Korekt
a
Hanna
Lachowska
Jolanta
Kucharska
Projekt
graficznyokładki
MałgorzataCebo-Foniok
Zdjęcie
na
okładce
©
Dennis
Hallinan/ArchivePhotos/GettyImages
Tytułoryginału
Fall
withMe
FALL
WITHME.Copyright©2014byJenniferL.Armentrout.
Published
byarrangementwiththeAuthor.
All
rightsreserved.
For
thePolishedition
Copyright
©2015byWydawnictwoAmberSp.zo.o.
ISBN
978-83-241-5464-7
Warszawa
2015.WydanieI
Wydawnictwo
AMBERSp.zo.o.
02-952
Warszawa,ul.Wiertnicza63
tel.620
4013,6208162
Konwersja
dowydaniaelektronicznego
P.U.OPCJ
A
juras@evbox.p
l
Dla
czytelników.
Mam
nadzieję,żeWamsięspodoba!
Rozdział1
S
iedziałam
w
miękkim fotelu w słonecznej poczekalni zaledwie od dziesięciu minut, kiedy w polu
mojegowidzeniapojawiłysiępodniszczonebiałetenisówki.Przeztenczasprzyglądałamsiędrewnianej
podłodzeimyślałam,żeprywatnaopiekamedycznamusibyćopłacalna,skorowłaścicielistaćnaciemne
drewno,którewyglądanadrogie.
Z
drugiejstronyrodziceCharliegoClarkanieżałowalipieniędzynastałąopiekęnadjedynymsynem.
Umieścili go w najlepszym ośrodku w całej Filadelfii. Co roku wydawali na to astronomiczne sumy,
zdecydowanie większe niż to, co ja byłam w stanie zarobić na kelnerowaniu w barze U Mony i
projektowaniustroninternetowychnaboku.
Podejrzewałam,żemiało
to
rekompensowaćjedyneodwiedzinywroku,trwającenadodatekmożeze
dwadzieściaminut.Napewnoniebyłamnajżyczliwszyminajwyrozumialszymczłowiekiemnaświecie,
bozakażdymrazem,kiedyonichmyślałam,ogarniałamniewściekłość.Podniosłamwzroknauśmiech
przyklejony do twarzy pielęgniarki. Zamrugałam raz, a potem drugi, ale nie rozpoznałam miedzianych
włosówanijasnegoświeżegospojrzeniaoczuwkolorzeorzechalaskowego.
Musiałabyć
tu
nowa.
Spojrzała
na
czubekmojejgłowyipatrzyłananiegoniecodłużej,niżwymagałprzelotnyrzutoka,ale
uśmiechpozostałnamiejscu.Niemiałamjakichśstraszniezwariowanychwłosów.Coprawdakilkadni
temuzmieniłamczerwonepasemkanagłębokopurpurowe,aleitakwszystkoupchnęłamdozwiązanego
naprędcekoka.Wczorajzamykałambar,więcdodomudotarłamotrzeciejnadranem,awstaniezłóżkai
umyciezębówitwarzyprzedwyjazdemdomiastaokazałosięniemalnadludzkimwyczynem.
–
Roxanne
Ark?–spytałapielęgniarka.Stanęłaprzedemnąiklasnęławdłonie.
W
mózgumizazgrzytałonadźwiękmojegoimieniawpełnymbrzmieniu.Moirodzicebylidziwni.Coś
misięzdaje,żewlatachosiemdziesiątychmogliostroćpać.MnienazwalinacześćpiosenkiRoxanne,a
moichbraciGordoniThomas.TodwaztrzechimionStinga.
–
Tak
–przyznałamisięgnęłampotorbę.
Pielęgniarka
z
niewzruszonymuśmiechemruszyładopodwójnychzamkniętychdrzwi.
–
Siostry
Venterdzisiajniema,aleprzekazałami,żeprzychodzipaniwkażdypiątekwpołudnie,więc
przygotowaliśmyCharliego.
–
Ojej,wszystko
uniejdobrze?–zaniepokoiłamsię.PrzeztesześćlatodwiedzintutajsiostraVenter
stałasiębliskąznajomą.Wiedziałamnawet,żejejnajmłodszysynwreszciesiężeniwpaździerniku,aza
sprawąśrodkowegodzieckamiesiąctemu,wlipcu,zostałababcią.
–Przeziębiłasię,
chyba
zokazjikońcalata.Chciaładzisiajprzyjść,aleprzekonałyśmyją,żebyzostała
w domu i wykurowała się przez weekend. – Odsunęła się trochę, gdy wstałam. – Wspominała, że lubi
paniczytaćCharliemu.
Pokiwałamgłową
i
zacisnęłamdłońnatorbie.
Zatrzymała się
przy
drzwiach, odpięła od fartucha plakietkę z imieniem i przesunęła nad czytnikiem.
Rozległosiępiknięcie,więcotworzyładrzwi.
– Miał
kilka
niezłych dni. Nie tak dobrych, jakbyśmy sobie życzyli – mówiła dalej, idąc szerokim
jasno oświetlonym korytarzem o białych, pustych, całkiem anonimowych ścianach – ale dzisiaj obudził
sięwcześnie.
Moje
jaskrawozielone japonki klapały na płytkach, a jej tenisówki były bezszelestne. Minęłyśmy
korytarz, który jak wiedziałam, prowadził do świetlicy. Charlie nigdy nie lubił spędzać tam czasu, co
byłootyledziwne,żezanim…przedwypadkiembyłduszątowarzystwa.
W
ogólemożnabyłoonimwielepowiedzieć.
Jego
pokójmieściłsięwinnymbloku.Oknawychodziłynazieleńibasenterapeutyczny,któregonie
lubił. Nigdy się nie pasjonował pływaniem, ale i tak za każdym razem, kiedy widziałam ten przeklęty
basen,miałamochotęwcośprzywalić.Samaniewiem,ocomichodziło.Możeoto,żewiększośćznas
traktowała takie rzeczy, jak możliwość samodzielnego pływania, jak coś oczywistego. Albo o to, że
woda zawsze kojarzyła mi się z wolnością i brakiem ograniczeń, a przyszłość Charliego została tak
dramatyczneograniczona.
Pielęgniarkazatrzymałasię
przed
zamkniętymidrzwiamidojegopokoju.
–
Wie
pani,corobić,kiedybędziepanichciaławyjść.
Wiedziałam.
Przy
wyjściu musiałam się odmeldować w pokoju pielęgniarek. Podejrzewałam, że
chciałysięupewnić,czygoniewykradam.Kiwnęławesołowmoimkierunku,apotemodwróciłasięna
pięcieiruszyławdrogępowrotną.
Przez
chwilęwpatrywałamsięwdrzwiioddychałampowoli.Robiłamtoprzedkażdymspotkaniem.
To był jedyny sposób, żeby pozbyć się przed wejściem kłębowiska złych emocji: rozczarowania,
wściekłości i smutku. Nie chciałam, żeby to widział. Czasem mi się nie udawało, ale zawsze
próbowałam.
Otworzyłam
drzwi
dopiero,kiedybyłampewna,żemogęsięuśmiechać,niewyglądającprzytymjak
wariatka,alejakzakażdymrazemodsześciulatwidokCharliegobyłniczymuderzeniewgardło.
Siedział
w
fotelu przed ogromnym oknem sięgającym od podłogi do sufitu. W swoim fotelu. Miał
ratanowyfotelzokrągłymsiedziskiem,obityjaskrawobłękitnymmateriałem.Miałgoodszesnastegoroku
życia.Dostałnaurodzinyzaledwiekilkamiesięcyprzedtym,jakwszystkosiędlaniegozmieniło.
Nie
spojrzałnamnie,kiedyweszłam.Nigdyniepatrzył.
Pokójbyłcałkiemfajny,dość
spory,z
dużym łóżkiem starannie zasłanym przez jedną z pielęgniarek,
biurkiem, którego jak wiedziałam, nigdy nie używał, i telewizorem, którego nie widziałam włączonego
anirazuprzezsześćlat.
Siedział
w
fotelu, wyglądał przez okno i był taki chudy, że prawie niewidzialny. Siostra Venter
mówiła, że mają problem z namówieniem go na trzy porządne posiłki dziennie, ale kiedy spróbowali
zmienićsystemnapięćmniejszych,tonicniedało.Roktemubyłojużtakźle,żekarmiligosondą,aja
wciążczułamsmakstrachu,żegostracę.
Jasne
włosymiałświeżoumyte,alenieułożone.Wogólektośostrzygłjeznaczniekrócejniżzwykle
nosił.Stawiałnaartystycznynieładiświetniemutowychodziło.Dzisiajmiałnasobiebiałąkoszulkęi
szare bawełniane dresy, ale nie z tych modnych. Miały ściągacz w kostce i wiedziałam, Boże,
wiedziałam,żekiedyśwpadłbywszał,gdybysiędowiedział,żebędziemiałcośtakiegonasobie.Miał
gust,styl,wszystko.
Podeszłam
do
drugiegofotela,takiegosamego.Samagokupiłamtrzylatatemu.Odchrząknęłam.
–Cześć.
Nie
spojrzałnamnie.
Nie
żebymsiętegospodziewała.Toznaczyjasne,jakzwykleczułam,że„toniesprawiedliwe”,alenie
byłtożadenszokującyregres,bonigdynamnieniepatrzył.
Jeszcze
razgłębokowciągnęłampowietrze.
–
Dzisiaj
jest koszmarnie gorąco, więc nie nabijaj się z moich spodenek. – Kiedyś kazałby mi się
przebrać,żebynawetnieprzyszłomidogłowypokazaniesięwczymśtakimpublicznie.–Wtelewizji
mówili,żewweekendmapaśćrekordgorąca.
Powoli
zamrugał.
–Mająteżbyć
straszne
burze.–Złączyłamdłonieimodliłamsię,żebynamniepopatrzył.Czasemnie
patrzył.Terazniepatrzyłjużodtrzechwizytitomnieprzerażało,bokiedyostatniominęłotyleczasubez
kontaktuwzrokowegoizwracanianamnieuwagi,dostałpotemstrasznegoataku.Pewnietedwiesprawy
niemiałyzesobąnicwspólnego,alemimowszystkoczułam,żemnieściskawżołądku.Zwłaszczaodkąd
siostraVenterwyjaśniłami,żetakieatakisądośćczęstewprzypadkupacjentówpouraziegłowy.
–Pamiętasz,że
bardzo
lubięburze,nonie?
Cisza.
–
No,chyba
żemiałybysięzmienićwtornado–brnęłam.–AlejesteśmywFiladelfii,więczagrożenie
jestniewielkie.
Kolejne
powolnemrugnięcie,którezauważyłam,choćsiedziałbokiemdomnie.
–
Aha! A
jutro wieczorem zamykamy Monę dla gości – paplałam dalej, a jednocześnie się
zastanawiałam, czy przypadkiem mu już o tym nie mówiłam. Zresztą to przecież nie miało znaczenia. –
Będzieimprezazamknięta.–Zamilkłam,żebyzaczerpnąćtchu.
Charlie
wciążpatrzyłprzedsiebie.
–Myślę,żespodobałoby
ci
sięUMony.Jesttrochęobskurnie,alewtakifajnysposób.Noalejużcito
przecieżmówiłam.Niewiem,chciałabym…–zaczęłam,alezasznurowałamusta,gdyuniósłramionaw
głębokimciężkimwestchnieniu.–Chciałabymwielurzeczy–dokończyłamszeptem.
Zaczął się kołysać. Wydawało
mi
się, że robi to nieświadomie. Ten łagodny ruch kojarzył mi się z
oceanem,powolnymprzesuwaniemsiętowprzód,towtyłnafalach.
Przez
chwilę tłumiłam odruch wywrzeszczenia całej tej frustracji, która we mnie buzowała. Kiedyś
Charliemuniezamykałasiębuzia.NauczycielewpodstawówcenazywaligoWielkieUsta,aonsięztego
śmiał.Boże,śmiałsięnajcudowniej,szczerzeizaraźliwie.
Ale
nieśmiałsięjużodlat.
Zamknęłam oczy, żeby powstrzymać falę gorących łez. Miałam ochotę rzucić się
na
podłogę i
wierzgać. To wszystko było niesprawiedliwe. Charlie powinien móc chodzić. Skończyłby już college i
poznałjakiegośseksownegogościa,którybygopokochał.Chodzilibyśmynapodwójnerandki,znimiz
facetem, którego ja bym ze sobą przywlekła. Powinien realizować zamierzenia i być już autorem
pierwszej powieści. Bylibyśmy tacy, jak zawsze. Najlepsi przyjaciele. Nierozłączni. Przychodziłby do
mniedobaru,agdybybyłotrzeba,kazałbymiwziąćdupęwtrokiisobieradzić.
Powinien
żyć.Botenstan,wktórymbyłteraz,jakkolwiekgonazwać,nieprzypominałżycia.
Jedna
pieprzonanoc,kilkagłupichsłówikamień.Towystarczyło,żebywszystkozniszczyć.
Otworzyłam
oczy
z nadzieją, że będzie na mnie patrzył, ale nie patrzył, a ja nie mogłam zrobić nic
więcej,jaktylkodalejtociągnąć.Wyjęłamztorbyzłożonąkartkęzakwarelą.
–
To
dla ciebie – zachrypiałam, ale mówiłam dalej. – Pamiętasz, jak mieliśmy piętnaście lat i moi
rodzicezabralinasdoGettysburga?StraszniecisiępodobałoDevil’sDen,więcnamalowałamcije.
Rozłożyłamkartkę
i
trzymałammuprzedtwarzą,chociażniepatrzył.Wzeszłymtygodniukilkagodzin
zajęło mi namalowanie skał piaskowca i trawiastej łąki tak, żeby głazy i rozrzucone kamienie miały
odpowiedni odcień. Światłocień był najtrudniejszy z tego wszystkiego, bo malowałam akwarelami, ale
wydawałomisię,żeogólniewyszłocałkiemspoko.
Wstałam
i
podeszłam do ściany naprzeciwko łóżka. Wyjęłam z biurka pinezkę i przypięłam obrazek
wśródinnych.Cotydzieńprzynosiłamjeden.Wsumietrzystadwanaścieobrazków.
Rozejrzałam się
po
ścianach. Najbardziej lubiłam portrety, mnie i Charliego razem, jak byliśmy
młodsi. Miejsce na ścianach zaczynało się kończyć. Niedługo będę musiała przejść na sufit. Wszystkie
rysunkidotyczyłyprzeszłości.Nicnatematteraźniejszościczyprzyszłości.Poprostuścianawspomnień.
Wróciłam
do
fotela i wyjęłam z torby książkę. Księżyc
w
nowiu. Widzieliśmy
razem
pierwszy film.
Prawieposzliśmynadrugi.Otworzyłamjąwmiejscu,gdzieostatnioprzerwałamlekturę,ipomyślałam,
żeCharliebyłbywdrużynieJacoba.Napewnoniedałbysięwampirom.Chociażczytałammutojużpo
razczwarty,wydawałomisię,żemusiępodoba.
A
przynajmniejtaksobiewmawiałam.
W
ciągu godziny, którą tu spędziłam, ani razu na mnie nie spojrzał. Zaczęłam się pakować, a serce
miałamtakciężkiejaktamtenkamień,którywszystkozmienił.Pochyliłamsięnadnim.
–
Charlie,popatrz
namnie.–Zaczekałamchwilęiścisnęłomniewgardle.–Proszę.
A
Charlie… Tylko mrugał i dalej się kołysał. Do tyłu i do przodu. Nic więcej, a na jakąkolwiek
reakcjęczekałamprzezpięćminut.Aleniebyłoreakcji.Zełzamiwoczachpocałowałamjegochłodny
policzekisięwyprostowałam.
–
No
todozobaczeniawprzyszłypiątek,dobra?
Udawałam, że powiedział, że
dobra. Tylko
dzięki temu byłam w stanie opuścić pokój i zamknąć za
sobą drzwi. Wymeldowałam się u pielęgniarek, a potem wyszłam na oślepiający upał. Wygrzebałam z
torby okulary przeciwsłoneczne. Skwar dobrze robił mojej przemarzniętej skórze, ale nie rozgrzewał
wnętrza. Zawsze tak było po wizycie u Charliego. Dopiero jak zacznie się moja zmiana w barze, dam
radęotrząsnąćsięztegochłodu.
Zaklęłam
i
ruszyłamnatyłparkingu,gdziezostawiłamauto.
Widziałam
skwar
falującynadrozgrzanymasfaltemiodrazuzaczęłamsobiewyobrażać,jakiekolory
musiałabym zmieszać, żeby przenieść to na płótno. Potem zobaczyłam mojego starego dobrego
volkswagena jettę i myśli o akwarelach wyleciały mi z głowy. Ścisnęło mnie w żołądku i prawie się
potknęłamowłasnenogi.Obokmojegosamochodustałprawienowypikap.
Znałamgo.
Nawet
raznimjechałam.
Jezu.
Nie
byłamwstanieprzestawiaćstópiwkońcustanęłamjakwrośniętawziemię.
Moje
przekleństwo,byłtu.Cociekawe,jednocześnieodgrywałgłównąrolęwmoichfantazjach,także
tychniecenzuralnych.Zwłaszczawnich…
Był
tu
ReeceAnders,ajaniewiedziałam,czyprzykopięmuwjaja,czygopocałuję.
Rozdział2
D
rzwi
postroniekierowcyotworzyłysiębezszelestnie,amojenielojalnezdradzieckiesercestanęłona
moment,gdywysunęłasięzzanichdługanogaobutawjaponkęzeskórzanympaskiem.Dlaczegomiałam
takąsłabośćdofacetów,którzymieliwystarczającejaja,żebynosićjaponki?!Naprawdę,uważałam,że
toabsolutnieseksowne,szczególniedospranychdżinsów.Donogidołączyładruga,azarazpotemdrzwi
na sekundę zasłoniły tors. Potem zostały zamknięte, a ja zobaczyłam koszulkę z logo Metalliki, która
niespecjalniedobrzesobieradziłazmaskowaniemwyrzeźbionegoiobłędniesmakowitegosześciopaka
nabrzuchu.Wręczprzeciwnie,doskonaleznimwspółpracowała,podkreślająckażdymięsień.Tosamo
robiłazbicepsami,którewyjątkowomnieotumaniały.
No
iproszę.Pokonanaprzezpodkoszulek.
Przesunęłam
wzrokiem
po szerokich ramionach, które mogłyby udźwignąć ciężar całego świata. A
może nawet go dźwigały? – i spojrzałam mu w twarz. Ukrywał ją za cholernie seksownymi ciemnymi
okularami.
Boże,
w
codziennychciuchachReecewyglądałniesamowicie,alemajtkispadały,nawetgdymiałna
sobiemundur.Alekiedybyłnagi,możnabyłonaprawdęprzeżyćorgazmwizualny.
A
ja widziałam go nago. No dobra, w pewnym sensie. No nie, widziałam jego klejnoty i były to
naprawdęklejnotywnajlepszymgatunku.
Był
klasycznym
przystojniakiem. Takim, na widok którego palce aż mnie świerzbiły, żeby go
naszkicować:wyraźnekościpoliczkowe,pełneustailiniaszczękitakostra,żeprzysięgam,możnabynią
kroićtort.Adotegobyłpolicjantem,więcsłużyłichroniłibyłowtymcośtotalnieseksownego.
Niestety, poza
tym wszystkim go nienawidziłam. Absolutnie i nieodwołalnie. W każdym razie przez
większość czasu. Albo czasami. A na pewno zawsze wtedy, kiedy widziałam jego doskonałość i
zaczynałammiećnaniegoochotę.Otak,wtakichchwilachnaprawdęgonienawidziłam.
Moje
dziewczyńskie części ciała właśnie zaczynały się rozkręcać, co oznaczało, że w tej chwili go
nienawidzę.Zacisnęłamwręcepaskitorbyiwyrzuciłamnabokbiodro,bowidziałam,żetakrobiKatie
(takamojadziwacznakoleżanka)tużprzedwerbalnymdaniemkomuśwpysk.
–
Co
ty tu robisz? – spytałam, a potem się zatrzęsłam. Było co prawda milion stopni, ale nie
rozmawiałam z Reece’em od ponad jedenastu miesięcy. No, nie licząc słów „wal się”, bo to
wyartykułowałamprzeztenczaspewniezeczterystarazy,alenieważne.
Nad
okularamipojawiłysięciemnebrwi.Pochwilizacząłsięśmiać,jakbympowiedziałacośszalenie
zabawnego.
–
A
gdybyśtaknajpierwsięprzywitała?
Ach, gdyby
tylko kompletnie mnie tym nie zaskoczył, bluzgi sfrunęłyby z moich ust niczym stada
ptakówmigrującychnapołudnie.Mojepytaniebyłoabsolutnieuzasadnione.Oilewiedziałam,wciągu
tychsześciulat,kiedyodwiedzałamCharliego,Reecenieprzyszedłtuanirazu,alepoczułamsiętrochę
winna,bomamawpoiłamilepszemaniery.Zmusiłamsiędo„cześć”.
Zasznurował
usta
inicniepowiedział.
Zmrużyłam
ukryte
zaokularamioczy.
–Dzień
dobry,oficerze
Anders?
Po
chwiliprzekrzywiłgłowę.
–Roxy,przecież
nie
jestemnasłużbie.
Boże,
jak
onwymawiałmojeimię…Roxy.Owijałsięjęzykiemwokół„R”…Niewiem,jakimcudem,
alekompletnierozmiękczyłteczęścimnie,którewcaleniewymagałyrozmiękczania.
Nadal
nicniemówił,ajamiałamochotęwalnąćsięwdziewczyńskieczęści,botowkońcuonemnie
dotegozmusiły.
–Cześć…
Reece
–wystękałam.
Uniósłkąciki
ust
wuśmiechu,którymówił,żejestzemniedumny.Isłusznie!To,żewypowiedziałam
jegoimię,byłonaprawdęwielkimosiągnięciem,igdybymmiaładlaniegociasteczkownagrodę,jakdla
psa,musiałabymmujerzucićwtwarz.
–
Strasznie
było?
–
Tak,strasznie
–odparłam.–Częśćmojejduszyzostałastraconanazawsze.
Roześmiałsię
na
całygłos.Kompletniesiętegoniespodziewałam.
–
Twoja
duszajestpełnatęczyimerdającychszczenięcychogonków,skarbie.
Parsknęłam.
–
Moja
duszajestgłęboka,czarnaipełnaróżnychnieskończenienieważnychspraw.
– Nieważnych
spraw?
– powtórzył i jeszcze raz się roześmiał, a potem przeczesał palcami
ciemnobrązowe włosy. Były krótko przystrzyżone na bokach, ale na górze troszkę dłuższe niż nosiła
większośćpolicjantów.–Nawet,jeślitoprawda,toniezawszetakbyło.–Swobodnyi,trzebaprzyznać,
zniewalającyuśmiech,spłynąłmuzust,któretworzyłyterazlinięprostą.–Tak,niezawszetakbyło.
Oddech
utkwił mi w gardle. Znaliśmy się z Reece’em od dawna. Jak zaczynałam liceum, on był już
wyżejiucieleśniałwszystko,napunkcieczegomożezwariowaćdziewczyna,więcsięwnimzabujałam.
Bardzo. Rysowałam serduszka z jego imieniem. To były moje pierwsze i najnędzniejsze rysunki.
Bazgrołypokrywałycałezeszyty.Dotegoczciłamkażdyuśmiechskierowanydomnieikażdespojrzenie
wmoimkierunku.Byłamjeszczeszczeniarąinieobracaliśmysięwtychsamychkręgach,alezawszebył
dlamniemiły.
Pewnie
dlatego,żerazemzrodzicamiistarszymbratemwprowadziłsiędodomuobok.
Nieważne,
w
każdym razie zawsze był miły dla mnie i dla Charliego, a kiedy wstąpił do marines i
wyjechał, byłam absolutnie zdruzgotana i miałam złamane serce, bo zdążyłam już sobie wmówić, że
weźmiemyślubizasiedlimyświatnaszymidziećmi.Ciężkiebyłytelatabezniego.Nigdyniezapomnę
dnia, kiedy mama zadzwoniła i powiedziała, że został ranny. Serce mi stanęło i musiało minąć dużo
czasu,żebympozbyłasiępanicznegostrachu,którymnienieopuszczałnawet,kiedyjużbyłapewność,że
będziedobrze.Jakwkońcuwrócił,byłamjużwtakimwieku,żeniegroziłomuwięzieniezakontaktyz
nieletniąiwtedynaprawdęsięzaprzyjaźniliśmy.Staliśmysiędobrymibliskimiprzyjaciółmi.Byłamprzy
nim w najgorszych chwilach. W czasie tych koszmarnych nocy, kiedy upijał się tak, że nie było z nim
kontaktualborobiłsięhumorzastyjakzamkniętywklatcelew,gotowyodgryźćrękękażdemu,ktosiędo
niegozbliży.Każdemu,tylkoniemnie.Apotemjednanocizadużowhiskyzepsuływszystko.
Podkochiwałamsię
w
nimprzezwielelat,całyczaswierząc,żejestniedozdobycia.Abezwzględu
nato,cosięmiędzynamiwydarzyłotamtejnocy,wiedziałam,żenigdyniebędziemój.
Wściekłam się, że
moje
myśli zawędrowały aż tam i w ostatniej chwili powstrzymałam się od
przywaleniamutorbą.
–
Dlaczego
nalitośćboskąrozmawiamyomojejduszy?!
Uniósł
lekko
umięśnioneramię.
–
Sama
zaczęłaś.
Już otwierałam usta, żeby zaprotestować,
kiedy
uświadomiłam sobie, że ma rację. I to było dziwne.
Poczułamnaczolewarstewkępotu.
–
Co
turobisz?
Wystarczyły
dwa
jegodługonożnekroki,żebyzniwelowaćdystansmiędzynami.Wbiłampalcestópw
podeszwyklapek,żebyniezerwaćsiędoucieczki.Reecebyłwysoki,miałprawiemetrdziewięćdziesiąt,
a ja należałam do gatunku „metr pięćdziesiąt w kapeluszu”. Jego rozmiary mnie onieśmielały, ale i
odrobinkękręciły.
–
Chodzi
oHenry’egoWilliamsa.
W
ułamku sekundy zapomniałam o całej naszej pokręconej przeszłości i mojej rozbłyskującej duszy.
Spojrzałamnaniego.
–Żeco?
–Starałsię
o
przedterminowezwolnienie.
Pot
okrywającymojąskóręzlodowaciał.
–Tak,wiem.Śledziłam
jego
prośbyozwolnieniewarunkowe.
–
Wiem
–przyznałcicho,alestanowczo,awtedymójżołądekwyrżnąłwziemię.–Alenieposzłaśna
ostatniąrozprawę,awtedyzostałzwolniony.
To
niebyłopytanie,tylkostwierdzenie,alemimotopokręciłamgłową.Poszłamnawcześniejszą,ale
nie mogłam nawet patrzeć na Henry’ego Williamsa. Z tego, co tam słyszałam, wywnioskowałam, że są
dużeszanse,żenastępnymrazemfaktyczniegozwolniąiproszębardzo,zwolniligo.Mówiłosię,żew
więzieniuHenryodnalazłBogaczycoś.Dobrzedlaniego.
Ale
toniezmienitego,cozrobił.
Reece
zdjąłokularyispojrzałniesamowityminiebieskimioczami.
–Byłem
na
tymprzesłuchaniu.
Tak
mnie zaskoczył, że aż się cofnęłam. Otworzyłam usta, ale nie zdołałam nic powiedzieć. Nie
przeszłobyminawetprzezmyśl,żetozrobi.Niewiedziałam,dlaczegosięzdecydował.
Nie
odrywałodemniewzroku.
–Wniósło…
–
Nie
–prawiekrzyknęłam.–Wiem,czegochciał.Słyszałam,jakiemaplanypowyjściuzwięzienia,
alenie.Milionrazynie.Nie!Sądniemożemudaćnatozgody.
Twarz
Reece’azłagodniała,awjegooczachzobaczyłamcośpodobnegodowspółczucia.
–
Wiem,ale
ty za to wiesz, że nie masz na takie rzeczy wpływu. – Po chwili milczenia dodał: – On
chcejakośzadośćuczynić.
Zacisnęłamwolnąrękę
w
pięść,abezsilnośćwzbieraławemniejakrójrozwścieczonychpszczół.
–
Za
to,cozrobił,niedasięzadośćuczynić.
–
Ja
sięztobązgadzam.
Trochę
mi
zajęło zrozumienie, co chce powiedzieć, a wtedy poczułam, że ziemia usuwa mi się spod
stóp.
–
Nie
–szepnęłamiścisnąłmisiężołądek.–Proszę,powiedz,żerodziceCharliegosięniezgodzili.
Błagam.
Zadrżał
mu
mięsieńwszczęce.
– Chciałbym
ci
tak powiedzieć, ale nie mogę. Zgodzili się, dzisiaj rano. Dowiedziałem się od jego
kuratora.
W
piersiwzbierałmipłacziodwróciłamsię,żebyniewidział.Niemogłamuwierzyć.Mójmózgnie
mógłsobieporadzićzprzetworzenieminformacji,żerodziceCharliegodalitemu…potworowizgodęna
odwiedziny. Jakie to bezduszne, okrutne i po prostu złe! Charlie był w takim stanie przez tego
homofobicznego dupka. W żołądku ściskało mnie coraz bardziej i zaczynałam się niepokoić, że zaraz
zwymiotuję.
Reece
położył mi rękę na ramieniu i aż podskoczyłam, ale nie cofnął się, a ciężar tej dłoni działał
jakoś… uspokajająco. Mała część mnie była mu za to wdzięczna i zaczęło mi się przypominać, jak to
kiedyśbyłomiędzynami.
–Pomyślałem,żepowinnaś
o
tymwiedzieć,żebyniccięniezaskoczyło.
Zamknęłam
oczy
ipodziękowałammuschrypniętymgłosem.
Minęła
kolejna
chwila,aonwciążniezabierałręki.
–
To
niewszystko.Onchceporozmawiaćteżztobą.
Moje
ciałosamowolniewierzgnęłoiusunęłosiępozazasięgjegodotyku.Stanęłamtwarządoniego.
–
Nie. Nie
chcę go widzieć. – W jednej chwili wrócił do mnie tamten wieczór, a ja zaczęłam się
cofać, aż wpadłam na swój samochód. Zaczęło się spokojnie, od żartów. Wyśmiewania. A potem w
jednejchwiliwszystkosięzapętliło.Iskończyłosiętakstrasznie.–Niemamowy.
–
Nie
musisz. – Podszedł do mnie, ale szybko opuścił rękę. – Ale musiałaś wiedzieć. Powiem jego
kuratorowi,żebygotrzymałzdalekaodciebie.Bopożałuje.
Ostatnie
słowa wypowiedział bardzo cicho, ale w jego głębokim głosie czaiła się groźba. Serce
zaczęło mi bić mocniej i poczułam, że muszę się znaleźć jak najdalej stąd i w samotności się nad tym
wszystkimzastanowić.Przesuwałamsięwzdłużsamochodu,atorbęprzycisnęłamdopiersijaktarczę.
–Muszęiść.
–Roxy!–zawołał.
Dotarłamjuż
do
drzwikierowcy,aleReecechybabyłninją,bonagleznalazłsięznówprzedemną.Nie
włożyłjeszczeokularów,więcwpatrywałsięwemnieoczamiwkolorzeniezmąconegoczystegobłękitu.
Położył
mi
ręcenaramionachipoczułam,jakbymwsadziłapalecdogniazdkaelektrycznego.Chociaż
dostarczył mi takich, a nie innych wieści, każdą komórką ciała odczuwałam dotyk jego dłoni. Nie
wiedziałam,czyonteżtoczuje,alelekkopodkuliłpalce,żebymniezatrzymaćwmiejscu.
–
To,co
spotkałoCharliego–zacząłniskimgłosem–tonietwojawina.
Wyrwałam
mu
sięześciśniętymżołądkiem,aonmnieniezatrzymywał.Wyminęłamgoiotworzyłam
drzwi, a potem rzuciłam się za kierownicę. Patrzyłam na niego przez przednią szybę, a pierś szybko
wznosiłamisięiopadała.
Stał
tak
jeszcze przez kilka sekund i już myślałam, że wsiądzie ze mną, ale pokręcił głową i włożył
okulary.Patrzyłam,jaksięodwracaiidziedopikapa.Dopierowtedysięodezwałam.
–
Co
zamasakra…–Drżącymirękamizłapałamkierownicę.Jużsamaniewiedziałam,cobyłoztego
wszystkiegonajgorsze.To,żeCharlieznówmnieniezauważył,żeHenrydostałzgodęnaspotkanieczyże
wcaleniebyłampewna,czyReecemarację.
A
jeślito,cosięstałozCharliem,tojednakmojawina?
Rozdział3
Ż
ałowałam, że
nie
piję w pracy, bo po takim dniu chętnie bym się trochę znieczuliła. Obstawiałam
jednak,żewłaścicielbaruniebędzieszczęśliwy,kiedyzastaniemnieleżącąnazapleczu.
Jackson
James znany był powszechnie jako Jax, co brzmiało, jakby właśnie zeskoczył z okładki
„Bravo”.DoprowadziłdoporządkubarUMonywłasnymirękami,uporemideterminacją.Wcześniejto
byłaspeluna,miejscespotkańćpunówidilerów,aleteczasysięskończyły.
Obejmowałwłaśnieswojądziewczynę,Callę.Zareagowała
tak
naturalnie.Wtuliłasięwniego.Stali
niedalekopodniszczonychstołówdobilarduiuśmiechalisiędodrugiejpary.
Cholera,wszędziepary.Wyglądało,
jakby
UMonybyłdziświeczorekpar,tylkoktośzapomniałmio
tympowiedzieć.
Przy
jednymzestolikówsiedzieliCameronHamiltonijegonarzeczona,AveryMorgansten.Przednim
stało piwo, a przed nią jakiś napój gazowany. Jak zwykle byli po prostu rozkoszni. Avery miała te
niesamowite,zjawiskowerudewłosy,adotegopiegi,więcwyglądałajakżywareklamaneutrogeny,a
Cambyłpoamerykańskuoszałamiający.
Przyjechali
też Jase Winstead i młodsza siostra Cama, Teresa, z którymi właśnie rozmawiali Jax i
Calla.Cidwojerobiliporażającewrażenie.Wyglądali,jakbydoMonyprzyszliBradiAngelina.Byliteż
Brit i Ollie, blond petardy. Ollie tłumaczył właśnie jednemu z facetów grających w bilard, że w 2015
rokubędąpięćdziesiątdwapiątkiczycośrówniedziwacznego.Ostatniojakznimgadałam,opowiadał
miobiznesie,któryzamierzarozkręcić.Chciałsprzedawaćsmyczedlażółwi.Wow.
Włożyłamokulary,które
powinnam
nosićcałyczas,iznówspojrzałamnaCallęiJaxa.Sięgnęłampo
butelkęjackaiuśmiechnęłamsięszeroko.Małobyłotakniesamowitychwidokówjakdwieosoby,które
bardzozasługująnamiłośćiktóresięwsobiezakochują.KiedyCallazadarłagłowę,aJaxjąpocałował
wusta,mojemałegłupieserduszkoażsięrozpłynęło.
Dzisiejszy
wieczórbyłdlanich.Nodobrze,dlaniej.WponiedziałekwracaładoShepherd,więcJax
zamknąłbariwydałmałepożegnalneprzyjęcie.To,októrymopowiadałamCharliemu.
Nalałam
jacka
zcoląMelvinowi,którybyłnaszymnajstarszymklientemiwzasadziemiałtuwłasny
stolik.Uśmiechnęłamsięszeroko,kiedydomniemrugnąłizłapałszklankę.
–Miłośćażsię
przelewa
–przekrzyczałstarąrockowąpiosenkęiwskazałbrodąwkierunkuCallii
Jaxa.–Takaniebylejaka.
Tak,wyglądało,
jakby
miłośćwręczsięwyrzygałanadcałymbarem.NawetDennis,którypracowałz
Reece’emijegobratem,przyprowadziłżonę.Siedzieliisięprzytulali.Melvinmiałrację,amniebyłoz
tegopowodutrochęsmutno,bowiedziałam,żewieczorempołożęsiędołóżkasama.
Dobra,trudno.
–
Nie
da się ukryć. – Odstawiłam butelkę na półkę i nachyliłam się nad barem. – Chcesz do tego
skrzydełka?
–
Nie,dzisiaj
zostanęprzykonkretach.–Podniósłszklankęiuniósłbrew.–Cieszęsięzewzględuna
nich–stwierdził,kiedysięjużnapił.–Tadziewczynaniemiałałatwegożycia.Jaxsięniązajmie.
Już miałam powiedzieć, że
Calla
nie potrzebuje Jaxa, żeby się nią zajmował, bo świetnie sobie
poradzi sama, ale rozumiałam, co chciał powiedzieć w ten staroświecki sposób. Wystarczyło na nią
spojrzeć, żeby wiedzieć, że spotkało ją coś złego. Naprawdę złego. Miała na lewym policzku bliznę,
którejjużnieukrywałatakdesperackojaknapoczątku,awyznałamikiedyś,copożarzrobiłzresztąjej
ciała.Byławtedymałaiwefekciestraciłacałąrodzinę.Jejbraciazginęli,mamasięstoczyła,aojciec
tegowszystkonieuniósłiodszedł.
Tak
jakmówiłam,niesamowiciesiępatrzy,jakodnajdująsiędwieosobyzasługującenamiłość.
Akurat
poprawiałamokulary,kiedyMelvinodwróciłdomniesiwypoliczek.
–
A
coztobą,pannoRoxy?
Rozejrzałamsię
po
pustymbarzeizmarszczyłambrwi.
–
Jak
to?
Wyszczerzyłzęby.
–
Kiedy
tysiępokażeszwmęskichobjęciach?
Nie
mogłamsiępowstrzymaćiparsknęłam.
–Nieprędko.
–
Tak
każdymówi,zanimwpadnie–odparłipodniósłszklankędoust.
Pokręciłamgłową,
ale
sięroześmiałam.
–
Jak
takmówię,botoprawda.
Ze
zmarszczonymczołemzsunąłsięzbarowegostołka.
–Widziałemcię
w
zeszłymtygodniuwewłoskiejknajpieztymchłopcem.Jakonmanaimię?
–
Pochlebiam
sobie,żesięniespotykamzchłopcami,więcniewiem,okimmówisz.
Dokończył
drinka
wstylu,którymusiałwprawićjegowątrobęwdumę.
–Często
chodzisz
narandki,młodadamo.
Wzruszyłam
ramionami,bo
niemogłampolemizowaćztymstwierdzeniem.Częstochodziłamnarandki
iniedawałosięukryć,żeniektórzyztychfacetówzachowywalisięjakchłopcy.Myśleli,żetaniakolacja
wOliveGardenautomatyczniezapewniimto,nacoliczyli.Kurczę,powinnobyćjakieśprawomówiące,
żeprzedprzejściemdofazydrugiejwmenumusisięznaleźćpolędwicaihomar.
–
A
tenmłokos?Rudy–dociekał.–Tak,rudzieleczbrzoskwinkąnatwarzy.
Brzoskwinka?
Jezu, musiałam zagryźć wargę, żeby się nie roześmiać, bo wiedziałam, kogo ma na
myśli.Faktycznie,tenbiedakjakośniemógłzapuścićporządnegozarostu.
–
Chodzi
cioDeana?
–
Jak
zwałtakzwał.–Machnąłlekceważącoręką.–Niepodobasięmi.
–
Nawet
gonieznasz!–Odsunęłamsięodbaru,alekiedywywróciłoczami,zaczęłamsięśmiać.–Jest
całkiemmiłyistarszyodemnie!
–
Musisz
sobieznaleźćprawdziwegomężczyznę–mruknął.
–Zgłaszaszsię
na
ochotnika?
Roześmiałsię
na
całegardło.
–Żebym
tylko
byłmłodszy,pokazałbymciparęsztuczek!
–
Co
typowiesz!–Jateżsięroześmiałamiskrzyżowałamramionanakoszulceznapisem:„Unasw
Hufflepuffiejestfajniej”.–Nalaćciczegośjeszcze?Możepiwa,bowięcejmocnegoalkoholujużcinie
trzeba.
Uśmiechnąłsię,
ale
zarazspoważniał.
–Ktościę
odprowadzi
doauta,jakskończyszpracę?
Pomyślałam,że
to
dziwnepytanie.
–Któryś
z
chłopakówzawszemnieodprowadza.
–
To
dobrze. Musisz być ostrożna – mówił dalej. – Pewnie słyszałaś o tej dziewczynie z okolic
Prussia?Wtwoimwieku,mieszkałasamaipracowaładopóźna.Jakiśfacetpojechałzaniądodomui
nieładniesięzniąobszedł.
–Coś
mi
wpadłowuchowwiadomościach,alewydawałomisię,żegoznała.Żetobyłbyłychłopak
alboco?
Pokręciłgłową
i
wziąłbutelkępiwa,którąmupodałam.
–
Z
tego, co słyszałem, chłopaka oczyścili z zarzutów. Uważają, że to był ktoś obcy. A Prussia jest
niedaleko stąd. A przecież miesiąc temu zniknęła dziewczyna. Nazywa się chyba Shelly Winters.
