MEG CABOT
KSIĘŻNICZKA UCZY SIĘ RZĄDZIĆ
PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 6
LICEUM IMIENIA ALBERTA EINSTEINA
P
LAN
LEKCJI
NA
I
SEMESTR
Uczeń: Thermopolis, J.K.W. księżniczka
Amelia Mignonette Grimaldi Renaldo
Płeć: K
Klasa: II
Godzina lekcyjna
Przedmiot
Nauczyciel
Sala nr:
Godz. wychowawcza
Gianini
110
Lekcja 1
WF
Potts
S. gim.
Lekcja 2
Geometria
Harding
202
Lekcja 3
Angielski
Martinez
112
Lekcja 4
Francuski
Klein
118
Przerwa śniadaniowa
Lekcja 5
Rozwój zainteresowań
Hill
105
Lekcja 6
Wychowanie obywatelskie Hollard
204
Lekcja 7
Geografia
Chu
217
Drodzy Uczniowie oraz Rodzice
Witam Was ponownie po, mam nadzieje, udanych, ale stymulujących intelektualnie
wakacjach. Rada pedagogiczna i administracja LiAE cieszą się perspektywą spędzenia z
Wami Kolejnego ciekawego i owocnego roku szkolnego. Mając to na względzie, chcielibyśmy
krótko przypomnieć kuka naszych zasad dotyczących zachowania:
Hałas
Proszę pamiętać, że Liceum imienia Alberta Einsteina mieści się w mieszkaniowej -
chociaż wysoko zabudowanej - dzielnicy. Nie wolno zapominać, że fale dźwiękowe rozchodzą
się we wszystkich kierunkach, również w górę, i że wszelkie nadmiernie głośne dźwięki -
zwłaszcza na schodach przed głównym wejściem do budynku szkoły - mogą zakłócać spokój
mieszkańców i nie będą tolerowane. Proszę zatem szanować naszych sąsiadów i ograniczyć
poziom hałasu do minimum. Przez hałas rozumiemy tutaj: krzyki, wrzaski, przenikliwe lub
nieopanowane wybuchy śmiechu, muzykę oraz rytualne śpiewy/bębny.
Wandalizm
Mimo częstego powoływania się na taką „tradycję pierwszego dnia roku szkolnego w
Liceum imienia Alberta Einsteina uczniom kategorycznie zabrania się niszczenia,
przyozdabiania czy wszelkiego innego majstrowania przy posągu lwa, często nazywanego
„Joem” , stojącym przed wejściem do Liceum imienia Alberta Einsteina od strony
Siedemdziesiątej Piątej Wschodniej ulicy, zainstalowane zostały kamery ochrony działające
dwadzieścia cztery godziny na dobę i każdy uczeń, który zostanie przyłapany na niszczeniu w
jakikolwiek sposób własności szkoły, będzie podlegać karze usunięcia ze szkoły i/lub grzywny.
Palenie
Pracownikom administracji zwrócono uwagę, że w zeszłym roku codziennie
wymiatano sporą liczbę niedopałków papierosów ze schodów przed wejściem od strony
Siedemdziesiątej Piątej wschodniej ulicy.
Pomijając fakt, że palenie na terenie szkolnym jest surowo wzbronione, niedopałki
papierosów zaśmiecają otoczenie i stanowią zagrożenie pożarowe. Proszę pamiętać, że każdy
uczeń przyłapany na paleniu przez pracownika szkoły albo zarejestrowany na taśmie wideo z
nowych kamer ochrony - będzie podlegał karze zawieszenia w obowiązkach szkolnych i/lub
grzywny.
Ubiór szkolny
Proszę pamiętać, że w tym roku standardowy ubiór szkolny w LiAE obejmuje:
Uczennice
Uczniowie
Biała bluzka z długimi lub krótkimi rękawami
Biała koszula z długimi lub krótkimi
rękawami
Szary sweter lub szara kamizelka
Szary sweter lub szara kamizelka
Spódnica w granatowo - złotą kratkę lub szare
flanelowe spodnie
Szare flanelowe spodnie
Granatowe lub białe podkolanówki/granatowe
lub czarne kryjące rajstopy/cienkie rajstopy w
cielistym kolorze
Granatowe lub białe skarpetki
Krawat w granatowo - złotą kratkę
Krawat w granatowo - złotą kratkę
Granatowa marynarka
Granatowa marynarka
Proszę pamiętać, że noszenie pod spódnicą szortów - w tym zwykłych spodenek
gimnastycznych lub szortów szkolnej drużyny - jest zabronione.
Przypominamy, że lekcje zaczynają się we wtorek 1 września o 7.55. Jak zwykle,
spóźnienia nie będą tolerowane. Witamy z powrotem w szkole!
Dyrektor Gupta
Poniedziałek, 31 sierpnia
W
OMYN
R
ULE
: WIDZIAŁAŚ to??? Dostałaś tego pełnego hipokryzji śmiecia, którego
porozsyłała do nas w zeszłym tygodniu? Jej się wydaje, że kogo ona tym ogłupi? Widać jak
na dłoni, że ten kawałek o rytualnych bębnach jest wymierzony WE MNIE. Tylko dlatego że
w zeszłym roku zorganizowałam kilka uczniowskich wieców. No cóż, jeszcze jej pokażemy.
Może sobie myśleć, że zdławi głos ogółu, ale uczniowie z Alberta Einsteina NIE DADZĄ się
zastraszyć.
G
R
L
OUIE
: Lilly, ja...
W
OMYN
R
ULE
: A widziałaś ten kawałek o kamerach policyjnego nadzoru???? Czyś ty
kiedykolwiek SŁYSZAŁA coś równie faszystowskiego? No cóż, może sobie zainstalować
tyle kamer do inwigilacji, ile chce, MNIE to nie powstrzyma. To tylko kolejny dowód, że ona
powoli zamienia tę szkołę w swoją własną pedagogiczną dyktaturę. Wiesz, że w
komunistycznej Rosji używali takich kamer, żeby utrzymać w ryzach robotników.
Zastanawiam się, co ona jeszcze teraz wymyśli. Milicję złożoną z byłych agentów KGB jako
ochroniarzy na korytarzu? To w jej stylu. To totalna inwazja w naszą prywatność. I dlatego,
KG, w tym roku weźmiemy sprawy we własne ręce. Mam pewien plan
G
R
L
OUIE
: Lilly, ja...
W
OMYN
R
ULE
: który totalnie zrujnuje te jej próby odarcia nas z własnej tożsamości i
nagięcia do jej woli. A co najlepsze, wszystko jest jak najbardziej w zgodzie ze szkolnym
regulaminem. Kiedy skończymy, Mia, ona nawet nie będzie wiedziała, skąd padł cios.
G
R
L
OUIE
: LILLY!!! Myślałam, że ICQ jest właśnie po to, żebyśmy mogły
POROZMAWIAĆ.
W
OMYN
R
ULE
: A
CO
my niby robimy
1
innego?
G
R
L
OUIE
: TY mówisz. Ja PRÓBUJĘ coś powiedzieć. Ale wciąż mi przerywasz.
W
OMYN
R
ULE
: Dobra. No to wal. O czym chcesz porozmawiać?
G
R
L
OUIE
: Sama już zapomniałam. Przez ciebie. O, jedna rzecz: przestań nazywać
mnie KG!
W
OMYN
R
ULE
: PRZEPRASZAM. Boże. Wiesz, od czasu, kiedy urodził ci się ten
braciszek, zrobiłaś się taka... przewrażliwiona.
G
R
L
OUIE
: Wybacz. ZAWSZE byłam wrażliwa.
W
OMYN
R
ULE
: M
ÓW
do mnie jeszcze, DL. Nie chcesz dowiedzieć się, co to za plan?
G
R
L
OUIE
: Chyba chcę. Zaraz. Co to znaczy DL?
WomynRule: Wiesz.
G
R
L
OUIE
: Nie, nie wiem.
W
OMYN
R
ULE
: Tak, wiesz... dzieciolizie,
G
R
L
OUIE
: PRZESTAŃ!!! NIE JESTEM DZIECIOLIZEM!!!
W
OMYN
R
ULE
: Owszem, jesteś. Zupełnie jak ta czerwona panda.
G
R
L
OUIE
: Tylko dlatego że moim zdaniem moja matka nie powinna była zabierać
swojego sześciotygodniowego maleństwa na marsz pokoju na most Brooklyński, to jeszcze
nie znaczy, że jestem dzieciolizem!!!! WSZYSTKO się mogło zdarzyć w czasie tego marszu.
WSZYSTKO. Mogła się potknąć i go niechcący upuścić, a on mógł wypaść przez barierkę,
zlecieć setki metrów w dół do East River i utonąć... O ile uderzenie o wodę nie połamałoby
przedtem wszystkich jego malutkich kosteczek. A nawet gdybym za nim skoczyła, prąd
mógłby porwać nas oboje i unieść do morza... OCH, DZIĘKI, LILLY!!! Dlaczego musiałaś
mi o tym przypomnieć????
W
OMYN
R
OLE
: Pamiętasz, co ten strażnik z zoo musiał zrobić czerwonej pandzie?
G
R
L
OUIE
: ZAMKNIJ SIĘ!!!! NIKT MI NIE ODBIERZE MOJEGO MAŁEGO
BRACISZKA, DLATEGO ŻE ZBYT DOKŁADNIE GO WYLIZAŁAM!!! JA NIGDY, ANI
RAZU, NIE POLIZAŁAM ROCKY'EGO!!!!
W
OMYN
R
ULE
: Tak, ale musisz przyznać, że jesteś w stosunku do niego nieco
obsesyjno - kompulsywna.
G
R
L
OUIE
: No cóż, KTOŚ musi się o niego troszczyć! Zrozum, moja matka wiecznie
chce go ciągać na wszelkiego typu nieodpowiednie imprezy, takie jak demonstracje
antywojenne (czasami nawet wozi go METREM, które, jak sama wiesz, jest wylęgarnią
zarazków), a pan G. bez przerwy go podrzuca, tak że mały wali główką w wiatrak na suficie.
Naprawdę uważam, że Rocky miał SZCZĘŚCIE, że trafił na taką starszą siostrę jak. ja, która
troszczy się o jego zdrowie, bo Bóg mi świadkiem, nikt inny w tej rodzinie tego nie robi.
W
OMYN
R
HLE
: Jak uważasz... dzieciolizie.
G
R
L
OUIE
: ZAMKNIJ SIĘ, LILLY. Opowiedz mi wreszcie ten swój głupi plan.
W
OMYN
R
OLE
: Nie. Teraz nie chcę. Moim zdaniem lepiej, żebyś nie wiedziała. Dla
takich dzieciolizów jak ty, które za bardzo się wszystkim martwią, lepiej jest, jak nie wiedza
zbyt wcześnie, co je czeka, bo wtedy tylko jeszcze mocniej liżą to swoje małe.
G
R
L
OUIE
: Dobra. I tak nie mam czasu na słuchanie tego głupiego planu. Twój brat
dzwoni. Muszę spadać.
W
OMYN
R
ULE
: CO? Powiedz mu, żeby poczekał na linii. TO WAŻNE, MIA!
G
R
L
OUIE
: Może cię to zaskoczy, Lilly, ale rozmowa z twoim bratem też jest ważna.
Przynajmniej dla mnie. Wiesz, że widziałam go tylko dwa razy, odkąd wróciłam w piątek
W
OMYN
R
ULE
: Przepraszam, że nazwałam cię dzieciolizem. Poczekaj tylko sekundkę,
powiem ci
G
R
L
OUIE
:
Z
czego raz to było w dzień przeprowadzki do akademika w sobotę i to się
raczej nie liczy, bo cały był spocony od dźwigania minilodówki po tych wszystkich schodach,
ponieważ windy się zepsuły
W
OMYN
R
ULE
: MIA!!! CZY TY MNIE W OGÓLE CZASAMI SŁUCHASZ????
G
R
L
OUIE
: A twoi rodzice też tam byli, tak samo jak jego opiekun roku. A potem w
niedzielę poszliśmy na randkę, ale ja jeszcze ciągle byłam skołowana po podróży, przez tę
całą zmianę stref czasowych i przypadkowo
WomynRule : JA
G
R
L
OUIE
: zasnęłam, kiedy mi pokazywał
WomynRule: CIĘ
G
R
L
OUIE
: swój nowy deck magicznych kart, ale Maya upuściła je na ziemię razem ze
starymi
WomynRule: CHYBA
G
R
L
OUIE
: i wszystko się pomieszało z kartami, których już nie używa
W
OMYN
R
ULE
: ZABIJĘ!
G
R
L
OUIE
: (niedostępna)
Poniedziałek, 31 sierpnia, 22.00,
poddasze
Kolejny rok szkolny. Wiem, że powinnam się cieszyć. Wiem, że powinnam być
podekscytowana perspektywą ponownego spotkania z przyjaciółmi po spędzeniu ostatnich
dwóch miesięcy na obcej ziemi.
No i jestem. Jestem podekscytowana. Cieszę się, że zobaczę Tinę i Shameekę, i Ling
Su, i nawet - sama nie wierzę, że to mówię - Borysa.
Tylko że... No cóż, w tym roku będzie tak INACZEJ bez Michaela, którego mogłabym
zabierać po drodze do szkoły i siedzieć z nim przy lunchu, i wiedzieć, że wpadnie do mnie
przed algebrą - HA! Żadnej algebry w tym roku! Geometria! O Boże. No, pomyślę o tym
później. Chociaż pan Gianini (FRANK. MUSZĘ PAMIĘTAĆ, ŻEBY NAZYWAĆ GO
FRANK) twierdzi, że ludzie, którzy nie radzą sobie z algebrą, zawsze są naprawdę dobrzy z
geometrii. Proszę... Proszę, niech to będzie prawda.
No dobrze, my z Michaelem nigdy nie obściskiwaliśmy się przed moją szafką ani nic,
bo on wykazuje brak entuzjazmu dla publicznego demonstrowania uczuć, a ja mam
ochroniarza i tak dalej.
Ale przynajmniej - bo zawsze była szansa, że w jakimś momencie wpadnę na
Michaela gdzieś na korytarzu - miałam coś, czego w szkole mogłam wyczekiwać.
A teraz, skoro Michael skończył szkołę, nie mam czego wyczekiwać. W ogóle.
Poza weekendami.
Ale w sumie, ile czasu Michael będzie mógł poświęcać mi w weekendy? Bo on jest
teraz na studiach i już ma tyle nauki, że w żaden sposób nie możemy się widywać wieczorami
w tygodniu - nie żeby mi to kiedykolwiek groziło, biorąc pod uwagę MOJE WŁASNE
obowiązki księżniczki i lekcje do odrobienia. Jednak mimo wszystko... To tak, jakby...
Boże, co jest NIE TAK z moją matką? Rocky płakał już chyba od PIĘTNASTU
MINUT, a ona nie zrobiła absolutnie NIC. Weszłam do saloniku, siedziała tam z panem G. i
jakby nigdy nic oglądała sobie W obronie prawa, a kiedy powiedziałam: „Hej? Twój syn cię
woła...” mama, nawet nie odrywając wzroku od ekranu, odparła: „On tylko marudzi. Uspokoi
się i za chwilę zaśnie”.
TO ma być macierzyńska troska? Lilly może mnie nazywać dzieciolizem, ile jej się
żywnie podoba, ale naprawdę, czy można się dziwić, że jestem taka nieprzystosowana?
Mamy tu świetny przykład, jak moja matka traktuje dzieci. Mnie też tak traktowała.
No więc poszłam potem do jasnożółtego pokoju Rocky'ego i zaśpiewałam jedną z jego
ulubionych piosenek - Behind Every Good Woman Tracy Bonham - a on od razu się uspokoił.
I czy ktoś mi chociaż podziękował? Nie! Wyszłam z jego pokoju, a mama, wyobraźcie
sobie, popatrzyła na mnie (tylko dlatego że leciały reklamy) i powiedziała bardzo
sarkastycznym tonem:
- Dzięki, Mia. Usiłujemy sprawić, żeby zrozumiał, że kiedy kładziemy go do łóżka na
noc, to on ma spać. Teraz będzie sobie myślał, że wystarczy tylko popłakać, a ktoś przyjdzie i
zaśpiewa mu piosenkę. Dopiero co go tego oduczyłam, kiedy byłaś latem w Genowii, a teraz
będziemy musieli zaczynać wszystko od początku.
No, JA PRZEPRASZAM BARDZO! Może i jestem dzieciolizem, ale czy to naprawdę
taka zbrodnia mieć trochę współczucia dla mojego jedynego brata? JEEEZU!
Zaraz, na czym stanęłam?
Ach tak. Na szkole. Bez Michaela.
Poważnie, po co mi to wszystko? No, dobra, ja wiem, że mamy chodzić do szkoły,
żeby się uczyć różnych rzeczy i tak dalej. Ale uczenie się różnych rzeczy było o tyle
fajniejsze, kiedy istniała jakaś szansa zobaczenia Michaela przy wodotrysku z wodą do picia
czy gdzieś. A teraz ja naprawdę zupełnie nie mam czego wypatrywać. Nie mówię, że życie
bez Michaela jest nic niewarte. Ale muszę przyznać, że kiedy jest blisko - czy nawet kiedy
jest tylko jakaś szansa, że MOŻE się gdzieś pojawić - WSZYSTKO staje się o wiele bardziej
interesujące.
Jedyny jasny punkt w tym, co wydaje się rokiem szkolnym kompletnie takich
punktów pozbawionym, to angielski. Bo wygląda na to, że nasza nauczycielka, pani Martinez,
może być autentycznie zainteresowana przedmiotem, jeśli tylko notatka, którą rozesłała nam
wszystkim w zeszłym miesiącu, może na cokolwiek wskazywać:
List pani Martinez do wszystkich uczniów klasy II
uczęszczających na lekcje języka angielskiego:
Witajcie!
Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko otrzymaniu tej notatki, zanim w ogóle
zaczął się nowy rok szkolny, ale jako nowa nauczycielka w LiAE chciałam po prostu
przedstawić się Wam i trochę Was wszystkich poznać.
Nazywam się Karen Martinez i wiosną tego roku zrobiłam dyplom z literatury
angielskiej na Yale. Moje hobby to jazda na rolkach, tae bo, zwiedzanie wspaniałych
zabytków Nowego Jorku i czytanie (oczywiście!) klasyki literackiej takiej jak Duma i
uprzedzenie.
Mam nadzieję, że w tym roku poznam Was wszystkich i każdego z osobna, a chcąc,
żebyście mi w tym pomogli, proszę, aby każdy z moich uczniów przygotował i przyniósł na
pierwszą lekcję zwięzłą notkę biograficzną i niedługie wypracowanie (do 500 słów) na temat
tego, czego nauczyliście się w czasie wakacji. Jak wiecie, lekcje, których udziela nam życie,
nie mają wakacji.
Przepraszam, że zadaję Wam pracę domową, zanim w ogóle zaczną się lekcje, ale
dzięki temu będę mogła skuteczniej Wam pomagać w doskonaleniu pisarskiego rzemiosła.
Dziękuję bardzo i życzę Wam jak najprzyjemniejszych wakacji!
Z pozdrowieniami
K. Martinez
Najwyraźniej pani Martinez jest bardzo oddana swojej pracy. Najwyższy czas, żeby w
LiAE pojawili się wreszcie jacyś nauczyciele, którzy rzeczywiście przejmują się swoimi
uczniami - nie mówię o panu G., oczywiście.
To znaczy o Franku.
Ja się cieszę szczególnie, bo pani Martinez jest nowym doradcą szkolnej gazety, a ja
członkiem redakcji. Naprawdę czuję, sądząc z tego, ile mamy z panią Martinez wspólnego -
mnie też bardzo podobała się Duma i uprzedzenie, zwłaszcza w wersji z Colinem Firthem - i
raz kiedyś jeździłam na rolkach - że bardzo dużo zyskam dzięki jej lekcjom. Będąc pisarką z
ambicjami i tak dalej, uważam, że to bardzo ważne, żeby mój talent został odpowiednio
oszlifowany, i jestem naprawdę przekonana, że pani Martinez będzie dla mnie jak pan Miyagi
dla Karate Kida - względem pisarstwa. Nie, no wiecie, względem karate..
Ale i tak trudno mi wymyślić, co by tu napisać w tej notce biograficznej, a co dopiero
w wypracowaniu na temat tego, czego się nauczyłam na wakacjach. Bo co ja mam napisać?
„Dzień dobry, nazywam się J.K.W. księżniczka Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis
Renaldo. Może pani o mnie słyszała, bo na podstawie mojej biografii nakręcono już dwa
filmy”.
Chociaż, prawdę mówiąc, oba te filmy dość swobodnie sobie poczynały z faktami. Nie
dość, że w pierwszym uśmiercili mi tatę, a z Grandmère zrobili bardzo miłą osobę i tak dalej,
to jeszcze teraz, w tym drugim, podobno zerwałam z Michaelem! Jakby coś takiego mogło się
zdarzyć. To po prostu czysty wymysł, pewnie po to, żeby historia była ciekawsza czy coś.
Jakby moje życie nie było wystarczająco ciekawe bez pomocy Hollywood.
Chociaż mam bardzo wiele wspólnego z tym całym Aragornem z Powrotu Króla.
Obojgu nam narzucono królewskie obowiązki. Ja bym o wiele bardziej wolała być normalną
osobą niż dziedziczką tronu. Jakoś mi się wydaje, że Aragorn odczuwał to podobnie.
Nie żebym nie kochała kraju, którym kiedyś będę rządzić. Ale to naprawdę nudne
spędzać większą część wakacji z tatą i babką, kiedy CHCIAŁABYŚ spędzać je ze swoim
nowo narodzonym bratem, już nie wspominając o swoim CHŁOPAKU, który jesienią
zaczyna STUDIA.
I nie w tym rzecz, no wiecie, że Michael WYJEŻDŻA na studia. Będzie studiował na
Columbii, która mieści się tu, na Manhattanie, chociaż dość daleko od centrum, o wiele dalej
niż zazwyczaj jeżdżę, pomijając ten jeden raz, kiedy wybraliśmy się do Sylvia's na
smażonego kurczaka i wafle.
W każdym razie, napisałam dla pani Martinez poniższą notkę jeszcze w zeszłym
tygodniu w Genowii. Mam nadzieję, że kiedy ją przeczyta, rozpozna w mojej prozie
wielbicielkę literatury i pokrewną duszę.
Papeteria
księżniczki Amelii Renaldo
Moja biografia
Mia Thermopolis
Nazywam się Mia Thermopolis. Mam piętnaście lat, jestem Bykiem i dziedziczką tronu
księstwa Genowii (50 000 mieszkańców), a moje hobby to lekcje książęcej etykiety u mojej
babki, oglądanie telewizji, jedzenie na mieście (albo zamawianie jedzenia do domu), czytanie,
praca dla „Atomu”, gazety LiAE, oraz pisanie poezji. W przyszłości chciałabym zrobić
karierę jako powieściopisarka i/lub trenerka psów ratowniczych (na przykład kiedy jest
trzęsienie ziemi, pomagają one znajdować ludzi uwięzionych pod gruzami). Ale
najprawdopodobniej będę się musiała zadowolić tym, że jestem Księżniczką Genowii (KG).
Tak, to łatwe. Trudniej było wymyślić i napisać, czego się nauczyłam w czasie letnich
wakacji. Bo tak naprawdę, CZEGO ja się właściwie nauczyłam? Większość czerwca
spędziłam, pomagając mamie i panu G. przystosować się do posiadania w domu niemowlaka
- co było dla nich bardzo trudnym procesem, skoro od wielu lat wszyscy mieszkańcy tego
domu poruszali się na dwóch nogach (nie licząc mojego kota, Grubego Louie). Pojawienie się
członka rodziny, który w sumie - może nawet przez jakiś rok czy dwa lata - będzie się
poruszał głównie na czworakach, sprawiło, że boleśnie uświadomiłam sobie, w jak totalnie
niebezpiecznym dla małych dzieci środowisku mieszkamy. .. Chociaż mama ani pan G. wcale
się tym specjalnie nie przejęli.
To dlatego musiałam poprosić Michaela, żeby pomógł mi zainstalować osłonki na
wszystkich kontaktach i zabezpieczenia na dolnych szufladach wszystkich szafek - co mamie
nie do końca się podoba, bo teraz ma kłopoty, kiedy chce wyjąć wirówkę do sałaty.
Któregoś dnia podziękuje mi jednak, gdy zda sobie sprawę, że to wyłącznie dzięki
mnie Rocky nie miał jakichś katastrofalnych w skutkach wypadków z wirówką do sałaty.
Kiedy nie zajmowaliśmy się zabezpieczaniem poddasza przed dziećmi, Michael i ja
nie mieliśmy zbyt wiele zajęć. Oczywiście, bardzo zakochana para może w Nowym Jorku
robić latem mnóstwo rzeczy: pływać łódką po jeziorze w Central Parku, jeździć dorożką po
Piątej Alei, zwiedzać muzea i oglądać wspaniałe dzieła sztuki, chodzić na operę na Wielkim
Trawniku, jeść w ogródkach restauracji w Małej Italii i tak dalej.
Jednak wszystkie te imprezy bywają dość drogie (chyba że korzysta się ze zniżek
uczniowskich) z wyjątkiem opery w parku, która jest darmowa, ale musisz tam się wybrać
gdzieś tak o ósmej rano, żeby zająć sobie miejsce, a nawet wtedy ci wszyscy dziwni maniacy
opery są strasznie przewrażliwieni na punkcie swojego terytorium i wrzeszczą na ciebie, jeśli
twój koc przypadkowo dotknie ich koca. A poza tym w operach wszyscy zawsze umierają,
czego nie cierpię tak samo jak tych numerów z kocami.
I chociaż to prawda, że jestem księżniczką, nadal mam bardzo ograniczone
możliwości finansowe, bo ojciec daje mi absurdalnie małą tygodniówkę w wysokości
zaledwie dwudziestu dolarów, w nadziei że nie zostanę dziewczyną imprezowa (jak niektóre
znane osoby, które mogłabym wymienić), jeśli nie będę miała wystarczająco dużo dostępnej
gotówki do wydawania na takie rzeczy jak skórzane minispódniczki i heroina.
I chociaż Michael dostał pracę na lato w sklepie Apple'a w SoHo, oszczędza wszystkie
pieniądze na Logic Platinum, program komputerowy do pisania muzyki, żeby móc nadal
pisać piosenki, teraz, kiedy jego kapela, Skinner Box, zawiesiła działalność, bo jej członkowie
rozjechali się po różnych uniwersytetach i klinikach odwykowych. Chce też kupić sobie
Cinema HD, dwudziestotrzycalowy płaski monitor, pasujący do jego Power Maca G5, który
też chciałby sobie kupić, a wszystko ze zniżką od swojego pracodawcy, ale razem i tak będzie
kosztowało tyle, ile jeden skuter Segway Human Transporter, coś, o co proszę tatę już od
jakiegoś czasu, bez żadnych efektów.
Poza tym to - żadna radocha wybrać się na przejażdżkę dorożką po Central Parku ze
swoim chłopakiem i SWOIM OCHRONIARZEM.
Więc głównie, kiedy nie siedzieliśmy u mnie w domu, instalując zabezpieczenia dla
dziecka, przesiadywaliśmy w domu u Michaela, bo wtedy Lars mógł sobie oglądać Eurosport
News albo gadać z państwem doktorostwem Moscovitz, jeśli akurat nie mieli u siebie
klientów albo nie siedzieli w swoim wiejskim domku w Albany, a Michael i ja
koncentrowaliśmy się na naprawdę istotnych sprawach: całowaniu się i graniu w Rebel
Strike'a, ile się tylko dało, zanim mój tata okrutnie nas nie rozłączył pierwszego lipca.
To smutne, ale ten ponury dzień nadszedł aż za szybko i zmuszona byłam pozostałe
miesiące lata spędzić w Genowii, gdzie uratowałam zatokę (jeśli wszystko pójdzie zgodnie z
planem) przed atakiem zabójczych alg, które do Morza Śródziemnego wpuściło Muzeum
Oceanograficzne i Akwarium z sąsiedniego Monako (chociaż oni temu zaprzeczają. Zupełnie
tak samo, jak zaprzeczają, że to księżniczka Stefania prowadziła samochód, kiedy ona i jej
mama spadły z tamtego urwiska. Nieważne).
I skończyło się na tym, że właśnie to opisałam. W tej pracy dla pani Martinez. No,
wiecie: jak w tajemnicy zamówiłam (i obciążyłam rachunkiem biuro Ministerstwa Obrony
Genowii), a potem wpuściłam do Zatoki Genowiańskiej dziesięć tysięcy morskich ślimaków
Aplysia depilants, po przeczytaniu w Internecie, że są jedynymi naturalnymi wrogami
zabójczych alg.
Ja naprawdę nie rozumiem, czemu wszyscy tak się o to wściekli. Algi niszczyły
morskie krasnorosty, które podtrzymują istnienie setek gatunków w tej zatoce! A te ślimaki są
tak samo zabójcze jak algi, więc nie grozi im, że coś je tam w wodze zeżre i zakłócą
istniejący łańcuch pokarmowy. Wymrą w sposób naturalny, kiedy tylko ich jedyne źródło
pożywienia - algi - zniknie. A wtedy równowaga w zatoce wróci do normy. No więc o co ten
krzyk?
Poważnie, zupełnie jakby myśleli, że ja nie wzięłam tego wszystkiego pod uwagę,
zanim podjęłam decyzję. Zupełnie jakby ludzie nie zdawali sobie sprawy, że ja nie jestem
typową nastolatką, zajętą wyłącznie imprezami i Jackass, ale po prostu rzeczywiście
Rozwijam Swoje Zainteresowania.
Na wszelki wypadek pominęłam w wypracowaniu informację o tym, jak się wszyscy
zdenerwowali. Ale i tak wiem, że pani Martinez będzie pod wrażeniem. Bo wiecie, użyłam
bardzo wielu literackich aluzji i tak dalej. Może nawet z jej pomocą uda mi się w tym roku
napisać dla szkolnej gazety coś innego niż tylko plan posiłków w stołówce! Albo zacząć
powieść i potem ją wydać, jak ta dziewczyna, o której czytałam w gazecie - napisała
wstrząsającą i prawdziwą opowieść o dzieciakach ze swojej szkoły, a teraz nikt z nią nie chce
rozmawiać i musi się uczyć w szkole internetowej czy coś takiego.
No cóż, mówiąc szczerze, to akurat chyba nie bardzo by mi się podobało.
Ale nie miałabym nic przeciwko temu, żeby już nie pisać o bufallo bites.
O nie, Lilly znów do mnie pisze na ICQ. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że jest już po
jedenastej? Muszę się wyspać, żeby wyglądać jak najlepiej dla Hm. Miałam napisać - dla
Michaela. Ale nawet go jutro w szkole nie zobaczę.
Więc czemu w ogóle się przejmuję, jak wyglądam?
G
R
L
OUIE
: Czego chcesz?
W
OMYN
R
OLE
: Boże, ależ jesteśmy niedotykalscy. Skończyłaś już rozmawiać z moim
bratem?
GrLouie : Tak.
W
OMYN
R
ULE
: Niedobrze mi się robi od patrzenia na was. Wiesz o tym, prawda?
Biedna Lilly. Ona i Borys tak długo ze sobą chodzili... Nie jest przyzwyczajona do
tego, że nie ma chłopaka, który będzie do niej dzwonił powiedzieć dobranoc. Nie żeby
Michael wybierał się już do łóżka, kiedy zadzwonił, ale wiedział, że ja idę spać. Michael nie
musi kłaść się wcześnie, bo chociaż w tym semestrze ma osiemnaście godzin zajęć
zakończonych zaliczeniami - chce zrobić dyplom w trzy lata zamiast czterech i zrobić sobie
rok wolnego, zanim on zacznie studia podyplomowe, a ja uniwersytet, żebyśmy razem mogli
popracować dla Greenpeace przy ratowaniu wielorybów - specjalnie wybrał tylko zajęcia
zaczynające się po dziesiątej, żeby móc dłużej pospać.
Szczerze go podziwiam, że tak potrafi planować. Ja ledwie umiem codziennie
zdecydować, co zjeść na lunch, więc na mnie robi to niesamowite wrażenie.
A Michael naprawdę znakomicie umie planować. W weekend przeprowadzka do
akademika Columbii zajęłaby mu raptem pół godziny (gdyby windy się nie zepsuły!), bo tak
się ze wszystkim zorganizował. Pojechałam razem z całą resztą jego rodziny, żeby pomóc i
żeby zobaczyć, jak wygląda jego pokój, i żeby, no wiecie, spotkać się z nim po raz pierwszy
od mojego powrotu z Genowii i tak dalej. Nie wiem, jakie opłaty pobiera Columbia za
akademiki dla studentów, ale nie byłam pod specjalnym wrażeniem. Pokój Michaela jest
zupełnie jak zbudowany z pustaków, a okna wychodzą na podwórko.
Chociaż nie można powiedzieć, żeby Michael się tym przejmował. Martwił się tylko,
czy będzie miał wystarczająco dużo gniazdek i podłączeń do sieci. Nawet nie zajrzał do
łazienki, żeby sprawdzić, czy wisi tam jedna z tych śmierdzących plastikowych zasłon pod
prysznic, czy jeszcze bardziej śmierdząca, gumowa (sprawdziłam za niego: gumowa. Fuj).
Faceci są tacy dziwni.
Nie poznałam jego współlokatora, bo jeszcze się nie wprowadził, ale wywieszka na
drzwiach mówiła, że to Doo Pak Sun. Mam nadzieję, że Doo Pak Sun okaże się miły i nie
będzie miał alergii na kocie futro. Bo planuję odwiedzać ich pokój BARDZO CZĘSTO.
Jednak i tak żal mi było Lilly, bo nie ma już jedynej prawdziwej miłości, więc
pomyślałam, że ją pocieszę.
G
R
L
OUIE
: Ale na pewno cieszysz się, że wreszcie masz całe mieszkanie dla siebie.
Przecież zawsze tego chciałaś, nie? Michael nie będzie ci już wyjadał wszystkich cheerios z
orzechami i miodem...
W
OMYN
R
ULE
: A coś ty! Nagle okazuje się, że muszę wypełniać wszystkie SWOJE
obowiązki ORAZ obowiązki Michaela. I jak sądzisz, kto ma się teraz zajmować Pawłowem?
G
R
L
OUIE
: Jakby Michael ci za to nie płacił.
W
OMYN
R
ULE
: Tylko dwadzieścia dolców tygodniowo. Hej, przeliczyłam to sobie i
wychodzi mi zaledwie dolar za psią kupę.
G
R
L
OUIE
: OBRZYDLIWOŚĆ! !!!!!!!!!!!
W
OMYN
R
ULE
: Nieważne. Pewnie UWIELBIASZ sprzątanie kup po Grubym Louie.
G
R
L
OUIE
: Kupki Grubego Louie są śliczne, tak jak i cały on. To samo powiem o
Rockym.
W
OMYN
R
ULE
: Hm, a TERAZ kto się robi obrzydliwy, dzieciolizie?
G
R
L
OUIE
: Zignoruję to. Hej, nie uważasz, że ta część listu dyrektor Gupty, w którym
pisze, żeby nie nosić szortów pod szkolną spódnicą, to dlatego że Lana zawsze w zeszłym
roku wkładała pod spódnicę szorty do lacrosse'a Josha? No wiesz, żeby pokazać, że Josh to
jej własność?
W
OMYN
R
ULE
: Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Słuchaj, co do jutra
GrLouie: Co?
W
OMYN
R
ULE
: Nieważne. Śpij dobrze.
G
R
L
OUIE
: ???????????????????
W
OMYN
R
ULE
: (niedostępna)
Poważnie. Już widzę, że druga klasa to nie będzie piknik.
Wtorek, 1 września,
godzina wychowawcza
O MÓJ BOŻE!
No tak, spodziewałam się, że powrót do szkoły mnie przygnębi. Szkoła i tak jest
beznadziejna, ale bez Michaela NAPRAWDĘ zrobi się fatalnie.
I trochę smutno było podjechać pod kamienicę Lilly dziś rano i nie zobaczyć
czekającego tam na mnie Michaela, z różowym, świeżo ogolonym podbródkiem. Zamiast
tego stała tam tylko Lilly, kompletnie bez makijażu, z tysiącem spinek we włosach i w
okularach zamiast szkieł kontaktowych. Bo teraz, kiedy Lilly straciła swoją jedyną prawdziwą
miłość na rzecz innej dziewczyny, wcale sobie nie Zadaje Trudu. Grandmère byłaby
PRZERAŻONA.
I, wybaczcie, ja mam jeszcze mniej powodów niż Lilly, żeby dobrze wyglądać, ale
przynajmniej rano umyłam włosy. W końcu nadal mam chłopaka, tyle że chodzi do innej
szkoły. To Lilly musi jeszcze spotkać mężczyznę swoich marzeń.
Który na jej widok ucieknie, tak jak ludzie uciekają na widok ostatniego albumu
Britney Spears, jeśli Lilly chociaż nie SPRÓBUJE wyglądać nieco bardziej atrakcyjnie.
Ale nie wspominałam jej o tym, bo to nie jest tego typu informacja, jaką człowiek
chciałby usłyszeć z samego rana.
A poza tym, jak zauważyła Lilly, obie mamy na pierwszej lekcji WE Po co brać
prysznic PRZED WF - em, skoro i tak będziesz go musiała wziąć zaraz po?
A to słuszna uwaga.
Tyle że, moim zdaniem, Lilly chyba nieco pożałowała swojej decyzji, żeby się nie
kąpać przed WF - em, kiedy wyszłyśmy z limuzyny przed szkołą, a tam była Tina Hakim
Baba, która wysiadła właśnie ze SWOJEJ limuzyny I Tina zawołała:
- O mój Boże! Jak się cieszę, że was widzę, dziewczyny!
Taktownie nie wspominając ani słowem o okularach czy włosach Lilly. No i właśnie
się ściskałyśmy, kiedy podszedł do nas ten facet, i ja w pierwszej chwili pomyślałam sobie:
Wow! Alert seksualny!, bo chociaż jestem zajęta, to wiecie, nie jestem MARTWA, a on był
wysoki, jasnowłosy i tak dalej...
...a potem wziął Tinę za rękę i zdałam sobie sprawę, że to BORYS
PELKOWSKI!!!!!!!!!!!!!!!
BORYS PELKOWSKI PRZEZ WAKACJE ZROBIŁ SIĘ SEKSOWNY!!!!!!!!!!!!!
Wiem, że to brzmi totalnie idiotycznie, ale naprawdę nie mam pojęcia, jak inaczej to
ująć. Tina mówi, że nauczyciel skrzypiec powiedział Borysowi, że będzie miał więcej siły i
będzie lepiej grał, jeśli zacznie chodzić na siłownię, a on tak zrobił i przybrał chyba z
piętnaście kilo samych mięśni.
A poza tym miał operację korygującą krótkowzroczność i nie musi już podsuwać
okularów na nosie, kiedy gra.
A poza tym pozbył się aparaciku na zębach i urósł chyba z pięć centymetrów, a może
nawet i więcej, bo teraz jest tak samo wysoki jak Lars i niemal tak samo szeroki w ramionach.
No i jeszcze w jego włosach pojawiły się te jaśniejsze pasemka - Tina mówi, że to od
słońca w Hamptons.
Poważnie, to zupełnie tak, jakby mu zrobili jakąś metamorfozę w Gejowskim oku, czy
coś takiego.
Tyle że zapomnieli o zwyczaju wtykania swetra w spodnie. I tylko po tym go
rozpoznałam. No cóż, i po tym, że nadal oddycha przez usta. Poważnie. Z rozpędu
odezwałam się:
- Cześć, a ty jak się..., BORYS?
Ale MOJE zdziwienie to było NIC w porównaniu ze zdziwieniem LILLY!
Borys powiedział:
- O, cześć dziewczyny!
Nawet jego głos się zmienił. Jest teraz jakby głębszy, jak u tego dzieciaka, który gra
Harry'ego Pottera.
Więc kiedy Lilly to usłyszała, a potem odwróciła się i go rozpoznała, jakoś tak
wciągnęła policzki, gapiła się na niego chyba z minutę...
...i bez słowa poszła do szkoły.
Ale potem zauważyłam ją w łazience dla dziewczyn, tuż przed dzwonkiem. Nałożyła
trochę błyszczyku, zmieniła okulary na szkła kontaktowe i wyjęła z włosów część spinek.
A kiedy tylko Lilly odeszła, totalnie złapałam Tinę za ramię i zawołałam:
- O MÓJ BOŻE, COŚ TY ZROBIŁA BORYSOWI????
Ale szeptem do ucha, bo nie chciałam, żeby Borys usłyszał.
Tina jednak przysięga, że ona nie miała z tym nic wspólnego. Poza tym powiedziała,
żeby nic nie wspominać przy Borysie, bo on się jeszcze totalnie nie zorientował, że się zrobił
seksowny. Tina usiłuje jego nowo nabytą seksowność utrzymać przed nim w tajemnicy, bo
obawia się, że on, jak tylko to odkryje, rzuci ją dla kogoś chudszego.
Tyle że Borys nigdy by czegoś takiego nie zrobił, bo widać, jak miłość do Tiny lśni w
jego oczach za każdym razem, kiedy na nią patrzy. Zwłaszcza teraz, kiedy nie nosi grubych
szkieł.
Jezu! Kto by się spodziewał, że człowiek może się tak przez dwa miesiące zmienić?
Chociaż, jak się nad tym zastanawiam, obawy Tiny nie są całkiem bezpodstawne, bo
teraz, kiedy zniknęła zeszłoroczna czwarta klasa, jest tu MNÓSTWO totalnie fantastycznych
dziewczyn, które są kompletnie pozbawione chłopaków. Jak Lana Weinberger, na przykład.
Nie, nie wierzę, żeby Borys KIEDYKOLWIEK poleciał na Lanę, ale totalnie widziałam, jak
już kiwała na niego palcem („Hej! chodź no tu!”), zanim zorientowała się, kto to, i zamiast
kiwać palcem, zaczęła udawać, że wkłada go sobie do gardła, jakby chciała zwymiotować na
sam jego widok.
Więc pewnie NIEKTÓRE osoby nie zmieniły się przez wakacje.
Shameeka podobno słyszała, że Lana i Josh to już totalnie przeszłość. Najwyraźniej
ich miłość nie zniosła próby oddalenia, bo Lana spędziła lato w domu swojej rodziny w East
Hampton, a Josh był w Southampton, i tych sześć dzielących ich kilometrów to było po prostu
za dużo, zwłaszcza że on wyjeżdżał na Yale jesienią, a tego lata na Long Island stringi jako
dół od bikini były szalenie modne.
Przepraszam bardzo. Sześć kilometrów to pestka. Proszę spróbować sześciu
TYSIĘCY. Bo tyle dzieli Genowię od Nowego Jorku, a Michael i ja nadal zdołaliśmy
widywać się latem.
Biedna, biedna Lana. Ależ jej współczuję. Już się rozpędziłam.. . Po raz pierwszy w
moim życiu ja mam chłopaka, a Lana nie. Może to niegodne księżniczki cieszyć się z cudzego
niepowodzenia, ale... CHA, CHA.
Jeszcze jeden plus z tego, że Josha nie ma - mogę faktycznie dostać się w tym roku do
swojej szafki, bo on i Lana nie rozpłaszczają się na niej, wsadzając sobie nawzajem języki w
gardła.
Chociaż muszę powiedzieć, że chłopak, któremu wyznaczono dawną szafkę Josha,
całkiem nieźle wygląda. Musiał tu przyjechać na wymianę uczniowską, bo nigdy przedtem go
nie widziałam. Ale nie może być uczniem drugiej klasy, bo ma cień zarostu na twarzy. O
ósmej rano. A poza tym, kiedy powiedział: „Przepraszam bardzo”, po tym jak przypadkiem
wylał trochę swojej podwójnej latte na mój but, kiedy usiłował wepchnąć sportową torbę do
szafki, miał absolutnie południowoamerykański akcent, zupełnie jak ten facet, z którym
chciała uciec Audrey Hepburn w tym filmie Śniadanie u Tifanny'ego, zanim się opamiętała
(czy, zdaniem Grandmère, oszalała).
Straszna nuda siedzieć tutaj i wysłuchiwać jednego zarządzenia po drugim. Dziś po
południu mamy apel, więc siódma lekcja będzie krótsza. A kogo to obchodzi? Pan G.
(FRANK. FRANK.) wygląda na tak samo zmęczonego, jak ja się czuję. Przysięgam, kocham
Rocky'ego każdym włókienkiem mojej duszy - nawet prawie tak jak kocham Grubego Louie -
ale co za płuca ma ten dzieciak! Poważnie, on NIE PRZESTANIE płakać, dopóki ktoś mu nie
zaśpiewa piosenki.
Co jest całkiem do zniesienia w ciągu dnia, bo odkąd obejrzałam Dogonić marzenia,
trochę się martwiłam, no, wiecie, co zaśpiewam, jeśli kiedykolwiek będę musiała wystąpić w
karaoke, żeby zarobić pieniądze na motel w podróży, tak więc obsesja Rocky'ego na punkcie
muzyki daje mi świetną okazję do ćwiczeń. Naprawdę uważam, że Milkshake opracowałam
już do perfekcji, a teraz pracuję nad Man! I Feel Like A Woman Shanii Twain.
Ale kiedy zaczyna to płakanie w środku nocy... Uh! Kocham go, ale nawet ja,
dziecioliz - a to TAK strasznie nie fair ze strony Lilly, że mnie tak nazywa, bo ja NIE zlizałam
Rocky'emu całego futerka jak ta czerwona panda na Animal Planet SWOJEMU małemu - po
prostu mam ochotę nakryć głowę poduszką i go zignorować.
Tyle że nie mogę. Bo wszyscy inni na poddaszu tak robią. Teoria mamy jest taka, że
go tylko rozpieszczamy, biorąc go na ręce i śpiewając mu, ile razy zapłacze.
Ale ja uważam, że nie płakałby, gdyby wszystko było w porządku. A jeśli na przykład
kocyk mu się zawinął wokół szyjki i on się DUSI???? Jeśli nikt nie zajrzy, żeby to sprawdzić,
do rana mógłby być MARTWY!
Więc muszę się zwlekać z łóżka i śpiewać mu najkrótszą piosenkę, jaką znam - Yes U
Can Jewel - a potem, jak tylko on zasypia, wskakuję do łóżka i usiłuję mocno zasnąć, zanim
on znów zacznie...
OOOOCH! Moja komórka właśnie zabrzęczała! To SMS od Michaela!
Miłego dnia. Całuję, M.
Wstał wcześniej tylko po to, żeby mi życzyć miłego dnia!!! Czy MÓGŁBY istnieć
lepszy chłopak?
Wtorek, 1 września, WF
Ja rozumiem, że otyłość osiąga w Stanach poziom epidemii i tak dalej. Ja wiem, że
przeciętny Amerykanin waży pięć kilo więcej, niż wynosi jego zdrowe BMI, i że wszyscy
powinniśmy więcej spacerować i mniej jeść.
Ale dajcie spokój, czy to wystarczający powód, żeby zmuszać nastoletnie dziewczyny
do PRZEBIERANIA SIĘ, a co dopiero BRANIA PRYSZNICA, na oczach innych? Moim
zdaniem absolutnie nie.
Jakby nie wystarczyło to, że muszę w ogóle CHODZIĆ na wychowanie fizyczne.
Jakby nie wystarczyło, że muszę mieć WF JAKO PIERWSZĄ LEKCJĘ Z SAMEGO RANA.
I jakby nie wystarczyło, że muszę ROZBIERAĆ SIĘ PRZY KOMPLETNIE
NIEZNAJOMYCH MI OSOBACH.
Nie, ja muszę to robić również w obecności panny Lany Weinberger. Która WF też ma
na pierwszej lekcji.
I która pozwoliła sobie na to, żeby przy wszystkich, kiedy się przebierałyśmy przed
zajęciami w kostiumy gimnastyczne, stwierdzić, że „naprawdę podobają jej się” moje majtki
z królową Amidalą - które założyłam wyłącznie na szczęście tego pierwszego dnia w szkole,
chociaż one ewidentnie już nie działają - tonem, który sugerował, że nie podobają jej się nic a
nic.
A potem chciała wiedzieć, czy Genowia przeżywa kryzys ekonomiczny, skoro
członkowie rodziny panującej kupują bieliznę w Target. Jakby wszyscy z nas mogli sobie
pozwolić na kupowanie bielizny z Agent Provocateur jak Lana i Britney Spears!
Nienawidzę jej.
Lilly powiedziała mi, żebym się nią nie przejmowała... Że Lana wkrótce „dostanie za
swoje”.
Cokolwiek by to miało znaczyć.
Wtorek, 1 września,
angielski
M... - Przecież ona jest śliczna! - Tina
Wiem! Kiedy po raz ostatni miałyśmy nauczycielkę, która nosiłaby coś innego niż
tweed?
Dokładnie! A jej włosy! I tak ładnie podkręcają się na końcach! Dokładnie tak
chciałabym się czesać. Jak Chloe w Tajemnicach Smallville.
No wiem! I te jej okulary!
Kocie oczko! Z brylancikiem! Zupełnie jak Karen O.
Kto to jest Karen O?
Liderka zespołu Yeah Yeah Yeahs.
A, fakt. Ja myślałam bardziej o Maggie Gyllenhall. Chyba raczej Gylenhaal.
Chyba to jest Gellynhaal.
O MÓJ BOŻE, IDIOTKI, TO SIĘ PISZE GYLLENHAAL!. PRZESTANIECIE,
WY DWIE, PRZESYŁAĆ SOBIE KARTECZKI I ZACZNIECIE, DO DIABŁA,
UWAŻAĆ? CHCECIE ZRAZIĆ JEDYNĄ NAUCZYCIELKĘ, KTÓRA MOŻE W
GRUNCIE RZECZY OKAZAĆ SIĘ KIMŚ, KTO NAS ZDOŁA NAUCZYĆ
CZEGOŚ RZECZYWIŚCIE POŻYTECZNEGO????? - L
Co się dzisiaj dzieje z Lilly?
Hm. Nie wiem dokładnie. PMS?
Och, jasne. Nieważne. Więc chłopak Maggie to ten, który chodził z Karen Dunst, tak?
TAK!
Taka śliczna!!!!!!!!!!!!
Wtorek, 1 września,
geometria
Dobra.
Dam sobie radę. Totalnie dam sobie radę.
Twierdzenie odwrotne:
Twierdzenie odwrotne tworzy się, kiedy zamieni się miejscami tezę i założenie.
Twierdzenie przeciwstawne:
Twierdzenie przeciwstawne tworzy się, zamieniając miejscami tezę i założenie, a
potem zaprzeczając obydwu.
Twierdzenie przeciwne:
Twierdzenie przeciwne tworzy się przez zaprzeczenie i założenia, i tezy.
A więc:
Logiczna równoważność:
Twierdzenie: jeżeli a, to b
Twierdzenie przeciwstawne: jeżeli nie b, to nie a.
Logiczna równoważność:
Twierdzenie odwrotne: jeżeli b, to a.
Twierdzenie przeciwne: jeżeli nieprawda, że a, to nieprawda, że b.
Przepraszam. CO TAKIEGO?
Dobra, jeszcze raz udało mi się dowieść, że jestem wyjątkiem od reguły. Jeśli ludzie,
którym nie idzie algebra, mają być dobrzy w geometrii, to ja powinnam być cholernym
Stephenem Hawkingiem geometrii, ale wiecie co? Ja nie rozumiem z tego ANI SŁOWA.
Poza tym, pan Harding. No, czy on mógłby być JESZCZE mniej przyjemny? Już
doprowadził Trishę Hayes do płaczu, kpiąc z jej trójkątów równoramiennych, a to przecież
prawie niemożliwe, bo ona jest jedną z przyjaciółek Lany, więc jestem całkiem pewna, że jest
żeńskim cyborgiem, jak w Terminatorze 3.
