Wampiry z Morganville 7 rozdział 7

background image

str. 1

Wampiry z Morganville 7

Rozdział: 7

Nast

ę

pnego dnia, Claire wysiedziała w klasie bez jakiegokolwiek prawdziwego

sensu, zrobiła test, — który zaliczyła — poszła do laboratorium Myrnin około
południa. Wygl

ą

dało na zadbane i czyste, to był dwa cuda jednocze

ś

nie, z czego

była zaniepokojona. Poszła do regału i zacz

ę

ła ogl

ą

da

ć

czasopisma, próbuj

ą

c

znale

źć

najnowsze, pomimo ze to byłoby trudne do odgadni

ę

cia, bior

ą

c pod uwag

ę

fakt ,

ż

e wi

ę

kszo

ść

z jego notatek była zrobiona gdy chorował, i zazwyczaj był

szalony.
Ale była ciekawa.
Przedzierała si

ę

przez ksi

ąż

ki z zeszłego lata, gdy Myrnin wpadł przez portal, miał

du

ż

y opadaj

ą

cy czarny kapelusz i pewnego rodzaju szalony/elegancki pasz

okrywaj

ą

cy go od szyi do kostek, czarne skórzane r

ę

kawice, i czarno-srebrna lask

ę

ze smokiem, która trzymał przed soba. Na jego klapie przyczepiony był znaczek, na
którym było napisane, JE

Ś

LI MO

ś

ESZ TO PRZECZYTAC, PODZIEKUJ SWOJEMU

NAUCZYCIELOWI. to było typowe dla Myrnin, naprawd

ę

. Była zaskoczona ze

królicze pantofle znikn

ę

ły.

-

Nie wiedziałem ze dzi

ś

przyjdziesz, - powiedział, i rzucił swój kapelusz,

płaszcz, i lask

ę

na pobliski wieszak.- I zakładam ze jest to przypadkowe zdarzenie,

jak grawitacja.
-

Grawitacja nie jest przypadkowa

-

Skoro tak mówisz.- Podszedł do przeciwległego boku stołu i spojrzał na

ksi

ąż

k

ę

, wtedy obróci

ć

głow

ę

dziwacznie w bok by odczyta

ć

tytuł.- Ah. Jedna z moich

najlepszych prac. Gdybym tylko mógł dowiedzie

ć

si

ę

, czego w rzeczywisto

ś

ci

dotyczy.
-

Zastanawiałam sie, czy kiedykolwiek spotkałby

ś

dziewczyn

ę

o imieniu, Kim.

Kim…Jak do diabła ona miała na nazwisko? Czy kto

ś

jej je powiedział? “Kim, jaka

ś

tam. Kim Gotka.
-

O, ona.- Myrnin powiedział. Nie był pod wra

ż

eniem, co troszeczk

ę

uszcz

ęś

liwiło Claire.

-

Tak, Kimberlie jest nam znana. Zapytała o pozwolenie by sfilmowa

ć

niektórych

z nas, dla archiwów — to ma by

ć

zapis naszej historii. Jak wiesz, cenimy tego rodzaj

rzeczy. Wielu zgodziło si

ę

. Ona została wybrana na naszego historyka, tak wierz

ę

.

-

Czy ty nie robisz juz tego?

-

pisz

ę

moj

ą

własn

ą

histori

ę

. Nie widz

ę

powodu powierzy

ć

tego człowiekowi z

kamer

ą

wideo. Papier i atrament, dziewczyno. Papier i atrament zawsze ocalej

ą

, gdy

elektroniczne nagrania zniszcz

ą

sie z czasem.

-

Ale wampiry znaj

ą

j

ą

.?

-

Tak. Ona jest troch

ę

jak zwierz

ą

tko dla starszych. Poza mn

ą

, oczywi

ś

cie. Nie

lubi

ę

zwierz

ą

tek. Gryz

ą

— ach! Prawie zapomniałem! Czas by nakarmi

ć

Bob’a.-

Myrnin krz

ą

tał si

ę

daleko w innej cz

ęś

ci laboratorium, gdzie przypuszczalnie schował

Bob’a paj

ą

ka.

Albo by

ć

mo

ż

e Bob’a mechanika samochodowego? Claire nic nie zakładała.

Wygl

ą

dał na troch

ę

szalonego dzi

ś

, z błyskiem w oczach. To j

ą

niepokoiło. Wła

ś

nie

background image

str. 2

miała zamkn

ąć

ksi

ąż

k

ę

, gdy zobaczyła, w jego kolczastym czarnym charakterze

pisma, co

ś

o niej:

Nowa. Claire co

ś

tam. Mała i krucha.

Bez w

ą

tpienia oni s

ą

dz

ą

,

ż

e to sprawi ze b

ę

d

ę

ja chronił.

To tylko daje mi do my

ś

lenia jak łatwo bym ja niszczył....

Zadr

ż

ała, i zdecydowała ze naprawd

ę

nie chce doczyta

ć

do ko

ń

ca. Zostawiła

Myrnin robi

ą

cego dziwne miny całusów do Bob’a paj

ą

ka, gdy potrz

ą

sn

ą

ł

pojemnikiem z muchami przed jego plastikowym pojemnikiem, poszła do archiwów.
Od pierwszego momentu, gdy zobaczyła Wampirze Archiwa — to było w czasie
wojny, i to było miejsce gdzie przyszli po broni — ona była zafascynowana tym
miejscem. Wampiry były zbieraczami, bez w

ą

tpienia; kochali przedmioty —

historyczne rzeczy. Równie

ż

— najwidoczniej — tandet

ę

, poniewa

ż

było tam pełno

przedmiotów, których nikt nie mógł sklasyfikowa

ć

, i prawdopodobnie nigdy nie zrobi

tego. Ale górne pietra były zdumiewaj

ą

ce. Biblioteka była drobiazgowa, była cała

sekcja, która zawierała ka

ż

d

ą

znan

ą

ksi

ąż

k

ę

, czasopismo i broszur

ę

z czymkolwiek o

wampirach, ze

ś

cisła bibliografia. Dracula zapisał tylko sze

ść

, najwidoczniej.

Pomijaj

ą

c,

ż

e wampiry dostawały darowizny, kupowały lub ukradły sze

ść

pi

ę

ter

historycznych tekstów, w du

ż

ej ró

ż

norodno

ś

ci j

ę

zyków. Były nawet staro

ż

ytne zwoje,

które wygl

ą

dały zbyt delikatnie, by je dotyka

ć

I kilka tablic pami

ą

tkowych, Amelie

odró

ż

niała je datami od rzymskich czasów. Audiowizualna strefa była nowa,

zawierała wszystko od próbek migotania do arkad pensa we wczesnym 1900, by
niemy film, film z d

ź

wi

ę

kiem, film kolorowy, cały droga do DVD. Co wi

ę

cej wi

ę

kszo

ść

tego było powi

ą

zane jako

ś

z wampirami, ale nie wszystko. Wydało si

ę

ze jest tam

okropnie du

ż

o sztuk dramatycznych. I z jakiego

ś

powodu musicale.

Claire znalazła cyfrowy zapis wywiadu w boksie z komputerem, sporz

ą

dzono

list

ę

- imi

ę

wampira i dat

ę

jego—narodzin? Stworzenia? Czy jak oni to nazywali? W

ka

ż

dym razie, data, która widniała była najnowszego - Michael Glass.

Klara przyniosła odtwarzacz i mrugn

ę

ła, poniewa

ż

Michael ukazał si

ę

przed kamera.

Nie czuł si

ę

wygodnie. To nie była scena dla niego, oczywi

ś

cie. Zmagał sie

mikrofonem dopóki
Kim kazał mu odło

ż

y

ć

go, wtedy on siadł, spogl

ą

daj

ą

c tak jakby

ż

ałował,

ż

e zgodził

si

ę

na cos takiego, dopóki nie zacz

ę

ły si

ę

pytania. Pierwsze było oczywiste—imi

ę

,

aktualny wiek, data

ś

mierci, prawdziwe miejsce urodzenia.

Wtedy Kim spytał, -Jak zostałe

ś

wampirem? - Michael my

ś

lał nad odpowiedzi

ą

zanim powiedział, - Z całkowitej głupoty.
-

Tak? Powiedz mi.

-

Dorastałem w Morganville. Znałem reguły. Wiedziałem, jak niebezpieczne

rzeczy były, ale kiedy dorastasz z Ochron

ą

, my

ś

lisz,

ż

e stajesz si

ę

nieostro

ż

ny.

