Joss Wood Murphy International 03 Między pokusą a rozsądkiem

background image
background image

Joss Wood

Między pokusą a rozsądkiem

Tłumaczenie: Krystyna Rabińska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2021

background image

Tytuł oryginału: Back in His Ex’s Bed

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Joss Wood

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub

całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo

do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie

przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami

należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego

licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do

HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane

bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

background image

ISBN 978-83-276-7619-1

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek /

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Beah Jenkinson wysiadła z taksówki przed eleganckim wejściem do

hotelu Claridge’s, owinęła się połami długiego płaszcza z kaszmirowej
wełny, designerską torebkę kopertową wsunęła pod ramię. Wzięła głęboki
oddech.

Da radę. Musi…
To tyko kolacja z jednym z najważniejszych i najbardziej

nieuchwytnych kolekcjonerów sztuki na świecie.

I byłym szwagrem, Carrickiem.
I byłym mężem, Finnem.
Którzy przypadkiem są jej szefami.
Nic wielkiego…
Nonsens.
- Dobry wieczór, pani. Witamy.
Beah z roztargnionym uśmiechem odpowiedziała portierowi w czarnej

liberii i weszła do imponującego holu. Puściła poły płaszcza, pod którym
miała kobaltową obcisłą sukienkę koktajlową z odkrytym jednym
ramieniem i lekko falującym dołem.

Oparła się pokusie, by obejrzeć się za siebie i sprawdzić swoje odbicie

w szybie w drzwiach. Wiedziała, że wygląda elegancko – jak zresztą
zawsze – a sukienka idealnie łączy profesjonalny szyk z lekką dozą
zmysłowej kobiecości. Rude, mocno skręcone włosy upięła w ciasny kok,
a znienawidzone piegi na nosie zakryła makijażem.

background image

Miała trzydzieści lat i sprawiała wrażenie kobiety pozbawionej

kompleksów, dobrze czującej się we własnej skórze. Bo tak właśnie było.
Kochała swoją pracę, odnosiła sukcesy zawodowe, wiodła cudowne życie.

I tylko kiedy miała się spotkać z Finnem Murphym, traciła wiarę

w siebie, zmieniała się w słabą, bezbronną, rozpaczliwie spragnioną miłości
młodą dziewczynę, jaką była dziewięć lat temu.

To strasznie irytujące…
Beah poczuła nagłą potrzebę, by zaszyć się gdzieś na chwilkę dla

wyrównania oddechu i opanowania przyspieszonego bicia serca.

Weszła do toalety dla pań, usiadła na brzegu obitego pluszem taboretu,

spojrzała na swoje stopy w klasycznych beżowych szpilkach. Potem oparła
głowę o ścianę, zamknęła oczy. Dasz radę, odezwał się wewnętrzny głos.
To tylko interesy.

Poczuła, że musi porozmawiać z kimś, kto doda jej otuchy. Wyjęła

z torebki komórkę, na klawiaturze nacisnęła jedynkę, przytrzymała.
W Bostonie jest teraz wczesne popołudnie, ale przy odrobinie szczęścia jej
najlepsza przyjaciółka, Keely, odbierze telefon. Beah wstrzymała oddech,
czekając. Kiedy już zaczynała tracić nadzieję, usłyszała:

- Cześć, Bee.
Beah odetchnęła z ulgą. Głos Keely jak zawsze natychmiast pomógł jej

odzyskać równowagę psychiczną. Poznały się przez braci Murphych
i natychmiast przypadły sobie do serca. Kiedy Beah i Finn ogłosili, że się
rozwodzą, Keely zjawiła się u Beah z winem, pizzą, czekoladkami
i szeroko otwartymi ramionami.

„Dlaczego tu jesteś?”, zapytała Beah, zalewając się łzami. „Myślałam,

że wraz z rozwodem rodzina Murphych zabierze ciebie do swojego obozu”.

„Finn ma braci. Tobie też potrzebne jest wsparcie”, odrzekła Keely.

background image

I chociaż teraz mieszkały po obu stronach Atlantyku, przyjaźń trwała

dalej.

- Bee? Odezwij się. Bee…
Beah usiadła prosto, podniosła głowę, spojrzała w ozdobiony

sztukateriami sufit.

- Właśnie siedzę w damskiej toalecie w Claridge’s.
Keely odczekała chwilę, zanim się odezwała:
- Zechcesz wyjaśnić, dlaczego?
Beah spojrzała w lustro. Była blada jak duch.
- Przyszłam na kolację roboczą z Finnem, Carrickiem i Parisem

Cummingsem.

- Aha. Denerwujesz się?
Właściwie nie.
- Czuję się trochę dziwnie. Znam się na swojej robocie i ciągle

spotykam się z klientami. Z Carrickiem i Ronanem rozmawiamy kilka razy
w tygodniu. Finn…

- Tak? Co z nim? – zapytała Keely z nutą rozbawienia w głosie.
- Finn…
- Przepraszam cię, Bee… Zaczekaj chwilkę. Moja asystentka ma jakieś

pytanie do mnie…

Chwila przerwy w rozmowie pozwoliła Beah na refleksję. Wróciła

wspomnieniami do czasów, kiedy jako dwudziestojednolatka
przeprowadziła się z Londynu do Nowego Jorku. Z wyróżnieniem
ukończyła dwa fakultety, ekonomię oraz sztuki piękne, i rozpoczęła staż
w cieszącym się światową renomą domu aukcyjnym Murphy International.
Kilka dni po przyjeździe poznała błyskotliwego, piekielnie seksownego
Finna Murphy, znakomitego informatyka i zapalonego sportowca.

background image

Kilka miesięcy później wzięli ślub, a jeszcze klika miesięcy później

rozwód.

Po rozwodzie zawarli niepisaną umowę, że nie będą się spotykać twarzą

w twarz, chociaż oboje nadal pracowali w Murphy International. Kiedy
Beah potrzebowała opinii Finna na temat dzieła sztuki, wysyłała zdjęcia.
Gdy to nie wystarczało, Finn już sam umawiał się z klientem.

W unikaniu siebie osiągnęli mistrzostwo świata.
- Posłuchaj, nie wierzę, że masz tremę przed spotkaniem roboczym, bo

nie jesteś już tą nieśmiałą dziewczyną, co na początku – rzekła Keely,
wracając do rozmowy. – Jesteś szefową działu akwizycji, doradzasz
ważnym klientom, co zakupić do kolekcji, co sprzedać. Jesteś inteligentna,
zabawna, olśniewająca i w ogóle cudowna.

Właśnie po to każdej kobiecie potrzebna jest najlepsza przyjaciółka,

pomyślała Beah. Od razu poczuła się podniesiona na duchu.

- Pamiętaj, jak daleko zaszłaś – mówiła Keely – czego dokonałaś. –

Beah zamknęła oczy i dalej słuchała peanu na swoją cześć. – Otrząsnęłaś
się po rozwodzie, wróciłaś do Londynu, zaczęłaś pracować w brytyjskim
oddziale Murphy International. Pięłaś się w górę, zostałaś jedną
z najważniejszych osób w firmie. Mają szczęście, że pracujesz dla nich. To
dlatego płacą ci krocie, bo wiedzą, że jeśli odejdziesz, klienci pójdą za tobą.

Właśnie…
- Skoro już o tym mowa… - Beah urwała i poprosiła Keely, aby

przełączyła się na rozmowę wideo. Kiedy na ekranie zobaczyła twarz
przyjaciółki, uśmiechnęła się. – Dobrze cię widzieć.

Keely pomachała ręką, w jej oczach pojawił się błysk ciekawości.
- O co chodzi? – zapytała. – Poznałaś kogoś?
Beah przewróciła oczami.
- Nie mam czasu na randkowanie.

background image

- Jasne, że nie masz, ale to zależy tylko od ciebie. Przecież sama

układasz sobie rozkład dnia. Wymyśliłaś, że jeśli będziesz non stop zajęta,
nie zostanie ci czasu na życie towarzyskie i uczuciowe.

Przejrzałaś mnie, pomyślała Beah, niemniej nie miała ochoty ciągnąć

tego tematu.

- To jak, chcesz usłyszeć, co mam ci do powiedzenia, czy nie? –

zapytała.

- Chcę, oczywiście. Ale – Keely posłała jej znaczący uśmieszek –

wrócimy do sprawy.

Postaram się, aby do tego nie doszło, pomyślała Beah.
- Michael Summers. Mówi ci coś to nazwisko? – Keely pokręciła

głową, więc Beah wyjaśniła: - Wybitny znawca sztuki, konsultant,
marszand. Jeden z najbardziej uznanych na świecie. Z wieloletnim
doświadczeniem. Niektórzy uważają go za guru… - Beah nerwowym
gestem obróciła pierścionek na środkowym palcu. – Chce przejść na
emeryturę i szuka kogoś na swoje miejsce.

- Ciebie?
- Mnie. – Beah kiwnęła głową. – To ogromna szansa. Facet jest legendą,

jego wybór to dla mnie zaszczyt. Ale…

- Ale musiałabyś odejść z Murphy International, tak? Pozwoliliby ci

zostać czy uznali za persona non grata?

Beah czuła, jak wzbiera w niej panika, jednak udało się jej zapanować

nad sobą.

To tylko strach przed nieznanym, pomyślała. Zmiany nigdy nie są

łatwe, nie zobowiązała się przez całe życie pracować dla Murphych, nie
podpisała żadnego cyrografu krwią.

Ma prawo odejść.

background image

- Nie posuną się do tego. Wielu klientów Michaela Summersa dokonuje

transakcji za ich pośrednictwem. To fatalnie odbiłoby się na ich wizerunku.

- Domyślam się, że mają już doświadczenia z ludźmi, którzy odeszli,

zabierając z sobą klientów.

- Och tak. To ciągle się zdarza.
- Ale firma trwa dalej? – Keely odznaczała się niezwykłą

przenikliwością. – Twoja rozterka dowodzi, że nie myślisz o sobie jak
o pracownicy, ale jak o kimś z rodziny, a ściślej żonie Finna Murphy’ego.

- Byłej żonie – sprostowała Beah.
Serce zabiło jej mocniej. Lubiła łączyć swoje nazwisko z nazwiskiem

Finna. Beah Jenkinson-Murphy. Brzmi to świetnie.

Brzmiało.
- Gdybyś pracowała dla innej firmy, wahałabyś się?
- Prawdopodobnie nie. To niezwykła szansa. Chociaż liczniejsze

obowiązki. Jeśli przyjmę to stanowisko, może umówię się z tobą na kolację
za pięć lat? Moje życie nabierze megatempa.

- Hm. Interesujące.
Beah wiedziała, że jeśli Keely mówi „interesujące” takim tonem jak

teraz, ma wiele do powiedzenia na dany temat.

Spojrzała na zegarek i skrzywiła się.
- Streść się do dwóch zadań, Keels, bo się spóźnię.
- Dlaczego nie rzuciłaś się na propozycję Michaela, skoro jest taka

cudowna? Podejrzewam, że uczucia do byłego męża i jego rodziny nie
pozwalają ci na trzeźwą ocenę sytuacji, co jest o tyle zastanawiające, że
twierdzisz, że Finn Murphy to już historia.

Bo to jest historia, pomyślała Beah. Po dziewięciu latach musi być.

background image

- Poza tym, pomijając prestiż związany z pracą dla kogoś o randze

Michaela, oferta cię kusi, bo byłabyś już tak zajęta, że nie miałabyś czasu
myśleć, czuć, zawierać znajomości. Zyskałabyś nowa wymówkę dla
samoizolacji.

Znowu to samo. Beah uznała, że najlepszą obroną jest atak.
- A ty randkujesz?
- Rozmawiamy o tobie, nie o mnie – Keely odparowała błyskawicznie

i Beah wiedziała, że zaraz nastąpi mocne uderzenie. – Boli mnie, że ty
i Finn ciężko przeżyliście rozwód, ale uważam, że ostatecznie pod wieloma
względami to było dla ciebie dobre doświadczenie. Wiele się nauczyłaś,
mocno stanęłaś na nogach, wiesz, czego chcesz, wyznaczasz sobie cele i je
osiągasz. Chociaż czasami mam wrażenie, że jesteś zbyt niezależna.

- Czy to w ogóle możliwe?
- Ujmę to inaczej… Martwię się, że odpychasz od siebie ludzi, nikomu

nie pozwalasz zbliżyć się do siebie.

To przez Finna, pomyślała Beah, na głos zaś rzekła:
- Z tobą jestem blisko.
- Głównie dlatego, że nie daję się zniechęcić, tylko walę pięściami

w drzwi, które zatrzaskujesz mi przed nosem.

Beah nie miała kontrargumentu. Przez ostatnie dziewięć lat Keely była

jej Gwiazdą Północną, busolą, opoką. Nie potrzebowała nikogo innego.
Keely wystarczyła jej za cały zastęp przyjaciółek.

- Mam ciebie.
- Wiem, ale przy wszystkich zaletach posiadam jedną wadę – odrzekła

Keely. – Brakuje mi silnych ramion, niskiego głosu i niekobiecego punktu
widzenia. Tobie potrzebna jest miłość i seks. Kiedy ostatni raz byłaś na
randce? I tylko nie mów mi, że ostatni raz uprawiałaś seks z Finnem.

background image

Beah pokręciła głową. Po rozwodzie uprawiała seks, może niezbyt

często, może nie do zawrotu głowy, ale nie było tragicznie.

Zerknęła na zegarek. Jeśli się nie pospieszy, spóźni się, a ona nigdy się

nie spóźnia.

Wstała, wetknęła torebkę pod pachę.
- Muszę kończyć. Paris Cummings nie lubi, kiedy ktoś się spóźnia.
- Chyba powinnam wiedzieć, kim jest Paris Cummings. – Keely

przybrała urażony ton.

- Kolekcjoner sztuki, deweloper, członek finansjery. Odludek i gbur –

wyjaśniła Beah, kierując się do drzwi.

Od lat zabiegała o kontakt z nim i dzisiejsza kolacja miała na celu

skłonienie upartego kolekcjonera do korzystania z usług Murphy
International. A to oznaczało konieczność spotkania z byłym mężem przy
jednym stole i udawania, że przez prawie całą ostatnią dekadę nie omijali
się szerokim łukiem.

Beah posłała Keely całusa, schowała telefon do torebki, przybrała

niefrasobliwy wyraz twarzy.

Już nie jest impulsywną dziewczyną, która po tygodniu znajomości

z Finnem Murphy wprowadziła się do jego apartamentu, a po trzech
miesiącach wzięła z nim ślub w Las Vegas.

Jest kobietą sukcesu. Jest pewna siebie. Panuje nad sytuacją…
Przy wejściu do ekskluzywnej restauracji Beah z uśmiechem oddała

płaszcz kierownikowi sali i omiotła wzrokiem wnętrze.

Jak gdyby czując na sobie jej spojrzenie, Finn podniósł głowę. Ich oczy

się spotkały.

Beah stanęła jak wryta. Finn. Przystojny i męski jak dawniej,

w okularach w drucianej oprawie, z krótką, starannie przystrzyżoną brodą

background image

zakrywającą policzki i żuchwy, z ciemnoblond włosami proszącymi się
o fryzjera.

- Panowie Murphy oczekują pani – głos kierownika sali wyrwał Beah

z transu. – Ucieszą się, że pani do nich dołącza.

Gestem zaprosił, by ruszyła przodem.
Beah zmusiła się do uczynienia pierwszego kroku. Mogła się założyć,

że Finna na pewno nie ucieszy jej towarzystwo.

Ona również nie cieszyła się z tego spotkania.

Kwadrans wcześniej…

To po prostu jeszcze jedna kolacja z jeszcze jednym klientem. Chociaż

nie był entuzjastą tego typu spotkań, jako współwłaściciel Murphy
International od czasu do czasu brał w nich udział.

Nie ma więc powodu się denerwować.
Finn Murphy podniósł rękę, aby rozluźnić krawat, który go dusił, lecz

stwierdziwszy, że nie ma go na sobie, a kołnierzyk czarnej koszuli jest
rozpięty, zaklął w duchu.

Nie, wcale się nie denerwuje. Może jest lekko zestresowany, ale

o nerwach ani tremie nie ma mowy.

Jeśli potrafi zachować żelazne nerwy podczas skoków ze spadochronem

z wieżowców i zjazdów na nartach ekstremalnie trudnymi czarnymi
trasami, to dlaczego czuje się tak roztrzęsiony przed spotkaniem z jednym
z najbogatszych kolekcjonerów sztuki na świecie?

I z własną żoną.
Byłą żoną, do cholery.
Finn podniósł szklankę z wodą, odstawił, sięgnął po kieliszek

czerwonego wina. Starannie omijał wzrokiem starszego brata.

background image

Carrick potrafił przejrzeć go na wylot.
- Wyluzuj – powiedział.
Finn spojrzał na Carricka przez zmrużone powieki. Carrick sprawiał

wrażenie spokojnego i opanowanego, lecz w zielonych oczach czaił się
błysk rozbawienia. Finn miał ochotę dać mu w szczękę. Jako zbuntowany
piętnastolatek na pewno by tak zrobił. Jako trzydziestotrzylatek potrafił się
opanować.

- Dlaczego zachowujesz się jak kot na gorącym blaszanym dachu? –

zapytał Carrick, podnosząc szklankę z whisky.

- Nic mi nie jest – wysyczał Finn przez zęby. – Wiesz, że nie lubię

kolacji z klientami. Nie potrafię prowadzić rozmów towarzyskich o niczym.

Nie kłamał, naprawdę nie potrafił. Carrick i Ronan byli mistrzami

salonowych konwersacji, natomiast on wyrażał się krótko, zwięźle i do
rzeczy. O jego obcesowości krążyły w firmie legendy. Wolał pracować sam,
z głową w książkach, tekstach, dokumentach. Nawiązywał znacznie lepszy
kontakt z dziełami sztuki niż z ludźmi. Dzieła sztuki nie kłapią językiem,
do cholery.

Finn był maniakiem komputerowym, mózgiem firmy, samotnikiem. Nie

obrażał się za te przezwiska. W końcu wszystkie były do pewnego stopnia
prawdziwe.

- Jesteśmy tu, bo Cummings chce się z tobą spotkać. Najwyraźniej jest

twoim fanem.

Finn prychnął z sarkazmem.
- Mówisz, jakbym był liderem kapeli.
- Podziwia twój upór. Kiedy wszystkie światowe autorytety cię

zaatakowały, byłeś nieugięty.

Lata temu, jako świeżo upieczony doktorant, Finn opublikował artykuł,

w którym sugerował, że autorem obrazu „Nocny złodziej” nie jest uznany

background image

francuski malarz D’Arcy, lecz jeden z jego uczniów. Wylała się wtedy na
niego fala krytyki, zarzucano mu ignorancję, arogancję i jeszcze gorzej, ale
on nie przejmował się tym ani wtedy, ani teraz. Wiedział swoje i rzadko się
mylił.

Rok trwało, zanim po wykonaniu drobiazgowych badań i analiz

środowisko krytyków sztuki przyznało mu rację. Posiadacz płótna stracił
miliony i zdecydowanie nie był fanem Finna. Ale Finn uważał, że ma być
lojalny wobec sztuki, nie właścicieli pojedynczych dzieł.

- Zrobiłeś na nim wrażenie.
Finn obrócił kieliszek w dłoni.
- Nie żałuję trwania przy swojej opinii, tylko całej złej krwi, jaką ten

incydent wywołał.

Częściowo winna była jego przemądrzałość. Uważał, że dwa dyplomy,

z historii sztuki i konserwacji, oraz znajomość sześciu języków czynią
z niego kogoś wyjątkowego, wyrocznię, ósmy cud świata.

Był głupi.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat dorósł i dojrzał. Już nie mówił

każdemu, że jest od niego lepszy, bystrzejszy, szybszy. Zrozumiał, że
chociaż w wielu dziedzinach jest wybitnym specjalistą, w kontaktach
z ludźmi jest beznadziejny.

W przeciwieństwie do braci miał jakieś deficyty emocjonalne. Pojęcia

były dla niego łatwe, ludzie zbyt skomplikowani.

Obawiał się, że to się nie zmieni. Przynajmniej nie wkrótce.
Odchylił się na oparcie krzesła i przyjrzał najstarszemu bratu. Carrick

i Sadie byli zakochani w sobie bez pamięci i już zaręczeni. Ronan, średni
brat, również miał partnerkę, Joę, byłą nianię swoich dwóch synków.
Natomiast jemu oddanie komuś serca wydawało się większym ryzykiem niż
sporty ekstremalne.

background image

Raz spróbował miłości, ale nie posunął się aż tak daleko, by położyć

wszystko na szali. Nic dziwnego, że jego małżeństwo skończyło się
rozwodem.

Carrick odsunął mankiet koszuli i spojrzał na zegarek.
- Cummings zechce porozmawiać z tobą o sztuce – oznajmił. – Historia

sztuki i nauka to jego pasja. Pozwól mu mówić. Beah i ja wtrącimy się, jeśli
zaczniesz… - Carrick zająknął się – zaczniesz okazywać zniecierpliwienie.

Finn wiedział, że brat chciał powiedzieć „zaczniesz być opryskliwy”.

Intelektualna rozmowa o sztuce z jednym z najbogatszych kolekcjonerów
na świecie przy Beah, która wciąż grała główną rolę w jego erotycznych
fantazjach, będzie nie lada wyzwaniem.

- Czytałem twojego mejla z informacją, że za kilka tygodni bierzesz

urlop. Dokąd się wybierasz?

- Kolorado. Wspinaczka lodowa.
Trzy, dwa, jeden…
- To bezpieczne? – zapytał Carrick.
Nie. Gdyby było, Finn by tam nie jechał. Połowa frajdy z uprawiania

sportów ekstremalnych to ryzyko. Nie ryzykuje serca, ale ciało jak
najbardziej.

Bo kiedy stoi na cienkiej granicy dzielącej go od niebezpieczeństwa,

nareszcie czuje, że żyje pełnią życia. Uwielbiał dreszcz emocji, gdy robił
coś niezwykłego. Koncentrował się na tu i teraz, wyłączał gonitwę myśli,
przestawał analizować, planować…

Czuł uderzenie dopaminy…
- Nie boisz się, że coś złego ci się stanie?
Finn zastanowił się nad odpowiedzią. Owszem, strach nie jest mu obcy,

ale nie dopuszcza, by go paraliżował.

background image

- Wiesz, że nie mamy wpływu na przyszłość, a wypadki chodzą po

ludziach.

Carrick milczał, lecz Finn wiedział, że myśli o wszystkich tragediach,

jakie dotknęły ich rodzinę. Świat widział w nich bogatych, odnoszących
zawodowe sukcesy mężczyzn, ale ludzie rzadko pamiętali piekło, przez
jakie przeszli.

Dzięki temu, że trzymali się razem, wyszli z tych doświadczeń

poturbowani, ale silniejsi.

Przeszłość ukształtowała ich charaktery. Wszyscy trzej mieli swoje

problemy. Finn nie umiał się pogodzić z tym, że miłość czyni go
bezbronnym. Łatwiej i bezpieczniej jest trzymać serce na wodzy, niż oddać
je komuś bez reszty.

Łatwiej i bezpieczniej jest zachować dystans, niż pokochać kogoś i go

stracić.

Finn wzruszył ramionami.
- Nie martw się zbytnio – rzekł z uśmiechem. – W życiu nie ma nic

pewnego, więc równie dobrze możemy żyć teraźniejszością i nie myśleć
o jutrze. Poza tym planuję jeszcze pobyć z wami, nawet jeśli tylko po to,
żeby pograć tobie i Ronanowi na nerwach.

- Przyszedł Cummings – oznajmił Carrick, wstając. – Bądź miły.
Finn również wstał, zapiął marynarkę. Przywołał na twarz uśmiech –

miał nadzieję, że uprzejmy – i spojrzał na wysokiego szczupłego
mężczyznę przechodzącego przez salę. Nagle za jego plecami mignęła
plama kobaltowego błękitu. Finn ominął wzrokiem kolekcjonera sztuki
i spojrzał na rudowłosą kobietę rozmawiającą z kierownikiem sali.

Włosy miała zaczesane w ciasny kok, nieskazitelny makijaż zakrywał

piegi na nosie i policzkach, a zgrabna sylwetka, dawniej pełniejsza, musiała
być rezultatem diety wyszczuplającej.

background image

Finn poczuł ucisk w żołądku. Beah wyglądała dojrzalej, lecz wciąż

niezwykle atrakcyjnie. Wytworna, ale chłodna. Londyńska bizneswoman
w każdym calu. Kobieta sukcesu, profesjonalistka.

Mimowolnie pomyślał, czy zostało w niej jeszcze coś z jego

postrzelonej żony z burzą płomiennych włosów.

Byłej żony.
Mówisz wieloma językami, odezwał się wewnętrzny głos, chyba

potrafisz posługiwać się czasem przeszłym.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

- Dobra robota – Carrick pogratulował Beah.
Spotkanie zakończyło się sukcesem. Paris Cummings zgodził się, aby

odtąd reprezentował go dom aukcyjny Murphych, a Beah postanowiła kuć
żelazo póki gorące i namówiła go na pozbycie się kilku mniej znaczących
płócien, między innymi małego obrazu L.S. Lowry’ego.

Co prawda niczego nie mieli na piśmie, ale na rynku dziełami sztuki

zdarzało się, że większe i ryzykowniejsze transakcje przypieczętowywano
tylko uściskiem dłoni. W świecie, w jakim się obracali, wzajemne zaufanie
to podstawa.

Finn i Beah zostali zaproszeni na następny dzień do domu Cummingsa

na oglądanie jego zbiorów. Mieli pomóc kolekcjonerowi podjąć decyzję, co
sprzedać, i dokonać wstępnej wyceny.

Dla Beah oznaczało to konieczność kolejnego spotkania z Finnem, lecz

dla pozyskania tak ważnego klienta jak Paris Cummings była gotowa
spotkać się nawet z diabłem.

Carrick z Parisem wyszli, Beah została z Finnem sama. Rękaw jego

marynarki otarł się o jej nagie ramię. Znany zapach słońca i świeżego
powietrza, seksu i grzechu przyprawił ją o zawrót głowy.

Chyba nie powinna pić drugiego kieliszka prosecco, pomyślała.
Kogo oszukuje? To nie wino zamąciło jej w głowie, ale bliskość

męża…

Byłego męża!

background image

Odgrywanie rzeczowej kobiety interesu zmęczyło Beah. Jedzenia

niemal nie tknęła. Cały czas czuła na sobie spojrzenie zielonych oczu
śledzących jej każdy ruch. Kiedy patrzyła na dłonie Finna, przypominała
sobie jego pieszczoty. Zauważyła, że przyćmione światło wydobywa z jego
blond włosów złote refleksy. Czarna koszula opinała mu rzeźbiony tors…

Wciąż potrafił ją oczarować, wywołać dreszcz podniecenia, łaskotanie

w żołądku, pulsowanie w dole brzucha. Świadomość, że tak łatwo ulega
jego magii, frustrowała ją. Nie jest już młodą, spragnioną obłędnego seksu
dwudziestojednolatką. Nie powinna nic do niego czuć…

Już nigdy więcej.
Dotknęła koka, sprawdzając, czy włosy wciąż są pod kontrolą. Nie

lubiła ich. Gdy je rozpuściła, natychmiast wyglądała jak rozhukana
nastolatka. Finn przeczesywał je palcami i wtulał w nie nos.

Nie lubiła tych wspomnień.
Kochała je.
Ale obecnie zawsze nosiła włosy zaczesane do tyłu i mocno związane.

Łatwiej zapanować nad taką fryzurą.

Właśnie. Zapanować.
- Świetnie wyglądasz.
Słysząc ten niespodziewany komplement, Beah podniosła głowę.

Napotkała wzrok Finna.

Postronnemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że jest

zrelaksowany, lecz ona znała go na tyle dobrze, aby dostrzec mocno
ściśnięte wargi, lekko uniesione ramiona. Wiedziała, że nie cierpi kolacji
z klientami i podejrzewała, że ostatnie dwie godziny były dla niego taką
samą męką jak dla niej. Tylko z zupełnie innych powodów.

Już otwierała usta, aby odwzajemnić komplement, lecz zrezygnowała.

Po co? Ona coś powie, potem on i w kilka chwil wyczerpią tematy do

background image

rozmowy. Rozmowa nigdy im nie wychodziła.

- Nie musimy prawić sobie banałów – stwierdziła.
Oczy Finna pociemniały. Domyśliła się, że jej uwaga go zirytowała.
- Minęło trochę czasu, ale powinnaś wiedzieć, że jedyna rzecz, jakiej

nie robię, to mówienie banałów.

- Dziękuję za komplement – wycedziła.
Finn gestem wskazał wyjście.
- Chodźmy do baru, napijmy się – zaproponował.
- Dlaczego? – zapytała.
Na plecach czuła lekki dotyk jego dłoni.
To nic nie znaczy. Finn po prostu jest szarmancki.
Tylko że… wciąż między nimi iskrzy. To dlatego nie mogą pracować

w jednym budynku, w jednym mieście, na jednym kontynencie. Dlatego
musi ich rozdzielać ocean…

Przy Finnie Beah traciła pewność siebie i wcale jej się to nie podobało.

Ciężko się napracowała, aby stworzyć sobie świat spokojny, bezpieczny,
uporządkowany, a wystarczyła jedna kolacja z Finnem, by wytrącić ją
z równowagi.

Niech go wszyscy diabli!
Odsunęła się na bezpieczną odległość.
- Dziękuję, ale nie. Jestem zmęczona, w domu czeka na mnie praca.
Finn rozsunął poły marynarki, wetknął dłonie w kieszenie spodni,

przechylił głowę.

- Cykor – szepnął.
Beah zmrużyła oczy.
- Sądzisz, że boję się pójść z tobą na drinka?

background image

Jak on śmie sugerować, że tchórzy? Rozwiodła się z nim, nie wzięła od

niego ani centa, wróciła do kraju, harowała jak wół, mozolnie pięła się po
szczeblach korporacyjnej drabiny. Nigdy nie prosiła o taryfę ulgową,
protekcję byłego męża czy byłych szwagrów. Używała nazwiska
panieńskiego i niewiele osób wiedziało, że kiedyś była żoną jednego
z właścicieli firmy.

Finn przytrzymał jej spojrzenie.
- Pomyślmy logicznie…
Aha, chce podkreślić, że on zawsze myśli logicznie, natomiast ona…
Ze złości aż zazgrzytała zębami.
- Za trzy miesiące organizujemy aukcje wiosenne, a najważniejsza jest

sprzedaż kolekcji Mounton-Matthews. Będziesz miała do mnie setki pytań.
Oboje wiemy, że to najważniejsza aukcja w tym pokoleniu, a może nawet
w dwóch. Możemy dalej wymieniać lakoniczne mejle, ale możemy też
spróbować współpracować jak przyjaciele. Małżeństwem byliśmy dawno
temu. Nie uważasz, że warto zacząć budować nową normalność?

Beah podeszła do szeregu wind, nacisnęła przycisk, a kiedy drzwi

jednej nich się rozsunęły, wsiadła do kabiny. Finn również wsiadł, a za nim
jeszcze jakieś dwie pary. Zrobił się tłok. Beah, wciśnięta w róg, piersiami
ocierała się o tors Finna, udami o jego uda.

I w pewnej chwili popełniła błąd. Podniosła głowę, spojrzała na szyję

Finna, cień zarostu na policzkach i brodzie, zmysłowe wargi, oczy za
długimi rzęsami, ciemne brwi. Ogarnęła ją fala pożądania. O ile nie tęskniła
za nim jako za mężem, o tyle jako za wytrawnym kochankiem bardzo.

