116 Carey Suzanne Spadkobiercy

background image

Suzanne Carey

Spadkobiercy

background image

Rozdział 1


Dzień był bardzo piękny. A jednak ani błękit nieba, ani rzadkie o tej porze roku

ciepło nie rozwiały ogarniającego Hattie Lawford niepokoju. Właściwie zawsze się
tak czuła, gdy miała rozpocząć pracę nad nowym projektem. A może nie chodzi o
strach przed nowym zadaniem? – przemknęło jej przez myśl. Może jestem
obieżyświatem, który szuka domu?

Już z mostu nad rzeką Ashley, który dopiero co minęła, widać było stare domy

Charlestonu. Jasne i lekkie, sprawiały wrażenie mniejszych, niż zachowały się w
jej pamięci z okresu, gdy mieszkał tu jej ojciec. Od tej pory minęło jednak wiele
lat.

Dla kogoś, kto jak ona przybywał z tętniącej życiem Florydy, gdzie wszystko

ulegało ciągłym zmianom, te domy, których spora część pochodziła z osiemnastego
wieku, stanowiły niewiarygodne zjawisko. Fakt, iż wciąż tu stały i tworzyły
scenerię życia codziennego, był dla Hattie cudem trwałości.

Wiele mieszkających tu rodzin szczyci się historią równie dawną jak ich domy,

ostrzegał Charley Daniels, szef Hattie, kiedy rozmawiała z nim w biurze w St.
Petersburgu.

– Dziś w Charlestonie wiele się zmienia – wyjaśniał. – Ale nie wszystkim

starym rodzinom się to podoba. Uważają, że najważniejszą sprawą jest ocalenie
własności i tradycji dla następnych pokoleń. Taka postawa jest typowa dla ludzi
takich jak Summerfieldowie... Ashe nazwał ich „braminami z Głębokiego
Południa”.

Paul Ashe sam był charlestończykiem i członkiem rodziny Summerfieldów.
– To po co właściwie mam tam jechać? – spytała. – Dlaczego myślisz, że w

ogóle zechcą słuchać moich rad, jak najlepiej przekształcić ich rodzinną plantację
w kompleks wypoczynkowy? Nawet jeżeli rzeczywiście jest to dla nich najlepsze
rozwiązanie.

– Jedziesz tam, bo takie ci dałem zadanie, moja droga – uśmiechnął się

nieznacznie. – I dlatego, że spodobało mi się to, co usłyszałem od Ashe’a. Pewnie
masz zresztą rację, ale gdyby udało nam się ubić interes z Summerfieldami... –
przerwał, jego spojrzenie rozjaśniło się. – Shadows to skarb, nawet jeśli będziemy
musieli włożyć okrągły milion w remont domu. Otrzymanie tego zlecenia dodałoby
nam chwały.

Hattie wiedziała, że gdyby udało im się zdobyć prawo przebudowy posiadłości

background image

Summerfieldów, standard, jaki osiągnęłoby to miejsce, nie miałby sobie równych.
Stara konstrukcja harmonijnie połączyłaby się z nową i historyczne miejsce
ożyłoby.

A jednak, zagłębiając się w labirynt wąskich uliczek zabudowanych uroczymi

willami, Hattie nie była pewna, czy chce, aby jej misja się powiodła. Gdyby któryś
z tych domów należał do mnie, myślała, zatrzymałabym go za wszelką cenę...
zwłaszcza gdyby był własnością rodziny od pokoleń. Wyobrażała sobie, jakiej
mocy nabierały podobne odczucia w przypadku plantacji – jak wielkie poczucie
więzi z historią i miłość do ziemi musieli odczuwać ich właściciele.

Parkując obok ogrodów White Point naprzeciwko hotelu, zaczęła rozmyślać o

rodzinie Summerfieldów. Paul Ashe, który parę tygodni wcześniej przyjechał na
Florydę, aby zaproponować Charleyowi pracę nad projektem, był jedynym, jak
dotąd, członkiem rodziny, którego poznała. Razem ze swym kuzynem Jayem,
trzydziestoośmioletnim

pośrednikiem

w

sprzedaży

nieruchomości

i

sześćdziesięciotrzyletnią ciotką Sarą Summerfield Ra wis, był spadkobiercą
właścicielki Shadows. Mariah Ashe, młodsza siostra Paula, również uczestniczyła
w spadku, ale jedynie Jay miał prawo do mieszkania w posiadłości.

Podobnie jak Hattie, Paul Ashe był architektem. Trzydziestokilkuletni, średniej

budowy, miał lekko siwiejące ciemne włosy, wyraźne rysy i w sumie sprawiał
sympatyczne wrażenie. Hattie nie mogła jednak nabrać do niego przekonania. Nie
zjednał jej usilnym pragnieniem dysponowania rodzinnym majątkiem jeszcze przed
ś

miercią swej babki. Frances Summerfield bowiem wciąż żyła, chociaż

prawdopodobnie niedługo już miała walczyć z rakiem.

Ś

wiadom sytuacji, Charley prosił Hattie, aby działała ostrożnie, mając wzgląd

na uczucia poszczególnych członków rodziny. Takie uwagi nie były jej potrzebne.
Tym, co najbardziej podobało jej się w firmie prowadzonej przez Charleya, była
stosowana przez niego żelazna zasada: nie rozpoczynał on żadnych prac, dopóki
wszystkie zainteresowane osoby nie czuły się zadowolone z projektu.

Sytuacja Summerfieldów była jednak wyjątkowo skomplikowana. Szalone

przywiązanie, jakim Frances Summerfield darzyła rodzinną siedzibę, nie dawało jej
jednak prawa do zakazania sprzedaży majątku po swojej śmierci. Ale zrobiła
wszystko, aby tę sprzedaż utrudnić.

Gdyby majątek pozostał w rodzinie, Jay Summerfield, najstarszy spadkobierca,

otrzymałby dożywotnie prawo rezydenta. Gdyby jednak zdecydowano się na
sprzedaż, Jay musiałby się podzielić zyskiem z Sarah Rawls, Mariah i Paulem.

Pani Rawls była wygodnie urządzona, a rodzina oczekiwała, że poślubi

background image

owdowiałego sędziego, który dotrzymywał jej towarzystwa. Nie potrzebowała
pieniędzy i prawdopodobnie podporządkowałaby się woli matki odnośnie
Shadows. Mogła jednak zostać przekonana, że sprzedaż leży w interesie plantacji;
Resorts America było w stanie przywrócić jej dawną świetność.

Siostra Paula, Mariah, nie osiągnęła jeszcze pełnoletności i nad jej majątkiem

sprawował nadzór brat. Prawdziwy problem stanowił Jay Summerfield; w
przypadku sprzedaży Shadows, on straciłby najwięcej.

Paul nieznacznie wzruszył ramionami, gdy Charley poruszył sprawę pozycji

Jaya.

– Nie mam pojęcia, jak on się zachowa. Nie jesteśmy... w bliskich stosunkach.

Jay to zagorzały konserwatysta, który zezwoli na zmiany tylko wobec braku realnej
alternatywy. Sądzi, że Bóg stworzył Shadows, a dopiero później resztę świata. Ale
kto wie? Jest prezesem zarządu Komitetu Odnowy Historycznej i nieraz
podejmował dość liberalne decyzje.

Nie w tym przypadku, o ile instynkt mnie nie myli, pomyślała Hattie, dźwigając

bagaże do hotelu. Postara się jednak spełnić polecenia Charleya. Po południu
spotka się z Paulem, a rano zwiedzi plantację. Za kilka dni telefonicznie przekaże
uwagi Charleyowi. Pragnęła przekonać go jednak, że gdyby zdecydował się
przyjąć projekt, rozmowy z rodziną powinien podjąć dopiero po śmierci Frances.

Hattie szybko rozpakowała się i stanęła przed lustrem, by poprawić makijaż.

Energicznie rozczesała kręcone, rozjaśnione słońcem włosy i spięła je w luźny
węzeł. Opalona słońcem Florydy twarz nie wymagała różu, Hattie wytuszowała
wiec tylko rzęsy okalające duże, zielone oczy i musnęła szminką wargi o lekko
opadających kącikach.

Daleko mi do piękności, pomyślała. Wyglądam wciąż dziecinnie, mimo

dwudziestu dziewięciu lat.

Wiatr rozwiewał włosy Hattie, gdy jechała wzdłuż East Battery, opuściwszy

dach swego mustanga. Zgodnie ze wskazówkami Paula skręciła w lewo na stary
rynek, który zdawał ciągnąć się przez kilka przecznic. Towary i sprzedawcy
znajdowali cień pod stiukowymi łukami.

Zdołała znaleźć miejsce naprzeciw Henry’ego, znanej charlestońskiej

restauracji. Paul czekał już w barze. Na jej widok poderwał się z miejsca.

– Mam nadzieję, że miała pani dobrą podróż. Czego się pani napije?
Hattie zdecydowała się na gin z tonikiem. Obserwowała Paula, gdy składał

zamówienie i po raz kolejny ogarnęła ją myśl, że Paul niemal odpowiada jej
ideałowi mężczyzny. Bogu dzięki za to „niemal”, pomyślała, patrząc na złotą

background image

obrączkę na jego lewej dłoni. Nie zniosłabym myśli, że mężczyzna moich marzeń
jest już żonaty.

Nietrudno było zauważyć, że on też uważał ją za atrakcyjną dziewczynę.

Spojrzał na nią ciepło, zapalając papierosa i Hattie zaczęła się zastanawiać, czy
Paul zamierza ją poderwać.

– Jak się czuje pana babcia? – spytała. – Rozmawiał pan już z rodziną o

projekcie?

– Najpierw drugie pytanie – uśmiechnął się. – Przygotowałem grunt w

rozmowie z ciocią Sulky, jak ją nazywamy, ale nie poruszyłem jeszcze sprawy
naszego projektu. Nie chcę o niczym mówić Jayowi, dopóki nie obejrzy pani
plantacji. Co do babci, koniec może nastąpić w każdej chwili. Niech pani nie myśli,
ż

e jestem gruboskórny, ale to będzie dla niej najlepsze.

Nawet jeśli jest zgryźliwą, starą kobietą, troszczę się przecież o jej dobro.
Czy moja dezaprobata była aż tak widoczna?
– pomyślała Hattie .
– Nie mam co do tego wątpliwości – odpowiedziała.
– I zgadzam się, że na razie lepiej jest trzymać nasz projekt w tajemnicy. Dużo

myślałam o pańskim kuzynie. Z tego, co mówił pan w St. Petersburgu, wnioskuję,
ż

e może on przeszkodzić w realizacji naszych planów. Czy mogłabym coś więcej o

nim usłyszeć?

– Proszę bardzo. – Paul wzruszył ramionami. – Co chciałaby pani wiedzieć?
– Stan cywilny – odparła bez wahania. – Czy ma dzieci, które będą po nim

dziedziczyć. Osobowość... czego można się spodziewać w kontaktach z nim.

– Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to Jay jest kawalerem. Typ samotnika. O ile

wiem, jedyną kobietą, której zaproponował małżeństwo, była moja żona.

Hattie spojrzała na niego ze zdumieniem. Nie umknęła jej uwagi duma Paula

związana z faktem, iż zdobył kobietę, o której względy zabiegał także jego kuzyn.

Paul obserwował ją, jakby był ciekaw reakcji, jaką wywołała ostatnia

wiadomość. Może spodziewał się, że Hattie zechce drążyć temat stosunków
rodzinnych. To jednak nie nastąpiło.

– Nie odpowiedział pan na moje kolejne pytanie – przypomniała. – Jaki jest

pański kuzyn? Spokojny? Rozsądny? Czy on w ogóle będzie chciał nas wysłuchać?

– Na wszystkie te pytania mogę odpowiedzieć: tak. Gdybym nie widział

możliwości przekonania go o celowości naszych planów, nie zaczynałbym całej
sprawy. Jeśli chodzi o Jaya, najważniejszą rzeczą, jaką trzeba sobie uświadomić, to
fakt, że jest on arystokratą... poczynając od jaguara, a kończąc na kucykach do gry

background image

w polo, które hoduje. Bardzo poważnie traktuje tradycję. Jest przekonany, że stare
rezydencje powinny pozostać w rękach odwiecznych właścicieli. I tylko
ś

wiadomość, że jedynym ratunkiem dla domu może być taka firma jak Resorts

America, sprawia, że ewentualnie rozważy sprzedaż Shadows.

Hattie nie odzywała się, analizując portret naszkicowany przez Paula. Coraz

bardziej intrygowała ją perspektywa spotkania z owym kuzynem.

– Jak pan wie – spojrzała w końcu na Paula i swobodnie zmieniła temat –

zdecydowaliśmy się przeprowadzić własną wycenę posiadłości. Chciałabym
obejrzeć majątek już jutro. Wspominał pan, że mogę otrzymać klucze od furtki i
głównego budynku.

– Tak, pożyczę pani mój komplet. Ale myślałem, że zwiedzimy Shadows razem

i omówimy projekt utworzenia kompleksu wypoczynkowego i centrum
konferencyjnego. Chciałbym też usłyszeć pani zdanie na temat przekształcenia
rezydencji w klub.

Słuchając Paula Hattie wychwyciła entuzjazm i szczerość brzmiące w jego

głosie. Zaskoczyło ją to, ponieważ do tej pory zdawał się kierować jedynie
względami finansowymi, a teraz odniosła wrażenie, że zależy mu też na jak
najlepszym wykorzystaniu rodowej siedziby. Jednak wstępną ocenę wolała
przeprowadzić samotnie.

– Oczywiście oglądałam pańskie plany i uważam, że są ciekawe i twórcze –

powiedziała. – Zazwyczaj jednak na pierwszy rekonesans idę sama. Będziemy
mieli jeszcze mnóstwo okazji do dyskusji.

– Jak pani sobie życzy. – Paul podał jej klucze.
– Lorelei, moja żona, miała nadzieję gościć panią dziś na kolacji. Niestety,

zadzwoniła do mnie przed godziną z wiadomością, że zebranie zarządu przeciągnie
się do późna. Może zjedlibyśmy więc kolację tutaj we dwoje?

Hattie zdawała sobie sprawę, że zaproszenie Paula mogło stanowić pierwszy

krok „ku ich lepszemu poznaniu” albo wynikało z chęci kontynuowania dyskusji o
warunkach sprzedaży posiadłości. Mogło też wypływać ze zwykłej życzliwości.
Właściwie powód nie był istotny. Hattie nie cierpiała jeść samotnie w nowych
miejscach. Zjedli więc razem kolację, później jednak Hattie kategorycznie
oświadczyła, że chce wracać do siebie.

– Mam za sobą długą drogę – powiedziała tłumiąc ziewanie. – A chcę pojechać

na plantację wcześnie rano.

– Dobrze, Hattie – powiedział ze śmiechem, zamykając za nią drzwi

samochodu. – Rób, jak chcesz. Nie będę ci się narzucał, dopóki nie zobaczysz

background image

Shadows. Ale obiecaj mi jedno... że jak tam przyjedziesz, poddasz się po prostu
urokowi tego miejsca. Przez Sha– dows nie można przejechać obojętnie, nawet
jeśli się nie jest Summerfieldem...

Hattie wspomniała te słowa następnego ranka, gdy opuściła przedmieścia

Charlestonu i skręciła w Ashley River Road. Nie potrzebowała Paula ani nawet
Charleya, aby wiedzieć, że Shadows nie jest jeszcze jednym z tych uroczych
domów, które mijała. Widziała zdjęcie tego budynku w którejś z książek o
architekturze, zanim w ogóle Paul pojawił się w biurze Charleya. Zdawała sobie
sprawę, że, podobnie jak pobliski Drayton Hall, siedziba rodu Summerfieldów
stanowi jeden z najpiękniejszych przykładów palladianizmu georgiańskiego w
Ameryce.

Zastanawiała się, czy przywiązanie do rodzinnej siedziby, które Paul Ashe

mimochodem zdradził, nie było jeszcze jedną przyczyną, dla której pragnął
utworzyć tam kompleks wypoczynkowy i centrum kongresowe.

Wątpię, czy kuzyn Paula ujrzy całą sprawę w tym samym świetle, pomyślała.

Nie sądzę też, abyśmy zdołali go przekonać.

Hattie zatrzymała samochód i wysiadła, aby otworzyć bramę. Chwilę później

jechała szeroką, zaniedbaną aleją porośniętą dębami. Wokół słychać było głosy
ukrytych w gałęziach ptaków.

Hattie zwolniła, zauroczona pięknem tego miejsca. Zatrzymała się, gdy u końca

alei ukazał się dom. Jego czerwone cegły lśniły łagodnym, różowym blaskiem w
promieniach słońca. Poprzedniego dnia Hattie rozmyślała o uczuciu „przyjazdu do
domu”, ale nie sądziła, że dozna go właśnie tutaj. A jednak odniosła teraz wrażenie,
ż

e Shadows zawsze na nią czekało; ze swym urwiskiem, bagnami i szeroką,

błękitną rzeką.

Jej oko architekta rozkoszowało się elegancją detali, odnajdywało klasyczną

symetrię i równowagę konstrukcji.

A jednak wszystkie te myśli przysłoniło spontaniczne wzruszenie. Paul

uprzedził ją, że dom stoi pusty, odkąd kilka lat temu Frances Summerfield
przeniosła się do miasta. I teraz, patrząc na odsłonięte okna starego domu, Hattie
zapragnęła objąć Shadows ramionami, przywrócić je życiu, zgłębić jego historię. I
zamieszkać tu razem z ukochanym mężczyzną, podpowiedział jakiś wewnętrzny
głos.

Nie ma nikogo, kogo bym kochała, pomyślała.
W tej chwili usłyszała stuk młotka. Spostrzegła też starą półciężarówkę

zaparkowaną koło podwójnych, symetrycznych schodów, wznoszących się do

background image

głównego wejścia. Ktoś najwyraźniej przeprowadzał jakieś naprawy, pewnie na
polecenie Jaya Summerfielda, który chciał przywrócić dom do stanu używalności.
Hattie sądziła, że po śmierci babki planuje on zamieszkać tu na stałe.

Miała w portfelu wizytówkę Paula Ashe. Jeśli robotnicy będą mieli obiekcje co

do jej obecności na terenie posesji, powie im, żeby zadzwonili do Paula. Nie
przewidywała jednak trudności.

Próbując otrząsnąć się z marzeń, Hattie pieszo ruszyła w stronę domu. W tafli

niewielkiego jeziorka ujrzała odbicie budynku, tworzące całość z olbrzymim,
pewnie tysiącletnim dębem. Pomyślała nagle, że zamienić to miejsce w kompleks
wypoczynkowy i klub byłoby świętokradztwem. Zrozumiała, że jeśli chce
obiektywnie ocenić projekt przebudowy, musi zapanować nad emocjami. Wciąż
jednak stała w miejscu snując marzenia, gdy naraz nieruchomy obraz w tafli jeziora
został zakłócony. Obok niej pojawił się siwiejący mężczyzna w dżinsach i
niebieskiej, roboczej koszuli. Hattie uświadomiła sobie, że nie słychać stukania
młotka, doszła więc do wniosku, że stoi przed nią majster, ciekaw, co ona tu
właściwie robi.

– Mogę spytać, kim pani jest i co pani tu robi?
– spytał grzecznie, potwierdzając jej przypuszczenia.
Miał miły głos.
Ale kiedy odwróciła się, aby na niego spojrzeć, zrozumiała, że mężczyzna ten

na pewno nie jest robotnikiem, chociaż z pewnością umiał posługiwać się
narzędziami stolarskimi.

Mimo siwiejących włosów, gęstych i prostych, nie wyglądał na więcej niż

trzydzieści parę lat. Był dobrze zbudowany i miał gładką, jakby rzeźbioną twarz. W
kącikach piwnych oczu kryły się drobne zmarszczki zdradzające wesołe
usposobienie. Miał stanowcze, ruchliwe usta, trochę za szerokie, którym
najwyraźniej nieobca była czułość czy śmiech. Hattie odniosła wrażenie, że
emanuje z niego siła, ciepło i pewna wytworność. Czuł się prawdopodobnie równie
swobodnie w koszulach Diora, jak i w roboczym stroju, który właśnie miał na
sobie. Nie był przystojny w tradycyjnym rozumieniu, ale miał w sobie coś, czemu
nie sposób było się oprzeć.

– Ta posiadłość jest zamknięta dla zwiedzających – zauważył grzecznie, a

Hattie uchwyciła błysk rozbawienia w ciemnych oczach.

– Ja... – poczuła nagle, że się rumieni – mam klucz.
– Doprawdy? – spojrzał zdziwiony. – A kto był tak miły, że go pani użyczył?
– Jeden z właścicieli. – Zwilżyła wargi. – Pan Paul Ashe z Charlestonu.

background image

Jestem... jego współpracowniczką.

– – Rozumiem. A więc musi być pani architektem?
Przytaknęła. Kim jest ten mężczyzna, zastanawiała się. Jest dobrze wychowany,

a równocześnie ma w sobie coś władczego.

– Jako gość mojego kuzyna jest tu pani oczywiście mile widziana – odezwał się

głębokim, miękkim głosem. – Nazywam się Jay Summerfield. Z przyjemnością
oprowadzę panią i opowiem trochę o historii tego miejsca.

background image

Rozdział 2


Hattie nie odpowiadała. A więc jednak nie zwiedzi Shadows samotnie. Zamiast

Paula Ashe’a będzie miała za przewodnika jego kuzyna Jaya, tego samego Jaya,
który miał się przeciwstawić projektowi zmian.

Nie powinna się dziwić. Teraz, wiedząc już, z kim ma do czynienia, Hattie

zastanawiała się, jak mogła nie zauważyć podobieństwa między Jayem a Paulem.
Paulowi jednak brakowało tej nieokreślonej siły, którą spostrzegła u jego kuzyna.
Porównanie tych dwóch mężczyzn przypominało wychwytywanie różnic między
dziełem sztuki a imitacją. Jay Summerfield budził też zaufanie.

A jednak Hattie poczuła się niepewnie na wieść, kim jest nieznajomy. Zgodziła

się nie rozmawiać z Jayem na temat projektu, dopóki nie przeprowadzi wyceny
Shadows. Znalazła się więc w trudnym położeniu, ponieważ nie wyjawiła
charakteru swej wizyty.

Muszę mu powiedzieć prawdę, pomyślała. To nie będzie miłe.
– Nie dosłyszałem pani nazwiska – powiedział, biorąc ją pod rękę.
– To dlatego, że go panu nie podałam. – Hattie z trudem stłumiła śmiech. –

Nazywam się Harriet Lawford i pracuję dla Resorts America. Jak pan widzi, nie
jestem szpiegiem na usługach związków zawodowych.

– Informacja o jej miejscu pracy zdawała się jednak do niego nie docierać.
– Może jest więc pani toryską – zastanawiał się, patrząc na nią z uśmiechem. –

Przez Shadows przewinęli się już różni szpiedzy.

To był najwłaściwszy moment, aby powiedzieć mu, że może co prawda

niezupełnie szpiegowała, jednak nie pomyliłby się zupełnie, gdyby tak właśnie
sądził. Ale dotyk jego ramienia działał na nią tak, że nie była w stanie nic
powiedzieć.

– Mieszkałam kiedyś w Anglii – wyznała. – Sam musi pan zdecydować, czy

jestem niebezpieczną osobą, czy nie.

– Musiałbym w takim razie lepiej panią poznać – Jay roześmiał się. – Instynkt

mi podpowiada, że jest pani niebezpieczna, choć w innym sensie. W każdym razie
oprowadzę panią, ponieważ zakładam, że jest pani wielbicielką architektury
palladiańskiej.

– Przynajmniej w tej sprawie się zgadzamy – podsumowała łagodnie, dając się

prowadzić przez trawnik na tyły domu.

Powiedz mu, podpowiadał wewnętrzny głos. Może ci być potem bardzo

background image

przykro, jeśli tego nie zrobisz.

Przecież nie skłamałam. I powiem mu... dziś, zanim odjadę. Ale czuję, że

spotkałam mężczyznę, na którego czekałam od lat. I chcę jego towarzystwa,
choćby przez krótką chwilę. Potem może mnie wyrzucić. Ale... zawsze też mogę
mieć nadzieję, że poprosi, abym została.

– Pomyślałem, że może zechce pani obejrzeć Shadows od strony rzeki, zanim

wejdziemy do środka, panno Lawford. – Jay Summerfield prowadził ją po
spadzistych kamiennych stopniach do ogrodów i w stronę dwóch sztucznych jezior
otoczonych przez pola ryżowe, dziś już nie uprawiane. – Czy mogę zwracać się do
pani Harriet?

– Harriet to moja cioteczna babka, a ja jestem Hattie – odpowiedziała z

uśmiechem. – Co to za cudowny zapach, przypominający woń dojrzałych moreli?

– Herbaciane oliwki. Jedne z najstarszych krzewów w całej posiadłości.
Przystanęli bez słowa, spoglądając w górę na dom. Widzieli go takim, jakim

ukazywał się gościom przybywającym drogą wodną. Hattie, która pisała pracę
dyplomową z wczesnoamerykańskiego budownictwa, nie zaskoczył fakt, że
Shadows miało dwie równorzędne fasady; jedną zwróconą ku rzece, drugą ku
drodze. W połowie osiemnastego wieku, gdy dom został zbudowany, Ashley River
Road nie była wiele większa niż szlak indiański, a rzeka stanowiła główną arterię
komunikacyjną.

Jay Summerfield opierał lekko rękę na jej ramieniu i Hattie kątem oka

spostrzegła, że skóra jego dłoni i palców jest stwardniała, jakby sam wykonywał
wiele prac renowacyjnych. Ale zaraz potem zwróciła całą uwagę ku domowi,
chłonąc jego czar, jak radził Paul, podziwiając klasyczny kształt złamany jedynie
dwupiętrowym portykiem z doryckimi i jońskimi kolumnami. Uważnie śledziła
prosty i elegancki fronton. W porównaniu z innymi domami, jakie widziała, a które
pochodziły sprzed wojny domowej, Shadows wydawało się niemal małe.

Jay zdawał się czekać na jej reakcję.
– To byłoby trywialne powiedzieć, że jest tu pięknie – odezwała się w końcu. –

Traktując sprawę z zawodowego punktu widzenia, mogłabym wyliczyć
szczegółowo jego zalety. Ale... już to przecież słyszałeś, prawda? Może bardziej by
cię zainteresowało, co poczułam przyjeżdżając tutaj?

– Bardzo by mnie zainteresowało, panno Lawford – odpowiedział, a w jego

oczach pojawiły się iskierki.

– H a t t i e – przypomniała łagodnie. – Pewnie pomyślisz, że jestem szalona,

ale kiedy ujrzałam ten dom po raz pierwszy, zapragnęłam otoczyć go ramionami.

background image

Miałam wrażenie, że on czeka na kogoś, kto znów napełni jego wnętrze
marzeniami i śmiechem... ożywi przeszłość codziennym życiem. I przez chwilkę,
tam na drodze, zapragnęłam być tą osobą.

Hattie nie potrafiłaby określić, co wyrażało spojrzenie Jaya. Nie odezwał się

jednak.

– Widzisz? – Hattie roześmiała się. – Mówiłam, że uznasz mnie za

nienormalną.

Powoli potrząsnął głową. Stali tuż koło siebie i do Hattie doleciał nagle zapach

wody po goleniu, której Jay musiał użyć wiele godzin wcześniej. Nagle pomyślała,
ż

e mógłby ją pocałować. I chociaż tego nie uczynił, w jego przeciągłej,

charlestonskiej mowie dała się słyszeć wyraźna ciepła nuta, kiedy się w końcu
odezwał.

– Nie jesteś szalona. Nie masz pojęcia, ilu ludzi mówiło mi, zechciałoby

„naprawić” Shadows, uczynić z niego elegancki dom, nadający się do reklamy w
folderach. Lecz przeważnie nie rozumieli oni, ile takie miejsce znaczy dla
wszystkich dusz, które tu znalazły schronienie.

– Zwłaszcza dla Summerfieldów.
-Zwłaszcza. – Uśmiechnął się. – Ludzie są jedynymi zwierzętami, które nadają

romantycznego charakteru miejscom zamieszkania.

Hattie odpowiedziała uśmiechem. Podobało jej się to, co mówił i fakt, że nie

krył swych myśli. A poza tym podobał jej się on sam. Zdawała sobie jednak
sprawę, że bliższe stosunki między nimi nie mogłyby oznaczać zwykłego romansu.

Być może Jay też to rozumiał i dlatego właśnie określił ją jako „niebezpieczną”.

Niestety, przyjechała tu, aby namówić go do realizaq’i projektu, który miał na
zawsze pogrzebać jego marzenia. I dlatego trudno było jej grać rolę osoby, która je
akceptuje.

Nie, pomyślała, to nie tak. To, co powiedziałam, płynęło prosto z serca, chociaż

później Jay nigdy mi w to nie uwierzy.

Uwierzysz mi? Patrzyła na niego pytająco, mrużąc oczy w świetle słońca.

Milczenie między nimi przeciągało się.

– Ależ jesteśmy gadatliwi, Hattie – odezwał się w końcu Jay. – Chociaż żadne z

nas nie odezwało się ani słowem.

– Nie każ mi formułować pytania. Po prostu odpowiedz: tak.
Jay roześmiał się i objął Hattie jedną ręką.
– Bez względu na to, w co się pakuję?
– Właśnie dlatego.

background image

– W takim razie mówię „tak”. A teraz tylko od ciebie zależy, czy odpowiesz na

moje nie wypowiedziane pytanie.

– Co byś chciał usłyszeć: „tak” czy „nie”? – Hattie udawała, że się waha.
Jay zmarszczył lekko brwi, jak wówczas, gdy pytał, kto jej dał klucz. Skrywane

rozbawienie taiło się w kącikach ust.

– Powiedz po prostu coś pasującego do sytuacji.
– Dobrze. „Tak” do niej pasuje. Skinął lekko głową i spytał:
– Chcesz usłyszeć pytanie?
– Jeśli nie będę musiała zadać ci mojego – odparowała.
– Hmm... – Ciemne tęczówki jego brązowozłotych oczu rozszerzyły się. –

Zgodzę się na to... pod warunkiem, że obiecasz zadać je wówczas, gdy uznasz to za
stosowne.

– Raczej nie będę mogła tego uniknąć. – Poczucie winy przelotnie przytłumiło

blask jej oczu, tak, że nie zdołał nic z nich wyczytać.

– Dobrze. śałuję teraz, że nie wykorzystałem pytania do jakiegoś lepszego celu.

Zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jesteś piękną zjawą, która, jak kiedyś
wierzyłem, nawiedzała Shadows... Nazywała się Elizabeth i miała takie same
cudowne, niesforne włosy jak ty i ten sam gołębi odcień oczu.

– Zjawa? – Hattie wstrzymała oddech.
– Była żoną Aynsleya Summerfielda, który jako pierwszy z naszej rodziny

przybył w te strony i wybudował dom. Była znacznie młodsza od niego. Tak
naprawdę wcale nie nawiedza rodzinnego majątku... robi to tylko w mojej
wyobraźni. A ponieważ potwierdziłaś moje przypuszczenia, pokażę ci jej portret.
Wisi w młynie, nad moim łóżkiem. Ale najpierw chodźmy na górę i obejrzyjmy
Shadows.

Hattie bez słowa pozwoliła mu się prowadzić w stronę domu. Co to za młyn,

zastanawiała się. Czy Jay ma tam jakieś kawalerskie mieszkanie na terenie
posiadłości? Oczy mu błyszczały, gdy proponował jej obejrzenie portretu
wiszącego w sypialni. Wahała się; z jednej strony obawiała się tej wizyty, z drugiej
ciekawiła ją ta Elizabeth. Czy rzeczywiście jest do niej podobna?

ś

elazna balustrada schodów przed głównym wejściem rozgrzana była przez

wrześniowe słońce.

– Pochodzi ze Szwecji. – Jay bezbłędnie odgadł, jakim detalem domu właśnie

się zainteresowała, po czym dodał: – Tak, tak, naprawdę jesteś podobna do tej
damy z portretu.

– Skąd wiesz, że o niej myślałam? – Hattie nie potrafiła ukryć zdumienia.

background image

– Summerfieldowie zawsze byli znani z umiejętności czytania ludzkich myśli.
Tonąc w rozmyślaniach Hattie podążyła za człowiekiem, który wprowadzał ją

do starego domu o niezwykłej historii. Schody wewnętrzne, wznoszące się
prawdopodobnie do sali balowej na drugim piętrze, tworzyły idealnie wyważoną,
dwuskrzydłową konstrukcję. Prowadziły do szerokich, delikatnie rzeźbionych
drzwi, teraz jednak w bardzo złym stanie. Jay podparł je prowizorycznymi
stemplami z surowego drewna.

– Obawiam się, że te wszystkie rusztowania utrudnią ci zwiedzanie. Gdy

przyjechałaś, stawiałem właśnie kolejne.

Wskazał jej drogę do wielkiej, pustej sali, gdzie niegdyś Summerfieldowie

przyjmowali gości. Ściany były tu wyłożone boazerią i pokryte wyblakłą farbą.
Podłoga z sosnowego drewna miała brązowy, zmatowiały kolor, jakby od
dziesiątków lat nikt jej nie froterował.