Dopiero osi

ą

gn

ę

łam osiemnastk

ę

. Moi rodzice ju

ż

opu

ś

cili miasto, moja mama była

chora i potrzebowała leczenia nowotworu zło

ś

liwego, wi

ę

c zostałem sam. Chciałem

sprzeda

ć

dom i kontynuowa

ć

swoje

ż

ycie.

-

I jak ci idzie?

Michael nie u

ś

miechn

ą

ł si

ę

. -Nie tak jak oczekiwałem. Stałem si

ę

nieostro

ż

ny.

Spotkałem faceta, który chciał kupi

ć

dom, kto

ś

nowy w mie

ś

cie. Nigdy by mi nie

przyszło do głowy ze jest wampirem. On—nie przekroczył granicy.
Ale sekunda po tym, gdy przeszedł próg, wiedziałem. Po prostu wiedziałem.
Potrz

ą

sn

ą

ł głow

ę

. Kim chrz

ą

kn

ę

ła. -Mog

ę

spyta

ć

kto . . . ?

-

Oliver-, Michael powiedział. -On zabił mnie jego pierwszego dnia w mie

ś

cie.

-

Wow, Całkowity sukces. Ale nie zostałe

ś

wampirem wtedy, racja?

background image

str. 3

-

Nie. Umarłem. Cz

ęś

ciowo. Pami

ę

tam, jak umarłem i wtedy . . . wtedy była

nast

ę

pna noc i nie mogłem przypomnie

ć

sobie niczego miedzy mini. Czułem sie

dobrze.

ś

adnej dziury w szyi, niczego. Pomy

ś

lałem ze by

ć

mo

ż

e, to był sen, ale

wtedy—wtedy spróbowałem opu

ś

ci

ć

dom.

-

Co sie stało?

-

Zacz

ą

łem dryfowa

ć

daleko. Jak dym. Wróciłem do

ś

rodka zanim było zbyt

ź

no, ale zrozumiałem po kilku kolejnych próbach,

ż

e nie mogłem odej

ść

. Nie

wa

ż

ne, czy drzwiami lub w jaki

ś

inny sposób. Ja tylko—przestałem by

ć

soba.- Oczy

Michaela wygl

ą

dały teraz na udr

ę

czone i Claire widziała, jak przeszedł go dreszcz. -

To był wystarczaj

ą

co złe, ale wtedy przychodził ranek

-

I co sie działo?

-

Umierałem- Michael powiedział. -Od nowa. I to bolało.

Claire wył

ą

czyła to. Było co

ś

złego w słuchaniu tego, widz

ą

c, jak on opuszcza swoja

gard

ę

tak nisko. Michael zawsze starał si

ę

pokaza

ć

ze to wszystko jest w porz

ą

dku,

jako

ś

. Nie wiedziała jak bardzo, go to przera

ż

ało. I, zrozumiała, ze naprawd

ę

nie

chciała wiedzie

ć

, co czuł, kiedy przeobraził sie w prawdziwego wampira przez

Amelie, aby by

ć

w stanie

ż

y

ć

po za dom. Wiedziała juz zbyt du

ż

o.

Tam było około dwudziestu innych wywiadów wideo w tym folderze, ale był jeden,
przy którym Claire zawahała si

ę

, wtedy klikn

ąć

podwójnie na ikonie.

Kamera złomowała, ustabilizuj

ą

obraz i wtedy zapaliły sie

ś

wiatła. -Prosz

ę

daj nam

twoje imi

ę

, dat

ę

, gdy zostałe

ś

wampirem, twoje miejsce urodzenia i twoja dat

ę

ś

mierci.- To był głos, Kim’s, ale tym razem zabrzmiała na zdenerwowana, wcale nie

jak ta m

ą

drala, która znała Claire. -Prosz

ę

.

Oliver pochylił si

ę

z powrotem w krze

ś

le, spogl

ą

daj

ą

c jakby czuł co

ś

paskudnego i powiedział, -Oliver. Zatrzymam moje nazwisko dla siebie, je

ś

li mo

ż

na.

Stałem sie wampirem w 1658.. W Huntingdon, Cambridgeshire, Wschodniej Anglii,
Anglii, w 1599.. Tak, poniewa

ż

widzisz, nie byłem młodym m

ęż

czyzn

ą

, kiedy

zostałem przemieniony.
-

To był twój wybór?

Oliver gapił si

ę

, na Kim, ukryta za kamera, tak długo,

ż

e nawet Klara czuła si

ę

nerwowo. Wtedy powiedział, -Tak. Umierałem. To było moja jedna szansa, by
zatrzyma

ć

władz

ę

, któr

ą

osi

ą

gn

ą

łem. To była złodziejska sztuczka, targowałem sie z

moim diabłem, nie mogłem utrzyma

ć

władzy, któr

ą

starałem si

ę

zachowa

ć

.. Wi

ę

c

zyskałem nowe

ż

ycie i straciłem.

-

Kto cie przemienił.

-

Bishop.

-

Ach—chcesz powiedzie

ć

cokolwiek o Bishopie...

-

Nie - Oliver nagle wstawał, z ogniem w oczach i zerwał mikrofon. - Nie

zgadzam sie na dalsze nagrywanie. Przeszło

ść

to przeszło

ść

. Pozwólmy jej umrze

ć

.

Kim, bardzo cicho, powiedziała, -Ale zabiłe

ś

go. Prawda? Ty i Amelie?

Oczy Olivera stały si

ę

czerwone. - Nic o tym nie wiesz, mała dziewczynko z

twoimi głupimi zabawkami. I pomódl si

ę

do Boga,

ż

eby

ś

nigdy sie nie dowiedziała.

Oliver uderzył w kamer

ę

i Kim zaskamlała i to był to.

Znikł obraz.
-

Dobrze sie bawisz - powiedział głos Olivera i przez sekund

ę

Claire my

ś

lała ze

to było z ekranu komputera, wtedy zrozumianym,

ż

e to przyszło za ni

ą

. Obróciła

głow

ę

, wolno, by znale

źć

go stoj

ą

cego blisko drzwi małego pokoju, opieraj

ą

cego si

ę

o

ś

cian

ę

. Miał na sobie koszulk

ę

z logiem Common Grounds i cargo spodnie, on nie

wygl

ą

dał jak pi

ę

ciuset letni wampir. On nawet miał kolczyk znaku pokoju w jednym

uchu.

background image

str. 4

-

Ja—chciałam wiedzie

ć

o historycznych wywiadach, to jest wszystko.

Przepraszam.- Klara wył

ą

czyła komputer

i stawała. -B

ę

dziesz znów próbował mnie zabi

ć

?

-

Dlaczego? Czy chcesz by

ć

przygotowana?- Podnosił głow

ę

w ni

ą

.

-

Chciałbym widzie

ć

, gdy to b

ę

dzie sie zbli

ż

a

ć

.

Delikatnie u

ś

miechn

ę

ła si

ę

.

-

Nie wszyscy maj

ą

ten luksus. Ale nie. Zostałem wyszkolony przez moja pani.

Nie podnios

ę

palca na ciebie, mała Claire. Nawet gdyby

ś

o to prosiła,

Claire szła wolno do drzwi. On u

ś

miechn

ą

ł si

ę

szerzej i jego spojrzenia pod

ąż

yło za

ni

ą

cała drog

ę

... ale pu

ś

cił ja.

Kiedy obejrzała si

ę

, był przy komputerze, klikaj

ą

c myszka. Usłyszała, jak jego

wywiad zacz

ą

ł si

ę

i usłyszała, jak jego nienagrany głos mrukn

ą

ł przekle

ń

stwo.

Nagranie urwało si

ę

.

Wtedy cały boks został rozerwany i komputer został rozbity o podłog

ę

z

wystarczaj

ą

c

ą

sił

ą

, by roztrzaska

ć

okno trzy stopy od niej.

Kto

ś

nie był zadowolony z tego jak wygl

ą

dał na filmie.

Claire zacz

ę

ła biec, uchylaj

ą

c sie przed kolejnymi rz

ę

dami ksi

ąż

ek, obróciły

si

ę

na lewo w niemieckie ksi

ąż

ki, by uda

ć

si

ę

do wyj

ś

cia.

I potkn

ą

ł si

ę

, o Kim, która siadała na podłodze biblioteki gapi

ą

c si

ę

w ekran telefonu

komórkowego jak gdyby trzymała sekret wszech

ś

wiata.

