background image

 
Abecadło  
Julian Tuwim 
 
 Abecadło z pieca spadło, 
 O ziemię się hukło, 
 Rozsypało się po kątach, 
 Strasznie się potłukło: 
 I -- zgubiło kropeczkę, 
 H -- złamało kładeczkę, 
 B -- zbiło sobie brzuszki, 
 A -- zwichnęło nóżki, 
 O -- jak balon pękło, 
 aż się P przelękło. 
 T -- daszek zgubiło, 
 L -- do U wskoczyło, 
 S -- się wyprostowało, 
 R -- prawą nogę złamało, 
 W -- stanęło do góry dnem 
 i udaje, że jest M. 
 
 
Julian Tuwim 
Słoń Trąbalski 
 
Był sobie słoń wielki - jak słoń. 
 Zwał się ten słoń Tomasz Trąbalski. 
 Wszystko, co miał, było jak słoń! 
 Lecz straszny był Zapominalski. 
 
 Słoniową miał głowę i nogi słoniowe, 
 I kły z prawdziwej kości słoniowej, 
 I trąbę, którą wspaniale kręcił, 
 Wszystko słoniowe - oprócz pamięci. 
 
 Zaprosił kolegów słoni na karty 
 Na wpół do czwartej. 
 Przychodzą - ryczą: "Dzień dobry, kolego!" 
 Nikt nie odpowiada, 
 Nie ma Trąbalskiego. 
 Zapomniał! Wyszedł! 
 
 Miał przyjść do państwa Krokodylów 
 Na filiżankę wody z Nilu: 
 Zapomniał! Nie przyszedł! 
 
 Ma on chłopczyka i dziewczynkę, 
 Miłego słonika i śliczną słoninkę. 
 Bardzo kocha te swoje słonięta, 
 Ale ich imion nie pamięta. 
 Synek nazywa się Biały Ząbek, 
 A ojciec woła: "Trąbek! Bombek!" 
 Córeczce na imię po prostu Kachna, 
 A ojciec woła: "Grubachna! Wielgachna!" 
 
 Nawet gdy własne imię wymawia, 
 Gdy się na przykład komuś przedstawia, 
 Często się myli Tomasz Trąbalski 
 I mówi: "Jestem Tobiasz Bimbalski". 

 
 Żonę ma taką - jakby sześć żon miał! 
 (Imię jej: Bania, ale zapomniał), 
 No i ta żona kiedyś powiada: 
 "Idź do doktora, niechaj cię zbada, 
 Niech cię wyleczy na stare lata!" 
 
 Więc zaraz poszedł - do adwokata. 
 Potem do szewca i rejenta. 
 I wszędzie mówi, że nie pamięta! 
 
 "Dobrze wiedziałem, lecz zapomniałem, 
 Może kto z panów wie czego chciałem?" 
 
 Błąka się, krąży, jest coraz później, 
 Aż do kowala trafił, do kuźni. 
 Ten chciał go podkuć, więc oprzytomniał, 
 Przypomniał sobie to co zapomniał! 
 
 Kowal go zbadał, miechem podmuchał, 
 Zajrzał do gardła, zajrzał do ucha, 
 Potem opukał młotem kowalskim 
 I mówi: "Wiem już, panie Trąbalski! 
 Co dzień na głowę wody kubełek 
 oraz na trąbie zrobić supełek". 
 I chlust go wodą! Sekundę trwało 
 I w supeł związał trąbę wspaniałą! 
 
 Pędem poleciał Tomasz do domu. 
 Żona w krzyk: "Co to?!" - "Nie mów nikomu! 
 To dla pamięci!" - "O czym?" - "No ... chciałem..." 
 - "Co chciałeś?" - "Nie wiem! Już zapomniałem!" 
 
 
 
Bambo  
Julian Tuwim 
 
 Murzynek Bambo w Afryce mieszka , 
 czarną ma skórę ten nasz koleżka. 
 
 Uczy się pilnie przez całe ranki 
 Ze swej murzyńskiej pierwszej czytanki. 
 
