(Microsoft Word Bernard Hannah Sąsiedzka przysługa

background image

16 |

S t r o n a

Rozdział 2


To kot, tylko kot – powtarzał ktoś.
Laura zorientowała się, że sama to mówi. Zmusiła się,

by spojrzeć na łóżko, spodziewając się zobaczyć kota
obrażonego z powodu braku ryby.

Ani śladu białego czworonoga.
Zamrugała gwałtownie, gdy kształt na łóżku się

zmaterializował. To nie kot, to coś większego. Bez futra i
chyba samo się nie myje.

Niemowlę!
Laura zamknęła oczy i policzyła do dwudziestu.

Zupełnie prawdopodobne, że zbyt wyczerpany umysł płata
jej kolejnego figla. Od ponad dwóch tygodni pracowała po
dwanaście, czternaście godzin dziennie, a taka harówka
musi w końcu odbić się niekorzystnie na zdrowiu. Tak, to
wina przepracowania. Wiadomo, że zmęczenie powoduje
różne majaki. Teraz przyczyniło się do powstania iluzji, że
na jej łóżku leży niemowlę. A jeśli to skutek przebudzenia
ciała, które zetknęło się z mężczyzną na jawie, a nie tylko
we śnie? Dziecko na pewno jest iluzją. Gdyby było żywe,
już by się obudziło.

Tak. Niewątpliwie jest to swego rodzaju fatamorgana.
Laura poczuła się lepiej i otworzyła oczy.
Złudzenie nadal leżało na łóżku i spokojnie spało.

Miało pucołowate policzki, perkaty nosek i długie rzęsy.
Ciche posapywanie dowodziło, że dziecko jest prawdziwe.
Iluzje nie sapią.

Jakim cudem osesek znalazł się na łóżku? Przecież

mieszkanie było zamknięte na klucz. Jeśli to nie są dzienne
zwidy, to może majaki o zmierzchu?

Laura uszczypnęła się, by mieć pewność, że nie śni.
– Lauro?
Głos zabrzmiał aksamitnie, gładko i słodko jak

czekolada. Rycerski sąsiad widocznie usłyszał przeraźliwe
krzyki i przybiegł na ratunek.

– Lauro? – powtórzył Justin głośniej. – Dlaczego

krzyczałaś? Czemu drzwi są otwarte? Mogę wejść?
Zadzwonić po policję?


Hannah Bernard


Sąsiedzka przysługa

background image

2 |

S t r o n a

Rozdział 1


Laura King powoli uniosła głowę, spojrzała w górę,

po czym znowu przygarbiła się ze zmęczenia. Zdawało jej
się, że wspinaczka trwa nieskończenie długo.

Przecież to nie Mount Everest, ale zwykły blok

mieszkalny w Chicago. Wystarczy pokonać trzy piętra,
żeby dojść do przytulnego mieszkania, zamknąć drzwi i
zapomnieć o całym świecie.

Jak dobrze, że u kresu wspinaczki znajduje się

upragniona przystań.

Kolorowe liście klonów świadczyły o tym, że nadeszła

już jesień, a Laura prawie nie zauważyła lata. Nie zdążyła
wyjechać na urlop i odetchnąć świeżym powietrzem.
Wprawdzie w pracy miała klimatyzację, ale to przecież nie
to samo. W dodatku zawsze gdy wracała do domu, na
schodach czuła drażniący zapach smażonego mięsa.

Od pół roku marzyła o wprowadzeniu w kalendarzu

zmiany, dzięki której w tygodniu byłoby więcej piątków,
co automatycznie zwiększyłoby liczbę wolnych dni.

Tym razem wyjątkowo w sobotę nie miała żadnego

służbowego spotkania i nie zabrała do domu papierkowej
roboty. Cieszyła się, że ma przed sobą aż dwa dni, w ciągu
których może robić to, na co będzie miała ochotę. Na
przykład posłucha dobrej muzyki albo poczyta; kosz na
bieliznę był już zapełniony książkami, których nawet nie
otworzyła. A może dorobi drugi rękaw do swetra
rozpoczętego przed podjęciem pracy u Younga i Warrena.
Lub zadzwoni do znajomych, którzy z powodu jej
milczenia zapewne uznali, że przeniosła się na tamten
świat.

Oczywiście, miała też mnóstwo sprzątania i

zmywania. Przed trzema dniami zabrakło jej czystego
talerza do płatków na śniadanie. Ale to fakt bez większego
znaczenia, bo mleko skończyło się jeszcze wcześniej.

Rano nie znalazła też czystej bielizny, więc była

zmuszona wyjść z domu niekompletnie ubrana.

Pierwszy raz w życiu.
Wyobrażała sobie, że wszyscy dokoła wiedzą o

15 |

S t r o n a

gdy sąsiadka bierze prysznic?

Wyimaginowany widok mokrej sylwetki zakłócił

altruistyczne myśli. Justin często śnił na jawie o Laurze, ale
ostatnio doszedł do wniosku, że będzie zmuszony
wprowadzić poprawki do swoich marzeń. Sąsiadka tak
prędko chudła, a on nie lubił liczyć żeber.

Zaklął pod nosem. Pani adwokat nie jest w jego typie.
Zbyt delikatna, zanadto drażliwa. Wiedział, że daleko

mu do świętości, ale miał określone zasady i nie wiązał się
z kobietami, które oczekiwały więcej, niż był skłonny im
dać.

Tylko raz ją nakarmi i na tym koniec.
Nagle przeraźliwy krzyk odbił się echem na klatce

schodowej. Justin odstawił pizzę, złapał długi kij i jednym
susem znalazł się przed sąsiednim mieszkaniem.

background image

14 |

S t r o n a

było pościelone, półki uginały się pod niedbale
ustawionymi książkami, na prowizorycznym nocnym
stoliku leżała bielizna.

Nie widać żadnego włamywacza, ani dwunożnego, ani

czworonożnego.

Laura odłożyła parasolkę, wyprostowała się i zrobiła

dwa kroki. Nadal nie widziała nic podejrzanego. Widocznie
nieokreślony dźwięk dochodził z zewnątrz.

Usiadła na łóżku i odetchnęła z ulgą.
– Dobrze, że wzięłam się w garść i nie wrzeszczałam

– szepnęła zadowolona.

Ale zmęczony człowiek nie powinien siadać –

szczególnie na łóżku – bo potem trudno wstać. No i trzeba
zamknąć drzwi na klucz. Laura z niesmakiem patrzyła na
bałagan na nibystoliku. Wypada wreszcie kupić prawdziwy
nocny stolik. Teraz to możliwe. Zarabiała już tyle, że nie
musiała na wszystkim oszczędzać.

Nagle coś poruszyło się na łóżku. Nim uświadomiła

sobie, co robi, znalazła się pod ścianą i zaczęła krzyczeć
tak przeraźliwie, że jej samej pękały bębenki.


Justin wyjął resztę pizzy z lodówki. Z niewiadomego

powodu był poirytowany i zastanawiał się, dlaczego
odgrzewa pizzę, skoro nie jest głodny.

Zapracowana sąsiadka wyglądała źle. Przydałaby się

jej pomoc domowa. Całe dnie spędzała w pracy i wracała
bardzo zmęczona. W domu chyba jedynie spała, zza
cienkich ścian rzadko dochodziły odgłosy krzątaniny.

Za to często słyszał szum wody. Ich łazienki

przylegały do siebie i niekiedy kąpiel sąsiadki zbiegała się
z jego porą mycia. Stojąc pod prysznicem, wiedział, że ona
jest za ścianą. Miał wielką ochotę umyć jej plecy.


Już wcześniej zauważył, że dziewczyna chudnie. Nic

dziwnego, skoro zamiast jedzenia kupuje bieliznę. Ach, te
kobiety!

Niepewnie zerknął na pizzę. Dzielenie się jedzeniem

jest ładnym gestem, ale czy przysługa zostanie właściwie
zrozumiana? Czy przejaw życzliwości nie zdradzi
wielbiciela, który za często i za długo słucha szumu wody,

3 |

S t r o n a

skandalicznym braku w jej garderobie, więc podczas
dziesięciominutowej przerwy na lunch pobiegła do
najbliższego sklepu i kupiła pięć kompletów najtańszej
bielizny z napisami po francusku. Od biedy starczy na cały
tydzień.

Ostatnio czuła się nieszczególnie. Jej życie nabrało

szalonego tempa. Dni mijały za szybko, nie miała wolnej
chwili dla siebie. Gdyby akurat teraz zjawił się wymarzony
królewicz z bajki, musiałaby powiedzieć, że nie ma dla
niego czasu, i poprosić, by zgłosił się w późniejszym
terminie.

– Dzień dobry.
Justin Bane jak zwykle minął ją biegiem i znikł na

półpiętrze, nim zdążyła odpowiedzieć na pozdrowienie.

Pomyślała, że sąsiad porusza się z zawrotną

szybkością, ponieważ nie nosi butów na wysokich
obcasach i nie haruje w biurze od rana do wieczora. Dla
niego trzy piętra to drobiazg. A wieczorami ma jeszcze
dość siły, by głośno śpiewać w łazience.

Zrobiła kilka głębokich wdechów i posunęła się o

jeden stopień wyżej, głośno sapiąc. Los jest złośliwy!

Przeniosła się na przedmieście, by nie udusić się w

malutkim mieszkaniu przy skrzyżowaniu ruchliwych ulic.
Teraz nie pojmowała, dlaczego wynajęła mieszkanie na
trzecim piętrze. Niestety, nie przewidziała, że będzie
cierpieć z powodu kaprysów windy. Prawdopodobnie pół
roku

wcześniej

była

wciąż

jeszcze

młoda

i

nieprzewidująca. Otrzymała wymarzoną pracę i zdawało
się jej, że wszystkiemu podoła, nawet codziennej
wspinaczce na trzecie piętro.

Cóż, jak widać spełnienie marzeń nie zawsze przynosi

szczęście. W czasie długich studiów nawet nie
przypuszczała, że czeka ją prawie osiemdziesięciogodzinny
tydzień pracy i że wolne soboty będą rzadkością.

Westchnęła. W domu też miała obowiązki. Na

przykład od czasu do czasu trzeba było posprzątać. Ale nie
dziś i nie jutro. Liczyła na to, że po sobotnim odpoczynku
nabierze sił i podejmie się takich trudnych zadań jak
włączenie pralki lub zmywarki. Pierwszy wieczór chciała
spędzić bezczynnie przed telewizorem, bo hollywoodzkie

background image

4 |

S t r o n a

bajki dla dorosłych na ogół pomagały zapomnieć o sali
sądowej, o sprawach rozwodowych czy o decydowaniu,
komu ze skłóconych małżonków przyznać prawo do opieki
nad dziećmi.

Laurze zaburczało w żołądku.
– Trzeba będzie coś ugotować – mruknęła. – To

najpilniejsze zadanie.

Przez ostatnie tygodnie nie miała czasu na treściwe

posiłki. Odżywiała się owocami i czekoladą, które połykała
w pośpiechu. Niemal zapomniała, jak smakują gorące
potrawy. A gdy codziennie wieczorem mijała drzwi
sąsiada, w jej nozdrza uderzał smakowity zapach, dobitnie
świadczący o tym, że Justin nie zadowala się owocami i
czekoladą. Najbardziej lubił pikantnie przyprawiony drób
oraz pizzę.

Tymczasem żołądek coraz głośniej dopominał się o

swoje prawa. Laura nie przepadała za gotowaniem.
Szczytem jej osiągnięć kulinarnych były grzanki z serem i
pieczarkami. Postanowiła jednak, że dziś będzie nieco
ambitniejsza.

Jakie

skomplikowane

danie

by

tu

przygotować? Może hamburgery?

Niestety, gotowanie wiązało się nierozerwalnie z

zakupami.

Laura jęknęła, weszła z trudem na kolejny stopień,

potem następny, i jeszcze jeden, aż wreszcie znalazła się na
pierwszym piętrze. A więc pokonała jedną trzecią drogi.
Zadowolona z osiągnięcia oparła się o ścianę i przymknęła
oczy. Jutro pomyśli o zakupach i gotowaniu, a dziś
odpocznie za wszystkie czasy.

– Słabo ci?
Głos rozległ się tuż-tuż. Laura uniosła ciężkie powieki

i spojrzała w zaniepokojone ciemne oczy. Nie miała siły
mówić, więc przecząco pokręciła głową. Nie słyszała, żeby
sąsiad, który nigdy nie chodził powoli, zbiegał na dół.

Był bez marynarki, w pogniecionej czarnej koszuli i

czarnych spodniach. Stał pochylony nad nią, a ona starała
się nie wdychać zapachu, jaki roztaczał. Gdy szybkonogi
Justin wbiegał przed chwilą na górę, bukiet jego
feromonów wystarczył, by ogarnęło ją podniecenie.

Starała się opanować. Justin od samego początku

13 |

S t r o n a

to przyjazny uśmiech życzliwego sąsiada, czy ironiczny
grymas mężczyzny krytycznie nastawionego do kobiet?
Czy Justin przypomniał sobie histeryczkę, która kiedyś
wczepiła się w niego i wrzeszczała nieprzytomnie?

– Coś mi się zdaje, że jednak jesteś chora. Lepiej

wezwać lekarza za wcześnie niż za późno. Mam
zadzwonić?

Laura wyprostowała się i zdobyła na pozornie

nonszalancki uśmiech. Miała nadzieję, że jej się udało.

– Dziękuję za troskę, ale naprawdę nie potrzebuję

porady medycznej. – Justin nawet nie drgnął, czym zmusił
ją, by weszła do mieszkania. – Naprawdę dobrze się czuję.
Wzrusza mnie twoja troska.

Sąsiad obrzucił ją bacznym spojrzeniem. Nie był

zadowolony z wyniku oględzin, ale wzruszył ramionami i
zniknął w swoim mieszkaniu. Laura została sama z
nierozwiązanym problemem. I choć nie chciała się do tego
przyznać, bardzo cieszył ją fakt, że sąsiad jest w domu.
Jeśli będzie krzyczeć, Justin na pewno usłyszy.

Odważnie zrobiła jeden krok, drugi, trzeci. Pocieszała

się, że w sypialni nie ma złodzieja ani mordercy. Nie
należy zbyt łatwo ulegać panice. Zupełnie prawdopodobne,
że zostawiła otwarte okno i Angel znów przyszedł
sprawdzić, czy w kuchni są resztki ryby. Kot mieszkał
gdzieś w pobliżu, bo często widywała go na ulicy. Zawsze
patrzyła na niego kosym okiem, by dać mu do zrozumienia,
że nie jest mile widzianym gościem. Być może jednak
smaczna ryba bardziej przyciąga, niż groźne spojrzenie
odstrasza.

Laura nie chciała dopuścić do sytuacji, żeby kot

ponownie popchnął ją w ramiona sąsiada. Dlatego musi
odważnie wejść do sypialni i wypędzić czworonożnego
złodzieja. Niech Angel szuka ryb gdzie indziej.

Na wypadek gdyby intruz okazał się groźniejszy niż

biały kot, wzięła parasolkę i upewniła się, że drzwi na
klatkę schodową się nie zatrzasną. Skradając się w stronę
sypialni, poczuła lekki przewiew, co oznaczało, że jednak
zostawiła otwarte okno.

Spięta, kurczowo ściskając parasolkę, zajrzała do

pokoju, który wyglądał tak, jak go zostawiła. Łóżko nie

background image

12 |

S t r o n a

Tymczasem w sypialni po raz trzeci rozległ się

niezidentyfikowany dźwięk. Nadal nic się nie stłukło, nikt
nie przeklinał, nic nie upadło.

Nagle Laura doznała olśnienia: to coś przypominało

miauczenie kota.

Aby ułatwić sobie ucieczkę, otworzyła drzwi

wejściowe, podparła je butem i stanęła na wycieraczce.
Nerwowo przestępując z nogi na nogę, zastanawiała się,
jaką obrać taktykę. Co lepsze: samotnie sprawdzić, kto jest
w sypialni, czy wezwać policję? W tym drugim wypadku
musiałaby skorzystać z telefonu sąsiada, ponieważ jej
aparat znajdował się w sypialni.

Postanowiła niezwłocznie kupić telefon komórkowy.

Chwilami odnosiła wrażenie, że jest jedyną osobą
nieposiadającą

tego,

jak

się

okazuje,

absolutnie

niezbędnego urządzenia.

– Co się dzieje?
Obejrzała się i zobaczyła Justina. Miał zagadkową

minę i podejrzliwie mrużył oczy. – Nic.

– Na pewno?
Nawet w obliczu zagrożenia Laura zdążyła pomyśleć,

że sąsiad nie powinien być taki przystojny. Irytowało ją, że
patrząc na niego, zawsze wzdycha z zachwytu. Miał
pięknie rzeźbione rysy i falujące ciemne włosy, które
wyglądały lepiej niż czupryny w reklamach płynu do
utrwalania fryzury.

A oczy! Nie pora o nich myśleć. Dobrze, że rzadko

patrzyła w nie z bliska. Ciemne, ocienione długimi rzęsami
przywodziły na myśl czekoladę, a wiadomo, że jedzenie
czekolady jest grzeszną przyjemnością. Takie oczy
odwracają uwagę kobiety od innych spraw. Nawet gdy w
jej mieszkaniu czyha morderca.

Bardzo niebezpieczne. Cudownie głębokie. Chciałoby

się w nich zatonąć.

Justin nie doczekał się odpowiedzi, więc podszedł

bliżej.

– Jesteś blada jak trup i milczysz jak zaklęta. O co

chodzi?

Miał groźnego marsa na czole, ale lekki uśmiech na

ustach. Laura głowiła się, co znaczy takie połączenie. Czy

5 |

S t r o n a

budził w niej uśpione pożądanie. A to absurdalne. Laura
uważała, że jest wiekowo zbyt zaawansowana, by
podkochiwać się w sąsiedzie.

To dobre dla podlotka.
Justin położył dłoń na jej czole, jakby sprawdzał, czy

ma temperaturę. Potem ujął ją pod brodę i zajrzał w oczy.
Zbadał puls. Co on, bawi się w doktora? Mówiono, że
pracuje w szkole, ale z wyglądu nie przypominał żadnego
znanego Laurze nauczyciela. Lekarzem, owszem, mógłby
być. Ciekawe, co by zrobił, gdyby zaczęła się dusić. Czy
ratowałby ją metodą usta-usta? Dość kusząca perspektywa.

– Masz przyśpieszony puls. Biegasz z góry na dół i z

dołu do góry dla treningu, czy przez pięć minut doszłaś
dopiero tutaj? Co się z tobą dzieje?

Ładnie z jego strony, że zainteresował się, chciał

pomóc. Oczywiście nie wiedział, że sam jest przyczyną
nienormalnego pulsu, który oszalał pod dotknięciem jego
dłoni. Jaki będzie dalszy ciąg? Czy rycerski sąsiad weźmie
ją na ręce, zaniesie do mieszkania i ostrożnie położy na
kanapie? A potem...

Laura przymknęła oczy. Ramiona Justina będą mocne,

ale delikatne, ruchy spokojne. Ze zmysłowym uśmiechem
zrobi to, o czym ona od dawna marzy. Zachwycona
perspektywą cichutko westchnęła. Mężczyźni bywają
potrzebni. I są mili, gdy postępują zgodnie z naszymi
oczekiwaniami.

– Lauro?
Otworzyła oczy i zobaczyła, że Justin ma dziwną

minę. Pomyślała skonsternowana, że zapewne posądza ją o
nadmierne spożycie jakiegoś napoju wyskokowego.

– Nie jestem pijana – syknęła oburzona.
Chwiejnie odsunęła się od ściany i tym samym

przysunęła do sąsiada. Justin podtrzymał ją, by się nie
przewróciła.

Przylgnęła twarzą do jego szerokiej piersi. Coraz

gorzej. Trudno oddychać, a płuca domagają się powietrza.
Taka bliskość jest niebezpieczna. Laura zastanawiała się,
jak postąpiłaby, gdyby Justin zaprosił ją na przejażdżkę
motorem. Bała się takiej jazdy, lecz chyba nie odmówiłaby.

Odsunęła się, odetchnęła głęboko, schwyciła torbę i

background image

6 |

S t r o n a

wyminęła sąsiada. Schody wydawały się teraz jeszcze
wyższe i bardziej strome, ale musiała je pokonać.

– Nie przejmuj się mną – rzuciła przez ramię. – Po

prostu jestem przepracowana. Nie każdy ma luksusową
pracę tylko przez parę godzin dziennie.

Nie wiedziała, ile prawdy było w plotkach o sąsiedzie

i gdzie on naprawdę pracuje, ale zawsze wcześnie wracał
do domu i miał wolne soboty.

Zazdrość jest silnym uczuciem. Laura była wobec

siebie szczera i wiedziała, co jest główną przyczyną jej
niechęci do sąsiada. Fakt, że Justin nie pracuje po
godzinach. Oraz to, że sam gotuje. Słabo go znała, więc nie
było rzeczywistych podstaw do awersji, ale wmówiła sobie,
że nie lubi go z powodu arogancji. Mężczyźni jeżdżący
najdroższymi pojazdami zwykle są aroganccy.

Gdyby przeprowadziła głębszą analizę – na co nie

miała najmniejszej ochoty – stwierdziłaby, że główna
przyczyna niechęci leży w tym, że przystojny motocyklista
wykazuje brak zainteresowania sąsiadką zza ściany.
Wprawdzie nigdy nie mijali się bez słowa, owszem,
pozdrawiali się, a niekiedy rozmawiali, jednak zawsze była
to zaledwie krótka wymiana zdań na temat pogody,
wyglądu podwórka albo ulicy. Fascynujące tematy!

Laura odwróciła głowę i spojrzała na Justina z

niechęcią. Tak, pociągają, chociaż nie jest w jej typie.
Miała za dużo pracy, więc nie szukała bratniej duszy płci
męskiej czy dożywotniego towarzysza doli i niedoli. Poza
tym w grę wchodziła też kwestia urażonej kobiecej dumy.
Nie zaszkodziłoby, gdyby sąsiad chociaż od święta
uśmiechnął się uwodzicielsko.

Ociężale weszła na schody.
– Czemu wmawiasz mi, że to zwykłe wyczerpanie? –

spytał Justin z ledwo dostrzegalną ironią. – Dawno nie
widziałem tak zmordowanego człowieka. Chyba jesteś
chora.

– Nic mi nie dolega. Jestem potwornie zmęczona i

głodna jak wilk. Moja wina, bo przerwę obiadową – co za
szumna nazwa, a chodzi zaledwie o dziesięć minut –
zmarnowałam na kupowanie bielizny. Od rana nic nie
jadłam. – Zawstydziła się, że narzeka na swój los, ale

11 |

S t r o n a

Wahała się, co robić. Przypomniała sobie poprzedni

wypadek, gdy myślała, że w pokoju jest złodziej. Wtedy
natychmiast wybiegła z mieszkania i pięściami załomotała
do drzwi sąsiada. Gdy Justin stanął na progu, skoczyła ku
niemu i kurczowo go objęła. Ze strachu aż się jąkała i nie
była w stanie sklecić prostego zdania.

Później niechętnie przyznała, że jeszcze nieznany

sąsiad zachował się bardzo ładnie. Wprawdzie patrzył na
nią z wyższością, ale przyszedł z pomocą. Z niejakim
trudem wyzwolił się z jej objęć, zaproponował filiżankę
mocnej kawy dla ukojenia nerwów, a gdy odcyfrował
niezrozumiały bełkot, zaprowadził Laurę do telefonu. Ręka
tak jej się trzęsła, że on musiał wybrać numer. Jako typowy
mężczyzna oczywiście chciał natychmiast sprawdzić, co się
stało, ale Laura nie pozwoliła mu wyjść z pokoju.

Policja przyjechała po kwadransie. Przez ten czas

Laura zaprezentowała się sąsiadowi jako histeryczka. Do
jej mieszkania policjanci weszli z groźnymi minami i
bronią gotową do strzału, jednak po krótkiej chwili
wypuścili przestępcę. Na wolność, bez kajdanków!

Włamywaczem okazał się piękny biały kot z plakietką

informującą, że wabi się Angel. Kot dał się złapać i
spokojnie

dokończył mycie pyszczka,

mrucząc

z

zadowolenia. Strat było niewiele. Nieproszony gość
poczęstował się resztkami ryby z kubła, którego zawartość
wyrzucił na podłogę. Nic nie zginęło. Policjanci uśmiechali
się ironicznie, a jeden z nich poinformował Laurę, że
wpiszą przestępcę do rejestru zbrodniarzy i zdejmą odciski
łap.

Justin przez cały czas stał niedbale oparty o futrynę

drzwi i porozumiewawczo uśmiechał się do policjantów. I
choć mężczyźni nie komentowali „włamania”, Laura
wiedziała, co o niej myślą.

Histeryczka! Jak wszystkie baby!
Doskonale

pamiętała

tamto

upokarzające

doświadczenie I dlatego teraz powstrzymała się przed
pochopnym działaniem. Doszła do wniosku, że nie wypada
powtórzyć sceny, w której odegrała rolę rozhisteryzowanej
kobietki

przestraszonej

nieistniejącym

niebezpieczeństwem.

background image

10 |

S t r o n a

Minutę później zmęczenie ulotniło się jak kamfora.
W mieszkaniu był ktoś obcy.
Laura podniosła z podłogi dyplomatkę i przycisnęła

do piersi, aby mieć przynajmniej taką tarczę ochronną.
Stała jak sparaliżowania, wytrzeszczając oczy i patrząc w
stronę sypialni. To stamtąd dochodził podejrzany dźwięk.

Czuła, że serce podskoczyło jej do gardła, a żołądek

się skurczył. Bała się oddychać, ale powoli opanowała
paraliżujący strach. Na palcach – co przy wysokich
obcasach było nie lada wyczynem – przeszła kilka kroków
i ostrożnie wysunęła głowę zza szafy. Nic nie zobaczyła,
ponieważ drzwi do sypialni były przymknięte.

Starała się zebrać rozbiegane myśli, ale od

intensywnego myślenia rozbolała ją głowa. Nie mogła
sobie przypomnieć, czy rano zamknęła drzwi. Nie
pamiętała żadnych szczegółów sprzed dwunastu godzin. Ze
strachem spojrzała w stronę salonu. Wszystko stało na
swoim miejscu, nic nie zginęło.

Więc co to było? Przecież wyraźnie słyszała jakieś

odgłosy.

Teraz znikąd nie dochodził żaden dźwięk. Może

ogłuchła z powodu szumu w uszach? Strach i złość
nałożyły się na otępiające zmęczenie. Świadomość, że obcy
człowiek wszedł do mieszkania i szperał w jej rzeczach,
była bardziej oburzająca niż myśl, że ukradziono jakieś
cenne drobiazgi.

Przez kilka minut strach walczył z oburzeniem i

wygrał. Nie ma sensu, aby bezbronna kobieta w pojedynkę
rozprawiała się ze złodziejami. Lepiej wycofać się, od
sąsiada zadzwonić na policję i poprosić stróżów prawa o
zajęcie się intruzem.

Istniało ryzyko, że rabusie zdążą uciec. Trudno. Nie

było wyboru. Nigdy nie miała siły walczyć z mężczyzną, a
tym bardziej teraz, wygłodzona i wyczerpana.

Przyciskając teczkę do piersi, powoli się wycofała.

Prawie doszła do drzwi wejściowych, gdy znowu usłyszała
osobliwy dźwięk. Stanęła jak wryta i nadstawiła uszu. Nie
był to brzęk tłuczonego szkła ani sapanie draba
wynoszącego komputer. Ani ludzki głos, ani stąpanie.
Dziwny, nieokreślony dźwięk.

7 |

S t r o n a

dodała: – Prawdę powiedziawszy, od wczoraj nie jadłam
solidnego posiłku. W domu nie miałam nic nadającego się
na śniadanie, ale myślałam, że kupię chociaż kanapkę.
Niestety, przez cały dzień byłam za bardzo zajęta.

– Jednak zdążyłaś kupić co innego. Tylko nie

jedzenie! To wprost nie do pojęcia. – Justin zatrzymał ją i
obejrzał dokładnie od stóp do głów. – Straszna z ciebie
chudzina. Istna tyczka. Mógłbym podnieść cię jednym
palcem i bez trudu wnieść na trzecie piętro.

Och, byłoby cudownie...
Marzenia to jedna rzecz, a rzeczywistość druga. Na

ogół diametralnie inna.

– Nie jestem kaleką – burknęła opryskliwie.
Schwyciła się poręczy i podciągnęła w górę.

Chudzina! To określenie brutalnie sprowadziło ją z wyżyn
na ziemię. Dlaczego Justin nie użył ładniejszego słowa?
Mógł powiedzieć, że jest szczupła, smukła, wiotka lub
eteryczna. Takie przymiotniki są nacechowane pozytywnie,
świadczą, że kobieta podoba się mężczyźnie. A „chudzina”
oznacza, że facet nie jest zainteresowany. To słowo
przywodzi na myśl wynędzniałego, bezpańskiego kota.

Laura uważała, że jeszcze nie wygląda tak źle.

Groźnie zmarszczyła brwi. Pomyślała, że mężczyzna
lubiący dobre jedzenie, zapewne lubi pulchne kobiety. To
dlatego do niej Justin nie uśmiecha się uwodzicielsko.

– Nie potrzebuję pomocy – rzuciła gniewnie. – Jak

widzisz, jeszcze umiem chodzić.

– Widzę, widzę, ale daj mi przynajmniej torbę, bo

wygląda, jakby ważyła tonę.

Laura podała mu czarną dyplomatkę, która po pół

roku nosiła widoczne ślady zużycia.

– Tylko ostrożnie, bo ta teczka zawiera ważne sprawy

tego świata.

Przesadziła, ale rzeczywiście były tam dokumenty

dotyczące kilku bardzo zawiłych i przykrych konfliktów.
Laura nie rozumiała, jak to się dzieje, że otrzymuje
najtrudniejsze zadania. Niektóre sprawy odbierały jej
spokój za dnia i zakłócały sen w nocy, a jedno i drugie jest
przecież konieczne do życia. W wielu wypadkach nie
dawało się znaleźć dobrego rozwiązania, a największymi

background image

8 |

S t r o n a

ofiarami rodzinnych waśni stawały się dzieci.

Czasami nienawidziła pracy, o której marzyła już w

szkole podstawowej.

Bez torby poczuła się dużo lepiej, więc nieco szybciej

weszła na drugie piętro. Tutaj ogarnęło ją takie zmęczenie,
że niewiele myśląc, usiadła na schodach. Musiała odpocząć
przed dalszą drogą. Jęknęła i opuściła głowę na kolana.
Wstydziła się, że ujawnia słabość przed pełnym energii
sąsiadem, ale naprawdę nie miała już siły.

– Odsapnę chwilę, a ty idź dalej. Będę ci wdzięczna,

jeśli zaniesiesz mi teczkę pod drzwi.

Justin tylko zaklął pod nosem. Gdy wziął ją na ręce,

Laura otworzyła usta, by zaprotestować, ale nie zdążyła.
Justin szybko i bez wysiłku wniósł ją po schodach. I nawet
się nie zasapał.

– Kobieto pracująca, ważysz mniej niż ptasie piórko.

Nic dziwnego, że brak ci energii.

Laura uważała, że koniecznie trzeba zaprzeczyć, ale

nie mogła wykrztusić ani słowa. Bliskość męskiego ciała
odebrała jej mowę, rozpaliła ogień, którego żar zaćmił
umysł.

Głód ma przedziwny wpływ na organizm, pomyślała.

Justin wszedł na trzecie piętro, przystanął przed drzwiami,
ale nie zamierzał pozbyć się ciężaru.

– Klucze – rzucił rozkazująco. – Czemu traktujesz

swoje ciało po macoszemu? Czy wiesz, jaką krzywdę
wyrządzasz organizmowi? Każdy powinien znać swoje
możliwości i ograniczenia, bo inaczej doprowadzi się do
ruiny.

Laura pomyślała, że skoro sąsiad wygłasza kazanie, z

pewnością jest pastorem, a nie lekarzem. Jak w związku z
tym zwracać się do niego? Wielebny Justinie?

