Kate Walker
Szkarłatna suknia ślubna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Estrella stała z dłonią na klamce, usiłując odzyskać spokój. Musiała przygotować się do spotkania z
mężczyzną, który czekał na nią za tymi drzwiami.
Sądziła, że ojciec zrezygnował już z wydania jej za mąż za pierwszego dostępnego kandydata. Ale
przed chwilą wmaszerował bez pukania do pokoju córki i poinformował ją, że mężczyzna, z którym odbył
tego popołudnia ważne spotkanie, chce się z nią widzieć i to natychmiast. Czując, jak ściska ją w dołku,
uświadomiła sobie, że się myliła i że wszystko zaczyna się od początku.
Uciekłaby, gdyby to było możliwe. Ale z doświadczenia wiedziała, że jedynym sposobem poradzenia
sobie z tą sytuacją była otwarta konfrontacja, twarzą w twarz.
Zaczerpnęła więc znowu tchu, przesunęła drżącą dłonią po gładkich, czarnych włosach, Wyprostowała
wątłe ramiona, zmusiła się do naciśnięcia klamki
i
weszła
do środka.
Stał przy wielkim oknie w końcu pokoju. Na jasnym tle widać było zarys jego wysokiej, silnej postaci,
twarz miał odwróconą, spoglądał na leżący w dole ogród.
- Senior
Dańo?
Senior
Ramón Juan Francisco Dańo?
Napięcie znalazło także odbicie w jej głosie, stał się chłodny, ostry, niesympatyczny. Mężczyzna od-
wrócił gwałtownie głowę.
- To ja. A pani to Estrella Medrano? - odezwał się równie chłodnym i nieżyczliwym tonem.
- Ojciec powiedział, że chce się pan ze mną widzieć.
Nie odpowiedziała wprost na jego pytanie. Zmarszczył brwi, urażony lub rozgniewany obcesowością
powitania, chłodem w jej głosie.
- Tak, chciałem z panią porozmawiać.
- Myślałam, że przyszedł pan do mojego ojca.
- Tak. .. Zamierzałem nabyć od niego stację telewizyjną.
- Dobił pan targu?
- My ... negocjacje wciąż trwają.
Oczywiście, że trwają, cynicznie podsumowała Estrella. Umowa nie zostanie podpisana, dopóki ten
facet nie spełni żądań ojca. Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości, zniknęły bez śladu. Miała przed sobą
kolejnego z długiej listy kandydatów na męża, którego ojciec zamierzał dla niej kupić.
- Za drogo dla pana? - spytała ostrożnie, wygładzając spoconymi dłońmi ciemną, wąską spódnicę.
- Nie, wcale nie. Zapłaciłbym chyba każdą cenę.
- Więc tak bardzo chce pan zdobyć tę stację?
- Istotnie.
Gdyby miała choć trochę rozumu, uznałaby, że to odpowiedni moment, by oznajmić, że wie, co się
dzieje i nie widzi powodu, by ciągnąć to dalej. Nieważne, co powiedział mu jej ojciec, ona nie zamierza
słuchać jego oświadczyn. Nie ma mowy, by kiedykolwiek je przyjęła.
Ale tego nie powiedziała. I, prawdę mówiąc, nie miała pojęcia, dlaczego tak postąpiła.
Ramón Dańo okazał się inny, niż oczekiwała.
Przede wszystkim sądziła, że będzie podobny do swego ojca. Reuben Dańo był wielki, ciężki i przysa-
dzisty, miał włosy czarne jak heban i czarne oczy. I nikt, nawet jego własna matka, nie mógłby twierdzić,
ż
e jest przystojny.
Ale ten mężczyzna był niezwykle urodziwy. I pod wieloma względami stanowił niemal całkowite prze-
ciwieństwo swego ojca, zwłaszcza jeśli chodziło
o wygląd i koloryt.
.
Po pierwsze, był o wiele wyższy, a jego włosy, choć ciemne, miały miedziane przebłyski, odbijające
promienie słońca, tak że ich kolor przywodził na myśl raczej polerowany brąz niż heban. Z włosami
kontrastowały oczy, chłodne, czujne, szare jak niebo po gwałtownej ulewie, osadzone w twarzy o ostrych,
rzeźbionych rysach. Gładka skóra sprawiała wrażenie raczej opalonej niż smagłej, jak
u Ojca.
Oczywiście, zapomniała, że Ramón Dańo jest tylko w połowie Hiszpanem. Jego matka, która zmarła,
kiedy był jeszcze niemowlęciem, była Angielką.
- Więc dlaczego chciał się pan ze mną widzieć? - wykrztusiła. Jak gdyby tego nie wiedziała!
- śeby z panią porozmawiać. .
- A pan zawsze dostaje to, czego chce?
Nie podobało mu się jej zachowanie, to było oczywiste. Zmarszczka na jego czole nie znikła,
przeciwnie - stawała się wyraźniejsza. Ale Estrella nie przejęła się tym.
Chciała, żeby to się skończyło. By mogła wyjść i powrócić do swego pokoju. Do samotności, do której
tak przywykła. Do piorunujących spojrzeń, pouczeń i pełnej wściekłości dezaprobaty ojca, dezaprobaty, z
którą żyła tak długo; że miała wrażenie, iż nigdy nie widziała na jego twarzy innego wyrazu. Do potępienia
ze strony tutejszego towarzystwa, szeptów za jej plecami, rozmów, które gwałtownie milkły, gdy
wchodziła do pokoju.
- To ona ... - gadali ludzie. - Ta mała Medrano, dziewczyna, która odebrała Carlosa Pereę żonie. Po-
rzucił ją i dwójkę małych dzieci. A przecież mógłby być ojcem tej małej dziwki ...
- Nie usiądzie pani? - Ramón wskazał dłonią krzesło.
- Muszę?
Nie było powodu, by serce podchodziło jej do gardła na myśl, że mogłaby znaleźć się bliżej mego.
- Wolę stać.
- Myślałem, że siedząc, czułaby się pani swobodniej.
- Prawdę mówiąc, wolałabym być wszędzie, byle nie tu.
- Zapewniam, że nie zatrzymam pani długo.
- Mówił chłodnym, oficjalnym tonem.
- Aja zapewniam, że nie interesuje mnie, co pan
ma do powiedzenia.
Dotknęła go do żywego. Było to widoczne po gwałtownie zaczerpniętym oddechu, po lodowatym
spojrzeniu, którym ją obrzucił.
- Czy mogę zasugerować, by poczekała pani, aż coś powiem?
Przyglądał się jej od chwili, gdy weszła do pokoju, ale teraz jego stalowe, szare oczy zmierzyły każdy
centymetr jej ciała, od czubka głowy do stóp. To lodowate spojrzenie sprawiło, że poczuła się jak
zachwalana klacz rozpłodowa, która niezupełnie sprostała jego oczekiwaniom.
- Więc niech pan mówi - zdołała wydusić.
- Dobrze.
Silna dłoń przeczesała lśniące ciemne włosy, zmierzwiła je na chwilę; potem opadły, układając się z
precyzją, świadczącą o starannym i najwyraźniej kosztownym strzyżeniu. Nagle, wbrew samej sobie,
Estrella odczuła żal, że stało się to tak szybko. Bo przez krótką chwilę, przez kilka ulotnych sekund,
zobaczyła innego Ramóna Dario. Mężczyznę pozbawionego chłodu i czujności, które zachowywał niemal
bez przerwy, odkąd weszła do tego pokoju.
Przyłapała się na myśli, że tak wyglądałby w łóżku, i przeszył ją zmysłowy dreszcz. Przeżyła szok, gdy
zorientowała się, że obraz ten wywołuje przyspieszone bicie jej serca. Nigdy dotąd tak się nie czuła.
Nigdy. Nawet przy Carlosie.
- Jest pewien kłopot... to znaczy, m y mamy kłopot.
Głos Ramóna Dario gwałtownie przywołał ją do gorzkiej rzeczywistości, rozwiewając zmysłowe fan-
tazje.
- Co pan ma na myśli, mówiąc "my"? Dlaczego łączy nas pan ze sobą w ten sposób?
- To pani ojciec nas połączył.
A więc wreszcie dotarli do sedna sprawy. Pragnęła wyciągnąć rękę, położyć ją na ustach mężczyzny i
powstrzymać go. Powstrzymać go przed oświadczynami, do których skusił go jej ojciec obietnicą zysków.
Bo gdyby się oświadczył, musiałaby dać mu odpowiedź. A odpowiedzią byłoby "nie". Jak zawsze.
- Pani ojciec zaproponował cenę, którą mogę zaakceptować - ciągnął Ramon, najwyraźniej biorąc jej
milczenie za zachętę. - Chcę mieć tę stację! Ale postawił też inny warunek. Chce, abym się z panią ożenił.
Nie sprzeda mi stacji, o ile się na to nie zgodzę.
- Wiem - powiedziała cicho; tak cicho, że z początku jej nie zrozumiał. Chwilę potem dotarło do niego
znaczenie jej słów.
- Pani wie! - powtórzył, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.
Jak mogła być tak spokojna? Z taką obojętnością przyjąć plany ojca? A może - ogarnęła go fala
obrzydzenia - może od początku była w to zamieszana? Może nawet sama go wybrała i powiadomiła ojca
o swojej decyzji? Mial wrażenie, że jest kawałkiem mięsa, wyłożonym na sklepowej ladzie. Poczuł ucisk
w żołądku i zwrócił się do niej ochrypłym z gniewu i odrazy głosem.
- Czy dobrze usłyszałem? Powiedziała pani, że wie o tym?!
- Tak.
Mówiła jeszcze ciszej, ale tym razem spodziewał się tego, obserwował więc z uwagą ruch jej warg i w
równym stopniu usłyszał, jak i zobaczył ulatujące z nich słowo.
- Ale ... skąd? Skąd pani wie? - powtórzył z naciskiem, gdy mu nie odpowiedziała. - Chyba mam prawo
do wyjaśnień, skoro igra pani z moim życiem.
To ją poruszyło. Wysunęła buntowniczo brodę, czarne oczy rozbłysły.
- Dobrze ... otrzyma pan wyjaśnienie, ale ostrzegam, nie spodoba się panu. Myśli pan, że to pierwszy
raz? śe jest pan jedynym mężczyzną, którego ojciec próbował dla mnie kupić?
- A nie jestem?
Potrząsnęła tak gwałtownie głową, że kruczoczarne włosy rozwiały się dziko wokół nagle pobladłej
twarzy.
- Nie jest pan nawet drugim ... ani trzecim.
- Proszę mi oszczędzić szczegółów - warknął. - Niech pani poda tylko w przybliżeniu, ilu ich było.
Takiej Estrelli Medrano mógł się spodziewać; taka była, z tego co o niej słyszał. Pozwolił, by zwiódł go jej
wygląd, ponieważ wyglądała inaczej, niż sądził. Nie przypominała zupełnie kobiety, którą sobie
wyobraził. Kiedy pojawiła się w drzwiach, jej widok tak go zaskoczył, że zapatrzył się na nią bezmyślnie.
W wyobrażeniu, które sobie wytworzył, była niewysoka, zmysłowa i wulgarna. Tymczasem była wyż-
sza, szczuplejsza, wyciszona; o wiele kulturalniejsza i bardziej szykowna, niż mógłby sobie wyobrazić. Od
owalnej twarzy o wysokich kościach policzkowych do wąskich, drobnych stóp w prostych, czarnych
czółenkach była uosobieniem powściągliwości. Tylko masa gęstych, jedwabistych włosów, czarnych i
lśniących jak skrzydła kruka, sugerowała, że dziewczyna ma w sobie coś nieokiełznanego, nielicującego z
prostą, białą bluzką i gładką, doskonale skrojoną spódnicą, surową niczym habit zakonnicy.
Była piękna. Zachwycająca i seksowna jak diabli... ale chłodna i twarda jak diament.
Gdyby dotąd nie wierzył w plotki o jej przeszłości, zrobiłby to teraz. O tak, wierzył
w
nie! Usłyszał
właśnie potwierdzenie z jej własnych ust - no, może nie dotyczyło to przeszłości, tylko chytrych planów,
które snuli ona i jej ojciec, by wybrać ofiarę, osaczyć ją, złowić.
- Ilu?
- Dziesięciu. - Głos miała chłodny, czysty i twardy jak kamień. - Dziewięciu przed panem. Pan jest
dziesiąty.
Lekko pochyliła głowę, słysząc rzucone wściekłym tonem przekleństwo, ale była to jedyna reakcja z jej
strony.
- Ostrzegałam, że to się panu nie spodoba.
- Ma pani słuszność, do diabła, nie spodobało mi
się! - warknął Ramón. - Nie lubię być manipulowany. - Nie manipulowałam .... - zaczęła, lecz urwała, gdy
jej szeroko otwarte ciemne oczy spostrzegły wściekłość na jego twarzy.
- Wiedziała pani, co się dzieje.
- Ja ... Tak - przyznała.
- I nie pomyślała pani, że zwykła grzeczność wymaga, aby przynajmniej mi o tym powiedzieć?
W odpowiedzi znowu wysunęła brodę, spojrzała mu w oczy, jak gdyby prowokowała go do dalszych
wypowiedzi w tym tonie.
- Pan mówi o grzeczności! - rzuciła. - O tym, co powinnam albo czego nie powinnam powiedzieć!
Przecież to pan był gotów przystać na plan mojego ojca!
Tego jednak Ramón nie zamierzał tolerować. Dobrze wiedział, co ma zrobić, od chwili, gdy Alfredo
Medrano złożył mu tę obraźliwą propozycję. Nie, to nie była propozycja, raczej polecenie, wydane arbit-
ralnie przez starszego pana, przekonanego o własnej wyższości. Oznajmiał swoje żądanie i oczekiwał, że
wszyscy skoczą, by je wypełnić.
A ponieważ Ramón wiedział, czego od niego oczekiwano, zamierzał całkowicie pokrzyżować staremu
szyki.
- W cale nie, do cholery! - warknął wściekle.
- Nie? - spytała z ironią, unosząc kpiąco czarną brew. - Więc co pan tu robi?
Sam był zmuszony zadać sobie to pytanie. Co tu robił, u diabła, narażając się na połajanki tej ciemno-
okiej wiedźmy? Pięknej, seksownej, ciemnookiej wiedźmy o zmysłowych ustach, która stała wypros-
towana gniewnie, z dłońmi opartymi na biodrach, tak że nie można było nie widzieć jej kuszących, pełnych
piersi. A wściekłość zabarwiła rumieńcem złocistą skórę, napiętą na wysokich, arystokratycznych kościach
policzkowych.
- Wie pani aż za dobrze, dlaczego tu jestem ... Przyszedłem, żeby ...
- Wiem, chciał pan negocjować kupno stacji telewizyjnej! Ale ojciec nie zgodził się jej sprzedać.
- O ile nie zgodzę się na jego warunki.
- O ile nie zgodzi się pan na jego warunki - powtórzyła kpiąco Estrella. - A jednak pan tu został.
Zastanawiam się dlaczego.
- Pani wie, dlaczego zostałem - burknął. Starał się zapanować nad myślami, zwalczyć przypływ po-
żą
dania, tak silnego, że nieomal skulił się z bólu. - Zostałem, żeby porozmawiać z panią.
- śeby wypełnić rozkaz mego ojca i namówić mnie na ślub?
Wyrzuciwszy z siebie te słowa, odwróciła się gwałtownie, okrążyła wielki skórzany fotel, tak że jego
szerokie, wysokie oparcie tworzyło barierę między nią a gościem, gdy znowu zwróciła się twarzą ku
niemu.
- Może pani sobie myśleć, co chce.
- Mówił mi pan, jak bardzo zależy panu na tej stacji.
Teraz, gdy jej kuszące ciało skrywał wielki fotel, Ramon powinien był odzyskać jasność myśli, ale tak
się nie stało. Przed oczami miał tylko kształt krągłych pośladków pod seksownie opiętą czarną spódnicą;
które mignęły mu, gdy odwróciła się od niego, i falowanie jej bioder.
- Och, zależy mi na niej, ale nie do tego stopnia! Nie aż tak, bym miał się z panią związać!
Zauważył z zadowoleniem, że uwaga ta dotknęła ją do żywego. Jakiś podstępny diabełek podsunął mu
myśl, by wykorzystał okazję i wymierzył silniejszy
CIOS.
- Nie myślałem jeszcze o żeniaczce. Dlaczego miałbym wiązać się z jedną, skoro w Katalonii i poza nią
jest tyle pięknych kobiet? Poza tym mam swoją dumę. Wolałbym sam wybrać sobie żonę, niż za-
akceptować kandydatkę, do poślubienia której skłonić by mnie miała łapówka.
- Może być pan spokojny - to panu nie grozi!
Nie przebierał w słowach, prawda? Estrella z trudem ukryła wrażenie, wywołane tym zjadliwym ata-
kiem. Stłumiła chęć płaczu, choć piekące łzy napłynęły jej do oczu. Wystarczająco często płakała w
przeszłości z powodu mężczyzn, którzy nie byli tego warci. Ale po tym, jak jej uczucia zdeptał taki
ekspert jak Carlos, drobne zniewagi nie mogły jej dotknąć. Jednak słowa Ramóna trafiły celnie, zo-
stawiając w jej duszy głęboką ranę.
- Nie wyszłabym za pana, nawet gdyby od tego zależało moje życie i przyszłość ludzkości! - rzuciła. -
Gdyby pan się oświadczył...
- Czego nie zrobię.
- Gdyby pan się oświadczył - ciągnęła przez zaciśnięte zęby - z radością cisnęłabym panu te słowa w
twarz.
- Więc proszę się rozkoszować myślą o tym - odparował. - Bo tylko w wyobraźni będzie miała
pani do tego okazję. Nie mam zamiaru wkładać głowy w pętlę, żebyście mogli zacisnąć mi ją na szyi.
Nawet jeśli od bardzo, bardzo dawna nie widziałem równie seksownego stworzenia.
ROZDZIAŁ DRUGI
Równie seksownego stworzenia ...
Estrella nie wierzyła własnym uszom. Czy Ramón naprawdę to powiedział...?
W głowie zakręciło się jej od przypływu czysto kobiecego zadowolenia. Nie zdołała powstrzymać
przelotnego uśmiechu, który uniósł lekko kąciki jej ust. Trwał krótko, jak uderzenie serca; po sekundzie nie
było po nim śladu. Ale Ramon zauważył to i jego czarne brwi ściągnęły się jeszcze groźniej.
- Och, cieszy się pani - wycedził z ironią. - Spodobało się, że uznałem panią za seksowną? Proszę tylko
nie myśleć, że obróci to pani na swoją korzyść. Nie jestem w tak rozpaczliwej sytuacji, by godzić się na
resztki po Carlosie Perei ... Nawet jeśli towarzyszy im pokaźna łapówka w formie stacji telewizyjnej. Dla
mnie trzeba by czegoś więcej.
- Cóż, mógłby dostać pan więcej.
Tym razem w przelotnym, wymuszonym uśmieszku Estrelli nie było cienia ciepła ani radości.
- Gdyby dobrze rozegrał pan tę partię, ojciec przekazałby panu wszystko. Wszystko, czego by pan zażądał
- nawet zamek i związany z nim tytuł. Gdyby dał mu pan wnuka, jego wdzięczność nie miałaby gramc.
Zaskoczył ją wyraz, który przez chwilę zagościł na jego przystojnej twarzy. I chwila milczenia, po-
przedzająca kolejny atak.
- Dziękuję, nie skorzystam z tej propozycji - wycedził. - Nawet uwzględniając dodatkowe korzyści,
cena jest wciąż zbyt wysoka.
- Ja niczego nie proponowałam - odgryzła się Estrella. - Po prostu wyjaśniłam, co pan traci. Nie ma
mowy o żadnym układzie ani nie będzie w przyszłości ... Przynajmniej nie z panem.
Wysunęła się zza fotela, przecięła szybko pokój, podeszła do drzwi i zacisnęła dłoń na klamce z taką
siłą, jakby to była jego szyja. Ta myśl wywołała ponury uśmiech na jej ustach.
- Koniec negocjacji - rzekła, otwierając szeroko drzwi. Przesunęła się w bok, jak gdyby chciała zrobić
mu miejsce, by mógł wyjść, nie zbliżając się do niej zbyt blisko. - I spotkania. Byłabym wdzięczna, gdyby
pan już wyszedł.
- Bardzo chętnie - odpowiedział tonem ostrym niczym sztylet, i zanim ruszył ku wyjściu, pochylił się w
jej kierunku, naśladując szyderczo dworski ukłon.
Każdy jego krok i wyprostowana, sztywna sylwetka, sygnalizowały wyraźnie, co odczuwał. Był wściek-
ły, to oczywiste. Poza tym żywił do niej bezgraniczną pogardę, żałował, że się tu znalazł i jak najszybciej
pragnął opuścić ten pokój.
Dlatego takim idiotyzmem było ogarniające ją nagle uczucie: nagły, bezsensowny i przeszywający żal
na myśl, że za minutę, może mniej, ten mężczyzna odejdzie. I nigdy go już nie zobaczy.
Ale przecież tego chciała, prawda? śeby zniknął z jej życia raz na zawsze. By nigdy już nie musiała
patrzeć w jego oczy i widzieć w nich lekceważenia i lodowatej pogardy, które sprawiały, że drżała niczym
liść na wietrze.
Tego właśnie pragnęła, ale -obserwując Ramóna - poczuła nagły przypływ pożądania. Nawet jej nie
dotknął ani nie pocałował - a jeśli teraz pozwoli mu odejść, nigdy tego nie zrobi.
Tak szaleńczo pragnęła choć raz w życiu doświadczyć jego pocałunku, że niewiele brakowało, a po-
wiedziałaby mu o tym. Nie odważyła się. Miała wrażenie, że język jej skamieniał, mogła tylko w milczeniu
patrzeć, jak Ramón zmierza w kierunku otwartych drzwi. Ale nie wyszedł. Skręcił i zbliżył się do niej.
Wyraz jego oczu zaalarmował ją, jednak nie zdążyła nawet zastanowić się, o co mu chodzi. Wyciągnął
ręce, chwycił ją za ramiona i gwałtownym szarpnięciem przyciągnął do siebie. Zaparło jej dech z wrażenia,
gdy zderzyła się piersiami z twardym, ciepłym torsem. Nie miała czasu pomyśleć ani próbowaćoporu, gdy
męska dłoń uniosła jej brodę, tak że gniewne, czarne oczy dziewczyny napotkały chłodne, szacujące
spojrzenie szarych źrenic.
- Odchodzę - burknął głosem ochrypłym z tłumionego gniewu oraz innego uczucia, które sprawiło, że
Estrellę przeszedł dreszcz. - Odchodzę ... i to chętnie ... ale przedtem muszę coś jeszcze zrobić.
Rzucił chmurne spojrzenie na jej usta, akurat w chwili, gdy nerwowo zwilżała je językiem, potem
spojrzał w spłoszone czarne oczy.
- Chciałem to zrobić, jak tylko panią zobaczyłem. Prowokowała mnie pani od chwili, gdy przeszła
przez te drzwi.
- Ja ... - próbowała zaprotestować, ale słowa uwięzły jej w gardle, gdy poczuła na ustach jego zachłanne
wargi.
Nie mogła się powstrzymać i oddała pocałunek.
Rozchyliła wargi, nie pod naciskiem jego ust, lecz zachęcająco, przyjmując z radością zmysłowy dotyk i
pieszczotę jego języka, odpowiadając mu w ten sam sposób.
- Ramónie ...
Był to cichy szept, imię to wyrwało się jej z ust, zanim zdążyła się opanować czy pomyśleć.
- Ramónie - westchnęła ponownie i usłyszała, że zaśmiał się cicho, niepewnie, zanim znowu przyciąg-
nął ją do siebie i pocałował.
Poczuła nagle żar, przesuwający się w dół. Nie mogła powstrzymać się i przylgnęła do mężczyzny.
W odpowiedzi z jego gardła wydarł się ochrypły, urywany dźwięk, który podziałał na jej rozpalone
zmysły jak żarliwa zachęta. Jeszcze silniej zacisnęła zanurzone w ciemnych włosach palce, przyciągnęła
bliżej jego głowę i przycisnęła wargi do jego ust.
Poprzez cienką bawełnę bluzki czuła na swych żebrach palący dotyk jego dłoni. Pragnęła, by ją całował,
by jej dotykał. Chciała, by jego dłonie przesuwały się w górę - wyżej i wyżej. Jej piersi nie mogły
doczekać się pieszczoty jego palców. Opanowało ją tak silne pożądanie, że jęknęła głośno.
Ku jej przerażeniu, ten dźwięk podziałał na Ramóna jak policzek. Albo ostrzeżenie, że nie powinien
posuwać się dalej. Nagle zesztywniał, zamarł, potem uniósł głowę z zamierzoną powolnością, przez cały
czas patrząc głęboko w jej oczy.
To chłodne, stalowe spojrzenie przywróciło ją gwałtownie do rzeczywistości. Nagły przeskok od pełnej
upojenia namiętności do realnego świata przyprawił ją o lekkie mdłości. Rozpaczliwie zmagając się z
zażenowaniem, które czuła na myśl o swoim zachowaniu, i świadomością, że wzrok Ramóna w
najmniejszym stopniu nie przypominał wzroku kochanka, próbowała przywołać na twarz wyraz chłodnej
obojętności. Nie wiedziała jednak, czy zdołała tego dokonać.
- Madre de Dios ... - wyszeptał Ramón zdyszanym, roztrzęsionym głosem. - Madre de Dios.
Nie potrafił skupić myśli, był oszołomiony i zamroczony dzikim i nie opanowanym pożądaniem, które
nagle ich połączyło.
Ale nie można powiedzieć, że nieoczekiwanie.
Tego przecież chciał od chwili, gdy ją ujrzał. Tego, a nawet więcej. Pragnął jej. Nie zdołał się powstrzy-
mać, gdy pojawiła się okazja, by wziąć ją w ramiona i scałować arogancką wyniosłość z jej twarzy.
Natomiast nie spodziewał się, że ona zareaguje w taki sposób. Sądził, że całowanie jej będzie przypo-
minało całowanie ściany, zimnej, twardej i nieustępliwej. Tymczasem ona rozgorzała w jego ramionach
jak ogień. W jednej chwili stracił panowanie nad sobą. Nie wiedział, gdzie się znajduje ani kim jest, nie
miał pojęcia, co się dzieje. Jeszcze chwila i zerwałby z niej ubranie, rzucił ją na podłogę, zaspokajając
pożerające go pragnienie jej uległego i chętnego ciała.
Dopiero kiedy jej głośny jęk uświadomił mu, gdzie się znajduje i kim ona jest, wróciło mu poczucie
rzeczywistości.
- No proszę, i co teraz? - odezwał się, specjalnie przeciągając słowa, jak gdyby nagły poryw namięt-
ności nie wywarł na nim żadnego wrażenia. - Och, droga Estrello, czy tak żegna pani wszystkich partnerów
w interesach? Pocałunkiem?
Estrella otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, ale najwyraźniej straciła panowanie nad głosem; zacisnęła
wargi i szybko przełknęła ślinę.
- Nie całowałam pana - zdołała odpowiedzieć.
- O ile pamiętam, to pan mnie pocałował. l w żadnym
przypadku nie jesteśmy partnerami. Ani partnerami w interesach ani ... ani w żadnym innym znaczeniu
tego słowa.
- Oczywiście, że nie - Ramon podkreślił swoją wypowiedź cynicznym uśmiechem. - Ale, jeśli mnie
pamięć nie myli, wcale się pani nie opierała. Wprost przeciwnie.
Wpatrując się w jej wielkie, oszołomione oczy, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
. - Może by pani za mnie nie wyszła, ale chętnie założę się, że gdybym zaprosił panią do łóżka, znala-
złaby się w nim pani błyskawicznie. Nawet teraz.
Gwałtownie zaczerpnęła tchu i otworzyła usta, by zaprotestować. Ramón mówił dalej, zanim zdołała
wypowiedzieć słowo.
- Ale choć bardzo chętnie przyjąłbym pani ofertę; niestety muszę odmówić. Ten pocałunek nauczył
mnie, że od początku miałem rację. Jakikolwiek układ z panią byłby dla mnie zbyt kosztowny. l, prawdę
mówiąc, nie sądzę, aby była pani tego warta.
Odwrócił się i ruszył ku drzwiom, modląc się w duchu, by przyjęła to za dobrą monetę. Bo w głębi
duszy wiedział, że nie potrafiłby jej przekonać, gdyby jeszcze raz musiał się do niej odezwać. Do diabła,
nawet siebie samego nie potrafił przekonać.
Gdyby rzuciła mu słowo zachęty - gdyby zawołała go, poprosiła, by wrócił, wiedział dobrze, że by jej
posłuchał. Wystarczyło, by się zatrzymał - i musiałby się do niej odwrócić. Nie mogłaby nie spostrzec, w
jakim był stanie. Chyba że jest ślepa i głupia - a wiedział, że tak nie było. A gdyby zobaczył ponownie jej
twarz, z ustami napuchniętymi i zaczerwienionymi od jego pocałunków, otoczoną potarganymi czarnymi
włosami, nie zdołałby się powstrzymać. Musiałby podejść do niej, porwać ją w ramiona i znowu zacząć to,
co przerwali. A tym razem nic, naprawdę nic nie powstrzymałoby go przed zdobyciem tego, czego pragnął.
Nawet gdyby sam Ąlfredo wkroczył do pokoju.
Więc szedł dalej. Po prostu stawiał jedną stopę przed drugą, bez pośpiechu, jak podczas przechadzki, z
udawaną swobodą. W chwili, gdy skręcił, by zejść po schodach, dobiegł go jej głos.
- Nawet gdyby od tego zależało moje życie, senior Dario! Tak powiedziałam i mówiłam to serio. I nie
wystarczy pocałunek, abym zmieniła zdanie. - Więc choć w tym się zgadzamy.
Och, kogo ja próbuję oszukać, spytała się w duchu Estrella, patrząc na Ramóna, który beztrosko poma-
chał jej ręką, zanim zszedł po schodach i zniknął jej z oczu. Gdyby choć przez chwilkę zerknął na nią,
wiedziałby, że każde słowo było kłamstwem. Powiedział prawdę. Przerażającą, szokującą, druzgocącą
prawdę·
Potrząsnęła głową udręczona swoją słabością i głupotą. Należała do tego mężczyzny. Gdyby trochę
mocniej nalegał, całował ją dłużej, dotknął jej tam, gdzie pragnęła być dotykana, oddałaby mu się bez
wahania, nawet tu, na podłodze, gdyby tego zażądał.