Oczy Finna pociemniały, dłoń oparł na biodrze Beah. Przez sukienkę

czuła palący dotyk jego palców.

Nachylił się, zbliżył twarz do jej twarzy. Beah wstrzymała oddech. Czy

jego usta wciąż tak bosko smakują seksem, słońcem, wiatrem i upałem?

background image

Uchwyciła się klap jego marynarki, wspięła na palce. Wargi Finna musnęły
jej wargi. Beah jęknęła tak cicho, że tylko on ją usłyszał. Zapraszająco
rozchyliła usta, a wtedy objął ją i przyciągnął do siebie. Na brzuchu poczuła
jego nabrzmiały członek. Ogarnęły ją wspomnienia.

Winda zatrzymała się, ich współpasażerowie wysiedli, lecz zanim

wsiedli następni, Finn nadgarstkiem nacisnął przycisk zamykania drzwi.

- Trzy możliwości – rzekł. – Mogę otworzyć drzwi i wysiądziesz. Albo

możemy pojechać na drinka do baru.

- Jaka jest trzecia możliwość?
- Mój pokój. – Wsunął palec pod dekolt jej sukienki. – Kiedy tylko

przekroczysz próg, wyskakujesz z niej. Ze wszystkiego.

Beah wiedziała, że to zły pomysł, że nie powinna, ale już bardzo długo

była grzeczną dziewczynką.

- Pod warunkiem, że ty również.
Finn westchnął z ulgą, wcisnął przycisk z numerem piętra i ponownie ją

pocałował.

Bo w ten sposób porozumiewali się najlepiej.
Tylko w ten sposób potrafili się porozumiewać.

Keely Matthews wyszła z łazienki, z westchnieniem spojrzała na Dare’a

Seymoura śpiącego na brzuchu z głową w zagłębieniu ramienia, na jego
szerokie plecy, ramiona, muskularne nogi, idealne pośladki.

Niczego nie pragnęła bardziej, niż położyć się obok niego, oprzeć mu

głowę na ramieniu i zapaść w błogi sen.

Czuła się zmęczona. Rozkosznie zmęczona. Dwie rundy cudownego

seksu odprężyły ją, zrelaksowały… I wzbudziły ciepłe uczucia do
kochanka. Odprężenie i relaks były do zaakceptowania, natomiast ckliwe
uczucia absolutnie nie.

background image

Nie straci głowy dla obłędnie przystojnego prawnika. Jest zbyt męski,

zbyt atrakcyjny, zbyt pociągający, a ona nie należy do kobiet, które mdleją
na widok mężczyzn.

Szczególnie tych, których nie lubią.
Albo których lubią za bardzo.
O Boże.
Oparła się o framugę drzwi i potarła skronie. Nie powinna iść do łóżka

z Dare’em, ale opieranie się mu było niemożliwe. Nikt nie całował tak jak
on. I nikt tak jak on się z nią nie kochał.

A ponieważ seks rodzi uczucia, Keely przyłapywała się na tym, że

coraz częściej myśli o nim wtedy, kiedy nie powinna, i stanowczo zbyt
dużo czasu spędza na rozpamiętywaniu erotycznych doznań, jakich on jej
dostarcza. Musi się wycofać. Nie chce angażować się w związek z kimś tak
trzeźwo myślącym, tak upartym i apodyktycznym jak Dare.

W związku jest miejsce tylko dla jednej apodyktycznej osoby

i zazwyczaj ta rola przypadała jej. Wiedziała, że nie każdemu to odpowiada.
Despotyczny sposób bycia nie zjednywał jej przyjaciół. Kiedyś starała się
z tym walczyć, ale dobrych chęci starczało jej na tydzień, miesiąc, najwyżej
dwa.

Nic nie poradzi na to, że wyraźnie widzi problemy, że rozwiązania

szybko przychodzą jej do głowy. Owszem, mogłaby zachować swoje opinie
dla siebie, ale dlaczego ma patrzeć, jak inni się męczą, skoro ona już
znalazła odpowiedź?

Wiedziała, że ma trudny charakter, wielokrotnie jej to wytykano. Jej

związki z mężczyznami przebiegały według jednego schematu. Kochanek
deklarował, że lubi kobiety o silnej osobowości, że ich asertywność go
podnieca, ale po dwóch, najpóźniej trzech miesiącach zaczynał narzekać, że
jest zbyt despotyczna, zbyt dominująca. Wszystko w niej było „zbyt”. Na

background image

koniec pakował walizki i znikał, a ona zostawała ze złamanym, wcale nie
aż tak nieczułym sercem.

Z czasem nauczyła się traktować wszystkie romanse powierzchownie

i koncentrować się na seksie. W ten sposób chroniła siebie przed kolejnym
zranieniem.

Podejdź do niego, myślała, obudź go i wyrzuć z domu. No, Keely, nie

pozwól mu zostać do rana…

- Niech zgadnę – Dare odezwał się zaspanym głosem. – Zaraz mnie

wykopiesz z łóżka.

Przewrócił się na plecy, podciągnął wyżej. Wyglądał obłędnie

seksownie. Keely zdusiła w sobie chęć, by wskoczyć na niego i zamknąć
mu ust pocałunkiem. Dare przeczesał ręką włosy i spojrzał na nią.

- Od sześciu tygodni śpimy z sobą, więc chyba świat się nie zawali, jeśli

zostanę?

Keely wbiła wzrok w stopy. Oczywiście, że nie, myślała, ale zostawanie

na całą noc to przywilej stałych partnerów, nie tymczasowych kochanków.
Właśnie, tymczasowych. Musi uświadomić Dare’owi, gdzie jest jego
miejsce.

Podniosła głowę i oświadczyła:
- Nie lubię obcych w swojej prywatnej przestrzeni.
Dare skrzyżował ręce na brzuchu, a Keely pomyślała, że to dobrze, że

prześcieradło zakrywa mu biodra, bo nagi tors wystarczająco ją rozpraszał.

- Daruj sobie te bzdury. Przyznaj, boisz się.
Zmusiła się do uniesienia jednej brwi.
- Nie boję się niczego, co dotyczy ciebie – oświadczyła.
- Och, skarbie, boisz się wszystkiego, co dotyczy mnie – odrzekł

z ironicznym uśmieszkiem.

background image

Keely serce zaczęło bić przyspieszonym rytmem, lecz zignorowała te

niepokojące sygnały.

- Czego się spodziewasz? – zapytała. – Że krew uderzy mi do głowy?

Że dostanę wylewu? Bo zachowujesz się co najmniej dziwnie.

- Chowasz się za sarkazmem, robisz uniki. Boisz się mnie, bo jestem

wystarczająco silny i męski, żeby dać sobie radę z twoim ciętym językiem
i chęcią dominowania.

Wszyscy tak mówili, a ona im wierzyła, ufała. Potem się wycofywali.
Nie jest taka głupia i naiwna, aby uwierzyć, że Dare będzie wyjątkiem

od reguły.

Oparła dłonie na biodrach, zła na Dare’a i zła na siebie, że chce mu

wierzyć. Machnęła ręką.

- To tylko seks, Dare. Widzisz coś, czego nie ma.
Odrzucił prześcieradło i wstał.
- Możesz bajerować siebie, ale nie mnie. Widzę wyraz twoich oczu,

kiedy cię dotykam, słyszę twoje jęki, słyszę, jak twój głos łagodnieje, gdy
wypowiadasz moje imię.

- Tak zachowuje się każda kobieta w chwili namiętności. Nie

przywiązuj do tego zbytniej wagi.

- Nie kłam – odparł i ujął jej podbródek. Keely zmrużyła oczy. –

Potrafię cię rozszyfrować. Wcale nie jesteś taka twarda, za jaką się
uważasz. Jest między nami chemia, a to coś więcej niż tylko seks.

Keely poczuła ucisk w żołądku. Boże, tylko nie to. Nie da rady.
- To tylko seks, Dare. Mylisz fizjologię z psychiką.
- Na pewno – mruknął i cofnął rękę. Odsunął się kawałek, wzruszył

ramionami. – W porządku. Znajdź sobie innego kochanka, który dostarczy
ci równie odlotowych doznań.

background image

W oczach Keely musiało pojawić się przerażenie, gdyż Dare zapytał

z nieskrywaną satysfakcją:

- Nie palisz się do tego pomysłu, prawda?
Keely przybrała nieprzejednany wyraz twarzy. Złościło ją, że Dare za

pomocą żelaznej logiki wygrywa większość sporów. Tym razem mu się nie
uda.

- Ta rozmowa jest śmieszna. Pora ją skończyć.
Keely przeszła przez pokój, podniosła z podłogi spodnie Dare’a, rzuciła

je na łóżko, potem zdjęła z krzesła jego koszulę i zrobiła to samo.

Dare włożył bokserki i spodnie. Keely nie podobał się wyraz jego

twarzy świadczący o tym, że intensywnie myśli. Podejrzewała, że coś knuje
i że to jej się nie spodoba…

Nie znosiła czekania.
- Wyrzuć to z siebie, dobrze? – zażądała.
Dare naciągnął koszulę, lecz jej nie zapiął. Odsunął poły, włożył dłonie

do kieszeni spodni, złapał spojrzenie Keely i zapytał:

- Chcesz przestać sypiać ze mną?
- Nie! Do diabła! Nie! – wyrwało jej się.
Żałowała, że zareagowała aż tak impulsywnie. Trzeba było rozegrać to

spokojniej.

- Dobrze wiedzieć – mruknął. – Rzecz w tym, Keely, że ja nadal chcę

sypiać z tobą, ale chcę też czegoś więcej.

Więcej? Jak wiele więcej? Psiakrew! Keely dotknęła szyi, czuła ucisk

w gardle.

- Eee… Co masz…
- Zatkało cię? Coś podobnego. – Dare uspokajającym gestem uniósł

dłoń. – Zaraz wyjaśnię.

background image

Keely wcale nie podobał się zdecydowany wyraz jego oczu, napięcie

malujące się na twarzy.

- Jako facet oczywiście nie chcę zrezygnować z uciech cielesnych,

ale…

- Ale?
- Ale jeśli chcesz spać ze mną, musisz mi coś dać.
Och? Co takiego? Keely nie była pewna, czy chce się dowiedzieć,

ponieważ niewiele było rzeczy, których by nie poświęciła, aby Dare
pozostał jej łóżkowym partnerem.

Niech go diabli!
- Randka za seks.
Randka?
- O czym ty mówisz?
Dare spokojnie wetknął poły koszuli w spodnie, zapiął klamrę drogiego

paska ze skóry strusia.

- Za każdą godzinę spędzoną w łóżku chcę dwóch godzin, podczas

których będziemy rozmawiać, tańczyć, nawiązywać kontakt.

Keely uniosła wysoko brwi.
- Umiesz tańczyć?
- Potrafię szurać nogami. – Dare podszedł do Keely, która stała,

trzymając się krzesła, aby nie upaść. – Masz taką minę, jakbym
zaproponował zabawę z biczami, łańcuchami i skórzaną uprzężą.

- Ja… Ja…
Psiakrew, dlaczego brakuje jej słów?
– Koniecznie chcesz ograniczyć naszą znajomość do sypialni. Ja

postanowiłem przejść na wyższy poziom.

- Jak bardzo wyższy?

background image

- Chcę się z tobą ożenić i mieć z tobą dzieci.
W oczach Keely musiał pojawić się błysk paniki, gdyż Dare spojrzał na

nią trochę łagodniej.

- Twoja mina jest bezcenna. Ja tylko żartowałem, Killer. - Keely

zmrużyła powieki i odwróciła twarz, bojąc się, aby nie spostrzegł jej
rozczarowanej miny.

Ślub, dzieci, rodzina były jej marzeniem, jedynym, czego w życiu

naprawdę pragnęła. Pragnęła znaleźć swoje miejsce w świecie.

- Nie jesteśmy już dziećmi, Keely, a status wrogów ze specjalnymi

przywilejami staje się nudny. Chcę się tylko przekonać, czy iskra może
zmienić się w płomień.

Keely miała za sobą wiele iskier i kilka płomieni szybko ugaszonych

przez jej silną osobowość i bezradność partnerów.

Nie, nie pójdzie na to. Nie z Dare’em. Nie z facetem, który potrafiłby

przemielić jej serce jak maszynka do mięsa.

- Nic z tego nie będzie, Dare.
Musnął kciukiem jej dolną wargę.
- Będzie. Oczywiście, że będzie. Zaufaj mi tylko.
Nie. Ma zbyt dużo do stracenia. Jej serce otrzymało zbyt wiele ran.

Musi je chronić. Siebie chronić.

Zmobilizowała całą siłę woli, wyprostowała się jak struna, odeszła kilka

kroków, skrzyżowała ręce na piersiach. Wzruszyła ramionami.

- W porządku. – Wyciągnęła rękę. – Miło było.
Dare uśmiechnął się z sarkazmem. Ujął dłoń Keely, przyciągnął ją do

siebie, pocałował, a gdy już miała oddać pocałunek, cofnął się.

- Nie sądzę, kochanie. Chcesz mnie, ale upór i strach nie pozwalają ci

przyznać się do tego. Założę się, że za mniej niż dwa tygodnie zadzwonisz

background image

i zaprosisz mnie na kolację.

- Prędzej słońce w miejscu stanie.
Dare, rozbawiony, cmoknął ją w czubek nosa.
- I oczekuję, że zafundujesz mi tę kolację i rozmowę. Dopiero jak

zobaczę, że próbujesz, pozwolę ci się dotknąć.

Keely miała ochotę go spoliczkować.
- Drań!
- Bo postawiłem tamę? Bo się zbuntowałem przeciwko jednostronnemu

wyznaczaniu granic naszego związku? – zapytał. Teraz bezwzględny
adwokat wziął w nim górę. – Bo chcę czegoś więcej, nie tylko twojego
ciała?

- Bo wywierasz na mnie presję.
- Wywieram presję, bo wiem, że jesteś odważniejsza i lepsza niż to, co

proponujesz, kochanie. – Schylił się po buty. – Będę czekał na telefon –
rzekł z uśmiechem.

- Prędzej w morzu wyschnie woda – odcięła się Keely.
Dare wyprostował się i zapytał:
- To będzie przed czy po tym, jak słońce stanie? Z niecierpliwością

czekam na jedno i drugie.

Keely prychnęła ze złością. Kątem oka dostrzegła szczotkę do włosów

na toaletce, ale zanim sięgnęła po nią, Dare zdążył wyjść z sypialni.

Nie zadzwoni. Nie zafunduje mu kolacji. Nie będzie z nim rozmawiać.

Oszalał, jeśli sądzi, że ją złamie…

Na myśl o tym, że go już nie zobaczy, poczuła lodowatą pustkę w sercu.

To jednak jest lepsze od krwawiącej rany.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Beah poczuła, że Finn przewraca się na bok i wstaje. Gdy drzwi

łazienki zamknęły się za nim, również wstała. Nigdzie nie widziała swojego
ubrania, włożyła więc czarną koszulę Finna – z zadowoleniem stwierdziła,
że sięga jej kolan – potem podeszła do jego stolika nocnego i napiła się
wody z jego szklanki. Oddałaby wszystko za filiżankę kawy.

Odgarnęła włosy z czoła. Grymas przebiegł jej po twarzy na

wspomnienie Finna wyciągającego szpilki z jej koka. Wiedziała, że
z makijażu maskującego piegi nic nie zostało i że wygląda jak młoda
kobieta, jaką była kiedyś, a nie jak kobieta, jaką jest teraz.

Makijaż i fryzura były jej tarczą, jedną z wielu barier, którymi się

odgrodziła od świata. I z których nie zamierzała rezygnować. Nie pozwoli,
by obłędnie pociągający mężczyzna biegły w sztuce kochania je sforsował.
Osiągnięcie niezależności finansowej i emocjonalnej kosztowało ją zbyt
wiele. Nie może sobie pozwolić na powrót do przeszłości. Finn nauczył ją,
że jedyną osobą, której może ufać, na której może polegać, jest ona sama.

Musi jasno dać mu do zrozumienia, że wczorajsza noc to był tylko seks.
Jest między nimi chemia, ale nie ma więzi duchowej.
Drzwi łazienki otworzyły się. Beah odrzuciła włosy do tyłu i skręciła je

w byle jaki węzeł. Żałowała, że nie ma spinki ani gumki, aby je ujarzmić.

Zachowuj się swobodnie, jakby nic się nie stało, pomyślała. Powiedz

coś dowcipnego…

background image

Jak można zachowywać się swobodnie w obecności mężczyzny

wyglądającego jak grecki bóg?

Opanuj się! Finn nie jest i nigdy nie był ideałem. Owszem, jest

piekielnie inteligentny, ale zamknięty w sobie, wycofany,
niekomunikatywny…

Finn podszedł do stolika i podniósł słuchawkę telefonu. Beah słyszała,

jak zamawia kawę. Dobrze, że chociaż jedno z nich zachowuje trzeźwość
umysłu. Szybki prysznic, kawa i już mnie tu nie ma, pomyślała.

Finn obrócił się, spojrzał na łóżko, potem na Beah. Znieruchomiała jak

przykuta do podłogi.

- To było… - zaczął i umilkł.
Zabrakło mu słów? Hm, to coś nowego.
- Zabawne? Interesujące? A może to był błąd? – zasugerowała.
Finn skrzyżował ramiona na piersi.
- Pierwsze i drugie tak. Błąd? Nie, jeśli sami nie będziemy tego chcieli.
Finn był mistrzem zagadek.
- To znaczy?
- Od nas zależy, czy będzie błędem – odrzekł Finn powoli. – Dla mnie

to była cudowna noc z kobietą, którą kiedyś uwielbiałem.

Uwielbiałem, nie kochałem. Czas przeszły nie powinien jej ranić,

niemniej zabolał. Beah wyprostowała ramiona, bardziej zła na siebie za tę
reakcję niż na niego. Rozwiedli się lata temu, a on wciąż potrafił ją
dotknąć. To żałosne i śmieszne. Ona jest żałosna.

Finn spojrzał na drzwi, potem na Beah.
- Nie chcesz wziąć prysznica? Czekając na kawę, poszukam twojego

ubrania.

background image

Chce się mnie pozbyć. Uwielbia moje ciało, ale nie towarzystwo. Nic

się pod tym względem nie zmieniło.

Postanowiła nie dać po sobie poznać, że wszystkie te uwagi sprawiają

jej przykrość.

- Prysznic, owszem, potem wypiję szybką kawę. Muszę wstąpić do

siebie przed spotkaniem z Parisem.

- Mogę spotkać się z nim sam, jeśli wolisz.
Nie! Latami starała się nawiązać kontakt z Parisem Cummingsem

i teraz nie pozwoli, aby cokolwiek ją ominęło. Stawi się na spotkanie, Paris
podpisze oficjalną umowę z Murphy International i będzie mogła dodać
kolejnego klienta do swojego imponującego portfolio.

A kiedy znowu zobaczy się z Finnem, nikt nie zacznie podejrzewać, że

są kochankami.

Bo to była tylko jedna noc, nie całe życie.
- Nie spiesz się.
Głos Finna przywołał ją do rzeczywistości. Zachowaj spokój i zimną

krew, powiedziała sobie w duchu.

Kiedy przechodziła przez pokój, z komórki Finna rozległ się sygnał

nadejścia nowej wiadomości. W jej poczcie na pewno czeka z tuzin
esemesów i drugi tuzin mejli od klientów potrzebujących rady, chcących
coś sprzedać albo kupić. Nie, nie będzie teraz szukać telefonu, kwadrans
nie zrobi różnicy, pomyślała, zamykając drzwi łazienki. Ma prawo
rozkoszować się prysznicem i luksusowymi kosmetykami, jakie Claridge’s
zapewnia gościom.

Drzwi łazienki otworzyły się i stanął w ich Finn z telefonem w ręce.
Beah obejrzała się za siebie.
- O co chodzi? – zapytała.

background image

- Pamiętasz Bena?
Oczywiście, że pamiętała. Ben był najstarszym stażem przyjacielem

Finna. On i jego dziewczyna, Piper, byli jedynymi gośćmi zaproszonymi na
ich ślub zorganizowany naprędce, pod wpływem impulsu. Potem Ben
i Piper rozstali się, a po rozwodzie z Finnem Beah straciła ich z oczu.
Żałowała, bo lubiła i jego, i ją.

- Straciłam z nimi kontakt. Cieszę się, że ty nie.
- Rozmawiamy z Benem mniej więcej co dwa miesiące – odparł Finn. –

Wciąż mieszka w Hongkongu. Pracuje jako bankier inwestycyjny. – Finn
zamilkł, lecz Beah go nie popędzała. Wyjaśni jej wszystko w swoim
tempie. – Prosi o przysługę – dodał Finn i potarł kark.

Finn nie był towarzyski, lecz gdy raz się z kimś zaprzyjaźnił, to na

dobre. Tylko ją porzucił.

- Ben i Piper pobierają się. Za sześć tygodni.
Nareszcie jakaś dobra wiadomość.
- To cudownie. Kiedy się pogodzili? Ona też jest w Hongkongu? –

Zaraz, zaraz… Jeśli to dobra wiadomość, to dlaczego Finn ma taką minę?
I dlaczego przyszedł do łazienki powiedzieć jej o tym? – Co jest w tym
esemesie?

- Bierzemy ślub. Mamy wielką prośbę – przeczytał Finn. – To dziwne,

Ben nigdy o nic nie prosi.

Beah zaczęła spłukiwać z siebie pianę.
- Co to za prośba? Aha, masz może zapasową szczoteczkę do zębów?
Finn otworzył szufladę obok swojego biodra, zajrzał do środka, wyjął

szczoteczkę w fabrycznym opakowaniu. Położył komórkę na blacie,
wyłuskał szczoteczkę z opakowania, wycisnął trochę pasty na czubek,
otworzył drzwi kabiny prysznicowej i podał szczoteczkę Beah.

Tak domowo, tak zwyczajnie, tak normalnie…

background image

Nic w tej sytuacji nie jest normalne.
Beah włożyła szczoteczkę do ust, wyszła z kabiny, otuliła się

ręcznikiem kąpielowym, który Finn jej podał.

Katem oka widziała, jak Finn stuka w klawiaturę telefonu. Odpowiedź

nadeszła po minucie.

- I?
- Chce, żebym zadzwonił.
Beah skończyła szczotkować zęby.
- Jak będziesz szukał mojego ubrania, znajdź też torebkę. W bocznej

kieszonce mam gumkę do włosów.

Spojrzenie Finna prześliznęło się po jej włosach, zatrzymało na

wargach. Przez jedno mgnienie Beah zdawało się, że znowu ją pocałuje,
najpierw w usta, potem w ramię, potem w czułe miejsce za uchem. Nie
mogła dopuścić do tego. Gdyby dopuściła, zrzuciliby ręczniki, którymi byli
owinięci, i wróciliby do łóżka albo kochaliby się tu, pod prysznicem…

I spóźniliby się na spotkanie z Parisem Cummingsem.
Noc się skończyła. Wstał nowy dzień i muszą ruszyć do przodu.
Beah trąciła Finna biodrem.
- Zapomnij o tym – ostudziła jego zamiary. – Chwila minęła.
- Mógłbym ją jeszcze zatrzymać – odrzekł.
Wierzchem dłoni musnął ramię Beah.
Bądź silna, Beah nakazała sobie w myślach. Jedno z nas musi zachować

rozsądek.

Rozległo się pukanie do drzwi. Finn zaklął pod nosem.
- Przyniosę kawę – mruknął.
- Nie zapomnij o moim ubraniu. I gumce do włosów – Beah rzuciła za

nim z udawaną obojętnością.

background image

Odczekała minutę, potem drugą. Finn nie wracał.
Beah nie spiesząc się, dokończyła toaletę, co zajęło jej kolejne dziesięć

minut, potem weszła do pokoju. Finn siedział na brzegu krzesła z łokciami
na kolanach, wzrokiem wbitym w dywan.

- Finn? Co się stało?
Podniósł głowę i z bólem w oczach spojrzał na Beah.
- Rozmawiałem z Benem. Za sześć tygodni biorą z Piper ślub.

W Stanach.

To dobre wiadomości, pomyślała Beah. Dlaczego Finn wygląda na

załamanego?

- Prosił, abym pomógł mu w przygotowaniach, a właściwie

zorganizował ten ślub. Ani on, ani Piper nie mają rodziny, do której
mogliby się z tym zwrócić. No to się zgodziłem.

Beah nadal nie rozumiała, co nim tak wstrząsnęło. Praktycznie

wszystko można załatwić przez internet albo Skype’a. Piper może
przylecieć na tydzień do Bostonu i sama się zająć wszystkim. To bardzo
szlachetnie ze strony Finna, że zgodził się pomóc, kiedy ma tyle innych
spraw na głowie. Aukcję kolekcji Mounton-Matthews. Spotkanie z Parisem
Cummingsem. Keely wciąż czeka na potwierdzenie autentyczności jej
Homera…

Dlaczego ślub przyjaciela wskoczył na pierwsze miejsce na liście?
- Piper chce wziąć ślub w Bostonie. Za sześć tygodni – Finn powtórzył

głuchym głosem. – Ma raka trzustki czwartego stopnia. Ben twierdzi, że
zostało jej najwyżej sześć miesięcy życia.

Beah opadła na najbliższe krzesło. Oczy zaszły jej łzami na

wspomnienie Piper. Uroczej, odważnej, pełnej werwy.

- Jak możemy pomóc? – zapytała po chwili. – Co możemy zrobić?
Finn złapał jej spojrzenie.

background image

- Ty możesz jej pomóc, organizując ślub, jaki wszyscy zapamiętają do

końca życia. Tego i następnego.

Beah podeszła do tacy przyniesionej przez kelnera. Nalała kawę

z dzbanka do dwóch kubków z cienkiej porcelany. Podniosła swój do ust.
Czarna jak smoła kawa parzyła jej usta i język.

Potrzebowała tej dawki kofeiny tak samo mocno, jak chciała wyjść stąd.
Ale najpierw musiała się ubrać. Rozejrzała się po pokoju. Jej sukienka

leżała na podłodze, bielizna wisiała na oparciu jednego z krzeseł.
Pomyślała, że jeśli zaraz ubierze się i wyjdzie, w domu będzie miała dwie
i pół godziny na ochłonięcie po wydarzeniach ostatniej nocy. Zrobiła krok
w kierunku łazienki.

- Dokąd idziesz? – ostrym tonem zapytał Finn.
Beah doskonale rozumiała, co przeżywa. Kiedy się dowiedziała, że dni

jej matki są policzone, rozsypała się psychicznie.

Współczuła Finnowi, jednak znając go, wiedziała, że teraz na pewno

chce zostać sam.

Wypiła jeszcze łyk kawy.
- Idę się ubrać, potem wychodzę.
- Przecież musimy omówić przygotowania do ślubu.
Oczy Beah zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Owszem, w pierwszej

chwili rzucił sugestię, aby pomogła mu w przygotowaniach, ale nie sądziła,
że mówi poważnie. Powiedziała mu o tym.

- Bardzo rzadko mówię coś niepoważnie – oświadczył.
Wstał i podszedł do tacy po swoją kawę.
- Posłuchaj, jest mi bardzo żal Bena i Piper. Z doświadczenia wiem, jak

straszne chwile przeżywają. – Beah zamilkła, otarła twarz dłonią, jak gdyby
chciała odsunąć od siebie wspomnienie matki wyniszczonej chorobą. – Ale

background image

zrozum, od dziewięciu lat nie miałam z nimi kontaktu. Piper widziałam
zaledwie kilka razy w życiu. Nie znam jej.

- Ale wiesz, jak zorganizować ślub. Już to robiłaś.
Beah zmarszczyła czoło.
- Ja? O czym ty mówisz?
- O ślubie Nell.
Nell, kolejna osoba, o której nie myślała od lat. Razem odbywały staż

w Murphy International i rzeczywiście pomogła jej w przygotowaniach do
ślubu.

- Zaskoczyłeś mnie, że to pamiętasz.
- Ja wszystko pamiętam – odparł. – Posłuchaj, umiem robić wiele

rzeczy, ale śluby nie są mocnym punktem w moim repertuarze. Chodzi
o mojego najlepszego przyjaciela, na którego spadło nieszczęście, więc
pomożesz mi czy nie?

Beah przygryzła dolną wargę, aby nie wypalić: Nie.
Nie ma czasu na śluby. Kalendarz ma wypełniony po brzegi, spotkania

z klientami, wyjazdy służbowe. Istnieje jednak ważniejszy powód, dla
którego musi odmówić…

Nie może pozwolić sobie na spędzanie czasu z Finnem. Przy nim staje

się bezbronna. Ciężko się napracowała, aby zbudować takie życie, jakiego
pragnęła, a przy nim zaczynała wątpić, czy dokonała słusznego wyboru.

Powracały do niej znowu te same pytania. Co by było, gdyby bardziej

zdecydowanie zawalczyła o niego i o ich małżeństwo? Gdyby poddali się
terapii małżeńskiej? Gdyby zostawiła mu więcej luzu, nie wymagała tyle
uwagi dla siebie?

Nie tylko ona jest odpowiedzialna za rozpad ich związku. A gdyby on

był trochę bardziej komunikatywny, wyrozumiały? Gdyby na pierwszym
miejscu stawiał ją, a nie pracę czy potrzebę samotności?

background image

Beah wierzchem dłoni odgarnęła włosy z czoła. Seks był cudowny, ale

wspomnienia już mniej.

Ich małżeństwo nie istnieje. Koniec. Kropka.
Ma prawo odmówić, nie angażować się. To nie czyni z niej złego

człowieka. Ona po prostu chroni samą siebie.

Oparła się o framugę drzwi.
- Nie mam czasu i pozwolisz, że ci przypomnę, że mieszkam

w Londynie, nie w Bostonie. Nawet gdybym zgodziła się ci pomóc,
niewiele mogłabym zdziałać.

To była prawda, ale nie cała. Finn jednak nie musi tego wiedzieć.
Finn wypił duży łyk kawy, potem jeszcze jeden.
- Oboje wiemy, że mogłabyś przenieść się na dwa tygodnie do Bostonu,

gdybyś tylko zechciała.

- Ale nie zechcę – odrzekła z naciskiem. – Tu są moi klienci. Tu jest

moja praca.

Nie mogę spędzać więcej czasu z tobą, mówiła w myślach. Nie mogę aż

tak ryzykować.

- Nie mam najmniejszego pojęcia o planowaniu ślubów! – wybuchnął

Finn.

- Zarezerwowałeś dwa bilety do Vegas – przypomniała mu Beah.
Aż się skrzywiła, słysząc sarkazm we własnym głosie.
Dziesięć lat później wciąż czuła się oszukana, bo nie miała pięknej

sukni, nie przeżyła radosnego podniecenia oczekiwania, w dniu ślubu nie
czuła się księżniczką. Decyzja o wyjeździe do las Las Vegas została podjęta
spontanicznie, tak samo jak decyzja o ślubie. Beah kupiła sukienkę
w hotelowym butiku i ukradła kilka róż z klombu przed kaplicą, które

background image

pełniły rolę bukietu. Nie było żadnego planowania. Może dlatego zgodziła
się pomóc Nell.

Finn z głośnym stukiem odstawił pusty kubek na tacę.
- Kiedy zrobiłaś się taka uparta? – zapytał. Grymas frustracji przemknął

mu po twarzy.

