes, Mallory, ale czy to dla ciebie ma

jakieś znaczenie? - Jordan podniósł się powolnym, precyzyjnym

ruchem i podszedł do okna. Lato zakradło się po cichu, za jego

plecami. Szczerze mówiąc, wiele spraw rozegrało się za jego plecami.

Między innymi i to, że stracił serce. - Chcę odnaleźć Lauren, żeby się

z nią ożenić.

- Ach! - wykrzyknął Mallory, jakby go nagle oświeciło. - Więc

Lauren zgodziła się zostać twoją żoną.

- Tego nie powiedziałem. Ale zgodzi się, jeśli tylko ją odnajdę.

Mallory nawet nie starał się ukryć uśmiechu, zważywszy, że

miał przed sobą plecy Jordana.

- Nigdy nie brakowało ci pewności siebie, muszę to przyznać.

- To ty tak myślisz.

- Ano właśnie. Ty i Lauren macie się pobrać. Jak to zaważy na

twojej pracy?

Jordan obejrzał się przez ramię.

- A ty, co ty o tym myślisz?

- Chyba czas już, żebyś dowiedział się, jak wygląda świat zza

biurka - spokojnie stwierdził Mallory.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Słowa te sprawiły, że Jordan bardzo szybko podszedł do szefa:

- Co masz na myśli?

- Czekałem jedynie na sposobność, żeby przekazać ci moją

pracę. Masz najlepszą, a w każdym razie najbardziej zboczoną

mózgownicę w całej agencji. Pod twoim światłym przewodnictwem

nasi szanowni przeciwnicy nie będą znać dnia ani godziny.

- Mówisz poważnie?

- Jak najbardziej poważnie.

Jordan obrzucił wzrokiem pomieszczenie.

- A ty? Co zamierzasz robić?

- O, nie odejdę daleko. Popychają mnie w górę, przesyłają

podziękowania za to, jak rozegrałeś całą sprawę. Dzięki tobie wszyscy

w departamencie są niewinni jak aniołki.

- Mieliśmy parę szczęśliwych zbiegów okoliczności... a

najważniejsze było to, że nikt nie rozpoznał pani Monroe, ani nie

zorientował się w zamianie, dopóki nie wydostałem Lauren.

- Czy powiedzieli ci, kto za tym stał?

- Nie.

- Grupa terrorystów postanowiła wymusić pewne zmiany w

uporządkowanym świecie. Frances Monroe miała być jedynie

pierwszą spośród zakładników. Przygotowywali już podobne

porwanie w innym kraju.

- Kogo chcieli porwać?

- Mówiąc bez ogródek, gotowi byli porwać żonę premiera.

- Boże kochany! Oni chyba zwariowali!

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Podobno usiłowali wymusić uwolnienie kolegów z więzienia:

Jordan pokręcił głową. Zaczął zastanawiać się, co zrobiłby, a

czego nie, gdyby ktoś porwał Lauren jako zakładniczkę. Sądząc po

uczuciach, jakie do niej żywił, zrobiłby wszystko, co mu każą, byle

tylko była bezpieczna i...

Właściwie ten ich pomysł nie był wcale aż taki głupi. Całe

szczęście, że nie zdążyli przeprowadzić go do końca.

- Zmieniłeś temat, Mallory. Chcę wiedzieć, gdzie ona jest.

- Dokumentacje dotyczące pracowników są ściśle poufne, J.D.

Wiesz o tym.

Jordan posłał na użytek Mallory'ego bajecznie kolorową wiązkę

przekleństw, kończąc precyzyjnym określeniem miejsca, w które

może sobie wsadzić ścisłą poufność.

- Dlaczego zdrowa na umyśle kobieta miałaby chcieć cię

poślubić, J.D.? - zapytał, żałośnie potrząsając głową.

Udało mu się trafnie ująć w słowa pytanie, które dręczyło

Jordana od tygodni, odkąd Lauren przestała przychodzić do szpitala.

Co właściwie zrobił kiedykolwiek, aby okazać jej swe uczucia?

Czy powiedział jej, że jest dla niego najważniejszą istotą na świecie?

Że nie potrafiłby wyobrazić sobie życia bez niej?

Myśl, że może jej już nigdy nie zobaczyć, przerażała go bardziej,

niż mógł to sobie wyobrazić.

- Chciałbym mieć okazję, aby przedyskutować to z nią osobiście.

Mallory wzruszył ramionami, sięgnął do górnej szuflady biurka i

wydobył blok listowy. Wydarł pierwszą kartkę i podał Jordanowi.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Miałeś to przez cały czas! - głos Jordana zaczął wznosić się

niebezpiecznie. -1 od początku wiedziałeś, że musisz mi to dać!

- Cóż, w zasadzie czekałem, aż grzecznie poprosisz, dorzucisz

jakieś: proszę, może nawet jakieś: dziękuję - zdusił papierosa w

przesypującej się popielniczce.

- Niestety, miłość nie poprawiła twoich manier ani odrobinę.

Jordan uważnie i w milczeniu przyjrzał się starszemu

mężczyźnie.

- Od kiedy wiedziałeś?

- Od chwili, gdy wyszedłeś z tego gabinetu pierwszego dnia

waszej znajomości.

- Zwariowałeś. Nawet jej nie lubiłem.

- Zbyt dużo tarcia i dymu, żeby prędzej czy później nie

wybuchnął pożar. Kwestia czasu, nic więcej.

Trent rzucił szefowi podejrzliwe spojrzenie.