Mieszkała w Abington Township. Nie znaleźli jej jeszcze. – Wskazał na mnie szyjką butelki, a ja
przypomniałam sobie facebookowe ogłoszenia o zaginionych. O ile dobrze zapamiętałam, była ładną
dziewczynąoniebieskichoczachibrązowychwłosach.–Poprostubądźostrożna.
Oparłam się
o
bar i patrzyłam, jak Melvin powoli odchodzi. Rozmowa potoczyła się w dziwnym
kierunku.
–
Chcesz
sięocośzałożyć?
Odwróciłamsię
i
wysokozadarłamgłowę,żebyspojrzećnaNickaDormasa.Byłmistrzemwkategorii
wysoki,ciemnyimroczny,adziewczynyprzychodzącedobarunatychmiastłykałytenhaczyk.Rozsiewał
auręłamaczaserc,ajednaklaskinatoleciały.Trochęmniezaskoczyło,żesięodezwał,borzadkomówił
dokogokolwiekzwyjątkiemJaxa.Niemiałampojęcia,jakimcudemwyrywałtewszystkiedziewczyny,
niemówiącprawieanisłowa.Działałwstylu„jednanociżegnajnazawsze”.Kiedyśpodsłuchałam,jak
Jaxmutłumaczył,żeniemożewyrzucaćzbaruwszystkichdziewczyn,któreNickzaliczył,tylkodlatego,
żeniechceichwięcejwidzieć.
–
O
co?
Wziąłbutelkę
tequili
iwskazałnaJaxa.
–
Jeszcze
przedkońcemtygodniawylądujewShepherd.
Uśmiechnęłamsię
i
odsunęłamtrochę,żebydaćmudostępdoszklanek.
–
Nie
zakładamsię,chybażetojabędęmogłapowiedzieć,żetak.Oczywiście,żebędzietamprzed
końcemtygodnia!
Nick
się cicho roześmiał, co było kolejnym zaskoczeniem, bo tego też prawie nigdy nie robił. Nie
wiem,ocochodziło.Bywałhumorzastyiwydawałsięnaprawdęfatalnymmateriałemnachłopaka,ale
golubiłam.
–
Ej
–zawołałam.–Zgadnijco?
Uniósłbrwi.
–Banan!
Uśmiechnąłsiękącikiemust.
–
To
jakiśszyfr?
–Nie.Miałamochotę
to
powiedzieć.–Złapałamścierkęistarłamrozlanyalkohol.–Aletomogłoby
byćfajnesłowobezpieczeństwawczasieseksuBDSM,nie?
Gapiłsię
na
mnie.
–Czytałamtakąksiążkę,
w
którejdziewczynatużprzedkońcemkrzyczała„kot”.Tobyłogenialne!
–
Niech
cibędzie…–mruknąłiodszedł.
Przy
barzestanąłJaxipatrzyłnamniezuniesionymibrwiami.
–
O
czymwyścienalitośćboskąrozmawiali?
Uśmiechnęłamsię
szeroko
doniegoidoCalli.
–
O
słowachbezpieczeństwawczasieseksuBDSM.
Calla
szerzejotworzyłaoczy.
–Przyznam,żesię
nie
spodziewałam.
Zaczęłamsięśmiać
i
wtejjednejchwilizrobiłomisięlżejniżprzezcałydzień.
–
Chcecie
cośdopicia?–SpojrzałamnaCallęiuśmiechnęłamsięszatańsko.–Możetequili?
Cofnęłasię
i
prawienamnienasyczała.
–
Nie
mamowy.Niechcęmiećwięcejdoczynieniaztądiabelskąsubstancją.
Jax
sięzaśmiał,alejąobjąłiprzyciągnąłdobokuopiekuńczymgestem.
–
No
niewiem.Uroczowyglądałaś,jaktuliłaśdosiebiebutelkę.
Zarumieniłasię
i
położyłamurękęniskonabrzuchu.
–
Jednak
siępowstrzymam.
Skończyłosię
na
budweiserzedlaniegoilemoniadziedlaniej.
–
Fajna
koszulka–powiedziała,apotemprzytknęłabutelkędopełnychróżowychust.–Będętęsknić
zatobąitwoimikoszulkami.
–
Ja
za tobą też! – pisnęłam, i gdybym umiała się wdrapać na bar, tobym się na nią rzuciła. – Ale
przyjedziesz,tak?Teżmamydociebieprawo!
Roześmiałasię.
–Wrócę,
zanim
sięobejrzysz.Nawetniezdążyszsięstęsknić.
Ale
tobyłanieprawda,wiedziałam,żezdążę.
–
A
ja się z nią następnym razem zabiorę. – Obok Calli pojawiła się Tess, przeczesująca lśniące
ciemnewłosy.–Podobamisiętu.
Calla
zerknęłanaJase’arozmawiającegozCamem.
–
Ale
mamnadzieję,żejegoteżweźmiesz?Chybaniebyłabyśbezniegozbytszczęśliwa.
–Jasne,żewezmę!–popatrzyła
na
mnie.–Dobrzemiećprzysobietakieciacho.
Spojrzałam
na
srebrnookiegoprzystojniaka.
–Świętaprawda.
–
No
dobra,jazmykam.–JaxwypuściłCallęzobjęć,alepocałowałjązatowpoliczek.–AleJase
jestfaktyczniebajeczny.Sambymgobzyknął.
Powiedział
to
na tyle głośno, że Jase na nas spojrzał z niezrozumieniem, które było aż seksowne.
Zaczęłamsięśmiaćjakhiena.
Tess
pokręciłagłowąiprzytuliłasiędoCalli.
–
Ale
tak na serio, obojgu nam strasznie się tu podoba. Camowi i Avery też. Dobrze mieć takie
miejsce,gdziemożnacojakiśczaswyskoczyć.
–
A
tyzawszemożeszprzyjechaćdonas–powiedziałaCalla.
Pokiwałam bezmyślnie głową,
bo
drzwi właśnie się otworzyły. Dzisiaj przychodzili tylko
zaprzyjaźnienizCalląiJaxem,więcspodziewałamsięKatie,bojejjeszczeniebyło,aletoniebyłaona.
Wszedł
Reece
ubranymniejwięcejwtosamocoranoimojedurneserceażpodskoczyło.Namiłość
boską,czyjakopolicjantniepowinienbyćwpiątekwieczoremwpracy?!
Niech
toszlag.
Nawet
nie zerknął w stronę chłopaków. Od razu popatrzył na bar. Nasze oczy się spotkały.
Dziewczyńskieczęściciałazgłosiłychęćuczestnictwa.
Niech
tojeszczewiększyszlag.
Przy
każdym spotkaniu odbierał mi oddech. Może to przez sposób, w jaki chodził. Cholera, szedł
prostodobaru!ObróciłamsięnapięcieizauważyłamNicka.
–Idęsprawdzić
zapasy
wmagazynie.
–
Pewnego
dnia mi to wyjaśnisz – mruknęła Calla, ale reszty nie słyszałam, bo już brałam nogi i
kościstytyłekzapas.
To
chybabyłowredne,boprzecieżranozachowałsięnaprawdębardzoładnie.Myślałamotymcałe
popołudnie.NoijeszczeoHenrymWilliamsie,którychciałnaprawiaćszkodę.
Jakby
tobyłomożliwe.
Boże,chciało
mi
sięśmiać,kiedymknęłamprzezkorytarz.Wpadłamdomagazynu,zamknęłamzasobą
drzwi,oparłamsięonie,odetchnęłamgłębokoiodgarnęłambrązowo-fioletowewłosy,któreopadłymi
natwarz.NiemiałamwtejchwiliochotynamyślenieoHenrym.I,chociażtopewniezabrzmistrasznie,
o Charliem też nie. Miałam już lepszy humor, więc z załamką wolałam poczekać te kilka godzin, aż
skończępracę.
Wróciłammyślami
do
Reece’a.Nadalniemiałampojęcia,dlaczegozdecydowałsięnatakąwyprawę,
żeby mi powiedzieć o Henrym. Dobra, kiedyś byliśmy przyjaciółmi, ale od jedenastu miesięcy się nie
kontaktowaliśmy. Teraz on to zmienił i nie wiedziałam, co o tym myśleć. To pewnie w ogóle nic nie
znaczyło.Niemogłonicznaczyć,botejedenaściemiesięcytemuReecewyrwałmikawałekserca.
Nawet
otymniewiedząc.
Odczekałampięć
minut,a
potymczasieuznałam,żeNickpewniejużmudałdrinka.Oderwałamsięod
drzwi,wsadziłampasemkowłosówzauchoiwyszłam.
–
Jezu
Chryste!–pisnęłamiwtoczyłamsięzpowrotemdomagazynu.
W
drzwiach stał Reece, z rękami opartymi na framugach i zaciętą miną. Nie wyglądał na
zadowolonego.
–Skończyłaśsięjużchować?
–
Wcale
sięniechowałam.–Wiedziałam,żejestemcałaczerwona.–Sprawdzałamzapasy.
–Jasne.
–Tak!
Uniósłbrew.
–Nieważne.Muszęjużiść,więcgdybyśsięłaskawieodsunął…
–Nie.
Szczęka
mi
opadła.
–Nie?
Wyprostowałsię,
ale
zamiastsięwycofać,ruszyłnaprzód,apodrodzezłapałzaklamkę.Zobaczyłam
ruchbicepsawprawymramieniuidrzwisięzatrzasnęły.
–
Musimy
porozmawiać.
O
rany…
–Słuchaj,
kolego,nie
maoczymgadać.
Zbliżał się
do
mnie, a ja się cofałam. Nawet się nie zorientowałam, jak to wygląda, dopiero jak
wpadłam na regał. Zadzwoniły butelki, a on znalazł się tuż przede mną. Tak blisko, że kiedy głęboko
wciągnęłampowietrze,czułamzapachjegoświeżej,trochęgorzkiejwodypogoleniu.
Oparł ręce
o
regał po obu stronach mojej głowy i nachylił się jeszcze bardziej. Czułam na policzku
jegociepłyoddech.Pokręgosłupieprzemknąłmidreszcz.Rany.Dziewczyńskieczęściciałabyłyzapięte
wpasyigotowedostartu.
Późniejbędęsięmusiała
za
tozabić.
–
To
cośmiędzynamitrwajużzadługo–oznajmiłipopatrzyłwmojewytrzeszczoneoczy.Jegobyły
takieniebieskie…Cholera,nie.Byłykobaltowe.Tenodcieńbardzotrudnouzyskaćakwarelami.
Język
jakby
mispuchł.Niebyliśmytakbliskosiebieodtamtejnocyspędzonejwtowarzystwiewhisky.
–
Nic
międzynaminietrwa.
–Gówno
prawda.Od
miesięcymnieunikasz.
–
Wcale
żenie–broniłamsię,chociażwiedziałam,żetobrzmiałoidiotycznie,alejegoustabyłytuż
przy moich, a ja świetnie pamiętałam, jak to było czuć je na sobie. Cudowna mieszanka jędrności i
miękkości.Przypomniałomisięteż,jakijestsilny.Jakpodniósłmniezpodłogii…
Musiałam
natychmiast
przestaćotymmyśleć.
– Jedenaście miesięcy – powiedział mruczącym głosem. – Jedenaście miesięcy,
dwa
tygodnie i trzy
dni.Tyleczasumnieunikasz.
Jezu, czy
to naprawdę obliczył?! Bo miał rację. Właśnie tak długo go unikałam. Z przerwami na te
chwile,kiedykazałammuspadać.
–
Porozmawiamy
oostatnimrazie,kiedymieliśmyokazjęnormalniepogadać.
O
nie,absolutnieniebędziemyotymrozmawiać.
Przechyliłgłowę
i
mówiłmiterazprostodoucha.Jazaciskałampalcenapółce,naktórąwpadłam.
–
Tak,skarbie,porozmawiamy
otamtejnocy,kiedymnieodwiozłaśdodomu.
Kompletnie
wytrąconazrównowagiztrudemprzełknęłamślinę.
–
Chodzi
ciotamtąnoc,kiedybyłeśtaknawalony,żemusiałamcięzawieźć?
Podniósłgłowę
i
spojrzałmigłębokowoczy.Przezdłuższąchwilężadneznassięnieodzywało,aja
cofnęłamsięwczasieojedenaściemiesięcy,dwatygodnieitrzydni.Tamtegodniaprzyszedłdobarui
flirtowaliśmyjakprzykażdymspotkaniu,odkądwróciłzwojska.Wydawałosię,żewcaleniewyjeżdżał,
telatazupełniesięrozmyły,achociażstanowczonakazałamsobienieplanowaćnicponadnieszkodliwy
flirt,nieopuszczałymniewizjemałżeństwaidzieci.Wkońcubyłamwnimzakochana,adotegojeszcze
byłam kretynką. Tamtej nocy, kiedy poprosił, żebym go odwiozła do domu, pomyślałam, że w końcu
postanowił coś zrobić. Co prawda było to dziwne coś, ale za dużo się nad tym nie zastanawiałam.
Leciałam na niego od zawsze i pochlebiało mi jego zainteresowanie, więc się zgodziłam. Jak
dojechaliśmy,weszliśmydośrodkai…skończyłosięnatym,żetojacośzrobiłam.
Zebrałam się
na
odwagę i jak tylko weszliśmy do jego mieszkania, pocałowałam go. Zdążył tylko
zamknąćdrzwi.Sytuacjarozwijałasiębłyskawicznie.Ubraniapofrunęły,częściciałasięstykały,aja…
–Oddałbymwszystko,żebypamiętaćtę
noc
–powiedziałReece,patrzącwprostnamnie.Mówiłteraz
głośniej.–Wszystko,żebywiedzieć,jaktojestbyćwtobie.
Kilka
rzeczy zdarzyło się naraz. Ścisnęły mi się mięśnie w dole brzucha, a rozczarowanie jak fala
przypływuzmyłocałymójgniew.Zamknęłamoczyizagryzłamwargę.
Reece
byłprzekonany,żejedenaściemiesięcy,dwatygodnieitrzydnitemuuprawialiśmyseks,dziki,
zwierzęcy, z udziałem ściany i tak dalej, tylko że on był zbyt pijany, żeby to pamiętać. Zbyt narąbany,
żebypamiętaćwogólecokolwiek,cosięwydarzyłopotym,jaksięrozebraliśmywkorytarzu.
Nie
zdawałamsobiewtedysprawy,jakbardzojestpijany,cobyłogłupiezmojejstrony,boprzecież
byłam barmanką i dobrze wiedziałam, kiedy ludzie powinni przestać tankować. Cholera, przecież
poprosił,żebymgoodwiozła!Alejabyłamtak…nastawionananiego.Pełnanadzieiizabujanawnim,
alenietylko.Tobyłocośznaczniegłębszego.Zakochałamsięwnim,gdymiałampiętnaścielat,inicsię
odtamtejporyniezmieniło.
Zostałam
z
nim na noc, a jak się nazajutrz obudził, miał takiego kaca i był tak załamany, rozżalony i
targanypoczuciemwiny,żeprawieodgryzłsobierękę,bylesięodemnieoddalić.Pękłomiserce.Aw
następnychtygodniach,kiedymnieunikał,jakbymbyłaczymśzakażona,rozsypałosięnakawałki.
A
najsmutniejszebyłoto,żesięmylił.
Nie
doszliśmydotegopunktu,kiedywtyczkaAzbliżasiędogniazdkaB.Wogólenieuprawialiśmy
seksu. On ledwie dotarł do łóżka i stracił przytomność, a ja z nim zostałam, bo się bałam i myślałam,
że…Nieważne,comyślałam.Nieuprawialiśmyseksu.
Rozdział4
A
le było coś jeszcze gorszego niż to, że wierzył, że uprawialiśmy seks i żałował, że to się stało.
Naprawdę, mogło być coś gorszego! Mianowicie, że Reece Anders nienawidził kłamstwa. Żadnego.
Białychkłamstw.Małychkłamstewek.Nieuniknionychkłamstw.Kłamstwnazgodę.Żadnych.
Moje kłamstwo było białe, bo nigdy nie twierdziłam, że uprawialiśmy seks. Nie powiedziałam mu
tylko,żetegonierobiliśmy.Mimożeznałamgoodpiętnastegorokużyciaibyłprzymniewnajgorszych
chwilachpotym,cosięstałozCharliem,apierwszejnocypopowrociezwojskaprzyszedłdonaszego
domu.Mojamamadodziśsięzaklina,żemnieszukał,alejawątpiłam.Naszerodzinypoprostubardzo
sięzesobązwiązały.Mniewtedyniebyło,bowyprowadziłamsięzdomujakoosiemnastolatka,alejak
rodzice zadzwonili i zażądali, żebym natychmiast przyjechała, spodziewałam się jakiegoś dramatu, bo
mama miała taki głos, jakby za minutę miała dostać wylewu. Nie wiedziałam, że Reece wrócił, a jak
przyjechałam,przytuliłmnietakcudownie…Bardzosięzaprzyjaźniliśmypotym,jakzostałpolicjantem,
ajednaktakstraszniesięwściekł.
Jegourazdokłamstwzacząłsięjeszczeprzednaszymspotkaniemimiałzwiązekzojcem.Nieznałam
szczegółów,aledomyślałamsię,żechodziłoozdrady,boReecemieszkałzmamąiojczymem,aojciec
wciążmiałnowedziewczyny.
WefekcieokłamanieReece’arównałosięmasakrzestulecia.
Wpatrywał się we mnie i czekał na odpowiedź, ale ja nie miałam nic do powiedzenia. W ciągu
ostatnich jedenastu miesięcy tyle razy miałam ochotę wykrzyczeć mu prawdę. Że ze sobą nie spaliśmy!
Ale za bardzo mnie bolało, jak się zachował tamtego ranka. I to, że przez następne tygodnie mnie
ignorował oraz że musiał się aż tak nawalić, żeby pomyśleć o pójściu ze mną do łóżka. Rana była
głęboka.
Wstydziłamsiętego.Naprawdę,potwornie.GdybyCharliewiedział,cosiędzieje,pewniedostałabym
odniegowłeb.Powinnambyćmądrzejsza,aleniebyłamizapłaciłamzatowysokącenę.Mijałydni,aja
pozostawałamwczymśwrodzajuśpiączki,aprzyżyciuutrzymywałymnietylkolody.Mijałytygodnie,a
janadźwiękjegoimieniamiałamochotęsięrozpłakać.Przezcałemiesiąceniemogłamnaniegopatrzeć,
nieczerwieniącsię.
Abólpozostałdodzisiaj.
Wbrewniemuiwbrewupokorzeniuzebrałamsięwsobieiwzięłamgłębokiwdech,którywyostrzył
mijęzyk.
–Słuchaj,Reece,jużcipowiedziałam:niemaoczymgadać.Samaniewielepamiętam.–Kłamstwa!
Same kłamstwa! Zmusiłam się jeszcze do wzruszenia ramionami. – Naprawdę, nie ma się nad czym
rozwodzić.
Zmarszczyłczoło.
–Niewierzęci.
–Myślisz,żejesteśtakzajebistywłóżku,żeażtakwryłamisięwpamięćjednanocztwoimzalanym
wtrupaciałem?–odpaliłam.
–Nie.–Lekkosięuśmiechnął,ajaniemogłamuwierzyć,żejeszczemusięchcezemnągadać.–Ale
myślę,żewszystkopamiętasz,skoroodtakdawnamnieunikasz.
Miałrację.Cholera.
– Prawdę mówiąc, wolałabym raczej nie pamiętać. – Jak tylko to powiedziałam, zapragnęłam móc
cofnąćswojesłowa,bobyłyokrutne.Chociażgounikałamipotrafiłambyćchamska,wcalesiędobrze
niebawiłam.
Zacisnął usta i lekko przechylił głowę. Jasne fluorescencyjne światło jeszcze wyostrzało linię jego
szczęki.Minęłachwilaispodziewałamsię,żecośmiodpysknie.Należałobymisię,aletegoniezrobił.
–Chciałbymmiećpewność,żebyłocidobrze.Wiem,żemógłbymsprawić,żebybyło–powiedział
znówciszej,amięśniewpodbrzuszunapięłymisięjeszczemocniej.
Wróciływspomnieniaiodebrałymioddech.Nawetpijanybyłnanajlepszejdrodzedotego,żebybyło
genialnie. Tak, że nigdy nie zapomniałabym tej nocy, w tym dobrym sensie. Rozchyliłam usta i cicho
wypuściłam powietrze, bo w żyłach popłynęła mi wrząca krew. Spojrzał na moje wargi, a ja ostro
wciągnęłam powietrze. Patrzył tak długo, że przyszła mi do głowy szalona myśl. Królowa wszystkich
moich szalonych myśli, które jak już się pojawiały, prowadziły zwykle do opłakanego końca. Ale ta
świadomośćnijakniepomagała.
Pomyślałam, że Reece patrzy tak, jakby chciał mnie pocałować. Wpatrywał się w moje usta spod
opuszczonychpowiek.Wzięłamjeszczejedenwdechiniebyłampewna,czygopowstrzymam.Jaktoo
mnieświadczyło?!Byłamurodzonąmasochistką.
Odchrząknąłiznówpopatrzyłmiwoczy.
–Alewiemteż,wjakimbyłemstanie,więcniemampewności,czybyło.
–Muszęjużiść.–Niemogłamkontynuowaćtejrozmowy,niemaopcji.Musiałamsięstądzmywać,
zanim mieszanka żądzy i chęci poprawienia mu nastroju całkowicie odbierze mi zdrowy rozsądek.
Schyliłamsię,żebyprzejśćpodjegoramieniem,alezagrodziłmidrogę.Byłtakwysokiipotężny,żenie
miałamszansnaminięciego.
–Nalitośćboską,przestańprzedemnąuciekać!
Zacisnęłamdłoniewpięści.
–Nieuciekam.
Znówspojrzałmiwoczy,apotemcałkiemmniesparaliżowało,bopodsunąłmiwieczniezsuwające
sięznosaokulary.
Kiedyśzawszewtakiejsytuacjimówiłam,żemuszęjeoddaćdonaprawy,aonnatoodpowiadał,że
wcalenie,boonbędzieoficjalnymstrażnikiemmoichokularów.Boże,sercemnierozbolało,jaktosobie
przypomniałam.
–Czyja…Zrobiłemcicośzłego?
Napięłamsię,jakbywszystkiemięśniezmieniłymisięwstal.
–Co?!
Nagle całkiem się zmienił. Co prawda nadal stał blisko, a ręce opierał o regał za mną, ale
niewymuszonaarogancja,którąemanowałjeszczeprzedchwilą,zniknęła.
Otworzyłam usta. Czy zrobił mi coś złego? Tak. Złamał mi serce, pokruszył je na kawałki, ale
wiedziałam,żenieotomuchodzi.
–Nie.Boże,nie!Skądcitoprzyszłodogłowy?
Zamknąłnamomentoczyiciężkowestchnął.
–Samniewiem,comyśleć.
Ścisnęło mnie w piersi. Muszę mu powiedzieć prawdę, bo nieważne, jak strasznie cierpiałam i jak
uraził moją dumę, nie mogłam pozwolić, żeby miał takie obawy. Słowa już mi się ułożyły na końcu
języka.
–Tosięniepowinnobyłowydarzyć–odezwałsiępierwszy.–Niemiędzynami,niewtensposób.
Słowa na języku zgasły jak iskra stłumiona przez ulewę. Wiem, że to paranoja obrażać się, bo
powiedział, że nie powinno się wydarzyć coś, co się tak naprawdę wcale nie wydarzyło, ale o to mi
właśniechodziło.Powiedziałamcośinnego,niżzamierzałam.
–Naprawdętegożałujesz,co?–Słyszałamwswoimgłosielód.–Aleprzecieżniemogębyćpierwszą
laską,przyktórejbyłeśtakpijany…
–Żebyniepamiętać,jakbyło?–dokończył.–Ajednakjesteś.
Nie wiedziałam, czy powinno mi ulżyć, czy zaboleć. Pokręciłam głową przytłoczona mieszanką
emocji.
–Wolałbyś,żebytanocnigdysięniewydarzyła?
– Tak, wolałbym. – Nieowijana w bawełnę prawda wbiła mi się w pierś jak pocisk. – Bo
chciałbym…
Nagledrzwidomagazynusięotworzyły.
–Jezu,znowuwlazłemniewporę!–zawołałNick.–Przepraszam,że…przeszkodziłem.Chcętylko
wziąćparęrzeczy.
Moim wybawicielem okazał się mężczyzna chmurny i mroczny, ale nie zamierzałam zaglądać
darowanemu koniowi w zęby. Wykorzystałam zamieszanie na swoją korzyść. Reece opuścił ręce, żeby
sięodwrócićdoNicka,którybrałpaczkęserwetekzlogobaru.OdsunęłamsięodReece’aiwypadłam
przezotwartedrzwi.NiespojrzałamnaNicka,apochwilikrewszumiącamiwuszachzagłuszyłasowa,
któreewentualniemogłymiędzynimipaść.
Dziwne palenie w gardle musiało wynikać z jakiejś alergii. Pewnie gdzieś w budynku jest pleśń,
wmawiałamsobiepodrodzezabar.Nawidoksiedzącychtamdziewczynuśmiechnęłamsięszeroko.
–Dolaćwam?–spytałamradośnie,naśleposięgającpobutelkę.
– Nie trzeba. – Calla zerknęła mi przez ramię i nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że z magazynu
właśniewyszedłReece.Zobaczyłamgopokilkusekundach,jakprzemierzabar.Usiadłnapustymkrześle
obokCama.Profilmiałnieprzenikniony.–Wszystkodobrze?–dodałacichoizniepokojem.
Uśmiechałamsiętakszeroko,żemałominierozerwałopoliczków.
–Jasne!
Nie była przekonana. Odwróciłam się, wsunęłam okulary na głowę i nakazałam sobie wziąć się w
garść.Tobyłjejwieczór.JejiJaxa.Niemogęjejzajmowaćsobą.Potarłamdłońmitwarz,przyokazji
ścierając pewnie resztki makijażu, ale trudno, na tym etapie to nie miało już żadnego znaczenia.
Poprawiłamokularyistanęłamtwarządodziewczyn.
Calla,TessiAverysięwemniewpatrywały.
Płytkowciągnęłampowietrze,któreutknęłomiwgardle,ipoprawiłamkoszulkę.
–Tojak,chceciewiedzieć,czemuwHufflepuffiejestfajniej?
Averyuśmiechnęłasięszerokoioparłaobar.
–Achcemy?
Entuzjastyczniepokiwałamgłową.
–Oczywiście,żechcecie!
Tess podskoczyła na krześle, wyraźnie spragniona dowodu na wyższość Hufflepuffu i w tej chwili
pokochałam ją nad życie, ale Calla nie dała się zwieść. Zagryzła dolną wargę i patrzyła, jak dolewam
Averynapoju.Niemogłamsiępowstrzymaćodpatrzeniawstronęstolikachłopaków.CamiJax,którzy
zaczęlichybawłaśnienawiązywaćimponującąbraterskąwięź,bylipogrążeniwrozmowiezJase’em,ale
kiedyspojrzałamnaprzeciwnąstronęstolika,wjednejchwilizapomniałam,pocomiłopatkadolodu.
Pocojąwogólebrałam?!
Reece patrzył mi w oczy, a powietrze powoli ulatniało się z moich płuc. Patrzył tak intensywnie, że
odległość między nami przestała mieć znaczenie. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego akurat dzisiejszy
wieczórwybrałnaprzełamanieimpasu,wktórymtkwiliśmy.Nieżebytomiałojakiekolwiekznaczenie,
alebyłamciekawa.
Zresztą nie musiałam mieć nadnaturalnych mocy Katie – które zdobyła w czasie upadku z rury w
czasie…, hmm, w czasie pracy – żeby wiedzieć, o czym myślał i co się kryło w tym intensywnym
spojrzeniu.Możeiumknęłammuzmagazynu,alewyraźniejeszczezemnąnieskończył.
Skrzącesięniebieskieoczywodcieniuniebakilkasekundprzedtym,jakzmierzchzasłoniwszystkie
oszałamiającekolory.Okolonegęstąfirankąciemnobrązowychrzęs,adalejzłotąskórą.Oczyspoglądały
z twarzy wciąż noszącej ślady chłopięcego uroku, ale wyposażonej w wyraźną linię szczęki, upartą i
dominującą. Ładnie wykrojone wyraziste usta dowodziły męskości. Uroda równie surowa, co
majestatyczna.
Przeniosłamwzroknadpłótno,apotemspojrzałamnatrzymanywdłonipędzelzwłosiemzanurzonym
wniebieskiejfarbie.
Niechtowszystkostrzelijasnyszlag.Itoniebylejaki,tylkonajjaśniejszyzdostępnychnarynku.
Znówtozrobiłam.
Pohamowałam odruch pizgnięcia pędzlem i obrazem i zaczęłam się dla odmiany zastanawiać, czy
pędzelwystarczy,żebysobiezrobićlobotomię,botobyłchybajedynyratunekodmalowaniaportretów
Reece’a.
Kolejnyjużraz!
Kolejny,cooznaczało,żerobiłamtojużnieraz!
Byłotonietylkomocnożałosne,aleiniecoperwersyjne,jaksięnadtymzastanowić.Podejrzewam,że
nie byłby zachwycony, gdyby wiedział, że maluję jego twarz. Ja w każdym razie bym chyba umarła,
gdybyjakiśkoleśwtajemnicymalowałmojątwarzwmilionieodsłon,apotemchowałtowszafie.No
chyba, że byłby to Theo James albo Zac Efron. Oni mogliby mnie malować gdzie dusza zapragnie i
jeszcze w kilku miejscach. Ale Reece zapewne nie chciałby się dowiedzieć, że rano obudziłam się z
myślamiwrośniętymiwsen,boznówśniłmisięon.
Znów!Czylitoteżzdarzyłosięjużnieraz.
Amożewcalebymutonieprzeszkadzało?,podszeptywałwstrętnygłosikwgłowie.Wkońcuwczoraj
wieczoremwmagazyniewtargnąłwmojąprzestrzeńosobistą.Poprawiłmiokulary.Inawetprzezchwilę
myślałam,żemniepocałuje.
Ale powiedział też, że chciałby, żeby ta noc, kiedy – o czym był przekonany – uprawialiśmy seks,
nigdysięniewydarzyła…
Ten głosik ewidentnie należał do jakiejś intryganckiej, wrednej części mojej podświadomości, która
lubiłamącić.
Podsunęłam okulary, westchnęłam i odłożyłam pędzel obok słoiczków z farbami akrylowymi,
ustawionych na starej szafce nocnej, która wyglądała, jakby wybuchła na nią tabela podstawowych
kolorów.
Naprawdę,muszęprzestaćmalowaćjegotwarz.
Dlaczego nie mogłam być zwykłą artystką z pretensjami, malującą wzgórza i wazony albo inny
abstrakcyjnyszajs?Nie,jamusiałambyćartystką,którąmożnabyoskarżyćomanięprześladowczą.
Wstałamzestołka,otarłamręceodżinsowespodenki,apotemostrożniezerwałamzesztalugarkuszdo
malowania akwarelami. Wiem, że wiele osób lubi malować na papierze z recyklingu, ale ja zawsze
wolałamstrukturęiwyglądpłótna.Trzebajebyłotylkoodpowiedniozagruntować.
Konieczniemusiałamsiępozbyćtychwszystkichportretów,zanimktokolwiekjeznajdzie,aleniestety,
jakjużprzenosiłamjakiśobraznapłótno,tobezwzględunato,jakbardzobyłżałosny,niepotrafiłamsię
znimrozstać.
Malowanieiszkicowaniestałosięczęściąmnie.
–Kretynko!–mruknęłampodnosem.Zaniosłamprawiesuchyobrazeknasznurdosuszeniabielizny,
któryrozciągnęłamprzezcałądługośćsypialniwczęści,którąprzeznaczyłamnastudio.
Przypięłamportretspinaczami,apotemwyszłamizamknęłamdrzwi.Przysięgłamsobiejednocześnie,
że jeśli kiedykolwiek ktokolwiek wejdzie do tego pokoju i zobaczy te obrazy, zwinę się w kłębek
pośrodkudrogimiędzystanowej.
Szłamwąskimkorytarzem,adomoichuszudocierałcichypomruktelewizora.Oddzieckanielubiłam
ciszy, a sytuacja pogorszyła się po wypadku Charliego. Zawsze musiałam mieć włączone radio albo
telewizor.Awnocychodziłwentylator,niezewzględunachłodnepowietrze,alenaszum.
Wystarczyły dwa kroki, żeby minąć sypialnię i łazienkę. Moje mieszkanie było małe, ale fajne. Na
parterze,zdrewnianymipołogami,otwartąkuchniąidrzwiaminatarasikawałekogródka.
Nie mieściło się w apartamentowcu, tylko w wielkim wiktoriańskim gmachu w samym centrum
Plymouth Meeting, niedaleko Filadelfii. Parę lat temu budynek został odrestaurowany i zmieniony w
czterydwupokojowemieszkania.Charliepowiedziałby,żetodziwaczne,alepodobałobysięmu.
W drugim mieszkaniu parterowym mieszkali starsi państwo, Silverowie. Kilka miesięcy temu do
mieszkania nade mną wprowadził się jakiś koleś, którego rzadko widywałam, a obok mieszkał James,
pracującywubezpieczeniach,zdziewczynąMiriam.
Mójtelefonzapiszczałispojrzałamnamiejsce,gdziepopowrociezbaruzostawiłamkomórkę,czyli
napodłokietnikkanapy.DostałamSMS.
Odczytałamgo,skrzywiłamsięiprawiesięschowałamzakanapą.Deannapisał:„Chciałbymcięznów
zobaczyć”.
Jezu,naglesięstraszniezdenerwowałam.Bałamsięwogóledotykaćtelefonu.
WzeszłymtygodniuprzyprowadziłamDeanadodomu.Tegokolesia,zktórymbyłamwOliveGardeni
któryzdaniemMelvinamiałnatwarzypuszekjakbrzoskwinia.Alesytuacjanierozwinęłasiętak,jakna
toliczyłam.
Wieczórskończyłsięnacałowaniu.Wcałkiemdogodnymmiejscu,bonamoimmałymtarasiku,pod
gwiazdami.Aletylkotyle.MożezpowodupanaSilvera,którywykaraskałsięnatarasikobokiwyglądał,
jakbyzamierzałwygonićbiednegoDeanalaską.
Alenawet,gdybynamnieprzeszkodzono,itakmiędzyDeanemamnąnicbysięniewydarzyło.Był
miły,możenawetzbytkomunikatywny,alejakonimmyślałam,nieczułamkompletnienic.
Może to dlatego, że… Boże, czy naprawdę zamierzałam dokończyć tę myśl? Że całowanie się z nim
byłotakmarne,bowniczymnieprzypominałopocałunkówReece’a.Cholera.Dokończyłam…
Najgorsze, że wcale nie miałam ochoty niczego do nikogo czuć, więc pod tym względem Dean był
wygodny.Fajniesięznimgadało,aprzytymniebyłoabsolutnieżadnejmożliwości,żebymmogłacośdo
niegopoczuć.Aletoniebyłowobecniegouczciwe.
Westchnęłamiminęłamkanapę.Telefonzostawiłamtam,gdziebył.Deanbyłmiły,aledrugiejrandki
nie będzie. Muszę się zebrać na odwagę i mu to powiedzieć, ale dopiero jak się zdrzemnę. I może po
paczcechipsówz…
Zaburczałomiwbrzuchuizatrzymałamsięwjadalni,naprzeciwkokuchni.Mojąuwagęzwróciłruch
zamałymoknemnadzlewem.Tobyłmoment,smugaczegośszaregoalbociemnobrązowego,zaszybka
dla mojego popsutego wzroku. Nawet w okularach nie zdołałam wyostrzyć tego, co widziałam.
Podeszłam do zlewu, oparłam się o zimny brzeg i wspięłam się na palce. Wyjrzałam przez okno, ale
zobaczyłamtylkokoszykróżowychkwiatów,którekupiłamnatarguwzeszłymtygodniu.Stałnastolikuz
kutego żelaza, takiego w stylu dawnego bistro. Zresztą pamiętał lepsze czasy. Płatki kołysały się na
lekkimwietrze.Wydawałomisię,żeusłyszałamzamykającesiędrzwi,alepokręciłamgłową.
Jeszczemibrakowałohalucynacji.
Odwróciłam się, oparłam o zlew, odetchnęłam głęboko i przechylałam głowę to lewo, to w prawo.
Wczoraj zamykałam bar, więc do domu wróciłam o trzeciej nad ranem, a obudziłam się stanowczo za
wcześnie.
Ztakimuczuciemwbrzuchu,jakby…Jakbybyłowemniestraszniepusto,alebezżadnegokonkretnego
powodu. Ta pustka po prostu sobie była i sprawiała, że czułam się niespokojna i niepewna w swojej
skórze.Tenstantrwał,ażzłapałamzapędzle.Wiedziałamjednak,żewróci.
Zawszewracała.
Odsunęłam się od zlewu i wzięłam banana ze smutnego koszyka z owocami. Leżały tam głównie
kawałki czekolady. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. Rzut oka na zegar przy lodówce i już
wiedziałamktoto.
W każdą sobotę, odkąd w wieku osiemnastu lat wyprowadziłam się z domu, przychodziła do mnie
mama.Aczasemcałarodzina.TakjakjawkażdypiątekodwiedzałamCharliego.
DziękiBogu,żezamknęłamdrzwidostudia,boostatnie,czegomibyłotrzeba,tożebyktośzrodziny,
mama,tataalbodwajbracia,zobaczyłportretReece’a.Przecieżdobrzegoznali.
Zresztąznaligowszyscy.
Otworzyłamdrzwiiwrazzpowiewemupalnegopowietrzawalnąłmniewtwarzwidokpodsuniętego
podsamnosbidonuzbrązowympłynem.Cofnęłamsię.
–Coto?
–Zrobiłamcimrożonejherbaty–oznajmiłamamaiwepchnęłamiwręceciepłyplastikowypojemnik.
–Pomyślałam,żejużpewnieniemasz.
Potrafiłamzrobićwbarzekażdegodrinka,jakiwymyśliłczłowiek,alechoćbymskonała,próbując,nie
umiałamzrobićmrożonejherbaty.Zjakiegośpowodunieogarniałamproporcjicukru,torebekherbatyi
wody.Przerastałomnieto.
– Dzięki. – Przygarnęłam bidon do piersi, a mama wtargnęła do domu jak tornado mierzące metr
sześćdziesiątizezjeżonymikrótkimiwłosamiwkolorzebrązowym.–Samajesteś?
Zamknęła drzwi i poprawiła okulary w czerwonych oprawkach. Po niej odziedziczyłam nie tylko
nikczemnywzrost,aleikiepskiwzrok.Niechżyjągeny!
–Ojciecposzedłztwoimbratemnagolfa.
Domyśliłam się, że „mój brat” oznacza mojego starszego brata, Gordona, bo Thomas, młodszy, był
ostatnimiczasygoteminiezbliżyłbysiędopolagolfowegonadziesięćkilometrów.
–Dostaniewtymupalezawału.Tojakiśkuriozalnypomysł.TosamoGordon–mówiłamama,idącw
stronę kanapy z odzysku, którą kupiłam, kiedy się wprowadziłam do tego mieszkania cztery lata temu.
Usiadła. – Powinien być bardziej odpowiedzialny. Mówię o twoim bracie. Przecież niedługo zostanę
babcią!
Nie miałam pojęcia, jak gra w golfa w sierpniu wpływa na trzeci miesiąc ciąży jego żony, ale nie
wnikałamipoprostuzaniosłamherbatędolodówki.
–Chceszcośdopicia?
–Wypiłamtylekawy,żedziwięsię,żetunieprzyfrunęłam.
Otworzyłam lodówkę i zmarszczyłam nos. Cofnęłam się. Zajrzałam do lodówki i z niepokojem
zacisnęłamdłońnarączcebidonu.
–Cotomabyć?–mruknęłam.
–Cotam,kochanie?
Niepewna, co widzę, wpatrywałam się w górną półkę. Obok puszki z napojem leżał pilot do
telewizora. Nigdy w życiu nie schowałam pilota do lodówki. Żadnego innego przedmiotu też nie. W
ogóle nie słyszałam, żeby ktokolwiek tak robił, ale jednak skądś się tu wziął. Czaił się na półce jak
gotowadoatakutarantula.
Zerknęłamwoknonadzlewemiścisnęłomniewżołądku,boprzypomniałamsobieniewyraźnyruch,
którywidziałamwcześniej.Aleprzecieżtonic.Poprostubyłamznaczniebardziejzmęczona,niżmisię
wydawało.Choćtomimowszystkodziwne.Bardzodziwne.
Pokręciłam głową i wyjęłam pilota z lodówki. Już zaczynałam myśleć, że to lodówka z Łowców
duchów.Namiejscupopilociepostawiłamherbatę.
Wróciłamdokanapy,amamapoklepałasiedziskooboksiebie.
–Siadaj,Roxanne.Dawnonierozmawiałyśmy.