-

Hej!- Kim zaprotestował i Klara leciała głow

ą

na dywan. Obróciła sie lec

ą

c w

dół, uwalniaj

ą

c kopni

ę

ciami z nóg Kim i pełzna wstecz. -W porz

ą

dku?

-

Ś

wietnie- powiedziała Claire i wstała, by strzepn

ąć

z siebie kurz. -Co do diabła

tu robisz.
-

Badania-, powiedziała Kim.

-

W niemieckim?

-

Nie powiedziałem, szukam ksi

ąż

ki, kretynko. Ale mogłabym czyta

ć

po

Niemiecku. To jest mo

ż

liwe.

-

A umiesz?

Kim u

ś

miechn

ę

ła si

ę

. -Tylko przeklina

ć

. I, gdzie jest łazienk

ą

, na wypadek gdybym

utkn

ę

ła w Berlinie. Hej, co to był za huk?

-

Och. Oliver. On tylko znalazł wywiad, który zrobiłe

ś

z nim.

Szeroki u

ś

miech, Kim zszedł z twarzy. -On zabił mój komputer, racja? Cały

roztrzaskał - nie był szcz

ęś

liwy.

-

Nie,- Oliver powiedział i wyszedł za rogu. W jego oczach migotała czerwie

ń

i

jego blade r

ę

ce były zaci

ś

ni

ę

te w pi

ęś

ci. -Nie, Oliver nie jest szcz

ęś

liwy w ogóle.

Powiedziała

ś

mi,

ż

e zniszczyła

ś

wywiad.”

-

Skłamałam,- Kim powiedział. - Stary, nie pracuj

ę

dla ciebie. Zlecono mi prac

ę

,

przez rad

ę

, ze stypendium i wszystkim. Wiec robi

ę

to. I teraz jeste

ś

winnym mi nowy

komputer. My

ś

l

ę

ze mo

ż

e by

ć

laptop.

Wygl

ą

dała na zbyt spokojna. Oliver zauwa

ż

ył to tak

ż

e. -To nie była jedyna kopia.

-

Epoka Cyfrowa. To jest smutny, smutny

ś

wiat i jest pełen

ś

ci

ą

ganych kopii.

-

Przyniesiesz wszystkie do mnie.

-

Stary nie-, Kim powiedział i zamkn

ę

ła telefon. -Jestem do

ść

pewna,

ż

e nie. I

jestem do

ść

pewna,

ż

e b

ę

dziesz musiał to prze

ż

y

ć

, poniewa

ż

to jest ulubiony projekt

Amelie’s. Nawet nigdy nie doszli

ś

my tak daleko. To nie jest tak ze powiedziałe

ś

mi o

swoich cennych momentach lub o czym

ś

kr

ę

puj

ą

cym. Pogód

ź

sie z tym- Spojrzała

na swój du

ż

y, zegarek na jej nadgarstku i wstała. - Ups, musze lecie

ć

. Mam prób

ę

za

pół godzina. I hej, i ty tez, Mitch. Bez urazy, w porz

ą

dku?

Oliver nic nie powiedział. Kim wzruszył ramionami i poszła do wyj

ś

cia.

background image

str. 5

-

Nie lubi

ę

jej,- Klara zaoferowała.

-

W ko

ń

cu, mamy co

ś

wspólnego- Oliver powiedział. -Ale ona ma racj

ę

do

jednej rzeczy: musz

ę

i

ść

na prób

ę

To zabrzmiał bardzo—normalnie. Bardziej normalnie ni

ż

wi

ę

kszo

ść

rzeczy, które

Oliver powiedział. Klara czuła ze jej napi

ę

cie min

ę

ło. - Wiec jak idzie? Gra?

-

Nie mam

ż

adnego pomysłu. Nie grałem od stu lat i pomysł Ewy i Kim bycia

odtwórca głównej roli nie napełnia mnie zaufaniem.- To brzmiało z sarkazmem i Klara
wzdragała si

ę

troch

ę

.

-

Sto lat. Co było ostatni

ą

rola, która grałe

ś

?

-

Hamlet.

Oczywi

ś

cie.





Jak poszła próba Claire nie wiedziała; zmierzała do Common Grounds, gdzie

była umówiona, by spotka

ć

si

ę

z (och) Monika. Przynajmniej były z tego korzy

ś

ci.

-

Pieni

ą

dze w na stół,- powiedziała, gdy w

ś

lizgn

ę

ła si

ę

na miejsce naprzeciwko

ulubionego miejsca burmistrza—i tylko—siostry.
Monika zrobiła co

ś

sprytnego z włosami i to sprawiło ze jej twarz była pokryta

zasłona pazurków. Chocia

ż

raz, była sama; bez Georginy i Jennifer, i nie nawet jako

kawowy tyran.
Monika posłała Claire obrzydliwe spojrzenie, ale wło

ż

yła r

ę

k

ę

do swojego

designerskiego plecaka, wzi

ę

ła swój designerski portfel, odliczyła pi

ęć

dziesi

ą

t

dolarów i rzuciła je przez stół. -Lepiej

ż

eby było warto,- powiedziała. -Naprawd

ę

nienawidz

ę

tych zaj

ęć

.

-

Wiec je rzu

ć

.

-

Nie mog

ę

. To jest jak szkoła rdzenia dla mojego przedmiotu kierunkowego.

-

Czyli, co?

-

Biznes.

To interesuj

ą

ce.

-

Wiec, od czego chcesz zacz

ąć

? Co sprawia ci najwi

ę

kszy kłopot?

-

Nauczyciel, odk

ą

d zacz

ą

ł dawa

ć

te głupie punktowane quizy i nie przestaj

ę

ich

rzuca

ć

.- Monika zanurkowała w plecaku i wyci

ą

gn

ę

ła trzy pokre

ś

lone kartki, które

oznaczone były na zielono,—nauczyciel musiał przeczyta

ć

gdzie

ś

,

ż

e czerwony

przyprawia studentów o stres lub co

ś

takiego, ale Claire pomy

ś

lała,

ż

e przez taka

ilo

ść

przekre

ś

le

ń

, kolor pióra był najmniejszym problemem Moniki

-

Wow-, powiedziała i przerzuciła strony. - Naprawd

ę

nie rozumiesz ekonomii w

ogóle.
-

Nie zapłaciłam ci pi

ęć

dziesi

ę

ciu dolarów dla usłysze

ć

oczywiste rzeczy,-

Monika wskazała. –Tak tak. Nie rozumiem tego, naprawd

ę

nie chce, ale musze. Wiec

daj mi równowarto

ść

moich pi

ęć

dziesi

ę

ciu dolarów w wiedzy, juz.

-

Dobrze —ekonomia jest tak naprawd

ę

teoria gry, tylko ze z pieni

ę

dzmi.

Monika tylko gapiła si

ę

na ni

ą

.

-

To była prosta wersja.

-

Oddaj mi moje pieni

ą

dze z powrotem.

Wła

ś

ciwie, Klara potrzebowała ich—có

ż

, Monika musiała jej zapłaci, naprawd

ę

—wi

ę

c

wyszła z kilkoma chłodnymi wytłumaczeniami, pokazała Monice sposób
zapami

ę

tywania formułek i kiedy u

ż

y

ć

ich . . . i zanim sko

ń

czyły, było co najmniej

dziesi

ę

ciu innych studentów wychylaj

ą

cych si

ę

, by posłucha

ć

i robi

ć

notatki w

background image

str. 6

ż

nych punktach. To było w porz

ą

dku, oprócz tego ze Monika nie przestawała

żą

da

ć

pi

ę

ciu dolarów od ka

ż

dego z nich, co oznaczało,

ż

e dostała darmowa lekcj

ę

.

Nadal, nie tak złego popołudnia. Claire sko

ń

czyła czuj

ą

c sie troch

ę

szcz

ęś

liwa; nauczenie—nawet Moniki—zawsze sprawiało ze czuła si

ę

lepiej.

Czuła sie o wiele lepiej kiedy widziała,

ż

e Shane przyszedł odprowadzi

ć

ja do

dom.
-

Cze

ść

- powiedział, gdy stan

ę

ła koło niego obok niego. - Udany dzie

ń

?