Z trudem zebrała dość sił, by oprzeć się mu tym razem; wątpiła, by udało się jej ponownie. Nie wie-
działa, czy to, co czuje, jest gniewem, rozczarowaniem czy czysto fizyczną frustracją. Poddając się
porywowi dziecinnego rozdrażnienia, z całej siły trzasnęła drzwiami, rozkoszując się echem, które
powtórzyło ten ogłuszający dźwięk.
Co się z nią działo? Dlaczego sprawy potoczyły się tak szybko? Myślała, że kocha Carlosa Pereę, ale
nalegała, aby się nie śpieszyli ... A tego mężczyzny nie kochała. Jak mogła go kochać? Przecież znała
Ramóna Dario od ... Rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie i zorientowała się, że nie minęło nawet pół
godziny od chwili, gdy weszła do pokoju. Niecałe trzydzieści minut temu ojciec przysłał ją tutaj, by
poznała ostatniego kandydata na męża.
Ale w przypadku Ramóna Dario czas nie miał znaczenia. Jego widok poruszył ją od pierwszego
spojrzenia. Jak gdyby spotkała swoje przeznaczenie. Jak gdyby jej ciało rozpoznało swego pana, brakują-
cy fragment układanki, człowieka, na którego musiała reagować, niezależnie od okoliczności.
Oszukiwała się tylko, wmawiając sobie, że mogłaby się mu oprzeć, gdyby ją zawołał. Nie miała szans,
choćby się najmocniej starała. Właściwie mogłaby przyznać się do tego przed sobą i stawić czoło faktom.
Był tylko jeden jasny punkt tej sytuacji. Sądząc po sposobie, w jakim się rozstali, nie groziło im
ponowne spotkanie. Więc nie będzie musiała zmagać się z pokusą, podejmować walki z góry skazanej na
przegraną. Jeśli nie zobaczy już Ramóna, nic jej nie zagrozi. Ani z jego strony, ani ze strony samej siebie.
Ta myśl miała dodać jej otuchy. Powinna była ją pokrzepić. W rzeczywistości wywarła odwrotny
skutek.
ROZDZIAŁ TRZECI
Ramón zatrzasnął kopniakiem drzwi, rzucił klucze na pobliską serwantkę i ze zmęczeniem przesunął
dłońmi po twarzy. Następnie z ponurą miną rozejrzał się po pustym, cichym mieszkaniu.
Jeszcze dwa tygodnie temu był panem swojego życia. Wszystko szło, jak zaplanował, tak jak sobie
ż
yczył. Z wyjątkiem jednej rzeczy.
Chciał mieć stację Medrano i zamierzał ją zdobyć. I właśnie z tego powodu całe jego życie jakby
stanęło na głowie. Dlatego, że spotkał Estrellę Medrano.
Musiał się napić.
Idąc do kuchni po butelkę wina, zauważył, że na sekretarce telefonu migocze światełko, a świecący
czerwono wskaźnik informuje, że czeka na niego pięć wiadomości. Przystanął, by nacisnąć guzik od-
twarzania, potem skierował się do kuchni.
- Ramón, gdzie ty się podziewasz, chłopie?
Na dźwięk głosu brata Ramón uśmiechnął się szeroko. Alex, świeżo upieczony ojciec, nie widzący
ś
wiata poza córeczką, uwielbiał zanudzać rodzinę opowieściami o malutkiej i o tym, jaka jest cudowna.
Otworzył butelkę i nalewał wino do kieliszka, gdy rozległo się kliknięcie, potem sygnał dźwiękowy i aparat
zaczął odtwarzać następną wiadomość.
- Senor
Dario?
Głos był kobiecy, cichy i dość niepewny. Butelka z hukiem uderzyła o blat. Ramón pode-
rwał gwałtownie głowę i zwrócił się twarzą w kierunku kuchennych drzwi, by lepiej słyszeć nagranie.
Ostatni raz ten głos dźwięczał za jego plecami w długim, wytwornym korytarzu Castillo Medrano. Co
skłoniło Estrellę Medrano do tego telefonu, skoro przysięgała, że nie chce go nigdy więcej widzieć?
Trzecia wiadomość, niezbyt interesująca i związana z pracą, dobiegała końca i miał właśnie odsłuchać
jeszcze raz wiadomość od Estrelli, kiedy rozpoczęło się odtwarzanie czwartego komunikatu.
- Senor
Dario? Już raz próbowałam się z panem skontaktować.
Zadzwoniła ponownie! Ramón zastygł z kieliszkiem uniesionym do ust. Próbował zrozumieć, dlaczego
kobieta, która oznajmiła mu, że jest dziesiątym kandydatem do jej ręki - i że nigdy by go nie wybrała! -
nagle tak bardzo chciała się z nim skontaktować.
Z wiadomości na sekretarce właściwie niczego się nie dowiedział. Tylko tyle, że Estrella miała do niego
sprawę, że dzwoniła już raz i zadzwoni znowu. Zauważył, że nie podała swojego numeru. Ani nie
zasugerowała, by próbował zadzwonić do niej. Zamierzał nacisnąć guzik powtarzania, kiedy odezwał
się dzwonek u drzwi.
- Chciałem właśnie do ciebie dzwonić - powiedział, uchylając drzwi. - Niepotrzebnie tak się niecierp-
liwisz, że się nie odzywam ...
Słowa zamarły mu na ustach, gdy zobaczył, kto stoi w korytarzu.
- To pani!
Na podeście stała Estrella Medrano. Skulona, z rękami w kieszeniach cienkiego lnianego żakietu, który
nosiła do białego podkoszulka i wytartych dżinsów.
- Co pani tu robi?
- Przecież pan wie.
- Skąd, u diabła, miałbym to wiedzieć?
Zdał sobie sprawę, że odezwał się zbyt ostro. Ale nie był w stanie powstrzymać się ani udawać przyja-
ciela tylko po to, by zrobić jej przyjemność. I nie zamierzał bawić się w towarzyskie uprzejmości z kobietą,
która wyraźnie stwierdziła, że nie chce go więcej widzieć.
- Mówił pan, że chciał do mnie zadzwonić.
- Powiedziałem to, zanim panią rozpoznałem.
Myślałem, że to ktoś inny - wyjaśnił z naciskiem. - Czekałem na sekretarkę.
- Rozumiem. Jeśli przeszkadzam, mogę odejść ...
- Nie.
Jak to się, do cholery, stało? Otworzył usta, żeby wymówić "tak". Ale jakimś cudem podświadomość
pokonała go i wypowiedział coś zupełnie innego.
- Nie ... Niech pani wejdzie.
Wiedział, że głos go zdradzał. Sam jej widok przywołał wspomnienia tych nieprzespanych nocy,
męczących go, odkąd wyszedł z Castillo Medrano, nie oglądając się za siebie.
Odszedł, ale nie był w stanie wygonić jej ze swych myśli. Prześladowała go w dzień i w nocy; obraz jej
pięknej twarzy, wysokiej i smukłej sylwetki, długich, czarnych włosów nawiedzał go w snach.
Gdy przechodziła obok niego, owionął go zapach perfum zmieszany z wonią jej skóry. Niemal stracił
głowę, przełknął z trudem ślinę i starał się nie myśleć o natychmiastowej reakcji swego ciała na jej blis-
kość. śywił nadzieję, że dziewczyna powie, co miała do powiedzenia, i szybko się wyniesie. Wiedział, że
. i tak czeka go kolejna niespokojna noc. Szybko upił łyk wina z kieliszka.
_ Mogę zaproponować pani coś do picia? - spytał, przypominając sobie nagle o obowiązkach gos-
podarza.
- Dziękuję, tak.
Zareagowała z wdzięcznością, jak gdyby rzucił jej linę ratunkową. Zadał więc sobie w myślach
pytanie, po co tu przyszła. Jaka ważna przyczyna sprawiła, że przełamała niechęć i zjawiła się w jego
domu? Czy długo będą bawić się w towarzyską pogawędkę, zanim skłoni ją, by powiedziała, o co jej
chodzi?
- Może być czerwone wino?
Doskonale.
- Przyniosę pani kieliszek.
Ku jego przerażeniu, poszła za nim do kuchni.
Tymczasem on miał nadzieję, że kilka chwil samotności pozwoli mu wziąć się w garść. Czuł mrowienie
na całym ciele, każdy nerw reagował na Jej obecność.
Obcisły biały podkoszulek opinał krągłe piersi Estrelli i podkreślał wąską talię. A jeśli kształtne, jędrne
pośladki wyglądały kusząco pod wąską, czarną spódnicą, to gdy były obciągnięte dżinsami, przyprawiały
go o prawdziwe katusze - bo mógł na nie tylko patrzeć. Długie czarne włosy związała w koński ogon, i ta
surowa, gładka fryzura podkreślała dramatycznie doskonałość jej rysów. Śladowy makijaż uwydatniał
gęstość jej rzęs i miękki, uwodzicielski kształt ust.
Trzymając w dłoni kieliszek, zaprowadził ją do salonu i usadził w wielkim, miękkim fotelu, obitym
skórą o barwie karmelu. Sam stanął w pewnej odległości, opierając się o drewniane, rzeźbione obramo-
wanie kominka.
- Czemu zawdzięczam zaszczyt goszczenia pani? - spytał, gdy stało się jasne, że gość nie przerwie
niezręcznego milczenia. - Przyjmuję, że istnieje ku temu powód? Chyba nie przyszła tu pani, aby przyjrzeć
się, jak mieszka gorsza połowa ludzkości?
- Och nie, nic podobnego.
- Więc może zechce mi pani wyjaśnić, o co
chodzi?
Jak, och, jak mogłaby na to odpowiedzieć? Zapomniała, jaki był wysoki, jaki budził respekt i - choć
powinna być na to przygotowana - jego niezwykła, mroczna uroda podziałała na nią niczym uderzenie w
twarz. Najwyraźniej niedawno wrócił z pracy. Rzucił gdzieś marynarkę, rozluźnił krawat w czarne i
ciemnoczerwone wzory, rozpiął jeden guzik u kołnierzyka koszuli, odsłaniając długą, muskularną szyję, o
gładkiej, ozłoconej słońcem skórze.
Estrelli wystarczyło spojrzeć na niego, by zaschło jej w ustach. I choć wiedziała, że główną przyczyną
było zdenerwowanie, uświadomiła sobie, że miała też inne powody. Krew pulsowała jej w skroniach, i to
nie z lęku.
- No więc? - z ironią spytał Ramón, zniecierpliwiony jej wahaniem. - Dlaczego pani tu przyszła?
- Ja ... musiałam z panem porozmawiać.
- O czym? O kolejnej propozycji małżeńskiej?
Poczuła gwałtowne ściskanie w gardle, musiała przełknąć ślinę, by pozbyć się bolesnego skurczu. - Ja ... -
zaczęła mówić, lecz głos jej się załamał.
Nie pomógł jej nawet łyk wina.
- O co chodzi, dono Medrano? Czy to ojciec panią przysłał? Ma pani namówić mnie, żebym zmienił
zdanie? A może nie potrafiła mu pani powiedzieć, że kolejny mężczyzna odrzucił ofertę, więc wciąż czeka
na moją odpowiedź?
Estrella skuliła się w środku pod wpływem tego sarkazmu.
- Ojciec nie wie, że tu jestem.
To go zaskoczyło. Zaraz jednak wziął się w garść i na jego twarzy pojawiła się chłodna czujność.
- Nie wie? Więc gdzie, jego zdaniem, pani przebywa?
- U przyjaciół. Powiedziałam, że zamierzam odwiedzić w mieście dawną koleżankę ze szkoły.
- I nie poinformowała go pani, że to ja mam być tą "dawną koleżanką"?
- Mmm - tyle tylko zdołała z siebie wydusić. Po wyrazie jego twarzy poznała, że wzbudziła w nim
nieufność i jednocześnie - na przekór wszystkiemu - pewne zainteresowanie.
Powinna podtrzymać to zainteresowanie. W końcu, jeśli podsyci jego ciekawość, nie wyrzuci jej za
drzwi, dopóki nie usłyszy wyjaśnień.
- Coraz ciekawiej - mruknął Ramón z fałszywą łagodnością. - Nie tylko zjawia się tu pani niespo-
dziewanie, pomimo zaklęć, że nie chce mnie pani więcej widzieć, to jeszcze ojciec został oszukany.
Zastanawiam się, dlaczego ta wizyta była dla pani tak ważna.
Teraz albo nigdy. Estrella upiła łyk wina, z nadzieją, że alkohol doda jej odwagi. Nie podjęła jeszcze
decyzji, czy doprowadzi sprawę do końca. Rozwiązanie, które wpadło jej do głowy w nocy, w mroku jej
pokoju, wydawało się idealne. Ale teraz, w biały dzień, w eleganckim mieszkaniu Ramóna, w obecności
tego mężczyzny, który górował nad nią, oparty o wielki, rzeźbiony kominek, to przekonanie opuściło ją.
Pamiętała jednak, jak zamierzała zacząć. Teraz wprowadzi swój plan w życie, i będzie, co ma być. Ta myśl
dodała jej odwagi i kiedy znowu się odezwała, jej głos był zaskakująco mocny.
- Ja ... przyszłam pana przeprosić.
Ogarnęło go . zdumienie. Tego się najwidoczniej nie spodziewał. Znieruchomiał, z kieliszkiem unie-
sionym do ust. Nagle potrząsnął głową.
- Chyba się przesłyszałem - powiedział ostrym tonem. - Zdawało mi się, że pani powiedziała ...
- śe przyszłam pana przeprosić.
Widać było, że jej nie uwierzył. Obrzucił ją sceptycznym spojrzeniem, szare niczym burzowe chmury
oczy zlodowaciały.
- Przeprosić za co? - dociekał.
- Za ... zachowanie ojca ... i moje .... Tamtego dnia,
kiedy był pan w zamku. Nie powinniśmy byli .... Naprawdę jest mi przykro ...
Chciała, by się odezwał... powiedział coś ... cokolwiek! Tymczasem on wypił tylko resztę wina z kie-
liszka i usiadł na wielkiej kanapie, stanowiącej komplet z fotelem, na brzegu którego przycupnęła Estrella.
Zetknął dłonie czubkami palców, przesłonił nimi usta i uważnie przyglądał się kobiecie.
- Ramónie... - odezwała się, nie mogąc dłużej wytrzymać milczenia, ale przerwał jej bez słowa
przeprosin.
- Niech pani powtórzy - zażądał ostro. - Powtórzy to, co powiedziała pani przed chwilą.
Czego chciał - dowodu, że była szczera? A może tylko zamierzał ją poniżyć, zmuszając do nieskoń-
czonego wyjaśniania, dlaczego doń przyszła?
- śe chciałam przeprosić? Chciałam. Naprawdę. Ojciec źle zrobił, że prosił pana ...
- To było coś więcej niż prośba.
- Wiem, że zażądał, aby ożenił się pan ze mną, jeśli zależy panu na kupnie stacji. Nie powinien był tego
robić. A ja ...
Opuściła ją odwaga, musiała więc zamilknąć, zaczerpnąć tchu dla uspokojenia, zanim zebrała siły
.i
mogła mówić dalej.
- Nie powinnam była zachować się w taki sposób. Te chłodne, szare, znowu przymrużone oczy wciąż
wpatrywały się
w
jej twarz, wychwytując każdą zmianę wyrazu, każdy przebłysk emocji, który przemknął
po delikatnych rysach.
- Niemal mógłbym uwierzyć, że mówi pani szczerze - powiedział w końcu.
- Bo tak jest!
Musiał jej uwierzyć. W przeciwnym razie jej plan skazany był na niepowodzenie.
- Mówię prawdę - zapewniła, pochylając się do przodu, z twarzą zwróconą ku niemu, wpatrując się w
jego oczy. Zrobiła małą pauzę, mając nadzieję, że Ramón się odezwie. Dała mu okazję, by się wtrącił i
zapewnił, że jej wierzy.
Ale on tego nie zrobił. Po prostu siedział, patrząc jej w oczy, obserwował i czekał.
- Ojciec nie powinien stawiać panu takiego warunku ... niezależnie od powodów. A ja ... należało od
razu powiedzieć, że wiem ... że domyśliłam się, iż znowu powrócił do swych starych sztuczek. Trzeba było
uprzedzić ...
Wiedziała, że gada bez sensu, ale nie mogła się powstrzymać. Milczenie Ramóna denerwowało ją, musiała
więc zrobić coś - cokolwiek - by je przerwać.
- Powinnam była panu to wyjaśnić.
- Ale nie zrobiła pani tego.
~ Nie ... nie zrobiłam .
- Zechce pani powiedzieć dlaczego?
- Ja ... - odpowiedziała, ale nerwy ją zawiodły,
w
głowie czuła pustkę. Sięgnęła więc po kieliszek i wychyliła go do dna.
- Wolałbym, żeby się pani nie upiła - oschle stwierdził Ramón. - Nie sądzę, aby poprawiło to moje
stosunki z pani ojcem, jeśli będę musiał odwieźć mu do domu podchmieloną córkę.
- Nie jestem pijana! zaprotestowała z oburzeniem, ale poczuła, że się czerwieni.
- Na najlepszej drodze do tego. Proszę mi powiedzieć, co takiego strasznego ma pani do powiedzenia,
ż
e musi się pani upić, aby to wykrztusić?
W duchu Estrella przyznała, że łatwiej by jej było, gdyby się upiła. Może pod wpływem alkoholu miała-
by mniej oporów, by wyznać temu mężczyźnie, że nie jest w stanie wyrzucić go z pamięci, że nawiedza jej
sny każdej nocy, a jego obraz prześladuje ją w dzień. Bezgranicznie zażenowana, odstawiła kieliszek, nie
odrywając od niego wzroku. Nie była w stanie spojrzeć w oczy Ramónowi.
- No więc? - zapytał.
Uniosła buntowniczo głowę i przestała liczyć się ze słowami.
- Doskonale pan wie, od czego to się zaczęło!
Wszyscy wiedzą! Dlatego mój ojciec ucieka się do takich gierek. .. Dlatego próbuje przekupić lub
zmusić jakiegoś mężczyznę, aby mnie poślubił. Wiedział pan od początku. To pan wspomniał o Carlosie
podczas ostatniego spotkania.
- Ach, więc mówimy o Carlosie Perei. Zastanawiałem się, kiedy dotrzemy do sedna sprawy. O co
chodzi? Chce pani twierdzić, że nie było żadnego Carlosa? śe opowieść o waszym romansie to bajka?
Och, gdyby mogła tak powiedzieć.
- Nie - wyszeptała cicho, z rozpaczą. - Nie zamierzam tego mówić. To nie byłaby prawda. Carlos ...
Carlos istniał.
- Zatem postanowiła pani wyjaśnić mi, dlaczego związała się pani z żonatym mężczyzną, jak go pani
skusiła, by porzucił żonę i... ile ich było ... trójkę dzieci?
- Dwójkę - odparła obronnym tonem .. - Było ich tylko dwoje.
- I, jak sądzę, uważa pani, że to coś zmienia?
- Nie sądzę, aby cokolwiek mogło to zmienić.
Nic nie mogło złagodzić wyrzutów sumienia, to pewne. I nic, jak się wydawało, nie mogło przywrócić
jej dobrego imienia.
- Nie - zgodził się drwiąco Ramón. Nagle zerwał się, jak gdyby nie mógł już znieść jej bliskości. - Nie
sądzę, aby obchodziło panią, że miał żonę i dzieci i że złamał im serce, aby uganiać się za panią. To nie
było ważne, prawda? Dostała pani, czego chciała, i nieważne, jaką cenę musieli zapłacić inni.
Nie przypuszczała, że może ogarnąć ją jeszcze większe przygnębienie, ani że pamięć o popełnionych
błędach przyczyni jej więcej bólu. Nawet wtedy, gdy odkryła prawdę o Carlosie, nie wydawała się sobie
tak nieczysta i zbrukana, jak teraz pod wpływem potępienia w głosie Ramóna.
Nie mogła już tego znieść. Wstała, wysoko uniosła głowę i zmusiła się, by rzucić mu wyzywające spo-
jrzenie.
- To nie było tak, senor Dario!
Z zadowoleniem stwierdziła, że zdołała zapanować nad głosem, nad jego drżeniem, choć wskutek tego
zabrzmiał chłodno i ostro. Uznała jednak, że jest to mniejsze zło.
- Wcale tak nie było! Ale nie oczekuję, że pan w to uwierzy. Myślałam, że jest pan inny, ale się
myliłam. Oczywiście, że się myliłam! Nie jest pan inny ... jest pan taki jak tamci ... jak mój ojciec…
- Do diabła, nie!
Dotknęła go do żywego. Ogarnął go gniew. Oczy mu zapłonęły, koło nosa i ust pojawiły się białe
plamy.
- Do diabła, tak! - warknęła. - Jest pan taki jak on, może nie? Widzi pan to, co chce widzieć, wierzy w
to, w co chce wierzyć. Nie chce pan spojrzeć na sprawy z drugiej strony, ujrzeć coś, co może być prawdą!
- Mówi pani ...?
- Nie mówię nic, poza ... Dobranoc.
Odwróciła się gwałtownie, złapała torebkę, zacisnęła mocno dłoń na rączkach, aż pobielały jej kostki.
Może zdoła dojść do drzwi. Jeśli będzie dość szybka i silna.
- Dobranoc, senor Dario - powiedziała przez zęby. - Dziękuję za wino. śałuję, że nie mogę powiedzieć,
ż
e było mi miło ... ale wolę nie kłamać.
Myślała, że pozwoli jej odejść. Patrzył w milczeniu, jak przechodzi przez pokój, więc uznała, że tak się
stanie. śe straciła jedyną szansę, spaliła za sobą mosty i będzie musiała raz na zawsze zrezygnować ze
swych planów. Nie było już nadziei, że Ramón zechce jej pomóc. Jednak nie to sprawiło, że łzy napłynęły
jej do oczu, lecz świadomość, że po raz kolejny nie udało się jej przekonać kogoś, że jest inna, niż sądzono.
A choć prawie nie znała Ramóna, cierpiała na myśl, że dołączył do tych, którzy potępili ją, nie
wysłuchawszy nawet wyjaśnień.
- Estrello ...
Jego głos rozległ się, gdy najmniej się tego spodziewała. Brzmiał tak cicho, że - zajęta tylko myślami o
swojej klęsce i o tym, by znaleźć się za drzwiami - z początku nie była pewna, czy naprawdę go słyszy, czy
tylko sobie to wyobraziła. Jednak mężczyzna odezwał się znowu, i tym razem nie mogła się mylić.
- Estrello, nie odchodź.
Po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu, zauważyła, zwalniając kroku. Uświadomiła sobie, że
nigdy nie słyszała równie doskonałego dźwięku. Poczuła ucisk w sercu na myśl, że może będzie to jedyna
okazja, by usłyszeć, jak wymawia jej imię. Nie mogła jednak odwrócić się i spojrzeć mu w twarz. Za
bardzo bała się tego, co ujrzałaby w jego oczach, i tego, co mógłby wyczytać z jej wzroku. Jeśli musiała
odejść, wolała zrobić to w tej chwili. Gdyby zawahała się lub spojrzała za siebie, może nigdy nie zdołałaby
ruszyć dalej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Ramón ze zdurnieniem uświadomił sobie, że po raz pierwszy wypowiedział jej imię. Pierwszy raz stała
się dla niego realna do tego stopnia, że nie myślał o niej jedynie jako o córce Alfreda Medrana czy - jakją
nazywał z ironią -
doiii
Medrano. Albo kobiecie, którą, jak tego oczekiwano, miał poprosić o rękę. Odczuł
to jako szok. Prawdziwy, zwalający z nóg szok.
Czy naprawdę dotąd nie widział w niej człowieka?
Całował ją, śnił o niej, snuł na jej temat fantazje - ale czy kiedykolwiek naprawdę ją zobaczył?
Kim była Estrella Medrano? Kim była ta kobieta, którą praktycznie kazano mu poślubić - z taką aro-
gancją, z taką władczością, że od razu się do niej uprzedził?
- Nie odchodź - powtórzył z większym naciskiem. - Nie w ten sposób. Zostań.
Powoli, bardzo powoli obróciła się, stanęła z nim twarzą w twarz. Jej oczy lśniły podejrzanie, połys-
kując w promieniach zachodzącego słońca, wpadających przez wielkie okna. Twarz też wydawała się inna.
Bledsza, mizerna, jakby delikatniejsza.
A może to była kolejna rzecz, której wcześniej nie zauważył?
- Mam zostać? - powtórzyła cicho. - Dlaczego?
Była czujna niczym ścigane zwierzę, obserwowała go tymi wielkimi, przestraszonymi oczami, jak gdyby z
obawą, że nagle rzuci się na nią.
- Jadłaś kolację?
Tym razem potrząsnęła tylko głową; wydawało się, że boi się, iż głos ją zawiedzie.
- Ja też nie ... Więc powinniśmy coś zjeść, żeby wino nie uderzyło nam do głowy.
Znowu odpowiedziała samym gestem, skinieniem głowy.
- W porządku.
Aby dostać się do kuchni, musiał przejść obok Estrelli. Przyglądała mu się w milczeniu, jej blada twarz
zastygła w wyrazie czujności i niepewności.
Nie podobały mu się uczucia, które w nim budziła. Nigdy jeszcze kobieta nie reagowała na niego w ten
sposób. A było wiele kobiet w jego życiu. Kobiet, z którymi łatwo było rozmawiać, łatwo oczarować. Ale
ta była nastroszona niczym dziki kot.
- Nie zamierzam zrobić ci krzywdy.
Czuł, że musi to powiedzieć. Byle tylko się uspokoiła.
- Nie - odpowiedziała cicho, dziwnie urywanym głosem. - Nie sądzę, abyś miał taki zamiar.
- A co to miało znaczyć?
Stał teraz naprzeciw niej, twarzą w twarz, mógł więc widzieć zasępienie w tych pięknych oczach, napięte
mięśnie twarzy.
- Estrell0 - ponaglił ją ostro, gdy ociągała się z odpowiedzią.
- To znaczy ... - odparła, obrzucając go gniewnym spojrzeniem, choć jednocześnie zauważył leki
dreszcz, przebiegający jej ciało, gdy starała się odzyskać panowanie nad sobą. - To znaczy, że czasami
jesteś taki sam jak inni. Widzisz tylko to, co masz przed oczami.
- Inni? To znaczy, inni mężczyźni, których twój ojciec chciał namówić na ślub z tobą? Ci, których
próbował kupić?
Niedobrze mu się robiło na myśl, że został wrzucony do jednego worka z nimi wszystkimi. śe był
tylko jednym z nazwisk na liście.
- Do diabła, Estrello - ja taki nie jestem!
- Nie? - spytała z wyzwaniem, krzyżując ręce
przed sobą i gniewnie postukując drobną stopą w podłogę. - Nie? Jesteś pewien?
- Oczywiście, że jestem pewien! Każdy z nich wiedział, że może coś dostać od twego ojca. Oni
wszyscy ci się oświadczyli.
- Więc gdzie różnica? Dlaczego nie masz być do . nich podobny? Powiedz, co robiłeś w tamtym poko-
ju? Dlaczego posłano po mnie, żebym z tobą porozmawiała? Co zamierzałeś zrobić?
- Do cholery, nie to, czego chciał twój ojciec.
- Naprawdę?
- Nie słyszałaś, co powiedziałem? Nie, nie zamierzałem się zgodzić. Chcesz poznać różnicę pomiędzy mną
a tymi, których twój ojciec kupił? Rzecz w tym, że ich udało mu się kupić! Oni ci się oświadczyli, ja - nie.
- Bo ...
- Nie.
Ramón uniósł dłoń i opuścił ją gwałtownie, jak gdyby w ten sposób ucinał temat.
- Nie dlatego, że nie miałem okazji. Ani dlatego, że zaatakowałaś mnie jak rozwścieczona kocica. Ani
dlatego, że pokłóciliśmy się tak, że zmieniłem zdanie. Nie oświadczyłem się, bo nie zamierzałem tego
robić!
Nie zrobiłby nic, czego chciał Alfredo Medrano.
Za mocno wryły mu się w pamięć obelgi, którymi obrzucił go stary.
- Moja stacja nie jest dla takich, jak pan - wypalił Medrano. - Ziemia, na której ją zbudowano, od lat
należy do naszej rodziny. Nie sprzedam jej nadętej miernocie, facetowi, co, jak słyszałem, nie ma nawet
prawa do nazwiska, które nosi, i przypadkiem zarobił właśnie pierwszy milion.
Ramón odwrócił się i zamierzał już odejść, kiedy stary wąż złożył mu inną propozycję. śeby ożenił się z
Estrellą i w ten sposób zdobył upragnioną stację· - Od początku nie zamierzałem się oświadczać.
Nawet wtedy, kiedy zaproponował mi stację za pół ceny, o ile wezmę z nią ciebie.
Jeśli wcześniej sprawiała wrażenie zaskoczonej, teraz wyglądała na oszołomioną.
Z
jej twarzy od
płynęły
kolory, wyróżniały się tylko ciemne plamy oczu i różowe łuki ust.
- Ale ... wiem, jak bardzo chciałeś mieć tę stację.
- Tak - przyznał, skinąwszy głową, by zaakcentować to słowo. - Tak, chciałem ją mieć. Był czas, kiedy
sądziłem, że niczego bardziej nie pragnę.
- I
nic innego nie dałoby ci takiej satysfakcji?
- Nic nie mogłoby się z tym równać. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że ją straciłem. Nadal nie mogę.
- Dlaczego?
Westchnął, przeczesał obiema dłońmi lśniące włosy.
- Och, to długa historia.
- Mam całą noc.
Zdawało się, że naprawdę tak myślała. Najdziwniejsze, że poczuł, że mógłby się jej zwierzyć. Wytłumaczyć,
co czuł, opowiedzieć coś niecoś ze skomplikowanej historii swej rodziny.
- Naprawdę chcesz tego wysłuchać? Jeśli tak, to proponuję, byśmy usiedli.
Podążyła za nim do kominka, każde z nich zajęło miejsce, które zajmowało niedawno. Ramón sięgnął po
butelkę, napełnił kieliszki, jeden z nich podsunął Estrelli. Upił solidny łyk, dobierając w myślach słowa.