– Postaw mnie – mruknęła.
Później na pewno będzie na siebie zła, lecz teraz

jedynie wstydziła się, że ogarnia ją pożądanie. A raczej
ogarnęło, gdy Justin wziął ją na ręce, i rosło w miarę
wchodzenia coraz wyżej. Wyczerpanie i głód wywierają
zgubny wpływ na szare komórki.

Justin miał ciało twarde jak skała, ale ciepłe. Nadal

roztaczał zapach wyprawionej skóry, chociaż był bez

9 |

S t r o n a

ulubionej marynarki. Laura marzyła, by zarzucić mu ręce
na szyję, przytulić się i... usnąć. Jaki byłby rozwój
wypadków po przebudzeniu? Nie ulegało wątpliwości, że
dalszy ciąg mógłby być nader ciekawy.

– Czekam – niecierpliwił się Justin.
Laura otrząsnęła się z marzeń na jawie.
– Postaw mnie. Klucze są w dyplomatce. Nie mogę

ich wyjąć, bo mnie trzymasz.

Gdy spełnił prośbę i odsunął się, odniosła wrażenie, że

utraciła coś bardzo cennego. Otworzyła torbę i po chwili
nerwowego szukania wyjęła klucze. Dom, ten bezpieczny
port, był tuż za progiem. Powinna myśleć o sprzątaniu i
gotowaniu, a nie o rozkoszach w ramionach sąsiada.
Przedtem pragnęła natychmiast iść do łóżka. Teraz też
chciała się położyć, ale już nie sama.

Ręce jej się trzęsły i nie trafiła w dziurkę. Zerknęła na

Justina, uśmiechając się krzywo. Była naprawdę zmęczona,
więc nie oponowała, kiedy potraktował ją jak słabeusza.
Nie zrobił nic niewłaściwego i na pewno miał dobre
intencje. Nie jego wina, że sąsiadka jest podniecona i
chętnie zaprosiłaby go do mieszkania.

– Dziękuję za pomoc. Sama też bym jakoś doszła, ale

dzięki tobie znalazłam się tu bez wysiłku. A ty ani trochę
się nie zasapałeś.

Justin schwycił ją za rękę.
– Zadzwoń po jakąś życzliwą istotę. Moim zdaniem

nie powinnaś być sama.

– Przesadzasz. Czuję się dobrze i naprawdę nie ma

powodu do obaw.

Wyrwała rękę, prędko weszła do mieszkania,

zamknęła drzwi i bezsilnie się o nie oparła. Po chwili
usłyszała oddalające się kroki i odgłos zamykanych drzwi
sąsiada.

Miała ochotę skulić się na podłodze i zasnąć.

Narzędzie tortur, czyli buty na wysokich obcasach, nadal
maltretowały stopy, a bluzka kleiła się do pleców.
Należałoby wykąpać się, przebrać, najeść i wyspać. W
takiej kolejności. Ale w tej chwili natychmiastowy sen na
podłodze – która od dawna nie widziała szmaty i wody –
zdawał się najbardziej pociągającą perspektywą.

background image

32 |

S t r o n a

chłopca?

– spytała szeptem Laura, jakby chciała ukryć wielki

sekret przed niepowołanymi uszkami.

Zastanawiała się, czy kolejne wykroczenie z ich strony

będzie przyczyną poważnego urazu psychicznego dziecka.
Niemowlę już i tak dużo wycierpiało. Najpierw porzucili je
rodzice, a potem zostało uznane za chłopca.

Justin obracał paczkę na wszystkie strony i pilnie

wpatrywał się w drobny druk.

– Możliwe, że są inaczej wyprofilowane, mają

specjalnie dostosowany kształt. Co o tym sądzisz?

– Nic.
– A jeśli nieodpowiedni fason przecieka?
Laura wyrwała mu paczkę, rozcięła ją i wyciągnęła

ozdobioną kolorowymi rysunkami pieluszkę.

– Lepszy rydz niż nic. Zakładamy.
Dziesięć minut później dwie pieluszki wylądowały w

koszu, ale trzecia znalazła się na miejscu przeznaczenia.
No, mniej więcej.

– Nie myślałam, że przylepce są takie złośliwe –

syknęła Laura ze złością.

Wspólnym wysiłkiem, choć niezręcznie, ubrali w

końcu dziecko. Dlaczego przewijanie i ubieranie jest takie
skomplikowane? Czemu matka natura nie postarała się,
żeby to przychodziło instynktownie? Czy niemowlęta mają
szansę przeżyć w świecie, w którym dorośli przy
przewijaniu boją się, że popłaczą im rączki z nóżkami? Jak
ludzie radzą sobie z odczytywaniem instrukcji, które
przeszły przez kilka tłumaczeń, zanim wydrukowano je po
angielsku?

– Koniec udręki?
– Tak. – Laura westchnęła. – Czas kłaść maleństwo

spać, ale pytanie, gdzie będzie spało.

– Razem ze mną. Nie ma innej możliwości.
– Trzeba było postarać się o łóżeczko. Moi bracia

mają aż trzy na zbyciu. Nie spadnie z twojego?

– Przecież łóżko jest duże, a to drobina. Położymy ją

na środku i otoczymy wałem ochronnym, żeby się nie
sturlała.

– Zadzwonię do brata i za pół godziny dostaniemy

17 |

S t r o n a

Laura wybiegła do przedpokoju i ujrzała sąsiada

przygotowanego do walki. W jednej ręce trzymał kij, w
drugiej telefon.

– Przepraszam. – Usiłowała się uśmiechnąć. – Policja

nie jest potrzebna. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa.
Wstyd mi, że się wystraszyłam.

– To był mrożący krew w żyłach krzyk. Co się stało?
Laura pociągnęła się za włosy, żeby sprawdzić, czy

nie śpi i nie śni.

– Nic złego.
To prawda. Chodziło jedynie o to, że na jej łóżku leży

niemowlę.

– Czy znowu wlazł tu kot złodziej?
--Nie.
– Pies bandyta?
– Też nie. Wyobraź sobie, że to... osesek włamywacz.

Czy zauważyłeś dzisiaj, że kręci się tu ktoś podejrzany?

– Nikogo nie widziałem, bo też późno wróciłem do

domu. – Justin schował telefon do kieszeni. – O czym ty
mówisz? Jaki osesek?

– Ktoś podrzucił mi niemowlę.
– Aha. W takim razie broń niepotrzebna. – Justin

odstawił kij. – Czyli będziesz dziś dyżurować przy
dziecku?

– Na to wygląda, ale nie mam pojęcia, przy czyim.

Chcesz zobaczyć podrzutka?

Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i ruszyła do

sypialni. Była zadowolona, że nie jest sama. Stanęła przy
łóżku i wskazała dowód rzeczowy.

– Patrz. Osesek. Prawdziwy. Leży i śpi, jakby był u

siebie.

Widzisz go?
Zdumiony Justin patrzył na malutkiego intruza.
– Widzę.
– No i co o tym sądzisz? – spytała zniecierpliwiona, że

sąsiad nie komentuje niebywałego wydarzenia.

– Hm... twoja... diagnoza... jest trafna. To

rzeczywiście niemowlę.

– Zawsze traktujesz kobiety lekceważąco, czy tylko ja

budzę w tobie licho?

background image

18 |

S t r o n a

Justin pochylił się nad oseskiem.
– Zdrowy, prawda? – spytał półgłosem. – Śpi

normalnie?

Nie jest nieprzytomny?
– Skąd mam wiedzieć? Dopiero przed chwilą go

zobaczyłam. – Szok mijał, narastało zakłopotanie. –
Według mnie wygląda normalnie, oddycha normalnie, więc
chyba jest zdrowy. Przedtem narobił trochę hałasu.

Ona znacznie więcej!
Dziwiła się, że przeraźliwe krzyki nie zbudziły

niemowlęcia, które spało spokojnie, nieświadome, że jest w
cudzym domu. Było prawie niewidoczne pod kołdrą. Laura
z przerażeniem uświadomiła sobie, że gdyby leżało bliżej
brzegu, byłaby je przygniotła.

Przycupnęła na skraju łóżka i przyjrzała się

maleństwu. Miało sweterek w białe i zielone paski, zielone
spodenki oraz białe skarpetki. I zielony smoczek.

Czyżby zielony kolor wskazywał na irlandzkie

pochodzenie rodziców dziecka?

Najwyższa pora opanować panikę i logicznie

pomyśleć. Jest czas, póki osesek grzecznie śpi. Laura nic
nie wiedziała o niemowlętach. Jej doświadczenie
ograniczało się do niej samej, ale było to dawno, dawno
temu.

Czyje to niemowlę? Skąd się tu wzięło? Widziała je

pierwszy raz.

– Czyje jest to maleństwo?
Laura drgnęła. Pytanie Justina wyrwało ją z zadumy.
– Już ci mówiłam, że nie wiem. Nie przypominam

sobie żadnych znajomych, którzy niedawno zostali
rodzicami. Nie znam żadnej kobiety, która byłaby ostatnio
w zaawansowanej ciąży. A jak ty myślisz, czyj to
potomek?

– Nic nie myślę. Dawno nie miałem do czynienia z

niemowlakami.

Laura przekrzywiła głowę, jakby to pomagało oceniać

wiek dzieci.

– Według mnie to stworzenie ma kilka miesięcy.

Niemożliwe, żeby dopiero co się urodziło. Za duże.
Chociaż moim zdaniem noworodki zawsze są za duże.

31 |

S t r o n a

– Ale zrobiliśmy zakupy. Napisy są po francusku,

hiszpańsku i po japońsku.

– Po angielsku jest z drugiej strony.
– A, rzeczywiście.
Długi i zawiły tekst małą czcionką dałoby się skrócić

do

jednego

zrozumiałego

zdania:

posmarować

zaczerwienione pośladki.

– Co tu wybrać? – głowiła się Laura. Wszystko było

drogie, więc cena nie ułatwiała decyzji. Jedna oliwka działa
przy silnej wysypce, druga przy słabej, a trzecia oliwka
zapobiegawczo.

Powtórnie obejrzała pośladki.
– Pomóż mi. Jaka to wysypka: łagodna czy mocna?
– Nie mam pojęcia.
– Jakaś oliwka na pewno będzie skuteczna. Ale która?
Justin patrzył na nią tak, jakby oczekiwał, że kobieta

instynktownie wie takie rzeczy. Laura w duchu przysięgła
sobie, że gdy on będzie miał kłopoty podczas dyżuru, też
mu nie pomoże.

Wysypka chyba nie dokuczała dziecku, bo niemowlę

energicznie wymachiwało rączkami i nóżkami. Usiłowało
złapać za nos Justina, który siedział pochylony nad nim i
robił komiczne miny.

– Dobrze, że jeszcze nie raczkuje. – Laura

posmarowała pośladki mieszanką trzech oliwek. – Z
raczkującym bobasem tacy nowicjusze jak my na pewno by
sobie nie poradzili. – Przysiadła na piętach i wytarła mokre
ręce. – Koniec mycia i smarowania. Teraz odsłona druga:
sucha pieluszka.

Przygotowałeś?
– Chwileczkę. – Justin tępo patrzył na zamknięte

opakowanie. – Mam kłopot.

– Bo instrukcja obsługi jest po chińsku?
– Nie. Ale opakowanie niebieskie.
– I co z tego?
– Kupiliśmy pieluszki dla chłopców.
--Och!
Oboje wlepili wzrok w istotę, której płeć nie

odpowiadała ich założeniom.

– Myślisz, że tej małej przeszkodzi pieluszka dla

background image

30 |

S t r o n a

Rozdział 3


Dziewczynka! – wykrztusiła, gdy odzyskała głos.
– Celująca nota za spostrzegawczość. Dlaczego

myślałaś, że to chłopiec?

– Bez konkretnego powodu. Po prostu zdawało mi się,

że podrzutek musi być chłopcem. Nawet przez myśl mi nie
przeszło, że to dziewczynka.

Czyżby niemowlę ich rozumiało? Czy dlatego

rozpłakało się tak żałośnie?

– Cicho, cicho. – Justin delikatnie pogładził

pucołowate policzki. – Ciocia nie mówiła poważnie.
Dostaniesz sukienkę, kokardkę i będziesz śliczną panienką.
Obiecuję, że kupię ci coś różowego. – Spojrzał na Laurę. –
Wiesz, teraz wydaje mi się oczywiste, że to dziewczynka.
Duże błękitne oczy, długie rzęsy... Nie ma wątpliwości.

– Chłopcy też miewają takie rzęsy, ale w wieku

dojrzewania bardzo się wstydzą i zastanawiają się, jak je
skutecznie skrócić. Sam jesteś najlepszym przykładem.

– Co ty wygadujesz? Ja miałbym obcinać rzęsy?
– Nie wiem. Ale masz cudowne oczy.
Justin patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem tak

długo, że się zaczerwieniła. Była na siebie zła.

– Dziękuję za komplement – bąknął.
– Nie ma za co. Czy możemy wrócić do przewijania?
– Proszę bardzo.
Laura przygryzła wargę. Nie mogła sobie darować, że

prawi komplementy mężczyźnie, który nazwał ją chudziną.

Teraz jednak nie czas na leczenie zranionej dumy.

Trzeba zamiast przedpotopowej pieluszki założyć dziecku
nowoczesną. Laura podwinęła rękawy i przygotowała
niezbędne akcesoria: waciki, zasypkę, oliwkę i tak dalej.
Zadanie było o tyle trudne, że wszystko musiało znajdować
się pod ręką, ale poza zasięgiem dziecięcej rączki.

Laura umyła i wytarła różowe pośladki. Są różowe

czy zaczerwienione? Czy to znak, że dziecko za długo
leżało w mokrej pieluszce i dostało wysypki? Która oliwka
jest najlepsza? Który pomoże? Przeczytała instrukcje na
trzech butelkach.

19 |

S t r o n a

– Matka natura chyba wie, co robi.
– Łatwo ci mówić. Mężczyźni nie muszą sprawdzać

na sobie, co matka natura wie.

Justin przyjrzał się jej uważnie.
– Masz fobię na punkcie ciąży i porodu?
Laura podniosła palec do ust w uciszającym geście, by

nie obudzić nieproszonego gościa.

– Nie mam żadnej fobii. Dajmy spokój. Oboje gadamy

od rzeczy. Lepiej poradź, co mam z tym fantem zrobić.
Wydaje mi się, że śnię. O, ja nieszczęśliwa!

– Ono po przebudzeniu będzie bardziej nieszczęśliwe

niż ty teraz. Na pewno nie znasz jego rodziców? Dlaczego
zostawiono je akurat u ciebie? Jak dostał się tutaj ten, co
przyniósł ci taki prezent? Czy ktoś jeszcze ma klucze?

– Nie znam rodziców żadnych podrzutków! Nie wiem,

kto i jak tu wszedł. Całkiem możliwe, że zostawiłam
otwarte okno i ułatwiłam nieznajomemu zadanie.

Justin dokładnie obejrzał futryny.
– Ty je zamknęłaś, ale ktoś siłą otworzył.
– A widzisz. Mówiłam, że było włamanie.
Laura bała się, że za moment dostanie ataku histerii.

Nie. Nie dopuści do tego. Będzie spokojna i zrobi to, co do
niej należy. Czyli wezwie policję.

– Sądziłam, że to bezpieczna dzielnica – powiedziała z

pretensją.

– Jest bezpieczna, cicha i spokojna.
– Była. Teraz już nigdy nie będę czuła się bezpieczna,

bo przeszkadza mi, że byle kto może wejść na trzecie
piętro, łomem otworzyć okno i wpakować się do mojego
mieszkania.

– Tam coś jest.
Justin nadal stał przy oknie, więc Laura nie usłyszała,

co powiedział. Sięgnęła po słuchawkę.

– Dzwonię po policję.
Justin błyskawicznie znalazł się przy niej.
– Zaczekaj. Jeszcze nie.
– Czemu?
– Nie wiemy, co się za tym kryje. A policja zabierze

maleństwo i odda byle komu. Jeśli to dziecko twoich
znajomych... albo jeśli zaszło nieporozumienie... rodzice

background image

20 |

S t r o n a

będą mieli poważne trudności z odzyskaniem zguby. Może
nigdy więcej nie ujrzą swojej pociechy.

– Pociechy! – Laura prychnęła pogardliwie. – Ludzie,

którzy porzucają dzieci, zasługują na to, żeby władze
dobrały im się do skóry. Gdy ta kruszyna leżała tu sama,
mogło zdarzyć się coś... nie wiadomo co.

– Niemowlę nie było bez opieki. – Justin wychylił się

za okno. – Chodź. Widzisz?

– Widzę.
Za oknem wisiała zielona siatka.
– To chyba znak, że ktoś czekał na twój powrót.

Chciał mieć pewność, że dziecko jest bezpieczne.

– Ciekawe, czy tutaj znajdziemy wyjaśnienie zagadki.
Justin wychylił się bardziej, by dosięgnąć siatki, ale

Laura szarpnęła go.

– Zostaw! Może są odciski.
Justin nie posłuchał, wziął siatkę i zajrzał do środka.
– Jest jakaś kartka.
– Nie ruszaj!
Lata studiów nie poszły na marne i Laura wiedziała,

jak postępować. Przyniosła z łazienki pęsetę i spomiędzy
niemowlęcych rzeczy ostrożnie wyjęła wyrwaną z zeszytu
kartkę. Położyła ją na parapecie i przeczytała słowa
nagryzmolone

zielonym

atramentem:

„Dziękujemy.

śyczymy powodzenia. Będziemy w kontakcie”. Bez
podpisu.

– Co to znaczy?
– Według mnie, ten ktoś cię zna, darzy zaufaniem i

dlatego podrzucił ci swój skarb.

Justin wysypał zawartość siatki na łóżko. Dokładnie

oglądał każdą część niemowlęcej garderoby i odkładał na
bok.

– Hm, wiemy o matce dwie rzeczy. Nie brak jej

pieniędzy, bo wszystko jest w dobrym gatunku, i myśli
ekologicznie.

– Skąd wiesz?
Wskazał biały stos.
– Tradycyjne pieluszki, które nie zaśmiecają

środowiska.

Laura przeraziła się. Kłopoty zaczynały się mnożyć.

29 |

S t r o n a

rozległ się przeraźliwy krzyk...

– Chciałeś mnie nakarmić? – Laura zamrugała, żeby

nie rozpłakać się ze wzruszenia. – Och, jak to miło z twojej
strony.

– Nie zdążyłaś nic zjeść, prawda? Zaraz podgrzeję. To

nic specjalnego, zwyczajna pizza.

– Ale domowa.
– Skąd wiesz?
Nie odpowiedziała. Wolała nie przyznawać się do

tego, że co wieczór z zazdrością wącha smakowite zapachy
wydostające się z jego mieszkania.

– Najpierw trzeba nakarmić Patricka. Jest głodny i

dlatego tak się wierci. Przygotuję butelkę, a ty go popilnuj.
Gdzie jest czajnik?

– Stoi na szafce.
Laura

przygotowała

butelkę

białego

płynu.

Sprawdziła, czy temperatura jest odpowiednia, i poszła do
pokoju.

– Nakarm dziecko, a ja odgrzeję pizzę.
Patrick pił mleko łapczywie, więc Laurę ogarnęły

wyrzuty sumienia, że tak późno dali mu jeść.

Justin wrócił z gorącą pizzą i dużą szklanką mleka.
– Proszę.
– Dziękuję. Mleko do pizzy?
– Dobrze ci zrobi. Daj mi Patricka.
Dziecko zjadło i znowu zaczęło płakać.
– Pewnie ma mokro... albo gorzej... – Laura poczuła

się silniejsza i bardziej pewna siebie. Skoro od tysięcy lat
kobiety przewijają dzieci, to ona, kobieta, instynktownie
będzie wiedziała, jak to zrobić. – Odżałujesz jakiś ręcznik?

Położyli na podłodze aż dwa grube ręczniki, na nich

dziecko i przygotowali się do rozwinięcia pieluszki. Była
mokra i ciężka. Krzywiąc się, Laura wrzuciła ją do
plastikowej torby. Kiedy brała myjkę, zauważyła osobliwą
minę Justina.

– O co chodzi?
– Patrz.
Spojrzała na podrzutka i zaniemówiła.

background image

28 |

S t r o n a

energiczne dziecko, więc musi mieć porządnego misia.

– Patrick? Czemu tak go nazywasz?
– Biedactwo musi mieć jakieś imię.
Justin stanął na środku przejścia i ostrzegawczo

popatrzył , na Laurę.

– Nie przywiązuj się do niego za mocno.
– Czemu mnie ostrzegasz? Przecież sam jesteś gotów

zaryzykować więzienie, byle go zatrzymać.

Justin rozejrzał się.
– Cicho. Chcesz, żeby nas tutaj zaaresztowano? –

Uśmiechnął się do dziecka. – No proszę, już masz imię.

Laura mocniej objęła podrzutka.
– Nie będę mówić „dziecko” czy „niemowlę”, bo to

odczłowiecza.

Justin wzruszył ramionami.
– Dobrze, ale dlaczego Patrick?
– Wygląda na Irlandczyka. Ma zielone ubranko.
– Kobieca logika – prychnął Justin.

W drodze powrotnej Patrick się rozpłakał.
– Pewnie jest głodny. Może pójdziemy do mnie? –

zaproponował Justin. – U mnie nie ma takiego... jest
bardziej... więcej miejsca.

– Aaa, mniejszy bałagan?
– To też.
– Wiem, że mieszkam w chlewie. – Laura westchnęła.

– Ostatnio pracuję po czternaście godzin. Potrzebna mi
pomoc domowa. Dziś rano nie znalazłam czystej bielizny.

Justin spojrzał na nią tak, że poczerwieniała.
– Teraz jestem już kompletnie ubrana. Mówiłam ci, co

kupiłam podczas przerwy obiadowej.

– Aha.
Laura pomyślała, że przystojny sąsiad wyobraża ją

sobie nagą. Aby ukryć zażenowanie, rozejrzała się wokół.
Rozkład mieszkania był identyczny, ale panował tu
wzorowy porządek. Justin byłby dobrą gospodynią.

Na stołku przy drzwiach stał talerz z pizzą.
– Na wynos?
Justin speszył się.
– Jesteś zabiedzona... Niosłem dla ciebie, kiedy

21 |

S t r o n a

– Takie, które trzeba prać?
--Tak.
– Tym bardziej muszę zawiadomić policję.
– Przebrała się miarka, co? Ale nie możesz wezwać

policji.

Ktoś ufa, że zaopiekujesz się jego maleństwem. Ten

ktoś ma pewnie poważne zmartwienie. Chcesz zawieść
jego zaufanie i oddać dziecko nie wiadomo komu?

– Mówisz takim tonem, jakbym skazywała dziecko na

śmierć. Przecież opieka społeczna jest po to, żeby
zajmować się sierotami i podrzutkami.

– Wiem, że robią, co mogą, gdy dziecko nie ma

nikogo, kto by się nim zaopiekował. Ale w tym wypadku
jest ktoś taki.

– Niby kto?
– Ty. Osoba, której bezgranicznie ufają rodzice tego

bezbronnego stworzenia.

– Nie znam ani tego bezbronnego stworzenia, ani jego

bezgranicznie ufnych rodziców.

Justin wzruszył ramionami.
– Może jego matka chodziła z tobą do szkoły albo

ojciec na studia. Na pewno masz znajomych, których od
dawna nie widziałaś, nie jesteś na bieżąco.

– Zgadłeś.
Laura usiadła na łóżku i spojrzała na podrzutka.

Widocznie coś mu się śniło, bo wymachiwał rączką, ale nie
obudził się, co oznaczało jeszcze parę minut spokoju.

– Ostatnio byłam tak zapracowana, że zerwałam

kontakty nawet z najbliższymi przyjaciółmi. Mam różnych
znajomych, ale wątpię, żeby ktoś podrzucił mi dziecko bez
uprzedzenia.

– Ostrożnie wstała. – Przejdźmy do drugiego pokoju,

żeby swobodniej rozmawiać.

Justin szedł tuż za nią. Zderzyli się, gdy nagle

przystanęła w drzwiach.

– O, do licha!
Justin rozejrzał się.
– A jednak było włamanie.
Laura zaczerwieniła się.
– Nie było. Ostatnio zawsze tak tu wygląda.

background image

22 |

S t r o n a

Justin spojrzał na nią z niedowierzaniem, więc nie

wytrzymała i wybuchła:

– Może ty masz czas na prowadzenie domu, ja jestem

zawalona robotą i codziennie wracam zmordowana. Dziś
myślałam, że nie wejdę na trzecie piętro. Nie wiem, jak to
się dzieje... sprawy nawarstwiają się i rośnie góra. Nie
krytykuj mnie, bo z natury nie jestem bałaganiarą i
brudasem.

– Czy ja coś powiedziałem?
– Nie musisz mówić. Wystarczy, jak patrzysz. Masz

bardzo wymowne oczy.

Oczy, w które lepiej nie patrzeć z bliska, bo

hipnotyzują. Każda kobieta chętnie poddałaby się takiej
hipnozie. Justin nieśmiało wskazał kanapę.

– Czy można przełożyć... to, co tam leży... i usiąść?
– Oczywiście. – Laura zgarnęła książki i gazety i

rzuciła na stolik. – Proszę, miejsce wolne.

– Czy znasz jakichś zwariowanych ekologów? –

spytał Justin.

Gdy usiadła, poczuła nawrót zmęczenia. Jak dobrze,

że nie musi uciekać przed jakimś łotrem. Wystarczy
zmieniać „włamywaczowi” pieluszki. Perspektywa mało
pociągająca, ale nie tak bardzo przerażająca.

– Znam dużo osób, którym ochrona środowiska leży

na sercu, więc segregują wyrzucane rzeczy i martwią się o
lasy tropikalne.

– To już coś.
– Czy proponujesz, żebym wzięła notes z ich adresami

i zadzwoniła do wszystkich po kolei? Mam pytać, czy
przypadkiem zostawili u mnie dziecko?

– Można zaczekać, aż matka sama zadzwoni.
– Albo ojciec. Albo oboje. Nie wiadomo, kto to

niemowlę zostawił.

– Prawda.
– Najmądrzej będzie zawiadomić policję. Możliwe, że

dziecko było źle traktowane.

– Wygląda na bardzo zadbane. A rzeczy ma nowe,

dobrane pod kolor.

– Nie mogę zatrzymać oseska. – Laura pokręciła

głową. – Naprawdę nie mogę. Choćbym chciała. To

27 |

S t r o n a

tradycyjnej pieluszki.

– Siedem kilo?
Justin pohuśtał dziecko.
– Tak. To bardziej prawdopodobne.
– Dobrze, ale tu są pieluchy dla niemowląt od pięciu

kilogramów do siedmiu, a w tej paczce od siedmiu do
dziesięciu. Które wziąć?

Justin bez namysłu wziął pierwsze z brzegu

opakowanie i wrzucił je do wózka.

– Bierzemy to.
– Dobrze.
– Co jeszcze potrzebujemy? Najważniejsze jest mleko

i butelka, prawda?

– Oczywiście. Chyba że będziesz je karmić własną

piersią – zażartowała Laura.

Justin nawet się nie uśmiechnął.
– A treściwsze jedzenie? – Wskazał półki ze

słoiczkami i buteleczkami. – Przetwory też będą potrzebne?

– Nie mam pojęcia, kiedy niemowlęta dostają coś

konkretnego. Zresztą nie wiemy, ile to stworzenie ma
miesięcy.

– Kupimy kilka różnych specjałów i sprawdzimy, co

małemu konsumentowi najbardziej smakuje. – Nie
czekając na opinię Laury, Justin wstawił do wózka pięć
słoiczków. – Co jeszcze?

– Chyba specjalne mydło, smoczki...
– Musimy kupić misia. Chodźmy do działu z

zabawkami.

– Misia?
Justin spojrzał na nią groźnie.
– Każde dziecko musi mieć misia. Szczególnie gdy

leży samo i nikt go nie zabawia.

– Racja. – Laura uśmiechnęła się. – Wiesz, mój miś

wciąż jest w niezłej formie i siedzi na półce w sypialni. Ma
dwoje oczu, ale tylko jedną łapę. A ty masz swojego?

– Nigdy nie miałem. Musimy znaleźć jakiegoś

solidnego.

Laura wyciągnęła rękę po dziecko i wskazała wysoką

półkę.

– Weź, proszę, ten płyn. Tak, Patrick wygląda na

background image

26 |

S t r o n a

– Przecież to twój pomysł. Dlaczego ja mam być od

brudnej roboty? Gdybym postawiła na swoim, dziecko już
znalazłoby się pod opieką fachowych przewijaczy. Albo
włączysz się na całego, albo oddaję podrzutka.

Justin zmrużył oczy.
– śartujesz?
– Ani trochę. No więc, jak będzie z tym

przewijaniem?

– Nie umiem...
– To się nauczysz. Oboje mamy jakie takie osiągnięcia

zawodowe, więc chyba jesteśmy inteligentni. Jakoś sobie
poradzimy. Pierwszy punkt programu to kupno pampersów.

– Racja. – Justin odetchnął z ulgą. – Idę do sklepu.
– Ja pójdę.
– Nie. Jesteś przemęczona. Nie wiadomo, czy

dojdziesz o własnych siłach do sklepu, ale wiadomo, że nie
wejdziesz na trzecie piętro. Zostań w domu i odpocznij.

Laura dostrzegła strach w jego oczach i domyśliła się,

że chciał uciec choćby na pół godziny. Oboje bali się
nieznanych obowiązków.

– Nie zostanę sama na placu boju. Nie mam pojęcia,

jak się obchodzić z intruzem w tym wieku. Na studiach
tego nie uczono.

– To bardzo proste. Wystarczy pilnować dziecka,

uważać, żeby... nie zrobiło sobie krzywdy.

– W takim razie najlepiej będzie, jeżeli pójdziemy

oboje – zadecydowała Laura. – To znaczy we troje, razem z
amatorem pieluszek.


W supermarkecie półki z pieluszkami ciągnęły się

kilometrami. Wybór był przeogromny. Laura nie wiedziała
oczywiście, że przy tego rodzaju zakupie trzeba wziąć pod
uwagę mnóstwo czynników. Na przykład wagę dziecka.

– Ile ten brzdąc waży? – Ponownie zerknęła na

opakowanie. – Ze trzy kilo?

– Chyba więcej – orzekł Justin.
Niemowlę nadal się uśmiechało, ale taki stan nie mógł

trwać bez końca. Z pewnością niebawem zorientuje się, że
coś jest nie w porządku. A już na pewno przekona się o
tym, gdy dwoje nowicjuszy zabierze się do rozwijania

23 |

S t r o n a

niezgodne z prawem, z przepisami. Jeśli rodzice nie
zgłoszą się, a my z opóźnieniem wezwiemy policję, wiesz,
co mnie czeka? Pozbawienie prawa do wykonywania
zawodu.

– Wezmę na siebie całą odpowiedzialność.
– Co takiego?
Justin niecierpliwie machnął ręką.
– Powiem, że dziecko zostało znalezione u mnie i

czekałem, aż jego rodzice skontaktują się ze mną.

– Będziesz kłamał? Złożysz fałszywe zeznania?
– Nie, tylko odrobinę minę się z prawdą. O jedno

mieszkanie dalej.

– Ty też jesteś prawnikiem?
--Nie.
– A gdzie pracujesz? Pani Carlson mówi o tobie „nasz

kochany nauczyciel”. Jest w tym choć ziarno prawdy czy
starsza pani zmyśla?

– Nie zmyśla. Mam dyplom nauczycielski, ale pracuję

jako logopeda.

Laura była zaskoczona. Czarny strój i motor nie

pasowały do wizerunku logopedy. Postanowiła później
dowiedzieć się szczegółów.

– Czemu nie chcesz wezwać policji? Zachowujesz się

tak, jakby zatrzymanie cudzego dziecka było dla ciebie
niezwykle istotne.

– Bo jest. Wiem coś na temat rodzin zastępczych. Nie

chcę narażać niewinnego stworzenia.

Powiedział to ostrym tonem, niemal ze złością. Coś

się za tym musiało kryć.

– Przykro mi, że miałeś złe doświadczenia, ale rodzina

zastępcza to idealne rozwiązanie. Jeśli nowi rodzice są
dobrzy, serdeczni...

