PLAY DIRTY
L.P. MAXA
The Devil’s Share
część druga
Tłumaczenie: darka-es
Rozdział 1
Smith
„Chodźmy chłopcy! Chodźmy chłopcy!” (Wypowiedziane jak Luke Perry grający Lane'a
Frosta w filmie „8 Sekund”) Moje serce waliło, podniecenie płynęło w moich żyłach, wszedłem po
schodach naszego nowszego, większego autobusu wycieczkowego i zapadłem się w jedną z dwóch
elastycznych, czarnych skórzanych leżanek. Myślałem, że nasz ostatni autobus był duży, ale ten?
Ogromny. Ten był jak dom na kółkach. Jeśli nadal będziemy dodawać więcej ciał do tej trasy, wy-
twórnia przestanie płacić rachunki. Odchyliłem się do tyłu i zauważyłem, że moje spodnie są roz-
pięte. Cóż, ta laska na pewno nie wiedziała jak po sobie posprzątać. Jak ona miała na imię...? Tiffa-
ny? Brittany? Jako basista najgorętszego zespołu rockowego w kraju, wszystkie laski zlewały się w
jedną długą linię dziwactw.
Lexi wyszła z tylnej sypialni ze swoim masywnym pitbullem, Daggerem, ciągnącym się za
nią. Była dziewczyną naszego głównego wokalisty. Super gorąca, ale udawałem, że tego nie zauwa-
żam z szacunku.
- Tyle energii dziś rano, Smith. Jesteś aż tak napompowany, żeby wrócić na trasę? - Usiadła
na kanapie, ocierając się bosymi stopami o odsłonięty brzuch Daggera po tym, jak się położył.
- Tak jest, Lex. - Uwielbiałem koncertować. Uwielbiałem występować; to było jedyne miej-
sce, w którym czułem, że błyszczę. A to był ostatni etap naszej trasy. Jeszcze kilka tygodni, jeden
koszmarny festiwal muzyczny, żeby zakończyć wszystko z hukiem, a potem trochę wolnego. Po-
ranne ożywienie? Było najprawdopodobniej od wciągnięcia, które zrobiłem w łazience przed wyj-
ściem z domu. To nie tak, że musiałem to zrobić... po prostu potrzebowałem zastrzyku energii. Nie
wyspałem się zbyt wiele zeszłej nocy. Po kolacji poszedłem pobiegać, bo taki jestem zdrowy i
skończyło się na tym, że wpadłem na fana. W żeńskiej wersji. Tiffany… Brittany… jakkolwiek-się-
nazywała, nie dawała mi spać przez całą noc. Obciągała mi tyle razy, że straciłem rachubę. Ale
dziewczyna mojego kolegi z zespołu i matka jego nienarodzonego dziecka nie musiała o tym wie-
dzieć. To by ją tylko zdenerwowało. A ja spędziłem wystarczająco dużo czasu denerwując Lexi. -
Gdzie jest Dash?
Położyła ręce na swoim ledwo zaokrąglonym brzuchu, naciskając na coś niewidocznego dla
mnie.
- Jest przy furgonetce i rozmawia z Chase'em. Chce zatrudnić jakąś nową ochronę, która po-
jedzie z nami na ostatni etap trasy. Nasz związek jest w centrum uwagi, a ja zaczynam to pokazy-
wać. Dodatkowo, Dylan jedzie z nami w trasę. Potrzebujemy więcej ludzi.
Samo usłyszenie imienia Dylan sprawiło, że mój kutas drgnął. Asystentka Lexi, asystentka
lekarza, która miała przyjechać na tournee, żeby monitorować Lexi i dziecko, była kurewsko wspa-
niała. Miała zabójcze krągłości, pełne usta i najbardziej niesamowitą grzywę ciemnych włosów,
jaką kiedykolwiek widziałem. Chciałem je pieścić w dłoniach, kiedy waliłem ją od tyłu. Tak, moje
fantazje są specyficzne. Ona też była drobna. Uwielbiałem małe kobiety, błyskotki i takie tam.
Przez ostatnie kilka tygodni miałem mnóstwo czasu, żeby na nią patrzeć, tak że moje pożądanie na-
rastało. Ona i Lexi spotykały się regularnie, odkąd Dylan zgodziła się wyruszyć z nami w trasę.
Oglądały filmy, chodziły na kolacje i zakupy. Za każdym razem, gdy wchodziła do domu, dostawa-
łem wzwodu. Musiałem pamiętać, żeby podziękować Dashowi za bycie nadopiekuńczym facetem.
Wyczułem na sobie wzrok Lexi, która próbowała czytać w moich myślach. Uśmiechnąłem się i ob-
lizałem usta.
- Ach tak, Dylan, seksowna pielęgniarka. Jest tutaj? - Nie widziałem jej jeszcze tego ranka a
uwierzcie mi, szukałem.
- Wysłała mi wcześniej sma-a. Powinna tu być w każdej chwili. - Lexi przestała pocierać
Daggera i usiadła bardziej wyprostowana w swoim fotelu, utwierdzając swoje spojrzenie na mnie.
Nienawidziłem tego, kiedy patrzyła na mnie w ten sposób. Czułem się, jakby mogła zajrzeć do mo-
jego umysłu i przeczytać wszystkie moje kłamstwa, uch, mam na myśli myśli. - Smith, nie waż się,
kurwa, próbować spać z Dylan. Ona jest moją przyjaciółką i chcę, żeby nadal nią była.
Język Lexi wymknął się spod kontroli. Ale to chyba to, co dostajesz żyjąc z czterema męż-
czyznami.
- Och słodka Lexi, słodka naiwna Lexi. - Potrząsnąłem smutno głową. - Nie będzie żadnego
„spania”, mogę ci to obiecać.
- Cholera, Smith. Mówię poważnie. Jeśli ty lub ktokolwiek inny w tym zespole ją przegoni,
przysięgam, że cię wykończę. - Lexi podniosła się na nogi, starając się jak najlepiej mnie zastra-
szyć. To było słodkie, naprawdę. Była prawie stopę niższa ode mnie, a ja prawdopodobnie miałem
nad jej wagą osiemdziesiąt funtów przewagi. - Ja nie żartuję, Smith.
Dash wybrał ten moment, żeby wskoczyć do autobusu. Spojrzał na Lexi i mnie, zmrużył
oczy.
- Co się dzieje? Kociaku, co się stało? - Podszedł i kazał jej usiąść z powrotem na kanapie.
Robiła wielkie show trzymając się za swój malutki brzuszek i ostrożnie opuszczając się w
dół. Z trudem stłumiłem przewrócenie oczami.
- To nic takiego, kochanie. Smith był po prostu dupkiem. Poprosiłam go grzecznie, żeby nie
wchodził w spodnie Dylan, a on mi to wypominał. Chyba za bardzo się zdenerwowałam. Mam ten
ból w plecach, dokładnie tutaj. - Wskazała w dół, gdzie jej dolna część pleców spotkała się z tył-
kiem, robiąc minę do mnie, podczas gdy Dash był zajęty patrzeniem w dół.
Zaśmiałem się. Czy ona mówiła poważnie? Lexi właśnie bardzo subtelnie nazwała mnie
wrzodem na tyłku. Ta szalona mała ciężarna…
- Smith! Przestań stresować Lexi. Jeśli prosiła cię, żebyś trzymał się z dala od Dylan, to le-
piej, żebyś to zrobił. Nie potrzebuję ani ciebie, ani nikogo innego, kto daje Lexi w kość. Czy ona
nie przeszła już wystarczająco dużo?! - Wyszedł z pokoju i poszedł w dół korytarza.
Lexi spojrzała na mnie, uśmiechając się.
- Mówiłam ci.
- Rozpieszczony mały ba… - urwałem, kiedy Dash wszedł z powrotem, niosąc zwykłą po-
duszkę i poduszkę grzewczą.
- Proszę bardzo, Kociaku. Po prostu połóż się; umieść podkładkę grzewczą niżej. Zanim wy-
ruszymy, minie jeszcze jakieś czterdzieści pięć minut. Zamierzam poszukać Jacksa i Luke'a. Dash
odwrócił się i wskazał na mnie palcem. - Lepiej bądź dla niej miły, kiedy mnie nie będzie. Skopię ci
pierdoloną dupę aż do Oklahomy, stary.
Podniosłem ręce w górę w szyderczym poddaniu się. Poczekałem, aż wyszedł z autobusu,
zanim wstałem i usiadłem na podłodze, opierając się o Daggera i umieszczając głowę przy dłoni
Lexi.
- Pocieraj moje włosy. Pospiesz się, zanim Jacks tu wejdzie. - Ja naprawdę kochałem Lexi. I
Dash miał rację, ona przeszła więcej niż wystarczająco. Przeze mnie i moją popapraną rodzinę Lexi
skończyła ze wstrząsem mózgu kilka miesięcy temu.
- Powiedz mi, że nie przelecisz Dylan.
Przewróciłem oczami.
- Dobra. Nie będę bzykać…
- Dylan! Jesteś tu! - Lexi odsunęła moją głowę i zerwała się na równe nogi, prawie skacząc
na swoją nową BFF. Tak, jej plecy wydawały się ją zabijać.
- Dzień dobry, mała mamusiu. - Dylan przytuliła się do Lexi. - Gdzie powinnam położyć
moją torbę?
Lexi spojrzała w dół na mały bagaż Dylan.
- To wszystko, co przyniosłaś?
- Nie. Zostawiłam moją dużą torbę z... Chase'em? Chyba tak miał na imię. Powiedział, że
włoży ją pod autobus. W tej mam tylko kilka zmian ubrań i rzeczy do łazienki.
- Och okej, pokażę ci twoją pryczę. - Lexi złapała Dylan za rękę.
Podniosłem się z podłogi.
- Wcale nie, Kociaku. Musisz się położyć. Ja jej pokażę. - Odwróciłem się do Dylan szcze-
rząc zęby. - Lexi właśnie mówiła nam, że boli ją tyłek. - Dylan odwróciła wzrok na Lexi, zaciskając
swoje idealne różowe usta. Cholera, była gorąca. Chciałem zrobić jej tak wiele brudnych rzeczy.
Zacząłem mentalnie zrobić listę.
Dylan przytaknęła.
- Czy to ból, który rozchodzi się od pośladka w dół nogi? To nerw kulszowy. Bardzo częsty,
choć zwykle pojawia się dopiero w trzecim trymestrze... ale Smith ma rację, powinnaś się położyć.
Lexi spojrzała na mnie ponad głową Dylan. Mrugnąłem i położyłem rękę na dolnej części
pleców Dylan, prowadząc ją korytarzem.
- Jest sześć prycz, trzy po obu stronach korytarza. Luke i Jacks lubią dolne. Ja lubię górną.
Więc masz trzy do wyboru.
Dylan kiwnęła głową, zastanawiając się.
- Chyba wezmę tą. - Położyła swoją torbę na środkowej pryczy.
Doskonale.
- Dobry wybór. Będę nad tobą przez całą noc.
Spojrzała mi oczy, próbując bezskutecznie ukryć uśmieszek.
- Och, naprawdę?
- Tak proszę pani. - Mrugnąłem i zostawiłem ją stojącą na korytarzu.
Kiedy wróciłem do salonu, Luke już tam był, siedział z nogami Lexi opartymi na kolanach.
Czasami zastanawiałem się nad nim. Wiedział, że Lex jest z Dash’em, ale to było tak, jakby nie
mógł się powstrzymać, gdy chodziło o nią. Nieważne, jak bardzo wkurzało to Dash’a, Luke i tak
znajdował sposoby, żeby ją dotykać przez cały czas. Dash była pieprzoną świętą. Nie pozwoliłbym,
żeby jakiś inny koleś obmacywał moją dziewczynę. Nie obchodziło mnie, czy byli najlepszymi
przyjaciółmi, czy nie. Nie spuszczałem wzroku z Luke'a, gdy Dylan weszła do pokoju, oceniając
jego reakcję na nią. Zerknął w górę, uśmiechnął się, przywitał, a potem spojrzał z powrotem na
Lexi. Huh, cóż, to była dobra wiadomość, jak sądzę. Mniej konkurencji o majtki Dylan. Teraz mu-
siałem się tylko martwić o…
- Hej, Jackson. Miło, że w końcu do nas dołączyłeś. - Luke podstawił nogę, by przewrócić
Jacksa, gdy ten wchodził. Jacks przeskoczył nad jego nogą i wylądował tuż przed Dylan.
- Dylan! Witaj, ślicznotko. - Chciałem go spoliczkować. Miałem zamiar przelecieć Dylana,
nie jego. I ślicznotko? Jak mógł być tak cholernie banalny?
Dylan uśmiechnęła się uprzejmie.
- Witaj Jacks.
Jacks spojrzał na mnie, a kiedy mój wzrok powędrował na siedzenie obok Dylan, tak samo
zrobił jego. Obaj rzuciliśmy się na leżankę; on wygrał. Dupek. Uderzyłem go w tył głowy, a potem
usiadłem na podłodze obok Daggera, kładąc głowę z powrotem na dłoniach Lexi. Zaczęła pocierać
przez nią palcami w sposób, który wiedziała, że wszyscy lubimy. Do diabła, chyba nie powinienem
winić Luke'a za to, że pragnął uwagi Lexi. Przez większość dni też jadłem to jak pies na kolanach.
- Lex, powiedz Jacksowi, że siedziałem tam pierwszy.
- Jacks. Smith naprawdę siedział tam pierwszy. - Brzmiała jak przedszkolanka, ale chyba to
tylko pasowało, skoro bardziej zachowywaliśmy się jak dzieci, niż jak dorośli.
- Cóż, jak się drzemie, to się przegrywa. - Jacks spojrzał w dół na mnie, uśmiechając się. -
Następnym razem wciągnij całą szynę to może będziesz szybszy.
Ręce Lexi zacisnęły się w moich włosach, ciągnąc moją głowę do tyłu, aby mogła spojrzeć
na mnie z góry.
- Co? Smith, o czym on mówi?
Moje „zażywanie” było drażliwym tematem dla wszystkich. Luke miał straszne wspomnie-
nia związane z narkotykami; to one doprowadziły do upadku jego pierwszy zespół. Lexi musiała
sprzątać po jednej z moich wpadek i nie chciała tego robić ponownie. A Dash obserwował mnie jak
jastrząb. Straciliśmy już naszego oryginalnego perkusistę, mojego kuzyna Jareda, przez narkotyki.
Zmrużyłem oczy na Jacksa.
- Nic. On tylko żartował. Prawda, skurwielu? - Nie widział mnie dzisiaj jak brałem kokę,
nikt nie widział. Nawet ta laska, z którą byłem. Stephanie. Tak miała na imię. On tylko zgadywał...
albo zakładał. Luke i Dash tylko pili, a nawet wtedy nie było tego dużo. Ale Jacks lubił imprezo-
wać. Gdyby chciał mnie wydać reszcie grupy, zabrałbym go ze sobą.
Zaśmiał się.
- Tak, tylko żartowałem, Lex.
Lexi puściła moje włosy.
- To nie jest zabawne, Jacks. Nie bądź kutasem.
Dash wszedł, położył ręce na biodrach patrząc na tył głowy Jacks.
- Co ty zrobiłeś? Czy muszę dać ci tę samą mowę, którą właśnie dałem Smithowi? - Pod-
niósł głowę Lexi z jej poduszki, a następnie usiadł. Teraz jej głowa spoczywała na kolanach Dasha,
a jej stopy na kolanach Luke'a. Taa, miałem rację wcześniej, rozpieszczony bachor.
Jacks potrząsnął głową.
- Spoko stary, ja tylko żartowałem.