Rozwa

ż

ała dokładnie, co odpowiedzie

ć

, i w ko

ń

cu powiedziany, -Nie najgorszy.- Nikt

nie został zabity do tej pory. W Morganville, to był prawdopodobnie dobry dzie

ń

. -

Monika zapłaciła mi pi

ęć

dziesi

ą

t dolarów za korepetycje.

Shane trzymał ja za r

ę

k

ę

i ona podskoczyła, by pocałowa

ć

go w policzek bez

gubienia kroku.- A twój?
-

Było mi

ę

so. Pokroiłem je na plasterki du

ż

ym, ostrym no

ż

em. Bardzo m

ę

skie.

-

Jestem pod wra

ż

eniem.

-

Oczywi

ś

cie ze jeste

ś

. A wi

ę

c to jest nasza rocznica...

-

nie jest!

-

ż

powiedziałem Kim,

ż

e jest i wtedy obiecałem zabra

ć

ci

ę

do miłej

restauracji.
-

Z obrusami- , Claire zgodziła si

ę

. -Wyra

ź

nie pami

ę

tam obrusy.

-

Chodzi o to ze cie zabieram,. W porz

ą

dku?”

-

Raczej nie.. Moja twarz zaczyna si

ę

dopiero leczy

ć

. Mam siniaki na całym

moim gardle. Ostatnia rzecz, jaka chc

ę

to i

ść

do miłej restauracji gdzie ka

ż

dy b

ę

dzie

si

ę

gapił i zastanawia si

ę

, czy maltretujesz mnie. Nie cieszyłabym sie z jedzenia w

ogóle.
-

My

ś

lisz zbyt du

ż

o.

Wzi

ę

ła go z r

ę

k

ę

. -Prawdopodobnie.

-

W porz

ą

dku, wtedy. Co powiesz na kanapk

ę

zaproponowana na miłej, czystej

serwetce, w moim pokoju?
-

Jeste

ś

takim romantyczny.

-

Jest w moim pokoju.

Byli około dwóch przecznic od Common Grounds— mniej wi

ę

cej w połowie dogi do

domu —kiedy latarnie uliczne zacz

ę

ły gasn

ąć

, jedna za druga, zaczynaj

ą

c od tych za

nimi i i

ść

szybko w przód, poniewa

ż

ka

ż

da klikn

ę

ła przy gaszeniu. Nie było jeszcze

całkiem pełna ciemno

ść

, ale to działo sie tak szybko, jaki cie

ń

czerwonego zachodu

sło

ń

ca zanikaj

ą

cego za horyzontem.

-

Claire? - Shane rozgl

ą

dał sie do kola, tak jak ona, czuj

ą

c,

ż

e instynkty

zaczyna wysyła

ć

ostrze

ż

enie.

-

Cos jest nie tak - powiedziała. - Cos tu jest.

Krwawa forma wyszła z ciemno

ś

ci do nich i Shane ukrył Claire za plecami. To był

Wampir — czerwone oczy, wystaj

ą

ce kły, plamy krwi na bladej twarzy i r

ę

kach.

Claire znała go, zrozumiała to po sekundzie czystej adrenaliny i szoku. On miał na
sobie to same obszarpane, tłuste ubranie od ostatniego razu jak go widziała: Morley,
wampir cmentarzyska, który próbował wci

ą

ga

ć

w zasadzk

ę

Amelie.

Zobaczył i zadyszał, -Ja

ś

nie pani, powiedz twojej nauczycielce — powiedz jej…

Pochylił sie do Claire, bez równowagi i Shane odepchn

ą

ł go daleko. Morley rozwalił

si

ę

na

chodniku i potoczył si

ę

jak piłka.

Przestraszony.
-

w porz

ą

dku,- Claire powiedziała i poło

ż

yła r

ę

k

ę

na ramieniu Shanea.

Ostro

ż

nie kucn

ę

ła blisko pokrwawionego ciała Morley. -Panie Morley? Co si

ę

stało?

background image

str. 7

-

Zbóje- , szepn

ą

ł. -Dr

ę

czyciele.- Co

ś

sprawiało,

ż

e cofał si

ę

i nasłuchiwał przez

sekund

ę

, wtedy z bólem wstał. Claire skoczyła wstecz, na wszelki wypadek, ale

Morley nawet
Nie patrzył na ni

ą

. -Oni nadchodz

ą

. Uciekajcie.

Co

ś

sie zbli

ż

ało, w porz

ą

dku. Morley potkn

ą

ł si

ę

, ruszaj

ą

c si

ę

w normalnej

szybko

ś

ci wampira i Claire usłyszała daleki d

ź

wi

ę

k biegn

ą

cych stóp, głosów

wołaj

ą

cych do siebie i podekscytowanych okrzyków.

Po kilku sekund, widziała ich —sze

ś

ciu młodych m

ęż

czyzn, nie starszych ni

ż

Shane.

Dwóch miało na sobie TPU kurtki. Byli zupełnie pijani, co znaczy ze szukaj

ą

kłopotów

i wszyscy byli uzbrojeni —w kije do baseballu,

ż

elazne pr

ę

ty, kołki. Zwolnili kiedy

zauwa

ż

yli wzrok Claire i Shanea i zmienieni kierunek, by przyj

ść

obok nich.

-

Hej!- jeden z nich wrzasn

ą

ł. - Widzieli

ś

cie starego kolesia biegn

ą

cego tutaj?

-

Dlaczego? Co on zrobił, czy ukradł ci portfel?- Shane odszczekał z powrotem.

Claire wbiła paznokcie w jego r

ę

k

ę

w ostrze

ż

eniu, ale on nie zwracał uwagi. -Jezus,

idioci, my

ś

licie,

ż

e co robicie?

-

Czy

ś

cimy ulice,- inny powiedział i zamachn

ą

ł sie swoim kijem jak gdyby on

naprawd

ę

wiedział, jak u

ż

y

ć

go.

-

Usłyszeli

ś

my,

ż

e zabił dziecko,- powiedział pierwszy m

ęż

czyzna— najmniej

pijany, o ile Claire mogłaby to stwierdzi

ć

i równie

ż

był najpodlejszy. Nie podobał jej

sie sposób, w jaki on patrzył na Shanea i j

ą

. - Wyssał je do sucha, zaraz na placu

zabaw. Nie pozwolimy

ż

eby to ucichło, człowieku. On musi zapłaci

ć

za to.

-

Masz jaki

ś

dowód?

-

Chrzanie twoje dowody. Te potwory unikaj

ą

kary od stu lat. Schwycimy je,

damy nauczk

ę

, której oni nie zapomn

ą

.-

Ś

miał si

ę

, si

ę

gn

ą

ł do kieszeni i wyci

ą

gn

ą

ł

co

ś

. Rzucił to na ziemie przed stopy Shanea. Na pocz

ą

tku Claire nie mogła

stwierdzi

ć

co to było i nagle zrozumiała.

Z

ę

by: kły wampira, wyrwane z korzeniem.

Shane powiedział, - Sam sie nokautujesz , człowieku. Poszedł w tamta stron

ę

.-

Kiwn

ą

ł głow

ą

w kierunku w którym Morley nie poszedł. - Udanej pracy.

-

Ty jeste

ś

Collins, racja? Twój tata był jednym piekielnym faceta. On stawał w

obronie nas.
Ojciec Shanea był obel

ż

ywym dupkiem, który nie troszczył si

ę

o nikogo, o ile Klara

była w stanie to stwierdzi

ć

; on na pewno nie troszczył si

ę

o Shanea. Pomysł, ze

Frank Collins został, bohaterem podziemi Morganville sprawiał,

ż

e Klara chciała

zwymiotowa

ć

.

-

Dzi

ę

ki- , powiedział Shane. Jego głos był neutralny i bardzo mocny. -Zabieram

moj

ą

dziewczyn

ę

do domu.

-

J

ą

? Ona jest jednym z nich. Jednym z Renegatów. Pracuje dla wampirów.

-

Nie jest lepsza ni

ż

wampy,- inny doło

ż

ył.

-

Słyszałem,

ż

e ona pracowała dla Bishopa - powiedział trzeci, który miał

ż

elazny pr

ę

t spoczywaj

ą

cy na jego ramieniu. – Roznosz

ą

c dookoła jego rozkazy

ś

mierci. Jak jeden z tych nazistowskich współpracowników.

-

Ź

le słyszałe

ś

- Jan powiedział. -Ona jest moj

ą

dziewczyn

ą

. Teraz odczepcie

sie
-

Usłyszmy to od niej,- powiedział lider grupy i spojrzał na Claire. -Wiec?