– Rzadko tacy bywają.
– Bądź rozsądny. Nie wiesz, kto zostawił maleństwo

ani dlaczego. Może rodzice w tej chwili szukają swojego
dziecka.

Jeśli go nie oddam, zostaniemy uznani za kidnaperów.

Lepiej, żeby małym śpiochem zajęli się powołani do tego
ludzie.

– Niemowlęta potrzebują troskliwej opieki, czułości.

background image

24 |

S t r o n a

Czy wiesz, co dzieje się z tymi, które nie nawiążą więzi
uczuciowej podczas pierwszych miesięcy życia? Są
skrzywione emocjonalnie, mogą nie wyleczyć się do końca
życia.

– Więc to maleństwo potrzebuje kogoś, kto wie, co

dać oseskowi do jedzenia, jak nawiązać emocjonalny
kontakt, a my nie mamy o tym pojęcia. Poza tym ja nie
mam czasu...

– Warto spróbować. Ja mam czas i chcę pomóc.
– Weźmiesz dziecko do siebie?
Justin westchnął, co oznaczało, że Laura utrudnia

sprawę.

– Nie proponuję, żebyśmy je ukradli, ale żebyśmy się

nim zaopiekowali i poszukali jego rodziców. Musieli mieć
jakiś powód, że właśnie tutaj je zostawili. Znajdziemy i
powód, i rodziców.

– A co potem? Oddamy dziecko ludziom, którzy

porzucili je na progu cudzego domu?

– Nie na progu, ale na łóżku.
Laura znów pokręciła głową.
– Człowieku, pomyśl logicznie. Oddanie podrzutka

jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Policjanci i
opiekunowie społeczni mają doświadczenie, wiedzą, jak
należy postępować w takich sytuacjach.

– Może tak, a może nie. Nie mamy żadnej gwarancji.

A jeśli dziecko będzie zaniedbywane? Albo przerzucane z
miejsca na miejsce? Do końca życia nie odzyska poczucia
bezpieczeństwa. My zapewnimy mu lepsze warunki.

– Nie jestem przekonana. Boję się, że będę miała

poważne kłopoty. Oboje możemy je mieć.

– Jestem pewien, że dziecko zostawił ktoś, kogo

znasz. Na przykład dawna koleżanka. Napisała, że będzie
w kontakcie, więc może zadzwoni za dzień lub dwa i
wszystko wyjaśni.

Albo zgłosi się osobiście.
– Za dzień lub dwa? – Laura przygryzła wargę. – Czy

wiesz, ile razy w ciągu dnia trzeba przewijać takie
niemowlę?

– Nie.
– Ja też. Nie wiem nic o potrzebach osesków. Dlatego

25 |

S t r o n a

lepiej zawiadomić policję. Dla dobra dziecka.

– Nie śpiesz się. – Justin miał poważną i zdecydowaną

minę. – Pomogę ci, wspólnie damy sobie radę.

– A jeśli to porwane dziecko? Będziemy wspólnikami

przestępstwa. Może matka już go szuka.

– Radio i telewizja podają informacje o zaginięciu.
– Niekoniecznie. Czasem kidnaperzy grożą rodzicom,

że jeśli doniosą na policję...

– To bez sensu. Kidnaperzy wybrali na chybił trafił

mieszkanie w jakimś bloku, bo chcieli zapewnić dziecku
bezpieczeństwo i za kilka dni zgłoszą się, żeby od rodziców
zażądać okupu, tak?

Laura zazgrzytała zębami.
– Może liczą, że my przekażemy dziecko policji, więc

nikt ich nie złapie...

Mało

prawdopodobne.

Nie

popełniamy

przestępstwa.

Jeżeli w ciągu dwóch dni nikt się nie zgłosi,

zawiadomimy policję. Dobrze?

Z sypialni dobiegło kwilenie, więc pobiegli tam i

pochylili się nad dzieckiem. Miało błękitne oczy i patrzyło
na nich zdumione. Laura pomyślała, że podrzutek z
pewnością zaraz otworzy buzię i zacznie krzyczeć.

Dziecko

rzeczywiście

otworzyło

buzię,

ale...

uśmiechnęło się, pokazując dwa ząbki.

Może rzeczywiście będzie mu lepiej tu, gdzie

widocznie czuje się dobrze? Może poczekać na zgłoszenie
się rodziców?

– Ma bardzo zadowoloną minę – rzekł Justin

półgłosem.

– Trzeba kupić pampersy – powiedziała Laura, co

oznaczało, że ustępuje. – Nie zamierzam myśleć o lasach
tropikalnych przy przewijaniu.

– Popieram wniosek.
– Ciekawe, czy ma mokro. Może już powinniśmy

włożyć mu suchą pieluszkę?

– My? – Justin cofnął się. – Jak to, przy przewijaniu

też mam pomagać?

Laura na moment zaniemówiła, a potem ze złością

wycedziła:

background image

48 |

S t r o n a

– Ja przez tydzień utykałam na obie nogi, a ten po tylu

latach wciąż opłakuje niewidoczne rysy na motorze.

Obaj

mężczyźni

wymienili

porozumiewawcze

spojrzenia, a Laura od razu zrozumiała, że znalazła się na
straconej pozycji.

– Bądź grzeczna. – Pocałowała Pat. – Do zobaczenia

wieczorem.

– Chyba dożyjemy. – Justin ujął rączkę dziecka i

pomachał na pożegnanie. – Moja córeczka już umie robić
pa, pa.

Wyszedł, czule przemawiając do „córeczki”. Steve

objął siostrę i ucałował.

– Ubierz się i idziemy. Ja naprawię samochód, a ty

opowiesz mi o nowym adoratorze i jego dziecku.

Laura wypchnęła go z sypialni i zatrzasnęła drzwi.
– Możesz ukryć się w mysiej dziurze, ale to na nic –

zawołał Steve. – Złożyłem przysięgę, że będę donosił
mamie o twoich romantycznych przygodach. Jestem
pewien, że bardzo zainteresuje się gotową wnuczką. Będzie
miała okazję powtórzyć uwagi o tym, że każde dziecko
potrzebuje brata lub siostry.

Laura była zirytowana, więc ubrała się błyskawicznie.
Steve leżał na kanapie, bawił się pilotem i bezmyślnie

przeskakiwał z kanału na kanał. Laura stanęła przed
telewizorem i skrzyżowała ręce na piersiach.

– Justin jest tylko i wyłącznie moim sąsiadem –

oświadczyła. – Wiesz, że nie lubię, gdy zawstydzasz mnie
w obecności znajomych.

– Przepraszam. – Szeroki uśmiech wcale nie był

przepraszający. – Przyzwyczajenie jest drugą naturą. Na
swoją obronę powiem tylko, że ten pan wcale nie
pocałował cię tak, jakby był zwykłym sąsiadem.

– Ale nim jest.
Laura odwróciła się i ruszyła do drzwi.
– A ta mała?
– Nie jest jego córką. – Odpowiedziała dopiero na

półpiętrze, gdy była pewna, że Justin nie zjawi się, by
znowu zamknąć jej usta pocałunkiem.

Steve postawił torbę z narzędziami koło samochodu

siostry.

33 |

S t r o n a

łóżeczko.

– Nie dzwoń. – Justin wstał i wziął niemowlę na ręce.

– Po co wciągać w to osoby trzecie?

– Racja.
Sypialnia była przytulna, bez prowizorycznych

stolików i stosów brudnych rzeczy. Meble były proste, z
ciemnego drewna, na ścianach wisiały ładnie oprawione
rysunki. Łóżko było zaścielone.

– Matka dobrze cię wychowała – skomentowała

Laura.

Justin rzucił jej zagadkowe spojrzenie, podał jej

dziecko i zdjął narzutę.

– Skąd taki wniosek?
– Bo nie ma bałaganu. Moich braci nie można było

nauczyć porządku. Rzucali swoje rzeczy, gdzie popadło.

– Gdyby nikt po nich nie sprzątał, prędzej czy później

nauczyliby się porządku.

– Wątpię.
Justin zgasił górne światło i zapalił nocną lampkę.

Czekali, żeby niemowlę zasnęło. Ale dziewczynka patrzyła
na nich jakby z wyrzutem. Rączki zacisnęła w piąstki,
jakby im groziła.

– Czeka na kolejny punkt programu – orzekł Justin. –

Może przeczytać jej bajkę?

– Jest za mała, żeby docenić literaturę.
– Pewnie śpiewano jej kołysanki.
– To bardziej prawdopodobne. Proszę, śpiewaj.
– Ja? – spytał Justin przerażony. – Nie umiem.
Laura

popatrzyła

na

niego

znacząco.

Justin

zaczerwienił się.

– Słychać mnie przez ścianę?
– Tak. Masz ładny głos.
– Dziękuję. Czemu ona nie zasypia?
Niemowlę ziewnęło, jego powieki opadły, ale oczy

znowu się otworzyły. Nieszczęśliwa mina wróżyła, że za
chwilę z oczu tryśnie fontanna.

– Pewnie boi się nieznanego otoczenia. Położę się

koło niej.

– Laura niepewnie zerknęła na sąsiada. – Jeśli

pozwolisz.

background image

34 |

S t r o n a

– Pozwalam.
Gdy Laura położyła się koło dziecka, z malutkiej

twarzyczki zniknął wyraz gniewu.

– Nic nie rozumiem – szepnęła Laura sennym głosem.

– Czy ten osesek jeszcze na coś czeka?

Oczy jej się kleiły. Rozbawiony Justin pomyślał, że

Morfeusz pomylił się i zsyła sen na niewłaściwą osobę.

– Ja też nie rozumiem – rzekł, chociaż wiedział, że

Laura go nie słyszy.

Zasnęła momentalnie. Wyglądała bardzo mizernie.

Justin postanowił, że nazajutrz solidnie nakarmi obie
sublokatorki. Dla mniejszej będzie mleko, dla większej
mięso, frytki, tuczący deser. Sąsiadka potrzebowała dużo
kalorii.

Niemowlę wciąż nie spało, tylko poważnie patrzyło na

Justina oczami jak bławatki. Justin poczuł ból w sercu.
Odwrócił wzrok.

Tłumaczył sobie, że wszystkie dzieci wyglądają

podobnie. Lecz oczy tej istotki mają identyczny kolor...
jeśli go pamięć nie myli.

Miał cztery latka, gdy urodził się brat.
Od tamtego czasu rzadko zbliżał się do niemowląt.

Celowo unikał małych dzieci. Lecz teraz nie mógł
obojętnie stać z boku i pozwolić, by Pat zajęły się
nieodpowiednie osoby. Tym bardziej, że niemowlę ma
oczy Bena. Przypomniały mu się dni, gdy zajmował się
bratem – karmił go, przewijał, mył. Jego pięcioletnie serce
bardzo pragnęło, by braciszek był szczęśliwy i
uśmiechnięty.

Zamknął oczy. To było bardzo dawno temu. Ben

miałby teraz dwadzieścia siedem lat. Rzadko świadomie
rozmyślał o ukochanym bracie, który na zawsze pozostał w
jego sercu.

Nie zdołał go uratować, ale przysiągł sobie, że jeśli w

obecnej sprawie cokolwiek od niego zależy, uchroni
niemowlę przed losem braciszka.

– Kruszyno, poszukam twoich rodziców – szepnął. –

Jeśli nie są w stanie opiekować się tobą, znajdę
odpowiednich ludzi, którzy cię pokochają. Obiecuję. Nie
oddam cię do sierocińca.

47 |

S t r o n a

Bane, sąsiad zza ściany.

Steve zmrużył oczy i zmarszczył czoło.
– Dużo o panu słyszałem. Siostra opowiada o

sąsiadach.

Tylko tego brakowało!
Laura zazgrzytała zębami. Wcale dużo nie mówiła,

jedynie wspomniała o Justinie, ponieważ bracia zachwycali
się jego motorem.

Dlaczego Steve mówi takim tonem? Daje Justinowi do

zrozumienia, że jego siostra zachowuje się jak zakochana
pensjonarka.

Steve zobaczył jej wściekłe spojrzenie i uśmiechnął

się od ucha do ucha, a nawet szerzej. No tak, już swata.
Robi to z premedytacją.

– Jestem Steve – przedstawił się. – Ukochany brat

pańskiej sąsiadki i jej czuły opiekun. Zdolny naprawiacz
samochodów oraz pralek.

Justin wstał i wtedy Steve zobaczył dziecko.
– Wzruszająca rodzinna scenka. – Bezceremonialnie

szturchnął siostrę. – Nie wiedziałem, że jesteś macochą. Od
jak dawna trwa ta idylla?

– Nie jestem macochą. I nic nie trwa. Dziecko

zostało...

– Zostałem sam z dzieckiem – pospiesznie wtrącił się

Justin.

– Potrzebowałem pomocy i życzliwa sąsiadka mnie

wsparła.

– On nie jest...
Usta Justina na jej ustach uniemożliwiły dokończenie

zdania. Mocne uszczypnięcie w rękę też pomogło.

– Dziękuję za pomoc, sąsiadko. Do widzenia. – Justin

odsunął się od oniemiałej Laury i wyciągnął rękę do
Steve’a.

– Miło mi było pana poznać. – Przy drzwiach jeszcze

się odwrócił. – Jest pan terrorystą, który uwięził siostrę za
pomocą

pająków

czy

właścicielem

motocykla

zniszczonego podczas jazdy nowicjuszki?

Steve głośno sapnął.
– To był moped, moja ukochana Suzy. Trzy

zadraśnięcia i wgniecenie.

background image

46 |

S t r o n a

Trzpiotko, nie wolno zostawiać otwartych drzwi.

– O, do licha! – zaklęła Laura.
Spojrzała na Justina i dziecko. Gdzie ich schować? W

szafie? Pod łóżkiem? Za zasłoną?

– Zapomniałem o czapce niewidce – szepnął Justin.
Laura pogroziła mu pięścią.
– Nie lubię, kiedy to robisz.
– Co takiego? – spytał z niewinną miną.
– Czytasz w moich myślach i naśmiewasz się ze mnie.
– Patrzyłaś na mnie tak, jakbym był wstrętnym

insektem.

O co chodzi? Nadopiekuńczy brat będzie bronić cnoty

siostry? Mam włożyć rękawice bokserskie?

W przedpokoju rozległy się kroki.
– Jeszcze śpisz?
Laura pobiegła do drzwi. Uświadomiła sobie, że

uniknie złośliwych komentarzy, gdy porozmawia z bratem
w przedpokoju. Nie będzie krępujących pytań, a potem
odpowiednio ubarwionych opowieści o mężczyźnie z
dzieckiem w jej sypialni.

Steve nadopiekuńczy? Nie. Ale gorliwy swat. Trzeba

zapobiec spotkaniu brata z sąsiadem. W przeciwnym razie
Justin niezwłocznie zostanie zaproszony na niedzielny
obiad. Nawet nie zdąży otworzyć ust, żeby powiedzieć
Steve’owi, że rodzinne obiady nie pasują do stylu życia
motocyklisty.

Z rozpędu wpadła na brata.
– Stój! – Steve chwycił ją za rękę i przytrzymał. –

Dlaczego jeszcze nie jesteś ubrana? Umówiliśmy się
przecież, że skoro świt naprawię ci auto.

Laura pomyślała ze złością, że niski wzrost ma kilka

poważnych minusów. Po pierwsze, wąskimi plecami
niewiele daje się zasłonić, a po drugie, prawie każdy może
spojrzeć ponad głową niskiej osoby. Od razu zauważyła, że
Steve szeroko otwartymi oczami patrzy w stronę sypialni.
Jego zdumienia nie wywołała rozrzucona pościel i ogólny
bałagan, lecz półnagi mężczyzna siedzący na łóżku.

Laura odsunęła się i zrezygnowana powiedziała:
– Witam, braciszku.
– Dzień dobry – odezwał się Justin. – Jestem Justin

35 |

S t r o n a

Wiedział, że dziecko go nie rozumie, ale Pat

uśmiechnęła się, jakby pokrzepiona jego słowami,
machnęła rączką I wreszcie zasnęła.

Justin ostrożnie przykrył ją kołdrą, po czym otulił

kocem Laurę.

Wyglądały jak matka i córka. Justin skrzywił się

niezadowolony.

– To tylko sąsiadka i podrzucone niemowlę –

mruknął. – Nie jesteśmy rodziną. Do nikogo nie należę.


Laura wyspała się, umyła i przebrała. Przespała

dwanaście godzin bez przerwy. Była w wyśmienitym
nastroju. Wprawdzie inaczej zaplanowała pierwszą od
dawna wolną sobotę, lecz nie miała wyboru. Nie
sprzeciwiła się wyraźnie, więc niejako zaakceptowała plan
Justina, żeby zatrzymać niemowlę do czasu zdobycia
informacji o jego rodzicach. Nie powiedziała ani tak, ani
nie.

Obudziła się, ponieważ coś ciągnęło ją za włosy.

Otworzyła jedno oko i zobaczyła gniewnie skrzywioną
buzię dziecka.

W pierwszej chwili nie wiedziała, co robi w

mieszkaniu sąsiada z dzieckiem, które podrzucono do jej
sypialni. Być może Justin miał rację, ale byłoby lepiej,
gdyby powiadomili policję. Są przecież fachowcy, którzy
wiedzą, jak postępować w takich sytuacjach.

Laura wychowała się w ciepłej, rodzinnej atmosferze,

więc z własnego doświadczenia nie znała życia w rodzinie
zastępczej. Może Justin ma rację? Kto wie?

Najlepiej ani się nie zgadzać, ani nie sprzeciwiać,

tylko czekać. Dziecku przyda się spokój przez dwa dni. A
poza tym...

Laura zaczęła coś podejrzewać.
Pat wymachiwała rączkami i starała się złapać

kolorową zabawkę, dużego misia w zielonym kapeluszu.

Justin długo go wybierał. Spoglądał przy tym groźnie

na Laurę, ale oczy mu się śmiały. Laurę bawiła
sympatyczna, choć dziecinna strona charakteru sąsiada.
Teraz na wspomnienie tamtej sceny uśmiechnęła się.

– Dzień dobry. Mała wygląda, jakby wcale nie

background image

36 |

S t r o n a

tęskniła za matką – powiedziała.

Justin od rana siedział przy komputerze i zbierał

informacje na temat rozwoju niemowląt.

– Jeśli nie zauważa nieobecności matki – oświadczył z

mądrą miną – to znaczy, że nie ma pół roku.

– Wiedziałam to wcześniej, bo jeszcze nie siada.
– Hm, racja. Nic bliższego już nie ustalimy. Jeśli Pat

normalnie się rozwija, ma od trzech do pięciu miesięcy.

– Wychodzisz?
– Nie. Porozmawiajmy.
– O czym?
Laura usiadła naprzeciwko, pochyliła się i nabrała

tchu przed zadaniem pytania, które musiało paść. To
podejrzenie stanowiło główny powód, dla którego nie
zawiadomiła policji. Zdawało się jej, że niemowlę jest z
własnym ojcem.

– Wybacz, że zadam ci bardzo osobiste pytanie, ale to

ważne. Czy byłeś... – Zakłopotana odwróciła wzrok. – Czy
byłeś z kimś... mocniej związany rok, półtora roku temu?

– Czemu cię to interesuje?
Widocznie nie rozumiał. Musi zapytać wprost.
– Miałeś kochankę?
Justin patrzył na nią bardziej obrażony niż

zakłopotany.

– A co tobie do tego?
Laura

uznała,

że

źle

prowadzi

śledztwo.

Niezadowolona z siebie spuściła wzrok i staranniej dobrała
słowa.

– Nasze okna są tuż obok. Jeśli to jest twoje dziecko i

matka postanowiła je tobie oddać, sprawa byłaby jasna.
Matka Pat pomyliła okna, o co nietrudno. Czy to twoja
córeczka?

Justin nie wahał się, chociaż pytanie go oburzyło.
– To nie jest moje dziecko.
Laura patrzyła na niego podejrzliwie.
– Jesteś pewien? Pat jest trochę do ciebie podobna...

Możesz mieć stuprocentową pewność tylko wtedy, jeśli w
tym okresie z nikim nie sypiałeś albo jeśli twoja partnerka
nie zaszła w ciążę. Musisz to wiedzieć, a nie tylko
przypuszczać.

45 |

S t r o n a

z oseskiem.

– Bez ich doświadczenia też świetnie sobie radzimy. –

Justin zeskoczył z parapetu. – Wtajemniczanie wszystkich
krewnych i znajomych tylko napyta nam biedy. A jeśli
dopisze nam szczęście, sprawa sama się rozwiąże.

– Masz trudności z używaniem drzwi? Zacięły się?
– Nie, ale tą drogą jest szybciej.
– Zapomniałam, że dla szalonego motocyklisty

prędkość jest najważniejsza.

Justin usiadł na łóżku i zaczął robić komiczne miny.
– Co będzie, jeśli okaże się, że rodzice Pat chcą, żebyś

wzięła ich dziecko na wychowanie?

– To niemożliwe!
Na twarzy Justina malował się niepokój.
– Ale przypuśćmy. Co wtedy zrobisz?
– Coś takiego absolutnie nie wchodzi w grę. Nie mogę

podjąć się opieki nad cudzym dzieckiem.

– A chciałabyś mieć własne?
– Nie. Tak. To znaczy, nie planowałam. Ale jeśli

spotkam odpowiedniego mężczyznę, kto wie? Na pewno
nie chciałabym zostać samotną matką podrzutka.

– Przewidujesz założenie rodziny?
– Tak. Wychowałam się w dobrej, zżytej rodzinie.

Bracia okropnie mi dokuczali, ale mimo to ich kocham. A
ty?

– Z nikim nie mam kontaktu.
– Chcesz się ożenić, mieć dzieci?
Justin pochylił głowę.
– Nie przewiduję takiego scenariusza.
– Bo rodzinne obowiązki nie pasują do twojego stylu

życia?

– Powiedzmy. – Wstał i wziął Pat na ręce. – śyczę

owocnej pracy.

Laura zaczęła gorączkowo szukać pióra i kartki.
– Zaczekaj. O, proszę. Mój telefon służbowy. W razie

czego daj mi znać.

Justin niedbale wsunął kartkę do kieszeni.
– Dobrze.
Naraz rozległ się dzwonek przy drzwiach.
– Dlaczego drzwi są otwarte? – zawołał męski głos. –

background image

44 |

S t r o n a

Justin uśmiechnął się zawstydzony.
– Nie chodzi o małą. Nie mogę wejść do mieszkania.
– Dlaczego?
Justin wzruszył ramionami.
– Było gorąco i duszno, Pat nie chciała usnąć, więc

wyszedłem na spacer.

– A klucze zostawiłeś w domu?
--Tak.
Laura szerzej otworzyła drzwi. Była zadowolona, że

trochę posprzątała i pokój nie wyglądał już jak po
włamaniu.

Pomyślała, że Justinowi bardzo do twarzy z dzieckiem

na ręku. Szczególnie teraz. Pachnie mlekiem i zasypką, ma
senne oczy, jest w samych spodniach, boso.

Podobał się jej jak nigdy.
Natychmiast zdenerwowała się z powodu tych myśli.
– Zadzwonisz po ślusarza?
– Nie. Zostawiłem otwarte okno, więc z twojej

sypialni przejdę do mojej. Przepraszam, że cię zbudziłem.
Mogę zostawić Pat i iść po klucze?

Laura zaprowadziła go do sypialni.
– Oczywiście. Nie masz za co przepraszać, bo i tak

niedługo zadzwoni budzik. Po szóstej przyjedzie mój brat,
żeby sprawdzić, dlaczego moje auto miewa humory.

Justin ostrożnie ułożył niemowlę między dwoma

poduszkami, wszedł na parapet i stamtąd surowo popatrzył
na Laurę.

– Masz idiotyczne godziny pracy.
– Wiem, ale jestem nowa, muszę się wykazać.
Justin burknął coś niezrozumiałego i zniknął.
Niemowlę było spocone, więc Laura zdjęła jeden

sweterek i rozpięła drugi.

– Jak beze mnie przetrwacie cały dzień? – szepnęła. –

Bardzo mi przykro, że muszę cię opuścić, ale jeśli mam być
szczera, Justin lepiej sobie radzi, bo jest odważny, a ja boję
się, że podczas ubierania złamię ci rączkę lub nóżkę.

Pat otworzyła oczy.
– Och, przepraszam, że cię obudziłam. – Laura podała

jej palec do potrzymania. – Chyba jednak zadzwonię do
bratowych. One są doświadczone i wiedzą, jak postępować

37 |

S t r o n a

Pomyśl. Czy to mogłoby być twoje dziecko?
Justin myślał przez kilka minut. Serce biło mu mocno.

Taka ewentualność nie była wykluczona.

– Przypuszczenie logiczne, ale to niemożliwe. Musi

być inne rozwiązanie.

– Rozumiem.
Laura była zła. Czuła się tak, jakby Justin ją okłamał.
– Mam stuprocentową pewność, że nie jestem ojcem

tego podrzutka.

Przez chwilę Laura przyglądała się Justinowi w

milczeniu, po czym skinęła głową na znak, że przyjmuje
jego oświadczenie.

– Szkoda. – Westchnęła. – Pat jest taka podobna do

ciebie.

Popatrz na jej włoski. Odcień trochę inny, ale też się

podwijają, jak twoje, gdy długo ich nie obcinasz.

Justin automatycznie przygładził włosy. Zdziwiło go,

że Laura zauważyła taki drobny szczegół.

– Zbieg okoliczności. Pat nie jest moją córką.

Dwa dni minęły bez większych kłopotów, ale w

niedzielę wieczorem Laura zrobiła się nerwowa.

– Jutro muszę iść do pracy, nie mogę wziąć wolnego –

powiedziała zasępiona. – Czemu oni nie dzwonią? Czy
liczą, że zatrzymamy ich dziecko na zawsze? – Nerwowo
splatała i rozplatała palce. – Musimy zawiadomić policję.
Nie ma innego wyjścia. Rodzice nie zgłosili się, nie
nawiązali kontaktu.

– Nie martw się na zapas – rzekł Justin. – Przełożę

jutrzejsze spotkania na inny dzień i zostanę w domu.
Zapomniałaś o deserze.

Laura popatrzyła na lody czekoladowe.
– Nie powinnam tego jeść – mruknęła. – Chcesz mnie

utuczyć? Wiem, ile lodów i czekolady można tygodniowo
bezkarnie zjeść. Ty stale tak się odżywiasz? Niemożliwe.
Inaczej twój ukochany motor dawno by się rozleciał.

– Nie jest „ukochany” – powiedział oburzony Justin.
– Czyżby? To czemu obwiesiłeś go ozdóbkami? I lśni

z daleka. Myjesz go i pucujesz chyba co drugi dzień.
Popisujesz się nim.

background image

38 |

S t r o n a

– Przyznaję, że go lubię. – Justin uśmiechnął się

szelmowsko. – A ty przyznaj się, że chciałabyś sprawdzić,
jak smakuje szybka jazda.

– Wcale nie. Spróbowałam tej przyjemności jeden raz.

Na motorowerze brata. Starczy mi do końca życia. To była
mała maszyna, nie takie monstrum.

– Czyli moped?
– Jak zwał, tak zwał. Według mnie to był motorower.

Miał dwa koła, kierownicę i silnik. Wzbudzał zachwyt
wszystkich wyrostków.

Justin poważnie spojrzał na dziecko.
– Pat, kiedyś powiem ci, jaka jest różnica między

motorowerem a mopedem. Dziewczynki też powinny lubić
motory.

– Zerknął na Laurę. – Co się stało z mopedem twojego

brata?

Przetrwał w całości twoją jazdę?
– Oczywiście. Brat powiedział, że mam coś

przekręcić, żeby coś tam włączyć. Wsiadłam, zrobiłam, co
kazał, a to diabelstwo poleciało jak rakieta kosmiczna.
Sunęło na jednym kole! Nie masz pojęcia, jak się
przeraziłam. Wrzeszczałam, żeby brat mnie ratował.

Justin pochylił się nad dzieckiem, starając się zdusić

gwałtowny atak śmiechu. Nie udało mu się.

– Bardzo zabawne, co? Trochę trwało, zanim brat

mnie posłuchał, bo najpierw musiał pozbierać się z ziemi.

– Powinnaś krzyczeć, żeby ratował motor. To by go

bardziej zmobilizowało.

– Wiem. On ma bzika na punkcie motorów. Ta

machina miała nawet imię. Brat wciąż mi wypomina, że
boleśnie ją zraniłam. Przedmiot! Pewnie nigdy mi nie
wybaczy.

– Dla mężczyzny motor nie jest przedmiotem.

Stosunek do urządzeń mechanicznych buduje największą
przepaść między kobietami i mężczyznami. Kobiety nic nie
rozumieją. – Justin udawał, że nie widzi irytacji Laury. –
Człowiekowi byłoby z wami łatwiej, gdybyście rozumiały
cokolwiek, co wiąże się z działaniem mechanizmów albo z
grą w piłkę nożną.

– Z nami byłoby łatwiej? – Laura uderzyła go w rękę.

43 |

S t r o n a

nocy poza domem co jakiś czas popłakiwał, ale uspokajał
się, gdy Justin trzymał go za rączkę.

Następnego dnia zabrano Bena rzekomo do lekarza i

Justin nigdy więcej go nie widział.

Mocniej przytulił podrzutka. Miarowy ruch huśtawki

podziałał i Pat usnęła, ufnie przytulona do piersi opiekuna.

– Przysięgam, że próbowałem odnaleźć braciszka –

szepnął Justin. – Przez kilka miesięcy strasznie się
awanturowałem. Potem kilka razy uciekałem, wymykałem
się na poszukiwania, bo naiwnie sądziłem, że sam go
znajdę. Nic nie pomogło. Nie powiedziano mi, co się z nim
stało. Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że gdy
nas rozdzielono, Ben był już poważnie chory i wkrótce
umarł.

Justin długo siedział, patrząc na niemowlę i

wspominając swoje nieszczęśliwe dzieciństwo. Zatopiony
w myślach, zapomniał się odpychać i huśtawka zatrzymała
się. Justin wrócił do teraźniejszości.

– Ciekawe, moja mała, czy obudzisz się, gdy położę

cię do łóżka. Lepiej nie, bo chętnie bym się przespał.

Zadowolony, wszedł na trzecie piętro, ale wtedy

okazało się, że jednak się nie położy. Bezradnie oparł się o
drzwi.

– Gdzie ja mam głowę?

Odgłos pukania zakłócił niespokojny sen. Laura

usiadła zdezorientowana, ale po sekundzie wyskoczyła z
łóżka jak z procy i pobiegła do drzwi. Stukanie o tej porze
oznacza, że dziecku stało się coś złego.

Miała wyrzuty, że zostawiła Justina samego,

uwierzyła mu jednak, że sobie poradzi. Kazał jej porządnie
się wyspać i nabrać sił na cały tydzień. Poza tym słusznie
zauważył, że oboje mają tyle samo doświadczenia i
kwalifikacji.

Na pewno stało się coś złego. To jedyny powód

pobudki o tej porze.

– Co się dzieje? – zawołała, nim otworzyła drzwi. – W

nocy słyszałam płacz, ale od jakiegoś czasu było cicho.

Przyjrzała się niemowlęciu. Nie jest zakrwawione, śpi

spokojnie, czyli całe i zdrowe.

background image

42 |

S t r o n a

Rozdział 4


W ciągu dnia Pat spała nawet przez pięć godzin,

natomiast w nocy budziła się po godzinie lub dwóch, ale
kiedy pełnili dyżury na zmianę, nie było to szczególnie
uciążliwe.

W niedzielę wieczorem Justin zadecydował, że Laura

musi wypocząć przed kolejnym tygodniem wytężonej
pracy. Gdy został sam, opiekowanie się oseskiem przestało
być łatwe i przyjemne. Laura miała poczucie humoru, które
nie opuszczało jej nawet w środku nocy. Jej sarkazm
czasem dopiekał do żywego, ale warto było pocierpieć.

O czwartej rano Justin zrezygnował z uśpienia

dziecka. Oboje męczyli się, ponieważ jesienna noc była
gorąca jak w środku lata.

– Nocny marku, idziemy na spacer. Zobaczysz, co

mamy na podwórku, a ja sprawdzę, czy huśtanie działa na
ciebie usypiająco.