Dla mnie jest totalnie miły, ale to tylko dlatego że jeden z jego kolegów z pracy jest
moim ojczymem. A, no i jestem księżniczką, oczywiście. Czasami to zaleta, że za
człowiekiem siedzi szwedzki ochroniarz o wzroście metr dziewięćdziesiąt.
Diagram Eulera = odnieś do siebie dwa lub więcej twierdzeń przez przedstawienie ich
w formie okręgów.
Wtorek, 1 września,
francuski
No dobra. Przynajmniej mam JEDNĄ dobrą nauczycielkę. Pani Martinez jest TAKA
fajna. Bardzo miło jest mieć nauczyciela na tyle do nas zbliżonego wiekiem, że zna się na
takich rzeczach jak bransoletki z gumy imitującej drut kolczasty i The OC.
Kiedy pani Martinez zbierała nasze wypracowania o tym, jak spędziliśmy lato,
powiedziała:
- I chcę tylko, żebyście wiedzieli, że możecie do mnie przychodzić ze wszystkimi
pytaniami, nie tylko dotyczącymi angielskiego. Naprawdę chcę poznać was wszystkich jako
LUDZI, nie tylko moich uczniów. Więc jeśli jest cokolwiek - cokolwiek - o czym chcecie
porozmawiać, to zapraszam na rozmowę. W mojej klasie będzie panowała polityka otwartych
drzwi, a ja zawsze znajdę dla was czas.
Heej! Nauczycielka z LiAE, która nie znika w pokoju nauczycielskim w tej samej
minucie, w której kończy się lekcja? Niewiarygodne!
Ja się tylko zastanawiam, jak długo pani Martinez zdoła utrzymać tę swoją politykę
otwartych drzwi, bo kiedy wychodziłam, zauważyłam chyba z dziesięć osób, które leciały do
jej stolika porozmawiać o swoich prywatnych problemach. Lilly była totalnie pierwsza w
kolejce.
Mam nadzieję, że pani Martinez doradzi Lilly, żeby sobie odpuściła tego całego
Borysa. Nie chciałam nic mówić Tinie, ale to właśnie transformacja jej chłopaka w
seksownego faceta sprawiła, że Lilly dzisiaj dostaje kota, nie żadne PMS, jak wyjaśniłam
Tinie. Człowiek musi się paskudnie czuć, kiedy chłopak, którego się rzuciło, przeistacza się
na twoich oczach w Orlanda Blooma.
To znaczy, gdyby Orlando nie miał za grosz wyczucia stylu i oddychał przez usta.
Mam nadzieję, że Lilly nie zmęczy zanadto pani Martinez, która powinna jeszcze
sprawdzić dzisiaj nasze wypracowania. Bo jestem pewna, że kiedy przeczyta moje, będzie
chciała pokazać je jakiemuś agentowi literackiemu czy komuś takiemu i załatwić mi kontrakt
na powieść. Wiem, piętnaście lat to dość młody wiek, jak na umowę na kilka książek ze
znanym wydawnictwem, ale przecież z rolą księżniczki radzę sobie całkiem nieźle. Jestem
pewna, że mogłabym sobie poradzić z napisaniem paru powieści.
Mia! Ta nowa osoba, drugi rząd od drzwi, trzeci stolik. Chłopak czy dziewczyna ? -
Shameeka.
Chłopak. Nosi spodnie!
Eej, ja też. Zapomniałam dziś rano ogolić nogi.
Och. OCH.
Taa. Widzisz, o co mi chodzi?
No dobra, a jak on/ona ma na imię?
Perin. A przynajmniej tak powiedziała mademoiselle Klein, kiedy odczytywała listę.
Perin to imię męskie czy żeńskie?
Nie wiem. Dlatego ciebie pytam.
Czekaj, nie uważałam, kiedy czytała listę. Mademoiselle powiedziała: „Perę” czy
„Periin „? Bo jeśli to dziewczyna, to po francusku byłoby „ Periin”, prawda ?
Taa, ale mademoiselle Klein nie czyta listy po francusku. Po prostu powiedziała: „Perin „po
angielsku, bez akcentu.
Innymi słowy:.. mamy zagwozdkę.
Totalnie. Chciałam tylko spytać, czy mogę myśleć, że jest fajny, czy nie.
Dobra. Wiem, co zrobimy. Będziemy mieć na niego/nią oko i zobaczymy, do której
łazienki pójdzie przed lunchem. Bo wszyscy chodzą do łazienki przed lunchem nałożyć
błyszczyk.
Chłopcy nie.
Dokładnie. Jeśli nie pójdzie do łazienki, to jest chłopakiem, a wtedy może ci się
podobać.
A jeśli jest dziewczyną, która nie używa błyszczyku?
Uh! Tajemnice są fajne w książkach, ale w prawdziwym życiu są trochę męczące.
Wtorek, 1 września,
RZ
DLACZEGO? DLACZEGO DLACZEGO DLACZEGO myślałam, że w tym roku
będzie lepiej niż w zeszłym - mimo braku Michaela pod ręką? Dlaczego się cieszyłam, że
nareszcie Lana i Josh nie będą się obściskiwać przed moją szafką?
Bo rzecz w tym, że kiedy Josh się tu kręcił, Lana miała ZAJĘCIE, i nie szukała tak
aktywnie celów, które mogłaby zniszczyć.
Ale teraz, kiedy ona nie ma żadnego mężczyzny, dysponuje mnóstwem wolnego
czasu, żeby mnie znów dręczyć. Jak dzisiaj na lunchu, na przykład.
W ogóle to wszystko moja wina, bo byłam zachłanna i stanęłam w kolejce po drugi
sandwicz lodowy. Naprawdę, jeden sandwicz lodowy powinien wystarczyć dziewczynie o
mojej tuszy.
Ale coś mi nie smakowała sałatka z trzech rodzajów fasoli. Można by pomyśleć, że
przy tych wszystkich pieniądzach, które zarząd zainwestował w kamery ochrony przed
szkołą, chociaż TROCHĘ dorzucą stołówce, żebyśmy mogli dostać do jedzenia coś
przyzwoitego, poza mrożonymi produktami mlecznymi. Ale nie. Wydaje się, że Lilly ma tu
rację: najwyraźniej wykrycie, kto gasi papierosy na łbie Joego, jest ważniejsze niż
dostarczenie uczniom zdrowych i smacznych posiłków.
Tak więc stałam tam i czekałam na swojego lodowego sandwicza, kiedy ktoś za mną
wymówił moje imię. Obejrzałam się i zobaczyłam Lanę z Trishą Hayes, która chyba już
doszła do siebie po zjadliwych uwagach pana Hardinga - przynajmniej na tyle, że znów
zapragnęła napawać się widokiem mojego upokorzenia.
- No, Mia - powiedziała Lana, kiedy zrobiłam ten błąd i się obejrzałam. - Nadal
chodzisz z tym facetem? No, wiesz, z tym Michaelem z tej kapeli?
Powinnam była wiedzieć, oczywiście. Że Lana nie usiłuje nadrobić tych wszystkich
lat, kiedy była wobec mnie wredna. Powinnam była po prostu odłożyć tego lodowego
sandwicza i wyjść z tej kolejki, natychmiast.
Ale pomyślałam sobie: nie wiadomo, może jej przykro za tę poranną uwagę w szatni
na temat bielizny. Pomyślałam - nie pytajcie mnie, dlaczego - że może Lana też się naprawdę
przez wakacje zmieniła, zupełnie jak Borys. Tylko wewnętrznie, w środku.
Powinnam była wiedzieć, że coś takiego nie jest możliwe, bo żeby przeżyć taką
odmianę serca, Lana najpierw W OGÓLE musiałaby mieć serce, a ona go ewidentnie NIE
MA, bo kiedy powiedziałam ostrożnie:
- Tak, Michael i ja nadal ze sobą chodzimy...
Ona się odezwała:
- A on nie jest teraz na studiach?
A ja odparłam:
- Taa. Studiuje na Columbii. - Dość dumnie, bo MÓJ chłopak zdecydował się iść na
uniwersytet, który jest w tym samym STANIE, w którym mieszkam, w przeciwieństwie do
byłego Lany.
- No, a robiliście już to? - rzuciła od niechcenia tonem tak zwyczajnym, jakby chciała
się dowiedzieć, u kogo robię pasemka.
A ja spytałam:
- Robiliśmy co? - bo PRZYSIĘGAM, nie miałam pojęcia, o czym ona mówi. No bo,
kto PYTA ludzi o takie rzeczy????
A Lana powiedziała:
- TO, ty idiotko - i popatrzyła na Trishę, a potem obie zaczęły się histerycznie śmiać.
I wtedy zrozumiałam, o czym ona mówi.
Przysięgam, CZUŁAM, jak twarz mi się oblewa czerwienią. Poważnie. Zrobiła się tak
czerwona jak lakier do paznokci Lany. I zanim zdołałam ugryźć się w język, powiedziałam:
- NIE, OCZYWIŚCIE, ŻE NIE!
Takim bardzo zaszokowanym tonem.
Bo BYŁAM bardzo zaszokowana. Dajcie spokój, nie rozmawiam o tym nawet ze
swoimi najlepszymi PRZYJACIÓŁKAMI. A już na pewno nigdy bym się nie spodziewała, że
będę omawiać ten temat ze ŚMIERTELNYM WROGIEM. W KOLEJCE DO KASY.
Ale zanim zdążyłam się otrząsnąć z paraliżującego zdumienia, Lana mówiła dalej:
- No cóż, jeśli chcesz go przy sobie utrzymać, to lepiej się pospiesz - powiedziała, a
Trisha za nią chichotała. - Bo faceci na studiach oczekują, że ich dziewczyny będą TO
ROBIĆ.
Faceci na studiach oczekują, że ich dziewczyny będą TO ROBIĆ.
To właśnie powiedziała do mnie Lana. W KOLEJCE DO KASY.
A potem, kiedy tak stałam i gapiłam się na nią w totalnym i kompletnym przerażeniu,
dodała:
- Kupujesz to czy będziesz tutaj tak sterczała?
Wtedy zdałam sobie sprawę, że kolejka posunęła się do przodu, a ja stoję przed kasą z
sandwiczem lodowym, który rozpuszcza mi się w ręku.
Wręczyłam kasjerce dolara i wróciłam do swojego stolika, do Lilly i Borysa, i Tiny, i
Shameeki, i Ling Su, i po prostu siedziałam tam bez słowa, dopóki nie zadzwonił dzwonek.
A nikt nawet nic nie zauważył.
Studenci oczekują, że ich dziewczyny będą TO ROBIĆ.
Czy to może być prawda? Fakt, widziałam mnóstwo filmów i seriali telewizyjnych, z
których wynikało, że faceci na studiach oczekują, że ich dziewczyny będą to robić. Na
przykład Fraternity Life i Spring break na MTV. I Zemstę frajerów.
Ale faceci w tych filmach mieli dziewczyny, które też były studentkami. Żaden z nich
nie chodził z uczennicą drugiej licealnej. Która wkrótce zawali geometrię. I tak się składa, że
jest księżniczką pewnego małego europejskiego księstwa. I ma ochroniarza wzrostu metr
dziewięćdziesiąt.
O mój Boże, czy Michael chce ze mną uprawiać SEKS??? TERAZ????
Naturalnie, zakładałam, że PEWNEGO DNIA będziemy uprawiali seks. Ale sądziłam,
że ten PEWIEN DZIEŃ to jeszcze bardzo, bardzo odległa przyszłość. Tak samo odległa jak
chwila, kiedy wyruszymy razem na morze powstrzymywać statki wielorybnicze, działając z
ramienia Greenpeace. Bo prawdę mówiąc, do drugiej bazy dotarliśmy tylko RAZ, na balu
maturalnym, i jestem całkiem pewna, że to w ogóle stało się przypadkiem, i ja nawet nic nie
CZUŁAM, bo mój stanik bez ramiączek miał w sobie o wiele za dużo metalowych
elementów.
Mam rozumieć, że przez cały ten czas powinnam była szykować się do ROBIENIA
TEGO? Bo ja NIE jestem gotową TEGO ROBIĆ. Nie wydaje mi się. Ja nawet nie chciałam,
żeby Michael mnie zobaczył w KOSTIUMIE KĄPIELOWYM, a co dopiero NAGĄ.
O MÓJ BOŻE!!!! On mnie wczoraj wieczorem zaprosił, żebym przyszła w sobotę i
zobaczyła, jak on i Doo Pak urządzili sobie pokój w akademiku!!!!
A JEŚLI TO BYŁO W GRUNCIE RZECZY ZAPROSZENIE, ŻEBYM PRZYSZŁA I
TO Z NIM ZROBIŁA, A JA NAWET SIĘ NIE ZORIENTOWAŁAM, BO JESTEM TAKA
NIEOBYTA W KWESTIACH MIŁOŚCI?????
Co ja mam z tym wszystkim zrobić? Naprawdę potrzebuję z kimś pogadać. Ale Z
KIM? Nie mogę porozmawiać z Lilly, bo Michael to jej BRAT. I nie mogę porozmawiać z
Tiną, bo ona już mi powiedziała, że najcenniejszym darem, jaki kobieta może dać
mężczyźnie, jest kwiat jej dziewictwa, i dlatego zachowuje swój dla księcia Williama,
któremu wolno poślubić wyłącznie dziewicę.
Mówi, że zadowoli się oddaniem swojego kwiatu Borysowi, o ile ta sprawa z księciem
Williamem nie wyklaruje się do czasu, kiedy zbliży się nasz własny bal maturalny.
Nie porozmawiam o tym z moją MATKĄ, bo ona już i tak ledwie może się
skoncentrować na rzeczach, na których POWINNA się koncentrować - na przykład na
wychowaniu mojego brata - i lepiej żeby jej nie rozpraszała nastoletnia córka pragnąca
porozmawiać o seksie.
Zresztą wiem, co ona zrobi: zamówi mi wizytę u swojego ginekologa. Przepraszam,
ale... UH!
I najwyraźniej nie mogę powiedzieć ani słowa tacie, bo on by po prostu załatwił
zbrojny zamach na Michaela w wykonaniu Książęcej Gwardii Genowiańskiej.
A Grandmère tylko pogłaskałaby mnie po głowie, a potem opowiedziała o tym
wszystkim swoim znajomym.
No to kto mi pozostaje? Powiem wam, kto:
MICHAEL. Będę musiała porozmawiać z MICHAELEM o uprawianiu seksu z
MICHAELEM.
Czy ja OSZALAŁAM??? Nie mogę rozmawiać z CHŁOPAKIEM o SEKSIE!!!! A
zwłaszcza nie z TYM CHŁOPAKIEM!!!!
CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ???????
O mój Boże, chyba dostanę ataku serca. Poważnie. Serce mi wali chyba z milion razy
na minutę i o mało nie eksploduje w piersi. Chyba będę musiała pójść do pielęgniarki. Chyba
będę musiała...
Pani Hill właśnie zapytała mnie, czy się dobrze czuję. Ponieważ to pierwszy dzień
szkoły, udaje, że naprawdę zamierza w tym roku mieć nas na uwadze. Kazała nam wszystkim
wypełnić formularz zaczynający się od pytania o nasze cele na ten rok. No, wiecie, na tych
zajęciach. Zerknęłam na to, co napisał Borys, a tam stało: „Nauczyć się na pamięć
skrzypcowego koncertu a - moll Antoniego Dworzaka i zdobyć nagrodę Grammy, jak mój
idol, Joshua Bell”.
Szczerze, nie wydaje mi się, że to realistyczny cel. Ale Borys jest teraz niemal tak
seksowny jak Joshua Bell, więc może to się naprawdę da zrobić. O ile seksowność liczy się
dla jurorów Grammy.
Usiłowałam spojrzeć na cele Lilly, ale jest bardzo tajemnicza. Zasłoniła kartkę ręką i
powiedziała:
- Odsuń się, dzieciolizie.
Bardzo niegrzecznym tonem.
Wątpię, czy byłaby taka wredna, gdyby wiedziała, jaka burza emocjonalna szaleje
teraz we mnie w związku z przyszłością mojego związku z jej bratem.
Ponieważ nie wiem, jak określić swój cel - nie wiem nawet, dlaczego znalazłam się
NA tych zajęciach w tym semestrze - zapisałam tylko: „Napisać powieść i nie zawalić
geometrii”.
W głowie mi się nie mieści, pani Hill zauważyła, że mam atak serca! Zwykle nigdy
niczego nie zauważała. No cóż, to dlatego że zawsze siedziała w pokoju nauczycielskim.
Nieważne.
Powiedziałam jej, że nic mi nie jest.
Ale prawda jest taka, że chyba już nigdy nie dojdę do siebie, przez Lanę.
Wtorek, 1 września, wychowanie obywatelskie
TEORIE RZĄDU: Teoria boskiego nadania - powstanie rządu jest interwencją sil
boskich w sprawy ludzkie. Sprawy religijne i świeckie przeplatały się. Ludzie o wiele mniej
chętnie krytykowali władzę nadaną przez Boga.
W cywilizacji chrześcijańskiej królowie utrzymywali, że z błogosławieństwem Kościoła
monarcha stawał się prawowitym władcą.
Hm, cóż... Poza Genowią, gdzie król Włoch, a nie Bóg, dał tron mojej przodkini
Rozagundzie ze względu na odwagę, jaką wykazała się na polu bitwy. Czy raczej w sypialni,
bo to tam zabiła śmiertelnego wroga swojego ludu, Alboina. Dobrze wiedzieć, że
przynajmniej jeden członek mojej rodziny wykazał się w sypialni, bo mam uczucie, że ja będę
w tym względzie poważnie upośledzona, jako że nawet nie lubię patrzeć na SIEBIE nagą, a
co dopiero pozwolić komukolwiek INNEMU patrzeć na mnie.
John Locke, siedemnastowieczny filozof, sprzeciwiał się teorii boskiego nadania. On i
inni twierdzili: rządy są uprawnione tylko w takim stopniu, w jakim opierają się na zgodzie
ludu na bycie rządzonym.
Ha! Brawo, panie Johnie Locke! Plaga na was wszystkich, królowie i faraonowie,
którzy w kółko powtarzaliście, że to BÓG osadził was na tronie! POWIEM WAM TO W
TWARZ!!!!
Wtorek, 1 września, geografia
Świetnie. Jakbym już i tak nie miała podłego dnia. Zgadnijcie, z kim muszę siedzieć
na tych lekcjach w tym semestrze? No cóż, pomyślmy, jaka litera w alfabecie pojawia się tuż
przed T? No właśnie. S. Kenny Showalter.
Poważnie. Czy ja dzisiaj wlazłam w jakąś złą karmę, czy CO?
Najwyraźniej Borys nie jest jedyną osobą, która urosła przez lato. Kenny też wyrósł z
pięć centymetrów. Tyle że Kenny nie chodził na żadną siłownię i nie ćwiczył. Więc wygląda
zupełnie jak Strach na wróble z Czarnoksiężnika z krainy Oz, a nie jak Legolas.
Minus spiczaste uszy, oczywiście.
Ale w przeciwieństwie do Stracha na wróble, Kenny faktycznie ma mózg. Więc
pamięta aż za dobrze, jak ze sobą chodziliśmy. I że ja go rzuciłam dla Michaela. No cóż,
technicznie rzecz biorąc, to on MNIE rzucił. O którym to fakcie bardzo lubi mi przypominać.
Przed chwilą powiedział:
- Mia, mam nadzieję, że umiesz przejść do porządku dziennego nad swoimi
osobistymi uczuciami do mnie i pozwolisz nam pracować wspólnie w sposób profesjonalny w
tym semestrze.
Powiedziałam, że chyba umiem. Rzecz w tym, że gdybym nadal chodziła z Kennym, a
Lana powiedziałaby coś o tym, że on się spodziewa, że ja z nim będę TO ROBIĆ,
zaśmiałabym jej się w twarz.
Ale z Michaelem to inna historia.
Z drugiej strony, co Lana w ogóle wie o chłopakach ze studiów? Przecież nawet z
żadnym nie chodziła! Może totalnie się mylić co do Michaela. TOTALNIE SIĘ MYLIĆ.
Że też wcześniej na to nie wpadłam. Mogłabym jej powiedzieć jeszcze w kolejce.
Kenny przed chwilą zapytał mnie, czy zamierzam tak przez cały semestr, na każdej
geografii, pisać w pamiętniku, a potem czekać, aż on odwali za mnie całą robotę, tak jak
odwalał wtedy, kiedy byliśmy partnerami w laboratorium na biologii w zeszłym roku.
Przepraszam bardzo. Chyba ktoś tu usiłuje pisać historię na nowo. Ja NIE pisałam w swoim
pamiętniku na biologii w zeszłym roku.
No cóż, dobra, może i pisałam. Ale to Kenny ZAPROPONOWAŁ,
że zrobi za mnie całą robotę w laboratorium. A później ją opisze. Bo wiecie,
on LUBI takie rzeczy. I jest w nich dobry.
Gdyby wszyscy zechcieli się po prostu zająć tym, co robią dobrze, ten świat byłby o
wiele lepszym miejscem.
Chyba lepiej przestanę pisać, jeszcze Kenny pomyśli, że go wykorzystuję. I wtedy
może będzie się spodziewał, że z nim TO ZROBIĘ, żeby mu za to wynagrodzić.
UUUUUUUUGGGGGGGGHHHHHHHHH!!!!!!!
MECHANIKA ORBITALNA:
Systematyczne,
długoterminowe zmiany
1. Kształt orbity to nie zwykły okrąg - ekstremalna elipsa przez 100
000 lat
2. Kąt nachylenia osi waha się - wynosi od 22 stopni do 24 stopni,
30 do 48 400 lat
3. Precesja - 21 000 lat
WF: nic do domu
Geometria: ćwiczenia, strony 11 - 13
Angielski: strony 4 - 14, Podstawy stylistyki
Francuski: écrivez une historie
RZ: nie dotyczy
Wychowanie obywatelskie: Co jest podstawą teorii rządu z nadania
boskiego?
Geografia: rozdział 1, definicja perygeum/apogeum
Wtorek, 1 września, apel
Naprawdę, trzeba by wprowadzić jakąś poprawkę do konstytucji, zabraniającą
organizowania szkolnych apeli.
Bo nie tylko są strasznym marnowaniem czasu (ile można słuchać żałosnych
opowieści jakiegoś sparaliżowanego idioty, który po pijanemu siadł za kierownicą, i teraz
przestrzega nas, żebyśmy tego nie robili? Hej, my to WIEMY), ale zaczynam też uważać, że
te apele to tylko wymówka dla nauczycieli, żeby wykręcić się od lekcji. Normalnie
widziałam, jak przed chwilą pani Hill wymykała się z papierosem za drzwi sali
gimnastycznej. Zdaje się, że dziedziniec przed szkołą nie jest jedynym miejscem, gdzie
potrzebne są kamery.
No i przecież wiadomo, że kiedy stłoczy się tysiąc nastolatków w jednym
pomieszczeniu, na pewno będą problemy. Dyrektor Gupta już musiała krzyknąć na
dziewczyny ze starszej drużyny lacrosse'a, bo rzucały szwedzkimi rybkami w tych z Klubu
Dramatycznego, którzy akurat tym razem nie robili niczego złego. Poza tym że, no wiecie,
wyglądali dziwacznie z włosami pofarbowanymi na czarno i kolczykami w twarzach.
I widziałam też paru członków Klubu Komputerowego, którzy przed chwilą
przemykali się za trybunami. Mieli takie miny, że mogę je opisać wyłącznie jako diaboliczne.
Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że rozpakowują tam swojego robota - zabójcę i
programują go, żeby sterroryzował świat.
Dyrektor Gupta mówi nam, jak bardzo się cieszy, że wszystkich nas ma tu z
powrotem. Lilly właśnie podniosła rękę. Dyrektor Gupta:
- Nie teraz, Lilly.
I dalej mówi. Lilly siedzi obok mnie i mruczy coś pod nosem.
Tina, po mojej drugiej ręce, gra w szubienicę z Borysem. Na razie zgadła tylko literę E
i już zarobiła głowę i tułów. Miejsca ma takie:
_ _ _ _ _ _ _
E
_ _
W głowie mi się nie mieści, że nie zgadła. Ale nie pomagam. Bo to, co ona robi z
własnym chłopakiem, to tylko jej sprawa. Zupełnie tak, jak to MOJA sprawa, co robię ze
SWOIM chłopakiem. A przynajmniej BYŁABY to moja sprawa, gdybym, w gruncie rzeczy,
cokolwiek z nim robiła. A nie robię. Co jest najwyraźniej ogromnym problemem, który musi
doprowadzić do tego, że on ze mną zerwie dla jakiejś dziewczyny z uniwersytetu, która
BĘDZIE to z nim robiła.
ALE dlaczego NIE MIAŁABYM z nim Tego Robić? Ludzie To Robią bez przerwy.
Przecież nie byłoby mnie tutaj, gdyby moja mama i tata nie...
Och, świetnie, teraz zbiera mi się na rzyganie. Czemu musiałam o tym pomyśleć? O
mojej mamie i tacie, którzy To Robią! Ugh. Ugh, ugh, ugh, ugh, ugh, ugh. To nawet gorsze
niż myśl o mojej mamie i panu G.
No dobra, teraz to już TOTALNIE się porzygam. UUUGGGHHH!!!!!!!!!!!!!
A teraz dyrektor Gupta opowiada o cudownych zajęciach pozalekcyjnych, jakie są
prowadzone w Liceum imienia Alberta Einsteina, i jak to wszyscy powinniśmy próbować z
nich skorzystać. Lilly znów podniosła rękę, a dyrektor Gupta znowu:
- Nie teraz, Lilly.
Nikt inny nie zwraca uwagi. Tina zgadła drugą literę. Teraz to wygląda tak:
_ _ _ _ _ A _ E _ _
Ale Borys dodał dwa ramiona do swojego wisielca. Czemu Tina nie spróbuje litery L?
To jest takie męczące.
Teraz dyrektor Gupta przedstawia różne kółka uczniowskie, żeby pokazać, ile
możliwości oferuje LiAE. Okazuje się, że ten nowy facet, któremu wyznaczono szafkę Josha i
który wylał mi latte na but, jest uczniem na wymianę z Brazylii, o nazwisku Ramon Riveras.
Będzie w drużynie piłki nożnej.
No to się wszystkie kibicki ucieszą. Zwłaszcza jeśli po wygranym meczu będzie
ściągał koszulkę i wymachiwał nią nad głową, jak to zwykle robił Josh.
Ramon siedzi z Laną i Trishą, i całą resztą osób popularnych. Skąd wiedział? No
skąd? On nawet nie jest z tego KRAJU. Skąd wiedział, kto w ogóle jest popularny, a co
dopiero, że sam do takich osób należy i powinien z nimi siedzieć? Czy to jest coś, z czym
ludzie popularni się rodzą? Coś, co wewnętrznie wyczuwają?
Teraz dyrektor Gupta mówi o samorządzie szkolnym i o tym, że wszyscy powinniśmy
chcieć w nim działać i że to taka wspaniała okazja, żeby wykazać się uczniowską
aktywnością, i jak to potem dobrze wygląda w papierach. Mówi o tym tak, jakby ktokolwiek,
kto chce działać w samorządzie, mógł zgłosić swoją kandydaturę i wygrać. A to taka bzdura,
bo przecież każdy wie, że tylko popularni ludzie wygrywają wybory do samorządu szkolnego.
Lilly kandyduje co rok i nigdy, ani razu nie wygrała. W zeszłym roku osoba, która ją pobiła,
nawet nie była inteligentna. Nie, w zeszłym roku została pokonana z kretesem przez Nancy di
Blasi, kapitan starszej drużyny czirliderek (i wzór dla Lany Weinberger w dążeniu do zła),
dziewczynę, która dużo więcej czasu poświęcała na organizowanie kiermaszy z wypiekami,
żeby czirliderki mogły zarobić na bardzo im potrzebną wycieczkę do parku tematycznego Six
Flags, niż na próby przeforsowania konkretnych reform.
- Czy mamy jakieś nominacje na przewodniczącego samorządu? - Chce wiedzieć
dyrektor Gupta.
Lilly podnosi rękę. Dyrektor Gupta totalnie ją ignoruje.
- Ktoś się zgłasza? - powtarza. - No śmiało?
Tina właśnie powiedziała do Borysa:
- Hm, zaraz, niech się zastanowię. Czy tu jest Y?
- Och, na litość boską - nie wytrzymałam. Może to nadchodzące zagrożenie defloracją.
A może po prostu to, że sama nie mogę już grać w szubienicę na szkolnych apelach z miłością
mojego życia. W każdym razie powiedziałam: - To JOSHUA BELL, okej? JOSHUA BELL!
Tina mówi:
- Ooooch! Masz rację!
Ramon Riveras się śmieje. Lana szepcze mu coś do ucha.
Lilly wymachuje ręką jak szalona. Tylko ona podniosła rękę. Dyrektor Gupta nie ma
innego wyjścia i mówi:
- Lilly. Omawiałyśmy to w zeszłym roku. Nie możesz nominować samej siebie na
przewodniczącą samorządu szkolnego. Ktoś inny musi cię zgłosić.
Lilly wstaje i z jej ust padają słowa:
- Nie nominuję samej siebie w tym roku. NOMINUJĘ MIĘ THERMOPOLIS!!!
Wtorek, 1 września, w limuzynie
w drodze do hotelu Plaza
Dlaczego ja w ogóle się z nią przyjaźnię?
Wtorek, 1 września, hotel Plaza
Pierwsza lekcja dworskiej etykiety w nowym roku szkolnym i - dzięki Bogu -
Grandmère wisi na telefonie. Właśnie pstryknęła na mnie palcami i pokazała mi stolik do
kawy na środku apartamentu. Podeszłam tam i znalazłam na nim pełno faksów, listów z
zażaleniami od różnych członków francuskich stowarzyszeń naukowych i Instytutu
Oceanograficznego z Monako.
Ha. Chyba się trochę wściekli o te ślimaki.
Wielka mi rzecz? Jakbym nie miała POWAŻNIEJSZYCH problemów niż paru
wściekłych biologów morskich. Teraz, kiedy okazało się, że jeśli chcę zatrzymać przy sobie
chłopaka, będę musiała To Zrobić. A jakby tego było mało, zostałam nominowana na
PRZEWODNICZĄCĄ SAMORZĄDU SZKOLNEGO.
Poważnie, nie mam pojęcia, co tę Lilly napadło. Czy ona NAPRAWDĘ wyobrażała
sobie, że ja po prostu będę tam sobie siedzieć i myśleć: Przewodnicząca samorządu
szkolnego? Och, oczywiście. Jasne. Bo wiecie, jestem jedyną dziedziczką tronu całego
zagranicznego księstwa. Przecież nie mam nic innego do roboty.
NO NIE!!! Złapałam ją z całej siły za rękę, pociągnęłam, żeby usiadła, i wydarłam się,
ale pod nosem:
- LILLY, CO TY, DO DIABŁA, WYPRAWIASZ????
No tak, oczywiście, wszystkie głowy w całej sali gimnastycznej zwróciły się w naszą
stronę i wszyscy się na nas gapili, Perin i Ramon Riveras też. I facet, który nienawidzi, kiedy
dodają kukurydzę do chilli, chociaż myślałam, że on już skończył szkołę. Ale widać nie.
- Nie martw się - odszepnęła Lilly. - Mam plan.
Najwyraźniej częścią planu Lilly było bardzo mocne kopnięcie w kostkę Ling Su,
która pisnęła:
- Hm, ja popieram, pani dyrektor.
Bo dyrektor Gupta spytała takim stropionym głosem:
- Czy ktoś... hm... Popiera tę kandydaturę?
Nie mogłam uwierzyć. To było jak zły sen, tylko jeszcze gorsze, bo w moich
koszmarach nigdy nie pojawia się facet, który nienawidzi kukurydzy w chilli.
- Ale ja... - zaczęłam protestować, ale wtedy Lilly kopnęła MNIE naprawdę mocno w
kostkę.
- Panna Thermopolis przyjmuje nominację! - zawołała Lilly do dyrektor Gupty.
Która totalnie nie wyglądała, jakby uwierzyła. Ale i tak powiedziała:
- No cóż, Mia, skoro tak uważasz...
Wcale nie czekając na moją odpowiedź.
I zanim się zorientowałam, co się dzieje, Trisha Hayes skoczyła na równe nogi i
wołała:
- Nominuję Lanę Weinberger na przewodniczącą samorządu szkolnego!
- Proszę, jak miło - powiedziała dyrektor Gupta, kiedy Ramon Riveras poparł
kandydaturę Lany wystawioną przez Trishę - ale dopiero kiedy Lana dała mu sójkę w bok
łokciem... Dość mocno, jak widziałam z mojego miejsca. - Czy uczniowie pozostałych klas
chcą zgłosić jakieś kandydatury? Nie? Odnotuję sobie waszą apatię. No dobrze. Mia
Thermopolis i Lana Weinberger zostały nominowane na przewodniczącą samorządu
szkolnego. Moje panie, mam nadzieję, że przeprowadzicie porządne i uczciwe kampanie
wyborcze. Głosowanie odbędzie się w przyszły poniedziałek.
I tyle. Kandyduję na przewodniczącą samorządu szkolnego. Przeciwko Lanie
Weinberger.
Moje życie się skończyło.
Lilly powtarza mi, że nie. Lilly powtarza, że ma jakiś plan. Chociaż kontrkandydatury
Lany ten plan nie przewidywał.
- Nie mogę uwierzyć - powiedziała Lilly, kiedy wychodziłyśmy ze szkoły po apelu. -
No bo wiesz, ona to robi, tylko dlatego że jest zazdrosna.
Ale Lilly mówi, że to nie ma znaczenia, bo wszyscy nienawidzą Lany, więc nikt nie
będzie na nią głosował.
To NIEPRAWDA, że wszyscy nienawidzą Lany. Lana to jedna z najpopularniejszych
dziewczyn w szkole. WSZYSCY będą na nią głosować.
- Mia, ty masz czyste i dobre serce - powiedział do mnie Borys. - Ludzie, którzy mają
czyste i dobre serce, zawsze pokonują zło.
Hm, taa. W książkach takich jak Władca Pierścieni, na litość boską.
A fakt, że jestem taka czysta? Pewnie właśnie dlatego niedługo stracę chłopaka.
I moim zdaniem jest wiele przykładów w historii, że ludzie, którzy ewidentnie NIE
mieli dobrego serca, raczej wygrywali, niż przegrywali wybory.
- Nie będziesz musiała nawet palcem kiwnąć - powiedziała Lilly, kiedy Lars pomagał
mi wsiąść do limuzyny. - Ja będę menedżerem twojej kampanii. Zajmę się wszystkim. I nic
się nie martw. Mam plan!
Nie wiem, czemu Lilly sądzi, że te jej ciągłe zapewnienia zdołają mnie pocieszyć. W
gruncie rzecz jest dokładnie odwrotnie.
Grandmère właśnie odwiesiła słuchawkę.
- No cóż... - mówi. Pije już drugiego sidecara, odkąd tu weszłam. - Mam nadzieję, że
jesteś zadowolona. Cały region Morza Śródziemnego zjednoczył się przeciwko tobie po tej
niedorzecznej akcji, którą przeprowadziłaś ze swoimi przyjaciółmi.
- Nie cały. - Znalazłam dwa pełne wyrazów poparcia faksy w stosie na stole i podałam
jej.
- Pfuit! - parsknęła Grandmère za cały komentarz. - A kogo obchodzi opinia jakichś
tam rybaków? Trudno ich uznać za ekspertów w tej sprawie.
- Tak - powiedziałam. - Ale tak się składa, że to GENOWIAŃSCY rybacy. Moi
rodacy. A czy nie jest moim pierwszym obowiązkiem dbanie o interesy mojego ludu?
- Nie, jeśli naraża to na szwank dyplomatyczne relacje z sąsiadami. - Grandmère tak
mocno zaciska wargi, że niemal znikają. - To był premier Francji i powiedział...
Dzięki Bogu, że telefon znów zadzwonił. To nawet imponujące. Gdybym wiedziała, że
wrzucenie dziesięciu tysięcy ślimaków do Zatoki Genowiańskiej pomoże mi się wykręcić od
lekcji etykiety, już dawno bym to zrobiła.
Chociaż trochę przykro, że wszyscy tak się wściekli.
Jezu. No cóż, oczywiście, typowe dla Francuzów. Ale kto by pomyślał, że biolodzy
morscy są tacy PRZEWRAŻLIWIENI?
A zresztą, co ja miałam robić, siedzieć bezczynnie i POZWALAĆ, żeby te zabójcze
algi zniszczyły podstawę utrzymania rodzin, które od setek lat zarabiają na życie
rybołówstwem? Nie wspominając o niewinnych stworzeniach, takich jak foki i morświny,
których zwykłe przetrwanie zależy od łatwego dostępu do krasnorostów morskich, które
Caulerpa taxifolia bezwzględnie niszczą? Czy naprawdę komuś się zdaje, że JA mogłabym
dopuścić do totalnej katastrofy ekologicznej, i to pod moim nosem, w mojej własnej zatoce -
JA, Mia Thermopolis? - skoro znam sposób - chociaż tylko teoretycznie - żeby jej zapobiec?
- Dzwonił twój ojciec - powiedziała Grandmère, kiedy już z trzaskiem odłożyła
słuchawkę. - Jest bardzo zmartwiony. Właśnie dowiedział się od Muzeum Oceanograficznego
i Akwarium w Monako, że najwyraźniej część twoich ślimaków przedostała się do ICH
zatoki.
- I dobrze.
W sumie nawet podoba mi się ta ekologiczna rebelia. Odwraca moją uwagę od innych
spraw. Na przykład od tego, że mój chłopak mnie rzuci, jeśli nie ulegnę. I tego, że obecnie
kandyduję - przeciwko najpopularniejszej dziewczynie w szkole! - na przewodniczącą
samorządu.
- Dobrze? - Grandmère zerwała się ze swojego fotela tak szybko, że totalnie zwaliła
Rommla na ziemię. Na szczęście Rommel przywykł już do takiego traktowania i nauczył się
lądować na cztery łapy, jak kot. - Dobrze? Amelio, nie zamierzam udawać, że cokolwiek z
tego rozumiem, z całego tego zamieszania wokół małej roślinki i paru ślimaków. Ale
myślałam, że ze wszystkich ludzi na świecie TY będziesz wiedziała, że - wzięła do ręki jeden
z faksów i głośno odczytała: - „Wprowadzenie nowego gatunku do środowiska może
spowodować katastrofalne skutki”.
- Powiedz to tym z Monako - odparłam. - To przecież oni wrzucili
południowoamerykańskie algi do Morza Śródziemnego. Ja tylko wrzuciłam tam trochę
południowoamerykańskich ślimaków, żeby posprzątać bałagan PO NICH.
- Czy ty się NICZEGO nie nauczyłaś z tego, co ci się starałam przekazać przez ostatni
rok, Amelio? - Chce wiedzieć Grandmère. - Ani trochę taktu, dyplomacji czy nawet
PROSTEGO ZDROWEGO ROZSĄDKU?
- WIDAĆ NIE!!!!
No dobra, może nie powinnam była wrzeszczeć aż tak głośno. Ale poważnie, KIEDY
ona się od mnie ODCZEPI????? Czy ona nie rozumie, że mam O WIELE POWAŻNIEJSZE
PROBLEMY niż wysłuchiwanie opinii bandy durnych FRANCUSKICH BIOLOGÓW
MORSKICH????
Teraz patrzy na mnie złym okiem.
- A więc?
Tylko tyle powiedziała. Po prostu: „A więc?”
I chociaż wiem, że jeszcze tego pożałuję - jakżeby inaczej - odpowiadam:
- Co „a więc”?
- No cóż, powiesz mi, czemu jesteś taka wytrącona z równowagi? - pyta. - Nie próbuj
zaprzeczać, Amelio. Tak samo nie umiesz ukrywać uczuć jak twój ojciec. Co się stało dzisiaj
w szkole; że jesteś taka zdenerwowana?
Taa. Już się rozpędziłam, żeby omawiać z Grandmère swoje życie uczuciowe.
Chociaż muszę przyznać, że kiedy to zrobiłam po raz ostatni - kiedy chodziło o ten
cały bal maturalny - Grandmère dała mi parę całkiem niezłych rad. No bo w końcu trafiłam na
ten bal czy nie?
Ale i tak, jak mogłabym powiedzieć mojej BABCE, że boję się, że jak nie zacznę
uprawiać seksu ze swoim chłopakiem, to on mnie rzuci?
- Lilly nominowała mnie na przewodniczącą samorządu szkolnego - powiedziałam, bo
COŚ powiedzieć musiałam albo doprowadziłaby mnie do przedwczesnej śmierci. Już jej się
to zdarzało.
- Ależ to wspaniała wiadomość!
Przez minutę myślałam, że Grandmère naprawdę mnie ucałuje czy coś w tym stylu.
Ale ja się totalnie uchyliłam, a ona udała, że miała zamiar pochylić się i poklepać Rommla po
łebku. I może rzeczywiście miała taki zamiar. Grandmère nie jest specjalnie wylewną osobą.
A przynajmniej wobec mnie. Rocky'ego obcałowuje bez przerwy. A ściśle rzecz biorąc, nie
jest nawet z nim spokrewniona.
Z tego właśnie powodu zawsze trzymam pod ręką antybakteryjne chusteczki
nawilżające. Żeby ścierać pocałunki Grandmère z Rocky'ego. Nigdy nie wiadomo, z czym
stykały się usta Grandmère w ciągu dnia.
No, nieważne.
- Wcale nie wspaniała! - wrzasnęłam na nią. Dlaczego jestem jedyną osobą, która to
dostrzega? - Będę kandydowała przeciwko Lanie Weinberger! A to jest najpopularniejsza
dziewczyna w całej szkole!
Grandmère zakręciła mieszadełkiem w swoim sidecarze.
- Doprawdy... - powiedziała z namysłem. - Ciekawa historia. Ale nie ma żadnego
powodu, dla którego nie miałabyś pokonać tej całej Shany. Jesteś księżniczką, pamiętaj! A
ona to kto?
- Czirliderka - powiedziałam. - I na imię ma Lana, nie Shana. I wierz mi, Grandmère,
w prawdziwym świecie - takim jak szkoła średnia - bycie księżniczką to NIE JEST zaleta.
- Nonsens - odparła Grandmère. - Być członkiem rodziny królewskiej to ZAWSZE
zaleta.
- Ha! - powiedziałam. - Powiedz to Anastazji!
Którą, no wiecie, zastrzelono za to, że należała do rodziny panującej.
Ale Grandmère totalnie już na mnie nie zwracała uwagi.
- Wybór przewodniczącego samorządu... - mruczała do siebie, patrząc gdzieś w
przestrzeń. - Tak, to by mogło być dokładnie to...
- Miło mi, że TY się z tego cieszysz - powiedziałam, niezbyt miłym tonem. - Bo
wiesz, to nie tak, że ja nie mam innych zmartwień. Na przykład jestem całkiem pewna, że
zawalę geometrię. A poza tym jeszcze w dodatku mam chłopaka, który studiuje...
Ale Grandmère totalnie się już zagubiła w swoim własnym małym świecie.
- .Kiedy odbędzie się głosowanie? - chciała wiedzieć.
- W poniedziałek. - Popatrzyłam na nią, mrużąc oczy. Chciałam po prostu jakoś
uniknąć tematu Michaela, ale teraz nie byłam już taka pewna, czy dobrze zrobiłam. Wydawała
się o wiele ZA BARDZO przejęta sprawą wyborów. - A czemu pytasz?
- Och, nic takiego... - Grandmère pochyliła się, zebrała wszystkie faksy w sprawie
ślimaków i wrzuciła je do ozdobnego, złoconego kosza na papiery stojącego przy jej biurku. -
Zajmijmy się już może naszą dzisiejszą lekcją, Amelio. Wydaje mi się, że przyda ci się nieco
odświeżenie tematu technik publicznego przemawiania, biorąc pod uwagę okoliczności.
Poważnie. Czy to nie wystarczy, że jestem obciążona psychotyczną najlepszą
przyjaciółką? Czy moja babka musi tracić rozum DOKŁADNIE W TYM SAMYM
CZASIE????
Wtorek, 1 września, poddasze
O Boże, jakby dzisiejszy dzień nie był wystarczająco długi, teraz, kiedy dotarłam do
domu, zastałam kompletny chaos. Mama podrzucała w ramionach wrzeszczącego Rocky'ego,
przez łzy śpiewając mu My Sharona, a pan G. siedział przy kuchennym stole i wrzeszczał do
telefonu.
Od razu widziałam, że musiało się stać coś złego. Rocky nie cierpi My Sharona. Ale
cóż, trudno się spodziewać, żeby kobieta zabierająca swoje trzymiesięczne dziecko na marsz
protestacyjny, którego uczestnicy ciskają koszem na śmieci w okno sklepu Starbucks, zdołała
zapamiętać, co jej dziecko lubi, a czego nie. Ale ten fragment z M - m - m - m - y, zwłaszcza w
połączeniu z podrzucaniem, jakie stosowała właśnie moja mama, sprawia, że Rocky zaczyna
pluć. Mama wydawała się kompletnie nieświadoma białawej substancji na swoich ramionach.
- Co się dzieje, mamo? - zapytałam.
Rany, ależ mi się z miejsca dostało po uszach.
- Moja matka! - krzyknęła mama, zagłuszając wrzaski Rocky'ego. - Grozi, że tu
przyjedzie, z dziadkiem! Bo jeszcze nie widziała dziecka.
- Hm - powiedziałam. - Dobra. A to niedobrze, bo...
Mama tylko popatrzyła na mnie szeroko otwartymi, oszalałymi oczami.
- Bo to MOJA MATKA! - wrzasnęła. - Nie chcę, żeby tu przyjeżdżała.
- Aha - powiedziałam, jakbym coś rozumiała. - Więc ty...
- Jadę do niej - dokończyła mama, a Rocky rozkrzyczał się o kilka decybeli głośniej.
- Nie - mówił do telefonu pan G. - Dwa miejsca. Tylko dwa miejsca. Trzecia osoba to
niemowlę.
- Mamo... - powiedziałam, wyciągając ręce i odbierając jej Rocky'ego, starając się
uniknąć białej śliny nadal lejącej się z jego buzi jak lawa z jakiegoś diabelskiego Krakatau. -
Naprawdę sądzisz, że to taki dobry pomysł? Rocky jest trochę za mały na swoją pierwszą
podróż samolotem. Wiesz, całe to odświeżane powietrze. Ktoś z pasażerów może być
zakażony wirusem Ebola czy czymś takim. Kichnie i zanim się zorientujesz, cały samolot
może się zarazić. A co dopiero na farmie? Nie słyszałaś o tych wszystkich dzieciach w wieku
szkolnym, które złapały E. coli po wizycie w tym zoo w Jersey, gdzie można głaskać
zwierzęta?
- Jeśli to powstrzyma moich rodziców od przyjazdu - powie działa mama - skłonna
jestem zaryzykować. Czy ty masz pojęcie, jaki rachunek za minibar nabili, kiedy twój tata
umieści ich w SoHo Grand?
- Dobra - powiedziałam między wersami Independent woman, które zawsze działają
na Rocky'ego uspokajająco. On zdecydowanie woli rythm and bluesa od rocka. - No więc
kiedy jedziemy?
- Ty nie jedziesz - powiedziała mama. - Tylko Frank i ja. I Rocky, oczywiście. Ty nie
możesz jechać. Masz szkołę. Frank weźmie dzień urlopu.
Wiedziałam, że to brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe. Nie potencjalne
zagrożenia dla zdrowia mojego małego braciszka, ale, no wiecie, że może uda mi się uciec do
Indiany zamiast stawić czoło wyborczemu piekłu w szkole i potencjalnemu zerwaniu z moim
chłopakiem.
A to mi o czymś przypomniało.
- . Hm, mamo... - powiedziałam, idąc za nią do pokoju Rocky'ego, gdzie najwyraźniej
zajmowała się odkładaniem czystych rzeczy, zanim padł cios ze strony babci. - Czy mogę z
tobą o czymś porozmawiać?
- Jasne. - Chociaż mama brzmiała niezupełnie tak, jakby była w nastroju do rozmowy.
- Co się stało? .
- Hm... - No cóż, POWIEDZIAŁA mi kiedyś, że mogę z nią rozmawiać O
WSZYSTKIM. - Ile miałaś lat, kiedy po raz pierwszy uprawiałaś seks?
Spodziewałam się, że mi powie: „na studiach”, ale chyba za bardzo była zajęta próbą
wepchnięcia wszystkich małych kaftaników Rocky'ego z napisami: M
OJA
MAMA
JEST
WŚCIEKŁA
JAK
DIABLI
I
MA
PRAWO
GŁOSU
, do jego malutkiej komody, bo chyba się nie
zastanowiła nad tym, co mówi. Powiedziała po prostu:
- Och, Mia, nie pamiętam. Chyba miałam jakoś tak z piętnaście lat.
I wtedy jakby zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała, i naprawdę
gwałtownie wciągnęła powietrze, popatrzyła Ba mnie szeroko otwartymi oczami i dodała:
- NIE JESTEM Z TEGO JAKOŚ SPECJALNIE DUMiNA!!!
Bo musiała sobie w tym momencie przypomnieć, że JA mam piętnaście lat.
I zanim się zorientowałam, gadała jak najęta.
- Wychowałam się w Indianie, Mia! - zawołała. - Tam nie było za wiele do roboty. No
i to było tak gdzieś ze dwadzieścia lat temu. Lata osiemdziesiąte! Wtedy było inaczej!
- Tak? - powiedziałam, bo przecież obejrzałam wszystkie odcinki Kochanych lat
osiemdziesiątych włącznie z Kochane lata osiemdziesiąte kontratakują. - Tylko dlatego że
ludzie przez cały czas nosili legginsy...
- Nie o to mi chodziło! - zawołała mama. - Tylko wiesz, ludzie naprawdę myśleli, że
George Michael jest hetero. I że Madonna to gwiazda jednego hitu. Wtedy RÓŻNE RZECZY
wyglądały inaczej.
Nie przychodziło mi do głowy nic poza głupkowatym:
- Nie wierzę, że ty i tata robiliście to po raz pierwszy, kiedy miałaś PIĘTNAŚCIE lat.
A wtedy, dostrzegając minę mamy, powiedziałam:
- O mój Boże! No, ładnie!
Bo przecież mama poznała tatę dopiero na studiach.
- - MAMO!!! KTO to był?
- Na imię miał Wendell - powiedziała mama, a oczy jej się rozmarzyły albo dlatego że
Wendell był absolutnie seksowny, albo też dlatego że Rocky przestał wreszcie płakać i
zamiast tego obśliniał mi systematycznie naszywkę z lwem na szkolnej bluzie, więc chociaż
raz na poddaszu zapanowała błogosławiona cisza. - Wendell Jenkins.
WENDELL???? Mężczyzna, któremu moja mama oddała cenny kwiat swojego
dziewictwa, miał na imię WENDELL????
Ja naprawdę nigdy NIE zdecydowałabym się na seks z kimś o imieniu Wendell.
No, ale z drugiej strony, mam poważne wątpliwości co do uprawiania seksu z
kimkolwiek, więc moja opinia pewnie się tu nie liczy.
- Hej - westchnęła mama, nadal rozmarzona. - Nie myślałam o Wendellu od wieków.
Ciekawe, co się z nim dzieje.
- To ty NIE WIESZ? - zawołałam tak głośno, że Rocky trochę się wzdrygnął w moich
ramionach. Ale uspokoił się po krótkim fragmencie Trouble Pink.
- No cóż, wiem, że skończył szkołę - powiedziała szybko mama. - I jestem całkiem
pewna, że ożenił się z April Pollack, ale...
- O mój BOŻE! - To było szokujące. Nic dziwnego, że mama jest taka! - On cię
zdradzał????
