STORM WARNING
Triple Trouble 2
Tymber Dalton
DEDYKACJA
Pracownikom, wolontariuszom i zwolennikom zwierząt oraz wszystkim z
organizacji na rzecz pomocy dzikim zwierzętom. Ludziom, którzy walczą o to, by
każdego dnia ocalić tyle stworzeń, ile się da. Nie tylko wtedy, kiedy nadchodzą
huragany.
Siren Erotic Romance +18
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 1 -
ROZDZIAŁ I
Elain wylegiwała się przy basenie, leżąc na brzuchu i próbując odprężyć się w słońcu,
kiedy czarny wilk z zielonymi ślepiami wyłonił się z pobliskiego lasu, bezszelestnie
przeskoczył przez płot i zaczął podkradać się ku niej. W ciszy krążył wokół, aż gorączkowo
rzucił się na nią i, jak szalony zaczął gwałcić tył jej nogi.
- Nie wiem, za co tak bardzo cię kocham. Wymamrotała, nawet nie otwierając oczu. Jeśli
chcesz mnie przelecieć, Brodey, to lepiej przemień się z powrotem. Spróbuj tylko zmusić
mnie do tego w tej formie, a dodam ci do kolacji środek nasenny i ogolę na łyso. Będziesz
wyglądał, jak gigantyczny, chihuahua, kiedy zmienisz się następnym razem.
Wilk przeistoczył się w nagiego mężczyznę, który wyciągnął się na ręczniku, zaraz obok
niej. Brodey roześmiał się i złożył pocałunek pomiędzy jej łopatkami.
- Na prawdę zrobiłabyś mi to, laleczko?
- Wiesz, że tak. Ain i Cail jeszcze by mi w tym pomogli.
- Pewnie masz rację.
Przetoczył się wraz z nią na plecy i pocałował. Wilk czy pies, nieważne. Wciąż był piekielnie
twardy.
- Wygodniej?
- O wiele, kuleczko.
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
Objęła go za szyję.
- Słyszałam cię.
Znajdujący się po środku Brodey, drugi z trojaczków Lyall, miał oczy w odcieniu
zieleni, przy których zawsze miękła. Z kogo, chciała sobie żartować? Przy wszystkich, trzech
braciach Elain topiła się, jak bita śmietana i obojętnie, czy były to zielone oczy Brodey’ego,
ciepły, brązowy wzrok Caileana, czy przenikające, szare spojrzenie Aindreasa.
- Nie hałasowałem!
- Twój mentalny monolog. Słyszałam cię jeszcze zanim zdążyłeś opuścić las, obok stawu.
Przez całą drogę przy płocie skomlałeś, ”Jezu, jestem tak kurewsko podjarany”. Musiałabym
być głucha, żeby tego nie usłyszeć. Wrzeszczałeś praktycznie przez cały czas do momentu, w
którym tu dotarłeś.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 2 -
Brodey usiadł.
- Bez kitu, serio? Słyszałaś mnie, aż tak daleko? Przy stawie?
Skinęła głową.
- Tak, a co?
Najwyraźniej, ta nowinka była wystarczająca, aby odwrócić jego uwagę. Sztywny penis
Brodey’ego sflaczał, a on sam wyglądał na zamyślonego.
- To zupełnie niezwykłe.
- Cóż, według Aina już i tak podwyższyłam poprzeczkę, mogąc słyszeć was w swoich
myślach, tak szybko.
Elain przebywała u braci od czterech dni, nadal ciężko było jej przyzwyczaić się do myśli, że
jest ich partnerką.
- Nie, kochanie, nie rozumiesz. Normalnie partnerka może odbierać myśli z dość bliskiej
odległości. Jak na przykład z tego samego miejsca. Czasami tylko w obrębie stopy, a nie milę
stąd lub dalej, tam gdzie znajduje się staw.
- Pierdo...pierdzielisz! Poważnie?
Brodey wyszczerzył zęby i musnął palcem czubek jej nosa.
- Nie powiem Ainowi, jeśli przeklniesz. Nie przeszkadza mi to, tak jak jemu.
- Myślałam, że musicie przestrzegać jego poleceń? Lamentowała Elain.
Ciągle starała się poznać wszystkie zagadki wynikające z bycia partnerką trójki,
zmiennokształtnych braci. Wszyscy trzej mężczyźni, byli wilkami Alfa. Kiedy pierwszy Alfa,
Aindreas ustalał polecenia, pozostałe wilki, a teraz również Elain, zmuszeni byli ich
przestrzegać.
- Ain nie wydal żadnego zarządzenia odnośnie przeklinania. Po prostu powiedział, że
chciałby, abyś zmieniła słownictwo.
Brodey uśmiechnął się od ucha do ucha, złapał jej dłoń, wstał i podciągnął ją na nogi.
- Chodź
- Dokąd?
- Musimy powiedzieć Caileanowi o twojej, zdumiewającej umiejętności.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 3 -
Bardziej zdumiewający okazał się fakt, iż po ostatnich wydarzeniach,
Elain nadal mogła utrzymać się na nogach. Niecałe dwa tygodnie temu, pozwoliła dużemu,
podobnemu do psa, czarnemu wilkowi z przepięknymi, zielonymi ślepiami, zabrać się wraz z
nią i jej kamerzystą do stacji telewizyjnej. Po tym, jak na corocznych zawodach Arcadia
Highland, ów wilk wskoczył do ich telewizyjnej furgonetki.
Dwa dni później, gdy Brodey wrócił po rozłące do swojego prawowitego „właściciela”,
którym okazał się Aindreas Lyall, nie miała pojęcia, że trzech, seksownych braci
instynktownie wybrało ją na przeznaczoną im partnerkę.
Na pierwszym spotkaniu, Aindreas sprawiał wrażenie gburowatego typa, mimo że pozostali
jego bracia wydawali się Elain słodcy i mili.
Po kilku dniach, kiedy Brodey i Cailean niespodziewanie pojawili się u niej w pracy, by
zabrać ją na lunch, który zakończył się szybkim numerkiem na parkingu, bracia pozostawili ją
w stanie wiecznego podniecenia, a to zaś doprowadziło ich do zaproszenia jej na kolację, na
ich ranczo, zaproszenia, z którego nie mogła zrezygnować. W kilka godzin po kolacji świat
Elain wywrócił się o 180 stopni. Zmiennokształtni ludzie istnieli, a ona sama w gruncie
rzeczy połączyła się z trójką braci, którzy mieli ponad 230 lat. Chociaż wyglądali na
trzydziestolatków. Dla Elain, nie był to wcale taki zły układ, wziąwszy pod uwagę fakt, że
bracia byli również bogaci i przystojni. W dodatku wszyscy trzej interesowali się tylko nią.
Elain i Brodey znaleźli Caila w gabinecie, gdzie zajmował się dokumentami oraz
księgami rachunkowymi z działalności rancza. Brodey owinął ramiona wokół kobiety,
skubiąc przy tym zębami tył jej szyi.
Elain walczyła ze swoimi kolanami, które w tym momencie nie chciały jej wesprzeć. Cholera,
zdawało się, że mężczyźni wiedzieli dokładnie, gdzie nacisnąć, by kobiece ciało stopiło się w
kałużę.
- Zgadnij, co się stało Cail.
Zagaił brata, Brodey. Cail nie oderwał wzroku od komputera.
- Znowu jesteś napalony.
Elain zaśmiała się.
- I jest coś jeszcze.
Cail w końcu usadowił się wygodniej w krześle. Odwrócił się do niej, posyłając szeroki
uśmiech.
- Co takiego?
Brodey w skrócie wyjaśnił wszystko, po czym jego brat zmarszczył brwi. Wyglądał na
pochłoniętego myślami. I choć był tylko o kilka minut młodszy, od pozostałej dwójki,
charakteryzowało go wnikliwe usposobienie.
- To... hm, nigdy o czymś takim nie słyszano.
Brodey przytaknął.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 4 -
- Właśnie! Czy to nie wspaniała nowina?
Cail chwycił Elain za rękę, delikatnie wyciągnął ją z uścisku Brodey’ego i posadził na
swoim kolanie. Miała na sobie, jednoczęściowy strój kąpielowy, który, jak przewidywała
długo na niej nie pozostanie.
- To jest po prostu, nieco dziwne.
- Aha, dzięki Cail.
Rzekła trochę poirytowana. Pocałował ją.
- Nie jesteś dziwa, kochanie. To znaczy, nigdy nie słyszałem o ludzkiej, partnerce mogącej
odbierać myśli, z tak daleka. Gładził ją po udach, kiedy popatrzył w stronę Brodey’ego.
Powinniśmy zadzwonić do Aina i opowiedzieć mu o tym.
Aindreas sprawował nadzór po drugiej stronie rancza. To, że bracia w końcu znaleźli
swoją wybrankę, nie oznaczało też, że, mogli zaniedbywać swoje, codzienne obowiązki.
- Ain niedługo wróci. Stwierdził Brodey. Nie ma powodu zawracać mu głowy, zostawiłem go
na północno-zachodnim pastwisku. Wścieknie się, gdy będzie musiał znów tam wracać.
Brodey próbował ściągnąć Elain z kolan Caileana, lecz dał za wygraną.
- Hej, chłopcy. Nie jestem psią kością.
- Chciałem sobie z nią pofiglować. Wyskomlał Bordey.
- Jezu, ty dziecinny gówniarzu. Zbeształ go Cail. Spędziłeś z nią kilka nocy sam na sam,
podczas gdy ja i Ain nie.
- Ta i przez cały ten czas byłem w wilczej skórze. To nie tak, że się z nią zabawiałem, czy
coś. Bez urazy, dziecinko. Chwycił ją za rękę, a jego członek zaczął unosić się. No dalej,
oddaj mi ją Cail!
Elain oswobodziła swoją dłoń i wstała.
- Przestańcie, obydwaj.
Próbowała utrzymać swoją irytację, lecz nie mogła. Słodkie wyrazy na ich twarzach stopiły to
opanowanie. Zrobiła małe przedstawienie wywracając oczyma i wzdychając dramatycznie, po
czym udała się w kierunku ich wspólnej sypialni.
- W porządku chłopcy, jeśli zdecydowanie nie możecie poczekać...
Obydwaj bracia ominęli Elain i popędzili szybko do sypialni. Cail był nagi, zanim
jeszcze zdążył wylądować na łóżku, tuż obok Brodey’ego.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 5 -
Kobieta parsknęła śmiechem, nie miała wątpliwości, przynajmniej czuła się przez kogoś
pożądana. Zgodnie z przewidywaniami, mężczyźni natychmiast uwolnili ją z kostiumu
kąpielowego. Cail pocałował ją, podczas gdy Brodey zanurkował pomiędzy jej nogami.
Westchnęła z zadowolenia, kiedy gorliwie językiem nawilżał jej łechtaczkę. Ta część ich
niezwykłego związku, była dla niej z tego wszystkiego, zaskakująco najłatwiejsza do
zrozumienia. Chłopcy już nawet oświadczyli się jej, chociaż zgodnie z prawem wyjdzie za
mąż tylko za Aindreasa. Spędzenie długiego życia w ramionach tych trojga mężczyzn, nie
będzie dla niej żadnym poświęceniem. Cail przerwał pocałunek i opuścił głowę na jej pierś,
drażniąc jeden sutek językiem, podczas gdy jego place szczypały drugi. Wplotła palce w jego
włosy wydając z siebie nienasycony jęk.
Brodey, swoimi dużymi dłońmi chwycił mocniej jej uda, ślizgał się wewnątrz językiem, po
czym wolno przeciągnął go po całej łechtaczce. Zmienił rytm, lekko, jak piórko poruszał nim,
wkrótce miał nad sobą Elain drżącą i krzyczą, kiedy dochodziła. Przez ostatnie kilka dni,
Elain kochała się częściej, niż w ciągu kilku minionych lat. Na dodatek, był to seks jej życia.
- To właśnie, chciałem usłyszeć.
Powiedział Brodey z chichotem, przesuwając usta ku górze jej ciała. Cail usiadł na łóżku,
podtrzymywał ją od tyłu, tymczasem Brodey zaczął rozszerzać jej nogi. Elain uśmiechnęła
się.
- Powrót do pracy będzie, jak wolne od rozkładania nóg. Zażartowała.
Krótki grymas przemknął przez jego twarz, zanim wbił w nią swoją, twardą męskość.
- Tak uważasz?
Uwielbiała uczucie każdego z nich w jej wnętrzu. - Tak.
Napalony Brodey, nie wytrwał długo. Elain obróciła się w kierunku drugiego brata.
Pocałowała Caila, gładząc go po sztywnym członku.
- A ty?
Uśmiechnął się do niej.
- A ja?
Delikatnie ściskała jego ptaka.
- Na co masz ochotę?
Roześmiał się.
- Co ci chodzi po głowie?
Elain wyszczerzyła zęby i schyliła głowę do jego podbrzusza. Rozkoszowała się uczuciem
męskich rąk w jej włosach, podczas gdy wsysała go do całych ust.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 6 -
- Jezu, cudeńko.
Skomlał Brodey
- Stul pysk. Odwarknął Cail. Miałeś swój czas.
Próbowała nie wybuchnąć śmiechem, lecz nie mogła temu zapobiec. Przysiadła na kolanach,
mimo rozczarowującego jęku Caileana.
- Wasza dwójka to za wiele, jak dla mnie.
Kiedy Aina nie było w pobliżu, dwaj młodsi bracia często sprzeczali się ze sobą. Pchnęła
Caila na łóżko i stanęła nad nim okrakiem.
- Więc? Czego pragniesz, kochanie?
Błyskawicznie pochwycił jej biodra i gwałtownie w nią wtargnął.
- Tego, mała złośnico.
Brodey przykląkł za nią, jego palce znalazły jej guziczek i gładziły go.
Elain jeszcze bardziej rozluźniła się, podczas gdy Cail mozolnie pchał.
Sięgnął do jej piersi i bawił, się sutkami, wywołując kolejne szczytowanie.
Gdy poczuł, jak jej naprężone mięśnie zatrzaskują się na jego kutasie, gwałtownie
chwycił kobiece biodra, silnie w nie uderzając, próbując skończyć wraz z nią. Elain wygięła
się w łuk, podtrzymywana przez ramię Brodey’ego, drżała i łkała w jego uścisku.
Po chwili opadła z powrotem na łóżko, mężczyźni ułożyli ją pomiędzy nimi. Tors
Caileana okrył ją na przedzie, Brodey przycisnął się do jej pleców.
W tej pozycji leżeli przeszło godzinę, drzemiąc, kiedy Ain wszedł do sypialni.
- Powinienem się domyślić.
- Przyłapani na gorącym...
Mruknął Brodey tuż przy jej karku.
- Z twojej winy Brod.
Wymamrotał Cail, leżący po drugiej stronie Elain.
Głęboki śmiech Aina zachęcił Elain do otwarcia oczu. Ubrany w dżinsy i roboczą
koszulę, opierał się o futrynę. O rany, w sam raz do schrupania.
- Jest jeszcze mnóstwo miejsca.
Powiedziała. Podszedł do łóżka i nachylił się, by ją pocałować.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 7 -
- Jeden z nas musi zarabiać na życie, odkąd moim dwóm, leniwym braciom zdało się
zapomnieć, że nadal mamy ranczo na chodzie.
- Pierdo....
Brodey nie dokończył zdania, ponieważ Ain zwalił go z łóżka wprost na podłogę.
- Mówiłeś coś?
Spytał pierwszy Alfa, niskim, warczącym głosem. Brodey usiadł na łóżku gapiąc się na niego,
nic nie odpowiedział. Elain zauważyła nieugięty wzrok Aindreasa, żelazny ścisk jego szczęki,
póki Brodey nie odwrócił od niego oczu.
- Ubiorę się.
- Nie musisz. Potrzebuję pomocy przy zaganianiu bydła. Równie dobrze możesz przemienić
się teraz. Ciężarówka stoi na zewnątrz.
Brodey podciągnął się na nogi i pochyli w stronę Elain, by dać jej ostatniego buziaka.
- Zobaczymy się później, dziecinko.
Przemienił się w wilka i wybiegł z sypialnymi. Cail usiadł na łóżku, przeczesał ręką swoje
włosy.
- Muszę wracać do papierków.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- A stary, słuchaj tego.
Cail streścił szybko starszemu bratu, to, co odkrył Brodey. Ain musnął palcem zabłąkany
kosmyk włosów z czoła Elain i schował go za jej uchem.
- Naprawdę?
Elain przytaknęła.
- Jak myślisz, co to może znaczyć?
Zapytał brata Ain.
Elain zauważyła również, że choć Aindreas sprawował nad wszystkim kontrolę, nie
wahał się pytać w danej sprawie o opinie Caileana. Brodey’ego cechowała bardziej siła, niż
inteligencja. Nawet, jeśli miewał czasami przebłyski. Cail wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Powinniśmy trochę poeksperymentować, by przekonać się, jak daleko
może odbierać i przesyłać myśli.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 8 -
- Dobry pomysł. Moglibyście zrobić to dziś po południu, podczas, gdy ja zajmę się naszym
jurnym pieskiem.
Aindreas mrugnął do Elain, pochylając się po kolejny pocałunek. Chciała zedrzeć z niego
ciuchy, lecz wiedziała, że w tym momencie jego myśli zaprzątała tylko praca.
- W porządku.
Stwierdził Cail.
ROZDZIAŁ II
Zamiast prysznica, Elain i Cailean wskoczyli na kilka minut do basenu, po krótkiej
kąpieli ubrali się i wzięli roboczą ciężarówkę. Pojechali w niej na jedno z odległych pastwisk,
położone z dala od głównych dróg i ludzi, gdzie mogli mieć więcej prywatności.
- Musimy popracować nad wyregulowaniem twojej umiejętności, póki jest taka silna.
Powiedział Cail.
- To, po co tu przyjechaliśmy?
- O czym myślałem?
Elain wzruszyła ramionami.
- Nie wiem.
- Spróbuj wsłuchać się w moje myśli.
Kobieta zmarszczyła brwi, ciekawsko przyglądała mu się, tym samym próbując się
skoncentrować.
- Nic nie słyszę.
- W porządku. A teraz?
Cail mentalnie odezwał się do niej.
A teraz, czy dobrze mnie odbierasz...?
Elain roześmiała się.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 9 -
- Tak, słyszałam cię.
Cail zadumał się.
- Potrzebujesz jednego z nas, by czynnie wymieniać myśli. Brodey musiał robić to
podświadomie.
- Był podniecony i na okrągło o tym skomlał.
Cail zaśmiał się.
- Taaa, zgadza się.
- Pytam jeszcze raz, po co tu przyjechaliśmy?
Stali samotnie, gdzieś na odległym pastwisku. Cail zrobił mały striptiz, kiedy zrzucał z
siebie dżinsy - uwielbiała, to, że nie nosili bielizny - miała ochotę znowu rzucić się na niego,
pomimo ich wcześniejszego baraszkowania.
Uśmiechnął się, zwinął swoje ciuchy i położył na pace od ciężarówki.
- Słyszałem wszystko, skarbie
Elain zarumieniła się.
- Nie wiń mnie za to, że mam na ciebie ochotę.
Pochylił się ku niej i pocałował ją, a następnie przemienił się w ogromnego, czarnego wilka, z
dużymi bursztynowymi ślepiami, który przypominał psa.
Słyszysz mnie teraz?
Przesłał do Elain myśl.
- Tak, słyszę cię.
Pobiegam trochę. Krzyknij, kiedy nie będziesz mogła mnie usłyszeć. Chcę zobaczyć, jaka to
odległość.
- Dobrze.
Cail wystartował nucąc pod nosem „Cheeseburger in Paradise” jak biegł.
Elain roześmiała się. Gdy zniknął w lesie oddalonym od niej około stu jardów, nadal mogła
go usłyszeć. Jego myśli stopniowo zanikały, Kiedy już go nie słyszała, wrzasnęła,
- TERAZ nic nie słyszę!
Głos Caila w jej myślach pojawił się ponownie.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 10 -
- Słyszę!
Kurwa, to niesamowite!
- Co?
Nie krzycz skarbie. Rozmawiaj ze mną w myślach.
Nie była pewna, jak to działa. Przymknęła oczy.
Słyszysz mnie też w ten sposób?
Tak! Jego mentalny głos był pełen zachwytu.
Zaśpiewaj coś, chce wiedzieć czy masz większy zasięg niż ja.
Co mam zaśpiewać?
Obojętnie, co.
Z zaskoczenia nie mogła sobie przypomnieć słów jakiejkolwiek piosenki.
Coś, co ci chodzi po głowie. Cokolwiek.
Ostatecznie znalazła słowa do „Come Monday”.
Cail zaśmiał się.
Cieszę się, że lubisz Buffett, skarbie. Śpiewaj póki nie powiem, żebyś przestała.
Ś
piewała, zaśpiewała wszystkie zwrotki i zaczęła piosenkę od początku.
W porządku skarbie. Po prostu WoW!
Słucham?
Zaraz wracam.
Patrzyła, jak chwilę później Cail przebił się przez gąszcz lasu i przeciął pastwisko w
pełnym biegu. Jego sylwetka rozciągnięta, nisko osadzona nad ziemią. Ogromne łapy
stawiające gwałtowne susy. Na ten widok serce Elain zareagowało z łomotem. Nie chciała
mieć z nimi do czynienia, kiedy byli w wilczej formie, lecz wiedziała, że wewnątrz tego
zwierzęcia czai się wspaniały mężczyzna.
- Cały mój. Westchnęła z zachwytem.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 11 -
Zwolnił, kiedy podbiegał do niej, następnie podszedł do ciężarówki i wskoczył na pakę.
Wilk przekrzywił głowę wpatrując się w nią.
- Co? Zapytała.
Cail rozejrzał się dokoła i przemienił się z powrotem, po czym przywołał ją do siebie palcem.
Elain nerwowo rozglądała się wokół, a kiedy zauważyła jego nabitego kutasa, od razu wspięła
się na pakę i usiadła tuż obok niego.
- Więc, uważasz że wyglądam seksownie, gdy tak gnam, hm?
Wciągnął ją na siebie i pocałował. Podniósł jej koszulkę, potem stanik i wczepił się zębami w
prawą pierś. Jej lewy sutek okrążał palcami. Po kilku minutach majtki Elain przesiąkły
wilgocią. Ocierała się o niego biodrami, jego erekcja napierała na nią przez krótkie spodenki.
- Proszę!
- O co prosisz, kochanie?
Wymruczał tuż przy jej ciele.
- Nie drażnij...
Obrócił się ponad nią, szarpnął w dół za spodenki i pozbył się ich.
- Chciałabyś poczuć mojego ptaszka?
Kolejna fala wilgoci zalała już i tak przesiąkniętą cipkę.
- Tak!
Nie zdjął jej nawet koszulki, chwycił jej biodra, po czym całą długością zatonął w niej,
wydając przy tym jęk satysfakcji.
- Jezu, wspaniale pasujesz...
Powoli ślizgał się w niej, rozciągając swoje ciało nad nią. Cail miał specyficzny dotyk,
odczuwała go inaczej, niż braci. Umiał doprowadzić ją na szczyt bez dodatkowych atrakcji.
Zrównała swoje wargi z jego ustami.
- Będę potrzebowała prysznica, kiedy wrócimy.
Wydyszała. Posłał jej uśmiech.
- Co powiesz na to, żebym wrzucił cię do basenu?
- Ekstra. Brodey zdąży mnie bzyknąć zanim, jeszcze nie wyjdę z wody.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 12 -
Ain był silnym, budzącym strach bratem. Cailean był czuły i troskliwy.
A Brodey...cóż, Brodey, był niewyrośniętym, figlarnym, wiecznie napalonym szczeniakiem.
- Racja. Roześmiał się.
Przymknęła oczy próbując idealnie zgrać się z jego ruchami. Przeorała paznokciami w dół po
jego plecach.
- O tak, wiesz, co lubię, kochanie. Wyszeptał
Była bliska spełnienia. Wbiła mu paznokcie w tyłek, doprowadzając go do jęku, który w
rezultacie pomógł jej dostać się na szczyt. Gdy tylko poczuł jej orgazm, silnie pchnął ją
jeszcze bardziej w głąb paki. Wspólnie wili się i pojękiwali, aż razem dotarli na szczyt. W
końcu runął na nią.
- Szlag szeptał. Kochanie, jesteś wyjątkowa.
Cail pomógł jej doprowadzić się do porządku i wziął z paki swoje ubranie.
Musiała przyznać, że była rada z tak wielkich połaci ziemi. Jeśli ciągle będzie tak
postępować, nie będzie musiała martwić się tym, że ktoś ich przyłapie, w dodatku skończy z
powykrzywianymi nogami. Nie, żeby tego chciała. Przytuliła się do boku Caila, gdy wracali z
powrotem na ranczo.
Po co męczyć się ze strojem kąpielowym? Elain zostawiła ubranie na brzegu basenu i
zanurkowała w chłodniej wodzie. Chwilę później usłyszała za sobą plusk wody. Nim zdążyła
spojrzeć w tył, Brodey chwycił ją i zakręcił dookoła z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Owinęła ręce i nogi wokół niego, sapnęła, kiedy jego penis prześlizgnął się po jej ciele.
- No, ty też witaj kolego.
Jego duże ręce ugniatały jej tyłek.
- Wiesz dobrze, że nie mogę się oprzeć, kiedy pływasz przy mnie nago.
Roześmiała się.
- Nie było, cię w pobliżu, gdy wskakiwałam do wody.
- Słyszałem, kiedy wróciliście. Byłem w stodole ze sprzętem.
Pocałował ją i oboje zanurzyli się w wodzie. Kiedy chwilę później pojawili się znowu na
powierzchni Brodey przesunął ich w kierunku płytszej części basenu. Psotny szczeniaczek, to
określenie dokładnie opisywało Betę, Brodey’ego. Uwielbiał baraszkować z nią w wodzie.
- Powinieneś być raczej portugalskim psem wodnym, a nie wilkiem.
Docięła mu w żartach.
- Ain pobił cię w tym, około dwudziestu lat temu.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 13 -
- Kurka.
Pocałował ją, wbijając się w nią. Potem spuścił głowę na jej ramię.
- Dojdziesz dla mnie szybciutko, dziecinko? Wystękał.
Przytrzymała się bardziej męskich ramion i pogłaskała go po głowie.
- Nie złotko. Pofigluj sobie. Wyczerpałam dzienny limit.
Nie musiała się powtarzać, jego wielkim kutas gorączkowo wbijał się w nią. Nie był tak
twardy, jak wówczas, kiedy miała go w sobie leżąc na łóżku. Podejrzewała, że był to jeden z
powodów, dlatego uwielbiał brać ją w wodzie. Elain przycisnęła usta za jego ucho, następnie
mocno go ugryzła. Brodey zawył, a przy ostatnim pchnięciu wydał z siebie głośny krzyk
trzymając ją ciasno przy sobie.
- Kurwa! Wysapał, dygocząc na całym ciele
- Podobało się?
Roześmiał się, potem podniósł głowę by na nią popatrzeć.
- Wiesz, że tak. Pocałował ją. Znowu słyszałaś moje, głośne myśli?
Cailean uwielbiał, kiedy drapała go szorstko swoimi paznokciami. Brodey rozkoszował
się gierkami i gryzieniem, a Ain, Ain był bardziej rutynowy.
- Cholernie głośno myślisz, gdy jesteś napalony, kłębuszku.
Brodey oderwał ją od siebie i trzymając w ramionach wyniósł z basenu.
- Nic na to nie poradzę. Tak właśnie na mnie działasz.
Co do tych dwóch mężczyzn nie miała wątpliwości, nigdy nie wierzyła w miłość od
pierwszego wejrzenia (czy ugryzienia, jak w przypadku Brodey’ego), lecz ta dwójka rzuciła
na nią zniewalający urok i nie mogła zaprzeczyć, że było to prawdziwe i silne.
********
Tuż po kolacji Brodey i Ain byli zdumieni, słysząc relację Caila.
- To niewiarygodne!Stwierdził Ain.
Cail przytaknął.
- I ty to mówisz? Też nie mogłem w to uwierzyć.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 14 -
Elain popatrzyła na mężczyzn.
- W porządku, ale to nic złego, prawda?
- I tak, i nie, dziecinko. Brodey wzruszył ramionami. Jest jak jest.
Wstał i zaniósł swój pusty talerz do zlewu.
- 0ch, chcesz żebym zawiózł cię jutro z powrotem do Venice, by wziąć więcej twoich rzeczy?
Zawiózł ją tam raz, aby mogła spakować się na kilka dni. Umierała z ciekawości, by
zapytać Aina, czy w końcu zdecydował się pozwolić jej wrócić do pracy. Powiedział jej, że to
przemyśli i da odpowiedź, pod koniec urlopu, który wzięła, by spędzić razem z nimi. Ostrzegł
ją też, że jeśli będzie dręczyć go, to od razu powie nie. Rozumiała, dlaczego wszyscy trzej nie
chcieli, by pracowała na wizji, lecz miała nadzieję, że Ain, pozwoli jej, chociaż wziąć etat
producenta, za telewizyjnymi kulisami. Dyrektor stacji zgodził się pójść na taki układ, choć
był trochę zaintrygowany jej chęcią rezygnacji z pracy przed kamerami.
- Poczekajmy kilka dni, Brodey. Na razie mam wszystko, czego potrzebuję. I tak jutro muszę
wybrać się do spożywczego po zakupy. Mam zamiar ugotować wam pyszny obiad, chłopcy.
Rozpieszczaliście mnie przez cały ten czas.
Elain zaczęła wstawać od stołu, aby zanieść swój talerz do zlewu, Cail pobił ją w tym.
Musiała przyznać, że mężczyźni obchodzili się z nią, jak z księżniczką. Zanim odszedł z
naczyniami zdążyła go jeszcze pocałować.
- Rozpieszczanie ciebie, to nasz priorytet. Odpowiedział z figlarnym uśmieszkiem Ain. Lepiej
do tego przywyknij.
********
Później, tego samego wieczora Ain rozmawiał przez telefon z jednym z jego dalekich
kuzynów. Jocko Connelly nadal żył w Maine i miał kontakty z ich klanem. Prócz bogatej,
praktycznej wiedzy, miał także, wiele zbytecznych informacji na temat pochodzenia i
rodowodów innych wilczych klanów.