Silnik autobusu zawył z głośnym hukiem i znów byliśmy w drodze. Kolejna trasa, kolejna
niekończąca się linia występów i fanów, miejsce, w którym czułem się najlepiej. Co wprawdzie nie
było obrazem idealnego zdrowia psychicznego, ale dopóki nie spędzałem zbyt wiele czasu na my-
śleniu o końcu kolejki - o festiwalu muzycznym - wszystko było dobrze. Na szczęście Dylan i jej
pyszny tyłek zapewnią mi mnóstwo rozproszenia.
Rozdział 2
Dylan
Smith był seksowny. Jak majtki topiące się w basenie u moich stóp. Plus ten akcent? Uwiel-
białam jego nowoorleański akcent. Chociaż nazwanie przez niego Jacksa skurwielem skłoniło mnie
do zastanowienia się, czy naprawdę brał kokę. Nie, żeby to była jakaś moja sprawa, ale trzymałam
się z dala od narkotyków. Widziałam, do czego mogą doprowadzić. I nie zamierzałam iść tą drogą z
jakąś gorącą gwiazdą rocka. Nie byłam naiwna. Wiedziałam, że Smith będzie się starał o moje majt-
ki. Widziałam, jak mnie obserwował przez ostatnie kilka tygodni. Widziałam, jak jego oczy wędro-
wały w górę i w dół mojego ciała. Ale byłam tu, żeby opiekować się Lexi i mieć oko na jej nienaro-
dzone dziecko, a nie zaczepiać gorące gwiazdy rocka z południa. Szkoda. Minęły miesiące odkąd
doszłam przez coś innego niż mój głupi wibrator. Wibrator, którego nawet nie zabrałam ze sobą.
Zerknęłam z powrotem na Smitha, przyglądając się jego silnym ramionom, jego rzeźbionej szczęce.
Byłam skazana na seksualną frustrację przez następne kilka tygodni. Zamknęłam oczy i odchyliłam
się na fotelu. Byłam wyczerpana. Odkąd zgodziłam się na trasę z The Devil's Share, biegałam jak
szalona. Musiałam podnająć mieszkanie, załatwić sprawy z moimi obecnymi pacjentami w pracy,
spakować się, umieścić rzeczy w magazynie krótkoterminowym... to było szaleństwo. Teraz chcia-
łam się po prostu zdrzemnąć. Ten fotel był wygodny; dźwięk i ruch autobusu były o kilka sekund
od ukołysania mnie do snu.
- Więc, Dylan, opowiedz nam o sobie. - Otworzyłam oczy i spojrzałam na Jacksa. Teraz ja
chciałam go nazwać skurwielem.
- Och, uch, cóż. Naprawdę? - Podciągnęłam nogi pod siebie, siadając. - Co chcecie wie-
dzieć?
- Masz chłopaka? Ała! Cholera, Lex. - Smith usiadł pocierając głowę, gdzie Lexi bez wąt-
pienia znów szarpnęła go za włosy.
Podniosłam na niego brew, uśmiechając się.
- Nie. Żadnego chłopaka. - Jego wszystkie słowa były tak powolne i wydłużone, jakby każ-
da litera była leniwa. Mogłabym słuchać jego gadania przez cały dzień.
Luke oparł głowę o poduszki kanapy. Był cudowny bez wysiłku. Jak wspaniały, niegrzeczny
model.
- Gdzie dorastałaś? - Jego głos brzmiał na uduchowiony, głęboki. I wydawał się być bardzo
zainteresowany Lexi. Co wydawało mi się dziwne, biorąc pod uwagę, że spotykała się z innym
mężczyzną i nosiła jego dziecko. Ale co tam, każdy ma swoje zdanie.
- Dorastałam w Edisto Island, małym miasteczku tuż za Charleston, w Południowej Karoli-
nie.
Lexi położyła dłonie pod policzki, przekręcając się na bok, by ułożyć się naprzeciwko mnie.
- Jak to się stało, że wylądowałaś na Florydzie?
- College. Poszłam na Uniwersytet Florydy. Dostałam pełne stypendium naukowe. Po stu-
diach dostałam pracę w gabinecie doktor Solomon. - Nie wspomniałam o dramatycznej części. Po-
szłam za moim chłopakiem z liceum na Florydę. Dostał pełne stypendium, żeby grać w futbol. Był
naprawdę dobry, przez całe liceum był w czołówce stanowej, a na pierwszym roku na UF był pod-
stawowym zawodnikiem. Ale potem wszystko się posypało. W wieku dwudziestu lat dostał ataku
serca z powodu zażywania sterydów. Widziałam całe zajście; klęczałam obok niego na końcu. Pa-
trzeć, jak ktoś, kogo kochasz, powoli się zabija? To była największa bezradność, jaką kiedykolwiek
czułam. Ale to kłamstwa i sekrety naprawdę rozdzierały mi serce.
Smith położył się na plecach, opierając głowę na boku Daggera. Pies Lexi był ogromnym,
szarym potworem i najsłodszym psem, jakiego kiedykolwiek spotkałam.
- Jakieś rodzeństwo?
Uśmiechnęłam się, myśląc o moich siostrach.
- Mam dwie młodsze siostry. Obie nadal mieszkają w okolicach Charleston. Mikah jest
pierwszakiem w college'u, a Bryan na ostatnim roku.
Lexi roześmiała się.
- Twoi rodzice nazwali swoje trzy córki Dylan, Bryan i Mika?
Uśmiechnęłam się, przytakując.
- Tak, mój tata chciał mieć synów. Zamiast nich dostał trzy córki. Wszystko się ułożyło.
Bryan idzie do college'u na stypendium siatkarskie, Mika jest przewodnikiem wędkarstwa mucho-
wego podczas letnich przerw, a ja jestem asem w obchodzeniu się z bronią.
- Naprawdę? Lubię dziewczyny, które wiedzą, jak obchodzić się z dużym pistoletem. -
Smith podparł swoje stopy na moim fotelu; Jacks je kopnął. Smith postawił je z powrotem i pod no-
sem nazwał go dupkiem. W tym autobusie było dużo przekleństw. Pierwsze słowo tego biednego
dziecka miało skończyć się gównem. Studiowałam Smitha. Nic nie mogłam na to poradzić; moje
oczy wciąż przyciągały się do niego. Nie umknęło mi więc, kiedy jego telefon zaczął wibrować, ani
wściekły wyraz jego twarzy, kiedy zignorował połączenie i rzucił telefon na podłogę obok siebie.
Rozdział 3
Smith
Wszystko w Dylan mnie podniecało. Jej wygląd, brzmienie jej głosu. Potrzebowałem dostać
się do jej wnętrza. Musiałem usłyszeć, jak krzyczy moje imię. Potrzebowałem jej małych rączek
chwytających mój tyłek, podczas gdy ja przygwożdżę jej drobne ciało. Od czasu incydentu z Jare-
dem kilka tygodni temu, moja rodzina była naprawdę na mojej głowie. Nie pomogło to, że festiwal
muzyczny, na którym graliśmy za kilka tygodni, był w Nowym Orleanie. Już od lat odmawiałem
grania tam, ale nasza wytwórnia muzyczna miała w końcu dość. Najwyraźniej nie miałem już wy-
boru. Po raz pierwszy, odkąd skończyłem siedemnaście lat, wracałem do domu. A teraz, ni stąd ni
zowąd, mój ojciec ciągle do mnie dzwonił. Nie odbierałem, nie chciałem słuchać tego, co miał do
powiedzenia. Dylan stanowiła miłe odwrócenie uwagi od bólu serca i złych wspomnień.
Chociaż nie wszystkie moje wspomnienia były straszne, miałem kilka dobrych. Wszystkie
kręciły się wokół mojej matki. Zmarła, gdy miałem dwanaście lat. Moja rodzina nigdy nie była zbyt
dobra, ani nic takiego. Nigdy nie znałem czasu, kiedy mój ojciec nie znęcał się nad nami fizycznie
lub psychicznie. Ale kiedy moja mama odeszła, kiedy nie było jej przy mnie, aby dodać trochę
światła do mojego życia... wszystko stało się o wiele gorsze. Nigdy nie zapomnę, kiedy ostatni raz
zobaczyłem mojego ojca. Siedział na naszej starej brązowej kanapie, która kiedyś była koloru opa-
lenizny. Powiedziałem mu, że odchodzę i nigdy nie wrócę. Jego uśmiech był nikczemny, gdy rzucił
na mnie zapalonego papierosa i powiedział: „Dobrze”. Wspomnienie życia w Luizjanie sprawiło, że
moja i tak już chwiejna trzeźwość stała się jeszcze bardziej chwiejna. Nie zamieniłem się z powro-
tem w pełnowartościowego narkomana. Nie byłem już tak zły jak kiedyś... Żadnej mety, żadnej he-
roiny. Tylko sporadyczne porcje koki, sporadyczne garście tabletek. Nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Miałem to wszystko pod kontrolą. Ziewnąłem, mój szum się skończył.
- Gdzie jest nasz następny przystanek?
Dash otworzył swój telefon, sprawdzając nasz plan zajęć. Wszyscy dostaliśmy jeden e-mail
wczoraj wieczorem, ale starałem się jak najlepiej zostawić myślenie i obowiązki dorosłych
Dash’owi i Luke’owi. Byli w tym o wiele lepsi.
- Jedziemy do Oklahomy na koncert dziś wieczorem. - Zerknął na swój zegarek. - Co ozna-
cza, że masz około ośmiu godzin, aby odpocząć, zanim musimy być w miejscu. - Przeczesał kilka
włosów z czoła Lexi. - Chodź, Kociaku, to będzie długa noc. Chcę, żebyś leżała w łóżku, dopóki
tam nie dotrzemy. - Pomógł jej usiąść.
Luke parsknął.
- Myślę, że ona musi się przespać, brachu. A jeśli ona tam jest w łóżku z tobą? Wszyscy
wiemy, że to nie wszystko, co będzie robiła.
Dash wstał i pociągnął Lexi na nogi.
- To nie jest twoje zmartwienie, prawda?
Lexi zignorowała ich obu i ruszyła korytarzem w stronę swojego pokoju. Była dobra w po-
zwalaniu im na samodzielne radzenie sobie z tym gównem przez większość czasu. Raz na jakiś czas
wybuchała i krzyczała, co zawsze było zabawne do oglądania. Dash zrobił krok, aby ją śledzić, ale
potem odwrócił się i zwrócił się do Jacksa i mnie.
- Ufam, że wy dwoje zdobędziecie się na swoje najlepsze zachowanie?
Zasalutowałem mu środkowym palcem. Jacks przytaknął uroczyście.
- Tak, tato. Będziemy grzeczni. A teraz idźcie się bawić z mamusią.
- Wal się, Jacks! - Wrzasnęła Lexi z tylnego pokoju.
Jakieś dwie minuty po tym, jak drzwi się zamknęły, usłyszałem chichot Lexi. Przeniosłem
wzrok na Luke'a, obserwując jego reakcję. Spędzam dużo czasu oceniając reakcje ludzi wokół
mnie. Umiejętność przetrwania po nie najlepszym dzieciństwie. Jeśli widziało się nadchodzący
gniew, czasem można było znaleźć wystarczająco dobrą kryjówkę. Luke wstał, otworzył jedną z
szafek nad kanapą, wziął parę słuchawek i ruszył w stronę pryczy. Dylan przeniosła się ze swojego
fotela na kanapę, zwijając się w kłębek na boku. Wyglądała uroczo. Miałem nagłą ochotę położyć
się łyżeczkę.
- Smith, teraz możesz wrócić na fotel.
Mrugnąłem do niej.
- Wszystko w porządku. Dagger jest najlepszym kumplem do przytulania. - Jacks ziewnął i
osunął się w swoim fotelu, wyskakując podnóżkiem do góry. Dobrze. Pozwólmy mu zasnąć. Jacks
spał jak zabity. Zasadniczo zostałbym sam z Dylan. Próbowałem nie zasnąć, naprawdę próbo-
wałem, ale moje rozbudzenie całkowicie zniknęło.
***
Obudził mnie oślepiający, głęboki ból.
- Kurwa mać… - Próbowałem podnieść się do pozycji siedzącej, aby lepiej chronić moje
jaja.
- O mój Boże! Smith, tak mi przykro! Ja…
- Dylan, jeśli chciałaś je poczuć, musiałaś tylko poprosić. - Starałem się lekko podejść do
sytuacji, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę, że Dylan właśnie stoczyła się z kanapy i wylądował
na moim worku z orzechami.
- Nie wiem, co się stało, ja…
- Smith! Co Ty do cholery robisz?! - Lexi przetoczyła się przez korytarz z rozczochranymi
włosami i zmarszczkami od poduszki na twarzy. Huh, zgaduję, że mimo wszystko Dash pozwolił
jej spać.
- Co ja robię?! Żartujesz sobie ze mnie? Byłem w środku bardzo pięknego, bardzo brudnego
snu, kiedy Dylan walnęła mnie głową w kutasa.
Dylan popchnęła się do pozycji siedzącej, dając mi wspaniały widok na jej mały, ciasny ty-
łek.
- To była w 100% moja wina. Dużo się poruszam we śnie i stoczyłam się z kanapy i wylądo-
wałam prosto na Smith’cie.
Usiadłem i położyłem dłonie ochronnie na moich jajach.
- Nie staram się brzmieć jak mięczak, ale to było niesamowicie bolesne. Myślę, że muszę
zobaczyć się z lekarzem. - Mrugnąłem do Dylan. - Albo, wiesz, asystentką lekarza.
Przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się.
- Przestań, Smith. Dylan nie sprawdzi twojego kutasa. - Lexi wpatrywała się we mnie przez
pełne dziesięć sekund, zanim odwróciła się i wróciła do swojego pokoju.
Spojrzałem na Jacksa. Wyglądał zirytowanego, ale zmęczonego.
- Wracaj do snu, księżniczko. Pokaz się skończył. - Poczekałem, aż obrócił się na bok z dala
od nas, zanim przetoczyłem się na bok, by stanąć twarzą w twarz z Dylan. - Jak tam twoja głowa?
Mój kutas był twardy jak skała od tego snu, który miałem. - Nie kłamałem. Śniłem o Dylan. Nagiej
i na mnie. Może sny się spełniają... z wyjątkiem tej nagiej części.
Znowu przewróciła oczami.
- Jesteś krnąbrny, prawda?
Uniosłem brwi, szczerząc się jak szalony.
- Och, mi chéri
1
, jestem o wiele bardziej niż krnąbrny.
Parsknęła i potrząsnęła głową.
- Sprawa w punkt. - Położyła się z powrotem, twarzą do mnie. - Naprawdę mi przykro z po-
wodu upadku na ciebie. To musiał być nieprzyjemny sposób na obudzenie się.
- Głowa pięknej dziewczyny na moich kolanach? Są zdecydowanie gorsze sposoby na prze-
budzenie. - Uśmiechnęła się, gdy nazwałem ją piękną. Typowa laska. Ale mimo wszystko, miałem
to na myśli. Pragnąłem jej... musiałem tylko wymyślić najlepszy sposób, żeby ją zdobyć bez wku-
rzania wszystkich. To znaczy, po zakończeniu trasy Dylan wróciłaby do swojego życia. A ja nadal
musiałbym żyć z zespołem i Lexi. Musiałem być sprytny w tej sprawie. Musiałem uważać na swoje
maniery, przelecieć pod radarem Lexi i przekonać Dylan, żeby się do mnie przyłączył. To nie po-
winno być zbyt trudne. Do diabła, byłem pieprzoną gwiazdą rocka. - Więc, Dylan, byłaś kiedyś na
jednym z naszych koncertów?
- Nie. Nie byłam na koncercie od wieków. Dużo pracuję.
- Tylko praca i zero zabawy? Jak możesz tak żyć? - Gdybym tylko pisał i występował, stra-
ciłbym rozum. Chociaż, to nie jest tak, że moje zajęcia rekreacyjne były zdrowe psychicznie.