Beah wzięła głęboki oddech, zanim odpowiedziała:
- Kiedy się z tobą rozwiodłam. Wtedy nauczyłam się mówić nie, robić

to, co dobre dla mnie, nie być niczyim popychadłem, nie wychodzić ze
skóry, aby kogoś uszczęśliwić. Bardzo mi żal Piper. Naprawdę. Ale nie
pomogę ci zorganizować ich ślubu.

Nie może. Przebywanie blisko Finna boli, budzą się w niej uczucia.

Przy nim traci kontrolę nad sytuacją. Musi się wycofać na mocny grunt.

Weszła do sypialni, rzuciła ubranie na łóżko. Odwinęła ręcznik, zaczęła

wkładać bieliznę. Łzy paliły ją pod powiekami. Starała się odpędzić je
mruganiem, zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów.

Szybko przeanalizowała w myślach całą rozmowę z Finnem, aby się

upewnić, że podjęła słuszną decyzję. Jest zajęta, bardzo zajęta,
przygotowywaniem serii transakcji z klientami i aukcji kolekcji Mounton-
Matthews. Ma spotkania z prawnikami i księgowymi. Czeka ją rozmowa
z Michaelem o jego niewiarygodnej propozycji.

Przygryzła wargę, walcząc z wyrzutami sumienia. Odmówiła Finnowi,

zawiodła Piper, zamierza odejść z firmy. Nie, nie dezerteruje. Ma prawo
spróbować czegoś innego, przeorganizować swoją karierę zawodową. Była
żoną Finna Murphy’ego, ale nie członkiem klanu, na miłość boską. Nie jest
zobowiązana trwać przy nich, „dopóki śmierć nas nie rozłączy”.

Dużo czasu zajęło jej zrozumienie i zaakceptowanie faktu, że ma prawo

szukać nowych szans, nowych wyzwań, rozwijać swoją karierę. Mężczyźni
cały czas to robią.

background image

Ma prawo stawiać siebie na pierwszym miejscu, chronić siebie. Jeśli to

prawda, to dlaczego zagryza wargi aż do bólu, walcząc z impulsem, by
wrócić do salonu i powiedzieć Finnowi, że pomoże mu zorganizować ślub
jak z bajki?

Pojechała do siebie do Notting Hill, przebrała się i z filiżanką kawy

usiadła w zalanym słońcem pokoju dziennym. Kochała to mieszkanie.
Kolorowe i przytulne, jedyne miejsce, gdzie mogła w pełni się zrelaksować.

Spojrzała na półkę nad kominkiem i duże zdjęcie swoje z mamą

zrobione tuż przed ostateczną diagnozą, kiedy życie wciąż jeszcze miało
sens. Dwa tygodnie później wszystko się rozpadło i już nigdy nic nie było
takie samo jak dawniej.

Beah westchnęła i pomyślała, że życie Bena i Piper również się

rozpadło. Oni również usłyszeli wyrok. Jak dają sobie z tym radę?

Beah nie żałowała śmierci matki… Nie, to nie tak. Oczywiście, że

żałowała, każdego dnia odczuwała jej brak, ale nie miała sobie nic do
wyrzucenia. Chociaż miała zaledwie dziewiętnaście lat, zapewniła matce
najlepszą opiekę i towarzyszyła jej w odchodzeniu.

Aż do ostatnich dni, kiedy matka zapadła w śpiączkę, śmiały się

i płakały, obejmowały się, wspominały szczęśliwe chwile. Zdążyły się
pożegnać. Dzięki temu doświadczeniu Beah zrozumiała, że życiem trzeba
się cieszyć, póki trwa.

To dlatego straciła głowę dla Finna, przy pierwszej nadarzającej się

okazji wprowadziła się do niego, wzięła z nim ślub w Vegas. Postanowiła
wycisnąć z życia każdą kroplę szczęścia.

Między rozwodem a dniem dzisiejszym zgubiła gdzieś tę spontaniczną

gotowość do podejmowania ryzyka. Rozwód był traumą, z której wyszła

background image

poturbowana, a nieudana próba nawiązania kontaktu z ojcem tylko
spotęgowała potrzebę chronienia siebie w przyszłości.

Dzwonek telefonu przerwał jej rozmyślania. Beah spojrzała na ekran

i uśmiechnęła się na widok znanego numeru. Keely.

- Dlaczego jeszcze nie śpisz? – zapytała, automatycznie obliczając,

która godzina może być w Bostonie. – Pozbyłaś się kochanka?

- Zgadłaś.
Beah zrobiła okrągłe oczy.
- No nie. Kto to?
- Długo by mówić. – Beah po tonie głosu Keely poznała, że

przyjaciółka nie ma ochoty wchodzić w szczegóły. – Dlaczego nie
napisałaś, jak minęła kolacja? Udało się wam z Finnem zapanować nad
chęcią zamordowania siebie nawzajem?

- Zachowywaliśmy się kulturalnie. Dopóki mnie nie rozebrał.
W telefonie zaległa cisza. Keely potrzebowała chwili, aby

dopowiedzieć sobie to, co Beah przemilczała.

- Czyli przespałaś się z nim?
- Nie. Na sen nie było czasu.
Beah usłyszała nutę goryczy we własnym głosie i westchnęła.
- Nie wiem, co powiedzieć ani jak zareagować – przyznała Keely.
- Ja również nie.
Beah wzięła głęboki oddech, potem wyrzuciła z siebie potok słów.

Opowiedziała o prośbie Finna, o tym, jak wiadomość o chorobie Piper
uruchomiła falę wspomnień i obudziła dawne urazy.

- Jak przystało na masochistkę, rozdrapuję rany. Przypomniało mi się,

z jakim brakiem zachwytu ojciec powitał mnie w Londynie po rozwodzie –
rzekła drżącym głosem.

background image

Odwiedziła go w nowym domu. Na kominku w salonie stało zdjęcie

ślubne jego i macochy. Ślub wzięli cztery dni po pogrzebie jej matki. Tamte
dawno minione lata nauczyły Beah być silną, niezależną, samodzielną. Na
nikogo nie liczyć, bo ci, którzy powinni kochać ją najmocniej, zawiedli.

- Nie mogę przestać myśleć o tym, że tam w Hongkongu mieszka para,

której wspólne dni są policzone – zwierzyła się Beah przyjaciółce. –
Z całego serca współczuję Benowi. Wiem, co to znaczy przyglądać się, jak
ukochana osoba umiera. Miotać się między nadzieją a rozpaczą, starać się
być silną do końca…

- Kochana…
- A Piper marzy o pięknym ślubie, chce celebrować ich miłość, tworzyć

piękne wspomnienie. Żałuję, że ja nie mam takiego wspomnienia. Żałuję,
że my z Finnem nie przeżyliśmy takiego cudownego dnia!

Piper i Ben potrzebują tego wspomnienia, a ona odmówiła, bo… bo

musiałaby współpracować z Finnem.

Oparła łokcie na kolanach. Przesunęła palcem po piasku miniogródka

japońskiego służącego do medytacji, stojącego na stoliku kawowym.
Myślała, że seks z Finnem będzie tylko dobrym seksem. A był czymś
znacznie więcej…

Taki seks – słodki i namiętny, znany i nieznany, czuły i ostry – nie

zdarza się ludziom, którzy są sobie obcy, ale tym, których łączy więź,
którzy dobrze znają siebie.

Beah wiedziała, że nie może zacieśniać kontaktów z Finnem. Na

szczęście mieszka w Londynie. Gdyby mieszkała w Nowym Jorku albo
gdziekolwiek na wschodnim wybrzeżu, musiałaby widywać się z nim
znacznie częściej, zwiększając tym samym ryzyko powtórki wczorajszej
nocy.

Ryzyko ponownego zakochania się w nim.

background image

To byłby błąd nie do obrony.
- Brak mi silnej woli, a Finn jest taki seksy, taki pociągający. Nie chcę

znowu wpaść w tarapaty.

- Sądzisz, że tak by się stało, gdybyś pomogła mu zorganizować ten

ślub? Jak byś się z nim komunikowała?

- Przez mejle i esemesy. On wraca do Bostonu, ja zostaję tutaj.
- Czyli tak to sobie wyobrażasz. Plus ewentualnie rozmowa

telefoniczna?

- Bardzo krótka. Mejle jeszcze krótsze. Wszystko bardzo profesjonalne.
- To w czym problem? Czym ta sprawa różniłaby się od innych, jakie

załatwiacie? – Nie różniłaby się, pomyślała Beah. – Chwytasz się wszelkich
sposobów, żeby… - Keely urwała. – To w końcu jak, pomożesz Benowi
i Piper czy nie? – zapytała wprost.

- Nie mogłabym spojrzeć w lustro, gdybym nie pomogła.
- Brawo. Moja misja skończona. Kocham cię. Cześć.
Keely rozłączyła się. Beah przyznała w duchu, że naprawdę chce, aby

Piper miała piękny ślub, aby przeżyła cudowny dzień, otoczona miłością.

Finn będzie potrzebował pomocy w podejmowaniu decyzji w sprawie

jadłospisu, dekoracji kwiatowej, programu ceremonii. Przecież to on wpadł
na pomysł kiczowatego ślubu w Las Vegas, czyli Mieście Grzechu.

A ona była tak przerażona, że Finn zmieni zdanie, że godziła się na

wszystko.

W głębi duszy jednak marzyła o przepięknej sukni, bukiecie z lilii i róż,

kościele wypełnionym rodziną i przyjaciółmi, przysięgą przed księdzem,
a nie urzędnikiem przebranym za Elvisa Presleya.

Straciła swoją szansę, ale nie chciała, by Piper straciła swoją. Będąc

w Londynie, niewiele będzie mogła zdziałać, lecz może przynajmniej

background image

dowiedzieć się, o czym Piper marzy i przekazać jej prośby Finnowi. Jeśli
otrzyma dokładne instrukcje, zastosuje się do nich.

Miała taką nadzieję…
Wyciągnęła laptop, przejrzała swoje konta społecznościowe, przez

znajomych znajomych dotarła do Bena i już po kilku minutach na ekranie
wyświetliły się dane kontaktowe Piper.

Godzinę później skończyła rozmawiać z uszczęśliwioną Piper

bezgranicznie wdzięczną, że zgodziła się jej pomóc. Piper podobnie jak ona
miała wątpliwości, czy zadanie zorganizowania romantycznego ślubu nie
przerasta Bena i Finna.

Dwie minuty po tym, jak odłożyła telefon, rozległ się sygnał nadejścia

esemesa.

„Przygotowania do aukcji Mounton-Matthews nabierają tempa”, pisał

Ronan „i obaj z Carrickiem doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie, jak
na osiem tygodni przeniesiesz się do Bostonu. Potrzebujemy cię tutaj.
Przyjeżdżaj migiem”.

Szlag! Beah wpatrywała się w ekran. To prawda, myślała, że każdy

dobry uczynek zostanie ukarany.

Finn wysiadł z taksówki przed domem Parisa Cummingsa. Ho ho. Stara

kamienica, może georgiańska? Wczoraj przy kolacji Paris chwalił się, że
z okien widzi katedrę św. Pawła, w piwnicy ma basen, a Hyde Park jest
praktycznie za progiem.

Do spotkania zostało mu dziesięć minut, więc postanowił zadzwonić do

Bena. Wcześniejszą rozmowę musieli przerwać, gdyż przyjaciel spieszył
się na spotkanie. Tym razem Finn nacisnął przycisk wideo i na ekranie
zobaczył postarzałą twarz przyjaciela.

background image

Nie wiedział, co powiedzieć, jak go pocieszyć.
Ben zbył jego próby machnięciem ręki.
- Wygra z tym cholerstwem – oświadczył. – Nie dopuszczam do siebie

myśli, że odzyskałem ją tylko po to, aby znowu stracić.

Finn pokiwał głową. Dzięki internetowi wiedział już, że szanse Piper na

pokonanie raka są bardzo nikłe. Praktycznie równe zeru.

- Piper prosiła, aby ci podziękować, że się zgodziłeś zorganizować nasz

ślub. Skończy chemię i naświetlania i miejmy nadzieję, że będzie mogła
przeżyć ten najważniejszy dzień bez bólu. Przylecimy do Bostonu na
samym początku tygodnia. – Ben wziął do ręki długopis i zaczął stukać nim
w blat biurka. – Dzięki, stary. Ona nie ma w Bostonie żadnej rodziny, a ja
w swojej nie mam oparcia.

Finn znowu kiwnął głową. Pamiętał o perypetiach finansowych

rodziców Bena, którzy albo mieli góry pieniędzy, albo byli bez środków do
życia. To dlatego Ben spędzał bardzo dużo czasu w domu Finna w Beacon
Hill.

- Możesz przysłać mi listę życzeń Piper? – poprosił Finn. – Ma jakieś

specjalne zamówienia? Kwiaty? Jedzenie? Muzyka? Chcesz, żeby grała
kapela?

Ben zastanawiał się chwilę.
- Ze względu na stan zdrowia Piper nie powinniśmy przesadzać. Niech

będzie skromnie i w miarę krótko. Ona szybko się męczy.

Byłoby znacznie prościej, gdyby Beah zgodziła się mu pomóc. Finn

pamiętał, jak świetnie zorganizowała ślub Nell, na dodatek wcale nie za aż
takie duże pieniądze.

Zachowywała się tak, jak gdyby planowała własny ślub. Może dlatego,

że na jego życzenie pobrali się w Las Vegas bez pompy i parady? Może
realizowała własne marzenia, które poświęciła dla niego?

background image

Zabawne, że doskonale pamiętał ślub Nell, a nie pamiętał reakcji Beah

na jego propozycje?

Wybiórcza pamięć?
Dlaczego teraz nagle zaczęło go to zastanawiać? Świetnie się bawili

z Benem i Piper jako świadkami. Spędzili w Vegas szalony weekend.

Finn potarł czoło.
- Zastanawiam się nad zaangażowaniem doświadczonego konsultanta

albo doświadczonej konsultantki – powiedział.

Ben skrzywił się.
- Próbowałem, ale wszyscy konsultanci, do których dzwoniłem, mieli

zajęte terminy. Wiosna to najgorętszy okres w ich branży. Mieszkając tak
długo w Hongkongu, straciłem kontakty. Wiem, że proszę o wiele, ale mam
związane ręce. Nie możemy teraz wyjechać, bo Piper musi skończyć
kurację, a ja muszę być z nią.

Rozpacz w oczach Bena ścisnęła Finnowi serce. Nie zawiedzie

przyjaciela. Konsultanci są nieosiągalni, ale Beah…

Jesteśmy dorośli, damy sobie radę i z przeszłością, i z rozpaloną do

czerwoności namiętnością.

- Przyślij mi swoje pomysły – poprosił. – I Ben… przykro mi. Boże, to

wszystko jest do bani.

- Jest – Ben przytaknął ze smutnym uśmiechem.
Rozłączyli się, Finn pchnął kutą furtkę i wspiął się po schodach

prowadzących do drzwi frontowych. Był ciekaw, czy Beah już jest
w środku. Byłoby o wiele prościej, gdyby od razu przystała na jego prośbę.

Beah, jaką pamiętał, z jaką się żenił, zgodziłaby się w podskokach.

Zawsze robiła to, co chciał.

Finn zaklął pod nosem. Ale byłem głupi, pomyślał.

background image

Teraz jest niezależna, trochę ostra, bardzo asertywna. I przez to bardzo

intrygująca.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Dare Seymour z ponurą miną czytał mejla od klienta. Co za zakuty łeb,

myślał. Było za późno – minęła dwudziesta – aby zająć się jego sprawą. Już
kilka godzin temu stracił do niego cierpliwość.

„Szanowny Panie, jest pan skończonym dupkiem. Obchodzenie prawa

zaprowadzi Pana prosto do celi, którą, ubrany w gustowny pomarańczowy
kombinezon, będzie Pan dzielił z kolegą o wdzięcznym nazwisku…”.

Dare westchnął, zaklął, wykasował tekst, zamknął pocztę. Rano zajmie

się tym kretynem. Był zły i sfrustrowany. Najwyższy czas opuścić
kancelarię. Potrzebuje odskoczni. Kolacja, siłownia albo dobry seks.

Kolacja i siłownia są w zasięgu ręki. Seks? Dałoby się załatwić.

Wystarczy pójść do baru. Rzecz w tym, że pragnął kochać się nie z kobietą
przygruchaną w barze, ale z Keely.

Wkurzającą, irytującą i upartą.
Spojrzał na telefon na biurku. No dzwoń, zaklinał w myślach. Od kilku

dni Keely się nie odzywała i kusiło go, aby samemu zatelefonować. Za
dziesięć minut mógłby być w samochodzie, za czterdzieści nagi w jej łóżku.

Potarł kark. Po kilku oszałamiających orgazmach byliby w tym samym

punkcie co teraz. A on chciał więcej. Po raz pierwszy w życiu zapragnął
czegoś głębszego niż więź fizyczna, chciał zdobyć nie tylko ciało Keely, ale
i duszę.

background image

W porządku. Skoro ona jest uparta jak stado mułów, on również będzie

uparty, postanowił. Ten przeklęty impas jest dołujący, ale Keely musi
zrozumieć, że jest jedynym mężczyzną, który się nie ugnie, nie przestraszy
jej silnej osobowości, nie pozwoli rządzić sobą.

Trafiła kosa na kamień.
Pragnął więcej od niej, od nich. Na czym to więcej miałoby polegać,

jeszcze do końca nie wiedział, ale na pewno zależało mu na więzi
uczuciowej, psychicznej, mentalnej. I osiągnie swój cel.

Odsunął się z krzesłem tak energicznie, że uderzyło w szafkę za nim.

Wstał i przeciągnął się. Zamknął laptop, schował go do torby. Przez chwilę
się zastanawiał, czy któryś z jego braci i jednocześnie partnerów
z kancelarii dałby się namówić na siłownię i kolację. Nie miał ochoty
spędzać wieczoru w pojedynkę.

Właśnie gdy sięgał po telefon, aby wysłać im wiadomość, usłyszał

ciche pukanie do drzwi. Obejrzał się przez ramię. Na progu stała Keely
z długimi włosami opadającymi na ramiona i szelmowskim uśmieszkiem na
ustach.

No, no… Czemu zawdzięcza tę przyjemność?
W oczach Keely, kiedy się do niego zbliżała, zobaczył błysk

namiętności, policzki jej poczerwieniały. Ją też pali pożądanie, pomyślał.
Dobrze wiedzieć.

Przybrał nieprzenikniony wyraz twarzy, oparł się o biurko, rozsunął

nogi, palce zacisnął na brzegu blatu. Musiał się czegoś przytrzymać, bo
inaczej rzuciłby się na Keely, a biurko posłużyłoby mu do działań
niezwiązanych z prawem.

- Co za niespodzianka – powiedział.
Keely podeszła bliżej, stanęła między nogami Dare’a, chwyciła go za

krawat i przyciągnęła jego głowę do twarzy.

background image

- Cześć, kochanku.
Dare uśmiechnął się. Rozbawiły go te uwodzicielskie gesty. Usta Keely

otarły się o jego usta, koniuszek języka przesunął się po zaciśniętych
wargach. Gdyby uległ pokusie i gdyby zaczęli się całować, nie skończyłoby
się na tym. Dlatego był nieugięty. Teraz to on jest rozgrywającym.

Keely cofnęła się, jej oczy zdradzały irytację.
- Przestań udawać niedostępnego, Wilfred.
Zabawne. Uwielbiał, jak zwracała się do niego tym staroświeckim

imieniem nadanym mu na chrzcie. Nikt inny tego nie robił, wszyscy od
dziecka mówili do niego Dare. W ustach Keely Wilfred zazwyczaj brzmiało
czule. Chwile, gdy używała go zamiast przekleństwa, Dare ignorował.

- Ja nie udaję, Killer, ja jestem niedostępny – odparował. – Znasz

warunki…

- Och, zamknij się. – Położyła mu dłonie na piersiach i ponownie

spróbowała go pocałować.

Dare stał nieporuszony, lecz gdy dotknęła przodu jego spodni, omal się

nie załamał.

- Nie chcesz tego? – Rozpięła zamek błyskawiczny, pogładziła

nabrzmiały członek. – Nie chcesz mnie? – Jasne, że chce. Jest mężczyzną,
nie robotem. – Nikogo oprócz ciebie nie ma w biurze, sprawdziłam po
drodze. – Często się zdarzało, że Dare wychodził z biura ostatni. – A to
znaczy, że możemy kochać się tutaj. Nikt nam nie przeszkodzi. – Znowu
uśmiechnęła się szelmowsko. – Podoba mi się taka perspektywa. Będziesz
tu pracował, rozmawiał z klientami i myślał o wszystkich tych rzeczach,
jakie robiłeś ze mną.

Co z pewnością negatywnie odbiłoby się na wydajności, pomyślał Dare.
Keely cofnęła się o krok. Zaczęła rozpinać czarną jedwabną bluzkę.

Pierwszy guzik. Drugi. Mignął brzeg szmaragdowego koronkowego

background image

biustonosza. Przezroczystego, piekielnie seksownego.

Do diabła, Keely, grasz nie fair, pomyślał Dare. A czego się po niej

spodziewałeś, odparował wewnętrzny głos.

Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie przerwie tej gry teraz, zaraz, polegnie.

I to Keely wygra ten pojedynek.

Ujęła jego dłoń i przyłożyła ją sobie do piersi. Miała wspaniałe piersi,

pełne, jędrne, wrażliwe. Wiedział, że pieszczotami samych piersi potrafi
doprowadzić ją do orgazmu.

Trzymaj się swojego programu, Seymour. Skończ z tym. Teraz, kiedy

jeszcze możesz.

Cofnął rękę, palcami przeczesał włosy. Wyprostował się, zapiął spodnie,

wsunął dłonie do kieszeni.

Keely zmarszczyła brwi.
- Co teraz? – zapytała.
Bądź silny, Seymour. Jesteś dorosłym facetem. Możesz odmówić seksu.
- Teraz stawiasz mi kolację. Napijemy się wina, pogadamy. Potem

zdecydujemy, czy chcemy się kochać, czy nie. To będzie zależało od
okoliczności.

Keely potrzebowała ponad minuty na to, aby słowa Dare’a w pełni do

niej dotarły. Gdyby wciąż nie walczył z chęcią, by rzucić się na nią, zerwać
z niej ubranie i połączyć się z nią tu i teraz, na podłodze, na ścianie, na
biurku, chyba parsknąłby śmiechem. Jeszcze nigdy nie widział, by Keely
osłupiała. Jej mina była bezcenna.

- Ja… Ty…
Keely nigdy się nie jąkała. Dare bawił się coraz lepiej.
- Co z tobą, Keely? – zapytał. – Zawsze jesteś taka elokwentna…
Zobaczył, że aż poczerwieniała z wściekłości.

background image

- Na serio udajesz niedostępnego?
- Niczego nie udaję. Egzekwuję umowę, jaką zawarliśmy. Jeśli chcesz

seksu, musisz pójść ze mną na randkę.

- Nie chcę chodzić z tobą na randki! Ani z nikim innym! – wykrzyknęła

z furią.

Dare przechylił głowę i spojrzał na nią z ukosa.
- Dlaczego nie?
- Bo to daremny wysiłek! – Odrzuciła włosy do tyłu. – Dlaczego nic nie

może być proste? Co cię ugryzło?

Dare nie spuszczał wzroku z Keely. Boi się, pomyślał. Czuje się

bezbronna.

- Czego się tak boisz? – zapytał. – Zaangażowania? Zobowiązań?

Uczucia, jakim ktoś cię obdarzy?

Jęknęła sfrustrowana.
- Ta rozmowa jest bez sensu. Nie chcesz związku ze mną, Dare.
- Skąd wiesz?
- Ja nie chcę!
- Czemu nie? Czego się boisz? Zranienia? To niestety otrzymujesz

w pakiecie.

Keely prychnęła ze złością, schyliła się, podniosła płaszcz i narzuciła go

na siebie, złorzecząc pod nosem. Wszyscy mężczyźni są głupi. Przyszła tu,
bo jest kretynką. Gdzie indziej znajdzie to, czego potrzebuje.

Dare wiedział, że nie znajdzie. Keely nie wyruszy na podryw. Ona nie

chce seksu. Chce seksu z nim. Mimo wściekłości zaintrygowało ją owo
„więcej”, ale jest zbyt uparta, aby spróbować.

To tylko kwestia czasu.

background image

Dare już teraz wiedział, że potrafi być bardziej uparty od niej. Nie

będzie łatwo, ale Keely jest warta zachodu.

Ryzykując, że zostanie spoliczkowany, podszedł do niej i zaczął zapinać

guziki jej bluzki. Nie chciał, aby ktokolwiek poza nim widział jej cudowne
piersi w seksownym koronkowym biustonoszu.

Gdy skończył, uśmiechnął się kącikiem ust i zapytał:
- Na pewno nie zmienisz zdania? Umieram z głodu i marzę o pizzy.
Doskonale wiedział, że Keely ma słabość do pizzy we włoskiej

restauracji przecznicę od jego biura.

- Chcesz mnie przekupić?
- A dasz się przekupić? – Zamiast odpowiedzi, Keely cienkim obcasem

przyszpiliła duży palec Dare’a do podłogi. Zmobilizował całą siłę woli, aby
mimo bólu zachować kamienną twarz. Kiedy cofnęła stopę, zapytał: - To
znaczy nie?

- To znaczy wypchaj się! – syknęła i odwróciła się na pięcie. –

Zapłacisz za to.

- W jaki sposób? – zapytał.
To może być interesujące…
Znowu obróciła się na pięcie.
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.
Dare poczuł falę podniecenia.
- Już się nie mogę doczekać. – Sięgnął po marynarkę. – Na pewno nie

chcesz pizzy?

Keely wybiegła z gabinetu.
Właśnie takiej kobiety pragnie.
Nie wywiniesz się, Keely. Już ja ci to gwarantuję.

background image

Wysokie drzwi rezydencji Mounton House otworzyły się i Beah

znalazła się w objęciach Keely. Nie mogła oddać uścisku, gdyż w jednej
ręce trzymała butelkę szampana – Moët, prezent od kuwejckiej
księżniczki – w drugiej pudełko belgijskich czekoladek, prezent od innego
klienta.

W końcu Keely cofnęła się o krok i wprowadziła Beah do

imponującego holu.

- Witaj w Bostonie!
Beah postawiła szampana i czekoladki na konsoli pod ścianą –

osiemnasty wiek, Francja – i z ulgą opuściła ogromną torbę na zakupy na
podłogę.

- To tylko na krótko, Keels – oznajmiła. – Przed końcem maja wracam

do Londynu. Dzięki, że udzielasz mi gościny.

Keely prychnęła z udawanym sarkazmem.
- A ty sobie wyobrażałaś, że pozwolę ci zatrzymać się gdzie indziej?

Miejsca nie brakuje. Szczególnie teraz, kiedy ekipa filmowa się wyniosła.

Beah przypomniała sobie, że Keely i Joa wynajęły swój dom

z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku – piętnaście sypialni,
kilka salonów, sala balowa, dwie biblioteki, dwie jadalnie, pokój
multimedialny – reżyserowi, który kręcił horror.

- Jakieś straty?
Keely pokręciła głową.
- Niewielkie. Kilka stłuczonych szklanek i wazon, na szczęście niezbyt

wartościowy. – Wzięła ze stolika prezenty. – Napijmy się szampana.

- Dobry pomysł.
Poszły do kuchni na tyłach domu. Keely wyjęła dwa wysokie kieliszki

flety, oczywiście kryształowe, i gestem pokazała Beah, by otworzyła
szampana.

background image

Beah, nie chcąc uronić ani kropli cennego płynu, ostrożnie poluzowała

korek, który wysunął się z cichym westchnieniem.

Stuknęły się kieliszkami, wypiły po łyku albo dwóch i dopiero wtedy

Keely zapytała:

- Jak się czujesz z powrotem w Bostonie?
Beah wiedziała, że Keely nie pyta o miasto, ale o spotkanie z Finnem.

Chciała skłamać, lecz nie potrafiła.

- Nie jest to idealna sytuacja, ale nie miałam wyboru. Potrzebują mnie

tutaj, więc jestem.

- Co z propozycją pracy dla Wintersa?
- Summersa – sprostowała Beah. – Czeka na odpowiedź. Pogania mnie.

Gram na zwłokę. Ostateczną decyzję podejmę dopiero po aukcji.

- Dlaczego?
Beah powoli sączyła szampana.
- To burzliwy okres. Aukcja wzbudza ogromne emocje. Ty i Joa chyba

nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wielkie. Jesteśmy w stałym kontakcie
z naszymi najważniejszymi klientami i agentami klientów, których nie
reprezentujemy bezpośrednio. Gdyby teraz rozeszły się wieści, że schodzę
z pokładu, a nawet tylko, że rozważam taki krok, zrodziłoby to pytania, na
które ani ja, ani bracia Murphy nie mamy czasu odpowiadać. Spekulacje
i plotki zniweczyłyby całą kampanię reklamową. Nie mogę do tego
dopuścić.

- Jesteś aż tak ważną personą?
Sceptyczne pytanie przyjaciółki nie uraziło Beah.
Owszem, jest ważną figurą w firmie i jej odejście odbiłoby się szerokim

echem. Plotkom nie byłoby końca. Wymyślano by rozmaite, coraz to
bardziej absurdalne teorie. Nie chciała, aby to miało jakikolwiek wpływ na

background image

wiosenne i letnie aukcje, najgorętszy czas na rynku dzieł sztuki
z najwyższej półki.

- Jestem.
Keely ze zrozumieniem kiwnęła głową.
- Ode mnie nikt się nie dowie o twoich planach – obiecała. Beah

wiedziała, że przyjaciółka dotrzyma słowa. Darzyła Keely bezgranicznym
zaufaniem. – Co z tobą i Finnem?

Nic. Przespali się z sobą. To się nie powtórzy. Ona nie może sobie na to

pozwolić. Ma zbyt wiele na głowie i nie może się rozpraszać. Poza tym jest
zła na niego.

Tydzień temu wysłała mu szczegółową listę spraw do załatwienia

w ramach przygotowań do ślubu Bena z Piper, a kiedy zapytała o postępy –
owszem, sprawdzała go – odkryła, że nawet nie kiwnął palcem.

- Zaraz do tego wrócimy – rzekła Keely – tylko odwołam wieczorne

spotkanie…

Beah chwyciła ją za rękę.
- Masz randkę?
- Tak. Nie… - Keely zaczęła się plątać. Jednym haustem opróżniła

połowę kieliszka. – Coś w tym rodzaju…

Beah uniosła brwi.
- Co się dzieje, Keels?
Keely czubkami palców potarła skroń.
- Ten cholerny Wilfred, to znaczy Dare Seymour, no wiesz, ten

prawnik…

Beah dolała sobie szampana, sfrustrowaną miną przyjaciółki. Keely

była zawsze niewiarygodnie asertywna, a tu nagle jakiemuś prawnikowi

background image

udało się sprawić, że na myśl o nim jej kolana zamieniają się w galaretę.
No, no.

- Idziesz z nim na randkę?
- Nie z własnej woli – Keely mruknęła pod nosem. Widząc, że Beah

marszczy czoło, wyjaśniła: – Nie, do niczego mnie nie zmusza. Ale rzucił
mi wyzwanie: dwie godziny w jego towarzystwie. Mamy rozmawiać. Podał
listę tematów zakazanych: praca, Isabel, sztuka, ten dom.