- Hej Aindreas! Jocko nadal mówił z mocnym, szkockim akcentem.
Co u ciebie? Nie odzywałeś się od dłuższego czasu. Gratulacje się należą, a więc pogłoski
sprawdziły się.
- Tak, dziękuję. Mam do ciebie pytanie.
- Co takiego?Dawaj!
- Tak, z czystej ciekawości. Z czym może wiązać się umiejętność, która daje ludzkiej
towarzyszce zdolność słyszenia myśli jej partnera na większą odległość. Ponad ćwierć mili od
niego, kiedy nadaje w myślach i celowo kontaktuje się z nim z tak daleka...?
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 15 -
Krótka chwila ciszy.
- Na prawdę? Jesteś tego pewien?
- Czy myślisz, że to z powodu tego, że jesteśmy trojaczkami?
- Nie wiem. Trojaczki, być może. Jesteście jedynymi trojaczkami, o których mi wiadomo i w
dodatku wszyscy trzej jesteście Alfami. W tym przypadku, niektóre z wilczych umiejętności
mogą sprawdzić się wyłącznie tylko u waszej wybranki.
Nic nowego.
- Masz jakieś inne pomysły?
- Więc, słyszałem o przypadkach, w których pół-zmienne towarzyszki miały tego rodzaju
umiejętności, ale, jak mniemam wasza kobieta nie jest nawet w połowie jedną z nas?
- Nie, nie jest. Przecież powinna o tym wiedzieć, prawda?
- Cóż, można by nad tym pomyśleć, chłopie. To znaczy, jeśli nie jest to pewnego rodzaju
rodzinna tajemnica, której strzeże się i ukrywa, tak jak w przypadku naszego gatunku.
- Była całkowicie zszokowana, kiedy dowiedziała się, kim na prawdę jesteśmy.
Powiedziałbym, że ta opcja całkowicie odpada.
- Heh, więc może ma dalekich, zmiennych przodków pochodzących z jakieś linii?
Taka możliwość zawsze istnieje. Jak się nazywa?
- Elain Pardie.
- Pardie..hm..Pardie..brzmi znajomo. Skąd pochodzi?
Ain poczuł bolesne ukłucie w sercu, przez to, że tego nie wiedział.
- Myślę, że dorastała w Tampa.
- Pozwól mi pomyśleć nad tym, poszperać trochę, tu i ówdzie. Oddzwonię do ciebie.
- Dzięki.
Aindreas próbował odepchnąć od siebie uczucie wewnętrznego niepokoju.
Elain nie mogła być pół-wilkiem, przecież wiedziałaby o tym. Poza tym członkowie jej klanu
nie pozwoliliby osiągnąć pełnoletności, tym bardziej kobiecie, nie informując jej wcześniej o
tym, kim była. To nie mogła być odpowiedź.
Większości wilczych klanów, w tym ich, nie obchodziło, z kim wilki kojarzą się. Z
wyjątkiem ciągle sprawiającego problemy klanu z Abernathy. Jego członkowie ściśle trzymali
się wilków Alfa i starannie kontrolowali, z kim dany wilk spotyka się po tym, jak osiągnął
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 16 -
dojrzałość, do czasu, gdy nie współżył z partnerką. Jeśli nie bzyknął jednej z własnego klanu,
kojarzenia i oznakowania musiały być wcześniej zatwierdzone, nim w ogóle mogły się odbyć,
zwykle z dużym udziałem posagu. Wilki z Abernathy były chciwymi gnojkami. Tylko wilki
Alfa musiały łączyć się w pary. Problem tkwił w tym, że większość z młodszego pokolenia
zmiennych wilków z Abernathy nie była Alfami, ponieważ ich więzy krwi stawały się zbyt
wrodzone.
Każdy zmienny wilk niebędący Alfą, mógł sparować się, z kim popadnie, jeżeli był z
Abernathy i miał na to zgodę kogoś z hierarchii klanu. Przeciętni ludzie nie obchodzili klanu
Abernathy, natomiast dla zmiennych wilków i pół-wilków, łączenia musiały być
zatwierdzone z góry. Często wilki kojarzono, jeszcze przed narodzinami, Tak głosiły
pogłoski. Te sparowania, - spoza lub wewnątrz klanu - które wcześniej nie uzyskały odgórnej
zgody, prowadziły do użycia wobec nich przemocy. Odrażające dupki. Nic dziwnego, że klan
jest na wymarciu i dzięki Bogu. Ain słyszał nawet historie o zmiennych wilkach z Abernathy,
których łączenia nie zostały zaakceptowane przez Radę Klanu, a sam klan podobno mordował
partnerkę.
ROZDZIAŁ III
Następnego ranka Ain pocałował Elain, zanim zdążył wyplątać się z jej uścisku.
- Dokąd się wybierasz? Wymamrotała sennym głosem.
- Przykro mi, skarbie. Śpij dalej. Muszę pomóc chłopakom zagonić z rana krowy.
Pogładził ją po ramionach i plecach.
- Okej. Wymruczała.
Ucałował tył jej szyi.
- Nie martw się przygotowaniem nam lunchu i tak mamy jechać do miasta po dostawy.
- Mmmm hmm.
Wyszedł po cichu zamykając za sobą drzwi od sypialni. Słyszała, jak rozmawiają w
kuchni. Czuła zapach świeżej kawy, usłyszała, jak Brodey grzebie w kuchennej szafce.
- Nosz, kurwa! Narzekał.
- Co znowu? Tym razem, był to Cailean. Odróżniała jego delikatniejszy ton głosu.
- Brakuje nam Cheeriosów! Lamentował Brodey.
Znużone westchnienie. Zdecydowanie Aindreas.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 17 -
- Po prostu zjedz coś.
- Uwielbiam Cheeriosy i dobrze o tym wiesz! Dziś jest dzień na Cheeriosy, wczoraj były
Life’y, a jutro Frosted Mini Wheats.
- Zjedz coś! Warczał Ain.
Elain zdusiła w sobie chichot i powoli wyszła z łóżka, odczuwając niewielkie bolące
otarcia. Mogłaby zrobić biednemu Brodey’emu śniadanie, aby w końcu przestał narzekać.
Sięgnęła po koszulkę Caila - tak, to jego zapach - i ruszyła do sypialnianych drzwi.
W końcu zdała sobie sprawę z tego, że rzeczywiście słyszy chłopców, tak jakby była z
nimi w tym samym pomieszczeniu, a nie po drugiej stornie domu. Normalnie, nie byłaby w
stanie tego zrobić. I w dodatku ten ekstra węch, wszystko było niesamowite. Wow, Ain nie
ż
artował, kiedy mówił, że moje zmysły mogą się wyostrzyć! Sięgnęła do klamki u drzwi,
kiedy usłyszała Brodey’ego.
********
- Na prawdę rozważasz to, żeby pozwolić jej zatrzymać pracę?
Brodey zapytał Aina. Aindreas pokręcił głową.
- Nie, zwariowałeś? I tak wiem, że wraz z końcem urlopu, nie zechce wrócić do pracy. W ten
sposób, przynajmniej będzie myślała, że sama podjęła tą decyzję. To ratuje mnie przed
postawieniem na swoim.
Cail zmarszczył brwi.
- To cholernie podłe, nawet, jak na ciebie Ain. Ona kocha swoją pracę.
Ain cisnął o ladę nieco mocniej miską, niż zamierzał. Na szczęście nie stłukł jej.
- Wiesz, równie dobrze, jak ja, że nie może pracować, a przede wszystkim, nie w stacji
telewizyjnej. Czyś ty, też oszalał?
Brodey rzucił mu piorunujące spojrzenie.
- Nie powinieneś mącić jej w głowie. Osobiście uważam, że
powinieneś pozwolić jej pracować.
- Co takiego? Pytam jeszcze raz, zgłupiałeś tak, jak Cail?
Brodey wzruszył ramionami.
- Nie podoba mi się to, jak z nią pogrywasz.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 18 -
- Nie mącę jej w głowie. Powiedziałem, że się nad tym zastanowię.
- Taaa. Stwierdził Cail ... lecz nie dodałeś, że już zdecydowałeś, a to nie jest w porządku.
Ain gniewnie spojrzał na nich.
- Wasza dwójka, nie musi tego rozstrzygać. Tylko ja.
- A powinniśmy mieć coś do powiedzenia w tej sprawie! Sprzeciwiał się Cailean.
Czy chcę żeby pracowała? Szczerze? Nie, ale chcę, by to była jej własna decyzja, a nie
kurwa, jakiś pierdolony podstęp. Sądzę, że to jest złe.
Brodey stał wraz z nim ramię w ramię w tej sprawie.
- Mówiłeś, że nie będziemy jej zmuszać, by została naszą partnerką. Myślę, że nie
powinniśmy zmuszać jej również do tego, by rzuciła swoją pracę. Okej, praca przed kamerą
odpada, w porządku, z tym mogę się zgodzić, lecz powinna mieć sposobność, by udzielać się
zawodowo, jeśli tego właśnie chce.
- Jej miejsce jest tutaj, razem z nami. Jest naszą partnerką. Warczał Ain obniżając głos.
Naszym obowiązkiem jest zapewnić jej utrzymanie, troszczyć się o nią i zapewnić jej pełnię
szczęścia. Wszystko to, co mamy zamiar zrobić. Wyrzucił resztę swoich płatków zbożowych,
tracąc apetyt. Dobrze wiecie, że po tym, jak spędzi u nas jeszcze kilka dni, nie będzie miała
ochoty dalej pracować.
Brodey nie odpuszczał.
- Wiem tylko tyle, że nie może dalej być na wizji. Pozwól jej przynajmniej znaleźć pracę,
gdzieś w naszym mieście.
Cail nerwowo zerkał pomiędzy nich.
- Muszę się z nim zgodzić, Ain. Uważam, że to źle, tak mieszać jej w głowie.
- Nie namawiajcie mnie do tego chłopaki. Wiecie dobrze, że mam rację.
Może za kilka miesięcy będzie mogła zdobyć pracę, blisko domu, gdzieś w Arcadi, lecz i tak
nie może pracować w telewizji. Tak, czy owak za kilka dni, sama nie będzie chciała wrócić
do pracy. Wtedy pomyśli, że to jej własna decyzja, a my nie będziemy się z nią o to spierać. I
wszyscy będą zadowoleni. Staram się, ułatwić to, całej naszej czwórce.
Aindreas ze złością wyszedł z kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi. Cail i Brodey wymienili
oburzone spojrzenia, zanim podążyli tuż za bratem.
********
Elain stała w progu sypialnianych drzwi i przysłuchiwała się. Jej serce na podłodze.
Zabawne, zawsze myślała, że to tylko głupia przenośnia, a nie dosłowne wrażenie. Zaufała
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 19 -
Ainowi. Ufała mu! Jego zdrada bolała. Bolało jak diabli. Fizyczne odczucie bólu w jej klatce.
Ś
mieszne, również zawsze uważała, że to tylko głupia metafora.
Kiedy mężczyźni wyszli tylnymi drzwiami, zachowała się odruchowo łapiąc za swoją
torbę podróżną. Upchnęła w niej tyle rzeczy, ile tylko mogła pomieścić. Więcej niż połowę z
tego, co sama ze sobą przywiozła. Ain nalegał, by wziąć wolne od pracy z powodów
osobistych. Boże, wykorzystałaby to po swojemu, a nie po jego myśli. Włożyła coś na siebie,
chwyciła komórkę, ładowarkę, portfel, torebkę i kluczyki od samochodu. Ból w jej klatce
narastał, jak ciężki uścisk. Świetnie może dostanę zawału serca. To dopiero im pokaże. Nie.
Nie im. Jemu. Aindreasowi.
Brodey i Cail przynajmniej brzmieli na tak zmartwionych, jak sama czuła się przez to
odkrycie. Zatrzymała się przy drzwiach i spojrzała na swój pierścionek zaręczynowy. Jak
może teraz wyjść za niego za mąż? Nie, kiedy w tak oczywisty sposób, nie uszanował jej.
Kiedy nie był z nią całkowicie szczery, kiedy pogrywał sobie z jej uczuciami.
Niemal fizycznie raniło ją to. Zsuwając pierścionek ze swojego palca, wiedząc, że
odeszłaby nie tylko od Aindreasa, lecz od Brodey’ego i Caileana również. Weszła do kuchni i
położyła pierścionek na samym środku stołu. Zastanawiała się, który z mężczyzn znajdzie go
jako pierwszy, po czym przekonała się, że zbyt mocno boli, żeby teraz to rozważać. Wrzuciła
swoje rzeczy do samochodu i odjechała nie spoglądając nawet w wsteczne lusterko.
********
Elain dojechała niemal do Arcadii, kiedy pomyślała o wyłączeniu swojej komórki. Nie
mogła odbierać telefonu. Jeśli zrobiłaby to, gdyby zadzwonił Ain, zapewne wydałby jeden ze
swoich nakazów, a ona musiałaby wtedy zawrócić bez zbędnych pytań. Jakby to było jedyną
szansą, dzięki której ominie ją powrót na ranczo. Usprawiedliwiała się tym, że musi
zatrzymać się w domu tylko na kilka minut. Wystarczająco długo, aby spakować walizkę,
zarezerwować lot do Spokane i wybrać się z wizytą. Kiedy tak rozmyślała, uścisk w jej klatce
nieco zmalał. Cail nie był jedyną osobą, która umiała znaleźć lukę między postanowieniami
Aindreasa. O nie. Z całą pewnością!
Pieprzyć Aina! Nie trudziła się już nawet swoim słownictwem.
Pieprzyć go, PIEPRZYĆ! Przez całą powrotną drogę do Venice nerwowo, zerkała w wsteczne
lusterko. Nie była pewna ile miała czasu, zanim przyjdzie im jej szukać. Tylko Brodey
wiedział dokładnie, gdzie znajduje się jej dom, lecz Aindreasowi nie zajęłoby wiele
wyciągnąć to z niego, za pomocą swoich roszczeń.
Kiedy wjechała na podjazd, dłonie trzęsły się jej z nerwów.
Prędko wbiegła do środka. Uruchomiła komputer i przepakowała swoje rzeczy. Gdy była już
gotowa, a jej walizki załadowane, komputer był gotów do pracy.
Natychmiast znalazła pierwszy lot z Tampa International do Spokane, odlatujący za trzy
godziny i zarezerwowała go. Nie ośmieliła się włączyć jeszcze swojej komórki, ale nie
chciała, też, by Brodey i Cailean martwili się, myśląc, że coś strasznego stało się z nią.
Przemyślawszy szybko sprawę, ułożyła e-mail i wysłała wiadomość na elektroniczną pocztę
Caileana.
Słyszałam, jak Ain rozmawiał z wami o mojej pracy. Słyszałam również, że nie
zgadzacie się z nim. Na prawdę, doceniam to.
Cail, Brodey przykro mi, nie ważne, jak bardzo kocham was obu, nie zaufam już temu
sukinsynowi. Nie mogę ryzykować kontaktu z nim i jego gównianymi zarządzeniami, aby
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 20 -
zmusić mnie do powrotu. Muszę wyjechać na jakiś czas. Proszę, nie martwcie się o mnie.
Może kiedyś będę mogła z wami porozmawiać, lecz na pewno nie z nim.
Przepraszam. Może znajdziecie kogoś, kto nie będzie miał nic przeciwko ciągłym
rozkazom, nie zważając na swoją wolną wolę, lub na to, czego pragnie, albo jak
nieszczęśliwy z tego powodu jest. Pozwalam wam na to.
Wyrażam zgodę na to, byście mogli znaleźć sobie kogoś innego, iść dalej czy też,
przerwać to, co musicie, by pozwolić mi odejść. Wszystko w porządku. Mam przeczucie, że
będę nieszczęśliwa bez waszej trójki, ale wiem też, że byłabym w bardziej opłakanym stanie
pod ciągłą kontrolą Aina, gdybym z wami pozostała.
Elain uświadomiła sobie, że ponownie zapłakała. Wcisnęła przycisk wyślij, wyłączyła
komputer i zamknęła za sobą drzwi na klucz, kiedy wychodziła.
********
Kiedy bracia wrócili z pracy i weszli do domu tylnym wejściem kilka minut po
siedemnastej, Ain natychmiast udał się, by wziąć prysznic.Cail rozglądał się wokół.
- Gdzie Elain?
Brodey potrząsnął głową, wpatrując się we frontowe okno.
- Samochód też zniknął. Pewnie jest w sklepie. Pamiętasz, wspominała o tym wczoraj.
Cail przytaknął.
- Racja. Mówiła, że chce przygotować nam pyszny obiad.
Cailean udał się do swojego gabinetu, aby sprawdzić skrzynkę pocztową. Brodey
poszedł do kuchni. Był trochę głodny, lecz nie chciał psuć sobie apetytu przed obiadem.
Przekąsić coś, czy nie... przekąsić coś, czy nie...
Zdecydował się na szklankę soku. To pomoże. Nalał sobie dużą szklankę i usiadł przy stole,
by dokończyć czytanie gazety. Wówczas, coś pośrodku kuchennego stołu, przykuło jego
uwagę.
********
Cail przeglądał elektroniczną pocztę i prawie przeoczył wiadomość od Elain. Gdy
ją otworzył, poczuł jak serce skręciło mu się w ciasny kłębek. Musiał ponownie przeczytać ją
kilka razy, nim skojarzył. Elain musiała wysłać ją przed południem.
- Brodey!
Jego brat nie odpowiadał. Pewnie, dlatego, że głos Caileana brzmiał niewyraźnie z
zszokowania.
- Brod!
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 21 -
Po dłuższej chwili Brodey stanął w drzwiach gabinetu.
- Odeszła. Wyszeptał.
Cail odwrócił się, przerażony.
- Ale skąd... Zauważył pierścionek w dłoni brata.
Brodey był bliski łez
- Zostawiła, chociaż jakiś liścik?
Cail skinął głową i odszedł od komputera. Brodey przeczytał wiadomość od Elain, łzy
spływały po jego twarzy, ze złości zaciskał szczękę.
- Pierdolony gnojek! Ostrzegaliśmy go, żeby z nią tak nie pogrywał. Cholera jasna!
Schował pierścionek do kieszeni u spodni i zniknął na chwilę w ich sypialni.
Ain nadal był pod prysznicem. Kiedy Brodey pojawił się minutę później, miał ze sobą torbę
przerzuconą przez ramię. Cailean chwycił jego ramię.
- Gdzie idziesz?
- Daj mi twoją komórkę.
Brodey wyjął z dżinsów swój telefon, ustawił profil milczący, po czym, wręczył go
Caileanowi.
- Po co?
- Dawaj kurwa twój telefon!
Brat oddał mu komórkę.
- Jadę za nią. Nie mogę mieć dodatkowo Aina na głowie, kiedy zadzwoni do mnie i odprawi
mnie z powrotem. Twój telefon wygląda podobnie. To kupi mi kilka godzin. Brodey szedł w
kierunku frontowych drzwi.
- Czekaj, idę z tobą!
Brodey odwrócił się do niego.
- Nie. Zostajesz tu i postarasz się na kilka godzić utrzymać Mistrza Nieudaczników z dala od
mojego ogona.
- I co do diabła mam mu niby powiedzieć?
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 22 -
- Na razie nic. Po prostu udawaj, że nigdy nie odebrałeś tego e-maila. Dojazd do Venice
zajmie mi prawie godzinę. Założę się, że już jej tam nie ma, minęły godziny odkąd wysłała
wiadomość. Spróbuję rozgryźć, gdzie się ukrywa.
Brodey ściszył głos.
- Zmusi cię do tego, żeby powiedzieć mu, o wszystkim. Z tego powodu nie będę mógł
powiedzieć ci, czego się dowiedziałem. Kiedy tylko wyda taki rozkaz, napisz do mnie na ten
numer. W porządku?
Cailean skinął głową.
- Dobrze.
Stwierdził po cichu.
Brodey zaczął iść w kierunku frontowych drzwi, kiedy Cailean ponownie chwycił go za
ramię.
- Błagam, kiedy tylko ją znajdziesz, przekaż jej, że ją kocham. Okej? I powiedz, że bardzo mi
przykro.
Brodey przytaknął i mocno uściskał brata.
- Przekażę. Dobrze wiesz, że powiem jej to.
Cail patrzył, jak jego brat odjeżdża. Usłyszał też w łazience zamknięcie kranu z wodą,
wówczas pospieszył z powrotem do swojego gabinetu. Zapisał w pamięci komputera, e-maila
od Elain i spojrzał na komórkę Brodey’ego. Ustawił opcję bez dźwięku, po czym włożył
telefon do kieszeni. Modlił się do niebios, o to żeby Brodey zdołał ją odnaleźć.
********
Błagam, dziecinko, błagam tylko nas nie zostawiaj.
Skandował z udręką Brodey przez całą drogę do Venice. Wiedział, że ryzykuje mandat karny,
ponieważ pędził na łeb na szyję. Gdy dotarł do jej domu, serce zamarło mu w klatce, kiedy
zobaczył pusty podjazd. Wjechał w zatoczkę i zamyślił się na chwilę. Jak dostać się do
ś
rodka? Wtedy przypomniał sobie, czas, kiedy przebywał u niej w wilczej postaci. Jednej
nocy Elain wyprowadziła go na spacer i przypadkowo zablokowała drzwi. Zapasowy klucz.
Klucz znajdował się nadal w tym samym miejscu. Brodey pozwolił sobie na wejście do
ś
rodka i natychmiast udał się do sypialni. Elain zostawiła trochę ubrań rozproszonych na
łóżku, rzeczy, których wcześniej tam nie było. Wcześniej, kiedy nakłonił ją do tego by
przyjechała tu wraz z nim spakować się. Niektóre z tych rzeczy rozpoznał, kiedy sprowadził
Elain do domu. Przymknął oczy i mógł wyczuć zapach domu, ich ranczo. Szlag!
Włączył komputer Elain, po czym zaczął przeszukiwać jej biurko. Znalazł notatnik z
adresami. Dokąd mogła pojechać? Brodey wepchnął książkę do swojej torby i zabrał się za
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 23 -
przeglądanie historii połączeń internetowych. Aha! Bilety lotnicze. Otworzył elektroniczną
pocztę i znalazł rezerwację na bilet z kopią karty pokładowej Elain. Spokane? Kto tam kurwa
może mieszkać?
Pomimo zbliżającego się zmęczenia Brodey wskoczył pod prysznic, zmuszając się do
pośpiechu zmienił ciuchy. Następnie wyłączył komputer oraz zamknął drzwi, zabierając
dodatkowy klucz ze sobą. Wiedział dobrze, że Elain była już w powietrzu w drodze do
Spokane, tak, czy inaczej nie odebrałaby od niego teraz telefonu.
Postanowił zaryzykować i wybrał numer do Caileana. Odezwała się poczta głosowa.
Brodey nie zostawił żadnej wiadomości. Było wpół do dziewiętnastej. Telefon zadzwonił
niemal natychmiast, Brodey zerknął na wyświetlacz i podjął ryzyko.
- Tak?
- Tu Cail. Nie mogę ciągnąć tego dłużej. Myślę, że on zaczyna coś podejrzewać. Na czym
stoisz?
Brodey przystopował, ostrożnie dobierając słowa.
- Muszę ją wyśledzić.
- Wiesz, dokąd zmierza?
- Tego nie mogę ci powiedzieć
Cail zawahał się.
- Ale masz jakiś plan?
- O tym, też nie mogę cię poinformować.
- Rozumiem. Co w takim razie możesz mi powiedzieć?
Brodey rozważał to przez moment. O wszystkim, co powie bratu, dowie się również
Aindreas. Nie mógł okłamywać swoich braci, tak samo, jak oni nie mogli okłamać go.
- Pojechałem do niej do domu. Nie było jej tam. Wyjechała. Nie wiem dokładnie, dokąd się
wybiera, choć myślę, że mogę ją odnaleźć. Przyjazd do jej domu w niczym Ainowi nie
pomoże, zabrałem wszystko, czego potrzebowałem, żeby ją wyśledzić. Więc niech lepiej
siedzi i modli się oto, żebym mógł namówić ją do powrotu, jak tylko ją odnajdę.
Tym razem przyszła pora na Caileana, aby rozegrać to ostrożne.
- Nie mów więcej, niż potrzeba.
- Racja. Nie mogę obiecać, czy znów odezwę się do ciebie.
- Wymyśl coś, kiedy już ją znajdziesz. Daj znać, czy wszystko z nią w porządku.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 24 -
- Dobrze. Napisz do mnie, kiedy Ain użyje swoich praw. W ten sposób będę wiedział, żeby
nie używać poczty głosowej.
Brodey rozłączył się i całkowicie wyłączył telefon. Od tego momentu był zdany tylko na
siebie. Zatrzymał się Wal-Mart w Sarasota i kupił dwa aktywne telefony wraz ze sporą ilością
minut. Nie chciał ryzykować, by Ain wyśledził numer pochodzący ze Spokane.
Trzy godziny później był już w powietrzu, zamawiając whisky z lodem z pokładowej
karty napojów. Wyciągnął pierścionek zaręczynowy Elain z kieszeni spodni i walcząc ze
łzami w oczach przyglądał się błyskotce.
Nie mógł jej utracić. Również wiedział o tym, że nie mógł pozwolić na to, by Ain siłą
zmusił kobietę do pozostania z nimi. Zbyt bardzo ją kochał. Chciał, żeby była szczęśliwa,
nawet, jeśli szczęście nie byłoby im pisane. Elain nie rozumiała tego, że teraz, gdy byli już
połączeni i oznaczyli ją, jako swoją partnerkę, nie było mowy o jakimkolwiek zerwaniu więzi
z nią. Jedynie śmierć mogła to spowodować. Mogą nie być z nią, ale teraz nie mogliby
również związać się z żadną, inną kobietą. Brodey pozwolił sobie na chwilę lamentu we
własnych myślach, po czym zaczął palcami przekładać kartki z jej notesu. Dureń, nie wiedział
nawet, jak nazywa się i gdzie mieszka jej matka.
Ain by zbytnio przejęty przykracaniem jej smyczy, by przejmować się tego rodzaju
sprawami. Nic dziwnego, że Elain wycofała się z takiego związku i szczerze mówiąc, nie
mógł jej za to winić. Znalazł trzy nazwiska (żadne z nich nie należało do Elain) zaadresowane
na Spokane. Przy czwartym z nazwisk wiedział, że trafił w dziesiątkę.
(Mama) Carla Taylor, 859 E. Falls Hill Dr., Spokane.
Był też numer telefonu.
Brodey zamknął oczy, wziął głęboki wdech, po czym odetchnął z ulgą.
********
Ain nie wiedział, co jest grane. Cai pracował w swoim gabinecie za zamkniętymi
drzwiami, Brodey gdzieś wyparował, a Elain również nie było nigdzie w pobliżu. O 19.30,
kiedy zarówno Elain i Brodey nadal nie wracali. Zapukał do gabinetowych drzwi.
- Wejdź
Aindreas otworzył drzwi. Cailean siedział tyłem do niego zgarbiony przy komputerze, na
biurku leżały pootwierane książeczki czekowe, a obok walały się stosy rachunków i faktur do
opracowania.
- Co się dzieje? Pytał brata Ain
- Hmm, co?
Napięty głos Caila brzmiał zbyt zdenerwowanie. Obaj bracia traktowali go przez większość
dnia ozięble. Stąpając ostrożnie, nie chcąc go jeszcze bardziej wkurzyć po porannej wymianie
zdań. Zapytał.
- Robimy sami kolacje, czy Elain ma zamiar gotować?
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 25 -
Cail nie odwrócił się twarzą do niego, wzruszył tylko ramionami.
- Domyślam się, że będziemy gotować tylko dla siebie.
Aindreas przyglądał się plecom brata. Napięcie przetaczało się przez ciało Caileana.
- Co jest grane? Po cichu zapytał.
Cail nadal nie obracał się.
- Muszę uporządkować księgi rachunkowe, zaniedbuję to od kilku dni. Zalegam w sprawach
księgowych.
- Nie to miałem namyśli. Wpatrywanie się w plecy brata zaczęło go pomału wkurwiać.
- Co się dzieje Cail? Gdzie podziewają się Brodey i Elain?
- Nie mam pojęcia.
- Gadaj! Gdzie oni są?
- Nie wiem!
********
Pieprzone rozkazy Alfy! Dzięki Bogu, że tego nie wiedział.
- Czy powiedzieli ci, dokąd pojechali? Warknął Ain.
Cail w myślach odetchnął z ulgą.
- Nie, nie powiedzieli.
Czuł obecność brata, bezpośrednio za nim.
- Czy powiedzieli, kiedy mniej więcej wrócą?
- Nie.
Cail starał się skupić, kiedy zaczął wprowadzać nowe pokwitowanie do programu
komputerowego.
- Czy pojechali gdzieś razem?
- Nie. I tego akurat jestem pewien. Brodey wyszedł, kiedy byłeś pod prysznicem.
- I nie wiesz, gdzie on jest?
- Nie.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 26 -
Cailean usłyszał, jak Aindreas obraca się i mruczy coś pod nosem. Po chwili spojrzał w
dół na swoją kieszeń, gdzie włożył komórkę Brodey’ego. Telefon świecił, a na ekranie
wyświetlał się numer komórki Aina. Cailean uśmiechnął się. Czasem Brodey, kiedy chce
potrafił być bystrzakiem. Słyszał Aina w salonie.
- Brodey, oddzwoń do mnie, kiedy tylko tego odsłuchasz. Chciałbym wiedzieć, gdzie do
diabła ty i Elain podziewacie się.
Kolejne ciche westchnienie Caileana. śadnych rozkazów. Myślał. Błagam Brod, znajdź ją.
Proszę, znajdź ją, zaopiekuj się nią i porozmawiaj o powrocie do domu. Jeśli ktoś mógłby
zbajerować Elain, to tym kimś był właśnie Brodey.
ROZDZIAŁ IV
Gdy tylko wznieśli się nad TIA
1
, Elain myślała, że uścisk w jej klatce nieco zmaleje.
Odczucie nie pogorszyło się, lecz osiadło jeszcze głębiej pomiędzy jej płucami. Zajęła
miejsce przy oknie i wpatrywała się w dół na Zatokę Meksykańską, kiedy szybowali trasą do
Stanu Waszyngton.