- A może to było ukartowane?

- Co? Ależ skąd, do licha. Chciałem posadzić kogoś za tym

biurkiem i wiedziałem, że musisz bardzo zapragnąć porzucić swoją

robotę, żeby to chociaż chcieć sobie przemyśleć.

- A Lauren miała mi to osłodzić? Mallory pozwolił sobie na

mały uśmieszek.

- Czy ja wyglądam na swatkę?

- Wyglądasz na największego zboczeńca, jakiego kiedykolwiek

widziałem. Dziwne, że podziwiasz tę cechę u mnie.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Ciągnie swój do swego - zauważył Mallory i zdjął nogi z blatu

biurka. Wstał powoli i wskazał ruchem głowy strzęp papieru. - Masz

już to, po co przyszedłeś. Dlaczego nie pójdziesz sobie, żebym mógł

trochę popracować?

Jordan złożył kartkę papieru, którą dał mu Mallory, jakby była

cenną mapą wiodącą go do ukrytego skarbu. W jego przypadku

zresztą rzeczywiście tak było. Był już za drzwiami, kiedy usłyszał, że

Mallory woła go po imieniu.

Wrócił się i lekko uchylił drzwi.

- Słucham?

- Masz dwa miesiące urlopu, a policja Santiago doszła do

wniosku, że źle zrozumiała mój komunikat. Jesteś poszukiwany przez

rząd, bo jesteś dla nas bardzo cenny. Na pewno potraktują cię z

pełnym szacunkiem i pokorą, o ile zechcesz tam wrócić.

- Dzięki - powiedział Jordan i wyszczerzył zęby w szerokim

uśmiechu.

Mallory sięgnął po swoją paczkę papierosów.

- Przynajmniej tyle mogłem zrobić - mruknął. Jordan zamknął

drzwi i pogwizdując ruszył do wyjścia. Kilkoro ludzi obejrzało się ze

zdumieniem. Nigdy nie widzieli Jordana Trenta w tak dobrym

humorze.

Jordan dostrzegł tabliczkę z nazwą ulicy o kilka kroków przed

sobą. Było na niej to samo nazwisko, co na zagryzmolonej kartce,

którą ściskał w ręce. Skręcił za róg. Domy pochodziły z innej epoki.

Stały z daleka od ulicy, oddzielone od niej drzewami rosnącymi na

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

kosztownych trawnikach. Większość miała od frontu sympatyczne

ganki z krzesełkami i huśtawkami, jakby czekające na gości.

Na tej ulicy, jakby żywcem wyjętej z planu Universal Studio,

wychowała się Lauren. W każdej chwili z któregoś domu mógłby

wyjść James Stewart i pomachać na pożegnanie Donnie Reed.

Jordan

intuicyjnie

wyczuwał

przyjazne

nastawienie

mieszkańców. Tego właśnie brakowało środowisku, w którym spędził

dzieciństwo w Chicago. Rozejrzał się po numerach i spostrzegł ten

właściwy o trzy domy dalej.

Serce tłukło mu się w piersi tak mocno, że miał kłopoty z

oddychaniem. Czuł, jak po czole spływają mu kropelki lodowatego

potu. Śmieszne. Mniej denerwował się w pracy niż w tej chwili.

I właśnie teraz, kiedy już odnalazł Lauren, zorientował się, że

nie wie, co powiedzieć. A jeśli nie będzie chciała go widzieć? A jeśli

rzeczywiście ukrywa się przed nim? Z jakiego innego powodu brałaby

urlop?

I co on robi tu, w Reading, w Pensylwanii?

Odpowiedź była oczywista: zamienia się w tchórza.

Gdzież podziała się ta twoja cholerna odwaga, na którą tak

liczyłeś? - pytał sam siebie, ale nie umiał udzielić sobie żadnej

odpowiedzi.

Przystanął przed domem i zapatrzył się. Dom miał dwa piętra i

spore okno w dachu, co oznaczało duży strych. Okna ozdobione były

kolorowymi okiennicami. Ścieżkę do frontowych drzwi okalały róże,

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ganek wyglądał tak, jakby za chwilę miała z niego wybiec tanecznym

krokiem Judy Garland i zaśpiewać „Spotkajmy się w St. Louis".

Chyba kompletnie zgłupiał. Napięcie ostatnich kilku tygodni

musiało pomieszać mu w głowie. Zmusił się do wyjęcia kluczyków ze

stacyjki i powoli wysiadł z samochodu, kierując się w stronę domu.

Garaż był na tyłach. Jordan nie miał pojęcia, czy ktoś jest w

domu, czy nie. Może to nie był najlepszy sposób załatwienia sprawy?

Telefon byłby bardziej praktyczny - mogliby umówić się na spotkanie.

Porzucił te rozważania, wstępując na długą alejkę wiodącą na ganek.

Do tej pory żył nadzieją, że zdoła przekonać Lauren, aby za

niego wyszła. Wkrótce będzie musiał stawić czoła rzeczywistości i

usłyszeć jej zdanie na ten temat.

Nie był zupełnie pewien, czy potrafi tę rzeczywistość

zaakceptować.

Wszedł na ganek i zadzwonił. Drewniane drzwi były otwarte,

więc ktoś musi być w domu. Wkrótce usłyszał szelest papierów i

odgłos zbliżających się kroków.

W drzwiach pojawił się mężczyzna. Wyglądał na pięćdziesiątkę

- wysoki, dobrze zbudowany. Jego włosy miały barwę piaskoworudą,

naznaczoną wokół uszu mocnymi smugami siwizny.

