Barbara Boswell
Od pierwszego wejrzenia
Przełożył
Przemysław Łopatniuk
Tytuł oryginału
Simply Irresistible
Rozdział 1
Było po czwartej, kiedy doktor Jason Fletcher zjawił się w pierwszą sobotę
września na dorocznym pikniku, organizowanym przez Szpital Centralny w parku
Rock Creek. Członkowie komitetu organizacyjnego, przygotowujący właśnie
olbrzymi obiad dia wszystkich uczestników zabawy, przywitali go serdecznie,
- Witaj, Fletcher! A więc w końcu wróciłeś z Irlandii. Musisz nam
opowiedzieć o irlandzkich dziewczynach.
- Za chwilę zaczynamy mecz. Byliśmy pewni, że nie przepuścisz takiej
okazji.
- Zabieraj się do gry, jesteś w drużynie Flynna. Będzie cię potrzebował, żeby
wygrać tegoroczne rozgrywki. Zane Montrose jest w drużynie przeciwników,
wyglądają na niepokonanych.
Fletcher zmarszczył czoło. Niepokonani? Nie uznawał takiego słowa, o ile
nie odnosiło się do niego. Jason Fletcher uwielbiał zwyciężać i odnosić sukcesy, z
reguły też udawało mu się to wyśmienicie. Uważał to za swój obowiązek i
przeznaczenie.
- Zane zwerbował do drużyny niemal wszystkie pielęgniarki, które mają
pojęcie o rzucaniu piłką - poinformowała go rudowłosa fizykoterapeutka,
mieszając górę sałatki warzywnej. - Zdaje się, że w tym roku uda im się wygrać.
Najwyższy czas!
W jej oku zabłysła złośliwa iskierka.
- Będzie mi przykro, jeśli cię rozczaruję, ale nigdy nie przegrywam -
powiedział chłodno.
- Na pewno nie będzie ci przykro. Uwielbiasz rozczarowywać ludzi.
Jason odszedł szybkim krokiem. Najwidoczniej nadal żywiła do niego urazę
o to, że zakończył ich krótki romans. Z pewnością wolałaby poprowadzić go do
ołtarza, w żelazne okowy małżeństwa. Ale mieć nadzieję, że drużyna Fletchera
przegra najważniejszy mecz, to już lekka przesada. Jason był przerażony. Gdzie się
podział sportowy duch?
Chęć rywalizacji pognała Jasona na boisko, gdzie rozentuzjazmowane tłumy
kibicowały obu drużynom. Poczuł, jak powoli opuszcza go zmęczenie wywołane
długim lotem. Uwielbiał te doroczne pikniki, softball i fakt, że zawsze zwyciężała
drużyna, w której grał.
Casey Flynn, główny chirurg pourazowy szpitala i stary przyjaciel Jasona,
odbijał właśnie piłkę. Zane Montrose, który od roku pracował na oddziale
ortopedycznym, grał w drużynie przeciwników.
- Jasonie, nareszcie! - przywitała go z miłym uśmiechem żona Caseya,
Sharla Shakarian Flynn, która również pracowała w Szpitalu Centralnym. -
Zjawiasz się w samą porę. Mecz zaczął się zaledwie piętnaście minut temu, a oni
już wygrywają sześć do zera.
Jason był przerażony. To po prostu niesłychane! Poza nim Casey Flynn był
przecież najlepszym graczem w szpitalu.
- Na studiach Zane miał opinię najlepszego zawodnika w swojej drużynie.
Jest naprawdę doskonały! - powiedziała Sharla.
- Bierzesz to zbyt lekko! - odrzekł Jason z dezaprobatą w głosie. Sharla
wydawała się znacznie bardziej przejęta swoją dwuletnią córeczką Shannon niż
faktem, że jej mąż może przegrać mecz. - Czy grasz w naszej drużynie? - spytał
ostrożnie.
Zawsze lubił Sharlę - była żoną jednego z najlepszych przyjaciół, wzorową
matką i znakomitym pediatrą, ale grała fatalnie. Jason zastanawiał się czasem, jak
Casey przeoczył tak poważną wadę. On sam nie potrafiłby się zakochać w
kobiecie, która nie wie, jak rzucać piłką.
- Nie martw się, Jasonie. Nie gram w tym roku - krótko powiedziała Sharla, a
jej oczy śmiały się radośnie; wiedziała doskonale, dlaczego zadał to pytanie.
- Casey Flynn wyeliminowany! - dramatycznie krzyknął sędzia, po czym
wybuchła ogłuszająca salwa okrzyków radości zmieszanych z gwizdami.
Jason stał jak sparaliżowany.
- Nie mogę w to uwierzyć, Montrose wyeliminował twojego męża z gry! To
już nasza dwunasta rozgrywka, a coś podobnego nigdy dotąd nie przytrafiło się
Caseyowi.
- Wyglądasz, jakbyś miał za chwilę umrzeć - uszczypliwie powiedziała
Sharla. - To przecież tylko zabawa! Raz na wozie, raz pod wozem. Nie zawsze
można wygrać.
- Ja nigdy nie przegrywam. Dam sobie radę ze wszystkimi!
- Tatusiu! - krzyknęła Shannon, gdy zobaczyła zbliżającego się ojca.
Przywitała go jak bohatera, rzucając się z rąk matki w objęcia Caseya z radosnym
uśmiechem na buzi.
Jason szukał słów, którymi mógłby pocieszyć przyjaciela po tak
upokarzającej porażce.
- Zdarza się - zdołał wyjąkać.
Casey wydawał się bardziej zainteresowany wybrykami swojej córeczki niż
niechlubnymi popisami na boisku.
- Już chyba czas, żeby młodsi przejęli nasz tytuł, nie sądzisz? I tak szło nam
dotąd całkiem nieźle. Wygrywamy już, zdaje się, od dziesięciu lat?
- Od jedenastu - poprawił przyjaciela Jason, a twarz mu się zaczerwieniła. -
Jeszcze nie wszystko stracone. W tym roku też wygramy!
- Młodsi? - rzucił szybkie spojrzenie w stronę dwudziestosześcioletniego
Zane'a Montrose'a, otoczonego grupką pełnych podziwu pielęgniarek.
Dziesięć lat temu Jason zaczynał pracę w tym szpitalu jako młody
obiecujący lekarz. Udało mu się i został jednym z najlepszych chirurgów
ortopedów, zyskał szacunek kolegów i podziw pacjentów. Talent, ciężka praca i
umiejętność doskonałego lokowania kapitału zapewniły Fletcherowi finansową
niezależność, a jego powodzenie wśród płci pięknej było pożywką dla wielu plotek,
które stały się w szpitalu legendami,
Jason zmrużył oczy, kiedy posłyszał głosy ślicznych młodych kobiet, które
zebrały się wokół Zane'a. Kiedy to jego po raz ostatni otaczała grupa młodych
dziewcząt mających w oczach nadzieję i podziw? Po chwili Fletcher zdał sobie
sprawę z czegoś innego, niewiarygodnego. Teraz te młode kobiety zwracały się do
niego słowami „panie doktorze”, tonem zarezerwowanym dla przełożonych. To
odkrycie uderzyło go z siłą rozpędzonej piłki.
- Jasonie, czy twoje urodziny są w poniedziałek? - pytanie Sharli wyrwało go
z zamyślenia. - W poniedziałek przyjeżdżają do nas na obiad krewni, mamy
nadzieję, że wpadniesz.
- Przygotujemy specjalnie dla ciebie wspaniały tort urodzinowy - z błyskiem
w oku dodał Casey. - Z czterdziestoma świeczkami!
- Ależ ja mam dopiero trzydzieści osiem lat! - gorąco zaprotestował Jason.
- To prawie to samo, przyjacielu - powiedział Casey, poważniejąc nagle. -
Chyba nadszedł już czas, żebyś dokonał pewnych zmian w swoim życiu, nieco się
ustatkował i…
- No nie, a dajże ty mi spokój! - Jason uniósł rękę do góry, jakby chciał się
opędzić od słów Caseya. - Przestań mi prawić kazania. Odkąd się ożeniłeś,
zachowujesz się jak fanatyk i chcesz, żeby każdy szedł w twoje ślady. Mam zamiar
korzystać jeszcze z życia i nie dam się zakuć w kajdany małżeństwa. Świat jest taki
wspaniały! Nie jestem jeszcze gotów do spędzania nie kończących się wieczorów
przed telewizorem; nie zniosę widoku żony ubranej we flanelowy szlafrok i grube
skarpety, czy też narzekań, że za rzadko zmywam naczynia. Powtarzałem już tyle
razy; małżeństwo jest instytucją, a ja...
- Nie chcę żyć w instytucji - dokończyła Sharla. - Mógłbyś w końcu zmienić
repertuar.
Jason uśmiechnął się szeroko.
- Dla ciebie wszystko!
- Fletcher, chodź tu, kolej na twój rzut! - krzyknął ktoś na boisku.
- Dam ci znać, czy przyjdę w poniedziałek, Sharlo. - Jason chwycił Caseya
za ramię. - Chodźmy, Flynn, czeka nas zwycięstwo!
Może i młody doktor Montrose rzeczywiście był najlepszym zawodnikiem w
czasie studiów, pomyślał Jason, kończąc rozgrzewkę. Niemniej jednak Jason
Fletcher również okazał się najlepszym w swojej drużynie akademickiej i nadal
potrafił rzucać piłką dostatecznie szybko i mocno, by pokonać długonogiego
patologa, który rzadko pudłował.
Nadeszła kolejka Zane' a. Drużyna Fletchera jęknęła chórem.
- Pewnie będzie następny gol - stwierdził jeden z graczy, korpulentny
ginekolog. - On jest genialny. Powiedzcie wszystkim, żeby odsunęli się na cztery
kilometry od środkowej części boiska.
Jasona zirytowało to defetystyczne nastawienie. Do dzisiejszego meczu
porażką zawsze martwili się przeciwnicy; drużyna Jasona Fletchera nigdy nie
wątpiła w zwycięstwo, ponieważ jego obecność gwarantowała sukces.
Zane Montrose uderzył w piłkę z taką siłą, że poszybowała z prędkością
błyskawicy na drugą stronę boiska. Grupka uczennic ze szkoły pielęgniarskiej
skandowała:
- Kochamy Zane'a!
- Dopiero co przyszłyśmy! - krzyknęła śliczna czarnowłosa fizykoterapeutka,
która wbiegła na boisko w towarzystwie innej młodej kobiety. - Czy nie jesteśmy
za późno?
Jason rozpoznał czarnooką piękność, była to kuzynka Sharli - Dana
Shakarian. W przeciwieństwie do tamtej, Danie udawało się od czasu do czasu
złapać piłkę, chociaż jej uderzenie było równie żałosne, jak Sharly.
- Oczywiście, możecie się włączyć do gry - z ożywieniem zakrzyknął Zane
Montrose. - Lauro, chcesz być po naszej stronie?
- Nie, Laura będzie grała z nami - pośpiesznie wtrącił Jason.
Nie znał Laury, ale przypuszczał, że to dziewczyna stojąca obok Dany. Fakt,
że Montrose poprosił ją o grę w swojej drużynie, skłonił Jasona do pozyskania
nowo przybyłej dla siebie.
- No cóż, ponieważ tak sromotnie przegrywacie, to chyba będzie
sprawiedliwe, jeśli damy wam pierwszeństwo w wyborze zawodnika - z wyraźną
niechęcią zgodził się Zane.
- Chodź, Dano, grasz z nami.
Jason pobieżnie zlustrował nową zawodniczkę. Miała około stu
siedemdziesięciu centymetrów wzrostu, a jej nieco przyduża koszulka i luźne
szorty w niebiesko-białe pasy nie pozwalały stwierdzić, czy jest zgrabna. Ma zbyt
delikatne ręce i nogi, a to nie wróży większej siły fizycznej, myślał Jason,
spoglądając tęsknym wzrokiem na atletycznie zbudowaną pielęgniarkę z oddziału
pourazowego, która grała w zespole Zane'a.
Jason zwrócił się w stronę swojej nowej zawodniczki. Była zbyt drobna i
delikatna, by wymagać od niej jakichś wyczynów. Twarz miała prawie zupełnie
zasłoniętą czapką i wyglądała jak zagubiona owieczka, a nie jak gracz, który miał
podnieść na duchu przygnębioną porażką drużynę.
- Weź rękawicę i idź w róg boiska - z westchnieniem powiedział Jason, Było
to miejsce, gdzie mogła najmniej zaszkodzić.
Nie znalazła rękawicy na lewą rękę, nałożyła więc standardową. Na
szczęście była przyzwyczajona do używania przedmiotów przeznaczonych dla
ludzi praworęcznych - życie w ich świecie wymagało takich przystosowań. Idąc w
stronę boiska, Laura szarpnęła za daszek czapki. Wszyscy nosili czapeczki
przygotowane specjalnie na tę okazję przez komitet organizacyjny. Najwyraźniej
pracownicy szpitala brali sobie te rozgrywki bardzo do serca. Dana uprzedzała o
tym koleżankę.
- Musisz przyjść na piknik! - przekonywała Laurę z ogromnym
entuzjazmem. - To obowiązek każdego nowego pracownika. Poznasz mnóstwo
ludzi, gdyż na ten piknik przychodzą wszyscy. Ponieważ jesteś nową oddziałową
na ortopedii, nie możesz się wykręcić. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Laura wiedziała doskonale, o co chodzi Dianie. Chociaż pełniła funkcję
oddziałowej dopiero od dwóch tygodni, wiedziała, że pracownicy szpitala, którzy
zajmowali stanowiska kierownicze, musieli uczestniczyć w tego rodzaju
imprezach. Mimo że Dana okazała się osobą bardzo towarzyską i od razu się
zaprzyjaźniły, Laura czuła się teraz nieswojo i samotnie w otaczającym ją tłumie
ludzi.
Zajęła wyznaczone miejsce i starała się skupić na grze. Niestety, w tak
odległym punkcie boiska niewiele mogła zdziałać.
Ustawicznie powracały do niej natrętne, niedobre myśli. Dziś przypadała
trzecia rocznica najtragiczniejszego dnia jej życia i wolałaby spędzić to popołudnie
w domu, wśród bliskich, niż w tłumie rozwrzeszczanych kibiców.
Laura spojrzała na niewielki brylantowy pierścionek na środkowym palcu
prawej dłoni. Był to pierścionek zaręczynowy, droga pamiątka dawno minionych
dni - po śmierci narzeczonego zaczęła go nosić na prawej ręce.
Laura spojrzała na zegarek: dochodziła czwarta piętnaście. Trzy lata temu o
tej porze przygotowywała się do ślubu. Miał się odbyć o piątej w miejscowym
kościółku, do którego chodziła od dziecka. Trzy lata temu o tej porze jej Danny
jeszcze żył. Ślub nigdy się nie odbył - pijany kierowca ciężarówki zderzył się z
samochodem, którym Danny z bratem jechali do kościoła.
Wiadomość o wypadku była przez kilka dni na pierwszych stronach gazet,
lokalne stacje telewizyjne nadawały zaś informacje o tragedii pana młodego, który
zginął kilka ulic przed kościołem, gdzie oczekiwała już narzeczona. Starszy brat
Danny'ego doznał poważnych obrażeń, a tragedia ta okryła małe miasteczko
Farview żałobą.
Okrzyki dochodzące z boiska wyrwały Laurę ze smutnych myśli. Piłka, którą
przepuścili nieudolni współgracze, leciała w stronę pola podbramkowego. Laura
rzuciła się do przodu, chwyciła ją i podała Fletcherowi.
Jason nie posiadał się z radości. Skończyło się na aucie. Dziewczyna
wiedziała, co robi! W przeciwieństwie do innych graczy z tej żałosnej drużyny
pobiegła za przelatującą piłką i nawet ją złapała, zamiast stać z głupią miną w
środku boiska, tak jak inni.
- Chcę, żebyś grała na polu podbramkowym - krzyknął Jason i wysłał na
miejsce Laury zawodnika, który z głupim wyrazem twarzy spoglądał na piłkę. -
Nieźle grasz!
- Dziękuję-uśmiechnęła się.
Widać było, że Jason oddawał się grze całym sercem. Jego nastrój udzielił
się Laurze. Odrzuciła tragiczne wspomnienia i skupiła całą uwagę na tym, co się
działo na boisku.
- Gdzie tak dobrze nauczyłaś się grać w piłkę?
- Grałam w liceum i szkole pielęgniarskiej. Niestety, od czasu skończenia
szkoły nie miałam okazji potrenować.
- Przypuszczam, że pracujesz w szpitalu od niedawna - kontynuował Jason. -
W przeciwnym razie z pewnością grałabyś tu w zeszłym roku. - Na pewno
zwróciłby na nią uwagę, zawsze się starał zapamiętać dobrych graczy. Skinęła
głową.
- To prawda. Rozpoczęłam pracę dwa tygodnie temu i…
- Lauro, czy uczestniczysz w kolejnej rozgrywce? - dotarło do niej pytanie
Zane'a. - Może byśmy przećwiczyli kilka rzutów?
Laura jęknęła.
- Czemu nie zaproponuje tego komuś innemu? - szepnęła, celowo nie patrząc
w stronę Zane'a.
- Lauro! - nalegał Zane. - Weź kij do gry i chodź tu!
Jason spojrzał na nią w zamyśleniu.
- Czyżby nasz przyjaciel Zane zadurzył się w tobie!
Laura zrobiła niezadowoloną minę.
- Wiele bym dała, żeby w końcu zostawił mnie w spokoju.
Grający z zaciekawieniem spoglądali raz na Zane'a, raz na nią i Laurze nie
podobało się to. Po śmierci Danny'ego znalazła się w centrum zainteresowania
prasy i uczyniło ją to szczególnie wrażliwą na spojrzenia i szepty innych ludzi.
- Skorzystaj z propozycji - zachęcił Jason. - Skoro nie miałaś dotąd okazji do
treningu, to Zane pomoże ci odświeżyć uderzenie.
- Nie chcę zachęcać go do…
- Zrób to dla dobra naszej drużyny. - Szare oczy Jasona rozbłysły wesołymi
iskierkami. - Obiecuję, że ochronię cię od ataków Zane'a poza boiskiem.
Laura niechętnie wzięła do ręki kij, a Jason uważnie ich obserwował. Zane
nie stosował żadnych podstępnych chwytów, rzucał prosto do Laury piłkę, chcąc,
żeby ją złapała. Kiedy Laurze się udało, Zane cieszył się równie mocno, jak jej
własna drużyna.
- W której drużynie gra ten błazen? - żalił się Jason Caseyowi.
- Dość długo nie było cię w kraju - powiedział Casey. - Nie wiesz więc, że
Zane smali cholewki do Laury. Ja, niestety, wiem o tym znacznie więcej, niż bym
sobie życzył. Tak się składa, że Dana, kuzynka Sharli, ma na niego wyraźną
chętkę.
Jason zmarszczył czoło. Szpitalne plotki z reguły go bawiły, sam
dostatecznie często dostarczał im tematu, ale z niewiadomego powodu nie widział
niczego zabawnego w opowieści o tym trójkącie.
Gra toczyła się dalej. Pod koniec ostatniej rozgrywki Jason musiał pogodzić
się z faktem, który wydawał się niemożliwy do przyjęcia. Mimo ogromnych
wysiłków Fletchera i kilku wspaniałych akcji paru innych graczy, porażka była
nieunikniona. Drużyna Jasona przegrywała. Po raz pierwszy od dwunastu lat nie
był kapitanem zwycięzców.
Nie pomogło nawet to, że wszyscy poklepywali go po ramieniu i wygłaszali
jowialne uwagi typu: „Umarł król, niech żyje król” albo: „To koniec pewnej ery”.
Fletcher odegrał swą rolę znakomicie i ze spokojem przyjął porażkę.
Uśmiechnął się pogodnie. Udało mu się nawet wykrztusić: „Nieważne, czy się
wygra, czy przegra. Liczy się jedynie gra” - chociaż sam nie wierzył we własne
słowa ani przez minutę. Uścisnął nawet dłoń Zane'owi Montrose'owi i
pogratulował mu zwycięstwa.
Przygnębienie ogarniało Jasona jak ciemna chmura. A więc stało się:
skończyło się pasmo nieprzerwanych sukcesów. Zbliżał się do czterdziestki i
nadszedł czas, by ktoś młodszy przejął jego rolę - w sporcie i w szpitalnych
plotkach. Zmęczenie, które Jasonowi udało się pokonać w trakcie meczu, dało o
sobie znać ze zdwojoną siłą. Wyczerpany, marzył tylko o jednym - aby jak
najszybciej znaleźć się w domu i odpocząć. Chociaż piknik kończył się zwykle
późną nocą, Jason postanowił natychmiast wyjechać. Kiedyś był jednym z tych,
którzy jako ostatni opuszczali zabawę, tym razem postanowił jednak wyjść
wcześniej niż rodziny z małymi dziećmi.
- Jedzenie jest prawie gotowe. Czy zjesz ze mną obiad, Lauro?
Głos Zane'a przebił chmurę przygnębienia, otaczającą Jasona; odwrócił się i
dostrzegł Laurę oraz Montrose'a, oddalonych od niego zaledwie o kilka kroków.
Złośliwy chochlik skłonił Fietchera do współzawodnictwa.
- Przykro mi, przyjacielu, ale obiecała zjeść obiad ze mną.
- To prawda - szybko potwierdziła Laura. Przyśpieszyła kroku, żeby dogonić
Jasona, i nawet nie spojrzała na Zane'a.
- Dziękuję ci - powiedziała cicho, gdy szli w kierunku głównego pawilonu,
gdzie serwowano obiad.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Być może Montrose wypadł doskonale
na boisku, ale z tobą najwyraźniej mu nie poszło. - Myśl o tym sprawiła Jasonowi
przyjemność. - O ile się nie mylę, to chyba nie zostaliśmy sobie przedstawieni -
powiedział, obracając się ku niej z uśmiechem. Był ogromnie zadowolony z obrotu
rzeczy. Zane spoglądał na nich smutnym, przygnębionym wzrokiem. - Nazywam
się Jason Fletcher.
- Zorientowałam się po tych wszystkich okrzykach na boisku. A więc to ty
jesteś tym chirurgiem, który kilka ostatnich miesięcy spędził poza krajem.
Nazywam się…
- Nie było mnie zaledwie przez sześć tygodni - przerwał Jason. Poczuł się
mile połechtany w swej męskiej dumie tym, że już o nim słyszała, i uśmiechnął się
szeroko. - A ja wiem z okrzyków na boisku, że na imię masz Laura. Mówiłaś, że
grałaś w piłkę, kiedy byłaś w szkole pielęgniarskiej. Nietrudno więc domyślić się,
że jesteś pielęgniarką. Niestety, nie zapamiętałem twego nazwiska.
- Novak. Nazywam się Laura Novak i…
- Miło mi cię poznać - przerwał jej znowu.
W kącikach ust Laury zagościł uśmiech. Zanosiło się na to, że nie będzie
miała szansy powiedzieć, iż jest oddziałową na ortopedii, w związku z czym będą
razem pracować.
- Świetnie grasz w softball - kontynuował Jason. - Czy mogę zdjąć ci czapkę,
żeby w końcu zobaczyć, jak naprawdę wyglądasz?
Laura zaczerwieniła się i spełniła jego życzenie. Gęste kasztanowe włosy
opadły jej na ramiona. Miała piękną mlecznobrzoskwiniową cerę, a wielkie oczy
stanowiły niezwykłą mieszaninę błękitu i szarości. Rysy jej twarzy były delikatne,
miała mały prosty nos, zgrabny podbródek, a kształtne usta skrywały piękne białe
zęby.
Była urocza i była z nim - Jason uśmiechnął się z zadowoleniem. Młody
Zane Montrose wygrał mecz, ale to Jason Fletcher odszedł z Laurą. Nastrój
znacznie mu się poprawił - cała ta sytuacja przypomniała artykuł, który czytał
kiedyś w poczekalni u dentysty. Była tam mowa o młodym byku, który toczy
pojedynek ze starym przywódcą stada. A może artykuł ów opowiadał o młodych
szympansach w dżungli?
Jason niecierpliwie wzruszył ramionami. W królestwie zwierząt zwycięzcą
jest ten, kto zdobył samicę. Tym zwycięzcą będzie on, Jason Fletcher.
Rozdział 2
Dwa stoły w pawilonie zastawiono zimnym i ciepłym jedzeniem. Były tam
smażone kurczaki, hot-dogi, sałatka ziemniaczana i warzywna, surówka z kapusty i
hamburgery. Trzeci stół natomiast oferował bogaty wybór deserów: słodyczy, ciast,
herbatników i czekoladowych ciasteczek z orzechami.
Jason napełnił swój talerz.
- Umieram z głodu. Od chwili wyjazdu z Belfastu nie miałem niczego w
ustach. Jedzenie w samolocie to okropność.
- Byłeś w Belfaście? - Laura popatrzyła pytająco. - Czyżbyś spędzał wakacje
w Irlandii?
Jason zaśmiał się cicho.
- Niestety nie. Pracowałem. Ostatnie sześć tygodni spędziłem w szpitalu
Royal Victoria, obserwując metody leczenia ran postrzałowych przez tamtejszych
lekarzy. Ich doświadczenie z zakresu ortopedii i chirurgii naczyniowej jest szeroko
znane na całym świecie. Niestety, nie potrafią jeszcze uratować kończyn po
postrzałach o niedużej prędkości lotu.
Zrobiło to na Laurze wielkie wrażenie.
- Pracuję w szpitalu dopiero od dwóch tygodni, a już mieliśmy na oddziale
kilkunastoletniego chłopca, który stracił nogę podczas strzelaniny z udziałem
policjanta.
Jason wykrzywił usta.
- Mamy tu zbyt dużo tego rodzaju przypadków. Dlatego też, kiedy tylko
przeczytałem o projekcie badawczym chirurgów z Belfastu, nie mogłem się
doczekać wyjazdu. W ciągu tygodnia mamy w Waszyngtonie więcej przypadków
ran postrzałowych kości niż oni przez miesiąc.
Laura podążyła za Jasonem do stołu w pobliskim pawilonie, przysłuchując
się opisowi nowej techniki leczenia strzaskanej kulą rzepki.
- Robią to tak dobrze, że po zakończeniu kuracji pacjent tylko lekko utyka.
Nagle Jason odłożył plastykowy widelec i zrobił niezadowoloną minę.
- Montrose idzie w naszą stronę, najprawdopodobniej zechce się przysiąść.
- Tylko nie to!
Twarz Laury wyrażała przerażenie i odrazę, a Jason stłumił uśmiech
zadowolenia.
- Czy on ciebie naprawdę nie interesuje? Może tylko udajesz?
Potrząsając głową, pochyliła się do towarzysza.
- Próbował mnie poderwać już pierwszego dnia - wyszeptała wyraźnie
strapiona tym wspomnieniem. - Chwycił mnie na korytarzu w drodze do stołówki.
- Co za tupet! - Jason sprawiał wrażenie zaskoczonego i oburzonego; czuł się
jak wilk w skórze owieczki.
- Zdarzyło się to obok gabinetu naczelnej przełożonej pielęgniarek. A gdyby
właśnie wyszła i zobaczyła nas razem? Skąd mogłaby wiedzieć, że to on mnie
objął? Wyobrażasz sobie, jaki to miałoby wpływ na moją opinię.
- To po prostu skandaliczne! - przyznał Jason. - Montrose to zwierzę.
I ostatni głupiec, z zadowoleniem dodał w duchu. Pierwszą zasadą
podrywania była pewność, że kobieta tego chce. Chyba tylko zupełny idiota
mógłby pomyśleć, że nowo zatrudniona pielęgniarka będzie miała ochotę na gorące
uściski w pobliżu gabinetu naczelnej przełożonej pielęgniarek - najważniejszej
osoby w szpitalu.
- Ciągle się za mną włóczy. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji - wyznała
Laura z niepokojem. - Moje stosunki z lekarzami w szpitalu w Farview, gdzie
wcześniej pracowałam, były czysto zawodowe. - Nie dodała jednak, że w tamtym
szpitalu nie było żadnego lekarza poniżej pięćdziesiątego piątego roku życia. -
Chciałabym, żeby podobnie było i tutaj.
Jason stłumił uśmiech. Biedna Laura musi nauczyć się jeszcze wiele o
układach panujących w dużym miejskim szpitalu. Miały różnorodny charakter i
wiele z nich wybiegało poza czysto zawodowe. Nikogo to nie obchodziło, o ile nie
cierpieli na tym pacjenci.
- Czy znajdzie się tu dla mnie trochę miejsca? - zapytał Montrose ciepłym,
pełnym nadziei głosem.
- Oczywiście. - Jason wstał od stołu. - Właśnie mieliśmy wyjść. - Spojrzał na
koniec pawilonu i dostrzegł Dane szukającą wolnego miejsca. Uważał, że to dobra
dziewczyna, która zasługuje na chwilę wytchnienia. - Dano! - krzyknął. - Tutaj jest
wolne!
Po paru sekundach była już przy nich.
- Siądź tu, obok Montrose'a - zaproponował Jason. Czuł się jak dobrotliwy
wujaszek odgrywający rolę Kupidyna. - My już wychodzimy.
- Idziecie już? - spytała Dana, siadając na ławce koło Zane'a, a jej czarne
oczy błyszczały wyczekująco. - Lauro, czy Jason odwiezie cię do domu?
Zane już otwierał usta, żeby zaproponować Laurze podwiezienie, ale Jason
dostrzegł to i z całą satysfakcją oznajmił:
- Tak, odwiozę ją, kiedy tylko zechce.
- Chodźmy wreszcie - szybko powiedziała Laura.
Była przekonana, że spełniła już swój obowiązek: uczestniczyła w pikniku i
wszyscy ją widzieli. Perspektywa pójścia do domu wydawała się kusząca.
Jason myślał podobnie. Ile czasu minęło, odkąd ostatnio spał? Nie mógł
sobie przypomnieć, ale zmęczenie, które do tej pory udawało mu się zwalczyć, dało
ponownie znać o sobie.
- Chodźmy - powiedział, chwytając dziewczynę za łokieć.
- Dana będzie cię teraz uważać za swojego przyjaciela - szepnęła Laura. -
Wprost szaleje za Zane'em. To także powód, dla którego nie chcę, żeby mi się
narzucał. Odkąd zaczęłam pracować w szpitalu, Dana zawsze była w stosunku do
mnie miła i pełna życzliwości.
- I nie chcesz, żeby Montrose zburzył tak dobrze zapowiadającą się przyjaźń
- skonkludował Jason.
Rzucił szybkie spojrzenie za siebie i zobaczył, że Dana prowadzi ożywioną
dyskusję z Zane'em, który wyglądał na niepocieszonego. Jason uśmiechnął się z
zadowoleniem.
Kiedy opuszczali pawilon, Laura dostrzegła zaciekawione, pełne domysłów
spojrzenia. Wyjście zajęło im sporo czasu, gdyż Fletcher zatrzymywał się co
chwilę, żeby pogawędzić z uczestnikami pikniku. Za każdym razem przedstawiał
swą towarzyszkę rozmówcom, lekko i zdecydowanie trzymając ją za łokieć.
Podczas tych krótkich uprzejmych konwersacji Laura bacznie obserwowała
swego towarzysza. Podziwiała go za umiejętność prowadzenia rozmowy z każdym,
poczynając od zwykłych salowych, a kończąc na dostojnie wyglądających
lekarzach. Polubiła jego łagodny, pewny siebie sposób bycia i ujmujące ruchy
muskularnej sylwetki. Należał do mężczyzn, którzy zawsze zwracają na siebie
uwagę.
Laura zauważyła, że inne kobiety patrzą z zazdrością na Jasona. Czuła, że ją
też obrzucają przenikliwymi spojrzeniami. Dziwne, ale wcale jej nie zmartwiło to
nadmierne zainteresowanie i nawet zastanawiała się dlaczego. Przecież jeszcze
przed chwilą była zakłopotana tym, że niepożądane zaloty Montrose'a mogły
zwrócić na nią czyjąś uwagę. Ale być widzianą u boku Jasona Fletchera to zupełnie
coś innego, najnaturalniejsza rzecz w świecie. Laura czuła się dumna, że jest
właśnie z nim.
- Mam wrażenie, jakbym w czasie naszego krótkiego spaceru poznała więcej
ludzi niż podczas całej mojej kariery w Farview - zauważyła, gdy pożegnali się z
innymi uczestnikami pikniku i skierowali w stronę parkingu. - Tam znałam
wszystkich i wszyscy mnie znali.
Laura była z natury cicha i skryta, podziwiała więc naturalną i
niewymuszoną swobodę towarzyską Jasona.
- Tak, pan Popularność to ja! - uśmiechnął się rozbrajająco.
Oczy Laury zwróciły się w stronę jej towarzysza. Trudno było nie zauważyć
jego niezaprzeczalnego męskiego uroku. Jason miał prawie metr dziewięćdziesiąt
wzrostu i sylwetkę człowieka, który uprawia sport. Zręczność i siła, którą
niedawno zaprezentował na boisku, potwierdzały ten fakt. Mimo dziewięciu rund
softballu jego obcisłe szorty koloru khaki i bordowa koszulka polo pozostawały
nadal świeże.
Jason należał do tych mężczyzn, od których Laura z reguły starała się
trzymać z daleka. Emanująca z niego bezgraniczna męskość i elektryzująca
zmysłowość były zbyt przytłaczające dla zrównoważonej i zamkniętej w sobie
dziewczyny. Jednakże ich wspólny wysiłek na boisku pozwolił Laurze dostrzec
drugą stronę charakteru Fletchera. Laura lubiła współzawodnictwo w sporcie i
dostrzegła w Jasonie świetnego partnera do gry. W przeciwieństwie do Zane'a
Montrose'a, którego zachowanie było skandaliczne, Jason Fletcher wpływał na nią
uspokajająco i wydawał się przyjacielski. Zatrzymali się przy czarnym
błyszczącym dwudrzwiowym samochodzie. Obok tylnych świateł widniała
tabliczka z napisem „Jaguar XJS”.
- Podoba ci się? - z dumą w głosie spytał Jason i Laura zrozumiała, że ma się
teraz zachwycać jego autem.
Lianna z pewnością by to zrobiła, pomyślała Laura i wykrzywiła usta w
wymuszonym uśmiechu. Jej siostra uwielbiała szybkie i drogie samochody. Z
pewnością uznałaby, że pragmatyczna i przyziemna Laura nie jest warta takiego
cacka.
- Przyjemny samochód - powiedziała uprzejmie.
- Kochanie, przyjemny to może być spacer z psem po parku. Przyjemne jest
złożenie wizyty emerytowi. Ten samochód jest o wiele więcej niż „przyjemny”.
Laura uśmiechnęła się nieśmiało.
- No dobrze. Bardzo przyjemny.
Komiczna mina Jasona wyrażała niesłychaną irytację. Wywołało to na
twarzy Laury kolejny uśmiech, który przykuł uwagę jej towarzysza. Nagle ujrzał
dziewczynę w zupełnie innym świetle. Jej twarz rozpromieniła się radością, a oczy
pojaśniały i rozbłysły. Serce Jasona zaczęło bić szybciej - w tej chwili Laura
wyglądała nie tylko ładnie; „pięknie” było też zbyt słabym słowem, by opisać urok
jej ożywionej twarzy.
Fletcher nie mógł oderwać od niej wzroku. Gdy tak stała obok, z twarzą
rozjaśnioną śmiechem i włosami potarganymi przez wiatr, doszedł do przekonania,
że to najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widział.
Siła i głębia jego spojrzenia przyciągnęły wzrok Laury, której nagle zabrakło
tchu. Te szare oczy były ciepłe i czułe, a kształtne usta wyrażały jakieś obietnice.
Gdzieś głęboko poczuła narastające powoli rozkoszne ciepło. Jej policzki pokryły
się czerwienią, a puls zaczął walić w oszałamiającym tempie i nie wiedziała, czy to
wynik strachu, czy oczekiwania, czy też może jakiejś dziwnej mieszaniny obu tych
uczuć.
Zmieszana, cofnęła się o krok. Nieoczekiwane, nagłe pożądanie odebrało jej
odwagę. Nigdy dotąd tego nie odczuwała, patrząc w oczy mężczyźnie. Zawsze
panowała nad swoim zachowaniem, była zamknięta w sobie i powściągliwa, a jej
postępowaniem kierował rozsądek, nie zaś hormony. Nawet z Dannym nigdy nie…
Myśl o utraconym ukochanym wywołała u Laury poczucie winy. Gdyby żył,
świętowaliby dzisiaj trzecią rocznicę ślubu. Być może nawet mieliby już dziecko.
Ale Danny był w grobie, a ona stała tu, z innym mężczyzną, czując pełnię i radość
życia. Nie mogła powstrzymać przyśpieszonego bicia serca i fali gorąca, która
zalewała jej ciało. Czuła się tak, jakby nagle wyrwano ją z długiego,
obezwładniającego transu.
Jason pierwszy spuścił wzrok. Zauważył w oczach dziewczyny błysk
pożądania i wiedział, że się nie myli. Zazwyczaj, kiedy widział ten szczególny
wyraz w oczach kobiety, działał z całym wyrafinowaniem doświadczonego
kochanka.
Dlaczego więc nie wykonał kolejnego ruchu? Zadał sobie to pytanie,
wkładając kluczyk do drzwi samochodu. Dostrzegł spojrzenie Laury. Miał bogate
doświadczenie i wiedział, że potrafiłby ją uwieść, zanim zdałaby sobie z tego
sprawę. Ale uważał, że nie wolno mu postępować zbyt pochopnie.
Może dlatego, że była tak młoda, słodka i niewinna. Nie brał pod uwagę
wieku tylko wtedy, kiedy kobieta posiadała łatwo dostrzegalne doświadczenie w
sprawach seksu, co - według zasad wyznawanego przez Jasona swoistego kodeksu
etycznego - czyniło ją równym partnerem. Czuł się ekspertem, jeśli chodzi o ocenę
kobiet: dzielił je na te, które godziły się na przypadkowe, niezobowiązujące układy
- jakie preferował - i takie, którym to nie odpowiadało. Kilka razy popełnił jednak
błąd i gdy zorientował się, że jakaś kobieta nie rozumie reguł, szybko ją zostawiał
lub całkowicie ignorował.
Był wyznawcą uczciwej, sportowej gry i obejmowało to wszystkie dziedziny
życia. Zaciągnięcie poważnej, uroczej Laury do łóżka nie byłoby fair. Przeczuwał,
że ich wzajemny stosunek mógł być wszystkim, oprócz przypadkowego,
niezobowiązującego układu. Myśl o skomplikowanym, intensywnym związku
uczuciowym spowodowała, że obudził się w nim zatwardziały stary kawaler.
Jason wsiadł do samochodu i pochylił się nad siedzeniami, żeby otworzyć
Laurze drzwi z drugiej strony.
- Wejdź, proszę - powiedział, starając się ukryć napięcie w głosie. Szepcząc
coś uspokajająco do siebie, próbował siłą woli opanować narastające pożądanie.
Gdy Laura znalazła się obok Jasona, można było wyczuć pomiędzy nimi
niemalże namacalną nić zmysłowego napięcia, groźną i ekscytującą zarazem.
Popatrzyła ukradkiem na uderzająco piękny profil mężczyzny, na gęste,
kasztanowe włosy, które kusiły, by ich dotknąć. Przełknęła ślinę i zaszokowana
nietypowym dla siebie pragnieniem, mocno splotła dłonie na kolanach.
Jason usiłował zapalić silnik.
- Ile masz lat? - zapytał bez ogródek, przyglądając się dziewczynie.
Laura popatrzyła ze zdziwieniem.
- Dwadzieścia cztery. Na Sylwestra będę miała dwadzieścia pięć. Dlaczego
pytasz?
Jason wzruszył ramionami.
- Z ciekawości. Nie wyglądasz na prawie dwadzieścia pięć lat - dodał nieco
burkliwie. - Myślałem, że masz mniej więcej tyle lat, co te głupiutkie uczennice ze
szkół pielęgniarskich, które kręcą się bezustannie koło Zane'a.
- Nie wiem, jak mam to rozumieć - powiedziała Laura, a jej oczy pojaśniały
z radości. - To komplement czy afront?
Jason zaśmiał się cicho.
- Chyba jedno i drugie. Byłoby łatwiej cię zignorować, gdybyś okazała się
smarkatym podlotkiem. Jesteś jednak dojrzałą kobietą. To oczywiście niczego nie
zmienia.
Popatrzyła na niego zmieszana.
- Nie rozumiesz nawet, o czym mówię - powiedział sucho. - To tylko
utwierdza mnie w postanowieniu, aby odwieźć cię prosto do domu. Gdzie to? -
Popatrzył na nią wyczekująco.
- Ta rozmowa przypomina pisanie na maszynie, w której brakuje
podstawowych klawiszy - powiedziała Laura sztywno.
Jason rzeczywiście posługiwał się cały czas półsłówkami, uniemożliwiając
dojście do porozumienia.
- Gdzie mieszkasz, Lauro? - zapytał z udawaną cierpliwością.
Czy zdawała sobie sprawę, jak pociągająco wygląda, zastanawiając się nad
jego słowami? Była taka poważna, taka urocza. Przypomniał sobie, że z reguły
każda poważna, ładna, słodka i szczera kobieta żywiła oczekiwania, których nie
miał zamiaru spełnić.
Czując się nieswojo pod jego czujnym spojrzeniem, dziewczyna
niespokojnie poruszyła się w fotelu, przypominając sobie gorące spojrzenia, które
wymienili przed wejściem do samochodu. Była przekonana, że pociąga go równie
mocno, jak on ją. Kobieca intuicja podpowiedziała Laurze, że Jason jej pragnie, a
mimo to nie zachowuje się jak Zane Montrose.
Ogarnęło ją zdziwienie na myśl, że Fletcher nie ma zamiaru nawet jej
dotknąć.
- Twoje piękne wielkie oczy są tak wyraziste - powiedział Jason. - Obawiasz
się pewnie, że rzucę się na ciebie jak Montrose?
Przełknęła ślinę. Nie zrozumiał więc przesłania, które jak twierdził, odczytał
w jej „wielkich, wyrazistych oczach”.
- Wiem, że tego nie zrobisz - powiedziała bez tchu.
A gdyby jednak? Gdyby tak pochylił się i przyciągnął ją do siebie silnymi,
muskularnymi ramionami? Poczuła delikatne, przyjemne mrowienie w okolicy
bioder.
- Jeśli bym tak zrobił, nie musiałabyś przynajmniej martwić się, że przyłapie
cię przełożona pielęgniarek - powiedział z czarującym uśmiechem, który zapierał
dech w piersi. - Jest w tej chwili zajęta przyrządzaniem parówek z rusztu.
