background image

 

Suzanne Carey 

 

Spadkobiercy 

 

background image

Rozdział 1 

 
Dzień był bardzo piękny. A jednak ani błękit nieba, ani rzadkie o tej porze roku 

ciepło nie rozwiały ogarniającego Hattie Lawford niepokoju. Właściwie zawsze się 
tak czuła, gdy miała rozpocząć pracę nad nowym projektem. A moŜe nie chodzi o 
strach  przed  nowym  zadaniem?  –  przemknęło  jej  przez  myśl.  MoŜe  jestem 
obieŜyświatem, który szuka domu? 

JuŜ z mostu nad rzeką Ashley, który dopiero co minęła, widać było stare domy 

Charlestonu.  Jasne  i  lekkie,  sprawiały  wraŜenie  mniejszych,  niŜ  zachowały  się  w 
jej  pamięci  z  okresu,  gdy  mieszkał  tu  jej  ojciec.  Od  tej  pory  minęło  jednak  wiele 
lat. 

Dla  kogoś,  kto  jak  ona  przybywał  z  tętniącej  Ŝyciem  Florydy,  gdzie  wszystko 

ulegało ciągłym zmianom, te domy, których spora część pochodziła z osiemnastego 
wieku,  stanowiły  niewiarygodne  zjawisko.  Fakt,  iŜ  wciąŜ  tu  stały  i  tworzyły 
scenerię Ŝycia codziennego, był dla Hattie cudem trwałości. 

Wiele mieszkających tu rodzin szczyci się historią równie dawną jak ich domy, 

ostrzegał  Charley  Daniels,  szef  Hattie,  kiedy  rozmawiała  z  nim  w  biurze  w  St. 
Petersburgu. 

–  Dziś  w  Charlestonie  wiele  się  zmienia  –  wyjaśniał.  –  Ale  nie  wszystkim 

starym  rodzinom  się  to  podoba.  UwaŜają,  Ŝe  najwaŜniejszą  sprawą  jest  ocalenie 
własności  i  tradycji  dla  następnych  pokoleń.  Taka  postawa  jest  typowa  dla  ludzi 
takich  jak  Summerfieldowie...  Ashe  nazwał  ich  „braminami  z  Głębokiego 
Południa”. 

Paul Ashe sam był charlestończykiem i członkiem rodziny Summerfieldów. 
–  To  po  co  właściwie  mam  tam  jechać?  –  spytała.  –  Dlaczego  myślisz,  Ŝe  w 

ogóle  zechcą  słuchać  moich  rad,  jak najlepiej przekształcić ich  rodzinną plantację 
w  kompleks  wypoczynkowy?  Nawet jeŜeli  rzeczywiście  jest  to  dla nich najlepsze 
rozwiązanie. 

–  Jedziesz  tam,  bo  takie  ci  dałem  zadanie,  moja  droga  –  uśmiechnął  się 

nieznacznie. – I dlatego, Ŝe spodobało mi się to, co usłyszałem od Ashe’a. Pewnie 
masz  zresztą  rację,  ale  gdyby  udało  nam  się  ubić  interes  z  Summerfieldami...  – 
przerwał, jego spojrzenie rozjaśniło się. – Shadows to skarb, nawet jeśli będziemy 
musieli włoŜyć okrągły milion w remont domu. Otrzymanie tego zlecenia dodałoby 
nam chwały. 

Hattie wiedziała, Ŝe gdyby udało im się zdobyć prawo przebudowy posiadłości 

background image

Summerfieldów, standard, jaki osiągnęłoby to miejsce, nie miałby sobie równych. 
Stara  konstrukcja  harmonijnie  połączyłaby  się  z  nową  i  historyczne  miejsce 
oŜyłoby. 

A  jednak,  zagłębiając  się  w  labirynt  wąskich  uliczek  zabudowanych  uroczymi 

willami, Hattie nie była pewna, czy chce, aby jej misja się powiodła. Gdyby któryś 
z  tych  domów  naleŜał  do  mnie,  myślała,  zatrzymałabym  go  za  wszelką  cenę... 
zwłaszcza  gdyby  był  własnością  rodziny  od  pokoleń.  WyobraŜała  sobie,  jakiej 
mocy  nabierały  podobne  odczucia  w  przypadku  plantacji  –  jak  wielkie  poczucie 
więzi z historią i miłość do ziemi musieli odczuwać ich właściciele. 

Parkując  obok  ogrodów  White  Point  naprzeciwko  hotelu,  zaczęła  rozmyślać  o 

rodzinie  Summerfieldów.  Paul  Ashe,  który  parę  tygodni  wcześniej  przyjechał  na 
Florydę,  aby  zaproponować  Charleyowi  pracę  nad  projektem,  był  jedynym,  jak 
dotąd,  członkiem  rodziny,  którego  poznała.  Razem  ze  swym  kuzynem  Jayem, 
trzydziestoośmioletnim 

pośrednikiem 

sprzedaŜy 

nieruchomości 

sześćdziesięciotrzyletnią  ciotką  Sarą  Summerfield  Ra  wis,  był  spadkobiercą 
właścicielki  Shadows.  Mariah  Ashe,  młodsza  siostra Paula,  równieŜ uczestniczyła 
w spadku, ale jedynie Jay miał prawo do mieszkania w posiadłości. 

Podobnie jak Hattie, Paul Ashe był architektem. Trzydziestokilkuletni, średniej 

budowy,  miał  lekko  siwiejące  ciemne  włosy,  wyraźne  rysy  i  w  sumie  sprawiał 
sympatyczne wraŜenie. Hattie nie mogła jednak nabrać do niego przekonania. Nie 
zjednał jej usilnym pragnieniem dysponowania rodzinnym majątkiem jeszcze przed 
ś

miercią  swej  babki.  Frances  Summerfield  bowiem  wciąŜ  Ŝyła,  chociaŜ 

prawdopodobnie niedługo juŜ miała walczyć z rakiem. 

Ś

wiadom  sytuacji,  Charley  prosił  Hattie,  aby  działała  ostroŜnie,  mając  wzgląd 

na uczucia poszczególnych członków rodziny. Takie uwagi nie były jej potrzebne. 
Tym,  co  najbardziej  podobało  jej  się  w  firmie  prowadzonej  przez  Charleya,  była 
stosowana  przez  niego  Ŝelazna  zasada:  nie  rozpoczynał  on  Ŝadnych  prac,  dopóki 
wszystkie zainteresowane osoby nie czuły się zadowolone z projektu. 

Sytuacja  Summerfieldów  była  jednak  wyjątkowo  skomplikowana.  Szalone 

przywiązanie, jakim Frances Summerfield darzyła rodzinną siedzibę, nie dawało jej 
jednak  prawa  do  zakazania  sprzedaŜy  majątku  po  swojej  śmierci.  Ale  zrobiła 
wszystko, aby tę sprzedaŜ utrudnić. 

Gdyby majątek pozostał w rodzinie, Jay Summerfield, najstarszy spadkobierca, 

otrzymałby  doŜywotnie  prawo  rezydenta.  Gdyby  jednak  zdecydowano  się  na 
sprzedaŜ, Jay musiałby się podzielić zyskiem z Sarah Rawls, Mariah i Paulem. 

Pani  Rawls  była  wygodnie  urządzona,  a  rodzina  oczekiwała,  Ŝe  poślubi 

background image

owdowiałego  sędziego,  który  dotrzymywał  jej  towarzystwa.  Nie  potrzebowała 
pieniędzy  i  prawdopodobnie  podporządkowałaby  się  woli  matki  odnośnie 
Shadows. Mogła jednak zostać przekonana, Ŝe sprzedaŜ leŜy w interesie plantacji; 
Resorts America było w stanie przywrócić jej dawną świetność. 

Siostra  Paula,  Mariah,  nie  osiągnęła  jeszcze  pełnoletności  i  nad  jej  majątkiem 

sprawował  nadzór  brat.  Prawdziwy  problem  stanowił  Jay  Summerfield;  w 
przypadku sprzedaŜy Shadows, on straciłby najwięcej. 

Paul  nieznacznie  wzruszył  ramionami,  gdy  Charley  poruszył  sprawę  pozycji 

Jaya. 

– Nie mam pojęcia, jak on się zachowa. Nie jesteśmy... w bliskich stosunkach. 

Jay to zagorzały konserwatysta, który zezwoli na zmiany tylko wobec braku realnej 
alternatywy. Sądzi, Ŝe Bóg stworzył Shadows, a dopiero później resztę świata. Ale 
kto  wie?  Jest  prezesem  zarządu  Komitetu  Odnowy  Historycznej  i  nieraz 
podejmował dość liberalne decyzje. 

Nie w tym przypadku, o ile instynkt mnie nie myli, pomyślała Hattie, dźwigając 

bagaŜe  do  hotelu.  Postara  się  jednak  spełnić  polecenia  Charleya.  Po  południu 
spotka się z Paulem, a rano zwiedzi plantację. Za kilka dni telefonicznie przekaŜe 
uwagi  Charleyowi.  Pragnęła  przekonać  go  jednak,  Ŝe  gdyby  zdecydował  się 
przyjąć projekt, rozmowy z rodziną powinien podjąć dopiero po śmierci Frances. 

Hattie  szybko  rozpakowała  się  i  stanęła  przed  lustrem,  by  poprawić  makijaŜ. 

Energicznie  rozczesała  kręcone,  rozjaśnione  słońcem  włosy  i  spięła  je  w  luźny 
węzeł.  Opalona  słońcem  Florydy  twarz  nie  wymagała  róŜu,  Hattie  wytuszowała 
wiec  tylko  rzęsy  okalające  duŜe,  zielone  oczy  i  musnęła  szminką  wargi  o  lekko 
opadających kącikach. 

Daleko  mi  do  piękności,  pomyślała.  Wyglądam  wciąŜ  dziecinnie,  mimo 

dwudziestu dziewięciu lat. 

Wiatr  rozwiewał  włosy  Hattie,  gdy  jechała  wzdłuŜ  East  Battery,  opuściwszy 

dach  swego  mustanga.  Zgodnie  ze  wskazówkami  Paula  skręciła  w  lewo  na  stary 
rynek,  który  zdawał  ciągnąć  się  przez  kilka  przecznic.  Towary  i  sprzedawcy 
znajdowali cień pod stiukowymi łukami. 

Zdołała  znaleźć  miejsce  naprzeciw  Henry’ego,  znanej  charlestońskiej 

restauracji. Paul czekał juŜ w barze. Na jej widok poderwał się z miejsca. 

– Mam nadzieję, Ŝe miała pani dobrą podróŜ. Czego się pani napije? 
Hattie  zdecydowała  się  na  gin  z  tonikiem.  Obserwowała  Paula,  gdy  składał 

zamówienie  i  po  raz  kolejny  ogarnęła  ją  myśl,  Ŝe  Paul  niemal  odpowiada  jej 
ideałowi  męŜczyzny.  Bogu  dzięki  za  to  „niemal”,  pomyślała,  patrząc  na  złotą 

background image

obrączkę na jego lewej dłoni. Nie zniosłabym myśli, Ŝe męŜczyzna moich marzeń 
jest juŜ Ŝonaty. 

Nietrudno  było  zauwaŜyć,  Ŝe  on  teŜ  uwaŜał  ją  za  atrakcyjną  dziewczynę. 

Spojrzał  na  nią  ciepło,  zapalając  papierosa  i  Hattie  zaczęła  się  zastanawiać,  czy 
Paul zamierza ją poderwać. 

–  Jak  się  czuje  pana  babcia?  –  spytała.  –  Rozmawiał  pan  juŜ  z  rodziną  o 

projekcie? 

–  Najpierw  drugie  pytanie  –  uśmiechnął  się.  –  Przygotowałem  grunt  w 

rozmowie  z  ciocią  Sulky,  jak  ją  nazywamy,  ale  nie  poruszyłem  jeszcze  sprawy 
naszego  projektu.  Nie  chcę  o  niczym  mówić  Jayowi,  dopóki  nie  obejrzy  pani 
plantacji. Co do babci, koniec moŜe nastąpić w kaŜdej chwili. Niech pani nie myśli, 
Ŝ

e jestem gruboskórny, ale to będzie dla niej najlepsze. 

Nawet jeśli jest zgryźliwą, starą kobietą, troszczę się przecieŜ o jej dobro. 
Czy moja dezaprobata była aŜ tak widoczna? 
– pomyślała Hattie . 
– Nie mam co do tego wątpliwości – odpowiedziała. 
– I zgadzam się, Ŝe na razie lepiej jest trzymać nasz projekt w tajemnicy. DuŜo 

myślałam o pańskim kuzynie. Z tego, co mówił pan w St. Petersburgu, wnioskuję, 
Ŝ

e moŜe on przeszkodzić w realizacji naszych planów. Czy mogłabym coś więcej o 

nim usłyszeć? 

– Proszę bardzo. – Paul wzruszył ramionami. – Co chciałaby pani wiedzieć? 
–  Stan  cywilny  –  odparła  bez  wahania.  –  Czy  ma  dzieci,  które  będą  po  nim 

dziedziczyć. Osobowość... czego moŜna się spodziewać w kontaktach z nim. 

– Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to Jay jest kawalerem. Typ samotnika. O ile 

wiem, jedyną kobietą, której zaproponował małŜeństwo, była moja Ŝona. 

Hattie  spojrzała  na  niego  ze  zdumieniem.  Nie  umknęła  jej  uwagi  duma  Paula 

związana z faktem, iŜ zdobył kobietę, o której względy zabiegał takŜe jego kuzyn. 

Paul  obserwował  ją,  jakby  był  ciekaw  reakcji,  jaką  wywołała  ostatnia 

wiadomość.  MoŜe  spodziewał  się,  Ŝe  Hattie  zechce  drąŜyć  temat  stosunków 
rodzinnych. To jednak nie nastąpiło. 

–  Nie  odpowiedział  pan  na  moje  kolejne  pytanie  –  przypomniała.  –  Jaki  jest 

pański kuzyn? Spokojny? Rozsądny? Czy on w ogóle będzie chciał nas wysłuchać? 

–  Na  wszystkie  te  pytania  mogę  odpowiedzieć:  tak.  Gdybym  nie  widział 

moŜliwości  przekonania  go  o  celowości  naszych  planów,  nie  zaczynałbym  całej 
sprawy. Jeśli chodzi o Jaya, najwaŜniejszą rzeczą, jaką trzeba sobie uświadomić, to 
fakt, Ŝe jest on arystokratą... poczynając od jaguara, a kończąc na kucykach do gry 

background image

w polo, które hoduje. Bardzo powaŜnie traktuje tradycję. Jest przekonany, Ŝe stare 
rezydencje  powinny  pozostać  w  rękach  odwiecznych  właścicieli.  I  tylko 
ś

wiadomość,  Ŝe  jedynym  ratunkiem  dla  domu  moŜe  być  taka  firma  jak  Resorts 

America, sprawia, Ŝe ewentualnie rozwaŜy sprzedaŜ Shadows. 

Hattie  nie  odzywała  się,  analizując  portret  naszkicowany  przez  Paula.  Coraz 

bardziej intrygowała ją perspektywa spotkania z owym kuzynem. 

–  Jak  pan  wie  –  spojrzała  w  końcu  na  Paula  i  swobodnie  zmieniła  temat  – 

zdecydowaliśmy  się  przeprowadzić  własną  wycenę  posiadłości.  Chciałabym 
obejrzeć  majątek  juŜ  jutro.  Wspominał  pan,  Ŝe  mogę  otrzymać  klucze  od  furtki  i 
głównego budynku. 

– Tak, poŜyczę pani mój komplet. Ale myślałem, Ŝe zwiedzimy Shadows razem 

i  omówimy  projekt  utworzenia  kompleksu  wypoczynkowego  i  centrum 
konferencyjnego.  Chciałbym  teŜ  usłyszeć  pani  zdanie  na  temat  przekształcenia 
rezydencji w klub. 

Słuchając  Paula  Hattie  wychwyciła  entuzjazm  i  szczerość  brzmiące  w  jego 

głosie.  Zaskoczyło  ją  to,  poniewaŜ  do  tej  pory  zdawał  się  kierować  jedynie 
względami  finansowymi,  a  teraz  odniosła  wraŜenie,  Ŝe  zaleŜy  mu  teŜ  na  jak 
najlepszym  wykorzystaniu  rodowej  siedziby.  Jednak  wstępną  ocenę  wolała 
przeprowadzić samotnie. 

–  Oczywiście  oglądałam  pańskie  plany  i  uwaŜam,  Ŝe  są  ciekawe  i  twórcze  – 

powiedziała.  –  Zazwyczaj  jednak  na  pierwszy  rekonesans  idę  sama.  Będziemy 
mieli jeszcze mnóstwo okazji do dyskusji. 

– Jak pani sobie Ŝyczy. – Paul podał jej klucze. 
 –  Lorelei,  moja  Ŝona,  miała  nadzieję  gościć  panią  dziś  na  kolacji.  Niestety, 

zadzwoniła do mnie przed godziną z wiadomością, Ŝe zebranie zarządu przeciągnie 
się do późna. MoŜe zjedlibyśmy więc kolację tutaj we dwoje? 

Hattie  zdawała  sobie  sprawę,  Ŝe  zaproszenie  Paula  mogło  stanowić  pierwszy 

krok „ku ich lepszemu poznaniu” albo wynikało z chęci kontynuowania dyskusji o 
warunkach  sprzedaŜy  posiadłości.  Mogło  teŜ  wypływać  ze  zwykłej  Ŝyczliwości. 
Właściwie  powód  nie  był  istotny.  Hattie  nie  cierpiała  jeść  samotnie  w  nowych 
miejscach.  Zjedli  więc  razem  kolację,  później  jednak  Hattie  kategorycznie 
oświadczyła, Ŝe chce wracać do siebie. 

– Mam za sobą długą drogę – powiedziała tłumiąc ziewanie. – A chcę pojechać 

na plantację wcześnie rano. 

–  Dobrze,  Hattie  –  powiedział  ze  śmiechem,  zamykając  za  nią  drzwi 

samochodu.  –  Rób,  jak  chcesz.  Nie  będę  ci  się  narzucał,  dopóki  nie  zobaczysz 

background image

Shadows.  Ale  obiecaj  mi  jedno...  Ŝe  jak  tam  przyjedziesz,  poddasz  się  po  prostu 
urokowi  tego  miejsca.  Przez  Sha–  dows  nie  moŜna  przejechać  obojętnie,  nawet 
jeśli się nie jest Summerfieldem... 

Hattie  wspomniała  te  słowa  następnego  ranka,  gdy  opuściła  przedmieścia 

Charlestonu  i  skręciła  w  Ashley  River  Road.  Nie  potrzebowała  Paula  ani  nawet 
Charleya,  aby  wiedzieć,  Ŝe  Shadows  nie  jest  jeszcze  jednym  z  tych  uroczych 
domów,  które  mijała.  Widziała  zdjęcie  tego  budynku  w  którejś  z  ksiąŜek  o 
architekturze,  zanim  w  ogóle  Paul  pojawił  się  w  biurze  Charleya.  Zdawała  sobie 
sprawę,  Ŝe,  podobnie  jak  pobliski  Drayton  Hall,  siedziba  rodu  Summerfieldów 
stanowi  jeden  z  najpiękniejszych  przykładów  palladianizmu  georgiańskiego  w 
Ameryce. 

Zastanawiała  się,  czy  przywiązanie  do  rodzinnej  siedziby,  które  Paul  Ashe 

mimochodem  zdradził,  nie  było  jeszcze  jedną  przyczyną,  dla  której  pragnął 
utworzyć tam kompleks wypoczynkowy i centrum kongresowe. 

Wątpię,  czy  kuzyn  Paula  ujrzy  całą  sprawę  w  tym  samym  świetle,  pomyślała. 

Nie sądzę teŜ, abyśmy zdołali go przekonać. 

Hattie  zatrzymała  samochód  i  wysiadła,  aby  otworzyć  bramę.  Chwilę  później 

jechała  szeroką,  zaniedbaną  aleją  porośniętą  dębami.  Wokół  słychać  było  głosy 
ukrytych w gałęziach ptaków. 

Hattie zwolniła, zauroczona pięknem tego miejsca. Zatrzymała się, gdy u końca 

alei  ukazał  się  dom.  Jego  czerwone  cegły  lśniły  łagodnym,  róŜowym  blaskiem  w 
promieniach słońca. Poprzedniego dnia Hattie rozmyślała o uczuciu „przyjazdu do 
domu”, ale nie sądziła, Ŝe dozna go właśnie tutaj. A jednak odniosła teraz wraŜenie, 
Ŝ

e  Shadows  zawsze  na  nią  czekało;  ze  swym  urwiskiem,  bagnami  i  szeroką, 

błękitną rzeką. 

Jej  oko  architekta  rozkoszowało  się  elegancją  detali,  odnajdywało  klasyczną 

symetrię i równowagę konstrukcji. 

A  jednak  wszystkie  te  myśli  przysłoniło  spontaniczne  wzruszenie.  Paul 

uprzedził  ją,  Ŝe  dom  stoi  pusty,  odkąd  kilka  lat  temu  Frances  Summerfield 
przeniosła  się  do  miasta.  I teraz,  patrząc na  odsłonięte  okna  starego  domu,  Hattie 
zapragnęła objąć Shadows ramionami, przywrócić je Ŝyciu, zgłębić jego historię. I 
zamieszkać  tu  razem  z  ukochanym  męŜczyzną,  podpowiedział  jakiś  wewnętrzny 
głos. 

Nie ma nikogo, kogo bym kochała, pomyślała. 
W  tej  chwili  usłyszała  stuk  młotka.  Spostrzegła  teŜ  starą  półcięŜarówkę 

zaparkowaną  koło  podwójnych,  symetrycznych  schodów,  wznoszących  się  do 

background image

głównego  wejścia.  Ktoś  najwyraźniej  przeprowadzał  jakieś  naprawy,  pewnie  na 
polecenie Jaya Summerfielda, który chciał przywrócić dom do stanu uŜywalności. 
Hattie sądziła, Ŝe po śmierci babki planuje on zamieszkać tu na stałe. 

Miała w portfelu wizytówkę Paula Ashe. Jeśli robotnicy będą mieli obiekcje co 

do  jej  obecności  na  terenie  posesji,  powie  im,  Ŝeby  zadzwonili  do  Paula.  Nie 
przewidywała jednak trudności. 

Próbując otrząsnąć się z marzeń, Hattie pieszo ruszyła w stronę domu. W tafli 

niewielkiego  jeziorka  ujrzała  odbicie  budynku,  tworzące  całość  z  olbrzymim, 
pewnie tysiącletnim  dębem. Pomyślała nagle, Ŝe zamienić to miejsce w kompleks 
wypoczynkowy  i  klub  byłoby  świętokradztwem.  Zrozumiała,  Ŝe  jeśli  chce 
obiektywnie  ocenić  projekt  przebudowy,  musi  zapanować  nad  emocjami.  WciąŜ 
jednak stała w miejscu snując marzenia, gdy naraz nieruchomy obraz w tafli jeziora 
został  zakłócony.  Obok  niej  pojawił  się  siwiejący  męŜczyzna  w  dŜinsach  i 
niebieskiej,  roboczej  koszuli.  Hattie  uświadomiła  sobie,  Ŝe  nie  słychać  stukania 
młotka,  doszła  więc  do  wniosku,  Ŝe  stoi  przed  nią  majster,  ciekaw,  co  ona  tu 
właściwie robi. 

– Mogę spytać, kim pani jest i co pani tu robi? 
– spytał grzecznie, potwierdzając jej przypuszczenia. 
Miał miły głos. 
Ale kiedy odwróciła się, aby na niego spojrzeć, zrozumiała, Ŝe męŜczyzna ten 

na  pewno  nie  jest  robotnikiem,  chociaŜ  z  pewnością  umiał  posługiwać  się 
narzędziami stolarskimi. 

Mimo  siwiejących  włosów,  gęstych  i  prostych,  nie  wyglądał  na  więcej  niŜ 

trzydzieści parę lat. Był dobrze zbudowany i miał gładką, jakby rzeźbioną twarz. W 
kącikach  piwnych  oczu  kryły  się  drobne  zmarszczki  zdradzające  wesołe 
usposobienie.  Miał  stanowcze,  ruchliwe  usta,  trochę  za  szerokie,  którym 
najwyraźniej  nieobca  była  czułość  czy  śmiech.  Hattie  odniosła  wraŜenie,  Ŝe 
emanuje z niego siła, ciepło i pewna wytworność. Czuł się prawdopodobnie równie 
swobodnie  w  koszulach  Diora,  jak  i  w  roboczym  stroju,  który  właśnie  miał  na 
sobie. Nie był przystojny w tradycyjnym rozumieniu, ale miał w sobie coś, czemu 
nie sposób było się oprzeć. 

–  Ta  posiadłość  jest  zamknięta  dla  zwiedzających  –  zauwaŜył  grzecznie,  a 

Hattie uchwyciła błysk rozbawienia w ciemnych oczach. 

– Ja... – poczuła nagle, Ŝe się rumieni – mam klucz. 
– Doprawdy? – spojrzał zdziwiony. – A kto był tak miły, Ŝe go pani uŜyczył? 
–  Jeden  z  właścicieli.  –  ZwilŜyła  wargi.  –  Pan  Paul  Ashe  z  Charlestonu. 

background image

Jestem... jego współpracowniczką. 

–  – Rozumiem. A więc musi być pani architektem? 
Przytaknęła. Kim jest ten męŜczyzna, zastanawiała się. Jest dobrze wychowany, 

a równocześnie ma w sobie coś władczego. 

– Jako gość mojego kuzyna jest tu pani oczywiście mile widziana – odezwał się 

głębokim,  miękkim  głosem.  –  Nazywam  się  Jay  Summerfield.  Z  przyjemnością 
oprowadzę panią i opowiem trochę o historii tego miejsca. 

 

background image

Rozdział 2 

 
Hattie nie odpowiadała. A więc jednak nie zwiedzi Shadows samotnie. Zamiast 

Paula  Ashe’a  będzie  miała  za  przewodnika  jego  kuzyna  Jaya,  tego  samego  Jaya, 
który miał się przeciwstawić projektowi zmian. 

Nie  powinna  się  dziwić.  Teraz,  wiedząc  juŜ,  z  kim  ma  do  czynienia,  Hattie 

zastanawiała  się,  jak  mogła  nie  zauwaŜyć  podobieństwa  między  Jayem  a  Paulem. 
Paulowi  jednak brakowało  tej nieokreślonej  siły,  którą  spostrzegła  u jego  kuzyna. 
Porównanie  tych  dwóch  męŜczyzn  przypominało  wychwytywanie  róŜnic  między 
dziełem sztuki a imitacją. Jay Summerfield budził teŜ zaufanie. 

A jednak Hattie poczuła się niepewnie na wieść, kim jest nieznajomy. Zgodziła 

się  nie  rozmawiać  z  Jayem  na  temat  projektu,  dopóki  nie  przeprowadzi  wyceny 
Shadows.  Znalazła  się  więc  w  trudnym  połoŜeniu,  poniewaŜ  nie  wyjawiła 
charakteru swej wizyty. 

Muszę mu powiedzieć prawdę, pomyślała. To nie będzie miłe. 
– Nie dosłyszałem pani nazwiska – powiedział, biorąc ją pod rękę. 
–  To  dlatego,  Ŝe  go  panu  nie  podałam.  –  Hattie  z  trudem  stłumiła  śmiech.  – 

Nazywam  się  Harriet  Lawford  i  pracuję  dla  Resorts  America.  Jak  pan  widzi,  nie 
jestem szpiegiem na usługach związków zawodowych. 

– Informacja o jej miejscu pracy zdawała się jednak do niego nie docierać. 
– MoŜe jest więc pani toryską – zastanawiał się, patrząc na nią z uśmiechem. – 

Przez Shadows przewinęli się juŜ róŜni szpiedzy. 

To  był  najwłaściwszy  moment,  aby  powiedzieć  mu,  Ŝe  moŜe  co  prawda 

niezupełnie  szpiegowała,  jednak  nie  pomyliłby  się  zupełnie,  gdyby  tak  właśnie 
sądził.  Ale  dotyk  jego  ramienia  działał  na  nią  tak,  Ŝe  nie  była  w  stanie  nic 
powiedzieć. 

–  Mieszkałam  kiedyś  w  Anglii  –  wyznała.  –  Sam  musi  pan  zdecydować,  czy 

jestem niebezpieczną osobą, czy nie. 

– Musiałbym w takim razie lepiej panią poznać – Jay roześmiał się. – Instynkt 

mi podpowiada, Ŝe jest pani niebezpieczna, choć w innym sensie. W kaŜdym razie 
oprowadzę  panią,  poniewaŜ  zakładam,  Ŝe  jest  pani  wielbicielką  architektury 
palladiańskiej. 

– Przynajmniej w tej sprawie się zgadzamy – podsumowała łagodnie, dając się 

prowadzić przez trawnik na tyły domu. 

Powiedz  mu,  podpowiadał  wewnętrzny  głos.  MoŜe  ci  być  potem  bardzo 

background image

przykro, jeśli tego nie zrobisz. 

PrzecieŜ  nie  skłamałam.  I  powiem  mu...  dziś,  zanim  odjadę.  Ale  czuję,  Ŝe 

spotkałam  męŜczyznę,  na  którego  czekałam  od  lat.  I  chcę  jego  towarzystwa, 
choćby  przez  krótką  chwilę.  Potem  moŜe  mnie  wyrzucić.  Ale...  zawsze  teŜ  mogę 
mieć nadzieję, Ŝe poprosi, abym została. 

–  Pomyślałem,  Ŝe  moŜe  zechce  pani obejrzeć  Shadows  od  strony  rzeki,  zanim 

wejdziemy  do  środka,  panno  Lawford.  –  Jay  Summerfield  prowadził  ją  po 
spadzistych kamiennych stopniach do ogrodów i w stronę dwóch sztucznych jezior 
otoczonych przez pola ryŜowe, dziś juŜ nie uprawiane. – Czy mogę zwracać się do 
pani Harriet? 

–  Harriet  to  moja  cioteczna  babka,  a  ja  jestem  Hattie  –  odpowiedziała  z 

uśmiechem. – Co to za cudowny zapach, przypominający woń dojrzałych moreli? 

– Herbaciane oliwki. Jedne z najstarszych krzewów w całej posiadłości. 
Przystanęli  bez  słowa,  spoglądając  w  górę  na  dom.  Widzieli  go  takim,  jakim 

ukazywał  się  gościom  przybywającym  drogą  wodną.  Hattie,  która  pisała  pracę 
dyplomową  z  wczesnoamerykańskiego  budownictwa,  nie  zaskoczył  fakt,  Ŝe 
Shadows  miało  dwie  równorzędne  fasady;  jedną  zwróconą  ku  rzece,  drugą  ku 
drodze. W połowie osiemnastego wieku, gdy dom został zbudowany, Ashley River 
Road nie była wiele większa niŜ szlak indiański, a rzeka stanowiła główną arterię 
komunikacyjną. 

Jay  Summerfield  opierał  lekko  rękę  na  jej  ramieniu  i  Hattie  kątem  oka 

spostrzegła,  Ŝe  skóra  jego  dłoni  i  palców  jest  stwardniała,  jakby  sam  wykonywał 
wiele  prac  renowacyjnych.  Ale  zaraz  potem  zwróciła  całą  uwagę  ku  domowi, 
chłonąc  jego  czar,  jak  radził  Paul,  podziwiając  klasyczny  kształt  złamany  jedynie 
dwupiętrowym  portykiem  z  doryckimi  i  jońskimi  kolumnami.  UwaŜnie  śledziła 
prosty i elegancki fronton. W porównaniu z innymi domami, jakie widziała, a które 
pochodziły sprzed wojny domowej, Shadows wydawało się niemal małe. 

Jay zdawał się czekać na jej reakcję. 
– To byłoby trywialne powiedzieć, Ŝe jest tu pięknie – odezwała się w końcu. – 

Traktując  sprawę  z  zawodowego  punktu  widzenia,  mogłabym  wyliczyć 
szczegółowo jego zalety. Ale... juŜ to przecieŜ słyszałeś, prawda? MoŜe bardziej by 
cię zainteresowało, co poczułam przyjeŜdŜając tutaj? 

–  Bardzo  by  mnie  zainteresowało,  panno  Lawford  –  odpowiedział,  a  w  jego 

oczach pojawiły się iskierki. 

– H a t t i e – przypomniała łagodnie. – Pewnie pomyślisz, Ŝe jestem szalona, 

ale  kiedy  ujrzałam  ten  dom  po  raz  pierwszy,  zapragnęłam  otoczyć  go  ramionami. 

background image

Miałam  wraŜenie,  Ŝe  on  czeka  na  kogoś,  kto  znów  napełni  jego  wnętrze 
marzeniami  i  śmiechem...  oŜywi  przeszłość  codziennym  Ŝyciem.  I  przez  chwilkę, 
tam na drodze, zapragnęłam być tą osobą. 

Hattie  nie  potrafiłaby  określić,  co  wyraŜało  spojrzenie  Jaya.  Nie  odezwał  się 

jednak. 

–  Widzisz?  –  Hattie  roześmiała  się.  –  Mówiłam,  Ŝe  uznasz  mnie  za 

nienormalną. 

Powoli potrząsnął głową. Stali tuŜ koło siebie i do Hattie doleciał nagle zapach 

wody po goleniu, której Jay musiał uŜyć wiele godzin wcześniej. Nagle pomyślała, 
Ŝ

e  mógłby  ją  pocałować.  I  chociaŜ  tego  nie  uczynił,  w  jego  przeciągłej, 

charlestonskiej  mowie  dała  się  słyszeć  wyraźna  ciepła  nuta,  kiedy  się  w  końcu 
odezwał. 

–  Nie  jesteś  szalona.  Nie  masz  pojęcia,  ilu  ludzi  mówiło  mi,  zechciałoby 

„naprawić”  Shadows,  uczynić  z  niego  elegancki  dom,  nadający  się  do  reklamy  w 
folderach.  Lecz  przewaŜnie  nie  rozumieli  oni,  ile  takie  miejsce  znaczy  dla 
wszystkich dusz, które tu znalazły schronienie. 

– Zwłaszcza dla Summerfieldów. 
-Zwłaszcza. – Uśmiechnął się. – Ludzie są jedynymi zwierzętami, które nadają 

romantycznego charakteru miejscom zamieszkania. 

Hattie  odpowiedziała  uśmiechem.  Podobało  jej  się  to,  co  mówił  i  fakt,  Ŝe  nie 

krył  swych  myśli.  A  poza  tym  podobał  jej  się  on  sam.  Zdawała  sobie  jednak 
sprawę, Ŝe bliŜsze stosunki między nimi nie mogłyby oznaczać zwykłego romansu. 

Być moŜe Jay teŜ to rozumiał i dlatego właśnie określił ją jako „niebezpieczną”. 

Niestety,  przyjechała  tu,  aby  namówić  go  do  realizaq’i  projektu,  który  miał  na 
zawsze pogrzebać jego marzenia. I dlatego trudno było jej grać rolę osoby, która je 
akceptuje. 

Nie, pomyślała, to nie tak. To, co powiedziałam, płynęło prosto z serca, chociaŜ 

później Jay nigdy mi w to nie uwierzy. 

Uwierzysz  mi?  Patrzyła  na  niego  pytająco,  mruŜąc  oczy  w  świetle  słońca. 

Milczenie między nimi przeciągało się. 

– AleŜ jesteśmy gadatliwi, Hattie – odezwał się w końcu Jay. – ChociaŜ Ŝadne z 

nas nie odezwało się ani słowem. 

– Nie kaŜ mi formułować pytania. Po prostu odpowiedz: tak. 
Jay roześmiał się i objął Hattie jedną ręką. 
– Bez względu na to, w co się pakuję? 
– Właśnie dlatego. 

background image

– W takim razie mówię „tak”. A teraz tylko od ciebie zaleŜy, czy odpowiesz na 

moje nie wypowiedziane pytanie. 

– Co byś chciał usłyszeć: „tak” czy „nie”? – Hattie udawała, Ŝe się waha. 
Jay zmarszczył lekko brwi, jak wówczas, gdy pytał, kto jej dał klucz. Skrywane 

rozbawienie taiło się w kącikach ust. 

– Powiedz po prostu coś pasującego do sytuacji. 
– Dobrze. „Tak” do niej pasuje. Skinął lekko głową i spytał: 
– Chcesz usłyszeć pytanie? 
– Jeśli nie będę musiała zadać ci mojego – odparowała. 
–  Hmm...  –  Ciemne  tęczówki  jego  brązowozłotych  oczu  rozszerzyły  się.  – 

Zgodzę się na to... pod warunkiem, Ŝe obiecasz zadać je wówczas, gdy uznasz to za 
stosowne. 

– Raczej nie będę mogła tego uniknąć. – Poczucie winy przelotnie przytłumiło 

blask jej oczu, tak, Ŝe nie zdołał nic z nich wyczytać. 

– Dobrze. śałuję teraz, Ŝe nie wykorzystałem pytania do jakiegoś lepszego celu. 

Zastanawiałem  się,  czy  przypadkiem  nie  jesteś  piękną  zjawą,  która,  jak  kiedyś 
wierzyłem,  nawiedzała  Shadows...  Nazywała  się  Elizabeth  i  miała  takie  same 
cudowne, niesforne włosy jak ty i ten sam gołębi odcień oczu. 

– Zjawa? – Hattie wstrzymała oddech. 
–  Była  Ŝoną  Aynsleya  Summerfielda,  który  jako  pierwszy  z  naszej  rodziny 

przybył  w  te  strony  i  wybudował  dom.  Była  znacznie  młodsza  od  niego.  Tak 
naprawdę  wcale  nie  nawiedza  rodzinnego  majątku...  robi  to  tylko  w  mojej 
wyobraźni.  A  poniewaŜ  potwierdziłaś  moje  przypuszczenia,  pokaŜę  ci  jej  portret. 
Wisi  w  młynie,  nad  moim  łóŜkiem.  Ale  najpierw  chodźmy  na  górę  i  obejrzyjmy 
Shadows. 

Hattie  bez  słowa  pozwoliła  mu  się  prowadzić  w  stronę  domu.  Co  to  za  młyn, 

zastanawiała  się.  Czy  Jay  ma  tam  jakieś  kawalerskie  mieszkanie  na  terenie 
posiadłości?  Oczy  mu  błyszczały,  gdy  proponował  jej  obejrzenie  portretu 
wiszącego w sypialni. Wahała się; z jednej strony obawiała się tej wizyty, z drugiej 
ciekawiła ją ta Elizabeth. Czy rzeczywiście jest do niej podobna? 

ś

elazna  balustrada  schodów  przed  głównym  wejściem  rozgrzana  była  przez 

wrześniowe słońce. 

–  Pochodzi  ze  Szwecji. – Jay bezbłędnie odgadł, jakim  detalem domu  właśnie 

się  zainteresowała,  po  czym  dodał:  –  Tak,  tak,  naprawdę  jesteś  podobna  do  tej 
damy z portretu. 

– Skąd wiesz, Ŝe o niej myślałam? – Hattie nie potrafiła ukryć zdumienia. 

background image

– Summerfieldowie zawsze byli znani z umiejętności czytania ludzkich myśli. 
Tonąc  w  rozmyślaniach Hattie  podąŜyła za  człowiekiem,  który  wprowadzał ją 

do  starego  domu  o  niezwykłej  historii.  Schody  wewnętrzne,  wznoszące  się 
prawdopodobnie  do  sali  balowej  na  drugim  piętrze,  tworzyły  idealnie  wywaŜoną, 
dwuskrzydłową  konstrukcję.  Prowadziły  do  szerokich,  delikatnie  rzeźbionych 
drzwi,  teraz  jednak  w  bardzo  złym  stanie.  Jay  podparł  je  prowizorycznymi 
stemplami z surowego drewna. 

–  Obawiam  się,  Ŝe  te  wszystkie  rusztowania  utrudnią  ci  zwiedzanie.  Gdy 

przyjechałaś, stawiałem właśnie kolejne. 