Ciekawość Beah sięgnęła zenitu.
- Dlaczego rzucił takie wyzwanie?
- Bo – zaczęła Keely – twierdzi, że jedynym powodem, dla którego

tylko warczę i prycham, jest strach, że inaczej rzucę się na niego i…

Beah omal nie wypuściła szampana nosem. Kiedy odzyskała zdolność

mówienia, zadała pytanie, jakie samo się nasuwało:

- Potrafisz mu się oprzeć?
W oczach Keely pojawiły się wściekłe błyski.
- Nie. Podejrzewam, że nie.
Teraz ostrożnie, pomyślała Beah.
- Dlaczego chcesz mu się opierać?
Przyjaciółka utkwiła wzrok w jakimś odległym punkcie ponad jej

ramieniem, a kiedy znowu spojrzała na Beah, na jej twarzy malował się
smutek.

- Od jakiegoś czasu sypiamy z sobą. Ciągle mu mówię, że mnie chodzi

tylko o dobry seks. On natomiast twierdzi, że o coś więcej, tylko jestem
zbyt uparta, aby przyznać mu rację. Wprowadził tę absurdalną zasadę… Do
diabła, nie mogę uwierzyć, że zwierzam ci się z tego!

Beah pochyliła się w stronę przyjaciółki.
- Jeśli teraz przestaniesz, chyba cię spoliczkuję. Jaką zasadę?

background image

Keely zrobiła się czerwona na twarzy.
- Jeśli chcę seksu, muszę przedtem odbyć z nim randkę. Nie pójdzie ze

mną do łóżka, jeśli mu nie postawię kolacji, przy której będziemy
nawiązywać kontakt emocjonalny. – Beah zasłoniła usta dłonią, by nie
parsknąć śmiechem. – Miałam go za faceta, który lubi seks bez
zobowiązań. Co on wyprawia?

- Nie wiem – skłamała Beah, przekonana, że Keely po pierwsze nie jest

gotowa usłyszeć, że Dare jest najwyraźniej po uszy w niej zakochany i po
drugie, nie jest gotowa przyznać sama przed sobą, że ona jest po uszy
zakochana w nim. Sami muszą dojść do prawdy. Nie chciała psuć im
zabawy. – Ale facet ma tupet.

Keely wyciągnęła rękę z kieliszkiem w stronę Beah.
- Dlaczego mam wrażenie, że kpisz sobie ze mnie?
Beah przyłożyła dłoń do serca.
- Ja? Nigdy.
Keely dopiła szampana. Zerknęła na zegarek.
- No cóż. Spóźnię się, jeśli się nie pospieszę.
Już nie było mowy o zmianie planów. Beah nie miała jej tego za złe.

Cieszyła się, że przyjaciółkę czeka miły wieczór i ekscytująca noc.

- Jasne. Ja wybiorę się do firmy. Muszę porozmawiać z moimi szefami

o twojej aukcji.

Keely przygryzła dolną wargę.
- Ciągle myślę, że Isabel w grobie się przewraca, bo sprzedajemy jej

ukochaną kolekcję.

- Umarli leżą w grobie. Żywi mają przed sobą całe życie. – Beah

wiedziała, o czym mówi. – Pieniądze zasilą jej fundację. To chyba

background image

dobrze? – Wstała. – Odświeżę się. Ty pewnie chcesz zrobić to samo przed
randką z seksownym prawnikiem.

Keely zerwała się z fotela i uszczypnęła ją w bok.
- Trochę za dobrze się bawisz moim kosztem, Bee.
Beah uśmiechnęła się do niej.
- Tylko nie zapominaj, że chociaż stawiasz mu kolację, on nie musi iść

z tobą do łóżka.

- Nienawidzę cię – odcięła się Keely. Wzięła czekoladki i przycisnęła

do piersi. – Konfiskuję je za karę. Robisz się zbyt złośliwa.

Beah cmoknęła ją w policzek i wyszła z pokoju.
Zabawne było patrzeć, jak Keely targają sprzeczne emocje, ale nie

miała ochoty sama doświadczać podobnych rozterek. To dlaczego
perspektywa spotkania z Finnem wywołuje to dziwne łaskotanie w żołądku,
jak gdyby zagnieździło się w nim stadko motyli i usiłowało wyrwać się na
wolność?

Zbliżała się szósta, gdy Beah wchodziła do holu siedziby Murphy

International. Pokazała recepcjonistce identyfikator i została
poinformowana, że Finn jest w swoim biurze w podziemiu.

Winda zawiozła ją w pilnie strzeżone rejony, gdzie przechowywano

dzieła sztuki warte wiele milionów.

Beah czuła wyrzuty sumienia, że szefowie darzą ją tak ogromnym

zaufaniem, podczas gdy ona planuje odejście do innej firmy.

Nie chodzi o pieniądze – w Murphy International zarabiała dobrze,

nawet bardzo dobrze – ale o wolność. Chciała podejmować samodzielne
decyzje, wyrobić sobie własną pozycję na rynku sztuki. Albo zatonie, albo
utrzyma się na powierzchni. To będzie ostateczny sprawdzian, czy potrafi
stanąć na własnych nogach.

background image

Udowodni sobie, że nie potrzebuje ojca. Ani męża. Ani żadnego faceta.

Będzie ciągle zajęta, będzie podejmować coraz to nowe ekscytujące
wyzwania, praca wypełni luki w jej życiu, do których istnienia nie chciała
się przyznać.

Luki?
Przecież czuje się spełniona.
Czyżby?
Lekko zirytowana na siebie, Beah wtargnęła do biura Finna i przystąpiła

do ataku:

- Zamówiłeś kwiaty? Potwierdziłeś godzinę nabożeństwa?

Zawiadomiłeś restaurację, ilu będzie gości?

Finn zamknął książkę, którą przeglądał, spokojnie odstawił na półkę

i wolnym krokiem podszedł do niej, po drodze mijając biurko i wytartą
skórzaną kanapę. Beah miała czas podziwiać jego seksowne ciało w całej
okazałości.

Nie potrzebuję go, pomyślała, ale pragnę.
Finn nie odezwał się ani słowem, natomiast ujął twarz Beah w dłonie

i ustami przywarł do jej warg. Przez jedno mgnienie Beah chciała
zaprotestować, lecz uległa pokusie i oddała pocałunek.

Zapragnęła zerwać z siebie ubranie, kochać się z nim tu i teraz. Zrobiła

krok w tył, sięgnęła za siebie, po omacku szukając zamka w drzwiach.
Znalazła go, przekręciła, aby nikt im nie przeszkodził.

Finn przerwał pocałunek. Oczy mu błyszczały.
- Tutaj? – zapytał. – Teraz?
- Tak.
Beah zarzuciła mu ręce na szyję, skubnęła dolną wargę, lecz Finn nie

przejawiał chęci kontynuowania tego, co tak nagle przerwali. Poczuła się

background image

tak, jak gdyby skoczyła do lodowatego jeziora.

- O co chodzi?
Finn nie przestawał patrzeć jej w oczy.
- Ronan zwołał zebranie na… - zamilkł, zerknął na drogi

najnowocześniejszy zegarek wielofunkcyjny – na za dziesięć minut.

Prawda. Przecież po to tu przyszła. Ma spotkać się z właścicielami

firmy i swoimi szefami.

Szlag!
Opuściła głowę. Wystarczyło jedno spojrzenie na Finna, by straciła

poczucie, co wypada, a co nie, w danym miejscu i o danej porze.

- Wiesz, podoba mi się, że działam na ciebie tak piorunująco –

stwierdził Finn.

Beah chciała go spoliczkować, zetrzeć mu ten ironiczny uśmieszek

z twarzy, lecz się opanowała.

Wskazała głową drzwi.
- Jesteś pewien, że twoje monstrualne ego zmieści się w nich?
Finn parsknął śmiechem.
- Jakoś dam sobie radę. – Przysiadł na brzegu biurka, wyciągnął przed

siebie nogi i skrzyżował je w kostkach. – Zawsze tak bezceremonialnie
wparowujesz do gabinetu jakiegoś kolegi i namiętnie go całujesz?

- A ty zawsze zaczynasz rozmowę z koleżanką od francuskiego

pocałunku? – odparowała Beah.

- Remis – mruknął.
Beah musiała sprowadzić rozmowę – swoje myśli i pragnienia – na

neutralne tory.

- Zeszłam tu na dół, aby porozmawiać o ślubie…
- Dziękuję za pomoc.

background image

- Robię to dla Bena i Piper, głównie dla niej. Każda kobieta zasługuje na

ślub jak z bajki.

Finn przytaknął ruchem głowy.
- Zgadzam się. – Wziął z biurka piłkę do bejsbola i zaczął przerzucać ją

z ręki do ręki. – Więc wparowałaś tu już kilka godzin po wylądowaniu na
Logan, żeby porozmawiać ze mną o ślubie. Aż tak bardzo lubisz
kontrolować innych?

- Nie lubię…
Lubię. Lubię mieć wszystko starannie poszufladkowane i poukładane.

Byłoby znacznie łatwiej, gdybym sama podjęła się organizacji tego ślubu.
Wtedy miałabym pewność, że wszystko będzie szło jak w zegarku.

Finn tylko wprowadza bałagan.
Beah wetknęła ręce do kieszeni spodni. Nie straci zimnej krwi, ale czy

on naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że ślub jest za miesiąc? Że
Piper z Benem będą tu już za trzy tygodnie i wszystko musi być zapięte na
ostatni guzik? Piper nie jest potrzebny dodatkowy stres.

Niech się cieszy każdą chwilą, każdym szczegółem swojego wielkiego

dnia.

- Kwiaty? Kościół? Menu?
- Początkowo nie chciałaś pomóc, a teraz bardzo się angażujesz –

stwierdził Finn. – Dlaczego?

- Bo ci nie ufam i boję się, że zostawisz wszystko na ostatnią chwilę.

Albo uciekniesz na jedną ze swoich wypraw i niczego nie załatwisz –
wypaliła.

- To nie fair. Przyznaję bez bicia, że nie byłem najlepszym mężem, ale

nigdy nie migałem się od obowiązków i nie łamałem obietnic.

Nieprawda. Obiecałeś kochać mnie do śmierci, ale kiedy nasze

małżeństwo nie sprawdziło się, kiedy sytuacja cię przerosła, poddałeś się.

background image

Twoja potrzeba wolności okazała się ważniejsza ode mnie.

I to wciąż boli. Nie powinno, ale boli.
Nie, nie będzie odgrzewać starych sporów, dolewać oliwy do ognia. Są

rozwiedzeni. Ich małżeństwo to historia, więc nie powinno rzutować…

Ale…
Dość. Przestań się nakręcać.
Zanim zdążyła zmienić temat, Finn odezwał się ponownie.
- Starasz się pomóc Piper, bo przypomina ci matkę?
Nie wciągaj do tego mojej matki, pomyślała Beah ze złością. Nie teraz.

Za każdym razem, kiedy próbowała mu opowiedzieć, przez co przeszła,
kiedy matka zachorowała, Finn nie słuchał, zmieniał temat, rozpraszał ją
pieszczotami, zaciągał do łóżka.

- Nie wracajmy do tego.
- Dlaczego?
Posłała mu twarde spojrzenie.
- Kiedy najbardziej potrzebowałam rozmowy o mamie, nie chciałeś

słuchać. Sama musiałam przerobić w sobie kolejne traumy, śmierć mamy,
dezercję ojca. Nie pomogłeś mi w tym. Ani ty, ani nikt inny.

Beah zdawało się, że w oczach Finna dostrzegła cień żalu, że smutek

przebiegł mu po twarzy, ale nie była pewna. Poza tym to już nie miało
znaczenia. Rozmowa skończona.

Podniosła rękę, wycelowała w niego palec wskazujący.
- Przestań drążyć. Pociągamy się nawzajem, przed chwilą chciałam się

kochać z tobą, ale między nami jest sama chemia, nic więcej. Nie mam
ochoty rozmawiać o przeszłości twojej, mojej ani wspólnej.

Zamiast odpowiedzi Finn wyprostował się, wziął z biurka teczkę

z dokumentami i podszedł do drzwi. Otworzył zamek, cofnął się i gestem

background image

zaprosił, aby Beah wyszła pierwsza.

Ruszyła naprzód, zła, że Finn milczy. Minęła go, potem obejrzała się za

siebie.

Finn podnosił z podłogi jej torbę i płaszcz, który upuściła, zanim

zaczęła go całować.

Potarła skronie. Finn wciąż potrafi wprowadzić zamęt w jej myśli, zbić

ją z tropu…

Sprawić, że traci panowanie nad sobą.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Finn wsiadł za Beah do windy. Czuł się skrępowany, nie wiedział, jak

się zachować. Nie lubił oglądać się za siebie. Co było, to było. Przez
wszystkie te lata oczywiście myślał o Beah – może nawet częściej niż
powinien – ale aż do tej pory nie zastanawiał się, co w ich małżeństwie
poszło nie tak. Byli zbyt młodzi, zbyt głupi i już.

W torbie Beah zadzwonił telefon. Beah wyciągnęła go z bocznej

kieszeni i podniosła do ucha.

- Wasza Książęca Mość… - Nie, Beah się nie popisywała. Finnowi

natychmiast przyszło na myśl co najmniej pięcioro ich klientów
z królewskimi tytułami. – Przykro mi, jestem w Bostonie, ale jeśli
mogłabym w czymś pomóc…

Finn wrócił do swoich myśli. Teraz przyznawał, że to on w głównej

mierze ponosi winę za fiasko ich związku. Gdyby był dojrzalszy, mniej
skoncentrowany na sobie, zorientowałby się, że kobieta, która straciła
matkę, którą porzucił ojciec, wymaga więcej troski i czułości.

- To marokański rzeźbiarz pracujący w szkle. Jest fenomenalny –

mówiła Beah.

Finn czuł wstyd zmieszany ze złością na siebie, że nie poświęcił Beah

dość uwagi. Przy nielicznych okazjach, gdy próbował jej słuchać, nie
wiedział, co powiedzieć, jak ją pocieszyć, jak naprawić krzywdy.

Nie potrafił rozmawiać o uczuciach, więc odgrodził się od nich. Czy

dlatego, że słuchanie o matce Beah przypominało mu straty, jakie i on

background image

poniósł? Najpierw odeszła kobieta, która dała mu życie, potem macocha,
Raeni. A może dlatego, że czuł się bezsilny wobec przeszłości?

- Czy jego prace tak się pani podobają, czy raczej traktowałby je pani

jako lokatę kapitału?

Obojętnie, z jakiego powodu, mężczyzna, jakim wówczas był –

samolubny chłopak – zawiódł ją. Finn potarł kark. Gdyby mógł zawrócić
zegar, kopnąłby się w tyłek. Mocno.

Wszystko zepsuł. Co może teraz z tym zrobić? Co chce zrobić? Czego

chce od Beah przy tym ponownym spotkaniu? I ważniejsze, co sam chce jej
ofiarować?

Kłopot polegał na tym, że o ile obecnie jest odrobinę bardziej

samokrytyczny, zasadniczo się nie zmienił. Wiedział, że z wiekiem
człowiek dojrzewa emocjonalnie, lecz w jego przypadku tak się nie stało.
Emocje nadal wprawiały go w zakłopotanie, nadal był bardzo zamknięty
w sobie. Nadal uważa, że lepiej zachować dystans, niż obdarzyć kogoś
bezgraniczną miłością.

Lubił Beah, cieszył się jej towarzystwem. Kiedy się kochali, czuł taki

sam zastrzyk dopaminy jak wtedy, kiedy ubrany w kombinezon typu
wingsuit skakał ze szczytu urwiska, a potem szybował w powietrzu.

Przy niej czuł, że żyje pełnią życia.
I to go przerażało.
- W ciągu roku tworzy tylko kilka rzeźb, które sprzedają się na pniu.

Mogę spróbować się dowiedzieć, czy byłby zainteresowany pracą na
zlecenie. Mogę też skontaktować się z kolekcjonerami, którzy posiadają
jego dzieła, i wybadać, czy są skłonni któreś sprzedać.

Beah jest inteligentna, wykształcona, ujmująca w kontaktach z ludźmi.

I znakomicie wykonuje swoją pracę.

background image

Finn spojrzał na profil Beah, na włosy znowu misternie upięte w węzeł.

Zapragnął wyciągnąć wszystkie szpilki i palcami przeczesać cudowne
pasma, poczuć ich muskanie na dłoniach, ramionach, brzuchu, biodrach…

- Wrócimy do tej rozmowy. Dziękuję za telefon i proszę przekazać

wyrazy szacunku dla całej rodziny.

Beah rozłączyła się. Finn uderzył głową o metalową ścianę kabiny. Bał

się, że zepsuje Ronanowi spotkanie, bo teraz jedyne, czego pragnął, to
wrócić na dół i kochać się z Beah na sofie w swoim gabinecie.

Zamknął oczy.
- Przepraszam – rzekł.
- Za co mnie przepraszasz? – zapytała.
Głos miała lodowaty, poirytowany.
- Za to, że gasiłem cię w połowie zdania, kiedy zaczynałaś mówić

o mamie. – Uniósł powieki, zmusił się do spojrzenia na nią. – Powinienem
cię wysłuchać.

W oczach Beah pojawiło się zdumienie, otworzyła usta, aby

odpowiedzieć, lecz nie mogła wydobyć z siebie głosu. Spróbowała
ponownie, z tym samym skutkiem.

Pokręciła głową i, uniosła ręce.
- Ja…
Nie zdołała powiedzieć nic więcej, gdyż winda stanęła, drzwi rozsunęły

się i do kabiny wszedł Carrick. Natychmiast wyczuł napięcie między nimi,
ręką przytrzymał drzwi, aby się nie zamknęły, i powiedział:

- Pojadę następną, jeśli chcecie porozmawiać.
- Nie, wsiadaj – odparła Beah.
Carrick wsiadł, szybko pocałował ją w policzek.
- Miło cię znowu widzieć.

background image

Bracia Finna przepadali za Beah i po rozwodzie obwiniali go za to, że

pozwolił jej odejść.

Po dwudziestu sekundach jazdy w krępującym milczeniu winda

zatrzymała się na właściwym piętrze. Carrick wysiadł pierwszy, Beah
ruszyła za nim, lecz Finn chwycił ją za łokieć. Beah wymownie spojrzała
na jego dłoń. Natychmiast ją puścił.

- Przepraszam.
- Chodźmy do twoich braci.
Finn ponownie przytrzymał ją za rękę.
- Jeszcze moment. Daj mi wyrzucić to z siebie. Czy możemy

przynajmniej być przyjaciółmi?

- Ty znowu to samo? – Beah wyrwała mu dłoń. – Serio? Po tym

wszystkim chcesz, żebyśmy byli przyjaciółmi?

Finn uniósł jedno ramię i zaraz je opuścił.
- Jako mąż nie byłem dla ciebie dobrym przyjacielem, Bee. Chciałbym

to zmienić. – Beah wpatrywała się w niego oniemiała. Nie miał jej tego za
złe. Sam był zaskoczony. – Co ty na to?

Beah zerknęła na zegarek, potem wzięła głęboki oddech i odrzekła:
- Zgoda. Tylko się postaraj. – Z tymi słowami ruszyła w stronę sali

konferencyjnej. W drzwiach zatrzymała się. – A co proponujesz zrobić z tą
chemią między nami?

Finn uśmiechnął się, wyciągnął ramię i pchnął drzwi.
- Na pewno słyszałaś określenie ”przyjaciele ze specjalnymi

przywilejami”. – Zauważył szok na jej twarzy i zdusił w sobie śmiech.
Dotknął jej pleców. – Panie przodem.

Na ich widok Carrick rzekł do Ronana:
- I tak to się zaczyna.

background image

Finn spojrzał na niego, potem na Ronana.
Co on, do diabła, miał na myśli?

Finn zatrzymał porsche cayenne przed Mounton House, zgasił silnik

i spojrzał na byłą żonę schodzącą po kamiennych schodach. Wcześniej
przysłał jej esemesa z prośbą o spotkanie w sprawie przygotowań do ślubu.
Spodziewał się, że odmówi, lecz oto jest. Finn przechylił się przez fotel
pasażera i otworzył drzwi. Beah podała mu rękę i wtedy łagodnie wciągnął
ją do środka.

Spojrzał na jej piękną twarz.
- Brakuje mi twoich piegów – stwierdził.
Beah rzuciła mu zdumione spojrzenie.
- Co takiego?
Wzruszył ramionami i przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Maskujesz piegi makijażem, ale ja je lubiłem.
Beah dotknęła nosa.
- Naprawdę?
- I brakuje mi twoich loków.
- Z ognistorudymi lokami i piegami wyglądam jak piętnastolatka. Nie

tego oczekują klienci.

Skrzyżowała nogi. Wyglądała obłędnie w luźnym beżowym swetrze,

obcisłych czarnych dżinsach i butach z cholewkami do kolan.

- Co dziś mamy w planie? – zapytała.
Zanim zdążył odpowiedzieć, rozległ się dzwonek telefonu. Beah

wyciągnęła z torby drogą komórkę. Zatrzymali się właśnie na czerwonym
świetle.

Finn zerknął na nią. Wpatrzona w ekran najwyraźniej się zastanawiała,

czy odebrać.

background image

Kto postawił ją przed takim dylematem?
- Cześć. Coś nowego?
Zazwyczaj nie tak rozpoczynała rozmowę i Finn pomyślał, że nie chce,

aby się dowiedział, kto dzwoni, co oczywiście tylko wzmogło jego
ciekawość. Światła się zmieniły, Finn nacisnął pedał gazu.

- W porządku, dziękuję. Tylko bardzo zajęta. – Beah chwilę słuchała

w milczeniu. – Trudno powiedzieć dokładnie, kiedy wrócę do Londynu, ale
obiecuję, że jak tylko się dowiem, dam znać i umówimy się na spotkanie.

Randka? Kochanek? Finn poczuł, że palą go wnętrzności. Beah znowu

milczała, słuchając rozmówcy.

- Nie mogę teraz dać odpowiedzi – rzekła. – Wiesz jednak, że poważnie

zastanawiam się nad tym.

O co ktoś ją prosi? Wakacje? Randka? Seks? Wspólne zamieszkanie?

Palce Finna mocno zacisnęły się na kierownicy. Poczuł na sobie spojrzenie
Beah.

- Zadzwonię, kiedy… - Beah zająknęła się – kiedy będę mogła

swobodnie rozmawiać.

Zdecydowanie o czymś mi nie powiedziała, pomyślał Finn. Dlaczego

uważa, że musi mieć przed nim tajemnice?

Och, prawdopodobnie dlatego, że już nie są małżeństwem i przez

ostatnie dziewięć lat prawie nie rozmawiali z sobą.

Tymczasem Beah się rozłączyła i schowała telefon do torby.
Nie zapytam, postanowił Finn. Nie ma prawa wściubiać nosa w jej

życie. Stracił je, kiedy złożył wniosek o rozwód.

- Kim jest ten facet? – wyrwało mu się.
Psiakrew.
- Nie twój interes.

background image

To prawda. Nie jego.
- Sypiasz z kimś jeszcze? – zapytał.
Nadaremnie się starał nadać głosowi swobodne brzmienie.
- Miałbyś z tym jakiś problem?
Finn odniósł wrażenie, że Beah rozbawiło jego pytanie.
To wcale nie jest śmieszne, do cholery!
- Tak – wypalił. – Nie lubię dzielić się z nikim.
Odwrócił głowę i dostrzegł wyraz zamyślenia na twarzy Beah.
- Ja też nie lubię, więc jesteśmy zgodni. A tak przy okazji, nie sypiam

z nikim innym.

Finn z ulgą rozprostował palce prawej ręki, potem lewej.
- W porządku.
Czekał na jakiś komentarz Beah, wyjaśnienie, lecz się nie doczekał. Ale

coś mu mówiło, że rozmowa telefoniczna, jaką przed chwilą odbyła, jest
dla niej bardzo ważna.

Kto dzwonił? Dlaczego? Po co? Co ona knuje?
- Dokąd jedziemy najpierw? – zapytała, zmieniając temat.
Stracił okazję, by wyciągnąć z niej cokolwiek. Już się niczego nie

dowie, o ile sama nie uzna za stosowne mu powiedzieć. A to może nigdy
nie nastąpić.

Zdusił w sobie frustrację.
Nie ma prawa się wtrącać. Jak by się czuł, gdyby ona ciągnęła go za

język?

Przez jedno mgnienie zapragnął, aby tak właśnie było. Niech zacznie go

wypytywać. Będą mieli okazję obalić bariery między nimi.

Dlaczego mu na tym zależy? Nie chce chyba na nowo zakochać się

w niej, nawet przelotnie. Więc o co chodzi?

background image

Czuł się zdezorientowany.
- Finn? Plany?
Zmusił się do skoncentrowania na chwili obecnej.
- Nie myśl, że kompletnie nic nie zdziałałem na froncie ślubnym –

powiedział. – Skontaktowałem się z kilkoma dostawcami, wczoraj
wysłałem im mejle z prośbą o spotkanie dziś przed południem.
Kwiaciarnia, cukiernia, kościół…

- I wszyscy tak od razu się zgodzili? – zapytała z powątpiewaniem

w głosie.

Finn wzruszył ramionami. Zbliżał się szczyt sezonu ślubnego, czasu

zostało niewiele, ale nazwisko Murphy otwiera wszystkie drzwi.

- Magia nazwiska. Podejrzewam też, że mój rekonesans pobudził plotki

o moim rychłym ślubie. Nie zdziw się, jak jutro zobaczysz nagłówki, że na
nowo się pobieramy. To dla ciebie problem?

Beah była zbyt inteligentna, aby połknąć haczyk.
- Powiemy tym ludziom, że chodzi o Piper i Bena, a nie o nas?
- Jeśli zajdzie taka potrzeba. Nie mam zwyczaju się tłumaczyć

i naprawdę mało mnie obchodzi, co ludzie wygadują albo wypisują na mój
temat.

Nauczył się tego od Carricka po tym, jak jego była żona, Tamlyn,

oczerniła go w prasie. W oskarżeniach o przemocy słownej, o romansach
nie było źdźbła prawdy, ale liczy się nie prawda, tylko smakowita historia,
na której można zarobić. Carrick nigdy niczego nie tłumaczył ani nie
dementował.

- Z drugiej strony – mówił dalej, jak gdyby myślał na głos – dla firmy to

bardzo ważny moment i nie możemy sobie pozwolić na złą prasę. Może
rzeczywiście od razu powiedzmy, że organizujemy ślub przyjaciół, którzy
aktualnie przebywają w Hongkongu i my odwalamy za nich czarną robotę.

background image

- Naprawdę się boisz, że prasa weźmie was na cel?
Finn poczuł wzrok Beah na twarzy. Rzucił jej szybkie spojrzenie.
- Wiesz, że tak. Szykujemy ogromną aukcję i nie możemy dopuścić, aby

cokolwiek odwróciło uwagę potencjalnych nabywców.

Pokiwała głową i umknęła wzrokiem w bok. W zamyśleniu bawiła się

oryginalną starą srebrną bransoletką na przegubie lewej ręki. Finn
zastanawiał się, czy to ta sama, którą ofiarował jej na pierwsze wspólne
Boże Narodzenie. Wyglądała podobnie, ale nie był pewny.

- Przepraszam, że z góry założyłam, że nie kiwnąłeś palcem – Beah

odezwała się po chwili. – Ciągle chcę wszystko i wszystkich kontrolować,
ale zależy mi na tym, aby Piper miała ślub jak z bajki.

Bo ty nie miałaś takiego? Zanim Finn zdążył zadać to pytanie, Beah

mówiła dalej:

- Kiedy moja mama umierała, niczego nie chciała, tylko być ze mną.

I jeszcze raz zobaczyć morze. Zapakowałam ją do samochodu razem
z kroplówką z morfiną i zawiozłam do Devon. Mogła tylko siedzieć na
wózku na molo, ale widziałam spokój na jej twarzy. Wciąż pamiętam, jak
odwracała twarz do słońca i się uśmiechała.

Beah zamilkła. Głos jej się załamał. Finnowi wzruszenie ścisnęło serce.
- Zależy mi na tym, aby spełnić marzenie Piper. W ostatnich tygodniach

bardzo zbliżyłyśmy się do siebie. Może dlatego, że wiem, co rak robi
z organizmem i psychiką człowieka.

Finnowi się wydawało, że Beah i Piper wymieniły tylko kilka mejli,

może raz czy dwa rozmawiały przez telefon. Nie spodziewał się, że się
zaprzyjaźnią. Wyrzuty sumienia, że nie słuchał, jak Beah opowiadała
o matce, wróciły.

- Przepraszam – powiedział. – Powinienem pozwolić ci mówić

o mamie, o traumie, jaką przeszłaś. Nie powinienem ci przerywać, zmieniać

background image

tematu. Nie stanąłem na wysokości zadania.

Beah obróciła się w fotelu w jego stronę. Zdjęła okulary i założyła je na

włosy.

- Dlaczego odpychałeś mnie od siebie? – zapytała. – Nigdy tego nie

rozumiałam.

Nie mógł jej powiedzieć, że wzbudzała w nim zbyt intensywne uczucia

i że ta zacieśniająca się więź emocjonalna go przerażała.

- Nie jestem wylewny, Bee – odparł. Czuł ucisk w skroniach, w piersi. –

Ale powinienem bardziej się starać. Zrozumieć. Przynajmniej pozwolić ci
mówić.

- Miałeś być moim najlepszym przyjacielem.
Słowa Beah rozerwały mu serce na pół.
- Wiem. I wiem, że cię zawiodłem. – Finn wyciągnął rękę, nakrył jej

dłoń swoją dłonią, uścisnął palce. – Jest mi strasznie przykro. Naprawdę.

Powiedział to, co czuł, że musi powiedzieć. Beah milczała, w końcu

obróciła dłoń i splotła palce z jego palcami.

- Doceniam, że to mówisz. Ale nasze małżeństwo skończyło się dawno

temu. Dla mnie to zamknięty rozdział.

Finn słyszał w jej głosie determinację. Rozumiał, co mówi, ale serce się

buntowało. I ciało również. Nigdy jej nie zapomniał. Była najlepszą
kochanką, jaką miał.

- Gdybyśmy potrafili zapanować nad chęcią zerwania z siebie ubrań za

każdym razem, kiedy się widzimy, moglibyśmy zostać przyjaciółmi –
rzekła Beah w zadumie.

Finn puścił jej rękę.
- Dlaczego nie możemy być i przyjaciółmi i kochankami?

background image

Dopóki Beah jest w Bostonie. Dla niego to było zadowalające

rozwiązanie.

Beah nie spieszyła się z odpowiedzią.
- Nie wiem – odezwała się w końcu. – Ostatnim razem, kiedy

wskoczyliśmy do łóżka, zaraz wzięliśmy ślub, a po roku rozwód.

- Byliśmy młodzi i głupi – odrzekł. – Jesteśmy starsi, mądrzejsi, mniej

porywczy.

- W Londynie zaczęliśmy całować się już w windzie, a dziesięć minut

później oboje byliśmy nadzy – przypomniała mu Beah.

Zgoda, to było działanie impulsywne, ale jedno potknięcie się nie liczy.
- Nie popełnimy żadnego głupstwa.
Nie pomylą znowu miłości z seksem, nie oddadzą sobie nawzajem serc,

nie wymienią się obrączkami, niczego sobie nie przysięgną.

- Ale przyjaciele ze specjalnymi przywilejami? – W głosie Beah

brzmiała nuta sceptycyzmu. – Wczoraj pomyślałam, że żartujesz.

Nigdy nie żartował z seksu. A szczególnie nie z seksu z nią.
- Dlaczego nie? Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy wiedzą, co

robią, i lubimy swoje ciała. – Wystarczy. – Łączy nas sztuka i firma.
Obojgu nam zależy na karierze.