Laura nerwowo potrząsnęła głową i próbowała uśmiechnąć się
nonszalancko. Myśl o gorących objęciach Jasona wprawiła jej serce w szaleńczy
rytm. Poczuła, że gdyby ją pochwycił swoimi silnymi rękoma, miejsce pobytu
siostry przełożonej byłoby jej zupełnie obojętne.
Wizerunek Laury w jego namiętnym uścisku podziałał też na Jasona. Udało
mu się wreszcie uruchomić samochód.
- Zapnij pas - polecił. - Gdybyś miała tak wiele do czynienia z ofiarami
wypadków samochodowych jak ja, nie przejechałabyś nawet metra nie przypięta.
Jego ton wskazywał, że nie zniesie sprzeciwu, i Laura zrobiła, co polecił.
Wiedziała równie dobrze jak on, co mówią statystyki. W dziewięćdziesięciu
procentach wypadków pasy bezpieczeństwa ratowały ludzkie życie. W pozostałych
dziesięciu procentach nie znaczyły nic. Tak było w przypadku Danny'ego - pasy go
nie uratowały.
Jason odchrząknął.
- Nadal nie usłyszałem, dokąd chcesz jechać. Laura odgoniła od siebie
czarne myśli.
- Mieszkam z ciotką i wujkiem w Farview. To…
- Jedno z tych niewielkich miasteczek na północ od Baltimore - dokończył
Jason.
Laura skinęła głową, Fletcher zaś stłumił jęk rozpaczy.
- To prawie czterdzieści pięć minut jazdy - powiedział, żałując, że to nie
Zane Montrose jest na jego miejscu. Był tak zmęczony, a okazało się jeszcze, że
czeka go dziewięćdziesięciominutowa podróż. - Czemu mieszkasz tak daleko od
szpitala? Czy codzienny dojazd do pracy nie wykańcza cię?
- Dopiero od dwóch tygodni pracuję w szpitalu. Na razie nie jest tak źle.
- Ale to ci zabiera dziewięćdziesiąt minut każdego dnia - powiedział Jason,
gasząc jej zapał. Ruszył z parkingu, kierując się w stronę dwupasmowej szosy,
którą można było wyjechać z parku. - Dlaczego nie poszukasz jakiegoś mieszkania
na przedmieściach Waszyngtonu, w pobliżu szpitala? - Żałował bardzo, że Laura
nie mieszka w takim miejscu.
- Pomyślę o tym - powiedziała niezobowiązująco i dodała: - Nie chciałabym
męczyć cię tak długą drogą, zwłaszcza dziś, po podróży samolotem i po tym
wszystkim. Odwieź mnie z powrotem na piknik. Poproszę Danę, żeby mnie
podrzuciła do domu.
Jej głos był ciepły i pełen troski, a do tego powiedziała dokładnie to, na co
czekał.
Mając możliwość wyboru, Jason nie pomyślał o odwrocie.
- Nie jestem aż tak zmęczony. Obiecałem, że cię odwiozę, i zrobię to. Nie
chciałabyś chyba pokrzyżować planów Dany i Zane'a, prawda?
- Nie! - Laura potrząsnęła głową tak gwałtownie, że oboje się roześmiali.
- Stale cię o coś pytam - powiedział Jason, nadal się uśmiechając. - Gdzie
pracujesz w szpitalu? Na jakim oddziale?
Byli już niedaleko skrzyżowania, gdzie droga wychodząca z parku łączyła
się z autostradą.
Laura nie miała okazji odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nagle w polu
widzenia pojawiła się niebieska ciężarówka. Jadąc z olbrzymią prędkością, zaczęła
się zbliżać niebezpiecznie do środka jezdni.
- Pijany idiota! - z wściekłością wymamrotał Jason i zmniejszył prędkość
jaguara. - Spędziłem zbyt wiele godzin na sali operacyjnej, próbując poskładać do
kupy to, co tacy dranie jak on…
Nie dokończył, ponieważ niebieska ciężarówka przejechała na drugą stronę
jezdni i jechała prosto na nich. Podczas gdy jaguar zmniejszył prędkość prawie do
zera, ciężarówka jechała coraz prędzej.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Tych parę sekund zdawało się jednak
ciągnąć w nieskończoność i Laura mogła obserwować całe zdarzenie niczym scenę
z jakiegoś dziwnego filmu, wyświetlanego na zwolnionych obrotach.
Zobaczyła ciężarówkę jadącą prosto na nich i zrozumiała, że czołowe
zderzenie jest nieuniknione.
Jaguar był mały, nie mógł zapewnie ochrony przed siłą zderzenia.
Ciężarówka! Dokładnie trzy lata temu miał miejsce inny wypadek, w którym
również uczestniczyła ciężarówka. Bardzo tragiczny wypadek…
Laura poczuła, że jej umysł oddziela się od ciała. Wydawało jej się nagle, że
jedzie z Dannym i Tomem do kościoła, a tamta ciężarówka wali prosto na nich.
Zrozumiała, jak czuł się Danny, widząc pędzący na nich samochód i wiedząc, że
nie da się uniknąć zderzenia. Oniemiały ze strachu i rozpaczy, mając nadzieję, że to
sen, a jednocześnie zdając sobie sprawę, że to koniec. Koniec…
Wydawało się jej, że słyszy przerażający krzyk. Samochodem szarpnęło,
uderzył w coś i zatrzymał się niespodzianie. Laura nie mogła oddychać ani się
poruszyć. Była usidlona w czarnej pustce, bezradna z lodowatego strachu i
rozpaczy.
Przez chwilę czuła się jakby zawieszona między dwoma światami. W
jednym panowała okrutna cisza, w drugim jej uszy pękały od krzyku. Powoli,
stopniowo do jej świadomości zaczęły docierać inne dźwięki. Trzask drzwi
samochodu; męski głos wyrzucający przekleństwa (niektórych z nich nawet nie
znała, za użycie innych dostałaby w dzieciństwie porządne lanie).
Otworzyła oczy: nadal siedziała przypięta pasami w jaguarze, który
znajdował się teraz w rowie przykrytym do połowy plątaniną gałęzi. Niby we śnie
odwróciła głowę: zobaczyła puste siedzenie kierowcy i szeroko otwarte drzwi.
Po chwili do środka zajrzał Jason.
- Ten maniak mógł nas zabić! - Jego głos był szorstki i wściekły. - Czy
zauważyłaś numer rejestracyjny? Próbowałem zapisać, ale drań zbyt szybko jechał
i już go nawet nie widać. Mam zamiar złożyć skargę na tego łobuza. Może wsadzą
go do pudła, zanim kogoś zabije.
Adrenalina pulsowała w jego żyłach jak płynny ogień. Strach, jaki odczuł,
widząc pędzącą na nich ciężarówkę, przemienił się teraz we wściekłość. Walił w
guziki telefonu samochodowego, chcąc zgłosić wypadek.
Laura siedziała, drżąc na całym ciele, i przysłuchiwała się Jasonowi
opisującemu szczegóły zdarzenia, które tak łatwo mogło się zakończyć tragicznie.
Nie mogła powstrzymać drżenia. Czuła wszechogarniający chłód i chciało się jej
wymiotować. Zamknęła oczy i oparła się o podgłówek, próbując powstrzymać w
ten sposób narastające nudności.
Gdy tylko zamknęła oczy, zobaczyła niebieską ciężarówkę. Usłyszała krzyki;
wszędzie ból, krew i śmierć.
Otworzyła nagle oczy i przykryła twarz dłońmi, próbując rozpaczliwie
odpędzić okropne obrazy i dźwięki. Odetchnęła głęboko i powoli przerażenie
zaczęło ustępować. Podniesiony i wściekły głos Jasona przeniknął mgłę otaczającą
jej umysł.
- Nie, nikt nie jest ranny! Nie doszło do zderzenia! - krzyczał do kogoś po
drugiej stronie linii. - Już panu powiedziałem, że w ostatniej chwili udało mi się
skręcić do rowu. Ale tą drogą nadal jedzie pijany psychopata, którego musicie
zatrzymać, zanim wyśle grupę niewinnych ludzi do kostnicy.
Laura wzdrygnęła się, zamknęła oczy i znowu zobaczyła jadącą na nich
ciężarówkę. Wydało jej się nagle, że tylne światła i osłona chłodnicy przemieniają
się w groteskowo upiorny ruszt. Otworzyła oczy.
- Nie możecie niczego zrobić bez numeru? - wrzeszczał Jason do słuchawki.
- Powinienem był go zapisać? Słuchaj no pan, następnym razem spróbuj sam
odczytać numer rejestracyjny ciężarówki jadącej z przeciwka z prędkością stu
pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, kiedy w tym samym czasie usiłujesz zjechać
z drogi. Do cholery, ja wcale nie klnę. Co znaczy, że nie ma powodu, abym używał
obelżywych słów? Słuchaj, idioto, ktoś nas o mało nie zabił, a ty… Halo, halo!
- A niech to! - Oburzony odwrócił się do Laury. - Odłożyli słuchawkę.
Najpierw robią mi wykład na temat tablic rejestracyjnych, a potem odkładają
słuchawkę!
Minęło parę chwil, zanim przeszła mu wściekłość, a potem spojrzał
zatroskany na dziewczynę.
- Lauro, wszystko w porządku? Jesteś blada jak płótno. Czy jesteś ranna?
Popielata twarz i rozszerzone źrenice dziewczyny zaniepokoiły Fletchera.
Mówił sobie, że nic jej się nie mogło stać, nie doszło przecież do zderzenia,
siedziała bezpiecznie przymocowana pasami, a szarpnięcie przy upadku do rowu
było ledwie odczuwalne. Próbował uspokoić sam siebie i chwycił ją za rękę, żeby
zbadać puls - był słaby i urywany. Przesunął dłoń wzdłuż ciała dziewczyny. Być
może odniosła obrażenia wewnętrzne. Wydawało się to nieprawdopodobne,
przebadał jednak jej brzuch w poszukiwaniu napięcia oznaczającego wewnętrzne
krwawienie.
Nie znalazł nic. Wykluczywszy obrażenia fizyczne, zastanawiał się nad
możliwością ataku histerii. Diagnozę tę potwierdziły mętne oczy i odrętwiały
wyraz twarzy dziewczyny. Chwyciwszy jej obie dłonie, powiedział wolno i
stanowczo:
- Wszystko w porządku. Sytuacja była poważna, ale już po wszystkim.
Laura zadrżała. Te słowa stukały jej po głowie. Było jej zimno i czuła się
osamotniona; chciała się uśmiechnąć, powiedzieć coś, ale nie mogła. Zaschło jej w
ustach, a wargi wykrzywiły się w drżącym grymasie. Oczy Laury wypełniły się
łzami, które spływały po policzkach, i nie mogła ich powstrzymać.
- Nie płacz, Lauro, wszystko w porządku.
Jason był poruszony. Jako lekarz, który spędza całe życie opiekując się
pacjentami, często w stanie krytycznym, nauczył się dystansować od ich reakcji
emocjonalnych. Musiał. Nie mógłby pracować, gdyby brał sobie do serca każdy
przypadek.
Ta umiejętność przeniknęła do innych obszarów życia Fletchera, na przykład
na stosunki z kobietami. Oczekiwał, by jego towarzyszki były pogodne, wesołe,
pełne werwy i żeby niczym się nie przejmowały. Nie miał czasu ani chęci na
głębsze analizy i towarzyszące im uczucia. Przez lata coraz gorliwiej unikał
kobiecych łez. Umiał sobie poradzić, gdy były to łzy pacjentki, ale w przypadku
kobiety, z którą miał randkę?
- Jest mi tak głupio - wykrztusiła Laura. - Wiem, że nic się nie stało. Ale
widzisz, dokładnie trzy lata temu zginął w wypadku samochodowym mój
narzeczony i kiedy zobaczyłam ciężarówkę, przeżyłam wszystko na nowo.
Widziałam wypadek, słyszałam krzyki…
Obawy Jasona zniknęły; naturalne współczucie wzięło górę nad zawodową
obojętnością.
- Biedactwo! Nic dziwnego, że jesteś zszokowana. Ta ciężarówka była dla
ciebie z pewnością czymś w rodzaju przerażającego deja vu.
Pochylił się i objął dziewczynę jedną ręką, a drugą sięgnął po znajdujące się
za siedzeniami pudełko z chusteczkami higienicznymi, wyciągnął jedną i wsunął
Laurze do ręki.
- Było tak ciemno - wyszeptała z oczami utkwionymi w jakiś niewidoczny
punkt. - Słyszałam krzyki, a potem zapadła cisza. Śmiertelna cisza.
Jason odgadł, że dziewczyna na nowo przeżywa ten wypadek i
instynktownie przyciągnął ją do siebie.
- Prowadził twój narzeczony, tak? - zapytał cicho.
- Nie było mnie w samochodzie.
Laura próbowała powstrzymać nowy atak płaczu. Przyzwyczaiła się do
panowania nad uczuciami, tym jednak razem emocje przełamały mur samokontroli.
- Nie było cię w samochodzie? Wydaje mi się, że mówiłaś o nadjeżdżającym
samochodzie, o katastrofie.
Rzeczywiście, mówiła. Laura zaczęła drżeć mocniej. Gdy zobaczyła jadącą
w ich stronę ciężarówkę, przeżyła wypadek narzeczonego tak, jakby sama w nim
uczestniczyła.
- Może to był przypadek odczucia pozazmysłowego - szepnęła.
Jason zakaszlał dyskretnie.
- Szczerze mówiąc, wątpię w to. Jako praktykujący lekarz stoję obiema
nogami na ziemi i jestem nastawiony sceptycznie do zjawisk
parapsychologicznych.
- Musiało tak być, Jasonie. - Wyprostowała się, próbując obetrzeć łzy. -
Czułam się, jakbym była w tym samochodzie.
Jason podał jej nową chusteczkę i nie powiedział ani słowa.
- Nie wierzysz mi. - Zaczęła płakać bardziej.
- Kochanie, jesteś podenerwowana. - Jason przyciągnął ją do siebie i głaskał
po jedwabistych włosach wielką, mocną dłonią. - W tej chwili nie myślisz
logicznie. Chcę, żebyś odpoczęła. Odetchnij głęboko. Zamknij oczy i…
- Zdarzyło się to w dniu naszego ślubu - powiedziała Laura ze smutkiem. -
Dokładnie trzy lata temu. Było parę minut przed piątą. W kościele grały już
organy, kiedy przyszedł policjant i oznajmił nam o wypadku, który zdarzył się
kilka ulic dalej. Chciałam tam od razu jechać, ale wujek mi nie pozwolił.
Jason odetchnął głęboko.
- Mój Boże, przypominam sobie ten wypadek i młodego narzeczonego, który
poniósł śmierć na kilka minut przed ślubem. Była to wiadomość z pierwszych stron
gazet w Waszyngtonie i Baltimore. Z wypadku przywieziono helikopterem na
oddział pourazowy drugiego mężczyznę, który ocalał.
Laura skinęła głową.
- Tom, brat Danny'ego, miał być świadkiem na naszym ślubie. Operował go
doktor Flynn, który ocalił mu życie.
- A więc to ty byłaś ową panną młodą. - Jason spojrzał na dziewczynę, a jego
twarz wyrażała smutek i współczucie. - Tak mi przykro, Lauro. Wszyscy na
oddziale byliśmy do głębi poruszeni tym wypadkiem. Widzimy dużo ludzkich
tragedii, ale ta była wyjątkowa. Zastanawialiśmy się czasem, co się stało z panną
młodą. Mieliśmy nadzieję, że spotkała jakiegoś miłego chłopaka i poślubiła go.
- Och nie, nie mogłabym wyjść za kogoś innego! - Sama myśl o tym
przerażała ją. - Przez długi czas nie byłam w stanie nawet myśleć o spotykaniu się
z innym mężczyzną. - Przełknęła ślinę. - Do tej pory nie umówiłam się z nikim na
randkę. Zanim tu przyjechałam, pracowałam w szpitalu w Farview, na nocnej
zmianie, często dwa dni pod rząd, a w ciągu dnia spałam. Taki rozkład zajęć
wyklucza życie towarzyskie, nawet jeśli miałabym na nie ochotę.
Jason zasępił się. Trzy lata bez randki? Czy oznaczało to również trzy lata
bez seksu? Nie mógł tego pojąć.
- Nigdy nie czujesz się samotna? - Chciał taktownie sformułować nękające
go pytanie.
Laura potrząsnęła głową, ignorując aluzję.
- Mieszkam z ciotką i wujkiem, są cudowni. - Myśl o bliskich, ich miłości,
dobroci i wyrozumiałości spowodowała, że znowu łzy napłynęły jej do oczu. -
Czasem mieszka też z nami moja siostra. Stale wprowadza się i wyprowadza, w
zależności od tego, co w danej chwili wyczynia ze swoim życiem, w którym
zazwyczaj panuje olbrzymi nieład.
Głowa jej spoczywała na piersi mężczyzny; słyszała uspokajające bicie jego
serca. Odetchnęła głęboko, wciągając zapach męskiego ciała, zmieszany z
oszałamiającą wonią potu i mydła. Wypadek Danny'ego i niedoszły ślub wydawały
się odległe o całe wieki. Teraz czuła się wolna od strachu, bólu i żalu. Powieki
Laury zadrżały i zamknęła oczy.
Nagle znowu przeniosła się w wyobraźni na tylne siedzenie samochodu,
usłyszała krzyki i odczuła zupełnie niezrozumiałe przerażenie. Zobaczyła
przybliżające się światła reflektorów, coraz większe i większe, które ją oślepiały. A
potem jeszcze tylko ogłuszający, wstrząsający huk. Czuła, jak uderza w coś
twardego. Kiedy rozejrzała się ponownie wokół siebie, otaczała ją tylko ciemność i
cisza, bardziej przerażająca niż całe zło, które znała.
Wyprostowała się z przejmującym krzykiem.
Rozdział 3
- Lauro, już dobrze - usłyszała nas sobą głos Jasona, kojący i stanowczy
zarazem. Doktor Fletcher obejmował ją, gładząc włosy i plecy mocnymi ruchami.
Czuła się tak słaba i wiotka w jego ramionach. Usta mężczyzny muskały jej
włosy pachnące aromatycznym szamponem z ziół.
Po raz pierwszy Jason Fletcher obejmował młodą istotę płci żeńskiej tylko
po to, by jej dodać otuchy. Było to dlań czymś nowym. Zazwyczaj, kiedy brał w
ramiona kobietę, stanowiło to preludium do łóżka.
Laura zadrżała i przytuliła się mocniej. Jason przekonał się, ile przyjemności
sprawia mu uspokajanie dziewczyny.
- Już po wszystkim, malutka! Przy mnie jesteś teraz bezpieczna.
Ten głos zalewał ją jak strumień ciepłego miodu. Laura przylgnęła do
mężczyzny, rozkoszując się poczuciem bezpieczeństwa. Bezgraniczne zaufanie do
Jasona wydawało się jej najnaturalniejszą rzeczą na świecie.
- Zawsze, kiedy zamykam oczy, przenoszę się w tamto miejsce. To tak,
jakbym przeżywała jakąś niesamowitą scenę z mojego życia. Ale mnie tam
przecież nie było!
Opowiedziała o swoim przywidzeniu: o tym, jak siedziała na tylnym
siedzeniu, o światłach reflektorów, krzykach i śmiertelnej ciszy.
Jason przysłuchiwał się z uwagą. To, co powiedziała Laura, wyglądało na
halucynację. Miał już wielokrotnie do czynienia z ofiarami wypadków i wiedział,
że tego rodzaju urojenia były możliwe, a nawet częste. Przypuszczał, że szok
emocjonalny spowodowany utratą kogoś bliskiego, mógł wywołać podobne objawy
nawet u osób, które nie uczestniczyły bezpośrednio w wypadkach. Jedna rzecz była
pewna: nie mógł sobie pozwolić na czterdziestopięciominutową jazdę do Farview z
Laurą w takim stanie.
- Lauro, zabieram cię do siebie. To jakieś dziesięć minut jazdy stąd i…
- Nie, proszę! Chcę do domu.
Nuta przerażenia w jej głosie upewniła Jasona, że postąpi słusznie, nie
ryzykując dalszej jazdy. Kiedy zaczęła się wyrywać, przytulił ją mocno.
- Odwiozę cię do domu później. Na razie potrzebujesz czasu, żeby się wziąć
w garść. Nie chcę, żebyś dostała ataku histerii, kiedy…
- Nie dostanę żadnego ataku! Nigdy w życiu nic byłam histeryczką!
- Lauro, nauczono mnie stawiać diagnozę na podstawie zaobserwowanych
objawów, a to, co w tej chwili robisz, to typowe objawy histerii wywołanej
szokiem emocjonalnym.
Chciała się znowu rozpłakać i o mało tego nie zrobiła. Ta nagła zmienność
nastrojów zdumiała Laurę i przeraziła. Zawsze dumna była ze swej siły i
opanowania. Na pogrzebie Danny'ego jako jedyna nie płakała; była podporą dla
jego rodziny.
Oddychając głęboko, wyrwała się z ramion Jasona i wyprostowała się
sztywno.
- Czuję się doskonale! - powiedziała drżącym głosem, który z trudem
przypominał jej własny.
Zaczęła niezręcznie manipulować zamkiem od pasów bezpieczeństwa, aby je
zapiąć, ale ręce drżały jej tak bardzo, że nic z tego nie wyszło.
- No, no, świetnie sobie radzisz! - powiedział sucho Jason, pochylił się i
pomógł jej. - A teraz spróbuj na chwilę zamknąć oczy.
- Nie! - wykrzyknęła przerażonym głosem.
- Boisz się to zrobić?
- Oczywiście, że nie. Obawiać się zamknięcia oczu? Nie bądź śmieszny!
Głos Laury zaczął się powoli podnosić i, ku swemu przerażeniu, znowu
wybuchnęła płaczem.
Jason popatrzył na nią przez chwilę i uruchomił samochód. Laura próbowała
powstrzymać strumień łez, które wydawały się płynąć bez końca. Nadaremnie.
Taki brak opanowania ją zatrwożył. Zauważyła też ukradkowe spojrzenie
mężczyzny, kiedy skierował jaguara na drogę, na której panował sobotni ruch.
Przerażała ją myśl o tym, jak nieprzyjemne wrażenie musiała zrobić na
Jasonie Fletcherze. Jak teraz będą wspólnie pracować po tym, co się wydarzyło,
zastanawiała się, pogrążona w rozpaczliwych myślach. Czy będzie mógł traktować
Laurę poważnie w roli siostry oddziałowej, skoro widział ją zachowującą się jak
rozhisteryzowane dziecko? Nie potrafiłaby stanąć twarzą w twarz z doktorem
Fletcherem, nie przywołując na myśl wspomnień o swoim załamaniu i bezradności.
Te myśli trudno było nazwać kojącymi i zamiast, jak wcześniej zamierzała,
wyrwać się z upokarzającego stanu, tylko go pogorszyła.
Przyjechali na osiedle Jasona. Był to kompleks pięknych, luksusowych
domów z basenem olimpijskich rozmiarów, kortami tenisowymi, boiskiem do
badmintona i polem golfowym, na które wskazał Jason, próbując w ten sposób
odwrócić uwagę dziewczyny od ponurych myśli. Wszystko na próżno. Jej ciałem
nadal wstrząsał bezwolny szloch. Jason zmarszczył brwi i skierował samochód w
stronę przylegającego do domu garażu. Spojrzał na Laurę.
- Możesz iść sama, czy mam cię zanieść?
Laura rozejrzała się wokoło; ogarnęło ją dziwne zmęczenie.
- Chcę… chcę iść do domu.
- Zabiorę cię do domu, kiedy będę pewny, że nie wyskoczysz z auta na
środku autostrady. Nie mogę jednocześnie prowadzić i pilnować ciebie. Nie mam
zamiaru narażać się na kolejny wypadek.
Wyszedł z samochodu, podszedł z drugiej strony i podał rękę dziewczynie.
Wyskoczyć na środku autostrady! ~ Laura zaczerwieniła się gwałtownie.
Potwierdziło się to. czego najbardziej się obawiała. Fletcher uważał ją za
zwariowaną histeryczkę, i nic dziwnego! Ogarnęło ją uczucie upokorzenia,
powiększając jeszcze okropne zmieszanie.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje - wyszeptała z trudem.
Wydawała się taka mała i bezradna. Miała jakiś nieokreślony urok i czar,
który przyciągał Jasona. Nie potrafił sobie tego wytłumaczyć ani zrozumieć. Jason
Fletcher był przesadnie pewnym siebie ekstrawertykiem i nie miał czasu na
analizowanie własnych myśli i uczuć. Tak więc nieoczekiwana fala emocji, która
przenikała go za każdym razem, gdy spojrzał na dziewczynę, zbiła go z tropu i
odebrała odwagę. Chciał właśnie pomóc jej wysiąść, gdy usłyszał trwożliwy szept:
- Myślisz, że popadam w obłęd?
- Nie sądzę - powiedział delikatnie i wziął ją za ręce. - Według mnie jest to
całkiem normalne i dość powszechne zjawisko. Po prostu co roku, w rocznicę
tragicznego wydarzenia, wracasz pamięcią do tamtych dni.
Zaczęła wpatrywać się w niego błyszczącymi oczami.
- Czy tobie przytrafiło się kiedyś coś takiego?
- Mnie? Nie.
Próbował sobie wyobrazić siebie samego w pułapce łez, paniki i histerii,
jednak bezskutecznie.
- Ale też… - zmarszczył brwi w zamyśleniu - nigdy nie poniosłem takiej
straty. W gruncie rzeczy nigdy niczego nie straciłem.
Zastanawiając się nad własnymi słowami, Jason zauważył z pewnym
zdziwieniem, że to prawda. Nigdy nie doświadczył straty ukochanej osoby. Jego
całą rodziną byli rodzice. Oboje żyli i czuli się doskonale. Przygody miłosne
kończył zawsze wtedy, kiedy miał na to ochotę, wykluczając w ten sposób
prawdopodobieństwo romantycznego zawodu czy porzucenia. Uczelnia i kariera
zawodowa były błyskotliwym rejestrem samych sukcesów.
- Trafiały mi się co najwyżej błahe niepowodzenia - dodał raczej do siebie. -
Jak na przykład dzisiejsza przegrana w softball.
Przypomniał sobie własną wściekłość i przygnębienie po przegranej i poczuł
się zakłopotany. Czy to nie dziecinada denerwować się myślą o czymś tak
trywialnym? Czuł się jak niepoważny, wyrośnięty nastolatek i wcale mu się to nie
podobało.
Postanowił odpędzić krytyczne myśli na swój temat, przystępując do
działania. Pomógł Laurze wysiąść z samochodu.
- Wejdźmy do domu!
Nogi jej drżały i potykała się o płyty chodnika. Jason objął mocno
dziewczynę i skierował się w stronę budynku. Złapała mężczyznę za ramię, czując,
że ziemia chwieje się jej pod nogami. Fletcher wziął Laurę na ręce. Wydawała się
zupełnie bezsilna i zdezorientowana i mocno wtuliła głowę w jego pierś.
Przyznała w duchu, że był to poważny błąd. Ustami prawie dotykała
opalonej szyi mężczyzny. Wciągnęła głęboko zapach męskiego ciała. Poczuła, jak
napinają się mięśnie Jasona, kiedy skręcili do wejścia, a ciepła dłoń na jej nagim
udzie wprawiła Laurę w przyjemne drżenie.
Zaciągnięte zasłony nie wpuszczały słońca, pozostawiając obszerny pokój w
chłodzie i półmroku. Jason posadził dziewczynę na głębokiej, miękkiej pluszowej
sofie, rozciągającej się na długość całej ściany. Oczy Laury zatrzymały się na
olbrzymich białych poduszkach przed kominkiem, miękkich i puszystych jak płatki
śniegu. Ńa podłodze leżał najgrubszy dywan, jaki widziała w życiu. Pokój
wydawał się bardzo kosztownie wyposażony, a jednocześnie sprawiał wrażenie
zupełnie nie używanego.
To miejsce nie wyglądało jak dom, ale jak zdjęcie z eleganckiego magazynu.
Typowy apartament człowieka sukcesu, spopularyzowany przez mass media.
Niewiele to miało wspólnego z jej wyobrażeniem domu: z praktycznymi
chodnikami, trwałymi tradycyjnymi meblami i zdjęciami rodzinnymi
wyglądającymi z każdego zakamarka.
Zobaczyła, jak Jason wkłada do odtwarzacza płytę kompaktową i chwilę
potem pokój wypełniła fala łagodnej, kojącej muzyki. Wyciągnął kryształową
karafkę i nalał do małego kieliszka podejrzanie wyglądający płyn.
- Lauro, wypij to do dna!
- Co to? - Laura zesztywniała.
- Porto. - Pociągnął łyk i wykrzywił usta. - Dostałem je od jednego z
pacjentów, staruszka, który złamał sobie miednicę. Podarował mi je za to, że go,
jak to ładnie ujął, poskładałem. Potrzebujesz czegoś na wzmocnienie. Zazwyczaj
nie mam w domu zbyt wielu trunków, jeśli więc nie chcesz porto, będziesz musiała
się zadowolić łykiem stuprocentowej „Wild Turkey”, dowodu uznania od innego
pacjenta.
Laura wzruszyła ramionami.
- Nie chcę pić.
- Musisz. - Przycisnął jej kieliszek do ust. - Pij!
- Nie!
Alkohol szczypał ją w oczy. Oparła głowę na poduszce.
- Dlaczego chcesz to we mnie wmusić?
Rzuciła przerażone spojrzenie na pokój: łagodna muzyka, przyćmione
światła, wielka, szeroka sofa…
Nagle wszystko zrozumiała. To wnętrze, starannie zaprojektowane i
urządzone, przeznaczone było to uwodzenia w nowoczesnym stylu.
- Czy chcesz mnie upić? - spytała bez tchu, a serce jej zaczęło bić szybciej.
Przecież prawie nic nie wiedziała o Jasonie Fletcherze. Słyszała nieco plotek
podczas jego nieobecności, a wszystkie koleżanki uważały doktora za wielkiego
kobieciarza. A jeśli…
- Na miłość boską, wcale nie chcę cię upić! - powiedział z oburzeniem. -
Próbuję ci pomóc, mały głuptasie. Daję słowo, że nie mam chęci na twoje ciało; w
tych niezgrabnych szortach i bluzie wyglądasz zupełnie bezpłciowo. Chyba nie
myślisz, że taki strój mógłby wzbudzić żądzę w jakimkolwiek mężczyźnie!
A co dopiero w Jasonie Fletcherze, prawdziwym koneserze kobiecej urody,
dodał w duchu.
- Przykro mi. - Laura przygryzła ze zdenerwowania wargę. - Tyle się teraz
słyszy o gwałtach, a ja nigdy przedtem nie byłam w takiej sytuacji… Sama, w
nieznanym miejscu, z mężczyzną, którego dopiero co poznałam.
- Ja też nigdy nie byłem w takiej sytuacji. - Jason zrobił posępną minę. -
Zazwyczaj kobiety, które wybieram na swoje przyjaciółki, nie posądzają mnie o
chęć gwałtu.
Laura popatrzyła ponuro na biały puszysty dywan. Do tego wszystkiego
teraz jeszcze go obraziła. Jeśli przedtem szanse na dobrą współpracę były mierne,
to w tej chwili zupełnie przestały istnieć.
Zamknęła oczy i westchnęła przygnębiona. Zobaczyła…
Szybko zerwała się na nogi. Poczuła zawrót głowy i zachwiała się
niebezpiecznie.
Jason podtrzymał ją ręką.
- Znowu zobaczyłaś wypadek?
Podał jej kieliszek, Laura zaś wypiła wszystko jednym haustem. Nie
zwracała uwagi na to, że alkohol parzy ją w gardło. Zrobiłaby wszystko, żeby tylko
wymazać z pamięci ten straszny obraz.
Jason nalał jeszcze jeden kieliszek i dziewczyna dławiąc się wmusiła w
siebie alkohol. Pokój zaczął jej wirować przed oczyma, zacisnęła palce wokół
ramienia mężczyzny.
- Wszystko wokół mnie się kręci - wyszeptała urywanym głosem.
Położył ją delikatnie na sofie.
- Odpocznij, Lauro. Nie myśl o niczym. - Usiadł obok niej, trzymając ją za
rękę.
Przez parę minut oboje milczeli. Muzyka dobiegająca z odtwarzacza była
łagodna i uspokajająca. Jason zaczął opowiadać o niedawnej podróży, o innych
swoich wyjazdach, o ludziach, których poznał i miejscach, które widział. Słowa
zlewały się w jednostajny szum, a niski głos mężczyzny wibrował wokół niej,
uspokajał, nie dopuszczał bólu i strachu.
Laura przysłuchiwała się z rozmarzeniem, zawieszona w nieziemskim
spokoju. Powieki jej zrobiły się ciężkie i zamknęła oczy. Zniknęły gdzieś
przerażające wyobrażenia; oparła się na ramieniu mężczyzny, z głową na jego
piersi.
Jason odetchnął z ulgą. Dopiero teraz zauważył własne napięcie. Miał
nadzieję, że Laurę przestaną już męczyć okrutne wydarzenia z przeszłości.
Siedział tak przez parę minut, rozkoszując się spokojnym zmierzchem,
muzyką i ciepłem emanującym z ciała dziewczyny.
Nie spała; po prostu odpoczywała, delektując się spokojem i bliskością
Jasona.
Kiedy zorientował się, że o mało nie zasnął, siłą woli zmusił się do wstania.
Zmęczenie po długim locie, wysiłek podczas meczu i stres spowodowany ostatnimi
wydarzeniami - wszystko to dało teraz o sobie znać. Marzył tylko o tym, żeby
wsunąć się do łóżka i spać przez parę następnych dni. Myśl o jeździe do Farview i
z powrotem paraliżowała go.
- Lauro, czy zostaniesz u mnie na noc? - spytał łagodnie, pochylając się, żeby
ściągnąć jej buty. - Możesz spać tutaj lub w drugiej sypialni. Myślę, że żadne z nas
nie ma siły na jazdę.
Laura niechętnie otworzyła oczy.
- Nie mogę - wyszeptała sennie.
- Ależ możesz, kochanie. Spędzę dzisiejszą noc w moim łóżku, w moim
pokoju, przysięgam. Jestem zbyt zmęczony, żeby robić ci jakiekolwiek propozycje.
Chcę się jedynie wyspać.
- Ciotka i wujek będą się bardzo niepokoili, jeśli nie wrócę na noc .do domu.
Spodziewają się mnie około dziesiątej i jeśli…
- Zadzwonię więc do nich i wyjaśnię, w czym rzecz - powiedział Jason z
desperacją w głosie. Był zbyt wykończony, żeby podjechać do następnego bloku, a
co dopiero do Farview. - Podaj mi numer.
Laura podwinęła nogi pod siebie i wtuliła się w ciepłą sofę. Chciała, żeby ta
chwila całkowitego spokoju i zadowolenia trwała wiecznie. Każdą cząstką ciała
buntowała się na myśl o jeździe zatłoczoną autostradą.
Jason stał parę kroków dalej, z bezprzewodowym telefonem w dłoni.
- Jaki jest twój numer telefonu?
Podała mu go odruchowo; mężczyzna wystukał cyfry i po paru sekundach
usłyszał po drugiej stronie linii niski męski głos.
Jason milczał przez chwilę, uświadomiwszy sobie nagle że nie bardzo wie,
do kogo dzwoni.
- Uhm, czy mówię z wujkiem Laury? - Czuł się tak niezręcznie, jak
trzynastoletni chłopiec dzwoniący do swojej pierwszej dziewczyny.
Z wujkiem George'em rozmawiało się bardzo przyjemnie, do tego chętnie
mówił na temat Laury. Dziesięć minut później, po skończeniu rozmowy, Jason
spojrzał na Laurę w głuchym przerażeniu.
Wyglądała tak spokojnie i pogodnie, kiedy leżała na sofie zwinięta w kłębek,
z na wpół zamkniętymi oczami. Wiedział, że powinien ją teraz zostawić samą, ale
nie mógł. Po prostu musiał podejść i usiąść obok.
- Lauro, wujek George powiedział mi, że twoi rodzice zginęli w wypadku
dwadzieścia lat temu, kiedy miałaś zaledwie pięć lat. Mówił, że gdy się to zdarzyło,
siedziałaś na tylnym siedzeniu samochodu. Było to krótko przed północą. Podobno
utrzymywałaś, że nic nie pamiętasz. Przez całe lata nie chciałaś mówić o tym, co
się stało.
Laura usiadła na sofie. Jej spokój znów gdzieś zniknął i próbowała się
opanować. Myśl o nawrocie płaczu wydawała się jej przerażająca.
- Nie pamiętam wypadku rodziców i nie rozumiem, dlaczego wujek
wspomniał ci o tym.
- Powiedziałem mu o tym, co widziałaś. Tak, Lauro, to migawki z twojej
przeszłości. Przeżywasz na nowo noc, kiedy zginęli rodzice. Wszystko się zgadza:
tylne siedzenie, światła reflektorów, krzyki i okropna cisza. Twój wujek
powiedział, że tamten samochód przejechał środkowy pas autostrady i wpadł prosto
na was. Twoi rodzice zginęli na miejscu, a brat i siostra byli ranni i stracili
przytomność. Ty spadłaś na podłogę, miałaś złamaną rękę, ale zachowałaś
świadomość. Kiedy przyjechała karetka, powiedziałaś…
- Nie pamiętam. Miałam zaledwie pięć lat. Nie pamiętam niczego.
- Twój mózg wyparł to wydarzenie ze świadomości, ponieważ było zbyt
wstrząsające dla tak małego dziecka. Udawało ci się tłumić je przez lata. Ale
dzisiaj ciężarówka jadąca prosto na nas przypomniała ci wszystko. Teraz dasz
sobie z tym radę i…
- Powiedziałam już, że nic nie pamiętam - upierała się wytrwale. - Ile rzeczy
pamiętasz z czasów, kiedy miałeś pięć lat? - Wstała gwałtownie z kanapy. - Nie
chcę mówić o czymś, co zdarzyło się tak dawno. Chcę wrócić do domu.
- Powiedziałem twojemu wujkowi, że zostajesz u mnie na noc. Uważa, że to
dobry pomysł.
Laura rzuciła mu ostre spojrzenie.
- Widzę, że całkiem się zaprzyjaźniłeś z wujkiem George'em.
- Martwili się o ciebie. Powiedział, że zawsze niepokoiło ich to, jak starasz
się wymazać z pamięci wspomnienie o wypadku. Powiedział, że nawet jako
dziecko byłaś opanowana i zrównoważona, że zawsze miałaś kłopoty z
okazywaniem emocji. Podobno nikt nigdy nie widział u ciebie łez, nawet gdy
zginął twój narzeczony.
- Chyba trudno ci w to uwierzyć, skoro przez ostatnie dwie godziny płakałam
bez przerwy.
- Nic dziwnego, masz nad czym płakać. Dwadzieścia lat, nad którymi
rzeczywiście można się smucić i wylewać łzy. Zbyt długo panowałaś nad
uczuciami. To musiało się kiedyś tak skończyć.
Jason wciąż jeszcze był pod wrażeniem tego, co usłyszał z ust wujka Laury.
Biedna mała Laura. Mając pięć lat, stała się świadkiem śmierci rodziców, a potem,
okrutnym zrządzeniem losu, w ten sam sposób zginął jej narzeczony. W dniu, w
którym mieli się pobrać!
Ale Laura przetrwała wszystko, pogodziła się z tym, być może nawet
odniosła swoisty triumf. Jasonowi nadal pobrzmiewały w głowie słowa jej wujka:
„Odkąd z nami zamieszkała, zawsze była idealnym dzieckiem; wyrosła na idealną
nastolatkę, by w końcu stać się idealną młodą kobietą. Nawet po śmierci Danny'ego
była idealnie opanowana. Wiem, jak bardzo jej ciąży ten balast przeżyć. Tak
bardzo cieszylibyśmy się, gdyby wreszcie dała wyraz uczuciom i wyzwoliła się od
wspomnień”.
- Nie potrzebuję twojego współczucia!
Ostry i wściekły głos Laury przerwał jego zadumę. Jasonowi ze zdumienia
rozszerzyły się oczy. Ta młoda zbuntowana kobieta, z mocno zaciśniętymi dłońmi i
oczami sypiącymi skry, nie była ani nieszczęsnym osieroconym dzieckiem, ani
zrozpaczoną po śmierci narzeczonego panną młodą.
- Do cholery, nie żałuj mnie! - Zdziwiła się sama tym przekleństwem. Nigdy
nie klęła, ale też nigdy dotąd nie była tak zdenerwowana. - Nie chcę, żeby mi
ktokolwiek współczuł. Nigdy tego nie chciałam!
- Wcale cię nie żałowałem. Starałem się po prostu wczuć w twoje położenie.
Spojrzała na niego kpiąco i pogardliwie.
- Jak może wczuć się w moje położenie ktoś, kogo jedyną stratą jest
przegrana w softball?
Poniekąd ma rację, niechętnie przyznał Jason. Poczuł, jak rozpala się w nim
iskierka gniewu. To prawda - był jedynym, zawsze podziwianym dzieckiem i
rodzice nigdy niczego mu nie odmawiali. Zawsze dostawał to, czego chciał, i
zawsze osiągał wszystko, co sobie postanowił. Ale przecież nie oznacza to, że nie
potrafi wykrzesać z siebie uczucia zrozumienia i współczucia dla tej młodej
kobiety, której los nie szczędził okrutnych doświadczeń.
- Nie chcę, żebyś wczuwał się w moje położenie! Nie chcę też twojego
współczucia! Nie potrzebuję współczucia od nikogo. Nienawidzę tego! -
Gwałtownie potrząsnęła głową. - Wszyscy ci ludzie, którzy mówią „biedna mała
Laura”, czekają tylko na to, żebym się rozkleiła. Tak było dwadzieścia lat temu i
tak samo jest teraz. Tylko że to się nigdy nie stało. Nie pozwoliłam sobie na to.
- Wydajesz się spokojną, bezproblemową dziewczyną, ale w gruncie rzeczy
jesteś wspaniałą, twardą i dzielną kobietą.
Jason spojrzał na nią rozbawiony.
- Tak, jestem twarda.
Odwzajemniła mu spojrzenie. Musiała być taka, żeby pokonać przeciwności
losu, który roztrzaskał jej życie, i to nie raz.
Z nikim dotąd się nie kłóciła; spokojna, zrównoważona Laura była zawsze
rozsądna, poważna i nienagannie uprzejma - bez względu na to, co czuła. Ale w tej
chwili kierowała się uczuciami - po raz pierwszy od dwudziestu lat.
Była wściekła i chciała dać upust złości. Wiedziała, że jej zachowanie jest
bez wątpienia nierozsądne, irracjonalne i niegrzeczne, ale wcale się tym nie
przejmowała.