Czy Aindreas zdoła ją wyśledzić? Stacja telewizyjna nie udostępni mu jej danych
osobowych, tego była pewna. To miejsce było jedynym źródłem informacji, w którym Ain
mógłby wypytywać o nią. Mógł też wynająć prywatnego detektywa, lecz to zajęłoby sporo
czasu. Może Cail i Brodey zdołają utrzymać go z dala od niej przez jakiś czas.
Nie chciała na dłużej zostawać w Spokane, ale była pewna, że kiedy tylko wróci do
domu do Venice, Ain nie odstąpi jej na krok wywierając nacisk, na to by wróciła wraz z nim z
powrotem do Arcadii. Nie, że nie chciałaby się tam znaleźć. Po porostu nie chciała być tam z
nim.
Biedni Cail i Brodey. Zamknęła oczy i spróbowała się nie rozpłakać, kiedy pomyślała o
ich twarzach, jak udręczone musiały być ich miny. A najgorsze z tego wszystkiego było to, iż
zdawała sobie sprawę z tego, że nadal kochała Aindreasa. Czuła jak jej wnętrze zostało przez
niego doszczętnie rozdarte. Potraktować ją w ten sposób, kiedy całkowicie mu zaufała.
Nie zadzwoniła do matki, zapewne ją zaskoczy.
Było po dwudziestej miejscowego czasu, kiedy samolot wylądował w Spokane.
Elain wynajęła samochód i myślała nad tym, czy włączyć swoją komórkę, po chwili
rozważyła to ponownie. Musi zdobyć nowy telefon. Nie mogła odbierać wiadomości
głosowych od chłopaków. Jej chłopcy. Nadal myślała o nich, jak o jej mężczyznach. Musiała
pozwolić im odejść.
___________________________________________________________________________
1
Tampa International Airport
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 27 -
*********
Mama była mile zaskoczona jej przyjazdem. Kiedy Carla odsunęła się do córki,
popatrzyła prosto w oczy Elain.
- Co się stało?
Elain próbowała uśmiechnąć się, lecz nagle załamała się szlochając. Carla wprowadziła ją do
ś
rodka i usadowiła na kanapie, obejmując, póki ta nie wypłakała z siebie całej historii.
(A właściwie większości z niej) opuszczając część o wpakowaniu się w to wszystko, razem z
trzema mężczyznami, fakt, że byli zmiennokształtymi oraz to, że znała ich niespełna dwa
tygodnie i była z nimi połączona.
I jeszcze te szalone wahania nastrojów, które powodowały, że czuła się obca we własnej
skórze. Nigdy w całym jej życiu nie była, tak niestabilna emocjonalnie.
- Więc, poprosił cię o rękę i chce żebyś zrezygnowała z twojej pracy?
Elain pociągnęła nosem. Coś w tym stylu.
- Tak. Słyszałam, jak dziś rano rozmawiał ze swoimi braćmi. Powiedział mi jedną wersję, a
im zupełnie coś innego.
- A więc nie odchodź.
Chciałabym, żeby to było takie proste!
- Bardzo i... go kocham.
Ups, prawie schrzaniłam tą część.
- Jadłaś w ogóle coś dzisiaj?
Elain pokręciła głową. Carla szturchnęła ją, by ta usiadła prosto.
- Przygotujmy ci coś na ząb, dziecko. Mam jakieś resztki w lodówce z zeszłego wieczora. Jak
długo zostaniesz?
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 28 -
Na zawsze? Kiedy tylko o tym pomyślała, ostre ukłucie bólu uderzyło w nią od
wewnątrz. Przeklęte rozkazy Aina. Musiała znaleźć lukę wokół tego wszystkiego.
- Wzięłam kilka dni wolnego. Potrzebowałam trochę czasu i przestrzeni, by przemyśleć to
wszystko.
- Czy on wie, gdzie jesteś?
- Nie! Nie powiedziałam mu, że wyjechałam.
Carla zmarszczyła brwi.
- Boisz się go? Czy on znęca się nad tobą?
- Nie!
Elain rozpoznała sceptyczny grymas na twarzy matki.
- Nic z tych rzeczy, mamo. Po prostu jest bardzo.... staromodny.
Wzięła głęboki wdech.
- On nie jest okrutny. Przysięgam. Na prawdę uważasz, że byłabym w stanie znieść coś
takiego? Nie spodobał mu się tylko pomysł dwugodzinnej jazdy do pracy w tą i z powrotem.
- Czego w takim razie po tobie oczekuje? Siedzenia w domu i zrobienia z ciebie kury
domowej?
Elain znowu pokręciła głową.
- Nie. Powiedział, że pewnego dnia chciałby założyć rodzinę, lecz kiedy i jeśli już, to zależy
wyłącznie ode mnie.
Carla postawiła na talerzu przed Elain stos makaronu z serem i posiekaną szynką.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 29 -
- Cóż dwie godziny codziennej jazdy nie wydają się wcale, takie złe. Nie jest skłonny, by
przeprowadzić się do ciebie?
- To robocze ranczo. Nie może.
Kobieta skinęła głową.
- Och, czyli że się tak wyrażę, oczekuje tego, że będziesz prowadzić mu dom i pracować na
ranczo?
- Nie. Wcale nic takiego nie powiedział.
- To, co powiedział?
Tego właśnie nie mogła jej opowiedzieć.
- Stwierdził, że nie podoba mu się pomysł ze mną spędzającą dwie godziny dziennie za
kółkiem.
- Nie zabronił ci pracować?
Elain załadowała kolejną łyżkę z porcją makaronu do swoich ust i pokręciła przecząco głową.
- Formalnie rzecz biorąc, nie zrobił tego.
- Domyślam się, że w Arkadii nie ma stacji telewizyjnej, w której mogłabyś się zatrudnić?
Elain parsknęła.
- Raczej nie.
Do czasu, gdy Elain zdążyła wyczyścić drugi talerz z makaronu było około dwudziestej
drugiej lokalnego czasu i kobieta całkowicie opadła z sił. W domu musiałaby być północ, a
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 30 -
chłopcy pewnie byli...rozgorączkowani. Winiła się za to, że nie mogła przynajmniej
zadzwonić do Caileana i Brodey’ego, by powiedzieć im, że z nią wszystko w porządku.
*********
Samolot Brodey’ego wylądował tuż po północny miejscowego czasu.
Brodey wynajął samochód i z mapą w ręku, natychmiast udał się pod podany adres.
Dwa auta stały na podjeździe, w domu nie paliło się światło. Objechał dookoła okolicę i
zaparkował na ulicy, potem wrócił pod dom. Nikogo nie było w pobliżu, nie było też
ż
adnych, ulicznych latarni. Podjazd był szeroki na dwa pojazdy, lecz drugie auto stało tuż za
pierwszym. Podszedł do samochodu od strony kierowcy i zaczął węszyć.
Z ulgi chciało mu się płakać, zwalczył ochotę, by załomotać w drzwi i zażądać widzenia
z Elain. Zdecydowanie nie rozegra tego w ten sposób. Dotknął samochodu, musnął klamkę w
tym samym miejscu, w którym chwyciła ją Elain. Uniósł rękę do twarzy i wziął głęboki
wdech. Uczcie napięcia w jego żołądku rozluźniło się. Elain była z mamą i nie groziło jej
ż
adne niebezpieczeństwo. Brodey musiał pozwolić by tak, pozostało. Przynajmniej dzisiejszej
nocy. Zamknął oczy i skupił się na umyśle, zastanawiając się czy Elain byłaby w stanie
wyczuć jego obecność. Odszukał ją, dzięki Bogu pogrążoną we śnie. Nawet we śnie, czuł jej
cierpienie, jej ból. Jej udrękę. Jej złamane serce. Potem rozpłakał się.
Zranili ją. Tak z winy Aindreasa, a nie jego, lecz on również ponosił za to
odpowiedzialność. Kodeks ich przodków głosił, że wilki utrzymują swoje partnerki w
szczęściu i zapewniają im ochronę. Zmusił się, by wrócić z powrotem do samochodu i
pojechał do najbliższego hotelu. Z samego rana będzie mógł z nią porozmawiać i za wszystko
przeprosić. Mając nadzieję jakoś to jej wynagrodzić.
*********
Poruszający się niezwykle szybko Aindreas, mrucząc gniewnie, o dwudziestej pierwszej
wpadł do gabinetu.
- Popatrz na mnie. Warknął.
Cailean odwrócił się do brata. Zdążył jeszcze wyślizgnąć komórkę z kieszeni.
No to jedziemy z tym koksem. Czas na rozkazy Alfy.
- Gdzie oni są?
- Powiedziałem ci, że nie wiem.
- Ale coś wiesz. I czegoś mi nie mówisz. O czym mi nie mówisz Cailean? Gadaj!
Cail otworzył elektroniczną pocztę i powrócił do wiadomości od Elain, po czym wstał, by Ain
mógł usiąść.
- Moje gratulacje dupku, zdołałeś ją odstraszyć. Brodey znalazł pierścionek zaręczynowy,
który zostawiła na środku kuchennego stołu.
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 31 -
Ain usiadł i przez kilka, długich minut czytał notkę. Cail spodziewał się, w każdej chwili
jęków i wrzasków. Nie był przygotowany na cichy, smutny szept brata.
- Och, nie.
Cail żachnął się z oburzenia.
- Och, tak.
- Czy Brodey też...
- Brodey pojechał za nią. Najpierw był u niej w domu. I nie, nie powiedział mi, czego
dowiedział się, czy tego gdzie, jak podejrzewa ona mogła się udać. Wiedział, że wymusisz na
mnie swoje zarządzenia. Powiedział tylko, że nie było jej w domu i w najbliższym czasie tam
nie wróci i że zabrał ze sobą to, co potrzebne by ją odnaleźć.
Ain nie odrywał wzroku od ekranu monitora.
- Uciekła? Po cichu zapytał.
- Świetnie! Dostałeś zaćmienia szarych komórek.
Cail uderzył brata mocno pięścią w tył przedramienia.
- Wielkie dzięki panie nieudaczniku. To wszystko z twojej pierdolonej winy.
Cailean wkurwiony wypadł z gabinetu i zostawił Aina siedzącego tam. Przynajmniej teraz
mógł wziąć w końcu pieprzony prysznic. Rozebrał się ciskając rzeczami po całej podłodze i
stanął pod tak gorącym strumieniem wody, jaki tylko mógł znieść. Gdy skończył jakieś
dwadzieścia minut później, Ain nadal siedział w gabinecie przed otwartą wiadomością. Cail
rzucił na niego okiem, chciał znowu mu dopiec. Kiedy obrócił krzesło brata, słowa zamarły
mu na ustach. Ain płakał.
- Nie zasługuję na nią. W ogóle na nią nie zasługuję.
- Musisz spróbować zrozumieć. Jeśli Brodey, zdoła ją odnaleźć i sprawi, by go wysłuchała,
musisz ją przeprosić i powiedzie, że jeśli tylko tego pragnie, może zatrzymać pracę.
Musisz skończyć z tymi gównianymi rozkazami. Mogę zrozumieć i zgodzić się z
gównianymi protokołami odnoszącymi się do zmiennych, ale nie do sytuacji takich, jak ta,
kiedy Elain stara się dopiero wszystko zrozumieć. Znaczy, to jest właściwie popieprzone, a
T.Dalton
- Storm Warning -
Triple Trouble 02
tłum. keksio.89
- 32 -
ona musi sobie wszystko uporządkować. Na dodatek ciągle siedzisz na niej, jak taki
neandertalczyk i mącisz jej w głowie. Ona ledwo, co nas zna.
Ain ze smutkiem skinął głową.
- Tak.
- Sugerowałbym, żebyś zrezygnował z rozkazów odnośnie jej życia tutaj razem z nami.
Ain wyglądał na zszokowanego. Cail szybko przerwał jego sprzeciw.
- Przeczytałeś wiadomość. Elain ci nie ufa. I wcale kurwa nie mówię, że nie odbije się to na
nas wszystkich. Musisz udowodnić to na serio. Będziesz musiał ponownie zasłużyć sobie na
jej zainteresowanie. Pozwól jej wrócić do nas, kiedy będzie na to gotowa. Mówiłeś, że nie
będziesz jej do niczego zmuszać, a w zasadzie tak robisz. Wiesz równie dobrze, jak ja, że
powrót nie zajmie jej dużo czasu, kiedy dasz jej trochę luzu.
Po dłuższej chwili Aindreasowi bezradnie opadły ramiona.
- Masz rację.
- I nie karz mi, zdawać ci nowych wieści, ponieważ nie mam zamiaru wypytywać Brode’eygo
gdzie jest i czy w końcu ją znalazł.
Ain wstał i pokręcił głowa.
- Nie.
Przepełniony bólem i pełen smutku głos Aina złagodził trochę gniew Caileana.
- Nigdy więcej żadnych rozkazów. Skończyłem z tym. Nie jestem jej godzien.
Unieszczęśliwiłem ją tylko. Naruszyłem nasz Kodeks.
Wykrztusił z siebie Aindreas.
- Proszę przekaż jej, że znoszę wszystkie rozkazy, bardzo mi przykro, że ją z tego powodu
zraniłem. Powiedz, że ją kocham i że zawsze będę oraz pożegnaj od mnie, Brodey’ego.
Wyszedł tylnymi drzwiami.
Kiedy Cailean w pełni przetworzył słowa brata, natychmiast pośpieszył za nim lecz Aindrreas
zdążył już przemienić się i zostawiając ciuchy na werandzie zniknął w ciemnościach nocy.
- Kurwa! Wrzasnął Cailean.
Rozdział 5
Ain biegł. Oczyścił swój umysł i starał się skupić wyłącznie na zapachach i dźwiękach
otaczającej go nocy, a nie na głębokim, palącym bólu w jego sercu.
Jego Jedyna. A on zachował się jak zwykły dupek i zranił ją. Po wiekach samotności,
wiekach poszukiwania, znalazł ją i w mniej niż dwa tygodnie udało mu się ją zranić. Osobę, którą
zamierzał chronić i poświęcić swoje życie, by uczynić ją szczęśliwą i wszystko schrzanił.
Brodey i Cailean ostrzegali go. Próbowali, dobry Boże, przemówić mu do rozumu. Był zbyt
głupi i zbyt uparty, by ich słuchać. Chciał postąpić dobrze i zatrzymać ją tutaj z nimi, bezpieczną,
by mogli uczynić ją szczęśliwą. Myślał, że będzie tego chciała, że podąży ich drogą, że będzie
chciała być z nimi. Od samego początku namieszał w całej tej sytuacji. Nie chciał jej zmuszać, by z
nimi była, obiecał jej to już na początku, ale czym właściwie było to, co zrobił?
Będzie im lepiej bez niego. Jej będzie lepiej bez niego.
Będzie szczęśliwa bez niego. Brodey i Cail zaopiekują się nią o wiele lepiej, niż on kiedykolwiek
mógłby. Najwyraźniej rozumieli ją lepiej od niego.
Problem był w tym, że był tylko jeden sposób, by przerwać więź.
Powstrzymał szloch, nie usłyszał nikogo więcej, kto wydawałby dźwięki podobne do
skowytu.
Pobiegł.
Cail chodził tam i z powrotem. Do północy. Ain wciąż nie wracał. Gdzieś w środku
podejrzewał, że nie wróci. Cail zmienił się i próbował go namierzyć, ale wśród wszystkich niemal
świeżych zapachów zgubił go i musiał wrócić do domu.
- KURWA! Wniósł ciuchy Aina do środka i rzucił je na stolik. Wyciągnął szorty i poszedł wziąć
telefon Brodey’ego, gdy zadzwoniły spodnie Aina.
Boże, ta noc nie mogłaby być bardziej spieprzona. Wydobył z kieszeni telefon Aina i
spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Xavier, ich zarządca.
- Co?
- Aindreas? Próbowałem się do ciebie dodzwonić.
- Tu Cail. Co się dzieje?
- Oglądałeś wieczorem prognozę pogody?
- Nie, a co?
- Zapowiedzieli tropikalną burzę późno w nocy, znad Zatoki Perskiej, Natalię. Krajowe Centrum
Huraganowe doniosło że, przeniosła się na obszar wokół Venice i zmierza wprost na Arcadię.
- O KURWA! Tylko tego mu brakowało. Huragan Charley naprawdę spierdolił wszystko na długi
czas. Raptem dwa lata temu odbudowali ostatnią stodołę.
- Sorry. Muszę wiedzieć, co mam robić. Mamy trzy dni, zanim dojdzie do lądu, a oni przewidują
nawałnicę trzeciego stopnia.
Cail jęknął. Wszystko sprzeciwiło się przeciwko niemu. Dobra, zwołaj wszystkich chłopaków, będę
tam za parę minut, wezmę tylko kawę. Musimy przenieść wszystko na pastwisko numer dwa, a
cielaki i każdą ciężarną krowę do wzmocnionej stodoły.”
- Pomyślałem o tym, ale wolałem zadzwonić i się upewnić.
- Dzięki. Cail rozłączył się i wziął głęboki wdech, gdy wszedł do kuchni i wyjął dzbanek na kawę.
Nie zaśnie tej nocy. W sumie, mógł ściągnąć z powrotem Brodey’ego, przy odrobinie szczęścia
wraz z Elain.
Może jednak, w perspektywie nadciągającej burzy, powinna zostać, gdziekolwiek była,
miejmy nadzieję, cała i zdrowa, jedno zmartwienie mniej na jego głowie. Zaczął parzyć kawę,
próbując dodzwonić się na swoją komórkę.
Poczta głosowa. Hej, bracie, zadzwoń do mnie natychmiast. Mamy tu olbrzymią, zasraną
burzę i nie mam na myśli Aina. Zniósł wszystkie zarządzenia, ale zmienił się i zniknął, a mamy tu
huragan trzeciego stopnia w drodze. Potrzebuję cię w domu, właśnie kurwa teraz. Rozłączył się i
wysłał wiadomość tekstową.
BEZPIECZNE POŁĄCZENIA, ŻADNYCH ZARZĄDZEŃ, ZADZWOŃ DO MNIE
TERAZ, STAN AWARYJNY!
Poszło.
Zmienił tryb telefonu Brodey’ego na normalny, by mógł go usłyszeć, następnie schował go
do kieszeni wraz z telefonem Aina. Po tym jak napełnił ogromny termos kawą, Cail złapał kluczyki
i wypadł tylnymi drzwiami kierując się w stronę roboczej furgonetki.
Elain spędziła niespokojną noc w pokoju gościnnym swojej matki. Na początku śnił jej się
Brodey stojący na podwórku i dzwoniący do niej. Sen był tak realistyczny, że aż się obudziła.
Wyszła nawet z łóżka i podeszła do okna. Oczywiście, nic nie zobaczyła.
Próbowała, ale nie udało jej się ponownie zasnąć. Jak mogła czuć się tak cholernie dobrze
po kilku raptem dniach, śpiąc wtulona w nich wszystkich, a potem tak źle śpiąc samotnie? Jakby
część duszy została jej wydarta.
Następnego ranka Carla zrobiła jej jajecznicę na bekonie i tosta. Nie zmuszała Elain do
mówienia i pozwoliła „the Today Show”
[*amerykański program śniadaniowy w stylu „DDTVN” lub „Pytania
na śniadanie”]
wypełnić ciszę.
Elain w końcu przerwała swe milczenie.
- Co ja zrobiłam?
- Nie mogę ci tego powiedzieć, kochanie.
- Nie chcę go stracić. Jest dobrym człowiekiem. To była prawda. Pomimo swej złości, znała serce
Aina, czuła jego miłość do niej. Nie chciał źle, próbował jedynie być dobrym przywódcą. Gdy
rozdzielił ich czas i odległość a jej złość odrobinę zmalała, mogła to zobaczyć.
- Może moglibyście nad tym popracować. Powinnaś do niego zadzwonić. Zapewne martwi się o
ciebie.
Dostaje pieprzonego szału prawdopodobnie byłoby bliższe prawdy.
- Może później. Wciąż nie włączyła telefonu, bojąc się o to, co mogła tam zobaczyć.
Bojąc się, że mogła tam nie zobaczyć niczego. Co jeśli chłopcy pozwolili jej odejść bez
starania się, by namówić ją do powrotu?
Co jeśli to wszystko było jednym wielkim pieprzeniem jej w mózgu?
Gdy skończyła pomagać mamie zmywać naczynia, zbliżyła się ósma. Zaczęła wspinać się
po schować, by wziąć prysznic, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kto, do diabła? Spytała jej mama.
Ale Elain wiedziała. Czuła to w środku. Brodey.
Puściła się biegiem wzdłuż salonu, zdążyła dotrzeć do drzwi przed mamą, otworzyła je szeroko.
Stał tam, jego zielone oczy były smutne i żałośnie wyglądające.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, rzuciła się na niego, łkając.
Otoczył ją ramionami, szeptał do niej, próbując ją uspokoić, przepraszając.
„Pamiętaj, żeby nazywać mnie Ain, dziecinko.” Przypomniał jej mentalnie.
Prawie spytała głośno.
„Dlaczego?”
„Ponieważ ciężko byłoby wyjaśnić, dlaczego jesteś na górze i pieprzysz brata swojego
narzeczonego.”
„Dobrze pomyślane.” Odsunęła się i spojrzała na niego.
- Jak mnie znalazłeś?
- Długa historia. Proszę, pozwól mi przeprosić, błagać i czołgać się i dać ci wszystko, czego tylko
chcesz, byś wróciła do domu.
- Weź od niego ekstra porcję błagania i czołgania się. Powiedziała Carla stając za nią.
Elain zaśmiała się i pociągnęła nosem, potem cofnęła się i chwyciła dłoń Brodey’ego.
- Mamo, to jest… Aindreas. Aindreas Lyall. Czuła się dziwnie nazywając go tak.
Brodey kiwnął głową i wyciągnął prawą dłoń.
- Przykro mi, że poznajemy się w takich smutnych okolicznościach, proszę pani.
- Moja córka pojawiła się w moim domu przelatując cały kraj, wypłakując sobie oczy z powodu
mężczyzny. Nie spodziewaj się, że myślę o teraz o tobie dobrze, chłopcze.
Skinął głową.
- Zgadzam się. Zachowałem się jak drań. Przysięgam, nigdy już taki nie będę. Kocham ją. Zrobię
wszystko, co trzeba by ją odzyskać.
Carla westchnęła.
- Przypuszczam, że wy dwoje powinniście iść na górę porozmawiać lub całować się, pogodzić się
albo pogniewać, lub cokolwiek co tam zamierzacie. Mam pracę w ogrodzie, która powinna mi
zająć godzinę. Powodzenia. Odwróciła się i wyszła na podwórko.
Elain chciała zaciągnąć Brodey’ego od razu na górę, ale ją zatrzymał.
- Nie, skarbie, proszę. Porozmawiajmy. Pociągnął ją na kanapę i owinął swoje ramiona wokół niej.
Tak strasznie przepraszam. Nie wiesz nawet jak bardzo.
Znowu się rozpłakała.
- Nie zrobiłeś nic złego, Brodey. To wszystko JEGO wina. Mając Brodey’ego w ramionach, ból
powrócił z tęsknotą za pozostałą dwójką mężczyzn. I niewielki spokój, który odzyskała, jej emocje
wyparowały.
- Jestem tak samo odpowiedzialny za twoje szczęście jak on. Powinienem bardziej walczyć. Obaj,
Cail i ja, powinniśmy. To jest w Kodeksie.
- Więc, ile minie, zanim się tu pojawi? Albo… gorzko dodała. Zamierzasz zabrać mnie do domu,
ciągnąc za włosy?
Pocałował ją, długo, głęboko i słodko. Wiedziała, że pozwoliłaby mu się zaciągnąć do domu za
włosy bez walki, gdyby tylko chciał. Opowiedział jej historię, a ona się uśmiechnęła.
- Wychodzi na to, że jesteśmy uciekinierami, nie?
Zaśmiał się.
- Dziecinko, gówno mnie obchodzi kim jesteśmy, tak długo jak mam cię znów w moich ramionach.
Brodey poszedł z Elain na górę wziąć prysznic. Z zapałem zaprowadziła go do łazienki.
Szybko się rozebrał i wszedł pod prysznic, całując ją.
- Kocham cię, dziecinko. Boże, jestem taki szczęśliwy, że cię znalazłem!
Elain musiała przyznać, że też całkiem zadowolona, że ją znalazł. Przesunął dłońmi w dół
jej ciała, gdy stali pod wodą, jego penis szybko napęczniał. Jego palce zawędrowały między jej
nogi, jęknęła wprost w jego usta, gdy ją pocałował.
Wiedziała także, nieważne jak bardzo wkurwiona była na Aindreasa, że najbardziej
chciałaby znaleźć się na ranczu bydła w Arcadii z jej trzema mężczyznami. Mogłaby przez chwilę –
długą chwilę – traktować ozięble Wielkiego Królewicza, ale zbyt mocno bolało nie przebywanie z
nimi.
Ze wszystkimi.
Nawet z Ainem.
Brodey wsunął w nią swój gruby palec, jęknęła głośno, kołysząc biodrami naprzeciw jego
dłoni, próbując nakierować ją na swoją łechtaczkę. Nie mogła zaprzeczyć, seks był wspaniały.
Przytrzymywał ją drugą ręką, przycisnął swoje wargi do czubka jej głowy.
- Dojdź dla mnie, maleńka. Zrób to dla mnie.
Przytrzymała się mocniej jego ramion, zamknęła oczy dopóki nie doprowadził jej do
orgazmu. Dochodząc, ugryzła go w ramię, tłumiąc swoje krzyki, powodując u niego niski,
potrzebujący syk. Potem przycisnął ją do ściany i wszedł w jej oczekujące wejście, zamykając
swoje usta na jej, aż nie znalazł się w niej cały.
„Oh, skarbie!” Westchnął mentalnie.
Musiała przyznać, że te całe psychiczne połączenie było też całkiem niezłe.
Zamknął oczy, pchnął wolno rozkoszując się tym.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem, dziecinko. Bardzo się martwiłem.
Owinęła wokół niego nogi, a on otoczył dłońmi jej tyłek podnosząc ją, w pełni nabijając ją
na jego sztywny trzon.
- Przepraszam, że cię przestraszyłam.
Przerwał ich pocałunek by trącić nosem jej szyję.
- Kocham cię maleńka. Wyszeptał w jej ciało. Proszę, wróć ze mną do domu. Nie będę cię zmuszał.
Nie będę nalegał. Ale błagam, pomyśl nad tym, dobrze?
Kiwnęła głową. – Dobrze.
Pocałował ją jeszcze raz, pchając głęboko, mocno, eksplodując w niej z niskim warknięciem. Gdy
ochłonęli, wyciągnął ją spod wody, jednocześnie pieszcząc ją, niechętny, by pozwolić jej się
oddalić. Po tym jak skończyli, otoczył ją, całując jej ciało.
- Nie ważne, co muszę zrobić, skarbie. Obiecał miękko. Postawię mu się. On cię kocha. On po
prostu… on nie rozumie. Pozwala na to, co według niego mieści się w granicach jego pieprzonego
rozsądku.
- Wiem.
Pocałował ją znowu i zaczęli się ubierać.
- Mogę go włożyć z powrotem tam, gdzie jego miejsce? Trzymał w ręku pierścionek.
Kiwnęła głową. Wziął jej dłoń, wsuwając pierścionek na jej palec.
- Kocham cię. Powiedział. Zrobię wszystko, co mogę, byś była szczęśliwa.
Podała mu swojego BlackBerry.
- Mógłbyś dla mnie sprawdzić mój telefon?
Uśmiechnął się i wziął go. Gdy go włączył, przyszła góra wiadomości i nagrań na poczcie
głosowej. Spojrzał na jej listę połączeń i zmarszczył brwi.
- Co? Jest aż tak zły?
Potrząsnął głową. To ze stacji. Twój szef.
Zmarszczyła brwi i wzięła telefon. Jęknęła, gdy odsłuchiwała wiadomości, cztery z nich były od
Danny’ego.
- Co?
Wcisnęła „powtórz” i podała mu telefon.
- Cześć, tu Danny. Nienawidzę ci tego robić, ale wszystkie urlopy i wolne dni są odwołane. NHC
zapowiedziało Natalię. Mamy show time. Zadzwoń do mnie.
Brodey wyciągnął telefon Caila i włączył go. Wiadomość tekstowa pokazała się natychmiast.
Brodey zadzwonił na swój telefon i z niepokojem czekał, aż Cail odbierze. W końcu się odezwał.
- Cześć, jestem z nią…
- Dobrze, ale teraz się zamknij. Brachu, potrzebuję cię w domu. Teraz.
- Taa, słyszałem o burzy.
- Nie brachu, nie tylko burza. Cail zawahał się. On odszedł.
Cail wpatrywał się w stertę ubrań Aina wciąż leżących na stoliku do kawy. Nie miał czasu
ich sprzątnąć.
- Odszedł? Zapytał Brodey. Jak to, odszedł? Ain odszedł?
- Uciekł zeszłej nocy. Kazał mi powiedzieć, że odchodzi. Pokazałem mu emaila. On… Cail wziął
głęboki wdech. Nie sądzę, że on zamierza wrócić. Kazał mi przekazać jej, że ją kocha, że znosi
wszelkie nakazy. On się zmienił, Brod. Odszedł, a ja nie mogę go znaleźć.
- Kurwa.
- I z powodu tej burzy potrzebuję cię w domu. Masz być tu następnym lotem. Mamy dwa tysiące
krów do przeniesienia przed północą zanim je spędzę. Potrzebuję cię tutaj. Nie mogę sam tego
zrobić i nie mogę się zmienić bez ciebie tutaj.
- W porządku. Już jedziemy na lotnisko.
- Mogę z nią porozmawiać?
- Poczekaj.
Brzmiało jakby przekazywał telefon. Usłyszał nieśmiały głos Elain.
- Cail?
Zamknął oczy, uspokojony.
- Dziecinko. Jak dobrze cię słyszeć.
- Co się dzieje? Gdzie Ain?
- Nie wiem, skarbie. Przyjeżdżajcie tu i porozmawiamy o tym później.
- Nie, porozmawiamy o tym teraz!
Cail wiedział, że musi być twardy.
- Kochanie, nie wiem gdzie on jest. Zniósł nakazy, resztę możemy rozwiązać później. W tej chwili
mam dwa tysiące krowich głów do przeniesienia i potrzebuję pomocy Brodey’ego. Muszę tam
wracać. Błagam, uważaj na siebie, dobrze? Kocham cię. Tak bardzo jak chciał, by była bezpieczna
i z dala od nadchodzącej burzy, chciał mieć ją w domu.