- Cześć - odezwał się serdecznie. - W czym mogę pomóc?

- Uhm... tak... - zawahał się o ułamek sekundy za długo i dodał: -

Przepraszam... ja... szukam panny Lauren Mackenzie. Powiedziano

mi, że tu ją znajdę.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Mężczyzna wyszedł na ganek, trzymał w ręce jakąś gazetę.

Serdeczność niepostrzeżenie ulotniła się z jego twarzy. Przyjrzał się

Jordanowi od czubka głowy do nosków doskonale wypolerowanych

butów. Szczęka drgnęła mu tak, jakby zacisnął zęby.

- Ty jesteś Jordan Trent - stwierdził bezbarwnym głosem.

I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o potencjalną, ewentualną

rodzinę.

No i co z tego do cholery, pomyślał sobie Jordan. Wyszczerzył

zęby i wyciągnął dłoń:

- A pan musi być Matthew Mackenzie, którego imię ma nosić

mój pierworodny.

Matt spojrzał na wyciągniętą rękę i dostrzegł jej zręczność i siłę,

podobnie, jak twardą surowość twarzy i oczy, które widziały już zbyt

wiele. Powoli przełożył gazetę do drugiej ręki i przyjął uścisk dłoni

Jordana.

- W takim razie może lepiej, żeby pan wszedł. Przytrzymał

drzwi. Jordan wszedł pierwszy i poczuł na plecach przenikliwe

spojrzenie.

Dom emanował miłością, szczęściem i gościnnością tak mocno,

że zdawały się dotykalne. Nic dziwnego, że Lauren była taką kobietą,

jaką była - hojną, o gorącym sercu i tak cudownie kochającą.

Jordan stanął pośrodku dużego przedsionka i rozejrzał się.

- Czy Lauren tu jest?

- Nie.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Krótkie słowo zdawało się być ciosem w splot słoneczny i na

moment pozbawiło go tchu.

- Proszę wejść i usiąść - Matt wskazał frontowy salon, który

wydawał się przytulny i ciepły.

Jordan usiadł naprzeciw fotela, który wcześniej zajmował ojciec

Lauren. Obok leżały okulary do czytania i stała szklanka mrożonej

herbaty.

- Czy mogę podać panu coś do picia? - uprzejmie zapytał Matt,

dostrzegając spojrzenie Jordana. Ten człowiek na pewno niewiele w

życiu przeoczył.

- Nie, dziękuję - Jordan odczekał, aż Matt usiądzie i bez ogródek

wypalił: - Skąd pan wie, kim jestem?

Matt przekrzywił głowę, wciąż obserwując Jordana tak, jakby

był mikroskopijnym okazem pod lupą.

- Lauren wspominała, iż spotkała człowieka o pańskim

wyglądzie kilka miesięcy temu w Kalifornii.

- Rozumiem - rozejrzał się po pokoju, starając się nie zwracać

uwagi na badawczy wzrok ojca Lauren. Z wysiłkiem znowu skierował

na niego oczy i zapytał: - I co jeszcze o mnie mówiła?

- Niewiele.

- Ale z tego „niewiele" pan zdecydował, że mnie nie lubi -

zauważył chłodno Jordan.

- Nie mam pojęcia, co myśleć o panu. Wiem tylko, że po

powrocie do domu Lauren nie jest już tą samą osobą, którą znaliśmy

od dwudziestu pięciu lat. Kiedy mówi o panu, zmienia jej się głos i

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

wyraz twarzy, dlatego mam dziwne przeczucie, że pan w tym

wszystkim maczał palce.

Jordan wolałby uznać tę informację za pomyślną, ale uznał ją za

zbyt dwuznaczną.

- Naprawdę chciałbym zobaczyć się z pańską córką, panie

Mackenzie - odezwał się matowym głosem.

- Po co?

- Chcę się z nią ożenić - wypalił.

- Po co? - raz jeszcze zapytał Matt.

- Po co? - powtórzył Jordan z głupią miną. Odpowiedź

wydawała się oczywista: - Nie mogę nawet myśleć o życiu bez niej.

Włożył w tę odpowiedź tyle szczerości, na ile było go stać. Rysy

twarzy Matta zmiękły na moment.

- Masz na wszystko gotową odpowiedź. Czy Lauren wie, co

czujesz?

- Nie mam pojęcia. Dlatego tu jestem. Chciałem skontaktować

się z nią w pracy, ale powiedzieli, że...

- ...wzięła urlop. Tak.

- Czy coś się stało? Była może chora?

Nagle usłyszał głosy dochodzące z głębi domu i obejrzał się.

Były to kobiece, rozmawiające z ożywieniem głosy i zbliżały się od

strony korytarza. Podniósł się, bo rozpoznał jeden z nich.

Rozpoznałby go wszędzie i zawsze.

W wysoko sklepionych drzwiach pojawiła się Lauren i jeszcze

jedna kobieta, która wydawała się być jej matką. Lauren odezwała się:

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Znalazłyśmy w piekarni twoje ulubione ciasteczka, tato.

Możesz chyba na jeden wieczór zapomnieć o swojej linii...

Oczy jej spoczęły na wpatrzonym w nią mężczyźnie.

Mężczyźnie, którego już nigdy nie spodziewała się ujrzeć. Wyglądała

na zaskoczoną, jakby nagle zobaczyła ducha.

Ojciec wstał i zaczął:

- Lauren...