- Lubię swoją pracę. Poza tym, trzyma mnie z dala od kłopotów.
W jej tonie nie było humoru. I z jakiegoś powodu, jej bezsensowna postawa mnie kręciła.
Chciałem nauczyć ją zabawy.
- Czasami trochę kłopotów to dobra rzecz.
Zmrużyła na mnie swoje piękne oczy.
- Naprawdę brałeś kokę dziś rano?
Cóż, do diabła. Była wspaniała, seksowna, inteligentna i bezpośrednia. Kim była ta laska?
- Miałoby to dla ciebie znaczenie, gdybym to zrobił?
Jej wyraz twarzy stał się ostrożny i mogłem stwierdzić, że ostrożnie dobierała słowa.
- Tak i nie. Jestem asystentką lekarza. Narkotyki są złe dla twojego zdrowia. - Przejechała
językiem po dolnej wardze. - Ale twoja trzeźwość nie jest moim zmartwieniem. Jestem tu, by mieć
oko na Lex, a nie flirtować z tobą. Pracuję.
Twoja trzeźwość nie jest moim zmartwieniem. Z jakiegoś powodu jej słowa mnie zabolały.
Miałem nagłą potrzebę powiedzenia jej, że zażyłem dziś rano. Chciałem, żeby mnie naprawiła. W
tym momencie chciałem, żeby była w autobusie i miała na mnie oko. Chciałem być prawdziwy
choć raz w życiu. Ale to po prostu nie było możliwe. Gdyby ktoś poznał prawdziwego mnie? Cóż,
powiedzmy, że wyleciałbym z tego autobusu w mgnieniu oka.
- Wiesz, Lex też technicznie „pracuje” na tej trasie. Wykonuje swoją pracę, robi te wszystkie
swoje super zdjęcia. A teraz spotyka się z Dash'em i jest w ciąży.
Dylan przewróciła się na plecy, patrząc w sufit i westchnęła:
- Cóż, Smith, skoro wątpię, żebyś chciał się ze mną umówić lub mnie poderwać, to napraw-
dę nie ma porównania.
Tu mnie miała. Żona i dzieci nie były w mojej przyszłości. Kolejna rzecz, która po prostu
nie była możliwa. Z tak wielu powodów.
1
mi chéri- z fr. kochanie
Rozdział 4
Dylan
Byłam zbyt przerażona, żeby zasnąć. Nie chciałam znowu stoczyć się z kanapy. Więc po
prostu udawałam. Nie mogłam już rozmawiać ze Smithem. Im więcej rozmawialiśmy, tym bardziej
go lubiłam. A ja zdecydowanie nie chciałam skończyć z tym, że go polubię. Następne kilka tygodni
miałam spędzić w autobusie, w bliskim sąsiedztwie zarówno Smitha, jak i łóżka. Byłam tu, żeby
pracować. Nie bzykać się z gorącą gwiazdą rocka. Huh, teraz, kiedy powtarzałam to sobie w gło-
wie, brzmiało to zadziwiająco podobnie do sytuacji Lexi. Z tą różnicą, że Smith wyglądał jak kło-
poty - takie, z którymi już kiedyś miałam do czynienia i z którymi nie chciałam mieć do czynienia
ponownie. Smith był jak zły chłopiec w wersji Piotrusia Pana i wyglądało na to, że jego niezdolność
do dorastania przejawiała się w narkotykach, alkoholu i dziewczynach. Nie musiałam być kolejnym
nacięciem na jego słupku. I tak pewnie miał chorobę weneryczną.
Przewróciłam się z powrotem na bok i wpatrywałam się w niego, obserwując przez nieodpo-
wiednio długi czas jak śpi. We śnie wyglądał łagodniej, mniej niespokojnie. Zwalczyłam chęć się-
gnięcia w dół i potarcia dłońmi jego ciemnych blond włosów. Moje palce swędziały, żeby go do-
tknąć. Poza tym, sposób w jaki nazwał mnie mi chéri wcześniej? Wow. Jego głęboki, powolny ak-
cent sprawił, że słowo to brzmiało bardziej zmysłowo. To było cholernie urocze. Cholera. To miała
być długa trasa.
- Dylan? Obudziłaś się?
Spojrzałam w stronę sypialni i zobaczyłam Lexi schodzącą z korytarza.
- Tak. Wzystko w porządku?
Uśmiechnęła się i usiadła na leżance obok śpiącego Jacksa.
- Wszystko jest w porządku. Po prostu nie mogę zasnąć i nie chciałam budzić Dasha.
Usiadłam, owijając się ciaśniej sweterkiem.
- Co się stanie, gdy dotrzemy na miejsce? Chodzisz z chłopakami na ich występy? A może
zostajesz tutaj w autobusie?
- Chodzę na koncerty. Od tamtej pory… cóż, Dash po prostu lubi wiedzieć, że tam jestem i
jestem bezpieczna. Potarła dłonią swój mały brzuszek. - Kiedy tam dotrzemy, chłopaki pójdą się
przebrać i rozgrzać. Później Chase odprowadzi nas na stadion.
- Och, nie, nie muszę iść na koncert. Po prostu zostanę w autobusie. - Nie chodziło o to, że
nie lubiłam The Devil's Share, czy ich typu rocka. Ale, nie wiem, wydawało mi się, że pójście na
koncert to zabawa, a nie praca.
Lexi przechyliła głowę na bok.
- Wiesz, na ilu koncertach byłam? Ile razy stałam z boku sceny, podczas gdy groupies rzuca-
ły mi paskudne spojrzenia? Idziesz ze mną. Jestem chora i zmęczona otaczaniem się niczym innym,
jak tylko tymi mężczyznami i dziewczynami, które chcą ich przelecieć.
- Ładna gadka, Lex. - Luke wszedł do pokoju, rozczochrany i oszołomiony. Usiadł na podło-
dze, opierając plecy o fotel Lexi. Spojrzał na mnie. - Proszę wybaczyć jej ciążową paranoję. Nikt
nie rzuca jej paskudnych spojrzeń. I jest o wiele mniej groupies za kulisami teraz, kiedy jej dziw-
karski chłopak jest poza rynkiem.
Uśmiechnęłam się, gdy Lexi sięgnęła w dół i pacnęła go w głowę. Czy Luke po prostu przy-
padkiem obudził się w tym samym czasie, co Lexi? A może czekał na nią? Ta dwójka miała bardzo
interesującą dynamikę. Zapytałam o to Lexi pewnego wieczoru, kiedy się spotykałyśmy. Wyjaśniła,
że byli jak rodzina. Lexi poznała Luke'a przez jego siostrę Amy i odbyła trasę koncertową z nim i
jego pierwszym zespołem. Ale dla mnie wydawało się, że Luke ciągle cierpiał z powodu nieodwza-
jemnionej miłości.
- Tak, chyba mogę iść. Nie wzięłam ze sobą żadnych ubrań, w których mogłabym wyjść.
Lexi uśmiechnęła się.
- Cóż, dziś wieczorem możesz włożyć cokolwiek. A potem znajdziemy trochę czasu, żeby pójść na
zakupy po jakiś koncertowy strój.
Luke prychnął.
- Uważaj, Dylan. Lexi wprowadzi cię w tryb pełnego seksi kociaka, jeśli nie będziesz
ostrożna.
Seksi kociak? To nie ja. Ale fajnie byłoby nosić buty na obcasach.
Jacks przejechał dłońmi po twarzy, jęcząc głośno.
- Dlaczego wszyscy się obudziliście? I rozmawiacie? - Wstał i potknął się idąc krótkim ko-
rytarzem, wspiął się na pryczę i zasunął zasłonę.
Spojrzałam przez pokój na Lexi, unosząc brwi w pytaniu. Ona tylko wzruszyła ramionami i
kontynuowała zabawę z gęstymi blond włosami Luke'a. Odchrząknęłam.
- Jak doszło do powstania The Devil’s Share?
Luke zamknął oczy, gdy Lexi wbiła palce w skórę jego głowy.
- Zespół przeprowadził otwarte przesłuchania na nowego perkusistę, kiedy Jared został
zwolniony. Poprosili mnie o dołączenie na jego miejsce i od tamtej pory koncertuję z tymi dupkami.
Przytaknęłam.
- A reszta chłopaków? Wszyscy są razem od początku? - Prawdopodobnie powinnam była
wygooglować zespół, z którym miałam koncertować. Ale słuchanie tego z pierwszej ręki było bar-
dziej zabawne.
Luke spojrzał w dół korytarza, w kierunku zamkniętych drzwi sypialni.
- Tak, reszta chłopaków to oryginalni członkowie. Pierwszy perkusista zespołu, Jared, był
kuzynem Smitha i bardzo się zagłębił w narkotyki. Zaczął nawalać przed promotorami i opuszczać
koncerty. Chłopaki musieli go zwolnić. - Luke mimowolnie sięgnął po rękę Lexi, ściskając ją krót-
ko, zanim ją puścił. - Myślę, że oni wszyscy tak jakby spotkali się przypadkowo. - Luke wyciągnął
nogę i obutą w skarpetkę stopą dotknął ucha Smitha.
Smith zamachnął się na Luke'a, ale nie otworzył oczu. Więc Luke zrobił to jeszcze raz, tym
razem mocniej. Smith otworzył jedno oko.
- Zabieraj swój palec z mojego ucha, zboczeńcu.
Luke zrobił to po raz trzeci.
- Obudź się.
Smith sięgnął nad siebie i popchnął nogę Luke'a.
- Dlaczego?
- Dylan pytała o zespół. A ja nie pamiętam, jak się poznaliście.
Smith otworzył oczy i spojrzał na mnie. Cholera, ten mężczyzna był wspaniały. Jego zalotny
uśmiech sprawił, że poczułam się trochę przegrzana.
- Dawno, dawno temu w odległej krainie wódy i cipek żył seksowny, kozacki gitarzysta ba-
sowy... - Chichotał na swój własny żart. - Żartuję. Dash znał Jacksa z liceum. Dorastali razem w
Houston. Pewnego lata złapali stopa do Nowego Orleanu, aby przemycić swoje nieletnie tyłki na
imprezy Mardi Gras. Mój kuzyn i ja byliśmy w barze na ulicy Bourbon, zaczepiając niczego nie po-
dejrzewających turystów i grając o napiwki. Ci dwaj weszli używając najlepszych fałszywych do-
wodów tożsamości, jakie kiedykolwiek widziałem. Zaczęliśmy rozmawiać, a potem jedna rzecz do-
prowadziła do drugiej. Krótko mówiąc, trzy tygodnie później Jared i ja przenieśliśmy się do Teksa-
su i założyliśmy Devil's Share.
Moje oczy się rozszerzyły.
- Ile lat mieliście ty i twój kuzyn? To znaczy, po prostu wziąłeś i przeniosłeś się do innego
stanu? Twoi rodzice nie martwili się o ciebie? Gdzie mieszkaliście? - Moi rodzice mieliby gówno
cegłę, jeśli moje siostry lub ja próbowałybyśmy czegoś takiego.
Uśmiech Smitha przygasł, a humorystyczne światło w jego oczach zgasło.
- Mieliśmy siedemnaście lat. Naszych rodziców nigdy tak naprawdę nie obchodziło, co robi-
liśmy. Byli szczęśliwi, że odchodzimy, a my byliśmy bardziej niż szczęśliwi, że odchodzimy. -
Wzruszył ramionami. - Rozbiliśmy się na kanapie rodziców Jacks'a.
Potem w pokoju zrobiło się cicho. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Na szczęście Dash wy-
brał ten moment na wyjście z sypialni, przerywając napiętą ciszę. Miał na sobie dżinsy opuszczone
nisko na biodrach, obcisłą czarną koszulkę i zaspaną minę. Wszyscy ci faceci byli absurdalnie przy-
stojni.
- Kociaku, przestań dotykać Luke'a. - Lexi posłała mu buziaka, ale dalej bawiła się włosami
Luke'a. Dash usiadł na rozkładanym fotelu, w którym spał Jacks. - O czym wy wszyscy mówicie?
Luke rzucił okiem na Smitha.
- Dylan właśnie pytała, jak powstał zespół.
Smith usiadł.
- Kto chce piwo? Albo shota? Czas zacząć tę noc. - Wyczułam napięcie w pokoju. Czy to
przeze mnie, bo pytałam o rodzinę Smitha? Czy sama wzmianka o nich sprawiała, że chciało mu się
pić? To nie było zdrowe. Smith miał więcej problemów, niż ja chciałam mieć do czynienia, to było
pewne. Wstał i poszedł do małej kuchni, odwracając się od nas twarzą. - Kto chce co?
Luke podniósł rękę.
- Wezmę piwo.
Dash przytaknął.
- Tak, ja też.
Spojrzał na mnie. Potrząsnęłam głową.
- Och, nie. Ja dziękuję.
Przewrócił oczami.
- Musisz nauczyć się dobrze bawić, mi chéri.
Rzuciłam mu spojrzenie.
- Pracuję. Nie jestem tutaj, aby pić i imprezować.
Lexi zachichotała.
- Dylan, zaufaj mi, napij się. - Spojrzała tęsknie w stronę minibaru ustawionego w kącie. -
Ty pracujesz, ja pracuję, wszyscy pracujemy. Ale tak czy siak? To jest wyprzedana trasa stadionowa
z jednym z najgorętszych zespołów w kraju. Nie walcz z imprezą.
Podążyłam za spojrzeniem Lexi. Miałam na myśli to, co powiedziałam Smithowi wcześniej
- pracowałam non stop. Nawet nie pamiętałam, kiedy ostatni raz poszłam do baru i się upiłam.
Może na ostatnim roku studiów? Co mogło mi zaszkodzić? Lexi się z tym pogodziła. Nigdzie nie
jechałam…
- Dobra. Jeden drink.
Rozdział 5
Smith
Moje trzecie piwo smakowało tak samo dobrze jak pierwsze. Ale to, czego naprawdę chcia-
łem, czego naprawdę potrzebowałem? Nie było w puszce. Nienawidziłem mówić o mojej rodzinie,
o tym jak mnie nie chcieli, nie dbali o mnie, kiedy opuściłem dom w wieku siedemnastu lat. Niena-
widziłem mówić o moim chujowym kuzynie. Jared latem prawie zabił Lexi i mnie. Wściekły z po-
wodu wyrzucenia z zespołu, zdołał zakraść się z powrotem do autobusu na trasę i trzymał Lexi i
mnie na muszce. Oczywiście był naćpany jak cholera. Kto wie, co by się stało, gdyby Lex nie spu-
ściła Daggera ze smyczy? Ten pies prawie rozszarpał mu gardło. Ale i tak pistolet wypalił, trafiając
mnie w ramię, ale na szczęście omijając Lexi. Gdybym go jeszcze kiedykolwiek zobaczył, wpako-
wałbym mu kulkę między oczy. Odliczałem dni do festiwalu muzycznego jak jakiś przerażający ka-
lendarz adwentowy. Myśl o tym, że wpadnę na rodzinę, albo starych przyjaciół nie pomagała mi w
trzeźwości.
Czułem na sobie wzrok Dylan. Wiedziałem, że zachowuję się jak uzależniony. Wiedziałem,
że moja noga podskakuje, a mięśnie drgają. Nie wiedziałem, czy reszta zespołu to zauważyła, czy
po prostu uznała, że to tylko lewe sygnały. Tak czy inaczej, musiałem się stąd wydostać. Musiałem
zdobyć swój towar i trochę się rozerwać. Tylko po to, żeby się odstresować. Tylko po to, by przygo-
tować mnie do wyjścia na scenę.
- Idę się przebrać.