- Też cię kocham, Cail.
Rozłączył się. Ze wszystkich momentów, gdy Ain decydował się nie być kurewskim głównym Alfą,
ten był najgorszy.
Zapowiada się długi, pieprzony dzień.
Cail starał się nie skupiać na Ainie. Nie, gdy miał tyle do zrobienia. Nie tylko cały żywy inwentarz,
ale także i dom musiał zostać zabezpieczony, a sprzęt przeniesiony do stodół…
Gdyby próbował myśleć o tym wszystkim, oszalałby.
Priorytet – bydło.
Ponownie napełnił termos kawą i wyszedł na zewnątrz.
Brodey przytulał ją, gdy płakała.
- Już dobrze, skarbie.
- Nie, nie jest dobrze. Nie chciałam, żeby odszedł! Chciałam jedynie, żeby nie był takim dupkiem.
Starała się odzyskać spokój, ale wiadomość o tym, że Ain zaginął sprawiła, że znowu zaczęła
płakać. „Co do cholery jest ze mną nie tak?”
- Wiem. Poklepał ją po plecach i pomógł jej wstać. Musimy iść.
Szybko spakowała swoje rzeczy i zeszła z nim na dół. Zostawiła go w salonie i poszła
poszukać swojej matki. Oglądał zdjęcia młodszej Elain z Carlą stojące na regale. Od ukończenia
college’u, do zdobycia czarnego pasa w karate jako nastolatka, wygrania wstęgi w biegach, uczenia
się chodzić, ale żadnych zdjęć z jej wczesnego dzieciństwa.
Żadnych zdjęć jakiegokolwiek mężczyzny. Tylko Elain i jej mama.
Dziwne. Dotąd nie miał czasu by o tym pomyśleć.
Kobiety wróciły chwilę później. Carla wciąż wyglądała na pełną rezerwy i wyczuł od niej wyraźny
chłód.
- Jesteś pewna, że chcesz wrócić z nim na Florydę? Spytała Carla.
- Przepraszam, mamo. Nie cierpię tak wpadać i wypadać, ale to moja praca. To duża sprawa.
Carla pogroziła Brodey’emu palcem i rzuciła mu gniewne spojrzenia.
- Gdy tam przyjadę, lepiej, żebyś dobrze opiekował się moją małą dziewczynką!
Uśmiechnął się.
- Tak jest, proszę pani. Na pewno będę, obiecuję. Przepraszam, że zachowałem się jak drań.
Zaniósł rzeczy Elain do samochodu.
- Odwiozę cię na lotnisko.
Dwie godziny później, złapali lot powrotny do Tampa. W samolocie złączył swoją dłoń z jej
dłonią, uspokajając się na chwilę, starając się nie martwić się o Aina. To była jego wina. Jeśli chciał
być dupkiem i udawać Houdiniego, to był jego problem, nie ich.
Przyciągnął jej kłykcie do swych ust.
- Wszystko dobrze, skarbie?
- Taaa. Nie mogę przestać myśleć o Ainie.
- Jest dużym chłopcem. Wróci, gdy trochę ochłonie.
- Okłamał mnie. Nie mogę uwierzyć, że mnie okłamał.
- Nie okłamał cię. Nie może cię okłamać.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Poważnie. Tak, wiem, że zachował się jak dupek i zagrał nieczysto. Ale my nie możemy cię
okłamać.
- Co masz na myśli?
Wzruszył ramionami.
- Nie możemy wzajemnie się oszukać, a teraz, gdy jesteś naszą partnerką, nie możemy ciebie
oszukać. To część Kodeksu. Jesteśmy zobowiązani.
- Kiedy nauczę się więcej o tym głupim Kodeksie?
- Kiedy wystarczająco się zadomowisz możemy zacząć cię nauczać, skarbie. I ty również nie możesz
nas okłamać. To jedna z tych rzeczy.
- Nie zamierzam was okłamywać, chłopcy. Nie kręcę jak Pan Główny Alfa.
Musiał ją rozproszyć, zaczynała być znowu wkurzona.
- Opowiedz mi o twojej mamie i tacie.
- Mamie. Spojrzał na nią pytająco, więc kontynuowała. Jestem adoptowana. Moja rodzona matka
umarła, gdy miałam koło roku. Moja mama i ona były najlepszymi przyjaciółkami. Kiedy odkryła,
że jest umierająca, powierzyła mojej mamie – Carli – opiekę nade mną.
- Nie dziadkom?
Elain potrząsnęła głową.
- Tylko mamie. Rodzice mojej rodzonej matki zostali zamordowani kiedy ona miała szesnaście lat,
czy ileś. Nic o nich nie wiem. Nie rozmawiała z moją mamą za dużo o swojej rodzinie.
- Co z twoim ojcem?
Elain wzruszyła ramionami.
- Nie znam go. Tak naprawdę moja mam znała jedynie jego imię, nie wiedziała jak go znaleźć.
Wiedział, że moja rodzona matka była w ciąży. Zniknął miesiąc po tym, jak dowiedział się, że będę
dziewczynką.
- Carla nie zmieniła twojego nazwiska, gdy cię adoptowała?
- Moja rodzona matka dała mi nazwisko mojego ojca, w przypadku gdyby kiedykolwiek mnie
szukał. Gorzko się zaśmiała. Mała szansa. Mama powiedziała mi, że widziała go jeden jedyny raz i
był prawdziwym czarusiem. Irlandczyk o imieniu Liam. Uśmiechnęła się do Brodey’ego. Może
dlatego mam słabość do facetów z akcentem.
Poruszył brwiami i miękko powiedział „Woooolllnnnoooość!”, upewniając się, że
odpowiednio zaciąga.
Osiągnął pożądany efekt. Zaśmiała się.
- Dorastałaś w Spokane? Zapytał.
- Nie. Urodziłam się i wychowałam w Tampa. Mama wyjechała do Spokane kilka lat temu, po tym
jak przeszła na emeryturę, jej rodzina stamtąd pochodziła. Ja już pracowałam i nie chciałam się
przeprowadzać. Wyglądała na smutną. Tęsknię za nią, nie będąc blisko.
Pocałował ją w skroń.
- Zawsze możemy się tam przeprowadzić.
- O czym ty mówisz?
Brodey wzruszył ramionami.
- Sprzedać, przenieść się. Możemy robić coś gdzieś indziej. Uwierz mi, dziecinko, mamy więcej niż
wystarczająco zgromadzonych pieniędzy, żeby uczynić to łatwym.
- Czego, wy chłopcy, jeszcze mi nie powiedzieliście?
- Powiedzieliśmy ci, że mamy pieniądze. Nie można żyć tak długo jak my bez zgromadzenia jakiejś
forsy, no chyba że jest się totalnym kretynem.
- A wy, chłopcy, nie jesteście kretynami.
Wzruszył ramionami, a potem się uśmiechnął.
- Przynajmniej nie w tej kwestii.
Przez większą część lotu opierała głowę na jego ramieniu.
- Wiesz, co jest naprawdę głupie? Spytała po godzinie milczenia.
Ucałował czubek jej głowy. Mógłby tak siedzieć z nią przez całą wieczność.
- Co, skarbie?
- Ja naaaaprawdę nie chcę iść do pracy. Ogromna sprawa, taka na którą czekałam, a wszystko,
czego chcę to wrócić z tobą do domu.
Pocałował ją ponownie.
-Potrzebują cię. Wciąż tam będziemy, gdy burza się skończy.
- Masz na myśli…?
- To nie jest moje żądanie. Nie jestem zbyt chętny, żeby cię unieszczęśliwić. Wolałbym mieć cię
bezpieczną z nami, a nie biegającą wokół burzy. Zamierzam martwić się o ciebie w każdej
sekundzie, gdy nie będziesz w zasięgu mojego wzroku, Cail też. Ale także wiem, że jeśli to jest to, co
cię uszczęśliwi, to nie mogę ci tego zabronić.
Spojrzała mu w oczy.
- Kocham cię. Ale kocham też moją pracę i to co robię. Ciężko pracowałam, żeby osiągnąć to, co
mam.
- Wiem. Jeśli zostaniesz w stacji, będziemy musieli odłożyć nasze stosunki na później.
- Co masz na myśli?
- Nie możemy być z tobą widziani publicznie, nie może to być znane.
- Nawet jeśli nie jestem na wizji?
Smutno pokręcił głową.
- Dlaczego nie?
Jego brwi wygięły się w łuk, głos się ściszył.
- Skarbie, zmiennokształtne trojaczki, które się nie starzeją? TY się nie zestarzejesz. Nie możemy
być widziani razem, kiedy ty będziesz pracować dla stacji. Za duże ryzyko, ludzie będą zadawać
pytania. Będziemy musieli odłożyć ślub…
- Nie!
Skinął głową.
- Tak. Wyszeptał smutno. Wiesz, że mam rację. To nie znaczy, że nie możemy być czasem razem
prywatnie. Spójrzmy prawdzie w oczy, to długa pieprzona jazda każdego dnia. Nie chcę, żebyś
jeździła tak dużo. Nie ma sensu, żebyś żyła w Arcadii, a on zniósł wszystkie zarządzenia dotyczące
twojego życia na ranczu.
- Nie… nie możecie zostać ze mną chłopcy?
Wzruszył ramionami.
- Jasne, czasem. Nie wszyscy, ponieważ zazwyczaj jeden z nas musi być w domu i doglądać
wszystkiego. Rzadko się zdarza, żeby wszyscy trzej wyjechali tego samego dnia na dłużej niż dzień.
Możemy wymieniać się w weekendy, czy coś.
Wiedział, że brzmiało to bardzo kategorycznie, ale lepiej być uczciwym niż prowadzić
gierki, jak Ain.
Wyglądała jak ogłuszona. Pocałował ponownie jej dłoń.
- Dziecinko, ja i Cail nigdy nie zmusimy cię, byś wybierała między swoją pracą, a nami. Będziemy
czekać na ciebie, gdy będziesz gotowa zrobić następny krok. Wiem, że Cail mnie w tym poprze.
- A co z Ainem?
Wzruszył ramionami, nie chcąc dać dojść do głosu swoim myślom.
- Wątpię, by tym razem nas odrzucił.
Rozdział 6
Kiedy przylecieli z powrotem do Tampa, Brodey nie pozwolił Elain nosić jej torby. Pomógł
jej dostać się do jej samochodu, a ona podwiozła go do jego furgonetki. Zanim się rozstali, przytulił
ją do siebie mocno i ponownie pocałował.
- Uważaj na siebie dziecinko. Powiedział. Dzwoń do nas, powiadamiaj nas, jak się masz podczas tej
burzy. Skup się na swojej pracy i nie daj się zranić, dobrze?
- Dobrze.
Schował twarz w jej włosach i głęboko odetchnął.
- Osobiście spiorę twój tyłek, jeśli tylko zobaczę cię stojącą pośrodku deszczu i wiatru, rozumiesz.
Zaśmiała się.
- Nie zrobię tego, obiecuję. Również na siebie uważaj.
- Okej. Nie panikuj jeśli nie odpowiemy, po prostu nagraj się na poczcie. Czasami najłatwiej jest
przegonić bydło zmieniając się, więc możemy nie mieć spodni.
- Muszę być naprawdę zakochana skoro akceptuję ten cały bałagan!
Ain biegł cały dzień. Nie obchodziło go gdzie był, z roztargnieniem zauważając, że
skierował się na południe. Nie chciał wiedzieć, nie chciał myśleć, ani czuć.
Nie chciał cierpieć.
Zwinął się pod pustą przyczepą kempingową i przespał się po południu, śniąc o Elain. Gdy obudził
się koło zmierzchu, był głodny, spragniony i cały obolały z tej podróży. Czekał by wypełznąć spod
swojej kryjówki przed zmrokiem. Pobliska droga wydawała się dobrą opcją. Żadnych świateł,
żadnych znaków stop ani sygnałów, rodzaj drogi zakwalifikowanej jako pięćdziesiąt-pięć
[*
ograniczenie prędkości do 55 zapewne mil na godzinę]
, przez którą ludzie przejeżdżają szybciej.
To będzie szybkie.
Usiadł w rowie, jego czarna sierść ukryta w niewyraźnym, gęstniejącym mroku. Czekał.
Jechali na południe drogą I-75, Brodey podążał za nią. Kiedy minęli drogę wyjazdową z
Arcadii, Elain poczuła kłucie w sercu, gdy spojrzała we wsteczne lusterko i zobaczyła furgonetkę
Brodey’ego skręcającą w kierunku wjazdu.
Chwyciła kierownicę i walczyła z pragnieniem by nacisnąć hamulce, zakręcić i pojechać za
nim. Właśnie zadzwoniła do szefa i powiedziała mu, że jest w drodze. To będą pracowite dni. NHC
wydawało się dość pewne zaprojektowanej przez nich trasy, teren gdzieś pomiędzy Punta Gorda a
Sarasotą. Bez frontów pogodowych by skierować Huragan Natalia gdzie indziej, mogli tylko
czekać. Funkcjonariusze hrabstw od Lee do Hrabstwa Manatee walczyli, żeby skończyć
obowiązkową ewakuację.
Elain zatrzymała się przed swoim domem i opuściła żaluzje. Dzięki Bogu miała je, to
czyniło pracę super szybką i łatwą. Potem wypakowała torbę, złapała kilka rzeczy na zmianę.
Prysznic weźmie może w stacji, w zależności jak przeniesie się burza.
Jej szef, Danny, rzucił się na nią prawie minutę po tym, jak stanęła w drzwiach.
- Tu jesteś! Świetnie. Sala konferencyjna, teraz.
Starała się skupić na spotkaniu. Danny rozdał ekipie sprzęt. Bill, fotoreporter, z którym
zwykle pracowała, klapnął na krzesło obok niej.
- Dobrze znów cię widzieć. Gdzie byłaś?
- Potrzebowałam trochę wolnego czasu.
Poczuła na sobie jego oczy. Była z nim tego dnia na Arcadia Highland Games kiedy Brodey
wskoczył do ich vana. Jezu, ledwie dwa tygodnie temu! Była zaskoczona, uświadamiając to sobie.
Jego oczy niemal wypalały dziurę w jej plecach. W końcu zwróciła na niego wzrok.
- Co, Bill?
Pracowali razem cztery lata, najpierw jako operatorzy kamer, potem on filmujący ją. Wcześniej
chodzili razem do college’u.
- Wyglądasz jakoś dziwnie.
- Jak to dziwnie?
Potrząsnął głową.
- Nie wiem. Jakbyś się zmieniła.
„Bracie, nie masz nawet pieprzonego pojęcia.”
- W porządku. Jestem bardzo zmęczona. Dopiero przyleciałam ze Spokane.
- Nie, to nie to. To… nie wiem, jak to wyjaśnić. Uśmiechnął się. Poznałaś kogoś?
Miała nadzieję, że się nie zaczerwieniła.
- Moje życie osobiste nie jest twoim pieprzonym interesem.
-Aha! Wiedziałem! Bzykałaś się. Był jedyną osobą, której pozwalała tak do siebie mówić, żartować
bez różnicy co było między nimi przez lata.
Ale teraz to było totalnie złe. „Powinnam poprosić chłopców, żeby pobili tego pierdołę dla mnie.”
Westchnęła w duchu. To był przecież jej przyjaciel!
- Daruj sobie, Bill. Warknęła.
Danny rozpoczął spotkanie, rozdając zadania. Elain nie protestowała gdy dowiedziała, że zajmie się
DeSoto.
Arcadia.
Dom.
- Dobrze, jakbyś znalazła jakiegoś lokalnego ranczera. Powiedział Danny. Zrób historię o
przygotowaniu zwierząt, może powiąż to z tym co stało się podczas Huraganu Charley, czy coś.
Zaczerwieniła się, jej serce przyspieszyło w ekscytacji.
- Okej, zadzwonię do braci Lyall.
Serce jej waliło. Będzie mogła być ze swoimi chłopcami!
Bill zachichotał.
- To nie ten facet, który jest właścicielem psa?
Miała nadzieję, że nie wygląda na zbyt zaczerwienioną.
- Taa…
- Wyślę was dwoje dużą furgonetką i Carla, inżyniera. Powiedział Danny. Nie powinno być tak źle
w głębi lądu, jak tutaj. Chcę jedną dużą furgonetkę z dala od wybrzeża, starajcie się dbać o nią.
Kiwnęła głową.
- Okej.
- Super! Pobawię się dużymi zabawkami! Powiedział Bill z uśmiechem.
Było już ciemno, gdy Bill, Carl i Elain skończyli załadowywać swój sprzęt do furgonetki i
zatrzymali się w Wal-Mart po trochę niepsujących się rzeczy. Elain była na skraju nerwów. Dopiero
co zorganizowali pokoje hotelowe w Arcadii na noc, mimo że spodziewała się, że skończy ze
swoimi chłopcami.
Miała nadzieję, że Ain wrócił, ale z obecnymi Carlem i Billem, nie mogła zadzwonić, by
sprawdzić.
Ain zobaczył nadjeżdżające światła i wziął głęboki wdech. Nie zobaczą go i jadą zbyt
szybko by zatrzymać się na czas.
„Dla niej.” Pomyślał. Dla jej szczęścia. Jeśli Elain nie będzie z nim związana, to będzie mogła być
szczęśliwa.
Podszedł do środka drogi, usiadł, zamykając oczy i czekając.
Miał nadzieję, że nie będzie bolało za bardzo.
- Lester, zwolnij!
Mabel nie mogła jeździć nocą, nie będąc w stanie tego robić od lat. Nie sądziła, żeby Lester także
jeździł w nocy ale zasiedzieli się na bingo dłużej niż zazwyczaj, słuchając opowieści Lory Jean o
usunięciu wyrostka robaczkowego jej córki.
- Ograniczenie jest do pięćdziesięciu pięciu. Ja jadę trzydzieści. Jak bardzo mam według ciebie
jeszcze zwolnić?
Nienawidziła niewielkiego samochodu, pomysłu ich syna. Elegancki, dwuosobowy samochód,
który powodował, że Ford Escort wyglądał jak Hummer w porównaniu. Jak można brać na
poważnie samochód, który nie tylko był mniejszy od VW Buga, ale zapisywany bez dużych liter?
Gdy ceny gazu podskoczyły do góry, ich syn przehandlował ich Cadillaca na te małe coś. Tak, był o
wiele tańszy w utrzymaniu, i nie, nie jeździli więcej niż pięć mili od domu, ale ona czuła się, jakby
siedziała w małej bańce.
Lester nagle zaklął i nacisnął na hamulec. Rozejrzała się jak tylko usłyszeli głuchy odgłos i
przeleciał ciemny, futrzany kształt.
- O mój Boże! Co to było? Krzyknęła.
Szarpnął się na siedzeniu.
- Ogromny pies, siedzący na środku drogi. Nie widzę tej cholernej rzeczy.
- Zabiłeś to?
- Nie wiem, Mabel. Narzekał zirytowany. Dlatego wychodzę.
Włączył światła awaryjne i wyszedł z malutkiego samochodu. Cofnął się kilka jardów i znalazł go,
dużego psa leżącego na drodze, wciąż oddychającego.
- Uważaj, Lester! Zawołała Mabel z samochodu.
W najbliższym domu zapaliło się światło i wyszedł z niego mężczyzna.
- Co się stało?
Lester potrząsnął głową.
- To pana pies?
Facet podszedł bliżej.
- Nie, nigdy wcześniej go nie widziałem. Pochylił się. Wciąż żyje.
Żona mężczyzny wyszła tuż za nim. Zawołał do niej.
- Skarbie, przynieś mi ten stary koc z garażu.
Mabel podeszła.
- Och, biedactwo!
Pies podniósł głowę i spojrzał na nich zanim znów upadł na ziemię.
Żona mężczyzny przyniosła koc.
- Mój brat pracuje w Animal Control. Zadzwonię do niego i sprawdzę co z nim zrobić. Może jest
tylko ogłuszony. Nie widzę krwi.
Troskliwie okrył psa kocem.
- Kurde, duży jest. Podniósł go. Chyba, że chcecie go wziąć?
Lester potrząsnął głową.
- Nasze koty nie znoszą psów. Mam nadzieję, że z nim będzie dobrze.
Godzinę przed zmierzchem, Brodey przyjechał na ranczo. Znalazł Caila na
południowozachodnim pastwisku z Xavierem, starających się otoczyć bydło. Xavier był poza
terenówką, jej reflektory przecinały gęstniejący mrok.
- Brachu, nawet nie wiesz, jak kurewsko dobrze cię widzieć. Powiedział mu Cail.
Brodey zmienił się w domu i pobiegł by dołączyć do Caila. „Jakieś wieści od Aina?”
- Nie. Też się cholernie martwię, ale mamy dużo do zrobienia zanim zaczniemy go szukać.
„Jak chcesz to ułożyć?”
- Pobiegnij i przyprowadź te jałówki tutaj, w kierunku Xaviera. Inne ekipy pracują na wschodnim
pastwisku. Upewnij się, że nie zgubiliśmy żadnego zbłąkanego zwierzęcia, to będzie najtrudniejsza
część. Nie mogę się zmienić, żeby zobaczyć, czy nie zgubiliśmy żadnej.
- Spoko.
Brodey wystartował w kierunku stada i zaczął przeganiać je w kierunku bramy. Uwielbiał
przeganiać bydło. Innego dnia, lub nocy, byłby w niebie.
Gdy tylko Elain znalazła się sama w swoim pokoju, zadzwonią do Caila i zostawiła wiadomość na
poczcie. Potem spróbowała dodzwonić się do Brodey’ego. Odebrał Cail.
- Dziecinko, jak dobrze cię słyszeć. Wszystko w porządku?
- Tak. Ain wrócił?
- Nie, skarbie. Brodey jest na pastwisku. Nie mogę go teraz zawołać, przemienił się. Gdzie jesteś?
- Nie uwierzysz. Powiedziała mu.
Jego śmiech ogrzał jej serce.
- Masz rację, nie wierzę, ale jestem cholernie zadowolony, że nie masz pojęcia. Możecie zostać tam
jutrzejszej nocy i pojutrze. Mamy pomieszczenie w stodole na sprzęt przy domu dla furgonetki
stacji.
Przypomniała sobie upomnienia Brodey’ego.
- Czy to nie jest ryzykowne?
- Nie będziemy się zmieniać przy nieznajomych, jeśli o to ci chodzi. Będę się czuł o wiele lepiej,
mając cię tutaj, przy sobie.
- Musimy udawać, że nie znasz mnie aż tak.
Zaśmiał się.
- Zabawne, nasze psy uwielbiają spać przy tobie w twoim pokoju.
Uśmiechnęła się. Cail i jego luki.
- Możecie przyjść jutrzejszej nocy?
- Chciałbym. Będziemy zajęci do późnego jutra. Muszę się tym zająć, jestem tu już dwa dni.
Potrzebuję chociaż drzemki. Brodey się ze mną zamieni. Przyjedź jutro, o każdej porze. Dobrze?
- Dobrze. Kocham cię.
- Też cię kocham, dziecinko. Śpij dobrze.
Elain rozłączyła się i patrzyła na telefon walcząc z pragnieniem, by się rozpłakać. Chciała dobijać
się do pokoju mężczyzn, żądając kluczyków od furgonetki, żeby mogła od razu pojechać na ranczo.
Chciała być ze swoimi mężczyznami.
Cóż, jak na razie z dwójką z nich.
Układając się do snu, nie mogła przestać martwić się o Aina.
Jasne światło oślepiło Aina.
„Kurde, ta brednia o pójściu w stronę światła była prawdziwa.”
Ain zmusił jedno oko do otworzenia i rozejrzał się. Cały był obolały, zauważył, że leży na jakiejś
kozetce.
„Cóż, oczywiście, ten plan mógł pójść o wiele lepiej.”
Poczuł na sobie dłonie, potem usłyszał obcy kobiecy głos.
- Masz to gotowe? Myślę, że dochodzi do siebie.
Inna kobieta.
- Taa, trzymam.
Poczuł coś zimnego i mokrego na swojej przedniej łapie, zmarszczył nos czując ostry zapach
alkoholu.
Zobaczył strzykawkę w jej dłoni.
„Och, dobrze. Usypiają mnie.” Westchnął z ulgą. Może to nie będzie takie złe. Mówią, że to nie
boli, gdy usypiają zwierzęta.
Zamknął oczy i zrelaksował się, gdy narkotyk uderzył w jego organizm. Pomyślał o Elain, jej
uśmiechu, jej zapachu.
O niej.
Kochał ją. Miał nadzieję, gdziekolwiek Bóg uznał wysłać go w jego następnym życiu, że będzie
mógł znaleźć tam szczęście, nie tak jak tym razem.
Wszystko sczerniało.
Technik spojrzał na weterynarza.
- Okej. Maszyna gotowa.
Działając wspólnie, ostrożnie przeniosły ogromnego psa do pracowni radiologicznej na rentgen.
Pół godziny później, weterynarz oglądała zdjęcia.
- Ma kilka pękniętych żeber, prawdopodobnie wstrząśnienie mózgu. Inaczej niż wygląda jest w
dobrym stanie. Brak krwi w moczu z próbki, którą mamy.
Odwróciła się do przedstawiciela Animal Control.
- Będzie z nim dobrze, gdy minie działanie środka nasennego. Dam panu kilka tabletek
przeciwbólowych, to utrzyma go spokojnego i odprężonego. Co się z nim stanie?
- Ewakuujemy się jutro rano. Jadą wszystkie zwierzęta, nawet te obowiązkowo zatrzymane. Jedyne,
które zostają to dwa znajdujące się pod kwarantanną dla ugryzionych psów. Nadające się do
adopcji są wysyłane do Atlanty, te obowiązkowo zatrzymywane do schroniska w Roanoke. Gdy to
będzie bezpieczne, ściągniemy te obowiązkowe. Jeśli schronisko będzie nadal stało.
Weterynarz kiwnęła głową i zanotowała coś w karcie.
- Wydrukowaliśmy wam kilka dodatkowych zdjęć w razie gdyby właściciel go poszukiwał. Jest
oczywiście kochany. Jest w świetnej formie, dobrze karmiony. Definitywnie nie jest bezpańskim
psem. Jestem skłonna założyć się, że ktoś go szuka. Zatrzymam go tu ale jestem zajęta ewakuacją
do granic.
- Nie ma problemu, pani doktor. Dzięki za przyjście i obejrzenie go.
Ain najpierw poczuł ból, głęboki i pulsujący. Oddychanie bolało, jego głowa pękała.
”Kurwa.” Jeszcze nie umarł.
Próbował podnieść głowę, jęcząc z bólu. Wtedy dwie dłonie chwyciły go za pysk. Zanim mógł
zareagować, pchnęły coś do jego pyska. Dłonie go zamknęły i pogłaskały po podbródku.
Męski głos.
- Połknij, mały.
Zrobił to, inaczej zadławiłby się tym cholerstwem.
- To sprawi, że poczujesz się lepiej, gdy będziemy cię przenosić.
Zaczął ponownie odpływać, szczęśliwy, że to co mu dali, pozwoli mu odejść.
Następnego poranka, Elain starała się ograniczyć swój entuzjazm.
- Rozmawiałam z braćmi Lyall. Nie tylko będą szczęśliwi pozwalając nam zrobić historię o ich
przygotowaniach do burzy, ale powiedzieli, że będziemy mogli obserwować ją z ich terenu. I
możemy schować furgonetkę w ich stodole.
Carl skinął głową.
- To świetnie. Nie zniósłbym oglądając furgonetkę rozsypującą się.
Burza wciąż atakowała, w samym środku Venice. Elain chciała natychmiast wyruszyć na ranczo
Lyallów i wiedziała, że nie może, że najpierw musi skończyć pracę.
Zrobili kilka ujęć wokół sklejek wokół Arcadii, kilka z nich z namalowanymi
wiadomościami w stylu „Odejdź Charley” sprzed kilku lat. Zrobili wywiad z zarządcą administracji
i sytuacji kryzysowych DeSoto, włączając te reportaże na czas na południowe wiadomości. Starała
się nie myśleć o wciąż zaginionym Ainie. Gdy rano dzwoniła do Brodey’ego, wciąż nic nie mieli od
niego żadnych wieści.
Walczyła też z ciągłymi wahaniami nastojów. Od pragnienia powrotu na ranczo do irytacji,
że filmowanie zabiera tyle czasu i wreszcie smutku, że Ain był zaginiony.
„Może powinnam ograniczyć kawę.”
Zadzwonił Danny.
- Zbierz wypowiedź od Animal Control. Myślę, że oczyszczają schronisko.
Elain jęknęła. To mogło opóźnić ich jazdę na ranczo.
Jazdę do domu.
- Dobra.
Przyjechali w kilka minut po jedenastej. Ogromna ciężarówka holująca przyczepę z towarem
wyjeżdżała, gdy oni wjeżdżali. Inna stała w odległości jarda, wypełniona klatkami z psami. Szybko
zlokalizowała kierownika schroniska i zrobili kilka zdjęć zwierząt załadowywanych do wyjazdu.
- Co, jeśli ktoś zgubi swoje zwierzę? Jak można to zgłosić?
- Cóż, mamy zdjęcia wszystkich wysyłanych zwierząt i numery tras ich wszystkich, więc możemy je
zlokalizować. Będziemy mogli udostępnić te informacje po burzy. Ale potrzebujemy miejsc dla
zwierząt wysiedlonych przez burzę. Gdy wszystko się skończy, w zależności czy schronisko będzie
nadawało się do użytku, czy nie, ściągniemy najwięcej jak się da.
Elain nakręciła reportaż i wysłali go do stacji. Musiała przyznać, że było dobrze mieć do tego
odpowiedni sprzęt.
Zatrzymali się na lunch, sfilmowali kilkoro ludzi na ulicy, skoczyli do lokalnego Wal-Mart i
Publix, zrobić ujęcia ludzi robiących zapasy, potem ruszyli na ranczo. Carl prowadził, a ona
walczyła z chęcią zażądania, by jechał szybciej. Im bliżej była, tym bardziej czuła szarpanie.
Jej mężczyźni.
Jej.
Zatrzymali się na podwórzu przed domem, jej serce zabiło szybciej na widok furgonetki
Brodey’ego. Chciała wyskoczyć, wbiec do środka i chwycić ich.