- Jestem silna. Zawsze taka byłam. I nie chcę…
- Nie chcę, nie potrzebuję - przedrzeźniał ją Jason. - W tej chwili jesteś zbyt
napięta i zdenerwowana, żeby wiedzieć, czego chcesz albo czego potrzebujesz.
Odwróciła się do niego twarzą. Krew w jej żyłach zaczęła krążyć szybciej.
- Ale ty oczywiście wiesz! Wiesz, czego potrzebuję, i wiesz, czego chcę.
Te słowa stanowiły wyzwanie. Wyglądało to tak, jakby ktoś inny
występowa! w roli Laury i czytał wcześniej napisany scenariusz.
Następny krok zdawał się z góry przesądzony. Najprawdopodobniej żadne z
nich nie miało wyboru, odkąd spotkali się na boisku. A już na pewno nie od chwili,
kiedy zobaczyli pędzącą z przeciwka ciężarówkę.
- Oto, czego chcesz - powiedział Jason i przyciągnął ją bliżej. Czując przy
sobie ciepłe ciało dziewczyny, poczuł, jak krew zaczyna mu szybciej pulsować.
Oto, czego potrzebujesz! Mnie!
Laura uświadomiła sobie, że powoli ogarnia ją dziwny bezwład; zakręciło jej
się w głowie, zaczęła oddychać ciężko i urywanie. Przeszyło ją nagłe pożądanie -
uczucie, którego do tej pory nie znała.
- Czy nie mam racji, Lauro? - Głos mężczyzny był przytłumiony i
niewyraźny, jakby dobiegał z innej rzeczywistości.
Laura wolno zwróciła ku niemu oczy. Jej gwałtowny gniew przekształcił się
nagle w niepohamowaną namiętność. Nie potrafiła myśleć racjonalnie, kiedy Jason
patrzył na nią w ten sposób. Mogła jedynie czuć i czuła, że postępuje słusznie.
- Tak - wyszeptała, obejmując go. Kierowała się instynktem, który kazał jej
głaskać twardy, gładko wygolony podbródek mężczyzny.
- Powiedz mi, kogo pragniesz - poprosił cicho Jason, przyciskając jej dłoń do
ust.
Czuła, jak gdyby płynne ciepło przepłynęło przez jej ciało.
- Ciebie - wyszeptała zdumionym głosem. - Pragnę ciebie.
Słowa te rozpaliły oboje; przecięły więź z pozbawioną uczuć przeszłością.
Laura traciła powoli kontrolę nad sobą i oddawała się bezgranicznie pożądaniu,
jakie w niej wzbudził ten mężczyzna. Nigdy dotąd tak się nie czuła, nigdy nie
doświadczyła tak głębokiej potrzeby zbliżenia. Tylko Jason i nikt więcej potrafił to
wywołać. Czuła się kobieca, pełna zmysłowości i wolna. Wolna po raz pierwszy w
życiu. Wolna od postawionych przed sobą żądań i wymagań, wolna od strachu i
bólu powodowanego miłością i utratą ukochanej osoby.
Pragnę ciebie - zawarta w głosie dziewczyny namiętność rozbrzmiewała
echem w głowie Jasona. Jego zmysły szalały pod wpływem miękkiego, ciepłego
dotyku kobiecego ciała.
Laura przylgnęła doń, drżąc z pożądania, a Jason całował ją tak mocno, jak
tego pragnęła: głęboko i namiętnie.
Przygniótł ją swoim ciężarem, czując, że luźne ubranie skrywa słodkie,
kobiece i nieskończenie ponętne kształty. Laura miała małe, ale pełne piersi, wąską
talię, a biodra delikatnie zaokrąglone. Obejmowała go i tuliła się w szczerym i
całkowitym oddaniu, równie kuszącym jak pożądanie, które wybuchło między nimi
tak nagle.
Jason czuł, że znalazł się w innym świecie, gdzie zwykłe zasady nie miały
zastosowania. Kobiety, które zazwyczaj wybierał na partnerki, zawsze miały
doświadczenie seksualne, tak że związki z nimi były fizycznie zadowalające, choć
powierzchowne. Nie przejmował się uczuciami tych kobiet i sam również nie
zamierzał angażować się emocjonalnie.
Z Laurą było inaczej. Jason wiedział o tym, nim jej dotknął, a teraz jeszcze
się to potwierdziło. Czuł się za nią odpowiedzialny i chciał ją posiąść całkowicie.
Tkliwość, współczucie, miłość i podziw - wszystkie te dziwne uczucia, których
nigdy dotąd nie doświadczył - wybuchły w nim z niespodziewaną siłą. Tej nocy
Jason Fletcher złamał wszystkie swoje zasady, ale wydawało mu się to
najsłuszniejszą rzeczą, jaką mógł zrobić.
Rozdział 4
- Lauro, chcę się z tobą kochać! - wyszeptał Jason.
- Dobrze - głos Laury brzmiał gardłowo i odlegle. Zaczęli całować się jak
kochankowie, którzy rozstali się wieki całe temu, a teraz znowu byli razem.
Jason wziął Laurę na ręce i niósł po wysłanych dywanem schodach do
znajdującej się na górze sypialni. Był to bez wątpienia typowo męski pokój, w
kolorze ciemnej czerwieni, granatu i brudnobiałym. Na prześcieradle w granatowe,
różowe i białe pasy leżała gruba trójkolorowa kołdra, na niej porozrzucane były
poduszki.
Trzymając w ramionach dziewczynę, zrzucił szybkim, zręcznym ruchem
narzutę i kołdrę, po czym położył Laurę. Przylgnęła doń z całej siły, jej nabrzmiałe
piersi dotykały muskularnego torsu mężczyzny i poczuła na sobie nacisk twardego
uda. Kiedy się poruszyła, ciepło i ciężar tego masywnego męskiego uda wzbudziły
w niej falę niewysłowionej rozkoszy.
Przywarła do Jasona, odwzajemniając jego gorące i namiętne pocałunki.
Kiedy ją obrócił, żeby zdjąć z niej koszulkę z krótkim rękawem, Laura bezwiednie
uniosła ramiona, by ułatwić mu to zadanie. Doświadczone palce Jasona rozpięły
biały bawełniany staniczek, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
W tym momencie musnął ją chłodny powiew z urządzenia klimatyzacyjnego
i zadrżała. Nagły przebłysk świadomości wyrwał ją z miłosnego oszołomienia.
Leżała pół naga w łóżku z mężczyzną, którego poznała zaledwie kilka godzin
wcześniej. Było to do niej zupełnie niepodobne, zwrot o sto osiemdziesiąt stopni w
stosunku do zwykłej ostrożności i rezerwy siostry Novak.
Zwróciła oczy ku twarzy Jasona i zobaczyła, jak spogląda na jej obnażone
piersi. Laurze zabrakło tchu na widok zachwytu w tym spojrzeniu.
Z delikatnością, która zdziwiła jego samego bardziej niż ją, Jason muskał
wargami ramiona dziewczyny. Wydała mu się nagle taka mała i słaba. Jej skóra
była delikatna i pachniała uwodzicielsko. Jasona zalewała fala pragnienia i
oczekiwania.
Laura zadrżała i jej nabrzmiałe od pocałunków usta rozwarły się delikatnie.
Wyszeptała jego imię i poczuł nową falę namiętności. Z jakiegoś powodu
dziewczyna wydała mu się zniewalająca.
- Pragnę twego ciała - powiedział niskim zdecydowanym głosem i pochylił
głowę nad jej piersiami.
Ciepły dotyk ust mężczyzny przeniósł Laurę w zmysłową krainę fantazji.
Nie chciała być dłużej ostrożna i opanowana. To przecież był Jason, a nie jakiś tam
poznany dzisiaj mężczyzna. Gorące, namiętne pragnienie stało się zbyt potężne, by
mogła usłuchać głosu rozsądku. Życie było jednie wegetacją, dopóki Jason nie
chwycił jej w ramiona.
Po raz pierwszy Laura zrozumiała bajkę o księżniczce obudzonej
pocałunkiem księcia. Była nad wyraz poważnym dzieckiem, które nigdy nie
pozwalało sobie na wędrówkę po beztroskim, nierealnym królestwie fantazji.
Uważała te opowieści za głupie i niezrozumiałe. Ale teraz...
Zacisnęła oczy i jęknęła, kiedy Jason pieścił językiem jej piersi. Zrozumiała
wreszcie różnicę między szarą egzystencją a prawdziwym życiem. Królewna
Śnieżka i Śpiąca Królewna nie wydawały jej się już takie głupie i niezrozumiałe.
- Lauro, masz piękne piersi! - powiedział.
Były okrągłe i jędrne. Różowe sutki drżały, delikatnie z podniecenia.
- Och, Jasonie!
Laura doznawała niewysłowionej rozkoszy. Oczy zaszły jej mgłą i wezbrała
w niej ogromna fala tkliwości. Czuła się kobietą bardziej niż kiedykolwiek dotąd.
Nigdy przedtem nie odczuwała takiej potrzeby oddania się drugiej osobie.
Dłonie Jasona powoli spłynęły po talii dziewczyny, badały delikatne
zaokrąglenia, potem zbliżyły się do brzucha i bioder. Laura wyginała się i wiła pod
dotykiem wprawnych, doświadczonych rąk mężczyzny.
Jason obserwował jej kobiece, przesycone zmysłowością ruchy i w
odpowiedzi na podniecenie dziewczyny jego ciało zesztywniało jeszcze bardziej.
Bez trudu rozwiązał i ściągnął jej szorty.
Oddech Laury zrobił się urywany, zamknęła oczy.
- Czy wiesz, jaka jesteś podniecająca? - spytał Jason z westchnieniem. -
Jesteś tak czuła, otwarta i szczera. Kochana, pokaż mi, jak bardzo mnie pragniesz.
Te słowa pochwały, wypowiedziane głębokim, ciepłym głosem, rozpaliły
Laurę do reszty.
Serce dziewczyny biło jak oszalałe, kiedy Jason dotykał jędrnego
zaokrąglenia jej pośladków i płaskiego brzucha. To rozkoszne badanie zdawało się
trwać całą wieczność.
- Jasonie, proszę! - powiedziała załamującym się głosem, zażenowana
gwałtownością swych uczuć. Cierpiała i… pożądała.
- Tak, kochanie. - Oddychał ciężko, z głową opartą o jej ramię. - Powiedz
mi, czego chcesz. Pragnę usłyszeć to, co czujesz.
Laura zaczęła całować go zapamiętale, pokazując, Jak bardzo pragnie go i
potrzebuje. Jason odpowiedział od razu na to wezwanie, ściągnął jej majteczki i
wsunął dłoń między uda. Poczuł, jak delikatne ciało zaciska się wokół niego i
zapragnął dziewczyny z gwałtownością, która go zaszokowała. Drżały mu ręce,
kiedy szarpał koszulę, próbując ją zdjąć. Rzucił ją na podłogę, gdzie po chwili
znalazła się też reszta ubrania.
Laura patrzyła przez chwilę na nagie ciało mężczyzny; wyraźnie zarysowane
mięśnie klatki piersiowej, potężne ramiona, płaski, mocny brzuch. Dotknęła go i
oczy rozszerzyły się jej z zachwytu.
- Byłoby o wiele łatwiej uczyć się anatomii, gdyby szkoły pielęgniarskie
dysponowały takimi modelami - powiedziała, uśmiechając się z podziwem i
radością w oczach.
Jason uśmiechnął się szeroko, chociaż wiedział, że nie powinien się śmiać,
będąc w łóżku z nagą kobietą. Zawsze traktował seks równie poważnie jak sport, a
spontaniczny wybuch wesołości wydawał się teraz nie na miejscu.
Ale Laura dawała mu tyle rozkoszy i napełniała niezmąconym szczęściem,
jakiego nie przeżył nigdy, trzymając się zawsze ścisłych zasad uprawiania miłości.
Figlarność nie była cechą typową dla normalnego postępowania Jasona, ale chyba
tak właśnie zachował się, kiedy chwycił dłoń Laury i przycisnął do ust.
- Czy miała pani kłopoty z anatomią, panno Novak?
- To było najgorsze! Zwłaszcza kiedy dawano nam do sekcji martwe koty.
Myślałam, że umrę na miejscu!
- Lauro! - Jason zaprotestował ze śmiechem. - Czy mogę ci przypomnieć, że
teraz nie czas ani miejsce na poruszanie tak zniechęcających tematów?
- Czy to cię zniechęca?
Udało jej się przez chwilę zrobić minę zaskoczonej niewinności, nim
wybuchnęła śmiechem.
- A czy wyglądam na zniechęconego?
Laura podążyła za wzrokiem mężczyzny i spojrzała na jego członek.
Przełknęła ślinę. Jason przyciągnął jej dłoń, a palce dziewczyny zacisnęły się
wokół niego. Spojrzenia obojga spotkały się, gdy go pieściła, doprowadzając
niemal do obłędu.
Nagle Jason chwycił ją za ręce i przyciągnął mocno do siebie.
Laura spojrzała w jego szare, głębokie oczy.
- Czy nie chcesz, żebym cię dotykała? - wyszeptała zmieszana. - Czy nie
lubisz…
Jason uciszył ją długim, głębokim pocałunkiem. Gdy w końcu oderwał usta,
jego głos zabrzmiał jak ochrypły pomruk.
- Ubóstwiam, jak mnie dotykasz, tak bardzo, że jeżeli pozwoliłbym ci, moja
dziewczyno, robić to dłużej, za parę sekund byłoby po wszystkim. A ja nie chcę,
żeby to się tak skończyło.
- Jestem w tych sprawach… niedoświadczona.
Laura zarumieniła się i lekko zadrżała, oblizując nerwowo dolną wargę.
- Jak bardzo niedoświadczona? - zapytał delikatnie.
- Nie śpieszyłam się do tych spraw. Na szczęście dla nas obojga, Danny
również nie. Zgodziliśmy się poczekać aż do ślubu.
Noc poślubna miałaby miejsce równo trzy lata temu. Myśl ta przemknęła
teraz Laurze, ale dziewczyna nie czuła już bólu. Nie miała też poczucia winy, że
leży oto u boku Jasona. Przed oczyma jej wyobraźni pojawił się na chwilę
rozmazany obraz twarzy Danny'ego, który rozpłynął się w pustkę. Danny kochał
życie i kochał ją. Na pewno nie miałby za złe tego, że próbuje znaleźć miłość. Być
może nawet zachęcałby ją do tego.
Laura spojrzała Jasonowi w oczy. Zatrzymał rękę na jej brzuchu.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że jesteś dziewicą? - spytał cicho. - Że… jestem
pierwszy?
- Czy to ci przeszkadza?
- Przeraża mnie to. - Przełknął ślinę. - Dlaczego, Lauro? Dlaczego czekałaś
tak długo, żeby pójść z mężczyzną do łóżka? Nie mów tylko, że nie zależało ci na
uprawianiu miłości. Jesteś taka podniecająca, namiętna i czuła. Rozpływasz się pod
dotknięciem moich dłoni.
Przytuliła się do niego tak, że ich ciała przylegały ściśle do siebie.
- Nigdy nie byłam podniecająca, namiętna i czuła, dopóki ty nie wzbudziłeś
we mnie tych doznań. Wydaje mi się, że otworzyłam dziś drzwi do zupełnie
nowego świata.
Wzruszyła go ta szczerość. Nie był nigdy tym, który coś dawał. Przez całe
lata tylko brał, niekiedy samolubnie, niekiedy bezmyślnie. Jednakże z Laurą było
inaczej i nie bardzo wiedział, jak sobie z tym poradzić.
W tym momencie nie umiał analizować faktów ani myśleć racjonalnie. Był
zbyt pochłonięty chwilą obecną, żeby myśleć o czymkolwiek innym. Puścił dłonie
dziewczyny i chwycił ją w objęcia.
- Nie skrzywdzę cię - zapewnił, po czym musnął jej usta delikatnym
pocałunkiem.
Laura usłyszała jęk i przeszył ją nowy dreszcz pożądania. Przycisnęła się
mocno do mężczyzny. Jason chwycił ją za ramiona i próbował odsunąć od siebie.
- Lauro, kochanie, postaram się robić to powoli.
- Nie chcę, żebyś był delikatny. - Czuła niepohamowane pragnienie, aby dać
mu rozkosz. - Całuj mnie, Jasonie.
Z ogromną satysfakcją spełnił tę prośbę. Jego pocałunki były gwałtowne i
zachłanne. Głaskał delikatnie jej uda i Laura poczuła niewiarygodnie rozkoszne
ciepło płynące z głębi swego ciała.
- Kochanie, nie mogę już dłużej czekać. - Głos Jasona wyrażał ogromne
napięcie. Próbował powstrzymać drżenie swego ciała. - Jesteś już na mnie gotowa?
- O tak - westchnęła Laura.
Przesunął się między jej nogami, unosząc delikatnie biodra dziewczyny, by
potem wejść w nią jednym, szybkim ruchem. Laura zesztywniała, czując nagły
przypływ ostrego bólu, i zacisnęła zęby, by się powstrzymać od płaczu. Jason
wsparł się na łokciach i spojrzał na nią przeciągle.
- To nie czas na perfekcjonizm - powiedział ochrypłym głosem. - Jeśli
odczuwasz ból, nie kryj tego. Na miłość boską, nie udawaj doskonałej, pełnej
poświęcenia dziewicy.
- Co masz na myśli?
- To, że wiem wszystko o twoim dążeniu do doskonałości. Twój wujek
powiedział mi, że nigdy nie popełniłaś żadnego błędu. Teraz leżysz przy mnie i
zastanawiasz się, dlaczego nie jest tak, jak w tych wszystkich scenach miłosnych, o
których czytałaś w romansach.
Przejrzał ją na wylot. Laura chwyciła go za ramię tak mocno, że na skórze
zostały ślady jej paznokci.
- Na początku trochę mnie bolało - przyznała wreszcie.
Usta Jasona wykrzywiły się w udawanym uśmiechu.
- No cóż, myślę, że nie przyznasz się do niczego innego - wyszeptał,
przesuwając usta po jej uchu. Uczucie przepełniało go całkowicie i nie próbował
nawet pojąć, dlaczego ubóstwia tę dziewczynę. Oprócz niej nic się nie liczyło. -
Spokojnie, kochanie. Będzie ci wspaniale, obiecuję to. Spodoba ci się to tak
bardzo, że zechcesz ciągle to robić. Będziesz mnie nieustannie pragnęła.
Raz jeszcze, jak wtedy w samochodzie, jego kojące słowa podziałały niczym
balsam. Laura rozluźniła mięśnie; nieprzyjemny ból ustąpił i pojawiło się wrażenie
takiej przyjemności, że aż westchnęła. Nie czuła się już porozrywana i zniewolona.
- Jasonie, to wspaniałe - wyszeptała, tuląc się do mężczyzny. Nie czuła już
wstydu i zakłopotania, mogła powiedzieć mu wszystko. - Miałeś rację, jest
cudownie.
Jason wydał odgłos, który był na pół śmiechem, na pół jękiem.
- Mnie też, kochanie. Jesteś taka podniecająca i rozkoszna. Lauro, nigdy
dotąd nie czułem czegoś takiego, jesteś doskonała.
- Znowu to nieszczęsne słowo! - powiedziała wesoło. Po raz pierwszy
dostrzegła coś śmiesznego w swoim dążeniu do perfekcji.
Zaśmiali się i pocałowali. Wkrótce potem pokój wypełniły zmysłowe
odgłosy miłości: szepty, jęki i westchnienia.
Jason wsunął się w Laurę, która rozkoszowała się, czując go w swoim ciele.
Wypełnił pustkę, z jakiej nie zdawała sobie sprawy.
- To nie może być prawda! - przytłumionym, oszołomionym głosem
powiedział Jason, gdy wstrząsnął nim ostatni dreszcz rozkoszy. To, co ich
połączyło, było silniejsze niż uczucia, jakich kiedykolwiek dotąd doświadczył. Po
raz pierwszy w życiu dal z siebie wszystko i nie chciał niczego w zamian. Czuł się
zupełnie wyczerpany i pusty, niezdolny do najdrobniejszego ruchu, do najprostszej
myśli. Rozładowanie fizyczne i emocjonalne, w połączeniu ze zmęczeniem po
podróży, spowodowało, że zachciało mu. się spać.
- To tylko sen, a ty jesteś moim wyśnionym kochankiem, Jasonie!
Wrażenie unoszenia się w przestrzeni, radosne uczucie całkowitej swobody i
wolności było czymś niewypowiedzianie cudownym. Laura sennie ucałowała
ukochanego, rozkoszując się ciężarem jego ciała.
- Uważaj, bo cię zmiażdżę, dziecinko! - wyszeptał rozespanym głosem,
przekręcając się na bok.
- Nie! - przylgnęła do niego. - Nie zostawiaj mnie jeszcze. Jest mi tak
dobrze. Nie chcę, żebyś mnie opuścił!
To naprawdę sen, jak przez mgłę myślał Jason. Czy jakakolwiek kobieta była
tak otwarta i szczera jak Laura? Ucałował ją czule.
- Nie mam zamiaru cię zostawić, kochanie. Nigdy cię nie opuszczę!
Zasnęli. Laura śniła, że leży wtulona w ciepłe ciało Jasona, on zaś pieści jej
piersi swymi silnymi dłońmi.
Powoli uniosła powieki. W pokoju było zupełnie ciemno i jedynie jarzące się
czerwono cyfry elektronicznego zegara zdradzały godzinę; była druga szesnaście.
Wyszeptała cichutko imię kochanka.
- Pragnę cię, Lauro! - głos Jasona pobrzmiewał muzyką w jej uszach.
Zadrżała delikatnie, czując siłę i ciężar jego nagiego ciała. Dryfowali w
otaczającej ich ciemności jak w erotycznym śnie.
Laura zacisnęła mocno oczy i podała się falom rozkoszy, zalewającym jej
ciało. Wszedł w nią głęboko, ale nie czuła już bólu. Nie wiedziała, czy dzieje się to
we śnie, czy na jawie, ale nie miało to żadnego znaczenia. W tym ciemnym świecie
byli tylko we dwoje.
Powtarzało się to stale przez następne godziny. Laura i Jason obracali się w
cyklu namiętności i snu, a sobota powoli zmieniała się w niedzielę. Dopiero po
południu, kiedy dzień znowu zaczął przechodzić w noc, po raz pierwszy uderzyła
ich myśl o czymś tak przyziemnym jak jedzenie.
- Umieram z głodu - powiedział Jason, kiedy zaburczało mu w brzuchu. -Mój
biedny żołądek chyba już zapomniał, kiedy po raz ostatni coś jadłem.
Laura leżała zaspokojona i zmęczona po akcie miłości, który ich niedawno
połączył. Nie chciało jej się pić ani jeść, ani nawet myśleć. Z rozmarzeniem w
oczach położyła głowę na piersi kochanka.
- Zdrzemnij się teraz, kochanie. - Jason odsunął ją delikatnie od siebie i otulił
puchową kołdrą. - Ja tymczasem przygotuję coś do jedzenia.
Laura posłusznie obróciła się na bok i z westchnieniem wtuliła się w pościel.
Dom otulała mroczna cisza zmierzchu. Jason wszedł do kuchni i otworzył
lodówkę. Zaskoczyło go to, że była prawie pusta. Dopiero gdy doń dotarło, że nie
był w domu przez sześć tygodni, przypomniał sobie, iż przed wyjazdem zużył lub
rozdał wszystkie produkty żywnościowe, które się łatwo psuły. Zajrzał do
zamrażalnika i z radością odkrył pierożki, przygotowane przed wyjazdem przez
Ritę - uroczą stewardesę, z którą miał krótki, niezobowiązujący romans. Kiedy
zwierzyła mu się, że w skrytości ducha pragnęłaby poślubić swego kapitana, Jason
życzył jej dużo szczęścia. Podczas ich ostatniego spotkania doradzał nawet
dziewczynie, jak ma usidlić mężczyznę swych marzeń, a ona - z wdzięczności -
przygotowała kochankowi pierożki z mięsem i żółtym serem. Nie widział niczego
niestosownego w zjedzeniu ich wraz z Laurą. Obecnie Rita jawiła mu się dziwnym
tworem wyobraźni, rozmazaną postacią z przeszłości. Jedynie Laura była
rzeczywistością.
W lodówce znajdowała się też butelka kiepskiego musującego wina o smaku
zbliżonym raczej do wody sodowej niż do szlachetnego napoju, ale dla Jasona,
który i tak nie był znawcą, nie miało to najmniejszego znaczenia. Dwadzieścia
minut później wniósł do sypialni odgrzane w kuchence mikrofalowej pierożki,
wino, dwa kieliszki i widelce.
- Podano do stołu - oznajmił i usiadł na łóżku.
Wyrwana ze snu Laura przewróciła się na bok i otwarła oczy. Nadział
pierożek na widelec i podał dziewczynie.
- Tu będziemy jedli? - spytała rozbawiona. - Prosto z półmiska?
- To jest bardzo ekonomiczne. Po co zawracać sobie głowę talerzami?
Zobacz tylko, ile czasu można zaoszczędzić na zmywaniu! - Przysunął jej widelec
do ust. - Dalej, kochanie, zjedz śniadanie czy obiad, czy kolację, czy jak też to
nazwać.
Laura podniosła się nieco i pozwoliła się karmić. Nie wydawało jej się
niczym dziwnym jedzenie nago w łóżku po dwudziestu czterech godzinach
uprawiania miłości. Nie, nie wydawało się to ani trochę dziwne tej zmysłowej
istocie, która zajęła miejsce Laury Novak.
Wzięła do ręki widelec. Jedząc pierożki, Jason otworzył wino.
- Mój brat nie uznaje wina zamykanego na zakrętkę. Gdyby to zobaczyli
członkowie Klubu Miłośników Wina, do którego należy, pewnie by zemdleli. - Z
pewnością by je nazwali faux vin. - Napełnił oba kieliszki po brzegi wiśniową
cieczą z bąbelkami. - Ale powiem ci w tajemnicy: mnie smakuje ono tak samo, a
może nawet lepiej niż te eleganckie wina, które sprzedają po dziewięćdziesiąt
dolarów za butelkę.
Podał jej kieliszek, który wypiła pośpiesznie.
- Chyba masz rację - powiedziała i wyciągnęła przed siebie kieliszek. -
Proszę o dolewkę!
Jason spełnił jej życzenie.
- Uważaj, malutka! - przestrzegł ją z namiętnym uśmiechem na ustach. - Być
może próbuję cię spić, żebym mógł później przeprowadzić swoje niecne zamiary.
- Tak właśnie sobie pomyślałam, kiedy zaproponowałeś mi to wstrętne porto,
pamiętasz? - Laura opróżniła drugi kieliszek.
- Pamiętam. - Uśmiechnął się. - Wydaje mi się, jakby to było milion lat temu
- powiedział. Kiedy patrzył w jej roześmiane oczy, poczuł ciepłe fale miłości i
pożądania.
- Bo to było milion lat temu - wyszeptała Laura, wyciągając dłoń, by
pogładzić go po policzkach, które pokrywał dwudniowy zarost.
Urok nie ogolonej męskiej twarzy, tak bardzo spopularyzowany przez
telewizję, uchodził dotąd jej uwadze. Jason był pociągający i podniecająco męski.
Poczuła, jak krew zaczyna się jej burzyć w żyłach. Za każdym razem, kiedy na
niego spoglądała, kiedy go dotykała, kręciło jej się w głowie od wina i
niewysłowionego pożądania.
- To się zdarzyło w innym świecie, w innym wymiarze czasu!
Jej szeroko otwarte oczy mówiły, jak bardzo go pragnie.
Dziesięć sekund zajęło Jasonowi sprzątnięcie z łóżka pustego talerza, butelki
i kieliszków. Potem przyciągnął do siebie Laurę.
- Jaki to urok na mnie rzuciłaś, mała czarodziejko? - spytał żartobliwie. -
Nigdy dotąd nie doświadczyłem czegoś podobnego. Nie mogę się tobą nacieszyć!
Laura westchnęła z zadowoleniem i wtuliła się w niego. Czuła dokładnie to
samo. Nie mogła się nim nacieszyć i jeśli była czarodziejką, to Jason był
czarnoksiężnikiem. Rzucił na nią urok, spod którego nie mogła się wyzwolić.
Rozdział 5
Zmęczeni fizycznie i emocjonalnie, spali bez przerwy przez dwanaście
godzin. Kiedy Jason otworzył oczy rankiem następnego dnia, zniknęło gdzieś
senne odrętwienie, które uczyniło go niewolnikiem zmysłów w podobnej do
erotycznego snu atmosferze weekendu.
Na jego miejsce pojawił się surowy, nieprzyjemny chłód rzeczywistości.
Jason powoli odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Laurę. Wyglądała niewinnie, a
zarazem zmysłowo w mętnej poświacie porannego światła. Wtuliła się głęboko w
pościel. Jason z trudem opanował chęć odrzucenia kołdry, by przyjrzeć się różowej
nagości ciała dziewczyny.
Przeszył go gorący dreszcz. Był zaniepokojony. Co się z nim działo?
Przyprowadził Laurę do domu, żeby dodać jej otuchy, ale dobre intencje spaliły na
panewce i znaleźli się w łóżku! Kiedy patrzył na śpiącą dziewczynę, przez głowę
przepływały mu dziesiątki wspomnień, kłębiły się płomienne słowa, które sobie
powiedzieli. Zarumienił się. Czy nadal był doktorem Jasonem Fletcherem?
Czując się, jakby parzyła go skóra, wyszedł szybko z sypialni i skierował się
do łazienki. Starał się nie myśleć o pociągającym widoku nagiej Laury, która spała
w jego łóżku. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Patrzył na niego Jason Fletcher,
jakiego znał, a nie delikatny, zakochany mężczyzna spędzający większą część
weekendu w łóżku z małą, słodką dziewicą, która nazwałaby to, co się stało,
miłością, a nie wspaniałym seksem.
W dorosłym życiu Jason zawsze unikał tego rodzaju kobiet. Nie był w stanie
spełnić ich oczekiwań: wiecznego oddania, wierności, małżeństwa i dzieci.
Mimo gorących strumieni wody z prysznica, Jasona oblał zimny pot. Dzieci!
Przypomniało mu się, że kiedy kochał się z Laurą po raz pierwszy, sięgnął
dyskretnie po prezerwatywę, ale potem…
Urywki wspólnie spędzonych chwil miłości zmieniały się w jego umyśle jak
w kalejdoskopie. Zacisnął oczy i jęknął. A jeśli zaszła w ciążę? Butelka szamponu
wysunęła mu się z drżących palców i spadła na stopę. Zabolało tak mocno, jakby
uderzył go odłamek skały. Zaklął szpetnie, potem jeszcze raz. Sklął szampon,
bolący palec, a przede wszystkim Jasona Fletchera. Winił siebie za to, że był tak
niezrozumiale, niewytłumaczalnie głupi i kochał się z kobietą, nie zachowawszy
żadnych środków ostrożności.
Ręka trzęsła mu się tak bardzo, że dwukrotnie zaciął się w czasie golenia -
pomyłka zupełnie nie w stylu Jasona Fletchera. Odkąd kochał się po raz pierwszy,
mając szesnaście lat, dokładał zawsze wszelkich starań, by zabezpieczyć siebie i
swą partnerkę. Praktykował bezpieczny seks na wiele lat przed tym, zanim zwrot
ten stał się sloganem. Nigdy nie nabawił się choroby wenerycznej, nigdy też jego
kochanka nie zaszła w ciążę.
Ponieważ Laura była dziewicą, wiedział, że jego zdrowiu nic nie zagraża.
Maszynka do golenia wypadła mu z rąk i wleciała do umywalki. A jeśli Laura
zaszła w ciążę?
Chociaż skończył właśnie trzydzieści osiem lat (i to dzisiaj - wszystkiego
najlepszego, tatusiu!), potrzeba rozmnażania się była mu nadal obca. Nie czuł
nigdy chęci zaludnienia świata małymi Fletcherkami. Nie wykluczał wprawdzie
takiej możliwości raz na zawsze, ale odsuwał sprawę ojcostwa na czas
nieokreślony. Przyszłość wydawała mu się zawsze daleka, prawie nierealna.
Czyżby teraz nadszedł ten moment? Jason wytarł włosy ręcznikiem. Tak
rzadko przebywał z dziećmi, że nie miał prawie żadnego doświadczenia. Przeszedł
wprawdzie kurs pediatrii w trakcie studiów, wiedział jednak, że nie powinien na
tym opierać swoich poglądów. Nikt - nawet dzieci - nie przedstawia się korzystnie
podczas choroby, szczególnie zaś dzieci na oddziale pediatrycznym. To, że
zazwyczaj krzyczały ze strachu, gdy zbliżał się do nich ktoś w białym fartuchu - a
jako student Jason musiał również nosić taki fartuch - było w najwyższym stopniu
irytujące.
Pomyślał o swoim przyjacielu Caseyu Flynnie, niegdyś beztroskim
kawalerze, dziś szanowanym mężu i ojcu rodziny. Przypomniało mu się, z jaką
dumą Casey posadził po raz pierwszy swoją córeczkę Shannon na ramieniu „wujka
Jasona”. Wrzeszczała wniebogłosy i dokładnie zaśliniła nowy krawat. Wcale mu
się to nie podobało i z przyjemnością oddał malucha tatusiowi.
A gdyby sam został ojcem? Pogrążony w niepokoju, zapomniał o Laurze -
czułej, zmysłowej kochance, która tak cudownie mu się oddała.
W pierwszej chwili Jason uznał siebie za nędznego rozpustnika, który
bezwzględnie uwiódł bezbronną, młodą, niewinną dziewczynę. Potem jednak
zmienił nagle punkt widzenia i zobaczył zniewalającą, zmysłową syrenę, która
złapała go w sieci zwodniczymi metodami - tak subtelnymi, że prostoduszny,
uczciwy facet nie miał żadnej szansy.
Bez względu na to, który scenariusz przeważał, kto był łotrem, a kto ofiarą,
pozostawała okrutna prawda, że Jason dopuścił się niepotrzebnego ryzyka, które
mogło przynieść nieoczekiwane konsekwencje. Kto wie, może właśnie przed
chwilą on, Jason, wieczny zwycięzca i szczęśliwy pan własnego losu, oddał swoją
wolność i spokój ducha kobiecie, którą poznał zaledwie dwa dni wcześniej.
* * *
Laura budziła się powoli, na przemian podnosząc i opuszczając powieki. Po
chwil szeroko otworzyła oczy i wyprostowała się nagle. Kiedy jej zmysły
przystosowały się do otoczenia, zadrżała. Leżała naga w łóżku, prześcieradła
przesycone były zapachem potu i miłości. Zegar pokazywał pół do jedenastej w
poniedziałek rano, a ona znajdowała się tu od soboty.
Jason nie był więc jedyną osobą, która przeskoczyła z czarownego,
erotycznego zapomnienia w lodowate szpony rzeczywistości. Po raz pierwszy w
życiu Laura musiała zadać sobie po przebudzeniu klasyczne pytanie: „Boże, co ja
zrobiłam?”.
W głowie kłębiły jej się wspomnienia, przybierające na sile z każdym
uderzeniem serca. Być może lepiej byłoby zadać pytanie, czego nie zrobiła,
stwierdziła ponuro. Wyobraziła sobie, jak porusza się zmysłowo pod Jasonem,
ściskając go i dotykając, bezwstydnie prowokując śmiałe pocałunki i pieszczoty.
Serce jej waliło, a całe ciało stało się wielkim płonącym rumieńcem. Wspomnienia
te przerażały ją, a jednocześnie podniecały.
Laura wyskoczyła z łóżka, nie mogąc ani chwili dłużej wysiedzieć
bezczynnie. Usłyszała plusk wody w łazience. Czuła się rozdarta między olbrzymią
ochotą na prysznic, a obawą przed spotkaniem Jasona. Rozglądając się błędnym
wzrokiem po pokoju, dostrzegła szlafrok zawieszony na haczyku wewnątrz na
wpół otwartych drzwi szafy z ubraniami. Ściągnęła go szybko i nałożyła na siebie.
Perspektywa natknięcia się na Jasona była dostatecznie zniechęcająca i Laura nie
chciała być do tego wszystkiego naga.
Widok ubrań porozrzucanych na podłodze przywołał znowu żywe
wspomnienia rozkoszy wywołanej dotykiem nagich ciał. Laura chwyciła zimnymi
palcami klapy czarnego jedwabnego szlafroka i zacisnęła wokół siebie wąski
pasek.
Materiał, przesycony zapachem Jasona, delikatnie chłodził rozgrzaną skórę
dziewczyny.
Szybko zebrała ubranie, usiłując je wygładzić i poskładać. Wszystko
wydawało się tak nierealne. Poszła do łóżka z mężczyzną, którego znała zaledwie
od paru godzin i spędziła z nim sobotę i niedzielę!
I to wcale nie z pierwszym lepszym, o nie! Wybrała lekarza, z którym musi
codziennie pracować i który już niedługo będzie miał bardzo dużo do powiedzenia
na ortopedii. A do tego niezbyt dyskretnego, o ile można było wierzyć plotkom.
Laura zbladła. W ciągu dwóch tygodni, odkąd pracowała na ortopedii, nasłuchała
się wielu opowieści o doktorze Fletcherze. Połowa personelu mówiła o nim jako
wyśmienitym chirurgu, troskliwym i poważnym lekarzu. Druga połowa uznawała
go za lekkomyślnego kobieciarza, którego techniki i sposoby uwodzenia były
niezawodne. Laura uśmiechnęła się - reputacja doskonałego lekarza z pewnością
była zasłużona, a uwodzicielski wdzięk podziałał również i na nią. Dziewczyna
zastanawiała się, czy to właśnie ona stanie się obiektem następnej serii szpitalnych
plotek. Wyobrażała sobie, jak Jason raczy pełnych podziwu kolegów opowieściami
o swoim ostatnim podboju miłosnym - o siostrze oddziałowej z ortopedii. Zdawała
sobie doskonale sprawę z tempa i skuteczności takich plotek. W mgnieniu oka
szpital rozbrzmiałby od wiadomości, że bezpośrednio po pikniku Laura Novak
znalazła się w łóżku Jasona Fletchera.
Pomyślała o swojej dobrej opinii, której takie opowieści z pewnością nie
przysporzyłyby blasku. Zdawała sobie sprawę z przestarzałej, dwulicowej
moralności lekarskiego światka. Lekarz mógł sypiać z tyloma kobietami, z iloma
chciał, ale jeśli pielęgniarka pozwoli sobie na tego rodzaju zachowanie, od razu
napiętnują ją jako dziwkę i stanie się obiektem pełnych jadu spekulacji.
Laura traktowała swoją pracę wyjątkowo poważnie. Była to najważniejsza
rzecz na świecie i wypełniała jej życie bez reszty. Otrzymanie stanowiska siostry
oddziałowej stanowiło olbrzymi krok do przodu w karierze zawodowej. Pociągało
to za sobą konieczność porzucenia spokojnej i bezpiecznej pracy w szpitalu
Farview Memoriał, ale było też możliwością sprawdzenia się na znacznie bardziej
odpowiedzialnym stanowisku. Ponadto oznaczało to opuszczenie domu i wujostwa.
Musiała się przeprowadzić bliżej nowego miejsca pracy.
Po trzech latach spędzonych na rozpamiętywaniu Danny'ego i wspólnych
marzeń, powoli odzyskiwała nadzieję, że w końcu dojdzie do siebie. Teraz
przepełniały ją wątpliwości. Myślała, że zna siebie dobrze, ale po szaleńczej i
lekkomyślnej nocy spędzonej w łóżku z Jasonem stała się sama dla siebie
niebezpieczną zagadką.
Główną przyczyną niepokoju był Jason - pełen męskiego uroku i
troskliwości kochanek, który z niedoświadczonej dziewicy uczynił zmysłową
kobietę. Ten nagły przypływ wstydu i zmieszania zaćmił istniejący między nimi
kontakt i zarysowujące się więzy uczucia.
Mogła jedynie potępiać siebie za to, że przespała się z mężczyzną, którego
poznała tak niedawno. Jason nigdy nie będzie jej szanował - ani jako człowieka, ani
pielęgniarki. Prawdopodobnie uważał ją za jedną ze swych najłatwiejszych
zdobyczy. I oczywiście taka jest prawda. Gorące, bolesne łzy napłynęły jej do
oczu.
Przez ponad dwadzieścia lat Laura budowała swą stalową, pełną
powściągliwości postawę, a teraz ostatnimi siłami próbowała się pozbierać. Nie,
nie będzie płakała. Przecież to właśnie płacz wpakował ją w to wszystko na samym
początku. Nadludzkim wysiłkiem woli powstrzymała łzy. Udało jej się to w
ostatniej chwili, bo w kilka sekund potem otwarły się drzwi do łazienki. Serce
Laury przestało bić, ale po chwili zaczęło walić szaleńczym rytmem.
Jason wyszedł z łazienki owinięty ręcznikiem. Oczy Laury przesunęły się po
nim, dostrzegając zmysłową linię ust mężczyzny, a następnie ciemną gęstwinę
włosów na jego klatce piersiowej. Przypływ wspomnień spowodował, że krew jej
popłynęła szybciej. Wspomnienia gorących, rozkosznych pocałunków, które ze
sobą wymieniali i cichy jęk kochanka, kiedy pieściła go językiem.
Poczuła, jak uginają się pod nią kolana i zmusiła się do obojętności. Chciała
rzucić mu się w ramiona. Niski, pełen pożądania głos rozbrzmiewał jej w uszach.
„Pragnę cię, Lauro, chodź do mnie”… Ileż razy wypowiadał te słowa w trakcie
romantycznego weekendu i ile razy ulegała? Chociaż przekonywała siebie, że nie
może tego zrobić, to gdyby Jason teraz otworzył swoje silne ramiona, oddałaby mu
się bez reszty.
Wyczekiwanie i obawa przeszyły ją z równą siłą. Chcąc zrobić cokolwiek,
byle tylko opanować nerwy, chwyciła złożone na brzegu łóżka ubranie i przyłożyła
je do piersi, jakby było żelaznym fartuchem chroniącym ją przed
promieniowaniem.
Widok Laury w jego szlafroku podziałał na Jasona tak podniecająco, że
zapomniał o wszystkich wcześniejszych obawach. Owładnęły nim gorące
wspomnienia pełne miłości i czułości. Czuł, że gdyby podeszła do niego w tej
chwili, wziąłby ją od razu do łóżka i kochałby się z nią natychmiast. Ryzyko,
wpadka i konsekwencje były niczym w porównaniu do uczucia, którym darzył
Laurę.
Wpatrywali się w siebie wyczekująco przez kilka chwil, które zdawały się
trwać całą wieczność. Jason nie wyciągnął ramion do Laury, mimo że miał na to
olbrzymią ochotę. Dziewczyna też nie rzuciła mu się w objęcia, chociaż modliła się
o najdrobniejszy gest ze strony kochanka.