- śeby to zrozumieć, musiałabyś dowiedzieć się czegoś o mojej rodzinie.
- Wiem, że twoja matka była Angielką, a ojciec ...
- Jeśli masz na myśli Reubena Dano, to nie był moim ojcem. W każdym razie nie biologicznym.
Drgnęła zaskoczona, zorientował się więc, że o tym nie wiedziała. - To kto ... ?
- Juan Alcolar.
- Ten od Korporacji Alcolar?
- Między innymi. Tak, ten.
Ramón wpatrywał się w kieliszek, wprawiając w ruch obrotowy resztkę wina .
- Moja matka miała z nim romans i ja jestem jego rezultatem. Ale w owym czasie była już żoną mojego ...
Reubena. Więc zmusił ją do obietnicy, że nigdy tego nie zdradzi.
- I
dorastałeś, sądząc, że twoim ojcem jest Reuben Dario?
Skinął powoli głową.
- Zostałem nawet zarejestrowany jako jego syn. Ale to nie było możliwe. Reuben nie mógł mieć dzieci.
- A matka nigdy ci nie powiedziała?
- Nie miała okazji. Umarła, kiedy byłem mały.
Ale zostawiła list, który miałem odczytać, jak skończę dwadzieścia jeden lat. Tak się dowiedziałem.
- Jak to zniosłeś?
- A jak myślisz? Jak byś się poczuła, gdybyś nagle odkryła, że twój ojciec nie jest naprawdę twoim ojcem?
Estrella zastanowiła się, potem potrząsnęła głową. Ramón stwierdził, że wyglądała na otumanioną, ale nie
mogła czuć nawet części tego zamętu, w jakim pogrążył się, poznawszy prawdę.
- Zdezorientowana - powiedziała w końcu.
- Tak właśnie się poczułem. Nie wiedziałem, gdzie
moje miejsce ... kim jestem. Gdzie moja rodzina. Reu-.
ben i ja nie byliśmy w najlepszych stosunkach. Za bardzo różniliśmy się od siebie. Ja chciałem zajmować
się mediami, on pragnął, bym robił coś bardziej praktycznego ... śebym został księgowym, jak on. Stale się
o to kłóciliśmy. Zrozumiałem to wszystko lepiej, gdy poznałem prawdę o swoim pochodzeniu. Kiedy
uświadomiłem sobie, że moim prawdziwym ojcem jest don Juan Alcolar.
Znowu zerknął na nią z ukosa.
- Więc widzisz - ciągnął oschłym tonem - twój ojciec może chętniej by mi przekazał swoją ukochaną
stację telewizyjną, gdyby wiedział, że jestem członkiem innej szacownej, katalońskiej rodziny. I to takiej,
której historia i tytuły są jeszcze starsze niż Medranów. I synem kogoś, kto zbił majątek na mediach.
- To dlatego chciałeś mieć tę stację ... żeby stać się częścią imperium Alcolarów?
Potrząsnął gwałtownie głową, zaprzeczenie widoczne było w jego oczach, na jego twarzy.
- Nic podobnego. Zależało mi na niej, bo chciałem mieć coś swojego, czego bym nie zawdzięczał
majątkowi Alcolarów, lecz własnej ciężkiej pracy. Kiedy spotkałem się z moim ojcem ... prawdziwym
ojcem, przyjął mnie z radością do rodziny. Myślę, że podniecało go, że ma syna, który zajmuje się tym
samym co on. Joaquin nie interesuje się mediami. Przeniósł się na wieś, zajmuje się prowadzeniem
winnicy i eksportem win. Alex zaś ... cóż, Alex ma inne zadanie w korporacji.
- Alex? - spytała z zaciekawieniem Estrella i zauważyła, że Ramónowi drgnął kącik ust.
.- To drugi brat, przyrodni, z innej matki. Ostrzegałem cię, że to trochę zagmatwane.
Mogła tylko potrząsnąć głową i sięgnąć po kieliszek. Istotnie, to było zagmatwane, i - prawdę mówiąc -
czuła się nieco ogłuszona. Ojciec Ramóna zdradzał żonę z dwiema różnymi kobietami, miał z nimi dzieci,
a jednak wyszedł z tej sytuacji z nietkniętą reputacją. Kiedy zaś ona z całą niewinnością, niemądrze, na
ś
lepo związała się z żonatym, raz na zawsze została napiętnowana jako dziwka.
No, ale byli przecież w Hiszpanii. A Hiszpania to kraina mężczyzn. Wystarczyło posłuchać, jak ludzie
mówili dziś o Carlosie Perei. Jako o człowieku, którego zachowanie rozumieli - był mężczyzną i zawróciła
mu w głowie kapryśna i nieodpowiedzialna młoda dziewczyna. Ale przecież znali go już dobrze, zanim ona
wróciła z klasztornej szkoły, ekskluzywnej szkoły dla dziewcząt z wyższych sfer, która - zgodnie z
oczekiwaniami jej ojca - miała z niej zrobić damę. A potem Carlosa spotkała taka tragiczna śmierć.
- Więc ... ta stacja byłaby tylko twoja. Nie stanowiłaby części Korporacji Alcolar.
- No właśnie. To jedyna rzecz, o której mógłbym powiedzieć, że należy do mnie. Nie do Arcolarów, nie
do Dariów. Do mnie. Ojciec dałby mi część korporacji, ale nie tego chciałem. Tylko tego, żeby
dorównać mojemu prawdziwemu ojcu w świecie, w którym się obracał. No i, oczywiście, stacja.
Medrano wniosłaby ze sobą element "starej Hiszpanii", katalońskie dziedzictwo, które Juan Alcolar ceni
może nawet bardziej niż twój ojciec.
Rytm, wystukiwany smukłym palcem na ściance kieliszka, wyraźniej niż słowa zdradzał uczucia Ra-
móna.
- Więc może teraz rozumiesz, dlaczego tak bardzo zależało mi na jej kupnie.
Jeśli to nie, jest idealna okazja, by powiedzieć,
oczym myślała, przychodząc tutaj, to lepszej nie będzie, oceniła w duchu Estrella. Zaczerpnęła tchu,
wyprostowała ramiona, jak gdyby gotując się do tego, co musiała zrobić.
- Dajmy na to, że wcale nie musisz jej stracić? Uff, nareszcie to powiedziałam, pomyślała, czując, jak
zimny dreszcz strachu przebiega jej po grzbiecie, choć zachodzące słońce grzało mocno. Gdy tylko
spostrzegła jego reakcję, kiedy przyznał się, jak bardzo zależało mu na umowie z jej ojcem, zrozumiała, że
nie trafi się jej druga taka szansa. Ale nie mogła jeszcze uwierzyć, że zdobyła się na odwagę, że naprawdę
wypowiedziała te słowa. A sądząc po wyrazie twarzy Ramóna, po tym jak ściągnął sceptycznie czarne
brwi, on także miał wątpliwości.
- Co takiego? - spytał zaskoczonym tonem. O czym ty mówisz?
- Pytam, co byś zrobił, gdyby się okazało, że jest sposób, abyś nie musiał rezygnować z tego interesu.
Sposób, dzięki któremu stacja może do ciebie należeć. - I jak niby miałbym to osiągnąć?
- J...jak?
Głos Estrelli zmienił się w żenujący pisk. Miała wrażenie, jakby ktoś ścisnął ją za gardło i nie po~
trafiła zebrać sił, by odpowiedzieć.
- Estrello? Do diabła, co mówisz? To niemożliwe. Twój ojciec odrzucił moją propozycję.
- Jednak myślę, że mógłbyś go przekonać, aby zmienił zdanie.
- Chyba zwariowałaś! - stwierdził pogardliwie Ramón. - Powiedział, że nie ma mowy o sprzedaży. -
Postawił jeden warunek.
To dziwne, ale tak jakby odzyskiwała głos. Sprawiała wrażenie osoby spokojnej i pewnej siebie,
ś
wiadomej swych celów. Tylko reakcji Ramóna nie była w stanie przewidzieć.
- Jeden warunek - powtórzył ze zdumieniem, zmieszanym z gniewem. - Ale, Estrello, wiesz, jaki to był
warunek. Chciał...
- Chciał, żebyś się ze mną ożenił dokończyła za niego, bo urwał, potrząsając głową z niedowierzaniem.
- Powiedział, że sprzeda ci stację, jeśli się zgodzisz na ślub ze mną.
- Mówisz, że zrobiłabyś to? śe spełniłabyś jego
żą
danie?
Zebrała wszystkie siły. - Właśnie to mówię.
- Chcesz, żebym się z tobą ożenił?
- Tak. Chcę.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Ramónie, proszę!
Tylko na tyle mogła się zdobyć. Odrzucał jej propozycję, widziała to w jego oczach, napiętych
mięśniach twarzy. Nie mógłby wyraźniej okazać, że nie chce mieć nic wspólnego z jej planem.
- To żart, prawda?
- N ... nie.
Wiara w siebie, która podtrzymywała ją na duchu, gwałtownie słabła. Poczuła się zagubiona i pusta.
Postawiła wszystko na jedną kartę i wydawało się, że przegrała.
- Nie, to nie żart.
- Mówisz poważnie?
Zerwał się na równe nogi, odwrócił od niej, przeszedł przez pokój i stanął przy wielkim oknie. Wpat-
rywał się w gwałtownie ciemniejące niebo i pojawiające się w dole światła miasta. Potem, równie gwał-
townie, wrócił na poprzednie miejsce. Odgłosowi kroków na wyfroterowanej podłodze wtórowało nie-
równe, szybkie bicie jej serca.
- Dlaczego, do diabła, sugerujesz coś takiego? Co za wariactwo ... ?
- To nie wariactwo.
Ogarnięta rozpaczą Estrella przerwała potok jego gniewnych słów. Spojrzał na nią, jak gdyby nagle
wyrosła jej druga głowa.
Chciała patrzeć mu w oczy, jak równy równemu, a nie czuć się przytłoczona faktem, że górował nad
nią? więc zmusiła się do wstania i nawet zrobiła kilka kroków w jego kierunku.
- To nie wariactwo, Ramónie! To może się udać ... Ty dostaniesz to, czego chciałeś, a ja ...
- Tego właśnie nie rozumiem. Co będziesz z tego
miała?
- Wolność.
Tylko jedno słowo, a znaczyło tak wiele. - Wolność?
- Tak. Widziałeś, jak to wszystko wygląda. Jaki
jest mój ojciec, jak rozpaczliwie pragnie wydać mnie za mąż ... przywrócić dobre imię rodziny, które, jego
zdaniem, splamiłam.
- Wydawało mi się, że doskonale sobie radzisz.
Po prostu odrzucasz każdego starającego. - Ale nie widziałeś wszystkiego.
Poczuła, że nogi uginaj ą się pod nią, więc podeszła do wielkiego fotela przy kominku i przysiadła na
jego grubo wyściełanej poręczy. Oparty o futrynę drzwi Ramón przyglądał się jej, skrzyżowawszy ramiona
na szerokiej piersi.
- Nie widziałeś mnie, gdy jestem z nim bez świadków. Kiedy muszę wysłuchiwać jego kazań, znosić
wybuchy wściekłości. Kiedy mówi, jak go rozczarowałam, okryłam hańbą jego i rodzinę. I nie daje za
wygraną. Po prostu próbuje wydać mnie za mąż, skłaniając tych mężczyzn do oświadczyn ... przekupując
ich. I nie było cię przy tym, kiedy przychodzili prosić mnie o rękę. Jak oglądali mnie niczym konia na
aukcji, zastanawiając się, czy moja wartość jako klaczy zrównoważy moją szokującą reputację. Tak bardzo
mam tego dość, Ramónie. To poniżające. Nienawidzę tego.
- To zrób coś z tym.
- Właśnie próbuję.
Starała się uśmiechnąć, ale on nie zmienił wyrazu twarzy.
- Chcę z tym skończyć. Jak mi się zdaje, jedyny sposób, to dać ojcu, czego pragnie. Chce, abym wyszła
za mąż. Więc jeśli wezmę ślub, jeśli będę miała obrączkę na palcu i, co się z tym wiąże, godne szacunku
nazwisko, ludzie zapomną o przeszłości. I ojciec teź o niej zapomni.
- Ale ty będziesz żyła w teraźniejszości.
- Wiem. Sądzisz, że o tym nie myślałam? śe nie powtarzałam tego sobie w myślach setki razy, aż bałam
się, że wpadnę w szaleństwo? śe nie próbowałam znaleźć innego rozwiązania?
- Ale dlaczego ja ... ?
- Mówiłam ci ...
To mu nie wystarczało. Wyczytała to z jego twarzy. Istotnie, był jeszcze inny powód, ale chyba nie mogła
zdradzić go w tej chwili. Nie teraz, gdy oddzielająca ich przestrzeń zdawała się rozciągać jak wielka,
ziejąca przepaść, a oni stali po przeciwnych stronach.
Nie mogła mu tego wyjaśnić.
- Mówiłam ci ... - powtórzyła bezradnie.
- Powiedz mi jeszcze raz.
Ramón odepchnął się od ściany, podszedł do Estrelli i pochylił się nad nią, opierając jedną dłoń na
wysokim oparciu fotela, a drugą na poręczy, na której przysiadła. Uwięziona w ten sposób nie mogła się
ruszyć.
Zaryzykowała, rzuciła jedno szybkie spojrzenie na jego ciemną, nieprzeniknioną twarz, zimne oczy - i
nie była w stanie tego znieść. Spuściła wzrok, próbowała wpatrywać się w kolana, ale w rezultacie tylko
ostrzej, niemal boleśnie uświadomiła sobie, źe otacza ją jakby klatka złożona z długich, silnych ramion i
twardej, masywnej ściany torsu. Znalazł się tak blisko jej twarzy, że czuła ciepło jego skóry; cierpki zapach
jakiejś cytrusowej wody kolońskiej drażnił jej nozdrza ...
Przycisnął biodra do kolan Estrelli, zapięty w talii wąski, skórzany pasek tylko kilka cali dzieliło od jej
dłoni, spoczywających na udach. Gdyby trochę wyciągnęła rękę, tylko odrobinę, mogłaby go dotknąć ...
Ledwo ta myśl przyszła jej do głowy, Ramón ujął ją za brodę i uniósł jej twarz.
To było jeszcze gorsze. Bo teraz, gdyby spojrzała w górę, utonęłaby w srebrzystych sadzawkach jego oczu.
Gdyby chciała opuścić wzrok, spocząłby na pięknych, zmysłowych ustach. Na wargach, które pocałowały
ją raz, ale o których śniła przez cały czas. Ten pocałunek doprowadził ją do szaleństwa i samo
wspomnienie o nim wywołało wybuch palącego pożądania.
- Powiedz mi, co będziesz z tego miała - polecił.
Ostry, szorstki ton jego głosu przebił się przez zmysłowe opary, otumaniające jej umysł.
- Mówiłam ci ... Wolność. Zyskam wolność.
- I to ci wystarczy? Warto z tego powodu wiązać się z jakimś obcym człowiekiem?
- Nie z "jakimś", lecz z tobą.
Ramón wciągnął powietrze przez zęby, zdradzając, że usiłuje zapanować nad sobą.
- Dlaczego ze mną? Pytałem cię już o to wcześniej, Estrello, i będę pytać, dopóki nie dostanę od-
powiedzi. Dlaczego ze mną?
Och, co miała na to odpowiedzieć? Prawdę. To było jedyne wyjście. Więc choć ściskało ją w dołku,
przełknęła ślinę i zmusiła się do spojrzenia mu w oczy.
- Z powodu tego, co mówiłeś wcześniej. śe nie zamierzałeś mi się oświadczyć, kiedy zażądał tego mój
ojciec. Zrezygnowałeś z umowy, na której ci zależało. Dlatego. I... i ...
- I? - ponaglił ją, kiedy przerwała, jak gdyby słowa uwięzły jej w gardle. - I co jeszcze?
- I to - westchnęła. - I to ...
Podniosła głowę i przycisnęła usta do ust Ramóna.
Wyczuła jego zaskoczenie, zesztywniałe nagle ciało przez chwilę stawiało opór. Ogarnął ją strach, że źle
oceniła sytuację. Zaraz jednak usłyszała głębokie westchnienie, jego wargi zmiękły, przyjął pocałunek i
odpowiedział nań bez zwłoki. Ten pocałunek nie przypominał pierwszego, nie miał w sobie brutalnej,
niemal okrutnej zaborczości. Ale choć był taki delikatny, obudził w niej te same uczucia, taką samą palącą
żą
dzę.
Och, dzięki Bogu! Ta jedyna myśl przemknęła jej przez głowę, zanim całkowicie utraciła zdolność
rozumowania. Dzięki Bogu, że się nie myliła. śe nie wyobrażała sobie czegoś, co nie istniało, że naprawdę
połączyło ich dzikie pożądanie. Pożądanie, które skłoniło ją do wymyślenia zwariowanego planu, i które -
jak się modliła - pomoże im go zrealizować.
I
to ...
Te słowa wciąż dźwięczały w uszach Ramóna, kiedy usta Estrelli dotknęły jego ust, ale była to ostatnia
rozsądna myśl, którą był w stanie sformułować.
Cała jego świadomość skupiła się na jednej osobie - i była nią Estrella. Estrella, z jej gładką skórą i
smukłym ciałem, z długimi, falującymi włosami. Były związane w koński ogon z tyłu głowy, nie mógł
więc zanurzyć w nich palców. Jednym ruchem ściągnął krępującą je wstążkę, rzucił ją gdzieś na podłogę i
przeczesywał dłonią długie, jedwabiste pasma. Miękkość muskających jego twarz włosów, lekki zapach
ziołowego szamponu tylko podsycały narastające w nim pożądanie.
- Ramónie ...
Potrzebował jej. Wszystkiego, co mogła mu zaofiarować. I potrzebował tego teraz. Zsunął lniany żakiet
z jej ramion i upuścił na podłogę, u ich stóp. Białą obcisłą podkoszulkę spotkał ten sam los. Zapach jej
rozgrzanej skóry, nagły powiew oszałamiających perfum zaatakował jego zmysły z taką mocą, że zakręciło
mu się w głowie.
Ześliznęli się z fotela, opadli na podłogę, poczuli chłód wyfroterowanego drewna na obnażonej skórze.
Estrella szarpnęła jego koszulę, wyciągając ją ze spodni i jak najszybciej odpinając guziki. Palce od-
mawiały jej posłuszeństwa; w pewnej chwili Ramón usłyszał trzask rozdzieranej tkaniny, ale nic go tonie
obeszło. Pragnął tego, czego i ona pragnęła: aby ich ciała zetknęły się, by nie oddzielało ich ubranie.
Pomagał jej z zapałem; zrzucając z siebie podartą koszulę i ciskając ją w drugi koniec pokoju, wyszeptał
jej do ucha:
- Estrella ... Mi estrella. Moja piękna gwiazda. Kochanie ... nie możemy tego zrobić ...
Nie możemy? Dla roznamiętnionego umysłu Estrelli te słowa były niczym chlust lodowatej wody.
Jak mógł to teraz powiedzieć? Kiedy wiedziała, że Ramón musi się z nią kochać, bo inaczej zabije ją
frustracja.
- Nie możemy? Ale ... - zaprotestowała i usłyszała jego cichy śmiech.
- Nie tutaj, mi angel. Nie tutaj. Podłoga ... Urwał gwałtownie, bo wbrew jego protestom dziewczyna
zacisnęła palce na klamrze jego paska i szybko ją odpięła.
- Estrello! - w tym jęku protest mieszał się z bezradnością. - Próbuję myśleć o tobie!
- A ja ci mówię, że nie dbam o nic!
- Ale podłoga jest... za twarda. Mój pokój ...
Z trudem dobierał słowa, gdy zaczęła go pieścić, ujmując dłonią jego męskość. - Łóżko ...
- Nie.
Estrella nie chciała się stąd ruszać. Wszystko było dla niej takie nowe, cudowne, wyzwalające, pozba-
wione zahamowań, że z przerażeniem myślała, iż może to utracić. Bała się, że zaleje ją lodowata fala
rzeczywistości i zmusi do zastanowienia.
- Nie - powtórzyła szeptem i stłumiła jego protest pocałunkiem. - Nie, nie tam. Tutaj. Właśnie tu, I teraz.
Pragnę cię, Ramónie.
- Och, Dios - westchnął, kapitulując. - A ja pragnę ciebie!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Estrella nie chciała, aby nadszedł ranek. Tylko o tym myślała, ilekroć budziła się ze snu, w który
zapadła mniej więcej w połowie nocy. Przedtem Ramón zabrał ją z salonu, poprowadził po schodach do
sypialni i położył na wielkim, podwójnym łóżku. Nie pamiętała, ile razy się kochali, wiedziała tylko, że -
choć jej ciało zostało w końcu zaspokojone i poddało się zmęczeniu - jej umysł odczuwał wciąż pożądanie.
Nigdy czegoś podobnego nie przeżyła. Nawet z Carlosem, a Carlos był jej jedynym kochankiem. Nie
chciała myśleć o nim, ale nie mogła powstrzymać napływających wspomnień. Bo w jedną krótką noc
Ramón całkowicie wymazał wszystko, czego Carlos nauczył ją o miłości. Albo raczej wszystko, czego jej
nie nauczył.
A przecież zawsze wierzyła, że kochała Carlosa.
Nigdy nie kojarzyła miłości z Ramónem. Jednak to on posiadł jej duszę i ciało, wypierając z pamięci
wspomnienia o kłamstwach innego mężczyzny.
- No, naprawdę będziesz miała kłopot, jak to wyjaśnić swojemu ojcu.
Niski, zachrypnięty, lekko ironiczny głos wyrwał ją z zamyślenia. Otworzyła gwałtownie oczy i od-
wróciła głowę. Zobaczyła Ramóna, który wszedł cicho do pokoju i stał przy drzwiach, trzymając w
dłoniach kubki z kawą.
Wilgotne włosy i zaróżowiona cera zdradzały, że niedawno wziął prysznic i ogolił się. Był nie tylko
ubrany, ale włożył pełny uniform biznesmena. Nosił kolejny idealnie skrojony garnitur, koszulę i krawat -
tym razem niebieski - i wyglansowane czarne buty. Wszystko to głosiło, że dzisiejszy dzień przeznaczony
jest na pracę, nie na zabawę.
- A może powiedziałaś mu, że zanocujesz u tej koleżanki?
Ja ... powiedziałam, że wrócę, kiedy wrócę - zdołała wykrztusić, uświadamiając sobie z bólem, jak
mógłby zinterpretować jej odpowiedź. - Chyba jednak to zrobię, zanim ojciec zadzwoni do Carmen i
zacznie zadawać kłopotliwe pytania.
- Najpierw wypij kawę. – Ramon podał jej kubek. Dopiero gdy podciągnęła się na poduszkach, a
prześcieradło zsunęło się z jej ciała, uświadomiła sobie, że pod osłoną cienkiej egipskiej bawełny jest
całkowicie naga. Oblała się rumieńcem, gwałtownie podciągnęła białe prześcieradło, wsuwając je pod
pachy i niemal okręcając wokół szyi, tak że była całkowicie osłonięta.
- Trochę na to za późno, prawda? - spytał oschle, przyglądając się jej, gdy niemal wyrwała mu kubek z
ręki. Przesunął nogą krzesło i wyciągnął się w nim.
- Tej nocy dowiedziałem się, jak wyglądasz bez ubrania.
- Nie chciałam wylać na siebie kawy - warknęła, wiedząc, że niepotrzebnie się broni.
Piękne usta Ramóna lekko drgnęły, tylko to zdradziło jego uczucia, starannie zamaskowane obojętnym
tonem.
- Bardzo rozsądnie. Nie chcesz chyba poparzyć swojej delikatnej skóry.
Estrella wzdrygnęła się w duchu, słysząc kryjącą się w tych słowach ironię. Tak, było już za późno na
wstydliwość. Tak, tej nocy widział, dotykał - i nie tylko - każdy centymetr jej ciała. Ale to działo się
minionej nocy, w mroku, w łóżku. Dzisiejszego ranka, w chłodnym świetle dnia - sprawy wyglądały
maczeJ.
A najgorsze z tego było zachowanie Ramóna.
Kiedy zasypiała, przytulona do szczupłego, mocnego ciała mężczyzny, czuła się odprężona i rozluźniona.
Nie miała pojęcia, co teraz będzie. Ale po nocy, która ich połączyła, wspólnie przeżytej namiętności i
rozkoszy, nie miała wątpliwości, że uda się im znaleźć jakieś rozwiązanie. Była zbyt wyczerpana, aby o
tym teraz myśleć, ale zrobi to rano.
Tylko że ranek, na który czekała, miał się zacząć od przebudzenia u boku Ramóna. Wyobrażała sobie, jak
powoli, bez pośpiechu wynurza się ze snu. Mogą nawet - co niemal pewne - znowu się kochać. Potem, gdy
będą rozluźnieni po zaspokojeniu namiętności, a ona spocznie w jego ramionach, z głową na jego piersi, na
pewno zaczną ze sobą rozmawiać.
Takiego Ramóna mogłaby przekonać. Więcej - mogła otworzyć przed nim serce i powiedzieć mu
wszystko. Wyjawić bolesną prawdę o Carlosie i swojej przeszłości. Ale ten drugi Ramón - to całkiem inna
sprawa.
Ich noc należała do przeszłości. Zaczął się jego dzień. Ramón Dario, wielki biznesmen, wstał już z
łóżka, ubrał się i był gotów do pracy. A ona ...
Co miała zrobić? Czego od niej oczekiwał? śe wstanie, weźmie prysznic, ubierze się i... wyjdzie? A co
z minioną nocą? Ze wszystkim, co było między nimi?
- Idziesz do pracy. - Była to idiotyczna uwaga, ale tylko na nią mogła się zdobyć.
- To oczywiste. - Jego głos nie zdradzał niczego, oblicze było pustą, nieprzeniknioną maską, ciężkie
powieki przysłaniały oczy.
- Ale dlaczego?
Niepotrzebnie to powiedziała. Zorientowała się, gdy zobaczyła, że uniósł głowę i przymrużył oczy.
- Firma sama się nie poprowadzi.
- Ale sądziłam, że dzisiaj ...
Z każdym słowem pogarszała swoje położenie.
Teraz czarne brwi Ramóna ściągnęły się gniewnie i niemal fizycznie czuła jego odrzucenie.
- A niby dlaczego - zapytał lodowatym tonem - dzisiejszy dzień miałby się różnić od pozostałych?
- No ... sądziłam ...
- Sądziłaś? - powtórzył groźnie, kiedy zawahała się. Myśli tak kłębiły się w jej głowie, że nie mogła
wymówić słowa.
- śe ty ...
i
ja ...
- W ciąż myślisz o tym idiotycznym pomyśle, że
moglibyśmy wziąć ślub? - rzucił ostro. - Bo jeśli tak, to sugeruję, żebyś o tym zapomniała. Nie ma mowy o
ż
adnym małżeństwie z rozsądku. Powiedziałem to twojemu ojcu.
- Ale tej nocy ... To nie mój ojciec ... to ja zaproponowałam.
- Aja daję ci tę samą odpowiedź, jak twemu ojcu. Powiedział to z taką lodowatą zjadliwością, że Estrella wtulila
się w poduszki i zacisnęła palce na kubku, aż pobielały jej kostki.
- Nie myślę o małżeństwie. Nie chcę się żenić, nigdy nie chciałem. Lubię swoje życie takie, jakie jest. A
gdybym nawet zapragnął mieć żonę, to musiałaby to być kobieta, którą sam wybrałem. Nie osoba, która sama
wystawia się na sprzedaż. Nawet za cenę stacji telewizyjnej.
Z cynizmem zauważył, że sprawiała wrażenie zaskoczonej. Przecież nie mogła uwierzyć, że postąpi zgodnie
z jej beznadziejnym planem. O ile taki plan rzeczywiście istniał.
Wczoraj dał się zaskoczyć. Nie był przygotowany na taki pocałunek, więc w ułamku sekundy stracił głowę,
jak napalony nastolatek. I wcale tego nie żałował. Tyle że z powodu tej rozkosznej nocy Estrella zdawała się
wierzyć, że zgodził się na jej szalony plan.
- Ale ... ale wczoraj w nocy ...
- W nocy? Chcesz udawać, że ta noc była wyjątkowa? Ty pragnęłaś mnie. Ja pragnąłem ciebie - i dałem ci,
czego chciałaś.
- I sam wziąłeś, co chciałeś.
- Tak, a niby dlaczego miałem zachować się inaczej? To ty zawsze robiłaś pierwszy krok.
Musiał jednak przyznać, że gdy widział ją tak, jak teraz - nadal w łóżku, z zaspanymi oczami, czarnymi
włosami rozrzuconymi po poduszce, złocistą skórą kontrastującą z bielą pościeli - kusiło go, by samemu zrobić
pierwszy krok. Niemal nie zdołał zapanować nad nagłą reakcją swego ciała, gdy wszedł do sypialni i zobaczył ją
leżącą z zamkniętymi oczami, ciepłą i rozluźnioną. Ale był już ranek, miał dużo czasu, by przemyśleć, jakie
szaleństwo popełnił, i uświadomić sobie, że musi z tym skończyć.
Właśnie on powinien wiedzieć, jak destrukcyjny wpływ może mieć poślubienie kobiety, która nie kocha. Czy
jego własna matka nie postąpiła tak z Reubenem i czy oboje gorzko tego nie żałowali? Sama myśl, że mógłby
się w przyszłości dowiedzieć, że nie on jest ojcem upragnionego dziecka, wywoływała ucisk w żołądku.
Nie można tego dalej ciągnąć. Nieważne, co Estrella myśli albo czego się spodziewa. Trzeba to przeciąć. Raz na
zawsze. Musi sprawić, by odeszła i nigdy nie wróciła. Bo gdyby wróciła, mógłby nie mieć dość rozsądku lub
siły, by zerwać ponownie.
Wysączył resztę kawy i postawił pusty kubek na podłodze.
- Rzuciłaś mi się na szyję, a ja jestem normalnym, zdr,owym mężczyzną. Do diabła, co miałem zrobić?
Powiedzieć: przepraszam, kochanie, ale nie jestem w nastroju? I odejść?
- Kiedyś ... tak zrobiłeś. W zamku.
Tak, odszedł, i niemal go to zabiło. Nie chciał ponownie tego przeżywać. Objawy głodu narkotycznego,
które dręczyły jego podniecone ciało, złożyły się na osobistą wizję piekła.