Wstałem i podszedłem do komody w holu, chwytając moją torbę łazienkową i moje ubrania,
zamykając za sobą drzwi. Szybko się przebrałem i zrobiłem sobie włosy. I przez "zrobiłem włosy"
miałem na myśli to, że nałożyłem na nie trochę produktu i sprawiłem, że wyglądały jakbym nie mył
ich od trzech dni. Rozpiąłem małą, ukrytą kieszonkę na dnie mojej torby. Jared zrobił dla mnie tę
torbę kilka lat temu. Była tam dodatkowa kieszeń, którą można było zobaczyć tylko od wewnątrz
torby. A ponieważ wszystkie moje rzeczy zawsze się tam piętrzyły, nikt nigdy tego nie zauważył.
Nawet gdy zaglądali do mojej torby, żeby pożyczyć jakieś rzeczy. Mój kuzyn był dobry w byciu na-
łogowcem. Wyjąłem czarny skórzany woreczek i malutką łyżeczkę. Z obrzydzeniem patrzyłem na
siebie w lustrze, jak biorę strzał.
***
Mniej więcej godzinę później zespół był już za kulisami. Wszyscy piliśmy i odprawialiśmy
nasze małe rytuały przedwystępowe. Dla Jacksa oznaczało to siedzenie w rogu z whiskey z lodem i
granie na PS3. Jak na tak sarkastycznego i zabawnego gościa, Jacks potrzebował swojego spokojne-
go czasu. Jacks był świetny w byciu „na”… tak długo, jak miał czas na przerwę. Dla Dash’a,
Luke’a i mnie oznaczało to siedzenie przy barze i walenie shotów. Czułem się o wiele spokojniejszy
niż w autobusie. Jak już mówiłem, uwielbiałem występować i zawsze miałem taki przypływ energii
na kilka minut przed wyjściem na scenę. Wydawało mi się to na miejscu, w końcu byłem uzależnio-
ny od speedu. Różnego rodzaju „speedu
1
”.
Luke popijał swoją szkocką z wodą.
- Jak Lexi sobie radzi? Będąc z powrotem w trasie?
Dash wzruszył ramionami.
- Wydaje się w porządku. Lexi jest cholernie twarda jak na taką dziewczęcą laskę.
Jacks parsknął z kąta.
- Dziewczęca laska? Miłość tej dziewczyny do brutalnych filmów jest szalona. Nie ma w
niej nic dziewczęcego.
Dash uśmiechnął się.
- Jest podekscytowana, że ma tu Dylan. Najwyraźniej jest zmęczona przebywaniem w oto-
czeniu samych gwiazd rocka.
Zaśmiałem się.
- Ja też jestem podekscytowany, że Dylan też tu jest..
Luke potrząsnął głową.
- Nie masz szans z tą dziewczyną, stary.
Odłożyłem drinka, krzyżując ręce na piersi.
- Niby dlaczego?
Luke wziął kolejny łyk, zanim mi odpowiedział.
- Bo to fajna dziewczyna. Jest mądra, odnosi sukcesy i jest wspaniała. Jest typem dziewczy-
ny, która poślubia prawnika, a nie typem dziewczyny, która bzyka się z rockmanem.
Znów się zaśmiałem, tym razem ociekając kpiącym humorem.
- Och jak bardzo się mylisz, mój przyjacielu. Dziewczyny takie jak Dylan potrzebują takich
facetów jak ja. Żeby za dziesięć lat, kiedy będzie posuwać swojego nudnego męża prawnika, mogła
zamknąć oczy i przypomnieć sobie, jakie to było uczucie być przygwożdżoną przez boga rocka.
Dash potrząsnął głową, śmiejąc się.
- Czy ty naprawdę właśnie nazwałeś siebie bogiem rocka?
Jacks odezwał się z kąta.
- Nie przejmuj się jego urojeniami wielkości, jest na haju.
Dash i Luke spojrzeli na mnie. Przewróciłem oczami.
- Mówi to facet, który spał jak zabity przez osiem godzin bez przerwy w środku dnia. - Będę
musiał zamienić kilka słów z moim kolegą z zespołu. Nie wiedziałem, na czym, u diabła, ostatnio
polegał jego problem, ale musiał zamknąć swoją cholerną gębę.
Wszyscy odwróciliśmy się w stronę drzwi, gdy usłyszeliśmy, że się otwierają. Dziewczyny
weszły roześmiane z Daggerem między nimi. I wyglądały cholernie zjawiskowo. Nigdy wcześniej
nie widziałem Dylan w pełnej fryzurze i makijażu. Ale dzisiaj jej oczy były przydymione i ciemne,
jej włosy były napuszone i w nieładzie. Te cholerne usta były wypieszczone do perfekcji. Domyśli-
łem się, że włosy i makijaż to sprawka Lexi. Ale ubrania? Te krzyczały Dylan. Miała na sobie wy-
płowiałe niebieskie dżinsy, które przylegały do jej tyłka i lekko się rozszerzały przy jej czerwonych
tenisówkach Converse. Na jej miękkiej szarej koszulce widniał napis Always z wizerunkiem jelenia.
Czy ona miała na sobie koszulkę z Harryego Pottera? Czy ta laska była prawdziwa? Była najbar-
dziej uroczą wersją seksapilu, jaką kiedykolwiek widziałem. Niczego bardziej nie pragnąłem niż
przejść przez pokój, przerzucić ją sobie przez ramię, zabrać z powrotem do autobusu i zakopać w
niej mojego kutasa. Ponieważ powiedziała mi bez ogródek, żebym się odczepił tego popołudnia,
pomyślałem, że nie bardzo by jej się to spodobało.
Kiedy Lexi spuściła smycz, Dagger rzucił się do Jacksa i położył przy jego nodze.
Lexi zrzuciła z siebie obszerny sweter, który miała na sobie i po raz pierwszy miała założo-
ne coś w rodzaju odsłaniającej brzuszek koszuli i skórzane legginsy. I nie miałem pojęcia, jak ona
chodziła w tych szpilkach.
Dash wstał i podszedł do Lexi, kładąc jedną rękę za jej plecami, a drugą na jej malutkim, za-
okrąglonym brzuchu.
- Jak minął spacer, Kociaku? Chase trzymał wariatów z daleka? - Mrugnął do niej.
- Próbował. - Pocałowała go w szyję, po czym cofnęła się i spojrzała na niego. - Paparazzi
są dziś w pełni sił, chłopcy. I myślę, że pomimo swetra zauważyli brzuszek. Pogłaskała go dłońmi. -
Myślę, że nadszedł czas, aby potwierdzić plotki, kochanie.
Jacks parsknął śmiechem.
- Myślę, że to już najwyższy czas. Z godziny na godzinę robisz się coraz okrąglejsza. Jesteś
jak ta laska z „Willy Wonka i Fabryka Czekolady”. Jak ona się nazywała?
Wydałem z siebie cichy śmiech.
- Violet.
Lexi wzięła butelkę wody i podniosła rękę, by rzucić nią w Jacksa. Dash chwycił butelkę jak
ninja i przyciągnął Lexi do swojej piersi, całując ją w głowę i obejmując jej tyłek.
- Nie słuchaj ich, Kociaku. Wyglądasz cholernie fantastycznie. I uwielbiam patrzeć, jak
moje dziecko tutaj rośnie.
Ponownie przesunął dłoń z jej pośladka na brzuch. Ostatnio nie mógł oderwać rąk od swojej
dziewczyny lub dziecka. To było obrzydliwie słodkie. Rzuciłem spojrzenie na stojącego obok mnie
Luke'a, chcąc zobaczyć jego reakcję. Spoglądał w dół do swojego drinka, przygryzając dolną war-
gę. Luke i Lexi mieli ten sam zwyczaj jestem-totalnie-niedotknięty-tą-rozmową. Oboje żuli wargę,
kiedy próbowali nie pokazać reakcji.
Moje oczy powędrowały do Dylan. Przyglądała się Lexi i Dashowi z małym uśmiechem na
twarzy. Zszedłem z mojego stołka barowego i chwyciłem piwo z naszej mini lodówki.
- Jesteś gotowa na kolejne, mi chéri?
Dylan wyćwiczyła na mnie ten mały uśmiech i po długiej wewnętrznej debacie powiedziała:
- Dlaczego, do cholery, nie? - Wyciągnęła rękę i przyjęła ofertę, przechylając ją i biorąc kil-
ka łyków.
Patrzenie na jej usta na butelce, na pracę gardła przy przełykaniu, sprawiało, że moje i tak
już obcisłe spodnie były prawie nie do zniesienia. Odchrząknąłem.
- Więc Dash, czy dziś wieczorem będziemy musieli być świadkami przesadnego przejawu
miłości i uczucia dla twojego małego Kociaka?
Dash usiadł na skórzanej kanapie i wciągnął Lexi na swoje kolana, każąc jej rozprostować
nogi i zrelaksować się.
- Myślę, że tak. To najlepszy i najłatwiejszy sposób, aby prawda wyszła na jaw. Wydawanie
oświadczeń wydaje się takie bezosobowe. Ten stadion jest wypełniony po brzegi zatwardziałymi fa-
nami... równie dobrze można im to powiedzieć przed mediami. - Jego ręka nieświadomie pocierała
jej udo.
Nagle poczułem się zazdrosny. Spojrzałem z powrotem na Dylan, tęskniłem za tym, żeby ją
tak dotknąć. Przypadkowo i bez pytania. Od kiedy to, kurwa, tęskniłem za czymkolwiek?
- Wydaje mi się, że to dobry pomysł, stary. Ale musisz zrobić swoje małe ogłoszenie, a po-
tem dziewczyny muszą migiem wrócić do autobusu.
Lexi kiwnęła głową na bok.
- Dlaczego nie możemy zostać?
Luke w końcu obrócił się na swoim krześle i nawiązał z nią kontakt wzrokowy, po raz
pierwszy tego wieczoru.
- Myślisz, że prasa była zła, zanim plotki zostały potwierdzone? Każdy dupek z aparatem
będzie się czepiał, żeby zrobić zdjęcie tego brzucha.
Zrobiłem krok w stronę Dylan w połowie oczekując, że ona zrobi krok w moją stronę. Obją-
łem ją ramieniem i oparłem podbródek na czubku jej głowy.
- Przykro mi Lex, ale jeśli to ma iść do głosowania, wiesz, że przegrasz. Większość rządzi. I
nikt z nas nie chce widzieć żadnej z naszych dziewczyn złapanych w burzę szalonych ludzi i bły-
skających świateł.
W pokoju panowała cisza. Wszystkie oczy były skierowane na mnie. Nigdy nie miałem zda-
nia na temat czyjegoś bezpieczeństwa. I choć szczerze kochałem Lexi, nigdy nie nazywałem jej
moją dziewczyną. Co się ze mną działo? Chciałem Dylan, bez dwóch zdań. Ale nie chciałem uznać
jej za swoją. Jacks wstał i dokończył swojego drinka.
- Wszyscy za tym, żeby dziewczyny zostały do końca koncertu, powiedzcie aye.
Lexi podniosła rękę.
- Aye! - Potem spojrzała na Dylan i skinęła głową, dając znak, by podniosła rękę.
- Och, eee, aye?
Dylan drżała w moich ramionach. Nie mogłem uwierzyć, że pozwalała mi ją tak trzymać.
Nie mogłem uwierzyć, że wciąż ją, kurwa, trzymałem. Ja nie trzymałem. Ja nie przytulałem. Jeśli
laska miała szczęście, pieprzyłem ją na leżąco. Najczęściej było szybko i ostro na korytarzu lub w
windzie. Musiałem się pozbierać. Odsunąłem się od Dylan i chwyciłem swojego drinka.
Jacks oparł się o bar.
- Wszyscy za tym, żeby dziewczyny wyszły, jak tylko Dash wygłosi swoją ckliwą przemo-
wę, powiedzcie „aye”.
Dash, Jacks, Luke i ja powiedzieliśmy: „Aye!”.
Jacks wzruszył ramionami.
- Sorry Lex, znasz zasady.
Dylan usiadła na krześle, popijając piwo i krzyżując nogi.
- Żeby było jasne, czy wszystko jest poddawane pod głosowanie?
Dash owinął ramiona wokół Lexi, całując ją w ramię.
- Nieee. Głosujemy tylko wtedy, gdy Lexi chce zrobić coś, czego nie chcemy, aby zrobiła.
Dylan potrząsnęła głową, szczerząc się.
- Gracie nieczysto, chłopcy.
1
speed- z ang. prędkość i nazwa narkotyku. Ciężko to przełożyć j. polski żeby miało sens. Ogólnie chodzi o
to, że lubi ten pęd i pośpiech przed wejściem na scenę.
Rozdział 6
Dylan
Smith wyglądał jak gorąca gwiazda rocka, którą był. Na scenie, w jego obcisłych spodniach
ukazujących imponujące wybrzuszenie... byłam pewna, że moje usta nabrały wody. Minęło tak cho-
lernie dużo czasu odkąd byłam dotykana przez mężczyznę. Pogodzenie się z nagłym odejściem mo-
jego byłego pozostawiło mnie wstrząśniętą. Do tego doszły problemy z zaufaniem, które się z tym
wiązały. Dodając to wszystko do mojego pracoholizmu? Nie chodziłam na wiele randek. Kiedy
Smith objął mnie wcześniej za sceną, mój puls przyspieszył, a dłonie zaczęły się pocić. Zamierza-
łam się odsunąć, gdy tylko to zrobił, ale zamiast tego pochyliłam się ku niemu. Najwyraźniej moje
cholerne ciało miało swój własny rozum. Na dodatek, głupi palant musiał udawać słodkiego i opie-
kuńczego. Mogłabym cały dzień zestrzelić zarozumiałego Smitha, gwiazdę rocka. Ale słodkiego,
prawdziwego Smitha? Nie bardzo. Uśmiechnęłam się, gdy poczułam, jak masywny pies Lexi opiera
się o moją nogę. Sięgnęłam w dół i pogłaskałam go po głowie. Słuchawki z czaszką i kością krzy-
żową, które nosił, były przezabawne.
- Dobrze się bawisz? - Lexi pochyliła się w moją stronę i zapytała w przerwie między pio-
senkami.
- Tak, nigdy nie widziałam jak The Devil's Share grają na żywo. Oni są naprawdę czymś. -
Podobała mi się ich muzyka. Słyszałam ją wiele razy w radiu. Ale ich energia na zewnątrz była za-
raźliwa. Tłum szalał i śpiewał razem z każdym słowem. Chłopaki śmiali się i bawili. Na pewno byli
w swoim żywiole. - Czy zawsze tak jest? - Zerknęłam za siebie, kiedy kolejna grupa ledwo ubra-
nych kobiet przechodziła obok rzucając w naszą stronę nieprzyjazne spojrzenia.
Lexi przytaknęła, jej usta się zacisnęły.
- Mówiłam ci. Chłopaki myślą, że to wszystko jest w mojej głowie, ale groupies są złe. Nie-
nawidzą mnie i zerwałby mój związek w mgnieniu oka. Nie wspominając już o podkręceniu się,
żeby mieć szansę z jednym z chłopaków. - Strzeliła kolejne szybkie spojrzenie przez jej ramię. -
Teraz, ciebie też będą nienawidzić i nie będę sama.
- Cóż, świetnie. Nie ma nic lepszego niż dziwki nienawidzące cię bez żadnego cholernego
powodu. Zupełnie jak w liceum. - Przewróciłam oczami, a Lexi zachichotała. - Czy, uch, czy chło-
paki, um lubią je? Te groupies, to znaczy. Czy oni, przyprowadzają je do autobusu i takie tam? -
Myśl o słyszeniu Smitha uprawiającego seks w pryczy tuż nad moją sprawiła, że chciało mi się wy-
miotować. Nie zamierzałam się z nim przespać, ale to nie znaczyło, że chciałam być świadkiem
jego stosunku z kimś innym. Wtedy zrozumiałam, co się dzieje. Podkochiwałam się w nim, fizycz-
nie pociągającym typem zauroczenia. Feromony w moim ciele przyciągały się do tych w jego ciele,
co powodowało wzrost poziomu dopaminy, oksytocyny i kortyzolu. Hormony i chemia mózgu. Nic
więcej, nic mniej. A zauroczenia powodowały zazdrość. Więc nie byłam nierozsądna. Prawda?