–Rozmawiałyśmywczorajprzeztelefon–przypomniałamjejiprzyniosłampilotanamiejsce,nastolik
przedtelewizorem,gdziespędzałyczaswszystkiegrzecznepiloty.
Wywróciłaoczami,brązowymijakmoje.
–Tobyłowiekitemu,kochanie.Siadajtuszybciutko.
Usiadłamobokniej,ajaktylkowylądowałam,podniosłaszczupłąrękęizłapałazamójrozczochrany
kucyk.
–Cosięstałozczerwonymipasemkami?
Wzruszyłam ramionami, a potem sięgnęłam do góry i ściągnęłam z kucyka gumkę. Miałam długie
włosy.Sięgałybyażdopiersi,gdybymmiałapiersi.Tyleeksperymentowałamzkolorami,żezdziwiłam
się,żejeszczeminiewypadły.
–Znudziłymisię.Podobającisięfioletowe?
Pokiwałagłowąizmrużyłaoczy.
–Tak,pasujądociebie.Dobrzesiękomponujązplamamifarbynakoszulce.
Zerknęłam na stary podkoszulek z nadrukiem ze Zmierzchu. Faktycznie, Edward miał na twarzy
fioletoweplamy.
–Nowięc…–Tesłowazabrzmiaływmojejgłowiejakdzwonekalarmowy.–Wiesz,żepropozycja
jestnadalaktualna?Tak?
Cała się napięłam, patrząc w jej szczere oczy. Propozycja. Propozycja była jak żywa, oddychająca
istota,naktórączasem–nodobrze,prawiezawsze–chciałamsięzgodzić.Chodziłooto,żebymwróciła
do domu, w wieku dwudziestu dwóch lat, rzuciła kurs grafiki komputerowej, bar i projekty stron
internetowych,którerobiłamnabokuipoświęciłasięwstuprocentachmojejprawdziwejpasji.
Malarstwu.
Miałamwielkieszczęście,żemoirodzicebyligotowiutrzymywaćartystkębezgroszaprzyduszy,ale
niemogłamtegozrobić.Potrzebowałamniezależności.Todlategosięwyprowadziłamidlategoodstulat
niemogłamskończyćstudiów.
–Dziękuję–powiedziałamizamknęłamwdłoniachjejciepłądłoń.–Naprawdę,doceniam,ale…
Westchnęła,zabrałamirękęiobjęłamojepoliczki.Potemsięnachyliłaipocałowałamniewczoło.
– Wiem, ale chciałam się upewnić, że nie zapomniałaś. – Cofnęła się, przechyliła głowę i musnęła
kciukiemmójpoliczektużpodokularami.–Wyglądasznazmęczoną,wykończoną.
–Dzięki,mamo,tomiłe.
Spojrzałabacznie.
–Októrejwyszłaśzbaru?
–Otrzeciej–westchnęłamiopadłamnapoduszki,któremniepołknęły.–Pozatymwcześniewstałam.
–Niemogłaśspać?–dopytywałaztroską.
Mamamnieznała.Pokiwałamgłową.
Pochwiliciszyzałożyłanogęnanogę.
–ByłaśwczorajuCharliego?
Znówpokiwałamgłową.
–Nojasne,żebyłaś–stwierdziłacicho.–Jaksiętrzymamójchłopak?
To, że tak o nim mówiła, sprawiało, że patrzenie na niego w takim stanie wydawało mi się jeszcze
trudniejsze. Moi rodzice… Boże, jak dorastaliśmy, to byli Charliemu bliżsi niż jego. Westchnęłam i
opowiedziałamowizycieiotym,żeCharlieznówmnieniepoznał.Wjejbrązowychoczachwidziałam
niepokój,bodobrzewiedziała,cosiędziałowcześniej.
Jakskończyłam,mamazdjęłaokularyizaczęłagestykulowaćszczupłąręką.
–Słyszałam,cosięstałozReece’em.
Wytrzeszczyłam oczy tak bardzo, że myślałam, że mi wyskoczą z czaszki. Słyszała? O naszym
bzykanku,któretaknaprawdęniebyłobzykankiem?Byłyśmyzmamąblisko,alebezprzesady!
–Uważam,żetobardzomiłezjegostrony,żewczorajcipowiedziałoHenrym–wyjaśniła,amnie
ulżyło.
DziękiBoguniechodziłojejonaszązapętlonąsytuację.
–Skądwiesz?
Uśmiechnęłasię.
–Jegomamamiwczorajpowiedziała.–Potemzrobiłaprzebiegłąminkę.–Tochybawykraczałopoza
zakresjegoobowiązków.Zrobiłtodlaciebie.Niesądzisz,żetodziwne?
–Jezu,mamo!–Wywróciłamoczami.Oczywiściewiedziałaomoimwielkimzauroczeniu,odkądsię
wprowadził obok nas. Jestem pewna, że w czasie zeszłorocznego Święta Dziękczynienia razem z jego
matką planowały zeswatanie nas, bo przy stole rozwodziły się ze smutkiem nad tym, jacy jesteśmy
samotni,ażbratReece’aprawiesięzadławiłtłuczonymiziemniakami,taksięśmiał.
To było bardzo krępujące spotkanie dwóch rodzin, a w tym roku będzie jeszcze gorzej, bo nasza
domniemanawspólnanocmiałamiejsceniedługopotamtejkolacji.
– To dobry chłopak – ciągnęła mama, brzmiąc jak rzecznik Reece’a. – Walczył o nasz kraj, a po
powrocie do domu podjął pracę, w której naraża się na niebezpieczeństwo. A wydarzenia z zeszłego
roku,ztymchłopcem…Musiałpodjąćtrudną…
–Mamo!–jęknęłam.
UdałomisięwkońcuzmienićtematzReece’anazbliżającesięnarodzinypierwszegownuka.Kiedy
musiałamsięjużzacząćszykowaćdowieczornejzmiany,mamamocnomnieprzytuliła.
–NierozmawiałyśmyoHenrymiotym,czegochce,alewiedz,żejaiojciecbędziemycięwspierać,
cokolwiekpostanowisz.
Poczułampodpowiekamiłzyizaczęłamszybkomrugać.Kochałammoichrodziców.Bylinajlepsi.
–Niechcęznimrozmawiać.Niechcęnawetnaniegopatrzeć.
Uśmiechnęłasięsmutnoipokiwałagłową.Wiedziałam,conaprawdęmyśli.Chciałaby,żebympozbyła
sięzadawnionejnienawiści.
–Jeślitak,jesteśmywtymztobą.
–Tak–potwierdziłam.
Poklepałamniepopoliczkuiwypadłazdomurównieenergicznie,jakweszła,akiedyzamknęłamza
niądrzwi,uświadomiłamsobie,żeniemamjużczasunadrzemkę.
Może i dobrze, bo pewnie znowu śniłby mi się Reece, a to ostatnie, czego mi w tej chwili trzeba.
Natychmiastustaliłamlistępriorytetów.
Popierwsze:prysznic.Czylimałymikrokamidocelu.
Podrugie:przestaćonimśnić.Łatwiejpowiedziećniżzrobić,wiem,alenieważne.Wkażdymrazie
wysokapozycjanaliściepriorytetów.
Potrzecie:przestaćmalowaćjegogłupią–chociażseksowną!–twarz.
I wreszcie po czwarte: przy następnej okazji powiedzieć mu prawdę o tamtej nocy. Mogłam zrobić
przynajmniej tyle. Pozbyć się tego ładunku żalu. Musiałam, bo nie mogłam przestać myśleć o jego
pytaniu.
„Zrobiłemcicośzłego?”
Zacisnęłam usta i ruszyłam korytarzykiem. Starałam się nie zwracać uwagi na kwitnący w brzuchu
niepokój. Dość już miał poczucia winy. Nie trzeba mu było jeszcze mojej porcji. W sypialni się
rozebrałam.Zostawiłamciuchytam,gdzieakuratspadły,bobardziejzajmowałamsięplanowaniem,jak
muotympowiedzieć.
Miałamniejasnepodejrzenie,żeniebędziezadowolony.
Aleprzecieżgdybymwiedziała,czymsięgryzie,wyjaśniłabymtojużdawnotemu.Naprawdę!Moje
rozdrapynawetniemiałystartudojegoobaw,żemniejakośskrzywdził.
Zagryzłamdolnąwargęiprzeszłamprzezpokój.Musiałamminąćgłębokąszafę.Drzwibyłyotwartei
chłodny powiew owionął mi brzuch, zostawiając po sobie gęsią skórkę. Minusem mieszkania w
wiktoriańskiej budowli były przeciągi, nawet latem. Kiedyś pan Silver mi powiedział, że w domu są
ukrytekorytarzezdawnychczasówizamaskowaneścianamiprzejściapodschodami.
Faktycznie, główna klatka schodowa prowadząca do mieszkań na górze przechodziła tuż obok mojej
sypialni.
Szybko się obróciłam i jak głupek zamknęłam drzwi do szafy. Trochę już za późno, zważywszy że
byłamnaga,aleitaktozrobiłam.
PotemzaczęłamsięszykowaćdopracyiwróciłammyślamidoczekającejmnierozmowyzReece’em.
Czułamwkościach,żetosięnieskończydobrze,alechociażniepowinnamsiętymprzejmować,tosię
przejmowałam.
Wiedziałam, że nie tylko będzie żałował nocy, która nigdy się nie wydarzyła, ale na dodatek kiedy
tylkodoniegodotrze,żegookłamałam,znienawidzimnie.
Rozdział5
W
sobotęwieczoremUMonybyłytłumy.JaxpojechałzCalląnauniwersytet,więcmieliśmyjednego
człowieka mniej. A Clyde był wciąż na zwolnieniu po ataku serca, który przeżył w zeszłym miesiącu.
Sherwood,naszkucharznapółetatu,miotałsięjakopętany.
Mieliśmytylepracy,żetylkokątemokazauważyłam,jakNickwsuwaswójnumertelefonunaskrobany
nanaszejnowejserwetcedotylnejkieszenispodenekjakiejśdziewczyny.
–Anotheronebitesthedust–zanuciłam,mijającgozdwomapiwami.
Zmrużyłoczy.
Zachichotałam, obróciłam się na pięcie i postawiłam piwo na barze. Siedziało tam dwóch pozornie
zwyczajnychkolesi.Ubranibyliwciemnedżinsyiprostekoszule,alewiedziałam,żenieobracająsięw
najprzyjemniejszychkręgach.WidziałamichzMackiem,którypracowałdlatakiegogościazFiladelfii,
Isaiaha.Wszyscywmieścieiokolicywiedzieli,żelepiejsięodniegotrzymaćzdaleka.„Pracował”nie
przypadkiem było w czasie przeszłym, bo Mack skończył na poboczu z kulką w głowie. O ile dobrze
słyszałam,toonzadzierałzCalląiszantażowałjąkłopotami,wjakiewpakowałasięjejmama,aIsaiah
niemiałochotynazainteresowaniepolicji.
Uśmiechnęłamsiędonichpromiennie.
–Nakosztfirmy.
Starszy,owłosachwkolorzewęgla,zamrugał.
–Dzięki,skarbie.
Pomyślałam, że dobrze mieć potencjalnych rabusiów po swojej stronie. Nigdy nie wiadomo, kiedy
komuśsięprzydacementowakąpiel.Ha!
Obstawiałam, że Reece jest w pracy, więc wykonanie priorytetowego zadania zostało wstrzymane. I
skłamałabym, strasznie i bezczelnie, gdybym nie przyznała, że mi ulżyło. Bardzo się bałam tej chwili
prawdy. A przecież miałam jego numer telefonu. Mogłam wysłać SMS i poprosić, żeby przyszedł albo
napisać,cosięstało.
Tylkożetobybyłotakżałosne,żesamasiebiemusiałabymposłaćnacementowąkąpiel.
Tyledobrego,żeniemiałamczasunazastanawianiesięnadtym,boskakałamodjednegoklientado
drugiego i zbierałam napiwki. Było już po północy, kiedy podniosłam wzrok od drinka seks na plaży i
zobaczyłam,żewprogustoiDean.
Cholera!
Jak go zobaczyłam, on też na mnie spojrzał. W sumie, nic dziwnego. Stałam tuż naprzeciwko, a on
patrzyłprzedsiebie.Przezmomentrozważałamzanurkowaniezabarem.
–Cześć–powiedziałiusiadłnajedynymwolnymstołkuwcałymbarze.–Aledzisiajruch.
Czułam, że robię się czerwona. Nie odpowiedziałam na jego SMS-a. Po tym, jak mama wyszła,
zupełniezapomniałam.
–Tak,całydzieńmamurwaniegłowy.–Odstawiłamsokananasowyisięskrzywiłam.Ażtakie,żeby
niemócnapisać?Słabe.Odwróciłamsiędoniegoiprzykleiłamdotwarzyprofesjonalnyuśmiech.–Co
cipodać?
Powolizamrugał.Miałniebieskieoczy,alenietakintensywne,jakReece.Ej!Niezamierzałammyśleć
okolorzejegooczu.
–Budweisera.
Pokiwałam głową i pomknęłam po piwo. Jak wracałam, Nick uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
Położyłamnabarzeserwetkę,ananiejpostawiłambutelkę.
–Dorachunkuczyzapłaciszodrazu?
Znówzamrugał,apotemsięodchyliłisięgnąłpoportfel.
–Zapłacę.–Położyłnabarzedychę.–Zatrzymajresztę.
–Dzięki–wymamrotałam.Miałamochotęzostawićtampieniądze,alemiałamdozapłaceniaczynsz,a
poza tym chciałam kupić nowy zestaw akwarel, więc… Wciągnęłam głęboko powietrze, zerknęłam na
niegoipołożyłamrękęnapieniądzach.–Słuchaj,Dean,ostatnimrazemdobrzesię…
–Hej,Roxy-Moxy!
PrawiewyskoczyłamzeskórynadźwiękgłosuKatie.Odwróciłamsięzdziwiona,żeudałojejsiętu
dopchać. Chociaż z drugiej strony w barze było pełno, a ona była nieźle wystrojona. Oczywiście po
swojemu.
Katiepracowałapodrugiejstronieulicywklubiedlapanów.Innymisłowy:byłatancerkąerotycznąi
absolutnie to uwielbiała. Zawsze miała na sobie coś, czego zwykły człowiek nie śmiałby włożyć
publicznie. Dzisiaj ubrała się w skórzane różowe spodnie, a jej biustonosz wyglądał jak purpurowy
stroboskop.
Deanpatrzyłnanią,jakbybyłakosmitą,którywłaśniewszedłdobaru.
–Siema!–otrząsnęłamsięszybkoiodruchowozłapałambutelkęJose’egoiszklaneczkę.–Jakdzisiaj
wrobocie?
Łokciem utorowała sobie drogę między Deanem a jakąś starszą panią i wślizgnęła się w ciasną
przestrzeń.
–Takienudy,żeprawiezasnęłamnarurze.
–Tosięmogłoźleskończyć!–Nalałamjejdrinka.
–Tojak,wniedzielęmaszwolne?–wtrąciłsięDean.Trzymałramionaprzyciśniętedoboków,jakby
siębałdotknąćKatieiczymśodniejzarazić.
Niespodobałomisięto.
Katie zachichotała i objęła szklaneczkę dłonią. Paznokcie miała pomalowane na kolor lodowego
błękitu.
– Ma wolne, ale nie będzie się z tobą spotykać, chyba że masz na nazwisko Winchester. – Uniosła
brew i zerknęła na niego, a mnie opadła szczęka. – Ale zdaje się, że nie mam przyjemności z Deanem
Winchesterem,co?
–Słucham?–wystękałizrobiłsięcałyczerwony.
–Noco?–Wzruszyłaopalonymiramionami.–Mówięciwjaknajmilszysposób,skarbie,żeniemasz
uniejszans.
–Katie!–syknęłam.
Deansiędomnieodwrócił.
–Dziwny–mruknęłaKatiepodnosem.
Spiorunowałamjąwzrokiem.
Złożyłaustawdziubekicmoknęławpowietrze,apotemjednymhaustemwypiłaswojątequilę.
–Pamiętaj,cocimówiłam.–Odstawiłagłośnoszklankę,akobietaobokzezmarszczonymibrwiami
obserwowałajejodwrót.–Tyjużpoznałaśmężczyznę,zktórymspędziszresztężycia.
O rany. Pewnie, że pamiętałam, jak to mówiła, powołując się na moce parapsychiczne zdobyte
podczasupadkuzpokrytejoliwkąrury.
Takierzeczyzdarzałysiętylkomoimznajomym.
Prawdęmówiąc,szczerzewątpiłam–aprzynajmniejmiałamtakąnadzieję–żejużspotkałammiłość
mojegożycia.Alepowiedziałamiwtedycośjeszcze.Itojużsięspełniło.
MiałocośwspólnegozReece’em.
ZrobiłakrzywąminędoplecówDeana.
–Iniemiałamnamyślijego.Takczysiak,Roxy-Moxy,idziemyjutronagofry?–Kiedypokiwałam
głową,zatrzepotałapalcami.–Tonarazka!
Trochęogłupiałapatrzyłam,jaksunieprzezbar.Znałamjąoddawna,amimotonadalpotrafiłamnie
zaskoczyć.
–Cośjestztądziewczynąnietak–powiedziałDeanrozwścieczonymgłosem.–Niewiem,jakznią
wytrzymujesz.
Popatrzyłamnaniego.
– Wszystko z nią w porządku. – Widziałam, że jest zaskoczony. – Przepraszam, ale jestem trochę
zajęta.
Zamrugałszybko.
–Jasne.Pogadamypóźniej.
Jużotwierałamusta,żebymupowiedzieć,żeniepogadamy,alezdążyłsięobrócićnapięcieizniknąć
wtłumie.Pokręciłamgłowąiprzeszłamdoinnejczęścibaru.NawetniemusiałamnicmówićNickowi,
od razu się zamieniliśmy i ja wzięłam się do realizowania zamówień. Jakiś czas później podniosłam
wzrokiniechętnienatrafiłamnaspojrzenieDeana.Potemjużgoniewidziałam.
Dalsza część wieczoru przemknęła błyskiem. Zrealizowaliśmy ostatnie zamówienia, a potem
posprzątaliśmy i zajęliśmy się inkasowaniem napiwków i księgowaniem wpływów z kasy. Jak to
robiliśmy z Nickiem, towarzystwa dotrzymywała nam muzyka. Zwykle wynajdowałam najbardziej
wkurzającąpiosenkęświata,aledzisiajniebyłamwnastroju.
ZatoNickmiałochotęnarozmowę.
–Cotobyłzakoleś?
Wpisałam liczby na arkuszu wpływów przygotowanym przez Jaxa. Pewnego dnia Mona będzie
prawdziwymbaremiwtedyzafundujemysobiesystemPOS.Jasne,możnapomarzyć…Odwróciłamsię
doniegozwestchnieniemioparłamobar.Nicksprzątał.
–Takijeden.Byłamznimnajednejrandce.
–Inatymsięskończy?
Wzruszyłamramionami.
–Tak.Niejestemzainteresowanadalszymciągiem.
Przerzuciłścierkęprzezramięidomniepodszedł.
–Będąznimproblemy?
IJax,iNick,atakżeClydepotrafilibyćnadopiekuńczy.
–Niesądzę.Myślę,żedzisiajdoniegodotarło.–Przekrzywiłamgłowę.–Pozatymniejestemtwoją
młodsząsiostrąiniemusiszprzeganiaćmoichchłopaków.
–Niemammłodszejsiostry.
–Dobra,nieważne.
–Alemammłodszegobrata.–Oparłsięrękamiobarzamnąischyliłgłowę.Ztakbliskiejodległości
widziałam,żeoczymaraczejzieloneniżbrązowe.PozatymbyliśmybliskojakkucykiPony!–Pozatym
niekojarzymisięztobąsłowo„siostra”.
–Co?–Okularyzaczęłymisięześlizgiwaćznosa.
–Chętniebymciębliżejpoznał–poinformował.Ottak.Łup.Prostowtwarz.
Wytrzeszczyłamoczy,bobyłamwszoku.Nigdyniezauważyłam,żebybyłmnązainteresowany!
–No…
Złączyłustawpółuśmiechu.
– Ale wtedy już nie mógłbym tu pracować, więc nic z tego nie będzie. Zresztą, może i dla ciebie
zrobiłbym wyjątek, ale to nie jest najważniejszy powód, dla którego nie… – podniósł rękę i poklepał
mnieponosie–…zrobiętegoztobą.
Przezchwilęsięwniegowpatrywałam,milepołechtana,aleiogłupiała.
–Dzięki.Chyba…
Mrugnął i odepchnął się od baru. Ściągnął ścierkę z ramienia, wziął płyn i popryskał blat. Chwilę
trwało,zanimmójmózgzacząłznówdziałać.Poprawiłamokulary.
–Wiesz,jateżchętniebymwtoweszła,alepotembyłobynaprawdędziwnie.
Nicksięzaśmiał.
–Tynaprawdęsypiaszzdziewczyną,apotemnigdysięjużniespotykacie?–Ciekawośćtopierwszy
stopieńdopiekła,alebyłamojąnajlepsząprzyjaciółką.
–Niewchodzęwzobowiązania.
–Drugiespotkanieniejestzobowiązaniem–przekonywałam,choćczułam,żetoniewłaściwalogika.
–Toznaczyrozumiem,żemożnazkimśniespaćwięcejniżraz,aleniewidywaćgo?
Obejrzałsięprzezramię.
–Jasne–mruknęłamipokręciłamgłową.–Amożejesteśpoprostułamaczemserc?
W odpowiedzi tylko się zaśmiał. Wkrótce potem zakończyliśmy bardzo dziwny wieczór U Mony. Ja
miałamklucze,więckiedywyszliśmy,niebardzozwracałamuwagęnato,cosiędziejenazewnątrz,za
bardzoszamotałamsięzzamkiem.Napoczątkupomyślałam,żeśmiejesięzemnie.Alejakjużwrzuciłam
ciężkibrelokdotorbyisięodwróciłam,zobaczyłam,ocomuchodziło.
–Co…?–zaczęłam,aleprzerwałam,bosercezaczęłomiwalić.
Obok mojego samochodu stał radiowóz, a o drzwi od strony pasażera opierał się superseksowny
policjant.Długienogiskrzyżowałwkostkach,aramionasplótłnaapetycznejpiersi.
CzekałnamnieReece.
Wpatrywałam się w niego na tym ciemnym parkingu i ostatnie, o czym myślałam, była moja lista
priorytetów. Oblepiło mnie duszne nocne powietrze, a on rozplótł nogi i oderwał się od samochodu.
Przyjrzałammusięodstópdogłów.Skupiłammyślinatym,wjakisposóbpoliester,zktóregouszytybył
jegomundur,przesuwamusiępoudach.
Boże,chodziłjakucieleśnieniechwały.Topowinnobyćzakazane.
Nicksięnachyliłiszepnąłmidoucha:
–Atogłównypowód,dlaczegonawetdociebieniestartuję.
Potknęłamsię.
–Cześć,stary.–KlepnąłReece’awramię,kiedyprzechodziłobok.–Spokojnejnocy.Dozobaczenia
wśrodę,Roxy!
–Papa.–NieodrywałamwzrokuodReece’a.Coonturobił,owpółdotrzeciejrano?Zresztątonie
pierwszyraz,kiedywychodziłamzbarupóźnoizastawałamgotu.Przedtamtąnocą,któraniepowinna
siębyłanigdywydarzyć,wpadałtakcojakiśczas,kiedypracowałnanocnązmianęizamierzałcośzjeść.
Aleniespodziewałamsię,żezrobitoznowu.
PopogrążonymwciszyparkingurozniósłsięrykmotoruNicka.Musiałamcośpowiedzieć,bostaliśmy
kilkametrówodsiebieitylkosięnasiebiegapiliśmy.
–Cześć.
Nooo,tomisięudało.
Lekkouniósłkącikust,awzrokopuścił.
– Co…? – roześmiał się, a ja poczułam, jakbym miała w brzuchu gniazdo motyli, które nagle
poderwałysiędolotu.
–Comasznapisanenakoszulce?
Teżspojrzałamwdółistarałamsięopanowaćwypełzającynaustauśmiech.
–Bawidamek.Aco?
Uniósłdługiegęsterzęsyiznówsięroześmiał,tymprzyjemnymlekkimśmiechem,którymmniejakby
otulał.
–Jesteś…Jesteśinna.
Przeniosłamciężarciałazjednejnoginadrugąizagryzłamwargi.
–Niejestempewna,czytodobrze,czymaszochotęuciekać?
Zrobiłkrokdoprzodu.Ręcemiałspuszczonewzdłużboków,aprawymprzedramieniemocierałsięo
rękojeśćsłużbowegopistoletu.Gwiazdanapiersilśniłajaśniejniżpowinnaiznajdowałasięakuratna
wysokościmojegowzroku.
–Todobrze.Tak.
Niepewniewciągnęłampowietrze,abalsamicznabryzazwiałaminatwarzpasmowłosów.Cosiętu
na litość boską dzieje? Rozejrzałam się po pustym parkingu i po samochodach wyjeżdżających spod
klubuzestriptizempodrugiejstronieulicy.–Maszprzerwęna…lancz?
–Tak.Pracujędosiódmejrano–odparł,apotemporuszyłsiętakszybko,żenawetniezauważyłam,
corobi,dopókiniepoczułamnapoliczkujegopalców.Chwyciłluźnykosmykwłosówiwetknąłmigoza
ucho,ajadosłownieniemogłamzłapaćtchu.Czułamjegodotyknadelikatnejskórzezauchem.Przeszył
mniesłodkidreszcz.
Mójpulskwalifikowałsięchybanaoddziałkardiologiczny.
–Acorobisztutaj?
Najegobajeczneustawstąpiłlekkiuśmiech.
– Wiesz co, na początku sam nie wiedziałem. Jeździłem po okolicy i myślałem o tym, że muszę coś
zjeść,apotemnaglezatrzymałemsięnatymparkinguiprzypominałemsobie,jaktorobiliśmykiedyś.
Wnętrzności zmieniły mi się w papkę, bo chociaż to było głupie, zdumiewało mnie, że naprawdę to
pamięta. Byłam pewna, że tylko ja przechowuję te wspomnienia. Spojrzałam na niego i poczułam, że
kręcimisięwgłowie,alenapewnoniemiałotonicwspólnegozupałemanijegowzrostem.
–Noi?
–Jesteśzmęczona?
Toniebyłaodpowiedźnamojepytanie,alepokręciłamgłową.
–Nie!
Spojrzałprostonamnieoczamitakniebieskimi,żewpółmrokuwydawałysięprawieczarne.
–Zacząłemmyśleć.Oróżnychzwariowanychsprawach.
Uniosłambrwi.
–Zwariowanychsprawach?
Pokiwałgłowąiuśmiechnąłsiętrochęszerzej.
–Zwariowanych,szalonychsprawach,naprzykładotym,czyniemoglibyśmyzacząćodnowa.
–Zacząćodnowa?–Zachowywałamsięjakzabawka,którapowtarzakażdeusłyszanesłowo.
–Tak.Tyija.
Tegosiędomyśliłam.
–Istwierdziłem,żetocholerniedobryplan–dodałiznalazłsięnagleokrokbliżej.Stałtakblisko,
jak wcześniej Nick, tylko że wtedy nie czułam zupełnie nic, a teraz milion rzeczy naraz, drażniących
zakończenianerwowe.–Mamnadzieje,żesięzgodzisz.
–Cotozaplan?
Znówwyciągnąłrękę,tymrazem,żebymipoprawićokulary.
–Zapomnijmyotamtejnocy.Wiem,żeniemożemyudawać,żetosięnigdyniestało,alepowiedziałaś,
że…Żeniezrobiłemciniczłego,awiem,żenieokłamałabyśmniewtakiejsprawie–mówił,amnie
serceopadłogdzieśdożołądka.Okłamać?Ja?!Wżyciu!–Alemożemyiśćdalejnaprzód,tak?
–Aledlaczego?–wypaliłam,aonuniósłjednąbrew.–Nie,złepytanie.Dlaczegoteraz?
Minęłachwila.
–Byliśmyprzyjaciółmiibędęztobąszczery,brakujemitego.Tęsknięzatobą.Ijestemzmęczonytą
tęsknotą.Dlategowłaśnieteraz.
Moje serce zaczęło skakać, jakby grało w klasy. Tęsknił za mną? Miał dość tęsknoty? O mój Boże.
Mój mózg nie nadążał. Nie miałam pojęcia, jak zareagować. Jedenaście miesięcy spędziłam na
ukrywaniu się przed nim i wyklinaniu go, a teraz zwyczajnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Żałował
nocy, która w zasadzie nigdy się nie wydarzyła, chciał, żeby się nie wydarzyła, ale był tutaj i chciał
zacząćodnowa.
Nadzieja. Boże, czułam w piersi budzącą się do życia iskierkę nadziei. Czułam się znów jak tamta
piętnastolatka, kiedy pierwszy raz uśmiechnął się do mnie ze swojego ogródka. Albo kiedy mnie
odprowadzałdoszkoły.Jakwtedy,gdymnieprzytuliłpopowrociezwojska.
Ijaktamtejnocy,kiedyodwiozłamgododomu.
Liczyłam, że w ciągu ostatnich jedenastu miesięcy unicestwiłam tę nadzieję, ale nie, wciąż tu była,
przeżyławbrewinstynktowisamozachowawczemu,wstydowiipoczuciuwiny.
– Czy to wystarczająco dobry powód? – Prowokował mnie tym pytaniem i miałam ochotę się
uśmiechnąć,alebyłamzbytzszokowana.
Muszęmupowiedzieć,cosięnaprawdęstałotamtejnocy.Wiedziałam,żemuszę,aleonchciałzacząć
od nowa, a jak mogłam zaczynać od nowa, od razu cofając się w przeszłość i to do nocy, którą chciał
usunąćzeswojejprzeszłości?
Jeszczerazpodniósłręceitymrazemodnalazłmojepalce.Splótłjezeswoimi.Mojeserceskończyło
zgrąwklasyiprzeszłodorobieniasaltawtył.Możenawetpookręgu.Lekkopociągnąłmniezarękę.
– Co ty na to? Zjesz ze mną lancz, kolację czy tam śniadanie? Jakkolwiek należy nazwać posiłek
jedzonyotrzeciejnadranem.Zjeszzemną?
Jakmogłampowiedziećcokolwiekinnegoniżtak?
Rozdział6
S
iedziałamzReece’emwcałodobowejjadłodajnikawałekzaMoną.Byłojakdawniej,ajednocześnie
obco.Jakbymwślizgnęłasięwżyciekogoś,kogoledwieznałam.
W jadłodajni było pusto, nie licząc stolika zajętego przez studentów robiących wszystko, żeby nie
wyglądaćnanadmierniepijanych,wtowarzystwiepolicjantaorazkilkutirowców.Kelnerkaprzyniosła
kawędlaReece’a,adlamniemrożonąherbatę.Zdecydowaliśmysięnaśniadanie.
Początkowo było trochę niezręcznie. Siedziałam naprzeciwko niego, po turecku, w jasnym świetle
jarzeniówek. Nerwowo przebierałam palcami dłoni trzymanej na kolanie. Nie wiedziałam, co
powiedziećanicorobić,więcwsłuchiwałamsięwtrzeszczącąrozmowędobiegającącopięćsekundz
radia,któremiałprzypiętenaramieniu.
Niezręcznąciszęprzerwałon.
–Widziałem,żeThomasmakolejnykolczykwarsenale?
Złapałamchłodnąszklankęikiwnęłamgłową.
– Taaa, w zeszłym tygodniu przekłuł brew. Za każdym razem, jak go widzę, mam ochotę wziąć
łańcuszekipołączyćkolczykzbrwizkolczykiemwnosieitymwwardze.
Reecesięzaśmiał.
–Pewnieniemiałbynicprzeciwko.Twójtatamówinaniego„MetalowaBuźka”.
Pokręciłamgłową.
–Zaparęmiesięcykończyosiemnaścielatiwmówiłrodzicom,żechcezrobićtatuażnatwarzy.Suwak
biegnącyodpotylicyprzezcałączaszkęikończącysięmiędzybrwiami.
Reeceszerokootworzyłoczy.
–Niemówipoważnie,prawda?
Roześmiałamsię.
– Nie sądzę. Musiałby w tym celu zgolić swoje śliczne loczki, więc nie wydaje mi się, żeby się
zdecydował.Obstawiam,żesięznimidroczy.Wkażdymrazie…–zamilkłam,kiedyrozległsięgłośny
huk.
Reeceoparłsięościankęboksu,wktórymsiedzieliśmy,ispojrzałnastolikstudentów.Jedenznich
rozlał napój, a dla reszty było to najwyraźniej szalenie zabawne, bo rżeli jak stado hien. Spojrzałam z
powrotemnaReece’a.Miałpięknyprofil.Stwierdziłam,żetoliniaszczękisprawia,żejegotwarzjest
takzjawiskowa.Łatwobyłobyuchwycićtęostrąkrawędźpociągnięciempędzlaalbowęglem.Właśnie!
Mogę narysować jego portret węglem! Nie, momencik. Przecież dodałam do swojej listy priorytetów
zaprzestanierysowaniajegoportretów.
Byłambeznadziejnawlistach…
Reece spojrzał z powrotem na mnie, a ja poczułam, że się czerwienię. Bo gapiłam się na niego
bezczelnie,aonmnieprzyłapał.Uśmiechnąłsięuroczo,chłopięco.Cośmisięroztrzepotałowpiersi.
–Całyczaszajmujeszsięgrafiką?
Żeco?Dopieropochwilizałapałam,żechodzimuocollege.
–Atak.Przerabiamprogramprzezinternet.Wtymsemestrzetylkodwaprzedmioty.–Wzdrygnęłam
się.–Techolernezajęciasąstraszniedrogie.
–Ilecijeszczezostało?
– Dwa lata. – Upiłam łyk herbaty. Ach, ten cukier! – Ponieważ przerabiam po dwa przedmioty na
semestr,czuję,jakbymszłatrasąwidokową,alejakjużskończę,to…
–Toco?
Otworzyłamusta,alepotemzmarszczyłamczoło.
–Wieszco?Dobrepytanie.Prawdęmówiąc,niemampojęcia.Będęsięmusiałazastanowić.
Zaśmiałsię,apotemoparłłokcienastole.
–Maszdwadzieściadwalata.Natymetapieniemusiszsięjeszczenadniczymzastanawiać.
Zrobiłamdziwnąminę.
–Mówisztak,jakbymchodziładoprzedszkola.Asammasztylkodwadzieściapięć.
Może zresztą miał rację, ale gdzieś w piersi zakłuło mnie z niepokoju. Czy jak skończę studia, będę
nadalpracowaćUMony?Irobićnabokuprojektystroninternetowych?Amożeposzukam„prawdziwej”
pracy, jak mi radzili niektórzy, szczególnie ci co bardziej wścibscy i chętnie wtrącający swoje trzy
grosze.–Lubiępracęwbarze.
– No i super. Jax jest świetnym szefem – powiedział Reece i przechylił głowę na bok. – A ty się
świetniedogadujeszzludźmi.
Wyszczerzyłamzęby:
–Idostajęzajebistenapiwki.
Powoliprzeniósłwzroknamojeusta,apotemwróciłnagórę.
–Niedziwięsię.
Tobyłsubtelnykomplement,alepoczułamwcałymcielewibracjeradości.Czyżbymtakdesperacko
potrzebowała pochwały, że gdybym miała ogon, to zaczęłabym nim merdać? A może chodziło o to, że
powiedziałtoReece?
Opuściłgęsterzęsyipowiekinamomentosłoniłyjegokobaltoweoczy.Kiedyznównamniespojrzał,
jegowzrokniemalpłonąłtąjegowyjątkowąintensywnością.
Nojasne,żetowszystkodlatego,żetoReece.Kogojachciałamoszukać?
Otrząsnęłam się z tych myśli. Wzięłam w palce papierek, z którego wyjęłam słomkę, i zaczęłam go
drzećnamałekawałeczki.
–Aleczytoniebeznadziejne,żezdobędędyplomgrafika,adalejbędępracowaćwbarze?
– A czy nie będzie beznadziejne, jeśli zrezygnujesz z czegoś, co ci sprawia przyjemność, żeby robić
coś,cocięniecieszy?
Bezgłośnieotworzyłamusta.Fakt,sformułowanewtensposóbnaprawdędomnieprzemawiało.
–Apamiętasz,jakmójojczymświrował,jaksięokazało,żeanija,animójbratniemamyzamiaruiść
nastudia?
Pokiwałam głową. Ani Colton, jego brat, ani Reece, nie mieli ambicji zdobycia wykształcenia
uniwersyteckiego. Richard, ich ojczym, nie mógł tego pojąć, szczególnie że sam był prawnikiem i miał
wyższewykształcenie.
–Ajadodzisiajnieżałuję,żeniepostawiłemnogiwcollege’u.Cieszęsię,żewstąpiłemdomarines,
a potem zająłem się tym. – Wzruszył ramieniem. – Praca policjanta daje mi satysfakcję, nawet jeśli
zdarzająsięchwile…–zamilkł,apotwarzyprzemknąłmucień.Wstrzymałamoddechipomyślałam,że
powieotym,cosięstało.Ostrzelaninie,którawywróciłajegożyciedogórynogami.
Zerknęłam na niego i przypomniałam sobie, jaki był przybity półtora roku temu. A kto wie, co go
spotkało na wojnie? Wiedziałam tylko, że został ranny, ale nawet nie chciałam o tym myśleć. Dlatego
wróciłdodomu,alestrzelanina,wktórąwplątałsięjużjakopolicjant,mocnonimwstrząsnęła.Chociaż
mnienieodepchnął,ztejrównipochyłejściągnąłgoJax.
–Chociażbywakurewskociężko,nieżałuję.
Z jakiegoś powodu żałowałam, że nie wspomniał o tym, co było ciężkie. Chociaż pozwalał mi być
blisko,kiedysięztymmierzył,nigdyotymniemówił.Iwyglądałonato,żenadalniemówi.
–Niewszyscymusząrobićtosamo,żebyczućsatysfakcję–kontynuował.–Richardowizajęłotrochę
czasu, zanim się z tym pogodził, ale ogarnął temat i jest w porządku, bo wie, że Colton i ja jesteśmy
szczęśliwi. – Zamilkł na chwilę. – A wiem, że twoi rodzice nie mieliby nic przeciwko temu, żebyś
pracowałaUMonyalbogdziekolwiekindziej.Bylebyśbyłaszczęśliwa.
–Wiem.–Itobyłanajprawdziwszaprawda.
Wyciągnął rękę nad stołem i oplótł długie palce wokół mojego nadgarstka. Powoli odciągnął moją
rękęodkupkiskrawkówpapieru,któreprodukowałam.
–NiemusiszprzeżywaćżyciazaCharliego.
Mojaszczękauderzyłaostolik.
–To,żeonniepójdziedocollege’u,nieznaczy,żetymusisziść.–Odwróciłmojądłońwnętrzemdo
góryiprzesuwałmikciukiemponadgarstku.–Onbytegoniechciał.–Tylerazyzastanawiałamsię,coja
dodiabłarobięidlaczego,aReecesformułowałtowkilkusłowach,choćodrokuniezamieniliśmyani
słowa.Zszokowałmnie,boniechciałamprzedsobąprzyznać,dlaczegorobiępewnerzeczy.
Albodlaczegonierobięinnych.
Kolejne muśnięcie jego kciuka zwróciło moją uwagę. Opuszki palców miał twarde. Wiedziałam, że
częstoużywarąk.Ażsięwiłamnasiedzeniu,taknamniedziałałkontrastmiędzyszorstkimdotykiema
posuwistymiruchamiigładkimisłowami.
Zanim jednak zdążyłam wymyślić, co na to powiedzieć, przyszło nasze jedzenie i puścił moją rękę,
choćpowoli.Doostatniejchwiliprzesuwałpalcamipomojejdłoni.Niepotrafiłamstłumićdreszczu.
Zmieniliśmytematnaznacznielżejszy.
–Jakobstawiasz,ileJaxwytrzyma,zanimwrócidoShepherd?–spytałizanurzyłkawałekchlebaw
sosie.
Roześmiałamsięipodniosłamkawałekbekonu.
–Nickteżsięnadtymzastanawia.Powinienwrócićwpołowieprzyszłegotygodnia,alewątpię,żeby
wytrzymałtutajchociażtydzień.
–Jateż.
–Sądlasiebiestworzeni.
–Prawda–zgodziłsię.–Jaxnatozasługuje.
Dochodziłaczwarta,jakskończyliśmyjeść.Reecemusiałwracaćnasłużbę.Zająłsięrachunkiemiz
chytrymuśmieszkiemzlekceważyłmojeprotesty.Znówsiępoczułam,jakbymmiałaszesnaścielat.
Odprowadziłmniedosamochodu,zaparkowanegotużobokjegoradiowozu.
–Pojadęzatobądodomu–powiedziałiotworzyłprzedemnądrzwi.
Zamrugałam.
–Coty,niemusisz!
– Znów jestem na nasłuchu, jak coś się będzie działo, przyjmę wezwanie. Ale to i tak się liczy jako
patrol, więc nie ma sprawy. – Położył mi rękę na ramieniu i spojrzał prosto w oczy. – Jest późno.
