The rationalist way of death Sposób śmierci Racjonalisty

background image

The rationalist way of death


Given that it has historically been annexed by
religion, how should the non-believer mark death?
Jonathan Rée dons his weeds and joins the
procession.
– By Jonathan Rée – Monday, 13th May 2013

Illustration Jessica Chandler

Rationalists and secularists in the old plain style were
very clear about death and dying, or at least they
tried to be. “It’s just a nothing,” they would say: “the
lights go out and then the curtain falls.” I won’t exist
after I die, but then I didn’t exist before I was born,
so what’s the big deal? It’s going to happen anyway,
so just get over it. We are only forked animals after
all, and when the time comes you should give my
body to medical science, or burn it and use it as
fertiliser; or why not eat it, if you’re hungry, or feed it
to the pigs? And for goodness sake, don’t worry
about how I died – whether peacefully or in pain –
and don’t speculate about my last thoughts, my last
sentiments or my last words. Why attach more
importance to my dying moments than to any other
part of my life? As for the business of seeing the
body and saying goodbye, and the trouble and
expense of coffins and flowers and funerals: what are
they but relics of morbid superstitions that we
should have got rid of centuries ago? So no fuss,
please: the world belongs to youth and the future,
not death and the past: go ahead and have a party if
you must, with plenty to drink, but no speeches,
nothing maudlin, no tears, nothing that might silence
the laughter of children. And I beg you, no memorials
of any kind: no stones, no plaques, no shrines, no
park benches, no tree-plantings, no dedications: let
the memory of who I was die with me.




Sposób śmierci Racjonalisty

Biorąc pod uwagę, że historycznie to zostało
określone przez religię, jak powinien niewierzący
umrzeć? Jonathan Ree przywdziewa jego chwasty i
przyłącza się do procesji.
- Jonathan Ree - Poniedziałek, 13 maja 2013

Ilustracja Jessica Chandler

Racjonaliści i świeccy w starym prostym stylu mieli
bardzo jasne stanowisko, o śmierci i umieraniu, a
przynajmniej starali się je mieć. "To jest po prostu
nic", mówią: ". Gaśnie światło, a następnie spada
kurtyna". Nie będę istnieć po mojej śmierci, ale
ponadto nie istniałem zanim się urodziłem, więc w
czym problem? To się stanie, tak czy owak, więc po
prostu pogódźmy się z tym. Poza wszystkim jesteśmy
tylko rozwiniętymi zwierzętami, a kiedy przyjdzie czas
powinieneś oddać swoje ciało naukom medycznym,
lub spalić je i użyć go jako nawóz, lub dlaczego nie
zjeść je, jeśli jesteś głodny, lub nakarmić nim świnie?
I na miłość boską, nie martw się tym, jak umrę - czy
spokojnie czy w bólu - i nie spekuluj na temat moich
ostatnich myśli, moich ostatnich uczuć lub moich
ostatnich słów. Dlaczego przywiązujesz więcej wagi
do moich chwil umierania, niż w jakiejkolwiek innej
części mojego życia? Co do biznesu dotyczącego
oglądania i żegnania ciała i kłopotów i kosztów
trumien i kwiatów i pogrzebów: czym są, jak nie
chorobliwymi relikwiami i przesądami, których
powinniśmy się pozbyć wieki temu? Tak więc bez
nerwów: świat należy do młodzieży i przyszłości, a
nie śmierci i przeszłości: śmiało, miej ubaw, jeśli
musisz, z dużą do picia, ale bez mów, nic ckliwego,
żadnych łez, nic co może uciszyć śmiech dzieci. I
błagam, żadnych jakichkolwiek pomników: żadnych
kamieni, żadnych tablic, żadnych kapliczek, żadnych
ławek parkowych, żadnego zasadzenia drzew,
żadnych dedykacji: Niech pamięć o tym, kim byłem
umrze ze mną.

background image

In practice it has not always been so easy, and those
of us who think of ourselves as CORPSES (Children of
Rationalist Parents) may find ourselves seriously
embarrassed when it comes to carrying out the
wishes of our progenitors when they die. Bans on
mourning and demands for oblivion are not going to
have much effect when we are wracked with grief –
when happiness is the last thing we want, when we
find ourselves dwelling in remorse and remembrance
and will not be comforted. Hence one of the most
conspicuous elements in the transformation of
rationalism in recent decades: the rise of a
burgeoning service industry supplying secular
celebrants for humanist funerals, to fill a ritualistic
gap that earlier generations would not have wanted
to acknowledge.

The

decline

of

hardline

rationalism

about

bereavement may be part of a global social trend
towards blubbering sentimentality and public
exhibitions of grief: Princess Diana and all that. But
there could be something more serious behind it too:
a suspicion that the no-nonsense approach to death
advocated by pure-minded atheists bears a horrible
resemblance to the attitudes that lie behind the
great political crimes of the 20th century – Hiroshima
and Nagasaki, the massified deaths of two world
wars, the millions discarded as obstacles to progress
in the Soviet Union and China, and of course the Nazi
death camps.


If Holocaust stories are uniquely hard to bear, it is
not because they describe suffering, death and
humiliation on a bewildering scale, but because of
the calculated impersonality and disinterested
anonymity with which they were inflicted on their
victims. In a restrained and startlingly beautiful new
memoir called Landscapes of the Metropolis of
Death, the historian Otto Dov Kulka allows himself,
after 70 years of reticence, to recall his life as a little
boy in the grotesque quasi-normality of the “family
camp” Auschwitz-Birkenau – an institution designed
to provide Red Cross officials with living evidence
that the inmates of Polish camps were happy and
healthy and well looked after, though in reality they
were destined for extermination like everyone else.


In a pivotal chapter Kulka prints translations of three
poems, written in Czech from the point of view of a
young female prisoner. One of them declares that

W praktyce nie zawsze było tak łatwo, i ci z nas,
którzy myślą o sobie jako trupy (Dzieci Rodziców
Racjonalistów) mogą się poważnie zawstydzić, jeśli
przyjdzie złożyć życzenia naszym przodkom, kiedy
umrą. Zakazy żałoby i wymagania aby zapomnieć nie
będą mieć większego wpływu, gdy jesteśmy złamani
smutkiem - kiedy szczęście jest ostatnią rzeczą, której
chcesz, kiedy znajdujemy się stanie rozżalenia i
wspominania, nie będziemy pocieszeni. Stąd jednym
z najbardziej widocznych elementów transformacji
racjonalizmu w ostatnich dziesięcioleciach: wzrost
rosnącego sektora usług dostarczających świeckich
celebrantów dla pogrzebów humanistów, aby
wypełnić lukę rytualną, której poprzednie pokolenia
nie chciały uznać.