Lexi potrząsnęła głową, mówiąc głośno nad muzyką, która właśnie zaczęła grać.
- Nie, oni nigdy nie przyprowadzają dziewczyn do autobusu. Żadna z nich nie weszła tam
odkąd dołączyłam do trasy. Jacks i Smith trzymają je w poczekalni, a po koncercie szybko prze-
dzierają się przez te, których chcą.
Jestem pewna, że moje oczy były ogromne. Nie byłam pruderyjna, ale to brzmiało ohydnie i
jak coś z porno.
- Mówisz poważnie? Oni naprawdę to robią?
Lexi wzruszyła ramionami.
- Chyba tak. Widziałam, jak Jacks i Smith wchodzili do pokoju pełnego dziewczyn, a potem
wracali do autobusu mniej więcej godzinę później, wyglądając jak zabójca na drodze. Jeśli po pro-
stu nie pozwolą dziewczynom wybić z nich gówna, pieprzą się.
Spojrzałam na Lexi, marszcząc nos z obrzydzeniem. Miałam rację, sądząc, że Smith ma
chorobę weneryczną. Albo dwadzieścia. Jak w ogóle można uprawiać seks z tyloma osobami pod
rząd?
- Przepraszam. Mówiłam ci, że za długo przebywałam w towarzystwie facetów. - Lexi po-
cierała brzuszek i tańczyła razem z szybkim tempem piosenki. - Tak właśnie radzą sobie Smith i
Jacks, wiesz? To ich ujście. Uderzyła się w moje ramię. - Uwierz mi, jeśli chodzi o ujścia? To nie
jest złe.
- A co z Lukiem? - Był gigantyczną dziwką jak jego koledzy z zespołu?
- Nie, nie mój mały Lukey. - Lexi wyjrzała na scenę i uśmiechnęła się, gdy Dash mrugnął w
jej kierunku. - Luke nie rusza groupies. Nie lubi iść na łatwiznę. Ma jednak zamiłowanie do bzyka-
nia wszystkich swoich byłych dziewczyn.
Bzykanie, pieprzenie... Lexi naprawdę zbyt długo była otoczona przez facetów. Może gdy-
bym kiedyś zdecydowała się na flirt z gwiazdą rocka, Luke byłby bezpieczniejszym wyborem. Był
cichy i słodki i nie pieprzył całych sal pełnych dziewczyn. Spojrzałam na scenę, obserwując Lukea
na perkusji, kołyszącego blond włosami i z potężnymi ramionami. Był cudowny, bez dwóch zdań.
Ale... był niczym w porównaniu ze Smithem. Sposób, w jaki palce Smitha przesuwały się po stru-
nach basu, sposób, w jaki zaciskała się jego szczęka. On mnie podniecał. Nawet jeśli tego nie chcia-
łam, on mnie podniecał w wielki, niezaprzeczalny sposób.
Nagle gładki jak whiskey głos Dasha zwrócił się do wrzeszczącego tłumu.
- Jak wszyscy wiecie, poznałem dziewczynę. - Tłum wiwatował, a Dash ukradł spojrzenie
na Lexi. Uśmiech na jego twarzy, gdy patrzył na nią rozgrzewał serce. - I zakochałem się w niej.
Wpadłem po uszy, jestem w niej szaleńczo zakochany. - Tłum znów oszalał, a Dash się roześmiał. -
Dziś wieczorem zamierzam podzielić się z wami małym sekretem. - Dash spojrzał z powrotem na
Lexi i dał jej kolejne mrugnięcie. - Plotki są prawdziwe po raz kolejny - będziemy mieli dziecko! -
Tłum oszalał, a uśmiech Dasha był tak duży jak Teksas.
Spojrzałam na Smitha. Chichotał i klaskał razem z fanami. Spojrzał na mnie i nasze oczy się
spotkały. Moje serce się zacisnęło, ciepło rozprzestrzeniło się z żołądka na wszystkie inne obszary
mojego ciała. Głupi poziom hormonów. Jego śmiech zamarł, a to, co pozostało, to słodki, serdeczny
uśmiech. Nic lubieżnego ani prowokującego. Po prostu słodki. O cholera. Smith jest szczery i po
prostu szczęśliwy, że widzi mnie z boku sceny? To było o wiele trudniejsze do odparcia.
- Dobra dziewczyny, znacie zasadę. Czas zabrać was dwie z powrotem do autobusu. - Chase,
szef ochrony podszedł do nas i złapał Lexi za rękę.
Lexi posłała Dashowi buziaka, a potem złapała moją, więc utworzyliśmy ten mały pociąg z
Daggerem na czele. Nie chciałam wychodzić. Chciałam dalej oglądać Smitha. Chciałam poczekać,
aż pojawi się kolejny uśmiech. Czy to wystarczyło? Jeden słodki uśmiech? Byłam słaby, tak bardzo
słaba. Lexi obejrzała się przez ramię.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jest okej. Zabierzmy cię z powrotem do autobusu. - Mimowolnie obejrzałam się za
siebie, próbując złapać jeszcze jedno spojrzenie Smitha. Ale było za późno, scena była już zbyt da-
leko za nami.
***
- Dylan, na pewno nic ci nie jest? - Lexi podała mi butelkę wody i usiadła obok mnie na ka-
napie. - Wyglądasz trochę blado i... na chorą, szczerze mówiąc. - Przytaknęła powoli. - To przez
tych wszystkich reporterów, prawda? Naprawdę mi przykro, wiem, że to do bani, ale…
Potrząsnęłam głową, przerywając jej.
- Nie, to nie to. To znaczy, że to było szalone, ale całkowicie w porządku. - W sekundę po
tym, jak Chase i dwóch innych ochroniarzy wyprowadziło nas na zewnątrz wystrzeliło tyle fleszy
aparatów, że czułam się jakbym była w środku burzy z piorunami. Na szczęście mieli samochód,
który czekał, aby nas odwieźć na krótką odległość do autobusu.
- Dobrze. To co się dzieje? Tęsknisz za domem? Masz wątpliwości co do przyjazdu na tra-
sę? Och, czy to przez te groupies? Jesteś totalnie obrzydzona tym stylem życia? Zamierzasz
odejść?! Proszę, nie zostawiaj mnie.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu z powodu spanikowanego tonu Lexi i sposobu, w
jaki chwyciła się mojego ramienia, jakbym była kamizelką ratunkową.
- Nie, Lexi, uspokój się. Nigdzie się nie wybieram. I tak, sprośny pokój jest obrzydliwy…
ale mi to nie przeszkadza. - Cóż, to było kłamstwo. Z pewnością nie chciałam, żeby moja sympatia
uprawiała seks z pokojem pełnym dziewczyn. Przynajmniej dopóki nie skończę się w nim podko-
chiwać. Co, zrobię to. Wkrótce. Potrzebowałam tylko, żeby przestał być słodki i zaczął być narcy-
styczną gwiazdą rocka.
- Jeśli to nie przez reporterów i nie groupies… to dlaczego wyglądasz na tak przerażoną? -
Lexi oparła się plecami o poduszkę kładąc nogi przez moje kolana, jakbyśmy były przyjaciółkami
od przedszkola.
Uśmiechnęłam się. Lexi była łatwa do polubienia. Sprawiała, że każdy czuł się swobodnie.
Nie chodzi o to, że nie chciałam jej powiedzieć, ale o to, że naprawdę nie potrafiłam sprecyzować,
co sprawiało, że czułam się zaniepokojona. Wiedziałam tylko, że ten cholernie łagodny uśmiech
Smitha zamieszkał w moim mózgu.
- Ja, uch... To jest po prostu, uch…
- Spójrz. Jesteśmy tu tylko ty i ja, Dylan. To my dwie przeciwko światu w tym autobusie.
Dwie cudowne dziewczyny w trasie z czterema wyraźnie męskimi gwiazdami rocka. Jeśli nie mo-
żesz porozmawiać ze mną o tym, jak się czujesz... to z kim innym będziesz rozmawiać?
Miała rację. Zacisnęłam wargi.
- Smith uśmiechnął się do mnie dziś wieczorem.
Oczy Lexi zmrużyły się, a ona potrząsnęła głową.
- Uśmiechnął się do ciebie?! To żałosny sukinsyn. Nie martw się, zajmę się tym.
Jej udawany gniew sprawił, że zachichotałam.
- Przydałoby się więcej pomocnych słów, co? - Wzięłam głęboki oddech. - Oczywiście, że
Smith jest gorący, oczywiście, że trochę ze mną flirtował i oczywiście, gdybym chciała się z nim
spiknąć, to byłby chętny. - Lexi przytaknęła w odpowiedzi, zagryzając wargę. - Flirciarski Smith,
ten, który po prostu chce dobrać się do moich majtek? Mogę sobie z nim poradzić. Łatwo jest mu
odmówić, kiedy czuję, że jestem tylko jedną z setek dziewczyn, które on…
- Raczej tysięcy.
Spojrzałam na nią, a ona tylko wzruszyła ramionami.
- Ale dziś w nocy uśmiechnął się do mnie. Tym uroczym, słodkim, szczerym uśmiechem. I
chociaż nie chciałam, żeby to na mnie wpłynęło, to tak się stało. Moje serce podskoczyło i nie mo-
głam się powstrzymać od odwzajemnienia uśmiechu. Mogłabym zostać tam całą noc, oglądając
jego występy, tylko po to, żeby mieć szansę, że uśmiechnie się do mnie jeszcze raz. - Spojrzałam w
dół na moje dłonie, zaciskając je mocno razem. - Podkochuję się w nim. Wiem, logicznie rzecz bio-
rąc, że to tylko reakcja chemiczna mojego ciała na jego… ale tak właśnie się czuję. A teraz, wszyst-
ko, o czym mogę myśleć, to fakt, że jak tylko koncert się skończy, on będzie przedzierał się przez
pokój pełen dziwek.
Lexi pozwoliła, by jej głowa opadła z powrotem na poduszkę za nią.
- Bałam się tego.
- Boisz się, że mój poziom dopaminy spowoduje, że zakocham się w seksownej gwieździe
rocka, kiedy mam być w trasie, by opiekować się tobą i twoim płodem? Po co?
Uśmiechnęła się na sarkazm w moim głosie.
- Bałam się, że Smith zaciągnie cię do łóżka, a wtedy wszystko będzie super niezręczne.
Albo bałam się, że będziesz go ciągle odtrącała, a on zwróci się ku swoim innym przywarom. Ale
nigdy, nawet przez sekundę, nie bałam się, że nie zaopiekujesz się mną i dzieckiem. Ani przez se-
kundę, Dilly. Poza tym, jesteś tu na rutynowe wizyty i nagłe wypadki, bo mój tatuś jest szalenie
opiekuńczy. A ponieważ nie planuję żadnych nagłych wypadków przy dziecku, nie masz zbyt wiele
do roboty.
Dwie nowe ksywki w jeden dzień? Ludzie, byłam popularną dziewczyną.
- Co mam zrobić ze Smithem?
- Wiem, o jakim uśmiechu mówisz. Dostałam go od Dasha, pierwszej nocy, kiedy byłam za
kulisami, pierwszej nocy, kiedy go poznałam. Powtarzałam sobie, że to był wyćwiczony ruch, że to
nie było tylko dla mnie… ale okazało się, że tak było. - Wzięła głęboki oddech. - Smith miał na-
prawdę gówniane dzieciństwo i ciężko mu było poradzić sobie w dorosłym życiu. - Potrząsnęła
smutno głową. - Nie wiem, czy Smith jest zdolny do związku. Trudno go odczytać. Nie próbuję cię
przed nim ostrzec. Mówię tylko, żebyś postępowała z najwyższą ostrożnością.
- Myślisz, że to co mówił Jacks jest prawdą? Myślisz, że był dziś na haju?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi do autobusu otworzyły się i Dash i Luke wpadli do
środka. Dagger wstał i poszedł ich powitać, dostając poklepywanie po głowie i drapanie w klatkę
piersiową, gdy szli do nas. Dash pochylił się i pocałował Lexi.
- To był pieprzony dom wariatów! Udało wam się wrócić bez żadnych problemów?
Lexi przytaknęła i podała mu swoją butelkę z wodą.
- Tak Chase wsadził nas do SUV-a i przywiózł tutaj. Powinien był to zrobić również z wami.
Luke położył się na podłodze z szeroko rozłożonymi ramionami i głową zwróconą w moją
stronę.
- Jak ci się podobało przedstawienie, Dylan?
Uśmiechnęłam się do wspaniałego perkusisty. Ludzie, dlaczego to nie ten facet sprawiał, że
mój kręgosłup mrowił?
- To była zabawa. Byliście niesamowici. - Spojrzałam w stronę drzwi. Wiedziałam, że Smith
będzie zajęty swoim haremem. Smuga zazdrości, która przebiegła przez moje ciało była całkowicie
niepożądana. To było tylko zauroczenie, przypomniałam sobie. Tak jak zadurzyłam się w Riderze
Strong'u podczas jego dni w Boy Meets World. I poradzę sobie z tym.
Dash chwycił Lexi za rękę.
- Chodź, Kociaku. Czas do łóżka. - Pociągnął ją na nogi.
Odwróciła się do mnie i posłała mi buziaka.
- Dobranoc, Dilly.
Prychnęłam. To było niedorzeczne przezwisko, ale od niej było ujmujące.
- Dobranoc, Lexi.
Szturchnęła Luke'a nogą.
- Lukey.
- Lexi. - Ścisnął jej łydkę, a potem pozwolił jej odejść z chłopakiem. Ta dwójka była tak bli-
sko, że słowa nie były potrzebne. Mówiąc o głębokiej przyjaźni.
Moje cholerne oczy, z własnej woli, ponownie spojrzały w stronę drzwi. Powinnam zejść z
tej kanapy i przygotować się do spania. Powinnam wziąć iPoda i moje słuchawki i wejść na swoją
pryczę. W ten sposób nie usłyszałabym nawet, o której godzinie Smith postanowił wciągnąć swoje-
go kutasa z powrotem do spodni. Spojrzałam w dół na Lukea, miał zamknięte oczy i ciężki oddech.
Wstałam, ostrożnie przeszłam nad jego leżącym ciałem i skierowałam się do łazienki. Nie chciałam
patrzeć na te drzwi ani razu więcej. Chciałam się przespać.
Rozdział 7
Smith
Powrót do autobusu był szalony. Kamery, pytania… a jeden pieprzony reporter wykrzyczał
coś, co sprawiło, że krew w żyłach zamieniła mi się w lód.
- Czy Dash wybaczył ci, że prawie zabiłeś jego dziewczynę i dziecko?!
Trzymałem głowę spuszczoną, nawet nie spojrzałem w kierunku tego mężczyzny. Ale do
diabła, mówił o nożu w klatce piersiowej. Czy Dash mi wybaczył? Oczywiście, że tak, był jednym
z najlepszych ludzi, jakich znałem. Ale czy ja wybaczyłem sobie? Na pewno nie. Moja pokręcona
rodzina i moje problemy z narkotykami prawie zabiły Lexi. Będę o tym myślał aż do śmierci. Moż-
na by pomyśleć, że takie wydarzenie może otrzeźwić człowieka, i tak było. Przez jakiś czas. Ale po-
tem pojawiły się wspomnienia, koszmary i wstręt do samego siebie. Jestem uzależniony, a uzależ-
nieni zawsze wracają do swoich nałogów. Zwłaszcza, gdy te nałogi są ci wpychane w twarz dzień w
dzień. Weźmy na przykład dzisiejszy wieczór, opuściłem scenę czując się dobrze, a nawet świetnie.
