ANNETTE BROADRIC
TYMCZASOWE MAŁŻEŃSTWO
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jordan Trent szybko przemierzał długi korytarz wiodący do
gabinetu Mallory'ego. Z ponurym rozbawieniem obserwował, jak
grupka pracowników rozpierzcha się na jego widok niczym zwierzyna
na widok charta.
Tym razem Mallory posunął się za daleko. Jordan postanowił, że
powie mu, bez owijania w bawełnę, co myśli o nim i jego cholernych,
nagłych przypadkach. Miał już serdecznie dość nieustannego napięcia,
jakie wiązało się z tą pracą. Jest przecież na urlopie i potrzebuje
każdej minuty odpoczynku, ale Mallory zdawał się tego nie rozumieć.
Jak on śmiał wywinąć mu taki numer! Jordan przyrzekł sobie, że ktoś
za to zapłaci.
Dochodząc do właściwych drzwi nawet nie zwolnił kroku.
Chwycił klamkę i otworzył je jednym szarpnięciem,, nie troszcząc się
o pukanie.
James Mallory, bez większego zaskoczenia, podniósł wzrok
znad papierów. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Mallory
nigdy nie zdradzał swoich myśli, a uczuć - jak Jordan wiedział z
doświadczenia - nie posiadał.
Nie czekając na zaproszenie opadł na wyściełany fotel, stojący
przed porysowanym biurkiem.
- Lepiej, żeby to było coś ważnego - rzucił ostrzegawczo.
Mallory odchylił się w tył na fotelu i wytrzymał natarczywe
spojrzenie mężczyzny siedzącego po drugiej stronie biurka.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- I jak było na urlopie, J.D.?
- I ty jeszcze mnie o to pytasz?! Zabawne! Co, u diabła, jest aż
tak cholernie ważne, że nie mogło poczekać do przyszłego tygodnia?!
Mallory przez kilka minut w milczeniu obserwował młodszego
od siebie mężczyznę.
- Wydawało mi się, że parę wolnych dni powinno cię lepiej
nastroić do świata - wzruszył ramionami. - Ale trudno wymagać,
żebym zawsze miał rację.
- Nie potrzebuję twoich złośliwych komentarzy, Mallory. Po co
wytaczasz przeciwko mnie całą artylerię?
Mallory lekko uniósł krzaczaste brwi.
- Jaką artylerię?
- Wiesz doskonale, o czym mówię. Powiedziałeś tamtejszej
policji, że jestem poszukiwany w Stanach!
- Bo jesteś - spokojnie odparł Mallory.
- Pozwoliłeś im myśleć, że jestem wyjątkowo niebezpieczny.
- Bo jesteś - potwierdził skinięciem głowy.
- I że jestem poszukiwany przez rząd... „Bo jesteś" - dorzucił,
przedrzeźniając szefa. - Cholerny świat, Mallory! Twoje tak zwane
poczucie humoru wymaga pewnych regulacji.
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że zszargałem ci opinię na...
Jakże się nazywa ta wysepka?
- Nieważne. Nagle okazało się, że jestem persona non grata i
poproszono mnie, żebym wyjechał. I to natychmiast.
Mallory wzruszył ramionami.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Ignorowałeś moje wezwania.
A wiesz dlaczego? To był mój pierwszy urlop od
osiemdziesiątego roku. Pięć lat, Mallory, bez urlopu! Cholera, dobrze
wiem, że przecież nie jestem twoim jedynym agentem! Więc dlaczego
akurat ja?
- Bo tym razem potrzebuję twoich specjalnych uzdolnień.
- Jakich specjalnych uzdolnień? Rzadkiego talentu wymykania
się śmierci?
- To także - skinął głową Mallory. - Poza tym masz jednak
niezwykły talent osiągania tego, co zaplanowałeś. Obawiam się, że
tym razem będzie nam potrzebny ten twój talent.
- Wzruszasz mnie, Mallory. Naprawdę. Ileż to już lat pracuję dla
ciebie? Osiem... Dziesięć? I coś mi się zdaje, że jest to pierwszy
komplement, jaki od ciebie usłyszałem... ja czy ktokolwiek inny. Jak
sądzisz, może powinieneś go powtórzyć? Nagrałbym to sobie. Wiesz,
byłoby to coś w rodzaju maleńkiej pamiątki, żebym jakimś
nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności nie zapomniał o twoim
uznaniu dla mnie.
Mallory rozparł się w fotelu i położył nogi na blacie biurka.
Przez chwilę przyglądał się Jordanowi, wydymając wargi.
- No, tak - przyznał złośliwie. - Przede wszystkim posiadasz
talent omijania wszystkich regulaminowych procedur, które się tu
stosuje, co od czasu do czasu wywołuje coś w rodzaju zamieszania...
- No to mnie wywal - twardo zaproponował Jordan.
- Bardzo ci się spieszy - zauważył Mallory spokojnie.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Masz rację. Jestem już za stary na taki tryb życia, Mallory.
Powtarzam ci to od dwóch lat.
- Zgadza się. Ale wcale tak nie uważasz i obaj dobrze o tym
wiemy. Uwielbiasz życie na ostrzu noża, gdy przetrwanie zależy tylko
od twojego sprytu i instynktu - urwał i zapalił papierosa.
- Przyznaj się, J.D. - dodał, wypuszczając kłąb dymu. -
Nudziłbyś się, żyjąc inaczej.
Jordan z niesmakiem rozpędził dym.
- Dzięki, doktorze Mallory. Ile jestem panu winien za poradę w
kwestii życiowego powołania?
Mallory pozwolił sobie na miły uśmieszek.
- To jeszcze jeden z przysługujących ci przywilejów. Nawet nie
żądam zapłaty.
- Bardzo ładnie. Czy masz pojęcie, jak zrujnował mnie samolot
na drugą stronę globu, byle dalej od ciebie? Ale i tak nie dość daleko,
jak się okazuje!
- Postaram się, żeby zwrócono ci koszty. Spokojny głos
Mallory'ego sprawił, że Jordan przez chwilę przyglądał mu się w
milczeniu.
- Ta sprawa naprawdę musi być poważna - powiedział wreszcie.
- Nigdy w życiu nie widziałem, żebyś popuścił choć centa.
Mallory niewzruszenie wytrzymał jego wzrok.
- W tej sprawie naprawdę cię potrzebuję.
- A cóż to za sprawa...?
- Czy mówi ci coś nazwisko Trevor Monroe?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Jasne. Jest senatorem stanu Wirginia.
- I szefem Zagranicznej Komisji Śledczej Senatu.
- Jesteśmy śledzeni? - zażartował Jordan. - Znowu?
- Nie. W tej sprawie dostaliśmy zgodę na zniesienie wszelkich
ograniczeń w działaniu.
- Aż boję się pytać - powoli rzekł Jordan. Jeszcze nigdy nie
słyszał, żeby Mallory mówił takim tonem. Cokolwiek miał na
warsztacie, sprawa była poważna.
- Żona senatora miała pewne problemy ze zdrowiem. Postanowił
wysłać ją do specjalisty w Wiedniu. Z oczywistych względów
wiedziało o tym tylko kilka osób. Pozycja senatora wobec naszego
rządu jest dość delikatna.
- Więc czego on chce? Inwigilacji? Ochrony? A może mam
udawać jego szwagra?
- Szkoda, że nie pomyśleliśmy o tym wcześniej - westchnął
Mallory. - Widzisz, Frances Monroe zniknęła dwa dni temu w drodze
do wiedeńskiej kliniki, gdzie miała poddać się badaniom.
Jordan od razu zdał sobie sprawę z konsekwencji tego faktu -
zakładnik w osobie członka rodziny urzędnika państwowego
natychmiast zapewnia porywaczom pełną współpracę tegoż urzędnika.
- Wiedzą, kto to zrobił?
- Nie, ponieważ nie nadaliśmy sprawie rozgłosu i, jak dotąd, nikt
się nie przyznał.
- Jakieś dziury w ochronie?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Mallory natychmiast pojął, że Jordan już zapomniał o urazie,
jaką wywołał jego przymusowy powrót z urlopu. Szybko zrozumiał,
że rząd ma duży problem, który może przybrać katastroficzne
rozmiary, jeśli nie potraktuje się go poważnie.
- Pracujemy nad tym. Prowadzimy szeroko zakrojone
poszukiwania pani Monroe.
- A moja rola?
- Przypuszczamy, że zabrano ją do Europy Wschodniej. Znasz
ten teren lepiej niż ktokolwiek inny, masz tam wtyczki. Liczymy, że
zdołasz ją wydostać.
- Nigdy nie żądasz za wiele, co, Mallory? - zauważył Jordan z
wyraźnym przekąsem w głosie. Potrząsnął głową i wyciągnął przed
siebie nogi.
- Wiem, że wolisz pracować sam... - zaczął Mallory.
- Ja muszę pracować sam - gładko wpadł mu w słowo Jordan,
przyglądając się z wyjątkową uwagą połyskowi własnych butów.
- Tak. No cóż, trudno. Tym razem jednak będziecie we dwójkę.
Jordan lekko wyprostował się i powolutku podnosił wzrok,
dopóki nie napotkał spojrzenia Mallory'ego.
- Żadnych wyjątków, Mallory.
- Rozumiem, co czujesz, J.D. Zwłaszcza po tym, co przytrafiło ci
się w zeszłym roku w Stambule...
- A więc pamiętasz, że mój tak zwany współpracownik usiłował
mnie ukatrupić?
- Przykry wypadek...
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Byłby jeszcze bardziej przykry, przynajmniej dla mnie, gdyby
mu się udało.
- Tym razem nie musisz martwić się o lojalność. Twój
współpracownik w razie potrzeby zawsze będzie przy tobie.
- Dziękuję, nie skorzystam - Jordan nie odrywał wzroku od
Mallory'ego, który przecież był jego bezpośrednim szefem. Marzył o
tym, żeby mieć jakąś najmniejszą możliwość wglądu w jego procesy
myślowe.
Po incydencie w Stambule Jordan próbował przekonać szefa,
żeby go wylał... bezpośrednio po tym, jak Mallory cisnął do kosza
pismo z rezygnacją Jordana, nie zaszczycając podania nawet jednym
spojrzeniem. Podczas tamtej rozmowy Jordan dowiedział się paru
rzeczy o agencji, w której pracował. To zajęcie było dożywotnie.
Niestety, statystyki mówiły, że w tym zawodzie nie należy się
martwić o zbyt odległą przyszłość.
- Dlaczego nie mogę złapać wieczornego lotu do Wiednia i
zobaczyć, jak wygląda sytuacja? Jeżeli będę potrzebował posiłków,
natychmiast się z tobą skontaktuję, uwierz mi.
- To nie takie proste.
- Nigdy nie mówiłem, że to będzie proste. Jeżeli jednak chcesz,
żebym użył swoich kontaktów, muszę być sam.
- W porządku, ona nie...
- Ona? O czym ty mówisz, Mallory? Ona? Przecież nie mamy
kobiet agentów!
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Lauren właściwie nie jest agentką, choć pracuje w jednym z
naszych departamentów.
Jordan wstał i zaczął krążyć pomiędzy biurkiem i oknem.
- Zwariowałeś, Mallory? Chcesz, żebym wziął do akcji kobietę?
Amatorkę?
- Lauren pracuje w departamencie szyfrów. Jest bardzo bystrą
kobietą... A właściwie, to... dama i w dodatku geniusz matematyczny.
Ściągnęliśmy ją wprost z uczelni. I jest poliglotką.
Jordan wsparł dłonie na biodrach, zatrzymał się i spojrzał na
Mallory'ego.
- Dla mnie może nawet skakać o tyczce, śpiewać hymn stojąc na
głowie i zdobywać medale na olimpiadzie. Nie chcę jej!
- Nie masz wyboru. Senator nalega, żebyśmy posłali tam kobietę
ze względu na jego żonę. Podejrzewa, że będzie jej potrzebne moralne
wsparcie.
Jordan znów zaczął krążyć.
- Nie wierzę ci. Po prostu nie wierzę. Chcesz, żebym dokonał
cudu, a jeszcze przywiązujesz mi do nogi potężny kamień i mówisz,
że nie mam wyboru.
Mallory nie patrzył na Jordana. Pochylił się i nacisnął klawisz
interkomu.
- Poproś do mnie pannę Lauren Mackenzie - polecił, kiedy
odezwał się jakiś bezosobowy głos. Opuścił nogi na podłogę i złożył
dłonie przed sobą.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Po co jakaś niewyszkolona kobieta ma mieszać się w tę
sprawę, Mallory? Nie wiadomo, co nas tam czeka. Daj mi najpierw
sprawdzić...
- Nie ma na to czasu - stanowczo uciął Mallory. - Macie z
Lauren rezerwację na wieczorny lot. W jej paszporcie podano, że jest
twoją żoną.
- Moją żoną? - powtórzył niemal szeptem. Mallory skinął głową.
- Będzie mniej komplikacji.
Jordan podszedł do okna, odchylił żaluzje i przez chwilę patrzył
na znajomy krajobraz, po czym odwrócił wzrok od okna i spojrzał
przez ramię na Mallory'ego.
- Nie mam zielonego pojęcia o żonach i małżeństwie. A już
zupełnie nie wyobrażam sobie, jak obca kobieta w roli mojej żony ma
uprościć sprawę.
- Będziecie musieli pracować razem przez cały czas, z
wyjątkiem chwil, kiedy będziesz chciał skontaktować się ze swoimi
wtyczkami. Wtedy Lauren będzie typową amerykańską małżonką,
biegającą po sklepach w czasie, gdy mąż zajmuje się interesami.
- Jak ty to robisz, że twoje wyjaśnienia brzmią zupełnie
rozsądnie, skoro wiem, że cały ten plan jest kompletnie szalony?
Rozległo się pukanie do drzwi. Mallory lekko podniósł głos:
- Wejść!
Ze swego miejsca przy oknie Jordan obserwował, jak drzwi
otwierają się i do pokoju wchodzi młoda kobieta. I w tym momencie
doszedł do wniosku, że ta cała historia musi być jakimś głupim
files without this message by purchasing novaPDF printer (
żartem. Kobieta wyglądała jak karykatura pedantycznej urzędniczki.
Nikt już się tak nie ubiera!
Oczywiście, Jordan nie miał zbyt wielkiego pojęcia o damskiej
modzie. Nie znał się na aktualnie modnych fryzurach czy kobiecych
strojach. Jednakże ta kobieta sprawiała wrażenie, jakby ani fryzura,
ani ubiór zupełnie jej nie interesowały. Miała na sobie jakiś
dwuczęściowy kostium, który dokładnie maskował jej figurę. Patrząc
na nią, tak ubraną, nie był w stanie wywnioskować, czy jest chuda jak
patyk, czy w ostatnich miesiącach ciąży. Włosy miała niedbale
zwinięte na karku w luźny koczek. Parę kosmyków wysunęło się i
zwisało za uszami i na szyi. Szylkretowe oprawki okularów i
wygodne buty na płaskim obcasie przypominały mu postać
bibliotekarki ze sztuki, którą widział na studiach.
Mallory zawsze miał dość szczególne poczucie humoru, ale tym
razem Jordanowi wydało się, że naprawdę przeholował z żartami.
Jakby nie brał pod uwagę uczuć tego typu kobiety.
Odprowadzał ją wzrokiem, kiedy nie spoglądając w stronę okna
podeszła do biurka Mallory'ego. Przemówiła niskim, ładnie
modulowanym głosem:
- Pan mnie wzywał, panie Mallory?
- Tak, Lauren. Usiądź, proszę - ruchem głowy wskazał jej jedno
z krzeseł. - Chcę, żebyś poznała Jordana Trenta. Jak ci już mówiłem,
właśnie z nim będziesz pracować.
Jordan patrzył, jak kobieta powoli obraca się w jego stronę. Nie
zmieniła wyrazu twarzy.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Miło mi, panie Trent - mruknęła, skłaniając głowę w jego
kierunku, po czym usiadła, założyła nogę na nogę i spokojnie
przeniosła wzrok na Mallory'ego.
Nigdy w życiu nie doznał odprawy w tak doskonałym stylu i
stwierdził, że to niezbyt miłe wrażenie. Wyglądało na to, że
mężczyzna, który w ciągu kilku najbliższych dni miał grać w jej życiu
rolę męża, nie wywarł na niej szczególnego wrażenia.
Właściwie, to jej zachowanie nie powinno być dla niego
zaskoczeniem. Z całą pewnością nie był wcieleniem sekretnych
kobiecych marzeń. Codziennie oglądał się w lustrze i wiedział, że jego
ostre rysy, ponury wyraz twarzy i potężny wzrost budziły raczej lęk
niż zaufanie.
- Teraz, kiedy się już znacie - oznajmił Mallory bezbarwnym
tonem - chciałbym omówić z wami cały plan.
Jordan niechętnie powrócił na swój fotel, co sprawiło, że znalazł
się w bezpośrednim sąsiedztwie Lauren Mackenzie.
Spojrzała na niego przelotnie i posłała mu nieśmiały, lekki
uśmiech. Gdyby się jej nie przyglądał, pewnie nawet by tego nie
zauważył. Nagle coś przyszło mu do głowy. Ona jest nieśmiała! Czy
to dlatego nosi takie ubranie, ten skuteczny kamuflaż, czy też przy-
wdziała je tylko na jego użytek? Niezależnie od przyczyny, z
pewnością była to ostentacja.
- A zatem - zaczął Mallory, zaglądając do leżących przed nim
dokumentów - Lauren odpowiada ogólnemu opisowi wyglądu pani
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Monroe. Po wyjściu stąd musi natychmiast zmienić uczesanie i
rozjaśnić włosy, żeby zwiększyć podobieństwo.
- Po co? - zapytał Jordan.
- Ponieważ, o ile uda wam się odnaleźć panią Monroe w którymś
z tych europejskich krajów, będzie mogła go opuścić używając
paszportu Lauren.
- Bawisz się w domysły, Mallory? - zakpił Jordan.
- Przecież nie wiemy, gdzie znajdziemy panią Monroe, ani w
jakim stanie fizycznym - obejrzał się na Lauren.
- Właściwie dlaczego zgadza się pani brać udział w tej
potencjalnie niebezpiecznej operacji?
Lauren uważnie i niemal z przerażeniem obserwowała
siedzącego obok niej mężczyznę. Nie miał w sobie nic z człowieka,
którego wyobraziła sobie po pierwszej rozmowie z Mallory'm.
Ponieważ prawie wcale nie widywała podwładnych Mallory'ego,
sądziła zatem, że ludzie kierowani przez niego do tajnych zadań
specjalnych powinni być raczej mało charakterystyczni, aby w razie
konieczności stopić się z otoczeniem. Natomiast ten człowiek w żaden
sposób nie mógłby przemknąć nie zauważony - o tym była święcie
przekonana.
Miał prawie dwa metry wzrostu, czarne, przenikliwe oczy, które
zdawały się przewiercać ją na wylot. Mocno skręcone włosy, jak
krucze pióra lśniły w świetle padającym od okna. Wysokie kości
policzkowe i silny podbródek dopełniały obrazu mężczyzny, z którym
nikt o zdrowych zmysłach nie odważyłby się zadzierać. I na pewno
files without this message by purchasing novaPDF printer (
nie był w jej typie. Rozumiała jednak, że niestety, jej osobiste
upodobania nie mogły być brane pod uwagę w tych okolicznościach.
- Powiedziano mi, że potrzebna jest osoba o wyglądzie
odpowiadającym mojemu rysopisowi, więc chciałam pomóc -
wyjaśniła spokojnie.
- Nie ma pani pojęcia - Jordan potrząsnął głową - w co się pani
pakuje!
- Możliwe. Mam nadzieję, że wyjaśni mi to pan po drodze.
Czy dobrze usłyszał w tym cichym głosie nutkę sarkazmu?
Przyjrzał się jej nieco uważniej. Podniosła na niego spokojne
spojrzenie szarych oczu.
- Czy musi pani nosić okulary? - zapytał gwałtownie. Z
satysfakcją stwierdził, że zaskoczył ją tą uwagą, ale zaraz sam się
zawstydził własnej reakcji.
- Tylko do patrzenia z bliska, panie Trent. Niestety, większość
pracy, jaką wykonuję, wymaga patrzenia z bliska.
- No to w naszej podróży nie będzie pani miała zbyt wiele pracy
„wymagającej patrzenia z bliska". Powinno to panią pocieszyć -
odparł, leniwie przesuwając wzrokiem po jej postaci.
Lauren poczuła, jak ogarnia ją gniew i nie po raz pierwszy
pożałowała, że odziedziczyła, podobno typowy dla rudowłosych ludzi,
krewki temperament. Ta kąśliwa uwaga była niepotrzebna i
niesprawiedliwa. Czy on wyobraża sobie, że zgłosiła się tylko po to,
żeby spędzić trochę czasu w roli jego żony?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Uniosła dłoń i zdjęła okulary. Odszukała w torebce etui,
umieściła w nim okulary, i etui z powrotem w torebce, a wszystkie te
czynności wykonała z metodyczną dokładnością, wreszcie podniosła
wzrok.
- Czy tak lepiej?
Jordan na chwilę stracił zdolność mówienia. Dopiero teraz, bez
grubych oprawek okularów, objawiło się całe piękno jej oczu. Były
ogromne, szeroko rozstawione, ocienione ciemnymi frędzlami rzęs,
które dodawały im tajemniczej głębi. Wciąż spoglądały na niego bez
zmrużenia powiek.
- Yyy - odchrząknął i skinął głową. - Tak. Po prostu
zastanawiałem się... To znaczy... - niepewnie zawiesił głos. Skąd, u
diabła, przyszło mu do głowy, że ta kobieta jest nieśmiała? Sądząc po
spojrzeniu i lekkim rumieńcu powlekającym policzki, nie trafił na listę
jej ulubieńców.
- Czy masz jakieś pytania, J.D.? - zagadnął Mallory.
- Pytania? Nie. Mam za to parę zastrzeżeń - obrócił się wraz z
fotelem tak, by znaleźć się naprzeciw Lauren. - Nie mam do pani
żadnych osobistych uprzedzeń i na pewno nie chcę dyskryminować
pani ze względu na płeć. Martwi mnie jednak to, że mam zabrać ze
sobą kogoś bez odpowiedniego przeszkolenia. To zbyt niebezpieczne.
Nie mam ochoty na dodatkowe utrudnienia - znowu zwrócił się do
Mallory'ego.
- Czy nie możesz jakoś uspokoić senatora i dać mi szansę,
żebym spróbował sam?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Nie.
Natychmiastowa odpowiedź i twardy ton, jakim została
wypowiedziana, położyły kres wszelkiej dyskusji na ten temat. Po
dłuższej chwili milczenia odezwał się Mallory:
- Coś jeszcze?
Jordan szczycił się szybkim refleksem i umiejętnością wywijania
z najbardziej kłopotliwych sytuacji. Teraz jednak nie widział innego
wyjścia - musiał to powiedzieć. Zakłopotany, wymamrotał wreszcie:
- Nie mam pojęcia, jak się udaje męża.
Lauren usiłowała zachować obojętny wyraz twarzy, choć nie
mogła się powstrzymać od lekkiego przygryzienia dolnej wargi, by
ukryć uśmiech.
- Obawiam się, że nie mamy czasu na błyskawiczny kurs
pożycia małżeńskiego, J.D. - wyszczerzył zęby Mallory.
- To nie jest zabawne.
- Zgadzam się z tobą. Sprawa jest śmiertelnie poważna i to w
każdym calu. Wiem, że sobie poradzisz, inaczej nie nalegałbym na
powierzenie jej właśnie tobie - Mallory wstał, dając tym do
zrozumienia, że uważa temat za zamknięty. - Rób to, co zawsze
najlepiej ci wychodzi, J.D. Improwizuj.
Improwizuj, cholera - myślał wściekle Jordan w kilka godzin
później, pakując się do drogi. Powinien był natychmiast odmówić. To
jest zupełnie idiotyczny pomysł! Co ten Mallory sobie myśli?! Może
chce zabawić się w swatkę i znaleźć męża dla swojej małej szyfrantki?
Ale na pewno nie będzie nim Jordan Trent. Zawsze był i pozostanie
files without this message by purchasing novaPDF printer (
samotnikiem. Ten tryb życia zupełnie mu odpowiadał. Mallory miał
rację - Jordan lubił swoją pracę. Lubił nie wiedzieć, gdzie się znajdzie
za tydzień. Lubił emocję i niebezpieczeństwo, nigdy nie chciał
monotonii życia od dziewiątej do piątej, domu na przedmieściu, żony i
dzieci.
Więc dlaczego jest taki zdenerwowany? Zadanie będzie trudne,
ale przecież zna kilku ludzi, którzy zapewne potrafią rzucić trochę
światła na sprawę pani Monroe.
Wbrew sobie musiał wreszcie przyznać, co go gnębi. Nie potrafił
współżyć z innymi ludźmi. Nigdy i z nikim nie wiązał się na dłużej,
ani z kobietą, ani z mężczyzną. Taki tryb życia został mu narzucony
od najwcześniejszych lat dzieciństwa.
Miał osiem lat, kiedy jego matka umarła na zapalenie płuc.
Babka, sama słabego zdrowia, postanowiła skontaktować się z ojcem
Jordana, Morganem Trentem, który mieszkał w Chicago, i to od niej
po raz pierwszy w życiu dowiedział się, że ma syna.
Trzeba przyznać, że Morgan Trent natychmiast przyleciał do
małego miasteczka w Południowej Kalifornii, gdzie Jordan urodził się
i mieszkał. Nie miał żadnych wątpliwości co do swojego ojcostwa.
Ośmioletni Jordan nie był w stanie pojąć, dlaczego pewnego dnia w
jego życiu pojawił się obcy mężczyzna, spakował jego rzeczy i zabrał
go daleko, w nieznane otoczenie.
Morgan wyjaśnił, że jest jego ojcem, ale dla Jordana nie miało to
większego znaczenia. Radził sobie bez niego przez całe osiem lat. Po
co mu teraz ojciec? Dziś, patrząc z perspektywy swych trzydziestu
files without this message by purchasing novaPDF printer (
pięciu lat, Jordan lepiej mógł docenić, co Morgan pragnął dla niego
uczynić.
Nie był dzieckiem, które łatwo poznać. Jako jedynak szybko
nauczył się wyszukiwać sobie zajęcie, nie oglądając się na dorosłych
ludzi. Matka pracowała do późna, widywał ją bardzo rzadko. Babka
miała opiekować się nim, ale nigdy nie interesowała się zbytnio, gdzie
Jordan wychodzi i na jak długo.
Dlatego też silnie przeżył nagłe ograniczenie wolności, jakie
narzucili Jordanowi ojciec i macocha. Nie lubił ich zasad, ich
wielkiego domu i ich trybu życia poddanego zbyt formalnym
rygorom.
Nigdy nie widział, aby tych dwoje okazywało sobie jakiekolwiek
uczucie lub przyjaźń. Nie było w nich spontaniczności, jedynie
sztywna, wymuszona konwersacja.
Jordan chętnie poszedł do szkoły, aby tylko uciec z tego domu.
Ale w szkole nadal żył jak samotnik. Ten tryb życia po skończeniu
studiów uczynił z niego doskonały materiał na agenta.
Nie związany z nikim, mógł znikać na całe tygodnie bez słowa.
Zawsze świadomie wybierał sobie niezbyt dociekliwe i niezbyt
zaborcze przyjaciółki. Przyzwyczaił się do przebywania z takim
typem kobiet, przy nich czuł się wolny i bezpieczny.
Nie wiedział nic o kobietach podobnych do Lauren Mackenzie.
Spojrzał na zegarek. Powinien podjechać po nią za niecałą
godzinę. Polecą wahadłowcem do Nowego Jorku, spędzą noc w
files without this message by purchasing novaPDF printer (
powietrzu, po czym we Frankfurcie przesiądą się na samolot do
Wiednia.
Złapał się na tym, że dziwnie się czuje, podróżując samolotami
pasażerskich linii lotniczych. Poprzednie wypady do Europy odbywał
transportem wojskowym.
Sprawdził bilety, które dał mu Mallory. Lecieli pierwszą klasą!
Interesujące... Jordan chętnie dowiedziałby się, co Mallory kombinuje.
Lauren Mackenzie stała przed lustrem w łazience i próbowała
pogodzić się ze swoim nowym wyglądem. Jej ciemnorude włosy
rozjaśniono do barwy czerwonawego złota. Wiedziała, że musi jak
najszybciej przyzwyczaić się do tego koloru. Nie stanie się przecież
bardziej wiarygodna w swej roli, jeżeli za każdym spojrzeniem w
lustro będzie robiła zdziwioną minę.
Zmienił się zresztą nie tylko kolor. Lauren nigdy nie poświęcała
fryzurze zbyt wiele czasu. Miała gęste, zdrowe włosy i zwykle spinała
je z tyłu. Teraz były na to za krótkie, jak piórka okalały jej czoło i
zwijały się wokół uszu.
Jak bardzo zmienia kobietę dobry makijaż i nowe uczesanie,
pomyślała z uśmiechem. Może warto pozwolić, by zajmowali się tobą
profesjonaliści.
Kobieta, która pokazała Lauren jak nakładać makijaż,
zachwycała się jej zdrową cerą. Lauren miała ten sam rodzaj skóry, co
jej matka i siostry, nigdy się więc nad tym nie zastanawiała. Wiedziała
tylko, że nie może się opalać. Na słońcu czerwieniała, dostawała
pęcherzy i cały naskórek łuszczył się. Kiedy zatem inne kobiety w jej
files without this message by purchasing novaPDF printer (
wieku chodziły na plaże lub basen i tam przebywały wśród ludzi,
Lauren samotnie siedziała w cieniu i czytała.
Ech, do licha, jeśli sądzić po przebiegu ich spotkania dziś po
południu, pan Trent też nie grzeszy nadmiarem obycia towarzyskiego.
Masz ci los! Jeszcze jeden problem. Nie może przecież nazywać
swego męża panem Trentem. Mallory nazywał go „J.D.", ale to też jej
nie odpowiadało. Przywodziło na myśl faceta z cygarem w zębach,
taki typ „grubej ryby", pana i władcę wszystkiego, czym zarządza.
W paszportach, które dostali, przeczytała jego nazwisko: Jordan
Daniel Trent. Ciekawe, czy ktokolwiek nazywał go Jordanem? A
może Daniel? Dan? Jordie? Zadrżała na myśl, jaką jego reakcję
mogłoby wywołać użycie któregokolwiek z tych zdrobnień.
Spoglądając na zegarek, szybko poprawiła makijaż i wróciła do
sypialni, gdzie na łóżku leżała otwarta walizka. Nie mogła pogodzić
się z tak dużą ilością ubrań, jakie przewidziano dla niej na tę podróż.
Kobieta, której zadaniem było przygotowanie wszystkiego dla Lauren,
wyjaśniła jej, iż oboje powinni wyglądać tak, jakby byli typowymi
amerykańskimi turystami, których po prostu stać na podróż do
Europy.
Lauren wzięła do ręki niewielki stosik satyny i koronek. Były to
kolorowe koszule nocne, które miała nosić... Ale chyba nie w jego
obecności? Nikt nie mówił, że powinni udawać małżeństwo także
wówczas, gdy znajdą się sami w hotelowych pokojach. A jeśli będzie
tylko jeden pokój?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Zaczęła spiesznie przeszukiwać szufladę. Weźmie jedną ze
swoich koszul, tak na wszelki wypadek. Wyciągnęła coś, co właściwie
bardziej wyglądało na długą górę od piżamy niż koszulę. Dostała ją od
siostry wiele lat temu i materiał wypłowiał już, ale wzór wciąż jeszcze
był widoczny - dobrze znana postać z kreskówek siedziała na łóżku
mówiąc do słuchawki telefonu: „Obawiam się, że spóźnię się dziś do
pracy. Moja miotła nie chce zapalić". Meg widocznie uważała, że jej
siostra potrzebuje w życiu odrobinę humoru. Nigdy nie
potrzebowałam go bardziej niż właśnie teraz, pomyślała Lauren,
starając się nie wpaść w panikę.
Nagle zadzwonił dzwonek u drzwi. Lauren aż podskoczyła. I to
się nazywa mieć stalowe nerwy - stwierdziła z autoironią. Była w
trakcie najbardziej awanturniczego przedsięwzięcia w życiu i nie
miała zamiaru pozwolić, by ta wielka niewiadoma onieśmielała ją.
Nigdy dotąd nie podróżowała za ocean i szczerze mówiąc, wszystkie
wakacje spędzała u rodziny.
Ciekawe, co powiedzieliby jej rodzice, gdyby dowiedzieli się, że
ma zamiar wyjechać z obcym mężczyzną i udawać jego żonę? Kogo
ona chce oszukać, siebie? Wiedziała przecież, co by sobie pomyśleli.
A któż by myślał co innego?
Już słyszała kpiny Amy i Meg na temat jej bogatych
doświadczeń z mężczyznami.
Dzwonek odezwał się znowu i Lauren podbiegła do drzwi
wejściowych. Sprawdziła, czy to na pewno pan Trent - och, nie Trent,
ale Jordan! - szybko zdjęła łańcuch i otworzyła drzwi.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jego ubranie bardzo różniło się od niedbałego odzienia, które
miał na sobie w biurze. Srebrzystoszary garnitur podkreślał jego
opaleniznę, ciemne włosy i oczy. Jeżeli przedtem Jordan Trent
wyglądał imponująco, to teraz po prostu onieśmielał.
Cofnęła się i zrobiła nieokreślony ruch dłonią.
- Wejdź - poprosiła, zadowolona, że głos jej brzmi tak obojętnie.
Jordan wszedł do środka, tak, że mogła już zamknąć drzwi, ale
wciąż nie odrywał od niej wzroku.
- Co oni z ciebie zrobili? - zapytał, a jego oczy zwęziły się
leciutko.
A to co znowu? Czy musi tak od razu ustawiać ich wzajemne
stosunki, natychmiast okazując jej całą swoją niechęć? Co on sobie
wyobraża? Czy spodziewał się, że Lauren zaatakuje go przy pierwszej
sposobności i wolał ten atak uprzedzić?
-
Pan
Mallory
przecież
powiedział
ci,
że
będę
ucharakteryzowana tak, aby być podobna do Frances Monroe.
- Czy ona tak właśnie się ubiera? - zapytał z nutką oczywistego
niedowierzania w głosie.
Lauren spojrzała na sukienkę, którą miała na sobie. Specjalnie
wybrała ją na podróż. Podobno materiał jest niemnący, nadaje się do
ręcznego prania i szybko schnie - idealne cechy stroju podróżnego.
Uniosła podbródek.
- Czy z moją sukienką jest coś nie w porządku? - zapytała
groźnym tonem.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Zbyt późno, niestety, Jordan zorientował się, że Lauren źle
zrozumiała
jego
słowa.
Ciemnozielona
sukienka
doskonale
uświadomiła mu, że stoi przed nim kobieta o figurze bez skazy. Jeżeli
kształty, które uwydatniał obcisły strój, stanowiły zaledwie zapowiedź
tego, co było pod spodem, jej pojawienie się, na przykład w kostiumie
kąpielowym, spowodowałoby niezłe zamieszanie na każdej plaży.