Spadek twardej linii racjonalizmu na temat żałoby,
może być częścią globalnego trendu społecznego w
kierunku

sentymentalnego

szlochania

i

demonstrowania żalu publicznie: księżna Diana i to
wszystko. Ale za tym może być też coś bardziej
poważnego: podejrzenie, że poważne podejście do
śmierci popierane jest przez jasno myślących
ateistów wykazuje straszne podobieństwo do
postaw, które znajdują się za wielkimi zbrodniami
politycznymi 20. wieku - Hiroszimą i Nagasaki, z
masową śmiercią w dwóch wojnach światowych, o
milionach odrzuconych jako przeszkody w postępie w
ZSRR i Chinach, i oczywiście hitlerowskich obozów
zagłady.

Jeśli historie Holocaustu są wyjątkowo trudne do
zniesienia, to nie dlatego, że opisują cierpienie,
śmierć i poniżenie w skali oszałamiającej, ale ze
względu na rozmyślną anonimowość i obiektywną
bezosobowość, które zostały zadane ich ofiarom. W
umiarkowanym i zaskakująco pięknym nowym
wspomnieniu o nazwie Krajobrazy Metropolii
Śmierci, historyk Otto Dov Kulka pozwala sobie, po
70 latach powściągliwości, aby przypomnieć sobie
swoje życie jako małego chłopca w groteskowej
quasi-normalności "obozie rodzinnym" Auschwitz-
Birkenau - instytucji mającej na celu dostarczenie
urzędnikom Czerwonego Krzyża żywych dowodów, że
więźniowie polskich obozów byli szczęśliwi i zdrowi i
zadbani, choć w rzeczywistości byli oni przeznaczeni
na zagładę, jak każdy inny.

W kluczowej rozdziale Kulka drukuje tłumaczenia
trzech wierszy, napisanych w języku czeskim z punktu
widzenia młodej więźniarki. Jeden z nich deklaruje,

background image

“I’d sooner die a coward than have blood on my
hands,” and others speak of the prospect of leaving
nothing to be remembered by: there will be no
“wreaths or wrought-metal grilles” for those about
to die, or for “betrayed youth” – but perhaps “no
monument is needed.” These are fine poems, but
more than that too. They were written, as Kulka
explains, on flimsy letter paper and thrust into the
hands of a Kapo by a girl about to walk into a gas
chamber. Later they were passed to Kulka’s father,
and, by a series of chances, saved from the
destruction that engulfed almost everything else.

No one will ever know who the poet was, what she
looked like, who she loved or where she came from:
her name has been wiped from the historical record,
along with any facts or memories or anecdotes that
might distinguish her from six million other victims of
mass murder. Maybe it’s because I’m a
sentimentalist that I feel twinges of reverence for the
words on those frail pieces of paper. Maybe my
fellow atheists will accuse me of religion-envy, but I
cannot help lamenting the impossibility of an
individual commemoration for the lost poet. The fact
that no trace remains seems like an aggravation of a
crime against humanity, a gratuitous exacerbation of
injustice.

Jessica Chandler illustration2

As far as the old-style rationalists were concerned,
any desire to ritualise death and remember the dead
was a sign of a failure of nerve, and an inability to
grow out of religious indoctrination – especially all
that Christian stuff about personal survival,
arraignment before a divine judge and consignment
to heaven or hell. But in fact Christianity does not
speak with one voice when it comes to death and
dying. In the gospels of Matthew and Luke, Jesus
issued a severe reprimand to a disciple who wanted
to give his father a proper funeral: get back to work
at once, he said, and “let the dead bury their dead.”
The rebuke may seem like an enlightened
anticipation of 20th-century rationalism, but it is also
perfectly consistent with some main doctrines of

że "Wolałbym umrzeć tchórzem niż mieć krew na
rękach", a inni mówią o perspektywie nie
pozostawiania przez nich niczego do zapamiętania:
nie będzie "wieńców lub krat z kutego metalu" dla
tych umierających albo dla "wydanej młodości" - ale
być może "pomnik nie jest potrzebny." Są to więcej
niż piękne wiersze. Zostały one napisane, jak Kulka
wyjaśnia,

na

lichym

papierze

firmowym

i

powierzonych w ręce kapo przez dziewczynę idącą do
komory gazowej. Później zostały one przekazane do
ojca Kulki, a przez szereg przypadków, uchronione
przed zniszczeniem, które ogarnęło niemal wszystko.

Nikt nie będzie wiedział, kto poetą był, jak wyglądała,
kogo kochała i skąd pochodziła: jej imię zostało
wymazane z historycznego zapisu wraz z faktami i
wspomnieniami i anegdotami, które mogą odróżnić
ją od sześciu milionów innych ofiar masowych
mordów. Może dlatego, że jestem sentymentalny, że
czuję kłującą cześć dla słów na tych wątłych
kawałkach papieru. Może moi koledzy ateiści nie
oskarżą mnie o religii zawiść religijną, ale nie mogę
pomóc w lamentowaniu, że niemożliwe jest
indywidualne upamiętnienie zaginionej poetki. Fakt,
że nie ma śladu nadal wydaje się jakby
powiększeniem

zbrodni

przeciwko

ludzkości,

zaostrzeniem niesprawiedliwości bez zapłaty.

Jessica Chandler illustration2

Jeśli chodzi o racjonalistów w starym stylu, wszelkie
pragnienie zrytualizowania śmierci i pamięci o
zmarłych było oznaką braku nerwów i niezdolności
do wyrastania z religijnej indoktrynacji – w
szczególności, że wszystkim tych chrześcijańskich
rzeczy dotyczących osobistego przeżycia, postawienia
w stan oskarżenia przed Boskim Sędzią i wysłaniem
do nieba lub piekła. Ale w rzeczywistości
chrześcijaństwo nie mówi jednym głosem, jeśli chodzi
o śmierć i umieranie. W Ewangelii Mateusza i
Łukasza, Jezus surowo napomniał ucznia, który chciał
wyprawić ojcu odpowiedni pogrzebu: wrócić zaraz do
pracy, powiedział, i "zostaw umarłym grzebanie ich
umarłych". Nagana może wydawać jak oświecone
oczekiwanie racjonalizmu 20-go wieku, ale jest to

background image

Christianity: if the body is just a temporary home for
an immortal soul, and a perpetual temptation to sin,
then the sooner we shuffle it off the better.