Finn stanął na czerwonym świetle, obrócił głowę w stronę Beah. Miała

dziwną minę.

Co jest grane?
- Na czym polega problem?
- Nie wiem, do czego zmierzasz…
Właśnie.
- A ty czego mi nie mówisz? Nie wypieraj się, wiem, że coś jest na

rzeczy. Może nie widzieliśmy się szmat czasu, ale wiem, kiedy coś

background image

ukrywasz, Bee.

Beah opuściła okulary i uśmiechnęła się z przymusem. Wskazała

zielone światło.

- Ruszajmy.

Do lunchu zdążyli odwiedzić kaplicę, florystkę, zamówić tort z białej

czekolady z malinami i kwartet smyczkowy. Później mieli jeszcze się
spotkać z restauratorem. Postanowili, że przyjęcie weselne odbędzie się
w sali balowej Mounton House, ponieważ w tak krótkim czasie nie udało
im się znaleźć żadnej innej sali mogącej pomieścić pięćdziesiąt osób.

Ślub Piper i Bena zaczynał nabierać kształtów.
Beah wstukała ostatnią notatkę do iPada, podniosła głowę znad ekranu

i zobaczyła, że wcale nie kierują się do siedziby Murphy International.

- Dokąd jedziemy? – zapytała.
- Wybrałem trochę okrężną drogę – odrzekł Finn.
- Muszę wracać do pracy – oświadczyła Beah.
Obróciła się w jego stronę.
- Dopiero jest południe. Możemy zjawić się w biurze o drugiej, a nawet

trzeciej. – Finn położył jej dłoń na kolanie i uścisnął. – Pojedź ze mną do
domu, Bee. Na godzinę, może dwie.

Beah przygryzła wargi. Znalazła się w pułapce między pokusą

a rozsądkiem. Jeśli się zgodzi, to już nie będzie przygoda na jedną noc, ale
romans, coś, po czym trudno jest przejść do porządku dziennego.

A jeśli romans, to tylko przelotny, nic poważniejszego, już ona do tego

nie dopuści. Nie ma takiej opcji, ale z drugiej strony… Z drugiej strony to
jednak jest coś więcej niż jedna namiętna noc.

Była w rozterce. Powinna przemyśleć wszystkie za i przeciw.
Tymczasem Finn zatrzymał się na pobliskim parkingu.

background image

- Jeśli nie jesteś pewna, zawrócę i zawiozę cię do firmy – powiedział. –

Nie chcę, abyś uważała, że zmuszam cię do zrobienia czegoś, na co nie
masz ochoty.

Zbliża się do trzydziestki i nikt nie będzie wywierać na nią presji,

szczególnie kiedy chodzi o jej ciało.

- Potrafię powiedzieć nie, Finn.
- Wiem, Bee. – Skrzywił się. W jego oczach pojawił się błysk

desperacji. – Nie jesteś tą młodą kobietą, z którą się ożeniłem, ale czy nie
dostrzegasz, że ja również nie jestem tym dupkiem, jakim byłem wtedy?

W milczeniu rozważała jego deklarację. Dawny Finn zawiózłby ją do

siebie bez pytania. Czarowałby ją, droczył się, namawiał do spełnienia jego
zachcianek. Dojrzały Finn zostawia wybór jej.

- Nie wiem… Nasze relacje się skomplikują.
Finn złapał jej spojrzenie.
- Za dużo filozofujesz, Bee.
Może rzeczywiście za dużo rozmyśla. Przecież jeśli prześpi się

z Finnem, to nie znaczy, że wszystko się zmieni. Pozostanie ta samą osobą
co przedtem. Po prostu będzie miała kochanka.

Nie musi zawierać żadnych kompromisów ani zmieniać sposobu

myślenia. On chce, żeby dzieliła się z nim swoim ciałem, nie życiem.
I dobrze, bo nie miała zamiaru rezygnować z niezależności. Nie chciała na
nikim polegać. Nigdy więcej.

- Może to pomoże ci powziąć decyzję – mruknął Finn i zanim się

zorientowała, pocałował ją zadziwiająco czule.

Jęknęła cicho i poddała się pieszczotom jego ust. Rozchyliła wargi.
To był pierwszy pocałunek odnawiający znajomość, pocałunek bez

początku i bez końca. Beah zapomniała, że siedzi w samochodzie Finna, na
jakimś przydrożnym parkingu o milę od jego domu. Czuła się tak, jakby

background image

znajdowała się na zlanej poświatą księżyca plaży na Santorini albo
w domku na drzewie gdzieś na wyspach północno-zachodniego Pacyfiku.

Pragnęła tego, pragnęła Finna…
Czy kiedykolwiek przestała?
Nie. Nigdy.
Decyzja została podjęta. Powie: Tak.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Finn nie tracił czasu na oprowadzanie Beah po swoim luksusowym

domu z widokiem na port. Nie puszczał jej ręki, a ona nie miała
wątpliwości, dokąd ją prowadzi.

Do swojego łóżka.
Idąc za nim, rozglądała się dookoła. Przez ogromne okna w pokoju

dziennym na parterze dostrzegła taras, a dalej drogie jachty i łodzie. Piętro
zajmowała lśniąca czystością kuchnia połączona z jadalnią i salonem. Beah
nie zdążyła nawet zerknąć na eklektyczną kolekcję dzieł sztuki, gdyż Finn
poprowadził ją prosto do schodów na drugie piętro, gdzie nareszcie się
zatrzymał.

- Na prawo gabinet, na lewo sypialnia główna. Sypialnie dla gości są

wyżej – wyjaśnił, patrząc na usta Beah. – Twoja ostatnia szansa, Bee.

Położyła mu jedną dłoń na piersi, drugą pogładziła policzek. Kciukiem

musnęła dolną wargę. Nie musiała się zastanawiać. Doskonale wiedziała,
czego chce. Jego. Nad sobą, wokół siebie, w sobie.

- Zabierz mnie do łóżka, Finn.
Nie wahał się ani sekundy. Otoczył ją ramieniem w talii i otworzył

drzwi sypialni.

Uwagę Beah natychmiast przykuł wspaniały widok za oknem. Jak

cudownie byłoby się budzić i widzieć łodzie kołyszące się na
niebieskozielonej wodzie!

- O ho ho! – zawołała. – Co za widok!

background image

Finn nie odpowiedział, a kiedy obejrzała się za siebie, dostrzegła

namiętny błysk w jego oczach.

- Ja mam lepszy – oświadczył z powagą.
Beah oblała fala gorąca, nogi zrobiły się jak z waty, jak w pierwszych

dniach ich małżeństwa, gdy była w nim bezgranicznie zakochana.

Uważaj, przestrzegł wewnętrzny głos. On już nie jest twoim mężem.

Nie daj się omamić pięknymi słówkami. To tylko seks.

To godzina albo dwie skradzione w ciągu dnia, a nie droga do czegoś

głębszego, ważniejszego.

Nie waż się zapomnieć o tym.
Beah usiadła na brzegu ogromnego łoża, ściągnęła wysokie buty, potem

cienkie skarpetki. Czuła na sobie wzrok Finna. Wstała, zaczęła zsuwać
dżinsy z bioder i ud.

- Zamierzasz tak stać? – zapytała.
- Podziwiam show – odparł.
Kąciki jego ust uniosły się. Uwielbiała ten jego lekko kpiący

i piekielnie seksowny uśmieszek. Zakręcił palcem na znak, by rozbierała się
dalej.

Zgoda, jeśli cię to bawi, pomyślała. Budziła się w niej zmysłowość,

zalotność, kobiecość. Odwróciła się teraz plecami do Finna i przez głowę
ściągnęła gruby sweter w warkocze. Nagle dotarło do niej, że ludzie na
jachtach mają darmowy striptiz. Obejrzała się na Finna. Wpatrywał się
w jej pośladki. Zastanawiała się, jak mu się podobają jej żółte figi
brazylijskie.

Wypukłość na przodzie jego dżinsów nie pozostawiała wątpliwości, że

bardzo. Beah ucieszyła się, niemniej nie chciała dzielić się tą bardzo
intymną chwilą z nikim, kto przypadkiem spojrzy w iluminator.

- Możemy mieć więcej prywatności? – zapytała.

background image

- My ich widzimy, natomiast oni nas nie – odrzekł. – Ale opuszczę

żaluzje, jeśli czujesz się skrępowana.

Uwierzyła mu na słowo. W samej bieliźnie podeszła do okna

i przyłożyła obie dłonie do szyby.

- Na pewno nikt nie zobaczy, co robię? – zapytała tylko po to, aby się

z nim podroczyć.

Czekała. Za sobą słyszała szelest materiału świadczący o tym, że Finn

zdejmuje ubranie. Po chwili poczuła na plecach dotyk jego nagiego torsu,
niżej nad pośladkami twardy członek. Finn objął ją, jedną dłoń położył jej
na brzuchu, drugą przesunął wyżej i objął pierś.

- Beah Murphy, jesteś cholernie seksy – mruknął.
Nie sprostowała, że już nie nazywa się Murphy, nie chciała psuć

nastroju. Przypomniało jej się powiedzenie o róży, która nazwana inaczej,
pachniałaby równie słodko. Poza tym to już nie był moment na słowa.

Odtąd będą się porozumiewali dotykiem dłoni, warg, języka

i westchnieniem, jękiem, krzykiem rozkoszy.

Odchyliła głowę do tyłu, spojrzała w błękitne niebo. Poczuła się częścią

wody, nieba, Finna.

Finn rozpiął jej biustonosz, odrzucił go na bok, potem obrócił ją

i pociągnął w stronę łóżka. Usiadła na brzegu, a on stanął między jej
nogami.

- Dotknij mnie – poprosiła.
- Jeszcze nie teraz – odrzekł. – Rozpuść włosy, skarbie.
Posłusznie spełniła polecenie, a wówczas Finn nachylił się i pchnął ją

lekko na kołdrę. Palcami rozczesał jej włosy, rozpostarł wokół głowy.

- Nie masz pojęcia, ile razy wyobrażałem sobie ciebie tutaj, taką jak

teraz.

background image

Wierzyła mu, bo w Londynie, w swoim łóżku, również myślała o nim.

Kiedyś byli dla siebie całym światem. To normalne, że ludzie tęsknią za
najlepszą częścią swojego życia.

To nic nie znaczy. Nie dopuszczę do tego, aby coś znaczyło, pomyślała.
Była zmęczona myśleniem, analizowaniem. Uniosła ręce, dotknęła

umięśnionych ramiona i torsu Finna, koniuszkami palców musnęła sutki.

Musi wyłączyć myślenie. Wie, jak to zrobić. Uniosła się, zaczepiła

palce o brzeg bokserek Finna, pociągnęła je w dół. Finn wstał, zdjął
bokserki, potem rozsunął uda Beah, pogładził trójkąt rudych włosów.

Wiedziała, że jest gotowa go przyjąć. Między nogami czuła wilgotne

ciepło. Z jej ust wyrwało się jego imię:

- Finn...
Zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągnęła wargi do swoich warg. Jego

język ocierał się o wnętrze jej ust, twardy członek o jej łono. Była bliska
orgazmu.

Finn zaklął pod nosem, szarpnięciem otworzył szufladkę nocnej szafki.

Nie przestawał całować i pieścić Beah, a jednocześnie po omacku szukał
czegoś, czego nie mógł znaleźć. Beah słyszała jego zduszone przekleństwa,
potem stuk książki spadającej na podłogę, potem westchnienie ulgi i szelest
papieru.

Fin usiadł, naciągnął prezerwatywę, zamknął swój członek w dłoni.

Beah pomyślała, że nie ma nic bardziej podniecającego niż widok
mężczyzny, który się masturbuje.

Pod wpływem impulsu wsunęła dłoń między uda, lecz Finn był szybszy.

Uniósł jej biodra i połączył się z nią. Upojona mieszanką zapachów jego
wody kolońskiej, własnych perfum i ich rozgrzanych seksem ciał, bliska
euforii wygięła plecy, sutkami otarła się o pierś Finna.

Dlaczego znieruchomiał?

background image

Na co czeka?
Poruszyła biodrami, zacisnęła i rozluźniła wewnętrzne mięśnie,

narzuciła rytm. Nie oglądała się już za siebie, wspinała się na szczyty.

Kiedy wróciła na ziemię, uchwyciła się ramion Finna, spojrzała w jego

zielone jak las oczy rzucające złote błyski. Wciąż czuła go w sobie.

- Zadowolona?
Odpowiedziała skinieniem głowy. Uśmiechnął się do niej i zaczął

poruszać biodrami. To wypełniał ją sobą, to uciekał. Poruszał się jakby
w zwolnionym tempie, cudownie budując napięcie.

- To dobrze – szepnął – bo teraz chcę, żebyś przeżyła to jeszcze raz.
Takim rozkazom poddawała się z ochotą.

Dziesięć dni później usiłowała zmusić Finna do skupienia się na

decyzjach dotyczących ślubu Bena i Piper, który zbliżał się wielkimi
krokami. Finn natomiast stał za jej fotelem na kółkach, bawił się jej
włosami, skubał szyję i robił wszystko, aby odwrócić jej uwagę.

Gdy pogładził jej obojczyk, Beah dała mu klapsa.
- Skup się! Te decyzje nie podejmą się same, a do ślubu zostały tylko

trzy tygodnie.

Zamiast odpowiedzi Finn wsunął dłoń w wycięcie jej bluzki i pogładził

pierś. Beah zerknęła w stronę drzwi i na moment przytuliła policzek do jego
ręki. Trwaj chwilo, jesteś taka piękna, pomyślała.

- Nie widziałem cię dziesięć dni, a ty chcesz, żebym się skupił na

gadkach szmatkach. Wybij to sobie z głowy – szepnął jej do ucha.

- Ktoś może nas zobaczyć.
- Wyluzuj, skarbie. Usłyszę, że ktoś idzie, zanim nas zobaczy. Ale jest

proste rozwiązanie. Przenieśmy się na dół do mojego gabinetu. Zamkniemy

background image

drzwi na klucz i spędzimy miłą godzinkę albo dwie. Albo trzy. Do diabła
z robotą! Jest już po czwartej.

Pokusa była silna, ale Beah nie mogła jej ulec. Miała umówione

spotkanie z jednym z nowych klientów, który specjalnie przyleciał do
Bostonu, by się z nią zobaczyć. Zerknęła na zegarek, do spotkania zostało
pięć minut.

Z ciężkim westchnieniem wyciągnęła rękę Finna spod bluzki, wstała

i spojrzała przez szklaną ścianę gabinetu na korytarz. Nie widząc nikogo,
szybko pocałowała Finna w usta.

- Później. A teraz się zachowuj!
Chciała przesunąć krzesło, lecz Finn kurczowo trzymał się oparcia.
- Daj mi chwilę, skarbie. Wolałbym, aby nikt nie zobaczył mnie w tym

stanie.

Zaczerwieniła się, złapała jego spojrzenie.
- Urządzimy sobie wieczór we dwoje. Obiecuję.
- U mnie? Jak tylko uda ci się stąd wyrwać?
Nie mogła mu się oprzeć. I nie chciała. Zbyt długo się nie widzieli. Dwa

tygodnie temu Ronan wysłał ją do São Paulo na zebranie zarządu jednego
z prywatnych muzeów. Zamierzali zredukować trochę swoje zbiory
i potrzebowali rady eksperta, co sprzedać, co zostawić.

Potem, korzystając z okazji, że jest w zasadzie blisko, poleciała do

Bariloche, uroczego miasteczka w górach w południowo-zachodniej
Argentynie. Już kilka miesięcy temu jeden z tamtejszych mieszkańców
przysłał do Murphy International zdjęcie obrazu pędzla, jak twierdził,
Renoira. Na zdjęciu obraz wyglądał na tyle interesująco, że Beah
postanowiła go obejrzeć.

Niestety ku ogromnemu rozczarowaniu właściciela stwierdziła, że to nie

oryginał, tylko kopia, zresztą bardzo udana, niemniej falsyfikat. Właściciel

background image

wpadł we wściekłość, krzyczał, że zasięgnie opinii innego rzeczoznawcy.
Na Beah nie zrobiło to wrażenia, zostawiła wizytówkę i wyjechała.

Nie pierwszy raz uświadamiała komuś, że przedmiot uchodzący za

cenną pamiątkę rodzinną jest podróbką bez żadnej wartości materialnej.

I nie ostatni.
Podczas podróży często myślała o Finnie. Zgoda, nie często, a cały

czas. Tęskniła za nim. Śniła o nim, o pieszczotach jego dłoni, ust…

- Uprzedzam – jęknął Finn – że jeśli nie przestaniesz patrzeć na mnie

w taki sposób, rzucę się na ciebie i będę cię całował do utraty tchu. I mało
mnie obchodzi, czy ktoś nas zobaczy, czy nie.

Uspokajającym gestem podniosła dłoń. W porządku. Odsunęła się od

Finna, obeszła biurko, stanęła w bezpiecznej odległości. Ze stosu broszur
reklamujących usługi ślubne wzięła jedną i otworzyła ją na zaznaczonej
stronie.

- Białe róże i jaśmin czy kolorowe wesołe gerbery?
Finn spojrzał na zdjęcie, zmarszczył czoło.
- Nie mam pojęcia.
Mężczyźni!
- Pytanie jest proste. Które wolisz?
- Jedne i drugie są ładne. Niech Piper sama zdecyduje. Dlaczego jej nie

zapytasz?

- Wysłałam jej kilka mejli i esemesów, ale nie dostałam odpowiedzi.

Rozmawiałeś ostatnio z Benem?

Finn pokręcił głową.
- Nie. Ostatni raz próbowałem chyba tydzień temu. Ale odłożył

słuchawkę.

Dziwne, pomyślała Beah. Czasu jest coraz mniej.

background image

- Sami musimy zdecydować. Kwiaty trzeba zamówić z wyprzedzeniem.
Finn przysunął krzesło do biurka i oparł dłonie na biodrach.
- Zdaj się na własny gust. Dzwoń do florystki.
- Dlaczego sam nie zadzwonisz?
- Spójrz na mnie. Ubieram się na czarno albo w dżinsy, bo to

bezpieczny wybór. Do urządzenia mieszkania zatrudniłem architekta. Nie
jestem dobry w te klocki. Ty wybierz, Bee.

W porządku. Beah przyjrzała się zdjęciom. Gerbery były wesołe, róże

i jaśmin romantyczne. Dla siebie wybrałaby właśnie je.

- Róże z jaśminem – oznajmiła. – Teraz tort.
Finn parsknął śmiechem.
- Już przecież postanowiliśmy, biała czekolada z malinami. Ale muszą

być trzy piętra, bo moi bracia pożrą po jednym każdy.

- A ty trzecie – zażartowała i spojrzała na następny punkt na swojej

liście. – Przejrzałeś jadłospis, jaki przysłał restaurator?

Finn się skrzywił.
- Tak. Niestety nie mają czasu naszykować bardziej smakowitego menu.
Boże, ten facet myśli tylko o swoim żołądku. Albo o seksie.
- Trudno. Musimy im zaufać. Są dwie propozycje. Którą wybrałeś?
- Zestaw z kaczką pieczoną. Szkoda tylko, że nie możemy jej najpierw

spróbować.

- To jedna z najlepszych firm cateringowych w Bostonie. Na pewno się

postarają – stwierdziła Beah.

Z jej telefonu rozległ się sygnał nadejścia nowej wiadomości. Eli,

osobisty asystent Ronana, zawiadamiał, że już prowadzi do niej klienta.
Beah podniosła rękę z komórką i pokazała ekran Finnowi. Finn zrobił
niezadowoloną minę.

background image

Beah przygładziła włosy i obciągnęła bluzkę. Znowu spojrzała na

telefon. Tego dnia Michael Summers przysłał jej mejla. Potrzebował
zdecydowanej odpowiedzi. Szybko.

Poczuła się osaczona. Ma za dużo spraw na głowie i za mało czasu do

namysłu. Aukcja, klienci, Michael, ślub. Finn…

Wzięła głęboki oddech, przygładziła włosy, wyprostowała ramiona.

Podeszła do drzwi i je otworzyła.

Przywitała się najpierw z Elim, potem wyciągnęła rękę do Marshalla

Forda, najnowszego klienta. Był wysoki, dobrze zbudowany, wyglądał
zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała. Gdyby nie romansowała z byłym
mężem, niewykluczone, że zaczęłaby z nim flirtować.

- Beah, pan Ford – Eli dokonał prezentacji. – Zorganizować kawę

i jakieś ciasteczka?

Beah uścisnęła dłoń Marshalla Forda.
- Ma pan ochotę, panie Ford? – zapytała.
- Po prostu Marsh. Poproszę jedno i drugie. Umieram z głodu.
- Dla mnie również, Eli. Dzięki. – Finn z wyciągniętą ręką zbliżał się do

nich. – Finn Murphy.

Czyżby zamierzał tu zostać? – zdumiała się Beah. Dlaczego? Czuje się

zagrożony? Zazdrosny? Rozbawił ją ten pomysł. Nigdy nie podejrzewała,
że byłby zdolny do takich silnych emocji.

Obojętnie jednak, czy jest zazdrosny czy nie, nie pozwoli, aby skradł jej

show. To jej teren i nie jest tu mile widziany.

- Finn właśnie wychodzi. Wypije kawę już u siebie, Eli – powiedziała.

Finn otworzył usta, aby zaprotestować, lecz zgasiła go spojrzeniem. –
Porozmawiamy później.

Gestem zaprosiła Marshalla do gabinetu.

background image

- Wejdź i się rozgość. Może wygodniej ci będzie na kanapie niż na

krześle przy biurku?

Kiedy Marshall odwrócił się do nich plecami, Beah klepnęła Finna

w ramię i wskazała drzwi. Rzucił jej wściekłe spojrzenie. Zdążyła jeszcze
zauważyć, że Eli z trudem zachowuje kamienny wyraz twarzy. Przewróciła
oczami i zamknęła drzwi.

- Witaj w Murphy International – rzekła do gościa. – Porozmawiajmy

o sztuce.

Finn przełożył tajskie curry z krewetek – ulubioną potrawę Beah – do

pojemnika i mocno docisnął pokrywkę. Wodę z garnka wylał do zlewu,
paczkę makaronu schował z powrotem do szafki.

Dobrze, że nie otworzyłem szampana, pomyślał. Postarał się, ugotował

ulubione danie Beah i teraz był zły, że zmarnował czas i jedzenie. Ale
gdyby szampan za dwa tysiące dolarów – Bollinger 1996 Vielles Vignes
Françaises – zwietrzał, chyba ciśnienie by mu skoczyło.

Wyjął butelkę z kubełka z lodem i postawił na granitowym blacie.

Potem zdmuchnął świece, wziął z lodówki piwo i wyszedł na taras.

Morze było spokojne, wieczorna mgła spowijała łodzie. Wieczór był

stosunkowo ciepły, może nareszcie zima opuszcza Boston? Finn nie mógł
się doczekać wiosny, potem lata. Po aukcji kolekcji Mounton-Matthews
wszyscy będą mogli odetchnąć. W przypadku Finna będzie to kajakarstwo
górskie, kitesurfing i inne sporty wodne.

Z drugiego w tym sezonie wypadu w góry właśnie zrezygnował,

ponieważ Beah powiedziała, że w tym tygodniu wraca do Bostonu.

Tęsknił za nią. Tęsknił bardziej niż powinien.
Wypił duży haust piwa. Czuł się głupio. Zrobił romantyczną kolację dla

byłej żony. Nie umówili się na wieczór, lecz z góry zakładał –

background image

a przekomarzanie się w biurze tylko utwierdziło go w tym przekonaniu – że
ten wieczór spędzą razem.

Spotkanie z Marshallem Fordem najwyraźniej się przedłużyło. Zdarzało

się, że Beah szła z klientem na drinka, potem na kolację, gdyż uważała, iż
jej rolą jest dbanie również o wolny czas klienta. Rozumiał tę strategię, lecz
nie musiała mu się ona podobać.

A już na pewno nie podobała mu się, kiedy klientem był samotny

przystojniak z grubym portfelem. Zaraz po powrocie do gabinetu Finn
sprawdził Forda w internecie…

Jego zazdrość jest żałosna.
To dlatego unikał Beah. Podświadomie czuł, że wzajemny pociąg jest

tak silny, że lepiej trzymać się na dystans, zamiast od czasu do czasu
dolewać oliwy do niewygasłego ognia. To, że mieszkali po dwóch stronach
wielkiego oceanu, trochę pomagało.

Zaraz po aukcji wszystko wróci do normy. Beah pojedzie do Londynu,

ich romans się skończy, jego życie wróci na dawne tory.

Czy na pewno?

Ciszę przerwał cichy trzask zamka w drzwiach, potem odgłos torby

upadającej na podłogę, potem stuk obcasów. Finn nie obejrzał się, ale jego
ciało wszystkimi zmysłami zareagowało na obecność Beah w mieszkaniu.

Nareszcie przyszła.
Najpierw poczuł w nozdrzach woń jej cudownych perfum, potem

ramiona obejmujące go w pasie, potem policzek przytulony do łopatki.

- Przepraszam za spóźnienie.
Nie zada tego pytania. Nie.
- Jak kolacja z Marshem?

background image

- Przesympatyczna. Dołączył do nas jego partner, Alex, projektant

mody z Los Angeles. To on namówił Marsha, żeby zaczął kolekcjonować
sztukę. Miał przyjść do biura, ale nie zdążył.

Marsh Ford jest gejem. Finn nie wiedział, czy czuje ulgę, czy

zażenowanie. Może jedno i drugie. Obrócił się, objął Beah, przytulił.
Podniosła głowę, pocałowała go w brodę, wywołując uśmiech na jego
twarzy.

- Przepraszam, że cię nie zawiadomiłam. Telefon mi siadł. Miałam

zamiar naładować go w biurze, ale zapomniałam. – Kątem oka przyglądała
się Finnowi. – Wszystko w porządku?

- Oczywiście. Dlaczego pytasz?
- Tylko się upewniam. – Pociągnęła nosem. – Ugotowałeś tajskie curry

z krewetkami?

- Tak.
- Odłożyłeś dla mnie? Jeśli nie, to nie daruję. Wiesz, że uwielbiam

twoje tajskie curry.

Owszem. Wie i dlatego je ugotował. Ale Beah nie musi wiedzieć, ile

wysiłku w to włożył i że czuje się z tego powodu jak ostatni kretyn. Miał
nadzieję, że nie zauważyła butelki superdrogiego szampana pokrytej
kropelkami wody z topniejącego lodu, ani zgaszonych świec na stole.

Znał sposób, jak odwrócić jej uwagę.
Ujął twarz Beah w dłonie. Chciał zacząć delikatnie i czule, lecz kiedy

przytuliła się do niego i zapraszająco rozchyliła usta, zapomniał o całym
świecie.

Trzymanie jej w objęciach było normalne, cudowne i… i po prostu

naturalne. Była jedyną osobą, przy której czuł się podniecony,
rozentuzjazmowany, a jednoczenie swobodny i bezpieczny. Jak gdyby
udawał się w lot statkiem kosmicznym ubrany w ulubione dżinsy. Żadna

background image

kobieta – po rozwodzie miewał kochanki – nie obejmowała go tak jak ona,
nie pieściła tak jak ona.

Żadna nie smakowała jak ona.
Żadna, podejrzewał, nigdy nie będzie.
Czy ona tak samo myśli o nim?

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

To była już ich szósta randka, odkąd Dare postawił jej ultimatum,

i Keely jeszcze nie widziała go nagiego. Postanowiła jednak, że nie zapyta,
kiedy i gdzie znowu będą się kochali.

Niedoczekanie. Nie jest aż tak zdesperowana.
Zgoda, jest więcej niż zdesperowana, ale nie zdradzi mu swojego

sekretu. Ma swoją dumę. To dlaczego, jeśli wciąż nie otrzymała obiecanego
wspaniałego seksu, zgodziła się na spotkanie w jego ulubionym barze?
Bo – a niech ją i niech jego! – naprawdę polubiła towarzystwo Dare’a. Był
interesującym rozmówcą, nadskakiwał jej, czarował ją, flirtował z nią,
myślał o niej. Przysyłał jej kwiaty i esemesy. Dzwonił na dobranoc.

Polubiła nie tylko jego towarzystwo. Polubiła jego.
I dlatego postanowiła sprowadzić ich relacje na poprzednie tory. Randki

z Dare’em zbyt jej się podobały. To niedopuszczalne. Nie zakocha się
w Wilfredzie Seymourze. Nie.

Nie i już.
Dzisiaj, ponieważ musiała chronić siebie i swoje kruche serce, to ona

postawi ultimatum: Albo powrót do sypialni, albo rozstanie…

Wsunęła się do boksu i westchnęła, kiedy Dare usiadł na kanapce po tej

samej stronie stolika, ramieniem dotykając jej ramienia, udem jej uda.
Podeszła kelnerka. Keely nie mogła jej winić, że nie spuszcza oczu z jej
partnera. Z Dare’a, poprawiła się w myślach.

background image

Zamówił dla Keely kieliszek chardonnay, a dla siebie piwo i kiedy

kelnerka nareszcie odeszła, delikatnie trącił Keely łokciem w bok.

- Jesteś bardzo milcząca. Wszystko w porządku?
Wsunęła się głębiej w kąt boksu, aby znaleźć się odrobinę dalej od

mężczyzny, przez którego spędzała bezsenne noce.

Potrafisz to zrobić, możesz to zrobić, powtarzała w duchu. A ten bar –

zwyczajny, bezpretensjonalny – jest idealnym miejscem na poważną
rozmowę.

- Musimy porozmawiać – oświadczyła.
Dare kiwnął głową.
- Spodziewałem się tego. Moja odpowiedź brzmi: nie. Nie wrócimy do

poprzednich relacji.

Miał jeszcze czelność uśmiechnąć się na koniec. Keely aż zagotowała

się ze złości.

- Nie jesteś jedyny w tej relacji – wypaliła.
- Jestem jedyny z odrobiną oleju w głowie – odparł. Odchylił się na

oparcie, zamknął oczy, pokręcił głową. – Mam za sobą potworny dzień,
Keels. Jestem padnięty. I napalony. Nie dzisiaj, dobrze?

Dopiero teraz zauważyła cienie pod oczami, głębokie linie po obu

stronach ust. Chciała się dowiedzieć, dlaczego wygląda na wykończonego,
na zestresowanego. Ale nie może się dopytywać. To zbyt niebezpieczne.

- Akurat na to ostatnie mogę coś poradzić – rzekła, przyjmując

najbardziej uwodzicielski tembr głosu i kładąc dłoń na udzie Dare’a.

To uczucia ją przerażały, nie seks.
Po twarzy Dare’a przemknął cień zawodu, oczy rozbłysły gniewem.
- Odpowiedź przewidywalna i nudna.
Nudna? Zapiekło ją to do żywego. Cofnęła rękę, zmrużyła powieki.

background image

- Ja jestem nudna?
Dare przewrócił oczami.
- Nie powiedziałem, że ty jesteś nudna. Powiedziałem, że twoja

odpowiedź jest nudna.

- Co chcesz, żebym powiedziała, Wilfredzie?
Kelnerka przyniosła drinki, spojrzała na Keely, potem na Dare’a,

wyraźnie wyczuwając napięcie między nimi. Kiedy odeszła, Dare dwoma
palcami ścisnął nasadę nosa.

- Masz przypadkiem aspirynę? – zapytał ściszonym głosem.
Zaskoczona kiwnęła głową, sięgnęła do torebki, szukając małego

blaszanego pudełeczka, w którym zawsze nosiła kilka tabletek aspiryny.
Znalazła je, otworzyła i wysypała zawartość na dłoń.