Wskazał  jej  drogę  do  wielkiej,  pustej  sali,  gdzie  niegdyś  Summerfieldowie 

przyjmowali  gości.  Ściany  były  tu  wyłoŜone  boazerią  i  pokryte  wyblakłą  farbą. 
Podłoga  z  sosnowego  drewna  miała  brązowy,  zmatowiały  kolor,  jakby  od 
dziesiątków lat nikt jej nie froterował. 

Wokół  kominka  o  wspaniałej,  choć  zrujnowanej  fasadzie  stały  rusztowania,  a 

obok na podłodze pudło na narzędzia, magnetofon i termos. Hattie spostrzegła, Ŝe 
strop  nad  paleniskiem  był  bardzo  zniszczony,  miejscami  prześwitywały  nagie 
listwy.  Część  najwyraźniej  groziła  zawaleniem.  Gdyby  tak  się  stało,  pomyślała, 
odpadłby  równieŜ  gipsowy  medalion  umieszczony  pośrodku.  A  jednak,  mimo 
wszystkich  zniszczeń,  pokój  ten  zachował  dawne  piękno.  Światło  wlewało  się 
przez wysokie od podłogi do sufitu okna. 

–  Wnętrze domu  malowano ostatni  raz  tuŜ po zakończeniu  wojny z  Północą – 

odezwał się Jay. 

–  Blachę  z  dachu  przerobiono  na  kule  dla  konfederatów,  a  kiedy  dach  zaczął 

przeciekać do środka, przeprowadzono trochę prac remontowych. Ale podobnie jak 
większość mieszkańców Południowej Karoliny, moja rodzina była wówczas niemal 
bez środków do Ŝycia. Całe pokolenia Summerfieldów Ŝyły tu w nędzy. 

–  Ale  to  juŜ  przeszłość,  prawda?  –  Hattie  spojrzała  na  niego  przeciągle.  –  Ty 

jesteś biznesmenem, któremu się powiodło. 

– Mój kuzyn tak ci powiedział? – Przez chwilę patrzył na nią uwaŜnie, po czym 

wzruszył ramionami. 

–  Tak,  to  chyba  prawda.  Ale  potrzebna  mi  będzie  prawdziwa  fortuna,  jeśli 

kiedyś zdecyduję się przeprowadzić tu taki remont, o jakim marzę. 

Hattie,  której  zadanie  stanowiła  właśnie  precyzyjna  wycena  kosztów 

potrzebnych  do  tego  celu,  wiedziała,  Ŝe  Jay  nie  przesadza.  Odwróciła  się 
zamyślona i uchwyciła ich odbicia w wielkim, zmętniałym lustrze, oprawionym w 
pozłacane ramy, które umieszczone było w drugim końcu sali. 

background image

–  To  jedna  z  rzeczy,  których  nie  wywieźliśmy,  gdy  kilka  lat  temu  babcia 

przeprowadziła się do miasta. 

-Jay podąŜył za jej wzrokiem. – Jest przymocowane do ściany i nie sądzę, aby 

komuś udało się je stąd ruszyć. 

Stali  blisko  siebie,  choć  nie  tak  blisko  jak  wcześniej  nad  rzeką.  Właściciele 

Shadows  nieraz  musieli  tak  właśnie  stać,  pomyślała  Hattie.  Aynsley  Summerfield 
mówił swej młodej Ŝonie, jak bardzo ją kocha, a potem prosił, aby podąŜyła za nim 
po cudownych, mahoniowych schodach na górę. A ona w odpowiedzi wyciągnęła 
delikatną dłoń, aby dotknąć jego posiwiałych skroni i wyszeptała, Ŝe się zgadza... 

– Powiedz mi, jak tu było dawniej – poprosiła. 
– Pięknie. 
Jakiś  specjalny,  miękki  ton  kazał  Hattie  zastanowić  się,  czy  Jay  nie  myślał  o 

tym samym. 

– Niegdyś te ściany miały kolor kości słoniowej. 
Pilastry malowano tak, aby przypominały marmur, a podłogę szorowano aŜ do 

uzyskania  perlistej  bieli,  by  stanowiła  odpowiednie  tło  dla  chińskich  dywanów, 
które Elizabeth przywiozła z Anglii. 

Hattie  przymknęła  oczy,  próbując  wyobrazić  sobie  wyściełane  jedwabiem 

kanapy  i  chińskie  bibeloty  na  obramowaniu  kominka.  Czy  potrafię  Ŝyć  dalej  w 
zgodzie z sobą, pomyślała, jeśli zamienimy tę uroczą salę w miejsce do popijania 
koktajli podczas jakichś konferencji? 

–  Skąd...  skąd  to  wszystko  wiesz?  –  spytała  nagle,  próbując  pozbyć  się 

smutnych myśli. – Czy przypadkiem nie jesteś duchem Aynsleya? 

Pytanie wywarło zamierzony efekt. Jay roześmiał się i Hattie, przynajmniej na 

moment, poczuła się lepiej. 

– Niewykluczone. Jak widzę, nie tylko Summerfieldowie potrafią czytać cudze 

myśli. Ale dysponuję teŜ bardziej namacalnym źródłem wiedzy. Przez pewien czas, 
Ŝ

yjąc  tutaj,  Elizabeth  pisała  pamiętnik.  Brandon  Summerfield  równieŜ  czyni 

wzmianki  na  temat  domu  w  swych  listach,  Ŝaląc  się  na  brak  środków,  aby 
przeprowadzić remont. 

– Kim był Brandon Summerfield? 
– Właścicielem posiadłości podczas owych tragicznych wydarzeń. 
– Masz na myśli wojnę secesyjną? – Hattie zmarszczyła brwi. 
–  MoŜesz  tak  to  nazywać.  –  Jay  nie  przestawał  się  uśmiechać.  –  My  nie 

uŜywamy tego określenia zbyt często. Jeśli unosi nas gniew z powodu zniszczenia 
lub utraty rodzinnego dziedzictwa, mówimy raczej o napaści jankesów. 

background image

– Postaram się uwaŜać na dobór słów. 
–  Nie  jesteś  z  Południa,  prawda?  Jestem  tego  niemal  pewien.  Ale  nie  potrafię 

określić twego akcentu. 

– Nic dziwnego. Obecnie mieszkam na Florydzie, więc jak sądzę, czyni mnie to 

w  jakimś  sensie  obywatelką  Południa.  Ale  urodziłam  się  w  Wirginii,  a  potem 
mieszkałam  pewnie  w  dwudziestu  róŜnych  stanach,  włączając  w  to  Południową 
Karolinę, a takŜe w trzech innych państwach. 

– W takim razie jesteś dzieckiem Ŝołnierza. 
–  śołnierza  tułacza  –  sprostowała.  –  Ojciec  zgłaszał  się  na  ochotnika  do 

przewozów.  Zazd  roszczę  ci  twych  korzeni.  To  musi  być  cudowne  mieszkać  w 
domu,  który  zawsze  naleŜał  do  rodziny,  prowadzić  rozmowy  o  przodkach  z 
osiemnastego czy dziewiętnastego wieku. 

Hattie  nagle  zagryzła  wargi.  I  znowu  to  zrobiłaś,  zganiła  sama  siebie. 

Zmarnowałaś  kolejną  okazję,  aby wyznać  prawdę.  Skończ  ten  flirt  i powiedz mu, 
po co naprawdę przyjechałaś. 

–  To  jest  cudowne  –  przyznał.  –  Ale  nie  uwaŜam  tego  za  rzecz  oczywistą.  A 

kiedy  nie  moŜna  zrobić  nic  dla  takiego  miejsca  jak  Shadows,  to  ma  się  złamane 
serce. I zaczyna się myśleć... Ŝe jest się ostatnim męskim przedstawicielem rodu i 
nazwiska, o tym, Ŝe jest się kawalerem... a takŜe o odpowiedzialności za przyszłe 
pokolenia. 

Hattie  słuchała  niezbyt  uwaŜnie,  próbując  znaleźć  odpowiednie  słowa,  aby 

wreszcie wytłumaczyć mu cel swej wizyty. 

– Jay – zaczęła – jesteś cudownym przewodnikiem. Wierz mi, doceniam to. Ale 

jest coś, co powinieneś wiedzieć... 

–  Pst –  połoŜył  palec  na  jej ustach. –  Będziemy  mieli jeszcze mnóstwo czasu, 

aby mówić o rzeczywistości. Pozwól mi Ŝyć w iluzji jeszcze przez kilka chwil. 

Hattie wiedziała, o jakiej iluzji mówi. Odnosiła podobne wraŜenie, wraŜenie, Ŝe 

właśnie oni dwoje są pierwszymi właścicielami Shadows. 

– Chciałabym – wyszeptała. – Ale nie powinnam. 
–  Poddaj  się...  moja  piękna  zjawo.  –  Jay  wcisnął  klawisz  magnetofonu  i  salę 

wypełniła  osiemnastowieczna  muzyka,  delikatna  i  słodka.  Hattie  rozpoznawała 
dźwięki klawikordu i lutni. 

Musiał  tego  słuchać,  pomyślała,  gdy  pracował  na  rusztowaniach.  I  nie  była 

wcale zdziwionia, gdy chwilę później Jay wziął ją w ramiona. 

– śałuję, Ŝe podłoga w sali balowej wymaga naprawy, panno Hattie – wyszeptał 

jej do ucha. – Będziemy musieli zatańczyć tutaj. 

background image

Nawet  kiedy  się  zestarzeję,  pomyślała  Hattie,  pozostanie  w  mej  pamięci  ten 

taniec  z  Jayem  Summerfieldem  w  wielkiej,  zakurzonej,  pustej  sali.  Od  pierwszej 
chwili  tańczyli  tak  naturalnie,  jakby  robili  to  razem  od  wieków.  I  nawet  jeśli 
wyglądali śmiesznie w swych strojach, poruszając się w takt kameralnego utworu, 
który  chyba  w  ogóle  nie  był  przeznaczony  do  tańczenia,  to  nie  miało  to  Ŝadnego 
znaczenia. Zdawało się, Ŝe tych dwoje przekroczyło barierę czasu, jakby spotykali 
się juŜ wcześniej i łączyli po wielekroć w tańcu. Jej szare oczy tonęły w brązowej 
głębi  jego  spojrzenia,  oddechy  mieszały  się.  Tak  jakby  byli  kochankami  z  innego 
stulecia. 

Hattie  wolno  rozchyliła  usta,  przeczuwając,  czego  zaŜądają  wargi  Jaya,  palce 

wkradły się w jego włosy, aby zatonąć w ich gęstwinie. Czuła, Ŝe co nieuniknione, 
stać się musi i gdy przyciągnął ją ku sobie, wiedziała, Ŝe Ŝaden inny ruch nie byłby 
moŜliwy,  Ŝe  mogą  jedynie zbliŜać  się do  siebie.  Czuła bicie jego  serca,  wdychała 
niepokojący  zapach,  wyczuwała  jego  siłę,  energię  i  umięśnione,  cudownie 
uformowane ciało. 

Dom  stanowił  idealną  scenerię  dla  tego,  co  się  między  nimi  działo.  Dawał  im 

schronienie,  ograniczał  miejsce  i  czas,  które  naleŜały  tylko  do  nich,  gdzie 
zapominali o rzeczywistości i śnili sen, który wiązał się z historią tego domu. 

Nagle  taśma  przewinęła  się  do  końca  i  magnetofon  z  trzaskiem  zatrzymał  się. 

Ale,  mimo  nagłej  ciszy,  czar nie prysnął. Przystanęli naprzeciw  wielkiego lustra i 
Jay  otoczył  ją  ramionami.  I  tak  jak  przeczuwała,  pochylił  ku  niej  usta,  łagodnie, 
miękko, z czułością, która mogła przerodzić się w pasję. 

Stojąc  na  palcach,  tuŜ  obok  smugi  światła  spływającej  od  okna,  Hattie 

przytuliła  się  do  Jaya  i  bez  wahania  podała  mu  usta.  Zatopił  palce  w  jej  gęstych 
włosach  i  całował  coraz  namiętniej.  Rozbudzone  poŜądanie  gorącą  i  nagłą  falą 
przeniknęło całe jej ciało. 

Brakowało  jej  tchu,  drŜała,  kiedy  w  końcu  odezwał  się  i  ujął  jej podbródek  w 

swe długie, zręczne palce. 

–  Mój  BoŜe,  Hattie,  doprowadzasz  mnie  do  szaleństwa  –  wyszeptał,  a  drŜenie 

jego  głosu  wskazywało,  Ŝe  czuje  takie  samo  podniecenie  jak  ona.  –  Powiedz 
prawdę, skarbie. Powiedz, kim naprawdę jesteś. 

 

background image

Rozdział 3 

 
Hattie  poczuła,  Ŝe  łzy  napływają  jej  do  oczu,  nie  mogła  się  jednak  rozpłakać. 

Czuła się zdruzgotana tą nagłą prośbą, ukryła więc twarz w jego miękkiej, spranej 
koszuli. 

– Jay – szepnęła – nie chcę, Ŝebyś mnie nienawidził. 
-Nienawidzić  cię?  –  W  jego  głosie  usłyszała  niepokój  i  niedowierzanie. 

Przytulał ją i gładził dłonią włosy. 

–  Dlaczego  miałbym  cię  nienawidzić?  Chciałem  tylko  wiedzieć,  czy  coś 

ukrywasz. Przyszło mi nagle do głowy, Ŝe moŜe teŜ jesteś potomkinią Elizabeth... z 
jej drugiego małŜeństwa z Ravenalem, po śmierci Aynsleya. Wyprowadziła się stąd 
w  1790  roku,  gdy  jej  syn  William  dorósł  i  przeniosła  się  do  sąsiedniego  majątku 
naleŜącego do Wesleya Ravenala. Miała z nim dwoje dzieci. Ravenalowie opuścili 
tę ziemię kilka pokoleń temu... – przerwał, widząc zmienioną twarz Hattie. – Co się 
stało? – spytał. 

– Czy powiedziałem coś, co sprawiło ci przykrość? 
–  Och,  Jay...  Nawet  nie  wiesz,  jak  bardzo  chciałabym  być  dla  ciebie 

współczesną  Elizabeth.  Ale  nie  mogę.  Sam  zrozumiesz,  Ŝe  nie  ma  na  to  Ŝadnych 
szans, gdy dowiesz się, dlaczego tu dziś przyjechałam. 

–  A  więc  dlaczego  przyjechałaś?  –  spytał  ostroŜnie,  jakby  wreszcie  w  jego 

głowie  odezwał  się  dzwonek  alarmowy.  –  Czy  przysłał  cię  Paul?  Reprezentujesz 
firmę... 

–  Resorts  America.  –  Hattie  nie  mogła  powstrzymać  drŜenia.  –  Proszę... 

chodźmy  na  werandę.  Usiądziemy,  będziemy  patrzeć  na  rzekę  i  tam  ci  wszystko 
wyjaśnię. 

– Dobrze. 
Siedział  koło  niej  w  milczeniu.  Hattie  spoglądała  ponad  bagnami  i  błękitną 

wodą  Ashley  na  gąszcz  zieleni  rozciągający  się  po  drugiej  stronie  rzeki.  Jay  nie 
ponaglał jej, czekał spokojnie, aŜ sama zacznie mówić. 

–  Kilka  tygodni  temu  Paul  przyjechał  do  St.  Petersburga,  aby  spotkać  się  z 

moim  szefem,  Charleyem  Danielsem  –  odezwała  się  w  końcu  Hattie.  –  Miał 
projekty dotyczące przebudowy Shadows i chciał je z nami omówić. Podobała mu 
się praca, jaką wykonaliśmy w New Jersey. 

– W majątku MacArthura, niedaleko Camden? 
– Słyszałeś o tym? – Rzuciła mu ostroŜne spojrzenie. 

background image

– Jako przewodniczący komitetu architektonicznego w mieście muszę wiedzieć 

o  podobnych  przedsięwzięciach.  Wykonaliście  bardzo  staranną  pracę.  Ale  niech 
będę  przeklęty,  jeŜeli  chcę,  aby  mój  rodowy  majątek  został  przekształcony  w 
kompleks wypoczynkowy. Czy takie są zamiary Paula? 

Hattie skinęła głową, nie śmiąc na niego spojrzeć. Jay jęknął. 
–  Nie  rozumiem,  skąd  mu  to  przyszło  do  głowy  –  odezwał  się  po  chwili.  – 

Shadows  moŜe  sprawiać  wraŜenie  wielkiej  siedziby,  z  tymi  pokojami  i  wysokimi 
sufitami.  Ale daleko mu  do  rozmiarów posesji  MacArthura.  Nadaje  się  akurat  dla 
małŜeństwa z dziećmi. W jaki sposób Paul chce zmodernizować tę posiadłość? 

– Rezydencja MacArthura to prawdziwy pałac. Utworzyliśmy tam dwadzieścia 

apartamentów  o  najwyŜszym  standardzie  i  zostało  jeszcze  dość  miejsca  do  – 
ogólnego  uŜytku.  Paul  nie  planuje  tutaj  niczego  podobnego.  ZaleŜy  mu  przede 
wszystkim  na  nowych  budynkach.  Chce  postawić  w  lesie  luksusowy  kompleks 
hotelowy  na  sto  osób,  niewidoczny  ze  starego  domu,  a  poza  tym  centrum 
konferencyjne, równieŜ zasłonięte stąd drzewami. 

– A sam dom? – spytał Jay ponurym głosem. 
Ta  część  projektu  najmniej  przypadła  Hattie  do  gustu,  ale  cóŜ,  musiała  mu 

odpowiedzieć. I tak by się w końcu dowiedział. 

– Chce go wyremontować i utworzyć tu kłub. 
Jay  ponownie  zaklął,  po  czym  zerwał  się  i  zaczął  obmacywać  kieszenie  w 

poszukiwaniu papierosów. Hattie pomyślała, Ŝe niedawno musiał rzucić palenie, a 
teraz  nagle  potrzebował  uspokajającego  działania  dymu  nikotynowego.  Jay 
westchnął głęboko  i spojrzał  w górę  na  dom, jakby upewniając  samego  siebie,  Ŝe 
naleŜy go chronić przed zapędami kuzyna. 

–  Po  moim  trupie  –  powiedział.  –  Przypuszczam,  Ŝe  Paul  opowiedział  ci  o 

testamencie naszej babki. Tylko ja jestem spadkobiercą z prawem zamieszkiwania 
w rezydencji. I nawet jeśli ciotka Sulky zrezygnuje z dziedzictwa Summerfieldów, 
w co zresztą wątpię, j a nigdy się na to nie zgodzę. 

Hattie  wstała  z  ławeczki.  Czuła  się  fatalnie.  Stali  teraz  naprzeciw  siebie  jak 

wrogowie, gdy jeszcze kilka minut temu trzymali się w objęciach. Zachowałam się 
jak  idiotka,  pozwalając  się  tak  całować,  pomyślała.  Zawsze  juŜ  będę  czuła  smak 
tych ust. 

Nagle z ogrodu połoŜonego nad rzeką dało się słyszeć wołanie. Po kamiennych 

schodach wdrapywał się niemłody robotnik, sapiąc z wysiłku. 

– Panie Jay, pan Paul dzwoni – krzyknął. – Mówi, Ŝe ma do pana pilną sprawę. 
– Dobrze, Willie, juŜ idę. – Jay schwycił Hattie za rękę. – Ty teŜ moŜesz pójść. 

background image

Sądzę, Ŝe masz z nim sprawy do omówienia. 

Ciągnął  ją  za  sobą  przez  trawnik  w  stronę  niewielkiego  kamiennego  budynku 

stojącego  między  rzeką  a  jednym  z  dawnych  poletek  ryŜowych.  Hattie  musiała 
biec, aby dotrzymać mu kroku. 

– I co teraz? – wydusiła z siebie. 
–  Plan  B,  czyli  zastosujesz  nową  strategię,  skoro  plan  A  w  ewidentny  sposób 

nie wypalił. 

– MoŜe zechcesz mi łaskawie wyjaśnić, co rozumiesz pod pojęciem planu A – 

zaatakowała. 

–  To  chyba  zbyteczne,  nie  sądzisz?  –  Patrzył  na  nią  z  góry  i  Hattie  po  raz 

kolejny pomyślała, Ŝe jest w nim coś, czemu trudno się oprzeć. 

–  MoŜe  po  prostu  chcę  cię  przekonać,  do  jakiego  stopnia  się  mylisz  – 

powiedziała miękko. 

–  Wątpię,  czy  się  mylę.  Ale  być  moŜe  to  Paul  wpadł  na  pomysł,  abyś  mnie 

uwiodła.  Wiedział,  Ŝe  kobieta  taka  jak  ty  musi  mi  się  spodobać.  A  teraz 
przepraszam, ale na mnie czeka rozmówca. 

Hattie  ogarnęła  wściekłość  namyśl,  Ŝe  czułe,  spontaniczne  chwile,  jakie 

niedawno przeŜyli, zostały uznane za zaplanowane. Trzy razy pomyśl, ofuknęła się, 
zanim powiesz, czy zrobisz coś, czego będziesz później Ŝałować. Szanse na bliŜszy 
związek  z  Jayem  praktycznie  juŜ  nie  istnieją.  Ale  mogę  teŜ  zostawić  projekt  i 
wrócić na Florydę, jeśli mamy wkroczyć na ścieŜkę wojenną. 

W  naturze  Hattie  nie  leŜało  jednak  zbyt  długie  obwinianie  się.  ToteŜ  nim  Jay 

skończył rozmowę, postanowiła, Ŝe sprawę wyjaśni do końca. 

Na  razie,  stłumiwszy  emocje,  zaczęła  rozglądać  się  po  wnętrzu  młyna,  w 

którym  mieszkał  Jay  Summerfield.  Podziwiała  kamienny  kominek,  stojący  tu 
pewnie  od  paru  wieków.  Patrzyła  na  czarne,  skórzane  krzesła  i  wschodni  dywan 
pokrywający  kamienną  podłogę.  CięŜki  Ŝelazny  Ŝyrandol  zwisał  z  niskiego, 
belkowanego  sufitu.  Poza  tym  uwagę  Hattie  przykuł  stary  sejf,  którego 
powierzchnia pokryta była rzeźbą przedstawiającą postacie czerwonych i czarnych 
Ŝ

ołnierzyków. W rogu pokoju stał oryginalny chippendalowski stół z krzesłami, a 

na kredensie pysznił się wielki, mosięŜny samowar. 

Kręte  mahoniowe  schody  wiodły,  jak  przypuszczała,  do  sypialni,  gdzie  wisiał 

portret  Elizabeth.  Zastanawiała  się,  czy  znajdujące  się  tu  przedmioty  naleŜały  do 
rodziców  Jaya.  Przypomniała  sobie  to,  co  mówił  Paul;  zginęli  oni  w  katastrofie 
lotniczej na początku lat siedemdziesiątych, razem z matką Paula. 

Nagle jej uwagę przykuła rozmowa, jaką Jay prowadził przez telefon. 

background image

– Co powiedział doktor? – Na twarzy Jaya malowało się napięcie. – Jak długo? 
Chodzi o babcię, pomyślała Hattie. Jej stan musiał się pogorszyć. 
–  Dobrze  –  powiedział,  rzucając  równocześnie  spojrzenie  w  jej  stronę.  –  Jest 

tutaj twoja znajoma. A moŜe powinienem powiedzieć: wspólniczka w interesach. 

Chcesz z nią porozmawiać? 
Paul  widocznie  odpowiedział  twierdząco,  poniewaŜ  Jay  wyciągnął  ku  niej 

słuchawkę. 

–  Wiesz,  którędy  wyjść  –  powiedział.  –  Ja  muszę  pójść  na  górę,  Ŝeby  się 

przebrać. 

Hattie przywitała Paula niezbyt entuzjastycznie. 
– Przyłapał cię, tak? – Paul roześmiał się. – Mogłem się spodziewać, Ŝe się tam 

na niego natkniesz. Zawsze jedzie do Shadows, gdy ma wolny dzień. 

Hattie milczała. Nie podobał jej się sposób, w jaki Paul wyraŜał się o wysiłku 

wkładanym przez Jaya w ukochany dom. 

–  Jesteś  tam?  –  Paul  wciąŜ  był  rozbawiony.  A  gdy  w  odpowiedzi  usłyszał 

mruknięcie, kontynuował: – Szkoda, Ŝe Jay juŜ teraz dowiedział się prawdy. He mu 
powiedziałaś? 

– Sporo. 
– Nie moŜesz swobodnie rozmawiać? 
Z  góry  dał  się  słyszeć  szum  wody  i  Hattie  nie  mogła  się  powstrzymać  od 

wyobraŜenia sobie Jaya Summerfielda nagiego pod prysznicem. 

– Mogę. 
– Jak zareagował? 
– Jest zdecydowanie przeciwny. 
–  Spodziewałem  się  tego.  Zmieni  zdanie,  gdy  obejrzy  szczegółowe  projekty. 

Powiedz... co myślisz o Shadows? Czy jest warte tej całej pracy, jaką trzeba włoŜyć 
w realizację naszego projektu? 

–  Kocham  je  –  odpowiedziała  spontanicznie,  wspominając  pierwsze  wraŜenie, 

jakiego doznała na widok posiadłości. Ale nie potrafiłaby powiedzieć Paulowi tak, 
jak  Jayowi,  Ŝe  miała  ochotę  przytulić  dwustuletni,  ceglanokamienny  dom.  –  Na 
razie przeszłam się jedynie w stronę rzeki – dodała – i obejrzałam główny hol. 

– Robi wraŜenie, prawda? Powiedz mi, gdzie spotkałaś mojego kuzyna? 
– Pracował na rusztowaniach, gdy przyjechałam. 
-Poczciwy  stary  Jay.  A  więc  oprowadził  cię,  racząc  swymi  romantycznymi 

opowieściami,  dopóki  nie  dowiedział  się,  dlaczego  właściwie  interesuje  cię  ten 
dom? 

background image

– Tak, mniej więcej. – Hattie czuła wstręt na myśl o tym, co sugerował jej Paul. 
W telefonie coś zaszumiało i Hattie odniosła wraŜenie, jakby dotarło do niej nie 

wypowiedziane  przypuszczenie  Paula:  A  więc  Jay  przystawiał  się  do  ciebie.  No  i 
co z tego? pomyślała. Mogę być spokojna, to juŜ się nie powtórzy. 

–  Jay  musi  wracać  do  miasta.  –  Paul  zmienił  temat.  –  Frances  zapadła  w 

ś

piączkę  i  doktor  mówi,  Ŝe  pozostało  jej  tylko  kilka  godzin  Ŝycia.  MoŜe  jednak 

obejrzyj dzisiaj resztę posiadłości. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, odpowiem ci 
na nie później. O ile sytuacja nie ulegnie zmianie, myślę, Ŝe zdołam wyrwać się na 
drinka. 

Nie  mogę  być  dla  niego  nieuprzejma,  pomyślała  Hattie.  Nie  zasługuje  na  to. 

Ale  nie  mam  teŜ  zamiaru  przekształcić  stosunków  handlowych  w  towarzyskie, 
zwłaszcza gdy Frances Summerfield jest umierająca. 

– Potrzebuję czasu, aby sobie wszystko uporządkować. Lepiej zadzwoń później 

do hotelu. 

Na  górze  Jay  zakręcił  juŜ  wodę  i  Hattie  zastanawiała  się,  czy  usłyszał  jej 

ostatnie  słowa.  Pewnie  pomyśli,  Ŝe  umawiam  się  na  randkę  z  jego  Ŝonatym 
kuzynem z myślą o osiągnięciu handlowych korzyści. 

– Dobrze – powiedział Paul. – O szóstej? 
– Tak, powinnam juŜ wrócić do tego czasu. Do widzenia. 
Hattie  odłoŜyła  słuchawkę.  Słyszała  kroki  Jaya  na  górze.  Wtulona  w  róg  sofy 

czekała,  aŜ  on  zejdzie.  CóŜ  z  tego,  Ŝe  nie  chciał  się  z  nią  widzieć?  Wysłucha  jej 
części opowieści jeszcze raz, zanim wyrobi sobie o niej fałszywe mniemanie. 

Znów  zaczęła  rozglądać  się  po  pokoju.  Fascynował  ją;  tworzył  znakomitą 

całość.  Tak  jak  Jay,  pomyślała.  Jay  Summerfield  był  kimś  wyjątkowym, 
męŜczyzną,  który  nie  obawiał  się  sentymentalizmu  ani  ulegania  pokusom. 
Dlaczego nie spotkałam go w innych okolicznościach, myślała z Ŝalem. Dlaczego 
los ustawił mnie w tym sporze przeciw niemu? 

Jay  w  końcu  zszedł  szybkim  krokiem  na  dół.  Był  gładko  uczesany,  miał  na 

sobie ciemne spodnie, marynarkę i krawat. 

–  WciąŜ  jesteś  tutaj?  –  zapytał  oschle.  –  Chyba  juŜ  powiedzieliśmy  sobie 

wszystko? 

– Niezupełnie. – Hattie wstała z miejsca wytrzymując jego zimne spojrzenie. – 

Rzeczywiście,  pracuję  dla  Resorts  America  i  moim  zadaniem  jest  opracowanie 
projektu  przekształcenia  tej  posiadłości  –  czy  ci  się  to  podoba,  czy  nie.  Ale 
ostateczna  decyzja  naleŜy  właśnie  do  ciebie.  Powinnam  była  od  razu  ci  to 
powiedzieć  i  dlatego  teraz  cię  przepraszam.  Ale  nie  masz  prawa  mówić,  Ŝe 

background image

próbowałam  cię  uwieść,  abyś  poparł  plany  kuzyna.  To  nie  w  moim  stylu. 
Wszystko, co powiedziałam o tym domu, wynikało z moich prawdziwych odczuć. 
A to, co stało się między nami, po prostu się stało. 

Patrzył  na  nią  przez  chwilę,  jakby  oceniając  szczerość  jej  słów.  W  końcu 

wzruszył ramionami, traktując dalszą dyskusję jako zbyteczną. 

–  JeŜeli  juŜ  skończyłaśpowiedział,  sięgając  równocześnie  po  kluczyki  do 

samochodu – to mam nadzieję, Ŝe mi wybaczysz, ale muszę natychmiast wracać do 
miasta  i  domyślasz  się,  dlaczego.  Nie  mogę  dłuŜej  uczestniczyć  w  tej  miłej 
pogawędce. 

Hattie  zaczerwieniła  się.  Chwilę  później  patrzyła,  jak  wyprowadziwszy  z 

garaŜu srebrzystego jaguara zniknął w tumanie kurzu. Tak bym chciała, aby sprawy 
potoczyły się inaczej, pomyślała ze smutkiem. Tak bym chciała móc cię naprawdę 
poznać. 

Jedyną  odpowiedź  stanowił  trel  ptaka  dochodzący  spomiędzy  gałęzi  starego 

dębu. 

Wzywana  poczuciem  obowiązku,  Hattie  ruszyła  z  powrotem  przez  trawnik. 

Magnetofon  Jaya  wciąŜ  stał  na  podłodze  w  głównym  holu.  Kierując  się  nagłym 
impulsem  wcisnęła  klawisz  i  po  chwili  rozległy  się  łagodne  dźwięki  muzyki 
odbijające  się  echem  po  pustych,  wysokich  salach  Po  chwili  wzięła  się  w  garść  i 
zaczęła robić notatki na temat materiałów potrzebnych do odnowy domu. Podłoga 
w  sali balowej  była w  jeszcze gorszym  stanie,  niŜ  się  spodziewała.  Potrzebny  był 
nowy  dach,  przeprowadzenie  instalacji  elektrycznej,  naprawa  urządzeń 
hydraulicznych,  a  takŜe  instalacji  grzewczych  i  wentylacji.  W  tym  celu  trzeba 
będzie usunąć boazerię, myślała. NaleŜało równieŜ urządzić nowe toalety i znaleźć 
miejsce  na kuchnię  dostatecznie obszerną, aby przygotowywać  w  niej potrawy na 
duŜe  przyjęcia.  Dawna  kuchnia,  jak  opowiadał  jej  Paul,  mieściła  się  w 
przybudówce, która spłonęła przed czterdziestu laty. Hattie doszła do wniosku, Ŝe 
teraz w tym celu najlepiej będzie wyremontować suterenę. 

Oczywiście po remoncie potrzebne będą fundusze na urządzenie wnętrz. W tej 

dziedzinie Charley nie szedł na Ŝadne kompromisy. Jay ma rację, pomyślała Hattie 
przemierzając dom, trzeba prawdziwej fortuny, aby to miejsce przywrócić do stanu 
dawnej świetności. 

Hattie  kierowała  się  rozsądkiem  i  zmysłem  praktycznym,  notując  wszelkie 

uwagi  na  temat  remontu,  ale  sercem  buntowała  się  przeciw  wprowadzeniu 
zamierzonych zmian. To po prostu dom, pomyślała, i widzę go tak, jak Jay; „nadaje 
się akurat dla małŜeństwa z dziećmi”. 

background image

Dobrze by było mieszkać tutaj z ukochanym męŜczyzną, kochać się z nim, mieć 

dzieci... Szaleństwo, pomyślała, zatrzaskując tym samym drzwi fantazji. 

Nie  pozostawało  jej  nic  innego,  jak  wyjść  na  dwór  i  przespacerować  się  po 

całym terenie. Musi znaleźć najlepsze miejsce na kompleks wypoczynkowy. 

Kilka  godzin  później  wyczerpana  i  podrapana  znalazła  się  znowu  w  pokoju 

hotelowym. Kiedy o umówionej godzinie zadzwonił Paul, nie podniosła słuchawki. 
I dopiero następnego ranka dowiedziała się, Ŝe Frances Summerfield umarła. 

Zawstydzona, Ŝe nie odpowiedziała na jego telefon, Hattie przekazała Paulowi 

swe kondolencje, gdy nazajutrz rano zadzwonił do niej ponownie. 

– Pamiętasz o czym rozmawialiśmy ostatnio? 
 – przypomniał. 
Pogrzeb miał się odbyć za dwa dni w kościele Summerfieldów. 
–  Obrządek  zostanie  dopełniony  w  zrujnowanej  świątyni,  taka  była  jej  wola. 

Zostanie  pochowana  pośród  swoich  przodków.  Niektóre  groby  Summerfieldów 
pochodzą z osiemnastego wieku. 

–  W  ruinach?  Przeszłam  chyba  przez  całą  posiadłość,  ale  niczego  takiego  nie 

zauwaŜyłam. 

– Stary kościół graniczy z Shadows, ale stoi na terenie naleŜącym do państwa. 

To tylko romantyczna kupa cegieł, ale przeŜyła kawał historii. Kościół dwukrotnie 
był spalony. Zresztą, moŜe zechcesz przyjechać w czwartek? Sama zobaczysz, jak 
to wygląda. 

– Przyjść na pogrzeb? 
– Miałabyś okazję, aby ujrzeć resztę rodziny. 
Pomysł  pojawienia  się  na  pogrzebie  Franceś  wydawał  jej  się  wysoce 

niewłaściwy,  ale  jednak  następne  dwa  dni  i  tak  musiała  spędzić  w  Charlestonie, 
aby  uporządkować  materiały  dotyczące  projektu.  Wstępny  projekt  miał  być 
przedstawiony  Charleyowi,  a  w  przypadku  jego  akceptacji  naleŜało  rozpocząć 
szczegółowe prace. 

Nie wrócę tu, zdecydowała, gdy nieco później przeglądała plany Paula, siedząc 

nad kawą i  rogalikami.  Paul  myli  się  zasadniczo, jeśli  sądzi, Ŝe  wszystkie  zmiany 
moŜna  przeprowadzić  w  ciągu  kilku  tygodni.  A  jak  znam  Jaya,  nie  pozwoli  mi 
drugi raz nawet zbliŜyć się do Shadows. 

Ostatecznie jednak nie odrzuciła zaproszenia Paula. Ponowił je, gdy spotkali się 

przelotnie  w  środowe  popołudnie.  W  czwartek,  jadąc  przez  Ashley  River  Road, 
próbowała wyperswadować sobie ten niepotrzebny gest. Ale nie potrafiła. Chciała 
zobaczyć Jaya po raz ostatni, bardziej, niŜ zaleŜało jej na zachowaniu pozorów. 

background image

Spóźniona  o  kilka  minut  zaparkowała  samochód,  mając  nadzieję,  Ŝe  nikt  nie 

zauwaŜy  jej  przybycia.  Zrujnowany  kościółek,  przysłonięty  częściowo  dzikim 
winem,  wznosił  się  pomiędzy  dębami  z  dumą,  tak  charakterystyczną  dla 
wszystkiego, co wiązało się z tą plantacją. W porosłej trawą nawie zgromadziło się 
około  czterdziestu  osób,  aby  oddać  ostatni  hołd  właścicielce  Shadows.  I  nawet, 
jeśli nie ogarniał ich przesadny smutek, to stali jednak w postawie pełnej szacunku, 
słuchając  pastora  czytającego  fragmenty  z  Biblii.  Jedyny  akompaniament 
muzyczny  stanowił  szum  gałęzi  poruszanych  wiatrem  i  świergot  ptaków.  Hattie 
zachwycał  spokój  tego  miejsca,  z  którym  harmonizowały  czytane  przez  pastora 
wiersze z Księgi Eklezjastesa. 

Stała  z  tyłu,  nie  zdejmując  ciemnych  okularów.  Z  tego  miejsca  dokładnie 

widziała Paula i smukłą, znakomicie uczesaną blondynkę u jego boku. Musiała za 
to  wyciągnąć  szyję,  aby  dojrzeć  Jaya.  Ubrany  w  ciemny  garnitur,  stał  pomiędzy 
starszą  kobietą,  zapewne  ciotką,  a  szczupłą,  ciemnowłosą  dziewczyną.  To  jego 
kuzynka  Mariah,  domyśliła  się  Hattie.  Ciekawe,  dlaczego  nie  szuka  pociechy  u 
własnego brata. W tej chwili Mariah spojrzała na Jaya, a on otoczył ją ramieniem i 
uścisnął.  Nic  dziwnego,  Ŝe  w  takiej  chwili  chce  być  blisko  niego,  pomyślała.  Jay 
ma w sobie tyle ciepła i czułości, jest taki dobry. 

Wkrótce potem Ŝałobnicy ruszyli w stronę grobu. I gdy cała ceremonia zbliŜała 

się  juŜ  ku  końcowi,  niespodziewanie  Jay  spostrzegł  obecność  Hattie.  Poczuła,  Ŝe 
robi  jej  się  na  przemian  zimno  i  gorąco,  gdy  oderwał  się  od  reszty  rodziny  i 
skierował w jej stronę. 

–  Przypuszczam,  Ŝe  to  Paul  wpadł  na  pomysł,  abyś  tu  przyszła  –  zaczął  bez 

Ŝ

adnego wstępu. Wzrok miał nieodgadniony. 

– Jestem juŜ spakowana i wracam dziś na Florydę. 
–  Starała  się  mówić  normalnym  tonem.  –  Wierz  mi,  współczuję  ci  z  powodu 

ś

mierci twojej babci. 

Czy nie rozumiesz, Ŝe jestem tu, bo musiałam cię jeszcze zobaczyć? dodała w 

myśli. Tego przecieŜ pragnęliby Aynsley i Elizabeth. 

–  Nadszedł  jej  czas  –  odezwał  się  w  końcu  Jay,  bezbłędnie  wyraŜając  myśli 

Hattie sprzed kilku minut. 

– Radzę ci, Ŝebyś nie wracała do Shadows jako przedstawicielka swojej firmy. 

Ale  jeśli  jednak  chciałabyś  obejrzeć  portret,  o  którym  rozmawialiśmy...  i  moją 
sypialnię w młynie... to chętnie cię tam ulokuję. 

 

background image

Rozdział 4 

 
Miesiąc później  na wspomnienie obraźliwej  propozycji,  jaką złoŜył jej  Jay, na 

policzkach  Hattie  wciąŜ  pojawiał  się  rumieniec.  Spacerowała  boso  po  plaŜy  na 
Marco  Island.  Niech  mnie  diabli,  dlaczego  nie  mogę  o  nim  zapomnieć?  myślała 
uskakując przed napływającą falą. 