Wokół kominka o wspaniałej, choć zrujnowanej fasadzie stały rusztowania, a

obok na podłodze pudło na narzędzia, magnetofon i termos. Hattie spostrzegła, że
strop nad paleniskiem był bardzo zniszczony, miejscami prześwitywały nagie
listwy. Część najwyraźniej groziła zawaleniem. Gdyby tak się stało, pomyślała,
odpadłby również gipsowy medalion umieszczony pośrodku. A jednak, mimo
wszystkich zniszczeń, pokój ten zachował dawne piękno. Światło wlewało się
przez wysokie od podłogi do sufitu okna.

– Wnętrze domu malowano ostatni raz tuż po zakończeniu wojny z Północą –

odezwał się Jay.

– Blachę z dachu przerobiono na kule dla konfederatów, a kiedy dach zaczął

przeciekać do środka, przeprowadzono trochę prac remontowych. Ale podobnie jak
większość mieszkańców Południowej Karoliny, moja rodzina była wówczas niemal
bez środków do życia. Całe pokolenia Summerfieldów żyły tu w nędzy.

– Ale to już przeszłość, prawda? – Hattie spojrzała na niego przeciągle. – Ty

jesteś biznesmenem, któremu się powiodło.

– Mój kuzyn tak ci powiedział? – Przez chwilę patrzył na nią uważnie, po czym

wzruszył ramionami.

– Tak, to chyba prawda. Ale potrzebna mi będzie prawdziwa fortuna, jeśli

kiedyś zdecyduję się przeprowadzić tu taki remont, o jakim marzę.

Hattie, której zadanie stanowiła właśnie precyzyjna wycena kosztów

potrzebnych do tego celu, wiedziała, że Jay nie przesadza. Odwróciła się
zamyślona i uchwyciła ich odbicia w wielkim, zmętniałym lustrze, oprawionym w
pozłacane ramy, które umieszczone było w drugim końcu sali.

background image

– To jedna z rzeczy, których nie wywieźliśmy, gdy kilka lat temu babcia

przeprowadziła się do miasta.

-Jay podążył za jej wzrokiem. – Jest przymocowane do ściany i nie sądzę, aby

komuś udało się je stąd ruszyć.

Stali blisko siebie, choć nie tak blisko jak wcześniej nad rzeką. Właściciele

Shadows nieraz musieli tak właśnie stać, pomyślała Hattie. Aynsley Summerfield
mówił swej młodej żonie, jak bardzo ją kocha, a potem prosił, aby podążyła za nim
po cudownych, mahoniowych schodach na górę. A ona w odpowiedzi wyciągnęła
delikatną dłoń, aby dotknąć jego posiwiałych skroni i wyszeptała, że się zgadza...

– Powiedz mi, jak tu było dawniej – poprosiła.
– Pięknie.
Jakiś specjalny, miękki ton kazał Hattie zastanowić się, czy Jay nie myślał o

tym samym.

– Niegdyś te ściany miały kolor kości słoniowej.
Pilastry malowano tak, aby przypominały marmur, a podłogę szorowano aż do

uzyskania perlistej bieli, by stanowiła odpowiednie tło dla chińskich dywanów,
które Elizabeth przywiozła z Anglii.

Hattie przymknęła oczy, próbując wyobrazić sobie wyściełane jedwabiem

kanapy i chińskie bibeloty na obramowaniu kominka. Czy potrafię żyć dalej w
zgodzie z sobą, pomyślała, jeśli zamienimy tę uroczą salę w miejsce do popijania
koktajli podczas jakichś konferencji?

– Skąd... skąd to wszystko wiesz? – spytała nagle, próbując pozbyć się

smutnych myśli. – Czy przypadkiem nie jesteś duchem Aynsleya?

Pytanie wywarło zamierzony efekt. Jay roześmiał się i Hattie, przynajmniej na

moment, poczuła się lepiej.

– Niewykluczone. Jak widzę, nie tylko Summerfieldowie potrafią czytać cudze

myśli. Ale dysponuję też bardziej namacalnym źródłem wiedzy. Przez pewien czas,
ż

yjąc tutaj, Elizabeth pisała pamiętnik. Brandon Summerfield również czyni

wzmianki na temat domu w swych listach, żaląc się na brak środków, aby
przeprowadzić remont.

– Kim był Brandon Summerfield?
– Właścicielem posiadłości podczas owych tragicznych wydarzeń.
– Masz na myśli wojnę secesyjną? – Hattie zmarszczyła brwi.
– Możesz tak to nazywać. – Jay nie przestawał się uśmiechać. – My nie

używamy tego określenia zbyt często. Jeśli unosi nas gniew z powodu zniszczenia
lub utraty rodzinnego dziedzictwa, mówimy raczej o napaści jankesów.

background image

– Postaram się uważać na dobór słów.
– Nie jesteś z Południa, prawda? Jestem tego niemal pewien. Ale nie potrafię

określić twego akcentu.

– Nic dziwnego. Obecnie mieszkam na Florydzie, więc jak sądzę, czyni mnie to

w jakimś sensie obywatelką Południa. Ale urodziłam się w Wirginii, a potem
mieszkałam pewnie w dwudziestu różnych stanach, włączając w to Południową
Karolinę, a także w trzech innych państwach.

– W takim razie jesteś dzieckiem żołnierza.
– śołnierza tułacza – sprostowała. – Ojciec zgłaszał się na ochotnika do

przewozów. Zazd roszczę ci twych korzeni. To musi być cudowne mieszkać w
domu, który zawsze należał do rodziny, prowadzić rozmowy o przodkach z
osiemnastego czy dziewiętnastego wieku.

Hattie nagle zagryzła wargi. I znowu to zrobiłaś, zganiła sama siebie.

Zmarnowałaś kolejną okazję, aby wyznać prawdę. Skończ ten flirt i powiedz mu,
po co naprawdę przyjechałaś.

– To jest cudowne – przyznał. – Ale nie uważam tego za rzecz oczywistą. A

kiedy nie można zrobić nic dla takiego miejsca jak Shadows, to ma się złamane
serce. I zaczyna się myśleć... że jest się ostatnim męskim przedstawicielem rodu i
nazwiska, o tym, że jest się kawalerem... a także o odpowiedzialności za przyszłe
pokolenia.

Hattie słuchała niezbyt uważnie, próbując znaleźć odpowiednie słowa, aby

wreszcie wytłumaczyć mu cel swej wizyty.

– Jay – zaczęła – jesteś cudownym przewodnikiem. Wierz mi, doceniam to. Ale

jest coś, co powinieneś wiedzieć...

– Pst – położył palec na jej ustach. – Będziemy mieli jeszcze mnóstwo czasu,

aby mówić o rzeczywistości. Pozwól mi żyć w iluzji jeszcze przez kilka chwil.

Hattie wiedziała, o jakiej iluzji mówi. Odnosiła podobne wrażenie, wrażenie, że

właśnie oni dwoje są pierwszymi właścicielami Shadows.

– Chciałabym – wyszeptała. – Ale nie powinnam.
– Poddaj się... moja piękna zjawo. – Jay wcisnął klawisz magnetofonu i salę

wypełniła osiemnastowieczna muzyka, delikatna i słodka. Hattie rozpoznawała
dźwięki klawikordu i lutni.

Musiał tego słuchać, pomyślała, gdy pracował na rusztowaniach. I nie była

wcale zdziwionia, gdy chwilę później Jay wziął ją w ramiona.

– śałuję, że podłoga w sali balowej wymaga naprawy, panno Hattie – wyszeptał

jej do ucha. – Będziemy musieli zatańczyć tutaj.

background image

Nawet kiedy się zestarzeję, pomyślała Hattie, pozostanie w mej pamięci ten

taniec z Jayem Summerfieldem w wielkiej, zakurzonej, pustej sali. Od pierwszej
chwili tańczyli tak naturalnie, jakby robili to razem od wieków. I nawet jeśli
wyglądali śmiesznie w swych strojach, poruszając się w takt kameralnego utworu,
który chyba w ogóle nie był przeznaczony do tańczenia, to nie miało to żadnego
znaczenia. Zdawało się, że tych dwoje przekroczyło barierę czasu, jakby spotykali
się już wcześniej i łączyli po wielekroć w tańcu. Jej szare oczy tonęły w brązowej
głębi jego spojrzenia, oddechy mieszały się. Tak jakby byli kochankami z innego
stulecia.

Hattie wolno rozchyliła usta, przeczuwając, czego zażądają wargi Jaya, palce

wkradły się w jego włosy, aby zatonąć w ich gęstwinie. Czuła, że co nieuniknione,
stać się musi i gdy przyciągnął ją ku sobie, wiedziała, że żaden inny ruch nie byłby
możliwy, że mogą jedynie zbliżać się do siebie. Czuła bicie jego serca, wdychała
niepokojący zapach, wyczuwała jego siłę, energię i umięśnione, cudownie
uformowane ciało.

Dom stanowił idealną scenerię dla tego, co się między nimi działo. Dawał im

schronienie, ograniczał miejsce i czas, które należały tylko do nich, gdzie
zapominali o rzeczywistości i śnili sen, który wiązał się z historią tego domu.

Nagle taśma przewinęła się do końca i magnetofon z trzaskiem zatrzymał się.

Ale, mimo nagłej ciszy, czar nie prysnął. Przystanęli naprzeciw wielkiego lustra i
Jay otoczył ją ramionami. I tak jak przeczuwała, pochylił ku niej usta, łagodnie,
miękko, z czułością, która mogła przerodzić się w pasję.

Stojąc na palcach, tuż obok smugi światła spływającej od okna, Hattie

przytuliła się do Jaya i bez wahania podała mu usta. Zatopił palce w jej gęstych
włosach i całował coraz namiętniej. Rozbudzone pożądanie gorącą i nagłą falą
przeniknęło całe jej ciało.

Brakowało jej tchu, drżała, kiedy w końcu odezwał się i ujął jej podbródek w

swe długie, zręczne palce.

– Mój Boże, Hattie, doprowadzasz mnie do szaleństwa – wyszeptał, a drżenie

jego głosu wskazywało, że czuje takie samo podniecenie jak ona. – Powiedz
prawdę, skarbie. Powiedz, kim naprawdę jesteś.

background image

Rozdział 3


Hattie poczuła, że łzy napływają jej do oczu, nie mogła się jednak rozpłakać.

Czuła się zdruzgotana tą nagłą prośbą, ukryła więc twarz w jego miękkiej, spranej
koszuli.

– Jay – szepnęła – nie chcę, żebyś mnie nienawidził.
-Nienawidzić cię? – W jego głosie usłyszała niepokój i niedowierzanie.

Przytulał ją i gładził dłonią włosy.

– Dlaczego miałbym cię nienawidzić? Chciałem tylko wiedzieć, czy coś

ukrywasz. Przyszło mi nagle do głowy, że może też jesteś potomkinią Elizabeth... z
jej drugiego małżeństwa z Ravenalem, po śmierci Aynsleya. Wyprowadziła się stąd
w 1790 roku, gdy jej syn William dorósł i przeniosła się do sąsiedniego majątku
należącego do Wesleya Ravenala. Miała z nim dwoje dzieci. Ravenalowie opuścili
tę ziemię kilka pokoleń temu... – przerwał, widząc zmienioną twarz Hattie. – Co się
stało? – spytał.

– Czy powiedziałem coś, co sprawiło ci przykrość?
– Och, Jay... Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym być dla ciebie

współczesną Elizabeth. Ale nie mogę. Sam zrozumiesz, że nie ma na to żadnych
szans, gdy dowiesz się, dlaczego tu dziś przyjechałam.

– A więc dlaczego przyjechałaś? – spytał ostrożnie, jakby wreszcie w jego

głowie odezwał się dzwonek alarmowy. – Czy przysłał cię Paul? Reprezentujesz
firmę...

– Resorts America. – Hattie nie mogła powstrzymać drżenia. – Proszę...

chodźmy na werandę. Usiądziemy, będziemy patrzeć na rzekę i tam ci wszystko
wyjaśnię.

– Dobrze.
Siedział koło niej w milczeniu. Hattie spoglądała ponad bagnami i błękitną

wodą Ashley na gąszcz zieleni rozciągający się po drugiej stronie rzeki. Jay nie
ponaglał jej, czekał spokojnie, aż sama zacznie mówić.

– Kilka tygodni temu Paul przyjechał do St. Petersburga, aby spotkać się z

moim szefem, Charleyem Danielsem – odezwała się w końcu Hattie. – Miał
projekty dotyczące przebudowy Shadows i chciał je z nami omówić. Podobała mu
się praca, jaką wykonaliśmy w New Jersey.

– W majątku MacArthura, niedaleko Camden?
– Słyszałeś o tym? – Rzuciła mu ostrożne spojrzenie.

background image

– Jako przewodniczący komitetu architektonicznego w mieście muszę wiedzieć

o podobnych przedsięwzięciach. Wykonaliście bardzo staranną pracę. Ale niech
będę przeklęty, jeżeli chcę, aby mój rodowy majątek został przekształcony w
kompleks wypoczynkowy. Czy takie są zamiary Paula?

Hattie skinęła głową, nie śmiąc na niego spojrzeć. Jay jęknął.
– Nie rozumiem, skąd mu to przyszło do głowy – odezwał się po chwili. –

Shadows może sprawiać wrażenie wielkiej siedziby, z tymi pokojami i wysokimi
sufitami. Ale daleko mu do rozmiarów posesji MacArthura. Nadaje się akurat dla
małżeństwa z dziećmi. W jaki sposób Paul chce zmodernizować tę posiadłość?

– Rezydencja MacArthura to prawdziwy pałac. Utworzyliśmy tam dwadzieścia

apartamentów o najwyższym standardzie i zostało jeszcze dość miejsca do –
ogólnego użytku. Paul nie planuje tutaj niczego podobnego. Zależy mu przede
wszystkim na nowych budynkach. Chce postawić w lesie luksusowy kompleks
hotelowy na sto osób, niewidoczny ze starego domu, a poza tym centrum
konferencyjne, również zasłonięte stąd drzewami.

– A sam dom? – spytał Jay ponurym głosem.
Ta część projektu najmniej przypadła Hattie do gustu, ale cóż, musiała mu

odpowiedzieć. I tak by się w końcu dowiedział.

– Chce go wyremontować i utworzyć tu kłub.
Jay ponownie zaklął, po czym zerwał się i zaczął obmacywać kieszenie w

poszukiwaniu papierosów. Hattie pomyślała, że niedawno musiał rzucić palenie, a
teraz nagle potrzebował uspokajającego działania dymu nikotynowego. Jay
westchnął głęboko i spojrzał w górę na dom, jakby upewniając samego siebie, że
należy go chronić przed zapędami kuzyna.

– Po moim trupie – powiedział. – Przypuszczam, że Paul opowiedział ci o

testamencie naszej babki. Tylko ja jestem spadkobiercą z prawem zamieszkiwania
w rezydencji. I nawet jeśli ciotka Sulky zrezygnuje z dziedzictwa Summerfieldów,
w co zresztą wątpię, j a nigdy się na to nie zgodzę.

Hattie wstała z ławeczki. Czuła się fatalnie. Stali teraz naprzeciw siebie jak

wrogowie, gdy jeszcze kilka minut temu trzymali się w objęciach. Zachowałam się
jak idiotka, pozwalając się tak całować, pomyślała. Zawsze już będę czuła smak
tych ust.

Nagle z ogrodu położonego nad rzeką dało się słyszeć wołanie. Po kamiennych

schodach wdrapywał się niemłody robotnik, sapiąc z wysiłku.

– Panie Jay, pan Paul dzwoni – krzyknął. – Mówi, że ma do pana pilną sprawę.
– Dobrze, Willie, już idę. – Jay schwycił Hattie za rękę. – Ty też możesz pójść.

background image

Sądzę, że masz z nim sprawy do omówienia.

Ciągnął ją za sobą przez trawnik w stronę niewielkiego kamiennego budynku

stojącego między rzeką a jednym z dawnych poletek ryżowych. Hattie musiała
biec, aby dotrzymać mu kroku.

– I co teraz? – wydusiła z siebie.
– Plan B, czyli zastosujesz nową strategię, skoro plan A w ewidentny sposób

nie wypalił.

– Może zechcesz mi łaskawie wyjaśnić, co rozumiesz pod pojęciem planu A –

zaatakowała.

– To chyba zbyteczne, nie sądzisz? – Patrzył na nią z góry i Hattie po raz

kolejny pomyślała, że jest w nim coś, czemu trudno się oprzeć.

– Może po prostu chcę cię przekonać, do jakiego stopnia się mylisz –

powiedziała miękko.

– Wątpię, czy się mylę. Ale być może to Paul wpadł na pomysł, abyś mnie

uwiodła. Wiedział, że kobieta taka jak ty musi mi się spodobać. A teraz
przepraszam, ale na mnie czeka rozmówca.

Hattie ogarnęła wściekłość namyśl, że czułe, spontaniczne chwile, jakie

niedawno przeżyli, zostały uznane za zaplanowane. Trzy razy pomyśl, ofuknęła się,
zanim powiesz, czy zrobisz coś, czego będziesz później żałować. Szanse na bliższy
związek z Jayem praktycznie już nie istnieją. Ale mogę też zostawić projekt i
wrócić na Florydę, jeśli mamy wkroczyć na ścieżkę wojenną.

W naturze Hattie nie leżało jednak zbyt długie obwinianie się. Toteż nim Jay

skończył rozmowę, postanowiła, że sprawę wyjaśni do końca.

Na razie, stłumiwszy emocje, zaczęła rozglądać się po wnętrzu młyna, w

którym mieszkał Jay Summerfield. Podziwiała kamienny kominek, stojący tu
pewnie od paru wieków. Patrzyła na czarne, skórzane krzesła i wschodni dywan
pokrywający kamienną podłogę. Ciężki żelazny żyrandol zwisał z niskiego,
belkowanego sufitu. Poza tym uwagę Hattie przykuł stary sejf, którego
powierzchnia pokryta była rzeźbą przedstawiającą postacie czerwonych i czarnych
ż

ołnierzyków. W rogu pokoju stał oryginalny chippendalowski stół z krzesłami, a

na kredensie pysznił się wielki, mosiężny samowar.

Kręte mahoniowe schody wiodły, jak przypuszczała, do sypialni, gdzie wisiał

portret Elizabeth. Zastanawiała się, czy znajdujące się tu przedmioty należały do
rodziców Jaya. Przypomniała sobie to, co mówił Paul; zginęli oni w katastrofie
lotniczej na początku lat siedemdziesiątych, razem z matką Paula.

Nagle jej uwagę przykuła rozmowa, jaką Jay prowadził przez telefon.

background image

– Co powiedział doktor? – Na twarzy Jaya malowało się napięcie. – Jak długo?
Chodzi o babcię, pomyślała Hattie. Jej stan musiał się pogorszyć.
– Dobrze – powiedział, rzucając równocześnie spojrzenie w jej stronę. – Jest

tutaj twoja znajoma. A może powinienem powiedzieć: wspólniczka w interesach.

Chcesz z nią porozmawiać?
Paul widocznie odpowiedział twierdząco, ponieważ Jay wyciągnął ku niej

słuchawkę.

– Wiesz, którędy wyjść – powiedział. – Ja muszę pójść na górę, żeby się

przebrać.

Hattie przywitała Paula niezbyt entuzjastycznie.
– Przyłapał cię, tak? – Paul roześmiał się. – Mogłem się spodziewać, że się tam

na niego natkniesz. Zawsze jedzie do Shadows, gdy ma wolny dzień.

Hattie milczała. Nie podobał jej się sposób, w jaki Paul wyrażał się o wysiłku

wkładanym przez Jaya w ukochany dom.

– Jesteś tam? – Paul wciąż był rozbawiony. A gdy w odpowiedzi usłyszał

mruknięcie, kontynuował: – Szkoda, że Jay już teraz dowiedział się prawdy. He mu
powiedziałaś?

– Sporo.
– Nie możesz swobodnie rozmawiać?
Z góry dał się słyszeć szum wody i Hattie nie mogła się powstrzymać od

wyobrażenia sobie Jaya Summerfielda nagiego pod prysznicem.

– Mogę.
– Jak zareagował?
– Jest zdecydowanie przeciwny.
– Spodziewałem się tego. Zmieni zdanie, gdy obejrzy szczegółowe projekty.

Powiedz... co myślisz o Shadows? Czy jest warte tej całej pracy, jaką trzeba włożyć
w realizację naszego projektu?

– Kocham je – odpowiedziała spontanicznie, wspominając pierwsze wrażenie,

jakiego doznała na widok posiadłości. Ale nie potrafiłaby powiedzieć Paulowi tak,
jak Jayowi, że miała ochotę przytulić dwustuletni, ceglanokamienny dom. – Na
razie przeszłam się jedynie w stronę rzeki – dodała – i obejrzałam główny hol.

– Robi wrażenie, prawda? Powiedz mi, gdzie spotkałaś mojego kuzyna?
– Pracował na rusztowaniach, gdy przyjechałam.
-Poczciwy stary Jay. A więc oprowadził cię, racząc swymi romantycznymi

opowieściami, dopóki nie dowiedział się, dlaczego właściwie interesuje cię ten
dom?

background image

– Tak, mniej więcej. – Hattie czuła wstręt na myśl o tym, co sugerował jej Paul.
W telefonie coś zaszumiało i Hattie odniosła wrażenie, jakby dotarło do niej nie

wypowiedziane przypuszczenie Paula: A więc Jay przystawiał się do ciebie. No i
co z tego? pomyślała. Mogę być spokojna, to już się nie powtórzy.

– Jay musi wracać do miasta. – Paul zmienił temat. – Frances zapadła w

ś

piączkę i doktor mówi, że pozostało jej tylko kilka godzin życia. Może jednak

obejrzyj dzisiaj resztę posiadłości. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, odpowiem ci
na nie później. O ile sytuacja nie ulegnie zmianie, myślę, że zdołam wyrwać się na
drinka.

Nie mogę być dla niego nieuprzejma, pomyślała Hattie. Nie zasługuje na to.

Ale nie mam też zamiaru przekształcić stosunków handlowych w towarzyskie,
zwłaszcza gdy Frances Summerfield jest umierająca.

– Potrzebuję czasu, aby sobie wszystko uporządkować. Lepiej zadzwoń później

do hotelu.

Na górze Jay zakręcił już wodę i Hattie zastanawiała się, czy usłyszał jej

ostatnie słowa. Pewnie pomyśli, że umawiam się na randkę z jego żonatym
kuzynem z myślą o osiągnięciu handlowych korzyści.

– Dobrze – powiedział Paul. – O szóstej?
– Tak, powinnam już wrócić do tego czasu. Do widzenia.
Hattie odłożyła słuchawkę. Słyszała kroki Jaya na górze. Wtulona w róg sofy

czekała, aż on zejdzie. Cóż z tego, że nie chciał się z nią widzieć? Wysłucha jej
części opowieści jeszcze raz, zanim wyrobi sobie o niej fałszywe mniemanie.

Znów zaczęła rozglądać się po pokoju. Fascynował ją; tworzył znakomitą

całość. Tak jak Jay, pomyślała. Jay Summerfield był kimś wyjątkowym,
mężczyzną, który nie obawiał się sentymentalizmu ani ulegania pokusom.
Dlaczego nie spotkałam go w innych okolicznościach, myślała z żalem. Dlaczego
los ustawił mnie w tym sporze przeciw niemu?

Jay w końcu zszedł szybkim krokiem na dół. Był gładko uczesany, miał na

sobie ciemne spodnie, marynarkę i krawat.

– Wciąż jesteś tutaj? – zapytał oschle. – Chyba już powiedzieliśmy sobie

wszystko?

– Niezupełnie. – Hattie wstała z miejsca wytrzymując jego zimne spojrzenie. –

Rzeczywiście, pracuję dla Resorts America i moim zadaniem jest opracowanie
projektu przekształcenia tej posiadłości – czy ci się to podoba, czy nie. Ale
ostateczna decyzja należy właśnie do ciebie. Powinnam była od razu ci to
powiedzieć i dlatego teraz cię przepraszam. Ale nie masz prawa mówić, że

background image

próbowałam cię uwieść, abyś poparł plany kuzyna. To nie w moim stylu.
Wszystko, co powiedziałam o tym domu, wynikało z moich prawdziwych odczuć.
A to, co stało się między nami, po prostu się stało.

Patrzył na nią przez chwilę, jakby oceniając szczerość jej słów. W końcu

wzruszył ramionami, traktując dalszą dyskusję jako zbyteczną.

– Jeżeli już skończyłaśpowiedział, sięgając równocześnie po kluczyki do

samochodu – to mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale muszę natychmiast wracać do
miasta i domyślasz się, dlaczego. Nie mogę dłużej uczestniczyć w tej miłej
pogawędce.

Hattie zaczerwieniła się. Chwilę później patrzyła, jak wyprowadziwszy z

garażu srebrzystego jaguara zniknął w tumanie kurzu. Tak bym chciała, aby sprawy
potoczyły się inaczej, pomyślała ze smutkiem. Tak bym chciała móc cię naprawdę
poznać.

Jedyną odpowiedź stanowił trel ptaka dochodzący spomiędzy gałęzi starego

dębu.

Wzywana poczuciem obowiązku, Hattie ruszyła z powrotem przez trawnik.

Magnetofon Jaya wciąż stał na podłodze w głównym holu. Kierując się nagłym
impulsem wcisnęła klawisz i po chwili rozległy się łagodne dźwięki muzyki
odbijające się echem po pustych, wysokich salach Po chwili wzięła się w garść i
zaczęła robić notatki na temat materiałów potrzebnych do odnowy domu. Podłoga
w sali balowej była w jeszcze gorszym stanie, niż się spodziewała. Potrzebny był
nowy dach, przeprowadzenie instalacji elektrycznej, naprawa urządzeń
hydraulicznych, a także instalacji grzewczych i wentylacji. W tym celu trzeba
będzie usunąć boazerię, myślała. Należało również urządzić nowe toalety i znaleźć
miejsce na kuchnię dostatecznie obszerną, aby przygotowywać w niej potrawy na
duże przyjęcia. Dawna kuchnia, jak opowiadał jej Paul, mieściła się w
przybudówce, która spłonęła przed czterdziestu laty. Hattie doszła do wniosku, że
teraz w tym celu najlepiej będzie wyremontować suterenę.

Oczywiście po remoncie potrzebne będą fundusze na urządzenie wnętrz. W tej

dziedzinie Charley nie szedł na żadne kompromisy. Jay ma rację, pomyślała Hattie
przemierzając dom, trzeba prawdziwej fortuny, aby to miejsce przywrócić do stanu
dawnej świetności.

Hattie kierowała się rozsądkiem i zmysłem praktycznym, notując wszelkie

uwagi na temat remontu, ale sercem buntowała się przeciw wprowadzeniu
zamierzonych zmian. To po prostu dom, pomyślała, i widzę go tak, jak Jay; „nadaje
się akurat dla małżeństwa z dziećmi”.

background image

Dobrze by było mieszkać tutaj z ukochanym mężczyzną, kochać się z nim, mieć

dzieci... Szaleństwo, pomyślała, zatrzaskując tym samym drzwi fantazji.

Nie pozostawało jej nic innego, jak wyjść na dwór i przespacerować się po

całym terenie. Musi znaleźć najlepsze miejsce na kompleks wypoczynkowy.

Kilka godzin później wyczerpana i podrapana znalazła się znowu w pokoju

hotelowym. Kiedy o umówionej godzinie zadzwonił Paul, nie podniosła słuchawki.
I dopiero następnego ranka dowiedziała się, że Frances Summerfield umarła.

Zawstydzona, że nie odpowiedziała na jego telefon, Hattie przekazała Paulowi

swe kondolencje, gdy nazajutrz rano zadzwonił do niej ponownie.

– Pamiętasz o czym rozmawialiśmy ostatnio?
– przypomniał.
Pogrzeb miał się odbyć za dwa dni w kościele Summerfieldów.
– Obrządek zostanie dopełniony w zrujnowanej świątyni, taka była jej wola.

Zostanie pochowana pośród swoich przodków. Niektóre groby Summerfieldów
pochodzą z osiemnastego wieku.

– W ruinach? Przeszłam chyba przez całą posiadłość, ale niczego takiego nie

zauważyłam.

– Stary kościół graniczy z Shadows, ale stoi na terenie należącym do państwa.

To tylko romantyczna kupa cegieł, ale przeżyła kawał historii. Kościół dwukrotnie
był spalony. Zresztą, może zechcesz przyjechać w czwartek? Sama zobaczysz, jak
to wygląda.

– Przyjść na pogrzeb?
– Miałabyś okazję, aby ujrzeć resztę rodziny.
Pomysł pojawienia się na pogrzebie Franceś wydawał jej się wysoce

niewłaściwy, ale jednak następne dwa dni i tak musiała spędzić w Charlestonie,
aby uporządkować materiały dotyczące projektu. Wstępny projekt miał być
przedstawiony Charleyowi, a w przypadku jego akceptacji należało rozpocząć
szczegółowe prace.

Nie wrócę tu, zdecydowała, gdy nieco później przeglądała plany Paula, siedząc

nad kawą i rogalikami. Paul myli się zasadniczo, jeśli sądzi, że wszystkie zmiany
można przeprowadzić w ciągu kilku tygodni. A jak znam Jaya, nie pozwoli mi
drugi raz nawet zbliżyć się do Shadows.

Ostatecznie jednak nie odrzuciła zaproszenia Paula. Ponowił je, gdy spotkali się

przelotnie w środowe popołudnie. W czwartek, jadąc przez Ashley River Road,
próbowała wyperswadować sobie ten niepotrzebny gest. Ale nie potrafiła. Chciała
zobaczyć Jaya po raz ostatni, bardziej, niż zależało jej na zachowaniu pozorów.

background image

Spóźniona o kilka minut zaparkowała samochód, mając nadzieję, że nikt nie

zauważy jej przybycia. Zrujnowany kościółek, przysłonięty częściowo dzikim
winem, wznosił się pomiędzy dębami z dumą, tak charakterystyczną dla
wszystkiego, co wiązało się z tą plantacją. W porosłej trawą nawie zgromadziło się
około czterdziestu osób, aby oddać ostatni hołd właścicielce Shadows. I nawet,
jeśli nie ogarniał ich przesadny smutek, to stali jednak w postawie pełnej szacunku,
słuchając pastora czytającego fragmenty z Biblii. Jedyny akompaniament
muzyczny stanowił szum gałęzi poruszanych wiatrem i świergot ptaków. Hattie
zachwycał spokój tego miejsca, z którym harmonizowały czytane przez pastora
wiersze z Księgi Eklezjastesa.

Stała z tyłu, nie zdejmując ciemnych okularów. Z tego miejsca dokładnie

widziała Paula i smukłą, znakomicie uczesaną blondynkę u jego boku. Musiała za
to wyciągnąć szyję, aby dojrzeć Jaya. Ubrany w ciemny garnitur, stał pomiędzy
starszą kobietą, zapewne ciotką, a szczupłą, ciemnowłosą dziewczyną. To jego
kuzynka Mariah, domyśliła się Hattie. Ciekawe, dlaczego nie szuka pociechy u
własnego brata. W tej chwili Mariah spojrzała na Jaya, a on otoczył ją ramieniem i
uścisnął. Nic dziwnego, że w takiej chwili chce być blisko niego, pomyślała. Jay
ma w sobie tyle ciepła i czułości, jest taki dobry.

Wkrótce potem żałobnicy ruszyli w stronę grobu. I gdy cała ceremonia zbliżała

się już ku końcowi, niespodziewanie Jay spostrzegł obecność Hattie. Poczuła, że
robi jej się na przemian zimno i gorąco, gdy oderwał się od reszty rodziny i
skierował w jej stronę.

– Przypuszczam, że to Paul wpadł na pomysł, abyś tu przyszła – zaczął bez

ż

adnego wstępu. Wzrok miał nieodgadniony.

– Jestem już spakowana i wracam dziś na Florydę.
– Starała się mówić normalnym tonem. – Wierz mi, współczuję ci z powodu

ś

mierci twojej babci.

Czy nie rozumiesz, że jestem tu, bo musiałam cię jeszcze zobaczyć? dodała w

myśli. Tego przecież pragnęliby Aynsley i Elizabeth.

– Nadszedł jej czas – odezwał się w końcu Jay, bezbłędnie wyrażając myśli

Hattie sprzed kilku minut.

– Radzę ci, żebyś nie wracała do Shadows jako przedstawicielka swojej firmy.

Ale jeśli jednak chciałabyś obejrzeć portret, o którym rozmawialiśmy... i moją
sypialnię w młynie... to chętnie cię tam ulokuję.

background image

Rozdział 4


Miesiąc później na wspomnienie obraźliwej propozycji, jaką złożył jej Jay, na

policzkach Hattie wciąż pojawiał się rumieniec. Spacerowała boso po plaży na
Marco Island. Niech mnie diabli, dlaczego nie mogę o nim zapomnieć? myślała
uskakując przed napływającą falą.

Chociaż całą duszą angażowała się w pracę nad nowym projektem, nie potrafiła

przestać myśleć o Jayu. Wspominała jego wargi, oczy i arystokratyczne maniery. I
zawsze nachodziło ją wspomnienie ciętej odprawy, jakiej jej udzielił.

Nawet podczas ostatniego spotkania w kościele musiał widzieć, jak bardzo mi

się podoba, pomyślała ze smutkiem, podnosząc muszelkę i wrzucając ją do wody.
Prawdopodobnie wiedział, jak chętnie skorzystałabym z jego propozycji.