- Och, nie! Jest zupełnie w porządku! Po prostu jestem
zaskoczony. Sądziłem, że pani Monroe jest starszą kobietą. Ta
sukienka nie wygląda... To znaczy... Ty nie wyglądasz... - Cholerny
świat! Czuł, że pogrąża się coraz głębiej każdym następnym słowem.
- Pani Monroe jest chyba po trzydziestce.
- A ty ile masz lat?
- Nie sądzę, aby mój wiek był tu istotny. Ale jeśli chcesz
wiedzieć, to mam dwadzieścia pięć lat.
- Och? Kiedy zobaczyłem cię wcześniej, sądziłem, że... - auu,
Trent, nie kończ tego zdania, jeżeli masz jeszcze choć odrobinę
instynktu samozachowawczego:
- Sądziłeś, że...? - powtórzyła ze szczerym zainteresowaniem w
oczach.
- Eee... z tego, co powiedział mi Mallory, myślałem, że jesteś...
hmm... dużo starsza.
- Rozumiem - ruszyła do sypialni po walizkę. W przejściu
zatrzymała się i obejrzała. - Czy to sprawia ci jakąś różnicę?
- Skądże - zapewnił ją pospiesznie. - Nic a nic! Patrzył w ślad za
nią, kiedy znikała w sypialni. Cóż, niezły początek! O mały włos nie
files without this message by purchasing novaPDF printer (
obraził jej, zanim jeszcze zdążyli wyruszyć. A przynajmniej, jak
przypuszczał, mogłaby poczuć się urażona. Co może myśleć o sobie
kobieta z takim wyglądem, jak Lauren Mackenzie? No tak. Ale wobec
tego, jaki był cel tej maskarady w biurze? Cóż, jeśli się nad tym
zastanowić, to tak uwydatniana uroda mogłaby powodować u męskiej
części jej współpracowników pewne rozkojarzenie. Oczywiście, na
niego nie miała żadnego wpływu. Lauren pojawiła się w drzwiach,
niosąc walizkę.
- Czy to wszystko, co bierzesz?
- Powiedzieli mi, żebym miała jak najmniej bagażu.
- Dziwne. Pomyślałem sobie, że kobiety powinny mieć mnóstwo
bagażu. Te przynajmniej, które znałem, miały zawsze ze sobą co
najmniej pół tuzina toreb.
Lauren podeszła bliżej i postawiła walizkę u jego stóp.
- Chyba musimy sobie coś niecoś wyjaśnić od razu na początku
naszej współpracy, panie Trent. Nie chcę być porównywana do innych
kobiet z pańskiego życia. W zamian za to powstrzymam się od
czynienia jakichkolwiek porównań między panem a mężczyznami,
których ja miałam okazję poznać.
Lodowaty ton i wyniosła mina zdenerwowały go.
W końcu chciał tylko pogadać, ot, żeby przełamać lody.
Tymczasem ich rozmowa z minuty na minutę coraz bardziej okrywała
się szronem i soplami.
- Nie nazywaj mnie panem Trentem, Lauren. Wiem, że to
wszystko stanowi dla ciebie nowość, ale wolałbym, abyś zamiast
files without this message by purchasing novaPDF printer (
dekonspirować nas przy pierwszej okazji, dała mi niewielką szansę
doprowadzić tę sprawę do końca.
- Oczywiście - skinęła głową. - Jak mam cię nazywać?
Spojrzał na nią zaskoczony. Czyżby nawet nie zapamiętała jego
imienia? Wzruszył ramionami.
- Przyjaciele mówią do mnie Jordan.
- Ach? Twoi przyjaciele? Ulżyło mi, że masz przyjaciół. Pan
Mallory opisał mi ciebie jako klasycznego samotnego wilka,
chadzającego własnymi drogami.
- Bo tak jest. Ale w przeciwieństwie do tego, co mogłoby ci się
wydawać, udało mi się jednak zdobyć w życiu paru przyjaciół. - Jego
głos powoli stawał się coraz bardziej napięty i ostry.
Lauren błysnęła zębami w imitacji uśmiechu.
- Co kto lubi, nieprawdaż? - rzuciła i spoglądając na zegarek
dodała: - Czy nie powinniśmy już iść? Spóźnimy się.
Jordan podniósł jej walizkę i skierował się do wyjścia. Poszła za
nim, starannie zamykając drzwi na klucz.
Przynajmniej nie muszę się martwić o to, że narażam ją na
niebezpieczeństwo, myślał Jordan w windzie. Prawdopodobnie zanim
będzie jej coś groziło, sam zamorduję ją, własnoręcznie.
W kilka godzin później ich samolot opuścił lotnisko w Nowym
Jorku i Lauren zorientowała się, że od chwili wyjścia z jej mieszkania
zamienili zaledwie kilka słów.
To się nigdy nie uda - pomyślała smutnie.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Kątem oka spojrzała na Jordana. Zdjął marynarkę, rozluźnił
krawat i wydawał się być zagłębiony w lekturze gazety, którą podała
mu stewardessa. Przeniosła wzrok na trzymany w dłoniach magazyn.
Czy nie powinni rozmawiać, snuć plany, poznawać się wzajemnie,
cokolwiek?
Odchrząknęła i powiedziała cicho:
- Czy nie powinniśmy dowiedzieć się nieco więcej o sobie, o
swojej przeszłości, tak na wszelki wypadek, przecież może zaistnieć
taka sytuacja, w której będzie! to nam potrzebne?
Jordan z wolna obrócił na nią wzrok. Miała rację - sam powinien
był o tym pomyśleć. Nie rozumiał własnych reakcji emocjonalnych,
jakie w nim budziła. Wyglądało na to, że pozwolił, by uczucia
zdominowały rozsądek, a to mogło być groźne dla nich obojga.
Skinął głową.
- Może zaczniesz? - zaproponował.
Lauren poczuła się cokolwiek urażona jego niechęcią do
zwierzeń.
- Urodziłam się i spędziłam dwadzieścia jeden lat w Pensylwanii
- zaczęła. - Moi rodzice do dziś mieszkają w Reading. Mam dwie
siostry... Jedną starszą, a drugą młodszą... - urwała, usiłując przypom-
nieć sobie to wszystko, co było naprawdę ważne w jej życiu. - Jestem
bardzo zżyta z całą rodziną. Staramy się być razem tak często, jak
tylko to jest możliwe. Starsza siostra jest już mężatką, młodsza jeszcze
studiuje.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Jak mają na imię? - zapytał Jordan, sam zdziwiony, że chce
wiedzieć więcej, że stara się wyobrazić sobie jej dorastanie.
Lauren lekko uniosła brwi.
- Meg... Margaret jest starsza. Reaguje wyłącznie na imię Meg.
Amy jest najmłodsza.
- Czy są do ciebie podobne?
- Z wyglądu, czy z zachowania? - Lekko wzruszyła ramionami,
gdy nie odpowiedział. - Myślę, że chyba tak. I pod jednym, i pod
drugim względem. Wszystkie odziedziczyłyśmy szkocki temperament
i rudawe włosy taty.
- Czy one też są geniuszami matematycznymi? Lauren
przyłapała się na obserwowaniu wyrazu jego twarzy, podejrzewając,
że ujrzy sarkastyczną minę. Z zaskoczeniem stwierdziła wyraz
szczerego zainteresowania. Kątem oka pochwyciła ruch ponad głową i
zobaczyła przechodzącą stewardessę, która uśmiechnęła się do niej.
Być może dostrzegła ich wcześniejsze milczenie i doszła do wniosku,
że właśnie zawierają pokój.
Może nawet tak było.
- Wszystkie mamy talent do cyfr. Meg używa go w muzyce.
Zupełnie nieźle gra na kilku instrumentach - zamyśliła się na chwilę. -
Nie wiem, co z Amy. Jest rozmarzona, wiecznie z głową w obłokach.
- Podczas gdy ty jesteś logiczna i praktyczna - odezwał się z
lekkim uśmieszkiem, który nagle wydał jej się całkiem czarujący.
Powodował na jego twarzy cień wrażliwości, której raczej nie
podejrzewała pod tą jego kamienną fasadą.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Staram się, ale czasami mnie ponosi - impulsywnie dotknęła
jego ramienia. - Przepraszam za moje wcześniejsze uwagi. Nie zawsze
zachowuję się tak wobec ludzi, których właśnie poznałam. W jakiś
sposób udało ci się zaleźć mi za skórę.
Wyszczerzył zęby.
- Skoro już mowa o przeprosinach, to sam nie jestem bez winy.
Nie powinienem przecież wyładowywać na tobie mojej wściekłości z
powodu tej roboty, przez którą straciłem cały tydzień urlopu.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, obserwując się wzajemnie.
- Szczerze mówiąc - wyznała po chwili Lauren - wydawało mi
się, jakbym została ci narzucona.
- I miałaś rację, właśnie tak było. Ale powinienem już
przyzwyczaić się do tego, że mną rządzą. Nasz system pracy na
pewno nie ma nic wspólnego z demokracją - jeden człowiek, jeden
głos. Cokolwiek Mallory powie, tak musi być.
- Co nie powstrzymało cię od próby zmiany jego decyzji.
- Dlatego, że od czasu do czasu udawało mi się przekonać go, że
mój plan jest lepszy.
Lauren przesunęła magazyn leżący na jej kolanach i Jordan
zauważył nagły błysk światła. Ujął w dłoń jej lewą rękę. Na
serdecznym palcu, obok złotej obrączki, błyszczał pierścionek z
brylantem.
- Skąd je masz? - zapytał cicho. Lauren uśmiechnęła się szeroko.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Jak to, kochanie, nie pamiętasz, że dałeś mi je w
najradośniejszej chwili mego życia? - zatrzepotała rzęsami i posłała
mu tak oszałamiający uśmiech, że zaczął się śmiać.
Zmiana, jaka w nim zaszła, tak zaskoczyła Lauren, że mogła
tylko gapić się na niego ze zdumieniem w oczach. Znikł poznany
niedawno mężczyzna o twardym wyrazie twarzy. Ładnie wykrojone
usta Jordana ukazywały białe zęby, ostro kontrastujące z opaloną
twarzą. Oczy mu błyszczały i po raz pierwszy w życiu Lauren
dostrzegła, jak bardzo pociągające mogą być ciemne tęczówki. Ten
błysk w jego oczach zafascynował ją.
- A teraz ty - powiedziała z uśmiechem. - Co powiesz o sobie?
Siostry? Bracia? Gdzie się wychowałeś?
- Urodziłem się w Kalifornii - zaczął Jordan, jakby czytając
wcześniej przygotowany scenariusz - przeprowadziłem do Chicago w
wieku ośmiu lat, większość młodzieńczych lat spędziłem w szkołach z
internatem w Nowej Anglii.
- Och... - zawahała się na chwilę, po czym zapytała:
- A rodzice? Czy żyją?
- Ojciec tak. Mama umarła, kiedy byłem dzieckiem.
- Och - powtórzyła, nie wiedząc, co powiedzieć. Jego głos nie
zdradzał emocji. - Więc jesteś jedynakiem?
Potwierdził skinieniem głowy.
Lauren poczuła, że ogarnia ją chłód i zadrżała lekko.
- Zimno ci? - zapytał i sięgając ponad głowę zamknął
wentylator.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Dziękuję - powiedziała miękko.
- Może chcesz koc i poduszkę? Mamy przed sobą długą noc.
Sam też przespałbym się trochę. Czuję się tak, jakbym ostatnie dwie
doby spędził w powietrzu.
- Jordan dał znak stewardessie, która natychmiast podeszła i na
jego prośbę przyniosła koce i poduszki.
- Jordan? - zagadnęła Lauren, kiedy się już usadowili.
- Hmm?
- Jak długo jesteśmy po ślubie? - zapytała miękko. Odwrócił
głowę, patrząc z bliska w jej oczy.
- Nie wiem. A jak długo chciałabyś?
- Może trzy lata? To dałoby czas, żeby się do siebie
przyzwyczaić, co o tym myślisz?
- Nie mam pojęcia. Trzy lata brzmią chyba tak samo dobrze, jak
każdy inny okres czasu.
- Czy mamy dzieci?
- Nie - odparł gwałtownie.
- Nie chcesz mieć dzieci?
- Lauren, po co zadajesz te wszystkie śmieszne pytania? Mój
stosunek do dzieci nie ma przecież związku z naszą robotą.
- Niekoniecznie. W jakiejś chwili może mieć i dlatego sądzę, że
powinniśmy jednak o tym mówić.
Westchnął.
- Teraz już wiem, dlaczego jesteś dobrą szyfrantką. Zawsze
musisz znać wszystkie odpowiedzi, co?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Nie zawsze wszystkie, o nie! Ale lubię wyzwanie, jakie stawia
przede mną każda łamigłówka.
- Doskonale, a teraz już śpij. Kiedy skończymy nasze zadanie,
wyfrunę z twojego życia równie szybko, jak pojawiłem się w nim. Nie
jestem łamigłówką, którą musisz rozwiązywać.
Trzepiąc poduszkę i moszcząc się w fotelu, Lauren myślała o
tym, co przed chwilą Jordan powiedział. Bez wątpienia ma rację, nie
będą razem na tyle długo, aby musiała go analizować i zrozumieć.
Mimo to czuła, że powinna wybadać, jakie wydarzenia w jego życiu
sprawiły, że stał się taki, jakim dał się dzisiaj poznać. Im dłużej z nim
rozmawiała, tym lepiej zauważała, jak często chowa się do swoich
ochronnych skorup.
Przymknęła oczy z westchnieniem. Z jakiegoś powodu, którego
sama nie potrafiła określić, zapragnęła nagle wywołać z pamięci obraz
uśmiechniętego mężczyzny, który mignął jej przed oczami.
Wiedziała, że jej nienasycona ciekawość raz jeszcze wzięła górę
i że nie spocznie, dopóki nie rozwiąże skomplikowanej łamigłówki,
którą tym razem był Jordan Trent.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ TRZECI
Do Frankfurtu, gdzie mieli złapać połączenie do Wiednia,
przylecieli w porze śniadania.
Lauren czuła się tak, jakby w ogóle nie zmrużyła oka. A jednak
musiała się zdrzemnąć, gdyż inaczej nie obudziłaby się rano z głową
na piersi Jordana i ciasno opleciona jego ramionami.
Kiedy i jak to się stało?
Zaledwie poruszyła się, otworzył oczy, całkowicie przytomny.
Lauren nigdy dotąd nie widziała u nikogo tak doskonałego refleksu.
Wymamrotała przeprosiny i poszła do łazienki. Widok własnej twarzy
w lustrze przeraził ją, zaczęła czym prędzej zacierać ślady
niewyspania. Przyczesała włosy, poprawiła makijaż i zmusiła się do
powrotu na miejsce obok czekającego na nią mężczyzny.
Jordan wstał z fotela, przeprosił ją bez dodatkowych komentarzy
i ruszył w kierunku łazienki. Lauren odetchnęła z ulgą. Potrzebowała
paru chwil samotności. Spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że
lądują już za parę minut i że cała zabawa dopiero się zacznie. Będą
musieli przejść przez odprawę celną.
Zanim usiedli w restauracji na lotnisku, Lauren zdołała nieco się
uspokoić. Lądowanie i odprawa nie okazały się aż takie trudne, jak się
spodziewała.
- Jak się czujesz? - zapytał Jordan, pijąc już drugą filiżankę
kawy.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Dużo lepiej! Nie wiem, czym się tak denerwowałam. Odprawa
nie była taka straszna.
- Nie, tym razem nie. Co kraj to obyczaj. Jeżeli pojedziemy
dalej, możesz spotkać się z całkiem innym zachowaniem.
- Myślisz, że naprawdę pojedziemy?
- Mam nadzieję, że nie, ale pewien będę dopiero, kiedy spotkam
się z kilku osobami - urwał, rozejrzał się dokoła i dodał ciszej: - Omal
nie zapomniałem. Od tej chwili, nawet wtedy, kiedy wydaje nam się,
że jesteśmy sami, nie rozmawiajmy na temat tego, co robimy, zgoda?
Skinęła głową.
- Po prostu pamiętaj, że jesteśmy małżeństwem na wakacjach.
Postaraj się wejść w tę rolę.
- Nie martwią mnie wakacje, tylko to małżeństwo... Troszkę
jestem tym skonsternowana...
- Och, naprawdę? - Usta drgnęły mu lekko. - Do tej pory
ukrywałaś to wcale dobrze.
- Tak, cóż, teraz, kiedy zbliża się czas, że będziemy musieli
dzielić pokój...
- Wiem. Nic na to nie poradzę. Musimy pozostawać tak blisko
siebie, jak to tylko jest możliwe. Będę musiał wychodzić na krótko,
ale poza tym przez najbliższe parę dni musimy być jak papużki
nierozłączki.
Lauren zauważyła, że jego wzrok niedbale wędruje po jej
dekolcie i poczuła rumieniec zalewający policzki. Nich to szlag trafi,
files without this message by purchasing novaPDF printer (
tak czy owak! Czy on nie rozumie, że jej sytuacja i bez tego jest dość
niezręczna?
- Mam nadzieję, że przynajmniej łóżka będą oddzielne -
mruknęła, siląc się na obojętność.
- Dlaczego? Rozkopujesz się? Spojrzała na niego bez słowa.
- Nie mów mi, że nigdy w życiu nie spałaś z mężczyzną. - Oczy
Jordana zwęziły się lekko.
Lauren poczuła, jak jej twarz okrywa się rumieńcem
zakłopotania.
Jordan podniósł rękę do czoła i jęknął:
- Nie, Mallory! Powiedz, że mi tego nie zrobiłeś!
- opuścił dłoń i spojrzał na nią z ukosa. - Co cię napadło, żeby
udawać czyjąś żonę, skoro najwyraźniej nie masz żadnej praktyki?
Lauren wyprostowała się i wytrzymała jego wzrok.
- Gdybym wiedziała, że potrzebna jest praktyka łóżkowa, wierz
mi, nie zgodziłabym się nigdy. Powiedziano mi jedynie, że jestem
potrzebna ze względu na podobieństwo do pani Monroe. Nigdy nie
było mowy o tym, jak mamy się oboje prowadzić!
- Rozumiem - odparł, rozbawiony jej oburzeniem.
- Jeśli potrzebujesz kobiety, jestem pewna, że znajdziesz ją gdzie
indziej - zauważyła z surową godnością.
- Tak, to prawda. Oczywiście, przez najbliższe parę dni będę tak
zajęty, że chyba nie wykroję ani trochę czasu na polowanie - ledwie
dostrzegalnie wzruszył ramionami w geście udanej nonszalancji.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Ale będę się cholernie starał powstrzymać moje zwierzęce
żądze - nie mógł już dłużej ukryć swojego rozbawienia. - Przyznaję,
że to będzie trudne, gdyż twoja dziewiczość i czystość białej lilii
będzie mnie wodzić na pokuszenie. - Mówiąc te słowa Jordan
zorientował się nagle, że nie są one do końca tylko błazenadą.
Nie miał najmniejszego zamiaru kochać się z nią. Cholera, nawet
nie był pewny, czy ją lubi! I pomimo szeroko rozpowszechnionego
mniemania o ludziach jego profesji, nigdy nie czul pociągu do
przypadkowych przygód seksualnych. A już na pewno nie miał
zamiaru zaczynać z dwudziestopięcioletnią dziewicą.
- Mam nadzieję, że przynajmniej pana bawi dokuczanie mi,
panie... - nagle wyciągnął dłoń i Lauren poprawiła się: - Jordan.
Twoje grubiańskie uwagi wcale mnie nie dotknęły.
Głęboki pąs zadawał kłam jej dumnym słowom, ale Jordan
doszedł do wniosku, że lepiej to przemilczeć. Nie miał pojęcia,
dlaczego tak lubi jej dokuczać. Chyba dlatego, że tak łatwo dawała się
prowokować.
Nagle zawstydził się. Miał przed sobą kobietę wyrwaną
znienacka ze znajomych, rodzimych realiów, a mimo to radzącą sobie
całkiem nieźle. Ileż odwagi wymagać musiała zgoda na podróż z
zupełnie obcym człowiekiem, który w dodatku nie czynił żadnych
wysiłków, aby ułatwić jej sytuację.
Ale niech go szlag trafi, jeśli będzie przepraszał. Nie on ją
zaangażował. Jeśli nie potrafiła powiedzieć „nie", to jej sprawa.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Nagle oczami wyobraźni ujrzał ich dwoje w łóżku. Podejrzewał,
że Lauren na pewno będzie umiała powiedzieć „nie", jeżeli spróbuje
czegokolwiek w tej sytuacji!
Zauważył, że skończyła jeść.
- Gotowa? - zapytał.
- Tak - odparła zdławionym głosem. Wstał z westchnieniem i
wyciągnął dłoń.
.- Matka nie miała czasu uczyć mnie dobrych manier, Lauren,
ale przepraszam, jeśli obraziłem cię tymi żartami.
Podniosła na niego oczy, wstała powoli i podała mu dłoń.
Zmarszczyła nos w uśmiechu.
- Już powinnam przyzwyczaić się do tego, że ze mnie żartują.
Cała moja rodzina to urodzeni żartownisie - delikatnie cofnęła rękę i
dodała: - Po prosu nie znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jak
przyjmować twoje słowa. Ale nauczę się.
Milczeli, kiedy regulował rachunek. Dopiero w drodze do
wyjścia Jordan powiedział:
- Nie musisz obawiać się, że zacznę cię napastować. Nie
wykorzystam sytuacji, Lauren.
Przez chwilę nie podnosiła głowy, potem spojrzała mu wprost w
oczy.
- Dziękuję, Jordan - odezwała się oschle. - Doceniam twoje
zapewnienie. Chcę, abyś wiedział - ciągnęła śmiertelnie poważnym
tonem - że ja również powstrzymam swe żądze, i ty także nie musisz
się niczego obawiać.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Zaskoczony jej słowami Jordan odrzucił głowę w tył i
wybuchnął radosnym śmiechem. Głęboki, donośny dźwięk jego
śmiechu sprawił, że kilka osób obejrzało się za nimi. Objął ją
ramieniem i przytulił do siebie na moment. Wciąż ze śmiechem
wyciągnął rękę do uścisku:
- Co za ulga, Lauren. Pozwól, że ci to powiem. Cieszę się, że
jestem z tobą bezpieczny. Dawaj grabę!
I raz jeszcze Lauren ujrzała w nim tego mężczyznę, którego
obraz pochwyciła przedtem na mgnienie oka. Jego urok był
nieodparty. Zastanawiała się, co powinna robić, aby ten obraz
pojawiał się częściej.
Zanim dotarli do hotelu, w którym mieli zamieszkać podczas
pobytu w Wiedniu, Lauren przestało obchodzić, z kim będzie dzielić
łóżko. Pragnęła jedynie znaleźć miejsce, gdzie mogłaby się położyć
na parę godzin. Ostatni całonocny sen pozostał w jej pamięci jedynie
mglistym wspomnieniem.
Odkąd zaproponowano jej udział w tej podróży, nie spała wiele.
Nieraz miała wielką ochotę wycofać się. Jedynie mocne poczucie fair
play i świadomość, że może pomóc w trudnej sytuacji powstrzymały
ją od tego kroku.
A teraz była zbyt zmęczona, by myśleć o czymkolwiek.
Pozwoliła, by Jordan prowadził ją tam, gdzie chciał, byle szybko i we
właściwą stronę. Zanim dotarli do hotelowego pokoju, zaledwie
uświadomiła sobie, gdzie jest.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Zobacz, masz szczęście. Nie będziemy walczyć o kołdrę,
przynajmniej dziś w nocy.
Lauren spojrzała w stronę ustawionych obok siebie łóżek. Pasek
torebki zsunął się jej z ramienia. Torba upadła na podłogę, a Lauren
nawet nie pomyślała o tym, żeby ją podnieść.
Jordan podszedł bliżej i przyjrzał się uważnie jej twarzy.
- Jesteś wykończona, prawda?
Lauren uniosła ciężkie powieki i z niechęcią stwierdziła, że
Jordan wygląda świeżo i rześko.
- Może położysz się na chwilę? Ja i tak muszę wyjść. Lauren bez
słowa usiadła na łóżku.
- Nie masz ochoty najpierw przebrać się w coś wygodniejszego?
- zapytał, kiedy zaczęła opadać na poduszkę.
Z westchnieniem zamknęła oczy i jęknęła cicho.
Uśmiechnął się i usiadł obok niej. Zaczął delikatnie zdejmować
jej buty.
Lauren nagle otworzyła oczy. Trzepnęła palcami dłoń Jordana,
sięgającą do jej paska.
- A cóż ty robisz?
- Pomagam mojej żonie - zaakcentował to słowo - ułożyć się
wygodnie. Doprawdy, kochanie, kiedy jesteś zmęczona, robi się z
ciebie prawdziwa jędza.
Lauren był zbyt wyczerpana, by dyskutować. Poza tym miał
rację... we wszystkim. Zmusiła się do przyjęcia pozycji siedzącej i
zaczęła rozpinać sukienkę. Nagłe zatrzymała się.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Czy to znaczy, że mam ci w ten sposób dostarczać rozrywki
przez cały czas naszego tu pobytu? - spytała.
Wyszczerzył zęby i wstał.
- Obawiam się, że nie tym razem. Muszę już iść. Spóźnię się na
spotkanie.
- Jakie...? - zaczęła Lauren, ale on nagle pochylił się i mocno
pocałował ją w usta. Była zbyt zaskoczona, by protestować. Zanim
oderwał się od niej, mogła już tylko wytrzeszczać zdumione oczy.
- Musisz się z tym pogodzić, Lauren - wyszeptał, muskając
ustami jej ucho. - Zaufaj mi, wiem co mówię. Nie możemy pozwolić
sobie na żadne ryzyko. Rozumiesz?
Skinęła głową. Jordan wyprostował się.
- Do zobaczenia, kochanie - rzucił, wziął klucz od pokoju i
zamknął za sobą drzwi. Kiedy otworzył je w kilka sekund potem,
wciąż jeszcze gapiła się na nie. - Nie wychodź beze mnie. Postaram
się wrócić jak najszybciej, zgoda?
Lauren sztywno skinęła głową, jak kukiełka.
- Grzeczna dziewczynka - powiedział z uśmiechem i znowu
zamknął za sobą drzwi. Tym razem już się nie wrócił.
Pocałunek spowodował widocznie przypływ adrenaliny do krwi,
bo Lauren dźwignęła się z łóżka i postanowiła wziąć prysznic. Po
powrocie do sypialni poczuła przyjemne odprężenie. Otuliła się
aksamitnym szlafrokiem i wsunęła pod kołdrę. Zasnęła z myślą, że
gotowa jest na wszystko, co szykował jej los, ale przedtem musi
koniecznie odpocząć.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
W jakiś czas później obudził ją chrobot klucza obracanego w
zamku. Lauren sennie otwarła oczy. Przez chwilę nie potrafiła
określić, gdzie się znajduje. W pogłębiającym się wieczornym mroku
pokój wydał jej się zupełnie obcy. Wtedy otwarły się drzwi i wszedł
Jordan.
Usiadła na łóżku i zapaliła lampę.
- Halo - powiedział Jordan. - Wygląda na to, że trochę
odpoczęłaś.
Cieszył się, że jego głos brzmi tak obojętnie. Wyglądała bardzo
ładnie, siedząc tak skąpana w miękkim blasku lampy, z
rozczochranymi włosami i zaskoczeniem w oczach. W chwili, gdy ją
taką zobaczył, zaparło mu dech w piersi. Jej lekko lśniąca skóra na
szyi zdawała się wzywać go, zapraszać, żeby ją pieścił. On jednak
wiedział, że to niemożliwe.
- Chyba odpoczęłam - wyszeptała, nieco oszołomiona. - Która
godzina?
- Taka, że pora coś zjeść. Jak ci się podoba moja propozycja?
- Bardzo.
Jordan otworzył walizkę i zaczął w niej czegoś szukać.
- Szybko wezmę prysznic i zobaczymy, gdzie uda nam się
znaleźć jakiś przytulny lokal.
Patrzyła za nim, kiedy znikał w łazience. Zaledwie zamknął
drzwi, wyskoczyła z łóżka i podbiegła do szafy, w której powiesiła
swoje ubrania. Ubierała się szybko, jak do pożaru. Uczesanie i
files without this message by purchasing novaPDF printer (
makijaż zajęły jej trochę więcej czasu, ale i tak była gotowa, zanim
wyszedł z łazienki.
Wybrał swobodny strój, pasujący do wakacyjnego charakteru ich
podróży. Wciągana przez głowę koszula dokładnie opinała jego
ramiona szeroką pierś. Lauren do tej pory nie zdawała sobie sprawy z
jego silnej budowy.
Utrzymywanie ciała w doskonałej kondycji fizycznej stanowiło
zapewne część jego pracy. Lauren marzyła jedynie o tym, by nie
uświadamiać sobie tak wyraźnie jego męskości. Przeraziła się, że ma
to wypisane na twarzy i zaczęła gorączkowo grzebać w torebce.
- Zgubiłaś coś? - zapytał, przyglądając się jej uważnie.
- Och... e... nie. Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko mam -
tłumaczyła, lekko zmieszana.
- Gotowa?
- Tak.
W milczeniu wyszli na ulicę. Jordan podprowadził ją do
samochodu zaparkowanego na rogu.
- Skąd go wziąłeś? - zapytała z zaskoczeniem, kiedy otworzył
drzwiczki i gestem zaprosił ją do środka.
- Muszę mieć nieco swobody ruchów, więc wynająłem
samochód. A poza tym potrzebujemy takiego miejsca, gdzie
moglibyśmy swobodnie rozmawiać.
Jadąc powoli ulicami miasta Jordan wyjaśniał:
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Możesz to uznać za głupie, ale chcę, żebyśmy wszędzie
zachowywali się tak, jakby nasze ruchy były obserwowane, a
rozmowy były na podsłuchu. Także w hotelowym pokoju.
- To dlatego...?
- ... pocałowałem cię dziś po południu? - dokończył za nią. -
Tak. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy i co
próbujemy zrobić.
- Czy udało ci się dowiedzieć czegoś na temat pani Monroe?
- Tak, i jest to kolejny powód, dla którego wynająłem samochód.
Rano jedziemy do Brna.
- Gdzie to jest?
- W Czechosłowacji.
- Czy ona tam jest?
- Istnieje duże prawdopodobieństwo. Wystarczająco duże, żeby
sprawdzić.
- A więc twoi przyjaciele pomogli ci?
- To nie byli przyjaciele, głuptasku. Są ludzie gotowi za
odpowiednią kwotę sprzedać własną matkę.
- Och...
- Przykro mi, że rozwiałem twoje złudzenia co do szlachetnej
natury ludzkiej - powiedział po kilku minutach milczenia.
- Nie o to chodzi. Uważałam tylko, że mój styl życia i mojej
rodziny, to jest coś zupełnie naturalnego, że tak żyją wszyscy. W
ciągu naszego dotychczasowego życia nie zdarzyło się nam nic
niezwykłego, nic złego... Szliśmy po prostu przed siebie, akceptując
files without this message by purchasing novaPDF printer (
nasze domy, pracę i przyjaciół. Nigdy tak naprawdę nie
zastanawiałam się nad tym, jak żyją inni.
- Na całym świecie spotkasz podobne do siebie typy ludzi. Ale w
moim zawodzie zdarza mi się współpracować z innym rodzajem istot
ludzkich niż te, z którymi miałaś do czynienia... - urwał i potem
mruknął coś pod nosem. Lauren spojrzała na niego. Miał gniewny
wyraz twarzy.
- Co mówiłeś?
- Mówiłem, że mam nadzieję, iż nie będziesz musiała stykać się
z nimi. W tych warunkach jednak nie mam pojęcia, jak ustrzec cię od
takiej możliwości.
Uśmiechnęła się.
- Jestem dorosłą kobietą, wiesz o tym. Nie potrzebuję ochrony.
- Trzymaj się tej myśli, Lauren. Pewnie będzie ci potrzebna.
Wybrana przez nich restauracja była pusta i cicha. Przyszli za
wcześnie, nie była to jeszcze pora na kolację. Lauren odpowiadało to,
gdyż mogła przywyknąć do nowego otoczenia, nie będąc obser-
wowaną przez innych i nie odnosząc przykrego wrażenia, iż wszyscy
wokoło wiedzą, że jest cudzoziemką.
- Miałeś kontakt z panem Mallory? - zapytała przy deserze.
- Pośrednio.
- Czy dowiedział się czegoś więcej na temat damy, o którą nam
chodzi?
- Nie.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Och. Więc nie ma pojęcia, kto może być za to odpowiedzialny
- rzekła cicho.
- Nie chcę jeszcze w tej chwili wymieniać nazwisk, ale mam
pewne uzasadnione podejrzenia. Powiedzmy, że im wcześniej ją
znajdziemy, tym lepiej dla niej.
Lauren zadrżała, słysząc ponury ton jego głosu i widząc wyraz
jego twarzy. Miała przed sobą człowieka, którego nie chciałaby
nazwać swoim wrogiem.
A kochankiem? - podszepnął jakiś cichy głosik, który zdawał się
rozbrzmiewać w jej głowie. Ta myśl zaszokowała ją. Lauren nigdy
dotąd nie patrzyła na mężczyzn pod tym kątem. Tych kilku, których
znała, to byli zwyczajni znajomi, z reguły związani uczuciowo z kimś
innym.
Nagle zupełnie jasno uświadomiła sobie, że nie ma zbyt
wielkiego pojęcia o mężczyznach. Dobrze znała tylko swojego ojca,
ale przecież ojcowie się nie liczą. Uśmiechnęła się do tej myśli.
- Bardzo chciałbym wiedzieć, co dzieje się w tej twojej ślicznej
główce - miękko powiedział Jordan, obserwując zmiany zachodzące
na twarzy Lauren oświetlonej płomieniem świecy.
Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że na jej policzkach pojawia się
rumieniec.
- Założę się, że twoje myśli warte są więcej niż grosik.
- Wątpię - odparła, starając się ukryć zmieszanie. - Właściwie
myślałam o moich rodzicach - oznajmiła, z lekka tylko mijając się z
files without this message by purchasing novaPDF printer (
prawdą. - Kiedy już wrócę do domu, trudno będzie nie powiedzieć im
o mojej podróży do Europy.
- To nie będzie łatwe do wyjaśnienia, prawda?
- Tak. Pan Mallory kazał mi mówić wszystkim, także rodzinie,
że jadę na dodatkowy specjalistyczny kurs do Kalifornii.
- To brzmi sensownie. Trzeba uważać na takich, którzy zawsze
wszystko muszą wiedzieć. Oni są najgorsi. Najlepiej jest mówić jak
najmniej. Zmniejsza się prawdopodobieństwo przecieku.
- Tak, Mallory wyjaśnił mi to. Rozumiem przyczyny -
westchnęła smutno i zaczęła dyskretnie rozglądać się po luksusowej
restauracji.
- Może jeszcze kiedyś tu wrócisz - podsunął.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
- Nalegaj na spędzenie w Wiedniu miodowego miesiąca -
zażartował.
Zapatrzyła się w odbicie płomienia świec w jego oczach i nagle
pojęła, że pomimo nieprzyjaznego początku ich znajomości, nigdy już
nie będzie mogła myśleć o Wiedniu, nie wspominając Jordana Trenta.
Spuściła oczy na obrus i spostrzegła, jaki jest piękny i
kosztowny, po czym sięgnęła po filiżankę kawy.
- Lauren?