ChociaŜ całą duszą angaŜowała się w pracę nad nowym projektem, nie potrafiła 

przestać myśleć o Jayu. Wspominała jego wargi, oczy i arystokratyczne maniery. I 
zawsze nachodziło ją wspomnienie ciętej odprawy, jakiej jej udzielił. 

Nawet podczas ostatniego spotkania w kościele musiał widzieć, jak bardzo mi 

się podoba, pomyślała ze smutkiem, podnosząc muszelkę i wrzucając ją do wody. 
Prawdopodobnie wiedział, jak chętnie skorzystałabym z jego propozycji. 

To  juŜ  i  tak  nie  miało  znaczenia.  Marzenia  Paula  o  kompleksie 

wypoczynkowym  w  Summerfield  Shadows  stały  się  nierealne,  zanim  w  ogóle 
spróbowano je urzeczywistnić. A Jay Summerfield ze swoimi siwiejącymi włosami 
i  nienagannymi  manierami  nie  jest  przeznaczony  dla  niej.  Hattie  nie  miała  więc 
zamiaru  w  najbliŜszym  czasie  odwiedzać  Charlestonu.  Ale  tam  było  tak  dobrze, 
pomyślała.  Całe  Ŝycie  spędziłam  w  podróŜy,  a  tam  miałam  wraŜenie,  Ŝe 
przyjeŜdŜam do domu. 

Gdy dotarła do biura, natrafiła na Russa Warrena, nadzorcę budowlanego. 
–  Niektóre  materiały  przyjechały  uszkodzone  –  poinformował  ją.  – 

Rozmawiałem  z  Charleyem,  dałem  mu  o  tym  znać.  Aha,  prosił,  Ŝebyś  się  z  nim 
skontaktowała. Zdaje się, Ŝe znów chodzi o ten projekt w Charlestonie. 

O wilku mowa, pomyślała Hattie i szybko wykręciła numer Charleya. 
–  Chcę,  Ŝebyś  na  kilka  dni  przekazała  projekt  w  Marco  Russowi,  dopóki  Jeff 

tam nie przyjedzie. 

Potrzebuję  cię  jak  najszybciej  w  Charlestonie.  Mamy  opracować  bardziej 

szczegółowy  projekt  modernizacji  Shadows.  Zdaje  się,  Ŝe  Ashe  namówił  kuzyna, 
aby przynajmniej zastanowił się nad naszą propozycją. 

Hattie  milczała  przez  chwilę.  Zaledwie  kilka  minut  wcześniej  była  pewna,  Ŝe 

nigdy juŜ nie ujrzy Jaya Summerfielda. A teraz okazuje się, Ŝe ma jechać prosto do 
niego. 

– Jesteś tam? Podejrzewam, Ŝe musisz być zdziwiona tą wiadomością. 
–  Delikatnie  to  określasz.  Ale  nie  wierzę,  by  Jay  Summerfield  powaŜnie 

potraktował naszą ofertę. Naszą czy czyjąkolwiek. 

background image

–  Znasz  go  lepiej  niŜ  ja  –  roześmiał  się  Charley.  –  Pewnie  masz  rację.  Jay 

postawił  pewne  warunki  dotyczące  naszego  projektu.  Masz  to  z  nim  omówić  w 
poniedziałek w jego biurze. I moŜe cię to zainteresuje... Jay nalega, Ŝebyś właśnie 
ty z nim rozmawiała. Chyba nieźle dałaś mu się we znaki. 

Hattie roześmiała się. Charley znał ją tak dobrze! Ogarnęło ją podniecenie. 
–  Podejrzewam,  Ŝe  przyzwyczaił  się  wyładowywać  na  mnie  gniew  i  trudno 

byłoby mu urobić sobie inną osobę. 

Rozmowa  skoncentrowała  się  na  szczegółach  związanych  z  wyjazdem  Hattie 

do Charlestonu i realizacją projektu na Marco Island. 

–  Wiem,  Ŝe  uwaŜasz  Shadows  za  stracone  dla  nas  –  powiedział  Charley  na 

zakończenie.  –  Ale  nie  zgadzam  się  z  tobą.  Coś  mi  mówi,  Ŝe  to  będzie  jeden  z 
naszych największych sukcesów. Idź na ustępstwa, jeśli nie zaakceptują projektu w 
całości. Zrób, co w twojej mocy, aby dogadać się z Summerfieldami. 

 
Hattie przypominała sobie te słowa w poniedziałkowe popołudnie, gdy zbliŜała 

się  do  biura  Jaya,  połoŜonego  w  zabytkowej  dzielnicy  Charlestonu.  Jego  firma 
Historyczne  Posiadłości  mieściła  się  w  szarym,  trzypiętrowym  budynku.  W 
recepcji nie spotkała nikogo, usiadła więc na czarnej skórzanej kanapie, aby zebrać 
myśli. Nie była pewna, czy jest gotowa na spotkanie z Jayem. 

Chwilę później on sam zszedł po schodach, niosąc pod pachą rulon projektów. 
– Ach, jesteś juŜ – powitał ją. – Wcześnie przyjechałaś. 
– Nie miałam nic innego do roboty. – Hattie próbowała się uśmiechnąć. 
Wzruszył ramionami, jakby nie dowierzał jej słowom. 
– Właśnie miałem zanieść te plany klientowi – odezwał się w końcu. – Ale to 

moŜe zaczekać. Pójdziemy na górę do mojego gabinetu. 

Wskazał  jej  drogę.  Hattie  otarła  się  o  niego,  wchodząc  po  wąskich  schodach. 

Kontakt ten, wydawałoby się tak nieistotny, sprawił, Ŝe ugięły się pod nią kolana. 

Zapach  Jaya,  ciepło  skóry,  gdy  musnęła  ręką  jego  dłoń,  wspomnienie 

wszystkiego,  co  wydarzyło  się  między  nimi  dawniej,  spowodowało,  Ŝe  zakręciło 
się  jej  w  głowie.  NiemoŜliwe,  Ŝeby  on  nie  dostrzegał,  co  się  z  nią  dzieje, 
pomyślała, choć po Jayu nie było znać Ŝadnej reakcji. 

– Napijesz się herbaty? – spytał, gdy dotarli do biura na trzecim piętrze, a kiedy 

kiwnęła  głową,  podniósł  słuchawkę  i  przez  chwilę  rozmawiał  z  sekretarką 
rezydującą piętro niŜej. – Earl grey – dorzucił i odłoŜył słuchawkę. 

Hattie  rozejrzała  się  po  pokoju;  mahoniowe  biurko,  stosy  ksiąŜek  i  slajdów. 

CięŜki kawaleryjski pałasz wiszący na ścianie podkreślał klasę, styl i pańskość. 

background image

Otrząsnęła  się.  Przyjechałaś  tu  w  interesach,  powiedziała  sobie.  Charley 

wspominał  o  jakichś  warunkach.  Trzeba  się  dowiedzieć,  o  co  dokładnie  chodzi. 
Trudno  jednak  było  jej  zachować  spokój,  gdy  Jay  usiadł  obok  i  połoŜył  rękę  na 
oparciu kanapy. Najwyraźniej czekał, aŜ Hattie odezwie się pierwsza. 

–  Panie  Summerfield  –  zaczęła  w  końcu  oficjalnym  tonem  –  muszę  przyznać, 

Ŝ

e jestem zdumiona, iŜ zgodził się pan zapoznać z propozycją dotyczącą Shadows. 

Po  naszym  ostatnim  spotkaniu...  –  przerwała,  przypominając  sobie  pewnie  po  raz 
setny, jakich słów wtedy uŜył. 

– A więc... dziś nasze rozmowy handlowe nie będą poprzedzone romantycznym 

wstępem? – zapytał, a w jego tonie dała się słyszeć sarkastyczna nuta. – To chyba 
prawda,  co  się  mówi  o  mieszkańcach  Florydy  –  Ŝe  stali  się  tak  zuchwali,  jak 
większość  Jankesów.  Ale  wcześniej  w  kontakcie  z  tobą  nie  odniosłem  takiego 
wraŜenia. 

–  MoŜe  więc  odniósł  pan  mylne  wraŜenie  –  zareplikowała  spiesznie,  pragnąc 

skierować  rozmowę  na  bezpieczniejsze  tory.  –  Byłabym  wdzięczna,  gdybyśmy 
zapomnieli o naszym poprzednim spotkaniu i zajęli się sprawą, dla której zostałam 
tu  dziś  wezwana.  Charley  wspominał  o  pewnych  warunkach  związanych  z 
rozpatrzeniem przez pana naszego projektu. 

–  Zgadza  się.  Dotyczą  one  osobiście  pani,  panno  Lawford,  czy  teŜ  Hattie,  jak 

kiedyś  proponowałaś,  abym  cię  nazywał.  Ale  zapomnieć?  Wątpię,  czy  ci  się  to 
udało. Mnie zresztą teŜ nie. 

Hattie zarumieniła się, a w tym momencie weszła sekretarka, niosąc herbatę w 

biało-błękitnym chińskim dzbanku na srebrnej tacy. Hattie miała nadzieję, Ŝe mile 
wyglądająca, starsza kobieta policzy ten rumieniec na karb zmęczenia wywołanego 
wspinaczką po stromych schodach. 

Jay  podziękował  i  nalał  herbatę  do  filiŜanek  takim  ruchem,  jakby  spoŜywanie 

podwieczorku podanego na srebrnej tacy było dla niego rzeczą codzienną. Pewnie 
tak właśnie jest, pomyślała Hattie. 

– Dobrze – mruknął, sadowiąc się ponownie. 
 –  Wracajmy  do  interesów.  Powiedziałem  kuzynowi,  Ŝe  pozwolę,  abyś 

przeprowadziła  pełną  ocenę  posiadłości.  MoŜesz  tam  spędzić  tyle  czasu,  ile 
potrzebujesz,  Ŝeby  zweryfikować  plany,  które  on  przedstawił  i  przygotujesz 
szczegółowy  raport.  Zgodziłem  się  nawet  na  powaŜne  rozpatrzenie  projektu, o ile 
odwdzięczysz się w sposób, jaki zaproponuję. 

Hattie spojrzała zdumiona i uchwyciła wyraz satysfakcji w jego oczach. 
– Odwdzięczę się – Nie wyciągaj od razu pochopnych wniosków. 

background image

–    –  Leciutki  uśmiech  na  jego  wargach  zdradzał  rozbawienie.  –  I  nie  uwaŜaj 

tego za jakąkolwiek obietnice z mojej strony. Raczej nie przypuszczam, abym mógł 
zmienić  zdanie,  nawet  jeśli  Paul  ma  rację  i  twoja  firma  dysponuje  lepszymi 
ś

rodkami niŜ ja, aby uratować Shadows. 

– A więc dlaczego... 
– Wysłuchaj mnie. 
– Dobrze. – Hattie załoŜyła ręce na kolanach, czekając na dalszy ciąg. 
–  Będę  uczciwy  i  dokładnie  przeanalizuję  wasz  projekt.  Ale  w  zamian  musisz 

mi dać szansę przekonania cię o słuszności mojego stanowiska. 

– Masz na myśli zachowanie Shadows jako prywatnego domu, nawet jeśli brak 

ci środków, by przeprowadzić niezbędny remont? 

– Wolałbym nie roztrząsać teraz tej kwestii. 
– Co to jest właściwie za warunek? Jakie ma znaczenie, co ja o tym wszystkim 

myślę? Jestem przecieŜ dla ciebie obcym człowiekiem. 

– Wydawało mi się, Ŝe tę sprawę juŜ kiedyś wyjaśniliśmy, Hattie – powiedział 

łagodnie i tym razem w jego głosie nie słychać było sarkazmu. 

– Co masz na myśli? 
–  To,  Ŝe  moŜe  nie  jesteś  mi  tak  zupełnie  obca.  Pozwól,  Ŝe  coś  wyjaśnię. 

Charleston  nie  przypomina  New  Jersey  ani  Florydy,  ani  Ŝadnego  z  tych  miejsc, 
gdzie  twoja  firma  realizowała  swoje  projekty.  Tutejsze  stare  rody  są  dumne  ze 
swego  pochodzenia.  Ta  duma  rozciąga  się  na  historyczne  budowle,  które  są 
ś

wiadkiem  naszej  przeszłości.  Obecnie  wmieście  istnieją  dwa  przeciwne  sobie 

obozy...  zachowawcza  stara  gwardia,  którą  ci  właśnie  opisałem  i  „postępowa” 
większość,  –  która  marzy  o  przekształceniu  najbardziej  uroczych  pamiątek  w 
obiekty przynoszące konkretny zysk. Ja jestem realistą. Wolałbym przekazać stary 
dom uczciwym ludziom, czy nawet jakiejś instytucji, niŜ patrzeć, jak rozpada się w 
gruzy.  Bądź  co  bądź  często  pośredniczę  w  sprzedaŜy  takich  domów.  Ale  nigdy 
mnie  nie  przekonasz,  Ŝe  nie  jest  tragedią,  jeśli  takie  miejsce  jak  Shadows 
bezpowrotnie  opuszcza  rodzinę.  –  Jay  zamilkł  i  siedział  bez  słowa,  patrząc  na 
Hattie. 

– Chyba rozumiem – odezwała się. – Ale wciąŜ nie wiem, dlaczego moja opinia 

ma jakiekolwiek znaczenie. 

–  Powiedzmy,  Ŝe  wyczułem  w  tobie  ciche  zrozumienie  dla  mojej  sytuacji. 

Chyba  miałem  nadzieję,  Ŝe  gdy  ktoś  taki  jak  ty,  wraŜliwy,  wykształcony  i 
zaangaŜowany  w  sprawę  zrozumie  mój  punkt  widzenia,  to  tym  samym  zada  cios 
mojemu  staromodnemu  podejściu.  I  moŜe  nawet  uda  mi  się  uaktualnić  wiele 

background image

rzeczy, które są dla mnie waŜne. 

Hattie zdawała sobie sprawę ze znaczenia tych słów. Ale nie były one do końca 

zrozumiałe.  Coś  zostało  teŜ  nie  dopowiedziane,  czuła  to.  Czy  wezwał  mnie  do 
Charlestonu,  bo  chciał  się  ze  mną  zobaczyć?  zastanawiała  się.  Czy  budził  się 
czasem w nocy, jak ja i wspominał, jak tańczyliśmy naprzeciw lustra, niczym para 
kochanków? 

– A więc, Hattie? – Jay patrzył na nią uwaŜnie. 
 – Robimy interes? 
Muszę  tym  razem  być  zupełnie  uczciwa  albo  stracę  ostatnią  szansę,  jaka  mi 

jeszcze pozostała, pomyślała. 

–  Charley  Daniels, prezes  Resorts  America, kazał mi  iść  na  ustępstwa, jeśli to 

będzie konieczne, o ile nie naruszą one istoty projektu – wyznała. – Ma nadzieję, Ŝe 
dojdzie do porozumienia z tobą i twoją rodziną. 

 – Więc będziesz działać zgodnie z jego poleceniem i powiesz: tak? 
– Powiem: tak. Ale nie dlatego, Ŝe Charley mi kazał. 
– Czy mogłabyś mi więc zdradzić prawdziwy powód swojej decyzji? – poprosił 

cicho. 

– Nie próbuję uniknąć odpowiedzi. Ale moje powody nie są ani trochę bardziej 

logiczne niŜ twoje. Chyba po prostu na to właśnie mam ochotę. 

–  Dobrze.  A  więc  zgoda...  będziemy  próbowali  nawzajem  się  inspirować  – 

uśmiechnął  się  i  wyciągnął  rękę,  aby  uścisnąć  jej  dłoń.  Po  chwili  wrócił  do 
normalnego, przyjacielskiego tonu. – Mogę zapalić? 

 – spytał, szukając papierosów po kieszeniach. 
A więc znów zaczął palić, pewnie podczas długich nocy, o których dopiero co 

myślała. Podobały jej się opanowane, łagodne ruchy jego rąk. 

–  Jeśli  nie  masz  nic  przeciwko,  Hattie,  chciałbym,  abyś  juŜ  dzisiaj  przystąpiła 

do  realizacji  swojej  części  naszej  umowy.  O  siódmej  zaczyna  się  posiedzenie 
Komitetu  Odnowy  Historycznej,  któremu  przewodniczę.  Chcę,  Ŝebyś  tam  ze  mną 
poszła. 

 
Hattie  starannie  przygotowała  się  na  tę  okazję.  Najpierw  wykąpała  się,  potem 

wtarła  w  skórę  swój  ulubiony  balsam  z  aloesu  i  skropiła  się  perfumami.  WłoŜyła 
cienkie  wełniane  spodnie,  turkusową  jedwabną  bluzkę  i  cięŜki  srebrny  pas.  Jej 
szare  oczy  patrzyły  z  rozmarzeniem,  gdy  wsuwała  maleńkie  srebrne  kolczyki  i 
ś

ciągnęła loki w luźny kok. Nie mam zamiaru udawać przed samą sobą, pomyślała, 

chcę wyglądać jak  najlepiej  właśnie  dla  niego,  nawet  jeśli okaŜe się,  Ŝe będzie to 

background image

tylko oficjalne spotkanie. 

Zupełnie  jednak  na  to  nie  wyglądało,  kiedy  parę  minut  później  spotkała  sie  z 

Jayem  na  rogu  ulicy.  Przeciwnie,  czuła  się  jak  kobieta  idąca  na  spotkanie  z 
kochankiem.  Podniecające  uczucie  nie  minęło,  gdy  weszli  do  holu  budynku,  w 
którym  miało  się  odbyć  zebranie.  Hattie  czuła  się  dumna  i  szczęśliwa,  gdy  Jay 
przedstawił  ją  kilku  swoim  znajomym  –  członkom  Komitetu.  Kiedy  zebranie 
wreszcie się rozpoczęło, Hattie usiadła w tylnym rzędzie i starała się skupić uwagę 
na omawianych  zagadnieniach.  Dotyczyły  one  projektu  przebudowy  kilku  starych 
domów  na  Queen  Street.  Projekt  ten  stwarzał  pewne  zagroŜenie  dla  historycznej 
dzielnicy.  Jeśli  miał  zostać  zaakceptowany,  naleŜało  ściśle  określić  granice 
przebudowy.  Hattie  była  pewna,  Ŝe  zostanie  jednak  odrzucony.  ToteŜ  ze 
zdumieniem wysłuchała opinii Jaya, który opowiedział się za udzieleniem wstępnej 
aprobaty i przygotowaniem szczegółowych planów. 

On rzeczywiście jest realistą, jak to określił, pomyślała. ChociaŜ z Shadows to 

zupełnie inna historia. To jego dom, więc reaguje emocjonalnie. 

Hattie  podobał  się  sposób,  w  jaki  Jay  prowadził  obrady.  Nawet  o  wyjątkowo 

spornych  kwestiach  dyskutował  spokojnie  i  z  cierpliwością.  To  chyba  prawda,  co 
się  mówi  o  charlestończykach,  pomyślała,  ich  słynne  dobre  wychowanie  jest  im 
przekazywane w genach. 

–  I  jak?  –  zapytał  Jay,  podchodząc  do  niej  po  zakończonym  zebraniu.  –  Co  o 

tym sądzisz? Nie, nie odpowiadaj teraz. Powiesz mi przy drinku. 

Podeszli do jaguara zaparkowanego z tyłu budynku. Jay z gracją otworzył przed 

nią drzwi i Hattie opadła na wygodny, skórzany fotel. Sadowiąc się za kierownicą, 
Jay rzucił jej zagadkowe spojrzenie. Po chwili włączył silnik i wyjechał z parkingu, 
kierując się w stronę Meeting Street. 

Siedząc przy Jayu, Hattie poddała się urokowi, jaki z niego emanował. Zapach 

płynu  po  goleniu,  męskiego  ciała  i  tytoniu  mieszały  się,  pobudzając  jej  zmysły. 
Mogłaby  tak  jechać  godzinami.  Zbyt  szybko  skręcili  w  wąską  aleję  i  zaparkowali 
za solidnym budynkiem z cegły. 

– Razem z kilkorgiem przyjaciół włoŜyłem pieniądze w odnowę tego miejsca – 

powiedział cicho Jay. 

 –  To  tawerna  pochodząca  jeszcze  z  czasów  wojny  o  niepodległość.  W 

dziewiętnastym  wieku  urządzono  tu  teatr  i  dom  sportu.  Ostatnio  słuŜył  jako 
magazyn. 

Gdy weszli do środka, Jay dodał, Ŝe na parterze mieści się restauracja. Ceglane, 

pokryte  tkaniną  ściany,  antyczne  kredensy  stwarzały  czarującą  atmosferę.  Hattie 

background image

wyraziła swój podziw. 

–  Dziękuję.  –  Jay  uśmiechnął  się  i  wziąwszy  ją  za  rękę  poprowadził  po 

szerokich, dębowych schodach. 

-Ale  właściwie  nic  jeszcze  nie  widziałaś.  Przywróciliśmy  tawernie  jej  dawny 

wygląd i urządziliśmy w niej prywatny klub. 

To,  co  Jay  nazywał  tawerną,  miało  zupełnie  inny  charakter  niŜ  restauracja  na 

dole. Eleganckie, choć skromne, wnętrze tchnęło duchem przeszłości. Stały tu teraz 
stoły  nakryte  do  kolacji,  ale  Hattie  natychmiast  pomyślała,  Ŝe  moŜna  by  tu 
urządzać bale i wspomniała taniec z Jayem w Shadows. 

–  Wspaniałe  wnętrze,  prawda?  –  zapytał  Jay  i  Hattie  po  raz  kolejny  odniosła 

wraŜenie,  jakby  czytał  w  jej  myślach.  –  Staraliśmy  się,  aby  wyglądało  tak,  jak 
wówczas, gdy podejmowano Washingtona w 1791 roku. W 1825, kiedy La Fayette 
powrócił do Charlestonu jako gość honorowy, wzniesiono tu piętnaście toastów, a 
kaŜdemu towarzyszył salut armatni. Mój praprapradziadek pisał o tym wydarzeniu. 
MoŜna powiedzieć, Ŝe ta sala to część historii Charlestonu. 

W  głosie  Jaya,  choć  mówił  cicho,  brzmiały  duma  i  satysfakcja  z  dobrze 

wykonanej  pracy.  Hattie  wspomniała,  co  Charley  mówił  jej  o  Jayu  i  ludziach  mu 
podobnych,  działających  jako  straŜnicy  historii  zmyślą  o  przyszłych  pokoleniach. 
W głębi duszy całkowicie godziła się z taką postawą. 

Ale nie mogłaby wyrazić tego głośno, zabrzmiałoby to jakby mówiąc tak, miała 

jakiś  inny,  ukryty  cel.  Bez  słowa  dała  się  poprowadzić  do  miejsca,  które  w 
teatralnych czasach tawerny słuŜyło jako scena, a teraz urządzono tu świetlicę dla 
członków  klubu.  Jay  poznał  ją  ze  swymi  przyjaciółmi,  charlestońską  elitą,  jak 
zgadywała. 

Hattie usiadła na jednej z beŜowych kanap i zaczęła rozglądać się po wnętrzu. 
–  Niezłe,  co?  –  zagadnęła  ją  młoda  kobieta  o  czarnych  kręconych  włosach, 

której  wzrok  bez  ustanku  podąŜał  za  Jayem.  –  To  najbardziej  elitarny  klub  w 
mieście. Trzeba być kimś, aby do niego naleŜeć. 

– Odpowiednie pochodzenie teŜ moŜe mieć znaczenie – dorzucił jej towarzysz. 

– Jay musiał ci wspominać, Ŝe kiedyś był tu teatr. ZaraŜeni jesteśmy jego bakcylem 
i czasem musimy być gotowi do odegrania jakiejś roli. „Nawet jeśli cierpisz wzloty 
i  upadki nieokiełznanej  fortuny,  jeśli twej  publiczności nie będzie  się to podobać, 
wstaw innego komedianta z kompanii”. 

–  Albo  postąp  tak,  jak  Hamlet  radził  Ofelii  –  wyszeptał  Jay  podając  Hattie 

drinka. 

–  Idź  do  klasztoru?  –  spytała,  a  w  brązowych  oczach  wyczytała  aprobatę,  Ŝe 

background image

odgadła jego myśl. 

– Rozmowa zeszła na sprawy polityczne. Hattie i Jay sączyli drinki, rzadko się 

odzywając. W końcu Jay odstawił szklankę. 

– Chodź – powiedział. – PokaŜę ci taki widok na miasto, jakiego nie zapomnisz. 
Weszli na trzecie piętro, a stamtąd na płaską platformę dachu. Noc była piękna i 

pogodna. Miasto, widziane z góry, sprawiało wraŜenie niewielkiego i starego, tak, 
jak je odebrała przejeŜdŜając jego ulicami po raz pierwszy. 

– Och, Jay. – ZbliŜyła się do krawędzi dachu. – Tu jest cudownie. 
– OstroŜnie – ostrzegł. – Nie ma balustrady. Pozwól... przytrzymam cię. 
Chwilę później otoczyły ją mocne ramiona i Hattie przestała myśleć o historii i 

architekturze.  Czuła  jego  usta  w  swoich  włosach  i  mocne  ciało  coraz  bliŜej 
swojego. 

–  Hattie,  Hattie  –  wyszeptał,  tuląc  ją.  –  Naprawdę  sądziłaś,  Ŝe  mogę  o  tobie 

zapomnieć? 

 

background image

Rozdział 5 

 
Pod  wpływem  dotyku  jego  rąk  czuła,  Ŝe  płonie,  Ŝe  ogień  rozpala  jej  Ŝyły. 

DrŜała z rozkoszy, kaŜdą komórką swego ciała pragnęła, aby dotknął jej znowu. 

– Ja teŜ nie mogłam ciebie zapomnieć – wyznała, zwracając ku niemu twarz. – 

Choć Bóg wie, Ŝe próbowałam... 

Nie usłyszała odpowiedzi, bo w tym momencie zbliŜył usta do jej warg, łącząc 

się z nią w gorącym pocałunku. Przytuliła się do niego mocniej i zanurzyła dłonie 
w gęstych siwiejących włosach, które tak bardzo jej się podobały. 

–  Jay  –  wyszeptała,  gdy  wreszcie  mogła  złapać  oddech.  –  Nie  wiesz,  jak 

często... leŜałam nie śpiąc i wyobraŜałam sobie tę chwilę. 

– Wiem. – Jego głos drŜał. – Ze mną było tak samo. Nic nie mów. Chcę cię po 

prostu czuć. 

Po chwili jego ręce były juŜ pod jej bluzką i dotarły do pełnych piersi. Czuję się 

tak, pomyślała Hattie, jakbym marzyła o nim od wieków. Pragnę go tak bardzo, Ŝe 
mogłabym umrzeć. 

W tym momencie od strony wejścia na dach rozległ się zimny kobiecy głos: 
–  Jay,  jesteś  tam?  Tracey  Cameron  widziała,  jak  wchodziłeś  tu  ze  swoim 

gościem. 

Serce  Hattie  zamarło,  a  Jay  zastygł  bez  ruchu,  po  czym  odsunął  się  od  niej  i 

starł  z ust  szminkę. Tracey  Cameron  to ta  czarnowłosa dziewczyna, która  ze  mną 
rozmawiała,  pomyślała  Hattie.  Ale  kim  jest  ta  kobieta  o  tak  władczym  głosie? 
Kimś,  kto  ma  prawo  wpaść  w  złość,  jeśli  znajdzie  mnie  w  jego  ramionach? 
Pośpiesznie poprawiła bluzkę. 

–  Jesteśmy  tutaj,  Lorelei  –  powiedział  Jay  zwykłym  tonem,  choć  Hattie 

uchwyciła w nim pewną oschłość. 

– Mogłeś przynajmniej wziąć latarkę, mój drogi. 
– Kobieta roześmiała się, ale w jej głosie brzmiało niezadowolenie. Skierowała 

się w ich stronę. 

ChociaŜ  brakowało  dobrego  oświetlenia,  Hattie  zdołała  dojrzeć,  Ŝe  jest  to 

prawdziwa  piękność;  szczupła,  z  klasycznymi  rysami  i  długimi  do  ramion  blond 
włosami.  Było  w  niej  teŜ  coś  znajomego.  Hattie  zastanowiła  się  i  nagle 
przypomniała  sobie, Ŝe  widziała ją juŜ na  pogrzebie  Frances. To  była  Ŝona  Paula, 
kobieta, którą Jay prosił niegdyś o rękę. 

–  Hattie,  to  Ŝona  mojego  kuzyna,  Lorelei  Ashe  –  Jay  potwierdził  te 

background image

przypuszczenia dokonując prezentami. 

–  Lor,  to  Hattie  Lawford,  architekt  z  Resorts  America,  która,  jak  ma  nadzieję 

twój mąŜ, przekona mnie do sprzedaŜy Shadows. 

– Tak... – Lorelei wykrzywiła usta w uśmiechu. 
– Widzę, Ŝe juŜ coś osiągnęła – dodała spoglądając na Hattie. 
Jay nie odezwał się, zapalając papierosa. 
–  Jay  robił  właśnie co  w jego  mocy,  aby przekonać  mnie do przejścia na jego 

stronę  –  stwierdziła  Hattie  poirytowana,  Ŝe  Ŝona  Paula  nie  uznała  za  stosowne 
choćby  skinąć  jej  głową  na  powitanie.  Miała  nadzieję,  Ŝe  Jay  nie  potraktuje  tej 
uwagi zbyt serio. 

– Na twoim miejscu byłabym ostroŜna – Lorelei po – raz pierwszy zwróciła się 

bezpośrednio do Hattie. – Jay potrafi być bardzo przekonywający. 

Przez kilka chwil toczyła się niezręczna rozmowa. Jay prawie się nie odzywał. 

Sprawiał wraŜenie zniecierpliwionego, najwyraźniej chciał jak najszybciej zejść na 
dół  i  dołączyć  do  reszty  towarzystwa.  Jeśli  chodzi  o  Hattie,  to  mogła  jedynie 
stawiać  sobie  kolejne  pytania  co  do  zaistniałej  sytuacji.  W  kaŜdym  razie,  jak 
przyznała szczerze przed samą sobą, szanse na to, aby polubiła Lorelei, raczej nie 
istniały.  Wydawało  się  to  nieprawdopodobne,  ale  jednak  zamęŜna  Lorelei 
najwyraźniej była zazdrosna o swą dawną miłość. A w tej chwili robi, co moŜe, aby 
zepsuć  nam  wieczór,  doszła  do  wniosku  Hattie,  obserwując  równocześnie  twarz 
Jaya.  Teraz  juŜ  nie  byłby  w  nastroju,  aby  się  kochać.  Ale,  jeśli  jego  zachowanie 
mogło  słuŜyć  za  wskazówkę,  Lorelei  niczego  nie  zyskała,  przerywając  im  to  sam 
na sam. 

–  Wracajmy  do  środka  –  powiedział  gwałtownie  Jay  i  wyrzucił  papierosa 

zaledwie  po  kilku  zaciągnięciach  się.  –  Skoro  Paul  tu  jest,  chcę  z  nim  zamienić 
parę słów. 

Rozmowa z kuzynem zajęła mu niecałą minutę, po czym szybko się poŜegnali. 

Hattie  uchwyciła  spojrzenie  Paula  i  odniosła  wraŜenie,  jakby  on  dokładnie 
wiedział, co wydarzyło się między nią a Jayem na dachu. 

– NiezaleŜnie od tego, jak bardzo się róŜnimy w poglądach, muszę przyznać, Ŝe 

Paul  jest  znakomitym  architektem  –  zauwaŜył  Jay,  kiedy  wsiadali  do  samochodu. 
Te  ciche  słowa  zdumiały  Hattie.  Stosunki  między  Jayem,  Paulem  i  jego  Ŝoną 
wydawały jej się coraz bardziej skomplikowane. 

Jechali dalej w milczeniu, pogrąŜeni we własnych myślach. Po kilku minutach 

Jay  zaparkował  przy  krawęŜniku  naprzeciw  zajazdu,  w  którym  zatrzymała  się 
Hattie. 

background image

– To była dla mnie wielka przyjemność – stwierdził. – Nie będę pytać, czy cię 

przekonałem. Na to trzeba więcej czasu. 

Zabrzmiało to  tak,  jakby  ich współdziałanie  było  sprawą  przesądzoną.  A  więc 

nie myśli o tym, co wydarzyło się na dachu, Hattie poczuła rozczarowanie. Liczyła 
na pocałunek na dobranoc. 

– Dałeś mi wiele do myślenia – odpowiedziała. 
– Mam nadzieję. 
– A więc dobranoc. I dziękuję. 
Pochylił  się,  aby  otworzyć  jej  drzwi  samochodu  i  nagle  połoŜył  rękę  na  jej 

ramieniu. 

– Nic z tego nie wyjdzie, prawda? 
– Z czego? – spytała miękko. 
–  Z  tego,  Ŝebyśmy  zostali  przyjaciółmi.  A  moŜe  czymś  więcej...  Przynajmniej 

dopóki będziesz pracowała w Shadows i stosowała się do naszej umowy. Jest zbyt 
wiele komplikacji. 

Tylko  dlatego,  Ŝe Lorelei  widziała nas  i pewnie  zacznie plotkować, pomyślała 

Hattie.  Niestety,  rozumiała,  jakie  to  moŜe  stworzyć  problemy.  Jak  to  będzie 
wyglądało,  jeśli  Jay  zdecyduje  się  sprzedać  Shadows?  Ludzie  juŜ  zawsze  będą 
myśleć, Ŝe dobiłam z nim targu w łóŜku. O n zresztą teŜ tak moŜe myśleć. A to jest 
ostatnia rzecz, jakiej bym sobie Ŝyczyła. Czekał wciąŜ na odpowiedź, więc skinęła 
niepewnie głową. Po chwili Jay wyjął z portfela wizytówkę. 

–  Chciałbym,  Ŝebyś  skontaktowała  się  z  moją  znajomą  –  powiedział.  –  Tatę 

Marlowe  jest  szefową  personelu  w  Towarzystwie  Ochrony  Zabytków.  Nie  mogła 
dziś  przyjść  na  zebranie.  Sądzę,  Ŝe  łatwo  nawiąŜesz  z  nią  kontakt,  a  ona  moŜe  ci 
naświetlić sprawę ochrony i przebudowy historycznych obiektów w tym mieście. 

 
Następnego  ranka,  popijając  znakomitą  czarną  kawę  na  dziedzińcu  zajazdu, 

Hattie  rozmyślała  o  wydarzeniach  poprzedniego  dnia.  Zastanawiała  się,  jak 
ułoŜyłyby  się  stosunki  między  nią  a  Jayem,  gdyby  teraz  opowiedziała  się 
przeciwko  zmianom  w  Shadows.  Czy  powtórzyłoby  się  to,  co  miało  miejsce  na 
dachu? Czy zostaliby kochankami? 

Poprzedniej  nocy,  w  ramionach  Jaya,  takie  zakończenie  wydawało  jej  się 

nieuniknione.  Tego  zresztą  pragnęła  i  wtedy,  i  teraz.  Pomyślała,  Ŝe  Jay  jest 
człowiekiem, w którym bardzo łatwo byłoby się zakochać. 

No cóŜ, nie mogę zaniedbywać obowiązków tylko dlatego, Ŝe wolałabym z nim 

współpracować,  pomyślała,  dopijając  kawę.  A  nawet  dlatego,  Ŝe  w  głębi  serca 

background image

bardzo tego pragnę. Mam pracę do wykonania. 

Ale miała teŜ do wypełnienia swoją część umowy, jaką wczoraj z nim zawarła. 

Wróciła do pokoju, wykręciła numer Tatę Marlowe i umówiła się z nią na lunch. 

 
Hattie  wyłowiła  wzrokiem  jasnowłosą  przyjaciółkę  Jaya  w  chwili,  gdy  ta 

wchodziła do niewielkiego baru na King Street. 

– Ty musisz być Hattie. – Tatę wyciągnęła ku niej rękę. – Jay mi ciebie opisał: 

„włosy koloru miodu i wielkie szare oczy”. 

– A ty jesteś Tatę. – Hattie nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, słysząc tę 

charakterystykę.  –  I  co  –  powinnam  teraz  zrobić?  Chyba  zarumienić  się  i  spuścić 
wzrok? 

– Nie musisz. – Tatę roześmiała się. – Jak ci się tu podoba? To jedno z moich 

ulubionych miejsc. 

Hattie  zgodziła  się,  Ŝe  przytulne  stoliki,  jasne  nakrycia  i  rozwieszone  na 

ś

cianach  plakaty  sprawiają  przyjemne  wraŜenie.  Kuszące  wyglądem  wypieki 

wystawione  w  szklanej  gablocie  zdecydowanie  zyskały  jej  uznanie.  A  poniewaŜ 
zbliŜała  się  właśnie  godzina  lunchu,  złoŜyły  szybko  zamówienie  i  usiadły,  aby 
porozmawiać. 

Początkowo  rozmowa  skoncentrowała  się  na  temacie  zasugerowanym 

poprzedniego dnia przez Jaya. Tatę opowiadała o ochronie zabytków; widać było, 
Ŝ

e  lubi  swoją  pracę.  ZaleŜało  jej  na  sprawie  ochrony,  chociaŜ  przyznawała,  Ŝe 

czasem staje po stronie tych, którzy dąŜą do przemian. 

–  Większość  naszych  członków  jest  przeciwna  jakimkolwiek  zmianom  – 

mówiła.  –  Spora  ich  część  to  przemiłe,  starsze  damy,  ale  wyjątkowo 
konserwatywne,  gdy  sprawa  zaczyna  dotyczyć  ich  własnych  rezydencji.  Jednak 
czasem wykorzystanie starej posiadłości do nowych celów jest jedynym sposobem 
jej ocalenia. Jay teŜ doszedł do tego wniosku, chociaŜ nie podziela tego zdania w 
sprawie Shadows. 

–  Powiedział  mi,  Ŝe  jego  wielkim  marzeniem  byłoby  przenieść  się  do  tego 

domu i mieszkać tam z rodziną. 

– To prawda – potwierdziła Tatę. 
Jestem  okropna,  pomyślała  Hattie.  Ale  nietrudno  spostrzec,  Ŝe  są  bliskimi 

przyjaciółmi. Muszę się dowiedzieć, czy między nimi jest coś więcej. 

– O ile wiem, przyjaźnisz się z Jayem od dawna – odezwała się, równocześnie z 

całą uwagą krojąc kanapkę. – Mówił o tobie z ogromnym uznaniem. 

W  oczach  Tatę  błysnęło  zrozumienie.  Nie  przestawała  patrzeć  na  Hattie  z 

background image

Ŝ

yczliwością. 

–  Zawsze  czułam  do  niego  coś  więcej  niŜ  sympatię  –  potwierdziła,  zmuszając 

się do uśmiechu. – Nie dziwi mnie, Ŝe to odgadłaś. Ale on nigdy nie odwzajemnił 
się  tym  samym.  Jesteśmy  więc  po  prostu  przyjaciółmi.  Mamy  duŜo  wspólnych 
zainteresowań i dobrze nam się razem pracuje. 

–  Nie  miałam  zamiaru  się  wtrącać.  –  Hattie  czuła  się  zmieszana 

bezpośredniością Tatę. 

– Miałaś. – Tatę przechyliła się przez stół i poklepała ją po ręku. – W porządku. 

Myślę, Ŝe kobiety, które interesuje ten sam męŜczyzna, zawsze się rozpoznają. Ale 
w naszym przypadku to wcale nie oznacza, Ŝe nie moŜemy się zaprzyjaźnić. Wręcz 
przeciwnie. 

–  Mam  nadzieję.  –  Hattie  spojrzała  Tatę  prosto  w  oczy.  –  Ja  juŜ  cię  bardzo 

lubię. 

– Ja ciebie teŜ. – Tatę przez chwilę siedziała zamyślona. – Jay chyba nigdy nie 

natrafił  na  właściwą  kobietę  –  powiedziała.  –  MoŜe  ty  mu  w  końcu  zawrócisz  w 
głowie. 

Uszczęśliwiona po spotkaniu z Tatę, Hattie przez godzinę spacerowała po King 

Street. CóŜ z tego, Ŝe rozstała się poprzedniej nocy z Jayem nie wiedząc, kiedy go 
znów  zobaczy?  W  jakiś  sposób  słowa  Tatę  Marlowe  sprawiły,  Ŝe  widziała 
przyszłość w jaśniejszych barwach. 