The Egyptians, lacking the assurance of eternal life,
had favoured mummification and entombment, at
least for the ruling elite, while the Greeks and
Romans preferred cremation and a good epitaph,
and the Jews went in for speedy burials, usually in
communal graves. But the Christians, with their
confident expectation of a life after death, had no
need for such pagan mumbo-jumbo.

On the whole the early Christians preferred burial to
cremation, but they were not dogmatic about it and
either way they tried to follow Jesus’s austere advice,
eschewing funeral ritual except in special cases. They
did not have to worry about the physical remains of
Jesus himself, since they held that his body had been
lifted up to heaven a couple of days after being taken
down from the cross. But then there was Simon
Peter, whom they took to be Jesus’s chosen
successor as leader of his sect and founder of his
church. Simon Peter had come to Rome, where he
was eventually executed by crucifixion, on the orders
of the Emperor Nero. But the Christians seem to
have recovered his body and buried it somewhere on
the Mons Vaticanus on the west bank of the Tiber,
and when they began to win tolerance in Rome, two
centuries later, they built themselves a church whose
altar was supposed to mark the site of St Peter’s
grave.

By that time several thousand Christians had been
murdered in Rome – burned alive as human torches,
or torn apart by dogs or lions – and their co-
religionists always did their best to defy imperial
persecution by retrieving the bodies and laying them
in vast underground catacombs, as if they were not
dead but sleeping. (They referred to the catacombs
as coemeteria, or “cemeteries”, borrowing the Greek
word for a dormitory.) Ordinary martyrs were not
given individual funeral rites, but members of the
ecclesiastical elite could look forward to fully
personalised ceremonies and permanent memorials.
The official successors to St Peter – the Bishops of
Rome, later known as Popes or Pontiffs – could
expect to be buried in proximity to him inside his
church on the Vatican. And then there were the
saints, some of them quite humble, who were

również całkowicie zgodne z niektórymi głównymi
doktrynami chrześcijaństwa: jeżeli ciało jest tylko
tymczasowym domem dla duszy nieśmiertelnej, a
wieczystą pokusą do grzechu, tedy lepiej szybciej
zrzuć je z siebie.

Egipcjanom,

brakującym

zapewnienia

życia

wiecznego,

sprzyjała

mumifikacja

i

grób,

przynajmniej dla elity rządzącej, a Grecy i Rzymianie
woleli kremację i dobre epitafium, a Żydzi szli na
szybkie pochówki, zazwyczaj we wspólnych grobach.
Ale chrześcijanie, z ich pewnością oczekiwania na
życie po śmierci, nie maja potrzeby, takich
pogańskich ple-ple.

Pierwsi

chrześcijanie,

w

całości

preferowali

pochówek z kremacją, ale nie byli w tym dogmatyczni
i w inny sposób próbowali podążać za surową poradą
Jezusa, stroniąc od rytualnego pogrzebu z wyjątkiem
szczególnych przypadków. Nie musieli się martwić o
fizyczne szczątki samego Jezusa, ponieważ uznał, że
jego ciało zostało zaniesione do nieba kilka dni po
zdjęciu z krzyża. Ale to nie był Szymon Piotr, który
został wybrany na następcę Jezusa jako lider swojej
sekty i założyciel Kościoła. Szymon Piotr przybył do
Rzymu, gdzie prawdopodobnie został stracony przez
ukrzyżowanie, na rozkaz cesarza Nerona. Ale
chrześcijanie wydają się odzyskać swoje ciało i
pochowali go gdzieś na Wzgórzu Watykan na
zachodnim brzegu Tybru, a kiedy zaczęli być
tolerowani w Rzymie, dwa wieki później, zbudowali
sobie kościół, którego ołtarz stanął w miejscu miejscu
grobu Świętego Piotra.


W tym czasie kilka tysięcy chrześcijan, zostało
zamordowanych w Rzymie - spalonych żywcem w
ludzkich pochodniach lub rozszarpanych przez psy
lub lwy - i ich współwyznawcy zawsze starali się
przeciwstawić imperialnym prześladowaniom przez
układanie ciał w ogromnych podziemnych katakumb ,
tak jakby nie były martwe, ale spały. (Te, o których
mowa w katakumbach jak coemeteria lub
"cmentarze", pożyczając greckie akademickie słowo.)
Zwyczajni męczennicy nie mieli indywidualnych
obrzędów pogrzebowych, ale członkowie kościelnej
elity mogli liczyć, na w pełni spersonalizowane
uroczystości i trwałe pomniki. Oficjalni następcy św.
Piotra - Biskupi Rzymu, później znani jako Papieże i
Pasterze - mogli oczekiwać, że zostaną pochowani w
blisko, w jego kościele w Watykanie. A potem byli
świętymi, niektórzy z nich dość skromnymi, którzy

background image

supposed to have performed miracles: their corpses,
which were thought to retain some vestige of their
unearthly powers, were liable to be dismembered so
that communities of believers all over the empire
could each have a holy finger or leg or head or heart
to venerate – an abuse, no doubt, by the standards
of modern healthcare, but still an honour of a kind.


When it comes to the treatment of dead bodies,
there has always been a joker in the Christian
theological pack: the doctrine of bodily resurrection.
Building on various hints in the gospels and the book
of Revelation, Christians came to think that God
might blow a silver trumpet at any moment, to signal
the end of the game of life on earth. When that day
came, they thought, the bodies of true believers
would regenerate and refurbish themselves, all
present and correct and primed for eternal bliss. But
the doctrine of resurrection was at constant risk of
collapsing into bathetic comedy. Would it be
dangerous to go out while the disassembled body
parts of saints flew through the air for their ultimate
reunion? Would cripples be cured, and amputees
made whole? Would the slow work of the worms be
undone in a trice?

And what about bodies that had been corrupted by
illness, eaten by animals, or consumed by fire? If you
wanted to preserve your simple Christian faith, it was
best not to pry too far, but simply to accept that the
matter had been left in good hands. But if the
logistical problems of bodily resurrection were really
going to be taken care of on the last day, then there
was, as Jesus himself suggested, no real need to
worry about the condition of a corpse: God was
going to restore it anyway, making it good as new,
without any help from his admirers. On the other
hand it would be churlish to make his job more
difficult than it had to be, at such a busy time, so
Christians began to make a habit of leaving the
bodies of their dead in a clean and tidy state, as their
owners would hope to find them.