 A gdy do domu ze szkoły wraca , 
 Psoci, figluje - to jego praca. 
 
 Aż mama krzyczy: "Bambo, łobuzie!' 
 A Bambo czarną nadyma buzię. 
 
 Mama powiada: "Napij się mleka" 
 A on na drzewo mamie ucieka. 
 
 Mama powiada :"Chodź do kąpieli", 
 A on się boi że się wybieli. 
 
 Lecz mama kocha swojego synka. 
 Bo dobry chłopak z tego murzynka 

background image

 
 Szkoda że Bambo czarny , wesoły 
 nie chodzi razem z nami do szkoły. 
 
 
Tuwim Julian 
Dyzio marzyciel 
 
Położył się Dyzio na łące,  
Przygląda się niebu błękitnemu  
I marzy:  
"Jaka szkoda, że te obłoczki płynące  
Nie są z waniliowego kremu...  
A te różowe -  
Że to nie lody malinowe...  
A te złociste, pierzaste -  
Że to nie stosy ciastek...  
I szkoda, że całe niebo  
Nie jest z tortu czekoladowego...  
Jaki piękny byłby wtedy świat!  
Leżałbym sobie, jak leżę,  
Na tej murawie świeżej,  
Wyciągnąłbym tylko rękę  
I jadł... i jadł... i jadł...". 
 
Okulary  Julian Tuwim 
 
 Biega, krzyczy pan Hilary: 
 "Gdzie są moje okulary?" 
 Szuka w spodniach i w surducie, 
 W prawym bucie, w lewym bucie. 
 Wszystko w szafach poprzewracał, 
 Maca szlafrok, palto maca. 
 
 "Skandal! - krzyczy - nie do wiary! 
 Ktoś mi ukradł okulary!" 
 Pod kanapą, na kanapie, 
 Wszędzie szuka, parska, sapie! 
 Szuka w piecu i w kominie, 
 W mysiej dziurze i w pianinie. 
 Już podłogę chce odrywać, 
 Już policję zaczął wzywać. 
 Nagle zerknął do lusterka... 
 Nie chce wierzyć... Znowu zerka. 
 Znalazł! Są! Okazało się, 
 Że je ma na własnym nosie. 
 
Julian Tuwim  
Zosia – Samosia 
 
Jest taka Zosia,  
Nazwano ją Zosia-Samosia,  
Bo wszystko "Sama! Sama! Sama!"  
Ważna mi dama!  
Wszystko sama lepiej wie,  
wszystko sama robić chce,  
Dla niej szkoła, książżka, mama  
nic nie znaczą - wszystko sama!  
Zjadła wszystkie rozumy,  

Więc co jej po rozumie?  
Uczyć się nie chce - bo po co,  
Gdy sama wszystko umie?  
A jak zapytać Zosi:  
- Ile jest dwa i dwa?  
- Osiem!  
- A kto był Kopernik?  
- Król!  
- A co nam Śląsk daje?  
- Sól!  
- A gdzie leży Kraków?  
- Nad Wartą!  
- A uczyć się warto?  
- Nie warto!  
Bo ja sama wszystko wiem  
i śniadanie sama zjem,  
I samochód sama zrobię  
I z wszystkim poradzę sobie!  
Kto by się tam uczył, pytał,  
Dowiadywał sie i czytał,  
Kto by sobie głowę łamał,  
Kiedy mogę sama, sama!  
- Toś ty taka mądra dama?  
A kto głupi jest!  
- Ja sama! 
 