To już i tak nie miało znaczenia. Marzenia Paula o kompleksie

wypoczynkowym w Summerfield Shadows stały się nierealne, zanim w ogóle
spróbowano je urzeczywistnić. A Jay Summerfield ze swoimi siwiejącymi włosami
i nienagannymi manierami nie jest przeznaczony dla niej. Hattie nie miała więc
zamiaru w najbliższym czasie odwiedzać Charlestonu. Ale tam było tak dobrze,
pomyślała. Całe życie spędziłam w podróży, a tam miałam wrażenie, że
przyjeżdżam do domu.

Gdy dotarła do biura, natrafiła na Russa Warrena, nadzorcę budowlanego.
– Niektóre materiały przyjechały uszkodzone – poinformował ją. –

Rozmawiałem z Charleyem, dałem mu o tym znać. Aha, prosił, żebyś się z nim
skontaktowała. Zdaje się, że znów chodzi o ten projekt w Charlestonie.

O wilku mowa, pomyślała Hattie i szybko wykręciła numer Charleya.
– Chcę, żebyś na kilka dni przekazała projekt w Marco Russowi, dopóki Jeff

tam nie przyjedzie.

Potrzebuję cię jak najszybciej w Charlestonie. Mamy opracować bardziej

szczegółowy projekt modernizacji Shadows. Zdaje się, że Ashe namówił kuzyna,
aby przynajmniej zastanowił się nad naszą propozycją.

Hattie milczała przez chwilę. Zaledwie kilka minut wcześniej była pewna, że

nigdy już nie ujrzy Jaya Summerfielda. A teraz okazuje się, że ma jechać prosto do
niego.

– Jesteś tam? Podejrzewam, że musisz być zdziwiona tą wiadomością.
– Delikatnie to określasz. Ale nie wierzę, by Jay Summerfield poważnie

potraktował naszą ofertę. Naszą czy czyjąkolwiek.

background image

– Znasz go lepiej niż ja – roześmiał się Charley. – Pewnie masz rację. Jay

postawił pewne warunki dotyczące naszego projektu. Masz to z nim omówić w
poniedziałek w jego biurze. I może cię to zainteresuje... Jay nalega, żebyś właśnie
ty z nim rozmawiała. Chyba nieźle dałaś mu się we znaki.

Hattie roześmiała się. Charley znał ją tak dobrze! Ogarnęło ją podniecenie.
– Podejrzewam, że przyzwyczaił się wyładowywać na mnie gniew i trudno

byłoby mu urobić sobie inną osobę.

Rozmowa skoncentrowała się na szczegółach związanych z wyjazdem Hattie

do Charlestonu i realizacją projektu na Marco Island.

– Wiem, że uważasz Shadows za stracone dla nas – powiedział Charley na

zakończenie. – Ale nie zgadzam się z tobą. Coś mi mówi, że to będzie jeden z
naszych największych sukcesów. Idź na ustępstwa, jeśli nie zaakceptują projektu w
całości. Zrób, co w twojej mocy, aby dogadać się z Summerfieldami.


Hattie przypominała sobie te słowa w poniedziałkowe popołudnie, gdy zbliżała

się do biura Jaya, położonego w zabytkowej dzielnicy Charlestonu. Jego firma
Historyczne Posiadłości mieściła się w szarym, trzypiętrowym budynku. W
recepcji nie spotkała nikogo, usiadła więc na czarnej skórzanej kanapie, aby zebrać
myśli. Nie była pewna, czy jest gotowa na spotkanie z Jayem.

Chwilę później on sam zszedł po schodach, niosąc pod pachą rulon projektów.
– Ach, jesteś już – powitał ją. – Wcześnie przyjechałaś.
– Nie miałam nic innego do roboty. – Hattie próbowała się uśmiechnąć.
Wzruszył ramionami, jakby nie dowierzał jej słowom.
– Właśnie miałem zanieść te plany klientowi – odezwał się w końcu. – Ale to

może zaczekać. Pójdziemy na górę do mojego gabinetu.

Wskazał jej drogę. Hattie otarła się o niego, wchodząc po wąskich schodach.

Kontakt ten, wydawałoby się tak nieistotny, sprawił, że ugięły się pod nią kolana.

Zapach Jaya, ciepło skóry, gdy musnęła ręką jego dłoń, wspomnienie

wszystkiego, co wydarzyło się między nimi dawniej, spowodowało, że zakręciło
się jej w głowie. Niemożliwe, żeby on nie dostrzegał, co się z nią dzieje,
pomyślała, choć po Jayu nie było znać żadnej reakcji.

– Napijesz się herbaty? – spytał, gdy dotarli do biura na trzecim piętrze, a kiedy

kiwnęła głową, podniósł słuchawkę i przez chwilę rozmawiał z sekretarką
rezydującą piętro niżej. – Earl grey – dorzucił i odłożył słuchawkę.

Hattie rozejrzała się po pokoju; mahoniowe biurko, stosy książek i slajdów.

Ciężki kawaleryjski pałasz wiszący na ścianie podkreślał klasę, styl i pańskość.

background image

Otrząsnęła się. Przyjechałaś tu w interesach, powiedziała sobie. Charley

wspominał o jakichś warunkach. Trzeba się dowiedzieć, o co dokładnie chodzi.
Trudno jednak było jej zachować spokój, gdy Jay usiadł obok i położył rękę na
oparciu kanapy. Najwyraźniej czekał, aż Hattie odezwie się pierwsza.

– Panie Summerfield – zaczęła w końcu oficjalnym tonem – muszę przyznać,

ż

e jestem zdumiona, iż zgodził się pan zapoznać z propozycją dotyczącą Shadows.

Po naszym ostatnim spotkaniu... – przerwała, przypominając sobie pewnie po raz
setny, jakich słów wtedy użył.

– A więc... dziś nasze rozmowy handlowe nie będą poprzedzone romantycznym

wstępem? – zapytał, a w jego tonie dała się słyszeć sarkastyczna nuta. – To chyba
prawda, co się mówi o mieszkańcach Florydy – że stali się tak zuchwali, jak
większość Jankesów. Ale wcześniej w kontakcie z tobą nie odniosłem takiego
wrażenia.

– Może więc odniósł pan mylne wrażenie – zareplikowała spiesznie, pragnąc

skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory. – Byłabym wdzięczna, gdybyśmy
zapomnieli o naszym poprzednim spotkaniu i zajęli się sprawą, dla której zostałam
tu dziś wezwana. Charley wspominał o pewnych warunkach związanych z
rozpatrzeniem przez pana naszego projektu.

– Zgadza się. Dotyczą one osobiście pani, panno Lawford, czy też Hattie, jak

kiedyś proponowałaś, abym cię nazywał. Ale zapomnieć? Wątpię, czy ci się to
udało. Mnie zresztą też nie.

Hattie zarumieniła się, a w tym momencie weszła sekretarka, niosąc herbatę w

biało-błękitnym chińskim dzbanku na srebrnej tacy. Hattie miała nadzieję, że mile
wyglądająca, starsza kobieta policzy ten rumieniec na karb zmęczenia wywołanego
wspinaczką po stromych schodach.

Jay podziękował i nalał herbatę do filiżanek takim ruchem, jakby spożywanie

podwieczorku podanego na srebrnej tacy było dla niego rzeczą codzienną. Pewnie
tak właśnie jest, pomyślała Hattie.

– Dobrze – mruknął, sadowiąc się ponownie.
– Wracajmy do interesów. Powiedziałem kuzynowi, że pozwolę, abyś

przeprowadziła pełną ocenę posiadłości. Możesz tam spędzić tyle czasu, ile
potrzebujesz, żeby zweryfikować plany, które on przedstawił i przygotujesz
szczegółowy raport. Zgodziłem się nawet na poważne rozpatrzenie projektu, o ile
odwdzięczysz się w sposób, jaki zaproponuję.

Hattie spojrzała zdumiona i uchwyciła wyraz satysfakcji w jego oczach.
– Odwdzięczę się – Nie wyciągaj od razu pochopnych wniosków.

background image

– – Leciutki uśmiech na jego wargach zdradzał rozbawienie. – I nie uważaj

tego za jakąkolwiek obietnice z mojej strony. Raczej nie przypuszczam, abym mógł
zmienić zdanie, nawet jeśli Paul ma rację i twoja firma dysponuje lepszymi
ś

rodkami niż ja, aby uratować Shadows.

– A więc dlaczego...
– Wysłuchaj mnie.
– Dobrze. – Hattie założyła ręce na kolanach, czekając na dalszy ciąg.
– Będę uczciwy i dokładnie przeanalizuję wasz projekt. Ale w zamian musisz

mi dać szansę przekonania cię o słuszności mojego stanowiska.

– Masz na myśli zachowanie Shadows jako prywatnego domu, nawet jeśli brak

ci środków, by przeprowadzić niezbędny remont?

– Wolałbym nie roztrząsać teraz tej kwestii.
– Co to jest właściwie za warunek? Jakie ma znaczenie, co ja o tym wszystkim

myślę? Jestem przecież dla ciebie obcym człowiekiem.

– Wydawało mi się, że tę sprawę już kiedyś wyjaśniliśmy, Hattie – powiedział

łagodnie i tym razem w jego głosie nie słychać było sarkazmu.

– Co masz na myśli?
– To, że może nie jesteś mi tak zupełnie obca. Pozwól, że coś wyjaśnię.

Charleston nie przypomina New Jersey ani Florydy, ani żadnego z tych miejsc,
gdzie twoja firma realizowała swoje projekty. Tutejsze stare rody są dumne ze
swego pochodzenia. Ta duma rozciąga się na historyczne budowle, które są
ś

wiadkiem naszej przeszłości. Obecnie wmieście istnieją dwa przeciwne sobie

obozy... zachowawcza stara gwardia, którą ci właśnie opisałem i „postępowa”
większość, – która marzy o przekształceniu najbardziej uroczych pamiątek w
obiekty przynoszące konkretny zysk. Ja jestem realistą. Wolałbym przekazać stary
dom uczciwym ludziom, czy nawet jakiejś instytucji, niż patrzeć, jak rozpada się w
gruzy. Bądź co bądź często pośredniczę w sprzedaży takich domów. Ale nigdy
mnie nie przekonasz, że nie jest tragedią, jeśli takie miejsce jak Shadows
bezpowrotnie opuszcza rodzinę. – Jay zamilkł i siedział bez słowa, patrząc na
Hattie.

– Chyba rozumiem – odezwała się. – Ale wciąż nie wiem, dlaczego moja opinia

ma jakiekolwiek znaczenie.

– Powiedzmy, że wyczułem w tobie ciche zrozumienie dla mojej sytuacji.

Chyba miałem nadzieję, że gdy ktoś taki jak ty, wrażliwy, wykształcony i
zaangażowany w sprawę zrozumie mój punkt widzenia, to tym samym zada cios
mojemu staromodnemu podejściu. I może nawet uda mi się uaktualnić wiele

background image

rzeczy, które są dla mnie ważne.

Hattie zdawała sobie sprawę ze znaczenia tych słów. Ale nie były one do końca

zrozumiałe. Coś zostało też nie dopowiedziane, czuła to. Czy wezwał mnie do
Charlestonu, bo chciał się ze mną zobaczyć? zastanawiała się. Czy budził się
czasem w nocy, jak ja i wspominał, jak tańczyliśmy naprzeciw lustra, niczym para
kochanków?

– A więc, Hattie? – Jay patrzył na nią uważnie.
– Robimy interes?
Muszę tym razem być zupełnie uczciwa albo stracę ostatnią szansę, jaka mi

jeszcze pozostała, pomyślała.

– Charley Daniels, prezes Resorts America, kazał mi iść na ustępstwa, jeśli to

będzie konieczne, o ile nie naruszą one istoty projektu – wyznała. – Ma nadzieję, że
dojdzie do porozumienia z tobą i twoją rodziną.

– Więc będziesz działać zgodnie z jego poleceniem i powiesz: tak?
– Powiem: tak. Ale nie dlatego, że Charley mi kazał.
– Czy mogłabyś mi więc zdradzić prawdziwy powód swojej decyzji? – poprosił

cicho.

– Nie próbuję uniknąć odpowiedzi. Ale moje powody nie są ani trochę bardziej

logiczne niż twoje. Chyba po prostu na to właśnie mam ochotę.

– Dobrze. A więc zgoda... będziemy próbowali nawzajem się inspirować –

uśmiechnął się i wyciągnął rękę, aby uścisnąć jej dłoń. Po chwili wrócił do
normalnego, przyjacielskiego tonu. – Mogę zapalić?

– spytał, szukając papierosów po kieszeniach.
A więc znów zaczął palić, pewnie podczas długich nocy, o których dopiero co

myślała. Podobały jej się opanowane, łagodne ruchy jego rąk.

– Jeśli nie masz nic przeciwko, Hattie, chciałbym, abyś już dzisiaj przystąpiła

do realizacji swojej części naszej umowy. O siódmej zaczyna się posiedzenie
Komitetu Odnowy Historycznej, któremu przewodniczę. Chcę, żebyś tam ze mną
poszła.


Hattie starannie przygotowała się na tę okazję. Najpierw wykąpała się, potem

wtarła w skórę swój ulubiony balsam z aloesu i skropiła się perfumami. Włożyła
cienkie wełniane spodnie, turkusową jedwabną bluzkę i ciężki srebrny pas. Jej
szare oczy patrzyły z rozmarzeniem, gdy wsuwała maleńkie srebrne kolczyki i
ś

ciągnęła loki w luźny kok. Nie mam zamiaru udawać przed samą sobą, pomyślała,

chcę wyglądać jak najlepiej właśnie dla niego, nawet jeśli okaże się, że będzie to

background image

tylko oficjalne spotkanie.

Zupełnie jednak na to nie wyglądało, kiedy parę minut później spotkała sie z

Jayem na rogu ulicy. Przeciwnie, czuła się jak kobieta idąca na spotkanie z
kochankiem. Podniecające uczucie nie minęło, gdy weszli do holu budynku, w
którym miało się odbyć zebranie. Hattie czuła się dumna i szczęśliwa, gdy Jay
przedstawił ją kilku swoim znajomym – członkom Komitetu. Kiedy zebranie
wreszcie się rozpoczęło, Hattie usiadła w tylnym rzędzie i starała się skupić uwagę
na omawianych zagadnieniach. Dotyczyły one projektu przebudowy kilku starych
domów na Queen Street. Projekt ten stwarzał pewne zagrożenie dla historycznej
dzielnicy. Jeśli miał zostać zaakceptowany, należało ściśle określić granice
przebudowy. Hattie była pewna, że zostanie jednak odrzucony. Toteż ze
zdumieniem wysłuchała opinii Jaya, który opowiedział się za udzieleniem wstępnej
aprobaty i przygotowaniem szczegółowych planów.

On rzeczywiście jest realistą, jak to określił, pomyślała. Chociaż z Shadows to

zupełnie inna historia. To jego dom, więc reaguje emocjonalnie.

Hattie podobał się sposób, w jaki Jay prowadził obrady. Nawet o wyjątkowo

spornych kwestiach dyskutował spokojnie i z cierpliwością. To chyba prawda, co
się mówi o charlestończykach, pomyślała, ich słynne dobre wychowanie jest im
przekazywane w genach.

– I jak? – zapytał Jay, podchodząc do niej po zakończonym zebraniu. – Co o

tym sądzisz? Nie, nie odpowiadaj teraz. Powiesz mi przy drinku.

Podeszli do jaguara zaparkowanego z tyłu budynku. Jay z gracją otworzył przed

nią drzwi i Hattie opadła na wygodny, skórzany fotel. Sadowiąc się za kierownicą,
Jay rzucił jej zagadkowe spojrzenie. Po chwili włączył silnik i wyjechał z parkingu,
kierując się w stronę Meeting Street.

Siedząc przy Jayu, Hattie poddała się urokowi, jaki z niego emanował. Zapach

płynu po goleniu, męskiego ciała i tytoniu mieszały się, pobudzając jej zmysły.
Mogłaby tak jechać godzinami. Zbyt szybko skręcili w wąską aleję i zaparkowali
za solidnym budynkiem z cegły.

– Razem z kilkorgiem przyjaciół włożyłem pieniądze w odnowę tego miejsca –

powiedział cicho Jay.

– To tawerna pochodząca jeszcze z czasów wojny o niepodległość. W

dziewiętnastym wieku urządzono tu teatr i dom sportu. Ostatnio służył jako
magazyn.

Gdy weszli do środka, Jay dodał, że na parterze mieści się restauracja. Ceglane,

pokryte tkaniną ściany, antyczne kredensy stwarzały czarującą atmosferę. Hattie

background image

wyraziła swój podziw.

– Dziękuję. – Jay uśmiechnął się i wziąwszy ją za rękę poprowadził po

szerokich, dębowych schodach.

-Ale właściwie nic jeszcze nie widziałaś. Przywróciliśmy tawernie jej dawny

wygląd i urządziliśmy w niej prywatny klub.

To, co Jay nazywał tawerną, miało zupełnie inny charakter niż restauracja na

dole. Eleganckie, choć skromne, wnętrze tchnęło duchem przeszłości. Stały tu teraz
stoły nakryte do kolacji, ale Hattie natychmiast pomyślała, że można by tu
urządzać bale i wspomniała taniec z Jayem w Shadows.

– Wspaniałe wnętrze, prawda? – zapytał Jay i Hattie po raz kolejny odniosła

wrażenie, jakby czytał w jej myślach. – Staraliśmy się, aby wyglądało tak, jak
wówczas, gdy podejmowano Washingtona w 1791 roku. W 1825, kiedy La Fayette
powrócił do Charlestonu jako gość honorowy, wzniesiono tu piętnaście toastów, a
każdemu towarzyszył salut armatni. Mój praprapradziadek pisał o tym wydarzeniu.
Można powiedzieć, że ta sala to część historii Charlestonu.

W głosie Jaya, choć mówił cicho, brzmiały duma i satysfakcja z dobrze

wykonanej pracy. Hattie wspomniała, co Charley mówił jej o Jayu i ludziach mu
podobnych, działających jako strażnicy historii zmyślą o przyszłych pokoleniach.
W głębi duszy całkowicie godziła się z taką postawą.

Ale nie mogłaby wyrazić tego głośno, zabrzmiałoby to jakby mówiąc tak, miała

jakiś inny, ukryty cel. Bez słowa dała się poprowadzić do miejsca, które w
teatralnych czasach tawerny służyło jako scena, a teraz urządzono tu świetlicę dla
członków klubu. Jay poznał ją ze swymi przyjaciółmi, charlestońską elitą, jak
zgadywała.

Hattie usiadła na jednej z beżowych kanap i zaczęła rozglądać się po wnętrzu.
– Niezłe, co? – zagadnęła ją młoda kobieta o czarnych kręconych włosach,

której wzrok bez ustanku podążał za Jayem. – To najbardziej elitarny klub w
mieście. Trzeba być kimś, aby do niego należeć.

– Odpowiednie pochodzenie też może mieć znaczenie – dorzucił jej towarzysz.

– Jay musiał ci wspominać, że kiedyś był tu teatr. Zarażeni jesteśmy jego bakcylem
i czasem musimy być gotowi do odegrania jakiejś roli. „Nawet jeśli cierpisz wzloty
i upadki nieokiełznanej fortuny, jeśli twej publiczności nie będzie się to podobać,
wstaw innego komedianta z kompanii”.

– Albo postąp tak, jak Hamlet radził Ofelii – wyszeptał Jay podając Hattie

drinka.

– Idź do klasztoru? – spytała, a w brązowych oczach wyczytała aprobatę, że

background image

odgadła jego myśl.

– Rozmowa zeszła na sprawy polityczne. Hattie i Jay sączyli drinki, rzadko się

odzywając. W końcu Jay odstawił szklankę.

– Chodź – powiedział. – Pokażę ci taki widok na miasto, jakiego nie zapomnisz.
Weszli na trzecie piętro, a stamtąd na płaską platformę dachu. Noc była piękna i

pogodna. Miasto, widziane z góry, sprawiało wrażenie niewielkiego i starego, tak,
jak je odebrała przejeżdżając jego ulicami po raz pierwszy.

– Och, Jay. – Zbliżyła się do krawędzi dachu. – Tu jest cudownie.
– Ostrożnie – ostrzegł. – Nie ma balustrady. Pozwól... przytrzymam cię.
Chwilę później otoczyły ją mocne ramiona i Hattie przestała myśleć o historii i

architekturze. Czuła jego usta w swoich włosach i mocne ciało coraz bliżej
swojego.

– Hattie, Hattie – wyszeptał, tuląc ją. – Naprawdę sądziłaś, że mogę o tobie

zapomnieć?

background image

Rozdział 5


Pod wpływem dotyku jego rąk czuła, że płonie, że ogień rozpala jej żyły.

Drżała z rozkoszy, każdą komórką swego ciała pragnęła, aby dotknął jej znowu.

– Ja też nie mogłam ciebie zapomnieć – wyznała, zwracając ku niemu twarz. –

Choć Bóg wie, że próbowałam...

Nie usłyszała odpowiedzi, bo w tym momencie zbliżył usta do jej warg, łącząc

się z nią w gorącym pocałunku. Przytuliła się do niego mocniej i zanurzyła dłonie
w gęstych siwiejących włosach, które tak bardzo jej się podobały.

– Jay – wyszeptała, gdy wreszcie mogła złapać oddech. – Nie wiesz, jak

często... leżałam nie śpiąc i wyobrażałam sobie tę chwilę.

– Wiem. – Jego głos drżał. – Ze mną było tak samo. Nic nie mów. Chcę cię po

prostu czuć.

Po chwili jego ręce były już pod jej bluzką i dotarły do pełnych piersi. Czuję się

tak, pomyślała Hattie, jakbym marzyła o nim od wieków. Pragnę go tak bardzo, że
mogłabym umrzeć.

W tym momencie od strony wejścia na dach rozległ się zimny kobiecy głos:
– Jay, jesteś tam? Tracey Cameron widziała, jak wchodziłeś tu ze swoim

gościem.

Serce Hattie zamarło, a Jay zastygł bez ruchu, po czym odsunął się od niej i

starł z ust szminkę. Tracey Cameron to ta czarnowłosa dziewczyna, która ze mną
rozmawiała, pomyślała Hattie. Ale kim jest ta kobieta o tak władczym głosie?
Kimś, kto ma prawo wpaść w złość, jeśli znajdzie mnie w jego ramionach?
Pośpiesznie poprawiła bluzkę.

– Jesteśmy tutaj, Lorelei – powiedział Jay zwykłym tonem, choć Hattie

uchwyciła w nim pewną oschłość.

– Mogłeś przynajmniej wziąć latarkę, mój drogi.
– Kobieta roześmiała się, ale w jej głosie brzmiało niezadowolenie. Skierowała

się w ich stronę.

Chociaż brakowało dobrego oświetlenia, Hattie zdołała dojrzeć, że jest to

prawdziwa piękność; szczupła, z klasycznymi rysami i długimi do ramion blond
włosami. Było w niej też coś znajomego. Hattie zastanowiła się i nagle
przypomniała sobie, że widziała ją już na pogrzebie Frances. To była żona Paula,
kobieta, którą Jay prosił niegdyś o rękę.

– Hattie, to żona mojego kuzyna, Lorelei Ashe – Jay potwierdził te

background image

przypuszczenia dokonując prezentami.

– Lor, to Hattie Lawford, architekt z Resorts America, która, jak ma nadzieję

twój mąż, przekona mnie do sprzedaży Shadows.

– Tak... – Lorelei wykrzywiła usta w uśmiechu.
– Widzę, że już coś osiągnęła – dodała spoglądając na Hattie.
Jay nie odezwał się, zapalając papierosa.
– Jay robił właśnie co w jego mocy, aby przekonać mnie do przejścia na jego

stronę – stwierdziła Hattie poirytowana, że żona Paula nie uznała za stosowne
choćby skinąć jej głową na powitanie. Miała nadzieję, że Jay nie potraktuje tej
uwagi zbyt serio.

– Na twoim miejscu byłabym ostrożna – Lorelei po – raz pierwszy zwróciła się

bezpośrednio do Hattie. – Jay potrafi być bardzo przekonywający.

Przez kilka chwil toczyła się niezręczna rozmowa. Jay prawie się nie odzywał.

Sprawiał wrażenie zniecierpliwionego, najwyraźniej chciał jak najszybciej zejść na
dół i dołączyć do reszty towarzystwa. Jeśli chodzi o Hattie, to mogła jedynie
stawiać sobie kolejne pytania co do zaistniałej sytuacji. W każdym razie, jak
przyznała szczerze przed samą sobą, szanse na to, aby polubiła Lorelei, raczej nie
istniały. Wydawało się to nieprawdopodobne, ale jednak zamężna Lorelei
najwyraźniej była zazdrosna o swą dawną miłość. A w tej chwili robi, co może, aby
zepsuć nam wieczór, doszła do wniosku Hattie, obserwując równocześnie twarz
Jaya. Teraz już nie byłby w nastroju, aby się kochać. Ale, jeśli jego zachowanie
mogło służyć za wskazówkę, Lorelei niczego nie zyskała, przerywając im to sam
na sam.

– Wracajmy do środka – powiedział gwałtownie Jay i wyrzucił papierosa

zaledwie po kilku zaciągnięciach się. – Skoro Paul tu jest, chcę z nim zamienić
parę słów.

Rozmowa z kuzynem zajęła mu niecałą minutę, po czym szybko się pożegnali.

Hattie uchwyciła spojrzenie Paula i odniosła wrażenie, jakby on dokładnie
wiedział, co wydarzyło się między nią a Jayem na dachu.

– Niezależnie od tego, jak bardzo się różnimy w poglądach, muszę przyznać, że

Paul jest znakomitym architektem – zauważył Jay, kiedy wsiadali do samochodu.
Te ciche słowa zdumiały Hattie. Stosunki między Jayem, Paulem i jego żoną
wydawały jej się coraz bardziej skomplikowane.

Jechali dalej w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach. Po kilku minutach

Jay zaparkował przy krawężniku naprzeciw zajazdu, w którym zatrzymała się
Hattie.

background image

– To była dla mnie wielka przyjemność – stwierdził. – Nie będę pytać, czy cię

przekonałem. Na to trzeba więcej czasu.

Zabrzmiało to tak, jakby ich współdziałanie było sprawą przesądzoną. A więc

nie myśli o tym, co wydarzyło się na dachu, Hattie poczuła rozczarowanie. Liczyła
na pocałunek na dobranoc.

– Dałeś mi wiele do myślenia – odpowiedziała.
– Mam nadzieję.
– A więc dobranoc. I dziękuję.
Pochylił się, aby otworzyć jej drzwi samochodu i nagle położył rękę na jej

ramieniu.

– Nic z tego nie wyjdzie, prawda?
– Z czego? – spytała miękko.
– Z tego, żebyśmy zostali przyjaciółmi. A może czymś więcej... Przynajmniej

dopóki będziesz pracowała w Shadows i stosowała się do naszej umowy. Jest zbyt
wiele komplikacji.

Tylko dlatego, że Lorelei widziała nas i pewnie zacznie plotkować, pomyślała

Hattie. Niestety, rozumiała, jakie to może stworzyć problemy. Jak to będzie
wyglądało, jeśli Jay zdecyduje się sprzedać Shadows? Ludzie już zawsze będą
myśleć, że dobiłam z nim targu w łóżku. O n zresztą też tak może myśleć. A to jest
ostatnia rzecz, jakiej bym sobie życzyła. Czekał wciąż na odpowiedź, więc skinęła
niepewnie głową. Po chwili Jay wyjął z portfela wizytówkę.

– Chciałbym, żebyś skontaktowała się z moją znajomą – powiedział. – Tatę

Marlowe jest szefową personelu w Towarzystwie Ochrony Zabytków. Nie mogła
dziś przyjść na zebranie. Sądzę, że łatwo nawiążesz z nią kontakt, a ona może ci
naświetlić sprawę ochrony i przebudowy historycznych obiektów w tym mieście.


Następnego ranka, popijając znakomitą czarną kawę na dziedzińcu zajazdu,

Hattie rozmyślała o wydarzeniach poprzedniego dnia. Zastanawiała się, jak
ułożyłyby się stosunki między nią a Jayem, gdyby teraz opowiedziała się
przeciwko zmianom w Shadows. Czy powtórzyłoby się to, co miało miejsce na
dachu? Czy zostaliby kochankami?

Poprzedniej nocy, w ramionach Jaya, takie zakończenie wydawało jej się

nieuniknione. Tego zresztą pragnęła i wtedy, i teraz. Pomyślała, że Jay jest
człowiekiem, w którym bardzo łatwo byłoby się zakochać.

No cóż, nie mogę zaniedbywać obowiązków tylko dlatego, że wolałabym z nim

współpracować, pomyślała, dopijając kawę. A nawet dlatego, że w głębi serca

background image

bardzo tego pragnę. Mam pracę do wykonania.

Ale miała też do wypełnienia swoją część umowy, jaką wczoraj z nim zawarła.

Wróciła do pokoju, wykręciła numer Tatę Marlowe i umówiła się z nią na lunch.


Hattie wyłowiła wzrokiem jasnowłosą przyjaciółkę Jaya w chwili, gdy ta

wchodziła do niewielkiego baru na King Street.

– Ty musisz być Hattie. – Tatę wyciągnęła ku niej rękę. – Jay mi ciebie opisał:

„włosy koloru miodu i wielkie szare oczy”.

– A ty jesteś Tatę. – Hattie nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, słysząc tę

charakterystykę. – I co – powinnam teraz zrobić? Chyba zarumienić się i spuścić
wzrok?

– Nie musisz. – Tatę roześmiała się. – Jak ci się tu podoba? To jedno z moich

ulubionych miejsc.

Hattie zgodziła się, że przytulne stoliki, jasne nakrycia i rozwieszone na

ś

cianach plakaty sprawiają przyjemne wrażenie. Kuszące wyglądem wypieki

wystawione w szklanej gablocie zdecydowanie zyskały jej uznanie. A ponieważ
zbliżała się właśnie godzina lunchu, złożyły szybko zamówienie i usiadły, aby
porozmawiać.

Początkowo rozmowa skoncentrowała się na temacie zasugerowanym

poprzedniego dnia przez Jaya. Tatę opowiadała o ochronie zabytków; widać było,
ż

e lubi swoją pracę. Zależało jej na sprawie ochrony, chociaż przyznawała, że

czasem staje po stronie tych, którzy dążą do przemian.

– Większość naszych członków jest przeciwna jakimkolwiek zmianom –

mówiła. – Spora ich część to przemiłe, starsze damy, ale wyjątkowo
konserwatywne, gdy sprawa zaczyna dotyczyć ich własnych rezydencji. Jednak
czasem wykorzystanie starej posiadłości do nowych celów jest jedynym sposobem
jej ocalenia. Jay też doszedł do tego wniosku, chociaż nie podziela tego zdania w
sprawie Shadows.

– Powiedział mi, że jego wielkim marzeniem byłoby przenieść się do tego

domu i mieszkać tam z rodziną.

– To prawda – potwierdziła Tatę.
Jestem okropna, pomyślała Hattie. Ale nietrudno spostrzec, że są bliskimi

przyjaciółmi. Muszę się dowiedzieć, czy między nimi jest coś więcej.

– O ile wiem, przyjaźnisz się z Jayem od dawna – odezwała się, równocześnie z

całą uwagą krojąc kanapkę. – Mówił o tobie z ogromnym uznaniem.

W oczach Tatę błysnęło zrozumienie. Nie przestawała patrzeć na Hattie z

background image

ż

yczliwością.

– Zawsze czułam do niego coś więcej niż sympatię – potwierdziła, zmuszając

się do uśmiechu. – Nie dziwi mnie, że to odgadłaś. Ale on nigdy nie odwzajemnił
się tym samym. Jesteśmy więc po prostu przyjaciółmi. Mamy dużo wspólnych
zainteresowań i dobrze nam się razem pracuje.

– Nie miałam zamiaru się wtrącać. – Hattie czuła się zmieszana

bezpośredniością Tatę.

– Miałaś. – Tatę przechyliła się przez stół i poklepała ją po ręku. – W porządku.

Myślę, że kobiety, które interesuje ten sam mężczyzna, zawsze się rozpoznają. Ale
w naszym przypadku to wcale nie oznacza, że nie możemy się zaprzyjaźnić. Wręcz
przeciwnie.

– Mam nadzieję. – Hattie spojrzała Tatę prosto w oczy. – Ja już cię bardzo

lubię.

– Ja ciebie też. – Tatę przez chwilę siedziała zamyślona. – Jay chyba nigdy nie

natrafił na właściwą kobietę – powiedziała. – Może ty mu w końcu zawrócisz w
głowie.

Uszczęśliwiona po spotkaniu z Tatę, Hattie przez godzinę spacerowała po King

Street. Cóż z tego, że rozstała się poprzedniej nocy z Jayem nie wiedząc, kiedy go
znów zobaczy? W jakiś sposób słowa Tatę Marlowe sprawiły, że widziała
przyszłość w jaśniejszych barwach.

W pewnym momencie z wystawy sklepowej zachęcająco błysnął ku niej

niewielki srebrny serwis do herbaty. Kierując się impulsem, Hattie weszła do
ś

rodka i spytała o cenę. A po kilku minutach, ku własnemu zdumieniu, wyszła na

zewnątrz ze starannie obwiązanym pakunkiem. Hattie zarabiała niemało w Resorts
America, ale bardzo rzadko wydawała pieniądze na domowe zbytki. Chyba
dlatego, że nigdzie nie mieszkam na stałe, pomyślała. Wygląda jednak na to, że w
końcu uległam domatorskiemu instynktowi.