Ton, jakim wypowiedział jej imię, zmusił ją do podniesienia
wzroku.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Przepraszam. Czy znowu dotknąłem jakiegoś wrażliwego
punktu? Chyba mam prawdziwy talent do urażania cię, nawet o tym
nie wiedząc.
- Nie uraziłeś mnie.
- Ale tą wzmianką o miodowym miesiącu w Europie - ...chyba
tak. Potrząsnęła głową.
- Nie, naprawdę nie. Myślałam tylko, czy w ogóle taka
możliwość kiedykolwiek zaistnieje, to wszystko.
- Dlaczego? Wzruszyła ramionami.
- Należę po prostu do ludzi, którzy raczej pozostają samotni
przez całe życie.
Wymamrotał brzydkie słowo, ale soczyste. Spojrzała mu w oczy,
zdumiona jego tak „subtelnie" wyrażoną pasją.
- Podejrzewam, że jakiś dureń złamał ci serce i zdecydowałaś się
już nigdy nie zaufać żadnemu mężczyźnie.
Jej nagły wybuch śmiechu zaskoczył go. Po raz pierwszy ujrzał
ją naprawdę rozbawioną i musiał przyznać, że jest urocza. Czasami
bywa nieprzenikniona, ale teraz jest urocza i pełna wdzięku.
- Nie możesz mylić się bardziej - wykrztusiła wreszcie.
- O?
- Spójrz na mnie. Nie należę do kobiet, za którymi uganiają się
mężczyźni, sam przyznaj.
Jordanowi nagle przypomniała się taka Lauren, jaką ujrzał po raz
pierwszy: brzydkie okulary, workowaty kostium, kiepskie buty na
niskich obcasach, niedbale upięte włosy i omal nie skrzywił się na
files without this message by purchasing novaPDF printer (
wspomnienie swojej ówczesnej reakcji. Jak mógł nie dostrzec piękna
jej oczu, przypominających mu delikatną niebieskawą mgiełkę
wczesnego świtu, aksamitnej miękkości jej policzka, sprawiającej, że
ręka aż sama wyciągała się, by go dotknąć? A ta sylwetka? Ta jej
wspaniała figura? Czy wszyscy mężczyźni są ślepi? Tak jak on przy
ich pierwszym spotkaniu? I na swoje usprawiedliwienie znów przy-
pomniał sobie jej ostentacyjny kamuflaż.
Lauren Mackenzie była głęboko ukrytym skarbem, który nagle
wystawiono na światło dzienne. Lśniła i błyszczała nowością,
zdrowiem, witalnością. A czy mógłby zapomnieć o jej poczuciu
humoru?
- To zależy od mężczyzny - powiedział powoli, starannie
dobierając słowa. - Inteligentny mężczyzna rozpozna, jaka jesteś
naprawdę, Lauren. Masz wiele do ofiarowania człowiekowi, który
będzie miał szczęście zdobyć twoją miłość.
Mówił to bardzo szczerze, a jednak te słowa w jego ustach
wydawały się szczególne. Przypominały jej serdeczne rozmowy z
ojcem.
Właśnie. Starał się być miły i łagodny, co ją raczej zaskoczyło.
Łagodność na pewno nie należała do cech jego charakteru.
Uśmiechnęła się z zażenowaniem.
- Nie wiem, co powiedzieć. Twoje piękne słowa zupełnie zaparły
mi oddech. - Ton jej głosu był żartobliwy, ale oczy zdradzały ukryte
wzruszenie.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jordan nie był w stanie dłużej oprzeć się pokusie. Wyciągnął
rękę i lekko musnął grzbietem dłoni jej policzek. Miał rację.
Przypominał aksamit. Poczuł reakcję własnego ciała i szybko cofnął
rękę.
- Czy możemy już iść? - zapytał raźnym, wesołym tonem,
rozglądając się jednocześnie po sali.
Nagła zmiana nastroju wywołała leciutki ból w okolicy serca
Lauren. Czegóż zresztą mogła oczekiwać? Wciąż grał rolę jej męża,
najlepiej jak potrafił. Musi pamiętać, że czas, który mają dla siebie,
jest krótki. Tworzą przecież tylko coś w rodzaju chwilowego
małżeństwa, które zakończy się w momencie spełnienia misji.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ CZWARTY
Lauren zauważyła, że w drodze powrotnej do hotelu Jordan nie
był zbyt rozmowny. Oczywiście, mógł być zmęczony. Nie miał czasu
na drzemkę.
W milczeniu prowadził ją przez hol do windy, a potem
korytarzem wiodącym do ich pokoju. Dopiero przy drzwiach wyczuła
zmianę w jego zachowaniu.
- Co się dzieje? - zapytała, w ciszy korytarza zniżając głos
niemal do szeptu.
Gestem, bez słowa, nakazał jej stanąć z boku. Przekręcił klucz i
nacisnął klamkę, po czym pchnął drzwi nie wchodząc do wnętrza.
Kiedy nic się nie stało, zapalił światło i rozejrzał się po pokoju.
Odetchnął z ulgą.
- Co się dzieje? - powtórzyła, ze wstydem słysząc drżenie we
własnym głosie.
Potrząsnął głową i zachichotał.
- Witaj, paranojo! - Machnął ręką w stronę przygotowanych do
snu łóżek. - Najwidoczniej po naszym wyjściu była tu pokojówka.
- Skąd wiedziałeś, że ktoś tu wchodził? - zapytała, rozglądając
się niepewnie.
- Wiedziałem i już - odparł bezbarwnym głosem. - Słuchaj,
muszę znowu cię zostawić. Chcę zobaczyć się z kimś, kto czeka na
mnie na dole.
Nie wiedziała, czy to prawda, czy nie, ale to nie miało znaczenia.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Nie boisz się zostać sama? - zapytał.
- Oczywiście, że nie.
Skinął głową, wszedł do łazienki, rozejrzał się, wrócił do
sypialni, zajrzał pod łóżka i do szafy.
- Do zobaczenia później.
Lauren w zamyśleniu zaczęła przygotowywać się do snu.
Postanowiła odprężyć się w gorącej kąpieli. Zabrała ze sobą nocną
bieliznę i zamknęła drzwi.
Oto właśnie przed chwilą miała okazję poznać inną stronę
osobowości Jordana. To był świetny, chłodny profesjonalista.
Zaczynała pojmować, dlaczego pan Mallory tak nalegał, żeby właśnie
jego wysłać do Europy.
Po kąpieli poczuła się senna. Na lotnisku w Nowym Jorku kupiła
książkę i teraz z przyjemnością zabrała się do czytania, nieświadomie
nasłuchując odgłosu jego kroków na korytarzu.
Zmęczenie jednak wzięło górę. Lauren zamknęła książkę,
zgasiła światło i wśliznęła się pod kołdrę. Jeżeli to ma być przykład
pożycia małżeńskiego, myślała sennie, to równie dobrze może dalej
żyć samotnie.
Lauren obudziła się w środku nocy i zorientowała się, że Jordan
wrócił, kiedy spała. Dostrzegła w ciemności jego masywną sylwetkę.
Leżał na drugim łóżku, odwrócony tyłem, ale mimo to był tak blisko,
że mogła wyciągnąć dłoń i dotknąć jego pleców.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jakie to niezwykłe! Natychmiast poczuła się bezpieczna,
ponieważ on był w pobliżu. Przesunęła się, przybierając wygodniejszą
pozycję i znowu zapadła w sen.
Jordan wiedział, że Lauren obudziła się, ale ani drgnął. Sam
przebudził się natychmiast, kiedy usłyszał zmianę w rytmie jej
oddechu. Przyzwyczajenie, którego nie potrafił, a raczej nie starał się
zwalczyć. Wyczulona zdolność, z jaką zawsze w porę odkrywał
obecność drugiej osoby w pomieszczeniu, nieraz już odegrała w jego
zawodowej karierze ważną rolę. Teraz była to już jego druga natura.
Lauren nie poruszyła się, kiedy wrócił. Rozebrał się w łazience i
nagle uświadomił sobie, że tym razem będzie musiał spać w bieliźnie.
Lauren na pewno nie spodobałoby się, gdyby rankiem obudziła się i
ujrzała obok siebie nagie męskie ciało.
Wczoraj wieczorem, wracając z Lauren z kolacji, zobaczył
znajomego człowieka, który kręcił się w okolicy hotelu. Człowiek ten
przekazał mu kilka cennych informacji -jeśli oczywiście można mu
wierzyć. Jordan czuł, że mógł mu zaufać bardziej niż innym, z
którymi stykał się w przeszłości. Ten mężczyzna dobrze pamiętał, że
Jordan niegdyś uratował mu życie. Za to pamięć Trenta podsuwała mu
jedynie bardzo mgliste obrazy, ale chętnie przyjął pomoc mężczyzny
bez względu na jej przyczyny.
Tym razem wreszcie dostał adres, pod którym prawdopodobnie
ukrywano panią Monroe. Jordan wolał nie pytać o stan jej zdrowia.
Na razie nie mógł przecież nic poradzić. Jeśli ją odnajdzie, wówczas
natychmiast podejmie konieczne kroki, zajmie się też jej zdrowiem.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Odczuł ulgę, kiedy usłyszał regularny oddech Lauren. Odwrócił
się na plecy i zapatrzył się w mroczny sufit. Leżał obok ciepłej,
ponętnej kobiety i nie dotykał jej. To było dla niego zupełnie nowe
doświadczenie.
Z zażenowaniem uświadomił sobie, jak bardzo pragnął jej
dotknąć. Krótki, ale mocny pocałunek rozbudził go bardziej, niż sam
chciał przyznać. Jej wargi były tak miękkie i podatne. Musiał użyć
całej siły woli, aby oderwać się od niej. Obiecał jej to i miał zamiar
dotrzymać słowa.
Wolałby tylko, żeby nie pociągała go aż tak bardzo.
Ogłuszający odgłos wybuchu, który rozległ się tak głośno, jakby
bomba eksplodowała właśnie w ich pokoju, spowodował u obojga
natychmiastową reakcję. Lauren wrzasnęła, a Jordan skoczył na nogi,
z pistoletem w dłoni rozglądając się po pokoju. Podbiegł do okna i
wyjrzał na ulicę.
Lauren rzuciła się w jego kierunku.
- Co to było? - krzyknęła, drżąc na całym ciele. Odruchowo
objął ją ramieniem i przytulił.
- Jakiś wybuch - mruknął machinalnie, uważnie przyglądając się,
jak zewsząd zaczynają nadbiegać ludzie. Usiłował usłyszeć, co
krzyczą, ale ich głosy nie dochodziły tu dość wyraźnie.
Lauren nagle zorientowała się, że stoi mocno przytulona do
doskonale zbudowanego i niekompletnie odzianego osobnika płci
męskiej. Niezbyt długa koszula nocna, sięgająca zaledwie do połowy
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ud, chroniła ją od bezpośredniego kontaktu z jego ciałem, ale czuła,
jak włosy na jego nogach łaskoczą jej udo.
- Cóż - stwierdziła drżącym głosem, usiłując bez większego
rezultatu uwolnić się z mocnego uchwytu Jordana. - To chyba nie był
twój podróżny budzik.
Teraz, kiedy już zdała sobie sprawę z tego, że nie znajduje się w
środku eksplozji, usiłowała uspokoić się, ale jej serce ciągle mocno
biło. Pomyślała, że pewnie nie uda się jej uspokoić, dopóki tak będzie
stała - poufale przytulona do obejmującego ją mężczyzny.
Nagle jej wzrok padł na prawą rękę Jordana.
- Skąd to masz? - zapytała, wskazując pistolet.
- Przywiozłem ze sobą - odparł, wciąż patrząc przez okno.
- Czy to nie jest nielegalne?
- Niekoniecznie.
- Nie zadeklarowałeś go.
- Nie.
- Więc to nielegalne.
- Tylko wtedy, jeśli cię złapią.
- Ciekawa logika - wymruczała.
Wyglądało na to, że Jordan nie ma najmniejszego zamiaru
uwolnić ją z uścisku.
- Czy możesz mnie puścić? - zapytała spokojnym głosem.
Spojrzał na nią zaskoczony. Dopiero teraz zauważył, jak mocno
przyciska ją do siebie i że żadne z nich nie ma na sobie zbyt wiele
ubrania. Odskoczył, jakby nagle się poparzył.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Hej, moja pani - wyciągnął rozpostartą dłoń, jakby chciał ją
uspokoić. - To ty rzuciłaś się w moje objęcia, pamiętaj.
- Wiem, o nic cię nie oskarżam - urwała. - Naprawdę się
wystraszyłam.
- Ja też - odparł, podchodząc do swojego łóżka i podnosząc
rzuconą tam parę spodni. Odłożył pistolet, stanął tyłem do Lauren,
wciągnął spodnie, zapiął je i dopiero wówczas odwrócił się twarzą do
niej.
- Nie sądziłam, że tacy ludzie jak ty boją się czegokolwiek -
zauważyła.
- Ludzie tacy jak ja - powtórzył spokojnym głosem - są tak samo
ludzcy jak wszyscy inni. Czujemy, myślimy, odczuwamy ból, kiedy
jesteśmy ranni i krwawimy jak wszyscy śmiertelnicy.
Stali patrząc na siebie i Lauren nie wiedziała, co powiedzieć.
Może sprawiła to niezwykła pobudka, może wczesna pora? Nie
wiedziała. Ale jednak coś się między nimi zmieniło. Pojawiło się
napięcie, którego przedtem nie było. Nie rozumiała go... skąd
przyszło, dlaczego... ale czuła jego obecność.
Lauren cichutko podreptała do niego i położyła dłonie na jego
nagiej piersi.
- Nie chciałam powiedzieć, że uważam cię za kogoś, kto nie
odczuwa jak normalny człowiek...
- Nie?
Potrząsnęła głową. Jego twarz była twarda i bez wyrazu, ale
nagle w głębi oczu pojawił się na chwilę błysk wzruszenia - a może
files without this message by purchasing novaPDF printer (
bólu? - i natychmiast znikł. Gdyby nie stała tak blisko, nie
dostrzegłaby tego.
Nigdy przedtem Lauren nie czuła takiej potrzeby pocieszania
kogoś. Zapomniała, że ten człowiek posiadał silne poczucie
niezależności, że był samotnikiem, toczącym własne wojny, i
nieodmiennie zwycięskim. Ujrzała nagle przelotny obraz chłopca,
który bardzo wcześnie nauczył się gorzkiej prawdy: życie nie zawsze
zapewnia happy end.
Wspięła się na place i delikatnie musnęła ustami jego wargi,
pragnąc przekazać mu, że rozumie, że nie stara się oceniać ani jego,
ani życia, jakie prowadzi. Uniosła ramiona i otoczyła nimi jego szyję.
Jordan, oszołomiony jej niezwykłym zachowaniem, nie wiedział,
jak ma zareagować. Do licha, cóż ona sobie myśli? Że pocałunek
załagodzi wszystko... jak dzieciak, który myśli, że mamusia da buzi i
wszystko przejdzie.
Cokolwiek jednak nią kierowało, nie potrafił pozostać obojętny
na jej czułość. Oplótł ją ramionami, odpowiadając na ten dziecięcy
pocałunek z gwałtownością, która zaskoczyła ich oboje. Przejął
inicjatywę, ucząc ją, jak rozchylić wargi na przyjęcie jego ust.
Poczuł raczej, niż usłyszał cichy spazm, ale zbyt był pochłonięty
smakiem jej ust, by zauważyć wyraz zaskoczenia w jej szeroko
otwartych oczach.
Trzymanie jej w ramionach było cudownym doświadczeniem.
Jego dłonie bezustannie przesuwały się wzdłuż jej pleców, a wargi
pochłaniały jej usta. Kiedy musiał oderwać się od jej warg, by
files without this message by purchasing novaPDF printer (
zaczerpnąć tchu, całował jej policzki, oczy, miękkie zagłębienie szyi. I
znów powrócił do ust, stęskniony za ich delikatną słodyczą. Poczuł
leciutkie drżenie jej dolnej wargi, kiedy muskały ją jego usta.
Nagle uniósł ją w ramionach i, nie uświadamiając sobie nawet,
co robi, ułożył na łóżku, kładąc się obok niej i ani na chwilę nie tracąc
kontaktu z jej ciałem.
Lauren nigdy dotąd nie doznała takiego wiru emocji. Nie
przypuszczała, że pocałunek może wywołać w jej ciele tak gwałtowne
reakcje. Kiedy wziął ją w ramiona, nogi drżały jej tak, że omal nie
upadła.
Nie miała pojęcia, że dłonie mężczyzny mogą wywołać tak
niezwykłe doznania cielesne. Jakby maleńkie iskry elektryczne
przeskakiwały pod jej skórą, drobniutkie ładunki energii budziły się z
wieloletniego uśpienia. Całe jej ciało zdawało się rozumieć, co się
dzieje i odpowiadało silną wibracją na kontakt z ciałem Jordana.
Lauren leciutko gładziła wypukłość mięśni na jego plecach i
ramionach, odczuwała ruchy twardych, gładkich muskułów pod
palcami, aż dotarła do zagłębienia kręgosłupa, czarodziejskiej ścieżki,
którą podążyła w dół, do pasa spodni. Zafascynowana, skręciła,
zataczając dłonią krąg ku jego brzuchowi. Mimowolne, gwałtowne
drżenie mięśni, spowodowane jej delikatnym dotykiem, powstrzymało
dłoń Lauren. Znieruchomiała.
- Nie przestawaj - wyszeptał wprost w jej ucho. - To po prostu
bardzo, bardzo wrażliwe miejsce.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jakby na potwierdzenie tych słów, przesunął dłoń wzdłuż jej
uda, sięgnął pod krótką koszulkę, aż dotarł do wrażliwej skóry wokół
pępka.
O, tak! Teraz pojęła, jak bardzo wrażliwe na dotknięcie może
być jej ciało. Dziwne, muśnięcie było tak lekkie. Dziwne i jakże
cudowne...
Ośmieliła się i zaczęła lekko gładzić jego pierś. Jej dłoń natrafiła
na pokrywającą skórę warstwę włosów. Były miękko skręcone i
bardzo czarne. Lauren, odkrywając jego wspaniałą męską urodę, ze
zdziwieniem musiała przyznać, że nigdy nie znała kogoś choć
odrobinę podobnego do Jordana.
Kiedy szarpnął jej koszulę, natychmiast uniosła ramiona, aby
mógł ją swobodnie zdjąć z niej przez głowę. Jordan cisnął koszulę na
podłogę, zsunął spodnie, rzucił je obok koszuli Lauren i wrócił do
niej, przytulając ją jeszcze mocniej. Oczy Lauren były lekko
przymknięte, rozmarzone. Jakiś czas leżeli nieruchomo spleceni
ramionami i udami. Jordan uniósł głowę i dostrzegł delikatny blask jej
skóry o barwie kości słoniowej, rozjaśniony jeszcze słabym światłem,
które wczesny świt rzucał przez okno.
Leciutko musnął palcem różowy czubek jej piersi, obserwując,
jak wstrzymuje oddech. Boże, ona jest taka piękna, taka piękna, taka
kusząca. A on pragnie jej tak bardzo, tak bardzo...
Jordan pochylił się i wargami zatoczył krąg wokół różowego
sutka. Lauren westchnęła miękko i wsunęła dłonie w jego włosy,
przyciągając go do siebie. Zachęcony, przylgnął do niej całym ciałem,
files without this message by purchasing novaPDF printer (
rozkoszując się tą cudowną chwilą i nawet nie usiłując zapobiec temu,
co działo się między nimi.
Czas zatrzymał się dla nich, kiedy tak odkrywali, jak wzajemnie
dawać sobie rozkosz. Jordan nie wątpił nawet przez chwilę, że Lauren
była zupełną debiutantką w miłości. Nie miał też już żadnych
wątpliwości, że bardzo pragnęła, aby pokazał jej to wszystko, czego
istnienia, mimo swoich dwudziestu pięciu lat, nawet nie była
świadoma.
Jordan nie zastanawiał się, dlaczego kobieta, która przez całe
życie trzymała się z dala od mężczyzn, zapragnęła ofiarować się
właśnie jemu. W tej chwili najważniejsze było to, że byli razem.
Nie spieszył się z wprowadzaniem jej od razu we wszystkie
arkana miłości, pragnął, by stopniowo doznała całej gamy pieszczot,
odczuła pełnię przyjemności, nie chciał jej ponaglać. Dlatego wciąż
mieli na sobie dolne partie bielizny, kiedy nagle rozległo się mocne
pukanie do drzwi.
Poderwali się i odskoczyli od siebie, jakby oblano ich lodowatą
wodą.
- Kto tam? - ryknął Jordan, gotów zabić intruza, kimkolwiek by
się okazał.
- Jestem z policji i chciałbym z panem porozmawiać, panie Trent
- odezwał się męski głos bardzo złą angielszczyzną.
Spojrzeli po sobie: Lauren była śmiertelnie przerażona,
natomiast Jordan miał gniewny wyraz twarzy. Przewidywał, że
files without this message by purchasing novaPDF printer (
czegokolwiek chciała od nich policja, na pewno opóźni to ich plany
opuszczenia kraju.
- Chwileczkę - zawołał, wciągając spodnie. Przechodząc obok
łóżka Lauren, podniósł z podłogi jej aksamitny szlafrok, który musiał
spaść w nocy.
- Nie pokazujmy im więcej, niż wytrzymałyby ich serca o tej
porze, kochanie - i podał jej szlafrok.
Obrzucił wzrokiem pokój i dostrzegł pistolet na stoliku obok
łóżka. Szybkim, zwinnym ruchem chwycił go, następnie sięgnął po
walizkę, otworzył ją i przesunął coś w jej dnie, wkładając tam broń.
Lauren w tym czasie szybko nałożyła szlafrok, pospiesznie
zawiązała pasek i lękliwie spojrzała na drzwi.
Po wylegitymowaniu się weszło do pokoju dwóch tajniaków.
- Przepraszam za tak wczesne najście, panie Trent - zaczął ten,
który tak kiepsko mówił po angielsku.
- Nie przypuszczaliśmy jednak, aby ktokolwiek spał po tej
eksplozji.
- Właściwie nie spaliśmy - odparł Jordan, wymownie
spoglądając na łóżko.
Lauren nigdy w życiu nie czuła się równie zakłopotana.
- Ach, no tak, oczywiście - z grzecznym uśmiechem
odpowiedział policjant. - Jeszcze raz przepraszam za najście.
- Więc o co chodzi? - zapytał Jordan, wskazując im krzesła i
siadając na brzegu łóżka Lauren, która wciąż stała obok, niespokojnie
kręcąc w palcach pasek od szlafroka.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Obawiam się, że wybuch uszkodził samochód, który pan
wczoraj wynajął.
- Rozumiem. Wiecie, co to był za wybuch?
. - Sprawdzamy to. Prawdopodobnie podłożona bomba. Na
szczęście nikt nie doznał obrażeń, ale sąsiednie samochody i budynki
uległy znacznym uszkodzeniom.
- Często macie takie wypadki?
- Co to znaczy: Często? - Mężczyzna wzruszył ramionami. -
Jeśli chodzi o mnie, raz, to już za często.
- Ma pan rację, oczywiście. Jesteśmy z Chicago i rozumiemy
problemy, z jakimi musi się borykać policja.
Mężczyzna skinął głową.
- Jeżeli pan sobie życzy, możemy wystarać się panu o inny
samochód. Czy przed wyjazdem w dalszą podróż zamierzali państwo
spędzić w Wiedniu kilka dni?
Z pozoru niewinne pytanie włączyło system alarmowy w głowie
Jordana. Wiedział, że nic nie było w stanie powstrzymać lokalnej
policji od współpracy z innymi, nawet o nieco odmiennych
orientacjach politycznych.
Zmusił się do uśmiechu.
- Tak, mieliśmy zamiar zostać około tygodnia. Oczywiście
chcieliśmy zwiedzić kraj, zobaczyć wspaniałe krajobrazy, z których
słynie Austria.
- Doskonale. Bardzo dobrze. Przykro nam tylko, że pierwsza noc
tutaj została zakłócona tym okropnym wybuchem.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jordan wzruszył ramionami.
- Miejmy nadzieję, że pozostałe będą spokojniejsze. Policjanci
wstali i skierowali się do drzwi. Jordan odprowadził ich.
- Proszę przyjąć nasze przeprosiny - powtórzył policjant - za
uszkodzenie samochodu i najście nie w porę. - Beznamiętnie spojrzał
na Lauren i znów na Jordana, który otworzył im drzwi, wymieniając
ostatnie zdawkowe grzeczności.
Kiedy wreszcie zamknął drzwi i przekręcił klucz, usłyszał, że
Lauren poruszyła się za jego plecami. Bez słowa wziął ją za rękę i
zaprowadził do łazienki. Odkręcił kurek nad wanną, odwrócił się i
przyciągnął Lauren do siebie.
- Jest więcej niż pewne, że pokój jest na podsłuchu. Nie wiem,
czy obserwują nas z powodu zbieżności naszego przyjazdu i wybuchu
bomby, ale na pewno miejscowa policja sprawdza nas. Ktoś może
nabrać podejrzeń, co do celu naszego tu pobytu - w myśli dodał, że
jeżeli tak jest, to mogą porzucić wszelką* cholerną nadzieję na
powodzenie ich planu.
- Co teraz zrobimy? - wyszeptała. Twarz jej była biała jak kreda.
Jordan marzył o tym, żeby zaproponować powrót do łóżka... ale
miał wiele powodów, żeby z tego zrezygnować. Po pierwsze, nastrój
diabli wzięli, ich myśli zaprzątało teraz grożące im, być może, niebez-
pieczeństwo. Po drugie, Jordan wcale nie był pewien, czy potrafi
sprostać związkowi z Lauren Mackenzie. Nigdy przedtem nie
reagował na żadną kobietę w taki sposób...
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Oczywiście, była fizycznie atrakcyjna, ale, jak odkrył dziś rano,
przede wszystkim czuł się za nią odpowiedzialny. Podziwiał ją, nie
tylko za urodę, lecz i za inteligencję, za spryt i umiejętność
natychmiastowego orientowania się w sytuacji.
Nie była podobna do kobiet, z którymi wiązał się do tej pory. A
przy tym wiedział, że jest - w raczej: byłby - jej pierwszym
mężczyzną.
Co ją opętało, żeby podejść do niego tak ufnie? Czego
oczekiwała? Cokolwiek to było, nie mógł jej tego ofiarować. Ich życia
leżały na przeciwległych biegunach, nie mieli ze sobą nic wspólnego.
A kiedy nareszcie przebrną przez tych kilka następnych dni, rozejdą
się i nigdy już nie spotkają.
Do niego zatem będzie należało ustawianie ich związku na
właściwej płaszczyźnie. Dodatkowa komplikacja w tej i tak trudnej
sprawie.
Wyciągnął dłoń i zakręcił kurek.
- Co powiesz na śniadanie? - zapytał wesoło. Pytanie to
zabrzmiało dziwnie głośno w małej łazience.
Usiłowała uśmiechem odpowiedzieć na jego pytanie, ale był to
bardzo smutny uśmiech.
- Brzmi nieźle - odparła.
Pochylił się i ucałował czubek jej nosa.
- Grzeczna dziewczynka - szepnął i wyprostował się. - Jeśli
pozwolisz, ogolę się, żebyśmy mogli zejść na dół.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Wciąż posłuszna jego wskazówkom skinęła głową i wyszła z
łazienki.
Jordan zamknął drzwi, oparł się o nie plecami i westchnął.
Chciałby zrozumieć, co się z nim dzieje. Żadna kobieta nigdy
tak na niego nie działała. Nie podobało mu się to. Wcale mu się nie
podobało.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ PIĄTY
Lauren weszła do sypialni, nieco oszołomiona. Tyle dziwnych
rzeczy zdarzyło się w tak krótkim czasie.
Jej spokojna, uporządkowana egzystencja eksplodowała jak ta
bomba dziś rano. Lauren usiadła na brzegu łóżka i zatopiła w ścianie
niewidzące spojrzenie.
Do tej pory jej życiem rządziły logiczne procesy myślowe. Co
się zatem stało?
Przez całe życie, zarówno nauczyciele, jak i koledzy, traktowali
ją jako kogoś zupełnie odmiennego od reszty rówieśników. To, co jej
przychodziło z łatwością, inni zdobywali ciężką pracą. Kiedy
skończyła studia, pogodziła się z tym, że różni znajomi mężczyźni i
koledzy ze studiów mogą być dla niej mili, szczególnie, jeśli mają
jakieś kłopoty i proszą ją o pomoc, ale widziała, że nie jest typem
kobiety, który ich pociąga.
Oczywiście, rodzice starali się pocieszyć ją, mówiąc że jeszcze
jest młoda, że ma czas... ale logiczny umysł Lauren przez cały okres
pobytu na uczelni nieustannie zbierał dowody na poparcie jej
spostrzeżeń. Tuż po studiach, przyjęła propozycję pracy w agencji
Mallory'ego. Pogodziła się zupełnie z życiem samotnej dziewczyny i
wyrzuciła ten problem ze swych myśli. Ponieważ uważała, że i tak nic
nie może poradzić na to, że jest, jaka jest, zrezygnowała z wysiłków,
aby się podobać. Zaczęła ubierać się z myślą o wygodzie, nie zwracała
uwagi na aktualną modę. Zawierała znajomości z ludźmi, którzy ją
files without this message by purchasing novaPDF printer (
interesowali, a nie z tymi, którzy mogli dopomóc jej w zrobieniu
kariery.
Była więc zaskoczona, kiedy pan Mallory podszedł do niej i
poprosił o pomoc. Jeszcze bardziej zdumiała się, kiedy wyjaśnił jej,
czego od niej żąda. Chciał, aby udawała czyjąś żonę?
Co za dziwaczny pomysł! Przecież Lauren nigdy nie miała
nawet randki! A kiedy Mallory zaczął jej opisywać Jordana Trenta,
nie zdziwiłaby się, gdyby, zobaczyła na podkoszulku Jordana
olbrzymie „S", czyli po prostu supermen! Mallory przekonywał ją, że
Jordan jest jego najlepszym agentem i tylko na niego może liczyć, że
zakończy sprawę sukcesem.
Następnym szokiem było spotkanie z Jordanem Trentem i z jego
złością, jaką wywołał udział Lauren w sprawie. Nigdy przedtem nie
stanęła oko w oko z tego typu mężczyzną, o dziwnym charakterze i
sposobie zarabiania na życie. Budził w niej strach pomieszany z
podziwem, dopóki jej nie rozwścieczył.
Nie spodziewała się po nim poczucia humoru, a jeszcze
większym zaskoczeniem była kilkakrotnie dostrzeżona u niego
wrażliwość. Skoro tylko odkryła tę cechę, tak skrzętnie skrywaną
przed światem, zdecydowała się nawiązać z nim kontakt. Oboje byli
przyzwyczajeni doskonale radzić sobie sami, nie dopuszczając, by
otoczenie poznało ich prawdziwą twarz i dlatego tak dokładnie
maskowali swoje myśli i uczucia.
Lauren dopiero dziś rano instynktownie dotarła do prawdziwej
twarzy Jordana. Zapragnęła dać mu do zrozumienia, że wie, co on
files without this message by purchasing novaPDF printer (
przeżywa, o co mu chodzi. Jego gwałtowna fizyczna reakcja, która
wywołała porażającą reakcję jej ciała, spowodowała u Lauren większy
wstrząs niż wybuch bomby i policja dobijająca się do ich drzwi.
Pociągała go fizycznie, nie miała co do tego wątpliwości. Był
czuły i delikatny, ale jego dotknięcia odkryły przed Lauren nie znaną
dotąd stronę jej własnej natury. Nigdy przedtem nie doznawała takich
wrażeń. Cóż za niezwykłe, jak bardzo nietypowe dla niej było jej
zachowanie...
A więc tak to wygląda, myślała, spoglądając na poduszkę, na
której leżeli z Jordanem jeszcze tak niedawno.
Nagle przyszła jej na myśl scena z dzieciństwa. Siedziała i
przyglądała się, jak matka przygotowuje różne rodzaje ciasteczek na
kiermasz szkolny. I mała Lauren zapytała:
- Jak długo znałaś tatusia, zanim dowiedziałaś się, że jesteś w
nim zakochana?
Hilary Mackenzie uśmiechnęła się w sposób, w który uśmiechała
się zawsze, myśląc o swoim mężu.
- Nie aż tak długo, jak jemu zajęło zrozumienie, co naprawdę
czuje.
- Jak się spotkaliście?
- Twój ojciec pracował z grupą mężczyzn, którzy krążyli od
farmy do farmy, najmując się do pomocy przy żniwach. Pewnego dnia
przyszli pracować na farmę mojego ojca.
Mała Lauren westchnęła.
- Założę się, że to była miłość od pierwszego wejrzenia.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Niezupełnie. Uważałam, że to najobrzydliwszy typ, jakiego
zdarzyło mi się spotkać. Miałam szesnaście lat, więc rozumiesz,
byłam bardzo czuła na punkcie mojej godności osobistej, a on stale się
ze mnie wyśmiewał.
- Zgadza się, to do niego całkiem podobne.
- Tak, zawsze był z niego okropny kpiarz. Wydaje mi się, że
doszedł do wniosku, iż powołaniem jego jest uprzykrzanie mi życia.
Tamtego lata dał mi się rzeczywiście we znaki - na samo
wspomnienie Hilary potrząsnęła głową.
- A kiedy zmieniłaś zdanie?
Matka milczała przez chwilę, zapatrzona w okno, w którym
pewnie nie widziała nic oprócz własnych wspomnień.
- Do dziś pamiętam moment, w którym zrozumiałam, że kocham
Matta Mackenzie. Słońce zachodziło, mężczyźni wracali z pola,
zgrzani i brudni. On pozostał w tyle, więc kiedy go ujrzałam, szedł
samotnie krętą ścieżką prowadzącą do domu, a słońce świeciło mu w
plecy. Był tylko konturem na tle światła - matka spojrzała na stojącą
przed nią dzieżę z ciastem, jakby zastanawiała się, skąd się tu wzięła.
- Po sposobie chodzenia poznałam, że to on - ciągnęła.
- Poznałam go po sposobie trzymania głowy, tak dumnym i
aroganckim, pyszałkowatym, jak mu zawsze powtarzałam. Słońce
rozświetlało jego włosy tak, że lśniły jeszcze jaskrawszą niż
zazwyczaj czerwienią, niemal jak aureola... - Hilary podniosła na
córkę nieco otępiały wzrok. - Nie potrafię tego wyjaśnić, nawet dziś,
ale właśnie wtedy, gdy ujrzałam go idącego w moją stronę, nagle
files without this message by purchasing novaPDF printer (
poczułam, że go kocham. Ze zawsze będę go kochać, cokolwiek się
zdarzy.
- I co się wtedy stało? - ciekawie zapytała Lauren.
- Nic.
- Och, mamusiu, nie mów tak. Oczywiście, że coś musiało się
stać. Przecież wyszłaś za niego.
- Nie, nie tego lata - uśmiechnęła się Hilary.
- Tego możesz być pewna.
- Nie powiedziałaś mu, co czujesz?
- Nie musiałam. Sądzę, że sam spostrzegł zmianę. Przedtem
wściekałam się, kiedy ze mnie drwił, teraz tylko się śmiałam.