Stali bez ruchu, niczym zaczarowani. Włączyły się systemy samokontroli i
opanowania wykluczające emocje i nie dające najmniejszej szansy uczuciom.
Nie szanował jej i uważał za bezwartościową zdobycz, dziewczynę na jedną
noc, myślała Laura z bólem. Jasne było, że teraz chciał się jej jak najszybciej
pozbyć.
No tak, pomyślał Jason. Oto obietnice wiecznej i nie gasnącej miłości. Zebrał
siły. Co zrobi, gdy Laura zacznie płakać? W tamtą sobotnią noc, kiedy zobaczył jej
łzy, okazał się ostatnim mięczakiem - na pewno zdawała sobie z tego sprawę
równie dobrze, jak on. A jeśli właśnie teraz mała lepka zygota w jej ciele zamienia
się w dziecko? Czy mógłby odwrócić się od kobiety w ciąży? Zbladł.
Laura pierwsza przerwała tę denerwującą ciszę. Wzywając na pomoc
ostatnie pokłady odwagi i opanowania, przełknęła ślinę.
- Czy mogę teraz wziąć prysznic? - zapytała spokojnie.
Jason zamrugał oczami i skinął lekko głową. Czy dobrze słyszał? Czy
rzeczywiście pytała o prysznic, nienagannie uprzejmym tonem dobrze ułożonego
gościa? Żadnych miłosnych deklaracji. żadnych wyrzutów na temat jego
postępowania? Wpatrywał się w dziewczynę zbyt zdumiony, by wyrzec choćby
jedno słowo.
Jego milczenie przeszyło Lauręjak nóż. Nie chciał jej widzieć ani chwili
dłużej, nie chce nawet, aby wzięła prysznic! Przełknęła ślinę, która zaczęła się
niebezpiecznie zbierać jej w gardle. Przeszłam już przez gorsze rzeczy, myślała
Laura. Nie płakałam, kiedy ciocia powiedziała mi, że rodzice już nigdy nie wrócą.
Nie płakałam, kiedy zobaczyłam Danny'e-go w trumnie, nie wyobrażaj sobie,
Jasonie, że będę płakać przez ciebie! Podniosła odważnie głowę.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że pożyczę twój szlafrok? -
powiedziała obojętnym, chociaż nieco drżącym głosem. - Wezmę go ze sobą, kiedy
będę wychodzić i oddam do pralni.
Była tak chłodna, tak niepodobna do kobiety, z którą spędził weekend. Jason
czuł, jak wzbiera w nim wściekłość. Czuł całkowicie irracjonalną chęć, by
potrząsnąć Laurą.
Rozmawiała z nim jak z pierwszym lepszym znajomym. Widział już ten
uprzejmy, ale obojętny uśmiech na pikniku. Przecież udało mu się już poznać
drugą naturę tej kobiety -pełną pasji, emocji i radości - której do tej pory nie
objawiła nikomu innemu.
- Nie martw się o upranie szlafroka - powiedział sucho.
- Możesz też skorzystać z łazienki, mnie już nie będzie potrzebna.
- Dziękuję. - Laura czuła, jak z trudem powstrzymywał wściekłość. Serce w
niej zamarło. A więc Jason jej nienawidzi, wyczuła to. Musi stąd uciec, jak najdalej
od niego i jego wrogości. - Zadzwonię do siostry, żeby po mnie przyjechała -
powiedziała szybko, czując, jak krew zaczyna jej szybciej pulsować w żyłach. -
Jeżeli zaraz wyjedzie, powinna tu być za chwilę.
Jej głos urwał się i chwyciła za telefon, nerwowo wykręcając numer,
zadowolona, że ma powód, by nie patrzeć w stalowe, szare oczy Jasona.
- Lianna? - wyszeptała po cichu modlitwę wdzięczności, że to właśnie siostra
odebrała telefon. - Mówi Laura. Czy mogłabyś po mnie przyjechać? Błagam! -
dodała pełnym desperacji tonem.
- Oczywiście, że po ciebie przyjadę. Ale gdzie ty właściwie jesteś? - Lianna
wydawała się zmieszana. Odkąd pamiętała, głos Laury brzmiał zawsze spokojnie,
chłodno i rozważnie. Chociaż była młodsza od Lianny o trzynaście miesięcy, miała
niezaprzeczalne cechy rozsądnej, zorganizowanej i odpowiedzialnej starszej
siostry. - Gdzie jesteś, Lauro? - niecierpliwie powtórzyła Lianna.
Laurze zaschło w ustach, kiedy zdała sobie sprawę z brutalnej prawdy.
- Ja… nie wiem - wyjąkała bardziej do siebie niż do siostry,
- Nie wiesz, gdzie jesteś? - z niedowierzaniem powtórzyła Lianna. - Hejże,
czy to naprawdę moja siostra Laura, chodząca doskonałość rodu Novaków?
Laura zakryła dłonią słuchawkę telefonu, zwróciła się do Jasona i starannie
unikając jego spojrzenia, zapytała o adres. Wydawało jej się, że była to jedna z
najbardziej poniżających chwil wżyciu.
Z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu Jason wyrzucał z siebie
wskazówki, jak dojechać do domu.
- Proszę, przyjedź jak najszybciej - zaklinała Laura siostrę.
- Możesz być tego pewna - sucho powiedziała Lianna. -Nie mogę się już
doczekać, żebyś zdała mi raport z całego zajścia.
Dla Lianny wszystko było zajściem. Jako policjantka widziała życie w
kategoriach faktów i Laura dobrze wiedziała, że jej siostra opanowała doskonale
technikę przesłuchań. Zacisnęła więc tylko zęby i powstrzymała się od jęku.
Spotkanie z Lianną będzie równie trudne, jak spotkanie z Jasonem dzisiaj rano.
- Niepotrzebnie prosiłaś siostrę, by jechała tu taki kawał - powiedział przez
zaciśnięte usta Jason, wpatrując się w tapetę. Nie miał odwagi spojrzeć na Laurę.
Za każdym razem, gdy na nią patrzył, rozdzierały go sprzeczne namiętności. Z
jednej strony pragnął pochwycić ją w ramiona i ucałować, z drugiej zaś chciał
zmusić dziewczynę do płaczu… Czy miało to posłużyć za pretekst do pocieszania i
całowania jej? Nie mógłby, nie zrobiłby tego, zapewniał sam siebie. - Mogę cię
przecież odwieźć do domu!
- Dziękuję, nie trzeba - powiedziała z okropnym, oficjalnym uśmiechem na
twarzy. - Lianna nie ma nic przeciwko temu. A teraz wybacz mi, ale…
Pobiegła do łazienki i drżącymi rękami zamknęła drzwi. Nie mogła
wytrzymać napiętej atmosfery odrzucenia i żalu ani chwili dłużej.
Po kilku minutach do drzwi łazienki zastukał Jason.
- Pod domem zatrzymał się jakiś samochód, niebieski dodge shadow.
Myślisz, że to twoja siostra?
Laura była już ubrana, a włosy miała elegancko uczesane i prawie suche od
wycierania ręcznikiem.
- Tak. To ona - powiedziała przez drzwi. - Już wychodzę.
Ku przerażeniu Laury, kiedy wyszła z łazienki, Lianna i Jason stali w
przeciwnych końcach pokoju, bacznie się obserwując: Lianna z nie ukrywanym
zainteresowaniem, Jason - z niedowierzaniem. Lianna często wywoływała takie
wrażenie na ludziach, którzy widzieli ją po raz pierwszy - zwłaszcza wtedy, kiedy
nosiła swoje przebranie. Miała na sobie czerwony koronkowy stanik, czarną
obcisłą spódniczkę mini ze skóry, czarne podwiązki, które podtrzymywały równie
czarne pończochy ze szwem, a do tego wszystkiego srebrne szpilki na
niewyobrażalnie wysokim obcasie! Wyglądu dopełniały jeszcze platynowe włosy z
różowym pasemkiem pośrodku, zaczesane w jakiś dziwny, nieokreślony sposób.
- To twoja siostra? - zdołał wyjąkać Jason.
Był całkowicie osłupiały. Siostra Laury ulicznicą!?
Mogła to wyjaśnić, ale po co, markotnie pomyślała Laura. Miała nadzieję, że
Lianna będzie na nią czekać w samochodzie. Nietrudno jednak było się domyślić,
że ciekawość nie pozwoli jej siostrze przegapić okazji do zbadania „zajścia”. A
także do zaszokowania Jasona Fletchera swoim ubiorem.
- Więc to jest doktor Fletcher? - Ciemne, szarozielone oczy odwróciły się od
Laury do Jasona. - Ten sam doktor Fletcher, który zadzwonił do wujka George'a,
aby powiedzieć, że Laura jest wstrząśnięta tym, iż omal nie miała wypadku, i że
zostanie na noc w mieście u swojej przyjaciółki Dany?
- Nigdy nie powiedziałem, że zostanie u Dany! - zaprotestował Jason.
- Przypuszczam też, że nie powiedział pan o sobie „miły, stary doktor”? - z
rozbawieniem zapytała Lianna.
Jason zaczerwienił się.
- Oczywiście, że nie!
- Wujek George trochę nie dosłyszy. - Lianna uśmiechnęła się szeroko,
bawiąc się setnie. - Ma też niezaprzeczalny talent dopowiadania sobie wszystkiego,
czego nie usłyszy. Niezależnie od tego, co mu pan powiedział, zinterpretował całą
historię w następujący sposób: Laura i Dana wracały z pikniku i omalże nie wpadły
na inny samochód. Laura była bardzo zdenerwowana i jakiś miły, starszy lekarz,
dokładnie takie były słowa wujka, zadzwonił, by powiedzieć, że Laurze nic się nie
stało, ale zostanie na noc w mieście. Przypuszczaliśmy, że u Dany.
Przypuszczaliśmy też, że ten miły, starszy doktor ma około siedemdziesiątki. Jak
widać, wszystko się nam pomieszało.
- Lianno, chodźmy już. - Laura przeszła przez pokój i chwyciła siostrę za
ramię, kierując się w stronę drzwi.
- Iść? Teraz? - Lianna udała rozczarowanie. - Chciałam zostać tu jeszcze
chwilę i zaznajomić się z naszym miłym gospodarzem. - Zwróciła się do Jasona z
bezczelnym uśmiechem na twarzy. - Musisz być uroczym facetem, doktorku! Po
raz pierwszy w życiu wyciągam moją siostrę z czegoś takiego. Chciałabym…
- Lianno, daj spokój! - szepnęła Laura z rozpaczą w głosie, chwyciła siostrę
za ramię i wyciągnęła za drzwi.
- Lauro, gdzie się podziały twoje maniery? - Lianna z uśmiechem na ustach
strofowała Laurę, gdy ta ciągnęła ją w kierunku samochodu. - Nie podziękowałaś
nawet panu doktorowi za gościnność!
Lata pracy i wysiłku nad doskonaleniem siebie spowodowały, że z ust Laury
popłynęły uprzejme słowa:
- Dziękuję za… - Zreflektowała się dopiero w ostatniej chwili. Przerywając
w pół zdania, Laura wepchnęła chichoczącą Liannę do samochodu.
Jason patrzył, jak się oddalają. Chociaż pamiętał, że nie oszukał starego
wujka George'a co do miejsca pobytu Laury, czuł się winny. A do tego wszystkiego
ta jej siostra! Jason odetchnął głęboko. Nie był snobem - zapewniał siebie - ale z
pewnością nie chciałby mieć za szwagierkę prostytutki.
Za szwagierkę? Skąd coś takiego w ogóle przyszło mu do głowy? Ta
zdradziecka myśl wstrząsnęła nim do głębi. Jego umysł podświadomie analizował
ewentualność małżeństwa. Tym razem wpadł bardziej, niż sobie wyobrażał.
Bardziej niż tego chciał. Ogarnęła go zupełnie niewytłumaczalna panika. Spędził
całe dojrzałe życie prześlizgując się po powierzchni uczuć, a nagle wszystko się
zmieniło i nie rozumiał tego.
Instynkt nakazywał wycofać się, uciekać. Jason pragnął, by jego beztroskie,
pozbawione wszelkich zobowiązań życie kawalera trwało nadal. Tak się też stanie,
zapewniał sam siebie. Jeśli szczęście go nie opuści, nie będzie żadnego dziecka.
Nie musi się spotykać z Laurą Novak, szpital jest olbrzymi, więc łatwo przyjdzie
jej unikać, i tak też zrobi.
Czy sytuacja mogła jeszcze się pogorszyć? Laura zastanawiała się nad tym,
patrząc przez okno samochodu i słuchając paplaniny Lianny.
- Nie mogę w to uwierzyć! Nie myślałam, że doczekam tego dnia! Lauro,
spędziłaś weekend z mężczyzną, i to jakim! Prawdziwy supermen, z ciałem…
- Lianno, przestań! - przerwała Laura błagalnie. - Nie chcę o tym rozmawiać,
nigdy! Musisz mi przyrzec, że wujek i ciocia niczego się nie dowiedzą.
Lianna niecierpliwie wzruszyła ramionami.
- A czemuż by nie! Ty chciałaś jego, on chciał ciebie, wiedzieliście, co
robicie. Wujek z ciocią nie potępiliby cię z pewnością. Wręcz przeciwnie, byliby
zachwyceni, widząc, że w końcu wracasz do życia, że mimo wszystko jesteś
normalna, i masz potrzeby i uczucia prawdziwej kobiety.
- Popełniłam wielki błąd. Ja…
- Gratuluję! Nareszcie mam siostrę, z którą mogę się porównywać. Czy
wiesz, jakim zastraszającym wzorem perfekcji byłaś zawsze? Zastanawiałam się
nawet, czy nie jesteś robotem. Nigdy nie widziałam, żebyś się spociła. Pod koniec
upalnego dnia, kiedy wszyscy wyglądają na zmęczonych i zmiętych, wchodzi
Laura - świeża, rześka i opanowana. Czy wyobrażasz sobie, jak męczące może być
przebywanie z tobą?
- Przykro mi, że mówisz takie rzeczy - wyszeptała Laura, opuszczając oczy.
- Nie pocałowałaś doktorka na pożegnanie! - kontynuowała Lianna. - Nie
powiedziałaś nawet: „Do widzenia”. Dlaczego? Czyżbyście się posprzeczali? Czy
to dlatego po mnie zadzwoniłaś?
Laura wzruszyła ramionami, nie mówiąc ani słowa. Gdy ta cisza
przeciągnęła się o kilka następnych długich minut, Lianna zaczęła naciskać.
- Co się stało, Lauro? Czy powiedziałaś Fletcherowi, że kochasz go do
szaleństwa? O ile cię znam, to skoro poszłaś z nim do łóżka, musiałaś tak myśleć.
Mężczyźni są przerażeni, gdy słyszą słowo „miłość”, zanim sami je wypowiedzą. Z
pewnością nie przeszłoby to z takim spryciarzem jak Jason Fletcher. Jego
zachowanie, samochód, mieszkanie - wszystko świadczy dobitnie, że jest
kawalerem.
Laura nie odezwała się ani słowem. Nie miała zamiaru rozprawiać na temat
weekendu u Jasona. Ani z Lianna, ani z kimkolwiek innym. Wspomnienia były
zbyt żywe, rany bolały za mocno.
- Dobrze, już dobrze. Nie będę cię więcej dręczyć - powiedziała w końcu
Lianna zawiedzionym głosem. - Jeśli wujek z ciocią będą o coś pytali, powiem im,
że zabrałam cię z mieszkania Dany. Jeśli jednak będziesz chciała się przed kimś
wygadać… No cóż, nie zapominaj, że jestem ekspertem w dobieraniu
niewłaściwych facetów. Wiem doskonale, jak to jest, kiedy wszystko układa się nie
tak, jakbyśmy sobie tego życzyły.
Laura skrzywiła się. Czyż mogła powiedzieć Liannie, że myśli wyłącznie o
pocałunkach i dotyku dłoni Jasona; o męskiej i kobiecej pasji tak nierozerwalnie ze
sobą zespolonych, że nawet w najskrytszych marzeniach nie mogła sobie
wyobrazić ponownego przeżycia czegoś podobnego.
I na pewno już nie przeżyje. Dostrzegła obojętność Jasona, widziała zimne,
szare oczy, które jej nie zauważały. Wyszłaby na jeszcze większą idiotkę niż teraz,
gdyby myślała, że może być inaczej. Teraz musi zebrać całą odwagę, wszystkie
siły i dumę, by patrzeć mu w twarz każdego dnia w szpitalu i nie dopuścić, żeby
osobiste urazy wpływały na jej pracę.
Dawne sukcesy utwierdziły tylko Laurę w tym postanowieniu. Ileż to już
razy dusiła w sobie prawdziwe uczucia, płacząc nie wypłakanymi łzami i robiąc
wszystko, czego od niej wymagano, jakby nie miała żadnych problemów. Prawie
przez całe życie! Nadal będzie tak robiła, i jutro, i przez wszystkie dni, które
nadejdą.
Rozdział 6
Chociaż dyżur dzienny w szpitalu zaczynał się dopiero o siódmej, Laura
specjalnie przyszła piętnaście minut wcześniej, żeby pomóc koleżankom z
poprzedniej zmiany w dopilnowaniu takich formalności, jak sprawdzenie stanu
narkotyków i przejrzenie wypisanych recept. Kiedy jeszcze była w Farview, sama
dość często pracowała na noc i wiedziała, jak bardzo pracownicy tej zmiany chcą
wyjść punktualnie.
Dokładnie o siódmej pielęgniarki z grupy dziennej zebrały się w niewielkim
gabinecie niedaleko pokoju pielęgniarek, żeby wysłuchać nagranego na taśmę
magnetofonową sprawozdania o stanie zdrowia pacjentów w ciągu minionych
ośmiu godzin. Laura powoli sączyła kawę i robiła notatki, porównując
sprawozdanie z kartami pacjentów. Przydzieliła już zadania poszczególnym
pielęgniarkom i ustaliła skład zespołów i ich kierowniczki.
Sprawozdaniom tym przysłuchiwały się dziś również wykładowczynie ze
szkół pielęgniarskich współpracujących ze szpitalem. Laura przedstawiła się im,
gdy pozostali pracownicy oddziału wyszli do swoich obowiązków. Obawiała się
nieco roli pośredniczki między oddziałem ortopedycznym a szkołami. Było to dla
niej zupełnie nowe zajęcie, ostatnio miała do czynienia z wykładowcami, kiedy
sama była uczennicą.
Dość nietypowe wydawało się to, że szpital związany był aż z trzema
różnymi szkołami pielęgniarskimi: z czteroletnią uczelnią uniwersytecką, po
ukończeniu której otrzymywało się tytuł naukowy; z trzyletnią przyszpitalną szkołą
dyplomową i z dwuletnim liceum podyplomowym. Wszystkie te placówki
upoważniały do składania egzaminu, po którym wpisywano uczennice do
ogólnokrajowego rejestru pielęgniarek.
Laura świadoma była kontrowersji i sprzeczek między wykładowcami a
personelem szpitalnym i miała nadzieję, że nie przyjdzie jej w tym wszystkim
uczestniczyć. Ponieważ była siostrą oddziałową, do jej obowiązków należało
przedstawienie pacjentów wykładowczyniom: pani Cyr z liceum pielęgniarskiego,
pani Pecoraro ze szkoły przyszpitalnej i pani Long z uczelni. Te z kolei
przydzielały swoje uczennice do pacjentów. -
- Miło jest rozpocząć nowy rok szkolny, widząc na ortopedii nową twarz -
ciepło przywitała Laurę pani Pecoraro. - Jestem przekonana, że nasza współpraca
będzie owocna.
Pani Long uśmiechnęła się również.
- Kiedy dowiedziałam się, że na ortopedię przychodzi nowa oddziałowa,
miałam ochotę skakać z radości. Szczerze mówiąc, zaczynam się już obawiać tej
naszej ciągłej rotacji. Jak pani zapewne wiadomo, jeden z najlepszych i najbardziej
wpływowych chirurgów na tym oddziale ma wrodzoną awersję do uczennic szkół
pielęgniarskich.
- Parę lat temu kilka uczennic dopuściło się poważnych błędów w opiece nad
chorymi. Od tego czasu doktor Fletcher zupełnie stracił do nas zaufanie - wtrąciła
pani Cyr.
Laura przełknęła ślinę.
- Doktor Fletcher? - spytała ostrożnie.
- Niedawno wrócił z Irlandii, a więc prawdopodobnie nie miała pani okazji
go poznać - powiedziała pani Long. - Mamy nadzieję, że uda się pani przekonać go
do zmiany zdania. Nancy Evans, poprzednia oddziałowa, wzięła stronę doktora
Fletchera i nie miałyśmy od niej żadnego wsparcia.
- Skoro jednak pani Evans już tu nie pracuje, a obecna oddziałowa jest po
naszej stronie, być może uda się w końcu namówić doktora Fletchera, żeby dał
naszym uczennicom jeszcze jedną szansę - powiedziała pani Pecoraro. - To zdolny
chirurg i zawsze zajmuje się interesującymi przypadkami. Uczennice bardzo by
skorzystały na współpracy z doktorem i jego pacjentami.
Laura spojrzała na wyczekujące twarze trzech kobiet. Instynktownie
wierzyły, że uzyskanie aprobaty Jasona Fletchera zależy od niej. Gdyby nie
powaga sytuacji, wyglądałoby to bardzo śmiesznie.
Pożegnała je z uśmiechem na twarzy. W przyszłym tygodniu zamierzały
wrócić na oddział razem z uczennicami. Laura starała się o tym zapomnieć.
Powiedziała sobie, że i bez myślenia o przyszłym tygodniu ma dość pracy, po czym
zajęła się zapisywaniem pacjentów na zabiegi przedoperacyjne, przenoszeniem ich
na inne oddziały i wypisywaniem ze szpitala.
Jeśli Jason Fletcher nie miał w danym dniu operacji, o siódmej rozpoczynał
obchód od oddziału pourazowego, a następnie przechodził na ortopedię. Po
sześciotygodniowej nieobecności pojawił się więc najpierw na tamtym oddziale.
Siedział w przestronnym pokoju lekarskim, kiedy ubrany w kitel chirurgiczny
Casey Flynn wtoczył się ciężko i osunął na krzesło obok.
- Kiepsko dziś wyglądasz, Flynn - powiedział Jason, rzucając na niego
spojrzenie.
- Przez cztery godziny operowałem pęknięcie tętniaka. - Casey pił szybkimi
łykami kawę podaną mu przez jedną z pielęgniarek. - Facet ma zaledwie
trzydzieści trzy lata i dwa razy o mało co nie straciliśmy go na stole.
Jason zmarszczył brwi.
- Wyjdzie z tego?
Casey zacisnął kciuki na szczęście. Wypił jeszcze parę łyków kawy i
ponownie skupił uwagę na Jasonie.
- Słuchaj, Fletcher, gdzie się wczoraj podziewałeś? Specjalnie dla ciebie
zostawiliśmy kawałek tortu urodzinowego, a ty nawet się nie pokazałeś. - Twarz
przyjaciela rozjaśnił uśmiech. - Tak czy owak, tort już zjedliśmy.
Jason potarł dłonią czoło.
- Tak mi przykro, zupełnie o tym zapomniałem! A ponadto byłem bardzo
zajęty i…
- Zajęty, co? - Casey zachichotał. - Ciekaw jestem, czy to Monika, czy też
Marcy, która specjalizuje się w…
- Żadna z nich - przerwał Jason i dodał pośpiesznie: - Byłem sam.
Dochodziłem do siebie po długim locie samolotem i przespałem cały weekend.
- Sam? - Casey spojrzał z niedowierzaniem.
Jason kręcił się niespokojnie. Nigdy dotąd nie oszukiwał przyjaciela.
Przeciwnie, zazwyczaj przechwalał się swoimi podbojami. Tym razem jednak
wiedział, iż za nic w świecie nie powie ani Caseyowi, ani nikomu innemu o tym, że
weekend spędził z Laurą. Ten nagły przejaw rycerskości odebrał mu mowę.
- Jak się wam udało przyjęcie? - spytał, chcąc w ten sposób zmienić temat
rozmowy. - Czy byli wszyscy z dziewięciu tysięcy twoich krewnych i spośród
dziewięciu milionów kuzynów Sharli?
Casey skinął głową.
- Wszyscy. Ale ja mam tylko trzy siostry, trzy siostrzenice i trzech
siostrzeńców, Fletch. To niewielki ułamek dziewięciu tysięcy. A co się tyczy
Sharli… - przerwał z uśmiechem na twarzy. - Tak, masz rację, jest dokładnie
dziewięć milionów Shakarianów.
- I wszyscy w jakiś sposób związani ze szpitalem. - Jason podniósł się z
krzesła. - No cóż, lepiej będzie, jeśli już pójdę na oddział. Na nic się nie zda
odwlekanie tego. - Westchnął ciężko. - Trudno uwierzyć, że nie będzie tam Nancy
Evans. To jedna z najlepszych pielęgniarek, z jakimi kiedykolwiek pracowałem.
Wcale nie żartowałem, mówiąc jej, żeby spróbowała namówić męża na rezygnację
z awansu i przeniesienia. Mogłaby tu wtedy zostać i wszyscy byśmy na tym
skorzystali.
Casey wyszeptał parę słów pocieszenia i pisał coś dalej na karcie chorobowej
pacjenta.
Jason klepnął go serdecznie po ramieniu i wyszedł. Po przejściu na oddział
zebrał grupkę lekarzy, stażystów i studentów, którzy o ósmej mieli wspólnie z nim
rozpocząć obchód. Dostrzegł w grupie Zane'a Montrose'a i skinął do niego głową.
Czy Montrose miał zamiar kontynuować polowanie na Laurę? Pytanie to zrodziło
się w jego umyśle mimo woli. Towarzyszyło mu nieprzyjemne uczucie.
- Gdzie jest ta nowa oddziałowa? - spytał; spoglądając na zegarek. Siostra
oddziałowa zawsze towarzyszyła lekarzom w obchodzie, sporządzając notatki. -
Jest już trzy minuty po ósmej. - Jason zrobił niezadowoloną minę. - Nancy nigdy
się nie spóźniała.
W tym momencie z pokoju pielęgniarek wyszły, rozmawiając ze sobą, trzy
wykładowczynie ze szkół pielęgniarskich.
- Boże, te znowu tutaj - powiedział monotonnym głosem Stan Gloz,
ordynator ortopedii, doskonale zorientowany w nie gasnącej nienawiści Jasona do
tego rodzaju szkół.
Jason już otwierał usta, żeby dorzucić jakąś uszczypliwą uwagę, gdy
zauważył Laurę. Ubrana w wykrochmalony biały fartuch i spódniczkę sięgającą
kolan, wyglądała jak wzór pielęgniarki. Miała na sobie przepisowe białe pończochy
i płócienne buty ze sznurkową podeszwą. Czepek był prawidłowo przypięty,
szkolna spinka także, a włosy starannie związane białą atłasową wstążeczką.
Wydawała się nieskazitelnie czysta i być może, nieco staromodna w swojej
zawodowej elegancji. W dzisiejszych czasach pielęgniarki nosiły zazwyczaj
dwuczęściowe uniformy, składające się ze spodni i bluzy, a do tego białe
tenisówki. Czepki pielęgniarskie, niegdyś symbol, obecnie należały do rzadkości.
Co ona tu robi? Pytanie to przemknęło mu przez głowę, kiedy Laura
przyłączyła się do nich. Uśmiechnęła się do wszystkich chłodno, spokojnie,
zawodowo - oddalona o całe lata świetlne od namiętnej, czułej kobiety, którą Jason
trzymał w ramionach.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała spokojnie. - Mogę zacząć, kiedy
tylko pan sobie życzy, doktorze.
Jason popatrzył na notatki i długopis, który trzymała w dłoniach i zwrócił
oczy na plakietkę z nazwiskiem, przypiętą do fartucha nieco powyżej piersi. Napis
brzmiał: „Laura Novak, pielęgniarka dyplomowana. Siostra oddziałowa”.
- Nie jesteś chyba… - zaczął ochrypłym głosem. - To niemożliwe, żebyś…
- Jestem nową siostrą oddziałową na ortopedii - oznajmiła Laura pogodnym,
słodkim głosem.
Lata praktyki nauczyły ją zachowywać pozory obojętności, kiedy tłumiła w
sobie szalejące uczucia. Spotkanie z Jasonem zrobiło na niej silne wrażenie.
Poczuła, jak szybko wali jej serce. Chciała zwymyślać go za to, że ją wykorzystał,
a potem chłodno odebrał swoją czułość. Pragnęła rozpłakać siei powiedzieć, jak
bardzo cierpi, odkąd opuściła jego dom. Chciała mu zarzucić ręce na szyję i prosić,
żeby ją wziął w objęcia.
Ale personel medyczny zgromadzony na korytarzu widział tylko opanowaną,
schludną kobietę o nieco powściągliwym uśmiechu i niezgłębionych niebiesko-
szarozielonych oczach.
Spędzili razem weekend, a ona nawet nie wspomniała, że będą ze sobą
pracować, że dzień w dzień będą się widywać w szpitalu - Jason był wstrząśnięty
do głębi i nie ukrywał tego.
- A więc to ty będziesz pracować na miejscu Nancy? - spytał ostro, a
wszyscy zebrani spojrzeli podejrzliwie i z obawą.
Laura nawet nie mrugnęła, wyraz jej twarzy nie uległ zmianie.
Ta niewzruszona mina wzmogła tylko gniew Jasona. Nagle uświadomił
sobie, że wszyscy patrzą na nich ze zdziwieniem. Jego wybuch wściekłości z
pewnością wydawał się niezrozumiały, spróbował więc szybko ratować zaistniałą
sytuację.
- Nancy Evans była starsza co najmniej o dziesięć lat - wykrzyknął, starając
się w ten sposób znaleźć rozsądne wytłumaczenie dla swojego zachowania i
wykorzystując pierwszą myśl, która mu przyszła do głowy. - Jesteś zbyt młoda, by
podołać obowiązkom oddziałowej.
- Jasonie, daj dziewczynie szansę! - wtrącił ordynator. - Pracowała jako
pielęgniarka na nocnej zmianie w szpitalu podmiejskim. Zna się na rzeczy.
- Dziękuję, Stan - powiedziała Laura. - Doceniam twoje zaufanie.
Nigdy nie wątpiła w swoje umiejętności i kwalifikacje, a sceptycyzm Jasona
mocno ją zabolał.
- Na ortopedii w szpitalach podmiejskich są prawie same dzieci, a jedyne
operacje to złamanie kości i drobna chirurgia kręgowa. Wszystkie bardziej
skomplikowane przypadki przysyłają do nas. A co z układaniem harmonogramu
pracy? Oddziałowa przygotowuje rozkład zajęć dla wszystkich pielęgniarek,
obejmujący trzy zmiany przez siedem dni, uwzględniający wolne dni, urlopy,
wakacje i rotację personelu. Wszystko to doprowadzało Nancy do szału!
- Nie miałem pojęcia, że tak się przejmujesz harmonogramem - zażartował
Stan. - Lauro, jeśli będziesz miała kłopoty z przygotowaniem rozkładu, po prostu
poproś doktora Fletchera o pomoc.
Laura uśmiechnęła się słodko i uprzejmie, nie zdradzając żadnych uczuć.
Nikt z młodszego personelu nie ośmielił się powiedzieć ani słowa. Jason
nagle uświadomił sobie, jak musi wyglądać w ich oczach: jak wściekła primadonna
zbliżająca się szybkimi krokami do średniego wieku, która nie może odżałować
minionej młodości. Myśl ta przeraziła go. Chciał powiedzieć wszystkim, że wcale
nie o to chodzi. Spojrzał na Laurę płonącymi z wściekłości oczami. Gdyby mu
wcześniej powiedziała prawdę, mógłby się przygotować na to spotkanie, ale
zapewne wolała, żeby dowiedział się w ten sposób.
Zaciskając usta, odwrócił się od niej.
- Chodźmy - powiedział szorstko i poprowadził grupę na koniec korytarza.
Ordynator, który sprawował opiekę nad nowymi pacjentami Jasona, zadawał
studentom pytania co do stanu zdrowia podopiecznych i postępów w leczeniu.
Laura szła w niewielkiej odległości od Fletchera i zajęła się notatkami. Uważała
też, żeby nie zbliżać się do niego zbytnio.
Na oddziale nadal znajdowało się kilku pacjentów, których przyjęto przed
wyjazdem Jasona na urlop naukowy.
Wśród nich był siedemnastoletni Terry Trice - uczeń szkoły średniej i
gwiazda piłki nożnej. Terry złamał sobie kręgosłup w trakcie bójki na letnim
obozie kondycyjnym. Przerwaniu uległ rdzeń kręgowy i chłopiec był
sparaliżowany od piersi w dół.
Lekarze zebrali się w pobliżu pokoju Terry'ego, żeby przedyskutować po
cichu jego przypadek.
- Terry jest coraz bardziej przygnębiony i markotny - mówił Zane Montrose,
który sprawował nad nim opiekę. - Czuje się samotny i odizolowany. Co prawda
jego rodzina jest w szpitalu codziennie, ale przyjaciele przychodzą coraz rzadziej.
Można się było tego spodziewać po dzieciakach w tym wieku, niemniej…
- Absolutnie nie! - ostro wtrącił Jason. - Nie uważam, że powinniśmy
spodziewać się czegoś takiego po uczniach szkoły średniej. Powinniśmy raczej
oczekiwać, że zaopiekują się kolegą, który grał w drużynie reprezentacyjnej i miał
wypadek, a teraz do końca życia pozostanie kaleką. Jest naszym obowiązkiem
dopilnować, żeby zjawili się w szpitalu i zrobili wszystko, co w ich mocy, by
podtrzymać Terry'ego na duchu. Są zdrowi i cali, przynajmniej tyle mogliby zrobić.
Nancy, zanotuj, że mam zadzwonić do dyrektora tej szkoły i umówić się na
specjalne spotkanie. Chcę mieć pewność, że każdy nauczyciel i uczeń poczuje się
zobowiązany do odwiedzenia Terry' ego.
- Uważam, że to wspaniały pomysł, Jasonie. - Stan Gloz promieniał z
radości. - Kiedy Fletcher się wkurzy, nic na świecie nie jest w stanie mu
przeszkodzić. Terry Trice będzie miał mnóstwo towarzystwa, jeśli poruszysz tę
sprawę w szkole. A tak w ogóle, Fletch, to zapamiętaj sobie na przyszłość, ze nasza
siostra oddziałowa ma na imię Laura. Czyżbyś zapomniał, że Nancy jest teraz w
Seattle?
- Nie przypominaj mi o tym - powiedział Jason, wchodząc do pokoju
Terry'ego.
Laura poczuła, jak policzki jej pąsowieją. Kiedy Jason mówił o Terrym,
zapomniała na chwilę o nieporozumieniu między nimi. Podziwiała go za troskę o
pacjenta, zdecydowaną chęć pomocy chłopcu i gotowość do zrobienia czegoś, co
wykraczało poza obowiązki lekarza. Ale Jason nie zapomniał, że nie chce z nią
mieć nic wspólnego. Nie tylko uważa ją za łatwą zdobycz, ale nawet powątpiewa w
kwalifikacje zawodowe! Bardzo ją to zabolało. Łzy napłynęły Laurze do oczu, gdy
patrzyła na Jasona i Terry'ego w kącie pokoju wypełnionego kolorowymi balonami,
sportowymi proporczykami, obrazkami, plakatami i kartkami z życzeniami
szybkiego powrotu do zdrowia. Jason był dla Terry'ego taki dobry i bezpośredni.
Przekomarzali się i dyskutowali o sporcie, przywiózł mu nawet zdjęcie drużyny
mistrzów Irlandii z podpisami zawodników i koszulkę.
Laura przypomniała sobie, jak dobry i wyrozumiały był dla niej Jason, kiedy
dostała ataku histerii na wspomnienie wypadku rodziców. Pomyślała też o
przewspaniałych, czułych i namiętnych godzinach spędzonych wspólnie w łóżku.
W tym samym momencie zdała sobie sprawę, że to mężczyzna, którego mogłaby
kochać, szanować i podziwiać do końca życia. Ale Jason nią pogardzał, czuła to.
Po zakończeniu obchodu grupa rozeszła się i Laura usiadła przy biurku, żeby
wpisać na karty pacjentów zalecenia lekarzy. Sięgała właśnie po pierwszą kartę,
kiedy poczuła, jak ktoś chwytają za ramię.
Powoli wstała, drżąc na całym ciele i walcząc rozpaczliwie o utrzymanie
kontroli nad sobą. Gdyby tylko cofnął rękę; nie, gdyby zawsze już trzymał ją w ten
sposób… Rozum odmawiał jej posłuszeństwa. Nigdy nie przeżywała takiego
konfliktu.
Weszli do niewielkiego gabinetu przylegającego do pokoju pielęgniarek i
Jason zamknął drzwi. Oczy Laury rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy zobaczyła, że
przekręca klucz w zamku.
Kiedy jednak zdjął rękę z jej ramienia, była tak chłodna, spokojna i
opanowana, jak przystało pielęgniarce rozmawiającej z lekarzem. Nawet gdyby
umierała, nie dałaby tego po sobie poznać - duma nie pozwalała jej na to.
- Czemu nie powiedziałaś mi, że jesteś nową siostrą oddziałową na
ortopedii? - spytał bez ogródek. - Jaką pani prowadzi grę, młoda damo?
- To nie gra! - Laura cofnęła się o krok. - Nie zataiłam tego przed tobą
celowo, Jasonie. W czasie pikniku próbowałam parę razy ci powiedzieć, ale zawsze
przerywałeś mi, a potem… - spuściła oczy i przełknęła ślinę - ten temat już się nie
pojawił.
- Ten temat już się nie pojawił! - powtórzył za nią, rzucając wściekłe
spojrzenie. - A czyja to wina, panno Novak? Wiedziałaś, kim jestem. Czy nie
przyszło ci do głowy, że wspólna praca po… tym wszystkim będzie co najmniej
trudna, jeśli nie w ogóle niemożliwa?
Spojrzała na swoje nienagannie białe buty.
- Do poniedziałku nie wydawało się to takie niemożliwe - szepnęła.
- No tak, typowa bezmyślność - powiedział z okrucieństwem w głosie. -
Mogłaś przynajmniej ostrzec mnie, że jeśli spotkamy się na oddziale, mam cię
traktować jako oddziałową!
- W jaki sposób? - Jej głos podniósł się iekko, a oczy miotały błyskawice. -
Czułam się zbyt upokorzona po spędzeniu weekendu na uprawianiu taniego seksu z
zupełnie obcym mężczyzną!
Z jakiegoś powodu nagły brak opanowania Laury zaniepokoił Jasona prawie
tak mocno, jak ją unieszczęśliwił. Patrzył na drżenie jej ust, obserwował bezwiedne
ruchy dłoni.
- To nie był tani seks, Lauro - powiedział, patrząc jej prosto w oczy. - To był
wspaniały seks, wierz mi.
Odetchnęła głęboko.
- Myślałam… byłam przekonana, że dla ciebie jestem jedynie łatwą
zdobyczą.
- Nie! - Nieświadomie zbliżył się do niej o krok. - Nigdy tak nie myślałem.
Mała iskierka nadziei pojawiła się w sercu dziewczyny. Spojrzała na niego
swymi pięknymi oczyma, pełnymi smutku i powagi.
- Byłam absolutnie pewna, że nigdy więcej nie zechcesz się ze mną spotkać.
- Pod tym względem miałaś rację. - Jason przechylił głowę. Nie lubił kłamać;
uważał, że to nieuczciwe, niegodne prawdziwego sportowca. - Między innymi
dlatego przeżyłem taki szok, kiedy cię zobaczyłem.
Dziwne, że wszystko potoczyło się w taki sposób, pomyślał ze spokojem,
który go zadziwił. Być może ona jest w ciąży i do tego muszą codziennie widywać
się w pracy. Wydawało się, iż to los zrządził, że się spotkali, jeśli można wierzyć w
takie rzeczy. Jason nigdy wcześniej nie wierzył w przeznaczenie… przynajmniej
do dziś.
Nadzieja, która tliła się dotąd w sercu Laury, zaczęła powoli wygasać pod
druzgocącym naporem bólu. Zalewały ją fale upokorzenia i złości na samą siebie.
Jak mogła być tak głupio romantyczna i naiwna, by wierzyć choćby przez chwilę,
że mu na niej zależy. Starał się jej powiedzieć to, co i tak zrozumiała już przedtem.
Teraz jedynie dobierał delikatne słowa, by jej nie ranić. Miał zamiar nigdy więcej
nie spotkać się z nią.
Laura nie chciała pogarszać sytuacji, okazując Jasonowi, jak bardzo ją zranił
i szukała w myśli odpowiednich słów. Zastanawiała się, jak w podobnej sytuacji
postąpiłaby jej siostra. Romantyczna przeszłość Lianny była niemalże
katastrofalna. Miała przerażającą zdolność wynajdywania mężczyzn, którzy nigdy
nie byli jej warci. Tego typu konfrontacja nie byłaby dla Lianny niczym nowym. Z
pewnością wymyśliłaby jakiś sardoniczny żart lub powiedzonko.
Laura znalazła odpowiedź - postąpi jak Lianna. Prostując. plecy i nie
dopuszczając do głosu prawdziwych uczuć, zmarszczyła czoło i powiedziała
obojętnym tonem:
- Wspaniały seks, tani seks, nieważne, jak to nazwiesz; z pewnością nie było
to doświadczenie, które uważasz za godne powtórzenia, skoro postanowiłeś unikać
mnie do końca życia. - Udało jej się nawet wymusić blady uśmiech.
- Lauro, nie w tym rzecz!
Jasona oblał pot. Niech to licho, zaczynał wszystko psuć. Ale jak jej
powiedzieć, że jest pierwszą kobietą, na której naprawdę mu zależy i dlatego musi
traktować ją z rezerwą i chce, żeby trzymała się z daleka od niego?
- Właśnie, że w tym - powiedziała pogodnie. Miała wystarczająco dużo silnej
woli, by kontynuować tę grę. - Zapomnijmy więc o wszystkim, co zdarzyło się
podczas weekendu. Jesteśmy chyba na tyle dojrzali, by nie dopuścić, żeby osobiste
urazy przeszkodziły nam w pracy.
Jej chłodne nastawienie do wszystkiego, co wspólnie przeżyli, zamiast
przynieść ulgę, ogromnie go zirytowało. Być może straciłem już rozum, pomyślał
ponuro.
- Przepraszam, ale mam mnóstwo spraw do załatwienia.
Jej uśmiech był uprzejmy, a zarazem obojętny i uosabiał chłodną zawodową
grzeczność. Laura przeszła obok Jasona i otworzyła drzwi.