- Ile potrzebujesz?
Dare połknął trzy, popił kilkoma łykami piwa. Potem obrócił się twarzą

do Keely.

- Miałem potworny dzień. Przegrałem sprawę w sądzie, jeden z moich

najdawniejszych klientów został aresztowany za oszustwa, co mnie
wpienia, bo go przestrzegałem. Jakby tego było mało, mój ulubiony
asystent przechodzi do innej kancelarii. Z tego wszystkiego głowa mi pęka.
A kobieta, która zawsze poprawia mi humor, zamiast zapytać, co mi jest,
sprowadza naszą znajomość do seksu.

Był naprawdę wkurzony. I sądząc po sposobie, w jaki na nią patrzył,

dotknięty do żywego.

Nie chciała go urazić. Ona tylko się bała.
Bała się czy nie, powinna zapytać, jak minął mu dzień, okazać

zainteresowanie. Okazać, że obchodzi ją, co się z nim dzieje. Bo to prawda,
obchodzi ją, nawet bardzo. Keely wypiła mały łyk wina i zaczęła się

background image

zastanawiać, co by było, gdyby przestała się bronić i po prostu cieszyła się
towarzystwem Dare’a?

A gdyby się w nim zakochała?
Może nic złego by się nie stało?
Może…
- Wiesz, chyba masz rację – odezwał się Dare. Keely zesztywniała,

zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Spojrzała na Dare’a, w jego oczach
dostrzegła głęboki zawód. – Może powinniśmy wrócić do początku, kiedy
byliśmy przypadkowymi znajomymi, ja adwokatem, ty jedną z klientek –
stwierdził chłodnym tonem.

Keely przyłożyła dłoń do piersi, aby złagodzić przeszywający serce ból.
- Dare… - zaczęła.
Nie chciała tego. Nie zniosłaby tego.
- Próbowałem, starałem się jak mogłem pokazać ci, że możemy być

z sobą, że razem możemy stworzyć coś istotnego.

Dare wstał, wsunął ręce do kieszeni dżinsów. Usta miał zacięte, oczy

zmrużone. Przybrał wyraz twarzy jak w sali sądowej, mówiący mniej
więcej „nie ze mną takie numery”. I nagle Keely zrozumiała, że to koniec.

- Ale to nie jest ulica jednokierunkowa, ja też czegoś potrzebuję. Mam

trzydzieści pięć lat i chcę partnerki, kogoś, na kim mogę się oprzeć. Ale ty
uparcie wierzysz, że cię zranię. Odrzucasz coś, co może być cudowne, bo
się boisz.

Oczywiście, że się boję! Nie mam do tego prawa?
- Ja też się boję – ciągnął Dare – ale mam dość jednostronnej walki

o nas. Mam dość bycia jedynym, który w nas wierzy. Na świecie żyje osiem
miliardów ludzi i wśród nich na pewno znajduje się więcej niż jedna
kobieta, z którą mogę być szczęśliwy. Skoro ty nie chcesz odbyć razem ze
mną podróży przez życie, znajdę kogoś, kto się do mnie przyłączy.

background image

Jego słowa były jak cios prosto w serce, jak rażenie paralizatorem

w duszę. Keely otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz głos odmówił jej
posłuszeństwa. Dare wyciągnął portfel z tylnej kieszeni dżinsów, wyjął
kilka banknotów i rzucił je na stół.

- Dzięki za nic.
Odprowadziła go wzrokiem. Żałowała, że brakuje jej odwagi, aby go

zawołać, zapomnieć o lękach, o rozsądku, i pokochać go. Dare odchodzi,
ale w przeciwieństwie do poprzednich kochanków, to ona popchnęła go do
tego kroku.

Nie mogąc spać, Beah w samej tylko koszuli Finna wyszła na taras,

oparła łokcie o balustradę i spojrzała na port. Lodowaty wiaterek
przyjemnie muskał jej gołe nogi. Beah zawsze lubiła zimną pogodę, czuła,
że dodaje jej energii i wigoru.

Gorący seks z Finnem działał na nią tak samo. Spędziła już trochę czasu

w Bostonie, kochali się niezliczoną ilość razy i zawsze było fantastycznie.
Trochę swoich rzeczy trzymała jeszcze u Keely, ale większość ubrań
wisiała w szafie Finna, jej pantofle stały przemieszane z jego butami na
dolnej półce, kosmetyki leżały na szafkach w łazience. Praktycznie
wprowadziła się do niego.

Trudno będzie wracać do Londynu i pustego mieszkania, myślała.

W Londynie nigdy nie doskwierała jej samotność, lecz obawiała się, że
teraz będzie. W Bostonie zaprzyjaźniła się z siostrą Finna, Tanną, oraz
z jego braćmi i bratowymi, Joą i Sadie. Bywała zapraszana na lunche
i babskie kolacyjki, albo na filiżankę kawy przed pracą.

Wszyscy byli mili, inteligentni i zabawni, i mimo że należeli do elity,

nie zadzierali nosa.

Miała przyjaciół i była z tego zadowolona.

background image

Praca również była, na razie, czystą przyjemnością. Beah lubiła

pracować w biurze, kilka gabinetów od bezpośredniego szefa, Ronana.
Mejle i rozmowy telefoniczne wystarczyły do załatwiania spraw
zawodowych, ale miło było pogadać twarzą w twarz o kliencie albo dziele
sztuki, które mieli sprzedać czy kupić.

Tak, powrót do Londynu nie będzie przyjemny. Ale wkrótce i tak

przeniesie się do biura Michaela w Kensington i będzie zbyt zajęta, aby
myśleć, tęsknić, czuć. Nowi klienci, nowe wyzwania…

Czy chce, aby tak wyglądało jej życie?
Na pewno?
Rozległy się kroki Finna. Stanął za nią, otoczył ją rękami w pasie i oparł

policzek o czubek jej głowy. Uśmiechnęła się, ujęła jego przeguby,
westchnęła, czując na plecach, pośladkach i udach ciepło jego ciała.

- Tu można zamarznąć – poskarżył się.
Nigdy nie lubił zimna.
- Jeszcze chwilkę.
- Palce nam odpadną.
- Nie dramatyzuj.
Beah spojrzała w dal na luksusowe jachty.
- Żeglujesz? – zapytała. – Nie pamiętam.
- Czasami pływam z Levim, narzeczonym Tanny, jego jachtem, ale nie

jestem szczególnym entuzjastą żeglarstwa.

- Co ze sportami ekstremalnymi? Nadal je kochasz?
Finn objął ją mocnej. Drżał z zimna. W końcu Beah ulitowała się nad

nim, wyśliznęła z jego objęć i weszła do sypialni. Finn zamknął za nimi
drzwi i dopiero wtedy odpowiedział:

- Tak. Narty i skoki ze spadochronem.

background image

Zabrzmiało to tak zwyczajnie.
- Czarne trasy i skoki z wieżowców, urwisk, mostów, masztów, tak?
Zeszli do kuchni. Finn włączył maszynkę do kawy.
- Nie zamierzasz prawić mi kazania? – zdziwił się.
Jego twarz przybrała dziwny wyraz, którego Beah nie potrafiła

zdefiniować. Smutek? Ulga? Zakłopotanie?

Odwrócił się do niej plecami i otworzył lodówkę.
- Przyznam, że nigdy nie rozumiałam, dlaczego kochasz te sporty –

oznajmiła.

I dlaczego wolisz ryzykować życie, niż porozmawiać ze mną?
- Jesteś głodna? Bo ja tak.
Beah patrzyła na czubek jego głowy, kiedy robił przegląd półek.

Klasyczny unik. Nie chce dyskutować o tym, więc zmienia temat. Głupotą
z jej strony byłoby oczekiwać, że dojrzał.

Nalała sobie wody, wypiła kilka łyków, potem przyłożyła zimną

szklankę do czoła.

Pragnęła, aby stosunki między nimi były inne, ale… ale mentalnie

i emocjonalnie tkwiła w tym samym miejscu co dawniej. Mimo
powtarzania sobie, że chodzi tylko o seks, wciąż – tylko dlaczego? –
pragnęła, aby Finn otworzył się przed nią.

Dotarło do niej, że mało brakuje, a zakocha się w nim po raz drugi.

Przerażająca perspektywa, ale nie do uniknięcia.

Finn wyprostował się i zamknął lodówkę. Beah zauważyła, że ma puste

ręce.

Oparł się ramieniem o stalowe drzwi.
- Sport pozwala mi oderwać się od prozaicznej rzeczywistości –

zaczął. – Pozbywam się balastu rozmaitych myśli o drobiazgach i zaczynam

background image

jasno widzieć sytuację.

No no, pomyślała Beah. Finn mówi o sobie. To coś nowego.
- Nie zmierzam do katastrofy. Nie podejmuję wyzwania z myślą, że

mogę się zabić. Jasne, śmierć czy kontuzja są wliczone w ryzyko, ale nie
myślę o nich, ponieważ ani nie zamierzam, ani nie chcę zginąć. Kiedy
skaczę z wieżowca albo się wspinam, mam uczucie, że wszystko zależy
tylko ode mnie.

- Nie rozumiem.
- A ja nie wiem, czy potrafię ci to wyjaśnić.
Beah poczuła na sobie jego wzrok, usłyszała ciche westchnienie.

Spodziewała się, że już się nie odezwie, jednak Finn mówił dalej.

- Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień to sytuacja, kiedy ktoś

zadaje mi pytania, próbuje ze mną rozmawiać, ale ja nie mam szansy
odpowiedzieć, bo Carrick i Ronan są szybszy i mówią za mnie. Nigdy nie
dopuszczali mnie do głosu. Podejrzewam, że dlatego stałem się milczkiem.

W porządku. Całkiem rzeczowe wyjaśnienie. Finn na swój sposób

rozwiązał problem. Nigdy z nikim, nawet z nią, nie dzielił się swoimi
przemyśleniami. Wciąż ją to bolało.

- Nadal nie rozumiem, dlaczego uważasz skakanie z wieżowców za tak

dobry pomysł.

Finn podszedł do niej, wyjął jej z ręki szklankę, napełnił wodą i wypił

do dna. Potem spojrzał w okno.

- Kiedy skaczę, czuję, że żyję. Przypominam sobie, że żyję.

Napatrzyłem się na śmierć. Moja mama, Raeni, Thandi – wyliczał – nawet
Tanna omal się nie przeniosła na tamten świat. Ja muszę czuć życie. Sporty,
jakie uprawiam, wymagają absolutnej koncentracji. Odrzucam od siebie
cały balast rzeczy nieważnych, skupiam się na tym, co robię w danej chwili.

background image

W takich momentach czuję jedność ze światem, całkowitą harmonię. –
Uśmiechnął się. – I owszem, lubię uderzenie adrenaliny.

- Dziękuję, że mi to wyjaśniłeś – odparła Beah. – Teraz lepiej cię

rozumiem. – Dotknęła jego ręki i lekko ją uścisnęła. – Doceniam, że
otworzyłeś się przede mną.

Finn kciukiem pogładził ją po policzku.
- Natomiast ja zauważyłem, że ty mówisz teraz znacznie mniej niż

dawniej.

Tak, dawniej usta się jej nie zamykały, wydawało jej się, że jeśli się

zwierzy Finnowi, on zrobi to samo.

Beah podeszła do kawiarki i otworzyła szafkę nad blatem

w poszukiwaniu kubków.

- Tak, byłam gadułą, ale teraz jestem bardziej podobna do ciebie.

Staram się przetrawić pewne sprawy w sobie, zamiast się zwierzać.

- To ja ci to zrobiłem?
Wzruszyła ramionami. On nic jej nie zrobił. Nikt nie miał nad nią takiej

władzy. Po rozwodzie sama narzuciła sobie rezerwę, stała się bardziej
wycofana.

Mniej bolało, kiedy szukając wsparcia emocjonalnego, nie znajdowała

go.

- Sami dokonujemy wyborów – rzekła. Nie chciała jednak psuć

pięknego dnia rozmową o przeszłości, dlatego zmieniła temat. – Masz
naprawdę piękny dom.

Finn powiódł wzrokiem dookoła.
- Lubię go.
Beah nalała kawę, najpierw Finnowi taką, jak lubił, potem sobie. Finn

złapał jej spojrzenie.

background image

- Wyczuwam, że masz jakiś problem powiedział – że usiłujesz podjąć

decyzję… Mogę ci jakoś pomóc?

Beah spuściła wzrok, spojrzała na swoje nagie stopy, na paznokcie

pomalowane na czerwono. No nie, Finn zwraca na nią coraz większą
uwagę. W pierwszej chwili chciała skłamać, ale się zreflektowała. On był
z nią szczery. Ona może być z nim szczera. Do pewnego stopnia.

Nie może powiedzieć mu wszystkiego. Jeszcze nie. Uniosła dłoń

w niemej prośbie, aby dał jej czas do namysłu.

Kiedy wiosenne aukcje się skończą, poprosi o spotkanie z trzema

braćmi Murphy i wyjaśni powody odejścia. Ale przedtem musi trzymać
swoje plany w tajemnicy. Żadnemu z nich nie jest potrzebny dodatkowy
stres. Aukcja kolekcji Mounton-Matthews zdarza się raz na pokolenie
i klientom należy się jak najlepsza obsługa…

Klientom, którzy miała nadzieję zostaną przy niej, gdy odejdzie

z Murphy International. Dlaczego ma poczucie winy? Przecież do niczego
złego ich nie namawia, tylko do tego, aby nadal byli jej klientami. Będzie
miała kontakty z innymi domami aukcyjnymi, zarabiała, rozwijała własną
markę…

Co prawda nie potrzebuje większych dochodów. Jest dobrze ustawiona

finansowo. Więc dlaczego to robi, jeśli nie dla pieniędzy?

Zignorowała pytające spojrzenie Finna, wyszła z kuchni, minęła

jadalnię i weszła do salonu, skąd rozpościerał się widok bezpośrednio na
wodę.

Dlaczego tak jej zależy na własnej marce, na nowej firmie? Może

dlatego, że nowe przedsięwzięcie, nowe wyzwanie wypełni pustkę,
zagłuszy natarczywy wewnętrzny głos mówiący, że czegoś brakuje w jej
życiu? Chciała nowego wyzwania, aby nie mieć czasu myśleć o niczym
innym, aby rzucić się w wir pracy i…

background image

Chciała być tak zajęta, aby nie tęsknić za małżeństwem, nie żałować

marzeń o szczęśliwej, kochającej się rodzinie.

W pewnej chwili usłyszała za sobą kroki Finna. Nie podszedł jednak,

tylko stanął oparty ramieniem o szybę. Rozumiał, że potrzebuje czasu
i przestrzeni dla siebie.

- Widzę, że masz twardy orzech do zgryzienia – odezwał się po

chwili. – Mogę ci jakoś pomóc?

Nie mógł. Bo tego, czego najbardziej chciała od niego, nie mógł jej

ofiarować. Ani dawniej, ani teraz.

Potrząsnęła głową.
- Nie będę cię okłamywać i udawać, że nie biję się z myślami. Mam

problem, ale rozwiążę go sama.

Finn otworzył usta i Beah spodziewała się, że zacznie się z nią spierać,

ale on tylko się uśmiechnął.

- Jestem do dyspozycji, gdybyś chciała sprawdzić reakcję na swoje

pomysły. Wiesz o tym, prawda, Bee?

- Bo jesteśmy przyjaciółmi ze specjalnymi przywilejami? – zapytała.
Uderzyła ją gorycz, jaka zabrzmiała w jej głosie.
- Bo wciąż mi na tobie zależy – odrzekł cicho.
Zależy mu na niej. No, no. Ona była gotowa oddać mu swoje serce,

natomiast jemu tylko na niej zależy. Czyż nie powinna uznać tej deklaracji
za metaforyczny kubeł zimnej wody? Finn jeszcze przez chwilę sączył
kawę, w końcu zapytał:

- Masz jakieś wiadomości od ojca?
Beah zmarszczyła brwi, lekko zdezorientowana tak raptowną zmianą

tematu.

background image

- Żadnych – odparła. – To wymagałoby od niego wysiłku, a mój ojciec

nie lubi się przemęczać.

Finn podszedł do najbliższego fotela, usiadł na nim, nogi oparł na

stoliku.

- Mówisz o nim z goryczą.
A jak ma mówić? Poczuła zimną obręcz wokół serca.
- Ojciec opuścił mamę, kiedy się zorientował, ile potrzebuje troski

i wsparcia. Całą opiekę nad śmiertelnie chorą zrzucił na mnie. Wyprowadził
się do wieloletniej kochanki, kilka dni po pogrzebie mamy wziął z nią ślub
i adoptował jej córkę. Chyba mam prawo mówić o nim z goryczą.

- Masz. We mnie to, co zrobił, też budzi złość i gorycz. Co za dupek.
Jego rzeczowy ton niemal rozbawił Beah. Finn ma rację, jej ojciec to

dupek.

- A ta córka? Poznałaś ją?
Zimna obręcz wokół serca zacisnęła się jeszcze mocniej.
- Nie. Nigdy nas sobie nie przedstawił. W tym roku skończy piętnaście

albo szesnaście lat.

- Ona wie o twoim istnieniu?
- Nie mam pojęcia. Chyba nie – odparła Beah i spojrzała na zegarek.
Rozmowa stała się zbyt osobista i nie czuła się z tym komfortowo. Są

byłymi małżonkami, który umówili się na seks, nie na „duszne” rozmowy.

Seks jest nieskomplikowany, łatwy. To tylko wzajemna wymiana

rozkoszy. Obywa się bez słów, uczuć, zwierzeń.

A rozmowy takie jak ta przed chwilą sprawiają, iż wydaje jej się, że

może, może, jest dla niego kimś więcej niż partnerką do łóżka, kimś, kto
nie jest mu obojętny. Dają jej nadzieję, a nadzieja, jak się przekonała, jest
niebezpieczna. Cholernie niebezpieczna.

background image

Musi zdusić w sobie te uczucia, na nowo wznieść bariery między nimi.

Musi chronić siebie. Nie otworzy się znowu przed Finnem, nie chce znaleźć
się w tej samej sytuacji co wtedy, kiedy potrzebowała od niego więcej, niż
mógł jej dać. Nie. Wykluczone.

Zna sposób na odwrócenie uwagi obojga.
Odstawiła kubek na stolik kawowy, przerzuciła nogę przez uda Finna,

objęła go za szyję. Spojrzała na jego usta, opuszkami palców pogładziła po
brodzie. Seks im wychodzi, dobrze wychodzi. Rozmowa jest
niebezpieczna.

- Kocham twoje oczy – rzekła.
Finn uniósł brwi, położył dłoń na jej nagim udzie, przesunął wyżej na

biodro.

- A ja kocham cię całą.
Beah serce omal nie wyskoczyło z piersi, lecz natychmiast upomniała

siebie, że to tylko słowa, do których nie należy przywiązywać zbytniej
wagi. Już nie jest tą egzaltowaną, bujającą w obłokach dziewczyną, która
została żoną Finna.

Są kolegami z pracy, dwojgiem ludzi, którzy się pociągają. Tyle i tylko

tyle.

Musiała się jednak upewnić, że są w tym jednomyślni.
- Kochasz to, co nasze ciała robią z sobą, tak? – zapytała.
Finn zamknął jej usta gorącym pocałunkiem.
Dopiero później, znacznie później Beah przypomniała sobie, że nie

odpowiedział na jej pytanie.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Siedziała w przeładowanym ozdobami salonie Parisa Cummingsa

i czekając na gospodarza, myślała o tym, jak bardzo tęskni za Finnem.
Wczoraj rano w pośpiechu opuściła Boston, ponieważ jeden z najstarszych
stażem klientów, rosyjski oligarcha, zawiadomił ją, że na jeden dzień
przyjeżdża do Londynu i może się z nią spotkać dziś o trzeciej po południu.
Nadmienił, że jest w nastroju do kupowania.

Beah wsiadła w najbliższy samolot i stawiła się na wyznaczone

spotkanie. W końcu na tym polega jej praca. Jurij oznajmił, że zamierza
zacząć kolekcjonować biżuterię. Beah nie dała się nabrać. Jurij dbał
o biżuterię tyle co o zeszłoroczny śnieg, natomiast jego nowo poślubiona
żona – z pierścionkiem z dziesięciokaratowym brylantem na palcu –
najwyraźniej miała taką zachciankę.

Beah nie odpowiedziała, przybrała miły wyraz twarzy i robiła notatki.

Jurij nie był zainteresowany byle czym, chciał kupić słynne precjoza, okazy
noszone przez koronowane głowy, gwiazdy Hollywood, indyjskie
księżniczki. A Beah miała je dla niego zdobyć.

Co wcale nie będzie łatwe, gdyż tego typu bajeczne klejnoty rzadko

trafiają na rynek. Wiedziała, że czekają ją niezliczone telefony do
kolekcjonerów kosztowności z pytaniem, czy nie byliby gotowi rozstać się
z którymś ze skarbów. Z góry znała odpowiedź.

„Nie” powiedziane bardziej lub mniej uprzejmym tonem.
Cóż, Jurija czeka rozczarowanie.

background image

Przed powrotem do domu w Notting Hill Beah zobaczyła się jeszcze

z Michaelem Summersem. Poinformowała go, że jest bardzo
zainteresowana współpracą z nim, podniecona nowymi wyzwaniami
i chociaż jeszcze nie składa ostatecznej deklaracji, najprawdopodobniej da
mu pozytywną odpowiedź.

Gdy tylko wypowiedziała te słowa, poczuła ucisk w żołądku.

Uradowany Michael aż klasnął w dłonie i zamówił szampana, najwyraźniej
nie widząc, że jest bliska torsji.

Dlaczego nagle odniosła wrażenie, że propozycja Michaela wcale nie

jest tym, czego tak naprawdę potrzebuje i pragnie? Dlaczego zaczęła
nabierać pewności, że tylko pewien seksowny milczek z Bostonu potrafi
wypełnić pustkę w jej życiu i sercu?

Dzwonek komórki przerwał jej rozmyślania. Zanim odebrała, zerknęła

na drzwi salonu.

- Cześć, skarbie. – Uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek. W Bostonie

była szósta rano. Finn dopiero się obudził. Ciepło jej się zrobiło koło
serca. – Co u ciebie?

- Wszystko w porządku. Masz zaspany głos.
- Hm… Miałem sen tylko dla dorosłych.
Beah zniżyła głos, nie spuszczając z oczu drzwi salonu.
- Wystąpiłam w nim?
- W roli głównej. Kiedy wracasz do domu?
Dom. Finn wypowiedział to słowo z taką łatwością, że ogarnęła ją

pokusa, aby mu uwierzyć. Wiedziała jednak, że zasadniczo nic się między
nimi nie zmieniło. Finn nie wysłał żadnego komunikatu, że chciałby, aby
ich związek osiągnął wyższy poziom, że jest gotowy bardziej się
zaangażować. Są partnerami do łóżka, którzy kiedyś byli małżonkami.

Finn nadal potrzebuje dystansu, natomiast ona bliskości…

background image

Drzwi skrzypnęły, Beah zakończyła rozmowę. Wstała, zapięła czarny

żakiet, pod którym miała czarną jedwabną bluzkę, podała Parisowi rękę na
powitanie, zapytała o zdrowie. Potem usiadła na oryginalnej
dziewiętnastowiecznej sofie chesterfield, skrzyżowała nogi w kostkach,
dłoń położyła na katalogu obok siebie. Przyjęła propozycję kawy
i uśmiechem podziękowała lokajowi.

Paris

usiadł

naprzeciwko

niej

w

rzadko

spotykanym

dziewiętnastowiecznym fotelu uszaku firmy Howard & Sons, absolutnie
wspaniałym, założył nogę na nogę i wbił uważne spojrzenie w gościa.

Przez następną godzinę wypytywał Beah o poszczególne pozycje

z katalogu aukcji, radził się jej, co powinien kupić i z jakimi cenami ma się
liczyć oraz czego mógłby się ewentualnie pozbyć ze swojej kolekcji.

Kiedy lokaj przyniósł kawę i ciasteczka, Paris usiadł wygodniej

w fotelu.

- Zjedz coś – powiedział. – Wyglądasz blado, moja droga.
- Mam już taką karnację – odrzekła.
- Spróbuj ciasta cytrynowego. Jest wyśmienite.
Beah sięgnęła po mały kwadracik ciasta i włożyła go do ust.

Smakowało wybornie. Mruknęła z zachwytem.

- Wyśmienite. Lekkie, esencjonalne. Proszę pogratulować ode mnie

kucharzowi.

- Dziękuję.
Ton głosu Parisa sprawił, że Beah nabrała podejrzeń.
- Sam je upiekłeś?
Paris wzruszył ramionami.
- I eklerki, i rurki oblane czekoladą też.
- Naprawdę?

background image

- Pieczenie pomaga mi się zrelaksować, myśleć. Piekę od dziecka.
Coś podobnego. Zaskoczył ją. Światowej sławy kolekcjoner sztuki

mistrzem cukiernikiem? Nie spuszczając oczu z twarzy Parisa, Beah
włożyła do ust miniaturową eklerkę, potem rurkę oblaną czekoladą,
w końcu odstawiła talerzyk na bok.

- Wyśmienite, ale mój typ to ciasto cytrynowe.
Z duszą na ramieniu czekała na reakcję Parisa. W końcu uśmiechnął się

i skinął głową. Odetchnęła z ulgą. Zostaną przyjaciółmi.

Lokaj przyniósł świeżą kawę i po wypiciu kolejnej filiżanki Beah

zaczęła zbierać notatki rozłożone na kanapie. Właśnie chowała laptop do
torby, kiedy z ust Parisa padło pytanie, które przyprawiło ją o gęsią skórkę.

- Naprawdę masz zamiar odejść z Murphy International i przyłączyć się

do Michaela Summersa?

Laptop omal nie wypadł jej z rąk. Jeśli Paris słyszał o jej planach, to kto

jeszcze o nich wie?

Bracia Murphy? Czy ktoś im doniósł? Jak to możliwe, skoro wszystkie

rozmowy z Michaelem były ściśle prywatne? Komu on powiedział?

- Ee… - wybąkała.
Paris uniósł rękę.
- Widzę, że taka myśl przyszła ci do głowy. Jesteś nieszczęśliwa

u Murphych? Źle cię traktują?

Beah żachnęła się i szybko wyjaśniła, że nie dlatego chce odejść, ale

w oczach rozmówcy wyraźnie widziała brak zrozumienia.

Kilka tygodni temu miałaby gładką odpowiedź: czuje się ograniczona,

chce mieć wolną rękę w podejmowaniu decyzji, współpracować z innymi
domami aukcyjnymi. Chce rozwinąć skrzydła. Ale z jakiegoś dziwnego
powodu postanowiła zdradzić Parisowi prawdę.

background image

- Potrzebuję czegoś więcej, czegoś innego…
- I uważasz, że jak się usamodzielnisz, odetniesz od Murphy

International, znajdziesz to, czego szukasz? – Paris popatrzył na nią po
ojcowsku. – Jesteś pewna, że zmieniając bieg swojej kariery zawodowej,
znajdziesz to, czego potrzebujesz?

Beah zmarszczyła brwi.
- Słucham?
- Może szukasz zmiany w złym miejscu. Może jeszcze więcej pracy

wcale nie jest tym, czego potrzebujesz.

Beah usiadła prosto.
- Praca to wszystko, co mam – odrzekła.
Nie była pewna, czy mówi do Parisa, czy do siebie.
Paris wstał, wsunął dłonie do kieszeni spodni drogiego garnituru. Posłał

Beah melancholijny uśmiech.

- W takim razie, moja droga, skończysz jak ja. Mieszkając w pięknym

domu, wśród niewiarygodnej kolekcji dzieł sztuki, mając więcej pieniędzy,
niż zdołasz wydać.

Beah również się podniosła.
- To wcale nie aż taka zła perspektywa – odrzekła spokojnym tonem.
- Owszem. Ale samotność w końcu cię dusi, nie daje spać i o trzeciej

nad ranem zaczynasz piec ciasteczka. – Ku jej zaskoczeniu Paris podszedł
i pocałował ją w policzek, zaraz potem cofnął się i chwycił ją za ramię. –
Nie znajdziesz tego, czego szukasz, pracując jeszcze więcej, Beah. Uwierz
mi. Wiem coś o tym. Benson cię odprowadzi.

Patrzyła na Parisa w osłupieniu. Wzruszył ją swoją troską.
W drzwiach salonu Paris odwrócił się i wycelował w nią palec

wskazujący.

background image

- Porozmawiaj z nimi o swoich planach. Ponieważ jeśli do mnie dotarły

plotki, do nich również dotrą. I to niedługo. Bądź szybsza. Jesteś im to
winna.

Paris zniknął za drzwiami, a Beah skrzyżowała ręce na piersiach,

zakołysała się na obcasach i zaklęła pod nosem, walcząc z ogarniającą ją
paniką. W głębi duszy czuła, że Paris ma rację.

Bez względu na to, jak trudna będzie rozmowa z Finnem, musi

wyprzedzić plotki.

Finn rzucił wściekłe spojrzenie Ronanowi, który zaproponował dodanie

jeszcze jednego punktu do programu spotkania. Nie znosił zebrań, a dziś
szczególnie zależało mu na czasie, gdyż właśnie przed chwilą otrzymał
esemesa od Beah z zawiadomieniem, że już jest z powrotem w Bostonie,
a nawet w swoim gabinecie. Nie mógł się doczekać spotkania z nią
i siedział jak na szpilkach.

Przyglądając się braciom, z zazdrością myślał, że sprawiają wrażenie

szczęśliwych. Oni zaryzykowali – Carrick z Sadie, Ronan z Joą – lecz on
nie był pewien, czy potrafiłby podjąć jeszcze jedną próbę.

Próbował być szczęśliwy z Beah i nic z tego nie wyszło.
Czy naprawdę próbował? Nie otworzył się przed nią, nie dał jej z siebie

wszystkiego. Utrzymywał dystans emocjonalny, unikał głębszego
zaangażowania, bał się zranienia i dlatego wybrał chłód zamiast ciepła
kochania i bycia kochanym.

A gdyby zebrał się na odwagę i poszedł na całość? Czy paradowałby

z taką samą zadowoloną miną jak oni? Bóg świadkiem, że pragnął dla
siebie takiego samego szczęścia, jakiego oni doświadczali.

To jest ryzyko, ale na jednej szali leży jego serce, na drugiej serce Beah.

Gdyby trochę więcej mówił i, co ważniejsze, gdyby częściej jej słuchał…

background image

Naprawdę słuchał nawet wtedy, kiedy rozmowa staje się trudna. Jeśli
ubrany w kombinezon wingsuit potrafi rzucić się w przepaść, to może
rzucić się w miłość…

Tak, kocha Beah.
Czy kiedykolwiek przestał? Zawsze istniała na obrzeżach jego

świadomości. Czy dlatego czuł się winny za każdym razem, kiedy się
przespał z inną kobietą? Nawet po rozwodzie zawsze uważał Beah za swoją
żonę. Swoją.

Jeśli nie wykona jakiegoś ruchu, nie zrobi czegoś, aby przekonać ją do

pozostania w Bostonie, za kilka tygodni – dokładnie za trzy – Beah wróci
do Londynu.

Nie wiedział, jak będzie funkcjonował bez niej. I nie zadowoli go

weekend tu, cztery dni tam. Pragnął widzieć ją każdego dnia, trzymać
w objęciach, kiedy spała, budzić się u jej boku. On musi być w Bostonie, tu
ma rodzinę i pracę. Czy Beah weźmie pod uwagę przeprowadzkę?