Mieszkasz sama. Pojadę z tobą do domu i upewnię się, że nic ci nie jest. Możesz albo nie mieć nic
przeciwkotemu,albobędęjechałzatobąjakjakiśdegenerat.
Uniosłambrwi.
TenprzeklętyuśmieszekpowróciłiReecezadarłbrodę.
–Więcniedopuśćdotego.
Roześmiałamsię.
– Dobrze. Jedź za mną. – Zaczęłam już wsiadać za kierownicę, ale jeszcze na niego spojrzałam. –
Degeneracie!
Wyszczerzyłamzęby,kiedysięzacząłśmiać,apotemprzezcałądrogęmiałamochotęwalićgłowąw
kierownicę.Cojarobiłam?!Czynaprawdębyłamradosnaibeztroska?Możeichciałzacząćodnowa,
aletonieoznaczałonicwięcejniżprzyjaźń.Choćprzecieżtoitakświetnie.Iniebyłoniczłegowtym,
żebyłam…szczęśliwaiżeprzestałamsięwściekaćiwogóleodpuściłam.Bezproblemumogliśmyznów
sięprzyjaźnić.
Niechtylkoprzestaniesiętakuśmiechaćimniedotykać.Strefaprzyjaźniwykluczadotyk.
Zaparkowałam przy krawężniku, a radiowóz stanął tuż za mną. Nawet się nie zdziwiłam, że kiedy
wysiadłamzsamochodu,onjużnamnieczekał.
–Odprowadziszmniedodrzwi?–spytałamiprzewiesiłamtorbęprzezramię.
–Oczywiście.–Zamknąłzamną.–Przecieżodtegojestem,żebychronićisłużyć.
Uniosłambrew.
Położyłmirękęniskonaplecach,awpowietrzuuniósłsięzapachpóźnychróż,którehodowałapani
Silver.Lekkomniepopchnąłpokamiennejścieżce.Czułamjegorękętakwyraźnie,jakbyniedzieliłajej
odmojejskórycienkakoszulka.Całazasadaniedotykaniaposzłasiępaść.
UpaństwaSilverówbyłociemno,uJamesaiMiriamteż,tylkowmieszkaniunademnąpaliłosięmałe
żółte światełko. Muszę któregoś dnia iść i się przedstawić. Dopisałam to do wiecznie się zmieniającej
listypriorytetów.
Zatrzymałam się przy drzwiach i zaczęłam szukać w torbie kluczy. Jednocześnie starałam się nie
zwracaćuwagi,żewciążtrzymamirękęnaplecachistoitakbliskomnie,żeprawymudemniemalociera
sięomojebiodro.
Zerknęłam na niego i ostro wciągnęłam powietrze. W głowie szalało mi tyle myśli, że nie byłam w
staniesformułowaćjednegosensownegozdania.
–Noiwidzisz,całoizdrowodotarłaśdodomu–rzuciłlekko.
Wbalsamicznympowietrzumojaskórabyłaażzaciepła.
–Tylkodziękitobie!
–Jednaksięnacośprzydałem.
– Przydajesz się do wielu rzeczy. – Kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, zabrzmiały znacznie
perwersyjniej,niżkiedyobracałamjewgłowie.
Wciemnościprawieniewidziałamjegominy,aleodwróciłsiętak,żestaliśmytwarząwtwarz.Przy
okazjiprzejechałrękązmoichplecównabiodro.
–Ech,Roxy,takbymchciałmócwierzyć,żewiesz,wczymjestemdobry.
Auć!Nodobra,terazjużmiałampewność,żetozabrzmiałoperwersyjnie,boonsięodnosiłdotamtej
nocy,aprzecieżmieliśmyjużdotegoniewracać.Alenie,tkwiliśmywsamymśrodkutegoburdelu.Mało
tego,jastraciłampanowanienadjęzykiem.
–Byłeśdobry–zapewniłam,boprzypomniałamsobie,jakmniecałował.Pijanyjakłopataczynie,ale
tengośćumiałsięcałować.–Naprawdębardzodobry.
Uniósł kąciki tych przeklętych ust, a moje dziewczyńskie części ciała oszalały i zaczęły skandować,
żebyprzesunąłrękękilkacentymetrówwlewo,apotemwdół.
–Noproszę!Apodobnorównieżniewielepamiętasz?
Tak,taktwierdziłam.Terazdomniedotarło,żemyślimyoróżnychrzeczach.Jaocałowaniu,aono
seksie.Muszęmupowiedzieć,cosięwtedystało.
–Reece,słuchaj…
–Chciałbymcośwyjaśnić–wtrącił.Przechyliłgłowę,akiedyznówsięodezwał,czułamnapoliczku
jegooddech.–Powiedziałemci,żezatobątęskniłemiżejużskończyłemztymtęsknieniem.
Miałampustowgłowie.
–Notak.
–Aletoniewszystko–kontynuował,amojesercezaczęłowalićjakmłotem.–Międzynamicośjest.
Możeibyłemwtedypijany,aletobysięniestało,gdybynicniebyło.
–Zaczekaj.Przecieżmówiłeś,żeżałujesztamtejnocy.Żewolałbyś…
–Wolałbym,żebysięniewydarzyła,tak.Aletylkodlatego,żechcępamiętaćpierwszyraz,kiedyw
ciebie wejdę. Każdą sekundę wchodzenia w ciebie, centymetr po centymetrze. Chcę mieć to
wspomnienie,skarbie.Dlategożałujęidlategozamierzamtęsytuacjęnaprawić.
OświętyJezu,odtychsłówzaczęłampłonąć.Byłamtakrozpalona,żenawetniezwróciłamuwagina
fakt,żeonnigdywemnieniebył.Żadenfacet,naweton,nigdytakdomnieniemówił.
Podobałomisięto.
Imoimdziewczyńskimczęściomciałateż.
Katiemikiedyśopowiadała,żeznałafaceta,przyktórymbyłamokraodsamegosłuchaniago.Wtedy
jejniewierzyłam,aleterazjużtak.Tak,zdecydowanie!Tojużniebyłotylkotakiegadanie.Wiedziałam,
żetomożliwe…Chwileczkę.Zamierzałnaprawićtęsytuację?!
–Wiesz,naconajtrudniejmisiępatrzyłoprzezostatnichjedenaściemiesięcy?
–Nie–szepnęłam.
Odezwałsięniskim,dudniącymgłosem.
–Naciebiewtowarzystwiefacetów,którzyniebyliwarcichoćbyminutytwojegoczasu.Całyczassię
zastanawiałem,dlaczegomasztakigównianygust.
Jużmiałamzacząćbronićswojegogustu,alesiępowstrzymałam.Nofakt,paruostatnichokazałosię
marnych.NawetniemówięoDeanie.Onbyłtylko…bleeee.Nudny.
–Przedemnąuciekałaś,aztymigłąbamichodziłaśnarandki.
–Atyjesteśwartmojegoczasu?–Niemogłamsiępowstrzymaćprzedzadaniemtegopytania.
Wykrzywiłustazprzekonaniem,aroganckoinieznośnieseksownie.
–Nawetniemaszpojęcia,skarbie,jakbardzojestemwarttwojegoczasu.–Uścisnąłmniemocniej.–
Jasięniechcęztobątylkoprzyjaźnić.Nie,napewnonie,alejeślitobietowystarczy,jakośztymbędę
żył.Alemuszęcitopowiedzieć.Żebyśmyobojewszystkowiedzieli.Żebyświedziała,czegochcę.
Radio na jego ramieniu zabzyczało i dyspozytorka wezwała patrole do wypadku samochodowego w
jakiejś bocznej drodze niedaleko stąd. Nie spuszczając ze mnie wzroku, sięgnął ręką i nacisnął guzik,
któregonawetniewidziałam.
–Zgłaszasiętrzy-zero-jeden–zameldował.–Jestemwdrodze.
Cofnąłrękę,apotemzwróciłsięznówdomnie:
–Poprostuotympomyśl.–Następniepochyliłgłowęiprzesunąłustamizmojegopoliczkanaskroń.
Pocałowałmnieuroczoistanowczozaszybko.–Aterazładujswójsłodkityłeczekdodomu.
Woszołomieniuzrobiłam,cokazał.Odwróciłamsięwdrzwiach,aonbyłjużwdrodzedoradiowozu.
–Reece!
Obróciłsięprzezramię.
–Co?
Policzkimizapłonęły.
–Uważajnasiebie.
Niewidziałamuśmiechu,alesłyszałamuśmiechwjegogłosie:
–Jakzawsze,skarbie.
Iodjechał.
Przeszył mnie rozkoszny deszcz, silniejszy niż zapamiętałam. Czułam się, jakbym miała na języku
cukrowąpolewę.Zamknęłamzasobądrzwiibyłomitaklekko,żebyłamokrokodrozłożeniaramionjak
ta laska z Dźwięków muzyki i wirowania po przedpokoju. Ale nagle stanęłam jak wryta. Z kuchni
dobiegałniskipomruk,jakbysilnikalbowłączonamaszyna.
Wjednejchwilizapomniałamonie-chcę-się-tylko-przyjaźnićicałejreszcie.Błyskawiczniezapaliłam
światło.Żołądekmisięściskał,kiedydotarłamdokuchniiszybkonamacałamwłącznikświatła.
Zrobiło się jasno, a ja zaczęłam przeczesywać kuchnię wzrokiem, szukając źródła dźwięku.
Natychmiastjezresztąznalazłam.
–Cholera,cojest?–mruknęłamdosiebie.
Naprzeciwko mnie spokojnie działała zmywarka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że
przedwyjściemdopracyjejniewłączałam.Zresztą,nawet,gdybymwłączyła,niedziałałabytakdługo.
Gapiłamsięnanią,amikroskopijnewłoskinakarkustawałymidęba.
Beztchupodkradłamsiędomaszyny,jakbymsięspodziewała,żeożyjeizacznieśpiewaćjaksprzęty
kuchenne w Pięknej i Bestii. Z trudem przełknęłam ślinę, złapałam palcami uchwyt i szarpnęłam,
przerywająccyklmycia.
Buchnęłapara,ajaszybkocofnęłamrękę.Drzwiczkizaskrzypiałyisięotworzyły.Wśrodkubyłytylko
dwierzeczy.Filiżanka,wktórejpiłamherbatęprzedwyjściemdopracy,italerzyk,naktórympołożyłam
śniadaniowegoprecla.
Nicwięcej.
Zostawiłamdrzwiczkiotwarte,apotemsięwycofałam,kręcącgłową.Nicnierozumiałam.Czyżbym
przypadkiem włączyła timer? Brzmiało prawdopodobnie, tylko że nie miałam pojęcia, jak się ustawia
włączanieodanejgodzinie.
Splotłam ramiona na piersi, a po plecach przeleciał mi lodowaty dreszcz. Obróciłam się wkoło i
zajrzałam w każdy kąt i zakamarek kuchni. Potem, w lekkiej, oględnie mówiąc, panice, przemknęłam
przez kuchnię, zostawiłam wszystkie światła zapalone i biegłam, aż znalazłam się w sypialni. Gdzie
natychmiastzamknęłamsięnaklucz.
Rozdział7
W
ierzyszjeszczewduchy?–spytałamCharliego.
Patrzyłprostoprzedsiebiewoknoiniereagował,alejabyłamniezmordowana.Zupełniejaktalaska
zfilmu,októrymwszyscymówili.Niepamiętałam,jaksięnazywała,alegrałtamTheoJamesitylkoto
sięliczyło.
–Pamiętam,jaksiębawiliśmyplansząOuija–ciągnęłam.Usiadłamnafotelunaprzeciwkoniego.Nogi
splotłampodtyłkiem.–Tylkożemieliśmywtedytrzynaścielat,arokwcześniejbyliśmyprzekonani,że
widzieliśmychupacabrę,aledobrą.Itakmisięwydaje,żemojemieszkaniejestnawiedzone.
Charliepowolizamrugał.
Wzięłamgłębokiwdech.
– W zeszłą sobotę znalazłam pilota do telewizora w lodówce, a jak wróciłam do domu z nocnej
zmiany, chodziła zmywarka. Potem, po zmianie w czwartek, działał telewizor w sypialni. Jak
wychodziłam,byłwyłączony.Więcalbomamducha,albomieszkatamopróczmniektoś,okimniewiem,
albomiodbija.Tak,niemusiszdodawać,żetoostatnieniejestwcalenieprawdopodobne.
Mój nerwowy śmiech rozniósł się echem po cichym pokoju i mnie samą zestresował. Prawda była
taka, że cokolwiek się działo w moim mieszkaniu, byłam tym nieźle przerażona. Powiedziałam o tym
mamie,jakdzisiajzniąrozmawiałampodrodzedoCharliego.Onaniemiaławątpliwości,żetoduch.A
chociaż ja nigdy nie widziałam ducha, wierzyłam w nie. No bo naprawdę, stanowczo zbyt wielu
racjonalnych, zdrowych i normalnych ludzi na całym świecie twierdziło, że widziało ducha, żeby
przynajmniej niektóre przypadki nie były prawdziwe. Ale nigdy wcześniej nic się nie działo w moim
mieszkaniu.Dlaczegotocośsięuaktywniłowłaśnieteraz?Amożejednakzdarzałosięcośiwcześniej,
tylkojaniezauważyłam?Boże,ażmisięrobiłosłabonamyśl,żemójdomjestnawiedzony.
Przy okazji najbliższych zakupów muszę kupić sól. Najlepiej całe wiadro. Chłopakom w Nie z tego
światasólpomagała.
WestchnęłamipokazałamCharliemuobrazek,któryprzyniosłam.Znówpejzaż,plażaRehoboth,gdzie
moi rodzice zabierali nas latem. Piasek błyszczał na płótnie, jakbym rozsypała na nim tysiące
brylancików.Oceanmalowałomisięprzyjemnie,aleniewyglądałdokońcarealistycznie.
BoniebyłooceanutakgłębokiegojakoczyReece’a.
Nonie,ratunku!
Charlie nie zwrócił uwagi na obrazek, więc wstałam i poszłam przypiąć go do ściany, tuż obok
tamtego z Devil’s Den. Potem się odwróciłam i potarłam twarz dłońmi. Czułam się dziwnie bez
okularów.Jakbymbyłanaga.Mmm,naga.ZnówprzyszedłmidogłowyReece.
Boże,naprawdępotrzebowałampomocy.
Opuściłamręceipowstrzymałamsięododruchuwyrżnięciagłowąwścianę.Stałamtakkilkasekundi
czekałamwnadziei,żeCharliesięodwróciinamniespojrzy,chociażnamoment.Aletegoniezrobił.
– Reece chce zapomnieć o tamtej nocy – ogłosiłam przed cichym pokojem. Oczywiście Charlie
wiedział o wszystkim, co się wtedy stało i co się nie stało. – Wyjaśnił, o co mu chodziło w kwestii
żałowania.Tobytrochęrozładowałosytuację–roześmiałamsię–gdybytowyjaśniłwtedy.Iniechce
sięzemnątylkoprzyjaźnić.Tozaznaczyłstanowczo.Powiedział…żejestwartmojegoczasu.
Wyobraziłamsobie,żeCharliesięztymzgadza.
Wróciłamdofotelaiopadłamnasiedzisko.
–Aleniepowiedział,żechcebyćmoimchłopakiemaniżechceiśćzemnąnarandkę.Niezaszliśmyaż
tak daleko, ale w środę wieczorem przyszedł do baru i gadaliśmy tak, jak kiedyś. Flirtował ze mną. –
Przyciągnęłamkolanadopiersiipołożyłamnanichpoliczek.Zamknęłamoczyiznowuwestchnęłam.–A
jamuniepowiedziałam,cosięnaprawdęstało.Wiesz,jakonnienawidzikłamstwa.Alepozatymkiedy
mumiałampowiedzieć?„Słuchaj,atakwogóle,towcalemnieniezaliczyłeś!”Tyleczasujużminęło,że
trudnodotegowracać.
Charlie nic nie powiedział, ale wiedziałam, że gdyby mógł mówić, przyznałby mi rację. Jedenaście
miesięcy nieodzywania się do siebie nie było takie proste do przeskoczenia, ale nawet, gdyby to
rozumiał,topewnie–gdybytylkomógł–kazałbymisięprzyznać.
Przemawiałamtakwpróżnięjeszczeprzezchwilę,anastępniesięgnęłampoKsiężycwnowiuiprzez
resztę wizyty czytałam na głos. Potem schowałam podniszczony egzemplarz do torby i zaczęłam się
zbierać.
Charliebyłjedynąosobąspozamojejrodziny,którąnaprawdękochałam,aprzeszłamznimtyle,że…
Myśl o pokochaniu kogoś tak bardzo jak jego i doświadczaniu znów tego samego bólu szczerze mnie
przerażała.
Cholera.
Jeślimiałabymbyćzesobąszczera,topewniestądsiębrałmójkiepskigustcodofacetów.Żadennie
rokowałnadłuższąmetę.Żadenniestanowiłzagrożeniadlamojegoserca,żadenzwyjątkiemReece’a,a
on zawsze był w zasięgu ręki. I nawet, gdyby chciał się ze mną bzyknąć, to jak tylko się dowie, że
skłamałam,nastąpikoniec,więcwpewnymsensieionbyłbezpiecznymwyborem.Ktoś,kogopożądałam
iokimmarzyłam,aleitakzawszewiedziałam,żewyślizgniemisięzpalców,zanimjezacisnę.
StałamobokCharliegoiniemogłamoderwaćodniegowzroku.Cieniepodoczamimiałgłębsze,kości
policzkoweostrzejsze.Wciągutygodniazrobiłsięjeszczedrobniejszyibardziejkruchy.Nawetwłosy
naskroniachwydawałysięcieńsze.
Poczuciewinyścisnęłomniewżołądkuiniemogłamsiępowstrzymaćodmyśli,żenieskończyłbytak,
gdybym tamtej nocy trzymała język za zębami. Tylko po prostu się odwróciła i odeszła od Henry’ego
Williamsaijegokumpli.Gdybymniedałasięsprowokowaćchamskimdocinkom.Toniejapodniosłam
kamieńiniejagorzuciłam,aleodegrałamswojąrolę.
ACharliezatopłacił.
Przeszłamiprzezgłowęstraszliwa,potwornamyśl.Niechciałamjejnawetdomyślećdokońca,aleza
późno,jużsiępojawiła.Zakryłamdłoniąustaistłumiłamzdławionydźwięk.
Czybyłobydlaniegolepiej,gdybytegonieprzeżył?
Boże, nie mogłam uwierzyć, że w ogóle przyszło mi to do głowy. To było złe! Byłam strasznym
człowiekiem.Ajednakjakiśgłospodszeptywałmiróżnerzeczy,choćkazałammumilczeć.
Czytowogólebyłożycie?
Ba, pytanie stulecia! Stałam tak i myślałam o tym, co mi powiedział Reece. Że żyję za Charliego.
Gdybym usposobiła się naprawdę głęboko refleksyjnie i postanowiła być ze sobą absolutnie szczera,
musiałabymprzyznać,żepewnedecyzjepodjęłamwłaśniedlatego,żeCharlieniemógł.
Imoże…możedlatego,że…
Nie,tejmyśliteżniemogłamdokończyć.
Poczułamwbrzuchukłębowiskobezradności.Kiedyzajrzałamdopokojupielęgniarek,siostraVenter
wyjaśniła, że wciąż mają problem z żywieniem Charliego. Dała mi miseczkę tłuczonych ziemniaków,
które normalnie jadał, a ja przez większość wizyty starałam się go nakarmić, ale bez skutku. Jeśli to
będzietrwało,wejdąznówzsondą,możejeszczewtenweekend,ajemusiętowogóleniepodobało.
Ostatnimrazemzdołałwyrwaćkońcówkęimusiałbyćwiązany.Nicniemogłamzrobić,żebymupomóc,
alemusiałamprzynajmniejspróbować.
Podniosłammiseczkęiplastikowąłyżkęinabrałamtrochębiałejbrei.Jaktylkołyżkaznalazłasięna
wysokości jego twarzy, odwrócił się. Nie rozumiałam tego. Nie zauważał mnie, ale jedzenie widział i
reagowałniechęcią.Przepychaliśmysiętakprzezdziesięćminut,ażwkońcuodstawiłammiskęnastolik.
Wsunęłamsięmiędzyjegokolanaioknoiuklękłam.
– Słuchaj Charlie, musisz coś dla mnie zrobić. – Spojrzeliśmy sobie w oczy i odczułam to jak cios
pięściąwżołądek,bochociażnamniepatrzył,niewidziałmnie.Emocjeuwięzłymiwgardle.–Musisz
jeść,słyszysz?Jakprzyniosąciwieczoremkolację,tomusiszjązjeść.
Nabeznamiętnejtwarzyniepojawiłasięnawetiskraemocji.
–Jakniebędzieszjadł,zacznąciękarmićprzezsondę.Pamiętasz,jaktegopoprzednionieznosiłeś?–
Wyciągnęłamręceizłapałamgozapoliczki,aletylkosięskrzywił,nicwięcej.–Jedz,Charlie,proszę
cię.
Pocałowałamgowczołoiwstałam.
–Przyjdęznowuwpiątek,skarbie.
SiostraVenterczekałanazewnątrz.Ciemnewłosyprzetykanelekkosiwiznąspięławciasnykoczek.
Pomyślałam,żeczeka,żebysiędowiedzieć,czycośsięzmieniłowzachowaniuCharliego.
– Jest tak samo, jak przez ostatni miesiąc – zaczęłam, kiedy ruszyłyśmy szerokim korytarzem. – Nie
zjadłziemniaków.Wogóletegonierozumiem.Kompletnienamnieniereaguje,alejakłyżkalądujew
pobliżu,zaczynareagowaćjakszalony.
–Roxy….
–Kiedyślubiłtakiejogurtyzkuleczkami–podsunęłam,gdyzbliżyłyśmysięjużdopodwójnychdrzwi
dopoczekalni.–Możejutroprzedpracąpodrzuciłabymtakie?Mamczas.
–Skarbie–złapałamniedelikatniezarękę.–Wiem,żeCharlielubiłkiedyświelerzeczy,ale…On
niejestjużtamtymCharliem.
–Charlie…–Zamyśliłamsięnachwilę,apotemszarpnęłamjązarękę.–Wiem,żejużniejesttaki
sam,ale…towciążCharlie.
Wzmarszczkachwokółjejoczuiustzauważyłamwspółczucie.
–Wiem,kochanie,aletoniewszystko.
Cokolwiekmiaładopowiedzenia,niemiałamochotytegowtejchwilisłuchać.Pewniechodziłojejo
sondę,ajaniemogłamotymterazmyśleć,bowiedziałam,jakCharliezareaguje.Orazżejegorodziców
tuniebędzieitegoniezobaczą.Czasemsięzastanawiałam,czyonichwogóleobchodzi.
Odwróciłamwzrokiotworzyłamdrzwi.
Iwtedycałyświatsięzatrzymał.
Na tej samej kanapie, na której siedziałam zaledwie parę godzin wcześniej, siedział teraz Henry
Williams.Pasektorbywyślizgnąłmisięzrękiizhukiemgruchnęłaoziemię.Stałamjakwmurowana.
–Chciałamcipowiedzieć–szepnęłasiostraVenter–żeprzyszedł.
Henry wstał. Urósł, odkąd go widziałam ostatnio. Wtedy był przeciętnego wzrostu, miał z metr
siedemdziesiątpięć.Terazdobiłdojakichśstuosiemdziesięciupięciucentymetrów.
Nieżebymnietowogóleobchodziło,alewidziałam,żewięzienienieobeszłosięznimłagodnie.
Ciemnewłosygoliłtużprzyskórze,ajegoskórabyłaznaczniebledsza,niżzapamiętałam.Chociażz
drugiejstronywwięzieniuchybaniezbytczęstowidujesięsłońce.Podoczamimiałworkiiwyglądałna
starszegoniżbył,chociażmógłmiećnajwyżejdwadzieściaczterylata.Noibyłznaczniepokaźniejszy.
Tozabrzmistraszniestereotypowo,alewidziałam,żemusiałostropakowaćzakratkami,bobiałakoszula
rozciągałamusięnaramionachjaknigdywcześniej.
Wpatrywałamsięwniegoiniemogłamwykonaćanijednegoruchu.
Otarłręceonogawkispodenekwkolorzekhaki.
–Roxanne–odezwałsię,amnieskóratakścierpła,jakbyprzebiegłoponiejstadokaraluchów.
Czułam, że chciałabym wybiec, polecieć do drzwi i odbiec tak daleko od Henry’ego, jak tylko się
dało,aleniemogłam.Ontunieprzyszedłdlamnie.ChciałsięzobaczyćzCharliem,ajaniczymmatka
niedźwiedzicazamierzałamdotegoniedopuścić.
Mięśniemisięodblokowały,więcruszyłamistanęłampośrodkupodwójnychdrzwi.
–Niejesteśtumilewidziany.
Niezaskoczyłamgo.
–Nieliczyłemnato.
– Więc co tu robisz? – dopytywałam, zaciskając dłonie w pięści. – To ostatnie miejsce, gdzie
powinieneśprzyłazić.
Zerknął na siostrę Venter. Na szczęście w poczekalni nie było chwilowo nikogo więcej, ale to się
mogłowkażdejchwilizmienić.
–Wiem.Niechcęzaczynać…
–Niepowinnicięwypuścićzwięzienia.Iletamsiedziałeś?Pięćlatijużsobiechodziszpoświecie,a
Charlie stracił wszystko. – Pokręciłam głową, oddychając ciężko. To było takie cholernie
niesprawiedliwe.–Niezobaczyszsięznim.
–Roxy–odezwałasięcichosiostraVenter.–Napewnozdajeszsobiesprawę,że…
Odwróciłamsiędoniejgwałtownie.
– Czyli pani z tym nie ma problemu? Trzyma pani jego stronę? – Zdrada smakowała gorzko.
Wiedziałam, że to nieracjonalne zachowanie. Ona tylko wykonywała swoją pracę, ale frustracja i
bezradność przejęły nade mną kontrolę. Miałam gdzieś jej pracę. Interesowało mnie tylko, jakie to
strasznienieuczciwewobecCharliego.
Zewspółczuciemściągnęłabrwi.
– Nie trzymam niczyjej strony. Rodzice Charliego, czyli jego prawni opiekunowie, wyrazili zgodę.
WięcoileCharlieniezaprotestuje,choćwiem,jaktoniedorzeczniebrzmi,wolnomuwejść.
Otworzyłamusta.
–Charlieodsześciulatniepowiedziałwięcejjakjednozdanie!Aterazmawyrazićniezadowolenie?!
–Znówsięobróciłam,tymrazemdoHenry’ego.–Wiedziałeśotym?Żeonodlatniemówi?
Odwróciłwzrok.Drgałmumięsieńwszczęce.
Zrobiłamkrokdoprzodu.
–Co?Trudnosiętegosłucha?Botymutozrobiłeś?
–Roxanne.–SiostraVenterzłapałamniechłodnądłoniązarękę.–Myślę,żenajlepiejbędzie,jakjuż
pójdzieszdodomu.
Wyrwałamjejrękęizaledwiesekundydzieliłymnieodwybuchuwściekłychbluzgówiprzekleństw,
ale spojrzałam jej w oczy rozszalałym wzrokiem. Nie tylko na mnie patrzyła, ale błagała mnie, żebym
odpuściłaiposzłasobiestąd,boonaitaknicniemożezrobić.
Jateżniemogłam.
Wzięłamkilkagłębokichwdechów,którenicniezmieniły.Zdołałamtylkokiwnąćwjejstronęgłową.
Wzięłamtorbęiruszyłamjakprzezruchomepiaski.Każdakomórkamojegociaładomagałasię,żebym
nie wychodziła z tego budynku, ale wyszłam. Zmobilizowałam resztki rozsądku, które mi jeszcze
pozostały, i się stamtąd wyniosłam. Znalazłam się pod pochmurnym niebem, a potem ruszyłam przez
parking.
–Roxanne.
Szerokootworzyłamoczy.Japierdolę,nie.Odwróciłamsięcałkiemogłupiała.
TużzamnąstałHenry.
–Wiem,żejesteśzła…
–Jakizciebie,kurwa,obserwator!
Zignorowałtęuwagę.
–Maszprawo.
Wpatrywałamsięwniegoiwiedziałam,żejeślinatychmiastniewymiksujęsięztejsytuacji,zrobię
cośgłupiego,aciemne,nabrzmiałechmurysięrozstąpią.
–Dajmispokój–warknęłam.Zacisnęłamrękęnatorbieiznówsięobróciłam.Potemprzyśpieszyłam
krokuiwyszłamzzastojącegonaparkinguvana.
Przez niebo przeleciał piorun, a potem rozległ się grzmot, tak głośny, że aż zadudnił mi w żebrach.
Zaraznastępnachmurarozświetliłasięjakkuladyskotekowa,więcskupiłamsięnaliczeniu,ilesekund
upłyniemiędzybłyskiemagrzmotem.
Iwtedyzobaczyłamswójsamochód.
Nawet nie tyle. Zobaczyłam, kto zaparkował obok mojego auta. To był stary mustang.
Wiśniowoczerwony samochód wyciągnięty żywcem z lat siedemdziesiątych. Rozpoznałam tablicę
rejestracyjną.BBRB.
BadBoysAreBetter.
Niewierzę.TosamochódHenry’ego.Tensam,którymjeździłwliceumiktóryodnowilizojcem.Ten
sam,którymrozbijałsięzkumplamipomieścieinaktórypodrywalilaski,jakwjakimśnędznymfilmie.
Wyszedłzwięzieniapotym,jakzniszczyłmojemunajlepszemuprzyjacielowiżycieiodrazuwsiadł
doswojegopieprzonego,głupiegosamochodu,doswojejdumyichwały,którajużnaniegoczekała.
–Dajmikilkasekund,proszę.Niechcęnicwięcej.–Złapałmniezarękę.
Wtedysięskończyło.
Furiaeksplodowała,jakbyktośrzuciłzapalonązapałkęwkałużębenzyny.Mójmózgprzestałdziałać,
a zdrowy rozsądek opuścił lokal. Nie myślałam w ogóle, czułam tylko gniew. Byłam tak wściekła, że
czułam, jakbym opuściła swoje ciało. Wsadziłam rękę do torby i wyciągnęłam pierwszy zwarty
przedmiot,najakitrafiłam,apotemzamachnęłamsięjakmiotaczwczasiemeczubejsbolowego.
Ciężkie wydanie Księżyca w nowiu, w twardej oprawie, pomknęło jak kamień – jak tamten kamień,
któryzniszczyłczłowieka–izderzyłosięzszybąmustanga.
Szkłopopękało.
Jaknaszeżyciatamtegowieczorunadjeziorem.
Rozdział8
M
iałampaskudnyprzypadekdéjàvu.
Cośwtymstylu.
Siedziałam w swoim samochodzie i gapiłam się przez zalaną deszczem przednią szybę – całkowicie
nienaruszoną przednią szybę – a Dennis kończył załatwiać sprawę z Henrym. To nie był świeżo
poślubionypanmłody,Dennis,któryczęstowpadałdobaru,tylkooficerDennisHanner.
Zewszystkichstupolicjantówpracującychwnaszymokręgumusiałprzyjechaćakurattaki,którymnie
zna.Oczywiście.Taktodziałało.
Jezu!
Nie wiedziałam, czy Henry zadzwoniłby na policję, żeby zgłosić, że wybiłam mu szybę, bo nie miał
nawet okazji. Ponieważ miałam wybitne wyczucie czasu, w sekundzie, kiedy Księżyc w nowiu
przekroczył prędkość dźwięku i wbił się w szybę, pod ośrodek podjechała starsza para. Nie tylko
zadzwonilinapolicję,alepodjechalikawałekistanęlitużprzedmojąmaską,jakbysięspodziewali,że
ucieknę.
Wyglądało na to, że trafiłam w dobre miejsce szyby. A może właśnie w złe. Większość szkła była
jakośwzmocniona,więcmusiałamtrafićwjedenjedynysłabypunkt.Albobyłammutantem,którypotrafi
zmieniaćksiążkiwbrońmasowegorażenia.
Potemzaczęłopadać,aDennis…Nie,oficerHanner,patrzyłnamnieztakąwściekłością,jakbymiał
ochotę mnie złapać za kostki u nóg i porządnie mną potrząsnąć, żebym się opamiętała. Byłam
przemoczonadonitkiionzresztąteż,choćubrałsięwtakieplastikoweprzeciwdeszczowecoś.
HenryioficerHannerodwrócilisię,żebynamniespojrzeć.
Zacisnęłam powieki i oparłam czoło o kierownicę. Byłam taką… taką kretynką. Impulsywną,
nieodpowiedzialną idiotką. Co ja sobie myślałam? Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. Wiem, że
bywałam porywcza, miałam temperament po mamie, ale nigdy nie posunęłam się do aktu wandalizmu.
Wstydziłamsiępotwornie,ażspociłamsięlepkoipaskudnie.
Czymsięróżniłoto,cozrobiłam,odtego,cozrobiłHenry?Nodobrze,janikogonieskrzywdziłam,ale
straciłampanowanienadsobąizareagowałamagresywnieigłupio.
Ażzadygotałam,toporównaniebyłotakienieprzyjemne.
Drzwiodstronypasażeranaglesięotworzyłyiażwierzgnęłamnaoparcie.Dzikimioczamipatrzyłam,
jaknasiedzeniepakujesięDennis.Potemspojrzałamprzedmaskę.Henry’egojużniebyło.Mustangateż
nie.ZociąganiempopatrzyłamznównaDennisa.
Ściągnąłkapturżółtejpeleryny.
–Cośtysobiemyślała?!
Jużotworzyłamusta.
–Nie,nieodpowiadaj–rzuciłipotarłrękąszczękę.–Przecieżwiem.Niemyślałaśkompletnienic!
Zamknęłamustaztrzaskiem.
–Niemogęwtopoprostuuwierzyć!Zewszystkichludziświataakurattymusiszwiedzieć,żetaknie
wolno.
Zawiesiłamwzroknakierownicy,zacisnęłamustaipokiwałamgłową.Wiedziałam.
–Maszcholerneszczęście–mówiłdalej.–Henryniewniesieoskarżenia.
Znównaniegospojrzałam.
–Co?!
Pokręciłgłowąispojrzałprzezokno.
– Postanowił cię nie oskarżać. Co się świetnie składa, bo naprawdę nie miałbym ochoty tłumaczyć
Reece’owi,dlaczegocięaresztowałem.
Boże.Reece.
–Aniinformowaćotymtwoichrodziców,którzynapewnobędącholerniedumniztego,cozrobiłaś–
dodał szyderczo. Ale przecież zasłużyłam. – Ale ty zapłacisz za naprawę tej szyby w trybie
natychmiastowym,jasne?
–Tak–odpowiedziałambłyskawicznie.–Jaktylkosiędowiem,ilewyniesienaprawa,zapłacę.
Minęłachwila.
–Henrydamiznać,jakbędziemiałwycenę.Myślę,żetakbędzienajlepiej.
Zgadzałamsięwstuprocentach.
–Przepraszam.Strasznieprzepraszam.Niemyślałam.Byłamwściekła,żeontujest,adotegozłapał
mniezarękę…
–Tak,powiedział,żezłapałcięzarękę,tużzanimrzuciłaśksiążką–wtrącił.–Atakwogóle,todla
mnie nowość, pierwszy raz widziałem, żeby książka wybiła szybę w aucie. Czegoś się dowiedziałem,
dzięki. Ale z tego, co on mówił, to nie był agresywny ruch. Zresztą ty o tym nie wspomniałaś, jak
przyjechałem.Powinienemoczymświedzieć?
–Nie,toniebyłoagresywne.Chciałporozmawiać.Ajaniechciałam.
–Imaszdotegoświęteprawo.Niemusiszznimrozmawiać–zgodziłsię.–Aleniemożeszniszczyć
jegowłasności.
–Wiem–szepnęłam.
Dennisłypnąłnamnieprzeciągle.
– Nie było mnie tutaj, jak była ta cała masakra z Charliem. Nawet nie mieszkałem w tym stanie, ale
słyszałem, co się stało. Wiem, co się wydarzyło, i gdyby to zależało ode mnie, gnój by nie wyszedł z
więzienia.Aleniezależy.–Odwróciłsiędomnie,przekręcającsięnaciasnymsiedzeniu.–Rozumiem,
co to dla ciebie znaczy, że wyszedł na wolność i do tego przylazł tutaj, ale musisz się ogarnąć,
dziewczynko.Niemożeszsiętakzachowywać.Tonikomuniepomaga,ajużnapewnonietobie.
Gapiłamsięnaniego.
–Rozumiesz?–dopytał.
–Tak,rozumiem.
Oczywiście spóźniłam się na swoją zmianę, co było jeszcze bardziej do dupy, bo oznaczało, że nie
zdążęprzedwyjściemdobaruzrobićprojektubloga.Czekamniedługanoc,bobędętomusiałazrobićpo
powrocie.
O dziwo Jax jeszcze nie wiedział o moim śmiercionośnym ramieniu miotacza, ale jak mu
powiedziałam, co zrobiłam, złapał mnie za skraj koszulki z napisem „Piechur też potrzebuje miłości” i
pociągnąłwgłąbcichegokorytarza.Wiedziałam,żeczekamniedrugidzisiejszegodniawykład.
–Cośtysobiemyślała?!–spytał.
– Nic nie myślałam – wyjaśniłam. – Na tym polegał problem. Byłam tak wściekła, że przestałam
myśleć.
Patrzyłnamniezuniesionymibrwiami.
–Toniejestwyjaśnienie.
Prawiezaczęłamskakać,byłamtaksfrustrowana.
–Wiem,żeniejest,uwierz.Naprawdęwiem.Izapłacęzanaprawę.
–Roxy…
Opuściłamgłowęisplotłamramionanapiersi.Całydzieńczułamsięzpowodutego,cozrobiłam,jak
kupa.Alenie,jakbiedna,użalającasięnadsobąkupa.Nie,jakpaskudnakupa.Nieczułamsiętak,odkąd
ostatnimrazemściemniałamwłaścicielowidomu,czemuzalegamzczynszem.
Znowupożałowałam,żeniemogępićwpracy.
– Jedno ci na pewno trzeba przyznać. – Wsadził mi palce pod brodę i uniósł mi głowę. – Masz
zajebistyrzut.
Wywróciłamoczamiizaśmiałamsięsucho.
–Taktojest,jaksięmadwóchbraci.
–Fakt.Powiedziałaśjużrodzicom?
–Nie.Zostawiamtonajutro.
–Topowodzenia.
–Dzięki–jęknęłam.
Pokręciłgłowąiwskazałnazamkniętedrzwidobiura.
–Cośtamdlaciebiejest.
–Tak?
Uśmiechnąłsięlekko.
–Potakimdniubędzieszmiałamiłąniespodziankę.Zobacziwskakujzabar.
–Takjest!–zasalutowałamochoczo,alecałkiemmniezignorował.
Ponieważitakjużbyłamspóźniona,ruszyłamprostodobaru.Zamierzałamtamzostawićtorebkę,żeby
sięjużniezatrzymywaćwbiurze.Tylkootworzyłamdrzwi,żebyzajrzećistanęłamjakwryta.
–Noico?
Napewnoniemógłmyślećokwiatachstojącychnabiurku.Rozejrzałamsiępomałympomieszczeniu.
Nic więcej nie rzucało mi się w oczy. Stała tu kanapa. Szafka na dokumenty. Miseczka z zapewne
zatęchłymiorzeszkami.
Wróciłamwzrokiemdokwiatów.
To były ładne róże. Chyba z dziesięć, dopiero rozwiniętych i mocno czerwonych. Owionął mnie ich
lekki zapach, kiedy zbliżałam się do biurka. Spomiędzy zielonych łodyg i gałązek gipsówki wyglądała
małakoperta.Byłonaniejnapisanemojeimię.Gdzieśgłębokowbrzuchupoczułamtrzepotanie.Radosne
trzepotanie.Ostrożniewyłuskałamkarnecikiotworzyłam.
„Następnymrazembędzielepiej”.
Uniosłambrwi.Żeco?!Odwróciłamkarteczkę.Żadnegopodpisu.Odwróciłamzpowrotemijeszcze
raz przeczytałam wiadomość. W kącikach ust poczułam rodzący się uśmiech. To musi być od Reece’a.
Wiadomośćdziwna,aletonapewnoodniego!
Zamknęłamkarnecikwdłoniizagryzłamwargę.Reecemiałwolnewpiątki.Awkażdymrazietakmi
się wydawało. Za jego grafikiem trudno było nadążyć. Był w barze w środę i gadaliśmy, ale nic nie
wspominał o kwestii bycia kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Ja też nic nie mówiłam, bo sama nie
wiedziałam,coztymzrobić.
To znaczy nie, miałam mnóstwo pomysłów. Wiele z nich zawierało nagie ciała w pozycjach
przypominających te do jogi, ale choć idiotycznie to brzmiało, nie umiałam się odnaleźć w sytuacji. A
przecieżwreszciemiałamkogoś/coś,czegopragnęłamodtakdawna.