Nie chciałem niczego więcej niż wrócić do autobusu, spędzić czas z moimi przyjaciółmi i poflirto-
wać trochę z Dylan. Uwielbiałem widzieć ją dziś z boku sceny, bardziej niż miałem do tego prawo.
Ale jak tylko zrobiłem dwa cholerne kroki w dobrym kierunku, podeszła jakaś laska, wcisnęła mi w
rękę torebkę koki i zapytała, czy chcę wciągnąć kreski z jej tyłka. Kim ja byłem, Wilkiem z Wall
Street? Nie. Byłem gwiazdą rocka z miękkim podejściem do seksu i koki. Wydawać by się mogło,
że to sprzeczne, bo kutas po koce był jaki był. Ale to właśnie pomagało mi iść dalej, dalej się pie-
przyć... chodzić od dziewczyny do dziewczyny bez miejsca na myśli czy uczucia. Zacząłem za nią
podążać - nie będę kłamał - automatycznie zacząłem za nią podążać.
Ale Luke złapał mnie za kołnierz i pociągnął za sobą, abym stanął przed nim.
- Nie dzisiaj, stary. To miejsce jest roi się od reporterów po wielkim ogłoszeniu Dash’a. Mu-
sisz ruszyć swój tyłek z powrotem do autobusu i tam zostać. Jeśli chcesz czegoś dziwnego, złap
dziewczynę i zabierz ją ze sobą. - Luke raczej rzadko wypowiadał się w tych kwestiach. Był bar-
dziej silnym, cichym typem, pozwalającym nam robić swoje. Jeśli powiedział „nie”, to musi być
naprawdę źle. - Już kazałem Chase oczyścić wasz pokój ze wszystkich. Dash mówi Jacksowi to
samo. - Wiedziałem, że miał rację robiąc to, co zrobił. Paparazzi, którzy natknęliby na Jacks i mnie
w pokoju pełnym lasek i wódy (i koksu) byliby straszni. Zwłaszcza po tym, co stało się kilka mie-
sięcy temu z moim sukowatym kuzynem.
Przytaknąłem.
- Tak, stary, bez obaw. Nie przeszkadza mi to. - Luke nie wiedział o tym, a ja też nie zdawa-
łem sobie wtedy z tego sprawy, ale właśnie uratował mi cholerne życie.
Co sprowadziło mnie do tego, co jest tu i teraz. Szedłem ze spuszczoną głową, próbując
przebrnąć przez emocjonalny napór obcych ludzi rzucających mi w twarz moją przeszłość, aż do-
tarłem bezpiecznie do autobusu. Słyszałem za sobą chichot. Jacks złapał dziewczynę na spacer do
domu, jak szybką przekąskę na drogę. Jej ręka wsunęła się w jego spodnie, gdy tylko wyminęliśmy
kamery. Słyszałem, jak z nim rozmawiała, a on udzielał połowicznych odpowiedzi. Nie chciał roz-
mawiać, chciał po prostu odczepić się od niej i ruszyć dalej. Wiedziałem, że nie przyprowadziłby jej
do autobusu. Odkąd dołączyła do nas Lex, autobus był bardziej domem, a do domu nie przyprowa-
dza się groupies. Po prostu kazałby jej szybko mu obciągnąć na tyłach autobusu, a potem wysłałby
ją w drogę. Co byłoby również moim normalnym sposobem postępowania. Ale Luke zrobił coś
więcej niż tylko powstrzymał mnie przed bzykaniem tej laski, uświadomił mi, że nie chcę tego ro-
bić.
Wszedłem autobusem i prawie potknąłem się o leżące ciało Luke'a. Zajmował większość
podłogi w salonie i cicho chrapał. Słowa reportera wprawiły mnie w zakłopotanie i wysłały do mo-
jego ciemnego miejsca. Nie byłem głupi, wiedziałem, że wszyscy to widzą. Gdy tylko mój uśmiech,
moja maska, zsunęła się, ukazał się smutek. Lata tortur i zaniedbania. Rozejrzałem się po autobusie,
drzwi Dasha i Lexi były zamknięte, podobnie jak drzwi do łazienki. Jacks nadal był na zewnątrz z
jego przekąską a Luke był zemdlony. To musiało oznaczać, że Dylan była w łazience... i tak samo
było z moimi tabletkami. Musiałbym poczekać, aż wyjdzie, żeby złapać moją ucieczkę. Miałem za-
miar wrócić tutaj i spędzić z nią czas... a teraz? Nie za bardzo. Nie zamierzałem być już dobrym to-
warzystwem. Zadbały o to moje wspomnienia.
Drzwi do łazienki otworzyły się i Dylan wyszła na zewnątrz, ubrana jedynie w ręcznik oka-
lający jej ciało, z długimi ciemnymi włosami spiętymi na czubku głowy. Po jej skórze wciąż spły-
wały krople wody z prysznica. Ja pierdolę, chęć zlizania ich była tak silna, że zrobiłem krok w jej
stronę.
- Wróciłeś. - Dylan spojrzała ode mnie do drzwi, prawie jakby była zaskoczona moim wido-
kiem.
- Tak, reporterzy byli szaleni... Zajęło mi trochę czasu przepchnięcie się przez nich. Dash
miał rację, że zatrudnił więcej ochrony… - Pozwoliłem, by moje słowa uleciały. Widok jej w ręcz-
niku sprawiał, że mój mózg miał zwarcie. - Idziesz do łóżka?
Chwyciła mocniej swój ręcznik i kiwnęła głową.
- Tak, ja… pomyślałam, że będziecie późno… więc…
To było niedorzeczne. Oboje wydawaliśmy się zdenerwowani i niepewni tego, co powie-
dzieć. W dodatku byłem pewien, że napięcie seksualne, które wydziela się z mojego ciała, sprawia-
ło, że ona czuła się nieswojo. Zerknąłem ponownie w stronę łazienki. Moje tabletki były tak blisko,
że mógłbym wciągnąć dwie i wypić pół butelki whisky, a potem nie czułbym nic aż do rana.
Dylan odchrząknęła.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz trochę... Dobrze się czujesz?
Tak, moja maska się zsunęła i ona od razu to zauważyła.
- Czuję się świetnie. - Uśmiechnąłem się, chyba za bardzo, żeby wyglądało to prawdziwie. -
Po prostu jestem zmęczony po występie. To wymaga dużo energii, żeby dobrze tam wyglądać. -
Mrugnąłem, dla dodatkowego efektu.
Przytaknęła, powoli.
- Tak, jestem pewna, że tak… - Przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą. - Czy ty, uch,
to znaczy, czy zamierzasz iść spać?
Mógłbym powiedzieć „tak”, powinienem powiedzieć „tak”. Powinienem po prostu wziąć
prysznic, zażyć jakieś tabletki i wejść na swoją pryczę. Nie musiałbym udawać uśmiechu, nie mu-
siałbym udawać, że wszystko jest w porządku. Mógłbym po prostu rozsypać się w swoim łóżku, zu-
pełnie sam. Ale z jakiegoś powodu, potrzeba bycia obok niej zdawała się przeważać nad moją po-
trzebą odrętwienia.
- Nie. Może, uch, może pójdziesz się ubrać i możemy obejrzeć jakiś film.
Patrzyła na mnie z głową przekrzywioną na bok, jakby nie mogła się zorientować, czy żartu-
ję, czy nie.
Uniosłem brew.
- Albo możesz po prostu stać tam w swoim ręczniku i ciągle się na mnie gapić. Cieszę się
tym widokiem. - Dodałem kolejne mrugnięcie.
To musiało być mrugnięcie, które ją wrobiło, bo przewróciła oczami i kiwnęła głową.
- Tak, w porządku. Tylko pozwól mi się przebrać naprawdę szybko. - Chwyciła jakieś ubra-
nia i wróciła do łazienki.
- Do kurwy nędzy, to była najbardziej niezręczna rozmowa, przez jaką kiedykolwiek musia-
łem przejść! Jąkałeś się, odkąd Dylan wyszła z łazienki. - Luke usiadł i przejechał palcami po wło-
sach.
- Ojej, Śpiąca Królewna postanowiła się obudzić? - Poszedłem w sarkazm, kiedy tak na-
prawdę chciałem tylko złapać go za koszulę i wyrzucić z pokoju. Chciałem Dylan tylko dla siebie.
- Jak mogłem przespać tę niezręczną jak cholera wymianę zdań? - Wstał i trzasnął szyją w
jedną lub drugą stronę. - Od kiedy masz problem z rozmawianiem z dziewczynami?
Wzruszyłem ramionami. Nie chciałem odpowiadać mu szczerze: odkąd dziewczyna, z którą
rozmawiam to Dylan.
- Idę do łóżka. Mam nadzieję, że dla twojego dobra, twoje umiejętności powrócą, zanim ona
pomyśli, że miałeś wylew.
Kiedy Dylan wyszła sekundę później, całe powietrze opuściło moje płuca. Miała na sobie
luźne czarne spodnie, które wyglądały bardziej miękko niż jedwab i wisiały niebezpiecznie nisko na
jej biodrach, oraz obcisły biały tank top, który sprawiał, że jej skóra wyglądała bardziej na opaloną
niż oliwkową. Jej włosy nadal były w nieładzie na czubku głowy, a większość makijażu zniknęła.
Ale nigdy w życiu nie widziałem nikogo piękniejszego. I właśnie w tym momencie wiedziałem, bez
wątpienia, że szybkie przetoczenie się po sianie nie sprawi, że ta dziewczyna zniknie z mojego sys-
temu. To zajmie co najmniej kilka tygodni. Do diabła, nie przeszkadzało mi to.
Oczy Luke'a sięgały mu do linii włosów. W jego spojrzeniu widziałem uznanie. Jak mógłby
jej nie zauważyć? Potrząsnął szybko głową, jakby mentalnie próbował wydobyć swój umysł z
rynsztoka.
- Dobranoc, dupku. - Chciałem, żeby wyszedł z pokoju, w tej pieprzonej chwili. Nie podobał
mi się sposób, w jaki patrzył na Dylan. Nie potrzebowałem żadnej konkurencji, kiedy najwyraźniej
byłem swoim własnym najgorszym wrogiem.
Luke zmrużył na mnie oczy, ale skierował się w dół korytarza, zatrzymując się, aby złożyć
pocałunek na policzku Dylan.
- Dobranoc, kochanie.
Moje zęby trzonowe zgrzytnęły razem. To było chujowe posunięcie, wiedział, że chcę Dy-
lan. Do diabła, wszyscy wiedzieli. To nie było trudne do zobaczenia. Zwłaszcza po moim wyczynie
za kulisami przed naszym dzisiejszym występem. Poczekałem, aż Luke wspiął się na swoją pryczę,
zanim zwróciłem się z powrotem do Dylan.
- Jakieś preferencje?
Usiadła swobodnie na kanapie, podciągając nogi pod siebie i chwytając koc.
- Nie, ty wybieraj.
Trzymałem w ręku pilota i usiadłem obok niej.
- Uh, um, a może, uch… - Zwróciłem uwagę z powrotem na ekran i próbowałem z całych sił
czytać i rozumować. Luke miał rację, byłem daleko poza moją grą. - Uh, a może Boondock Saints?
- Wiedziałem, że gdzieś tu jest, bo Lex i Dash oglądali go dziś po południu w swoim pokoju. To był
jeden z ulubionych filmów Lexi. Ta mała dziewczynka ma bzika na punkcie filmów akcji.
Dylan oparła się plecami o kanapę i niechcący, jestem tego pewien, zbliżyła się do mnie.
Pachniała wiciokrzewem. Kurwa, uwielbiałem wiciokrzew.
- Nigdy o nim nie słyszałam.
- Naprawdę? To klasyka. - Wcisnąłem play po tym jak go znalazłem, mój umysł był już go-
towy. Ta dziewczyna potrzebowała lekcji dobrego kina.
- O czym to jest? - Wyciągnęła nogi i pochyliła ciało tak, że mogła lepiej widzieć telewizor i
po raz kolejny, to przybliżyło ją do mnie. Kanapa nie była ogromna, ale żadne z nas nie chciało się
przenieść na leżankę. Potraktowałem to jako znak, że przynajmniej trochę mnie polubiła. Gdyby nie
myślała o mnie seksualnie, nie chciałaby siedzieć tak blisko mnie w ciemności. Prawda?
Odchyliłem się lekko do tyłu, nie chciałem się od niej odsuwać, ale chciałem się wygodnie
ułożyć. Przerzuciłem ramię przez oparcie kanapy i wyciągnąłem nogi przed siebie.
- To jest o tych dwóch złych irlandzkich braciach, którzy biorą na siebie oczyszczenie ulic
Bostonu. Ścigają gangsterów i tego typu ludzi.
- Jest brutalny?
- Uchhhh… nie jest źle. - Nie było to całkowite kłamstwo. To znaczy, nie był brutalny w po-
równaniu do Dom tysiąca trupów. Ale był brutalny w porównaniu do Pretty Woman. Więc... to
wszystko zależy od perspektywy. Plusy tego filmu? Brak seksu. Więc mój i tak już twardy jak ka-
mień kutas nie musiałby cierpieć bardziej, niż teraz.
Po scenie otwierającej film w pubie, gdzie podpalili tyłek tego kolesia, Dylan odwróciła się
do mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Nie jest źle, co?
Uśmiechnąłem się.
- Ach, mi chéri, daj spokój. Ten facet miał coś do niego. - Zmarszczyła nos, ale usadowiła
się na kanapie. Chciałem, bardzo mocno, przyciągnąć ją do siebie i przytulić podczas oglądania fil-
mu. Tak jak zrobiłby to normalny facet z laską, która mu się podoba.
Kilka minut później do autobusu wpadł Jacks, potykając się. Zatrzymał się w miejscu, gdy
nas zobaczył.
- Cóż, czyż nie wyglądacie przytulnie?
Wstrzymałem film.
- Chcesz obejrzeć, stary?
Wyglądał na zakłopotanego.
- Uch, pewnie. Nie zdawałem sobie sprawy, że Dylan lubi tego typu rzeczy. Ale, jestem w
grze. - Upadł na fotel rozkładając uchwyt i podnosząc nogi.
Kiedy wciąż patrzył na nas, zamiast na telewizor, warknąłem nisko w gardle.
- Nie oglądaj nas, ty dupku! Film.
- Och. - Spojrzał na ekran. - Nie. Idę do łóżka. Wstał, a potem zatrzymał się zanim ruszył
korytarzem. - Chodzi mi o to, że może byście rozważyli pozwolenie mi na oglądanie was…
Wskazałem na prycze, przerywając mu.
- Wynoś się stąd do cholery.
Wzruszył ramionami i wyszedł.
Dylan odwróciła się do mnie ze śmiechem w oczach.
- Czy to znaczy, że zwykle pozwalasz mu patrzeć?
- Nie. Za kogo ty mnie uważasz? - Zakpiłem.
- Brudną gwiazda rocka, która najprawdopodobniej lubuje się w jakimś perwersyjnym gów-
nie.
Cóż, tu mnie miała... ale nie musiała o tym wiedzieć. Próbowałem zaciągnąć ją do swojego
łóżka, a nie wysłać na wzgórza. Uśmiechnąłem się, flirtując.
- Źle mnie zrozumiałaś, mi chéri… chyba, że, oczywiście, masz ochotę na trochę tego typu
rzeczy. W tym przypadku, jestem za.
Potrząsnęła głową, uśmiechając się i wróciła do naszego filmu.
- Naciśnij play, zboczeńcu.