- Wtedy powiedziałaś, że nie dałabyś się tknąć, nawet gdybym był ostatnim mężczyzną na Ziemi.
Zeszłej nocy zmieniłaś zdanie.
- Ja ... ja myślałam ...
- Co myślałaś, kochanie? Chyba nie wpadł ci do głowy szalony pomysł, że się w tobie zakochałem?
Wydawało się, że ta myśl budzi w niej takie samo przerażanie, jak w nim.
- Co? Nie! Nie ma mowy! Nigdy!
- Dobrze. Cieszę się, że nie posunęłaś się aż tak daleko w swoim fantastycznym scenariuszu. Dokąd
idziesz?
Odstawiła kubek na szafkę nocną i wyskoczyła z łóżka; prześcieradło, którym się owinęła, ciągnęło się
za nią jak tren.
- Szukam swojego ubrania. Chcę się ubrać. - Rozejrzała się po sypialni z niepokojem, zagryzając usta. -
Gdzie moje ubranie? Do diabła, co z nim zrobiłeś ... ?
- Opanuj się! - Uniósł dłoń, by ją uspokoić.
- Jeśli pamiętasz, w nocy trochę nas poniosło. Twoje ubranie nadal jest w salonie. Przyniosę ci je.
Schodząc na dół, przypomniał sobie, że to widok jej rzeczy - i własnych - porozrzucanych po podłodze,
przywrócił mu rozsądek. Naoczny dowód na to, że pozwolił, aby namiętność uderzyła mu do głowy i
zamiast myśleć o konsekwencjach uległ fizycznym popędom, otrzeźwił go. Jak mógł zapomnieć się tak
głupio - i to właśnie z Estrellą Medrano?
Ubranie, które podniósł z podłogi i starannie poukładał, leżało teraz w zgrabym stosiku w skórzanym
fotelu. Tym samym, na którym przysiadła, zanim pierwszy raz go pocałowała. Gdyby miał choć trochę
rozumu, poprzestałby na tym.
Wciąż jej pragnął,
maldito sea!
Pochylił się, by zabrać rzeczy Estrelli, ale zamarł na widok kawałków
brzoskwiniowej satyny i koronek, które kilka godzin wcześniej zsunął z jej uległego ciała. Skierował za-
mglone oczy na fragment podłogi, na którym wtedy leżał. Gdzie wciągnął ją na siebie i ...
lrifierno, no!
Odwrócił wzrok od kuszących skrawków brzoskwiniowej satyny, zakrył je podkoszulkiem i skierował
się ku schodom.
Estrella stała pod oknem, tam gdzie ją zostawił.
Jedno spojrzenie na jej nieruchomą twarz, wyraz gniewnego uporu w oczach, wystarczyło niemal, by
zdusić płomienie pożądania. Niemal - nie do końca. Ale sprawiała wrażenie tak nieprzystępnej, że
zatrzymał się po przeciwnej stronie łóżka i z szyderczym ukłonem złożył ubranie na pomiętej na
rZUCIe.
- Twoje ubranie, senorita.
- Dziękuję - odpowiedziała z niechęcią, niemal z przymusem. - A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko
temu, chciałabym zostać sama, gdy będę się ubierać.
- Poczekam na ciebie na dole.
- Dobrze.
Czekała demonstracyjnie, z rękami opartymi na biodrach. Dopiero gdy opuścił pokój i usłyszała jego
kroki na schodach, wyplątała się z prześcieradeł i poszła do łazienki. Nie miała pojęcia, jak długo stała pod
kaskadą gorącej wody. Wiedziała tylko, że niezależnie od tego, ile razy by się szorowała, nadal będzie
czuła się brudna.
Zeszła w końcu na dół, modląc się w duchu, by Ramón miał dość czekania i udał się już do biura.
Czekało ją rozczarowanie. Siedział w kuchni, na stole piętrzył się stos listów. Dolał sobie kawy, ale naj-
wyraźniej nie tknął jej, tak samo jak nie czytał listu, który trzymał w dłoni.
- Wychodzę - oznajmiła ostrym tonem, stojąc w drzwiach. Tylko to potrafiła wymyślić. Nie miała
doświadczenia w takich sytuacjach.
Ramón podniósł szybko głowę i rzucił chłodne spojrzenie na jej bladą twarz.
- Nie idź jeszcze. Nic nie jadłaś. Masz ochotę na śniadanie?
- Chyba bym się udławiła - powiedziała, zła, że odgrywał rolę uprzejmego gospodarza. - Chcę iść do
domu.
- Estrello ... - Odsunął krzesło i wstał. Wydawał się niepokojąco wysoki i silny. - Sytuacja w twoim
domu ... naprawdę jest tak źle?
- Poznałeś mojego ojca - tylko tyle odpowiedziała.
- Więc dlaczego się nie wyprowadzisz? Znajdź jakąś pracę ...
Urwał gwałtownie, gdy wybuchnęła ironicznym śmiechem.
- Chyba żartujesz! Powtarzam, poznałeś mojego ojca. Jest starszy niż ojcowie moich rówieśników ...
Założę się, że starszy od twojego! A jeśli chodzi o przekonania - jeszcze starszy. Ja zaś jestem jego
jedynym dzieckiem ... dziedziczką rodu Medrano. Moje wychowanie było po prostu średniowieczne.
Niczego mnie nie nauczono, nie mam zawodu.
Poza tym, kiedy prawda o Carlosie wyszła na jaw, Estrella niemal się załamała. Nie była w stanie myś-
leć ani działać. Ojciec to wykorzystał, przejął kontrolę nad jej życiem i sprawował ją nadal.
- Nikt by mi nie zaproponował pracy.
- Ja mógłbym to zrobić.
- Ty? - nie wierzyła własnym uszom.
- Dam ci pracę. W Korporacji Alcolar. Możesz odejść z domu, znaleźć jakieś mieszkanie.
- Uważasz, że jestem godna pracy, ale niegodna małżeństwa?
- Nie powiedziałem tego, do diabła!
- A ja nie pamiętam, żebym mówiła coś o poszukiwaniu pracy! - Musiałaby widywać go, rozmawiać z
nim i za każdym razem wspominałaby minioną noc i upokorzenie, które przeżyła rankiem. - Nie
przyjęłabym pracy od ciebie, nawet gdybyś płacił szczerym złotem! Nie chcę nic od ciebie!
- W nocy było inaczej. - W jego głosie znowu pojawił się groźny, mroczny ton.
- To co innego.
- Tak, zeszłej nocy myślałaś, że dostaniesz ode mnie to, czego chciałaś. - Pomimo wysiłku Ramón
stracił w końcu panowanie nad sobą. Próbował jej pomóc, a ona odrzuciła pomoc z pogardą. - A ja nie
znoszę, kiedy się mnie wykorzystuje - warknął wściekle i zauważył, że Estrella uniosła głowę i szeroko
otworzyła oczy.
- Nie byłeś wykorzystywany - zaprotestowała.
- Nie? Uwierz mi, kochanie, tak się czułem.
- Och, więc ofiarowanie ci tego, czego - jak mówiłeś - pragniesz najbardziej na świecie, to wyko-
rzystywanie?
Przez chwilę wydawało mu się, że miała na myśli siebie i poczuł zawrót głowy, sądząc, że go przejrzała.
Wkrótce potem odzyskał przytomność umysłu i uświadomił sobie, że mówiła o stacji telewizyjnej.
- Powiedziałem ci, że cena jest za wysoka.
- Wczoraj byłeś chyba innego zdania.
- Wczoraj chodziło tylko o seks! Niczego nie obiecywałem.
Tym dotknął ją do żywego. Zauważył, że zamrugała powiekami i jakby zamknęła się w sobie. Ale
najwyraźniej potrzebowała tylko czasu, aby odpowiedzieć na jego atak.
- I bardzo dobrze, że niczego nie obiecywałeś, bo wczoraj mogłam być na tyle głupia, żeby się zgodzić.
Dziś myślę trzeźwo i jestem skłonna przyznać ci rację co do ceny. Tak jak ty, nie jestem gotowa, by ją
zapłacić.
- Oczywiście, że nie. Twój ojciec zadał sobie wiele trudu, by wyjaśnić mi, że nie posiadam takiego
szacownego katalońskiego rodowodu, jakiego oczekuje od zięcia.
- Nie ... I dlatego byłeś dopiero dziesiąty na liście ewentualnych konkurentów.
Ubodło go to. Urażona męska duma sprawiła, że odrzucił wszelkie hamulce i względy sprawiedliwości.
Wróciła dawna Estrella - bezwzględna, wyrachowana kobieta, którą pogardzał. Dobrze, że sobie o tym
przypomniał. Niewiele brakowało, a nabrałby się na jej łzawą opowieść.
- Więc dlaczego rzuciłaś mi się wczoraj na szyję? Uniosła podbródek, ciemne oczy rozbłysły gniewem.
- To chyba jasne? Miałam na ciebie ochotę.
- Co? Zachciało ci się prostego faceta? Lubisz sobie popatrzeć, jak żyją niższe klasy? Tylko dlatego
miałaś romans z Carlosem Pereą?
- Zostaw Car ... nie wciągaj go w to!
- Dobra, zostawię go. Na razie. Ale powiedz mi, moja śliczna doiio Medrano ... querida ... -postarał się
nasycić swoje słowa zjadliwością, która miała ranić, jak zranił go jej komentarz. - Tych dziewięciu kon-
kurentów ... na ilu z nich rzuciłaś się tak jak na mnie? Przetestowałaś ich wszystkich, żeby sprawdzić, czy
spełniają twoje wysokie wymagania? Czy ..
To bardziej odgłos uderzenia w twarz uciszył go niż sam cios. Przez chwilę stali nieruchomo i tylko
patrzyli na siebie. Estrella była zdumiona swoją reakcją, oddychała szybko i nierówno.
- No cóż, chyba się o to prosiłem - stwierdził, powstrzymując odruch potarcia dłonią bolącego policzka.
- Owszem! - Odruchowo uniosła obie ręce, zasłoniła twarz gestem zdradzającym wściekłość i jed-
nocześnie jakby obronnym. - Nic mnie nie łączyło z tamtymi - nic! Jeśli musisz wiedzieć, jesteś jedynym, z
którym dłużej rozmawiałam, jedynym, którego pocałowałam, jedynym, z którym ... z którym ...
Urwała, najwyraźniej nie była w stanie skończyć zdania.
- Więc powinienem czuć się zaszczycony?
Estrella potrząsnęła gwałtownie głową, długie włosy utworzyły wokół jej twarzy czarną chmurę.
- Wcale nie. Ty i Carlos jesteście tylko dowodem, jaką jestem przerażająco naiwną idiotką, jeśli chodzi o
mężczyzn!
- Ja ... - odezwał się, ale przerwała mu, zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć.
- Dość! - warknęła. - Ani słowa więcej! To, co usłyszałam od ciebie, wystarczy mi do końca życia.
Można by sądzić, że wyciągnęłam wnioski ze związku z pasożytem i manipulantem, ale nie! Widocznie
jestem tak głupia, że stale trzeba mi o tym przypominać! No cóż, wyświadczył mi pan tę przysługę, senor
Dario ... i bardzo panu dziękuję za pouczenia. Tym razem naprawdę wzięłam sobie tę lekcję do serca, na
dobre. I nie sądzę, żebym kiedyś o niej zapomniała.
Zanim Ramón zdążył zebrać myśli i odpowiedzieć jej, obróciła się na pięcie, złapała torebkę i wybiegła,
zatrzaskując za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Co się z tobą ostatnio dzieje, Ramónie? Chodzisz jak we śnie.
- Może się zakochał.
- Czy to prawda? Czyżby wielki senor "małżeństwo mnie nie interesuje" Dario w końcu wpadł?
- Nie dokuczaj mu, Mercedes - wtrąciła się Cassie i otrzymała w nagrodę pełen wdzięczności uśmiech
szwagra. - Myślę, że ma dużo spraw na gło
wie.
- Raczej jedną, ale dużą! - zaśmiała się siostra Ramóna. - Czy o to chodzi? Musi być naprawdę
wyjątkowa, skoro zwaliła mojego brata z nóg!
Naprawdę wyjątkowa. Znał osobę, do której pasowało to określenie. I to prawda, że od tygodnia nie
przestawał o niej myśleć, od chwili, kiedy wyniosła się z jego mieszkania i z jego życia.
Próbował ją zatrzymać. Prawie natychmiast udał się za nią, ale to kilkusekundowe wahanie dało jej
przewagę. Wydawało się, że przeznaczenie było po jej stronie. Musiała wejść do windy, jak tylko opuściła
jego mieszkanie, jakimś cudem złapała taksówkę w minutę po wyjściu na ulicę, i kiedy sam wybiegł na
zewnątrz, już jej nie było. Zniknęła, jak gdyby nigdy nie istniała.
- Chyba nie martwisz się wciąż tą stacją telewizyjną?
To odezwał się jego ojciec. Juan A1colar, oparty plecami o krzesło, pozornie wydawał się odprężony, w
dłoni trzymał kieliszek z najlepszym czerwonym winem z winnicy swego syna. Ale spojrzenie, którym
obrzucił twarz Ramóna, było ostre i taksujące.
- W pewnym sensie ... tak - przyznał niechętnie Ramón, świadom, że problem ma nie ze stacją Medrana,
lecz z jego córką.
- Mówiłem ci, żebyś dał sobie spokój. Mcdrano to ograniczony stary osioł. Zawsze był zanadto dumny
ze swego katalońskiego dziedzictwa. I za mało elastyczny.
- I to mówi człowiek, który nie pamięta, że w naszych żyłach obok krwi katalońskiej płynie także
andaluzyjska - zauważył Joaquin, wchodząc do pokoju. Złożył pocałunek na czubku jasnowłosej głowy
Cassie. - Ty i Medrano jesteście tacy sami,
papa.
Nie możesz zapomnieć o pradziadku, choćbyś tego
chciał.
Ramón uświadomił sobie, że jeszcze przed kilkoma tygodniami taka rozmowa byłaby - łagodnie mówiąc -
nieprawdopodobna. Ale od chwili, gdy Joaquin i Cassie oznajmili, że zamierzają się pobrać i dorzucili
wspaniałą wiadomość, że w drodze jest drugi wnuk Juana, stosunki między starszym panem i jego
pierworodnym ociepliły się.
Joaquin też złagodniał. Gdy tak stał, otaczając ramieniem narzeczoną, nikt by nie uwierzył, że niecały
miesiąc temu prawie się rozstali. Teraz mieli kłopoty za sobą. Musieli tylko szczerze porozmawiać, a
Joaquin - zapomnieć o idiotycznym przekonaniu, że nie nadaje się do trwałych związków.
Ramón nie mógł znaleźć sobie miejsca, bo w uszach brzmiał mu własny głos, mówiący "nie chcę się
ż
enić; nigdy tego nie chciałem". Podszedł do kredensu, by dolać sobie kawy z dzbanka.
- A ty nie jesteś lepszy - zwrócił się do przyrodniego brata. - Wydaje mi się, że jeśli chodzi o upór i
dumę, to wszyscy Alcolatowie są tacy sami.
- Kocioł i garnek - ze śmiechem mruknęła Cassie, odrywając wzrok od listy gości weselnych, którą
przygotowywała.
- Co? - zmarszczył brwi Ramón.
- W Anglii mamy przysłowie o kotle, który przygania garnkowi, a sam smoli. Myślę, że pasuje nie tylko
do Joaquina, ale i do ciebie.
- Jesteś tak samo typowym Alcolarem jak Joaquin - wtrąciła Mercedes. - Pod względem uporu i dumy
pasujecie do siebie.
- Ja ... - zaczął protestować Ramón i urwał, wspominając, ile razy podnosił słuchawkę, by zadzwonić do
Castillo Medrano, a potem znowu ją odkładał.
Podjechał nawet samochodem pod dom Estrelli, ale zaraz zawrócił. Uznając, że najlepszą taktyką będzie w
tym przypadku milczenie, nic nie powiedział, dopił tylko kawę.
- Kocioł i garnek - kąciki ust Cassie uniosły się lekko w górę.
Jej słowa towarzyszyły Ramónowi przez cały czas w drodze do domu. Powtarzał je w myślach, zasy-
piając. Tkwiły w jego pamięci, gdy się obudził. Niespokojna noc przyniosła odpowiedź, dlaczego tak było.
Jego sen przepełniony był rojeniami. A w nich pojawiała się tylko jedna osoba. Estrella Medrano. Nawet
rankiem, po obudzeniu, te rojenia nie rozwiały się, torturowały go wspomnieniami, obwiniały za fatalny
wybuch gniewu, sprawiały, że był niespokojny i nie mógł skupić na niczym uwagi.
Gdy zamykał oczy, widział jej twarz. Gdy siedział przy biurku, mógłby przysiąc, że czuje zapach jej
perfum, jedwabiste muśnięcie długich, czarnych włosów na twarzy. Kiedy podniósł słuchawkę i usłyszał
kobiecy głos, był święcie przekonany, iż to ona dzwoni. Ale to tylko Mercedes chciała opowiedzieć mu o
planowanej wycieczce do Anglii.
Powtarzał w duchu, że powinien sobie odpuścić.
Zapomnieć o Estrelli. Kogo próbował tym oszukać? Nie mógł o niej zapomnieć. Pragnął jej. Tak bardzo,
ż
e aż czuł ból.
- Infierno!
Rzucił pióro, wstał i zerwał marynarkę, wiszącą na oparciu krzesła. Jeszcze trochę i zupełnie straci rozum.
Tylko ją zobaczę, mówił do siebie. Zobaczę, porozmawiam z nią i ... Dalej nie odważył się posunąć.
Nie wiedział, co kryło się za tym "dalej". To pytanie przyszło mu do głowy dopiero wtedy, gdy siedział już
w samochodzie i włączył silnik.
Przecież nie myśli chyba o poślubieniu Estrelli Medrano, prawda?
Estrellę okropnie bolała głowa. Niewiele spała przez ostatni tydzień, a dzisiejszy dzień okazał się kroplą
przepełniającą dzban. Kiedy ojciec oznajmił, że będą mieli gościa na kolacji, po chwili zrozumiała, co miał
na myśli. Zauważyła błysk w jego oku, mocne zaciśnięcie warg - i już wiedziała. To nie był zwyczajny
gość, jeden z przyjaciół ojca wpadający z towarzyską wizytą. Ojciec znowu znalazł jej kolejnego
kandydata na męża.
- Papa ... proszę, nie rób tego ...
Od pewnego czasu nie próbowała nawet walczyć.
Ale po upokorzeniu i zażenowaniu, które przeżyła z powodu Ramóna Dario, wiedziała, że nie zniesie tego
ponownie.
Alfredo był całkowicie nieczuły na jej prośby i argumenty. Podjął decyzję i nie mogła nic zrobić, by
zmienił zdanie.
- Gdybyś nie unurzała nazwiska Medrano w błocie, romansując z żonatym, niszcząc życie wspaniałej
kobiety, nie mówiąc już o dwójce dzieci, to nie byłabyś w takiej sytuacji. Ale ostrzegam cię, dziewczyno,
moja cierpliwość się kończy. - Podszedł bliżej, wpatrując się w twarz córki. Podkreśłał swoje słowa tak
gwałtownym ruchem ręki, że Estrella cofnęła się z lękiem. - Albo uporządkujesz swoje życie, albo
znajdziesz się na ulicy, gdzie twoje miejsce.
- Papa ...
- Nie. Koniec dyskusji - warknął. - Mówię ci, wyjdziesz za przyzwoitego człowieka lub wyniesiesz się z
domu, tak jak stoisz. Nie weźmiesz nic ze sobą ... I nie obchodzi mnie, czy utrzymasz się na powierzchni,
czy pójdziesz na dno.
Nie miała wątpliwości, że naprawdę tak myślał.
Od jakiegoś czasu jego nastroje były coraz bardziej niestałe, mroczne i groźne. Ze strachem myślała, co
mógłby jeszcze wymyślić. Teraz już to wiedziała.
Nagle perspektywa pracy u Ramóna nie wydawała się taka odrażająca. Ale gdyby chciała skorzystać z
jego propozycji, musiałaby wrócić do niego na kolanach i błagać, aby wyświadczył jej przysługę, którą
wcześniej z pogardą odrzuciła.
Postanowiła podporządkować się rozkazom ojca, przynajmniej pozornie. Przebrała się do kolacji w
błękitną suknię, jak kazał, umalowała się, nawet upięła wysoko włosy, przytrzymując je ozdobnymi
grzebykami. Cały czas zbierało się jej na mdłości, nerwy miała napięte ze strachu, nie tyle na myśl o
spotkaniu z konkurentem, kupionym za pieniądze jej ojca, ile o nieuniknionej konfrontacji z Alfredem.
Była to przerażająca perspektywa.
Rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza. Esteban Ramirez mógłby być jej ojcem. Miał dużą nadwagę,
proste, przetłuszczone włosy i niezbyt przyjemnie pachniał. To go jednak nie powstrzymało od obrzucania
jej spojrzeniem, jak gdyby była okazową jałówką. Wykorzystywał też każdą okazję, by się o nią otrzeć lub
dotknąć ją gorącymi, wilgotnymi dłońmi, ilekroć znalazła się blisko niego.
- Ależ z pani śliczne, młodziutkie stworzonko. - Prowadził ją do stołu, pożerając wzrokiem. - Śliczne.
Jestem pewien, że zostaniemy przyjaciółmi.
Kolacja była prawdziwą torturą. Estrella nie mogła przełknąć ani kęsa, bawiła się tylko jedzeniem,
przesuwając je po talerzu. W końcu uniosła odrobinę do ust, ale - jak tylko doleciał ją zapach kurczaka -
zrobiło się jej niedobrze. Czym prędzej odłożyła widelec i sięgnęła po kieliszek z winem.
Ale i to obróciło się przeciwko niej. Złośliwym zrządzeniem losu ojciec wybrał to samo aromatyczne
czerwone wino, którym tydzień temu częstował ją w swoim mieszkaniu Ramón. Wystarczył jeden łyk, by
napłynęła fala wspomnień. Ścisnęło ją w gardle
i
musiała przełknąć gwałtownie, by się nie zakrztusić.
- Coś się stało? -ostro zapytał ojciec, zauważywszy zmianę na jej twarzy.
- Nie - zdołała wymówić. - Nic ... wszystko w porządku.
To nie była prawda. Smak wina przywołał te namiętne, erotyczne wizje, które pojawiały się, ilekroć
udawało się jej zasnąć. Znowu czuła dotyk Ramóna, pocałunki i smak jego ust, gdy próbowała oblizać
spIeczone wargI
- Co .. Kto taki?
Głos ojca. Pochłonięta myślami, nie zauważyła, że jeden ze służących podszedł do Alfreda i szepnął mu
coś do ucha.
- Kto?
Alfredo obrzucił córkę chłodnym, krytycznym spojrzeniem, które sprawiło, że jej i tak już napięte
mięśnie sprężyły się jeszcze silniej, a żołądek zacisnął się, aż jęknęła z bólu.
- Dario?
Przez chwilę sądziła, że się przesłyszała. Musiała się przesłyszeć. Ale oj ciec zwrócił się do niej.
- Podobno Ramón Dario przyszedł zobaczyć się z tobą. Wiesz, po co?
Estrella otworzyła usta, ale nie zdołała odpowiedzieć. To niemożliwe. Ramón nie mógł tu przyjść. Po
prostu nie mógł. Potrząsnęła głową w odpowiedzi na wściekłe spojrzenie Alfreda.
- Cóż, chyba trzeba sprawdzić, czego chce. Rafaelu, poproś tutaj
senora
Dario.
Nawet teraz nie była przekonana, że to dzieje się naprawdę. Mówiła sobie, że pojawi się Rafael i powie,
ż
e nastąpiła pomyłka. Albo okaże się, że źle uslyszała nazwisko i służący wprowadzi kogoś innego.
Jednak Rafael wrócił, a za nim szedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który od pierwszego dnia, kiedy
go ujrzała, nawiedzał jej myśli na jawie i we śnie. Nigdy jeszcze nie był ubrany tak sportowo. Błękitna
koszulka polo opinała jego ramiona i piersi, ciasne dżinsy uwydatniały długość nóg, wąskie biodra i
talię oraz mięśnie, na widok których zaschło jej w ustach.
Jeśli zdziwiło go, że zastał gospodarzy przy kolacji wraz z Ramirezem, nie okazał tego. Jego oczy
natychmiast odszukały Estrellę, siedzącą po drugiej stronie stołu. Utkwił w jej zatroskanych ciemnych
oczach spojrzenie, w którym uznanie mieszało się z kpiną. Obrzucił wzrokiem stół, przez chwilę spoglądał
na Alfreda, trochę dłużej - przymrużywszy oczy - na Ramireza, potem znowu zwrócił się ku oj cu Estrelli.
- Senor Medrano.
Krótki uśmiech, którym obdarzył obecnych, był kwintesencją powściągliwej uprzejmości. Tylko oso~
ba tak wyczulona na wszystko, co go dotyczyło, jak Estrella, spostrzegłaby, że ten uśmiech nie był całkiem
szczery, że poprzedzało go ledwo zauważalne wahanie i znikł równie szybko, jak się pojawił.
- Estrello ....
Ramón z trudem panował nad głosem i wyrazem twarzy. Wiele wysiłku kosztowało go zamaskowanie
odrazy i gniewu, które narastały w nim, w miarę jak oceniał sytuację. Nie trzeba było geniuszu, aby zro-
zumieć, co się tu działo. Wystarczył jeden rzut oka, a gdyby potrzebował pomocy, to twarz Estrelli zdra-
dzała wszystko. Ramón mógłby czytać w niej jak w książce.
W tej twarzy wyróżniały się oczy, ciemne, mroczne, zachmurzone, otoczone nieprawdopodobnie długimi i
czarnymi rzęsami. Ale nawet gruba warstwa makijażu, starannie nałożone cienie i kolory nie mogły
zamaskować sińców nad wysokimi kośćmi policzkowymi, ani świadczących o stresie linii wokół miękkich,
zmysłowych ust.
Wyglądała zachwycająco, piękniej niż do tej pory.
Jednocześnie sprawiała wrażenie zagubionej, wystraszonej i niezwykle bezbronnej. Ta bezbronność
apelowała do jego męskości i budziła w nim chęć otoczenia jej opieką.
Na pewno wolałaby znaleźć się gdzie indziej. To oczywiste. Łatwo było odkryć powód jej strapienia.
Ten krępy, tłusty, przypominający ropuchę mężczyzna. Nie przejął się, że przerwano im kolację, bo
wpatrywał się w Estrellę zimnymi, świńskimi oczkami i rozbierał ją wzrokiem. Kolejny facet, któremu
ojciec chciał ją sprzedać. Konkurent numer jedenaście, o ile się nie mylił. Niedługo nim będzie, przysiągł
w duchu Ramón.
- Czym możemy panu służyć, senor Dario?
Alfredo dawał do zrozumienia, że nie jest zachwycony nieoczekiwaną wizytą, choć starał się pamiętać o
potrzebie zachowania pozorów w obecności Estebana Ramireza. Bez wątpienia czuł, że wizyta
poprzedniego konkurenta może kolidować z planami, jakie miał wobec obecnego.
- Proszę o wybaczenie, senor Medrano - odpowiedział Ramon z chłodną, nienaganną uprzejmością. -
Nie wiedziałem, że zakłócę panu posiłek. Estrello?
Ku krańcowemu zaskoczeniu dziewczyny, skierował na nią pełne wyrzutu spojrzenie, a w jego głosie
brzmiała lekka pretensja.
- Powinnaś mnie uprzedzić, że twój ojciec zaprosił na kolację swojego wspólnika. Przyszedłbym
wcześniej, albo moglibyśmy ogłosić to przy innej okazji.
- Ja ...
Zauważywszy ostrzegawczy błysk w szarych oczach, Estrella zdławiła okrzyk zdumienia, który już-już
miał wyrwać się z jej ust, i wypiła łyk wina. Nie miała pojęcia, jaką grę prowadził, ale dopóki się nie
dowie, lepiej będzie siedzieć cicho i obserwować, co on knuje.
- Co ogłosić? - ostro spytał Alfredo, przesuwając z zaskoczeniem wzrok z córki na gościa i z powrotem.
- Estrello?
Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Nie orientując się, do czego zmierza Ramón, wolała wcale nie
otwierać ust. Więc tylko wskazała kieliszkiem wysokiego mężczyznę, stojącego po drugiej stronie stołu,
dając do zrozumienia, że on wszystko wyjaśni. Miała nadzieję, że nie trafiła z deszczu pod rynnę. Mogła
tylko milczeć i modlić się, aby potrafiła postąpić zgodnie z tym, co zostanie powiedziane.
- Co ogłosić? - Alfredo zwrócił się do Ramóna. - Co się dzieje, do diabła?
- Proszę o wybaczenie ...
Przeprosiny brzmiały tak szczerze, że Estrella potrząsnęła głową, zastanawiając się, czy przypadkiem
nie ma halucynacji i czy naprawdę stoi przed nimi Ramón.
- Prosiłem pana córkę, aby nic nie mówiła, dopóki oboje nie staniemy przed panem. Musiałem ją skłonić,
by mi to obiecała - chciała wyjawić wszystko wcześniej.
Teraz Alfredo patrzył na córkę z zakłopotaniem.
Estrella starała się zachować obojętny wyraz twarzy. Myśli kłębiły się w jej głowie, próbowała odgadnąć,
co za chwilę powie Ramón. Starała się nie myśleć o na] gorszym.
Wspominając, jak bardzo byli rozgniewani oboje, kiedy wybiegła z jego mieszkania, bała się, że po-
wodowany złością może powiedzieć coś, co naprawdę zniszczy jej życie. Czy aż tak był nią wściekły?
- Widzę jednak, że dotrzymała słowa. Cieszę się, bo mam okazję, by zrobić to, jak należy. Mam już
odpowiedź Estrelli, ale potrzebuję pańskiej.
Zwrócił się do Alfreda, przybierając nagle oficjalny ton:
- Senor Medrano, przyszedłem zapytać, czy zgodzi się pan, bym poślubił pana córkę.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Estrel1a miała wrażenie, że to zły sen, w którym nic nie jest prawdziwe i wszystko zostało wywrócone
do góry nogami. Nie miała pojęcia, co się dzieje.
O czym mówił Ramón? Dlaczego to robi?