Było bardzo ciepło, więc Justin włożył tylko spodnie,

ale niemowlę ubrał na cebulkę.

W ciemnościach Pat natychmiast przestała płakać.

Justin bał się potknąć, więc ostrożnie zszedł po schodach i
wyszedł na wewnętrzny dziedziniec.

– Czy ty wiesz, że jesteś bardzo podobna do mojego

brata?

– zagadnął, siadając na huśtawce. – Ben też miał

kłopoty ze spaniem. Często się budził, a ja nie wiedziałem,
czy czegoś chce, czy coś mu dolega. Miałem niecałe pięć
lat, a on sporo ważył, więc trudno mi było go dźwigać. Na
pewno chciał, żebym go nosił. Ty też to lubisz, prawda?

Odepchnął się nogą, rozhuśtał i oddał wspomnieniom.

Nie mógł długo nosić Bena, więc zwykle siedział z nim na
podłodze, głaskał po główce i kołysał. Czasem pomagało,
Ben uspokajał się i nawet uśmiechał. Kiedy indziej
krzyczał coraz głośniej, robił się purpurowy, drobne ciałko
dygotało, a starszy brat nie wiedział, jak temu zaradzić.

Justin zacisnął pięści na wspomnienie dnia, w którym

zabrano ich od ojca. W domu Ben był bardzo niespokojny,
często głośno płakał, nawet krzyczał. Podczas pierwszej

39 |

S t r o n a

– Próbujesz wyprowadzić mnie z równowagi, prawda?

– Myślałem, że jesteś do tego przyzwyczajona. Ten

twój brat...

– Teraz jest mechanikiem samochodowym i dba o mój

wóz. Naprawia go rzekomo za darmo, ale muszę
wysłuchiwać, jak swoim współpracownikom opowiada
ubarwioną wersję mojej przygody z motorowerem. Uważa,
że to uczciwa wymiana, ale ja jestem innego zdania.

– Biedna Laura.
– Uwierzyłabym w szczere współczucie, gdybyś nie

szczerzył zębów. Masz brata z ostrym językiem albo
siostrę, którą dręczysz?

Pytanie sprawiło mu przykrość. Nawet po dwudziestu

pięciu latach wspomnienia bolały.

– Miałem tylko brata, ale zmarł dawno temu.
– Och, bardzo mi przykro.
Justin nie chciał współczucia. Przesunął swoje

nietknięte lody w stronę Laury i zapytał:

– Ilu masz braci?
– Dwóch. Pasowałbyś do nich. Ten drugi też wariuje

na punkcie samochodów i piłki nożnej. Prowadzi sklep
sportowy.

– A co opowiada o swojej siostrzyczce?
Laura wzdrygnęła się i machinalnie zabrała do lodów.
– Uczono cię biologii, więc wiesz, że są miłe i niemiłe

zwierzęta, robactwo, żaby, węże. Ten drugi braciszek
opowiada, jak to musiał się mną zająć i żeby nie psuć sobie
zabawy, zamknął mnie w pokoju, a pod drzwiami postawił
pudło z pająkami.

– Miałaś fascynujące dzieciństwo.
– Na szczęście zostałam pomszczona, bo obaj mają

synów.

– A bratankowie dostają od cioci zabawki, które robią

dużo hałasu.

– Skąd wiesz? Chłopcy bardzo mnie kochają.

Rzeczywiście, Gavin ostatnio dostał bębenek.

– Co zrobisz, jeśli te potwory będą miały siostry?

Opracowałaś jakiś plan ochrony niewinnych bratanic?

– Oczywiście. Zagrożę chłopcom, że jeśli nie będą

traktować sióstr z czcią należną damom, będą musieli

background image

40 |

S t r o n a

pożegnać się z wymarzonymi prezentami. – Zdumiona
popatrzyła na czarkę. – Och, zjadłam twoje lody!

– Bardzo dobrze. Nie mogę pozwolić, żebyś

sterczącymi żebrami zrobiła krzywdę niewinnej, małej
damie.

Justin podał jej śpiące niemowlę, a Laura przesunęła

dłonią po klatce piersiowej, jakby sprawdzała, czy żebrami
nie ukłuje dziecka.

– Jeśli sam nie zauważyłeś, to cię informuję, że teraz

bardzo szczupła sylwetka jest najmodniejsza – powiedziała
na swoją obronę.

Nieoczekiwanie Justin pocałował ją w usta, po czym

wstał i z obojętną miną zajął się sprzątaniem.

– Na twoich wargach zostało trochę lodów i chciałem

sprawdzić, jak smakują.


Pocałował ją tak samo obojętnie, jak całował dziecko,

lecz hormony nie zorientowały się i ruszyły do akcji. Laura
irytowała się, że reaguje jak typowa kobieta. Czyli
niemądrze! Pozwala, żeby przelotny całus zburzył spokój
jej ducha.

Oddała Justinowi niemowlę i wypchnęła oboje z

kuchni. Sprzątając, starała się zapomnieć o pocałunku. Też
pomysł!

Była chuda, więc nie w typie Justina. On też nie był w

jej typie. Pomimo czekoladowych oczu.

Sprzątnęła kuchnię w rekordowym tempie. Musiała

definitywnie rozmówić się z Justinem. Raz zręcznie
uniknął dyskusji o tym, co zrobić z podrzutkiem, ale nie
mogli dłużej odkładać ostatecznej decyzji.

Zajrzała do łazienki. Justin klęczał koło wanny i był

mokry od głowy do pasa.

– Jak sobie radzisz?
– Świetnie, ale przyszłaś w samą porę. Weź ręcznik,

żebym mógł skrzata położyć.

Laura rozłożyła ręcznik, a Justin sprawnie wyjął Pat i

okrył ręcznikiem.

– Widzisz? Gdy ją natychmiast zawinąć, nie płacze.

Nabieram wprawy, uczę się.

– Będziesz wzorowym ojcem z poradnika dla młodych

41 |

S t r o n a

rodziców.

Justin spojrzał takim wzrokiem, jakby zaproponowała,

żeby oddał motor na złom.

– Nie będę.
Położyli niemowlę spać i wtedy Laura zaatakowała

ponownie.

– Wracając do przerwanej rozmowy... Jutro zostaniesz

w domu, a co pojutrze? Tak dalej być nie może. Zaczną się
problemy.

– Poczekajmy – upierał się Justin. – Rodzice przecież

zostawili dziecko pod naszą opieką, prawda? Jeszcze dwa,
trzy dni, potem zawiadomimy, kogo trzeba. Nie możemy
zrzucać na innych odpowiedzialności za Pat.

Laura zrozumiała, że nic więcej nie osiągnie.

Westchnęła i pomyślała o innym rozwiązaniu.

– Wiesz co, zaangażujmy detektywa. Jeśli matka nie

zgłosi się sama, wytropimy ją i zażądamy wyjaśnień.

– Nie ma żadnych poszlak.
– Od tego są eksperci. Dla takiego nawet metka na

koszulce jest poszlaką. Na szybie albo framudze powinny
być odciski palców. Jutro się tym zajmę. Ta mała musi
mieć rodzinę.

– Dobrze – zgodził się Justin po chwili przykrego

milczenia. – Jeżeli nic się nie zdarzy, zatrudnimy
fachowca.

background image

64 |

S t r o n a

Teraz miał poważną, nawet zasępioną minę.
– Pędziłem z pracy, bo dzwonił Harris, że do nas

jedzie.

Ma ważne wieści.
– Znalazł matkę Jenny?
Justin skinął potakująco głową i w tym samym

momencie rozległ się dzwonek.

– Ja otworzę – powiedziała Laura.
Pan Harris dumnie wkroczył do bawialni i byłby

usiadł na Jennie, gdyby Justin w ostatniej chwili nie wziął
jej na ręce.

– Ha, ha, ha! – zarechotał detektyw. – Przepraszam,

nie zauważyłem żywego drobiazgu. Kiepsko z moją
zdolnością obserwacji. Ale mam dla pana nazwisko.

Justin położył niemowlę na kocyku na podłodze, z

dala od trasy ewentualnego przemarszu spostrzegawczego
detektywa.

– Bardzo mnie to cieszy.
– Nazwisko i adres. Znalazłem tę kobietę. – Detektyw

dumnie wypiął pierś. – Były trudności, ale jednak dotarłem
do niej. Nazywa się Linda Hope Fielding. Nazwisko
pasuje, odciski palców się zgadzają. – Pogardliwie
popatrzył na Justina. – To jest matka pańskiego dziecka.
Czy coś się panu przypomina? Wie pan, w którym kościele
dzwonią? Justin przecząco pokręcił głową.

– Dziwne. – Detektyw wyjął plik papierów. – Linda

Fielding ma czterdzieści dwa lata, czarne włosy, niebieskie
oczy, waży sześćdziesiąt pięć kilo.

– Aha.
Pan

Harris,

którego

najwidoczniej

irytowała

obojętność Justina, rzucił papiery na stolik i wstał.

– Zna ją pan czy nie, to jest ta Linda, która dotykała

pańskiego okna i listu. Wszystkie zebrane przeze mnie
informacje są tutaj.

Laura zaczęła przeglądać kartki, a Justin zajrzał jej

przez ramię.

– Czy to stały adres? – zapytał. – Jest pan pewien, że

ona tam mieszka?

Detektyw uśmiechnął się podejrzanie.
– Niech pana głowa nie boli o adres. Jest bardzo stały.

49 |

S t r o n a

– Więc czemu mówił, że to jego dziecko?
– Ze strachu, że polecisz z donosem na policję.
Steve gwałtownie wyprostował się i uderzył głową o

maskę.

– Jasny gwint! Powtórz, co powiedziałaś. Czy on

porwał niemowlę?

Laura opowiedziała całą historię ze szczegółami,

umiejętnie podsycając napięcie. Uważała, że brat musi
zapracować na to, by usłyszeć całość. Dlatego przerywała,
gdy absurdalność wydarzeń wprawiała Stevea w osłupienie
i zastygał w bezruchu.

Steve uważnie oglądał silnik, od czasu do czasu

gładząc się po głowie brudną ręką i zostawiając na jasnych
włosach ciemne smugi.

– Ośmielę się rzec, że rozumowanie Justina jest

logiczne.

Nie macie innego wyjścia. Musicie czekać na

rodziców.

Laura wzniosła oczy ku niebu.
– Trzymasz jego stronę, bo okazał ci współczucie z

powodu podrapanego motoru.

– Wcale nie. – Steve pochylił się nad silnikiem, więc

jego słowa docierały do Laury niewyraźnie. – Jeśli ktoś
prosi, żebyście wzięli jego dziecko, to bierzcie. Nie wypada
pozbywać się niemowlęcia, jeżeli samemu można się nim
zająć. – Wyprostował się. – Wóz będzie ci służył, ale nie
licz na to, że długo. Za tydzień wezmę go do warsztatu i
zrobię przegląd.

– Serdecznie dziękuję. Pocałowałabym cię, ale jesteś

usmarowany.

Steve uśmiechnął się i czymś, co kiedyś było

ręcznikiem, usiłował usunąć przynajmniej część smarów z
rąk. Nagle rzucił się do przodu z rękoma wyciągniętymi ku
twarzy siostry. Laura krzyknęła przeraźliwie, odskoczyła
do tyłu i byłaby się przewróciła, gdyby jej nie przytrzymał.
, – Przepraszam – rzekł odrobinę zawstydzony. – Tylko
żartowałem. Nie chciałem dotknąć czysto umytej twarzy
ani nie chciałem, żebyś się przewróciła.

Laura westchnęła i z niesmakiem popatrzyła na

brudną rękę. Ostrożnie podciągnęła rękaw, by go nie

background image

50 |

S t r o n a

ubrudzić. Nie miała ochoty zmieniać bluzki ani później
zastanawiać się, czym usunąć smar.

– Zapominasz, że jesteśmy dorośli. Nie musisz znęcać

się nade mną, żeby mi okazać braterską miłość.

– Bawiliście się w rodzinę od piątku do dziś?
– Mniej więcej – Widzę, że twój sąsiad bardzo ci się

podoba.

– I co z tego? Napiszesz na murze, że go kocham?

Jesteś okropny. Jak mama.

– Oboje pragniemy twojego szczęścia.
– Jestem szczęśliwa.
– Za dużo pracujesz.
Już to dziś słyszała!
– Chcę wyrobić sobie dobrą opinię, zdobyć pozycję i

zabezpieczyć się finansowo. Powinieneś rozumieć,
dlaczego tak bardzo mi na tym zależy.

– Bo dawniej mieliśmy za mało pieniędzy?
--Tak.
– Ale chyba przyznasz, że mimo biedy rodzice byli

szczęśliwi, stworzyli udaną rodzinę, dobrze nas wychowali.
I wiesz, że pieniądze nie dają szczęścia.

Puste słowa, pomyślała Laura z irytacją.
– Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Do widzenia.

Po raz siódmy prawa ręka chwyciła słuchawkę, ale

lewa znowu interweniowała i słuchawka wróciła na
miejsce.

Laura pocieszała się, że cisza oznacza brak

problemów. Nie rozumiała, dlaczego wciąż jej się wydaje,
że jest potrzebna Pat i Justinowi.

Pracowała bez entuzjazmu, często spoglądała na

zegarek i wzdychała. W normalnym układzie o tej porze
powinna już iść do domu. Co chwila słyszała kroki
zmierzające w stronę windy.

Zmusiła się, by przeczytać kolejny dokument do

końca. Nowa sprawa, którą jej zlecono, wywoływała w niej
opór.

Laura wiedziała, że nie wolno wydawać wyroków, ale

ta klientka nie cofała się przed niczym, by uzyskać prawo
do dziecka. Z jej strony była to zemsta na mężu, który od

63 |

S t r o n a

Rozdział 6


W czwartek Laura wróciła z pracy o piątej i bardzo się

zdziwiła, że Justina nie ma w domu. Zaczynała się już
poważnie niepokoić, gdy z przedpokoju dobiegł jego głos.

Justin

sapał

jak

zawodnik

po

biegu

długodystansowym. Jenna siedziała w pożyczonym wózku,
wymachiwała rączkami i nieprzerwanie ćwiczyła jakieś
nowe dźwięki.

Justin spojrzał na zegarek.
– Czemu wróciłaś tak wcześnie? To niepokojące. Czy

imperium Younga i Warrena nie utonie w morzu papierów,
gdy ciebie zabraknie przy sterze?

Laura pocałowała dziecko i posadziła je w rogu

kanapy.

– Okazuje się, że beze mnie też potrafią omijać

niebezpieczne rafy i podwodne skały. Dziwne, prawda? Już
dawno powinnam się zorientować, że świetnie sobie beze
mnie poradzą i wcale nie muszę tkwić przy kserokopiarce
do północy.

– Przy ksero? Jesteś sekretarką?
– Skądże. Kopiowanie nie należy do moich

obowiązków, ale jest mnóstwo pracy, którą ktoś musi
wykonać. I ja to robię.

– Coś mi się zdaje, że robisz więcej, niż trzeba.
– Możliwe. – Laura lekko wzruszyła ramionami. –

Przypuszczam, że nikt nie zauważył mojego wyjścia o
normalnej porze.

To było wielkie odkrycie. Równie zdumiewające jak

fakt, że bardzo chętnie wraca do domu, chociaż nie czeka
jej nic pasjonującego. Jedynie codzienne obowiązki przy
dziecku i stała walka z kulinarnymi pokusami Justina.

Wieczory spędzali we troje. Najpierw Laura miała

nocny dyżur przy Jennie, potem Justin, a trzeciego
wieczoru byli tak zmęczeni, że zasnęli oboje. Laura z
rozrzewnieniem wspominała ranek, gdy obudziła się
przytulona do niemowlęcia, a obok niej, z drugiej strony
dziecka, spał Justin. Rozmarzona obserwowała go przez
pół godziny.

background image

62 |

S t r o n a

spięci – dodała.

– Masz rację. – Justin delikatnie oparł jej głowę na

swojej piersi. – Gdy jestem zmęczony, zwykle szukam
jakiejś przepracowanej pani adwokat, bo tylko taki
pocałunek ma lecznicze działanie.

Laura czuła się dziwnie osłabiona. Nie miała siły

unieść głowy.

– Pocałuj mnie, żeby się zagoiło – poprosił Justin. –

Dzieci wiedzą, co najlepiej pomaga.

– Mają wrodzony instynkt.
Wreszcie uniosła głowę.
– Lubię instynkty – szepnął Justin.
Czy jego twarz jest znowu bliżej? Laura zmrużyła

oczy, by to ocenić. Odległość dwudziestu centymetrów
zmniejszyła się do dwóch. Dopiero teraz, z bliska,
zobaczyła, że w ciemnych oczach Justina połyskują złote
płatki. To bardzo niebezpieczne oczy, pomyślała. Jak
jeziora, w których kobieta pragnie zanurzyć się na długo,
może na zawsze.

– Naprawdę?
Czyżby ona to powiedziała, a raczej wyszeptała?

Niemożliwe!

– Instynkty prowadzą do ciekawych sytuacji.
– Na przykład można zostać ojcem.
– Owszem. – Justin objął ją mocniej. – Czemu upinasz

włosy?

– Bo są stanowczo za długie. Powinnam je obciąć.

Taka fryzura jest niepraktyczna.

– Nie obcinaj. Chcę je zobaczyć rozpuszczone.
Nie wyciągnął jednak spinek, co w tych warunkach

było bardzo rozsądne, ale rozczarowało Laurę. Westchnęła
i odsunęła się.

– Muszę coś zjeść i iść spać, bo inaczej jutro zasnę

przy biurku. Poradzisz sobie beze mnie?

– Taak – odparł Justin z ociąganiem. – Muszę.

51 |

S t r o n a

trzech lat sprawował opiekę nad synem. Laura zżymała się,
że będzie reprezentować stronę, której nie wierzy, ale
musiała wywiązać się z zadania.

Za dwie godziny pojedzie wreszcie do domu. Do

Justina, Pat i nowych obowiązków. Do kąpania, karmienia,
prania, śpiewania kołysanek.

Przypomniała sobie, że miała zadzwonić do detektywa

i skoczyła na równe nogi. Przecież postanowili zrobić to
dzisiaj. Musi natychmiast wracać do domu, bo potem
będzie za późno, do nikogo się nie dodzwoni.

Z ulgą i niepokojem zrobiła coś nie do pomyślenia –

wyszła z pracy, gdy na świecie było jeszcze jasno.

Justin miał nieszczególną minę, a niemowlę buzię

skrzywioną do płaczu.

– Witajcie.
Laura wyciągnęła ręce do dziecka i zdumiona

uświadomiła sobie, że bardzo za nim tęskniła. I za
Justinem. Zirytowała się, że zaczynają nią rządzić emocje.
A przecież nie warto przywiązywać się do namiastki
rodziny, do sytuacji, która potrwa zaledwie kilka dni.

– Wcześnie wróciłaś – bąknął Justin.
– Coś nie w porządku?
– Wszystko w porządku, ale mała jest markotna i

marudna. Pewnie tęskniła za tobą.

Jakby

na

potwierdzenie

tych

słów

dziecko

rozpromieniło się i powitało Laurę pociągnięciem za włosy
i potokiem niezrozumiałych dźwięków.

Laura przełknęła kluchę zawadzającą w gardle.
– Na pewno poprawi ci się humor, gdy usłyszysz, że

mój brat przyznał ci rację.

– W jakiej kwestii?
– Zatrzymania dziecka.
– Mówiłaś mu? – Justin nachmurzył się jeszcze

bardziej.

– Jak mogłaś? Wiedziałaś, że nie chcę.
– Mam zaufanie do rodzonego brata. – Laura

popatrzyła z wyrzutem. – A poza tym, jeśli nie robimy nic
złego, nie musimy tego ukrywać.

– Bezpieczniej zachować tę sprawę w tajemnicy.

Najpierw trzeba znaleźć matkę.

background image

52 |

S t r o n a

– Widać, że brak ci bliskiej rodziny.
– To nie ma nic do rzeczy. Czemu wróciłaś wcześniej?
– Bo przypomniało mi się, że mieliśmy poszukać

detektywa.

– Już znalazłem. Przyjdzie o szóstej.
– Dzwonił ktoś?
– Chodzi ci o rodziców Pat? Nie.
– Pójdę się umyć i zaraz wracam.
– A my się położymy. Ta pannica w ogóle nie chciała

spać.

Chwileczkę. – Poszperał w kieszeni. – Dam ci klucz.
--Jaki?
– Do mieszkania.
– Do twojego? – spytała niemądrze.
Pierwszy raz dostała klucz do mieszkania mężczyzny.

Dziwne uczucie.

– O co chodzi?
– Nie jestem przyzwyczajona do noszenia cudzych

kluczy.

– A ja nie jestem przyzwyczajony do dawania moich.

– Justin uśmiechnął się. – Więc jesteśmy kwita.

– Dziękuję. Postaram się pospieszyć.
W domu pobieżnie przejrzała korespondencję. Same

rachunki, nic ciekawego O! A to co? Jakaś złożona kartka!

61 |

S t r o n a

otworzyłeś taki ośrodek?

– Gdy miałem dwadzieścia lat, zaangażowano mnie do

filmu... do kiepskiego serialu. Na szczęście udało mi się
zachować rozsądek i w odpowiedniej chwili zrezygnować.
Zarobiłem tyle, że starczyło na studia i na sfinansowanie
ośrodka.

Jak dotąd, mamy niezłe osiągnięcia. Dla mnie to stała

praca, dla dzieci stała pomoc.

– Wydałeś wszystkie pieniądze na cele dobroczynne?

Nie chciałeś kupić stu motorów albo pałacu?

– No, trochę sobie zostawiłem. – Justin uśmiechnął

się. – Nie potrafię jeździć na stu motocyklach jednocześnie.

– Dlaczego wybrałeś taki zawód? Czy jako dziecko

miałeś podobne problemy?

– Takie przypuszczenie samo się nasuwa, prawda?
Laura poczuła się dziwnie zakłopotana, przerwała

krojenie cebuli i spod rzęs zerknęła na Justina.

Wyglądała uroczo.
Pokusa była zbyt silna. Justin odebrał Laurze nóż i

odwrócił ją ku sobie. Zdumiała się, ale nie sprzeciwiła, a
nawet z własnej inicjatywy objęła go za szyję.

Bardzo dobrze.
Justin uważał, że jest mu winna pocałunek, a takie

długi lubił odbierać.


Pocałunek był delikatny jak pierwsza zimowa

śnieżynka, ale ciepły. Laura miała wrażenie, że właśnie na
to czekała od dawna. Justin uśmiechnął się uwodzicielsko i
pocałował ją jeszcze raz. Tym razem mniej delikatnie, ale
czulej.

Laura dziwiła się własnym odczuciom. Czuje się

bezpieczna, całując sąsiada? Przecież to ryzyko! Na co ona
sobie pozwala?

Odsunęła się gwałtownie. Justin popatrzył na nią

pytająco.

Oboje

jesteśmy

zmęczeni

wykrztusiła

schrypniętym głosem.

To niczego nie wyjaśniało. Tym bardziej że nadal

obejmowała Justina. Justin milczał.

– Nie doszłoby do tego, gdybyśmy nie byli zmęczeni i

background image

60 |

S t r o n a

wskazuje. Boli mnie twój brak zaufania, ale zdaję sobie
sprawę, że trudno uwierzyć w moje zapewnienia. Nie
przejmuj się moimi uczuciami. Naprawdę jest mi obojętne,
co ten człowiek o mnie myśli.

Powiedział to takim tonem, że Laura zrozumiała

podtekst. To jej opinia była ważna.

– Przepraszam cię. – Spuściła wzrok. – Wierzę, że nie

jesteś ojcem Jenny.

– Ale zastanawiasz się, czy się nie mylę, prawda?
Skinęła potakująco.
– W tym sęk. Przepraszam.
– Nie przejmuj się.
Powoli uniosła głowę i spojrzała na niego.
– Najlepiej nie przejmować się drobiazgami. Jedyne,

co nam pozostaje, to czekać, aż detektyw znajdzie Lindę.
Tylko jak będą wyglądać następne dni? Co z twoją pracą?
Dzisiejsze spotkania odwołałeś, ale jutrzejszych chyba już
nie możesz?

– Mam nienormowany czas pracy i w zasadzie sam

ustalam godziny. Znajdę jakieś rozwiązanie. Przełożę
spotkania, poproszę o zastępstwo albo wezmę Jennę ze
sobą.

Ona w ciągu dnia dużo śpi. – Westchnął. – Szkoda, że

nie w nocy.

Laura przeszła do kuchni. Justin uśmiechnął się,

widząc, że czuje się w jego mieszkaniu swobodnie. Było
mu miło, chociaż ostrzegawczy głos przypominał, że to
niebezpieczne.

Laura otworzyła lodówkę.
– Tym razem ja coś ugotuję, chociaż nie mam się

czym popisywać. Gdzie pracujesz? Powiedziałeś tylko, że
jesteś logopedą.

– Prowadzę ośrodek dla dzieci z wadami wymowy.

Przychodzą do nas po pomoc, jakiej nie zapewnia im
szkoła.

Wyraz niedowierzania na twarzy Laury rozbawił go.
– Według ciebie taka praca nie pasuje do szalonego

motocyklisty, prawda?

– Już sama nie wiem. Może pasuje, może nie. Na

pewno dzieci cię podziwiają. Jak doszło do tego, że

53 |

S t r o n a

Rozdział 5


Wyjaśniła się tajemnica rodziców Pat!
Hokus-pokus. Wystarczyło wezwać detektywa, a

zanim się zjawił, zagadka się rozwiązała.

Laura usiadła przy stole, włożyła gumowe rękawiczki

i rozłożyła kartkę szczypcami do sałaty. Odciski palców nie
były potrzebne, ale na wszelki wypadek zachowała
ostrożność, by ich nie zniszczyć.

List zawierał częściowe wyjaśnienie, a Justin będzie

musiał wytłumaczyć, dlaczego twierdził, że nie jest ojcem
podrzutka.

Ojcem ślicznej dziewczynki imieniem Jenna.
Dlaczego tak stanowczo zaprzeczał?
Laura nie rozumiała, czemu odczuwała to jako zdradę.

Skąd te pretensje?

Popatrzyła w okno. Hm, poczucie zdrady bierze się

stąd, że ufała sąsiadowi, wierzyła jego słowom. Sądziła, że
nie należy do mężczyzn, którzy porzucają dziewczyny w
ciąży, wypierają się ojcostwa. Niestety, pomyliła się.

Jedynym plusem jest to, że ona sama nie ma już

żadnych zobowiązań. Dziecko jest z ojcem. Pozostaje tylko
pokazać Justinowi list.

Laura ciężkim krokiem poszła do sąsiedniego

mieszkania. W bawialni nikogo nie zastała. Weszła bez
pukania do sypialni. Uważała, że ma do tego prawo. W
końcu spędziła tu dwa dni i dwie noce. Jak potraktować
kłamcę?

Winowajca spał spokojnie, z głową zwróconą ku

dziecku, które z trzech stron zabezpieczył zrolowanymi
kocami, a wzdłuż łóżka ustawił krzesła.

– Justinie – szepnęła Laura.
Gdyby był sam, obudziłaby go głośnym krzykiem.

Zasłużył na gwałtowną pobudkę. Przez niego jakaś kobieta
zaszła w ciążę, a on się tego wypiera. Ach, ci mężczyźni!
Dlaczego są tacy nieodpowiedzialni? I okrutni?

Justin nawet nie drgnął. Jak można tak mocno zasnąć

w ciągu paru minut? Czy to znaczy, że przez całą noc nie
zmrużył oka?

background image

54 |

S t r o n a

Laura pomyślała, że jest bardzo podobny do Pat... do

Jenny. A raczej ona do niego. Duże oczy, gęste rzęsy...

Gdy zreflektowała się, że patrzy na niego za długo,

westchnęła i zaczęła oglądać sufit.

Nie pojmowała, co się z nią dzieje. Ogarniały ją

podstępne uczucia. Była obrażona, miała do Justina
pretensje, a mimo to chętnie położyłaby się koło niego,
przytuliła...

– Skąd się to bierze? – szepnęła.
Zaraz obudzi wyrodnego ojca i powie, co o nim myśli.
– Śpiochu, pobudka!
Justin na moment otworzył oczy, rozejrzał się niezbyt

przytomnie i schował głowę pod poduszkę.

– Wstawaj – powiedziała Laura znacznie głośniej.

śałowała, że nie ma odwagi – i siły – by zepchnąć go z
łóżka.

– Musimy porozmawiać. Tajemnica wyjaśniona.

Znalazłam ojca dziecka.

– Naprawdę? Jak to zrobiłaś?
Justin oparł się na łokciu i odgarnął włosy opadające

na twarz, a Laurze z wrażenia oczy zaszły mgłą. Znowu
musiała oglądać sufit.

– Porozmawiamy w pokoju obok, żeby nie

przeszkadzać Jennie.

– Jennie? – Justin zerknął na niemowlę, które spało z

palcem w buzi. – To jej imię? A już przywykłem do Pat.

Laura wyszła pierwsza. Justin zjawił się po chwili

zaspany, ziewający.

– No, słucham. Gdzie ojciec dziecka? Zajmie się

córką?

Chce wziąć ją do siebie?
– Nie jestem pewna – odparła Laura zimno. – Mam

wrażenie, że jej nie chce. Wypiera się.

– Wypiera się własnego dziecka? – Justin zaklął pod

nosem.

– Zimny drań! Łajdak! – Zniżył głos. – Biedne

maleństwo.

Jak on potrafi udawać, dziwiła się Laura.
– Justinie... Nic nie rozumiesz. Przyszedł list, z

którego wynika, że miałam rację. Pomimo twoich

59 |

S t r o n a

– Hm. Więc proszę o krótki opis wyglądu. Wzrost,

waga, kolor włosów, oczu.

– Nie mam pojęcia, jak ta kobieta wygląda.
Ręka detektywa zawisła w powietrzu.
– Co takiego? Nie wie pan, jak wygląda matka

pańskiego dziecka?

– Niestety.
– A w jakim jest wieku? Ma dwadzieścia lat,

trzydzieści, czterdzieści?

– Ja nic o niej nie wiem. Jedyna informacja zawarta

jest w tym liście.

Detektyw nie ukrywał niesmaku i przez resztę wizyty

traktował Justina bardzo chłodno. Dokładnie obejrzał
rzeczy niemowlęcia oraz torbę, w której były. List włożył
do plastikowej torebki i schował do teczki. Na oknie w
sypialni znalazł tyle śladów, że Laura ze wstydu chętnie
zapadłaby się pod ziemię. Nie trzeba być detektywem, by
zauważyć, że okno myto dawno temu. Dokładnie przed
sześcioma miesiącami.

– Kolega, który pracuje na posterunku, pomoże mi

sprawdzić, czy mają podobne ślady. Przyjdę do państwa
jutro. – Detektyw zmierzył Justina krytycznym wzrokiem.
– Dobrze byłoby sprawdzić DNA albo przynajmniej grupę
krwi. śeby ewentualnie udowodnić, że pan nie jest ojcem.


Obrażony

Justin

milczał.

Nie

sprostował

przypuszczenia, że autorka listu wie, co robi, wskazując go
jako ojca swego dziecka. Nie pozwolił też Laurze, by
cokolwiek wyjaśniła. Było mu obojętne, co detektyw myśli,
a chodziło jedynie o to, żeby nie oddać Jenny.

Laura zamknęła drzwi za detektywem i odwróciła się

do Justina czerwona z gniewu.

– Starałam się być uprzejma, ale co on sobie myśli? –

wybuchła. – Jakim prawem jest napastliwy w stosunku do
ciebie? Kim on jest? Strażnikiem moralności? Nic nie wie
o okolicznościach, a pochopnie wyciągnął wniosek, że
jesteś kobieciarzem, który sypia z kim popadnie i nie
pamięta imion tych kobiet.

– On wyciągnął jakieś wnioski? – łagodnie zapytał

Justin. – Nie denerwuj się. Wiem, że wszystko na mnie

background image

58 |

S t r o n a

– Na policję jeszcze czas.
– Justinie!
– Myślisz, że to moja córka, prawda? Więc ja jako

rzekomy ojciec postanawiam, że zatrzymujemy ją i
czekamy na wyniki poszukiwań.