Wskazała drogę na ganek a wtedy frontowe drzwi się otworzyły.
Cail.
Mrugnął okiem.
„Witaj w domu, skarbie.”
- Miło panią znowu widzieć, pani Pardie.
- Elain, proszę. „Ty mądralo.” To są Bill i Carl.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- Miło mi poznać. Cailean Lyall. „Mam nadzieję, że się do ciebie nie dobierają?”
„Och proszę cię. Nie zaczynaj ze mną.”
- Dziękuję za pozwolenie nam nakręcenia waszych działań i za szlachetne zaoferowanie nam
pozostania u was. „Zachowuj się.”
„Zachowuję się. Jednak Brodey może im nasikać na torby.
- Wejdźcie na chwilę do środka, weźcie swoje rzeczy, pokażę wam wasze pokoje.
Godzinę później Elain jechała roboczą ciężarówką z Cailem, podczas gdy Carl i Billy jechali za
nimi furgonetką stacji.
Cail spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę się pochylić i cię pocałować.
Jej serce waliło w przyjemnym rytmie.
- Pocałować?
Zaśmiał się.
- Taa, na początek. Tak bardzo przepraszam, Elain. Jestem w tym razem z Brodey’em. Sprzeciwimy
się Ainowi, cokolwiek możemy zrobić, byś była szczęśliwa, zrobimy to.
- Co się stanie, gdy znowu nam nakaże?
Cail zmarszczył brwi.
- Nie sądzę, by zrobił to ponownie. Nie coś takiego.
- Wszystko z nim dobrze?
- Nie wiem. Sięgnął wzdłuż siedzenia i złapał jej dłoń. Jak na razie, to było wystarczająco
bezpieczne z podążającym za nim samochodem. Mam nadzieję.
Popołudnie spędzili filmując. Brodey biegał wokół pastwiska od miejsca gdzie pomagał Xavierowi
do kilku mężczyzn z ostatnimi sztukami bydła. Skoczył na nią i lizał jej policzek.
„Och, Boże, jak dobrze cię widzieć!”
- Cześć… Beta. Grzeczny chłopiec. „Ciebie też, skarbie.”
Bill zaśmiał się.
- Wciąż cię lubi.
Pogłaskała Brodey’ego po głowie spojrzała mu w oczy.
- Jest dobrym chłopcem.
Język Brodey’ego był radośnie wywieszony.
„Wracaj do pracy, zanim wpadniesz w kłopoty.” Powiedziała mu Elain.
Polizał ją jeszcze raz po twarzy i pobiegł z powrotem na pastwisko.
Spędzili kilka godzin filmując, wycięli kilka historii, zrobili relację na żywo i zrobiła wywiad z
Xavierem zamiast z Cailem wskutek nalegań Caila. Brodey zmienił się gdzie indziej i przyjechał z
powrotem inną furgonetką.
Ciężko jej było trzymać swe myśli blisko Aina z tyloma rzeczami do zrobienia.
Teraz mieli ostatnią rzecz do zrobienia. Musieli wrócić do Arcadii na inny wywiad z
kierownikiem operacji kryzysowych i szeryfem, potem powrót na ranczo po zatrzymaniu się w
otwartym sklepie. Większość zapasów została wykupiona, ale Elain kupiła kilka świeżych rzeczy,
by ugotować im dobry obiad.
Bill i Carl pomagali Brodey’emu i Cailowi skończyć zabijać deskami dom, gdy Elain robiła
obiad. Dzięki Bogu, bo nie musiała wyjaśniać swojego oswojenia z kuchnią.
Podczas, gdy obiad się gotował, dostrzegła na stoliku od kawy ubrania Aina. Podeszła i
podniosła je z zamiarem zabrania ich do sypialni, ale przyciągnęła je do swej twarzy i głęboko
wciągnęła powietrze.
Tak czysto jak w dzień, jego obraz pojawił się w jej umyśle.
Powstrzymała chęć, by się rozpłakać.
Tak, była na niego zła. Ale po tym jak Cail powiedział jej, co się stało, gdy odeszła, teraz
martwiła się o Aina, modliła się, by mogli go znaleźć, pocałować i pogodzić się.
Rozdział 7
Ain stracił rachubę czasu. Nieco świadomy głosów, przewożony, dźwięki i zapachy innych
zwierząt wokół niego, ból.
”Jeśli to są zaświaty, to jestem cholernie urżnięty.”
W pewnym momencie poczuł, że świat się zmienił i przekręcił, a on jęknął z bólu.
- Trzymaj.
Kobiecy głos.
Usłyszał coś, otworzył oczy w tym samym czasie gdy jego pysk znowu się otworzył, tabletka
poleciała wzdłuż jego gardła.
Przełknął.
- Grzeczny chłopiec. Zagruchała.
Poddał się. Nic się już nie liczyło. Bez Elain jego życie było bezwartościowe.
Odpłynął z powrotem w sen.
Ain nie miał pojęcia jak długo spał. Był świadom przewozu, bycia w klatce. W pewnym
momencie ktoś wyprowadził go z klatki i postawił przed nim miskę wody. Pił, ale wszystko go
bolało. Gdzie do cholery był?
- Chodź się odlać, mały.
Kurwa, jego godność została właśnie podeptana. Załatwił się i jęknął, gdy ktoś podniósł go i
położył z powrotem w klatce.
Uciekł w sen.
Obudził się w ciemności.
To jest lepsze.
Wziął głęboki wdech, poczuł ból w żebrach, pomimo że ból w głowie wydawał się trochę mniejszy.
Wyczuł zwierzęta, psy i koty, ale nigdzie nie jechali. Widocznie dojechali do celu i był w
jakimś budynku. Powietrze na to wskazywało.
Podniósł głowę i rozejrzał się. Schronisko.
„Kurwa.”
Gdzie? To było pytanie.
Próbował wstać i jęknął. Boże, tak cholernie bolało! Spieprzył własne samobójstwo.
Nie był już w klatce, ale w budzie w psiarni. Noc, gdziekolwiek byli. Wysokie okna na ścianie
ukazywały gwiaździste niebo.
Rozejrzał się i zauważył czerwone światełko. „Kurwa, kamera wideo.”
To znaczyło, że nie mógł się zmienić.
Spojrzał na zasuwkę w furtce, zaczepioną o zatrzask smyczy. Nie mógł tego otworzyć, by uciec.
Westchnął. „Świetnie.”
Z bolącym stęknięciem wolno wyciągnął się na stopach, wziął łyk wody, i zwinął się, by znów
zasnąć.
Rankiem następnego dnia, światła i zaniepokojone ujadanie psów obudziły go. Chciałby
móc rozumieć je ale filmowa pierdoła o tym, że zmienni rozumieli psy była tym, czym była –
pierdołą.
One wciąż brzmiały jak psy.
Ain wpatrywał się jak trzy kobiety i dwóch mężczyzn weszło na teren psiarni i zaczęło
ich poranne porządki. Wyglądało to na ładne ogromne schronisko, gdziekolwiek było.
Zauważył kartki przypięte do jego furtki. Nie mógł ich rozczytać, były odwrócone w złą
stronę. Spojrzał na korytarz, gdzie beagle, cocker mix i młody Lab dzielili wybieg. Ich karty mógł
przeczytać. Na samej górze było logo schroniska.
Roanoke Animal Rescue League.
„Roanoke?”
„Kurwa.”
Jęknął.
Jedna z kobiet zatrzymała się przed jego wybiegiem i spojrzała na niego.
- Hej, mały. Wszystko dobrze?
Spojrzał na nią, a ona wyciągnęła palec przez furtkę, drapiąc go po głowie.
„Nie. Niedobrze. Jest ze mną taaaaaaaaaak kurewsko niedobrze, to nawet nie jest śmieszne.”
Podeszła inna kobieta.
- Co z nim?
- Nie wiem. Wyprowadzę go później na spacer i zobaczę jak sobie radzi. Może nie będzie już
potrzebował proszków przeciwbólowych. Mamy więcej z Florydy?
- Nie z DeSoto. Powiedziała druga kobieta.
„Co do cholery?”
- Mam nadzieję, że nie będzie jak z Charley’em. To była katastrofa. Mój brat tam mieszka,
niedaleko Orlando. Mówił, że mogą się ewakuować do Tallahassee.
„Co?”
Kobieta stanęła i obie wyszły, rozmawiając.
„Nie! Co się dzieje?”
Zauważył inny wybieg po drugiej stronie korytarza i zobaczył kartę wyglądającą inaczej.
DeSoto Country Animal Control. Czarnym markerem ktoś napisał na karcie EWAKUACJA PRZED
HURAGANEM, TRZYMAĆ DO ZWROTU/ODZYSKANIA.
Zamknął oczy. „Och nie.”
Pierwsze pasmo deszczu miało nadejść tej nocy. Pogoda miała się naprawdę pogorszyć w
południe następnego dnia. Chłopcy umieścili Elain w jednym z pokoi gościnnych, pozostałych
dwóch mężczyzn na drugim końcu domu.
Kiedy była pewna, że teren jest czysty, otworzyła drzwi i wpuściła dwa czarne psy.
Zamknęła za nimi drzwi na klucz. Brodey i Cail natychmiast się zmienili i wcisnęli ją między
siebie.
- Jezu, dziecino! Wyszeptał Cail, całując ją i ciasno przytulając. Tak bardzo za tobą tęskniłem!
Brodey przyciskał ją od tyłu.
- Cholera, dobrze mieć cię w domu!
Dom. To było dobre uczucie, być w domu.
Kogo oszukiwała? Była nieszczęśliwa z dala od jej chłopców. I martwiła się o Aina,
ostatnia rzecz, o jakiej chciała myśleć, to jej praca.
Wszyscy troje wyczerpani, zwinęli się razem na łóżku i natychmiast zapadła w pierwszy
spokojny sen od kilku dni, wygodnie wciśnięta między jej dwóch mężczyzn.
Dwóch z jej mężczyzn.
Znowu myślała gdzie i jak Ain był.
Gdy go odzyskają, powie mu kilka słów prawdy.
Potem go przytuli i powie mu, że go kocha.
Następnego dnia mieli znowu pojechać do Arcadii po kolejne wieści od urzędnika
hrabstwa, zrobić reportaż i wejście na żywo. Na ranczo wrócili koło południa. Wiatr miotał vanem
podczas jazdy. Deszcz zaczął padać gdy tylko wjechali na podwórze i musieli rzucić się w kierunku
domu. Mężczyźni musieli szybko wprowadzić vana do stodoły.
Elain przemierzała dom. Chciała iść do sypialni – jej sypialni, jej prawdziwej sypialni
gdzie mogłaby normalnie spać ze swoimi mężczyznami – a także zwinąć się i popłakać.
Nie mogła.
Cail złapał jej wzrok i mrugnął do niej.
„Jest burza. Barometr skacze. To sprawia, że szalejesz.” Cicho powiedział jej w myślach.
Może to była odpowiedź na jej huśtawkę nastrojów.
Po zjedzeniu lunchu, Carl wyszedł z Brodey’em i Cailem przenieść furgonetkę
wiadomości. Bill usiadł naprzeciwko niej w salonie.
- Ci faceci naprawdę cię lubią.
Walczyła z rumieńcem.
- O czym ty mówisz? Ukryła swoją lewą dłoń. Jak widać, jeszcze nie zauważył jej pierścionka, nie
skomentował tego.
Zaśmiał się.
- Nie mogą oderwać od ciebie oczu. Wyobrażam sobie, że zapowiada się jakaś braterska walka o to,
który zaprosi cię na randkę.
Nie chciała tej rozmowy.
- Daj spokój, Bill.
- Gdzie Aindreas Lyall, tak poza tym?
- Chyba coś mówili, że zajmuje się czymś.
- Zabawne, że jeszcze go nie spotkaliśmy.
- Nie moja sprawa.
Usiadł ponownie i spojrzał na nią.
- Coś dziwnego się tu dzieje.
- O czym ty mówisz? Miała nadzieję, że nie słyszał jej pełnego niepokoju tonu.
- Ci bracia. To… nie za bardzo wiem co. Schylił się i zniżył głos. Może oni wszyscy cię zaproszą.
Szczęściara.
Teraz wiedziała, że chciał jej dopiec. Z ulgą, udawała odrazę.
- Bill, trzymaj swój mózg z dala od rynsztoka. Temat zamknięty.
Wiatr wył za zewnątrz. Pozostała trójka wróciła i musiała walczyć z pokusą, by wstać, podejść i
pocałować jej dwóch mężczyzn.
Zerknęła na Billa i zauważyła, że ten się uśmiecha.
Ain próbował słuchać, złapać jakiś strzępek informacji. Ktoś włączył radio, lokalna stacja
jazzowa. Ain czekał na przerwę na wiadomości.
Wreszcie, po południu, przyszła odpowiedź.
„Huragan Natalia ruszył na Wybrzeże Florydy, blisko tego samego rejonu, co Huragan Charley
kilka lat temu...”
Przerażony, Ain wysłuchiwał relacji. Gdyby tylko mógł być na wolności.
Wtedy co? Miałby być nagim facetem biegającym wokół Roanoke bez portfela, bez
dowodu tożsamości.
I nie wyglądało na to, że Brodey lub Cail mogli po niego przyjść.
Znaleźli Elain? Czy była bezpieczna?
Położył pysk na swoich łapach i zaskomlał.
Mieli kilka ataków wiatru i pogody na przedsionku. Wciąż było zbyt wietrznie by
transmitować, i nie mogli wyciągnąć furgonetki ze stodoły, by podnieść antenę satelitarną, ale
laptop Elain łapał sygnał, więc mogli sprawdzać radar. Burza nieznacznie zmieniła kierunek w
stronę południa, co stawiało ich w trochę lepszej sytuacji.
Brodey i Cail wpatrywali się w ekran zza jej ramion.
- Dobrze. Będziemy mieli podmuchy 2 Kategorii, ale wyglądają jedynie na wiatry 1 Kategorii.
Powiedział Cail. Spojrzał na Brodey’ego. Chyba unikniemy pocisku.
- Co zrobicie po burzy? Spytała.
- Najpierw sprawdzimy inwentarz, stodoły, przejedziemy wzdłuż zewnętrznego ogrodzenia i
dokonamy potrzebnych napraw, aby bydło się nie pogubiło. Jeśli któreś uciekło, będziemy szukać.
Potem sprawdzimy wewnętrzne ogrodzenia, dokonamy napraw, upewnimy się, że pompy w
studniach pracują utrzymując koryta napełnione. Tego typu rzeczy.
- Co zrobicie z rannym bydłem?
Cail wyglądał na ponurego.
- Zależy jak będzie źle. Jeśli będą poważnie ranne, wtedy natychmiast je uśpimy. Jeśli w niewielkim
stopniu, to sprowadzimy weterynarza, żeby je wyleczył, jeśli nie damy rady zająć się nimi sami.
Wiele z nich ma rany szarpane od latających szczątków. Czasami to drobnostka, więc możemy
przemyć je antyseptykiem. Będą bardzo zestresowane, więc dopóki jest zagrożenie, zostawimy je
tam, gdzie są, dzień lub dwa dłużej, żeby ochłonęły. Otworzymy stodołę z cielakami, puszczając je
wolno, ale nie wyprowadzając ich. Kiedy tylko będą uspokojone, przeniesiemy je na ich pastwiska,
uprzednio je sprawdzając.
- Jak wiele straciliście po Charley’em?
Brodey potrząsnął głową.
- Sporo. Trzydzieści zmarło podczas burzy. Musieliśmy uśpić kolejne pięćdziesiąt. Czterdzieści
zachorowało, ale weterynarz je uratował. Prawie wszystkie miały małe obrażenia. Dlatego właśnie
zbudowaliśmy wzmocnioną stodołę, by przynajmniej te najbardziej wrażliwe mogły być ochronione.
Normalnie nie umieszcza się bydła w stodole na czas burzy, ale ta jest specjalna. Kosztowała nas
ponad dwa miliony. Jest jak bunkier, ze wzmocnioną podłogą i betonowymi ścianami i sklepieniem
przygotowanym na Kategorię 4. To nie tak, że możemy przepędzić bydło przez stan z dala od drogi.
One po prostu muszą przykucnąć i przeczekać burzę. Założyliśmy wiatrochrony na północnym
pastwisku, bo jest najwyżej, nie ma wylewów, dużo cyprysów, które są też jak naturalne
wiatrochrony. Wszystko co możemy zrobić, to się modlić.
Tej nocy, Elain czuła jakby wyszła ze swojej skóry. Z zaginionym Ainem, burzą i brakiem
możliwości przytulenia się do jej mężczyzn, była emocjonalnym wrakiem. Brodey i Cail próbowali
ją mentalnie uspokajać. Wciąż czuła się nieszczęśliwa. Położyła się do łóżka i parę minut po
dwudziestej trzeciej usłyszała miękkie drapanie do drzwi. Kiedy je otworzyła, weszli Cail i Brodey.
Zmienili się i trzymali ją, gdy płakała.
- Przepraszam. Nie mogę. Tak się o niego martwię. Co, jeśli jest ranny?
- Nic mu nie jest. Pocieszał ją Brodey. Jestem pewny, że tak jest. Jest twardy.
Spojrzała na Caila.
- Zamierzam odejść. Nie mogę tak dłużej. Myślałam, że mogę , myślałam, że chcę pracować.
Kocham was chłopcy i nie chcę być z dala od was. Chcę, żeby wrócił. Wciąż jestem na niego zła,
ale kocham go.
- Skarbie, nie podejmuj pochopnych decyzji. Powiedzieliśmy ci, jeśli chcesz pracować, nie ma
sprawy. Coś wymyślimy.
Przytulił ją do siebie, Brodey trzymał się blisko, z tyłu.
- Cokolwiek zechcesz, Brodey ją zapewnił, my to zrobimy.
Poszli do łóżka, trzymając ją.
- Jak zamierzacie go odnaleźć? Spytała, pociągając nosem.
- Nie wiem, skarbie. Powiedział Cail. Szczerze mówiąc, nie możemy się tym martwić, dopóki nie
dowiemy się jakie tu mamy zagrożenie. Będzie musiał poradzić sobie sam.
Ain powoli kuśtykał po swoim wybiegu, po tym jak jeden z opiekunów schroniska go
wypuścił. Ledwie chodził, wszystko go bolało. Jezu, spierdolił swoją sławę.
Z wiadomości radiowych dowiedział się, że burza nie będzie takich rozmiarów jak
Charley. Obwiniał się, powinien być na ranczu, doglądać spraw.
W jaki sposób kiedykolwiek ściągną go z Roanoke?
Nie chciał żyć bez Elain. Nie mógł spojrzeć teraz braciom w oczy, po tym jak ich
rozczarował. Co mógł zrobić?
Zerknął na kobietę trzymającą jego smycz i w jego głowie ułożył się plan. Może mógłby
to skończyć raz na zawsze.
Ain spojrzał na nią, głaszczącą jego sierść i wydał z siebie niski, głęboki warkot.
Rozdział 8
Następnego ranka słońce powitało Elain, podczas gdy piła swój pierwszy kubek kawy.
Brodey i Cail wyszli o brzasku dojrzeć bydła. Miała wyjechać wkrótce wraz z Billem i Carlem.
Miała sprawy do załatwienia, reportaże do nakręcenia.
Pracę do rzucenia.
Zmuszała się przez cały ranek. Z niechęcią, wróciła do Arcadii z Billem i Carlem
dokończyć reportaże. Musiała spakować swoje rzeczy i zanieść je, ponieważ ciężko byłoby
wytłumaczyć, dlaczego tego nie zrobiła, gdy wracali do Venice tego popołudnia.
Poza kilkoma przewalonymi konarami i przerwanymi drutami wysokiego napięcia, rejon
nie wyglądał gorzej niż wcześniej. Naprawdę uniknęli pocisku.
Ostatni przystanek, dokończenie reportażu w Animal Control. Zajechali tam trochę po
dziesiątej. Elain porozmawiała z kierownikiem schroniska i rozłożyła plik ulotek ze zdjęciami,
opisami i informacjami o zwierzętach odtransportowanych do innych schronisk, aby Bill mógł
zrobić im ujęcie.
- Wreszcie mamy czas by się nimi zająć. Wyjaśnił. Byliśmy zbyt zajęci przygotowaniami do burzy,
by zrobić to wcześniej.
Elain zamierzała odwrócić się od lady, gdy zwróciła na coś uwagę.
Bezpański pies, UPS, Samiec, B/Z, Czarny, Szare Oczy, Krzyżówka Pies Pasterski/Wilk
Schwyciła kartkę z lady. Leżał na boku z podłączoną do przedniej łapy kroplówką, ale to był
Ain, mogła założyć się o własne życie. Odwróciła się do kierownika schroniska.
- Co to znaczy? UPS? B/Z?
Kierownik wziął kartkę.
- Oh, ten został uderzony przez samochód. B/Z – bez zmian. Samiec, niekastrowany.
Elain trawiła te słowa.
- Uderzony przez samochód?
Kiwnął głową.
- Tak, para staruszków w malutkim samochodzie go uderzyła. Dzięki Bogu, nie był bardzo zraniony,
jechali naprawdę wolno. Przewieźliśmy go do Roanoke któregoś dnia. Chwilę przedtem, zanim
przyjechaliście, jeśli to ważne. To była pierwsza przyczepa, którą przewoziliśmy.
Bill złapał ją za ramię, gdy zachwiała się na nogach.
- Jezu, Elain, wszystko dobrze?
- Nie. Chwyciła z powrotem papier od kierownika schroniska. Gdzie on teraz jest? Jest w Roanoke?
W VIRGINII?
- Tak, dlaczego? Zna go pani?
- On jest jednym z… psów braci Lyall. Zgubił się przed burzą. On jest…psem pasterskim,
pracującym psem. Przy bydle.
Bill spojrzał na kartkę.
- Kurde, wygląda jak tamte dwa, nie?
Kierownik schroniska uśmiechnął się.
- Och, to wspaniale! Zadzwonię zaraz do Roanoke i upewnię się, że go mają.
Poszedł do swojego biura. Gdy wrócił, chwilę później, wyglądał zdecydowanie bardziej ponuro niż
wcześniej.
- Co się dzieje? Elain walczyła z krzykiem.
- On… hm, wczoraj ugryzł pracownika schroniska. Zachowuje się bardzo agresywnie. Przeznaczyli
go do uśpienia jako niebezpiecznego psa po tym jak skończy się jego okres kwarantanny. Mówią, że
nie mogą do niego podejść.
Elain wybiegła na zewnątrz. Trzęsącymi dłońmi wybrała numer Brodey’ego, potem Caila.
Oboje mieli włączoną pocztę głosową.
Wróciła do pomieszczenia i zamachała kartką przed kierownikiem.
- Co mam zrobić, żeby go odzyskać?
- Co? Wątpię, że pozwolą pani…
Elain stłumiła nagły atak wściekłości, który w niej narósł.
- CO mam zrobić, żeby go odzyskać? NIE MOGĄ go uśpić! „Jest moim partnerem!” On jest… Nie
mogę dodzwonić się do braci Lyall, ale wiem, że to ich pies. Jest bardzo cenny, był szczepiony i z
całą pewnością nie jest agresywny! „Jest po prostu zrozpaczony”.
- To jest nieprzepisowe.
Spojrzała na niego.
- DAJ mi papiery. Warknęła, zaskakując ponownie gamą emocji w jej głosie. ZADZWOŃ do
Roanoke, powiedz im, że będę tam jak tylko złapię samolot.
Bill dotknął jej ramienia.
- Um, Elain? Mamy film do nakręcenia.
Odwróciła się do niego walcząc z chęcią obnażenia zębów.
- NIE POZWOLĘ im go uśpić! Jego… jego imię to Alfa. Jest jednym z ich psów. Wiem, że mimo
wszystko, jest dobrze ułożony.
Bill cofnął się o krok, podniósł ręce do góry.
- Hej, dziewczyno. Okej. Co tylko powiesz.
Kierownik schroniska dał jej jego kartę, napisał na niej swoją komórkę i numery domowe,
dał jej papiery z ich schroniska.
- Zważywszy na to, że ugryzł kogoś, wątpię czy pozwolą pani go wyprowadzić. To uwolni go z
naszego aresztu, jak coś niech dzwonią do mnie z pytaniami. Normalnie nie robię takich rzeczy. Są
procedury, których musimy przestrzegać, rozumie pani.
- Dziękuję.
Elain zaprowadziła Billa i Carla do furgonetki, przez całą drogę do stacji walcząc z emocjami. Nie
kłopotała się nawet z wchodzeniem do środka, po prostu przeniosła swoje rzeczy do samochodu i
najszybciej jak mogła udała się na lotnisko. Tyle dla jej pracy.
„Cholera, to już prawie rytuał.”
Pogrzebała w swoich rzeczach, wrzuciła kilka do podręcznej torby i znalazła lot do Richmond za
czterdzieści minut. Nie zdąży przed zamknięciem schroniska. Nie była wybredna.
Będąc w Virginii, wynajęła samochód i pojechała do Roanoke, dojechała do lotniska trochę
po dziesiątej wieczorem.
Nikogo nie widziała, brama była zamknięta.
Znalazła otwartą restaurację, skorzystała z łazienki, żeby się odświeżyć i zmusiła się do
jedzenia. Jej telefon padł, zapomniała go naładować, a nie wzięła ładowarki.
Zostawiła ją w domu.
Na ranczu.
Zatrzymała się w całodobowym Wal-Mart i kupiła parę rzeczy. Trochę po północy, Elain
zaparkowała prze schroniskiem, zablokowała drzwi od samochodu i odchyliła się na fotelu,
czekając.
Pierwsi pracownicy przyjechali koło szóstej trzydzieści następnego ranka. Elain chwyciła
swoją nową torbę na zakupy i papiery, podeszła do nich i wyjaśniła sytuację.
Kobieta wyglądała na niepewną.
- Proszę pani, ten pies oszalał. Nie możemy nawet do niego podejść. Nagle dostał szału. Nie
pozwolą pani podejść do niego.
Elain znów poczuła łzy.
- Proszę! ZNAM go. Proszę spojrzeć, mam wszystkie papiery. Animal Control w Arcadii wypuścili
go, powiedziano mi, że mogę go wziąć. Miał szczepionki, nie musi być w kwarantannie.
Przyjechałam z Florydy, żeby go wziąć. Proszę!
- Kierownik schroniska będzie za godzinę. On podejmie decyzję. Westchnęła. Pozwolę pani na
niego spojrzeć, tylko żeby potwierdzić, że to ten sam pies. Przepuściła Elain przez bramę i
wprowadziła do budynku.
Ain czekał. Słyszał, że drzwi się otwierają, światła zostały włączone. Czuł się źle, gryząc tę
kobiety, miał nadzieję, że jej nie zranił, chciał ją jedynie przestraszyć. Nie sądził, że przebił skórę.
Jego wściekłe warknięcia, pomruki i ujadanie miały w ich zasiać w nich strach.
„A więc to takie uczucie, czekać na wyrok śmierci.”
Zamknął oczy i czekał. Przenieśli go do bezpiecznej, zamkniętej części, jednego z kilku
wybiegów zarezerwowanych dla psów będących pod kwarantanną.
Wściekłych psów.
Musiał się tak zachowywać, dopóki go nie uśpią.
Kiedy przyszła pierwsza kobieta, Ain podniósł głowę i warknął.
- Tak, coś dla ciebie, draniu. Wymamrotała, otwierając bramę. Szybko postawiła miskę z jedzeniem
zanim brama zatrzasnęła się z powrotem.
Gdy wyszła, Ain położył głowę na łapach. Jedzenie było gówniane.
„Jak psy to wytrzymują?”
Nie jadł tego. Nie miało znaczenia, przy odrobinie szczęścia umrze w przeciągu kilku dni.
Zamknął oczy i pomyślał o Elain. Tęsknił za nią, tęsknił za braćmi. Gdyby pomyślał o niej
wystarczająco mocno, mógłby poczuć jej zapach.
Zewnętrzna brama znów się otworzyła, zbliżające się kroki, dwie osoby.
Warknął.
„Zostawcie mnie samego.”
Kobiecy głos.
- Powodzenia. Mówię pani, nikt nie może do niego podejść.
Warknął głośniej, przygotowując się do pełnego warkotu. Podniósł głowę i otworzył oczy,
warkot utknął mu w gardle.
Elain uśmiechała się do niego.
- Masz pojęcie, jak bardzo się o ciebie martwiliśmy, ty draniu?
Elain mogłaby się uśmiechnąć na widok zszokowanej miny Aina, gdyby nie czuła tak
ogromnej ulgi, że go znalazła i nie martwiła się, jak go stamtąd wyciągnąć. Miała parę szortów, T-
shirt i japonki w jego rozmiarze schowane w reklamówce na ramieniu, ale zauważyła kamery w
schronisku. Gdyby nie mogła wyjść z Alfą, sądziła, że będzie mogła wyjść z Ainem na dwóch
nogach, jeśli zabierze go gdzieś, gdzie mógłby się zmienić, nie będąc widzianym.
Podszedł do niej z widocznym szokiem, kiedy klęknęła przed wybiegiem.
- Proszę pani, proszę nie wyciągać tam ręki. Ostrzegł ją pracownik schroniska. Mówię, on…
Ain skoczył na nogi, nie zważając na ból, który to powodowało i ruszył na furtkę. Pchnął
swoim nosem, próbując polizać Elain, skomląc ze szczęścia i merdając ogonem.
- Jezu, powiedział pracownik schroniska, chyba zamierza panią zjeść!
Elain zaśmiała się.
- Nie, jest po prostu zestresowany. Jest psem pracującym, nie domowym zwierzątkiem. Normalnie
zagania tysiąc sztuk krów. Nie jest zwykłym psem i nie jest przyzwyczajony do siedzenia w budzie.
Mówię panu, on nie jest wściekły.
Wstała, otworzyła wybieg, weszła do środka i ponownie klęknęła.
Owinęła ramiona wokół niego i schowała twarz w jego futrze.
„Mimo wszystko, jesteś pieprzonym dupkiem”
„Wiem, dziecinko! Tak bardzo przepraszam. Bardzo, bardzo przepraszam! Oh, Boże, tak strasznie
przepraszam! Tak bardzo cię kocham!
Wzięła w dłonie jego twarz i spojrzała mu w oczy.
„Żadnych więcej gównianych zarządzeń?”