I - co najważniejsze - czy mówił poważnie? Wydawało się jej, że minęły wieki, wieki strachu
i niepewności, zanim świat zwolnił bieg i znowu zaczął obracać się wokół swej osi. W międzyczasie
Esteban Ramirez, który najwyraźniej zjawił się w
ca
stillo tylko z jednego powodu, stracił cierpliwość i
wyniósł się, ogromnie rozgniewany. Jej ojciec ostrym tonem zadał Ramónowi kilka pytań, a ten od-
powiedział na nie chłodno i spokojnie.
Tak przypuszczała, bo w uszach jej szumiało,jakby tam buszowały tysiące zaniepokojonych pszczół,
więc nie najlepiej słyszała, co się wokół niej działo. Kręciło się jej w głowie, odczuwała lekkie mdłości,
a skupienie uwagi na czymkolwiek wymagało wielkiego wysiłku. Bez przerwy wracały do niej
wypowiedziane przez Ramóna słowa.
Przyszedłem zapytać, czy zgodzi się pan, bym posłubil pana córkę.
Sugerował, że Estrel1a wiedziała o wszystkim, kiedy w rzeczywistości nie miała o niczym pojęcia.
Kiedy po raz ostatni go widziała, jasno dawał do zrozumienia, że nie chce jej więcej widzieć.
- Więc zostawiam ·was ...
Głos ojca zdawał się dolatywać z oddali, z końca ciemnego, zamkniętego tunelu. Potem rozległ się
odgłos zamykania drzwi i w pokoju zapadła cisza.
Estrel1a została sam na sam z milczącym, skupionym Ramónem Dario.
Powoli wynurzała się z koszmaru, w którym nic nie miało sensu. Zamrugała, by odzyskać ostrość
widzenia, i spojrzała na wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę, stojącego po drugiej stronie długiego,
błyszczącego drewnianego stołu. Blask świec rzucał refleksy na jego włosy i odbijał się w oczach.
Wiedziała, że czekał, by się odezwała, ale w głowie miała pustkę.
- No cóż, Estrel1o, querida. I jak się czujesz jako narzeczona?
- Czy ... czyja? - zdołała wykrztusić.
Jakby w jej mózgu przepalił się bezpiecznik; przez chwilę nie pamiętała, o czym Ramón rozmawiał z
Alfredem. Czy naprawdę poprosił ojca o jej rękę? - Moja, oczywiście. - W głosie mężczyzny brzmia-
ło rozbawienie, ale chłodne i nieprzyjemne. Rozdrażniło ją to. - A myślałaś, że czyja?
Nie mogła być z nim zaręczona ... To nie mogło się zdarzyć, nie w ten sposób ... A może jednak. .. ?
- Ale dlaczego?
- Dlaczego? - powtórzył sztucznie beztroskim
tonem, w którym jednak dźwięczała groźba. - Sądziłem, że się rozumiemy. Ty zdobędziesz wolność, na
której tak ci zależy, a ja to, czego pragnę.
Poczuła się, jakby dostała w twarz. Oczywiście, żenił się z nią dla stacji telewizyjnej. Świadomość, że
ona, jako człowiek, nic dla niego nie znaczy, że jest tylko środkiem do celu, raniła jej duszę.
Co to miało znaczyć? Czyżby chciała czegoś więcej? Marzyła o tym? O czymś, co zmieniłoby układ w
prawdziwe małżeństwo, oparte na ... na ... ?
Na miłości? To słowo pojawiło się w jej myślach nieproszone i niepożądane. Nie! Z wysiłkiem od-
sunęła je od siebie. Sądziła, że kocha Carlosa, a i on twierdził, że jest w niej zakochany. Dopiero gdy
poznała prawdę, zorientowała się, że w ich związku nie było miłości. On po prostuj ej pragnął i był gotów
kłamać, oszukiwać i zdradzać - nawet posunąć się do przestępstwa, aby ją zdobyć. Ramón niczego nie
udawał. Nie kłamał. Wprost przeciwnie, był tak brutalnie szczery, że doskonale wiedziała, co do niej czuJe.
Tylko do siebie mogła mieć pretensję. Sama narzuciła się temu mężczyźnie, proponując mu w zamian
stację Medrano, i nie powinna narzekać, że przyjął warunki. Nie miał nic więcej do zaofiarowania; niczego
więcej od niej nie chciał.
- O co chodzi, Estrello? - Ramón wyraźnie kpił.
- Masz wątpliwości co do naszego układu? Uważasz, że za tanio się sprzedałaś? A może chciałabyś, żebym
oświadczył się ceremonialnie, na kolanach?
- Nie! - krzyknęła zaszokowana.
Nawet myśleć nie chciała, że ten piękny, dumny mężczyzna mógłby znaleźć się u jej stóp, by prosić o
coś, co było kłamstwem.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. - Czuła się niepewnie, więc jej głos zabrzmiał chłodniej, niż zamierzała. -
Ale jestem pewna, że mój ojciec to miał na myśli, kiedy zostawiał nas samych.
- Twój ojciec i tak wyciągnął więcej korzyści z tej sytuacji, niż na to zasługuje - warknął Ramón. - Od
tej chwili liczymy się tylko my i nikt więcej.
- To mi odpowiada. Powinnam jednak dodać, że ojciec będzie się spodziewał, że dostanę pierścionek
zaręczynowy.
Starała się podtrzymać rozmowę. Nie chciała tak siedzieć, w przeciwnym kącie pokoju, samotna w tym
całym luksusie. Sam widok Ramóna odświeżył wspomnienia tego, jak czuła się w jego ramionach, przytu-
lona do niego, ogrzana ciepłem jego ciała.
Siedząc tutaj, odgrodzona blatem wielkiego stołu, czuła się zagubiona i opuszczona, drżała z chłodu,
choć w pokoju było ciepło. Nie wiedziała, jak zasypać dzielącą ich przepaść, duchową, trudniejszą do
pokonania niż fizyczna. Musiała tylko wstać i zrobić kilka kroków. Ale nie czuła się na siłach, by tego
dokonać.
- Oczywiście. Wybierzemy jakiś jutro ... jeśli zdecydujemy się doprowadzić to do końca.
- A zdecydujemy?
Obrzucił ją spojrzeniem, w którym cynizm mieszał się z ironicznym rozbawieniem.
- Myślisz, że twój ojciec pozwoliłby mi się wycofać, kiedy wreszcie przyjąłem jego warunki?
Ramón nie mógł się pozbyć myśli, że to wyjątkowo niedorzeczna rozmowa, jak na osoby świeżo
zaręczone. Ona siedziała przy stole w jednym końcu pokoju, on był tutaj, oddalony o całe mile, a przynaj-
mniej takie miał wrażenie. Gdyby w grę wchodziło prawdziwe małżeństwo, znalazłaby się już w jego
ramionach, a ich rozmowę przerywałyby pocałunki, szybkie, namiętne, długie, zmysłowe .... Do diabła,
chciał ją porwać w ramiona.
- Więc ... dlaczego zmieniłeś zdanie?
Co miał jej na to odpowiedzieć? Prawdę mówiąc, sam o tym nie wiedział, dopóki nie znalazł się na
drodze, prowadzącej do castillo. Nawet wtedy wmawiał sobie, że może się zatrzymać, że w każdej chwili
może zawrócić.
Dopiero gdy wszedł do tego pokoju i zobaczył Estrellę, wtedy zrozumiał. Poczuł głęboką pewność, że
musi mieć tę kobietę za wszelką cenę.
- Wszedłem tutaj i ....
Zaczął mówić i urwał, uświadomiwszy sobie, co miał zamiar powiedzieć.
- Wszedłem i zobaczyłem tego capa. Jak rozumiem, to był konkurent numer jedenaście?
- Tak. - Spojrzała na krzesło, które zajmował przedtem Esteban Ramirez i lekko wzdrygnęła się z
odrazy.
- Więc zdaje się, że przyszedłem w samą porę.
Twój ojciec naprawdę sprzedałby cię temu człowiekowi?
Uśmiechnęła się blado, smutno i bezradnie.
- Mógł mi ofiarować szacowne nazwisko i obrączkę·
Ramón wymruczał zwięzłe i bardzo wulgarne przekleństwo, a uśmiech Estrelli na ułamek sekundy
pocieplał.
- A czy z nami jest inaczej? Mógłbyś powiedzieć, że ... że przehandlowałam ci samą siebie za stację
telewizyjną·
- Do diabła, nie! Między nami jest coś więcej!
- Naprawdę?
Kiedy wbijała w niego te wielkie oczy, miał wrażenie, że cały roztapia się w środku. Jakby istniały
dwie, całkowicie odmienne Estrelle. Jedna, tak krucha, że lękał się, że mógłby stłuc ją dotknięciem ręki;
druga twarda, bezwzględna istota z ich pierwszego spotkania, mająca fatalną reputację. Takim typem
kobiet pogardzał - egoistkami, które potrafiły uwieść cudzego męża.
Która z nich jest prawdziwa? Nie potrafił jeszcze odgadnąć. Ale w nich obu kryła się trzecia Estrella.
Porywcza, namiętna, nieprawdopodobnie seksowna, doskonale piękna Estrella Medrano, której istnienie
odkrył tamtej nocy.
Zrobiłby wszystko, aby znowu ją mieć. W ramionach, w łóżku, w swoim życiu. Dlatego znalazł się
tutaj, a ta cholerna stacja telewizyjna zajmowała w jego myślach bardzo odległe miejsce.
- N a przykład CO?
Ramón zaśmiał się znowu, tym razem życzliwie.
Wiedział, że ta życzliwość widoczna była w jego twarzy, rozjaśniła oczy i uśmiech. Czuł, że Estrella zauważyła
to, zmienił się nieco wyraz jej twa
rzy.
- Naprawdę musisz o to pytać? -Wyciągnął rękę.
- Chodź do mnie. Chodź i pozwól, abym ci to
pokazał, przypomniał, co jest między nami.
Poruszyła się, jakby chciała wypełnić jego polecenie, potem znieruchomiała.· Utkwiła w jego twarzy wielkie,
czarne jak węgiel oczy, jej policzki pobladły.
Zmarszczył brwi, bardziej zaskoczony niż zagniewany, opuścił dłoń i zrobił kilka: szybkich kroków w jej
kierunku. Zatrzymał się przy jej krześle. Usłyszał, jak zaczerpnęła tchu, gdy położył dłonie na jej ramionach. Ich
uścisk był delikatny, lecz stanowczy i krzepiący.
- Chyba się mnie nie boisz? - Nie potrafił zapanować nad lekkim drżeniem głosu. - Nie byłabyś tą Estrellą,
która przyszła owej nocy do mojego mieszkania ... która ... mi się zaofiarowała - przeciągnął to słowo, aż
nabrało zmysłowego wydźwięku w tak cudowny sposób. Tamta Estrella nie bała się nikogo.
Poczuł przeszywający ją dreszcz i uważniej spojrzał jej w twarz.
- To była tylko jedna noc - odpowiedziała ochrypłym głosem. - Małżeństwo jest... jest... – Przełknęła
gwałtownie ślinę, jak gdyby obawiała się wypowiedzieć to słowo. - W małżeństwie chodzi o coś innego. -
Niezupełnie.
Powoli podnosił ją w górę. Zaszeleścił błękitny jedwab jej sukni, otoczył go zapach perfum.
- Wiesz, że ta noc była ... - ciągnął urywanym głosem. - Wyobraź sobie życie pełne takich nocy ... z których
każda będzie lepsza od poprzedniej.
Zauważył, że przełknęła ślinę i wysunęła koniuszek języka, by zwilżyć wyschnięte wargi. .
- Małżeństwo to nie same noce.
- Ale to nie będą z w y k ł e noce. Tylko niesamowite, zaskakujące noce. Noce, których nigdy nie zapomnisz.
Noce, o których będziesz marzyć za dnia, i śnić, kiedy położysz się spać.
Nie wyglądała na przekonaną. Co stało się ze śmiałą, pewną siebie, uwodzicielską Estrellą, która podbiła go
jednym pocałunkiem?
- Czy to wystarczy?
- Mnie tak. Chcesz dowodu? Na przykład to ...
Pochylił głowę i złożył na jej delikatnych wargach równie delikatny i czuły pocałunek. Odpowiedziała nań
lekkim westchnieniem pełnym zachwytu. Nawet tak subtelna reakcja sprawiła, że zareagował podnieceniem.
- I
to ...
Delikatnie pogłębił pocałunek, rozchylając jej wargi. Pozwolił, by jego język igrał z jej językiem.
- Czy to nie wystarczy? - spytał, z ustami wtulonymi w jej policzek.
- Och, tak - westchnęła. - Och, tak. ..
Jak on dała się porwać pożądaniu i w tej chwili nie pragnął niczego więcej.
- Jesteś moja - w jego głosie brzmiał triumf. Moja i tylko moja ...
Przypomniało mu się, jak ten stary cap, Esteban Ramirez, siedział naprzeciwko niej, z oczami wbitymi w jej
ś
liczną twarz, i poczuł mdłości. Sama myśl, że mógłby dotknąć Estrelli, dotknąć łapskami tego miękkiego ciała,
sprawiła, że zacisnął zęby z powstrzymywanego gniewu.
- Jak mógłbym pozwolić, żeby inny mężczyzna ... ?
W głosie Ramóna pojawiła się nowy ton. Nuta bezwzględnej zaborczości, która stanowiła podtekst jego słów.
Jak mógłbym pozwolić, żeby inny mężczyzna ... ?
- Nie ... nie było innego ...
- Nie?
Zaśmiał się gorzko, ironicznie, bez odrobiny ciepła.
- A co z kandydatem numer jedenaście? I z jego tak bardzo szacownym nazwiskiem?
- Proszę! - Wzdrygnęła się. - Nie życzyłbyś mi chyba tego.
- Ale twój ojciec - tak.
Czy to był jedyny powód jego decyzji? Musiała zadać sobie to pytanie. Czy zjawił się tutaj, by wziąć ją w
posiadanie, jak gdyby była niewolnicą, kosztownym drobiazgiem, który mógłby nabyć, o ile cena okaże się
odpowiednia? Czymś, czego nie cenił, dopóki nie okazało się, że wzbudza zainteresowanie innego mężczyzny,
ż
e ten mógłby to zdobyć? I dopiero wtedy uświadomił sobie, jak bardzo pragnie to mieć?
- A ja bym odmówiła. Wiesz o tym, musisz to wiedzieć. Jesteś jedynym ...
- Taaak, wiem - wtrącił Ramón, kiedy zabrakło jej słów. - Miałaś na mnie ochotę.
Przez jedną straszliwą chwilę myślała, że się rozmyślił. Wiedziała, że przypomniał sobie, jak rzuciła mu w
twarz te słowa w jego mieszkaniu.
- Miałaś na mnie ochotę - powtórzył.
Ku jej zaskoczeniu na jego nieruchomej twarzy pojawił się nagle szeroki, wspaniały, olśniewający uśmiech.
- Jak ja na ciebie, moja gwiazdko. Pragnę cię tak bardzo, że nie mogę myśleć, nie mogę pracować, nie mogę
spać. Masz władzę nad moim życiem i nie będę sobą, dopóki nie znajdziesz się w moim łóżku.
A
jeśli do tego
potrzebny jest ślub, no to się pobierzemy.
Naprawdę to zrobię? - pomyślała Estrella. Naprawdę zrealizuję do końca ten zwariowany pomysł poślubienia
kogoś, kto mnie nie kocha, kto tylko mnie pragnie? Z drugiej strony, sądziła - pozwoliła sobie w to uwierzyć -
ż
e Carlos ją kochał. A jednak wszystko co mówił, od początku do końca, było kłamstwem. Ramón przynajmniej
był wobec niej brutalnie szczery. Pragnął jej, a ona czuła to samo. Och, jak bardzo go pragnęła!
- Pobierzemy się - powtórzyła cichym, lecz pewnym głosem.
- Wkrótce - rzucił ostro Ramón, na co odpowiedziała jedynie skinieniem głowy.
Nagle przyszło jej coś do głowy. Szybko podniosła wzrok na jego nieruchomą, pozbawioną wyrazu
twarz i zauważyła błysk pożądania w jego oczach, lekki rumieniec na kościach policzkowych.
- Nasze małżeństwo - zdołała wykrztusić z wahaniem. Nie odważyła się zadać sobie pytania, dlaczego
porusza ten temat. - Jak długo ma trwać?
Nie odpowiedział od razu; nieomal widziała, jak przetwarza w myślach to pytanie.
- Dopóki oboje nie zdobędziemy tego, czego pragniemy - oznajmił w końcu, obrzucając surowym spo-
jrzeniem jej bladą, mizerną twarz.
- To znaczy?
Estrelli wydawało się, że tonem głosu zdradza, jak ważne jest to pytanie. Jednak Ramón chyba niczego
nie zauważył. A przynajmniej nie okazał tego; ani wyrazem twarzy, ani spojrzeniem.
- Ty chcesz być wolna, żeby nikt cię już nie oceniał i nie taksował, niczym rozpłodową klacz. Twój
ojciec pragnie mieć wnuka, który odziedziczy tytuł i ziemie Medranów. A ja ... - zamilkł, rzuciwszy na nią
wzrokiem. Spojrzenie szarych oczu zatrzymało się na jej ustach, na wargach rozchylonych z napięcia i
niepewności. - A ja chcę tego ... - wyszeptał zachrypniętym nagle głosem.
Pochylił szybko głowę, mocno, zaborczo przycisnął usta do jej warg. Nie było nic łagodnego w tym
pocałunku, jedynie gorące, samcze pożądanie i nienasycona, niemal prymitywna zachłanność.
Estrella zareagowała odruchowo, bez jednego słowa. Nie mogła postąpić inaczej. Straciła kontrolę nad
swym ciałem; mógł robić z nim, co chciał. Minęło dużo czasu, zanim któreś z nich uświadomiło sobie
potrzebę zaczerpnięcia powietrza. Kiedy się odsunęli, serce Estrelli waliło tak mocno, że czuła zawrót
głowy, była jak oślepiona, miała mgłę przed oczami.
- Tak długo, jak to będzie trwało, kochanie - zdołał wykrztusić Ramón, też wytrącony z równowagi.
Pocałował ją znowu, z jeszcze większym pożądaniem.
- Tak długo, jak to będzie trwało, pozostaniemy małżeństwem.
- No proszę!
Mercedes wsunęła ostatni kwiat pomarańczy w efektownie upięte czarne włosy Estrelli i cofnęła się, aby
podziwiać rezultat.
- Uważam, że wyglądają cudownie. Ale o wiele łatwiej by mi było, gdybym wiedziała, jaką masz suknię·
Zerknęła na odbicie Estrelli i posłała przyszłej bratowej niewinne spojrzenie, usiłując skłonić ją do
zdradzenia sekretu. Ta jednak potrząsnęła stanowczo głową, całkowicie nieczuła na sztuczki Mercedes.
- To moja tajemnica, i tylko moja. Pamiętaj, że nie spodziewałam się takiego zamieszania i ceremOnII.
- Co? - Mercedes popatrzyła na nią ze zdumieniem. Nie myślałaś chyba, że Ramón zaproponuje ci potajemny
ś
lub lub choćby zwykłą, cichą uroczystość?
Mówiąc szczerze, Estrella tego właśnie oczekiwała. Ale wydawało się, że Ramón jest innego zdania. W gruncie
rzeczy tak wiele z jego poczynań stanowiło przeciwieństwo tego, czego się spodziewała, że zaczynała się
zastanawiać, czy mężczyzna, za którego miała wyjść, jest tym samym, którego poznała owego dnia, gdy zjawił
się w zamku, by negocjować kupno stacji Medrano.
Na początek - sprawa pierścionka zaręczynowego.
Wiedząc, że małżeństwo ich jest tylko układem handlowym, całkowicie pozbawionym uczuć - poza
szaleńczym pożądaniem, które, jak wyznał szczerze Ramón, skłoniło go do oświadczyn - sądziła, że postarają
się jedynie zachować pozory. Jej ojciec oczekiwał, że córka będzie nosiła pierścionek, więc Ramón go
dostarczy. To wszystko.
Otóż nie. Nie tylko Ramón postarał się o wyjątkowy pierścionek dla niej, lecz zorganizował też uroczystość z
okazji wręczenia go. Przyjęcie, na które zaprosił całą rodzinę, przyjaciół oraz wszystkich członków rodziny
Estrelli.
- Dlaczego? - zapytała go pewnego wieczoru, kiedy wspomniał o swoim pomyśle. - Po co tyle zachodu z
powodu zaaranżowanego małżeństwa?
Przymrużył oczy i obrzucił ją chłodnym~ beznamiętnym spojrzeniem.
- Nikt niczego dla mnie nie aranżował - odpowiedział szorstko. - Oświadczyłem ci się z własnej woli, to była
wyłącznie moja decyzja.
- Ale ... ale ...
Nie wiedziała, co powiedzieć. Do głowy napływały jej słowa, czuła jednak, że ryzykownie byłoby podzielić
się nimi z Ramónem.
Nikt wprawdzie nie zaaranżował ich małżeństwa - ale istniała taka możliwość. W ich związku nie było
uczucia. Tylko pożądanie, chęć zdobycia szacownego nazwiska oraz - rzecz jasna, ten układ finansowy z
jej ojcem. Nie brali ślubu z miłości, a więc nie będzie to prawdziwe małżeństwo.
- Ale co? - ostro spytał Ramon.
- Przecież to nie będzie prawdziwe małżeństwo… Naprawdę chcesz robić sobie tyle kłopotu?
- To będzie prawdziwe małżeństwo. W każdym razie nigdy nie zawrę prawdziwszego. Powiedz mi -
podniósł nagle głos - czy wstydzisz się tych zaręczyn?
- Wstydzę się? - spytała, zaskoczona, że mogło mu to przyjść do głowy. - Nie, wcale nie. Dlaczego
miałabym się wstydzić?
- Cóż, ustaliliśmy, że nie zajmowałem pierwszego miejsca na liście twoich konkurentów…
Więc nadal go to nurtowało. Estrella zdołała ukryć zagadkowy uśmieszek. Ramón Dario był bardzo
dumnym człowiekiem. Nie mógł znieść, że znalazł się na dziesiątej pozycji tej haniebnej listy.
- Na liście mojego ojca - poprawiła, lecz Ramón zignorował to.
Nie jestem też czystej krwi Katalończykiem, w ogóle nie może być mowy o żadnej czystości krwi.
- Esteban Ramirez jest pełnokrwistym Katalończykiem - przypomniala. - A boję się nawet pomyśleć, jak
wyglądałoby moje życie z nim. To ojciec może mieć obsesję na punkcie przodków i genealogii, ale nie ja.
Inaczej nie zbliżyłabym się do ...
Przerażona, że mogła się tak wygadać, przycisnęła dłoń do ust.
- Do Carlosa - dokończył za nią Ramón obojętnym, nie zdradzającym uczuć głosem.
W Estrelli odezwało się nagle sumienie, uświadamiając jej, że nie powinna dłużej milczeć. śe musi mu
wszystko wyjaśnić. Potrafiła stawiać opór ojcu, ignorować plotki i udawać, że nie słyszy szeptów za
plecami. Ramón to co innego.
Miał w sobie coś, co zmuszało do szczerości i otwartości. Nie mogła go okłamywać ani ukrywać uczuć,
jak to czyniła z innymi, nauczona doświadczeniem.
- Nie wiedziałam, że Carlos był żonaty - powiedziała nagle, wyrzucając z siebie te słowa, zanim miała
czas zastanowić się i stracić resztki odwagi.
Rzucił jej spojrzenie, bardziej zaskoczone niż sceptyczne, ale i tak zraniło ją to, jakby nagle znikła
ochronna powłoka, chroniąca przed reakcją, którą uznała za dezaprobatę.
- Nie wiedziałam! - powtórzyła. - Powiedział, że jest wolny!
- I uwierzyłaś mu?
- Tak.
Powiedziała to szeptem, jednak z innego powodu, niż mógłby podejrzewać. Prawdziwym wstrząsem
była świadomość, że coś się zmieniło.
Wciąż odczuwała ból z powodu zdrady Carlosa,
ale teraz widziała wszystko inaczej. Jak gdyby oglądała
przeszłość przez odwrotną stronę lunety, więc wydawała się bardziej oddalona. I dystans sprawiał, że ten
ból malał.
- Tak, uwierzyłam mu.
I oczekuje, że ja też w to uwierzę, pomyślał Ramon.
Nie rozumiała, że był gotów zapomnieć o przeszłości, że ważne jest tylko to, co ich połączyło. Więc
wymyśliła tę idiotyczną historyjkę, to ... kłamstwo. Bo to musiało być kłamstwo.
Oczywiście, orientowała się, że Perea był żonaty.
Czyż mogło być inaczej? Wszyscy o tym wiedzieli. Nawet tu, w Barcelonie, rozeszły się wieści o tej
historii, o tym, jak katalońska duma Alfreda została wdeptana w błoto za sprawą jego niesfornej córki.
Tej niesfornej córki, która miała zostać niesforną żoną Ramóna. śoną, która nie szanowała go na tyle,
by powiedzieć prawdę, lecz przekręciła całą historię, aby pokazać się w lepszym świetle. Wciąż
kłamała, wciąż nim manipulowała…
Jednak w tej chwili nie obchodziło go to. Chciał ją mieć w swoim łóżku, a jeśli jedynym sposobem do
tego było małżeństwo, to się z nią ożeni.
- Do diabła!
Wyciągnął rękę, szarpnął dziewczynę ku sobie i zamknął ją w niedźwiedzim, zapierającym dech w
piersiach uścisku. Kiedy próbowała zaczerpnąć powietrza, wziął ją pod brodę, schylił głowę i wycisnął
na jej wargach mocny, zdecydowany pocałunek.
- Sprawię, że o nim zapomnisz! - szepnął z ustami przy jej ustach. - Usunę jego obraz z twoich myśli,
każdy jego ślad z twojej duszy. Nigdy już o nim nie pomyślisz ... nigdy! Jesteś moja, dano Estrello ... moja
i niczyja więcej. Jak długo będziesz miała na palcu mój pierścionek, nosiła moje nazwisko i mieszkała w
moim domu, będziesz moja i tylko moja.
Jak bardzo pragnęła tego mężczyzny ... To powinno budzić w niej lęk. Rok, nawet kilka miesięcy temu
byłaby przerażona. Ale nie teraz. To było cudowne. Podniecające, fascynujące. Jak szybowanie wysoko, po
bezchmurnym niebie, z ciepłymi promieniami słońca na twarzy. śyła naprawdę. Nie czuła się tak od
dawna, nawet w czasach, gdy jeszcze nie znała Carlosa. A i Carlos nie potrafił tego sprawić.
- Jestem twoja -powiedziała, oddając pocałunek ze zdwojonym zapałem.
Jak zawsze, pocałunek rozbudził namiętność, namiętność przekształciła się w pożądanie. Porzucili myśl
o zaplanowanym posiłku, zapomnieli o nim, ogarnięci całkiem innym głodem. Potykając się, weszli po
schodach, wciąż całując się i rozpinając ubrania, wreszcie padli na łóżko. Nie myśleli o niczym, nie
zwracali na nic uwagi, opanowani niepoddającym się kontroli pożądaniu.
Zarumieniona na to wspomnienie Estrella przyglądała się pierścionkowi, który Ramón wsunął jej na palec
kilka dni temu, podczas przyjęcia. Dotknęła go, przesuwając czubkiem palca po pięknych, lśniących
brylantach, tworzących gwiazdę. Była to zamierzona aluzja do jej imienia. Tego się nie spodziewała. Nie
marzyła nawet, że mógłby wyszukać coś tak imponującego i zachwycającego.
- Ja ... nie wiem, jak ci dziękować - wyjąkała, kiedy umilkły powinszowania, skończyło się ściskanie
rąk i poklepywanie Ramóna po plecach, i mogli wreszcie skraść kilka chwil sam na sam w cichym kąciku
wielkiego pokoju w domu jego ojca ..
Ramón odrzucił jej podziękowanie wyniosłym ruchem ręki.
- Jesteś moją narzeczoną. To oczywiste, że powinienem dać ci pierścionek. Przecież nie chcemy, żeby
ktoś pomyślał, że nie są to prawdziwe zaręczyny. Zawłaszcza twój ojciec.
Na wspomnienie ojca Estrella wzdrygnęła się w duchu. Nie chciała myśleć, dlaczego don Medrano jest
nagle taki uśmiechnięty. Dlaczego rzucił kilka życzliwych spojrzeń swojej marnotrawnej córce - a jeszcze
ż
yczliwszymi obdarzył przyszłego zięcia.
- Ojciec jest wdzięczny, że uwolni się od niegodnej córki. I myśli, że jesteś wspaniały, bo wybawiłeś go
ode mnie, choć mam opinię "szkarłatnej wszetecznicy".
Nagłe zmarszczenie brwi Ramóna odczuła jak pchnięcie ostrym sztyletem. Miała. świadomość, że mówi
rozdrażnionym, nawet napastliwym tonem, ale nie potrafiła się opanować. Wiedziała, ile godzin spędził
Ramón w bibliotece razem z Alfredem i jego adwokatem na negocjacjach, które miały zdecydować o jej
losie. Ramón nie podał jej szczegółów, za to ojciec - tak. Zdradził z detalami, co zaproponował jako swój
wkład do umowy. Więc była pewna, że Ramón wyszedł z biblioteki jako właściciel upragnionej stacji
telewizyjnej i że kosztowało go to połowę sumy, którą zamierzał wyłożyć z początku.
- Może żenię się z tobą dlatego, że jesteś "szkarłatną wszetecznicą" - wycedził kpiącym tonem. W jego
oczach pojawił się srebrzysty błysk, gdy obrzucił spojrzeniem smukłą sylwetkę dziewczyny w obcisłej
czarno-złotej sukni. - Pewne jest, że to ze "szkarłatną wszetecznicą" chcę żyć ... I mieć ją w swoim łóżku.
Z uśmiechu, który pojawił się w kącikach jego ust, gdy skończył mówić, zorientowała się, że wspomi-
nał, jak odwiedzała go w jego mieszkaniu, jak ekscytująco spędzali te wieczory - nie mówiąc już o
większości poranków i popołudni.
- Nieważne, ile razy się kochamy, wciąż nie mogę się tobą nasycić.
Nadal miała w pamięci te tajemnicze finansowe negocjacje, więc przekonała się, że - wbrew swojej woli
- nie potrafi powstrzymać się przed wypowiedzeniem zjadliwej uwagi.