- Jordan! - wykrzyknęła w tej samej chwili i osunęła się na

ziemię.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Zanim którekolwiek z rodziców zdążyło choćby, drgnąć, Jordan

w dwóch długich susach znalazł się obok Lauren, pochwycił ją w

ramiona i ułożył na sofie obok.

Ten człowiek ma niezwykle szybki refleks - pomyślał Matt.

Jordan spodziewał się właściwie każdej reakcji na jego widok, z

wyjątkiem właśnie omdlenia. Lauren była zbyt silną osobowością,

zbyt odważnie przyjmowała każdy kaprys losu, by mogło ją

zaskoczyć jego nagłe pojawienie się. Chyba że coś było z nią nie w

porządku.

- Co z nią? - zapytał, spoglądając na zaskoczone twarze

rodziców.

- Zemdlała - wyjaśnił ojciec. - Ostatnio zdarza jej się to dość

często. Ma to chyba po matce.

- Przyniosę wody - zaproponowała matka i wyszła. Jordan

spojrzał na starszego mężczyznę.

- Dlaczego mdleje? Czy była u lekarza? - dopytywał się, jakby

miał do tego pełne prawo.

- Tak. Prawdę mówiąc, poszła do lekarza dopiero w tym

tygodniu. Długo ją namawialiśmy. Doktor wyjaśnił, że to tylko lekki

przypadek ciąży i powinien ustąpić po około siedmiu miesiącach, albo

coś koło tego.

- Lauren jest w ciąży - powtórzył Jordan bezdźwięcznym

głosem.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Nic dziwnego, że Matthew Mackenzie potraktował go jak

podejrzanego o gwałt. Fakt pozostawał faktem, ze swego punktu

widzenia miał rację. Co, u licha, nagadała im Lauren?

Poczuł jej lekkie poruszenie się.

- Lauren? Jak się czujesz, kochanie? Nie uderzyłaś się? - zapytał,

delikatnie odsuwając jej włosy z czoła.

Zatrzepotała powiekami i spojrzała na niego.

- Myślałam, że mi się wydaje - szepnęła słabym głosem.

Ujął jej dłoń i uścisnął lekko.

- O, nie. Jestem całkiem prawdziwy.

- Jak twoje plecy? Czy lekarz powiedział...

- Lekarz mówił mnóstwo rzeczy, ale co on może wiedzieć?

Dlaczego uciekłaś?

Nie mogła oderwać wzroku od twarzy Jordana.

- Nie potrzebowałeś mnie już i...

- Zawsze cię potrzebuję, kochanie. Myślałem, że o tym wiesz.

Spojrzała ponad jego ramieniem, na ojca, który w zamyśleniu

obserwował tę scenę. Do pokoju wbiegła matka:

- Och, Lauren, tak nas przestraszyłaś! Czy z wszystkich głupich

słabostek akurat tę musiałam przekazać córce? Ja też tak mdlałam, za

każdym razem, kiedy...

- Mamo! Eee... chciałabym, żebyś poznała Jordana Trenta.

Jordan, to moja matka, Hilary Mackenzie.

Jordan nie wypuszczał dłoni Lauren. Skinął głową i uśmiechnął

się do zatroskanej kobiety.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Och! - krzyknęła Hilary. - Więc to ty jesteś Jordan!

Wydawało się, że dopiero teraz dodała sobie dwa do dwóch.

- Mamusiu, czy nie powinnaś zająć się kolacją? Tatko chyba

umiera z głodu.

Matka uśmiechnęła się na widok ożywienia córki. Tego młodego

człowieka nawet siłą nie odciągnie się od niej. Hilary widziała to

doskonale. Jakikolwiek by był dzielący ich problem, na pewno nie był

to problem braku miłości.

Naturalnie, od razu rozpoznała u córki symptomy ciąży.

Pojawiły się wkrótce po powrocie Lauren do domu. O wiele

wcześniej, aniżeli myśl o nieoczekiwanej ciąży zagnieździła się w

głowie któregokolwiek innego członka rodziny - matka już wiedziała.

Lauren była zakochana i nie mogło być mowy o pomyłce. Nie chciała

jednak mówić o ukochanym. Stąd Hilary przypuszczała, że coś

musiało zajść między nimi.

Pochyliła się i poklepała córkę po policzku.

- Oczywiście, kochanie, zaraz biorę się do roboty. Zerknęła na

Jordana z iskierką humoru w oczach, wymieniła znaczące spojrzenie z

Mattem.

- Oczywiście, zostaniesz u nas, Jordan? Po co szukać pokoju na

mieście, kiedy mamy tu tyle miejsca.

Lauren podniosła się do pozycji siedzącej.

- Mamo, właściwie nie wiemy, po co Jordan tu przyjechał. Nie

mamy podstaw przypuszczać, że zechce zostać...

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Z radością przyjmę pani gościnność, pani Mackenzie - uciszył

protesty Lauren, gładko wpadając jej w słowo. - Miałem nadzieję

spędzić trochę czasu na rozmowie z Lauren.

- Na pewno przyda ci się pomoc w kuchni - zwrócił się Matt do

Hilary, delikatnie wypychając ją z pokoju. - Jeszcze zdążymy bliżej

poznać się z Jordanem przy kolacji.

Po ich wyjściu pokój zdawał się dźwięczeć od nie

wypowiedzianych słów i uczuć. Jordan chłonął spojrzeniem bladą

skórę Lauren. Nie dbała o siebie. Nie przeżyłby, gdyby coś jej się

teraz stało.

Bez słowa zamknął ją w ramionach i mocno przytulił do siebie.