- Nie tak łatwo, Lauro!
Ponura nuta w jego głosie zatrzymała dziewczynę; obróciła się do niego
twarzą.
- Co… masz namyśli?
Był zadowolony, że przełamał obojętność, która doprowadzała go do szału.
Nie zastanawiał się nawet, dlaczego uważa za rzecz tak istotną to, by Laura była w
stosunku do niego otwarta i szczera.
- Wydaje mi się, że nie zatroszczyłem się o ciebie przez miniony weekend
tak dobrze, jak powinienem - powiedział opryskliwie. - Lauro, jeśli jesteś w ciąży,
chcę, żebyś…
Laura nie słyszała nic więcej. W ciąży? Nawet nie pomyślała o takiej
możliwości. Dobra z niej pielęgniarka, nie ma co! Czuła do siebie pogardę.
Dokonała w myśli szybkiego rachunku.
- Nie jestem w ciąży. Nie mogę być - zawołała, gwałtownie łapiąc powietrze.
- Mam dni niepłodne.
Jason zmarszczył brwi.
- Ciekaw jestem, ilu jest na świecie ludzi, których matki wypowiedziały
kiedyś dokładnie te same słowa.
- Naprawdę! Miesiączka zaczyna mi się od jutra.
- Od jutra?
Energicznie skinęła głową. Dziwne, rozmowę z Jasonem powinna uznać za
upokarzającą, a wcale tak nie było. Być może przekroczyła już taki punkt, że
mogła znieść każde upokorzenie. A może przeżyli już tak dużo, że tego rodzaju
rozmowa była najnaturalniejsza w świecie. Laura wykrzywiła usta w wymuszonym
uśmiechu.
- Jak widzisz, nie ma się o co martwić. A teraz muszę.
- Być może wykłady dotyczące tematyki rozrodczości są dokładniejsze na
akademii medycznej niż w szkołach pielęgniarskich. Uczono nas, że czas jest
bardzo zawodnym czynnikiem w programowaniu płodności. Tak więc mamy się o
co martwić, Lauro. Obiecaj, że powiesz mi prawdę. Uwierz, że postąpię właściwie.
- Powiem ci, kiedy będziesz… będziemy bezpieczni, obiecuję. Z pewnością
będziemy - dodała i wybiegła z pokoju.
Nie chciała nawet wiedzieć, co uważał za właściwe postępowanie.
Sfinansowanie szybkiego usunięcia ciąży? A może bezsensowne małżeństwo z
nadzieją na szybki rozwód. Obie ewentualności ją przerażały.
- Lauro, pani Madison z pokoju sześćset czternaście chciałaby porozmawiać
z tobą w sprawie wynajęcia od jutra pielęgniarki do opieki nad jej mężem, po
operacji biodra. Czy masz wolną chwilę? - zagadnęła ją jedna z młodszych
pielęgniarek.
- Oczywiście.
Możliwość skupienia myśli na problemach pacjentki, by zapomnieć o
własnych kłopotach, była prawdziwą ulgą; Laura od dawna radziła sobie w ten
sposób ze zmartwieniami.
Po rozmowie z panią Madison złożyła krótką wizytę każdemu pacjentowi,
notując wszystkie pytania i skargi. Robiła to zawsze, przynajmniej raz dziennie.
Większa część zajęć siostry oddziałowej składała się z pracy typowo
administracyjnej i Laurze brakowało bezpośredniego kontaktu z pacjentami. Tak
więc dodała do swego codziennego planu zajęć trochę opieki nad nimi.
Była spokojna i opanowana, gdy po upływie pół godziny weszła ponownie
do pokoju pielęgniarek. Gdy zbliżył się do niej Zane Montrose, stłumiła odruch
niechęci i przywołała swój najlepszy, ale obojętny uśmiech. Przez chwilę
rozmawiali o stanie zdrowia jego pacjentów, po czym Zane odchrząknął i
powiedział z naciskiem:
- Lauro, chciałbym porozmawiać z tobą o czymś bardzo ważnym.
Przygotowana była na to, że zaproponuje jej wspólne wyjście wieczorem.
Robił to co parę dni i za każdym razem odmawiała.
- Lauro, nie przeprosiłem cię jeszcze za to, co wydarzyło się podczas
pierwszego dnia twojej pracy w szpitalu, kiedy… zaczepiłem cię w drodze do
stołówki. - Zaczerwienił się. - Było to głupie i obrzydliwe i… Naprawdę, bardzo
cię przepraszam.
Laura spojrzała na niego obojętnie.
- Przyjmuję przeprosiny. - Jej głos był chłodny.
Coś ścisnęło Zane'a w gardle.
- Pewnie straciłem wszystkie szanse… - przerwał, jakby czekając, że ona
temu zaprzeczy, Laura nie powiedziała jednak ani słowa, westchnął więc tylko i
kontynuował niełatwe wyjaśnienia: - Wiesz, zazwyczaj tak się nie zachowuję.
Zresztą skąd miałabyś to wiedzieć. Popisywałem się tylko, zgrywałem się na kogoś
innego, niż jestem w rzeczywistości. Wiesz, Stan Gloz naśmiewał się i mówił, że
mi z tobą nie wyjdzie. Chciałem mu udowodnić, że jednak coś jestem wart. - Z
zakłopotaniem wzruszył ramionami. - Najprawdopodobniej udowodniłem, że to on
miał rację.
- Zane, zapomnijmy o tym i nie wracajmy więcej do tej sprawy. Jestem
pewna, że jesteśmy na tyle dojrzali, by nie dopuścić, aby osobiste urazy
przeszkodziły nam w pracy.
Powinnam te słowa nagrać na taśmę, pomyślała ze smutkiem. Użyła ich już
po raz drugi dzisiejszego ranka.
- Czy możemy zacząć wszystko od nowa jak przyjaciele? - nalegał Zane.
- Oczywiście - powiedziała Laura z uśmiechem, czekając tylko na to, że ją
gdzieś zaprosi. Oczywiście odmówiłaby.
Zane jednak uśmiechnął się tylko z ulgą.
- Cieszę się, Lauro!
Ich cicha rozmowa w kącie pokoju pielęgniarek została jednak zauważona.
Stojąc w pobliskim korytarzu i omawiając z ordynatorem plan jutrzejszych
operacji, Jason Fletcher dostrzegł, jak Zane podszedł do Laury. Obserwował ich
rozmowę i wymianę uśmiechów.
Kiedy Stan Gloz powtórzył po raz trzeci pytanie, zorientował się, że uwaga
Jasona zajęta jest czymś innym i podążył za jego wzrokiem. Zaśmiał się cicho.
- Musisz pochwalić Montrose'a za wytrwałość. Laura Novak nawet na niego
nie spojrzy, a Zane mimo to się nie poddaje. Wiedziałem, że nie ma najmniejszej
szansy od czasu, gdy po raz pierwszy się spotkali. Patrzyła przez niego, nie zaś na
niego.
Jason zachmurzył się.
- Ale teraz patrzy na niego. - Widok Laury uśmiechającej się do Zane'a palił
go jak ogień. - Przepraszam, stary. Muszę uzupełnić kartę pacjenta.
Odszedł od ubawionego Staną, zapominając, że nigdy nie odczuwał chęci
posiadania kobiety wyłącznie dla siebie i nigdy nie był zazdrosny. Wśliznął się do
pokoju pielęgniarek i objął Laurę.
- Przypomniało mi się, że nie powiedziałem ci o czymś w trakcie naszej
rozmowy. - Wypowiadając te słowa, odwrócił Laurę od Zane'a i posłał młodemu
człowiekowi uśmiech pełen pogardy.
Zane odszedł niechętnie.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - spytała przerażona Laura, łapiąc z trudem
powietrze.
Trudno było zachować spokój i rozsądek, kiedy patrzył na nią tymi
płomiennymi szarymi oczyma. Próbowała wyzwolić się dyskretnie z jego objęć.
Zacisnął dłonie na jej biodrze w niedwuznaczny sposób.
- Trzymaj się z dala od Montrose'a - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Nie
mam zamiaru stać z boku i patrzeć, jak w chwili słabości pakujesz się w jego
ramiona.
Laurę ogarnęła furia, oczy jej zaszły delikatną mgiełką.
Słyszała kiedyś wyrażenie „purpurowy z wściekłości”. W tej chwili właśnie
tak wyglądała. A wszystkiemu winna była chwila słabości - lichy, dwudniowy
romans z mężczyzną, który powiedział, że nigdy więcej nie chce jej widzieć! Laura
nie pamiętała, żeby kiedyś w życiu była tak rozwścieczona. Twarz nabiegła jej
krwią; trzęsła się na całym ciele.
Odskoczyła od Jasona z taką gwałtownością, że aż się zatoczyła i wpadła na
przysłuchującego się kłótni studenta, który dokładał wszelkich starań, by nie
wyglądać na kogoś, kto podsłuchuje.
Jason ruszył w jej stronę, a zdziwiony student umknął w bok.
- Wejdź do biura. - Jego głos był niski, natarczywy, nakazujący. - Chcę
porozmawiać z tobą w cztery oczy. Natychmiast.
Niewielu było pracowników, którzy by odmówili wykonania polecenia
wydanego takim tonem.
- Nie!
Jason był ogromnie zdziwiony odmową.
- Wydałem pani polecenie, panno Novak. - Zalewała go kolejna fala
niepohamowanego gniewu. - Zrobi pani dokładnie to, co powiedziałem.
Przez dwa lata była uosobieniem dobrych, godnych pielęgniarki wzorów
zachowania i pełnym taktu dyplomatą w postępowaniu z wybuchowymi lekarzami.
Ale tym razem…
- Proszę sobie nie myśleć, że można mnie zastraszyć tylko dlatego, że ma
pan wyższe stanowisko, doktorze! - Jej oczy rzucały błyskawice. - Nie ma mi pan
do powiedzenia niczego, co warte by było wysłuchania.
Jason spojrzał na nią skonfundowany. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Nigdy
przedtem nie słyszał od kobiety słowa „nie”. Jeśli nawet słyszał, była to delikatna,
wesoła odpowiedź odmowna na jego niewinne zaloty, ale nigdy nie wściekłe,
gwałtowne odrzucenie. Przede wszystkim nigdy nie słyszał tego w pracy, od
pielęgniarki. Laura była pierwszą osobą, która stawiała zdecydowany opór. Ale w
końcu nie występowali teraz w rolach zawodowych.
- Tak jest zawsze, kiedy jest się wmieszanym w jakieś układy ze
współpracownikiem - wymamrotał bardziej do siebie niż do niej. - Dlatego zawsze
unikałem kontaktów z pielęgniarkami na oddziale pourazowym. Ale ty…
- Tak, to moja wina. Zataiłam swoją tożsamość, oszukałam cię i uwiodłam. -
Wściekłość Laury przekroczyła wszelkie granice. Nikt spośród jej kolegów w
Farview nie rozpoznałby w tej zaczerwienionej, rzucającej gromy dziewczynie
spokojnej Laury Novak, wzoru wszelkiej doskonałości. - Dlaczego nie doniesiesz
dyrektorowi o mojej niesubordynacji i ekscesach seksualnych? Jestem pewna, że
miałbyś świetną zabawę!
Wybiegła z pokoju, zostawiając Jasona pogrążonego w myślach.
Audrey, jedna z pielęgniarek zatrudnionych na pół etatu, podeszła do Laury,
gdy ta sięgała do stojaka z kartami chorobowymi pacjentów.
- Lauro, pani Kessler z pokoju sześćset jeden skarży się bardzo na
dokuczliwe bóle. Przeszła wczoraj operację kręgosłupa i dałam jej przed niecałą
godziną zastrzyk dilaudydu. To powinno jej pomóc, o ile nie wystąpiły
komplikacje, co teoretycznie mogłoby zwiększyć jej dolegliwości. Mówiłam o tym
doktorowi Montrose'owi, ale wykluczył taką ewentualność. Uważa, że pani Kessler
chce jedynie zwrócić na siebie uwagę.
Laura skinęła głową, starając się uspokoić. Niełatwo było przejść ze
skrajnego zdenerwowania do obowiązków zawodowych. Nigdy przedtem nie miała
takich problemów. Dziś, dzięki Jasonowi Fletcherowi, miała okazję doświadczyć
ich po raz pierwszy w życiu. Zwróciła w jego stronę wzrok pełen nienawiści. Ku
swemu zdumieniu zauważyła, że ją obserwuje i odwzajemnia spojrzenie.
Laura całą uwagę i energię poświęciła teraz rozmowie z pielęgniarką.
- Audrey, pójdę porozmawiać z panią Kessler. Poproszę też doktora
Montrose'a, żeby ją na wszelki wypadek przebadał.
- Ten facet naprawdę mnie denerwuje - gorzko powiedziała Audrey. - Jego
stosunki z pielęgniarkami nie są takie, jak być powinny. Nigdy nie przejmuje się
tym, co mówimy o stanie pacjentów.
Zane Montrose musi jej wysłuchać i zajrzeć do pani Kessler, zadecydowała
Laura, bez względu na to, ile wysiłku i czaru osobistego będzie wymagać
nakłonienie go do tego. W skupieniu i stanowczo podeszła do Zane'a, żeby
przedyskutować sprawę pacjentki. Nawet nie spojrzała na Jasona, który nie mógł
oderwać od niej wzroku.
Gdy Jason dostrzegł, że Laura zbliża się do Zane'a, poczuł, jak ciśnienie krwi
rozrywa mu tętnice. Specjalnie mnie prowokuje, pomyślał z wściekłością. Chciała
wyprowadzić go z równowagi. Co gorsza, udało jej się to doskonale. Był tak
pochłonięty doprowadzającym go do szału widokiem Laury rozmawiającej z
Zane'em, że nie zauważył zbliżającego się ordynatora.
- A więc to tak? Montrose nie jest jedynym mężczyzną mającym chętkę na
pannę Novak! - Stan wydawał się rozbawiony. - Widziałem was na pikniku, ale nie
przyszło mi nawet do głowy, że między wami coś jest. Wydawało mi się, że ta
dziewczyna nie jest w twoim typie.
- Bo nie jest. I niczego między nami nie ma.
- No pewnie! Zawsze dokonujesz cudów, żeby odwrócić uwagę pielęgniarek
od młodych lekarzy. Widzieliśmy waszą gorącą sprzeczkę. Wszyscy widzieli!
- To była jedynie różnica zdań w sprawach zawodowych.
Dlaczego, u licha, nie powiedział Stanowi, że po prostu przespał się z nią po
pikniku? Mogliby się przynajmniej po przyjacielsku pośmiać. Od razu jednak
odrzucił ten pomysł.
Chociaż wcale nie chciał, czuł się za Laurę odpowiedzialny. Pragnął jej, a to,
co między nimi zaszło, było zbyt piękne, żeby się z kimś dzielić.
Zobaczyli, że Laura i Zane idą w stronę sali chorych. Stan przeniósł wzrok z
oddalającej się pary na posępne oblicze Jasona.
- No cóż, Fletch, sprawy się komplikują!
- Nie mówmy o tym!
Jason otrząsnął się. Stan nie ma racji, Laura wcale go nie obchodzi, starał się
wmówić sobie. Gdy tylko będzie pewien, że dziewczyna nie jest w ciąży, nawet o
niej nie pomyśli. Zresztą najwyższy czas, żeby rozpocząć normalne życie
towarzyskie. Po sześciotygodniowym pobycie za granicą ma sporo zaległości do
nadrobienia. Do kogo zadzwonią na początku, zastanawiał się z drapieżnym
uśmiechem na ustach. Do Eleny? Do Caryn? A może powinien zacząć
alfabetycznie - Aneta?!
Rozdział 7
Wieczorem Jason niespokojnie przemierzał puste pokoje swojego
mieszkania. Po raz pierwszy, odkąd pamiętał, czuł się tak samotny. Na każdym
kroku nachodziły go wspomnienia chwil spędzonych z Laurą. Przyznał niechętnie,
że nie zadowoliłaby go teraz obecność innej kobiety. Obok telefonu, przy łóżku,
nadal spoczywał nie tknięty skórzany notes z telefonami.
Stał w holu i patrzył w stronę sypialni, przypominając sobie Laurę i pragnąc,
by znowu tutaj była. Potem nagle skierował się w stronę drugiego pokoju, który
przekształcił się w super nowoczesne centrum audio-video z najlepszym sprzętem.
Ponieważ w tej chwili nie miał najmniejszej ochoty na słuchanie muzyki, wszedł
do trzeciego pokoju, który służył gościom. Nie był zbyt ładnie urządzony, ale za to
funkcjonalny, a ponadto dość duży. Jeśli zaszłaby taka potrzeba, łatwo można by
go przekształcić na pokój dziecinny. Dziwne, ale tym razem myśl o dziecku nie
przyprawiła Jasona o palpitacje. W końcu to tylko jeden pokój. Nic poza tym nie
trzeba by zmieniać. Bez kłopotu zmieściłyby się tu wszystkie rzeczy dla
niemowlęcia,
Jason nie był już biednym, zmagającym się z życiem studentem, który
musiał pracować po nocach, żeby zarobić na utrzymanie dziecka i czesne. Obecnie
miał dostatecznie duże dochody, by zapewnić dziecku należyte wychowanie. Mógł
też pozwolić sobie na różne luksusy, łącznie z opłatą za ewentualne studia w
przyszłości.
Jason lubił myśleć o tym, że byłby w stanie zapewnić byt swojej rodzinie,
Pomyślał o własnych rodzicach, którym niewypowiedzianą radość sprawiało
spełnianie wszystkich jego życzeń. Gdyby mieli wnuczka, pewnie by oszaleli z
radości. Nigdy wprawdzie nie starali się nakłaniać go do ojcostwa, ale przypomniał
sobie wczorajszy telefon od matki, która zadzwoniła z życzeniami urodzinowymi.
Prawie cały czas mówiła o tym, jak urocze i kochane są wnuczęta sąsiadów.
Rozumiało się samo przez się, że ich własne - dzieci Jasona - byłyby
najśliczniejsze i najukochańsze ze wszystkich.
Kierowany nagłym impulsem, Jason sięgnął po telefon.
Przez ostatnie pół godziny telefon dzwonił dziesięć razy.
- Lauro, nie odbierasz? - Lianna krążyła po obitym boazerią pokoju jak
tygrys w klatce.
Laura podniosła głowę znad powieści historycznej, którą usiłowała czytać.
- Wiesz, że to Ted. Dzwoni średnio co trzy minuty. Dlaczego nie odbierzesz?
W razie czego, będziesz mogła odłożyć słuchawkę!
- Dlatego, że do niego nic nie dociera. Nie chcę z nim rozmawiać i mam
nadzieję, że przestanie do mnie wydzwaniać. Powiedz mu to, Lauro. Użyj swojego
poważnego, przekonywającego głosu. Może wtedy uwierzy.
- Niech więc dzwoni. Być może wreszcie pomyśli, że wyszłaś i da sobie
spokój - powiedziała Laura z nadzieją w głosie.
- Na pewno nie. To ciągle dzwonienie doprowadza mnie do szaleństwa.
Błagam cię, siostro!
Laura z westchnieniem odłożyła książkę i weszła do kuchni, żeby podnieść
słuchawkę. Nie lubiła mieszać się w sprawy sercowe Lianny, ale być może tym
razem powinna przekonać Teda, żeby przestał telefonować. Ustawiczne
dzwonienie stało się już bardzo dokuczliwe.
- Słucham? - powiedziała, mając nadzieję, że jej głos brzmi dostatecznie
groźnie.
- Myślałem już, że nikogo nie ma.
Laura omalże nie wypuściła z rąk słuchawki. To nie był nieszczęsny Ted,
rozmawiała z Jasonem Fletcherem! Minęła długa chwila, zanim przyszła do siebie.
Serce waliło jej dziko. W końcu wydusiła słabo:
- O co chodzi?
- Myślałem o weekendzie - zabrzmiał niski, ciepły głos Jasona.
Przypomniała sobie jego namiętny szept w ciemności tamtej nocy i zadrżała.
Szybko jednak odzyskała kontrolę nad sobą. Zapewne myślał o tamtej nocy z
obrzydzeniem i żalem.
- Lauro, zastanawiałem się właśnie…
- Wiem, nad czym się zastanawiałeś - przerwała mu chłodno. - Nie musisz
się martwić, bez względu na to, co się stanie.
Laura rzuciła słuchawkę na widełki i sztywnym krokiem wróciła do pokoju.
Gdy tylko przestąpiła próg, telefon zaczął dzwonić ponownie. Lianna jęknęła.
- Nie uwierzył ci? Co mam zrobić, żeby mu przemówić do rozsądku? Może
powinnam podać go do sądu za… molestowanie przez telefon. - Zrobiła posępną
minę i pogrążyła się w myślach. - Nie wiem wprawdzie, czy można kogoś
zaskarżyć za coś takiego; przynajmniej nie wtedy, jeśli nie było to połączone z
pogróżkami i sprośnościami, jednak spróbuję. - Pobiegła do telefonu. - Lauro, to do
ciebie - zawołała po chwili.
- Spytaj, kto to, i powiedz, że zadzwonię później.
Nim Laura skończyła mówić, Lianna była już przy niej.
- Lauro, to Jason Fletcher. Mówi, że to coś bardzo ważnego i chce mówić z
tobą natychmiast.
- Nie. - Laura potrząsnęła głową. - Nie chcę z nim rozmawiać.
- Lauro, na miłość boską, ten człowiek jest wspaniały. Lekarz, i do tego
bogaty. Spędziłaś z nim weekend. Oczywiście, że chcesz z nim rozmawiać!
Laura wzięła książkę i poszła do swojego pokoju, nie mówiąc ani słowa. Nie
myśl o nim, ostrzegła się w duchu, nie poddawaj się uczuciom, Ciesz się, że wujek
George i ciotka Sally grają dziś w kręgle i nie są świadkami twojej porażki.
Położyła się na łóżku i zmusiła do skupienia uwagi na zadrukowanych stronicach
książki.
Po chwili telefon zaczął dzwonić znowu.
- Dłużej tego nie wytrzymam - jęknęła Lianna stojąca przy schodach. - Nie
wiem teraz, czy to Ted, czy Jason. Mam zamiar wyrwać się na chwilę od tego
cholernego telefonu. Pojedziesz ze mną?
Bez chwili namysłu Laura rzuciła książkę, zeskoczyła z łóżka i złapała
kluczyki od samochodu.
- Ja poprowadzę.
Jason spędził ranek na sali operacyjnej, dokonując zabiegu na stawie
kolanowym czołowego napastnika drużyny piłkarskiej Uniwersytetu Maryland.
Operacja udała się i pacjenta zabrano do pokoju pooperacyjnego, gdzie miał
pozostać pod nadzorem lekarskim do następnego dnia. Później zostanie
przeniesiony na oddział ortopedyczny.
Jason z całym zespołem operacyjnym szedł właśnie na obiad do stołówki,
gdy dostrzegł Laurę wychodzącą stamtąd w towarzystwie kilku pielęgniarek.
Ogarnął ją wzrokiem. Dzisiaj miała rozpuszczone włosy, a jej biały fartuch,
czepek i buty były nienagannie czyste, tak jak wczoraj. Miał ochotę podejść do
niej. Kiedy jednak przypomniał sobie, jak postąpiła minionego wieczoru, jak kazała
swojej siostrze powiedzieć, że nie chce z nim rozmawiać, a w końcu odmówiła
podejścia do telefonu, zacisnął usta i poszedł dalej.
- A niech to licho! Przed wejściem do stołówki stoi główna przełożona! -
wykrzyknęła jedna z pielęgniarek. - A ja wyglądam jak ostatnia ofiara! Szybko,
schowajcie mnie!
Wcisnęła się między dwóch stażystów i młodego lekarza, pracującego w
szpitalu drugi rok.
Jason spojrzał na Klarę Maridian, naczelną przełożoną pielęgniarek, która
zatrzymała Laurę wraz z koleżankami, i diabelski uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- Idźcie dalej beze mnie. Zrobię trochę zamieszania!
Podszedł do pielęgniarek i objął przełożoną ramieniem.
- Klaro, wyglądasz jak zwykle bajecznie. Pozwól, że powiem słówko za
naszymi wspaniałymi siostrzyczkami. Chcę mieć pewność, że dostaną podwyżkę.
Laura musiała zebrać wszystkie siły, żeby nie wybuchnąć złością na widok
Jasona i szefowej, obejmujących się jak starzy przyjaciele. A może jak byli
kochankowie? Przełożona była szczupła, bardzo ładna, miała czterdzieści pięć lat i
w niczym nie przypominała prawie siedemdziesięcioletniej, przygarbionej i
przerażająco brzydkiej dyrektorki z Farview.
Można było przypuszczać, że Jason Fletcher i Klara Maridian mieli romans.
Miłosne podboje Jasona były w szpitalu legendarne. Zazdrość przeszyła Laurę jak
zatruta strzała, a do tego dołączyła się jeszcze jedna okropna myśl. Dziewczyna
przypomniała sobie, że wczoraj rzuciła Jasonowi wyzwanie: „Dlaczego nie
doniesiesz o mojej niesubordynacji?” Laura powstrzymała się ostatkiem woli, by
nie jęknąć.
- Klaro, cóż to za plotki krążą o twojej uroczej kuzyneczce Danie i Zanie
Montrosie? - mówił wesoło, rzucając ukradkowe spojrzenie na Laurę.
Przełożona roześmiała się.
- Nie mów mi tylko, że wszyscy w szpitalu już o tym wiedzą. A jeśli tak, to
ty również powinieneś już słyszeć, że wyszli razem w sobotę po pikniku. Niedzielę
i poniedziałek spędzili również wspólnie.
Jason wyglądał na zadowolonego.
- To wspaniale! Mam nadzieję, że im się ułoży. A pani, panno Novak?
Wyraz całkowitego zaskoczenia na twarzy Laury sprawił mu olbrzymią
satysfakcję. Zarumieniła się i wyjąkała kilka zdań, życząc wszystkiego najlepszego
Danie i Zane'owi. Potem spojrzała szybko na zegarek.
- Czas już na nas - powiedziała do swoich towarzyszek.
- Miałem nadzieję, że znajdzie pani czas na przedyskutowanie paru spraw, o
których zaczęliśmy wczoraj rozmawiać - wtrącił Jason. - Cały ranek spędziłem na
sali operacyjnej i nie miałem okazji spotkać pani wcześniej, po obiedzie zaś idę do
swego gabinetu i do końca dnia będę zajęty z pacjentami. Jest to jedyna wolna
chwila, w której możemy porozmawiać.
- Nie śpiesz się, Lauro - wtrąciła jedna z pielęgniarek. - Zajmiemy się
wszystkim, dopóki nie wrócisz.
Klara Maridian skinęła głową na znak zgody.
Laura dostrzegła przebłysk triumfu w szarych, szyderczych oczach Jasona.
Nagle wpadła jej do głowy perfidna myśl, o którą nigdy by siebie nie podejrzewała.
- Pewnie zmienił pan decyzję w sprawie uczniów szkół pielęgniarskich! -
powiedziała z jasnym i szczerym uśmiechem na twarzy, jakby to właśnie było
tematem ich wczorajszej rozmowy. - Przemyślał pan to jeszcze raz i teraz ma pan
zamiar dopuścić ich do pacjentów?
- Jasonie, to cudownie! - wykrzyknęła radośnie Klara Maridian. - Nie wiesz
nawet, jak dość już mam twojej ustawicznej wojny z instruktorkami. - Obdarzyła
Laurę pełnym szacunku spojrzeniem. - Panno Novak, cieszę się, że udało się pani
przekonać doktora.
Laura spojrzała na Jasona. Wystarczyłoby tylko parę słów w obecności
przełożonej i innych pielęgniarek, by raz na zawsze zniszczyć jej wiarygodność i
reputację. Jason dobrze o tym wiedział, ale nie mógł wydusić ani słowa.
- Panno Novak, może przedyskutuje pani szczegóły tej sprawy z doktorem
Fletcherem przy obiedzie. Przy okazji napije się pani kawy. Było nie było,
uczniowie będą na oddziale już w przyszłym tygodniu.
Szefowa pożegnała się i odeszła, a inne pielęgniarki podążyły jej śladem.
Laura i Jason zostali sami na korytarzu. Zaległa między nimi napięta i
niezręczna cisza, którą pierwszy przerwał Jason.
- Sprytnie, ale nic z tego nie wyjdzie, dziecinko. Nie mam najmniejszego
zamiaru dopuścić tych idiotów w pobliże moich pacjentów.
Gniew, który zawsze umiała opanować, wziął nad nią górę.
- Uczniowie szkół pielęgniarskich wcale nie są idiotami! Pewnie nie
przyszłoby ci nawet do głowy, żeby w podobny sposób traktować studentów
medycyny. Nie mogę uwierzyć, że dyrekcja szpitala toleruje takie postępowanie.
- Zaraz ci powiem, dlaczego, słonko. Kilka lat temu przydzielono mi dwie
uczennice do opieki nad pacjentem leżącym na wyciągu Strykera. Zapomniały
umocować pasy i gdy obracały biedaka na drugą stronę, spadł twarzą na podłogę.
Dzięki Bogu, że nic mu się nie stało. Niemniej jednak rodzina zaskarżyła mnie do
sądu za niedbalstwo, którego wynikiem były cierpienia fizyczne i straty moralne
poniesione przez pacjenta. Zapewne wiesz, że z uwagi na ewentualne błędy w
leczeniu chirurdzy-ortopedzi muszą płacić bardzo wysokie składki
ubezpieczeniowe. Moje podskoczyły po tym incydencie jeszcze bardziej. A
przecież jedynym błędem, jaki popełniłem, było wyrażenie zgody na współpracę ze
szkołą.
- To rzeczywiście nie fair, przecież ty nie byłeś winien. Ale nie jest też
uczciwe przenoszenie winy na pozostałych uczniów.
- No cóż, Lauro, życie czasami też nie jest uczciwe. - Skierował się do
stołówki. - Wiesz o tym lepiej niż ktokolwiek inny. Po wszystkim, co przeszłaś…
- Nie chcę mówić o przeszłości - przerwała, nieświadomie podążając za nim.
- A więc pomówmy o twojej przyszłości. I o tym, czy znajdzie się w niej
miejsce dla małego Fletcherka.
Laura spąsowiała. Chciała się odwrócić i uciec. Jason chwycił ją za rękę i
przytrzymał.
- Nigdzie nie pójdziesz, Lauro. Twoja szefowa poleciła ci wypić kawę i
posiedzieć ze mną, kiedy będę jadł obiad. I właśnie to zrobisz.
Trzymał ją za rękę do czasu, kiedy podszedł do talerzy i sztućców. Laura
szła za Jasonem, nie mając innego wyjścia. Zastanawiała się, ilu ludzi widziało ich
trzymających się za ręce.
- Chcesz coś zjeść? - zapytał, nakładając sobie na tacę plaster mięsa, tłuczone
ziemniaki, brukselkę, nieco zwiędłą sałatę i kawałek kleistego ciasta wiśniowego.
- Nie, dziękuję - Laura potrząsnęła głową. Czy naprawdę miał zamiar jeść to
świństwo? Stołówka nie słynęła ze zbyt dobrej kuchni. Najmniej trującym daniem
w całym jadłospisie były chyba kanapki. - Jestem po obiedzie.
- Przypuszczam, że nie wydarzyło się nic, co wykluczyłoby możliwość, że
jesteś w ciąży - spytał, biorąc kubek kawy.
- Powiedziałam, że dam ci znać - wyrzuciła, rozglądając się wokoło
zrozpaczonym wzrokiem. Na szczęście nikogo nie było w zasięgu głosu. - Nie
pytaj o to bez przerwy.
Jason sięgnął po karton z mlekiem.
- Dla ciebie wezmę mleko zamiast kawy. Jest bardziej pożywne dla
rozwijającego się płodu - powiedział mentorskim tonem. - Ponadto słyszałem, że
we wczesnym okresie ciąży kawa może powodować ranne wymioty i nudności.
- Nie jest już tak rano, dochodzi pierwsza po południu. Chcę kawy, nie
mleka. A do tego nie ma żadnego rozwijającego się płodu.
- Tego jeszcze nie wiemy, Lauro. - Jason zapłacił za jedzenie i wybrał wolny
stolik w prawie pustej stołówce. Postawił przed Laurą mleko i dał jej słomkę. - Czy
nie zdziwiło cię, iż Dana i Zane tak bardzo przypadli sobie na pikniku do gustu, że
razem spędzili pozostałą część weekendu?
- Zdziwiło mnie, że Dana jest kuzynką Klary Maridian.
Laura wzdrygnęła się, patrząc na tłusty kawałek mięsa oblany krzepnącym
sosem.
- Zgadza się, są kuzynkami. Straciłem już rachubę, ilu członków rodziny
Shakarianów związanych jest ze szpitalem, ale z pewnością wielu. - Jason
uśmiechnął się ironicznie. - Myślę, że powinnaś wiedzieć o bliskim stopniu
pokrewieństwa między Daną a twoją przełożoną, w razie gdybyś próbowała
poderwać Zane'a.
- Nie mam najmniejszego zamiaru odbierać Zane'a komukolwiek.
- Zauważyłem wczoraj twoje zachęcające uśmiechy, kochanie. Jeśli nie
zamierzasz zawracać mu w głowie, to o co ci chodziło? Może chciałaś, żebym był
zazdrosny?
Laura nie wiedziała, który zarzut odeprzeć najpierw. Wybrała więc taktykę
agresji.
- A co powiesz o sobie i Klarze? Od dawna już nie widziałam tak
obrzydliwej wymiany słodkich spojrzeń i zalotnych uśmiechów.
- Byłaś zazdrosna! - triumfował Jason, najwyraźniej uradowany tą myślą.
Sięgnął po dłoń dziewczyny i pogładził ją. - Pozwól mi sprostować parę rzeczy.
Klara i ja jesteśmy dobrymi kumplami. To prawda, że kiedy parę lat temu przyszła
do pracy w szpitalu, starałem się ją poderwać, ale powiedziała mi w czarujący
sposób, że od dwudziestu lat jest mężatką i ma dwójkę kilkunastoletnich dzieci.
Dodała też, że bardzo ją rozbawiłem i podbudowałem. Od tego czasu jesteśmy
przyjaciółmi.
- No, no - wymamrotała Laura pod nosem.
Jason przesunął się lekko i chwycił jej nogi między swoje. Kiedy poczuła
ciepło i siłę tego uścisku, krew zaczęła jej mocniej pulsować. Mając Jasona tak
blisko siebie, Laura uważała się jednocześnie za bezpieczną i usidloną.
- Dlaczego nie chciałaś rozmawiać ze mną wczoraj wieczorem?
Ta nagła zmiana tematu zaskoczyła ją tak bardzo, że po raz pierwszy nie
miała gotowej odpowiedzi.
- Po prostu nie chciałam. - Było to wszystko, na co w tej chwili mogła się
zdobyć.
- Martwiłem się o ciebie, Lauro. Czuję się… odpowiedzialny za ciebie.
Zrozumiał, że wybrał zły moment, aby to powiedzieć, gdyż w oczach Laury
zaczęły zbierać się chmury gradowe.
- Nie ma powodu, żebyś odczuwał w stosunku do mnie jakiekolwiek uczucia
- odrzekła, uwalniając nogi i odsuwając krzesło. - Obejdę się bez twojego
niefortunnego współczucia i wypaczonego poczucia odpowiedzialności. Jeśli
jestem w ciąży, poradzę sobie sama.
- Jeśli jesteś w ciąży, nie będziesz musiała radzić sobie sama. Mam zamiar
ożenić się z tobą.
- Ożenić się? - spojrzała zdumiona.
Jej zdumienie poirytowało Jasona.
- Oczywiście. A czego oczekiwałaś? Że wypiszę czek i pozwolę ci robić, co
zechcesz?
- Sama nie wiem, czego się miałam spodziewać. Powiedziałeś przecież, że
miałeś zamiar nigdy więcej nie spotykać się ze mną. - Stłumiła ból, który
wywoływało zawsze wspomnienie tych słów. - Dziękuję, nie skorzystam z twojej
chwalebnej, ale mało kuszącej propozycji.
- Mało kuszącej? - Jason zmarszczył brwi. - Wierz mi, dziecinko, wiele
kobiet zrobiłoby wszystko, żeby tylko zostać żoną Jasona Fletchera.
- No cóż, wobec tego nie jestem jedną z tych niezliczonych tysięcy. - Posłała
mu gorzki uśmiech. - Nie poślubię mężczyzny, który uważa małżeństwo ze mną za
swój obowiązek, gdyż czuje się odpowiedzialny. Tak czy owak, ta kwestia
przestanie w ogóle istnieć, jeśli tylko będziemy pewni, że nie jestem w ciąży.
- A jeśli jesteś? Widzę, że nie przejęłaś się zbytnio tą sprawą!
Wyobraził sobie, jak ciało Laury zaokrągla się i podnieciło go to bardziej,
niż przeraziło. Pomyślał o planach przekształcenia nie używanej sypialni w pokoik
dziecinny małego Fletcherka.
- Jest to, co prawda, nieprawdopodobne, ale gdyby okazało się, że
rzeczywiście jestem w ciąży, pojechałabym do Nowego Jorku, gdzie bez trudu
dostałabym pracę w jakimś szpitalu. Mogłabym mieszkać u mojego brata. Nie
mieszka wprawdzie sam, ale…
- Kochanie, bądź rozsądna. Czy myślisz, że jakakolwiek para byłaby
zadowolona, gdyby wprowadził się do nich ktoś trzeci? A co powiedziałaby jego
dziewczyna, gdyby w mieszkaniu przebywała inna kobieta?
Skończył jeść ciasto i odstawił tacę na bok.
- Byłabym jedyną kobietą w mieszkaniu mojego brata. On mieszka… z
kochankiem. - Wypowiedziawszy to stwierdzenie, Laura odeszła.
Jason zerwał się na nogi i w mgnieniu oka był przy niej.
- Twój brat jest pedałem?
Przez myśl przemknął mu obraz przyszłych spotkań rodzinnych: Boże
Narodzenie, urodziny dziecka, Dzień Dziękczynienia. Jego rodzice, szwagier
homoseksualista i rozpustna szwagierka po jednej stronie stołu, a po drugiej on z
Laurą i dzieckiem. Jak na nieco uaktualnionym obrazie Normana Rockwella.
- Zabraniam ci kpić sobie z niego! - Laura była przewrażliwiona na punkcie
homoseksualizmu brata. Odwróciła się do Jasona i spojrzała na niego. - Tak
arogancki, uparty i samolubny rozpustnik jak ty nie ma prawa drwić z
kogokolwiek.
- Ależ nie mam zamiaru! Poza tym nie jestem arogancki, samolubny i uparty.
Nie jestem też rozpustnikiem.
Przyznał w duchu, że słyszał już tego rodzaju słowa skierowane pod swoim
adresem, ale nigdy wszystkie na raz. I nigdy z ust kobiety, którą...
- No cóż, skoro uważasz, że jesteś darem bożym zesłanym na ziemię dla
uszczęśliwiania kobiet… - powiedziała zimno.
Miał zamiar nigdy więcej nie spotkać się z nią - ta myśl ponownie przeszyła
Laurę bólem. Prawdopodobnie wcale by z nią teraz nie rozmawiał, gdyby nie
przerażał go fakt, że mogła przypadkiem zajść w ciążę. Jeśli teraz nie odejdzie,
wybuchnie płaczem i straci szacunek we własnych oczach.
Laura wybiegła ze stołówki, nie martwiąc się o to, że jej nagła ucieczka
wywoła zdziwienie patrzących.
Jason popatrzył za nią, a ostre słowa nadal pobrzmiewały mu w uszach i
bolały. Czy naprawdę tak o nim myślała? Próbował wzbudzić w sobie wściekłość,
ale zalała go fala smutku.
Idąc do windy, minął pokój pielęgniarek. Kierując się nagłym impulsem,
wszedł do środka. Klara Maridian spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Znasz mnie od wielu lat, Klaro - powiedział szorstko. - Mam więc jedno
pytanie: czy myślisz, że jestem aroganckim, upartym i samolubnym rozpustnikiem,
który uważa się za dar boży zesłany na ziemię dla uszczęśliwiania kobiet?
- No nie! - jęknęła Klara, chwytając się za głowę. - Próbowałeś poderwać
Laurę, ona się obraziła, pokłóciliście się i teraz sprawa praktyk jest nieaktualna.
- Nie wspominaj nawet o tych nieszczęsnych praktykach, Klaro. Odpowiedz
mi na pytanie!
- No cóż, czasem myślę, że tak. Ale masz poczucie humoru i jesteś uczciwy.
To cię ratuje. A do tego jesteś świetnym lekarzem. Czy to się nie liczy?
Jason wybiegł, nie mówiąc ani słowa.
Następnego ranka o godzinie siódmej pielęgniarka z nocnej zmiany
powiedziała Laurze, że pani Kessler z pokoju sześćset jeden znowu bardzo
cierpiała. Silny narkotyk, który jej zaaplikowano, wcale nie zmniejszył bólu, a
lekarz dyżurny nie mógł znaleźć przyczyny.
Laura powiedziała o tym Zane'owi, który niecierpliwie wzruszył ramionami.
- Lauro, zbadałem ją wczoraj, a Ken Gruber badał ją o trzeciej nad ranem.
Nikt nie neguje, że operacja kręgosłupa jest bardzo bolesna, ale ta kobieta to
najzwyczajniej w świecie histeryczka. Przesadza z tym bólem. Nie mogę
zwiększyć dawki, gdyż dostała maksymalną. Czego wy, pielęgniarki, oczekujecie
ode mnie? Żebym tę kobietę walnął w głowę i w ten sposób pozbawił świadomości
? Wtedy pewnie nie odczuwałaby już bólu, no nie?
Oddał kartę chorobową pacjentki i odszedł. Kipiąc ze wściekłości, Laura
czekała na Stana Gloza, który miał dziś obchód. Bez żadnych skrupułów
zamierzała poskarżyć się na Zane'a.
Niestety, okazało się, że Stan zamierzał spędzić cały dzień na konferencji w
Centrum Johnsa Hopkinsa.
Spojrzała na kartę pani Kessler - na jej lekarza został wyznaczony Jason
Fletcher.
Dlaczego właśnie on? Laura zebrała siły. Kiedy przyszedł dziś do szpitala,
nie zamienili ani słowa. Starała się go unikać i bała się poprosić o cokolwiek,
nawet jeśli to była sprawa czysto zawodowa.
Ale tego wymagało dobro pani Kessler. Laura musiała zrobić wszystko, co w
jej mocy, żeby zmniejszyć dolegliwości pacjentki. Nawet jeśli miałoby to oznaczać
złe samopoczucie jej samej.
Nie było okazji, aby porozmawiać z Jasonem przed obchodem. Gdy weszli
do pokoju pani Kessler, biedaczka płakała i jęczała z bółu.