Zaczęłam z nim rozmawiać, przestałam go unikać. Zadawałam mu
pytania, ponieważ chciałam dowiedzieć się czegoś o nim.
- A potem?
- A potem lato skończyło się i wyjechał... Do szkoły w
Pensylwanii.
- Więc jak się końcu spotkaliście?
- Zaczął do mnie pisać, a ja mu odpowiadałam. Potem, podczas
wiosennych wakacji, przyjechał do Nebraski zobaczyć się ze mną i już
wiedziałam, że jest kimś więcej niż tylko przyjacielem. Nie
wiedziałam jednak, co naprawdę czuje.
- Powiedział ci?
- Żartujesz? Matt nigdy nie potrafił zachować powagi na tyle
długo, aby zdążyć poważnie wyznać mi, co naprawdę myśli. Sądzę, że
files without this message by purchasing novaPDF printer (
mężczyźni miewają nieraz kłopoty ze znalezieniem słów dla
wyrażenia swoich uczuć.
- Więc jak ci się oświadczył?
- Nie oświadczył mi się wcale.
- Mamo! - Lauren doskonale pamiętała swoje zaskoczenie.
- Zaczął pisać listy zawierające krótkie zdania, na przykład:
„kiedy się pobierzemy..." albo „...pierwszej córce damy na imię
Margaret Ann po mojej babce ze strony matki", albo „mam nadzieję,
że zechcesz zamieszkać w Pensylwanii. Wygląda na to, że po
ukończeniu szkoły znajdę tu dobrą pracę".
Lauren zaczęła się śmiać.
- No tak, to do niego podobne.
- Tak - skinęła głową Hilary. - A kiedy w kolejnym liście zapytał
mnie, czy zgadzam się, aby ślub odbył się w czerwcu, po zakończeniu
szkoły, odpisałam, że tak, że się zgadzam.
- Czy kiedykolwiek powiedział, że cię kocha? Hilary znów
uśmiechnęła się tym specjalnym uśmiechem.
- Nigdy nie musiał mi mówić, kochanie. Okazywał mi to na
wszystkie możliwe sposoby.
- I dalej ci to okazuje, prawda?
- Tak - potwierdziła Hilary.
Zapatrzona w poduszkę na łóżku stojącym w pokoju hotelowym,
Lauren przypomniała sobie tę rozmowę z matką, jakby odbyły ją
dopiero wczoraj.
Skąd się wie, że jest się zakochanym?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Wiedziała o tym bez wątpienia. Kiedy spostrzegła, że jest
wrażliwy i ujrzała ten błysk wzruszenia w oczach Jordana, wszystkie
gniewne myśli na jego temat jakby się rozpłynęły. Wiedziała, że go
kocha, że zawsze będzie go kochać i podświadomie ofiarowała mu się
bez chwili wahania i zahamowań.
Cóż on sobie o niej pomyślał? - zastanawiała się, podchodząc do
szafy, żeby wziąć coś do ubrania. Po tych wszystkich głupiutkich
uwagach na temat wspólnego pokoju, przy pierwszej sposobności
rzuca mu się w ramiona!
Wiedziała, że Jordan nie jest mężczyzną, który odrzuciłby taką
ofertę. Nie umiałby udawać tak naturalnej, męskiej reakcji. Musiała to
dostrzec nawet w swej niewinności.
Problem polegał na tym, co począć teraz? Na pewno nie może
spodziewać się, że Jordan zakocha się w niej tylko dlatego, że ona
tego chce. Lauren była zbyt wielką realistką, żeby przypuszczać taką
możliwość.
Nie mieli ze sobą nic wspólnego. Wprawdzie Lauren nigdy nie
zamierzała wyjść za mąż, ale nieraz zdarzało jej się marzyć o
własnym dziecku lub nawet o dwojgu dzieci - na które mogłaby
przelać niewyczerpane zasoby swej miłości.
Jordan jasno uzasadnił jej swoje zdanie na temat dzieci. Jego
tryb życia nie pasował do domu wypełnionego dziecięcym śmiechem i
codziennymi obowiązkami. Jakoś nie potrafiła wyobrazić sobie
Jordana strzygącego trawnik czy przycinającego żywopłot.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Właściwie powinna cieszyć się, że policja zapukała do drzwi i
przerwa nastąpiła wtedy, kiedy nastąpiła. A ona czuła się okradziona.
Zmusiła się do przyznania przed samą sobą, że jeśli ma szansę być z
Jordanem Trentem choć jeszcze tylko kilka dni, to pragnie ich z
zaskakującą namiętnością.
Z logicznego i racjonalnego punktu widzenia jej decyzja była
zupełnie bezsensowna. Tak, ale miłości nie można wyjaśnić ani
rozumem, ani logiką.
Usłyszała, że drzwi łazienki otwierają się i owionął ją zapach
wody kolońskiej Jordana. Ten dość popularny zapach od dziś już na
zawsze kojarzyć jej się będzie wyłącznie z nim.
Wyszedł z łazienki i zatrzymał się tuż przy drzwiach. Lauren
wciąż była w szlafroku.
- Przepraszam, że to tak długo trwało - powiedział, powoli
rozcierając podbródek.
Zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
- Nie szkodzi. Pospieszę się - odparła, dostosowując swoje ruchy
do słów.
Zatrzymał ją, lekko chwytając za ramię.
- Lauren?
- Tak? - otwarcie spojrzała mu wprost w oczy.
- Jeśli chodzi o to, co się stało...
- Tak?
Cholera, wolałby, żeby nie patrzała na niego tym czystym
spojrzeniem, które zdawało się sięgać w głąb duszy.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Przepraszam. Nie miałem zamiaru wykorzystywać...
- Nic nie wykorzystałeś - odparła szybko, wpadając mu w słowo.
- To ja zaczęłam, o ile sobie przypominasz. Nieprędko znów mi
zaufasz, co?
Nie była wściekła! Ledwie wierzył własnym oczom. Właściwie
droczyła się z nim. On przez cały czas bił się z własnymi myślami i
sumieniem, usiłując podjąć decyzję właściwą dla nich obojga, a
tymczasem ona traktowała tę sprawę tak, jakby nie miała dla niej
znaczenia.
- Coś w tym rodzaju - wymamrotał, przyglądając jej się uważnie.
- Przepraszam, jeśli cię to zakłopotało - szepnęła.
- Zakłopotało! Ależ skąd! Po prostu sytuacja była trochę
niezwykła. Powinniśmy pomyśleć o... - urwał i niespokojnie rozejrzał
się wokół, przypominając sobie nagle, że musi uważać na to, co
mówi. Wzruszył ramionami. - Porozmawiamy później.
Lauren weszła do łazienki i odwróciła się, żeby zamknąć drzwi.
- Nie ma o czym mówić. Przecież nic się nie stało. Jordan
spojrzał na drzwi, potem wrócił do swojej walizki. Ach to tak, Panno
Niewiniątko? To ty tak myślisz? - burczał do siebie.
Przedtem tylko jego wyobraźnia podsycała płomień, który
Lauren w nim rozpaliła. Teraz wiedział dokładnie, co skrywa się pod
tymi uroczymi sukienkami, jakie nosiła.
Nie mógł jedynie pojąć, dlaczego kobieta taka jak Lauren
Mackenzie wciąż jest wolna. Gdyby chciał się ustatkować, ona byłaby
pierwszą... Ale takie rozważania to strata czasu. Nie miał zamiaru się
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ustatkować. A ona zasługiwała na coś lepszego niż to, co on mógł jej
zaofiarować.
Znalazł koszulę i skarpetki, włożył buty i czekał.
To było prawie jak małżeństwo.
Hol pełen był ludzi, kręcących się i dyskutujących z
podnieceniem. Kordon umundurowanych policjantów obserwował,
jak obsługa hotelu uprząta sprzed wejścia odłamki szkła i kawałki
betonu.
Jordan poprowadził Lauren do jadalni, gdzie właśnie podawano
śniadanie.
Po odejściu kelnera Lauren spytała:
- Co teraz robimy?
Jordan pociągnął łyk kawy.
- Muszę dostać drugi samochód, a potem, kochanie, ♦zaczniesz
pracować na swoje honorarium.
Jej oczy rozszerzyły się lekko. Niezbyt dobrze wiedziała, co
Jordan ma na myśli. Zresztą, czy się z nią drażnił, czy nie, gotowa
była zrobić wszystko, czego od niej zażąda.
- W porządku - powiedziała, kiwając głową. Wyszczerzył zęby.
- Nie zapytasz najpierw, o co chodzi?
- Nie muszę - odparła spokojnie.
Jej spokój, świadczący o ogromnym zaufaniu do niego
rozgniewał go niemal.
- Do tej pory nie miałem problemów, ponieważ mówię po
niemiecku - zaczął - i znam po trosze prawie wszystkie języki
files without this message by purchasing novaPDF printer (
zachodnioeuropejskie. Kiedy jednak dotrzemy na miejsce, będę
potrzebował twojej pomocy.
- W porządku - uśmiechnęła się.
- Czy znasz język, którym się tam posługują?
- Tak, uczyłam się go. Co prawda w ciągu ostatnich lat nie
miałam zbyt wiele okazji do posługiwania się nim, ale na pewno
szybko sobie przypomnę.
- Wspaniale.
W ciągu godziny znaleźli się na drodze wiodącej na północ, do
Brna.
Jordan zatrzymał ich pokój w Wiedniu i niedbale rzucił
informację, że jadą zwiedzać okolicę i mogą zatrzymać się na noc w
jakiejś gospodzie. Przepakowali swoje rzeczy tak, by pomieścić je w
walizce Jordana. Lauren była wstrząśnięta wrażeniem intymności,
jakie sprawiały ich ubrania, tak wygodnie leżące razem. Musiała
przypomnieć sobie, że pozory odgrywają wielką rolę w ich sytuacji.
Odkryła, że podoba jej się jazda przez spokojną, wiejską okolicę.
Jordan opowiadał jej o swoich doświadczeniach z okresu, kiedy
pracował w Europie.
- Na miejscu znam kogoś, z kim można nawiązać kontakt. On
pomoże. Wygląda na to, że kontroluje wszystko, co dzieje się w
mieście. Jeżeli tam właśnie zabrali Frances Monroe, będzie o tym
wiedział.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Im bliżej byli granicy, tym mniej mówili. Do tej pory jedynie
próbowali grać swoje role. Teraz muszą grać je tak, jak najlepiej
potrafią.
Lauren odkryła, że dobrze czuje się w roli żony Jordana.
Kochała go i była w stanie przez te parę chwil udawać, że ich związek
istnieje naprawdę.
Jordan marzył o tym, żeby być sam. Sytuacja była
niebezpieczna, bo było zbyt wiele niewiadomych.
Mallory mądrze zasugerował, aby zachowali swe prawdziwe
nazwiska i pochodzenie. Jordan odgrywał rolę handlowca z Chicago
już przez tyle lat, że bez trudu przypomniał sobie dawno wyuczone
nawyki.
Przekroczenie granicy zajęło im trochę czasu. Samochód i
walizka
zostały
dokładnie
przeszukane,
równie
uważnie
przestudiowano paszporty. Wreszcie pozwolono im jechać dalej.
Zamieszkali w hotelu, w którym panowała atmosfera zupełnie
odmienna, aniżeli w Wiedniu.
Zanim dotarli do pokoju, Lauren nie mogła opanować drżenia.
Jordan zamknął drzwi za mężczyzną, który odprowadzał ich do
pokoju i zwrócił się ku Lauren.
- Cóż, kochanie - odezwał się wesoło. - Wreszcie; na miejscu.
Cieszysz się?
Spojrzała się na niego, jakby postradał zmysły.
Podszedł do niej i objął ją ramionami. Czuł, jaka jest napięta.
Samymi ustami, prawie bezgłośnie wyszeptał „odpowiedz mi".
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- O tak, kochanie. Oczywiście, cieszę się, ale jestem trochę
zmęczona drogą, to wszystko.
- Nie masz ochoty zwiedzić miasta, skoro już tu jesteśmy?
Wiedziała, że muszą zacząć poszukiwania najszybciej, jak to jest
możliwe. Zmusiła się do uśmiechu.
- To może być zabawne.
Uśmiechnął się i zrobił minę „grzeczna dziewczynka", po czym
pochylił się i pocałował ją. To miał być tylko krzepiący pocałunek -
taki, jaki mógłby jej ofiarować ojciec, brat lub wujek.
Kiedy
jednak
odpowiedziała
mu
bez
najmniejszego
zahamowania, zapomniał o uczciwych zamiarach, niezliczonych
męskich rozmowach z samym sobą i całym sercem oddał się rozkoszy
całowania cudownych ust Lauren.
Jego język wtargnął do wnętrza i został radośnie powitany
wysoce prowokującą miłosną zabawą. Kiedy wreszcie przerwali, by
zaczerpnąć powietrza, którego oboje niezmiernie potrzebowali,
dyszeli ciężko, starając się odzyskać zimną krew.
- Usiłujesz odwrócić moją uwagę? - zapytał ledwie słyszalnym
szeptem.
Zaśmiała się.
- A jeśli tak, jak mi to wychodzi?
- Prosisz się o kłopoty i dobrze o tym wiesz, prawda?
- A jeśli tak, to co?
Usłyszał namiętność w jej głosie, a w oczach dostrzegł
bezbronność. Czy to możliwe? Czyżby zadurzyła się w nim? Boże
files without this message by purchasing novaPDF printer (
drogi, po co mu to? Szczególnie teraz, kiedy są w tak trudnej sytuacji.
Nie można zaprzeczyć, że między nimi coś się stało. Coś, nad czym
należałoby poważnie zastanowić się. Wiedział, że nie jest już w stanie
odejść od niej i zapomnieć.
Nie był to jednak czas na zajmowanie się swoimi osobistymi
problemami. Przytulił ją do siebie.
- Nie przejechałem całej tej drogi tylko po to, żeby spędzać czas
w łóżku - oznajmił żartobliwym tonem, na użytek kogoś, kto mógł
podsłuchiwać. Przesunął grzbietem dłoni po jej policzku, rozkoszując
się jego aksamitną miękkością, pragnąc dotykać jej całej, od uszu do
końców palców i nóg, poznawać ją, uczyć, kochać...
Kochać? Skąd się wzięła ta myśl? Miłość to mit, a jednak Jordan
nie potrafił inaczej nazwać silnego uczucia, jakie narodziło się w nim,
odkąd przebywał z Lauren. Nigdy dotąd nie doświadczył niczego
podobnego. Tak samo pragnął kochać się z nią, jak i chronić ją od
niebezpieczeństwa.
- Chodźmy - mruknął pod nosem, biorąc ją za rękę i
wyprowadzając z pokoju.
Popołudnie spędzili jak zwykli turyści. Spotkali kilkoro ludzi,
którzy mieli ochotę z nimi pogawędzić, co dało Lauren możliwość
przypomnienia sobie języka. Jordan z dumą patrzał, jak przyjacielskie
nastawienie Lauren przezwycięża podejrzliwość obcych. Z tego, co
mógł zrozumieć, opowiadała im o swojej babce, wspomniała parę
piosenek, których nauczyła się w dzieciństwie, pokazała kilka kroków
files without this message by purchasing novaPDF printer (
tanecznych jakiegoś ludowego, regionalnego tańca i już znalazła się w
samym centrum ożywionej dyskusji na temat różnic kulturowych.
Dzięki tym kontaktom udało im się odnaleźć człowieka, który
mógł okazać się pomocny. Zastali go w małym pokoiku na tyłach
jakiegoś miejscowego sklepu. Na widok Jordana wstał, a potem
chwycił go za ramiona i mocno uścisnął.
- Miło znowu cię zobaczyć, Jordan - powiedział płynną
angielszczyzną.
- Ciebie też miło widzieć, Stefanie - odparł Jordan. Kiedy weszli,
jego ręka obejmowała talię Lauren, ale wobec tak gorącego powitania
musiał ją opuścić. Teraz zwrócił się w stronę młodej kobiety, wziął ją
za rękę i pociągnął ku sobie.
- Poznaj moją żonę, Lauren. Stefan roześmiał się.
- Ależ oczywiście, przyjacielu. Tylko tak piękna kobieta
mogłaby być twoją żoną, prawda? Miło mi cię poznać - wyciągnął
dłoń, a Lauren ujęła ją delikatnie. - Ach, jesteś bardzo nieśmiała, jak
mi się zdaje.
Lauren poczuła, że policzki jej płoną, kiedy usłyszała śmiech
Jordana.
- Nie zawsze jest taka nieśmiała, Stefanie - powiedział, szczerząc
zęby.
Lauren ze zdumieniem stwierdziła, że zabrzmiało to zupełnie
naturalnie. Tonem takiej władczej dumy mógł mówić jedynie mąż.
- Siadajcie oboje - zawołał Stefan. - Przepraszam, że tu was
przyjmuję, ale muszę bardzo uważać na to, z kim mnie widzą.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Dzięki, wiem, że narobiłeś sobie sporo kłopotu z
przygotowaniem tego wszystkiego - odparł Jordan. - Doceniam to.
- Nie miałem wyboru, tak bardzo chciałem się z tobą znów
zobaczyć i dowiedzieć się, jak ci się powodzi - spojrzał na Lauren z
uśmiechem. - Cieszę się, bo najwyraźniej jesteś szczęśliwy.
Usiadł naprzeciw nich z rozjaśnioną twarzą, ale po chwili
uśmiech znikł.
- Ale domyślam się, że to nie tylko przyjacielska wizyta.
- Obawiam się, że nie, Stefanie. Czy słyszałeś coś na temat
zniknięcia Amerykanki w Wiedniu kilka dni temu?
Stefan przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w podłogę, po
czym podniósł głowę.
- Ładna, wysoka, szczupła, o lekko rudawych włosach?
- Widziałeś ją? - poderwał się Jordan.
- Nie, ale słyszałem historię, która nie brzmi mi zbyt
prawdopodobnie.
- Co takiego?
- Krążą plotki o kobiecie, która podróżowała i nagle się
rozchorowała. Zabrali ją do prywatnej kliniki na skraju miasta, ale
żadnemu z etatowych pracowników nie pozwolono zajmować się nią.
Ma podobno własną pielęgniarkę i lekarza.
- To mogłaby być ona - mruknął Jordan w zamyśleniu. - Czy jest
jakiś sposób, żebyśmy mogli zobaczyć się z nią?
- My?
- Chciałbym zabrać Lauren ze sobą.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Rozumiem. Oczywiście, w tej chwili nie mogę nic obiecać.
Zapewne będzie to trudne, ale chyba możliwe.
- Stefanie, dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych - zaśmiał się
Jordan.
- Jesteś zbyt uprzejmy, przyjacielu. Daj mi trochę czasu, potem
skontaktuję się z tobą.
- Gdzie możemy się spotkać?
- Jutro około południa zostawię ci wiadomość tu, w sklepie.
Zobaczymy, co da się zrobić.
W drodze powrotnej do hotelu skupiona mina Jordana
powstrzymywała Lauren od prób nawiązania rozmowy. Nagle
zatrzymał się przed sklepem z galanterią.
- Zaczekaj w samochodzie - powiedział. - Zabawię tylko parę
minut.
Dotrzymał słowa. Po powrocie wręczył jej pakunek.
- Co to takiego?
- Kapelusz z dużym rondem. Będziesz musiała go włożyć, jeśli
dostaniemy się do kliniki.
- Masz już jakiś plan, prawda? - zapytała bardzo cicho.
- Wciąż jeszcze myślę nad nim, ale może się udać - nie włączył
zapłonu. Siedział nieruchomo, z rękami mocno zaciśniętymi na
kierownicy i wzrokiem utkwionym w szybę samochodu. Lauren
objęła spojrzeniem jego poważną twarz.
- Powiedz mi - ponagliła. Spojrzał na nią z westchnieniem.
- Boże, jak bardzo nie chciałbym cię do tego mieszać!
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Już jestem wmieszana, wiesz dobrze.
- Tak.
- Więc co ci chodzi po głowie?
- Nie mogę ryzykować porwania pani Monroe z kliniki, jeżeli to
rzeczywiście ona, bez wzniecenia niesamowitego zamieszania. W tej
samej chwili, kiedy zniknie, zaczną kontrolować granice.
Lauren skinęła głową, rozumiejąc już doskonałe jego plan i
dlaczego nie może mu to przejść przez gardło.
- Muszę zająć jej miejsce - oznajmiła spokojnie.
- Do tej pory to jedyny pomysł, jaki mi się nasunął. Muszę
jeszcze nad tym popracować.
- Myślę, że jest wspaniały. Może wyjechać zamiast mnie. We
dwoje odwołacie rezerwację w wiedeńskim hotelu i spokojnie
wrócicie do kraju. Jeżeli moje włosy i makijaż są tak dobrane, jak
sobie tego życzył pan Mallory, nie powinno być kłopotu z prze-
kroczeniem granicy.
- Tak, właśnie na to liczył Mallory. Ale w ten sposób ty
pozostajesz w rękach porywaczy Frances Monroe, kimkolwiek są.
- Wiem - odparła cichutko.
- Nie jestem pewien, czy się na to zdobędę.
- Nie masz wyboru. Właśnie to był jedyny powód, dla którego tu
przyjechałam.
Jordan podniósł dłoń i lekko uderzył w kierownicę zwiniętą
pięścią.
- Nie podoba mi się to.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Ale ja się wcale nie boję, przecież wiesz.
- Porozmawiam jutro ze Stefanem, może ma jakieś inne
pomysły.
- Być może dopomógłby mi później opuścić klinikę.
- Wrócę po ciebie, natychmiast, gdy tylko dowiozę panią
Monroe w bezpieczne miejsce.
- Nie możesz. Narazisz się na niebezpieczeństwo...
- Głupstwa gadasz. Jeżeli cię zostawię, to wrócę, niech mnie
szlag trafi!
- Nie przekroczymy granicy...
- Legalnie raczej nie, ale przekroczymy.
- Jordan, jestem pewna, że Mallory nie chciałby, żebyś
ryzykował...
- Naprawdę nic a nic nie obchodzi mnie, czego chce Mallory. To
on zaangażował cię do tego przedstawienia. Powinien pogodzić się z
faktem, że sprawa zakończy się dopiero wtedy, kiedy i ty bezpiecznie
znajdziesz się tam, gdzie jest twoje miejsce.
Lauren przyglądała mu się w zamyśleniu. Bała się, jasne, że się
bała! Dlaczego miałaby się nie bać? Wiedziała od początku, że to
będzie niebezpieczne. Natychmiast, kiedy zasugerowali jej, że
mogłaby zająć miejsce pani Monroe, Lauren zaczęła liczyć się z tym,
iż może zostać zdemaskowana, a nawet aresztowana za... szpiegostwo.
Nie było jednak powodu już teraz rozpatrywać sytuacji pod tym
kątem. Jeszcze nic jej nie grozi. Na pewno we trójkę wymyślą jakiś
files without this message by purchasing novaPDF printer (
rozsądny scenariusz, który wszystkim zainteresowanym zapewni
maksimum bezpieczeństwa.
Wyczuwała zdenerwowanie i gniew Jordana, ale tym razem były
one inne, aniżeli wtedy, w biurze Mallory'ego. Martwił się, ponieważ
zależało mu na niej. Rozumiała to doskonale. Ale kiedy wyobraziła
sobie wszystkie niebezpieczeństwa, jakie czyhają na niego podczas
przekraczania granicy z panią Monroe jako fałszywą żoną, sama
zaczęła denerwować się na myśl o niepowodzeniu.
Jordan włączył zapłon i w milczeniu pojechali do hotelu.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kolację zjedli w niemal pustej restauracji hotelowej. Żadne z
nich nie było zbyt rozmowne. Myśli ich zaprzątnięte były tym, co
może zdarzyć się następnego dnia. Na dziś dyskusja była zakończona.
Zanim dotarli do pokoju, zapadł zmrok. Lauren bez słowa
sięgnęła do walizki po koszulę nocną i zorientowała się, że zabrała
jedynie tę z jedwabiu i koronki. Wzruszyła ramionami. Kiedy się pa-
kowała, myślała jedynie o tym, jak to będzie wyglądać w oczach
celników, a nie o własnym samopoczuciu, kiedy będzie zmuszona ją
włożyć. Nie zabrała nawet szlafroka.
Weszła do łazienki i napełniła wannę gorącą wodą. Zrzuciła
ubranie, szybko wskoczyła do wanny i z przyjemnością zanurzyła się
w ciepłej, parującej kąpieli.
Co za dzień! O świcie obudził ją wybuch, potem znalazła się w
samym centrum uczuciowego trzęsienia ziemi, które wywróciło do
góry nogami wszystkie jej poprzednie przemyślenia na temat
mężczyzn i seksu. Przypominała sobie wszystkie kolejne zdarzenia:
podróż, spotkanie ze Stefanem i... plan, który może oznaczać, że już
nigdy nie ujrzy domu i rodziny. Nie myśl tak! - zganiła się w duchu. -
Plan powiedzie się, już oni się o to postarają. Jeśli rzeczywiście jest
bardzo podobna do Frances Monroe, to przecież mogłaby grać tę rolę
nawet przez kilka dni! Dobrze, ale co potem?
Jordan przyjedzie po nią.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Uśmiechnęła się do tej myśli. Na pewno jej pomoże. Lauren
miała do niego pełne zaufanie.
Chwile spędzone w wannie pozwoliły jej odprężyć się i
wypocząć, likwidując dokuczliwe napięcie. Włożyła koszulę nocną i
podeszła do lustra, żeby wyszczotkować włosy.
Nagle stanęła jak wryta. Dłoń ze szczotką zawisła nieruchomo w
powietrzu. Wzrok utkwiła w kobiecie, która spoglądała na nią z tafli
lustra. Koszula była uszyta z jedwabiu i przylegała jak druga skóra,
uwydatniając wcięcie talii. Nawet w miejscu, gdzie był pępek, widniał
cień.
Z równym skutkiem mogłaby być naga. Piersi były ledwie
przysłonięte delikatną koronką, która wąskimi paskami biegła aż do
talii. I tak ubrana będzie dzielić łóżko z Jordanem Trentem? Tak!
Uśmiechnęła się do swoich myśli. Chyba tym razem się nie
wywinie...
Cokolwiek zdarzy się jutro, dziś ma przed sobą całą noc i
zamierza spędzić ją właśnie z Jordanem. Od chwili, gdy ich miłosne
pieszczoty zostały tak brutalnie przerwane, napięcie między nimi
rosło i stawało się widoczne na każdym kroku. Przecież chyba to
niemożliwe, aby spokojnie położył się obok niej i zasnął! Nie po
dzisiejszym ranku.
Otwarła drzwi i wyszła z łazienki.
Pokój oświetlony był jedynie maleńką lampką stojącą obok
łóżka. Jordan stał w mrocznym kącie, wyglądając przez okno. Nie
files without this message by purchasing novaPDF printer (
odwrócił się, kiedy weszła, a sądząc po wyrazie jego twarzy, myśli
krążące mu po głowie nie były przyjemne.
- Jordan?
Obejrzał się i nagle cały zesztywniał. Ale jego oczy zdradzały go
- były pełne zachwytu i zdumienia. Mimo to zapytał szorstkim tonem:
- Co?
- Przepraszam, że tak długo siedziałam w wannie - i podeszła do
niego, podświetlona miękkim blaskiem lampki.
Obserwował ją, kiedy zbliżała się i wiedział już, że tej nocy nie
zdoła się jej oprzeć. Nie da rady. Zbyt mocno był zatroskany z jej
powodu, zbyt wystraszony. A teraz jeszcze pojawiła się w takim
stroju, który...
Co stało się z klasztorną koszulą nocną, którą miała na sobie
wczoraj? Ale przecież to i tak nie miałoby żadnego znaczenia! Nawet
gdyby nosiła worek, nie zdołałoby to stłumić jego pożądania.
Odchrząknął.
- Nie szkodzi - wymamrotał i szybko wyminął ją, wszedł do
łazienki i głośno zamknął za sobą drzwi. Nie uczynił tego jednak na
tyle szybko, by Lauren nie dostrzegła pożądania błyszczącego w jego
oczach i reakcji jego ciała na jej widok.
Dziś nad ranem dowiedziała się o nim, i o miłości, już dość
dużo, ale zamierza dowiedzieć się jeszcze więcej, zanim ta noc
dobiegnie końca.
Kiedy Jordan wyszedł z łazienki po długim, orzeźwiającym
prysznicu, w sypialni panowały zupełne ciemności. Jedynie słaby
files without this message by purchasing novaPDF printer (
odblask latarni wpadający do pokoju przez oba okna pozwolił mu
ostrożnie skierować się w stronę, gdzie, jak mu się zdawało,
znajdowało się łóżko.
Żałował, że nie zabrał czegoś do spania. Kiedy się pakował, był
zbyt wściekły, żeby pomyśleć o wszystkim. Tak więc okazało się, że
ma do wyboru jedynie spodnie od dresu lub dżinsy. Ani jedne, ani
drugie nie nadawały się. I jedne, i drugie byłyby diablo niewygodne.
Wreszcie dotknął nogą brzegu łóżka. Ostrożnie przesuwając
dłonie wzdłuż krawędzi natrafił na stolik stojący u wezgłowia. Z ulgą
osunął się na posłanie. Jak dotąd, jakoś idzie. Może Lauren już
zasnęła?
Zmusił się do wstrzymania oddechu i nasłuchiwał. Dopiero,
kiedy się zupełnie uspokoił, usłyszał tuż obok cichy oddech Lauren. Z
jego rytmu i tempa wywnioskował, że do snu było jej raczej daleko.
A czego właściwie oczekiwał?
Poprzedniej nocy przynajmniej mieli oddzielne łóżka, chociaż
zsunięte tak, że leżeli od siebie na odległość wyciągniętego ramienia.
Dzisiaj nawet nie ma co udawać. Muszą spać obok siebie jak para
małżonków. A poza tym nie było tu nawet wygodnego fotela, nie
mówiąc już o kanapie. Możliwości spędzenia nocy na podłodze nawet
nie rozważał.
Bardzo ostrożnie uniósł kołdrę i wsunął się pod nią, starannie
zachowując jak największą odległość od środka łóżka. To będzie
cholernie długa noc, a przecież potrzebował snu... Zmusił się do
odprężenia i wyciągnął na całą długość.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Jordan, kochanie?
Omal nie podskoczył na łóżku, kiedy nagle usłyszał jej cichy
głos dochodzący z ciemności. Brzmiał słodko i uwodzicielsko, a
sądząc z pieszczotliwego „kochanie", Lauren doskonale zdawała sobie
sprawę z tego, że mogą mieć słuchaczy. Co ona knuje?
- Hmm? - odmruknął ostrożnie.
- Nie pytałam cię jeszcze o to. Czy byłoby ci przykro, gdyby to
była dziewczynka?
Po tym pytaniu pokój wypełniło naładowane elektrycznością
milczenie. Jordan gwałtownie obrócił głowę, ale nie widział w
ciemności nic poza niewyraźnym zarysem jej ciała.
- Co? - zapytał zdławionym głosem.
- No wiesz, dziecko - odparła głosem, w którym brzmiał
uśmiech. - Wiem, że nie zamierzaliśmy tak wcześnie powiększać
naszej rodziny, ale chyba nie jest ci przykro, że to jedno jest już w
drodze... prawda? - zapytała rozmarzonym tonem.
- Och, Lauren...?
Poczuł, że Lauren poruszyła się na łóżku. Jej stopa prześliznęła
się po jego kostce i zaczęła ocierać się o podbicie. Jordan omal nie
wyskoczył z łóżka jak z katapulty.
- Co ty wyprawiasz? - rzucił szorstko.
- Och, przepraszam, kochanie. Spycham cię? To łóżko jest dużo
mniejsze niż nasze, w domu - westchnęła. - Ale kiedy jesteśmy razem,
nie zajmujemy znów tak wiele miejsca - przysunęła się tak blisko, że
files without this message by purchasing novaPDF printer (
włosami muskała jego ramię i dodała: - Mam nadzieję, że będzie
podobne do ciebie.
- Kto?
- Dziecko. Jeżeli to będzie chłopiec, chcę, żeby nosił twoje imię.
Mam nadzieję, że będzie miał czarne i kręcone włosy, jak ty, i twoje
ogromne czarne oczy, a także twój... złośliwy uśmiech.
- Złośliwy... - Jordan urwał na samą myśl, że Lauren mogłaby
mieć jego dziecko. Przez chwilę wyobraził sobie to niemowlę tak
wyraźnie, jakby już było z nimi w pokoju: miało czarne, kręcone
włosy, uśmiech. Tylko oczy były szare, jak u Lauren.
Obok niemowlęcia nagle pojawiła się dziewczynka. Ona też
miała loczki, ale płowoczerwone, niemal marchewkowe, a oczka
ciemnobrązowe. Podnosiła do niego rączki, jakby prosząc, by wziął ją
w ramiona.
Jordan potrząsnął głową i zamrugał oczami. Czy on zwariował?
Ostatnio przeżywa stanowczo za dużo napięć! Miał rację, że jest za
stary na takie życie. Powinien zamknąć się w jakimś spokojnym
sanatorium, gdzieś...
- A może dam mu imię po twoim ojcu?
- Nie, nie chcę - odparł machinalnie. Słowa zabrzmiały szorstko
w ciszy pokoju i Jordan spróbował złagodzić ich wymowę: - Dlaczego
nie mielibyśmy mu dać imienia twojego ojca?
Dopiero, kiedy usłyszał własny głos, dotarło do niego, że wplątał
się w tę idiotyczną grę.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Matthew Mackenzie Trent. Ładnie brzmi, prawda? - zauważyła
Lauren z pewną dozą dumy.
Jordan uśmiechnął się szeroko. Naprawdę zachowywała się jak
dumna mamusia, przedstawiająca towarzystwu swego syna. Obrócił
się na bok i poczuł dotyk jej ciała od ramienia po końce palców u
stóp. Niby przypadkiem przesunął nogę tak, by ją objęła i delikatnie
opuścił dłoń na jej pierś.
- A nasza córka? - zapytał, skubiąc koniuszek jej odsłoniętego
ucha. Czuł oszalałe bicie jej serca. Zdziwił się, że głos Lauren może
brzmieć tak spokojnie i sennie, podczas gdy serce wali jak młotem.
Zaczął zastanawiać się, jak daleko posunie swoją zabawę.
- Nasza córka? - zapytała, wstrzymując oddech.
- Uhmm - potwierdził, rysując pocałunkami linię wzdłuż jej szyi.
Czuł, jak mocno pulsuje jej tętno. - Gdyby to była dziewczynka...
- Och... No cóż...
- Na pewno będzie miała twój kolor włosów i ogromne oczy,
które budzą u mężczyzn różne dziwne myśli...
- Naprawdę? To znaczy...
- O, tak. Gdybyśmy nie byli już tak starym małżeństwem,
byłbym doprawdy zirytowany spojrzeniami, jakimi dziś ścigali cię
mężczyźni.
- Aleja..
Przerwał jej w pół słowa, cokolwiek chciała powiedzieć, po
prostu zamykając jej usta pocałunkiem. Usiłowała wymknąć się, ale
szybko zorientowała się, że to niemożliwe, ponieważ jego noga i
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ramię przygważdżają ją do materaca. To nie znaczy, że Lauren tak
naprawdę chciała się wymknąć. W każdym razie nie do końca. Po
prostu zareagowała odruchowo, bo nie spodziewała się, że Jordan
rzuci się na nią tak od razu.