Christian attitudes to corpses are a mass of doctrinal
confusion: a nightmare for the kind of intellectual
historian who wants to make sense of past beliefs,
but a gift to any writer with an eye for human oddity
and an interest in our ability to believe impossible
things. Hence the charm of How to Read a
Graveyard, in which Peter Stanford, a former editor

mieli czynić domniemane cuda: ich ciała, które były,
aby zachować pewien ślad ich nieziemskich mocy,
były mogły być zostać rozczłonkowane, aby
wspólnoty wierzących w całym imperium mogę mieć
święty palec lub nogę lub głowę lub serce do czczenia
- nadużycie, bez wątpienia, według standardów
nowoczesnej opieki zdrowotnej, ale swego rodzaju
honor.

Jeśli chodzi o traktowanie martwych ciał, nie zawsze
był żartowniś w chrześcijańskim teologicznym
opakowaniu: doktryna zmartwychwstania ciała.
Opierając się na różnych podpowiedziach w
Ewangeliach i Księdze Objawienia, chrześcijanie
spokojnie myślą, że Bóg może dąć w srebrną trąbkę
w każdej chwili, aby zasygnalizować koniec gry życia
na ziemi. Gdy ten dzień przyjdzie, myśleli, ciała
prawdziwych wierzących zregenerują się i odnowią,
wszystkich

obecnych

i

poprawnych

oraz

przygotowane do wiecznego szczęścia. Ale doktryna
zmartwychwstania była ryzykowna, że stanie się
patetyczną komedia. Byłoby niebezpieczne gdyby
rozczłonkowane na części ciała świętych przeleciały
w powietrzu do ich ostatecznego zjednoczenia? Czy
okaleczanie leczy a amputacja uzdrawia? Czy wolna
praca robaków może być cofnięta w mgnieniu oka?

A co z ciał, które zostały uszkodzone przez choroby,
zjadane przez zwierzęta, lub konsumowane przez
ogień? Jeśli chcesz zachować prostą wiarę
chrześcijańską, to najlepiej nie zagłębiać się w to za
daleko, ale po prostu przyjąć, że sprawa została w
pozostawiona w dobrych rękach. Ale jeśli problemy
logistyczne zmartwychwstania ciała naprawdę będą
załatwione w dniu ostatnim, to nie był, jak sam Jezus
sugerował, nie ma żadnego powodu do obaw o stan
zwłok: Bóg w każdym razie zamierza przywrócić je, by
było jak nowe, bez żadnej pomocy z jego wielbicieli. Z
drugiej strony byłby chamstwo, utrudnianie jego
pracy, bardziej niż miałoby być, w chwili gdy będzie
tak zajęty, więc chrześcijanie rozpoczęli zwyczaj
pozostawienia ciał zmarłych w stanie czystości i
porządku, w jakim ich właścicieli pragnęliby je
znaleźć.

Chrześcijańskie podejście do trupów ma masę
błędów doktrynalnych: koszmar dla intelektualnego
historyka, który chce zrozumieć sens dawnych
wierzeń, ale z darem jaki ma każdy pisarz, spojrzenia
na ludzkie dziwaczności i zainteresowania naszą
zdolnością wierzenia rzeczy niemożliwe. Stąd urok
„Jak czytać cmentarz”, w którym Peter Stanford, były

background image

of the Catholic Herald, invites us to accompany him
on trips to various cemeteries, from the grandest to
the most unassuming. He begins in the caves and
tunnels beneath St Peter’s in Rome, where the early
Christian burial sites lie cheek by jowl with pagan
ones, noting that the Christians did not share the
pagan concern with recording the names of the
deceased.

They may have thought that the task of identification
could be left to God, but in any case they were, as
Stanford demonstrates, forgiving and forgetful, and
not really as interested in permanence as they
pretended. Exceptions might be made for popes and
saints, and later for emperors and their consorts,
kings and queens, lords and ladies and great
benefactors, but as a general rule the grave was only
a temporary resting place, where a body might stay
till it turned into a skeleton, at which point it could
be removed to a charnel house or unceremoniously
chucked away.

Moving on to an English country graveyard, Stanford
explains how Christianity consolidated its position as
the official religion of the Roman Empire from the
4th century on. Christian priests took over various
civic functions as the old imperial structures
crumbled, keeping written records of births,
marriages and deaths, and taking responsibility for
the disposal of dead bodies. They outlawed
cremation, and abandoned the Roman practice of
burying corpses outside city walls in favour of placing
them in designated sites amidst the homes of the
living. From the 7th century on, Christian burials
would normally take place in a graveyard in the
precincts of a church, whose ground would be
specially blessed for the purpose, with trees to give it
shade and a wall to mark its boundary. Before long,
Christians came to believe that their chances of
salvation would be set back if their bodies were not
buried in consecrated church ground: and if you
were unbaptized, or a felon, an adulterer, a bastard,
a suicide or an impenitent sinner, then you would
not be allowed in, thus risking terrible consequences
in the hereafter.

There were also some non-ecclesiastical cemeteries,
notably Bunhill Fields in East London, which opened
in 1665 to receive cartloads of corpses of victims of
the Great Plague. Afterwards Bunhill Fields became a
thriving commercial enterprise, and a destination of
choice for prominent and self-confident dissenters

redaktor Catholic Herald, zaprasza nas do
towarzyszenia

mu

w

podróży

po

różnych

cmentarzach od najwspanialszych do skromniejszych.
Zaczyna od jaskiń i tuneli pod Rzymem Św. Piotra,
gdzie

znajduje

się

cmentarzysko

pierwszych

chrześcijan tuż przy pogańskim zauważając, że
chrześcijanie

nie

podzielił

pogańskiego

zaniepokojenia, wpisujący nazwiska zmarłych.

Mogą myśleć, że zadanie identyfikacji może być
pozostawiona Bogu, ale w każdym przypadku byli
oni, jak Stanford pokazuje, przebaczali i zapominali i
nie bardzo zainteresowani trwałością, jak udawali.
Wyjątki mogą być wykonane dla papieży i świętych, a
później dla cesarzy i ich partnerek, królów i
królowych, panów i pań i wielkich dobrodziejów, ale
co do zasady grób był tylko tymczasowym miejscem
spoczynku, gdzie ciało może pozostać aż stanie się
szkieletem, w którym to momencie może być
usunięte do kostnicy lub bezceremonialnie
wyrzucone.