- Przechodzi menopauzę - pogardliwie powiedział Zane, gdy pozostali
podeszli do chorej, żeby zamienić z nią parę słów. - Chce, żeby mąż siedział przy
niej dzień i noc, a ponieważ to niemożliwe, dostaje ataków szału.
- Wydaje mi się, że ta kobieta umiera z bólu - ostro wtrąciła Laura. - I nie
traktuje się jej poważnie.
- Traktujemy ją poważnie, Lauro, ale nie możemy siedzieć tutaj całymi
dniami i wysłuchiwać skarg. Jason spojrzał na Zane'a, a potem na Laurę.
- O co chodzi? - spytał.
- Pani Kessler zamęcza pielęgniarki ciągłymi narzekaniami, a te z kolei
zamęczają nas. - Zane westchnął zirytowany. - Ken Gruber przebadał ją dokładnie,
ja również, panie doktorze.
- Uważam, że lekarze coś przeoczyli - odrzekła Laura. - Dilaudyd wcale nie
działa, a ponadto pani Kessler wcale nas nie zamęcza, nie przechodzi menopauzy i
nie jest histeryczka.
- Dzieci, dzieci, tylko się nie kłóćcie! - zjadliwie upomniał ich Jason.
- Jasonie, czy przebadasz panią Kessler? - poprosiła, ignorując oburzenie
malujące się na twarzy Zane'a.
Czuła, że tym razem trochę przesadziła, ale nie przejęła się wcale. Działała w
imieniu swojej pacjentki i taka była jej rola jako oddziałowej.
Spojrzała w oczy Jasonowi i ogarnęło ją zmieszanie. Czy rzeczywiście
zachowała się jak oddziałowa, a nie jak kobieta prosząca kochanka o przysługę?
Bez wątpienia ich sprawy zawodowe i osobiste były ze sobą ściśle związane.
Jason przełknął ślinę.
- Czy któreś z was rozmawiało o tym ze Stanem Glozem? - spytał
dyplomatycznie.
Zane potrząsnął głową.
- Opiekuję się tą pacjentką i nie widzę powodu, dla którego miałbym
wciągać w tę sprawę kogoś innego.
- Chciałam porozmawiać ze Stanem, ale ma dziś ważną konferencję. Nie
możemy pozwolić, żeby pani Kessler cierpiała jeszcze przez całą dobę tylko
dlatego, że Stan wróci dopiero jutro. Ona naprawdę bardzo cierpi.
Prośba Laury wymagała, żeby opowiedział się wyraźnie po czyjejś stronie i
wszyscy o tym wiedzieli. Jason zamyślił się i po chwili odrzekł:
- Zbadam pacjentkę po obchodzie.
Uważał, że Laura ma rację. Przeszli do następnego pokoju.
Zane Montrose rzucał Laurze groźne spojrzenia do czasu zakończenia
obchodu, ale nie zwracała na to uwagi. Weszła z Jasonem do pokoju pani Kessler i
towarzyszyła mu w badaniu. Podziwiała jego sposób postępowania z pacjentami.
Jason był dobry i łagodny, bez śladu zniecierpliwienia, które okazywał chorym
Zane.
- Co o tym myślisz? - spytała, starając się dotrzymać mu kroku.
- Najwyraźniej podawanie leków nie dało efektu - powiedział szybko. - O ile
mi wiadomo, nie ma powodu, dla którego miałaby odczuwać tak straszny ból po
regularnym wstrzykiwaniu mocnego środka znieczulającego. Będziemy musieli
poszukać odpowiedzi gdzie indziej. Lauro, otwórz, proszę, szafkę z narkotykami,
chcę coś sprawdzić.
Weszli do pokoju z lekami i Jason zamknął drzwi. Laura sięgnęła do
szuflady i wyjęła kluczyk od szafki zawierającej narkotyki. Jason wziął z szafki
pudełko z pojedynczymi fiolkami dilaudydu. Każda zabezpieczona była metalową
plombą.
- Czy myślisz, że coś jest nie tak? - zapytała Laura zdziwiona. - Nawet o tym
nie pomyślałam. Wszystko jest pod kluczem, sprawdzane i liczone pod koniec
każdej zmiany.
- Tak, ale do klucza ma dostęp każdy, kto wie, gdzie go trzymacie, a wiedzą
o tym wszyscy na oddziale. - Jason brał do ręki każdą ampułkę i przyglądał się z
uwagą. - Przyjrzyj się tym - powiedział, podając Laurze cztery opakowania. - Czy
widzisz drobną szczelinę między pieczęciami a krawędzią? Nie ma jej w innych
fiolkach. Na pierwszy rzut oka nie wygląda podejrzanie, ale możliwe, że jest
dostatecznie duża, żeby wsunąć igłę i wypróżnić zawartość ampułki, a następnie
zagiąć na powrót pieczęć. Zamiast narkotyku można wstrzyknąć, na przykład,
roztwór soli.
- Ale kiedy, w jaki sposób? Nie mogę uwierzyć, że kogoś stać by było na
rozmyślne pozbawienie pacjenta środka znieczulającego tylko dlatego, żeby
zaaplikować go sobie.
- Albo sprzedać na ulicy. Nie wiemy nawet, czy zamiany dokonano u nas,
czy na farmacji. Nie mamy też pewności, czy w ogóle dokonano zamiany.
Będziemy musieli wysłać te próbki do analizy. Mam znajomego, który pracuje w
laboratorium i zajmuje się tymi sprawami. Zaraz do niego zadzwonię.
Laura skinęła głową.
- A ja wydam zarządzenie w sprawie klucza od szafki z narkotykami. Od tej
pory tylko jedna osoba będzie zawsze odpowiedzialna za klucz. Będę go nosiła w
ciągu dnia, a w trakcie zmian popołudniowych, nocnych i weekendów -
pielęgniarki odpowiedzialne za daną zmianę.
Jason oparł się o metalowy blat i skrzyżował ręce na piersiach.
- Wypiszę zaraz inny narkotyk dla pani Kessler. - Podał jego nazwę i sposób
dozowania. - Jeśli zmniejszy ból, sprawa dilaudydu będzie naprawdę podejrzana.
Gdyby i to nie pomogło, skieruję ją po południu na prześwietlenie.
Spojrzenia obojga spotkały się; Laurze zabrakło tchu.
- Dziękuję, Jasonie - powiedziała cicho - za pomoc dla pani Kessler. Za to,
że nie potraktowałeś pielęgniarek jak gromady swarliwych złośnic.
Jason uśmiechnął się lekko.
- No cóż, nawet aroganccy, uparci i samolubni rozpustnicy, którzy myślą, że
są darem bożym zesłanym dla uszczęśliwiania kobiet, też mają swoje dobre chwile.
Laura zarumieniła się.
- Nie to miałam na myśli - wydusiła ze wzrokiem spuszczonym w dół. -
Zdarza się, że reaguję zbyt gwałtownie, jeśli chodzi o mojego brata.
- Przyznaję, że zdziwiło mnie to, iż twój brat jest homoseksualistą, ale wcale
z niego nie szydziłem.
Zagryzła dolną wargę i wpatrywała się w geometryczny wzór na podłodze.
- Dorastanie ze świadomością, że jest się homoseksualistą, wcale nie jest
łatwe w takim małym miasteczku jak Farview. Ciocia i wujek byli wyrozumiali, ale
koledzy w szkole zrobili sobie z Lane'a pośmiewisko, a niektórzy z nich beż
przerwy go bili. Czułam się okropnie nieszczęśliwa. Mimo że jest ode mnie o pięć
lat starszy, zawsze starałam się być za niego odpowiedzialna.
- Podziwiam twoje oddanie - powiedział łagodnie.
Laura podniosła głowę i przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. A potem
Jason wyciągnął rękę i przyciągnął dziewczynę do siebie. Nie oponowała.
- Lauro, zjedz ze mną obiad, spędź ze mną tę noc!
Dłonie Laury przesunęły się ku jego piersi. Jak sobie później tłumaczyła,
chciała jedynie znaleźć punkt oparcia, żeby łatwiej móc się odepchnąć.
- Nie - powiedziała sucho, tak jak zamierzała.
Jason pochylił się, żeby schować twarz w jej ramionach. Silne dłonie
przycisnęły ją mocno.
- Tak, kochanie.
Chcąc zachować kontrolę nad sobą, próbowała wydostać się z jego objęć.
- Puść mnie, Jasonie. Powiedziałeś przecież, że nie masz zamiaru więcej się
ze mną spotykać.
- Zapomnij o tym. - Dotknął jej ust swoimi w krótkim, namiętnym
pocałunku. - Całuj mnie - powiedział władczo. - Otwórz usta i całuj mnie tak, jak
tego pragnę, jak oboje pragniemy.
Laura zadrżała. Jej ciało przypomniało sobie rozkosz, której doznała w
ramionach kochanka, i nie posłuchało głosu rozsądku.
Przycisnęła się do Jasona, całując go tak, jakby miała prawo żądać odeń
wszystkiego. Spowodował, że pragnęła go jak żadnego mężczyzny. Zdarł z niej
nieprzeniknioną maskę powściągliwości, której używała do pohamowania swojego
temperamentu.
Laura miała zaskakujący wpływ na Jasona. Nigdy dotąd nie lubił angażować
się emocjonalnie. Myślał, że jest odporny na uczucia, które burzyły życie wielu
zupełnie normalnych mężczyzn.
Kiedy przestał ją całować, czuła się tak słaba, że musiała wesprzeć się o
niego. Jason oddychał ciężko, a oczy płonęły mu pożądaniem.
- To czyste szaleństwo - pieścić się w pokoju z lekami! - Wolno potrząsnął
głową. - Nawet nie zamknąłem drzwi na zamek.
Wyciągnął rękę, żeby przekręcić klucz, ale Laura wysunęła się z objęć i była
przy drzwiach pierwsza.
- Wypisz receptę dla pani Kessler. - Słowa te były mierną imitacją jej
zwykłego, energicznego tonu, jakiego zazwyczaj używała, rozmawiając z
lekarzami.
Jason westchnął ciężko. Zdawało się, że byli uwikłani w grę, która polegała
na robieniu jednego kroku do przodu i natychmiastowym cofaniu się. Ona właśnie
się cofnęła. Czas więc, by zrobić krok naprzód.
- Przyjadę po ciebie o pół do siódmej - powiedział zdecydowanie.
Laura przygotowała zastrzyk dla pani Kessler.
- Nigdzie z tobą nie pójdę.
Pragnęła z nim być tak bardzo, że aż sprawiało to ból, ale nie chciała łudzić
się nadzieją, że Fletcherowi zaczyna na niej zależeć. Nie, myślała, jeśli tylko Jason
dowie się, że nie jestem w ciąży, wróci do planu powziętego owej nieszczęsnej
nocy i nigdy więcej nie spotka się ze mną. Twarz jej płonęła. Przeszła obok
mężczyzny, niosąc na metalowej tacce lekarstwo i tamponik umoczony w alkoholu.
- Będę o pół do siódmej - krzyknął za nią.
Nie odwróciła się i nie zareagowała na to, co powiedział.
Rozdział 8
Największy ruch panował w szpitalu o trzeciej po południu; w tym czasie
przychodziła do pracy nocna zmiana, personel dzienny zaś nie opuszczał oddziału
przed pół do czwartej. Wciąż jeszcze przewożono pacjentów do gabinetów
fizykoterapii, na prześwietlenia i do różnych laboratoriów. Lekarze wypisywali
recepty, wszędzie pełno było studentów medycyny i odwiedzających, którzy
tłumnie napływali do sal chorych.
- Na początku przyszłego tygodnia dojdą jeszcze do tego praktykanci ze
szkoły pielęgniarskiej - powiedziała Laura, lustrując zatłoczony pokój pielęgniarek.
- W Farview zawsze pracowałam nocą i nie miałam nigdy do czynienia z
praktykantami - dodała do siostry odpowiedzialnej za zmianę nocną. - Z lekarzami
konsultowałyśmy się tylko w przypadku bardzo pilnych spraw. Na oddziale
panowała zawsze idealna cisza!
- Pracując na zmianie dziennej, szybko zapominasz, co znaczy cisza. Dlatego
wolę pracować nocą. Lekarze i studenci znikają o piątej, a ostatni odwiedzający
wychodzą o ósmej. Wtedy nie ma tu takiego zoo. A mówiąc o zoo, co, u licha,
znaczy ten hałas? Mam wrażenie, jakby tu była… grupa kibiców sportowych.
Wymieniły zdziwione spojrzenia.
- Sprawdzę to - powiedziała Laura i szybkim krokiem wyszła na korytarz.
Wpadła na Danę Shakarian, wykonującą zabiegi pacjentom, którym stan zdrowia
nie pozwalał na zejście do gabinetu fizykoterapii. Jednym z nich był Terry Tracę.
- Czyż to nie wspaniałe? - entuzjastycznie spytała Dana. - Jason Fletcher
wrócił właśnie ze szkoły i przyprowadził chłopców, z którymi Terry grał w piłkę
nożną, a także trenera i kibiców. Szkoda, że nie widziałaś radości na twarzy tego
chłopaka.
Laura poczuła, że łzy cisną się jej do oczu. Próbowała je bezskutecznie
ukryć. Dana zobaczyła to i pogłaskała ją po ramieniu.
- Rozumiem - powiedziała delikatnie. - Widok Terry'ego wpływa na mnie
podobnie. To taka tragedia. Cieszę się bardzo, że Jason poszedł do tej szkoły i
przekonał chłopców, żeby tu przyszli. Kontakt z rówieśnikami jest dla Terry'ego
bardzo ważny.
Laura skinęła głową, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Stały przez chwilę,
przysłuchując się młodym głosom śpiewającym hymn drużyny. Było to bez
wątpienia niezwykłe wydarzenie na oddziale, ale Laura wiedziała doskonale, kiedy
przymknąć oko na przepisy.
- Słuchaj, Lauro, nie miałyśmy nawet okazji porozmawiać o pikniku -
powiedziała nagle Dana, uśmiechając się chytrze. - Obu nam nieźle się trafiło.
Tobie z Jasonem, mnie z Zane'em.
Laura o mało nie zemdlała ze zdziwienia.
- Mnie z Jasonem? - powtórzyła ostrożnie.
- No przecież już cały szpital trąbi o waszym romansie - powiedziała
entuzjastycznie Dana. - Widziano, jak trzymacie się za ręce, jak się sprzeczacie, jak
znikacie w pokoju z lekami. - Roześmiała się. - Wszyscy zastanawiają się, czy uda
ci się rzucić nieugiętego Jasona Fletchera na kolana. Odkąd inny pożeracz
niewieścich serc - Casey Flynn - poślubił moją kuzynkę Sharlę, cały szpital czeka,
kiedy Jason zakocha się do szaleństwa.
Laura poczuła, że jej policzki robią się purpurowe i próbowała temu
zaradzić, jednak na próżno.
- Przykro mi, że muszę wszystkich rozczarować, ale doktor Fletcher w
żadnym razie nie jest we mnie zakochany do szaleństwa. Ta plotka umrze śmiercią
naturalną.
Była tego pewna, zwłaszcza teraz. Nie powiedziała jeszcze Jasonowi, że nie
musi się o nią martwić. Wiedziała, ile ulgi przyniesie mu owa wiadomość.
- Nie byłabym tego taka pewna - odrzekła Dana, uśmiechając się szeroko. -
Uwaga, idą Zane z Jasonem!
Laura zauważyła Zane'a Montrose'a i Jasona Fletchera wyłaniających się z
pokoju Terry'ego. Obaj się uśmiechali. Chciała schować się w pokoju pielęgniarek,
ale Dana chwyciła ją mocno za rękę.
- Zaczekaj chwilę - szepnęła.
Laura nie chciała czekać, ale Dana przytrzymała ją tak długo, że w tej chwili
ucieczka wyglądałaby dziecinnie śmiesznie. Uśmiechnęła się więc uprzejmie i
obojętnie, gdy Jason i Zane podeszli do nich. Dana przechyliła głowę, uśmiechając
się kokieteryjnie.
- Cześć, Zane!
Zane rozpromienił się cały.
- Szukałem cię - powiedział, chwytając ją za rękę. Odeszli, zostawiając
Laurę sam na sam z Jasonem.
- Wygląda jak odtrącony wielbiciel - powiedział Jason, patrząc na oddalającą
się parę. Ta myśl wyraźnie go ucieszyła. - To, że zakwestionowałaś jego opinię
przed całą grupą i poprosiłaś mnie o zbadanie pani Kessler, zraniło jego męską
dumę. Jeśli przedtem miał jakieś wątpliwości, to zdarzenie z pewnością uczyniło
go zwolennikiem Dany.
- Do moich obowiązków należy dbać, aby pacjenci otrzymywali dobrą
opiekę, a nie podbudowywać wysokie mniemanie o sobie jakiegoś lekarza -
odrzekła chłodno.
Jason zmarszczył brwi, jego szare oczy zapłonęły gniewem.
- Postawa godna pochwały, doprawdy. - Przysunął się do niej. - A teraz
przestań uśmiechać się jak siostra Novak i uśmiechnij się jak Laura. Zrób to dla
mnie. - Jego głos zabrzmiał podniecająco i czule.
Laura zwalczyła chęć kokieteryjnego uśmiechu, takiego jak przed chwilą
Dany. Te dwa związki nie są do siebie podobne nawet w najmniejszym stopniu,
upomniała siebie surowo. Romans Dany i Zane'a dopiero się zaczynał, ciepłe
uśmiechy i flirtowanie były jego częścią. A jeśli chodziło o nią i Jasona...
Lodowaty chłód przeszył serce Laury. Spędzili wspólnie weekend. Przeżyli -
jak to nazwał - „wspaniały seks”, po którym Jason postanowił nigdy więcej nie
spotykać się z nią. Nie, romanse, flirt i uśmiechy nie były przeznaczone dla Laury
Novak i Jasona Fletchera.
Pamiętając o plotkach krążących po szpitalu i mając na względzie kręcący
się wszędzie personel, cofnęła się o dwa kroki, starając się zachować pozory
całkowitej, zawodowej obojętności.
- Panie doktorze! - powiedziała jednym tchem, traktując jego prośbę jako
dalszą część gry. - Mam panu do zakomunikowania dwie wiadomości. Po
pierwsze: środek, który zalecił pan pani Kessler, podziałał jak cud i cały dzień
czuła się wyśmienicie. Czy mógłby pan wydać polecenie, aby stosować go nadal?
- Oczywiście, panno Novak. - Ciągle uśmiechał się ujmująco. - Myślę, że
mniej więcej za tydzień otrzymamy z laboratorium wyniki analizy dilaudydu. -
Zbliżył się, niwelując wytworzony przez Laurę dystans i nie spuszczając z niej
wzroku. - Dziś wieczorem zjemy u mnie kolację. Kupiłem w delikatesach sałatkę,
pieczonego kurczaka i…
- Drugą sprawą, o jakiej chciałam panu powiedzieć, jest to, że nie mamy już
powodu do dalszego prowadzenia tej gry. Nie musimy spotykać się poza szpitalem.
Miniony weekend nie będzie miał konsekwencji. Wiem to na pewno. - Zarumieniła
się i odwróciła wzrok. - Powiedziałam, że dam panu znać, kiedy to nastąpi i tak też
się stało!
Odwróciła się i poszła szybkim krokiem do pokoju pielęgniarek. Jason
patrzył za nią, starając się zrozumieć znaczenie usłyszanych słów. Nie będzie więc
małego Fletcherka. Zaryzykowali i mieli szczęście. Nie musiał uspokajać sumienia,
nie musiał pokutować za swój grzech. Był wolny - powinien się cieszyć.
Ale nie cieszył się wcale. Zasępiony, próbował przeanalizować swoje
uczucia. Nie znał dotąd uczucia… straty. Tak, to chyba najlepsze słowo.
Zamiast radować się cenną wolnością, poddał się obezwładniającemu
poczuciu straty. Patrzył przed siebie pustym wzrokiem, w głowie miał zamęt.
Czyżby pragnął dziecka? To prawda, że pogodził się już z taką możliwością, ale…
Nagle Jason pojął prawdę. Możliwość ciąży Laury niejako gwarantowała
trwanie ich związku, a teraz było to nieaktualne - ta świadomość go przygnębiła.
Zjawisko takie określano w psychologii terminem „dysonans poznawczy”, Jason
użył go nawet dzisiaj w trakcie zajęć ze studentami. Dysonans poznawczy
występuje wtedy, gdy dana osoba znajduje się między dwoma sprzecznymi
uczuciami. Dokładnie tak, jak w przypadku kolegów szkolnych Terry'ego. Nie
chcieli uwierzyć, że ktoś w ich wieku może być sparaliżowany i na stałe przykuty
do łóżka, a równocześnie pragnęli okazać mu współczucie. Jason i trener drużyny
piłkarskiej rozwiązali dylemat nie poprzez pozostawienie chłopcom wyboru, ale
nakazując im przyjść w odwiedziny do szpitala.
Dysonans poznawczy w stylu Jasona Fletchera! Chciał zachować wolność
bez zobowiązań i wieść kawalerski żywot i wiedział, że związek z Laurą położy
temu kres. Kiedy po raz pierwszy wziął ją w ramiona, zrozumiał, że tej kobiecie
mógłby oddać się bez reszty. A to oznaczałoby koniec beztroskiej samotności.
Przekonanie o ciąży Laury rozwiązałoby ten problem. Wtedy Jason nie miałby
wyboru. Gdyby Laura była w ciąży, musiałby się z nią ożenić.
Okazało się, że nie jest i Jason mógł dokonać wyboru między Laurą a swoją
wolnością, między stanem kawalerskim a małżeństwem. Mógł wyciągnąć mały
czarny notatnik i umówić się na spotkanie z Anną albo Stefanią. Nie zrobił tego.
Pragnął jedynie zapomnieć o tym, że Laura nie urodzi mu syna i o wypływającym
stąd poczuciu utraty czegoś ważnego.
Wszystko to wytrąciło go z równowagi i zmartwiło.
Z tych posępnych myśli wyrwał Jasona głos stażysty, który poprosił o
skonsultowanie diagnozy jednego z pacjentów. Potem poszedł do Terry'ego i
zabawiał chłopca i jego kolegów. Gdy miał jakieś zajęcie, mógł przynajmniej nie
myśleć o Laurze.
- Lauro, kochanie, ktoś do ciebie! - ożywiony głos ciotki Sally przerwał
rozgrywany na podwórku mecz siatkówki.
- To Jason Fletcher! - wykrzyknęła Lianna. - Nowa miłość Laury.
Spojrzenia wszystkich zwróciły się na wysokiego mężczyznę, ubranego w
dżinsy i szarą bawełnianą koszulkę polo. Wszedł za ciotką Sally na niewielki
ganek.
- Wcale nie jest moją nową miłością - zaprotestowała Laura, ale wiedziała,
że nikt nie zwraca na nią uwagi. Wszyscy byli zbyt pochłonięci obserwowaniem
Jasona, który szedł teraz obok wyraźnie ożywionej ciotki Sally.
Laura miała serwować piłkę, ale pozostała na miejscu, podenerwowana i bez
uśmiechu. Jason tutaj? Nie mogła w to uwierzyć. Nie wiedziała, co ma powiedzieć
ani jak się zachować. Obecność rodziny czyniła sytuację jeszcze bardziej
niezręczną.
- To moje wnuczęta - dumnie powiedziała ciotka Sally, wskazując na grupkę
dzieci w wieku od ośmiu do piętnastu lat, stojących po jednej stronie siatki. -
Kuzyni Laury - dodała. - A to moi synowie - Jim i Dick - i ich żony - Magie i Jean.
To zaś Lianna, siostra Laury. Podejdźcie tu wszyscy i poznajcie przyjaciela Laury -
Jasona Fletchera. Lauro, nie powiedziałaś mi, że umówiłaś się dziś na randkę.
Ciotka Sally - nieduża, jasnooka i siwowłosa staruszka - była najwyraźniej
zachwycona niespodziewanym pojawieniem się Jasona.
- Bo i nie umówiłam się - powiedziała Laura i uśmiechnęła się do ciotki,
usiłując jednocześnie uniknąć spojrzenia Jasona.
- Ależ, Lauro, przecież umówiliśmy się dzisiaj. Powiedziałem, że wpadnę po
ciebie o pół do siódmej. Czyżbyś zapomniała?
Jego spojrzenie przesunęło się po żółtych szortach i bluzie w tym samym
kolorze. Włosy Laury związane były w koński ogon, ale kilka pasemek wymykało
się spod elastycznej opaski. Była boso i nie miała makijażu. Rzeczywiście nie była
ubrana jak na randkę. Jason w zamyśleniu ściągnął brwi.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? - zapytała Laura, zbyt rozwścieczona
jego widokiem, by zachować zimną krew. - Jeśli nawet udało ci się dostać książkę
telefoniczną Farview, to przecież nie wiedziałeś, jak brzmi nazwisko wujostwa. Nie
nazywają się Novak.
- Mamy na nazwisko Bryn - podpowiedziała ciotka Sally. - Alice, matka
Laury, była moją siostrą.
- Ponieważ zapomniałaś podać mi adres, poprosiłem o pomoc naszą wspólną
przyjaciółkę, Danę. - Spojrzenie Jasona wywołało delikatne mrowienie na skórze
Laury. - Przyjechała tutaj, żeby cię zabrać na piknik, nie pamiętasz? Była po prostu
wniebowzięta, że może mi pomóc.
Laura przypomniała sobie, z jaką radością Dana opowiadała jej o krążących
po szpitalu plotkach dotyczących ich „gorącego romansu”.
- Szkoda, że poprosiłeś ją o pomoc. Pomyśli, że…
- No to jak, gramy dalej? - zawołał jeden z kuzynów Laury, mniej więcej
dwunastoletni, piegowaty chłopiec, który najwyraźniej zaczynał niecierpliwić się
przerwą w grze.
- Lauro, nie odchodź - krzyknął inny. - Jesteś najlepszym graczem w naszej
drużynie i bez ciebie przegramy.
- Niech sobie idzie - wtrącił Jim. - Wtedy moja drużyna na pewno wygra.
- Nigdzie nie pójdę - zapewniła wszystkich Laura. Rzuciła ukradkowe
spojrzenie na Jasona. - Jesteśmy w połowie trzeciej rundy, a obie drużyny mają po
jednej wygranej.
Jason zmusił się do uśmiechu. Chociaż przywitanie Laury było gorące jak
lodowiec, jej rodzina wydawała się dość przyjazna. Nigdy nie unikał okazji, żeby
zażyć ruchu na świeżym powietrzu. Nawet jeśli miała to być tylko podwórkowa
rozgrywka siatkówki.
- Zagram z chęcią - zaproponował.
- Zagraj zamiast mnie, Jasonie - powiedziała Lianna. - Ja i tak muszę się
przygotować do pracy.
Jak ona to powiedziała? Przygotować się do pracy? Jason zamyślił się, kiedy
zajął miejsce w drużynie grającej przeciwko Laurze. Dzisiaj Lianna wygląda młodo
i świeżo. Zupełnie nie jak ulicznica. Miała na sobie szorty i koszulkę, podobne do
tych, w jakie ubrana była Laura, a popielate, rozpuszczone włosy spływały jej po
plecach. Zaświtało mu w głowie, że ów platynowo-różowy koszmar to peruka.
- Lianna jest gliną w policji obyczajowej okręgu Kolumbia - wyjaśnił Dick. -
Żałuj, że nie widziałeś niektórych z jej przebrań. Wygląda jak najprawdziwsza
prostytutka!
- Tak też do niedawna myślał o niej Jason - uszczypliwie wtrąciła Laura. -
Spotkał ją tak ubraną na ulicy i był zbulwersowany.
- O Boże! - Ciotka Sally wyglądała na przerażoną.
„Może nawet rzeczywiście się przestraszyła” - pomyślał Jason i ogarnął go
strumień gorąca. Która słodka staruszka chciałaby, żeby ktoś uważał jej
siostrzenicę za prostytutkę? Spojrzał na Laurę karcąco - mogła wyjaśnić mu
przynajmniej tę sprawę.
- Zagrajmy wreszcie! - poprosił jeden z chłopców.
Przestano mówić na temat Lianny, gdy wszyscy zajęli miejsca na boisku.
Fletcher ze swoimi umiejętnościami, siłą i wzrostem był prawdziwym
dobrodziejstwem dla drużyny. Mimo najlepszych chęci Laury i wysiłków jej
graczy, trzecią rundę wygrał Jason. Czwartą i piątą również. Jego drużynę
oficjalnie ogłoszono zwycięską.
- Jasonie, czy następnym razem zagrasz po naszej stronie? - spytała mała
dziewczynka z grupy Laury.
Jason wykręcił jej długi brązowy warkocz.
- Oczywiście, królewno.
Laura nie wspomniała, że nie będzie następnego razu. Nadal nie wiedziała,
co on tu robi. Pasował, co prawda, do jej rodziny, ale chyba dlatego, że traktował
sport równie poważnie, jak wszyscy tutaj. Prócz kilku chwil na początku, wcale nie
zwracają na nią uwagi, koncentrując całą uwagę na grze.
- Dziadziuś wrócił z lodami! - powiedziała ciotka Sally. - Idźcie do kuchni i
zjedzcie je sobie. - Uśmiechnęła się do dorosłych. - Kupił sześć rodzajów. Jasonie,
nie poznałeś jeszcze wujka Laury.
Chwyciła go za ramię i poprowadziła do kuchni, gdzie dzieci już jadły lody
kolorowymi plastykowymi łyżeczkami.
Wujek George wydawał się zachwycony poznaniem „przyjaciela Laury,
Jasona” i jeśli nawet przypomniał sobie, że kiedyś uważał go za miłego, starszego
lekarza, to nie wspomniał o tym ani słowem.
- Czy masz ochotę na obiad, Lauro?
Jason posłał jej jeden ze swoich najbardziej ujmujących uśmiechów: ciepły,
czuły, podniecający. Uśmiechnął się jak wtedy, gdy razem byli w sypialni. Laurę
ogarnęło gorzkie uczucie bólu zmieszanego z pożądaniem.
- Zjadłam już obiad - powiedziała oschle, uzbrajając się przeciwko
magicznej, oplatającej ją sile.
- Czyżbyś nie wiedziała, że masz randkę, Lauro? Jasonie, jesteś głodny!
Ciotka Sally sprawiała wrażenie zmartwionej. Nie lubiła, gdy ktoś opuszczał
posiłek.
- Za chwilę przygotuję wam coś do przekąszenia. Mieliśmy dziś rostbef.
Odgrzeję trochę mięsa z sosem, ziemniakami i marchewkę.
Ponieważ wszyscy krzątali się w kuchni, w pokoju jadalnym było cicho i
pusto. Laura rozejrzała się nerwowo, życząc sobie w duchu, by do pokoju wszedł
ktoś spośród jej młodszych kuzynów. Niestety, nikt się nie pojawił.
- Podoba mi się twoja rodzina - wykrztusił w końcu Jason.
Laura nie patrzyła na niego. Jej wielkie oczy rzucały spojrzenia we wszystkie
możliwe strony, za wyjątkiem Jasona.
- Twój wujek i ciotka są cudowni. Twoi kuzyni też. Wszystkie te dzieci… -
głos mu się urwał i zaczął iść w kierunku dziewczyny.
- Mam cudowną rodzinę - zgodziła się Laura i cofnęła o kilka kroków.
Jason zbliżał się do niej z kpiącym uśmiechem na ustach.
- Muszę przyznać, że było dla mnie wielką ulgą, kiedy dowiedziałem się, że
twoja siostra jest uczciwą kobietą, a do tego pracuje w policji.
Laura zdała sobie sprawę z jego strategii, ale było już za późno. Stał
bezpośrednio przed nią, z rękami w kieszeniach spodni. Był tak blisko, niemalże
dotykał ją swoim ciałem. Jego wielka męska sylwetka, gorące ciało, zapach płynu
po goleniu - wszystko to oczarowało dziewczynę. Zaczęło jej się kręcić w głowie.
- Jasonie, po co tu przyszedłeś? - zapytała drżącym głosem.
Powoli, ostrożnie przysunął się do niej, nadal nie wyjmując rąk z kieszeni.
Laura poczuła twardość jego członka i westchnęła głęboko.
- Nie wiem… - Próbowała opanować szaleńczy łomot serca. - Nie masz
powodu, żeby… Och! - Przerwała w pół zdania, czując delikatny dotyk jego ust.
- Żadnego powodu? - Jason muskał jej wargi, nie przestając mówić. - Czy to,
że zupełnie zwariowałem na twoim punkcie, nie jest wystarczającym powodem? -
szeptał, nie odrywając od niej ust. - Pragnę cię, Lauro, bardziej niż jakiejkolwiek
kobiety w moim życiu!
- Ale stwierdziłeś przecież…
Starała się odwrócić od niego głowę, ale nie pozwolił na to, obsypując ją
gorącymi pocałunkami. Nadal jednak trzymał ręce w kieszeniach, nie próbując
nawet jej dotknąć.
- Co takiego, kochanie? Powtórz wszystko, co ci mówiłem - nakłaniał ją
czule.
Nie odrywał od niej warg ani na chwilę, ale też nie całował głęboko. Kiedy
mimo wszystko nie objął jej, Laura zrezygnowała ze swoich usiłowań i przywarła
doń z całej siły, wydając ledwie słyszalny jęk. Jej piersi stykały się z muskularną
klatką piersiową Jasona.
- Powiedziałeś, że nie chcesz mnie już nigdy więcej widzieć - wyrzuciła z
siebie.
Trudno było w tej sytuacji nawet logicznie myśleć, a co dopiero mówić. Nie
pozwalał, by przestała go całować. Mówienie, gdy usta obojga stykały się, było
naprawdę czymś oszałamiającym.
- A ty mi uwierzyłaś?
Zaśmiał się, a śmiech ten przyprawił Laurę o drżenie.
- Powiedziałeś, że jeden weekend ze mną wystarczy ci na całe życie. Nigdy
nawet nie spotkalibyśmy się ani nie rozmawialibyśmy ze sobą, gdyby nie to, że
pracujemy na tym samym oddziale.
- Ale, na szczęście, pracujemy razem, kochanie!
Powoli przyciskał ją biodrami. Laura jęknęła z pożądania i chwyciła go
jeszcze mocniej za ramiona.
- Nie drażnij się ze mną, Jasonie! - prosiła. Czuła się taka słaba i bezwolna.
Nie wiedziała, jak się przed nim bronić; udało mu się opanować ją całkowicie. -
Bałeś się, że jestem w ciąży. Ale tak nie jest, więc…
Zbliżył usta do szyi dziewczyny i zaczął ją całować.
- Kiedy się obudziłem w poniedziałek rano, zdałem sobie sprawę, iż
zakochałem się w tobie.
Te słowa spowodowały, że Laura zadrżała z podniecenia i radości. Pocałunki
i pieszczoty Jasona spowodowały, że jej pewność siebie wzrosła. Cofnęła się i
spojrzała na niego przez długie rzęsy.
- Jak bardzo? - wyszeptała i przysunęła się prowokująco do tej części jego
ciała, która była najlepszym dowodem pożądania.
Oczy Jasona rozbłysły w odpowiedzi na tę grę.
- Bardzo mocno, kochanie. - W końcu wyjął ręce z kieszeni i chwycił Laurę
w objęcia. - Zawsze, kiedy jestem przy tobie, zawsze, kiedy o tobie myślę… - głos
Jasona brzmiał miękko i uwodzicielsko.
Laura westchnęła i wsparła się na nim całym ciałem, rozkoszując się ciepłem
bijącym od kochanka. Uginała się pod ciężarem uczuć i miłości do Jasona, pod
presją pożądania, które w niej rozbudził. Odczuwała też wielką ulgę, że oto znowu
jest w jego ramionach. Chciało jej się śmiać i płakać jednocześnie.
- Jasonie, dlaczego nie powiedziałeś mi tego wszystkiego w poniedziałek? -
szepnęła.
Przypomniała sobie, jak bardzo chciała wtedy do niego podejść, jak bardzo
potrzebowała pieszczot i pocieszenia. Wyglądał jednak tak groźnie, a poczucie
wstydu i konsternacja powstrzymywały ją od zrobienia tego, czego rzeczywiście
pragnęła.
- Nie mogłem ci tego powiedzieć. Nie wtedy. Czułem się jak zwierzę w
potrzasku, Lauro. Bałem się!
- A teraz już sienie boisz?
Jego dłonie pieściły ją i przyciskały do siebie.
- Zrozumiałem w końcu, że jeśli nawet byłem w pułapce, ty nie miałaś
zamiaru trzymać mnie tam. Wręcz przeciwnie, chciałaś jak najszybciej mnie
uwolnić. - Pocałował ją w czoło, a Laura przechyliła głowę i spojrzała mu prosto w
oczy. - Mogłaś mnie utrzymywać w przekonaniu, że jesteś w ciąży - powiedział
cicho. - Wiesz, że ożeniłbym się z tobą.
- Ależ, Jasonie, to byłoby nie tylko niemoralne, ale po prostu niemożliwe. -
Jej oczy wyrzucały drobne niebieskie iskierki. - Z pewnością po jakimś czasie
domyśliłbyś się wszystkiego.
- Jesteś na to zbyt uczciwa, wiem. - Jason wpatrywał się w nią intensywnie
poważnymi oczyma. - Ale po ślubie mogłabyś udawać, że poroniłaś, albo po prostu
najzwyczajniej w świecie zajść w ciążę, już z obrączką na palcu. Jednak nie
wybrałaś żadnego z tych sposobów!
Laura zadrżała.
- Powinnam powiedzieć; nie! Nie chcę być z kimś, kto - przeszyła go
wzrokiem - nie chce być ze mną.
Wspięła się na palce, by go pocałować dokładnie w tej chwili, kiedy ciotka
Sally weszła do pokoju.
- Oto twój obiad, Jasonie! Och, przepraszam, ja tylko…
Jason odwrócił głowę od Laury, ale nie puścił dziewczyny.
- Dziękuję bardzo. Umieram już z głodu!
Ciotka Sally płonęła z radości na widok swojej siostrzenicy w ramionach
Jasona Fletchera. Laura zaczerwieniła się i obserwowała staruszkę, która układała
na stole sztućce i jedzenie.
- To wygląda po prostu cudownie! - entuzjastycznie stwierdził Jason.
Usiadł na krześle, skrywając umiejętnie podniecenie.
Laura usiadła obok, spojrzała na niego i wymienili zakłopotane uśmiechy.
Ciotka Sally wyszła. Kiedy rzuciła ostatnie spojrzenie na parę siedzącą przy
stole, mina jej wyrażała zadowolenie.
- Widziałam, że z takim samym zapałem pałaszujesz to okropne jedzenie w
szpitalnej stołówce - Laura drażniła się z Jasonem. - Najwidoczniej nie cierpisz na
brak apetytu!
- Z pewnością nie. - Uśmiechnął się sugestywnie, sięgnął pod stołem po jej
rękę i gładził kciukiem dłoń. - Ale ty też nie należysz do niejadków. Nie
zapomniałem jeszcze, jak łapczywie pałaszowałaś w niedzielę pierożki. - Szare
oczy ogarnęły ją płonącym, pełnym pożądania spojrzeniem. - Nie mówiąc już o
tym, czym uraczyłem cię później, w nocy…
- Jasonie! - Laura spłonęła rumieńcem.
- Kto by pomyślał, że sztywna w zachowaniu i oschła panna Novak może
być tak fantastyczna w łóżku. Namiętna i nienasycona, i szczera. Kochająca!
Jestem jedynym mężczyzną, który wie, że siostra Novak jest równie doskonałą
kochanką, jak pielęgniarką.
Te słowa wyzwoliły w niej kobietę, ale chłodne opanowanie zbyt głęboko
zakorzeniło się w jej psychice, by mogła zapomnieć, że po szpitalu już zaczynają
krążyć plotki na ich temat.
- Jasonie, czy zamierzasz mówić o mnie? - Było to zarazem niepewne
pytanie, jak i z głębi serca płynąca prośba.
- Co masz na myśli, Lauro? - Drażniący ton zniknął z jego głosu, a szare
oczy patrzyły poważnie, pozbawione radosnego błysku.
- Nigdy nie chciałabym stać się ofiarą plotek. Ani być głównym tematem
rozmów. Może dlatego, że kilka razy już przez to przeszłam. Po śmierci rodziców
moja siostra, brat i ja byliśmy dla wszystkich w Fairview „biednymi, małymi
Nowakami”. Potem wszyscy zaczęli plotkować o Lianie i zastanawiać się, jak
straszne musi być dla nas to, że mamy takiego brata. A potem zginął Danny i
stałam się „tragiczną panną młodą”. - Niespokojnie zagryzła dolną wargę. - Nie
chcę, żeby wszyscy w szpitalu mówili o mnie jako o nowej zdobyczy Jasona
Fletchera.
Przysunął jej rękę do ust i ucałował.
- Nikomu o tym nie powiem, skarbie, możesz być pewna. Chcę, żeby to, co
nas łączy, pozostało tylko między nami.
Jego uczucia do Laury były zbyt silne i zbyt osobiste, by je wyjawiać innym.
A ponadto Jason doszedł do przekonania, że Laura należy tylko do niego. Doktryna
wyłączności seksualnej, niedawno jeszcze zupełnie mu obca, wydawała się w tej
chwili oczywista.
Ich rozmowa była swobodna i chaotyczna, ale dawało się w niej wyczuć
napięcie seksualne.
- Czy nie mylę się sądząc, że nie pojedziesz dziś do mnie? - zapytał Jason,
odsuwając na bok pusty talerz i wstając od stołu. Ponieważ nadal trzymał
dziewczynę za rękę, wstała razem z nim.
- Dzisiaj? - Laura czuła, jak na policzki uderza jej gorąca fala purpury. -
Przecież powiedziałam ci…
- Rozumiem, że musisz pokonać pewne opory - przerwał jej Jason z
szelmowskim uśmiechem na ustach. - I z pewnością uda ci się to za jakiś czas. Ale
dzisiaj rozejrzyjmy się za czymś w Farview. Co ciekawego można tu robić
wieczorami?
- Mamy kino, w którym wyświetlają całkiem niezłe filmy.
- Co grają dzisiaj?
Kiedy wymieniła dobrze znany film animowany Walta Disneya, Jason
omalże nie zakrztusił się ze śmiechu i potrząsnął głową.
- Dajmy sobie z tym spokój. Czy naprawdę nie ma tu nic ciekawszego?
- Mamy też lodziarnię, która jest ulubionym miejscem spotkań nastolatków.
- Daj spokój. Po wielu godzinach spędzonych z kolegami Terry'ego
chciałbym na chwilę oderwać się od dzieciaków. Jeśli masz ochotę na lody, są w
lodówce, w sześciu smakach. - Nagle zabłysły mu oczy. - Czy jest w Farview
alejka kochanków, gdzie tutejsze pary spędzają ze sobą upojne chwile?