- Nie, nie - powiedziała mama. - Zaczął chodzić z April po naszym zerwaniu.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Chodzi ci o to, że cię kochał i porzucił?
Zupełnie jak Dave Farouq El - Abar i Tina Hakim - Baba!
- Nie, Mia - powiedziała mama ze śmiechem. - Na miłość boską, masz niesamowity
dar obracania wszystkiego w piosenkę country and western. Chodziło mi o to, że chodziliśmy
ze sobą i było świetnie, ale potem zdałam sobie sprawę... No cóż, że chcę się wydostać z
Versailles, a on nie, no więc ja wyjechałam, a on został. I ożenił się z April Pollack.
Zupełnie jak Dean, który ożenił się z tą drugą dziewczyną w Kochanych kłopotach.
- Ale... - gapiłam się na moją mamę. - Ty go kochałaś?
- Oczywiście, że go kochałam - powiedziała mama. - Boże, Wendell Jenkins. Wieki
całe o nim nie myślałam.
JEZU! W głowie mi się nie mieści, że moja mama nie utrzymuje kontaktu z
chłopakiem, któremu oddała własne dziewictwo! Do jakiej szkoły ona wtedy chodziła, tak
właściwie?
- Dlaczego ty mi zadajesz te wszystkie pytania, Mia? - chciała się wreszcie dowiedzieć
mama. - Czy ty i Michael...
- Nie - powiedziałam szybko, oddając jej Rocky'ego.
- Mia, nie mam nic przeciwko temu, żebyś porozmawiała ze mną o...
- Nie chcę - powiedziałam szybko. Naprawdę szybko.
- Bo jeśli ty...
- Nie - powtórzyłam. - Mam lekcje do zrobienia. Na razie.
I poszłam do swojego pokoju, i zamknęłam drzwi na klucz.
Coś musi być ze mną nie tak. Poważnie. Bo wyraźnie było widać, kiedy mama
wspominała seks z Wendellem Jenkinsem, że musiało jej się podobać. Robienie Tego. Wydaje
się, że wszystkim się podoba Robienie Tego. Na przykład w kinie i w telewizji, i wszędzie.
Wszyscy chyba uważają, że Robienie Tego to najlepsze doświadczenie z możliwych.
Wszyscy poza mną. Dlaczego jestem jedyną osobą, która na myśl o tym nie czuje nic
poza... lekkim spoceniem się? I to wcale nie w przyjemny sposób. To nie może być normalna
reakcja. To musi być jakaś kolejna anomalia w mojej konstrukcji, jak brak gruczołów
piersiowych i stopy w rozmiarze czterdzieści jeden. Totalnie brakuje mi genu do Robienia
Tego.
No bo JA CHCĘ To Robić. To znaczy, CHYBA tego chcę, no wiecie, kiedy się
całujemy z Michaelem, a ja wącham jego szyję i mam to uczucie, jakbym chciała się na niego
rzucić. To z pewnością wskazówka, że ja chcę To Robić.
Tyle że żeby To Zrobić, trzeba rzeczywiście ZDJĄĆ UBRANIE. Przy DRUGIEJ
OSOBIE. No, chyba że jest się ortodoksyjnym Żydem, bo oni to robią przez otwór w
prześcieradle jak Barbra Streisand w Yentl.
I chyba nie jestem jeszcze gotowa ZDJĄĆ UBRANIA przy Michaelu. Wystarczy, że
zdejmuję je przy Lanie Weinberger w szatni przed WF - em. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek
była w stanie rozebrać się przy CHŁOPAKU. Zwłaszcza nie przy chłopaku, którego
rzeczywiście kocham i za którego mam nadzieję któregoś dnia wyjść za mąż, o ile
kiedykolwiek mnie o to poprosi i jeśli ja kiedykolwiek pokonam ten odruch niechęci do
rozebrania się przy nim.
Chociaż zdecydowanie nie miałabym nic przeciwko obejrzeniu MICHAELA bez
ubrania.
Czy to jest właśnie podwójna moralność?
Ciekawe, czy mama czuła to samo wobec Wendella Jenkinsa. MUSIAŁA, bo inaczej
nie Zrobiłaby Tego z nim.
A przecież jest teraz tutaj, ponad dwadzieścia lat później, i nawet nie wie, gdzie on
teraz JEST.
Zaraz, mogłabym go odszukać. Mogłabym go poszukać na Yahoo przez funkcję
People Search!
O MÓJ BOŻE!!! ZNALAZŁAM GO!!!! WENDELL JENKINS!!! Co prawda zdjęcia
tu nie ma, ale pracuje dla... O MÓJ BOŻE, PRACUJE DLA ZAKŁADU
ENERGETYCZNEGO Z VERSAILLES!!!! JEST FACETEM, KTÓRY NAPRAWIA LINIE
ELEKTRYCZNE, KIEDY WYSIĄDZIE CI ŚWIATŁO PRZEZ TORNADO ALBO
COKOLWIEK INNEGO!!!!
Nie mogę uwierzyć, że moja mama oddała kwiat swojej niewinności facetowi, który
pracuje dla ZAKŁADU ENERGETYCZNEGO W VERSAILLES!!!!!!!!!!!!!!
Nie żeby było coś złego w tym, że ktoś pracuje dla zakładu energetycznego. To się
pewnie niczym nie różni od tego, że ktoś pracuje jako nauczyciel algebry w szkole średniej.
Ale pan G. nie musi przynajmniej zakładać do pracy KOMBINEZONU.
Ciekawe, czy April Pollack, ta dziewczyna, która została panią Wendellową Jenkins,
zamiast mojej mamy, też się tu znajdzie.
O MÓJ BOŻE! Jest!!!! APRIL POLLACK ZOSTAŁA KRÓLOWĄ KUKURYDZY W
VERSAILLES W STANIE INDIANA W 1985 ROKU!!!!!!!!!
Moja mama Robiła To z facetem, który potem ożenił się z Królową Kukurydzy.
Co jest mocno ironiczne, jeśli wziąć pod uwagę, że mama potem urodziła nieślubne
dziecko księciu! Zastanawiam się, czy Wendell w ogóle o tym wie. To znaczy że jego była,
Helen Thermopolis, jest matką następczyni tronu GENOWII. Pewnie głupio by mu się
zrobiło, że ją rzucił dla panny April Królowej Kukurydzy, gdyby TO wiedział, prawda????
Chociaż moim zdaniem on jej jednak nie rzucił, o ile mama powiedziała prawdę o
tym, że ona i Wendell chcieli różnych rzeczy.
Czy to by się mogło zdarzyć mnie i Michaelowi? Czy możemy któregoś dnia zacząć
chcieć różnych rzeczy? Czy za dwadzieścia lat Michael będzie żonaty nie z księżniczką
Genowii, ale z jakąś KRÓLOWĄ KUKURYDZY?
AAAAAAAAAAAAAA!!!! KTOŚ DO MNIE PISZE NA ICQ. CIEKAWE KTO.
Pomocy! To Michael!
S
KINNER
B
X
: Cześć!
Od czasu, kiedy przerzucił się na Maca, Michael zmienił pseudonim na ICQ. Kiedyś
używał LinuxRulz.
S
KINNER
B
X
: J
AK
MINĄŁ
PIERWSZY
DZIEŃ
SZKOŁY
?
O mój Boże. Nic nie słyszał. No bo niby SKĄD? Nie było go tam przecież. Ani Lilly
mu nie powiedziała. Bo przecież już nie mieszkają razem.
G
R
L
OUIE
: B
YŁO
...
JAK
ZWYKLE
.
No cóż, bo BYŁO. Moje życie to po prostu roller coaster... Radość, po której
przychodzą druzgoczące rozczarowania, a czasami krótkie chwile, kiedy nie dzieje się w
ogóle nic i tylko przyglądam się scenerii.
Stwierdziłam, że powinnam chyba zmienić temat.
G
R
L
OUIE
: A jak TOBIE minął pierwszy dzień?
S
KINNER
B
X
: Fantastycznie! Dzisiaj na zajęciach z ekonomiki trwałego rozwoju
profesor mówił o tym, że za następne dziesięć czy dwadzieścia lat ropa, najtańsze i
najefektywniejsze paliwo na naszej planecie - no wiesz, to, co wykorzystujemy w
samochodach i do ogrzewania domów, i do produkcji szminek ochronnych do ust, i tak dalej -
wyczerpie się. Widzisz, sto lat temu, kiedy odkryto ropę, ludność świata liczyła sobie
zaledwie dwa miliardy. Teraz, przy sześciu miliardach ludzi - po eksplozji demograficznej
spowodowanej niemal wyłącznie łatwo dostępnym paliwem - świat nie jest już w stanie
utrzymać takiej liczby ludzi przy tej ilości ropy, która nam pozostała. Skoro populacja ludzka
się nie zmniejsza, zużycie ropy się nie zmniejszy, i mniej więcej za dwie dekady - może
więcej, ale raczej mniej, biorąc pod uwagę tempo zużycia - ropa się nam skończy, a jeśli nie
znajdziemy jakiegoś sposobu, żeby dostać się do złóż pod dnem morskim - bez zniszczenia
środowiska naturalnego - albo nie zaczniemy przestawiać się na energię nuklearną, wodną
albo słoneczną, wszyscy cofniemy się do czasów średniowiecza, a ludzie na całym świecie
będą ginąć z głodu i/lub zamarzać na śmierć.
G
R
L
OUIE
: Więc, innymi słowami... Mniej więcej za piętnaście lat wszyscy umrzemy?
S
KINNER
B
X
: Mniej więcej. No a u ciebie jak? Czego ty się dzisiaj nauczyłaś?
Hm, tego, że mnie rzucisz, jak nie będę z tobą uprawiać seksu. Ale TEGO oczywiście
nie mogłam powiedzieć. Więc opowiedziałam tylko Michaelowi, że w ten weekend mama i
pan G. jadą z nagłą wizytą do Indiany, żeby przedstawić Rocky'ego jego dziadkom z Krainy
Prostaków. I że Lilly ZNÓW zadała mi cios w plecy, tym razem nominując mnie na
przewodniczącą samorządu szkolnego, ale powiedziała, że mam się nie martwić, bo ona „ma
plan”. I że już nienawidzę geometrii.
S
KINNER
B
X
: Czekaj... Twoi rodzice jadą do Indiany w ten weekend?
G
R
L
OUIE
: Nie moi rodzice. Moja mama i pan G.
Chyba kocham pana G. i tak dalej, ale wciąż dziwacznie się czuję, kiedy ktokolwiek
mówi o nim jak o moim rodzicu czy ojcu. Ja już mam tatę.
Wybaczyłam jednak Michaelowi ten powszechny błąd, bo on nie wie - tak jak ja to
wiem - co to znaczy pochodzić z rozbitego domu.
G
R
L
OUIE
: A jak sądzisz, co znów wymyśliła twoja siostra? No bo wiesz, byłabym
NAJGORSZĄ z możliwych przewodniczącą samorządu szkolnego.
S
KINNER
B
X
: Kiedy wyjeżdżają?
Co on się tak uczepił tego, że mama i pan G. wyjeżdżają z Nowego Jorku? Przecież to
totalnie NAJMNIEJSZY z moich problemów.
G
R
L
OUIE
: Nie wiem. Pewnie w piątek.
A to mi coś przypomniało:
G
R
L
OUIE
: Nadal chcesz, żebym przyszła w sobotę i poznała Doo Paka?
S
KINNER
B
X
: Jasne. Albo, jeśli chcesz, ja mógłbym wpaść do ciebie.
G
R
L
OUIE
: Z Doo Pakiem?
S
KINNER
B
X
: Nie. Miałem na myśli, że sam.
G
R
L
OUIE
: No cóż, jeśli chcesz. Ale ja nie wiem po co, przecież tu nie będzie nikogo
poza mną.
O nie, Rocky znów płacze.
Nie jestem dzieciolizem. NIE JESTEM.
S
KINNER
B
X
: Mia? Jesteś tam jeszcze?
Jak oni mogą tak siedzieć jakby nigdy nic i słuchać, jak ich dziecko płacze? Tak po
prostu NIE MOŻNA.
SkinnerBx: Mia?
G
R
L
OUIE
: Przepraszam, Michael, muszę spadać. Pogadamy później.
Ciekawe, czy jest jakaś organizacja Anonimowych Dzieciolizów, do której mogłabym
wstąpić.
Środa, 2 września,
godzina wychowawcza
No cóż, Lana z pewnością nie marnowała czasu. Rozkręciła swoją kampanię wyborczą
na maksa.
Kiedy Lilly i ja dziś rano weszłyśmy do szkoły, zobaczyłyśmy korytarze
WYTAPETOWANE wielkimi kolorowymi, błyszczącymi plakatami z Laną i słowami Głosuj
na Lanę wypisanymi pod spodem.
Niektóre z plakatów to portrety, pokazują Lanę, która odrzuca te swoje długie,
błyszczące jasne włosy i śmieje się albo trzyma podbródek oparty na dłoniach z anielską
słodyczą Britney z okładki jej pierwszego albumu. Na tych zdjęciach Lana wcale nie wygląda
jak ktoś, kto może złapać inną dziewczynę za stanik i syknąć: „A po co ty w ogóle to nosisz,
skoro i tak nie masz co tam włożyć?”
Albo ktoś, kto mógłby powiedzieć dziewczynie w kolejce do kasy, że chłopcy na
studiach spodziewają się, że ich dziewczyny będą To Robić.
Niektóre inne plakaty pokazują Lanę w akcji, na przykład jak wyskakuje w powietrze i
robi szpagat w swoim kostiumie czirliderki. Jedno z nich ukazuje Lanę w sukience na bal
maturalny, stojącą u stóp jakichś schodów. Nie wiem gdzie, bo na balu maturalnym takich
schodów nie było. Może u niej w domu? Nie wiem, bo oczywiście nigdy nie zostałam tam
zaproszona.
Lilly objęła jednym spojrzeniem te wszystkie plakaty, a potem opuściła wzrok na
swoje własne - tak, Lilly cały wczorajszy wieczór, kiedy ja zbierałam informacje o Wendellu
Jenkinsie, robiła plakaty do mojej kampanii wyborczej - i wypowiedziała bardzo brzydkie
słowo.
Bo chociaż plakaty Lilly były bardzo przyjemne - napisała na nich: MIA RZĄDZI i
WYBIERZCIE KSIĘŻNICZKĘ - to był to wyłącznie brokat rozsypany na sztywnym białym
kartonie. Bo przecież Lilly nie porobiła błyszczących plakatów z moimi zdjęciami i nie
oblepiła nimi całej szkoły.
- Nie martw się, Lilly - powiedziałam do niej bardzo współczująco. - I tak nie chcę
być przewodniczącą samorządu, więc może tak będzie najlepiej.
Nawet Borys zauważył, jak Lilly posmutniała, i zrobiło mu się jej żal, co moim
zdaniem bardzo dobrze o nim świadczy, zwłaszcza że tak mu wydarła serce z piersi i
podeptała, zaledwie w maju.
- Twoje plakaty są o wiele ładniejsze niż Lany - powiedział. - Bo powstały z serca, a
nie na jakiejś kolorowej fotokopiarce.
Ale Lilly i tak przedarła swoje plakaty na pół i wepchnęła je do kosza na śmieci przed
biurem administracji. Zanim skończyła, brokat był WSZĘDZIE.
I powiedziała takim złowrogim tonem:
- Chce wojny? No to będzie ją miała.
Ale być może Lilly odnosiła się do faktu, że na lunch dzisiaj podają w stołówce
zapiekankę z dorsza i ziemniaków. A przecież dorsz, główny jej składnik, niemal już wyginął
wskutek zbyt intensywnych połowów. Lilly w swoim programie telewizji kablowej
prowadziła bardzo aktywną kampanię przeciwko podawaniu tej ryby w restauracjach Nowego
Jorku.
Naprawdę chciałabym, żeby te osoby opiniujące program Lilly pospieszyły się i już
znalazły studio, które go kupi. Lilly naprawdę potrzebne są jakieś nowe projekty, ma O
WIELE za dużo wolnego czasu.
Michael milczy od czasu, kiedy się wylogowałam wczoraj wieczorem. Mam nadzieję,
że milczy z powodu wyczerpywania się zasobów ropy naftowej, bo tak go ten problem
zaabsorbował, a nie dlatego że, no wiecie, że ze mną zrywa, bo zdał sobie sprawę, że
niezupełnie jestem takim Robiącym To typem.
Środa, 2 września, WF
Powinno być jakieś prawo zabraniające gry w dwa ognie.
A poza tym, co ja JEJ takiego zrobiłam? Przecież ona wyraźnie wygra w tych głupich
wyborach.
I w ogóle po co mi POSIADANIE ochroniarza, skoro pozwala na to, żeby ktoś mnie
walił w udo czerwoną gumową piłką?
Chyba normalnie zostanie mi siniak.
Środa, 2 września, geometria
„a jeśli b” i „a wtedy i tylko wtedy, jeśli b”
Fraza „wtedy i tylko wtedy” jest reprezentowana przez skrót „jeśli” albo
symbol < - >
a < - > b oznacza zarazem: z a wynika b i z b wynika a
Czy twierdzenie odwrotne do twierdzenia prawdziwego jest koniecznie prawdziwe?
Ja bardzo przepraszam, ale
CO????????????????????????????
Na moim udzie pojawia się diagram Eulera, tam gdzie Lana walnęła mnie piłką.
Środa, 2 września,
angielski
Przyznaj, CUDOWNY jest ten różowy sweterek pani M., prawda? Wygląda w nim zupełnie jak
Elle Woods! To znaczy, gdyby Elle Woods miała czarne włosy.
Tak, jest ładny.
Nic ci nie jest? Jesteś wściekła za to, co zrobiła Lilly? Moim zdaniem byłabyś świetną
przewodniczącą samorządu szkolnego, naprawdę.
Dzięki, Tina. Ja w zasadzie prawie o tym zapomniałam. Tyle innych rzeczy się dzieje,
Jakich innych rzeczy? Chodzi ci o te ślimaki?
WIESZ o tym????
Było wczoraj wieczorem w wiadomościach. Chyba ci ludzie z Monako trochę się wkurzyli.
Nie mają prawa się wkurzać! To wszystko ich wina!
Taa, ten reporter w sumie o tym wspomniał. Czy to tym się martwisz?
Nie. No cóż, częściowo. To znaczy... Umiesz dotrzymać sekretu?
Oczywiście!
Ja wiem, ale takiego PRAWDZIWEGO sekretu. NIE MOŻESZ powiedzieć Lilly.
Przysięgam na wszystko.
ANI BORYSOWI!!!!!!!!!!!
NA WSZYSTKO!!! POWIEDZIAŁAM, PRZYSIĘGAM NA WSZYSTKO!!!!
Okej. Dobra. Chodzi tylko o to, że wczoraj w kolejce do kasy w stołówce Lana
powiedziała mi, że chłopcy na studiach oczekują, że ich dziewczyny będą To Robić, a
to znaczy, że Michael na pewno spodziewa się, że JA będę z nim To Robić, tylko ja nie
jestem pewna, czy chcę. To znaczy, ja chyba CHCĘ, ale jeśli to oznacza, że będę
musiała się przy nim rozebrać, to nie. A nie jestem pewna, czy tego da się jakoś
uniknąć. Poza tym, ja myślałam, że faceci na studiach Robią To tylko z dziewczynami
ze studiów. Ale ja nie jestem dziewczyną ze studiów. Jestem uczennicą szkoły średniej.
Ale potem rozmawiałam o tym z moją mamą, a ona powiedziała, że Zrobiła To, kiedy
miała piętnaście lat, z facetem, który nazywał się Wendell Jenkins, ale potem on się
ożenił z jakąś Królową Kukurydzy imieniem April. I co, jeśli tak się stanie ze mną i
Michaelem? Na przykład jeśli Zrobimy To, a potem zerwiemy, bo okaże się, że chcemy
różnych rzeczy, i on się ożeni z jakąś Królową Kukurydzy? Myślę, że to by mnie chyba
zabiło. Chociaż moja mama twierdzi, że nie myślała o Wendellu od lat. Nie wiem
sama. Co ja mam zrobić?
To, że między Wendellem a twoją mamą się nie ułożyło, nie znaczy wcale, że ty i Michael też
ze sobą zerwiecie. I w ogóle, co to za imię, WENDELL?
Więc mówisz... że powinnam To Zrobić?????
Moim zdaniem Lana wcale nie wie, co robią faceci na studiach. Przecież żadnego nie zna. A
jeśli zna, to pewnie takich, którzy zapisują się do stowarzyszeń studenckich. A Michael nawet
nie należy do żadnego bractwa. Poza tym Michael naprawdę cię kocha. To widać jak na dłoni
ze sposobu, w jaki na ciebie patrzy. Jeśli nie chcesz Tego Robić, to Tego nie Rób.
Tak, ale co z tym, co powiedziała Lana?????
Michael nie należy do tych facetów, którzy rzucaliby dziewczynę, tylko dlatego że Tego z nimi
nie Robi. Może faceci, których zna LANA, tak by postąpili. Jak Josh Richter, na przykład.
Albo ten nowy Ramon. Wygląda na takiego. Ale nie Michael. Bo on o ciebie RZECZYWIŚCIE
dba. A poza tym ja wcale nie uważam, że Michael oczekuje, że To Zrobisz. Przynajmniej
jeszcze nie teraz.
NAPRAWDĘ??????
Naprawdę. No bo wiesz, to by było z jego strony trochę nadużycie. Przecież nie chodzicie ze
sobą nawet roku. Nie sądzę, żeby ktokolwiek powinien To Robić z facetem, jeśli nie
przechodzą ze sobą przynajmniej roku. A wtedy powinni Zrobić To po raz pierwszy w noc balu
maturalnego. Bo kiedy będziecie To Robić po raz pierwszy, chłopak powinien założyć
smoking. Tego wymaga uprzejmość.
Tina, mnie się raptem raz udało zmusić Michaela, żeby mnie zabrał na bal maturalny.
Bardzo wątpię, żeby udało mi się namówić go na to jeszcze raz.
Hm. No cóż, koronacje też się liczą. Jestem pewna, że byłoby to szalenie romantyczne zrobić
To po raz pierwszy po twojej koronacji.
Nie zostanę koronowana, dopóki mój tata nie umrze i nie zostawi mi tronu!!!! Do
czasu, kiedy to się zdarzy, będę może tak stara jak książę Karol!!!!!!!!!!!!!!!! Ja nie
chcę ROBIĆ tego, kiedy będę STARA, tylko wiesz... Nie TERAZ.
No cóż, to chyba po prostu musisz o tym Michaelowi powiedzieć. Wy dwoje naprawdę
powinniście odbyć ze sobą Rozmowę. Trzeba to wszystko postawić otwarcie. Bo porozumienie
to klucz do udanego romantycznego związku.
A Ty i Borys ją odbyliście? No wiesz. Rozmowę. O Robieniu Tego.
Oczywiście!!!! To znaczy pod warunkiem że sprawy się nie ułożą między mną i księciem
Williamem. Borys wie, że jeśli kiedykolwiek chce mieć nadzieję, że obdarzę go kwiatem
mojego dziewictwa, to będzie musiał to zrobić po balu maturalnym:
• na podwójnym łóżku zasłanym satynową pościelą
• w luksusowym apartamencie z widokiem na Central Park
• w hotelu Four Seasons przy Pięćdziesiątej Siódmej Wschodniej
• z szampanem i truskawkami maczanymi w czekoladzie na powitanie
• z kąpielą aromaterapeutyczną po fakcie
• a potem waflami dla dwojga w łóżku następnego dnia rano Ach, Tina. Nie wiem, jak mam ci
to powiedzieć... Ale wydaje mi się, że Borys nie będzie mógł sobie na coś takiego pozwolić.
Bo wiesz, on NADAL jest uczniem szkoły średniej.
Wiem. Dlatego podpowiedziałam mu, żeby zaczął już odkładać swoją tygodniówkę. Poza tym
lepiej, żeby miał ze sobą więcej niż ten jeden kondom, który nosi w portfelu od dwóch lat.
Borys nosi kondom w portfelu???? TERAZ???????????
Och, jasne. Jest bardzo przezorny. To jeden z powodów, dla których go kocham.
HEJ, WY DWIE, MOGŁYBYŚCIE ŁASKAWIE PRZESTAĆ PRZESYŁAĆ SOBIE
LIŚCIKI I UWAŻAĆ? TO NAJLEPSZA NAUCZYCIELKA, JAKĄ KIEDYKOLWIEK.
MIAŁYŚMY, A WY WPRAWIACIE MNIE W TOTALNE ZAŻENOWANIE KIEDY TAK
SIEDZICIE I NIE UWAŻACIE Zaraz. O co chodzi z tymi kondomami?
O nic! Patrz na tablicę!
O kim w ogóle gadacie, co ?
O nikim, Lilly. Nieważne. Popatrz, oddaje nasze wypracowania.
Pewnie ci się wydaje, że w ten sposób odwrócisz moją uwagę. Chcę wiedzieć, o kim
wy gadacie. KTO nosi przy sobie kondom??
Teraz ty nie uważasz na lekcji, Lilly!
Jasne! Przyganiał kocioł garnkowi. A co dostałaś, tak przy okazji? Piątkę, jak zwykle,
panno Zawsze Dostaję Piątki z Angielskiego?
No cóż, ja RZECZYWIŚCIE trochę się napracowałam nad tym...
Ha! TO nie jest PIĄTKA!!!! Mówiłam ci. Naprawdę musisz uważać na tych lekcjach,
jeśli poważnie myślisz o tym całym pisarstwie.
Środa, 2 września,
francuski
Nie rozumiem tego. NIE ROZUMIEM TEGO.
Jestem utalentowaną pisarką. WIEM, że tak jest. SŁYSZAŁAM to. Od więcej niż
jednej osoby.
Ja wcale nie twierdzę, że nie mogę się już niczego nauczyć. Wiem, że mogę. Wiem, że
nie jestem żadną Danielle Steel. Ale mimo wszystko. Wiem, że mam wiele do nauczenia się,
zanim kiedykolwiek uda mi się zdobyć Booker Prize czy jedną z innych nagród, jakie dają
pisarzom.
Ale czwórka????
Ja nigdy w życiu nie dostałam czwórki z angielskiego!!!!
Musiała zajść pomyłka.
Byłam w takim szoku, kiedy odebrałam swoją pracę, że chyba po prostu siedziałam
tam bardzo długo z otwartymi ustami... Tak długo, że tłumek zebrany przy biurku pani
Martinez przerzedził się na tyle, że wreszcie mnie zauważyła i powiedziała:
- Tak, Mia? Chcesz o coś zapytać?
- To czwórka... - Tylko tyle udało mi się wykrztusić. Bo gardło miałam jakieś takie
ściśnięte. I ręce mi się spociły. A palce mi się trzęsły.
Bo nigdy przedtem nie dostałam czwórki z wypracowania z angielskiego. Nigdy,
nigdy, nigdy, nigdy...
- Mia, ty naprawdę dobrze piszesz - powiedziała pani Martinez. - Ale brak ci
dyscypliny.
- Tak? - Oblizałam usta. Strasznie mi wyschły wargi.
Pani Martinez pokręciła głową ze smutkiem.
- Zdaję sobie sprawę, że to nie jest wyłącznie twoja wina - ciągnęła. - Prawdopodobnie
od lat zbierasz piątki z angielskiego, wykorzystując ten sam komiksowy, błyskotliwy humor i
zręczne odnośniki do kultury masowej jak w tym wypracowaniu. Jestem pewna, że twoi
nauczyciele byli tak zajęci tymi uczniami, którzy w ogóle pisać nie umieli, że nie zajmowali
się tym, kto ewidentnie to umie. Ale zauważ, Mio, nie ma miejsca na tego rodzaju świadomą
błazenadę w poważnej pracy pisarskiej. Jeśli nie nauczysz się samodyscypliny, nigdy nie
dojrzejesz jako pisarka. Takie kawałki jak ten, który mi oddałaś, dowodzą tylko, że masz
łatwość znajdowania słów, A NIE, że jesteś pisarką.
Nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Wiedziałam tylko, że dostałam czwórkę.
Czwórkę!!! Z ANGIELSKIEGO.
- Jeśli napiszę nową pracę - spytałam - czy przyjmie ją pani zamiast tej i unieważni tę
czwórkę?
- Tak, jeśli będzie wystarczająco dobra - odparła pani Martinez. - Nie chcę, Mio, żebyś
coś znów napisała na chybcika. Chcę, żebyś to trochę przemyślała. Chcę, żebyś mnie zmusiła
do myślenia.
- Ale - zaprotestowałam słabo - to właśnie usiłowałam zrobić w swoim wypracowaniu
o ślimakach...
- Porównując wrzucenie dziesięciu tysięcy ślimaków do Zatoki Genowiańskiej z
odmową Pink wystąpienia przed księciem Williamem, bo on uczestniczy w polowaniach? -
Pani Martinez wzruszyła ramionami. - Nie, Mio. To mnie nie zmusiło do myślenia. To tylko
napełniło mnie smutkiem nad twoim pokoleniem.
Na szczęście wtedy odezwał się pierwszy dzwonek na lekcję, więc musiałam wyjść.
Może to i lepiej, bo i tak miałam właśnie zwymiotować na biurko.
Środa, 2 września,
RZ
Michael zadzwonił w czasie lunchu. Uczniom LiAE nie wolno dzwonić ani
przyjmować telefonów w czasie lekcji, ale podczas lunchu można.
W każdym razie powiedział coś w rodzaju: „Hej, co to było wczoraj wieczorem? Tak
nagle się wylogowałaś...”
Ja: Och, tak. Przepraszam. Rocky obudził się z płaczem i musiałam mu śpiewać,
dopóki nie zasnął.
Michael: Ach. Więc wszystko w porządku?
Ja: No cóż, jeśli twoim zdaniem to w porządku, że po dwóch pierwszych dniach
szkoły już zawalam geometrię, że zmuszono mnie do udziału w wyborach na przewodniczącą
samorządu wbrew mojej woli i że zdaniem mojej nowej nauczycielki angielskiego jestem
beztalenciem i oszustką, to tak, chyba tak.
Michael: Nie, nie uważam, żeby to było w porządku. Rozmawiałaś już - zaraz, z kim
masz geometrię? Z Hardingiem? To sensowny facet - żeby ci dodatkowo pomógł na lekcjach?
Albo, jeśli chcesz, możemy razem przerobić ten rozdział w sobotę. I jakim cudem twoja
nauczycielka angielskiego mogła pomyśleć, że jesteś beztalenciem i oszustką? Przecież ty
naprawdę świetnie piszesz. A jeśli chodzi o ten samorząd szkolny, po prostu powiedz Lilly, że
nie obchodzi cię, JAKI ona ma plan, że masz dość zmartwień i nie chcesz kandydować.
Ha. Łatwo Michaelowi mówić. On się nie boi swojej siostry - ani troszkę, w
przeciwieństwie do mnie. A pan Harding? Sensowny facet? Mój Boże, dzisiaj cisnął w Trishę
Hayes kawałkiem kredy! Dobra, zrobiłabym to samo, gdybym uważała, że mi to ujdzie na
sucho. No, ale mimo wszystko...
I skąd Michael w ogóle wie, jak ja piszę? Poza paroma zeszłorocznymi artykułami w
szkolnej gazecie i moimi listami, mailami i gadaniem na ICQ, nigdy nie czytał niczego, co
napisałam. Na pewno nie dawałam mu do przeczytania swoich wierszy. Co by było, gdyby
mu się nie spodobały? Moja dusza pisarza byłaby zdruzgotana.
Nawet bardziej zdruzgotana niż w tej chwili.
Ja: Sama nie wiem. A jak TOBIE mija dzień?
Michael: Świetnie. Dzisiaj na zasadach geomorfologii mówiliśmy o tym, jak pokrywa
lodowa skurczyła się o dwieście pięćdziesiąt milionów akrów - to obszar Kalifornii i Teksasu
razem wziętych - w ciągu ostatnich dwudziestu lat, i że jeśli nadal będzie erodować w tym
samym tempie - około dziewięciu procent na dziesięć lat - to do końca tego stulecia zupełnie
zniknie, a to, oczywiście, będzie miało tragiczne konsekwencje dla życia na Ziemi, takiego,
jakie znamy. Całe gatunki znikną, a każdy, kto ma jakąś nieruchomość nad morzem, będzie w
sumie właścicielem posesji podmorskiej. Chyba że zrobimy coś, żeby kontrolować emisję
zanieczyszczeń, które niszczą warstwę ozonową i wspomagają to topnienie.
Ja: Więc w sumie nie ma żadnego znaczenia, jaki stopień będę miała z geometrii, bo i
tak wszyscy umrzemy?
Michael: No cóż, nie my, ściśle mówiąc. Ale nasze wnuki tak.
Tyle że, jestem całkiem pewna, Michael nie miał na myśli NASZYCH wnuków, to
znaczy dzieci tych dzieci, które on i ja moglibyśmy mieć, gdybyśmy, no wiecie, To Robili.
Moim zdaniem mówił o wnukach w sensie ogólnym. O takich wnukach, które mógłby mieć z
jakąś Królową Kukurydzy, z którą ożeni się później, kiedy on i ja już się rozejdziemy i
pójdziemy osobnymi drogami.
Ja: Ale ja myślałam, że i tak umrzemy w ciągu dziesięciu lat, kiedy skończy się łatwy
dostęp do ropy naftowej.
Michael: Och, tym się nie martw. Doo Pak i ja postanowiliśmy zbudować prototyp
pojazdu z napędem wodorowym. Mam nadzieję, że to rozwiąże problem. Jeśli tylko przemysł
motoryzacyjny nie każe nas za to zamordować.
Ja: Och. Okej.
Dobrze wiedzieć, że ludzie inteligentni, tacy jak Michael, pracują nad tym problemem
kończącej się ropy. To zostawia problemy łatwiej rozwiązywalne, jak na przykład zabójcze
algi i samorządy szkolne, ludziom takim jak ja.
Michael: To jak, nadal jesteśmy umówieni na sobotę?
Ja: Chodzi ci o to, żebym przyszła i poznała Doo Paka? Chyba tak.
Michael: No,. w sumie, to myślałem, że...
I w tym momencie Lilly zaczęła wyrywać mi komórkę. I wyrwała.
Lilly: Czy to mój brat? Daj mi z nim porozmawiać.
Ja: Lilly! Zostaw!
Lilly: Poważnie. Ja muszę z nim pomówić. Mama znów zmieniła hasło i nie mogę się
dostać do jej skrzynki mailowej.
Ja: W ogóle nie powinnaś czytać maili swojej matki!
Lilly: To skąd będę wiedzieć, co o mnie opowiada różnym ludziom?
Tu wreszcie udało, mi się wyrwać telefon z jej ręki.
Ja: Hm, Michael. Będę musiała do ciebie oddzwonić. Po szkole. Dobrze?
Michael: Och. Dobrze. Trzymaj się. Wszystko będzie dobrze.
Ja: Tak. Jasne.
JEMU łatwo mówić, że wszystko będzie dobrze. Bo wszystko BĘDZIE dobrze. Dla.
NIEGO. ON już nie musi tkwić w tym piekle przez osiem godzin dziennie. On ma fajne
wykłady o tym, jak topi się czapa polarna i o tym, że wszyscy zginiemy, a ja muszę chodzić
korytarzem, gdzie dwadzieścia milionów plakatów z Laną Weinberger patrzy na mnie z góry i
woła: „Nieudacznik! Nieudacznik! Księżniczka czego? Ach, tak! Nieudacznikowa!”
Kiedy wyszłyśmy ze stołówki, żeby nałożyć błyszczyk przed następną lekcją,
zobaczyłam Ramona Riverasa, tego przystojnego nowego ucznia na wymianę, który
demonstrował brazylijskie techniki piłki Lanie i kilku członkom starszej drużyny piłki nożnej
LiAE, a oni wszyscy nie odrywali od niego oczu (no i dobrze, bo w zeszłym roku nie wygrali
ani jednego meczu). Tyle że zamiast piłki Ramon używał pomarańczy, kopiąc ją to jedną, to
drugą nogą. Mówił też coś, ale nie zrozumiałam ani słowa z tego, co wygadywał. Inni też
chyba nie, bo mieli niepewne miny.
Ale zobaczyłam, że Lana przytakuje, jakby rozumiała. I pewnie rozumiała. Lana
bardzo dobrze się orientuje we wszystkim, co brazylijskie. Wiem, bo widziałam ją nagą pod
prysznicem.
Środa, 2 września,
nadal RZ
Mia. Zróbmy jakąś listę.
Nie! Lilly, daj mi spokój! Mam w tej chwili za dużo problemów, żeby robić listy.
Jakich problemów? Nie masz żadnych problemów. Jesteś księżniczką. Nie zawalasz algebry.
Masz chłopaka.
No właśnie, o to chodzi! Mam chłopaka, ale on najwyraźniej oczekuje, że ja...
Że ty co?
Nieważne. Zróbmy jakąś listę.
LILLY I MIA
OCENIAJĄ REALITY SHOWS
Wyprawa Robinsona:
Lilly: Autorzy programu żerują na najniższych instynktach. Chcąc za wszelką cenę
przyciągnąć widzów, wykorzystują fakt, że wielu ludzi potrafi się cieszyć z cudzych
niepowodzeń i napawać widokiem czyjegoś upokorzenia. 0/10
Mia: Taa. No i jeszcze patrzeć, jak jedzą robaki. Błe!!!! 0/10
Nieustraszeni:
Lilly: To samo. 0/10
Mia: I jeszcze trochę robaków. Bleee. 0/10
Idol:
Lilly: Program jest zabawny - jeśli uznamy za zabawne bezlitosne kpiny z młodych
ludzi i ich prób podzielenia się swoim talentem ze światem. 5/10
Mia: Ponieważ moje własne marzenia zostały ostatnio aż zbyt okrutnie podeptane, nie
bawi mnie patrzenie, jak niszczy się marzenia innych. 2/10
Nowożeńcy - Nick i Jessica:
Lilly: Jeśli widok żałosnych prób niedouczonej śpiewaczki, która nie zna różnicy
między kurczakiem a tuńczykiem, to wasz ideał miłego spędzania czasu, proszę bardzo,
można to sobie oglądać do woli. Ja was nie będę powstrzymywać. 0/10
Mia: Jessica nie jest głupia, po prostu brak jej doświadczenia! Jest taka ZABAWNA. A
Nick taki seksowny. Najlepszy program! 10/10
Panna na wydaniu:
Lilly: A kogo obchodzi, czy dwoje głupich ludzi się zejdzie? Skończy się tylko tym, że
urodzą sobie dzieci i będzie na naszej planecie jeszcze więcej głupich ludzi. A my ich do tego
zachęcamy, oglądając ten program! Żałosne. 0/10
Mia: Bzdura! Oni szukają miłości! Co w tym złego? 5/10
Co by tu zmienić:
Lilly: Nigdy bym nie dopuściła Hildi w pobliże mojego pokoju. 10/10
Mia: Muszę się zgodzić. Ta dziewczyna ma źle w głowie. Ale fajnie byłoby napuścić
ją na pokój LANY. 10/10
Prawdziwy świat:
Lilly: Ideał - jeśli lubisz patrzeć, jak młodzi ludzie taplają się w wannach z gorącą
wodą bez kontroli ze strony rodziców ani przesadnej moralności. Dla mnie to ideał. 10/10
Mia: Czemu oni wszyscy muszą się do siebie tak paskudnie odnosić? Ale i tak JEST
całkiem niezły. 9/10
Gejowskie oko na heteroseksualistę:
Lilly: Pięciu homoseksualistów zmienia styl facetów hetero, którzy do tej pory totalnie
nie mieli stylu, do tego stopnia, że potrafili się ubrać w marmurkowe jeansy. Niektórzy
zwolennicy równych praw dla ludzi o różnej orientacji seksualnej obawiają się, że ten
program cofnie ich ruch o całe dziesięciolecia. A jednak... DLACZEGO ten jeden facet tak
długo nosił tę obrzydliwą peruczkę???? 10/10
Mia: Taa, a ja, tak się składa, znam kogoś, komu bardzo by się przydała pomoc
Świetnej Piątki, której na pewno nie spodobałoby się wtykanie swetra w spodnie. 10/10
Proste życie z Paris Hilton i Nicole Richie:
Lilly: Żartujesz, prawda? Ta modliszka i jej wiecznie podpita przyjaciółka ani trochę
mnie nie bawią. Poza tym to bardzo nieładnie kpić sobie z ludzi, którzy byli na tyle uprzejmi,
że przyjęli cię pod swój dach? 0/10
Mia: Hm. W pewien sposób muszę się tu zgodzić. Tym dziewczynom przydałyby się
PODSTAWOWE lekcje etykiety. Może następnym razem Hilton i mała Nicole powinny
spędzić tydzień z Grandmère! Założę się, że już ONA coś by im powiedziała o tych
kolczykach. Taki reality show to ja bym BARDZO chętnie obejrzała!!!!!!!! 0/10
Środa, 2 września,
wychowanie obywatelskie
TEORIE RZĄD U (ciąg dalszy)
TEORIA KONTRAKTU SPOŁECZNEGO: Thomas Hobbes, siedemnastowieczny
angielski filozof, napisał Lewiataną a w nim stwierdził, że:
Ludzie początkowo trwali w „stanie natury”. Innymi słowy, w ANARCHII.
Ale przecież anarchia jest zła! Przy anarchii ludzie mogą robić co im się żywnie
podoba! W anarchii, na przykład, pewna czirliderka, której nie nazwiemy po imieniu,
mogłaby nosić parę szortów, które ewidentnie należą do jednego z członków drużyny piłki
nożnej, pod swoją szkolną spódnicą i upewniać się, że każdy widzi, że ona je nosi, krzyżując
nogi bardzo szerokim i wygimnastykowanym gestem w czasie lekcji wychowania
obywatelskiego, tak jak być może robi to W TEJ CHWILI, nie respektując szkolnych
zarządzeń. A pewna inna osoba, której również nie nazwę, może i miałaby ochotę na nią
donieść, ale ostatecznie nie zdecyduje się na to, bo donoszenie jest złe, o ile nie zależy od
tego czyjeś życie.
Hobbes utrzymywał, że umowa społeczna między ludźmi a rządem ostatecznie
doprowadzała do rozwiązania państwa.
Na szczęście John Locke zmodyfikował tę teorię, twierdząc, że kontrakt można
renegocjować.
NIECH ŻYJE LOCKE!
NIECH ŻYJE LOCKE!
NIECH ŻYJE!
NIECH ŻYJE LOCKE!
Środa, 2 września,
geografia
Kenny właśnie pochylił się do mnie, żeby mi przypomnieć, że ma nową dziewczynę,
Heather, którą poznał latem na obozie naukowym. Najwyraźniej Heather przewyższa mnie
pod każdym względem (same piątki, ćwiczy gimnastykę, jej wypracowania są wolne od
takich naleciałości, jak komiksowy humor i odniesienia do kultury masowej, nie jest
księżniczką itd.), więc mimo tego, co sobie mogę wyobrażać, Kenny już się ze mnie wyleczył
i mogę sobie wytrzeszczać na niego te swoje wielkie, dziecinne, błękitne oczy, ile mi się
żywnie podoba, ale on NIE będzie odrabiał za mnie w tym semestrze pracy domowej z
geografii.
A co mi tam, Kenny. Po pierwsze, sprawdź sobie wzrok: oczy mam szare, nie
niebieskie. Po drugie, nigdy cię w zeszłym roku nie prosiłam, żebyś odrabiał za mnie
biologię. Po prostu sam zacząłeś odrabiać, z własnej woli. Przyznaję, źle zrobiłam,
POZWALAJĄC ci na to, zwłaszcza że wiedziałam, że nie lubię cię tak samo jak ty mnie. Ale
nie bój się, to się nie powtórzy. Bo ja mam szczery zamiar uważać na tych lekcjach i SAMA
robić prace domowe. Wcale nie będę POTRZEBOWAŁA twojej pomocy.
I mam szczerą nadzieję, że ty i Heather będziecie ze sobą szczęśliwi. Wasze dzieci
będą na pewno bardzo inteligentne. Oczywiście jeśli w ogóle kiedykolwiek dojdziecie do
Robienia Tego. I zapomnicie o kontroli urodzeń. Chociaż to mało prawdopodobne w
przypadku dwojga naukowych geniuszy.
Kenny jest taki dziwny.
Nie, wiecie co? CHŁOPCY są dziwni. Poważnie. Może właśnie o tym powinnam
napisać poprawkowe wypracowanie dla pani Martinez. O chłopcach i o tym, jacy są dziwni.
Na przykład moja obecna lista pięciu najlepszych filmów obejmuje:
Wirujący seks
Flashdance
Dziewczyny z drużyny
Oryginalne Gwiezdne Wojny
oraz
Honey
Wszystkie mają podobny temat - dziewczyna musi wykorzystać swoje nowo nabyte
talenty (taniec), żeby uratować siebie/swój związek/drużynę (no cóż, może to nie do końca
prawda w odniesieniu do Gwiezdnych Wojen. Chociaż czemu nie, trzeba tylko zastąpić słowo
„dziewczyna” słowem „chłopak”. A „taniec” słowem „Moc”).
Więc łatwo możecie zrozumieć, czemu tak mi się podobają.
Ale ulubione filmy Michaela - nie licząc oryginalnych Gwiezdnych Wojen, oczywiście
- totalnie różnią się od moich. Nie ma w nich żadnego wspólnego wątku! Każdy z innej
parafii! A co do większości, to naprawdę nie rozumiem, DLACZEGO mu się podobają. W
żadnym z nich nie ma tańca.
Oto krótki rzut okiem na Dziwny Świat Chłopaków i Filmów, Które Lubią:
PIĘĆ ULUBIONYCH FILMÓW MICHAELA
(Z KTÓRYCH ŻADNEGO NIE WIDZIAŁAM
ANI NIGDY NIE OBEJRZĘ):
Ojciec chrzestny
Człowiek z blizną
Teksańska masakra piłą łańcuchową
Obcy, Obcy II, Obcy III itd.
Egzorcysta
PIĘĆ ULUBIONYCH FILMÓW MICHAELA
(KTÓRE WIDZIAŁAM, NIE LICZĄC ORYGINALNYCH
GWIEZDNYCH WOJEN,
OCZYWIŚCIE):
Życie biurowe
Belfer
Piąty element
Żołnierze kosmosu
Straż wiejska
Chciałabym tylko zauważyć, że w żadnym z powyższych filmów nie ma ani jednej
sceny tańca. Ani jednej! I naprawdę trudno się w nich doszukać jakiegokolwiek wspólnego
wątku, nic ich właściwie nie łączy, może poza tym, że we wszystkich faceci mają superśliczne
dziewczyny.
Ogólnie rzecz biorąc, mężczyźni i kobiety kierują się zupełnie innymi kryteriami w
wyborze rozrywek filmowych. Naprawdę, aż dziw, że czasem udaje im się tej rozrywki
zażywać wspólnie.
Ale z drugiej strony to prawdopodobnie nie jest temat, który mógłby zainteresować
panią Martinez. Moim zdaniem to pouczające, wątpię jednak, żeby ona też tak to odebrała.
Ona pewnie nigdy nie chodzi do kina, bo to taka rozrywka dla mas. Pewnie chodzi
tylko na FILMY, na przykład te, które pokazują w kinach studyjnych. Założę się, że nie ma
nawet telewizora. .
O mój Boże. Nic dziwnego, że jest TAKA.
WF: nie dotyczy
Geometria: ćwiczenia strony 20 - 22
Angielski: nie wiem, byłam zbyt wytrącona z równowagi, żeby to
zapisać
Francuski: écrivez une historie
Poza tym, sprawdzić, czy Perin to chłopak, czy dziewczyna!!!!!!!
RZ: nie dotyczy
Wychowanie obywatelskie: Co jest podstawą rządu według teorii
kontraktu społecznego
Geografia: zapytać Kenny'ego
Środa, 2 września, w limuzynie w drodze do domu
z hotelu Plaza
Dzisiaj, kiedy dotarłam do Grandmère na lekcję etykiety, oświadczyła mi, że
wybieramy się na rekonesans w terenie.
Powiedziałam jej, że na lekcję etykiety to ja w zasadzie nie mam dzisiaj czasu - że w
grę wchodzi mój stopień z angielskiego i że muszę wracać do domu i od razu brać się do
pisania.
Ale na Grandmère nie zrobiło to najmniejszego wrażenia - nawet kiedy powiedziałam
jej, że moja przyszła kariera pisarki od tego zależy Powiedziała, że członkowie rodzin
królewskich i tak nie powinni pisać książek - że ludzie chcą czytać książki O NICH, a nie
pisane PRZEZ NICH.
Grandmère czasem tak kompletnie nic nie kuma!
Byłam pewna, że nasz rekonesans dotyczy wizyty u Paola - moje odrosty totalnie
zaczynają być widoczne - ale zamiast tego Grandmère zabrała mnie na dół do jednej z wielu
sal konferencyjnych w Plaza. W długiej sali stało mniej więcej dwieście krzeseł, a w głębi
mównica z mikrofonem i szklanką wody.
Tylko pierwszy rząd krzeseł był zajęty. A siedzieli tam: pokojówka Grandmère, jej
szofer i różni członkowie personelu hotelu Plaza w swoich złoto - zielonych uniformach, z
bardzo niewyraźnymi minami. Zwłaszcza pokojówka Grandmère, która na kolanach trzymała
roztrzęsionego Rommla.
Najpierw myślałam, że zostałam wrobiona i że to jakaś konferencja prasowa na temat
ślimaków czy coś. Tylko gdzie się podziali reporterzy?
Ale Grandmère powiedziała, że nie, to nie jest konferencja prasowa. To praktyka.
Przed debatą.
Debatą przed głosowaniem na przewodniczącą samorządu.
- Hm, Grandmère - powiedziałam. - Nie ma żadnej debaty przed głosowaniem na
przewodniczącą samorządu. Wszyscy tylko oddają głosy. W poniedziałek.
Ale Grandmère mi nie uwierzyła. Powiedziała, wydychając długą strużkę dymu
papierosowego, chociaż w Plaza obowiązuje zasada: Można palić tylko w swoim pokoju.
- Twoja mała przyjaciółka, Lilly, powiedziała mi, że jest debata.
- Rozmawiałaś z LILLY? - Ledwie mogłam uwierzyć w to, |to usłyszałam. Lilly i
Grandmère się NIE CIERPIĄ. I to nie bez powodu, po całej tamtej aferze z Jangbu Panasą.
A teraz Grandmère mówi mi, że ona i moja najlepsza przyjaciółka są
KUMPELKAMI?
- KIEDY LILLY CI TO POWIEDZIAŁA? - zapytałam ostro, bo nie wierzyłam w ani
jedno słowo.
- Niedawno - powiedziała Grandmère. - Stań po prostu na mównicy i zobacz, jakie to
uczucie.
- JA WIEM, jakie to uczucie, stać na mównicy, Grandmère - powiedziałam. -
Stawałam już na mównicy, pamiętasz? Kiedy zwróciłam się do Parlamentu Genowii w
sprawie parkometrów.
- Tak - zgodziła się Grandmère. - Ale to była widownia złożona ze starszych panów.
Tutaj chcę, żebyś wyobraziła sobie, że występujesz przed widownią złożoną ze swoich
rówieśników. Wyobraź sobie, że siedzą przed tobą w tych swoich idiotycznych luźnych
spodniach i czapeczkach bejsbolowych daszkiem do tyłu.
- My nosimy do szkoły mundurki, Grandmère - przypomniałam jej.
- Tak, no cóż, wiesz, o co mi chodzi. Wyobraź sobie, że siedzą tam wszyscy
uczniowie, niektórzy z nich marzą, żeby mieć własny telewizyjny program, jak ten okropny
Ashton Kutcher. A potem powiedz mi, jakbyś odpowiedziała na takie pytanie: Jakie
ulepszenia wprowadziłabyś, żeby Liceum imienia Alberta Einsteina stało się lepszą instytucją
edukacyjną, i dlaczego?