Przechodząc do angielskiego cmentarza, Stanford
wyjaśnia, jak chrześcijaństwo umocniło swoją pozycję
jako oficjalnej religii Imperium Rzymskiego od 4-go
wieku. Kapłani chrześcijańscy przejęli różne funkcje
publiczne, jako że stare imperialne struktury rozpadły
się, i prowadzenie pisemnych rejestrów urodzeń,
małżeństw i zgonów, biorąc odpowiedzialność za
usuwania martwych ciał. Oni zakazali kremacji i
porzucili rzymską praktykę grzebania zwłok poza
murami miasta na rzecz wyznaczonych miejsc
pomiędzy domami żyjących. Od 7-go wieku
chrześcijańskie pochówki normalnie odbywały się na
cmentarzu w obrębem kościoła, którego ziemia
będzie specjalnie błogosławiona do tego celu, z
drzewami, aby dawały cień i murem, aby zaznaczyć
jego granicę. Dawno temu, chrześcijanie uwierzyli, że
ich szanse na zbawienie przepadną, jeśli ich ciała nie
zostaną pochowane w poświęconej ziemi kościelnej:
a jeśli byłeś nieochrzczone lub przestępcą,
cudzołożnikiem,

draniem,

samobójcą

lub

zatwardziałym grzesznikiem, i nie byłoby ci wolno,
tym samym ryzykując straszliwe konsekwencje w
zaświatach.

Były też nie kościelne cmentarze, zwłaszcza Bunhill
Fields we Wschodnim Londynie, który został otwarty
w 1665, aby otrzymać fury zwłok ofiar Wielkiej
Zarazy. Następnie Bunhill Fields stał się kwitnącym
przedsiębiorstwem

handlowego,

a

miejscem

wybieranym przez wybitnych i pewnych siebie

background image

like John Bunyan, John Wesley and William Blake; but
it seems that most nonconformists preferred to play
safe, wangling a final resting place in consecrated
ground, just in case.


The entrance to the churchyard, known as the lych-
gate or corpse-gate, served as a kind of checkpoint.
Dead bodies would have to wait their turn while the
priest examined their credentials; if he declared
himself satisfied they would be allowed to proceed,
and be thrown into a common burial pit in their
shrouds while he chanted a blessing over them. They
could then rest assured that they would be prayed
for – collectively if not by name – in daily church
services in perpetuity. When the pit was full, it would
be covered with quicklime and soil, and another dug
alongside it; and once the entire churchyard was
occupied, the first pit would be reopened to admit
further corpses.

It was not till the 18th century that ordinary
parishioners began to aspire to the ultimate
perquisite of possessive individualism: a personal
burial plot in consecrated ground. They were
prepared to pay large sums for the privilege, and
then some more for a coffin and a stone monument
recording the names and dates of the deceased,
together with a respectful epitaph and some edifying
verses or mottoes.

But the real beneficiaries of the rise of post-mortem
individualism were the new secular cemeteries. The
first of them was at Père-Lachaise in Paris, created by
Napoleon in 1804 partly to promote hygiene and
efficiency, and partly as a blow against priestly
monopoly. (The name may sound ecclesiastical, but
its significance is purely geographical.) Like the old
churchyards,

Père-Lachaise

worked

on

the

assumption, usually unexpressed, that people will get
over their bereavements sooner than they think, so
that burial plots can be tactfully recycled after ten or
twenty years, or perhaps fifty, depending how big a
fee had been paid.


But this built-in impermanence did not prevent
outbreaks of competitive monumentalism at Père-
Lachaise, and the same phenomenon would be
observed in the dozens of public and private
cemeteries created in its wake, throughout Europe
and in Britain as well – starting with Liverpool (1829),

dysydentów takich jak John Bunyan, John Wesley i
Williama Blake'a, ale wydaje się, że większość
nonkonformistów

wolało

grać

bezpiecznie,

wybierając ostatecznie miejsce spoczynku w
poświęconej ziemi, na wszelki wypadek.

Wejście na cmentarz, zwany brama ciał lub zwłok,
służyło jako swego rodzaju punkt kontrolny. Martwe
ciała będzie musiał czekać na swoją kolej, podczas
gdy kapłan zbada listy uwierzytelniające, i jeśli uzna
je za zadowalające by mogły wjechać i być wrzucone
do wspólnego dołu pogrzebowego w całunie i
śpiewanego błogosławieństwa nad nimi. Wtedy
mogliby mieć pewność, że za nich odprawiane
zbiorowe modły, bezimiennie, ale na codziennych
nabożeństwach w nieskończoność. Po dół był pełny,
to być zasypywany wapnem i ziemią, a drugi był
wykopany obok niego, a kiedy cały cmentarz został
zajęty, pierwszy dół będzie ponownie przyjmował
kolejne trupy.

Dopiero w 18-tym wieku, zwykli parafianie zaczęli
dążyć do własnościowego indywidualizmu: osobistej
działki dla pochówku w poświęconej ziemi. Byli
gotowi zapłacić duże sumy za przywilej, a nawet
więcej na trumnę i pomnik z kamienia wpisując
nazwiska i daty zmarłego, wraz z epitafium
szacunkiem i niektórych budujących wersety lub
hasłami.


Ale

prawdziwymi

beneficjentami

wzrostu

pośmiertnego indywidualizmu były nowe świeckie
cmentarze. Pierwszy z nich był na Père-Lachaise w
Paryżu, utworzony przez Napoleona w 1804 roku aby
promować higienę i wydajność, a częściowo jako cios
w kapłański monopol. (Nazwa może brzmieć
kościelny,

ale

jego

znaczenie

jest

czysto

geograficzne.) Podobnie jak stare cmentarze, Père-
Lachaise

pracował

na

założeniu,

zwykle

niewypowiedzianym, że ludzie, prędzej niż oni myślą,
będą po żałobie, tak więc działki cmentarne mogą
być taktownie recyklingowane po dziesięciu czy
dwudziestu latach, a może pięćdziesięciu, w
zależności od tego, jak duże opłaty zostały zapłacone.