Czy jest chociaż cień możliwości?
Gdyby wyznał jej miłość, zaoferował coś więcej niż seks –

małżeństwo? dzieci? – dałaby mu drugą szansę?

- Istnieje tylko jeden sposób, aby się tego dowiedzieć. Zapytać wprost.
Słowa Carricka sprowadziły Finna na ziemię.
- Możesz powtórzyć? – poprosił.
Chciał się upewnić, że się nie przesłyszał.
Carrick zmarszczył brwi.
- Jeśli jej nie zapytamy, nie poznamy odpowiedzi – oznajmił.
Finn wstał tak energicznie, że krzesło uderzyło o ścianę za nim. Oparł

się dłońmi o blat stołu.

background image

- Właśnie. – Zostawił laptop i notatki na stole, minął Ronana, klepnął

Carricka po ramieniu. – Dzięki bracie.

- Za co? – Finn nawet nie raczył odpowiedzieć, gdyż spieszył się do

Beah. Za plecami usłyszał: - Mówiłem o nowym projekcie strony
internetowej, ale nasz braciszek chyba myślami był gdzie indziej.

- Na to wygląda – zgodził się z nim Ronan.

Przez szklane ściany gabinetu, który dwa miesiące temu Beah

zaanektowała dla siebie, Finn zobaczył ją siedzącą za biurkiem, pogrążoną
w lekturze jakiegoś dokumentu.

Przystanął, wsunął dłonie do kieszeni spodni, zakołysał się na obcasach.

Beah z bladą cerą, delikatnymi rysami twarzy i intensywnie rudymi
włosami wyglądała jak irlandzka bogini. Jej uroda zapierała dech w piersi,
ale on podziwiał ją również za to, co zdołała osiągnąć. Wyrobiła sobie
markę na rynku sztuki, nie podpierając się znanym nazwiskiem. Niewielu
wiedziało, że kiedyś byli małżeństwem. Sukces zawdzięczała tylko sobie.
Był z niej dumny.

I kochał ją bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
Podszedł do drzwi, zapukał i je otworzył. Beah zmarszczyła brwi

z niezadowoleniem, że ktoś jej przeszkadza, lecz zaraz potem uśmiechnęła
się do Finna. Jej oczy jednak pozostały poważne.

Czyżby nie cieszyła się tak jak on? Dlaczego? Finnowi serce zabiło

mocniej, żołądek zmienił się w kamień. Czy dobrze robi? – przemknęło mu
przez głowę. Czy powinienem teraz wyznać jej miłość i poprosić, aby
przeniosła się do Bostonu na stałe, czy dać jej czas ochłonąć po podróży?
Może to nie jest właściwa pora i właściwe miejsce na tego typu rozmowy?

Nachylił się, wargami musnął policzek Beah. Cofnęła się, umknęła

wzrokiem w bok, lecz w jej oczach zdołał dostrzec cień. Lęk? Obawę?

background image

Może jego oczy zdradzają ten sam wewnętrzny niepokój?
- Witaj, skarbie.
- Witaj – odparła bezbarwnym tonem.
Co jest grane, pomyślał Finn. I dlaczego ma dziwne przeczucie, że

wolałby się tego nie dowiedzieć?

Przysiadł na brzegu biurka Beah.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak. Ee… Nie. Musimy porozmawiać.
Słowa, które mrożą krew w żyłach mężczyzny. Finn zmusił się do

uśmiechu.

- Wolałbym całować się z tobą do utraty tchu.
Nie kłamał.
Beah nie roześmiała się z żartobliwej riposty, w jej oczach nie pojawił

się błysk namiętności. Finn zaklął w duchu. Coś musi być na rzeczy.

- O co chodzi, Beah? I nie mów mi, że o nic, bo widzę, że coś cię

gryzie – zauważył.

- Muszę z tobą porozmawiać, a to nie będzie łatwa rozmowa – zaczęła

Beah.

Łokcie oparła przed sobą, złączone dłonie przyłożyła do ust. Szukała

właściwych słów. Finn zmarszczył czoło. Czy powie, że chce zakończyć ich
związek?

- Widziałam się w Londynie z Parisem Cummingsem – oświadczyła.
Nie zdziwiło to Finna. Przewidywał, że ma w planie spotkanie z ich

nowym klientem.

- Jak się ma ten stary zrzęda?
- Nie jest ani stary, ani zrzędliwy – obruszyła się Beah.
Zaległo krępujące milczenie. Beah unikała wzroku Finna.

background image

- Powiedz wreszcie, co masz do powiedzenia.
Beah potarła skronie, potem odchyliła się na oparcie fotela, dłońmi

przytrzymała brzegu biurka.

- Michael Summers od dwóch lat namawia mnie, abym do niego

dołączyła.

Wszyscy w świecie handlu dziełami sztuki wiedzieli, kim jest Michael

Summers. Jednym z najwyższych autorytetów, otoczonym szacunkiem,
niemal czcią.

Finn chciał zyskać pewność, że dobrze ją zrozumiał.
- Wyjaśnij.
- Michael zamierza przejść na emeryturę i chce, żebym go zastąpiła.

Zaproponował mi partnerstwo w swojej firmie. Chyba przyjmę tę ofertę.

Chce rzucić Murphy International? Co się dzieje, do diabła? Należy do

klanu. Nie może odejść!

Finn wstał, oparł się dłońmi o biurko, nachylił się i wypalił:
- Wykluczone.
Spojrzenie Beah ochłodło.
- Wiesz, że nie możesz mi dyktować, z kim pracuję?
- Należysz do klanu. Winna nam jesteś lojalność – wycedził przez zęby.
Miał wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod nóg.
Kiedy on rozmyślał o wspólnym zamieszkaniu, o miłości, o przyszłości,

ona planowała powrót do Londynu i zmianę barw.

Zadziwiające, że ktoś z tak wysokim ilorazem inteligencji jak on okazał

się aż takim kretynem.

Beah również wstała, również oparła się dłońmi o biurko.
- Nie należę do klanu. Już nie noszę nazwiska Murphy. Odebrałeś mi je,

kiedy poprosiłeś o rozwód.

background image

Największe głupstwo, jakie w życiu popełnił. Nie mógł jednak

powiedzieć jej tego, ponieważ kiedy on planował wspólną przyszłość, ona
myślała o dezercji. Dla niej ich wzajemne relacje sprowadzały się do seksu.
Do diabła!

Właśnie się dowiedział, jak się czuje ktoś, po kim przejechał pociąg.
Krew w nim buzowała. Czyli jej chodziło tylko o karierę zawodową?

W porządku.

- Zatrudniliśmy cię, płaciliśmy krocie, awansowałaś.
- Bzdury! Wróciłam do własnego nazwiska, ciężko zapracowałam na

wszystko, co teraz mam. Nie daliście mi niczego, na co nie zasłużyłam.

Miała oczywiście rację.
Finn chciał ją prosić, aby nie przyjmowała tej propozycji, aby została

w Murphy International. Chciał błagać, by wybrała jego, ale coś go
powstrzymywało.

Czyżby od samego początku nie podzielała jego uczuć? Czyżby źle

interpretował całe jej zachowanie?

Bardzo możliwe. W końcu to Beah. Zawsze udawało jej się go omamić.

Może on pragnął czegoś więcej, bo zazdrościł braciom szczęścia? Może nie
chciał zrezygnować z wspaniałego seksu? Może po prostu miał dość bycia
singlem…

Może wcale jej nie kocha?
Ale teraz to nie ma znaczenia. Beah odchodzi i to napawało go

przerażeniem. Nienawidził był przerażony. Nigdy nie odczuwał strachu,
nawet gdy był zawieszony czubkami palców o półkę skalną nad przepaścią,
a świadomość, że tej drobnej rudowłosej kobiecie udało się wzbudzić
w nim lęk, bardzo go zirytowała.

- Chciałam ci powiedzieć, zanim wieść się rozniesie.

background image

- Czy to znaczy, że gdyby ta wiadomość nie wyciekła, nie

powiedziałabyś mi? – Finn zapytał głosem zimnym jak lodowiec, po
którym lubił śmigać.

- Miałam zamiar porozmawiać z Ronanem po aukcji – odparła Beah.
- Z Ronanem, nie ze mną?
- Z tobą rozmawiam właśnie teraz…
Zadzwonił telefon na biurku. Beah zaklęła po nosem. Chwyciła

słuchawkę, warknęła „Beah Jenkinson, słucham” i po krótkiej chwili oddała
słuchawkę Finnowi.

- Eli. Mówi, że to ważne.
Nic nie może być ważniejsze od Beah. Do diabła z Summersem. Jej

miejsce jest tu, w Murphy International, przy nim. Jest jego i jak tylko
załatwi tę rozmowę, wybije jej z głowy wszelkie pomysły o odejściu.

- Eli, nie odbieram teraz telefonów – rzucił do słuchawki.
- To ja, Ben.
Finn zmarszczył czoło. Spojrzał na zegarek, szybko obliczył, że

w Hongkongu właśnie wybiła trzecia nad ranem. Dlaczego Ben dzwoni
o takiej porze? Boże, nie.

- Co jest, Ben? Piper?
Spojrzenia Finna i Beah spotkały się. Spostrzegł, że krew odpłynęła

z jej już i tak bladej twarzy.

- Jej stan się pogorszył – odrzekł Ben łamiącym się głosem.
Finn głośno wypuścił powietrze z płuc, nachylił się nad biurkiem,

przycisnął przycisk mikrofonu w aparacie.

- Beah jest tu ze mną. Rozmawiamy we trójkę. Powiedz, co się dzieje.
- Ostatnio Piper nie czuła się tak dobrze jak jeszcze kilka miesięcy

temu. Jest naprawdę słaba, ma bóle. Dzisiaj zawiozłem ją do onkologa.

background image

Zrobili jej tomografię. Są przerzuty. Wszędzie. Zostało jej mniej czasu, niż
myśleliśmy.

Czasu od samego początku i tak było niewiele.
Beah opadła na fotel. Miała łzy w oczach. Finn również poczuł

pieczenie pod powiekami. Usiłował coś powiedzieć, lecz słowa uwięzły mu
w gardle. Boże, myślał, to dlatego miłość jest taka zdradliwa. Taka
ryzykowna.

- Jak możemy ci pomóc? Czy możemy coś zrobić? Cokolwiek? –

zapytała Beah. Mówiła głosem opanowanym, chociaż łzy płynęły jej po
policzkach.

Ben milczał chwilę. W końcu przemówił:
- Jak wiecie, mieliśmy już niedługo przylecieć do Bostonu. Chcieliśmy

spędzić z wami tydzień przed ślubem. – Boże, całkiem zapomniałem o ich
ślubie, przeraził się Finn. – Nadal chcemy wziąć ślub, ale Piper jest zbyt
słaba, żeby podróżować. To będzie cicha uroczystość, tu w naszym
mieszkaniu. Strasznie mi przykro, ale musicie wszystko odwołać.

Finn przełknął ślinę, próbując zapanować nad wzruszeniem.
- Nie ma sprawy – odparł. – Chcesz, żebym przyleciał na ślub? –

zapytał.

- O Boże, tak. Siostra Piper też przyleci i zaproszę parę tutejszych

przyjaciół. – Głos Bena nabrał chrapliwych tonów. – Ale czy dasz radę
w tak krótkim czasie?

- Powiedz kiedy, a poruszę niebo i ziemię, aby tam dotrzeć.
- Pojutrze.
Aż tak szybko?
- Do zobaczenia, stary.

background image

Finn rozłączył się i otarł twarz dłońmi. Nie mógł uwierzyć, że Piper,

młodej, pełnej wigoru, odważnej, zostało tylko kilka miesięcy życia. Jak
Ben to zniesie? Jak ja to zniosę, zastanawiał się.

Ma dowód, dlaczego lepiej jest unikać miłości. Musi trzymać Beah na

dystans. Bo kiedy tracisz miłość, obojętnie, jaką formę przybrała, zostaje
z ciebie pusta skorupa. Głupotą było pragnąć odbudować i umacniać więź
między nim i Beah. Miłość zawsze kończy się stratą.

Beah chwyciła go za ramię. Finn otworzył oczy, napotkał jej pełne

współczucia spojrzenie.

- Tak mi przykro. Tak strasznie przykro – rzekła. – Zdaj się na mnie.

Zaraz zarezerwuję nam lot do Hongkongu, załatwię hotel.

Finn mocno zacisnął powieki. Jedyne, czego teraz potrzebował, to

zostać sam.

- Polecę sam – oświadczył.
Oczy Beah zrobiły się okrągłe ze zdumienia.
- Ale Finn… Nie możesz.
Finn odsunął się kilka kroków.
- Przeciwnie, mogę. Nie potrzebujesz ani Murphy International, ani

mnie. A skoro tak, ja nie potrzebuję, żebyś trzymała mnie za rączkę na
ślubie przyjaciela.

- To nie fair – szepnęła. – Nie prosiłeś mnie, żebym nie przechodziła do

Michaela, nie podałeś powodu, dlaczego mam zostać z wami. Dlaczego?

Finn walczył z przypływem paniki.
- Jesteśmy dobrzy tylko w łóżku. Łączy nas seks i nic więcej.
- Bzdury! – zawołała. – Doskonale wiesz, że to nieprawda. Gdybyś

podał mi rzetelny powód, dla którego powinnam zostać w firmie i przenieść
się do Bostonu, zrobiłabym to.

background image

Finn spojrzał na drzwi. Najchętniej by stąd uciekł. Natychmiast.

Nienawidził tego rodzaju rozmów naładowanych silnymi emocjami. Do
niczego nie prowadzą, zostawiają tylko głębsze urazy.

- Chcę cię mieć w Bostonie po to, aby uprawiać z tobą seks. Właściwie

do tego to się sprowadza.

Policzki Beah stały się czerwone, dłonie zacisnęły się w pięści. Spuściła

głowę. Finn nachylił się, zajrzał jej w twarz. Oczy miała pełne łez.

Zdusił w sobie pragnienie, by wziąć ją w ramiona.
Był w połowie drogi do drzwi, kiedy usłyszał cichy głos Beah:
- Zawsze chciałam od ciebie tylko jednego. Żebyś mnie kochał. –

Przystanął i odwrócił się. Beah patrzyła na niego oczami pełnymi miłości.
Serce omal mu nie pękło. – Dawniej i teraz pragnęłam, żebyś mnie kochał,
rozmawiał ze mną, może opierał się na mnie. Powiedziałam ci o propozycji
Michaela w nadziei, że będziesz mnie namawiał do zostania w Bostonie, że
spróbujemy stworzyć trwały związek. Ale ty tego nie chcesz.

Beah otarła łzy.
- Nie powinnam iść z tobą do łóżka, nie powinnam wpuścić cię

z powrotem do swojego życia. Bo ty się nie zmieniłeś. Owszem,
zmężniałeś, może wyprzystojniałeś, ale nie dojrzałeś. Nie w sprawach
najważniejszych. Wciąż masz deficyty emocjonalne, wciąż się boisz mnie
i uczuć, jakie w tobie wzbudzam.

Każde słowo Beah było jak policzek, każda łza jak cios prosto w serce.
- Odejdź – rzekła, prostując się. – Odejdź, bo w tym jesteś mistrzem.
- Co masz zamiar zrobić? – zapytał.
Musiał wiedzieć.
Beah uśmiechnęła się zimno.

background image

- Nie martw się. To, co zrobię albo czego nie zrobię, nie ma nic

wspólnego z tobą. Ty myślisz tylko, jak chronić siebie, reszta cię nie
obchodzi. Widzimy się w Hongkongu. Zrobię to dla Piper. Będę świadkiem
ich przysięgi.

- Nie chcę cię tam.
- Mało... mnie… to... obchodzi – wycedziła. – My i nasze relacje to

osobna sprawa. Teraz najważniejsi są Ben, Piper i ich ślub. – Pokazała
Finnowi drzwi. – Idź. Przecież chcesz. A po powrocie z Hongkongu zniknę
z twojego życia, zawodowego i prywatnego. Na zawsze.

Finn zdawał sobie sprawę, że nie może zabronić jej podróży do

Hongkongu. Gestem poddania się uniósł dłonie. Beah ma rację. Ślub Bena
z Piper nie ma nic wspólnego z nimi.

- Polecę samolotem firmy. Kierowca podjedzie po ciebie. Dam ci znać

esemesem, o której.

Beah wbiła w niego wzrok.
- Wolałabym już przepłynąć wpław ocean. – Wyminęła go, niby

przypadkiem wbijając mu łokieć w żołądek. – Do zobaczenia
w Hongkongu. Aha, jeszcze jedno. Kiedy tam będziemy, wyświadcz mi
przysługę.

Finn uniósł brwi w niemym pytaniu.
- Nie staraj się rozmawiać ze mną. Wszystko, co było do powiedzenia,

już sobie powiedzieliśmy.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Na widok miny Finna, gdy biegł korytarzem, wszyscy schodzili mu

z drogi. Dopadł do drzwi sali konferencyjnej, pchnął je i powiódł wzrokiem
po twarzach osób siedzących przy stole.

Pierwszy zareagował Garrick.
- Finn? Co się stało?
Finn opadł na najbliższe krzesło, zakrył twarz dłońmi.
- Co się dzieje? – Carrick powtórzył pytanie.
Finn milczał. Jak przez mgłę słyszał, że Carrick odprawia zebranych,

a kiedy Ronan podsunął mu pod nos kubek gorącej kawy, odepchnął jego
rękę.

- Co się stało? – dociekał mocno zaniepokojony Carrick.
- Odwołujemy ślub Bena z Piper. Jej stan nie pozwala na podróż do

Bostonu.

- Fatalna wiadomość, bardzo mi przykro – rzekł Carrick.
Gestem wyrażającym współczucie położył Finnowi dłoń na ramieniu.

Finn strząsnął jego rękę, zerwał się z krzesła. Potrzebował więcej
przestrzeni.

- Ile czasu jej zostało? – zapytał Ronan.
- Mniej niż sądziliśmy. Nie mogłem wypytywać o szczegóły. Wezmą

cichy ślub w Hongkongu. Obiecałem Benowi, że tam będę.

- Kiedy wyjeżdżasz? – zapytał Carrick. – Zawiadomię pilota, niech

załatwia formalności.

background image

- Jak najszybciej – odrzekł Finn. – Jadę do siebie po rzeczy i stamtąd na

lotnisko.

Carrick kiwnął głową, wyjął telefon i wystukał esemesa. Finn założył

ręce na kark, złapał spojrzenie Ronana. Współczucie, jakie dostrzegł
w oczach brata, tylko go zirytowało.

- Beah leci z tobą? – zapytał Ronan.
Finn parsknął gorzkim śmiechem. Serce zabiło mu mocniej. A już

myślał, że umarło.

- Skąd taki pomysł?
- Bo wspólnie organizowaliście ślub. Bo śpicie z sobą. Bo ją kochasz.

Bo nie chcemy, żebyś był sam – wyliczył Ronan tonem, jakiego zazwyczaj
używał w rozmowie z klientami.

Finn rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Łączy nas łóżko, nic więcej. Nie ekscytuj się.
Gdyby udało mu się uwierzyć w to, co mówi, może mógłby

funkcjonować bez Beah.

Ronan parsknął śmiechem, potem wzniósł oczy do nieba.
- Gadasz głupoty i doskonale wiesz o tym. Beah powinna być z tobą,

potrzebujesz jej.

- Nikogo nie potrzebuję! – ryknął Finn. – Dobrze mi samemu.
Carrick i Ronan wymienili spojrzenia, a Finn zastanawiał się, któremu

z braci pierwszemu dać w zęby. Czy to ważne? Owszem. Kontakt pięści ze
szczęką jednego albo drugiego poprawiłby mu nastrój.

- Nawet nie próbuj.
Głos Garricka brzmiał łagodnie, lecz rzeczowo. Finn chciał walnąć go

jeszcze mocniej.

background image

Nie miał jednak czasu wdawać się w bójkę z braćmi, a przede

wszystkim nie chciał wywołać sensacji, zjawiając się na ślubie z podbitym
okiem albo rozciętą wargą. Musiał odwrócić uwagę Carricka i Ronana od
siebie.

Trudno, rzuci im Beah na pożarcie.
- Beah zastanawia się nad przejściem do Michaela Summersa. – Żaden

z braci nie wyglądał na zaskoczonego, co jeszcze bardziej zezłościło
Finna. – Wiedzieliście?

Carrick wzruszył ramionami.
- Obiło się nam o uszy.
- I nic mi nie powiedzieliście?
- Jesteście rozwiedzeni – zauważył Ronan.
Wiem, idioto!
- Ale ciągle jeszcze jestem partnerem w firmie – odparował Finn.
- Usłyszałem o tym już w Londynie następnego dnia rano po kolacji

z Parisem Cummingsem – wyjaśnił Carrick. Przysunął sobie krzesło
i usiadł. – Miałem zamiar ci powiedzieć, ale tylko głupi by nie zauważył, że
spędziliście z Beah noc. Sprawiałeś wrażenie takiego szczęśliwego, że nie
chciałem psuć ci humoru.

- Postanowiliśmy ściągnąć Beah tutaj – wtrącił Ronan. – Sądziliśmy, że

pracując w Bostonie, zmieni zdanie i nie odejdzie.

Finn nie potrafił zrozumieć, że mówią o tym z takim spokojem.
- Dlaczego was to nie martwi?
Ronan uniósł filiżankę z kawą do ust.
- Szczerze mówiąc dziwiło mnie, że tak długo wytrzymała z nami. Jest

szanowaną specjalistką, ma wspaniałe kontakty. Klienci ją uwielbiają. Jej

background image

odejście nie oznacza zerwania współpracy. Oznacza tylko zmianę sposobu
rozliczeń między nami.

- Jej miejsce jest tutaj, w firmie – oświadczył Finn.
Zastanawiał się, dlaczego się upiera. Przecież byłoby znacznie prościej

i łatwiej, gdyby Beah odeszła. Więzy między nimi zostałyby ostatecznie
przecięte.

- Jej miejsce jest przy tobie, nie w firmie – zauważył Carrick. – Firma

nie może wiązać jej rąk. Myślisz sercem, nie głową.

Oczywiście, że tak. Nigdy nic dobrego z tego nie wynikło. Ani dla

niego, ani dla Beah.

Czy kiedykolwiek wyciągnie z tego wnioski? W stosunkach z ludźmi

jest beznadziejny. Lepiej już być samemu. Sam całkiem dobrze sobie wtedy
radzi.

Zmęczyła go rozmowa. Spojrzał na Garricka.
- Pilot się odezwał?
Carrick spojrzał na ekran.
- Tak. Wszystko załatwione.
Finn kiwnął głową i ruszył do wyjścia. W drzwiach przystanął.
- W Hongkongu spędzę dwa, może trzy dni – oznajmił. – Po powrocie

pojadę do Aspen albo do Arapahoe Basin w Kolorado. Potrzebuję…

W oczach Ronana dostrzegł cień zawodu.
- Potrzebujesz Beah, ale ponieważ jesteś zbyt uparty, aby się do tego

przyznać, zamierzasz rzucić się na łeb na szyję w dół zbocza, aby poczuć,
że żyjesz. Prawdziwa wolność przychodzi z odwagą, bracie. Z decyzją,
czego chcesz, z dążeniem do celu. Niewykluczone, że drugi raz również
wam się nie uda, ale warto się przekonać.

background image

Finn nie potrzebował przygody emocjonalnej, potrzebował przygód

fizycznych. Woli skończyć z połamanymi rękami i nogami, a nie ze
złamanym sercem.

Beah opadła na fotel, obróciła się plecami do szklanej ściany. Miała

nadzieję, że jej tusz do rzęs jest wodoodporny nie tylko z nazwy. Usiłowała
skupić się na pracy – miała mnóstwo pilnych sprawach do załatwienia –
byle nie myśleć o tym, że Finn znowu odszedł.

Łzy strumieniem popłynęły jej po policzkach.
Przycisnęła ręce do brzucha, zgięła się wpół. Ale była głupia! Łudziła

się, że się zmienił, zmądrzał, dojrzał, że nareszcie jest gotów kochać ją tak,
jak tego potrzebowała.

Już to przerabiałaś, wyjdziesz z tego. Przeżyłaś śmierć mamy, odejście

ojca. Przeżyłaś miłość i rozstanie z Finnem.

Potrafisz. A nawet jeśli ci się wydaje, że nie dasz rady, musisz. Są

rzeczy, na które nie masz wpływu.

Musisz je przyjąć takimi, jakie są, i żyć dalej.
Beah wzięła głęboki oddech. Najchętniej położyłaby się skulona na

podłodze i płakała, ale przecież musi wyjść z biura z podniesioną głową,
nie wzbudzając podejrzeń, że Finn wyrwał jej serce z piersi i wyrzucił przez
okno, aby rozjechały je samochody.

Przez ostatnie tygodnie czuła się szczęśliwa, spełniona, kompletna.

Otwarta rana prawie się zasklepiła…

A teraz została rozerwana na nowo i była głębsza, boleśniejsza niż

przedtem.

„Chcę cię mieć w Bostonie po to, aby uprawić z tobą seks. Właściwie

do tego to się sprowadza”.

Drań! Co za bzdury!

background image

Finn potrzebował pretekstu do odejścia, do ucieczki. Gdy usłyszał

o propozycji Michaela Summersa i zaraz potem odebrał telefon od Bena,
przeraził się. Wziął nogi za pas.

Beah czuła, jak wzbiera w niej wściekłość na Finna i na siebie samą.

Kiedy zmądrzejesz, kretynko?

Jesteś kobietą inteligentną, rozsądną, a przy nim kompletnie głupiejesz.

Dlaczego?

Miała o czym rozmyślać podczas szesnastogodzinnego lotu do

Hongkongu.

Keely przyglądała się przyjaciółce z oczami i nosem czerwonymi od

płaczu. Pragnęła objąć ją i utulić, znała jednak Beah na tyle dobrze, że
wiedziała, że teraz musi się wypłakać, a potem weźmie się w garść i ruszy
do przodu.

Tak postępują kobiety silne. Życie łamie im skrzydła, lecz one zawsze

znajdą sposób, aby poderwać się do lotu.

Z kieliszkiem wina usiadła obok Beah na kanapie. Otoczyła

przyjaciółkę ramieniem i pogratulowała sobie w myślach, że jej udało się
uniknąć tego stanu. Bo za dziesięć miesięcy albo dziesięć lat Dare
doprowadziłby ją do takiej samej rozpaczy.

Tęskniła za nim, ale kilka miesięcy uniesień nie jest warte tego bólu.

Doświadczenie nauczyło ją, że Dare prędzej czy później zmęczyłby się nią.
Za pół roku? Gdyby wytrzymał osiem miesięcy, byłby to rekord.

Seks, z początku cudowny i wyjątkowy, spowszedniałby mu, a jej silna

osobowość i dyktatorskie zapędy zaczęłyby go irytować. Miałby dość
ciągłych sprzeczek, cierpiałoby jego męskie ego.

Ona nie jest typem kobiety, z którą mężczyźni długo wytrzymują,

myślała. Oni potrzebują kobiet delikatniejszych, spokojniejszych,

background image

uleglejszych.

Ona nigdy taka nie będzie.
A więc pora się rozstać, zanim będzie za późno.
Beah sięgnęła po swój kieliszek, wypiła duży łyk wina, opuszkami

palców wytarła oczy.

- W ciągu ostatnich dni płakałam więcej niż… - zawahała się – niż

kiedy Finn oświadczył, że chce rozwodu.

Keely posłała jej ciepły uśmiech. Zrezygnowała z pouczenia jej, że

przeszłość jest najlepszą prognozą na przyszłość.

Mężczyźni zrywali z nią. Dare również ją rzuci.
Ale teraz nie będą rozmawiały o niej, tylko o Beah.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Tak mówią.
- Daj sobie trochę czasu. – Keely cofnęła rękę, podniosła nogi, stopy

oparła na brzegu stolika. – Byłaś w pracy po powrocie z Hongkongu?

Beah pokręciła głową.
- Zanim zdążyłam poprosić o kilka dni wolnego, Ronan przysłał mejla,

że dają mi urlop. Dwa zdania. Że ich brat to skończony dupek i że nie chcą
mnie ani widzieć, ani ze mną gadać przez przynajmniej tydzień.

- Miło z jego strony – stwierdziła Keely.
- Owszem. Zwłaszcza o tym dupku.
- Jak ślub?
- Słodko, czule, cudownie. Piper i Ben świata poza sobą nie widzą. Ona

wyglądała – Beah głos się załamał – cudownie. Ben wziął urlop, żeby z nią
być. To dobrze, prawda? Ucieszyli się, że przyjechaliśmy. Że ja
przyjechałam

- Jak Finn?

background image

Beah wzruszyła ramionami i usiadła głębiej, jak gdyby chciała uciec od

pytania.

- Przywitaliśmy się, potem robiliśmy to, co wychodzi nam najlepiej,

czyli ignorowaliśmy siebie nawzajem. – Beah podciągnęła nogi pod brodę,
ramionami objęła kolana. – Wieki cię nie widziałam. Kiedy wróciłaś
z Florydy?

- Przedwczoraj. Zła jestem na ciebie, że nie zadzwoniłaś. Wiesz, że

gdybyś mnie potrzebowała, przyleciałabym od razu.

Beah kiwnęła głową.
- Wiem. Ale bardzo chciałam pobyć sama.
Keely przechyliła głowę, spojrzała na Beah z ukosa.
- Czy któreś z was odwołało przygotowania do ślubu? – zapytała.
Beah wzruszyła ramionami.
- To sprawa Finna. Nie będę się w to angażować.
- Pytam, bo wczoraj przyszedł ktoś z cateringu i oglądał salę balową.
- Czyli nie kiwnął palcem. Jak go znam, zaszył się na jakimś odludziu.

Wygląda na to, że jednak ja muszę się tym zająć.

Keely spojrzała na zegarek.
- Dziś już nic nie zdziałasz.
- Jutro rano obdzwonię wszystkich. Cholerny Finn.
Beah dopiła swoje wino, potem wyjęła Keely kieliszek z ręki i wypiła

spory łyk.

- Jestem marną przyjaciółką – stwierdziła. – Nie mam pojęcia, co się

dzieje w twoim życiu. Jak Dare?

Na dźwięk tego imienia Keely poczuła ucisk w żołądku. Musi coś z tym

zrobić, pomyślała. Nie może tak reagować.

- Nie wiem. Zerwaliśmy – oznajmiła.

background image

Beah uniosła wysoko brwi.
- Dlaczego? – Keely nie miała ochoty wyjaśniać. Pragnienia jej i Beah

różniły się diametralnie. – Mów.

- Chciał więcej, niż byłam gotowa mu ofiarować – przyznała Keely

w końcu.

Naprawdę nie chciała o tym rozmawiać.
- Co takiego? – zapytała Beah ze złością.
- Powiedział, że nie może być tą jedną stroną walczącą o nas, wierzącą

w nasz potencjał jako pary. Aha, i ponieważ ja nie chcę spróbować,
znajdzie inną. W tej chwili pewnie przeprowadza casting na miłość swojego
życia.

W głosie Keely brzmiała nuta goryczy.
- I to cię wpienia, tak? – Beah wstała z sofy. – Na miłość boską, Keels.

O co ci chodzi?

Keely wzięła od Beah kieliszek, zanim przyjaciółka rozlała wino na

cenny perski dywan, dopiero potem odpowiedziała:

- Uważam, że podjęłam słuszną decyzję za nas oboje. Dare na pewno by

mnie zostawił. – Beah wpatrywała się w nią w milczeniu tak długo, że
Keely zaczęła się wiercić. – Tak jest lepiej.