Poważnie, ja jej czasem nie rozumiem. Zupełnie jakby się potłukła wkrótce po
urodzeniu. Jakby ją ktoś upuścił. Tylko że na drewniany parkiet, a nie na miękki materac na
japońskim tapczanie, jak ja Rocky'ego nie tak dawno temu. Tylko że to totalnie nie była moja
wina, bo Michael tak niespodziewanie wszedł do pokoju w tych nowych dżinsach.
- Grandmère... - powiedziałam. - Po co to wszystko? NIE MA ŻADNEJ DEBATY.
- ODPOWIEDZ NA PYTANIE.
Boże. Ona jest czasami niemożliwa.
Dobra, ciągle jest niemożliwa.
Więc, żeby tylko się ode mnie odczepiła, stanęłam na tej głupiej mównicy i
powiedziałam do mikrofonu:
- Ulepszenia, jakie wprowadziłabym, żeby Liceum imienia Alberta Einsteina stało się
lepszą instytucją edukacyjną, objęłyby wprowadzenie do menu stołówki większego wyboru
dań bezmięsnych dla uczniów, którzy są weganami i wegetarianami, i, hm, umieszczanie co
wieczór zadanych prac domowych na stronie internetowej szkoły, żeby uczniowie, którym,
ehm, zdarzyło się zapomnieć je zanotować, mogli dokładnie sprawdzić, co mają do zrobienia
na następny dzień.
- Nie garb się tak nad mównicą, Amelio - powiedziała krytycznie Grandmère,
wydmuchując dym na wielkiego rododendrona w doniczce (Grandmère ma dzikie szczęście.
Bo za dziesięć lat, kiedy skończy się cała ropa naftowa i do końca stopi się polarna czapa
lodowa, pewnie już zdąży umrzeć na raka płuc przez te wszystkie papierosy, które wypala). -
Stań prosto. Ramiona do tyłu. Tak właśnie. Możesz mówić dalej.
Totalnie zdążyłam zapomnieć, o czym mówiłam.
- A co z belframi? - zawołał szofer Grandmère, usiłując zabrzmieć jak kandydat do roli
Ashtona Kutchera w luźnych spodniach. - Co z nimi zrobisz, ha?
- O, tak - powiedziałam. - Nauczyciele. Czy nie jest ich zadaniem wspieranie nas w
naszych marzeniach? Ale zauważyłam, że niektórzy nauczyciele chyba uważają, że ta część
ich obowiązków zawodowych oznacza niszczenie naszych nadziei... i... tłumienie naszych
twórczych ambicji! Tylko dlatego że, no wiecie, mogłyby bardziej dotyczyć rozrywki niż
edukacji. I to mają być ludzie, którzy chcą kształtować nasze młode umysły? Oni?
- Nie! - zawołała jedna z pokojówek.
- Cholerna racja! - wrzasnął szofer Grandmère.
- Aha - dodałam, nabierając pewności siebie. - No i, hm, kamery przed szkołą.
Rozumiem, że jako środek bezpieczeństwa są bardzo potrzebne. Ale jeśli używa się ich jako...
- Amelio! - wrzasnęła Grandmère. - Łokcie z pulpitu! Zdjęłam łokcie z pulpitu.
- .. .jako narzędzia do śledzenia uczniów, to muszę spytać, czy administracja ma prawo
szpiegować? - Zaczynałam się naprawdę nieźle bawić tą całą debatą. - Co się dzieje z
taśmami wideo z tych kamer, kiedy są już nagrane? Czy się je cofa i nagrywa ponownie, czy
też są gdzieś przechowywane, żeby można było ich zawartość wykorzystać kiedyś w
przyszłości przeciwko nam? Na przykład jeśli ktoś z nas zostanie nominowany do Sądu
Najwyższego, czy taśma, na której zarejestrowano, jak ten ktoś polewa Lwa Joego colą,
mogłaby się dostać w ręce reporterów i zostać wykorzystana?
- Stopy na podłodze, Amelio! - ryknęła Grandmère, tylko dlatego że oparłam nogę na
tej półce pod mównicą, gdzie powinno się kłaść torebkę.
- A co zrobić z tymi dziewczynami, które noszą pod szkolną spódnicą szorty
gimnastyczne swoich chłopaków? - ciągnęłam. Muszę przyznać, zaczynałam mieć niezły
ubaw. Pokojówki z Plaza słuchały mnie uważnie. Jedna z nich nawet zaklaskała po tym, co
powiedziałam o taśmach wideo, które mogą zostać wykorzystane przeciwko nam, kiedy nas
mianują do Sądu Najwyższego. - Niezależnie od tego, jak seksistowskie wydaje mi się takie
zachowanie, szkoła nie powinna się interesować, co uczennice noszą pod spódnicą. A ja
mówię, że nie! Nie! Nie czepiajcie się MOJEJ bielizny!
No, no! Ostatni fragment przyniósł mi owację na stojąco ze strony pokojówek!
Poderwały się na nogi i zaczęły wznosić okrzyki, zupełnie jakbym... No, nie wiem. Jakbym
była J. Lo czy kimś takim!
Ale Grandmère nie była tak zachwycona jak reszta.
- Amelio... - powiedziała, wydmuchując strużkę niebieskiego dymu. - Księżniczki nie
tłuką pięściami w pulpit dla podkreślenia zdania.
- Przepraszam, Grandmère - powiedziałam.
Chociaż wcale nie czułam się skruszona. Mówiąc prawdę, czułam się ożywiona. Nie
miałam pojęcia, że to taka frajda, przemawiać do sali pełnej pokojówek hotelowych. Kiedy
zwracałam się do Parlamentu Genowii w kwestii parkometrów, prawie nikt mnie nie słuchał.
Ale dzisiaj w hotelu te kobiety jadły mi z ręki. Naprawdę.
Chociaż pewnie byłoby zupełnie inaczej, gdybym rzeczywiście przemawiała do sali
wypełnionej ludźmi w moim wieku. Bo gdybym stała przed Laną i Trishą, i całą tamtą resztą,
mogłoby to trochę inaczej wyglądać.
Na przykład mogłabym sama na siebie zwymiotować.
Ale nie będę się tym martwić, bo do tego pewnie nigdy nie dojdzie. To znaczy do tego,
żebym rzeczywiście musiała wystąpić w debacie przeciwko Lanie. Bo przecież nikt nie mówił
nic o żadnej debacie.
A nawet jeśli ma być, to ja i tak nie będę musiała brać w niej udziału.
Bo Lilly tak powiedziała. Że ma plan.
Cokolwiek by to miało znaczyć.
Środa, 2 września, poddasze
Na poddaszu przy Thompson Street znów trafiłam w sam środek chaosu. Ponieważ w
ten weekend mama i pan G. jadą do Indiany, mama musiała przełożyć swój babski wieczorek
pokerowy z soboty na dzisiaj. Więc te wszystkie feministki - artystki z pokerowego kółka
mojej mamy siedziały wkoło kuchennego stołu i jadły moo goo gai pan, kiedy weszłam.
No i były też bardzo głośne. Tak głośne, że kiedy zawołałam Grubego Louie, nie
przyszedł. Potrząsałam jego paczką niskotłuszczowych kocich pasztecików i nic. Nic. Przez
chwilę naprawdę myślałam, że Gruby Louie uciekł - na przykład wymknął się wśród tego
hałasu i zamieszania robionego przez wchodzące feministki. Bo wiecie, on nie był za
szczęśliwy, że musi się dzielić poddaszem z małym dzieckiem. Prawdę mówiąc, parę razy
musieliśmy go wyganiać z kołyski Rocky'ego, bo on sobie chyba wymyślił, że wstawiliśmy ją
tam wyłącznie dla niego. No, w sumie ona w pewnym sensie JEST wymiarów Louiego.
No i przyznam, FAKTYCZNIE spędzam z Rockym mnóstwo czasu. Czasu, który
poświęcałam kiedyś na robienie Grubemu Louie kocich masaży i tak dalej.
Ale ja USIŁUJĘ być dobrą matką - dzieciolizem i dla mojego brata, i dla mojego kota.
Wreszcie znalazłam go chowającego się pod moim łóżkiem... Ale tylko łebek schował,
bo jest taki gruby, że reszta się nie zmieściła, więc jego koci tyłeczek tak jakoś sterczał w
powietrzu.
Naprawdę, nie winię go za to, że chciał się schować. Przyjaciółki mamy bywają
przerażające.
Pan G. najwyraźniej się z tym zgadza. On też się schował, jak się okazało, w sypialni,
którą dzielą z mamą, i z Rockym usiłował oglądać mecz bejsbolowy. Podniósł wzrok, cały
przestraszony, kiedy weszłam przesłać Rocky'emu buziaczka.
- Poszły już? - zapytał, a oczy za szkłami okularów miał jakieś takie dzikie.
- Hm... - powiedziałam. - One jeszcze nawet nie zaczęły grać.
- Cholera. - Pan G. spojrzał na swojego syna, który chociaż raz w życiu nie płakał.
Zazwyczaj siedzi cicho, kiedy telewizor jest włączony. - To znaczy, kurczę.
Ogarnęło mnie nagłe współczucie dla pana G. Nie jest łatwo być mężem mojej mamy.
Pomijając kwestię szalonego malarstwa, pozostaje jeszcze fakt, że wydaje się fizycznie
niezdolna do opłacenia jakiegokolwiek rachunku na czas czy nawet ZNALEZIENIA
rachunku, kiedy sobie wreszcie przypomni, że go powinna opłacić. Pan G. zorganizował
wszystko tak, że rachunki płacimy przez Internet, ale to nie pomaga, a to ze względu na te
wszystkie czeki, które mama dostaje za sprzedaż swoich dzieł sztuki, a które lądują,
pogniecione, w najdziwniejszych miejscach, na przykład na dnie pojemnika na jej maskę
gazową.
Przysięgam, przy mojej niezdolności do dzielenia ułamków i jej niezdolności do
wywiązywania się z odpowiedzialności i obowiązków dorosłego człowieka - pomijając
chodzenie na marsze protestacyjne i karmienie piersią - to cud, że pan G. się z nami nie
rozwiedzie.
- Coś ci przynieść? - spytałam pana G. - Zamówić żeberka? Krewetki w sosie
czosnkowym?
- Nie, Mia - powiedział pan G. z tym spojrzeniem cierpiętnika, które znam aż za
dobrze. - Niemniej, dzięki. Jakoś damy sobie radę.
Zostawiłam facetów samych i poszłam do kuchni zorganizować sobie coś do jedzenia,
zanim się zamknę w swoim pokoju i zabiorę do tej całej pracy domowej. Na szczęście
przyjaciółki mamy nie zwracały na mnie uwagi pochłonięte dyskusją na temat mizoginizmu
szerzącego się wśród młodych mężczyzn. Odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczyły ni
mniej, ni więcej tylko Eminema!
Naprawdę, nie mogłam stać bezczynnie i słuchać, jak takie rzeczy opowiada się pod
moim własnym dachem. Może działałam jeszcze pod wpływem emocji wywołanych całym
tym przemawianiem w sali konferencyjnej hotelu Plaza, ale odstawiłam swój talerz warzyw
moo shu i powiedziałam przyjaciółkom mojej mamy, że ich zarzuty przeciwko Eminemowi są
demagogiczne (nie wiem zbyt dokładnie, co to słowo znaczy, ale Michael i Lilly często go
używają) i że gdyby tylko przez moment posłuchały Cleaning Out My Closet (przy okazji, to
jedna z ulubionych Rocky'ego), wiedziałyby, że jedyne kobiety, których Eminem nienawidzi,
to jego matka i ta dziwa, co go w konia robiła.
To stwierdzenie, które wydało mi się zupełnie sensowne, zostało przyjęte całkowitym
milczeniem. A potem odezwała się moja mama:
- Czy to dzwonek do drzwi? To pewnie Vern, nasz sąsiad z dołu. Ostatnio bardzo się
denerwuje, kiedy wydaje mu się, że robimy imprezę, na którą go nie zaprosiliśmy. Zaraz
wracam.
I pobiegła do drzwi, chociaż ja wcale nie słyszałam dzwonka.
Potem odezwała się jedna z feministek:
- Powiedz, Mio, czy twoja obrona Eminema to jedna z tych rzeczy, których uczy cię
twoja babka na lekcjach dworskiej etykiety?
A wszystkie pozostałe roześmiały się.
Ale mnie się wtedy przypomniało, że w sumie potrzebuję pewnej porady, więc
zagaiłam:
- Hej, ludzie, to znaczy dziewczyny, czy wy nie wiecie, czy to prawda, że chłopcy na
studiach oczekują, że ich dziewczyny będą To Robić?
- Hm, i nie tylko chłopcy na studiach - odezwała się jedna z kobiet, a reszta zaczęła się
śmiać do rozpuku.
A więc to JEST prawda. Powinnam była wiedzieć. Choć prawdę mówiąc, cały czas
miałam nadzieję, że Lana tylko usiłuje zepsuć mi nastrój. Ale teraz wyglądało na to, że mogła
rzeczywiście mówić prawdę.
- Masz zmartwioną minę, Mia - stwierdziła Kate, artystka performance, znana z tego,
że wychodzi na scenę i rozsmarowuje po sobie kurzy tłuszcz. Wyraża w ten sposób swój
sprzeciw wobec przemysłu kosmetycznego.
- Ona się zawsze martwi - powiedziała Gretchen, która specjalizuje się w metalowych
replikach części ciała ludzkiego. Zwłaszcza męskich. - Przecież to Mia, zapomniałaś?
I wszystkie artystki - feministki znów się głośno roześmiały.
A ja poczułam się źle. Jakby moja mama obmawiała mnie za moimi plecami. No
dobrze, zgoda, ja mówię o NIEJ za JEJ plecami, oczywiście. Ale to zupełnie co innego, kiedy
twoja własna matka mówi za twoimi plecami o TOBIE.
Najwyraźniej Lilly nie jest jedyną osobą, która uważa mnie za dziecioliza.
- Wiesz, Mio, zupełnie niepotrzebnie się o wszystko zamartwiasz. - Becca, artystka
pracująca z neonami, zamachała do mnie swoim kieliszkiem margharity z miną pełną
zrozumienia. - Powinnaś przestać tak dużo myśleć. Nie pamiętam, żebym w twoim wieku
choć w połowie tyle myślała.
- Bo w jej wieku już brałaś lit - przypomniała jej Kate.
Ale Becca ją zignorowała.
- Chodzi o te ślimaki? - zapytała.
Zamrugałam ze zdziwieniem.
- O co?
- O ślimaki. No wiesz, te, które wrzuciłaś do zatoki. Martwisz się, że się wszyscy
zdenerwowali?
- Hm... - mruknąłem, zastanawiając się, czy, jak Tina, usłyszała o tym w
wiadomościach. - Chyba tak.
- To zrozumiałe - powiedziała Becca. - Ja bym się też martwiła. Czemu nie zaczniesz
ćwiczyć jogi? - podsunęła. - Mnie to zawsze pomaga. Joga pozwala się odprężyć.
- Albo oglądaj więcej telewizji - zasugerowała Dee, która tworzy totemy, a potem
tańczy wkoło nich, przywiązawszy sobie kawały wątróbki pod pachami.
W głowie mi się nie mieściło. Te inteligentne kobiety mówiły mi, żebym zaczęła
oglądać WIĘCEJ TELEWIZJI? Wyraźnie nie zaliczały się do pokrewnych dusz Karen
Martinez.
- Przestańcie dokuczać Mii. - Burzowy Wiatr, która jest jedną z najstarszych
przyjaciółek mojej mamy ORAZ położną, ORAZ pastorem, ORAZ profesjonalnym
choreografem, wstała i dołożyła do blendera więcej lodu. - Ma prawo myśleć za wiele i
zamartwiać się, ile tylko chce. Nie ma nic bardziej stresującego niż mieć piętnaście lat, no,
może jeszcze mieć piętnaście lat i być księżniczką.
Nigdy przedtem się nad tym nie zastanawiałam. Czy ja RZECZYWIŚCIE za dużo
myślę? Czy inni ludzie myślą mniej niż ja? No tak, ale zdaniem pani Martinez ja myślę ZA
MAŁO...
- To chyba jednak nie do nas - powiedziała mama, wracając do stołu. - Co mnie
ominęło?
- Nic - odparłam, zabierając talerz i szybko idąc do swojego pokoju. - Bawcie się
dobrze, ludzie! To znaczy dziewczyny.
Ciekawa jestem, czy Burzowy Wiatr ma rację. Co do tego, że myślę za dużo. Może to
jest właśnie mój problem. Nie mogę wyłączyć sobie mózgu. Może inni ludzie to potrafią, ale
ja nie. Nigdy właściwie nie próbowałam, oczywiście, bo kto chce mieć pustą głowę?
Pomijając, oczywiście, siostry Hilton. Bo pewnie łatwiej jest cały czas imprezować, jeśli
człowiek nie martwi się zabójczymi algami ani wyczerpaniem zasobów ropy naftowej.
Ale może w tym coś się jednak kryje. Ledwie sypiam nocami, w głowie kłębi mi się
tyle myśli, zastanawiam się, co zrobię, jeśli w nocy pojawią się Obcy i wszystko przejmą, i
tak dalej. BARDZO bym chciała wyłączyć sobie umysł tak jak inni ludzie to potrafią. Jeśli
Burzowy Wiatr miała rację, oczywiście.
Oooooo, Michael pisze do mnie na ICQ!
S
KINNER
B
X
: N
O
więc jak, nadal umawiamy się na sobotę?
I w tej samej chwili kiedy dostałam tę wiadomość od Michaela, pojawiła się też inna:
W
OMYN
R
ULE
: DL,
CO
robisz w sobotę?
Poważnie. Dlaczego ja? DLACZEGO?
G
R
L
OUIE
: Nie mogę teraz rozmawiać. Gadam na ICQ z twoim bratem.
W
OMYN
R
ULE
: Powiedz mu, że mama zamienia jego pokój w świątynię Wielebnego
Moona.
G
R
L
OUIE
: LILLY! IDŹ SOBIE!
W
OMYN
R
ULE
: Tylko nie blokuj sobie soboty, dobra? To ważne i ma związek z
kampanią wyborczą.
G
R
L
OUIE
: Już mamy z twoim bratem plany na sobotę.
W
OMYN
R
ULE
: C
O
, macie .zamiar zrobić to wtedy czy co?
G
R
L
OUIE
: NIE, NIE MAMY ZAMIARU ROBIĆ TEGO WTEDY. KTO CI TO
POWIEDZIAŁ?
W
OMYN
R
ULE
: Nikt! Jezu! Nie rób z tego takiej książęcej burzy w królewskiej szklance
wody. Dlaczego ty się w ogóle tak o to wściekasz? Chyba że... zaraz... - CZY WY TO ZE
SOBĄ ROBICIE???? I NIC MI NIE POWIEDZIAŁAŚ?????????????
G
R
L
OUIE
: NIE, PO RAZ OSTATNI, MY TEGO NIE ROBIMY! !! !
S
KINNER
B
X
: Czego nie robimy? O czym ty mówisz?
O MÓJ BOŻE.
G
R
L
OUIE
: Nie ty! To znaczy miałam to wysłać do Lilly!
S
KINNER
B
X
: Czekaj, Lilly do ciebie też teraz pisze?
W
OMYN
R
OLE
: W głowie mi się nie mieści, że Robisz To z moim bratem. To szczyt
obrzydliwości. Wiesz, że jemu włosy rosną na palcach u nóg? Jak hobbitowi.
G
R
L
OUIE
: Lilly! ZAMKNIJ SIĘ!
S
KINNER
B
X
: Lilly nie daje ci spokoju? Powiedz jej, że jak nie przestanie, to powiem
mamie o tym, jak wykonała „eksperyment grawitacyjny” z figurkami Hummel naszej babci.
G
R
L
OUIE
: PRZESTAŃCIE OBOJE!!!! KOTA PRZEZ WAS DOSTANĘ!!!!
G
R
L
OUIE
: (niedostępna)
Poważnie, CIESZĘ SIĘ, że jestem dzieciolizem, jeśli to oznacza, że ja i Rocky nigdy
nie skończymy jak rodzeństwo Moscovitz.
Czwartek, 3 września,
godzina wychowawcza
O.
Mój.
Boże.
Tylko tyle mam do powiedzenia.
Czwartek, 3 września,
WF
Są nawet w sali gimnastycznej. Nie wiem, jak ona to zrobiła. Ale one nawet
ZWISAJĄ NA SZNURACH Z SUFITU W SALI GIMNASTYCZNEJ.
Poważnie.
Są też pod prysznicami. Ofoliowane, żeby się nie zamoczyły.
Ja wiem, bo uczyliśmy się tego na zdrowiu i przepisach bezpieczeństwa, że nie da się
umrzeć ze wstydu, ale może się jeszcze okazać, że jestem wyjątkiem od tej reguły.
Czwartek, 3 września,
geometria
SĄ WSZĘDZIE.
WIELKIE, KOLOROWE ZDJĘCIA. JA W TIARZE. I Z BERŁEM. Na uroczystości
przedstawienia narodowi Genowii w grudniu zeszłego roku.
A pod zdjęciem jest napisane:
GŁOSUJCIE NA MIĘ.
A pod spodem:
KP
KP. Co to, u licha, ZNACZY?
Wszyscy o nich mówią. WSZYSCY. Siedziałam sobie spokojnie i odrabiałam pracę
domową, kiedy weszła Trisha Hayes i powiedziała:
- Niezły numer, KP. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Może i jesteś księżniczką, ale
Lana to najpopularniejsza dziewczyna w szkole. W poniedziałek cię zdziesiątkuje.
- O, ktoś tu pracował nad swoim słownictwem. - Tylko tyle powiedziałam Trishy. Ze
względu na to, że użyła słowa „zdziesiątkować”. Darowałam sobie nawet uwagę, że chyba nie
można ZDZIESIĄTKOWAĆ jednej osoby.
Bo w ogóle nie to chciałam jej powiedzieć. Chciałam jej powiedzieć: „TO NIE JA!!!!
JA TEGO NIE ZROBIŁAM!!!! JA NAWET NIE WIEM, CO ZNACZY KP!!!!!!”
Ale nie mogłam. Bo wszyscy na nas patrzyli. Włącznie z panem Hardingiem. Który
odjął Trishy pięć punktów z pracy domowej za to, że po dzwonku nie siedziała na swoim
miejscu.
- Nie może pan tego zrobić. - Ooo, Trisha źle oceniła swoje szanse, mówiąc tak do
niego.
- Hm - powiedział pan Harding. - Panno Hayes, przepraszam uprzejmie, ale owszem,
mogę.
- Już niedługo - powiedziała Trisha. - Kiedy moja przyjaciółka, Lana, zostanie
przewodniczącą samorządu szkolnego, zabroni mszczenia się po fakcie.
- A co pani ma na ten temat do powiedzenia, panno Thermopolis? - chciał wiedzieć
pan Harding. - Czy obietnica zakazu mszczenia się po fakcie stanowi również część pani
strategii wyborczej?
- Hm - powiedziałam. - Nie.
- Naprawdę? - Pan Harding miał bardzo zainteresowaną minę. Tyle że moim zdaniem
interesował się tym, dlatego że cała sprawa niezmiernie go śmieszyła. Na jakimś takim
nauczycielskim poziomie. - A czemuż to?
- Hm... - powiedziałam, czując, że uszy zaczynają mnie piec. To dlatego że widziałam,
że cała klasa się na nas gapi. - Bo myślałam, żeby skoncentrować się na sprawach, które
naprawdę są ważne. Na przykład na tym, że w stołówce jest za mały wybór dań
wegetariańskich. I te kamery, które zainstalowali na zewnątrz przy Joem, to naruszenie
naszego prawa do prywatności. I że niektórzy nauczyciele w tej szkole nie wystawiają ocen
obiektywnie.
I ku mojemu WIELKIEMU zdumieniu, niektóre z osób w tyle klasy zaczęły klaskać.
Naprawdę. Jak to powolne klaskanie w niektórych filmach, gdzie wszyscy na koniec
się dołączają i wszyscy zaczynają klaskać szybko.
Tyle że pan Harding zdusił to w zarodku, zanim przerodziło się w głośne i szybkie
klaskanie, bo powiedział:
- Dobrze, dobrze, wystarczy. Otwórzcie książki na stronie dwudziestej trzeciej i
zabieramy się do roboty.
O mój Boże. Ta cała sprawa z wyborami przewodniczącej samorządu OKROPNIE
wymknęła się spod kontroli.
Sylogizm = argument formatu, jeżeli a, to b (pierwszy poziom), jeżeli b, to c (drugi
poziom)
Zatem: jeżeli a, to c (konkluzja)
NIEWAŻNE. Dlaczego musieli wziąć to z BERŁEM??? Wyglądam na nim jak totalna
idiotka.
Notatka dla samej siebie: sprawdzić w słowniku „zdziesiątkować”.
Czwartek, 3 września,
angielski
LILLY!!! SKĄD WZIĘŁAŚ TE PLAKATY????
Jak sądzisz, kto mi je dał? I przestań na mnie wrzeszczeć!
Nie wrzeszczę. JA bardzo spokojnie pytam... Czyś ty wzięła te plakaty od mojej babki?
Tak, oczywiście. A co, myślałaś, że sama za nie zapłaciłam? Czy ty masz pojęcie, ile
kosztują kolorowe plakaty tych rozmiarów? Cały roczny budżet na - Lilly mówi prosto
z mostu - mogłabym wydać na samo zrobienie kopii!
Ale ja myślałam, że ty nienawidzisz Grandmère! Dlaczego miałabyś robić coś takiego?
RAZEM z Grandmère?!
Bo w razie gdybyś nie zauważyła, te wybory są dla mnie ważne, Mia. Ja NAPRAWDĘ
chcę, żebyśmy wygrały. MUSIMY wygrać. To jedyny sposób, żeby ratować tę szkołę,
która na naszych oczach zmienia się w totalnie faszystowski obóz pod tyrańską władzą
Durnej Głuptak.
Lilly, ZROZUM, JA NIE CHCĘ BYĆ PRZEWODNICZĄCĄ SAMORZĄDU SZKOLNEGO.
Nie martw się. Nie będziesz.
PRZECIEŻ TO NIE MA SENSU! Lilly, ja wiem, że wszyscy po prostu założyli, że Lana wygra,
bo ona zawsze wygrywa, ale teraz zaczyna się robić naprawdę dziwnie. Dzisiaj na geometrii
powiedziałam coś o tych kamerach na zewnątrz, że to narusza nasze prawo do prywatności, a
ktoś zaczął mi KLASKAĆ.
A więc to działa. WIEDZIAŁAM, że tak będzie!
Co działa????
Nieważne. Po prostu rób, co robisz. To świetne. To takie NATURALNE. Ja bym nigdy
niezdobyta się na taką naturalność.
ALE JA NIC NIE ROBIE!
No i to właśnie jest w tym takie świetne. A teraz daj spokój i uważaj. Musisz wiedzieć
te rzeczy, jeśli chcesz być pisarką i tak dalej.
Lilly! Czy będzie jakaś debata? Bo Grandmère powiedziała coś o debacie.
Cśśśś. Uważaj na lekcji. Hej, a co się dzieje z moim bratem, tak przy okazji? Czy wy to
naprawdę robicie?
NIE PRÓBUJ ZMIENIAĆ TEMA TU! CZY BĘDZIE DEBATA?????
LILLY!!!! LILLY!!!!!!!!!!
ODPOWIEDZ Ml!!!!!!!
Obawiam się, że Lilly ci nie odpowie. Czy mogę w czymś pomóc?
Och. Cześć, Tina. Me. Tylko... No cóż, mogłabyś poprosić swojego ochroniarza, żeby mnie
zastrzelił? Byłabym ci naprawdę wdzięczna.
Hm, Wahimowi nie wolno nikogo zastrzelić, chyba że ktoś będzie próbował mnie
porwać. Wiesz o tym.
Wiem. Ale naprawdę wolałabym już nie żyć.
Tak mi przykro. To przez te wybory?
To, i Michael, i wszystko inne.
Czy Ty i Michael już porozmawialiście, tak jak radziłam ?
Nie. Kiedy mieliśmy porozmawiać? Nigdy go już nie widuję, bo zawsze jest na zajęciach i
uczy się o nowych rodzajach czekającej nas zagłady. A nie można przecież rozmawiać o
Robieniu Tego - czy, w tym przypadku, o NIErobieniu Tego - przez telefon czy na ICQ. To
trochę taki temat do rozmowy w cztery oczy.
Racja. Więc kiedy zamierzacie o tym porozmawiać?
Chyba w sobotę. No bo wiesz, wcześniej się nie zobaczymy.
Boże! Nie uważasz, że pani Martinez wygląda totalnie cudownie w tych
spódnicospodniach? Kto by w ogóle pomyślał, że spódnicospodniemogą BYĆ fajne?
Wiesz, ktoś może nosić spódnicospodnie i wcale nie mieć... hm, racji.
O co ci chodzi? Pani Martinez ZAWSZE ma rację. Uwielbia Jane Austen, prawda?
Hm, tak. Ale może nie z tych samych powodów, co my.
Chodzi ci o to, że nie dlatego że Colin Firth wygląda tak seksownie za każdym razem,
kiedy wskakuje do tego stawu w Dumie i uprzedzeniu? Ale z jakiego INNEGO powodu
można uwielbiać Jane Austen?
Nieważne. Uznajmy, że nic nie powiedziałam.
Myślisz, że pani M. wie, że w prawdziwym życiu Emma Thompson urodziła dziecko
temu facetowi, który grał Willoughbiego???? Bo chociaż w Rozważnej i romantycznej
grał złego faceta, jestem pewna, że osobiście jest miły. A poza tym Emma
potrzebowała uczucia po tym, jak Kenneth Branagh zostawił ją dla Heleny Bohnam -
Carter.
Czasami żałuję, że nie mogę żyć w głowie Tiny zamiast we własnej. Przysięgam. To
musi być bardzo odprężające miejsce.
Czwartek, 3 września,
łazienka dla dziewczyn,
Liceum imienia Alberta Einsteina
Jak to się dzieje, że zawsze tu trafiam? To znaczy, że siedzę w kabinie w łazience i
piszę w swoim pamiętniku? Z tego się już robi jakiś rytuał, naprawdę.
W każdym razie zaczęło się dosyć niewinnie. Rozmawiałyśmy o wczorajszym
odcinku The OC, kiedy Tina nagle zapytała:
- Hej, a mówiłaś już Lilly?
A Lilly na to:
- Czy co mi mówiła?
A ja totalnie pomyślałam, że Tina miała na myśli to o Robieniu Tego z Michaelem, i
szepnęłam jej na ucho: „PRZYSIĘGAŁAŚ!”, a ona powiedziała:
- O tym, że twoi rodzice jadą w ten weekend do Indiany, oczywiście.
Bo musiałam jej o tym wspomnieć w jakiejś chwili słabości, chociaż nie przypominam
sobie, żebym to zrobiła.
Lilly popatrzyła na mnie z ożywieniem.
- Naprawdę! To wspaniale! Możemy zrobić sobie kolejną imprezę!
Halo? Można by pomyśleć, że kto jak kto, ale LILLY nie będzie chciała przychodzić
do mnie do domu na kolejną imprezę. Czy przynajmniej mogłaby mieć nieco więcej
wrażliwości w związku z faktem, że jej były, którego STRACIŁA NA ZAWSZE na imprezie
u mnie w domu, siedział tuż obok.
Ale ona totalnie nie zwracała na to uwagi i się tym nie przejmowała.
- No więc, o której możemy przyjść? - chciała wiedzieć.
- Moja mama i pan G. wyjeżdżają, ale to NIE znaczy, że będę robiła imprezę! -
zawołałam spanikowana.
- Taa... - powiedziała Lilly z namysłem. - Zapomniałam. Jesteś spadkobierczynią tronu
Genowii. Przecież nie zostawią cię tam samej. Ale to nic nie szkodzi. Pewnie uda nam się
upchnąć gdzieś z boku Larsa i Wahima...
- NIE - powiedziałam. - To nie o to chodzi. Nie zrobię imprezy, bo kiedy ostatnio
zrobiłam imprezę, okazała się kompletną katastrofą.
- Taa... - powiedziała Lilly. - Ale tym razem nie będzie pana Gianiniego...
- ŻADNYCH IMPREZ - powiedziałam swoim najbardziej książęcym tonem.
Lilly tylko pociągnęła nosem i powiedziała:
- Nie wyżywaj się na mnie, tylko dlatego że dostałaś czwórkę z anglika.
Dobra, Lilly, dobra, nie będę. I to nie dlatego że TWOI rodzice nie ufają ci na tyle,
żeby cię zostawić samą w domu, i całkiem słusznie, zważywszy że ostatnim razem
uruchomiłaś system przeciwpożarowy w całym budynku tym swoim miotaczem płomieni z
zapalniczki i lakieru do włosów w spreju. I też nie wyżywaj się za to na mnie.
Tyle że, oczywiście, nie powiedziałam tego głośnio.
- Czekaj - odezwał się Borys. - TY dostałaś czwórkę z wypracowania z angielskiego,
Mia? Jak to możliwe?
No i wtedy nie miałam wyjścia, musiałam o tym wszystkim opowiedzieć. No wiecie, o
tym, jaka z pani Martinez jest nadęta snobka.
A oni byli wszyscy zaszokowani, oczywiście.
- Ależ ona ma takie urocze chodaczki! - zawołała Tina, której wyraźnie łamało się
serce.
- To tylko dowodzi - powiedział Borys - że po wyglądzie i stroju nie sposób ocenić, co
się kryje w sercu człowieka.
I kiedy to powiedział, rzucił mi bardzo znaczące spojrzenie.
Ale ja się nie przejęłam. Wsadzanie swetra w spodnie na NIKIM dobrze nie wygląda.
- Ona na pewno chce dobrze - powiedziała Tina, która w każdym doszukuje się
pozytywnych cech.
- Nie ma nigdy żadnego usprawiedliwienia dla tłamszenia czyjejś artystycznej duszy -
powiedziała Ling Su, a ponieważ ona rysuje lepiej niż ktokolwiek w całej naszej szkole, wie,
co mówi. - Ci wszyscy tak zwani znawcy sztuki CHCIELI dobrze, kiedy w XIX wieku
krytykowali prace impresjonistów. Ale gdyby artyści tacy jak Renoir czy Monet poszli za ich
radami, nigdy nie powstałyby jedne z najwspanialszych dzieł sztuki na świecie.
- No cóż, ja bym tak od razu nie porównywała mojego pisania do obrazów Renoira -
poczułam się zmuszona rzucić tę uwagę. - Ale dzięki, Ling Su.
- Rzecz w tym, że jeśli nawet Mia pisze beznadziejnie - powiedział Borys, jak zwykle
bez owijania w bawełnę - to czy nauczycielka naprawdę ma prawo mówić jej o tym?
- To się rzeczywiście wydaje takie trochę mało wychowawcze - powiedziała
Shameeka.
- Coś z tym trzeba zrobić - dodała Ling Su. - Pytanie, co?
Ale zanim zdążyliśmy cokolwiek wymyślić, na nasz stolik padł ten mroczny cień i
podnieśliśmy głowy, a tam stała...
Lana.
Serca nam zamarły. No cóż, przynajmniej mnie.
Lanie, czyli Darthowi Vaderowi, towarzyszył Grand Moff Tarkin, czyli Trisha Hayes.
- Niezłe plakaty, KP - powiedziała Lana. - Ale nic ci nie pomogą.
- Taa - dodała Trisha. - Zrobiłyśmy w stołówce spontaniczną ankietę i jeśli wybory
miałyby się odbyć dzisiaj, dostałabyś tylko szesnaście głosów.
- Chcesz powiedzieć, że jest w tej stołówce szesnaście osób - zapytała Lilly, obierając
czekoladową polewę ze swojego Ho Ho - którzy powiedzieli ci prosto w oczy, że nie
zagłosują na ciebie? Boże, nie miałam pojęcia, że jest w tej szkole tylu masochistów.
- Dalej ssij tego Twinkie, grubasie - wycedziła Lana - a zobaczymy, kto tu się okaże
masochistą.
- To jest Ho Ho - skorygował Borys, bo on już taki jest.
Lana nawet na niego nie spojrzała.
- I wiesz, co jeszcze? - powiedziała. - Mam zamiar zmieść cię z powierzchni ziemi w
poniedziałkowej debacie na apelu. Nikt w Albercie Einsteinie nie chce panienki od ślimaków
na przewodniczącą samorządu.
Panienka od ślimaków! To brzmi prawie tak samo paskudnie jak dziecioliz!
Ale nie miałam szans obronić swojej ślimaczej misji, bo Lana zamaszystym krokiem
odeszła.
A ponieważ nie chciałam upokarzać Lilly, wrzeszcząc na nią w obecności jej byłego,
zwłaszcza teraz, kiedy zrobił się seksowny, popatrzyłam na nią i powiedziałam tylko:
- Lilly. Łazienka. JUŻ.
Ku mojemu zdumieniu, poszła za mną.
- Lilly - zaczęłam, przywołując wszystkie umiejętności komunikowania się z ludźmi,
których mnie nauczyła Grandmère. Cóż, nie tyle ona mnie nauczyła, ile raczej nauczyłam się
dzięki niej, przy okazji, a to dlatego że ona jest taka trudna we współżyciu. - Ja tego dłużej nie
wytrzymam. Po pierwsze, nigdy nie chciałam kandydować w wyborach do samorządu
szkolnego, ale ty mi cały czas powtarzałaś, że masz jakiś plan. Lilly, jeśli rzeczywiście masz
jakiś plan, to ja chcę wiedzieć, co to za plan. Bo mam dosyć tego, że ludzie nazywają mnie
KP - cokolwiek to znaczy. I po drugie, NIE MA takiej możliwości, żebym stanęła do debaty z
Laną w poniedziałek. NIE MA ŻADNEJ CHOLERNEJ MOŻLIWOŚCI.
- Księżniczka praktykantka - wypaliła Lilly, Tylko tyle.
Popatrzyłam na nią, jakbym miała do czynienia z człowiekiem chorym psychicznie.
Którym, nie mam co do tego wątpliwości, Lilly jest.
- Księżniczka praktykantka - powtórzyła jeszcze raz. - To właśnie znaczy KP. Skoro
pytałaś.
- Powiedziałam ci - syknęłam przez zaciśnięte zęby - że masz mnie już tak nie
nazywać!
- Nie - powiedziała Lilly. - Powiedziałaś, że mam cię nie nazywać dzieciolizem ani
KG - Księżniczką Genowii. A nie KP, Księżniczką praktykantka.
- Lilly... - Nadal zgrzytałam zębami. - JA nie chcę być przewodniczącą samorządu
szkolnego. Mam w tej chwili dosyć problemów. Nie potrzebuję tego. Nie potrzebuję debaty
przeciw Lanie Weinberger w poniedziałek przed całą szkołą.
- Chcesz, żeby ta szkoła była lepszym miejscem czy nie?
- Taa... - przyznałam. - Chcę. Ale to beznadziejna sprawa, Lilly. Ja nie pobiję Lany. To
najpopularniejsza dziewczyna w szkole. Nikt nie zagłosuje na mnie.
I w tym momencie, chociaż myślałam, że jesteśmy w łazience same, zaszumiała woda
spuszczana w toalecie. A zaraz potem malutka dziewczyneczka z pierwszej klasy wyszła z
kabiny i podeszła do umywalek umyć ręce.
- Hm, przepraszam, Wasza Wysokość - powiedziała do mnie, kiedy Lilly i ja
patrzyłyśmy na nią, oniemiałe, przez kilka sekund. - Ale mnie się naprawdę podoba to, co
zrobiłaś z tymi ślimakami. I JA planuję głosować na ciebie.
A potem wrzuciła papierowy ręcznik do kosza i wyszła.
- Ha! - powiedziała Lilly. - HA! Widzisz? MÓWIŁAM CI! Coś się ZMIENIA. To tak,
jakby budził się podziemny nurt oporu wobec Lany i jej dworu. Ci ludzie mają powyżej uszu
rządów kliki popularnych. Oni potrzebują nowej królowej. Albo księżniczki, na ten przykład.
- Lilly...
- Tylko rób dalej to, co robisz, a wszystko będzie dobrze. - Posłuchaj, Lilly...
- I nie blokuj sobie sobotniego przedpołudnia. Rób sobie co chcesz z moim bratem, ale
wieczorem. Tylko daj mi dzień.
- Lilly, ja NIE CHCĘ być przewodniczącą! - wrzasnęłam.
- Nie martw się - powiedziała Lilly i poklepała mnie po policzku. - Nie będziesz.
- Ale nie chcę też zostać upokarzająco pobita przez Lanę w wyborach na
przewodniczącą!
- Nie martw się - powiedziała Lilly, poprawiając jedną ze swoich licznych spinek do
włosów w lustrze nad umywalką. - Nie zostaniesz.
- Lilly... - powiedziałam. - JAKIM CUDEM MAJĄ SIĘ STAĆ OBIE TE RZECZY
NARAZ???? TO NIEMOŻLIWE!!!!
Ale wtedy zadzwonił dzwonek i ona wyszła.
Zastanawiam się, czy w serwisie o zdrowiu na Yahoo opisują takie zaburzenie
psychiczne, na które cierpi moja najlepsza przyjaciółka.
Czwartek, 3 września
wychowanie obywatelskie
TEORIE RZĄDU, ciąg dalszy: Teoria siły - religia i ekonomia odgrywają ważną rolę
w historii. W rezultacie teoria ta mówi, że:
Rządy zawsze zmuszały podwładnych do płacenia trybutów czy podatków. Zostało to
usankcjonowane obyczajem i ludzie stworzyli mity i legendy, które mają uprawomocnić te
rządy.
To trochę tak jak u nas w szkole. Większość uczniów akceptuje fakt, że kolesie z
drużyny i czirliderki rządzą tą szkołą, mimo że niekoniecznie mają najlepsze stopnie, więc
wcale nie są grupą najmądrzejszych ludzi w szkole, no i nie są nawet mili dla tych spośród
nas, którzy nie żyją sportem i imprezami. Jakie oni w ogóle mają KWALIFIKACJE, żeby
nam przewodzić? A przecież ich słowo jest prawem i wszyscy płacą im daninę, nie każąc im
odpowiadać za okrucieństwo wobec innych ani nie donosząc na nich, kiedy obrzydliwie łamią
szkolny regulamin, na przykład paląc na terenie szkoły, nosząc szorty swoich chłopaków pod
spódnicami i tak dalej. To jest po prostu nie w porządku. Złe uczynki mniejszości mają
negatywny wpływ na większość, a to nie fair. Zastanawiam się, co John Locke miałby na ten
temat do powiedzenia.
Czwartek, 3 września,
geografia
Czemu Kenny nie przestanie mi opowiadać o swojej dziewczynie? Nie wątpię, że jest
miła, ale naprawdę, czy on MUSI powtarzać mi każdą rozmowę, jaką z nią odbywa?
Pole magnetyczne
1. Nie jest stale - różni się jego siła, ale trudno zmierzyć.
2. Pole wędruje - ile razy bieguny pola się zamieniały.
3. Odwrócenie biegunów pola magnetycznego - w czasie, kiedy bieguny się
zamieniają, pole znika, pozwalając, żeby jony uderzały w ziemię, powodując mutacje,
klimatyczne zniszczenia itp.
Ostatnia poważna zmiana biegunów pola magnetycznego miała miejsce 800 000 lat
temu, cząstki magnetyczne, które wskazywały północ, obróciły się i zaczęły wskazywać
południe.
PRACA DOMOWA
WF: nie dotyczy
Geometria: ćwiczenia, strony 33 - 35
Angielski: Podstawy stylistyki, strony 30 - 54
Francuski: lisez l'Étranger pour lundi
RZ: nie dotyczy
Wych. ob.: definicja teorii rządów siły
Geografia: orbitalne perturbacje
Czwartek, 3 września, w limuzynie w drodze
do domu z hotelu Plaza
Jak myślicie, kiedy weszłam do apartamentu Grandmère w Plaza na swoją dzisiejszą
lekcję etykiety, co mnie czekało?
Quiz na temat kolejności sadzania przy stole głów państw podczas dyplomatycznego
bankietu? Och, nie.
Walc, którego trzeba się nauczyć na jakiś bal? Y - y.
Bo to są takie rzeczy, jakich byście się SPODZIEWALI na lekcji dworskiej etykiety.
Ale Grandmère najwyraźniej lubi mnie zaskakiwać.
No więc dziś zastałam w jej apartamencie ze dwudziestu stłoczonych reporterów,
którzy bardzo chcieli przedyskutować kwestię wyborów na przewodniczącą samorządu
szkolnego ze mną i z menedżerem mojej kampanii, Lilly.
Tak właśnie, Lilly. Lilly siedziała, spokojna jak wiosenka, na niebieskiej pluszowej
sofie, obok Grandmère, i odpowiadała na pytania reporterów.
Kiedy dziennikarze zobaczyli, że wchodzę, podskoczyli wszyscy, podetknęli
mikrofony pod mój, a nie Lilly, nos i zaczęli wołać:
- Wasza Wysokość! Czy Wasza Wysokość szykuje się do swojej poniedziałkowej
debaty?
Albo:
- Księżniczko Mio, czy chciałabyś powiedzieć coś swoim wyborcom?
Chciałam powiedzieć tylko jedną rzecz i tylko jednemu wyborcy. Mianowicie:
- LILLY! CO TY TU ROBISZ?
W tym momencie do akcji wkroczyła Grandmère. Podbiegła, objęła mnie ramieniem i
zaszczebiotała:
- Twoja kochana przyjaciółka Lilly i ja właśnie gawędziłyśmy z tymi miłymi panami
reporterami o twojej kampanii wyborczej na stanowisko przewodniczącej samorządu
szkolnego, Amelio. Ale tak naprawdę czekają na jakieś oświadczenie z twojej strony. Bądź
taka miła, kochanie, i wygłoś je.
W chwili, w której Grandmère mówi do ciebie „kochanie”, wiesz, że coś się kroi. Ale
oczywiście ja już wcześniej wiedziałam, że coś się kroi, bo siedziała tam Lilly. Jak ona w
ogóle zdołała dotrzeć tak szybko do Plaza? Musiała pojechać metrem, kiedy ja tkwiłam w
korkach w limuzynie.
- Tak, księżniczko - powiedziała Lilly, biorąc mnie za rękę, a potem pociągając,
niezbyt delikatnie, żebym usiadła na sofie obok niej. - Opowiedz tym miłym panom
reporterom o reformach, które planujesz wprowadzić w LiAE.
Pochyliłam się, udając że sięgam po kanapkę z rzeżuchą leżącą na tacy ustawionej
przez pokojówkę Grandmère przed reporterami, bo oni zawsze są głodni i nie tylko tematów
do artykułu. Ale wtedy, kiedy złapałam jedną z maleńkich kanapeczek, syknęłam Lilly do
ucha:
- Teraz to już posunęłaś się za daleko.
Ale Lilly tylko uśmiechnęła się bezczelnie i powiedziała:
- Moim zdaniem, księżniczka napiłaby się herbaty, Wasza Wysokość.
Na co Grandmère odparła:
- Ależ oczywiście. Antoine! Herbata dla księżniczki!
Konferencja prasowa potrwała godzinę, bo reporterzy ze wszystkich stron kraju
zarzucali mnie pytaniami na temat mojej strategii wyborczej. Właśnie myślałam sobie, że to
musi być NAPRAWDĘ nudny dzień z punktu widzenia dziennikarzy, skoro mój udział w
wyborach na przewodniczącą samorządu szkolnego uznali za niezły temat, kiedy jeden z
reporterów zadał mi pytanie, które rzuciło nieco światła na rzeczywiste motywy Grandmère.
Bo jak dotąd, nie bardzo rozumiałam, czemu tak jej zależy, żebym zrobiła z siebie idiotkę
przed całą Ameryką, a nie tylko kolegami z LiAE.
- Księżniczko Mio - zapytał dziennikarz z „Indianapolis Star” - czy to prawda, że
kandydujesz na przewodniczącą samorządu szkolnego tylko dlatego - i tylko dlatego nas tu
dzisiaj zaproszono - że twoja rodzina usiłuje odwrócić uwagę mediów od sprawy, która
ostatnio trafiła na czołówki gazet w Europie? Mam tu na myśli wrzucenie dziesięć tysięcy
ślimaków do Zatoki Genowiańskiej, co śmiało można nazwać aktem terroryzmu
ekologicznego?
Nagle podetknięto mi pod nos ze dwadzieścia mikrofonów. Zamrugałam parę razy
powiekami i powiedziałam:
- Ależ to nie był żaden akt terroryzmu ekologicznego. JA to zrobiłam po to, żeby
ratować.
I wtedy Grandmère zaklaskała w ręce i powiedziała:
- Kto ma ochotę na szklaneczkę grappy? Bardzo proszę, prawdziwa genowiańska
grappa. Nikt się jej nie oprze!
Ale żaden z reporterów się na to nie nabrał.
- Księżniczko Mio, czy zechcesz skomentować fakt, że przez twój samolubny
postępek obecnie rozważa się usunięcie Genowii z Unii Europejskiej?
A inny zawołał:
- Jak się czuje Wasza Wysokość, wiedząc, że w pojedynkę odpowiada za ruinę
gospodarki własnego narodu?
- C - co? - Nie wierzyłam własnym uszom. Raz w życiu Lilly przyszła mi z pomocą.
- Ludzie! - zawołała, zrywając się na nogi. - Jeśli nie macie więcej pytań związanych z
kandydaturą Mii do samorządu szkolnego, to obawiam się, że będę musiała zaprosić was do
wyjścia!
- Księżniczko Mio, księżniczko Mio! - zawołał ktoś, kiedy Lars zaczął wyprowadzać
wszystkich reporterów z apartamentu. - Czy jesteś członkiem FWZ, Frontu Wyzwolenia
Ziemi? Czy chcesz wydać jakieś oświadczenie w imieniu ekologicznych terrorystów takich
jak ty?
- No cóż... - powiedziała Grandmère, wypijając pół sidecara jednym haustem, kiedy
Lars wreszcie zamknął drzwi za ostatnim reporterem. - Poszło nieźle, nie sądzisz?
W głowie mi się to nie mieściło. Usiadłam tam, totalnie zszokowana. Ekoterroryzm?
FWZ? Wszystko z powodu paru ŚLIMAKÓW????
Lilly wzięła do ręki swojego palm pilota (a kiedy ona zdążyła sobie sprawić coś
takiego???) i podeszła do miejsca, gdzie stała Grandmère.
- Dobrze. Więc tak, mamy „Time magazine” o szóstej, a „Newsweeka” o szóstej
trzydzieści - powiedziała. - Odezwali się z NPR i zdecydowanie uważam, że powinnyśmy ich
gdzieś wcisnąć dziś wieczorem - trzeba płynąć z falą, rozumie pani. I mamy prośbę ze strony
New York One, żeby Mia pokazała się na antenie w Inside Politics dziś wieczorem. Kazałam
im przysiąc, że nie zadadzą żadnego pytania ze słowem na „E”. Jak pani uważa?
- Cudownie - powiedziała Grandmère, pociągając kolejny łyk sidecara. - A co z
Larrym Kingiem?
Lilly postukała w słuchawki, które wsunęła sobie na głowę i powiedziała:
- Antoine? Złapałaś Larry'ego Kinga? Nie? No to próbuj dalej.
Larry K.? Słowo na „E”? Co tu się DZIEJE? Dokładnie te słowa wyjęczałam.
Grandmère i Lilly popatrzyły na mnie, jakby dopiero co zdały sobie sprawę, że w
ogóle tam jestem.
- Ach - powiedziała Lilly, zdejmując słuchawki. - No tak. To całe FWZ? Nie przejmuj
się tym. Wal prosto do dołka.
WAL PROSTO DO DOŁKA??? Odkąd to Lilly zna się na golfie?