- To dobrze ... bo nie chcę, żebyś sobie pomyślał, że możesz odstąpić od naszej umowy.
- A dlaczego miałbym tego chcieć, moja śliczna gwiazdko?
Ramón pochylił się i przesunął ustami po jej czole, wzdłuż linii ciemnych brwi, do delikatnej żyłki pul-
sującej na skroni.
- Cóż, masz, czego pragnąłeś, więc ...
- Uważasz, że mógłbym złamać obietnicę? Nie dotrzymać danego ci słowa?
Jego głos brzmiał groźnie i ostro, spojrzenie, które wbił w szeroko otwarte, podkrążone oczy dziew-
czyny, płonęło ogniem gniewu.
- Nie wiesz, że prędzej bym umarł, niż to zrobił? Estrelli zakręciło się w głowie, jej niemądre, naiwne serce
podskoczyło z radości, że może jest dla niego czymś więcej niż tylko żoną, stanowiącą nieodłączną część
umowy handlowej. Ale właśnie gdy jej umysł zaprzątnięty był tym szalonym marzeniem, następne słowa
Ramóna zniszczyły je całkowicie, podziałały niczym chlust lodowatej wody w twarz.
- Jeśli daję komuś słowo, to dotrzymanie go jest kwestią honoru - stwierdził zwięźle, podkreślając ostro
każde słowo. - Poza tym, twój ojciec nie jest głupcem. Nie złoży swojego podpisu na umowie, dopóki mój
nie znajdzie się na świadectwie ślubu. Więc nie musisz się obawiać, querida, że ucieknę sprzed ołtarza. Za
dobrze wiem, czego chcę od życia, żeby to zrobić.
- Ponieważ widzisz to wszystko jako transakcję. To ściągnęło na nią kolejne szybkie, karcące spojrzenie
tych stalowoszarych oczu, z których znikła kpina, pozostawiając po sobie ponurość i lodowaty chłód.
- Ja nie sypiam ze wspólnikami, dono Medrano.
Nigdy tego nie robiłem i teraz też nie będę. - Więc dlaczego ... ?
Ich sam na sam dobiegło końca. Mercedes zauważyła ukrytą w kącie parę i za chwilę podeszła do nich
razem z Cassie. Bratowa zaciągnęła Ramóna na parkiet, więc okazja do dalszej rozmowy przepadła.
Później też się nie nadarzyła. Przeszkodziły temu tańce, kolacja, toasty i przemówienia. Estrelli wyda-
wało się, że cały jej czas pochłaniają podziękowania za życzenia, przyjmowanie gratulacji z największym
entuzjazmem, najaki potrafiła się zdobyć, modląc się w duchu, by jej uśmiech wydawał się naturalny, a nie
sztywny i wymuszony.
Pod koniec wieczoru bolały ją szczęki i mięśnie policzków, a próbując odgrywać role szczęśliwej i
podnieconej narzeczonej nabawiła się migreny. Tymczasem w głębi duszy czuła taki zamęt i niepokój, że
miała wrażenie, iż nigdy nie będzie w stanie myśleć jasno.
Ramón nagle wydał się jej innym człowiekiem.
Goście mogli tego nie zauważyć; często się uśmiechał, dużo mówił, opowiadał dowcipy, był wprost
uosobieniem dumnego, szczęśliwego narzeczonego. Ale dla kogoś tak wrażliwego na jego nastroje, na
każdą zmianę w głosie, spojrzeniu, jak Estrella, jasne było, że myślami przebywał gdzie indziej.
Obejmował ją w tańcu, jednak w rzeczywistości jej nie dotykał. Podtrzymywał uprzejmą, banalną
konwersację, słuchał jej odpowiedzi, reagował na nie, ale wydawało się, że jej nie słyszy. Choć przez
resztę wieczoru rzadko się od niej oddalał, miała wrażenie, że to nie Ramon jej towarzyszy, lecz blady
cień mężczyzny, który był jej narzeczonym, kochankiem i przyszłym mężem, a którego w gruncie rzeczy
wcale nie znała.
Nie doszło także do tak upragnionej rozmowy.
Ledwo zdążyli pożegnać ostatnich ociągających się gości, Ramón gestem przywołał pokojówkę, która
podbiegła, przynosząc płaszcz Estrelli. Na drugie skinienie pojawił się szofer, naj widoczniej oczekujący
tego wezwania, i w mgnieniu oka przed głównym wejściem zatrzymała się wielka, luksusowa limuzyna.
- Ale ... - próbowała zaprotestować, jednak Ramón nie zwrócił uwagi na jej sprzeciw.
- Obiecałem twojemu ojcu, że dopilnuję, żebyś bezpiecznie dotarła do domu - tylko tyle powiedział. -
Wypiłem za dużo szampana i nie mogę sam cię odwieźć, więc Paco się o to zatroszczy.
- Myślałam ... Nie chcę jeszcze wychodzić!
- Estrello - głos Ramóna miał irytująco rozsądne, nawet łagodne brzmienie, ale chłód w oczach i wojow-
niczo wysunięta broda sygnalizowały zupełnie inne uczucia. - Już późno, a mamy przed sobą pracowity
tydzień w związku z przygotowaniami do wesela.
Dotknął lekko ręką jej twarzy, przesunął palcami po policzku. Gdyby nie wyraz jego oczu, częściowo
przysłoniętych powiekami, odwróciłaby głowę i przycisnęła wargi do wnętrza tej dłoni.
- Nie jestem zmęczona.
- I chcę, żeby tak pozostało. W dzień naszego ślubu chcę zobaczyć zaróżowioną pannę młodą, a nie
istotę bladą i wykończoną z braku snu.
- Ale ...
- Estrello, jedziesz do domu.
Nie podniósł głosu, mówił tak samo chłodno, ale jednocześnie dobitnie, że nie miała odwagi się sprze-
czać. A już z pewnością nie odważyła się wyznać, że miała nadzieję, że zostanie u niego na noc. śe po-
trzebowała uścisku jego ramion, dotyku ust na swoich wargach.
- No dobrze, jeśli nalegasz.
Próbując skłonić go do pocałunku, stanęła na palcach i przycisnęła usta do kłującego policzka, do ust.
Ale nie doczekała się odzewu. Nie odwzajemnił nawet całusa, sięgnął po jej długi, wieczorowy płaszcz z
czarnego aksamitu i narzucił go na ramiona Estrelli.
- Dobranoc, querida. Śpij dobrze.
Wziął ją pod ramię, niemal siłą sprowadził po schodach, do czekającego samochodu, dał jej tyle czasu,
by zdołała usadowić się na tylnym siedzeniu, zatrzasnął drzwi i wyprostował się.
Próbowała jeszcze pomachać do niego, przesłać mu pocałunek, ale zastukał tylko w okno kierowcy,
dając mu znak do odjazdu, potem cofnął się i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy obserwował, jak sa-
mochód odjeżdża.
Choć od tego czasu spotkała się z nim kilka razy, nigdy już nie wziął jej do sypialni. Zachowywał się z
nienaganną uprzejmością, nawet przyjacielsko, ale zadbał o to, by rzadko zostawali sami, a jeśli już - to w
takich miejscach, gdzie mogli się najwyżej pocałować, a na pewno nie uprawiać miłość.
Więc dzisiejszej nocy - nocy poślubnej - Estrella oczekiwała z pewną obawą, jak gdyby była dziewicą, :tóra
po raz pierwszy będzie kochać się z mężem.
Jakiego Ramóna mogła się dziś spodziewać? Gorliwego, namiętnego kochanka, który nie mógł utrzymać rąk
przy sobie, czy przygaszonego, chłodnego zamkniętego w sobie mężczyznę, jakim był od przyjęcia
zaręczynowego? Niespokojnie obracała na laku zaręczynowy pierścionek, zdradzając tym swoje zaniepokojenie
i skrępowanie.
- Estrello!
Głos Mercedes przywołał ją z odległego miejsca, do którego zaprowadziły ją rozmyślania. Podskoczyła,
poderwała głowę i szeroko otworzyła
oczy·
- Prze ... przepraszam - zdołała wykrztusić, próbując odzyskać panowanie nad sobą. - Zamyśliłam się
·
- A ja wiem nad czym! - uśmiechnęła się Mercedes. - Naprawdę źle z tobą! Zastanawiam się, czy mój brat
zdaje sobie sprawę, jak szaleńczo jesteś w
nim zakochana!
- Co ...
?
Estrella wzdrygnęła się i próbowała coś powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle, a język odmówił
posłuszeństwa, gdy dotarło do niej w końcu znaczenie słów Mercedes.
Zakochana.
Czy Mercedes powiedziała "zakochana"?
Nie była w stanie zebrać myśli i zastanowić się nad problemami związanymi z tym uczuciem. Problemami, które
miały całkowicie zmienić jej życie.
Mogła być tylko wdzięczna losowi, że Mercedes akurat w tym momencie odwróciła się, by sięgnąć po torebkę, i
nie zobaczyła, że twarz Estrelli pokrywa się bladością.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Ona zaraz tu będzie.
Joaquin uśmiechnął się szeroko do brata. Stali z boku ołtarza w małym wiejskim kościółku.
- Lepiej ciesz się ostatnimi chwilami wolności.
- I to mówi facet, który sam się ożenił jakiś mie-
siąc temu - zaśmiał się Alex, naj młodszy z trzech synów Juana Alcolara. - Jako stary żonkoś gorąco
polecam małżeński stan.
Naprawdę tak uważa, pomyślał Ramón, widząc, jak ciemnoszare oczy Alexa spoczęły na wysokiej,
szczupłej kobiecie o kasztanowych włosach. Jego angielska żona, Luiza, siedziała o kilka metrów od nich,
w jednej z ławek rodziny Alcolar, trzymając na kolanach malutką córeczkę. Od czasu, gdy Alex powrócił z
Anglii z Luizą, która utrzymywała, że jest jego żoną, byli dosłownie nierozłączni. Narodziny Marii Eleny
stały się ukoronowaniem ich miłości.
Starszy przyrodni brat Ramóna też odnalazł szczęście, chociaż nie obyło się bez problemów, nim Joaquin
zmądrzał i zrozumiał, że jest po uszy zakochany w Cassie. Teraz byli już po ślubie i oczekiwali pierwszego
dziecka. Joaquin dojrzał i złagodniał, napięte ongiś stosunki z ojcem i Ramónem poprawiły się znacznie,
kiedy zaczął nowe życie. Świadomość, że kocha i jest kochany, zmieniła mężczyznę znanego jako El Lobo
- Samotny Wilk - w zupełnie innego człowieka.
W duchu Ramón przyznawał, że jest zazdrosny jak diabli. Szczerze mówiąc, sam kiedyś marzył o takim
szczęśliwym zakończeniu dla siebie.
Jego życie rodzinne - dorastanie bez matki, pod okiem mężczyzny, którego uważał za ojca, surowego,
brutalnego i pozbawionego uczuć - sprawiło, że marzył o posiadaniu domu, jakim cieszyli się jego
przyjaciele. Poprzysiągł, że pewnego dnia, gdy będzie już dojrzałym mężczyzną, stworzy dla siebie takie
ż
ycie i dom, jakiego nigdy nie miał, z żoną, którą pokocha i wokół której będzie kręcił się jego świat.
Więc dlaczego żenił się z Estrellą? Dlaczego stał tu dzisiaj, ze swymi braćmi, ubrany w tradycyjną,
ręcznie haftowaną koszulę, którą – ku jego osłupieniu - Estrella uparła się sama uszyć?
- Muszę przyznać, że jestem zdumiony - mówił Alex. - Zawsze myślałem, że jeśli już ktoś cię zaciągnie
przed ołtarz, to tylko śliczna Benita. Najpierw świata poza nią nie widzisz, a potem nagle oznajmiasz, że
ż
enisz się z kobietą, o której nikt z nas nie słyszał. Co cię opętało, do diabła?
- Estrella mnie opętała – odparl Ramón, uświadamiając sobie, że mówi szczerą prawdę.
Zadawał sobie to pytanie nieskończenie wiele razy i nigdy nie znalazł na nie bardziej logicznej odpowiedzi.
Opętała go Estrella. Wtargnęła w jego życie niczym płonąca kometa, a nie zwykła gwiazda, od której
pochodziło jej imię. Od tej pory nie był w stanie rozsądnie myśleć. Zapomniał o Benicie, która do
niedawna wydawała mu się najbardziej godną pożądania kobietą. Nawet gdyby chciał, nie mógłby sobie
przypomnieć jej twarzy - a nie chciał. Jego umysł zajęty był tylko tą, którą miał dziś poślubić.
- Mercedes zawsze mówiła, że jeśli się kiedyś zakochasz, to całkiem stracisz głowę - wtrącił Joaquin. -
Ale była pewna, że dużo czasu upłynie, nim znajdziesz sobie kogoś, z kim zechcesz się związać.
- Mercedes myśli, że zjadła wszystkie rozumy - zakpił Ramón, mając nadzieję, że brzmi to przeko-
nująco.
Owszem, stracił głowę, ale nie z miłości. Zawładnęło nim pożądanie i nie mógł uwolnić się od więzów
namiętności, którymi spętała go Estrella. Nie był zresztą pewien, czy tego chce.
Nie wiedział, czy w ogóle wierzy
w
miłość. Och, kiedyś w nią wierzył, gdy był młodszy. Dopiero
wiadomość, że nie jest synem Reubena Dario, że matka zdradziła męża na początku ich małżeństwa i on
jest tego owocem, pozbawiła go złudzeń.
- Nasz siostrzyczka sama powinna dowiedzieć się, czym jest miłość, nim zacznie pouczać, jaki ma ona
wpływ na życie innych.
- Niewykluczone, że nie będziemy długo na to czekać - odpowiedział starszy brat. - Od jakiego czasu jest
bardzo roztargniona. Może o kimś myśli
- No, jeśli tak, to niech Bóg się zmiłuje nad nami - wtrącił nabożnym tonem Alex. - Pamiętacie, jak -
uznała, że jest we mnie zakochana, kiedy po raz pierwszy zjawiłem się u was? Zanim dowiedziała się, że
jestem jej bratem? Jeśli zakocha się naprawdę, to od razu wpadnie po uszy.
- Chyba to cecha rodzinna - mruknął ironicznie Joaquin. - Tylko niektórym z nas poznanie prawdy
zabiera więcej czasu.
A niektórzy z nas zadowalają się czym innym, uznał Ramón, choć nie wypowiedział tych słów na głos.
Jedno było pewne - wpadł po uszy od razu i z każdym dniem pogrążał się coraz bardziej. I dlatego znalazł
się w tym kościele. Nie z powodu tej cholernej stacji telewizyjnej ani dlatego, że Estrella go o to prosiła,
ani dla arystokratycznego dziedzictwa, które w przyszłości miało przypaść jego dzieciom.
Był tutaj, gdyż nie mógł trzymać się z dala, bo ze wszystkich rzeczy, które zyskiwał dzięki temu ukła-
dowi, najważniejsza była dlań Estrella.
- Już przyszła.
Nie był pewien, który z braci to powiedział, uświadomił sobie tylko, że stłumione odgłosy poruszenia i
podniecenia, dolatujące z drugiego końca kościoła, oznajmiały, że Estrella, jego narzeczona i niebawem
ż
ona, zjawiła się wreszcie.
Teraz była ostatnia chwila na zmianę zdania - gdyby zamierzał je zmienić.
o
dziwo, nie miał żadnych wątpliwości. Czuł głęboką pewność, że tego właśnie pragnie, że to jedyna
słuszna droga. Przynajmniej na razie, a dalej będzie, co ma być.
Zaczyna się - teraz przemówił Joaquin. Starszy brat ocenił wygląd Ramóna, poprawił mu krawat i
klepnął go po ramieniu. - Kurtyna w górę, hermana.
Właśnie ten zwrot hermana - "bracie" poruszył Ramóna do żywego. Dotychczas w ich stosunkach
istniało pewne napięcie, nieuniknione, zważywszy na niekonwencjonalne układy w rodzinie Alcolarów,
więc to czułe słowo, któremu towarzyszył szeroki uśmiech, wytrąciło go z równowagi. Czuł taką ulgę,
radość i wdzięczność, że nie od razu zwrócił uwagę na poruszenie, wywołane pojawieniem się panny
młodej.
- O Boże ... - to było pierwsze, co usłyszał Ramón. Ten szept Aleksa, w którym mieszało się niedo-
wierzanie i przewrotne rozbawienie, gwałtownie sprowadził go na ziemię. - Ramónie?
Za jego plecami narastały szepty i komentarze, wzbierały niczym fala, stawały się coraz głośniejsze i w
końcu nie dało się ich dłużej ignorować. Nie mógł więc stać tak dalej przy ołtarzu, zwrócony plecami do
obecnych. Musiał się odwrócić, musiał popatrzeć.
Mój Boże, jakaż ona piękna!
To była jego pierwsza myśl, jedyna, na którą się zdobył. Na widok Estrelli zaparło mu dech w piersiach,
zakręciło mu się w głowie.
Szła do ołtarza sama, nie zgodziła się, by ojciec oddawał ją przyszłemu mężowi. Nie nosiła welonu ani
innego przybrania głowy, jedynie upięła wysoko lśniące kruczoczarne włosy i przyozdobiła je małymi
białymi kwiatkami. Twarz miała nieco bladą, lecz zdecydowaną; ten kontrast sprawiał, że jej wielkie,
ciemne oczy wydawały się jeszcze większe i ciemniejsze. Gdy Ramón się odwrócił, te szeroko otwarte
oczy wpiły się w jego twarz, obserwując go czujnie, i odrobina rumieńca zabarwiła porcelanowo białe
policzki.
Uczesanie podkreślało smukłą, wytworną linię szyi, na której Estrella zawiesiła tylko cieniutki złoty
łańcuszek z brylantową gwiazdą. Wisiorek ten, pasujący do zaręczynowego pierścionka, Ramón przysłał
jej poprzedniego dnia jako ślubny dar. Gwiazda spoczywała wygodnie u nasady szyi, odsłoniętej przez
kwadratowe wycięcie sukni. Kwadratowy dekolt był jednym szczegółem stroju, który zdradziła
Ramónowi.
Kwadratowy dekolt długiej, dopasowanej, jedwabnej ...
Przesunął spojrzenie niżej, przyglądając się uważnie sukni, potem, zaszokowany, poderwał głowę i
spojrzał w twarz narzeczonej.
- Och, Estrello - wyszeptał ze zdumieniem i dumą, tłumiąc śmiech. - Och, mi Estrella.
Ojciec jest wdzięczny, że uwolni się od niegodnej córki - w uszach wyraźnie brzmiały mu słowa, które
wypowiedziała podczas ich przyjęcia zaręczynowego.
I myśli, że jesteś wspaniały, bo wybawiłeś go ode mnie, choć '?lam opinię "szkarłatnej wszetecznicy".
Wiedział, że krążyło mnóstwo plotek. Wścibskie kumoszki z wioski, jej ojciec, starsza i bardzo zgor-
szona ciotka - wszyscy zastanawiali się, jak dziewczyna ubierze się do ślubu. Przekonywali, że tradycyjna
biel nie będzie odpowiednia. Sugerowali kolor kremowy, a może błękitny ...
Estrella słuchała, myślała swoje i ani słowem nie zdradziła, co planuje. Teraz czekał ich prawdziwy cios
między oczy.
Suknia była długa, do ziemi, jak większość tradycyjnych ślubnych sukni. Uszyta z przepięknego, naj-
miększego jedwabiu, idealnie skrojona, nieskazitelnie elegancka - jak wszystko, co wybierała Estrella.
Obcisły stanik z kwadratowym dekoltem kontrastował ze zwojami materii i długim trenem, ciągnącym się
od szczupłej talii. Jednym słowem - doskonały, klasyczny strój ślubny, gdyby nie jeden szczegół...
Jeszcze żadnej sukni ślubnej nie uszyto z tak oślepiającego, nieprawdopodobnego, bijącego w oczy
szkarłatu.
Moja "szkarłatna wszetecznica ".
Moja zuchwała, ołśniewająca, moja dziełna Estrel/a.
Ramon nie wiedział, czy wypowiedział na głos te słowa, czy tylko rozbrzmiewały w jego myślach. Widząc
wahanie i nagłe zwątpienie w oczach dziewczyny uświadomił sobie, że nie może tak stać bezczynnie
i
czekać.
Zanim zorientował się, że to robi, opuścił swoje miejsce pod ołtarzem
i
ruszył w jej kierunku. Wyciąg-
nął do niej rękę.
Natychmiast niepewność i obawa zniknęły z jej twarzy. Rzuciła mu szeroki, oślepiający uśmiech, ujęła
bukiet w jedną rękę i podała mu drugą. Jej uśmiech stał się jeszcze szerszy, kiedy zacisnął palce na jej
dłoni.
- Moja "szkarłatna wszetecznica". Moja piękna "szkarłatna wszetecznica".
Tym razem powiedział te słowa naprawdę, ale szeptem, który tylko oni mogli usłyszeć. Uniósł do ust
dłoń panny młodej i złożył na niej gorący pocałunek, potem wsunął pod ramię ucałowaną dłoń i uś-
miechnął się. Zauważył lśnienie łez w ciemnych, wpatrzonych w niego oczach, i wiedział, że pomimo
pozorów odwagi - prostych jak struna pleców, podniesionej hardo głowy i zdecydowania, z jakim szła
samotnie przez nawę - wcale nie była tak pewna siebie. Choć odważna i zdecydowana, w środku dygotała z
łęku. Więc przycisnął swą wielką, szeroką dłonią smukłą, delikatną rączkę, spoczywającą na ciemnym
rękawie jego fraka. Znowu się do niej uśmiechnął i zauważył, że wraca jej pewność siebie.
- Gotowa? - spytał szeptem. Skinęła głową, tym razem pewnie, zdecydowanie, bez wahania.
- Tak - powiedziała i ruszyła razem z nim w kierunku czekającego księdza.
Przybyła do kościoła niemal w stanie histerii.
Słowa Mercedes uderzyły w nią z mocą błyskawicy, oświetlając wszystko, czego dotąd nie widziała łub nie
rozumiała. Zakochała się ślepo, wariacko, na śmierć i życie w Ramónie Dario, którego Alfredo Medrano
dla niej kupił.
Nie czuła nic podobnego do Carlosa. To nie była miłość, lecz zaślepienie, zakochanie w idei zakocha-
nia. Myślała, że zależy jej na nim, ale nie dało się tego porównać z wielką, wszechogarniającą falą uczucia
do Ramóna. Jej namiętność do Carlosa była tylko krótkim, słabym zauroczeniem, które z czasem prze-
minęło. Co innego miłość do Ramóna. Zakorzeniła się silnie w jej sercu, stała się częścią jej samej, jej
duszy. Nie mogłaby jej wyrwać i żyć dalej. Bez niego byłaby niczym, nie byłoby dla niej przyszłości.
Gdy uświadomiła sobie to, zachwiała się, zwolniła kroku. Nie wiedziała, czy zdoła iść dalej. Kolana
uginały się pod nią, zimny dreszcz przebiegł jej po plecach i gdyby miała więcej sił, spanikowałaby i
uciekła z kościoła. Ale w tej właśnie Ramón odwrócił się i spojrzał na nią.
Zrobił więcej: podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Ujął jej dłoń mocnymi, ciepłymi palcami, dodając
jej otuchy.
Moja "szkarłatna wszetecznica" - powiedział. Moja piękna "szkarłatna wszetecznica".
Może to nie było wiele. Na pewno nie wszystko, o czym marzyła. Nie było gwałtownych, żarliwych
zapewnień o miłości. Ale też ich nie oczekiwała. A kiedy porównała te słowa, wypowiedziane niskim,
zachrypniętym głosem, w którym dźwięczało głębokie oddanie, z kwiecistymi, przesadnymi i nieszczerymi
komplementami, jakimi obsypywał ją Carlos, wiedziała, co woli i w co wierzy.
Kiedy się do niej uśmiechnął, poczuła, że poszłaby za nim wszędzie. Jeśli miała dotąd jakieś wątpliwo-
ś
ci, teraz zrozumiała, że kocha go naprawdę, że nie jest w nim tylko zakochana.
A Ramón?
Zdawała sobie sprawę, dlaczego się z nią żenił.
Zaczynali wspólne życie z niewłaściwych powodów - finansowych, nie uczuciowych. To było małżeństwo
z rozsądku, ale nie musiało takim pozostać. Było to również małżeństwo z namiętności, i jak długo trwała,
tak długo ich coś łączyło. Byłaby ostatnią idiotką, gdyby nie potrafiła tego wykorzystać.
Tak długo, jak to będzie trwało, pozostaniemy małżeństwem, powiedział Ramón. Dopóki oboje nie
zdobędziemy tego, czego pragniemy
No cóż, zdobył już to, czego chciał - albo zdobędzie jeszcze przed końcem tego dnia. Ale jej też
pragnął, okazywał to w sposób nie pozostawiający wątpliwości. Jego pożądanie było tym asem, który
trzymała w rękawie. Jak długo będzie jej pożądał, ich związek utrzyma się.
A jak długo będą ze sobą, istniała szansa, że poczuje do niej coś więcej niż pociąg fizyczny, do którego się
przyznawał. Już ona zadba, aby namiętność nie ostygła. Będzie ją podsycać, obserwować, jak rośnie,
modlić się, by wciąż był przykuty do niej okowami pożądania.
Na początek to wystarczy; mogła tylko prosić Boga, żeby, jeśli starczy czasu i los zechce im sprzyjać, to
uczucie przekształciło się w coś mocniejszego.
Ta myśl pozwoliła jej przetrwać długą ceremonię i ucztę, która nastąpiła po niej. To może się udać;
wiedziała, że może się udać.
Bo jeśli tak się nie stanie, ich związek nie będzie miał szans. Jeśli Estrella nie zdoła przekształcić
namiętności, którą żywił do niej Ramón, w uczucie głębsze i mocniejsze, to pewnego dnia - bez ożywczego
tchnienia miłości - namiętność osłabnie i pozostawi po sobie pustkę. Wtedy go straci. On odwróci się i
odejdzie od niej na zawsze.
Ale wciąż jeszcze miała czas. I zamierzała wykorzystać go najlepiej, jak potrafi. Zacznie od dzisiejszej
nocy.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Dzięki Bogu, już prawie po wszystkim, pomyślał z ulgą Ramón.
Gdyby miał spędzić kolejną godzinę - a nawet minutę - na uprzejmych rozmowach, przyjmowaniu
gratulacji, uśmiechaniu się przy niezbyt taktownych żartach na temat utraconej wolności oraz czekającej go
nocy, chybaby eksplodował.
Nie znaczyło to, że nie cieszyło go przyjęcie owszem, bawił się dobrze ... z początku. Przyjemność
sprawiała mu obecność rodziny, taniec z Estrellą, z Cassie i Mercedes, a potem znowu z Estrellą. Ale co za
dużo to niezdrowo. Miał już po dziurki w nosie przebywania z gośćmi, wystawiania się na pokaz.
Chciał zostać sam na sam ze swoją żoną. Spojrzał w drugi koniec wielkiej sali balowej, gdzie stała Estrella,
olśniewająco piękna w szkarłatnej sukni, i śmiała się z czegoś, co mówiła do niej Mercedes. Z odchyloną w
tył głową i lekkim rumieńcem na policzkach nie przypominała tej bladej, zalęknionej, wątłej istoty, która
zjawiła się w kościele.
- Ślicznie wygląda, prawda?
U boku Ramóna znalazł się Juan Alcolar. W ręku trzymał kieliszek z winem. Jego ciemnobrązowe oczy
wpatrywały się w Estrel1ę, ale było w nich coś, co przyciągnęło uwagę Ramóna i skłoniło go, by uważniej
przyjrzał się ojcu.
Głos Juana brzmiał nieco ochryple, a oczy dziwnie błyszczały. Gdyby chodziło o kogoś innego, można
by podejrzewać, że ma w oczach łzy.
Ramón zauważył w duchu, że ojciec nie był typem człowieka, okazującego emocje. Prawdę mówiąc,
rzadko otwierał się przed ludźmi, nawet przed członkami rodziny. W każdym razie - nie przed synami.
Tylko Mercedes potrafiła go do tego skłonić. Tak było zawsze, od chwili, gdy się po raz pierwszy spotkali,
wiele lat temu. Ramón wkroczył wtedy do biura Juana Alcolara i zażądał wyjaśnienia, czy prawdą jest to,
czego się właśnie dowiedział. śe Juan jest jego prawdziwym ojcem, a nie - jak dotąd wierzył - niedawno
zmarły Reuben Dario.
- Przypomina mi Honorię.
Ramón odwrócił gwałtownie głowę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Honoria była żoną Juana,
matką Joaquina i Mercedes. Zadziwiło go, że ojciec wspomniał o niej teraz, a przecież nigdy tego nie robił.
- Naprawdę była podobna do Estrelli? - spytał ostrożnie.
- Bardzo.
Juan upił trochę wina z kieliszka, jak gdyby zbierając się na odwagę.
- Nie powtarzaj moich błędów, synu.
- Błędów?
Ramón wiedział, że jego głos
zabrzmial ostro;
zastanawiał się nawet, czy ojciec nie wycofa
si
ę
znowu do
swojej skorupy, ale Juan najwyraźniej postanowił otworzyć się przed synem.
- Kochałem dwie kobiety - powiedział. - i obie straciłem.
- Moją matkę ...
Juan skinął ze smutkiem głową.
- Uwielbiałem Marguerite, ale byłem młody ... i głupi. Powiedziałem jej, że nie chcę zobowiązań ani
małżeństwa. Złamałem jej serce. Dlatego wyszła za Reubena Dario.
Ramón zastanawiał się, dlaczego właśnie teraz, może po raz drugi w życiu, ojciec zdecydował się
porozmawiać o jego matce, a nawet wymienił jej i
mię·
- Ale spotkałeś ją jeszcze - stwierdził szorstko.
- Tylko jeden raz. Przypadek zetknął nas ze sobą. Byłem już żonaty z Honorią, Joaquin miał prawie dwa
lata ...
Westchnął ciężko, z głębi serca.
- Nic się nie zmieniło. Wciąż była najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem, kobietą moich marzeń. I była
zagubiona, samotna. Ona i Dario nie mogli mieć dzieci, ich małżeństwo się rozpadało. Nie jestem dumny z
tego, co się stało. Spędziliśmy razem tydzień, gdy Reuben przebywał w Ameryce. Jeden cudowny tydzień.