W uścisku tym nie było nic z pożądania, jedynie potrzebna bliskość.

Boże, jak bardzo za nią tęsknił!

- Co ty właściwie tu robisz? - wykrztusiła w końcu.

- Przyjechałem po ciebie.

- Dlaczego?

Teraz, po krótkiej wymianie zdań z Mattem Mackenzie, Jordan

lepiej rozumiał, skąd u Lauren ten zwyczaj mówienia wszystkiego

wprost.

- Trudno jest spełniać obowiązki małżeńskie na dużą odległość.

- Nasze zadanie przecież skończone...

- Niezupełnie, jeśli wierzyć naszemu rządowi.

- Ale Mallory powiedział...

- Mallory nie steruje działaniami rządu, choć może chciałby,

żebyśmy tak myśleli.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Wiem, ale...

- W twoim paszporcie jest zapis, który jasno mówi, że jesteś

moją żoną.

- Tak, wiem, ale Mallory twierdził, że można...

- Sfałszować kartoteki? A fe, wstydź się, Mallory. Nie powinien

był tak cię zwodzić. Popełniłaś poważne przestępstwo i wiesz o tym.

Spojrzała na niego czujnie.

- A może powiedziałbyś to w liczbie mnogiej? Nielegalne

przekroczenie granicy chyba nie jest uważane jedynie za towarzyskie

faux pas.

- Cóż, zrobię wszystko, aby ochronić twoje dobre imię.

- O czym ty mówisz?

- Chcę, żeby zapis w paszporcie stał się prawdziwy. Wyjdź za

mnie.

- Dlaczego?

- Jasna cholera, po co zadajesz tyle pytań? - zerwał się i zaczął

krążyć po pokoju.

Natychmiast przypomniał jej się pierwszy dzień ich znajomości.

Tak, to był ten sam Jordan Trent, którego pamiętała. Opuściła głowę,

aby ukryć uśmieszek.

- A dlaczego mężczyzna prosi kobietę, żeby za niego wyszła?

Chcę, żebyś była moją żoną, matką moich dzieci. Chcę co ranka

budzić się ze świadomością, że jesteś koło mnie, chcę co wieczór

zasypiać trzymając cię w ramionach! - niemal krzyczał ze

zdenerwowania.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Lauren przygryzła dolną wargę, z trudem powstrzymując się od

wybuchu śmiechu. Nigdy w życiu nie słyszała podobnie

nieromantycznych oświadczyn, ale właśnie dlatego wierzyła, że są

szczere. Gdyby Jordan Trent zwrócił się do niej z gładką, konwenc-

jonalną mową, mogłaby żywić podejrzenia co do jego szczerych

intencji.

Ale stał przed nią ten sam człowiek, w którym się zakochała:

arogancki, niecierpliwy, pyskaty...

- Jordan?

Odkręcił się na pięcie i stanął przodem do niej.

- Co? - sam się skrzywił, tak szorstko zabrzmiał jego głos.

Wiedział, że mu to nie wychodzi, ale do cholery, ona była najbardziej

upartą oślicą... najbezczelniejszą... najcudowniejszą kobietą...

- Przepraszam, Lauren - bąknął, zniżając głos. - Nie chciałem

wrzeszczeć na ciebie...

- Czy mogę łaskawie dostać to na piśmie? - zapytała z

uśmiechem. - Czuję, że to pierwsze przeprosiny w twoim życiu.

I jakże mógłby się jej oprzeć? Usiadł na sofie obok niej i wziął ją

na kolana.

- Wyjdziesz za mnie, prawda? - zapytał miękko, po czym

pocałował ją, zanim zdołała odpowiedzieć.

Przypomniał sobie te gorączkowe majaki w szpitalu. Cały czas

widywał w nich Lauren. Trawiony gorączką mózg sięgał po ukojenie

jej obecnością raz po raz, aż do chwili, kiedy naprawdę mógł zamknąć

ją w ramionach... Żaden sen nie może równać się z rzeczywistością.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Och, kochanie, tak mi ciebie cholernie brakowało, proszę, nie

rób już tego więcej.

- A co ja takiego zrobiłam?

- Uciekłaś. Od dziś będę bardzo czujny, dopóki nie uwierzę, że

znowu cię odnalazłem. Będę bał się mrugnąć, żebyś mi nie znikła,

zanim otworzę oczy...

- Nie chciałam skrzywdzić cię moim odejściem.

- Ale doskonale ci się to udało.

- Myślałam, że tak będzie lepiej.

- Dla kogo?

- Dla nas obojga. W końcu twój styl życia tak bardzo różni się

od mojego. Nigdy nie wiesz, gdzie znajdziesz się za tydzień...

- Ależ wiem. Za biurkiem Mallory'ego. Odchyliła się w jego

ramionach i rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.

- A co się stało Mallory'emu?

- Dlaczego pytasz? - roześmiał się Jordan. - Czy sądzisz, że coś

mu zrobiłem?

- Nie, pytam poważnie.

- Ja też mówię poważnie. Mallory dostał awans, a mnie,

oczywiście, awansował na swoje miejsce.

- I chcesz pracować za biurkiem?

- I spędzać wszystkie wieczory z tobą? Masz całkowitą rację.

Nie będzie ze mnie dużego pożytku w domu, ale przez poprzednie lata

niewiele wydawałem z moich zarobków, więc będziemy mogli

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

pozwolić sobie na wynajęcie kogoś do drobnych napraw i prac

domowych.