WyślęmuSMSwsprawietychróż.
Szczerzącsiędosiebiejakkompletnydebil,wetknęłamkarnecikdotylnejkieszenidżinsówiruszyłam
dobaru.Naobsłużenieczekałtłum,abiednaPearlmiotałasiętamizpowrotem.
Nawetsięniespostrzegłam,jakminęłokilkagodzinitłumnatylesięprzerzedził,żezdołałamsięgnąć
potelefon.Cennąprzerwęspędziłamnaspinaniuwłosówwkucykinalewaniusobiecoli.
Drzwiznówsięotworzyły.Wpadłmiwnozdrzazapachletniegodeszczu,więcpodniosłamwzrok.
Sercemizabiło.
Wszedł Reece. Brązowe włosy miał przyklejone do czoła. Kręciły się na końcach. Krople deszczu
spływały mu po skroniach na koszulę. Kiedy podniósł rękę i dużą dłonią odgarnął włosy z twarzy,
skojarzyłmisięzPosejdonemwyłaniającymsięzoceanu.
Jasnacholera.
Rozejrzałsięispojrzeliśmysobiewoczy.Potemprzeszedłkawałek,obszedłbarizbliżyłsiędomnie,
aprzezcałytenczasaninasekundęnieoderwałodemniewzroku.
–Nochwila!–Nicksięcofnął,boReecebyponimprzeszedł.
Zabrakłomitchu,gdywziąłmniezarękę,apotemsięodwróciłiruszyłzpowrotem,ciągnącmnieza
sobą.
–Ciebieteżmiłowidzieć.–JaxwymieniłzReece’emspojrzenia,apotemskinąłwstronęNicka.–
Nieprzejmujsięnami.Zróbsobieprzerwę.Poradzimysobie.
Normalniebymprotestowała,szczególnieżewypowiedźJaxaażociekałasarkazmem,aletrzepotanie
wbrzuchuwróciłozpełnąmocą.Jakbymtammiałacośżywego.
Ktoś – czyżby Melvin? – zagwizdał, kiedy Reece poprowadził mnie korytarzem i policzki mi
zapłonęły.
–Nodobra,bohaterze,damradęiśćsama.
Spojrzałnamnieprzezramię,otwierającjednocześniedrzwi.
–Niewątpię.
Potemmniewciągnąłdośrodka.
Od razu spojrzałam na róże – róże! – ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zamknął drzwi,
przycisnął do nich moje plecy, oparł ręce po obu stronach mojej głowy i przysunął do mnie twarz. Na
odległośćpocałunku.
Och!
– Przez prawie cały dzień byłem u ojca w New Jersey. Jak wiesz, mieszka niedaleko Pine Barens,
więczasięgutamniemawogóle.
Pokiwałamgłową,chociażniebardzoogarniałam,comówiidlaczego,bobyłamzabardzoskupiona
na obserwowaniu jego ust. Te usta, z pełniejszą dolną wargą, uniemożliwiały mi skupienie się na
czymkolwiekinnym.
–Jaktylkoodjechałemspodjegodomu,spłynęływszystkiewiadomościDennisa–mówiłdalej,aja
wreszcie załapałam, do czego zmierza. – Prawdę mówiąc w pierwszej chwili myślałem, że sobie robi
jaja.
Wzdrygnęłamsię.
–Nie,nierobił.
Spiorunowałmniewzrokiem.
–Tak,jużsięzorientowałem.–Zsunąłdłonieizatrzymałjenawysokościmoichramion.–Coonci
zrobił?
–Co?–Zamrugałam.
–Cotendupekcizrobił,żewybiłaśmuszybęksiążką?
Oj.Ojej.Mojesercetrzepotałorazemzżołądkiem.
– Nic mi nie zrobił. Po prostu nie wytrzymałam. On chciał ze mną gadać, a ja nie chciałam gadać z
nim.
–Niemusiszznimgadać.
–Dennisteżtakpowiedział.Aleniepowinnamztegopowoduniszczyćjegosamochodu.
Zadrgałmumięsieńwszczęce.
–Toprawda.–Pokręciłgłową.–Cholera,Roxy.Choćniemogępowiedzieć,żebyśmniezaskoczyła.
Uniosłambrwi.
–Nie?
Zaśmiałsiępodnosem.
–Zawszemiałaśdiabelskitemperament.
Notak,toakuratprawda.
–Atodobrzeczyźle?
Przechyliłlekkogłowę.
–Seksownie,alewandalizmidewastowaniecudzejwłasnościdociebieniepasują,skarbie.
–Nie.Pozatymniszcząpaznokcie.–Zatrzepotałammuprzednosemniebieskimmanikiurem.
Znówsięzaśmiał,alezarazspoważniał.WygrałaTwarzGliniarza,atazkolei…Tak,uciskwdole
brzuchapodpowiedziałmi,żeTwarzGliniarzamniekręci.
– Masz szczęście. Mógł cię oskarżyć, a wtedy odbywalibyśmy tę rozmowę w zupełnie innych
okolicznościach.
Uśmiechspłynąłmiztwarzy.
–Wiem.Chodzioto…DopierowyszłamodCharliego,aon…–Niebyłamwstaniedokończyć,więc
zmusiłam się do lekceważącego wzruszenia ramionami, choć w ogóle tego nie czułam. – Co ze mną
zrobisz?
Rozchyliłusta,apierśuniosłamusięodgłębokiegowdechu.Potemspojrzałnamojeustaijegowzrok
sięzmienił.Wyglądał…jakbybyłgłodny.
–Mamparępomysłów.
Zrobiło mi się ciepło, jakby powoli zapłonął we mnie ogień. Uniósł gęste brwi, a ja zatonęłam w
odmętach jego niebieskich oczu. Palce aż mnie świerzbiły, żeby go dotknąć, tak samo, jak tamtej nocy
dawnotemu.Chciałamjezanurzyćwjegowilgotnychwłosach,przesunąćpotwardejpiersiipobrzuchu.
Zagryzłamwargę,kiedypodniósłrękęizłapałkosmyk,którywymknąłsięzmojegokucyka.Wetknąłmi
gozaucho,ajapoczułam,jakpokręgosłupieszalejemistadodreszczy.Instynktownieoderwałambiodra
oddrzwiizbliżyłamsiędoniego.Ontooczywiściezauważył.Zaczęłamsięzastanawiać,cobyzrobił,
gdybymgoterazdotknęła.Musnęładłońmijegopierś,wsunęłamuręcepodkoszulę?Dotknęłanagiego
ciała…
Boże,odsamegomyśleniaprawiejęknęłam.
Uśmiechnąłsięlekko,abłękitjegooczujeszczesiępogłębił.
–Oczymmyślisz?
O brzydkich, niegrzecznych rzeczach, których nigdy nikomu nie powiem. Wyartykułowałam więc
pierwszenormalnezdanie,jakiemiprzyszłodogłowy:
–Dziękizaróże.
Uniósłbrwi,aspojrzenietrochęmusięochłodziło.
–Nieprzysłałemciróż.
–Aha.Aha…–Magicznąchwilęmiędzynamininiejszymtrafiłszlag.–Nie?
Odepchnąłsięoddrzwiiopuściłręce.
–Nie.–Zacisnąłwargi,spojrzałwbokizobaczyłbukiet.–Chodziciote?
–Tak.Myślałam,żetoodciebie.–Jateżsięodsunęłamoddrzwi.–Napewnoichniewysłałeś?
Spojrzałnamnietak,żenatychmiastzrozumiałamjakidiotyczniebrzmiałotopytanie.
–Todziwne.–Przestępowałamznoginanogę.–Nakarnecikuniebyłopodpisu.Niewiem,odkogo
mogąbyć.
Podszedłdokwiatówimusnąłpalcemwilgotnypłatek.
–Acobyłonapisanenakarneciku?
–Coś,żenastępnymrazembędzielepiej.
Spojrzałnamnieprzezramięiwyszczerzyłzęby.
–Notojużwiem,czemupomyślałaś,żetoodemnie.Alenie.
Ciekawe,czyuznałbyzadziwne,gdybymzłapałabukietiwywaliłazadrzwi.Alenie.Dośćrzucania
nadzisiaj.
–Powinienemsięmartwić?–Stanąłnaprzeciwkomnie.
–Co?
Uśmiechnąłsięchłopięcoirozkosznie.
–Mamkonkurencję?
Kolejnąchwilęzajęłomidomyśleniesię,ocomuchodzi.
–Notak,natowygląda.
KwiatymusiałybyćodDeana,cooznaczało,żechociażnieodpowiedziałamnażadenzjegoczterech
SMS-ów,wciążniepojąłprzekazu.
– Będę musiał coś z tym zrobić – oznajmił i oparł się o biurko. Skrzyżował ramiona, a ja od razu
spojrzałamnakształtjegoramion.–Nowłaśnie,byłbymzapomniał.Dzisiajwracamztobądodomu.
Niebieskieoczyrozbłysły.Amójmózgstanąłjakwryty.
–Niemamsamochodu–dodał.
–Nie?
– Nie. Najpierw pojechałem do domu. Dlatego jestem tak późno. Musiałem się przebrać, bo
pomagałem tacie sprzątać garaż. Potem poprosiłem Coltona, żeby mnie tu podrzucił – wyjaśnił i
przechylił głowę trochę na bok. Potem spuścił wzrok i poczułam jego spojrzenie nawet w czubkach
palcówunóg.–Dzisiajjadęztobą.
Rozdział9
O
dmomentu,wktórymReeceoznajmił,żejedziezemnądodomu,sercenieprzestałomiłomotaćani
nachwilę.Przezcałązmianębuzowaławemnienerwowaenergia.Reececałyczassiedziałprzybarze.
Piłwodę.
JaxiNickszybkosięzorientowali,żenietylespędzawbarzeczas,ilepoprostuczeka.
–Zdajemisię,żecośprzegapiłem–stwierdziłsuchoJax,łypiącnajpierwwmojąstronę,apotemw
stronęReece’a.–Czegośmitubrakuje.
Reecesięzaśmiał.
–Żebyświedział,żeprzegapiłeś.
Nick,któryakuratprzechodził,parsknął.
Jaxuniósłbrwiiuśmiechnąłsięszeroko.
–Nowreszcie!
Szerokootworzyłamusta.Ocododiabłachodziło?!
Reecekiwnąłgłową,podniósłszklankę,apotemzerknąłnamnieznadbrzeżka.Znówmiałwoczachtę
chłopięcąpsotnąiskrę.
–Świętaprawda.
Kompletniemniezatkało,cozdawałosięnikomunieprzeszkadzać,boJaxiReecedobrzesobieradzili
z wypełnianiem ciszy. A ja śmigałam od klienta do klienta, podekscytowana, zdenerwowana, pełna
nadzieiipewniejeszczetysiącinnychrzeczy.
Pojedziezemnądodomu.
Ibyłomiztymdobrze.
Ale jednocześnie strasznie się denerwowałam. W trakcie mieszania drinków z zaangażowaniem
barmańskiej ninja próbowałam przypomnieć sobie, czy rano ogoliłam nogi. I czy zajęłam się innymi
rejonami.Tobyłyrealneproblemy,boprzecieżpotozemnąjedzie,tak?Anieżebyrobićnadrutach.
Podałam drinka dziewczynie, którą widziałam w barze już kilka razy, a potem pozwoliłam sobie
zerknąćnaReece’a.Zeschylonągłowąpatrzyłnatrzymanąwręcekomórkę.Sercemizałomotałoinagle
niemogłamprzełknąćśliny.Miałamnaniegostrasznąochotę.Miałamjązresztąjużoddawna,aprzecież
ludziewnaszymwiekurobilitakierzeczy.Pozatymnieprzejmowałamsięjużtym,cosięmiędzynami
stałotamtejnocy.Samamyślobyciuznimsprawiała,żepewneczęściciałanapinałymisięiniemogłam
złapaćtchu.Pragnęłamgo,odkądgopierwszyrazzobaczyłam.Miałamwtedypiętnaścielat.
Tyle tylko, że dla mnie byłby to pierwszy raz z nim, a dla niego drugi raz ze mną i w tym było coś
cholernieniewporządku.
Poza tym nie byłam pewna, czy wystarczy mi samo bzykanie się z nim. I to mnie przerażało. Nie
dlatego, że mógłby nie chcieć czegoś więcej, tylko dlatego, że właśnie mógłby chcieć, a ja nie byłam
przekonana,czytozniosę.
Żebyuciszyćkłębowiskonerwówwzbierającemiwbrzuchu,skupiłamsięnaprzygotowaniudrinków.
Wiedziałam,żejeślinieuspokojęmyśli,będęniedożycia,jakstądwyjdę.
KiedyznówsięzbliżyłamdoReece’aiJaxa,tendrugimniezatrzymał.
–Chcę,żebyśtyteżtegoposłuchała.
Niewiedziałam,ocochodzi,alezatrzymałamsięioparłamłokcieobar.
–Aco?
Spoczęłynamnieniebieskieoczy.KiedyReecesięodezwał,mówiłtakcicho,żetylkomysłyszeliśmy.
–MówiłemJaxowiotym,cosięwtymtygodniudziałowHuntingtonValley.Wiem,żenieoglądasz
wiadomości,więcpewnieniesłyszałaś.
–Ej,oglądamwiadomości!–zaczęłamsiębronić,alekiedynajegozniewalającejtwarzypojawiłsię
wyrazpowątpiewania,westchnęłam:–Nodobra,aleniezawszesłucham.
Jaxpokręciłgłową.
–Jateżotymniesłyszałem.Miałemzadużonagłowieiniezwracałemuwagi,aleReecewłaśniemi
powiedział,żezostałazaatakowanadrugadziewczyna.
Przycisnęłamręcedopiersi.
–OBoże.Nicjejniejest?
Reecezacisnąłwargi.
– Przeżyła… Bił ją, a potem związał. Z tego, co słyszałem, trwało to przez kilka godzin. Potem ją
zostawił. Znalazł ją jej chłopak i zadzwonił na policję. Nie przyjrzała się dobrze napastnikowi, ale
policjapodejrzewa,żetomożemiećzwiązekzdziewczynązPrussii.
–Niewychodziszzbarusama–oznajmiłJax.–Callateżnie,jakprzyjdzie.
Pokiwałamgłową,alezadrżałam.Boże,samamyślotym,żegdzieśmożesięczaićjakiśpsychol,który
wyłapujedziewczyny,byłapaskudna.Potworna.
–ChybawezmęCallęnakursstrzelania.Załatwięjejpozwolenie.
Reecenapiłsięwody.
–Niezłypomysł.–Potemspojrzałnamnie.–Teżpowinnaśtorozważyć.
– Ja? Z pistoletem? – Pomysł był tak absurdalny, że zaczęłam się śmiać. – Skończy się tak, że albo
postrzelę sama siebie, albo jakiegoś Bogu ducha winnego człowieka. Ja i broń palna to kiepskie
połączenie.
Złapałmniezarękęipociągnąłnaprzód,takżenapierałambiodraminabar.Spojrzałmiwoczyiw
jednejchwilizapomniałam,żeJaxjesttużobok.
– Chodzi mi o twoje bezpieczeństwo – powiedział, muskając kciukiem wnętrze mojej dłoni, co
wywoływało dziwne doznania w brzuchu. – Przynajmniej poważnie się zastanów nad taką formą
samoobrony,dobrze?
Trzymałmniezarękę,ażpokiwałamgłową.Następniejakwgorączceposzłamnadrugikoniecbaru.
Chwilępopółnocywszedłchłopak,naokostudent,iprzytoczyłsiętrochęzbytchwiejnieiztrochęzbyt
szerokimuśmiechem.OparłsięobartużobokReece’a.Odrazuwiedziałam,żeniedostaniekolejnego
drinka.Niemiałamproblemuzodmawianiemludziom,którzyledwiesiętrzymalinanogach.
–Cześćmała,wyglądaszcholernie…uroczo–wybełkotał.Mrugałpowoliiniepewniemachnął.–Te
okulary.Niezłe.Wyglądaszjak…
Uniosłambrwiiczekałam,ażdokończy.
–Jakkawałsuki–stwierdziłizarechotał.–Założęsię,żetakawłaśniejesteś.
Pracowałam w barze, więc słyszałam wiele głupich tekstów, które kwitowałam zwykle uprzejmą
olewką,aletobyłowstrętne.Jużotworzyłamusta,żebymudosadnieodparować,kiedyReeceobróciłsię
nastołkuispojrzałfacetowiprostowoczy.WróciłaTwarzGliniarza.Tyletylko,żezaciśniętaszczękai
lśniąceniebieskieoczyniebyłyprzeznaczonedlamnie.
–Przeproś–rozkazał.
Pijanykoleśzachwiałsięnajpierwnalewo,apotemwprawo.Dopieropóźniejsięwyprostował.
–Żeco?
–Przeprośją–powtórzyłstanowczoReece.
–Jajasobierobisz?–spytałfacetitwarzmusięzrobiłaczerwona.
Reecesiędoniegonachyliłiuniósłbrwi.
–A wyglądam, jakbymsobie, kurwa, robiłjaja? Nie znasz jeji tak siędo niej zwracasz, kutafonie?
Przeproś!
Byłamwszoku.Patrzyłam,jakfacetsiędomnieodwracaiwystękujejakieś„przepraszam”.
–Aterazspierdalaj–dodałReece.
Koleśspierdolił.
Wytrzeszczyłamoczy.
–Dałabymsobieradę.
– Wiem. – Podniósł szklankę i uśmiechnął się do mnie jak wcielenie niewinności. – Ale nie jestem
facetem, który będzie siedział i nic nie robił, kiedy jakiś dupek okazuje brak szacunku. A to był brak
szacunku.
–Zdecydowaniebyłnieuprzejmy–potwierdziłNick,któryakuratzamnąprzechodził.
– Wiem – zgodziłam się, przekrzykując nagle głośniejszą muzykę. Spojrzałam Reece’owi w oczy. Z
jednejstronychciałammupowiedzieć,żeporadziłabymsobie,żekobietymająmoc,niebojąsięużywać
głosuitakietam,alezdrugiej–stanąłwmojejobronie.Toważne.Facecipowinnisiętakzachowywać,
kiedyinnipozwalająsobienazbytwiele.
–Dziękuję–powiedziałamzuśmiechem.
Odstawił szklankę i zanim zdążyłam się zorientować, co robi, oparł dłonie o bar i się podniósł. Na
oczach wszystkich nachylił się do mnie i przez sekundę pomyślałam, że mnie pocałuje. Wtedy z całą
pewnościąrozlałabymsięwkałużyrozkosznegoniebytu.Jużsięszykował.Niemogłamsiędoczekać,ale
to była słodka niecierpliwość. Już miałam położyć mu dłonie na policzkach. Patrzyłam na jego usta.
Byłamzdecydowaniegotowananiebyt.
Ale Reece mnie nie pocałował. Przechylił głowę i w ostatniej chwili jego usta wylądowały obok
mojegoucha.Odezwałsię,amniepokręgosłupieprzeleciałmocnygorącydreszcz.
–Jeszczedwiegodziny,skarbie,ibędzieszmoja.
Po drodze do mnie podtrzymywał lekką i swobodną rozmowę. Tematy takie, jak zapowiadane na
weekend burze uspokajały mnie na tyle, że byłam w stanie nie zjechać z drogi i nie staranować żadnej
skrzynkinalisty.Onzkoleibyłabsolutniezrelaksowany.
Za każdym razem, kiedy na niego zerkałam, prezentował wzorcową niewymuszoną arogancję. Nogi
miał szeroko rozłożone, jedną rękę trzymał na kolanie, drugą na oknie. Głowę opierał o zagłówek, a
twarzmiałspokojną.Poustachbłąkałmusięsubtelny,niemalwszechwiedzącyuśmieszek.
Zaparkowałamprzeddomem,amojesercerobiłoseriepajacyków.Przekręciłamkluczykwstacyjce,a
onwyciągnąłrękęidługimipalcamidotknąłmojejdłoni.Zaskoczyłmnie.Powietrzeutkwiłomiwgardle
iodwróciłamgłowę,żebynaniegospojrzeć.
Wciemnymsamochodziemiałoczykoloruwieczornegonieba.
–Zapytamcięocoś,atymiszczerzeodpowiesz,dobrze?
–Dobrze–szepnęłam.
Przychyliłsięwstronędeskirozdzielczej,aleniepuszczałmojejdłoni.
– Jeśli nie chcesz, żebym wchodził albo jeśli nie będziesz chciała, żebym został, zadzwonię po
taksówkę.Powiedz,żechcesz,żebymwyszedłiwyjdę.
Nie zaskoczył mnie szansą uniknięcia swojej obecności, jeśli czułabym się niezręcznie. Pokiwałam
głową.
–Dobrze.
Uniósłkącikust.
–Alecośczuję,żebędzieszwolała,żebymzostał.
Cofnęłamsięizmrużyłamoczy.
–Zarozumiałycwaniak!
–Pewnysiebiecwaniak,jeślijuż–zaśmiałsięnawidokmojejirytacji,apotemzsunąłpalcepomojej
dłoniiwysiadł.
Pokręciłam głową i poszłam za nim. Miał tak długie nogi, że znalazł się na ganku przede mną i
otworzyłdrzwizsiatki.Wyszczerzyłamdoniegozębyiotworzyłamzamek.
–Jakidżentelmen!–zauważyłam.
–Panieprzodem–odparł.
Weszłamdocichego,chłodnegodomuinatychmiastpisnęłam,boskorojużpuściłmnieprzodem,zaraz
mnieklepnąłwtyłek.Zaśmiałsię,ajazadrżałam.
– Nie mogłem się powstrzymać – wyjaśnił, kiedy zapalałam światło w dużym pokoju. – Muszę
zachowywaćrównowagęmiędzycechamiporządnegofacetaazimnegodrania.
–O!–Rzuciłamtorebkęnawysiedzianyfotel.–Prowadziszjakiśrejestr?
Popatrzyłnamnie.
–Tylkowzwiązkuztobą.
Tesłowazadziałałyjakszottequili.Przemknęłymiprzezciałoisprawiły,żemojagłowazaczęłasię
unosić pod gipsowymi zdobieniami na suficie. Oblizałam usta i byłam aż nieznośne zachwycona, kiedy
skupiłnanichwzrok.
–Czypanzemnąflirtuje,oficerzeAnders?
Reeceuśmiechnąłsięszerzejiprzechyliłgłowęnabok.
–Ajakmyślisz?
–Myślę,żetak.–Odsunęłamsięodwłącznikalampyiruszyłamdokuchni.–Napijeszsięczegoś?
–Amaszmrożonąherbatę?
Uśmiechnęłamsię.
–Mam!
Poszedłzamnądokuchniioparłsięoblat.Wyjrzałprzezokno,ajaprzeżyłamchwilępaniki.Czyw
kuchnijestnieziemskiburdel?Szybkorzuciłamokiemnablaty,alezauważyłamtylkookruchychlebaprzy
tosterzeipędzlesuszącesięnakilkuarkuszachręcznikapapierowego.DziękiBogu.Normalniebyłybytu
jeszcze wszędzie kółka po odciśniętych kubkach, a może nawet miseczka niedojedzonych płatków ze
śniadania.
–Proszę.–Podałammuszklankęherbatyzlodem.
– Dzięki. – Kiedy ją ode mnie brał, musnął mnie palcami, a ja nagle strasznie się zawstydziłam. –
Mogęskorzystaćzłazienki?
Wpatrywałamsięwgrubyskórzanypasekjegojaponek.
–Śmiało.
Potemsięcofnęłamipodniosłamwzrok,jednocześnieprzyciskającszklankędopiersi.Gdynaszeoczy
sięspotkały,ostrowciągnęłampowietrze.Patrzyłtak,jakbymiałochotępotraktowaćtodosłownieiw
innymkontekście.
Prawdęmówiąc,miałamochotędaćsobiewłeb.Przecieżjużwidziałamtęminę.Wielerazywciągu
ostatnichjedenastumiesięcy.Zawsze,kiedybyłwbarze.Obojemieliśmyteorienatemattamtejnocy,ale
kiedystałamprzednim,czułamsięjakjeszczewiększaidiotka.Niemiałamżadnychwątpliwościcodo
intencji,gdynamniepatrzył.
–Pójdęsięszybkoprzebrać–oznajmiłamiokrążyłamgo.–Wiesz,gdziejestłazienka.
Coś na to odpowiedział, ale za dużo myśli kłębiło mi się w głowie, żebym zwróciła uwagę.
Zostawiłamherbatęnastole,któryubiegłejjesienipomalowałamnaniebiesko,apotempędemruszyłam
dosypialni.Chciałamsięupewnić,żedrzwidopracownisązamknięte.Chociażjegoportretyniewisiały
nawierzchu,niechciałam,żebytamtrafił,boznalezienieichniebyłowielkąfilozofią.
Cicho zamknęłam za sobą drzwi, obróciłam się i zagapiłam na podwójne łóżko, na które sępiłam,
oszczędzałamiwreszciekupiłamdwalatatemu.TerazbędęodkładaćnanaprawęszybyHenry’ego.
Ech.
Niechciałamterazmyślećotym,jakizmęczonyi…zrezygnowanybyłdzisiajCharlie.Niechciałam
myśleć o Henrym i o tym, jak haniebnie straciłam nad sobą panowanie. Nie zamierzałam myśleć o
niczym,coniebyłoczęściąanatomiiReece’a.
Zakryłamustadłonią,aleitakniezdołałamzdusićchichotu.
Zamknęłam oczy, skuliłam dłonie w pięści i zakołysałam biodrami. Zacisnęłam zęby, żeby do tego
jeszczeniewydaćogłuszającegopisku.Stałamtakprzezjakieśdwadzieściasekund,apotemwyprułam
naprzód.Najbardziejchciałamwziąćprysznic,aletobyzadługotrwało.Rozebrałamsię,nacierałamsię
balsamem, aż moja skóra zrobiła się miękka i lśniąca jak u młodej foczki, a potem włożyłam czyste
legginsyisportowąkoszulkęzwszytymstanikiem.
Rozpuściłamwłosy,rozczesałamje,apotemotworzyłamdrzwidoszafy,żebysięprzejrzećwlustrze,
które wisiało do wewnątrz. Rzut oka wykazał, że wyglądam w porządku. Może nawet fajnie. Rano
spięłam włosy, jak jeszcze były wilgotne, więc ułożyły się w fale. Ubranie było luźne, ale atrakcyjne.
Widać,żesięnanicniesiliłam.Czylidobrze.Takprzynajmniejmyślałam.
To,cosięmogłowydarzyć,mogłosięskończyćnatyleróżnychsposobów.Zastanawiałamsię,czyza
czasówmoichrodzicówbyłotyleróżnychopcjirozwojuzwiązku.DziśmogliśmypójśćzReece’emdo
łóżka i to mogła być jednorazowa sprawa. Mogliśmy się też regularnie spotykać na seks, zwykle o
trzeciejalboczwartejnadranem.Alemogłosięteżskończyćnaprzyjaźnizbonusamialbodoprowadzić
dostanu„chybazesobąkręcimy,borobimyteżinnerzeczypozaseksem,alenicniezostałooficjalnie
ustalone”. Startując z tego punktu, mogliśmy też skończyć jako para albo pójść w dwie różne strony.
Mogliśmy wziąć ślub i mieć dzieci albo powoli stracić ze sobą kontakt. Prawdę mówiąc, wątpiłam w
opcjęprzyjaciółzbonusami,boReeceznałmoichrodziców,ajajegoitobyłobyniezręczne.
Aleitakmożliwościbyłotyle,żezaczęłamsięstresować.
Nie,niemogętegozabardzoanalizować.
Pokazałamswojemuodbiciujęzyk,cofnęłamsięizamknęłamszafę.Zdjęłamokulary,położyłamjena
stoliku nocnym i wyszłam z sypialni, zostawiając drzwi szeroko otwarte na wypadek, gdybyśmy się
śpieszylizpowrotem.
Zarumieniłamsię,boprzecieżrówniedobrzezrobiłabymznimtonakanapie,napodłodze,nablacie
kuchennym,wszędzie.Łóżkoniebyłomidoniczegopotrzebne.
Byłamgotowanawszystko,comiałosiędzisiajwydarzyć.
Rozdział10
R
eecesiedziałnakanapiezwyciągniętyminogamiistopamiopartyminastolikukawowym.Telewizor
był włączony, ale głos wyciszony. Przez chwilę stałam i tylko się na niego gapiłam, podczas gdy w
brzuchu trzepotało mi wściekle i niebezpiecznie, bo… czułam, że mogłabym się przyzwyczaić do jego
widoku na mojej kanapie czekającego, aż wrócę z pracy. Do siebie czekającej na niego. Najchętniej
nago.
–Słuchaj?–Spojrzałnamnieizmarszczyłczoło.–Chciałabyśmioczymśpowiedzieć?
Zesztywniałam.
–Żeco?
Uśmiechnąłsiępowoli.
–Deskanasedesiebyłapodniesiona.
–Co?
– Jak wszedłem do łazienki, deska była podniesiona. Pomyślałem, że mi o czymś nie mówisz. Może
próbujesznowychsposobówalboco–podpuszczał.
Jak to możliwe? Zdarzało mi się zostawić podniesioną deskę tylko po myciu toalety. Zaczęłam
gorączkowo myśleć, czy deska mogła się podnieść sama. Poltergeist. Jak nic. Nasz dom zbudowano na
starymindiańskimcmentarzu.Wszyscymieliśmyprzerąbane.
Powinnamzadzwonićpołowcówduchów?AlbodoarchiwumX?
–Usiądzieszzemną?–spytałiwyciągnąłrękęwzdłużoparciakanapy.
Takłatwozapomniałokwestiideskiklozetowej,ajaprawiemupowiedziałamomoimnawiedzonym
domu!Wostatniejchwilipostanowiłamsięwstrzymać.IpogadaćotymzmamąalboKatie.Onpewnie
byminieuwierzyłiuznałby,żejestemnienormalna.
Podeszłamiusiadłamwodległości,którąuznałamzaprzyzwoitą.Kiedyskrzyżowałamnogiiusiadłam
po turecku, zostało jeszcze dobre dwa i pół centymetra. Gdybym się oparła, wylądowałabym na jego
ramieniu.
Boże,dlaczegowogóleotymmyślałam?!
–Cooglądasz?–spytałamizaczęłamzwijaćwpalcachnogawkęlegginsów.
Uniósłjednoramię.
– Wygląda jak reklamówka antologii z muzyką z lat osiemdziesiątych. Zastanawiam się, czyby nie
kupić.
Parsknęłam.
–Janawetniemamodtwarzacza.
Łypnąłnamnie.
–DVDteżniemasz.
On miał imponującą kolekcję płyt. Jak u niego byłam, nie miałam okazji w nich pobuszować, ale
założęsię,żemiałwszystkiefilmyzostatnichdwudziestulat.
–Apocomi,skoromamOnDemand?
Pokręciłgłowąisięgnąłposzklankę.
–NiemaszpłytDVD,atwojamamaciąglecięzaopatrujewzapasymrożonejherbaty.Niewiem,coja
turobię.
–Ojprzestań!–Pacnęłamgowudo.Wjegoniesamowicietwardeudo.Auć!Ażmniezamrowiłow
palcach.–Iskądwogólewiesz,żetoniejazrobiłamtęherbatę?
–Bosmakujejakherbatarobionaprzeztwojąmamę–stwierdził,awoczachrozbłysłymuiskierki.–
A poza tym dobrze pamiętam, że mrożona herbata w twoim wykonaniu smakuje jak lekko rozwodniona
benzyna.
Niemogłamsięnieroześmiać.
–Nieprawda!
Uniósłbrew.
–Nodobrze.Wiem.Niejestemwstanieogarnąćproporcjiherbatydocukru.
Onteżsięzaśmiał.
–Wieszco,mówiłempoważnieotym,żebyśnauczyłasięstrzelać.Dobrzebybyło,żebyśumiała.
– No nie wiem. Pistolet… Niby nie mam oporów wobec broni, ale mnie przeraża. Ma się moc do
odebrania drugiemu człowiekowi życia. Trzyma się je w rękach. Wystarczy pociągnąć za spust. –
Pokręciłamgłową.–Tozadużaodpowiedzialność.
– Skarbie, sama wiesz najlepiej, że w rękach niewłaściwego człowieka nawet kamień może zmienić
czyjeśżycienazawsze.Anawetjezakończyć.Pistoletniewielesiępodtymwzględemróżni.
Niechętnie, ale musiałam przyznać mu rację. Jednak pistolety były jego codziennością, nie moją. Jak
byłammała,tatapolowałimiałstrzelby,alejerzadkowidywałam.Trzymałjezamknięte,amnienigdy
nieprzeszłoprzezmyśl,żebymiećwłasną.
–Musiszbyćrozsądna–kontynuowałReece.–Pomyślotym.Zróbtodlamnie.
–Pomyślę–uśmiechnęłamsięizerknęłamnatelewizor.JakiśkoleśzirokezemwymachiwałpłytąCD.
–Pocopojechałeśdotaty?
Reecesięnapił,apotemodstawiłszklankę.Kostkiloduzadzwoniłyoszkło.Minęłachwilaimiałam
ochotę się walnąć w głowę. Nigdy nie lubił gadać o ojcu. Aż mnie przeszył dreszcz, kiedy na mnie
popatrzył.Postanowiłamzmienićtemat,alewtedyodpowiedział.
–RozwódNumerTrzy.
Niemogłamuwierzyć.
– Jak to?! Kiedy?! – W sumie to głupie pytanie, bo przez ostatnich jedenaście miesięcy nie
utrzymywałamznimzbytprzyjacielskichstosunków.
–Wieszco,wsumieniewiem.Jeszczenapoczątkulatawszystkobyłowporządku.OniElainejechali
nawakacjenaFlorydę.–Odchyliłgłowęispojrzałwsufit.Zaśmiałsięniewesoło.–Alezdrugiejstrony
ojciecjestkompletnieniepoważny,więcto,żemówiłmniealboColtonowi,żewszystkojestdobrze,nie
znaczy,żebyło.Tostaryłgarz.
Nachwilęzacisnęłamusta.
–Powiedział,cosięstało?
Zerknąłnamnie.
–Ajakmyślisz?
Westchnęłam.
–Znowuzdradził?
– A jak! – Po chwili ciszy poczułam jego rękę we włosach. Szybko wciągnęłam powietrze. Ledwie
mniemusnął,jakbytylkoprzejechałpalcami,ajawszystkiekomórkinerwowemiałampostawionewstan
gotowości.–Zmłodsząkobietą,którąpoznałnawyjeździesłużbowym.Podobnotojednorazowaakcjai
Elaineprzesadza.
–Przesadza,chociażzostałazdradzona?Jakmożnawtakiejsytuacjiprzesadzać?
–Znaszmojegoojca.Onniemawstydu.–Pokręciłgłową.–Jakuniegobyłem,zostawiłkomórkęna
dachu samochodu. Zadzwoniła i wyświetliło się damskie imię. Nieznajome. Mógłbym się założyć o
wszystkie oszczędności, że to ta jednorazowa akcja. Nie dziwię się, że to małżeństwo się tak kończy.
Zanimmojamamazmądrzałaiodeszła,miałpięćkobiet.Itonietakichnarazidowidzenia.Tobyłopięć
związków.
– Strasznie smutne – mruknęłam i spuściłam głowę. Franklin, jego ojciec, był seryjnym zdrajcą. W
każdymraziesłyszałam,jakmówiłatomamaReece’a.–Przykromi.Wiem,żeteraz,jakjużjesteściez
Coltonemstarsi,tonieboliażtak,alemimowszystkofatalnasprawa.
Niezaprzeczył,tylkosięlekkouśmiechnął.
–Tak, nie dasię ukryć. –Wyjął palce spomiędzy moichwłosów, ale rękędalej trzymał na oparciu.
Ciepłąikuszącą,żebysięnaniejoprzeć.–NigdyniepoznałemElainebliżej,alewydawałasiędobrą
kobietą.Niezasługiwałanato.Niktniezasługuje.
Odetchnęłamgłębokoiodchyliłamgłowę.Jegorękabyłatużpodmoimkarkiem.Bezchwiliwahania
przeniósłdłońnamojeramię.
–Myślisz…żeznowuweźmieślub?
–Pewnietak.–Sięgnąłposzklankęisięnapił.Jacałkiemzapomniałamoswojejherbacie.–Moim
zdaniem najgorsze jest nawet nie to, że musi przelecieć wszystko, co się rusza, ale fakt, że się tego
bezustanniewypieraikłamie,nawetjaksięgoprzyłapie.Nierozumiemtego.Inigdyniezrozumiem.Ale
dobra,nieważne–skończyłtematiuśmiechnąłsię,choćuśmiechniesięgnąłjegopięknychoczu,któretak
trudnobyłouchwycićnaobrazie.–Coostatniomalowałaś?
Jezus, czy on mi czyta w myślach?! Zrobiłam się cała czerwona i w popłochu szukałam w głowie
czegoś,coniebyłobyjegotwarzą.
–No…Sporopejzaży.Plaże.Gettysburg.Cośwtendeseń.
Brawo,Roxy,świetnaodpowiedź!
Jegospojrzenieodczułamjakdotyk.
–WciążmalujeszdlaCharliego?
No jasne, że pamiętał. Pokiwałam głową. W jednej chwili zatopiłam się w tym samym co zawsze
smutku.Przypomniałamsobieowszystkichtychobrazkachnaścianie.
Mocniejzacisnąłdłońnamoimramieniu.
–Akiedywkońcunamalujeszcośdlamnie?
–Jakzostanieszmoimchłopcemdoczyszczeniabasenu.
Zagapiłsięnamnie.
–Aletyniemaszbasenu.
–Nowiem.Więckiedybędęmiałabasen,atybędzieszgoczyścił.–Potemwyszczerzyłamzęby.–Oj,
przecieżwiesz,żeżartuję!
Odrzucił głowę i zaczął się głośno śmiać, a potem pociągnął mnie do tyłu, tak że wylądowałam z
głowąnajegoramieniu.Gapiłamsięnaniegozdumiona.Tobyłosprytneposunięcie.
–Uczątegopolicjantów?–wysapałam.
–Tak,wakademiipolicyjnej.–Opuściłgęsteciemnerzęsy,awielkądłońpołożyłnamoimbiodrze.–
Niemogłemsiędoczekać,żebytowypróbowaćnatobie.
Uśmiechnęłam się, ale serce zaczęło mi się tłuc o żebra. Wydawało mi się, że ręka na biodrze była
zupełnienaturalnymodruchem.
–Jestemzaszczycona!
–Isłusznie!–Drugąrękąostrożnieodgarnąłmiwłosyztwarzy.Toteżwydałosięruchem,któregonie
planował,alemojesercezwariowało.Uniósłrzęsyiwidziałamtylkoteobłędneniebieskieoczy.Wtej
chwili wiedziałam już, że jeśli to ma się skończyć na seksie z doskoku, będzie mi trudno się z tym
pogodzić.
Zanimjednakzdążyłamsięnadtymzastanowić,odezwałsię:
–Mogęcięocośspytać?
– Jasne! – Oczywiście najbardziej chciałam, żeby spytał, czy może mnie pocałować. Wtedy
wiedziałabym,żeprawidłowąodpowiedziąjestogłuszające„tak!”
Jegorękanamoimbiodrzedrgnęłaiprzesunąłkciukiemposzwiekoszulki.Zadrżałam.
–Cosobiemyślałaś,kiedyrzucałaśtąksiążką?
Jezu. Nie byłam przygotowana na taką zmianę tematu. Ja się tu przygotowywałam na całowanie!
Otworzyłamusta,alesformułowanieodpowiedzizajęłomikilkasekund.
–Chybawogólenicniemyślałam.
Złapałpasemkomoichwłosówiowinąłwokółpalca.
–Wieszco,skarbie,niematakichchwil,wktórychwogólesięniemyśli.
Odwróciłam wzrok i zagryzłam dolną wargę. Wróciłam do chwili, kiedy Henry złapał mnie za rękę.
Miałam dużo myśli w głowie. Tak dużo, że równie dobrze mogłam nie mieć żadnej. Ścisnęło mnie w
piersi.
Reece puścił kosmyk i musnął palcem moją dolną wargę. Najpierw westchnęłam, a potem
odpowiedziałam:
– Ja go nienawidzę – wypaliłam. Te słowa wzbierały we mnie jak obietnica zemsty. – Naprawdę
Reece, nienawidzę go. Nigdy wcześniej nikogo nie nienawidziłam, ale kiedy widzę jego, chcę… Żeby
cierpiałtaksamo,jakCharlie.Otymmyślałam,jakrzucałamksiążką.
Jegotwarzzłagodniała.
–Roxy…
–Wiem,żetostraszne.–Zamknęłamoczyipowoliwypuściłampowietrze.–Wiem,żetocozrobiłam
niewielesięróżniłoodtego,coonzrobił.
– Nie – zaprotestował. Otworzyłam oczy i okazało się, że patrzy na mnie stanowczo. – Ty rzuciłaś
książką w szybę, nie w niego. On podniósł kamień i rzucił nim w tył głowy Charliego, kiedy się
oddalaliście.
Skrzywiłamsię.