Leżała w ciemności, czekając na niego i zastanawiając się, jak
mało mogą sobie powiedzieć w tym pokoju. I tak, od myśli do myśli,
postanowiła podrażnić się z nim trochę. Tylko troszeczkę.
Zaplanowała sobie tę żartobliwą rozmowę o ich dzieciach, a on bez
trudu obrócił ten żart przeciwko niej.
Zabawne, ale oczami wyobraźni widziała zarówno chłopczyka,
jak i dziewczynkę. Były to szczęśliwe, roześmiane dzieci, otoczone
miłością... i Lauren poczuła nagle tak gorący przypływ radości, że
zwróciła się ku Jordanowi i objęła go mocno. Przypuszczała, że
jedynym celem jego pocałunku było zamknięcie jej ust, ale dopiero
teraz zrozumiała, że właśnie robi to, czego zawsze pragnęła...
Jordan poczuł, że jej opór roztapia się i nagle była tuż przy nim.
Jej piersi dotykały go, a uda zamknęły się na jego kolanie.
Wszystkie szlachetne postanowienia opuściły go w jednej
chwili. Nigdy nie był święty, choć teraz bardzo się starał. A Lauren
wcale mu nie pomagała. Gdyby jej nie znał, byłby przysiągł, że usiłuje
go uwieść.
Wsparł się na łokciu i spojrzał na jej tonącą w ciemności twarz.
Z uśmiechem udał, że ziewa i powiedział:
- No, skarbie. To był długi dzień. Powinniśmy chyba trochę
odpocząć. Zwłaszcza ty musisz na siebie uważać - dodał, jednocześnie
files without this message by purchasing novaPDF printer (
zsuwając z jej ramienia, po kolei, najpierw jedno, a potem drugie
ramiączko koszuli.
Lauren wydała z siebie zduszony dźwięk, coś pośredniego
pomiędzy zachłyśnięciem się a westchnieniem. Jordan ściągał
delikatną tkaninę tak długo, aż opadła na wysokość jej talii.
- Dobranoc - powiedział głośno i zaczął ją całować.
Były to pocałunki pełne namiętności i determinacji.
Żadne z nich nie miało cienia wątpliwości, że tym razem będą
się kochać, a ona nie będzie stawiała oporu.
Nieustanna świadomość, że powinni zachowywać się cicho
sprawiła, iż milczące pieszczoty Jordana wzruszyły Lauren swą
delikatnością. Jego wargi błądziły po niej, podczas gdy dłonie
osuwały jedwab i koronki w dół, aż do stóp. Aksamitna skóra Lauren
drżeniem reagowała na pieszczoty. W pewnej chwili Jordan
uświadomił sobie, że Lauren wcisnęła pięść do ust, by zdusić jęk.
Kusiła go i drażniła, świadomie czy też mimo woli. Teraz nie
było odwrotu. Zanim nadejdzie poranek, Lauren Mackenzie w pełni
pojmie istotę kochania się kobiety i mężczyzny.
Lauren zaczęła naśladować Jordana i to od razu z doskonałym
skutkiem. Zaledwie musnęła dłonią jego brzuch, a już jego mięśnie
konwulsyjnie skurczyły się pod wpływem jej pieszczoty. Dotknęła
gumki jego spodenek i, idąc za jego przykładem, zaczęła zsuwać je
wzdłuż muskularnych ud i łydek.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jordan ostrożnie, tak, aby łóżko nie skrzypnęło, przetoczył się na
Lauren. Przez chwilę poczuła na sobie jego ciężar, potem, wsparty na
łokciach, zaledwie słyszalnie wyszeptał jej wprost w ucho:
- Czy nie jestem za ciężki?
Potrząsnęła głową.
Znowu odnalazł jej usta, łaskocząc je drobnymi pocałunkami
wzdłuż dolnej wargi, pieszcząc językiem ich linię tak długo, aż żar
ogarnął ich oboje. Wtedy wniknął w jej usta i powolnym, ale mocnym
głaskaniem uświadamiał jej, czego od niej pragnie, a jednocześnie
pozostawiał możliwość ucieczki, gdyby nagle zechciała wycofać się z
tej ich miłosnej gry. Lauren jednak przyciągnęła go bliżej, lekko
przesuwając się i zanim delikatnie uniósł się nad nią, oboje drżeli już
z pożądania i pragnienia.
Lauren nigdy nie przypuszczała, że fizyczna miłość może być
tak pięknym, tak olśniewającym zespoleniem dwojga ludzi. Wiedziała
już, że na zawsze pozostanie wdzięczna losowi, iż spotkała Jordana i
mogła go bliżej poznać. Wydawało się jej, iż całe życie czekała na tę
jedną chwilę, by odsłonił przed nią tajemnicę miłości.
Jordan opuścił się powoli, aż przyjęła go zupełnie w swe
wnętrze. Jak mógł do tej pory żyć, nie znając tego cudownego uczucia
zjednoczenia z drugą osobą? Znieruchomiały, obejmował ją mocno,
rozkoszując się oszałamiającą intensywnością swych przeżyć.
Lauren uśmiechała się, mocno przywierając do niego. Głowę
wtuliła w jego ramię. Spodziewała się bólu, a przynajmniej doznania
jakiejś drobnej przykrości. Zamiast tego zdumiała ją delikatność, z
files without this message by purchasing novaPDF printer (
jaką szukał do niej dostępu, poruszając się tak powoli, iż jej ciało
miało możliwość dostosowania się do niego. Te delikatne, powolne
ruchy były dla obojga rozkosznie podniecające.
Cisza pomieszczenia pozostała nie zakłócona, jedynie
momentami zmącona dyskretnym westchnieniem lub szelestem
pościeli - odgłosami, które mogli wydawać znużeni ludzie usiłujący
zaznać odpoczynku w obcym pokoju i obcym łóżku.
Lauren miała wrażenie, jakby coś w jej wnętrzu zerwało się z
uwięzi - im silniej poruszało się i miotało, tym większe ogarniało ją
napięcie. Jej ciało wydawało się bliskie eksplozji, delikatny deszcz
jasnych świateł i barw rozjaśniał mrok wokół niej. I nagle zewsząd
otoczyła ją kaskada fajerwerków, wypełniając pokój światłem i
radością, nadzieją i miłością.
Ukryła głowę głęboko na jego piersi i tak trwała. Nagle ciałem
Jordana wstrząsnął dreszcz, który zdawał się biec od głowy po końce
palców stóp. Zadygotał cały, a potem, ciężko dysząc, osunął się na
pościel obok niej.
Przytulił ją tak mocno, jakby nigdy już nie zamierzał wypuścić
jej z ramion, a ona, szczęśliwa i nasycona, zasnęła w tej pozycji.
Gdzieś w środku nocy Lauren obudziła się pod wpływem
cudownego uczucia. Jordan wciąż ją obejmował, delikatnie pieszcząc
dłońmi i ustami. Jego miłość wydawała się częścią snu i Lauren
odpowiadała mu bez opamiętania, wiedząc, że ich wspólne chwile
skończą się już za kilka godzin.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Kiedy obudziła się znowu, Jordan spokojnym głosem
powiedział:
- Czas wstawać, kochanie, jeśli chcesz zwiedzić cokolwiek.
Lauren otworzyła i natychmiast zmrużyła oczy, poraziło je zbyt
jasne światło. Skupiła wzrok na Jordanie stojącym obok jej łóżka.
Widok jego nagości szybko przywrócił jej przytomność. Westchnęła
spazmatycznie i podciągnęła kołdrę pod samą brodę.
Namiętne kochanie się z mężczyzną w ciemności było zupełnie
czymś innym niż oglądanie tego samego mężczyzny w całej jego
naturalnej wspaniałości i w pełnym świetle dnia. Nagle dotarło do
niej, że on zupełnie nie wstydzi się własnej nagości.
- Zaoszczędziłoby nam trochę czasu, gdybyśmy razem wzięli
prysznic - stwierdził chłodnym, niedbałym tonem, ale w oczach miał
zdecydowanie figlarne iskierki.
- Ach, tak... ale ja...
Delikatnie, ale stanowczo wyciągnął kołdrę z jej kurczowo
zaciśniętych palców.
- No, chodź, kochanie. Musimy ruszać.
Chwycił ją za ręce i postawił na nogi, z uśmiechem obejmując
spojrzeniem. Pociągnął ją do łazienki.
- Jak spałaś, skarbie?
- Ja? Dobrze, nawet nie sądziłam...
- Wiem. Obce łóżko i ten pokój... Trudno wypocząć w podróży.
Tyle lat spędziłem w drodze, że sam już się przyzwyczaiłem.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Lauren nie przypuszczała, że jest w stanie zarumienić się na
całym ciele. Jedno spojrzenie w lustro w łazience uzmysłowiło jej, że
to jednak możliwe. Twarz jej jednak przybrała jeszcze jaskrawszy
odcień purpury, kiedy stwierdziła, że Jordan wcale nie jest poruszony
jej obecnością.
Pochylił się i pocałował ją za uchem, obejmując ramionami.
Teraz oboje stali przed lustrem, a on wydawał się rozbawiony jej
zakłopotaniem.
- Jeżeli sądzisz, że przeproszę cię za tę noc, to spotka cię spory
zawód - mruknął pod nosem.
Potrząsnęła głową, ale jakoś nie była w stanie wydusić z siebie
ani słowa. Jordan wciągnął ją pod prysznic i zaczął mydlić Lauren
leniwymi, pieszczotliwymi ruchami, aż zapomniała o swoim
zawstydzeniu. Z ciekawością przyglądała się ciału, które od ostatniej
nocy znała jedynie z dotyku. Musiała przyznać, że metoda poznawcza
Braille'a nie jest najgorsza, była jednak szczęśliwa, że może oglądać
nagiego Jordana w pełnym świetle.
Jej własne ciało zdawało się bardzo szybko uczyć
zdumiewających nowych rzeczy. A może to on wiedział, jakich strun
dotknąć, by wywołać w jej wnętrzu tak silną reakcję.
Nagle podniósł ją, owinął się w pasie jej nogami, i zdobił to tak
szybko, że aż wydała głośny okrzyk.
- Boli? - zapytał, lekko marszcząc brwi. Zaprzeczyła ruchem
głowy.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- No to teraz możemy rozmawiać... dopóki woda jest
odkręcona...
Lauren była zbyt zaskoczona, by powiedzieć cokolwiek.
- Twoje plecy... wykrztusiła wreszcie. - Nie będą cię bolały
plecy?
Pochylił się i pocałował ją. Długi, upajający pocałunek
rozproszył jej wątpliwości.
- Wymasujesz mnie, jeśli będą bolały? - zapytał z przewrotną
nutą w głosie. - Bo jeśli tak, to może warto...
Nie była już w stanie skupić się na jego żartach. Jej plecy
wygięły się w łuk, z gardła wydobył się cichy jęk. Wydawało się, że
całe jej ciało roztapia się jak wosk.
Jordan zadygotał, obejmując ją tak mocno, że nie mogła złapać
tchu. Po chwili powoli postawił ją na ziemi.
- Bomba! - wykrzyknął, kiedy mógł już złapać oddech.
- Co to znaczy: Bomba?
- Bomba! Jesteś fantastycznym partnerem do kąpieli!
Roześmiała się, nagle bardzo z siebie zadowolona. Jordan
zachowywał się tak, jakby sądził, iż jej gesty są świadome, podczas
gdy ona tylko pozwalała się prowadzić.
Skwapliwie wyskoczyła spod prysznica i odkryła, że kolana drżą
jej tak, iż zaledwie może ustać.
- Nie jestem pewna, czy to był dobry pomysł - wyszeptała
matowym głosem.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jordan wyskoczył tuż za nią, nie zakręcając wody, i w jednej
chwili otoczył ją ramionami.
- Co się stało? Chyba nie zrobiłem ci krzywdy? Cholera!
Potrząsnęła głową.
- Nie. Po prostu nie miałam pojęcia... Skąd miałam wiedzieć... -
spojrzała w lustro i spostrzegła jego zatroskaną minę. - Wszystko w
porządku, naprawdę - dodała, prostując się niepewnie. - Nie chciałam
cię przestraszyć...
- Och, Lauren - wyszeptał, zanurzając twarz w jej włosach. - Ja
też nie chciałbym sprawić ci najmniejszego nawet bólu.
- Wiem - odparła miękko.
Jeśli ich związek sprawi jej cierpienie, będzie mogła winić
jedynie siebie. Podjęła decyzję i nie żałowała jej. Teraz jednak musieli
zająć się tym, po co przyjechali.
- Czy nie powinieneś zakręcić wody, zanim ktoś dojdzie do
wniosku, że mamy potop w pokoju?
- zapytała, sięgając po ręcznik.
Jordan bez słowa skinął głową. Wypuścił ją z objęć, sięgnął pod
prysznic i zakręcił wodę.
- Co mamy dziś w rozkładzie? - zapytała niedbale. Weszli do
sypialni i zaczęli się ubierać. Lauren nie mogła oderwać od niego
oczu, choć starała się z całych sił.
- Pamiętasz ten mały sklepik z pamiątkami, który odkryliśmy
wczoraj? - zapytał, a ona zorientowała się, że ma na myśli miejsce,
gdzie spotkali się ze Stefanem.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Tak, oczywiście.
- Nie wychodzą mi z głowy te ręcznie rzeźbione szachy, które
tam widzieliśmy. Byłby to wspaniały prezent dla twojego taty, jak
sądzisz?
- Faktycznie! - zaśmiała się, doskonale wiedząc, że jej ojciec nie
miał zielonego pojęcia o szachach.
- To miło, że pamiętałeś.
Podszedł i poprawił kołnierzyk jej sukni, potem przesunął dłonią
wzdłuż jej pleców w dół i w górę.
- Zawsze myślę o twojej rodzinie. To wspaniali ludzie. Czy
pamiętasz, że mamy wysłać pocztówki do Meg i Amy?
Lauren spojrzała na niego ostro i pochwyciła przekorny błysk w
jego oku.
- Myślałam, że zaczekamy z tym, aż będziemy we Francji.
Wiesz, jakie są moje siostry.
Uniósł brwi, a ona odpowiedziała mu wyjątkowo niewinnym
spojrzeniem. Spojrzał na zegarek.
- Powinniśmy już wyjść. Trochę zaspaliśmy.
- A cóż to za różnica, kochanie? Jesteśmy przecież na wakacjach
- wzięła torebkę i kapelusz, który kupili poprzedniego dnia.
- Dobrze, że mi przypomniałaś. Ciągle usiłuję gdzieś zdążyć.
W małym sklepiku czekała na nich wiadomość od Stefana. Mieli
spotkać się z nim o trzeciej w dobrze znanym miejskim parku.
Ponieważ nie umieli przewidzieć, kiedy znowu będą mogli jeść,
Jordan zaproponował, żeby teraz iść na lunch.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Podczas posiłku nie przestawał jej bacznie obserwować.
- Czy mam ubrudzoną twarz? - zapytała wreszcie. Jordan stał się
jeszcze bardziej skupiony.
- Nie. Zaskoczyłaś mnie, to wszystko - odparł, powoli podnosząc
do ust kawałek wędliny.
- Czyżbyś nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo potrafię
być agresywna? - wysiliła się na żart, ale z jego miny wyczytała, że
bezskutecznie. Wcale go nie rozśmieszyła.
- Chciałbym wiedzieć, dlaczego - odezwał się w zamyśleniu,
jakby powtarzając jedynie to, co już od dawna tłukło mu się po
głowie.
- Dlaczego? - zapytała z wahaniem.
- Dlaczego ja? Dlaczego teraz? Czekałaś tyle lat i nagle,
niespodziewanie podejmujesz taką decyzję?
- Czy próbujesz powiedzieć mi, że powinnam była usiąść i
przemyśleć wszystko, zanim zacznę się z tobą kochać?
- Usiłuję powiedzieć ci - powtórzył cierpliwie i spokojnie - że
zachowałaś się zupełnie niezgodnie z twoim charakterem.
- W takim razie po prostu nie znasz aż tak dobrze mojego
charakteru.
- Wiem, że byłem twoim pierwszym mężczyzną.
- Chodzi ci o moje niedoświadczenie, co? A ja myślałam, że tak
szybko się uczę...
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Nie oszukasz mnie, Lauren. Z tego, co się o tobie
dowiedziałem, wiem, że jesteś silną, niezależną kobietą, która nie robi
nic pod wpływem impulsu.
- Chyba żartujesz. Cała ta wyprawa jest jednym wielkim
impulsem, A gdybym powiedziała ci, że znudził mi się dawny styl
życia i postanowiłam zmienić skórę?
- Ale dlaczego ja?
Teraz już nie potrafiła zdobyć się na żaden inteligentny
komentarz. Nie mogła przecież powiedzieć mu: „Bo byłeś pod ręką".
Grając na zwłokę, pociągnęła łyk ze szklanki i postawiła ją przed
sobą. Podniosła głowę i wytrzymała jego natarczywe spojrzenie.
- Może zakochałam się w tobie.
Drgnął, jakby go spoliczkowała. Właściwie, czegóż innego
mogła oczekiwać? Nie powinna być zaskoczona.
- Wiesz, że to nie ma przyszłości - odezwał się cicho.
- Wiem.
- Mój tryb życia...
- Doskonale znam twój tryb życia. Nie musisz mi go opisywać.
- Wykorzystałem sytuację, chociaż obiecałem ci, że...
- Dlaczego przypisujesz sobie całą zasługę? Ja też
wykorzystywałam sytuację, dobrze o tym wiesz.
Potrząsnął głową, niezadowolony z przebiegu, jaki zaczynała
przybierać ta rozmowa. Czy ona niczego nie bierze na serio?
Jasne, że go nie kocha. Głupi żart. Nawet go chyba nie lubi.
Właściwie nie ma się co dziwić, po sposobie, w jaki traktował ją od
files without this message by purchasing novaPDF printer (
samego początku. A jednak coś było między nimi... coś, co
wywoływało fontanny iskier, skoro tylko się do siebie zbliżyli. Nawet
po tych kilku godzinach namiętnego kochania się czuł, że wciąż jej
pożąda. Co go w niej tak bardzo pociąga?
Do diabła, chciałby to wiedzieć.
Spojrzał na zegarek.
- Musimy już iść - stwierdził, dając znak kelnerowi, by przyniósł
rachunek. Zapłacił szybko, wziął Lauren pod ramię i wyszli z
restauracji, otoczeni tą szczególną aurą, którą zawsze promieniują
zakochani.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Dwukrotnie okrążyli park, jakby rozkoszując się pięknem dnia i
widoku. Jordan droczył się z nią, szeptał do ucha rzeczy, które
wywoływały rumieniec na jej twarzy, ale kątem oka dyskretnie
rozglądał się za Stefanem. Mimo to nie rozpoznał go.
Podstarzały, lekko kulejący mężczyzna z laską, skinął im głową,
kiedy go mijali. Kilka sekund zajęło Jordanowi przypomnienie sobie,
skąd go zna. Wybuchnął śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?
- Zapomniałem o upodobaniu Stefana do przebieranek.
Rozejrzała się wokół siebie.
- A gdzież on jest?
- Nieważne. Usiądźmy na chwilę na ławeczce, a na pewno zaraz
do nas dołączy.
Po niecałym kwadransie przysiadł się do nich ten sam starszy
pan i znowu skinął im głową. Jordan nie odwracał uwagi od Lauren,
chociaż jego słowa skierowane były ponad jej ramieniem do Stefana.
- Mogłeś mnie uprzedzić, że to będzie bal przebierańców.
- Nie szkodzi - mruknął staruszek, jakby mamrocząc do siebie. -
Myślałem, że rozpoznasz strój.
- Co masz mi do powiedzenia?
- Informacje, które posiadamy, są prawdziwe.
- Można się tam dostać?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Staruszek pogrzebał w kieszeni i wyciągnął torebkę orzeszków.
Rzucił jeden na ziemię, obserwując, jak z pobliskiego drzewa
zeskakuje wiewiórka, chwyta orzeszek i z powrotem zmyka w
bezpieczne miejsce.
- To będzie trochę ryzykowne, ale owszem.
- Jak?
Jordan wciąż uśmiechał się, igrając z loczkiem nad uchem
Lauren, ale nie odrywał wzroku od mężczyzny.
- Załatwiłem, że pielęgniarka na parę minut spotka się ze swoim
chłopakiem około piątej, to znaczy w godzinach odwiedzin. Ty i twoja
żona wejdziecie jako odwiedzający i wmieszacie się w tłum. W
gazecie, która leży obok mnie, znajdziecie plan. Po wejściu do kliniki
musicie prześliznąć się do drugiego skrzydła. Pokój jest oznaczony, to
nie potrwa długo.
- W jakim jest stanie?
- Nie udało mi się dowiedzieć.
- Jeżeli pozostawię tam Lauren tak długo, dopóki nie uda mi się
bezpiecznie wywieźć tamtej kobiety z kraju, jaką opiekę możecie jej
zapewnić?
- Wszystko, co będzie konieczne.
Jordan nagle zdał sobie sprawę, że wstrzymywał oddech, dopóki
nie padło to zdanie. Nawet w tej sytuacji plan mógł się nie powieść.
Kiedy jednak dotrą do pani Monroe, być może zdołają zasięgnąć
bardziej szczegółowych informacji i zdecydują wówczas, co robić.
- Zobaczymy się z tobą?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Będę tam, ale nie zobaczycie mnie - zwrócił się Stefan do
wdzięczącej się wiewiórki.
Jordan pochylił się i pocałował Lauren.
- Będziemy o piątej - mruknął i odsunął się. Podniósł gazetę,
machinalnym ruchem wtykając ją pod pachę. Ujął Lauren za rękę i
pomógł jej wstać, jak zakochany, który marzy jedynie o tym, aby
znaleźć się z dziewczyną w bardziej ustronnym miejscu.
Żadne z nich nie obejrzało się na staruszka, który dalej siedział
na ławce i karmił wiewiórki.
Jordan ucieszył się, kiedy zobaczył, że wokół kliniki kręci się
tylu ludzi, iż bez trudu zdoła wraz z Lauren wmieszać się w tłum.
Namówił ją, aby na wszelki wypadek włożyła kapelusz, który
dokładnie ocieniał jej twarz.
Wewnątrz skierowali się w dół korytarza, aż do miejsca, gdzie
skręcał. Tam natrafili na klatkę schodową, weszli dwie kondygnacje
wyżej, potem do drugiego korytarza, aż do końca. Modląc się, by plan
Stefana okazał się skuteczny, Jordan nacisnął klamkę drzwi pokoju nr
301. Drzwi uchyliły się. Zajrzał do środka. Rolety były spuszczone, w
pokoju panował mrok, ale można było dostrzec zarys kobiecej
sylwetki na łóżku.
Pociągnął Lauren za rękę do wnętrza pokoju i zamknął drzwi.
Na palcach podszedł do łóżka.
- Pani Monroe? - zapytał cicho. Głowa kobiety zwróciła się w
jego stronę.
- Czy pani jest Frances Monroe? Oblizała wargi i skinęła głową.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Tak - wyszeptała niepewnie, jakby odzwyczaiła się mówić. -
Kim pan jest? - zapytała łamiącym się głosem.
Jordan dotknął jej dłoni spoczywającej na kołdrze.
- Przysyła mnie pani mąż, pani Monroe. Zabieram panią stąd.
- Trevor? - jej głos stał się silniejszy. Podniosła się z trudem do
pozycji siedzącej. - Trevor jest tutaj? Dzięki Bogu. Koniec koszmaru.
- Szszsz, nie mamy zbyt wiele czasu i potrzebna nam będzie pani
pomoc.
Skinęła głową.
- Oczywiście. Czegokolwiek pan zażąda. Proszę tylko
powiedzieć.
- Może pani chodzić?
- Nie jestem pewna. Trzymali mnie w narkotycznym śnie i chyba
straciłam rachubę czasu. Wszystko mi się poplątało - dodała nieco
silniejszym głosem. - Oczywiście, że pójdę. Zrobię wszystko, co
będzie trzeba.
Jordan poklepał ją po ręce i zwrócił się do Lauren:
- Szybko! Ściągaj sukienkę i kapelusz - i wyjaśnił pani Monroe:
- Lauren zostanie tutaj, na pani miejscu, przez kilka godzin. Tyle
tylko, żeby wywieźć panią z kraju.
- Ale zobaczą ją i...
- Nie, jeśli pokój pozostanie zaciemniony. Może protestować,
jeśli zapalą światło - mówił zarówno do Lauren, jak i do pani Monroe.
Lauren zrozumiała nagle, że nadeszła chwila próby. Przyszedł
czas, by zrobić to, co miało zostać zrobione, bez względu na to, jak
files without this message by purchasing novaPDF printer (
bardzo się bała. Teraz liczyło się wyłącznie bezpieczeństwo pani
Monroe. Szybko rozebrała się do bielizny i pytająco spojrzała na
Jordana.
- Pani Monroe, odwrócę się, a pani zdejmie tę koszulę i ubierze
się w sukienkę, dobrze? - zaproponował łagodnie.
Frances skinęła głową. Ręce drżały jej tak mocno, że zaledwie
była w stanie się ubrać. Na szczęście Lauren pospieszyła z pomocą.
Kiedy Frances wyprostowała się, Lauren z ulgą stwierdziła, że są
podobnego wzrostu i budowy. Dzięki Bogu, przynajmniej to udało im
się przewidzieć. Nie mogła dostrzec barwy włosów Frances, ale ich
długość była podobna.
- Jaki kolor mają pani oczy? - zapytała Lauren.
- Niebieskie. Dlaczego? - zdziwiła się pani Monroe.
- Moje są szare, ale to dość zbliżony kolor.
- Co pani ma na myśli?
- Aby wydostać się stąd, będzie pani musiała użyć mojego
paszportu.
- Ale jak pani stąd wyjdzie? - zapytała Frances, zdezorientowana
tak szybkim biegiem wydarzeń.
- Będzie pani z mężem za parę godzin, pani Monroe - odezwał
się Jordan z drugiego końca pokoju. - Wtedy wrócę po Lauren.
Lauren pospiesznie wciągnęła przez głowę koszulę Frances i
wsunęła się do łóżka. Frances włożyła na głowę kapelusz Lauren.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Proszę, już teraz może się pan odwrócić - oznajmiła, a kiedy
spełnił jej prośbę, stwierdziła: - Właściwie nie zapytałam pana o
nazwisko.
- Jordan. Jordan Trent. Jestem gorącym zwolennikiem pani
męża, pani Monroe. Nie powinien znajdować się pod tego rodzaju
presją.
- Wiem - skinęła głową. - Bardzo się o niego martwiłam. Nie
byłam w stanie przekazać mu choćby słowa.
- Czy dobrze panią traktowali?
- Tak. Widywałam tylko troje ludzi. Dwóch mężczyzn, którzy
zatrzymali samochód w Wiedniu, i kobietę, która jest tu teraz ze mną.
Skąd wiedzieliście, że wyjdzie?
- Mieliśmy nadzieję. Cóż, musimy już iść - spojrzał na Lauren,
która już ułożyła się na łóżku w tej samej pozycji, w jakiej zastali
panią Monroe. Pochylił się nad nią i mocno pocałował.
- Nie martw się. Wrócę niedługo. Skinęła głową.
- Wiem.
Jordan lekko uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz.
- Gotowa? - zapytał, oglądając się na Frances.
Przytaknęła i w ślad za nim opuściła pokój.
Lauren leżała nieruchomo, zmuszając się do głębokiego
oddychania. Musi zachować spokój. Stefan jest tu gdzieś w pobliżu.
Będzie ją chronił. A niedługo Jordan wróci po nią.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Musiała w to wierzyć. Nie mogła pozwolić sobie na
rozpatrywanie wszystkich możliwości, które mogłyby pokrzyżować
im plany.
Zanim dotarli do głównego holu, Frances słaniała się już tak, że
zaledwie trzymała się na nogach.
- Przepraszam - wydyszała. - Byłam w łóżku przez tyle dni. Nie
przypuszczałam, że tak mnie to osłabi.
Jordan objął ją ramieniem.
- Nie szkodzi. Proszę udawać, że jest pani pogrążona w
rozpaczy. Proszę trzymać głowę spuszczoną i tak pomaszerujemy do
samochodu.
- A co potem?
- Pojedziemy do hotelu, spakujemy się i wynosimy stąd.
Skinął głową kilku mijającym ich osobom, które ze
współczuciem spoglądały na spuszczoną głowę Frances.
- Świetnie pani idzie - szepnął. - Proszę się nie zdziwić, kiedy
nazwę panią Lauren.
- Ona jest bardzo dzielna.
- Tak, rzeczywiście.
- To dobrze, że mogłyśmy zamienić się ubraniami - mruknęła,
chwytając oddech. - Mam tylko kłopot z utrzymaniem butów na
nogach.
Uśmiechnął się.
- Chyba lepiej, niż gdyby były za małe.
- Tak - poczuł bardziej, niż usłyszał jej cichy śmieszek.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Rozmawiając półgłosem minęli frontowe drzwi. Oboje
odetchnęli z ulgą.
- Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję.
- Nie pamięta pani przyjazdu?
- Była noc, a ja tak bardzo się bałam. Obawiałam się, że przeze
mnie skrzywdzą Trevora.
Zadziwiająca kobieta, przyznał w duchu Jordan. Ile kobiet na jej
miejscu martwiłoby się o swego męża?
A Lauren, gdyby znalazła się na jej miejscu? Ona -tak.
Nie wiedział, skąd mu to przyszło do głowy, ale wiedział, że to
prawda. Podobieństwo obu kobiet nie kończyło się na wyglądzie
zewnętrznym.
Przez całą drogę do hotelu Frances drzemała.
- Nie jestem w stanie utrzymać się na nogach - wyznała, kiedy ją
obudził.
- Proszę się nie przejmować. Wszystko w porządku - pomógł jej
wysiąść z samochodu i dotrzeć do hotelu. Natychmiast zaprowadził ją
do pokoju.
- Spróbuj się położyć, kochanie, może ci przejdzie - powiedział,
skoro tylko znaleźli się w środku. Spojrzała na niego zaskoczona, ale
on tylko położył palec na ustach, zdjął jej kapelusz i gestem wskazał
łóżko.
Frances rozejrzała się po pokoju, skinęła głową i położyła się
posłusznie.
Jordan podszedł do telefonu i wykręcił numer recepcji.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Tu Jordan Trent - oznajmił, kiedy ktoś odebrał telefon. - Zdaje
się, że moja żona zjadła coś, co jej nie posłużyło i postanowiła wracać
do Wiednia jeszcze dziś, rezygnując z dalszego zwiedzania. Czy
mógłbym prosić o jak najszybsze przygotowanie rachunku?
- słuchał przez chwilę wyjaśnień i dodał: - Nie. Oczywiście, że
rozumiem. Nie szkodzi. Jestem pewien, że to nic poważnego. Tak.
Mieliśmy bardzo przyjemny pobyt.
Odłożył słuchawkę i wszedł do łazienki, by pozbierać przybory
toaletowe.
Po powrocie do pokoju stwierdził, że Frances znowu zamknęła
oczy. W jasnym świetle wpadającym przez okno zobaczył, że Frances
Monroe jest naprawdę bardzo ładną kobietą. Sukienka wyglądała na
niej tak, jakby to ona ją wybrała. Jasna cera i złotorude włosy
przypominały mu Lauren, ale patrząc na Frances nie odczuwał
żadnych uczuć... Dziwna sprawa. Były do siebie tak podobne, że
mogłyby udawać rodzone siostry. Jedna przyprawiała go o szalone
bicie serca, podczas gdy druga nie działała na niego zupełnie.
Co ta chemia robi z ludźmi? Nigdy dotąd nie reagował na żadną
kobietę tak, jak na Lauren. Zupełnie tego nie pojmował.
W tej chwili nie miał jednak czasu na szukanie odpowiedzi.
Wrzucił przybory do walizki i zamknął wieko.
Po powtórnym sprawdzeniu, czy udało mu się wszystko
spakować, podszedł do łóżka.
- Lauren?
Na dźwięk jego głosu oczy Frances otwarły się raptownie.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Och, znowu zasnęłam!
- Nie szkodzi - pomógł jej wstać, wziął walizkę i zeszli na dół.
Po godzinie byli już w drodze do granicy.
- Nie do wiary, jak łatwo udało się wam to wszystko - zauważyła
Frances, kiedy przejechali już dobrych parę kilometrów.
- To należy do mojego zawodu - odparł z uśmiechem.
- Co? Ratowanie ofiar porwań?
- Między innymi.
- Gdzie jest Trevor? Czy będzie czekał na nas w Wiedniu?
- Zabieram panią do amerykańskiej bazy wojskowej. Postanowił
tam właśnie czekać na wieści o pani.
- Nie był w domu?
Jordan spojrzał na nią kątem oka.
- A jak pani myśli?
Uśmiechnęła się.
- Znając Trevora dziwię się, że sam po mnie nie przyjechał.
- Jestem pewien, że chciał, ale nie można było pozwolić mu na
podjęcie tego ryzyka. Właściwie wydaje mi się, że na to właśnie
liczyli porywacze.
- Co pan ma na myśli?
- Cóż, przemyślałem sobie to i owo. Nie mieliśmy zbyt wielu
problemów z odnalezieniem pani. Zupełnie, jakby chcieli, żeby
została pani zlokalizowana.
- Czy myśli pan, że wypuściliby mnie, gdybym poprosiła?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Och, nie. Nie wszczęli dotąd alarmu jedynie dlatego, że myślą,
iż pani wciąż jest w ich rękach - i dodał w duchu: Mam nadzieję.
- Jak daleko jeszcze do granicy?
- Niedaleko.
Wyjaśnił jej procedurę na granicy i poradził, aby włożyła
kapelusz i usilnie starała się wyglądać na odprężoną.
- Gdybym odprężyła się jeszcze bardziej, spadłabym z fotela -
odparła z uśmiechem. - Kręci mi się w głowie i wydaje mi się, jakbym
od paru dni była na kacu.
- Kiedy po raz ostatni coś pani podali?
- Nie mam pojęcia. Straciłam poczucie czasu.
- Czy podawali pani narkotyk zgodnie z jakimś rozkładem, czy
w miarę potrzeb?
- Nie jestem pewna. Starałam się być bardzo rozsądna i
spokojna. Nie chciałam dawać im powodu do użycia siły.
Mądra dama - pomyślał Jordan.
Przekroczenie granicy okazało się niemal nudne. Samochód i
bagaże zostały dokładnie przeszukane, paszporty obejrzane, ale
pozwolono im przejechać bez problemów.
Jechali w milczeniu już przez kilka minut, kiedy nagle Jordan
usłyszał cichy szloch Frances Monroe. Zjechał na pobocze i zatrzymał
samochód.
Spojrzała na niego, ocierając oczy.
- Przepraszam - wykrztusiła, usiłując złapać oddech.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Wiem, że zachowuję się jak dziecko... ale tak strasznie się
bałam i... - znów odetchnęła spazmatycznie - ...kiedy zorientowałam
się, że jestem wolna... że się udało... nie...
Znowu zaczęła szlochać.
- Pani Monroe, ma pani moje pozwolenie. Może pani płakać,
kopać i wrzeszczeć. Była pani bardzo dzielna przez cały czas, a ta
reakcja jest nie tylko normalna, ale całkiem zdrowa.