Późnym popołudniem zaparkowała samochód naprzeciwko rezydencji należącej

do Sulky Rawls. Trzypiętrowy, różowy dom z potrójną werandą ozdobioną
kolumnami według greckiego porządku wzbudził podziw Hattie. Zgodnie z
ż

yczeniem Paula została zaproszona do Sulky na herbatę. Mam nadzieję, że Lorelei

tu nie będzie, pomyślała wchodząc do środka. Została powitana niezwykle ciepło.

– A więc... podoba ci się nasze miasto – wykrzyknęła jasnooka, mniej więcej

sześćdziesięcioletnia Sulky, gdy Paul dokonał prezentacji. – Nie dziwi mnie to.
Oczywiście, ty doceniasz piękną architekturę, a Charleston to najbardziej

background image

angielskie miasto na Wschodnim Wybrzeżu. Proszę, wejdź. Napijemy się herbaty
w salonie. Mariah naleje.

Hattie po raz pierwszy miała okazję przyjrzeć się dokładniej siostrze Paula,

smukłej, ciemnowłosej dziewczynie, którą Jay pocieszał podczas pogrzebu.

– Dzień dobry – odezwała się Mariah. – Usiądź proszę – wskazała jej miejsce,

gdy weszły do salonu. Sama usiadła przy mahoniowym stoliku zastawionym
filiżankami i talerzami pełnymi kanapek. Smukłe ręce złożyła na kolanach. Jak
naturalnie i dystyngowanie wszystkie trzy wyglądamy w tym saloniku, pomyślała
Hattie. I jak bardzo Jay by tu pasował. Kupując serwis do herbaty, który ostrożnie
umieściła w bagażniku samochodu, Hattie miała nadzieję zaznać wreszcie nieco
innego życia; życia, jakie toczy się w salonie z pięknym dywanem i
wypolerowanymi meblami.

Dobre maniery Summerfieldów ułatwiły nawiązanie rozmowy. Ani się

spostrzegła, gdy wdała się w ożywioną dyskusję z gadatliwą ciotką Sulky i śmiała
się z podanej przez nią charakterystyki charlestończyków: „Oni są jak Chińczycy;
jedzą ryż i wielbią pamięć przodków”.

Słuchała z zainteresowaniem, gdy nieśmiała Mariah wyjaśniała jej, dlaczego

jest tak niewiele okien po północnej stronie domu.

– Nazywamy to „północnymi manierami” – powiedziała dziewczyna, po raz

pierwszy uśmiechając się do Hattie. – Ta część bowiem wychodzi na werandę
sąsiadów. Dawniej, gdy budowano domy, na północnej stronie umieszczano
jedynie niezbędne okna, aby nie naruszać prywatności innych. Nie powinno się
przez nie wyglądać.

Rozumiem, dlaczego Jay ją kocha, pomyślała Hattie. Jest poważna, bardzo

sympatyczna i zna historię Charlestonu. A poza tym jest urocza. Rozumiem też,
dlaczego Jay tak czule mówi o swej ciotce.

Sulky spytała, gdzie Hattie zatrzymała się w mieście i pochwaliła jej wybór. Po

czym złożyła niespodziewaną propozycję.

– Jeżeli chcesz tu zostać dłużej, to powinnaś wynająć umeblowany pokój.

Mamy taki w odnowionej części z tyłu domu. Nie policzę ci drogo i jeszcze dodam
domowe posiłki. Patsy i tak dla nas gotuje. Jeśli masz wątpliwości, pomyśl, że już
niedługo nie będziesz mogła nawet spojrzeć na restauracyjne jedzenie.

– Ja... – Hattie czuła się naprawdę zakłopotana – nie jestem pewna, czy

powinnam, zważywszy na okoliczności...

– Nonsens. Lubię towarzystwo. Powiedz jej, Paul.
Czy nie tak?

background image

-Z pewnością tak – przytaknął bratanek, uśmiechając się i kiwając z aprobatą

głową.

– Hmm... – Hattie zastanawiała się. Sądziła, że Paul popiera ten pomysł, bo

uważa, że w ten sposób prędzej ruszy do przodu praca nad projektem. Hattie
musiała jednak przyznać, że niezmiernie pociągają możliwość bliższego poznania
rodziny Jaya.

– Powiedz: tak, Hattie. – Marian niespodziewanie zaczęła ją namawiać do

przyjęcia zaproszenia. – To byłoby świetnie mieć gościa.

Hattie roześmiała się, ustępując, chociaż wcale nie wiedziała, co na to powie

Jay.

– Dobrze – powiedziała. – Namówiliście mnie. Pojadę po swoje rzeczy.
– A ja ci pomogę – zaproponował Paul.
Hattie jednak grzecznie odmówiła, wymawiając się niewielką ilością bagażu.
– Nie sądziłam, że zatrzymam się tu tak długo – stwierdziła. – Musisz być

czarownikiem, skoro sprawiłeś, że Jay zgodził się przynajmniej na rozważenie
sprawy.

– Ty jesteś czarownicą – odpowiedział Paul. – Zabawię się w dżentelmena i nie

spytam o szczegóły. A przy okazji, cieszę się, że zaprzyjaźniłaś się z Sulky.

Nim Hattie zdążyła odpowiedzieć, Paul pożegnał się już z ciotką i zaraz potem

odjechał. Może po prostu żartował wspominając Jaya, pomyślała. W każdym razie
miała nadzieję, że Sulky tego nie słyszała.

– Czy Mariah tu mieszka? – spytała, gdy dziewczyna wbiegła po schodach na

górę, gdzie prawdopodobnie znajdowały się pokoje obu pań. – Sądziłam, że
mieszka z bratem.

– Paul i Lorelei mają duży, wiktoriański dom po południowej stronie Broad

Street – odpowiedziała Sulky. – Remontują go od kilku lat. W związku z tym
utrzymuje się mit, że Mariah jest u mnie wygodniej. Tak naprawdę ona i Lorelei
nie mogą się ze sobą dogadać.


Mariah siedziała na ławce w ogrodzie, gdy wieczorem Hattie wyszła na dwór,

aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Widząc zamyśloną twarz dziewczyny
podeszła, aby porozmawiać.

– Coś nie tak? – spytała. – Może przeszkadzam?
Pewnie snujesz marzenia o swoim chłopcu.
Wyglądało na to, że trafiła w sedno.
– Jestem teraz... na etapie między chłopcami – wyznała nieśmiało. – Ale

background image

rzeczywiście myślałam o kimś. Pewnie i tak niedługo o tym usłyszysz... Kilka
tygodni temu zerwałam z facetem o nazwisku Brad Moss. Jay i ciocia Sulky
zupełnie go nie aprobowali.

– Tak, znam to – zauważyła Hattie łagodnie. – Ja też miałam kilku chłopców w

liceum. Mój ojciec był oficerem marynarki i wszystkich ich przepędzał z domu.

– Nie skarżyłam się. – Mariah spojrzała na nią. – Sama chciałam z nim zerwać.

Niestety oni mieli rację.

– A więc to nie o nim myślałaś?
– Nie. O kimś znacznie sympatyczniejszym. Cieszę się, że tu jesteś, Hattie.

Lubię mieć w pobliżu kogoś niemal w moim wieku, żeby pogadać. Ale teraz lepiej
już pójdę na górę. Nie skończyłam jeszcze wypracowania na jutro.

Gdy Mariah odeszła, Hattie wolnym krokiem minęła furtkę, przeszła przez ulicę

i dotarła do muru, skąd roztaczał się widok na oświetlony księżycem port.

Stała oparta o balustradę, tonąc w marzeniach, gdy naraz pojawił się przy niej

Jay.

– Z mojej werandy na trzecim piętrze jest lepszy widok szepnął. – A poza tym

mam teleskop.

Hattie odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
– Z jakiej werandy na trzecim piętrze? – spytała.
Ruchem głowy wskazał dom Sulky po drugiej stronie ulicy, najwyraźniej

rozbawiony jej zdziwieniem.

– Wynająłem u niej całe piętro, zamiast u kogoś obcego w mieście.
– Nikt mi o tym nie powiedział. – Hattie patrzyła na niego.
– Pewnie uważali, że wiesz. No więc jak? Skoro jesteśmy sąsiadami, może

jednak rzucisz okiem na kolebkę Konfederacji z lepszego punktu obserwacyjnego?

Jesteśmy tylko sąsiadami, pomyślała. Znowu chcesz, abym ci uległa, a potem

zaczniesz mówić o komplikacjach? Przecież chcesz z nim być, podpowiedział
wewnętrzny głos. Taka jest prawda.

Jay czekał na odpowiedź. Jej odpowiedź, coś w rodzaju „innym razem” i

wyjaśnienie, że rano jest umówiona na przejażdżkę konną po Shadows razem z
Paulem, nie była tą, której oczekiwał. Zamyślony odprowadził ją przez ulicę i
pożegnał na werandzie.

Ale mimo świadomości, że postąpiła słusznie odrzucając jego propozycję,

Hattie nie mogła zasnąć. Gdy późną nocą wyszła na taras swojego pokoju, ujrzała
ognik papierosa na werandzie Jaya. Najwidoczniej jego też męczyła bezsenność.

background image

Rozdział 6


Może powinnam była przyjąć jego zaproszenie, pomyślała Hattie, cofając się

trochę, aby Jay jej nie zauważył. Przecież na to właśnie miałam ochotę. Szczerze
jednak wątpiła, czy Jay dobrze by się czuł następnego ranka, kiedy uświadomiłby
sobie, iż kochał się z nią w domu swej ciotki.

Tak by się przecież stało, myślała wracając do łóżka. Stalibyśmy sami na

werandzie, spoglądając na przystań, a potem skierowalibyśmy teleskop ku
gwiazdom. I nikt by nas nie powstrzymał przed zrobieniem tego, czego pragniemy.
Hattie westchnęła i przycisnęła głowę do poduszki.

Nie mogę przestać go pragnąć, pomyślała, gdy ochłonęła już trochę i zaczął ją

ogarniać sen. Ale on ma rację; sytuacja nam nie sprzyja. Nie może pozwolić, aby
to, co dzieje się między nami, wpłynęło na jego decyzję, tak samo, jak nie może to
oddziaływać na moją pracę. Trudno będzie mieszkać z nim pod jednym dachem i
nie zostać jego kochanką.


Rankiem Hattie włożyła bluzę, bryczesy w kolorze khaki i wysokie buty do

konnej jazdy, które pożyczyła od Marian. Starannie umalowała się, zastanawiając
się, czy spotka Jaya przy śniadaniu. Ale nie było go, gdy weszła do słonecznej
jadalni i zajęła miejsce przy stole.

Sulky przedstawiła jej sędziego Horacego Plemmonsa, którego gościła na

ś

niadaniu. Ujął on dłoń Hattie i ze staroświeckim wdziękiem przywitał ją, mówiąc,

ż

e to prawdziwy honor dla niego poznać tak czarującą damę. Hattie jednak miała

ś

wiadomość, że samozwańczy strażnik interesów Sulky poddaje ją uważnej ocenie.

Mimo tego Hattie podobały się jego jasne oczy, siwe wąsy i pięknie modulowany
południowy akcent. Założę się, że tworzą z Sulky parę, pomyślała. Nietrudno było
zauważyć, że dla tego wiekowego, lecz przystojnego sędziego słońce wschodziło i
zachodziło w domu Sulky Summerfield Rawls.

Mariah cicho zajęła swoje miejsce przy stole i przystąpiono do posiłku. Nikt nie

wspomniał o Jayu i Hattie doszła do wniosku, że musiał wcześnie wstać.
Prawdopodobnie nieczęsto będę go widywać mieszkając tutaj, pomyślała.

Chwilę później poderwała się na dźwięk kroków przed domem. Ale to był tylko

Paul, który przed wyjazdem do Shadows wpadł do ciotki na poranną kawę.
Wyglądał na odprężonego i był w dobrym humorze. Może dlatego, że Jaya nie ma
w domu, pomyślała Hattie. Jakikolwiek byłby powód jego niefrasobliwego

background image

nastroju, Hattie cieszyła się, że nie przyszło mu do głowy znowu żartować przy niej
z Jaya.

Siedząc pośród Summerfieldów i popijając kawę ze srebrnej filiżanki, podczas

gdy Paul, Sulky i sędzia omawiali jakieś lokalne problemy, a Mariah bez apetytu
dziobała jedzenie, Hattie nie potrafiła stłumić w sobie pragnienia, aby stać się jedną
z nich. Stać się żoną Jaya, poprawiła się. Może jeszcze sama przed sobą do tego się
nie przyznałaś, ale jesteś w nim bezgranicznie zakochana.

– Jesteś dziś bardzo milcząca, Hattie – zauważył Paul, wycierając usta i

odkładając serwetkę. – Mam nadzieję, że z równą chęcią jak ja pojedziesz do
Shadows, aby przeprowadzić wizję lokalną.

– Jestem już gotowa do drogi.
Im wcześniej projekt będzie ukończony, tym szybciej wyjaśni się sytuacja

między nią a Jayem.

– Dobrze, a więc spotkamy się na miejscu – uśmiechnął się.
Szpaler, jaki tworzyły dęby wzdłuż Ashley River Road, wyglądał już znajomo,

kiedy jechała za czarnym porsche Paula w stronę plantaq’i. Nie spodziewała się
zastać Jaya w Shadows, sądząc, że wyjechał rano w sprawach służbowych. Nie
chciałaby go nawet napotkać, gdy razem z Paulem przemierzać będą posesję
omawiając projekt. Ale gdy dojechali na miejsce, Hattie ujrzała srebrnego jaguara
parkującego obok żółtego alfa romeo.

– Ciekaw jestem, co Lor tutaj robi – zauważył Paul, gdy wysiedli z

samochodów, po czym wzruszył ramionami. – Podejrzewam, że pomaga swemu
ulubionemu kuzynowi w tresurze kucyków.

Hattie nie odezwała się. Ulubiony kuzyn, myślała z lekką ironią. Jak możesz

być tak obojętny wiedząc, że żona ugania się za dawnym kochankiem?

Traf chciał, że Lorelei i Jay wrócili konno do stajni właśnie w chwili, gdy Paul i

Hattie mieli zamiar wyruszyć. Hattie z niechęcią musiała przyznać, że Lorelei
ś

wietnie trzyma się w siodle. Tego ranka elegancka blondynka zrezygnowała z

klasycznego stroju do konnej jazdy na rzecz znakomicie dopasowanych dżinsów i
ż

ółtego swetra z szetlandzkiej wełny, dokładnie w kolorze jej limuzyny. Fakt, że

Jay również miał na sobie dżinsy i szary kaszmirowy golf, tylko potwierdzał
trafność jej wyboru.

– Cześć, kochanie. – Lorelei podeszła do Paula i pocałowała go lekko w

policzek. – Panno Lawford, wygląda na to, że dość często się spotykamy, prawda?

– Dzień dobry, pani Ashe – odpowiedziała, dostosowując sie do oficjalnego

tonu, po czym szybko przywitała się z Jayem.

background image

Odpowiedział krótko i mruknął coś na temat trenowania koni do sobotniego

meczu. Hattie odniosła wrażenie, że czuł się skrępowany faktem, iż przyłapała go
sam na sam z żoną kuzyna.

To nie moja sprawa, jak spędzasz poranki, pomyślała, czując jednak narastającą

irytację. Odwróciła się i przy pomocy stajennego dosiadła konia. Kiedy oboje z
Paulem odjeżdżali, Jay rozmawiał z Lorelei przy samochodach.

Nie będę o nim myśleć, postanowiła, jadąc z Paulem w dół cypla. Zjechali ku

rzece i ruszyli ścieżką prowadzącą do miejsca, w którym miał stanąć kompleks
budynków. Jestem tu służbowo. Jeśli on chce spędzać czas z żoną kuzyna, to jego
sprawa. W każdym razie ja nie mam prawa osądzać tego, co się tu dzieje.

Ale w głębi serca zdawała sobie sprawę, że nic się nie zmieniło od chwili, gdy

znalazła się w jego ramionach na dachu tawerny, czy nawet od momentu, gdy tego
ranka w jadalni przyznała sama przed sobą, że go kocha.

Shadows było jednak zbyt piękne, aby miała się pogrążać w smutnych myślach.

Plantacja, położona wśród lasów, gdzie zapach sosen i dębów mieszał się ze słodką
wonią magnolii, sięgała aż do szerokiej, błękitnej rzeki. W powietrzu roznosił się
aromat, który Jay określił jako zapach herbacianych oliwek. Hattie starała się nie
myśleć zbyt wiele, ale chwilami wyobrażała sobie, że to nie Paul, lecz Jay jedzie
koło niej.

Hattie oczywiście była już tu, spacerując po posiadłości tego dnia, gdy spotkała

Jaya po raz pierwszy. Ale teraz spędziła tu dużo więcej czasu, omawiając różne
możliwości lokalizacji kompleksu.

Ku swemu zdumieniu doszła do wniosku, że zaczyna lubić Paula i szanować

jako kolegę po fachu. Z całą szczerością opowiadał o swym marzeniu związanym z
rozbudową Shadows tak, jak Jay mówił o jego ocaleniu.

Wykonali kawał dobrej roboty i Hattie miała już w głowie końcową wizję

projektu. Paul pożegnał się z nią i ruszył z powrotem do Charlestonu. Nie widząc
samochodu Jaya przy stajni, Hattie doszła do wniosku, że on też musiał opuścić
plantację. Mam czas, aby przejść się po domu i dokonać kilku brakujących
pomiarów, pomyślała. Już się na niego nie natknę. Toteż gdy kilka minut później
usłyszała skrzypienie skórzanych butów, zdumiona uniosła głowę.

– Myślałam, że już odjechałeś – wyrwało jej się i natychmiast pożałowała, że

zdradziła się, iż w ogóle o nim myślała.

Jay nie wyglądał na zdziwionego. Jego poranna irytacja zniknęła. Uśmiechnął

się.

– Pomyślałem, że może chciałabyś przejechać się ze mną konno do kościoła

background image

Summerfieldów, jeśli już skończyłaś pracę – powiedział. – Będę mógł opowiedzieć
ci do końca historię Elizabeth, a po powrocie pokażę ci jej portret.

Wzmianka o Elizabeth Summerfield natychmiast przypomniała Hattie

obraźliwą propozycję, jaką złożył jej podczas pogrzebu swej babki. Czy teraz
ponawiał zaproszenie do intymnej wizyty w sypialni?

– Dobrze. – Hattie podniosła się i otrzepała spodnie. – Chętnie z tobą pojadę.
Przystanęła zdumiona, gdy przed wejściem ujrzała przywiązaną do poręczy

parę koni. A więc Jay nie brał pod uwagę jej odmowy. Pewnie po prostu wie, co do
niego czuję, pomyślała. Ale wszystko mi jedno. W tej chwili pragnę jedynie być z
nim.

Spoglądała, jak z gracją dosiadał konia. Patrzył na nią przez chwilę,

uśmiechając się, najwyraźniej zadowolony, że przyjęła jego zaproszenie. I chociaż
musiał zmrużyć oczy w promieniach słońca, Hattie zdołała dojrzeć w ich brązowej
głębi obietnicę czegoś więcej niż tylko zwykłej przejażdżki. Odpowiedziała
uśmiechem. Było tak, jakby zawarli cichą umowę, że trzeba po prostu pozwolić,
aby to, co ma się stać, stało się.

– Jedziemy! – zawołał Jay. – Pani pierwsza, panno Hattie. Prosto, a potem skręć

w prawo przy bramie, jeśli nie pamiętasz trasy.

Zdecydowana pokazać mu taką klasę jeździecką, jaką prezentowała Lorelei,

Hattie ruszyła ostrym kłusem. Szkoda, że nie jedzie przede mną, pomyślała, tak
pięknie prezentuje się na koniu. Tylko raz w życiu spotyka się takiego mężczyznę.
W tej chwili należał do niej.

Po paru minutach minęli granicę posiadłości i skręcili na dziedziniec kościoła.

Dziś nie było tu żadnych samochodów. Zsiedli z koni i przywiązali je do drzewa.
Hattie czuła wszechogarniający spokój i ciszę. Słychać było tylko śpiew ptaków
dochodzący z koron drzew.

Cała przeszłość jest tutaj, pomyślała nagle, wszystkie dusze, które

zamieszkiwały plantację od ponad dwustu lat. Teraz nadszedł nasz czas. Co poeta
powiedział o skrzydlatych rydwanach? Przemknęły koło nas, jak kochankowie
samotni w swych grobach.

Jay podszedł do niej i stanął tak blisko, że czuła jego obecność każdym nerwem

ciała.

– Myślałam o tym, co powiedział Marvell – odezwała się cicho, zwracając ku

niemu spojrzenie.

– Naprawdę ? – W jego oczach uchwyciła przebłysk zdziwienia i aprobatę. –

Cytat z niego pasuje do takiego miejsca jak to, prawda? No chodźmy. „Bawmy się,

background image

póki możemy”. Tam leży płaski kamień, na którym moja dama może spocząć.

Rozsypujący się blok kamienny był nagrzany słońcem i Hattie oparła się na

nim, spoglądając na Jaya, który leniwie wyciągnął się pod drzewem i zapalił
papierosa.

– Aynsley i panna Elizabeth tworzyli znakomitą parę, chociaż dzieliła ich duża

różnica wieku, prawie dwadzieścia lat. Spotkali się w Londynie. Aynsley pojechał
tam, aby zamówić meble do domu i załatwić sprawy handlowe z importerami
tutejszego ryżu. Pobrali się rok później w Charlestonie, kiedy przyjechała,
przywożąc ze sobą wiele rodzinnych antyków, w tym ten wspaniały dywan, o
którym ci opowiadałem. Pierwsze lata ich związku upłynęły w błogim szczęściu,
jak twierdzi Elizabeth w swych pamiętnikach, i wciąż żyli w harmonii, mimo że po
narodzinach syna Williama kolejnych dwoje dzieci umarło. Dopiero wojna
zmieniła stosunki między nimi.

– Co się stało? – spytała Hattie.
– Aynsley na długo opuścił dom i poszedł walczyć pod dowództwem Francisa

Mariona. Sądzę, że słyszałaś o Bagiennym Lisie.

– -To jeden z pierwszych partyzanckich dowódców, o ile wiem.
– Właśnie. Mimo że Aynsley miał już wtedy przeszło pięćdziesiąt lat, był

znakomitym strzelcem i posiadał wiele traperskich umiejętności nabytych podczas
polowań na moczarach i w leśnych ostępach. On i Marion przyjaźnili się. Walczyli
razem i bezgranicznie sobie ufali. – Jay przerwał na chwilę, ale Hattie go nie
ponaglała. – Aynsley był wyjątkowo zazdrosny o swoją żonę, pewnie z powodu
istniejącej między nimi różnicy wieku. A ona była piękna, sama zresztą zobaczysz.
W każdym razie na podstawie wiadomości, które do nas dotarły, pewnego dnia
Marion podjął samodzielną wyprawę i natknął się na Brytyjczyków. Musiał się
gdzieś skryć i wybrał Shadows, przynajmniej tak się mówi.

– Nie jesteś tego pewien?
– Niezupełnie. Dziennik Elizabeth z tego okresu zaginął. A może go po prostu

nie zachowała, ze względu na zawarte w nim wydarzenia. Miejscowi historycy
utrzymują, że gościła u siebie Anglików przez dwa tygodnie. Legenda obarczają
dość podłym zarzutem. Podobno Elizabeth poddała Shadows. Marion, przebrany za
służącego, zdołał zbiec.

Hattie siedziała zamyślona, gładząc kamień. – A Aynsley był zazdrosny, że

Marion w czasie jego nieobecności uwiódł mu żonę?

– W każdym razie twierdził, że oddała Shadows wrogowi, aby uratować

Mariona – ciągnął Jay. – Ale dawał do zrozumienia, że między nimi coś było. Ja

background image

wierzę w jej niewinność. Jednak czytając późniejszy dziennik ma się wrażenie, że
stosunki między Elizabeth a Aynsleyem ochłodziły się.

Hattie wyobraziła sobie, jak zmieniło się życie w Shadows, poprzednio pełne

szczęścia i miłości.

– To smutne – powiedziała w końcu. – I jaka szkoda, że chociaż tak bardzo się

kochali, rozdzieliło ich nieporozumienie.

– J akakol wiek była prawd a – J ay wzruszył ramionami – Elizabeth ocaliła

dom dla przyszłych pokoleń i jestem jej za to wdzięczny. – Podniósł się i pomógł
Hattie wstać. – Ona jest tu pochowana. Jeśli chcesz, możemy obejrzeć to miejsce.

Na grobie Elizabeth Hattie ujrzała pęknięty, omszały kamień. Stali, trzymając

się za ręce, a po kilku minutach bez słowa, zgodnym krokiem ruszyli dalej. Kiedy
wracali konno do stajni, czuła, że wiąże już ich bardzo wiele.

– A teraz portret. – Jay poprowadził ją w stronę kamiennego domku.
Obraz, który tak pragnęła zobaczyć, widoczny był już ze szczytu krętych

schodów prowadzących do sypialni Jaya.

Pokryty patyną wieków portret przedstawiał pierwszą panią Shadows o bardzo

kręconych włosach koloru miodu. Zarumieniona cera świadczyła o tym, że dużo
przebywała na powietrzu. Tylko nos miała inny niż Hattie – orli nos brytyjskiej
arystokratki z osiemnastego wieku.

– To prawda, co mówiłeś – odezwała się cicho Hattie, zwracając twarz ku

Jayowi. – Jesteśmy bardzo do siebie podobne... mogłybyśmy być siostrami.

Jay patrzył na nią przez chwilę i nagle Hattie poczuła napięcie, które się między

nimi wytworzyło.

– Nie – powiedział w końcu stłumionym głosem.
– Doszedłem właśnie do wniosku, że nie jesteś duchem z osiemnastego wieku.

Jesteś niezależną, piękną istotą.

Nie wiedziała, co powiedzieć, a wtedy on zbliżył się do niej i chwycił jej dłonie

w swe ręce.

– Pamiętam naszą umowę – powiedział, patrząc jej w oczy. – W tych

okolicznościach najmądrzej byłoby dać sobie spokój. Ale nie potrafię. Powiedz, że
chcesz się ze mną kochać.

background image

Rozdział 7


– Jayu Summerfield – powiedziała miękko. – Czy nie wiesz, że właśnie tego

pragnę najbardziej?

Jay otoczył ją ramionami i przyciągnął ku sobie. Ich usta spotkały się i zatonęli

w słodkich pocałunkach, pocałunkach, które wzbudzały w Hattie ogień pożądania.

Sięgnął do jej pleców, wyciągnął bluzkę spod paska i wreszcie dotknął jej

skóry.

– M ój Boże, jakże ja cię pragnę – wyszeptał z ustami w jej włosach. – Nie

mogłem pracować ani spać... ani myśleć o niczym innym.

– Wiem – szepnęła. – Wiem.
– Ach, Hattie... – Rozpinał guziki jej bluzki, równocześnie całując nos, usta,

szyję. – Chcę cię rozebrać, skarbie, patrzeć na ciebie, całować...

Starała się mu pomóc, ich palce złączyły się, podobnie jak usta. Jay zsunął

bluzkę z jej opalonych ramion, przezroczysty stanik niewiele już zakrywał. Położył
dłonie na jej piersiach, zakreślając kciukami zarys sutków.

– Jesteś piękna. – Powoli, z namaszczeniem pocałował zagłębienie między

piersiami i dopiero wtedy rozpiął zapięcie stanika. – Połóż się na łóżku, kochanie.
Będę mógł cię całować tak, jak pragnę.

Naga do pasa i drżąca z pożądania zrobiła, o co prosił i wyciągnęła się na

miękkiej, jasnej narzucie.

– Jesteś wspaniała. – W jego zamglonych oczach płonęły bursztynowe ogniki,

gdy pochylił się, aby zdjąć jej buty. Zaraz potem był już przy niej, z twarzą ukrytą
na jej piersiach. Ssał wilgotne, stwardniałe sutki, masował je językiem i czubkami
palców. Hattie miała wrażenie, że umiera z pożądania wzbudzanego każdym jego
dotykiem.

– Rozbierz się, Jay – szepnęła błagalnie.
Ale on nie spełnił tej prośby. Objął ją tylko i odnajdując jej usta równocześnie

zaczął zataczać palcami delikatne koła wokół szczytu jej piersi. W końcu pozwolił,
aby ściągnęła mu sweter i zaczęła całować jego płaską, umięśnioną klatkę
piersiową. Coraz żarliwszymi pocałunkami pokrywała jego ramiona i brzuch.

– Proszę – jęknęła. – Chcę ciebie całego.
Rozpiął zamek jej spodni i ściągnął je razem z majteczkami. Potem

wyprostował się, szybkim ruchem odpiął skórzany pas i zsunął dżinsy. Przytulił ją
do siebie.

background image

– Wiesz, że nie potrafię ci odmówić – powiedział.
Wciąż jednak nie łączył się z nią, nie przycisnął swym ciałem do materaca, jak

pragnęła. Ukląkł przy łóżku, aby wargami i dłońmi pieścić jej ciało, poczynając od
bioder, poprzez uda, aż dotarł do stóp. Wtedy uniósł głowę i ponownie pochylił do
kwiatu jej kobiecości, rozchylającemu się ku niemu.

– Jay – szepnęła zdumiona. – Och, Jay.
Zdawało jej się, że sięgnęła szczytu rozkoszy. Jestem w raju, pomyślała nagle. I

cała jego, tylko jego.

Instynktownie wyczuł, że ogarniająca ją żądza osiągnęła punkt najwyższy.

Powrócił na łóżko i posiadł ją jednym głębokim ruchem.

Hattie jęknęła coś niezrozumiale.
– Co, kochanie? – spytał ochryple.
– Kołysz mnie... kołysz...
– Powoli, skarbie. – Całował jej czoło, usta, włosy. – Chcę, aby to trwało jak

najdłużej.

Ona jednak była jak odurzona, upojona pożądaniem i nie potrafiła czekać.

Płonąc, Hattie z całej siły zacisnęła wokół niego nogi, przyciskając go jak mogła
najmocniej.

– Jay... Jay... kocham cię. – Z jej warg niemal bezgłośnie wydobywały się

słowa. – Chcę wszystkiego, co możesz dać.

Później, przytuleni, leżeli cicho koło siebie. Hattie złożyła głowę w zagłębieniu

jego ramienia. Ogarnęła ją słodka niemoc. Czuła rozkoszny ból spełnienia. To tak,
jakby stał się częścią mnie, pomyślała. I nic nigdy nie może już nas rozdzielić.

Spojrzał na nią sennie, gdy kilka chwil później uniósł się, aby poprawić koc, po

czym opadł z powrotem na materac.

– Zostań ze mną, Hattie – poprosił, głaszcząc jej włosy i całując w czoło. – Śpij

dziś ze mną w Shadows.

W odpowiedzi przytuliła się do niego mocniej. Sulky się dowie, Paul, nawet

Mariah, pomyślała, gdy żadne z nas nie wróci na noc. Ale nic mnie to nie obchodzi.
Nic mnie nie obchodzi poza tym, że jesteśmy razem.


Kiedy się obudzili, było już późno. Długie promienie stojącego nisko słońca

wsunęły się przez story i rozjaśniły pokój. Zegarek wskazywał, że spali dwie
godziny.

– Dzień dobry. – Szare oczy Hattie lśniły radością, że są razem.
– Wciąż nie wierzę, że jesteś moja. – Dotknął lekko jej ramienia.

background image

A więc on też czuł to samo. Jestem twoja, skarbie, pomyślała. Bardziej niż

mógłbyś sądzić. Ale nie była jeszcze gotowa, aby mu o tym powiedzieć, jeszcze
nie teraz.

– A ja mam ciebie – zażartowała – dokładnie tam, gdzie chcę.
– Ach tak? – Jay błyskawicznie znalazł się nad nią, przyciskając tors do jej

klatki piersiowej i siłą wsunął uda między jej nogi. – Teraz co byś powiedziała: kto
ma przewagę?

Hattie roześmiała się. Pamiętała spontanicznego, obdarzonego fantazją

mężczyznę, którego spotkała pierwszego dnia w pobliżu stawu. I teraz pragnęła
zgłębić tę właśnie część jego natury tak, jak miała nadzieję któregoś dnia poznać tę
drugą, tajemniczą, o zmiennych nastrojach, osobowość rasowego potomka starej
rodziny z Południa.

– Ty – przyznała. – Aleja trwam przy swojej opinii.
Ich drugie zbliżenie było potyczką przepełnioną żartami i śmiechem, które

ucichły dopiero pod wpływem jego namiętnych pocałunków. I już po chwili
tworzyli unisono, oboje w ekstazie, która mogła zaistnieć jedynie wówczas, gdy
byli razem.

Jakże uwielbiam go tak dotykać, myślała później, gdy leżeli koło siebie,

trzymając się za ręce. Pragnęłabym być z nim już na wieki.

Nic jednak nie wskazywało na to, aby taka myśl i jemu przyszła do głowy. Nie

wspomniał nawet, że ją kocha. Ona jednak też nie zdradzała się do końca ze swymi
uczuciami. Jest pomiędzy nami tyle nie wyjaśnionych spraw, pomyślała. Na razie
wystarczy, że w ogóle mogę z nim być.

– Chyba czas wstawać i powrócić do cywilizowanego świata – odezwał się Jay,

przeciągając się z zadowoleniem. – Seks pobudza mój apetyt, moja droga Hattie.