– Nie chciałaś go skrzywdzić – mówił dalej, a jednocześnie przesuwał palcem po rąbku mojej
koszulki.–Anawet,jeśliHenryniechciałzrobićCharliemutakiejkrzywdy,jakązrobił,tojednakpodjął
świadomądecyzjęorzuceniuwniegokamieniem.Niewziemięaniwsamochód.Rzuciłwżywąistotę.
Tynigdybyśtegoniezrobiła.
Wciągnęłamzimnepowietrze,któredoleciałoażdomojegobrzucha.Prawdabyłataka,żewcalenie
byłam tego pewna. Kiedy robiłam się wściekła, naprawdę wściekła, wiedziałam, że jestem zdolna do
wszystkiego.Wszyscysązdolnidowszystkiego,tyleżejamiałamjakiśwrodzonykompasmoralny,który
temu przeciwdziałał. Ale czy on mnie zawsze powstrzyma? Jeśli znów zobaczę Henry’ego, bardzo
możliweżeznowustracęcierpliwość.Czymsięwtakimrazieróżniłamodniego?
– Ciekawy temat – mruknęłam, bo już się robiłam wkurzona od kierunku, w jakim zmierzały moje
rozmyślania.
Lekko uniósł kąciki ust, a kciukiem muskał kawałek skóry, który pojawił się pod rąbkiem koszulki.
Odczułamtojakkopnięcieprądu.
–Fakt.Zagłębokijaknaczwartąnadranem.
Mówiłlekko,aleczułam,żewszystkowemniejestciężkie.Jakbywmojejgłowieotworzyłysięjakieś
drzwi. Rozpanoszyły się bolesne wspomnienia tamtej nocy z Charliem i Henrym. Skumulowały się jak
wieżagrożącazawaleniem.Azaczęłosięodtego,cozrobiłam.Odsłów,którezadziałałyjakpierwszy
kamień,poktórymrozpętałosiępiekło.
Terazleżałamzgłowąnakolanachmężczyzny,którego…Nocóż,niedasięukryć,żeokłamywałamod
jedenastu miesięcy. A na dodatek ten mężczyzna kłamstwa nienawidził ponad wszystko. To nie w
porządku.
Zaczęłamsiępodnosić.Zamierzałamudać,żemuszęiśćdołazienkiijakośsięogarnąć,alemisięnie
udało.
Reece lekko zacisnął dłoń na moim karku, a ręka z biodra podjechała w górę, prawie pod pierś.
Wytrzeszczyłamoczy,bomnietrzymał,przyciskającdosiebie.
–Nie–powiedziałniskimgłosem.
To jedno słowo zadziałało jak piorun. Czasem zapominałam, jak dobrze mnie zna. Może nie
rozmawialiśmyodprawieroku,alenadaldobrzewiedział,kiedysięrobiłamnabzdyczona,ipamiętał,że
mojenastrojepotrafiązmieniaćsięjakwkalejdoskopie.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. Położyłam mu rękę na ramieniu. Zaczęłam się odpychać, ale wtedy on
schyliłgłowę.Patrzyłam,jakjegoustazbliżająsiędomoich.Tobyłopowolnemuśnięcie.Zrobiłtoraz,a
potem drugi. Nie mogłam oddychać, czułam tylko jego gorące usta, unieruchamiające mnie subtelnym
naciskiem.Przesuwałustapomoichniemalpytająco,jakbyporazpierwszy.Chociażwcaletakniebyło.
Aletamtejnocyniecałowałmniewtensposób.Nietakczuleisłodko,żeażwgardleściskałmniekłąb
jakichśgłupichemocji.Tenpocałunekbyłtaki,jakby…jakbymnienimwielbił.
Zacisnęłam palce na jego ramieniu. Zgniotłam cienką bawełnę koszulki, a serce mi przyśpieszyło.
Kiedymyślałamonaszympocałunku,niesądziłam,żetobędzieażtak.Jeszczeżadenfacetniecałował
mnie,jakbymbyłaskarbem.
–Reece–szepnęłamwjegousta.
Dźwiękjegoimieniajakbycośwnimrozpętał.Mocniejzacisnąłrękęnamoimkarku,tęwtaliiteż,a
pocałunek…Orany…Stałsięjeszczegłębszy.Najegojęzykunieczułamsmakualkoholu,tylkocukier,
herbatęistoprocentmężczyzny.Skubałmojądolnąwargęiwydobywałzemniecichyjęk,którydocierał
mimiędzynogi.Potemrozchylałmijęzykiemusta,kosztowałmojegosmaku.Tenpocałunekbyłjakdotyk
ognia. Już nie potrzebowałam czasu, żeby ogarnąć myśli. W głowie miałam tylko pustą drogę, która
prowadziładojednegocelu.
DoReece’a.
Usiadłam i wierciłam się, aż udało mi się usiąść na nim okrakiem. Obserwował mnie spod
opuszczonychpowiek.
–Podobamisię,dokądtozmierza–powiedziałizłapałmniezabiodra.–Naprawdękurewskomisię
podoba,alenajpierwchcę…
Ale ja miałam dość gadania, głębokich myśli i dobrych intencji. Objęłam dłońmi jego twarz i
przeszłamdorzeczy.Całowałamgorówniegłębokoigorąco,jakonmnie.
Poczułamwzbierającywjegopiersigłuchywarkot.Mocniejzacisnąłdłonienamoichbiodrach,aja
poczułamfalęgorącychdreszczy.Natychmiastotworzyłusta,ajaprzechyliłamgłowę,żebypoczućjego
smak. Dotykałam palcami jego włosów, na bokach przyciętych krótko, a wyżej trochę dłuższych. Znów
wydałtendźwięk,wywołującywemniefalepożądania.
Przesunął mi dłonie po plecach, przejechał palcami po kręgosłupie, a potem na kilka rozkosznych
chwilzatopiłjewmoichwłosach.Aninamomentnieprzestaliśmysięcałować.Głębokimiwilgotnymi
pocałunkamialbokrótszymi,którewywoływaływmoimcielewybuchylawy.
Zsunął rękę z powrotem w dół, na moje lędźwie, a potem złapał mnie za pośladki i ściskał, aż nie
mogłamzłapaćtchu.Kolejnafalażądzyuderzyła,kiedypoczułammiędzynogamitwardewybrzuszeniew
jego spodniach. Z poprzednich chwil spędzonych razem, chociaż krótkich, wiedziałam, że jest długi i
gruby,alezapomniałamjuż,jakijestmiływdotyku.
Poruszyłam biodrami, żeby się o niego otrzeć, i natychmiast zostałam wynagrodzona wystrzałem
oślepiającejprzyjemności.Oparłamsięoniegoczołemijęknęłam.Chwytałamgozawłosy.
–Zwariujęprzezciebie–mówiłniskim,schrypniętymgłosem.Pociągnąłmojebiodrawdół,asamsię
podniósł i natrafił na właściwy punkt, choć miałam na sobie legginsy. – I pewnie nie będziesz
usatysfakcjonowana,dopókiniezwariuję.
Dyszałam.Zsunęłamdłoniezjegoszyinaramiona.
– Chcę, żebyś dla mnie zwariował – przyznałam i zagryzłam wargę, bo znów doprowadził do
spotkanianaszychbioder.
– Skarbie, ja już zwariowałem. – Unieruchomił mnie kolejnym pocałunkiem, a potem się odsunął i
poczułamnaszczęcegorącepowietrze.–Myślę,żedobrzeotymwiesz.
Odchyliłamgłowę.
–Wcalenie.
Całował moją szyję i zatrzymał się tuż nad miejscem, gdzie bił mi puls. Łagodnym pocałunkiem
wywołałerotycznypłomień.
– Przez cały ostatni rok, jak tylko cię widziałem, chciałem cię mieć tutaj. Dokładnie tutaj. – Żeby
podkreślić,comanamyśli,zakręciłbiodramiinaparłwybrzuszeniemwspodniachnamiejscedokładnie
między moimi nogami. – Za każdym razem, kiedy się odwracałaś i uciekałaś ode mnie, chciałem cię
gonić.
Zadygotałam, kiedy dojechał ustami do mojego obojczyka. Podjechał rękami w górę, po brzuchu, a
potemnapiersi.Byłototakzmysłowedoznanie,żeażwygięłamsięwłuk.
–Nawetniemaszpojęcia,ilerazymiałemochotęcięzłapać,przewiesićsobieprzezramięizanieść
domagazynu.–Kciukamimuskałmojebrodawki,którejużbyłytwardeispragnione.–Imyślęsobie,że
powinienembył.Mielibyśmytęcałąidiotycznązabawęjużdawnozasobą.
Kołysałamgłową,zatraconawprzyjemności,jakąmizapewnił.
–Chybafaktycznie…–stęknęłam,gdyzetknąłjęzykzmoimpulsem.–Tobyłoby…Niegłupie.
Uniósłgłowę,położyłmiręcenaramionachiwsunąłpalcepodcienkieramiączkakoszulki.Spojrzał
miwoczy.
–Mogę?
Boże,w tej chwilimógłby mnie poprosićo wszystko, a jabym się zgodziła.Nie mogłam wydusić z
siebiesłów,więcpokiwałamgłową.
Znów się uśmiechnął, a ja poczułam głęboko w piersi kolejne ukłucie. Uśmiechał się z chłopięcym
wdziękiem,alezmysłowo.Byłamdlaniegostraconajużwielelattemu,nicsięniezmieniło.Wiedziałam,
żeonsięwemnieniezakochałimożenigdysięniezakocha,aleniemogłamzmienićtego,żemiałamgo
podskórą,żebyłczęściąmnie.
Nieodrywającodemniegorącegospojrzenia,zsunąłmiramiączkakoszulkiażdołokci.Niewahałam
się.Wyjęłamznichręceipozwoliłam,żebymateriałzsunąłsięjeszczeniżej.
Pocałowałmniedelikatnie,apotemsięodsunął.Opuściłwzrokiwiedziałam,nacopatrzy.Zaczęłam
myślećtrochęjakbyjaśniej.Czyztamtejpoprzedniejpodlanejalkoholemnocypamiętał,jakwyglądam?
Niepewnośćrozpanoszyłasięnamojejskórzejakdrapiącysweter.NosiłamledwiemiseczkęB.Itoteżz
zapasem.
Alezadrżał,kiedyobjąłmojenagiepiersidłońmi.Dotykałmnieniemalzatencją.Spojrzałamwdół.
Niemogłamzłapaćtchu.Widziałamjegociemnąskóręnatlemojejróżowawej.
– Jesteś piękna – mruknął i musnął opuszkami kciuków moje twarde brodawki. Wzdrygnęłam się,
kiedyznówsięuśmiechnął.–Podobałosię?
–Tak–szepnęłam,apotemjeszczepokiwałamgłowąnawypadek,gdybyniezrozumiał.
– Nie pamiętam, co lubisz – wyznał i złapał brodawkę w zręczne palce. – Nie pamiętam, co cię
doprowadzadoszaleństwa.–Lekkopociągnął,ajaażkrzyknęłam.Podniósłwzrokiwidziałam,żejest
wygłodniały.–Jesteśwrażliwa.
Byłam. Zawsze miałam wrażliwe piersi. Kiedyś Katie, luksusowa striptizerka, powiedziała mi, że
mamszczęście,bowiększośćznanychjejkobietniemiaładużejprzyjemnościzpieszczotypiersi.
Niemogłamodwrócićwzroku.Patrzyłam,jakmniedotyka.Byłowtymcośbardzoerotycznego.Nigdy
wcześniej tego nie obserwowałam. Ale też większość facetów nie poświęcała na pieszczoty aż tyle
czasu.Kiedyprzesunąłdłonienamojebiodra,myślałam,żeonteżjużskończył.
Alesięmyliłam.
Uniósłmnie,takżenadnimgórowałam,akiedyoparłamsięokanapę,wziąłmojąpierśdoust.
–OmójBoże!–krzyknęłam,kiedyobjąłtwardąbrodawkę.–Boże,Reece…
Jedną rękę trzymał płasko między moimi łopatkami, na włosach. Czułam na skórze głowy ostre,
zmysłowe dreszcze. Byłam uwięziona, ale nie było na świecie żadnego innego miejsca, w którym
wolałabymsięznaleźć.Przenosiłsięzjednejpiersinadrugą.
Wbiłampalcewkanapę,aonssałmocnoiwciągałmniegłęboko.Mięśniewmoimwnętrzuzwijały
siętakciasnoimocno,żedłużejniemogłam.Próbowałamsięwycofać.
–Nie–warknął.–Jeszczenieskończyłem.
Stęknęłam,kiedyzłapałbrodawkęzębami.Krewzmieniłamisięwpłynnąlawę.Całasiętrzęsłamjak
wgorączce.
–Niemogę…Potrzebujęcię.Proszę.
Puściłmnie,awtedyoszalałam.Chwyciłamgozaramiona,naślepoznalazłamjegoustaiopadłamz
powrotem.Trzymałmniezabiodra,kiedygoujeżdżałam.Jegomiękkakoszulkadrażniłamojepiersi,aż
wkońcunapięciemiędzynogamibyłoniedozniesienia.
Nie pamiętałam, kiedy ostatnio miałam taki orgazm, jeszcze w ubraniu, zanim facet w ogóle mnie
dotknął,aleczułam,jakwzbierawemniefala.Ruszałbiodramiwrytmjęzyka.
Rozkosz eksplodowała, rodząc się między nogami i docierając do każdego zakamarka ciała. Stłumił
ustamimójjęk,alewiedział,cosięstało,iwydałsamczypomruk.Kiedyfalespełnieniaskończyłysię
przetaczaćprzezmojeżyły,byłamczerwonairoztrzęsiona.
–Nopopatrz–szepnąłmidoucha.–Jesteśniesamowita.Jakbysięzbliżaćdoognia.
Chwilętrwało,zanimsięopamiętałamnatyle,żebyzrozumieć,żerzeczywiściedoprowadziłmniedo
orgazmu.Cofnęłamsięipocałowałamkącikijegoust.
–Comamterazzrobić?
Oczymiałpełneniebieskiegoognia.
–Patrzenienaciebiezupełniemiwystarczy,skarbie.
Aż zadygotałam. Był po prostu idealny. Ale potem zerknęłam w dół i nijak nie dało się ukryć, że
zgrubienie w spodniach wciąż tam jest. Ręce jeszcze mi się trzęsły, kiedy się odchyliłam i sięgnęłam
pomiędzynas.Możenawetzakładałam,żemniepowstrzyma.
Aleniezrobiłtego.
Uśmiechnęłam się leniwie i z zadowoleniem i musnęłam go palcem. Czułam, jak skręcają mi się
wnętrzności,kiedywierzgnąłbiodrami.Spojrzałamnaniegoiodetchnęłamgłęboko.
–Tyniemiałeśzabawy.
Pokręciłgłową.Szczękimiałzaciśnięte.
Sercezaczęłomiznówbićmocniej,kiedyrozpinałamguzikiściągałamsuwak.Rozporeksięotworzył
iodsłoniłczarnebokserki.Bezsłowapodniósłzkanapytyłek,aprzyokazjiimnie.Żądałbezsłów.Nie
tracącczasu,ściągnęłammudżinsyibokserki.
Patrzyłam, jak wydostaje się na wolność, gruby i sztywny. Prawdę mówiąc, ta część męskiego ciała
niezawszebyłaatrakcyjna,aleuReece’a…Tak,uReece’abyłataksamoapetycznajakcałareszta.
Askorojużmowaoreszcie…
Oparłsięokanapę,ajazłapałamskrajjegokoszulkiizaczęłamciągnąćdogóry.Podniósłręce,żebym
mogłajązdjąć.Rzuciłamjągdzieś,gdziemiałamnadziejęnigdyjejnieznajdzie,izajęłamsiępatrzeniem
nato,jakwyglądafacet,kiedyniejestjużchłopcemiciężkopracuje,żebyzostaćwformie.
Złotawa skóra ciasno rozciągała mu się na piersiach i wyrzeźbionym, twardym jak skała brzuchu.
Pasekczarnychwłosówprowadziłdomiejsca,gdzienamnieczekał.Zlewejstronypępkamiałbliznę.
Skóra była lekko wypukła, w kształcie nierównego kółka. Druga blizna była nad nią. Wiedziałam, że
gdybymzdjęłamuspodnie,znalazłabymtrzecią.
Aż nie mogłam złapać tchu, gdy pomyślałam, jak niewiele brakowało, żebym go straciła. Żebyśmy
wszyscy go stracili. Nachyliłam się i pocałowałam go. Chciałabym móc cofnąć ostatnie jedenaście
miesięcybyciaidiotką,boczas…nigdyniewiadomo,ilegozostałoiniebyłdarowanyraznazawsze.
–Comamzrobić?–powtórzyłampytanie.
Popatrzyłmiwoczy.
–Jestwielerzeczy,którechciałbym,żebyśmizrobiła.
–Wybierzjedną.–Aledwie.Albotrzy.Zrobięwszystko.
Wyciągnął rękę i złapał się za fiuta. Jezu Chryste, czułam, że muszę się powachlować. Rozchyliłam
usta,kiedypowoliprzesunąłdłońwgórę,ażdogłówkiizpowrotemnadół.
–Chcę,żebyśzrobiłatak.
Krewdudniłamiwuszachiprawiesamasiebieniesłyszałam,kiedymówiłam:
–Jesteśtakicholernieseksowny.
Warknął.Znówpodsunąłrękędogóryiażwygiąłplecy,awtedyijaniemogłamsiępowstrzymaći
jęknęłam.Znównamniepopatrzył,aleterazwjegooczachpłonąłinnyogień.
–Chybawiem,czegochcesz?
–Tak?–wydyszałam.
Reecewyciągnąłdrugąrękęipołożyłmijąnakarku,adrugąwciążsiędotykał.Nagłówcepojawiła
siękropelkapłynu.
–Chcesznamniepatrzeć.
Zapłonęłomicałeciało.Niezewstydu,tylkodlatego,żemiałrację.
–Nigdyniepatrzyłam,jakfacet…
–Tylemiwystarczy–przerwałiporuszyłręką.
Brakowałomitchu.Patrzyłamnajegodłoń,zaciskanąwciążmocniejimocniej.Niemogłamuwierzyć,
żetorobię.Iżetotakiepodniecające.Jakrównieżwto,żewciążsiedziałammunakolanach,zkoszulką
zwiniętągdzieśwtaliiirozpalonąskórą.Podniosłamwzrok.
–Nie.Patrznamnie–rozkazał,ajasięażzatrzęsłamodtegotonu.
Patrzyłam, jak rusza ręką i coraz wścieklej wyrzuca w górę biodra. Musiałam położyć mu ręce na
ramionach,żebyutrzymaćrównowagę,ijużnieodwracałamwzroku.Naglemniepociągnąłdoprzodu.
Całowaliśmy się, a jednocześnie przeżywał spełnienie. Nie, nie tylko mnie całował. Pożerał mnie, a
jednocześniespuszczałsięwrękę.
– Kurwa – wycedził i objął mnie mocniej, a potem przyciągnął do nagiej piersi. Schowałam twarz
międzyjegoszyjąaramieniem,wdychałamcierpkizapachwodypogoleniuisłuchałam,jakjegoserce
sięuspokaja.
Przezdłuższąchwilężadneznasnicniemówiło,apotemonsięcichoroześmiał.Niemogłamsięnie
uśmiechnąć.
–Roxy,niechcię…–Odchrząknął.–Jeszczesięskończytak,żebędęchciałcięnadłużej.
Mojesercewyrwałosięwdwóchróżnychkierunkach,gdymojastrudzonagłowausiłowaładociec,co
miałnamyśli.Zdążyłamjużwysnućwieleinterpretacji.Czytooznaczało,żewcześniejwogóletegonie
planował?Izrobiłtylkodlazabawy?Aleprzecieżmówił,żeprzyjaźńmuniewystarczy.Zresztą,czyto
wogólemiałojakiekolwiekznaczenie?Nie,niemiało,boniemogłamsięokłamywać.
Chciałam,żebychciałmnienadłużej.
Rozdział11
N
iezamierzałamzasnąć,alejakośpomiędzyoglądaniem,jakHilaryprzebudowujestarąfarmęaDavid
pokazujedziwacznedomynaHGTV,zasnęłamnaboku,zplecamiprzytulonymidobrzuchaReece’a.
Nigdyjeszczeniezasnęłamnakanapieobokfaceta.Wydajesię,żetozupełniezwykłarzeczipewnie
milionyludzizupełniesięnawetnadtymniezastanawiają,aledlamnietobyłanowość.
Cośmnieobudziło,alenapoczątkuniewiedziałam,co.Zamrugałamiskołowanaotworzyłamoczy.W
telewizji leciała reklamówka maszyny do ćwiczeń. Przez chwilę się na nią bezmyślnie gapiłam i już
miałamzpowrotemzasnąć,kiedypoczułam,żeReecezamnąwierzgnął.
Serceażmipodskoczyło,boniespodziewałamsiętegoruchu.Jegorękapodemnąbyłarozluźniona,
alekiedyspojrzałamnaniegoprzezramię,widziałam,żenapięcieniemalsięzniegowylewa.Leżałna
boku,aletwarzmiałzwróconąwstronęsufitu.Mocnozaciskałzęby,brwimiałzmarszczone.Gęsterzęsy
co kilka sekund trzepotały. Poruszał ustami, ale bez słów. Gwałtownie unosił pierś, kiedy łapał
nieregularnyoddech.
–Reece?–szepnęłam,aleniesłyszał.Znówzaczerpnąłpowietrza,jeszczeszybciej.
Przekręciłamsięnadrugibok,przodemdoniegoipołożyłammurękęnapiersi.
–Reece.
Wierzgnął, otworzył oczy i wpatrzył się w sufit. Przez moment był tak daleko, jakby nie wiedział,
gdziesięznalazł.Minęłokilkasekundidopierosiędomnieodwrócił.Rozluźniłtwarz.
–Cześć–mruknął.
–Wszystkowporządku?
Przełknąłślinę.
–Tak.
Nieuwierzyłam.
–Napewno?
Objąłmnieiprzyciągnąłdosiebie.
–Tak,kochanie,wszystkodobrze.–Przeczesałmiwłosypalcami,przysunąłmójpoliczekdoswojej
piersiiwestchnąłgłęboko.–Terazjużwszystkodobrze.
–Miałaśwweekenddymanko.
Prawiesięzakrztusiłamnapojem.Doboksu,nasiedzenienaprzeciwkomnie,wślizgnęłasięKatie.Na
głowie miała zawiązaną jaskraworóżową bandankę w kratkę. Z ramienia opadał jej puszysty błękitny
sweter,którywyglądał,jakbystoczyłwalkęzpudełkiemcekinów,alejąprzegrał.Niebyłasama.
ObokniejsiedziałaCalla.Przyjechaławczorajranoiwieczorempracowaławbarze.Uśmiechnęłasię
szerokoizwiązałajasnewłosywkucyknaczubkugłowy.Pamiętam,żejakjąpoznałam,zawszenosiła
rozpuszczonewłosy,żebyschowaćbliznę.Aletojużprzeszłość.
ZignorowałamkomentarzKatie,chociażodziwotrafny,izwróciłamsiędoCalli:
–Dziwięsię,żeJaxcięwypuściłnaśniadanie.
– Już wie, że lepiej nie stawać między mną a jedzeniem i przyjaciółmi. – Otworzyła menu i lekko
uniosłabrwi.–Tojak,Katiemarację?Byłodymanko?
–Jazawszemamrację.–Katiewyszczerzyłazęby.
Wywróciłam oczami i oparłam się o kanapę. Wczoraj Reece zasnął po tym koszmarze – w każdym
raziemyślałam,żetobyłkoszmar–aranoodwiozłamgododomu.Zanimwysiadł,nachyliłsięimnie
pocałował. Samo wspomnienie tego pocałunku sprawiło, że zaczęłam szukać wachlarza, a potem
przypomniałamsobie,corobił,ajapatrzyłam.
Boże,musiałamwziąćzimnyprysznic.
Dzisiajpracowałnanocnązmianę,więcobstawiałam,żeśpi.Jakodjechałam,wysłałSMSzprośbą,
żebymdałaznać,jakdotrędodomu.Cozresztązrobiłam.Tobyłourocze,żepoprosił,żeomniemyślał.
Poczułamsięjakośtakkobieco.
–Maszczerwonekońcówkiuszu–wytknęłamiCallaizmrużyłaoczy.–Mówszybko.
Odroczeniewyrokuzapewniłakelnerka,któraprzezkilkaminutzbierałazamówienia.Katiezamówiła
półkarty,anapewnokażdyrodzajbekonuikiełbasek,jakimieli.
– No co, potrzebuję białka – wytłumaczyła, kiedy razem z Callą gapiłyśmy się na nią z
niedowierzaniem.–Tanieciruratostrasznaharówka.Samespróbujcie.
Zachichotałam.
–Nie,dzięki.
Katiewywróciłaoczamikoloruchabrów.
– Nudne jesteście. – Odwróciła się do Calli. – Kiedy przyjedzie Teresa? Ona się chciała nauczyć
machaćtym,coBoziadała.
–PewniezabiorąsięzJase’emwktóryśweekend.–Callasięuśmiechnęła,kiedykelnerkawróciłaz
dwiema kawami i napojem gazowanym dla mnie. A potem wpatrzyła się we mnie badawczo. –
BzykaliściesięzReece’em?
–Co?!
–Tak–odpowiedziałarównocześnieKatie.
Łypnęłamnaniązłowrogo.
–Skądwiesz,żesiębzykaliśmy?Ukrywałaśsięwmoimdomu?
–Jawiemróżnerzeczy–odparła.–Bardzowielerzeczy.Askoromusiałabymsięukrywaćwtwoim
domu,toterazsięjużniewykręcisz,żeciałozetknęłosięzciałem…
Callaoparłasięnałokciach.
–Jaxmimówił,żeReeceprzyjechałposłużbieiczekałnaciebie.Iżeodwiozłaśgododomu.
–Jaxplotkujejaktrzynastolatka!–odpaliłam,aletaknaprawdęwcalesięnieprzejmowałamtym,że
pytają.Cieszyłamsię,żemogłydzisiajzjeśćzemnąśniadanie,bomusiałam,poprostumusiałamznimi
pogadać.
Minęłachwila,apotemjateżsięoparłamnastoliku,boniemogłamjużwytrzymaćanichwilidłużej.
– Dobra. Coś się między nami wydarzyło w piątek w nocy. To nie był seks, ale… – zamilkłam i
wróciłamdotego,cosiędziało,dojegorękina…
– Widzimy przecież, że zrobiliście coś fajnego i niegrzecznego, bo miotasz się, jakbyś się nałykała
ecstasy–zauważyłaKatie.
Callaklasnęławdłonieipoprawiłasięnasiedzisku.
–Serio?Straszniesięcieszę,boKatiemarację,wyglądasz,jakbyśzapadławseksualnytrans.
–Atycośotymwiesz,nie?–mruknęłampodnosem.
Podrapałasiępalcemponosie.
–Alejeszczeparętygodnitemuwogóleznimnierozmawiałaś.Ilekroćwchodziłdobarualbochociaż
patrzył w twoją stronę, zwiewałaś. Zawsze wiedziałam, że coś się między wami zdarzyło, ale teraz
jestemjużzupełnieskołowana.
Uśmiechnęłamsiękrzywo.
–Todługahistoria.
–Biorącpoduwagę,żezamówiłampółwieprza,mamyczas–odparłaKatie.
–Alepomyślicie,żejestempotworem.
–Wątpię–zapewniłaCalla.
Janiebyłamtakapewna,aleponieważniktzwyjątkiemCharliegoniewiedział,cozaszłomiędzymną
aReece’emiotymwielkimnieprozumieniu,odetchnęłamgłębokoipowiedziałamimwszystkootamtej
nocy.Zamilkłamtylkonaczas,kiedyprzyszłonaszejedzenie.
–Nototak.Aterazjestteraz–zakończyłamipokroiłamnamałekawałeczkiresztkęgofrazsyropem.
Callasięnamniegapiła,achrupiącypasekbekonuzwisałjejmiędzypalcami.
NawetKatiesięgapiłabezsłowa,cooczymśjednakświadczyło.Rzadkoudawałosięjązszokować
ażtak,żebyzamilkła.Rozparłamsięnakanapie,rozmiękczonaipełnapoczuciawiny.
–Ico,jestempotworem?
–Nie–powiedziałanatychmiastCalla.–Niejesteś.
– Zaczekaj. – Katie podniosła rękę. W palcach trzymała grubą kiełbaskę. – Niech się upewnię, że
dobrzezrozumiałam.Jesteśwnimzakochanaodpiętnastegorokużycia…
–Niepowiedziałabym,żezakochana…–wymamrotałam,alesercezabiłomimocniej.
–Nieważne.Itakwiem,żejesteś–upierałasię,ajanieprotestowałam,boniechciałam,żebyznów
skończyło się na dyskusji o jej striptizerskich supermocach. – No więc byłaś w nim zakochana, ale on
traktowałcięjakirytującąmałolatęzsąsiedztwa.
Zmrużyłamoczy.
–Niepowiedziałabym,żejakirytującąmałolatę…
Zupełnieniezwróciłanamnieuwagi.
–Wkońcuzacząłnaciebiepatrzećjaknaseksownąlaskę,którąjesteś.Któregoświeczoruprzyszedł
do baru, narąbał się jak szpadel, ale ponieważ ty byłaś w nim beznadziejne, nieodwołalnie i
nieskończeniezakochana,niezauważyłaś,wjakimjeststanie.
Zmrużyłamoczyjeszczebardziej.
–Jedziecie do niego,bo cię poprosił,żebyś odwiozła do domujego pijane zwłoki.Robi się gęsto i
gorąco. Widzisz jego kiełbaskę. – Zamachała kiełbaską, którą trzymała w ręce, a Calla wydała taki
dźwięk,jakbysiędusiła,isięgnęłapokawę.–Idzieciedojegosypialni,gdzieontraciprzytomność.Jak
dotejporynadążam?
–Tak.–Skrzyżowałamramiona.–Wpewnymsensie.
Katiepokiwałagłowązezrozumieniem,choćniebardzowiedziałam,cotujestdorozumienia.
–Popierwszetostraszniesłabe,żesiętakupił.Minusdziesięćdozajebistości.
– Do zajebistości? – Calla spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. – Ta punktacja jeszcze
obowiązuje?
Parsknęłamśmiechem.
–Wmoimświecietak–odparłaKatie,ugryzłakawałekkiełbaskiiprzezchwilężułazamyślona.–No
więcontraciprzytomność,typrzynimzostajesz,onsiębudzi,myśli,żeuprawialiścieseksijestpełen
żaluiskruchy?
Pokiwałamgłowąiwsadziłamdoustkawałekgofra.
–Atymyślisz,żeżałujeseksu–wtrąciłasięCalla–chociażonniemożeprzeżyćtego,żezrobiłtopo
pijaku?
–Notak.
Katiepokręciłagłową,wzięłasóliwysypałatrochęnadopołowyzjedzonąkiełbaskę.
–Alenieuprawialiścieseksu.
– Nie. I próbowałam mu to powiedzieć, jak tylko zaczął o tym mówić, ale był tak załamany, że
myślałam,żewłaśnieoseksmuchodzi.
–Itocięzabolało–powiedziałałagodnieCalla.–Tozrozumiałe.Jaczułabymsiętaksamo.
–Alemogłaśtowyjaśnićodrazu–wytknęłaKatie.
–Nocoty?!–odszczeknęłam.–Aleniewyjaśniłam.Wstydziłamsię,apozatymtak,bolałomnieto,
więcsobieposzłam,apotemczasmijał,ajacałyczasczułamsiędotkniętaiwkońcutematsięurwał.
Katiedokończyłakiełbaskę,wzięłaserdelkaikontynuowaławywód.
–AReecenienawidzikłamstwa.Tofatalnie.
Zmiażdżyłamjąwzrokiem.
Pochyliłasiędoprzoduiwymachiwałaserdelkiemjakczarodziejskąróżdżką.
–Słuchaj,janaprawdęrozumiem,czemunicniepowiedziałaś.Najpierwjestjednomałekłamstewko,
potemkolejneitaksięnawarstwia.Czaję.Aterazminęłotyleczasu,żejaktuwłaściwiewyjaśnić,cosię
stało?„Ej,Reece,chceszpomacaćmojecycki?Atakpozatym,towcalenieuprawialiśmyseksu!”
Callaznówsięprawiezakrztusiła.
–Tobybyładziwnarozmowa.
Westchnęłamiodsunęłamtalerz.
– Czuję się strasznie. Że też nie wytrzymałam wtedy na tyle długo, żeby mógł sprecyzować, czego
żałuje.Iniepowiedziałammuprawdy.
–Aleonteżniejestcałkiembezwiny–sprzeciwiłasięKatie.–Pamiętaj,żetoonbyłtakpijany,że
myślał,żeuprawialiścieseks.Janaprzykładwielewżyciuwypiłam.Naprawdęwiele.Tyle,żegłowę
daję, że w środku zamieniłam się w gorzelnię, ale nigdy nie byłam tak pijana, żeby nie pamiętać, że
uprawiałamseks.
Callapokiwałagłowąidziabnęławidelcemwjajecznicę.
–Marację.
Jateż nigdy ażtyle nie wypiłam,ale to nie miałoteraz znaczenia. Sięgnęłampo szklankę, a ramiona
ugięłymisiępodciężaremsytuacji.Poprawiłamokularyiwestchnęłam.
–Ja…Jagonaprawdęlubię.Takserio.
–Coty?–Katiewywróciłaoczami.–Przecieżjesteśwnimzakochana.
Zignorowałamtenkomentarz,bomiłośćtotakieprzerażającesłowo.
– To porządny facet. Naprawdę fajny. Pamiętasz ostatniego kolesia, z którym się spotykałam na
poważnie?–spytałamKatie.
Zmarszczyłanos.
–PrzedRyżymDeanem?
–OmójBoże–mruknęłaCallaistłumiłaśmiechdłonią.
Pokręciłamgłową,apotemznówsięnapiłam.
–Tak.ChodzimioDonniego…
– Tego miłego gościa, który cię zabrał na mecz Eaglesów, a potem się bzykaliście w podziemnym
garażu,alesięokazało,żejestżonaty?–dokończyłaradośnieKatie.
Zacisnęłamusta.
– Nie. To był Ryan, drań jeden. Dzięki, że mi o nim przypomniałaś… Oprócz żony miał jeszcze
dziecko,októrymteżminiewspomniał.ChodzimioDonniego,przymierającegogłodemartystę,który
ukradłbiżuterięmojejbabci.
Callazamrugałakilkarazy.
–Jezu.Żonatyizłodziej?
– Możliwe że nie przyciągam najporządniejszych facetów na świecie. – Wzruszyłam ramionami, a
potempomyślałamoHenrymiażsięzatrzęsłam.Rzeczwtym,żewiedziałam,dlaczegosięspotykamz
takimifacetami.Bobyliniebezpieczni.–AleReecetakiniejest.I…–powoliwypuściłampowietrze–
…leciałamnaniegoprzezcałelata.–Anadodatekczułamcośjeszczesilniejszego.
Pokręciłam głową. O co mi w ogóle chodzi? Po prostu muszę powiedzieć prawdę. To się powinno
skończyć,zanimsiępoważnienakręcę,ale…niemogłamniespróbować.Niepotychwszystkichlatach
marzeniaonim.
Boże,chybamiałamrozszczepionąosobowość.Bierzgo.Zostawgo.Powiedzprawdę.Nicniemów.
Takniemożna.
– Musisz mu powiedzieć – poradziła Calla. – Najszybciej jak się da. Ale poza tym nie
przejmowałabymsięjakośbardzo.
Uniosłambrwi.
–Serio–upierałasię.–Nieskłamałaśwważnejsprawie.
–Moimzdaniemniemówieniemu,żenieuprawialiśmyseksujestpoważnąsprawą.
– Wcale nie – uśmiechnęła się do mnie. – Uwierz mi, zdarzają się gorsze kłamstwa. Nie ukrywałaś
przednim,żejesteśzwiązanazkiminnymaninicwtymstylu.Zrozumie.Prawda,Katie?
Katiepatrzyłanamnieilekkoopuszczałakącikiwydatnychwarg.
–Prawda?!–Callatrąciłająłokciem,kiedydotegojeszczezmarszczyłaczoło.
Zmroziłomniewśrodku,kiedyjejoczyzaszłymgłą.
– Sama nie wiem. Powiedz mu prawdę, zanim zdejmie ci majtki. Jeśli teraz mu nie powiesz, to już
będzieprzesada.
Zgodziłamsięzniąipowolipokiwałamgłową.Poczułamdobrzeznaneprzerażenie,jakwtedy,kiedy
pierwszyrazsobieuświadomiłam,żemuszępowiedziećmuprawdę.
Callaodchrząknęła.
–Wszystkobędziedobrze.
– Tak jest – zgodziła się Katie i nabiła na widelec ostatni kawałek serdelka. – Poza tym wybiłaś
Henry’emu Williamsowi szybę, a Reece i tak zafundował ci orgazm. Może na tym wyjdziesz jeszcze
lepiej.
Walnęłamsiędłoniąwczołoijęknęłam.
–Jezu!Ktojeszczeotymniewie?!
–Wszyscywiedzą,skarbie.–Katiewrzuciłaserdelkadoust.–Absolutniewszyscy.
Patrzyłyśmy z Callą, jak Katie na pełnym gazie wypada z parkingu swoim mini cooperem, prawie
taranując vana z naklejką „Jedzie z nami dziecko”. Kiedy van się zatrzymał, na szczęście wysiadła z
niegostarszapara.
–Chybaniezorganizujesztegoseansu,co?–spytałaCalla.
Roześmiałam się głośno. Opowiedziałam im o tych dziwnych akcjach w moim mieszkaniu. Na
szczęścieżadnaznichnieuznałamniezawariatkę.Katieoczywiściemiałamnóstwoteoriinaporadzenie
sobieztym,ajednąznichbyłoskontaktowaniesięzczłowiekiem,którymieszkałgdzieśtuwokolicy,
komunikowałsięzduchamiimógłzorganizowaćseansspirytystyczny.
– Nie, to chyba nie najlepszy pomysł – uśmiechnęłam się szeroko. – Jeśli naprawdę mam jakiegoś
ducha,todotejporyniepróbowałmniewystraszyć.Taknaprawdęnawetmipomaga.
Callaparsknęła.
–Pewniewięcejosóbchciałobymiećtakiegoducha.
–Jak pomyślę owpuszczaniu do domujakiegoś medium i otym całym seansie…Nie wiem, jeśli to
naprawdęduch,toniechcęotymwiedzieć.Dopókisięniebudzęwnocy,boonnademnąwisiisięgapi,
niechsobiebędzie.
–Jezu.–Otrząsnęłasię.–Tostraszne.–Potemzamilkła.–Ajeślitonieduch?
–Aco?Albojacyśludziemieszkająpodpodłogąjakwhorrorachzlatosiemdziesiątych,albotoduch,
alborzucamisięnamózg.
– Nie rzuca ci się na nic. – Zmrużyła oczy. – Ale może poprosiłabyś Reece’a, żeby się rozejrzał po
twoimmieszkaniu?AlboJaxa?
Otak,jużsobiewyobrażałam,jakbyminiedaliżyć,gdybymimpowiedziała,żebojęsięducha.
– Jak długo zostajesz? – zmieniłam temat. Oparłam się o swój samochód, zdjęłam okulary i
wyczyściłamjeskrawkiemsukienki.
–Odwołalimojejutrzejszeporannezajęcia,więcwyjadęrano.–Callapodniosłagłowęispojrzaław
niebo.Powietrzepachniałodeszczem.–Nawetdobrzesięskłada,bonadzisiajzapowiadająburzę.
Włożyłamokularyizzadowoleniemstwierdziłam,żeniezostałyżadnesmugianiciapki.
–MaciezJaxemplanynadzisiaj?
–Pewnieposiedzimyuniego.–Skręciławdłoniachdługijasnykucyk.–AtyiReece?
–Chybaniemamyplanów.Wogólejestdziwnie.Niewiemnawet,czysięspotykamy,czytylkosię
bzykamy. Wczoraj napisał, żebym dała znać, jak dojadę do domu, i tak zrobiłam. – Skrzyżowałam
ramionaizacisnęłamwargi.–Więcniewiem,naprawdę.
– Po prostu do niego napisz, powiedz, żeby wpadł, jeśli nie pracuje. Zachowuj się normalnie –
podsunęła,apotemsięroześmiała.–Awogóletojestemostatniąosobąnaświecie,którapowinnaci
radzićwtakichsprawach.
–Coty!–Wyciągnęłamrękęiścisnęłamjązaramię.–Dobrzewiesz,corobisz.Wkońcuwyrwałaś
takiegochłopakajakJax.
Zarumieniłasięiznówsięroześmiała.Oparłasiębiodremodrzwisamochodu.
–Przecieżniemiałambladegopojęcia,corobię,jeślioniegochodzi.
Wyszczerzyłamzęby.Fatycznie,byłakompletniebezradna.
–Możeiracja.
–Alemyślę,żezawszetakjest,jaksiękogoślubi.TaksamobyłozTeresąiJase’em.Jakktośnamsię
podoba,zachowujemysięjakgłupki,tylechciałampowiedzieć.