- Nie chciałyśmy cię martwić, Amelio - powiedziała spokojnie Grandmère, zapalając
papierosa. - To nic takiego, naprawdę. Powiedz mi, czy rzeczywiście chcesz teraz nosić włosy
tej długości? Nie wolałabyś, żeby były nieco... krótsze?
- Co się dzieje? - spytałam ostro, pomijając pytanie o fryzurę. - Czy Genowię
NAPRAWDĘ wyrzucą z Unii Europejskiej za to, co zrobiłam ze ślimakami?
Grandmère wypuściła długą strużkę błękitnego dymu.
- Nie, jeśli ja będę miała coś do powiedzenia w tej sprawie - powiedziała
nonszalancko.
Serce mi na moment zamarło w piersi. Więc to prawda!
- Czy oni mogą to zrobić? - dopytywałam się. - Czy Unia Europejska może nas
naprawdę wywalić przez parę ślimaków?
- Oczywiście, że nie. - Te słowa wypowiedział mój tata, który wszedł do pokoju z
telefonem przytkniętym do ucha. Przez chwilę czułam ulgę, ale potem zdałam sobie sprawę,
że on nie mówił do mnie. Mówił do telefonu.
- Nie! - wrzasnął, pochylając się i biorąc parę kanapek z tacy, a potem ruszył z
powrotem do swojego apartamentu. - Ona działała wyłącznie z własnej woli, nie w imieniu
żadnej globalnej organizacji. Och, doprawdy? No cóż, przykro mi, że pan tak uważa. Może
gdyby sam pan miał nastoletnią córkę, wiedziałby pan, o czym mówię.
Zatrzasnął za sobą drzwi.
- No cóż - powiedziała Grandmère, gasząc papierosa i sięgając po resztkę sidecara. -
To może porozmawiamy o strategii wyborczej Amelii?
- Świetny pomysł - powiedziała Lilly i nacisnęła parę przycisków na swoim palm
pilocie.
No, teraz przynajmniej wiem, czemu GRANDMÈRE tak popiera te całe szkolne
wybory. Myśli, że zdoła odwrócić uwagę reporterów od tego całego wyrzucenia Genowii z
Unii Europejskiej za terroryzm ekologiczny.
Ale jaką wymówkę ma LILLY? Bo mnie się wydawało, że jest OSTATNIĄ osobą,
którą Grandmère będzie mogła przeciągnąć na ciemną stronę.
Et tu, Lilly?
Tata wrócił do pokoju pomiędzy moimi wywiadami dla „Time'a” i „Newsweeka”.
Wyglądał na mocno zestresowanego. Poczułam się naprawdę paskudnie i przeprosiłam go za
ten cały numer ze ślimakami.
- Nie martw się tym za bardzo, Mio - powiedział. - Prawdopodobnie jakoś się z tym
uporamy, jeśli uda mi się przekonać wszystkich, że działałaś na własną rękę, a nie jako
następczyni tronu.
- A może - powiedziałam z nadzieją - kiedy ludzie zobaczą, że te ślimaki naprawdę
robią dobrą robotę, a nie złą, to zmienią zdanie.
- No właśnie o to chodzi - powiedziała tata. - Twoje ślimaki nic nie robią. Według
ostatnich raportów otrzymanych od nurków Genowiańskiej Marynarki Wojennej, one tam po
prostu siedzą. I wbrew temu, co tak zawzięcie twierdziłaś, nie zajmują się zjadaniem tych
przeklętych alg.
Ta wiadomość nie podniosła mnie na duchu.
- Może są nadal w szoku - powiedziałam. - W końcu przyleciały z Ameryki
Południowej. Pewnie nigdy jeszcze nie były tak daleko poza domem. To może chwilę
potrwać, zanim zaaklimatyzują się w nowym otoczeniu.
- Mio, one tam są już od dwóch tygodni. Można by oczekiwać, że przez dwa tygodnie
zgłodnieją na tyle, żeby coś zjeść.
- Taa, ale może dostały spory posiłek w samolocie - powiedziałam, nieco
zdesperowana. - Bo wiesz, kazałam im zapewnić jak najlepsze warunki transportu...
Tata tylko na mnie popatrzył.
- Mio - powiedział. - Zrób mi przysługę. Od tej pory, jeśli znów wpadniesz na jakiś
wielki plan ratowania zatoki przed zabójczymi algami, przedyskutuj go najpierw ze mną.
Auć.
Biedny tata. Naprawdę niełatwo być księciem.
Wyszłam zaraz potem. Ale Lilly została. LILLY ZOSTAŁA Z MOJĄ BABKĄ. Bo
nadal nie udało jej się połączyć z Larrym. Lilly powiedziała, że jeśli zdoła umieścić mnie w
programie Larry'ego Kinga, to w poniedziałek mam Lanę w kieszeni.
Ale ja się nie zgadzam. Gdyby to było TRL, to może. Ale nikt z LiAE nie ogląda
CNN. Poza Lilly, oczywiście.
W każdym razie rozumiem, czemu Grandmère jest tak bardzo za tym, żebym
kandydowała na przewodniczącą samorządu.
Ale co LILLY z tego ma? Można by pomyśleć, sądząc choćby z jej gwałtownej reakcji
na zainstalowanie kamer przed szkołą, że TO ONA powinna kandydować na przewodniczącą.
Więc o co tu chodzi w tym wszystkim, tak właściwie?
Czwartek, 3 września, poddasze
No to zgadnijcie, gdzie mam się zatrzymać, kiedy mama i pan G. wyjadą? Taa. W
Plaza.
Z GRANDMÈRE.
Och, zamówią dla mnie osobny pokój. WIERZCIE MI, za nic nie zgodziłabym się
spać w tym samym apartamencie, co Grandmère. Nie po tym, jak zatrzymała się u nas na
poddaszu. Prawie oka nie zmrużyłam przez cały czas, kiedy tu była, tak głośno chrapała.
Słyszałam ją aż w salonie.
Nie wspominając o tym, że nie sposób jej wygonić z łazienki.
Chyba jednak spodziewałam się tego. No bo przecież mama i pan G. za nic nie
zostawiliby mnie samej na poddaszu. Nawet gdyby, na przykład, cała Książęca Straż
Genowiańska kwaterowała na dachu budynku, gotowa unieszkodliwić wszelkich
potencjalnych międzynarodowych porywaczy księżniczek. Nie po tym, co zaszło na mojej
imprezie urodzinowej.
I nie powiem, żeby mnie to jakoś specjalnie ruszało. Nie teraz, kiedy jestem
odpowiedzialna za to, że kraj, którym pewnego dnia będę rządzić, stał się najbardziej
znienawidzonym państwem w Europie. Co nie jest takie proste, biorąc pod uwagę, no, wiecie,
Francję.
W sumie nie sądziłam, że mogłabym się jeszcze bardziej zestresować, biorąc pod
uwagę, że:
• Chyba zawalam geometrię i to po zaledwie trzech dniach szkoły.
• Moja najlepsza przyjaciółka zmusza mnie do kandydowania na przewodniczącą
samorządu szkolnego przeciwko najpopularniejszej dziewczynie w szkole, która
zdepcze mnie jak robaka, upokarzając przed całą szkołą w poniedziałek.
• Moja nauczycielka angielskiego - ta, którą byłam taka zachwycona i pewna, że mi
pomoże stać się naprawdę dobrą pisarką, którą - czuję w głębi serca - potencjalnie
jestem - uważa mnie chyba za kompletne beztalencie.
• Mój chłopak ewidentnie oczekuje, że będę z nim To Robić.
• Jestem dzieciolizem.
Dzięki Bogu do tego wszystkiego mogę dodać, że kazałam przywieźć z Ameryki
Południowej dziesięć tysięcy ślimaków i wrzucić je do Zatoki Genowiańskiej w nadziei, że
zjedzą zabójcze algi, które obecnie niszczą nasz delikatny ekosystem, żeby zaraz się
przekonać, że południowoamerykańskie ślimaki ewidentnie nie lubią europejskiej kuchni i że
teraz nasi genowiańscy sąsiedzi nie chcą mieć z nami do czynienia. Ha!
Czemu ja NIC nie mogę zrobić jak trzeba?
Może Becca ma rację. Może ja POWINNAM zająć się jogą. Tyle że raz kiedyś
próbowałam z Lilly i jej mamą w klubie 92th Street Y, a oni kazali mi cały czas wypinać tyłek
w powietrze. Jakim cudem wypinanie tyłka w powietrze ma złagodzić stres? Ja tylko
poczułam się BARDZIEJ zestresowana, bo cały czas zastanawiałam się, co wszyscy myślą o
moim tyłku.
Kiedyś, żeby ukoić sterane nerwy, usiadłabym i napisała wiersz czy coś.
Ale teraz nie mogę pisać poezji, wiedząc, że w tej właśnie chwili Karen Mackenzie
siedzi nad fragmentem mojej duszy, który jej wręczyłam. Ciekawe, czy jest świadoma, że w
tej właśnie chwili trzyma w ręku wszystkie moje nadzieje na sukces, na karierę
powieściopisarki - a przynajmniej poważnej dziennikarki - trzyma je w tych swoich
pomalowanych czarnym lakierem pazurkach. Mam nadzieję, że nie zgniecie ich jak Gruby
Louie robaka swoją potężną łapą.
Ja wiem, to mało prawdopodobne, żebym kiedykolwiek FAKTYCZNIE zabrała się do
pisania, kiedy już obejmę władzę, bo będę bardzo zajęta błaganiem Unii Europejskiej, żeby
nas znów przyjęła i tak dalej.
Ale chyba chciałabym zobaczyć jakąś książkę, a choćby tylko artykuł podpisany „Mia
Thermopolis”.
Teraz muszę się upewnić, że mama jest na bieżąco w kwestiach zasad bezpieczeństwa
podczas lotu samolotem. Nie wykupują biletu dla Rocky'ego, więc będzie musiała cały czas
trzymać go na rękach. Mam nadzieję, że gdyby samolot miał runąć w dół, mama nie straci
głowy i własnym ciałem osłoni Rocky'ego, żeby nie pochłonęła go gorejąca pożoga.
A pan G. będzie musiał policzyć rzędy między swoim siedzeniem a najbliższym
wyjściem ewakuacyjnym, żeby w razie wodowania, gdyby samolot miał zatonąć, a światła
pogasły, mógł wyprowadzić moją mamę i Rocky'ego.
Czwartek, 3 września, poddasze,
później
Jezu! Nie wiem, czemu się tak wściekli. To ważne, żeby znać zasady bezpieczeństwa
w samolocie. Przecież właśnie po to linie lotnicze drukują te ulotki, które wtykają potem do
kieszeni na fotelach. Dobrze, że zbierałam je od lat. Szkoda tylko, że mój mały wykład na
temat bezpieczeństwa niemowląt w samolocie nie spotkał się z należytym zrozumieniem.
Można by pomyśleć, że ludzie bardziej docenią moją przezorność.
Ktoś do mnie pisze na ICQ...
Oooooooooooooo, to Michael!
S
KINNER
B
X
: C
ZEŚĆ
! J
ESTEŚ
W
DOMU
! W
IDZIAŁEM
CIĘ
NA
N
EW
Y
ORK
1.
G
R
L
OUIE
: WIDZIAŁEŚ
TO
??? O BOŻE,
ALE
WSTYD
.
S
KINNER
B
X
: N
IE
,
BYŁAŚ
DOBRA
. A
LE
CZY
TO
O
UE
TO
RZECZYWIŚCIE
PRAWDA
?
G
R
L
OUIE
: N
AJWYRAŹNIEJ
. A
LE
MÓJ
TATA
MÓWI
,
ŻE
WSZYSTKO
BĘDZIE
DOBRZE
. T
AK
UWAŻA
. T
AKĄ
MA
NADZIEJĘ
.
S
KINNER
B
X
: O
NI
WSZYSCY
POWINNI
SIĘ
WSTYDZIĆ
. C
ZY
NIE
WIEDZĄ
,
ŻE
USIŁOWALIŚMY
TYLKO
NAPRAWIĆ
ICH
BŁĘDY
?
G
R
L
OUIE
: N
O
WŁAŚNIE
. J
AK
CI
MINĄŁ
DZIEŃ
?
S
KINNER
B
X
: Świetnie. Dzisiaj na seminarium Polityka w warunkach niepewności
mówiliśmy o tym, że zdjęcia satelitarne Parku Narodowego Yellowstone ujawniły, że jest
właściwie potężną kalderą czy superwulkanem, podziemnym zbiornikiem magmy, która
wybucha co 600 000 lat, a teraz spóźnia się już 40 000 tysięcy lat z wybuchem. A poza tym,
kiedy już wybuchnie, wulkaniczny popiół dotrze aż do okolic Iowa, a eksplozja będzie 2500
razy silniejsza niż w przypadku Mount St. Helen, zabijając z miejsca dziesiątki tysięcy, a
potem kolejne miliony wskutek zimy nuklearnej . Chyba że, oczywiście, uda nam się znaleźć
sposób na zmniejszenie tych podziemnych naprężeń. Wtedy może dałoby się zapobiec
katastrofie na globalną skalę.
No dobra, MUSZĘ to powiedzieć. Na jakie studia chodzi Michael?
SkinnerBx: No, nieważne. Twoja mama i pan G. wyjeżdżają na ten weekend?
GrLouie: Tak. Zmuszają mnie, żebym zatrzymała się u GRANDMÈRE.
SkinnerBx: Ciężka sprawa. Własny pokój?
GrLouie: OCZYWIŚCIE! Ale na tym samym piętrze. Mam nadzieję, że nie będę
słyszała jej chrapania przez ściany.
SkinnerBx: Czy ochroniarze twojego taty mają posterunek na korytarzu tego piętra?
Czy tylko siedzą w sąsiednim pokoju?
Boże, on czasem zadaje przedziwne pytania. Chłopcy są tacy DZIWNI.
GrLouie: Lars i tamci są piętro niżej.
SkinnerBx: A kamery ochrony?
Rodzina Moscovitzów ma ostatnio ewidentną obsesję na temat kamer ochrony.
G
R
L
OUIE
: Nie, nie ma żadnych kamer ochrony. No cóż, to znaczy, hotel je pewnie ma.
Jak w Pokojówce z Manhattanu. Ale nie KSG.
KSG to skrót od Książęcej Straży Genowiańskiej, której członkiem jest Lars.
G
R
L
OUIE
: O co ci chodzi z tymi wszystkimi pytaniami, tak w ogóle? Planujesz zakraść
się tam i zwędzić klejnoty koronne? Już masz kamień z Księżyca. Czego jeszcze mógłbyś
chcieć? Cha, cha.
S
KINNER
B
X
: Cha, cha. Taa, nie, tak się tylko zastanawiałem. No jak, przychodzisz do
nas w sobotę?
G
R
L
OUIE
: T
O
jedyna rzecz W CAŁYM MOIM OBECNYM ŻYCIU, której
niecierpliwie wyczekuję.
S
KINNER
B
X
: Wiem. Ja też za tobą tęsknię.
Aaaaaaaaaach. No bo, serio. Może sama z siebie nie jestem taką znów feministką, bo
uwielbiam, kiedy on mówi - albo pisze - takie rzeczy. W sumie, pisanie jest nawet lepsze, bo
wtedy mam namacalny dowód. No wiecie. Że on mnie kocha.
I wtedy usłyszałam znajomy dźwięk.
G
R
L
OUIE
: M
ICHAEL
,
MUSZĘ
LECIEĆ
. R
OCKY
ALARM
.
S
KINNER
B
X
: J
ASNE
. O
VER
,
BEZ
ODBIORU
.
Wiecie, ja naprawdę uważam, że Lana się myli. Nie WSZYSCY studenci oczekują, że
ich dziewczyny będą to robić. Bo Michael nie powiedział do mnie ANI JEDNEGO słowa na
ten temat.
A raz kiedyś, kiedy płacił za parę kawałków pizzy w Ray's Pizza, zostawił na stoliku
portfel, a ja go dokładnie przejrzałam - kiedy Michael był w toalecie - bo ciekawa byłam, co
chłopcy trzymają w portfelach, i oto co znalazłam:
• czterdzieści osiem dolarów,
• bilet miesięczny,
• kartę członkowską Hayden Planetarium,
• legitymację szkolną,
• prawo jazdy,
• kartę rabatową do sklepu z komiksami Forbidden Planet,
• kartę nowojorskiej biblioteki publicznej.
Ale żadnych kondomów.
Co wskazuje, że mojemu chłopakowi inne rzeczy w głowie niż seks.
Na przykład kryzysy energetyczne w przyszłości. I potencjalne globalne katastrofy
wywołane przez superwulkany.
Czego z pewnością Lilly nie może powiedzieć o Borysie.
To znaczy Tina.
Nieważne.
Może Michael i ja nigdy nie będziemy MUSIELI odbywać tej Rozmowy.
Piątek, 4 września, WF
Jak ja jej nienawidzę.
Piątek, 4 września,
geometria
Poważnie, co ona sobie wyobraża?
Twierdzenie = wywód, który jest udowodniony przez dedukowanie logiczne z
przyjętych założeń.
Ona to powiedziała tylko po to, żeby mi dokuczyć.
Racja?
Bo to nie może być prawda. NIE MOŻE.
A może może?
Piątek, 4 września,
angielski
A TO co miało być?????
Co ?A, te małe do ściskania przypominające pompony czirliderek? A co mnie
obchodzą jakieś małe do ściskania przypominające pompony czirliderek z napisem
GŁOSUJ NA LANĘ? Nienawidzę Lany. Czy ty masz pojęcie, co ona do mnie dzisiaj
powiedziała na WF - ie? PRZY LILLY????
Co?????
Powiedziała, że studenci, których dziewczyny nie chcą z nimi Tego Robić, rzucają je
dla dziewczyn, które się na to zgodzą.
NIE ZROBIŁA TEGO.
A owszem, tak powiedziała. Tam, pod prysznicem. Przy wszystkich. Przy Lilly. Która to
teraz powtórzy Michaelowi.
Nie zrobi tego! Po co miałaby to robić?
Bo on jest jej bratem.
Nie zrobi tego. Niektórych rzeczy nie mówi się bratu. Wierz mi, Mia, mam brata, to wiem.
Tina, twój brat ma trzy lata.
No dobrze, ale i tak... Lilly nie powie Michaelowi. A w każdym razie... Co powiedziała, kiedy
usłyszała?
Powiedziała Lanie, żeby to sobie wsadziła w spodenki gimnastyczne.
Widzisz??? Mówiłam ci.
To nie koniec!!!! Wiesz, co JESZCZE powiedziała? To znaczy Lana? Powiedziała, że
chłopcy MUSZĄ to robić, bo jeśli tego nie robią, to im się zbiera i od tego wariują.
Czekaj... Co im się zbiera i gdzie?
NO, WIESZ. Przypomnij sobie zdrowie i zasady bezpieczeństwa. Z zeszłego roku.
UUUUUUUUHHHH!!!!!!!! I to nieprawda. Nic się nie zbiera. Bo pan Wheeton by nam o tym
powiedział.
Ale to by wyjaśniało, czemu chłopcy, których dziewczyny Tego Nie Robią, muszą je
rzucać i znajdować sobie dziewczyny, które się zgodzą. Tina, a jeśli to prawda ????
Jeśli Lana wie coś, czego my nie wiemy????
Można to bardzo łatwo sprawdzić. Czy rozmawiałaś już o tym z Michaelem?
JESZCZE NIE!!! MÓWIŁAM Cl!!!!
No cóż, to kiedy się z nim jutro zobaczysz, porozmawiaj z nim o tym, a zrozumiesz, że...
CZY TY BYŚ UWIERZYŁA, ŻE ONA TAM STAJE I ROZDAJE TE IDIOTYZMY????
Musiała wydać na nie FORTUNĘ. I zobacz, jakie to badziewie, na pewno napis
GŁOSUJ NA LANĘ da się zaraz zdrapać. I to pewnie farba z dodatkiem ołowiu.
Powinnam zadzwonić po kogoś z ochrony środowiska. W każdym razie, Mia, nie czuj
się niedowartościowana. Zadzwoniłam do twojej babki i wszystko jest pod kontro/ą.
Też ci znajdziemy coś do rozdawania.
LILLY!!! JA NIE CHCĘ NICZEGO ROZDA WAĆ!!! JA NAWET NIE CHCĘ BYĆ
PRZEWODNICZĄCĄ!!!
Nie martw się, nie będziesz.
CIĄGLE Ml TO POWTARZASZ, LILLY A KIEDY SIĘ TYLKO NA MOMENT ODWRÓCĘ,
ZNÓW ROBISZ COŚ, CO MA Ml POZWOLIĆ WYGRAĆ, NA PRZYKŁAD DZWONISZ DO
MOJEJ BABKI I ZAŁATWIASZ PRZEZ NIĄ RÓŻNE RZECZY Och, a nie mogłabyś załatwić,
żeby babka Mii rozdawała tiary za darmo? Bo ja bym strasznie taką chciała!
Tina, nie możemy rozdawać tiar. Nie ma ich w budżecie. Ale zastanawiam się nad
takimi małymi do ściskania jak Lany, w kształcie tiar.
CZY TY MNIE WRESZCIE POSŁUCHASZ, LILLY???? JA JUŻ TEGO DŁUŻEJ NIE
WYTRZYMAM!!!! TO SZALEŃSTWO MUSI S/Ę SKOŃCZYĆ!!!!!!!!!
Uspokój się, KR Wszystko będzie dobrze. Mój brat nie rzuci cię, dlatego że z nim Tego
Nie Robisz. Przynajmniej jeśli chce, żeby ten jego głupi pies przeżył.
!
Nieważne. Lana dostanie po nosie. Nie martw się tym.
Wiesz, że Michael taki nie jest.
Ale on jest teraz NA STUDIACH, Lilly. On się ZMIENIA. Za każdym razem, kiedy z nim
rozmawiam, okazuje się, że nauczył się czegoś nowego i strasznego. I co z... No wiesz. Z
OTOCZENIEM.
Mia! To jest Liga Bluszczowa. Nikt tam nie uprawia seksu. Wierz mi. Czyś ty
WIDZIAŁA te dziewczyny, kiedy pojechałyśmy pomagać mu się przeprowadzić ? Hm, i
co ?
To prawda, Mia. Jesteś o wiele ŁADNIEJSZA niż te wszystkie dziewczyny z Ligi Bluszczowej.
Pamiętasz grupę studencką Elle z Legalnej blondynki?
Czy mogłybyśmy się skupić tu na tym, co jest ważne ? Takie małe do ściskania w
kształcie tiar. Tak czy nie? O mój Boże. Ona odda mi zaraz wypracowanie... i jest...
...pokryte czerwonymi znaczkami. Och, Mia, tak mi przykro. Mia?
MIA?
Czwartek, 4 września,
gabinet lekarski
Leżę tutaj z wilgotnym ręcznikiem na czole. Chociaż to bardzo trudne, pisać
pamiętnik I JEDNOCZEŚNIE trzymać wilgotny ręcznik na czole, jak się okazuje.
Pielęgniarka kazała mi leżeć spokojnie i nie myśleć za wiele. Ha! Komu ona to mówi?
To przecież JA, Mia Thermopolis! To niemożliwe, żebym tyle nie myślała. Ja nic innego nie
robię, tylko myślę.
Na szczęście nie może zobaczyć, że nie słucham jej poleceń, bo poszła do swojego
boksu wypełnić jakieś formularze. Mam nadzieję, wypisuje mi skierowanie na leczenie
zamknięte. Nie będę mogła brać udziału w poniedziałkowej debacie przeciwko Lanie, jeśli
zamkną mnie w szpitalu dla wariatów.
Siostra Lloyd mówi jednak, że nie zwariowałam. Mówi, że każdy się może załamać. I
że kiedy wyszłam z angielskiego z kolejną czwórką i zobaczyłam, że moja babka stoi na
korytarzu w tiarze i w narzutce z soboli, rozdając długopisy z napisem P
ROPRIÈTÈ
DU
P
ALAIS
R
OYAL
DE
G
ENOVIA
wszystkim przechodzącym, osiągnęłam punkt krytyczny.
Siostra Lloyd mówi, że to nie moja wina, że dostałam szału, wyrwałam Grandmère z
rąk pudełko długopisów i rzuciłam nim w kamerę ochrony wiszącą nad drzwiami gabinetu
dyrektor Gupty.
Kamerze nawet nic się nie stało. Tylko po korytarzu wszędzie walają się
DŁUGOPISY.
Ale kamerze nic nie jest.
Nie wiem, czemu uparli się zadzwonić po mamę i tatę.
Siostra Lloyd mówi, że powinnam po prostu poleżeć cichutko, póki nie przyjdą. Na
moją prośbę nie wpuszcza tu Grandmère. Choć w sumie nie była to wina Grandmère. Bo ona
tylko próbowała pomóc. Lilly musiała do niej zadzwonić i powiedzieć jej o tych małych do
ściskania przypominających pompony czirliderek Lany. Więc Grandmère poczuła się
zobligowana przylecieć tutaj z czymś, co jej zdaniem JA mogłabym rozdawać.
Bo kto by NIE CHCIAŁ długopisu z napisem P
ROPRIÈTÈ
DU
P
ALAIS
R
OYAL
DE
G
ENOVIA
?
Naprawdę nikt tutaj nie zawinił. Poza mną. Nie powinnam była oddawać tego
wypracowania pani Martinez! Co ja sobie WYOBRAŻAŁAM? Jak mogłam PRZEZ JEDNĄ
CHWILĘ uważać, że doceni wypracowanie porównujące zakazaną miłość Romea i Julii z
miłością Britney Spears i Jasona Allena Alexandra? A ja całe SERCE i DUSZĘ przelałam na
papier. Chciałam, żeby czytelnik poczuł ból Britney, którą media, jej menedżerowie i firma
płytowa rozdzieliły z Jasonem. Dla mnie to tak ewidentne, że tych dwoje, kochających się od
dzieciństwa, było dla siebie stworzonych...
Powinnam była wiedzieć, że pani Martinez nie zrozumie mojej troski o Britney. To
całkiem jasne, że ona nigdy w życiu nie słyszała Toxic.
Och, nie.
KTOŚ IDZIE!!! MUSZĘ POŁOŻYĆ SOBIE ZNÓW TEN RĘCZNIK NA CZOLE!!!!
Czwartek, 4 września,
gabinet lekarski, później
To był tylko mój tata. Zapytałam go, jak zdołał tak szybko się tu dostać, a on
powiedział, że i tak jechał właśnie do ambasady Francji, dyskutować z nimi na temat
głosowania za usunięciem Genowii z UE.
Od tego poczułam się tylko jeszcze gorzej. Bo mi się przypomniało, jak bardzo
zawiodłam własny naród tą całą sprawą ze ślimakami.
Tata powiedział, żebym się tym nie martwiła, bo jeśli usunięcie jakiegokolwiek
państwa z UE powinno zostać przegłosowane, to usunięcie Monako za to, że pozwolili
Jacques'owi Cousteau w ogóle wrzucić te południowoamerykańskie algi do Morza
Śródziemnego, a poza tym Francji za to, że przez dziesięć lat potem umywała ręce od tej
sprawy. Ale, zaznaczył tata, w końcu Francja w tym się właśnie specjalizuje.
Przeprosiłam tatę, że zakłócam mu ciężki dzień pracy polityka, ale on tylko poklepał
mnie po dłoni i powiedział, że każdemu od czasu do czasu należy się „atak płaczu”.
Zapytałam go, czy taką właśnie kliniczną diagnozę podała mu siostra Lloyd, mówiąc o tym,
co mi się stało, ale tata powiedział, że „niezupełnie”, ale że swego czasu widział
wystarczająco wiele „ataków płaczu”. Ale nigdy u kogoś, kto nie wypił za wiele
genowiańskiego prosecco dla swojego dobra.
To naprawdę upokarzające, popłakać się jak małe dziecko przy całej szkole, nie
wspominając już o późniejszym mazaniu się przy własnym ojcu. Zwłaszcza kiedy nie mam
pod ręką chusteczek, bo wszystkie już zdążyłam zużyć. No więc musiałam się wysmarkać w
jedwabną chustkę do butonierki mojego taty. Nie żeby on miał coś specjalnie przeciwko temu.
Pewnie ją wyrzuci i kupi sobie następną, tak jak Britney Spears robi ze swoją bielizną. Fajnie
być księciem. Albo gwiazdą pop.
W każdym razie tata bardzo się przejął i cały czas mnie pytał, co się stało. CO SIĘ
STAŁO, TATO? Aha, chodzi ci o to, co poza tym, że WSZYSTKO?
Oczywiście, jedyna sprawa, o której mogłam tacie opowiedzieć, dotyczyła pani
Martinez. Bo wiedziałam, że kiedy mu powiem, jak bardzo mi się dają we znaki te całe
wybory do samorządu, on tego nie zrozumie i powie tylko coś takiego typowo ojcowskiego,
w rodzaju: „Och, Mio, nie doceniasz samej siebie. Poradzisz sobie świetnie!”
A Bóg mi świadkiem, że nie mogę mu powiedzieć o Michaelu. No bo ja przecież
kocham tatę. Nie chcę, żeby wpadł w szał.
Najpierw tata totalnie mi nie uwierzył. No wiecie, że mogłam dostać czwórkę z
angielskiego. Musiałam wyciągnąć wypracowanie i mu je POKAZAĆ.
A wtedy zmrużył mocno oczy - ale to pewnie głównie dlatego że okulary do czytania
zostawił w limuzynie - i kilka razy odchrząknął.
A potem powiedział parę słów o tym, że takie coś dostaje za swoje dwadzieścia
tysięcy dolarów rocznie i co to ma być za świat, w którym marzenie małej dziewczynki
można zniszczyć, jakby się strzelało do rzutków i że jeśli ta cała pani Martinez wyobraża
sobie, że jej to ujdzie płazem, to niech się jeszcze raz nad tym zastanowi.
I wiecie co? Nawet zabawnie było patrzeć, jak tak podskakiwał po gabinecie, cały
wściekły.
Wreszcie usłyszała go pielęgniarka i kazała mu stąd wyjść.
Ale kiedy pielęgniarka wyganiała mojego tatę, udało się wedrzeć do środka mamie,
która była mocno podenerwowana, a w nosidełkach miała Rocky'ego. No więc usiadłam i
powąchałam parę razy jego główkę, bo główka Rocky'ego pachnie niemal tak samo
przyjemnie jak szyja Michaela, tylko troszkę inaczej, oczywiście.
Chociaż zapach główki Rocky'ego nie może ukoić moich steranych nerwów tak samo
jak zapach szyi Michaela.
Kiedy wąchałam główkę Rocky'ego, moja mama powiedziała:
- Mia, wybrałaś sobie naprawdę fatalny moment na załamanie nerwowe. Nasz samolot
do Indiany odlatuje za dwie godziny.
Zapewniłam mamę, że to nie załamanie nerwowe, tylko atak płaczu. Nie
wspominałam, co go wywołało. To znaczy wiecie, tej części, w której Lana powiedziała mi
coś o studentach. A potem, jak pani Martinez zniszczyła moje nadzieje na zostanie pisarką.
Zamiast tego powiedziałam tylko, że może mam jeszcze jet lag po powrocie z Genowii i tyle.
- To nie jet lag - powiedziała moja mama karcącym tonem. - Na tym wszystkim stoi
wypisane wielkimi literami: Clarissa Renaldo.
No cóż, nie chciałam tego mówić głośno. A przynajmniej nie mojej marnie, która ma
już wystarczająco dużo powodów, żeby nie lubić Grandmère.
Ale to JEST prawda, że słomką, pod którą załamał się objuczony wielbłąd, był widok
Grandmère rozdającej na korytarzu długopisy.
- Ona chce dobrze - odezwałam się do mamy.
- Czy rzeczywiście? - Mama miała sceptyczną minę.
Ale ja mamę zapewniłam, że tym razem Grandmère leżało na sercu wyłącznie dobro
korony. Przecież jeśli moja kampania wyborcza do samorządu szkolnego mogła odciągnąć
uwagę reporterów od historii z wyrzucaniem Genowii z UE, to sprawa była tego totalnie
warta.
W pewnym sensie.
Ale mama nie wyglądała, jakby mi uwierzyła.
- Mia, jeśli chcesz się wycofać z tych całych wyborów, po prostu powiedz jedno
słowo. Ja to załatwię.
Mama potrafi wyglądać naprawdę groźnie, jeśli zechce - nawet z tak słodką dzieciną
jak Rocky przytroczoną na piersi. Naprawdę, gdybym miała do wyboru stawać w debacie w
jakiejś sprawie przeciwko Lanie i przeciwko mamie, z miejsca wybieram mamę.
- Nie, mamo, wszystko w porządku - powiedziałam. - Nic mi nie jest. Naprawdę.
Więc... Masz zamiar odszukać Wendella, kiedy będziesz w Versailles?
Mama zajęta była nóżką Rocky'ego, która zaplątała się w tybetańskie flagi
modlitewne, jakie powiesiła na jego nosidełkach.
- Kogo?
- Wendella Jenkinsa. - Boże! Nie mogę w to uwierzyć, że ona nawet nie pamięta
człowieka, którego obdarzyła kwiatem swojego dziewictwa. - On tam nadal mieszka. On i
April. Pracuje dla zakładu energetycznego. A wiesz, że April została Królową Kukurydzy?
Mama miała rozbawioną minę.
- Naprawdę? Skąd ty to wszystko wiesz, Mia?
- Poszukałam w dziale „Ludzie” na Yahoo - powiedziałam. - Jeśli wpadniesz na April,
powiedz jej, że jesteś matką księżniczki Genowii. To o wiele lepsze niż Królowa Kukurydzy,
nawet jeśli RZECZYWIŚCIE mają nas wyrzucić z Unii Europejskiej.
- Postaram się pamiętać - powiedziała mama. - Jesteś pewna, że nic ci nie będzie? Bo
nie pojadę do Versailles, jeśli nie chcesz, żebym pojechała.
Zapewniłam mamę, że nic mi nie będzie. I w tym momencie wróciła do gabinetu
siostra Lloyd i, znajdując tu moją mamę, zapewniła ją o tym samym. A potem, kiedy siostra
Lloyd pogruchała sobie już przez chwilę nad Rockym - bo to jest najśliczniejsze dziecko pod
słońcem i nikt, kto go zobaczy, nie może się POWSTRZYMAĆ, żeby nad nim nie gruchać -
mama wyszła i znów zostałam zupełnie sama z siostrą Lloyd.
Co, no wiecie, przypomniało mi, że jest jeszcze coś, czego muszę się dowiedzieć. I że
PIELĘGNIARKA to wprost idealna osoba, którą można o to zapytać, bo nie mogłam zerknąć
do działu „Zdrowie” na Yahoo, nie mając komputera pod ręką.
- Siostro Lloyd... - odezwałam się przez termometr, który mi wsadziła w usta, żeby się
upewnić, czy nic mi nie dolega i czy mogę wracać do klasy.
- Tak, Mio? - Popatrzyła na zegarek, mierząc mi puls.
- Czy to prawda, że jeśli chłopcy, którzy już studiują, Nie Robią Tego, to im się
zbiera?
Siostra Lloyd parsknęła.
- Dalej krąży ta bzdura? Mio, powinnaś być mądrzejsza. Przecież miałaś zdrowie i
przepisy bezpieczeństwa, prawda?
- Więc... to nieprawda?
- Z całą pewnością nie. - Siostra Lloyd puściła mój nadgarstek i wyjęła mi termometr z
ust. - I nie pozwól sobie nikomu wmawiać, że jest inaczej. A poza tym, każdy kondom
noszony przez jakiś czas w portfelu trzeba wyrzucić i zastąpić nowym. Tarcie wywołane
noszeniem portfela w kieszeni może powodować drobne pęknięcia w lateksie.
Ja patrzyłam na nią po prostu z otwartymi ustami. SKĄD MOGŁA SIĘ DOMYŚLIĆ?
Siostra Lloyd tylko zerknęła na termometr i powiedziała:
- Pracuję w tym zawodzie od dawna. No i patrz, trzydzieści sześć i sześć. Nic ci nie
jest. Możesz już iść, jeśli chcesz. Ale zanim pójdziesz, chcę ci jeszcze coś powiedzieć.
Spojrzałam na nią wyczekująco.
- Musisz przestać dusić w sobie różne rzeczy - powiedziała. - Wiem, że lubisz dużo
pisać w swoim pamiętniku - tak, widziałam cię - i to bardzo dobrze. Ale musisz też wyrażać
swoje uczucia NA GŁOS. Zwłaszcza jeśli jesteś na kogoś zła albo ktoś ci zrobi przykrość. Im
bardziej to dusisz w sobie, tym bardziej prawdopodobne, że w końcu dojdzie do wybuchu, tak
jak dziś. Ja wiem, że od księżniczki wymaga się opanowania i tak dalej. Ale ty, Mio, jesteś
taką osobą, która naprawdę nie powinna w sobie dusić emocji. Rozumiesz mnie?
Pokiwałam głową. Siostra Lloyd to chyba najbystrzejsza osoba, jaką spotkałam w
życiu. Wliczając w to wszystkich geniuszy, którzy są moimi najlepszymi przyjaciółkami albo
z którymi chodzę.
- Dobrze. To ja ci wypiszę przepustkę na korytarz - powiedziała siostra Lloyd.
Wiecie co?
SIOSTRA LLOYD JEST BOMBOWA!!!!! Notatka do samej siebie: Powiedzieć Tinie,
żeby Borys kupił sobie nowy kondom, zanim Zrobią To w noc balu maturalnego.
Piątek, 4 września, klatka schodowa trzeciego piętra
Kiedy wyszłam z gabinetu pielęgniarki, Lilly siedziała pod drzwiami i czekała na
mnie. Miała w ręce trzy upomnienia za kręcenie się po korytarzu w czasie lekcji, bo dyżurne
tam przyszły, nakryły ją i wypisały upomnienia.
Ale mówi, że nic jej to nie obchodzi, bo MUSIAŁA się upewnić, że nic mi nie jest. I
MUSIAŁA się ze mną zobaczyć.
Pamiętając, co mi powiedziała siostra Lloyd o nieduszeniu w sobie różnych rzeczy,
powiedziałam Lilly, że ja też MUSZĘ z nią porozmawiać.
No więc zwiałyśmy tutaj, gdzie nikt nas nie znajdzie, chyba że ktoś będzie musiał
dostać się na dach. Ale to się rzadko zdarza, tylko wtedy, kiedy jakiś dzieciak z domu obok
rzuci tam z okna swojego Pikachu czy coś takiego, a wtedy woźny albo portier z domu obok
przychodzi tu, żeby je zabrać.
Przede wszystkim muszę przyznać, że byłam wobec Lilly nieco chłodna. Bo w końcu
jest przynajmniej częściowo odpowiedzialna za mój atak płaczu. Wiecie, te długopisy z
pałacu.
- Ale ludziom się one strasznie podobają. - To była cała jej podstawowa wymówka. -
Poważnie, Mia, zatrzymują je sobie na pamiątkę. Nie wszyscy spędzają wakacje w pałacu, jak
ty co rok, Mia.
- Nie o to chodzi. - W głowie mi się nie mieści, że chociaż Lilly jest geniuszem, trzeba
jej takie rzeczy wyjaśniać. - Rzecz w tym, że mi obiecałaś, że nie będę musiała przez takie
sytuacje przechodzić.
Lilly tylko gapiła się na mnie, mrugając oczami.
- A kiedy ja tak powiedziałam?
- LILLY! - Uszom nie wierzyłam. - Przysięgałaś, że nie skończy się na tym, że będę
musiała zostać przewodniczącą samorządu!
- Wiem - powiedziała Lilly. - I nie będziesz.
- Ale obiecałaś mi też, że Lana mnie nie pokona i nie doznam druzgoczącej porażki na
oczach całej szkoły.
- Wiem - powiedziała Lilly. - I nie pokona.
- LILLY! - Miałam wrażenie, że głowa mi eksploduje. - Jeśli Lana mnie nie pokona,
BĘDĘ przewodniczącą.
- Nie, nie będziesz - powiedziała Lilly. - JA nią zostanę.
Tym razem ja zaczęłam gwałtownie mrugać.
- CO? Przecież to nie ma sensu.
- Owszem, ma - powiedziała Lilly spokojnie. - Widzisz, będzie tak, że wygrasz
wybory - bo jesteś księżniczką i jesteś dla wszystkich miła, i ludzie cię lubią. A potem, jak
minie odpowiedni czas, powiedzmy, dwa albo trzy dni, będziesz musiała - z żalem,
oczywiście - zrezygnować z funkcji ze względu na liczne zajęcia i obowiązki księżniczki. A
wtedy ja, wyznaczona przez ciebie na zastępcę przewodniczącej, będę musiała przyjąć
odpowiedzialność związaną z rolą przewodniczącej. - Lilly wzruszyła ramionami. - Widzisz?
Proste.
Patrzyłam na Lilly, kompletnie mnie zatkało.
- Czekaj... Robisz to wszystko tylko po to, żebyś to TY mogła zostać przewodniczącą?
Lilly pokiwała głową.
- Ale, Lilly... Dlaczego w takim razie po prostu sama nie kandydujesz?
I wtedy stało się coś zupełnie niespodziewanego. Oczy Lilly za szkłami okularów
totalnie wypełniły się łzami. I zanim się zorientowałam, Lilly dostała ataku płaczu.
- Bo w żaden sposób nie udałoby mi się wygrać - łkała. - Nie pamiętasz, jak mnie
zmietli w zeszłorocznych wyborach? Nikt mnie nie lubi. Nie w taki sposób, w jaki lubią
ciebie, Mia. Może jesteś dzieciolizem i tak dalej, ale wydaje się, że ludzie czują do ciebie
sympatię. A NIKT nie czuje sympatii do mnie... Może to dlatego że jestem geniuszem i ludzie
się boją, a może coś innego, sama nie wiem co, naprawdę. Można by się spodziewać, że
ludzie będą chcieli mieć możliwie najbystrzejszego przywódcę, a zamiast tego wydają się
całkiem zadowoleni z wybierania KRETYNÓW.
Usiłowałam nie brać sobie do serca tego, że Lilly nazywa mnie kretynem. Mimo
wszystko była przecież w samym środku prawdziwego ataku płaczu.
- Lilly - powiedziałam zdumiona. - Nie wiedziałam, że myślisz o sobie w taki sposób.
No wiesz. Jako o osobie nielubianej.
Lilly podniosła oczy znad upomnień, w które płakała.
- D - dlaczego m - miałabym kiedykolwiek uważać się za osobę lubianą? - zająknęła
się ze smutkiem. - T - ty jesteś jedyną prawdziwą przyjaciółką, jaką mam.
- To nieprawda - powiedziałam. - Masz mnóstwo przyjaciół. Shameeka i Ling Su, i
Tina...
Lilly zaczęła płakać jeszcze głośniej na dźwięk imienia Tiny. Za późno
przypomniałam sobie o Borysie i jego nowo nabytej seksowności.
- Och... - powiedziałam i poklepałam Lilly po ramieniu. - Przepraszam. Chodziło mi o
to, że... No cóż, nieważne. Ludzie cię LUBIĄ, Lilly. Tyle tylko, że czasami...
Lilly uniosła zalaną łzami twarz.
- C - co? - zapytała.
- No cóż - powiedziałam. - Czasami jesteś trochę dla nich wredna. Na przykład dla
mnie. Z tym całym nazywaniem mnie dzieciolizem.
- Ale ty JESTEŚ dzieciolizem - wytknęła Lilly.
- Tak - powiedziałam. - Ale, wiesz, nie musisz mi tego cały czas WYTYKAĆ.
Lilly oparła podbródek na kolanach.
- Pewnie nie - westchnęła. - Masz rację. Przepraszam.
Skoro była już w takim zgodnym nastroju, dodałam:
- I nie lubię też, kiedy nazywasz mnie KG albo KP.
Lilly popatrzyła na mnie z głupią miną.
- To jak mam ciebie nazywać?
- Może po prostu i zwyczajnie Mia?
Lilly zastanowiła się nad tym.
- Ale... to takie nudne - powiedziała.
- Ale tak mam na imię - stwierdziłam.
Lilly znów westchnęła.
- Dobrze - powiedziała. - Nieważne. Nie masz pojęcia, jaką jesteś szczęściarą, KG. To
znaczy Mia.
- Szczęściarą? JA? Daj spokój... - O mały włos nie wybuchłam śmiechem. - Moje
życie jest w tej chwili po prostu OKROPNE. Czy ty WIDZIAŁAŚ, co pani Martinez
namazała na moim wypracowaniu?
Lilly otarła oczy.
- No cóż, tak - powiedziała. - BYŁA trochę surowa. Ale czwórka to nie taki zły
stopień. Poza tym widziałam, jak twój tata szedł niedawno w stronę jej klasy. Wyglądał tak,
jakby miał zamiar odczytać pani Martinez jej prawa.
- Tak, ale czy mnie to wyjdzie na dobre? - spytałam. - To przecież nie zmieni jej
zdania na temat mojego pisarskiego talentu... czy jego braku. To tylko sprawi, że będzie się
bała mojego taty.
Lilly tylko pokręciła głową.
- Taa - powiedziała. - Ale przynajmniej masz chłopaka.
- Który jest NA STUDIACH - przypomniałam jej. - I który najwyraźniej oczekuje,
że...
- Och, przestań... - powiedziała Lilly. - Tylko nie to. Nie słuchaj tej głupiej Lany.
Kiedy ty wreszcie wbijesz sobie do tej głowy, że Lana nie ma zielonego pojęcia, o czym
mówi? No powiedz, czy ty widzisz, żeby ONA spotykała się z jakimś studentem?
- Nie - powiedziałam. - Ale...
- Tak, no właśnie, i może jest po temu jakiś POWÓD. I wcale NIE ten, że Lana ma
jakieś opory przed Robieniem Tego, jeśli wierzyć napisom na ścianach w całej łazience.
Siedziałyśmy tam i zastanawiałyśmy się przez chwilę. Potem Lilly powiedziała:
- No więc jak? Twoja mama i pan G. jadą do Indiany na weekend?
- Tak - powiedziałam i zaraz dodałam szybko: - Ale nie będzie u mnie żadnej imprezy,
bo przenoszę się do Plaza.
- Będziesz miała osobny pokój? - spytała Lilly. A kiedy pokiwałam głową,
powiedziała: - Super. - A potem dodała: - Hej, możesz zrobić imprezę piżamową.
Popatrzyłam na nią, jakby oszalała.
- W HOTELU?
- Jasne! Będzie fajnie. A my i tak musimy popracować nad twoimi umiejętnościami
debatowymi. Mogłybyśmy urządzić próbę debaty. Co ty na to?
- No cóż - powiedziałam - czemu nie.
Chociaż nie jestem pewna, jak tata i Grandmère na to zareagują. Na moją imprezę
piżamową w hotelu Plaza.
Ale nieważne. Jeśli to uszczęśliwi Lilly, to chyba warto się wysilić. Poważnie, nigdy
nie wiedziałam, że tak sama o sobie myśli. No, wiecie, że nie jest lubiana i popularna. To
znaczy ja WIEM, że Lilly nie jest bardzo popularna. Ale nie wiedziałam, że ONA o tym wie.
Zawsze się ZACHOWUJE, jakby wyobrażała sobie, że jest królową całej szkoły.
Kto mógł wiedzieć, że to tylko tak na pokaz?
Teraz musimy tu siedzieć obie, póki nie zadzwoni dzwonek po szóstej lekcji, żebyśmy
mogły zbiec na dół i się wmieszać w tłum. Zerwałyśmy się z rozwoju zainteresowań, ale ja
mam przepustkę od siostry Lloyd, więc pani Hill skreśli mi nieobecność.
Nie wiem, co zrobi w tej sprawie Lilly. I wydaje się, że ona wcale się tym specjalnie
nie przejmuje. Naprawdę, jak się nad tym zastanowić, to Grandmère i Lilly OBIE mogłyby
sporo nauczyć świat o tym, jak być księżniczką.
Co jest nieco przerażające, kiedy tak o tym dłużej pomyśleć.
Piątek, 4 września,
wychowanie obywatelskie
TEORIE RZĄDU: Teoria ewolucyjna - teoria ewolucji Darwina zastosowana do
rządu:
1. Rodzina
2. Klan
3. Plemię
Formowały się grupy w celu zorganizowania i skoordynowania działań związanych ze
zdobywaniem dóbr i usług.
Żeby zachować wewnętrzny ład i chronić się przed zagrożeniem z zewnątrz, stworzono
instytucję rządu.
Hej, to zupełnie jak szkolne kliki! Poważnie! Chodzi mi o sposób, w jaki te kliki
powstają w szkole - żeby się chronić przed zagrożeniem z zewnątrz. Na przykład my,
wszyscy intelektualiści, trzymamy się razem i stworzyliśmy klikę, żeby się bronić przed
atakami mięśniaków z drużyny i czirliderek, bo w ilości jest siła. To wyjaśnia tak wiele:
• Klika skateboardowców powstała po to, żeby bronić się przed punkami.
• Punkowie trzymają się razem, żeby się chronić przed Klubem Dramatycznym.
• Klub Dramatyczny powstał, żeby się chronić przed intelektualistami.
• Intelektualiści zebrali się, żeby się bronić przed mięśniakami z drużyny.
• A faceci z drużyny trzymają się razem, żeby się bronić przed...
No cóż, nie wiem, przed kim mieliby się bronić faceci z drużyny, tworząc swoją klikę.
Ale poza tym wszystko teraz zaczyna nabierać sensu. To po to istnieją kliki! Darwin
miał rację!!!
Piątek, 4 września,
geografia
Pole magnetyczne Ziemi skutkiem wewnętrznych prądów konwekcyjnych.
Odkryte przez Vana Allena (pasy radiacji).
Obszary wysokiego promieniowania cząstek, niektóre są radioaktywne i naładowane,
z kosmosu i Słońca.
Zorza polarna jest spowodowana wzajemnym oddziaływaniem naładowanych cząstek
i atmosfery.
NOWA DZIEWCZYNA KENNY'EGO, HEATHER,
WEDŁUG KENNY'EGO:
1. Ma naturalne blond włosy i nigdy nie musi farbować sobie odrostów.
2. Dostaje same piątki i świadectwa z wyróżnieniem.
3. Potrafi zrobić salto w tył.
4. Często robi salta na imprezach. 5.I w restauracjach.
6. Jest totalnie popularna w swojej szkole w Delaware.
7. Przyjedzie go odwiedzić na Święto Dziękczynienia.
8. Ma własnego konia.
9. Nigdy nie marnuje czasu na oglądanie telewizji, bo jest totalnie zajęta czytaniem
książek.
10. Nie używa automatycznej sekretarki. I to bardzo dobrze, bo pewnie i tak nikomu
nie chce się do niej dzwonić, skoro nie ogląda telewizji i w związku z tym nie ma o czym
rozmawiać.
PRACA DOMOWA
WF: nie dotyczy
Geometria: ćwiczenia, strony 42 - 45
Angielski: Podstawy stylistyki, strony 55 - 75
Francuski: ????
RZ: ????
Wych. ob.: Jakie zastosowanie ma teoria Darwina do definicji rządu?
Geografia: powtórzyć pole magnetyczne
Piątek, 4 września,
Plaza
Grandmère miała takie poczucie winy, że spowodowała u mnie atak płaczu w środku
lekcji, że uparła się zabrać mnie na dół do Sali Palmowej i mi to wynagrodzić.
Oczywiście wiedziałam, że tak NAPRAWDĘ wcale nie czuje się winna. Hej, to w
końcu GRANDMÈRE. A na dole wszędzie była PRASA, usiłująca robić nam zdjęcia, kiedy
siedziałyśmy nad bułeczkami podawanymi z gęstą śmietaną, tak że jutro na pierwszej stronie
„The Post” będzie nasze zdjęcie z wielkim podpisem: „Herbatka dla dwojga/wypchaj się Unio
Europejska!” albo „Odwal się Unio” czy coś podobnego.