Pracujesz dla wampirów?

Jan wysłał jej szybkie, ostrzegawcze spojrzenie. Claire wzi

ę

ła gł

ę

boki oddech i

powiedziała, -Całkowicie.
-

Ach psiakrew, - Sapn

ą

ł Shane - W porz

ą

dku, wiec biegnij.

Zaskoczony mini gang wystartował; alkohol zwolnił ich, my

ś

li Claire

background image

str. 8

kotłowały sie w dyskusji nad tym, kogo oni powinni

ś

ciga

ć

, ludzi czy wampiry. Shane

chwycił r

ę

k

ę

Claire i popchn

ą

ł j

ą

przed siebie, biegn

ą

c jak gdyby ich

ż

ycie zale

ż

ało

od tego. Latarnie uliczne były zgaszone i Claire miała kłopoty z zauwa

ż

eniem

kraw

ęż

ników i p

ę

kni

ęć

w chodniku w przy

ć

mionym

ś

wietle gwiazd.

Przebiegli prawie przecznice zanim ona usłyszała wycie za nimi. Grupa była za nimi.
-

Dalej - , Shane dyszał i pchn

ą

ł j

ą

szybciej. To było trudne dla Claire; ona była

molem ksi

ąż

kowym, a nie sprinterem a poza tym, jej nogi były około sze

ś

ciu cali

krótsze ni

ż

jego. - Dalej Claire! Nie zwalniaj!

Jej płuca płon

ę

ły juz ogniem. Musze,

ć

wiczy

ć

wi

ę

cej , my

ś

lała oszalała .Zanotuj

sobie: regularnie biega

ć

.

Co

ś

uderzyło j

ą

w plecy i Claire zgubiła jej rytm i upadła mocno o chodnik.

Shane wrzasn

ą

ł, stan

ą

ł i obrócił si

ę

, by zasłoni

ć

j

ą

. W ci

ą

gu sekundy, grupa facetów

był przy nich i Claire widziała jak Shane odbiera jednemu facetowi kij i u

ż

ywa go, by

wybi

ć

ż

elazny pr

ę

t innemu napastnikowi.

Cie

ń

wynurzył sie ponad ni

ą

i spojrzała w gore, by zobaczy

ć

faceta, który

wydawał sie około dziesi

ę

ciu stóp wy

ż

szy od niej podnosz

ą

cy kij do baseball ponad

głow

ą

, celuj

ą

c prosto w ni

ą

. Claire chwyciła go dookoła kolan i energicznie szarpn

ę

ła,

mocno. On wrzasn

ą

ł zaskoczony, poniewa

ż

jego nogi zło

ż

yły sie i upadł do tyłu. Kij

uderzył o ziemi

ę

ze stukotem i Claire podniosła go, gdy wstała.

Shane hu

ś

tał si

ę

z precyzj

ą

, wymachuj

ą

c broni

ą

i by

ć

mo

ż

e łami

ą

c r

ę

ce tu i tam,

gdyby musiał. Wszystko, co musiała zrobi

ć

to sta

ć

tam i wygl

ą

da

ć

przera

ż

aj

ą

co.

Sko

ń

czyło si

ę

po kilku sekundach. Co

ś

sie zmieniło i oni mieli do

ść

. Claire

stała tam trz

ę

s

ą

c si

ę

, kij nadal trzymała w gotowo

ś

ci, do momentu gdy ostatni facet

wstał z chodnika i słaniaj

ą

c sie odszedł daleko.

Shane upu

ś

cił kij i poło

ż

ył obie r

ę

ce na jej ramionach. - Claire? Popatrz na

mnie. Czy jeste

ś

cała? Kto

ś

uderzył ci

ę

?

-

Nie - czuła ze si

ę

trz

ę

sie i miała zdarta skór

ę

na kolanach i dłoniach po

upadku, ale to było wszystko. –Mój Bo

ż

e. Oni chcieli nas zabi

ć

. Ludzie chcieli nas

zabi

ć

. Z powodu mnie.

-

To nie miało znaczenia,- Jan powiedział j

ą

i pocałował ja w czoło gor

ą

cymi

ustami. - Oni chcieli zniszczy

ć

ka

ż

dego kto stanie im na drodze . Sprawa wampira

była tylko usprawiedliwieniem. Dobrze, Claire. Dobra robota.
-

Wszystko, co zrobiłam to trzymałam kij.

-

Trzymała

ś

go tak, jakby

ś

chciała go u

ż

y

ć

.- Obj

ą

ł ja r

ę

ka, druga r

ę

k

ą

podniósł

oba kije, zarzucaj

ą

c je na lewe ramie. - Idziemy do domu.





Kiedy przyszli do domu, po dostaniu awantury trzeciego stopnia od Michaela,

ź

niej od Ew

ę

, musieli stan

ąć

przed Zało

ż

ycielk

ą

. Nie z własnego wyboru; Claire

szybko wykonała telefon na policje i pozwoliła by wie

ś

ci rozeszły sie kanałami, ale

Michael pomy

ś

lał,

ż

e Amelie mogłaby zechcie

ć

zada

ć

wi

ę

cej pyta

ń

.

I miał racj

ę

, poniewa

ż

, gdy tylko odło

ż

yła telefon, fala uczucia przemkn

ę

ła przez dom

—jak poryw wiatru, tylko psychicznego. Claire wła

ś

ciwie czuła jak zamki które

nało

ż

yła na portale p

ę

kaj

ą

i otwieraj

ą

si

ę

.

Amelie przyszła osobi

ś

cie.

Michael zrozumiał to tak

ż

e —on i Claire wydawali si

ę

bardziej poł

ą

czeni z domem ni

ż

Shane i Eve.
-

To było szybkie,- powiedział. -Domy

ś

lam si

ę

,

ż

e lepiej b

ę

dzie jak pójdziemy.

background image

str. 9

-

Gdzie?- Shane spytał, marszcz

ą

c brwi.

-

Amelie- , Claire westchn

ę

ła. -Miałam nadziej

ę

na gor

ą

ca k

ą

piel.

Ich czwórka, w duchu solidarno

ś

ci, poszła z trudem na gór

ę

do ukrytego

pokoju. Lampy Tiffany —minus ta jedna zniszczona —płon

ę

ły, napełniaj

ą

c

ś

ciany

kolorem i

ś

wiatłem, ale

jako

ś

nic z tego nie spadło na Amelie, która wygl

ą

dała blado jako ko

ść

i bardzo

srogo. Była ubierana w czysta, zimna biel i jej usta wydawały si

ę

prawie niebieskie.

Jej oczy wydawały sie bardziej srebrne ni

ż

szara, ale by

ć

mo

ż

e to było z powodu

metalicznego blasku jej bluzki spod kurtki.

Claire zastanawiała si

ę

, dlaczego przejmowała si

ę

drobiazgowym ubieraniem,

gdy Amelie rzadko opuszczała swój dom tych dniach; ona przypuszczała ze to
dojrzewa wraz, z byciem królowa, w dalekiej przeszło

ś

ci musiała wygl

ą

da

ć

doskonale, to był nawyk z którego nie mogła sie otrz

ą

sn

ąć

.

Amelie przyj

ę

ła wiadomo

ść

o gangu który chce zabi

ć

wampiry bez wi

ę

kszego szoku,

Claire pomy

ś

lała; ona siedziała tam wygl

ą

daj

ą

c chłodno i spokojnie, ze zło

ż

onymi

r

ę

kami i słuchała opowie

ś

ci Shanea i Claire bez jakiegokolwiek wyra

ż

enia. Ale było

co

ś

w jej twarzy kiedy Claire opisała gar

ść

wyrwanych kłów wampira, które widziała,

ale co to było, Claire nie mogła sie domy

ś

li

ć

. Wstr

ę

t, by

ć

mo

ż

e ból.

-

To wszystko?- Amelie spytał. Brzmiała chłodno. -Co z Morley? Czy

widzieli

ś

cie, dok

ą

d on poszedł?

- Nie wiemy- Claire powiedziała. -On wygl

ą

dał —na rannego. Bardzo rannego, by

ć

mo

ż

e.

-

Obawiałam si

ę

tego, -Amelie powiedział i wstała, by szybko pochodzi

ć

.

-

Obawiała

ś

sie czego?- Michael spytał. Opierał si

ę

o

ś

cian

ę

z zło

ż

onymi

r

ę

kami, wygl

ą

dał bardzo powa

ż

nie. - Straci

ć

kontrol

ę

?