Weźmy prysznic i potem zejdziemy na dół. Wprowadzę cię w tajniki

prawdziwej karolińskiej kuchni.

Prysznic był nową przyjemnością. Jay z czułością mydlił jej piersi, plecy, uda,

czyniąc z tego jakby rytuał. Potem nadeszła jej kolej. Objęli się później, a woda
spłukiwała mydło z ich ciał. Hattie czuła, że ogarniają żądza, jakiej nie
doświadczyła nigdy przedtem.

– Jeśli się zaraz nie wytrzemy, to nie sądzę, abyś miał szansę cokolwiek zjeść –

stwierdziła. – Jeszcze chwila i nie ręczę za siebie.

– Kochana dziewczyna. Z jednej strony czuję się, jakbym był twoim pierwszym

kochankiem, który zadziwia cię czymś, czym jeszcze możemy się dzielić, a z
drugiej, jesteś taka kobieca, namiętna.

background image

Wytarli się jednym dużym ręcznikiem, pokrywając nawzajem swe ciała

pocałunkami, jakby nie potrafili znieść myśli, że znów przyjdzie im się rozdzielić.
Później Jay zawinął ją w swój szlafrok i przewiązał paskiem.

– Nie musimy być oficjalni, prawda? Zostajesz tu przecież na noc – powiedział

z uśmiechem. Był już prawie zmierzch, gdy zeszli po krętych schodach na dół.
Wieczór zapowiadał się piękny, choć zimny. Jay rozpalił ogień w kominku, po
czym przyrządził swoją własną odmianę klasycznej tutejszej potrawy: szynkę z
czerwonym ryżem. Następnie przygotował znakomicie wyglądającą sałatę z liśćmi
szpinaku, czerwoną cebulą i cząstkami pomarańczy.

Hattie, która siedziała przy stole, poczuła, że jest głodna.
-Jesteś zdumiewająco dobrym kucharzem – zauważyła kilka minut później.
– Jak na kawalera, oczywiście.
– Zgadza się.
– Gdy jestem w mieście, często jadam u Patsy. Zresztą w Charlestonie jest

mnóstwo dobrych restauracji. Ale przez sporą część tych moich trzydziestu ośmiu
lat musiałem sam troszczyć się o siebie. Tylko raz sądziłem, że się ożenię...

– Z Lorelei – podpowiedziała, zaciskając usta. Cały jej dobry nastrój prysnął.

Jay ściągnął brwi.

– Ciekaw jestem, czy to Paul o tym wspominał. Co ci powiedział?
– Tylko to, że ożenił się z kobietą, o którą ty zabiegałeś.
– Niezupełnie tak było. – Jay wstał i zaczął zbierać talerze. – Lorelei jest bardzo

atrakcyjna i rzeczywiście dawno temu mieliśmy . romans. Zaproponowałem jej
nawet małżeństwo. Ale zanim się zainteresowała Paulem, zniknąłem ze sceny.

Hattie widziała, że Jay nie zamierza powiedzieć nic więcej. Nie otrzymawszy

wciąż odpowiedzi na większość pytań dotyczących Lorelei, poszła za nim do
kuchni, aby pomóc w zmywaniu. Wycierając naczynia i odstawiając je do
staromodnego kredensu mogła jedynie starać się nie myśleć o przygodzie Jaya. Nie
potrafiła jednak zapomnieć, że określił Lorelei jako „atrakcyjną” i że użył tego
określenia w czasie teraźniejszym. Nie mogę się spodziewać, że nagle oślepnie,
pomyślała.

Oboje byli niezwykle spokojni, gdy później, siedząc na kanapie, rozmawiali o

historii Shadows.

– Co ocaliło dom przed Shermanem podczas wojny z jankesami? – zapytała,

pamiętając, aby użyć określenia właściwego na Południu. – Czy pojawiła się
kolejna Elizabeth?

– Nie – uśmiechnął się i Hattie nagle poczuła się znacznie lepiej. – Ale była

background image

chytra Alisha, żona Brandona Summerfielda. Podobnie jak Elizabeth była jedyną
strażniczką majątku, gdy żołnierze stanęli u bram. Miała już wtedy opracowaną
strategię. Posłała ku nim kilku niewolników w łachmanach i z żółtymi flagami.
Wystarczyło, że powiedzieli tylko dwa słowa, a oficer z mety zawrócił konie.

– Jak brzmiały te słowa?
– śółta febra.
Elizabeth i Alisha Summerfield, myślała później Hattie, gdy leżeli już w łóżku.

Dwie kobiety, które uratowały Shadows; Elizabeth udając, że się go wyrzeka,
Alisha stosując mądry plan. Teraz ja jestem tutaj i kocham współczesnego
właściciela tej posiadłości całym sercem. Czy będę tą, która ostatecznie odbierze
Summerfieldom Shadows?


Rano Jay musiał pojechać do McClellanville w sprawach służbowych. Hattie

też wstała i wypiła z nim kawę, po czym włożyła swoją koszulę w paski i bryczesy.

– Zaczekaj na mnie, Hattie – poprosił, unosząc jednym palcem jej podbródek. –

To nie potrwa długo.

Masz tu przecież wiele do zrobienia, bo wczoraj nie dałem ci dokończyć.
Prośbę poparło głębokie spojrzenie brązowych oczu. Mój kochanek, pomyślała

wspominając słodkie chwile. Nie potrafiła mu niczego odmówić, gdy tak na nią
patrzył.

– Dobrze – zgodziła się. – Będę gdzieś w pobliżu Nie mogła jednak pracować.

Przemierzała pokoje, oglądając kolekcje antyków. Miała niejasne przeczucie, że
poznając rzeczy, które tak cenił, może zbliżyć się do niego jeszcze bardziej. Jej
uwagę przykuł zwłaszcza sekretarzyk z drzewa różanego. Była pewna, że stoi tu od
czasów Aynsleya i Elizabeth. Macocha Hattie, Marvette Lawford, sprawiła sobie
podobny przed kilku laty, niedługo po tym, jak razem z ojcem Hattie przenieśli się
do Londynu. Ojciec rozbawił wszystkich, odnajdując w nim sekretny schowek.
Niestety okazał się pusty.

Hattie delikatnie sprawdziła ozdobne obicie pomiędzy niewielkimi szufladkami,

dokładnie tak, jak zrobił to jej ojciec. Ze zdumieniem stwierdziła, że biurko było
bliźniaczym odpowiednikiem tego, które należało do Marvette. Skrytka z trzaskiem
otworzyła się, ukazując oczom Hattie cienką, rozpadającą się księgę, pokrytą
pleśnią. Przyglądając się z bliska, Hattie zdołała odczytać nazwisko napisane
ozdobnym, pochyłym charakterem pisma. Poczuła lekki dreszcz podniecenia, gdy
zrozumiała, że trzyma w ręku jeden z dzienników Elizabeth Summerfield, a
dokładnie jeden z tych, które pochodziły z okresu, gdy w Shadows przebywali

background image

Anglicy i Francis Marion.

Płonąc z chęci przeczytania dziennika, lecz równocześnie nie chcąc uszkodzić

delikatnych kartek, Hattie odłożyła zeszyt na miejsce, postanawiając zaczekać na
Jaya. Resztę ranka spędziła włócząc się po ogrodach i słuchając śpiewu ptaków. O
projekcie przebudowy, nad którym miała pracować, zapomniała zupełnie.

Siedziała właśnie na niskim murku koło szpaleru azalii, gdy usłyszała warkot

samochodu. Chwilę później była już przy Jayu, bez tchu opowiadając mu, co się
stało. Podniecony jeszcze bardziej niż ona, natychmiast kazał się zaprowadzić do
skrytki.

– Nie mogę w to uwierzyć – powiedział, ostrożnie wyjmując pamiętnik. –

Dokonałaś tego, czego ja próbowałem od lat; odnalazłaś miejsce, gdzie Elizabeth
ukrywała dziennik. Byłem pewien, że go zachowała.

– Nie mogę przypisywać sobie zasług – odpowiedziała. – Moja macocha ma

identyczny sekretarzyk z taką samą skrytką. Zajrzałam do niej.

Siadając na łóżku obok Hattie, Jay delikatnie przewrócił kartki dziennika.

Zapisane przez Elizabeth Summerfield strony były gdzieniegdzie nieczytelne,
ponieważ atrament zdążył już zblaknąc, a rogi kartek uległy zniszczeniu. Pamiętnik
rzeczywiście pochodził z czasów wojny o niepodległość.

Niebezpiecznie jest teraz jeździć do miasta, nawet jeśli wyruszamy łodzią

przeczytali w jednym z pierwszych fragmentów. – Ale nie lubię siedzieć w domu
teraz, gdy Aynsleya nie ma. William zachorował na krup. Jestem pewna, że do jego
pogarszającego się stanu przyczynia się złe powietrze dochodzące znad bagien. Jak
mam mu pomóc bez lekarstw, z wyjątkiem tych niewystarczających porcji
przygotowywanych przez służbę? Wesłey Ravenal twierdzi, że Brytyjczycy kierują
się ku nam i spalą dom, jeśli odmówię im schronienia.

Jay przerzucił kilka stron.
– O, tu jest wzmianka o Marionie.
Dziś wieczorem przybył generał Marion. Było bardzo późno. Jedynie Bessie i

Tom spostrzegli jego przybycie. Oczywiście od razu go rozpoznali, gdyż
wielokrotnie gościł przy naszym stole w szczęśliwszych czasach. Nie
pisną nikomu
ani słówka, dopóki im nie zezwolę. Jest tu naturalnie miłym gościem, mimo
niebezpieczeństwa. Natychmiast zabrałam go do naszej sypialni, gdzie może
znaleźć bezpieczne schronienie.

Przyjęła go we własnym pokoju – odezwała się Hattie. – Nic dziwnego, że nie

chciała, aby Aynsley ujrzał te zapiski.

– Przeczytajmy wszystko, zanim ją osądzimy.

background image

– I Jay dalej czytał na głos pamiętnik Elizabeth.
Kiedy został już nakarmiony i opatrzono rany, jakie odniósł na bagnach,

opowiedział mi, co się teraz dzieje. Wesley Ravenalmiał rację. śołnierze brytyjscy
wkrótce wkroczą w nasze progi. Sam generał niewiele ich wyprzedził. Odpocznie
przez noc w czystym, suchym łóżku i będzie musiał wracać do swoich oddziałów,
przynosząc informacje o ruchach wojsk.

Hattie słuchała zafascynowana, jak Elizabeth spędziła noc na krześle przy

oknie, czuwając nad snem dowódcy swego męża i recytując po cichu psalmy, aby
nie zasnąć. W sypialni Williama, z drugiej strony domu, Tom – najbardziej zaufany
służący – pełnił podobną wartę.

Rankiem to, czego się obawiała, stało się nieuniknione. Przybył wysłannik od

Ravenala, aby ją ostrzec. Mieli godzinę, aby przygotować się na przyjęcie
ż

ołnierzy wroga. Las rozbrzmiewał już ich głosami.

Oświadczyłam, że zdołam go ukryć, mimo ich obecności Jay czytał dalej. –

Daliśmy mu ubranie ekonoma, przybrudziliśmy twarz i dłonie, aby wyglądał na
osobę, która wraca z pracy w polu. Wiedziałam już, co powinnam zrobić, aby
uratować generała Mariona i Shadows. Musiałam przyjąć Brytyjczyków z
otwartymi ramionami, udając, że moje sympatie leżą po ich
stronie. Bessie
przyniosła wodę. perfumy i jedwabną suknię, w której po raz ostatni tańczyłam w
ramionach mego drogiego męża.

Gdy brytyjski dowódca zażądał natychmiastowego poddania się Shadows,

Elizabeth oczekiwała go przy stole zastawionym najlepszym srebrem, jakby w
ogóle nie brała pod uwagę możliwości zniszczeń czy kradzieży kosztowności.
Fortel się udał. Marion uciekł tej nocy pod pretekstem, że musi w mieście zdobyć
leki dla Williama. Oczywiście wysłano razem z nim brytyjskiego żołnierza. I
oczywiście żaden z nich już nie powrócił.

Jay przerwał czytanie i spojrzał na Hattie.
– Rozumiesz, co to znaczy? – spytał. – Bagienny Lis był gościem tutaj podczas

pobytu Anglików. Ale Elizabeth nie miała z nim romansu. Co za głupiec z tego
Aynsleya, że nie wierzył ani jej, ani swojemu przyjacielowi. Z takim dowodem nie
ma wątpliwości, że ona „poddała” Shadows z konieczności – aby ocalić dowódcę
męża i dom, a nie, aby ochronić kochanka.

Tego popołudnia Jay i Hattie nie przygotowali żadnego porządnego posiłku,

zrobili tylko kanapki i otworzyli dwie puszki piwa. Siedzieli na łóżku, chłonąc
kolejne strony dziennika. Kiedy skończyli, był już wieczór. Jay zamknął zeszyt i
zwrócił się ku niej:

background image

– Dziękuję, że to znalazłaś. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
– Cieszę się, że mogłam ci pomóc.
Patrzył na nią przez chwilę nieodgadnionym wzrokiem.
– Hattie? – W jego głosie zabrzmiała znajoma nuta.
– Tak, kochanie?
– Mam ochotę na coś bardziej szalonego niż nasz taniec wtedy, pierwszego

dnia, w wielkim holu.

– O co ci chodzi? – Uwielbiała jego szaleństwa i ufała mu teraz bezgranicznie.
– Chcę zabrać narzutę z szezlongu, który stoi na tarasie, aby móc się z tobą

kochać w sypialni Elizabeth i Aynsleya. Chcę zatrzeć chłód, jaki zapanował w ich
stosunkach po tylu latach szczęścia. Ale nie chcę, żebyś raniła plecy o twardą
podłogę.

background image

Rozdział 8


Nie odpowiedziała od razu, a on położył obie ręce na jej ramionach.
– Pozwolisz mi, kochanie? – zapytał. – Czy masz dość moich ekscentrycznych

pomysłów?

Hattie znów pomyślała, jak bardzo go kocha.
– Myślałam, że do tej pory już zrozumiałeś. Powinieneś wiedzieć, że wszędzie

z tobą pójdę.

Objął ją i poprowadził na taras, aby zabrać narzutę. Może on nie zdaje sobie

sprawy, że ja rozumiem, pomyślała Hattie. Choć wydaje się to pozbawione sensu,
to jednak przypominamy oboje Elizabeth i Aynsleya Summerfieldow. Dlaczegóż
by nasza miłość nie miała zmazać ich smutnej historii?

Chwilę później weszli do domu. Jay poprowadził ją po mahoniowych schodach

dokładnie tak, jak wyobrażała sobie, że Aynsley prowadził zapewne dawno temu
swą młodą żonę. Gdy ułożyli prowizoryczne posłanie, Jay powoli rozebrał ją,
szepcząc słowa zachwytu.

Po chwili ona rozpinała guziki jego koszuli, pasek i zamek w spodniach. Nie

miał nic pod spodem, a jego ciało było już rozbudzone i gotowe do miłości. Hattie
bez namysłu uklękła, okrywając pieszczotami płaski brzuch i wąskie uda.

Jay stał z zamkniętymi oczami, kołysząc się lekko i głaskał jej włosy i ramiona.
– Hattie, Hattie, przywodzisz mnie do szaleństwa – wyszeptał, osuwając się w

końcu na kolana i biorąc ją w objęcia. – To ja powinienem przed tobą klękać.

Nie wiedzieli, jak piękni są razem. Jej doskonale gładkie, krągłe ciało złączone

z umięśnionym ciałem Jaya wyglądało niczym rzeźba, a brązowa główka,
pochylając się ku jego przedwcześnie posiwiałym włosom, zdawała się przywracać
mu młodość, którą wydawałoby się – utracił. Hattie czuła jego wargi na swych
ustach i zmysłowe ręce, pod którymi jej ciało płonęło.

Gdy posiadł ją w pustym, zakurzonym pokoju, miała wrażenie, że przeżywa

coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyła, nawet w jego ramionach.

Jay, myślała nieskładnie, tuląc się do niego, teraz jesteś cały mój. W pewien

sposób, w tej starej posiadłości i w ramionach Jaya odnalazła dom i
bezpieczeństwo, którego nie miała w dzieciństwie, tułając się od jednej bazy
wojskowej do drugiej.

Od początku oboje też czuli, że łączy ich więcej niż pożądanie, a sprawiało to

podobieństwo do historycznej pary, która żyła w tych murach. Kochałam Jaya i ten

background image

dom, nawet zanim dowiedziałam się, że istnieją, myślała. Myśli te kłębiły się w jej
głowie, ale nie potrafiła ich uporządkować. W tym momencie pragnęła jedynie być
z nim, czuć go w sobie i nie pamiętać o niczym innym. Później leżąc przy nim
myślała sennie, że musi zrezygnować z projektu. On wygra, powiedziała sobie. A
ja razem z nim.

Rano, po kolejnej nocy spędzonej w ramionach Jaya, sprawy nie wydawały się

już tak proste. Hattie musiała sobie jasno uświadomić, że jeśli zrezygnuje, to nie
będzie miała żadnego wytłumaczenia, aby tu pozostać. Jay przecież nie wymówił
słowa „kocham”, które mogłoby uczynić ich związek trwalszym.

Ciągle nie wiem, na czym polegają nasze stosunki, doszła do wniosku,

wkładając pomięte już bryczesy i jedną z niebieskich roboczych koszul Jaya.

Poprzedniego wieczoru, patrząc, jak nalewa wino i smaży steki, poczuła nagle,

ż

e łącząca ich więź nabrała domowego charakteru. Nie zapomni tak szybko

głębokiego, cichego głosu mówiącego jej półserio, że nie odprawili egzorcyzmów
nad duchami, a jedynie ułożyli je do snu.

Ale nawet gdyby tego ranka Jay poprosił ją, aby zrezygnowała z projektu,

pozostawała wciąż sprawa odpowiedzialności w stosunku do Charleya.

Od pięciu lat, czyli od kiedy zmarła jej matka, a ojciec wycofał się ze służby w

marynarce, ożenił z Marvette i osiadł z żoną w Londynie, zrzędliwy marzyciel o
miękkim sercu, który przewodniczył Resorts America, stał się dla niej niemal
jednym z rodziców.

Muszę się nad wszystkim zastanowić, myślała schodząc po schodach i całując

Jaya na pożegnanie, po czym wsiadła do samochodu i ruszyła w stronę miasta. Tak
wiele zawdzięczam Charleyowi. A zresztą co powiedziałby Jay, gdybym,
wypatrując szczęścia, nie dotrzymała zobowiązań? Chciałabym, żeby Jay sam
zrezygnował z naszych usług, pomyślała spoglądając w tylne lusterko i widząc za
sobą jego samochód. A potem poprosił, abym z nim została.

Sytuacja nie dawała jej spokoju przez cały następny tydzień, gdy wraz z Paulem

i kreślarzem wykańczała projekt. Równocześnie jednak nie przestawała szukać
sposobu, aby ocalić stary dom przed jakąkolwiek przebudową. Nie wydawało się to
jednak możliwe. Ta piękna ziemia i historyczne miejsce zainteresowałyby może
innego przedsiębiorcę, ale Charley nie zamierzał zrezygnować z tak unikalnego
obiektu. Bezcenny, osiemnastowieczny dom stanowił dla niego prawdziwy skarb.
Chciał, aby stał się on centralnym obiektem w kompleksie, który rozsławiłby
Resorts America, przynosząc liczne nagrody.

Niechętnie doszła do wniosku, że najlepsze, co mogła zrobić, to zachować

background image

część Shadows dla Jaya, niewielką część w pobliżu starego domu i z dala od
nowego kompleksu. Nie chodziło o luksusowe wnętrza, które planowała, lecz o
miejsce, gdzie czułby się swobodnie i które mógłby nazwać domem. Pragnęła
zachować ten akr ziemi, na którym stał młyn wraz z dostępem do wszystkich części
posiadłości, w tym stajni.

Zdawała sobie jednak sprawę, że taki kompromis nie wystarczy. Jay nigdy się

na to nie zgodzi, myślała, siedząc przy desce kreślarskiej w pracowni Paula.
Każdego dnia widziałby przez okno swego pokoju, co stracił. Jak go znam, to
pewnie wolałby na zawsze stąd odejść.

W czasie pracy nad projektem, Hattie rzadko widywała się z Jayem. Zajęty był

interesami. A kiedy już spotkali się na plantacji albo na jego trzecim piętrze w
domu Sulky, nigdy nie rozmawiali o jej pracy. Jednak sprawa ta, choć pomijana
milczeniem, kładła się cieniem na ich stosunkach. I chociaż kochali się z tą samą
żą

dzą, jak za pierwszym razem, to jednak coś się między nimi zmieniło.

W końcu prace wstępne zostały ukończone, a kopia projektu przesłana

ekspresem do Charleya. Gdy nadeszła jego aprobata, Paul nalegał, aby uczcić to
lampką wina.

– Szampan poleje się wówczas, gdy ruszymy z budową – powiedział śmiejąc

się.

– Nie sądzisz chyba, że Surnmerfieldowie to zaakceptują?
Jego zapał jednak nie osłabł.
– Może nie tak od razu – przyznał. – Ale uważam, że długofalowe plany są

dobre. Wywarłaś znakomite wrażenie na Sulky, której ani trochę nie przeszkadzają
romantyczne historie pod jej dachem. Ona ma duży wpływ na Jaya. Czy
wspominałem, że wydaje w piątek rodzinną kolację połączoną z naszym pokazem?

Hattie siedziała zła z powodu tej zbyt wyraźnej aluzji do stosunków łączących

ją z Jayem.

– Nie, nie wspominałeś – odcięła się, lekko zirytowana. – I jestem przekonana,

ż

e przyjazne uczucia, jakimi, twoim zdaniem, Sulky mnie darzy, nie wpłyną na jej

decyzję.

Zdenerwowanie Hattie rosło wraz ze zbliżającym się pokazem. Momentalnie

schudła i kiedy w piątkowy wieczór zeszła na proszoną kolację do jadalni, pasek u
jej dwuczęściowej jedwabnej sukienki w kolorze kości słoniowej był nieco za
luźny. Ale nie pomyliła się; w Charlestonie „rodzinny obiad” wymagał
niedzielnego rynsztunku.

Jay już był. Rozmawiał właśnie z Mariah, stojąc przy wspaniałym starym

background image

kredensie. Dziewczyna miała na sobie miękką, żółtą sukienkę, która podkreślała jej
młodość i dodawała zmysłowości. A Jay, Jay chyba nigdy nie wyglądał tak
elegancko jak dziś, pomyślała. Popielaty garnitur zdawał się być szyty na miarę.
Ś

nieżnobiała koszula podkreślała opaleniznę i siwiejące, czarne włosy.

– Nie usłyszę miłej odpowiedzi? – Piwne oczy patrzyły na nią z rozbawieniem.
– Przepraszam, ale zamyśliłam się.
Mariah roześmiała się.
– On ci właśnie powiedział, że ślicznie wyglądasz.
Na twoim miejscu na pewno bym to usłyszała.
Do jadalni powoli schodzili się goście; sędzia Plemmons, Paul i Lorelei w

szarej sukience podkreślającej świetną figurę. Sulky witała się z każdym i
zapraszała do zajęcia miejsca przy rodzinnym stole. Mimo dodających otuchy
uwag Mariah i podziwu ze strony Jaya, Hattie czuła rosnące zdenerwowanie. Czuła
też na sobie wzrok Lorelei. Bez wątpienia zimna blond piękność rozważała, ile
upłynie czasu, zanim Jay ją rzuci, gdy już cała ta szopka ze sprzedażą Shadows
odegrana zostanie do końca.

No cóż, ja też się nad tym zastanawiam, pomyślała napotykając jego ogniste

spojrzenie. On wciąż mnie pragnie i nie robi z tego tajemnicy. Kiedy skończymy z
wykresami i projektami, pewnie po prostu prześpi się ze mną jeszcze parę razy,
zanim będę musiała odejść.

Zdała sobie sprawę, że sama wciąż jeszcze nie podjęła decyzji, tak jak mu to

obiecała. Mam nadzieję, że nie poruszy tego tematu dziś wieczorem, pomyślała.
Nie wiem, co bym mu odpowiedziała.

W końcu posiłek został zakończony. Hattie wzięła się w garść i starała się

zachowywać swobodnie, gdy w salonie pomagała Paulowi ustawiać projektor do
slajdów i stojak do wykresów. Nie patrzyła na Jaya, który zaciągnął kotary i zajął
miejsce obok Lorelei. Wyciągnął nogi i zapalił papierosa.

Mariah, która z pewnością wolałaby zająć miejsce swej szwagierki, usiadła

obok Sulky.

– W porządku. – Paul zgasił światło. – Możemy zaczynać.
Zaczęli od slajdów przygotowanych przez jednego ze współpracowników

Paula. Pokazywali posiadłość taką, jaka jest w tej chwili i omawiali propozycje
lokalizacji nowych budynków. Sporządzono również zdjęcia z lotu ptaka, więc i te
zostały pokazane.

Hattie, która dokonywała objaśnień czystym, spokojnym głosem, nie potrafiła

wyczuć żadnej reakcji u widzów. Czuła jedynie grzeczne zainteresowanie i

background image

rozluźnienie, jakby nikt z nich tak naprawdę nie wierzył, że jej propozycje należy
traktować serio.

No cóż, muszę uzupełnić moje wystąpienie, pomyślała. W końcu prezentujemy

doskonały projekt, z którego mamy prawo być dumni. Powinni o tym wiedzieć, a
potem będzie co Bóg da. Zaczęła więc przedstawiać dodatkowe slajdy, które sama
przygotowała, aby zilustrować problemy związane z remontem starego domu.

Później Paul zapalił światło i Hattie zaczęła mówić o wykorzystaniu ziemi, a

także o sprawach prawnych. Pokazywała kolejne kartony, sucho je omawiając.
Następnie poruszyła sprawy finansowe, zwłaszcza dotyczące renowacji starej
rezydencji. Odniosła wrażenie, że Jay wzdraga się, słuchając jej, chociaż nie
odezwał się ani słowem. Przepraszam, kochanie, pomyślała. Ale musisz temu
stawić czoło, jeśli zdecydujesz się nieść sam ten ciężar.

Bez przerwy na komentarze, nakreśliła ofertę swej firmy dotyczącą zakupu

prawa własności. Podała warunki finansowe i zaproponowała metody płatności, po
czym przedstawiła plan prywatnych części zarezerwowanych dla wszystkich
członków rodziny.

Pokaz był zakończony, z wyjątkiem krótkiego wystąpienia Paula i odpowiedzi

na pytania.

Paul, będąc najwyraźniej d obrej myśli, w przeciwieństwie do Hattie, krótko

podsumował założenia projektu.

– Jeśli się na to zdecydujecie, Shadows nie będzie stracone dla rodziny –

zakończył. – Wręcz przeciwnie.

Szczerze wierzę, że to, co proponujemy, to jedyny sposób, aby je ocalić.
Pytań nie zadano wiele. Większość postawił sędzia Plemmons, który

reprezentował interesy Sulky. Kilka innych zadały sama Sulky i Lorelei. Mariah
nieśmiało poprosiła o wyjaśnienie kilku punktów, których dobrze nie zrozumiała.

Jay, nastawiony najbardziej krytycznie, prawie się nie odzywał. W oszczędnych

słowach pogratulował Hattie i Paulowi dobrze wykonanej pracy i staranności
projektu. Najwyraźniej starał się patrzeć na ich pracę bez emocji.

– Mam nadzieję, że mi wybaczycie – powiedział w końcu wstając i rzucając

okiem na zegarek – ale niestety muszę wcześniej wyjść. Jak wiecie, jutro ma się
odbyć mecz polo. Obiecałem drużynie, że spotkamy się w tawernie, aby omówić
strategię. – A ponieważ wszyscy mu się przyglądali, dodał po chwili milczenia:

– Zastanowię się nad projektem przez weekend i dam wam odpowiedź.
Jay niejako dał znak do zakończenia narady. Hattie zrozumiała, że tego

wieczoru pokaz nie doczeka się podsumowania.

background image

Już przy drzwiach, Jay odciągnął ją na stronę.
– Nie zapomnij, że obiecałaś przemyśleć swoje stanowisko – przypomniał,

zaciskając dłoń na jej ramieniu.

Jay wyszedł. O nic nie zapytał, pomyślała. Tak jak sądziłam, już podjął decyzję.

Zdawała sobie sprawę, że wszyscy słyszeli wypowiedziane do niej słowa, bo
poczęli wymieniać zdziwione spojrzenia.

Nie miała jednak zamiaru wyjaśniać zasad ich prywatnej umowy. Pomagając

Paulowi zebrać wykresy i slajdy, wspominała gorące noce, jakie spędziła w
ramionach Jaya. Nie chcę, aby te noce kiedykolwiek się skończyły, pomyślała.

Paul i Lorelei wyszli w końcu odprowadzani przez Mariah, która wyraziła

Hattie gorący podziw dla pracy, jaką wykonała. Potem przeprosiła ją, że musi
wyjść, ale umówiła się na spacer z przyjacielem.

Sulky poklepała Hattie po ramieniu.
– Ten pokaz robi wrażenie, młoda damo – powiedziała. – Naturalnie mam

zamiar omówić sprawę z moim sędzią, z tym, że nieco później, bo na razie
zamierzamy obejrzeć pewien film. A tobie radzę teraz przebrać się i odpocząć.

Ta propozycja brzmiała rzeczywiście kusząco. Hattie wróciła do swego pokoju,

włożyła spodnie, po czym boso zeszła do ogrodu, ciesząc się piękną, księżycową
nocą. Siedziała wciąż w zamyśleniu na stopniach werandy, gdy Mariah powróciła
ze spaceru z młodym człowiekiem, którego przedstawiła jako Pete’a Carrolla.

Hattie taktownie odwróciła głowę, gdy Pete i Mariah pocałowali się na

dobranoc przy furtce. O ile mogła się zorientować, nowy przyjaciel Mariah był
obiecującym następcą poprzedniego konkurenta.

– Pete i ja chodziliśmy ze sobą, zanim Brad wyjechał do Clemson we wrześniu

– wyjaśniła dziewczyna kilka minut później, siadając na stopniach schodów koło
Hattie.

– Jest przystojny i wygląda sympatycznie. – Hattie nie bardzo wiedziała, co

powiedzieć.

– To prawda – Mariah z aprobatą skinęła głową.
– Pamiętasz, jak spytałaś, czy myślę o Bradzie, a ja odpowiedziałam: „Nie, o

kimś znacznie sympatyczniejszym”. Chodziło mi o Pete’a.

Rozmawiały jeszcze przez chwilę i Hattie odniosła wrażenie, że Mariah wciąż

nęka jakiś problem. Była spięta i roztargniona.

– Chyba już pójdę do łóżka – Mariah odezwała się w końcu. Zwlekała jednak,

najwyraźniej będąc myślami gdzie indziej. – Wybierasz się jutro na mecz?

– spytała tłumiąc ziewanie. – Sądzę, że Jay chciałby, abyś go obejrzała.

background image

– Nie wiem jeszcze. Rozmawialiśmy o tym. Ale po dzisiejszym wieczorze...

może wolałby, abym nie przychodziła.

– Och, nie! To zupełnie nie tak. Jay cię kocha – wyrwało się Mariah i zaraz

potem dziewczyna zaczerwieniła się.

– Przepraszam. Wiem, że to nie moja sprawa. Jeśli zdecydujesz się pójść, czy

mogłabym wybrać się z tobą?

Muszę się gdzieś wyrwać, aby przemyśleć pewne sprawy.

O pierwszej po południu następnego dnia Hattie zaparkowała swego mustanga

przy boisku do gry w polo w Boone Hall. Nigdy jeszcze nie widziała Mariah tak
rozentuzjazmowanej.

– Chodźmy – schwyciła Hattie za rękę. – Chodźmy zobaczyć konie.
– Dobrze. – Hattie niechętnie podążyła za swoją towarzyszką ku odległemu

krańcowi pola.

– Jay, we wspaniałych butach, szmaragdowej koszuli i wąskich białych

spodniach, natychmiast do nich podszedł. Jego oczy w świetle słońca wydawały się
bardziej bursztynowe niż brązowe.

– Dziękuję, że przyjechałaś, Hattie – powiedział z tym swoim lekkim

południowym akcentem, który tak bardzo jej się podobał. – I za przyprowadzenie
Mariah. Ona mi przynosi szczęście.

Był jednak zbyt podniecony zbliżającą się grą, aby dłużej z nimi rozmawiać.

Zamiast tego poprosił je obie o pomoc; Mariah do ujeżdżania jednego z koni,
Hattie, aby przytrzymała i uspokajała innego, którego trzeba było jeszcze podkuć.

Wszędzie dokoła rozmawiano na temat polo, plotkowano, który koń ma wady i

o zastępstwie na pozycji oznaczonej numerem trzecim w drużynie przeciwnika.

Hattie wiedziała, że Jay gra z numerem trzecim w teamie charlestońskim. To

była najważniejsza pozycja, wymagająca największej odpowiedzialności,
ogromnych umiejętności i przezorności. Hattie, która uczestniczyła w
przygotowaniach, porwał w końcu żywioł i urok tej gry. Twarz jej płonęła, kiedy
Jay zbliżył się ku niej na lśniącym kasztanie. Miał teraz na głowie kask, a w ręku
drewniany młotek i bat. Nagle pochylił się ku niej z siodła.