Julian Tuwim  
O Grzesiu kłamczuchu i jego cioci 
 
- Wrzuciłeś Grzesiu list do skrzynki, jak prosiłam?  
 - List, proszę cioci? List? Wrzuciłem, ciociu miła!  
 - Nie kłamiesz, Grzesiu? Lepiej przyznaj się kochanie!  
 - Jak ciocię kocham, proszę cioci, że nie kłamię!  
 - Oj, Grzesiu kłamiesz! Lepiej powiedz po dobroci!  
 - Ja miałbym kłamać? Niemożliwe, proszę cioci!  
 - Wuj Leon czeka na ten list, więc daj mi słowo.  
 - No, słowo daję! I pamiętam szczegółowo:  
 List był do wuja Leona,  
 A skrzynka była czerwona,  
 A koperta...no, taka... tego...  
 Nic takiego nadzwyczajnego,  
 A na kopercie - nazwisko  
 I Łódz... i ta ulica z numerem,  
 I pamiętam wszystko:  
 Że znaczek był z Belwederem,  
 A jak wrzucałem list do skrzynki,  
 To przechodził tatuś Halinki,  
 I jeden oficer też wrzucał,  
 Wysoki - wysoki,  
 Taki wysoki, że jak wrzucał, to kucał,  
 I jechała taksówka... i trąbił autobus,  
 I szły jakieś trzy dziewczynki,  
 Jak wrzucałem ten list do skrzynki...  
 Ciocia głową pokiwała,  
 Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia:  
 - Oj, Grzesiu, Grzesiu!  
 - Przecież ja ci wcale nie dałam  
 - Żadnego listu do wrzucenia!... 

background image

 
Tuwim Julian 
Idzie Grześ 
 
Idzie Grześ  
Przez wieś,  
Worek piasku niesie,  
A przez dziurkę  
Piasek ciurkiem  
Sypie się za Grzesiem.  
 
"Piasku mniej -  
Nosić lżej!"  
Cieszy się głuptasek.  
Do dom wrócił,  
Worek zrzucił,  
Ale gdzie ten piasek?  
 
Wraca Grześ  
Przez wieś,  
 
Zbiera piasku ziarnka.  
Pomaluśku,  
Powoluśku,  
Zebrała się miarka.  
 
Idzie Grześ  
Przez wieś,  
Worek piasku niesie,  
 
A przez dziurkę  
Piasek ciurkiem  
Sypie się za Grzesiem...  
I tak dalej... i tak dalej... 
 
Tuwim Julian 
 
Pan Maluśkiewicz i wieloryb 
 
Był sobie pan Maluśkiewicz  
Najmniejszy na świecie chyba.  
Wszystko już poznał i widział  
Z wyjątkiem wieloryba.  
 
Pan Maluśkiewicz był - tyci,  
Tyciuśki jak ziarnko kawy,  
A oprócz tego podróżnik,  
A oprócz tego ciekawy.  
 
Więc nie można się dziwić,  
Że ujrzeć chciał wieloryba,  
Bo wieloryb jest przeogromny,  
Największy w świecie chyba.  
 
Pan Maluśkiewicz wesoły,  
Że mu się podróż uśmiecha,  
Zrobił sobie z początku  
Łódkę z łupinki orzecha.  
 

A żeby miękko mu było,  
Dno łódki watą posłał,  
Potem z jednej zapałki  
Wystrugał cztery wiosła.  
 
Zabrał worek z jedzeniem,  
Namiot i wina beczkę,  
Rower i różne narzędzia -  
Wszystko na tę łódeczkę.  
 
Gramofon, radio, armatę,  
Strzelbę, nabojów skrzynkę,  
Futro, ubrania, bieliznę -  
Wszystko na tę łupinkę.  
 
Bo wszystko było malusie,  
Tyriuchne, tyciutymeczkie,  
Bo przecież sam Maluśkiewicz  
Był tyciuteńkim człowieczkiem.  
 
Wziął łódeczkę pod pachę,  
Wsiadł w samolot motyli  
I powiedział: - Do Gdyni! -  
Po godzinie - już byli.  
 
Zameldował się w porcie  
U pana kapitana:  
- Czy jest miejsce na morzu?  
- Wystarczy, proszę pana! -  
 
Więc się pan Maluśkiewicz  
 
Zaraz puścił na fale.  
Płynie sobie i płynie  
Coraz dalej i dalej.  
 
Morze ciche, spokojne  
I gładziutkie jak szyba,  
Ale jakoś nie widać,  
Nie widać wieloryba.  
 