Sięgnął do kieszeni i podał jej czystą chusteczkę do nosa. I
znowu ruszyli w drogę.
Zanim Frances Monroe dotarła do bazy amerykańskiej, gdzie
niecierpliwie oczekiwał na nią mąż, znikły z jej twarzy wszelkie ślady
płaczu, a usypiający efekt narkotyku ustąpił. Wyglądała na spokojną i
opanowaną. Jordan niemal z rozbawieniem obserwował jej taneczny
krok, kiedy kierowali się do przydzielonej senatorowi Monroe części
budynku.
Jordan pochwycił wyraz twarzy Trevora Monroe, gdy zobaczył
on nie widzianą od tygodnia żonę - i poczuł się bardzo szczęśliwy.
Senator zerwał się z fotela i rzucił się w jej kierunku.
- Fran! O Boże, nie wierzę własnym oczom! To naprawdę ty! -
chwycił ją w ramiona, podniósł, zawirował i pospiesznie postawił z
powrotem na nogi.
- Jak się czujesz, kochanie? Boże drogi! Odchodziłem od
zmysłów. Nie wiedziałem... gdybym tylko mógł być z tobą...
Uściskała go, śmiejąc się z tej bezładnej gadaniny.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Czuję się świetnie. Naprawdę. Właściwie to był wspaniały
kilkudniowy wypoczynek w luksusowym domu. Traktowali mnie jak
księżniczkę - uśmiechnęła się na widok jego niedowierzania i
położyła dłoń na sercu. - Naprawdę. Przecież chyba nie kłamałabym?
- Ależ tak, gdybyś wiedziała, że cię nie przyłapią - odparł
radośnie. Po raz pierwszy spojrzał na Jordana, jakby dopiero teraz
uświadomił sobie, że nie są sami.
- To pan nazywa się Trent? - zapytał, podchodząc z wyciągniętą
dłonią.
- Tak - odparł Jordan, przyjmując dłoń. Trevor Monroe skinął
głową.
- Mallory mówił, że pan potrafi to załatwić. Miał rację, do
cholery! - potrząsnął dłonią Jordana.
- Zdecydowanie zasługuje pan na awans, ja się już o to postaram.
- Miłym gestem byłby urlop... w jednym kawałku... Trevor
uśmiechnął się, a napięcie ostatnich kilku dni zdawało się odpływać z
jego twarzy.
- Słusznie. Mallory mówił coś o tym, że jego najlepszy człowiek
ma właśnie urlop. To chyba moja wina, bo poprosiłem o tego
najlepszego.
- Cieszę się, że mogłem pomóc - odparł Jordan, wzruszając
ramionami.
Senator podszedł do żony.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Musimy zabrać cię do szpitala i zbadać, czy rzeczywiście
wszystko w porządku. A potem... Jest paru ludzi, którzy chcieliby z
tobą porozmawiać.
- To się chyba nazywa „udzielanie informacji", prawda? -
zapytała z niewinną miną, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na
widok jego „wysoce odpowiedzialnego" zachowania.
- Pana też będziemy potrzebować, Trent. Muszą dowiedzieć się,
z kim mają do czynienia.
- Przykro mi - odparł Jordan bez śladu szczerości w głosie. -
Może innym razem. Mam jeszcze coś niecoś do zrobienia, zanim
uznam sprawę za zamkniętą.
- Co pan ma na myśli? - dopytywał się senator.
- Kochanie, on pozostawił tam swoją żonę, żebym ja mogła
przekroczyć granicę.
- Żonę?
- Lauren Mackenzie - wyjaśnił Jordan. - To pani, która podjęła
się, w razie potrzeby, zająć miejsce pańskiej żony. Był to, niestety,
jedyny plan dający szansę powodzenia.
- Nie miałem pojęcia, że wy dwoje byliście małżeństwem...
- Byliśmy, zgodnie z naszymi paszportami. Jak pan wie,
fałszowanie informacji w paszporcie jest karalne.
- Aha - mruknął senator.
- Pojadę po Lauren Mackenzie jeszcze dziś, jeśli to możliwe.
Trevor Monroe spojrzał na zegarek.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- O tej porze lepiej pan zrobi, jeśli odpocznie trochę przed
podróżą.
- Niestety, nie mogę, nie mam ani chwili do stracenia. Jestem
pewien, że długie, piękne wakacje zlikwidują wszystkie moje
problemy w kilka dni - odparł Jordan i wymaszerował z pokoju.
Usłyszał jeszcze śmiech senatora i z zawodową satysfakcją
pomyślał, że przynajmniej Trevor Monroe jest zadowolony z efektów
akcji.
Miał niejasne, dręczące przeczucie, że musi czym prędzej
dotrzeć do Lauren.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ ÓSMY
Lauren, leżąca w zaciemnionym pokoju, niemal straciła poczucie
czasu. Usiłowała uspokoić myśli. Nie ma się czego bać. Stefan jest w
pobliżu i nie pozwoli, aby coś się jej przydarzyło. Ufała Stefanowi,
ponieważ Jordan mu ufał. Nie ma powodu do paniki. Wszystko idzie
zgodnie z planem.
Kiedy otwarły się drzwi, Lauren z trudem tylko zdołała
utrzymać zamknięte oczy i odwróconą głowę. Oddychała płytko,
urywanie. Czekała.
Pokój napełnił się światłem i Lauren zorientowała się, że
zapalono lampę u wezgłowia łóżka. Zakryła twarz ramieniem,
mamrocząc:
- Światło mnie razi...
Pomału jej oczy przyzwyczaiły się do światła. Zerknęła spod
ramienia na siedzącą opodal pielęgniarkę. Wyglądała jak zapaśnik.
Nic dziwnego, że pani Monroe nawet nie próbowała się stąd
wydostać.
Nie była pewna, co się stanie, kiedy będzie musiała opuścić
ramię. Z bliska nie była zbyt podobna do żony senatora. I co wtedy?
Zdecydowała, że spróbuje jak najdłużej ukrywać twarz.
Odwróciła się plecami do strażniczki i wbiła wzrok w ścianę.
Wróciła myślami do Jordana: Och, mam nadzieję, że udało mu
się ją wywieźć. Stanowimy z Jordanem fantastyczny duet! Ale czy on
też tak uważa?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Oczywiście, że nie. Poza przyjemnymi chwilami w łóżku nie
miałby z niej zbyt wiele pożytku.
Ciekawe, kiedy przyjdzie mu do głowy, że ani w nocy, ani rano
nie pomyślał o żadnych środkach ostrożności...
Lauren cały czas zdawała sobie sprawę z braku zabezpieczenia.
Myśl ta nie przerażała jej, wręcz przeciwnie - obudziła w niej
nadzieję, że może zajdzie w ciążę? Była w pełni świadoma przyczyn,
dla których Jordan nigdy nie będzie mógł dzielić z nią życia. Nie
miała wyboru - musiała pogodzić się z tym, że ich romans wkrótce się
skończy. Dziecko - gdyby urodziła jego dziecko - mogłoby ono
załagodzić uczucie straty Jordana. Wciąż miałaby przy sobie jakąś
jego cząstkę, kogoś do kochania i rozpieszczania na wiele lat.
Wiedziała, że rodzina byłaby zdumiona i przerażona. Przecież
wychowywali ją w poszanowaniu tak surowych zasad! Nie mogłaby
ich o to winić. Oczami wyobraźni ujrzała smutek w oczach ojca.
Musiałaby im to wyjaśnić. Powiedziałaby, że kocha Jordana. A
ponieważ go kocha, pragnie urodzić jego dziecko. Przecież zarabia
dość, aby utrzymać siebie i maleństwo. Inne samotne matki mogą, to i
ona też.
Rozległo się głośne stukanie do drzwi i Lauren omal nie
podskoczyła na łóżku, tak nagłe było to wtargnięcie w ciszę pokoju.
- Kto tam? - zawołała pielęgniarka.
- Anton - odparł męski głos. Odpowiedziała, że może wejść.
Przy drzwiach odbyła z nim krótką, szeptaną rozmowę i Lauren
files without this message by purchasing novaPDF printer (
wytężyła słuch, aby zrozumieć, co mówią. Padło kilka nazwisk i nazw
miejsc, które postarała się zapamiętać.
Wyglądało na to, że zmienili plan. Zamierzali ją z samego rana
przewieźć w inne miejsce! Och, Boże! A jeśli Jordan nie będzie w
stanie odnaleźć jej po powrocie?
Bez paniki - upomniała się. - Stefan jest tutaj. Powtórzyła to
sobie kilkakrotnie. Wszystko jest pod kontrolą. Trzeba tylko leżeć
spokojnie, udawać narkotyczny sen i czekać.
Lauren nigdy nie umiała czekać. Nie przypuszczała jednak, że
spokojne leżenie w obecności porywaczy Frances i czekanie, aż
zostanie zdemaskowana, może być aż tak denerwujące.
Takie myśli - stwierdziła w duchu - bardzo szybko doprowadzą
ją do histerii. Wróciła więc do myślenia o Jordanie i ich ubiegłej nocy.
Nie, tego rodzaju wspomnienia grożą podniesieniem ciśnienia
krwi do bardzo niebezpiecznego poziomu. Musi pomyśleć o czymś
spokojnym, uspokajającym... dźwięk szemrzącego potoku, lekki
wiaterek poruszający liście drzew, szept...
Lauren zasnęła.
Powrót Jordana po Lauren nie mógł odbyć się w legalny sposób.
Uratował go fakt, iż jego przygraniczne kontakty wciąż jeszcze były
aktualne i że jego znajomi nadal zarabiali na życie przemycaniem
ludzi i towarów.
Kiedy opuścił małą chatę ukrytą głęboko w lesie, blisko granicy,
już nawet najbliższy przyjaciel miałby problemy z rozpoznaniem
Jordana. Ubrany był jak zwyczajny robotnik, ale taki dość niechlujny i
files without this message by purchasing novaPDF printer (
niezbyt czysty. Na głowie miał szmacianą czapkę nasuniętą głęboko
na oczy.
Mężczyzna, który podwoził go do miasta, podawał mu
instrukcje:
- Musisz wrócić o zmroku, inaczej nie gwarantuję, że uda mi się
ciebie przeprowadzić.
- Zrobię, co będę mógł, Franz. Będę z kobietą.
- Ha! I po co zadawać sobie tyle trudu dla jakiejś baby?
Marnować tyle czasu! Nie lepiej znaleźć sobie inną?
- Ciekawa filozofia, ale jej nie podzielam - zaśmiał się Jordan.
- Wszystkie baby są takie same.
- Wiesz co, Franz, przyznam ci się, że ja też tak myślałem do
niedawna. Do bardzo niedawna, kiedy nagle odkryłem, że mogę się
mylić.
- Nigdy w życiu. Im nie można ufać.
- Za tę ręczę głową.
- Której dla niej nadstawiasz, naturalnie.
- Ona zrobiłaby to samo dla mnie.
- Ale możesz być pewien, że z zupełnie innego powodu.
- Co masz na myśli?
- Kobiety to wredne stworzenia. Nigdy nie mówią tego, co
myślą, ani nie myślą tego, co mówią.
Jordan uznał, że i tak nie przekona Franza. Właściwie nie warto
próbować. Zastanawiało go jedynie, jak bardzo zmienił się jego
własny sposób myślenia od chwili poznania Lauren.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Czy i on niegdyś gadał takie głupoty, przyklejając połowie
ludzkości durne etykietki? Jak łatwo jest - dla poprawienia własnego
samopoczucia - szufladkować innych, różnych od siebie ludzi, a
szczególnie - kobiety. Potrząsnął głową. Czy i on był aż tak
uprzedzony do kobiet, że inni słuchali go tak, jak on teraz Franza?
Powinien to sobie przemyśleć.
Przymknął oczy na chwilę. Powieki piekły go z niewyspania.
Świtało już, a on wciąż był jeszcze o wiele godzin drogi od miejsca
przeznaczenia. Musi przede wszystkim złapać Stefana. Może udało
mu się wydobyć Lauren z kliniki, zanim ktokolwiek zorientował się,
że to nie Frances Monroe?
Dlaczego ciągle obawiał się, że to nie będzie takie łatwe?
Chrapliwy głos zabrzmiał tuż obok i Lauren ocknęła się
gwałtownie.
- Twoje jedzenie. Jedz - nakazał glos. Słowa były angielskie, ale
wypowiedziane z tak dziwnym akcentem, że niemal niezrozumiałe.
Pojęła ich sens dopiero w chwili, gdy zobaczyła tacę ź posiłkiem.
Ze spuszczoną głową podciągnęła się do pozycji siedzącej i
sięgnęła po widelec.
Kiedy spojrzała z ukosa, stwierdziła z ulgą, że jej strażniczka już
odwróciła się tyłem i z powrotem pochyliła nad swoją robótką.
Lauren ledwie mogła uwierzyć, iż jest tu już tak długo i jeszcze
nie została zdemaskowana. No, ale przecież żaden z porywaczy nie
miał powodu czegokolwiek podejrzewać. Plan był tak niewiarygodnie
files without this message by purchasing novaPDF printer (
śmiały! Gdyby wykradli panią Monroe i nie podstawili nikogo na jej
miejsce, porywacze natychmiast wszczęliby alarm.
Zastanawiała się, jak długo to potrwa.
Zjadła tyle, ile mogła, po czym położyła się tyłem do pokoju i
udawała, że śpi. Modliła się w duchu, by tej nocy nie zmuszali jej do
niczego.
Wreszcie światło zgasło i Lauren straciła całkiem poczucie
czasu. Słyszała szelest materiału, gdy tamta kobieta rozbierała się do
snu. W pokoju nie było drugiego łóżka, więc Lauren doszła do
wniosku, że jej strażniczka musi spać na leżance pod przeciwległą
ścianą.
Mówili, że rano przeniosą ją w inne miejsce. Czy Jordan zdąży
ją uwolnić?
Jordan dojechał do celu tuż przed dziesiątą. Franz; pożegnał go i
pozostawił w przygranicznym magazynie, a stamtąd udało mu się
złapać okazję - ciężarówkę wiozącą ładunek do miasta.
Franz wcisnął kierowcy trochę pieniędzy z wyjaśnieniem, że
Jordan jest zbyt głupi, żeby pojąć, co się do niego mówi. Jordan
trochę domyślił się, a trochę zrozumiał sens rozmowy i odetchnął z
ulgą. Przynajmniej kierowca ciężarówki nie będzie go zagadywał.
Natychmiast po przybyciu do Brna ruszył w stronę sklepiku z
pamiątkami, spodziewając się zastać w nim Stefana. Kiedy tam dotarł,
okazało się, że nikt go nie widział od poprzedniego dnia. Stefan
zniknął.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jordana zaniepokoiły te wieści. Korzystając ze swoich dawnych
kontaktów rozpoczął żmudne wysiłki, mające na celu ustalenie
obecnego miejsca pobytu Stefana. Nie miał zamiaru zepsuć wszy-
stkiego, pokazując się w klinice. Przecież nikt w takim roboczym,
wyświechtanym ubraniu nie idzie odwiedzać pacjentów.
Dłoń spadła nagle na usta Lauren, niemal pozbawiając ją
możliwości oddychania. Usiłowała uwolnić się, ale jej ręce zostały
pochwycone i unieruchomione.
W pokoju panowała kompletna ciemność. Lauren miała
wrażenie, że znajduje się w głębokiej studni bez możliwości wyjścia i
z przerażeniem czuła, że udusi się, zanim ujrzy światło dnia.
Ktoś dotknął jej ucha i usłyszała szept:
- Stefan.
Odprężyła się, nareszcie rozumiejąc, co się dzieje, i dłoń
natychmiast zniknęła. Silne ręce uniosły ją z łóżka. Lauren zarzuciła
ramiona na szyję Stefana, który wydawał się widzieć w ciemności,
ponieważ bezszelestnie przemknął przez pokój i dotarł do drzwi.
Hol zalany był słabym światłem. Lauren spojrzała na niosącego
ją mężczyznę. Dzięki Bogu, był to rzeczywiście Stefan. Uśmiechnął
się, biegnąc z nią przez korytarz ku klatce schodowej, którą przyszli tu
wczoraj wraz z Jordanem. Tym razem skierował się w stronę piwnic.
- Mogę iść sama - szepnęła wreszcie, kiedy zbiegł po schodach
tak lekko, jakby nic nie ważyła.
- Nie wziąłem ze sobą żadnych butów - wyjaśnił przyciszonym
głosem. - Nie mamy czasu, żebyś mogła ryzykować marsz na bosaka.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Aha.
Kiedy otworzył drzwi do piwnicy, Lauren aż podskoczyła,
oślepiona jasnym światłem. Ukryła głowę na jego ramieniu, czekając,
aż przebiegnie korytarz i nareszcie dotrze do wyjścia.
Na zewnątrz niebo wciąż było czarne.
- Która godzina? - zapytała.
- Prawie świta.
- Miałeś jakieś wieści od Jordana?
- Nie. Ale nie przejmuj się. Skontaktuje się z nami, kiedy tylko
będzie mógł.
- Dokąd mnie zabierasz?
- Na wieś, tam będziesz bezpieczna.
Zdawało się, że jazda przez gęsty las trwa całą wieczność.
Lauren zupełnie straciła orientację.
Kiedy wreszcie Stefan wjechał na podwórko małej chaty, słońce
stało już wysoko na niebie.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała, rozglądając się wokoło.
Stefan zdawał się zadowolony.
- To jest mój dom, pani Trent - wyjaśnił z uśmiechem. - Proszę
za mną, przedstawię panią mojej Anie, a potem muszę wracać do
Brna, żeby spotkać się z Jordanem, kiedy przyjedzie.
- Czy on nie wie, gdzie pan mieszka?
- Nie. Obaj z Jordanem zrezygnowaliśmy z kawalerskiego życia
dopiero po naszym ostatnim spotkaniu. Trafiła się nam teraz
wspaniała okazja, żeby i nasze żony się poznały.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Lauren nie widziała sensu w wyjaśnianiu sytuacji.
Jeżeli Jordan przedstawił ją Stefanowi jako swoją żonę i nie
powiedział mu prawdy, uznała, iż nie powinna poddawać w
wątpliwość jego słów.
Stefan okrążył samochód, otworzył tylne drzwi i znowu wziął ją
na ręce. Dopiero wówczas Lauren zdała sobie sprawę z tego, jak jest
ubrana. Cieniutka, bawełniana koszula sięgała jej do kolan. A do tego
była na bosaka! Jak Stefan ma zamiar wyjaśnić to swojej żonie?
Nie musiała się tym martwić. Młoda kobieta, która wyszła im na
spotkanie, wydawała się bardzo zatroskana i żywo zakrzątnęła się
wokół Lauren, otaczając ją atmosferą ciepła i życzliwości.
Stefan wyjaśnił Anie, że trzeba Lauren znaleźć coś do ubrania, a
on sam wróci wkrótce, skoro tylko spotka się z jej mężem.
Obie kobiety przytaknęły.
Kiedy tylko Ana odkryła, że Lauren mówi w jej języku, zaczęła
paplać radośnie, pokazując jej bluzki i spódnice, i zmuszając do
przymierzania butów. W ciągu paru minut Lauren zrozumiała, że
zdobyła nową przyjaciółkę.
Jordan odnosił wrażenie, że szuka Stefana już co najmniej od
kilku stuleci, gdy nagle sam został przez niego znaleziony.
- Gdzieś ty był?! - zawołał, skoro tylko Stefan się pojawił.
Jordan, po bezskutecznych poszukiwaniach Stefana, już od kilku
godzin siedział na tyłach sklepiku z pamiątkami i czekał tam, mając
nadzieję, że wcześniej czy później Stefan właśnie tu będzie go szukał.
- Odwoziłem twoją żonę w bezpieczne miejsce - odparł Stefan.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Jordan usiadł nagle i uważnie spojrzał na przyjaciela.
- W porządku? - zapytał.
- Najzupełniej.
- Rozpoznali ją?
- Nie. Na szczęście nie zdążyli, przyjacielu. Dziś rano mieli ją
przewieźć w inne miejsce.
- Dokąd? - Jordan skoczył na nogi w nagłym przypływie energii.
Stefan przekazał informacje uzyskane od Lauren podczas jazdy.
- Jak do tej pory, to najlepsze wskazówki. Zdaje się, że już
wiem, kto za tym wszystkim stoi - rozejrzał się po pokoju. - Możemy
do niej pojechać?
- Czekałem tylko, aż o to zapytasz - roześmiał się Stefan. -
Myślałem, że może znudziła ci się już ta twoja żonka, hę? Niezbyt się
do niej spieszyłeś...
- Wolne żarty, Stefan. Jedźmy już - odburknął Jordan kierując
się do drzwi.
- Nie. Nie razem. Musisz wrócić do parku i czekać tam na mnie -
Stefan opisał samochód, którym jechał. - Zabiorę cię, kiedy tylko będę
pewien, że nikt cię nie śledzi.
- Jasne, masz rację. Staję się nieostrożny.
- Nie. Raczej jesteś zakochany. Rozpoznaję symptomy tej
choroby, bo sam też na nią cierpię.
- Ty? O czym ty mówisz?
- Pozostawiłem twoją piękną małżonkę w towarzystwie mojej
kochanej żony, Any. Opowiedzą sobie wszystkie nasze sekrety, jeśli
files without this message by purchasing novaPDF printer (
nie dotrzemy tam na czas! - trzepnął Jordana w plecy. - Zmykaj.
Znajdę cię.
Jordan skierował się w stronę parku, nagle zdając sobie sprawę,
że od dwudziestu czterech godzin nie miał nic w ustach. Teraz, kiedy
wiedział, że Lauren jest bezpieczna, odprężył się na tyle, by poczuć
głód.
Nie chciałby już nigdy więcej przeżywać czegoś podobnego.
Nigdy w życiu nie był aż tak wystraszony, jak w ciągu tych ostatnich
kilku godzin.
Gdy znalazł się w niebezpiecznej sytuacji, wiedział, że zrobi
wszystko, aby się z niej wydostać. A jeśli się nie uda, to tylko on
poniesie konsekwencje.
Tym razem było inaczej. Nigdy przedtem nie doznał tak silnego
poczucia odpowiedzialności za kogoś drugiego. Gdyby cokolwiek
stało się Lauren... No, słucham, Jordan? - odezwał się wewnętrzny
głos. - Co wtedy? Jak byś się czuł?
A gdyby ją stracił na zawsze? Co wtedy by zrobił?
Lauren była dla niego kimś ważnym. Należała do niego. Oddała
mu siebie - przecudowny dar - a on też dał jej siebie całego. Nie był
już samotnikiem, który nikogo nie potrzebuje. Po raz pierwszy od
straty matki Jordan przyznał, że ktoś jest mu potrzebny ~ i to bardzo
niezwykły ktoś.
Ujrzał zbliżający się samochód Stefana. Ruszył z miejsca, jakby
chciał przejść przez jezdnię. Dopiero w ostatniej chwili skręcił i
wsiadł do samochodu.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- No i jak? - rzucił.
- W zasięgu wzroku żadnego ogona.
- A u ciebie?
- Co? U mnie? - zapytał Stefan z niewinnym uśmieszkiem. - A
któż by chciał mnie śledzić?
- Każdy, kto miałby choć trochę rozumu.
- Trafiłeś w sedno, przyjacielu. Na szczęście, wszyscy oni
uważają mnie za żałosne stworzenie nie warte uwagi.
- Ha! Biedni nieświadomi.
Zanim Stefan zjechał na drogę wiodącą za miasto, Jordan spał
już snem sprawiedliwego.
Lauren usłyszała warkot motoru i wyjrzała przez okno. To był
Stefan. I jeszcze ktoś! Błyskawicznie rzuciła się do drzwi i otwarła je
jednym szarpnięciem tylko po to, by zaraz stanąć jak wryta.
Mężczyzna, który wysiadł z samochodu, był nie ogolony, a jego
ubranie wyglądało tak, jakby nie zdejmował go całymi tygodniami.
Bezkształtna, nasunięta na czoło czapka j sprawiała, że wyglądał na
kogoś, kto całe życie spędził na rabowaniu przechodniów w ciemnych
alejkach.
Wtedy Stefan, wskazując na Lauren, powiedział coś ze
śmiechem.
Mężczyzna podniósł głowę i też zaśmiał się. Ten śmiech
rozpoznałaby wszędzie...
- Jordan! - krzyknęła radośnie, biegnąc w jego stronę.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Skoczył na jej spotkanie, chwycił w ramiona i mocno uścisnął.
Boże, jakaż była miękka i pachnąca, jak bardzo pasowała do jego
ramion!
- W porządku? - zapytał matowym głosem.
- Oczywiście! Nigdy w to nie wątpiłeś, prawda? - odparła,
wznosząc ku niemu twarz.
Nigdy przedtem nie widział u niej takiego spojrzenia. Żadnego
lęku, żadnego napięcia, jedynie czysta, promienna radość. Czy to z
jego powodu? Jordan czuł się dziwnie zawstydzony tą myślą. Czy to
możliwe, że coś dla niej znaczył?
- Och, Lauren - mruknął, przyciągając ją ku sobie i zasypując
pocałunkami.
Nie miał pojęcia, jak długo tak stali przed chatą Stefana. Nie
miał najmniejszej ochoty przestać ją tulić. Wreszcie Stefan podszedł i
poklepał go po ramieniu.
- Chodź do środka, przyjacielu. Trzeba coś zjeść. Co do mnie,
umieram z głodu.
Jordan z ociąganiem odsunął się od Lauren i oboje weszli do
domu.
Stefan dumnie zaprezentował Anę, a potem Ana pokazała
wybrane przez Lauren stroje. Mężczyźni zgodnie stwierdzili, że jest
ona doskonale ubrana.
- Kiedy wyjeżdżamy? - zapytała Lauren po skończonym posiłku.
Stefan objął wzrokiem zmęczoną twarz przyjaciela i
odpowiedział za niego:
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Myślę, że możecie bezpiecznie zostać tu do jutra. Jutro
podwiozę was do granicy.
- Franz uprzedzał, żebym wrócił dzisiaj.
- Jedna noc mniej, jedna więcej, cóż to znaczy, przyjacielu?
Franz to stara baba, zawsze trzęsie się bez potrzeby. Lubi rządzić,
czuje się wtedy bardzo ważny.
Teraz, kiedy zatrzymał się na tyle długo, aby usiąść i najeść się,
Jordan czuł się tak, jakby mógł zasnąć na siedząco.
- Chyba masz rację, Stefanie. A poza tym jestem tak skonany, że
padam na nos. Jeśli ci to nie przeszkadza, wyruszymy jutro.
Ana podskoczyła radośnie.
- Przygotowałam już pokój gościnny, tak na wszelki wypadek.
Chodź, Lauren, znajdę ci jakąś koszulę nocną.
Lauren niepewnie spojrzała na Jordana. Czy nie zamierza
powiedzieć im prawdy? Jordan podniósł wzrok i dostrzegł jej
zakłopotanie, nie domyślając się przyczyny.
- O co chodzi? - zapytał. - Nie chcesz zostać?
- To nie to... - zaczęła i oblała się rumieńcem. Jordan nagle pojął,
o co jej chodzi. Przez ostatnie godziny tak przyzwyczaił się do
myślenia o niej jako o swojej żonie, że zupełnie zapomniał, iż była to
przecież mistyfikacja - jeden z elementów ich zawodowych czynności.
Na razie jednak nie było powodu do jakichkolwiek wyjaśnień.
Uśmiechnął się do niej krzepiąco.
- Nie będę ściągał kołdry - oznajmił z uśmiechem. - I zrobię
wszystko, żeby cię rozgrzać.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Śmiech Stefana pogłębił jeszcze różowy odcień policzków
Lauren i młoda kobieta odwróciła się, by podążyć za Aną do pokoju
obok.
- Lauren? - cicho zawołał Jordan. Odwróciła się i spojrzała na
niego.
- Ja tylko żartuję.
- Wiem.
- Pewnie nawet nie zauważysz mojej obecności. Jestem tak
zmęczony, że nie wiem, czy dowlokę się do sypialni.
Uśmiechnęła się i mrugnęła do Stefana.
- Brzmi to jak potężna porcja wykrętów, prawda? Jak sądzisz,
czy on chce się wymigać od wypełnienia małżeńskich obowiązków?
Stefan przytaknął gorąco.
- Właśnie tak to wygląda, Lauren. Dokładnie tak. Jordan powoli
wstał i przeciągnął się, wysoko unosząc ramiona. Leniwie puścił oko
do Stefana.
- Mówiłem, że jestem zmęczony, Lauren, ale jeszcze nie martwy
- stwierdził, groźnie pochylając się nad nią.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Lauren odwróciła się i wybiegła na korytarz, ścigana śmiechem
obu mężczyzn. Niemal wpadła na Anę, która właśnie wychodziła z
sypialni.
- Och, przepraszam - odezwała się Ana. - Wiem. Jordan
wspominał mi.
Spojrzała na trzymaną w rękach koszulkę i podała ją Lauren.
- Masz. To powinno być dobre dla ciebie.
- Dziękuję - wzięła koszulę i pod wpływem nagłego impulsu
uścisnęła Anę. - Byłaś dla mnie taka dobra - wyszeptała ze łzami w
oczach. Uśmiechnęła się i skierowała do sypialni po drugiej stronie
korytarza.
Bardzo starannie poskładała pożyczone ubrania, które miała
włożyć jutro i właśnie sięgnęła po koszulę, kiedy drzwi za jej plecami
otwarły się i usłyszała głos Jordana:
- Jeśli o mnie chodzi, wcale nie musisz tego wkładać. Lauren
obróciła się ku niemu, odruchowo zasłaniając się.
Była ogolony i pachniał świeżością, widocznie wykąpał się, bo
miał na sobie tylko spodenki.
- Tak się cieszę, że ci się udało - powiedziała, czując, jak jej
serce znowu wzbiera czułością i wdzięcznością.
Podszedł do niej i delikatnie wyjął koszulę z jej rąk.
- Cieszę się, że ty się cieszysz. Nie miałbym do ciebie pretensji,
gdybyś przeklęła mnie po tysiąckroć.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Nie mów tak, Jordan. Nigdy nie zrobiłeś niczego wbrew mojej
woli.
Wskazującym palcem zaczął leciutko kreślić linię od jej
podbródka, poprzez szyję aż pomiędzy piersi.
- A teraz?
- Szczególnie teraz.
- Kobieto, jesteś nienasycona - zauważył z radosnym
uśmiechem.
- A ty wykończony - odparła ze zrozumieniem. Ciemne kręgi
pod jego oczami były z bliska bardzo dobrze widoczne.
- Nie aż tak wykończony, kochana - szepnął, biorąc ją na ręce i
układając na łóżku. A potem zgasił światło.
Następnego ranka, o świcie, obudziło ich bębnienie w drzwi i
głos Stefana:
- Hej, wy tam! Jeżeli macie zamiar zabrać się ze mną,
pospieszcie, się lepiej. Odjazd za dziesięć minut.
Lauren usiadła, z przerażeniem odkrywając, że oboje zaspali.
Obejrzała się na Jordana. Leżał na brzuchu z głową pod poduszką i nie
reagował.
- Jordan?
- Mmm?
- Słyszałeś Stefana? Powiedział...
- Jasne, że go słyszałem. Obudziłby umarłego!
- wymruczał, wciąż z poduszką na głowie.
- Ach... nie poruszyłeś się i myślałam...
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Nie poruszyłem się, bo jestem przekonany, że rozlecę się na
drobne kawałki, jeśli kiwnę choćby palcem.
Lauren pochyliła się nad nim z troską w oczach.
- Co się dzieje? Coś cię boli? Zeszłej nocy wyglądałeś na...
- Zeszłej nocy musiało mi się wydawać, że jestem jakimś
cholernym nastolatkiem, który chce się popisać - burknął i z jękiem
obrócił się na plecy.
Stłumiła chichot, kiedy stwierdziła, że nic mu nie jest.
Oczywiście, że nic mu nie było. Udowodnił to zeszłej nocy, w
całkiem zadowalający sposób i to nie raz. Miłość w zaciszu sypialni z
grubymi ścianami była dla Lauren zupełnie nowym, rozkosznym
doświadczeniem. Miała zresztą przeczucie, że kochanie się z
Jordanem będzie dla niej nowym i rozkosznym doświadczeniem
zawsze, wszędzie i w każdych warunkach.
- Musimy wstać.
- Wiem - odparł, wciąż leżąc na plecach z wyciągniętymi
ramionami i zamkniętymi oczami. Znikły już ciemne cienie wokół
oczu, rozpłynęły się także ostre bruzdy i zmarszczki spowodowane
zmęczeniem i długotrwałym napięciem. Niesamowite, ile dobrego
może sprawić porządny wypoczynek - pomyślała z uśmiechem.
Edukacja Lauren rozszerzyła się znacznie w ciągu tej ostatniej
nocy. Między innymi poznała pewne miejsce na brzuchu Jordana,
miejsce wyjątkowo wrażliwe na łaskotki. Przypadkowo odkryła ten
mały, ale niezwykle istotny punkcik, który dawał jej teraz poczucie
pewnej władzy nad leżącym obok niej mężczyzną.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Pochyliła się i, wykorzystując swą wiedzę, dotknęła językiem
tego wrażliwego punktu na jego brzuchu. Jordan w zadziwiająco
krótkim czasie znalazł się na nogach, spoglądając na nią z wyrzutem.
- To nie fair i ty dobrze o tym wiesz!
Lauren szybko wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać.
- Nie możemy się spóźnić, prawda? - zapytała, lekko unosząc
brwi.
Okrążył łóżko i objął ją ramionami.
- Zdaje się, że ja też znam parę twoich łaskotliwych miejsc,
wiesz? - stwierdził groźnie.
- Wiem— skinęła głową.
- Ale nigdy nie upadłbym tak nisko, żeby wykorzystać tę
intymną wiedzę przeciwko tobie.
- Ja też nie...
Bezczelny uśmieszek Lauren był zbyt uroczy, by go zignorować.
Jordan objął ją i przyciągnął do siebie.
- Czekaj no. Odwdzięczę się - zapewnił, obdarzając ją krótkim,
ale mocnym pocałunkiem.
Włożyła pantofle i wyszła, a Jordan w minutę po niej.
Szybko wypili kawę i posmarowali masłem kilka rogalików na
drogę. Stefan czekał na nich cierpliwie. Potem wyruszyli w drogę.
Mężczyźni siedzieli z przodu, dyskutując, którą drogą najłatwiej
dostać się do granicy. Lauren słuchała, ale niezbyt uważnie. Dzień był
taki piękny. Trudno wyobrazić sobie, że w taki dzień mogłoby
wydarzyć się coś złego.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Była zakochana, w jej świecie panował spokój. Przyglądała się
tyłowi głowy Jordana. Kochała kształt jego uszu i drobne loczki na
karku. Jak kiedykolwiek mogła uważać, że ten człowiek wygląda
surowo i onieśmielająco?
No, właściwie bywał onieśmielający. Ale już nie dla niej. Dla
niej - już nigdy. Uwielbiała patrzeć, jak wyraz jego twarzy zmienia się
na jej widok. Nie patrzył tak na nikogo innego. Ciekawe, czy zdawał
sobie sprawę z tego, jak inaczej ją traktuje niż na początku ich
znajomości.