W  pewnym  momencie  z  wystawy  sklepowej  zachęcająco  błysnął  ku  niej 

niewielki  srebrny  serwis  do  herbaty.  Kierując  się  impulsem,  Hattie  weszła  do 
ś

rodka i spytała o cenę. A po kilku minutach, ku własnemu zdumieniu, wyszła na 

zewnątrz ze starannie obwiązanym pakunkiem. Hattie zarabiała niemało w Resorts 
America,  ale  bardzo  rzadko  wydawała  pieniądze  na  domowe  zbytki.  Chyba 
dlatego, Ŝe nigdzie nie mieszkam na stałe, pomyślała. Wygląda jednak na to, Ŝe w 
końcu uległam domatorskiemu instynktowi. 

 
Późnym popołudniem zaparkowała samochód naprzeciwko rezydencji naleŜącej 

do  Sulky  Rawls.  Trzypiętrowy,  róŜowy  dom  z  potrójną  werandą  ozdobioną 
kolumnami  według  greckiego  porządku  wzbudził  podziw  Hattie.  Zgodnie  z 
Ŝ

yczeniem Paula została zaproszona do Sulky na herbatę. Mam nadzieję, Ŝe Lorelei 

tu nie będzie, pomyślała wchodząc do środka. Została powitana niezwykle ciepło. 

–  A  więc...  podoba  ci  się  nasze  miasto  –  wykrzyknęła  jasnooka,  mniej  więcej 

sześćdziesięcioletnia  Sulky,  gdy  Paul  dokonał  prezentacji.  –  Nie  dziwi  mnie  to. 
Oczywiście,  ty  doceniasz  piękną  architekturę,  a  Charleston  to  najbardziej 

background image

angielskie  miasto  na  Wschodnim  WybrzeŜu.  Proszę,  wejdź.  Napijemy  się  herbaty 
w salonie. Mariah naleje. 

Hattie  po  raz  pierwszy  miała  okazję  przyjrzeć  się  dokładniej  siostrze  Paula, 

smukłej, ciemnowłosej dziewczynie, którą Jay pocieszał podczas pogrzebu. 

– Dzień dobry – odezwała się Mariah. – Usiądź proszę – wskazała jej miejsce, 

gdy  weszły  do  salonu.  Sama  usiadła  przy  mahoniowym  stoliku  zastawionym 
filiŜankami  i  talerzami  pełnymi  kanapek.  Smukłe  ręce  złoŜyła  na  kolanach.  Jak 
naturalnie  i dystyngowanie  wszystkie  trzy  wyglądamy  w  tym  saloniku, pomyślała 
Hattie. I jak bardzo Jay by tu pasował. Kupując serwis do herbaty, który ostroŜnie 
umieściła  w  bagaŜniku  samochodu,  Hattie  miała  nadzieję  zaznać  wreszcie  nieco 
innego  Ŝycia;  Ŝycia,  jakie  toczy  się  w  salonie  z  pięknym  dywanem  i 
wypolerowanymi meblami. 

Dobre  maniery  Summerfieldów  ułatwiły  nawiązanie  rozmowy.  Ani  się 

spostrzegła, gdy wdała się w oŜywioną dyskusję z gadatliwą ciotką Sulky i śmiała 
się z podanej przez nią charakterystyki charlestończyków: „Oni są jak Chińczycy; 
jedzą ryŜ i wielbią pamięć przodków”. 

Słuchała  z  zainteresowaniem,  gdy  nieśmiała  Mariah  wyjaśniała  jej,  dlaczego 

jest tak niewiele okien po północnej stronie domu. 

–  Nazywamy  to  „północnymi  manierami”  –  powiedziała  dziewczyna,  po  raz 

pierwszy  uśmiechając  się  do  Hattie.  –  Ta  część  bowiem  wychodzi  na  werandę 
sąsiadów.  Dawniej,  gdy  budowano  domy,  na  północnej  stronie  umieszczano 
jedynie  niezbędne  okna,  aby  nie  naruszać  prywatności  innych.  Nie  powinno  się 
przez nie wyglądać. 

Rozumiem,  dlaczego  Jay  ją  kocha,  pomyślała  Hattie.  Jest  powaŜna,  bardzo 

sympatyczna  i  zna  historię  Charlestonu.  A  poza  tym  jest  urocza.  Rozumiem  teŜ, 
dlaczego Jay tak czule mówi o swej ciotce. 

Sulky spytała, gdzie Hattie zatrzymała się w mieście i pochwaliła jej wybór. Po 

czym złoŜyła niespodziewaną propozycję. 

–  JeŜeli  chcesz  tu  zostać  dłuŜej,  to  powinnaś  wynająć  umeblowany  pokój. 

Mamy taki w odnowionej części z tyłu domu. Nie policzę ci drogo i jeszcze dodam 
domowe posiłki. Patsy i tak dla nas gotuje. Jeśli masz wątpliwości, pomyśl, Ŝe juŜ 
niedługo nie będziesz mogła nawet spojrzeć na restauracyjne jedzenie. 

–  Ja...  –  Hattie  czuła  się  naprawdę  zakłopotana  –  nie  jestem  pewna,  czy 

powinnam, zwaŜywszy na okoliczności... 

– Nonsens. Lubię towarzystwo. Powiedz jej, Paul. 
Czy nie tak? 

background image

-Z  pewnością  tak  –  przytaknął  bratanek,  uśmiechając  się  i  kiwając  z  aprobatą 

głową. 

–  Hmm...  –  Hattie  zastanawiała  się.  Sądziła,  Ŝe  Paul  popiera  ten  pomysł,  bo 

uwaŜa,  Ŝe  w  ten  sposób  prędzej  ruszy  do  przodu  praca  nad  projektem.  Hattie 
musiała  jednak  przyznać,  Ŝe  niezmiernie  pociągają  moŜliwość  bliŜszego  poznania 
rodziny Jaya. 

–  Powiedz:  tak,  Hattie.  –  Marian  niespodziewanie  zaczęła  ją  namawiać  do 

przyjęcia zaproszenia. – To byłoby świetnie mieć gościa. 

Hattie  roześmiała  się,  ustępując,  chociaŜ  wcale  nie  wiedziała,  co  na  to  powie 

Jay. 

– Dobrze – powiedziała. – Namówiliście mnie. Pojadę po swoje rzeczy. 
– A ja ci pomogę – zaproponował Paul. 
Hattie jednak grzecznie odmówiła, wymawiając się niewielką ilością bagaŜu. 
–  Nie  sądziłam,  Ŝe  zatrzymam  się  tu  tak  długo  –  stwierdziła.  –  Musisz  być 

czarownikiem,  skoro  sprawiłeś,  Ŝe  Jay  zgodził  się  przynajmniej  na  rozwaŜenie 
sprawy. 

– Ty jesteś czarownicą – odpowiedział Paul. – Zabawię się w dŜentelmena i nie 

spytam o szczegóły. A przy okazji, cieszę się, Ŝe zaprzyjaźniłaś się z Sulky. 

Nim Hattie zdąŜyła odpowiedzieć, Paul poŜegnał się juŜ z ciotką i zaraz potem 

odjechał. MoŜe po prostu Ŝartował wspominając Jaya, pomyślała. W kaŜdym razie 
miała nadzieję, Ŝe Sulky tego nie słyszała. 

– Czy Mariah tu mieszka? – spytała, gdy dziewczyna wbiegła po schodach na 

górę,  gdzie  prawdopodobnie  znajdowały  się  pokoje  obu  pań.  –  Sądziłam,  Ŝe 
mieszka z bratem. 

–  Paul  i  Lorelei  mają  duŜy,  wiktoriański  dom  po  południowej  stronie  Broad 

Street  –  odpowiedziała  Sulky.  –  Remontują  go  od  kilku  lat.  W  związku  z  tym 
utrzymuje  się  mit,  Ŝe  Mariah  jest  u  mnie  wygodniej.  Tak  naprawdę  ona  i  Lorelei 
nie mogą się ze sobą dogadać. 

 
Mariah siedziała na ławce w ogrodzie, gdy wieczorem  Hattie wyszła na dwór, 

aby  zaczerpnąć  świeŜego  powietrza.  Widząc  zamyśloną  twarz  dziewczyny 
podeszła, aby porozmawiać. 

– Coś nie tak? – spytała. – MoŜe przeszkadzam? 
Pewnie snujesz marzenia o swoim chłopcu. 
Wyglądało na to, Ŝe trafiła w sedno. 
–  Jestem  teraz...  na  etapie  między  chłopcami  –  wyznała  nieśmiało.  –  Ale 

background image

rzeczywiście  myślałam  o  kimś.  Pewnie  i  tak  niedługo  o  tym  usłyszysz...  Kilka 
tygodni  temu  zerwałam  z  facetem  o  nazwisku  Brad  Moss.  Jay  i  ciocia  Sulky 
zupełnie go nie aprobowali. 

– Tak, znam to – zauwaŜyła Hattie łagodnie. – Ja teŜ miałam kilku chłopców w 

liceum. Mój ojciec był oficerem marynarki i wszystkich ich przepędzał z domu. 

– Nie skarŜyłam się. – Mariah spojrzała na nią. – Sama chciałam z nim zerwać. 

Niestety oni mieli rację. 

– A więc to nie o nim myślałaś? 
–  Nie.  O  kimś  znacznie  sympatyczniejszym.  Cieszę  się,  Ŝe  tu  jesteś,  Hattie. 

Lubię mieć w pobliŜu kogoś niemal w moim wieku, Ŝeby pogadać. Ale teraz lepiej 
juŜ pójdę na górę. Nie skończyłam jeszcze wypracowania na jutro. 

Gdy Mariah odeszła, Hattie wolnym krokiem minęła furtkę, przeszła przez ulicę 

i dotarła do muru, skąd roztaczał się widok na oświetlony księŜycem port. 

Stała oparta o balustradę, tonąc w marzeniach, gdy naraz pojawił się przy niej 

Jay. 

– Z mojej werandy na trzecim piętrze jest lepszy widok szepnął. – A poza tym 

mam teleskop. 

Hattie odwróciła się i spojrzała mu w oczy. 
– Z jakiej werandy na trzecim piętrze? – spytała. 
Ruchem  głowy  wskazał  dom  Sulky  po  drugiej  stronie  ulicy,  najwyraźniej 

rozbawiony jej zdziwieniem. 

– Wynająłem u niej całe piętro, zamiast u kogoś obcego w mieście. 
– Nikt mi o tym nie powiedział. – Hattie patrzyła na niego. 
–  Pewnie  uwaŜali,  Ŝe  wiesz.  No  więc  jak?  Skoro  jesteśmy  sąsiadami,  moŜe 

jednak rzucisz okiem na kolebkę Konfederacji z lepszego punktu obserwacyjnego? 

Jesteśmy  tylko  sąsiadami,  pomyślała.  Znowu  chcesz,  abym  ci  uległa,  a  potem 

zaczniesz  mówić  o  komplikacjach?  PrzecieŜ  chcesz  z  nim  być,  podpowiedział 
wewnętrzny głos. Taka jest prawda. 

Jay  czekał  na  odpowiedź.  Jej  odpowiedź,  coś  w  rodzaju  „innym  razem”  i 

wyjaśnienie,  Ŝe  rano  jest  umówiona  na  przejaŜdŜkę  konną  po  Shadows  razem  z 
Paulem,  nie  była  tą,  której  oczekiwał.  Zamyślony  odprowadził  ją  przez  ulicę  i 
poŜegnał na werandzie. 

Ale  mimo  świadomości,  Ŝe  postąpiła  słusznie  odrzucając  jego  propozycję, 

Hattie nie mogła zasnąć. Gdy późną nocą wyszła na taras swojego pokoju, ujrzała 
ognik papierosa na werandzie Jaya. Najwidoczniej jego teŜ męczyła bezsenność. 

 

background image

Rozdział 6 

 
MoŜe  powinnam  była  przyjąć  jego  zaproszenie,  pomyślała  Hattie,  cofając  się 

trochę,  aby  Jay  jej  nie  zauwaŜył.  PrzecieŜ  na to  właśnie  miałam  ochotę.  Szczerze 
jednak wątpiła, czy Jay dobrze by się czuł następnego ranka, kiedy uświadomiłby 
sobie, iŜ kochał się z nią w domu swej ciotki. 

Tak  by  się  przecieŜ  stało,  myślała  wracając  do  łóŜka.  Stalibyśmy  sami  na 

werandzie,  spoglądając  na  przystań,  a  potem  skierowalibyśmy  teleskop  ku 
gwiazdom. I nikt by nas nie powstrzymał przed zrobieniem tego, czego pragniemy. 
Hattie westchnęła i przycisnęła głowę do poduszki. 

Nie mogę przestać go pragnąć, pomyślała, gdy ochłonęła juŜ trochę i zaczął ją 

ogarniać sen. Ale on  ma rację; sytuacja nam nie sprzyja. Nie moŜe pozwolić, aby 
to, co dzieje się między nami, wpłynęło na jego decyzję, tak samo, jak nie moŜe to 
oddziaływać na moją pracę. Trudno będzie  mieszkać z nim pod jednym dachem i 
nie zostać jego kochanką. 

 
Rankiem  Hattie  włoŜyła  bluzę,  bryczesy  w  kolorze  khaki  i  wysokie  buty  do 

konnej  jazdy,  które  poŜyczyła  od  Marian.  Starannie  umalowała  się,  zastanawiając 
się,  czy  spotka  Jaya  przy  śniadaniu.  Ale  nie  było  go,  gdy  weszła  do  słonecznej 
jadalni i zajęła miejsce przy stole. 

Sulky  przedstawiła  jej  sędziego  Horacego  Plemmonsa,  którego  gościła  na 

ś

niadaniu. Ujął on dłoń Hattie i ze staroświeckim wdziękiem przywitał ją, mówiąc, 

Ŝ

e to prawdziwy  honor  dla niego  poznać  tak  czarującą damę.  Hattie  jednak  miała 

ś

wiadomość, Ŝe samozwańczy straŜnik interesów Sulky poddaje ją uwaŜnej ocenie. 

Mimo tego Hattie podobały się jego jasne oczy, siwe wąsy i pięknie modulowany 
południowy akcent. ZałoŜę się, Ŝe tworzą z Sulky parę, pomyślała. Nietrudno było 
zauwaŜyć, Ŝe dla tego wiekowego, lecz przystojnego sędziego słońce wschodziło i 
zachodziło w domu Sulky Summerfield Rawls. 

Mariah cicho zajęła swoje miejsce przy stole i przystąpiono do posiłku. Nikt nie 

wspomniał  o  Jayu  i  Hattie  doszła  do  wniosku,  Ŝe  musiał  wcześnie  wstać. 
Prawdopodobnie nieczęsto będę go widywać mieszkając tutaj, pomyślała. 

Chwilę później poderwała się na dźwięk kroków przed domem. Ale to był tylko 

Paul,  który  przed  wyjazdem  do  Shadows  wpadł  do  ciotki  na  poranną  kawę. 
Wyglądał na odpręŜonego i był w dobrym humorze. MoŜe dlatego, Ŝe Jaya nie ma 
w  domu,  pomyślała  Hattie.  Jakikolwiek  byłby  powód  jego  niefrasobliwego 

background image

nastroju, Hattie cieszyła się, Ŝe nie przyszło mu do głowy znowu Ŝartować przy niej 
z Jaya. 

Siedząc pośród Summerfieldów i popijając kawę ze srebrnej filiŜanki, podczas 

gdy  Paul,  Sulky  i  sędzia  omawiali  jakieś  lokalne  problemy,  a  Mariah  bez  apetytu 
dziobała jedzenie, Hattie nie potrafiła stłumić w sobie pragnienia, aby stać się jedną 
z nich. Stać się Ŝoną Jaya, poprawiła się. MoŜe jeszcze sama przed sobą do tego się 
nie przyznałaś, ale jesteś w nim bezgranicznie zakochana. 

–  Jesteś  dziś  bardzo  milcząca,  Hattie  –  zauwaŜył  Paul,  wycierając  usta  i 

odkładając  serwetkę.  –  Mam  nadzieję,  Ŝe  z  równą  chęcią  jak  ja  pojedziesz  do 
Shadows, aby przeprowadzić wizję lokalną. 

– Jestem juŜ gotowa do drogi. 
Im  wcześniej  projekt  będzie  ukończony,  tym  szybciej  wyjaśni  się  sytuacja 

między nią a Jayem. 

– Dobrze, a więc spotkamy się na miejscu – uśmiechnął się. 
Szpaler, jaki tworzyły dęby wzdłuŜ Ashley River Road, wyglądał juŜ znajomo, 

kiedy  jechała  za  czarnym  porsche  Paula  w  stronę  plantaq’i.  Nie  spodziewała  się 
zastać  Jaya  w  Shadows,  sądząc,  Ŝe  wyjechał  rano  w  sprawach  słuŜbowych.  Nie 
chciałaby  go  nawet  napotkać,  gdy  razem  z  Paulem  przemierzać  będą  posesję 
omawiając projekt. Ale gdy dojechali na miejsce, Hattie ujrzała srebrnego jaguara 
parkującego obok Ŝółtego alfa romeo. 

–  Ciekaw  jestem,  co  Lor  tutaj  robi  –  zauwaŜył  Paul,  gdy  wysiedli  z 

samochodów,  po  czym  wzruszył  ramionami.  –  Podejrzewam,  Ŝe  pomaga  swemu 
ulubionemu kuzynowi w tresurze kucyków. 

Hattie  nie  odezwała  się.  Ulubiony  kuzyn,  myślała  z  lekką  ironią.  Jak  moŜesz 

być tak obojętny wiedząc, Ŝe Ŝona ugania się za dawnym kochankiem? 

Traf chciał, Ŝe Lorelei i Jay wrócili konno do stajni właśnie w chwili, gdy Paul i 

Hattie  mieli  zamiar  wyruszyć.  Hattie  z  niechęcią  musiała  przyznać,  Ŝe  Lorelei 
ś

wietnie  trzyma  się  w  siodle.  Tego  ranka  elegancka  blondynka  zrezygnowała  z 

klasycznego stroju do konnej jazdy na rzecz znakomicie dopasowanych dŜinsów i 
Ŝ

ółtego  swetra  z  szetlandzkiej  wełny,  dokładnie  w  kolorze  jej  limuzyny.  Fakt,  Ŝe 

Jay  równieŜ  miał  na  sobie  dŜinsy  i  szary  kaszmirowy  golf,  tylko  potwierdzał 
trafność jej wyboru. 

–  Cześć,  kochanie.  –  Lorelei  podeszła  do  Paula  i  pocałowała  go  lekko  w 

policzek. – Panno Lawford, wygląda na to, Ŝe dość często się spotykamy, prawda? 

–  Dzień  dobry,  pani  Ashe  –  odpowiedziała,  dostosowując  sie  do  oficjalnego 

tonu, po czym szybko przywitała się z Jayem. 

background image

Odpowiedział  krótko  i  mruknął  coś  na  temat  trenowania  koni  do  sobotniego 

meczu. Hattie odniosła wraŜenie, Ŝe czuł się skrępowany faktem, iŜ przyłapała go 
sam na sam z Ŝoną kuzyna. 

To nie moja sprawa, jak spędzasz poranki, pomyślała, czując jednak narastającą 

irytację.  Odwróciła  się  i  przy  pomocy  stajennego  dosiadła  konia.  Kiedy  oboje  z 
Paulem odjeŜdŜali, Jay rozmawiał z Lorelei przy samochodach. 

Nie będę o nim  myśleć, postanowiła, jadąc z Paulem  w dół cypla. Zjechali ku 

rzece  i  ruszyli  ścieŜką  prowadzącą  do  miejsca,  w  którym  miał  stanąć  kompleks 
budynków. Jestem tu słuŜbowo. Jeśli on chce spędzać czas z Ŝoną kuzyna, to jego 
sprawa. W kaŜdym razie ja nie mam prawa osądzać tego, co się tu dzieje. 

Ale w głębi serca zdawała sobie sprawę, Ŝe nic się nie zmieniło od chwili, gdy 

znalazła się w jego ramionach na dachu tawerny, czy nawet od momentu, gdy tego 
ranka w jadalni przyznała sama przed sobą, Ŝe go kocha. 

Shadows było jednak zbyt piękne, aby miała się pogrąŜać w smutnych myślach. 

Plantacja, połoŜona wśród lasów, gdzie zapach sosen i dębów mieszał się ze słodką 
wonią  magnolii,  sięgała  aŜ do  szerokiej,  błękitnej  rzeki.  W  powietrzu  roznosił  się 
aromat,  który  Jay  określił  jako  zapach  herbacianych  oliwek.  Hattie  starała  się  nie 
myśleć  zbyt  wiele,  ale  chwilami  wyobraŜała  sobie,  Ŝe  to  nie  Paul, lecz  Jay  jedzie 
koło niej. 

Hattie oczywiście była juŜ tu, spacerując po posiadłości tego dnia, gdy spotkała 

Jaya  po  raz  pierwszy.  Ale  teraz  spędziła  tu  duŜo  więcej  czasu,  omawiając  róŜne 
moŜliwości lokalizacji kompleksu. 

Ku  swemu  zdumieniu  doszła  do  wniosku,  Ŝe  zaczyna  lubić  Paula  i  szanować 

jako kolegę po fachu. Z całą szczerością opowiadał o swym marzeniu związanym z 
rozbudową Shadows tak, jak Jay mówił o jego ocaleniu. 

Wykonali  kawał  dobrej  roboty  i  Hattie  miała  juŜ  w  głowie  końcową  wizję 

projektu. Paul poŜegnał się z nią i ruszył z powrotem do Charlestonu. Nie widząc 
samochodu  Jaya  przy  stajni,  Hattie  doszła  do  wniosku,  Ŝe  on  teŜ  musiał  opuścić 
plantację.  Mam  czas,  aby  przejść  się  po  domu  i  dokonać  kilku  brakujących 
pomiarów,  pomyślała.  JuŜ  się na niego  nie  natknę.  ToteŜ gdy kilka  minut później 
usłyszała skrzypienie skórzanych butów, zdumiona uniosła głowę. 

–  Myślałam,  Ŝe  juŜ  odjechałeś  –  wyrwało  jej  się  i  natychmiast  poŜałowała,  Ŝe 

zdradziła się, iŜ w ogóle o nim myślała. 

Jay  nie  wyglądał  na  zdziwionego.  Jego  poranna  irytacja  zniknęła.  Uśmiechnął 

się. 

–  Pomyślałem,  Ŝe  moŜe  chciałabyś  przejechać  się  ze  mną  konno  do  kościoła 

background image

Summerfieldów, jeśli juŜ skończyłaś pracę – powiedział. – Będę mógł opowiedzieć 
ci do końca historię Elizabeth, a po powrocie pokaŜę ci jej portret. 

Wzmianka  o  Elizabeth  Summerfield  natychmiast  przypomniała  Hattie 

obraźliwą  propozycję,  jaką  złoŜył  jej  podczas  pogrzebu  swej  babki.  Czy  teraz 
ponawiał zaproszenie do intymnej wizyty w sypialni? 

– Dobrze. – Hattie podniosła się i otrzepała spodnie. – Chętnie z tobą pojadę. 
Przystanęła  zdumiona,  gdy  przed  wejściem  ujrzała  przywiązaną  do  poręczy 

parę koni. A więc Jay nie brał pod uwagę jej odmowy. Pewnie po prostu wie, co do 
niego czuję, pomyślała. Ale wszystko mi jedno. W tej chwili pragnę jedynie być z 
nim. 

Spoglądała,  jak  z  gracją  dosiadał  konia.  Patrzył  na  nią  przez  chwilę, 

uśmiechając się, najwyraźniej zadowolony, Ŝe przyjęła jego zaproszenie. I chociaŜ 
musiał zmruŜyć oczy w promieniach słońca, Hattie zdołała dojrzeć w ich brązowej 
głębi  obietnicę  czegoś  więcej  niŜ  tylko  zwykłej  przejaŜdŜki.  Odpowiedziała 
uśmiechem.  Było  tak,  jakby  zawarli  cichą  umowę,  Ŝe  trzeba  po  prostu  pozwolić, 
aby to, co ma się stać, stało się. 

– Jedziemy! – zawołał Jay. – Pani pierwsza, panno Hattie. Prosto, a potem skręć 

w prawo przy bramie, jeśli nie pamiętasz trasy. 

Zdecydowana  pokazać  mu  taką  klasę  jeździecką,  jaką  prezentowała  Lorelei, 

Hattie  ruszyła  ostrym  kłusem.  Szkoda,  Ŝe  nie  jedzie  przede  mną,  pomyślała,  tak 
pięknie prezentuje się na koniu. Tylko raz w Ŝyciu spotyka się takiego męŜczyznę. 
W tej chwili naleŜał do niej. 

Po paru minutach minęli granicę posiadłości i skręcili na dziedziniec kościoła. 

Dziś nie było tu Ŝadnych samochodów. Zsiedli z koni i przywiązali je do drzewa. 
Hattie  czuła  wszechogarniający  spokój  i  ciszę.  Słychać  było  tylko  śpiew  ptaków 
dochodzący z koron drzew. 

Cała  przeszłość  jest  tutaj,  pomyślała  nagle,  wszystkie  dusze,  które 

zamieszkiwały plantację od ponad dwustu lat. Teraz nadszedł nasz czas. Co poeta 
powiedział  o  skrzydlatych  rydwanach?  Przemknęły  koło  nas,  jak  kochankowie 
samotni w swych grobach. 

Jay podszedł do niej i stanął tak blisko, Ŝe czuła jego obecność kaŜdym nerwem 

ciała. 

–  Myślałam  o  tym,  co powiedział  Marvell  – odezwała się  cicho,  zwracając ku 

niemu spojrzenie. 

–  Naprawdę  ?  –  W  jego  oczach  uchwyciła  przebłysk  zdziwienia  i  aprobatę.  – 

Cytat z niego pasuje do takiego miejsca jak to, prawda? No chodźmy. „Bawmy się, 

background image

póki moŜemy”. Tam leŜy płaski kamień, na którym moja dama moŜe spocząć. 

Rozsypujący  się  blok  kamienny  był  nagrzany  słońcem  i  Hattie  oparła  się  na 

nim,  spoglądając  na  Jaya,  który  leniwie  wyciągnął  się  pod  drzewem  i  zapalił 
papierosa. 

– Aynsley i panna Elizabeth tworzyli znakomitą parę, chociaŜ dzieliła ich duŜa 

róŜnica wieku, prawie dwadzieścia lat. Spotkali się w Londynie. Aynsley pojechał 
tam,  aby  zamówić  meble  do  domu  i  załatwić  sprawy  handlowe  z  importerami 
tutejszego  ryŜu.  Pobrali  się  rok  później  w  Charlestonie,  kiedy  przyjechała, 
przywoŜąc  ze  sobą  wiele  rodzinnych  antyków,  w  tym  ten  wspaniały  dywan,  o 
którym  ci  opowiadałem.  Pierwsze  lata  ich  związku  upłynęły  w  błogim  szczęściu, 
jak twierdzi Elizabeth w swych pamiętnikach, i wciąŜ Ŝyli w harmonii, mimo Ŝe po 
narodzinach  syna  Williama  kolejnych  dwoje  dzieci  umarło.  Dopiero  wojna 
zmieniła stosunki między nimi. 

– Co się stało? – spytała Hattie. 
– Aynsley na długo opuścił dom i poszedł walczyć pod dowództwem Francisa 

Mariona. Sądzę, Ŝe słyszałaś o Bagiennym Lisie. 

– -To jeden z pierwszych partyzanckich dowódców, o ile wiem. 
–  Właśnie.  Mimo  Ŝe  Aynsley  miał  juŜ  wtedy  przeszło  pięćdziesiąt  lat,  był 

znakomitym strzelcem i posiadał wiele traperskich umiejętności nabytych podczas 
polowań na moczarach i w leśnych ostępach. On i Marion przyjaźnili się. Walczyli 
razem  i  bezgranicznie  sobie  ufali.  –  Jay  przerwał  na  chwilę,  ale  Hattie  go  nie 
ponaglała.  –  Aynsley  był  wyjątkowo  zazdrosny  o  swoją  Ŝonę,  pewnie  z  powodu 
istniejącej między nimi róŜnicy wieku. A ona była piękna, sama zresztą zobaczysz. 
W  kaŜdym  razie  na  podstawie  wiadomości,  które  do  nas  dotarły,  pewnego  dnia 
Marion  podjął  samodzielną  wyprawę  i  natknął  się  na  Brytyjczyków.  Musiał  się 
gdzieś skryć i wybrał Shadows, przynajmniej tak się mówi. 

– Nie jesteś tego pewien? 
– Niezupełnie. Dziennik Elizabeth z tego okresu zaginął. A moŜe go po prostu 

nie  zachowała,  ze  względu  na  zawarte  w  nim  wydarzenia.  Miejscowi  historycy 
utrzymują,  Ŝe  gościła  u  siebie  Anglików  przez  dwa  tygodnie.  Legenda  obarczają 
dość podłym zarzutem. Podobno Elizabeth poddała Shadows. Marion, przebrany za 
słuŜącego, zdołał zbiec. 

Hattie  siedziała  zamyślona,  gładząc  kamień.  –  A  Aynsley  był  zazdrosny,  Ŝe 

Marion w czasie jego nieobecności uwiódł mu Ŝonę? 

–  W  kaŜdym  razie  twierdził,  Ŝe  oddała  Shadows  wrogowi,  aby  uratować 

Mariona  –  ciągnął  Jay. –  Ale  dawał  do  zrozumienia,  Ŝe  między  nimi  coś  było.  Ja 

background image

wierzę w jej niewinność. Jednak czytając późniejszy dziennik ma się wraŜenie, Ŝe 
stosunki między Elizabeth a Aynsleyem ochłodziły się. 

Hattie  wyobraziła  sobie,  jak  zmieniło  się  Ŝycie  w  Shadows,  poprzednio  pełne 

szczęścia i miłości. 

– To smutne – powiedziała w końcu. – I jaka szkoda, Ŝe chociaŜ tak bardzo się 

kochali, rozdzieliło ich nieporozumienie. 

–  J  akakol  wiek  była  prawd  a  –  J  ay  wzruszył  ramionami  –  Elizabeth  ocaliła 

dom dla przyszłych pokoleń i jestem jej za to wdzięczny. – Podniósł się i pomógł 
Hattie wstać. – Ona jest tu pochowana. Jeśli chcesz, moŜemy obejrzeć to miejsce. 

Na  grobie  Elizabeth  Hattie  ujrzała  pęknięty,  omszały  kamień.  Stali,  trzymając 

się za ręce, a po kilku minutach bez słowa, zgodnym krokiem ruszyli dalej. Kiedy 
wracali konno do stajni, czuła, Ŝe wiąŜe juŜ ich bardzo wiele. 

– A teraz portret. – Jay poprowadził ją w stronę kamiennego domku. 
Obraz,  który  tak  pragnęła  zobaczyć,  widoczny  był  juŜ  ze  szczytu  krętych 

schodów prowadzących do sypialni Jaya. 

Pokryty patyną wieków portret przedstawiał pierwszą panią Shadows o bardzo 

kręconych  włosach  koloru  miodu.  Zarumieniona  cera  świadczyła  o  tym,  Ŝe  duŜo 
przebywała  na  powietrzu.  Tylko  nos  miała  inny  niŜ  Hattie  –  orli  nos  brytyjskiej 
arystokratki z osiemnastego wieku. 

–  To  prawda,  co  mówiłeś  –  odezwała  się  cicho  Hattie,  zwracając  twarz  ku 

Jayowi. – Jesteśmy bardzo do siebie podobne... mogłybyśmy być siostrami. 

Jay patrzył na nią przez chwilę i nagle Hattie poczuła napięcie, które się między 

nimi wytworzyło. 

– Nie – powiedział w końcu stłumionym głosem. 
 – Doszedłem właśnie do wniosku, Ŝe nie jesteś duchem z osiemnastego wieku. 

Jesteś niezaleŜną, piękną istotą. 

Nie wiedziała, co powiedzieć, a wtedy on zbliŜył się do niej i chwycił jej dłonie 

w swe ręce. 

–  Pamiętam  naszą  umowę  –  powiedział,  patrząc  jej  w  oczy.  –  W  tych 

okolicznościach najmądrzej byłoby dać sobie spokój. Ale nie potrafię. Powiedz, Ŝe 
chcesz się ze mną kochać. 

 

background image

Rozdział 7 

 
–  Jayu  Summerfield  –  powiedziała  miękko.  –  Czy  nie  wiesz,  Ŝe  właśnie  tego 

pragnę najbardziej? 

Jay otoczył ją ramionami i przyciągnął ku sobie. Ich usta spotkały się i zatonęli 

w słodkich pocałunkach, pocałunkach, które wzbudzały w Hattie ogień poŜądania. 

Sięgnął  do  jej  pleców,  wyciągnął  bluzkę  spod  paska  i  wreszcie  dotknął  jej 

skóry. 

–  M  ój  BoŜe,  jakŜe  ja  cię  pragnę  –  wyszeptał  z  ustami  w  jej  włosach.  –  Nie 

mogłem pracować ani spać... ani myśleć o niczym innym. 

– Wiem – szepnęła. – Wiem. 
–  Ach,  Hattie...  –  Rozpinał  guziki  jej  bluzki,  równocześnie  całując  nos,  usta, 

szyję. – Chcę cię rozebrać, skarbie, patrzeć na ciebie, całować... 

Starała  się  mu  pomóc,  ich  palce  złączyły  się,  podobnie  jak  usta.  Jay  zsunął 

bluzkę z jej opalonych ramion, przezroczysty stanik niewiele juŜ zakrywał. PołoŜył 
dłonie na jej piersiach, zakreślając kciukami zarys sutków. 

–  Jesteś  piękna.  –  Powoli,  z  namaszczeniem  pocałował  zagłębienie  między 

piersiami i dopiero wtedy rozpiął zapięcie stanika. – PołóŜ się na łóŜku, kochanie. 
Będę mógł cię całować tak, jak pragnę. 

Naga  do  pasa  i  drŜąca  z  poŜądania  zrobiła,  o  co  prosił  i  wyciągnęła  się  na 

miękkiej, jasnej narzucie. 

– Jesteś wspaniała. – W jego zamglonych oczach płonęły bursztynowe ogniki, 

gdy pochylił się, aby zdjąć jej buty. Zaraz potem był juŜ przy niej, z twarzą ukrytą 
na jej piersiach. Ssał wilgotne, stwardniałe sutki, masował je językiem i czubkami 
palców.  Hattie  miała  wraŜenie,  Ŝe  umiera  z poŜądania  wzbudzanego kaŜdym  jego 
dotykiem. 

– Rozbierz się, Jay – szepnęła błagalnie. 
Ale on nie spełnił tej prośby. Objął ją tylko i odnajdując jej usta równocześnie 

zaczął zataczać palcami delikatne koła wokół szczytu jej piersi. W końcu pozwolił, 
aby  ściągnęła  mu  sweter  i  zaczęła  całować  jego  płaską,  umięśnioną  klatkę 
piersiową. Coraz Ŝarliwszymi pocałunkami pokrywała jego ramiona i brzuch. 

– Proszę – jęknęła. – Chcę ciebie całego. 
Rozpiął  zamek  jej  spodni  i  ściągnął  je  razem  z  majteczkami.  Potem 

wyprostował się, szybkim ruchem odpiął skórzany pas i zsunął dŜinsy. Przytulił ją 
do siebie. 

background image

– Wiesz, Ŝe nie potrafię ci odmówić – powiedział. 
WciąŜ jednak nie łączył się z nią, nie przycisnął swym ciałem do materaca, jak 

pragnęła. Ukląkł przy łóŜku, aby wargami i dłońmi pieścić jej ciało, poczynając od 
bioder, poprzez uda, aŜ dotarł do stóp. Wtedy uniósł głowę i ponownie pochylił do 
kwiatu jej kobiecości, rozchylającemu się ku niemu. 

– Jay – szepnęła zdumiona. – Och, Jay. 
Zdawało jej się, Ŝe sięgnęła szczytu rozkoszy. Jestem w raju, pomyślała nagle. I 

cała jego, tylko jego. 

Instynktownie  wyczuł,  Ŝe  ogarniająca  ją  Ŝądza  osiągnęła  punkt  najwyŜszy. 

Powrócił na łóŜko i posiadł ją jednym głębokim ruchem. 

Hattie jęknęła coś niezrozumiale. 
– Co, kochanie? – spytał ochryple. 
– Kołysz mnie... kołysz... 
–  Powoli,  skarbie.  –  Całował  jej  czoło,  usta,  włosy.  –  Chcę,  aby  to  trwało  jak 

najdłuŜej. 

Ona  jednak  była  jak  odurzona,  upojona  poŜądaniem  i  nie  potrafiła  czekać. 

Płonąc,  Hattie  z  całej  siły  zacisnęła  wokół  niego  nogi,  przyciskając  go  jak  mogła 
najmocniej. 

–  Jay...  Jay...  kocham  cię.  –  Z  jej  warg  niemal  bezgłośnie  wydobywały  się 

słowa. – Chcę wszystkiego, co moŜesz dać. 

Później, przytuleni, leŜeli cicho koło siebie. Hattie złoŜyła głowę w zagłębieniu 

jego ramienia. Ogarnęła ją słodka niemoc. Czuła rozkoszny ból spełnienia. To tak, 
jakby stał się częścią mnie, pomyślała. I nic nigdy nie moŜe juŜ nas rozdzielić. 

Spojrzał na nią sennie, gdy kilka chwil później uniósł się, aby poprawić koc, po 

czym opadł z powrotem na materac. 

– Zostań ze mną, Hattie – poprosił, głaszcząc jej włosy i całując w czoło. – Śpij 

dziś ze mną w Shadows. 

W  odpowiedzi  przytuliła  się  do  niego  mocniej.  Sulky  się  dowie,  Paul,  nawet 

Mariah, pomyślała, gdy Ŝadne z nas nie wróci na noc. Ale nic mnie to nie obchodzi. 
Nic mnie nie obchodzi poza tym, Ŝe jesteśmy razem. 

 
Kiedy  się  obudzili,  było  juŜ  późno.  Długie  promienie  stojącego  nisko  słońca 

wsunęły  się  przez  story  i  rozjaśniły  pokój.  Zegarek  wskazywał,  Ŝe  spali  dwie 
godziny. 

– Dzień dobry. – Szare oczy Hattie lśniły radością, Ŝe są razem. 
– WciąŜ nie wierzę, Ŝe jesteś moja. – Dotknął lekko jej ramienia. 

background image

A  więc  on  teŜ  czuł  to  samo.  Jestem  twoja,  skarbie,  pomyślała.  Bardziej  niŜ 

mógłbyś  sądzić.  Ale  nie  była  jeszcze  gotowa,  aby  mu  o  tym  powiedzieć,  jeszcze 
nie teraz. 

– A ja mam ciebie – zaŜartowała – dokładnie tam, gdzie chcę. 
–  Ach  tak?  –  Jay  błyskawicznie  znalazł  się  nad  nią,  przyciskając  tors  do  jej 

klatki piersiowej i siłą wsunął uda między jej nogi. – Teraz co byś powiedziała: kto 
ma przewagę? 

Hattie  roześmiała  się.  Pamiętała  spontanicznego,  obdarzonego  fantazją 

męŜczyznę,  którego  spotkała  pierwszego  dnia  w  pobliŜu  stawu.  I  teraz  pragnęła 
zgłębić tę właśnie część jego natury tak, jak miała nadzieję któregoś dnia poznać tę 
drugą,  tajemniczą,  o  zmiennych  nastrojach,  osobowość  rasowego  potomka  starej 
rodziny z Południa. 

– Ty – przyznała. – Aleja trwam przy swojej opinii. 
Ich  drugie  zbliŜenie  było  potyczką  przepełnioną  Ŝartami  i  śmiechem,  które 

ucichły  dopiero  pod  wpływem  jego  namiętnych  pocałunków.  I  juŜ  po  chwili 
tworzyli  unisono,  oboje  w  ekstazie,  która  mogła  zaistnieć  jedynie  wówczas,  gdy 
byli razem. 