Wiosłuje jednym wiosłem,  
Dwoma, trzema, czterema...  
Już dwa tygodnie płynie,  
A wieloryba nie ma.  
 
Wola: - Cip-cip, wielorybku!  
Gdzie ty jesteś, rybeńko?  
Pokaż mi się choć tylko  
Tyciutko, tyciuteńko... -  
 
Już dwa miesiące płynie,  
A wieloryba nie ma,  
Aż się zmęczył biedaczek  
I coraz częściej drzemał.  
 
O, z jaką by się rozkoszą  
Na lądzie wreszcie wyspał!  

background image

 
Aż któregoś dnia patrzy,  
A przed nim jakaś wyspa.  
 
Wziął łódeczkę pod pachę,  
Wszedł na wyspę bezludną -  
"Odpocznę - myśli - i wrócę!  
Jak go nie ma, to trudno."  
 
Pojeździł sobie po wyspie  
Rowerem na wszystkie strony,  
Trzy dni był w tej podróży  
I wrócił bardzo zmęczony.  
 
Nastawił sobie gramofon,  
Popił, potańczył, pośpiewał,  
Zabił komara z armaty  
I chce spać, bo już ziewał.  
 
Trzeba namiot ustawić,  
Zabiera się do dzieła,  
Wbija gwoździe do ziemi -  
Nagle... wyspa... kichnęła!!!  
 
Kichnęła i tak ryknęła:  
- A to znów sprawka czyja?  
Jaki to śmiałek gwoździe  
W nos wieloryba wbija?!  
 
- Wieloryb?! - (Pan Maluśkiewicz  
Tak się na cały głos drze.)  
- Nie wieloryb, głuptasie,  
Lecz jego lewe nozdrze.  
 
Pod wodą jestem, rozumiesz?  
Ciesz się, żeś cało uszedł!  
- A wyspa? - Jaka znów wyspa?  
To mego nosa koniuszek! -  
 
Zatrząsł się pan Maluśkiewicz!  
- Kto mnie tu znowu łechce?  
- Nie łechcę, tylko się trzęsę  
I już cię widzieć nie chcę! -  
 
Wziął łupinkę pod pachę,  
Zaraz do morza się rzucił,  
Szybko popłynął do Gdyni  
I do Warszawy powrócił.  
 
Teraz, gdy kto go zapyta,  
Czy widział już wieloryba,  
Nosa do góry zadziera  
I odpowiada: - No chyba... 
 
 
 
 
 
 

Spóźniony słowik  
Julian Tuwim 
 
 Płacze pani Słowikowa w gniazdku na akacji, 
 Bo pan Słowik przed dziewiątą miał być na kolacji, 
 Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma, 
 A już jest po jedenastej - i Słowika nie ma! 
 
 Wszystko stygnie: zupka z muszek na wieczornej rosie, 
 Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie, 
 Motyl z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku, 
 A na deser - tort z wietrzyka w księżycowym blasku. 
 Może mu się co zdarzyło? może go napadli? 
 Szare piórka oskubali, srebry głosik skradli? 
 To przez zazdrość! To skowronek z bandą 
skowroniątek! 
 Piórka - głupstwo, bo odrosną, ale głos - majątek! 
 
 Nagle zjawia się pan Słowik, poświstuje, skacze... 
 Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę! 
 A pan Słowik słodko ćwierka: "Wybacz, moje złoto, 
 Ale wieczór taki piękny, ze szedłem piechotą!" 
 
 
Julian Tuwim 
Warzywa  
 
Położyła kucharka na stole: 
 Kartofle, 
 Buraki, 
 Marchewkę, 
 Fasolę, 
 Kapustę, 
 Pietruszkę, 
 Selery 
 I groch. 
 
 Och! 
 Zaczęły się kłótnie, 
 Kłócą się okrutnie: 
 Kto z nich większy, 
 A kto mniejszy, 
 Kto ładniejszy, 
 Kto zgrabniejszy: 
 Kartofle? 
 Buraki? 
 Marchewka? 
 Fasola? 
 Kapusta? 
 Pietruszka? 
 Selery 
 Czy groch? 
 