Ale oboje wiedzieliśmy, że tak dalej być nie może. śadne z nas nie mogłoby żyć z poczuciem winy, z
myślą, że krzywdzimy innych. Więc się rozstaliśmy. Ty przyszedłeś na świat dziewięć miesięcy później.
- A matka umarła, zanim skończyłem dwa miesiące.
Nie pamiętał matki. Miał przed oczami tylko jej twarz z fotografii, które oglądał.
- Ale wkrótce o niej zapomniałeś - dorzucił, nie potrafiąc ukryć goryczy. - Znalazłeś sobie inną. Alex
jest tylko o rok młodszy ode mnie.
- Nie! - zaprzeczył gwałtownie ojciec. - To nie było tak. Straciłem głowę, nie wiedziałem, a raczej nie
obchodziło mnie, jak postępuję. Kiedy pojechałem w interesach do Anglii, spotkałem kobietę ... Pracowała
jako gospodyni w domu, w którym gościłem. Wyglądała jak twoja matka ... Jak Marguerite, kiedy się
poznaliśmy. Upiłem się. To była jednorazowa przygoda. Nie miałem nawet pojęcia, że zaszła
w
ciążę. Do
chwili, gdy pojawił się Alex.
- A ta druga?
Estrella zakończyła rozmowę i rozejrzała się dokoła, szukając kogoś wzrokiem. Zauważyła Ramóna i
przesłała mu taki uśmiech, że zakręciło mu się w głowie.
- Druga kobieta, którą kochałem? To Honoria, moja żona, matka Joaquina i Mercedes.
- Zawsze myślałem, że to było małżeństwo z rozsądku.
- Bo tak było ... na początku. Sam nie wiedziałem, co mam.
- Ja też tak sądzę - dodał ochrypłym głosem.
- Najwyższy czas na rozpoczęcie małżeńskiego
ż
ycia.
- Zgadzam się. Przebiorę się tylko w coś bardziej odpowiedniego na podróż i jestem do twojej dyspOzyCJI.
Do dyspozycji! Dobry Boże, czyżby wiedziała, jak zareagował na te słowa i ton, którymi zostały
wypowiedziane? Mógł się założyć, że wiedziała.
- Idź się przebrać,
senora
Dario - rozkazał.
- I pospiesz się.
Ten błysk w jej oku i lekkie wygięcie ust prawie powaliły go na kołana, ale przynajmniej odsunęła się od
niego o krok czy dwa, umożliwiając mu oddychanie, zanim wykonała niski, głęboki, dworski, choć najwyraźniej
ż
artobliwy ukłon.
- Oczywiście,
senor.
Jak mój małżonek każe.
A to czarownica! Wiedziała, co robi, jakie wrażenie na nim wywiera. Zaangażowanie ... do diabła, tak,
zaangażował się w związek z tą kobietą. Znalazł się w potrzasku, w więzieniu, i w żaden sposób nie mógł się
uwolnić. Ojciec nie miał powodu do niepokoju.
- Senor
Dario ... Ramónie. - W jego myśli wdarł się nagle ten głos. Rozpoznał go i zmarszczył brwi. - Don
Alfredo?
- Jak sądzę, mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia.
- Teraz? - Ramón z trudem powstrzymał się od wyrażenia niecierpliwości i niezadowolenia. Pewnie, że teraz.
Sam na to nalegał. Mieli sfinalizować umowę w dniu, w którym poślubi Estrel1ę, a potem nie chciał o tym
więcej słyszeć.
- Oczywiście. Ma pan ze sobą dokumenty?
- Tutaj. - Starszy mężczyzna dotknął górnej kieszeni swego fraka. - A tam jest pokój - wskazał kierunek
dłonią - w którym, jak mnie zapewniono, nikt nie zakłóci nam spokoju.
- Więc dobrze.
Ramón przeczesał włosy obiema dłońmi, starając się zebrać myśli, przestawić je na sprawy zawodowe,
uwolnić od mrocznych zmysłowych fantazji, śladem których chciały podążać.
- Skończmy już z tym wszystkim.
Nucąc cichutko "I feel pretty", Estrel1a wyśliznęła się z dopasowanej szkarłatnej sukni i powiesiła ją na
wyściełanym, pokrytym jedwabiem wieszaku. Nie mogła uwolnić się od piosenki z "West Side Story", której
słowa idealnie odzwierciedlały to, co czuła.
Czuła się ładna. Bardzo ładna ... zachwycająca ... i czarująca. Czyż mogło być inaczej, skoro widziała, jak
patrzył na nią Ramón, widziała ledwie powstrzymywaną namiętność w jego oczach, odkrywała ją w jego
pocałunku.
Sprawi, że mąż ją pokocha, przysięgała sobie w duchu. Może tego dokonać! Naprawdę może tego dokonać.
Uświadomiła sobie nagle, że nie powinna dłużej zwlekać. Poderwała się i przejrzała w lustrze. Makijaż,
nałożony przez specjalistkę przed wyjściem do kościoła, trzymał się doskonale. Może by dodać odrobinę
ciemniej szego cienia na powieki, błyszczyk na usta ...
Zabrało to jej tylko kilka chwil. Wkrótce miała już na sobie eleganckie, kremowe spodnium z czarnym,
przypominającym kamizelkę topem. Jeszcze sandały na wysokich obcasach i...
Nie. Zatrzymała w połowie drogi uniesioną dłoń i zdecydowała, że nie wyciągnie spinek, które pod-
trzymywały skomplikowaną fryzurę, nie wyjmie wpiętych w nią kwiatów pomarańczy i nie rozpuści
włosów. Niech zostanie tak, jak jest. Będzie chłodniej, mniej zawracania głowy w podróży, a gdy dojadą
do willi, poprosi Ramóna o pomoc. Wiedziała, jak lubił zanurzać palce w jej włosach, wyczuwała, że
spodoba mu się powolne rozplatanie spiętrzonych pasm, widok czarnych loków opadających na twarz, na
ramiona. Będzie przeczesywał je palcami, robiąc przerwy na pocałunki ...
Nie mogła dłużej czekać. Szybko rozpyliła ulubione perfumy za uszami, u nasady szyi, na dekolcie.
Potem, wciąż podśpiewując, schwyciła elegancką kopertową torebkę z lakierowanej skóry, skierowała się
ku drzwiom i zeszła po schodach. Znalazła się właśnie na podeście, skąd, sama niewidziana, mogła
obserwować zatłoczony pokój, gdy nagle jej uwagę przyciągnął odgłos otwierania drzwi. To, co zobaczyła,
sprawiło, że znieruchomiała, a serce podeszło jej do gardła.
Ramón i jej ojciec wychodzili właśnie z bocznego pokoju. Razem. A wyjaśnienie mogło być tylko ,jl;dno.
Tak jak kilka tygodni temu, kiedy spędzili całe popołudnie w bibliotece. Kiedy ...
Nie, nie chciała o tym myśleć. śałowała, że ich zauważyła. Ale stało się. I nic nie mogło cofnąć czasu.
Nie mogła znowu znaleźć się na górze, zatrzymać się dla poprawienia żakietu czy dodania dodatkowej
warstwy tuszu na rzęsy, tak aby wyszła na schody chwilę wcześniej lub później. śeby tego nie widzieć.
Nie widzieć Ramóna wychodzącego z jej ojcem, wkładającego długą białą kopertę do wewnętrznej
kieszeni fraka. Ani ojca, który zamknął trzymane w ręku piękne złote pióro, zanim wsunął je do górnej
kieszonki.
Wesele odprawione. Przysięga małżeńska złożona. Ramón i ona byli mężem i żoną. Więc należało zająć
się prawnymi aspektami, podpisać dokumenty, wymienić umowy. Nie poczekał nawet do końca dnia
weselnego, nim upomniał się o nagrodę za to, że się z nią ożenił, ratując jej reputację. Równie dobrze
mógłby wyciągnąć kontrakt w kościele, by został podpisany, zaraz po umieszczeniu jego nazwiska na
ś
wiadectwie ślubu.
Miała wrażenie, że jej serce przeszył lodowaty sztylet; ból był tak silny, że nieomal krzyknęła. Z
ogromnym wysiłkiem zdołała się opanować, przygryzła silnie wargę, aż poczuła w ustach metaliczny smak
krwi.
Na szczęście nikt jej nie widział. Tu, gdzie stała, była dobrze ukryta, i byle się nie poruszyła,
me
groziło
jej, że ktoś ją zobaczy.
Tkwiła zatem w miejscu, z oczami przysłoniętymi palącą mgiełką łez. Łez, z którymi walczyła zaciekle,
zdecydowana za wszelką cenę powstrzymać się od płaczu. Mówiła w duchu, że policzy do trzydziestu, a
potem zejdzie na dół. Trzydzieści sekund powinno jej wystarczyć.
Jeden ... dwa ...
Nie mogła się powstrzymać od refleksji, że Ramón wcale nie wyglądał na uradowanego, choć osiągnął
wszystko, czego pragnął, wszystko, za co zapłacił, poślubiając ją. Wprost przeciwnie. Na jego przystojnej
twarzy zastygł grymas, czarne brwi były zmarszczone, usta zaciśnięte; przypominał bombę, która może
wybuchnąć w każdej chwili. Wydawało się, że ktoś - być może jej ojciec podpalił lont i wycofał się w
bezpieczną strefę, poza zasięg nieuniknionej eksplozji.
Czternaście ... A nie dwadzieścia? Pomyliła się w liczeniu. Nie wiedziała, co robi, gdzie się znajduje.
Chyba zacznie odliczanie od początku. Albo ...
- Estrello!
Nie sposób było nie poznać tego głosu ani dźwięczącego w nim ogromnego zniecierpliwienia. Zbyt
późno zorientowała się, że Ramón podszedł do schodów i stał, patrząc na nią. Mógł ją widzieć aż za dobrze
- i najwyraźniej chciał się dowiedzieć, dlaczego zastygła w miejscu, sprawiając wrażenie, jakby
zapomniała drogi do sali balowej.
- Estrello! - powtórzył ciszej, lecz z taką
Samą
stanowczością, 'dając do zrozumienia, że nie zamierza
marnować czasu na jej rozterki.
Zamrugała, by odzyskać ostrość widzenia; zobaczyła, że stanął na najniższym stopniu i wyciągnął rękę
rozkazująco, przywołując ją do siebie. Ten gest mówił, że nie zamierza wejść po nią na górę. Jej miejsce
jest u jego boku, więc niech się pospieszy i dołączy do niego.
Aż za dobrze wiedziała, że wahanie zostanie uznane za bunt, buntu zaś nie zamierzał tolerować, zbiegła
więc po schodach najszybciej jak mogła na tych absurdalnie wysokich obcasach.
Ledwo zdążyła znaleźć się przy nim, gdy jego wyciągnięta dłoń zacisnęła się na jej palcach w miaż-
dżącym uścisku, aż skrzywiła się z bólu.
- Gotowa? - nie takim tonem zadał to samo pytanie w kościele - czyżby to było zaledwie pięć godzin
temu?
- T ... tak.
Tylko tyle zdołała wykrztusić. Gdy prowadził ją przez pokój, niemal ciągnąc za sobą, pogrążyła się w
myślach. Usiłowała odgadnąć powód takiej zmiany zachowania, nie chciała jednak brać pod uwagę
najbardziej oczywistej możliwości. Ale tylko ona przychodziła jej do głowy.
Ramón ożenił się z nią, by zdobyć upragnioną stację telewizyjną. W grę mogły również wchodzić
arystokratyczne koneksje, które odziedziczą ich dzieci. Teraz, gdy już miał, czego chciał, nie próbował
nawet udawać, że mu na niej zależy. Gdyby nie to, czy w jego oczach byłoby tyle lodowatej wściekłości, a
usta zaciskałyby się w cienką linię?
Chyba że jej ojciec zastosował jakiś paskudny kruczek, może nawet wycofał się z umowy? Jeśli jednak
tak postąpił, to jaką przyszłość miało ich małżeństwo? O ile to było małżeństwo ...
Nie wiedziała tego, a Ramón wyraźnie nie miał nastroju do wyjaśnień. W dodatku oczekiwano od niej,
ż
e odjedzie z tym rozwścieczonym mężczyzną. śe przez ponad dwa tygodnie będzie sam na sam z
groźnym nieznajomym.
Jakimś cudem udało się jej dojść do drzwi, choć nogi uginały się pod nią ze strachu. Zmusiła się do
uścisków i pocałunków, dziękowała właściwym ludziom, choć nie orientowała się, z kim ma do czynienia.
Nawet wsiadła do limuzyny, nie potykając się ani nie uderzając w głowę.
Zanim zdążyła usadowić się wygodnie i nieco ochłonąć, jej mąż zajął miejsce obok niej i zastukał w
szklaną przegrodę, oddzielającą ich od kierowcy. - Jedźmy - tylko tyle powiedział.
Gdy Paco włączył silnik i wrzucił bieg, Ramón zatrzasnął drzwi, zamykając siebie i żonę w ciasnej,
ograniczonej przestrzeni.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Czy coś się stało?
Estrella zadawała to pytanie dwukrotnie. Pierwszy raz - gdy elegancka limuzyna wyjechała z miasta na
drogę wiodącą na północ. Wtedy Ramón nie był w stanie udzielić jej odpowiedzi. I nadal nie chciał tego
robić. Trudno mu było z nią rozmawiać, a nawet patrzeć na nią.
- Nic nie mów, Estrello - odpowiedział ostro. - Nie mam ochoty na pogawędkę.
- Za dużo alkoholu?
W jej głosie dźwięczał dziwny, urywany śmiech, przypominający dźwięk wydawany przez źle nastro-
jone radio.
- Czegoś za dużo, to fakt - mruknął, odchylając się do tyłu i opierając głowę na podpórce. Zamknął
oczy, by odgrodzić się od świata, którego nie chciał już oglądać.
Za dużo planów i intryg. Za dużo "być może", które przekształciły się w "nigdy". Za dużo - tak, musiał
to przyznać - nadziei, bliskich spełnienia marzeń, które zamieniły się w jego rękach w popiół. O jedno roz-
czarowanie za dużo, o jedno więcej, niż mógł znieść.
Nie wiedział, co było gorsze. Pulsująca w skroniach wściekłość, uniemożliwiająca mulogiczne my-
ś
lenie, czy poczucie, że zrobiono z niego głupca i z zimną krwią wykorzystano.
- Za dużo ludzi ... i do wszystkich musieliśmy się uśmiechać, czy mieliśmy na to ochotę, czy nie -
ciągnęła tym samym, denerwująco przerywanym głosem.
Zastanawiał się, co sprawiło, że miała tak zmieniony głos. ,Podniecenie - radość z powodu osiągnięcia
zamierzonego celu? A może niepewność - chęć odkrycia, o czym rozmawiał z jej ojcem? Czyżby
naprawdę tego nie wiedziała?
Nie sądził, by obawiała się przyszłości. Zaplanowała wszystko szczegółowo ... i to od samego początku.
- Wiem, jakie to uczucie.
- Tak. - Ramón nie zdołał ukryć nuty cynizmu. Przecież jednym z tych, do których musiała się
uśmiechać, był on sam. - Jestem tego pewien.
Czy wiedziała również, jak czuje się człowiek, uświadamiający sobie, że złapał się na wędkę jak ryba?
Połknął haczyk, został wyciągnięty z wody i wrzucony do siatki -- i dopiero przed chwilą to zrozumiał?
A już zaczął myśleć, że Estrella jest inna - nie taka, jak głosiły plotki - i mylił się. Całkowicie i diabelnie.
To tylko dowodziło, jakim był głupcem. Zaślepionym, opętanym, obłąkanym głupcem, który zapomniał o
zasadzie, by nigdy nie skakać do nie znanej wody.
I
skoczył na głowę, z zamkniętymi oczami.
Niech diabli porwą Alfreda Medrano za to, że chciał jak najszybciej dorwać się do pieniędzy i upomniał
się o nie w najmniej odpowiednim momencie.
I
niechby diabli porwali jego samego, za to, że przestał
mieć się na baczności, że wystawił się na cios akurat wtedy, gdy powinien był zebrać wszystkie siły i
upewnić się, że nic nie przebije się przez linie obrony.
I
niech diabli porwą Estrellę, że znalazła słabe
miejsce w jego - jak sądził - szczelnej zbroi.
Z gniewnym westchnieniem przesunął dłonią po czole, jakby chciał odgonić mroczne, nieproszone
myśli, potem zamarł, czując delikatne dotknięcie na swej drugiej dłoni, spoczywającej na udzie.
- Przestań!
- Co się dzieje?
Sprawiała wrażenie tak przejętej, że poczuł, iż żołądek skręca mu się boleśnie z odrazy. Może nadal
odpowiadała jej taka gra.
Zapach perfum był teraz silniejszy, otaczał go, budził w nim gniew i przyprawiał o mdłości. A przecież
jeszcze rano podziwiał tę subtelną mieszaninę aromatu kwiatów i korzeni. Wiedział już, że znienawidzi ten
zapach na zawsze; będzie mu się kojarzył z tą chwilą i gorzką świadomością, że został zdradzony.
- Byłem pewien, że w końcu odzyska rozum ...
Głos Alfreda dźwięczał mu wciąż w uszach, wywołując skurcze żołądka.
- Sprawa wisiała na włosku. Ale mając
w
perspektywie utratę wszystkiego ... Wiedziała, że mówię
serio. I jeśli nie znajdzie sobie odpowiedniego męża, nie dostanie nic ... nawet złamanego grosza. Od razu
zmądrzała.
Estrella nigdy nie wspomniała mu o groźbie wydziedziczenia. Ramón zdołał zapanować nad sobą; nie
chciał dopuścić, by stary go zirytował ani by zorientował się, że jego. słowa trafiły w czuły punkt.
- No cóż, osiągnął pan swój cel - stwierdził ozięble. - Pana córka jest już mężatką.
Alfredo skinął siwą głową i uśmiechnął się z triumfem.
- Ona też ma, czego chciała. Nikt nie może odrzucić Estrelli, jak pan to zrobił. Wiedziałem, że każe
panu za to zapłacić. I tak zrobiła.
- Za nic nie płacę! Sam postanowiłem ją poślubić.
- Tak się panu wydaje, ale w rzeczywistości nie miał pan wyboru. Wzięła się za pana, jak za Pereę.
"Albo Ramón Dario, albo nikt", mówiła. I teraz wodzi pana na pasku. Tańczy pan, jak ona zagra, całkiem
jak tamten biedny dureń.
- Ramónie?
Uniósł gwałtownie powieki; zachmurzone, szare oczy zapatrzyły się w ciemne oczy Estrelli pod lekko
zmarszczonymi, cienkimi brwiami.
Wiedziałaś, że ojciec zamierza cię wydziedziczyć.
Całe to gadanie o wolności, o tym, że mnie pragniesz, było kłamstwem. Chodziło tylko o pieniądze. Wyszłaś
za mnie, wykorzystałaś mnie, aby dostać forsę·
Gdyby od początku zdawał sobie z tego sprawę, nie byłoby to takie straszne. Gdyby zachowała się
uczciwie, mógłby poradzić sobie z tą sytuacją. Może nawet zgodziłby się na jej plan. Ale nie powiedziała
mu prawdy. Ani razu. Okłamywała go, manipulowała nim, sprawiła, że jej współczuł, potem posłużyła się
nim, tak jak Carlosem.
- Boli cię głowa?
I znowu poczuł dotyk jej palców na twarzy, tym razem wygładzały głęboką zmarszczkę między brwia-
mi. Nawet nie wiedział, że tam była.
Pochylała się nad nim, czuł ciepło jej skóry, zapach jej ciała drażnił mu nozdrza. Tylko kilka
centymetrów dzieliło jego usta od jej warg, nieco rozchylonych, odsłaniających białe zęby. Migotliwa
brylantowa gwiazda u nasady szyi unosiła się lekko z każdym oddechem, odbijając światła reflektorów
mijających ich samochodów. Gdyby przesunął wzrok niżej, do głębokiego wycięcia czarnego topu,
ujrzałby gładką okrągłość jej piersi, napierających na materiał,
i
cieniste zagłębienie między mml. ..
Marzył, że dziś w nocy złoży tam głowę, że wtuli twarz w ciepłą miękkość jej piersi, przyciśnie wargi
do atłasowej skóry i zaznaczy pocałunkami...
- Nie! Tak - poprawił się pospiesznie, widząc, że się cofnęła. Najwidoczniej uznała, że przeczenie odnosi się
do jej pytania o ból głowy.
Zamierzał zagrać z nią w otwarte karty; musiał to zrobić. Ale nie teraz. Nie w obecności Paca siedzącego za
kierownicą z kamienną twarzą; wprawdzie dyplomatycznie zachowywał milczenie, ale jednak był tutaj.
Estrello, daj spokój - mruknął. - Jestem zmęczony. To był ciężki dzień.
Ciężki dzień, i w dodatku nie skończy się tak, jak oczekiwał.
Za każdym razem, kiedy jego wzrok padał na Estrellę, myślał o chwili, gdy opuszczą przyjęcie. O tym, jak
zostaną nareszcie sami. Kiedy będzie mógł wziąć ją w ramiona i całować, aż oboje oszaleją z namiętności,
niezdolni do myślenia, i głusi na wszystko poza wymaganiami ich ciał.
Ale to było wtedy, gdy myślał o niej inaczej, kiedy wydawała się inną osobą. Kimś, kogo pragnął...
- W porządku!
Nie była zadowolona, odczytał to z tonu jej głosu i błysku w oku, ale zrobiła, o co prosił. Odsunęła się
gwałtownie, skrzyżowała ramiona i siedziała sztywno wyprostowana, oddzielona od niego niemal całą
szerokością tylnego siedzenia.
Natychmiast, o ironio losu
,
pożałował swoich słów. Chciał mieć ją blisko siebie, czuć jej ciało, wziąć ją w
ramiona. Oczywiście, nie tak to sobie wymarzył. Nie ufał jej już, jego duszę wciąż przepełniał gniew, że został
tak wykorzystany. Ale nadal jej pragnął. Był na tyle głupi, że ani gniew, ani rozczarowanie nie mogły tego
zmienić. Wiedział, jaka jest w środku, to jednak nie przeszkadzało mu zachwycać się jej wyglądem. Była
piękna, seksowna, godna pożądania. I była jego żoną.
- Chodź tutaj.
- Co.?
Estrella nie wierzyła własnym uszom. Przed chwila Ramón powiedział jej, żeby dała mu spokój. Idź do
diabła, mówił jego głos i wyraz twarzy. Próbowała wszystkiego, co jej przyszło na myśl, by skłonić go do
wyjaśnień, ale odepchnął ją, słownie, jeśli nie fizycznie. A potem, kiedy już się poddała, nagle zmienił zdanie.
"Chodź tutaj" - polecił i wyciągnął rękę, aroganckim skinieniem palca rozkazując jej, by przysunęła się bliżej.
Najchętniej by mu odmówiła. Nawet zastanawiała się, czy tak nie postąpić, ale chęć buntu szybko.
przeminęła. Nic dziwnego., Ramón był jej mężem i kochała go.. Poza tym, jeśli miała zrealizować plan zdobycia
jego serca, mogła to osiągnąć tylko w jeden sposób. Musiała sprawić, by jej pożądał i chciał zatrzymać przy
sobie, a nie mogła teg. zrobić, gdy dzieliła ich taka przestrzeń.
- Estrello. ...
W głosie Ramóna zabrzmiała ostrzegawcza nuta.
Wiedziała, że jeśli go nie posłucha, może ostatecznie zaprzepaścić szansę na wspólną noc. Więc przysunęła się
do jego boku, poczuła otaczające ją ramiona
i rozkoszowała się ich siłą i ciepłem. W krótkiej jak uderzenie
serca chwili zrozumiała, dlaczego nigdy nie będzie w stanie walczyć z tym mężczyzną, nigdy nie wystąpi
przeciw niemu.
Mogła tylko oddać mu się, ulec mrocznej zmysłowości, którą rozbudził w niej jego dotyk
i
pocałunki.
Pogrążona w ekstazie, nie zauważyła, że samochód zatrzymał się i kierowca powiedział coś do Ramóna.
Gdy ten wyprostował się szybko i odsunął od niej, cofając dłoń, zaprotestowała nadąsanym szeptem, i
próbowała znowu przyciągnąć jego głowę do swojej.
- Estrello! - w głosie Ramóna irytacja łączyła się z szelmowskim rozbawieniem. - Jesteśmy na miejscu.
Przyjechaliśmy.
Kiedy zamrugała z zaskoczeniem, wyrwana z wszechogarniającego podniecenia, ujął jej twarz w obie
dłonie i wycisnął mocny, szybki pocałunek na rozchylonych wargach.
- Poczekaj trochę mi Estreila, mój seksowny kociaku. Poczekaj. Paco tu nie zostanie, wyładuje tylko
walizki i odjedzie. Pozbędę się go najszybciej jak potrafię. Daję słowo. I wtedy będziesz tylko moja. Bądź
cierpliwa ... i nienasycona.
Potykając się, zdołała wyjść z limuzyny, utrzymując się w pionowej pozycji tylko dzięki muskularnemu
ramieniu męża, obejmującego ją w pasie. Ledwo, ledwo zwróciła uwagę, że Ramón dopilnował
przeniesienia ich bagażu, podziękował kierowcy i wręczył mu niezwykle hojny napiwek, aby ruszył w
swoją drogę jak najprędzej. Nie potrafiłaby powiedzieć, czy była to noc, czy dzień, kiedy zamknął
kopniakiem drzwi i zwrócił się do niej. Wiedziała tylko, że nareszcie zostali sami.
- Sami ...
- Sami - powtórzył Ramón. I wciąż nienasyceni.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Wciąż nienasyceni ...
Ramón nie czekał na odpowiedź. Nie zapalając światła, uniósł Estrellę w ramionach i skierował się ku
schodom, odnajdując drogę w ciemności niczym kot.
Sypialnia zalana była księżycową poświatą, pozwalającą orientować się we wnętrzu. Nie dał Estrelli
szansy, by mogła się rozejrzeć. Zsunął ją na podłogę, jednocześnie zdejmując z niej żakiet, a potem obcisły
top. Biustonosz został rozpięty już wcześniej i też wylądował w jakimś mrocznym kącie.
Następny etap zajął więcej czasu. ,Nie z powodu niezręczności czy wahania Ramóna, lecz dlatego, że
postanowił obsypać pocałunkami jej całe ciało.
Estrella poczuła ciepło jego warg na czole, nosie, ustach; potem kontynuował tę zmysłową podróż,
poświęcając wiele czasu i uwagi jej ramionom, piersiom, gładkiemu brzuchowi, gdzie jego język badał
zagłębienie pępka. Zanim dotarł do linii spodni, dziewczyna stała się kłębkiem nerwów i pragnęła tylko
osunąć się na kolana.
Ale on zaprotestował, gdy jej osłabłe ciało zaczęło ześlizgiwać się w dół. Podtrzymał ją znowu, ostrzegając
błyskiem oczu, by została tam, gdzie stoi. Tymczasem jego dłonie zajęły się pozostałymi częściamijej
ubrania, układając je na podłodze ujej stóp.
- Ramónie! - westchnęła, zacisnęła palce na jego ramionach, gdyż musiała się czegoś przytrzymać. -
Proszę. Pragnę cię ... potrzebuję ciebie ...
Upłynęło wiele, bardzo wiele czasu, zanim Estrella odzyskała zdolność myślenia. Powoli przestało
kręcić się jej w głowie, serce zaczęło bić normalnym rytmem. Była jednak zmęczona, wyczerpana długim,
pełnym emocji dniem, kilkakrotnie budziła się i zasypiała, zanim wreszcie poruszyła się, westchnęła, za-
trzepotała powiekami i przeciągnęła się ...
I zamarła, kiedy jej uwagę przyciągnęła panująca w sypialni cisza. Nie była to cisza, jakiej oczekiwała:
przyjemne, przepełnione poczuciem bliskości milczenie dwojga ludzi, którzy niedawno oddawali się
dzikiej, namiętnej miłości, doprowadzając się do takiego wyczerpania, że zasnęli spleceni ramionami.
Nie obudziła się w objęciach męża. Zmusiła się do otwarcia oczu, podciągnęła do półsiedzącej pozycji,
oparła na jednym łokciu i rozejrzała dokoła. Ramón siedział na brzegu łóżka.
- Co tam robisz?
Nie potrzebowała słów, by odczuć niepokój, ostrzegający o nadciągającym niebezpieczeństwie. Była wciąż
naga, chociaż ktoś - najwidoczniej Ramón - nakrył ją prześcieradłem, gdy spała. On miał na sobie czarne
spodnie i białą koszulę, które niedawno temu z niego zerwała.
I
przyglądał się jej niepokojąco zimnym,
krytycznym wzrokiem.
- Co ... co robisz?
- Czekam, aż się obudzisz.
Te słowa były
równie chłodne jak jego lodowate spojrzenie. Chłód przeniknął do jej serca.
- Dlaczego? Stało się coś? Coś złego?
Jego uśmiech zmroził Estrelli krew w żyłach, niewidzialna, zimna ręka ścisnęła bezlitośnie jej żołądek.
- Oczywiście, że nie. Wszystko poszło tak, jak się spodziewałaś.
- Jak się ... ? Nie wiem, o czym mówisz. Naprawdę wygląda na zdziwioną, stwierdził cynicznie, patrząc na
jej zmarszczone brwi i wyraz zaskoczenia w oczach. Miał ochotę roześmiać się głośno na myśl, że
próbowała odgrywać rolę, do której nie miała kwalifikacji. Jednocześnie w głębi jego serca kryła się
niechciana, niewygodna myśl, że może - tylko może - istotnie nie miała o niczym pojęcia.
Nie, to niemożliwe ...
- Dostałaś to, czego chciałaś.
- O tak. .. - Przeciągnęła się zmysłowo, z uśmiechem na ustach. - Dostałam.
Ten uśmiech przeszył jego serce jak ostrze sztyletu, pozostawiając ranę, bolesną lecz nie śmiertelną -
przynajmniej na razie. Czy był aż takim głupcem, by nadal mieć nadzieję, że nie wykorzystała go tak
paskudnie, jak podejrzewał?
- Ty też. - Nagle usiadła prosto, osłaniając się prześcieradłem. - Dostałeś, czego pragnąłeś, prawda?
Chyba mój ojciec nie wycofał się z interesu?