- Jasonie, cóż za pytanie? - Oplotła rękami jego biodra i przycisnęła czoło do
miękkiej bawełnianej koszulki. Twarz miała gorącą. - Tak - odpowiedziała
stłumionym głosem.
- A czy pokażesz mi, gdzie to jest? - Jason zaśmiał się lekko.
- Tak - szepnęła.
- A więc chodźmy.
Chwycił ją za rękę i poprowadził w stronę kuchni, gdzie oświadczył
wszystkim, że wybierają się na „przejażdżkę”. Rozradowany chór głosów „bawcie
się dobrze!” towarzyszył im do drzwi.
- To trochę żenujące - powiedziała Laura z wesołym uśmiechem. - Jesteś
pierwszym mężczyzną, który przyszedł do nas po śmierci Danny'ego i cała rodzina
stara się pokazać, jak bardzo jest zachwycona.
- Nie martw się tym. Jestem przyzwyczajony do tego, że wszyscy mnie
ubóstwiają. Rodzice zmienili mój pokój w muzeum.
- Ależ ty jesteś zepsuty. A jaki doświadczony! - z rozbawieniem odrzekła
Laura.
- Za to ty nie jesteś. - Spojrzał na nią wyzywająco. - Myślisz, że dasz sobie
ze mną radę?
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze. - Jestem zwykłą dziewczyną z małego
miasta, która do tej pory wkładała całą swoją energię w pracę, najpierw w szkole, a
później w szpitalu.
Jason uśmiechnął się.
- Zapewniam cię, że energia, którą wykazałaś w łóżku, warta jest pięciu
gwiazdek, jeśli istniałby przewodnik Michellina po krainie seksu!
- A więc być może poradzę sobie z tobą. Jestem dobra w łóżku, a ty mnie
pragniesz!
- O tak, Lauro - zgodził się Jason, a jego głos stał się cichy i zmysłowy. - Z
pewnością pragnę ciebie, ale nie tylko seksualnie - dodał z namysłem. - Dlatego tu
jestem.
- Dlatego, że chcesz ode mnie czegoś więcej niż tylko wspaniałego seksu?
Jason nie był jeszcze gotów, by się do tego przyznać, zmienił więc szybko
temat.
- Pojedźmy twoim samochodem, z wielkimi siedzeniami i ręczną zmianą
biegów. Jaguar nie nadaje się do naszych celów.
Laura zauważyła, że nie odpowiedział na jej pytanie. Nie mówiąc żadnych
banałów, wyjawił więcej, niż zamierzał. Ogarnęła ją naglą fala optymizmu. „Tak.
Dam sobie z tobą radę, Jasonie” - powiedziała w duchu i prawie w to uwierzyła.
Wskazała mu jasnożółtego forda escorta. Jason drażnił się z nią mówiąc, że
w centrum wzięliby ten samochód za taksówkę. Był zadowolony, że to Laura
prowadzi i pokazuje p mu okolicę, co nie trwało długo, gdyż Farview było
niewielkim miastem. Serce jej waliło i krew uderzała do głowy, kiedy wjeżdżali na
Pritchard Road, niedużą drogę biegnącą przez las na obrzeżach Farview.
Zauważyła z ulgą, że nie było tu innych samochodów.
Wyłączywszy silnik, spojrzała przez szyby samochodu na promienie słońca
przedostające się przez leśną gęstwinę.
- Z pewnością miałeś zarezerwowane miejsce w takiej alejce w twoim
rodzinnym mieście, ale ja po raz pierwszy w życiu parkuję na Pritchard Road.
- Nie dziwi mnie to. - Jason objął ją ramieniem. - Cieszę się, że ten pierwszy
raz jest właśnie ze mną. - Dotknął jej piersi swoimi wielkimi dłońmi. - Należysz do
mnie, Lauro. Rozkoszowała się władczym tonem jego głosu, pieszczotą dłoni i ust.
„Tak, jestem twoja całkowicie, ponieważ cię kocham” - myślała. Jason
mówił najpierw o zobowiązaniach wobec niej, później o pożądaniu, ale ani razu nie
padło słowo „miłość”. Laura nie miała na tyle odwagi, by je wypowiedzieć
pierwsza.
Pocałunki stawały się coraz gorętsze i bardziej namiętne. Niewielka
przestrzeń samochodu i krępujące ich ubrania powiększały napięcie obojga.
- Jasonie, proszę… - wyjąkała Laura, ale nie wiedziała nawet, o co właściwie
prosi. O zaspokojenie głodu, który ogarnął całe jej ciało? A może o słowa miłości,
za którymi tak bardzo tęskniła? Chyba o obie te rzeczy jednocześnie.
- Rozumiem, kochanie, rozumiem - łagodnie mówił Jason. - Zapomniałem
już, jak to działa na nerwy. Musimy uspokoić się i ochłonąć.
Delikatnie głaskał jej włosy, od czasu do czasu całując.
- Tak - powiedziała Laura drżącym głosem. - To dla mnie za dużo.
Znała Jasona mniej niż tydzień, ale wzbudził w niej więcej emocji i pasji, niż
biedny Danny przez cały okres ich spokojnego i nudnego narzeczeństwa.
Było to uczucie radosne, ale też niebezpieczne. Laura wiedziała, że
całkowite oddanie się mężczyźnie takiemu jak Jason stanowi wielkie ryzyko. Może
to dziwne, ale dotąd zawsze starała się unikać tego rodzaju doświadczeń. Z
minionych lat wiedziała, że samo życie bywa wystarczająco niebezpieczne.
Rzucenie się w niepewny wir emocji wydawało się czystym wariactwem. Kochała
jednak Jasona, a to dawało jej dostatecznie dużo odwagi, by podjąć tę próbę.
Rozdział 9
Przez resztę tygodnia Jason jeździł codziennie do Farview, żeby zobaczyć się
z Laurą i odwiedzić jej rodzinę. Wyjątkiem był piątek, kiedy wezwano go na
oddział pourazowy, aby wykonał operację zmiażdżonej miednicy u
dwudziestoletniej dziewczyny, która wypadła z samochodu, gdy ten roztrzaskiwał
się o drzewo.
- Mieliśmy dziś na sali operacyjnej niezłą przeprawę - powiedział
zmęczonym głosem, gdy zadzwonił tego wieczora do Laury. - Kiedy ją
operowałem, miałem do pomocy neurochirurga, który zajmował się pęknięciem
podstawy czaszki; w tym czasie Casey Flynn próbował połatać rozdartą wątrobę i
nerki oraz usunąć pękniętą śledzionę.
Laura zadrżała.
- Myślisz, że wyjdzie z tego? - spytała cicho.
- Nie wiem - Jason potrząsnął głową. - Po prostu nie wiem. Jej stan jest
krytyczny. Helikopter przywiózł ją wprawdzie przed upływem „złotej godziny”, ale
przy tak rozległych obrażeniach za wcześnie jest jeszcze na to, by powiedzieć coś
konkretnego.
Laura wiedziała, że „złota godzina”, o której wspomniał Jason, to
rozstrzygający odcinek czasu, kiedy można jeszcze odwrócić skutki wstrząsu
pourazowego.
- Taka młoda dziewczyna - westchnęła. - O Boże, jaka szkoda!
- Tak, ogromna. Rozmowa z jej rodziną po tym wszystkim była… - Jason
odchrząknął - nieprzyjemna.
To zbyt słabe słowo, by oddać trudną do opisania scenę rozpaczy. Głos
mężczyzny odpłynął w pustkę. Zdarzało się niekiedy, że Jason czuł się
przytłoczony ogromem tragedii, których był świadkiem. Niegdyś w takich
momentach szukał ucieczki w szybkich, niewyszukanych rozrywkach, dziś jednak
postanowił wrócić do swego ciemnego, cichego mieszkania i zadzwonić do Laury.
Pragnął jej tak bardzo i tęsknił za ożywczym ciepłem jej ciała.
- Szkoda, że nie jestem teraz z tobą, Jasonie - powiedziała czule, niczym
echo jego myśli. - Gdybym teraz wyjechała, byłabym u ciebie mniej więcej za
godzinę.
Po raz pierwszy troska o kobietę wzięła górę nad pożądaniem.
- Kochanie, tak bardzo chciałbym, żebyś tu była, ale dziś wieczorem będę
musiał zadowolić się tylko twoim głosem. Nie chcę, żebyś o tej porze włóczyła się
po ulicach.
- Jasonie, a może ty byś do mnie przyjechał? - spytała Laura, a niepewność w
jej głosie wywołała uśmiech na twarzy mężczyzny.
- Chcę się z tobą kochać, Lauro - powiedział drżącym głosem - ale wiem
dobrze, że nie mogłabyś tego robić, wiedząc, że o parę drzwi dalej śpi twoja ciotka
i wujek. - Zaśmiał się łagodnie. - Ja wprawdzie nie mam takich zahamowań, ale
szanuję twój punkt widzenia. - Odniósł kolejne zwycięstwo. - Parkowanie na
Pritchard Road zupełnie nie wchodzi w rachubę - kontynuował.-Dzisiaj nie zniosę
jeszcze jednej porcji mocnych wrażeń.
Na wspomnienie tamtych chwil Laura poczuła rozkoszne ciepło.
- Jasonie, jutro chcę się rozejrzeć za mieszkaniem. Myślę już o tym cały
tydzień. Najwyższy czas, żebym wyprowadziła się z domu i znalazła coś dla siebie.
Nie była już smutną, młodą dziewczyną, lecz kobietą, która ma dobrą pracę i
ukochanego mężczyznę. Przyszłość nie wydawała się jej teraz pełna obaw i
samotna, ale obiecująca i radosna.
- Dana powiedziała, że w bloku, w którym mieszka jej kuzynka, zwolniło się
mieszkanie. Bardzo blisko szpitala, a do tego czynsz jest podobno w miarę
rozsądny. Mówiła też, że mieszka tam sporo ludzi pracujących w szpitalu.
Postanowiłam obejrzeć je jutro z samego rana.
- Spotkam się tam z tobą.
Dlaczego to zaproponował? Dziwił się sam sobie, robiąc grymas
niezadowolenia. Wyszukiwanie mieszkań nie było jego specjalnością. Wolał, żeby
ktoś inny znalazł mu odpowiednie miejsce, na przykład usłużna przyjaciółka, dział
socjalny szpitala, agent mieszkaniowy lub ktokolwiek inny. Ponadto chciał jutro
trochę dłużej pospać.
- Nie musisz tego robić, Jasonie. Umówiłam się z gospodarzem bardzo
wcześnie, o ósmej. Na pewno będzie ci się chciało spać.
- Wiem, że nie muszę. - Nagle poczuł, jak bardzo, bardzo tego pragnie. - Daj
mi adres. Będę o ósmej.
- Okropne miejsce - oświadczył Jason, rozglądając się po niewielkim
dwupokojowym mieszkaniu. Przez ostatnie dziesięć minut oceniali je badawczym
wzrokiem. Gospodarz wycofał się dyskretnie na korytarzu i czekał na decyzję.
- Podoba mi się tu - powiedziała Laura z entuzjazmem, uchylając żaluzje,
żeby wyjrzeć z okna. Na rogu znajdował się sklep całodobowy. Wystarczyło
przejść przez ulicę.
- Lauro, jest za małe, to stary budynek, a do tego niebezpieczna dzielnica.
- Gospodarz mówi, że wszystkie mieszkania w tym bloku wynajmują
studenci i personel szpitalny - przypomniała mu Laura. - Ponadto mam stąd blisko
do pracy, tak że w pogodne dni będę mogła chodzić piechotą.
- Za następnym blokiem zaczyna się obszar ruder, gdzie występują wszystkie
problemy znane służbom socjalnym, z morderstwami włącznie. Zdarzyło mi się
operować dwie osoby, które odniosły rany postrzałowe zaledwie trzy bloki dalej.
- Jest przytulne i miłe, i stać mnie na czynsz - zdecydowanie powiedziała
Laura. - Myślałam już nawet, jak je urządzić. Lianna mówi, że w każdej części
wielkiego miasta istnieje potencjalne zagrożenie, ale jeśli się uważa, maleje ryzyko
stania się ofiarą przestępstwa.
- Nic dziwnego, że tak mówi, w końcu pracuje w policji. Trudno oczekiwać,
żeby przyznali, jak niebezpiecznie jest spacerować po ulicach miasta w biały dzień,
nawet jeśli to prawda. W jakim świetle postawiłoby to stróżów porządku?
- Jesteś bardzo cyniczny - powiedziała z wyrzutem.
- A ty naiwna. Nie pozwolę ci zamieszkać w takiej dziurze! - Zacisnął zęby z
determinacją. - Mam pomysł. Możesz sprowadzić się do mnie. Jest dużo miejsca,
osiedle ma własną ochronę, a do tego nie będziesz musiała płacić czynszu. Pomyśl
tylko, ile na tym zaoszczędzisz!
Laura zaczęła się śmiać; nie mogła się powstrzymać.
- Och, Jasonie, szkoda, że nie słyszałeś sam siebie. Zabrzmiało to jak zlepek
argumentów przedstawianych przez nadopiekuńczych rodziców i agenta
mieszkaniowego.
- To nie żart, Lauro - powiedział chłodno. Zniknął gdzieś jego zimny,
niewzruszony stosunek do dziewczyny. - Po raz pierwszy poprosiłem kogoś, żeby
ze mną zamieszkał i nie widzę w tym nic śmiesznego. To, że chcesz zostać w takiej
norze, też wcale nie jest wesołe.
Przeszła przez pokój i zarzuciła mu ręce na szyję.
- To miłe, że tak się troszczysz o moje bezpieczeństwo - powiedziała cicho. -
I o moje konto. - Jej śliczne oczy poweselały. - Ale nie mogę z tobą zamieszkać.
W tej chwili Laura poczuła się delikatną kobietą. Jason przytulił ją mocno.
- Dlaczego? - spytał matowym głosem. - Obawiasz się, że ciotka i wujek
mogą tego nie zaaprobować?
- Chyba żartujesz! Ciotka Sally i wujek George lubią cię tak bardzo, że z
chęcią pomogliby mi w przeprowadzce nawet dzisiaj, jeśli tylko bym poprosiła.
Ale mieszkać u ciebie w roli kochanki to nie w moim stylu. - Spojrzała na niego
poważnie. - W twoim chyba też nie, chociaż prawdopodobnie z innych powodów.
Stała obecność drugiej osoby w twoim domu z pewnością by cię zirytowała. Za
bardzo cenisz wolność i możliwość odosobnienia.
- Do licha, Lauro, nie proponuję ci, żebyś tylko mieszkała ze mną. Ale nie
proponuję też małżeństwa… Czy oto chodzi? Gdybym cię poprosił o rękę, to
pewnie…
- Znamy się zbyt krótko, żeby się pobrać - przerwała mu spokojnie. - Tak czy
inaczej, muszę najpierw zobaczyć, jak to jest, kiedy się ma własny kąt. Żeby żyć
samodzielnie, trzeba być niezależnym, odważnym i dojrzałym, a ja chcę
udowodnić…
- Że posiadasz te cechy - dokończył Jason z wymuszonym uśmiechem na
ustach. Jego gniew już wygasł. Uprzytomnił sobie, że Laura nie da sobą rządzić. -
Traktujesz to jako próbę charakteru i zdecydowana jesteś osiągnąć sukces… Nie, to
za mało, chcesz przejść samą siebie!
Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Coś w tym sensie, Jasonie. Powiem gospodarzowi, że chcę podpisać
umowę.
Jason nie był zadowolony. Świadomość, że nie może kierować Laurą i że ma
ona zamiar zrobić to, co sama zechce, a nie to, co zasugerował, była dlań swoistym
szokiem. Gdyby na oddziale dał jej polecenie jak lekarz pielęgniarce, na pewno by
posłuchała. Żałował, że nie może teraz wykorzystać tej władzy. Jego
niezadowolenie wzrosło jeszcze, gdy Laura postanowiła przeprowadzić się do
nowego mieszkania natychmiast. Założył sobie, że dzisiejszy dzień spędzą razem w
łóżku i zdecydowany był dopiąć swego.
- Nie będę spędzał weekendu, jeżdżąc do Farview i z powrotem ani ganiając
po klatce schodowej - powiedział z rozdrażnieniem.
- Wcale tego nie oczekuję, Jasonie - wykrzyknęła Laura, której oczy
wyrażały zakłopotanie. - Siostra i kuzynki zaproponowały mi pomoc. Ciotka Sally i
wujek George również. Nie przyszłoby mi do głowy prosić ciebie, żebyś marnował
czas na coś tak nudnego jak przeprowadzka.
- Nie oczekujesz mojej pomocy, ale twój siedemdziesięcioletni wujek będzie
przemierzał schody w górę i w dół. Twoja siostra pracowała cały tydzień na nocnej
zmianie i powinna się wyspać, a ty zwerbowałaś ją do pomocy. Dlaczego mnie
miałoby to ominąć?
Z niewiadomych powodów Jason był wściekły. Od tej chwili nic by go nie
odwiodło od pomocy dziewczynie.
Rozpakowując z Laurą naczynia, garnki i patelnie w maleńkiej kuchence,
ciotka Sally i wujek George rozmawiali o miłej atmosferze panującej w bloku.
Przez cały dzień, gdy Jason, Lianna i inni członkowie rodziny pomagali w
przeprowadzce, do nowego mieszkania Laury wpadali inni lokatorzy. Ciotka Sally
przygotowała kawę, wodę sodową i własnego wypieku ciasteczka dla gości, którzy
zostawali, żeby chwilę pogawędzić.
- Na pewno ci się tu spodoba, Lauro! - zawołała czarnowłosa Beth
Shakarian, pielęgniarka pracująca w laboratorium i na sali porodowej, mieszkająca
piętro niżej. - Mieszkańcy tego bloku pracują w szpitalu. Wszyscy jesteśmy wolni i
uwielbiamy urządzać przyjęcia. Organizuję dziś prywatkę z moją przyjaciółką
Sarą, która pracuje na sali operacyjnej. Zazwyczaj każdy coś przynosi, ale
ponieważ jesteś tu jeszcze nowa, nie musisz. Przyjdź koniecznie!
- Laura i ja mamy już plany na dzisiejszy wieczór - chłodno wtrącił Jason.
Chociaż jeszcze z nią o tym nie rozmawiał, założył, że wieczór spędzą razem.
Jason zauważył, jak Beth przebiegała wzrokiem od niego do Laury. Uraziło
jego męską ambicję to, że do tej pory Beth go nie zauważyła. Wiedział, że była
typem naiwnej, młodej dziewczyny, która przyjaźni się z rówieśnikami, ale czy
musiała robić taką niedowierzającą minę na wzmiankę, że doktor Fletcher spotyka
się wieczorem z Laurą? Ponadto przedstawiony przez Beth obraz życia w tym
domu zaniepokoił go. Wyglądało to jak koedukacyjny akademik, a może nawet
gorzej - przytułek samotnych serc.
Było to na pewno wyśmienite miejsce dla Beth i jej współlokatorki, a także
dla każdego, kto tu mieszkał, ale z pewnością nie dla Laury. Nie chciał, żeby stale
przebywała z grupą dwudziestoparoletnich dzieciaków. Sama myśl o tym
przerażała Jasona.
- Pan też może przyjść na nasze przyjęcie, panie doktorze! - powiedziała
Beth pełnym szacunku tonem, jakiego używała również w stosunku do wuja
George'a.
W tym momencie korytarzem przechodziła Dana Shakarian. Zajrzała przez
szparkę w drzwiach i na widok Laury wpadła do środka.
- Lauro, a więc jednak zrobiłaś to! Wprowadziłaś się! - pisnęła radośnie i
zarzuciła jej ręce na szyję. -Tak bardzo się cieszę! Widzę, że poznałyście się już z
Beth. Mam nadzieję, że zaprosiła cię na przyjęcie?
- Ona nie może przyjść - wtrąciła Beth. - Ma randkę z doktorem Fletcherem.
Dana zwróciła się do mężczyzny.
- Daj spokój, Jasonie - powiedziała szelmowskim, złośliwym tonem. -
Pozwól Laurze przyjść na to przyjęcie. Będzie miała okazję poznać nowych
sąsiadów. Przyjdą wszyscy mieszkańcy z przyjaciółmi.
Laura spojrzała na Jasona - sprawiał wrażenie rozdrażnionego. Zastanawiała
się, co mogło być tego przyczyną. O ile jej było wiadomo, zawsze uwielbiał
przyjęcia.
Jason Fletcher, osławiony hulaka i lekkoduch, znany ze swej spontaniczności
i beztroski, nie zgodził się jednak.
- Przykro mi, Dano, nie możemy. Jak zapewne już wiesz, mamy inne plany -
powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- A więc może innym razem - dyplomatycznie zaproponowała Beth.
- Jedziemy z Zane'em po zakupy - powiedziała Dana. - Może ci coś kupić,
Lauro? A tobie, Beth?
Obie dziewczyny pokręciły głowami.
- Zane mieszka na drugim piętrze, naprzeciw mnie - wyjaśniła Beth.
Uśmiechnęła się do kuzynki. - Odkąd Dana zaczęła z nim chodzić, ciągle tu
przesiaduje.
- Montrose mieszka tutaj? - Jason nie był zachwycony.
Zwłaszcza teraz, kiedy Laura pogodziła się z Zane'em po sprzeczce z
powodu pani Kessler. Jeśli Dana podzielała jego obawy wynikające z obecności
Laury w tym samym budynku, nie okazała tego. Pożegnała się serdecznie i wyszła.
Beth opuściła ich parę minut później.
- Jakież to niezwykłe plany masz na dzisiejszy wieczór, Jasonie? - z
zaciekawieniem w głosie zapytała jedna z młodszych kuzynek Laury.
Jason poczuł, że spojrzenia wszystkich kierują się na niego.
- Zarezerwowałem stolik u Jeana-Louisa w restauracji Hotelu Watergate -
powiedział, obiecując sobie w duchu, że wyskoczy zaraz do najbliższej budki
telefonicznej i zrobi to rzeczywiście.
- To urocze miejsce - wesoło powiedziała ciotka Sally. - Jedzenie jest
wyśmienite, a restauracja podobno bardzo modna. Będziesz musiała ubrać się w
coś wyjątkowego na tę okazję, Lauro!
Jason uśmiechnął się i skinął głową.
- Przepraszam wszystkich na parę minut, ale muszę sobie kupić w kiosku na
dole program telewizyjny.
Opuścił mieszkanie tak szybko, że nawet nie dostrzegł wychodzącej za nim
Laury.
Książkę telefoniczną skradziono, zadzwonił więc do informacji, by
dowiedzieć się, jaki jest numer do Jeana-Louisa. Mieli wolny stolik na szóstą
czterdzieści pięć, ale zgodził się na to z wdzięcznością. Uśmiechając się z
zadowoleniem, wyszedł z budki i zobaczył przed sobą Laurę.
- Zeszłam po program - stwierdziła niewinnie. Była wyraźnie zaintrygowana.
- Zrobiłeś już rezerwację?
Była to jedna z niewielu chwil w życiu Jasona, kiedy zupełnie nie wiedział,
co powiedzieć.
- Tak - przyznał.
Wiedziała teraz, że skłamał, mówiąc innym, iż nie mogą przyjść na
przyjęcie. W kącikach ust Laury zagościł uśmiech, a oczy błyszczały
zadowoleniem, uwydatniając piękny, niezwykły odcień.
- Czy naprawdę zamierzałeś zabrać mnie do restauracji i zapomniałeś o
rezerwacji stolika, czy też jest to wymówka, żeby nie iść na przyjęcie?
Jason poczuł przypływ ulgi. Miłość do Laury uświadomiła mu, jak bardzo
chce uniknąć sprzeczki. Zastanawiał się, jak wielką władzę nad nim posiada ta
kobieta. Było to równie zadziwiające, co niepokojące dla mężczyzny
przyzwyczajonego do tego, że wszystko układa się po jego myśli.
- I jedno, i drugie po trochu - powiedział niechętnie. - Było nie było, nigdy
jeszcze nie zaprosiłem cię do restauracji czy kawiarni, choćby tylko na lody w
Farview. Najwyższy czas, żebym cię w końcu zabrał do jakiegoś ekskluzywnego
lokalu.
- Tak, żebyś pod koniec wieczoru mógł zażądać rewanżu! - drażniła go.
Wrócili do mieszkania, trzymając się za ręce i delikatnie dotykając się
ramionami.
Kiedy weszli na korytarz, przyciągnął dziewczynę mocno do siebie.
- Dzisiejszą noc spędzisz ze mną, Lauro. Spakuj wszystko, co potrzebujesz i
zabierzemy to, kiedy będziemy wychodzić do restauracji.
Idąc po schodach, Jason cały czas narzekał na brak windy. Zatrzymał się
kilka metrów przed jej mieszkaniem.
- Lauro, jeśli chodzi o to przyjęcie… miałaś rację. Nie chciałem tam iść.
Wolę spędzić tę noc tylko z tobą, a nie z grupą rozbawionych błaznów.
- Z tego, co wiem, zawsze byłeś jednym z najbardziej skorych do zabawy
błaznów.
Miała oczywiście rację.
- No wiesz…
Wzruszył ramionami i szybko wprowadził ją do pokoju.
Był wstrząśnięty. O mało co nie palnął czegoś, czego nie chciał. Lubił siebie
takim, jaki był, ale nie dopowiedziane słowa „zmieniłem się” tłukły mu się po
głowie tak wyraźnie i mocno, jakby oznajmił to na głos.
Nagle przyszła Jasonowi do głowy inna myśl, równe niepokojąca:
perspektywa spędzenia cichego wieczoru w domu nie wydawała mu się już taka
straszna - nie wtedy, kiedy byłaby z nim Laura. Nawet jeśli miałaby na sobie
flanelowy szlafrok i przepocone skarpetki.
- Wyglądasz przeuroczo - wyszeptał Jason, trzymając Laurę za ręce przy
oświetlonym świecami stoliku w eleganckiej restauracji Jeana-Louisa.
- Tę sukienkę pożyczyłam od Lianny - przyznała. - Kiedy dowiedziała się od
cioci Sally, że zabierasz mnie tutaj, uparła się, że muszę ją założyć.
Suknia uszyta była z białego jedwabiu; miała krótką, bufiastą spódniczkę,
długie, obcisłe rękawy i głęboki dekolt odsłaniający ramiona. Przód ozdabiały białe
cekiny.
- Cieszę się, że nie zaproponowała ci ubioru, który miała na sobie w trakcie
naszego pierwszego spotkania. - Jason uniósł oczy ku niebu. Laura uśmiechnęła się
szeroko.
- Biedny Jason! Byłeś taki zaszokowany. - Wspomnienie owego spotkania
wydawało się teraz zabawne. - Myślałeś, że zaszłam w ciążę i będziesz musiał się
ze mną ożenić. A do tego jeszcze moja biedna siostra, którą wziąłeś za dziwkę!
Jestem pewna, że nie wyobrażałeś sobie wejścia w taką rodzinę.
Przypominając sobie panikę, która ogarnęła go tamtego dnia, Jason wesoło
potrząsnął głową i próbował skierować uwagę dziewczyny na menu.
Ale Laura, najwidoczniej zachęcona dwoma kieliszkami francuskiego wina,
droczyła się nadal.
- Widzę twoje przerażenie. Mogę się założyć, że przyszłą żonę wyobrażałeś
sobie jako chłodną, elegancką pannę z dobrego domu, z dużymi pieniędzmi i
odpowiednimi koneksjami.
Jason nic na to nie odpowiedział. Przejrzała go na wylot! Nieprzyjemne
połączenie uczucia winy i zmieszania spowodowało, ze się zasępił. Ten
wymarzony ideał był tak odległy od ciepłej, namiętnej i urzekającej kobiety
siedzącej naprzeciwko. Wiedział, że powinien jej to powiedzieć - czekała na te
słowa.
Czując, że walczy uparcie o swój kawalerski styl życia, milczał.
Laura patrzyła na jego twarz, rozjaśnioną blaskiem świec. Nigdy dotąd nie
widziała Jasona w takim stroju. Wyglądał niesłychanie atrakcyjnie w
ciemnoszarym garniturze, uszytym w europejskim stylu. Wyrafinowany,
adorowany przez kobiety i bogaty doktor Fletcher - jednym słowem - zupełnie
nieosiągalny dla wszystkich Laur tego świata. Nagle zdała sobie z tego sprawę i
zabolało ją to. Jak mogła nawet na chwilę zapomnieć? Jej oczy przygasły nieco;
wyrwała dłoń z uścisku mężczyzny, rzekomo po to, by móc lepiej trzymać
olbrzymie menu.
Jason obserwował dziewczynę, czując jej chłód i domyślając się przyczyny.
Westchnął niecierpliwie.
- Lauro, zawsze staram się unikać rozmowy na temat małżeństwa, nawet
teoretycznego, ponieważ w sposób nieunikniony prowadzi to do nieporozumień.
- Już raz mówiłeś na temat małżeństwa. W szpitalnej stołówce, pochylony
nad kawałkiem mięsa i talerzem ziemniaków, pamiętasz? - spytała uszczypliwie. -
Nigdy tego nie zapomnę.
Jason wykrzywił usta. Nie podobało mu się, że rozmowa przyjęła taki obrót.
- Mówiłem to w zupełnie innych okolicznościach!
- Oczywiście, rozumiem. - Uśmiechnęła się olśniewająco, ale Jason wiedział,
że nie był to szczery uśmiech. - Co proponujesz na przystawkę?
- Proponuję, żebyś nie obrażała się na mnie, bo mówiąc o moim ideale żony,
nie powiedziałem wcale, że ty nie spełniasz tych warunków!
Słowa Jasona zaniepokoiły dziewczynę. W duchu przeklinała zdradziecki
rumieniec, który wystąpił jej na policzki.
- Nie jestem obrażona. Chce mi się jeść. - Potrafiła być równie wykrętna, jak
on, jeśli tego wymagała sytuacja. - Myślę, że wezmę ślimaki w cieście -
powiedziała, starając się okazać nonszalancję. - To coś, czego nie potrafię
przygotować w domu.
Wypowiadając te słowa, Laura dała mu szansę na banalną i płytką rozmowę.
Lubił to przecież! Wystarczyłoby, żeby od czasu do czasu wtrącił jakąś
bezosobową uwagę na temat wina lub kuchni francuskiej.
Zamiast tego Jason wyrwał jej menu i chwycił dziewczynę za ręce.
- Jeśli chcesz porozmawiać ze mną na temat idealnego partnera w
małżeństwie…
- Wolałabym rozmawiać na temat menu - bezceremonialnie przerwała Laura.
Zignorował jej słowa i zaczął mówić:
- Abstrahując od kwestii społecznych i materialnych, wybiorę moją przyszłą
żonę w sposób logiczny i rozsądny. Nie pozwolę sobie na to, by emocje zaćmiły mi
umysł! Ona musi iść własną drogą i będzie zadowolona, że ja robię podobnie.
Zrozumie, że nigdy nie będę należał do niej w całości i zadowoli się małą cząstką!
- Jason oparł się o krzesło, a jego oczy rzucały błyskawice.
- Powinieneś ożenić się z kotką. Przypuszczam, że taki układ odpowiadałby
jej idealnie. A jeśli poślubisz kobietę, jaką właśnie opisałeś, to sam będziesz winien
swojego nieszczęścia!
- A jakie jest twoje zdanie na temat idealnych stosunków w małżeństwie?
- Całkowicie odmienne od twojego! W przeciwieństwie do ciebie, oddam się
całkowicie mężczyźnie, którego poślubię. Możemy mieć odmienne
zainteresowanie i hobby, ale będziemy uznawać te same wartości i cieszyć się
wspólnie spędzonym czasem. Małżeństwo to dawanie siebie drugiej osobie i branie
czegoś w zamian. Ja i mój mąż nie zamkniemy się każde oddzielnie. Będę miała
jego całego i on mnie też.
Jason słuchał jak zaczarowany. Dopiero po chwili zorientował się, że
przestała mówić.
- Rozumiem. - To wszystko, co zdołał z siebie wykrztusić.
Laura poczuła, że ogarniają fala złości. Nigdy nie będzie chłodną,
pozbawioną uczuć księżniczką, o jakiej marzy Jason. Jego podejście do
małżeństwa okazało się przerażające. Zakochanie się w tym mężczyźnie było
najgłupszą rzeczą na świecie, ganiła siebie. Laura, która przez całe życie starała się
robić wszystko w sposób absolutnie doskonały, nie znosiła myśli o tym, jak głupio
postąpiła.
Co gorsza, nie potrafiła się schować za maską obojętności, którą doskonaliła
przez tyle lat. Odkąd Jason pojawił się w jej życiu, nie potrafiła tłumić swoich
uczuć. W tej chwili była to zimna wściekłość.
- Ponieważ żadne z nas nie jest dla drugiego idealnym wzorem małżonka, to
dobrze, że mamy ze sobą tylko romans - wyrzuciła z siebie, wyrywając mu z rąk
menu.
- Mamy romans? Według mnie romans oznacza spanie ze sobą, a myśmy nie
robili tego przez cały tydzień!
- I nie zrobimy tego dziś wieczorem! - Wstała od stołu, a jej błękitno-zielone
oczy płonęły gniewem. - Wezwę taksówkę i pojadę do domu.
- Jeśli wyjdziesz, nie pobiegnę za tobą!
- Bardzo dobrze!
Wyszła z restauracji z wysoko podniesioną głową, a Jason jeszcze przez
kilka minut siedział przy stoliku. Nie po raz pierwszy w życiu zdarzyło mu się, że
spotkanie z kobietą kończyło się jej niespodziewanym wyjściem. Ale uczucie
osamotnienia, które teraz go opanowało, było czymś zupełnie nowym. Wstał od
stolika i wyszedł do szatni, gdzie zobaczył Laurę stojącą w drzwiach.
Niebo stało się szare i zaczynał padać deszcz.
- Czekam na taksówkę. Ma przyjechać za chwilę - powiedziała chłodno,
odwracając twarz.
Spojrzał na delikatną linię jej pleców. Zamknął oczy i poczuł
niepohamowany przypływ pożądania.
- Nie możesz tak odejść, zostawiłaś w moim samochodzie rzeczy.
Laura przypomniała sobie, o czym marzyła i czego oczekiwała kilka godzin
wcześniej, wkładając do torby kosmetyki. Gdyby nie była taka wścieka,
wybuchnęłaby płaczem.
- Możesz je wysłać pocztą. Zwrócę ci pieniądze za przesyłkę.
Jason zacisnął palce na nagich ramionach dziewczyny. Jego dotyk
zelektryzował Laurę.
- Nic nie wyślę. - Pochylił się i muskał ustami jej miękką szyję. - Chcę,
żebyśmy wrócili razem do stolika, a potem pojedziemy do mnie, tak jak wcześniej
zaplanowaliśmy.
- A co z taksówką? - zapytała, a łomot serca zagłuszył jej myśli.
Całował ją dalej, głaszcząc delikatnie.
- Zostawię taksówkarzowi napiwek u portiera.
Laura zamknęła oczy i oparła się o Jasona. Objął ją mocno ramieniem i
przytulił.
- Kelner pomyśli, że zwariowaliśmy! - bez tchu powiedziała Laura.
- Kogo to obchodzi? Wróć ze mną! - Jason głęboko wciągnął powietrze,
kiedy dotknął ciała dziewczyny. - Proszę! - dodał.
- Powiedziałeś przecież, że nie pobiegniesz za mną! - wyszeptała. - A więc
dlaczego to zrobiłeś?
- Nie mogłem za tobą nie pobiec, Lauro - powiedział drżącym głosem. - Ja
też nie potrafię tego zrozumieć.
- Cieszę się, że tak się stało.
Oplotła go rękami i pocałowała delikatnie.
Kelner zachował obojętność, bez względu na to, co sobie o nich pomyślał.
Chociaż początek tego nie wróżył, kolacja okazała się cudowna jak romantyczne
marzenie. Jedzenie było wyśmienite. Laura i Jason wsłuchiwali się w swoje słowa,
trzymali się za ręce i patrzyli sobie w oczy z uwielbieniem. Rozmawiali z łatwością
dobrych przyjaciół i intymnością kochanków. Każde spojrzenie i uśmiech pełne
były namiętności.
Wyszli z restauracji parę minut przed dziesiątą. Kiedy przyjechali do
mieszkania Jasona, wziął ją na ręce i wniósł do środka przez próg, jak pan młody
nowo poślubioną żonę.
Później przeniósł ją do sypialni i położył na łóżku. Laura westchnęła i
przytuliła się do kochanka.
- Czuję się jak w domu - szepnęła.
- O tak - zgodził się Jason. - Tak też jest! - Porwał ją w objęcia i zaczął
całować. - Boże, jak mi cię brakowało. Czuję się, jakbym czekał wiele długich lat,
żeby cię przynieść do domu.
Ich pocałunki były głębokie i namiętne. Zrzucili z siebie ubrania tak szybko,
że aż śmiali się z własnego pośpiechu. Jason objął Laurę długim spojrzeniem.
- Nie mogę bez ciebie wytrzymać. Nie pamiętam, żebym pragnął
czegokolwiek w życiu tak bardzo, jak teraz ciebie.
- Chcę, żebyś mnie posiadł - powiedziała, całując go. - Chcę zawsze dawać
ci wszystko, czego pragniesz i potrzebujesz.
Miała zamiar dodać, że bardzo go kocha, ale powstrzymały ją słowa Lianny
o podejrzliwości mężczyzn wobec słowa „miłość”. Nie chciała, żeby czuł się
manipulowany lub nakłaniany do czegoś. Pragnęła, żeby sam zrozumiał, jak bardzo
go kocha, potrzebuje i pożąda.
Laura oddała się całkowicie ukochanemu, dzieląc z nim bezgraniczną
rozkosz, która jeszcze wzmacniała łączącą ich więź. Uczucie przepełnionej
miłością namiętności zawładnęło kochankami całkowicie i otwarło przed nimi
wymarzoną krainę.
Rozdział 10
Kiedy w niedzielę o dziesiątej wieczorem Jason odwoził Laurę do nowego
mieszkania, wspominali miniony weekend. Byli nierozłącznymi przyjaciółmi i
kochankami. Laura przypomniała sobie, jak w sobotę, po chwilach uniesień, Jason
zaniósł ją do znajdującej się obok domu sauny. Nigdy wcześniej nie widziała
czegoś takiego - wirujące strumienie ciepłej, rozjaśnionej mnóstwem białych i
niebieskich światełek wody zaskoczyły ją i sprawiły wielką przyjemność. Tulili się
namiętnie, zalewani obłokami wirującej pary, a z góry delikatnie kropił na nich
lekki deszcz. Dziewczyna westchnęła, rozkoszując się tym cudownym
wspomnieniem.
Jason rzucił krótkie spojrzenie na ukochaną, ujął jej dłoń i położył na swych
rozpalonych udach. Uśmiechnął się, przypominając sobie radość dziewczyny tego
wieczora, kiedy przypadkiem znalazła w składziku na narzędzia rzadko używany
komplet do gry w badmintona. Pomógł jej rozpiąć siatkę, ćwiczyli przez chwilę, a
potem przystąpili do - jak to nazwała - mistrzostw świata. Laura miała mnóstwo
wspaniałych pomysłów i grało im się wyśmienicie. Wymyśliła na przykład, że są
światowej klasy zawodnikami reprezentującymi dwa państwa rywalizujące ze sobą
o złoty medal w badmintonie. Pomysły te sprawiły Jasonowi nie mniej
przyjemności niż sama gra. Nigdy przedtem nie bawił się tak doskonale z kobietą.
Później kibicowali razem zawzięcie, kiedy o czwartej w telewizji była
transmisja meczu Czerwono skorych z Gigantami, mimo że sama gra nie
interesowała Laury zbytnio. Przeglądała czasopisma i gotowała obiad, który
później podała mu przed telewizor. Gdy pochwalił się, że ma karnet na wszystkie
mecze Gigantów odbywające się na miejscowym stadionie, wyraziła należyty
entuzjazm i nawet nie napomknęła, żeby ją kiedyś zabrał. Zazwyczaj chodził na
mecze z Caseyem Flynnem, a jeśli Casey nie mógł, zapraszał innego kumpla. Jason
wierzył twardo w sport i męską solidarność, ale teraz po raz pierwszy rozważał
możliwość zabrania na następny mecz kobiety - Laury.
Odprowadził ją do drzwi mieszkania i dopilnował, żeby bezpiecznie weszła
do środka.
- Jasonie, spędziłam z tobą niezapomniane chwile - powiedziała cicho, nagle
onieśmielona.
Dziwne, że po tym, kiedy byli sobie tacy bliscy, ten weekend kończył się jak
zwykła randka.
Jason spojrzał na Laurę. Wyglądała tak młodo, delikatnie i pociągająco,
kiedy stała w tej obskurnej klitce imitującej normalne mieszkanie. Czy mógł ją tu
zostawić?
- Ja też - powiedział krótko, powstrzymując się ostatkiem woli, żeby jej nie
chwycić i nie zabrać z tego miejsca. Zamiast tego pochylił się i ucałował ją w
czoło. - Zobaczymy się jutro na oddziale.
Skinęła głową i uśmiechnęła się promiennie, machając mu ręką na
pożegnanie. Zbiegł szybko po schodach i popędził do jaguara, który stał na
parkingu należącym do pobliskiego sklepu. Kiedy był już w samochodzie, spojrzał
raz jeszcze na odrapany budynek. Po chwili przebiegł co tchu przez ulicę, żeby
zastukać do drzwi Laury. Jej twarz wyrażała zdziwienie i radość, że znów go widzi.
- Spakuj to, czego potrzebujesz na dziś wieczór i jutro do pracy - polecił. -
Nie zostawię cię tutaj, pojedziesz do mnie!
Laura nie opierała się; już przedtem nie chciała, żeby Jason wyszedł.
Zebranie wszystkich rzeczy, łącznie z fartuchem pielęgniarskim, butami i
czepkiem, zabrało jej zaledwie parę minut. Trzymając się za ręce, prędko zbiegli po
schodach, jak gdyby uciekali, a nie wychodzili z mieszkania.
Kiedy opuszczali budynek, wchodzili właśnie Dana, Zane, Beth i parę
innych osób, które Laura znała tylko z widzenia.
Jason w jednej ręce trzymał torbę Laury, drugą ujął dłoń dziewczyny. Laura
zaczerwieniła się, gdy wymieniali szybkie słowa powitania i pożegnania.
- Jeśli ktoś miał wcześniej jakieś wątpliwości co do naszego związku, to
dzisiejszy wieczór rozwieje je zupełnie - stwierdził, prowadząc dziewczynę do jej
samochodu. Ponieważ pracowali w różnych godzinach, każde z nich musiało mieć
własny środek lokomocji. - Mamy już więc świadków. Czy poradzisz sobie, z
plotkami, Lauro?