Ale ta wbudowana nietrwałość nie przeszkadzała
wybuchom konkurencyjnego monumentalizmu na
Père-Lachaise, a to samo zjawisko obserwowane było
w kilkudziesięciu publicznych i prywatnych cmentarzy
powstałych w jego wyniku, w całej Europie, w
Wielkiej Brytanii, a także - począwszy od Liverpoolu

background image

and then, following the cholera epidemic of 1831,
Kensal Green (1833), Norwood (1838), Highgate
(1839) and Paddington (1855). But ostentatious
memorials went out of style during the 20th century,
and Stanford reaches the end of his journey in a
thriving new woodland cemetery where bodies are
buried in paper coffins or wicker baskets or winding
sheets, with no memorial apart from the grass, the
trees, the rabbits and the birds.

Jessica Chandler illustration3

In The Undiscovered Country, Carl Watkins covers
many of the same issues as Stanford, but with a focus
on England since the 15th century, and a wealth of
serious scholarship and archival research. Watkins
also highlights an important theme that Stanford left
in the shadows: how traditional Christian practices
surrounding death and burial were repudiated by the
Protestant reformers of the 15th and 16th centuries.
Catholic theologians had talked up the drama of the
death bed, with indulgences, confessions and last
rites, and they had constructed elaborate scenarios
for the journeys that a soul may have to make
between the moment of bodily death and the
dawning of the last day. They told fine stories about
heaven and hell, and even more elaborate ones
about the various districts of limbo that await the
unbaptized, and the departments of purgatory that
accommodate different classes of sinners.

These tales offered them pretexts for impressive
sermons, and frameworks for fanciful narratives and
images, at the same time as allowing convenient
compromises with surviving pagan beliefs about
goblins, ghosts, ghouls and leprechauns, or the need
to propitiate the unquiet souls of the dead. From a
Protestant point of view, however, they were
foaming sewers clogged with heathen impurities;
and on top of that – as Luther and the other militant
reformers insisted on pointing out – they had opened
up tremendous business opportunities for vain and
mercenary prelates. Terrified Catholics would spend
vast fortunes on prayers and requiem masses, or

(1829), a następnie, po epidemii cholery z 1831,
Kensal Green (1833), Norwood (1838), Highgate
(1839) i Paddington (1855). Ale ostentacyjne
cmentarze wyszły z mody w 20-tym wieku, a Stanford
osiągnął koniec swojej podróży w kwitnącym, nowym
cmentarzu leśnym, gdzie pochowane są ciała w
trumnach papieru lub wiklinowe koszach lub krętych
arkuszach, bez pomników oprócz trawy, drzew,
królików i ptaków.

Jessica Chandler illustration3

W The Undiscovered Country, Carl’a Watkins’a
zajmuje się wieloma takimi samymi problemami co
Stanford, ale koncentrując się na Anglii od 15-go
wieku, i bogactwa poważnych studiów i badań
archiwalnych. Watkins podkreśla również ważny
temat, który Stanford pozostawił w cieniu: jakimi
praktykami tradycyjne chrześcijaństwo otacza śmierć
i

pogrzeb,

które

zostały

odrzucone

przez

protestanckich reformatorów z 15-tego i 16-tego
wieku. Teologowie katoliccy połączyli dramat na łożu
śmierci, z odpustami, wyznaniami i obrządkami
ostatecznymi,

i

skonstruowali

skomplikowane

scenariusze przejścia duszy jakie może mieć, od
chwili śmierci ciała i świtu ostatniego dnia.
Opowiadali piękne historie o niebie i piekle, a nawet
bardziej skomplikowane o różnych otchłaniach, które
czekają na nieochrzczonych i oddziały w czyśćcu,
które mogą pomieścić różne klasy grzeszników.

Opowieści te dawały im pretekst do imponujących
kazań i podstawy dla fantazyjnych opowieści i
obrazów, w tym samym czasie, umożliwiając
wygodne kompromisy podtrzymując pogańskie
wierzenia w gobliny, duchy, wampiry i krasnale lub
potrzebę przebłagania dusz niespokojnych zmarłych.
Jednakże protestancki punkt widzenia był pieniącym
zatkane zanieczyszczeniami pogańskimi kanalizację, a
na dodatek – jako że Luter i inni bojowi reformatorzy
nalegali na wskazanie - na otwarte ogromne
możliwości biznesowe dla próżnych prałatów i
najemników. Przerażeni katolicy wydają ogromne
fortuny na modlitwy i msze żałobne lub kaplice,

background image

chapels, endowments and colleges, in the hope of
procuring advantages for themselves or their loved
ones in limbo or purgatory, and getting to the front
of the celestial queue. But if the reformers were
right, limbo and purgatory were foul fabrications of
the whore of Babylon: the plain truth was that when
the last breath left a body, the soul either entered a
state of deep and dreamless sleep till judgement day,
or else it passed directly to whatever doom awaited
it. Either way, the trade in intercessions for the dead
was a cynical hoax, resting on a mass of absurd and
grotesque

superstitions;

and

the

reformers

denounced it with vehement rhetoric that passionate
modern atheists will envy and admire.


From a Protestant perspective there was never any
need for funeral ceremonies, shrouds or consecrated
ground, and radical dissenters might choose to be
buried in an ordinary field or garden without either a
marker or a ministerial blessing; but none of them
were prepared to take the next logical step and opt
for cremation. In one of his most skilful and
entertaining chapters Watkins reconstructs the story
of William Price, an elderly and much revered doctor
in Llantrisant, South Wales, who was spotted, one
crisp Sunday night in January 1884, cavorting round a
field above the town, clad in loose white robes and
kicking at a barrel that was engulfed in flames.




A band of locals went up to investigate, overpowered
the doctor and retrieved his barrel, which turned out
to contain the half-burned body of a child. After
being saved from an angry mob by a valiant
constable, Doctor Price was able to tell his story to
the local magistrate. He was not only a modern
medical practitioner, he explained, but also a Druid
healer, as could should be apparent from the way he
dressed: white tunic, red waistcoat, green trousers
and a fox-skin headdress over long plaits and a wild
flowing beard. He had fathered a baby with a woman
sixty years his junior, and when the child died in
infancy he decided to dispose of the body by fire, in
accordance not only with Eastern religious practices
but also with ancient Druidic wisdom.