– Przecież twierdzisz, że to nie twoje dziecko.
– Ale ty sądzisz inaczej, więc zatrzymam Jennę do

czasu, aż dowiem się prawdy i udowodnię swoją
niewinność.

Laura uderzyła ręką w stół.
– Patrzcie państwo! Rzekomo tylko kobiety są

nielogiczne!

Justin obojętnie wzruszył ramionami.
– Mam nadzieję, że detektyw znajdzie odciski na

kartce i na oknie. Musimy dojść do sedna. Matka Jenny
będzie musiała zeznać, czy chciała mieć dziecko akurat ze
mną i dlatego zatrudniła kosmitów, żeby mnie porwali.
Chętnie uwierzysz w taką wersję, prawda? Laura wskazała
list.

– Ze słów matki wynika, że nie zgłosi się po córkę.

Zakłada, że Pat, przepraszam Jenna jest ze swoim ojcem.
Co wobec tego nam pozostaje? Albo znaleźć krewnych
dziecka, albo oddać je osobom do tego uprawnionym.

Justin zrobił taką minę, jaką już znała, ale nie doszło

do ostrej wymiany zdań, bo w tej samej chwili rozległ się
dzwonek.

Detektyw był niezbyt młody, krępy i śniady. Justin

opowiedział mu całą historię i pokazał kartkę. Pan John
Harris pobieżnie rzucił okiem na tekst, uniósł brwi i
spojrzał na Justina.

– Czyli to pańska córka?
– Według listu.
– Chce pan, żebym odnalazł matkę?
--Tak.
Detektyw wyjął notes i pióro.
– Proszę o imię, nazwisko, adres.
– Nie znam.
Brwi detektywa niemal uciekły z wysokiego czoła.
– Nie zna pan nawet jej imienia?
--Nie.

55 |

S t r o n a

zaprzeczeń okazuje się, że ty jesteś ojcem.

Justin na chwilę zaniemówił.
– Ja... ? Ona... nie jest... moją córką – wyjąkał.
– Jest.
Laura nie rozumiała, dlaczego Justin nadal wypiera się

dziecka. Jenna była do niego podobna, zostawiono ją
prawie w jego mieszkaniu, a z listu jasno wynikało, że on
jest ojcem. Dlaczego kłamie?

– Przyniesiono ją do mnie przez pomyłkę. Matka

myślała, że weszła do twojego mieszkania.

Justin wpadł w furię.
– Kobieto, przestań gadać od rzeczy! Mówię ci, że to

nie moje dziecko. Zaszła jakaś pomyłka. Gdyby Pat...
Jenna była moją córką, na pewno nie uchylałbym się od
odpowiedzialności.

Laura podsunęła mu pod nos kartkę, którą wciąż

trzymała szczypcami.

– Widzisz? Kartka jest do ciebie, przysłana pod dobry

adres. Gdzie tu pomyłka?

Justin wyrwał jej kartkę razem ze szczypcami i oczy

zrobiły mu się wielkie jak spodki. Wodząc palcem, żeby
lepiej rozumieć słowa, ponownie przeczytał tekst:

– „Justinie! Masz córeczkę Jennę, urodzoną trzeciego

czerwca. Ja nie mogę się nią opiekować, więc ty musisz.
Powodzenia. Mam nadzieję, że twoja nowa kochanka ma
trochę instynktu macierzyńskiego. Linda”. – Gniewnie
spojrzał na Laurę. – Diabli nadali! Co to ma znaczyć?

– Sam wiesz najlepiej, więc mi powiedz.
– Co mam powiedzieć?
– Prawdę.
Justin rzucił kartkę na stół i zaczął nerwowo chodzić

po pokoju.

– Dwie rzeczy są jasne. Po pierwsze, ta kobieta

pomyliła mnie z kimś innym, a po drugie myśli, że my ze
sobą żyjemy.

Widocznie widziała cię, gdy weszłaś do mieszkania.

Pewno czekała za oknem. Uważała, że to mieszkanie ojca
dziecka, a ty jesteś jego kochanką.

– Ja kochanką typa spod ciemnej gwiazdy?
Justin przytaknął.

background image

56 |

S t r o n a

– Nie jestem niczyją kochanką.
– Powiedz Lindzie...
– Kto to taki?
– Nie wiem, bo jej nie znam.
– Ale ona zna ciebie. Bardzo blisko i dobrze.
Justinowi pociemniały oczy.
– Mam wielką prośbę. Czy mogłabyś choć na krótko

przyjąć, że mówię prawdę?

Laura odsunęła się od niego, usiadła przy stole i

potarła skronie.

– Dowodów pośrednich jest sporo, więc naprawdę

trudno mi wierzyć twoim słowom. Radzę ci sprawdzić w
kalendarzyku randki sprzed roku. Jennie urodziła się w
czerwcu,

więc...

została

poczęta

we

wrześniu.

Przypominasz sobie coś z września?

– Nic a nic. To nie moja córka.
– Przypuszczam, że zmieniasz dziewczyny jak

rękawiczki i prędko zapominasz o kochankach. Ale
powinieneś pamiętać przynajmniej te, które zachodzą w
ciążę.

Justin popatrzył na nią wzrokiem, który mógłby zabić.
– Dlaczego mnie atakujesz?
– Bo wypierasz się ojcostwa, chociaż jest coraz więcej

dowodów. Nie lubię mężczyzn, którzy uciekają od
rodzicielskich obowiązków.

– Aha. – Justin znowu zaklął. – Nie chcesz mi

wierzyć, to nie. Ale dlaczego? Co takiego zrobiłem, że
uważasz mnie za człowieka niegodnego zaufania?

– Słabo cię znam.
– Spędziliśmy razem dwa dni i dwie noce. Myślałem,

że przy tej okazji poznaliśmy się... lepiej. Zapewniam cię,
że nie jestem ojcem podrzutka. To inny mężczyzna.

– Który też ma na imię Justin i mieszka w tym domu,

tak?

– Nie rozumiem, dlaczego dziecko znalazło się tutaj i

dlaczego kartka jest zaadresowana do mnie. – Wyglądał
coraz groźniej. – Dziecko zostawiono u ciebie, nie u mnie.
Jesteś pewna, że nie miałaś kochanka o moim imieniu?

Laura zignorowała absurdalne pytanie.
– Zrobisz badania genetyczne, żeby to udowodnić?

57 |

S t r o n a

– Tylko wtedy przestaniesz mnie podejrzewać, co?
Laura widziała, że Justin jest pewien swoich racji i

czuje się urażony, że ona mu nie wierzy. Czyżby był
przekonany, że antykoncepcja nigdy nie zawodzi?
Otworzyła usta, ale w ostatnim momencie powstrzymała
się przed zadaniem niedyskretnego pytania. Nie jej sprawa,
jak doszło do nieplanowanej ciąży.

– Wymieniono cię jako ojca. Test DNA da odpowiedź

i będzie wiadomo, czego się trzymać. Nieważne, w co ja
wierzę lub nie.

– Dla mnie ważne.
– Dlaczego?
– Naprawdę musisz pytać?
Przecząco pokręciła głową. Nie, nie musiała. Przez te

dwa dni zdarzyło się coś wyjątkowego. Wprawdzie nie
tego szukała w życiu, ale na krótko było to coś
szczególnego.

Justin jeszcze raz uważnie obejrzał kartkę informującą

o jego ojcostwie. Widocznie nieoczekiwanie olśniła go
jakaś myśl, bo zagadkowo spojrzał na Laurę.

– Kartka jest zaadresowana do mnie. Zawsze

otwierasz cudzą korespondencję?

Laura spiekła raka.
– Nigdy. Kartka była bez koperty, razem z tym, co do

mnie przyszło. Zwykła, złożona kartka, którą otworzyłam
bez specjalnej ciekawości. Nie jestem wścibska.

– Powiedzmy. Odwdzięczę ci się i powiem, że wątpię

w twoją prawdomówność.

– Złośliwość aż się z ciebie wylewa. Poczekaj,

przyniosę coś do wytarcia podłogi.

Justin roześmiał się, czym ją kompletnie rozbroił.

Potem jednak znowu się zasępił. Wstał, przemierzył pokój
kilka razy, usiadł na kanapie i popatrzył przez okno.

– Najgorszy w tej historii jest fakt, że przytrafia się

ona niewinnemu dziecku.

Laurę ogarnęły wątpliwości. Uwierzyć mu? Gdzie

leży prawda? To fatalna pomyłka czy bezczelne wypieranie
się ojcostwa?

– Przynajmniej znamy imię delikwenta. Policji będzie

łatwiej znaleźć rodziców dziecka albo jakichś krewnych.

background image

80 |

S t r o n a

tylko zwrócić ci uwagę na ewentualne problemy, żeby było
mniej niespodzianek. Jak na przykład wyobrażasz sobie
pogodzenie pracy zawodowej z wychowywaniem dziecka?

– Na razie wcale sobie nie wyobrażam. – Justin znowu

usiadł na łóżku. – Ale jakoś to będzie. Samotne matki jakoś
sobie radzą, więc dlaczego mnie nie miałoby się udać?
Plusem jest to, że pracuję o różnych godzinach. Jeśli nie
znajdę opiekunki, będę zabierał dziecko do pracy. Poradzę
sobie.

Jego determinacja była wzruszająca.
– Jesteś pewien, że rodzony ojciec nie będzie

poczuwał się do odpowiedzialności?

– Bardzo wątpię, żeby wydoroślał. Nie będę się z nim

patyczkował. Jeśli zechce zabrać mi Jennę, pójdę na
policję. Po tym, jaki los zgotował Benowi i mnie, nie
dostanie pozwolenia na wychowywanie córki.

– Gdzie on pracuje?
– Ile razy mam powtarzać, że nic nie wiem?

Podejrzewam, że robi tylko tyle, by przeżyć. Dawno temu
dopisywało mu szczęście w hazardzie.

– Jest hazardzistą?
– Tak, przynajmniej tak było napisane w papierach.

Wiem także, że ma szczęśliwą rękę. Jeśli potrafi przestać w
odpowiednim

momencie,

przepuszcza

wygraną

na

pijatykach. Jest też złodziejem, alkoholikiem, cwaniakiem
wyłudzającym pieniądze od naiwnych. Szczególnie od
kobiet.

– Kto dał ci te dokumenty?
– Nikt. Byłem ciekaw, więc ukradłem papiery

dotyczące mojej sprawy.

– Rozumiem motywy, ale... Co stało się z twoją

matką?

– Urodziła mnie, mając piętnaście lat, a Bena cztery

lata później. Umarła kilka miesięcy po porodzie. Nie
pamiętam jej.

– Co było potem?
– Wkrótce nas rozdzielono. Ben zniknął – teraz wiem,

że umarł – a mnie oddano do rodziny zastępczej. Jedno
małżeństwo chciało mnie od razu adoptować, ale ojciec się
sprzeciwił.

65 |

S t r o n a

Przynajmniej przez jakieś piętnaście do dwudziestu

lat.

– Och! – wyrwało się Laurze.
Pan Harris pokiwał głową.
– Tak, Linda Fielding przebywa w więzieniu. Od kilku

lat była poszukiwana, aż wreszcie w poniedziałek trafiła za
kratki. Dlatego tak długo musiałem jej szukać.

Laura rzuciła papiery, podbiegła do dziecka i porwała

je na ręce.

– Nie martw się, perełko – szepnęła. – Wszystko jakoś

się ułoży.

– Czy dobrze słyszę, że ta kobieta jest poszukiwana od

kilku lat? – Justin podszedł do Laury i do dziecka. – Za co?

– Za kradzieże. Dowiedziałem się, że jest znana w

światku włamywaczy, słynie z okradania willi. Dostanie co
najmniej piętnaście lat. – Detektyw prychnął pogardliwie. –
Popełniła duży błąd, gdy wybrała się z wizytą do
gubernatora. Odważne posunięcie, ale głupie, bo zostawiła
ślady. Pewno nie pomyślała, że będą szukać odcisków na
bramie. No, to byłoby wszystko.

Harris wystawił rachunek na pokaźną sumę, po czym

się pożegnał.

Justin odprowadził go do drzwi, a Laura usiadła na

kanapie, mocno tuląc dziecko.

– Biedactwo. Masz matkę, która spędzi w więzieniu

cały okres twojego dzieciństwa i dojrzewania. Jest gorzej,
niż myśleliśmy.

– Czyżby?
– Gorzej, niż ja myślałam.
– Oczywiście. Myślałaś, że jakaś dziewczyna chce

mnie ukarać za to, że nie płacę na dziecko.

Laura drgnęła, jakby ją uderzył.
– Bardzo cię przepraszam. Biedne maleństwo.

Ciekawe, dlaczego ta kobieta myśli, że jesteś ojcem jej
dziecka.

Justin usiadł i oboje pochylili się na niemowlęciem,

jakby chcieli własnymi ciałami osłonić je przed niewesołą
przyszłością.

– Nie mam pojęcia. Dowiemy się, gdy się z nią

zobaczymy. Oby prawdziwy ojciec był zdolny do podjęcia

background image

66 |

S t r o n a

obowiązków rodzicielskich.

– Matka widocznie sądzi, że jest, skoro podrzuciła mu

córkę.

– Co teraz zrobimy?
– Musimy skontaktować się z Lindą Fielding i

powiedzieć jej, że wprawdzie dziecko jest w dobrych
rękach, ale w niewłaściwych. Mam nadzieję, że dowiemy
się czegoś o ojcu małej i o bliższych krewnych.

– A co potem? Oddamy Jennę?
– Nie mamy wyboru, prawda? Zabierze ją rodzina

albo trafi do sierocińca. – Justin przejrzał kartki. – O, jest
numer do więzienia. Jak myślisz, może warto od razu
dzwonić?

– Nie. Osobistych spraw lepiej nie załatwiać przez

telefon.

Pojedziemy do tej Lindy Fielding.

Otrzymanie pozwolenia na widzenie zajęło trochę

czasu i kosztowało nieco wysiłku. Odwiedziny były
możliwe jedynie w soboty. Wprawdzie wyjątkowo można
było obejść przepisy, lecz Justin bał się, że gdy poda
prawdziwy powód, natychmiast odbiorą mu dziecko. Nie
chciał też korzystać ze znajomości Laury.

W końcu nadeszła sobota. Matka Laury, pani King,

przyjechała, żeby popilnować Jenny. Dziecko bez oporów
zaakceptowało tymczasową babcię.

– Mamo, na pewno dasz sobie radę? – spytała Laura z

wyraźnym niepokojem.

Starsza pani poczuła się obrażona.
– Moja droga, zapominasz, że wychowałam jedną

córkę i dwóch synów, no i mam czterech wnuków. Z takim
doświadczeniem

śmiało mogę

popilnować jednego

maleństwa przez kilka godzin. No, idźże.

– Muszę się przebrać.
– Po co? – odezwał się Justin. – Moja sąsiadka ładnie

wygląda, prawda?

Pani King obrzuciła córkę uważnym spojrzeniem.
– Hm...
Laura obejrzała spodnie i bluzkę ze śladami śniadania

Jenny.

79 |

S t r o n a

Justin rzucił Laurze gniewne spojrzenie.
– Jak mam to rozumieć? Nad czym się zastanawiać?

Matka i ojciec nie wywiążą się z rodzicielskich
obowiązków, to pewne. Ja jestem bratem Jenny i jej
jedynym krewnym. Sprawa jest jasna, więc powinna być
raz-dwa załatwiona.

– Musisz skontaktować się z ojcem. Wiesz, gdzie on

mieszka?

– Nie.
– Dobrze, że znamy bystrego detektywa.
– Zadzwonię do niego. Wiesz, wydaje mi się to takie

oczywiste, że jestem bratem Jenny. Wprawdzie jej oczy są
innego koloru, ale mają podobny kształt. Nie zdziwię się,
jeśli ściemnieją. – Justin pocałował siostrę w czoło. – Mała,
masz brata, który mógłby być twoim dziadkiem.

– śeby już teraz być dziadkiem, musiałbyś wcześnie

zostać ojcem – zauważyła Laura.

– Podobno niedaleko pada jabłko od jabłoni. Mam

trzydzieści jeden lat, a mój ojciec czterdzieści siedem.

– Miał tylko szesnaście lat, gdy się urodziłeś?
--Tak.
– A ile lat miała twoja matka?
– Piętnaście. – Justin wziął siostrę na ręce i wstał. –

Dzienny śpiochu, trzeba wracać do domu. Mieszkamy za
ścianą.

Zadzwonię do Harrisa i rozpoczniemy akcję

adopcyjną.

– Na pewno tego chcesz? – spytała Laura. – Dobrze to

przemyślałeś?

– Co takiego?
– Bycie ojcem to nie krótka wycieczka, ale długoletnia

wyprawa. Popatrz na nas – po tygodniu oboje jesteśmy
zmęczeni. A dla jednej osoby obowiązki będą podwójnie
męczące.

Bierzesz na barki zobowiązanie na całe życie.
– Wiem i dlatego jestem przerażony. Ale nie widzę

innego wyjścia. Moja siostra ma tylko mnie. – W jego
głosie dźwięczała nuta irytacji, w oczach pojawiły się
gniewne błyski.

– Nie zamierzam odwodzić cię od tego zamiaru. Chcę

background image

78 |

S t r o n a

postępujesz jak doświadczony ojciec.

Justin wychylił się przez okno i oddychał głęboko.
– Nic nie rozumiesz. Przypominam sobie Bena...
– Brata, który zmarł w dzieciństwie?
– Tak. Nie umiałem się nim opiekować. Miałem go

pilnować, ale dostał zapalenia płuc i umarł. Widocznie źle
go ubierałem. Powinienem pójść do sąsiadów, poprosić
kogoś o radę, o pomoc. Uratowałbym go, gdybym... –
Justin przesunął dłonią po oczach. – Gdybym coś zrobił.

Laura współczuła mu całym sercem, ale nie rozumiała

jego wyrzutów sumienia.

– Sam byłeś wtedy mały.
– Miałem pięć lat.
– Więc nie możesz obciążać się winą.
Justin odsunął się od okna.
– Logicznie biorąc, to nie była moja wina. Ale myśl o

opiece nad dzieckiem... o wychowywaniu... Pieluszki to
drobiazg. Trzeba będzie opowiadać bajki, urządzać
przyjęcia urodzinowe, zapraszać koleżanki. A potem
najtrudniejszy okres – dojrzewanie. Jenna będzie śliczna,
więc będę musiał odpędzać podkochujących się w niej
wyrostków. Na pierwszą randkę pozwolę jej iść dopiero po
dwudziestych piątych urodzinach. O, Boże! – Bezsilnie
opadł na krzesło, jakby przygniótł go jakiś ciężar. – Nie
mogę się tego podjąć. A muszę. Nie mogę. Muszę.

– Grozi ci rozszczepienie jaźni, czy ogarnia cię

zwykła panika?

Nieudolny żart wywołał nikły uśmiech na jego twarzy.

Uśmiech, który prędko zniknął. Justin zgarbił się i zwiesił
głowę.

– Nie miałem nawet cienia wątpliwości. Wiedziałem,

że ona nie jest moim dzieckiem. Unikałem zobowiązań.
śadnych trwałych związków. Nie chciałem sprowadzać na
świat dzieci, którym nie mógłbym zapewnić wszystkiego,
czego by potrzebowały. – Chmurnie popatrzył na siostrę-
córkę. – A teraz będę ojcem! Co za ironia losu.

– Nie rozczulaj się nad sobą. Jeszcze nie wiadomo,

czy będziesz mógł zaadoptować Jennę. Potrzebna jest
zgoda twojego ojca i sądu. Do ostatecznego załatwienia
sprawy wciąż bardzo daleko.

67 |

S t r o n a

– Kpiny w żywe oczy. Wyglądam okropnie, nie wyjdę

z domu taka brudna.

Przeszła do sypialni, a Justin podążył za nią.
– Co z tego, że tu i ówdzie są plamy? Widać, że

zajmujesz się dzieckiem, a to nie wstyd. Chodźmy, bo za
pół godziny zaczną wpuszczać.

Laura jakby go nie słyszała.
– Byłam w więzieniu tylko służbowo – mruknęła do

siebie.

– Jak ubrać się na prywatne widzenie z więźniarką?

Włożyć służbowy kostium?

Justin oparł się o ścianę, skrzyżował ręce na piersiach

i wlepił wzrok w sufit. Laura uśmiechnęła się. Mieszkając
przez wiele lat z trzema mężczyznami, często widywała
taką postawę.

– To naprawdę bez znaczenia – orzekł Justin. – Zmień

tylko bluzkę.

– Łatwo ci mówić. Tobie wystarczy ubrać się na

czarno i już dobrze wyglądasz.

Justin miał na sobie spłowiałe dżinsy i zwykłą

koszulę.

– Czy okrężną drogą dajesz mi do zrozumienia, że ja

też powinienem się przebrać?

Laura nie odpowiedziała. W końcu wybrała spodnie i

bluzkę, po czym rozkazała:

– Porozmawiaj z moją mamą albo pobaw się z Jenną.

Zaraz będę gotowa.


Idąc do samochodu, Laura często odwracała głowę,

jakby spodziewała się, że matka przywoła ją z powrotem.
Tak się bała, że Jenna może płakać. Ale nic takiego się nie
zdarzyło.

Kiedy

doszła

na

parking,

stanęła

zdumiona.

Zamrugała powiekami. Dlaczego kolor i marka auta są
inne?

– To nie mój samochód.
Justin osłonił oczy i rozejrzał się.
– Rzeczywiście, twojego tu nie ma. Ten jest za czysty.
Gdzie zaparkowałaś?
– Tutaj.

background image

68 |

S t r o n a

– Jesteś pewna?
– Oczywiście. Doskonale pamiętam. – Głos jej się

załamał.

– Zawsze tu parkuję, jeśli jest wolne. A wczoraj było.

Pamiętam jak dziś. Skradziono mój wóz!

– Może zostawiłaś kluczyki.
– Skądże! – Laura rozejrzała się. – Skradziono mi

samochód! No nie...

Justin wyjął telefon, ale w tej samej chwili Laura coś

sobie przypomniała. Prędko złapała go za rękę.

– Chwileczkę.
Justin patrzył na nią wyczekująco.
– Nic mi nie ukradziono – wykrztusiła pąsowa ze

wstydu.

– Całkiem zapomniałam, że Steve chciał zabrać mój

wóz. Ma zapasowe kluczyki. Obiecał w sobotę zrobić
przegląd.

Justin dość długo milczał.
– Lubisz pochopnie wyciągać wnioski, prawda? –

rzekł wreszcie. – Najpierw dwa włamania do mieszkania,
potem złodzieje kradną ci samochód...

– Dzwoń po taksówkę – burknęła Laura. – A dwa

włamania były, bo najpierw zakradł się kot, a potem
niemowlę.

Justin objął ją i poprowadził w stronę domu.
– Pojedziemy moim motocyklem.
– O, nie! Za żadne skarby!
Laura odsunęła się. Bliskość Justina działała

osłabiająco na ciało i umysł. Ale Justin bezceremonialnie
złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.

– Przekonasz się, jaka to przyjemność.
– Wszystko rzecz gustu.
Zapierała się, szurając butami po chodniku. Justin

wreszcie obejrzał się i przystanął. Laura wyszarpnęła rękę i
powiedziała, cedząc słowa:

– Nie pojadę motorem.
– Czemu? Przecież się spieszymy.
Laura gorączkowo szukała odpowiedniej wymówki.

Wolała dusić się w przepełnionej kolejce albo w autobusie
bez klimatyzacji, niż usiąść na potworze zwanym

77 |

S t r o n a

– I już korzysta z tego prawa – powiedział Laura z

uśmiechem. – Uprzedziłam mamę, że wyjeżdżamy na trzy
godziny.

Zostało trochę czasu, więc wstąpmy do restauracji i

spokojnie zastanówmy się nad następnym krokiem.

– Wolałbym jak najszybciej wrócić do Jenny.
Justin pragnął teraz zobaczyć nie cudze dziecko, lecz

siostrę. Chciał się cieszyć, że ma rodzinę. Laura doskonale
go rozumiała.

– Wobec tego jedziemy do domu. Dobrze byłoby

uzyskać zgodę twojego ojca na zaadoptowanie Jenny. Jak
sądzisz, zgodzi się od razu?

– Nie wiem. Ostatni raz widziałem go, gdy miałem

zaledwie pięć lat.

W domu Justin poszedł prosto do sypialni, a Laura

została z matką w kuchni. Dwukrotnie zreferowała jej całą
historię ze szczegółami, wypiła trzy filiżanki kawy i
wysłuchała opowiadań o wnukach. Wreszcie uznała, że
Justin już dość nacieszył się siostrą i zajrzała do sypialni.
Justin leżał wpatrzony w Jennę.

– No i jak? Zapoznaliście się już na nowo?
– Tak. Oswajam się z myślą, że mam siostrę. To

niesamowite.

Był nadal zdumiony, ale przekonany, że zadanie,

jakiego się podjął, nie przerośnie go.

– Rzadko kto w twoim wieku ma taką malutką siostrę.
Boisz się konsekwencji swojej decyzji?
Justin spojrzał na Laurę zagadkowo i lekko wzruszył

ramionami.

– Oczywiście. Nie wiem, czy dobrze ją wychowam.
– Rodzice też nie wiedzą, czy dobrze wychowają

swoje dzieci.

– O Boże! – Justin zerwał się i podszedł do okna. –

Potrzebuję więcej tlenu. Jestem rodzicem! Mam być ojcem
własnej siostry! Jak to będzie?

– Dobrze. Świetnie się spisujesz.
– To wcale nie to samo. Przecież do tej pory ty mi

pomagałaś, a poza tym opieka była tymczasowa. Ale czy
poradzę sobie dalej?

– Poradzisz. Zajmujesz się Jenną od tygodnia i

background image

76 |

S t r o n a

Rozdział 7


To przechodzi ludzkie pojęcie – odezwała się Laura

w taksówce. – Gdyby nie ty, Jenna byłaby samiutka jak
palec. Wyobraź sobie, że rodzice nie mogą się tobą
opiekować, a poza nimi nie masz nikogo.

– Nie mam aż tak bujnej wyobraźni – burknął Justin i

zmarszczył brwi.

Laura zawstydziła się, że zapomniała o jego sytuacji.
– Biedna dziecina dostała mocno nieciekawy spadek –

dodał Justin.

– Nie mów tak – Dlaczego? Połowa moich genów też

jest po ojcu. Oboje dziedziczymy cechy po tym samym
nieodpowiedzialnym człowieku. Taki bagaż utrudnia
dziecku życie.

– Niekoniecznie, w dużym stopniu sami kształtujemy

swój los – oświadczyła Laura. – Naukowcy rzekomo
znaleźli w genach powiązanie wszystkiego ze wszystkim,
ale ja mocno wierzę w wolną wolę. Na pewno nie jesteś
podobny do swojego ojca. Ani Jenna.

– Skąd wiesz? Ona nie ma jeszcze czterech miesięcy.
– Ale jest aniołkiem. – Głos Laury złagodniał. –

Trochę jest podobna do ciebie.

Justin nieznacznie się uśmiechnął.
– Dziękuję. Uznam to za komplement. O czym

rozmawiałaś z Lindą?

– O tobie. Linda chciała wiedzieć, jakim jesteś

człowiekiem, jakie uczucia budzą w tobie niemowlęta, jak
opiekujesz się Jenną, czy denerwujesz się, gdy płacze i nie
chce spać.

Tego typu rzeczy.
– Dziwne, że wypytuje o mnie szczegółowo, a ojca

właściwie nie zna, ale bez wahania chciała powierzyć mu
dziecko.

– Przypuszczam, że uczepiła się idei biologicznego

ojcostwa. Jakby ono stanowiło gwarancję, że mężczyzna
odpowiednio zajmie się swoim potomkiem. Linda po
swojemu kocha córkę, poświęca się dla niej.

– Jenna ma prawo oczekiwać poświęcenia.

69 |

S t r o n a

motocyklem.

– Nie mam kasku.
– To żadna przeszkoda. – Justin znowu schwycił ją za

rękę i pociągnął. – Mam kask dla pasażerów. Chętnie ci
pożyczę.

Raczej kask dla pasażerek, pomyślała Laura.

Oblepiony włosami przyjaciółek i kochanek. Nie! Czegoś
takiego nie włoży na głowę.

– Nie używam cudzych kasków. To niehigieniczne.
Justin zachowywał się tak, jakby jej nie słyszał.
– Człowieku, nie pędź tak. Dla ciebie to może

normalny krok spacerowy, ale dla mnie to istny maraton.
Zadzwoń po taksówkę, bardzo proszę.

Justin zwolnił. W końcu stanął i wsparł się pod boki.
– Mówisz poważnie? Aż tak się boisz jednośladowego

pojazdu?

– Wcale się nie boję, tylko nie mam ochoty na

przejażdżkę motocyklem. Wolę jechać taksówką. –
Wyciągnęła rękę. – Daj mi telefon, sama zadzwonię.

Justin wyjął komórkę, ale nie podał jej Laurze.
– Najpierw obiecaj, że przemyślisz moją propozycję i

innym razem zechcesz ze mną pojechać. To naprawdę
bardzo przyjemne.

– Daj telefon. Obiecuję, że przemyślę.
Skłamała, bo nie zamierzała narażać się na złamanie

karku.


Laura bywała w więzieniu służbowo, ale prywatne

widzenie z osobą osadzoną to zupełnie co innego.

W sali widzeń strażnik wskazał im kobietę

odpowiadającą opisowi podanemu przez detektywa. Linda
Fielding była opalona, ale przygnębiona. Pustym wzrokiem
patrzyła na wchodzących, również na Justina.

Laura przedstawiła się, a Linda obojętnie skinęła

głową. Na jej twarzy malowało się znudzenie.

Laura pochyliła się nad stołem i zdawkowo się

uśmiechnęła.

– Zapewne interesuje panią, kim jesteśmy i dlaczego

przyszliśmy.

Linda jedynie wzruszyła ramionami. Laura zerknęła

background image

70 |

S t r o n a

na Justina, aby zorientować się, czy on chce coś
powiedzieć. Nie chciał.

– Przyszliśmy w sprawie pani córeczki.
– Mojej Jenny?
Linda wyraźnie się ożywiła, wyprostowała i

popatrzyła na Laurę z ciekawością.

– Mieszkam przy ulicy Dębowej 23. Pani weszła przez

okno do mojego mieszkania i zostawiła u mnie dziecko.

Linda zmrużyła oczy.
– Teraz panią poznaję. To pani jest nową kochanką

ojca Jenny?

– Nie.
Laura spojrzała na Justina, który wpatrywał się w

Lindę bez mrugnięcia okiem.

– Pani Fielding...
– Mówmy sobie po imieniu. Jeśli będziesz

wychowywać moją córkę, lepiej od razu przejść na ty. –
Linda zapaliła papierosa i wydmuchnęła duży kłąb dymu. –
Całe szczęście, że mam papierosy. Jedyny plus tego, że
musiałam zostawić dziecko u ciebie. Znowu mogę palić.
Ten rok bez papierosów był cholernie ciężki.

– Muszę cię zmartwić... niestety, pomyliłaś się. Nie

jestem... – Ugryzła się w język. – Mieszkam sama. Ojciec
Jenny mieszka gdzie indziej.

– Na pewno mieszka właśnie tam. Jest w książce

telefonicznej. Jakaś kobieta powiedziała mi, że Justin
mieszka pod 3C.

– Jak nazywa się ojciec Jenny?
– Bane.
Laura spojrzała na Justina, który wciąż siedział

nieruchomo, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Pan Justin Bane mieszka pod 3B. Twierdzi, że nigdy

o tobie nie słyszał, więc nie może być ojcem twojego
dziecka.

Linda poczerwieniała z gniewu.
– Kłamca. Dobrze wie, że jest, bo kontaktowałam się z

nim po porodzie. Wie, że ma córkę.

Laura przez chwilę patrzyła na nią zbita z tropu.
– Pan Justin Bane przyszedł razem ze mną. Czy nadal

twierdzisz, że on jest ojcem twojego dziecka?

75 |

S t r o n a

papiery do podpisania.

– Dobrze. Do widzenia. – Justin wyciągnął rękę do

matki swojej siostry. – Będziemy cię informować na
bieżąco.