 Ach! 
 Nakrzyczały się, że strach! 
 
 Wzięła kucharka - 
 Nożem ciach! 

background image

 
 Pokrajała, posiekała: 
 Kartofle, 
 Buraki, 
 Marchewkę, 
 Fasolę, 
 Kapustę, 
 Pietruszkę, 
 Selery 
 I groch - 
 I do garnka! 
 
 
Tuwim Julian 
Ptasie radio 
 
Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,  
Nadajemy audycję z ptasiego kraju.  
Proszę, niech każdy nastawi aparat,  
Bo sfrunęły się ptaszki dla odbycia narad:  
Po pierwsze - w sprawie,  
Co świtem piszczy w trawie?  
Po drugie - gdzie się  
Ukrywa echo w lesie?  
Po trzecie - kto się  
Ma pierwszy kąpać w rosie?  
Po czwarte - jak  
Poznać, kto ptak,  
A kto nie ptak?  
A po piąte przez dziesiąte  
Będą ćwierkać, świstać, kwilić,  
Pitpilitać i pimpilić  
Ptaszki następujące:  
 
Słowik, wróbel, kos, jaskółka,  
Kogut, dzięcioł, gil, kukułka,  
Szczygieł, sowa, kruk, czubatka,  
Drozd, sikora i dzierlatka,  
Kaczka, gąska, jemiołuszka,  
Dudek, trznadel, pośmieciuszka,  
Wilga, zięba, bocian, szpak  
Oraz każdy inny ptak.  
 
Pierwszy - słowik  
Zaczął tak:  
"Halo! O, halo lo lo lo lo!  
Tu tu tu tu tu tu tu  
Radio, radijo, dijo, ijo, ijo,  
Tijo, trijo, tru lu lu lu lu  
Pio pio pijo lo lo lo lo lo  
Plo plo plo plo plo halo!"  
 
Na to wróbel zaterlikał:  
"Cóż to znowu za muzyka?  
Muszę zajrzeć do słownika,  
By zrozumieć śpiew słowika.  
Ćwir ćwir świrk!  
Świr świr ćwirk!  
Tu nie teatr  

Ani cyrk!  
 
Patrzcie go! Nastroszył piórka!  
I wydziera się jak kurka!  
Dość tych arii, dość tych liryk!  
Ćwir ćwir czyrik,  
Czyr czyr ćwirik!"  
 
I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać,  
Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać,  
Że aż kogut na patyku  
Zapiał gniewnie: "Kukuryku!"  
 
Jak usłyszy to kukułka,  
Wrzaśnie: "A to co za spółka?  
Kuku-ryku? Kuku-ryku?  
Nie pozwalam, rozbójniku!  
Bierz, co chcesz, bo ja nie skąpię,  
 
Ale kuku nie ustąpię.  
Ryku - choć do jutra skrzecz!  
Ale kuku - moja rzecz!"  
Zakukała: kuku! kuku!  
Na to dzięcioł: stuku! puku!  
Czajka woła: czyjaś ty, czyjaś?  
Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!  
Przepióreczka: chodź tu! Pójdź tu!  
Masz co? daj mi! rzuć tu! rzuć tu!  
 
I od razu wszystkie ptaki  
W szczebiot, w świegot, w zgiełk - o taki:  
"Daj tu! Rzuć tu! Co masz? Wiórek?  
Piórko? Ziarnko? Korek? Sznurek?  
Pójdź tu, rzuć tu! Ja ćwierć i ty ćwierć!  
Lepię gniazdko, przylep to, przytwierdź!  
Widzisz go! Nie dam ci! Moje! Czyje?  
Gniazdko ci wiję, wiję, wiję!  
Nie dasz mi? Takiś ty? Wstydź się, wstydź się!"  
I wszystkie ptaki zaczęły bić się.  
Przyfrunęła ptasia milicja  
I tak się skończyła ta leśna audycja.