JakŜe  uwielbiam  go  tak  dotykać,  myślała  później,  gdy  leŜeli  koło  siebie, 

trzymając się za ręce. Pragnęłabym być z nim juŜ na wieki. 

Nic jednak nie wskazywało na to, aby taka myśl i jemu przyszła do głowy. Nie 

wspomniał nawet, Ŝe ją kocha. Ona jednak teŜ nie zdradzała się do końca ze swymi 
uczuciami.  Jest pomiędzy nami  tyle nie  wyjaśnionych  spraw,  pomyślała. Na  razie 
wystarczy, Ŝe w ogóle mogę z nim być. 

– Chyba czas wstawać i powrócić do cywilizowanego świata – odezwał się Jay, 

przeciągając się z zadowoleniem. – Seks pobudza mój apetyt, moja droga Hattie. 

Weźmy  prysznic  i  potem  zejdziemy  na  dół.  Wprowadzę  cię  w  tajniki 

prawdziwej karolińskiej kuchni. 

Prysznic był nową przyjemnością. Jay z czułością mydlił jej piersi, plecy, uda, 

czyniąc  z  tego  jakby  rytuał.  Potem  nadeszła  jej  kolej.  Objęli  się  później,  a  woda 
spłukiwała  mydło  z  ich  ciał.  Hattie  czuła,  Ŝe  ogarniają  Ŝądza,  jakiej  nie 
doświadczyła nigdy przedtem. 

– Jeśli się zaraz nie wytrzemy, to nie sądzę, abyś miał szansę cokolwiek zjeść – 

stwierdziła. – Jeszcze chwila i nie ręczę za siebie. 

– Kochana dziewczyna. Z jednej strony czuję się, jakbym był twoim pierwszym 

kochankiem,  który  zadziwia  cię  czymś,  czym  jeszcze  moŜemy  się  dzielić,  a  z 
drugiej, jesteś taka kobieca, namiętna. 

background image

Wytarli  się  jednym  duŜym  ręcznikiem,  pokrywając  nawzajem  swe  ciała 

pocałunkami, jakby nie potrafili znieść myśli, Ŝe znów przyjdzie im się rozdzielić. 
Później Jay zawinął ją w swój szlafrok i przewiązał paskiem. 

– Nie musimy być oficjalni, prawda? Zostajesz tu przecieŜ na noc – powiedział 

z  uśmiechem.  Był  juŜ  prawie  zmierzch,  gdy  zeszli  po  krętych  schodach  na  dół. 
Wieczór  zapowiadał  się  piękny,  choć  zimny.  Jay  rozpalił  ogień  w  kominku,  po 
czym  przyrządził  swoją  własną  odmianę  klasycznej  tutejszej  potrawy:  szynkę  z 
czerwonym ryŜem. Następnie przygotował znakomicie wyglądającą sałatę z liśćmi 
szpinaku, czerwoną cebulą i cząstkami pomarańczy. 

Hattie, która siedziała przy stole, poczuła, Ŝe jest głodna. 
-Jesteś zdumiewająco dobrym kucharzem – zauwaŜyła kilka minut później. 
– Jak na kawalera, oczywiście. 
– Zgadza się. 
–  Gdy  jestem  w  mieście,  często  jadam  u  Patsy.  Zresztą  w  Charlestonie  jest 

mnóstwo dobrych restauracji. Ale przez sporą część tych moich trzydziestu ośmiu 
lat musiałem sam troszczyć się o siebie. Tylko raz sądziłem, Ŝe się oŜenię... 

–  Z  Lorelei  –  podpowiedziała,  zaciskając  usta.  Cały  jej  dobry  nastrój  prysnął. 

Jay ściągnął brwi. 

– Ciekaw jestem, czy to Paul o tym wspominał. Co ci powiedział? 
– Tylko to, Ŝe oŜenił się z kobietą, o którą ty zabiegałeś. 
– Niezupełnie tak było. – Jay wstał i zaczął zbierać talerze. – Lorelei jest bardzo 

atrakcyjna  i  rzeczywiście  dawno  temu  mieliśmy  .  romans.  Zaproponowałem  jej 
nawet małŜeństwo. Ale zanim się zainteresowała Paulem, zniknąłem ze sceny. 

Hattie  widziała,  Ŝe  Jay  nie  zamierza  powiedzieć  nic  więcej.  Nie  otrzymawszy 

wciąŜ  odpowiedzi  na  większość  pytań  dotyczących  Lorelei,  poszła  za  nim  do 
kuchni,  aby  pomóc  w  zmywaniu.  Wycierając  naczynia  i  odstawiając  je  do 
staromodnego kredensu mogła jedynie starać się nie myśleć o przygodzie Jaya. Nie 
potrafiła  jednak  zapomnieć,  Ŝe  określił  Lorelei  jako  „atrakcyjną”  i  Ŝe  uŜył  tego 
określenia  w  czasie  teraźniejszym.  Nie  mogę  się  spodziewać,  Ŝe  nagle  oślepnie, 
pomyślała. 

Oboje  byli niezwykle spokojni, gdy później,  siedząc  na  kanapie,  rozmawiali  o 

historii Shadows. 

–  Co  ocaliło  dom  przed  Shermanem  podczas  wojny  z  jankesami?  –  zapytała, 

pamiętając,  aby  uŜyć  określenia  właściwego  na  Południu.  –  Czy  pojawiła  się 
kolejna Elizabeth? 

–  Nie  –  uśmiechnął  się  i  Hattie  nagle  poczuła  się  znacznie  lepiej.  –  Ale  była 

background image

chytra  Alisha,  Ŝona  Brandona  Summerfielda.  Podobnie  jak  Elizabeth  była  jedyną 
straŜniczką  majątku,  gdy  Ŝołnierze  stanęli  u  bram.  Miała  juŜ  wtedy  opracowaną 
strategię.  Posłała  ku  nim  kilku  niewolników  w  łachmanach  i  z  Ŝółtymi  flagami. 
Wystarczyło, Ŝe powiedzieli tylko dwa słowa, a oficer z mety zawrócił konie. 

– Jak brzmiały te słowa? 
– śółta febra. 
Elizabeth i Alisha Summerfield, myślała później Hattie, gdy leŜeli juŜ w łóŜku. 

Dwie  kobiety,  które  uratowały  Shadows;  Elizabeth  udając,  Ŝe  się  go  wyrzeka, 
Alisha  stosując  mądry  plan.  Teraz  ja  jestem  tutaj  i  kocham  współczesnego 
właściciela  tej  posiadłości  całym  sercem.  Czy  będę  tą,  która  ostatecznie  odbierze 
Summerfieldom Shadows? 

 
Rano  Jay  musiał  pojechać  do  McClellanville  w  sprawach  słuŜbowych.  Hattie 

teŜ wstała i wypiła z nim kawę, po czym włoŜyła swoją koszulę w paski i bryczesy. 

– Zaczekaj na mnie, Hattie – poprosił, unosząc jednym palcem jej podbródek. – 

To nie potrwa długo. 

Masz tu przecieŜ wiele do zrobienia, bo wczoraj nie dałem ci dokończyć. 
Prośbę poparło głębokie spojrzenie brązowych oczu. Mój kochanek, pomyślała 

wspominając  słodkie  chwile.  Nie  potrafiła  mu  niczego  odmówić,  gdy  tak  na  nią 
patrzył. 

 – Dobrze – zgodziła się. – Będę gdzieś w pobliŜu Nie mogła jednak pracować. 

Przemierzała  pokoje,  oglądając  kolekcje  antyków.  Miała  niejasne  przeczucie,  Ŝe 
poznając  rzeczy,  które  tak  cenił,  moŜe  zbliŜyć  się  do  niego  jeszcze  bardziej.  Jej 
uwagę przykuł zwłaszcza sekretarzyk z drzewa róŜanego. Była pewna, Ŝe stoi tu od 
czasów  Aynsleya  i  Elizabeth.  Macocha  Hattie,  Marvette  Lawford,  sprawiła  sobie 
podobny przed kilku laty, niedługo po tym, jak razem z ojcem Hattie przenieśli się 
do  Londynu.  Ojciec  rozbawił  wszystkich,  odnajdując  w  nim  sekretny  schowek. 
Niestety okazał się pusty. 

Hattie delikatnie sprawdziła ozdobne obicie pomiędzy niewielkimi szufladkami, 

dokładnie  tak,  jak  zrobił  to  jej  ojciec.  Ze  zdumieniem  stwierdziła,  Ŝe  biurko  było 
bliźniaczym odpowiednikiem tego, które naleŜało do Marvette. Skrytka z trzaskiem 
otworzyła  się,  ukazując  oczom  Hattie  cienką,  rozpadającą  się  księgę,  pokrytą 
pleśnią.  Przyglądając  się  z  bliska,  Hattie  zdołała  odczytać  nazwisko  napisane 
ozdobnym,  pochyłym  charakterem  pisma.  Poczuła  lekki  dreszcz  podniecenia, gdy 
zrozumiała,  Ŝe  trzyma  w  ręku  jeden  z  dzienników  Elizabeth  Summerfield,  a 
dokładnie  jeden  z  tych,  które  pochodziły  z  okresu,  gdy  w  Shadows  przebywali 

background image

Anglicy i Francis Marion. 

Płonąc  z  chęci  przeczytania dziennika,  lecz równocześnie  nie chcąc  uszkodzić 

delikatnych  kartek,  Hattie  odłoŜyła  zeszyt  na  miejsce,  postanawiając  zaczekać  na 
Jaya. Resztę ranka spędziła włócząc się po ogrodach i słuchając śpiewu ptaków. O 
projekcie przebudowy, nad którym miała pracować, zapomniała zupełnie. 

Siedziała  właśnie  na  niskim  murku  koło  szpaleru  azalii,  gdy  usłyszała  warkot 

samochodu.  Chwilę  później  była  juŜ  przy  Jayu,  bez  tchu  opowiadając  mu,  co  się 
stało.  Podniecony  jeszcze  bardziej  niŜ  ona,  natychmiast  kazał  się  zaprowadzić  do 
skrytki. 

–  Nie  mogę  w  to  uwierzyć  –  powiedział,  ostroŜnie  wyjmując  pamiętnik.  – 

Dokonałaś  tego,  czego  ja  próbowałem  od  lat;  odnalazłaś  miejsce,  gdzie  Elizabeth 
ukrywała dziennik. Byłem pewien, Ŝe go zachowała. 

–  Nie  mogę  przypisywać  sobie  zasług  –  odpowiedziała.  –  Moja  macocha  ma 

identyczny sekretarzyk z taką samą skrytką. Zajrzałam do niej. 

Siadając  na  łóŜku  obok  Hattie,  Jay  delikatnie  przewrócił  kartki  dziennika. 

Zapisane  przez  Elizabeth  Summerfield  strony  były  gdzieniegdzie  nieczytelne, 
poniewaŜ atrament zdąŜył juŜ zblaknąc, a rogi kartek uległy zniszczeniu. Pamiętnik 
rzeczywiście pochodził z czasów wojny o niepodległość. 

Niebezpiecznie  jest  teraz  jeździć  do  miasta,  nawet  jeśli  wyruszamy  łodzią  – 

przeczytali  w  jednym  z  pierwszych  fragmentów.  –  Ale  nie  lubię  siedzieć  w  domu 
teraz, gdy Aynsleya nie ma. William zachorował na krup. Jestem pewna, Ŝe do jego 
pogarszającego się stanu przyczynia się złe powietrze dochodzące znad bagien. Jak 
mam  mu  pomóc  bez  lekarstw,  z  wyjątkiem  tych  niewystarczających  porcji 
przygotowywanych  przez  słuŜbę?  Wesłey  Ravenal  twierdzi,  Ŝe  Brytyjczycy  kierują 
się ku nam i spalą dom, jeśli odmówię im schronienia. 

Jay przerzucił kilka stron. 
– O, tu jest wzmianka o Marionie. 
Dziś  wieczorem  przybył  generał  Marion.  Było  bardzo  późno.  Jedynie  Bessie  i 

Tom  spostrzegli  jego  przybycie.  Oczywiście  od  razu  go  rozpoznali,  gdyŜ 
wielokrotnie gościł przy naszym stole w szczęśliwszych czasach. Nie
 pisną nikomu 
ani  słówka,  dopóki  im  nie  zezwolę.  Jest  tu  naturalnie  miłym  gościem,  mimo 
niebezpieczeństwa.  Natychmiast  zabrałam  go  do  naszej  sypialni,  gdzie  moŜe 
znaleźć bezpieczne schronienie. 

– Przyjęła go we własnym pokoju – odezwała się Hattie. – Nic dziwnego, Ŝe nie 

chciała, aby Aynsley ujrzał te zapiski. 

– Przeczytajmy wszystko, zanim ją osądzimy. 

background image

– I Jay dalej czytał na głos pamiętnik Elizabeth. 
Kiedy  został  juŜ  nakarmiony  i  opatrzono  rany,  jakie  odniósł  na  bagnach, 

opowiedział mi, co się teraz dzieje. Wesley Ravenalmiał rację. śołnierze brytyjscy 
wkrótce  wkroczą  w  nasze  progi.  Sam  generał  niewiele  ich  wyprzedził.  Odpocznie 
przez  noc  w  czystym,  suchym  łóŜku  i  będzie  musiał  wracać  do  swoich  oddziałów, 
przynosząc informacje o ruchach wojsk. 

Hattie  słuchała  zafascynowana,  jak  Elizabeth  spędziła  noc  na  krześle  przy 

oknie, czuwając nad snem dowódcy swego męŜa i recytując po cichu psalmy, aby 
nie zasnąć. W sypialni Williama, z drugiej strony domu, Tom – najbardziej zaufany 
słuŜący – pełnił podobną wartę. 

Rankiem  to,  czego  się  obawiała,  stało  się  nieuniknione.  Przybył  wysłannik  od 

Ravenala,  aby  ją  ostrzec.  Mieli  godzinę,  aby  przygotować  się  na  przyjęcie 
Ŝ

ołnierzy wroga. Las rozbrzmiewał juŜ ich głosami. 

Oświadczyłam,  Ŝe  zdołam  go  ukryć,  mimo  ich  obecności  –  Jay  czytał  dalej.  – 

Daliśmy  mu  ubranie  ekonoma,  przybrudziliśmy  twarz  i  dłonie,  aby  wyglądał  na 
osobę,  która  wraca  z  pracy  w  polu.  Wiedziałam  juŜ,  co  powinnam  zrobić,  aby 
uratować  generała  Mariona  i  Shadows.  Musiałam  przyjąć  Brytyjczyków  z 
otwartymi  ramionami,  udając,  Ŝe  moje  sympatie  leŜą  po  ich
  stronie.  Bessie 
przyniosła  wodę.  perfumy i jedwabną suknię, w  której po  raz  ostatni  tańczyłam w 
ramionach mego drogiego męŜa. 

Gdy  brytyjski  dowódca  zaŜądał  natychmiastowego  poddania  się  Shadows, 

Elizabeth  oczekiwała  go  przy  stole  zastawionym  najlepszym  srebrem,  jakby  w 
ogóle  nie  brała  pod  uwagę  moŜliwości  zniszczeń  czy  kradzieŜy  kosztowności. 
Fortel się udał. Marion uciekł tej nocy pod pretekstem, Ŝe musi w mieście zdobyć 
leki  dla  Williama.  Oczywiście  wysłano  razem  z  nim  brytyjskiego  Ŝołnierza.  I 
oczywiście Ŝaden z nich juŜ nie powrócił. 

Jay przerwał czytanie i spojrzał na Hattie. 
– Rozumiesz, co to znaczy? – spytał. – Bagienny Lis był gościem tutaj podczas 

pobytu  Anglików.  Ale  Elizabeth  nie  miała  z  nim  romansu.  Co  za  głupiec  z  tego 
Aynsleya, Ŝe nie wierzył ani jej, ani swojemu przyjacielowi. Z takim dowodem nie 
ma wątpliwości, Ŝe ona „poddała” Shadows z konieczności – aby ocalić dowódcę 
męŜa i dom, a nie, aby ochronić kochanka. 

Tego  popołudnia  Jay  i  Hattie  nie  przygotowali  Ŝadnego  porządnego  posiłku, 

zrobili  tylko  kanapki  i  otworzyli  dwie  puszki  piwa.  Siedzieli  na  łóŜku,  chłonąc 
kolejne  strony  dziennika.  Kiedy  skończyli,  był  juŜ  wieczór.  Jay  zamknął  zeszyt  i 
zwrócił się ku niej: 

background image

– Dziękuję, Ŝe to znalazłaś. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. 
– Cieszę się, Ŝe mogłam ci pomóc. 
Patrzył na nią przez chwilę nieodgadnionym wzrokiem. 
– Hattie? – W jego głosie zabrzmiała znajoma nuta. 
– Tak, kochanie? 
–  Mam  ochotę  na  coś  bardziej  szalonego  niŜ  nasz  taniec  wtedy,  pierwszego 

dnia, w wielkim holu. 

– O co ci chodzi? – Uwielbiała jego szaleństwa i ufała mu teraz bezgranicznie. 
–  Chcę  zabrać  narzutę  z  szezlongu,  który  stoi  na  tarasie,  aby  móc  się  z  tobą 

kochać w sypialni Elizabeth i Aynsleya. Chcę zatrzeć chłód, jaki zapanował w ich 
stosunkach  po  tylu  latach  szczęścia.  Ale  nie  chcę,  Ŝebyś  raniła  plecy  o  twardą 
podłogę. 

  

background image

Rozdział 8 

 
Nie odpowiedziała od razu, a on połoŜył obie ręce na jej ramionach. 
– Pozwolisz mi, kochanie? – zapytał. – Czy masz dość moich ekscentrycznych 

pomysłów? 

Hattie znów pomyślała, jak bardzo go kocha. 
– Myślałam, Ŝe do tej pory juŜ zrozumiałeś. Powinieneś wiedzieć, Ŝe wszędzie 

z tobą pójdę. 

Objął  ją  i  poprowadził  na  taras,  aby  zabrać  narzutę.  MoŜe  on  nie  zdaje  sobie 

sprawy, Ŝe ja rozumiem, pomyślała Hattie. Choć wydaje się to pozbawione sensu, 
to  jednak  przypominamy  oboje  Elizabeth  i  Aynsleya  Summerfieldow.  DlaczegóŜ 
by nasza miłość nie miała zmazać ich smutnej historii? 

Chwilę później weszli do domu. Jay poprowadził ją po mahoniowych schodach 

dokładnie  tak,  jak  wyobraŜała  sobie,  Ŝe  Aynsley  prowadził  zapewne  dawno  temu 
swą  młodą  Ŝonę.  Gdy  ułoŜyli  prowizoryczne  posłanie,  Jay  powoli  rozebrał  ją, 
szepcząc słowa zachwytu. 

Po  chwili  ona  rozpinała  guziki  jego  koszuli,  pasek  i  zamek  w  spodniach.  Nie 

miał nic pod spodem, a jego ciało było juŜ rozbudzone i gotowe do miłości. Hattie 
bez namysłu uklękła, okrywając pieszczotami płaski brzuch i wąskie uda. 

Jay stał z zamkniętymi oczami, kołysząc się lekko i głaskał jej włosy i ramiona. 
– Hattie, Hattie, przywodzisz mnie do szaleństwa – wyszeptał, osuwając się w 

końcu na kolana i biorąc ją w objęcia. – To ja powinienem przed tobą klękać. 

Nie wiedzieli, jak piękni są razem. Jej doskonale gładkie, krągłe ciało złączone 

z  umięśnionym  ciałem  Jaya  wyglądało  niczym  rzeźba,  a  brązowa  główka, 
pochylając się ku jego przedwcześnie posiwiałym włosom, zdawała się przywracać 
mu  młodość,  którą  wydawałoby  się  –  utracił.  Hattie  czuła  jego  wargi  na  swych 
ustach i zmysłowe ręce, pod którymi jej ciało płonęło. 

Gdy  posiadł  ją  w  pustym,  zakurzonym  pokoju,  miała  wraŜenie,  Ŝe  przeŜywa 

coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyła, nawet w jego ramionach. 

Jay,  myślała  nieskładnie,  tuląc  się  do  niego,  teraz  jesteś  cały  mój.  W  pewien 

sposób,  w  tej  starej  posiadłości  i  w  ramionach  Jaya  odnalazła  dom  i 
bezpieczeństwo,  którego  nie  miała  w  dzieciństwie,  tułając  się  od  jednej  bazy 
wojskowej do drugiej. 

Od początku oboje teŜ czuli, Ŝe łączy ich więcej niŜ poŜądanie, a sprawiało to 

podobieństwo do historycznej pary, która Ŝyła w tych murach. Kochałam Jaya i ten 

background image

dom, nawet zanim dowiedziałam się, Ŝe istnieją, myślała. Myśli te kłębiły się w jej 
głowie, ale nie potrafiła ich uporządkować. W tym momencie pragnęła jedynie być 
z  nim,  czuć  go  w  sobie  i  nie  pamiętać  o  niczym  innym.  Później  leŜąc  przy  nim 
myślała sennie, Ŝe musi zrezygnować z projektu. On wygra, powiedziała sobie. A 
ja razem z nim. 

Rano, po kolejnej nocy spędzonej w ramionach Jaya, sprawy nie wydawały się 

juŜ  tak  proste.  Hattie  musiała  sobie  jasno  uświadomić,  Ŝe  jeśli  zrezygnuje,  to  nie 
będzie  miała  Ŝadnego  wytłumaczenia,  aby  tu  pozostać.  Jay  przecieŜ  nie  wymówił 
słowa „kocham”, które mogłoby uczynić ich związek trwalszym. 

Ciągle  nie  wiem,  na  czym  polegają  nasze  stosunki,  doszła  do  wniosku, 

wkładając pomięte juŜ bryczesy i jedną z niebieskich roboczych koszul Jaya. 

Poprzedniego wieczoru, patrząc, jak nalewa wino i smaŜy steki, poczuła nagle, 

Ŝ

e  łącząca  ich  więź  nabrała  domowego  charakteru.  Nie  zapomni  tak  szybko 

głębokiego, cichego głosu mówiącego jej półserio, Ŝe nie odprawili egzorcyzmów 
nad duchami, a jedynie ułoŜyli je do snu. 

Ale  nawet  gdyby  tego  ranka  Jay  poprosił  ją,  aby  zrezygnowała  z  projektu, 

pozostawała wciąŜ sprawa odpowiedzialności w stosunku do Charleya. 

Od pięciu lat, czyli od kiedy zmarła jej matka, a ojciec wycofał się ze słuŜby w 

marynarce,  oŜenił  z  Marvette  i  osiadł  z  Ŝoną  w  Londynie,  zrzędliwy  marzyciel  o 
miękkim  sercu,  który  przewodniczył  Resorts  America,  stał  się  dla  niej  niemal 
jednym z rodziców. 

Muszę się nad wszystkim zastanowić, myślała schodząc po schodach i całując 

Jaya na poŜegnanie, po czym wsiadła do samochodu i ruszyła w stronę miasta. Tak 
wiele  zawdzięczam  Charleyowi.  A  zresztą  co  powiedziałby  Jay,  gdybym, 
wypatrując  szczęścia,  nie  dotrzymała  zobowiązań?  Chciałabym,  Ŝeby  Jay  sam 
zrezygnował z naszych usług, pomyślała spoglądając w tylne lusterko i widząc za 
sobą jego samochód. A potem poprosił, abym z nim została. 

Sytuacja nie dawała jej spokoju przez cały następny tydzień, gdy wraz z Paulem 

i  kreślarzem  wykańczała  projekt.  Równocześnie  jednak  nie  przestawała  szukać 
sposobu, aby ocalić stary dom przed jakąkolwiek przebudową. Nie wydawało się to 
jednak  moŜliwe.  Ta  piękna  ziemia  i  historyczne  miejsce  zainteresowałyby  moŜe 
innego  przedsiębiorcę,  ale  Charley  nie  zamierzał  zrezygnować  z  tak  unikalnego 
obiektu.  Bezcenny,  osiemnastowieczny  dom  stanowił  dla  niego  prawdziwy  skarb. 
Chciał,  aby  stał  się  on  centralnym  obiektem  w  kompleksie,  który  rozsławiłby 
Resorts America, przynosząc liczne nagrody. 

Niechętnie  doszła  do  wniosku,  Ŝe  najlepsze,  co  mogła  zrobić,  to  zachować 

background image

część  Shadows  dla  Jaya,  niewielką  część  w  pobliŜu  starego  domu  i  z  dala  od 
nowego  kompleksu.  Nie  chodziło  o  luksusowe  wnętrza,  które  planowała,  lecz  o 
miejsce,  gdzie  czułby  się  swobodnie  i  które  mógłby  nazwać  domem.  Pragnęła 
zachować ten akr ziemi, na którym stał młyn wraz z dostępem do wszystkich części 
posiadłości, w tym stajni. 

Zdawała sobie jednak sprawę, Ŝe taki kompromis nie wystarczy. Jay nigdy się 

na  to  nie  zgodzi,  myślała,  siedząc  przy  desce  kreślarskiej  w  pracowni  Paula. 
KaŜdego  dnia  widziałby  przez  okno  swego  pokoju,  co  stracił.  Jak  go  znam,  to 
pewnie wolałby na zawsze stąd odejść. 

W czasie pracy nad projektem, Hattie rzadko widywała się z Jayem. Zajęty był 

interesami.  A  kiedy  juŜ  spotkali  się  na  plantacji  albo  na  jego  trzecim  piętrze  w 
domu  Sulky,  nigdy  nie  rozmawiali  o  jej  pracy.  Jednak  sprawa  ta,  choć  pomijana 
milczeniem,  kładła  się  cieniem  na  ich  stosunkach.  I chociaŜ kochali  się  z tą  samą 
Ŝą

dzą, jak za pierwszym razem, to jednak coś się między nimi zmieniło. 

W  końcu  prace  wstępne  zostały  ukończone,  a  kopia  projektu  przesłana 

ekspresem  do  Charleya.  Gdy  nadeszła  jego  aprobata,  Paul  nalegał,  aby  uczcić  to 
lampką wina. 

–  Szampan  poleje  się  wówczas,  gdy  ruszymy  z  budową  –  powiedział  śmiejąc 

się. 

– Nie sądzisz chyba, Ŝe Surnmerfieldowie to zaakceptują? 
Jego zapał jednak nie osłabł. 
–  MoŜe  nie  tak  od  razu  –  przyznał.  –  Ale  uwaŜam,  Ŝe  długofalowe  plany  są 

dobre. Wywarłaś znakomite wraŜenie na Sulky, której ani trochę nie przeszkadzają 
romantyczne  historie  pod  jej  dachem.  Ona  ma  duŜy  wpływ  na  Jaya.  Czy 
wspominałem, Ŝe wydaje w piątek rodzinną kolację połączoną z naszym pokazem? 

Hattie siedziała zła z powodu tej zbyt wyraźnej aluzji do stosunków łączących 

ją z Jayem. 

– Nie, nie wspominałeś – odcięła się, lekko zirytowana. – I jestem przekonana, 

Ŝ

e przyjazne uczucia, jakimi, twoim zdaniem, Sulky mnie darzy, nie wpłyną na jej 

decyzję. 

Zdenerwowanie  Hattie  rosło  wraz  ze  zbliŜającym  się  pokazem.  Momentalnie 

schudła i kiedy w piątkowy wieczór zeszła na proszoną kolację do jadalni, pasek u 
jej  dwuczęściowej  jedwabnej  sukienki  w  kolorze  kości  słoniowej  był  nieco  za 
luźny.  Ale  nie  pomyliła  się;  w  Charlestonie  „rodzinny  obiad”  wymagał 
niedzielnego rynsztunku. 

Jay  juŜ  był.  Rozmawiał  właśnie  z  Mariah,  stojąc  przy  wspaniałym  starym 

background image

kredensie. Dziewczyna miała na sobie miękką, Ŝółtą sukienkę, która podkreślała jej 
młodość  i  dodawała  zmysłowości.  A  Jay,  Jay  chyba  nigdy  nie  wyglądał  tak 
elegancko  jak  dziś,  pomyślała.  Popielaty  garnitur  zdawał  się  być  szyty  na  miarę. 
Ś

nieŜnobiała koszula podkreślała opaleniznę i siwiejące, czarne włosy. 

– Nie usłyszę miłej odpowiedzi? – Piwne oczy patrzyły na nią z rozbawieniem. 
– Przepraszam, ale zamyśliłam się. 
Mariah roześmiała się. 
– On ci właśnie powiedział, Ŝe ślicznie wyglądasz. 
Na twoim miejscu na pewno bym to usłyszała. 
Do  jadalni  powoli  schodzili  się  goście;  sędzia  Plemmons,  Paul  i  Lorelei  w 

szarej  sukience  podkreślającej  świetną  figurę.  Sulky  witała  się  z  kaŜdym  i 
zapraszała  do  zajęcia  miejsca  przy  rodzinnym  stole.  Mimo  dodających  otuchy 
uwag Mariah i podziwu ze strony Jaya, Hattie czuła rosnące zdenerwowanie. Czuła 
teŜ  na  sobie  wzrok  Lorelei.  Bez  wątpienia  zimna  blond  piękność  rozwaŜała,  ile 
upłynie  czasu,  zanim  Jay  ją  rzuci,  gdy  juŜ  cała  ta  szopka  ze  sprzedaŜą  Shadows 
odegrana zostanie do końca. 

No  cóŜ,  ja  teŜ  się  nad  tym  zastanawiam,  pomyślała  napotykając  jego  ogniste 

spojrzenie. On wciąŜ mnie pragnie i nie robi z tego tajemnicy. Kiedy skończymy z 
wykresami  i  projektami,  pewnie  po  prostu  prześpi  się  ze  mną  jeszcze  parę  razy, 
zanim będę musiała odejść. 

Zdała  sobie  sprawę,  Ŝe  sama  wciąŜ  jeszcze  nie  podjęła  decyzji,  tak  jak  mu  to 

obiecała.  Mam  nadzieję,  Ŝe  nie  poruszy  tego  tematu  dziś  wieczorem,  pomyślała. 
Nie wiem, co bym mu odpowiedziała. 

W  końcu  posiłek  został  zakończony.  Hattie  wzięła  się  w  garść  i  starała  się 

zachowywać  swobodnie,  gdy  w  salonie  pomagała  Paulowi  ustawiać  projektor  do 
slajdów i stojak do wykresów. Nie patrzyła na Jaya, który zaciągnął kotary i zajął 
miejsce obok Lorelei. Wyciągnął nogi i zapalił papierosa. 

Mariah,  która  z  pewnością  wolałaby  zająć  miejsce  swej  szwagierki,  usiadła 

obok Sulky. 

– W porządku. – Paul zgasił światło. – MoŜemy zaczynać. 
Zaczęli  od  slajdów  przygotowanych  przez  jednego  ze  współpracowników 

Paula.  Pokazywali  posiadłość  taką,  jaka  jest  w  tej  chwili  i  omawiali  propozycje 
lokalizacji nowych budynków. Sporządzono równieŜ zdjęcia z lotu ptaka, więc i te 
zostały pokazane. 

Hattie,  która  dokonywała  objaśnień  czystym,  spokojnym  głosem,  nie  potrafiła 

wyczuć  Ŝadnej  reakcji  u  widzów.  Czuła  jedynie  grzeczne  zainteresowanie  i 

background image

rozluźnienie, jakby nikt z nich tak naprawdę nie wierzył, Ŝe jej propozycje naleŜy 
traktować serio. 

No cóŜ, muszę uzupełnić moje wystąpienie, pomyślała. W końcu prezentujemy 

doskonały projekt, z którego mamy prawo być dumni. Powinni o tym wiedzieć, a 
potem będzie co Bóg da. Zaczęła więc przedstawiać dodatkowe slajdy, które sama 
przygotowała, aby zilustrować problemy związane z remontem starego domu. 

Później  Paul  zapalił  światło  i  Hattie  zaczęła  mówić  o  wykorzystaniu  ziemi,  a 

takŜe  o  sprawach  prawnych.  Pokazywała  kolejne  kartony,  sucho  je  omawiając. 
Następnie  poruszyła  sprawy  finansowe,  zwłaszcza  dotyczące  renowacji  starej 
rezydencji.  Odniosła  wraŜenie,  Ŝe  Jay  wzdraga  się,  słuchając  jej,  chociaŜ  nie 
odezwał  się  ani  słowem.  Przepraszam,  kochanie,  pomyślała.  Ale  musisz  temu 
stawić czoło, jeśli zdecydujesz się nieść sam ten cięŜar. 

Bez  przerwy  na  komentarze,  nakreśliła  ofertę  swej  firmy  dotyczącą  zakupu 

prawa własności. Podała warunki finansowe i zaproponowała metody płatności, po 
czym  przedstawiła  plan  prywatnych  części  zarezerwowanych  dla  wszystkich 
członków rodziny. 

Pokaz był zakończony, z wyjątkiem krótkiego wystąpienia Paula i odpowiedzi 

na pytania. 

Paul,  będąc  najwyraźniej  d  obrej  myśli,  w  przeciwieństwie  do  Hattie,  krótko 

podsumował załoŜenia projektu. 

–  Jeśli  się  na  to  zdecydujecie,  Shadows  nie  będzie  stracone  dla  rodziny  – 

zakończył. – Wręcz przeciwnie. 

Szczerze wierzę, Ŝe to, co proponujemy, to jedyny sposób, aby je ocalić. 
Pytań  nie  zadano  wiele.  Większość  postawił  sędzia  Plemmons,  który 

reprezentował  interesy  Sulky.  Kilka  innych  zadały  sama  Sulky  i  Lorelei.  Mariah 
nieśmiało poprosiła o wyjaśnienie kilku punktów, których dobrze nie zrozumiała. 

Jay, nastawiony najbardziej krytycznie, prawie się nie odzywał. W oszczędnych 

słowach  pogratulował  Hattie  i  Paulowi  dobrze  wykonanej  pracy  i  staranności 
projektu. Najwyraźniej starał się patrzeć na ich pracę bez emocji. 

–  Mam  nadzieję,  Ŝe  mi  wybaczycie  –  powiedział  w  końcu  wstając  i  rzucając 

okiem  na  zegarek  –  ale  niestety  muszę  wcześniej  wyjść.  Jak  wiecie,  jutro  ma  się 
odbyć  mecz  polo.  Obiecałem  druŜynie,  Ŝe  spotkamy  się  w  tawernie,  aby  omówić 
strategię. – A poniewaŜ wszyscy mu się przyglądali, dodał po chwili milczenia: 

 – Zastanowię się nad projektem przez weekend i dam wam odpowiedź. 
Jay  niejako  dał  znak  do  zakończenia  narady.  Hattie  zrozumiała,  Ŝe  tego 

wieczoru pokaz nie doczeka się podsumowania. 

background image

JuŜ przy drzwiach, Jay odciągnął ją na stronę. 
–  Nie  zapomnij,  Ŝe  obiecałaś  przemyśleć  swoje  stanowisko  –  przypomniał, 

zaciskając dłoń na jej ramieniu. 

Jay wyszedł. O nic nie zapytał, pomyślała. Tak jak sądziłam, juŜ podjął decyzję. 

Zdawała  sobie  sprawę,  Ŝe  wszyscy  słyszeli  wypowiedziane  do  niej  słowa,  bo 
poczęli wymieniać zdziwione spojrzenia. 

Nie  miała  jednak  zamiaru  wyjaśniać  zasad  ich  prywatnej  umowy.  Pomagając 

Paulowi  zebrać  wykresy  i  slajdy,  wspominała  gorące  noce,  jakie  spędziła  w 
ramionach Jaya. Nie chcę, aby te noce kiedykolwiek się skończyły, pomyślała. 

Paul  i  Lorelei  wyszli  w  końcu  odprowadzani  przez  Mariah,  która  wyraziła 

Hattie  gorący  podziw  dla  pracy,  jaką  wykonała.  Potem  przeprosiła  ją,  Ŝe  musi 
wyjść, ale umówiła się na spacer z przyjacielem. 

Sulky poklepała Hattie po ramieniu. 
–  Ten  pokaz  robi  wraŜenie,  młoda  damo  –  powiedziała.  –  Naturalnie  mam 

zamiar  omówić  sprawę  z  moim  sędzią,  z  tym,  Ŝe  nieco  później,  bo  na  razie 
zamierzamy obejrzeć pewien film. A tobie radzę teraz przebrać się i odpocząć. 

Ta propozycja brzmiała rzeczywiście kusząco. Hattie wróciła do swego pokoju, 

włoŜyła  spodnie,  po  czym  boso  zeszła  do  ogrodu,  ciesząc  się  piękną,  księŜycową 
nocą. Siedziała wciąŜ w zamyśleniu na stopniach werandy, gdy Mariah powróciła 
ze spaceru z młodym człowiekiem, którego przedstawiła jako Pete’a Carrolla. 

Hattie  taktownie  odwróciła  głowę,  gdy  Pete  i  Mariah  pocałowali  się  na 

dobranoc  przy  furtce.  O  ile  mogła  się  zorientować,  nowy  przyjaciel  Mariah  był 
obiecującym następcą poprzedniego konkurenta. 

– Pete i ja chodziliśmy ze sobą, zanim Brad wyjechał do Clemson we wrześniu 

–  wyjaśniła  dziewczyna  kilka  minut  później,  siadając  na  stopniach  schodów  koło 
Hattie. 

–  Jest  przystojny  i  wygląda  sympatycznie.  –  Hattie  nie  bardzo  wiedziała,  co 

powiedzieć. 

– To prawda – Mariah z aprobatą skinęła głową. 
–  Pamiętasz,  jak  spytałaś,  czy  myślę  o  Bradzie,  a  ja  odpowiedziałam:  „Nie,  o 

kimś znacznie sympatyczniejszym”. Chodziło mi o Pete’a. 

Rozmawiały jeszcze przez chwilę i Hattie odniosła wraŜenie, Ŝe Mariah wciąŜ 

nęka jakiś problem. Była spięta i roztargniona. 

– Chyba juŜ pójdę do łóŜka – Mariah odezwała się w końcu. Zwlekała jednak, 

najwyraźniej będąc myślami gdzie indziej. – Wybierasz się jutro na mecz? 

– spytała tłumiąc ziewanie. – Sądzę, Ŝe Jay chciałby, abyś go obejrzała. 

background image

–  Nie  wiem  jeszcze.  Rozmawialiśmy  o  tym.  Ale  po  dzisiejszym  wieczorze... 

moŜe wolałby, abym nie przychodziła. 

–  Och,  nie!  To  zupełnie  nie  tak.  Jay  cię  kocha  –  wyrwało  się  Mariah  i  zaraz 

potem dziewczyna zaczerwieniła się. 

–  Przepraszam.  Wiem,  Ŝe  to  nie  moja  sprawa.  Jeśli  zdecydujesz  się  pójść,  czy 

mogłabym wybrać się z tobą? 

Muszę się gdzieś wyrwać, aby przemyśleć pewne sprawy. 
 
O pierwszej po południu następnego dnia Hattie zaparkowała swego mustanga 

przy  boisku  do  gry  w  polo  w  Boone  Hall.  Nigdy  jeszcze  nie  widziała  Mariah  tak 
rozentuzjazmowanej. 

– Chodźmy – schwyciła Hattie za rękę. – Chodźmy zobaczyć konie. 
–  Dobrze.  –  Hattie  niechętnie  podąŜyła  za  swoją  towarzyszką  ku  odległemu 

krańcowi pola. 

–  Jay,  we  wspaniałych  butach,  szmaragdowej  koszuli  i  wąskich  białych 

spodniach, natychmiast do nich podszedł. Jego oczy w świetle słońca wydawały się 
bardziej bursztynowe niŜ brązowe. 

–  Dziękuję,  Ŝe  przyjechałaś,  Hattie  –  powiedział  z  tym  swoim  lekkim 

południowym akcentem, który tak bardzo jej się podobał. – I za przyprowadzenie 
Mariah. Ona mi przynosi szczęście. 

Był  jednak  zbyt  podniecony  zbliŜającą  się  grą,  aby  dłuŜej  z  nimi  rozmawiać. 