– Ucałujcie Jennę ode mnie.
– Na pewno to zrobimy. Do widzenia.

background image

74 |

S t r o n a

Wreszcie kobiety go przywołały. Sądząc po wyrazie

twarzy, Linda podjęła decyzję.

– No i do jakiego wniosku doszłyście?
– Będziesz musiał oficjalnie zaadoptować moją córkę

– odparła Linda. – Zrobisz to?

– Zaraz adoptować? Nie wystarczy przyznanie mi

prawa do opieki?

– Nie. To musi być adopcja, bo wtedy Jenna będzie

bezpieczna do końca życia. Nikt ci jej nie odbierze, nawet
wasz ojciec. Niech to będzie oficjalnie załatwione. Jenna
zostanie twoją córką.

Justin zamyślił się. Był zaskoczony niesłychaną

prośbą obcej kobiety.

– Masz do mnie zaufanie?
Linda zerknęła na Laurę.
– Tak. Po rozmowie z nią wiem, że można ci ufać.

Ona mówi, że jesteś dobry dla Jenny. Polegam na jej opinii.

– Obiecuję, że będę bardzo dbał o Jennę.
– Wierzę ci. Ale dlaczego chcesz to zrobić? Jesteś

kawalerem. Po co ci dziecko?

– Jenna jest moją siostrą. Stanowimy rodzinę. Jeżeli

nie może być z rodzicami, to należy do mnie, a nie do
obcych ludzi.

Linda zapaliła kolejnego papierosa.
– Z jej ojcem spędziłam kilka tygodni, ale nigdy o

tobie nie wspomniał. Coś mi się zdaje, że w waszej
rodzinie więzy krwi niewiele znaczą.

– Ja jestem inny. Moja siostra dużo dla mnie znaczy.

Ty przez wiele lat nie będziesz w stanie nic dla niej zrobić,
a ja mogę zapewnić jej dom.

– Dobrze. Przynieście mi odpowiednie papiery. Chcę

to szybko załatwić i mieć z głowy, żeby się nie martwić.
Chcę, żeby Jenna była bezpieczna.

– Nie martw się – powiedziała Laura. – Jenna będzie

miała dobre warunki. Justin jest dla niej najlepszym
opiekunem, jakiego można

sobie życzyć.

Będzie

wspaniałym bratem i ojcem.

W oczach Lindy zalśniły łzy.
– Wracajcie do mojego dziecka, a w poniedziałek

zacznijcie załatwiać adopcję. Jak najprędzej przynieście mi

71 |

S t r o n a

– To nie żaden Justin Bane. – Linda zaciągnęła się

papierosem, nie odrywając oczu od Justina. – Ojciec Jenny
jest dużo starszy od tego pana. Szkoda, że przez jakieś
dziesięć lat nie dostanę go w swoje łapy.

– Skoro to nie jest ojciec twojego dziecka, to znaczy,

że zostawiłaś je w niewłaściwym mieszkaniu.

Linda zgasiła niedopalonego papierosa. Była wyraźnie

zaniepokojona.

– W książce telefonicznej znalazłam tylko jednego

Justina Banea. Byłam pewna, że to on. Gdzie jest Jenna?
Zdrowa?

– Tak. Możesz być spokojna. Opiekujemy się nią

najlepiej, jak umiemy.

– Jak mnie znaleźliście?

Poprosiliśmy

o

pomoc

detektywa.

On

zidentyfikował twoje odciski na oknie i na kartce, którą
przysłałaś.

Linda uśmiechnęła się kwaśno.
– No, tak. Odciski...
Laura wyjęła notes i pióro.
– Musimy znaleźć ojca Jenny. Co możesz nam

powiedzieć o tamtym Justinie?

– Jest dużo starszy od tego Justina. Nie pytałam, ile

ma lat.

– Gdzie pracuje? Czym się zajmuje?
– Tym i owym. – Linda wzruszyła ramionami. – Ma

talent do zdobywania pieniędzy, nic nie robiąc. – Wyjęła
papierosa z popielniczki i spróbowała zapalić. – Mam
nadzieję, że to się zmieni, gdy weźmie dziecko.

W tym momencie rozległ się nieludzki krzyk. Na

twarzy Justina pojawiły się zdumienie i wściekłość.

– Co się stało?
Justin pochylił się i uderzył pięścią w stół.
– Nie do wiary! Nieprawdopodobne! Ale to jedyne

wyjaśnienie. Czemu wcześniej nie przyszło mi do głowy?

– Co? – jednocześnie spytały kobiety.
– śe to mój ojciec, którego nie widziałem od ćwierć

wieku – wycedził Justin. – Jenna jest córką mojego ojca,
czyli... z tego wynika... moją siostrą.

Linda pierwszy raz lekko się uśmiechnęła.

background image

72 |

S t r o n a

– Moja mała Jenna ma dużego brata!
Justin siedział jak sparaliżowany. Laura odwróciła się

do Lindy, dając mu czas, by oswoił się z nieoczekiwanym
obrotem sprawy.

– Zagadka rozwiązana. Ale dlaczego zostawiłaś

dziecko w obcym mieszkaniu i zgłosiłaś się na policję?

Linda zwiesiła głowę.
– Nie miałam innego wyjścia. Od lat wywijałam się

przedstawicielom prawa, a to nie życie dla dziecka.
Liczyłam na Justina... oczywiście seniora. On też cudem
nie trafia za kratki, a nawet ostatnio nieźle mu się wiedzie.
Nie mam żadnych krewnych.

Jak

można

powierzyć

dziecko

takiemu

człowiekowi? – wtrącił się Justin. – Jeśli choć trochę go
znasz, wiesz, że jest nieodpowiedzialny. On nawet nie wie,
że istnieje coś takiego jak odpowiedzialność.

– Jest ojcem Jenny – powiedziała Linda z uporem. –

Zaopiekuje się nią.

Justin zgarbił się i bezradnie zwiesił ręce.
– Tak samo, jak opiekował się Benem i mną.
– Może się . zmienił – ostrożnie podsunęła Laura. –

Minęło tyle lat. Lindo, czy naprawdę masz zaufanie do
pana Banea, jeśli chodzi o córkę?

– Jest jej ojcem. Może kiepskim, ale zawsze to lepsze

niż zupełny brak rodziny. Lepsze niż matka, która nie może
zaprowadzić dziecka do szkoły albo do lekarza, bo jest w
więzieniu. Nie miałam wyboru.

– Jenna będzie dorosła, gdy cię wypuszczą.
– Wiem. Ale może zdążę wyjść przed jej maturą.
Justin pochylił się w stronę Lindy, a jego oczy

gniewnie płonęły.

– Mój ojciec nie nadaje się do tego, żeby zajmować

się niemowlęciem. Był nieodpowiedzialny, gdy ja byłem
mały i wątpię, żeby zmienił się na lepsze. Mojego brata i
mnie zabrano z domu, bo strasznie nas zaniedbywał. Nie
wolno dopuścić, żeby podobny los spotkał Jennę. Ja na to
nie pozwolę.

Ben umarł, bo miał beznadziejnego ojca. Nie chcesz

chyba, żeby taki łajdak zmarnował twoje dziecko?

Linda mocno zbladła.

73 |

S t r o n a

– Sama nie wiem... Nie znam go dobrze, ale

odszukałam i myślałam, że weźmie Jennę. Sprawdziłam ten
adres w książce telefonicznej, przeszłam się naokoło bloku,
widziałam, że sąsiedztwo jest ładne, za rogiem jest park.

– Przelotnie spojrzała na Laurę. – Ty też mi się

spodobałaś.

Byłam pewna, że dziecku będzie dobrze. Jenna ma

tylko ojca, żadnych krewnych. Nikomu innemu nie
mogłam jej zostawić. Gdybym wiedziała, że on jest taki
zły, tobym...

O Boże!

Justin miał wrażenie, że świat zatrząsł się w posadach.

Nie mógł uwierzyć, że ma siostrę. Znowu ma rodzeństwo!
To niemowlę, które przez tydzień karmił, kąpał, kołysał do
snu, jest jego siostrą!

Nic dziwnego, że czuł więź z Jenną, silne pragnienie,

by ją chronić, otoczyć opieką, żeby nie spotkało jej nic
złego. Widocznie podświadomie ją rozpoznał.

Na twarzy Lindy był wypisany lęk o los córki. Justina

ogarnęło współczucie dla matki swojej siostry, więc ujął jej
rękę.

– Nie martw się. Jenna będzie bezpieczna. Jest moją

siostrą i ja będę o nią dbał.

Linda patrzyła na niego z powątpiewaniem.
– Ona nie ma nikogo na świecie.
– Ma mnie – powiedział Justin. – Czy pozwolisz,

żebym się nią zaopiekował, wychował ją?

W oczach Lindy mignęła nadzieja.
– Nie wiem. Chciałabym porozmawiać z Laurą w

cztery oczy.

Justin wstał i odszedł. Nie interesowało go, dlaczego

Linda chce rozmawiać jedynie z Laurą. Stanął pod ścianą i
obserwował kobiety, które nachylone do siebie rozmawiały
z przejęciem.

Zastanawiał się, czy podjął słuszną decyzję. Będzie

zmuszony zmienić nie tylko poglądy, ale i tryb życia.

Wciąż powtarzał sobie, że po raz pierwszy od śmierci

Bena nie jest sam na świecie, bo ma siostrę. Zdumienie
dorównywało ciężarowi odpowiedzialności.

background image

96 |

S t r o n a

uniósł głowę i po jego ustach przemknął cień uśmiechu.

– Co ja bym bez ciebie począł?
– Utrudniłbyś przebieg sprawy.
– Możliwe. Doceniam wszystko, co dotychczas dla

mnie zrobiłaś. – Wyciągnął rękę. – Chodź do mnie.

Laura pozwoliła się objąć.
– Po co?
– Muszę oderwać myśli od Jenny. Poza tym pewno nie

wiesz, jak smakuje pocałunek w pracy.

– To zależy – rzekła Laura z figlarnym błyskiem w

oku.

Pozornie była spokojna, ale wewnętrznie drżała z

podniecenia. – Pamiętam jeden służbowy epizod.

– Opowiedz.
– W Nowy Rok, pod jemiołą, pocałował mnie pan

Warren.

Ale przedtem biedak zgubił okulary, więc chyba

pomylił mnie ze swoją asystentką, kobietą w bardzo
dojrzałym wieku.

– Nastąpiło trzęsienie ziemi?
– Raczej potop, bo zaskoczona cofnęłam się i

wpadłam na wiaderko ze stopionym lodem.

– Spróbujemy więc zatrzeć tamto wspomnienie.
Laura zarzuciła mu ręce na szyję.
– Ale co będzie, jeżeli szef przyłapie mnie na karesach

w godzinach pracy?

– Powiesz mu, że zostałaś ubezwłasnowolniona.
Kilka sekund później Laura zapomniała, że jest w

pracy, a za ścianą znajdują się koledzy. W tym pocałunku
była prośba, którą rozumiała, oraz pragnienie, które mogła
zaspokoić. Justin potrzebował jej, a ona jego. Pragnęli tego
samego.

Przeszkodził im telefon.
Laura nerwowo poprawiła bluzkę, odchrząknęła i...

przełączyła telefon, bo nie czuła się na siłach rozmawiać z
kimkolwiek.

– Wybraliśmy bardzo odpowiedni moment – szepnął

Justin z łobuzerskim uśmiechem.

– Nie można było lepiej.
– Idę do domu. – Justin wstał. – Możesz mi polecić

81 |

S t r o n a

– Pragnął, żebyś z nim został?
– Wątpię. Nie wiem, czemu tak postąpił, ale

podejrzewam, że nie chciał, żebym miał prawdziwą
rodzinę. Przez niego byłem w kilku przejściowych domach
opieki, a w międzyczasie w sierocińcach. Ojca nie
widywałem, ale nadal miał prawo do mnie i robił trudności,
aż ludzie, którzy chcieli mnie adoptować, rezygnowali.

– Kiedy zmarł twój brat?
– Gdy miał dziesięć miesięcy. Nie mam ani jednego

zdjęcia. Pamiętam tylko jego oczy. Były jak oczy Jenny.
Gdy wyrzynały mu się ząbki, gryzł mnie w palce. – Justin
zaśmiał się ponuro. – Na pewno przy tej okazji złapał ode
mnie sporo zarazków.

– Dostał od ciebie dużo miłości. I to samo dasz Jennie.
– Miłość to nie wszystko.
– Ale podstawa wszystkiego.
W drzwiach stanęła pani King.
– Justinie, chciałabym zamienić z tobą kilka słów.

Mogę cię prosić na chwilę?

Laura też chciała wejść, lecz matka mrugnęła

znacząco i zamknęła jej drzwi przed nosem.

Laura zastanawiała się, co to znaczy. Gdy wreszcie

zostali sami, zasypała Justina pytaniami, ale dowiedziała
się jedynie, że matce chodziło o porady w sprawie ogródka
ziołowego.

– Przestań mydlić mi oczy. Po pierwsze, mama nie

hoduje ziół. A po drugie, co ty wiesz na ten temat?

Justin zrobił zdziwioną minę.
– Podobno twoja mama posadziła dużo różnych ziół.
– Tak? Hm, kto wie. Kupiłam jej dwa poradniki. Może

się zmobilizowała...

– Twoja mama mówiła też, że ostatnio rzadko cię

widuje.

Nie zauważyłaś skrzynek u mnie na oknach, prawda?
– Hodujesz zioła w skrzynkach?
– Tak. Bardzo miłe zajęcie. Ale twoja mama hoduje

ich znacznie więcej w ogrodzie.

– Trzeba będzie częściej odwiedzać rodzinny dom.
– Na przykład jutro. Twoja mama prosiła, żebyśmy

wpadli.

background image

82 |

S t r o n a

– My? Czy wiesz, że te odwiedziny są ryzykowne?
Ostrzegam cię. Rodzice gotowi zarezerwować kościół

na nasz ślub.

– Niech rezerwują. – Justin uśmiechnął się. – Przyda

się na chrzciny Jenny. Zapytam Lindę, czy mogę ochrzcić
jej córkę a moją siostrę imionami Jennifer Patricia.

– Więc jednak będzie Pat? Sprytne. Sądzisz, że Linda

zajmie jakieś miejsce w sercu córki?

– Nie wiem, co ona chce ani co jest dobre dla Jenny.

Musimy brnąć przez te zawiłości najlepiej, jak umiemy.

Laura zrozumiała, że tym razem „my” oznacza Justina

. i Jennę, więc poczuła się wykluczona. Zirytowana
tłumaczyła sobie, że to logiczne, że Justin nie mówił o niej.
Pomoże mu trochę, a potem powoli się wycofa.

Ale jeszcze nie teraz. Na razie jest potrzebna i jemu, i

dziecku.


Pan Harris wyszedł od nich, kręcąc głową.
– Przedtem szukaj matki, teraz ojca – mruczał do

siebie.

– Ciekawe, czy potem każą mi szukać wiatru w polu.
Justin zamknął drzwi i odwrócił się do Laury.
– Nasz detektyw mógłby być wprawdzie milszy, ale

najważniejsze, że prędko załatwia sprawy.

Laura przewinęła niemowlę i ubrała je w sukienkę.

Justin dotrzymał słowa. Kupił małej różową sukienkę i
różową kokardkę. Teraz, nawet gdyby Jenna miała
niebieską pieluszkę, nikt nie pomyślałby, że to chłopiec.

Laura usiłowała zawiązać kokardę na krótkich,

czarnych loczkach.

– To nie są włosy do kokardek – powiedziała w końcu

zrezygnowana.

Justin odebrał jej dziecko i tak długo manipulował, aż

kokardka została umocowana na główce. Choć do ideału
wiele brakowało, ale teraz mała Jenna w niczym nie
przypominała już chłopca. A o to przecież chodziło.

Justin był bardzo zadowolony ze swego dzieła.
– No, moja panno, jesteś gotowa – oświadczył. –

Teraz możesz złożyć wizytę pani King.

– Złożyć wizytę pani King? – powtórzyła Laura jak

95 |

S t r o n a

Justin przemierzał pokój wielkimi krokami.
– Bądź tak dobra i wyjaśnij, skąd te komplikacje.

Jakie mam szanse? Co mogę zrobić, żeby dostać Jennę z
powrotem?

– Problem w tym, że ludziom samotnym niechętnie

przyznaje się opiekę nad dziećmi, szczególnie nad
niemowlętami.

Jest dużo małżeństw pragnących adoptować dzieci,

więc bez trudu znajdą nową rodzinę dla Jenny.

– Ale to niemowlę ma rodzinę. – Justin uderzył pięścią

w stół. – Jak można oddać dziecko w obce ręce, gdy ma
brata, który chce je wychować?

Laura położyła dłoń na jego zaciśniętej pięści.
– Nie krzycz na mnie. Przecież wiesz, że jestem po

twojej stronie.

– Przepraszam.
– Pełna rodzina gwarantuje lepsze warunki rozwoju.

Dlatego małżeństwa mają pierwszeństwo w sprawach o
adopcję.

A ty jesteś kawalerem. Ale nie poddawaj się, nie

rezygnuj, bo jeszcze masz szansę. Złożyłeś urzędowe
podanie i wkrótce należy spodziewać się odpowiedzi. –
Zawahała się. – Mam nadzieję, że... Chyba nie... zrobiłeś
awantury? Powiedziałeś, co myślisz o systemie opieki
społecznej?

Justin zaklął pod nosem.
– Oczywiście, że nie. Wiedziałem, że jeśli stracę

panowanie nad sobą, przepadnie szansa odzyskania Jenny.
Byłem uprzejmy i uśmiechnięty. Nie mogą mi nic zarzucić.

– Świetnie.
– A co będzie, jeśli dostanę odmowną odpowiedź?

Można się odwoływać? Musi być jakaś furtka.

– Zawsze jest. Uspokój się. Wiem, że ci trudno, ale

złość tylko przeszkadza.

Justin usiadł na krześle i znużonym gestem

przeciągnął dłonią po twarzy.

– Już się uspokajam.
– Zrobię wszystko, co się da, żeby ci pomóc. Nie trać

nadziei.

Justin długo wpatrywał się w podłogę, aż wreszcie

background image

94 |

S t r o n a

– Co ci powiedzieli? Jak uzasadnili fakt, że zabierają

dziecko?

Justin kręcił głową, jakby wolał o tym nie mówić.
– Jeśli dokładnie zreferujesz mi przebieg tej rozmowy,

może znajdę rozwiązanie. Znam system od strony prawnej.
Jesteś bratem Jenny, więc nie pojmuję, dlaczego ją
zabrano.

– Rozpoznali mnie – wykrztusił Justin, nerwowo

bębniąc palcami w szybę.

– Nie rozumiem.
– Jako chłopiec nie byłem aniołem. Raczej diabłem,

przekleństwem dla opiekunów. Wyobraź sobie, że baba,
która się mną zajmowała... i oczywiście miała ze mną
kłopoty, wciąż tam pracuje. Pamięta moje wybryki. Na
przykład to, że wysmarowałem masłem fotele w jej
samochodzie.

– Uczucia urzędniczki w stosunku do ciebie nie

powinny wpływać na sprawę Jenny. Wyskoki wyrostka nie
mają tu nic do rzeczy.

Justin lekceważąco machnął ręką.
– Powiedz to im, nie mnie. Przez tę jędzę odebrali mi

siostrę.

– Gdzie jest teraz Jenna? Co z nią zrobią?
– Umieszczą ją w tymczasowej rodzinie zastępczej.

Chcą dokładnie zbadać sprawę, ale nie raczyli powiedzieć,
jak długo to „badanie” potrwa.

– Powinnam była to przewidzieć – rzekła Laura

półgłosem.

– I przygotować cię na taką ewentualność.

Przepraszam.

Justin odwrócił się od okna.
– Przypuszczałaś, że tak będzie? Wiedziałaś, a mimo

to radziłaś mi, żebym do nich poszedł?

– Spokojnie, spokojnie. Nie było innego wyjścia.

Gdybyś sam się nie zgłosił, prędzej czy później oni
przyszliby do ciebie i zabrali Jennę. A wtedy nie miałbyś
żadnej szansy, żeby dostać ją z powrotem. Musiałeś
oficjalnie zgłosić, że podrzucono ci dziecko. Przecież od
początku wiedzieliśmy, że procedura nie będzie łatwa.
Mimo że jesteś bratem.

83 |

S t r o n a

papuga. – Mojej mamie?

– Zapomniałaś, że zaprosiła nas na podwieczorek w

ogrodzie?

– Zrobiła to wtedy, gdy wyciągnęła cię z pokoju, a

mnie zamknęła drzwi przed nosem? – Laura skrzywiła się.
– Z tego wynika, że zaprosiła was beze mnie.

– Nieprawda. Nie gadaj głupstw. Twoja mama chce

pokazać mi...

– Hodowlę ziół – dokończyła Laura z ironią. – Wiem,

słyszałam sto razy.

W tym momencie zadzwonił telefon.
– Dzień dobry. Tak, jest tutaj. – Justin podał Laurze

słuchawkę. – Do ciebie.

Już kilka osób zadzwoniło do niej na numer Justina.

Laura usłyszała głos brata.

– Cześć. Jestem w drodze do mamy. Zabrać was? Jadę

twoim samochodem.

– Już go naprawiłeś?
– Oczywiście. Inaczej bym ci go nie oddawał.

Chłopcy są bardzo ciekawi, jak wygląda Jenna. Zostawię
ich u mamy, a potem przyjadę po was.

– Dziękuję.
Laura długo zastanawiała się, jak uniknąć wizyty, ale

nic nie wymyśliła. W końcu pogodziła się z faktem, że
spędzi popołudnie w rodzinnym gronie. Ucałowała Steve’a
i zastąpiła go przy kierownicy. Jenna siedziała w
pożyczonym foteliku między dwoma mężczyznami, którzy
rozmawiali oczywiście o motocyklach.

Laura wciąż powtarzała sobie w duchu, że wypada

zapytać matkę o zioła. Ledwo wjechała na podjazd, zza
węgła wyszła pani domu i pomachała ręką.

– Nareszcie jesteście – zawołała.
Laura szła przodem, a mężczyźni za nią, nadal

rozprawiając w niezrozumiałym języku.

– Sto lat!
Laura przestraszyła się nagłego wrzasku i odskoczyła

do tyłu. Byłaby się przewróciła, gdyby Justin jej nie
podtrzymał.

– Ciociu, niespodzianka!
Raczej spisek.

background image

84 |

S t r o n a

Pani King wtajemniczyła Justina w swoje plany, więc

wiedział, o co chodzi. Mimo to ze zdumieniem patrzył na
przystrojone balonikami i konfetti drzewa, którym o tej
porze roku dodatkowe kolory były niepotrzebne.

Na werandzie leżały prezenty.
– Mamo... – jęknęła Laura. – Urodziny mam dopiero

we wtorek.

– Pamiętam, kochanie, ale już dziś życzę ci

wszystkiego najlepszego. – Uścisk matki był tak mocny, że
Laurze aż zabrakło tchu. – We wtorek będziesz za bardzo
zajęta. Ty nie masz czasu dla rodziny, ale my zawsze
mamy czas dla ciebie.

Laura wolała nie dopytywać się, co ta zawoalowana

uwaga znaczy. Ucałowała czterech chłopców w wieku od
dwóch do pięciu lat. Dawno nie widziała bratanków, więc
zdawało się jej, że bardzo urośli.

– Dzieci, to jest znajomy cioci, pan Justin Bane –

powiedziała pani King. – A to jego siostra.

Chłopcy otoczyli Justina i z zaciekawieniem patrzyli

na niemowlę.

– Taka mała? – zdziwił się najstarszy.
– Ciociu, kiedy otworzysz prezenty? – zawołał

młodszy. – Nie możemy się doczekać.

Pociągnął Laurę na werandę.
Rozpakowywała prezenty przy wydatnej pomocy

bratanków.

– Jest jeszcze jeden podarunek – powiedział Justin.
Z torby z pieluszkami wyciągnął duże pudło w

czerwonym papierze, przewiązane białą kokardą. Laura
pocałowała ofiarodawcę w policzek i rozdarła papier.

– Och, nie! – zawołała, gdy zobaczyła zawartość

pudła. – Czemu to kupiłeś?

– Jenna pomagała mi wybrać. – Justin uśmiechnął się

przewrotnie. – Ona jest odpowiedzialna za kolor.

Laura wyjęła czerwony kask, bez oglądania rzuciła go

na stół i jednym palcem przesunęła jak najdalej od siebie.

– Jesteś okropny! Jak mogłeś?
Pani King nie kryła swojego zgorszenia.
– Lauro!
– Proszę się nie denerwować – uspokoił ją Justin. –

93 |

S t r o n a

Rozdział 8


W poniedziałek około południa otworzyły się drzwi i

Justin wpadł jak burza do biura Laury. Laura zerwała się na
równe nogi. Zdumiona patrzyła na zaciśnięte pięści i oczy
miotające błyskawice. Wystraszyła się.

– Co się stało? Dlaczego jesteś sam? Gdzie Jenna?
Justin uderzył pięścią w ścianę tak mocno, że

zadźwięczały szyby w oknach.

– Wzięli ją. Zabrali mi siostrę.
Laura podbiegła, schwyciła go za rękę i siłą odwróciła

w swoją stronę.

– Kto? Co? Gdzie?
Justin milczał. Potrząsnęła nim i krzyknęła:
– Słyszysz, o co pytam? Mów! Co się stało?
– Poszedłem do biura opieki. Przeklęci urzędnicy!

Zabrali mi Jennę, żeby dać ją obcym ludziom.

Laura objęła go, ale wyrwał się i podszedł do okna.

Trząsł się ze złości. Skrzyżował ręce na piersiach, ale nadal
miał zaciśnięte pięści i wyglądał groźnie.

Laura zastanawiała się, jak w takim nastroju

rozmawiał z urzędniczką. Miała nadzieję, że nie powiedział
nic, co mogłoby zaszkodzić ich sprawie.

Jego sprawie, poprawiła się natychmiast.
Ujęła go za rękę i kazała mu usiąść. On jednak

pozostał niewzruszony.

– Proponuję, żebyśmy porozmawiali spokojnie.

Opowiedz mi wszystko po kolei. Poszedłeś do nich sam
czy z adwokatem?

– Sam.
– Mój błąd. Powinnam była iść z tobą. Ależ ja jestem

bezmyślna!

– Nie sądziłem, że pomoc prawnika będzie mi tak

prędko potrzebna. Trzymali mnie przez dwie godziny,
zasypali pytaniami, a potem odprawili z kwitkiem. – Justin
zaklął szpetnie i odwrócił się do okna. – Skończony bałwan
ze mnie.

Dlaczego poszedłem sam? śycie niczego mnie nie

nauczyło.

background image

92 |

S t r o n a

przedstawienia dla sąsiadów.

Laura uśmiechnęła się. Justin oddychał ciężko, a stał

tak blisko, że czuła falowanie jego klatki piersiowej.
Spojrzeli sobie w oczy i Laurę zalała fala gorąca. Ogień
płonący w ciemnych oczach rozjaśnił jej uśmiech.

Wyszeptali swoje imiona. Nie wiadomo, kto wykonał

decydujący ruch.

Nagle Jenna zaczęła popłakiwać.
Ich usta rozdzieliły się, ale ciała pozostały tuż obok

siebie.

– Zostań – szepnął Justin.
Laura poczuła, że się zakochała.
To niedopuszczalne! To grozi utratą kontroli nad

rozwojem wypadków!

– Muszę... już... iść – wykrztusiła, odpychając Justina.

– Praca. Wcześnie wstaję. Muszę iść spać.

Otworzyła drzwi.
– Tylko się nie przepracuj.
– Dobrze.
Ale czy w ogóle będzie w stanie pracować, gdy

straciła głowę i serce?

Leżała już w łóżku, kiedy usłyszała szum wody za

ścianą. Potem śpiew. Pierwszy raz od dnia, gdy sąsiad
dowiedział się, że w mieszkaniu obok słychać jego
występy. Justin improwizował na temat miłości.

Laura cieszyła się, że wrócił mu dobry humor.

85 |

S t r o n a

Laura twierdziła, że nie może jechać ze mną motorem, bo
nie ma kasku. Postanowiłem usunąć przeszkodę, ale
spodziewałem się wykładu na temat charakteru mężczyzn i
złośliwej manipulacji, więc reakcja pani córki mnie nie
boli.

– Ale mimo to... Lauro?
– Och, dziękuję – powiedziała Laura przesadnie

uprzejmie. – Śliczny fason. Jeszcze jeden eksponat do
mojej kolekcji bezużytecznych osobliwości.

– Powodzenia, stary. Ona ma uraz na punkcie

motocykli – rzekł Steve. – Jak wiesz, niemal ukatrupiła
moją Suzy i potem już nigdy nie chciała na nią wsiąść.
Moja siostra jest uparta jak dziesięć osłów, więc
przewiduję trudności z namówieniem jej na przejażdżkę.

– Nigdy jej nie namówisz – dorzucił Roy. – Posadź ją

siłą na motorze i ruszaj, nim zeskoczy.

Laura włożyła kask do pudła.
– Widzisz, jakich mam kochających braci? – Spojrzała

na Justina spod oka. – Obchodź się ze swoją siostrą lepiej
niż oni ze mną.

– Obiecuję. śadnych mopedów. Dla niej od razu

ostatni krzyk mody.

Popołudnie minęło bardzo szybko. Kończyli właśnie

jeść specjalność domu, czyli placek z masą orzechową, gdy
zadzwoniła komórka Justina. Justin przeprosił i odszedł od
stołu, a po minucie wrócił bardzo blady.

– Niestety, muszę się pożegnać. Dzwonił Harris.
– Znalazł twojego ojca?
– Tak. Ojciec mieszka w hotelu, a nie wiadomo, jak

długo tam zostanie. Jadę natychmiast. Wezmę ze sobą
Jennę.

– Ty pozbieraj jej rzeczy, a ja swój nowy dobytek.
– Nie musisz ze mną jechać. To twoje urodziny.
– I tak już za długo tu siedzimy.
– Justin przypadł mi do gustu – szepnęła pani King

przy pożegnaniu. – Jest trochę małomówny, ale myślę, że
to bardzo dobry człowiek. Wzruszający jest jego stosunek
do siostry.

Laura

uśmiechnęła

się.

Małomówny?

Justin

rzeczywiście niewiele się odzywał, bo chyba przytłoczyła

background image

86 |

S t r o n a

go jej duża rodzina. Nic dziwnego. Ona też bywała
przytłoczona, ale przez ćwierć wieku zdążyła się
przyzwyczaić.

– Mamusiu, nie obiecuj sobie zbyt wiele. Jest moim

sąsiadem i dlatego pomogłam mu opiekować się dzieckiem.
To wszystko.

– Podoba ci się, prawda?
--Tak.
– Bardzo?
– Owszem.
Stanowczo za bardzo go polubiła.

Justin siedział nieruchomo przy kierownicy. Laura

wiedziała, że jest mu ciężko. Objęła go. Nie zareagował,
ale nie odsunął się. Nie przywykł do serdeczności, jednak
teraz była mu bardzo potrzebna.

– Ile lat nie widziałeś ojca? – szepnęła Laura.
– Dwadzieścia pięć – odparł martwym głosem. –

Prawie go nie pamiętam. Wątpię, czy go poznam.

– Bardzo źle cię traktował?
– Nie. Po prostu ignorował. Zostawiał nas samych.
– To jest złe traktowanie. Zostawiał was również po

śmierci matki?

– Tak. Nie mieliśmy krewnych, a ojciec... no,

powiedzmy, że nie był wzorem cnót. Pół roku po śmierci
mamy zabrano nas z domu. – Justin wzruszył ramionami. –
Ten człowiek jest dla mnie nikim. Muszę być uprzejmy,
chociaż gardzę nim. Niech tylko pozwoli mi zaadoptować
Jennę.

– Pamiętasz coś z dzieciństwa?
– Głównie Bena. Nigdy go nie zapomnę.
Laura tak bardzo chciała mu pomóc, ale nie wiedziała

jak.

– Najpierw odwiozę was do domu. – Justin odwrócił

się do niej i lekko pocałował w szyję. – Lauro?

– Słucham?
– Jesteś piękna.
– Ty też. Już ci mówiłam, że masz hipnotyzujące

oczy.