- Jeśli Dare jest chociaż trochę podobny do mnie, to ma po dziurki

w nosie ludzi, którzy uważają się za wszystkowiedzących i decydują za nas,
jak mamy kochać. Kocham Finna i wiem, że byłoby nam dobrze razem.
Dare, inteligentny i dojrzały mężczyzna, chce być z tobą, ale ty i Finn
postanowiliście, że nie mamy w tej sprawie nic do powiedzenia, tak?
Powiem w imieniu Dare’a, pieprz się. I Finn też.

Keely oniemiała. Chciała być zła na Beah, ale nie mogła. Bo Beah

miała cholerną rację.

background image

- Arogancja, inteligencja i strach to zabójcza mieszanka – Beah

odezwała się ponownie. Oczy jej pałały ze złości.

Keely chciała coś powiedzieć, lecz Beah podniosła rękę, nakazując jej

milczenie.

- Nie mogę teraz z tobą rozmawiać. Kocham cię, ale jestem wściekła na

ciebie. Przynajmniej trzy czwarte tej wściekłości jest skierowane na Finna,
ale ty też znalazłaś się na linii strzału. Wyjdę, zanim powiem coś, co zburzy
naszą przyjaźń.

Po tych słowach Beah odwróciła się na pięcie. Keely wbiła wzrok w jej

plecy, zaskoczona, że nagle to ona stała się bohaterką wieczoru. Czuła się
w tej roli cholernie nieswojo.

Keely stała w holu luksusowego apartamentowca, podczas gdy

recepcjonista dzwonił do Dare’a z wiadomością, że ma gościa.

Może nie zechcieć jej widzieć…
Utrzymywali z sobą kontakt, ale esemesy i mejle były krótkie

i dotyczyły albo Mounton House, albo zbliżającej się aukcji. Dare wiedział,
że Keely się zgodziła, aby ślub Bena i Piper odbył się w sali balowej.

Musi go zawiadomić, że ślub jest odwołany, pomyślała Keely i szybko

wystukała esemesa, by nie spodziewał się czeku od Finna za wynajęcie sali.

Dare odpisał:
„Szkoda. Tyle pracy włożonej w przygotowania. Może znajdzie się

chętny na ich miejsce?”.

Zanim zdążyła dokładnie przeczytać wiadomość, przysłał następną:
„Pomyślałem, że ty i ja moglibyśmy skorzystać z okazji. I wziąć ślub”.
Rozwścieczona Keely – Dare wyraźnie drwił sobie z niej – wsiadła do

windy. Jak on może tak żartować? To wcale nie jest śmieszne.

background image

Drzwi widny rozsunęły się i Keely wparowała do mieszkania. Dare stał

przy oknie w salonie wpatrzony we wspaniały widok na cały Boston.

- Jak możesz wypisywać takie bzdury! – zawołała.
Ku swojemu przerażeniu poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Nie

wolno jej zdradzić przed nim, że małżeństwo jest jej najskrytszym
marzeniem. Mąż, ślub, obrączka, przysięga dozgonnej miłości… Jak on
śmie żartować z czegoś tak… tak ważnego, tak głębokiego?

- Masz na myśli propozycję ślubu? – zapytał Dare. Odwrócił się od

okna. Do Keely dotarło, jak bardzo za nim tęskniła. – Dlaczego to taki
bzdurny pomysł?

- Bo mnie nie kochasz. Nie chcesz spędzić reszty życia ze mną!
Dare nie ruszył się z miejsca, natomiast kąciki jego ust uniosły się

lekko.

- Skąd wiesz, Keely? Czy to nie kolejna z twoich głupich teorii, że nie

wytrzymam z tobą i cię rzucę?

- Przecież jestem nie do wytrzymania! – Keely opadła na najbliższą

sofę. – Jestem apodyktyczna, zarozumiała, roszczeniowa, uparta i…

Na kolanach poczuła dłonie Dare’a, w nozdrzach zapach jego wody

kolońskiej. Milczał. Gdy podniosła głowę, w jego oczach zobaczyła miłość,
czułość i lekkie rozbawienie.

- Uwielbiam twój silny charakter, zadziorność, gotowość do walki

o słuszną sprawę. Widziałem cię w najlepszych i najgorszych chwilach.
Uwielbiam cię taką, jaka jesteś, ze wszystkimi twoimi zaletami i wadami.

Keely przerażona przygryzła dolną wargę.
- Dare – wybąkała – ja…
- Nie. – Pokręcił głową. – Wystarczy. Nie jestem naiwniakiem, Keels.

Doskonale zdaję sobie sprawę, kogo biorę. Chcę ciebie. Całą ciebie. Mam

background image

dość siły, aby ci powiedzieć, kiedy odpuścić, nie boję się stanąć z tobą
w szranki. Nie boję się ciebie. Kiedy to zaakceptujesz?

- Jeśli odejdziesz jak inni, nie wiem, czy to zniosę, Dare. Znaczysz dla

mnie więcej niż oni wszyscy razem wzięci – wyznała z bijącym sercem.

- Należę do tych, którzy się nie poddają, nie ustępują, gdy sprawy idą

źle. Mam dość twojego ciągłego odpychania mnie od siebie. – Ujął twarz
Keely w dłonie. – Kochaj mnie, pozwól mi kochać ciebie. Bądźmy
szczęśliwi. Bo życie bez ciebie to nie życie.

Keely przemknęło przez głowę, aby wstać i wyjść, lecz szybko

zrezygnowała z tego pomysłu. A jeśli zostanie? Jeśli jeszcze raz
zaryzykuje?

Dare uśmiechnął się. Chyba wyczuł, że jest bliska kapitulacji.
- Okej, zrobimy tak… - powiedział. – Powtórz za mną: Kocham cię,

Dare.

- Kocham cię, Dare.
- Dzięki Bogu. I jeszcze to: Weźmy ślub w sobotę w sali balowej

Mounton House, Dare.

- Weźmy ślub… - Nagle zamilkła. – Co takiego? Nie możemy…
- Dlaczego nie? Wszystko jest przygotowane. Ja kocham ciebie, ty

kochasz mnie. Oboje doskonale wiemy, że tylko odwlekamy to, co
nieuniknione. W ten sposób może nareszcie się przekonasz, że mam
dalekosiężne plany.

Keely własnym uszom nie wierzyła.
- Ja… Jezu… Dare?
- Odłóżmy rozmowę o ślubie na później, bo widzę, że twoja głowa

zaraz eksploduje, a teraz… - wstał, wsunął dłonie pod uda Keely, podniósł
ją i przytulił do piersi – teraz zajmiemy się czymś innym…

background image

W objęciach Dare’a poczuła się bezpieczna. Zarzuciła mu ręce na szyję,

przez koszulę pocałowała w ramię. Kiedy niósł ją do sypialni, odezwała się:

- Dare?
- Uhm?
- Kocham cię.
Gdy wymawiała te dwa słowa, czuła, jak ogarnia ją wewnętrzny spokój.

Nareszcie. Przez najbliższe sześćdziesiąt lat zamierzała często je powtarzać.

Przynajmniej sześćdziesiąt.
Dare czule pocałował czubek jej głowy.
- Ja też cię kocham, skarbie. Bardzo.
No, Keely, na co czekasz?
- Dare, czy weźmiesz ze mną ślub w sobotę? Na dobre i na złe?

Zostaniesz ze mną w zgodzie i niezgodzie, w zdrowiu i chorobie i tak dalej?

Objął ją jeszcze mocniej.
- Już myślałem, że nigdy nie zapytasz. Odpowiedź brzmi: Tak.

W Hongkongu i w każdej minucie po wylądowaniu w Stanach Finn

walczył z przemożnym pragnieniem, by pojechać do Beah i błagać
o jeszcze jedną szansę. Ale to niemożliwe. Nie pasują do siebie. Ich
związek byłby katastrofą. To koniec.

Otrząsnął się z przygnębienia, zdusił w sobie rozpacz. Nie będzie

myślał o Beah, nie dziś, kiedy słońce świeci, niebo jest czyste, a śnieżny
puch nieskalany. Spędzi dwa dni w Kolorado, nacieszy się śniegiem
i samotnością, a kiedy poczuje się bardziej stabilnie, kiedy jego serce się
wzmocni, wróci do Bostonu i spróbuje zbudować sobie życie bez Beah.
Będzie to wymagało sporo wysiłku, ale jest wytrwały. Uda mu się.

Kiedyś.

background image

Nałożył gogle, odepchnął się i ruszył. Chciał być pierwszym, który

zostawi ślad na dziewiczym śniegu. Widząc, że wyprzedza go jakiś
snowboardzista, poczuł ducha rywalizacji. Nie pozwoli, by jakiś nastolatek
okazał się lepszy od niego. Przyspieszył, skręcił w prawo, chcąc wyminąć
chłopaka w skafandrze dokładnie tego samego koloru co oczy Beah…

Wystarczył ułamek sekundy dekoncentracji, by nartą zawadził o deskę.

Przekoziołkował, wiązania puściły. Finn, klnąc na czym świat stoi, usiłował
sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz przewrócił się na stoku.

Dziesięć lat temu? Piętnaście? Ale blamaż. Zdecydowanie nie chciał

dotrzeć na dół na czterech literach.

Nagle poczuł, że zamiast wytracać szybkość, przyspiesza, że śnieg go

niesie, że zatyka mu nos i usta…

Dotarła do niego cała groza sytuacji.
Lata, miesiące, wieki później zatrzymał się z twarzą w śniegu. Bolało

go całe ciało. Spróbował się podnieść na rękach, ale plecami uderzył
w twardą ścianę. Co jest, do diabła? Chciał wziąć głęboki oddech, lecz
wokół było bardzo mało powietrza. Miał wrażenie, że oddycha przez gruby
koc.

Koc z warstw śniegu usypanych przez lawinę. Niedobrze, pomyślał.

Przeraził się nie na żarty.

Chciał krzyknąć, ale uznał, że lepiej oszczędzać powietrze. W kurtce

miał zaszyty transponder. Grupa, z którą wyruszył, chyba się zorientuje, że
go nie ma. Postanowił, że najlepiej wyluzować, przestać myśleć…

Niewykonalne.
Przed sobą widział twarz Beah, śliczną, bladą, okoloną rudymi lokami

opadającymi na ramiona. Żałował…

Żałował, że nie dostał drugiej szansy. Że nie kochał jej tak, jak na to

zasługiwała. Że zmarnował dziesięć lat, usiłując chronić siebie. Że nie był

background image

odważniejszy, mądrzejszy, że nie przyjął miłości, jaką mu ofiarowywała.

Trochę za późno, głupku.
Ciemność wokół niego się zacieśniała. Zaczynał się dusić. Zdawał sobie

sprawę, że jego czas jest policzony. Za jedenaście minut zamieni się
w trupa…

Poruszył ręką, palcem narysował serce, wpisał w nie inicjały swoje oraz

Beah. Wiedział, że ona tego nie zobaczy, lecz chciał pozostawić jakiś znak
na ziemi, którą opuszcza.

I pochłonął go mrok.

W wynajętym samochodzie w drodze do szpitala Beah spojrzała na

Carricka i poprosiła:

- Powiedz to jeszcze raz.
- Porwała go lawina – wyjaśnił Carrick.
Trzymał dłoń na ramieniu Beah, mówił spokojnym głosem, nie

okazując zniecierpliwienia, że odkąd ponad pięć godzin temu wyruszyli
z Bostonu, już co najmniej dwudziesty raz powtarza to samo.

- Gdy go znaleziono, puls był niewyczuwalny, ale ratownikom udało się

przywrócić funkcje życiowe. Był skrajnie wyziębiony, ale dojdzie do siebie.

- Doszło do uszkodzenia mózgu z powodu niedotlenienia?
Beah już wiele razy zadawała to samo pytanie, znała odpowiedź, lecz

spokojne głosy Carricka i Ronana koiły jej nerwy.

- Dzisiaj było ciepło i włożył lżejsze ubranie. Wyziębienie spowolniło

metabolizm, zmniejszyło zapotrzebowanie mózgu na tlen. Poza tym Finn
jest w bardzo dobrej kondycji fizycznej i to ma ogromne znaczenie.

Beah spojrzała na swoje drżące dłonie i podrygujące kolano.
- Zamorduję…
- Razem to zrobimy – odezwał się Ronan.

background image

Uśmiechnął się ciepło do Beah. Prowadził, Joa siedziała obok niego. Na

tylnym siedzeniu, z drugiej strony Beah, siedziała Sadie. Dłoń położyła jej
na kolanie.

- Tylko bez oskarżeń, kazań, krzyków, dopóki Finn nie odzyska sił –

uprzedził Carrick.

W lusterku wstecznym Ronan złapał spojrzenie Beah. Przewrócił

oczami. Prawie mu się udało ją rozśmieszyć.

Nigdy w życiu nie była tak przerażona. Wiedziała, że nie będzie mogła

normalnie funkcjonować, dopóki nie zobaczy twarzy Finna, nie usłyszy
jego oddechu, pod dłonią nie poczuje bicia jego serca. Z tyłu głowy wciąż
czaiła się myśl, że umarł, że go straciła.

Wstrząsnął nią dreszcz.
Nie chce żyć w świecie bez Finna.
Ukryła twarz w dłoniach. Dojechali na miejsce. Gdy tylko Ronan

wyłączył silnik, Beah sforsowała kolana Sadie, wydostała się z samochodu
i nie oglądając się na pozostałych, pomknęła do szpitala.

Nie mogła czekać ani sekundy dłużej.
Wiedziała od Carricka, że Finn leży w pokoju dwieście jeden.

Zignorowała windę, pobiegła na górę schodami. W korytarzu omal nie
zderzyła się z wózkiem pełnym środków czystości, potem prawie wpadła na
pielęgniarkę. Zatrzymała się dopiero przed drzwiami pokoju Finna.

Przez szybę patrzyła na jego bladą twarz, zamknięte oczy, sinawe wargi.

Zaniosła się płaczem.

Poczuła wokół siebie czyjeś ramiona.
- Nie płacz, kochanie – Ronan szepnął jej do ucha.
Uniosła głowę.
- Nie pozwól mu umrzeć, Ro. Błagam.

background image

Carrick objął ją w talii, otworzył drzwi i podprowadził do łóżka. Ujął jej

dłoń i położył na sercu Finna.

- Czujesz? Spójrz na monitor. On tylko śpi.
Beah oparła głowę na piersi Finna i załkała.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Tydzień później…

Wiedząc, że Beah rano wylądowała na lotnisku Logan International,

Finn przyjechał do Mounton House godzinę przed ślubem Keely
z Dare’em. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie jest ani odpowiedni
czas, ani odpowiednie miejsce, ale miał dość czekania…

Kiedy obudził się w szpitalu, wśród witających powracającego

z zaświatów bohatera brakowało rudowłosej Angielki. Bracia powiedzieli
mu, że przyjechała z nimi do szpitala, że płakała z twarzą przytuloną do
jego piersi, że potem zamęczała lekarzy pytaniami o urazy, ewentualne
uszkodzenie mózgu i rekonwalescencję. Kiedy usłyszała, że rokowania na
pełny powrót do zdrowia są jak najlepsze, poleciała do Londynu.

Finn palcami przeczesał włosy. Żałował, że Beah nie została na miejscu.

W ciągu ostatniego tygodnia wydzwaniał do niej, nagrywał się na pocztę
głosową, a gdy nie odpowiadała na prośby – „Zadzwoń, na litość boską” –
zasypał ją gradem esemesów z błaganiem, aby się z nim skontaktowała.

W końcu przysłała dwuzdaniową odpowiedź:
„Cieszę się, że wyzdrowiałeś. To prawda, że Pan Bóg ma głupców

w opiece”.

Była na niego wściekła i nie żywił do niej pretensji. Miał szczęście

w nieszczęściu i planował jak najszybciej wybrać się znowu na narty. Nie
pozwoli, aby jakaś tam lawina zabiła jego pasję do sportu.

background image

Ale jeśli wróci w góry, to z braćmi i z kochanką, miał nadzieję, że

wtedy już żoną.

Bo Beah wciąż jest jego żoną. Jego serce bije dla niej.
Był głupi, że pozwolił jej odejść, wtedy i teraz. Będzie to sobie

powtarzał każdego dnia tygodnia, a w niedzielę nawet dwa razy.

Wbiegł po schodach prowadzących do drzwi frontowych i nacisnął

dzwonek. Po minucie drzwi otworzył mu Dare Seymour.

- Dobrze cię widzieć. Cieszę się, że lawina cię nie zabiła – rzekł na

powitanie.

Ja też, Finn odpowiedział w myślach, na głos zaś zapytał:
- Wolno ci być tutaj? No wiesz, pan młody nie powinien widzieć panny

młodej i podobne bzdury.

Dare uśmiechnął się szeroko.
- Wolno mi poruszać się na parterze, ale gdybym wszedł wyżej – głową

wskazał schody – Keely chyba by mnie zabiła. Szukasz Beah? – Finn
kiwnął głową. – Jest z Keely. Tymi schodami, drugie drzwi po prawej.

Przed drzwiami pokoju Keely Finn przystanął, wygładził klapy

smokingu. Zbliżał się moment decydujący o całym jego przyszłym życiu.
Musi znaleźć właściwe słowa, powiedzieć to, co Beah chce usłyszeć…

Nie schrzań tego, Murphy.
Zapukał i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. Cztery pary

oczu – w pokoju znajdowały się makijażystka, fryzjerka, Keely i jej siostra
Joa – jednocześnie zwróciły się w jego stronę.

Keely ruchem głowy wskazała, aby się odwrócił.
Beah, ubrana w miękko układającą się srebrnoszarą sukienkę do ziemi,

uczesana w luźny kok, stała przy ścianie obok sukni ślubnej o bardzo
wyszukanym kroju.

background image

Wyglądała tak cudownie, że dech mu zaparło. W jej oczach jednak czaił

się smutek. To musi się zmienić. Natychmiast!

Beah przeniosła wzrok z Finna na Keely, potem znowu na Finna.

Przygryzła wargę.

- Dlaczego tu przyszedłeś? – zapytała.
- Od wielu dni usiłuję z tobą porozmawiać, ale nie odbierasz telefonu –

odparł.

- Jeśli chciałeś ze mną porozmawiać, mogłeś wsiąść w samolot

i przylecieć.

No no.
- Gdyby lekarze wypuścili mnie ze szpitala, na pewno bym tak zrobił. –

Beah zmrużyła oczy, jak gdyby się zastanawiała, czy mówi prawdę.

Nie kłamał. Wyszedł ze szpitala dopiero wczoraj, po tym jak

kategorycznie oświadczył, że ma ślub, na którym musi być obecny. Wciąż
czuł się obolały i otumaniony.

- Porozmawiajmy, Bee – poprosił najłagodniejszym tonem, na jaki

potrafił się zdobyć.

Beah spojrzała pytająco na Keely.
- Idź – rzekła Keely z uśmiechem. – Tylko pilnuj zegarka. Dare

zagroził, że przyjdzie tu i ściągnie mnie ze schodów, jeśli spóźnię się choć
minutę.

Finn spojrzał na dawną przyjaciółkę z jednym okiem umalowanym,

drugim jeszcze nie.

- Jest w holu. Chodzi tam i z powrotem. Nie może się doczekać, kiedy

weźmiecie ślub. Wyglądasz obłędnie, Keels.

- Kłamca – prychnęła Keely. – Dopiero będę. Zabierz stąd swoją żonę.
- Nie jestem jego żoną – obruszyła się Beah.

background image

Nie chcąc zaczynać kłótni przy znajomych, Finn otworzył drzwi

i gestem zaprosił Beah, aby szła przodem. Kiedy w końcu zdecydowała się
opuścić pokój, wyszedł za nią i zamknął drzwi.

- Nie jestem. Twoją. Żoną – oświadczyła.
- W obliczu prawa może nie, ale w mojej głowie i sercu tak – odparł

Finn. – Kocham cię, Beah, i chcę wziąć z tobą ślub. Gdziekolwiek,
jakkolwiek. – Oniemiała. – Ale jeśli ty nie chcesz brać ślubu ani nawet
mieszkać razem ze mną, jeśli chcesz zostać w Londynie i widywać się,
kiedy będziesz miała czas, dostosuję się. Nie jestem dumny. Będę z tobą na
twoich warunkach.

To nie będzie idealne rozwiązanie, ale czy ma wybór? Alternatywą

byłoby nie widywać jej w ogóle. Co byłoby nie do przyjęcia.

Beah uniosła rękę, jak gdyby chciała odsunąć od siebie jego propozycję.
- Odszedłeś ode mnie – rzekła. – Po raz drugi.
- I gdybym mógł dać sobie kopa, to bym to zrobił. Przeraziłem się. Ty

mnie przerażasz. – Beah wbiła wzrok w noski srebrnych pantofli. – Wiesz,
co przeraża mnie jeszcze bardziej?

Zamilkł i czekał, aż Beah podniesie głowę. Gdy to zrobiła, opuszką

kciuka przeciągnął po jej dolnej wardze.

- Perspektywa, że już nigdy nie pocałuję twoich ust, już nigdy nie

usłyszę twojego śmiechu, że już zawsze będę spał w pustym łóżku. Że będę
wiódł życie bez ciebie. To mnie śmiertelnie przeraża.

Beah chciała się odezwać, lecz pokręcił głową. Musiał wyrzucić

z siebie wszystko, co miał jej do powiedzenia.

- Pod śniegiem nie mogłem się ruszyć, ale jeden obraz towarzyszył mi

do końca, do chwili, kiedy straciłem przytomność. Twoja twarz. Ogarnął
mnie tak rozpaczliwy żal, takie poczucie winy, że straciliśmy tyle czasu, że

background image

mogliśmy dzielić życie i miłość, mieć dzieci. Na granicy śmierci człowiek
uświadamia sobie, czego najbardziej pragnie od życia.

Oczy Beah rozbłysły nadzieją.
- Czyli czego?
- Ciebie. Ty jesteś wszystkim. Reszta mojego życia to ty. – Finnowi głos

się łamał. Beah jest jego światem. – Spróbujmy znaleźć sposób, żeby razem
ruszyć do przodu. Nie żartowałem, że jestem gotowy przyjąć to, co
zechcesz mi ofiarować.

Beah złożyła dłonie jak do modlitwy i podniosła do ust. Odeszła kilka

kroków dalej. Finn poczuł, że gaśnie w nim nadzieja. Beah zbyt wiele
myśli, pozwala, aby rozum dominował nad sercem. Przeraził się, że
dostanie kosza trzy kwadranse przed ślubem Keely i Dare’a.

Do diabła!
- Nadal chcę odejść z firmy i dołączyć do Michaela Summersa –

oznajmiła.

Finnowi było wszystko jedno, czy zamierza ubiegać się o urząd

prezydenta, czy zostać gospodynią domową. Może robić, co jej się podoba.

- I chcę zatrzymać mieszkanie w Londynie, bo będę bywać tam

w sprawach zawodowych – ciągnęła jak gdyby w zamyśleniu.

Finn zaczynał tracić cierpliwość.
– Kochasz mnie czy nie? – wypalił.
- Może – Beah odrzekła z uśmiechem. – Może miłość do ciebie

sprawiła, że w szpitalu w Kolorado zachowywałam się tak, jak gdybym
straciła rozum. Przestraszyłam się, że gdy ciebie zabraknie, mój świat się
rozsypie.

Finna ogarnął wstyd.

background image

- Ogromnie mi przykro. Jeśli mi pozwolisz, przez resztę życia będę się

starał ci to wynagrodzić.

Beah nareszcie wyciągnęła rękę, aby go dotknąć. Położyła mu dłoń na

sercu.

- Nie musisz – rzekła. – Ja pragnę tylko tego.
- Mojego serca? – Skinęła głową, a wtedy Finn nakrył jej dłoń swoją

dłonią. – Zawsze je miałaś, moja droga, tylko ja byłem za głupi, aby to
zrozumieć.

Beah zamrugała powiekami, usiłując odpędzić łzy.
- Mam dwa warunki niepodlegające dyskusji.
Aha, pomyślał Finn, koniec ze sportami ekstremalnymi. Trudno,

przyrzekł spełnić każde jej żądanie.

- Chcę wziąć ślub, ale tym razem w kościele, przed księdzem,

w bajecznej sukni, z orszakiem druhen, kwiatami i całą resztą.

Nie ma sprawy. W końcu on chce tego samego.
Kiwnął głową na znak, że się zgadza.
- Coś jeszcze?
- Musimy więcej rozmawiać. Poznawać siebie nawzajem. Każdego dnia

i w każdy możliwy sposób.

- Postaram się. My się postaramy. Obiecuję się poprawić. Coś jeszcze?
Zamiast stawiać kolejne żądania, Beah posłała mu uśmiech pełen

słodyczy, czułości i miłości.

- Kocham cię, Finn. Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo.
Wargami musnął jej wargi, potem oparł czoło o jej czoło.
- Ja ciebie też kocham, Beah. Przepraszam, że byłem takim idiotą.
Chichot Beah był piekielnie seksowny.

background image

- Wybaczam ci, ale jeśli jeszcze raz wytniesz mi podobny numer,

uduszę cię własnymi rękami.

Finn odsunął się odrobinę. Skoro ona o to nie prosi, sam zaproponuje.
- Jeśli bardzo chcesz, przestanę uprawiać sporty ekstremalne. Jeśli to

ma ci zagwarantować spokój, przestanę uganiać się za podnoszącymi
adrenalinę przygodami. Ty jesteś moją największą przygodą.

Beah pokręciła głową.
- Nie zamierzam prosić cię, żebyś przestał – odparła. – Nie chcę

odbierać ci czegoś, co kochasz. Zniosę twoją pasję, proszę tylko, żebyś
bardziej uważał. Kochaj to, co robisz, ale mnie kochaj na tyle mocno, aby
zawsze do mnie wracać.

Czuł się tak, jakby wygrał wszystkie loterie świata. Objął Beah,

przytulił, pocałował w czubek głowy. Łzy paliły go pod powiekami. Miłość
do Beah będzie największą radością i zaszczytem w jego życiu.

- Wyjdziesz znowu za mnie, Beah Jenkinson-Murphy? – zapytał głosem

schrypniętym ze wzruszenia.

- Owszem – odparła – ale nie dzisiaj. Dzisiaj wydajemy za mąż moją

najlepszą przyjaciółkę.

Beah wspięła się na palce, pocałowała go, potem kciukiem starła

szminkę z jego warg.

- Bardzo pragnę zostać teraz z tobą, ale Keely mnie potrzebuje.
- Wiem. Widzimy się na dole?
Beah kiwnęła głową, uścisnęła dłoń Finna i ruszyła korytarzem. Finn

odprowadził ją wzrokiem.

Serce przepełniało mu szczęście. Jego żona znowu jest jego żoną.

background image

EPILOG

Beah spojrzała na tablicę świetlną nad głową Ronana. Trwająca dwa dni

aukcja kolekcji Isabel przyniosła prawie pół miliarda dolarów.

No nie! Ładna sumka.
Keely i Joa będą musiały zdecydować, jak rozdzielą pieniądze, ale

obiecały wesprzeć badania nad rakiem, za co Beah była im niewymownie
wdzięczna.

Carrick i Sadie razem z Ronanem i Joą stali na podium. Joa ruchem

głowy przywoływała siostrę, Ronan szukał wzrokiem Finna. Beah
z uśmiechem patrzyła, jak Finn wbiega po schodkach i dołącza do braci.
Sprawiał wrażenie szczęśliwego i zadowolonego. W zgodzie z samym sobą.

Wiedziała, że to w dużej mierze jej zasługa.
W pewnej chwili Finn, który nie lubił być w centrum zainteresowania,

zszedł z podium i wmieszał się w tłum. Miała nadzieję, że będzie jej szukał.
Chciała przeżywać te niewiarygodne chwile razem z nim.

Dla niej były to ostatnie chwile w Murphy International.
Czuła smutek zmieszany z radosnym podnieceniem. Obojętnie, dokąd

zaprowadzi ją kariera zawodowa, zawsze będzie wracać do Finna. To przy
nim jest jej miejsce…

Carrick postukał w mikrofon, gwar uciszył się.
- W imieniu braci i swoim własnym chciałbym podziękować Joi Jones

i Keely Matthews-Seymour za powierzenie zorganizowania aukcji kolekcji
Isabel Mounton-Matthews właśnie nam. To dla nas ogromny zaszczyt.

background image

Aukcja przyniosła rekordowe zyski. Z dumą ogłaszamy, że udało nam się
zebrać znaczną sumę na rzecz organizacji charytatywnych.

Beah poczuła dłonie Finna na biodrach, potem na brzuchu. Odchyliła

się i oparła plecami o jego tors. Uniosła głowę, napotkała spojrzenie
pięknych zielonozłotych oczu. Finn pocałował czubek nosa ukochanej,
potem ustami dotknął jej ust.

- Cześć, moja piękna.
- Cześć.
Carrick chrząknął. Beah znowu spojrzała na podium.
- Ostatnie miesiące były dla wszystkich pracowników Murphy

International mordercze i chciałbym z tego miejsca podziękować im za ich
ciężką pracę.

Rozległy się gromkie oklaski, lecz Carrick gestem ręki uciszył salę.
- Ta aukcja zapisze się w annałach naszej firmy jako jedna

z najwspanialszych nie tylko z powodu rangi dzieł sztuki i sum, jakie
wylicytowano. Skarby Isabel wniosły w życie wielu z nas coś więcej. Keely
ku zaskoczeniu wszystkich wyszła za mąż za prawnika Isabel. Ronan i Joa
stworzyli kochającą rodzinę dla jego synków. Ja zatrudniłem Sadie, aby
potwierdziła autentyczność płótna Winslowa, a ona nie tylko zgodziła się
zostać moją żoną, ale jak widzicie, wkrótce obdarzy mnie nowym
członkiem klanu Murphych. Klan Murphych powiększa się szybko,
bowiem Finn nie może się doczekać ponownego ślubu z Beah Jenkinson.

- Oj nie mogę – Finn mruknął Beah do ucha.
- Wznoszę toast za Isabel i jej niewiarygodną kolekcję – rzekł Carrick

i wziął kieliszek szampana ze srebrnej tacy, którą podsunęła mu kelnerka.

Finn pocałował włosy Beah.
- Na zdrowie, skarbie. Kocham cię.
Beah obróciła się w jego ramionach.

background image

- Ja kocham cię bardziej. Dołączymy do rodziny? – zapytała.
Finn z uśmiechem pełnym miłości kiwnął głową.
- Mamy ogromne szczęście, prawda, Bee?
Prawda. On jest urzeczywistnieniem moich marzeń, pomyślała Beah.

Wiedziała, że ani ona ani Finn nie zmarnują nawet sekundy ich nowego
wspólnego życia.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
EPILOG


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
03 Międzynarodowe kartele
03 Międzynarodowe kartele warunkujące rozwój III Rzeszy
analiza cen uslug stacjonarnego internetu 03 2012
interna0 03 2012
Krzyzowka do Internetu 03 2010
interna0 03 2012
interna 03 1
03 Międzynarodowe kartele
03 Międzynarodowe kartele warunkujące rozwój III Rzeszy
Joss Wood Love in Boston 01 Gorąca przyjaźń
Joss Wood Nad zatoka w Sydney
Joss Wood Wspaniałe trzy tygodnie
Interna 26.03.2014, weterynaria, 4 rok, notatki 2014
Międzynarodowe stosunki polityczna 9 03 13

więcej podobnych podstron