Ale było miło posiedzieć tam i pojeść maleńkie kanapeczki bez skórki, kiedy
Grandmère plotła o tych takich małych do ściskania Lany w kształcie pomponów czirliderki i
o tym, jakie są tandetne, i o ile lepsze są nasze długopisy z napisem P
ROPRIÉTÉ
DU
P
ALAIS
R
OYALE
DE
G
ENOVIA
. Zwłaszcza że w ogóle nie jadłam lunchu, bo musiałam całą tamtą
przerwę spędzić u siostry Lloyd w gabinecie, z zimnym kompresem na czole.
Grandmère była taka miła w związku z tym, że się czuła taka winna (notatka do samej
siebie: czy ktoś, kto cierpi na ciężkie zaburzenia osobowości może odczuwać poczucie winy?
Sprawdzić to.), że wreszcie po prostu zebrałam się w sobie i spytałam:
- Grandmère, czy mogę zaprosić na dzisiaj wieczór Lilly, Tinę, Shameekę i Ling Su do
swojego pokoju na imprezę piżamową, żebyśmy mogły urządzić próbę debaty?
A ona odpowiedziała totalnie spokojnie:
- Oczywiście, Amelio
TAAAAAAAAAAAAK!!!!!!!!!!!
No więc wtedy złapałam za komórkę i zadzwoniłam do nich wszystkich i je
pozapraszałam. Pan Taylor musiał najpierw porozmawiać z Grandmère, zanim pozwolił
Shameece przyjść, i upewnić się, że będziemy pod odpowiednim nadzorem, i tak dalej, ale
Grandmère poradziła sobie z nim po mistrzowsku. Kiedy oddała mi słuchawkę, pan Taylor
pytał już tylko, czy jest cokolwiek, co Shameeka mogłaby nam przynieść na imprezę, na
przykład urządzenie do robienia popcornu czy coś.
Ale ja go zapewniłam, że w Plaza zajmą się wszystkimi naszymi potrzebami.
Wysłałyśmy pokojówkę Grandmère na poddasze, żeby przywiozła moje rzeczy i
nakarmiła Grubego Louie.
Mam nadzieję, że nic mu się samemu nie stanie. Będzie się dziwnie czuł, nie mając
Rocky'ego w pobliżu. Bardzo się przyzwyczaił do zlizywania Rocky'emu z buzi co wieczór
resztek mleka. Taka przekąska przed snem.
Notatka do samej siebie:
Zadzwonić do mamy na komórkę, jak tylko wyląduje jej samolot, i przypomnieć jej,
żeby trzymała Rocky'ego z daleka od:
• Kosiarek do siana
• Żmij miedzianek (częstych w Indianie i bardzo jadowitych)
• Wideł
• Czarnych wdów (ukąszenie tych pająków jest śmiertelne dla niemowlęcia)
• Niepasteryzowanego mleka (salmonella)
• Sofy „Leniuch” dziadka (Rocky mógłby utknąć w środku i udusić się na śmierć)
• Zwierząt wiejskich (E. coli)
• Zapiekanki babci z tuńczyka, ziemniaków i makaronu (jest po prostu obrzydliwa)
• Piwnicy (mogliby się w niej ukrywać zbiegli pacjenci pobliskiego szpitala dla
wariatów)
Piątek, 4 września, hotel Plaza, pokój 1620,
godzina???? PÓŹNO!! !!!!
O mój Boże, Ling Su znalazła w Internecie fantastyczny quiz i przyniosła go ze sobą,
żebyśmy mogły wszystkie go zrobić i dowiedzieć się czegoś o sobie!!!!
QUIZ:
NIE OSZUKUJ!!! NIE podglądaj, co jest dalej... Po prostu odpowiedz na pytania po
kolei!
Najpierw weź kartkę i ołówek. Kiedy wybierasz imiona, pamiętaj, że mają to być
osoby, które rzeczywiście znasz. Pierwsza myśl się liczy! ZRÓB TO TERAZ!
1. Najpierw zapisz w kolumnie cyfry od 1 do 11.
2. Obok numerów 1 i 2 zapisz jakiekolwiek liczby, które przyszły ci do głowy.
3. Obok numerów 3 i 7 zapisz imiona dwóch osób przeciwnej płci.
4. W miejscach 4,5 i 6 wpisz jakiekolwiek imiona (na przykład przyjaciół albo
rodziny).
5. W miejscach 8, 9, 10 i 11 zapisz tytuły czterech piosenek.
ZRÓB TO TERAZ, NIE ZAGLĄDAJĄC DO ODPOWIEDZI!!!!!!!
Odpowiedzi Mii Thermopolis:
1. 10
2.3
3. Michael Moscovitz
4. Gruby Louie
5. Lilly Moscovitz
6. Rocky Thermopolis - Gianini
7. Kenny Showalter
8. Crazy in Love - Beyonce
9. Bootylicious - Destiny's Child
10. Belle - z Pięknej i Bestii
11. Piosenka z serialu Przyjaciele
Klucz do odpowiedzi:
1. Musisz powiedzieć tylu osobom (suma liczb w miejscu 1 i 2) o tym quizie.
2. Osoba w punkcie 3 to ktoś, kogo kochasz.
3. Osoba numer 7 to ktoś, kogo lubisz, ale nie możesz rozgryźć.
4. Najbardziej troszczysz się o osobę numer 4.
5. Osoba numer 5 to ktoś, kto cię bardzo dobrze zna.
6. Osoba numer 6 to ktoś, kto jest twoją gwiazdką z nieba.
7. Piosenka pod numerem 8 odnosi się do osoby spod numeru 3.
8. Tytuł piosenki spod numeru 9 to piosenka dla osoby spod numeru 7.
9. Piosenka pod numerem 10 mówi najwięcej o TOBIE.
10. Piosenka pod numerem 11 mówi o tym, jak traktujesz życie.
O mój Boże!!! TO JEST TAKIE NIESAMOWITE!!!! TO WSZYSTKO TAKIE
PRAWDZIWE!!!!!!!
Na przykład Michael to totalnie osoba, którą kocham. A Rocky to totalnie moja
gwiazdka z nieba! A Lilly to osoba, która zna mnie najlepiej! A Gruby Louie to osoba (czy też
kot), o którą najbardziej się troszczę!
I nie wierzę, żebym KIEDYKOLWIEK miała zrozumieć Kenny'ego. Bootylicious to
bardzo odpowiednia piosenka dla niego, bo jedną rzecz wiem: nie sądzę, żeby był gotowy do
„tych zabaw”.
A ja jestem zdecydowanie „zakochana do szaleństwa” w Michaelu! A piosenka z
Przyjaciół to DOKŁADNIE historia mojego życia - „Nikt cię nie uprzedził, że życie tak się
potoczy”... Bo nikt mi nigdy nie POWIEDZIAŁ, że będę KSIĘŻNICZKĄ GENOWII.
A jeśli chodzi o piosenkę Belle, Lilly może się śmiać ile chce, ale to JEST jedna z
moich ulubionych piosenek. Tak, wiem, pani Martinez pewnie uznałaby, że to godne
pożałowania... No, wiecie, że tak zwana pisarka lubi piosenkę z musicalu Disneya. Ale
nieważne! Belle i ja mamy MNÓSTWO wspólnego: obie zawsze siedzimy z głową w książce
(ja w pamiętniku, no ale nieważne) i wszyscy uważają, że jesteśmy dziwne.
Oprócz mężczyzn, którzy nas kochają.
To było takie zabawne! Zamówiłyśmy sobie do pokoju chyba WSZYSTKO z
restauracji.
A przed chwileczką o mało się nie popłakałyśmy ze śmiechu. Bo Shameeka
opowiedziała Lilly o Perin, z francuskiego, i że nie wiemy, czy Perin to chłopak, czy
dziewczyna, a Lilly powiedziała, że powinnyśmy wejść na lekcje w poniedziałek, i okrążając
Perin, zacząć śpiewać: „Ściągnij... spodnie...! Ściągnij... spodnie! Ściągnij... spodnie!”,
żebyśmy mogły same się przekonać.
Możecie sobie wyobrazić wyraz twarzy mademoiselle Klein, gdybyśmy to zrobiły?
Tyle że, oczywiście, to by chyba było molestowanie seksualne. I nie byłoby zbyt przyjemne
dla Perin, czy to chłopak, czy dziewczyna.
No więc wtedy wszystkie zaczęłyśmy skakać po łóżku i wołać: „Ściągnij... spodnie...!
Ściągnij... spodnie! Ściągnij... spodnie!” na cały głos, aż pomyślałam sobie, że autentycznie
ZMOCZĘ spodnie od tego wariackiego śmiechu.
Zaraz zrobimy sobie koncert karaoke. Bo opowiedziałam wszystkim, jak to będzie,
jeśli kiedykolwiek będziemy podróżować po kraju i będziemy musiały śpiewać, żeby zarobić
na benzynę i tak dalej, jak Britney Spears w Dogonić marzenia, więc potrzebna nam praktyka.
I zaraz się tym zajmiemy.
Aha, i Michael dzwonił przed paroma minutami, ale ja w ogóle nie słyszałam, co
mówi, bo Tina okropnie krzyczała, bo znalazłyśmy miłosny liścik, który Borys zostawił w jej
plecaku, i Ling Su go odczytywała na głos. Nawet Lilly się zaśmiewała.
To jest NAJLEPSZA IMPREZA POD SŁOŃCEM. Pomijając, oczywiście, wieczór
Balu Wielu Kultur.
I ten wieczór, kiedy Michael i ja oglądaliśmy razem Gwiezdne Wojny, a on mi
powiedział, że jest we mnie ZAKOCHANY, a nie tylko, że mnie KOCHA.
I bal maturalny.
Pomijając te okazje.
Notatka do samej siebie: pamiętać, żeby powiedzieć mamie, żeby trzymała Rocky'ego
z daleka od tytoniu do żucia dziadka!
Nikotyna jest toksyczna dla dzieci, jeśli jest przyjmowana doustnie! Widziałam to w
filmie W obronie prawa!
LISTA NAJSEKSOWNIEJSZYCH FACETÓW
LILLY, SHAMEEKI, TINY, LING SU I MII
1. Orlando Bloom, we wszystkim, w koszuli czy bez.
2. Borys Pelkowski (To jest absolutna BZDURA! Borysa nie powinno być na tej
liście. Ale Lilly i ja zostałyśmy przegłosowane).
3. Ten fajny facet z ostatniego filmu opartego na biografii Mii (tyle że nic z tego, co
zdarzyło się w tym filmie, nie mogłoby mieć miejsca w prawdziwym życiu, bo
Genowia to księstwo, a nie królestwo i nie ma to większego znaczenia, czy
następczyni tronu ma męża, czy nie. Poza tym mało prawdopodobne, żeby Skinner
Box dostali kontrakt na płytę, bo większość członków kapeli jest za bardzo zajęta
zdobywaniem dyplomów wyższych uczelni/zaliczaniem trzydziestodniowego
odwyku od alkoholu, żeby odbywać próby).
4. Seth z The OC.
5. Harry Potter. Bo chociaż gra chłopca czarodzieja, robi się coraz seksowniejszy.
6. Jesse Bradford z Wielbicielki.
7. Chad Michael Murray z A Cinderella Story i One Tree Hill. Ooo, la la!
8. Seksowny chłopak Samanthy z Seksu w wielkim mieście, zwłaszcza kiedy ogolił
sobie dla niej głowę (Shameeka musiała powstrzymać się od głosu w tej rundzie
głosowania, bo tata nie pozwala jej oglądać tego serialu). 9. Trent Ford z Uwierz w
miłość.
10. Ramon Riveras.
11. Hellboy (nawet jeśli Mia jest jedyną osobą, która uważa, że Hellboy jest
seksowny).
Sobota, 5 września, Wielki Trawnik,
Central Park
Jestem tak strasznie zmęczona. DLACZEGO ja je wszystkie wczoraj zaprosiłam na
wieczór? I DLACZEGO musiałyśmy śpiewać karaoke do trzeciej nad ranem???
A dokładniej mówiąc, DLACZEGO pozwoliłam Lilly namówić mnie, żebym dzisiaj
przyszła na mecz PIŁKI NOŻNEJ drużyny Liceum imienia Alberta Einsteina????
To takie nudy. Zawsze uważałam, że sport to nuda - Bóg mi świadkiem, że pani Potts
często wrzeszczała: „Rusz się trochę, Mia!”, kiedy pozwalałam piłce przelatywać koło mnie.
Ale oglądanie sportów jest nawet jeszcze nudniejsze niż uprawianie ich. Bo kiedy
uprawiasz sporty, zdarzają ci się przynajmniej te momenty, kiedy dłonie ci się pocą, a serce
wali i myślisz: O, nie! Ta piłka nie leci do MNIE, prawda? O, nie! Ona LECI do mnie. Co ja
mam robić? Jeśli ją spróbuję złapać, nie uda mi się i wszyscy mnie znienawidzą. Ale jeśli NIE
SPRÓBUJĘ jej złapać, wszyscy mnie za TO też znienawidzą.
Ale kiedy OGLĄDASZ sport, tego zupełnie nie ma. Jest tylko. .. nuda. Nuda, nuda
bez końca.
Kiedy Lilly poprosiła mnie, żebym zarezerwowała sobie dla niej sobotę, nie
wiedziałam, że ma w planach szkolną imprezę. Dlaczego miałabym zajmować się szkolnymi
sprawami (pomijając lekcje do odrobienia, oczywiście) w czasie WEEKENDÓW?
Ale Lilly mówi, że to ważne, żebym pokazała się na jak największej liczbie imprez
przed poniedziałkiem. Cały czas mnie trąca w bok i powtarza:
- Przestań pisać w tym swoim pamiętniku, idź, pokręć się wśród ludzi.
Ale ja nie jestem wcale taka pewna, czy kręcenie się wśród ludzi na szkolnym meczu
piłki nożnej jest sposobem na zdobycie głosów. Wiecie? Bo mogę spokojnie zagwarantować,
że wszyscy, którzy tu są, będą głosowali na Lanę.
I dlaczego NIE MIELIBY tego zrobić? Popatrzcie tylko na nią, jak wykonuje te
wszystkie swoje podskoki czy coś. Jest totalnie IDEALNA. Przynajmniej na zewnątrz. W
środku, wiem, serce ma równie czarne jak czarna dziura. Ale na zewnątrz - no cóż, ma ten
idealny uśmiech z tymi idealnymi, równymi zębami i tymi idealnie gładkimi, opalonymi
nogami, na których nie ma zacięć po golarce, i z tym lśniącym błyszczykiem, do którego
nigdy nie lepią jej się włosy - dlaczego ktokolwiek MIAŁBY głosować na mnie, kiedy może
głosować na Lanę?
Lilly mówi, że mam nie być głupia - że wybory na przewodniczącego samorządu
szkolnego to nie konkurs piękności ani popularności. Ale w takim razie czemu chce, żebym
JA kandydowała za nią? I jak to się stało, że jestem TUTAJ? Jedyni ludzie NA tym meczu to
mięśniaki z drużyny i czirliderki. I mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek z nich zagłosował
na MNIE.
Lilly mówi, że na pewno na mnie nie zagłosują, jeśli nie wytknę nosa z tego notesu i
nie zacznę z nimi rozmawiać. ROZMAWIAĆ Z NIMI! Z IDEALNYMI, POPULARNYMI
LUDŹMI!
Będą mieli szczęście, jeśli się na nich nie porzygam.
Sobota, 5 września, 15.00, Ray's Pizza
No cóż, TO była wielka strata czasu.
Lilly twierdzi, że nie. Lilly wręcz opowiada, że ten dzień był niezmiernie
POUCZAJĄCY. Cokolwiek by to miało znaczyć.
Nie jestem pewna, skąd Lilly może to w ogóle WIEDZIEĆ, skoro spędziła większość
meczu, siedząc na trybunach za panem doktorem i panią Weinberger - podsłuchując ich
rozmowę z rodzicami Trishy Hayes. Nawet nie OGLĄDAŁA meczu, o ile się orientuję. To JA
musiałam kręcić się w pobliżu, podchodzić do ludzi, którzy nawet nie zawiesiliby na mnie
wzroku, gdybyśmy się mijali na korytarzu LiAE, i mówić: „Cześć, chyba się nie znamy.
Jestem Mia Thermopolis, księżniczka Genowii i kandyduję na przewodniczącą samorządu
szkolnego”.
Poważnie. Nigdy w życiu nie czułam się większą idiotką.
I nikt zresztą nie zwracał na mnie żadnej uwagi. Mecz był najwyraźniej
superinteresujący. Graliśmy przeciwko drużynie seniorów z Trinity, którzy w zasadzie
skopywali nam tyłek co roku, jak historia LiAE długa.
Ale nie dzisiaj. Bo dzisiaj LiAE wystawiło swoją sekretną broń: Ramona Riverasa.
Fakt, jak już Ramon dorywał się do piłki, to już jej nie oddawał, póki nie mijała bramkarza
Trinity i nie trafiała do tego dużego z siatką. LiAE pokonało Trinity cztery do zera.
I okazało się, że miałam rację co do Ramona. Bo oczywiście zdarł z siebie koszulkę i
rzucił ją w powietrze po ostatnim golu. Nie chciałabym rozpuszczać plotek, ale widziałam,
jak pani Weinberger usiadła tak jakoś bardziej prosto, kiedy to się stało.
I oczywiście Lana wybiegła na boisko i rzuciła się Ramonowi w ramiona. A potem on
obnosił ją po boisku na ramionach, jakby była jakimś trofeum. Z tego co wiem, może i nim
jest: wygraj mecz dla LiAE, a dostaniesz czirliderkę za darmo.
Nieważne. Ramon może ją sobie brać. Może to ją na tyle zajmie, że MNIE zostawi w
spokoju. Mnie i mojego „studenta”.
A to mi coś przypomina. Mam później odwiedzić Michaela w jego pokoju w
akademiku, żeby poznać jego współlokatora i „nadrobić zaległości”, skoro nie widzieliśmy
się przez cały tydzień.
A przynajmniej Michael powiedział, że to będziemy robić, kiedy wreszcie dzisiaj,
trochę przed meczem, udało nam się ze sobą skontaktować. Miał nieco poirytowany głos,
kiedy w końcu się do mnie dodzwonił. Bo trochę późno sobie przypomniałam, żeby włączyć
komórkę.
- Co tam się działo wczoraj wieczorem, kiedy dzwoniłem? - zapytał.
- Hm - powiedziałam.
Kiedy zadzwonił, kupowałam akurat precla przy jednym z tych wózków w parku.
Wielu ludzi tego nie wie, ale nowojorskie precle - takie kupowane u ulicznego handlarza -
mają właściwości lecznicze. To prawda. Nie wiem, co w nich jest, ale kiedy cię boli głowa
czy cokolwiek innego, jak tylko ugryziesz precla, ból mija. A ja miałam dość dokuczliwy ból
głowy, bo przecież prawie wcale nie spałam.
- Dziewczyny zostały u mnie - wyjaśniłam Michaelowi, kiedy już przełknęłam
pierwszy kęs gorącego słonego precla. - Na noc. Tyle że, wiesz, mało spałyśmy.
I opowiedziałam mu, jak skakałyśmy po łóżku, krzycząc: „Ściągnij... spodnie!
Ściągnij... spodnie!” i tak dalej.
Michael chyba nie uznał, że to było zabawne. Oczywiście, nie wspomniałam mu o
tym, jak potem śpiewałam Milkshake do pilota od telewizora, ubrana w gumową matę do
wanny w charakterze minisukienki. Bo ja przecież nie chcę, żeby on pomyślał, że jestem
kompletnie NIENORMALNA.
- Miałaś cały apartament hotelowy dla siebie - powiedział tylko Michael - i zaprosiłaś
moją siostrę.
- I Shameekę, i Tinę, i Ling Su - dodałam, ocierając sobie musztardę z podbródka. Bo
musisz posmarować precla musztardą, inaczej nie wykazuje właściwości leczniczych.
- Właśnie - powiedział Michael. - No cóż, przyjdziesz tu potem czy nie?
Co niektórym mogłoby się wydać trochę niegrzeczne. Tyle że mnie fakt, że Michael
był chyba na mnie zły - z jakiegokolwiek powodu - sprawił coś w rodzaju ulgi. Bo skoro się
na mnie złościł, to prawdopodobnie znaczyło, że Robienie Tego nie zaprzątało mu całego
umysłu. A mnie się naprawdę wcale nie spieszyło do tej rozmowy o Robieniu Tego, chociaż
wiedziałam, że Tina ma rację, i któregoś dnia będziemy musieli porozmawiać o tym otwarcie.
No więc teraz leczę się kawałkiem zwykłej pizzy z serem w towarzystwie Lilly, zanim
zbiorę siły, żeby wsiąść do limuzyny z Larsem i pojechać na przedmieścia do akademika
Michaela. Naprawdę, po imprezowym wieczorze bardzo trudno jest następnego dnia
funkcjonować. Nie wiem, jak tym siostrom Hilton się to udaje.
Lilly mówi mi teraz, że mamy wybory w kieszeni. Nie mam zielonego pojęcia,
dlaczego tak twierdzi, skoro:
A) Wczoraj wieczorem wcale nie udało nam się przeprowadzić próby debaty, więc nie
miałam żadnej szansy popracować nad odpowiedziami, których udzielę w poniedziałek
oraz
B) Większość osób, z którymi rozmawiałam na trybunach w czasie dzisiejszego
meczu, patrzyła na mnie jak na chorą i odpowiadała: „Głosuję na Lanę, pajacu”.
Ale nieważne. Lilly spędziła cały mecz, siedząc z RODZICAMI różnych ludzi, więc
co ona w ogóle może wiedzieć?
Ale szkoda, że nie mogę jej zapytać o Robienie Tego. Bo Lilly też nigdy Tego nie
Robiła... a przynajmniej nie wydaje mi się. Ze swoim ostatnim chłopakiem dotarła zaledwie
do drugiej bazy.
Ale i tak jestem pewna, że miałaby jakieś cenne uwagi na temat tej całej sytuacji.
Ale nie mogę porozmawiać z Lilly o Robieniu Tego czy o Nierobieniu Tego z jej
BRATEM. To OBRZYDLIWE. Gdyby jakakolwiek dziewczyna chciała ze mną rozmawiać o
Robieniu Tego z Rockym, prawdopodobnie dałabym jej po łbie. Chociaż, oczywiście, to mój
młodszy brat i ma zaledwie cztery miesiące.
Poza tym, wydaje mi się, że wiem, co Lilly by mi doradziła: „Nie żałuj sobie”.
Łatwo Lilly mówić, bo ona bardzo dobrze się czuje we własnym ciele. Nie musi, w
przeciwieństwie do mnie, przebierać się przed WF - em w dzikim popłochu i w
najciemniejszym, najluźniejszym kącie szatni, jaki zdoła znaleźć. Zdarzało jej się nawet
czasami paradować po szatni KOMPLETNIE nago, pytając: „Czy ktoś mi może pożyczyć
dezodorant?” A uwagi Lany na temat brzuszka i cellulitu puszcza mimo uszu.
Nie, nie, nie obawiam się, że Michael będzie robił sobie takie uwagi na temat mojego
nagiego ciała. Ja tylko wcale nie jestem pewna, czy będę się komfortowo czuła ze
świadomością, że on w ogóle coś o moim ciele wie.
Chociaż, oczywiście, wcale nie miałabym nic przeciwko zobaczeniu, jak wygląda jego
ciało.
Może to znaczy, że mam zahamowania, że jestem pruderyjna i seksistowska, i inne
niedobre rzeczy. Może ja nie zasługuję na to, żeby zostać przewodniczącą samorządu w
Albercie Einsteinie, nawet na te parę dni, zanim złożę rezygnację i przekażę obowiązki Lilly.
Na pewno nie zasługuję na to, żeby być księżniczką państwa, które udało mi się wyrzucić z
Unii Europejskiej... No cóż, jeśli faktycznie nas wyrzucą.
Naprawdę, na niewiele zasługuję.
To ja już chyba pójdę do Michaela.
Proszę, niech mnie ktoś zastrzeli.
Sobota, 5 września, 17.00, łazienka pokoju
Michaela w akademiku
Okej, a ja myślałam, że Columbia to uniwersytet, na który trudno się dostać. Ja
myślałam, że oni rzeczywiście selekcjonują kandydatów.
No to jakim cudem dostają się tu takie świry jak współlokator Michaela?
Wszystko szło świetnie, do momentu kiedy ON się pokazał. Lars i ja zadzwoniliśmy
do Michaela z dyżurki w Engle Hall, bo tak się nazywa akademik Michaela, i Michael zszedł
na dół, żeby nas wpisać do książki odwiedzin, bo oni tutaj na Uniwersytecie Columbia bardzo
poważnie traktują bezpieczeństwo swoich studentów (szkoda, że nie przejmują się już tak
bardzo bezpieczeństwem ich gości!). Musiałam zostawić swoją szkolną legitymację w
recepcji, żebym nie próbowała opuścić budynku, nie wypisując się z książki odwiedzin. Lars
musiał zostawić swoje pozwolenie na broń (chociaż rewolwer pozwolili mu zatrzymać, kiedy
się dowiedzieli, że jestem księżniczką Genowa, a on jest moim ochroniarzem).
W każdym razie, kiedy już wszyscy zostaliśmy spisani, Michael zabrał nas na górę.
Byłam już przedtem w Engle Hall, tego dnia, kiedy Michael się wprowadzał, ale teraz to
wszystko wygląda zupełne inaczej, bo znikły te wszystkie wózki z bagażami i rodzice. Po
korytarzach biegają ludzie ubrani w same ręczniki i wrzeszczą, zupełnie jak w Kochanych
kłopotach. A zza kilku niedomkniętych drzwi dobiega bardzo głośna muzyka. Wszędzie wiszą
plakaty namawiające do udziału w tym czy innym marszu protestacyjnym i zaproszenia na
wieczory poezji w różnych pobliskich kawiarniach. To wszystko jest takie bardzo
uniwersyteckie!
Michael chyba przestał się już na mnie złościć, bo na przywitanie bardzo ładnie mnie
pocałował, a wtedy udało mi się powąchać jego szyję, i natychmiast popatrzyłam na wszystko
pozytywniej. Szyja Michaela jest niemal tak samo skuteczna jak nowojorski precel od
ulicznego sprzedawcy, jeśli chodzi o własności lecznicze.
Udało nam się pozbyć Larsa, zostawiliśmy go w świetlicy studenckiej na piętrze
Michaela, bo tam na wielkim telewizorze leciał mecz baseballu. Można by pomyśleć, że Lars
miał już dosyć sportu jak na jeden dzień, skoro dopiero co spędziliśmy ze trzy godziny na
sportowej imprezie, ale nie. Rzucił jednym okiem na wynik, który był remisowy, i przylepiło
go do krzesła, razem ze sporą liczbą innych ludzi, którzy mieli ten sam półprzytomny wyraz
twarzy.
Michael poszedł dalej i zaprowadził mnie do swojego pokoju, który wygląda teraz
dużo lepiej niż tego dnia, kiedy się wprowadzał. Większość ściany z pustaków zajmuje wielka
mapa galaktyki, wszystkie płaskie powierzchnie (pomijając łóżka) zajmuje sprzęt
komputerowy w ilości, jakiej nie mają pewnie nawet w NORADZIE, a na suficie przyklejony
jest znak z napisem: W
YBIJ
SOBIE
Z
GŁOWY
PARKOWANIE
, chociaż Michael przysięga, że nie
zwinął go z ulicy.
Michaela strona pokoju jest bardzo schludna, na łóżku leży ciemnoniebieska narzuta,
minilodówka robi za stolik przy łóżku, a WSZĘDZIE są kompakty i książki.
Druga strona pokoju jest nieco bardziej zabałaganiona, narzuta jest czerwona, zamiast
lodówki stoi mikrofalówka, a WSZĘDZIE są płyty DVD i książki.
Zanim zdążyłam zapytać, gdzie jest Doo Pak i kiedy go poznam, Michael pociągnął
mnie na łóżko. Bardzo fajnie zaczynaliśmy się ze sobą zaprzyjaźniać po tygodniowym
niewidzeniu, kiedy nagle otworzyły się drzwi i wszedł wysoki Koreańczyk w okularach.
- O cześć, Doo Pak - powiedział Michael bardzo swobodnym tonem. - To moja
dziewczyna, Mia. Mia, to Doo Pak.
Wyciągnęłam prawą dłoń i uśmiechnęłam się do Doo Paka moim najładniejszym
książęcym uśmiechem.
- Cześć, Doo Pak - powiedziałam. - Miło mi cię poznać.
Ale Doo Pak nie ujął wyciągniętej ręki i jej nie uścisnął.
Zamiast tego najpierw popatrzył na Michaela, potem na mnie i znów szybko na
Michaela. A potem roześmiał się i powiedział:
- Cha, cha, bardzo śmieszne! Ile ci zapłacił za zrobienie mi tego numeru, co?
Popatrzyłam na Michaela, zbita z tropu, a on powiedział:
- Hm, Doo Pak, ja nie żartuję. To naprawdę jest moja dziewczyna.
Doo Pak tylko się bardziej obśmiał i stwierdził:
- Wy, Amerykanie, zawsze stroicie sobie żarty! Naprawdę, przestańcie już.
Wtedy ja spróbowałam.
- Hm... - powiedziałam. - Doo Pak, ja naprawdę jestem dziewczyną Michaela.
Nazywam się Mia Thermopolis. Miło mi, że mogę cię wreszcie poznać. Dużo o tobie
słyszałam.
I wtedy Doo Pak zaczął się tak śmiać, że zgiął się wpół i przewrócił na swoje łóżko.
- Nie - kwiczał, kręcąc głową, a łzy spływały mu po twarzy. - Nie, nie. To niemożliwe.
TY - wskazał ręką na mnie - nie możesz z NIM chodzić - i tu wskazał na Michaela.
Michael zaczynał mieć taką minę, jakby się zirytował.
- Doo Pak - powiedział tym samym ostrzegawczym tonem, który słyszałam już, kiedy
Lilly zaczyna mu dokuczać na temat jego ulubionego filmu, Star Trek: Enterprise.
- Poważnie - powiedziałam do Doo Paka, usiłując pomóc, chociaż nie miałam
zielonego pojęcia, co go tak śmieszy. - Michael i ja chodzimy ze sobą ponad dziewięć
miesięcy. Ja chodzę do Liceum imienia Alberta Einsteina, niedaleko od mojego domu, i
mieszkam z mamą i ojczymem w Vill...
- Przestań już mówić, proszę - powiedział do mnie Doo Pak. Bardzo grzecznie,
przyznaję, ale to jednak trochę dziwne uczucie, kiedy cię proszą, żebyś przestała mówić.
Zwłaszcza że Doo Pak odwrócił się wtedy do mnie plecami i zaczął cicho i szybko mówić coś
do Michaela, a Michael mu odpowiedział równie cichym, ale raczej rozgniewanym niż
zdenerwowanym tonem.
To bardzo dziwne uczucie stać w pokoju i patrzeć jak dwoje ludzi rozmawia bardzo
zdenerwowanym i gniewnym tonem, a ty nie możesz ich nawet podsłuchać. No więc
przyszłam tu, żeby dać im trochę prywatności.
Słyszę stąd, że Doo Pak bardzo nerwowo szepcze coś do Michaela, który na szczęście
przestał w odpowiedzi szeptać, więc słyszę przynajmniej JEGO stronę tej wymiany zdań.
- Doo Pak, ja ci MÓWIŁEM, kim ona jest - powiedział przed chwilą. - To moja
DZIEWCZYNA. Nikt cię tu nie usiłuje nabierać.
Wiecie co, ich łazienka jest w sumie całkiem czysta, jak na chłopaków. Nie ma tu
niczego, czego bym się bała dotknąć. Widzę, że wymienili sobie zasłonę od prysznica na taką
z mapą świata. To musi być pociecha dla Doo Paka, który na pewno tęskni za własnym
krajem. W ten sposób może brać prysznic i przez cały czas patrzeć na ojczyznę.
Oooch, Doo Pak też już przestał szeptać. Obaj chyba uważają, że jestem kompletnie
GŁUCHA.
- Ale ja nie rozumiem, Mike - mówi Doo Pak. MIKE????? - Dlaczego ONA miałaby
chodzić z TOBĄ?
Wszystko zaczyna się powoli wyjaśniać. Doo Pak musiał mnie rozpoznać. Pojawiałam
się ostatnio w prasie dość często, w związku z całą tą aferą ze ślimakami i wyborami i tak
dalej. Może on po prostu nie jest w stanie uwierzyć, że Michael spotyka się z księżniczką.
I trudno mi go za to winić. Naprawdę, na świecie nie ma nic bardziej kiczowatego niż
być księżniczką. Rozumiem, że Michael nie uprzedził go wcześniej. Dla niego to pewnie coś
nieznośnie wstydliwego. Pomyślcie tylko, musi przyznawać się swoim kolegom ze studiów,
że nie tylko spotyka się z dziewczyną z liceum, ale na dodatek ona jest KSIĘŻNICZKĄ.
Biedny Michael. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że chodzenie z członkinią
książęcej rodziny naraża go na kpiny i docinki. To wszystko plus jeszcze to, że ta dziewczyna
ma ochroniarza, jest niedorozwinięta w okolicach klatki piersiowej i jest dzieciolizem,
sprawia, że przywiązanie Michaela do mnie wydaje mi się jeszcze bardziej niezwykłe.
Oooooch, przestali gadać. Może mogę już teraz bezpiecznie wyjść...
Sobota, 5 września, 19.00, Kafejka (212)
Muszę spisać to szybko, zanim Michael zapłaci za jedzenie. Na szczęście przy kasie
jest horrendalna kolejka - to miejsce jest ZAPCHANE ludźmi - więc pewnie to mu jakiś czas
zajmie.
W każdym razie odkryłam powód, dla którego Doo Pak uważał, że Michael go
nabiera. I to nie ma nic wspólnego z moim książęcym pochodzeniem. Po prostu Doo Pak
uważa, że jestem za ŁADNA dla Michaela.
Ja wcale nie żartuję. Doo Pak sam mi to powiedział, kiedy wyszłam z łazienki.
Wyglądał, jakby strasznie się wstydził. I powiedział, a Michael wcale nie musiał go w tym
celu walnąć ani nic:
- Strasznie cię przepraszam, że nie wierzyłem, kiedy powiedziałaś, że jesteś
dziewczyną Mike'a. Widzisz - ciągnął tym samym przepraszającym tonem - jesteś o wiele za
ładna, żeby się spotykać z Mikiem. On jest - jak wy to tu mówicie? - och, no tak - jest
intelektualistą. A tacy intelektualiści jak my nie spotykają się z ładnymi dziewczynami. Więc
pomyślałem, że on mnie nabiera. Proszę, przyjmij jak najuniżeńsze przeprosiny za tę moją
pomyłkę.
Popatrzyłam na Michaela i Doo Paka, bo mi się wydawało, że to oni mnie teraz
nabierają, ale z czerwonej zażenowanej twarzy Doo Paka i jeszcze CZERWIEŃSZEJ i
BARDZIEJ zażenowanej twarzy Michaela wyczytałam, że Doo Pak mówił prawdę: on
uważa, że jestem za ładna, żeby chodzić z Michaelem!!!!! POWAŻNIE!!!!!!!
W Korei Południowej muszą mieć jakiś zupełnie odmienny ideał urody niż tu u nas, w
USA.
I najwyraźniej tam, skąd pochodzi Doo Pak, chłopcy, którzy całymi dniami bawią się
komputerami, po prostu nie miewają dziewczyn. W ogóle.
Może to dlatego wiecznie je rysują. No wiecie, w animie i w mandze.
Ale, jak wyjaśniłam Doo Pakowi, bycie intelektualistą jest w Ameryce nawet dość
modne i większość sensownych dziewczyn CHCE spotykać się z takim intelektualistą, a nie z
jakimś mięśniakiem albo hiphopowcem.
Doo Pak miał taką minę, jakby bał się uwierzyć w to co mówię, ale ja mu zwróciłam
uwagę, że Bill Gates, niekwestionowany geniusz komputerowy, jest przecież żonaty. I to mu
chyba wystarczyło. Uściskał mi rękę i zapytał bardzo podekscytowanym tonem, czy mam
jakieś koleżanki, które mogłabym kiedyś przyprowadzić dla niego i reszty chłopaków z ich
piętra.
Obiecałam mu, że na pewno spróbuję.
A wtedy Doo Pak przeprosił i powiedział, że idzie do sklepu komputerowego kupić
sobie ostatnią wersję Myst, a Michael stwierdził poirytowanym tonem, że powinni pozwalać
studentom pierwszego roku mieszkać w pojedynczych pokojach, zamiast zmuszać ich do
mieszkania po dwóch.
A to mi przypomina o czymś, co znalazłam w ich łazience tuż przed wyjściem. Coś,
czego kompletnie w pierwszej chwili nie zarejestrowałam, aż DO TEJ PORY. COŚ, CO
MOŻE SIĘ NA ZAWSZE WRYĆ W MIĘKKĄ TKANKĘ MOJEGO MÓZGU:
W SZAFCE NA LEKARSTWA W ŁAZIENCE MICHAELA I DOO PAKA JEST
PUDEŁKO KONDOMÓW!!!!!!!!!!!!!!
Poważnie. WIDZIAŁAM je. O mój Boże, ja je TOTALNIE WIDZIAŁAM.
CO TO OZNACZA???? Doo Pak ewidentnie nie z nikim nie robi. Sam praktycznie
PRZYZNAŁ, że nigdy nie miał dziewczyny.
Więc CZYJE są te kondomy????
Ups. „Mike” wraca.
Sobota, 6 września, 1.00 w nocy, w limuzynie
w drodze z powrotem do Plaza
O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE. Muszę tylko głęboko
oddychać. Naprawdę. Tak jak mi kazali na jodze, ten jeden raz, kiedy poszłam. Wdech.
Wydech. Wdech. Wydech.
Okej. Poradzę sobie. Mogę to napisać. Mogę to przelać na papier tak jak wszystkie
inne drobne rzeczy, które mi się przytrafiają, a potem wszystko się jakoś ułoży. Po prostu
MUSI się ułożyć.
Mamy to za sobą.
Tę Rozmowę.
I MICHAEL SPODZIEWA SIĘ, ŻE BĘDZIEMY UPRAWIALI SEKS... PEWNEGO
DNIA.
Dobra. Napisałam to.
No więc czemu nie czuję się ani trochę lepiej??????
O Boże, no i co ja ZROBIĘ???? Jak to możliwe, że wychodzi na to, że Lana miała
rację? Lana nigdy w NICZYM nie miała racji!!! Pamiętam, jak nam mówiła, że jeśli
kichniesz i jednocześnie trzymasz się za nos, to uszy ci wybuchną. Albo że nie wolno ci brać
prysznica, kiedy masz okres, bo możesz się wykrwawić na śmierć? A jeszcze w zeszłym roku
wmówiła paru osobom, że jeśli wezmą aspirynę Bayera i napiją się coli, to będą mieć dziurę
w żołądku.
Rzecz w tym, że nic z tego nigdy nie okazało się prawdą.
Dlaczego TO jedno okazało się prawdą????
Studenci RZECZYWIŚCIE oczekują, że ich dziewczyny będą To Robić. A
przynajmniej kiedyś zaczną. No cóż, Michael był bardzo miły i wyrozumiały, i prawie tak
samo tym wszystkim zażenowany jak ja. Wiecie, to nieprawda, że on mnie rzuci, jeśli Tego
nie Zrobimy jutro czy za tydzień.
Ale jest DEFINITYWNIE zainteresowany Zrobieniem Tego.
Kiedyś.
UUUUUUUUUUUGGGGGGGGGGGGGGGGHHHHH - HHH!!!!!!!!!!!
Powinnam była wiedzieć, oczywiście. Bo prawdziwi faceci, tacy jak Wolverine z X -
mena czy Bestia z Pięknej i Bestii, WSZYSCY chcą To Robić. Mogą być w tej sprawie
uprzejmi, oczywiście. No bo Wolverine wdaje się w dowcipne przekomarzania z Jean Grey,
kiedy pozwala Cyklopom ślinić się do niej.
A Bestia mógł wirować po sali balowej z Piękną, jakby nic innego mu po głowie nie
chodziło, tylko kroki walca.
Ale nie da się ukryć faktu, że ostatecznie, w głębi duszy, WSZYSCY FACECI CHCĄ
TO ROBIĆ.
Nie wiem, czemu myślałam, że Michael będzie inny. No przecież oglądałam
Prawdziwego geniusza i Zemstę frajerów! Powinnam była doskonale wiedzieć, że nawet
inteligentni chłopcy lubią seks. Czy CHCIELIBY go lubić, jeśli uda im się znaleźć kogoś, kto
będzie chciał go z nimi uprawiać.
I akurat żadne z nas nie wyznaje religii, która zabrania Robienia Tego przed ślubem.
No owszem, Michael jest Żydem, ale nie TAKIM Żydem. Przecież ciągle je kanapki z
bekonem, sałatą i pomidorem.
Ale, rozumiecie, seks. To jednak DUŻA rzecz.
I to właśnie powiedziałam Michaelowi, kiedy dziś po kolacji całowaliśmy się w jego
pokoju. Nie, nie rzucał się na mnie z łapami, nic z tych rzeczy. Nigdy tego nie robił - chociaż
teraz wiem, że CHCIAŁ. Tylko że, wiecie, zawsze ktoś się kręci w pobliżu. Ale dzisiaj
wieczorem nie, bo Lars totalnie przylgnął do telewizora w świetlicy z resztą maniaków
sportu. A Doo Pak poszedł do biblioteki, żeby sprawdzić, czy uda mu się znaleźć jakieś
dziewczyny, które szukałyby intelektualisty na jeden wieczór.
Ale my wróciliśmy z kolacji i Michael włączył jakieś utwory retro Roxy Music i
pociągnął mnie na swoje łóżko i całowaliśmy się i tak dalej, a ja ciągle mogłam myśleć tylko
o tym, że W JEGO SZAFCE NA LEKARSTWA SĄ KONDOMY i że STUDENCI
OCZEKUJĄ, ŻE ICH DZIEWCZYNY BĘDĄ TO ROBIĆ, i o WENDELLU JENKINSIE, i o
KRÓLOWEJ KUKURYDZY, i zupełnie nie mogłam się skupić na całowaniu, i wreszcie po
prostu odsunęłam się od niego i powiedziałam:
- NIE JESTEM GOTOWA, ŻEBY UPRAWIAĆ SEKS.
Co, muszę przyznać, bardzo go zaskoczyło.
Nie to, że nie jestem gotowa, tylko to, że w ogóle o tym mówię.
Ale i tak chyba szybko się z tym uporał, bo tylko zamrugał parę razy i powiedział:
- Okej.
I wrócił do całowania się.
Ale to mnie wcale nie uspokoiło, bo nawet nie byłam pewna, czy on mnie naprawdę
słyszał. A poza tym Tina mówiła, że Michael i ja naprawdę powinniśmy odbyć na ten temat
Rozmowę, a ja stwierdziłam, że skoro ona mogła na ten temat rozmawiać z Borysem, to ja
powinnam umieć porozmawiać o tym z Michaelem.
No więc znów go od siebie odsunęłam i powiedziałam:
- Michael, powinniśmy porozmawiać.
A on spojrzał na mnie ze skołowaną miną i powiedział:
- O czym?
A ja powiedziałam - CHOCIAŻ TO BYŁA NAJTRUDNIEJSZA RZECZ, JAKĄ
KIEDYKOLWIEK MUSIAŁAM ZROBIĆ, TRUDNIEJSZA NAWET OD PRZEMOWY W
PARLAMENCIE GENOWII W KWESTII PARKOMETRÓW:
- Kondomy w twojej szafce na lekarstwa.
A on powiedział:
- Co?
I przez chwilę miał takie nieprzytomne, zagubione spojrzenie. A potem chyba sobie
coś przypomniał i powiedział:
- A, te. Taa. Wszyscy je dostali. Kiedy się wprowadzaliśmy. W paczce na powitanie,
którą dawali każdemu po zameldowaniu się.
I wtedy jego oczy zrobiły się BARDZO przytomne - ostre jak promień lasera - i
przewiercił mnie nimi, i powiedział:
- Ale nawet gdybym je kupił, to o co chodzi? Czy to źle, że o ciebie dbam i chciałbym
móc cię ochronić w razie, gdybyśmy się mieli kochać?
Co, oczywiście, sprawiło, że cała się wewnętrznie roztopiłam i było mi BARDZO
trudno pamiętać, że mieliśmy przeprowadzić ze sobą Rozmowę, a nie całować się, zwłaszcza
że przyszło mi do głowy coś takiego:
Że jeśli szyja Michaela pachnie tak ładnie, to może cała reszta Michaela pachnie
JESZCZE LEPIEJ.
I to jest tym bardziej powód, żeby się pospieszyć i tę Rozmowę przeprowadzić.
- Nie - powiedziałam, odsuwając jego dłoń od swojej, bo wiedziałam, że będzie mi
jeszcze trudniej skoncentrować się na Rozmowie, jeśli będzie mnie dotykał. - Myślę, że to
dobrze. Tylko że...
I wtedy to się samo ze mnie wyrwało. Co Lana powiedziała w kolejce do kasy.
Wendell Jenkins. Co Lana powiedziała pod prysznicem (ale nie o tym, że to im się odkłada.
To było za bardzo obrzydliwe). O królowych kukurydzy. O tym, że go kocham, ale nie jestem
pewna, czy jestem już gotowa To Robić (POWIEDZIAŁAM, że nie jestem pewna, ale
oczywiście JESTEM pewna. Tylko, no wiecie, nie chciałam brzmieć zbyt ostro). Fakt, że
kondomy pękają (jeśli to się zdarzyło w Przyjaciołach, to może się zdarzyć w prawdziwym
życiu). Przesadna płodność mojej mamy. WSZYSTKO.
No cóż, kiedy już prowadzisz Rozmowę, musisz wyrzucić z siebie WSZYSTKO,
inaczej po co się szarpać?
Dobra, przynajmniej PRAWIE wszystko. Ja trochę opuściłam, nie przyznając, że
wcale nie jestem tak entuzjastycznie nastawiona do tej całej nagości. MOJEJ nagości. Jego
nagość kompletnie by mi nie przeszkadzała. Poza tym, no wiecie, w telewizji seks wygląda
jak coś... hm... trudnego. A jeśli wszystko schrzanię? Albo okaże się, że nie jestem w tym
dobra? Może mnie rzucić.
Więc o tym wszystkim nie wspomniałam. Ani słowem.
Michael wysłuchał tej całej mojej przemowy z bardzo poważną miną. W jakimś
momencie nawet wstał, żeby przyciszyć muzykę. Dopiero kiedy doszłam do tej części, w
której nie jestem pewna, czy już jestem gotowa To Robić, wreszcie się odezwał i powiedział
bardzo suchym tonem:
- No cóż, mnie to niezbyt dziwi, Mia.
Co w każdym razie MNIE zdziwiło.
A potem spytałam:
- Naprawdę?
A on powiedział:
- Wiesz, dałaś mi to całkiem jasno do zrozumienia, kiedy zaprosiłaś wszystkie swoje
przyjaciółki, a nie mnie, w tej samej chwili, jak się dowiedziałaś, że na weekend będziesz
miała pokój hotelowy tylko dla siebie.
O NIE! To taka straszna nieprawda. Po pierwsze, Lilly i te dziewczyny SAME się
zaprosiły. A po drugie...
No cóż, miał tutaj rację.
- Michael - powiedziałam, czując się okropnie. - Tak strasznie mi przykro. Ja nigdy
nawet... nigdy nawet...
Czułam się tak okropnie, że nawet nie umiałam tego ująć W SŁOWA. Miałam
wrażenie, że jestem totalną idiotką. Zupełnie jak przy kolacji, kiedy Michael mówił o swoich
zajęciach z socjologii science fiction i o tym jak w 1984 Orwella Loteria jest wykorzystywana
do kontrolowania mas, dając im złudną nadzieję, że pewnego dnia wyrwą się ze swojej pracy
bez perspektyw, i jak w Fahrenheit 451 żona Montaga kompletnie nie rozumie jego
problemów z życiem ze spalania książek i jak ciągle rozmawia przez telefon ze swoimi
przyjaciółkami o jakimś fikcyjnym serialu telewizyjnym pod tytułem Biały Klaun. Nie
mogłam zapomnieć o tym, że Lilly, Tina i ja gadamy ciągle wyłącznie o Czarodziejkach.
Hej, ale jak można NIE rozmawiać o tym serialu?
Ale może to wszystko jest częścią strategii rządu obliczonej na to, żebyśmy nie
zwracali uwagi na to, że wycinają lasy państwowe i wprowadzają przepisy ograniczające
prawo nastolatków do korzystania z opieki medycznej w kwestii planowania rodziny.
Tak, ale czasami wydaje mi się, że Michael bez przerwy mówi o tych serialach, które
sam lubi, na przykład o 24, a teraz o 60 minut.
W każdym razie próbowałam wynagrodzić Michaelowi jak umiałam to, że go nie
zaprosiłam do hotelu. Położyłam dłoń na jego dłoni, spojrzałam mu głęboko w oczy i
powiedziałam:
- Michael, ja cię bardzo przepraszam. I nie tylko za to, ale za... no... wszystko.
Ale zamiast mi odpowiedzieć, że mi wybacza czy cokolwiek takiego, Michael rzucił
tylko:
- Dobrze. Pytanie zatem, kiedy BĘDZIESZ gotowa?
A ja powiedziałam:
- Gotowa na co?
A on odpowiedział:
- Na to.
Minutę mi zajęło, zanim zrozumiałam, o co mu chodzi.
A potem, kiedy wreszcie do mnie dotarło, oblałam się intensywnym rumieńcem.
- Hm - mruknęłam.
I zaczęłam bardzo szybko myśleć.
- A może po moim balu maturalnym - powiedziałam - na wielkim łóżku zasłanym
białą satynową pościelą w luksusowym apartamencie z widokiem na Central Park w Czterech
Porach Roku, z szampanem i truskawkami maczanymi w czekoladzie na wstępie, kąpielą
aromaterapeutyczną na potem i waflami dla dwojga do łóżka następnego dnia rano?
Na co Michael odpowiedział bardzo spokojnie:
- Po pierwsze, już nigdy nie pójdę na żaden bal maturalny i ty to wiesz, a po drugie,
nie stać mnie na Cztery Pory Roku, co też zapewne wiesz. Więc może spróbuj odpowiedzieć
mi jeszcze raz.
Kurczę! Tina ma WIELKIE szczęście, że jej chłopak daje się wodzie na pasku.
DLACZEGO Michael nie jest tak podatny na sugestie jak BORYS?
- Posłuchaj - powiedziałam desperacko, usiłując wymyślić jakiś sposób, żeby
wykaraskać się z tej całej sytuacji. Bo to WCALE nie szło tak, jak sobie zaplanowałam. W
wyobraźni mówiłam Michaelowi, że nie jestem gotowa Tego Robić, a on mówił, że nie ma
sprawy, a potem graliśmy razem w Boogle.
Szkoda, że nic się nigdy nie dzieje tak, jak to sobie planuję w wyobraźni.
- Czy ja muszę o tym decydować właśnie TERAZ? - spytałam, stwierdzając, że
ZWLEKANIE to w tym momencie najlepsza strategia. - Mam mnóstwo na głowie.
Rozumiesz, możliwe, że w tej właśnie chwili moja mama wystawia Rocky'ego na bardzo
niekorzystne bodźce, takie jak wiejskie tańce czy nawet ciastka smażone w głębokim
tłuszczu. A mnie czeka w poniedziałek ta debata. Czy ja ci wspominałam, że Grandmère i
Lilly razem pracują nad kampanią? To tak jakby Darth Vader współpracował z Ann Coulter,
tyle że lewicującą. Mówię ci, jestem wrakiem człowieka. Czy nie mogłabym się nieco jeszcze
zastanowić nad tym wszystkim?