Justin skrzywił się z niesmakiem, więc wybuchła

91 |

S t r o n a

na pewno nie spotkałbym Jenny. I moja siostra nie miałaby
nikogo na świecie. Czyli koniec końców wszystko wyszło
na dobre.

– Jutro zacznij działać. Porozmawiaj z ludźmi z

opieki, weź adwokata – mogę być ja, jeśli chcesz, ale
lepszy byłby specjalista od adopcji. Postaraj się, żeby jak
najprędzej przyznano ci prawo do dziecka. Zanim twój
ojciec zażąda pieniędzy za podpis. Po doprowadzeniu
sprawy do końca wszystko będzie prostsze.

– Na razie mi ulżyło, że jedno nieprzyjemne spotkanie

mam za sobą.

W milczeniu jechali przez miasto. Wstąpili do

restauracji na spóźnioną kolację, ale podczas posiłku też
mało mówili. Dla Laury było oczywiste, że Justin pragnie
w samotności uporać się z myślami.

Kiedy weszli już na trzecie piętro, Laura powiedziała:
– Wpadnę jutro po pracy. Powodzenia. Zadzwoń, jeśli

będziesz miał kłopoty.

Chciała odejść, ale Justin schwycił ją za rękę.
– Chyba o czymś zapomniałaś.
Skądże. Pamiętała o obiecanym pocałunku. Myślała o

nim podczas jazdy, ale sądziła, że Justin zapomniał.

– Masz rację. – Podała mu torbę z pieluszkami. –

Proszę.

Dobranoc.
– Nie o to chodzi.
Laura starała się przybrać minę niewiniątka, ale

zdradził ją figlarny uśmiech.

– Ach to tak? Stroisz sobie żarty? Udajesz, że

zapomniałaś o umowie? – Justin bezradnie popatrzył na
drzwi. Miał zajęte ręce, w jednej trzymał fotelik, a w
drugiej dłoń Laury.

– Zabrałaś klucz do mojego mieszkania?
– Tak.
– Więc bądź tak dobra i otwórz drzwi. Ja nie mogę.
– Boisz się, że ucieknę?
– Owszem.
Laura lewą ręką otworzyła drzwi, a Justin zamknął je

nogą. Odstawił fotelik i objął Laurę.

– Nareszcie. W korytarzu nie chciałem urządzać

background image

90 |

S t r o n a

– Dziękuję. Przyślemy ci papiery do podpisu.
– Synu, nie powiedziałeś mi nic o sobie. Jak zarabiasz

na życie? Rozkręciłeś jakiś interes?

– Jestem nauczycielem – odparł Justin oschle.
– Uniwersyteckim? Uczysz studentów?
– Nie, małe dzieci.
– Taka robota nie daje pieniędzy, co?
– Nie. Ale tobie się powodzi, więc mam nadzieję, że

będziesz regularnie łożył na utrzymanie córki.

Starszy pan szeroko otworzył drzwi.
– Nie licz na to. Skoro ją adoptujesz, wszystkie

obowiązki spadają na ciebie.


Przed hotelem Justin odetchnął pełną piersią.
– Całe szczęście, że tak prędko się zgodził i mam już

tę wizytę za sobą. Nie uśmiecha mi się powtórka. Obyśmy
przeprowadzili adopcję, zanim ojciec zorientuje się, że
jestem zamożny.

– O nic nie zapytał – wybuchła Laura. – Ani czy masz

dom i rodzinę, ani czy starczy ci na wychowanie dziecka.
Czy los córki jest mu naprawdę obojętny?

– Mówiłem ci, jaki on jest. Dobrze, że przynajmniej

matka kocha Jennę... po swojemu. Nie może jej wychować,
ale przynajmniej darzy uczuciem.

– Czy... A, nieważne.
– Co takiego?
– Chciałam zapytać, czy zabierzesz od czasu do czasu

Jennę na widzenie, ale to nie moja sprawa.

– O tym też trzeba będzie pomyśleć. Muszę się

dowiedzieć, czego Linda oczekuje i co będzie najlepsze dla
dziecka.

– Słusznie.
Szli dalej w milczeniu.
– Co za argumentacja! – syknął Justin, kiedy już

siedzieli w samochodzie. – Ojciec nie pozwolił, żeby mnie
adoptowano, bo chciał, żebym nosił jego nazwisko.
Słyszałaś tę cholerną bzdurę?

– Słyszałam.
Justin zacisnął palce na kierownicy.
– Teraz to bez znaczenia. Gdyby mnie zaadoptowano,

87 |

S t r o n a

głośnym śmiechem.

– Zamierzałem wprawić cię w nastrój do pocałunku, a

nie wyłudzać komplementy.

– Chcesz, żebym z tobą pojechała?
– Co to ma wspólnego z całowaniem?
– Może dużo, może nic. Lepiej, żebyś był w

towarzystwie prawnika. I przyjaznej duszy. Mogę wystąpić
w obu rolach.

Zabierzesz mnie?
– Dlaczego mam cię zabrać?
– Bo może w nagrodę dostaniesz całusa.
– Takiej propozycji nie odrzucę – rzekł, obejmując ją.
– Bardzo słusznie.
Mimo tych obietnic Laura odsunęła się. Justin nadal ją

obejmował, ale patrzył groźnie.

– Co ty? Nie dotrzymujesz słowa? Wracaj na

poprzednie miejsce, bo mamy niedokończoną sprawę.

– Najpierw wizyta, potem nagroda. – Przesłała mu

całusa. – No, ruszaj.

Justin rzucił jej groźne spojrzenie.
– Dobrze, ale trzymam cię za słowo i odbiorę całusa.

Nie wykręcisz się sianem.

Laura pomyślała, że to obiecująca perspektywa i że za

taką nagrodę warto odbyć zapewne przykrą rozmowę w
hotelu.


Stanęli przed drzwiami ze złoconym numerem. Justin

oddychał ciężko. Nie był gotowy na spotkanie z ojcem.

Wyciągnął rękę, po czym cofnął ją i głośno westchnął.

Nie patrzył na Laurę, ale jej obecność dodawała mu otuchy.

Nie miał najmniejszej ochoty spotkać się z ojcem, a

musiał to zrobić.

Laura wzięła go pod rękę. Spojrzał na nią i uśmiechnął

się blado. Potem popatrzył na śpiącą Jennę i dla niej zmusił
się do działania.

Zapukał do drzwi.
Po chwili usłyszeli jakiś szmer.
– Kto tam?
Justin otworzył usta, ale nie wykrztusił ani słowa.
– Pan Bane? – powiedziała Laura. – Czy moglibyśmy

background image

88 |

S t r o n a

z panem pomówić?

– O czym?
– Nazywam się Justin Bane. – Justin zdziwił się, że

odzyskał głos. – Jestem... pańskim synem. Musimy
porozmawiać.

To pilne.
Po chwili ciszy drzwi się otworzyły.
Justin jednak poznał ojca. Jego wspomnienia były

wprawdzie wyblakłe, a stojący przed nim mężczyzna dużo
starszy niż ten, którego zapamiętał, ale nie ulegało
wątpliwości, że to jego ojciec. Ukłonił się.

– Justin junior? Niech to wszyscy diabli. – Starszy pan

spojrzał na dziecko. – Moja wnuczka?

– Dzień dobry. My...
– Twoja żona?
– Nie. Pani Laura King jest prawnikiem.
– Prawnikiem? – Justin senior niechętnie zaprosił ich

do pokoju. – Siadajcie. Mój chłopcze, po co przyszedłeś?
Sprawdzić, jaki spadek dostaniesz? – Ojciec zaśmiał się z
własnego dowcipu. – Jeszcze nie wybieram się w zaświaty,
więc na razie na nic nie licz.

– To drogi hotel. Widocznie nieźle ci się powodzi.
– Ostatnio rzeczywiście mi się wiedzie. Ale pieniądze

są jak woda. Płyną.

Laura usiadła, ale Justin wolał stać. Skrzyżował ręce

na piersiach i poważnie patrzył na ojca.

– Przyjechałem w sprawie Jenny.
– Kto to taki?
– Twoja córka. – Justin wskazał niemowlę. – Ona.
Pan Bane zamrugał, przyjrzał się dziecku i skinął

głową.

– Córka Lindy. Co cię łączy z tą kobietą? Zażądała

pieniędzy za to, żeby dziecko miało moje nazwisko.
Wyobraź sobie, że musiałem wybulić tysiączek. Czy mała
nazywa się Bane?

– Tak. Linda jest w więzieniu.
– Powinęła się jej noga? A mówiłem, żeby się nie

wygłupiała...

– Przyjechaliśmy omówić los dziecka. Linda zgodziła

się oddać córkę do adopcji. Potrzebna jest twoja zgoda.

89 |

S t r o n a

Tylko tyle. Będziesz miał kłopot z głowy.

– Nic z tego. To moje dziecko. śadnej adopcji nie

będzie.

Justin zacisnął pięści i wbił wzrok w stolik. Pamiętał

inną adopcję, której ojciec się sprzeciwił. Z trudem
opanował gniew.

– Dlaczego? – wycedził.
– Bo jest moją córką.
– Chcesz ją wychowywać?
– Nie. To obowiązek matki. Ale chcę, żeby dzieciak

miał moje nazwisko.

Więc tylko o to chodzi.
– Linda długo posiedzi w więzieniu. Ja zaadoptuję

Jennę, więc będzie nosić nasze nazwisko.

– Aha. To zmienia postać rzeczy. Takie rozwiązanie

mi odpowiada. – Starszy pan wzruszył ramionami i zapalił
papierosa. – Chcesz wychowywać siostrę? Hm, zawsze
byłeś dziwny.

– Skąd wiesz? Przecież mnie nie znasz.
– Nie próbuj budzić mojego sumienia. Byłem

wyrostkiem,

gdy

się

urodziłeś,

a

zaledwie

dwudziestolatkiem, gdy urodził się Ben. Prędko straciłem
żonę. Sam byłem prawie dzieckiem. Jak można było
oczekiwać, że zajmę się synami?

– Teraz jesteś dorosły.

Tak.

Postarzałem

się.

Ojciec

mrugnął

porozumiewawczo. – Ale jeszcze spłodziłem potomka.

– Dasz oficjalną zgodę na to, żebym zaadoptował

Jennę?

– Dam, jeśli Linda tego chce. Skoro obiecujesz, że

dziecko będzie nosić moje nazwisko, nie sprzeciwiam się.

Justin miał ochotę zapytać, dlaczego nazwisko jest

takie istotne, ale bał się, że nie spodoba mu się
argumentacja ojca. Na pewno będzie to jakiś idiotyczny
pogląd o nieśmiertelności poprzez potomstwo. Ojcu nie
wystarczało samo przekazywanie genów, musiał jeszcze
przekazać nazwisko.

– W porządku. Lauro, idziemy.
– Już? Bez podziękowania?
Justin z trudem opanował złość.

background image

112 |

S t r o n a

– Tak. Zawsze mieliśmy ich za mało. Byłam

najmłodsza i wszyscy chcieli dla mnie jak najlepiej.
Rodziców nie stać było na opłacenie moich studiów, więc
bracia mi pomagali. Wszyscy poświęcili coś na rzecz
mojego wykształcenia.

Wiem, że nie odwdzięczę się im za lata wyrzeczeń, ale

może spłacę choć część długu.

– Naprawdę uważasz, że oczekują zwrotu tych

pieniędzy?

– Nie. Ale chcę wyrobić sobie pozycję i pokazać

rodzinie, że ich wysiłki nie poszły na marne. Nie rozumiesz
tego?

– Rozumiem.
– Rozmawiałam dzisiaj z szefem. – Zawahała się.

Ogarnęły ją wątpliwości, czy słusznie postąpiła. – Od
przyszłego miesiąca będę pracować na pół etatu. Przez rok.

Justin długo milczał.
– Przepraszam, ale chyba się przesłyszałem – rzekł

wreszcie. – Co zrobiłaś?

– Przechodzę na pół etatu. Już załatwiłam to z szefem.

Będę wracać z pracy około południa. Ty zostaniesz w
domu rano, a ja po południu i dzięki temu Jenna zawsze
będzie miała opiekę.

– Nie musisz poświęcać kariery zawodowej.
– Nic nie poświęcam. Chcę być z Jenną, bo ją kocham

i jestem jej potrzebna. Przez rok mogę popracować na pół
etatu.

Już podjęłam decyzję.
– Ale co będzie, gdy... – Justin spojrzał w okno. – Nie,

nie mogę na to pozwolić.

Laura traciła resztki nadziei. Znowu ten rozwód.

Justin wciąż o nim przypomina.

– Podobno lepiej kochać i stracić, niż nigdy nie

kochać – rzekła żartobliwym tonem, choć dużo ją to
kosztowało.

– Co to ma do rzeczy?
– Chodzi mi o Jennę. Nie martwisz się o jej uczucia,

gdy ja... gdy mnie... zabraknie?

– Oczywiście. To też.
– Obiecuję, że jej nie porzucę. Jeśli pozwolisz, będę

97 |

S t r o n a

jakiegoś adwokata specjalizującego się w adopcjach?

– Tak. – Laura napisała na kartce kilka nazwisk i

numery telefonów. – Proszę.

– Dziękuję.
Justin pocałował ją w policzek i ruszył w stronę drzwi.
– Zaczekaj! – zawołała. – Czy wiesz, jak wyglądasz?

Nie możesz się tak pokazać ludziom, bo gadania byłoby na
rok.

Zapięła

mu

koszulę,

poprawiła

kołnierzyk,

przygładziła włosy. Potem odsunęła się i obrzuciła go
krytycznym spojrzeniem.

– No, teraz wyglądasz przyzwoicie.
Justin pocałował ją w usta.
– Dziękuję. I zapraszam do siebie na kolację. Masz

klucz, więc nie dzwoń, tylko wchodź.

– Dobrze.
Patrzyła w ślad za nim i zastanawiała się, czy

pozbawił ją wolnej woli.


Dzięki temu, że ktoś na nią czekał, powroty do domu

były teraz przyjemniejsze, a wchodzenie po schodach
łatwiejsze. Laura pilnowała się, by nie marzyć, nie dać się
ponosić fantazji i nie ulegać romantycznym mrzonkom. Ale
było to coraz trudniejsze. Justin niepostrzeżenie zawładnął
jej sercem.

Gdy weszła do mieszkania, był zajęty szukaniem w

Internecie informacji o procedurach adopcyjnych.

– Dzień dobry. Uspokoiłeś się trochę?
– Nie bardzo. Jestem niecierpliwy, martwię się. –

Lekko wzruszył ramionami. – Szukam przepisów,
przykładów. Zadzwoniłem do ludzi, których telefony mi
dałaś, ale z nikim się nie umówiłem. Boję się wybrać
nieodpowiedniego adwokata.

– Za bardzo się przejmujesz.
Laura udawała optymizm, którego naprawdę w niej

nie było. Sprawa może ciągnąć się miesiącami, a nawet
łatami. Justin ściągnął brwi i zapatrzył się w sufit.

– Po głowie chodzi mi tylko jedno. Nie byłoby

problemu, gdybym miał żonę, prawda? Jako człowiek
żonaty i brat Jenny, szybko bym ją odzyskał.

background image

98 |

S t r o n a

Laura przysiadła obok niego.
– Tak. Miałbyś w ręku mocne argumenty.
Justin ukrył twarz w dłoniach.
– Właśnie. I zrobię to.
– Niby co?
– Ożenię się. Jeśli to najlepszy sposób, by odzyskać

Jennę.

– Ożenisz się? – powtórzyła Laura z niedowierzaniem.
--Tak.
– Mówisz poważnie?
– Jak najbardziej.
Nie wierzyła. Uważała, że żartuje albo bredzi.

Przełknęła ślinę, chrząknęła. Bała się, że zadrży jej głos.

– Wybrałeś już kandydatkę na żonę? – wykrztusiła.
Justin spojrzał na nią jakoś dziwnie.
– Wiem, że pokochałaś Jennę... Jeśli się pobierzemy...
Laura zamrugała gwałtownie.
– Co ty mówisz? – szepnęła.
– Wiem, proszę o bardzo dużo, ale to będzie

tymczasowe małżeństwo. Do czasu, aż będziemy pewni, że
nikt nie zabierze mi siostry.

– Miałabym zostać twoją żoną? – spytała Laura

piskliwym głosem. – Chcesz się ze mną ożenić?

– Na kilka tygodni.
Dlaczego na tak krótko? Laura poczuła się

zawiedziona.

– To będzie tylko formalność. Małżeństwo ze

względów praktycznych.

– Oczywiście...
Względy praktyczne! Jasne, przecież ona jest osobą

praktyczną i dotąd chętnie pomagała Justinowi.

Więc dlaczego czuje się zawiedziona? Czyżby z

powodu tych kilku pocałunków?

– Nie liczę na to, że pomożesz mi wychowywać Jennę

– ciągnął Justin. – Nawet lepiej, żebyś się nią zbytnio nie
zajmowała. Nie chcę, żeby tęskniła, kiedy odejdziesz.

Nie zajmować się Jenną?
Laura wbiła paznokcie w dłoń, żeby nie krzyczeć.
– Dokąd mam odejść? – spytała zdumiewająco

opanowanym głosem. – Przecież mieszkam za ścianą.

111 |

S t r o n a

Rozdział 9


Możemy porozmawiać?
Justin oderwał od monitora zamglony wzrok, ale gdy

zobaczył minę Laury, oprzytomniał i wyłączył komputer.

– Coś cię dręczy?
Laura zamierzała zagaić subtelnie, a tymczasem

wypaliła prosto z mostu:

– Jakie to będzie małżeństwo?
– O co ci chodzi?
– Po pierwsze, gdzie będziemy mieszkać? Tutaj? W

dwóch mieszkaniach?

– Nie zastanawiałem się nad tym. Teraz myślę tylko,

jak odzyskać Jennę. Zamierzam kupić dom, ale już
mówiłem, że cię rozumiem. Jeśli wolisz zostać tutaj,
poczekam z przeprowadzką do... rozwodu.

Jeszcze nie wzięli ślubu, a on już myśli o rozwodzie!

Laura zirytowała się. Dlaczego marzy o przyszłości z
mężczyzną, który nie planuje przyszłości z nią? Justin
potrzebuje fikcyjnej żony na kilka miesięcy, a potem
wyprowadzi się i tym samym położy kres ich znajomości.

– Wycofujesz się?
– Nie. Obiecałam i dotrzymam słowa.
– Masz taką minę, jakbyś szła na ścięcie. Nie chcę,

żebyś się poświęcała.

– Po prostu dostałam typowej przedślubnej nerwicy.
– Nie dziwię się.
– Następne pytanie: co z moją pracą?
– Nie rozumiem.
– Czy liczysz na to, że rzucę pracę, żeby opiekować

się dzieckiem?

– Zwariowałaś? Wychodząc za mnie, żebym mógł

odzyskać siostrę, robisz mi łaskę. Nie oczekuję, że rzucisz
pracę i zostaniesz niewolnicą.

– Musiałam się upewnić.
– Dlaczego praca jest dla ciebie taka istotna?

Oczywiście, rozumiem ambicję, ale dlaczego tak harujesz?

– Chcę mieć stałe dochody.
– Pieniądze są bardzo ważne?

background image

110 |

S t r o n a

rok – solidnie wywiąże się z obowiązków.

99 |

S t r o n a

– Chyba się przeprowadzę.
– Jak to? Kiedy?

Nie

denerwuj

się.

Dopiero

wtedy,

gdy

doprowadzimy sprawę do końca. Nie oczekuję, że
przeniesiesz się razem z nami. I tak za dużo od ciebie
żądam.

Wyprowadzą się. Tylko Jenna i on, powtórzyła Laura

w duchu. Oczywiście!

Walczyła z ogarniającym ją rozczarowaniem. Justin

nie myślał ani o sobie, ani o niej, tylko o przyszłości
dziecka. Dlatego nie uświadamiał sobie, jak brutalne są
jego słowa, jak bardzo ją ranią.

– To nie jest kwestia paru tygodni – rzekła martwym

głosem. – Małżeństwo może potrwać rok.

– Odmawiasz?
Laura wstała. Teraz ona przemierzała pokój wielkimi

krokami. Nie chciała, by Justin zauważył, że ma łzy w
oczach. Starała się opanować drżenie głosu.

– Cóż, przyznaję, że nie są to oświadczyny, o jakich

marzyłam.

– Wiem. Chciałabyś, żeby ukochany padł przed tobą

na kolana, dał ci złoty pierścionek i przysiągł, że nie opuści
cię do śmierci.

– Co w tym dziwnego? To przecież typowe marzenia.

Tak jesteśmy wychowywane. Wzajemna miłość jest
obowiązkowa, klęcząca pozycja może, ale nie musi być,
kosztowny pierścionek niekoniecznie, ale dozgonna
wierność jest absolutnie niezbędna.

– Rozumiem i wycofuję się. – Justin westchnął

zrezygnowany. – Wykombinuję coś innego. Zapomnij, co
powiedziałem.

Laura popatrzyła na niego groźnie i nadludzkim

wysiłkiem zdobyła się na autoironię.

– Zapomnieć o pierwszych oświadczynach? Nigdy w

życiu.

Osiągnęła zamierzony efekt. Justin najpierw zrobił

zdziwioną minę, po czym wybuchnął śmiechem.

Laura

opanowała

rozgoryczenie.

Dziecko

jest

najważniejsze. Później będzie dość czasu na leczenie ran.

– Omówmy to teoretycznie. Proponujesz, żebyśmy

background image

100 |

S t r o n a

zamieszkali razem?

To

chyba

konieczne

podczas

załatwiania

formalności.

Zanim zapadnie ostateczna decyzja.
– Dobrze. Zrobię ten ryzykowny krok.
Justin wyglądał tak, jakby zamiast ulgi odczuł strach.
– Naprawdę?
Laura miała ochotę zaprzeczyć, żeby tylko z jego oczu

zniknął wyraz paniki. Ale to w końcu jego pomysł. Oboje
muszą zapomnieć o swoich uczuciach ze względu na małe
dziecko, które pokochali.

– Tak, wyjdę za ciebie. Nie robię tego jednak dla

ciebie, lecz wyłącznie dla Jenny. Jeśli do jutra nie zmienisz
zdania, pobierzemy się.

– Nie rozmyślę się. Dla Jenny zrobię absolutnie

wszystko.

Laura czuła, że ogarnia ją przerażenie. Przecież nie

będzie prawdziwą żoną. Ten ślub to jedynie środek do
osiągnięcia celu.

– Kiedy się pobierzemy?
– Jak najszybciej. W piątek.
– W ten?
– Tak. Za tydzień mają rozpatrywać sprawę Jenny,

więc wolałbym być już żonaty. Zgodzisz się na taki termin?

Laura bała się, że za moment zemdleje.
– Nie widzę przeszkód.
Czyżby?
Widziała niejedną przeszkodę.

Zajechała przed dom rodziców, ale długo nie

wysiadała z auta. Starała się odwlec nieuniknioną
rozmowę. Wiedziała, że trudno będzie jej wyjaśnić
rodzinie, dlaczego zgodziła się na ślub.

Jak przyjmą wiadomość, że w piątek ich córka będzie

miała męża i pasierbicę? Wprawdzie polubili Justina i
Jennę, lecz jak zareagują na wieść o tymczasowym
małżeństwie z rozsądku, zawartym w konkretnym celu?

A jej zranione uczucia i duma?
Cóż, spotkanie z rodzicami nie będzie ani łatwe, ani

przyjemne.

109 |

S t r o n a

sprawie. Tak będzie najlepiej. W tej sytuacji huczne wesele
jest już doprawdy drobnostką.

– Daj spokój. Jeśli tobie to nie przeszkadza, mnie też

nie.

– Jesteś pewna?
Laura zaprzeczyła w duchu, a głośno powiedziała: –

Tak.

Po kolacji poszła do sypialni rodziców przymierzyć

suknię ślubną sprzed trzydziestu pięciu lat. Przez sekundę
czuła się jak królewna, ale potem się rozpłakała.

– Kochanie, czemu płaczesz? Wyglądasz ślicznie, ale

jeśli nie chcesz mojej sukni, jeśli wolisz nową...

– Twoja... podoba mi się... naprawdę.
– Nie płacz, bo plamy będą nie do usunięcia.
Laura prędko zawiązała pod szyją ręcznik.
– A teraz mogę płakać?
– Do woli.
– Nawet nie zapytasz, czemu wylewam łzy?
– Nie muszę. Wiem.
– Wiesz? – Laura z wrażenia dostała czkawki. –

Niemożliwe.

– A jednak. Jesteś zakochana i bierzesz ślub, ale nie

wiesz, co czuje twój luby. Musisz się z nim rozmówić.

– Mam go zapytać, czy mnie kocha?
– Tak. – Oczy pani King wesoło rozbłysły. –

Oczywiście subtelnie, dyplomatycznie.

– Aha. Może wbiec do płonącego budynku, żeby

sprawdzić, czy będzie mnie ratował?

– Byle nie w tej sukni.
Laura zaśmiała się mimo woli.
– Mamusiu, jesteś nieoceniona.
– Nie pozwolę ci brać ślubu w mojej sukni, jeśli nie

jesteś pewna, że chcesz być żoną Justina. Porozmawiaj z
nim.

Laura postanowiła odbyć tę zasadniczą rozmowę

nazajutrz po powrocie z pracy. Najpierw przedyskutuje
pewną kwestię ze swoim szefem, a potem poważnie
porozmawia z Justinem.

Skoro zdecydowała się na jeden krok, może zrobić

następne. Jeśli ma być matką Jenny – choćby tylko przez

background image

108 |

S t r o n a

wychodzisz za mąż. Ślub w sobotę o drugiej, kwiaty
zamówione, goście zaproszeni. Będzie tylko najbliższa
rodzina. – Pani King podała Justinowi plik kopert. –
Proszę. Zaproszenia dla twoich krewnych. Wystarczy
wpisać

imiona i

nazwiska, ale będziesz

musiał

zawiadamiać osobiście lub telefonicznie, bo pisemne
zaproszenia nie dojdą na czas.

– Mamo! – Laura załamała ręce. – Własnym oczom

nie wierzę...

– Wiem, że zdecydowałaś się na skromną uroczystość

w ratuszu, bo jesteś zapracowana. Ale ja mam dużo czasu.

Ty zajmuj się pracą, narzeczonym i dzieckiem, a ja

zaplanuję przyjęcie weselne. Kiedyś mi podziękujesz.

– Nie mogę...
– Jeśli obawiacie się utrudnień ze strony urzędników,

to huczne wesele będzie doskonałym argumentem. O
miłości młodych ludzi najlepiej przekonuje ślub kościelny.

– Ale...
– Lauro. – Justin objął ją. – Jeśli to prawda, że

przekonamy urzędników, mniej skromny ślub nam nie
zaszkodzi, prawda?

– Mamusiu, przepraszam cię na chwilę, ale muszę coś

powiedzieć... narzeczonemu.

Zamknęła się z nim w łazience.
– Co wymyśliłaś?
– Naprawdę ci nie przeszkadza?
--Co?
– Wszystko. Nie pragniesz zachować prawa do

prawdziwego ślubu, gdy będziesz się żenił z ukochaną
kobietą, z którą zechcesz spędzić resztę życia?

Justin przecząco pokręcił głową.
– Dla mnie to nieistotna kwestia, bo więcej się nie

ożenię.

A jeśli ślub kościelny nam pomoże, to tym lepiej. Ale

rozumiem twoje uczucia. Pomówię z twoimi rodzicami i
postaram się ich przekonać.

– Nie uda ci się.
– Warto spróbować.
Laura westchnęła. Jeśli jakiś urzędnik zakwestionuje

ich małżeństwo... Ślub kościelny na pewno pomoże

101 |

S t r o n a

Laura zrobiła kilka głębokich wdechów, powoli

odpięła pas i wysiadła.

– Witaj, jubilatko! – zawołała uradowana pani King. –

Bardzo się cieszę, że dzisiaj przyjechałaś. – Objęła córkę i
ucałowała. – Jeszcze raz życzę ci wszystkiego najlepszego
z okazji urodzin.

Rzeczywiście, przecież to dziś są jej urodziny.

Zupełnie zapomniała.

– Trzeba gdzieś zapisać, że w ciągu tygodnia widzę

cię już trzeci raz. Czy twój szef wreszcie uznał, że jesteś
więcej warta za życia niż po śmierci?

Laura uśmiechnęła się blado.
– Tatuś w domu?
– Nie. Pojechał po gwoździe. W garażu jest ich pełno,

ale rzekomo są za stare do nowego obrazu.

– Nawet lepiej, że jesteś sama.
Laura wiedziała, że ojciec nie zaakceptuje fikcyjnego

ślubu. Bezpieczniej najpierw wtajemniczyć matkę.

– Stało się coś złego? – zagadnęła starsza pani.
Laura nie odpowiedziała. Przeszła przez kuchnię i

jadalnię do swojej dawnej sypialni. Matka szła za nią coraz
bardziej zaniepokojona.

– Dziecko, co ci jest?
– Nic. – Laura przysiadła na łóżku. – Nie stało się nic

złego, ale muszę powiedzieć ci...

– Co, dziecino?
– Proszę cię, wysłuchaj mnie do końca. I nie wyciągaj

pochopnych wniosków.

– Dobrze. – Matka chwyciła się za serce. – To coś

poważnego, prawda? Jesteś w ciąży?

– Nie.
– Więc o co chodzi?
– Słuchaj cierpliwie. Chodzi o Justina... i o Jennę.
--Aha.
– Odebrali mu Jennę, a Justin chce uzyskać prawo do

opieki nad siostrą. Będzie miał większe szanse, jeśli się
ożeni.

– Logiczne.
Pani King starała się dotrzymać obietnicy i nie

wyciągać pochopnych wniosków. Laura zaczerpnęła tchu.

background image

102 |

S t r o n a

– Mam zamiar mu pomóc.
--Jak?
– Wziąć z nim ślub.
– Brawo. – Pani King klasnęła w ręce. – Nareszcie

wychodzisz za mąż! Wspaniale! Wiedziałam, że tak będzie.
Mówiłam ojcu, że Justin byłby odpowiednim mężem dla
ciebie.

Tak się cieszę. Już biorę kartkę i pióro i zaczynam

planować.

Szkoda, że musicie wziąć ślub tak prędko. No trudno,

ale wesele i tak będzie huczne. Gdzie mój notes?

Laura pociągnęła matkę za rękę i zmusiła ją, by

usiadła.

– Mamo, proszę cię, wysłuchaj mnie do końca. To nie

będzie prawdziwe małżeństwo. Tylko formalne, żeby
Justinowi przyznano opiekę nad dzieckiem. Nie bierzemy
prawdziwego ślubu.

– Ale w urzędzie?
--Tak.
– I zamieszkacie razem?
– Tak.
– Kochasz go, prawda?
– Tak... nie.
– Rozumiem.
– Mamo, jesteś niemożliwa!
– Powiedziałaś mu?
– Oczywiście, że nie.
– A on?
– Nie jest we mnie zakochany, jeśli o to pytasz.
Matka machnęła ręką.
– Jestem innego zdania. Widziałam, jak na ciebie

patrzy.

Kiedy ślub?
Laura odetchnęła z ulgą. Była dumna, że jak dotąd

panuje nad uczuciami. Ale nadal musi się bardzo pilnować.

– W piątek.
– Za prędko. – Pani King zasępiła się. – Przesuńcie

chociaż na sobotę. Do piątku jest za mało czasu.

– Po co nam czas? Jedziemy do ratusza tylko we

dwoje.

107 |

S t r o n a

zapachów i wzięła oboje pod rękę.

– Och, jak się cieszę, że was widzę. Piękna z was para.
Wszyscy jesteśmy przejęci.
– Jacy wszyscy?
Jak się okazało, w jadalni czekała reszta rodziny.

Laura usłyszała głuche westchnienie, jakie wyrwało się
Justinowi, i poczuła, że mocniej zacisnął palce na jej ręce.

Steve i Roy zmierzyli Justina mało przyjaznym

wzrokiem.

– Małżeństwo z rozsądku? – wycedził Roy, groźnie

patrząc na kandydata na szwagra. – Co to ma znaczyć?