The case was referred to the Assizes at Cardiff, where

fundacje i uczelnie, w nadziei, że zamawiający
skorzystają dla siebie i swoich bliskich w stanie limbo
lub czyśćca, i dotrą do przodu niebieskich kolejki. Ale
jeśli reformatorzy mieli rację, limbo i czyściec był
kłamstwem sprokurowanym przez kurwę z Babilonu:
zwykły prawda była taka, że gdy ostatni oddech
opuścił ciało, dusza, albo wprowadzała się w stan
głębokiego snu i śnienia do dnia sądu, albo
przechodziła bezpośrednio do tego, jaki czeka go los.
Tak czy inaczej, handel wstawiennictwem za
zmarłymi był cynicznym oszustwem, opartym na
masie absurdalnych i groteskowych przesądów, a
reformatorzy potępiali go w gwałtownej retoryce,
której namiętni, nowocześni ateiści będą zazdrościć i
podziwiać.

Z perspektywy protestanckiej tam nigdy nie było
żadnej potrzeby ceremonii pogrzebowych, całunów
czy poświęconej ziemi, i radykalni odszczepieńcy
mogli zdecydować się na pochowanie na zwykłym
polu lub w ogrodzie bez upamiętnienia lub
pastorskiego błogosławieństwa, ale nikt z nich nie
były przygotowany do podjęcia kolejnego logicznego
kroku i nie wybierał kremacji. W jednym ze swoich
rozdziałów najbardziej zręcznych i zabawnych
Watkins rekonstruuje historię William’a Price’a,
starszego i bardziej szanowanego lekarza w
Llantrisant w Południowej Walii, który został
zauważony, jednego świeżego niedzielnego wieczoru
w styczniu 1884, balującego dookoła pola za
miastem, ubranego w luźne białe szaty i kopiącego w
beczkę, która była w płomieniach.

Grupa mieszkańców przybyła, żeby obezwładnić
lekarza i otworzyć beczkę, która okazała się zawierać
wpół spalone ciało dziecka. Po uwolnieniu od
wzburzonego tłumu przez dzielnego policjanta,
doktor Price był w stanie opowiedzieć swoją historię
w lokalnym magistracie. On był nie tylko
nowoczesnym praktykującym lekarzem, wyjaśnił, ale
także druidycznym uzdrowicielem, jak powinno być
widoczne z drogi jak jest ubrany: biała tunika,
czerwona kamizelka, zielone spodnie i fryzura na
„skórę lisa”, długie warkocze i dzikie powiewajaca
broda. On spłodził dziecko z kobietą, sześćdziesiąt lat
od niego młodszą, a kiedy dziecko zmarło w
niemowlęctwie postanowił pozbyć się ciała w ogniu,
zgodnie nie tylko z wschodnimi praktykami
religijnymi, ale także z dawnych druidycznych
mądrości.

Sprawa została przekazana do przysięgłych w Cardiff,

background image

Price appeared in his finery, to defend himself
against the charge of failing to provide a decent
burial for his child. The judge – the celebrated jurist
Sir James Fitzjames Stephen – could not find anything
in statute or common law to make cremation an
offence, so the case was dismissed, and Price
returned in triumph to Llantrisant. Leading clerics of
the Church of England were appalled, maintaining
that anything except a Christian burial was an affront
to public decency. Despite their objections a public
crematory furnace was fired up in woking, Surrey,
receiving its first human clients in 1885.


When Price died in 1893, well into his nineties and
surrounded by a brood of young children, he had
already made it clear that he wanted nothing to do
with the industrial furnace in faraway Woking, so a
vast pyre was built for him in Llantrisant, and twenty
thousand well-wishers gathered to watch him make
his pagan farewell to the world, and some Anglican
ministers to ensure fair play. The church was
beginning to make concessions to the modern way of
death, and Hull got a crematorium without
controversy in 1901, and Golders Green a year later,
though the Catholics would not moderate their
opposition till the 1960s. Regardless of religious
sensitivities, however, one third of corpses in Britain
were being disposed of through cremation by that
time, and the figure has now risen to about three
quarters: a triumph of modern scientific rationalism,
you might say, following in the footsteps of Welsh
Druidry.

The history of funeral practices has always had a
political aspect as well as a religious one. Those
whom the state condemns for capital crimes are
liable to forfeit not only their lives but their corpses
too: to be mutilated, or hung in chains, or publicly
dissected. Similarly, those who give up their lives for
the state, such as soldiers killed on active service, can
expect a solemn official commemoration. The
democratisation of warfare in modern times has
seen young people dying for their countries in
stupefying numbers, and – beginning in 1864 with
the Arlington National Cemetery near Washington
DC – they have been commemorated in magnificent
state-funded graveyards.


Sometimes, however, the bodies of the war dead are
either unidentifiable or irretrievably lost: that was

gdzie Price pojawił się w całej krasie, aby bronić się
przed zarzutem nie zapewnia godnego pochówku dla
swojego dziecka. Sędzia - słynny prawnik Sir James
Fitzjames Stephen - nie mógł znaleźć niczego w
statucie lub prawem wspólnym, aby uznać kremację
za przestępstwo, więc sprawa została oddalona, a
Price powrócił triumfalnie do Llantrisant. Czołowi
duchowni Kościoła Anglii byli przerażeni, utrzymując,
że wszystko, oprócz chrześcijańskiego pochówku, jest
obrazą moralności publicznej. Pomimo sprzeciwu
społeczeństwa piec krematorium rozpalony został do
pracy, w Surrey, przyjmując pierwsze ludzkich
klientów w 1885 roku.

Kiedy Price zmarł w 1893 roku, mając dobrze po
dziewięćdziesiątce, w otoczeniu gromadki małych
dzieci, stwierdził już jasno, że chce mieć nic
wspólnego z przemysłowym piecem w dalekiej
Woking, więc zdecydowano usypać stos dla niego w
Llantrisant,

dwadzieścia

tysięcy

sympatyków

zgromadzonych oglądało go jak dokonuje jego
pogańskie pożegnanie ze światem, i niektórych
anglikańskich pastorów dla zapewnienia uczciwej gry.
Kościół zaczął się zgadzać na ustępstwa i nowoczesny
sposób śmierci, i Hull otrzymał krematorium bez
kontrowersji, w 1901 roku, a Golders Green rok
później, choć katolicy nie zmiarkowali swojego
sprzeciwu do 1960-go roku. Niezależnie od religijnej
wrażliwości, jednak jedna trzecia zwłok w Wielkiej
Brytanii była usuwana przez kremację w tym czasie i
liczba teraz wzrosła do około trzech czwartych:
triumf nowoczesnej naukowego racjonalizmu, można
powiedzieć, idąc w ślady walijskich druidów.