Amelie zatrzymał si

ę

, zmarszczyła brwi przy rozbitej lampie, ci

ą

gn

ą

c blade

palce ponad schludnym kawałku metalu. - Obawiałam sie,

ż

e ludzie mogliby przesta

ć

sie ba

ć

, je

ż

eli zaoferuje sie im zbyt wiele wyrozumiało

ś

ci, - powiedziała. -Reguły

Morganville egzystowały nie bez powodu. Zostały stworzone, by ochroni

ć

kilku

silnych przed tłumem kruchych. Nawet olbrzym mo

ż

e zosta

ć

zniszczony przez

żą

dła

owadów, je

ż

eli b

ę

dzie ich dostatecznie du

ż

o.

-

Nie o to, chodziło w twoich regułach,- powiedział Shane. -One tylko ułatwiały

wampirom, zabijanie nas nie pozwalaj

ą

c ludziom zem

ś

ci

ć

si

ę

.

Amelie wysłał mu chłodne spojrzenie, ale naprawd

ę

inaczej nie zareagowała. -

Otrzymałam sprawozdania z innych wydarze

ń

, mniej powa

ż

nych ni

ż

to. Wydaje si

ę

ten gang bandytów

ś

miało ro

ś

nie i musi zosta

ć

zatrzymany.

-

Oni powiedzieli co

ś

o Morley’u zabijaj

ą

cym dziecko,- Jan powiedział.- Cos

takiego?
-

W

ą

tpi

ę

w to.- Amelie spotkał jego spojrzenie na kilka sekund, wtedy

kontynuowała spacer. -Nie miałam

ż

adnych sprawozda

ń

o zagini

ę

ciu dziecka. Jak

wiesz to jest

ś

ci

ś

le sprzeczne z naszym prawem, ludzkim lub wampirzym. Nie mog

ę

powiedzie

ć

,

ż

e to nigdy nie zdarza si

ę

, ale to zdarza si

ę

tez w ludzkim

społecze

ń

stwie. Tak?

-

By

ć

mo

ż

e, ale, dlaczego oni wyładowali sie na Morley?

Ona wzruszyła ramionami. -Morley jest łatwym celem, jak wszystkie wampiry,

które wol

ą

nie zgadza

ć

sie na lojalno

ść

. Oni s

ą

pot

ęż

ni w sobie, ale odosobnieni.

Morley

ż

ył surowo i samotnie przez pewien czas. To nie dziwi,

ż

eby ludzie mszcz

ą

si

ę

na tych najsłabszych. W innych miastach, napadaj

ą

na bezdomnych prawda?

-

Nic z tym nie zrobisz? - zapytała Claire Klara spytała.

background image

str. 10

-

Jest prawo. Zakładałam,

ż

e oni b

ę

d

ą

je przestrzega

ć

. Dopóki bandyci nie

zostan

ą

schwytani i ukarani, ostrzeg

ę

wszystkie wampiry, by uwa

ż

ały.- Amelie

u

ś

miechn

ą

ł si

ę

wolno. -I udziel

ę

im pełnego pozwolenia w kwestii samoobrony,

oczywi

ś

cie. To powinno poło

ż

y

ć

kres sprawom szybko.

Claire nie była tego taka pewna. Wpierw, Morley i jego wampy miały sprzeczk

ę

z

Amelie i wtedy Oliver wysun

ą

ł sie spod jej władzy i zechciał by

ć

nast

ę

pc

ą

tronu.

Teraz byli ludzie chodz

ą

cy dookoła szukaj

ą

cy problemu. I Amelie tylko wydawała si

ę

. . . nie w temacie.
Wydawało si

ę

,

ż

e, jak bardzo oni starali sie poskłada

ć

Morganville, to rozpadało sie

całkowicie wokoło ich.
-

Wierz

ę

,

ż

e usłyszałam wystarczaj

ą

co,- Amelie powiedział. -Mo

ż

ecie odej

ść

.

Wszyscy.
Nie przestawała chodzi

ć

, jak gdyby nie zamierzała odej

ść

. Claire oci

ą

gała si

ę

,

patrz

ą

c na ni

ą

, gdy inni zeszli schodami i w ko

ń

cu powiedziała, - Czy wszystko w

porz

ą

dku?

Amelie stan

ę

ła, ale naprawd

ę

nie patrzyła na ni

ą

. -Oczywi

ś

cie,- ona

powiedziała. –Jestem —zmartwiona, ale poza tym

ś

wietnie. Dlaczego pytasz?

Poniewa

ż

próbowała

ś

zabi

ć

si

ę

dwie noce temu?

Claire uwa

ż

ała,

ż

e to byłoby nie eleganckie, by zapyta

ć

o to otwarcie.

-

Tylko— je

ż

eli potrzebujesz czegokolwiek . . .

Amelie naprawd

ę

tym razem patrzył na ni

ą

i było co

ś

ciepłego i prawie ludzkie w jej

spojrzeniu.
-

Dzi

ę

kuje.- Osobista zima Amelie’s otoczyła ja znów, zostawiaj

ą

c jej twarz

nieruchoma i zimna. -Nic nie mo

ż

esz zrobi

ć

, Claire. Nic, ka

ż

dy z was nie mo

ż

e

zrobi

ć

. Teraz odejd

ź

.

Ostatnia rzecz nie była pro

ś

b

ą

i Claire wzi

ę

ła to jako odprawienie. Shane czekał na

dole
schodów, spogl

ą

daj

ą

c zdenerwowany nie- całkiem- zmarszczonymi brwiami, które

wygładził w uldze kiedy zobaczył, jak szła by doł

ą

czy

ć

do niego.

-

Nie rób tego - powiedział.

-

Czego?

-

Cos jest poza o ni

ą

wła

ś

nie teraz. Nie widzisz tego? Nie próbuj pomaga

ć

.

Tylko odejd

ź

.

Claire stukała w złot

ą

bransoletk

ę

na jej nadgarstku. -Tak, to zadziała.

Wypchn

ą

ł j

ą

z klatki schodowej i zamkn

ą

ł schowane drzwi. Michael i Eve ju

ż

szli

na dół, r

ę

ka w r

ę

k

ę

.

-

Robi si

ę

ź

no,- powiedział. - Wychodzisz czy zostajesz?

-

To nie musi by

ć

jedno ani drugie? Mo

ż

e zostan

ę

jeszcze godzink

ę

, i wtedy

pójd

ę

?

-

Mi pasuje,- powiedział i wzi

ą

ł jej r

ę

k

ę

. -Mam niespodziank

ę

dla ciebie.

Niespodziank

ą

było to ,

ż

e posprz

ą

tał swój pokój. Nie tylko kilka rzeczy, ale

naprawd

ę

posprz

ą

tał —wszystko pochował, łó

ż

ko po

ś

cielił, po prostu wszystko. Chyba

ż

e . . .

-

Czy przekonałe

ś

Eve?

Wygl

ą

dał na ura

ż

onego i zarazem zbyt niewinnie. -Co masz na my

ś

li?

-

Och, prosz

ę

, Zaproponowałe

ś

cos Eve, by wysprz

ą

tała twój pokój za ciebie.

On westchn

ą

ł. -Potrzebowała troch

ę

gotówki na cos, wiec tak. Ale to dobrze, racja?

Zaimponowałem ci ze pomy

ś

lałem o tym?

Claire za

ś

miała si

ę

. -Tak, jestem pod wra

ż

eniem,

ż

e pomy

ś

lałe

ś

o wydaniu pieni

ę

dzy

ż

eby mie

ć

czysty pokój.

background image

str. 11

-

Warto było, jak długo jeste

ś

pod wra

ż

eniem.- Padł na łó

ż

ko, zostawiaj

ą

c

miejsce dla niej i ona poło

ż

yła si

ę

obok niego otulaj

ą

c jego r

ę

k

ę

. Jej głowa spocz

ę

ła

na jego piersi i słuchała silnego, mocnego uderzenia jego serca. Zastanawiam si

ę

,

czy Ewa przegapia to , Nagle zastanowiła sie Claire. I zastanawiam si

ę

, czy ona

zapomniała i wtedy . . .
-

Hej,- Shane powiedział i połaskotał j

ą

. Zawiła si

ę

. -

ś

adnego my

ś

lenia. To jest

strefa nie-my

ś

lenia.

-

Nic na to nie poradz

ę

.