– Pocałuj mnie na szczęście, kochanie. – I nie czekając na odpowiedź musnął

wargami jej usta.

Uśmiechając się promiennie, Hattie pomachała mu ręką. Usiłowała nie

rozglądać się dokoła, aby nie widzieć zaciekawionych spojrzeń. To była
najbardziej spektakularna oznaka uczucia, na jaką się kiedykolwiek zdobył i

background image

chciała myśleć jedynie o tym. Ale nie tutaj, nie teraz, gdy zawodnicy właśnie
czekali na prezentację i gra miała się zaraz rozpocząć.

background image

Rozdział 9


Hattie podniosła do oczu pożyczoną od Sulky lornetkę akurat w chwili, gdy Jay

wjeżdżał na boisko.

– Numer trzeci z Charlestonu, Jay Summerfield z Summerfield Shadows –

ogłoszono.

Hattie wiedziała, że jej uczucia dla Jay a nie stanowią tajemnicy, oczy jej

płonęły, gdy na niego patrzyła. Zanim opuścił kask, zdołała uchwycić jego uśmiech
i wiedziała, jak bardzo Jay cieszy się na nadchodzącą walkę. Obrócił się w siodle,
aby powitać czwartego zawodnika, który właśnie wjeżdżał na boisko.

– Chodź, usiądziemy na samochodzie – powiedziała Mariah. – Stamtąd będzie

lepiej widać.

Zanim dotarły do mustanga, obie drużyny zdążyły już ustawić się w dwóch

rzędach naprzeciwko siebie. Sędzia wrzucił piłkę z autu. Rozległ się stukot
drewnianych młotków i rozpoczął się pierwszy mecz w polo, jaki Hattie
kiedykolwiek widziała. Równo przed chwilą ustawieni zawodnicy ruszyli
gwałtownie, w szaleńczym, zapierającym dech w piersiach pędzie.

Kilka dni wcześniej Hattie spytała Jaya o reguły gry, ale teraz musiała

zrezygować ze śledzenia wzrokiem piłki i po prostu obserwowała przebieg akcji.

Ze zdziwieniem stwierdziła, że polo jest raczej cichą grą; słychać było jedynie

tętent koni, szybkie uderzenia młotkiem o piłkę i czasem krzyk któregoś z
zawódników: „zostaw!”, „naprzód!”. Czasem też dolatywało jej uszu przekleństwo,
gdy popełniono błąd albo chybiono. Spostrzegła, że siłą motoryczną tej gry jest
kontrolowana agresja, a także chęć ryzyka. Stopniowo docierało do niej, że
strategia i umiejętność szybkiego przemyślenia sytuacji odgrywały tu niemałą rolę.
Twierdzenie Jaya, że polo to „szachy grane z prędkością sześćdziesięciu
kilometrów na godzinę” uznała teraz za niezwykle trafne.

Mniej więcej w połowie pierwszej części meczu drużyna charlestońska zdobyła

pierwsze punkty po podaniu piłki przez Jaya i świetnym przejęciu przez brata
Lorelei, Buzza Phillipsa, który grał rozstawiony z numerem pierwszym.

Szmer aprobaty rozszedł się wśród publiczności, a Hattie ujrzała, że Jay śmieje

się i poklepuje jednego z przyjaciół po ramieniu.

Gdy po chwili gra została podjęta, strzał jednego z przeciwników posłał piłkę w

stronę, gdzie siedziały Hattie i Mariah. Wszystkich ośmiu graczy ruszyło do
przodu. Hattie teraz dopiero mogła z bliska przyjrzeć się koniom. Jay opowiadał

background image

jej, że prawdziwe pony tak samo pragną walki jak ich panowie i że psychika
zwierząt może dodać sił, albo załamać jeźdźca. Jeździec i koń stanowią jedność.

Obserwując ich teraz, Hattie lepiej rozumiała te słowa. Oni są jak centaury,

pomyślała nagle, uderzona podobieństwem sportowców do tych legendarnych istot.
Jay przywodził jej na myśl boga w siodle, kiedy nieomylnie prowadził konia
poprzez plątaninę kopyt i młotków.

– Jest wspaniały, prawda? – spytała Mariah, która przyglądała jej się od

dłuższej chwili.

– Jay? – Hattie uśmiechnęła się. – Oczywiście, że jest.
Do przerwy team charlestoński prowadził cztery do trzech, ale Hattie już się nie

uśmiechała. W tłumie otaczającym jeźdźców dostrzegła Lorelei. Przez lornetkę
ujrzała, jak bratowa zbliża się do Jaya i podaje mu termos.

– Chcesz tam pójść? – Mariah podążyła za jej wzrokiem.
– Umieram z głodu. – Hattie uścisnęła jej rękę. – Chodźmy raczej na hot doga.

Ja stawiam.

Aby zjeść, musiały udać się w przeciwległy koniec boiska. Później dołączyły

do grupy widzów porządkujących teren w czasie przerwy.

Resztę gry Hattie obserwowała jak przez mgłę. I chociaż postanowiła się nie

martwić, to jednak wspomnienie Jaya przyjmującego termos od Lorelei sprawiło,
ż

e czuła się strasznie nieszczęśliwa. Jej zwykła wiara w siebie została poważnie

zachwiana. Zdawała też sobie sprawę, że trudno jest na dłuższą metę żyć tak jak
ona; z głębokiej euforii popadać w czarną rozpacz. Nie dała jednak po sobie poznać
targających nią emocji, gdy po zakończonej grze obie z Mariah wmieszały się w
tłum radujący się ze zwycięstwa Charlestonu. Kiedy znalazła się dostatecznie
blisko Jaya, pogratulowała mu cicho, a on porwał ją w objęcia.

Kiedy po chwili rozdzieliła ich fala ludzi, Mariah zaproponowała, aby pójść do

koni, którym trzeba było pomóc w drodze do stajni. Hattie zdołała jeszcze kątem
oka dostrzec żółty sportowy strój Lorelei, oddalającej się wąską dróżką w stronę
rezydencji Boone Hall.

Kilka minut później Jay wydostał się z ciżby sympatyków i znienacka zacisnął

rękę na jej ramieniu.

– Czy dasz się namówić na spotkanie ze mną wieczorem w klubie? – zapytał,

mrugając jednocześnie do Mariah. – Świętowanie zwycięstwa zaczynamy o
siódmej. Przyprowadź tę młodą damę i Pete’a też, jeśli wyrazi chęć. A jeszcze
lepiej, niech oni ciebie przyprowadzą. W ten sposób będę mógł cię odwieźć.

– Dobrze – odpowiedziała.

background image

Spocony, brudny i bardzo z siebie zadowolony, był najpiękniejszym

mężczyzną, jakiego znała. Jay, pomyślała, nie zasługuję na ciebie. I cieszę się, że
nie zawsze potrafisz czytać w mych myślach.


Nie kochali się już od kilku dni i Hattie tęskniła za nim, gdy tego wieczoru

szykowała się do wyjścia. Próbowała zmienić fryzurę i nie mogła zdecydować się,
w co się ubrać. Mariah uprzedziła ją, że spotkanie w klubie w sobotni wieczór ma
charakter oficjalny. W końcu upięła włosy, pozostawiając kilka luźnych kosmyków
wokół twarzy. Włożyła długą białą suknię z dżerseju i naszyjnik opadający prawie
do talii. Nie wiem, czy to nie zbyt odważny strój, pomyślała. Suknia przylegała do
bioder i podkreślała linię ciała. W tej chwili Mariah zastukała do drzwi i weszła w
króciutkiej różowej sukience odsłaniającej zgrabne nogi.

– Hej! – W jej głosie brzmiał podziw. – Jeśli Jay cię w tym zobaczy, nie będzie

w stanie ci się oprzeć.

Widział mnie, kiedy miałam na sobie znacznie mniej, pomyślała Hattie,

uśmiechając się do Mariah w podziękowaniu za komplement. Ale doskonale
zdawała sobie sprawę, że dziewczyna miała rację. Ta suknia spodoba się Jayowi,
bo łatwo zsunąć ją z ramion.

Gdy jechali samochodem Pete’a na James Island do klubu, ulubiony program

rockowy Mariah został przerwany prognozą pogody. Hattie zmarszczyła brwi
słysząc, że tropikalny huragan, o którym zaledwie napomknięto poprzedniego dnia,
podwoił szybkość. Nazwany Henry, kierował się prosto w stronę Wysp Bahama i
spodziewano się jego ataku następnego ranka.

Kilka takich nawałnic nawiedziło wybrzeże Florydy ostatniego lata. Zdarzyło

się to po raz pierwszy, odkąd Hattie tam mieszkała. Pamiętała huragan, który
napotkała w drodze służbowej do Fort Myers; nie było to najmilsze przeżycie.

– Wschodnie Wybrzeże na razie nie znajduje się w niebezpieczeństwie – dodał

spiker. – Następne wydanie naszego magazynu o godzinie dwudziestej.

– Czy nie sądzisz, że ten huragan dotrze i tutaj? – Mariah zwróciła się do

przyjaciela.

– Nie sądzę. – Pete wzruszył ramionami. – W tym roku było więcej cyklonów

niż zazwyczaj, ale teraz nie ma się czego obawiać.

Była pogodna, piękna noc i huragan Henry zdawał się być setki kilometrów

stąd. Wszyscy zapomnieli o nim, gdy Pete zaparkował przy wejściu do
charlestońskiego klubu. W środku zebrał się już tłum gości. Mariah i Pete
poprowadzili Hattie w stronę baru, gdzie spodziewali się zastać znajomych. Hattie

background image

wciąż nie widziała Jaya. Rozglądała się po sali i ku swemu przerażeniu spostrzegła,
ż

e Paul macha ku nim, zapraszając, aby przysiedli się do stołu, przy którym

siedział wraz z Lorelei, jej bratem i Randym Barnettem, zawodnikiem
charlestońskiej drużyny.

– Jay dzwonił, aby uprzedzić, że się spóźni – powiedział Paul, podsuwając

Hattie krzesło, po czym zamówił drinki dla trojga nowych gości.

W sali grała muzyka i Pete pociągnął Mariah na parkiet tak szybko, jak tylko

pozwoliła mu na to troska o zachowanie dobrych manier. Mariah wstała z
przepraszającym uśmiechem i ruszyła za przyjacielem, pozostawiając nie dopitą
colę.

Hattie kiepsko się czuła siedząc przy jednym stole z żoną Paula, ale miała

nadzieję, że dobrze maskuje swoje uczucia. Jednak gdy Randy Barnett poprosił ją
do tańca, nie potrafiła całkowicie ukryć uczucia ulgi.

– Nie przepadasz za Lor, prawda? – spytał cicho.
– Nie, nie przecz. Doskonale cię rozumiem.
Później do tańca poprosił ją Paul, co najwyraźniej rozbawiło jego żonę. Mariah

i Pete’a nigdzie nie było widać.

– śadnych przewidywań co do decyzji Jaya? – spytał, gdy przeciskali się przez

zatłoczoną salę.

– Prawie się z nim nie widziałam. – Potrząsnęła głową.
– Ale jak sądzę, spędzisz z nim niemało czasu dziś wieczorem.
Hattie najeżyła się i Paul natychmiast porzucił kpiący ton.
– To prawda, że bezlitośnie żartuję sobie z ciebie od samego początku –

przyznał. – Ale naprawdę cię lubię, Hattie i podziwiam twoją pracę. Jeśli mój
ekscentryczny kuzyn może dać ci szczęście, to ja się z tego będę cieszył. Uważam,
ż

e nie mógł wybrać lepiej.

Hattie przystanęła i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Dokładnie tak – dodał, uśmiechając się. – Doskonale zdaję sobie sprawę z

gier, które lubi prowadzić Lorelei. Zrobisz mi jedynie przysługę, zabierając jej
Jaya.

Słowa te, świadczące o głębokiej znajomości drapieżnej natury Lorelei, ukłuły

ją w serce. Kontrastowały z przechwałkami, którymi uraczył Hattie podczas jej
pierwszej wizyty w Charlestonie.

– Paul... – zaczęła, pragnąc się wytłumaczyć. – Nie wolno ci myśleć, że...
– Ciii... – Położył palec na jej ustach. – Unikaj banałów, proszę cię. Chodź na

taras, tam zaczekamy na twojego bohatera. Pokażę ci miasto podczas zachodu

background image

słońca i pozostałości z czasów wojny z jankesami.

Wieże i dachy Charlestonu, widziane z daleka, poprzez rzekę, zdawały się

płonąć w świetle zachodzącego słońca. Poprzez muzykę dobiegającą z sali słychać
było brzęczenie owadów i senne głosy ptaków.

Przez długi czas stali oparci o balustradę, nie odzywając się, a jedynie chłonąc

wzrokiem roztaczający się widok. Jakże kocham to miejsce, pomyślała Hattie, tak
jak kocham pewnego piwnookiego mężczyznę. I tak romantycznie jest tu, na
tarasie. Gdyby jeszcze to Jay, a nie Paul, stał koło mnie.

– Ładnie, prawda? – spytał Paul ze smutkiem, jakby odgadł jej myśli. –

Chodźmy na drugi koniec tarasu, pokażę ci bunkier z czasów wojny. Oczywiście
konfederacki.

Gdy zbliżali sie do porośniętego krzewami wzgórza, doleciały ich rozgniewane

głosy. Chwilę później przebiegła koło nich zapłakana Marian, a z niewielkiego
zagajnika doszedł ich trzask zapałki. To Pete zapalał papierosa. Hattie zwróciła się
do Paula.

– Porozmawiam z nią.
– Daj mi znać, jeśli będę mógł pomóc.
Odnalazła Mariah w toalecie damskiej, skuloną na taborecie, naprzeciw lustra.

Próbowała doprowadzić do porządku makijaż. Gdy Hattie weszła, dziewczyna
znów wybuchnęła płaczem.

Stało się coś naprawdę złego, pomyślała Hattie, siadając przy niej i przytulając

ją do siebie. Przez kilka minut nie padło ani jedno słowo, a Mariah szlochała
rozpaczliwie z głową wtuloną w ramię Hattie. W końcu emocje trochę opadły i
Mariah wyprostowała się, pocierając oczy jak dziecko.

– Już lepiej? – spytała Hattie, podając jej kubek z wodą.
Mariah wypiła ją małymi łyczkami. Skinęła głową, a później potrząsnęła

przecząco.

– Chcesz mi o tym opowiedzieć?
– Nie... nie wiem. Nic nie możesz na to poradzić.
Rozpacz w głosie Mariah jedynie pogłębiła niepokój Hattie.
– Czasem samo opowiedzenie komuś o zmartwieniach przynosi ulgę –

odpowiedziała. Bardzo pragnęła pomóc Mariah, ale nie chciała się narzucać. – Nie
dowiesz się, dopóki nie spróbujesz.

Nastała długa cisza. Mariah w końcu uniosła głowę i rozejrzała się, jakby chcąc

sprawdzić, czy nikt nie słyszy.

– Pete znów usiłował mnie nakłonić do wyjazdu jesienią do Clemson –

background image

odezwała się cicho. – Tylko o tym mówi, odkąd... znów zaczęliśmy się widywać.
Mówi, że zawsze mnie kochał i chce, abyśmy byli razem.

– Czy to właśnie tak cię martwi? – spytała Hattie z niedowierzaniem. – Według

mnie, nie powinnaś się – tym tak przejmować. Jeżeli Pete naprawdę cię kocha, to
będzie chciał, abyś uczęszczała do takiej szkoły, jaką sama sobie wybierzesz i która
najbardziej odpowiada twoim potrzebom...

Słowa zamarły jej na wargach, gdy spojrzała na twarz Mariah. Łzy leciały jej

ciurkiem, choć próbowała je powstrzymać.

– To zupełnie nie o to chodzi – powiedziała żałośnie. – Bardzo bym chciała

pojechać do Clemson.

– Więc gdzie problem? Jeśli chodzi o pieniądze, w co wątpię, to są przecież

stypendia.

– Masz rację. To nie pieniądze. Spróbuj mnie zrozumieć – powiedziała. – Być

może nawet nie uzyskam zgody na ukończenie liceum. Czy pamiętasz Brada
Mossa, mojego byłego chłopaka, o którym ci opowiadałam? Eksperymentowaliśmy
którejś nocy i nie zabezpieczyliśmy się. Jestem w ciąży od przeszło dwóch
miesięcy. Wiesz o tym tylko ty i doktor Freitag.

– Oj, dziecinko. – Ramiona Hattie objęły znów młodziutką kuzynkę Jaya, jakby

dając jej schronienie przed resztą świata. – Są ludzie, którzy cię kochają, malutka.
Nie powinnaś była próbować przejść przez to samotnie.

Mariah załkała i trzymając kurczowo Hattie, wylała z siebie całą tajemnicę,

która od dawna zatruwała jej życie.

– Nie chciałam, aby moi krewni o tym się dowiedzieli, nie chciałam ich

rozczarować – wyszeptała. – I nie chciałam, żeby Lorelei uśmiechała się głupio i
powtarzała Paulowi: „A nie mówiłam”. Ale najgorsze jest to, że ja naprawdę
kocham Pete’a. Chyba zawsze go kochałam. Ta historia z Bradem była głupotą.
Ale Pete tego nie zrozumie, tak jak nie zrozumie tego Paul i nikt z moich
przyjaciół. Dowiedzą się i tak, prawda? Nie chcę pozbyć się dziecka, nawet jeśli to
dziecko Brada. Co ja mam teraz zrobić?

Przez chwilę Hattie jedynie trzymała ją w objęciach, próbując przekazać tyle

ciepła i przyjaźni, ile tylko mogła. Wciąż zastanawiała się nad odpowiedzią.

– Powiemy o tym Jayowi – odezwała się w końcu.
– On cię kocha. Jeśli będzie zły, to tylko na Brada za nieostrożność. Jay będzie

wiedział, co zrobić.

Po raz pierwszy Mariah trochę się uspokoiła.
– Tak, chciałam mu wszystko opowiedzieć – wyznała. – Ale wiesz... on jest

background image

mężczyzną. I czułam się zakłopotana. Nie chciałam stracić jego szacunku.

– Mogę z nim porozmawiać, jeśli tobie jest trudno.
– Naprawdę?
– Obiecuję. Ale nie dzisiaj. W tej chwili chcę, żebyś coś dla mnie zrobiła...

poszukaj Pete’a i pogadaj z nim. Powiedz, że chciałabyś pojechać do Clemson, ale
zanim podejmiesz decyzję, musisz rozwiązać kilka problemów. Później nakłoń go,
aby z tobą zatańczył i proszę, spróbuj się dobrze bawić. Obiecujesz?

Mariah uśmiechnęła się drżącymi wargami.
– Myślisz, że mam prawo? Odkąd to się stało, czuję, że cały czas muszę o tym

myśleć, bo inaczej ogarnie mnie poczucie winy, że traktuję sprawę tak lekko.

– Myślę, że masz prawo trochę się odprężyć – zapewniła Hattie. – Zaufaj mi.
Rozgrzeszona w ten sposób, Mariah powróciła do poprawiania makijażu.
– Nie pozwolisz, aby Lorelei dowiedziała się, dobrze? – poprosiła.
– Nie martw się – Hattie pogładziła ją po włosach – i starła smugę tuszu z jej

policzka. – Lorelei raczej nie należy do grona moich najbliższych przyjaciół.

Gdy wreszcie opuściły toaletę, na dworze było już zupełnie ciemno. Jay

przyjechał jakiś czas temu i czekał na nią zniecierpliwiony.

– Coś się stało? – spytał, prowadząc ją na parkiet.
– Powiem ci później. – Z uczuciem ogromnej ulgi Hattie przytuliła się do niego.

– Co cię zatrzymało, kochanie?

– Kłopoty z koniem. Ale już wszystko w porządku.
– To dobrze. – Przytuliła się jeszcze mocniej, z przyjemnością wdychając jego

zapach. Opiekun, pomyślała, i obrońca. Ktoś, komu i ja, i Mariah możemy ufać.

– Wiesz co? – Otoczył ją ramionami, grano akurat sentymentalną melodię. –

Niezła jest ta twoja sukienka. Tęskniłem za tobą przez ostatnie dni, kochanie.

Po powrocie z parkietu wymienili toasty z pozostałymi zawodnikami drużyny,

po czym Jay poprowadził ją na taras, a stamtąd przez trawnik w stronę parkingu.

– Chcę być z tobą sam na sam – powiedział, pomagając jej wsiąść do jaguara. –

Będziemy dziś spali u mnie na Folly Beach... to tylko kilka kilometrów stąd.

Nie dał jej żadnego wyboru, ale też nie miała zamiaru protestować. Pragnęła

jedynie kochać się z nim, dać mu wszystko, czego pragnął.

– Aha – dodał, zapalając silnik. – Dzięki mojej przezorności nie będziesz

musiała wracać do miasta jutro rano w tej cudownej, ale zdradliwej sukience.

– Nie?
– Nie. Patsy pozwo\i\ami wejść do twojego pokoju.
Podwędziłem dżinsy, tenisówki i jeszcze kilka rzeczy, w tym coś, co

background image

przypomina bieliznę. Wszystko jest w torbie za siedzeniem.

Hattie zarumieniła się, wyobrażając sobie Jaya szperającego w jej rzeczach w

poszukiwaniu najbardziej intymnych fragmentów garderoby. Wyjątkowo lubiła
przezroczystą bieliznę.

Przysunęła się bliżej i położyła mu rękę na kolanie, a on objął ją ramieniem.
– Jesteś dość pewny siebie, nieprawdaż?
– Może. – Uśmiechnął się lekko, nie przestając patrzeć na drogę. – Ale sama

pani wie, panno Hattie, jak bardzo to się pani we mnie podoba.

Chwilę później jego dłoń znalazła się za dekoltem sukienki i Hattie poczuła, że

pod jego dotykiem ogarnia ją płomień, a sutki prężą się.

– Jesteśmy na miejscu, kochanie. – Jay zatrzymał samochód. Pocałował ją, po

czym wysiadł i przeszedł dokoła, aby otworzyć jej drzwi. – Chyba jednak
wygodniej nam będzie w domu niż w samochodzie, jak myślisz?

Objęci poszli w stronę niewielkiego domku na palach, wzniesionego na piasku

wśród karłowatych palm, niebezpiecznie blisko niewidocznych teraz, ale głośno
bijących o brzeg fal przybrzeżnych. Wnętrze urządzono w stylu lat pięćdziesiątych,
tak jakby całość została tu przeniesiona z kompletnym umeblowaniem i nikt już
niczego nie zmieniał.

Łóżko, pokryte staromodną kapą, stało na oszklonej werandzie. Jay otworzył

okno i szum fal natychmiast stał się głośniejszy.

Hattie wstrzymała oddech, gdy odwrócił się w jej stronę.
– Zabawię się w gościnnego gospodarza i poczęstuję cię kieliszkiem wina,

zanim pójdę z tobą do łóżka – powiedział. – Ale nie chcę długo czekać. I nie chcę
za dużo alkoholu, aby nie stępił tego, czym mamy się podzielić...

– Ja też nie chcę czekać – stwierdziła i miała wrażenie, że słowa te wymawia

wbrew własnej woli.

– Bardzo cię kocham.
– Och, Hattie – W jego głosie brzmiała czułość.
– Obiecałem sobie, że tak szybko ci tego nie powiem.
Ale przecież sama wiesz, że ja też bardzo cię kocham.
Powoli skinęła głową.
– Bardziej niż życie. – W jego oczach widziała uwielbienie, gdy wziął ją w

ramiona, aby obsypać pocałunkami jej odkryty dekolt.

– Masz taką piękną skórę – powiedział. – Jest gładka jak satyna i taka ciepła w

dotyku. Chcę poznać każdy milimetr twego ciała...

Hattie przechyliła się lekko, gdy zsunął biały dżersej z jej ramion. Suknia

background image

opadła na podłogę. Hattie rozchyliła usta, patrząc na dłonie Jaya, tak ciemne na tle
jej mlecznej skóry, którą bikini osłoniło przed słońcem Florydy.

Stała naga, płonąc z pożądania pod wpływem jego dotyku. Długo trwało, zanim

wreszcie pozwolił, aby go rozebrała. Z podziwem patrzyła, jak wspaniale jest
zbudowany, po czym położyła mu ręce na piersi.

– Och, Jay – szepnęła podniecona usłyszanym niedawno wyznaniem miłości i

oczekiwaniem na zbliżającą się chwilę rozkoszy. – Jesteś taki piękny...

– To ty jesteś piękna... mleko i róże. Połóż się koło mnie, kochanie.
Położyła się na łóżku, a jej włosy rozsypały się na poduszce. Zaraz potem

zatraciła się w nim całkowicie. Kołysała jego głowę, gdy pochylił się do jej piersi.
Wstrząsał nią dreszcz pożądania, gdy czuła jego usta na swym brzuchu, a później
pieszczące jej kobiecość.

– Jay, na miłość boską – jęknęła. – Chodź do mnie...
proszę.
– Wiesz, że nie umiem ci odmówić, gdy prosisz.
– Wsunął nogi między jej kolana. – Gdy jesteśmy razem właśnie tak, dajesz mi

cały świat, kochanie.

Hattie uniosła się na jego spotkanie.
Pragnę go całego, myślała, zaciskając ręce na jego prężnych, silnych

pośladkach. Usta Jaya znalazły się na jej wargach, ręce pewnie zacisnęły na jej
ciele i dokonały obrotu, tak że po chwili ona już była na górze, a rozpuszczone
włosy opadły na jego twarz.

Spoglądając na niego z góry czuła się jak rozpustnica i równocześnie jak

bogini. Była z Jayem Summerfieldem, czułym i silnym mężczyzną, którego
spokojna siła przypominała potęgę lawiny. Wiedziała, że tylko na moment poddał
się jej w tych miłosnych zapasach, by po chwili odzyskać dominację, przed którą
mogła jedynie ustąpić.

– Co mogę dla ciebie zrobić, kochanie – wyszeptała, wiedząc już, jaką otrzyma

odpowiedź.

– Doprowadź mnie do szaleństwa – szepnął, zbliżając wargi do jej

spragnionych ust.

background image

Rozdział 10


Kiedy później leżeli koło siebie w ciemnościach, Jay znów powiedział, jak

bardzo ją kocha.

– Nie chciałem tego mówić, dopóki sprawy między nami jakoś się nie ułożą –

przyznał.

– Ja też nie – powiedziała cicho Hattie. – Ale nie mogłam się powstrzymać.
– Wiem. – Pocałował ją łagodnie. – Ja także próbowałem kochać się z tobą,

starając się nie myśleć o rachunku, jaki przyjdzie za to zapłacić. Ale wiesz, cieszę
się, że prawda właśnie w ten sposób wyszła na jaw. Nie chcę, żebyś starała się
wpłynąć na sprawy, które mnie dotyczą.

Hattie nie odpowiedziała, rozmyślając nad usłyszanymi słowami. Chwilę

później, jakby chcąc uprzedzić jakąkolwiek dyskusję na temat Shadows, Jay zapalił
papierosa i zaczął opowiadać, w jaki sposób stał się właścicielem chatki.

– Właściwie odkryła ją Lorelei, chociaż to ja zajmuję się nieruchomościami –

zauważył, wypuszczając niewielkie kółko dymu. – Stwierdziła, że jest dostatecznie
obskurna, aby mi się podobać. A ja wiedziałem, że to będzie korzystna inwestycja.
Oczywiście działo się to jeszcze wtedy, gdy żyła babcia i mieszkała wciąż w
Shadows.

Na wspomnienie Lorelei Hattie odwróciła głowę.
Czy nigdy nie możemy o niej zapomnieć? myślała. Nawet w takiej chwili?
– Hattie? – usłyszała głęboki szept tuż koło ucha. – Coś nie tak, kochanie?
– Nie, zupełnie nic.
– To odwróć głowę i spójrz na mnie. – Łagodnym ruchem zmusił ją do

spojrzenia mu w twarz. – Chodzi o Lor, tak? – zaryzykował. – Spytałaś o nią, gdy
po raz pierwszy byliśmy razem i nie powiedziałem ci zbyt wiele. Czy mówiła ci
coś podczas meczu?

Hattie z trudem powstrzymywała łzy. I choć tak bardzo kochała Jaya, w tej

chwili pragnęła jedynie siedzieć w ubraniu w drugim końcu pokoju.

– Nie – przyznała. – Nawet z nią tam nie rozmawiałam.
– A więc o co chodzi? – spytał. – Widziałaś, jak do mnie podeszła, prawda?

Tak samo jak wtedy na plantacji.

– Nie ma powodów, abyście nie mogli się przyjaźnić. – Nie potrafiła

powstrzymać opryskliwego tonu.

– Przeciwnie, istnieje niemało powodów, dla których Lorelei i ja nie

background image

powinniśmy się przyjaźnić... w każdym razie nie w sposób, którego iluzję usiłuje
ona czasem stworzyć. – Jay zgasił papierosa i przytulił Hattie do siebie, tak że jej
policzek spoczął na jego piersi. Hattie czuła głośne bicie jego serca. – Nie wierzę,
ż

e chciałabyś mieć ze mną cokolwiek wspólnego, gdybyś naprawdę sądziła, że

mogę oszukiwać Paula.

– Nie... nie wierzyłam w to. Ale nie potrafię zabić w sobie uczucia zazdrości,

nawet jeśli nie sądzę, że mógłbyś mieć romans z żoną kuzyna.

– Mamy jeszcze niejedną sprawę do omówienia, kochanie. Ale jak pewnie sama

się domyślasz, nie przywiozłem cię tu dziś na plażę, aby je poruszać. Możesz mi
jednak wierzyć, że Lorelei nie jest naszym problemem. Gwarantuję ci to.

Nie odpowiedziała i Jay po chwili ciągnął dalej:
– To, co ci mówiłem o romansie z nią i propozycji małżeństwa, zdarzyło się

czternaście lat temu. Byłem zwykłym dwudziestoczterolatkiem na przepustce,
bardzo spragnionym kobiety. Gdy wróciłem do bazy, już po przygodzie z Lorelei,
dotarły mnie słuchy, że sypiała też z synem bogatego hodowcy koni z Aiken.
Zadzwoniłem do niej i powiedziałem, że może zatrzymać brylant, który jej
podarowałem, oprawić go albo wrzucić do rzeki, jeśli chce – przerwał na chwilę i
Hattie nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Zamiast tego zaczęła go nosić jako
przynętę na Paula, który zawsze pragnie tego, czego, jak sądzi, ja pragnę. – W jego
głosie dało się wyczuć żal i Hattie zrozumiała, że Jay boleje nad tym, iż kuzyn staje
z nim właśnie do takich zawodów.

– Głupio mi – przyznała – że w ogóle tyle o niej myślałam.
– Nie smuć się, skarbie. Ja przecież też nie zniósłbym, gdyby inny facet zaczął

kręcić się koło ciebie. W każdym razie twoje podejrzenia powstały właściwie z
mojej winy. Powinienem był ci wszystko wyjaśnić. Myślę, że stało się tak na
skutek pewnej niepotrzebnej lojalności wobec Paula, która nie pozwoliła mi
opowiedzieć ci wcześniej tej historii.

– Jest w pewnym sensie bohaterem, prawda? Wie przecież, jak ona się

zachowuje.

– Prawdopodobnie masz słuszność.
Zasypiając, Hattie znów pomyślała o Mariah i koniecznosci porozmawiania o

jej kłopotach z Jayem. To będzie pierwsza rzecz, którą załatwię rano, postanowiła,
troszkę jednak zła na siebie, że egoistycznie zdecydowała nie psuć miłego
wieczoru problemami innych. Kilka godzin niczego nie zmieni, tego przecież była
pewna. I całkowicie ufała, że Jay będzie wiedział, co trzeba zrobić.

background image

Niebo było ponure i pokryte chmurami, gdy rankiem brali prysznic i ubierali

się. Zeszli po rozchwianych schodach i ruszyli plażą, a ślady ich stóp były niemym
ś

wiadectwem, że stanowią teraz prawdziwą parę.

Niespotykanie liczne stada mew przelatywały nad głowami, a ich krzyki

przypominały hałas robiony przez dzieci bawiące się na szkolnym boisku. Hattie
szukała w myślach odpowiednich słów, aby rozpocząć rozmowę o Mariah. Jednak
dziwne napięcie panujące w otaczającej ich przyrodzie zdawało się uniemożliwiać
zebranie myśli. Zimny wiatr rozwiewał jej włosy. Rozbijające się o granitowe
głazy fale wyglądały wyjątkowo groźnie. Jednak wciąż jeszcze nie było zbyt
zimno.

– Pewnie zbliża się burza – zauważył Jay przystając, aby nałożyć Hattie kaptur

na głowę. – Wszystkie oceaniczne ptaki kierują się w stronę lądu, szukając
schronienia.

Hattie nagle przypomniała sobie prognozę pogody, którą usłyszała

poprzedniego wieczoru w samochodzie Pete’a i zrozumiała, że jej dziwne
samopoczucie wiąże się ze wzrostem ciśnienia. Doświadczyła już podobnego
uczucia poprzedniego lata, kiedy do Fort Myers zbliżał się huragan. Po chwili
zastanowienia doszła jednak do wniosku, że nie ma powodu do alarmu. Huragan, o
którym rozmawiali poprzedniego dnia, szalał setki kilometrów stąd. Poza tym
spiker zapowiedział, że rejonowi Charlestonu nic nie grozi.