Czy to fizyczna miłość tak go zmieniła? Czy wszyscy mężczyźni
zaczynają odruchowo inaczej traktować kobietę, z którą poszli do
łóżka? Żałowała, że nie wie więcej na temat mężczyzn. Szkoda, że nie
może od żadnego z nich dowiedzieć się, co oni o tym myślą. Niestety,
to nie był temat do rozmowy z ojcem.
A może Jordan też powolutku zakochuje się w niej? Jego
czułość, opiekuńczość, nawet to, że nie potrafi przebywać w jej
pobliżu nie dotykając jej - wszystko to musi przecież coś oznaczać!
Może Lauren też jest w jego życiu kimś szczególnym?
Ale czy oznacza to także, że zobaczy go znowu po powrocie do
Stanów? Nawet pracując dla tej samej agencji nie mieli dotąd okazji
się spotkać. Oczywiście, teraz już się znają. Może, kiedy będzie w
biurze, zatrzyma się na chwilę, żeby się z nią zobaczyć, może zaprosi
ją na kolację, a potem... Co potem, głuptasie? O czym ty w ogóle
marzysz? Czy sądzisz, że taki człowiek zmieni dla ciebie całe swoje
życie? Przecież mogę chyba trochę pomarzyć? Możesz marzyć,
files without this message by purchasing novaPDF printer (
oczywiście, tak długo, jak długo nie pomylisz marzeń z
rzeczywistością.
W takim razie stworzy sobie własną rzeczywistość. Lauren
przymknęła oczy i wyobraziła sobie dziewczynkę z rudozłotymi
lokami i ogromnymi, brązowymi oczami, a obok szarookiego
chłopczyka o ciemnych, kędzierzawych włosach.
Tymczasem samochód minął już przedmieścia Brna i mężczyźni
zdecydowali, że Jordan i Lauren powinni zaczekać do popołudnia. I
tak przekroczą granicę dopiero późną nocą, a w mieście łatwiej
zdołają się ukryć.
Tymczasem Stefan spróbuje się dowiedzieć, co działo się w
klinice, kiedy odkryto zniknięcie Lauren.
Dzień zdawał się wlec w nieskończoność. Czekali w magazynie,
w przemysłowej dzielnicy miasta. Umówili się z jakimś kierowcą
ciężarówki, który znał Stefana i doszedł do wniosku, że przyda mu się
trochę dodatkowego grosza dla rodziny.
Jordan nie chciał podejmować ryzyka spotkania kogoś, kto mógł
ich widzieć wcześniej w roli turystów. Dlatego właśnie woleli
przeczekać dzień w zaciszu magazynu.
Lauren zauważyła, że Jordan nie jest już tak oszczędny w
słowach, jak jeszcze dwa dni temu.
Chętnie odpowiadał na pytania dotyczące jego przeszłości,
opowiedział jej nawet o swoim dzieciństwie i wydawało się, że
wyrzucenie z siebie bólu, spowodowanego śmiercią matki i nagłą
zmianą otoczenia, sprawiło mu pewną ulgę.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Ona także wspominała swoje dzieciństwo - inne niż jego, bo
bardzo szczęśliwe - a nawet opowiedziała mu, jak poznali się jej
rodzice.
- Chyba polubiłbyś ich - powiedziała w pewnej chwili.
- Ale czy oni polubiliby mnie, oto jest pytanie.
- A dlaczego nie?! - zaprotestowała gwałtownie. Roześmiał się
na widok jej żarliwej pewności.
- Oj, nie wiem. Miałbym problemy z wyjaśnieniem, w jaki
sposób zarabiam na życie.
- Jesteś pośrednikiem handlowym z Chicago - odparła szybko.
- Czy to właśnie im powiesz? - zapytał zaskoczony.
- Oczywiście, przecież to właśnie wszystkim mówisz, czyż nie?
- Właściwie tak.
- Czy nie tak samo myśli twój ojciec?
- Tak.
- No, widzisz - oznajmiła, najwyraźniej uznając sprawę za
zamkniętą.
Może tak nawet było.
Pojawił się kierowca ciężarówki i przyniósł im kanapki.
Powiedział, że muszą już ruszać, bo chciałby dotrzeć do domu na
przyzwoitą godzinę.
Jordan i Lauren nie mieli problemów z przygotowaniem się do
drogi, ponieważ podróżowali bez bagażu. Lauren z dziwną czułością
obejrzała się na ponury budynek - to tu Jordan zwierzał się jej, to tu
files without this message by purchasing novaPDF printer (
odkrył przed nią swe najskrytsze uczucia. Była przekonana, że czynił
to po raz pierwszy w życiu.
Czuła się tak, jakby otrzymała od swego ukochanego dziewictwo
uczuć i myśli. Dla niej zachował swe' najintymniejsze, najskrytsze
przeżycia. Ta niezwykła myśl wywołała uśmiech na jej twarzy.
Zmierzchało się już, kiedy dotarli do chaty Franza. Jordan
zapłacił szoferowi i oboje przyglądali się, jak ciężarówka zawraca i
odjeżdża.
- I co teraz? - zapytała Lauren, rozglądając się wokoło.
- Pierwszy z kilku dłuższych spacerów. Mam nadzieję, że jesteś
na nie przygotowana.
- Nie martw się o mnie, wszystko jest w porządku.
- Miło to słyszeć. Mogę teraz poświęcić się poważniejszym
sprawom.
Roześmiała się, zachwycona jego dobrym humorem.
Chwilę później witali się z Franzem. O ile Jordan był w
świetnym humorze, o tyle Franz - przeciwnie.
- Czekałem na was całą noc. Mówiłem ci przecież, że masz
wrócić wczoraj.
- Tak, wspomniałeś coś takiego - grzecznie odparł Jordan. -
Próbowałem, ale okazało się to niemożliwe. No więc jesteśmy.
- Tak. A powiecie mi może, co ja mam z wami zrobić?
- Pomóc nam przedostać się przez granicę.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- No tak. Zeszłej nocy nie byłoby problemu, bo strażnik, który
pracuje w środę, nauczony jest patrzyć w drugą stronę, kiedy ktoś ma
ochotę szybko znaleźć się po drugiej stronie.
- Rozumiem - powoli odezwał się Jordan.
- Następną służbę będzie miał dopiero za tydzień.
- Nie możemy czekać tak długo.
- Oczywiście, że nie. To byłoby zbyt niebezpieczne dla nas
wszystkich.
- Musimy spróbować szczęścia.
- I dać się zabić.
- Wierz mi, z całych sił będę się starał uniknąć takiego
rozwiązania.
Franz potrząsnął głową i wstał od stołu.
- Durni Amerykanie i ich baby - mruknął ponurym głosem i
powędrował w stronę pieca.
- I co teraz zrobimy? - zapytała szeptem Lauren.
- Chyba zgodzę się ze Stefanem, jeśli chodzi o Franza. Uwielbia
grać rolę głosu Opatrzności. Granica jest tu bardzo słabo strzeżona,
ponieważ po obu stronach nie ma ani jednego miasta przez wiele
kilometrów. Jeden strażnik musi patrolować długi odcinek. Po prostu
zaczekamy na odpowiednią sposobność.
Skinęła głową. Im szybciej opuszczą dom tego niemiłego
człowieka, tym lepiej. Zaledwie raczył spojrzeć na nią, jakby była
jakimś zwierzakiem, którego Jordan przyprowadził ze sobą, a Franz
nie był pewien, czy chce widzieć to coś w swoim domu.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Odczekali kilka godzin, po czym wraz z Franzem zanurzyli się w
las za jego chatą. Lauren z zadowoleniem stwierdziła, że Franz
wydaje się wiedzieć, dokąd idzie. Nie widziała żadnej ścieżki, a
poszycie było gęste, miejscami nie do przebycia.
Wydawało się, że wędrują tak już całe kilometry, kiedy Franz
podniósł dłoń, dając znak, by byli cicho. Ponieważ od paru godzin
żadne z nich nie odezwało się ani słowem, Lauren uznała ten gest za
niepotrzebnie teatralny.
Ruchami rąk wskazał im posterunek strażnika. Wokół było
pusto, żadnych krzewów ani trawy, w której można by się ukryć. Od
chwili, kiedy opuszczą zadrzewioną przestrzeń, na której teraz stoją,
będą kompletnie odsłonięci aż do momentu, w którym zdołają
przebiec przez granicę. Las zaczynał się na nowo po drugiej stronie.
Obaj mężczyźni uścisnęli sobie ręce i Franz powędrował w
kierunku, z którego nadeszli.
Lauren odpoczywała, oparta o drzewo. Podszedł do niej,
przykucnął obok.
- Kochanie, jesteśmy zdani na samych siebie i... Na dźwięk tego
czułego słowa na chwilę przestała go słuchać. Dopiero potem zmusiła
się do uważnego wysłuchania wypowiadanych cichym głosem
instrukcji:
- Chcę, żebyś odpoczęła tyle, ile tylko się da. Ja tymczasem
rozejrzę się i spróbuję zorientować, jaką drogą chodzi strażnik i w
jakim czasie. Skoro tylko okaże się, że spaceruje on z rutynową
files without this message by purchasing novaPDF printer (
dokładnością, przemkniemy się za jego plecami w chwili, kiedy
będzie po drugiej stronie, rozumiesz?
Skinęła głową.
Jordan spojrzał w jej oczy. Mrok, panujący w lesie, nie był w
stanie zgasić ich blasku. Przesunął dłonią po jej karku, rozmasowując
napięte mięśnie szyi i ramion. Westchnęła niemal bezgłośnie.
Pochylił się nad nią i lekko pocałował.
- Zdrzemnij się trochę. Mamy przed sobą jeszcze bardzo daleką
drogę.
Lauren myślała, że nie zdoła zasnąć w samym środku lasu, ale
skoro tylko wyciągnęła się na miękkim igliwiu, obudziło ją dopiero
lekkie szarpnięcie za ramię. Jordan delikatnie zakrył dłonią jej usta i
usunął ją dopiero wtedy, kiedy otworzyła oczy.
- Wyruszamy za kilka minut - szepnął jej wprost w ucho. -
Strażnik może zjawić się w każdej chwili. Kiedy tylko obróci się,
ruszamy.
- A jeśli się obejrzy?
- Módlmy się, żeby to nie przyszło mu do głowy i tyle. Musimy
wykorzystać cały czas do jego powrotu, jasne?
Kiwnęła głową. Wszystko było jasne. Nie mieli wyboru.
Obserwowała, jak strażnik zbliża się ku nim. Księżyc świecił tak
jasno, że mężczyzna zdawał się odprowadzany promieniem
punktowca. Kontrast pomiędzy światłem a mrokiem lasu stwarzał im
doskonałą kryjówkę.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Odwrócił się i rozpoczął powolną wędrówkę z powrotem w
kierunku swej budki. Wydawał się odległy tylko o kilka metrów,
kiedy Jordan wydyszał wprost w ucho Lauren:
- Teraz!
Chwycił ją za rękę i pobiegli. Lauren nigdy w życiu nie
poruszała się tak szybko. Wydawało jej się, że stopami nie dotyka
ziemi. W każdej chwili spodziewała; się krzyku. Jednak ciągle
wszystko było przerażająco ciche i nieruchome w blasku księżyca.
Krajobraz wydawał się nierzeczywisty, jakby otaczały ich dekoracje
teatralne.
I nagle rozpętało się piekło. Krzyk, potem następny, odległe
szczekanie psów i przeraźliwe wycie syren. Światła szperaczy
przyszpiliły ich do ziemi.
- Biegnij! - krzyknął Jordan do Lauren. - Schowaj się w lesie!
Idę za tobą!
Usłuchała go. Była już niemal pod osłoną drzew kiedy usłyszała
rozdzierający odgłos serii z broni automatycznej. Odwróciła się i
ujrzała Jordana biegnącego ku niej, słyszała jego krzyk, by się nie
zatrzymywała. A potem, jak na zwolnionym filmie, Jordan potknął
się, okręcił i osunął na ziemię.
Nie poruszył się więcej.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Jordan! - wrzasnęła i, nie zwracając uwagi na nieprzerwane
staccato strzelaniny, podbiegła do niego.
Leżał na boku, z głową pogrążoną w cieniu. Przesunęła dłonią
po jego plecach i poczuła na palcach lepką wilgoć. Jordan jęknął i był
to dla niej najpiękniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszała.
- Jordan!
- Uciekaj, Lauren. Musisz uciekać - wymamrotał.
- Och, kochanie. Nie musimy uciekać. Udało się. Jesteśmy w
Austrii. Bezpieczni. O Boże, proszę, spraw, żeby poczuł się lepiej! -
szeptała.
- Zostaw mnie, Lauren. Znajdź jakiś dom i wyjaśnij. Przyjmą
cię.
- Jasne, do cholery, że mnie przyjmą, ale ja cię tu nie zostawię,
Jordanie Trent. Pójdziesz ze mną, choćbym miała cię wlec przez całą
drogę.
- Zabawne - mruknął. - Nigdy przedtem nie słyszałem, żebyś
klęła.
- Bo do tej pory nie miałam wystarczającego powodu - podniosła
się na kolana. - No, kochanie, pomóż mi, błagam. Spróbuj stanąć...
Nie wiedziała, ile czasu upłynęło, zanim postawiła go na nogi.
Bała się tylko, że zemdleje na jej grzbiecie i co wtedy? Wolała o tym
nie myśleć.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Powoli prowadziła go przez las, zastanawiając się, dokąd iść i
jak długo Jordan będzie w stanie się poruszać. Zaledwie starczało jej
sił, żeby utrzymać go w pozycji stojącej.
- Nie rób głupstw, Lauren - wykrztusił. - Dam sobie radę. Jestem
dość twardy, żeby się nie rozlecieć.
- Lepiej, żeby to była prawda, ty cholerny, arogancki
supermenie! No, pokaż mi, co jesteś wart! Gdzie ta twoja niezłomna
wola? Gdzie ta twoja siła przetrwania?! Wyzywam cię! - łzy
strumieniami spływały po jej twarzy. Zmuszała się do posuwania,
prowadząc go krok za krokiem.
Kiedy po raz pierwszy spostrzegła światełko migające poprzez
drzewa, sądziła, że to wyobraźnia płata jej figle. Czy jakiś dom może
stać tak blisko granicy? I nagle zauważyła, że światełko porusza się.
- Ratunku! - krzyknęła. - Na pomoc! Ratujcie nas!
- Heeej! - przeciągły, śpiewny okrzyk, który ozwał się w
odpowiedzi, zabrzmiał w jej uszach jak najsłodsza muzyka.
Trzech mężczyzn ostrożnie zbliżało się do nich.
- Mój mąż został postrzelony. Jesteśmy Amerykanami.
Pomóżcie mi zawieźć go do szpitala!
Jej słowa, wypowiedziane po niemiecku, spowodowały
natychmiastową reakcję. Dwóch mężczyzn skoczyło do przodu, akurat
na czas, aby podtrzymać Jordana, zanim zwalił się na ziemię.
. Jordan miał idiotyczny sen. Był z Lauren na plaży Santiago
Island na Morzu Południowym. Ciepły wiaterek przyjemnie owiewał
jego rozgrzane ciało. Co jakiś czas zrywali się, biegli do morza i
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Lauren zanurzała się w wodzie laguny, odgrodzonej od oceanu rafą
koralową.
Chłodna woda zmyła uczucie gorąca. Jordan wynurzył się i
ujrzał oczy Lauren, jej cudowne, mglistoszare oczy, spoglądające na
niego z wyrazem troski.
- Masz cudowne oczy - wyszeptał, odkrywając, że usta ma zbyt
wysuszone, żeby mówić.
- Szszsz, kochanie, nie marnuj sił na mówienie - szepnęła
niespokojnie.
- Pić - usiłował powiedzieć, ale wargi odmówiły mu
posłuszeństwa.
Lauren zdawała się rozumieć, ponieważ wsunęła mu w usta
kilka kawałków lodu.
- Woda jest cudowna, prawda? - zapytał.
- Co tylko chcesz, ale spróbuj odpocząć. Wszystko będzie
dobrze.
Jordan odprężył się i na nowo zapadł w niespokojny sen, a
Lauren powróciła na fotel, w którym siedziała i czuwała już od trzech
dni. Zaczęła szeptem modlić się:
- O Boże, błagam, niechże już wyzdrowieje. On znowu
majaczy... Żeby tylko nie postradał zmysłów. Ma taką wysoką
gorączkę. Boże, proszę, zaopiekuj się nim... dla mnie.
Byli w amerykańskiej bazie, gdzieś w Niemczech. Zadzwoniła
do Mallory'ego, a on puścił w ruch tryby jakiejś potężnej machiny. W
ciągu kilku godzin od umieszczenia Jordana w lokalnym szpitalu
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Mallory pojawił się osobiście i sam nadzorował przewiezienie
chorego.
Trzeba było wyciągnąć kulę, która utkwiła mu w plecach.
Konieczna była operacja. Doktor uznał za cud, że pocisk ominął
zarówno ważniejsze organy wewnętrzne, jak i kręgosłup.
Mallory porozumiał się już z Frances i Trevorem Monroe i był
całkiem zadowolony z przebiegu akcji.
- Przeżyje, nie martw się - zapewnił Lauren rano.
- Jest zbyt uparty, żeby umrzeć.
- Wiem - zgodziła się.
- Jesteś gotowa wracać do domu?
- Kiedy, teraz?
- Kiedy zechcesz. Twoje zadanie dobiegło końca. Zrobiłaś
świetną robotę, Lauren.
- Dziękuję panu.
- A jeśli chodzi o powrót do domu...
- A co z Jordanem?
- Jak to co?
- Kiedy on będzie mógł wrócić do domu?
- Lekarz nie zdecydował jeszcze.
- A zatem, jeśli to panu nie przeszkadza, poczekam, aż on też
będzie mógł wrócić do domu - z trudem szukała właściwych słów. -
Widzi pan, zaczęliśmy razem i uważam, że razem powinniśmy
skończyć.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Rozumiem - w zamyśleniu odparł Mallory. - To z twojej strony
bardzo profesjonalny gest, jeśli można to tak ująć. Wydawało mi się z
początku, że raczej wolałabyś uciec jak najdalej od niego.
- O, teraz już nie, proszę pana. Zaprzyjaźniliśmy się.
- Przyjaciele, hę? - Mallory w milczeniu przyglądał się jej przez
kilka minut. - Człowiek nie ma zbyt wielu przyjaciół, prawda?
Uśmiechnęła się.
- Sądzę, że wrócimy do domu nie później niż w przyszłym
tygodniu, sir, jeśli to panu odpowiada.
- Zdaje się, że musi odpowiadać - odparł oschle. A teraz Lauren
siedziała w fotelu i przyglądała się leżącemu mężczyźnie. Odkryła już,
że jej głos działa na Jordana jak środek uspokajający.
Dziś odezwał się po raz pierwszy. Niezbyt sensownie, to
prawda.
- Uciekaj, Lauren! Na litość boską, uciekaj! Nagły krzyk
przywrócił ją do rzeczywistości. Zerwała się z miejsca. Dyżurne
pielęgniarki też musiały go usłyszeć, bo przybiegły natychmiast.
- Chyba znowu przeżywa chwilę, w której został ranny -
wyjaśniła szeptem, jednocześnie gładząc go po dłoni. To także go
uspokajało.
- Skoro już tu jesteśmy, możemy sprawdzić opatrunki -
powiedziała jedna z sióstr i najdelikatniej jak umiały, przewróciły go
na brzuch i sprawdziły, czy bandaż nie przemókł.
- Ładnie się goi - odezwała się z uśmiechem młodsza
pielęgniarka. Powinna się pani cieszyć, pani Trent.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Och, ja... cóż. Tak, ogromnie się cieszę - wykrztusiła w końcu.
Upłynął jednak jeszcze jeden tydzień, zanim chirurg zdecydował
się na wysłanie go samolotem wojskowym z powrotem do Stanów.
Lauren nie była pewna, jakich środków perswazji użył Mallory, ale
załatwił jej, że wróciła z Jordanem.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Jordan słabym głosem.
- Szpital Waltera Reeda - odparła Lauren z uśmiechem.
- Jak się tu znalazłem?
- Przyleciałeś z Niemiec.
- Niemcy? Przecież mieliśmy być w Austrii. Uśmiechnęła się,
słysząc jego kłótliwy ton. Dopiero ten ton, bardziej niż cokolwiek
innego, świadczył o jego powrocie do zdrowia.
- Byliśmy w Austrii. Potem przewieźli cię do Niemiec, gdzie
wyjęli kulę z twoich pleców, a potem tutaj.
- Aha - milczał przez parę minut. Wreszcie odezwał się: - A co
ty tu robisz?
- Bronię przed tobą pielęgniarki - odparła, radośnie szczerząc
zęby.
- Co masz na myśli? Co chcesz mi wmówić?
- Że nieraz wyłazi z ciebie niezły kawał drania.
- Powiedz mi, o czym nie wiem, a powinienem wiedzieć.
Przyglądała mu się w milczeniu przez chwilę, po czym odezwała
się miękko:
- Nie wiesz tego, że nieraz wyłazi z ciebie wspaniały człowiek.
- O, czyżby? I kto to mówi?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Ja to mówię.
- Wiesz coś na ten temat?
- Wiem, że cieszę się bardzo z twojego powrotu do zdrowia.
Uścisnął jej dłoń.
- Ja też się z tego cieszę. Byłem już zmęczony przechodzeniem z
jednej strony życia na drugą i znów z powrotem. Chociaż niektóre
moje majaki były całkiem miłe.
- Hmm, czy mogę zapytać, jakie?
- Cóż, skoro i ty majaczyłaś mi się, to pewnie masz jakieś prawo
wiedzieć.
Poczuła gorąco na policzkach, wywołane jego żartami.
- Byliśmy razem na Santiago Island.
- A gdzie to jest?
- To wyspa, na której usiłowałem zaznać ciężko zapracowanego
odpoczynku, kiedy Mallory zaczął nalegać, żebym wrócił do roboty.
- Wrócisz tam, skoro tylko poczujesz się lepiej.
- Przydałoby się... nadrobić trochę czytania, łowienia ryb, snu... -
przerwał nagle. - Ale głupota! Przecież śpię przez cały czas, tak mnie
faszerują narkotykami.
- Ciało szybciej się goi, kiedy jest odprężone.
- Lauren?
- Hmm?
- Nie podziękowałem ci jeszcze za uratowanie życia. .- Nie bądź
głupi, wcale cię nie uratowałam.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Jak przez mgłę pamiętam kazanie na temat mojej aroganckiej
postawy supermena.
- Pamiętasz to?
- Słyszałem to jeszcze przez wiele dni.
- Byłam przerażona, bałam się, że umrzesz.
- Ja też - w jego głosie nie było ani śladu wesołości.
- Dziękuję, że ryzykowałeś życiem, żeby zabrać mnie z
powrotem - szepnęła.
- To była część mojej roboty.
- Aha.
- Wiesz, że nie mogłem cię tam tak po prostu zostawić.
- Tak sądzę.
Jordan wziął ją za rękę i splótł jej palce ze swoimi.
- Jesteś bardzo szczególną damą, wiesz o tym?
- Nie za bardzo.
- Nigdy cię nie zapomnę - szepnął miękko.
Ale zamierzasz spróbować - pomyślała Lauren z dziwną
pewnością.
- Ja też cię nie zapomnę - odpowiedziała, walcząc o zachowanie
zimnej krwi.
- Jestem pewien, że nie. Zawszę będę przypominał ci najgorszy
koszmar życia.
- Nie - mocno potrząsnęła głową. Uśmiechnął się.
- Nie mam pojęcia, po co wciąż jeszcze kręcisz się po szpitalu.
Za każdym razem, kiedy się budzę, widzę cię obok siebie.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Lauren chwilę milczała. Już chciała mu powiedzieć: - A więc nie
chcesz, żebym tu była, ale także nie chcesz zranić mnie, mówiąc mi
to. - Ale opanowała się i zaczęła mówić obojętnym tonem:
- Po prostu chciałam przekonać się, czy wszystko w porządku.
Właściwie, pan Mallory czeka niecierpliwie na mój powrót do pracy.
- A jakże - wymamrotał Jordan.
Lauren poczuła, że jeśli zaraz nie wyjdzie z pokoju, wybuchnie
płaczem. A czegóż się spodziewała, wdzięczności do grobowej deski?
Oświadczyn? Na litość boską!
- Czy może coś chcesz... przynieść ci coś? - zapytała
gwałtownie.
Jordan przyglądał się jej twarzy, jej drogiej cudownej twarzy.
Jak mógł żyć bez niej do tej pory? Nie mógł już doczekać się chwili,
kiedy stanie na nogi i będzie mógł jej powiedzieć... Tak wiele miał jej
do powiedzenia! Tyle wspólnych planów do zrealizowania.
Cóż, nie jest już coraz młodszy. Powinni założyć rodzinę, o
której mówili. Uśmiechnął się na tę myśl.
- Na razie nic nie przychodzi mi do głowy, ale dziękuję -
szepnął, marząc, by mieć choć tyle siły, żeby ją objąć i uścisnąć.
Cholerny świat! Jest słaby jak trzydniowe kocię i mniej więcej tak
samo bezużyteczny.
- Więc jeśli pozwolisz, to pójdę już - pokazała mu przycisk
brzęczyka koło łóżka. - Jeżeli będzie potrzebna ci pielęgniarka,
naciśnij ten guzik.
- Jasne. Dzięki - spoglądał w ślad za nią, kiedy szła do drzwi.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Lauren?
- Tak?
- Czy dostanę całusa na pożegnanie?
Na dwa uderzenia serca przymknęła oczy, potem znów je
otworzyła.
- Oczywiście.
Podeszła do niego, pochyliła się i przycisnęła lekko wargi do
jego ust.
Pachniała świeżością, jak wiosna. Dotknął loczka nad jej uchem.
- Do zobaczenia - szepnął.
Skinęła głową, niezdolna wydobyć z siebie głosu. Obserwował,
jak opuszcza pokój i zaczął niecierpliwie czekać na jej powrót. Nie
wróciła.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jordan szedł korytarzem do biura Mallory'ego, kiedy po raz
kolejny zauważył, że pracownicy rozpierzchają się na jego widok.
Potrząsnął głową. Pewne sprawy zmieniają się, inne wydają się
zawsze takie same.
Otworzył drzwi do gabinetu i wszedł. Mallory tkwił przy
telefonie.
Jordan usiadł ostrożnie. Lekarz wściekł się, kiedy usłyszał, że
jego pacjent chce opuścić szpital. Ale, do cholery, siedział tam już
trzy tygodnie! Czego jeszcze od niego oczekiwali?
Mallory uniósł brew na znak, że zauważył obecność Jordana, ale
poza tym zignorował go. Jordanowi zamarzyła się nagle czarodziejska
różdżka, którą mógłby spowodować zniknięcie szefa. Rozejrzał się po
pokoju. Nic się nie zmieniło od owego dnia, dwa miesiące temu, kiedy
jego życie zostało wywrócone do góry nogami i na lewą stronę, a
potem rozsypane po podłodze.
Nie był w stanie pozbierać do kupy wszystkich elementów tej
swojej łamigłówki. Brakowało tego najważniejszego: Lauren.
Mallory odwiesił słuchawkę.
- Powinieneś być w szpitalu — zauważył.
- Pielęgniarki przyprawiały mnie o mdłości.
- Z wzajemnością, zapewniam cię. Tym, które były przypisane
do twojego pokoju, dadzą renty kombatanckie.
- Ale śmieszne. A teraz: gdzie ona jest?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Mallory rozejrzał się po pokoju, jakby spodziewał się nagłej
materializacji.
- Kto?
- Nie udawaj, Mallory.
:
Co zrobiłeś z Lauren Mackenzie?
Mallory rozparł się w fotelu i położył nogi na blacie biurka, a
potem bez pośpiechu zapalił papierosa.
- Wzięła urlop.
- Do jasnej cholery, Mallory - Jordan pochylił się w przód i
skrzywił nagle. - Wiem, że wzięła urlop! Przecież aż musiałem wyjść
ze szpitala i osobiście pomyszkować tu i tam, żeby dorwać się do tej
informacji. Podnajęła też swoje mieszkanie. Więc gdzie jest?
Mallory przyglądał się swemu gościowi, odnotowując bladość
jego twarzy i napięcie rysów. Na pewno miały w tym udział niedawne
przejścia. Dłonie drżały mu lekko, ale głos był silny. Prawdopodobnie
wy-trenował go, warcząc na siostry w szpitalu.
- Może wróciła do Pensylwanii.
- Może? Nie wiesz?
- Z reguły nie wtykam nosa w osobiste sprawy moich ludzi
pracujących w tym budynku, J.D.
- A odkąd to? Wygląda na to, że znasz każdy mój ruch, nieraz
nawet zanim go zrobię. Czyżbyś nareszcie przyznawał, że zawiodły
cię zdolności telepatyczne?
- Po co chcesz odnaleźć Lauren? Zlecenie zostało wykonane
bardzo dobrze.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Musimy omówić pewną nie dokończoną sprawę. Mallory splótł
dłonie i wsparł na nich podbródek.
- Nie miałem pojęcia o żadnej nie dokończonej sprawie.
- Niemożliwe! Ty nie miałeś pojęcia? Boże, ten człowiek
okazuje się jednak zwykłym śmiertelnikiem!
- Co to za nie dokończona sprawa?
- To naprawdę nie twój interes, Mallory, ale czy to dla ciebie ma
jakieś znaczenie? - Jordan podniósł się powolnym, precyzyjnym
ruchem i podszedł do okna. Lato zakradło się po cichu, za jego
plecami. Szczerze mówiąc, wiele spraw rozegrało się za jego plecami.
Między innymi i to, że stracił serce. - Chcę odnaleźć Lauren, żeby się
z nią ożenić.
- Ach! - wykrzyknął Mallory, jakby go nagle oświeciło. - Więc
Lauren zgodziła się zostać twoją żoną.
- Tego nie powiedziałem. Ale zgodzi się, jeśli tylko ją odnajdę.
Mallory nawet nie starał się ukryć uśmiechu, zważywszy, że
miał przed sobą plecy Jordana.
- Nigdy nie brakowało ci pewności siebie, muszę to przyznać.
- To ty tak myślisz.
- Ano właśnie. Ty i Lauren macie się pobrać. Jak to zaważy na
twojej pracy?
Jordan obejrzał się przez ramię.
- A ty, co ty o tym myślisz?
- Chyba czas już, żebyś dowiedział się, jak wygląda świat zza
biurka - spokojnie stwierdził Mallory.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Słowa te sprawiły, że Jordan bardzo szybko podszedł do szefa:
- Co masz na myśli?
- Czekałem jedynie na sposobność, żeby przekazać ci moją
pracę. Masz najlepszą, a w każdym razie najbardziej zboczoną
mózgownicę w całej agencji. Pod twoim światłym przewodnictwem
nasi szanowni przeciwnicy nie będą znać dnia ani godziny.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej poważnie.
Jordan obrzucił wzrokiem pomieszczenie.
- A ty? Co zamierzasz robić?
- O, nie odejdę daleko. Popychają mnie w górę, przesyłają
podziękowania za to, jak rozegrałeś całą sprawę. Dzięki tobie wszyscy
w departamencie są niewinni jak aniołki.
- Mieliśmy parę szczęśliwych zbiegów okoliczności... a
najważniejsze było to, że nikt nie rozpoznał pani Monroe, ani nie
zorientował się w zamianie, dopóki nie wydostałem Lauren.
- Czy powiedzieli ci, kto za tym stał?
- Nie.
- Grupa terrorystów postanowiła wymusić pewne zmiany w
uporządkowanym świecie. Frances Monroe miała być jedynie
pierwszą spośród zakładników. Przygotowywali już podobne
porwanie w innym kraju.
- Kogo chcieli porwać?
- Mówiąc bez ogródek, gotowi byli porwać żonę premiera.
- Boże kochany! Oni chyba zwariowali!
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Podobno usiłowali wymusić uwolnienie kolegów z więzienia:
Jordan pokręcił głową. Zaczął zastanawiać się, co zrobiłby, a
czego nie, gdyby ktoś porwał Lauren jako zakładniczkę. Sądząc po
uczuciach, jakie do niej żywił, zrobiłby wszystko, co mu każą, byle
tylko była bezpieczna i...
Właściwie ten ich pomysł nie był wcale aż taki głupi. Całe
szczęście, że nie zdążyli przeprowadzić go do końca.
- Zmieniłeś temat, Mallory. Chcę wiedzieć, gdzie ona jest.
- Dokumentacje dotyczące pracowników są ściśle poufne, J.D.
Wiesz o tym.
Jordan posłał na użytek Mallory'ego bajecznie kolorową wiązkę
przekleństw, kończąc precyzyjnym określeniem miejsca, w które
może sobie wsadzić ścisłą poufność.
- Dlaczego zdrowa na umyśle kobieta miałaby chcieć cię
poślubić, J.D.? - zapytał, żałośnie potrząsając głową.
Udało mu się trafnie ująć w słowa pytanie, które dręczyło
Jordana od tygodni, odkąd Lauren przestała przychodzić do szpitala.
Co właściwie zrobił kiedykolwiek, aby okazać jej swe uczucia?
Czy powiedział jej, że jest dla niego najważniejszą istotą na świecie?
Że nie potrafiłby wyobrazić sobie życia bez niej?
Myśl, że może jej już nigdy nie zobaczyć, przerażała go bardziej,
niż mógł to sobie wyobrazić.
- Chciałbym mieć okazję, aby przedyskutować to z nią osobiście.
Mallory wzruszył ramionami, sięgnął do górnej szuflady biurka i
wydobył blok listowy. Wydarł pierwszą kartkę i podał Jordanowi.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Miałeś to przez cały czas! - głos Jordana zaczął wznosić się
niebezpiecznie. -1 od początku wiedziałeś, że musisz mi to dać!
- Cóż, w zasadzie czekałem, aż grzecznie poprosisz, dorzucisz
jakieś: proszę, może nawet jakieś: dziękuję - zdusił papierosa w
przesypującej się popielniczce.
- Niestety, miłość nie poprawiła twoich manier ani odrobinę.
Jordan uważnie i w milczeniu przyjrzał się starszemu
mężczyźnie.
- Od kiedy wiedziałeś?
- Od chwili, gdy wyszedłeś z tego gabinetu pierwszego dnia
waszej znajomości.
- Zwariowałeś. Nawet jej nie lubiłem.
- Zbyt dużo tarcia i dymu, żeby prędzej czy później nie
wybuchnął pożar. Kwestia czasu, nic więcej.
Trent rzucił szefowi podejrzliwe spojrzenie.
- A może to było ukartowane?
- Co? Ależ skąd, do licha. Chciałem posadzić kogoś za tym
biurkiem i wiedziałem, że musisz bardzo zapragnąć porzucić swoją
robotę, żeby to chociaż chcieć sobie przemyśleć.
- A Lauren miała mi to osłodzić? Mallory pozwolił sobie na
mały uśmieszek.
- Czy ja wyglądam na swatkę?
- Wyglądasz na największego zboczeńca, jakiego kiedykolwiek
widziałem. Dziwne, że podziwiasz tę cechę u mnie.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Ciągnie swój do swego - zauważył Mallory i zdjął nogi z blatu
biurka. Wstał powoli i wskazał ruchem głowy strzęp papieru. - Masz
już to, po co przyszedłeś. Dlaczego nie pójdziesz sobie, żebym mógł
trochę popracować?