-

Domy

ś

lam si

ę

ze b

ę

d

ą

musiał cie rozproszy

ć

.

Juz miała powiedzie

ć

, Tak, prosz

ę

, ale on ju

ż

całował j

ą

i jego du

ż

e r

ę

ce

ś

lizgały si

ę

dookoła jej talii i wszystko co mogłaby pomy

ś

le

ć

, to tak gdy jej krew płyn

ę

ła szybciej,

gor

ę

tsza i silniejsza.

Trwało to dłu

ż

ej ni

ż

dwie godziny zanim była w stanie pomy

ś

le

ć

by i

ść

do

domu. Pokusa, by tu
pozosta

ć

, wtuli

ć

sie w ramiona Shanea na zawsze, prawie ogarn

ę

ła ni

ą

, ale

wiedziała,

ż

e musi dotrzyma

ć

obietnicy.

Shane wiedział to tak

ż

e i, poniewa

ż

on delikatnie przeczesał włosy z twarzy palcami,

westchn

ą

ł i pocałował ja w czoło. -Musisz i

ść

- powiedział. -Inaczej, twoi rodzice

zjawia sie z widłami i pochodniami.
-

Przykro mi.

-

Hej, mi tak

ż

e. Pójd

ę

po klucze.- Ze

ś

lizgał si

ę

z łó

ż

ka i ona patrzyła, jak

ś

wiatło

zabłyszczało na jego skórze, gdy si

ę

gał po koszulk

ę

i zakładał ja. To było wszystko,

co mogła zrobi

ć

by nie wyci

ą

gn

ąć

r

ę

ki i poci

ą

gn

ąć

go powrotem. -I naprawd

ę

musisz

sie ubra

ć

, poniewa

ż

, je

ż

eli nie przestajesz patrze

ć

na mnie w ten sposób, nigdzie nie

pójdziemy.

Claire odnalazła spodnie i koszulk

ę

, zało

ż

yła je i schwyciła swój wzrok w

lustrze— w pokoju Shane, nie zasłoni

ę

ta przez sterty rzeczy. Wygl

ą

dała. . . inaczej.

Doro

ś

lej. Zaczerwieniona i szcz

ęś

liwa i

ż

ywa i nie bardzo głupkowato..

On uczyni mnie lepsza, pomy

ś

lała, ale nie powiedziała tego, poniewa

ż

obawiała si

ę

,

ż

e on pomy

ś

li,

ż

e to dziwne.

Shane po

ż

yczył samochód Eve, by odwie

ść

ja do domu jej rodziców —jej

domu? —i przez północ

ą

stała w oknie swojej sypialni i patrzyła, jak du

ż

y, czary

sedan odjechał od kraw

ęż

nika i pojechał w noc.

Mama zapukała do drzwi. Claire mogła odró

ż

ni

ć

rodziców przez ich pukanie.- Wejd

ź

!

Kiedy jej mama nic nie powiedziała, Claire obróciła si

ę

, by popatrze

ć

na ni

ą

.

Wygl

ą

dała na zm

ę

czona i zaniepokojona i

Claire zastanowiła si

ę

, czy wystarczaj

ą

co sie wysypia. Prawdopodobnie nie.

-

Tylko chciałam powiedzie

ć

ci,

ż

e zostawiłem ci półmisek w lodówce, je

ż

eli

jeste

ś

głodna,- Mama powiedziała. –Miała

ś

miły dzie

ń

?

Claire nie miała

ż

adnego pomysłu jak odpowiedzie

ć

,

ż

eby to nie zabrzmiało zupełnie

zwariowanie i w ko

ń

cu powiedziała,- Był w porz

ą

dku.

Miała nadzieje ze szalik który zawin

ę

ła dookoła szyi przykryje siniaki, które

przybierały bogate kolory zachodu sło

ń

ca.

Mama wiedziała,

ż

e to nie była prawda, ale tylko kiwn

ę

ła głow

ą

. -Jak długo jeste

ś

bezpieczna. - Co mniej chodziło o wampiry ni

ż

o Shanea. Claire przewróciła oczami.

-

Mamo

-

Mowie powa

ż

nie.

-

Wiem

background image

str. 12

-

Wiec przesta

ń

patrze

ć

na jakbym była idiotka. Martwi

ę

sie o ciebie ze

b

ę

dziesz zraniona. Nie w

ą

tpi

ę

,

ż

e Shane my

ś

li dobrze, ale jeste

ś

taka…- Mama

szukała innego słowa, ale zadowoliła si

ę

jedynym oczywistym. –Taka młoda.

-

Nie byłam taka młoda

ż

eby zacz

ąć

ta rozmow

ę

.

-

Claire.

-

Przepraszam.- ziewn

ę

ła. -Zm

ę

czona

Mama u

ś

ciskała j

ą

, pocałowała w policzek i powiedziała, -Wiec odpocznij.

Pozwol

ę

ci spa

ć

dłu

ż

ej.



Nast

ę

pnego dnia Claire zaspała na pierwszy zaj

ę

cia, poniewa

ż

jej Mama

mówiła prawd

ę

i budzik zawód lub Claire wył

ą

czyła go zanim tak naprawd

ę

obudziła

si

ę

. W ko

ń

cu wstała wokoło dziesi

ą

tej, czuj

ą

c si

ę

szcz

ęś

liwa i pełna energii. To

mogło by

ć

powodem snem, ale Claire wiedziała,

ż

e nie było to.

ś

yła w

ś

wietle

Shanea.

Spacer do miasteczka uniwersyteckiego było zachwycaj

ą

cy —

ś

wieciło sło

ń

ce,

ogrzewaj

ą

c ulice i wiał mi

ę

kki wietrzyk, który pachniał jak nowa trawa. Drzewa były

pełne nowych zielonych p

ę

dów i kwiaty w ogrodach zakwitły.

Claire była w tak dobrym nastroju,

ż

e kiedy zauwa

ż

yła Kim, uzbrojona z kamer

ą

wideo, wła

ś

ciwie nie wzdrygn

ę

ła si

ę

.

Za bardzo.

Kim nie zwracała uwagi na ni

ą

, co nie było niczym nowym; była skupiona na

facecie w kurtce TPU podrzucaj

ą

cego piłk

ę

do futbolu, który

ś

miał sie z jej

ż

artów,

gdy kr

ę

ciła. Kim przeszła dookoła niego, falowała i nie przestawał filmowa

ć

gdy

zbli

ż

yła si

ę

do grupy dziewczyn siedz

ą

cych na trawniku pod rozpo

ś

cieraj

ą

cym si

ę

drzewem d

ę

bu.

Wi

ę

cej

ś

miechu i wszyscy

ś

miali sie dookoła.

Jestem naprawd

ę

jedyna osoba, która nie lubi jej?

Najwidoczniej.

Kim zauwa

ż

ył j

ą

o tym sam czasie, kiedy telefon Klary zadzwonił. Obróciła sie

plecami do Kim— i kamery —i odebrała nie sprawdzaj

ą

c na ekranie, poniewa

ż

została zaskoczona. - Hallo?
-

Ty suko - To był głos Moniki. -Gdzie jeste

ś

?

-

Przepraszam?

-

Jeste

ś

w miasteczku uniwersyteckim?

Claire mrugn

ę

ła i zeszła z drogi tłumu studentów zmierzaj

ą

cych z Budynku do

angielskiego.
-

Uh, nie. I, dlaczego dokładnie jestem suka, znów?

-

Ź

le si

ę

wyraziłam. Jeste

ś

kłamliwa suk

ą

. Słysz

ę

dzwony!- Monika znaczyła

d

ź

wi

ę

k dzwonów szkolnych, dzwony

z wie

ż

y, które dzwoniły srebrn

ą

melodie gdy zmieniała si

ę

godzina. Z jakiego

ś

dziwnego powodu, grały
bo

ż

onarodzeniowa muzyk

ę

. By

ć

mo

ż

e kto

ś

zapomniał zmieni

ć

ja —lub po prostu

lubił -

Ś

wi

ę

ta Noc.

-

Gdzie jeste

ś

—mniejsza o to, widz

ę

ci

ę

. Stój tam.