- Ależ oczywiście - powiedział Michael z uśmiechem tak słodkim, że chciałam się
pochylić i go pocałować...
Ale on dodał:
- Tylko chciałbym, Mia, żebyś wiedziała, że ja nie będę czekał wiecznie.
A to sprawiło, że zamarłam z ustami już wysuniętymi do pocałunku.
Bo jemu nie chodziło o to, że on nie będzie czekał wiecznie na moją odpowiedź. O,
nie. Jemu chodziło o to, że on nie będzie czekał wiecznie z Robieniem Tego.
Nie powiedział tego w formie pogróżki, nie, nie. Powiedział to lekkim tonem, nawet
żartobliwie.
Ale ja widziałam, że to wcale nie był żart. Bo chłopcy naprawdę oczekują od ciebie,
że To Zrobisz. Pewnego dnia.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. W sumie i tak nie zdołałabym powiedzieć nic,
nawet gdybym chciała. Na szczęście nie musiałam, bo rozległo się pukanie do drzwi i Lars
zawołał:
- Mecz się skończył, jest po północy. Czas się zbierać, księżniczko.
A w efekcie Michael i ja odskoczyliśmy w przeciwne kąty pokoju.
(Przed chwilą spytałam Larsa, skąd ma ten niesamowity dar wybierania najgorszej -
choć w tym przypadku może i najlepszej - chwili na to, żeby przeszkodzić mi, kiedy jestem
sama z Michaelem, a on mi odpowiedział: „Dopóki słyszę rozmowę, nie martwię się. Ale
kiedy zaczyna robić się cicho, zaczynam się zastanawiać, co się dzieje. Bo - bez obrazy,
Wasza Wysokość - ale strasznie dużo gadasz”).
No i tak. I tyle tego.
Lana miała rację.
Wszyscy chłopcy chcą To Robić.
Włącznie z Michaelem.
Moje życie się skończyło.
Koniec, kropka.
Notatka do samej siebie: Zadzwonić do mamy i przypomnieć jej, że nadal karmi
piersią i że chociaż może MIEĆ OCHOTĘ wypić kilka dżinów z tonikiem, skoro teraz jest u
swojej matki, byłoby to bardzo niebezpieczne dla obecnego rozwoju umysłowego Rocky'ego.
Niedziela, 6 września, południe, mój pokój, Plaza
Dlaczego moje życie nie może przypominać życia dzieciaków z The N? Nie ma wśród
nich żadnych księżniczek. Nikt z nich nie wywołał katastrofy ekologicznej przez wrzucenie
dziesięciu tysięcy ślimaków do miejscowej zatoki. Nikt nie ma chłopaka, który oczekuje, że
któregoś dnia będą To Robić. No cóż, w sumie, niektóre z nich mają.
No tak, ale w telewizji wszystko wygląda inaczej.
Niedziela, 6 września, 13.00, mój pokój, Plaza
Dlaczego wszyscy nie zostawią mnie w spokoju? Jeśli mam ochotę rzucać się w
rozpaczy, to powinnam mieć do tego prawo. Przecież, mimo wszystko, JESTEM księżniczką.
Niedziela, 6 września, 14.00, mój pokój, Plaza
Bardzo żałuję, że nie mogę teraz porozmawiać z Michaelem. Dzwonił wcześniej, ale
ja nie odebrałam telefonu. Zostawił wiadomość u telefonistki w hotelu, która brzmiała:
„Cześć, to ja. Nadal tam jesteś, czy już wróciłaś do domu? Tam też spróbuję zadzwonić. W
każdym razie, jeśli dostaniesz tę wiadomość, zadzwoń do mnie”.
Taa. Zadzwonić do niego. Żeby mógł ze mną zerwać za moją niechęć do Robienia
Tego z nim. O, ja absolutnie nie zamierzam dać mu tej satysfakcji.
Spróbowałam dodzwonić się do Lilly, ale nie ma jej w domu. Pani doktor Moscovitz
powiedziała, że nie ma pojęcia, gdzie jest jej córka, ale że jeśli się do mnie odezwie, mam jej
powtórzyć, że trzeba Pawłowa wyprowadzić na spacer.
Mam nadzieję, że Lilly nie usiłuje znowu filmować przez okna Zakonu Świętego
Serca. Ona jest przekonana, że zakonnice prowadzą tam nielegalną wytwórnię
metamfetaminy, ale ostatnim razem było to trochę żenujące, kiedy wysłała policji filmową
dokumentację i okazało się, że siostry po prostu grały w bingo.
Ooooch, maraton Czarodziejki z Księżyca...
Czarodziejka z Księżyca ma wielkie szczęście, że jest postacią z kreskówki. Gdybym
ja była postacią z kreskówki, na pewno nie miałabym ani części tych problemów, które mam
w tej chwili.
A nawet gdybym je miała, rozwiązałyby się do końca odcinka.
Niedziela, 6 września, 15.00, mój pokój, Plaza
No nie, to jest po prostu pogwałcenie mojego prawa do prywatności! Jeśli chcę tkwić
w łóżku cały dzień, powinnam mieć do tego prawo. Gdybym tak ja wtargnęła do JEJ pokoju i
kazała jej przestać się nad sobą użalać, usiadła, i zaczęła do niej gadać, możecie się założyć,
że ONA nigdy by na to nie pozwoliła. Po prostu wylałaby na mnie swojego sidecara czy coś
w tym stylu.
Więc dlaczego ONA ma prawo postępować tak ze mną? To znaczy ładować się do
mojego pokoju i mówić mi, żebym przestała się nad sobą użalać.
A teraz macha mi przed nosem tym złotym łańcuchem. Wisi na nim medalion niemal
tak wielki jak łebek Grubego Louie. Cały medalion wysadzany jest klejnotami. Wygląda jak
coś, co w wolny wieczór mógłby założyć na siebie 50 Cent, żeby iść się zabawić ze swoimi
kolesiami.
- Czy ty wiesz, na co tutaj patrzysz, Amelio? - pyta Grandmère.
- Jeśli usiłujesz mnie zahipnotyzować, Grandmère, żebym przestała wreszcie ogryzać
paznokcie - powiedziałam - to nie podziała. Doktor Moscovitz już też próbował.
Grandmère zignorowała moją uwagę.
- Patrzysz tutaj, Amelio, na bezcenny zabytek historii Genowii. Należał do twojej
imienniczki, świętej Amelii, ukochanej świętej patronki Genowii.
- Hm, przepraszam, Grandmère - powiedziałam. - Ale ja zostałam nazwana na cześć
Amelii Earhart, dzielnej pilotki.
Grandmère parsknęła.
- Z całą pewnością nie - powiedziała. - Zostałaś nazwana na cześć świętej Amelii i
koniec.
- Wybacz, Grandmère - powiedziałam - ale mama bardzo wyraźnie powiedziała mi...
- Nie obchodzi mnie, co ci powiedziała ta twoja matka - przerwała Grandmère. -
Zostałaś nazwana po świętej patronce Genowii, koniec, kropka. Święta Amelia urodziła się w
1070 roku jako prosta wiejska dziewczyna, która najbardziej lubiła zajmować się rodzinnym
stadkiem genowiańskich gęsi. Kiedy pasała gęsi swojego ojca, często śpiewała sobie
tradycyjne genowiańskie pieśni ludowe, głosem, o którym mówiono, że jest najpiękniejszy i
najbardziej melodyjny na świecie, o wiele ładniejszy niż głos tej okropnej Christiny Aguilery,
której chyba tak lubisz słuchać.
Hm, co takiego? A skąd Grandmère w ogóle o tym wie? Czy ona żyła w roku 1070? A
poza tym Christina ma głos o skali chyba siedmiu oktaw. Czy coś w tym stylu.
- Pewnego pięknego dnia, kiedy Amelia miała czternaście lat - ciągnęła Grandmère - i
pilnowała stadka gęsi w pobliżu granicy między Genowią a Włochami, udało jej się zauważyć
przyczajonego w zagajniku włoskiego hrabiego z armią najemników, których ze sobą
przywiódł z pobliskiego zamku. Bezszelestnie, niczym jedna z gęsi, które tak ukochała,
Amelia podkradła się dość blisko do żołdaków, żeby podsłuchać, jak złowrogie zamiary mają
względem jej ukochanej ziemi. Hrabia planował poczekać na zmierzch, a potem siłą zająć
pałac Genowii i pokonawszy jej lud, przyłączyć ją do swojego i tak już pokaźnego majątku.
Zmyślna dziewczyna, Amelia, pędem wróciła do swojego stadka. Słońce już chyliło
się nad horyzontem i Amelia wiedziała, że w żaden sposób nie zdąży na czas wrócić do
wioski, żeby uprzedzić wieśniaków o podłych knowaniach hrabiego, bo on już wtedy będzie
ruszał do ataku. Więc zamiast tego zaczęła śpiewać jedną ze swoich melancholijnych
ludowych piosenek, udając, że nie dostrzegła hordy zaprawionych w bojach żołdaków na
sąsiednim pagórku...
I to wtedy zdarzył się cud - opowiadała Grandmère. - Jeden po drugim, paskudni
najemnicy zaczęli zasypiać, uśpieni słodkim głosem Amelii. A kiedy wreszcie hrabia też
zapadł w najgłębszy ze snów, Amelia podbiegła do niego i - małą siekierką, której używała do
wycinania rzepów czepiających się piór jej ulubionych gęsi - odcięła głowę włoskiemu
hrabiemu i unosząc ją wysoko w górę, pokazała nagle przebudzonej armii.
- Niech to będzie ostrzeżenie dla każdego, kto ośmiela się marzyć o napaści na moją
ukochaną Genowię! - zawołała Amelia, potrząsając martwą głową hrabiego.
A wtedy najemnicy przerażeni walecznością tej małej, pozornie bezbronnej
dziewuszki i perspektywą napotkania jeszcze groźniejszych wojowników zebrali swoje rzeczy
i szybko odjechali tam, skąd przybyli. Amelia zaś, powróciwszy do rodziny z głową hrabiego
na dowód swojej zadziwiającej opowieści, szybko została okrzyknięta zbawczynią narodu i
żyła długo i szczęśliwie w swoim rodzinnym kraju aż po koniec swoich dni.
A wtedy Grandmère wyciągnęła dłoń i otworzyła zameczek medalionu.
- A to - powiedziała dramatycznym tonem - jest wszystko, co nam zostało po świętej
Amelii.
Popatrzyłam na to coś.
- Hm - powiedziałam.
- Bardzo proszę, Amelio - powiedziała Grandmère zachęcająco. - Możesz go dotknąć.
To prawo przysługuje tylko członkom rodziny książęcej z Genowii. Możesz to również
wykorzystać.
Wyciągnęłam rękę i dotknęłam tego czegoś. Wyglądało i w dotyku było jak kamień.
- Hm - powtórzyłam. - Dzięki, Grandmère. Ale ja nie wiem, jakim cudem dotykanie
jakiejś świętej skały ma mi poprawić samopoczucie.
- To nie jest skała, Amelio - powiedziała Grandmère karcącym tonem. - To jest
zasuszone serce świętej Amelii!
BŁEEE! RATUNKU!!!!!!
Grandmère wdarła się do mnie specjalnie, żeby mi TO pokazać? To TYM usiłuje
poprawić mi humor? Każąc mi dotykać zasuszonego SERCA jakiejś zmarłej świętej????
DLACZEGO JA NIE MOGĘ MIEĆ NORMALNEJ BABCI, KTÓRA BĘDZIE MNIE
ZABIERAŁA DO SERENDIPITY NA MROŻONĄ GORĄCĄ CZEKOLADĘ, KIEDY
MAM DOLA, zamiast kazać mi miętosić jakieś zasuszone części ludzkich ciał?????
Dobra, ROZUMIEM. ROZUMIEM, że zostałam nazwana po kobiecie, która wykazała
się aktem niezwykłej odwagi i uratowała swój kraj. ROZUMIEM, co Grandmère usiłowała
osiągnąć: zaszczepić mi nieco chucpy świętej Amelii przed czekającym mnie jutro wielkim
dniem debaty przeciwko Lanie.
Ale obawiam się, że jej plan totalnie spalił na panewce, bo prawda jest taka, że poza
sympatią do gęsi, ja i Amelia nie mamy ze sobą NIC wspólnego. Owszem, zgoda, Rocky
przestaje płakać, kiedy mu śpiewam. Ale to nie tak, że wszyscy się rwą, żeby zrobić ze mnie
świętą.
A poza tym bardzo wątpię, żeby chłopak świętej Amelii odważył się powiedzieć: „Nie
będę czekał wiecznie”. Zwłaszcza jeśliby nadal miała przy sobie tę siekierkę.
To wszystko jest takie przygnębiające. Nawet moja własna babka myśli, że nie uda mi
się pokonać Lany Weinberger bez interwencji siły wyższej. To przemiłe.
Och, świetnie. Czas wracać do domu.
Niedziela, 6 września, 21.00, poddasze
Jestem taaaaaka zadowolona, że już wróciłam. Wydaje mi się, że nie było mnie O
WIELE DŁUŻEJ niż tylko przez dwa dni. Poważnie. Wydaje mi się, jakby minął ROK,
odkąd ostatni raz leżałam na moim łóżku, z Grubym Louie zwiniętym w kłębek w nogach,
mruczącym głośno, i ze słodkimi tonami Lash w uszach, bo nie muszę już słuchać żałosnego
popłakiwania Rocky'ego, bo mama oduczyła go takiego popłakiwania. Najwyraźniej
osiągnęła to, zostawiając go z babcią i dziadkiem, podczas gdy ona i pan G. poszli na pokaz
starych samochodów na parkingu pod sklepem Kroger Sav - On, bo to było coś najbardziej
zbliżonego do jakiejś kulturalnej imprezy w Versailles w ten weekend.
W chwili, kiedy wrócili do domu - cztery godziny później - babcia i dziadek nadal
siedzieli dokładnie tam, gdzie siedzieli, kiedy mama i pan G. wychodzili (przed telewizorem,
oglądając powtórki Najciekawszych amerykańskich amatorskich filmów wideo), a Rocky spał
jak zabity. Babcia powiedziała tylko:
- No cóż, przyznam dzieciakowi, że płuca to on ma.
W każdym razie mama mówi, że pan G. zachowywał się wspaniale i gdyby jeszcze nie
była pewna, czy on ją kocha, to musiałaby się o tym przekonać teraz, bo żaden inny
mężczyzna nie zgodziłby się dobrowolnie na tyle upokorzeń, ile on zniósł z jej powodu,
włącznie z jazdą na traktorze dziadka (pan G. mówi, że nigdy przedtem nawet nie widział
traktora z bliska). Pan G. mówi, że szczególne wrażenie zrobiły na nim znaki drogowe wzdłuż
autostrady z lotniska w Indianapolis, nalegające, żeby odpokutował za grzechy i został
zbawiony. Chociaż, stwierdził ze smutkiem, Bank Hrabstwa Versailles usunął wywieszkę
treści: J
EŚLI
BANK
JEST
ZAMKNIĘTY
,
PROSZĘ
WSUNĄĆ
GOTÓWKĘ
POD
DRZWI
, którą tak bardzo
lubiłam.
Bardzo się ucieszyłam, że posłuchali wszystkich moich rad i trzymali Rocky'ego z
daleka od kosiarek, żmij miedzianek i Hazel, kozy mojej babci. Mama wprawdzie
powiedziała, że naprawdę nie musiałam dzwonić co dwie godziny, żeby ich informować, że w
ich okolicy radary Dopplera nie wykazują formowania się cyklonów, ale że docenia moje
siostrzane zainteresowanie dobrem Rocky'ego.
Potem, kiedy pan G. usiłował z powrotem włożyć ich walizki na pawlacz, zapytałam
mamę, czy udało jej się odszukać Wendella Jenkinsa, a mama powiedziała:
- A po co?
- Bo - odparłam - kiedyś go przecież kochałaś.
- Jasne - odpowiedziała. - Dwadzieścia lat temu.
- Taa. Ale tatę kochałaś piętnaście lat temu, a nadal go widujesz.
- Bo mam z nim dziecko - odpowiedziała moja mama, patrząc na mnie takim dziwnym
wzrokiem. - Wierz mi, Mia, gdyby nie ty, twój tata i ja pewnie w ogóle nie mielibyśmy ze
sobą nic wspólnego. Oboje poszliśmy każde w swoją stronę, zupełnie jak Wendell Jenkins i
ja.
A potem mama dodała:
- Gdybym nie poznała Franka, może żałowałabym, że rozstałam się z Wendellem czy
twoim tatą. Ale jestem żoną mężczyzny moich marzeń. Więc w odpowiedzi na twoje pytanie,
Mia nie, nie odszukałam Wendella Jenkinsa w ten weekend.
Och. To jest takie... Sama nie wiem. Takie miłe. Że pan G. to mężczyzna marzeń mojej
mamy. Mam nadzieję, że on sobie z tego zdaje sprawę. Ile ma szczęścia. Bo chociaż poważnie
podejrzewam, że na świecie jest mnóstwo kobiet, które mogłyby uznać mojego tatę, jako
bogatego księcia i tak dalej, za mężczyznę swoich marzeń, moim zdaniem niewiele jest
kobiet, które myślą sobie: Hm, chciałabym spotkać biednego, noszącego flanelowe koszule,
grającego na perkusji nauczyciela algebry nazwiskiem Gianini, tak jak ewidentnie pomyślała
sobie moja mama.
W każdym razie to dosyć miłe. Że i moja mama, i ja jesteśmy jednocześnie związane z
mężczyznami swoich marzeń...
Tyle że mój niedługo ze mną zerwie.
Ale czy mężczyzna moich marzeń NAPRAWDĘ powiedziałby mi, że nie zamierza
czekać na mnie wiecznie? Czy mężczyzna moich marzeń nie chciałby czekać przez CAŁĄ
wieczność, żeby mnie zdobyć? Popatrzcie tylko na Toma Hanksa w filmie Poza światem. On
TOTALNIE czekał na Helen Hunt. Przez CZTERY lata.
No dobra, może i nie miał większego wyboru, skoro po tej wyspie raczej nie kręciło
się mnóstwo innych dziewczyn, ale zawsze.
W każdym razie kiedy wróciłam do domu, znalazłam na automatycznej sekretarce
wiadomość od Michaela. Brzmiała mniej więcej tak samo jak ta, którą mi zostawił w hotelu -
prosił, żebym oddzwoniła.
A kiedy włączyłam komputer, znalazłam też maila od niego, mówiącego w zasadzie to
samo, co powiedział w obu telefonicznych wiadomościach: żebym zadzwoniła.
Nie ma mowy, żebym się dała na to nabrać. Ja do niego nie zadzwonię tylko po to,
żeby mógł ze mną zerwać.
Ooooooo nieeeeeeeeeeee. Wiadomość na ICQ!
Niech to będzie Michael.
Nie, niech to nie będzie Michael.
Niech to będzie Michael.
Nie, niech to nie będzie Michael.
Niech to będzie Michael.
ILUVROMANCE: Cześć! To ja!
Och. To Tina.
G
R
L
OUIE
: Cześć, T.
ILUVROMANCE: Chciałam tylko jeszcze raz ci podziękować za świetną imprezę w
piątkowy wieczór. Było TAK STRASZNIE fajnie.
G
R
L
OUIE
: Och. Nie ma sprawy.
ILUVROMANCE: Hej, co się dzieje?
G
R
L
OUIE
: Nic.
ILUVROMANCE: COŚ się dzieje. Jeszcze nie użyłaś ani jednego wykrzyknika! Co
się stało? Czy ty i Michael odbyliście już Rozmowę?
Czasami wydaje mi się, że Tina jest jasnowidzem.
G
R
L
OUIE
: Tak. I było OKROPNIE. On totalnie odrzucił pomysł zrobienia tego w noc
mojego balu maturalnego i mówi, że go nie stać na Cztery Pory Roku. Nie był ANI TROCHĘ
tak miły jak Borys w tej sprawie. Nawet powiedział, że nie ma zamiaru czekać na mnie
wiecznie!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ILUVROMANCE: NIE! Tego NIE powiedział!!!!
G
R
L
OUIE
: Totalnie powiedział!!! Nie wiem, co mam robić. Świat mi się wali na głowę.
To tak, jakby Lana TOTALNIE MIAŁA RACJĘ.
ILUVROMANCE: To niemożliwe, Mia. Musiałaś coś źle zrozumieć.
G
R
L
OUIE
: Wierz mi, zrozumiałam dobrze. Michael chce To Robić i nie ma też zamiaru
czekać w nieskończoność, aż ja się zdecyduję. W głowie mi się to nie mieści. A ja cały czas
myślałam, rozumiesz, że to mężczyzna moich marzeń!!!!
ILUVROMANCE: Mia, Michael JEST mężczyzną twoich marzeń. To, że znalazłaś
swoją jedyną prawdziwą miłość, nie znaczy jeszcze, że wasz związek od czasu do czasu nie
będzie przechodził trudnych okresów.
G
R
L
OUIE
: Nie znaczy?
ILUVROMANCE: Och, kurczę, nie znaczy! Droga miłości jest pełna dziur w asfalcie
i spowalniaczy. Ludziom się wydaje, że kiedy raz już spotkali tę swoją wymarzoną osobę, to
wszystko pójdzie jak z płatka. Ale nic podobnego. Dobry związek pozostaje dobrym
związkiem tylko dzięki ciężkiej pracy i osobistym wyrzeczeniom obu stron.
G
R
L
OUIE
: Więc... Co ja powinnam zrobić?
ILUVROMANCE: No cóż... Nie wiem. Na czym stanęło?
G
R
L
OUIE
: Hm, Lars zapukał do drzwi i powiedział, że czas wracać do domu. A od tej
pory nie rozmawiałam z Michaelem.
ILUVROMANCE: No to co ty tutaj robisz, siedząc i pisząc do MNIE? Łap za telefon i
natychmiast dzwoń do Michaela!!!
G
R
L
OUIE
: Naprawdę uważasz, że powinnam?
ILUVROMANCE: WIEM, że powinnaś. Okaż mu, jak bardzo go kochasz i jak ci z
tym wszystkim ciężko, i jak bardzo cię to wszystko boli w środku. A potem z nim
POROZMAWIAJ, Mia. Pamiętaj, porozumienie to klucz do sukcesu.
G
R
L
OUIE
: N
O
CÓŻ
, jeśli naprawdę uważasz, że to coś pomoże, to chyba mogłabym
W
OMYN
R
ULE
: Hej, Mia. Jutro jest wielki dzień. Jesteś gotowa?
G
R
L
OUIE
: Lilly, a ty gdzie się podziewałaś? Twoja matka cię szukała. Nie
kombinowałaś znów czegoś z tymi zakonnicami, prawda? Pamiętaj, sierżant McLinsky
powiedział ci, żebyś dała im spokój.
W
OMYN
R
ULE
: Dla twojej informacji, młoda damo, spędziłam cały dzień,
niezmordowanie pracując na TWOJĄ rzecz. Jutrzejszą debatę będziesz miała W KIESZENI
dzięki pewnym informacjom, które udało mi się niezależnie potwierdzić. Chociaż któregoś
dnia ja RZECZYWIŚCIE dopadnę te zakonnice. One tam coś knują, TEGO jestem zupełnie
pewna.
G
R
L
OUIE
: Lilly, co ty w ogóle wygadujesz? Jakie informacje? I twoja mama chce,
żebyś wyprowadziła Pawłowa na spacer.
W
OMYN
R
OLE
: J
UŻ
zrobione. Hej, czy ty i mój brat pokłóciliście się, czy co?
G
R
L
OUIE
: DLACZEGO???? PYTAŁ O MNIE????
W
OMYN
R
ULE
: N
O
CÓŻ
, mam odpowiedź na TO pytanie. Tak, pytał, czy miałam z tobą
jakiś kontakt. Ale teraz chciałabym, żebyś ODŁOŻYŁA NA BOK wszelkie osobiste
problemy związane z moim bratem. Chcę, żebyś jutro była w jak najlepszej formie. WIELKA
DEBATA! Połóż się wcześnie do łóżka, na przykład zaraz, rano zjedz naprawdę porządne
śniadanie. I MYŚL POZYTYWNIE. Jutro czwarta lekcja jest skrócona, a w sali
gimnastycznej będzie apel, a później debata. Głosowanie odbędzie się zaraz potem, w
przerwie na lunch. ŻADNEJ PRESJI. Ale jeśli nie wypadniesz dobrze w czasie debaty, to
wszystkie nasze dotychczasowe wysiłki - plakaty, kontakt z ludźmi na meczu, wszystko -
pójdzie na marne.
G
R
L
OUIE
: ŻADNEJ PRESJI??? Lilly, ja jestem CAŁY CZAS pod presją!!!! Kraj,
którym kiedyś będę rządziła, wywalają z Unii Europejskiej. Moja babka kazała mi dotknąć
zasuszonego serca jakiejś świętej. Mój chłopak chce To Robić. Mojemu małemu braciszkowi
nie trzeba już nawet śpiewać
W
OMYN
R
ULE
: Mój brat chce CO???????
G
R
L
OUIE
: O Boże. Nie miałam zamiaru tego mówić.
W
OMYN
R
ULE
: NIE MOŻESZ TEGO ZROBIĆ PRZEDE MNĄ! ! ! JA CIĘ ZABIJĘ!!!!
G
R
L
OUIE
: NIE ROBIĘ TEGO. JESZCZE NIE. Miałam na myśli, że on CHCE To
Robić. Kiedyś.
W
OMYN
R
ULE
: O Boże. No to w czym problem? WSZYSCY faceci chcą To Robić,
powinnaś była do tej pory już się zorientować. Powiedz mu po prostu, żeby nieco ostudził
swoje zapały.
G
R
L
OUIE
: Nie możesz powiedzieć komuś takiemu jak Twój brat, Lilly, żeby ostudził
swoje zapały. To jest MĘSKI mężczyzna i ma potrzeby męskiego mężczyzny. Nie
powiedziałabyś BRADOWI PITTOWI, żeby ochłodził swoje zapały. Nie. Bo BRAD PITT to
męski mężczyzna. JAK TWÓJ BRAT.
W
OMYN
R
ULE
: Okej, tylko ty, Mia, nazwałabyś mojego brata męskim mężczyzną. Ale
nieważne. W ogóle się nad tym dzisiaj nie zastanawiaj. Dzisiaj po prostu skoncentruj się na
tym, żeby się porządnie wyspać, żebyś jutro była świeża na debacie. I nie martw się. Powalisz
ich na kolana.
G
R
L
OUIE
: LILLY! ! ! ZACZEKAJ! ! ! JA NIE DAM RADY! ! ! TO ZNACZY Z TĄ
DEBATĄ! ! ! MUSISZ TO ZROBIĆ ZA MNIE!!! PRZECIEŻ TO TY CHCESZ BYĆ
PRZEWODNICZĄCĄ SAMORZĄDU SZKOLNEGO!!!! JA SIĘ BOJĘ PRZEMAWIAĆ
PUBLICZNIE!!!! ŻADNA Z WIELKICH KOBIET Z GENOWII NIE BYŁA DOBRA W
PRZEMAWIANIU DO TŁUMÓW! ! ! UMIEMY TYLKO ZABIJAĆ!!! LILLY!!!!!!!!!!!!!
W
OMYN
R
ULE
: (niedostępna)
ILUVROMANCE: Mia, jeśli to cię w ogóle pocieszy, moim zdaniem poradzisz sobie
jutro świetnie.
G
R
L
OUIE
: Dzięki, Tina. Ale teraz muszę już iść. Chyba się porzygam.
Poniedziałek, 7 września, 1.00 w nocy
Nie dam sobie rady. NIE dam sobie rady. Zrobię z siebie największą idiotkę pod
słońcem...
Dlaczego ja się na to w ogóle zgodziłam?
Poniedziałek, 7 września, 3.00 nad ranem
To nie fair. Czy ja nie zniosłam już wystarczająco wiele, jak na jedno życie? Dlaczego
do tego wszystkiego musi dojść - po raz kolejny - totalna kompromitacja na oczach moich
kolegów?
Poniedziałek, 7 września, 5.00 rano
Czy Gruby Louie musi mi spać na głowie?
Poniedziałek, 7 września, 7.00 rano
Zaraz umrę.
Poniedziałek, 7 września, godzina wychowawcza
Naprawdę, jak się nad tym zastanowić, to ja się zupełnie niepotrzebnie przejmuję. Bo
przecież jeśli świat naprawdę się skończy za dziesięć do dwudziestu lat wskutek wyczerpania
zapasów ropy naftowej, to można by się samemu zapytać: o co tyle hałasu?
I co z roztapiającymi się czapami lodowymi? Jak się tak będą dalej topić, Nowy Jork
przestanie istnieć.
A superwulkan w Yellowstone? Co? Nuklearna ZIMA.
A zabójcze algi? Jeśli moje ślimaki nie zaczną działać, całe wybrzeże Morza
Śródziemnego zostanie zniszczone. To naprawdę tylko kwestia czasu, zanim dna mórz na
całym świecie zasłane będą Caulerpa taxifolia. Zniknie życie, takie jakim je znamy, bo nie
będzie już żadnych owoców morza... Żadnych krewetek w cieście ani roladek z homarem, ani
wędzonego łososia... Ani niczego innego, co żyje w oceanach. Poza zabójczymi algami.
Naprawdę, biorąc to wszystko pod uwagę, czy moja debata przeciwko Lanie nie wydaje się
choć TROCHĘ mało ważna?
Poniedziałek, 7 września, WF
DLACZEGO ze wszystkich dni akurat dzisiaj musiałyśmy zacząć zajęcia z siatkówki?
JESTEM BEZNADZIEJNA w siatkówce. Całe to walenie w piłkę wewnętrzną stroną
nadgarstków... To naprawdę BOLI! Będę totalnie miała siniaki.
A poza tym wcale mi się nie podoba, że pani Potts zrobiła sobie mały żarcik i wybrała
mnie i Lanę na kapitanów przeciwnych drużyn. Bo, oczywiście, to się totalnie zamieniło w
grę Popularnych przeciwko Niepopularnym, bo Lana wybrała Trishę i wszystkie swoje
obrzydliwe przyjaciółki, a ja wybrałam Lilly i wszystkie niewygimnastykowane klasowe
wyrzutki, bo, no cóż, wiedziałam, że LANA ich nie wybierze, i nie chciałam, żeby czuły się
odrzucone, bo ja WIEM, jak to jest, kiedy człowiek jest ostatnią osobą wybieraną do drużyny.
To najpaskudniejsze uczucie pod słońcem, kiedy tam stoisz, a osoba, która wybiera, patrzy na
ciebie, a potem chłodno omija cię wzrokiem, jakby ciebie tam w ogóle NIE BYŁO!
I oczywiście Lana wygrała w rzucie monetą i serwowała pierwsza, i walnęła piłką
prosto WE MNIE, przysięgam. Dobrze, że się uchyliłam, bo gdyby mnie ta piłka uderzyła...
Siniak jak nic.
I nic mnie nie obchodzi, że pani Potts MÓWI, że o to właśnie chodzi. Czy ona nigdy
nie słyszała o wypadkach spowodowanych grą w siatkówkę, które zdarzają się co roku? Czy
ONA chciałaby, żeby jej wybić OKO PIŁKĄ?
No tak, i oczywiście żadna z moich koleżanek z drużyny nie rzuciła się do piłki, bo
najwyraźniej WSZYSTKIE znają statystyki związane z wypadkami podczas gry w siatkówkę
równie dobrze jak ja.
Nie muszę chyba mówić, że przegrałyśmy wszystkie sety.
Teraz Lana paraduje po szatni w szortach piłkarskich Ramona Riverasa i opowiada,
jak FANTASTYCZNIE się bawiła w ten weekend po meczu. Najwyraźniej Ramon i ona
żeglowali sobie wokół Manhattanu jachtem jej ojca. To coś, czego nie będzie mogła robić,
kiedy stopi się czapa polarna, bo Manhattan nie będzie już wtedy istniał, bo znajdzie się pod
wodą, więc mam nadzieję, że docenia wczorajszą rozrywkę. Chociaż raczej nie sądzę, bo
powiedziała, że zabawiali się wyrzucaniem za burtę kapsli od butelek i obserwowaniem, jak
mewy usiłują je wyławiać, myśląc, że to jedzenie.
Najwyraźniej Lana ma mało rozwiniętą świadomość ekologiczną, jeśli nie wie, że taką
zakrętką od butelki może się zakrztusić jakaś niespecjalnie rozgarnięta mewa czy ryba.
A potem jej tata zabrał ich do Water Club, restauracji, do której zawsze chciałam
pójść, ale która prawdopodobnie niedługo wypadnie z biznesu, jeśli czegoś się nie zrobi w
kwestii zabójczych alg niszczących wszelkie inne podwodne życie na planecie.
Chociaż bardzo wątpię, czy Lana chociaż raz w swoim życiu zastanowiła się nad tym,
co się dzieje POD powierzchnią oceanu. Ją interesuje tylko to, co się dzieje NA
POWIERZCHNI wody. Na przykład, jak ona sama wygląda w bikini.
A wygląda, co mogę uczciwie potwierdzić, widziawszy ją w stringach, obrzydliwie
dobrze.
Ale czy jest dzięki temu dobrym człowiekiem?
Czemu nikt mnie nie zastrzeli?
Poniedziałek, 7 września, geometria
Jeszcze dwie lekcje i zrobię z siebie totalną idiotkę na oczach całej szkoły.
Dowód przez zaprzeczenie = założenie zrobione na początku prowadzi do
sprzeczności.
Sprzeczność wskazuje, że założenie jest fałszywe, więc pożądany wniosek jest
prawdziwy.
Ponieważ Lana jest taka ładna, musi być miła. Ponieważ wszystkie rzeczy ładne są
miłe.
FAŁSZ FAŁSZ FAŁSZ FAŁSZ
Zabójcze algi są ładne, ale są też zabójcze.
Postulat = założenie, które przyjmuje się za prawdziwe bez dowodzenia.
Mogę zupełnie spokojnie postulować, że dzisiaj przegram debatę przeciwko Lanie.
Wiecie co? Wydaje mi się, że zaczynam chwytać, o co chodzi w tej całej geometrii.
O mój Boże, czy nie byłoby to najdziwniejsze, gdyby się okazało, że przez ten cały
czas wydawało mi się, że jestem dobra w jednym, zła w drugim, a tymczasem wyjdzie na to,
że jestem naprawdę fatalna w tym pierwszym, a dobra w drugim????
Tyle że... Ja nie chcę być matematykiem, kiedy dorosnę. Ja chcę być PISARKĄ. Ja
chcę dobrze PISAĆ. Ja NIE CHCĘ być dobra z geometrii.
No cóż, niech będzie, chcę być w tym dobra. Tyle że, no wiecie, nie aż tak dobra,
żebym miała zacząć wygrywać te wszystkie nagrody i żeby wszyscy do mnie przybiegali:
„Mia! Mia! Przeprowadź nam ten dowód!”
Bo to by było strasznie nudne.
Poniedziałek, 7 września,
angielski
Jeszcze jedna lekcja i zrobię z siebie idiotkę przed całą szkołą.
Popatrz na nią. I co ona sobie wyobraża w tych pantofelkach od Samanthy Chang ?
Wiem! Jej się naprawdę przewróciło w głowie. To ewidentne.
Założę się, że nawet nie potrzebuje tych okularów. Pewnie nosi je tylko po to, żeby
odwrócić uwagę od tego, że ma takie małe, brzydkie, skośne oczka.
Totalnie, I jeszcze te bojówki.
ZESZŁOROCZNY model. Moim zdaniem.
MI!! JESTEŚ NABUZOWANA ???? Nie wyglądasz na nabuzowaną. W sumie
wyglądasz tak beznadziejnie, jak na WF - ie. Czyś ty W OGÓLE spała wczoraj w
nocy?
Jak miałam spać, skoro przecież wiedziałam, że dzisiaj zostanę ubiczowana przed całą szkołą
- jak ten facet w Horatio Hornblowerze.
Nikogo się nie ubiczuje. No, może Lanę. Bo tyją rozplaskasz po ścianach.
LILLY! Tak NIE BĘDZIE! Nie jestem dobra w publicznym przemawianiu, WIESZ o tym. A z
punktu widzenia teorii ewolucji, Lana czerpie korzyści z wyglądu, A TAKŻE z faktu, że jej
grupa socjopolityczna jest tą, do której reszta z nas chętnie by się dostała.
O czym ty mówisz?
Po prostu mi uwierz. Przegram.
Nie przegrasz. Mam tajną broń.
PRZECIEŻ JEJ NIE ZASTRZELISZ?????
Nie, Tina, ty WARI ATKO, nie zastrzelę Lany w czasie debaty. Mam małego asa w
rękawie, którego wyciągnę, jeśli ludzie nie będą wyglądali na przekonanych. Ale tylko
jeśli będzie wyglądało na to, że Mii to pomoże.
POMOŻE Ml!!!! POMOŻE Ml!!!!
Cierpliwości, mój młody padawanie.
Lilly, BŁAGAM CIĘ, jeśli coś wiesz, musisz mi to powiedzieć. Ja tu UMIERAM. Z twoim
bratem i tymi ślimakami czuję, że jestem kompletnie ugotowana
Mia! Ona chce z tobą porozmawiać! Na korytarzu!
Oddychaj. Po prostu oddychaj. I nic ci nie będzie, zupełnie jak Drew w Długo i szczęśliwie.
Łatwo ci to mówić, Lilly. Ona nie wdeptała w błoto TWOJEGO marzenia.
Poniedziałek, 7 września, klatka schodowa
trzeciego piętra
No i co ona sobie w ogóle wyobraża? Nie no, NAPRAWDĘ? Czy jej się wydaje, że
tylko dlatego że jestem BLONDYNKĄ (no dobra, blond w kolorze wody po myciu naczyń,
ale zawsze) i KSIĘŻNICZKĄ, to już JESTEM GŁUPIA?
Jeśli tak, to będzie musiała POPRACOWAĆ NAD TYM ZAŁOŻENIEM.
- Mio - powiedziała, kiedy już mnie wyciągnęła na korytarz, „żebyśmy mogły
porozmawiać”. WSZYSCY to widzieli. - Rozmawiałam z twoim ojcem. Przyszedł do mnie w
piątek porozmawiać o twoich postępach w nauce. Mio, nie miałam pojęcia, że tak bardzo
przejęłaś się swoimi stopniami z moich lekcji. Powinnaś była coś mi powiedzieć...
Hm, tak? Wydaje mi się, że to zrobiłam. Poprosiłam, żeby mi pani pozwoliła jeszcze
raz napisać wypracowanie. Pamięta pani, pani Martinez?
- Wiesz, że możesz przyjść do mnie i porozmawiać o wszystkim, w każdej chwili.
Hm, och, jasne. Czy mogę z panią porozmawiać o tym, że Justin musi to wszystko po
prostu przemyśleć i przyjąć Britney z powrotem, bo to małe nieporozumienie między nimi
trwa już stanowczo zbyt długo? Nie, wydaje mi się, że raczej nie, prawda, pani Martinez? Bo
pani nie lubi odniesień do kultury masowej.
- Wiem, że surowo oceniam, Mio, ale czwórka to naprawdę bardzo dobry stopień z
moich lekcji. Jak dotąd, postawiłam tylko jedną piątkę...
Hm, wiem, bo ją widziałam. Na wypracowaniu Lilly na temat dowolny.
- Jedyny powód, dla którego nie czułabym się dobrze, stawiając ci piątkę, to ten, że
moim zdaniem nie wykorzystujesz całego swojego potencjału. Zawsze miałaś talent pisarski,
Mio, ale musisz się jeszcze przyłożyć i trzymać tematów, które są nieco bardziej sensowne
niż Britney Spears.
TO jest to, co jest nie w porządku z tą szkołą. Że ludzie nie rozumieją, że Britney
Spears to JEST poważny temat! Że ona jest ludzkim barometrem, którym można mierzyć
nastroje narodu. Kiedy Britney zrobi coś dziwacznego, ludzie natychmiast sięgają po „US
Weekly” i „In Touch”. Britney wszystkim nam daje coś, czego możemy niecierpliwie
wyczekiwać. Tak, w wiadomościach są morderstwa i katastrofy żywiołowe, i inne dołujące
rzeczy. Ale poza tym jest Britney, która na uroczystości rozdania nagród MTV całuje się po
francusku z Madonną i nagle wszystko przestaje się wydawać tak ponure jak do tej pory.
Chyba widać było na mojej twarzy ten gniew, bo zaraz potem pani Martinez
powiedziała:
- Mio? Nic ci nie jest?
Ale ja nie odpowiedziałam. Bo CO mogłabym powiedzieć?
Świetnie. Właśnie odezwał się drugi dzwonek na czwartą lekcję. Dostanę upomnienie
od mademoiselle Klein, kiedy wreszcie dotrę na francuski.
I nic mnie to nie obchodzi. Czym jest jakieś upomnienie w porównaniu z tym co mnie
spotka dokładnie za czterdzieści minut w obecności CAŁEJ SZKOŁY?
Poniedziałek, 7 września, francuski
Zero lekcji zanim zrobię z siebie idiotkę na oczach całej szkoły.
GDZIE BYŁAŚ???? WIESZ, ILE STRACIŁAŚ????
Co straciłam? O czym ty mówisz, Shameeka? CZEKAJ, czy wszyscy chodzili dookoła
Perin i zaczęli skandować: „ŚCIĄGNIJ SPODNIE”????
Oczywiście, że nie. Ale mademoiselle Klein kazała nam głośno odczytywać swoje
wypracowania i najpierw musieliśmy się przedstawiać - wiesz, coś w rodzaju: Mon histoire,
parShameeka, a kiedy doszliśmy do Perin, która powiedziała: Mon histoire, par Perinne,
mademoiselle Klein poprawiła ją: „Chciałeś powiedzieć Perin”, a Perin powiedziała: „Nie,
Perinne”, a mademoiselle Klein powiedziała: „Nie, chcesz powiedzieć Perin, bo Perin to
męskie imię, a ty jesteś chłopcem. Perinne to imię żeńskie”, a Perin powiedziała: „ Wiem, że
Perinne to imię żeńskie. JA JESTEM DZIEWCZYNĄ”.
PERIN TO DZIEWCZYNA ???? O MÓJ BOŻE!!!!! Biedna Perin! Jakie to
upokarzające! To znaczy to, że mademoiselle Klein myślała, że to chłopak.
No cóż, wiesz, o co mi chodzi. I co ona zrobiła ? To znaczy mademoiselle Klein? No cóż,
przeprosiła, oczywiście. Co INNEGO mogła zrobić? Biedna Perin zrobiła się CAŁKIEM
CZERWONA. Tak mi jej było żal!
Nie martw się, Shameeka. Zaprosimy go - to znaczy ją - żeby usiadła z nami dzisiaj na
lunchu. Widziałam, że przez cały zeszły tydzień siedziała sama przy tamtym facecie,
który nie cierpi, kiedy do chilli dodają kukurydzę. Moim zdaniem ona nas naprawdę
potrzebuje.
Och! To świetny pomysł! Jesteś bardzo dobra w te klocki. W tym, jak sprawiać, żeby ludzie
poczuli się lepiej. To zupełnie jakbyś...
Jakbym co?
No cóż, chciałam powiedzieć: jakbyś była księżniczką czy coś takiego. Ale ty JESTEŚ
księżniczką! No więc, oczywiście, jesteś dobra w takich rzeczach. To w pewnym sensie
twoja praca.
Taa. Trochę tak, prawda?
Poniedziałek, 7 września,
gabinet dyrektor Gupty
I wiecie co? Nic mnie to nawet nie obchodzi. Nawet mnie nic nie obchodzi, że siedzę
tutaj w gabinecie dyrektorki.
Nie obchodzi mnie, że Lana siedzi tutaj obok mnie i rzuca mi złe spojrzenia.
Nie obchodzi mnie, że plakietka z lwem zwisa z mojego blezera na paru nitkach.
I nie obchodzi mnie, że cała szkoła siedzi teraz w sali gimnastycznej i czeka, aż
przyjdziemy na debatę.
Jak ona śmie? To bym chciała wiedzieć. To znaczy Lana. JAK ONA ŚMIE??? Co
innego dokuczać mnie, a co innego dokuczać komuś kompletnie pozbawionemu możliwości
obrony, już nie wspominając, że to osoba CAŁKIEM NOWA W NASZEJ SZKOLE.
Jeśli jej się wydaje, że będę stała bezczynnie i po prostu pozwolę jej wyśmiewać się z
kogoś w taki sposób, to się grubo, grubo myli. No cóż, przypuszczam, że zdaje sobie z tego
sprawę, skoro nadal trzymam w garści jej warkocz. Chociaż to chyba nie są jej prawdziwe
włosy, tylko sztuczny warkocz, którym chciała podkreślić swojego szkolnego ducha
(niebieską wstążką wplecioną w warkocz sztucznych blond włosów).
Co by wyjaśniało, dlaczego z taką łatwością został mi w ręku, kiedy rzuciłam się na
nią, chcąc wyrwać jej z głupiego łba wszystkie kudły. Tuż po tym, jak kazała mi pilnować
własnego nosa i oderwała mi mojego lwa LiAE naszytego na blezer.
Ale i tak mam nadzieję, że bolało.
Smutne jest to, że ona chyba nie wie, ile miała szczęścia. Uszkodziłabym ją o wiele
bardziej, gdyby Lars i Perin nie powstrzymali mnie.
Perin na koniec może i okazała się dziewczyną, ale zadziwiająco silną dziewczyną.
Jest także bardzo dobrze wychowana. Kiedy dyrektor Gupta ciągnęła mnie do swojego
gabinetu, usłyszałam, jak Perin wołała:
- Dziękuję, Mia!
I chociaż mogę się tu mylić - wciąż kipiałam z wściekłości - kilka osób nawet zaczęło
mi bić brawo.
Tak, ale oczywiście dyrektor Gupcie nigdy nie przyjdzie do głowy, że LANA mogłaby
zrobić coś niewłaściwego. Błagam! Jej się wydaje, że powodem, dla którego rzuciłam się na
Lanę, są „nerwy” w związku z debatą. Taa, jasne, pani dyrektor. To były nerwy, oczywiście.
To nie miało NIC wspólnego z faktem, że kiedy wychodziliśmy z francuskiego, Lana nas
minęła, nachyliła się do Perin i powiedziała:
- HERMAFRODYTA.
Ani z tym, że ja w odpowiedzi kazałam Lanie zamknąć tę głupią jadaczkę.
Ani z tym, że Lana w ramach zemsty wyciągnęła rękę i szarpnęła za moją plakietkę z
lwem LiAE.
Ta część, w której totalnie instynktownie wyrwałam Lanie doczepiony warkocz, to
jedyna część tej historii, którą dyrektor Gupta usłyszała.
Dyrektor Gupta mówi, że mam szczęście, że mnie z miejsca nie zawiesiła w prawach
ucznia. Mówi, że nie robi tego tylko dlatego że wie, że ja mam w tej chwili sporo problemów
w domu (HEJ! O CZYM ONA MÓWI? O ŚLIMAKACH? O TYM, ŻE JESTEM
DZIECIOLIZEM? ŻE MÓJ CHŁOPAK CHCE TO KIEDYŚ ZROBIĆ? O CZYM?????).
Mówi, że jej zdaniem byłoby lepiej, gdybyśmy z Laną rozwiązywały nasze konflikty
w bardziej cywilizowany sposób, niż tłukąc się na korytarzu drugiego piętra. Ale
zdecydowała, że mamy jednak odbyć tę debatę. Mówi:
- Mio, zechcesz, proszę, wyjąć nos z tego notatnika i posłuchać, co mam ci do
powiedzenia?
Jezu. A jak ona sądzi, CO ja piszę? Opowiadanie oparte na Gwiezdnych Wojnach.
Lana się śmieje, oczywiście.
Moim zdaniem nie będzie się śmiała tak wesoło, kiedy się przekona, że noszę imię po
kobiecie, która odcięła komuś głowę siekierką.
Poniedziałek, 7 września, sala gimnastyczna
O Boże. Jak ja się w to wszystko wpakowałam? Oni WSZYSCY są tutaj. CAŁY
TYSIĄC uczniów Liceum imienia Alberta Einsteina, klasy od pierwszej do czwartej, siedzą
tu przede mną na trybunach i PATRZĄ na mnie, GAPIĄ SIĘ na mnie, bo nie mają nic innego
do oglądania, poza Laną, dwoma mównicami i palmą w doniczce, którą wyciągnęli, żeby
wyglądało to przytulniej - a może po to, żeby dostarczyć mi tlenu, gdybym zaczęła mdleć - a
dyrektor Gupta stoi między naszymi dwoma składanymi krzesłami jak sędzia na meczu
bokserskim.
Totalnie zwymiotuję do tej palemki w doniczce.
Dyrektor Gupta rozwodzi się o tym, że to jest tylko taka przyjacielska debata,
żebyśmy mogły zapoznać naszych wyborców ze swoim programem.
Przyjacielska. Jasne. To dlatego nadal trzymam w dłoni warkocz Lany.
Zaraz, zaraz, program? Ma być jakiś PROGRAM???? NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ,
ŻE BĘDZIE POTRZEBNY JAKIŚ PROGRAM!!!
Widzę Lilly, ze swoją kamerą gotową do nagrywania, w pierwszym rzędzie trybun -
siedzi razem z Tiną i Borysem, Shameeką, Ling Su i, och, czy to nie ta słodka Perin - i
wymachuje do mnie. Co Lilly usiłuje mi powiedzieć? Nie może się przecież szykować do
wyciągnięcia swojej tajnej broni. Jeszcze za wcześnie. Debata nawet się nie zaczęła! Co ona
robi z tymi rękami??? Czemu pokazuje, jakby coś zamykała?
A, rozumiem. Chce, żebym usiadła prosto i przestała pisać w pamiętniku. Taa, już się
rozpędziłam, Lilly. Ja
O MÓJ BOŻE. Co za zapach. Rozpoznaję ten zapach. To Chanel nr 5. Tylko jedna
znana mi osoba używa Chanel nr 5 - a przynajmniej wylewa na siebie tyle tego, że czuje się ją
na całe kilometry, zanim w ogóle wejdzie do pokoju
CO ONA TUTAJ ROBI????
O Boże. Dlaczego JA? Poważnie. Oni NIE POWINNI pozwalać rodzinom uczniów
tak się kręcić po terenie szkoły. Nie miałabym połowy obecnych problemów, gdyby w tej
szkole przestrzegano jakichś zasad ochrony i nie wpuszczano do środka moich rodziców i
dziadków
O nie. I jeszcze do tego tata.
I Rommel.
Tak. Moja babka przyprowadziła swojego PSA na moją debatę.
I falangę reporterów.
Jezus Maria! Czy to jest LARRY KING???
Świetnie. Teraz potrzebuję, żeby pokazali się już tylko mama i Rocky, i będziemy
mieli zjazd rodzinny Thermopolisów - Gianinich - Renaldich.
Och. Już przyszła. I macha do mnie maleńką rączką Rocky'ego z trybun. Cześć,
Rocky! Tak się cieszę, że mogłeś przyjść! Tak się cieszę, że mogłeś przyjść i popatrzeć, jak
twoja starsza siostra zostaje totalnie i doszczętnie unicestwiona przez swojego śmiertelnego
wroga.
O nie. To się zaczyna.
GDZIE JEST MICHAEL, KIEDY GO POTRZEBUJĘ????
Poniedziałek, 7 września,
szkolna łazienka
No cóż, jestem tu znowu. W łazience. Co za niespodzianka.
Nieprędko stąd wyjdę. To potrwa dłuższą chwilę. Może... nigdy stąd nie wyjdę.
Wszystko było takie nierealne. Widziałam, jak dyrektor Gupta stuknęła w mikrofon.
Słyszałam, jak szmer wśród ludzi siedzących na trybunach nagle ucichł. Wszyscy obecni
utkwili w nas wzrok.