Lauren pochyliła się i przerwała mu delikatnym pocałunkiem w

usta, pochłaniając tym samym całą jego uwagę. Kiedy wreszcie

oderwał się od niej, odezwała się ze śmiechem:

- Dopóki nie zdecydujesz się wynająć kogoś, kto spełniałby

twoje obowiązki w łóżku...

- A więc wyjdziesz za mnie? - zapytał, zbyt bojąc się uwierzyć w

to, że mimo wszystko Lauren chce go poślubić.

- Mallory pierwszy powiedział, że zawsze dostajesz to, czego

chcesz. Mam dziwne wrażenie, że próba oporu mogłaby kosztować

mnie życie.

Jego uśmiech rozświetlił cały pokój. Lauren była wzruszona. On

naprawdę nie miał pojęcia o jej uczuciach! Oczywiście, nigdy mu o

nich nie mówiła, ale nie sądziła, że on tego oczekuje, tak samo, jak nie

uważała za konieczne zmuszać go do wyznania miłości.

- Kiedy mielibyśmy się pobrać? - zapytała, wciąż siedząc mu na

kolanach, z ramionami wokół jego szyi.

- Jutro.

- Nie jestem pewna, czy dam radę.

- Chodzi przede wszystkim o to, że Mallory pozwolił mi wziąć

urlop, a Santiago Island byłaby wspaniałym miejscem na spędzenie

miodowego miesiąca. Możemy pojechać tam na jakiś czas, a potem

zastanowimy się, co robić dalej.

- Poza tym musisz dokończyć rekonwalescencji.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Już czuję się o niebo lepiej - zerknął w stronę otwartych drzwi.

- A mówiąc między nami: co powiedziałaś o mnie ojcu? Wspomniał,

że mówiłaś mu, iż znamy się z Kalifornii?

- Jeśli tam byłam, to gdzie indziej moglibyśmy się spotkać?

- Potraktował mnie jak zawodowego uwodziciela dziewic.

Policzki Lauren przybrały różaną barwę.

- Ojcowie zawsze są tacy - bąknęła. - Bardzo troszczą się o

córki.

Jordan oczami wyobraźni znowu ujrzał rudowłosą dziewuszkę i

już wiedział, że będzie taki sam, jeśli nie gorszy.

- Przepraszam cię, jeśli kiedykolwiek sprawiłem ci ból, Lauren.

Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.

- I nie skrzywdziłeś mnie. Po prostu nie wiedziałam, jak

moglibyśmy rozwiązać problem naszego wspólnego życia.

- Możemy to zrobić. Musimy - czekał, aż powie mu o ciąży. Nie

chciał, żeby wiedziała, że on wie... Nie chciał, aby pomyślała, że to

jedyny powód jego oświadczyn. Tylko jej ojciec wiedział, że Jordan

wyjawił swe zamiary, jeszcze zanim dowiedział się o jej stanie.

- Masz zamiar wrócić do pracy? - zapytał, wtulając nos w jej

szyję.

Znieruchomiała w jego ramionach. Czekał na odpowiedź,

skubiąc wargami koniuszek jej ucha.

- A chciałbyś?

Uśmiechnął się, ale Lauren nie mogła widzieć jego rozbawienia.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Zrobisz, jak zechcesz, kochana, pamiętaj o tym - czekał dalej,

niemal wstrzymując oddech.

- Cóż, właściwie nie jestem pewna, co mam robić, przynajmniej

w tej chwili.

- Dajmy więc spokój. Musisz tylko wiedzieć, że zgodzę się na

wszystko, cokolwiek zdecydujesz.

Poczuł, że jej napięte ciało rozluźnia się. Nie była jeszcze

gotowa, żeby mu powiedzieć, a jemu nie sprawiało to różnicy.

Właściwie cieszył się z takiego biegu wydarzeń. Gdyby Lauren nie

była w ciąży, mogłaby nalegać, żeby zaczekali i poznali się lepiej.

Mogłaby także zdecydować, że w ogóle nie chce za niego wyjść.

Kiedy więc przyjdzie na świat jego pierworodny syn - a może jednak

córka? - natychmiast podziękuje temu dziecku za pomoc okazaną w

najtrudniejszej ze spraw jego życia.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

EPILOG

Błyszczący biały piasek migotał w słońcu jak diamentowy pył.

Turkusowoniebieska woda wyglądała, tak sztucznie, że Lauren

przekonana była, iż nocą, kiedy wszyscy turyści śpią, tubylcy

zakradają się do laguny i wylewają do niej błękitną farbkę.

Spędzili na wyspie trzy cudowne dni i podniecające noce. Jordan

nalegał, żeby Lauren chroniła skórę przed słońcem. Uwielbiał jej

kremowy odcień i nie pozwoliłby go zmienić. Z tego właśnie powodu

pływali jedynie wcześnie rano i późnym popołudniem, kiedy

promienie słońca nie były tak silne.

Teraz leżeli wyciągnięci obok siebie w cieniu zadaszenia z liści i

leniwie obserwowali subtelny taniec fal i palm na wietrze.

- Jakież to różne od naszej podróży służbowej - mruknęła Lauren

jakby do siebie.

Leżeli razem na podwójnym leżaku. Jordan otworzył jedno oko i

objął nim skąpo odziane ciało żony. Cieszył się, że udało mu się

wynająć ten domek z dala od głośnego centrum wyspy. Początkowo

myślał jedynie o odrobinie spokoju, żeby odpocząć, skoro ma po temu

okazję. Teraz pragnął odosobnienia po to, by nikt - oprócz niego - nie

mógł cieszyć oczu wspaniałymi kształtami Lauren, zwłaszcza

wieczorem, kiedy udawało mu się namówić ją na kąpiel na golasa.