„Obiecuję.”
„Naucz mnie tego, co powinnam wiedzieć. Obiecuję, że postaram się to poznać. Ale błagam,
żadnych zarządzeń, chyba że te całe zmienne gówno. Nie musisz mnie zmuszać do tego, żebym z
wami została, rozumiesz?”
„Obiecuję! Oh, Boże, obiecuję! Cokolwiek!”
Przytuliła go ponownie, głęboko wdychając jego zapach.
- Kocham cię. Wyszeptała mu do ucha. Tak bardzo cię kocham. Już myślałam, że cię straciliśmy.
Załkał.
Zajęło wiele błagania, bronienia i pokazywania, że Ain definitywnie nie był wściekłym
psem, by wreszcie przekonać kierownika schroniska, by wypuścił go z Elain dwie godziny później.
Jedynym względem było to, że przepełnione schronisko nie chciało go uśpić.
Ain podszedł do kobiety, którą ugryzł. Zaskomlał i polizał jej dłoń. Na szczęście, nie
skrzywdził jej. Ostatecznie, śmiała się i również prosiła kierownika schroniska, by go wypuścił.
Ze smyczą wokół szyi Aina, Elain podpisała papiery i wyprowadziła go ze schroniska.
Otworzyła mu tylne drzwi jej wynajętego samochodu.
- Wskakuj, dupku. Powiedziała.
Wciąż obolały, ostrożnie wskoczył z bolącym stęknięciem i położył się na siedzeniu.
Usiadła za kierownicą i spojrzała na niego zza siedzenia.
- Spałam w tym cholernym samochodzie ostatniej nocy. Muszę zadzwonić do Caila i Brodey’ego, a
moja praca stoi prawdopodobnie pod znakiem zapytania bo praktycznie rzuciłam wszystko, by tu
przyjechać, gdy dowiedziałam się, co się stało. Jestem w cholernie poważnych tarapatach, mały.
Zaskomlał.
Elain znalazła hotel, sprawdziła go, nie wspomniała o jej „psie” ale powiedziała, że jest ze
swoim narzeczonym. Zostawiła Aina w samochodzie, poszła za róg do fast-foodu, do baru dla
zmotoryzowanych i wreszcie wróciła do hotelu.
Otworzyła mu tylne drzwi, wzięła torbę, swoją torebkę i jedzenia, otworzyła drzwi od
pokoju i położyła wszystko w środku. Ain z jej pomocą ostrożnie wyskoczył z samochodu i
utykając, wszedł do pokoju. Podążyła za nim i zamknęła za sobą drzwi, zostawiając na drzwiach
zakładkę z napisem „Nie Przeszkadzać”.
Położył przednie łapy na łóżku i zmienił się.
- O Boże, kurewsko boli! Warknął.
Pragnęła być zła, ale ogromne czarno niebieskie pasy wzdłuż jego torsu szybko rozwiały te
emocje.
- Kurwa mać!
Podbiegła do niego i ostrożnie pomogła mu się położyć. Okropny odór zaatakował jej nos.
- Oh, skarbie, bez obrazy, ale naprawdę cuchniesz. Już pachniesz lepiej jako pies.
Kilkudniowy zarost zacienił jego policzki. Zaśmiał się szorstko.
- Taaa, wyobrażam sobie. Daj mi minutę na złapanie oddechu i pomóż mi pod prysznicem, dobrze?
Zaczęła mycie, włączyła ciepłą wodę, potem go rozebrała i pomogła. Był zbyt obolały, by
zrobić cokolwiek poza oparciem się o ścianę, podczas gdy ona umyła go i ogoliła. Skończyli i
pomogła mu się wysuszyć i wrócić do łóżka, gdzie usiadł z bolesnym stęknięciem.
Podała mu jedzenie.
- Jedz. Potem musimy powiadomić pozostałych.
Nie mógł na nią spojrzeć.
- Przepraszam, Elain. Naprawdę.
Uklękła naprzeciwko niego.
- Spójrz na mnie.
Wreszcie to zrobił, jego szare oczy pełne były smutku.
- Nie musisz rozkazywać mi, żebym została z wami i nie pracowała i całe to gówno. Ale jeśli mówisz
mi jedno, i dowiaduję się, że bawisz się mną, to boli. I mnie wkurwia. Dlaczego miałabym wierzyć
w jakiekolwiek twoje słowa?
- Przepraszam. Masz rację.
Łagodnie pogłaskała jego nogę.
- Jedz.
Zadzwoniła na ranczo z pokojowego telefonu. Kiedy wreszcie złapali Brodey’ego, na
początku był niezadowolony, że wyjechała, nie mówiąc ani słowa, potem szczęśliwy, że znalazła
Aina.
- Daj mi pogadać z Panem Głównym Dupkiem.
- Bądź delikatny, miał ciężkie dni.
- Walić to. Mam z nim do pogadania, skarbie.
Podała telefon i patrzyła, jak Ain zamknął oczy i przez pięć minut słuchał rozprawiań i
przekleństw Brodey’ego. Nie mógł nawet dojść do słowa.
Kiedy Brodey skończył, usłyszała jego krzyk.
- I co ty na to, ty przeklęty dupku?
- Że masz rację i przepraszam.
Nagła cisza w telefonie.
- Brod, jesteś tam? Spytał Ain.
- Przepraszam?
- Tak. Zachowałem się jak dupek. Sam jestem sobie winien. Masz rację.
- Daj mi Elain. Aindreas podał telefon i wyciągnął się na łóżku z jękiem.
- Tak?
- Czy z nim jest dobrze?
- Tak. Nadrobię wszystko kiedy będziemy w domu.
- Kiedy?
- Jeszcze nie wiem. Muszę się przespać, a on jest zbyt obolały, by teraz podróżować. Dam ci znać.
- Dzięki.
Rozłączyła się i ostrożnie wspięła się na łóżko koło niego.
- Będzie się pan musiał sporo podlizywać.
- Tak. Nie mam żadnych argumentów.
Łagodnie splotła swoje palce z jego.
- Jak to się stało, że uderzył cię samochód?
Nie odpowiedział.
- Chciałeś się zabić, prawda?
Wreszcie skinął głową.
- Nie jestem skomplikowaną kobietą. Chciałabym móc wierzyć mężczyźnie – mężczyznom – z
którymi spędzę resztę życia. To wszystko.
Ostrożnie przekręcił się i trącił twarzą jej ramię.
- Przepraszam.
- Jak myślisz, ile minie, zanim będziesz mógł lecieć?
- Nie mam żadnego dowodu tożsamości. Nie mogę lecieć.
- Cholera.
Wyskoczyła z łóżka, zadzwoniła znowu do Brodey’ego, zgodził się wysłać jej ładowarkę i
portfel Aina do hotelu, Wspięła się ponownie na łóżko.
- Dobra, masz co najmniej dwadzieścia cztery godziny ze mną sam na sam. Najpierw chodźmy
spać. Gdy wstaniemy, przyniosę nam lunch i załatwimy ci normalnie ciuchy i porozmawiamy.
Zamknął oczy.
- Brzmi nieźle.
Siniaki wyglądały lepiej, gdy obudzili się później po południu. Oglądał w lustrze swoje
rany.
- Założę się, że na początku wyglądały o wiele gorzej. Powiedział.
- Myślałam, że mówiłeś, że leczysz się szybciej niż normalni ludzie?
- Tak, wszystko co miałem, to pęknięte żebra i wstrząśnienie mózgu. Inny zwykły pies
prawdopodobnie wkrótce by zdechł. Wreszcie mogę oddychać bez bólu.
Skrzywiła się.
- Dostałeś manto, to pewne.
- Możemy spróbować polecieć jutro wieczorem, jeśli będzie lot i mój portfel przyjdzie na czas.
Usiadła na łóżku i zerknęła na niego. Odwrócił się.
- Co?
Wzruszyła ramionami.
- Może ty i ja potrzebujemy tego czasu razem. Żeby rozwiązać to całe gówno. Brodey i Cail
zamierzają cię maglować, kiedy tylko wrócimy do domu. Zauważyła, że nie powiedział ani słowa na
temat jej przeklinania.
- Taaa.
Wstała i podeszła, ostrożnie owijając wokół niego ramiona.
- Jeśli wciąż mam pracę. Mam zamiar zadzwonić do nich i zrezygnować.
- Dziecino, nie musisz…
- Szzz. Daj mi skończyć. Miałeś rację, dobrze? Nienawidzę być z dala od was. Byłam tak wściekła i
nieszczęśliwa, gdy uciekłam do Spokane. Nie mogłam jasno myśleć. Kiedy pojawił się Brodey,
znajdując mnie, chciałam, żeby zabrał mnie do domu.
Spojrzała mu w oczy.
- Tak, czuję się jak w domu, będąc z wami. Przyznaję to. Nie wiem, co chcę robić, ale nie chcę
pracować dla stacji. Przez te dwie godziny jazdy mogłabym być z wami. A ty i Brodey macie rację,
że nawet jeśli nie jestem na wizji, nie jest to dla nas bezpieczne, że tam pracuję.
Położył podbródek na czubku jej głowy.
- Zdołałem wszystko spieprzyć na całej linii, prawda?
- Cóż, najlepszym sposobem, byś przestał to robić, jest koniec rozmyślań nad tym, że są rzeczy,
które powinieneś zrobić i jedynie przejmować się tym, co jest potrzebne dla naszej czwórki,
rozumiesz?
- Tak.
- Spędź ze mną czas. Rozmawiaj ze mną. Mów do mnie. Jeśli musisz z jakiegoś powodu wydać mi
zarządzenie, które ma uczynić mnie bezpieczną, wyjaśnij dlaczego i porozmawiajmy o tym. To mnie
tak nie zdenerwuje. Nie chcę zrobić niczego, co mogłoby spieprzyć coś wokół innych zmiennych.
Nie wydawaj zarządzeń jedynie po to, by mnie uciszyć, przespać się ze mną, czy cokolwiek innego.
- Nigdy tego nie zrobię!
- To moje zdanie. Skąd to wiem? To, co przestraszyło mnie po tym twoim małym wyczynie. Możesz
mnie zmusić do robienia pewnych rzeczy i szczerze mówiąc, wkurza mnie to.
- Przepraszam. Powiedział miękko.
Czuł się na tyle dobrze, by jechać samochodem. Elain kupiła mu parę dżinsów, koszulkę i
prawdziwe buty. Potem zatrzymali się na lunch. Kiedy wrócili do pokoju, Ain rozebrał się i
zauważyła, że jedna z jego ran na biodrze prawie zniknęła.
- Spójrz tutaj. Delikatnie dotknęła tego miejsca. Leczy się.
Kiwnęła głową.
- Teraz powinno pójść szybko.
Zauważyła, że nie był tak słaby jak wcześniej.
Oglądali telewizję, leżąc w łóżku. Elain musiała przyznać, że uczucie ramion Aina
otaczających ją było wspaniałe po tylu dniach z dala od niego.
Przesunęła jego dłoń, otaczającą jej talię, na biust.
Pocałował tył jej szyi.
- Czy to aluzja?
- Tak. Jeśli dasz radę.
W odpowiedzi wtulił się w jej tyłek.
- O tak. Dam radę.
Przesunął wargami wzdłuż jej ramienia.
- Mimo to, nie uważam, że na to zasłużyłem.
- Yeah, jesteś w niełasce, stary.
[* amer. gra słów. W oryginale: “Yeah, you’re in the doghouse, buddy.”, jest to
idiom dosłownie oznaczający „yeah, jesteś w budzie, stary”.]
Zaśmiał się.
- Najpierw muszę wrócić do twych łask, potem podlizać się Cailowi i Brodey’owi.
Prychnęła.
- Nie żartuj. Dobiorą ci się do skóry, Główny Alfa, czy nie, kiedy wrócisz do domu.
- Jak duże burza zniszczyła? Straciliśmy bydło?
- Nie wiem. Nie było tak źle, jak sądziliśmy. Arcadia w większości była w jednym kawałku, kiedy
przejeżdżaliśmy. Odwróciła się i rzuciła mu gniewne spojrzenie. Wyjechałam zanim mogłam
sprawdzić. Musiałam tu przylecieć i uratować zbłąkanego kundla.
Przekręcił się na nią.
- Punkt dla ciebie. Przycisnął swoje wargi do jej i następny wredny komentarz uleciał, gdy poczuła
na sobie jego smak.
Kiedy podniósł głowę, przerywając pocałunek, zapytała.
- To jest to, co czuje narkoman, gdy dostaje swoją kolejną dawkę?
Uśmiechnął się.
- Narkoman?
- Tak. Poprowadziła swoje dłonie wzdłuż jego twardych pleców. Wciąż jestem na ciebie zła, a
jestem tutaj, gotowa na ciebie wskoczyć.
Pocałował ją ponownie.
- Tak?
- Tak. Odpowiedziała jednym tchem. Zraniłeś moje uczucia. Wkurzyłeś mnie. A na dodatek,
śmiertelnie mnie przestraszyłeś swoim zniknięciem.
Muskał przód jej gardła, jego język i wargi parzyły jej skórę.
- Spędzę resztę mego życia przepraszając.
Zamknęła oczy, ciesząc się tym, co robił.
- Może jedynie kilka następnych tygodni. Jeśli nie przestaniesz tego robić.
Jego głęboki, zdławiony chichot poruszył coś w jej wnętrzu. Opuścił się, podniósł jej
koszulkę, całując jej brzuch.
- A co z tym?
- Mmm. Może. Czy to robi ze mnie zdzirę, że jestem taka łatwa?
Usiadł szybciej niż zdołała zrobić jakikolwiek ruch i złapał ją za nadgarstki.
- Przestań. Jego uścisk był silny, ale nie bolesny. Nigdy więcej tak o sobie nie mów.
Narósł w niej nagły, niezatrzymany gniew.
- Cóż, czy to nie sprowadza się właśnie do tego? Czuję się, jakbym straciła rozum i postradała
zmysły odkąd poznałam was trzech! Miałam pieprzoną – PIEPRZONĄ karierę, życie! Nie zrozum
mnie źle, jesteście tego warci, ale to jest tak, jakbym nie miała własnej woli… Przerwała łkając. A
teraz mam te głupie huśtawki nastrojów! To wszystko twoja wina!
Zamierzyła się na niego ale owinął wokół niej ramiona, przytrzymując ją i pocałował
czubek jej głowy, próbując ją uspokoić.
- Kochanie, to więcej niż świadomość myśli czy uczuć. To Przeznaczenie. Siły wyższe złączyły nas
wszystkich. Uwierz mi, oszaleliśmy na twoim punkcie, tak jak ty na naszym, może nawet bardziej.
Nie myślimy tak o tobie. Uważamy, że jesteś dla nas idealną kobietą, jedyną kobietą. Musieliśmy cię
znaleźć i kochać.
Wtuliła się w jego tors i załkała.
- Straciłam rozum.
Pokrył jej twarz pocałunkami.
- Kochamy cię. Nie rozumiesz jeszcze, bo nie zdążyliśmy cię dotąd niczego nauczyć. Delikatnie
dotknął jej podbródka, zmuszając ją, żeby na niego spojrzała. Jesteśmy zobowiązani Kodeksem
Przodków. Kiedy znajdujemy nasze Jedyne, jesteśmy zaprzysiężeni, by je chronić, kochać i czynić je
szczęśliwymi. Przez resztę naszego życia razem, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, byś była
szczęśliwa i chroniona.
- Praca uczyniła by mnie szczęśliwa.
Przytulił ją mocniej.
- Wiem. Może znajdziemy coś innego bliżej domu, z czego byłabyś zadowolona.
- Pracowałam ciężko by dostać się na wizję.
- Przepraszam.
- Mam dosyć twojego przepraszania.
Powstrzymał się przed chęcią ponownego przeproszenia. W zamian za to, westchnął.
- Powiedziałem ci, że jeśli chcesz wrócić do pracy, to coś znajdziemy.
- Nie mogę. Brodey miał rację. Gdybym pracowała w stacji, nie mogłabym wtedy być otwarcie z
wami. To mogłoby ściągnąć powszechną uwagę. A ja nie chcę być z dala od was.
Przyłożył wargi do jej czoła.
- Możemy sprzedać ranczo. Powiedział miękko.
- Co?
- Jeśli jesteś naprawdę nieszczęśliwa, możemy sprzedać ranczo i przeprowadzimy się do Venice.
Będziemy potrzebować większego domu, gdzieś w odosobnieniu, bez obecności sąsiadów.
- Zrobicie to dla mnie?
- Jeśli to cię uszczęśliwi.
Ale to nie uszczęśliwiło by jej chłopców i zdawała sobie z tego sprawę. Zrobili by to tylko
dla niej. Byli tam już ponad pięćdziesiąt lat – jej mózg wciąż nie mógł tego do końca ogarnąć – i
wiedziała ze swoich rozmów z Brodey’em, że kochali lasy, po których mogli biegać, kochali
pracować z bydłem.
- Nie.
Jego brwi wystrzeliły w górę w zdziwieniu. Wyjaśniła.
- To co mogło by naprawdę mnie uszczęśliwić, to odrobina czasu na relaks, całej naszej czwórki, by
dojść do tego, co do cholery jest normalne. Czasu, w którym nauczylibyście mnie wszelkich psich
reguł, żebym niczego nie schrzaniła i czasu, by się wzajemnie poznać. Normalka. Chcę ciszy i
spokoju.
Skinął głową.
Westchnęła i przytuliła się do niego bliżej.
- Jestem dziwaczką.
- Nie, nie jesteś.
- Jestem! To znaczy, spójrzmy prawdzie w oczy, zobacz jak lecę na was trzech!
Ponownie się na nią przekręcił.
- Nie każ mi nakazać ci, żebyś się tym nie martwiła. Jego ton i swawolny uśmiech przeczyły jego
słowom.
- Może to jedyna okazja, kiedy pozwolę ci to zrobić.
Ucałował koniuszek jej nosa.
- Może napiszesz erotyk oparty na naszym życiu. Czy taki gatunek książek nie jest dochodowy?
Zaśmiała się.
- Tylko ty mogłeś coś takiego wymyślić.
- Nie. Ale jestem pewny, że Brodey tak. Jest oryginalnym psem napaleńcem. Ponownie podniósł jej
koszulkę, tym razem przeciągając ją przez jej głowę. Kiedy przemówił, jego głos brzmiał bardzo
cicho.
- Pragnę cię uszczęśliwić, Elain. Pragnę spędzić swoje życie na kochaniu ciebie.
- Dlaczego próbowałeś się zabić?
Nie mógł spojrzeć jej w oczy. Złapała jego podbródek i zmusiła do spojrzenia na nią.
- Brodey mówił coś o tym, że wy chłopcy nie możecie się nawzajem okłamywać, a teraz, odkąd
jestem waszą partnerką, nie możecie okłamać mnie.
- To zerwałoby twoją więź ze mną. Chciałem, żebyś była szczęśliwa.
- Jeśli poproszę cię byś coś mi obiecał, dotrzymasz tego?
Kiwnął głową.
- Obiecaj, że nigdy więcej nie zrobisz czegoś tak głupiego.
- Obiecuję.
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała, owijając swoje ramiona wokół niego. Tym razem
pozwoliła zawładnąć swojej pasji. Jej ciało odpowiedziało na jego dotyk, na ciepło jego dłoni
muskających jej skórę.
Uniosła biodra, kiedy rozpinał jej szorty, więc mógł ściągnąć je wzdłuż jej nóg, razem z
majtkami. Potem ustawił swoje usta nad jej wzgórkiem i delikatnie trącił jej łechtaczkę.
Jęknęła.
Przeniósł pocałunki wzdłuż wewnętrznej strony jej ud.
- Tak bardzo przepraszam, dziecino.
- Powiedziałam ci, żebyś przestał przepraszać.
Stłumił śmiech i ponownie zaatakował językiem jej guziczek, jego dłonie stanowczo
trzymały ją przy nim. Nie zajęło mu wiele doprowadzenie jej na szczyt. Jego język bezlitośnie lizał
jej łechtaczkę aż wreszcie załkała i szarpnęła biodrami.
Wślizgnął się w nią i przekręcił się na bok, powoli ją pieprząc. Przewiesił jej nogę nad
swoją, jedna dłoń spoczywała na jego biodrze, jej palce wbijały się w jego tyłek.
Musnął jej gardło.
- Co myślisz, o tym, żebyśmy zawarli umowę? Żadnych bzdur. Dajesz nam sześć miesięcy, robisz
wszystko po mojemu.
Zamarła i przechyliła się do tyłu, by na niego spojrzeć.
- Co masz na myśli, mówiąc „po mojemu”?
- Wysłuchaj mnie.
Zrelaksowała się wokół niego.
- Dawaj.
Wznowił swoje wolne pchnięcia.
- Dasz nam pół roku. Powiedziałaś, że chcesz ciszy i spokoju. Normalności. Dasz nam te sześć
miesięcy, my będziemy cię uczyć, pozwolimy ci rozładować się psychicznie. Potem, po tych sześciu
miesiącach, jeśli naprawdę będziesz chciała wrócić do pracy, to wrócisz. A ja cię nie zatrzymam,
ani nie pozwolę Brodowi czy Cailowi cię zatrzymać.
- Naprawdę?
- Tak.
Wpatrywała się w jego twarz.
- Nawet przed kamerą?
Zmarszczył brwi.
- Wolałbym nie.
Uśmiechnęła się.
- Nie zrobię tego. Chciałam tylko zobaczyć, co powiesz. Zakręciła biodrami, ciesząc się uczuciem
jego twardego kutasa ślizgającego się w jej wnętrzu. Sześć miesięcy. Nie odpowiedziałeś na moje
pytanie, co rozumiesz przez „po twojemu”.
- Powiedziałem ci już, że nie zmuszę cię, żebyś została.
- Gdzie jest haczyk? Chcesz mnie uczynić ciężarną?
Uśmiechnął się i pocałował ją, długo i głęboko.
- Nie. Mówiłem ci już, że na razie tego nie chcę. Pewnego dnia, tak. Spędziliśmy zbyt wiele lat na
poszukiwaniu ciebie, by wpakować się teraz w nocne karmienie i brudne pieluchy. Nasza trójka nie
może się doczekać, żeby najpierw się z tobą zabawić.
- Myślę, że naprawdę tak sądzisz. Ale nie powinniśmy pomyśleć o tym wcześniej, niż później?
- Dlaczego?
- Hello, tik-tak. Zegar biologiczny.
Wyszczerzył zęby i przekręcił się z powrotem na nią.
- Dziecinko, to część pakietu. Masz to bardzo przedłużone.
- Lata?
- Co najmniej dekady. Pocałował ją ponownie, posuwając ją. Sądzę, że będę potrzebował kilku z
tych lat na pełne odzyskanie twego zaufania. Wciąż czuł jej niechęć, jej złość.
Jej strach.
- Liczysz na to, że nie będę chciała wrócić do pracy po tych sześciu miesiącach, prawda?
- Zamierzamy ci pokazać, że możesz polubić bycie traktowaną jak księżniczka. Pocałował ją raz
jeszcze. Zamierzamy cię rozpieścić do granic możliwości. Oznakował szlak pocałunkami od jej szyi
do prawej piersi, delikatnie liżąc jej sutek językiem. Zamierzamy naprawdę uczynić wszystko, co w
naszej mocy, aby uczynić cię i utrzymać szczęśliwą. Przeniósł pocałunki na drugą pierś, drażniąc
drugi sutek, aż stał się twardym kamykiem. Zamierzamy pokazać ci, jak bardzo cię kochamy.
Ponownie ją pocałował.
- Możesz podjąć decyzję, czy chcesz naprawdę wrócić do pracy, czy nie. Nie musisz nigdy
pracować, jeśli nie chcesz. Albo, możesz nawet wrócić na uczelnię, jeśli zechcesz coś robić.
Razem z uczuciem jego w niej i tym, co jego niesamowite, uzależniające usta jej robiły,
ledwie mogła myśleć. Złapała jego spojrzenie.
- Żadnych gierek?
- Żadnych gierek, kochanie.
Chwyciła jego twarz, wsunęła mu dłonie we włosy i przyciągnęła swe wargi do jego ust.
- Wszystko co w waszej mocy?
Skinął głową, uśmiechając się.
- Mamy ogromne konto w banku.
Zaśmiała się.
- Pokaż mi, jak mnie kochasz, twardzielu.
Uczucie ulgi przeszło przez niego. Chwycił jej biodra i pchnął, zatapiając się głęboko w
niej, aż nie doszedł, wykrzykując jej imię. Potem zagarnął ją w ramiona i przekręcił się z powrotem
na bok, trzymając ją przy sobie.
- Tak bardzo cię kocham, Elain.
Mocno się do niego przytuliła.
- Trzymam cię za słowo, jeśli chodzi o tamtą obietnicę.
- Nie ma problemu.
Rozdział 9
Elain nie chciało się wychodzić po lunch, więc zamówiła dla nich pizzę. Po tym, jak
skończyli jeść, zadzwoniła na ranczo i porozmawiała z Cailem i Brodey’em. Bracia tym razem
rozmawiali uprzejmie z Ainem. Dowiedział się, z niejaką ulgą, że ranczo odniosło tylko niewielkie
uszkodzenia i nie stracili żadnej krowy, ani żadna nie została poważnie ranna.
Elain ograniczała jego przesiadywanie na telefonie, chcąc by odpoczywał. Czuł się o wiele
lepiej, prawie połowa siniaków całkowicie się uleczyła, reszta wyblakła do brązowawych śladów,
które jak sądziła, znikną do następnego popołudnia. Porozmawiała z Brodey’em i Cailem, zanim
położyli się spać na noc.
Następnego ranka wzięli długi, erotyczny prysznic, zakończony w łóżku. Potem i tak wrócili
pod prysznic. Elain była zaskoczona, widząc, że siniaki Aina prawie całkowicie się wyleczyły,
nawet szybciej, niż sądziła.
- Mówiłem ci, że to prędko pójdzie. Siniaki zazwyczaj szybko się leczą.
Jej palce podążały wzdłuż jego ciała, które poprzednio pokryte było głębokim fioletem, a
teraz wyglądało zupełnie normalnie.
- Też tak będę mogła?
Zagarnął ją w ramiona.
- Maleńka, nie chcę sprawdzać, jak dobrze potrafisz się leczyć. Zabiję każdego, kto będzie chciał
cię skrzywdzić. Ale tak, partnerki zazwyczaj zyskują umiejętność szybszego leczenia się.
Zanim wrócili do hotelu z późnego śniadania, paczka czekała na nich na ladzie. Jej
ładowarka i portfel Aina.
Przejrzał go i wsunął do dżinsów.
- No, wreszcie mogę znowu za wszystko płacić.
Sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że jej wnętrzności się skręciły.
- Co, moje pieniądze są niedobre?
Jego oczy przyszpiliły jej.
- Której części rozpieszczanej do zepsucia księżniczki nie zrozumiałaś, kochanie?
Uśmiechnęła się.
- Jeszcze nigdy nie byłam rozpieszczana.
Kiedy się uśmiechał, jego spojrzenie zmieniło się z poważnego na słodkie, zmysłowe, które
wręcz krzyczało „pieprz mnie!”
- Korzystaj z tego. Przyciągnął ją bliżej, tak, że recepcjonista nie mógł go usłyszeć i wyszeptał jej
do ucha, Masz trzech facetów, którzy zamierzają cię rozpieszczać.
Zadrżała z przyjemności.
„Mogłeś powiedzieć to mentalnie.”
Uśmiechnął się. Lekkim jak piórko dotykiem musnął palcami jej rękę, powodując u niej
kolejny dreszcz.
„Nie byłoby takiego efektu.”
- Żartowniś. Wyszeptała.
Jego oczy zmrużyły się w rozbawieniu.
- Nie ja.
Przywarł ustami do miejsca za jej uchem, które, jak zauważył, roztapiało jej rezerwę.
- Chodźmy z powrotem do pokoju, a pokażę ci, że nie jestem żartownisiem, podczas gdy twój telefon
będzie się ładował.
Gwałtownie wciągnęła powietrze.
Będąc w pokoju, zamknęła z trzaskiem za nim drzwi, przekręciła zamek i skoczyła na niego.
Złapał ją, jego wargi pożądliwie zagarnęły jej, kiedy padli na łóżko. Wylądowała na nim.
- Dlaczego mi to robisz. Zapytała Elain. Czuję, że tracę przy tobie samokontrolę. Zdarła z siebie
koszulkę i rzuciła ją na podłogę.
Uśmiechnął się.
- Częścią tego całego bycia razem jest to, że mogę ci o tym opowiedzieć. Przekręcił się,
przyszpilając ją do łóżka, splatając razem ich palce. Przywiązał ją, drażniąc jej sutki ustami.
Gdybym był dupkiem, nakazałbym ci cały czas chodzić nago, więc mógłbym cię pieprzyć kiedy tylko
bym chciał. Nie mogę utrzymać rąk z dala od ciebie.
- Nie zrobisz tego! Musiała jednak przyznać, że na myśl o tym robiła się mokra.
- Nie zrobię. Podniósł głowę, złapał jej spojrzenie, potem się uśmiechnął. A co? Chciałabyś?
Zabawnie podniósł brew, pytając.
- Kto powiedział, że musisz mi to nakazywać? Próbowała ponownie go pocałować. Odsunął się,
wijąc.
Wyszczerzył zęby i uwolnił jej dłonie. Pomogła mu rozwiązać i ściągnąć jej szorty z bioder.
Jęknęła, gdy schował twarz między jej nogami. Nie powiedział ani słowa, dopóki nie sprawił, że
doszła. Zrzucił spodnie i przekręcił ją na brzuch. Kiedy postawił ją na kolanach, zamarła.
Czytał w jej ciele.
- Nie, powiedział miękko, przesuwając pocałunki wzdłuż jej kręgosłupa. Nie tak. Miałem to na
myśli, gdy mówiłem, że nie zrobimy tego ponownie, jeśli nie będziesz chciał. Musieliśmy to zrobić
dla Ceremonii.
Czekał, aż się rozluźniła, by wejść w jej mokre gorąco. Potem owinął swoje ciało wokół
niej. Pchał powoli, ciesząc się nią, z jego ramionami otoczonymi wokół niej. Składał pocałunki na
jej karku i muskał znak, który zrobił na jej prawym ramieniu podczas Ceremonii oznaczania. Poczuł
jej dreszcz, gdy delikatnie drapał zębami ten ślad.