A dyrektor Gupta powitała wszystkich na debacie - składając specjalne podziękowania
Larry'emu Kingowi za przybycie - i podkreśliła znaczenie samorządu szkolnego i żywotną
rolę, jaką pełni przewodniczący, realizując jego cele. A potem powiedziała:
- Mamy tu dwie bardzo odmienne młode damy, każda ze swoją niepowtarzalną, ekhm,
SILNĄ osobowością, które kandydują dzisiaj do tej funkcji. Mam nadzieję, że wysłuchacie
ich bardzo uważnie, kiedy obie powiedzą nam, czemu uważają, że spełnią się w roli
przewodniczącej samorządu i co zamierzają zrobić, żeby Liceum imienia Alberta Einsteina
stało się lepszym miejscem.
A potem, przypuszczam, że za karę za to całe wyrywanie warkocza, dyrektor Gupta
dała pierwszeństwo Lanie.
Oklaski, które się rozległy, kiedy Lana ruszyła kocim krokiem ku swojej mównicy,
można by określić wyłączne jako burzliwe. Okrzyki i gwizdy, skandowanie: „La - na, La -
na” niemal ogłuszały, zwłaszcza że to w końcu była sala gimnastyczna i dźwięk niósł się
naprawdę dobrze.
A potem Lana - która wyglądała na zupełnie nieprzejętą tym, że zwraca się do tysiąca
rówieśników, mniej więcej siedemdziesięciu pięciu nauczycieli i pracowników LiAE (jeśli
wliczać w to panie ze stołówki), mojej całej rodziny i pewnej liczby korespondentów CNN -
zaczęła mówić.
I wiecie co? Lana powiedziała tysiącowi swoich rówieśników to, co chcieli -
przynajmniej w większości - usłyszeć. Przedstawiła się jako orędowniczka lepszego jedzenia
w stołówce, dłuższej przerwy na lunch, większych luster w łazienkach dla dziewczyn,
mniejszej ilości prac domowych, większej ilości sportów, zagwarantowania absolwentom
wstępu na wybrane przez nich uczelnie należące do Ligi Bluszczowej oraz większego wyboru
dietetycznych i ubogowęglowodanowych produktów w automatach z napojami i słodyczami.
Była przeciwko kamerom ochrony przed szkołą i przysięgła, że każe je usunąć. Zapewniła,
przekrzykując entuzjastyczne wrzaski, że jeśli ją wybiorą na przewodniczącą, sprawi, że
wszystkie te obietnice zostaną zrealizowane...
.. .chociaż ja dobrze wiem, że nie zostaną. Bo te kamery zainstalowane na zewnątrz
może i naruszają prywatność tych, którzy lubią palić przed szkołą i zaśmiecać schody tymi
obrzydliwymi niedopałkami papierosów, ale przede wszystkim pomagają ochronić szkołę
przed wandalizmem i włamaniami.
A firma dostarczająca jedzenie do stołówki to ta sama firma, która zaopatruje
wszystkie szkoły i szpitale w okolicy, i oferuje najniższe ceny przy jedzeniu najwyższej
jakości, jakie da się znaleźć na obszarze trzech stanów.
A jeśli zarząd szkoły zgodzi się na dłuższą przerwę na lunch, to będą musieli skrócić
lekcje, które i tak mają już tylko pięćdziesiąt minut.
A skąd niby Lana weźmie pieniądze na większe lustra w łazienkach dla dziewczyn? I
czy wzięła pod uwagę, że:
• Mniej prac domowych oznacza gorsze przygotowanie do studiów?
• Więcej sportu oznacza mniej pieniędzy na inne zajęcia, na przykład związane z
kulturą i sztuką?
• Nikomu nie gwarantuje się przyjęcia na uczelnie należące do Ivy Leaque, nawet
ludziom, których rodzice tam studiowali?
• Wybór słodyczy i napojów w automatach jest ograniczony do tego, co ich
sprzedawcy mają do zaoferowania?
Najwyraźniej nie.
Ale zdaje się, że jej to wcale nie przeszkadzało. Ani jej wyborcom, bo wrzeszczeli, ile
sił w płucach i tupali na znak poparcia. Widziałam, jak Ramon Riveras wstał i zaczął wywijać
swetrem nad głową, żeby jeszcze trochę pobudzić publikę.
Dyrektor Gupta miała nieco zaciśnięte usta, kiedy podeszła do mikrofonu i
powiedziała:
- Ee, hm, dziękujemy ci, Lano. Mio, czy zechciałabyś odpowiedzieć?
Pomyślałam, że zwymiotuję, naprawdę. Chociaż nie wiem, jak miałabym
zwymiotować, skoro rano nie byłam w stanie zjeść śniadania i miałam w organizmie tylko
pięć starburstów, które dała mi Lilly, połowę marsa wyżebranego od Borysa, trzy tic - - taki
od Larsa i colę.
Ale kiedy zaczęłam iść w stronę podium - kolana tak mi się trzęsły, że chyba tylko
cudem utrzymałam się na nogach - coś się stało. Nie wiem co, tak dokładnie. Ani dlaczego.
Może sprawiły to te rozgłośne gwizdy.
Może sposób, w jaki Trisha Hayes pokazała na moje glany i skrzywiła się.
Może to, że Ramon Riveras przyłożył dłonie do ust i wrzasnął: „KP! KP!”, takim
niezbyt miłym tonem.
Ale kiedy popatrzyłam na siedzące przede mną morze ludzi i mignęła mi między nimi
jasna i błyszcząca twarz Perin, która klaskała dla mnie z całej siły, poczułam się tak, jakby
wstąpił we mnie duch Rozagundy, pierwszej księżnej Genowii.
Albo to, albo moja patronka, święta Amelia, zstąpiła z nieba, żeby mi użyczyć trochę
swojej siekierkowatej determinacji.
W każdym razie, chociaż nadal miałam ochotę zwymiotować i tak dalej, kiedy
weszłam na podium i przypomniałam sobie, jak Grandmère krzyczała na mnie, że opieram
łokcie na mównicy, zrobiłam coś, o czym nie słyszano w historii wyborów na
przewodniczącego samorządu szkolnego w Liceum imienia Alberta Einsteina:
Zdjęłam mikrofon z podstawki i trzymając go w ręku, podeszłam z nim i stanęłam na
samym PRZODZIE podium.
Tak. Z przodu. Gdzie nic mnie nie zasłaniało.
Gdzie nie było gdzie się schować.
Nic mnie nie oddzielało od mojej widowni.
I kiedy wreszcie, zdumieni moim zachowaniem, ucichli, powiedziałam - nie mając
zielonego pojęcia, skąd się brała ta powódź wylewających się ze mnie słów:
- „Dajcie mi swoich zmęczonych, biednych, wasze uciśnione masy pragnące oddychać
wolnością”. Tak mówi napis na Statui Wolności. To pierwsza rzecz, jaką miliony imigrantów
przybyłych do tego kraju widziały, kiedy schodziły na nabrzeże. Stwierdzenie zapewniające
ich, że w tym wielkim tyglu narodów WSZYSCY będą mile widziani, nieważne, jaki mają
status społeczny, jakiego koloru włosy, z kim się spotykają, czy się woskują, golą, czy też
pozwalają włosom rosnąć naturalnie, oraz czy uprawiają jakiś sport, czy nie.
I czy szkoła nie jest takim tyglem narodów? Czy nie jesteśmy grupą ludzi stłoczonych
razem na osiem godzin dziennie, którzy muszą się z tą sytuacją jak najlepiej uporać?
Ale chociaż sami tutaj w Albercie Einsteinie stanowimy taki naród, ja nie widzę,
żebyśmy się jak jeden naród zachowywali. Wszystko, co widzę, to ludzie podzieleni na
grupki i którzy totalnie się boją dopuścić kogokolwiek nowego - kogokolwiek z tych
uciśnionych mas spragnionych oddechu wolności - do swoich ukochanych, elitarnych małych
grupek... co jest totalnie beznadziejne.
Pozwoliłam im się przez chwilę nad tym zastanowić. Widziałam, jak przez
publiczność przebiega fala niedowierzania. Larry King zamruczał coś do ucha Grandmère.
Ale mnie się już zrobiło wszystko jedno. Chociaż nadal zbierało mi się na chlustające
wymioty w stronę facetów ze szkolnej drużyny, którzy siedzieli na wprost mnie.
Ale nie zwymiotowałam. Mówiłam dalej. Jak...
No cóż, jak święta Amelia.
- Historia wypróbowała już i odrzuciła wiele form rządów, włącznie z rządami z
nadania boskiego, których ten kraj wyrzekł się sto lat temu.
A jednak, z jakiegoś powodu, rządy z nadania boskiego zdają się trwać. Jest pewna
grupa ludzi, którym wydaje się, że mają wrodzone prawo do rządzenia, bo są bardziej
atrakcyjni niż reszta z nas: albo na przykład bardziej wysportowani, albo zapraszani na
większą liczbę imprez niż my.
A kiedy to powiedziałam, spojrzałam bardzo znacząco na Lanę, a potem też na
Ramona i Trishę, dla wyraźniejszego efektu. A potem popatrzyłam na tłum przede mną, z
którego większość gapiła się na mnie z otwartymi ustami - choć wcale nie, jak Borys, z
powodu skrzywionych przegród nosowych.
- To są ludzie, którzy znajdują się na szczycie ewolucyjnej drabiny - ciągnęłam -
ludzie o najładniejszej cerze. Ludzie o figurach modelek, które widujemy w magazynach.
Ludzie, którzy zawsze mają najnowszą i najmodniejszą torebkę albo okulary słoneczne.
Ludzie popularni. Ludzie, którzy chcą, żebyście żałowali, że nie jesteście do nich bardziej
podobni.
Ale ja stoję tutaj dzisiaj przed wami i mówię wam, że już to znam. Tak właśnie. Już
byłam po stronie popularnych. I wiecie co? To jest wszystko do kitu. Ci ludzie, którzy
zachowują się, jakby mieli prawo do rządzenia wami i mną, są kompletnie nieprzygotowani
do tego zadania, bo po prostu nie wierzą w podstawowe zasady naszego narodu, a mianowicie
w to, że WSZYSCY ZOSTALIŚMY STWORZENI RÓWNI SOBIE. Nikt z nas nie jest
lepszy niż inne obecne tu osoby. I wliczam w to wszystkie obecne tu księżniczki.
To wywołało kilka śmieszków, ale prawdę mówiąc, wcale nie starałam się nikogo
rozbawić. Ale i tak ten śmiech sprawił, że nie przestało mi się tak chcieć rzygać. No bo...
Rozbawiłam ludzi.
I wcale nie śmiali się ZE mnie. Śmiali się z czegoś, co powiedziałam. Nie
WYŚMIEWALI SIĘ, tylko śmiali, bo zdołałam ich rozbawić.
Nie wiem sama. To wszystko wydało się takie jakieś... fajne.
I nagle, chociaż nadal pociły mi się ręce, poczułam się... dobrze.
- Posłuchajcie - powiedziałam. - Ja tu nie stanę i nie zacznę wam obiecywać kupy
bzdur, których nie będę mogła dotrzymać, o czym wy będziecie dobrze wiedzieli. -
Popatrzyłam na Lanę, która skrzyżowała ramiona na piersiach i w tej chwili zrobiła do mnie
brzydką minę. Zwróciłam się znów do tłumu. - Dłuższe przerwy na lunch? Wiecie, że zarząd
nigdy się na to nie zgodzi. Więcej sportu? Czy jest tu ktokolwiek, kto naprawdę uważa, że nie
może rozwijać swoich sportowych talentów?
Podniosło się kilka rąk.
- A czy znajdzie się ktoś, kto czuje, że nie ma tu warunków, by w pełni realizować
swoje potrzeby TWÓRCZE czy EDUKACYJNE? Ktoś, kto uważa, że tej szkole przydałoby
się pismo literackie albo nowe cyfrowe wideo, technologie fotograficzne i edytorskie dla
Klubu Fotograficznego i Filmowego albo sztalugi do pracowni malarskiej, czy może nowy
system oświetlenia dla Klubu Dramatycznego? Że raczej to niż kolejny puchar w
mistrzostwach piłki nożnej?
Podniosło się o wiele, wiele więcej rąk.
- Taa - powiedziałam. - Tak właśnie myślałam. Jest w tej szkole prawdziwy problem,
problem narastający od lat. Jest mianowicie grupa ludzi, która stanowi mniejszość, a która
podejmuje decyzje w imieniu większości. I to jest złe.
Ktoś coś zawołał. I wydaje mi się nawet, że nie była to Lilly.
- W sumie - powiedziałam, zachęcona tym okrzykiem. - To jest nawet bardziej niż złe.
To jest totalne naruszenie zasad, na których zbudowano ten kraj. Jak to powiedział filozof
John Locke „Rząd jest prawomocny tylko o tyle, o ile opiera się na zgodzie ludzi na bycie
rządzonymi”. Czy wy naprawdę wyrażacie swoją zgodę na to, żeby mała grupka
uprzywilejowanych podejmowała decyzje za was? Czy może powierzycie te decyzje komuś,
kto was naprawdę rozumie, komuś, kto podziela wasze ideały, nadzieje i marzenia? Komuś,
kto zrobi wszystko co w jego mocy, żeby się upewnić, że to WASZ głos, a nie głos tak zwanej
popularnej mniejszości, jest słyszany?
I w tym momencie rozległ się kolejny okrzyk, tym razem z zupełne innej strony
trybun - zdecydowanie nie ze strony moich przyjaciół.
Po drugim okrzyku rozległ się trzeci. A potem gruchnęły oklaski. I ktoś zawołał:
„Dalej, Mia!”
Ha!
- Hm, dziękujemy ci, Mio. - Kątem oka widziałam, że dyrektor Gupta zbliża się do
mnie. - To było bardzo pouczające.
Udałam, że jej nie słyszę.
Tak właśnie. Dyrektor Gupta dawała mi pretekst, żeby usiąść - uciec ze sceny - skulić
się z powrotem na swoim krześle.
A ja ją zignorowałam.
Bo miałam do zrzucenia z niedorozwiniętej piersi jeszcze parę spraw.
- Ale to nie wszystko, co jest z tą szkołą nie w porządku - powiedziałam do mikrofonu,
słysząc, jak mój głos niesie się po całej sali gimnastycznej. Mówię wam, to naprawdę fajne
uczucie. - Co z faktem, że są tutaj ludzie, którzy tu pracują - którzy nazywają siebie
nauczycielami - a którym się wydaje, że tylko oni mają prawo do jakiejś ekspresji? Czy
naprawdę chcemy tolerować to, że nauczyciele przedmiotów tak podstawowych jak - no cóż,
na przykład, angielski - mówią nam, że nasze wypracowania są do niczego, a wybrane przez
nas tematy nieistotne? Gdybym zdecydowała się napisać wypracowanie o historycznym
znaczeniu mangi albo anime, czy moje wypracowanie będzie mniej warte niż czyjeś
wypracowanie o kalderze w Parku Yellowstone, która być może któregoś dnia wybuchnie,
zabijając dziesiątki tysięcy ludzi?
A może - dodałam, kiedy wszyscy zaczęli szeptać, bo nie słyszeli dotąd, że Park
Yellowstone jest śmiercionośnym zbiornikiem magmy i pewnie wielu z nich nieświadomie
wybierało się tam na rodzinne wakacje - moje wypracowanie na temat anime jest TAK
SAMO WAŻNE jak wypracowanie o kalderze w Yellowstone, bo wiedząc, jak wiemy to
teraz, że taka kaldera istnieje, potrzebujemy również czegoś dla rozrywki - takiego jak
japońska anime lub manga - żeby nam odpoczęły umysły?
Nastąpiła chwila zaskoczonego milczenia. A potem ktoś ze środka trybun krzyknął:
„Final Fantasy!”, a ktoś inny zawołał: „Dragonball!”, a jeszcze inna osoba, gdzieś z tyłu
dorzuciła: „Pokemony!” i wywołała głośny wybuch śmiechu.
- Może takie rzeczy jak lotto i telewizja zostały wymyślone po to, żeby sprzedawać
różne produkty, skłaniać ciężko pracujących ludzi do wydawania zarobionych z wysiłkiem
pieniędzy i wszystkim nam zapewnić fałszywe poczucie zadowolenia, i odsunąć nas od
prawdziwych horrorów rozgrywających się w otaczającym nas świecie. Ale może my
POTRZEBUJEMY takiego oderwania się, żeby w czasie wolnym móc się nieco odprężyć -
ciągnęłam. - Czy jest coś złego w tym, że kiedy obowiązki mamy już z głowy, chcemy trochę
poleniuchować i pooglądać sobie The OC? Albo pośpiewać karaoke? Albo poczytać
komiksy? Czy coś musi być skomplikowane i trudne do zrozumienia, żeby to nazwać kulturą?
Za sto lat, kiedy wszyscy zginiemy po wybuchu wulkanu w Yellowstone albo stopi się czapa
lodowa, albo nie będzie już ropy naftowej, albo zabójcze algi opanują całą planetę, jeśli
cokolwiek zostanie z ludzkiej cywilizacji, to patrząc wstecz na początek XXI, jak sądzicie, co
lepiej opisze nasze prawdziwe życie - esej na temat sposobów, w jakie wykorzystują nas
media, czy odcinek Czarodziejki z Księżyca? Mówcie co chcecie, ale ja powiem tak: dajcie mi
anime albo dajcie mi śmierć.
Sala gimnastyczna zatrzęsła się w posadach.
I nie dlatego że Klub Komputerowy wreszcie zdołał zbudować robota - zabójcę i
puścić go pomiędzy czirliderki.
Zatrzęsła się ze względu na to, co powiedziałam. Naprawdę. Dlatego że ja, Mia
Thermopolis, coś powiedziałam.
Ale ja jeszcze nie skończyłam.
- Więc dzisiaj - dodałam, podnosząc głos, żeby przekrzyczeć oklaski - kiedy oddajecie
swój głos na przewodniczącą samorządu szkolnego, zadajcie sobie pytanie: kto to są ci
„ludzie” w stwierdzeniu o rządach „z ludu i dla ludu”? Czy to oznacza uprzywilejowaną
mniejszość? Czy też znakomitą większość spośród nas, którzy urodziliśmy się bez srebrnego
pompona czirliderki? Zagłosujcie na tę kandydatkę, która waszym zdaniem najlepiej
reprezentuje was.
I wtedy, z sercem tłukącym się w piersi, odwróciłam się, rzuciłam mikrofon dyrektor
Gupcie i wybiegłam z sali gimnastycznej. Wśród grzmiących oklasków.
Do bezpiecznego schronienia w kabinie w łazience.
Rzecz w tym, że czuję się tak DZIWNIE. No bo wiecie, ja nigdy w życiu nie wstałam
i nie zrobiłam czegoś podobnego. No cóż, poza tą sprawą z parkometrami, ale to było coś
zupełnie innego. Nie prosiłam ludzi, żeby poparli MNIE. Prosiłam, żeby poparli zmniejszenie
szkód w infrastrukturze i zwiększenie dochodów. To nie było nic tak trudnego.
Ale teraz to co innego.
Teraz było inaczej. Prosiłam ludzi, żeby mi zaufali, żeby oddali na mnie swoje głosy.
Nie, jak w Genowii, gdzie to poparcie jest w pewnym sensie automatyczne, bo, hm, tam w
sumie NIE MA żadnej innej księżniczki. Co moim zdaniem jest bardzo fajne. Czy raczej
będzie fajne, kiedy obejmę już władzę.
Oho. Słyszę głosy na korytarzu. Debata musiała się skończyć. Ciekawe, co Lana
odpowiedziała w swojej replice. Pewnie powinnam była zostać, żeby też wygłosić replikę.
Ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam.
O nie, słyszę Lilly...
Poniedziałek, 7 września, RZ
No cóż, było fajnie. To znaczy na lunchu. Wszyscy zatrzymywali się przy naszym
stole, żeby mi pogratulować i powiedzieć, że oddadzą głos na mnie. To było naprawdę niezłe.
I to nie tylko ludzie z mojej kliki - kliki geniuszków - ale skaterzy, punki, dzieciaki z Klubu
Dramatycznego, a nawet paru facetów z drużyny. Dziwnie się czułam, rozmawiając z tymi
wszystkimi ludźmi, którzy zwykle na korytarzu patrzyli na mnie, jakbym była przezroczysta.
A tu nagle było tak, jakby wszyscy chcieli siedzieć przy MOIM stole na lunchu.
Tyle że nie mogli, bo teraz, kiedy siedzi z nami Perin, nie ma już więcej miejsca.
Byliśmy dzisiaj szczególnie rozbawionym towarzystwem, ze względu na dwie dobre
wiadomości - a przynajmniej MNIE się wydawało, że to są dobre wiadomości. A mianowicie
to, że kiedy wybiegłam z sali gimnastycznej, a Lana usiłowała wygłosić replikę, wygwizdano
ją, wykrzyczano i nie zdołała wykrztusić nawet słowa. Dyrektor Gupta musiała podkręcić
sprzęt tak głośno, że sprzężenie zwrotne w końcu uciszyło ludzi. A do tego czasu Lana wyszła
już z sali gimnastycznej, zalewając się łzami. I dobrze jej tak. Nie wiem, jak zdołam z
powrotem przyszyć swoją szkolną plakietkę. Mama na pewno nie umie szyć. Może poproszę
o pomoc pokojówkę Grandmère.
Ale nie tylko to się stało. Kiedy Lilly wreszcie zdołała wyciągnąć mnie z łazienki,
wpadłam na mamę, tatę i Grandmère. Mama uściskała mnie mocno - a Rocky się ślicznie
uśmiechnął - i powiedziała, że jest ze mnie dumna.
Ale to tata miał naprawdę ważne wiadomości. Dowiedział się od nurków
Genowiańskiej Marynarki Wojennej, że Aplysia depilans nareszcie zaczęły zjadać algi!
Naprawdę i na serio! Już oczyściły prawie trzydzieści siedem akrów praktycznie w ciągu
jednej nocy i pewnie usuną wszystkie, zanim wyginą, to znaczy do października, kiedy wody
Morza Śródziemnego staną się dla nich za zimne.
- Ale to nic nie szkodzi - powiedział tata i uśmiechnął się do mnie. - Już
przedstawiłem parlamentowi projekt uchwały, na mocy której zamówimy kolejne dziesięć
tysięcy, które zostaną przetransportowane do zatoki na wiosnę, jeśli od któregokolwiek z
naszych sąsiadów algi będą się przedostawać na nasze terytorium.
Ledwie wierzyłam własnym uszom.
- Czy to znaczy, że nie przegłosują naszego wyrzucenia z Unii Europejskiej? -
zapytałam.
Tata zrobił wielkie oczy.
- Ależ skąd! - powiedział. - To nigdy nie wchodziło w grę. No cóż, ja wiem, że kilka
państw mogłoby CHCIEĆ wyrzucić nas z Unii Europejskiej. Ale wierzę, że to są te same
kraje, które spowodowały tę katastrofę ekologiczną. A zatem nikt poważnie nie traktował ich
nawoływań do usunięcia nas.
I on mi to teraz mówi? Ładny numer, tato. Przecież ja całą noc nie spałam, myśląc o
tym. No cóż, i o paru innych rzeczach.
Wtedy właśnie zauważyłam panią Martinez, która też tam stała, a minę miała taką
trochę... No cóż, zakłopotana to jedyne słowo, jakie mi przychodzi do głowy.
- Mio... - powiedziała, kiedy wreszcie przestałam ściskać ojca (z radości na wieść, że
moje ślimaki uratowały zatokę) - chciałam ci tylko powiedzieć, że to była świetna mowa. I że
masz rację. Kultura masowa niekoniecznie pozbawiona jest wszelkich wartości czy celu. Ma
swoje miejsce, tak samo jak kultura wysoka. Bardzo cię przepraszam, jeśli poczułaś, że
rzeczy, o których lubisz pisać, są mniej warte niż inne, bardziej poważne tematy. Bo nie są.
Ha!!!!
I tylko dobrze mi znane spojrzenia,, jakimi w tym czasie tata obrzucał panią Martinez,
nieco jednak zmniejszyły moją radość ze zwycięstwa.
Ale nieważne. Moim zdaniem jest bardzo mało prawdopodobne, żeby mój tata zaczął
się spotykać z kimś, kto rzeczywiście zna definicję imiesłowu. Jego ostatnia dziewczyna
uważała, że imiesłowy to takie wredne, śmierdzące gryzonie.
A skoro już o tym mowa, Grandmère podeszła do mnie zaraz potem, wzięła mnie za
ramię i odprowadziła nieco na bok.
- Widzisz, Amelio? - powiedziała szeptem, który mocno pachniał sidecarem. -
Mówiłam, że ci się uda. Byłaś tam jak natchniona. Prawdziwie natchniona. Prawie czułam
wśród nas ducha świętej Amelii.
Przerażające w tym wszystkim jest to, że ja też w pewnym sensie czułam to samo.
Ale nie przyznałam się. Powiedziałam tylko:
- No więc jak, Grandmère? Co to za tajna broń, którą znalazłyście z Lilly? I kiedy
masz zamiar jej użyć?
Ale ona tylko ujęła kciukiem i palcem wskazującym moją naderwaną plakietkę LiAE i
powiedziała:
- Co się stało z twoim swetrem? Doprawdy, Amelio, czy nie możesz bardziej dbać o
ubranie? Księżniczka nie powinna chodzić obszarpana jak jakiś kopciuszek.
Ale nieważne. Wszystko razem i tak było całkiem fajne. Zwłaszcza kiedy Grandmère
powiedziała, że odwołuje dzisiejszą lekcję etykiety, bo musi iść do kosmetyczki.
Najwyraźniej cały ten stres związany z pomaganiem Lilly w kampanii wyborczej
spowodował, że rozszerzyły jej się pory.
Mówię wam, niewiele brakowało, żebym pomyślała, że jeszcze wszystko się ułoży po
mojej myśli. Tak dla odmiany.
Ale wtedy przypomniałam sobie o Michaelu. Który, mówiąc przy okazji, nie
zadzwonił do mnie dzisiaj ani nie przysłał mi żadnego SMS - a, żeby mi życzyć powodzenia
w debacie, zapytać, jak mi idzie czy cokolwiek. Nie rozmawiałam z nim od czasu tej całej
rozmowy o Robieniu Tego.
I muszę się przyznać, że tamta rozmowa nie poszła tak dobrze, jak bym sobie życzyła.
Ale co tam. Można by się spodziewać, że zadzwoni. Nawet jeśli, no wiecie, jestem
osobą, która nie odpowiedziała na JEGO telefony czy maile.
Borys gra na skrzypcach Boże chroń królową na moją cześć. Powiedziałam mu, że na
to chyba trochę za wcześnie. Głosy zebrane w czasie lunchu są nadal przeliczane. Dyrektor
Gupta ogłosi wyniki przez radiowęzeł dopiero na ostatniej lekcji.
Lilly przed chwilą powiedziała do mnie bardzo cicho:
- A potem, kiedy już wygrasz, w przyszłym tygodniu sama będziesz mogła złożyć
oświadczenie. No wiesz, że składasz rezygnację i przekazujesz stanowisko mnie.
Hm, czy to nie zabawne? Bo do tej chwili jakoś zupełnie zapomniałam o tej części
naszego planu.
Poniedziałek, 7 września,
wychowanie obywatelskie
Pani Holland pogratulowała mi dzisiejszej mowy i powiedziała, że była ze mnie
dumna. DUMNA! ZE MNIE!!! Nauczycielka jest dumna ze mnie!!!
ZE MNIE!!!!!
Poniedziałek, 7 września, geografia
Kenny właśnie powiedział mi strasznie dziwną rzecz. Tak mu się to nagle wyrwało,
kiedy rysowaliśmy diagramy pasów radiacji Van Allena.
- Mia - powiedział. - Chcę ci coś powiedzieć. Pamiętasz moją dziewczynę, Heather?
- Taa - odpowiedziałam niechętnie, bo myślałam, że szykuje się, żeby mi opowiedzieć
kolejną długą i nudną historię o gimnastycznych wyczynach Heather.
- No cóż... - Kenny zaczerwienił się jak pas radiacyjny, który właśnie kolorowałam. -
Ja ją wymyśliłem.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tak, tak właśnie. Przez ostatnie pięć dni Kenny opowiadał mi ZMYŚLONE historie o
swojej ZMYŚLONEJ dziewczynie, Heather. Dziewczynie, która, muszę to przyznać,
wydawała mi się zagrożeniem! Bo była taka idealna! No bo pomyślcie, blondynka. I
wysportowana. I dostaje same piątki?
W sumie teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, powinnam się cieszyć, że ta Heather
okazała się zmyśleniem. Mówiąc prawdę, w porównaniu z nią zaczynałam się czuć niewiele
warta.
Ale nieważne. Popatrzyłam na niego po prostu i powiedziałam:
- Kenny, dlaczego to robiłeś?
A on odparł z bardzo zawstydzoną miną:
- Po prostu nie mogłem tego znieść, wiesz? Że wiedziesz sobie to cudowne życie
księżniczki, z Michaelem, tym swoim idealnym chłopakiem księżniczki. To... Sam nie wiem.
Po prostu było mi to trudno znieść.
Taa. Jasne. Moje idealne życie. Moje cudowne życie księżniczki, z Michaelem, moim
idealnym chłopakiem księżniczki. Pozwól, że coś ci powiem, Kenny. Chcesz wiedzieć, jak
DALEKIE od ideału jest moje idealne życie księżniczki? Mój idealny książęcy chłopak
właśnie szykuje się, żeby mnie rzucić, bo nie chcę Tego Robić. Jak ci się podoba taki ideał,
Kenny?
Tyle że, oczywiście, nie mogłam tak powiedzieć. Bo Kenny'emu nic do tego. I poza
tym, ja nie bardzo chcę, żeby po szkole się rozniosło o tym, że Michael chce To Robić. Dzięki
wielu filmom opartym na - jakkolwiek luźno - mojej biografii, które można sobie wszędzie
pooglądać, wystarczająco wielu ludzi już myśli, że wiedzą o mnie wszystko, co trzeba o mnie
wiedzieć. Nie mam zamiaru wypuszczać w świat żadnych DALSZYCH informacji.
Ale nieważne. Po prostu zapewniłam Kenny'ego, że moje życie nie jest takie idealne,
jak jemu się może wydawać. Ze, w gruncie rzeczy, mam MNÓSTWO problemów, a wśród
nich fakt, że jestem dzieciolizem i o mały włos nie doprowadziłam do wyrzucenia mojego
księstwa z Unii Europejskiej.
Dziwne, ale jego ta informacja chyba bardzo pocieszyła. Na tyle, że w sumie trochę
mnie to rozzłościło.
O nie. Właśnie zaskrzeczał głośnik w klasie. Dyrektor Gupta poda wyniki dzisiejszego
głosowania.
O Boże. O Boże. O Boże.
Oto one:
Lana Weinberger: trzysta pięćdziesiąt dziewięć głosów.
Mia Thermopolis: sześćset czterdzieści jeden głosów.
O mój Boże.
O MÓJ BOŻE.
JESTEM NOWĄ PRZEWODNICZĄCĄ SAMORZĄDU SZKOLNEGO LICEUM
IMIENIA ALBERTA EINSTEINA.
Poniedziałek, 7 września, 17.00,
Ray's Pizza
Dobra. To wszystko było... po prostu niesamowite.
Nawet nie wiem, jak inaczej to opisać. Nadal jestem totalnie i kompletnie
oszołomiona. Nadal. A minęły dwie godziny, odkąd dyrektor Gupta ogłosiła mnie
zwyciężczynią. A ja od tego czasu zjadłam już pół zwykłej pizzy z serem i wypiłam trzy cole.
I NADAL jestem w szoku.
Może to nawet nie wygrana w wyborach, ale to co zdarzyło się po tym, jak się
dowiedziałam, że je wygrałam. A było tego...
.. .w sumie DUŻO.
Po pierwsze, wszyscy w klasie, włącznie z Kennym, zaczęli skakać po całej sali,
gratulując mi i pytając, czy mogłabym może poprosić zarząd szkoły, żeby kupili do pracowni
biologicznej zestaw do elektroforezy, coś o co daremnie lobbowali u poprzedniej
przewodniczącej.
I, zupełnie nie wiadomo kiedy, pojęłam, jaki ciężar odpowiedzialności będę dźwigać
jako przewodnicząca.
I...
Spodobało mi się to.
Wiem, WIEM.
Tak jakby nie wystarczyło, że jestem:
• księżniczką Genowii,
• siostrą bezbronnego niemowlęcia, którego rodzicom brakuje trochę rodzicielskich
cech, jeśli wiecie, co chcę przez to powiedzieć,
• początkującą pisarką, która nadal musi zaliczyć w tym roku kurs geometrii dla klas
drugich,
• nastolatką, ze wszystkim co z tego wynika, na przykład wahaniami nastroju, brakiem
poczucia bezpieczeństwa i okazjonalnymi odpałami,
• osobą zakochaną w studencie.
A teraz do tego wszystkiego dochodzi jeszcze pełnienie roli przewodniczącej
samorządu szkolnego???
Ale... no cóż. Tak.
Tak, tak jest. Bo wiecie co? Wygrana w wyborach przeciwko Lanie totalnie mnie
NAKRĘCIŁA.
Ale nieważne. To była tylko PIERWSZA rzecz, która się zdarzyła.
Następną rzeczą był dzwonek i kiedy szłam do swojej szafki - powoli... bardzo
powoli, bo wszyscy mnie zatrzymywali, żeby mi pogratulować - wpadłam na Lilly, która
skoczyła mi w ramiona (chociaż jestem o wiele od niej wyższa, to ona nadal waży więcej niż
ja. Ma szczęście, że jej nie upuściłam. Ale chyba miałam jakiś skok adrenaliny, jak wtedy,
kiedy dziecko ci utkwi pod samochodem albo kiedy wygrasz w wyborach na
przewodniczącego samorządu swojej szkoły czy coś, ponieważ zdołałam ją utrzymać, dopóki
sama ze mnie nie zeszła).
W każdym razie Lilly wołała:
- UDAŁO NAM SIĘ!!! UDAŁO NAM SIĘ!!!!
I wtedy Tina i Borys, i Shameeka, i Ling Su, i Perin zaczęli podskakiwać razem z
nami. A potem wszyscy ruszyliśmy do mojej szafki, śpiewając: We Are the Champions.
I kiedy wszyscy inni radośnie śpiewali, a ja ustawiałam kombinację do szyfrowego
zamka szafki, zauważyłam, że przy sąsiedniej szafce dzieje się coś dziwnego. I że stoi tam
Ramon Riveras, pilnowany przez dyrektor Guptę i - wyobraźcie sobie - TATĘ Lany
Weinberger, i wyjmuje wszystko - i mówię serio, że WSZYSTKO - ze swojej szafki i z
przygnębioną miną ładuje to do sportowej torby.
A trochę z tyłu za nim stała Lana. Łzy płynęły jej po twarzy i tupała co chwila
gniewnie, pytając:
- Ale tato, DLACZEGO???? Dlaczego, tato, DLACZEGO???
A potem dyrektorka, Ramon, doktor Weinberger i Lana zawrócili razem do gabinetu
dyrektorki.
Ale przedtem Lana rzuciła mi przez ramię szczególnie paskudne spojrzenie i syknęła:
- Dostanę cię za to, nawet jeśli to ostatnia rzecz, jaką zrobię! Jeszcze pożałujesz!
Pomyślałam, że chce się zemścić za to, że wygrałam wybory, stając przeciwko niej.
Ale kiedy Shameeka powiedziała:
- Hej, a dokąd oni zabierają Ramona?
Lilly uśmiechnęła się złym uśmiechem i odparła:
- Pewnie na lotnisko.
Kiedy wszyscy zaczęliśmy się chórem dopytywać, o co chodzi, Lilly odparła:
- To moja tajna broń. Ale po twojej mowie, Mia, wiedziałam, że nie będzie nam
potrzebna. Wygląda na to, że twoja babka jednak dała cynk Weinbergerom, chociaż nie
musiała tego robić. Muszę jedno przyznać Clarissie. Ta dama jest osobą, którą lepiej mieć po
swojej stronie.
Ponieważ niczego mi to w zasadzie nie wyjaśniało, zapytałam Lilly, o czym ona tak
właściwie mówi. I okazało się, że tego dnia na meczu piłki nożnej, kiedy Lilly siedziała za
rodzicami Trishy, totalnie podsłuchała ich rozmowę, i okazało się, że Ramon to oszust!
Tak! On już skończył szkołę średnią! Skończył w zeszłym roku, w swojej rodzinnej
Brazylii, gdzie szkolną drużynę doprowadził do tytułu mistrza kraju! Doktor Weinberger i
parę osób z zarządu wpadli na świetny pomysł, żeby mu ZAPŁACIĆ za to, że przyjedzie do
naszego kraju i zapisze się do LiAE, żebyśmy na odmianę mieli szansę wygrania paru
meczów.
Lilly i Grandmère zamierzały wykorzystać tę informację, żeby obsmarować Lanę, w
razie gdyby się miało okazać, że po debacie ma szansę na wygraną.
Ale moje wyciągnięcie jako argumentu Czarodziejki z Księżyca i cytatu z Johna
Locke'a przekonało je, że wybory mam w kieszeni. Skończyło się więc na tym, że Grandmère
zadzwoniła do dyrektor Gupty, żeby jej opowiedzieć o Ramonie, dopiero PO ogłoszeniu
wyników wyborów.
Muszę przyznać, że ta informacja pozwoliła mi ujrzeć Lilly w zupełnie nowym
świetle. Jasne, zawsze wiedziałam, że Lilly jest zdolna do pewnych podstępów. I nie mówię,
że Weinbergerowie mieli prawo w taki sposób wykorzystać biednego Ramona ani ogłupiać
pozostałych członków zarządu.
No tak... ale, Jezu! W razie jakiegoś konfliktu wolałabym być po stronie Lilly - nie
mówiąc już o Grandmère.
Lilly stała tam z bardzo zadowoloną miną, a wszyscy poklepywali ją po plecach i
mówili, jak świetnie to wymyśliła.
No i moim zdaniem to było niezłe, jeśli się zgodzicie - jak ja się zdecydowanie
zgadzam - że wszystko, co doprowadza Lanę do płaczu, jest dobre.
- No więc... - powiedziała Lilly, kiedy zabrałam już swoje rzeczy i stałam tam, gotowa
do wyjścia - skoro Clarissa dała ci wolny dzień od książęcego piekła, chcesz iść i uczcić
NASZE zwycięstwo?
Położyła bardzo wyraźny nacisk na słowo NASZE. Tylko kretyn by nie zauważył.
Dotarło do mnie.
I poczułam, że ściska mi się żołądek.
- Hm - powiedziałam. - Taa, Lilly. Wiesz, w tej sprawie... Bo coś się stało, kiedy
dzisiaj wygłaszałam tę mowę...
- Ty chcesz MNIE mówić, że coś się stało? - powiedziała Lilly, klepiąc mnie po
plecach. - Zdobyłaś punkt dla niepopularnych dzieciaków całego świata, to się właśnie stało,
kiedy wygłaszałaś tę mowę.
- Taa - powiedziałam. - Wiem. Tylko sama nie wiem, co teraz myśleć. No bo, Lilly, nie
wydaje ci się, że nasz plan jest nie w porządku? Ci ludzie głosowali NA MNIE. JA jestem tą
osobą, po której spodziewają się...
Zobaczyłam, że oczy Lilly rozszerzają się, bo dostrzegła coś za moimi plecami.
- A co ON tutaj robi? - chciała wiedzieć. A potem, do tego kogoś, kto tam stał,
powiedziała: - W razie gdybyś zapomniał, SKOŃCZYŁEŚ już szkołę.
Coś mnie ścisnęło za serce przy tych słowach. Bo wiedziałam - po prostu
WIEDZIAŁAM - do kogo ona to mówi.
Do OSTATNIEJ osoby, którą chciałabym w tej chwili oglądać.
A może do JEDYNEJ osoby, którą chciałabym w tej chwili zobaczyć.
Wszystko zależnie od tego, co on ma mi do powiedzenia.
Powoli się odwróciłam.
A tam stał Michael.
Chyba zabrzmi to bardzo dramatycznie, kiedy powiem, że wydawało mi się, że cały
korytarz zniknął i że stoimy tam tylko ja i Michael, po prostu na siebie patrząc.
Gdybym o tym napisała w jakimś wypracowaniu, pani Martinez na pewno dopisałaby
nad tym BANAŁ albo coś takiego.
Tyle że to NIE BYŁ banał. Bo to naprawdę tak wyglądało. Nie istniał nikt inny na
całym świecie, tylko ja i on.
- Musimy porozmawiać - powiedział do mnie Michael. Żadnego „Cześć”. Żadnego
„Czemu nie zadzwoniłaś?” albo „Gdzie się podziewałaś?” I z pewnością żadnego pocałunku.
Tylko „Musimy porozmawiać”.
I te cztery słowa wystarczyły, żeby serce mi się skurczyło i wyschło jak serce świętej
Amelii.
- Dobrze - powiedziałam, chociaż w ustach kompletnie mi zaschło.
I wtedy on się odwrócił, a ja poszłam za nim do wyjścia, rzucając ostrzegawcze
spojrzenie przez ramię - dając Larsowi znać, że ma się trzymać ode mnie Z DALEKA, a Lilly,
że żadnej imprezy nie będzie.
A przynajmniej jeszcze nie teraz.
Lars zachował się jak profesjonalista, którym przecież jest. Ale słyszałam, że Lilly
wrzeszczy:
- Dobra! Idź ze swoim CHŁOPAKIEM! Nic mnie to nie obchodzi!
Ale Lilly nie wiedziała. Lilly nie wiedziała, jak małe i ściśnięte zrobiło się nagle moje
serce. Lilly nie wiedziała, że podejrzewałam, że moje życie - moje idealne życie księżniczki -
miało się właśnie rozpaść na pięćdziesiąt milionów kawałków. Ten superwulkan w
Yellowstone? Taa, kiedy wreszcie wybuchnie, to będzie NIC w porównaniu.
Zeszłam za Michaelem po schodach przed szkołą - pod czujnym okiem kamer - i
minęłam tłum tłoczący się przy Joem. Przeszłam za Michaelem dwie przecznice, a żadne z
nas nie powiedziało ani słowa. Ja na pewno nie miałam zamiaru odzywać się pierwsza.
Bo wszystko się teraz zmieniło. Jeśli miał zamiar zerwać ze mną, bo nie chcę Tego
Robić - no cóż, hic mnie to nie obchodziło.
Och, OBCHODZIŁO, oczywiście. Serce JUŻ mi pękało, a on powiedział tylko
„Musimy porozmawiać”.
Ale wiecie co? Jestem księżniczką Genowii. Jestem nowo wybraną przewodniczącą
samorządu szkolnego LiAE.
I NIKT - nawet Michael - nie będzie mi mówił, kiedy mam To Zrobić.
Wreszcie doszliśmy tutaj - do Ray's Pizza. Miejsce było wyludnione, bo lekcje
skończyły się na tyle niedawno, że ludzie jeszcze nie zdążyli go zapełnić, a poza tym było już
jakiś czas po lunchu, a sporo przed porą obiadową.
Michael wskazał jeden z boksów i zapytał:
- Chcesz pizzę?
„Musimy porozmawiać”.
„Chcesz pizzę?”
To wszystko, co do mnie powiedział do tej pory.
- Tak - odpowiedziałam. A ponieważ w ustach mi zaschło jak na pustyni, dodałam: - I
colę.
Podszedł do baru i zamówił jedno i drugie. A potem wrócił do boksu, wsunął się na
miejsce naprzeciwko mnie i powiedział:
- Widziałem debatę.
Nie TYCH słów się od niego spodziewałam.
To było do tego stopnia NIE TO, co spodziewałam się od niego usłyszeć, że szczęka
mi opadła. Przypomniałam sobie o tym, żeby zamknąć usta, dopiero kiedy poczułam na
języku chłodne, pachnące pizzą powietrze i zdałam sobie sprawę, że oddycham przez usta,
zupełnie jak Borys.
Zamknęłam usta. A potem zapytałam:
- Byłeś tam?
I NIE PODSZEDŁEŚ DO MNIE, ŻEBY SIĘ PRZYWITAĆ??????? Tylko że tego nie
powiedziałam na głos.
Michael pokręcił głową.
- Nie - powiedział. - Oglądałem w CNN.
- Och - westchnęłam. Poważnie, kto inny poza mną doczekałby się tego, że jego
szkolna debata będzie transmitowana przez CNN?
I kto inny poza MOIM CHŁOPAKIEM akurat włączyłby ten program?
- Podobało mi się to, co powiedziałaś o Czarodziejce z Księżyca - powiedział.
- NAPRAWDĘ? - Nie wiem czemu głos miałam taki piskliwy.
- Taa. A ten cytat z Johna Locke'a? Powalał na kolana. Wzięłaś to z lekcji wychowania
obywatelskiego u Holland?
Pokiwałam głową, niezdolna przemówić. Byłam taka zaskoczona, że to wiedział.
- Taa - mruknął. - Ona jest niezła. No więc... - Oparł ramię na ściance boksu. - Jesteś
nową przewodniczącą samorządu LiAE.
Splotłam ręce na blacie stołu, mając nadzieję, że on nie zauważy, jak sobie
zniszczyłam paznokcie, odkąd ostatni raz go widziałam. Zniszczenia, które spowodowało
niemal wyłącznie zdenerwowanie NIM.
- Na to wygląda - powiedziałam.
- Myślałem, że to Lilly chce zostać przewodniczącą - powiedział Michael. - Nie ty.
- Bo chce - odparłam. - Ale teraz... No cóż, ja nie bardzo chciałabym z tego
rezygnować.
Michael uniósł brwi. A potem cicho gwizdnął.
- Nieźle! - powiedział. - Masz coś przeciwko, żebym trzymał się z daleka, kiedy
będziesz jej to wyjaśniać?
- Nie - powiedziałam. - Nie ma sprawy.
A potem zamarłam. Zaraz... Jeśli on chce nie być pod ręką, kiedy ja będę wyjaśniała
Lilly, że nie mam zamiaru rezygnować z funkcji przewodniczącej, to czy to znaczy, że...
To musi znaczyć, że...
Nagle moje biedne, skurczone serce zaczęło wykazywać jakieś oznaki życia.
- Pizza czeka - powiedział facet za kontuarem.
Michael wstał i poszedł przynieść pizzę i nasze trzy cole - jedną wziął też dla Larsa,
który siedział przy stoliku w drugim końcu restauracji, gapiąc się w telewizor i udając, że
bardzo go interesuje Dr Phil.
Nie wiedziałam, co jeszcze mam zrobić. No więc wzięłam kawałek pizzy, położyłam
go na papierowym talerzyku i zaniosłam Larsowi, razem z jego colą. To nie żarty - musieć się
przez cały czas troszczyć o swojego ochroniarza.
A potem wróciłam, usiadłam i wzięłam sobie na talerzyk własny kawałek pizzy i
uważnie posypałam go płatkami czerwonej papryki.
Michael, swoim zwyczajem, wziął kawałek - i nie bacząc na to, że jest jeszcze bardzo
gorący - zwinął go na pół i ugryzł duży kęs.
Jego dłonie, kiedy to robił, wyglądały na przerażająco... duże. Dlaczego nigdy
przedtem tego nie zauważyłam? JAK DUŻE są dłonie Michaela?
A potem, kiedy już przełknął, powiedział:
- Posłuchaj. Nie chcę się o to kłócić.
Spojrzałam na niego dość szybko, bo do tej pory gapiłam się na jego ręce. Nie bardzo
wiedziałam, co ma na myśli, mówiąc „o to”. Chodziło mu o Lilly i przewodniczącą
samorządu? Czy chodziło mu o...
- Ja chcę tylko wiedzieć - powiedział takim trochę zmęczonym tonem - czy ty
KIEDYKOLWIEK będziesz chciała To Robić?
Okej. Czyli nie Lilly i przewodnicząca samorządu.
Omal się nie zakrztusiłam kawałkiem pizzy, który miałam w ustach, i musiałam go
popić chyba litrem coli, zanim zdołałam powiedzieć:
- OCZYWIŚCIE.
Ale Michael miał podejrzliwą minę.
- Przed końcem tej dziesięciolatki?
- Absolutnie - powiedziałam z większym przekonaniem, niż rzeczywiście czułam.
Ale... no wiecie. Co miałam powiedzieć? Poza tym twarz miałam tak czerwoną jak sos do
pizzy. Wiem, bo widziałam swoje odbicie w stojaku na serwetki.
- Wiedziałem, że wchodzenie w ten temat nie będzie łatwe, Mia - powiedział Michael.
- Pomijając różnicę wieku i to, że jesteś najlepszą przyjaciółką mojej siostry, jest jeszcze ten
cały aspekt roli księżniczki... To wieczne śledzenie przez paparazzich, to, że nie sposób się
nigdzie ruszyć bez ochroniarza. Człowiek mniejszego formatu mógłby się przestraszyć. Ale ja
zawsze lubiłem wyzwania. Poza tym kocham cię, więc uważam, że warto.
Omal się z miejsca nie roztopiłam. Bo powiedzcie, czy jakikolwiek facet powiedział
kiedyś coś SŁODSZEGO?
Ale on mówił dalej.
- Nie o to chodzi, że ja cię poganiam, żebyś zrobiła coś, na co nie jesteś gotową -
powiedział Michael tonem tak rzeczowym, jakby dyskutował następny ruch w szachach. Jak
chłopakom to się udaje, pytam tak przy okazji? - Ja wiem, że zajmuje ci to trochę czasu,
zanim przywykniesz do jakiejś myśli. Więc chciałbym, żebyś zaczęła się do tego
przyzwyczajać: jesteś dziewczyną, której pragnę. I pewnego dnia BĘDZIESZ moja.
Teraz moja twarz była już CZERWIEŃSZA niż sos do pizzy. A przynajmniej tak to
czułam.
- Hm - powiedziałam. - Dobrze.
Bo co MOGŁAM na to odpowiedzieć????
Zresztą nie powiem, żeby było mi nieprzyjemnie. CHCIAŁAM, żeby Michael mnie
chciał.
Tylko że, no wiecie, on to POWIEDZIAŁ w taki sposób, że to było takie jakby... Sama
nie wiem.
Seksowne.
- No więc chyba mamy tutaj jasność - powiedział Michael.
- Kryształową - powiedziałam, kiedy już odkrztusiłam.
A potem powiedział, że kiedy chodzi o to całe Robienie Tego, na razie nie będzie na
mnie napierał, ale oczekuje, raz na jakiś czas, konfrontacji naszych postaw w tej kwestii.
Zapytałam, jak często jego zdaniem powinniśmy konfrontować nasze postawy w tej
kwestii, a on powiedział, że mniej więcej raz na miesiąc, a ja - że takie konfrontacje byłoby
lepiej robić co pół roku, a wtedy on, że co dwa miesiące, a ja że co trzy, i wtedy on
powiedział:
- Umowa stoi.
Wtedy wstał i zaproponował Larsowi kolejny kawałek pizzy i wdał się w rozmowę,
którą Lars prowadził z facetem zza kontuaru na temat szans drużyny Jankesów w
tegorocznych mistrzostwach, chociaż, o ile wiem, Michael w swoim życiu nie obejrzał ani
jednego meczu bejsbola.
Ale stworzył program komputerowy, w którym można wprowadzać wszelkie możliwe
statystyki związane z drużyną, a program ci powie, jakie mają szanse pokonania innej
drużyny z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku.
Rzecz w tym, że ja go kocham. To chłopak, którego pragnę. I któregoś dnia BĘDZIE
mój.
A teraz chce wiedzieć, czy poszłabym na lody.
Odparłam:
- Ależ oczywiście.
Podziękowania
Serdecznie dziękuję Beth Ader, Jennifer Brown, Barb Cabot, Laurze Langlie, Abigail
McAden i przede wszystkim Benjaminowi Egnatzowi.