Zamiast  tego  poprosił  je  obie  o  pomoc;  Mariah  do  ujeŜdŜania  jednego  z  koni, 
Hattie, aby przytrzymała i uspokajała innego, którego trzeba było jeszcze podkuć. 

Wszędzie dokoła rozmawiano na temat polo, plotkowano, który koń ma wady i 

o zastępstwie na pozycji oznaczonej numerem trzecim w druŜynie przeciwnika. 

Hattie  wiedziała,  Ŝe  Jay  gra  z  numerem  trzecim  w  teamie  charlestońskim.  To 

była  najwaŜniejsza  pozycja,  wymagająca  największej  odpowiedzialności, 
ogromnych  umiejętności  i  przezorności.  Hattie,  która  uczestniczyła  w 
przygotowaniach, porwał  w  końcu  Ŝywioł  i  urok tej  gry.  Twarz  jej płonęła,  kiedy 
Jay zbliŜył się ku niej na lśniącym kasztanie. Miał teraz na głowie kask, a w ręku 
drewniany młotek i bat. Nagle pochylił się ku niej z siodła. 

–  Pocałuj  mnie  na  szczęście,  kochanie.  –  I  nie  czekając  na  odpowiedź  musnął 

wargami jej usta. 

Uśmiechając  się  promiennie,  Hattie  pomachała  mu  ręką.  Usiłowała  nie 

rozglądać  się  dokoła,  aby  nie  widzieć  zaciekawionych  spojrzeń.  To  była 
najbardziej  spektakularna  oznaka  uczucia,  na  jaką  się  kiedykolwiek  zdobył  i 

background image

chciała  myśleć  jedynie  o  tym.  Ale  nie  tutaj,  nie  teraz,  gdy  zawodnicy  właśnie 
czekali na prezentację i gra miała się zaraz rozpocząć. 

 

background image

Rozdział 9 

 
Hattie podniosła do oczu poŜyczoną od Sulky lornetkę akurat w chwili, gdy Jay 

wjeŜdŜał na boisko. 

–  Numer  trzeci  z  Charlestonu,  Jay  Summerfield  z  Summerfield  Shadows  – 

ogłoszono. 

Hattie  wiedziała,  Ŝe  jej  uczucia  dla  Jay  a  nie  stanowią  tajemnicy,  oczy  jej 

płonęły, gdy na niego patrzyła. Zanim opuścił kask, zdołała uchwycić jego uśmiech 
i wiedziała, jak bardzo Jay cieszy się na nadchodzącą walkę. Obrócił się w siodle, 
aby powitać czwartego zawodnika, który właśnie wjeŜdŜał na boisko. 

– Chodź, usiądziemy na samochodzie – powiedziała Mariah. – Stamtąd będzie 

lepiej widać. 

Zanim  dotarły  do  mustanga,  obie  druŜyny  zdąŜyły  juŜ  ustawić  się  w  dwóch 

rzędach  naprzeciwko  siebie.  Sędzia  wrzucił  piłkę  z  autu.  Rozległ  się  stukot 
drewnianych  młotków  i  rozpoczął  się  pierwszy  mecz  w  polo,  jaki  Hattie 
kiedykolwiek  widziała.  Równo  przed  chwilą  ustawieni  zawodnicy  ruszyli 
gwałtownie, w szaleńczym, zapierającym dech w piersiach pędzie. 

Kilka  dni  wcześniej  Hattie  spytała  Jaya  o  reguły  gry,  ale  teraz  musiała 

zrezygować ze śledzenia wzrokiem piłki i po prostu obserwowała przebieg akcji. 

Ze zdziwieniem stwierdziła, Ŝe polo jest raczej cichą grą; słychać było jedynie 

tętent  koni,  szybkie  uderzenia  młotkiem  o  piłkę  i  czasem  krzyk  któregoś  z 
zawódników: „zostaw!”, „naprzód!”. Czasem teŜ dolatywało jej uszu przekleństwo, 
gdy  popełniono  błąd  albo  chybiono.  Spostrzegła,  Ŝe  siłą  motoryczną  tej  gry  jest 
kontrolowana  agresja,  a  takŜe  chęć  ryzyka.  Stopniowo  docierało  do  niej,  Ŝe 
strategia i umiejętność szybkiego przemyślenia sytuacji odgrywały tu niemałą rolę. 
Twierdzenie  Jaya,  Ŝe  polo  to  „szachy  grane  z  prędkością  sześćdziesięciu 
kilometrów na godzinę” uznała teraz za niezwykle trafne. 

Mniej więcej w połowie pierwszej części meczu druŜyna charlestońska zdobyła 

pierwsze  punkty  po  podaniu  piłki  przez  Jaya  i  świetnym  przejęciu  przez  brata 
Lorelei, Buzza Phillipsa, który grał rozstawiony z numerem pierwszym. 

Szmer aprobaty rozszedł się wśród publiczności, a Hattie ujrzała, Ŝe Jay śmieje 

się i poklepuje jednego z przyjaciół po ramieniu. 

Gdy po chwili gra została podjęta, strzał jednego z przeciwników posłał piłkę w 

stronę,  gdzie  siedziały  Hattie  i  Mariah.  Wszystkich  ośmiu  graczy  ruszyło  do 
przodu.  Hattie  teraz  dopiero  mogła  z  bliska  przyjrzeć  się  koniom.  Jay  opowiadał 

background image

jej,  Ŝe  prawdziwe  pony  tak  samo  pragną  walki  jak  ich  panowie  i  Ŝe  psychika 
zwierząt moŜe dodać sił, albo załamać jeźdźca. Jeździec i koń stanowią jedność. 

Obserwując  ich  teraz,  Hattie  lepiej  rozumiała  te  słowa.  Oni  są  jak  centaury, 

pomyślała nagle, uderzona podobieństwem sportowców do tych legendarnych istot. 
Jay  przywodził  jej  na  myśl  boga  w  siodle,  kiedy  nieomylnie  prowadził  konia 
poprzez plątaninę kopyt i młotków. 

–  Jest  wspaniały,  prawda?  –  spytała  Mariah,  która  przyglądała  jej  się  od 

dłuŜszej chwili. 

– Jay? – Hattie uśmiechnęła się. – Oczywiście, Ŝe jest. 
Do przerwy team charlestoński prowadził cztery do trzech, ale Hattie juŜ się nie 

uśmiechała.  W  tłumie  otaczającym  jeźdźców  dostrzegła  Lorelei.  Przez  lornetkę 
ujrzała, jak bratowa zbliŜa się do Jaya i podaje mu termos. 

– Chcesz tam pójść? – Mariah podąŜyła za jej wzrokiem. 
– Umieram z głodu. – Hattie uścisnęła jej rękę. – Chodźmy raczej na hot doga. 

Ja stawiam. 

Aby  zjeść,  musiały  udać  się  w  przeciwległy  koniec  boiska.  Później  dołączyły 

do grupy widzów porządkujących teren w czasie przerwy. 

Resztę  gry  Hattie  obserwowała  jak  przez  mgłę.  I  chociaŜ  postanowiła  się  nie 

martwić,  to  jednak  wspomnienie  Jaya  przyjmującego  termos  od  Lorelei  sprawiło, 
Ŝ

e  czuła  się  strasznie  nieszczęśliwa.  Jej  zwykła  wiara  w  siebie  została  powaŜnie 

zachwiana.  Zdawała  teŜ  sobie  sprawę,  Ŝe  trudno  jest  na  dłuŜszą  metę  Ŝyć  tak  jak 
ona; z głębokiej euforii popadać w czarną rozpacz. Nie dała jednak po sobie poznać 
targających  nią  emocji,  gdy  po  zakończonej  grze  obie  z  Mariah  wmieszały  się  w 
tłum  radujący  się  ze  zwycięstwa  Charlestonu.  Kiedy  znalazła  się  dostatecznie 
blisko Jaya, pogratulowała mu cicho, a on porwał ją w objęcia. 

Kiedy po chwili rozdzieliła ich fala ludzi, Mariah zaproponowała, aby pójść do 

koni,  którym  trzeba  było  pomóc  w  drodze  do  stajni.  Hattie  zdołała  jeszcze  kątem 
oka  dostrzec  Ŝółty  sportowy  strój  Lorelei,  oddalającej  się  wąską  dróŜką  w  stronę 
rezydencji Boone Hall. 

Kilka minut później Jay wydostał się z ciŜby sympatyków i znienacka zacisnął 

rękę na jej ramieniu. 

–  Czy dasz  się  namówić  na  spotkanie  ze mną  wieczorem  w  klubie?  – zapytał, 

mrugając  jednocześnie  do  Mariah.  –  Świętowanie  zwycięstwa  zaczynamy  o 
siódmej.  Przyprowadź  tę  młodą  damę  i  Pete’a  teŜ,  jeśli  wyrazi  chęć.  A  jeszcze 
lepiej, niech oni ciebie przyprowadzą. W ten sposób będę mógł cię odwieźć. 

– Dobrze – odpowiedziała. 

background image

Spocony,  brudny  i  bardzo  z  siebie  zadowolony,  był  najpiękniejszym 

męŜczyzną, jakiego znała. Jay, pomyślała, nie zasługuję na ciebie. I cieszę się, Ŝe 
nie zawsze potrafisz czytać w mych myślach. 

 
Nie  kochali  się  juŜ  od  kilku  dni  i  Hattie  tęskniła  za  nim,  gdy  tego  wieczoru 

szykowała się do wyjścia. Próbowała zmienić fryzurę i nie mogła zdecydować się, 
w co się ubrać. Mariah uprzedziła ją, Ŝe spotkanie w klubie w sobotni wieczór ma 
charakter oficjalny. W końcu upięła włosy, pozostawiając kilka luźnych kosmyków 
wokół twarzy. WłoŜyła długą białą suknię z dŜerseju i naszyjnik opadający prawie 
do talii. Nie wiem, czy to nie zbyt odwaŜny strój, pomyślała. Suknia przylegała do 
bioder i podkreślała linię ciała. W tej chwili Mariah zastukała do drzwi i weszła w 
króciutkiej róŜowej sukience odsłaniającej zgrabne nogi. 

– Hej! – W jej głosie brzmiał podziw. – Jeśli Jay cię w tym zobaczy, nie będzie 

w stanie ci się oprzeć. 

Widział  mnie,  kiedy  miałam  na  sobie  znacznie  mniej,  pomyślała  Hattie, 

uśmiechając  się  do  Mariah  w  podziękowaniu  za  komplement.  Ale  doskonale 
zdawała  sobie  sprawę,  Ŝe  dziewczyna  miała  rację.  Ta  suknia  spodoba  się  Jayowi, 
bo łatwo zsunąć ją z ramion. 

Gdy  jechali  samochodem  Pete’a  na  James  Island  do  klubu,  ulubiony  program 

rockowy  Mariah  został  przerwany  prognozą  pogody.  Hattie  zmarszczyła  brwi 
słysząc, Ŝe tropikalny huragan, o którym zaledwie napomknięto poprzedniego dnia, 
podwoił szybkość. Nazwany Henry, kierował się prosto w stronę Wysp Bahama i 
spodziewano się jego ataku następnego ranka. 

Kilka  takich  nawałnic  nawiedziło  wybrzeŜe  Florydy  ostatniego  lata.  Zdarzyło 

się  to  po  raz  pierwszy,  odkąd  Hattie  tam  mieszkała.  Pamiętała  huragan,  który 
napotkała w drodze słuŜbowej do Fort Myers; nie było to najmilsze przeŜycie. 

– Wschodnie WybrzeŜe na razie nie znajduje się w niebezpieczeństwie – dodał 

spiker. – Następne wydanie naszego magazynu o godzinie dwudziestej. 

–  Czy  nie  sądzisz,  Ŝe  ten  huragan  dotrze  i  tutaj?  –  Mariah  zwróciła  się  do 

przyjaciela. 

– Nie sądzę. – Pete wzruszył ramionami. – W tym roku było więcej cyklonów 

niŜ zazwyczaj, ale teraz nie ma się czego obawiać. 

Była  pogodna,  piękna  noc  i  huragan  Henry  zdawał  się  być  setki  kilometrów 

stąd.  Wszyscy  zapomnieli  o  nim,  gdy  Pete  zaparkował  przy  wejściu  do 
charlestońskiego  klubu.  W  środku  zebrał  się  juŜ  tłum  gości.  Mariah  i  Pete 
poprowadzili Hattie w stronę baru, gdzie spodziewali się zastać znajomych. Hattie 

background image

wciąŜ nie widziała Jaya. Rozglądała się po sali i ku swemu przeraŜeniu spostrzegła, 
Ŝ

e  Paul  macha  ku  nim,  zapraszając,  aby  przysiedli  się  do  stołu,  przy  którym 

siedział  wraz  z  Lorelei,  jej  bratem  i  Randym  Barnettem,  zawodnikiem 
charlestońskiej druŜyny. 

–  Jay  dzwonił,  aby  uprzedzić,  Ŝe  się  spóźni  –  powiedział  Paul,  podsuwając 

Hattie krzesło, po czym zamówił drinki dla trojga nowych gości. 

W  sali  grała  muzyka  i  Pete  pociągnął  Mariah  na  parkiet  tak  szybko,  jak  tylko 

pozwoliła  mu  na  to  troska  o  zachowanie  dobrych  manier.  Mariah  wstała  z 
przepraszającym  uśmiechem  i  ruszyła  za  przyjacielem,  pozostawiając  nie  dopitą 
colę. 

Hattie  kiepsko  się  czuła  siedząc  przy  jednym  stole  z  Ŝoną  Paula,  ale  miała 

nadzieję, Ŝe dobrze maskuje swoje uczucia. Jednak gdy Randy Barnett poprosił ją 
do tańca, nie potrafiła całkowicie ukryć uczucia ulgi. 

– Nie przepadasz za Lor, prawda? – spytał cicho. 
 – Nie, nie przecz. Doskonale cię rozumiem. 
Później do tańca poprosił ją Paul, co najwyraźniej rozbawiło jego Ŝonę. Mariah 

i Pete’a nigdzie nie było widać. 

– śadnych przewidywań co do decyzji Jaya? – spytał, gdy przeciskali się przez 

zatłoczoną salę. 

– Prawie się z nim nie widziałam. – Potrząsnęła głową. 
– Ale jak sądzę, spędzisz z nim niemało czasu dziś wieczorem. 
Hattie najeŜyła się i Paul natychmiast porzucił kpiący ton. 
–  To  prawda,  Ŝe  bezlitośnie  Ŝartuję  sobie  z  ciebie  od  samego  początku  – 

przyznał.  –  Ale  naprawdę  cię  lubię,  Hattie  i  podziwiam  twoją  pracę.  Jeśli  mój 
ekscentryczny kuzyn moŜe dać ci szczęście, to ja się z tego będę cieszył. UwaŜam, 
Ŝ

e nie mógł wybrać lepiej. 

Hattie przystanęła i spojrzała na niego ze zdziwieniem. 
–  Dokładnie  tak  –  dodał,  uśmiechając  się.  –  Doskonale  zdaję  sobie  sprawę  z 

gier,  które  lubi  prowadzić  Lorelei.  Zrobisz  mi  jedynie  przysługę,  zabierając  jej 
Jaya. 

Słowa te, świadczące o głębokiej znajomości drapieŜnej natury Lorelei, ukłuły 

ją  w  serce.  Kontrastowały  z  przechwałkami,  którymi  uraczył  Hattie  podczas  jej 
pierwszej wizyty w Charlestonie. 

– Paul... – zaczęła, pragnąc się wytłumaczyć. – Nie wolno ci myśleć, Ŝe... 
– Ciii... – PołoŜył palec na jej ustach. – Unikaj banałów, proszę cię. Chodź na 

taras,  tam  zaczekamy  na  twojego  bohatera.  PokaŜę  ci  miasto  podczas  zachodu 

background image

słońca i pozostałości z czasów wojny z jankesami. 

WieŜe  i  dachy  Charlestonu,  widziane  z  daleka,  poprzez  rzekę,  zdawały  się 

płonąć w świetle zachodzącego słońca. Poprzez muzykę dobiegającą z sali słychać 
było brzęczenie owadów i senne głosy ptaków. 

Przez długi czas stali oparci o balustradę, nie odzywając się, a jedynie chłonąc 

wzrokiem roztaczający się widok. JakŜe kocham to miejsce, pomyślała Hattie, tak 
jak  kocham  pewnego  piwnookiego  męŜczyznę.  I  tak  romantycznie  jest  tu,  na 
tarasie. Gdyby jeszcze to Jay, a nie Paul, stał koło mnie. 

–  Ładnie,  prawda?  –  spytał  Paul  ze  smutkiem,  jakby  odgadł  jej  myśli.  – 

Chodźmy  na  drugi  koniec  tarasu,  pokaŜę  ci  bunkier  z  czasów  wojny.  Oczywiście 
konfederacki. 

Gdy zbliŜali sie do porośniętego krzewami wzgórza, doleciały ich rozgniewane 

głosy.  Chwilę  później  przebiegła  koło  nich  zapłakana  Marian,  a  z  niewielkiego 
zagajnika doszedł ich trzask zapałki. To Pete zapalał papierosa. Hattie zwróciła się 
do Paula. 

– Porozmawiam z nią. 
– Daj mi znać, jeśli będę mógł pomóc. 
Odnalazła Mariah w toalecie damskiej, skuloną na taborecie, naprzeciw lustra. 

Próbowała  doprowadzić  do  porządku  makijaŜ.  Gdy  Hattie  weszła,  dziewczyna 
znów wybuchnęła płaczem. 

Stało się coś naprawdę złego, pomyślała Hattie, siadając przy niej i przytulając 

ją  do  siebie.  Przez  kilka  minut  nie  padło  ani  jedno  słowo,  a  Mariah  szlochała 
rozpaczliwie  z  głową  wtuloną  w  ramię  Hattie.  W  końcu  emocje  trochę  opadły  i 
Mariah wyprostowała się, pocierając oczy jak dziecko. 

– JuŜ lepiej? – spytała Hattie, podając jej kubek z wodą. 
Mariah  wypiła  ją  małymi  łyczkami.  Skinęła  głową,  a  później  potrząsnęła 

przecząco. 

– Chcesz mi o tym opowiedzieć? 
– Nie... nie wiem. Nic nie moŜesz na to poradzić. 
Rozpacz w głosie Mariah jedynie pogłębiła niepokój Hattie. 
–  Czasem  samo  opowiedzenie  komuś  o  zmartwieniach  przynosi  ulgę  – 

odpowiedziała. Bardzo pragnęła pomóc Mariah, ale nie chciała się narzucać. – Nie 
dowiesz się, dopóki nie spróbujesz. 

Nastała długa cisza. Mariah w końcu uniosła głowę i rozejrzała się, jakby chcąc 

sprawdzić, czy nikt nie słyszy. 

–  Pete  znów  usiłował  mnie  nakłonić  do  wyjazdu  jesienią  do  Clemson  – 

background image

odezwała się cicho. – Tylko o tym  mówi, odkąd... znów zaczęliśmy się widywać. 
Mówi, Ŝe zawsze mnie kochał i chce, abyśmy byli razem. 

– Czy to właśnie tak cię martwi? – spytała Hattie z niedowierzaniem. – Według 

mnie, nie powinnaś się – tym tak przejmować. JeŜeli Pete naprawdę cię kocha, to 
będzie chciał, abyś uczęszczała do takiej szkoły, jaką sama sobie wybierzesz i która 
najbardziej odpowiada twoim potrzebom... 

Słowa  zamarły  jej  na  wargach,  gdy  spojrzała  na  twarz  Mariah.  Łzy  leciały  jej 

ciurkiem, choć próbowała je powstrzymać. 

–  To  zupełnie  nie  o  to  chodzi  –  powiedziała  Ŝałośnie.  –  Bardzo  bym  chciała 

pojechać do Clemson. 

–  Więc  gdzie  problem?  Jeśli  chodzi  o  pieniądze,  w  co  wątpię,  to  są  przecieŜ 

stypendia. 

– Masz rację. To nie pieniądze. Spróbuj mnie zrozumieć – powiedziała. – Być 

moŜe  nawet  nie  uzyskam  zgody  na  ukończenie  liceum.  Czy  pamiętasz  Brada 
Mossa, mojego byłego chłopaka, o którym ci opowiadałam? Eksperymentowaliśmy 
którejś  nocy  i  nie  zabezpieczyliśmy  się.  Jestem  w  ciąŜy  od  przeszło  dwóch 
miesięcy. Wiesz o tym tylko ty i doktor Freitag. 

– Oj, dziecinko. – Ramiona Hattie objęły znów młodziutką kuzynkę Jaya, jakby 

dając jej schronienie przed resztą świata. – Są ludzie, którzy cię kochają, malutka. 
Nie powinnaś była próbować przejść przez to samotnie. 

Mariah  załkała  i  trzymając  kurczowo  Hattie,  wylała  z  siebie  całą  tajemnicę, 

która od dawna zatruwała jej Ŝycie. 

–  Nie  chciałam,  aby  moi  krewni  o  tym  się  dowiedzieli,  nie  chciałam  ich 

rozczarować  –  wyszeptała.  –  I  nie chciałam,  Ŝeby  Lorelei  uśmiechała  się  głupio  i 
powtarzała  Paulowi:  „A  nie  mówiłam”.  Ale  najgorsze  jest  to,  Ŝe  ja  naprawdę 
kocham  Pete’a.  Chyba  zawsze  go  kochałam.  Ta  historia  z  Bradem  była  głupotą. 
Ale  Pete  tego  nie  zrozumie,  tak  jak  nie  zrozumie  tego  Paul  i  nikt  z  moich 
przyjaciół. Dowiedzą się i tak, prawda? Nie chcę pozbyć się dziecka, nawet jeśli to 
dziecko Brada. Co ja mam teraz zrobić? 

Przez  chwilę  Hattie  jedynie  trzymała  ją  w  objęciach,  próbując  przekazać  tyle 

ciepła i przyjaźni, ile tylko mogła. WciąŜ zastanawiała się nad odpowiedzią. 

– Powiemy o tym Jayowi – odezwała się w końcu. 
 – On cię kocha. Jeśli będzie zły, to tylko na Brada za nieostroŜność. Jay będzie 

wiedział, co zrobić. 

Po raz pierwszy Mariah trochę się uspokoiła. 
–  Tak,  chciałam  mu  wszystko  opowiedzieć  –  wyznała.  –  Ale  wiesz...  on  jest 

background image

męŜczyzną. I czułam się zakłopotana. Nie chciałam stracić jego szacunku. 

– Mogę z nim porozmawiać, jeśli tobie jest trudno. 
– Naprawdę? 
–  Obiecuję.  Ale  nie  dzisiaj.  W  tej  chwili  chcę,  Ŝebyś  coś  dla  mnie  zrobiła... 

poszukaj Pete’a i pogadaj z nim. Powiedz, Ŝe chciałabyś pojechać do Clemson, ale 
zanim podejmiesz decyzję, musisz rozwiązać kilka problemów. Później nakłoń go, 
aby z tobą zatańczył i proszę, spróbuj się dobrze bawić. Obiecujesz? 

Mariah uśmiechnęła się drŜącymi wargami. 
– Myślisz, Ŝe mam prawo? Odkąd to się stało, czuję, Ŝe cały czas muszę o tym 

myśleć, bo inaczej ogarnie mnie poczucie winy, Ŝe traktuję sprawę tak lekko. 

– Myślę, Ŝe masz prawo trochę się odpręŜyć – zapewniła Hattie. – Zaufaj mi. 
Rozgrzeszona w ten sposób, Mariah powróciła do poprawiania makijaŜu. 
– Nie pozwolisz, aby Lorelei dowiedziała się, dobrze? – poprosiła. 
– Nie martw się – Hattie pogładziła ją po włosach – i starła smugę tuszu z jej 

policzka. – Lorelei raczej nie naleŜy do grona moich najbliŜszych przyjaciół. 

Gdy  wreszcie  opuściły  toaletę,  na  dworze  było  juŜ  zupełnie  ciemno.  Jay 

przyjechał jakiś czas temu i czekał na nią zniecierpliwiony. 

– Coś się stało? – spytał, prowadząc ją na parkiet. 
– Powiem ci później. – Z uczuciem ogromnej ulgi Hattie przytuliła się do niego. 

– Co cię zatrzymało, kochanie? 

– Kłopoty z koniem. Ale juŜ wszystko w porządku. 
– To dobrze. – Przytuliła się jeszcze mocniej, z przyjemnością wdychając jego 

zapach. Opiekun, pomyślała, i obrońca. Ktoś, komu i ja, i Mariah moŜemy ufać. 

–  Wiesz  co?  –  Otoczył  ją  ramionami,  grano  akurat  sentymentalną  melodię.  – 

Niezła jest ta twoja sukienka. Tęskniłem za tobą przez ostatnie dni, kochanie. 

Po powrocie z parkietu wymienili toasty z pozostałymi zawodnikami druŜyny, 

po czym Jay poprowadził ją na taras, a stamtąd przez trawnik w stronę parkingu. 

– Chcę być z tobą sam na sam – powiedział, pomagając jej wsiąść do jaguara. – 

Będziemy dziś spali u mnie na Folly Beach... to tylko kilka kilometrów stąd. 

Nie  dał  jej  Ŝadnego  wyboru,  ale  teŜ  nie  miała  zamiaru  protestować.  Pragnęła 

jedynie kochać się z nim, dać mu wszystko, czego pragnął. 

–  Aha  –  dodał,  zapalając  silnik.  –  Dzięki  mojej  przezorności  nie  będziesz 

musiała wracać do miasta jutro rano w tej cudownej, ale zdradliwej sukience. 

– Nie? 
– Nie. Patsy pozwo\i\ami wejść do twojego pokoju. 
Podwędziłem  dŜinsy,  tenisówki  i  jeszcze  kilka  rzeczy,  w  tym  coś,  co 

background image

przypomina bieliznę. Wszystko jest w torbie za siedzeniem. 

Hattie  zarumieniła  się,  wyobraŜając  sobie  Jaya  szperającego  w  jej  rzeczach  w 

poszukiwaniu  najbardziej  intymnych  fragmentów  garderoby.  Wyjątkowo  lubiła 
przezroczystą bieliznę. 

Przysunęła się bliŜej i połoŜyła mu rękę na kolanie, a on objął ją ramieniem. 
– Jesteś dość pewny siebie, nieprawdaŜ? 
–  MoŜe.  –  Uśmiechnął  się  lekko,  nie  przestając  patrzeć  na  drogę.  –  Ale  sama 

pani wie, panno Hattie, jak bardzo to się pani we mnie podoba. 

Chwilę później jego dłoń znalazła się za dekoltem sukienki i Hattie poczuła, Ŝe 

pod jego dotykiem ogarnia ją płomień, a sutki pręŜą się. 

– Jesteśmy na  miejscu, kochanie. – Jay zatrzymał samochód. Pocałował ją, po 

czym  wysiadł  i  przeszedł  dokoła,  aby  otworzyć  jej  drzwi.  –  Chyba  jednak 
wygodniej nam będzie w domu niŜ w samochodzie, jak myślisz? 

Objęci poszli w stronę niewielkiego domku na palach, wzniesionego na piasku 

wśród  karłowatych  palm,  niebezpiecznie  blisko  niewidocznych  teraz,  ale  głośno 
bijących o brzeg fal przybrzeŜnych. Wnętrze urządzono w stylu lat pięćdziesiątych, 
tak  jakby  całość  została  tu  przeniesiona  z  kompletnym  umeblowaniem  i  nikt  juŜ 
niczego nie zmieniał. 

ŁóŜko,  pokryte  staromodną  kapą,  stało  na  oszklonej  werandzie.  Jay  otworzył 

okno i szum fal natychmiast stał się głośniejszy. 

Hattie wstrzymała oddech, gdy odwrócił się w jej stronę. 
–  Zabawię  się  w  gościnnego  gospodarza  i  poczęstuję  cię  kieliszkiem  wina, 

zanim pójdę z tobą do łóŜka – powiedział. – Ale nie chcę długo czekać. I nie chcę 
za duŜo alkoholu, aby nie stępił tego, czym mamy się podzielić... 

–  Ja  teŜ  nie  chcę  czekać –  stwierdziła i  miała wraŜenie,  Ŝe  słowa  te  wymawia 

wbrew własnej woli. 

– Bardzo cię kocham. 
– Och, Hattie – W jego głosie brzmiała czułość. 
– Obiecałem sobie, Ŝe tak szybko ci tego nie powiem. 
Ale przecieŜ sama wiesz, Ŝe ja teŜ bardzo cię kocham. 
Powoli skinęła głową. 
–  Bardziej  niŜ  Ŝycie.  –  W  jego  oczach  widziała  uwielbienie,  gdy  wziął  ją  w 

ramiona, aby obsypać pocałunkami jej odkryty dekolt. 

– Masz taką piękną skórę – powiedział. – Jest gładka jak satyna i taka ciepła w 

dotyku. Chcę poznać kaŜdy milimetr twego ciała... 

Hattie  przechyliła  się  lekko,  gdy  zsunął  biały  dŜersej  z  jej  ramion.  Suknia 

background image

opadła na podłogę. Hattie rozchyliła usta, patrząc na dłonie Jaya, tak ciemne na tle 
jej mlecznej skóry, którą bikini osłoniło przed słońcem Florydy. 

Stała naga, płonąc z poŜądania pod wpływem jego dotyku. Długo trwało, zanim 

wreszcie  pozwolił,  aby  go  rozebrała.  Z  podziwem  patrzyła,  jak  wspaniale  jest 
zbudowany, po czym połoŜyła mu ręce na piersi. 

–  Och,  Jay –  szepnęła  podniecona usłyszanym niedawno  wyznaniem  miłości  i 

oczekiwaniem na zbliŜającą się chwilę rozkoszy. – Jesteś taki piękny... 

– To ty jesteś piękna... mleko i róŜe. PołóŜ się koło mnie, kochanie. 
PołoŜyła  się  na  łóŜku,  a  jej  włosy  rozsypały  się  na  poduszce.  Zaraz  potem 

zatraciła się w nim całkowicie. Kołysała jego głowę, gdy pochylił się do jej piersi. 
Wstrząsał nią dreszcz poŜądania, gdy czuła jego usta na swym brzuchu, a później 
pieszczące jej kobiecość. 

– Jay, na miłość boską – jęknęła. – Chodź do mnie... 
proszę. 
– Wiesz, Ŝe nie umiem ci odmówić, gdy prosisz. 
 – Wsunął nogi między jej kolana. – Gdy jesteśmy razem właśnie tak, dajesz mi 

cały świat, kochanie. 

Hattie uniosła się na jego spotkanie. 
Pragnę  go  całego,  myślała,  zaciskając  ręce  na  jego  pręŜnych,  silnych 

pośladkach.  Usta  Jaya  znalazły  się  na  jej  wargach,  ręce  pewnie  zacisnęły  na  jej 
ciele  i  dokonały  obrotu,  tak  Ŝe  po  chwili  ona  juŜ  była  na  górze,  a  rozpuszczone 
włosy opadły na jego twarz. 

Spoglądając  na  niego  z  góry  czuła  się  jak  rozpustnica  i  równocześnie  jak 

bogini.  Była  z  Jayem  Summerfieldem,  czułym  i  silnym  męŜczyzną,  którego 
spokojna siła przypominała potęgę lawiny. Wiedziała, Ŝe tylko na moment poddał 
się  jej  w  tych  miłosnych  zapasach,  by po chwili odzyskać dominację, przed którą 
mogła jedynie ustąpić. 

– Co mogę dla ciebie zrobić, kochanie – wyszeptała, wiedząc juŜ, jaką otrzyma 

odpowiedź. 

–  Doprowadź  mnie  do  szaleństwa  –  szepnął,  zbliŜając  wargi  do  jej 

spragnionych ust. 

  

background image

Rozdział 10 

 
Kiedy  później  leŜeli  koło  siebie  w  ciemnościach,  Jay  znów  powiedział,  jak 

bardzo ją kocha. 

– Nie chciałem tego mówić, dopóki sprawy między nami jakoś się nie ułoŜą – 

przyznał. 

– Ja teŜ nie – powiedziała cicho Hattie. – Ale nie mogłam się powstrzymać. 
–  Wiem.  –  Pocałował  ją  łagodnie.  –  Ja  takŜe  próbowałem  kochać  się  z  tobą, 

starając się nie myśleć o rachunku, jaki przyjdzie za to zapłacić. Ale wiesz, cieszę 
się,  Ŝe  prawda  właśnie  w  ten  sposób  wyszła  na  jaw.  Nie  chcę,  Ŝebyś  starała  się 
wpłynąć na sprawy, które mnie dotyczą. 

Hattie  nie  odpowiedziała,  rozmyślając  nad  usłyszanymi  słowami.  Chwilę 

później, jakby chcąc uprzedzić jakąkolwiek dyskusję na temat Shadows, Jay zapalił 
papierosa i zaczął opowiadać, w jaki sposób stał się właścicielem chatki. 

–  Właściwie  odkryła  ją  Lorelei,  chociaŜ  to  ja  zajmuję  się  nieruchomościami  – 

zauwaŜył, wypuszczając niewielkie kółko dymu. – Stwierdziła, Ŝe jest dostatecznie 
obskurna, aby mi się podobać. A ja wiedziałem, Ŝe to będzie korzystna inwestycja. 
Oczywiście  działo  się  to  jeszcze  wtedy,  gdy  Ŝyła  babcia  i  mieszkała  wciąŜ  w 
Shadows. 

Na wspomnienie Lorelei Hattie odwróciła głowę. 
Czy nigdy nie moŜemy o niej zapomnieć? myślała. Nawet w takiej chwili? 
– Hattie? – usłyszała głęboki szept tuŜ koło ucha. – Coś nie tak, kochanie? 
– Nie, zupełnie nic. 
–  To  odwróć  głowę  i  spójrz  na  mnie.  –  Łagodnym  ruchem  zmusił  ją  do 

spojrzenia mu w twarz. – Chodzi o Lor, tak? – zaryzykował. – Spytałaś o nią, gdy 
po  raz  pierwszy  byliśmy  razem  i  nie  powiedziałem  ci  zbyt  wiele.  Czy  mówiła  ci 
coś podczas meczu? 

Hattie  z  trudem  powstrzymywała  łzy.  I  choć  tak  bardzo  kochała  Jaya,  w  tej 

chwili pragnęła jedynie siedzieć w ubraniu w drugim końcu pokoju. 

– Nie – przyznała. – Nawet z nią tam nie rozmawiałam. 
–  A  więc  o  co  chodzi?  –  spytał.  –  Widziałaś,  jak  do  mnie  podeszła,  prawda? 

Tak samo jak wtedy na plantacji. 

–  Nie  ma  powodów,  abyście  nie  mogli  się  przyjaźnić.  –  Nie  potrafiła 

powstrzymać opryskliwego tonu. 

–  Przeciwnie,  istnieje  niemało  powodów,  dla  których  Lorelei  i  ja  nie 

background image

powinniśmy  się  przyjaźnić...  w  kaŜdym  razie  nie  w  sposób,  którego  iluzję  usiłuje 
ona czasem stworzyć. – Jay zgasił papierosa i przytulił Hattie do siebie, tak Ŝe jej 
policzek spoczął na jego piersi. Hattie czuła głośne bicie jego serca. – Nie wierzę, 
Ŝ

e  chciałabyś  mieć  ze  mną  cokolwiek  wspólnego,  gdybyś  naprawdę  sądziła,  Ŝe 

mogę oszukiwać Paula. 

–  Nie... nie wierzyłam  w  to.  Ale  nie  potrafię  zabić  w  sobie  uczucia  zazdrości, 

nawet jeśli nie sądzę, Ŝe mógłbyś mieć romans z Ŝoną kuzyna. 

– Mamy jeszcze niejedną sprawę do omówienia, kochanie. Ale jak pewnie sama 

się  domyślasz,  nie  przywiozłem  cię  tu  dziś  na  plaŜę,  aby  je  poruszać.  MoŜesz  mi 
jednak wierzyć, Ŝe Lorelei nie jest naszym problemem. Gwarantuję ci to. 

Nie odpowiedziała i Jay po chwili ciągnął dalej: 
–  To,  co  ci  mówiłem  o  romansie  z  nią  i  propozycji  małŜeństwa,  zdarzyło  się 

czternaście  lat  temu.  Byłem  zwykłym  dwudziestoczterolatkiem  na  przepustce, 
bardzo spragnionym kobiety. Gdy wróciłem do bazy, juŜ po przygodzie z Lorelei, 
dotarły  mnie  słuchy,  Ŝe  sypiała  teŜ  z  synem  bogatego  hodowcy  koni  z  Aiken. 
Zadzwoniłem  do  niej  i  powiedziałem,  Ŝe  moŜe  zatrzymać  brylant,  który  jej 
podarowałem, oprawić go albo wrzucić do rzeki, jeśli chce – przerwał na chwilę i 
Hattie  nie  mogła  powstrzymać  uśmiechu.  –  Zamiast  tego  zaczęła  go  nosić  jako 
przynętę na Paula, który zawsze pragnie tego, czego, jak sądzi, ja pragnę. – W jego 
głosie dało się wyczuć Ŝal i Hattie zrozumiała, Ŝe Jay boleje nad tym, iŜ kuzyn staje 
z nim właśnie do takich zawodów. 

– Głupio mi – przyznała – Ŝe w ogóle tyle o niej myślałam. 
– Nie smuć się, skarbie. Ja przecieŜ teŜ nie zniósłbym, gdyby inny facet zaczął 

kręcić  się  koło  ciebie.  W  kaŜdym  razie  twoje  podejrzenia  powstały  właściwie  z 
mojej  winy.  Powinienem  był  ci  wszystko  wyjaśnić.  Myślę,  Ŝe  stało  się  tak  na 
skutek  pewnej  niepotrzebnej  lojalności  wobec  Paula,  która  nie  pozwoliła  mi 
opowiedzieć ci wcześniej tej historii. 

–  Jest  w  pewnym  sensie  bohaterem,  prawda?  Wie  przecieŜ,  jak  ona  się 

zachowuje. 

– Prawdopodobnie masz słuszność. 
Zasypiając,  Hattie  znów  pomyślała  o  Mariah  i  koniecznosci  porozmawiania  o 

jej kłopotach z Jayem. To będzie pierwsza rzecz, którą załatwię rano, postanowiła, 
troszkę  jednak  zła  na  siebie,  Ŝe  egoistycznie  zdecydowała  nie  psuć  miłego 
wieczoru problemami innych. Kilka godzin niczego nie zmieni, tego przecieŜ była 
pewna. I całkowicie ufała, Ŝe Jay będzie wiedział, co trzeba zrobić. 

 

background image

Niebo  było  ponure  i  pokryte  chmurami,  gdy  rankiem  brali  prysznic  i  ubierali 

się. Zeszli po rozchwianych schodach i ruszyli plaŜą, a ślady ich stóp były niemym 
ś

wiadectwem, Ŝe stanowią teraz prawdziwą parę. 

Niespotykanie  liczne  stada  mew  przelatywały  nad  głowami,  a  ich  krzyki 

przypominały  hałas  robiony  przez  dzieci  bawiące  się  na  szkolnym  boisku.  Hattie 
szukała w myślach odpowiednich słów, aby rozpocząć rozmowę o Mariah. Jednak 
dziwne napięcie panujące w otaczającej ich przyrodzie zdawało się uniemoŜliwiać 
zebranie  myśli.  Zimny  wiatr  rozwiewał  jej  włosy.  Rozbijające  się  o  granitowe 
głazy  fale  wyglądały  wyjątkowo  groźnie.  Jednak  wciąŜ  jeszcze  nie  było  zbyt 
zimno. 

– Pewnie zbliŜa się burza – zauwaŜył Jay przystając, aby nałoŜyć Hattie kaptur 

na  głowę.  –  Wszystkie  oceaniczne  ptaki  kierują  się  w  stronę  lądu,  szukając 
schronienia. 