Ain podniósł ją do pozycji siedzącej, opierając ją o swój tors i wsunął jedną dłoń między jej
nogi.
- Dasz mi jeszcze jeden?
Jej głowa zwisała na jego ramieniu.
- Ja… nie wiem.
Delikatnie przegryzając jej szyję, bawił się jej łechtaczką.
- Spróbuj.
Zadrżała ponownie, w sposób, który wiedział, że znaczy, że jest blisko krawędzi. Poczuł, jak
jej mięśnie zaciskają się wokół niego. Trzymał drugą rękę ciasno wokół niej, trzymając ją przy nim,
gdy bezlitośnie pociągał ją ku spełnieniu.
- Zrób to, dziecinko, wyszeptał przy jej szyi. Chcę poczuć, jak ściskasz mojego fiuta.
Wtedy zadrżała, łkając, gdy uderzył w nią orgazm. Poczekał chwilę, zanim opuścił ją na
łóżko. Chwycił jej biodra i pchnął, kończąc razem z nią. Upadli na łóżko, a on trzymał ją ciasno,
wciąż będąc w niej.
Wciąż oboje odpoczywali, kiedy zadzwoniła jej komórka. Był bliżej, jęknął z irytacją, kiedy
zobaczył, że to Brodey.
Odłączył telefon od ładowarki i odebrał.
- Co?
- Nie mów do mnie „co”, Główny Dupku. Kiedy wasz lot?
Elain starała się przechwycić telefon, ale złapał jej dłoń, przyciągnął do ust i pocałował.
- Jeszcze nie zrobiliśmy rejestracji.
- Że co, kurwa? Twoje gówno dotarło ponad godzinę temu. Dostałem potwierdzenie na email.
Próbowała znowu chwycić telefon. Ain pochylił się i pocałował ją, potem wydał z siebie
miękki, niski ostrzegawczy warkot.
- Byliśmy zajęci.
- Och, kurwa, zajebiście. My tu zapieprzamy, a ty się bzykasz.
Ain wiedział, że mogła usłyszeć Brodey’ego z telefonu, ze sposobu w jaki uśmiechnęła się
na jego komentarz.
- Za chwilę jedziemy na lotnisko.
- Pieprzyć to. Przywieź ją do domu. Teraz.
Usiadł.
- Coś ty do mnie powiedział.
- Słyszałeś mnie. Nie zachowuj się jak gówniany Główny Alfa, nie po ostatnich kilku dniach i po tym
co przeszliśmy.
Właśnie miał odpowiedzieć, gdy poczuł rękę Elain ściskającą jego krocze, bynajmniej nie w
delikatny i miły sposób. Wyciągnęła drugą dłoń, czekając na telefon.
Zamierzał coś powiedzieć, kiedy spojrzał jej w oczy.
„Teraz, Ain.”
Westchnął. Musiał to zrobić. Oddał jej telefon. Natychmiast go uwolniła i odwróciła się,
przesuwając na skraj łóżka.
- Cześć, skarbie.
- Tu jesteś. Co się dzieje?
- Gdzie jesteś?
- Um, na Florydzie, dziecinko.
Walczyła z chęcią, by zachichotać.
- Brod, kochanie, skup się. Jesteś w domu, na zewnątrz, gdzie?
- Jestem na północnym pastwisku, a co?
- Gdzie Cail?
- Jest w domu.
- Rozłączę się i zadzwonię tam do niego. Oddzwonię do ciebie, kiedy będę miała informacje co do
lotu.
To chyba go ułagodziło.
- Okej. Czy ten Główny kutas sprawia ci jakieś kłopoty?
- Wszystko pod kontrolą, skarbie.
Wstała, gdy skończyła rozmowę i usunęła się z zasięgu rąk Aina. Była w pełni świadoma
jego wzroku na sobie, podczas gdy czekała, aż Cail się odezwie.
- Dziecinko, jesteś już w drodze powrotnej?
- Nie, skarbie, chcę, żebyś mi coś sprawdził…
Ain usiadł, kiedy Cail robił im rezerwację. Znalazła portfel Aina i podała mu go. Pogrzebał
w nim i podał jej kartę kredytową. Cail załatwił im lot o osiemnastej, dając im mnóstwo czasu na
dojechanie do lotniska. Dziesięć minut później rozłączyła się i zadzwoniła do Brodey’ego.
Następne pięć minut później podłączyła telefon pod ładowarkę i zwróciła kartę Ainowi. Potem
pchnęła go na łóżko i usiadła na nim okrakiem.
- Posłuchaj. Naprawdę ich wkurzyłeś, stary. I zraniłeś ich uczucia. Nie wspominając o tym, że
śmiertelnie ich wystraszyłeś. Nie wchodź w to z nimi.
Chęć ponownego umocnienia swego statusu Pierwszego Alfy walczyła w nim z tym co jego
serce i umysł uznawały za słuszne.
- Nie miał prawa mówić do mnie w ten sposób.
Ucałował koniuszek jej nosa i wyszedł z łóżka zanim zdołał nakłonić ją by wróciła.
- Owszem, miał. Zachowałeś się jak du… Spojrzała na niego. No jak prawdziwy drań.
Gapił się przez chwilę na nią, potem się zaśmiał.
- Dzięki.
- Nie sprawiaj mi lania, jak przeklnę. To beznadziejne.
Wstał i przytulił się do niej.
- Obiecałaś mi pół roku robienia wszystkiego po mojemu.
- A ty obiecałeś mi życzliwszego, łagodniejszego Alfę.
Roześmiał się i przyciągnął ją w swoje ramiona, ciągnąc w kierunku łazienki.
- Weźmy jeszcze jeden prysznic i ruszmy w drogę do domu. Muszę się komuś podlizać/
Ain zabrał kluczyki od wypożyczonego samochodu i otworzył dla Elain drzwi pasażera po
tym jak załadował ich skromne bagaże do środka,
Elain musiała przyznać, że lubi tę część o byciu traktowaną jak księżniczka.
Podała mu kierunek jazdy na lotnisko i okazało się, że mieli wystarczająco czasu na obiad w
restauracji zanim udali się na odprawę.
- Musisz to zapamiętać, powiedziała cicho. Nie znam was, chłopcy. Naprawdę. Tak, kocham was.
Ale was nie znam, ani wy nie znacie mnie.
Wyciągnął dłoń wzdłuż stolika splatając jej palce ze swoimi.
- Kocham cię. To wszystko, co muszę wiedzieć.
- Większość kobiet byłaby teraz pod wpływem środków uspokajających, stary. Daj mi powód żebym
w tym momencie nie uciekła z krzykiem.
Uśmiechnął się.
- Rozpoznałaś nas w taki sam sposób, w jaki my rozpoznaliśmy ciebie.
- To więcej, niż zgodność feromonów.
- To magia. Ucałował jej dłoń i puścił oko.
Cholera, wolała, żeby tego nie robił. To sprawiało, że miała ochotę zaciągnąć go do łóżka.
Znowu.
Na szczęście kelner przyniósł ich jedzenie. Zerkała na stolik, kiedy jedli. Uderzyła w nią
pewna myśl, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Spojrzał na nią.
- Co?
Rozsiała się na krześle i skrzyżowała ramiona, triumfując.
- Zrobisz wszystko, żebym była szczęśliwa?
Zamarł, wyczuwając podstęp, widelec zamarł w połowie drogi do ust.
- Tak?
Uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Wszystko?
Odłożył swój widelec.
- To zależy.
- Nie. Musisz się na to zgodzić.
- To nie…
Spiorunowała go wzrokiem, głębokie warknięcie wydobyło się z jej gardła. Zaskoczyło ją
to, ale zadziałała instynktownie. Może to był kolejny efekt ich sparowania.
Jego brew wystrzeliła ku górze.
- Sugeruję, żebyś ustąpiła. Powiedział miękko, ale przymus kryjący się w jego oczach przeczył
tonowi jego głosu.
Delikatnie spuściła z tonu.
- Więc?
- Najpierw powiedz. Potem ci powiem, czy się zgadzam, czy nie.
- To nie ma nic wspólnego z moją pracą.
Przyglądał się jej wnikliwie, wreszcie przemówił.
- Dobra. O co chodzi?
- Masz mówić do mnie po szkocku.
Zamknął oczy i jęknął.
- Dziecinko, proszę, nie.
- Brodey to dla mnie zrobił.
Wiedziała, że to był tani chwyt.
Przekręcił oczami, ale zacisnął zęby i zniżył swój głos.
- A co chcesz, żebym powiedział, dziewczyno? Idealny szkocki akcent wydobył się z jego
wspaniałych ust.
Głęboko westchnęła. Cholera, brzmiał tak smakowicie!
- Po prostu… mów tak jak teraz. Wydyszała.
Figlarny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Mógł wziąć teraz odwet za zgodzenie się na to.
- A co, dokładnie zamierzasz zrobić ze mną, mówiącym w ten sposób?
Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
- Chcesz się wkupić z powrotem w moje łaski. Mów tak dalej, a przelecę cię w samolocie.
Odchylił się na krześle i wziął łyk swojej mrożonej herbaty.
- Cóż, nie chciałbym teraz się rozczarować, aye?
Rozdział 10
Ain jakoś poradził sobie z powstrzymaniem Elain przez zgwałceniem go w samolocie. Będąc z
powrotem na lotnisku w Tampa, wziął od niej kluczyki od samochodu, schował bagaże i otworzył
przed nią drzwi pasażera, cały czas utrzymując swój akcent.
W samochodzie pochyliła się i mocno go pocałowała.
- Wiem, że to głupie, ale nic na to nie poradzę. Uwielbiam to jak brzmicie, gdy mówicie w ten
sposób.
Stracił akcent.
- Nie mogę mówić tak cały czas, skarbie.
- Dlaczego nie? Dorastałeś w Szkocji.
- Ponieważ musimy utrzymać swój wizerunek. Każdy w Arcadii nas zna. Będąc tylko z tobą, okej,
nie ma sprawy. Delikatnie pogłaskał ją po policzku. Poza tym, nie chcesz chyba tego cały czas.
Znudzi ci się.
- Wy chodzący w kiltach i mówiący jak Braveheart, wierz mi, to mi się nigdy nie znudzi.
Uśmiechnął się i odpalił samochód, wracając do swojego akcentu.
- Myślę, że mogę tak jeszcze trochę dla ciebie mówić.
Westchnęła z zadowoleniem.
Było trochę po północy, kiedy wjechali na podwórko. Światła na ganku były zapalone,
rzucając trochę światła. Brodey i Cail wyszli z domu powitać ich, kiedy usłyszeli samochód.
Dwójka braci najpierw ją otoczyła, ściskając ją i całując. Wtedy Brodey szybko okrążył
samochód i rzucił się na Aina. Elain krzyknęła, ale Cail złapał ją za nadgarstek i trzymał mocno
przy sobie.
- Nie skarbie, wyszeptał jej do ucha. Zostaw ich. To się zaraz skończy.
Elain szlochała, gdy walczyli, przetaczając się na trawie, oboje zadawali sobie brutalne
ciosy, warcząc i rycząc nawet, gdy nie byli przemienieni.
- Zranią się!
- Nie. Pozwól im na to. Jego głos zmienił się w twardy i zimny. Teraz moja kolej.
Bracia walczyli ponad pięć minut. Elain wzięła gwałtowny wdech, kiedy Brodey wydał z
siebie bolesny skowyt. Ain ukląkł nad nim, jego dłoń na gardle Brodey’ego.
Brodey podniósł głowę i Ain uwolnił go, wstał i skierował się w stronę Caila.
Cail zawył. Zanim mogła go złapać, puścił ją i przeskoczył przez maskę samochodu,
blokując Aina. Elain chciała pognać za nim, ale Brodey zdążył ją chwycić. Miał rozciętą wargę, a
jutro rano będzie miał podbite oko.
- Nie rób tego, skarbie, ostrzegł ją, gdy łkając próbowała się uwolnić. Otoczył ją ramionami i
przyszpilił jej ręce do boków, trzymając ją zbyt mocno, by mogła się wydostać.
- Przestańcie! Krzyczała. Cail, zostaw go!
- Już dobrze. Zapewnił ją Brodey. To normalne.
Dwaj mężczyźni walczyli na pięści, Cail wytrzymał dłużej niż Brodey, ale nie za bardzo.
Kiedy Ain go przyszpilił, Cail podniósł dłoń i Ain natychmiast puścił go i wstał. Potem wyciągnął
w stronę brata dłoń i pomógł mu wstać.
Elain patrzyła zszokowana, jak ci dwaj mężczyźni się przytulali.
- Jesteś pieprzonym dupkiem, Ain. Powiedział Cail, waląc go po plecach. Zawdzięczam ci trzy
przeklęte nieprzespane noce.
Ain wyglądał gorzej niż pozostała dwójka, splunął krwią przecierając wargę.
- Tak, wiem. Przepraszam.
Brodey wreszcie uwolnił Elain i również przytulił Aina.
- Pewnego dnia skopię ci tyłek.
- Na pewno nie prędko.
Elain stała tam, jej serce waliło, a ciało całe się trzęsło.
- Co to do kurwy było? Krzyknęła na nich.
Mężczyźni odwrócili się do niej. Ain uśmiechnął się i delikatnie przyciągnął ją do siebie.
- Już dobrze, dziecino. Spodziewałem się tego. Zasłużyłem. Przepraszam, że cię nie ostrzegłem,
mimo że wiedziałem, co się stanie.
Wyszarpnęła się z jego uścisku i pchnęła Brodey’ego, potem Caila.
- Co wy do cholery robiliście?
Brodey złapał jej dłonie.
- Kochanie, to… Spojrzał na Caila. Pomóż mi.
- To rzecz zmiennych. Reguła stada. Wiemy dobrze, że nie zamierzamy skopać mu tyłka, ale on
musiał wiedzieć jak jesteśmy wkurwieni.
Ain delikatnie przekręcił ją, by na niego spojrzała. W cieniu rzucanym przez światła na
przedsionku, zauważyła, że miał też ranę na policzku.
- Już dobrze, powiedział. Poważnie. Okrył ją swymi ramionami, gładząc jej plecy. Obiecałaś mi pół
roku po naszemu, pamiętasz?
- Nie mówiłeś nic o wzajemnym skopaniu się. Załkała.
Puścił ją, prawdopodobnie dlatego, że była taka smutna.
- Wyleczymy się do jutrzejszego lunchu. Już dobrze. Wziął ją na ręce i zaniósł do domu, podczas gdy
Brodey i Cail zabierali ich rzeczy z samochodu.
Posadził ją na ich łóżku, ale złapała gwałtownie powietrza, gdy zobaczyła w świetle
sypialnianych żarówek, jak bardzo pokiereszowana była jego twarz. Zaczął protestować, kiedy
wstawała, ale warknęła na niego.
- Muszę to oczyścić. Skierowała się do łazienki, kiedy pojawili się Cail i Brodey. Siadać na łóżku,
żebym wami też się mogła zająć, dupki. Warknęła.
Mężczyźni wymienili spojrzenia, po czym usiedli bez słowa.
Ain patrzył na nią wchodzącą do łazienki.
- Chyba okres jej się zbliża…
- Słyszałam to! Ryknęła z łazienki.
Mężczyźni zamilkli.
Wróciła chwilę później z apteczką pierwszej pomocy i opatrzyła ich rany, używając małego
bandaża na skaleczeniu Aina, wcierając w ich zranienia maść antyseptyczną. Kiedy skończyła
usatysfakcjonowana, cofnęła się i spojrzała na wszystkich trzech, krzyżując ramiona.
- Czy wy kretyni, często to robicie?
Wzruszyli ramionami. Brodey i Cail spojrzeli na Aina.
- Nie cały czas, wyjaśnił. Tylko wtedy, kiedy jesteśmy naprawdę wkurzeni.
Wskazała ich palcem.
- Przydałoby się jakieś pier…pieprzone ostrzeżenie! Nie chcę więcej oglądać tego gó…czegoś.
Zignorowała rozradowany uśmiech Aina. Macie swoje zasady? Dobra, teraz jedna z moich, jeśli
naprawdę chcecie, żebym była szczęśliwa. Jeśli zamierzacie coś takiego robić, to z dala ode mnie,
żebym nie mogła was zobaczyć.
- Nie możesz byś pomiędzy nami, gdy walczymy. Mogłabyś się zranić. Powiedział Ain.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Skąd wiesz, że to któregoś z was bym nie zraniła?
Mężczyźni wymienili rozbawione spojrzenia, najwyraźniej starając się ukryć uśmiechy.
- Nie sądzę, byś mogła nas zranić, dziecinko. Powiedział Ain. Wstał i wyciągnął do niej rękę, potem
znalazł się twarzą w dół na podłodze, z ręką przyszpiloną do środka pleców jej kolanem.
Nachyliła się blisko.
- Pomyśl ponownie. Warknęła.
Brodey oczyścił gardło.
- Um, o tak. Zapomniałem wspomnieć, że widziałem jej zdjęcie u jej mamy. Miała czarny pas.
Puściła Aina.
- Karate, Wing Chun i Judo.
Ain spojrzał na nią ogłuszony.
- Położyłaś mnie!
Uśmiechnęła się z wyższością, podnosząc brew.
- Taa. To było łatwe.
Skierowała się do łazienki, żeby się rozebrać, kiedy usłyszała krzyk Caila. Wyczuła atak
Aina, odparła go i wylądowała twardo pod ścianą sypialni, gdzie nim rzuciła. Nawet jej odruchy się
wyostrzyły. Usłyszała szelest jego ubrań, kiedy podnosił się z podłogi.
Nie była pewna, czy polubiła błysk w oku Aina gdy ustał. Słyszała jak Cail i Brodey za nią
podnieśli się z łóżka.
Cail przemówił.
- Ain, nie.
Oczy Aina ściemniały, jego szczęka zacisnęła się w wąską linię.
Na krótki moment przeszedł ją strach. Posunęła się za daleko?
Brodey także przemówił, brzmiał na mocno zdenerwowanego.
- Stary, proszę, nie podchodź. Nie rób tego. Uspokój się. Ona nie wiedziała…
- Nie, musimy to załatwić. TERAZ. Nie podobał jej się niski, warczący ton głosu Aina. Zdjął swoją
koszulkę, po czym wyciągnął palec w jej stronę. Jesteś moją partnerką! Poddasz się!
Przeszyła ją czerwona i gorąca jak rozgrzana stal wściekłość, całkowicie ją opanowując,
odstawiając na bok jej zdrowy rozsądek. Gdzieś głęboko w środku, starożytna siła przejęła kontrolę,
niepowstrzymywalna.
- Pieprz się! Krzyknęła.
Rzuciła się do drzwi sypialni, przebiegając koło niego, kiedy ruszał na nią. Słyszała Caila i
Brodey’ego krzyczących za nią i Aina, a także dźwięki przepychanki. Wyskoczyła z domu i
zauważyła, że nie ma ze sobą kluczyków do samochodu. Nie bała się, że Ain ją zrani, ale miał
królewskie zapędy,
[* w oryginale ‘he was royally torqued’, nie mam pojęcia jak to przetłumaczyć]
a ona
instynktownie uświadomiła sobie, że rozsądniej byłoby pozostać z dala od niego, aż trochę
ochłonie.
Główny Alfa był wkurwiony.
A co dziwne, jakaś jej część chciała wymusić na nim, by podporządkował ją.
Także gdzieś głęboko w środku, chciała zostać podporządkowana, poczuć jego kutasa
wjeżdżającego w nią mocno i głęboko.
Ta myśl była wystarczająca, by jej krok się zachwiał, a żołądek zacisnął, ale dźwięk
zbliżających się mężczyzn ją otrzeźwił.
- Elain! Wracaj tu, teraz! Ryknął Ain. To nie był nakaz, więc była cholernie pewna, że nie musi się
to tego zastosować.
Potrafiła rozróżnić kroki Caila i Brodey’ego od kroków Aina, wiedziała bez oglądania się za
siebie, że był w odległości kilku kroków.
Nie potrafiła powiedzieć, skąd to wiedziała.
Modliła się, żeby się nie zmienił, bo wtedy nie byłoby szansy, żeby przed nim uciekła.
Jej stare instynkty wróciły i puściła się biegiem, na oślep oddalając się od domu ścieżką w
kierunku lasu. Potrzebowała jakiejś odległości, szansy dla Brodey’ego i Caila, żeby go złapali,
przytrzymali i pozwolili jej uciec.
Cail widocznie złapał tę myśl.
„Lepiej uciekaj, dziecino. Nie możemy go teraz zatrzymać.”
Wypuściła powietrze z płuc i przeskoczyła przez powalone drzewo. Słyszała kroki Aina i
upadając na ziemię z głuchym odgłosem usłyszała rozwścieczony ryk. To dało jej nadzieję.
Wiedziała, że nie może go zgubić, tropił ją po zapachu.
„W którą stronę, Brodey?”
„W prawo. Wróć do domu i zamknij się w jednym z pokoi gościnnych, to trochę go spowolni. Gdy
cię złapie, nie zatrzymamy go. Nie skrzywdzi cię, ale po tym, uwierz mi, podporządkuje cię.”
Obróciła się w prawo, w miejscu, w którym ścieżka się rozwidlała, przyciemnione światło
księżyca wystarczało jej, żeby widziała. A może to był super-hiper nowy ulepszony wzrok partnerki
zmiennych wspomagający ją.
Cail przesłał jej myśl.
„On jest ciągle w trybie walki Pierwszego Alfy, dziecino. Tropienie uruchomiło jego instynkty. Jego
mózg nie pracuje teraz na pełnych obrotach. Następnym razem, zrób nam tę przyjemność i nie
walcz z nim w ten sposób.”
Nie miała nawet siły, żeby skupić się i odpowiedzieć. Była zbyt skupiona na unikaniu gałęzi
i nie zgubieniu ścieżki. Przypuszczała, że mężczyźni znajdowali się jakieś piętnaście jardów za nią.
Kiedy wypadła z lasu na tylne podwórze, zyskała kolejne piętnaście jardów. Przebiegła przez
trawnik i wiedziała, że zaraz znajdzie się w domu, kiedy potknęła się o węża ogrodowego. Jego
ciemnozielony kolor wtopił się w trawę.
Leżała rozłożona.
Gwałtownie oddychając, podniosła się na nogach i starała się dopaść do domu, kiedy cielsko
Aina naparło na jej plecy, siła uderzenia pchnęła ją na ziemię i przewróciła ich oboje na podwórko.
Brodey i Cail krzyknęli na Aina, ale trzymali się z daleka.
Strach wyrył się w jej sercu.
Razem z… ekscytacją, uświadomiła sobie przerażona.
Przewrócił się z nią, jego oczy błyszczały.
Brodey głośno powiedział.
- Tylko spokojnie, skarbie. Mruczał. Nie walcz z nim. Jeśli się wmieszamy, on rozerwie nas na
strzępy, a potem wróci znowu do ciebie.
- Podporządkuj się! Warknął Ain.
Psychicznie zmusiła swe ciało by leżało nieruchomo ale instynktownie z nim walczyła.
Przyszpilił jej ręce nad jej głową i rozpłaszczył się swym ciałem na jej.
- Podporządkuj się! Poczuła jego twardego kutasa napierającego na nią przez materiał jego
dżinsów.
Uderzyła go głową w twarz.
Zawył z bólu. Mgliście zarejestrowała parsknięcie Caila kiedy Ain się z niej stoczył,
trzymając się za nos. Podniosła się znów na nogi.
- Oh, skarbie, nie powinnaś była tego robić, powiedział Cail. Miałaś szansę go uspokoić. To tylko
jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
Tym razem wreszcie dotarła do tylnych drzwi, otwierając je na oścież i wpadając do
pierwszego z rzędu pokoju gościnnego. Zamknęła drzwi na klucz, w chwili gdy Ain uderzył w nie,
rycząc ze wściekłości. Ciężko oddychając, rozejrzała się po pokoju, szukając czegoś do
zatarasowania drzwi. Były stare i ciężkie, ale nie wytrzymają długo. Słyszała Brodey’ego i Caila
apelujących do Aina po drugiej stronie, starających się go przekonać.
Wtedy dostrzegła okno.
Pchnęła małą komodę zastawiając drzwi, podczas gdy Ain uderzył w nie ponownie,
sprawiając, że zachwiały się w futrynie. Elain cicho otworzyła okno i wydostała się z pokoju.
Łatwo usunęła krzaki hibiskusa i wystrzeliła w stronę stodoły ze sprzętem. Może mogłaby wspiąć
się na strych i schować się tam na kilka godzin, aż Ain odzyska rozum.
Jej serce gwałtownie waliło, gdy starała się być cicho. Coś innego rozchodziło się w jej
żołądku,
Zauważyła, że jej strach zniknął. Wiedziała, że w końcu i tak ją złapie, i spodziewała się, że
gdy to się stanie, czeka ją dobre ostre pieprzenie, nawet jeśli do tej pory się uspokoi.
Co ją najbardziej szokowało to, to, jak bardzo tego chciała. Łatwo byłoby pozwolić Ainowi
zrobić po swojemu i uspokoić go. Ale nie chciała tego, ponieważ…
To było…
Zabawne.
Uśmiechnęła się, powstrzymując śmiech . To było, jakby chciała, żeby ją gonił. Mogłaby
spróbować to uporządkować rano, gdyby wszystko było powiedziane i zrobione, a ona wróciłaby z
krainy szaleństwa. Podejrzewała, że gdyby Ain nie został potrącony przez samochód kilka dni temu
i pobity przez swoich braci, to już by ją złapał.
Była jakieś pięćdziesiąt jardów o domu, prawie w stodole, kiedy usłyszała trzask
wyważonych drzwi. Zobaczył pewnie okno i…
- ELAIN! Ryczał Ain.
Usłyszała Brodey’ego i Caila mówiących,
- O, kurwa.
Uśmiechnęła się szerzej, kiedy dobiegła do stodoły. Skoczyła na belę siana i użyła jej by
dostać się na drabinę prowadzącą na strych, łapiąc się szóstego szczebla. Coś instynktownie
powiedziało jej, że zgubienie jej zapachu go spowolni. Kiedy dotarła na górę, po cichu układała
stosy skrzynek i innych zgromadzonych rzeczy i kucnęła w najdalszym kącie.
Istotna była cisza. Oddychała przez usta, zmuszając swe serce do powolniejszego bicia,
kiedy tak czekała i nasłuchiwała.
Ain brzmiał na rozwścieczonego, krzycząc jej imię i biegnąc wzdłuż podwórka. Zawahał się
i wyczuła, jak się zatrzymuje. Potem zawrócił się w kierunku lasu, skąd niedawno wybiegli.
Wyczuła też podążającego za nim Caila. Brodey się zawahał.
„Skarbie?”
Nie wiedziała, czy powinna mu odpowiedzieć, mając nadzieję, że pozostali dwaj nie mogli
jej usłyszeć, gdy rozmawiała z jednym z nich.
„Tak?”
„Jesteś bezpieczna?”
„Na kilka minut, jak sądzę.”
Brodey mentalnie się zaśmiał.
„Cholera, dziewczyno. Musisz naprawdę chcieć się pieprzyć.”
Zachichotała.
„Co do cholery jest ze mną nie tak?”
„Nie wiem. Mnie pytasz? Pamiętaj tylko, on cię nie skrzywdzi, ale może cię przestraszyć, jeśli
złapie cię, zanim ochłonie.”
„Dobra.”
„Zbliża się do stawu. Jak długo chcesz prowadzić tę grę?”
Czuła się praktycznie odurzona uderzającą w nią adrenaliną.
„Nie wiem. Nie wiem, dlaczego to robię!”
„Cail i ja nie będziemy mogli ci pomóc, kiedy cię złapie. Nic osobistego. Jeśli to byłoby między
jednym z nas a tobą, on także nie mógłby wkroczyć.
Myśl, że mogłaby sprawić, że pozostali by ją gonili, sprawiała, że prawie dostała orgazmu.
Jasna cholera!
Po minucie, Brodey wysłał jej kolejną myśl.
„Skierował się w stronę północnych stodół. Co chcesz zrobić?
Była jednocześnie zawstydzona i podekscytowana zauważając, że jej majtki są
przemoczone.
„Chcę się z tobą pieprzyć.”
„Nie. Nie mogę.”
„Ponieważ go pobudziłaś, musi cię przelecieć, zanim całe życie na farmie wymrze, krótko mówiąc.
Cholera, dziewczyno, nie widziałem żeby ktoś się tak zachowywał, odkąd…” Nie dokończył.
Zeszła z drabiny i spotkała się z nim w drzwiach stodoły.
- Odkąd? Wyszeptała.
Spojrzał w dół.
- Nic. Nie ważne.
To, czego nie chciał jej powiedzieć to, to, że zachowała się jak jedna z ich kuzynek, zmienna
samica.
Samica Alfa.
Samiec Alfa zmusił ją do bycia jego Jedyną, a ona nie chciała mieć z nim do czynienia. Ta
cała pogoń przypomniała mu dokładnie noc ich ceremonii.
Złapał ją mimo to i teraz żyli razem szczęśliwie od siedemdziesięciu lat.
- Chodź. Wróć do domu, dziecinko. Wyszeptał. Wskocz pod prysznic, rozluźnij się i po prostu
zaczekaj na niego w łóżku.
Elain rozważała to. Pomysł poddania się bez walki był racjonalną myślą.
Pomysł opierania się trochę dłużej spowodował gwałtowne pulsowanie jej łechtaczki.
- Nie.
Oczy Brodey’ego powiększyły się w oczywistym szoku.
- Jak to, nie?
Jej oczy zwęziły się, nozdrza zafalowały.
- NIE!
Zszokowany, Brodey przywołał swoje własne moce Alfy, by ją zmusić.
Kurwa! Co się do cholery z nią dzieje?
- Dziecinko, gra, którą prowadzisz jest niebezpieczna. Warknął.
- Powiedziałeś, że nie skrzywdzi mnie, gdy mnie złapie.
- Tak, ale z całą cholerną pewnością znienawidzi się rano, za to co stanie się, gdy to zrobi. Nie
kontroluje się teraz. On dosłownie ledwie potrafi zatrzymać przed zranieniem ciebie.
Otoczyła go ramionami i pocałowała. Próbował oderwać ją od siebie, wreszcie stawiając na
swoim.