Jordan złożył kartkę papieru, którą dał mu Mallory, jakby była
cenną mapą wiodącą go do ukrytego skarbu. W jego przypadku
zresztą rzeczywiście tak było. Był już za drzwiami, kiedy usłyszał, że
Mallory woła go po imieniu.
Wrócił się i lekko uchylił drzwi.
- Słucham?
- Masz dwa miesiące urlopu, a policja Santiago doszła do
wniosku, że źle zrozumiała mój komunikat. Jesteś poszukiwany przez
rząd, bo jesteś dla nas bardzo cenny. Na pewno potraktują cię z
pełnym szacunkiem i pokorą, o ile zechcesz tam wrócić.
- Dzięki - powiedział Jordan i wyszczerzył zęby w szerokim
uśmiechu.
Mallory sięgnął po swoją paczkę papierosów.
- Przynajmniej tyle mogłem zrobić - mruknął. Jordan zamknął
drzwi i pogwizdując ruszył do wyjścia. Kilkoro ludzi obejrzało się ze
zdumieniem. Nigdy nie widzieli Jordana Trenta w tak dobrym
humorze.
Jordan dostrzegł tabliczkę z nazwą ulicy o kilka kroków przed
sobą. Było na niej to samo nazwisko, co na zagryzmolonej kartce,
którą ściskał w ręce. Skręcił za róg. Domy pochodziły z innej epoki.
Stały z daleka od ulicy, oddzielone od niej drzewami rosnącymi na
files without this message by purchasing novaPDF printer (
kosztownych trawnikach. Większość miała od frontu sympatyczne
ganki z krzesełkami i huśtawkami, jakby czekające na gości.
Na tej ulicy, jakby żywcem wyjętej z planu Universal Studio,
wychowała się Lauren. W każdej chwili z któregoś domu mógłby
wyjść James Stewart i pomachać na pożegnanie Donnie Reed.
Jordan
intuicyjnie
wyczuwał
przyjazne
nastawienie
mieszkańców. Tego właśnie brakowało środowisku, w którym spędził
dzieciństwo w Chicago. Rozejrzał się po numerach i spostrzegł ten
właściwy o trzy domy dalej.
Serce tłukło mu się w piersi tak mocno, że miał kłopoty z
oddychaniem. Czuł, jak po czole spływają mu kropelki lodowatego
potu. Śmieszne. Mniej denerwował się w pracy niż w tej chwili.
I właśnie teraz, kiedy już odnalazł Lauren, zorientował się, że
nie wie, co powiedzieć. A jeśli nie będzie chciała go widzieć? A jeśli
rzeczywiście ukrywa się przed nim? Z jakiego innego powodu brałaby
urlop?
I co on robi tu, w Reading, w Pensylwanii?
Odpowiedź była oczywista: zamienia się w tchórza.
Gdzież podziała się ta twoja cholerna odwaga, na którą tak
liczyłeś? - pytał sam siebie, ale nie umiał udzielić sobie żadnej
odpowiedzi.
Przystanął przed domem i zapatrzył się. Dom miał dwa piętra i
spore okno w dachu, co oznaczało duży strych. Okna ozdobione były
kolorowymi okiennicami. Ścieżkę do frontowych drzwi okalały róże,
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ganek wyglądał tak, jakby za chwilę miała z niego wybiec tanecznym
krokiem Judy Garland i zaśpiewać „Spotkajmy się w St. Louis".
Chyba kompletnie zgłupiał. Napięcie ostatnich kilku tygodni
musiało pomieszać mu w głowie. Zmusił się do wyjęcia kluczyków ze
stacyjki i powoli wysiadł z samochodu, kierując się w stronę domu.
Garaż był na tyłach. Jordan nie miał pojęcia, czy ktoś jest w
domu, czy nie. Może to nie był najlepszy sposób załatwienia sprawy?
Telefon byłby bardziej praktyczny - mogliby umówić się na spotkanie.
Porzucił te rozważania, wstępując na długą alejkę wiodącą na ganek.
Do tej pory żył nadzieją, że zdoła przekonać Lauren, aby za
niego wyszła. Wkrótce będzie musiał stawić czoła rzeczywistości i
usłyszeć jej zdanie na ten temat.
Nie był zupełnie pewien, czy potrafi tę rzeczywistość
zaakceptować.
Wszedł na ganek i zadzwonił. Drewniane drzwi były otwarte,
więc ktoś musi być w domu. Wkrótce usłyszał szelest papierów i
odgłos zbliżających się kroków.
W drzwiach pojawił się mężczyzna. Wyglądał na pięćdziesiątkę
- wysoki, dobrze zbudowany. Jego włosy miały barwę piaskoworudą,
naznaczoną wokół uszu mocnymi smugami siwizny.
- Cześć - odezwał się serdecznie. - W czym mogę pomóc?
- Uhm... tak... - zawahał się o ułamek sekundy za długo i dodał: -
Przepraszam... ja... szukam panny Lauren Mackenzie. Powiedziano
mi, że tu ją znajdę.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Mężczyzna wyszedł na ganek, trzymał w ręce jakąś gazetę.
Serdeczność niepostrzeżenie ulotniła się z jego twarzy. Przyjrzał się
Jordanowi od czubka głowy do nosków doskonale wypolerowanych
butów. Szczęka drgnęła mu tak, jakby zacisnął zęby.
- Ty jesteś Jordan Trent - stwierdził bezbarwnym głosem.
I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o potencjalną, ewentualną
rodzinę.
No i co z tego do cholery, pomyślał sobie Jordan. Wyszczerzył
zęby i wyciągnął dłoń:
- A pan musi być Matthew Mackenzie, którego imię ma nosić
mój pierworodny.
Matt spojrzał na wyciągniętą rękę i dostrzegł jej zręczność i siłę,
podobnie, jak twardą surowość twarzy i oczy, które widziały już zbyt
wiele. Powoli przełożył gazetę do drugiej ręki i przyjął uścisk dłoni
Jordana.
- W takim razie może lepiej, żeby pan wszedł. Przytrzymał
drzwi. Jordan wszedł pierwszy i poczuł na plecach przenikliwe
spojrzenie.
Dom emanował miłością, szczęściem i gościnnością tak mocno,
że zdawały się dotykalne. Nic dziwnego, że Lauren była taką kobietą,
jaką była - hojną, o gorącym sercu i tak cudownie kochającą.
Jordan stanął pośrodku dużego przedsionka i rozejrzał się.
- Czy Lauren tu jest?
- Nie.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Krótkie słowo zdawało się być ciosem w splot słoneczny i na
moment pozbawiło go tchu.
- Proszę wejść i usiąść - Matt wskazał frontowy salon, który
wydawał się przytulny i ciepły.
Jordan usiadł naprzeciw fotela, który wcześniej zajmował ojciec
Lauren. Obok leżały okulary do czytania i stała szklanka mrożonej
herbaty.
- Czy mogę podać panu coś do picia? - uprzejmie zapytał Matt,
dostrzegając spojrzenie Jordana. Ten człowiek na pewno niewiele w
życiu przeoczył.
- Nie, dziękuję - Jordan odczekał, aż Matt usiądzie i bez ogródek
wypalił: - Skąd pan wie, kim jestem?
Matt przekrzywił głowę, wciąż obserwując Jordana tak, jakby
był mikroskopijnym okazem pod lupą.
- Lauren wspominała, iż spotkała człowieka o pańskim
wyglądzie kilka miesięcy temu w Kalifornii.
- Rozumiem - rozejrzał się po pokoju, starając się nie zwracać
uwagi na badawczy wzrok ojca Lauren. Z wysiłkiem znowu skierował
na niego oczy i zapytał: - I co jeszcze o mnie mówiła?
- Niewiele.
- Ale z tego „niewiele" pan zdecydował, że mnie nie lubi -
zauważył chłodno Jordan.
- Nie mam pojęcia, co myśleć o panu. Wiem tylko, że po
powrocie do domu Lauren nie jest już tą samą osobą, którą znaliśmy
od dwudziestu pięciu lat. Kiedy mówi o panu, zmienia jej się głos i
files without this message by purchasing novaPDF printer (
wyraz twarzy, dlatego mam dziwne przeczucie, że pan w tym
wszystkim maczał palce.
Jordan wolałby uznać tę informację za pomyślną, ale uznał ją za
zbyt dwuznaczną.
- Naprawdę chciałbym zobaczyć się z pańską córką, panie
Mackenzie - odezwał się matowym głosem.
- Po co?
- Chcę się z nią ożenić - wypalił.
- Po co? - raz jeszcze zapytał Matt.
- Po co? - powtórzył Jordan z głupią miną. Odpowiedź
wydawała się oczywista: - Nie mogę nawet myśleć o życiu bez niej.
Włożył w tę odpowiedź tyle szczerości, na ile było go stać. Rysy
twarzy Matta zmiękły na moment.
- Masz na wszystko gotową odpowiedź. Czy Lauren wie, co
czujesz?
- Nie mam pojęcia. Dlatego tu jestem. Chciałem skontaktować
się z nią w pracy, ale powiedzieli, że...
- ...wzięła urlop. Tak.
- Czy coś się stało? Była może chora?
Nagle usłyszał głosy dochodzące z głębi domu i obejrzał się.
Były to kobiece, rozmawiające z ożywieniem głosy i zbliżały się od
strony korytarza. Podniósł się, bo rozpoznał jeden z nich.
Rozpoznałby go wszędzie i zawsze.
W wysoko sklepionych drzwiach pojawiła się Lauren i jeszcze
jedna kobieta, która wydawała się być jej matką. Lauren odezwała się:
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Znalazłyśmy w piekarni twoje ulubione ciasteczka, tato.
Możesz chyba na jeden wieczór zapomnieć o swojej linii...
Oczy jej spoczęły na wpatrzonym w nią mężczyźnie.
Mężczyźnie, którego już nigdy nie spodziewała się ujrzeć. Wyglądała
na zaskoczoną, jakby nagle zobaczyła ducha.
Ojciec wstał i zaczął:
- Lauren...
- Jordan! - wykrzyknęła w tej samej chwili i osunęła się na
ziemię.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Zanim którekolwiek z rodziców zdążyło choćby, drgnąć, Jordan
w dwóch długich susach znalazł się obok Lauren, pochwycił ją w
ramiona i ułożył na sofie obok.
Ten człowiek ma niezwykle szybki refleks - pomyślał Matt.
Jordan spodziewał się właściwie każdej reakcji na jego widok, z
wyjątkiem właśnie omdlenia. Lauren była zbyt silną osobowością,
zbyt odważnie przyjmowała każdy kaprys losu, by mogło ją
zaskoczyć jego nagłe pojawienie się. Chyba że coś było z nią nie w
porządku.
- Co z nią? - zapytał, spoglądając na zaskoczone twarze
rodziców.
- Zemdlała - wyjaśnił ojciec. - Ostatnio zdarza jej się to dość
często. Ma to chyba po matce.
- Przyniosę wody - zaproponowała matka i wyszła. Jordan
spojrzał na starszego mężczyznę.
- Dlaczego mdleje? Czy była u lekarza? - dopytywał się, jakby
miał do tego pełne prawo.
- Tak. Prawdę mówiąc, poszła do lekarza dopiero w tym
tygodniu. Długo ją namawialiśmy. Doktor wyjaśnił, że to tylko lekki
przypadek ciąży i powinien ustąpić po około siedmiu miesiącach, albo
coś koło tego.
- Lauren jest w ciąży - powtórzył Jordan bezdźwięcznym
głosem.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Nic dziwnego, że Matthew Mackenzie potraktował go jak
podejrzanego o gwałt. Fakt pozostawał faktem, ze swego punktu
widzenia miał rację. Co, u licha, nagadała im Lauren?
Poczuł jej lekkie poruszenie się.
- Lauren? Jak się czujesz, kochanie? Nie uderzyłaś się? - zapytał,
delikatnie odsuwając jej włosy z czoła.
Zatrzepotała powiekami i spojrzała na niego.
- Myślałam, że mi się wydaje - szepnęła słabym głosem.
Ujął jej dłoń i uścisnął lekko.
- O, nie. Jestem całkiem prawdziwy.
- Jak twoje plecy? Czy lekarz powiedział...
- Lekarz mówił mnóstwo rzeczy, ale co on może wiedzieć?
Dlaczego uciekłaś?
Nie mogła oderwać wzroku od twarzy Jordana.
- Nie potrzebowałeś mnie już i...
- Zawsze cię potrzebuję, kochanie. Myślałem, że o tym wiesz.
Spojrzała ponad jego ramieniem, na ojca, który w zamyśleniu
obserwował tę scenę. Do pokoju wbiegła matka:
- Och, Lauren, tak nas przestraszyłaś! Czy z wszystkich głupich
słabostek akurat tę musiałam przekazać córce? Ja też tak mdlałam, za
każdym razem, kiedy...
- Mamo! Eee... chciałabym, żebyś poznała Jordana Trenta.
Jordan, to moja matka, Hilary Mackenzie.
Jordan nie wypuszczał dłoni Lauren. Skinął głową i uśmiechnął
się do zatroskanej kobiety.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Och! - krzyknęła Hilary. - Więc to ty jesteś Jordan!
Wydawało się, że dopiero teraz dodała sobie dwa do dwóch.
- Mamusiu, czy nie powinnaś zająć się kolacją? Tatko chyba
umiera z głodu.
Matka uśmiechnęła się na widok ożywienia córki. Tego młodego
człowieka nawet siłą nie odciągnie się od niej. Hilary widziała to
doskonale. Jakikolwiek by był dzielący ich problem, na pewno nie był
to problem braku miłości.
Naturalnie, od razu rozpoznała u córki symptomy ciąży.
Pojawiły się wkrótce po powrocie Lauren do domu. O wiele
wcześniej, aniżeli myśl o nieoczekiwanej ciąży zagnieździła się w
głowie któregokolwiek innego członka rodziny - matka już wiedziała.
Lauren była zakochana i nie mogło być mowy o pomyłce. Nie chciała
jednak mówić o ukochanym. Stąd Hilary przypuszczała, że coś
musiało zajść między nimi.
Pochyliła się i poklepała córkę po policzku.
- Oczywiście, kochanie, zaraz biorę się do roboty. Zerknęła na
Jordana z iskierką humoru w oczach, wymieniła znaczące spojrzenie z
Mattem.
- Oczywiście, zostaniesz u nas, Jordan? Po co szukać pokoju na
mieście, kiedy mamy tu tyle miejsca.
Lauren podniosła się do pozycji siedzącej.
- Mamo, właściwie nie wiemy, po co Jordan tu przyjechał. Nie
mamy podstaw przypuszczać, że zechce zostać...
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Z radością przyjmę pani gościnność, pani Mackenzie - uciszył
protesty Lauren, gładko wpadając jej w słowo. - Miałem nadzieję
spędzić trochę czasu na rozmowie z Lauren.
- Na pewno przyda ci się pomoc w kuchni - zwrócił się Matt do
Hilary, delikatnie wypychając ją z pokoju. - Jeszcze zdążymy bliżej
poznać się z Jordanem przy kolacji.
Po ich wyjściu pokój zdawał się dźwięczeć od nie
wypowiedzianych słów i uczuć. Jordan chłonął spojrzeniem bladą
skórę Lauren. Nie dbała o siebie. Nie przeżyłby, gdyby coś jej się
teraz stało.
Bez słowa zamknął ją w ramionach i mocno przytulił do siebie.
W uścisku tym nie było nic z pożądania, jedynie potrzebna bliskość.
Boże, jak bardzo za nią tęsknił!
- Co ty właściwie tu robisz? - wykrztusiła w końcu.
- Przyjechałem po ciebie.
- Dlaczego?
Teraz, po krótkiej wymianie zdań z Mattem Mackenzie, Jordan
lepiej rozumiał, skąd u Lauren ten zwyczaj mówienia wszystkiego
wprost.
- Trudno jest spełniać obowiązki małżeńskie na dużą odległość.
- Nasze zadanie przecież skończone...
- Niezupełnie, jeśli wierzyć naszemu rządowi.
- Ale Mallory powiedział...
- Mallory nie steruje działaniami rządu, choć może chciałby,
żebyśmy tak myśleli.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Wiem, ale...
- W twoim paszporcie jest zapis, który jasno mówi, że jesteś
moją żoną.
- Tak, wiem, ale Mallory twierdził, że można...
- Sfałszować kartoteki? A fe, wstydź się, Mallory. Nie powinien
był tak cię zwodzić. Popełniłaś poważne przestępstwo i wiesz o tym.
Spojrzała na niego czujnie.
- A może powiedziałbyś to w liczbie mnogiej? Nielegalne
przekroczenie granicy chyba nie jest uważane jedynie za towarzyskie
faux pas.
- Cóż, zrobię wszystko, aby ochronić twoje dobre imię.
- O czym ty mówisz?
- Chcę, żeby zapis w paszporcie stał się prawdziwy. Wyjdź za
mnie.
- Dlaczego?
- Jasna cholera, po co zadajesz tyle pytań? - zerwał się i zaczął
krążyć po pokoju.
Natychmiast przypomniał jej się pierwszy dzień ich znajomości.
Tak, to był ten sam Jordan Trent, którego pamiętała. Opuściła głowę,
aby ukryć uśmieszek.
- A dlaczego mężczyzna prosi kobietę, żeby za niego wyszła?
Chcę, żebyś była moją żoną, matką moich dzieci. Chcę co ranka
budzić się ze świadomością, że jesteś koło mnie, chcę co wieczór
zasypiać trzymając cię w ramionach! - niemal krzyczał ze
zdenerwowania.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Lauren przygryzła dolną wargę, z trudem powstrzymując się od
wybuchu śmiechu. Nigdy w życiu nie słyszała podobnie
nieromantycznych oświadczyn, ale właśnie dlatego wierzyła, że są
szczere. Gdyby Jordan Trent zwrócił się do niej z gładką, konwenc-
jonalną mową, mogłaby żywić podejrzenia co do jego szczerych
intencji.
Ale stał przed nią ten sam człowiek, w którym się zakochała:
arogancki, niecierpliwy, pyskaty...
- Jordan?
Odkręcił się na pięcie i stanął przodem do niej.
- Co? - sam się skrzywił, tak szorstko zabrzmiał jego głos.
Wiedział, że mu to nie wychodzi, ale do cholery, ona była najbardziej
upartą oślicą... najbezczelniejszą... najcudowniejszą kobietą...
- Przepraszam, Lauren - bąknął, zniżając głos. - Nie chciałem
wrzeszczeć na ciebie...
- Czy mogę łaskawie dostać to na piśmie? - zapytała z
uśmiechem. - Czuję, że to pierwsze przeprosiny w twoim życiu.
I jakże mógłby się jej oprzeć? Usiadł na sofie obok niej i wziął ją
na kolana.
- Wyjdziesz za mnie, prawda? - zapytał miękko, po czym
pocałował ją, zanim zdołała odpowiedzieć.
Przypomniał sobie te gorączkowe majaki w szpitalu. Cały czas
widywał w nich Lauren. Trawiony gorączką mózg sięgał po ukojenie
jej obecnością raz po raz, aż do chwili, kiedy naprawdę mógł zamknąć
ją w ramionach... Żaden sen nie może równać się z rzeczywistością.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Och, kochanie, tak mi ciebie cholernie brakowało, proszę, nie
rób już tego więcej.
- A co ja takiego zrobiłam?
- Uciekłaś. Od dziś będę bardzo czujny, dopóki nie uwierzę, że
znowu cię odnalazłem. Będę bał się mrugnąć, żebyś mi nie znikła,
zanim otworzę oczy...
- Nie chciałam skrzywdzić cię moim odejściem.
- Ale doskonale ci się to udało.
- Myślałam, że tak będzie lepiej.
- Dla kogo?
- Dla nas obojga. W końcu twój styl życia tak bardzo różni się
od mojego. Nigdy nie wiesz, gdzie znajdziesz się za tydzień...
- Ależ wiem. Za biurkiem Mallory'ego. Odchyliła się w jego
ramionach i rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.
- A co się stało Mallory'emu?
- Dlaczego pytasz? - roześmiał się Jordan. - Czy sądzisz, że coś
mu zrobiłem?
- Nie, pytam poważnie.
- Ja też mówię poważnie. Mallory dostał awans, a mnie,
oczywiście, awansował na swoje miejsce.
- I chcesz pracować za biurkiem?
- I spędzać wszystkie wieczory z tobą? Masz całkowitą rację.
Nie będzie ze mnie dużego pożytku w domu, ale przez poprzednie lata
niewiele wydawałem z moich zarobków, więc będziemy mogli
files without this message by purchasing novaPDF printer (
pozwolić sobie na wynajęcie kogoś do drobnych napraw i prac
domowych.
Lauren pochyliła się i przerwała mu delikatnym pocałunkiem w
usta, pochłaniając tym samym całą jego uwagę. Kiedy wreszcie
oderwał się od niej, odezwała się ze śmiechem:
- Dopóki nie zdecydujesz się wynająć kogoś, kto spełniałby
twoje obowiązki w łóżku...
- A więc wyjdziesz za mnie? - zapytał, zbyt bojąc się uwierzyć w
to, że mimo wszystko Lauren chce go poślubić.
- Mallory pierwszy powiedział, że zawsze dostajesz to, czego
chcesz. Mam dziwne wrażenie, że próba oporu mogłaby kosztować
mnie życie.
Jego uśmiech rozświetlił cały pokój. Lauren była wzruszona. On
naprawdę nie miał pojęcia o jej uczuciach! Oczywiście, nigdy mu o
nich nie mówiła, ale nie sądziła, że on tego oczekuje, tak samo, jak nie
uważała za konieczne zmuszać go do wyznania miłości.
- Kiedy mielibyśmy się pobrać? - zapytała, wciąż siedząc mu na
kolanach, z ramionami wokół jego szyi.
- Jutro.
- Nie jestem pewna, czy dam radę.
- Chodzi przede wszystkim o to, że Mallory pozwolił mi wziąć
urlop, a Santiago Island byłaby wspaniałym miejscem na spędzenie
miodowego miesiąca. Możemy pojechać tam na jakiś czas, a potem
zastanowimy się, co robić dalej.
- Poza tym musisz dokończyć rekonwalescencji.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Już czuję się o niebo lepiej - zerknął w stronę otwartych drzwi.
- A mówiąc między nami: co powiedziałaś o mnie ojcu? Wspomniał,
że mówiłaś mu, iż znamy się z Kalifornii?
- Jeśli tam byłam, to gdzie indziej moglibyśmy się spotkać?
- Potraktował mnie jak zawodowego uwodziciela dziewic.
Policzki Lauren przybrały różaną barwę.
- Ojcowie zawsze są tacy - bąknęła. - Bardzo troszczą się o
córki.
Jordan oczami wyobraźni znowu ujrzał rudowłosą dziewuszkę i
już wiedział, że będzie taki sam, jeśli nie gorszy.
- Przepraszam cię, jeśli kiedykolwiek sprawiłem ci ból, Lauren.
Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
- I nie skrzywdziłeś mnie. Po prostu nie wiedziałam, jak
moglibyśmy rozwiązać problem naszego wspólnego życia.
- Możemy to zrobić. Musimy - czekał, aż powie mu o ciąży. Nie
chciał, żeby wiedziała, że on wie... Nie chciał, aby pomyślała, że to
jedyny powód jego oświadczyn. Tylko jej ojciec wiedział, że Jordan
wyjawił swe zamiary, jeszcze zanim dowiedział się o jej stanie.
- Masz zamiar wrócić do pracy? - zapytał, wtulając nos w jej
szyję.
Znieruchomiała w jego ramionach. Czekał na odpowiedź,
skubiąc wargami koniuszek jej ucha.
- A chciałbyś?
Uśmiechnął się, ale Lauren nie mogła widzieć jego rozbawienia.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Zrobisz, jak zechcesz, kochana, pamiętaj o tym - czekał dalej,
niemal wstrzymując oddech.
- Cóż, właściwie nie jestem pewna, co mam robić, przynajmniej
w tej chwili.
- Dajmy więc spokój. Musisz tylko wiedzieć, że zgodzę się na
wszystko, cokolwiek zdecydujesz.
Poczuł, że jej napięte ciało rozluźnia się. Nie była jeszcze
gotowa, żeby mu powiedzieć, a jemu nie sprawiało to różnicy.
Właściwie cieszył się z takiego biegu wydarzeń. Gdyby Lauren nie
była w ciąży, mogłaby nalegać, żeby zaczekali i poznali się lepiej.
Mogłaby także zdecydować, że w ogóle nie chce za niego wyjść.
Kiedy więc przyjdzie na świat jego pierworodny syn - a może jednak
córka? - natychmiast podziękuje temu dziecku za pomoc okazaną w
najtrudniejszej ze spraw jego życia.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
EPILOG
Błyszczący biały piasek migotał w słońcu jak diamentowy pył.
Turkusowoniebieska woda wyglądała, tak sztucznie, że Lauren
przekonana była, iż nocą, kiedy wszyscy turyści śpią, tubylcy
zakradają się do laguny i wylewają do niej błękitną farbkę.
Spędzili na wyspie trzy cudowne dni i podniecające noce. Jordan
nalegał, żeby Lauren chroniła skórę przed słońcem. Uwielbiał jej
kremowy odcień i nie pozwoliłby go zmienić. Z tego właśnie powodu
pływali jedynie wcześnie rano i późnym popołudniem, kiedy
promienie słońca nie były tak silne.
Teraz leżeli wyciągnięci obok siebie w cieniu zadaszenia z liści i
leniwie obserwowali subtelny taniec fal i palm na wietrze.
- Jakież to różne od naszej podróży służbowej - mruknęła Lauren
jakby do siebie.
Leżeli razem na podwójnym leżaku. Jordan otworzył jedno oko i
objął nim skąpo odziane ciało żony. Cieszył się, że udało mu się
wynająć ten domek z dala od głośnego centrum wyspy. Początkowo
myślał jedynie o odrobinie spokoju, żeby odpocząć, skoro ma po temu
okazję. Teraz pragnął odosobnienia po to, by nikt - oprócz niego - nie
mógł cieszyć oczu wspaniałymi kształtami Lauren, zwłaszcza
wieczorem, kiedy udawało mu się namówić ją na kąpiel na golasa.
- Różne od podróży służbowej? O, nie jestem pewny - odparł,
niedbale kładąc dłoń na jej obnażonym brzuchu. - Zauważyłem pewne
podstawowe podobieństwa.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Na przykład?
- Spędzamy większość wolnego czasu razem w łóżku.
- Cóż, to przecież lepsze od strzelaniny...
- Cieszę się, że tak myślisz, bo zacząłbym wątpić w swoją
technikę.
Lauren odpowiedziała dźwiękiem, który mógłby być uznany za
wytworne prychnięcie.
- Jesteś zbyt arogancki, żeby przejmować się tym, co i jak
robisz. Wydaje ci się, że jesteś doskonały.
- Nie zawsze.
- Ale muszę przyznać, że często udaje ci się zbliżyć do stanu
doskonałości.
Odwrócił się na bok, rysując pocałunkami linię wzdłuż brzegu
jej bikini.
- Na przykład?
- Jeśli sądzisz, że zacznę piać peany na cześć twoich cnót i
podkarmiać twoją okropną pychę, to bardzo się mylisz!
- I to właśnie w tobie kocham, kobieto: wszystkie te czułe
słówka, którymi właśnie mnie obsypałaś - wsunął dłoń pod cienki
stanik i objął pełną pierś, delikatnie pocierając sutek końcem kciuka.
Czy ona sądzi, że nie zauważył, jak wypełniły się jej piersi w ciągu
ostatnich kilku tygodni? Dlaczego ciągle nie mówi mu, że jest w
ciąży?
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Pod jego dotknięciem Lauren spazmatycznie wciągnęła
powietrze. Ukrył uśmiech, zsuwając wargami tkaninę stanika i objął
nimi czubek jej piersi.
Zanurzyła dłonie w jego włosach i przyciągnęła go bliżej. Nie
przypuszczała, że życie może być tak wspaniałe. Jordan wydawał się
zadowolony z samego faktu przebywania z nią. Zniknął napięty
profesjonalista, jego miejsce zajął chłopięcy, rozkoszny i namiętny
mężczyzna. Kochała ten radosny nastrój. Kochała w nim wszystko...
jego otwartość... całkowitą uczciwość... i właśnie dlatego miała taki
twardy orzech do zgryzienia: jak powiedzieć mu o ciąży?
Nie była to informacja, którą mogła rzucić w zwykłej rozmowie,
choć nie miała zamiaru trzymać jej w tajemnicy. Nie po tym, jak się
zdradziła w domu rodziców, gdzie odbyły się trudne rozmowy z
ojcem i matką, którzy uważali, że Jordan powinien wiedzieć o
dziecku. Ona miała odmienne zdanie. Wyjaśnił jej przecież, co sądzi o
dzieciach, a normalna rodzina nie pasowała zupełnie do jego życia
zawodowego.
Nieoczekiwane pojawienie się Jordana zupełnie zmieniło
sytuację. Najwyraźniej odszukał ją jedynie po to, aby poprosić o rękę.
Uśmiechnęła się do tej myśli. Nigdy nie pytał jej, co sądzi o
małżeństwie. Zupełnie jak jej ojciec, uważał sprawę za oczywistą.
I nagle jej myśli rozsypały się na tysiąc kawałków. Jordan
właśnie wsunął dłoń w dolną część bikini. Delikatnie masował ukryte
pod nią ciało i Lauren mogła myśleć już tylko o Jordanie i o tym, co
do niego czuje.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
Wydawało się, że dotykanie jej nigdy mu się nie znudzi, nawet
wtedy, kiedy nie miał zamiaru kochać się z nią. Gdziekolwiek byli,
cokolwiek robili, trzymał ją za rękę albo wsuwał dłoń pod jej ramię,
albo dotykał dłonią jej pleców.
Lauren odkryła, że i ona wykazuje wszelkie oznaki
narkotycznego uzależnienia od jego ciała - też uwielbiała dotykać go.
Od słońca skóra jego przybrała piękną ciemnozłocistą barwę.
Większość czasu spędzał na słońcu, podczas gdy ona pozostawała
ukryta przed ostrymi promieniami. Kąpielówki, które nosił, nie
ukrywały jego wspaniałych męskich kształtów, raczej je podkreślały.
Usta Jordana, rozsiewając pocałunki, wędrowały wzdłuż jej
brzucha, talii i dalej... niżej...
- Jordan! - jęknęła.
- Wiem, kochanie. Chcę tylko, żebyś się odprężyła.
Pozwalał sobie na każdy odważny gest, ucząc ją miłości.
Sprawiał, że jak meteoryt gnała ku spełnieniu raz po raz. Odkrył wiele
sposobów pobudzania jej zmysłów. Zdawał się czerpać przyjemność z
wywoływania w niej tak gwałtownych reakcji.
Lauren nie mogła już nadal leżeć nieruchomo. Chciała go
dotykać, kochać, wyjaśnić gestami to wszystko, czego nie umiała ująć
w słowa. A kiedy pochylił się nad nią, okazała niecierpliwe pragnienie
miłości.
Wziął ją jednym, silnym ruchem, jej uda objęły go mocno.
Przylgnęła do niego błagając o spełnienie cichymi, bezładnymi
files without this message by purchasing novaPDF printer (
szeptami i jękami. Wiedział, że potrafi dać jej taką samą rozkosz, jaką
otrzymywał od niej.
Zapomnieli o słonecznym dniu, o lśniącym piasku, turkusowej
wodzie i kołyszących się palmach. Cóż ich to wszystko teraz
obchodziło...
Jordan gwałtownie przyspieszył rytm, aż Lauren krzyknęła
głośno, a głos jej przypomniał krzyk mew krążących od czasu do
czasu nad plażą. Dopiero wówczas sam pozwolił sobie na bezruch.
Drgnął raz jeszcze, konwulsyjnie przyciskając ją do siebie, tak mocno,
że zaledwie mogła oddychać.
Nie szkodzi.
Obrócił się, unosząc ją ze sobą, aż ich pozycje na szerokim
leżaku odwróciły się. Teraz leżała bezwładna, z głową wspartą na jego
piersi.
- Jordan? - poczuł lekkie spięcie jej ciała.
- Hmm - odparł sennie.
- Wiesz, nie stosowaliśmy żadnych środków zapobiegawczych...
żeby ustrzec się ciąży...
Starał się nawet nie poruszyć, żeby nie spłoszyć jej zbyt
gwałtowną reakcją.
- Rzeczywiście - mruknął leniwie, przeczesując palcami jej
włosy.
- Powiedziałeś kiedyś, że nie chcesz dzieci - podsunęła
nieśmiało.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Tak? Chyba nie wiedziałem, co mówię! Uwielbiam dzieci!
Powinniśmy mieć przynajmniej dwoje, a każde z nich podobne do
jednego z nas - poczuł nagłe rozluźnienie jej ciała.
- Podoba mi się to - szepnęła miękko. Po kilku minutach
milczenia dodała: - Oczywiście, na pewno nie chcesz zakładać
rodziny już teraz... - urwała, marząc, żeby mieć odwagę, by
powiedzieć mu prosto z mostu, że czy chce, czy nie, za mniej więcej
sześć miesięcy będzie ojcem. Lauren nigdy przedtem nie uważała się
za tchórza. A jednak nim była. O, tak, naprawdę. Świadczyła o tym jej
każda wymijająca wypowiedź.
Jordan czuł jej wahanie i bardzo pragnął jej pomóc. Jednak na
tym etapie ich wzajemnych stosunków niezręcznością byłoby dopiero
teraz przyznać się, że wie od jej ojca, że jest w ciąży i to od chwili,
kiedy zemdlała na jego widok. Kiedyś... może... powie jej o tym. Na
razie jednak zmusił Matta Mackenzie do zachowania ich rozmowy w
tajemnicy.
- Oj, nie wiem - mruknął. - Nie jestem już coraz młodszy. Chyba
przyjemnie byłoby mieć dzieci nieco wcześniej, dać im szansę
posiadania młodych rodziców i...
- Och, Jordan, czy naprawdę tak myślisz? - zapytała, podnosząc
głowę i spoglądając na niego po raz pierwszy od paru minut.
- Tak, kochanie. Właśnie tak myślę. Kocham cię i będę kochał
nasze dzieci. Jesteś dla mnie całym światem.
W oczach Lauren zabłysły łzy.
files without this message by purchasing novaPDF printer (
- Po raz pierwszy powiedziałeś, że mnie kochasz, czy wiesz o
tym?
Lekko uniósł głowę i ucałował jej nabrzmiałe, tak bardzo
kochane usta.
- Mówiłem, że cię kocham, każdym gestem i każdym słowem,
odkąd cię poznałem. Po prostu sam o tym wcześniej nie wiedziałem.
Czekał w napięciu, świadom, iż szuka słów, by powiedzieć mu o
dziecku.
W głowie aż kłębiło mu się od pytań na temat tego dnia, w
którym przyjdzie na świat ich dziecko. Czy będzie chciała, żeby był
przy niej podczas porodu? Jeżeli nie, będzie musiał spędzić te kilka
pozostałych miesięcy na przekonywaniu jej, że jest równie niezbędny
przy narodzinach, jak był przy poczęciu. Uśmiechnął się, wiedząc już,
co usłyszy na temat swojej bezczelności.
- Eee... Jordan... chyba jest coś, o czym powinieneś wiedzieć... -
zaczęła Lauren z nieśmiałym uśmiechem.
files without this message by purchasing novaPDF printer (