– Dziecko przyspiesza akcję – wyjaśniła pani King. –

Nie pierwsze, które to ma na sumieniu. – Odwróciła się do
Justina. – Co z Jenną?

– Laura zapewnia, że przebywa u dobrych ludzi, i

muszę w to wierzyć. Gdyby nie pani córka, zostałbym
kidnaperem.

Laura wiedziała, że Justin nie żartuje.
– Wykorzystałam znajomości i dowiedziałam się,

komu oddano dziecko. To naprawdę dobrzy ludzie. Nie ma
powodu do zmartwienia, bo Jenna jest w bardziej
kompetentnych rękach niż nasze.

Pani King zasępiła się.
– Nikt nie jest bardziej odpowiedni od was, ale cieszę

się, że wzięli ją dobrzy ludzie. – Pociągnęła Laurę i Justina
do pokoju. – Przez cały dzień tkwiłam przy komputerze, bo
szukałam najlepszego miejsca na wesele. Znalazłam dużo
ofert i kilka muszę wam pokazać. Nawet mimo krótkiego
terminu możemy urządzić wspaniałe przyjęcie.

Laura spojrzała na Justina przepraszająco, a na matkę

krytycznie.

– Mamo, mówiłam ci, że nasz ślub nie jest prawdziwy.

Pobieramy się dla dobra Jenny.

– Więc również dla jej dobra spójrzcie na to. Chyba

chcecie, żeby z zachwytem oglądała ślubne zdjęcia
mamusi.

– Nie będę jej mamą.
– Patrz na te suknie i welony. Piękne, prawda?

Oczywiście

mam

swoją

suknię

ślubną.

Chcesz

przymierzyć?

Wielebny

Mitchell ucieszył się,

że

background image

106 |

S t r o n a

Podniecenie przyszło bardzo nie w porę. Przecież

Laura pomaga mu, poświęca się dla jego siostry, więc nie
powinien komplikować jej życia jeszcze bardziej. To
prawda, coś między nimi iskrzy, ale Laura podkreśla, że
zgodziła się na ślub dla dobra Jenny. Justin powtarzał
sobie, że musi o tym pamiętać, niezależnie od siły swych
uczuć i pomimo przerażającej świadomości, że gdyby
Laura czuła to samo, on gotów byłby zaryzykować coś,
czego zawsze panicznie się bał.

Ale jego uczucia nie są ważne. Ma wobec Laury dług

wdzięczności i spłaci go, nie wprowadzając do ich związku
komplikacji. Jeśli to tylko będzie możliwe.

Na razie niezbyt mu się udaje. A zaangażowanie

uczuciowe nie ułatwi rozwodu. Wręcz przeciwnie.

Justin oparł głowę o drzwi i zamknął oczy.

Postanowił, że nie będzie całował Laury nawet po ślubie.

Niby proste, ale bardzo trudne do zrealizowania.

Państwo Kingowie działali błyskawicznie i Laura

nawet nie zauważyła, jak wpadła w tryby rozpędzonej
machiny. Do dnia ślubu zamierzała trzymać się z dala od
krewnych, ale w środę wieczorem znowu stała na progu
rodzinnego domu. Tym razem w towarzystwie mocno
speszonego „narzeczonego”.

– Nie masz się czego bać. – Dla dodania otuchy

wzięła go pod rękę. – Pamiętaj, że rodzice są bardzo
przejęci i nie przyjmują do wiadomości, że bierzemy ślub
na niby. Nie staraj się ich przekonać, że jest inaczej. Ja już
próbowałam, ale nic nie osiągnęłam. Uważają, że jesteśmy
zakochani i Jenna jedynie trochę przyśpieszyła bieg
wydarzeń.

Justin przestąpił z nogi na nogę i obejrzał się, jakby

rozważał możliwość ucieczki.

– Niezbyt pocieszające – mruknął. – Gdy wystąpimy o

rozwód, twój ojciec albo brat ustrzeli mnie jak szaraka.

Laura nie chciała myśleć o rozwodzie i miała za złe

Justinowi, że ciągle o tym mówi. Rozstania bała się
bardziej niż tego, że w piątek przysięgnie Justinowi miłość
i wierność po grób.

Pani King wybiegła z kuchni w obłoku apetycznych

103 |

S t r o n a

– Nonsens. – Starsza pani zerwała się, jakby nagle

ubyło jej lat. – Słyszę, że ojciec wrócił. Chodź, powiemy
mu.


Laura dotarła do mieszkania ostatkiem sił.
– O Boże! Ledwo żyję.
Skuliła się na kanapie i przykryła kocem. Justin

patrzył na nią zaintrygowany.

– Jubilatka coś marnie wygląda. Myślę, że dobrze

zrobią ci lody.

– Oj, tak. Z czekoladą.
– Zaraz dostaniesz.
Wrócił z olbrzymią porcją, na którą Laura spojrzała z

mieszaniną łakomstwa i niepokoju. Pomyślała, że zawsze
podobnie patrzy na mężczyznę, który te lody niesie. Jedno i
drugie było równie niebezpieczne dla zdrowia ciała i duszy.

– Czy zdajesz sobie sprawę, że masz zgubny wpływ

na moja talię?

W duchu dodała, że jego wpływ na jej serce jest

jeszcze bardziej niebezpieczny.

– Usiłuję zmienić chudzinę w szczupłą kobietę. –

Justin przyklęknął i zaczął ją karmić jak dziecko. – Czemu
straciłaś humor? Miałaś przykrości w pracy?

– Znacznie gorzej.
– Wyrzuć to z siebie, a zaraz ci ulży.
– Powiedziałam rodzicom o naszych planach.
– Ciężkie przeżycie?
– Bardzo.
– Zostanę zlinczowany?
– Nie. I w tym sęk. Rodzice są zachwyceni i nie

słuchają żadnego rozsądnego tłumaczenia. Wmówili sobie,
że pobieramy się z miłości. – Udało się jej powiedzieć to z
zaplanowaną ironią.

– Nie powiedziałaś o Jennie i adopcji?
– Mówiłam, ale to nic nie dało. Poznałeś moją mamę i

wiesz, jaka jest. Słyszy tylko to, co chce usłyszeć, a
wszystko inne puszcza mimo uszu. Cieszy się, że wyda
mnie za mąż i już zrobiła na półce miejsce na nasze ślubne
zdjęcie.

O, z wrażenia zapomniałeś o lodach. Patrz,

background image

104 |

S t r o n a

rozpuszczają się.

– Matka koniecznie chce, żebyś miała męża? Choćby

mnie?

Laura szeroko otworzyła oczy.
– A czego ci brak?
– Moim skromnym zdaniem nie jestem materiałem na

idealnego zięcia.

– Jeśli zdałeś u mamy pierwszy egzamin, zdasz

wszystkie inne. Jest tobą zachwycona. Częściowo z
powodu Jenny.

Rozbraja ją widok mężczyzny z dzieckiem na ręku.
Ta słabość widocznie jest genetyczna.
Justin odstawił czarkę na stolik i usiadł wygodnie.
– Serdecznie ci współczuję. Chcesz, żebym odbył

poważną rozmowę z twoimi rodzicami?

Laura oczyma wyobraźni ujrzała tę scenę. Justin

tłumaczy rodzicom, że nie kocha ich córki, że ona mu tylko
pomaga, a on jest jej za to bardzo wdzięczny. Wtedy ojciec
z wyrzutem spojrzy na matkę i zapyta, dlaczego twierdziła,
że Laura kocha przyszłego męża. I wszystko się wyda.

– Nie. – Westchnęła ciężko. – Szkoda fatygi.
Justin miał podkrążone oczy i po jednej nocy bez

Jenny wyglądał gorzej niż po bezsennych nocach
spędzonych na kołysaniu niemowlaka. Boleśnie przeżywał
rozłąkę z siostrą. Laura pragnęła go pocieszyć. Delikatnie
pogładziła szczeciniaste policzki.

Miała ogromną ochotę poprosić, żeby ją pocałował.

Niemal czuła jego ciepłe usta na swoich, zimnych od lodów
wargach.

– O czym myślisz? – szepnął.
Nie mogła się przyznać, że o pocałunkach i

pieszczotach. Zakochała się i musi się kontrolować, żeby
Justin nie domyślił się prawdy.

Do tego nie wolno dopuścić. Przynajmniej nie teraz.

Nie należy mnożyć przeszkód. Najpierw muszą bez
komplikacji wziąć ślub. Ale jak zabezpieczyć serce?
Zachowanie dystansu to jedyny ratunek. Nie chodzi
przecież o uczucia dwojga dorosłych ludzi, lecz o dobro
niemowlęcia. Z wielu powodów emocjonalny dystans
wobec Justina stał się bardzo ważny.

105 |

S t r o n a

Laura odwróciła wzrok i podała Justinowi pustą

czarkę.

– Myślałam o lodach. Dostanę jeszcze?

Zdezorientowany Justin posłusznie poszedł po drugą

porcję. Był pewien, że Laura chciała go pocałować, więc
nie rozumiał, dlaczego wysłała go po lody. Sapał i kręcił
głową. śeni się z kobietą, której nie może nawet
pocałować. Dziwne.

Przypomniał sobie, że robi to dla Jenny. Oboje

poświęcają się dla dziecka. Laura wcale nie jest
zachwycona fikcyjnym ślubem. On też wolałby prawdziwy.

Gdy wrócił do pokoju, Laura niewidzącym wzrokiem

wpatrywała się w telewizor i udawała, że ogląda film
przyrodniczy.

Justin pomyślał, że za kilka dni ta piękna kobieta

zostanie jego żoną. Wtedy będą mogli całować się i
pieścić... Jeżeli zechcą.

Westchnął tak głośno, że wyrwał Laurę z zadumy.
– Co się stało?
– Myślę o naszym małżeństwie.
– Dziwaczne, prawda?
Miała takie kuszące usta. Patrzenie, jak je lody, było

torturą. Przedtem oparł się pokusie, teraz już nie mógł.
Płomiennym pocałunkiem ogrzał jej zimne wargi.

Laura zastygła zdumiona, a potem oddała pocałunek.

Justin zadrżał, gdy go objęła.

Robiło się coraz cieplej.
Gorąco!
I nagle lodowate zimno!
Justin gwałtownie odsunął się i wstał.
– Przepraszam – zawołała speszona Laura. – Nie

chciałam... nie patrzyłam. – Złapała serwetkę, by wytrzeć
rozlane lody. – Pozwól...

– Nie. – Wyrwał jej serwetkę. – Sam wytrę.
– Bardzo mi przykro – powiedziała Laura, z trudem

ukrywając rozbawienie.

– Nie szkodzi. Wezmę prysznic.
Ale zimny tusz nie pomógł i Justin nadal był

rozgorączkowany.

background image

113 |

S t r o n a

zabierała ją na wakacje. Jakoś to rozwiążemy.

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
--Tak.
Laura nie miała najmniejszej wątpliwości. Nie

przypuszczała, że dziecko zmieni jej poglądy na wiele
spraw, ale zmieniło. Pokochała i Jennę, i Justina.

Pozostało ostatnie pytanie. Najtrudniejsze.
– Jeszcze jedna kwestia. Muszę wiedzieć, co myślisz...

jak to widzisz... Czy będziemy spać razem czy osobno?

Justin

otworzył

usta,

ale

wykrztusił

jedynie

nieartykułowane dźwięki. Dopiero po chwili zaklął.

– Dawno się nie jąkałem.
Laura zawstydziła się. Oczywiście, on na pewno

myślał, że będą spać osobno. Dlaczego miałoby być inaczej
Co innego ona..

– Pytasz, czy my... – Justin urwał zakłopotany. –

Przepraszam, powtórz pytanie. Nie jestem pewien, czy
dobrze cię zrozumiałem.

Laura nie zamierzała powtarzać.
– To było kolejne głupie pytania. Perspektywa wesela

źle wpływa na funkcjonowanie mojej mózgownicy.

Justin przygryzł wargę i wzruszył ramionami.
– I dlatego masz dziwne pomysły co do moich

oczekiwań wobec ciebie. Nie liczyłem na to, że rzucisz
pracę i nie zamierzałem dochodzić praw małżeńskich.

– Czemu? – wypaliła bez zastanowienia.
Ze wstydu najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
– Co? – Justin patrzył na nią wielkimi oczami. –

Myślisz, że my...

– Już nic nie myślę.
Chciała wyjść, lecz Justin schwycił ją za rękę i

zatrzymał.

– Teraz cię nie puszczę.
Laura oparła głowę na jego piersi.
– Przepraszam. Jestem zdezorientowana. Nie wiem,

dokąd to wszystko prowadzi. Weselne plany mojej mamy
mącą mi jasność myślenia. Sądziłam, że nowożeńcy
spędzają noc poślubną razem i że ja też... Ale widocznie...
tracę głowę.

Marudziłaby dalej, gdyby nagle nie znalazła się na

background image

114 |

S t r o n a

kanapie.

Justin całował ją gwałtownie i zachłannie.
Parę minut wcześniej Laura znajdowała się na dnie

rozpaczy, a teraz pławiła się w szczęściu. Czy nie przecenia
wrażeń? Ale w pocałunkach Justina było tyle obietnic i
uczucia, że słowami lepiej by tego nie wyraził.

Wsunęła mu ręce pod koszulę.
– To jest coś, co ludzie robią po ślubie. W sypialni.

Dlatego pytałam.

– Ślub nie ma tu nic do rzeczy. Będziemy udawać, że

nie jesteśmy małżeństwem.

– Będziemy udawać, że nie było wesela?
– Spróbujmy. Ślub

z powodu Jenny

psuje

dobrosąsiedzkie kontakty. Przedtem było znacznie lepiej.

Laurze zakręciło się w głowie.
– Jesteś najbardziej bałamutnym mężczyzną na

świecie.

– Dziękuję za wątpliwy komplement.
Może Justin ma rację... Wezmą ślub, a potem będą

udawać, że nie są małżeństwem i po prostu będą opiekować
się dzieckiem. A jeśli nastąpi cud i przy okazji się
zakochają? Cóż, ona już jest zakochana, a zachowanie
Justina też świadczy o pewnym zaangażowaniu. Można
więc puścić wodze fantazji i marzyć.

Laura ucieszyła się, że nie skłamie przed ołtarzem.

Naprawdę kocha przyszłego męża. Ale czy i w nim zbudzi
się uczucie do niej?

123 |

S t r o n a

– O, ukochana! Czy jutro zostaniesz moją żoną?
Trzecie oświadczyny w ciągu tygodnia!
– Zostanę.
– Pamiętaj, to nie takie proste. Będzie nas troje. Czy

jesteś pewna, że chcesz od razu zostać matką?

– Nie. Ty też nie jesteś gotów do roli ojca, prawda?

Ale jakoś sobie poradzimy.

– Będziemy rodziną.
– Tak.
– Nigdy nie zaznałem rodzinnego ciepła.
– Teraz to się zmieni. Będziemy szczęśliwi.
– Od śmierci Bena nikogo nie kochałem, a teraz

kocham dwie najpiękniejsze istoty. Czy moje biedne serce
pomieści tyle uczuć?

Laura pocałowała go w okolicy serca.
– Gdy zaboli, zawsze uleczę je pocałunkiem.

background image

122 |

S t r o n a

– Uprzedzasz mnie o czymś okrężną drogą? Jesteś w

ciąży?

– Nie. Tylko zakochany.
– Nareszcie to wydusiłeś.
Laura przewróciła go i przygwoździła mu ręce do

ziemi.

– Powtórz. Bo jak nie, to cię połaskoczę, a wiem, że

się boisz.

– Nie zrobisz tego. Zdradziłem ci moje czułe miejsce

w czułym momencie. Nie wykorzystasz tej wiedzy.

– Wykorzystam.
– Kocham cię.
– Mówisz tak, bo boisz się łaskotek.
– Panicznie. Ale i tak cię kocham.
– Nareszcie wiem na pewno.
Justin popatrzył na nią bardzo poważnie.
– Wcześniej nie mogłem ci tego wyznać. Sądziłem, że

myślisz tylko o Jennie i zamierzasz wyjść za mnie ze
względu na nią.

– Ja też uważałam, że ty myślisz wyłącznie o siostrze.
W dodatku chciałeś się wyprowadzić.
– Przepraszam. Nie miałem odwagi przyznać się przed

sobą, że cię kocham. – Justin pocałował ją namiętnie. –
Teraz wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest dobrze, prawda?

– Tak.
– A jak ci się podobała jazda motorem?
– Nawet przyjemna. Mogę zrobić powtórkę. Tylko

jeden raz, w drodze powrotnej.

– A co powiesz o innej przyjemności?
– Jakiej?
– O czytaniu po francusku palcami.
– Najpierw powinniśmy dokończyć rozmowę.
Justin westchnął i cofnął rękę.
– Dobrze. Może nie przeżyję zwłoki, ale zgoda.
– Ciekawe, co powie mama.
– Z jej punktu widzenia nic się nie zmieniło. Jutro

bierzemy ślub.

– Naprawdę?
– Jeszcze masz wątpliwości? – Justin pocałował ją w

rękę.

115 |

S t r o n a

Rozdział 10


W piątek Laura pracowała tylko do południa. Na

lunch Justin podał grzanki z serem i z czymś zielonym,
prawdopodobnie bardzo zdrowym.

– O jakie „przygotowania” chodzi? – spytała Laura

między jednym kęsem a drugim. – Mama jeszcze
wszystkiego nie dopięła na ostatni guzik?

– Widocznie. Najlepiej będzie, jeśli sama zapytasz, co

musimy zrobić.

W tym momencie rozległ się dzwonek. Justin zaczął

nerwowo szukać telefonu i odezwał się poirytowanym
tonem. Laura była zdumiona, że sama jest spokojna,
chociaż od ślubu i wesela dzieli ją niecała doba.

Gdy Justin skończył rozmowę, powiedziała:
– Przemyślałam kwestię przeprowadzki i doszłam do

wniosku, że chętnie przeniosę się razem z wami.

Nie doczekała się spodziewanej reakcji.
– Justinie?
Stał z opuszczonymi rękoma.
– Nieszczęście? – zaniepokoiła się.
Nadal nie odpowiadał, jedynie patrzył na nią z

kamienną twarzą. Laura poczuła, że jej serce zamiera ze
strachu. Schwyciła Justina za gors koszuli i mocno
potrząsnęła.

– O co chodzi? Czy to dotyczy Jenny? Co się jej stało?
– Przepraszam. – Justin zakrył twarz. – O nią bądź

spokojna. A to niespodzianka! – Głośno przełknął ślinę.

– Dzwoniła ta baba... ta urzędniczka z opieki. –

Rozpogodził się. – Dostanę Jennę z powrotem. Wprawdzie
załatwianie formalności jeszcze trochę potrwa, ale uznano,
że skoro jestem bratem i mam zgodę rodziców, nie będzie
trudności z otrzymaniem prawa do opieki nad dzieckiem, a
potem zezwolenia na adopcję.

Laura ucieszyła się.
– Fantastyczna wiadomość. Aż trudno uwierzyć.

Kamień spadł mi z serca.

Justin uśmiechał się promiennie, jego przygaszone

oczy znowu rozbłysły.

background image

116 |

S t r o n a

– Jutro rano ją przywiozą.
– Jutro? – powtórzyła Laura głucho.
Poczuła, że nogi się pod nią uginają. Chciała zapytać,

czy Jenna będzie na ślubie, ale uświadomiła sobie, że
małżeństwo nie jest już konieczne.

Justin wydał głośny okrzyk, schwycił ją wpół i

odtańczył szalony taniec. Na zakończenie ucałował Laurę z
dubeltówki.

– Jeszcze nie wierzę, że to prawda! Oddadzą mi

Jennę!

Więc ślub nie jest przymusem!
– Tak. – Laura miała oczy pełne łez. – Jutro dostaniesz

siostrę. Gratuluję.

Justin puścił ją i zmarszczył brwi.
– Ja dostanę? – powtórzył.
– Szybko to załatwili. Wiem, że dobrze ją wychowasz.
Justin odsunął się.
Laura pomyślała, że nie jest mu już potrzebna, a

wobec tego nie musi zmieniać trybu życia. Powinna się
cieszyć. Nie tylko ze względu na Justina i Jennę, ale także
ze względu na siebie.

– Nie musimy brać ślubu – rzekł Justin, jakby

upewniał się, że odzyskał wolność.

– Tak.
Laura zamglonymi oczami popatrzyła naokoło.
– Czas przenieść się do własnego mieszkania. –

Zdobyła się na nikły uśmiech.

Justin miał taki wyraz twarzy, jakby głowił się nad

rozwiązaniem skomplikowanego zadania matematycznego.

– No to już sobie pójdę – powiedziała głośniej. –

Muszę zawiadomić mamę o zmianie planów. Na razie
wezmę tylko część rzeczy. Przeze mnie zrobił się tu
bałagan.

Justin ledwo zauważalnie skinął głową i nadal milczał.

Laura zebrała swoje rzeczy i weszła do łazienki po
przybory toaletowe.

Zasępiony Justin obserwował jej krzątaninę.
Wreszcie stanęła przed nim objuczona torbami.
– Nie do wiary, ile tu przywlokłam.
Justin gniewnie zmarszczył czoło.

121 |

S t r o n a

– Tłumaczenie jest bardzo trudne. Trzeba dokładnie

przestudiować tekst, wziąć pod uwagę niuanse językowe.
To wielka sztuka. – Zmarszczył czoło i powoli wodził
palcem po literach.

Laura uderzyła go w rękę.
– To nie jest brajl.
– Masz rację. Przepraszam.
Nie odsunął ręki.
– Wiesz już?
– Jakiś zakaz.
Laura otworzyła oczy.
– Nie pożądaj sąsiadki?
– Chyba. – Justinowi rozbłysły oczy. – Ale za późno

na taką radę.

– Nie żartuj, tylko porządnie tłumacz.
– Coś o straconej nadziei.
Laura oblała się szkarłatnym rumieńcem, a Justin

wybuchnął śmiechem.

– Matka kupuje ci taką bieliznę?
– Nie. – Laura uderzyła go w ramię. – Gdyby ona

podsuwała mi cytaty, wybrałaby: „Idźcie i rozmnażajcie
się”. Rodzice bardzo chcą mieć więcej wnucząt.

– Będą mieli Jennę.
– Jak to?
– Zgodziłaś się wyjść za mnie i trzymam cię za słowo.

Czy twoi rodzice nie zamierzają uznać Jenny za wnuczkę?

– Uznają. Hm, uznaliby – poprawiła się Laura. –

Gdybyś oświadczył się formalnie i gdybym cię przyjęła.
Rodzice byliby zachwyceni, bo od dawna czekają na
wnuczkę.

– Moglibyśmy postarać się o bratanicę dla Jenny.
– Bratanicę?
– Wiem, że to dziwacznie brzmi.
– Wyobrażasz sobie ciężar odpowiedzialności? Zostać

ciotką, mając roczek! Co innego wujkiem. Wujek nigdy nie
jest dorosły, chętnie się bawi, gra w piłkę. A ciotka nie lubi
głośnych zabaw, w prezencie daje rzeczy robione na
drutach.

– Czy w przedszkolu uczą robótek? Jenna będzie

musiała prędko się kształcić.

background image

120 |

S t r o n a

nie znaczy? W jej sercu ulga walczyła z rozczarowaniem.
Dlaczego prowadzi ją do lasu?

Ciszę szmaragdowego półmroku zakłócało szuranie

dwóch par butów wśród liści. Ścieżka była mocno
zarośnięta,

więc

słabo

widoczna.

Słońce

ledwo

przeświecało przez liście, tworząc migotliwą iluminację.

W końcu doszli do miejsca, gdzie rosło mniej drzew i

więcej słońca przedostawało się przez konary. Liście
mieniły się barwami jesieni, ale było bardzo ciepło.

Justin usiadł i pociągnął Laurę. Jego głowa zasłoniła

słońce.

– Powtórz to, co powiedziałaś w czasie jazdy.
--Nie.
Proszę.
– Powiedziałam coś jeden raz, a ty wcale. Najlepiej,

gdy takie wyznania idą parami. Tylko wtedy zostaje
zachowana

równowaga

w

kosmosie.

Justin

udał

przerażenie.

– Słyszałem o tym i wiem, że nie wolno zakłócać

kosmicznej harmonii. Ale czemu teraz myślisz o
wszechświecie?

– A o czym mam myśleć?
– O mnie. – Zaczął rozpinać jej bluzkę i spodnie. –

Wyłącznie o mnie.

– Co ty wyprawiasz? Jeśli ktoś nadejdzie...
– Nikt nie ośmieli się przyjść do mojego zakątka.
Laura osłoniła oczy i spojrzała zaintrygowana.
– Halo? Zamierzałeś powiedzieć jedno ważne zdanie,

prawda?

– To będzie dłuższa przemowa.
Laura zorientowała się, że Justin czyta napis na jej

majtkach. Zawstydzona przykryła się bluzką i zamknęła
oczy.

– Znasz francuski?
– Znać, nie znam, ale co nieco rozumiem.
– Aha. I co tam napisano?
– Powiem ci, gdy lepiej się przyjrzę. – Pociągnął

bluzkę.

– Puść. Muszę zobaczyć napis.
– Już widziałeś. No?

117 |

S t r o n a

Laura powoli cofała się do drzwi. Naraz potknęła się o

siatkę z prezentem dla Justina. Schyliła się i podniosła ją.

– Zadzwonię do mamy i powiem, żeby odwołała ślub I

przyjęcie. Trzeba będzie wykonać mnóstwo telefonów.

– Poczekaj... – Justin wyciągnął rękę. – Czy naprawdę

musimy wszystko odwołać?

Serce Laury przestało bić.
– Co to znaczy?
Justin był wyraźnie speszony.

Sam

nie

wiem...

wszystko

zaplanowane...

Przywykłem do myśli... uważam... może jednak weźmiemy
ślub?

Laura rozpłakała się. Jego słowa sprawiły jej ból. Czy

Justin obawia się, że nie da sobie rady i prosi ją o pomoc?
Czy może chce się zabezpieczyć przed urzędnikami?

– Dlaczego? – spytała przez łzy. – Boisz się, że jednak

pojawią się jakieś przeszkody formalne?

– Nie.
– Bo Jenna potrzebuje matki?
– Nie. To ja potrzebuję ciebie.
Laurę ogarnął smutek.
– Teraz tak myślisz, bo oboje zaangażowaliśmy się w

tę sprawę, ale ja już nie jestem ci potrzebna. Prędko
nauczysz się roli samotnego ojca. Na początku będzie ci
trochę trudno, ale przyzwyczaisz się. Potem spotkasz
kobietę, którą pokochasz i weźmiesz prawdziwy ślub...

Była dumna ze swego przemówienia i z tego, że

powstrzymała łzy. Więc dlaczego czuje się taka
nieszczęśliwa? Przecież nic nie traci, jeszcze nie została
żoną Justina, a on nie odejdzie za chwilę w siną dal. Będą
w kontakcie, przynajmniej przez pewien czas.

Popatrzyła na siatkę z prezentem i zawahała się.

Zabrać go do domu czy dać Justinowi? Długo szukała
odpowiedniego podarunku, ale ślubu nie będzie, więc
prezent jest chyba niestosowny. Odrzuciła jednak
wątpliwości i podała Justinowi siatkę.

– Proszę. Kupiłam coś dla ciebie.
Justin ani drgnął.
– Co to?
– Podarunek.

background image

118 |

S t r o n a

– Dla mnie? Z jakiej okazji?
Wzruszyła ramionami.
– To miał być prezent ślubny ode mnie. Możesz go

przyjąć, chociaż wesela nie będzie.

Justin nadal stał nieporuszony.
– Ręka mi drętwieje. Weź, proszę. To drobiazg, nic

wielkiego.

Wreszcie Justin wyciągnął rękę. Obrócił paczuszkę na

wszystkie strony, ostrożnie odkleił taśmę i rozwinął papier.
Na jego twarzy odmalowało się niebotyczne zdumienie.

Dlaczego milczy?
Laura nie mogła znieść napięcia. Może się obraził?

Może uważa, że to dziecinada?

– Jak ci się podoba?
Czuła się coraz bardziej zażenowana. Justin popatrzył

na nią dziwnym wzrokiem.

– To mój pierwszy miś w życiu – szepnął,

uśmiechając się ciepło. – Nigdy nie miałem zabawek.
Naprawdę kupiłaś go dla mnie?

– Gdy zobaczyłam go w sklepie, natychmiast

pomyślałam o tobie. Ma groźną minę, ale nadaje się do
tulenia. Oczywiście możesz dać go Jennie.

Justin przyciągnął ją do siebie i ustami musnął jej

skroń.

– Ona już ma misia. Ten jest mój. – Pocałował ją w

czoło.

– Bardzo dziękuję.
– Bardzo proszę.
– Myślisz, że ja też nadaję się do pieszczot?
– Czasami – odparła z zalotnym uśmiechem.
Justin odłożył misia, objął Laurę i gorąco pocałował w

usta.

– Jeszcze raz dziękuję. Mam nadzieję, że nie

weźmiesz mi za złe tych pocałunków, ale jeśli przestanę cię
całować, rozpłaczę się jak dziecko. A tego nie może zrobić
stuprocentowy mężczyzna.

– Twoje pocałunki bardzo mi odpowiadają. Rozwijasz

się.

Jeszcze krok i sprzedasz motocykl.
– Co to, to nie. Nie po to wyrzuciłem pieniądze na

119 |

S t r o n a

kask dla ciebie. Może ze względu na Jennę będę zmuszony
kupić samochód, ale motoru nie sprzedam, póki nie
pojedziesz ze mną przynajmniej na jedną wycieczkę.

Jego pocałunki podziałały jak szampan. Laurze kręciło

się w głowie, czuła się beztrosko. Wszystko wydawało się
jej możliwe, nawet jazda motorem.

– Chyba dam się namówić – rzekła półgłosem. – Jeśli

przysięgniesz, że będziesz ostrożny.

– Zawsze jeżdżę ostrożnie. Ze mną będziesz

bezpieczna.

– Wiem.
Pocałunki stały się bardziej namiętne i Laura

pomyślała, że sytuacja wymyka się spod kontroli. I bardzo
dobrze. Przytuliła się mocniej do Justina.

Ale on odsunął się i roześmiał.
– Doskonale. Idziemy.
– Dokąd?
Zdezorientowana pozwoliła wyprowadzić się z

mieszkania.

– Jedziemy na przejażdżkę. Musimy porozmawiać.
Nie zauważyła, że zabrał czerwony kask, który przed

domem włożył jej na głowę. Nim się zorientowała, co się
dzieje, już siedziała na motorze. Ruszyli, nim zdążyła
wpaść w panikę.

– Stój, nie chcę... – zawołała piskliwie, ale warkot

silnika zagłuszał wszystko. Korzystając z tego, szepnęła: –
Kocham cię.

Justin gwałtownie zwolnił.
– Co mówiłaś?
– Czy w tych kaskach są mikrofony? – spytała

drżącym głosem.

– Oczywiście.
– Och. Nie wiedziałam.
– Tak przypuszczałem.
– Gdybym wiedziała, nic bym nie mówiła.
Niebawem Justin zahamował, zdjął kask i schwycił

Laurę za rękę. Uśmiechał się łobuzersko.

– Dokąd mnie ciągniesz?
– Zaraz zobaczysz.
Czemu ignoruje jej wyznanie? Czy ono nic dla niego


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bernard Hannah Sąsiedzka przysługa
Bernard Hannah Sasiedzka przysluga
Bernard Hannah Sąsiedzka przysługa (NR 828)
Bernard Hannah Sąsiedzka przysługa
Microsoft Word sasiedzi powinni wspolpracowac
Microsoft Word W14 Szeregi Fouriera
New Microsoft Word Document (2)
Nowy Dokument programu Microsoft Word (5)
Nowy Dokument programu Microsoft Word
Nowy Dokument programu Microsoft Word
Microsoft Word zrodla infor I czesc pprawiona 2 do wydr
Microsoft Word PARAMETRY KOMPUTERÓW mój
Nowy Dokument programu Microsoft Word
Nowy Dokument programu Microsoft Word (2) (1)
Nowy Dokument programu Microsoft Word (5)
Nowy Dokument programu Microsoft Word (11)

więcej podobnych podstron