–Tak,natowygląda.
–Awłaśnie!–zawołała.–Zapomniałamcięwczorajzapytać.Odkogodostałaśróże?Piękne!
Podejrzewałam, że są od Deana i nie było mi przyjemnie z tą myślą, więc zostawiłam je w biurze.
Terazpachniałotakjakwkwiaciarni.
–JeślinieodDeana,toniemampojęcia.
Zmarszczyłaczoło.
–Naprawdęmyślisz,żemogąbyćodniego?
Wzruszyłamramionami.
–Chybatak.
–Acobyłonapisanenabileciku?
–Żenastępnymrazembędzielepiej–przypomniałamsobieizmarszczyłambrwi.–Dziwne,nie?
Pokiwałagłowąiodsunęłasięodsamochodu.
–JeślitonieodDeana,tomożemiałybyćdlakogośinnego?
–Niewiem.Nabilecikubyłomojeimię.Alemożetofaktyczniepomyłka.
Callanachyliłasięzuśmiechem,żebymnieobjąć.
–Muszęlecieć,alepóźniejsięodezwę,dobra?
Pomachałamjejiwsiadłamdosamochodu.Gdyjechałamdodomu,zadzwoniłDennis.Zdziwiłamsię,
bobyłaniedzielainiespodziewałamsię,żesięodezwie,alezdrugiejstronypolicjanciniepracowaliod
poniedziałku do piątku od ósmej do szesnastej. Powiedział, że Henry dostał wycenę szkody. Naprawa
miałakosztowałakilkasetdolarów.
Jęknęłamizaczęłamliczyć,ilemamnakoncieoszczędnościowym,chociażwiedziałam,żewcalenie
dużo.Alesamasięwtowpakowałam,więcbędępoprostumusiaławziąćwięcejprojektówstron,żeby
odrobić.
Dotarłamdodomuibyłamwłaśniewpołowiechodnika,kiedyniebosięrozstąpiłoilunąłtakideszcz,
żewciągukilkusekundbyłamprzemoczonadonitki.Pisnęłamibiegiemrunęłamdoganku.Poślizgnęłam
się i w mokrych sandałkach przejechałam po deskach. Zamachałam rękami jak wiatrak, spadła mi
torebka,ajastraciłamrównowagę.
Wiedziałam,żesięwywalę.
Alezanimrunęłam,drzwiwejściowesięotworzyłyiktośjakbłyskawicaśmignąłprzezganek.Mocne
ramionazłapałymniewtaliiipodtrzymały.Gwałtownezderzeniezkimśtwardymisuchymstrąciłomi
okularyiodebrałooddech.Przezchwilęjedynączęściąmojegociała,którabyławstaniesięporuszać,
byłowaląceszybkoserce.
–Wszystkowporządku?–rozległsięniskimęskigłos.
Podniosłam głowę, ale jedyne, co dojrzałam przez rozsypane włosy, to że był to facet z jasnymi
włosami.NapewnonieJames,którymiałwłosykrótkieiczarne.
– Tak. Dziękuję za… złapanie mnie. – Czułam się jak kretynka. Odgarnęłam włosy z twarzy i
przyjrzałamsięfacetowi.
Jakbym go skądś znała. Policzki miał lekko pucułowate, nos trochę krzywy, z pewnością był kiedyś
złamany.Oczymiałciemnobrązoweibystre.Inteligentne.
Icałyczasmnietrzymał.
Jezu.
Cofnęłamsięiroześmiałamsięniezręcznie,kiedyopuściłręce.
–Przepraszam.Zazwyczajniemamodruchówsamobójczychprzywchodzeniunaganek.
Uśmiechnąłsięprzelotnie.
–Dobrzewiedzieć.Zaczekaj–powiedział,bozrobiłamkroknaprzód.Sięgnąłpomojątorebkę.Potem
zamarłam,bozłapałteżokulary.–Wdepnęłabyśnanie.
Jezu,Jezu.
–Jeszczerazdzięki–uśmiechnęłamsięiwłożyłamokulary,aonmipodałtorebkę.Odgarnęłammokre
włosyzauszyizmrużyłamoczy.–Mysięchybanieznamy?
Uśmiechnąłsięszerzejipokazałbiałezęby.
–NazywamsięKipCorbin.Mieszkamnagórze.Wprowadziłemsięparęmiesięcytemu.
–Właśnie!–wykrzyknęłam.–Wiedziałam,żeskądścięznam!
–Naprawdę?–spytałzaskoczony.
Pokiwałamgłową.
– Tak, musiałam cię kiedyś widzieć, jak wychodziłeś albo wracałeś. Cieszę się, że w końcu się
poznaliśmy.
– Ja też. – Zerknął na ulicę. Deszcz lał tak, że prawie nie widziałam samochodu zaparkowanego tuż
przykrawężniku.
–Będęleciał.–Wyciągnąłzkieszenikluczykiimniewyminął.–Miłobyłociępoznać.
–Mnieteż.
Zawahałsięjeszczechwilęnaschodach.
–Uważajnasiebie,Roxy.
Otworzyłamdrzwi,pchnęłamjeiuśmiechnęłamsiędoniegoprzezramię.
–Tyteż.Nieutopsię.
Biegł już chodnikiem, kiedy weszłam do środka i zamknęłam za sobą. Rzuciłam torebkę na fotel,
zatrzymałamsięnaśrodkusalonuizmarszczyłambrwi.Chwileczkę.Onznałmojeimię.Aprzecieżjasię
nieprzedstawiłam.
Znerwówścisnęłomniewbrzuchu.Więcskąd…?Dobra.Jestemgłupia.PrzecieżJamesalboMiriam
moglimupowiedzieć.Silverowieteż.
Muszęsięprzestaćzachowywaćjakparanoiczka.
Spojrzałam na torebkę. Muszę też przestać się zachowywać jak dziecko i napisać do Reece’a. Ale
najpierwsłodkaherbata.
Nalałam szklankę i włączyłam telewizor na kanał HGTV, gdzie leciał akurat maraton Property
Brothers.Wyjęłamkomórkęiwzięłamzsobądopracowni.
Szłamprzezkorytarzyk,kiedytelefonzdzwoniłmiwręce.Spojrzałamnawyświetlaczizaklęłam,bo
tobyłDean.Miałamwielkąochotęodrzucićpołączenie,alezebrałamsięwsobieiodebrałam.
–Halo?
Mójgłosbyłbezbarwnyipłaskijakkartkapapieru.
Chwilaciszy.
–Roxy?
Wywróciłamoczami.Akto?Przecieżdomniedzwonił,ajaodebrałam.Alezarazpoczułamsięgłupio.
Przecieżniezrobiłniczłego.
– Tak, to ja. Ale właśnie szykuję się… – W panice rozejrzałam się po pokoju, szukając jakiejś
wymówki.–Podprysznic.
Skrzywiłamsię.Jezu.Boże.Gorzejniemogłamwymyślić.
Zaśmiałmisięcichodoucha.
– Tak, dzięki, będę miał o czym myśleć – powiedział, a ja się skrzywiłam. – Nie zajmę ci czasu,
chciałemtylkozapytać,czymasznadzisiajjakieśplany.
– Dean – westchnęłam, a tak naprawdę miałam ochotę walić głową w mur. – Tak, mam plany na
wieczór.
–Ajutro?
Oparłamsięościanęizamknęłamoczy.
–Słuchaj,przepraszam,alenaprawdęniemamochotynadrugą…
– Wiem, że pierwsza randka nie była udana, ale możemy to naprawić – nalegał, a ja w wyobraźni
niemalwidziałam,jakmruga.–Gdybyśmyposzlinadrugąrandkę…
–Spotykamsięzkimśinnym–wypaliłam.Toprzecieżniebyłokłamstwo.Przynajmniejniecałkiem.
Słyszałamwsłuchawce,żezabrakłomutchu.
–Co?Odkiedy?
–Przykromi.Jesteśnaprawdęfajnymfacetem.Tonicosobistego.
–Roxy,kurwa,cojest?
Gwałtownieotworzyłamoczyioderwałamsięodściany.Niesłyszałam,żebyprzeklinał.Nieżebym
byłanatojakośszczególniewrażliwa,aletozrobiłonamniewrażenie.
– Spotykasz się z kimś innym – zarzucił mi. – Nie sądzisz, że należało mi o tym powiedzieć na
początku?Nietraciłbymczasunadziwkę.
–Chwileczkę!Nie,niepodobamisięto.Pieprzsię–warknęłamisięrozłączyłam.Skóramniepiekła,
jakbylazłoponiejstadomrówek.Byłamtakwściekła,żeażkręciłomisięwgłowie.Kilkaminutzajęło
miuspokojeniesięnatyle,żebydojśćdopracowni.
Otworzyłam drzwi i w nozdrza wpadł mi chemiczny zapach farb akrylowych i pędzli. Głęboko
wciągnęłam powietrze. Może kogoś innego ten zapach by drażnił, ale mnie odprężył i wymazał mi z
głowy myśli o Deanie. Na ścianach wisiało kilka moich ulubionych prac, a pod nimi wycinki z gazet.
Słowaalbozdania,naktóresięnatknęłamprzezostatnielataiktórepasowałydoobrazów.
Postawiłamszklankęzherbatąnastoliczkuprzydrzwiach,aobokpołożyłamkomórkę.Ściągnęłamz
włosów gumkę i podeszłam do sztalug. Zwolniłam kroku, aż się przed nimi zatrzymałam. Związałam
mokrewłosyznówwszybkikucyk.
Chwileczkę.
Opuściłam ręce, rozprostowałam palce i zagapiłam się w sztalugi. Kiedy zdjęłam z nich w piątek
ukończonyobrazekdlaCharliego,nierozpinałamnowegopłótna.Wsobotęteżniemiałamczasu.Teraz,
jaksięzastanowiłam,doszłamdowniosku,żewczorajwogóleniebyłamwpracowni.
Ajednaknaramierozciągniętybyłnowypłóciennyarkusz.
Przechyliłam głowę i przeanalizowałam minione czterdzieści osiem godzin. Czy to możliwe, że
zrobiłamtopoukończeniupoprzedniegoobrazka?Możliwe.Różnerzeczyrobiłamodruchowo,nawetnie
zdającsobieznichsprawy,ajednakbyłamprawiepewna,żetegoakuratniezrobiłam.
Przypomniałamsobiepilotawlodówce,zmywarkę,deskęklozetowąicałąresztę…
Naprawdęmuszęwezwaćegzorcystę.
Alezdrugiejstronytenduchsięprzydawał.Byłtrochęstraszny,alepomocny.
Odwróciłam się od sztalug i otrząsnęłam z dreszczy, które pełzły mi po plecach. Spojrzałam na
komórkę.Zmusiłamsiędoskupieniasięnaniej.Podeszłam,wzięłamjąiwybrałamikonkęwiadomości.
Wystarczyło,żesięgnęłampotelefoniotworzyłamkonwersacjęzReece’em,asercejużmisiętłukłojak
głupie.
WysłanieSMS-adofacetatonicwielkiego.
Nawet wysłanie SMS-a do faceta, który widział moje cycki i zapewnił mi orgazm, nie powinno być
takietrudne.
Alenapisaniedofaceta,którynaprawdę,naprawdęmisiępodobał,byłoprzerażające.
Napisałamjakieśszybkie„cześć”,wysłałamirzuciłamtelefonnastół,jakbybyłwściekłymwężem.A
potemdopieropoczułamsięjakidiotka,boReecepewniespał.
Odsunęłam się od stolika, złapałam swój stołek, ale w tej chwili telefon zapikał. Żołądek mi się
ścisnął.
–Boże–szepnęłamisięodwróciłam.Ekranikjeszczesięświecił.–Jestemkompletnąkretynką.
Wróciłamdotelefonu.Takjaksięspodziewałam,SMSbyłodReece’a.Sześćsłów.Tylkosześćsłów,
ajasięszczerzyłamjakdebil.
„Cześć,skarbie.WłaśnieoTobiemyślałem”.
Zacisnęłamtelefonwręceiwzięłamkilkagłębokichwdechów.
„AjaoTobie”.
Ażsięzarumieniłam,bomojaodpowiedźbyłatakaoklepana,ajegoekscytująca.
Odpisałprawienatychmiast.
„Niedziwięcisię”.
Roześmiałamsię,boodjegozarozumiałościznówścisnęłomniewbrzuchu.Aprzecieżwiedziałam,
comuszęzrobić.Porozmawiaćznim,zanimtowszystkozajdziezadaleko.
Zanimzdążyłamodpisać,przyszedłdrugiSMS:
„AlenaseriooTobiemyślałem.Izgadnij,coprzytymrobiłem?”
Wytrzeszczyłamoczyinapisałam:
„Orany”.
Chwilamilczenia.
„Źle,żesięprzyznałem?”
Nie.Pokręciłamgłową,apotemnapisałam,żenie.
„Fajnie”,odpisałszybko.Zarazpotemdodał:„Dobrzewiedzieć,żenieuważaszmniezazboczeńca”.
„Niemyślsobie,uważam”.
„Aleprzynajmniejzaseksownegozboczeńca?”
Roześmiałamsięgłośno.
„Tonapewno”.OdczekałamcałąsekundęiwysłałamjeszczejednegoSMS-a:„Bojęsię,żemójdom
jestnawiedzony”.
„Co?”
Zapłonęłymiczubeczkiuszuibardzochciałamcofnąćwysłanietejwiadomości.
„Zapomnij.Jestempoprostugłupia.Maszdzisiajwolne?”
Chwilętrwało,zanimodpisał,alepotemażmnieścisnęłowbrzuchu.
„Dzisiajidędopracy,alejutrojestemcałyTwój,jeślioczywiściebędzieszmniechciała”.
„Jak możesz wątpić?”, odpisałam. Wyszczerzyłam zęby i zaczęłam tańczyć po pokoju. Potem
dopisałam:„Jutromipasuje”.
Wymieniliśmy jeszcze parę wiadomości i postanowiliśmy się spotkać u mnie o dziewiętnastej. Miał
przynieść coś do jedzenia, a ja chyba powinnam załatwić jakieś wino, na wypadek, gdyby wszystko
poszłoźleipotrzebowałabymjakiejśpociechy.
Rozdział12
S
podziewałbym się czegoś takiego raczej po którymś z twoich braci, bo do cholery jasnej czasem
naprawdęsięzastanawiam,coonimajązamiastmózgów”.
Siedziałam na skraju fotela i krzywiłam się, kiedy mój tata wędrował wzdłuż kanapy. Nie tak sobie
wyobrażałamponiedziałkowyporanek,aleniebyłamteżzaskoczona.Jakimścudemdomoichrodziców
nie dotarły wieści o mnie, książce zagłady i szybie Henry’ego. Dziś jednak zadzwoniłam do mamy i
powiedziałamjej,cozrobiłam.
Półgodzinypóźniejprzyjechałtata.
GavinArkniebyłwysoki,alezatokrępy.Odrobinęsiwychwłosówmiałtylkonaskroniachinawet
zaczęłamsięzastanawiać,czyprzypadkiemnieeksperymentujezfarbądowłosówdlamężczyzn.
–Zwłaszczatwójmłodszybrat.–Tyradawidoczniedopierosięrozkręcała.–Czasemmisięwydaje,
że nie ma nawet dwóch szarych komórek, które mogłyby się stykać. Wiesz, co zrobił wczoraj? – Tata
zatrzymałsięprzynarożnikukanapyioparłręcenabiodrach.–Zszedłdopiwnicywyjąćzlodówkicoś
dopiciainiezamknąłdrzwi.Jakbychciałwychłodzićcałydom.
Uniosłambrwi.
–Aterazsłyszę,żetywybiłaśkomuśksiążkąszybę!–Podniósłrękęiprzygładziłwłosy.–Nawetnie
wiedziałem,żemożnacośtakiegozrobićksiążką!
–Trzebatrafićwewłaściwypunkt–wymamrotałam.
Zmarszczyłbrwi,więcsięzamknęłam.
–Nietakcięwychowaliśmy.Atwojamatkapowiedziała,żenawetcięniesprowokował.
–Toprawda–przyznałamżałośnie.
Westchnąłipodszedłdomnie.
–Skarbie,jawiem,żeniejesteświelkąfankąHenry’ego.Chybaniktwtymprzeklętymmieściegonie
lubi,aletojeszczenieznaczy,żemożeszniszczyćjegowłasność.Myślę,żedobrzeotymwiesz.
Pokiwałamgłową.
Położyłmiciężkąrękęnaramieniuilekkościsnął.
–Potrzebujeszpieniędzynawstawienietejszyby?
Otworzyłam usta, ale emocje tak mnie ścisnęły za gardło, że nic nie mogłam powiedzieć. Łzy mnie
zapiekłypodpowiekami.Moirodzicebyliwściekli,żezrobiłamcośtakgłupiego,aleprzedewszystkim
byli rozczarowani. Tata miał rację. Nie tak mnie wychowali. A jednak był gotowy ratować mnie z
tarapatów.
Tak,jakwtedy,kiedyodmiesiącamieszkałamsamaizepsułmisięsamochód.Albokiedynadrugim
rokustudiówzapóźnozłożyłampodanieostypendiumipłacilizacałypierwszysemestrstudiówonline,
zanimprzyszłypieniądze.Wsumiezależałoodnichcałemojeżycie.
Rany,miałamkochanychrodziców.Iwiedziałam,jakiemamszczęście.Niewszyscymieli,alejatak.
Naprawdę.
Przełknęłamgulęwgardleiuśmiechnęłamsiędotaty.
–Dzięki,alemampieniądze.
Wbiłwemnieprzewidującespojrzenie.
–Awjakimstopniutonadszarpnietwojeoszczędności?
–Wniewielkim–skłamałam.Prawdęmówiąctobędziekatastrofa,ale…niebyłamjużdziewczynką,
októrąmusiałbysięmartwić.Pozatymrodziceciężkopracowali,ajachciałam,żebypewnegodniaw
tym stuleciu tata jednak przeszedł na emeryturę. Poprawiłam okulary, bo znów mi zjechały z nosa, i
uśmiechnęłamsię:–Damradę.
Patrzyłnamniejeszczeprzezchwilę,apotemsięcofnąłiskrzyżowałręce.Zaniepokoiłmniesposób,
wjakizacisnąłszczęki.
–AcosiętamdziejeztobąiReece’em?
–Co?!–kwiknęłamiażsiępoderwałamzfotela.
Zmrużyłoczy.
–Słyszałem,żeostatniospędzacierazemwięcejczasu.
Gapiłam się na niego z otwartymi ustami. Spędziliśmy razem tylko jedną noc, a o niej na pewno nie
chciałammyślećwobecnościmojegotaty.Boże!
–Odkogosłyszałeś?
– Wczoraj rano wpadłem w sklepie z narzędziami na Melvina. Powiedział mi, że parę wieczorów
temuReececzekał,ażskończyszzmianę.
Skrzyżowałamramionaiwywróciłamoczami.
–Melvinjestfantastą.
–Czylitonieprawda?
Czyżbym słyszała w głosie taty rozczarowanie?! No jasne! Głowę bym dała, że tata chętnie by
adoptowałiReece’a,iColtona.
– Nie wnikam w szczegóły. Może po prostu jest porządnym facetem i chciał się upewnić, że
bezpiecznie dojedziesz do domu, biorąc pod uwagę te ostatnie zdarzenia… – zamilkł i czekał, co
powiem.
–AmożeMelvinpowinienprzestaćplotkować.–Odgarnęłamwłosyiwyjrzałamprzezokno.Wkońcu
przestało padać, ale dzień nadal był ponury. – Reece i ja… – nie wiedziałam, jak zdefiniować, co się
międzynamidzieje,skorosamaniewiedziałam–…spotykamysię–dokończyłambezsensownie.
Tatazmarszczyłbrwi.
–Alejakoprzyjaciele–dodałamszybkoipoczułam,żerobięsięcałaczerwona.–Dzisiajjemyrazem
kolację.
Natwarzyrozlałmusięuśmiech.
–Achtak?
–Tak.–Przestępowałamznoginanogę.
Powolipokiwałgłową.
–Todobrychłopak.Zawszeuważałem,żepasowalibyściedosiebie.
–Tylkoniemówmamie!
Uśmiechstałsięjeszczeszerszy,awoczachzatańczyłymuiskierki.
–Tato!Anisięważjejmówić!ZarazzacznieplanowaćnaszślubizadzwonidomamyReece’a.
–Tak,pewniezarazzacznąrobićnaszydełkubucikidlawnucząt.
–Boże–jęknęłamizmarszczyłamnos.–Toniejestzabawne!
–Nicniepowiem–obiecał,alejawiedziałam,żekłamie.Zadzwonidomamyjaktylkostądwyjdzie.
–Muszęwracaćdobiura.Chodźsięprzytulić.
Wycisnąłzemnieostatnioddechiwyszedłnaganek.
–Zamknijzamną.
Pokiwałamgłowąiprzekręciłamzamek.Chociażtedwiedziewczynyitajedna,którazaginęła,Shelly
Winters,niemieszkałytutaj,niebyłamtakagłupia.Ruszyłamdopracowniipodrodzezastanawiałamsię
nadsugestiąReece’a,żebymkupiłapistolet.
–Niemamowy!–roześmiałamsięgłośno.–Skończyłobysiętak,żekogośniechcącypostrzelę.
Pozatym,biorącpoduwagęincydentzksiążką,nienajlepiejpanowałamnademocjami,kiedybyłam
wściekła.Jasne,rzutksiążkąinaciśnięciespustutodwieróżnerzeczy,alemyślotym,żemiałabymwe
własnychrękachtakąmoc,mnieprzerażała.
Grzebałam w pędzlach i odpłynęłam myślami do dzisiejszego wieczoru. Rozgorzały emocje, ale
przemieszanezniepokojem.Zamierzałampowiedziećprawdęotym,cosięmiędzynamistało,aznając
niechęćReece’adokłamstwa,spororyzykowałam.
Mogłamgostracić,zanim…zanimwogólegozdobyłam.
Alechociażniezakładałam,żebyReece’owirobiłotoróżnicę,niekorciłomnie,żebyzataićprawdę.
Tobybyłozłeitchórzliwe,ajamiałamcałkiemniezłejajajaknadziewczynę.
Musiałamjetylkoznaleźć…
Resztę popołudnia spędziłam nad obrazem przedstawiającym Jackson Square w Nowym Orleanie.
Nigdy tam nie byłam, ale miałam obsesję na punkcie tego miejsca, odkąd przeczytałam paranormalny
romans,któregoakcjawwiększościrozgrywałasięwłaśnietam.
ZmusiłamCharliego,żebyprzeczytałksiążkęijakbyliśmymłodsi,chcieliśmykonieczniepojechaćdo
Nowego Orleanu. Kiedyś nawet złożyłam sobie obietnicę, że tam pojadę nie tylko dla siebie, ale i dla
Charliego.
Żebymmogłamuopowiedzieć.
Wydrukowałam różne ujęcia placu i zdecydowałam się na takie, na którym trzy wieże pięknego
kościoła górowały nad pomnikiem Andrew Jacksona na koniu. To był chyba jeden z najtrudniejszych
obrazów,jakichsiępodjęłam,biorącpoduwagęliczbęszczegółówiwarstw,jakichwymagał.
Minęło kilka godzin, a ja wciąż pracowałam nad klombem białych kwiatów przed brązowym
pomnikiemJacksona.Odtysięcymikroskopijnychruchówbolałmnienadgarstek,aletobyłokonieczne,
żeby płatki miały odpowiednią strukturę. Zresztą jak na razie ból był wart efektu. Mimo to wciąż nie
byłampewna,czyudamisięosiągnąćzamierzonyefektprzyużyciuakwareli.
Zbliżałasiępiąta,kiedyzadzwoniłamojakomórka.Ażsięwystraszyłam.Wyłoniłamsięzodurzenia,
wktórymsiępogrążałamprzymalowaniu,zeskoczyłamzestołkaiotarłamdłoniewdżinsowespodenki.
Uśmiechnęłamsięgłupkowato,kiedyzobaczyłam,żetoReece.
–Cześć!–zawołałamiwzięłamdorękipędzel.
– Cześć, skarbie. Niestety, mam złe wieści – oznajmił. Usłyszałam szelest ubrania, jakby wkładał
koszulęprzezgłowę.–Będędzisiajpóźniej.Właśniedostałemwezwaniedoakcjizzakładnikiem.
Zamarłam,ścisnęłomniewżołądku.
–Zakładnikiem?
–Tak.Topewnienicpoważnego,jakiśpijanydebilpotrzebuje,żebymuprzemówićdorozsądku,ale
wezwalioddziałSWAT.
Szybkozamrugałamiodłożyłampędzel.
–JesteśwoddzialeSWAT?
–Tak,odjakichśtrzechmiesięcy.–Zamknęłamoczy.Wiedziałabym,gdybyśmyzesobąrozmawiali.–
Straszniecięprzepraszam,że…
– Nie. Przestań, nie musisz przepraszać – mówiłam poważnie. – Mam nadzieję, że wszystko będzie
dobrze.I…Uważajnasiebie.
–Skarbie–powiedziałtotak,żemojesercewstałoizaczęłoklaskaćnastojąco.–Zawszenasiebie
uważam.Niemartwsię.
–Wiem–szepnęłamiprzełknęłamślinę.
–Terazmuszęlecieć,alejakjeszczeniebędzieszspała,mógłbymwpaśćnajszybciej,jaksięda.Chcę
cięzobaczyć,przychińskimjedzeniuczybez.
Uśmiechnęłamsię,przeszłamprzezpokójizasłoniłamokno.Widziałamprzeznietylkowielkidąb.W
każdymrazieobstawiałam,żetodąb.
–Jateżchcęcięzobaczyć.Przyjdź,jaktylkobędzieszwolny.
–Tomożebyćpóźno–ostrzegł.–Możesięokazać,żenieskończymydorana.
– Nieważne. Gdybym przypadkiem spała, wyślij mi SMS-a – poprosiłam. – I przyjedź, nieważne o
której.
–Dobra.Dozobaczenia.
Ścisnęłamtelefonwdłoniiztrudemzłapałamoddech.
–Bądźostrożny.
Milczałchwilę,apotemodparł:
–Będę.Narazie.
–Pa.
Odwróciłam się od okna, położyłam telefon na stoliku i spojrzałam na obraz. Pewnie, że byłam
rozczarowana,żemożesiędziśniezobaczymy,aletotaknaprawdęniemiałoznaczenia.Rozczarowanie
bladłowporównaniuzsytuacją.
Powiedział,żebymsięniemartwiłainaprawdębrzmiałototak,jakbynicwielkiegosięniedziało,ale
mimowszystkobyłatoakcjazudziałemzakładnika.Jakimcudemtomogłoniebyćniebezpieczne?Inie
wiedziałam, że jest w oddziałach SWAT. Nie żeby bycie policjantem już samo w sobie nie było
wystarczająco groźne, ale do tego jeszcze SWAT?! Boże, tak naprawdę nigdy się nie zastanawiałam,
jakietoryzykowne.
Żołądekmiałamcaływsupłach.Objęłamsięwpasie.Poczułamsięjakwtedy,gdytrafiłnalinięfrontu
iistniałonieustająceniebezpieczeństwo,żecośmusięstanie.
Dlategoniemogłabymmusięoddaćtakdokońca.Seksbyłwporządku.Randkiteż.Alepokochaćgo?
Zagłębićsięwniego?Niemamowy.Nie,kiedymogłamgostracićtak,jaktraciłamCharliego.
Jużstraciłam.
Ichociażtozupełnieinnamiłość,okazałasiębolesna.
Wróciłamdoobrazuiprzywołałammyślizkierunków,wktóresięrozbiegły.Kołosiódmejwzięłam
szybki prysznic na wypadek, gdyby jednak akcja skończyła się wcześniej. O dziewiątej zrobiłam sobie
kanapkęztuńczykiemizjadłam,obsesyjniewpatrującsięprzytymwtelefon.
W okolicach jedenastej, chociaż wiedziałam, że nie powinnam, weszłam na lokalny portal. Od razu
uderzyłomniezdjęcieczerwonychiniebieskichświatełwgęstymlesie.
Notatkaniebyładługa,aleitakścisnęłomniewgardle.Niewielebyłowiadomoosytuacji,tylkotyle,
żemężczyznaprzetrzymywałżonęiprawdopodobnietakżedwojemałychdzieciwbrewichwoli.
–Boże–szepnęłam.Niemogłamsobiewyobrazićcotakobietaidziecimusząterazprzeżywać.Ijak
ktośmożenarażaćnacośtakiegoswojąrodzinę.
Niebyłamzmęczona,aleniemogłamsięskupićnaoglądaniutelewizji,więcwkońcuprzebrałamsię
wjedenzwielkichpodkoszulków,którepasjamipodbierałambraciom.Sięgałmizaudaiśmiałomógł
robić za sukienkę. Był umazany wyschniętą farbą, bo świetnie się w nim malowało. Zebrałam włosy z
twarzy,związałamjeiwróciłamdosztalug.
Godziny zlały mi się w bezczas. Mieszanie farby, żeby uzyskać odpowiedni odcień brązu, który
oddałby kolor pomnika, a potem niemal bolesne szkicowanie konia i Andrew Jacksona. Musiałam go
naszkicować cieniutkim ołówkiem na płótnie, inaczej nie dałabym rady. Miałam nadzieję, że jak już
nałożę farbę, nikt nie zauważy, że szkicowałam. Czasami czułam się jak oszustka, że to robię, bo byli
malarze,którzyumielibytonamalowaćodrękipędzlem,aleja?Niebyłamjednąznich.
Pewnie powinnam spędzić więcej czasu na projekcie strony, ale obiecałam sobie, że zrobię to we
wtorek wieczorem. Miałam jeszcze parę dni do terminu, a malowanie… Tego mi w tej chwili było
trzeba.
Farba zaschła mi na zmęczonych palcach, kiedy mój telefon zapikał. SMS. Wystrzeliłam ze stołka,
jakbymniecośugryzło,izłapałamkomórkę.OdReece’a.Dwasłowa.
„Nieśpisz?”
OdpowiedziałamwtempiewytrawnegorewolwerowcazDzikiegoZachodu.Pochwiliodpisał:
„Zarazbędę”.
Zerknęłamnagodzinęisercezaczęłomibłyskawiczniewalić.Jezu,byłajużprawietrzecianadranem.
Poleciałamdodużegopokoju,odłożyłamtelefonnastolikdokawyijużmiałammknąćzpowrotemdo
sypialni,żebysięprzebrać,kiedyzobaczyłamprzezoknoświatłasamochodu.
Rzuciłam się do szyby i odsunęłam zasłonę. Samochód się zatrzymał. Sekundę później reflektory
zgasły.Wiedziałam,żetoReece.Musiałpisać,jadąc.
Zamarłam jak dzikie zwierzę unieruchomione światłami samochodu. Patrzyłam na wysoki cień idący
chodnikiem.Ichybanawetpisnęłam,alecicho,kiedyrozległosiępukaniedodrzwi.
Obróciłam się, odłożyłam okulary na stolik i runęłam do drzwi. Stanęłam na palcach, ale nic nie
widziałamprzezwizjer,więcotworzyłamitak,boprzecieżwiedziałam,żetoon.
DobryBoże…
TobyłReeceidotegowstrojurodemzmoichfantazji.Obcisłaczarnakoszulkapodkreślałaszerokie
bary, mięśnie ramion i wyrzeźbioną pierś. Gołym okiem widać też było, jaki jest wąski w pasie.
Koszulkaznikaławczarnychbojówkach,aefektgroźnegofacetawieńczyłyczarnebuciory.
Nodobra.TenaspektbyciawoddziałachSWATcałkiemmisiępodobał.
Podniosłam wzrok i cofnęłam się, żeby go wpuścić. Wszedł. W prawej ręce miał duży worek
marynarski. Kłykcie aż mu pobielały. Byłam tak pochłonięta pożeraniem go wzrokiem, że nawet nie
zauważyłam, że on patrzy na mnie tak samo wygłodniale i w takim samym napięciu. Natomiast zdałam
sobiesprawę,żejestemubranatylkowpodkoszulek.
Nawetniemusiałampatrzećwdół,żebywiedzieć,żewyglądamjaksierota.
Zamknął za sobą drzwi i zasunął zamek, nie odrywając ode mnie wzroku, co uznałam za niebywałą
umiejętność.Głębokowciągnęłampowietrze.
–Wszystkowporządku…?
Dziwnienamniepopatrzyłiodstawiłworekzafotel.Jakośtaksurowo,trochębezskupieniai…dziko.
Jakbybyłgumkąnapiętądogranicwytrzymałości.
Pokręciłgłową.
–Nie.
Niewiedziałam,copowiedzieć,więctylkonaniegopatrzyłam.Poczułamnaramionachdreszcz.
Jegopierśwzniosłasięiopadła,kiedybrałgłębokiwdech.
–Tenfacet…Niewystarczyłomuprzemówićdorozumu.
Wstrzymałamoddech.
–Kiedyzacząłstrzelaćprzezokna,dostaliśmyrozkazwejściadośrodka–mówił,ajegobłękitneoczy
pociemniałyjaknieboprzedburzą.–Alejużbyłozapóźno.Zastrzeliłswojążonęisiebie.Miałcałkiem
porządną broń. Widziały to dzieci. Jedno za małe, żeby coś rozumieć, ale chłopiec… Tak, chłopiec
wiedział,cosięstało.Zawszejużbędziewiedział.
Otworzyłamusta,adooczunapłynęłymiłzy.
–OmójBoże,Reece,takmiprzykro.Niewiem,copowiedzieć.–Aniprzezmomentnieprzyszłomi
do głowy, że ta noc może się tak skończyć. Wiedziałam, że mogło się zdarzyć coś poważnego, ale nie
umiałampojąćtego,żedzisiajranosięobudził,robiłplanynawieczór,apotemdostałtelefon,aleitak
niemógłwiedzieć,żebędzieświadkiemtego,jakktośodbierażycieinnejosobie,apotemsobiesamemu.
Taksamoztąbiednąkobietąijejdziećmi.
Alepotempomyślałam,żejednakwiem,jaktojest.
Przecieżtaksamojasięobudziłamtamtegoranka,kiedymiałamszesnaścielat,inawetprzezmyślmi
nieprzeszło,żetegowieczorustracęnajlepszegoprzyjaciela.Nigdyniewiemy,kiedynaszeżyciezmieni
sięnieodwracalnie.Bezostrzeżenia.Cowięcej,zwyklewszystkozaczynałosięspokojnieiniepozornie.
– Co mogę zrobić? – spytałam i zamrugałam szybko, żeby nie popłynęły mi łzy. Łzy nad tą kobietą,
której nigdy nie widziałam, i nad jej rodziną. I nad Reece’em, który musiał się tam znaleźć. Jeszcze
biorącpoduwagęjegohistorię.Chciałamspytać,czywszystkoznimwporządku,upewnićsię,czynic
muniejest,alezanimzdołałamcokolwiekzrobić,wystartował.
Nic nie powiedział, tylko podszedł. Od napięcia aż zgęstniało powietrze. Objął moje policzki,
niesamowicie delikatnie. Zbliżył do mnie usta, ale w tym pocałunku nie było nic delikatnego. Nie
rozbudzałmoichzmysłówpowoli.Zaatakowałjezsiłą,którarozpaliłamniewjednejchwiliipoczułam
siętak,jakbymcałydzieńspędziławpełnymsłońcu.
– Ciebie – odpowiedział. – Chcę ciebie. Bardzo. I potrzebuję cię. Teraz. – Dotykał palcami mojej
twarzy.–Alejeślichcesz,żebymzwolnił,mogętozrobić.Izrobię.Tylkopowiedzmiteraz,bojestem
napiętydogranicijaktylkozobaczęcięnagą,jużniebędzieodwrotu.Wejdęwciebie.
Jego słowa były jak piorun łączący moje serce z przestrzenią między udami. Zatrzęsłam się i
spojrzałammuwoczy.
–Niepowstrzymujsię.
Rozdział13
M
oże to zabrzmi dziwnie, ale wiedziałam, czego potrzebuje. Po tym, co się stało z Charliem,
bezradnośćzrodziławemnietakąfrustrację,żejedynymukojeniembyłomalowanie.Aleczasemitonie
wystarczało.Musiałamwtedynapełnićwannęwodą,zanurzyćsięcałaikrzyczeć.Frustracjanarosłado
nieznośnego poziomu, kiedy Charlie zaczął się pogrążać w sobie i zmieniać w łupinkę po żywym
człowieku.
TosamoczułdzisiajReece.
Życiewjednejchwilibyło,awnastępnejsięwymykało.Jakpociągmknącypotorach.Niemógłnic
zrobić, żeby temu zapobiec. I nosił w sobie tę samą bezradność i frustrację, jaką ja odczuwałam w
związku z Charliem, więc rozumiałam tę potrzebę, niemal instynktowną konieczność przypomnienia
sobie,żejesteśmywciążżywi.
Znówmniepocałował,ajeślimyślałam,żejużpoprzednioprzewlekłmojezmysłynalewąstronę,to
się myliłam. Ten pocałunek sprawił, że nie mogłam ustać na nogach i przepełniło mnie niemal bolesne
pragnienie.
Wsunąłmiręcewewłosyisprawnierozplótłkucyk.Rozsypałymisięnaramionach,kiedyprzesuwał
palcami po mojej czaszce. Przechylił głowę i pogłębił pocałunek. Zjechał dłońmi na moje ramiona, a
potemdotalii.Westchnęłamprostowjegousta.
Zadudnił w nim głęboki dźwięk, kiedy mnie uniósł. Oplotłam go nogami w pasie z taką łatwością,
jakbyonesameodlatchciałytozrobić.Wyszeptałamjegoimięiobjęłamgozaszyję.
–Muszęcięwziąćdołóżka–powiedziałiruszyłprzedsiebie.–Albowezmęciętutaj,napodłodze.
Zadrżałam,botawizjapodnieciłamnieznaczniebardziej,niżnatozasługiwała.Pocałowałamkącik
jegoust,apotemszczękę,kiedymnieniósłdosypialni.Zsunęłampalcepomiękkichwłosachnatwarde
mięśniepleców.Czułamjegosiłę.
Zatrzymałsięnachwilę,żebyzapalićświatło,apotemposadziłmnienałóżku.Uklękłam.Cofnąłsięi
wyciągnąłzbojówekkoszulę,ajapoczułam,żepłoniemikażdakomórkaciała.Niemaldyszałam,kiedy
ściągnąłjąprzezgłowęirzuciłnapodłogę.
Boże, był piękny, każdy centymetr kwadratowy jego ciała. Od napiętych mięśni brzucha po napięte
bicepsy.
Opadłamtyłkiemnałydkiipowiedziałammuto.
–Jesteśpiękny.
Uśmiechnąłsiępołowąust.
–Piękny?
–Tak.Jesteśpiękny.
Porzuciłpasek,położyłdłonienamoichpoliczkachiodchyliłmigłowę.Tymrazemcałowałsłodkoi
delikatnie,jakbymnieadorował.Rozpalałmniezrównąłatwościącoprzyostrzejszychpocałunkach.
Wyprostował się i wrócił do striptizu dla jednego widza, a ja żałowałam, że nie mam banknotów
studolarowych,którymimogłabymwywijaćjakwariatka.
Zuśmiechemrozpiąłguzik,apotemrozporek.Chwilęzajęłomuzdejmowaniebutówiskarpetek,aza
nimiposzłyspodnieibokserki.
Był…nawetniepotrafiłamznaleźćodpowiedniegosłowa,poprostuspijałamjegociało.
–Wstawaj.–Wskazałkierunekpalcami.
Podniosłam się na kolana. Patrzył mi w oczy, kiedy łapał skraj podkoszulka i zadzierał go w górę.
Poza nim miałam na sobie jeszcze tylko majtki. W męskim stylu. Gdybym była trochę mądrzejsza,
wybrałabym coś seksowniejszego. Na przykład czarne koronkowe stringi, miałam takie. Ale nie. Ja
miałamstylizowanenamęskiegalotywpaski.Chociażwyglądałonato,żetoniemaznaczenia.
Przyglądałmisięrozpalonymwzrokiem.
–Tyjesteśpiękna.–Wyciągnąłrękęiprzesunąłkciukiempomojejwyprężonejbrodawce.–Nieja.
Ty.Całaty.
Wygięłamplecyisięgnęłamtam,gdziebyłtwardyigotowy,alezłapałmniezanadgarstkiipokręcił
głową.
–Chcędotykaćcięcałej,ustamiirękami.–Puściłmojeręceiprzejechałpalcamipomoichpiersiach,
drażniłsterczącebrodawki.–Szczególnieich.Chcępoczućtwójsmak.
Mójpulszwariował.Oblizałamusta,aonlekkomniepopchnął,żebymsiępołożyłanaplecach.
–Twójsmaktutaj.–Opuściłręceiprzejechałnimipomoimbrzuchu,anastępniezłapałmniejedną
rękąmiędzynogami.–Poderwałamplecyzłóżka.–Tak.Tutaj.Muszępoczućtensmak.–Wiedział,co
robi,kiedypocierałmnieprzezcienkimateriał.–Aleniemogęjużczekać.