- Mówię poważnie, Elain! Musisz natychmiast skończyć z nim to cholerstwo. Jeśli chcesz, poczekaj
na to, z przyjemnością to z tobą zrobię, gdy on skończy, ale to on ma pierwszeństwo. Sama to na
siebie ściągnęłaś.
Pchnęła go mocno. Podniósł się, próbując zatrzymać swojego Alfę.
- Co zamierzasz z tym zrobić, Brodey? Warknęła. Ale nie wyglądała na złą. Wyglądała…
Kurwa!
Elain obserwowała twarz Brodey’ego. Co do cholery w nią wstąpiło? Widząc, jak przez jego
twarz przemknął cień, wiedziała, że doprowadziła go prawie na krawędź. To było tak, jakby jakiś
obcy zabrał jej rozum i z jakiegoś powodu uciekł na inną planetę.
- Nie przeciągaj struny, dziecino. Warknął nisko.
- Dlaczego? Co zamierzasz zrobić? Szturchnęła go prosto w środek jego klatki piersiowej.
Jego kontrola runęła. Nie kłopotała się nawet z przywróceniem uśmiechu, kiedy uchylała się
od jego ramienia i pobiegła w kierunku domu. Tak!
Że co?
Tak!
Już nie starała się tego zrozumieć. Upojne uczucie wróciło. Nie mógł jej bardziej niż
mógłby Ain.
Ale pogoń… ahhhh, pogoń!
- Wracaj tutaj! Warczał.
- Nie! Powstrzymała chichot, kiedy biegła, wiedząc, że nie mógł jej złapać, że był teraz tak szybki
jak ona i wciąż obolały po łomocie, jaki spuścił mu wcześniej Ain.
Nie była pewna gdzie chce iść, ale miała pomysł. Obróciła się w kierunku swojego
samochodu, skoczyła, przelatując ponad maską i uderzyła w ziemię, biegnąc w inną stronę.
- Wracaj tu, Elain!
- Chodź i złap mnie, Brodey! Ten manewr dał jej przewagę kilku jardów. Nie miała pojęcia, gdzie
byli Cail i Ain. Skręciła, kierując się na tyły domu i prawie wbiegła na Caila. Chwyciła go,
zakręciła a jego szok natychmiast zmienił się w gniew kiedy Brodey prawie się z nim zderzył.
- Co się do kurwy nędzy z tobą dzieje, Brodey? Krzyknął.
Brodey rzucił się na nią jeszcze raz. Zaśmiała się.
- Ha! Teraz mnie złap!
Odwróciła się i uciekła, starając się wyczuć, gdzie był Ain.
I jak, do cholery, miała sprowokować Caila?
Nie miała czasu zastanowić się, jak bardzo idiotyczna była ta myśl, bo za bardzo ją to
ekscytowało.
Adrenalina i pragnienie przepływały przez jej organizm. Świat wyglądał niemożliwie jasno,
jak na ciemną noc i ubywający księżyc, każdy dźwięk i zapach był wzmocniony.
Będąc na końcu domu, zawahała się, zerkając za siebie. Cail był zajęty hamowaniem
Brodey’ego, który miał wzrok szaleńca.
- Skarbie, co się do cholery z tobą dzieje? Krzyknął Cail. Natychmiast przyprowadź tu swój tyłek!
- Zmuś mnie!
Cail zamarł.
- Co?
Przykucnęła.
- Słyszałeś mnie. Warknęła. Powiedziałam, zmuś mnie.
Cail wyglądał na ogłuszonego.
- Elain? Wszystko w porządku?
- Pieprzona cipka. Przyznaj, że nie potrafisz mnie złapać. Przeklęta ślamazarna cipka. Nie została,
by sprawdzić, czy to zadziałało. Wzięła nogi za pas.
Dźwięk wściekłego wycia Caila, który wraz z Brodey’em wyruszył w pościg, wysłał do jej
płci kolejną falę podniecenia. Tylko na moment użyła swojego umysłu, żeby znaleźć Aina. Był w
drodze z północnego pastwiska, będzie tu za minutę. A wtedy…
Nie zadawała sobie nawet trudu, żeby spróbować powstrzymać swój maniakalny śmiech.
Wtedy będzie miała pieprzenie jej życia.
Jezu Chryste, cholernie zwariowałam!
I nic ją to nie obchodziło.
Wbiegła do domu i zamknęła za sobą drzwi, ryglując je. To powinno ich spowolnić.
Odwróciła się i krzyknęła kiedy wbiegła prosto na Aina.
Jego oczy były dzikie i błyszczące. Złapał jej nadgarstki, a kiedy próbowała się uwolnić
owinął wokół niej ramiona. Zaczęła z nim walczyć, kiedy zaskoczył ją dźwięk napierających na
drzwi Caila i Brodey’ego. Wzdrygnęła się, dając Ainowi przewagę potrzebną mu do podniesienia
jej do góry.
Po drugiej stronie drzwi, Brodey i Cail warczeli, wyli i napierali na drewno. Ain
przytrzymywał ją jedną ręką, kiedy sięgnął ponad nią i otworzył drzwi. Jeden z pozostałych złapał
ją za nogi i zanieśli ją do sypialni.
Wtedy strach pojawił się ponowne i cała ta gra wydała jej się baaaaaaaaaaardzo złym
pomysłem. Ostrzeżenie Brodey’ego, że Ain może rano się znienawidzić, poniewczasie pojawiło się
w jej głowie, kiedy mężczyźni rzucili ją na łóżko. Natychmiast zerwała się i Brodey rzucił się na
nią przyciskając ją pod sobą.
- Przestań, zawarczał. Poddaj się!
Zadyszała, patrząc na niego, strach wreszcie się oddalił, przechylając szalę z pożądania do
desperacji.
- Chłopcy, nie… przepraszam! Nie wiem, dlaczego uciekałam?
Ain rozebrał się, tak jak Cail. Ain przyklęknął nad nią, gdy tylko Brodey usunął mu się z
drogi. Cail złapał jej ręce i przyszpilił je nad jej głową.
Próbowała przemówić do Aina w myślach i zobaczyła, że je zablokował. Światła były
zapalone, ale nikogo nie było w domu. Cokolwiek zrobiła, musiała to przetrwać. Czuła, że Brodey i
Cail nie byli tak pochłonięci jak Ain, Cail był jedynie nieznacznie nabuzowany pogonią.
Cóż, sama się o to prosiła.
Brodey rozebrał się i wrócił do łóżka, podczas gdy Ain usiadł.
- Puść ją. Miękki, kategoryczny, martwy ton jego głosu przestraszył ją.
Cail odsunął się, a ona starała się wydostać spod Aina.
Złapał jej kostkę, nie puszczając jej, jego chwyt był mocny i nie do złamania.
- Poddaj się. Warknął.
Jej furia wróciła, odsuwając na bok strach. Zaczęła walczyć, krzyczeć, wtedy usłyszała to,
niski, błagający mentalny ton, pulsujący gdzieś głęboko w jej głowie.
„proszę, proszę, proszę, proszę przestań walczyć proszę nie zmuszaj mnie proszę nie zmuszaj mnie
proszę nie chcę tego na tobie wymuszać proszę proszę proszę”
Zawahała się, spoglądając na pozostałą dwójkę, potem wróciła do Aina. To nie były myśli
ani Brodey’ego ani Caila.
Szare oczy Aina wyglądały prawie jak czarne w jego gniewie. Mentalne zakłócenia wciąż
tam były, gdy próbowała usłyszeć jego myśli, ale milczące wołanie…
„proszę nie zmuszaj mnie żebym ci nakazał proszę Elain proszę poddaj się nie chcę cię zmuszać
proszę nie chcę cię skrzywdzić”
Oddychając ciężko, zauważyła, że to wszystko było rozsądną, świadomą częścią Aina wciąż
trzymającą się niewielkiej części zdrowego rozsądku.
Patrzyła, jak łza pojawiła się w jego oku i spłynęła wzdłuż jego policzka.
To już nie była zabawa. Może dla niej, ale to zabijało Aina od środka, gdy nie mógł
kontrolować swoich instynktów.
I to całkowicie przywróciło jej kontrolę. Pchnęła drzwi z własnej szalonej potrzeby i
zamknęła je dokładnie.
Poruszając się wolno, ostrożnie, rozpięła spodnie i ściągnęła je wraz z majtkami z bioder.
Wreszcie puścił jej kostkę, a ona zrzuciła buty i spodnie. Wciąż mając utkwione w nim spojrzenie,
wolno zdjęła koszulkę i odłożyła ją, następny w kolejce był jej stanik. Cail i Brodey odsunęli się od
nich, na odległą krawędź łóżka.
Elain czuła się strasznie, doprowadzając Aina do takiego stanu, ale głęboki erotyczny ból
wciąż w niej pulsował, aczkolwiek teraz był pod jej kontrolą. Odwróciła się i przyklękła na rękach i
nogach i wypinając do góry tyłek, odwróciła głowę, by na niego spojrzeć.
- Weź mnie. Wyszeptała.
Ze zduszonym krzykiem upadł na nią, pchając, warcząc i wreszcie wsuwając w nią swojego
penisa. To nie było uprawianie miłości, to była pierwotna, desperacka potrzeba. Jego pierwotna,
desperacka potrzeba.
Jej pierwotna, desperacka potrzeba.
Gdy jego dłonie znalazły jej, splotła jego palce ze swoimi, wierzgając biodrami naprzeciw
niemu, pieprząc go, zamykając oczy i ciesząc się uczuciem jego w środku.
Domaganiem się jej.
Jej partner.
Kiedy ugryzł ją w ramię, krzyknęła głośno, mieszanka bólu i przyjemności przetoczyła się
przez nią, prawie jak orgazm, który osiągnęła w noc ceremonii znakowania. Jęknął, gdy doszedł i
runął na nią. Padli na łóżko, a ona zamknęła oczy usatysfakcjonowana, zaspokojona, szczęśliwa.
Ain chciał się odsunąć, ale trzymała go mocno za dłonie, przekręciła się na bok i otoczyła
się jego ramionami. Usłyszała go głęboko dyszącego, myśląc, że był pogrążony w bólu dopóki nie
rozpoznała dźwięku.
Płacz.
Zaskoczona, przekręciła się z powrotem. Próbował się znowu odsunąć, ale mu nie
pozwoliła.
- Przepraszam, wyszeptał. Tak bardzo przepraszam. Jego oczy na powrót stały się normalne,
blokada mentalna zniknęła.
- Przestań. Zmusiła go, żeby na nią spojrzał. Pocałowała go, mocno i głęboko, wzbudzając tym
warkot Caila i Brodey’ego będących z tyłu.
Och. No tak. Ups. Zapomniała o nich.
- Trzymaj się tej myśli, wyszeptała Ainowi, rzucając mu uśmiech. Jest dobrze, kochanie.
Przysięgam.
Usiadła i wyciągnęła palec w kierunku Brodey’ego. Skoczył na nią, biorąc ją po
misjonarsku. Owinęła wokół niego ręce i nogi i trzymała się jazdy, kiedy on pieprzył ją mocno i
szybko. Mogła wyczytać z jego myśli, że nie był tak pogrążony we wściekłości, czy cokolwiek to
było, jak Ain. Musnęła delikatnie jego szyję, następnie mocno ugryzła. Krzyknął z bólu, ale to
wywołało jego orgazm, zadrżał, kładąc głowę na jej ramieniu, kiedy przetaczało się przez niego
spełnienie.
Kiedy chciał się uwolnić, nie wypuściła go, przyciągając bliżej i całując.
„Przepraszam, dziecinko.”
„W porządku.”
Cail był tylko nieznacznie w tym pogrążony. Wreszcie puściła Brodey’ego, który
natychmiast stoczył się z niej. Uklękła na łóżku i pchnęła Caila na plecy, następnie usiadła na nim
okrakiem. Jego palce wbiły się w jej biodra, kiedy nadziewała się niego i przycisnęła swoje usta do
jego ust.
Jęknął.
- Pieprz mnie, skarbie, szeptała. Weź mnie.
Jego biodra szarpnęły się pod jej, pchając. Zamknęła oczy i gdy poczuła na sobie inne
dłonie, układające ją przy twardym torsie, wiedziała, że to Ain. Oparła się o niego, pozwalając mu
bawić się jej sutkami, kiedy zwolniła swoje ruchy,
Cail drażnił jej łechtaczkę, gdy zrelaksowała się w ramionach Aina. Sięgnęła do tyłu,
owijając ramię wokół jego szyi.
- Sprawcie, żebym doszła, chłopcy. Jęknęła.
Wyczuła zbliżającego się Brodey’ego, jego usta zastąpiły jedną z dłoni Aina na jej sutku.
Wolna ręka Aina zawinęła się wokół jej talii, podtrzymując ją. Cail zdawał się wrócić znad
krawędzi otumaniającej go mgiełki i spowolnił swe pchnięcia wewnątrz niej. Po kilku minutach
poczuła zbliżające się szczytowanie, nie tak gwałtowne jak te wcześniejsze, ale pełne emocji,
uczuć, które przywołało uśmiech na jej twarzy i przyniosło ulgę, kiedy skończyła, drżąc w
ramionach Aina.
Cail czekał, aż skończyła szczytować, potem pieprzył ją mocno, orgazm uderzył w niego
chwilę później. Ain opuścił ją na pierś jego brata i zanim zdołała go zatrzymać, wyszedł z łóżka i
opuścił sypialnię.
Podniosła głowę.
- Ain?
- Kurwa, wymamrotał Brodey.
Wyplątała się z łóżka i pobiegła za nim. Zagarnął dżinsy, wychodząc z sypialni, a ona
złapała je, kiedy próbował je założyć.
- Gdzie ty idziesz?
Nie mógł na nią spojrzeć, ani przemówić.
- Odpowiedz!
Jego oczy były zaczerwienione, kiedy wreszcie na nią spojrzał.
- Muszę iść.
Próbował wyrwać swoje dżinsy, wywiązała się między nimi mała wojna.
- Nie, kurwa, nie musisz! Weźmiesz swój tyłek i wrócisz w tej chwili do łóżka!
Słyszała Caila i Brodey’ego stojących w drzwiach.
Ain zawarczał.
- Nie nauczyłaś się właśnie co się dzieje, kiedy drażnisz mojego Alfę?
- Obiecałeś mi. Musimy porozmawiać. Nie jestem nieszczęśliwa. Ja… „Co się jej stało?” Muszę z
tobą o tym porozmawiać. To nie byłeś tylko ty, uwierz mi.
Wyglądał teraz na zdezorientowanego.
- Że co?
Spojrzała na Brodey’ego.
- Pomóż mi.
Brodey kiwnął głową.
- Tak, ona ma rację. Nie wiem dokładnie, co do cholery się z nią stało, ale myślała tylko o
pieprzeniu, miała prawie tak opętany umysł, jak ty.
- Celowo nas drażniła. Dodał Ain.
Ain zmarszczył brwi.
- Kochanie, dlaczego?
- Nie mam pojęcia! To właśnie próbuję ci powiedzieć. Ja… Puściła dżinsy Aina i odeszła od nich,
pocierając dłońmi swoje ramiona. Czuję jakbym straciła panowanie nad sobą. Nie wiem, jak to
wyjaśnić. Im dłużej to trwało, tym bardziej chciałam, żeby to trwało.
- To jest cholernie niebezpieczne, skarbie.
- Brodey powiedział, że mnie nie zranisz.
`
Ain złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.
- Nie możesz tego robić. Nie możesz nas tak prowokować. To… Teraz była jego kolej, by sięgnąć po
pomoc Caila i Brodey’ego.
Cail podszedł do nich.
- Skarbie, może to były twoje hormony, to nie jest tania wymówka, to naprawdę wiele znaczy, kiedy
zadajesz się ze zmiennymi i partnerkami. Może to było coś więcej. Nie lubimy w ten sposób tracić
kontroli. Nie, nigdy nie zranimy cię fizycznie, ale jeśli pchniesz nas zbyt daleko ponad krawędź, a
my zmusimy cię do podporządkowania się, to kiedy ochłoniemy, znienawidzimy się. I jeśli
ktokolwiek wmiesza się, kiedy będziemy cię gonić, może się naprawdę zranić. Albo nawet gorzej.
Nic nie stanie nam na drodze, gdy próbujemy podporządkować nam naszą partnerkę.
- Nie potrafię tego kontrolować. Powiedziała, drżąc na całym ciele.
Ain przytulił ją do siebie i schował twarz w jej włosach.
- Wszystko z tobą dobrze? Nie zraniłem cię, prawda?
- Czuję się dobrze. Zamknęła oczy, czując ulgę i poczucie winy, z powodu fal emocji
opuszczających Aina. Co się stanie, gdy zrobię to ponownie? Spytała, ponieważ gdzieś w środku,
poczuła to, potrzebę chwilowo zaspokojoną, ale gotową wydostać się ponownie na powierzchnię.
Brodey wyglądał na zaskoczonego.
- Kiedy?
Ain złapał ją za ramiona i zmusił ją, żeby na niego spojrzała.
- Nie możesz. Nie możesz tego zrobić.
- Ale zrobię.
Otworzył usta i spodziewała się nakazu, ale się zatrzymał.
- Elain, proszę. Nie możesz.
- Nie mogę nic na to poradzić. Wiedziała, że to prawda, jak tylko to powiedziała.
Ain spojrzał na Caila i Brodey’ego. Cail wyglądał na zszokowanego. Brodey, tym razem
wydawał się zamyślony.
- Nie wiem, powiedział. Musimy się temu przyjrzeć. To może być coś charakterystycznego dla nas,
chłopaki. Trzy Alfy, może to przeciąża jej baterie, czy coś i takie są tego następstwa. Spojrzał na
Aina. Zawsze możemy coś zorganizować, żeby usunąć z niej to napięcie.
Skinęła głową, wyobrażenie ich ścigających ją ponownie…
Zadrżała z przyjemnością.
- Nie mówisz poważnie? Spytał Ain.
Cail wzruszył ramionami.
- Sprowokowała was obu bardziej niż mnie, ale nawet ja to poczułem. Coś było nie tak. Ona tego
chciała.
Elain potwierdziła, kiwając głową.
Cail kontynuował.
- Gdybyśmy celowo zorganizowali polowanie, może jeden z nas z pozostałą dwójką jako wsparciem,
jeśli zaszłaby za daleko. Nie widzę w tym niczyjej krzywdy.
- Nie zamierzam polować na nią jak na jakiegoś królika!
Elain owinęła wokół niego ręce.
- Mi to nie przeszkadza. To było zabawne.
- Zabawne? Ain odsunął się, patrząc na nią z niedowierzeniem. Jak możesz mówić, że to było
zabawne? Cholera, prawie cię zgwałciłem!
- Nie zgwałciłeś mnie, nie zrobiłbyś tego, bo ja w każdym razie zamierzałam ci się
podporządkować.
Szczęka mu opadła.
Cail ziewnął.
- Nie wiem, jak wasza trójka, ale ja potrzebuję prysznica i zamierzam spać przez cały cholerny
tydzień. Teraz, odkąd Pierwszy Ćwok zostawił nas na pewną śmierć w czasie burzy, na początek
może zmienić pościel, podczas gdy my weźmiemy prysznic. Przyciągnął do siebie Elain. Ty ją
miałeś.
Ain chciał coś powiedzieć, ale w końcu się zaśmiał i potrząsnął głową.
- Dobra. Porozmawiamy o tym później, dziecinko. Sięgnął dłonią i delikatnie pogłaskał jej
podbródek.
Ain zmieniał pościel podczas, gdy Elain udała się pod prysznic z Brodey’em i Cailem.
Później, wszyscy padli na łóżko. Była odrobinę zaskoczona, że Brodey i Cail nie przyszykowali
pokoju dla Aina, jak to było w zwyczaju kiedy wszyscy czworo spali razem.
Co bardziej zaskakujące, Ain wydawał się zadowolony leżąc po drugiej stronie Caila.
Przytuliła się plecami do Brodey’ego, Cail leżał przodem do niej z głową przytuloną do jej
brzuszka.
Kiedy odpływała w sen, wyciągnęła dłoń i dotknęła ramienia Aina. Uśmiechnął się i trzymał
jej dłoń, całując ją. Wtedy zamknęła oczy i prawie natychmiast padła jak nieprzytomna.
Rozdział 11
Następnego ranka pierwszy wstał Ain. Pochylił się i złożył na czole Elain pocałunek zanim
udał się do kuchni. Brodey dołączył do niej minutę później.
- Hej. Jak się czujesz? Zapytał.
Ain przeciągnął się, kręcąc szyją.
- Dojdę do siebie za parę godzin. A ty?
Pokręcił głową.
- Chłopie, zachłannie nas zajeździła w nocy, co nie?
Ain oparł się o blat i skrzyżował ramiona.
- Więc co jeszcze ważnego odkryłeś, a mi o tym nie powiedziałeś?
Brodey zaczął parzyć kawę.
- Sorry, bracie. Gdyby ktoś nie uciekł, podkulając ogon, pewnie bym zapamiętał. Ain przewrócił
oczami, ale nie odpowiedział, więc Brodey kontynuował. Pojechała do swojej mamy, do Spokane.
Uśmiechnął się. Ta kobieta nie za bardzo cię lubi, brachu.
- Mnie?
- Ta, ciebie.
- Nawet mnie nie poznała! Uśmiech Brodey’ego się powiększył. Ain zamknął oczy i przeklął.
Powiedziałeś, że jesteś mną.
- Uhm.
- Dobra. Co odkryłeś?
Brodey wzruszył ramionami.
- Jest adoptowana. Jej rodzona matka zmarła, kiedy była małym dzieckiem, a adopcyjna mama
Elain była jej najbliższą przyjaciółką. Nie było ojca na zdjęciach. Jej mama mieszka w Spokane, bo
stamtąd pochodzi jej rodzina. Widziałem jej zdjęcia z biegów lekkoatletycznych, wiele medali.
Uśmiechnął się ponownie. To było bardzo ładne, wiesz? Oh i…
Obaj mężczyźni spojrzeli w górę na dźwięk szlochu Elain.
Promienie słoneczne przelewały się przez przesuwane szklane drzwi. Nikt nie pamiętał,
żeby zasłonić żaluzje.
Elain była cała obolała, najbardziej bolały ją nogi od długiego biegu. Jęknęła. Naprawdę to
zrobiła? Cholera jasna, co w nią wstąpiło?
Przekręciła się, jeden z mężczyzn wciąż leżał z nią w łóżku. Cail.
Otworzył swoje słodkie, brązowe oczy i uśmiechnął się sennie.
- Dzień dobry, skarbie. Jak się czujesz?
- Jak idiotka.
Zaśmiał się i przyciągnął ją bliżej, całując ją.
- Musimy porozmawiać, wiesz o tym.
- Wiem. Usłyszała, jak Brodey i Ain krzątali się po kuchni i poczuła parzącą się kawę. Co mi się
stało? Wyszeptała.
Wzruszył ramionami.
- Dobre pytanie. Musimy to sprawdzić. Nie możesz tak nas prowokować, byśmy cię gonili. Musimy
mieć pewność, że nikomu nie stanie się krzywda.
Wspomnienie mrocznego, pustego wzroku Aina i straszna mentalna blokada sprawiło, że
zadrżała. Mimo to, jej własna potrzeba, gdzieś głęboko walczyła, by się uwolnić.
- Nie potrafię tego opanować. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam.
Zaczesał zbłąkany kosmyk włosów z jej oczu.
- Wiem. Westchnął. Widzisz teraz, jak ważne jest, żebyś zrezygnowała z pracy. To znaczy, nigdy na
to nie liczyłem, ale są rzeczy, których musimy cię nauczyć. Bóg jeden wie, jakie inne rzeczy, o
których nie wiemy, mogą wypłynąć.
Jęknęła.
- Wciąż muszę zadzwonić do Danny’ego i złożyć wymówienie. Prawdopodobnie teraz to już nie ma
znaczenia. Szef dzwonił do niej cztery razy. Wszystkie zignorowała.
- Opowiedz mi, co się działo z Ainem.
Zrelacjonowała to, co powiedział jej Ain i co zrobiła, żeby go uratować. Cail zmarszczył
brwi i przekręcił się na plecy.
- Obawiałem się czegoś takiego.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo nie byłem pewny. Kiedy wtedy uciekł, wiedziałem, że był zrozpaczony. Miałem nadzieję, że nie
zrobi czegoś głupiego. Myślałem, że może wybiegł na kilka dni, może tygodni, ale miałem nadzieję,
że nie ucieknie się do niczego drastycznego.
- Obiecaj mi, że nigdy nie zrobisz czegoś takiego.
Spojrzał jej w oczy.
- Obiecuję.
Wtedy zaczęła płakać, długo tłumiony, zgromadzony w niej stres nareszcie znalazł ujście.
Załkała, a on otoczył ją ramionami, próbując ją pocieszyć.
Drzwi sypialni otworzyły się gwałtownie, Ain i Brodey wpadli do pomieszczenia.
- Co się dzieje? Spytał Ain.
Cail machnął na nich ręką, żeby podeszli do łóżka i byli cicho. Mężczyźni wspięli się na
łóżko i pozwolili jej płakać.
Kiedy wreszcie podniosła się parę minut później, przetarła oczy i pociągnęła nosem.
- Przepraszam, chłopcy. Przepraszam za ostatnią noc.
Brodey, siedzący za nią, ucałował jej policzek.
- Hej, już dobrze, skarbie. Rozwiążemy to razem.
- Na pewno wszystko dobrze? Spytał Ain. Nie zraniłem cię?
Uśmiechnęła się i pochyliła, całując go.
- Nie zraniłeś mnie.
Wtem zmarszczyła brwi i odsunęła się, krzyżując ramiona.
- Co? Spytał Ain.
Popatrzyła na niego spode łba.
Brodey i Cail wymienili zdezorientowane spojrzenia.
- Co się dzieje, skarbie? Spytał Brodey.
Kontynuowała wpatrywanie się w Aina.
Przewrócił oczami i westchnął. Potem przemówił z akcentem.
- Przepraszam, dziewczyno. Jak długo mam tak mówić?
Brodey prychnął i zaczął się śmiać, długo i głośno, upadając na łóżko.
- Nie zrobiłaś tego? Spytał ją.
Uśmiechnęła się i pochyliła, żeby ponownie pocałować Aina.
- Z całą pewnością tak. Obiecał mi to.
Cail stłumił śmiech.
- Owinęłaś sobie naszego Pierwszego Alfę wokół małego palca, skarbie.
Uniosła brew.
- Tylko Pierwszego Alfę?
Cail uśmiechnął się szeroko.
- Całą naszą trójkę.
Rozdział 12
Po lunchu, Aindreas usiadł w gabinecie, chcąc nadrobić swoje emaile. Kiedy zadzwonił
telefon, nie rozpoznał od razu numeru. Kiedy odebrał, okazało się, że to był Jocko.
- Hej, chłopcze. Nie odfrunęliście stamtąd, prawda?
- Nie, wciąż tu jesteśmy. Co tam?
- Pamiętasz, o co prosiłeś mnie kilka dni temu?
- Taa. Jak myślisz, znalazłeś coś?
- Cóż, trochę się nagimnastykowałem, żeby znaleźć coś ciekawego. Zmienny Alfa o nazwisku Pardie
mieszkał na południu. Liam Pardie. Tu jest szkopuł, pamiętasz tę wielką sprawę związaną z mafią w
Tampa sprzed kilku lat?
- Tak?
- Ten koleś, Pardie, jest jednym z Abernathich. Cóż, był. Może wciąż jest. Zniknął jakieś
dwadzieścia pięć, trzydzieści lat temu, mniej więcej wtedy kiedy to się rozpętało. Nikt o nim już nie
słyszał. Niektórzy mówią, że gang go dostał, a niektórzy, że ukrył się w Ameryce Południowej, ale
nikt nie widział go na oczy.
Aindreas starał się przekonać samego siebie, że to był zwykły zbieg okoliczności.
- Pochodził z Tampa?
- No. Mieszkał tam chwilę. Ma brata gdzieś w Tennessee i kolejnego w Montanie, w jakimś
zapomnianym przez Boga miejscu, oboje są zmienni. Bety. Wiem, że twoja dziewczyna nie należy do
nich, ich szczenięta są rozliczane. A ona wiedząc, że jest jedną z nich, nie mogłaby się z wami
połączyć bez zgody klanu. Ale Liam, on nie miał partnerki, sprawdziłem to. Ani żadnych szczeniąt.
Więc to pewnie zbieg okoliczności. Jest wielu Pardie na świecie, Aindreas. Na całym pieprzonym
świecie. Większość z nich nie jest zmiennymi. Gdzie indziej, mógłbym powiedzieć, że twoje
rozwiązanie jest fałszywe.
- Dzięki. Aindreas rozłączył się i spojrzał w okno. Elain wylegiwała się na słońcu, Brodey masował
jej plecy, a Cail stopy.
Wyglądała na szczęśliwą i zadowoloną, pomimo zdarzeń minionej nocy. Gdyby nie znał
ostatnich faktów, pomyślałby, że zachowała się jak ich kuzynka Mary kilka dekad wcześniej, ale to
było głupie. Elain była zwyczajnym, normalnym człowiekiem.
Niespokojne podejrzenie wciąż mu jednak dokuczało.
Nie, Elain nie mogła być pół-zmienną. To po prostu było niemożliwe. A szczególnie nie
mogła należeć do klanu Abernathy. To było zbyt naciągane, żeby nawet to rozważać. Dodatkowo,
Brodey powiedział, że jej mama była ze Spokane, nie z Tampa. Poza tym, Elain była adoptowana.
Nie leżało w naturze klanu, by pozwolić rodzinie spoza ich społeczności adoptować zmienne, bądź
pół-zmienne dziecko.
Trzeba by to wyjaśnić.
Trzeba by.
Brodey powiedział, że była adoptowana, więc to znaczyło, że Pardie nie było nawet jej
rodzonym nazwiskiem, prawda? Odpowiedź powinna coś zrobić z ich sytuacją trojaczków Alfa.
Była tylko jedna odpowiedź kołatająca mu się w głowie, która miała sens.
Ponieważ, jeśli naprawdę była pół-zmienną – zwłaszcza Alfą – urodzoną w klanie
Abernathy i teraz sparowaną z nimi bez zgody, znaczyło to co najmniej, że ich życie było w
niebezpieczeństwie. A w najgorszym wypadku oznaczało…
Wojnę klanów.