– Kochanie, jest coś, o czym muszę z tobą porozmawiać – odezwała się,

starając się dostosować do kroku Jaya. Teraz szli już pod wiatr.

– Mam nadzieję, że nie chodzi o projekt. Zawarliśmy umowę, że nie poruszamy

tego tematu aż do poniedziałku.

– Wiem. Ale nie o to chodzi. Zastanawiam się... czy zauważyłeś, że Mariah jest

ostatnio roztargniona? Jakby coś zaprzątało jej myśli?

Spojrzał na nią przelotnie.
– Chodziła ostatnio z głową w chmurach, ale nie sądzę, aby to cokolwiek

znaczyło. Nastolatki zakochują się i odkochują dwa razy w miesiącu, tak w każdym
razie utrzymuje Sulky. Powiem ci coś jednak: cieszę się, że Pete Carroll znów
pojawił się na horyzoncie. Chłopak, z którym spotykała się, gdy Pete wyjechał do
Clemson, nie był jej wart.

– Mariah wspominała, że go nie lubiłeś. I jak się okazuje, miałeś rację...
Jay jednak nie słuchał. Uwagę jego przykuł starszy mężczyzna, który zbliżał się

w ich stronę, podpierając się laską. Koło niego kręcił się spaniel.

– Dzień dobry, panie Harris – zawołał Jay. – Co pan tu jeszcze robi o tej porze

background image

roku? Powinniście już być z żoną w Greenville i grzać się przy kominku.

– To samo jej powtarzam. – Mężczyzna przystanął, opierając się ciężko na

lasce. Pies węszył koło ich nóg, po czym popędził za stadkiem mew. – W dodatku
zbliża się ten cholerny huragan...

– Jaki huragan? – Jay zmarszczył brwi, a Hattie wstrzymała oddech. – Ostatnio

słyszałem jedynie o huraganie u wybrzeży Florydy.

– A wiec nie słuchał pan dzisiaj wiadomości. Henry w nocy zmienił kierunek.

Wzdłuż całego wybrzeża trwa stan podwyższonej gotowości. Pozamykaliśmy już
okiennice i wyjeżdżamy, gdy tylko ja i Dixie skończymy naszą poranną
przechadzkę.

Hattie i Jay wymienili spojrzenia.
– Lepiej wracajmy i włączmy radio – powiedział Jay. – Niech państwo uważają

na siebie.

Jay przyspieszył kroku, gdy skierowali się w stronę domu, tak że Hattie musiała

prawie biec, aby nie zostać w tyle.

– Ciekawe, jak się przedstawia sytuacja – powiedziała, podnosząc głos, aby

przekrzyczeć szum fal.

– Zaraz się dowiemy.
Na razie sprawa Mariah została zawieszona. Gdy Jay szukał stacji nadającej

informacje o pogodzie, Hattie nalała do filiżanek gorącą kawę, po czym usiadła
naprzeciw niego przy małym, kuchennym stole.

Najnowsze wiadomości nie należały do pomyślnych. Sąsiad Jaya miał rację;

huragan zmienił kierunek. O wpół do dziesiątej rano nawałnicę obserwowano na
obszarze od Przylądka Hatteras do Jacksonville. Gdyby cyklon posuwał się dalej w
ich kierunku, niewątpliwie otrzymaliby ostrzeżenie. Silnych porywów wiatru
należało się spodziewać na całej drodze od Norfolk do Vero Beach.

Hattie zadrżała lekko, gdy spiker dodał, że jeśli cyklon będzie zmierzał w

dalszym ciągu w tym kierunku, to najbardziej zagrożony będzie obszar Kiawah
Island. Byli więc dokładnie na drodze nawałnicy. Spojrzała w górę i napotkała
pociemniały wzrok Jaya.

– Jeśli oni się nie mylą – powiedział – to ta chatka zostanie zrównana z ziemią.
Hattie jednak wiedziała, że nie chatką się martwił.
Spiker poradził mieszkańcom nisko położonych obszarów na wybrzeżu, aby w

poniedziałek rano byli gotowi do ewakuacji i przenieśli się na wyżej położone
tereny, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Henry przesuwał się w stronę wybrzeża ze
wzrastającą prędkością. Burzy towarzyszył silny wiatr dochodzący w porywach do

background image

prawie dwustu kilometrów na godzinę. Należało się również spodziewać
spotęgowania jego siły.

Jay położył rękę na dłoniach Hattie, gdy podano najnowsze informacje o

huraganie. Następnych wskazówek należało się spodziewać tuż po południu.

– Powinniśmy wszystko pozamykać – odezwał się Jay wyłączając radio – i

wracać jak najszybciej do miasta. Być może Sulky czegoś potrzebuje. Po południu
trzeba pojechać na plantację. Jeżeli huragan dotrze aż tutaj, czeka nas powódź, o ile
równocześnie nastąpi przypływ.

Chociaż Hattie zdawała sobie sprawę, że Jay martwił się o elegancki dom Sulky

tak samo, jak o rodzinną siedzibę Summerfieldów, to jednak w jego ostatnich
słowach usłyszała jakiś szczególnie ciepły ton. Pomagała mu przymocować
przeciwburzowe, aluminiowe rolety i przenieść do samochodu kilka wartościowych
przedmiotów, które znajdowały się w tym domku. Nawet przez jedną chwilę nie
przyszło jej do głowy pozostawić go samemu sobie. Uważała za naturalne, że
połączą swe siły, aby ochronić przed huraganem dom, który tak bardzo kochał.

Czy po to, aby mógł go sprzedać mojej firmie w nienaruszonym stanie? zadała

sobie pytanie, gdy ulokowali się w samochodzie i pojechali do miasta. Czy też po
to, by chronić go i urzeczywistnić marzenia Jaya? Wiedziała, też że pomimo
wszelkich prób zachowania obiektywizmu, jej jedynym marzeniem było dzielenie
tego marzenia razem z nim.

Zawarliśmy przecież umowę, przypomniała sobie, wracając myślą do dnia, gdy

siedziała w jego biurze i słuchała wyjaśnień, dlaczego jej opinia ma znaczenie.
„Nigdy mnie nie przekonasz, że nie jest tragedią, jeśli takie miejsce jak Shadows
bezpowrotnie opuszcza rodzinę” – powiedział jej. „Chyba miałem nadzieję, że gdy
ktoś taki jak ty zrozumie mój punkt widzenia... to tym samym zada cios mojemu
konserwatyzmowi”.

Teraz stali się kochankami i w całej sprawie podstawowego znaczenia nabrała

lojalność, jej lojalność wobec Jaya i odpowiedzialność w stosunku do firmy.

Wkrótce poprosi o odpowiedź, pomyślała Hattie, jeśli nie w poniedziałek, to za

kilka dni. Muszę wybrać. I jeśli ostatecznie uznam, że jedynym sposobem
uratowania domu jest jego przebudowa, to mogę stracić Jaya na zawsze. Bo jeśli
zgodzi się sprzedać Shadows, ta decyzja zaciąży na naszych stosunkach. Przestanę
być jego Elizabeth, a on nie będzie grał roli Aynsleya, próbując zadośćuczynić
dawnym cierpieniom.

A tak świetnie umie to robić... łagodzić cierpienia jej, Mariah... Z poczuciem

winy Hattie przeniosła uwagę z własnych kłopotów na problemy jego młodej

background image

kuzynki. Jay jechał ze wzrokiem utkwionym w drogę, najwyraźniej zatopiony we
własnych myślach.

To okropne, że akurat teraz musi mu powiedzieć o zmartwieniu Mariah.

Wiedziała jednak, że to nieuniknione.

– Jay... – zaczęła niepewnie.
– Tak? – Rzucił jej szybkie spojrzenie i znów skoncentrował się na

prowadzeniu samochodu.

– Naprawdę muszę porozmawiać z tobą o Mariah.
– Mam nadzieję, że to nic poważnego?
– Hmm... tak i nie. Z twoją pomocą poradzi sobie.
– Czy nie moglibyśmy w takim razie odłożyć tego do wieczora? Muszę się

teraz zastanowić nad wieloma sprawami.

No cóż, Hattie sądziła, że kilka godzin nie zmieni sytuacji, a Jay i tak miał teraz

wiele innych zmartwień. Mariah przecież od dawna zwlekała z rozmową. Będzie
jednak musiała porozmawiać z dziewczyną, gdy dojadą do Charlestonu i zapewnić,
ż

e dotrzyma obietnicy złożonej poprzedniego dnia.

– Dobrze – zdecydowała. – Powiedz, jak mogę ci pomóc.
Na prośbę Jaya Hattie wyjęła ze skrytki kartkę i ołówek. Zaczęła spisywać listę

rzeczy, które należało kupić w sklepie z artykułami żelaznymi na James Island.
Kilka minut później pośpiesznie wybrali parę rolek przylepca, zapas nafty do
lampy i wzmocnione baterie do latarki.

W mieście większość ludzi zdawała się być zajęta normalnymi sprawami,

chociaż w starej dzielnicy niektórzy mieszkańcy zabijali okna deskami.
Najwidoczniej służby miejskie otrzymały odpowiednie rozkazy, ponieważ
umacniano workami z piaskiem tamę wzdłuż Battery, aby zabezpieczyć przed
wzburzonymi falami.

Sulky powitała ich w kiepskim nastroju. Pod czujnym okiem sędziego

Plemmonsa siostrzeniec Patsy wraz z kilkoma młodymi mężczyznami
przygotowywał jej stary, wspaniały, georgiański dom na spotkanie z huraganem.
Bezcenne antyki przenoszono na drugie piętro, aby uchronić je przed ewentualnym
zalaniem. Całe metry taśmy zużywano dla wzmocnienia delikatnych szybek.
Rzadko używane okiennice skrzypiały, gdy je zamykano i zabijano gwoździami,
aby wytrzymały napór wiatru.

Zanim Hattie zdążyła odszukać Mariah, dziewczyna sama ją odnalazła i

odciągnęła na bok.

– Rozmawiałaś z nim? – spytała z niepokojem.

background image

– Jeszcze nie. – Hattie nagle ogarnęło olbrzymie poczucie winy. – W nocy to

nie był najlepszy moment, a dziś rano... ten huragan... Było tyle rzeczy, o których
należało pomyśleć. Obiecuję, że powiem mu dziś wieczorem, bez względu na to,
jak bardzo będzie zajęty.

Ku jej zdumieniu słowa te najwyraźniej sprawiły Mariah ulgę.
– W porządku, Hattie – powiedziała szybko. – Miałam nadzieję, że w tej

sytuacji nie zechcesz go dodatkowo martwić. Myślałam o tym... to chyba jednak ja
powinnam mu o wszystkim powiedzieć.

Hattie milczała zaniepokojona tą nagłą determinacją dziewczyny. Trudno było

nie spostrzec drżenia w jej głosie i ogromnego napięcia.

– Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – spytała. – Bo ja naprawdę mogę z

nim porozmawiać.

– Jestem pewna. – Mariah próbowała się uśmiechnąć, ale niezupełnie jej się to

udało. – W każdym razie dziękuję za pomoc. I jestem wdzięczna, że miałam z kim
pogadać o swoich kłopotach.

Mariah ścisnęła ramię Hattie, po czym wbiegła po schodach z lekkością małej

dziewczynki, lekkością, którą niedługo już miała zachować, bo w jej ciele rosło
dziecko Brada Mossa. Nie dała Hattie szansy na odpowiedź, ani nawet na
obietnicę, że nie porozmawia z Jayem.

Cieszę się, że jej tego nie obiecałam, pomyślała Hattie, spoglądając w ślad za

nią. Jest coś w jej dzisiejszym zachowaniu, co mnie martwi. Nie powiem Jayowi o
niczym, dopóki sytuacja się nie uspokoi, tak jak prosiła. Ale jeśli onamu jednak o
niczym nie powie, ja to zrobię... nawet jeśli Mariah będzie się na mnie za to
gniewać.


Po południu Jay pożegnał się z ciotką, przestrzegając, aby stosowała się

całkowicie do poleceń sędziego Plemmonsa. Znowu tylko we dwoje skierowali się
jaguarem przez Ashley River Road ku plantacji. Silniej niż kiedykolwiek Hattie
wyczuwała, jakie znaczenie miał dla niego stary dom i jakie budził uczucia. To
jego korzenie, pomyślała, wspominając, jak kochali się któregoś dnia w sypialni
Elizabeth i Aynsleya. Bez niego życie Jaya straciłoby sens. Nagle poczuła na sobie
badawcze spojrzenie.

– Wróć tu, Hattie – powiedział, otaczając ją ramieniem. – Jeśli musisz siedzieć

taka zamyślona, to przynajmniej siedź bliżej mnie.

– Chyba nie jest możliwe, aby huragan poczynił wielkie szkody tak daleko od

oceanu – zauważyła, kładąc dłoń na jego udzie. – Największe spustoszenia chyba

background image

zwykle czyni na plaży i traci siłę rozpędu, gdy dociera na stały ląd?

– Masz rację, że huragany są mniej gwałtowne na lądzie – przytaknął. – Ale

Ashley to rzeka pływowa...

– prawdziwe ramię oceanu. Cyklony już nieraz dotknęły Shadows. W swym

pierwszym dzienniku z 1761 roku, Elizabeth, która była żoną Aynsleya zaledwie
od roku, opisuje szkody, jakie w domu wyrządziły woda i wiatryHattie milczała,
próbując wyobrazić sobie, jak pierwsi właściciele Shadows razem stawili czoło
huraganowi. Tak samo, jak to będzie z Jayem i ze mną, pomyślała i bezwiednie
pogłaskała go po kolanie.

Jay pochylił się i pocałował ją w skroń.
– Później były inne cyklony – dodał. – Kilka lat temu Hazel wyrządziła

poważne szkody w górnej części wybrzeża. Ale już od jakiegoś czasu nie mieliśmy
prawdziwej nawałnicy.

– I teraz myślisz, że znów nadeszła kolej na Charleston.
Jay skinął głową i objął ją mocniej. Oboje milczeli przez resztę drogi. Gdy

minęli aleję dębów, oczom ich ukazało się Shadows, które wyglądało bardziej
krucho i delikatnie, niż kiedykolwiek jej się wydawało.

Gdy parkowali koło młyna, powitał ich Willie, najęty przez Jaya robotnik.
– Wyjąłem te okiennice ze schowka w magazynie. Czy chce pan, żebym zaczął

je przybijać?

– Jeszcze nie. – Jay potrząsnął głową. – Na razie potrzebuję cię do przenoszenia

rzeczy. Młyn może zostać zalany – powiedział, po czym zwrócił się do Hattie: –
Kochanie, twoja pomoc też jest potrzebna.

Przez pozostałe godziny gorącego, parnego popołudnia wszyscy troje spoceni i

zmęczeni przenosili wartościowe przedmioty z młyna do domu. Na podstawie
ostatniej prognozy mieli jeszcze dość czasu, aby umocować okiennice i zajrzeć do
koni.

Zapadał już zmierzch, gdy ramię przy ramieniu stali w alei, dziękując

Willie’emu za pomoc i życząc mu dobrej nocy.

– Wrócę rano – powiedział. – Nic nie zdmuchnie Shadows, skoro stoi tu od

przeszło dwustu lat.

Willie wsiadł do półciężarówki, tej samej, którą Hattie zauważyła pierwszego

dnia. Chwilę później odjechał w tumanie kurzu, a oni zostali sami.

Jay otoczył ją ramionami, a ona uniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
– Czy rozumiesz, kochanie, co to dla mnie znaczy mieć tu ciebie przy sobie? –

zapytał. – Nie myliłem się zbytnio, gdy myślałem, że jesteś moją ukochaną,

background image

współczesną Elizabeth, która przybyła, aby pomóc mi i dodać otuchy.

background image

Rozdział 11


Wiatr się wzmógł i informacje ogólnikowe zamieniły się w ostrzeżenia. Nakaz

ewakuaqi objął już Kiawah, Folly Beach, Sullivan’s Island i inne wyspy osłaniające
wybrzeże Karoliny. W mieście ulewy spodziewano się wczesnym popołudniem, a
najsilniejsze wiatry miały nadciągnąć w nocy. Poziom wód miał się podnieść o
przeszło półtora metra.

Willie pojawił się, gdy świtało, tak jak obiecał. Natychmiast też przystąpił z

Jayem do pracy, zabijając gwoździami okiennice. Hattie chodziła po wysokich
pokojach z drabiną, nożyczkami i taśmą, którą oklejała antyczne szybki, aby
wytrzymały podmuchy wiatru.

Pracując myślała o Mariah. W nocy, gdy już mieli iść spać, Jay przypomniał

sobie o kuzynce i spytał, o czym chciała z nim porozmawiać. Wbrew sobie musiała
go jednak zbyć, chociaż uważała, że należy powierzyć mu tajemnicę dziewczyny.
Mariah potrzebowała pomocy i rady Jaya. Będzie musiała mu wkrótce
powiedzieć... albo ja postąpię zgodnie z własnym postanowieniem, zdecydowała
Hattie. Gdy Jay i Willie skończyli pracę, w domu zapanowała ciemność. Powietrze
stało się ciężkie i zrobiło się ponuro.

– Teraz do młyna. – Jay pracował bez chwili przerwy. – Po południu przede

wszystkim będziemy musieli przetransportować konie.

– Dokąd je zabieramy? – spytał Willie.
– Do Gila Dubuya. To spory kawałek od rzeki – zwrócił się do Hattie – ale on

ma nową stajnię.

Prawdę mówiąc, wątpię, czy nasza w ogóle przetrzyma nawałnicę.
Hattie pamiętała Dubuya, był członkiem Charlestońskiego Klubu Polo i

zaledwie dwa dni temu świętował wraz z nimi zwycięstwo. Wydaje się, że minęły
dziesiątki lat od tego czasu, pomyślała podgrzewając zupę z puszki na lunch.

Gdy rozpoczęli transport koni, deszcz już kropił. Zwierzęta prawdopodobnie

wyczuwały spadek ciśnienia, a może też niepokój ludzi, bo były wyjątkowo
nieposłuszne.

– Powinny z nami współpracować w takiej chwili – żaliła się Hattie, uskakując

przed mającym zamiar ją ugryźć zwierzęciem.

Twarz Jaya na chwilę rozjaśnił uśmiech.
– Mają charakter – powiedział. – Tak, jak ty.
– Ale ja nie kopię ani nie gryzę... na razie – odpowiedziała z uśmiechem.

background image

Ładowanie i transportowanie koni okazało się wyczerpujące. Gdy skończyli,

Hattie marzyła jedynie o kąpieli. Deszcz padał coraz silniej, pragnęła więc znaleźć
się wreszcie w jakimś czystym i suchym miejscu.

Nie boję się burzy, pomyślała, nie tutaj, tak daleko od wybrzeża w górę rzeki.

Nam raczej nic nie grozi. Ale Shadows być może tak. Dach jest w opłakanym
stanie. Spojrzała na rozłożyste dęby i zaczęła się zastanawiać, czy nadchodząca
burza może im zrobić krzywdę. Gdyby runęły na dom, spowodowałyby straszne
szkody.

Willie przeprosił ich, że musi odjechać, ale obiecał zaopiekować się swą

owdowiałą siostrą i jej dziećmi.

– Panie Jay, panno Hattie – powiedział. – Wrócę, jak tylko będę mógł.
– Dziękuję za pomoc. – Jay uścisnął mu rękę. – Naprawdę doceniam, ile dla nas

dziś zrobiłeś.

– To nic takiego. Da pan sobie radę? – Willie odwzajemnił uścisk dłoni swego

pracodawcy.

Gdy odjechał, Hattie i Jay trzymając się za ręce ruszyli do młyna: jedyni stróże

starego, dumnego majątku.

– Umyjmy się i zjedzmy kolację, zanim pójdziemy spać – powiedział Jay. – Idź

pierwsza do łazienki. Ja zadzwonię do Sulky i dowiem się, jak sobie radzi.

Później mogą być problemy z połączeniem.
Nie chce, abym widziała, jak bardzo się martwi, pomyślała, wchodząc po

krętych schodach do sypialni. Z żalem myślała, że nie powtórzą się tej nocy ich
erotyczne igraszki w łazience. Doszła jednak do wniosku, że są tak zmęczeni, iż
prawdopodobnie w ogóle nie będą się tej nocy kochać, gdy już ułożą się na
materacach, które Jay przygotował w Shadows. Pewnie będą spać w ubraniach,
jeśli w ogóle uda im się zasnąć.

Właściwie nie przeszkadzało jej, że tej nocy będą raczej przyjaciółmi niż

kochankami. Zdjęła z siebie brudne rzeczy i stanęła pod orzeźwiającym
strumieniem wody, po czym wytarła się jednym z prześcieradeł kąpielowych Jaya.
Stosunki między nimi stały się tak zażyłe, że chwilami czuła się, jakby stanowili
jedność.

Siedząc na brzegu łóżka i susząc włosy, Hattie patrzyła na portret Elizabeth i

wspominała słowa opisujące taniec „z drogim mężem”. Myślała, że bardzo kocha
współczesnego Summerfielda, który wciąż jeszcze siedział przy telefonie i
sprawdzał, jak sobie radzi jego rodzina. Obiecuję ci jedno, powiedziała do
podobizny Elizabeth, bez względu na to, co zadecyduję, gdy już huragan minie, nie

background image

zawiodę go. On znaczy dla mnie więcej niż cokolwiek innego na tym świecie. Gdy
zeszła na dół, Jay właśnie odkładał słuchawkę.

– Cholera – powiedział ze złością. Hattie natychmiast pomyślała o Mariah.
– Coś nie tak? – spytała. – Coś z Sulky i Mariah?
– Nie, w zasadzie wszystko w porządku. – Jay sięgnął po papierosa. – Zbliża się

przypływ i nie mogę ich przekonać, że powinny się ewakuować. Mogłyby
przynajmniej przenieść się do Paula i Lorelei. Mam problem – wyznał bezradnie. –
Powinienem być w dwóch miejscach jednocześnie.

– Sędzia Plemmons nie pozwoli, aby stało im się coś złego. – Hattie delikatnie

pogłaskała go po szyi.

– Mam nadzieję – powiedział. – Liczę na niego.
Chippendalowski stół o wielkiej wartości został już przeniesiony do dużego

domu. Gdy Jay wyszedł spod prysznica, zjedli kolację przy kuchennym blacie. W
Jayu odezwała się fantazyjna natura i nalegał, aby otworzyli do posiłku najlepsze
wino St. Julien, zdecydowanie zbyt dobre na tę okazję. Druga identyczna butelka z
tego samego rocznika, razem z paczką krakersów, przegotowaną wodą i owocami
czekała na zabranie do rezydencji.

– Zanim pójdziemy do starego domu, mam zamiar przejść się nad rzekę –

oznajmił po zakończonym posiłku, sięgając po płaszcz nieprzemakalny.

Hattie, która przez cały dzień prawie nic nie jadła, czuła, że wypite wino uderza

jej do głowy. Stwierdziła jednak, że pójdzie razem z nim.

Przez chwilę Jay wyglądał tak, jakby chciał zaprotestować. Bez słowa jednak

podał jej drugi płaszcz. Trzymał ją mocno za rękę, gdy zapaliwszy światła na
podwórzu ruszyli w drogę.

Ogromne drzewa wokół nich szumiały groźnie we wzmagającym się wciąż

wietrze. Deszcz lał się strumieniami. Hattie ze zdziwieniem spostrzegła, że w tym
czasie, gdy przebywali w młynie, rzeka przybrała. Jeziora, których malownicze
brzegi podziwiała jeszcze niedawno, stały się teraz częścią wezbranej rzeki. Dawne
pola ryżowe zniknęły zupełnie, a woda zaczynała już podchodzić do schodów
prowadzących na dziedziniec.

Przypuszczenia Jaya okazały się słuszne; zanosiło się na to, że pierwsze piętro

młyna zostanie zalane. Niestety, przypływ sprawiał, że wody wciąż przybywało.
Według zapowiedzi radiowych sytuaq’a mogła ulec zmianie dopiero po północy.

Przez kilka minut Jay po prostu patrzył na wzbierającą wodę, nie zważając na

deszcz, który strugami zalewał mu twarz.

– Powinniśmy przenieść się na górę – odezwał się w końcu. – Zabierz,

background image

kochanie, rzeczy z kuchni. I weź latarkę. Zamierzam wyłączyć elektryczność.

Przejechali samochodem do rezydencji. Wiatr wydymał płaszcz Hattie, gdy

wypakowywała zapasy i przenosiła je na górę, a Jay w tym czasie parkował
samochód tak, by ochronić go przed wichurą.

Meble i antyki, przeniesione z młyna, stały zgromadzone w dwóch pokojach na

pierwszym piętrze, które w przeszłości służyły jako salon i gabinet. Gdy Hattie
weszła na górę do sypialni, przypomniała jej się historia, którą Jay czytał z
pamiętnika Elizabeth.

Wyobraziła sobie pierwszą właścicielkę Shadows, czuwającą przy oknie

podczas snu Francisa Mariona.

Usłyszała, że Jay zamyka ciężkie podwójne drzwi na dole, a chwilę później

znalazł się przy niej. Obszedł przedtem cały dom, aby upewnić się, czy wszystkie
okiennice dobrze się trzymają i teraz mokre włosy przyklejały mu się do czoła.
Krople skapywały z brwi i nosa, a trzymana w ręku lampa naftowa rzucała cienie
na jego twarz. Hattie pomyślała, że bardzo go kocha.

– Jay – powiedziała po prostu, otaczając go ramionami.
– Moje kochanie. – Niezręcznym ruchem postawił lampę na podłodze. –

Będziesz tak mokra, jak ja. – Ale gdy przylgnęła do niego, przycisnął ją do siebie
bardzo mocno, jakby i on potrzebował teraz jej bliskości.

Stopniowo melancholia zaczęła ją opuszczać, chociaż wciąż czuła niepokój o

losy domu i bała się o Mariah. Sprawiłeś, że czuję się tak, jakbym nosiła nazwisko
Summerfield, myślała. Przez swoją miłość, łagodność i siłę. Z wielką radością
zajęłam to puste miejsce, które wyczułam już pierwszego ranka. I zostanę tu tak
długo, jak będziesz chciał.

Odsuwając się nieco, aby na niego spojrzeć, Hattie nagle z ulgą i zdziwieniem

zdała sobie nagle sprawę, że podjęła już decyzję. Nawet jeśli Jay nie miał racji i
najlepszym sposobem uratowania Shadows było przekazanie posiadłości jej firmie,
to wiedziała już, co ma zrobić. Jej lojalność należy się przede wszystkim Jayowi.
Odmówi udziału w realizacji projektu przebudowy tego domu i będzie wspierać
Jaya, gdy zacznie sam remontować posiadłość, bez względu na to, jakie trudy to za
sobą pociągnie.

Mam nadzieję, że on tego również pragnie, pomyślała. Bo teraz już nie

przeżyłabym rozstania.

– Co tam huragany, powodzie i inne kataklizmy zesłane przez Boga –

powiedział nagle Jay uśmiechając się. – Jesteś taka piękna w tej chwili, bez
makijażu, w tym okropnym ubraniu. Nie wiem, co bym tu dziś bez ciebie robił.

background image

– Czy nie zauważyłeś, że właśnie tutaj pragnę być?
Uniósł brwi, jakby nie był pewien, czy ufać tym słowom.
– Chcę w to wierzyć, kochanie – powiedział.
Pomógł jej zdjąć płaszcz, potem sam się rozebrał i rozwiesił wszystkie mokre

ubrania, aby wyschły. Gdy siedzieli później obok siebie susząc włosy, słuchali, jak
stary dom skrzypi i trzeszczy w zawodzącym wietrze. Deszcz bębnił w okiennice i
blaszane rynny.

– To będzie długa noc – powiedział Jay patrząc na Hattie. Sięgnął do kieszeni

dżinsów, wyjął korkociąg i zaczął otwierać butelkę wina. – Myślałem wcześniej, że
mamy aż nadto picia. Ale oboje wytrzeźwieliśmy na deszczu. A teraz jestem w
nastroju na urządzenie huraganowego przyjęcia z kobietą, która kocham.

W migoczącym świetle lampy wino mieniło się rubinową barwą. Unieśli

kieliszki i lekko stuknęli się nimi.

– Za nas – powiedział Jay. – I za Shadows, żeby stawiło czoło nawałnicy.
– Za nas – powtórzyła Hattie z powagą. – I za Shadows.
Pili wino, patrząc na siebie i myśląc o własnych sprawach. Później Jay odstawił

kieliszek i ujął jej dłonie.

– Nie miałem zamiaru mówić tego teraz – zaczął, patrząc na nią tak

przenikliwie, że Hattie miała wrażenie, iż sięga do dna jej duszy – kiedy jeszcze nie
wyjaśniliśmy wielu rzeczy. Ale nie chcę, aby ta chwila, właśnie w tym miejscu,
minęła bez echa. Proszę cię, abyś za mnie wyszła, Hattie, abyś została przy mnie
już na zawsze, niezależnie od tego, co mnie czeka.

– Och, Jay... – Oczy Hattie natychmiast wypełniły się łzami.
Czy on naprawdę tego właśnie chce? spytała samą siebie zdumiona. Czy

naprawdę już na zawsze będzie mój?

– Powiedz: tak – poprosił. – Bo inaczej pomyślę, że to była dla ciebie jedynie

przygoda, że po zakończonej pracy spakujesz walizki i odjedziesz bez żalu... ode
mnie, od Shadows i wszystkich jego duchów.

– Och, nigdy. – Nagle znalazła się w jego ramionach.
– Więc powiedz – nalegał, przytulając ją. – Powiedz, że zawsze pozwolisz mi

się kochać, obdarzysz mnie dziećmi, aby te stare mury znów rozbrzmiewały
radością i śmiechem.

To prawda, pomyślała, poddając się jego uściskowi. On pragnie tego, czego ja

zawsze pragnęłam, zanim go w ogóle poznałam...

– Tak, Jay – szepnęła. – Czy nie wiesz, że kocham cię tak bardzo, że wprost nie

panuję nad swoimi uczuciami?

background image

Przez chwilę, która zdawała się nie mieć końca, siedzieli trzymając się w

objęciach; dwoje ludzi, którzy nagle poczuli się bezpiecznie, wiedząc, że należą do
siebie. Nagle Jay rozpiął jej bluzę i zsunął z ramion.

– Gdy rozpakowywaliśmy zapasy – powiedział – nie sądziłem, że będziemy się

dziś kochać. Pragnąłem jedynie, abyś wlała we mnie otuchę swoją obecnością, gdy
mam tyle trosk. Ale teraz... teraz, gdy jesteś już moja...

– Tak? – spytała, pokrywając jego twarz pocałunkami i czując jego dłonie na

swych piersiach.

– Teraz pragnę cię tak bardzo, że mam wrażenie, iż trawi mnie ogień... i

uniemożliwia panowanie nad sobą.

Tej nocy, w świetle lampy naftowej, w fortecy, jaką stanowił dla nich stary

dom, Hattie i Jay złączyli swe ciała w całkowitej ekstazie.

Nigdy nie sądziłam, że miłość może istnieć w takim wymiarze, pomyślała, tuląc

się do niego pod starym kocem. To tak, jakby każda komórka mego ciała zmieniła
się. Teraz mogę już być jedynie częścią Jaya.

Najbardziej pragnęła wyjaśnić mu, że dokonała wyboru, zanim on

zaproponował jej małżeństwo. Miała zamiar zadzwonić do Charleya i zrezygnować
z pracy nad projektem natychmiast, gdy powrócą do Charlestonu. Ale teraz
ogarnęło ją znużenie, zadowolenie i senność.

– Jesteśmy tu bezpieczni, kochanie – szepnął, gdy pogrążyła się już w półśnie. –

I nie pozwolę, aby coś nam się stało.


Jakiś czas później obudził ich huk. Zegarek Jaya wskazywał za kwadrans drugą.
– To dach! – wykrzyknął, zrywając się i wciągając dżinsy. – Jedno z drzew

musiało go uszkodzić.

Hattie natychmiast otrząsnęła się ze snu. Na dworze wiatr zawodził, jakby

zwiastując śmierć, deszcz tłukł w okiennice. Zanim w pełni pojęła, co się dzieje,
Jaya już nie było w pokoju. Dobiegł ją tupot jego bosych stóp. Jay pędził po
schodach, przeskakując po dwa stopnie.

– Jay... nie idź tam! – krzyknęła jeszcze za nim, wkładając na siebie ubranie.
Nie było odpowiedzi. Kiedy dotarła na pierwsze piętro, zobaczyła, że podwójne

drzwi do głównego holu są otwarte. Gwałtowny podmuch wiatru niemal ją
przewrócił.

– Jay! – krzyknęła znowu przerażona, ale mimo strachu odważyła się wyjrzeć

za próg.

Kamieniami, gałęziami i powyrywanymi z korzeniami krzakami miotał wiatr.

background image

Dęby, domowi strażnicy, trzeszczały niebezpiecznie. Naraz rozległ się ogłuszający
huk i stojące w pewnej odległości drzewo runęło na ziemię. Wycie wiatru
przypominało huk pędzącego pociągu i zdawało się, że słychać było też szum rzeki
wylewającej się z brzegów.

Po chwili, słaniając się na nogach, powrócił Jay. Zatrzasnął i zaryglował drzwi,

napierając na nie całym ciałem. Nagi tors ociekał wodą, dżinsy były przemoknięte.
Miał zdartą skórę na ręce i zadraśnięty policzek.