Rozmawiając z Dylan, mając ją obok siebie... po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że
mój uśmiech był prawdziwy. Nie czułem już, że ciągnie mnie do alkoholu i tabletek. Samo siedze-
nie tutaj z nią, wystarczyło. Nie trzeba było zaliczać dziesięciu lasek z rzędu, wystarczyło siedzieć
obok jednej. Im dłużej trwał film, tym bardziej wydawała się w to wciągnięta - aż do momentu, gdy
kot został wysadzony w powietrze. Syknęła i odwróciła się do mnie, jej seksowne usta ułożyły się
w idealne małe „O”. Musiałem się roześmiać z jej uroczej reakcji. Podniosłem ręce, uspokajając ją.
- Wiem. Wiem, to było złe i przepraszam. - Użyłem ramienia, które było przeciągnięte
wzdłuż oparcia kanapy, aby przyciągnąć jej zszokowaną twarz do mojej piersi. - Obiecuję, że reszta
filmu jest niesamowita. Po prostu trzymaj się mnie, dobrze?
Skinęła głową na mojej klatce piersiowej. A potem, zamiast usiąść i wrócić do miejsca, w
którym była wcześniej, po prostu odwróciła głowę w stronę telewizora. No proszę. Spełniłem swoje
życzenie. Ta gorąca, idealna laska leżała w moich ramionach, oglądając Świętych z Bostonu. Czy
życie może być dużo lepsze niż to? Moje ręce aż swędziały, żeby ją dotknąć, chciałem się pocierać
po całym jej ciele. Chciałem ją całować, aż będzie mnie błagać, żebym ją zerżnął. Ale bardziej niż
czegokolwiek? Chciałem, żeby została.
Rozdział 8
Dylan
Smith zasnął pod koniec filmu. Wiedziałam o tym, bo leżałam na jego piersi. Czułam, kiedy
jego oddech stał się głęboki, a ramię stało się ciężkie na moim boku. Film okazał się cholernie do-
bry. A przytulanie się na kanapie ze Smithem? Okazało się jeszcze lepsze. Pachniał niesamowicie,
jak droga woda kolońska i whiskey. Feromony. To były takie dupki. W dodatku, o dziwo, był do-
skonałym dżentelmenem. Zaskakująco i rozczarowująco. Dlaczego byłam rozczarowana, nie wie-
działam. Byłam tu, żeby pracować. Ile razy miałam sobie o tym mentalnie przypominać? Praca, nie
zabawa... chociaż, jedna mała sesja przytulania na kanapie, czy to naprawdę było uważane za zaba-
wę? Prawdopodobnie nie. Po napisach końcowych usiadłam i potrząsnęłam nim.
- Smith, film się skończył. Czas do łóżka.
Mruknął coś zupełnie niezrozumiałego, ale nie otworzył oczu.
- Och, co? Potrzebujesz mnie, żebym ci pomogła dostać się na pryczę? A może po prostu zo-
staniesz na kanapie? Smith? - Poklepałam go po piersi.
Jego ręka podniosła się i chwyciła moją, przyszpilając ją na miejscu.
- Zostać tutaj.
Przytaknęłam.
- Dobrze, przyniosę ci poduszkę, trzymaj się.
Chciałam wstać, ale Smith mocno trzymał mnie za rękę.
- Nie. Oboje tu zostaniemy.
Jeszcze nie otworzył oczu, więc nie byłam pewna, czy jest w pełni obudzony i świadomy
tego, co sugeruje.
- Och. Uch, kanapa jest dość mała i…
Pociągnął mnie za rękę, a ja opadłam z powrotem na jego idealnie wyrzeźbioną klatkę pier-
siową.
- Połóż się, mi chéri. Osadził swoje ramię z powrotem wokół mojego boku i nie puścił mojej
ręki.
Okej. To nie było dobre. Nie musiałam spędzić reszty nocy przytulona na kanapie z tym
człowiekiem. Praca, nie zabawa. A on nie był dla mnie dobry. Był męską dziwką, możliwe, że nar-
komanem i zbyt gorący dla własnego dobra – cholernie straszne połączenie. Musiałam natychmiast
wstać. Smith wziął głęboki oddech i mocniej objął mnie ramieniem. O, to słodkie. Co złego było w
spaniu z nim na kanapie? Przecież spał. To nie było tak, że zamierzał czegoś spróbować. I jeśli mia-
łam być szczera, to cholernie dobrze było się czuć, będąc tak trzymaną. Tak dawno nie byłam trzy-
mana przez mężczyznę. Po zakończeniu trasy wrócę do mojego pracoholizmu... może trochę „zaba-
wy” będzie miłym wspomnieniem. Cholera. Z jednej skrajności w drugą, dobra robota mózgu, tak
trzymaj się swoich przekonań. Przysunęłam się bardziej do oparcia kanapy, robiąc miejsce Smitho-
wi, żeby mógł podnieść nogi.
Co też uczynił.
- Grzeczna dziewczynka. - Puścił moją rękę na tyle długo, by naciągnąć na nas koc, ale po-
tem znów ją chwycił. Zasypiałam czując jego kciuk pocierający grzbiet mojej dłoni.
***
Obudziłam się z moim ciałem prawie całkowicie na wierzchu ciała Smitha. I, choć jestem
pewna, że miało to więcej wspólnego z biologią niż ze mną, Smith miał dość imponujący poranny
wzwód. Czy on się obudził? Czy wiedział, że jego poranne drewno wbija się w moje biodro? Czy to
źle, że mnie to podniecało? Nagle zapragnęłam otrzeć się o niego swoim ciałem, żeby zobaczyć, jak
zareaguje. Uwielbiałam oglądać ten film w jego ramionach zeszłej nocy. A to, że trzymał mnie, kie-
dy spałam? Słodkie. To było oficjalne: byłam niczym innym jak typową, naiwną dziewczyną. Spa-
nie na łyżeczkę z tym mężczyzną sprawiło, że przekroczyłam granicę i obudziłam się czując się z
tym w porządku. Jak powiedziałam Lex, z flirtującym Smithem mogłam sobie poradzić. Uroczy
Smith? On miał być moim upadkiem. Otworzyłam oczy, kiedy usłyszałam, jak ktoś chrząka.
Dash stał nad nami ze zmrużonymi oczami, zaciśniętymi ustami - jakby próbował zdecydo-
wać, co powiedzieć.
Smith chwycił mnie mocniej i zakrył drugą ręką oczy.
- To Dash czy Luke?
- Dash. - Próbowałam usiąść, ale Smith tego nie chciał. Może używał mnie, aby ukryć swoje
drewno?
- Zostań, mi chéri. Odejdzie, jeśli będziesz go wystarczająco długo ignorować. On nienawi-
dzi być ignorowany, to gniecie jego przerośnięte ego.
Dash odrzucił głowę do tyłu i wydał z siebie fałszywy śmiech.
- Czyżby? Naprawdę musimy rozmawiać o przerośniętym ego, Smith? Ty jesteś bogiem roc-
ka, ty.
Poczułam, jak klatka piersiowa Smitha dudni śmiechem przy mojej.
Dash usiadł w fotelu i włączył wiadomości. Smith wyszorował dłońmi twarz. Skorzystałam
z okazji, żeby zająć pozycję siedzącą. Ale ponieważ byłam już na nim, teraz siedziałam prawie na
jego kolanach. Mimowolnie położyłam swój tyłek na jego twardym jak skała kutasie. On dopaso-
wał swoje biodra pode mną, ocierając się o mnie. Tylko ta odrobina tarcia, spowodowała, że wyda-
łam z siebie małe, malutkie „Mmmmm…”
Oczy Dasha zwróciły się w naszą stronę.
- Co to było?
Smith chichotał, brzmiąc bardzo męsko.
- To była Dylan.
- Uch, tak. Mmmmm, jestem głodna. Co robimy na śniadanie? - Spojrzałam w stronę kuch-
ni, próbując usprawiedliwiać jęki. Czy było tu gorąco? Poczułam się zarumieniona.
- W kuchni coś znajdziesz, jeśli chcesz coś przekąsić. Ale zwykle zatrzymujemy się po dro-
dze. Autobus odjedzie za około czterdzieści pięć minut. - Dash spojrzał na zegarek, a potem skinął
głową, gdy zobaczył, że miał rację.
Smith nadal śmiał się pode mną, co nie pomagało w sytuacji tarcia. Położyłam dłoń na prze-
ciwległym ramieniu kanapy, próbując zrzucić się z jego diabelskich kolan. Użył swojej stopy, żeby
strącić moją rękę, więc wylądowałam z powrotem na nim. Spróbowałam jeszcze raz, krzywiąc się.
Znów sprawił, że upadłam. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na niego.
- Nie przestawaj teraz mi chéri. Już prawie doszedłem. - Jego słowa były niegodziwe, ale
uśmiech na jego twarzy był figlarny.
Przewróciłam oczami.
- Albo pozwolisz mi wstać, albo będę sikać tutaj. - Tym razem, gdy próbowałam wstać, po-
zwolił mi na to. Dobrze, że flirtująca gwiazda rocka Smith była tego ranka na czele i w centrum
uwagi. To pomogłoby mi otrząsnąć się z moich pączkujących uczuć do tego faceta.
Rozdział 9
Smith
W sekundzie, gdy Dylan zamknęła drzwi łazienki, Dash zwrócił całą swoją uwagę na mnie.
- Czy Lexi nie powiedziała ci, żebyś trzymał się z dala od Dylan?
Usiadłem, pocierając klatkę piersiową i ziewając.
- Tak, zrobiła to. Dobrze, że Lexi nie jest moim szefem, co?
- Przestań być dziecinny, Smith. Dobrze wiesz, dlaczego ty i Dylan to zły pomysł.
- O tak? A dlaczego tak jest, bracie?
Zaczął odliczać powody na palcach.
- Zobaczmy, co powiesz na to, że jesteś tylko w pewnym stopniu „trzeźwy”? Albo że uży-
wasz dziewczyn jak papieru toaletowego? Albo, że nie chcesz się z nią umawiać? A może to, że jest
tu, by pomóc Lexi, a ty ją przeleciałeś, co bardzo nadwyrężyłoby ich relację? Mam kontynuować?
Wszystkie słuszne uwagi. Chociaż nie wiedziałem, że Dash wiedział, że nie jestem całkowi-
cie trzeźwy.... Spojrzałem w kierunku łazienki¸ upewniając się, że drzwi były nadal zamknięte.
- Słuchaj, nic się nie stało ostatniej nocy. Zasnęliśmy oglądając film. Nie rób z tego wielkiej
sprawy przed Lexi. Nie chcę, żeby dała Dylan popalić.
Dash milczał przez chwilę.
- Nadal zamierzasz próbować ją przygwoździć?
Z jakiegoś powodu jego słowa mnie zaniepokoiły.
- Nie próbuję jej przygwoździć. To fajna laska. Dobrze się bawiłem ostatniej nocy. Lubię
spędzać z nią czas.
- Lubisz spędzać z nią czas? - Dash brzmiał na zdezorientowanego. - Od kiedy spędzasz z
nią czas, Smith?
Pozwoliłem mu powiedzieć swoje, ale teraz zaczynałem się wkurzać.
- Nie wiem, Dash, a od kiedy ty? - Ha, tu go miałem. Dash, zanim poznał Lexi, nie był lep-
szy ode mnie w dziale łatwych kłamst. A Luke na każdym kroku robił mu piekło, rzucając mu w
twarz jego przeszłość.
- Masz rację, stary. - Zerknął z powrotem na korytarz, zanim kontynuował. - Ale byłem go-
towy na zmiany. W momencie, gdy poznałem Lexi, chciałem, żeby było inaczej, chciałem być lep-
szy. Czy możesz szczerze powiedzieć to samo? Czy możesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że je-
steś gotowy, aby się uspokoić? Że jesteś gotowy zrezygnować z groupies, późnych nocy i przypad-
kowych zaczepek w łazienkach na stacjach benzynowych?
Wskazałem na niego palcem.
- To nie fair z tym ostatnim i wiesz o tym. Po prostu tak się złożyło, że przeleciałem ją jedną
noc wcześniej. To był przypadek, że następnego dnia była na tej stacji benzynowej.
Przewrócił oczami.
- Tak czy inaczej, stary.
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo Dylan wyszła z łazienki wciąż w swoich wygod-
nych ubraniach. Ale rozpuściła włosy i nałożyła odrobinę makijażu. Nie miało znaczenia, jakie
ubrania miała na sobie, czy miała makijaż czy nie, czy jej włosy były upięte czy rozpuszczone... za-
wsze była olśniewająca. A kiedy zdałem sobie sprawę, że przyszła usiąść z powrotem przy mnie,
zamiast na jednej z pustych leżanek, uśmiechnąłem się jak kretyn.
- W porządku, mi chéri, zróbmy ci coś do jedzenia. - Wstałem na tyle długo, by wziąć bato-
nik granole, jogurt i pudełko Lucky Charms, zanim usiadłem z powrotem na kanapie. Wyciągnąłem
jedzenie jak ofiarę. - Wybierz swoją truciznę.
Chwyciła jogurt i łyżkę.
- Dziękuję. - Kiwnęła głową w kierunku pudełka z płatkami, które trzymałem. - Wiesz, że to
właściwie jest trucizna, prawda?
Wgryzłem się w przesłodzone płatki z ogromnym uśmiechem na twarzy i rzuciłem batonik
w stronę Dasha. Byłem bardziej niż trochę zadowolony, kiedy wylądował prosto na jego kutasie.
Sądząc po spojrzeniu które mi rzucił, on nie był.
- Dokąd dzisiaj?
Dash westchnął.
- Wiesz, że masz harmonogram w telefonie, prawda?
Przytaknąłem.
- Bez wątpienia. Ale dlaczego miałbym zawracać sobie głowę zaglądaniem do niego, skoro
ty zawsze dokładnie wiesz, co się dzieje?
Oczy Dasha powędrowały na Dylan, a potem z powrotem na mnie.
- Nie wiem, Smith, może dlatego, że to dorosła rzecz do zrobienia. Odpowiedzialna rzecz do
zrobienia? Ale jeśli nie jesteś na to gotowy…
Nie przegapiłem nacisku, jaki położył na słowo „gotowy”. Słyszałem jego głupi tyłek gło-
śno i wyraźnie. Kiedy Dylan skończyła jogurt, zaniosłem jej śmieci i łyżkę z powrotem do kuchni.
- Kto chce kawy?
Dylan podniosła rękę, wywołując u Dasha chichot.
- Zaufaj mi, Dylan, nie chcesz żadnej z kaw, które robi Smith.
Dylan zaśmiał się.
- O tak? Jest aż tak kiepskim kucharzem, że nie potrafi nawet zrobić porządnej filiżanki
kawy?
Przewróciłem oczami, zanim nacisnąłem przycisk zaparzania na naszej maszynie.
- Robię niesamowitą kawę. Moi koledzy z zespołu po prostu nie radzą sobie z cykorią. Nie
są wystarczająco męscy.
Dylan zacisnęła wargi.
- Tak… ja też nie uważam się za wystarczająco męską. Spasuję.
Wzruszyłem ramionami i zostałem przy ekspresie do kawy. Dash miał rację, choć nie lu-
biłem mówić tego głośno. Nie chodziło o kawę, z tym nie było tak źle. Ale inne rzeczy... Czy byłem
gotowy, aby zatrzymać imprezę? Czy byłem gotowy schodzić ze sceny każdej nocy i wracać do au-
tobusu? Spojrzałem przez ramię na Dylan, wtuloną w koce na kanapie. Mógłbym spróbować, praw-
da? Może przymierzyć i zobaczyć, jakie to uczucie? Lexi nie mogła się wkurzyć, jeśli Dylan i ja po
porostu spędzalibyśmy ze sobą czas wieczorami. A jeśli Lexi byłaby szczęśliwa, to i Dash byłby
szczęśliwy. I Luke, i Jacks, i Dagger. Tutaj, jeśli Lexi nie jest szczęśliwa, to nikt nie jest szczęśliwy.