Potrząsnął głową, ale ten gest nie złagodził surowego, napiętego wyrazu jego twarzy. Pozostała chłodna
i obojętna jak zawsze.
- Och, nie. Twój papa aż nazbyt chętnie złożył podpis na wykropkowanej linii.
Oczywiście, że to zrobił. Ramón miał ochotę znowu potrzasnąć głową, tym razem z rozpaczy nad sobą.
Trzeba mu było uczyć się od starego Alfreda, a jego hasło powinno brzmieć: jaki ojciec, taka córka.
Tymczasem pozwolił, by owładnęły nim inne, niezdrowe uczucia.
- Więc dlaczego jesteś w złym humorze?
- Myślałem o naszym małżeństwie ...
I
nie doszedł do żadnych wniosków. Wcześniej wmówił sobie, że to nie ma znaczenia. Wiedział
przecież, że nie kochała go, czemu więc świadomość, że kłamała, wyjaśniając, dlaczego wychodzi za mąż
bez miłości, miała coś zmienić?
- Ja też. - Przysunąwszy się bliżej, położyła mu rękę na ramieniu, gładząc skórę, odsłoniętą przez
podwinięty rękaw koszuli. - To była moja pierwsza myśl po obudzeniu.
Przyszło mu to z trudem, ale nie zareagował.
Cholera, pragnął to zrobić; cierpiał istne męki piekielne. Skóra Estrelli była wciąż zaróżowiona od żaru
namiętności, oczy zmęczone, z lekko opadającymi powiekami, i zaspane. Absurdalnie kunsztowna fryzura
ucierpiała, gdy się kochali, więc długie czarne pasma, splątane i rozsypane, zwisały wokół jej twarzy. Miał
wielką ochotę wygładzić je, założyć za uszy, ale wiedział, że gdyby choć raz j ej dotknął, nie mógłby się
już powstrzymać. Zmusił się, by siedzieć bez ruchu, zimny i sztywny niczym marmurowy posąg, ze spo-
jrzeniem bez wyrazu i zaciśniętymi zębami.
- Och, Ramónie, przecież to cię nie mogło zdenerwować ...
Zbliżyła się jeszcze bardziej i polożyła głowę na jego ramieniu. Nie przytrzymywała już prześcieradła,
więc zaczęło się zsuwać powoli i prowokująco po jej ciele.
Cholernie dobrze wiedział, co jest grane. Zamierzała skierować jego myśli na inny tor, uwodząc go. Ale
on nie chciał, żeby odwracano jego uwagę. Wcześniej, w samochodzie, mówił sobie, że to nie ma
znaczenia. Poślubił ją, ponieważ go pragnęła i on też jej pragnął; nadal jej pragnie, bardziej niż kie-
dykolwiek. Uznał, że wszystko może się ułożyć - więc zadowoli się tym, co ma.
Ale to mu nie wystarczało. Nie mogło zatrzeć w jego pamięci faktu, że go oszukała i wykorzystała.
- Wiedzieliśmy, że nasze małżeństwo może przetrwać.
Zniżyła głos do szeptu, który pobudzał jego zmysły, sprawiał, że pożądanie zaatakowało go gwałtownie i z
okrucieństwem. Z okrucieństwem, bo wiedział, iż musi je zwalczyć. Sam seks nie wystarczy, nawet jeśli
ona w to wierzyła.
Pociąg seksualny z czasem osłabnie, może nawet zniknąć całkowicie. I co im wtedy zostanie? Czego
zapragnie Estrella, kiedy przestanie ją bawić, że ma go w swojej mocy, i zacznie szukać nowej zabawki?
Do diabła, nawet jego matka nigdy nie zamierzała zaciągnąć Juana Alcolara do łóżka. Zakochała się w nim
nieoczekiwanie.
- Weszliśmy w nie z otwartymi oczami. Wiedzieliśmy, czego pragniemy - i dostaliśmy to.
- Ale ty dostałaś o wiele więcej, niż podobno chciałaś.
Była tak zaskoczona, że zamarła z otwartymi ustami.
- Więcej niż ... więcej niż .. O, tak.
Zaśmiała się. Do cholery, naprawdę się zaśmiała.
Gniew znowu uderzył mu do głowy.
- Tak, dostałam więcej, niż mogłam oczekiwać. Ale nie przypuszczałam, że o tym wiesz.
- Nie przypuszczałaś!
Był to ryk ślepej furii. Zabójczej mieszaniny złości i bólu, która odbierała zdolność myślenia. Czerwona
mgła wściekłości przysłoniła mu oczy: nic nie widział, mógł tylko czuć.
Nie zniesie dłużej jej bliskości. Nie będzie siedział spokojnie, podczas gdy ona wtula się w niego, z gło-
wą opartą na jego ramieniu, myśląc, że wystarczy tylko go pocałować, pozwolić, by to cholerne prze-
ś
cieradło zsunęło się niżej ...
Nie! Odsunął się od niej tak gwałtownie, że straciła równowagę i rozciągnęła się na łóżku. Zerwał się na
równe nogi, odskoczył na środek pokoju, odwrócił się do niej, obrzucając ją wściekłym spojrzeniem, choć
poprzez mgłę zasłaniającą mu oczy nie mógł zobaczyć tej zakłamanej, podstępnej twarzy.
- A więc sama się przyznajesz! Mówisz, że to prawda!
- Tak. .. myślę ...
Jej głos ledwo przebijał się przez szum w jego uszach. Nagle umilkła, znieruchomiała i pobladła. - Jak się
dowiedziałeś?
- Od twojego ojca, oczywiście! - rzucił Ramón, wypluwając każde słowo z gniewem. - Nie sądziłaś
chyba, że mnie nie poinformuje, i to z radością?
- Od ojca ... ? Ramónie, o czym my mówimy?
- Och, oszczędź mi tego! - wybuchnął. Nie próbuj się wycofywać,
dano
Estrello. Ty i twój ojciec macie
to, na czym wam zależało. Zdobyłaś męża - chociaż był dopiero dziesiąty na twojej liście. Nawet
dostałaś niespodziewaną premię, bo chcesz mieć go w swoim łóżku. Czego brakowało pozostałym
kandydatom, że nie miałaś na nich ochoty?
Nie próbowała odpowiedzieć, a nawet gdyby starała się coś wtrącić, nie słuchałby jej. Mówił dalej,
powodowany gniewem.
- Twój ojciec odzyskał poważanie, może mieć nadzieję na wnuka i spadkobiercę, nawet znalazł sobie
frajera, by kupił jego stację. A ja ... ja wyszedłem na durnia!
- Nie - usiłowała mu przerwać Estrella, ale nie chciał jej słuchać.
- Tak, niech cię diabli, tak! Ale to koniec,
queri
da! Koniec ... słyszysz? Koniec! Mam tego dosyć, więcej
nie zniosę! Jesteś już mężatką i obyś przekonała się, że gra była warta świeczki. Możesz mieć tylko
nadzieję, że to, co działo się w tym łóżku minionej nocy, przyniesie efekt, jakiego pragnie twój
papa.
Jeśli
naprawdę marzyłaś, że dasz mu wnuka, który odziedziczy po nim tytuł i majątek, to lepiej zacznij się
modlić, abyś była już w ciąży. Bo przysięgam, że nigdy więcej cię nie tknę.
- Ramónie …
Nie mógł dłużej wytrzymać z nią w jednym pokoju. Wiedział, że gdyby tu został, zrobiłby coś, czego
mógłby potem żałować. Albo by ją pocałował, albo zabił - i w tej chwili nie był pewien, która z dwóch
pokus była silniejsza. A każda z nich miałaby katastrofalny skutek.
Więc nie chcąc narażać się na konsekwencje, obrócił się na pięcie, wyszedł z sypialni, zbiegł po
schodach i dotarł do drzwi. Nie zwalniając prawie kroku, otworzył je tak gwałtownie, że
Z
głośnym hukiem
uderzyły o ścianę. Chwilę później wyszedł już na zewnątrz, w chłód nocy.
Szedł dalej, nie wiedząc, dokąd zmierza. Nie obchodziło go to, pragnął tylko znaleźć się jak najdalej od
swej świeżo poślubionej żony.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Estrella nie potrafiła uwierzyć, że naprawdę zapadła w sen. Nie zamierzała tego robić. Chciała czuwać i
czekać na powrót Ramóna.
Zbyt zrozpaczona, by krzyczeć, i zbyt spięta, by płakać, potrafiła tylko siedzieć, liczyć minuty, zrywać
się przy każdym niespodziewanym odgłosie, czekać - i modlić się, żeby wrócił, przynajmniej po swoJe
rzeczy.
W pewnym momencie, nie zdając sobie z tego sprawy, usnęła. Na chwilę tylko zamknęła oczy, a kiedy
je znowu otworzyła, zmiana oświetlenia ostrzegła ją, że od czasu, kiedy po raz ostatni spojrzała w okno,
upłynęła znaczna część nocy. Rzuciła okiem na zegarek. Była czwarta nad ranem. Najmroczniejsza,
najbardziej przygnębiająca godzina nocy.
Najciemniej jest przed świtem.
To przysłowie sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. Dla niej świtem
byłby powrót Ramóna, gdyż mieliby wtedy szanse porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko. Ale dom nadal
pogrążony był w ciszy. A ona czuła się okropnie nieszczęśliwa. Z napięcia rozbolała ją głowa, dręczyło ją
pragnienie i koniecznie musiała się czegoś napić.
Pomyślała, że filiżanka kawy mogłaby złagodzić fizyczne dolegliwości. Najpierw jednak musi znaleźć
kuchnię. Nie wiedziała nawet, gdzie znajdują się kontakty, więc próbowała zejść na dół po ciemku,
trzymając się ścian, pokonując schody po jednym stopniu, z zachowaniem największej ostrożności. Hall i
salon również tonęły w mroku, walizki jej i Ramóna stały w plamie księżycowej poświaty, tam gdzie je
cisnęli przed kilku godzinami.
- Po prawej stronie masz kontakt - usłyszała głos dolatujący z ciemności. Wzdrygnęła się i wydała słaby
okrzyk przestrachu.
- Nie bój się - powiedział cicho Ramón. - To tylko ja. Sprawdź na wysokości ramienia.
Po kilku sekundach poszukiwań odnalazła kontakt, nacisnęła go i nagle pokój zalało światło tak jasne,
ż
e musiała przymrużyć oczy.
Ramon siedział w jednym z obszernych, czarnych foteli, ustawionych w drugim końcu pokoju, przy
wielkim, pustym kominku. Musiała przyznać, że wyglądał koszmarnie. Włosy miał rozczochrane,
zmierzwione przez wiatr. Pod lśniącymi dawniej, teraz przygaszonymi i zachmurzonymi oczami, widniały
ciemne kręgi, a silny zarost nadawał mu wygląd podejrzanego włóczęgi.
- Jak tu wszedłeś? - tylko takie niemądre pytanie przyszło jej do głowy.
- Mam klucz. - Jego głos był cichy i bezbarwny, równie pozbawiony wyrazu jak twarz.
- Nic nie słyszałam.
- Pewnie dlatego, że nie chciałem cię zbudzić.
I jak miała to rozumieć? Czy nie chciał jej budzić z troski o nią, czy dlatego, że nie chciał z nią
rozmawiać?
- Dawno wróciłeś?
Skierował zasępione oczy na zegar, potem na jej twarz.
- Jakąś godzinę temu. Może półtorej.
- I cały czas siedziałeś w ciemnościach?
Skinął ponuro głową.
- Miałem wiele do przemyślenia.
- Och.
Tyle zdołała wykrztusić. Nie odważyła się zapytać, o czym myślał. Więc poszukała ucieczki w banałach
i sprawach praktycznych.
- Ja ... chciałam zrobić coś do picia. Też masz ochotę?
Ledwo zdążyła to powiedzieć, kiedy Ramón zerwał się zwinnie na nogi i rzucił spojrzenie w kierunku
drzwi, znajdujących się po drugiej stronie pokoju.
- Zajmę się tym. Ty usiądź.
- Ale ... - Estrella próbowała zaprotestować, uciszył ją zaraz uniesieniem dłoni.
- Prościej będzie, jeśli ja to zrobię. Wiem, gdzie mam szukać. Kawa czy coś mocniejszego?
- Poproszę o kawę.
Drink tylko by ją dobił. Pomimo drzemki, była tak zmęczona, że alkohol uderzyłby jej do glowy
i nie
mogłaby sensownie rozmawiać.
- O czym myślałeś?
Zadała to pytanie tak cichym głosem, z takim wahaniem, że nie wiedziała, czy ją usłyszał, dopóki nie
zatrzymał się na chwilę w drzwiach i nie spojrzał na mą.
- Zrobię kawę - powiedział. - Wtedy pogadamy.
O czym myślałeś?
I jak mam na to odpowiedzieć, pytał się w duchu Ramón. Jego dłonie automatycznie napełniały wodą
imbryk, przygotowały kawę, mleko i filiżanki.
O czym myślał? Oczywiście, o Estrelii. O ich związku. Czy łączy ich jakiś związek? Czy chciał tego? A
jeśli tak, to co mają teraz zrobić?
Przygotowywanie kawy nie trwało długo, musiał więc zanieść poczęstunek do pokoju, w którym cze-
kała Estrella. Wydawała się bardzo mała w porównaniu z olbrzymim, obitym czarnym welurem fotelem.
- Proszę.
Postawił filiżankę z kawą na stoliku obok niej, potem z drugą filiżanką w ręce podszedł do ustawionego
naprzeciwko fotela. W ostatniej chwili uznał, że jest zbyt podminowany, więc oparł się o ścianę i uważnie
obserwował żonę.
- To o czym chcesz rozmawiać?
- Nie sądzę, by nasze małżeństwo mogło przetrwać - powiedział bez ogródek. - Nic z tego nie będzie.
- Dlaczego? Co się zmieniło?
- Co się zmieniło? Zacznijmy od tego, że ożeni-
łem się z tobą, aby ci pomóc. Mówiłaś, że trzeba cię ratować przed intrygami ojca, który koniecznie chce
cię wyswatać. śe musisz uciekać.
- Bo musiałam.
Tak mocno zacisnęła palce na uszku filiżanki, że aż pobielały jej kostki. Zbladła jeszcze bardziej.
- Wiesz, że tak było ... sam widziałeś ...
- Widziałem to, co chciałaś, żebym zobaczył - wtrącił złośliwie. - Maskę biednej-małej-boga-
tej-dziewczynki, którą przywdziałaś. Odegraną scenkę "Po prostu muszę uciec" i "Nie obchodzi mnie, jak
to zrobię".
- Niczego nie odgrywałam!
- Nie?
Przestał udawać, że pije kawę, na którą i tak nie miał ochoty, i odstawił filiżankę na drewnianą obu-
dowę kominka.
- Nie! Przysięgam! Wiesz, jak wyglądało moje życie!
- Wiem, co mi opowiadałaś. Równie dobrze mogłaś połowę zmyślić. A twój ojciec ...
- Nie wierzysz w to, co ci o nim mówiłam? Ani że byłam tak nieszczęśliwa? Już zapomniałeś? Byłeś
przy tym, kiedy ten c ... cap ... kiedy Esteban Ramirez ...
- Och, widziałem go! I wtedy ci uwierzyłem. Ale nie miałem pojęcia, że zadecydowałaś już, z kim
chcesz iść do łóżka. Tak jak kiedyś uznałaś, że masz ochotę na Pereę.
Był to tak nieoczekiwany i silny cios, że zaszokowana Estrella odrzuciła w tył głowę. Ogłupiała i drżą-
ca, wpatrywała się w Ramóna z przerażeniem.
- Czy to mój ojciec ... Naprawdę w to wierzysz? Sądzisz, że ... ?
Rozejrzała się po pokoju i zauważyła lakierowaną torebkę, którą położyła na kredensie zaraz po
przyjeździe. Złapała ją i rzuciła do Ramóna, nie dbając o to, czy zdoła ją złapać.
- Zajrzyj do niej. Dalej, otwórz i sprawdź ... Zbity z tropu, zrobił, co kazała. W środku, obok różnych
damskich akcesoriów, znalazł złożoną białą kopertę, a w niej - urzędowo wyglądający dokument.
Podpisany, opatrzony pieczęciami i datą.
Ś
wiadectwo ślubu. - Co u ...
Przez chwilę Ramónowi wydawało się, że trzyma w ręku własne świadectwo ślubu, ale przyjrzał się
ponownie. Miał wrażenie, że druk rozpływa mu się przed oczami, gdy zobaczył podpisy.
Estrella Medrano. Carlos Perea.
- Co to jest, Estrello?
- Nie widzisz? - Jej głos ociekał goryczą. - Nie umiesz czytać? Jak sądzisz, co to może być?
- To świadectwo ślubu. - Nadal nie potrafił uwierzyć, że to powiedział. - Ty i Carlos ... Ale ... my ....
- Och, nie przejmuj się. - Ona również przestała udawać, że pije kawę. - Nie wpadaj w panikę. Nie
popełniliśmy bigamii. Za to Carlos - tak!. Oczywiście, nie powiedział mi o tym. Inaczej nie byłabym tak
głupia, by za niego wyjść.
- On ... Wyszłaś za niego?
- A sądzisz, że jak namówił mnie na ucieczkę?
- Naprawdę nie wiedziałaś, że był żonaty?
- Przysięgał, że jest kawałerem!
- Jak mogłaś nie wiedzieć?
- Carlos mieszkał tu kiedyś, ale potem się wyprowadził. Ja też wyjechałam, do szkoły, a potem na
uniwersytet. Nie miałam pojęcia, co się z nim działo w międzyczasie. Wiedziałam tylko, że wrócił.
ś
ona z dziećmi nadal mieszkała w ich starym domu, w innym mieście. Jej matka zachorowała, więc
musiała się nią opiekować. Przypuszczam, że nikt nic nie mówił, bo wszyscy o tym wiedzieli i uznali,
ż
e ja też jestem poinformowana.
Musiała zaczerpnąć tchu, nim wróciła do swej opowieści.
- Namówił mnie, bym utrzymywała nasze spotkania w tajemnicy ... Powiedział, że ojciec nigdy go nie
zaakceptuje. Oczywiście, tak by się stało. Teraz wiem, że chciał się tylko ze mną przespać ... Ale mówił....
Wiedział, że jestem zastraszona, więc powiedział, że pragnie się ze mną ożenić.
.
- I dlatego z nim wyjechałaś? - spytał zachrypniętym głosem. Był zaszokowany jej spowiedzią. I
ś
wiadomością, że tak niesprawiedliwie ją oceniał. Jak zresztą wszyscy. - Kiedy dowiedziałaś się prawdy?
Ciemne oczy Estrelli spochmurniały na wspomnienie cierpienia, które przyniósł jej tamten koszmarny
dzień.
- Kiedy jego żona zadzwoniła do hotelu, aby powiedzieć mu, że ich córeczka jest chora i potrzebuje
go.
Odpowiedź Ramóna była krótka, dosadna i niezwykle gwałtowna.
- Ty odebrałaś telefon?
- Tak.
- Och, Estrello. - Mógł tylko potrząsnąć głową, tak był zdumiony ohydnym postępkiem tamtego męż-
czyzny. - Ale dlaczego ... dlaczego nikomu nic nie powiedziałaś?
Spuściła oczy, a jej bose stopy poruszały się niespokojnie po szlaku, wyznaczonym przez wzór
dywanu.
- Co dobrego mogło z tego wyniknąć? Carlos zginął w wypadku tydzień po tym, jak odkryłam
prawdę. Jego rodzina ... jego żona i dzieci dość już wycierpiały. Nie mogłam przyczyniać im więcej bólu.
- Więc wzięłaś winę na siebie.
- Wytrzymałam to... Przyzwyczaiłam się, że sprawiam ojcu zawód. Tak było zawsze, od chwili moich
narodzin. Ojciec marzył wyłącznie o synach, niestety, nie spłodził ani jednego. Byłam ostatnią nadziej ą
rodziców. Oj ciec miał ponad pięćdziesiątkę, kiedy przyszłam na świat, a matka nie mogła mieć więcej
dzieci. On pragnął tylko męskiego spadkobiercy, który mógłby przejąć po nim posiadłość, poślubić cichą,
grzeczną, dobrze skoligaconą młodą damę, zdolną do rodzenia kolejnych chłopców. Wnuków,
kontynuatorów rodu Medrano. A dostał... córkę - oznajmiła beznamiętnie. -
I
w gruncie rzeczy nigdy tego
nie wybaczył matce ani mnie.
- Nie rozumiem, jak ktoś może być tobą rozczarowany - oznajmił, uświadamiając sobie, że mówi
szczerze. - Wiedziałem, że twój ojciec jest durniem, ale teraz mam dowód. Ja też okazałem się głupcem,
skoro uwierzyłem choć w jedno jego słowo.
Uniosła głowę, na jej bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
- Ja ... powiedziałam mu, że jedynym konkurentem, którego mogę przyjąć, jesteś ty.
- Zamierzałaś mi o tym wszystkim opowiedzieć?
- A j ak myślisz,· dlaczego ta koperta znalazła się
w mojej torebce? Przez przypadek miałam ze sobą świadectwo mojego pierwszego, nie legalnego ślubu?
Miałam zamiar pokazać je tobie! Wyznać prawdę ... opowiedzieć o wszystkim. Chciałam zrobić to ostat-
niej nocy ... ale ty .... ale my ...
- Tak mi przykro.
Tylko tyle zdołał powiedzieć. Nie potrafił w inny sposób okazać, że jej współczuje, rozumie wszystko i
pogardza mężczyzną, który tak ją oszukał.
- I
twój ojciec wini cię za wszystko?
Wykrzywiła z goryczą usta.
- Znasz mojego ojca. Mężczyźni są zawsze święci, dopóki nie sprowadzą ich na manowce rozpustne
kobiety. Więc ja musiałam być grzesznicą, a Carlos - niewinną ofiarą.
- Chętnie bym zabił tego drania.
- Nie sądzę, aby to coś zmieniło. Ale ... ale i tak ci dzię …
Głos jej się załamał. Zanim Ramón zdążył pomyśleć, już był przy niej, osuwał się na kolana i otaczał j ą
ramionami.
Estrella na chwilę przytuliła twarz do jego ramienia i poczuł wilgoć łez na swej koszuli. Mógł tylko
gładzić ją po plecach, po włosach.
- To jednak nie wszystko, prawda? - wykrztusiła. - Nie dlatego byłeś taki zły.
Naprawdę sprawiał wrażenie zakłopotanego, a nawet zażenowanego; powstał z kolan i przysiadł na
poręczy jej fotela.
- To może poczekać.
- Nie może! Nie pozwolę na to! Jeśli zamierzasz zarzucać mi kłamstwo, oskarżać, że ... zrobiłam z cie-
bie durnia, to miej przynajmniej tyle przyzwoitości, by powiedzieć, na czym się opierasz. Kto ci coś
powiedział?
Westchnął i przeczesał włosy palcami. - Twój ojciec.
- Ojciec? Co mówił?
I
dlaczego mu uwierzyłeś, skoro wiesz, że zrobiłby wszystko .... powiedział
wszystko ...
- Więc to nieprawda, że groził ci wydziedziczeniem, jeśli nie wyjdziesz za mąż?
- Tak. To prawda.
- Co? - Ramón pochylił się, z wyrazem determinacji na urodziwej twarzy. - Nie dosłyszałem.
- Powiedziałam "tak". Tak! Tak! Ojciec oznajmił, że nie dostanę złamanego grosza, że wyrzuci mnie na
ulicę. To chciałeś wiedzieć? Jesteś zadowolony?
- Nie - odparł, wstając i krążąc wokół fotela. Nie.
- Co "nie"? Nie, nie wierzysz, czy ...
- Nie, do diabła, nie jestem zadowolony! Nie to chciałem usłyszeć.
O dziwo, uwierzyła mu. Ale w zakamarkach jej umysłu kryło się paskudne podejrzenie.
- Myślisz, że dlatego za ciebie wyszłam? O to chodzi! Sądzisz, że zrobiłam to dla pieniędzy.
- Sama przyznałaś ...
- Powiedziałam tylko, że ojciec rzeczywiście groził mi wydziedziczeniem. A ty masz czelność prawić
mi morały i udawać świętszego od papieża! Ty, który ożeniłeś się ze mną dla tej cholernej stacji
telewizyjnej!
- Nie!
- Tak! Daj spokój, Ramónie - drwiła. - Pamiętasz, jak mówiłeś, że ojciec zaproponował ci interes. śe
mógłbyś mieć stację za połowę ceny. I podpisałeś z nim umowę dzisiaj ... to jest wczoraj - poprawiła się
szybko. - Nie mogłeś się doczekać! Przepisał na ciebie stację w dzień naszego ślubu. Prawda?
- Tak. Ale nie za pół ceny. Chciał mi ją ofiarować w prezencie ślubnym.
- Och, gratuluję - stwierdziła z pogardą. Ból przeżerał ją na wylot niczym kwas. - Więc ubiłeś lepszy
interes, niż się spodziewałeś.
- Nie, ponieważ nie zapłaciłem ...
- Nie zapłaciłeś nic. Dostałeś ją za darmo.
- Estrello! - Uciszył ją od razu, nie mogła mówić dalej. - Nie tylko nie dostałem stacji za darmo, ale
zapłaciłem całą sumę. Co do grosza. I dałbym więcej, gdybym musiał.
Otworzyła i zamknęła usta, próbując coś powiedzieć, lecz nie wydostał się z nich żaden dźwięk.
- Ale ... - wykrztusiła w końcu. - Dlaczego?
- Czyż to nie oczywiste?
- Nie dla mnie. Dlaczego ktoś, a ty w szczególności, miałby płacić pełną cenę za coś, co może dostać za
pół ceny czy nawet w prezencie?
Uśmiechnął się kpiąco, jakby drwiąc z samego siebie, w spojrzeniu, które jej rzucił, również odbijała
się ta ironia. Zaczerpnął głośno tchu.
- Bo cię kocham.
Przyznał w duchu, że był najwyższy czas na to wyznanie. Jedynie ono wyjaśniało, co czuł. Tyle że
próbował nie przyznawać się do tego, nawet przed
sobą·
Estrella wciąż starała się zrozumieć, co powiedział.
- Przecież ... przecież mówiłeś, że nasze małżeństwo nie ma przyszłości.
Ponownie zanurzył obie dłonie we włosach.
- Uważałem, że nie ma na to szans, skoro tylko jedno z nas jest zakochane.
- Ale ty już odrzuciłeś propozycję mojego ojca. Znowu zaczął krążyć po pokoju, niczym tygrys w
klatce.
- Nie mogłem inaczej postąpić. Nie chciałem, żebyś myślała, że żenię się z tobą z powodu tej stacji. - Ale
to ja zaproponowałam taki układ.
- Za to ja nie potrafiłem doprowadzić go do końca.
Chociaż wciąż nie byłem w stanie przyznać, że to, co czuję, jest miłością, wiedziałem, że nie zgodzę się,
byśmy rozpoczęli nasze wspólne życie w ten sposób. Tak, chciałem mieć stację Medrano, ale ciebie prag-
nąłem jeszcze bardziej. I chciałem zdobyć cię bez żadnych warunków, zobowiązań czy ekwiwalentów
finansowych.
Nieoczekiwanie Estrella wysunęła się do przodu, chwyciła go za ręce, tak że musiał spojrzeć w jej
płonące, ciemne oczy.
- I właśnie wtedy mój ojciec powiedział ci, że groził mi wydziedziczeniem?
- Tak.
- Ale postawił mi to ultimatum po tym, jak poprosiłam cię, żebyś wziął ze mną ślub. Tamtego dnia, w
zamku, kiedy przyszedłeś się oświadczyć, i kiedy zjawił się ten ... cap, to wtedy powiedział mi o swej
decyzji. Albo znajdę męża, albo stracę wszystko.
Jej oczy błagały, aby jej uwierzył. Chciał jej wierzyć.
- Ramónie, uwierz mi, proszę - błagała teraz Estrella, i w tej samej chwili uświadomił sobie, że nie
potrzebuje żadnego dowodu.
- Wierzę ci - odparł.
Estrella wzięła głęboki oddech, potem powoli wypuściła powietrze z płuc. Serce jej waliło z radości.
Ramón ją kochał i ufał jej. Czego jeszcze mogła pragnąć?
Teraz kolej na nią. Za długo kazała mu czekać. Musiała szybko zakończyć jego cierpienie.
- Powiedziałeś, że nasze małżeństwo nie ma przyszłości, skoro tylko jedno z nas jest zakochane ... ?
- Nie sądzę, abym mógł to znieść.
- Nie sądzisz, abyś mógł to znieść! Och, Ramónie ... – Ujęła jego dłonie i uścisnęła je mocno. Ja też bym
nie mogła. A jeśli czujemy to samo?
Nie spuszczała z niego wzroku i ujrzała w jego oczach najpierw zmieszanie, potem - gdy uświadomił
sobie znaczenie jej słów - pojawiła się w nich
nadzieja.
.
- Czy ty ... ?
- Tak - odparła. - Tak, mówię ci, że ja też cię kocham. Kocham cię całym sercem i duszą. Prawdziwym
powodem, dla którego poprosiłam, byś się ze mną ożenił, było to, że zaczynałam cię kochać i nie mogłam
nic na to poradzić. Mówię ci, że nigdy nie byłeś numerem dziesiątym na mojej liście. Zawsze byłeś i
będziesz numerem pierwszym. I mówię ci, że chcę, aby nasze małżeństwo było prawdziwe - pełne miłości i
dzielenia się wszystkim, przez resztę naszego życia. Jak ty, nie zniosłabym, gdyby było inaczej.
Przeczytała odpowiedź w jego twarzy, zanim porwał ją w ramiona.
- Nie grozi ci to - zapewnił ją głosem pełnym szczerości. - Nasze prawdziwe małżeństwo zaczyna się teraz,
kiedy ja wiem już, że mnie kochasz, a ty – że ja ubóstwiam ciebie. Nie mogę bez ciebie żyć. A żeby tego
dowieść ...
Wziął ją za rękę, przeprowadził przez wielkie, oszklone drzwi na taras przed domem. Słońce zaczynało
właśnie wschodzić, wyzłacając niebo swoim ogniem.
I kiedy świt oznajmił początek nowego dnia, Ramón powtórzył i odnowił swoją przysięgę małżeńską,
którą złożył jej poprzedniego dnia, a Estrella powtórzyła swoją. Tak rozpoczęli wspólne, pełne miłości
ż
ycie.