Monika rozł

ą

czyła si

ę

. Claire rozgl

ą

dała si

ę

wokoło i widziała,

ż

e Kim filmowała j

ą

—i

Monik

ę

przedzieraj

ą

c

ą

si

ę

w dół schodów Budynku do angielskiego, kieruj

ą

c si

ę

na

chodnik z towarzystwem ogona komety. To nie były tylko Georgina i Jennifer tym
razem; zabrała ze sob

ą

dwie dziwne dziewczyny miej

ą

ce na sobie wiosenne sukienki

background image

str. 13

i słodkie buty i kilku du

ż

ych facetów futbolowy typ —mdły i przystojny i nie zbyt

elegancki, taki jaki lubiła Monika.

Claire rozwa

ż

yła ucieczk

ę

, ale nie, je

ż

eli Kim planowała sfilmowanie całego

zaj

ś

cia. Nie mogłaby

ż

y

ć

ze wstydem. Tylko nie my

ś

lała,

ż

e mogłaby

ż

y

ć

w

powtórkach na YouTube. Monika była ubrana w kwiatowa mini spódniczk

ę

i to

wygl

ą

dała w niej

ś

wietnie, nie pozwoliła by jej opalenizna zbladła podczas zimy i jej

skóra miała zdrowy wygl

ą

d. Szla prosto do Claire i zatrzymała si

ę

kilka stóp od niej,

otoczony przez jej armi

ę

mody.

To było jak bycie zagro

ż

onym przez gang lalek Barbie i Ken.

-

Ty- , Monika powiedziała i wskazała, palcem z doskonale zrobionym manicure

w ni

ą

. Claire skupiła si

ę

na gor

ą

cym ró

ż

owym paznokciu, nast

ę

pnie na twarzy

Moniki.
-

Tak?

-

Chod

ź

tu.

I zanim Claire mogłaby nawet pomy

ś

le

ć

o zaprotestowaniu, Monika ja przytuliła.

Przytulała si

ę

..

Z Monik

ą

.

Klara zapanowała nad sob

ą

, przynajmniej wystarczaj

ą

co by chwyci

ć

Monik

ę

za r

ę

ce i odepchn

ąć

ja do bezpiecznej odległo

ś

ci. -Co do diabła?

-

Suko, jeste

ś

najlepsza. Powa

ż

nie nie mog

ę

w to uwierzy

ć

!

Monika była . . . pobudzona. Szcz

ęś

liwa. Nie chciała jej pobi

ć

.

Znacz

ą

cy sukces. -Nie zrozum tego

ź

le, ale co z tob

ą

?

Monika

ś

miała si

ę

, wyci

ą

gn

ę

ła r

ę

k

ę

do swojej torby i wyci

ą

gn

ę

ła papierowe kartki. To

był test z ekonomii. I miał, napisany w k

ą

cie czerwone, A.

-

To wła

ś

nie si

ę

dzieje - ona powiedziała. -Wiesz jak dawno temu nie dostałam

A? Je

ż

eli, kiedykolwiek? Mój brat si

ę

przekr

ę

ci.

Claire oddała kartki z powrotem. -Gratulacje.
-

Dzi

ę

ki.

Dobry nastrój Moniki znikł, zast

ą

piony przez jej -normalniejsz

ą

twarz suki. -

Domy

ś

lam si

ę

,

ż

e dostałem równowarto

ść

moich pieni

ę

dzy, poza tym.

Z jakiego

ś

powodu, Claire pomy

ś

lała o Shane pl

ą

c

ą

cym Eve, by wysprz

ą

tała jego

pokój. -Bedzie tego wi

ę

cej, zaufa

ć

mi. W porz

ą

dku, wiec. Jeste

ś

my kwita?

-

Jak na razie - Monika powiedziała. -B

ą

d

ź

dost

ę

pna. Mam inne zaj

ę

cia w

których jestem beznadziejna.

Claire ugryzła si

ę

w j

ę

zyk zanim mogłaby powiedzie

ć

, nie w

ą

tpi

ę

w to i

patrzyła jak Monika i grupa odchodzili daleko,

ś

miej

ą

c si

ę

i rozmawiaj

ą

c jak gdyby oni

byli w ich własnej prywatnej reklamie szamponu.
Prawie zapomniała o Kim i kiedy ona schwyciła wzrok zimnego blasku soczewki
kamery z k

ą

ta jej oka, obróciła si

ę

i powiedziała, - Wytnij to, dobrze?

-

Nie ma mowy - Kim powiedział rado

ś

nie, kamera nadal kr

ę

ciła. -Nie, a

ż

sko

ń

czy mi si

ę

kaseta.

-

O to chodzi. Hej, wiec, opowiedz mi o tobie i Monice. Tajny romans?

Ś

miertelni wrogowie? Czy jeste

ś

złymi bli

ź

niakami? No dalej , mo

ż

esz mi powiedzie

ć

;

Nie powiem nikomu!
-

Oprócz ka

ż

dego na Facebooku?

-

ż

, oczywi

ś

cie, tak. No dalej, marnujesz mój czas. Mów!

-

Mam dwa słowa dla ciebie, - Claire powiedziała, - i drugie brzmi SI

Ę

. Wypełnij

luk

ę

.

Kim obni

ż

yła kamer

ę

i wył

ą

czyła ja, potrz

ą

saj

ą

c jej ciemne włosy z jej twarzy.

- Wow. Kto

ś

wstał dzi

ś

lewa noga na

ś

niadanie?

background image

str. 14

-

Nie lubi

ę

jak mnie filmuj

ą

.

-

Nikt nie lubi. I o to chodzi. Chc

ę

uchwyci

ć

ludzi, jacy naprawd

ę

s

ą

. Ten facet

na przykład
Pan Football Kole

ś

? On jest palantem. Nakłoniłam go do rozmowy wystarczaj

ą

co

długiej,

ż

e mo

ż

na naprawd

ę

zobaczy

ć

ze jest palantem. To jest zabawa. Powinna

ś

spróbowa

ć

.

-

Nie dzi

ę

ki.- Claire nie my

ś

lała czy władza która jest w Morganville byłaby

specjalnie zadowolona z filmowej partyzantki i zastanowiła si

ę

, czy kto

ś

powiedział o

tym Oliverowi. On nie wydawał si

ę

lubi

ć

małych projektów Kim.

By

ć

mo

ż

e to było czas na mokke.

-

Hej,- Kim powiedział, poniewa

ż

Claire zacz

ę

ła odchodzi

ć

. -O Shanie.

To ja zatrzymało -A co z nim?
-

Tylko chciałem wiedzie

ć

—czy, czy wy tak na powa

ż

nie lub co

ś

?

-

Tak, jeste

ś

my na powa

ż

nie.- Claire powiedziała to stanowczo, próbuj

ą

c nie

mie

ć

wra

ż

enia co Shane mógłby odpowiedzie

ć

na to pytanie. On nie lubił anga

ż

owa

ć

si

ę

. On zaanga

ż

ował si

ę

; on tylko nie lubił tego mówi

ć

. -Filmowała

ś

gdzie

ś

jeszcze?”

-

Pewnie, wsz

ę

dzie - Kim powiedział. -Dlaczego pytasz, chcesz zobaczy

ć

?

-

Nie. Jestem tylko ciekawa. Co planujesz zrobi

ć

z tym?

-

Widziała

ś

Borat'a ? Tak, cos w tym rodzaju —rodzaj dokumentu - Kim

wzruszyła jednym ramieniem, skupiona na czymkolwiek co działo sie na małym
ekranie jej kamery. -Tylko z wampirami.
-

Filmujesz wampiry?

-

Dobrze, nie oficjalnie. To jest hobby.

To było niebezpieczne hobby, ale Claire domy

ś

liła si

ę

,

ż

e Kim wiedziała o tym. -Tylko

nie filmuj mnie, w porz

ą

dku?

-

Powa

ż

nie? Zrobi

ę

ci gwiazd

ę

!

-

Nie chc

ę

by

ć

gwiazd

ą

.

Gdy odeszła daleko, Kim powiedział

ż

ało

ś

nie, - Ale ka

ż

dy chce by

ć

gwiazd

ą

!






Tłumaczenie: madabob


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wampiry z Morganville rozdział 6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 4
Wampiry z Morganville rozdział 10 czesc 5
Wampiry z Morganville 7 rozdział 5,6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5, rozdziały 5 14
Wampiry z Morganville 7 rozdział 3
Wampiry z Morganville 7 rozdział 9
Wampiry z Morganville 7 rozdział 2
WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 6
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5 Pan złych rządów (rozdział 1 4)
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 12
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 15
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 14 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 10 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 14
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 11 Bitter Blood

więcej podobnych podstron