Historia praktyk pogrzebowych miała zawsze aspekt
polityczny, jak również religijnym. Ci, których
państwo potępia za przestępstwa kapitałowe
podlegają przepadkowi nie tylko swojego życie, ale
ich ciała też: bycie uszkodzonym lub zawieszonym na
łańcuchach, publicznie rozcięty. Podobnie ci, którzy
oddają swoje życie państwu, tacy jak żołnierzy polegli
w służbie czynnej, mogą spodziewać się oficjalnych
uroczystości

upamiętniających.

Demokratyzacja

wojny w dzisiejszych czasach spowodowała, że
młodzi ludzie umierają za swoich kraje w
oszałamiających ilościach, a – z początkiem 1864
roku na Arlington National Cemetery w pobliżu
Waszyngtonu DC - zostali upamiętnieni na pięknym
cmentarzu finansowanym przez państwo.

Zdarza się jednak, że ciała poległych są albo nie do
zidentyfikowania lub bezpowrotnie utracone: to był

background image

the fate, for example, of around a quarter of a million
soldiers who died fighting for Britain in the First
World War – a third of the total death-toll. In 1920 a
military chaplain called David Railton proposed
building a tomb in Westminster Abbey to house the
arbitrarily selected body of a “warrior of unknown
name”, which could then stand proxy for the rest.
The suggestion was controversial, but it won the
backing of the Prime Minister, David Lloyd George. It
was implemented later that year, and has been much
copied since, the tomb of the unknown soldier
functioning not as an excuse for military glorification,
but as a simple focus for grief and unrequitable love.



Love has always been the main issue in our dealings
with the dead; and love is nothing if not an attitude
of one physical being towards another. The 17th-
century poet John Donne, in an ingenious poem
called “A Valediction, forbidding mourning”, tried to
argue that a love that depends on the apprehension
of another person’s body – on “eyes, lips and hands”
– is the province of “dull sublunary lovers”, unlike the
refined spiritual love – “like gold to aery thinnesse
beat” – that dwells wholly in the mind. But Donne
can never have convinced himself, let alone anyone
else.

To love someone is to treasure the hint of a smile,
the strength of a hand, the set of a jaw, the plant of a
foot or the curl of a lock of hair. And one of the
disconcerting things about death is that it does not
immediately annihilate these charms, as we might
expect and even hope: more than a trace of them
lingers in the cold corpse. A fuss about a trifle, of
course. Or perhaps not. It is easy to mock the foibles
of others; rather harder to face up to our own.

Jessica Chandler illustration4
Books under consideration in this article: Otto Dov
Kulka, Landscapes of the Metropolis of Death (Allen
Lane); Peter Stanford, How to Read a Graveyard:
Journeys in the Company of the Dead (Continuum);
Carl Watkins, The Undiscovered Country: Journeys
Among the Dead (The Bodley Head).

los, na przykład, około ćwierć miliona żołnierzy,
którzy zginęli walcząc o Wielką Brytanię w pierwszej
wojnie światowej – jedna trzecia wszystkich
poległych zaginęła. W 1920 roku kapelan wojskowy
zwany David Railton zaproponował budowę
grobowca w Westminster Abbey jako miejsca
spoczynku dowolnie wybranego ciała "bojownika o
nieznanym imieniu", który mógłby stanąć w
zastępstwie

pozostałych.

Sugestia

była

kontrowersyjna, ale uzyskała poparcie, premiera
David Lloyd George. Realizowany był w tym samym
roku i został znacznie skopiowany, ponieważ grób
nieznanego żołnierza działający nie jako pretekst do
militarnego uwielbienia, ale jako proste miejsce dla
żalu i miłości bez wzajemności.

Miłość zawsze była głównym problemem w
kontaktach z martwych, a miłość jest niczym, jeśli nie
stosunkiem jednego bytu wobec drugiego. 17-to
wieczny poeta John Donne, w pomysłowym wierszu
o nazwie "pożegnanie, zakaz żałoby", starał się
argumentować, że miłość, która zależy od
zatrzymania cudzego ciała", oczu, ust i rąk" - to
prowincja „nuda podksiężycowych kochanków” w
przeciwieństwie do wyrafinowanej miłości duchowej
- "jak najcieńszy płatek złota" - który mieści się
zintegrowany z umysłem. Ale Donne nigdy się o tym
nie przekonał, nie mówiąc już o kimś innym.

Kochać kogoś, to cenić cień uśmiechu, siłę ręki, układ
szczęki, stóp, lub skręcony kosmyk włosów. A jedną z
rzeczy niepokojących w śmierci jest to, że nie od razu
niszczy te wdzięki, jak można by się spodziewać a
nawet mieć nadzieję: więcej niż tego ślad utrzymuje
się w zimnym trupem. Zamieszanie wokół drobiazgu,
oczywiście. Albo może nie. Łatwo jest wyśmiewać
słabości innych, a raczej trudniej zmierzyć się z naszą.

Jessica Chandler illustration4

Książki pod uwagę w tym artykule: Otto Dov Kulka,
Krajobrazy Metropolii Śmierci (Allen Lane), Peter
Stanford, Jak czytać cmentarz: Journeys w
towarzystwie trupów (Continuum), Carl Watkins, Kraj
Undiscovered: Journeys Wśród trupów (Siedziba
Bodley).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Howard, Robert E The Fearsome Touch of Death
Paul L Atwood War and Empire, The American Way of Life (2010)
Light on the Yoga Way of Life lightonyoga
The Many Faces of Death Jacqui James
McCoy Nikki Keepers Of The Gods 1 Son Of Death
The Watchtower Way Of Laundering Money Randall Watters
Gary Gygax Gord the Rogue 3 Sea of Death
the!st?ntury seems to hale found an interesting way of solving problems OQ5R2UJ7GCUWHEDQYXYPNT2RBNFL
Pearson Archeology of death and Burial Eating the body
Dr Who Target 156 The Paradise Of Death # Barry Letts
(ebook) Martial Arts Hagakure The Way of the Samurai
Dan Millman Way of the Peaceful Warrior Version (v3 0) (doc)
Hughes; Plantinga on the Rationality of God's Existence
Khenchen Thrangu Rinpoche Stages of Meditation in the Middle Way School
Death of a Salesman and The Price Analysis of Ideals
Yarbro, Chelsea Quinn Madelaine 2 In the Face of Death
Way Of The Ascetics Tito Colliander
Hagakure The Way Of The Samurai (Zen Buddhism)
The Way of Chuang Tzu by Thomas Merton (1969)

więcej podobnych podstron