Uśmiechnęła się z niewypowiedzianą radością w oczach.
- Jestem taka szczęśliwa, Jasonie - powiedziała głosem wypełnionym
miłością. - Nie obchodzi mnie ani to, kto o nas wie, ani też to, co o nas mówią.
Podwinął jej za ucho kosmyk włosów gestem pełnym miłości i uwielbienia,
zupełnie nie pasującym do dawnego Jasona Fletchera.
- Pojadę za tobą. Jedź ostrożnie!
- Tak jest, panie doktorze!
Uśmiechnął się szeroko.
- Siostro, czy mogłaby pani zmienić ton pani wypowiedzi?
Ze śmiechem wsiedli do samochodów, aby udać się z powrotem do Jasona.
Pani Pecoraro, nauczycielka z podyplomowej szkoły pielęgniarskiej,
pojawiła się na oddziale ze swoimi ośmioma uczennicami dokładnie o godzinie
siódmej rano. Laura omalże nie jęknęła na ich widok. Nie rozważała możliwości
przydzielenia uczennic do pacjentów Jasona, gdyż w zeszłym tygodniu jej prośby
okazały się daremne. Pani Pecoraro czekała niecierpliwie, planując już, że
jedynemu pielęgniarzowi w swojej grupie powierzy opiekę nad młodym Terrym
Trice'em. Laura uważała, że to dobry pomysł.
- Ale oczywiście wszystko zależy od doktora Fletchera - dodała.
- Oto i on - powiedziała Pecoraro. - Myślę, że byłoby lepiej, gdyby pani z
nim porozmawiała. Ja tymczasem zabiorę uczennice do którego z gabinetów na
dole i przejrzymy karty pacjentów.
Kiedy Laura stanęła twarzą w twarz z Jasonem, naokoło nich zebrała się
grupa zainteresowanych gapiów.
Z domu wyszli osobno. Ostatnio byli razem o piątej trzydzieści, kiedy Jason
zaciągnął Laurę pod prysznic. Ogarnęło ich przyjemne wspomnienie tych gorących
chwil.
- Cześć! - chłodno i cicho powiedział Jason, jego szare oczy mówiły jednak
coś zupełnie innego.
- Cześć! - zarumieniła się. - Jasonie, jest tu pani Pecoraro ze swoimi
uczennicami i uczniem. Chciałaby przydzielić go do opieki nad Terrym. On, to
znaczy ten uczeń, ma dziewiętnaście lat i uwielbia piłkę nożną. Pani Pecoraro
pomyślała - obie pomyślałyśmy - że byłoby to dla chłopców wspaniałe
doświadczenie.
Uśmiechnęła się do ukochanego spod swoich cudownych rzęs, czarując go
przez chwilę nieświadomie, nim zdała sobie z tego sprawę. Oddzielenie Laury od
siostry Novak, pielęgniarki oddziałowej, okazało się znacznie trudniejsze, niż
przypuszczała.
- Mam wielką ochotę powiedzieć: nie. - Stał teraz przed nią doktor Fletcher,
a nie Jason. - Postanowiłem trzymać swoich pacjentów z dala od uczniów szkół
pielęgniarskich. Inni lekarze nie podjęli takiej decyzji. Mamy mnóstwo pacjentów,
którymi mogą się zaopiekować praktykanci.
- Ale Terry jest twoim pacjentem, Jasonie. Proszę! Czy pamiętasz, co mi
wczoraj powiedziałeś o męskiej solidarności? Terry i ten uczeń mogliby rozmawiać
o sporcie i o wszystkim, o czym rozmawiają dobrzy kumple.
Jason uśmiechnął się, a ponura maska doktora Fletchera zaczęła powoli
ustępować. Laura wyglądała tak poważnie i niewinnie, że nie mógł jej się oprzeć,
- No cóż… - Wzruszył ramionami. - Myślę, że Terry doceni to i będzie się
cieszył z towarzystwa rówieśnika.
Twarz Laury rozpromieniła się uśmiechem.
- Poszukam pani Pecoraro i powiem jej. Ukryła uczniów w gabinecie przyjęć
do czasu twojej decyzji - dodała z szelmowskim uśmiechem.
- Lauro! - krzyknął za nią. - Powtórz im, że nie będę tolerował żadnego
niedbalstwa.
- Oczywiście. Postępujesz słusznie, Jasonie - zapewniła go gorąco. - Ale
uważam, że to niezupełnie w porządku winić wszystkich uczniów za
niedociągnięcia, których niegdyś dopuściło się parę osób.
- Tylko bez kazań, proszę - powiedział Jason z udaną surowością. - No więc,
jak to będzie?
Zbliżyła się do niego.
- Z czym?
Chwyciła Jasona za rękę i wspięła się na palce, żeby pocałować go w
policzek. Czy mógłby oprzeć się jej i nie zrobić tego samego?
- Wracasz dziś po pracy do swojego mieszkania?
Skinęła głową twierdząco.
- Chcę się w końcu wziąć za malowanie łazienki. Ten mdły, zielony kolor
jest po prostu obrzydliwy.
- Nie zawracaj sobie tym głowy. Przyjadę po ciebie około pół do siódmej.
W tej sytuacji malowanie upiornie zielonej łazienki przestało być problemem
numer jeden. Laura wolała spotkać się z Jasonem.
Uśmiechem wyraziła zgodę i poszła po panią Pecoraro.
Wrzesień przeszedł w październik. Ciepło późnego lata ustąpiło rześkim
jesiennym dniom. Zieleń liści przyjmowała olśniewające odcienie czerwieni i żółci.
Laura spędzała niewiele czasu w swoim mieszkaniu. Po pewnym czasie, jeśli
kończyła pracę po południu, przestała tam w ogóle wracać i jechała od razu do
Jasona. Doszła do wniosku, że życie w pojedynkę nie jest jedynym sposobem na
zdobycie niezależności. Związek z mężczyzną, którego kochała, był równie
skuteczny. Wkrótce więcej rzeczy miała w mieszkaniu Jasona niż u siebie. Razem
sypiali, bawili się i pracowali.
Niekiedy Laura gotowała obiad, niekiedy wychodzili do restauracji - we
dwójkę lub w towarzystwie innych par, ale zawsze małżeństw. Jason zauważył z
pewnym zdziwieniem, że woli takie towarzystwo od swoich nieżonatych przyjaciół
i ich dziewczyn, Laura i Jason zdawali się mieć więcej wspólnego z parami
żyjącymi w uregulowanych związkach, niż z tymi, które angażowały się w grupie
młodzieńcze układy.
Od czasu do czasu wychodzili do kina lub teatru, sami lub z przyjaciółmi.
Kiedyś Jason zabrał Laurę na mecz Czerwonoskórych z Kowbojami. Bawili się
wyśmienicie, ale doszli do wniosku, że jeden raz w zupełności wystarczy.
Następnym razem Jason miał zaprosić swojego kumpla Caseya, Laura zaś
postanowiła pójść w tym czasie na zakupy.
Kiedy ciotka Sally i wujek George zapraszali ich do Farview, Jason jeździł
bez sprzeciwu. Przypadła mu do gustu zabawna, a zarazem wzruszająca gościnność
starszych państwa. Starał się zapomnieć, że jeszcze niedawno takie życie
wydawało mu się nieznośnie nudne i ograniczone. Dzięki Laurze poznał spokój i
zadowolenie, których do tej pory nigdy nie doświadczył, czy może nie chciał
doświadczyć.
Plotka o ich romansie, głośna przez pierwszych parę tygodni, straciła w
miarę upływu czasu wiele ze swej pikantności, a oni wciąż byli razem. Ponadto
ciągle pojawiały się nowe i o wiele bardziej ekscytujące wiadomości, które
stanowiły doskonałą pożywkę dla ludzkich języków.
Laboratorium analityczne ujawniło, że fiolki z dilaudydem, które przesłał ze
swojego oddziału Jason, zawierały całkiem inną substancję. Przyśpieszyło to
przeprowadzenie dochodzenia w szpitalu. Ten sam fakt - roztwór soli zamiast
narkotyków - wykryto również na innych oddziałach. W szpitalu pojawili się tajni
agenci i aż wrzało od domysłów, kto mógł się dopuścić kradzieży narkotyków.
Prawdziwa bomba wybuchła dopiero w październiku. Dana Shakarian i Zane
Montrose zerwali ze sobą, i to w pokoju Terry'ego! Pokój chłopca był ulubionym
miejscem spotkań praktykantów ze wszystkich trzech szkół, zarówno dziewcząt,
jak i chłopców. Ponieważ Zane Montrose był lekarzem prowadzącym Terry'ego,
nie widziano niczego podejrzanego w fakcie, że często przyłączał się do tych
spotkań późnym wieczorem lub wczesnym rankiem.
- Z reguły oglądam telewizję lub z kimś rozmawiam - krótko po tym
zdarzeniu powiedział Terry Laurze i Jasonowi. - Nie zwróciłem więc uwagi, że
doktor Montrose spędza wiele czasu, rozmawiając i flirtując z Cassie Exton, jedną
z pielęgni arek-praktykantek.
Dana dowiedziała się o tym wszystkim, gdy Zane zaczął się spotykać z
Cassie poza pokojem Terry'ego. Widziano ją w bloku, w którym mieszkał Zane, a
następnie jego w hotelu pielęgniarek.
Rano w Dzień Zaduszny Dana przyszła do pokoju Terry'ego, żeby
przeprowadzić nie zaplanowane wcześniej ćwiczenia ruchowe. Właśnie kończyła,
kiedy do pokoju weszli Zane i Cassie, śmiejąc się i trzymając za ręce.
- To było niesamowite, panno Novak - mówił Terry, kiedy Laura sporządzała
notatkę na temat tego zajścia. - Dana dostała szalu! Chwyciła kubek z wodą i
wylała na doktora Montrose'a. Cassie wybiegła z krzykiem z mojego pokoju i
wpadła na salową, która niosła tacę z obiadem. Jedzenie i talerze poleciały na
wszystkie strony. Potem doktor Montrose próbował złapać Dane, ale pośliznął się
na rozlanym sosie, upadł na stolik przy łóżku i wywrócił moje radio. Radio upadło
w kałużę z wodą i spowodowało spięcie. Aż się iskry posypały! - Terry zaczął się
śmiać. - Szkoda, że nie robiłem zdjęć. To było lepsze niż niejeden odcinek „Bill
Cosby Show”.
- Świetnie, lubimy takie sceny na ortopedii. - Jason wykrzywił twarz w
grymasie niezadowolenia. - Nieźle to o nim świadczy. Biedny dureń! Jak mógł
przypuszczać, że Dana nie dowie się, iż jest wystawiana do wiatru, kiedy połowa
szpitala to jej krewni! A do tego jej kuzynka mieszka w tym samym budynku co
Zane.
- Pani Pecoraro jest zrozpaczona - wtrąciła Laura. - Obawia się, że znowu
zabronisz jej uczennicom dostępu do pacjentów. Prosiła, żeby ci przekazać, że
obniżyła o jeden stopień ocenę tej Exton.
- Uhm, to niesprawiedliwe - wtrącił Terry. - W końcu to nie jest wina Cassie.
Zresztą pan nie wini uczniów, panie doktorze, prawda? Oni są wspaniali!
- Nie, nie winię ich - odpowiedział Jason. - Spisują się doskonale. Uważam,
że nie postępowałem rozsądnie, broniąc się tak długo przed praktykantami. -
Uśmiechnął się do Laury. - Wiesz, przyznanie się do błędu wcale nie jest takie
trudne, jak myślałem.
Laura odwzajemniła mu się uśmiechem pełnym słodyczy i zebrała kopie
protokołu, w którym opisała stłuczone naczynia, zmarnowany obiad i siniaki
salowej.
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli od razu złożę to do archiwum. A swoją drogą,
czyta się to rzeczywiście jak scenariusz dobrej komedii. - Figlarnie zmrużyła oczy.
- Dreszcz mnie przechodzi na samą myśl o tym, że mogłaby to przeczytać kuzynka
Dany, naczelna przełożona pielęgniarek.
W drzwiach pojawiła się grupka adeptów pielęgniarstwa i medycyny.
- Terry, co tu się stało? - wykrzyknęła jedna z dziewcząt. - Aż nie chce nam
się wierzyć w te szalone plotki!
- To wszystko prawda - powiedział Jason, chwytając Laurę za ramię i
wyprowadzając ją z pokoju. - Opowiedz im wszystko, Terry.
Wyszli, pozostawiając Terry'ego w centrum zainteresowania.
- Nie rozumiem Montrose'a. Pozbywa się tak uroczej dziewczyny jak Dana! -
Idąc z Laurą korytarzem, Jason rzucał gniewne, pełne dezaprobaty spojrzenia. -
Uganiać się za uczennicami, w jego wieku! To chyba przypadek zahamowania w
rozwoju.
Laura, która słyszała kiedyś, jak Jasona opisywano w podobny sposób,
opanowała chęć uśmiechu i szepnęła jakieś słowa współczucia pod adresem Dany.
Jason był oburzony jeszcze następnego dnia, kiedy wspólnie z Laurą, Sharlą
i Caseyem jedli obiad w restauracji Old Europę, której specjalnością była kuchnia
niemiecka.
- Biedna Dana - mówił Jason, próbując przekłuć sznycel wiedeński tępym
widelcem. - Każdy wie, że szalała za Montrose'em. Zaangażowała się w ten
związek całkowicie, a ten drań ugania się za innymi kobietami i upokarza ją przed
wszystkimi. To niesprawiedliwe.
Sharla, kuzynka Dany i dobra przyjaciółka Laury, popatrzyła na niego z
uśmiechem.
- Nigdy bym się nie spodziewała, że usłyszę coś takiego od ciebie, Jasonie!
Myślałam, że będziesz bronił Zane'a za ucieczkę spod - jak to kiedyś nazwałeś -
„jarzma monogamii”.
- My, nawróceni rozpustnicy, jesteśmy prawdziwymi wzorami oddania i
lojalności, no nie, Fletch? - powiedział Casey, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Jeśli ktoś nie jest skory do pochopnego związku z drugą osobą, traktuje tę
sprawę bardzo poważnie, kiedy się w końcu zdecyduje - powiedział Jason z
namysłem.
- No cóż, członkowie rodu Shakarianów nie decydują się łatwo - powiedziała
Sharla, a jej czarne oczy zapłonęły gniewem. - Dana kochała Zane'a i wszyscy w
rodzinie są oburzeni tym, jak ją potraktował.
- Ktoś powinien ostrzec Montrose'a, żeby uważał na siebie - zażartował
Casey. - Zapewne gniew Shakarianów jest rzeczą straszną.
- Nie dziwię się - poważnie powiedział Jason. - Czy można myśleć inaczej?
Chwycił dłoń Laury i ich spojrzenia spotkały się nagle. Dostrzegła niepokój
w oczach ukochanego i w tym samym momencie zrozumiała, że sprawa Dany nie
była jedyną przyczyną jego wściekłości. Dostrzegłszy głębię własnego uczucia,
Jason nagle pojął, że i on sam mógłby zostać zraniony w podobny sposób. Niegdyś
nie przyszłoby mu to nawet do głowy.
Laura wzięła go za rękę. Później, nocą, próbowała dowieść mu, jak bardzo
go kocha.
- Chcę, żebyś mi ufał - wyszeptała gorąco, kiedy leżeli nasyceni sobą. -
Kocham cię i nie zrobię niczego, co mogłoby cię zranić.
- Oczywiście, że nie, kochanie. - Pocałował ją w usta.
Miał do Laury ogromne zaufanie. Po intensywnym uprawianiu miłości czuł
się silny i pewny siebie. Wiedział, że jest kochany przez swoją kobietę i może ją
zaspokoić. Był to wielki triumf i Jason rozkoszował się nim. Nie dodał jednak, że
też ją kocha.
Jason Fletcher, wyrafinowany, zepsuty i doświadczony mężczyzna, wciąż
jeszcze był nowicjuszem w dziedzinie miłości.
Konferencja poświęcona problematyce ortopedii w medycynie sportowej
miała się odbyć w połowie listopada w Houston.
- Szkoda, że nie możesz ze mną pojechać - powiedział Jason do Laury, kiedy
w nocy przed wyjazdem pomagała mu się pakować. Zajrzał do broszury
informacyjnej, w której zamieszczony był wykaz zajęć przygotowanych specjalnie
dla współmałżonków towarzyszących uczestnikom konferencji i zmarszczył brwi. -
Lauro, powiedziałem ci już, że zapłacę za samolot i pokryję wszystkie koszty.
- Musiałabym zwolnić się z pracy od wtorku do piątku, a na razie nie
zapracowałam jeszcze na tak długie wakacje. - Ostrożnie złożyła koszulę i włożyła
do neseseru. - Będę za tobą bardzo tęskniła, Jasonie - powiedziała czule.
Miało to być ich pierwsze rozstanie na dłuższy czas i Laura nienawidziła
samej myśli o tym.
- Już dobrze, malutka. - Jason chwycił ją w ramiona. - Ja też będę za tobą
tęsknił. - Westchnął ciężko. - Zdecydowałem się na uczestnictwo w tej konferencji
na długo przed poznaniem ciebie. Chcąc nie chcąc, muszę jechać.
Jeszcze w marcu z równym utęsknieniem wyczekiwał korzyści zawodowych
płynących tyle z konferencji, co i z czterodniowej zabawy. W tej chwili myśl o
zabawie go odpychała. Czuł, że, będzie to pierwsza w jego życiu konferencja, na
której nie opuści ani jednego seminarium.
Było to smutne pożegnanie. Sobota - dzień powrotu Jasona - wydawała się
odległa o cała lata świetlne. Laura rozpłakała się, kiedy ukochany odjechał na
lotnisko. Bez niego mieszkanie wydawało się nie do zniesienia puste.
Zastanawiała się, czy nie pojechać do Farview, żeby spędzić pozostałą część
tygodnia z ciocią i wujkiem, ale odrzuciła tę myśl. Ostatnio Lianna też się
przeprowadziła do własnego mieszkania w zupełnie innej części miasta i po raz
pierwszy od dwudziestu lat ciotka Sally i wujek George mieli dom tylko dla siebie.
Chociaż Laura wiedziała, że przyjęliby ją z otwartymi ramionami, uznała, że
zasługiwali na przerwę w matkowaniu Novakom. A ponadto ma przecież własne
mieszkanie… Pomysł spędzenia tam reszty tygodnia od razu jej się spodobał. Nie
będzie musiała znosić pustki panującej w apartamencie Jasona, Znała już mnóstwo
ludzi z domu, w którym znajdowało się jej mieszkanie. Kilka razy jadła lunch na
stołówce wspólnie z Beth Shakarian i jej współlokatorką Sarą. Mogłaby je
odwiedzić. Może któregoś dnia zechciałyby pójść z nią do kina lub na lunch?
Stwierdziła, że to bardzo dobry pomysł. Parę minut później stała przed
drzwiami mieszkania Sary i Beth. Dziewczęta zaprosiły ją do siebie i namówiły na
obejrzeń ii-romansu na wideo. Przyłączyły się do nich dwie młode pielęgniarki z
naprzeciwka, a Beth przygotowała prażoną kukurydzę. Siedziały jeszcze długo po
filmie, śmiejąc siei rozmawiając do późna w nocy.
Następnego dnia Laura zjadła lunch wspólnie z Beth i Sarą w stołówce
szpitalnej i umówiły się na zakupy w pobliskim centrum handlowym.
Kiedy wróciła na oddział, salowy zawołał, że jest do niej rozmowa
międzymiastowa.
- Jason! - krzyknęła uszczęśliwiona, kiedy usłyszała jego głos.
- Gdzie się, u licha, podziewałaś? - spytał opryskliwie. - Wczoraj, po
przyjeździe, dzwoniłem do ciebie przez dwie godziny, ale nikt nie odbierał
telefonu. W końcu zrezygnowałem i poszedłem spać.
Laura wyjaśniła mu, że postanowiła spędzić resztę tygodnia w swoim
mieszkaniu i opowiedziała o spotkaniu z Beth.
- Odkąd przestałam chodzić do przedszkola, nie spędziłam żadnego wieczora
wspólnie z innymi dziewczętami. Było wspaniale!
- Kiedy ja wychodziłem ze skóry, zamartwiając się o ciebie, ty najspokojniej
w świecie trajkotałaś z dziewczętami Bóg wie o czym. - Jason wydawał się
rozdrażniony.
Laura rozejrzała się po pokoju - jak zwykle panowała tu gorączkowa wrzawa
i nie był to ani czas, ani miejsce na tego rodzaju rozmowę.
- Jasonie, zostaw mi swój numer telefonu. Zadzwonię wieczorem -
powiedziała, sięgając ręką po ołówek.
- Czy jesteś pewna, że nie będzie to kolidowało z napiętym planem twego
życia towarzyskiego?
Jasonowi nie podobało się, że Laura tak dobrze bawiła się bez niego. Sam
czuł się bez niej fatalnie. Mógł myśleć jedynie o tym, że bardzo za nią tęskni i
bardzo chce być znowu w domu. A ona w tym czasie zabawiała się jak
lekkomyślna pannica i wcale nie tęskniła!
Po kilkugodzinnych zakupach Laura, wraz z Daną, Beth i Sarą zjadły obiad
we włoskiej restauracji, gdzie serwowano wyborne spaghetti. Opowiedziała o tym
Jasonowi, gdy zadzwoniła do niego wieczorem.
- Koniecznie musimy się tam wybrać, kiedy wrócisz. Na pewno ci się
spodoba.
- Z pewnością.
Chciał, aby powiedziała, że bez nieco czuje się samotna i zagubiona -
mógłby wtedy wyznać coś podobnego. Laura starała się jednak, by ich rozmowa
była pogodna i optymistyczna. To, że znajdowali się daleko od siebie, było
wystarczająco nieprzyjemne.
Jason czuł się całkowicie opuszczony i próbował zwalczyć chorobliwe
przeczucie, że Laura oddala się od niego, że ją traci.
Był prawdziwym mistrzem w sprawach seksu, ale tylko niespokojnym
nowicjuszem w sztuce miłości.
Rozdział 11
W piątkowy wieczór lekarz stażysta, mieszkający na tym samym piętrze,
urządzał przyjęcie i zaprosił wszystkich mieszkańców domu. Beth i Sara namówiły
Laurę, aby z nimi poszła. Pogawędziła trochę z dziewczętami, ale kiedy światła
zaczęły przygasać i rozpoczęły się tańce, uznała, że czas już na nią. Było to
przyjęcie dla samotnych, a Laura nie czuła się samotna. Kiedy jednak zobaczyła,
jak tańczące pary kołyszą się w takt muzyki, ogarnęło ją nagle uczucie samotności.
Wydawało się, jakby całe wieki minęły od czasu, kiedy ostatnio była z Jasonem i
tęskniła za nim niewypowiedzianie.
Miała mu tyle do opowiadania o tym, co robiła w czasie jego nieobecności i
o wszystkim, co wydarzyło się w szpitalu. Nie mogła się doczekać, by mu
powiedzieć, że salowy z nocnej zmiany, który kursował między piętrami,
przyłapany został na próbie kradzieży narkotyków. Agent udający strażnika złapał
chłopaka, gdy ten przelewał narkotyk z fiolki. Tak jak przypuszczał doktor
Fletcher, przy winnym znaleziono roztwór soli do podmiany. Laura pragnęła
powiedzieć Jasonowi, jak dumna jest z jego spostrzegawczości i logicznego
myślenia.
Próbowała rozchmurzyć się, powtarzając sobie, że Jason wróci już jutro, ale
nie na wiele się zdało. Pragnęła go teraz, a serce ściskało jej się z tęsknoty.
Tak bardzo go kochała. Jutro wydawało się równie odległe, jak rocznica
ogłoszenia niepodległości.
Wróciła do swojego mieszkania i włożyła różową bawełnianą koszulę nocną,
która sięgała jej do kolan. Był to prezent od jednej z kuzynek. Dawno już nie nosiła
tego typu rzeczy. Kupowała seksowne jedwabne koszule, które ubierała specjalnie
dla Jasona, albo też nie kładła na siebie niczego. Laura poczuła przypływ ciepła,
gdy przywołała z pamięci wspomnienia minionych nocy spędzonych z Jasonem.
A jutro-jutro…
Nalała sobie szklankę soku pomarańczowego, żeby ochłodzić rozgrzane
namiętnością ciało.
Po obejrzeniu wieczornych wiadomości - w których była między innymi
wzmianka o aresztowaniu salowego - próbowała zasnąć, ale hałas dobiegający z
korytarza nie pozwalał na to. Wzdychając nastawiła jedną z płyt gramofonowych,
otuliła się wełnianym szalem zrobionym na szydełku przez ciotkę, skuliła się na
tapczanie i zaczęła czytać.
Dochodziła północ, kiedy usłyszała łomotanie do drzwi. Zdziwiła się, gdy na
korytarzu zobaczyła Zane'a ubranego tylko w białe szorty. Śmierdziało od niego
alkoholem i Laura chciała szybko zamknąć drzwi.
Musiał to wyczuć.
- Nie, Lauro, proszę! Nie wyrzucaj mnie. Dziś w nocy już trzy osoby
zatrzaskiwały mi drzwi przed nosem. Najpierw zrobiła do Dana, potem Beth i Sara.
Lauro, muszę z kim porozmawiać, bo oszaleję!
Laura rzuciła na niego gniewne spojrzenie.
- Dlaczego nie chcesz porozmawiać z Cassie Exton? Pamiętasz tę małą
kurewkę, dla której porzuciłeś Dane?
Ku jej zdziwieniu Zane zaczął płakać.
- Lauro, to był największy błąd mojego życia. Nie wiem, dlaczego to
zrobiłem. Ja… kocham Dane. Nie rozumiałem tego, dopóki jej nie straciłem.
Laura westchnęła.
- Wejdź, Zane, zrobię ci kawy.
Wtoczył się do pokoju i opadł na łóżko.
- Byłem męskim szowinistą, który nie widział świata poza sobą. Od samego
początku wiedziałem, jak wielką sympatią darzy mnie Dana. Przyjąłem to za rzecz
naturalną i nawet kiedy się we mnie zakochała, uważałem to za zrozumiałe samo
przez się. Kiedy Cassie zaczęła mnie kokietować…
- Zane, jeśli chcesz mi wmówić, że uwiodła cię nastoletnia kusicielka, to ci
nie uwierzę. Jesteś o wiele starszy od Cassie i powinieneś być bardziej
odpowiedzialny. A w ogóle, to gdzie twoje buty i koszula? Na dworze jest zaledwie
kilka stopni powyżej zera.
- Wiem. Nie obchodzi mnie to. Kiedy Dana nie chciała ze mną rozmawiać,
postanowiłem trochę pobiegać.
- I w tym celu zdjąłeś buty i koszulkę? Czy planowałeś samobójstwo przez
jogging?
Zadrżał i pociągnął za kolorowy szal Laury.
- Lauro, kocham Danę. Muszę ją odzyskać. Powiedz, co mam robić. Zrobię
wszystko! - Zaczął szlochać.
Laura współczuła mu. Nie docenił miłości Dany, a o ile znała Dane i innych
Shakarianów, to nie miał najmniejszej szansy, aby odzyskać jej uczucia.
Ale nie powiedziała tego głośno. Zrobiło się późno, a Zane był na pół pijany,
przemarznięty i nieszczęśliwy. Siedziała przy nim przez chwilę, słuchając o
utraconej miłości.
- Uczyniłbym Dane taką szczęśliwą. Dużo szczęśliwszą, niż wtedy, kiedy
byłem jeszcze tylko aroganckim i zadowolonym z siebie szczeniakiem, który
uważał, że miłość to coś, co mu się należy. - Zane chwycił rękę Laury i przywarł
do niej jak tonący do koła ratunkowego. - Ale ona nie da mi szansy. Boję się, że już
mnie ze zechce.
„Słuszne przypuszczenie” - pomyślała Laura, ale nie wypowiedziała swoich
myśli na głos.
- Zane, myślę, że ty… - zaczęła mówić, ale nie miała okazji dokończyć
zdania, ponieważ drzwi otwarły się nagle i do mieszkania wkroczył Jason, ubrany
w niebieski, trzyczęściowy garnitur, żółtą koszulę i krawat.
Powiódł oczami po pokoju, usłyszał delikatną muzykę, zwrócił uwagę na
późną porę i strój obojga leżących na sofie. Laura w seksownej koszuli nocnej -
uważał, że wyglądała seksownie bez względu na to, co miała na sobie - i Zane
Montrose w białych szortach, przykryci luźno prześcieradłem. W powietrzu czuć
było zapach alkoholu. Jason stanął, patrząc oniemiałym wzrokiem na ten widok.
- Jasonie, myślałam, że wracasz dopiero jutro! - Laura zwróciła się w jego
stronę, ale powstrzymał ją lodowato chłodny wyraz twarzy ukochanego.
- Najwyraźniej - powiedział zimnym, okrutnym głosem, jakiego wcześniej
nigdy nie słyszała.
Wyszedł z pokoju i skierował się do drzwi, blady, wstrząśnięty do głębi i tak
wściekły, że nie mógł pozbierać myśli. Specjalnie wyjechał z konferencji dzień
wcześniej, opuszczając bankiet pożegnalny. Nie mógł dłużej wytrzymać rozłąki z
Laurą. Przez całą drogę z Houston myślał o ich spotkaniu, wyobrażał sobie
zaskoczenie i radość dziewczyny, gdy ujrzy go w drzwiach.
I rzeczywiście zaskoczył ją - pijącą alkohol i kochającą się z Zane'em!
Poczuł ogromny ból i rzucił się pędem w dół schodów, przeskakując trzy stopnie
na raz. Musi stąd wyjść, wynieść się możliwie najprędzej… Jego skołatany umysł
nie mógł sformułować żadnego planu działania, żadnej myśli.
Właśnie wsiadał do samochodu, kiedy usłyszał swoje imię.
- Jasonie! - krzyknęła Laura, wybiegając na ulicę. Pędziła za nim bez pantofli
i tylko w koszuli. - Jasonie, poczekaj! Proszę!
- Wracaj do swojego nowego kochanka! - zawołał Jason.
Była niewierną, pozbawioną serca dziwką, która bawiła się wyśmienicie,
kiedy on tęsknił i kochał… Laura znalazła się już przy samochodzie.
- Jasonie, uwierz, że ja i Zane…
- Widziałem was na własne oczy. - Na jego twarzy malowała się wściekłość i
uczucie zawodu. Przeszywał go ból, jakiego nigdy dotąd nie odczuwał. - Pasujecie
do siebie! - wyrzucił, trzaskając drzwiami i włączając silnik.
Zane Montrose, który oszukał Dane i zdradził ją po tym, jak ofiarowała mu
całą swą miłość… i Laura, która zrobiła dokładnie to samo. Tak, ta para świetnie
się uzupełniała.
Wystartował w pustkę nocy z taką prędkością, aż zapiszczały opony. Laura
stała na parkingu, tak oszołomiona, że nie czuła zimnego chodnika pod swoimi
stopami ani silnego wiatru szarpiącego jej włosy i różową koszulę nocną. Była tak
wstrząśnięta, iż nie zauważyła nawet trzech zbliżających się do niej młodych
punków. Dostrzegła napastników dopiero wtedy, gdy ją otoczyli.
Jasona zalewał zimny pot, serce mu waliło, a głuchy łomot odbijał się echem
w uszach. Minął w tym stanie drugi, trzeci, a potem czwarty blok, zanim czerwone
światło zmusiło go do zahamowania. Gdy tak siedział, czekając na zmianę
sygnalizacji, do jego skołatanej głowy dotarła pierwszy rozsądna myśl, odkąd
opuścił mieszkanie Laury.
Wracał do domu sam. Świadomość tego o mało co nie wywołała kolejnego
szalonego ataku wściekłości. Światło było nadal czerwone i nie pozwalało
Jasonowi uciec. Myślał tylko o tym, że właśnie chciał zabrać Laurę do siebie i
powiedzieć jej, jak bardzo tęsknił i jak bardzo ją kocha. Uświadomił sobie w
końcu, że po raz pierwszy w życiu był naprawdę zakochany. Głęboko, namiętnie i
nieodwracalnie.
Okazało się, że przyjechał po to, by zastać ją w ramionach innego
mężczyzny. Jason wzdrygnął się. Widocznie Laura go nie kocha.
I wtedy wróciła mu odrobina rozsądku. Nie kocha go? Przecież to śmieszne!
Emocje zaczęły powoli opadać i Jason mógł znowu trzeźwo myśleć. Przez ostatnie
dwa miesiące Laura robiła wszystko, co w jej mocy, żeby mu udowodnić, jak
bardzo i prawdziwie go kocha. Jason nie był głupi i wiedział, że Laura nie jest
dobrą aktorką. Przez minione miesiące nie pojawiło się między nimi ani jedno
kłamstwo. Nie do wiary, jak mógł nawet na chwilę zwątpić w jej uczucie!
Fakt ten zmusił Jasona do zastanowienia się nad tym, co zobaczył dzisiejszej
nocy, czy raczej wydawało mu się, że zobaczył. Nic, co wiedział o Laurze na
podstawie długich, spędzonych razem godzin, nie wskazywało na to, że mogłaby
wykorzystać tygodniową nieobecność ukochanego mężczyzny na krótkotrwały
romans.
A Zane Montrose? No cóż, gdyby Laura rzeczywiście go chciała, mogłaby
go mieć już dawno. Ale jedynym mężczyzną, którego pragnęła, był Jason Fletcher,
jej pierwszy i jedyny kochanek. Mężczyzna, który teraz właśnie zademonstrował
obrzydliwy brak wiary i zaufania. Odjechał, zostawiając ją samą i zmarzniętą na
pustym parkingu. Pojawił mu się w oczach obraz Laury, bladej i drżącej, wołającej
jego imię.
Światło zmieniło się na zielone. Jason wykorzystał to, że ulica była pusta,
skręcił o sto osiemdziesiąt stopni i podążył w przeciwnym kierunku - z powrotem.
Zadziwiająco szybko znalazł się koło sklepu. Myśli miał tak pochłonięte
Laurą, że prawie nie zauważył trzech młodych chuliganów po drugiej stronie ulicy.
Dopiero błysk różowego koloru zwrócił jego uwagę na rozgrywającą się w
ciemnościach scenę. Serce stanęło mu na chwilę, ale w okamgnieniu zaczęło walić
w obłędnym tempie. Napastowaną przez drabów kobietą była Laura - bosa i ubrana
tylko w koszulę nocną.
Jason opuścił szybę samochodu i wjechał na krawężnik.
- Zostawcie ją, gnojki, albo was rozjadę! - zawołał, nie poznając własnego
głosu, który brzmiał groźnie i śmiertelnie poważnie.
Widok tych drani wzbudził w nim najprymitywniejsze instynkty. Naprawdę
zamierzał to zrobić. Dodał gazu i skierował samochód w ich stronę. Jechał teraz
prosto na napastników. Ale ci nie czekali i z przekleństwami na ustach rozpierzchli
się w noc.
- Lauro, wsiądź do samochodu - poprosił Jason.
Stała oparta o zimną, ceglaną ścianę budynku, z oczami rozszerzonymi z
przerażenia i trupiobladą twarzą. Nie mogła nawet się rozpłakać - wyglądała jak
sparaliżowana. Nie była też w stanie poczuć ulgi, kiedy pojawił się Jason i
przepędził zbirów.
Poczuła, że Jason bierze ją w ramiona i niesie do samochodu. Ułożył
dziewczynę na siedzeniu, a sam usiadł za kierownicą i ruszył przed siebie. Laura
patrzyła na powoli rozmazujące się światła miasta.
- Lauro, nic ci się nie stało? - spytał ochrypłym głosem. - Czy cię
skrzywdzili?
Czuł, jak wzbiera w nim gwałtowny gniew. Chciał rozwalić punkom łby za
to, że ośmielili się do niej zbliżyć. Był też wściekły na siebie, że naraził
dziewczynę na takie niebezpieczeństwo.
- Oni jedynie… wygadywali różne rzeczy. - Zaschło jej w gardle i nie mogła
mówić. Tych parę słów zabrzmiało jak piskliwy rechot. - Nie dotknęli mnie.
Zamknęła oczy, przypominając sobie ich obrzydliwe pogróżki. Nie mogła
powstrzymać szczękania zębów. Jason zjechał na bok i zdjął marynarkę, aby okryć
Laurę. Chwycił dziewczynę w ramiona.
- Lauro, czy przebaczysz mi kiedykolwiek? - Kołysał ją delikatnie, aż
poczuł, że przestaje drżeć. - Kocham cię, najdroższa. Podziwiam cię. Kiedy
zobaczyłem, że jesteś w niebezpieczeństwie…
Zamknęła oczy, czując, jak jego siła i ciepło przełamują okropny chłód,
który przeszywał jej ciało, serce i duszę.
- Jasonie, nie spędziłam dzisiejszej nocy z Zane'em - wyszeptała z trudem,
odsuwając się nieco do tyłu, by móc patrzeć ukochanemu prosto w oczy. - Nie w
taki sposób, jak to sobie wyobrażasz. Widzisz, Zane zdał sobie sprawę z tego, że
nadal kocha Danę i…
- Kochanie, nie musisz mi tego tłumaczyć. Wierzę ci i pogardzam sobą za to,
że zwątpiłem w twoją miłość. Lauro, zrobię wszystko, żeby ci to wynagrodzić, jeśli
mi tylko pozwolisz. - Wziął ją w ramiona i przycisnął do siebie z całej siły. -
Musisz mi pozwolić.
- Pozwolę ci, Jasonie. - Laura zdobyła się na słaby uśmiech.
Był przy niej, kochał ją i wszystko wydawało się teraz proste. Poczuła
ogromną ulgę i radość.
- Co miałeś na myśli? - zapytała drżącym głosem.
Oczy zaszły mu mgłą.
- Lauro, nie zasługuję na ciebie…
Przytuliła się mocniej, zbliżając usta do jego warg. Musnęła je delikatnie,
uwodzicielsko.
- Ależ zasługujesz. Nazywasz się Jason Fletcher i zawsze dostajesz to, czego
chcesz. A jeśli chcesz mnie…
- Chcę.
Wsunął dłoń pod marynarkę i zaczął powoli gładzić pierś dziewczyny. Laura
robiła się coraz łagodniejsza, słabsza i bardziej podniecona.
- A więc jestem twoja - szepnęła.
- Kochanie, to wprawdzie nie czas i nie miejsce na romantyczne
oświadczyny, o jakich myślałem, ale nie chcę czekać ani chwili dłużej. Lauro, czy
mnie poślubisz? - Jego wargi połączyły się z jej ustami w głębokim pocałunku.
W ramionach Jasona Laura czuła się bezpieczna i kochana.
- Tak, najdroższy. Tak bardzo cię kocham! - Uśmiechnęła się, a twarz jej
zajaśniała radością i uczuciem. - Ale przecież wiesz o tym od dawna, czyż nie?
Jason popatrzył na nią czule.
- O tak, kochana. Ale ja również kocham cię od dawna.
Uniosła brwi ze zdziwienia i wpatrywała się w niego uporczywie.
- To prawda, Lauro. Byłem zbyt głupi, zbyt uparty albo po prostu za mało
doświadczony, by zdać sobie z tego sprawę. Być może znam się doskonale na
seksie, ale w sprawach miłości jestem jedynie amatorem. Mam nadzieję, że
będziesz miała dla mnie trochę cierpliwości.
- Myślę, że jesteś prawdziwie zakochanym mężczyzną. Wyjdę za ciebie,
kochany, kiedy tylko zechcesz.
- Kiedy ty zechcesz - poprawił ją łagodnie. - Weźmiemy taki ślub, jaki ci
odpowiada. Im wcześniej, tym lepiej. Mam wielką ochotę, żeby jak najszybciej
zostać twoim mężem.
- A ja nie mogę się już doczekać, kiedy zostanę twoją żoną.
Laura przypomniała sobie o wspaniałym ślubie, który planowali wspólnie z
Dannym i który skończył się tak tragicznie. Postanowiła, że ten będzie zupełnie
inny. Nie chciała więcej myśleć o smutnej przeszłości. Życie z Jasonem miało być
dla obojga początkiem nowej drogi.
- Myślę, że wolałbym skromną uroczystość, tylko z naszymi najbliższymi.
- Czy przyszły tydzień to za wcześnie?
- Przyszły tydzień to idealny termin, Jasonie.
Pocałowali się raz jeszcze, zanim Jason ponownie uruchomił silnik. Wiózł
narzeczoną do swojego domu, jak przystało świeżo zaręczonemu mężczyźnie.
Laura była zaskoczona, że posadził ją na sofie, zamiast zanieść prosto do
łóżka.
- Wrócę za chwilę, kochanie - wyjaśnił i po krótkim czasie był z powrotem,
ubrany w czerwony flanelowy szlafrok, najwidoczniej zupełnie nowy, i w grube
białe skarpety. Przyniósł ze sobą identyczny komplet.
- Czy nadal jest ci zimno, kochanie?
Jason ubrał Laurę w nieco za obszerny szlafrok, ale owinął go naokoło i
zawiązał paskiem, a następnie naciągnął jej na stopy skarpety.
- Kochany, co robisz? Skąd wytrzasnąłeś te szlafroki i skarpety?
- Kupiłem je w Houston. Dla nas. Będziemy mogli nosić je w długie
wieczory spędzane przed telewizorem. Od dłuższego czasu widzę ten obraz w
wyobraźni.
- Z radością zajmę jakieś miejsce w twojej wyobraźni - szepnęła i spojrzała
na niego swoimi wielkimi wesołymi oczyma.
- Kocham cię, Lauro, i chcę, żeby nasze małżeństwo wyglądało tak, jak
opisałaś je tamtej nocy w restauracji Jeana-Louisa. Chcę ci dać wszystko - moje
nazwisko i dzieci, wszystko, co mam. Chcę ci ofiarować siebie całego i chcę
wszystkiego od ciebie.
Laura nigdy nie czuła się bardziej szczęśliwa. Była z mężczyzną, którego
kochała, za którego chciała wyjść i któremu urodzi dzieci.
- Jesteś moim ideałem - powiedział czule. - Nie mogę ci się oprzeć. Od
momentu, kiedy poznaliśmy się podczas meczu, wtedy na pikniku, czułem, że
jesteśmy sobie przeznaczeni.
- Też tak myślę - zgodziła się Laura, przypominając sobie historię ich
związku.
Kiedyś będą opowiadać dzieciom o wielkiej miłości od pierwszego
wejrzenia, która rozpoczęła się na boisku. Ale na to wszystko przyjdzie jeszcze
czas. Na razie chcieli świętować swoje szczęście.
Powoli usta ich złączyły się w pełnym miłości i oddania pocałunku.