- Różne od podróży służbowej? O, nie jestem pewny - odparł,

niedbale kładąc dłoń na jej obnażonym brzuchu. - Zauważyłem pewne

podstawowe podobieństwa.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Na przykład?

- Spędzamy większość wolnego czasu razem w łóżku.

- Cóż, to przecież lepsze od strzelaniny...

- Cieszę się, że tak myślisz, bo zacząłbym wątpić w swoją

technikę.

Lauren odpowiedziała dźwiękiem, który mógłby być uznany za

wytworne prychnięcie.

- Jesteś zbyt arogancki, żeby przejmować się tym, co i jak

robisz. Wydaje ci się, że jesteś doskonały.

- Nie zawsze.

- Ale muszę przyznać, że często udaje ci się zbliżyć do stanu

doskonałości.

Odwrócił się na bok, rysując pocałunkami linię wzdłuż brzegu

jej bikini.

- Na przykład?

- Jeśli sądzisz, że zacznę piać peany na cześć twoich cnót i

podkarmiać twoją okropną pychę, to bardzo się mylisz!

- I to właśnie w tobie kocham, kobieto: wszystkie te czułe

słówka, którymi właśnie mnie obsypałaś - wsunął dłoń pod cienki

stanik i objął pełną pierś, delikatnie pocierając sutek końcem kciuka.

Czy ona sądzi, że nie zauważył, jak wypełniły się jej piersi w ciągu

ostatnich kilku tygodni? Dlaczego ciągle nie mówi mu, że jest w

ciąży?

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Pod jego dotknięciem Lauren spazmatycznie wciągnęła

powietrze. Ukrył uśmiech, zsuwając wargami tkaninę stanika i objął

nimi czubek jej piersi.

Zanurzyła dłonie w jego włosach i przyciągnęła go bliżej. Nie

przypuszczała, że życie może być tak wspaniałe. Jordan wydawał się

zadowolony z samego faktu przebywania z nią. Zniknął napięty

profesjonalista, jego miejsce zajął chłopięcy, rozkoszny i namiętny

mężczyzna. Kochała ten radosny nastrój. Kochała w nim wszystko...

jego otwartość... całkowitą uczciwość... i właśnie dlatego miała taki

twardy orzech do zgryzienia: jak powiedzieć mu o ciąży?

Nie była to informacja, którą mogła rzucić w zwykłej rozmowie,

choć nie miała zamiaru trzymać jej w tajemnicy. Nie po tym, jak się

zdradziła w domu rodziców, gdzie odbyły się trudne rozmowy z

ojcem i matką, którzy uważali, że Jordan powinien wiedzieć o

dziecku. Ona miała odmienne zdanie. Wyjaśnił jej przecież, co sądzi o

dzieciach, a normalna rodzina nie pasowała zupełnie do jego życia

zawodowego.

Nieoczekiwane pojawienie się Jordana zupełnie zmieniło

sytuację. Najwyraźniej odszukał ją jedynie po to, aby poprosić o rękę.

Uśmiechnęła się do tej myśli. Nigdy nie pytał jej, co sądzi o

małżeństwie. Zupełnie jak jej ojciec, uważał sprawę za oczywistą.

I nagle jej myśli rozsypały się na tysiąc kawałków. Jordan

właśnie wsunął dłoń w dolną część bikini. Delikatnie masował ukryte

pod nią ciało i Lauren mogła myśleć już tylko o Jordanie i o tym, co

do niego czuje.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

Wydawało się, że dotykanie jej nigdy mu się nie znudzi, nawet

wtedy, kiedy nie miał zamiaru kochać się z nią. Gdziekolwiek byli,

cokolwiek robili, trzymał ją za rękę albo wsuwał dłoń pod jej ramię,

albo dotykał dłonią jej pleców.

Lauren odkryła, że i ona wykazuje wszelkie oznaki

narkotycznego uzależnienia od jego ciała - też uwielbiała dotykać go.

Od słońca skóra jego przybrała piękną ciemnozłocistą barwę.

Większość czasu spędzał na słońcu, podczas gdy ona pozostawała

ukryta przed ostrymi promieniami. Kąpielówki, które nosił, nie

ukrywały jego wspaniałych męskich kształtów, raczej je podkreślały.

Usta Jordana, rozsiewając pocałunki, wędrowały wzdłuż jej

brzucha, talii i dalej... niżej...

- Jordan! - jęknęła.

- Wiem, kochanie. Chcę tylko, żebyś się odprężyła.

Pozwalał sobie na każdy odważny gest, ucząc ją miłości.

Sprawiał, że jak meteoryt gnała ku spełnieniu raz po raz. Odkrył wiele

sposobów pobudzania jej zmysłów. Zdawał się czerpać przyjemność z

wywoływania w niej tak gwałtownych reakcji.

Lauren nie mogła już nadal leżeć nieruchomo. Chciała go

dotykać, kochać, wyjaśnić gestami to wszystko, czego nie umiała ująć

w słowa. A kiedy pochylił się nad nią, okazała niecierpliwe pragnienie

miłości.

Wziął ją jednym, silnym ruchem, jej uda objęły go mocno.

Przylgnęła do niego błagając o spełnienie cichymi, bezładnymi

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

szeptami i jękami. Wiedział, że potrafi dać jej taką samą rozkosz, jaką

otrzymywał od niej.