Hattie  nagle  przypomniała  sobie  prognozę  pogody,  którą  usłyszała 

poprzedniego  wieczoru  w  samochodzie  Pete’a  i  zrozumiała,  Ŝe  jej  dziwne 
samopoczucie  wiąŜe  się  ze  wzrostem  ciśnienia.  Doświadczyła  juŜ  podobnego 
uczucia  poprzedniego  lata,  kiedy  do  Fort  Myers  zbliŜał  się  huragan.  Po  chwili 
zastanowienia doszła jednak do wniosku, Ŝe nie ma powodu do alarmu. Huragan, o 
którym  rozmawiali  poprzedniego  dnia,  szalał  setki  kilometrów  stąd.  Poza  tym 
spiker zapowiedział, Ŝe rejonowi Charlestonu nic nie grozi. 

–  Kochanie,  jest  coś,  o  czym  muszę  z  tobą  porozmawiać  –  odezwała  się, 

starając się dostosować do kroku Jaya. Teraz szli juŜ pod wiatr. 

– Mam nadzieję, Ŝe nie chodzi o projekt. Zawarliśmy umowę, Ŝe nie poruszamy 

tego tematu aŜ do poniedziałku. 

– Wiem. Ale nie o to chodzi. Zastanawiam się... czy zauwaŜyłeś, Ŝe Mariah jest 

ostatnio roztargniona? Jakby coś zaprzątało jej myśli? 

Spojrzał na nią przelotnie. 
–  Chodziła  ostatnio  z  głową  w  chmurach,  ale  nie  sądzę,  aby  to  cokolwiek 

znaczyło. Nastolatki zakochują się i odkochują dwa razy w miesiącu, tak w kaŜdym 
razie  utrzymuje  Sulky.  Powiem  ci  coś  jednak:  cieszę  się,  Ŝe  Pete  Carroll  znów 
pojawił się na horyzoncie. Chłopak, z którym spotykała się, gdy Pete wyjechał do 
Clemson, nie był jej wart. 

– Mariah wspominała, Ŝe go nie lubiłeś. I jak się okazuje, miałeś rację... 
Jay jednak nie słuchał. Uwagę jego przykuł starszy męŜczyzna, który zbliŜał się 

w ich stronę, podpierając się laską. Koło niego kręcił się spaniel. 

– Dzień dobry, panie Harris – zawołał Jay. – Co pan tu jeszcze robi o tej porze 

background image

roku? Powinniście juŜ być z Ŝoną w Greenville i grzać się przy kominku. 

–  To  samo  jej  powtarzam.  –  MęŜczyzna  przystanął,  opierając  się  cięŜko  na 

lasce. Pies węszył koło ich nóg, po czym popędził za stadkiem mew. – W dodatku 
zbliŜa się ten cholerny huragan... 

– Jaki huragan? – Jay zmarszczył brwi, a Hattie wstrzymała oddech. – Ostatnio 

słyszałem jedynie o huraganie u wybrzeŜy Florydy. 

– A wiec nie słuchał pan dzisiaj wiadomości. Henry w nocy zmienił kierunek. 

WzdłuŜ  całego  wybrzeŜa  trwa  stan  podwyŜszonej  gotowości.  Pozamykaliśmy  juŜ 
okiennice  i  wyjeŜdŜamy,  gdy  tylko  ja  i  Dixie  skończymy  naszą  poranną 
przechadzkę. 

Hattie i Jay wymienili spojrzenia. 
– Lepiej wracajmy i włączmy radio – powiedział Jay. – Niech państwo uwaŜają 

na siebie. 

Jay przyspieszył kroku, gdy skierowali się w stronę domu, tak Ŝe Hattie musiała 

prawie biec, aby nie zostać w tyle. 

–  Ciekawe,  jak  się  przedstawia  sytuacja  –  powiedziała,  podnosząc  głos,  aby 

przekrzyczeć szum fal. 

– Zaraz się dowiemy. 
Na  razie  sprawa  Mariah  została  zawieszona.  Gdy  Jay  szukał  stacji  nadającej 

informacje  o  pogodzie,  Hattie  nalała  do  filiŜanek  gorącą  kawę,  po  czym  usiadła 
naprzeciw niego przy małym, kuchennym stole. 

Najnowsze  wiadomości  nie  naleŜały  do  pomyślnych.  Sąsiad  Jaya  miał  rację; 

huragan  zmienił  kierunek.  O  wpół  do  dziesiątej  rano  nawałnicę  obserwowano  na 
obszarze od Przylądka Hatteras do Jacksonville. Gdyby cyklon posuwał się dalej w 
ich  kierunku,  niewątpliwie  otrzymaliby  ostrzeŜenie.  Silnych  porywów  wiatru 
naleŜało się spodziewać na całej drodze od Norfolk do Vero Beach. 

Hattie  zadrŜała  lekko,  gdy  spiker  dodał,  Ŝe  jeśli  cyklon  będzie  zmierzał  w 

dalszym  ciągu  w  tym  kierunku,  to  najbardziej  zagroŜony  będzie  obszar  Kiawah 
Island.  Byli  więc  dokładnie  na  drodze  nawałnicy.  Spojrzała  w  górę  i  napotkała 
pociemniały wzrok Jaya. 

– Jeśli oni się nie mylą – powiedział – to ta chatka zostanie zrównana z ziemią. 
Hattie jednak wiedziała, Ŝe nie chatką się martwił. 
Spiker poradził mieszkańcom nisko połoŜonych obszarów na wybrzeŜu, aby w 

poniedziałek  rano  byli  gotowi  do  ewakuacji  i  przenieśli  się  na  wyŜej  połoŜone 
tereny, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Henry przesuwał się w stronę wybrzeŜa ze 
wzrastającą prędkością. Burzy towarzyszył silny wiatr dochodzący w porywach do 

background image

prawie  dwustu  kilometrów  na  godzinę.  NaleŜało  się  równieŜ  spodziewać 
spotęgowania jego siły. 

Jay  połoŜył  rękę  na  dłoniach  Hattie,  gdy  podano  najnowsze  informacje  o 

huraganie. Następnych wskazówek naleŜało się spodziewać tuŜ po południu. 

–  Powinniśmy  wszystko  pozamykać  –  odezwał  się  Jay  wyłączając  radio  –  i 

wracać jak najszybciej do miasta. Być moŜe Sulky czegoś potrzebuje. Po południu 
trzeba pojechać na plantację. JeŜeli huragan dotrze aŜ tutaj, czeka nas powódź, o ile 
równocześnie nastąpi przypływ. 

ChociaŜ Hattie zdawała sobie sprawę, Ŝe Jay martwił się o elegancki dom Sulky 

tak  samo,  jak  o  rodzinną  siedzibę  Summerfieldów,  to  jednak  w  jego  ostatnich 
słowach  usłyszała  jakiś  szczególnie  ciepły  ton.  Pomagała  mu  przymocować 
przeciwburzowe, aluminiowe rolety i przenieść do samochodu kilka wartościowych 
przedmiotów,  które  znajdowały  się  w  tym  domku.  Nawet  przez  jedną  chwilę  nie 
przyszło  jej  do  głowy  pozostawić  go  samemu  sobie.  UwaŜała  za  naturalne,  Ŝe 
połączą swe siły, aby ochronić przed huraganem dom, który tak bardzo kochał. 

Czy po to, aby mógł go sprzedać mojej firmie w nienaruszonym stanie? zadała 

sobie pytanie, gdy ulokowali się w samochodzie i pojechali do miasta. Czy teŜ po 
to,  by  chronić  go  i  urzeczywistnić  marzenia  Jaya?  Wiedziała,  teŜ  Ŝe  pomimo 
wszelkich prób  zachowania obiektywizmu, jej  jedynym  marzeniem  było dzielenie 
tego marzenia razem z nim. 

Zawarliśmy przecieŜ umowę, przypomniała sobie, wracając myślą do dnia, gdy 

siedziała  w  jego  biurze  i  słuchała  wyjaśnień,  dlaczego  jej  opinia  ma  znaczenie. 
„Nigdy  mnie  nie  przekonasz,  Ŝe  nie  jest  tragedią,  jeśli  takie  miejsce  jak  Shadows 
bezpowrotnie opuszcza rodzinę” – powiedział jej. „Chyba miałem nadzieję, Ŝe gdy 
ktoś  taki  jak  ty  zrozumie  mój  punkt  widzenia...  to  tym  samym  zada  cios  mojemu 
konserwatyzmowi”. 

Teraz stali się kochankami i w całej sprawie podstawowego znaczenia nabrała 

lojalność, jej lojalność wobec Jaya i odpowiedzialność w stosunku do firmy. 

Wkrótce poprosi o odpowiedź, pomyślała Hattie, jeśli nie w poniedziałek, to za 

kilka  dni.  Muszę  wybrać.  I  jeśli  ostatecznie  uznam,  Ŝe  jedynym  sposobem 
uratowania  domu  jest  jego  przebudowa,  to  mogę  stracić  Jaya  na  zawsze.  Bo  jeśli 
zgodzi się sprzedać Shadows, ta decyzja zaciąŜy na naszych stosunkach. Przestanę 
być  jego  Elizabeth,  a  on  nie  będzie  grał  roli  Aynsleya,  próbując  zadośćuczynić 
dawnym cierpieniom. 

A  tak  świetnie  umie  to  robić...  łagodzić  cierpienia  jej,  Mariah...  Z  poczuciem 

winy  Hattie  przeniosła  uwagę  z  własnych  kłopotów  na  problemy  jego  młodej 

background image

kuzynki.  Jay jechał  ze  wzrokiem  utkwionym  w  drogę,  najwyraźniej zatopiony  we 
własnych myślach. 

To  okropne,  Ŝe  akurat  teraz  musi  mu  powiedzieć  o  zmartwieniu  Mariah. 

Wiedziała jednak, Ŝe to nieuniknione. 

– Jay... – zaczęła niepewnie. 
–  Tak?  –  Rzucił  jej  szybkie  spojrzenie  i  znów  skoncentrował  się  na 

prowadzeniu samochodu. 

– Naprawdę muszę porozmawiać z tobą o Mariah. 
– Mam nadzieję, Ŝe to nic powaŜnego? 
– Hmm... tak i nie. Z twoją pomocą poradzi sobie. 
–  Czy  nie  moglibyśmy  w  takim  razie  odłoŜyć  tego  do  wieczora?  Muszę  się 

teraz zastanowić nad wieloma sprawami. 

No cóŜ, Hattie sądziła, Ŝe kilka godzin nie zmieni sytuacji, a Jay i tak miał teraz 

wiele  innych  zmartwień.  Mariah  przecieŜ  od  dawna  zwlekała  z  rozmową.  Będzie 
jednak musiała porozmawiać z dziewczyną, gdy dojadą do Charlestonu i zapewnić, 
Ŝ

e dotrzyma obietnicy złoŜonej poprzedniego dnia. 

– Dobrze – zdecydowała. – Powiedz, jak mogę ci pomóc. 
Na prośbę Jaya Hattie wyjęła ze skrytki kartkę i ołówek. Zaczęła spisywać listę 

rzeczy,  które  naleŜało  kupić  w  sklepie  z  artykułami  Ŝelaznymi  na  James  Island. 
Kilka  minut  później  pośpiesznie  wybrali  parę  rolek  przylepca,  zapas  nafty  do 
lampy i wzmocnione baterie do latarki. 

W  mieście  większość  ludzi  zdawała  się  być  zajęta  normalnymi  sprawami, 

chociaŜ  w  starej  dzielnicy  niektórzy  mieszkańcy  zabijali  okna  deskami. 
Najwidoczniej  słuŜby  miejskie  otrzymały  odpowiednie  rozkazy,  poniewaŜ 
umacniano  workami  z  piaskiem  tamę  wzdłuŜ  Battery,  aby  zabezpieczyć  przed 
wzburzonymi falami. 

Sulky  powitała  ich  w  kiepskim  nastroju.  Pod  czujnym  okiem  sędziego 

Plemmonsa  siostrzeniec  Patsy  wraz  z  kilkoma  młodymi  męŜczyznami 
przygotowywał  jej  stary,  wspaniały,  georgiański  dom  na  spotkanie  z  huraganem. 
Bezcenne antyki przenoszono na drugie piętro, aby uchronić je przed ewentualnym 
zalaniem.  Całe  metry  taśmy  zuŜywano  dla  wzmocnienia  delikatnych  szybek. 
Rzadko  uŜywane  okiennice  skrzypiały,  gdy  je  zamykano  i  zabijano  gwoździami, 
aby wytrzymały napór wiatru. 

Zanim  Hattie  zdąŜyła  odszukać  Mariah,  dziewczyna  sama  ją  odnalazła  i 

odciągnęła na bok. 

– Rozmawiałaś z nim? – spytała z niepokojem. 

background image

–  Jeszcze  nie.  –  Hattie  nagle  ogarnęło  olbrzymie  poczucie  winy.  –  W  nocy  to 

nie był najlepszy moment, a dziś rano... ten huragan... Było tyle rzeczy, o których 
naleŜało  pomyśleć.  Obiecuję,  Ŝe  powiem  mu  dziś  wieczorem,  bez  względu  na  to, 
jak bardzo będzie zajęty. 

Ku jej zdumieniu słowa te najwyraźniej sprawiły Mariah ulgę. 
–  W  porządku,  Hattie  –  powiedziała  szybko.  –  Miałam  nadzieję,  Ŝe  w  tej 

sytuacji nie zechcesz go dodatkowo martwić. Myślałam o tym... to chyba jednak ja 
powinnam mu o wszystkim powiedzieć. 

Hattie  milczała  zaniepokojona tą nagłą determinacją dziewczyny.  Trudno było 

nie spostrzec drŜenia w jej głosie i ogromnego napięcia. 

–  Jesteś  pewna,  Ŝe  tego  właśnie  chcesz?  –  spytała.  –  Bo  ja  naprawdę  mogę  z 

nim porozmawiać. 

– Jestem pewna. – Mariah próbowała się uśmiechnąć, ale niezupełnie jej się to 

udało. – W kaŜdym razie dziękuję za pomoc. I jestem wdzięczna, Ŝe miałam z kim 
pogadać o swoich kłopotach. 

Mariah ścisnęła ramię Hattie, po czym wbiegła po schodach z lekkością małej 

dziewczynki,  lekkością,  którą  niedługo  juŜ  miała  zachować,  bo  w  jej  ciele  rosło 
dziecko  Brada  Mossa.  Nie  dała  Hattie  szansy  na  odpowiedź,  ani  nawet  na 
obietnicę, Ŝe nie porozmawia z Jayem. 

Cieszę  się,  Ŝe  jej  tego  nie  obiecałam,  pomyślała  Hattie,  spoglądając  w  ślad  za 

nią. Jest coś w jej dzisiejszym zachowaniu, co mnie martwi. Nie powiem Jayowi o 
niczym, dopóki sytuacja się nie uspokoi, tak jak prosiła. Ale jeśli onamu jednak o 
niczym  nie  powie,  ja  to  zrobię...  nawet  jeśli  Mariah  będzie  się  na  mnie  za  to 
gniewać. 

 
Po  południu  Jay  poŜegnał  się  z  ciotką,  przestrzegając,  aby  stosowała  się 

całkowicie do poleceń sędziego Plemmonsa. Znowu tylko we dwoje skierowali się 
jaguarem  przez  Ashley  River  Road  ku  plantacji.  Silniej  niŜ  kiedykolwiek  Hattie 
wyczuwała,  jakie  znaczenie  miał  dla  niego  stary  dom  i  jakie  budził  uczucia.  To 
jego  korzenie,  pomyślała,  wspominając,  jak  kochali  się  któregoś  dnia  w  sypialni 
Elizabeth i Aynsleya. Bez niego Ŝycie Jaya straciłoby sens. Nagle poczuła na sobie 
badawcze spojrzenie. 

– Wróć tu, Hattie – powiedział, otaczając ją ramieniem. – Jeśli musisz siedzieć 

taka zamyślona, to przynajmniej siedź bliŜej mnie. 

– Chyba nie jest moŜliwe, aby huragan poczynił wielkie szkody tak daleko od 

oceanu – zauwaŜyła, kładąc dłoń na jego udzie. – Największe spustoszenia chyba 

background image

zwykle czyni na plaŜy i traci siłę rozpędu, gdy dociera na stały ląd? 

–  Masz  rację,  Ŝe  huragany  są  mniej  gwałtowne  na  lądzie  –  przytaknął.  –  Ale 

Ashley to rzeka pływowa... 

–  prawdziwe  ramię  oceanu.  Cyklony  juŜ  nieraz  dotknęły  Shadows.  W  swym 

pierwszym  dzienniku  z  1761  roku,  Elizabeth,  która  była  Ŝoną  Aynsleya  zaledwie 
od  roku,  opisuje  szkody,  jakie  w  domu  wyrządziły  woda  i  wiatryHattie  milczała, 
próbując  wyobrazić  sobie,  jak  pierwsi  właściciele  Shadows  razem  stawili  czoło 
huraganowi.  Tak  samo,  jak  to  będzie  z  Jayem  i  ze  mną,  pomyślała  i  bezwiednie 
pogłaskała go po kolanie. 

Jay pochylił się i pocałował ją w skroń. 
–  Później  były  inne  cyklony  –  dodał.  –  Kilka  lat  temu  Hazel  wyrządziła 

powaŜne szkody w górnej części wybrzeŜa. Ale juŜ od jakiegoś czasu nie mieliśmy 
prawdziwej nawałnicy. 

– I teraz myślisz, Ŝe znów nadeszła kolej na Charleston. 
Jay  skinął  głową  i  objął  ją  mocniej.  Oboje  milczeli  przez  resztę  drogi.  Gdy 

minęli  aleję  dębów,  oczom  ich  ukazało  się  Shadows,  które  wyglądało  bardziej 
krucho i delikatnie, niŜ kiedykolwiek jej się wydawało. 

Gdy parkowali koło młyna, powitał ich Willie, najęty przez Jaya robotnik. 
– Wyjąłem te okiennice ze schowka w magazynie. Czy chce pan, Ŝebym zaczął 

je przybijać? 

– Jeszcze nie. – Jay potrząsnął głową. – Na razie potrzebuję cię do przenoszenia 

rzeczy.  Młyn  moŜe  zostać  zalany  –  powiedział,  po  czym  zwrócił  się  do  Hattie:  – 
Kochanie, twoja pomoc teŜ jest potrzebna. 

Przez pozostałe godziny gorącego, parnego popołudnia wszyscy troje spoceni i 

zmęczeni  przenosili  wartościowe  przedmioty  z  młyna  do  domu.  Na  podstawie 
ostatniej prognozy mieli jeszcze dość czasu, aby umocować okiennice i zajrzeć do 
koni. 

Zapadał  juŜ  zmierzch,  gdy  ramię  przy  ramieniu  stali  w  alei,  dziękując 

Willie’emu za pomoc i Ŝycząc mu dobrej nocy. 

–  Wrócę  rano  –  powiedział.  –  Nic  nie  zdmuchnie  Shadows,  skoro  stoi  tu  od 

przeszło dwustu lat. 

Willie  wsiadł  do  półcięŜarówki,  tej  samej,  którą  Hattie  zauwaŜyła  pierwszego 

dnia. Chwilę później odjechał w tumanie kurzu, a oni zostali sami. 

Jay otoczył ją ramionami, a ona uniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. 
– Czy rozumiesz, kochanie, co to dla mnie znaczy mieć tu ciebie przy sobie? – 

zapytał.  –  Nie  myliłem  się  zbytnio,  gdy  myślałem,  Ŝe  jesteś  moją  ukochaną, 

background image

współczesną Elizabeth, która przybyła, aby pomóc mi i dodać otuchy. 

 

background image

Rozdział 11 

 
Wiatr się wzmógł i informacje ogólnikowe zamieniły się w ostrzeŜenia. Nakaz 

ewakuaqi objął juŜ Kiawah, Folly Beach, Sullivan’s Island i inne wyspy osłaniające 
wybrzeŜe Karoliny. W mieście ulewy spodziewano się wczesnym popołudniem, a 
najsilniejsze  wiatry  miały  nadciągnąć  w  nocy.  Poziom  wód  miał  się  podnieść  o 
przeszło półtora metra. 

Willie  pojawił  się,  gdy  świtało,  tak  jak  obiecał.  Natychmiast  teŜ  przystąpił  z 

Jayem  do  pracy,  zabijając  gwoździami  okiennice.  Hattie  chodziła  po  wysokich 
pokojach  z  drabiną,  noŜyczkami  i  taśmą,  którą  oklejała  antyczne  szybki,  aby 
wytrzymały podmuchy wiatru. 

Pracując  myślała  o  Mariah.  W  nocy,  gdy  juŜ  mieli  iść  spać,  Jay  przypomniał 

sobie o kuzynce i spytał, o czym chciała z nim porozmawiać. Wbrew sobie musiała 
go jednak zbyć, chociaŜ uwaŜała, Ŝe naleŜy powierzyć mu tajemnicę dziewczyny. 
Mariah  potrzebowała  pomocy  i  rady  Jaya.  Będzie  musiała  mu  wkrótce 
powiedzieć...  albo  ja  postąpię  zgodnie  z  własnym  postanowieniem,  zdecydowała 
Hattie. Gdy Jay i Willie skończyli pracę, w domu zapanowała ciemność. Powietrze 
stało się cięŜkie i zrobiło się ponuro. 

–  Teraz  do  młyna.  –  Jay  pracował  bez  chwili  przerwy.  –  Po  południu  przede 

wszystkim będziemy musieli przetransportować konie. 

– Dokąd je zabieramy? – spytał Willie. 
– Do Gila Dubuya. To spory kawałek od rzeki – zwrócił się do Hattie – ale on 

ma nową stajnię. 

Prawdę mówiąc, wątpię, czy nasza w ogóle przetrzyma nawałnicę. 
Hattie  pamiętała  Dubuya,  był  członkiem  Charlestońskiego  Klubu  Polo  i 

zaledwie dwa dni temu świętował wraz z nimi zwycięstwo. Wydaje się, Ŝe minęły 
dziesiątki lat od tego czasu, pomyślała podgrzewając zupę z puszki na lunch. 

Gdy  rozpoczęli  transport  koni,  deszcz  juŜ  kropił.  Zwierzęta  prawdopodobnie 

wyczuwały  spadek  ciśnienia,  a  moŜe  teŜ  niepokój  ludzi,  bo  były  wyjątkowo 
nieposłuszne. 

– Powinny z nami współpracować w takiej chwili – Ŝaliła się Hattie, uskakując 

przed mającym zamiar ją ugryźć zwierzęciem. 

Twarz Jaya na chwilę rozjaśnił uśmiech. 
– Mają charakter – powiedział. – Tak, jak ty. 
– Ale ja nie kopię ani nie gryzę... na razie – odpowiedziała z uśmiechem. 

background image

Ładowanie  i  transportowanie  koni  okazało  się  wyczerpujące.  Gdy  skończyli, 

Hattie marzyła jedynie o kąpieli. Deszcz padał coraz silniej, pragnęła więc znaleźć 
się wreszcie w jakimś czystym i suchym miejscu. 

Nie boję się burzy, pomyślała, nie tutaj, tak daleko od wybrzeŜa w górę rzeki. 

Nam  raczej  nic  nie  grozi.  Ale  Shadows  być  moŜe  tak.  Dach  jest  w  opłakanym 
stanie.  Spojrzała  na  rozłoŜyste  dęby  i  zaczęła  się  zastanawiać,  czy  nadchodząca 
burza  moŜe  im  zrobić  krzywdę.  Gdyby  runęły  na  dom,  spowodowałyby  straszne 
szkody. 

Willie  przeprosił  ich,  Ŝe  musi  odjechać,  ale  obiecał  zaopiekować  się  swą 

owdowiałą siostrą i jej dziećmi. 

– Panie Jay, panno Hattie – powiedział. – Wrócę, jak tylko będę mógł. 
– Dziękuję za pomoc. – Jay uścisnął mu rękę. – Naprawdę doceniam, ile dla nas 

dziś zrobiłeś. 

– To nic takiego. Da pan sobie radę? – Willie odwzajemnił uścisk dłoni swego 

pracodawcy. 

Gdy odjechał, Hattie i Jay trzymając się za ręce ruszyli do młyna: jedyni stróŜe 

starego, dumnego majątku. 

– Umyjmy się i zjedzmy kolację, zanim pójdziemy spać – powiedział Jay. – Idź 

pierwsza do łazienki. Ja zadzwonię do Sulky i dowiem się, jak sobie radzi. 

Później mogą być problemy z połączeniem. 
Nie  chce,  abym  widziała,  jak  bardzo  się  martwi,  pomyślała,  wchodząc  po 

krętych  schodach  do  sypialni.  Z  Ŝalem  myślała,  Ŝe  nie  powtórzą  się  tej  nocy  ich 
erotyczne  igraszki  w  łazience.  Doszła  jednak  do  wniosku,  Ŝe  są  tak  zmęczeni,  iŜ 
prawdopodobnie  w  ogóle  nie  będą  się  tej  nocy  kochać,  gdy  juŜ  ułoŜą  się  na 
materacach,  które  Jay  przygotował  w  Shadows.  Pewnie  będą  spać  w  ubraniach, 
jeśli w ogóle uda im się zasnąć. 

Właściwie  nie  przeszkadzało  jej,  Ŝe  tej  nocy  będą  raczej  przyjaciółmi  niŜ 

kochankami.  Zdjęła  z  siebie  brudne  rzeczy  i  stanęła  pod  orzeźwiającym 
strumieniem wody, po czym wytarła się jednym z prześcieradeł kąpielowych Jaya. 
Stosunki  między  nimi  stały  się  tak  zaŜyłe,  Ŝe  chwilami  czuła  się,  jakby  stanowili 
jedność. 

Siedząc  na  brzegu  łóŜka  i  susząc  włosy,  Hattie  patrzyła  na  portret  Elizabeth  i 

wspominała  słowa  opisujące  taniec „z  drogim  męŜem”.  Myślała,  Ŝe bardzo  kocha 
współczesnego  Summerfielda,  który  wciąŜ  jeszcze  siedział  przy  telefonie  i 
sprawdzał,  jak  sobie  radzi  jego  rodzina.  Obiecuję  ci  jedno,  powiedziała  do 
podobizny Elizabeth, bez względu na to, co zadecyduję, gdy juŜ huragan minie, nie 

background image

zawiodę go. On znaczy dla mnie więcej niŜ cokolwiek innego na tym świecie. Gdy 
zeszła na dół, Jay właśnie odkładał słuchawkę. 

– Cholera – powiedział ze złością. Hattie natychmiast pomyślała o Mariah. 
– Coś nie tak? – spytała. – Coś z Sulky i Mariah? 
– Nie, w zasadzie wszystko w porządku. – Jay sięgnął po papierosa. – ZbliŜa się 

przypływ  i  nie  mogę  ich  przekonać,  Ŝe  powinny  się  ewakuować.  Mogłyby 
przynajmniej przenieść się do Paula i Lorelei. Mam problem – wyznał bezradnie. – 
Powinienem być w dwóch miejscach jednocześnie. 

– Sędzia Plemmons nie pozwoli, aby stało im się coś złego. – Hattie delikatnie 

pogłaskała go po szyi. 

– Mam nadzieję – powiedział. – Liczę na niego. 
Chippendalowski  stół  o  wielkiej  wartości  został  juŜ  przeniesiony  do  duŜego 

domu. Gdy Jay wyszedł spod prysznica, zjedli kolację przy kuchennym blacie. W 
Jayu odezwała  się  fantazyjna  natura  i  nalegał,  aby  otworzyli  do  posiłku  najlepsze 
wino St. Julien, zdecydowanie zbyt dobre na tę okazję. Druga identyczna butelka z 
tego samego rocznika, razem z paczką krakersów, przegotowaną wodą i owocami 
czekała na zabranie do rezydencji. 

–  Zanim  pójdziemy  do  starego  domu,  mam  zamiar  przejść  się  nad  rzekę  – 

oznajmił po zakończonym posiłku, sięgając po płaszcz nieprzemakalny. 

Hattie, która przez cały dzień prawie nic nie jadła, czuła, Ŝe wypite wino uderza 

jej do głowy. Stwierdziła jednak, Ŝe pójdzie razem z nim. 

Przez  chwilę  Jay  wyglądał  tak,  jakby  chciał  zaprotestować.  Bez  słowa  jednak 

podał  jej  drugi  płaszcz.  Trzymał  ją  mocno  za  rękę,  gdy  zapaliwszy  światła  na 
podwórzu ruszyli w drogę. 

Ogromne  drzewa  wokół  nich  szumiały  groźnie  we  wzmagającym  się  wciąŜ 

wietrze. Deszcz lał się strumieniami. Hattie ze zdziwieniem spostrzegła, Ŝe w tym 
czasie,  gdy  przebywali  w  młynie,  rzeka  przybrała.  Jeziora,  których  malownicze 
brzegi podziwiała jeszcze niedawno, stały się teraz częścią wezbranej rzeki. Dawne 
pola  ryŜowe  zniknęły  zupełnie,  a  woda  zaczynała  juŜ  podchodzić  do  schodów 
prowadzących na dziedziniec. 

Przypuszczenia Jaya okazały się słuszne; zanosiło się na to, Ŝe pierwsze piętro 

młyna  zostanie  zalane.  Niestety,  przypływ  sprawiał,  Ŝe  wody  wciąŜ  przybywało. 
Według zapowiedzi radiowych sytuaq’a mogła ulec zmianie dopiero po północy. 

Przez kilka minut Jay po prostu patrzył na wzbierającą wodę, nie zwaŜając na 

deszcz, który strugami zalewał mu twarz. 

–  Powinniśmy  przenieść  się  na  górę  –  odezwał  się  w  końcu.  –  Zabierz, 

background image

kochanie, rzeczy z kuchni. I weź latarkę. Zamierzam wyłączyć elektryczność. 

Przejechali  samochodem  do  rezydencji.  Wiatr  wydymał  płaszcz  Hattie,  gdy 

wypakowywała  zapasy  i  przenosiła  je  na  górę,  a  Jay  w  tym  czasie  parkował 
samochód tak, by ochronić go przed wichurą. 

Meble i antyki, przeniesione z młyna, stały zgromadzone w dwóch pokojach na 

pierwszym  piętrze,  które  w  przeszłości  słuŜyły  jako  salon  i  gabinet.  Gdy  Hattie 
weszła  na  górę  do  sypialni,  przypomniała  jej  się  historia,  którą  Jay  czytał  z 
pamiętnika Elizabeth. 

Wyobraziła  sobie  pierwszą  właścicielkę  Shadows,  czuwającą  przy  oknie 

podczas snu Francisa Mariona. 

Usłyszała,  Ŝe  Jay  zamyka  cięŜkie  podwójne  drzwi  na  dole,  a  chwilę  później 

znalazł się przy niej. Obszedł przedtem cały dom, aby upewnić się, czy wszystkie 
okiennice  dobrze  się  trzymają  i  teraz  mokre  włosy  przyklejały  mu  się  do  czoła. 
Krople skapywały z brwi i nosa, a trzymana w ręku lampa naftowa rzucała cienie 
na jego twarz. Hattie pomyślała, Ŝe bardzo go kocha. 

– Jay – powiedziała po prostu, otaczając go ramionami. 
–  Moje  kochanie.  –  Niezręcznym  ruchem  postawił  lampę  na  podłodze.  – 

Będziesz tak mokra, jak ja. – Ale gdy przylgnęła do niego, przycisnął ją do siebie 
bardzo mocno, jakby i on potrzebował teraz jej bliskości. 

Stopniowo  melancholia  zaczęła  ją  opuszczać,  chociaŜ  wciąŜ  czuła  niepokój  o 

losy domu i bała się o Mariah. Sprawiłeś, Ŝe czuję się tak, jakbym nosiła nazwisko 
Summerfield,  myślała.  Przez  swoją  miłość,  łagodność  i  siłę.  Z  wielką  radością 
zajęłam  to  puste  miejsce,  które  wyczułam  juŜ  pierwszego  ranka.  I  zostanę  tu  tak 
długo, jak będziesz chciał. 

Odsuwając się nieco, aby na niego spojrzeć, Hattie nagle z ulgą i zdziwieniem 

zdała  sobie  nagle  sprawę,  Ŝe  podjęła  juŜ  decyzję.  Nawet  jeśli  Jay  nie  miał  racji  i 
najlepszym sposobem uratowania Shadows było przekazanie posiadłości jej firmie, 
to  wiedziała  juŜ,  co ma  zrobić.  Jej  lojalność  naleŜy  się przede  wszystkim  Jayowi. 
Odmówi  udziału  w  realizacji  projektu  przebudowy  tego  domu  i  będzie  wspierać 
Jaya, gdy zacznie sam remontować posiadłość, bez względu na to, jakie trudy to za 
sobą pociągnie. 

Mam  nadzieję,  Ŝe  on  tego  równieŜ  pragnie,  pomyślała.  Bo  teraz  juŜ  nie 

przeŜyłabym rozstania. 

–  Co  tam  huragany,  powodzie  i  inne  kataklizmy  zesłane  przez  Boga  – 

powiedział  nagle  Jay  uśmiechając  się.  –  Jesteś  taka  piękna  w  tej  chwili,  bez 
makijaŜu, w tym okropnym ubraniu. Nie wiem, co bym tu dziś bez ciebie robił. 

background image

– Czy nie zauwaŜyłeś, Ŝe właśnie tutaj pragnę być? 
Uniósł brwi, jakby nie był pewien, czy ufać tym słowom. 
– Chcę w to wierzyć, kochanie – powiedział. 
Pomógł  jej  zdjąć  płaszcz,  potem  sam  się  rozebrał  i  rozwiesił  wszystkie  mokre 

ubrania, aby wyschły. Gdy siedzieli później obok siebie susząc włosy, słuchali, jak 
stary dom skrzypi i trzeszczy w zawodzącym wietrze. Deszcz bębnił w okiennice i 
blaszane rynny. 

– To będzie długa noc – powiedział Jay patrząc na Hattie. Sięgnął do kieszeni 

dŜinsów, wyjął korkociąg i zaczął otwierać butelkę wina. – Myślałem wcześniej, Ŝe 
mamy  aŜ  nadto  picia.  Ale  oboje  wytrzeźwieliśmy  na  deszczu.  A  teraz  jestem  w 
nastroju na urządzenie huraganowego przyjęcia z kobietą, która kocham. 

W  migoczącym  świetle  lampy  wino  mieniło  się  rubinową  barwą.  Unieśli 

kieliszki i lekko stuknęli się nimi. 

– Za nas – powiedział Jay. – I za Shadows, Ŝeby stawiło czoło nawałnicy. 
– Za nas – powtórzyła Hattie z powagą. – I za Shadows. 
Pili wino, patrząc na siebie i myśląc o własnych sprawach. Później Jay odstawił 

kieliszek i ujął jej dłonie. 

–  Nie  miałem  zamiaru  mówić  tego  teraz  –  zaczął,  patrząc  na  nią  tak 

przenikliwie, Ŝe Hattie miała wraŜenie, iŜ sięga do dna jej duszy – kiedy jeszcze nie 
wyjaśniliśmy  wielu  rzeczy.  Ale  nie  chcę,  aby  ta  chwila,  właśnie  w  tym  miejscu, 
minęła  bez  echa.  Proszę cię,  abyś  za  mnie  wyszła,  Hattie,  abyś  została przy  mnie 
juŜ na zawsze, niezaleŜnie od tego, co mnie czeka. 

– Och, Jay... – Oczy Hattie natychmiast wypełniły się łzami. 
Czy  on  naprawdę  tego  właśnie  chce?  spytała  samą  siebie  zdumiona.  Czy 

naprawdę juŜ na zawsze będzie mój? 

– Powiedz: tak – poprosił. – Bo inaczej pomyślę, Ŝe to była dla ciebie jedynie 

przygoda,  Ŝe  po  zakończonej  pracy  spakujesz  walizki  i  odjedziesz  bez  Ŝalu...  ode 
mnie, od Shadows i wszystkich jego duchów. 

– Och, nigdy. – Nagle znalazła się w jego ramionach. 
– Więc powiedz – nalegał, przytulając ją. – Powiedz, Ŝe zawsze pozwolisz mi 

się  kochać,  obdarzysz  mnie  dziećmi,  aby  te  stare  mury  znów  rozbrzmiewały 
radością i śmiechem. 

To prawda, pomyślała, poddając się jego uściskowi. On pragnie tego, czego ja 

zawsze pragnęłam, zanim go w ogóle poznałam... 

– Tak, Jay – szepnęła. – Czy nie wiesz, Ŝe kocham cię tak bardzo, Ŝe wprost nie 

panuję nad swoimi uczuciami? 

background image

Przez  chwilę,  która  zdawała  się  nie  mieć  końca,  siedzieli  trzymając  się  w 

objęciach; dwoje ludzi, którzy nagle poczuli się bezpiecznie, wiedząc, Ŝe naleŜą do 
siebie. Nagle Jay rozpiął jej bluzę i zsunął z ramion. 

– Gdy rozpakowywaliśmy zapasy – powiedział – nie sądziłem, Ŝe będziemy się 

dziś kochać. Pragnąłem jedynie, abyś wlała we mnie otuchę swoją obecnością, gdy 
mam tyle trosk. Ale teraz... teraz, gdy jesteś juŜ moja... 

–  Tak?  –  spytała,  pokrywając  jego  twarz  pocałunkami  i  czując  jego  dłonie  na 

swych piersiach. 

–  Teraz  pragnę  cię  tak  bardzo,  Ŝe  mam  wraŜenie,  iŜ  trawi  mnie  ogień...  i 

uniemoŜliwia panowanie nad sobą. 

Tej  nocy,  w  świetle  lampy  naftowej,  w  fortecy,  jaką  stanowił  dla  nich  stary 

dom, Hattie i Jay złączyli swe ciała w całkowitej ekstazie. 

Nigdy nie sądziłam, Ŝe miłość moŜe istnieć w takim wymiarze, pomyślała, tuląc 

się do niego pod starym kocem. To tak, jakby kaŜda komórka mego ciała zmieniła 
się. Teraz mogę juŜ być jedynie częścią Jaya. 

Najbardziej  pragnęła  wyjaśnić  mu,  Ŝe  dokonała  wyboru,  zanim  on 

zaproponował jej małŜeństwo. Miała zamiar zadzwonić do Charleya i zrezygnować 
z  pracy  nad  projektem  natychmiast,  gdy  powrócą  do  Charlestonu.  Ale  teraz 
ogarnęło ją znuŜenie, zadowolenie i senność. 

– Jesteśmy tu bezpieczni, kochanie – szepnął, gdy pogrąŜyła się juŜ w półśnie. – 

I nie pozwolę, aby coś nam się stało. 

 
Jakiś czas później obudził ich huk. Zegarek Jaya wskazywał za kwadrans drugą. 
–  To  dach!  –  wykrzyknął,  zrywając  się  i  wciągając  dŜinsy.  –  Jedno  z  drzew 

musiało go uszkodzić. 

Hattie  natychmiast  otrząsnęła  się  ze  snu.  Na  dworze  wiatr  zawodził,  jakby 

zwiastując  śmierć,  deszcz  tłukł  w  okiennice.  Zanim  w  pełni  pojęła,  co  się  dzieje, 
Jaya  juŜ  nie  było  w  pokoju.  Dobiegł  ją  tupot  jego  bosych  stóp.  Jay  pędził  po 
schodach, przeskakując po dwa stopnie. 

– Jay... nie idź tam! – krzyknęła jeszcze za nim, wkładając na siebie ubranie. 
Nie było odpowiedzi. Kiedy dotarła na pierwsze piętro, zobaczyła, Ŝe podwójne 

drzwi  do  głównego  holu  są  otwarte.  Gwałtowny  podmuch  wiatru  niemal  ją 
przewrócił. 

–  Jay! – krzyknęła  znowu  przeraŜona,  ale  mimo  strachu  odwaŜyła  się  wyjrzeć 

za próg. 

Kamieniami,  gałęziami  i  powyrywanymi  z  korzeniami  krzakami  miotał  wiatr. 

background image

Dęby, domowi straŜnicy, trzeszczały niebezpiecznie. Naraz rozległ się ogłuszający 
huk  i  stojące  w  pewnej  odległości  drzewo  runęło  na  ziemię.  Wycie  wiatru 
przypominało huk pędzącego pociągu i zdawało się, Ŝe słychać było teŜ szum rzeki 
wylewającej się z brzegów. 