–Nieczekaj.–Uniosłambiodra.
Woczachzapłonąłmuogieńiściągnąłmimajtki.Obojebyliśmyjużnadzy.Jużraztakbyło,aledalej
niezaszliśmy.Ścisnęłomniewżołądku.Muszęmupowiedziećotamtejnocy,aleprzecieżnieteraz,po
tymwszystkim,codzisiajprzeszedł?Potymjakpowiedział,żemniepotrzebuje?
Niewiem,czytodobrze,czyźle,aleniezamierzałammusiebieodmówić.
Reece ukląkł na łóżku i przełożył nogę nade mną ruchem pumy skradającej się do ofiary. Napiął
ramiona,kiedysięzniżałdomoichust.Sięgnęłamdojegotwarzy,alemniepowstrzymał.
–Dotknijmnie–rozkazałłagodnie.–Lubię,jakmniedotykasz.
–Mamcałeręcewfarbie–powiedziałammiędzypocałunkami.–Przepraszam.
Złapałmniezarękęisplótłnaszepalce.
–Nieprzepraszaj.Toprzecieżty.Tocholernieseksowne.
Nie rozumiałam, jakim cudem moje serce wciąż daje radę bić, kiedy podniósł moją rękę do ust i
pocałowałwśrodekdłoni.Tymjednymruchemzdobyłmniecałą.
Jeszcze raz uniósł moją dłoń i poczułam jego język. Byłam rozgrzana do czerwoności, kiedy mnie
podniósł i ułożył na środku łóżka. Przy tym nasze usta nie rozłączyły się ani na chwilę. Jego siła była
zniewalająca.Czułam,jakprzenikamnieprądelektryczny.
Ułożył się nade mną i czułam twardy kształt napierający mi na biodro. Pocałunki stały się głębsze i
bardziej naglące, a kiedy podniósł głowę, skubnął mnie w wargę. Odezwał się głosem ociekającym
żądzą.
–Maszprezerwatywę?
–Tak.–Przesuwałamdłoniepojegoramionach.Miałpięknąskórę,gładkąjaksatynarozciągniętana
stali. Wyobraziłam sobie, że taki jest w dotyku posąg Andrew Jacksona. Bez skazy. – Powinny być w
górnejszufladzieszafkinocnej.–Jaktylkotopowiedziałam,zaczęłamsięniepokoić,coonsobiepomyśli
otym,żemamzapasprezerwatyw.–Mogęwyjąć…
– Nie. Wyjmę. – Pocałował mnie w nos, a potem w czoło i te rozkoszne doznania niemal przyćmiły
ulgę, którą odczułam w rozluźniającym się karku. Nie przejął się tym. Nawet się nie zastanawiał. Był
idealny.
Naprawdędoskonały.
Oparłsięnaręceobokmojejgłowyijegomięśniezaczęływyczyniaćnajdziwniejszerzeczy.Sercetak
miwaliło,żenawetniesłyszałam,jakotwieraszufladę.Nigdywcześniejniebyłamtakpodniecona.
–DziękiBogu,żejesteśprzygotowana.–Sięgnąłdoszuflady,ajegomęski,surowygłoswywoływał
wemniefaledreszczy.–Janiepomyślałem…O!
Uniosłambrwi.
–Ażtaksięcieszysznawidokgumki?
–Nie,nie…–Sięgnąłdalejiwyprostowałrękę.Spojrzałamnato,cowyjął.–Nawidoktego.
–Onie–szepnęłam.Trzymałwręcemójdoświadczonywbojuwibrator.Jakmogłamzapomnieć,że
jest w tej samej szufladzie?! Z czerwoną jak burak twarzą wpatrywałam się w odpowiednik mojego
chłopaka. To był jeden z tych wypasionych modeli. Króliczek. Do tego różowy. Jaskraworóżowy. –
Potrzebujęmostu,żebyzniegoskoczyć.Natychmiast.
Uniósłkącikust.
–Nocoty.Jajestemzachwyconymyślą,żetegoużywasz.–Potemuśmiechnąłsięjużcałkiemszeroko.
–Myteżgoużyjemy.
Szerokootworzyłamoczy,aróżneczęścimojegociałazaczęłypodskakiwaćzniecierpliwości.
–Teraz?–pisnęłam.
– Chciałabyś, co? – Schylił głowę i szybko mnie pocałował. – Ale nie dzisiaj. Dzisiaj ja muszę się
znaleźćwtobie.Aleobiecujęci,żetozrobimy.Słowo.
– Podoba mi się ta obietnica – przyznałam, czerwieniąc się aż po cebulki włosów. Żaden facet nie
wykazał nigdy żadnego zainteresowania używaniem gadżetów seksualnych. Nawet nie wiedziałam, że
mężczyznajestdotegozdolny.
Zaśmiałsię.
–Niedziwięsię!
Odłożył wibrator tam, skąd go wziął, i przewrócił się na bok z prezerwatywą w ręce. Rozdarł
pakiecik,aleznieruchomiałispojrzałmiwoczy.
–Myśliszczasemomnie,jakgoużywasz?
Oparłamsięnałokciach.
–Tak.–Nieukrywałam.
–Kurwa–mruknął.
Łapczywiepatrzyłam,jakrozwijagumkę.Założyłjąwimponującymtempie.Potempołożyłmidłońna
policzku i odchylił mi głowę. Tym razem pocałował mnie wolniej, zmysłowo i kusząco. Nakierował
mniezpowrotemnałóżko.Spodziewałamsię,żezarazsięweźmiedorzeczy.Nawetniemiałabymnic
przeciwko,alewbrewzapowiedziomwcaletegoniezrobił.
Zsunął palce po moim gardle, zjechał na piersi, a usta poszły za dłońmi. Wbiłam mu paznokcie w
ramiona,kiedymniecałowałiskubał.Dotarłdopiersi,zawisłnademną,apotemzacząłssać,skubaći
lizać, aż przyjemność zmieszała się z erotycznym bólem. Przeniósł się do drugiej piersi, a rękę wsunął
między moje uda. Rozsunęłam nogi, żeby ułatwić mu dostęp do tego, czego oboje chcieliśmy. Piersi
miałamciężkieinabrzmiałe,akiedywsunąłwemniepalec,ażpisnęłam.
– Widzę, że już jesteś gotowa. – Znów się podniósł i spojrzał na nasze ciała. Czułam, że w żyłach
płyniemiroztopionalawa.
Doznaniafizyczneijegowidokprawiezepchnęłymniepozakrawędź.Niemogłamzebraćmyśli.
–Boże,jesteścudowna.–Wsunąłdrugipalec,ajawierzgnęłambiodramiipodkuliłampalceunóg.–
Zdajemisię,żetobywystarczyło,żebyśdoszła.
Złapałam go za nadgarstek, ale nie żeby go powstrzymać, tylko zatrzymać w tym miejscu. Do
szaleństwadoprowadzałymniejegościęgnaporuszającesięwmojejdłoni.Niewiem,cownimbyło,że
z taką łatwością uruchamiał moje ciało. Tak jakby miał jakąś sekretną mapę, która pozwalała mu
realizowaćwszystkiekoniecznekroki.Nigdyjeszczesiętaknieczułam.Nigdynawetniezdołałamsiętak
podniecić,azwykleitakbyłojużpowszystkim.
Spojrzałamnaniegoiprzezsekundęniemogłamoddychać.Całyczaspatrzyłnaswojedziałaniaito
było cholernie podniecające, ale z tego powodu nie dostrzegł chwili, kiedy moje serce było na skraju
wybuchu. Chciałam jego ciała. Jezu, przecież chciałam go, odkąd pamiętam. Kręcił mnie fizycznie, ale
chodziłoocośznaczniewięcej.Owiele,wielewięcej.Katieniemijałasięzprawdą,kiedydefiniowała
mojeuczucia.Ażściskałomniewpiersi,kiedynaniegopatrzyłam.
Skłamałabym,mówiąc,żetotylkopożądanie.Iżeto,cosięmiędzynamiwydarzyłodotychczas,niema
znaczenia.Miało.Przynajmniejdlamnie.
Reecemógłmizłamaćserce.
Ale potem zrobił taki ruch kciukiem, że wszystkie myśli zniknęły mi z głowy. Poderwałam plecy z
materacainaparłambiodraminajegorękę.Zaśmiałsięicofnąłdłoń.
–Muszębyćwtobie.–Wczołgałsięnamnie,aprzytymocierałsiętwardąpiersiąomojewrażliwe
brodawki. Moje ciało było w stanie najwyższej mobilizacji. Każde muśnięcie palców odczuwałam
wszędzie.
Objęłamgonogamiwpasieipoczułamgomiędzyudami.Tosięwreszciedziało.Zjednejstronynie
mogłamwtouwierzyć,zdrugiej–trochęsiębałam,żezarazzaśnie.
Patrzył na mnie oczami tak niebieskimi, że wydawały się aż nierzeczywiste i złapał moje prawe
biodro.Zadrżałamiobjęłamgozaszyję.
Nie przerywając kontaktu wzrokowego, naparł naprzód, a ja cicho krzyknęłam. Poczułam ukłucie i
rozpieranie, które nie było bolesne, ale poinformowało mnie, że bez względu na to, jak fajny był
wibrator,niemiałstartudoReece’a.
– Cholera. – Poruszył biodrami, a ja skrzyżowałam kostki i rozkoszowałam się dreszczem, który
przetoczył się przez jego ciało. Przez chwilę się nie ruszał, tylko nasze klatki piersiowe wznosiły się
szybkoiopadały.Byłgłębokowemnie,czułamgozkażdymwdechem.
Potem, wciąż patrząc mi w oczy, powoli się wysunął, prawie do końca, a potem znów we mnie
wszedł. Złapałam go za ramię, na którym się opierał. Dotknął mojej piersi i przesuwał kciukiem po
brodawce.
Zatraciłam się w jego oczach, w tym doznaniu, które dawał mojemu ciału. Musiał się bardzo
powstrzymywać,boażzadrżał.
–Nawetniewiesz,jakbardzochciałbymciępoprostupieprzyć–wyznałilekkopokręciłgłową.
Ostrzegał mnie, że na to właśnie ma ochotę, ale się pohamował. Podniosłam się i go pocałowałam.
Rozchyliłusta,więcdrażniłamjęzykiemjegojęzyk.
–Todobrze–szepnęłam,muskającgoprzyokazjiwargami.
Oparłsięomnieczołemipowoliporuszyłbiodrami.
–Roxy…
–Pieprzmnie–poprosiłamłagodnie.Tedwasłowarozpaliłymnienatyleróżnychsposobów.
Reece jęknął, wycofał biodra, a potem znów na mnie natarł. Odnalazł ustami moje wargi i cała
kontrola, jaką jeszcze miał, gdzieś zniknęła. Poruszał się jak w furii, niemal niemożliwością było
dotrzymaniemurytmu.
Wyciągnąłrękęizłapałmojądłoń.Takjakwcześniej,uniósłjądoust,apotemsplótłnaszepalce.
Poczułam w sobie przenikliwe pulsowanie rozkoszy. Odrzuciłam głowę, ścisnęłam jego palce, a
pulsowanie stawało się coraz silniejsze. Nie wiem, jakim cudem, ale on jeszcze przyśpieszył i
wezgłowiełóżkazaczęłowalićwścianę.Toidźwięknaszychocierającychsięosiebieciałwystarczyły.
Doszłamzostrymkrzykiem,któryodbiłsięechempopokoju.Całasiętrzęsłam.Spełnieniepozbawiło
mnietchu.Przetaczałosięprzezemniefalami,ażwkońcupomyślałam,żewylecęprzezsufitalbomoje
kościzamieniąsięwpapkę.
Przezjedencudownymomentwyobraziłamsobie,jakmogłabymoddaćtęchwilęnapłótnie.Miałaby
odcienie nieba, fiolety i głębokie niebieskości, pasujące do jego oczu. Byłoby to niebo chwilę po
wielkiejburzy.
Opuściłgłowęwmiejscemiędzymojąszyjąaramieniem.Wsunąłmidłońpodlędźwieiuniósłmoje
biodrazłóżka.Dzikoporuszałsięnademnąiwemnie.Wszedłnajgłębiejjaktomożliweisłyszałamw
uchu jego oddech. Wydyszał moje imię, a potem wierzgnął, objął mnie mocniej i w końcu nie było już
między nami ani milimetra przestrzeni. Ja przeczesywałam palcami jego miękkie włosy. Obejmowałam
go,ażburzaminęłaimojerozszalałesercesięuspokoiło.
Sporoczasuminęło,nimsturlałsięnabok,alewciążmnieobejmował.Wciążbyłwemnie.
–Przepraszam–wystękał.–Prawiecięzgniotłem.
Przylgnęłampoliczkiemdojegopiersi.
–Nicnieszkodzi.
Drugąrękąnamacałmojesplątanewłosyidotknąłmojejgłowy.
–Nicciniezrobiłem?
–Nie.Wręczprzeciwnie–wymruczałam.–Było…
–Zajebiściegenialnie?
Zachichotałam,choćdźwiękbyłtrochęstłumiony.
–Dokładnie,zajebiściegenialnie.
Odchyliłmigłowę,ajazamrugałam.Uśmiechałsiędomnietak,żemojewnętrznościzmieniałysięw
rozkosznemałesupełki.Pocałowałmnielekko.
–Poczekajchwilę,dobrze?
Zagryzłam wargę, kiedy się ze mnie wysuwał. Przerzucił nogę nad krawędzią łóżka i wstał, a ja
miałam teraz widok na perfekcyjne męskie plecy i pośladki. Zniknął w korytarzu, a ja bezsilnie
rozwaliłam się na łóżku. Czułam chłodne powietrze na gołych nogach. Pewnie dochodziło z szafy, ale
byłamzbytwyczerpana,żebysięnakryćalbowstaćiprzymknąćdrzwi.
Zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam. Moje mięśnie były kompletnie bezużyteczne i kilka części
ciałatrochęmniebolało,aletobyłonicwporównaniuztymrozkosznymuczuciemszczęścia,któreażwe
mniewibrowało.
– Piękna – mruknął Reece, kiedy wrócił do łóżka. Oparł się po obu stronach mnie i wtulił nos w
miejscenamojejszyi,któreniebyłookrytewłosami.–Dałbymradęcięnamówić,żebyśtakspałakażdej
nocy?
Znówgłupiozachichotałam.Uchyliłamjednooko.
–Może.
–Gdybymładniepoprosił?
–Mogłobywystarczyć.
Wyciągnąłspodmojegobezwładnegociałakoc,apotemmateracugiąłsiępodjegociężarem.Wgłębi
duszy liczyłam się z tym, że teraz sobie pójdzie. Pewnie dlatego, że nie byłam pewna, co robimy i nie
wiedziałam,coonotymmyśli,więccałkiemmniezaskoczył,kiedynasokryłiułożyłmnietak,żebym
przylegałaplecamidojegopiersi.
Było… dobrze i pomyślałam, że to musi oznaczać coś więcej niż tylko seks czy konieczność
wyładowaniafrustracji.
Byłamjużśpiąca,alezerknęłamnaniegoprzezramię.Wcześniejwyłączyłświatło,aleitakwidziałam
ostrąlinięjegokościpoliczkowej.
–Wporządku?
Przezchwilęmilczał,alepotemodpowiedziałiwiedziałam,żezrozumiałmojepytanie.
–Znacznielepiej.Przepraszam,żeprzyszedłemdociebiewtakimstanie.Poprostu…Kiedyżyciesię
kończytakbezsensuiniemożnanicnatoporadzić…totrudne.
– Nie przepraszaj. – Wierciłam się chwilę, aż ułożyłam się przodem do niego. Miał otwarte oczy i
lekkosięuśmiechał.–Cieszęsię,żemogłam…pomóc.
–Jateżsięcieszę.
–Wiem,żejestciężko.–Zanimpomyślałam,corobię,szybkopocałowałamgowusta.–Chciałabym,
żebymogłobyćinaczej.
Objąłmniemocniej.
–Jateż.
Pocałowałmniewczoło.Pochwiliznówzamknęłamoczy.
–Jakranopożyczyszmijajka,zrobięcitakiomlet,żebędzieszmnietuchciałacodziennie.Umowa?
Uśmiechnęłamsięszerokoiwtuliłamsięwniegomocniej.
–Umowa.
Rozdział14
O
budziłamsiępierwsza.
Było jeszcze wcześnie i przez żaluzje w oknie naprzeciwko łóżka przedzierał się tylko cienki
srebrzystypasekświatła.Leżeliśmyprzytuleni.Naszeręceinogibyłyprzeplecionejakwpreclu.Jakimś
cudemleżałamnaboku,aleplecamidoReece’a.
Zerknęłam na niego przez ramię i pewnie gapiłam się stanowczo za długo, ale rzadko się zdarzało,
żeby był tak zrelaksowany. Ostre rysy jego twarzy były łagodne. Ani śladu po Twarzy Gliniarza, ale
mimotoniebyłowątpliwości,żetomężczyzna.Mężczyzna,którywalczyłzanaszkraj,apopowrociedo
domucodziennienarażałżycie.
Jeślibyłabymzesobąszczera,musiałabymprzyznać,żetopierwszymężczyzna,zktórymbyłam.Niew
tymsensie,żeinnibylichłopcami,ależadenznichnieznałtakiejodpowiedzialności,jakąbrałnasiebie
Reece.Najstraszniejsze,cosięwydarzałowichżyciu,toodwołanysamolotalbozerwanyinternet,kiedy
oniakuratgraliwCallofDuty.
Reecebyłkimświęcejniżtylkosumącechzwiązanychzjegozawodem.Tak,byłsilnyiodważny,ale
poza tym dobry i szczery. Lojalny. Cholernie bystry i do tego umiał się obchodzić z moim ciałem tak,
jakbyzostałozaprojektowanedlaniego.
Zaczęłamodtwarzaćwmyślachzeszłąnocizrobiłamsięcałaczerwona,kiedyprzypomniałamsobie,
jakgopoprosiłam,żebytozemnązrobił,tylkosłowo„to”zamieniłamna„pieprzyć”.Nigdywcześniej
niepowiedziałamczegośtakiegofacetowi.
Pamiętamjeszcze,żepotemzasypiałam,patrzącnajegotwarz,żegadaliśmyoomletachizawarliśmy
umowę,aterazmyślałam,jaki…doskonałybyłnaszpierwszyraz.
Naszpierwszyraz.
Musnęłam palcami jego nieruchomą rękę. Dotykałam silnych mięśni i jego kości. Od bardzo, bardzo
dawna snułam fantazje o seksie z Reece’em. Tak naprawdę to od lat. Chociaż rok temu byliśmy już
całkiem blisko i chociaż teraz była jeszcze ta noc na kanapie, nie miałam pojęcia, jak to będzie
naprawdę.Abyłoniesamowicie.
Naszpierwszyraz.
Otymmyślałam,kiedysięobudziłam.Wczorajwszystkosiętakpoukładało,żepostanowiłamodłożyć
rozmowę na później. Nie żałowałam. To była dobra decyzja, ale teraz czułam, że zwariuję, jeśli nie
wyjaśnię…
Reece poruszył się bez żadnego ostrzeżenia. Wsunął kolano między moje uda. W ciągu sekundy
przyciskał biodra do mojego tyłka, a twarz schował w mojej szyi. Czułam go, gorącego i twardego,
wsuwającegosięmiędzymojenogiispoczywającegowmiejscu,którenaglebardzogozapragnęło.
–Dzieńdobry,skarbie–wymruczałmiwkark,apotempuściłmojąrękęizłapałmniezabiodro,żeby
nakierowaćjenaswojegosterczącegofiuta.
Zagryzłamwargęijęknęłam.
–Dzieńdobry.
Skubnąłmniezębamiwpłatekucha,ajagłośnowestchnęłam.Zaśmiałsię,poruszyłbiodramiitrafił
dokładniewwejściewemnie.Mojeciałosamowolniewygięłosięwłuk,aonpuściłuchoizszedłwdół
mojegogardła.Budziłsięwdobrymnastroju!
–Mamdylemat–wyznałgłosemschrypniętymodsnuipodniecenia.
Ja też. Byłam rozdarta między myślą o powstrzymaniu go i rozmowie a pozwoleniem mu, by
kontynuował.
–Mamstrasznąochotęnaomlet–mówił,skubiącmniewramięiporuszającswoimicudotwórczymi
biodrami.–Chybanawetmisięśnił.
–Naprawdę?–sapnęłam.
–Tak.–Przesunąłrękęwgóręmojejtaliiichwyciłmojąpierś.Lekkościsnął.–Alemamteżochotę
zerżnąćciędonieprzytomności.
OmójBoże.
Byłam tak mokra, że to aż nie do uwierzenia. I wcale nie pomogło, kiedy chwycił palcami moją
brodawkę.Nodobra.Muszęsięskupićnapriorytetach.
–Słuchaj,Reece…–Musiałamkrzyknąć,kiedyznówsięporuszyłitrafiłwtenpunkt.–Boże…
–Wiem,żeteżbyśchciałaomlet,auwierz,robięnaprawdęgenialneomlety.–Kolanemrozsunąłmi
nogijeszczeszerzej.Oparłamsięnaramieniu.–Będzieszmiałaorgazmoralny,jaktylkospróbujesz.
Istniałodużeprawdopodobieństwo,żebędęmiałaorgazmzamoment.
Odgarnąłmiwłosynaramięipocałowałwnasadękarku.
–Alejakmamzostawićcośtakiego?
Zrobił coś dziwnego z moimi piersiami, znów wierzgnęłam biodrami w tył i wtedy to się stało. Nie
wiemjak.Możetoprzeznaczenie,alewkażdymraziesamjegoczubeczekwsunąłsięwemnie.
–Jezus–jęknąłiznieruchomiał.–Pieprzyćomlet.
Wjednejsekundziebyłwemnie,cały.
– Reece! – wykrzyknęłam. Moim ciałem powodowały ostre, gwałtowne doznania. W tej pozycji
czułamgojeszczewyraźniejijeszczemocniejmniewypełniał.
– Uwielbiam, kiedy wykrzykujesz moje imię. – Ugniatał moją pierś i zaczął się poruszać, powoli,
uruchamiająckażdezakończenienerwowe,jakimobdarzyłomnieciało.–Zróbtojeszczeraz–rozkazał,
ajegogłosotulałmniejakaksamit.
Więczrobiłam.
Czułamnaskórzeprzyjemność,kiedyporuszyłambiodrami.Zsunąłmirękęnabrzuch,naparłnamnie,
przycisnąłmnieodsiebie,apotempostawiłmnienakolanach.Tobyłointensywne,odbierającerozumi
cudowne.
Poruszałambiodramiidrżałam,słyszącdźwiękioznaczająceaprobatę.Złapałmniemocniejiterazon
zacząłsięruszać,szybkoimocno.Złapałamsięwezgłowiałóżkaitrzymałam,kiedynamnienacierał.
W głowie mi się kręciło. Nie wiedziałam, gdzie się kończy jego ciało, a gdzie się zaczyna moje.
Poruszaliśmysięszaleńczo,apotemobjąłmniepodpiersiamiipodciągnąłdogóry.Uderzyłamrękamiw
ścianęnadłóżkiem,aonsięwemniewbił.
Miał nade mną całkowitą przewagę. Chwycił mnie za policzek i odgiął moją głowę w tył i na bok.
Odchyliłmikciukiemdolnąwargę,ajagozłapałamizaczęłamssać.
Wykrzyknął coś, co wprawiłoby w zakłopotanie nawet najwytrawniejszego marynarza, a potem
przywarłdomnieustami.Jegopocałunek,muśnięciajęzykiemniebyłyażtakszaleńczejakjegoruchywe
mnie,aletakżepiękneizniewalające.
–Chcęczuć,jakdochodzisz–usłyszałamjegoszorstkigłostużprzyuchu.
Nigdywżyciużadenfacettakdomnieniemówiłwczasieseksu,więcdopieroterazodkryłam,żeto
namniedziała.Itobardzo,bowystarczyło,żeprzytknąłustadomiejscapoduchemizalałamnierozkosz.
Przetoczyła się przeze mnie, a on jęknął ciężko, wierzgnął dziko biodrami i sekundę później ze mnie
wyszedł. Poczułam ciepłą wilgoć w okolicach krzyża. Cały czas drżałam pod wpływem króciutkich
skurczy.Położyłmidłońnabrzuchu.Przezchwilężadneznassięnieruszało,apotemostrożnieodgarnął
miztwarzywłosy.Położyłamgłowęnapoduszceipozwoliłam,żebydelikatnieułożyłmnienabrzuchu.
Całyczashuczałomiwgłowie,aleusłyszałam,jakmówi,żebymsięnieruszała.
Pokilkusekundachpoczułam,jakocieramiczymśplecynadpupą.Wydałamchybacichyjęk,bomoje
ciałocałyczasbyłobardzowrażliwe.
Łóżko się zakołysało, kiedy się położył obok mnie, a ja z wielkim wysiłkiem odwróciłam głowę do
niego.
Jednąrękązakryłoczyiprzezchwilęprzyglądałamsiępokaźnemubicepsowi.Reecesięuśmiechał.
Jateżsięuśmiechnęłam.
– Roxy? – spytał i opuścił rękę. Popatrzył na mnie. Miał niesamowicie gęste rzęsy. Zdałam sobie
sprawę,żenażadnymportrecienieoddałamichtakjaktrzeba.–Łykaszpigułki?
Moje myśli wypełniała mgła, ale w jednej chwili zesztywniałam, bo jego słowa zaczęły do mnie
docierać. Czy łykam pigułki? Tak, łykam. Jak nie zapomnę. W zeszłym roku miałam okres posuchy, a
poza tym zawsze używałam prezerwatyw, więc czasem się zdarzało, że zapominałam łyknąć. Kiedy
ostatnio?Zedwatygodnietemu?Tylkoraz?Bożeświęty,sercezaczęłomisiętłucjakszalone.
–Niemyślałem.–Wyciągnąłrękęipogłaskałmniepoplecach.–Nigdyczegośtakiegoniezrobiłem.
PrzysięgamnaBoga,nigdyniezapomniałemoprezerwatywie.
– Ja też nie. Biorę pigułki – powiedziałam cicho – ale… jakieś dwa tygodnie temu zapomniałam o
jednej.Czytamokilku.
Reece nie wyskoczył z łóżka jak oparzony. Przyglądał mi się przez chwilę, a potem się podniósł i
zawisłnademną.Pocałowałmniewpoliczek.
– Zdążyłem wyjąć. Będzie dobrze. A gdyby nie zadziałało – pocałował mnie w kącik ust – to i tak
będziedobrze.
Boże.
Poczułam w gardle łzy. Nie wiem dlaczego. Byłam straszną idiotką. Może chodziło o to, że nie
spanikowałzpowoduniewielkiegoryzykaciąży.Amożewystarczyło,żebyłtaki…Jezu.Takitotalnie
wspaniały.
Znów uprawiałam z nim seks. Bez zabezpieczenia. Dałam sobą zawładnąć hormonom i w dalszym
ciąguniepowiedziałammuprawdyotamtejnocy.
Znówmniepocałował,apotemdałmilekkiegoklapsawtyłek.
–Aterazchodź.Orgazmicznyomletczeka.
Patrzyłamnaniegozmojejkoślawejpozycjinabrzuchu.
Uśmiechnąłsięjakmałychłopiecisturlałzłóżka.Schyliłsięipodniósłzpodłogispodnie.
–Mogęużyćtwojejszczoteczkidozębów?
Czytomiałowtejchwilijakiekolwiekznaczenie?
–Nie.
–Jakwyjdęzłazienki,maszjużbyćgotowa.–Mrugnąłdomnieiwyszedłzsypialni.
Nabosaka.Bezkoszuli.Wrozpiętychspodniach!
Leżałam jeszcze przez chwilę i usiłowałam zdecydować, z jakiego powodu powinnam spanikować
bardziej.Bojestemsukąinadalmuniepowiedziałamczyżemożewłaśniezachodzęwciążę?
Nodobra.Ciążabyłabardzomałoprawdopodobna,więcpowinnamcałąenergięskupićnazrobieniu
czegośkonstruktywnegowkwestiisuki.
Usłyszałam,żezakręcawodę,apochwiliotworzyłdrzwidołazienki,więctojawyprułamzłóżkajak
oparzona.Złapałamjakieśbawełnianespodenkiibezrękawnik,aleonwłaśniestanąłwdrzwiach.
Niedawałosięukryć,żenadaljestemgoła.
Wszedł, objął mnie jedną ręką, uniósł mnie w górę i pocałował. Smakował miętą i mężczyzną, a ja
prawiewypuściłamzrękiubranie.
– Strasznie się dzisiaj wleczesz. – Ukucnął trochę i przewiesił mnie sobie przez ramię. – Muszę się
tymzająć.
Pisnęłam,apotemzaczęłamsięśmiać.
–Jezu,cotyrobisz?
– Niosę twój słodki tyłeczek… – Złapał mnie ręką za pośladek, aż wierzgnęłam. – Tak, właśnie ten
słodkityłeczekdołazienki.
Obróciłsięiruszył,ajaściskałamubrania,jakbyodnichzależałomojeżycie.Faktyczniezaniósłmój
słodki tyłeczek do łazienki i tam postawił na podłodze, przy okazji dotykając moich bioder i piersi.
Zawarczałgdzieśzgłębigardłaioparłczołonamoim.
–Taksięzastanawiam,czybyniewejśćztobąpodprysznici…
–Spadaj–roześmiałamsięiodepchnęłamodsiebie.–Niepowiem,żeniemiałabymochotyznaleźć
sięztobąpodprysznicem,alewtensposóbnigdyniezjemyomletów.
Aninieporozmawiamy.
–Hm.–Zjechałrękaminamójtyłek.Przygarnąłmniedosiebieitakścisnąłwdłoniachmojepośladki,
żechociażtobrzminiewiarygodnie,znówzaczęłamczućpodniecenie.Tenfacetbyłwcieleniemseksu!
Pocałowałmnielekkonadbrwią.–Amożeznówbympowiedział,żepieprzyćomlet…?
Orany.Kuszące.Wszystkownimbyłokuszące,aleudałomisięwyprosićgozłazienki.Umyłamsię,
wyszorowałamzęby,opłukałamtwarziobiecałamsobie,żeniepozwolę,żebycokolwiekprzeszkodziło
miwrozmowie.
Odetchnęłamgłębokoizwiązującwłosywkucyk,zerknęłamnasiebiewlustrze.Gdziemojeokulary?
Dobre pytanie. Policzki miałam zarumienione, oczy szeroko otwarte, a usta opuchnięte, dokładnie tak,
jakbyprzezkilkagodzinsłużyłydocałowania.
Włożyłamszczoteczkędozębówdokubkawbiałegroszkiizrobiłamdosiebiepoważnąminę.
Wyglądałamconajmniejgłupio.
Wszystkobędziedobrze.Reece…możeniebędziebardzoszczęśliwy,aleprzeżyje.Kurczę,przecież
nie spanikował z powodu seksu bez zabezpieczenia i powiedział, że będzie dobrze, nawet jeśli
stworzyliśmywłaśniemałegoReece’aalbomałąRoxy.Więcwtejsprawieteżbędziedobrze.Pewnie
robiłamzigływidły.JakbytopowiedziałCharlie,byłamwcielonąhisterią.
Czassięwziąćwgarść.
Westchnęłam,obróciłamsięnapięcieiwyszłamzłazienki.Wypatrzyłamokularyiwłożyłamje.
Reecebyłjużwkuchni.Znalazłpatelnię,coniebyłobardzotrudne,jakożeniemiałamwieluszafek.
Jajkależałyjużnablacie.Spojrzałnamnieprzezramięiwyjąłzlodówkipapryczkęitartyser.
Mogłabymprzyjąćnastałewmojejkuchni,bosego,bezkoszulki,zcałątązłotąskórąnawidoku.
Chciałamgonamalować,właśnietakiego.Plecamidomnie,znapiętymi,mocnymimięśniami.
–Taksięzastanawiam…–zacząłirozłożyłproduktynablacie.Sięgnąłjeszczepomleko.–Japracuję
dzisiaj,atyodśrodydosoboty,tak?
Weszłamdokuchniipokiwałamgłową.
Wybiłjajkadomiski,którąteżwyjąłzszafki.
– To komplikuje umówienie się na film i kolację – zamilkł i na mnie popatrzył. – A z innej beczki:
chcęciępieprzyć,jakbędzieszmiałanasobieokulary.
Poczułam,żesięczerwienię.
–Jesteśnieprzyzwoity!
Uśmiechnąłsiępołowąust.
–Nawetniemaszpojęcia,skarbie,jakieplanymamwobecciebie.Całelataplanowania.
Niemogłamuwierzyć.
–Lata?
–Lata–przytaknął.–Dobra,wracającdokolacjiifilmu.Możezjemylancz,anafilmumówimysię
innegodnia,botrudnobędziezgraćnaszegrafiki.
Patrzyłam, jak szuka przypraw. Planował nasze najbliższe dni, z wyprzedzeniem. Poczułam coś
dziwnegowpiersi.
–Możemyzrobićalbotak,albopoczekaćdoprzyszłegoponiedziałku,ażobojebędziemymieliwolne
–oznajmił.Podniósłręcenadgłowęisięprzeciągnął.
DobryBoże,tewszystkiefalującemięśnie,niskozwisającespodnie…Byłwcieleniemgrzechu.
–Alejaniechcęczekaćdoponiedziałku.Aty?
–Jateżnie–szepnęłam.
Omlety były już gotowe. Zdjął patelnię z palnika i w końcu ja też się ruszyłam. Wyjęłam z kredensu
dwatalerzeidwieszklanki.
– Więc co myślisz o czwartku? – spytał i zsunął perfekcyjnie złożony omlet na talerz. – W piątek
będzieciężko,boidzieszdoCharliego.Alepotemmożemyzjeśćlancz.
Zamrugałam gwałtownie, bo znów poczułam pod powiekami łzy. Cholera. On myślał o wszystkim.
Szybkopodeszłamdolodówkiiwyjęłammrożonąherbatę.
–Czwartekbędziesuper.
–Nicciniejest?
Odwróciłam się akurat, jak rozstawiał talerze, ale przy tym nie spuszczał ze mnie wzroku.
Odchrząknęłam, postawiłam dzbanek na stole i poszłam po sztućce. Widziałam po minie, że ma
wątpliwości.
–Wszystkowporządku–zapewniłamizajęłammiejsce.Powoliusiadłnaprzeciwko.–Chodzioto,
że…
–Oco?–spytałiprzyjrzałsięuważniej.
–Oto,że…Podobaszmisięodtakdawna.Naprawdęoddawna.
Szelmowskiuśmiechwrócił.Podałmiwidelec.
–Wiem,skarbie.
Popatrzyłamnaniegozdumiona.
–Wiedziałeś?–Ukroiłamkawałekomletaiwłożyłamdoust.–Jezu!–jęknęłam.–Dobre!
–Mówiłemci.Itak,wiedziałem.Tylkodługomusiałemtoignorować,botwójojciecchybabymnie
wypatroszył, gdybym coś zaczął kombinować, zanim osiągnęłaś wiek, kiedy można już samodzielnie
kupować alkohol. A potem… zrobiła się kicha… – Zmarszczył brwi i nagle cały się spiął. – Czekaj,
właśniemicośprzyszłodogłowy.Czytamtejnocyużyliśmygumki?
Serce gruchnęło mi o ziemię gdzieś w okolicy stóp. Gdybym nie siedziała, pewnie poleciałabym na
podłogęzanim.Cholera.Cholera,cholera.Gapiłamsięnaniegoiniewiedziałam,corobić.
Sięgnęłampowidelec,alekrewodpłynęłamiztwarzy.Pysznyomletzasmakowałnaglejakbłoto.
– Kurwa – warknął i nabrał nową porcję. – Nie użyliśmy, tak? Chociaż teraz to już i tak nie ma
znaczenia.
Odetchnęłamgłębokoisięwyprostowałam.Nadeszłachwilaprawdy.Obynieskończyłasięwełzach.
Odłożyłamwidelecnastół.
–Muszęcicośpowiedzieć.
Toniebyłnajlepszypoczątek.
Kawałekpuszystegoomletazwisałmuzwidelca.Oparłsięiuniósłbrwi.
–Tak?–mówiłspokojnie,alemnieitakprzeszyłdreszcz.–Oczym?
–Otamtejnocy.–Przełknęłamślinęiczułam,jakmałykawałekomleta,któryzjadłam,kwaśniejemi
wżołądku.–Kiedycięodwiozłamdodomu.
Przyglądałmisię,apotemdokończyłśniadanie,odsunąłtalerzioparłnagieramionanastole.
–Cosięwtedystało?
Sercewaliłomitakmocno,jakbymbiegałatamizpowrotempomieszkaniu.
– Nie wiem, jak to powiedzieć poza tym, że żałuję, że nie powiedziałam ci wcześniej i nie
dowiedziałam się, że żałujesz nie tego, że ze mną spałeś, tylko tego, jak się upiłeś. Ale byłam tak
upokorzonaiwściekła…
– Tak, wiem, że byłaś wściekła. To żadna nowina – wtrącił. – Mówiłem ci już, ja też żałuję, że nie
wyjaśniłem tego wcześniej, ale miałam takiego kaca, jakiego chyba jeszcze nigdy nie zaznał żywy
człowiek.
Nowłaśnie.AlejakzawszemówiłCharlie,jabyłamlaską,któradziałainiezadajepytań.Tencały
syftobyłagłówniemojawina.
– Tamtej nocy, kiedy przyjechaliśmy do ciebie, sprawy potoczyły się bardzo szybko i bardzo…
emocjonująco.
–Tak,tylewiem–skomentowałsucho.
Spojrzałamwdółiwypuściłampowietrzezpłuc.
–Jakweszliśmydotwojejsypialni…Swojądrogą,maszbardzoładnąsypialnię.Superłóżko,wielkie!
Ibardzofajnąnarzutę…
–Roxy…–Ustazadrżałymuostrzegawczo.
Opuściłamręcenakolanaizacisnęłamwpięści.
– Nie uprawialiśmy seksu. – No już, powiedziałam to. Jakbym zerwała plaster jednym mocnym
pociągnięciem.
Zmarszczyłbrwiiprzechyliłtrochęgłowę.
–Co?–roześmiałsię.
–Urwałcisięfilm,zanimdoczegokolwiekdoszło.Nieuprawialiśmyseksu–powiedziałamtonagłos
i teraz już łatwiej mi było kontynuować. Spojrzałam w jego pełne niedowierzania oczy. – Coś tam się
zaczęło,aletyodpadłeś,ajaztobązostałam,bosięmartwiłam.Niezdawałamsobiewcześniejsprawy,
żejesteśażtakpijany.
Patrzyłnamniebezsłowa.
– A jak się obudziłeś rano, myślałeś, że uprawialiśmy seks – wyjaśniłam szybko. – Popatrzyłeś na
mnieipowiedziałeś,żetanocniepowinnasiębyławydarzyć,ajanawetniepomyślałamotym,żetak
naprawdęnicsięniewydarzyło.
Oparłsięnakrześle.Zdjąłręcezestołu,alezarazzpowrotemjetampołożył.Milczał.
Byłamcorazbardziejzestresowana.
–Odsunąłeśsięodemnietamtegoranka.Jasobieposzłamisytuacjawymknęłasięnamspodkontroli.
A może raczej mnie. Zacząłeś mnie unikać. A ja mówiłam sobie, że muszę ci powiedzieć prawdę, jak
tylko zaczęliśmy znów rozmawiać, ale… – Czułam, że mam w gardle gulę i mówiłam schrypniętym
głosem. – Przepraszam. Powinnam była powiedzieć od razu. Nie histeryzować, tylko powiedzieć, jak
było.Chciałamcipowiedziećwczoraj,aletoniebyłdobrymoment.Aletobyłnaszpierwszyraz.Nie
byłonicwcześniej.
Powoli pokręcił głową, a potem znów się roześmiał, ale to nie był wesoły śmiech, tylko pełen
niedowierzania.
–Poczekaj,boniejestempewien,czydobrzerozumiem.
Pokręciłgłowąjeszczeraz,ajaczułam,żenerwyoplatająmniejakjakieśtrującepnącza.Zamknąłna
chwilęoczy.
– Przez cały zeszły rok byłaś na mnie wściekła, bo myślałaś, że żałuję, że uprawiałem z tobą seks,
chociażwrzeczywistościniebyłożadnegoseksu?
Otworzyłamusta,alezarazzamknęłam,nobocomogłamnatopowiedzieć?
– Ignorowałaś mnie. Wyzywałaś. – Znów się zaśmiał tym nieprzyjemnym szorstkim śmiechem. –
Odtrąciłaśmniezpowodutego,comyślałaś,żejamyślęotym,conigdysięniewydarzyło?
Zacisnęłampowieki.
–Byłamzałamana,bomyślałam,żeżałujesz,żeuprawiałeśzemnąseks.
–Alenieuprawiałem.
Pokiwałamgłową.
Reecezacisnąłzęby.
–Chybażartujesz?!Niewierzę…
ciągdalszynastąpi…
Wmaju2015
J.Lynn
ZAPOMNIJzemną
Tom2