Zapomnieli o słonecznym dniu, o lśniącym piasku, turkusowej

wodzie i kołyszących się palmach. Cóż ich to wszystko teraz

obchodziło...

Jordan gwałtownie przyspieszył rytm, aż Lauren krzyknęła

głośno, a głos jej przypomniał krzyk mew krążących od czasu do

czasu nad plażą. Dopiero wówczas sam pozwolił sobie na bezruch.

Drgnął raz jeszcze, konwulsyjnie przyciskając ją do siebie, tak mocno,

że zaledwie mogła oddychać.

Nie szkodzi.

Obrócił się, unosząc ją ze sobą, aż ich pozycje na szerokim

leżaku odwróciły się. Teraz leżała bezwładna, z głową wspartą na jego

piersi.

- Jordan? - poczuł lekkie spięcie jej ciała.

- Hmm - odparł sennie.

- Wiesz, nie stosowaliśmy żadnych środków zapobiegawczych...

żeby ustrzec się ciąży...

Starał się nawet nie poruszyć, żeby nie spłoszyć jej zbyt

gwałtowną reakcją.

- Rzeczywiście - mruknął leniwie, przeczesując palcami jej

włosy.

- Powiedziałeś kiedyś, że nie chcesz dzieci - podsunęła

nieśmiało.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Tak? Chyba nie wiedziałem, co mówię! Uwielbiam dzieci!

Powinniśmy mieć przynajmniej dwoje, a każde z nich podobne do

jednego z nas - poczuł nagłe rozluźnienie jej ciała.

- Podoba mi się to - szepnęła miękko. Po kilku minutach

milczenia dodała: - Oczywiście, na pewno nie chcesz zakładać

rodziny już teraz... - urwała, marząc, żeby mieć odwagę, by

powiedzieć mu prosto z mostu, że czy chce, czy nie, za mniej więcej

sześć miesięcy będzie ojcem. Lauren nigdy przedtem nie uważała się

za tchórza. A jednak nim była. O, tak, naprawdę. Świadczyła o tym jej

każda wymijająca wypowiedź.

Jordan czuł jej wahanie i bardzo pragnął jej pomóc. Jednak na

tym etapie ich wzajemnych stosunków niezręcznością byłoby dopiero

teraz przyznać się, że wie od jej ojca, że jest w ciąży i to od chwili,

kiedy zemdlała na jego widok. Kiedyś... może... powie jej o tym. Na

razie jednak zmusił Matta Mackenzie do zachowania ich rozmowy w

tajemnicy.

- Oj, nie wiem - mruknął. - Nie jestem już coraz młodszy. Chyba

przyjemnie byłoby mieć dzieci nieco wcześniej, dać im szansę

posiadania młodych rodziców i...

- Och, Jordan, czy naprawdę tak myślisz? - zapytała, podnosząc

głowę i spoglądając na niego po raz pierwszy od paru minut.

- Tak, kochanie. Właśnie tak myślę. Kocham cię i będę kochał

nasze dzieci. Jesteś dla mnie całym światem.

W oczach Lauren zabłysły łzy.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)

background image

- Po raz pierwszy powiedziałeś, że mnie kochasz, czy wiesz o

tym?

Lekko uniósł głowę i ucałował jej nabrzmiałe, tak bardzo

kochane usta.

- Mówiłem, że cię kocham, każdym gestem i każdym słowem,

odkąd cię poznałem. Po prostu sam o tym wcześniej nie wiedziałem.

Czekał w napięciu, świadom, iż szuka słów, by powiedzieć mu o

dziecku.

W głowie aż kłębiło mu się od pytań na temat tego dnia, w

którym przyjdzie na świat ich dziecko. Czy będzie chciała, żeby był

przy niej podczas porodu? Jeżeli nie, będzie musiał spędzić te kilka

pozostałych miesięcy na przekonywaniu jej, że jest równie niezbędny

przy narodzinach, jak był przy poczęciu. Uśmiechnął się, wiedząc już,

co usłyszy na temat swojej bezczelności.

- Eee... Jordan... chyba jest coś, o czym powinieneś wiedzieć... -

zaczęła Lauren z nieśmiałym uśmiechem.

Create PDF

files without this message by purchasing novaPDF printer (

http://www.novapdf.com

)


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Broadrick Annette Tymczasowe małzeństwo
Broadrick Annette Tymczasowe małżeństwo 5
022 Broadrick Annette Tymczasowe małżeństwo
022 Broadrick Annette Tymczasowe małżeństwo
Broadrick Annette Papierowe małżeństwo
1 Siostry O Brien Broadrick Annette Papierowe małżeństwo [253 Harlequin Desire]
Annette Broadrick Tymczasowe małżeństwo
253 Broadrick Annette Siostry O Brien 01 Papierowe małżeństwo
Broadrick Annette Tajemnica trzech sióstr ?r losu
Broadrick Annette Tajemnica trzech sióstr Mężczyzna z portretu
Broadrick Annette Nie proszę o miłość
Broadrick Annette Zaproszenie na ślub
Broadrick Annette Przezyj to inaczej Spotkanie w tropikach
Broadrick Annette Tajemnica trzech sióstr Przeznaczenie puka do drzwi
Broadrick Annette Zaloty po teksasku 02(1)
Broadrick Annette Nigdy nie trac nadziei
080 Broadrick Annette Dwoje w blasku świec
138 Broadrick Annette Zeke

więcej podobnych podstron