– Miałem rację – powiedział, gromadząc resztki sklejki i część materiałów

przygotowanych z myślą o remoncie, a także zabierając drabinę. – Olbrzymi konar
złamał się i runął na dach nad dawnym pokojem dziecinnym.

Hattie zdawała sobie sprawę, że padający z tak wielką siłą deszcz zaleje niższe

piętra i spowoduje ogromne szkody.

– Co zamierzasz zrobić? – spytała prawie bez tchu.
– Dostanę się do dziury tylnymi schodami.
– Pomogę ci.
– Dobrze – powiedział po chwili wahania. – Weź latarnię i narzędzia.
Wdrapali się wąskimi ukrytymi schodami prowadzącymi z głównej sypialni na

przepastny, zniszczony strych. Hattie trzymała latarnię, a Jay usunął, na ile mógł
ciężki konar, który spowodował szkodę, i przybił kilka desek, aby jako tako
zasłonić dziurę.

– Wystarczy – powiedział – aby nie dostała się tu woda.
Kiedy zeszli na dół, Jay był wyjątkowo milczący. Nie odzywał się nawet wtedy,

gdy leżąc na posłaniu patrzyli w sufit i słuchali odgłosów burzy.

– Nie martw się, kochanie – odezwała się Hattie.
– Dom to przetrzyma.
Uścisnął ją lekko. Rozluźnił się trochę, choć Hattie wiedziała, że wciąż jest

bardzo zdenerwowany.

– Może – rzucił. – Rano się okaże.

Po raz drugi obudzili się bladym, świtem. Burza już minęła. Wiatr znacznie

zelżał, a deszcz przestał padać. Huragan Henry załamał się na Wybrzeżu Karoliny.

Jay włożył spodnie i sięgnął po buty. Nie chcąc, aby sam oglądał zniszczenia

poczynione przez burzę, Hattie również ubrała się pośpiesznie i zbiegła, za nim po
schodach.

Nawałnica pozostawiła za sobą ruinę. Wiele drzew leżało na ziemi. Konary

sękatych dębów i wyrwane z korzeniami krzaki tworzyły bezładną plątaninę.

background image

Przypływ co prawda już się zakończył, ale w młynie pozostała masa wody. Hattie
wolała się na razie nie zastanawiać nad ogromem prac, jaki ich czekał.

Jay miał ponurą twarz. Uszkodzenie dachu, niemożliwe do dokładnego

zbadania nocą, teraz okazało się poważniejsze, niż sądzili. Dach należało w całości
wymienić. Stajnia, już dawniej w kiepskim stanie, teraz runęła zupełnie, tak jak
przewidywał Jay. Hattie bez słowa podążała za nim, gdy odkrywał kolejne szkody
poczynione przez burzę. W myśli starała się oszacować koszty niezbędne do
przywrócenia tu porządku.

Ubezpieczenie pewnie tego nie pokryje, pomyślała z bólem serca. Z naprawą

schodów, sufitu i podłogi trzeba będzie zaczekać, aż wykona się najbardziej
niezbędne prace. Zastanawiała się, czy Jay zgodziłby się oddać konie na
przechowanie albo nawet je sprzedać, by uniknąć stawiania nowej stajni.

Cokolwiek zadecyduje, wiedziała jedno; w ciągu najbliższych kilku lat trzeba

będze żyć wyjątkowo skromnie, przeznaczając każdy grosz na odbudowę domu,
niezależnie od wysokości zarobków. Cóż robić, tak musi być, pomyślała. Dla mnie
to nie ma znaczenia.

Niestety miało to znaczenie dla Jaya. W świetle poranka był zmuszony inaczej

spojrzeć na propozycję złożoną przez Resorts America. Hattie rozumiała, jak
fałszywie zabrzmiałyby teraz jej słowa, gdyby namawiała go do odrzucenia oferty
Charleya albo gdyby zaoferowała mu swoją pomoc w odbudowie Shadows.

Nikt już nie wspominał obietnic złożonych poprzedniej nocy. Jay wydał się

nagle nieosiągalny. Czuła, że oddala się od niej, borykając z wyborem, którego
teraz musiał dokonać.

Pragnęła go pocieszyć, ale nie odzywała się. Pomagała, jak mogła, gdy

umacniał prowizoryczną osłonę dachu i spłukiwał rzeczny muł z kamiennej
posadzki w młynie. Kiedy skończyli, spoza chmur przezierał już błękit nieba.
Telefon nie działał, ruszyli więc do miasta, aby sprawdzić, co się dzieje z resztą
jego rodziny.

Musieli co chwila omijać pnie drzew blokujące drogę na każdym zakręcie. Jay

wciąż się nie odzywał.

W końcu spojrzał na nią takim wzrokiem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie

widziała.

– Wygrałaś – powiedział obojętnym tonem. – Potrafię przyznać się do porażki.
Hattie zrobiło się zimno z obawy.
– Co to znaczy „wygrałam”?
– Ty, Paul i Resorts America – wyjaśnił bez złości. – Potrzeba było do tego aż

background image

huraganu, ale jednak pobiliście mnie. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał to
przyznać. Jeśli będziesz tak dobra, aby przygotować dokumenty dotyczące
sprzedaży Shadows, to przejrzę je razem z adwokatem.

Hattie nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
– Sprzedać Shadows? – spytała w końcu nie dowierzając.
– Chyba to właśnie proponowaliście z Paulem?
– Po to mnie wysłano do Charlestonu. Ale myślałam...
– Nie ma już o czym myśleć. Kocham Shadows i pragnę, aby ocalało. Teraz nie

powiesz mi, że mam choćby najmniejszą szansę, aby dokonać tego, co mogłaby
osiągnąć twoja firma.

Chociaż marzenia Jaya stały się jej marzeniami, Hattie nie potrafiła już znaleźć

argumentu. Fundusze Resorts America zagwarantują szybką odbudowę zniszczonej
posesji.

– Może nie – upierała się. – Ale ty znaczysz dla mnie wszystko. I nie chcę,

ż

ebyś sprzedawał Shadows... już nie.

Jay patrzył na nią, jakby nie wierzył jej słowom.
– No cóż, to będzie jak ciężka operacja bez znieczulenia, panno Lawford –

powiedział, patrząc znów na drogę. – Ale nie mogę jej uniknąć.

background image

Rozdział 12


Z cichym okrzykiem bólu Hattie położyła rękę na jego ramieniu. Jay strząsnął

ją lekko.

– Nie teraz – powiedział i Hattie miała wrażenie, że słowa te docierają do niej z

bardzo daleka. – Nie sądzę, abym potrafił to tee»z znieść.

Z rozpaczą w sercu Hattie pogrążyła się w milczeniu. Jaką byłabym żoną, jeśli

w takiej chwili nie mogę cię dotknąć? pomyślała. A co z naszymi przyrzeczeniami?
Czy naprawdę pragnąłeś, abym zawsze była przy tobie, niezależnie od tego, co cię
czeka?

Nawet jeśli Jay wyczuwał jej cierpienie, to nie dał tego po sobie poznać. Hattie

pogrążała się w coraz większym smutku. Wcześniej, gdy jeszcze miała zamiar
namówić go do sprzedaży majątku, obawiała się, że stanie to na przeszkodzie ich
wspólnemu szczęściu. Teraz, gdy zdecydowała się zrezygnować dla niego z pracy
nad realizacją projektu, wichura, a nie ona, przekonała go do sprzedaży. Na domiar
złego Hattie czuła, że Jay począł się odnosić do niej z pewną rezerwą.

Nie chcę wierzyć, że to, co się dzieje między nami, jest prawdą. Chcę wierzyć,

ż

e jeśli teraz go nie opuszczę, teraz, gdy wszystko się źle układa, to nasza miłość

przezwycięży wszelkie przeszkody. Rozumiała jednak, że nie potrafiłaby, jak
Elizabeth, zbyt długo znosić jego oziębłości.

Sulky zastali w kuchni wydającą polecenia dotyczące porządków. Jej zwykle

młodzieńcza i pogodna twarz była zmizerowana, jakby Sulky w ogóle nie spała.

– Dzięki Bogu, że nic wam się nie stało – przywitała ich. – Chodźcie, napijemy

się herbaty... należy się nam chwila relaksu. Muszę wam o czymś powiedzieć.

Deszcz nie dostał się do salonu i pokój wyglądał tak, jak przed dwoma dniami.

O niedawnym huraganie przypominały wciąż zamknięte okiennice.

Jednak nie jest tak samo, pomyślała Hattie. I już nigdy nie będzie, jeśli Jay

sprzeda Shadows. Nagle uświadomiła sobie nieobecność Mariah, która zazwyczaj
nalewała herbatę.

Sulky nawiązała do jej nieobecności.
– Właśnie wróciłam ze szpitala – oznajmiła. – Obawiam się, że muszę

powiedzieć wam wprost... Mariah nic nie grozi, jej dziecku też nie. Ma jednak
brzydkie guzy i siniaki po wypadku. Jechała moim samochodem drogą
międzystanową do Columbii. Musicie też wiedzieć... jechała tam, aby dokonać
aborcji.

background image

Na twarzy Jaya malowało się zdumienie.
– Aborcji? – powtórzył. – Dziecko?-Z dzikim wzrokiem obrócił się ku Hattie. –

Wiedziałaś o tym?

– spytał.
Skinęła głową, czując, że robi jej się niedobrze.
– Prosiła, aby ci o tym nie mówić – odpowiedziała drżącym głosem. –

Nalegała... że sama ci powie. Nie powinna była zaufać właśnie mnie... – Głos jej
się załamał, gdy ujrzała udręczony wzrok Jaya.

Przez chwilę panowała cisza.
– Czyje to dziecko? – spytał obco brzmiącym głosem. – I kiedy to się stało?
Sulky, żelazna dama z Południa, wiedziała, jak radzić sobie w chwilach

kryzysu.

– Wypadek zdarzył się wczoraj – powiedziała spokojnie. – Wyjechała wczoraj

przed burzą. Ojcem dziecka jest Brad Moss, ale Mariah nie chce mieć z nim już
więcej nic wspólnego. O ile dobrze rozumiem, zdecydowała się na aborcję tylko
dlatego, żeby nie stracić miłości Pete’a Carrolla.

– O mój Boże... – Jay chwycił się za głowę. – To śliczne, niewinne dziecko...
Chwilę później weszła Patsy z herbatą.
– Ja nie piję, dziękuję. – Jay podniósł się. – Jadę do szpitala zobaczyć się z

Mariah.

Nie sprzeciwił się, gdy Hattie poszła za nim do samochodu. Ale też nie odezwał

się ani słowem. Rozumiejąc, że nie pragnie jej towarzystwa, została w tyle, gdy on
skierował się do sali, w której leżała Mariah. Widziała, jak z czułością przytulił
drobną istotkę.

Mariah miała sińce pod oczami, a na twarzy skaleczenia i zadrapania. Jedną

rękę miała w gipsie.

– Ciocia Sulky ci powiedziała? – wyszeptała, kryjąc twarz na ramieniu Jaya.
Przytaknął, na jego twarzy malowały się czułość i smutek.
– Dlaczego nie chciałaś, żebym wiedział, kochanie? – spytał. – Nie musiałabyś

znosić tego wszystkiego w samotności.

– Więc... ty mnie nie nienawidzisz?
– Nigdy nie mógłbym cię znienawidzić. – Miał wilgotne oczy, gdy z niezwykłą

delikatnością przytulał swą młodziutką kuzynkę. – Ale chyba nie przeżyłbym,
gdybyś poddała się zabiegowi – dodał. – Twoje dziecko to Summerfield. I nawet
jeśli nie będziemy mieli Shadows, będziemy mieli siebie nawzajem. Tego nie mogą
nam zabrać.

background image

Hattie poczuła, że oczy jej napełniają się łzami i odwróciła głowę. To o mnie

myślał, mówiąc „nie mogą nam zabrać”. Szlochała bezgłośnie, schodząc do
poczekalni dla odwiedzających. Myślał o mnie, o Paulu i firmie, którą reprezentuję.
Przypomniała sobie słowa, które wypowiedział w drodze powrotnej z plantacji:
„Wygrałaś. Pobiliście mnie”. Była dla Jaya wrogiem, należała do spisku, którego
celem było pozbawienie go ukochanego domu.

Ktoś, pewnie pielęgniarka, zajrzał przez otwarte drzwi i Hattie ukryła twarz w

dłoniach. Niech myślą, że umarł mi ktoś bliski, myślała, a łzy spływały miedzy
palcami. W pewnym sensie to prawda. Już rankiem, gdy wyszliśmy, żeby
zobaczyć, co zrobiła burza, czułam, że go tracę.

Nie będzie żadnego ślubu. Dzieci nie będą śmiać się ani biegać po wielkich

pokojach. Trzeba jedynie zakończyć sprawy służbowe, spakować walizki i
odjechać. Z bólem w sercu, który jedynie Jay mógłby uleczyć.

Przynajmniej sprawa Mariah dobrze się zakończy, pomyślała. Nie załatwiłam

jej właściwie i powinnam być wdzięczna, że mała jest teraz bezpieczna. Gdy kilka
minut później Jay zszedł na dół, Hattie mogła już spojrzeć mu w twarz suchymi
oczyma.

– Idę porozmawiać z lekarzem – rzekł takim tonem, jakim rozmawia się z

obcym. – Mariah pytała o ciebie.

– Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie ją zobaczę.
Starając się panować nad sobą, Hattie ruszyła przez hol w stronę sali, gdzie

leżała dziewczyna. Ale gdy Mariah wyciągnęła ku niej rękę, znów poczuła łzy pod
powiekami.

– Hattie... – Opadła na poduszki, gdy j’uż się uściskały. – Przepraszam, że nie

poczekałam, aż porozmawiasz z Jayem tak, jak chciałaś.

– I tak powinnam mu była powiedzieć. – Spróbowała się uśmiechnąć. – Ale

teraz to już bez znaczenia. Ty i twoje dziecko jesteście bezpieczni pod jego opieką.

Mariah odetchnęła głęboko.
– Wiem. Cieszę się, że ostatecznie nie straciłam dziecka. Ale boję się, że

zamiast tego straciłam Pete’a. – Po policzku spłynęła jedna wielka łza.

– Może nie – Hattie starła ją – jeśli on cię naprawdę kocha. Daj mu trochę

czasu.

– Jeśli ty dasz czas Jayowi. Ja wiem, że on teraz zachowuje się dziwnie, ale to

dlatego, że ten dom tak wiele dla niego znaczy. Ale on cię naprawdę kocha, Hattie.
Znam go. Wszystko się ułoży.

– Obawiam się, że nie. Strata Shadows bardzo skomplikuje nasze stosunki.

background image

– Mylisz się. Będzie cię jeszcze bardzo potrzebował. Hattie ze smutkiem

potrząsnęła głową.

– W innych warunkach może istniałyby jakieś szanse. Ale nie w tej sytuacji.

Najlepiej zrobię wracając do St. Petersburga. Moja praca tutaj jest zakończona.

Na dźwięk przy drzwiach Hattie odwróciła się i ujrzała Jaya. Jego twarz

zdawała się być wykuta w kamieniu. Niewątpliwie usłyszał ostatnie słowa jej
wypowiedzi, te, które wyrwane z kontekstu, mogły świadczyć o jej wyrachowaniu i
dwulicowości.

Dobrze, a więc uważa, że wypełniłam swoją misję, pomyślała, czując

narastający gniew. Nie będzie musiał sam mi tego powtarzać.

– Nie zdołałem skontaktować się z doktorem Ferrisem – powiedział spokojnie.

– Powiedziano mi, że Mariah potrzebuje odpoczynku.

Oboje po kolei ucałowali ją na pożegnanie.
– Już cię nie zobaczę? – wyszeptała Mariah, ściskając dłoń Hattie.
– W najbliższym czasie pewnie nie. – Teraz już nie miało znaczenia, czy Jay

słyszy jej słowa. – Ale napiszę, jeśli obiecasz, że ty też to zrobisz.

Gdy Mariah nie mogła już ich usłyszeć, Jay zwrócił się do niej z zimną furią:
– A więc teraz wyjeżdżasz, wykorzystawszy moje zaślepienie, aby dostać to,

czego chciałaś – wściekał się, chociaż panował nad głosem, bo wciąż jeszcze byli
na terenie szpitala. – Powiedziałaś kiedyś, że nigdy w ten sposób nie załatwiasz
interesów. To było jedno wielkie kłamstwo.

– Tak, wyjeżdżam. Bo dla ciebie dom znaczy więcej niż ja, a także dlatego, że

do tego stopnia żyjesz przeszłością, iż nie potrafisz myśleć o przyszłości, nawet
teraz, gdy zdecydowałeś się zrezygnować z marzeń.

Ale on jej nie słuchał, tak jak nie słuchał jej podczas pierwszego spotkania, gdy

próbowała przekonać go o swej szczerości.

– Myślałem, że przypominasz Elizabeth – powiedział. – Ale myliłem się. Ona

poddała Anglikom Shadows, aby je uratować.

Hattie czuła się, jakby jej wymierzono policzek.
– Byłabym wdzięczna, gdybyś odwiózł mnie do swej ciotki – powiedziała w

końcu, starając się mówić zwykłym tonem.

Nie odpowiedział, zachowując całkowitą obojętność. Nie odezwał się aż do

chwili, gdy stanęli przed bramą domu Sulky.

– Wracam do Shadows, aby dokończyć sprzątanie.
-W jego głosie zabrzmiała pewna sugestia. – Zostawię cię tutaj, Hattie... jeśli

sobie tego życzysz.

background image

Ona jednak była rozgoryczona, zbyt wściekła i pokrzywdzona, aby zrozumieć

tę aluzję.

– Dziękuję – odpowiedziała, siląc się na grzeczność i unikając jego spojrzenia.
Gdy pochylił się, aby otworzyć drzwi, musnął jej kolano i na jedną

rozdzierającą serce chwilę powróciło uczucie namiętności, które ich łączyło. Ale
zaraz potem Hattie wysiadła z samochodu i Jay odjechał.


Szybko pożegnała się z Sulky i Paulem. Sama zadzwoniła do jego biura i

poinformowała o zamierzonej przez Jaya sprzedaży Shadows. Nim Paul zdążył
pogratulować jej sukcesu, szybko opisała mu szkody, jakie spowodowała wichura i
dodała, że osobiste stosunki między nią a Jayem zostały zerwane.

– Wieczorem wracam do St. Petersburga – powiedziała. – Będziemy w

kontakcie. Nasz adwokat sformułuje ostateczną wersję umowy w ciągu kilku dni.

W słuchawce przez chwilę panowała cisza.
– Nie wiem, co zaszło między tobą a moim kuzynem, Hattie – odezwał się w

końcu Paul. – Ale jeśli prawidłowo oceniam twoje obecne uczucia, to sądzę, że
popełniasz błąd.

– Może – odpowiedziała cicho. – Ale nie wiem, co innego mogłabym zrobić.
Sulky również nie wnikała w przyczynę zerwania.
– Będzie nam ciebie brakowało, Hattie – powiedziała jedynie, ściskając ją

serdecznie. – Gdy wrócisz do Charlestonu, pamiętaj o nas.

W porze kolacji Hattie była już w drodze. Minęła Ashley River Road i

skierowała się na autostradę prowadzącą na południe. Mogłabym równie dobrze
pojechać byle gdzie, myślała pogrążona w bolesnych wspomnieniach. Nie
potrafiłabym teraz nic przełknąć. A gdybym próbowała zasnąć, marzyłabym o
Jayu.


Następnego popołudnia w swym biurze w Resorts America Charley gratulował

jej z całego serca.

– Wiedziałem, mała, że ci się uda – powiedział, a jego jasnoniebieskie oczy

błyszczały dumą. – Wykonałaś kawał dobrej roboty.

Hattie uścisnęła mu rękę. Miała podpuchnięte oczy, chociaż ostatecznie udało

jej się zasnąć, gdy już dotarła do własnego mieszkania. Przespała aż dziesięć
godzin.

– Trzeba zmienić nasz projekt – powiedziała bez ogródek, od razu pragnąc

przedstawić plan, który obmyśliła w czasie drogi z Charlestonu. Skoro Jaymiał

background image

zamiar sprzedać Shadows, nie mogła protestować. Ale przestępstwem byłoby
całkowite pozbawienie go domu, nawet jeśli musiał on pozostać centralnym
elementem planowanego przedsięwzięcia.

– Chciałabym, aby według umowy rodzina...
a zwłaszcza Jay Summerfield zachował prawo własności do głównego obszaru

plantacji, włączając w to stary dom – powiedziała. – Odnowimy go tak, jak to było
planowane i będziemy mieli prawo wykorzystywania niektórych pokoi na zebrania
co dwa miesiące. Równocześnie chcę, aby pokoje te były otwarte dla
zwiedzających za opłatą dwa razy w tygodniu. Te pieniądze wykorzysta się na
utrzymanie posiadłości. Jeśli w przyszłości rodzina chciałaby sprzedać dom,
mielibyśmy prawo pierwokupu. Reszta projektu zostanie zrealizowana w sposób
przedstawiony w początkowej wersji.

– To wbrew przepisom. – Charley był całkiem zdezorientowany. – Nie jestem

pewien, czy to przejdzie.

– Mam nadzieję, że tak. Resorts America słynie z dobrego serca i zasad

moralnych, których brakuje konkurencji. Ale jeśli nie możesz... – przerwała – to
obawiam się, że będę musiała zrezygnować z naszej współpracy.

W końcu Charley niechętnie przystał na jej żądanie.
– Mam nadzieję, że skończy się to korzystnie dla wszystkich – powiedział. –

Zakochałaś się w Jayu Summerfieldzie, prawda? Nigdy jeszcze cię takiej nie
widziałem.

Hattie przytaknęła.
– Między nami wszystko skończone – dodała.
– A jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, Charley, to daj mi nowe zadanie... tak

daleko od Południowej Karoliny, jak to tylko możliwe.

Hattie spędziła dwa i pół tygodnia w Luizjanie, przeprowadzając wstępną

analizę dość prostego i nie przysparzającego problemów projektu. Po powrocie
wymogła na Charleyu dziesięciodniowy urlop i pojechała odwiedzić ojca i
macochę w Londynie. Ale niezależnie od tego, jak daleko wyjeżdżała i gdzie się
próbowała ukryć, wspomnienie ciemnych oczu Jaya, siwiejących włosów i
szerokich ramion zdawało się wszędzie za nią podążać. Gdy z Marvette robiła
zakupy na Picadilly Circus Knightbridge, wydało jej się, że nagle ujrzała go w
tłumie i serce jej na moment zamarło. Okazało się jednak, że był to kto inny.

Powróciła do domu z ciężkim sercem, pewna, że będzie za nim tęsknić przez

resztę życia.

W skrzynce czekały na nią dwa listy; jeden od Jaya, a drugi od Mariah. Przez

background image

chwilę patrzyła jedynie na adres zwrotny, a potem usiadła przy niedużym stoliku,
na którym stał nie pasujący tu srebrny serwis do herbaty i otworzyła list Mariah.

Droga Hattie – pisała Mariah – mam cudowne wieści. Aż trudno mi uwierzyć,

ale nie myliłaś się co do Pete’a. Najpierw czuł się strasznie zraniony, ale po kilku
dniach przyszedł i powiedział, że on też nie chce mnie stracić. A później stała się
najcudowniejsza rzecz. Poprosił, abym wyszła za niego za mąż i powiedział, że tak
mnie kocha, że będzie wychowywał moje dziecko jak swoje własne.

Na gwiazdkę odbędzie się nasz cichy ślub (mam nadzieję, że przyjedziesz!), a

później pojedziemy razem do Clemson. Ostatni semestr skończę pod kierunkiem
prywatnego nauczyciela, a w przyszłym roku za część pieniędzy, jakie otrzymam po
sprzedaży Shadows, będę mogła zatrudnić niańkę i pójść do college’u, tak jak
planowałam
Na list Mariah spadła łza i Hattie starła ją, zanim zaczęła czytać dalej.

Jestem teraz taka szczęśliwa, a przecież częściowo zawdzięczam to i tobie. Bez

twojej zachęty pewnie nigdy nie odważyłabym się wyznać Pete’owi prawdy. I teraz
już tylko jedna rzecz mogłaby uszczęśliwić mnie jeszcze bardziej – gdybyście ty iJay
byli znowu razem. Ostatnio mój kuzyn jest bardzo smutny, chociaż poczuł taką
wdzięczność i ulgę, gdy dowiedział się, że według nowego projektu może zachować
Shadows. Wiem, jak bardzo za tobą tęskni.

Mariah zakończyła list ucałowaniami. Jej relacja z wydarzeń wzruszyła Hattie.

Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, pomyślała. Natomiast jej własny
nieudany związek z Jayem przysparzał jej wiele bólu. Drżącymi palcami rozerwała
drugą kopertę, prawie bojąc się rzucić wzrokiem na kilka linijek skreślonych
ukośnym pismem.

Kochanie – napisał – jak mam ci dziękować za genialny sposób, w jaki

uratowałaś Shadows dla przyszłych pokoleń Summerfieldów? Sama Elizabeth nie
wykazałaby się większą pomysłowością. Gdy zrozumiałem, co zrobiłaś, chociaż nikt
cię przecież o to nie prosił, poczułem się jak łajdak... i głupiec, że pozwoliłem ci
odejść. Wiele razy próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale nikt nie odbierał
telefonu, więc pewnie wyjechałaś. Gdy wrócisz, czy zgodzisz się do mnie zadzwonić
i powiedzieć, że mi przebaczasz i że znów gotowa jesteś dzielić ze mną życie?

List podpisany był po prostu: Jay, a pod spodem widniało postscriptum: Czy

wiesz, jak bardzo cię kocham, najdroższa?

Hattie czuła się, jakby wbito jej nóż w serce. Zrobiło jej się słabo z tęsknoty.

Dlaczego miałabym nie pojechać do niego? spytała samą siebie. Albo nie
zadzwonić? Przecież bez niego umierałam. I wiem, że właśnie tego pragnę.

Na przeszkodzie marzeniom stanęło nagle zimne, logiczne myślenie. Nietrudno

background image

było Jayowi wyznać, że ją kocha teraz, gdy dom został ocalony. A gdyby Charley
się nie zgodził? Czy Jay równie usilnie próbowałby naprawić wyrządzoną
krzywdę?

Ostatecznie nie sięgnęła po telefon, ale okazało się, że nie uniknie tak łatwo

konfrontacji z Jayem.

Następnego ranka siedziała właśnie nad wykresami dotyczącymi projektu z

Luizjany, gdy zadzwonił Charley prosząc, aby przyjechała do biura.

– Prace w Shadows rozpoczęły się trzy dni temu i już pojawiły się problemy –

obwieścił, zagłębiając się w papierach tak, że nie mogła niczego wyczytać z jego
twarzy. – Summerfield chce rozmawiać tylko z tobą. Obawiam się, że chwilowo
musisz porzucić projekt z Luizjany i jechać jutro do Shadows.

– Ale... jutro jest sobota.
Nie pomogły żadne wymyślone przez nią przyczyny, które mogłyby opóźnić

wyjazd albo sprawić, że kto inny pojechałby zamiast niej. Charley pozostał
niewzruszony.

– Przykro mi, złotko, ale to jest interes – powiedział, ucinając wszelką dyskusję.

– Musisz jechać.

Z mieszanymi uczuciami Hattie pakowała bagaże. Gdy następnego popołudnia

zbliżała się do Charlestonu, doszła do wniosku, że w sobotę biuro Jaya jest na
pewno zamknięte i skręciła w drogę prowadzącą wzdłuż rzeki. Najlepiej jechać od
razu na plantację, pomyślała, drżąc z emocji, które bezskutecznie usiłowała
stłumić. Prawdopodobnie go tam znajdę. Gdy minęła aleję dębów, ukazało się jej
oczom Shadows, lśniące różowym blaskiem w promieniach zachodzącego pomału
słońca. Dziś jednak stary dom zdawał się emanować spokojem i po raz pierwszy
Hattie nie odczuła panującego tu dawniej smutku. Zauważyła, że rozpoczęto już
prace na dachu.

Jaya nie było nigdzie widać. Może jest na dole w młynie, pomyślała. To dobrze,

bo nie czuję się jeszcze gotowa na spotkanie z nim. Najpierw dowiem się, o jakie
problemy chodzi.

Duży hol wyglądał tak samo, jak wówczas, gdy widziała go po raz ostatni.

Ś

wiatło wlewało się przez wielkie okna, tworząc na podłodze ruchome plamy.

Podeszła do wielkiego lustra, które kiedyś odbijało ich złączone w tańcu

sylwetki. Przez chwilę na tafli widniała jej samotna postać. Nagle jednak ujrzała za
sobą Jaya i na chwilę straciła oddech. Miał na sobie dżinsy i szary sweter, który
pamiętała i Hattie poczuła wielki ból w sercu. Jak ja go kocham, pomyślała,
obracając się. Bardziej niż kiedykolwiek. Nie wiem, jak zdołam przebywać tu i nie

background image

być jego kochanką. Jay odezwał się pierwszy.

– Wiec jednak... masz zamiar dotrzymać obietnicy.
– Nie jestem pewna... o której obietnicy mówisz – odpowiedziała. – Charley

wspominał o jakichś kłopotach. O co dokładnie chodzi?

Jay zbliżył się do niej, jego oczy zdawały się mówić coś, w co nie mogła

uwierzyć.

– Nie wie pani, panno Hattie? – Patrzył na nią tak, że nie potrafiła odwrócić

wzroku. – Czy zapomniałaś już, co wydarzyło się tutaj w nocy, kiedy szalała
burza? Dałaś mi słowo... że pozwolisz zawsze się kochać i dzięki nam narodzi się
następne pokolenie Summerfieldów, które zamieszka w tym domu.

– Och, proszę...
Jak zawsze dom był dla niego najważniejszy. Nie wiedziała, czy poskromić

dumę i rzucić mu się w ramiona, czy pozostać tam, gdzie stała. Jedno było pewne:
jeśli Jay zacznie wspominać porzucone marzenia, to ona tego nie zniesie.

– O co prosisz, Hattie? – spytał. – Proszę, weź mnie w ramiona? Bo właśnie

taki mam zamiar.

– Nie, Jay. Gdybym... gdybym mogła uwierzyć, że – pragnąłbyś tego, nawet

gdybyś stracił Shadows... wtedy może... Aleja w to nie wierzę. I jeśli nie uda nam
się pokonać takich właśnie przeciwności, to jaka przyszłość nas czeka?

Nie odpowiedział wprost.
– Powiedz mi, kochanie... gdyby Aynsley zrozumiał i wyznał swój błąd, czy

uważasz, że Elizabeth by mu przebaczyła?

– Wiesz, że tak uważam – odpowiedziała drżącym głosem.
– Więc dlaczego ty nie chcesz wybaczyć mężczyźnie, który cię kocha?
Nagle wydało jej się całkowicie bezsensowne to, że rozmawiają stojąc z dala od

siebie, gdy mogłaby znaleźć schronienie w jego ramionach. Jakie to miało
znaczenie, że Jay był obsesyjnie przywiązany do swej rodowej siedziby, skoro
znów mogli być razem?

– Och, Jay – szepnęła. – Ja też popełniłam błąd, wyjeżdżając.
Po chwili była już w jego ramionach, w uścisku tak mocnym, że zaczęła

obawiać się o całość swych żeber.

– Boże drogi, Hattie – powiedział całując jej oczy i usta. – Nie potrafię żyć bez

ciebie. I choć tak kocham ten dom... żyłbym z tobą w jakiejś chałupie, gdyby nie
było innej możliwości.

To stwierdzenie rozwiało wszelkie jej wątpliwości. Czuła się lekka i wolna,

bardziej szczęśliwa niż kiedykolwiek marzyła.

background image

– Gdyby nie intryga, którą uknułem z Charleyem – dodał – musiałbym pojechać

do St. Petersburga i przywlec cię tu siłą.

– Intryga? – powtórzyła zdumiona. – Więc Charley o wszystkim wiedział?
Jay nie odpowiedział. Znów zatracili się w sobie, odnajdując zagubioną drogę

do spełnienia marzeń.

– Hattie, kochanie – powiedział, gdy ich pocałunki stały się już tak palące, że

Hattie prawie odchodziła od zmysłów. – Mam w młynie czyste prześcieradła na
łóżku i butelkę schłodzonego wina... wszystko czeka gotowe. Powiedz, że
pójdziesz tam ze mną i będziesz się ze mną kochać.

– Tak, Jay. – Tym razem się nie wahała. – O, tak. Pójdę.
– I wyjdziesz za mnie za mąż... tak szybko, jak to możliwe?
– Wyjdę. Ale pamiętaj, kochanie – stanęła na palcach, aby pocałować go w usta

– to jest teraz nasz dom i oboje tworzymy własną historię. Mamy przed sobą dużo
czasu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
116 Carey Suzanne Spadkobiercy
116 Carey Suzanne Spadkobiercy
126 Carey Suzanne Usidlony anioł
Carey Suzanne Usidlony anioł
Carey Suzanne Ukochana z portretu
151 Carey Suzanne Pamięć gór
Carey Suzanne Dzieci szczescia 09 Dar zycia
Carey Suzanne Dzieci szczęścia 09 Dar życia(1)
110 Carey Suzanne Ukochana z portretu
Carey Suzanne Dar Zycia DzieciSzczescia9
Carey Suzanne Dzieci szczęścia 09 Dar życia
Carey Suzanne Usidlony Aniol

więcej podobnych podstron