Po chwili, słaniając się na nogach, powrócił Jay. Zatrzasnął i zaryglował drzwi, 

napierając na nie całym ciałem. Nagi tors ociekał wodą, dŜinsy były przemoknięte. 
Miał zdartą skórę na ręce i zadraśnięty policzek. 

–  Miałem  rację  –  powiedział,  gromadząc  resztki  sklejki  i  część  materiałów 

przygotowanych z myślą o remoncie, a takŜe zabierając drabinę. – Olbrzymi konar 
złamał się i runął na dach nad dawnym pokojem dziecinnym. 

Hattie zdawała sobie sprawę, Ŝe padający z tak wielką siłą deszcz zaleje niŜsze 

piętra i spowoduje ogromne szkody. 

– Co zamierzasz zrobić? – spytała prawie bez tchu. 
– Dostanę się do dziury tylnymi schodami. 
– Pomogę ci. 
– Dobrze – powiedział po chwili wahania. – Weź latarnię i narzędzia. 
Wdrapali się wąskimi ukrytymi schodami prowadzącymi z głównej sypialni na 

przepastny,  zniszczony  strych.  Hattie  trzymała  latarnię,  a  Jay  usunął,  na  ile  mógł 
cięŜki  konar,  który  spowodował  szkodę,  i  przybił  kilka  desek,  aby  jako  tako 
zasłonić dziurę. 

– Wystarczy – powiedział – aby nie dostała się tu woda. 
Kiedy zeszli na dół, Jay był wyjątkowo milczący. Nie odzywał się nawet wtedy, 

gdy leŜąc na posłaniu patrzyli w sufit i słuchali odgłosów burzy. 

– Nie martw się, kochanie – odezwała się Hattie. 
 – Dom to przetrzyma. 
Uścisnął  ją  lekko.  Rozluźnił  się  trochę,  choć  Hattie  wiedziała,  Ŝe  wciąŜ  jest 

bardzo zdenerwowany. 

– MoŜe – rzucił. – Rano się okaŜe. 
 
Po  raz  drugi  obudzili  się  bladym,  świtem.  Burza  juŜ  minęła.  Wiatr  znacznie 

zelŜał, a deszcz przestał padać. Huragan Henry załamał się na WybrzeŜu Karoliny. 

Jay  włoŜył  spodnie  i  sięgnął  po  buty.  Nie  chcąc,  aby  sam  oglądał  zniszczenia 

poczynione przez burzę, Hattie równieŜ ubrała się pośpiesznie i zbiegła, za nim po 
schodach. 

Nawałnica  pozostawiła  za  sobą  ruinę.  Wiele  drzew  leŜało  na  ziemi.  Konary 

sękatych  dębów  i  wyrwane  z  korzeniami  krzaki  tworzyły  bezładną  plątaninę. 

background image

Przypływ co prawda juŜ się zakończył, ale w młynie pozostała masa wody. Hattie 
wolała się na razie nie zastanawiać nad ogromem prac, jaki ich czekał. 

Jay  miał  ponurą  twarz.  Uszkodzenie  dachu,  niemoŜliwe  do  dokładnego 

zbadania nocą, teraz okazało się powaŜniejsze, niŜ sądzili. Dach naleŜało w całości 
wymienić.  Stajnia,  juŜ  dawniej  w  kiepskim  stanie,  teraz  runęła  zupełnie,  tak  jak 
przewidywał Jay. Hattie bez słowa podąŜała za nim, gdy odkrywał kolejne szkody 
poczynione  przez  burzę.  W  myśli  starała  się  oszacować  koszty  niezbędne  do 
przywrócenia tu porządku. 

Ubezpieczenie  pewnie  tego  nie  pokryje,  pomyślała  z  bólem  serca.  Z  naprawą 

schodów,  sufitu  i  podłogi  trzeba  będzie  zaczekać,  aŜ  wykona  się  najbardziej 
niezbędne  prace.  Zastanawiała  się,  czy  Jay  zgodziłby  się  oddać  konie  na 
przechowanie albo nawet je sprzedać, by uniknąć stawiania nowej stajni. 

Cokolwiek  zadecyduje,  wiedziała  jedno;  w  ciągu  najbliŜszych  kilku  lat  trzeba 

będze  Ŝyć  wyjątkowo  skromnie,  przeznaczając  kaŜdy  grosz  na  odbudowę  domu, 
niezaleŜnie od wysokości zarobków. CóŜ robić, tak musi być, pomyślała. Dla mnie 
to nie ma znaczenia. 

Niestety miało to znaczenie dla Jaya. W świetle poranka był zmuszony inaczej 

spojrzeć  na  propozycję  złoŜoną  przez  Resorts  America.  Hattie  rozumiała,  jak 
fałszywie zabrzmiałyby teraz jej słowa, gdyby namawiała go do odrzucenia oferty 
Charleya albo gdyby zaoferowała mu swoją pomoc w odbudowie Shadows. 

Nikt  juŜ  nie  wspominał  obietnic  złoŜonych  poprzedniej  nocy.  Jay  wydał  się 

nagle  nieosiągalny.  Czuła,  Ŝe  oddala  się  od  niej,  borykając  z  wyborem,  którego 
teraz musiał dokonać. 

Pragnęła  go  pocieszyć,  ale  nie  odzywała  się.  Pomagała,  jak  mogła,  gdy 

umacniał  prowizoryczną  osłonę  dachu  i  spłukiwał  rzeczny  muł  z  kamiennej 
posadzki  w  młynie.  Kiedy  skończyli,  spoza  chmur  przezierał  juŜ  błękit  nieba. 
Telefon  nie  działał,  ruszyli  więc  do  miasta,  aby  sprawdzić,  co  się  dzieje  z  resztą 
jego rodziny. 

Musieli co chwila omijać pnie drzew blokujące drogę na kaŜdym zakręcie. Jay 

wciąŜ się nie odzywał. 

W  końcu  spojrzał  na  nią  takim  wzrokiem,  jakiego  jeszcze  nigdy  u  niego  nie 

widziała. 

– Wygrałaś – powiedział obojętnym tonem. – Potrafię przyznać się do poraŜki. 
Hattie zrobiło się zimno z obawy. 
– Co to znaczy „wygrałam”? 
– Ty, Paul i Resorts America – wyjaśnił bez złości. – Potrzeba było do tego aŜ 

background image

huraganu,  ale  jednak  pobiliście  mnie.  Nigdy  nie  sądziłem,  Ŝe  będę  musiał  to 
przyznać.  Jeśli  będziesz  tak  dobra,  aby  przygotować  dokumenty  dotyczące 
sprzedaŜy Shadows, to przejrzę je razem z adwokatem. 

Hattie nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. 
– Sprzedać Shadows? – spytała w końcu nie dowierzając. 
– Chyba to właśnie proponowaliście z Paulem? 
– Po to mnie wysłano do Charlestonu. Ale myślałam... 
– Nie ma juŜ o czym myśleć. Kocham Shadows i pragnę, aby ocalało. Teraz nie 

powiesz  mi,  Ŝe  mam  choćby  najmniejszą  szansę,  aby  dokonać  tego,  co  mogłaby 
osiągnąć twoja firma. 

ChociaŜ marzenia Jaya stały się jej marzeniami, Hattie nie potrafiła juŜ znaleźć 

argumentu. Fundusze Resorts America zagwarantują szybką odbudowę zniszczonej 
posesji. 

–  MoŜe  nie  –  upierała  się.  –  Ale  ty  znaczysz  dla  mnie  wszystko.  I  nie  chcę, 

Ŝ

ebyś sprzedawał Shadows... juŜ nie. 

Jay patrzył na nią, jakby nie wierzył jej słowom. 
–  No  cóŜ,  to  będzie  jak  cięŜka  operacja  bez  znieczulenia,  panno  Lawford  – 

powiedział, patrząc znów na drogę. – Ale nie mogę jej uniknąć. 

 

background image

Rozdział 12 

 
Z cichym okrzykiem bólu Hattie połoŜyła rękę na jego ramieniu. Jay strząsnął 

ją lekko. 

– Nie teraz – powiedział i Hattie miała wraŜenie, Ŝe słowa te docierają do niej z 

bardzo daleka. – Nie sądzę, abym potrafił to tee»z znieść. 

Z rozpaczą w sercu Hattie pogrąŜyła się w milczeniu. Jaką byłabym Ŝoną, jeśli 

w takiej chwili nie mogę cię dotknąć? pomyślała. A co z naszymi przyrzeczeniami? 
Czy naprawdę pragnąłeś, abym zawsze była przy tobie, niezaleŜnie od tego, co cię 
czeka? 

Nawet jeśli Jay wyczuwał jej cierpienie, to nie dał tego po sobie poznać. Hattie 

pogrąŜała  się  w  coraz  większym  smutku.  Wcześniej,  gdy  jeszcze  miała  zamiar 
namówić  go  do  sprzedaŜy  majątku, obawiała  się, Ŝe  stanie to na przeszkodzie ich 
wspólnemu szczęściu. Teraz, gdy zdecydowała się zrezygnować dla niego z pracy 
nad realizacją projektu, wichura, a nie ona, przekonała go do sprzedaŜy. Na domiar 
złego Hattie czuła, Ŝe Jay począł się odnosić do niej z pewną rezerwą. 

Nie chcę wierzyć, Ŝe to, co się dzieje między nami, jest prawdą. Chcę wierzyć, 

Ŝ

e jeśli teraz go nie opuszczę, teraz, gdy wszystko się źle układa, to nasza miłość 

przezwycięŜy  wszelkie  przeszkody.  Rozumiała  jednak,  Ŝe  nie  potrafiłaby,  jak 
Elizabeth, zbyt długo znosić jego oziębłości. 

Sulky  zastali  w  kuchni  wydającą  polecenia  dotyczące  porządków.  Jej  zwykle 

młodzieńcza i pogodna twarz była zmizerowana, jakby Sulky w ogóle nie spała. 

– Dzięki Bogu, Ŝe nic wam się nie stało – przywitała ich. – Chodźcie, napijemy 

się herbaty... naleŜy się nam chwila relaksu. Muszę wam o czymś powiedzieć. 

Deszcz nie dostał się do salonu i pokój wyglądał tak, jak przed dwoma dniami. 

O niedawnym huraganie przypominały wciąŜ zamknięte okiennice. 

Jednak  nie  jest  tak  samo,  pomyślała  Hattie.  I  juŜ  nigdy  nie  będzie,  jeśli  Jay 

sprzeda  Shadows.  Nagle  uświadomiła  sobie nieobecność  Mariah, która  zazwyczaj 
nalewała herbatę. 

Sulky nawiązała do jej nieobecności. 
–  Właśnie  wróciłam  ze  szpitala  –  oznajmiła.  –  Obawiam  się,  Ŝe  muszę 

powiedzieć  wam  wprost...  Mariah  nic  nie  grozi,  jej  dziecku  teŜ  nie.  Ma  jednak 
brzydkie  guzy  i  siniaki  po  wypadku.  Jechała  moim  samochodem  drogą 
międzystanową  do  Columbii.  Musicie  teŜ  wiedzieć...  jechała  tam,  aby  dokonać 
aborcji. 

background image

Na twarzy Jaya malowało się zdumienie. 
– Aborcji? – powtórzył. – Dziecko?-Z dzikim wzrokiem obrócił się ku Hattie. – 

Wiedziałaś o tym? 

 – spytał. 
Skinęła głową, czując, Ŝe robi jej się niedobrze. 
–  Prosiła,  aby  ci  o  tym  nie  mówić  –  odpowiedziała  drŜącym  głosem.  – 

Nalegała...  Ŝe  sama  ci  powie.  Nie  powinna  była  zaufać  właśnie  mnie... –  Głos  jej 
się załamał, gdy ujrzała udręczony wzrok Jaya. 

Przez chwilę panowała cisza. 
– Czyje to dziecko? – spytał obco brzmiącym głosem. – I kiedy to się stało? 
Sulky,  Ŝelazna  dama  z  Południa,  wiedziała,  jak  radzić  sobie  w  chwilach 

kryzysu. 

– Wypadek zdarzył się wczoraj – powiedziała spokojnie. – Wyjechała wczoraj 

przed  burzą.  Ojcem  dziecka  jest  Brad  Moss,  ale  Mariah  nie  chce  mieć  z  nim  juŜ 
więcej  nic  wspólnego.  O  ile  dobrze  rozumiem,  zdecydowała  się  na  aborcję  tylko 
dlatego, Ŝeby nie stracić miłości Pete’a Carrolla. 

– O mój BoŜe... – Jay chwycił się za głowę. – To śliczne, niewinne dziecko... 
Chwilę później weszła Patsy z herbatą. 
–  Ja  nie  piję,  dziękuję.  –  Jay  podniósł  się.  –  Jadę  do  szpitala  zobaczyć  się  z 

Mariah. 

Nie sprzeciwił się, gdy Hattie poszła za nim do samochodu. Ale teŜ nie odezwał 

się ani słowem. Rozumiejąc, Ŝe nie pragnie jej towarzystwa, została w tyle, gdy on 
skierował  się  do  sali,  w  której  leŜała  Mariah.  Widziała,  jak  z  czułością  przytulił 
drobną istotkę. 

Mariah  miała  sińce  pod  oczami,  a  na  twarzy  skaleczenia  i  zadrapania.  Jedną 

rękę miała w gipsie. 

– Ciocia Sulky ci powiedziała? – wyszeptała, kryjąc twarz na ramieniu Jaya. 
Przytaknął, na jego twarzy malowały się czułość i smutek. 
– Dlaczego nie chciałaś, Ŝebym wiedział, kochanie? – spytał. – Nie musiałabyś 

znosić tego wszystkiego w samotności. 

– Więc... ty mnie nie nienawidzisz? 
– Nigdy nie mógłbym cię znienawidzić. – Miał wilgotne oczy, gdy z niezwykłą 

delikatnością  przytulał  swą  młodziutką  kuzynkę.  –  Ale  chyba  nie  przeŜyłbym, 
gdybyś  poddała  się  zabiegowi  –  dodał.  –  Twoje  dziecko  to  Summerfield.  I  nawet 
jeśli nie będziemy mieli Shadows, będziemy mieli siebie nawzajem. Tego nie mogą 
nam zabrać. 

background image

Hattie  poczuła,  Ŝe  oczy  jej  napełniają  się  łzami  i  odwróciła  głowę.  To  o  mnie 

myślał,  mówiąc  „nie  mogą  nam  zabrać”.  Szlochała  bezgłośnie,  schodząc  do 
poczekalni dla odwiedzających. Myślał o mnie, o Paulu i firmie, którą reprezentuję. 
Przypomniała  sobie  słowa,  które  wypowiedział  w  drodze  powrotnej  z  plantacji: 
„Wygrałaś.  Pobiliście  mnie”.  Była  dla  Jaya  wrogiem,  naleŜała  do  spisku,  którego 
celem było pozbawienie go ukochanego domu. 

Ktoś, pewnie pielęgniarka, zajrzał przez otwarte drzwi i Hattie ukryła twarz w 

dłoniach.  Niech  myślą,  Ŝe  umarł  mi  ktoś  bliski,  myślała,  a  łzy  spływały  miedzy 
palcami.  W  pewnym  sensie  to  prawda.  JuŜ  rankiem,  gdy  wyszliśmy,  Ŝeby 
zobaczyć, co zrobiła burza, czułam, Ŝe go tracę. 

Nie  będzie  Ŝadnego  ślubu.  Dzieci  nie  będą  śmiać  się  ani  biegać  po  wielkich 

pokojach.  Trzeba  jedynie  zakończyć  sprawy  słuŜbowe,  spakować  walizki  i 
odjechać. Z bólem w sercu, który jedynie Jay mógłby uleczyć. 

Przynajmniej  sprawa  Mariah  dobrze  się  zakończy,  pomyślała.  Nie  załatwiłam 

jej właściwie i powinnam być wdzięczna, Ŝe mała jest teraz bezpieczna. Gdy kilka 
minut  później  Jay  zszedł  na  dół,  Hattie  mogła  juŜ  spojrzeć  mu  w  twarz  suchymi 
oczyma. 

–  Idę  porozmawiać  z  lekarzem  –  rzekł  takim  tonem,  jakim  rozmawia  się  z 

obcym. – Mariah pytała o ciebie. 

– Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie ją zobaczę. 
Starając  się  panować  nad  sobą,  Hattie  ruszyła  przez  hol  w  stronę  sali,  gdzie 

leŜała dziewczyna. Ale gdy Mariah wyciągnęła ku niej rękę, znów poczuła łzy pod 
powiekami. 

– Hattie... – Opadła na poduszki, gdy j’uŜ się uściskały. – Przepraszam, Ŝe nie 

poczekałam, aŜ porozmawiasz z Jayem tak, jak chciałaś. 

–  I  tak  powinnam  mu  była  powiedzieć.  –  Spróbowała  się  uśmiechnąć.  –  Ale 

teraz to juŜ bez znaczenia. Ty i twoje dziecko jesteście bezpieczni pod jego opieką. 

Mariah odetchnęła głęboko. 
–  Wiem.  Cieszę  się,  Ŝe  ostatecznie  nie  straciłam  dziecka.  Ale  boję  się,  Ŝe 

zamiast tego straciłam Pete’a. – Po policzku spłynęła jedna wielka łza. 

–  MoŜe  nie  –  Hattie  starła  ją  –  jeśli  on  cię  naprawdę  kocha.  Daj  mu  trochę 

czasu. 

– Jeśli ty dasz czas Jayowi. Ja wiem, Ŝe on teraz zachowuje się dziwnie, ale to 

dlatego, Ŝe ten dom tak wiele dla niego znaczy. Ale on cię naprawdę kocha, Hattie. 
Znam go. Wszystko się ułoŜy. 

– Obawiam się, Ŝe nie. Strata Shadows bardzo skomplikuje nasze stosunki. 

background image

–  Mylisz  się.  Będzie  cię  jeszcze  bardzo  potrzebował.  Hattie  ze  smutkiem 

potrząsnęła głową. 

–  W  innych  warunkach  moŜe  istniałyby  jakieś  szanse.  Ale  nie  w  tej  sytuacji. 

Najlepiej zrobię wracając do St. Petersburga. Moja praca tutaj jest zakończona. 

Na  dźwięk  przy  drzwiach  Hattie  odwróciła  się  i  ujrzała  Jaya.  Jego  twarz 

zdawała  się  być  wykuta  w  kamieniu.  Niewątpliwie  usłyszał  ostatnie  słowa  jej 
wypowiedzi, te, które wyrwane z kontekstu, mogły świadczyć o jej wyrachowaniu i 
dwulicowości. 

Dobrze,  a  więc  uwaŜa,  Ŝe  wypełniłam  swoją  misję,  pomyślała,  czując 

narastający gniew. Nie będzie musiał sam mi tego powtarzać. 

– Nie zdołałem skontaktować się z doktorem Ferrisem – powiedział spokojnie. 

– Powiedziano mi, Ŝe Mariah potrzebuje odpoczynku. 

Oboje po kolei ucałowali ją na poŜegnanie. 
– JuŜ cię nie zobaczę? – wyszeptała Mariah, ściskając dłoń Hattie. 
–  W  najbliŜszym  czasie  pewnie  nie.  –  Teraz  juŜ  nie  miało  znaczenia,  czy  Jay 

słyszy jej słowa. – Ale napiszę, jeśli obiecasz, Ŝe ty teŜ to zrobisz. 

Gdy Mariah nie mogła juŜ ich usłyszeć, Jay zwrócił się do niej z zimną furią: 
–  A  więc  teraz  wyjeŜdŜasz,  wykorzystawszy  moje  zaślepienie,  aby  dostać  to, 

czego chciałaś – wściekał się, chociaŜ panował nad głosem, bo wciąŜ jeszcze byli 
na  terenie  szpitala.  –  Powiedziałaś  kiedyś,  Ŝe  nigdy  w  ten  sposób  nie  załatwiasz 
interesów. To było jedno wielkie kłamstwo. 

– Tak, wyjeŜdŜam. Bo dla ciebie dom znaczy więcej niŜ ja, a takŜe dlatego, Ŝe 

do  tego  stopnia  Ŝyjesz  przeszłością,  iŜ  nie  potrafisz  myśleć  o  przyszłości,  nawet 
teraz, gdy zdecydowałeś się zrezygnować z marzeń. 

Ale on jej nie słuchał, tak jak nie słuchał jej podczas pierwszego spotkania, gdy 

próbowała przekonać go o swej szczerości. 

– Myślałem, Ŝe przypominasz Elizabeth – powiedział. – Ale myliłem  się. Ona 

poddała Anglikom Shadows, aby je uratować. 

Hattie czuła się, jakby jej wymierzono policzek. 
–  Byłabym  wdzięczna,  gdybyś  odwiózł  mnie  do  swej  ciotki  –  powiedziała  w 

końcu, starając się mówić zwykłym tonem. 

Nie  odpowiedział,  zachowując  całkowitą  obojętność.  Nie  odezwał  się  aŜ  do 

chwili, gdy stanęli przed bramą domu Sulky. 

– Wracam do Shadows, aby dokończyć sprzątanie. 
-W  jego  głosie  zabrzmiała  pewna  sugestia.  –  Zostawię  cię  tutaj,  Hattie...  jeśli 

sobie tego Ŝyczysz. 

background image

Ona  jednak  była  rozgoryczona,  zbyt  wściekła  i  pokrzywdzona,  aby  zrozumieć 

tę aluzję. 

– Dziękuję – odpowiedziała, siląc się na grzeczność i unikając jego spojrzenia. 
Gdy  pochylił  się,  aby  otworzyć  drzwi,  musnął  jej  kolano  i  na  jedną 

rozdzierającą  serce  chwilę  powróciło  uczucie  namiętności,  które  ich  łączyło.  Ale 
zaraz potem Hattie wysiadła z samochodu i Jay odjechał. 

 
Szybko  poŜegnała  się  z  Sulky  i  Paulem.  Sama  zadzwoniła  do  jego  biura  i 

poinformowała  o  zamierzonej  przez  Jaya  sprzedaŜy  Shadows.  Nim  Paul  zdąŜył 
pogratulować jej sukcesu, szybko opisała mu szkody, jakie spowodowała wichura i 
dodała, Ŝe osobiste stosunki między nią a Jayem zostały zerwane. 

–  Wieczorem  wracam  do  St.  Petersburga  –  powiedziała.  –  Będziemy  w 

kontakcie. Nasz adwokat sformułuje ostateczną wersję umowy w ciągu kilku dni. 

W słuchawce przez chwilę panowała cisza. 
–  Nie  wiem,  co  zaszło  między  tobą  a  moim  kuzynem,  Hattie –  odezwał  się  w 

końcu  Paul.  –  Ale  jeśli  prawidłowo  oceniam  twoje  obecne  uczucia,  to  sądzę,  Ŝe 
popełniasz błąd. 

– MoŜe – odpowiedziała cicho. – Ale nie wiem, co innego mogłabym zrobić. 
Sulky równieŜ nie wnikała w przyczynę zerwania. 
–  Będzie  nam  ciebie  brakowało,  Hattie  –  powiedziała  jedynie,  ściskając  ją 

serdecznie. – Gdy wrócisz do Charlestonu, pamiętaj o nas. 

W  porze  kolacji  Hattie  była  juŜ  w  drodze.  Minęła  Ashley  River  Road  i 

skierowała  się  na  autostradę  prowadzącą  na  południe.  Mogłabym  równie  dobrze 
pojechać  byle  gdzie,  myślała  pogrąŜona  w  bolesnych  wspomnieniach.  Nie 
potrafiłabym  teraz  nic  przełknąć.  A  gdybym  próbowała  zasnąć,  marzyłabym  o 
Jayu. 

 
Następnego popołudnia w swym biurze w Resorts America Charley gratulował 

jej z całego serca. 

–  Wiedziałem,  mała,  Ŝe  ci  się  uda  –  powiedział,  a  jego  jasnoniebieskie  oczy 

błyszczały dumą. – Wykonałaś kawał dobrej roboty. 

Hattie  uścisnęła  mu  rękę.  Miała  podpuchnięte  oczy,  chociaŜ  ostatecznie  udało 

jej  się  zasnąć,  gdy  juŜ  dotarła  do  własnego  mieszkania.  Przespała  aŜ  dziesięć 
godzin. 

–  Trzeba  zmienić  nasz  projekt  –  powiedziała  bez  ogródek,  od  razu  pragnąc 

przedstawić  plan,  który  obmyśliła  w  czasie  drogi  z  Charlestonu.  Skoro  Jaymiał 

background image

zamiar  sprzedać  Shadows,  nie  mogła  protestować.  Ale  przestępstwem  byłoby 
całkowite  pozbawienie  go  domu,  nawet  jeśli  musiał  on  pozostać  centralnym 
elementem planowanego przedsięwzięcia. 

– Chciałabym, aby według umowy rodzina... 
a zwłaszcza Jay Summerfield zachował prawo własności do głównego obszaru 

plantacji, włączając w to stary dom – powiedziała. – Odnowimy go tak, jak to było 
planowane i będziemy mieli prawo wykorzystywania niektórych pokoi na zebrania 
co  dwa  miesiące.  Równocześnie  chcę,  aby  pokoje  te  były  otwarte  dla 
zwiedzających  za  opłatą  dwa  razy  w  tygodniu.  Te  pieniądze  wykorzysta  się  na 
utrzymanie  posiadłości.  Jeśli  w  przyszłości  rodzina  chciałaby  sprzedać  dom, 
mielibyśmy  prawo  pierwokupu.  Reszta  projektu  zostanie  zrealizowana  w  sposób 
przedstawiony w początkowej wersji. 

– To wbrew przepisom. – Charley był całkiem zdezorientowany. – Nie jestem 

pewien, czy to przejdzie. 

–  Mam  nadzieję,  Ŝe  tak.  Resorts  America  słynie  z  dobrego  serca  i  zasad 

moralnych,  których  brakuje  konkurencji.  Ale  jeśli  nie  moŜesz...  –  przerwała  –  to 
obawiam się, Ŝe będę musiała zrezygnować z naszej współpracy. 

W końcu Charley niechętnie przystał na jej Ŝądanie. 
–  Mam  nadzieję,  Ŝe  skończy  się  to  korzystnie  dla  wszystkich  –  powiedział.  – 

Zakochałaś  się  w  Jayu  Summerfieldzie,  prawda?  Nigdy  jeszcze  cię  takiej  nie 
widziałem. 

Hattie przytaknęła. 
– Między nami wszystko skończone – dodała. 
 –  A  jeśli  chcesz  coś  dla  mnie  zrobić,  Charley,  to  daj  mi  nowe  zadanie...  tak 

daleko od Południowej Karoliny, jak to tylko moŜliwe. 

Hattie  spędziła  dwa  i  pół  tygodnia  w  Luizjanie,  przeprowadzając  wstępną 

analizę  dość  prostego  i  nie  przysparzającego  problemów  projektu.  Po  powrocie 
wymogła  na  Charleyu  dziesięciodniowy  urlop  i  pojechała  odwiedzić  ojca  i 
macochę  w  Londynie.  Ale  niezaleŜnie  od  tego,  jak  daleko  wyjeŜdŜała  i  gdzie  się 
próbowała  ukryć,  wspomnienie  ciemnych  oczu  Jaya,  siwiejących  włosów  i 
szerokich  ramion  zdawało  się  wszędzie  za  nią  podąŜać.  Gdy  z  Marvette  robiła 
zakupy  na  Picadilly  Circus  Knightbridge,  wydało  jej  się,  Ŝe  nagle  ujrzała  go  w 
tłumie i serce jej na moment zamarło. Okazało się jednak, Ŝe był to kto inny. 

Powróciła  do  domu  z  cięŜkim  sercem,  pewna,  Ŝe  będzie  za  nim  tęsknić  przez 

resztę Ŝycia. 

W skrzynce czekały na nią dwa listy; jeden od Jaya, a drugi od Mariah. Przez 

background image

chwilę patrzyła jedynie na adres zwrotny, a potem usiadła przy nieduŜym  stoliku, 
na którym stał nie pasujący tu srebrny serwis do herbaty i otworzyła list Mariah. 

Droga  Hattie  – pisała  Mariah –  mam  cudowne  wieści.  AŜ trudno  mi  uwierzyć, 

ale nie myliłaś się co do Pete’a. Najpierw czuł się strasznie zraniony, ale po kilku 
dniach przyszedł  i powiedział,  Ŝe  on  teŜ nie  chce  mnie  stracić. A  później  stała  się 
najcudowniejsza rzecz. Poprosił, abym wyszła za niego za mąŜ i powiedział, Ŝe tak 
mnie kocha, Ŝe będzie wychowywał moje dziecko jak swoje własne. 

Na  gwiazdkę  odbędzie  się  nasz  cichy  ślub  (mam  nadzieję,  Ŝe  przyjedziesz!),  a 

później  pojedziemy  razem  do  Clemson.  Ostatni  semestr  skończę  pod  kierunkiem 
prywatnego nauczyciela, a w przyszłym roku za część pieniędzy, jakie otrzymam po 
sprzedaŜy  Shadows,  będę  mogła  zatrudnić  niańkę  i  pójść  do  college’u,  tak  jak 
planowałam
 Na list Mariah spadła łza i Hattie starła ją, zanim zaczęła czytać dalej. 

Jestem teraz taka szczęśliwa, a przecieŜ częściowo zawdzięczam to i tobie. Bez 

twojej zachęty pewnie nigdy nie odwaŜyłabym się wyznać Pete’owi prawdy. I teraz 
juŜ tylko jedna rzecz mogłaby uszczęśliwić mnie jeszcze bardziej – gdybyście ty iJay 
byli  znowu  razem.  Ostatnio  mój  kuzyn  jest  bardzo  smutny,  chociaŜ  poczuł  taką 
wdzięczność i ulgę, gdy dowiedział się, Ŝe według nowego projektu moŜe zachować 
Shadows. Wiem, jak bardzo za tobą tęskni. 

Mariah zakończyła list ucałowaniami. Jej relacja z wydarzeń wzruszyła Hattie. 

Cieszę  się,  Ŝe  wszystko  dobrze  się  skończyło,  pomyślała.  Natomiast  jej  własny 
nieudany związek z Jayem przysparzał jej wiele bólu. DrŜącymi palcami rozerwała 
drugą  kopertę,  prawie  bojąc  się  rzucić  wzrokiem  na  kilka  linijek  skreślonych 
ukośnym pismem. 

Kochanie  –  napisał  –  jak  mam  ci  dziękować  za  genialny  sposób,  w  jaki 

uratowałaś  Shadows  dla  przyszłych  pokoleń  Summerfieldów?  Sama  Elizabeth  nie 
wykazałaby się większą pomysłowością. Gdy zrozumiałem, co zrobiłaś, chociaŜ nikt 
cię  przecieŜ  o  to  nie  prosił,  poczułem  się  jak  łajdak...  i  głupiec,  Ŝe  pozwoliłem  ci 
odejść.  Wiele  razy  próbowałem  się  do  ciebie  dodzwonić,  ale  nikt  nie  odbierał 
telefonu, więc pewnie wyjechałaś. Gdy wrócisz, czy zgodzisz się do mnie zadzwonić 
i powiedzieć, Ŝe mi przebaczasz i Ŝe znów gotowa jesteś dzielić ze mną Ŝycie?
 

List  podpisany  był  po  prostu:  Jay,  a  pod  spodem  widniało  postscriptum:  Czy 

wiesz, jak bardzo cię kocham, najdroŜsza? 

Hattie  czuła  się,  jakby  wbito  jej  nóŜ  w  serce.  Zrobiło  jej  się  słabo  z  tęsknoty. 

Dlaczego  miałabym  nie  pojechać  do  niego?  spytała  samą  siebie.  Albo  nie 
zadzwonić? PrzecieŜ bez niego umierałam. I wiem, Ŝe właśnie tego pragnę. 

Na przeszkodzie marzeniom stanęło nagle zimne, logiczne myślenie. Nietrudno 

background image

było Jayowi wyznać, Ŝe ją kocha teraz, gdy dom został ocalony. A gdyby Charley 
się  nie  zgodził?  Czy  Jay  równie  usilnie  próbowałby  naprawić  wyrządzoną 
krzywdę? 

Ostatecznie  nie  sięgnęła  po  telefon,  ale  okazało  się,  Ŝe  nie  uniknie  tak  łatwo 

konfrontacji z Jayem. 

Następnego  ranka  siedziała  właśnie  nad  wykresami  dotyczącymi  projektu  z 

Luizjany, gdy zadzwonił Charley prosząc, aby przyjechała do biura. 

– Prace w Shadows rozpoczęły się trzy dni temu i juŜ pojawiły się problemy – 

obwieścił, zagłębiając  się  w  papierach tak,  Ŝe nie  mogła  niczego  wyczytać  z  jego 
twarzy.  –  Summerfield  chce  rozmawiać  tylko  z  tobą.  Obawiam  się,  Ŝe  chwilowo 
musisz porzucić projekt z Luizjany i jechać jutro do Shadows. 

– Ale... jutro jest sobota. 
Nie  pomogły  Ŝadne  wymyślone  przez  nią  przyczyny,  które  mogłyby  opóźnić 

wyjazd  albo  sprawić,  Ŝe  kto  inny  pojechałby  zamiast  niej.  Charley  pozostał 
niewzruszony. 

– Przykro mi, złotko, ale to jest interes – powiedział, ucinając wszelką dyskusję. 

– Musisz jechać. 

Z mieszanymi uczuciami Hattie pakowała bagaŜe. Gdy następnego popołudnia 

zbliŜała  się  do  Charlestonu,  doszła  do  wniosku,  Ŝe  w  sobotę  biuro  Jaya  jest  na 
pewno zamknięte i skręciła w drogę prowadzącą wzdłuŜ rzeki. Najlepiej jechać od 
razu  na  plantację,  pomyślała,  drŜąc  z  emocji,  które  bezskutecznie  usiłowała 
stłumić.  Prawdopodobnie go  tam  znajdę. Gdy  minęła  aleję  dębów,  ukazało  się  jej 
oczom Shadows, lśniące róŜowym blaskiem w promieniach zachodzącego pomału 
słońca.  Dziś  jednak  stary  dom  zdawał  się  emanować  spokojem  i  po  raz  pierwszy 
Hattie  nie  odczuła  panującego  tu  dawniej  smutku.  ZauwaŜyła,  Ŝe  rozpoczęto  juŜ 
prace na dachu. 

Jaya nie było nigdzie widać. MoŜe jest na dole w młynie, pomyślała. To dobrze, 

bo nie czuję się jeszcze gotowa na spotkanie z nim. Najpierw dowiem się, o jakie 
problemy chodzi. 

DuŜy  hol  wyglądał  tak  samo,  jak  wówczas,  gdy  widziała  go  po  raz  ostatni. 

Ś

wiatło wlewało się przez wielkie okna, tworząc na podłodze ruchome plamy. 

Podeszła  do  wielkiego  lustra,  które  kiedyś  odbijało  ich  złączone  w  tańcu 

sylwetki. Przez chwilę na tafli widniała jej samotna postać. Nagle jednak ujrzała za 
sobą  Jaya  i  na  chwilę  straciła  oddech.  Miał  na  sobie  dŜinsy  i  szary  sweter,  który 
pamiętała  i  Hattie  poczuła  wielki  ból  w  sercu.  Jak  ja  go  kocham,  pomyślała, 
obracając się. Bardziej niŜ kiedykolwiek. Nie wiem, jak zdołam przebywać tu i nie 

background image

być jego kochanką. Jay odezwał się pierwszy. 

– Wiec jednak... masz zamiar dotrzymać obietnicy. 
–  Nie  jestem  pewna...  o  której  obietnicy  mówisz  –  odpowiedziała.  –  Charley 

wspominał o jakichś kłopotach. O co dokładnie chodzi? 

Jay  zbliŜył  się  do  niej,  jego  oczy  zdawały  się  mówić  coś,  w  co  nie  mogła 

uwierzyć. 

–  Nie  wie  pani,  panno  Hattie?  –  Patrzył  na  nią  tak,  Ŝe  nie  potrafiła  odwrócić 

wzroku.  –  Czy  zapomniałaś  juŜ,  co  wydarzyło  się  tutaj  w  nocy,  kiedy  szalała 
burza? Dałaś mi słowo... Ŝe pozwolisz zawsze się kochać i dzięki nam narodzi się 
następne pokolenie Summerfieldów, które zamieszka w tym domu. 

– Och, proszę... 
Jak  zawsze  dom  był  dla  niego  najwaŜniejszy.  Nie  wiedziała,  czy  poskromić 

dumę i rzucić mu się w ramiona, czy pozostać tam, gdzie stała. Jedno było pewne: 
jeśli Jay zacznie wspominać porzucone marzenia, to ona tego nie zniesie. 

–  O  co  prosisz,  Hattie?  –  spytał.  –  Proszę,  weź  mnie  w  ramiona?  Bo  właśnie 

taki mam zamiar. 

–  Nie,  Jay.  Gdybym...  gdybym  mogła  uwierzyć,  Ŝe  –  pragnąłbyś  tego,  nawet 

gdybyś stracił Shadows... wtedy moŜe... Aleja w to nie wierzę. I jeśli nie uda nam 
się pokonać takich właśnie przeciwności, to jaka przyszłość nas czeka? 

Nie odpowiedział wprost. 
–  Powiedz  mi,  kochanie...  gdyby  Aynsley  zrozumiał  i  wyznał  swój  błąd,  czy 

uwaŜasz, Ŝe Elizabeth by mu przebaczyła? 

– Wiesz, Ŝe tak uwaŜam – odpowiedziała drŜącym głosem. 
– Więc dlaczego ty nie chcesz wybaczyć męŜczyźnie, który cię kocha? 
Nagle wydało jej się całkowicie bezsensowne to, Ŝe rozmawiają stojąc z dala od 

siebie,  gdy  mogłaby  znaleźć  schronienie  w  jego  ramionach.  Jakie  to  miało 
znaczenie,  Ŝe  Jay  był  obsesyjnie  przywiązany  do  swej  rodowej  siedziby,  skoro 
znów mogli być razem? 

– Och, Jay – szepnęła. – Ja teŜ popełniłam błąd, wyjeŜdŜając. 
Po  chwili  była  juŜ  w  jego  ramionach,  w  uścisku  tak  mocnym,  Ŝe  zaczęła 

obawiać się o całość swych Ŝeber. 

– BoŜe drogi, Hattie – powiedział całując jej oczy i usta. – Nie potrafię Ŝyć bez 

ciebie.  I choć  tak  kocham  ten  dom... Ŝyłbym  z  tobą  w  jakiejś chałupie, gdyby nie 
było innej moŜliwości. 

To  stwierdzenie  rozwiało  wszelkie  jej  wątpliwości.  Czuła  się  lekka  i  wolna, 

bardziej szczęśliwa niŜ kiedykolwiek marzyła. 

background image

– Gdyby nie intryga, którą uknułem z Charleyem – dodał – musiałbym pojechać 

do St. Petersburga i przywlec cię tu siłą. 

– Intryga? – powtórzyła zdumiona. – Więc Charley o wszystkim wiedział? 
Jay  nie  odpowiedział.  Znów  zatracili  się w  sobie, odnajdując  zagubioną  drogę 

do spełnienia marzeń. 

–  Hattie,  kochanie  – powiedział, gdy ich pocałunki  stały  się juŜ  tak palące,  Ŝe 

Hattie  prawie  odchodziła  od  zmysłów.  –  Mam  w  młynie  czyste  prześcieradła  na 
łóŜku  i  butelkę  schłodzonego  wina...  wszystko  czeka  gotowe.  Powiedz,  Ŝe 
pójdziesz tam ze mną i będziesz się ze mną kochać. 

– Tak, Jay. – Tym razem się nie wahała. – O, tak. Pójdę. 
– I wyjdziesz za mnie za mąŜ... tak szybko, jak to moŜliwe? 
– Wyjdę. Ale pamiętaj, kochanie – stanęła na palcach, aby pocałować go w usta 

– to jest teraz nasz dom i oboje tworzymy własną historię. Mamy przed sobą duŜo 
czasu.