***
Czterdzieści pięć minut później, punktualnie, autobus wyjechał i wszyscy znaleźliśmy się w
salonie. Dylan i ja nadal siedzieliśmy na kanapie, Dash siedział w swoim fotelu z Lexi na kolanach,
Luke był w drugim fotelu, a Jacks właśnie wpadł do pokoju i zwalił się na podłogę, używając śpią-
cego Daggera jak poduszki. Miłość między tym chłopcem a psem dziewczyny jego przyjaciela gra-
niczyła z przerażeniem.
Zaśmiałem się.
- Ciężka noc, stary? Wyglądasz jak szwendacz.
Jacks prychnął w odpowiedzi.
- Starzeję się. Kace zaczynają mnie kopać po dupie.
Dylan spojrzał na mnie.
- Co to jest szwendacz?
Wciągnąłem słyszalny oddech.
- Co to jest szwendacz? Mówisz poważnie?
Luke przewrócił oczami.
- To zombie.
Dylan kiwnął powoli głową ze zrozumieniem.
- Och, to z tego dziwnego serialu o apokalipsie?
Odwróciłem się do niej, oszołomiony.
- Dziwnego serialu? Co jest z tobą nie tak? The Walking Dead to jeden z najlepszych seriali
w telewizji.
Dash oparł głowę o fotel.
- Och, zaczynamy.
Zignorowałem go.
- Talent w The Walking Dead jest niezrównany. Aktorzy, scenarzyści, efekty specjalne, ka-
skaderzy... mógłbym tak wymieniać dalej.
Lexi przytaknęła szczerze.
- Naprawdę mógłby, ale proszę, nie zmuszaj go.
Dylan wzruszyła ramionami i posłała mi przepraszające spojrzenie.
- Po prostu nie widzę w tym atrakcji, przepraszam.
Położyłem rękę na jej udzie.
- Czy kiedykolwiek nawet próbowałaś go oglądać?
Potrząsnęła głową.
- Nie.
Zatańczyłem mały szczęśliwy taniec na swoim miejscu.
- Ty, ja i Netflix. Ta wycieczka właśnie stała się prawdziwa.
Jacks spojrzał na Dylan i na mnie.
- Czy wy dwoje ruszyliście się od ostatniej nocy z tej kanapy? Kładę się spać, a wy tam je-
steście, budzę się, a wy nadal tam jesteście. A teraz planujesz tam oglądać pięć sezonów The Wal-
king Dead?
- Oczywiście, że się przenieśliśmy. Oboje musieliśmy się wysikać i Smith zrobił kawę. -
Uwielbiałem tą bezczelną i figlarną postawę Dylan umieszczoną za jej słowami. To było urocze.
Urocze? Zmieniałem się w Dasha.
Lexi zwęziła oczy w małe szczeliny. Och, to miała być zabawa.
- Co masz na myśli? Spaliście na tej kanapie zeszłej nocy? Razem? Całą noc?
Chciałem dać Lexi popalić. Chciałem robić sprośne żarty i powiedzieć jej, że niewiele się
spało... i to było na końcu mojego języka, ale Dylan mnie ubiegła.
- Zasnęliśmy oglądając film. - Szturchnęła mnie swoim ślicznym różowym paluszkiem. -
Jak to się nazywało? Boondog Saints?
Chwyciłem jej stopę i położyłem sobie na kolanach. Szukałem tylko powodów, żeby ją teraz
dotknąć.
- Boondock Saints, mi chéri. Potarłem dłonią o jej łydkę. - Hej, w rzeczywistości Norman
Reedus, jeden z braci w filmie z zeszłej nocy gwiazdorzy w The Walking Dead.
Zachichotała.
- Więc tak naprawdę lubisz ten serial czy po prostu masz coś do Normana Reedusa?
Uśmiechnąłem się.
- Prawdopodobnie po trochu z obu. Nie ma nic złego w zdrowym zauroczeniu mężczyzną. -
Czy moje szczęście może być jeszcze lepsze? Będę mógł przedstawić Dylan najlepszy serial w hi-
storii. I dałoby mi to idealną wymówkę, by spędzać z nią każdą noc tuląc się do niej na kanapie. Do
diabła, jeśli wysadzenie kota w powietrze sprawiło, że oparła się o moją klatkę piersiową, to zombie
powinny zagwarantować, że usiądzie mi na kolanach.
Spojrzałem na zegarek. Nienawidziłem się do tego przyznawać, ale zaczynałem się trochę
denerwować. Kawa obudziła mnie bez problemu, ale teraz czułem się cała roztrzęsiony. Nie mo-
głem zapalić w autobusie, Lexi by mnie zastrzeliła. Może miałem jeszcze Xanax w torbie? Pewnie
tak. Nie potrzebowałbym dużo, tylko pół, żeby się uspokoić.
- Hej. Wszystko w porządku? - Dylan poruszył nogą, która była na moich kolanach, aby
zwrócić moją uwagę.
Jej oczy wyrażały zarówno troskę, jak i podejrzliwość, a jej głos był cichy jak szept.
- Tak, mi chéri, nic mi nie jest. - Skręciłem szyję i podskoczyłem trochę nogą. - Ta kawa po
prostu mnie wstrząsnęła. Dobrze, że jej nie wypiłaś, co? - W chwili, gdy zdecydowałem się pod-
nieść swój żałosny tyłek i spróbować znaleźć igłę w stogu siana, Dylan położyła poduszkę na jej
kolanach.
- Chodź tu, połóż się. - Wyciągnęła rękę, czekając na mnie.
Miałem dwa wyjścia. Jedno udowodniłaby, że nie jestem lepszy niż inni w mojej rodzinie -
że jestem tylko ćpunem. A jedno udowodniłoby, że nie byłem. Nie będę kłamać, siedziałem nieru-
chomo i wpatrywałem się w tę małą szarą poduszkę spoczywającą na nogach Dylan. Nie mogłem
się ruszyć. Zbyt przerażony jednym i drugim. W końcu Dylan podjęła decyzję za mnie. Delikatnie
objęła mnie ramieniem i poprowadziła na swoje kolana. Zasnąłem czując jej dłonie w moich wło-
sach.
Rozdział 10
Dylan
Po około godzinie jazdy w kierunku kolejnego miejsca, ekipa postanowiła zatrzymać się i
zjeść śniadanie. Dzięki Bogu, bo ten jogurt, który miałam, nie utrzymałby mnie długo na nogach. A
wszystko inne w tej małej kuchni to było śmieciowe jedzenie. Byłam prawie pewna, że widziałam
jak Jacks jadł gumowe robaki z kawą. Musiałam obudzić Smitha, spał jak kamień na moich kola-
nach. Czułam na sobie wzrok wszystkich, kiedy przeczesywałam palcami jego ciemne blond włosy.
Widziałam, jak się zmienia, widziałam, jak jego noga zaczyna się trząść, a ciało staje się niespokoj-
ne. Tak jak widziałam to wczoraj, zanim poszedł wziąć prysznic i wczoraj wieczorem, kiedy wyglą-
dał na mrocznego i pokonanego. Tym razem wyglądał, jakby był gotowy do ucieczki. Jak koń wy-
ścigowy na starcie, który tylko czeka na swój start. Powinnam była pozwolić mu odejść. To nie był
mój pacjent i nie ja się nim zajmowałam. Ale nie mogłam tego zrobić. Wyraz jego twarzy, gdy za-
oferowałam mu poduszkę i miękkie miejsce do lądowania, prawie złamał mi moje cholerne serce.
Może i niechcący zadurzyłam się w tym facecie, ale nie mogłam znieść widoku jego zmagań.
Chłopaki wybrali tę tłustą małą dziurę w ścianie, która wyglądała jak zawał serca czekający
na to, by się wydarzyć. Była tam długa lada, przy której siedziało kilku staruszków popijających
kawę i jedzących jajka. Boksy były całe z popękanego żółtego winylu, a podłoga ze starego, zużyte-
go linoleum. Przynajmniej w takim miejscu nikt nie rozpoznał zespołu, a jeśli rozpoznał? Wtedy po
prostu mieli to w dupie. Zespół, Lexi i ja siedzieliśmy przy jednym stoliku, a ekipa drogowa i
ochroniarze zajęli kolejne trzy stoliki. Nie było tłoczno, ale nasza kelnerka wyglądała na nieco spe-
szoną nagłym wzrostem liczby klientów. Siedziałam obok Smitha. Kiedy wyciągnął dla mnie krze-
sło, Lexi zakrztusiła się wodą.
Nasza zdenerwowana kelnerka właśnie przyjmowała zamówienia na jedzenie. Musiałam po-
rozmawiać z tymi chłopakami o ich nawykach żywieniowych. Jedyną osobą, która zamówiła owoce
była Lexi, a to dlatego, że Jacks ją zmusił.
Dash miał swój telefon w ręku i grymas na twarzy.
- Właśnie dostałem maila z wytwórni.
- Czego chcą ci dranie? - Smith odrywał fragmenty serwetki i zwijał je w drobne kulki.
- Tego samego, o co nas męczą od tygodni - nowy album. - Dash wyłączył swój telefon i
odłożył go ekranem do dołu na stole. - Chcą dowodu, że nad nim pracujemy.
Jacks przewrócił oczami.
- Ci kolesie są niewiarygodni. Jesteśmy w trasie non stop od prawie roku. A teraz domagają
się nowego albumu. Czy nie zbliża się jakiś czas wakacji?
- Nie tak, jak oni to widzą. W tym mailu użyto zwrotu „kuć żelazo póki gorące” co najmniej
trzy razy. - Dash wzruszył ramionami. - To nie ma znaczenia. Będziemy trzymać się naszego pier-
wotnego planu. Po zakończeniu trasy popracujemy nad albumem. Jeśli im się to nie spodoba, może-
my znaleźć nową wytwórnię.
Luke uśmiechnął się.
- Albo sami ją wyprodukujmy.
To sprawiło, że reszta chłopaków też się uśmiechnęła. Wyglądało na to, że wszystkim
spodobał się ten pomysł. Nie wiedziałam nic o tym, jak działa przemysł muzyczny, ale wyproduko-
wanie własnego albumu brzmiało jak ryzykowne posunięcie. Oczywiście, chłopaki byli pewnie wy-
starczająco sławni, żeby robić co im się żywnie podoba.
Luke pociągnął łyk kawy i odchrząknął.
- Uch, mam przyjaciółkę, który spotka się ze mną w Arkansas… Po prostu chciałem was
wszystkich uprzedzić. Nie zostaniemy w autobusie. Ma pokój w hotelu niedaleko miejsca spotka-
nia. Więc... tak.
Po małym oświadczeniu Luke'a nastrój przy stole uległ zmianie. Jacks odłożył telefon i za-
czął się szczerzyć. Dash objął ramieniem oparcie krzesła Lexi, przysuwając się do niej bliżej. Smith
zatrzymał się obok mnie, a jego oczy błądziły między Lexi i Lukiem.
Nachyliłam się do Smitha i szepnęłam:
- Co się sta…
- Który przyjaciółka? - Lexi pochyliła się do przodu, zbliżając swoją twarz tak blisko
Luke'a, jak to tylko możliwe. Co nie było łatwe, biorąc pod uwagę, że siedzieli naprzeciwko siebie,
a jej brzuch zdawał się przeszkadzać.
- Cali. - Luke spojrzał jej prosto w oczy.
Lexi przewróciła oczami i usiadła z powrotem na swoim krześle.
- Cali? Cali pieprzyła się ze swoim osobistym trenerem, kiedy się spotykaliście.
- Tak. Lexi, zrobiła to. Ale to było trzy lata temu. - Luke wziął głęboki oddech. - I nie zamie-
rzam się z nią ponownie umawiać, będziemy tylko spędzać razem czas po koncercie.
Jacks podrapał się po głowie i wypił trochę soku pomarańczowego, a potem wytarł usta
grzbietem dłoni. Lexi przewróciła oczami i podała mu serwetkę. Przypominał mi pięciolatka.
- Cholera, Luke, czy kiedykolwiek umawiałeś się z laską, która cię nie zdradziła?
Lexi i Luke spojrzeli na siebie, wydawało się, że zastanawiają się nad tym samym. Po kilku
sekundach Lexi powoli potrząsnęła głową.
- Nie. Nie mogę sobie żadnej przypomnieć.
Luke milczał.
- Jeśli mnie pytasz, nie widzę w tym nic fajnego. Po co chodzić tam, gdzie już się było? Ja
sam jestem za nowymi doświadczeniami. - Jacks wziął kolejny duży łyk swojego soku. Był uroczy
w bardzo chłopięcy sposób.
Luke odchylił się na krześle i zarzucił rękę na moje plecy.
- To po prostu łatwiejsze. To znaczy, one już wiedzą, jak lubię to robić. Poza tym potem nig-
dy nie jest niezręcznie. Nigdy nie ma takiej chwili, kiedy chcę, żeby odeszły, ale starają się zostać.
Po prostu spotykamy się i nadrabiamy zaległości.
Lexi zadrwiła:
- Wiedzą, jak lubię to robić? Proszę. Wątpię, żeby twoje gusta były aż tak złożone, Luke.
Zachichotałam na wkurzony wyraz twarzy Luke'a. A Dash spojrzał w kierunku Lexi.
- Kociaku, nie mów o preferencjach seksualnych Luke'a.
Smith zepchnął ramię Luke'a z mojego krzesła.
- Chodzi ci o to, że uwielbiasz ucierać nosa tym laskom pokazując jak bardzo jesteś udany i
sławny. Dajesz im posmakować, a potem wysyłasz je w drogę, żeby żałowały dnia, w którym zrobi-
ły ci coś złego.
Luke miał złośliwy uśmiech.
- Może to też, trochę.
Jacks potrząsnął głową.
- Nie ma ani jednej byłej, uch, dziewczyny, którą chciałbym ponownie przygwoździć. - Ude-
rzył w stół. - Chwila. Cofam to. Tara Fox. Ją obróciłbym dwa razy.
Dash kiwnął głową.
- Tara Fox? Czy ona się nie wkurzyła i nie rzuciła ci piwem w głowę?
Jacks zaśmiał się.
- Taa. Ale to było tego warte. Wynagrodziła mi to później.
Smith wypuścił szybki śmiech.
- Piwo w głowę jest warte drugiego buszowania?
- Coś w tym stylu. - Jacks mrugnął do mnie, a potem Smith kopnął go pod stołem.
Ci faceci mnie rozbawiali. Sposób w jaki mówili o kobietach i seksie był okropny. Napraw-
dę, był. Ale nie mogłam przestać chichotać. Zanim się zorientuję, będę tak zła jak Lexi, nazywała
dziewczyny laskami i mówiła o bzykaniu. Kiedy kelnerka przyniosła nasze jedzenie do stołu, rozej-
rzałam się dookoła, przyglądając się wyborom każdego.
- Musicie jeść lepiej niż to. Codzienne owoce i warzywa to nie sugestia, to konieczność. -
Chwyciłam garść frytek Smitha i położyłam je na swoim talerzu, zastępując je mieszanymi owoca-
mi z miski, którą zamówiłam.
Smith pochylił się, kładąc swoje usta obok mojego ucha.
- Myślałem, że nie jestem twoim zmartwieniem, mi chéri.
Miał rację, powiedziałam mu dokładnie te słowa niecałe czterdzieści osiem godzin temu. Ale dziś
dwa razy podjęłam się próby uratowania tego człowieka. Było coś takiego w Smithie, coś co spra-
wiało, że chciałam się nim zająć i przegonić cienie.
***
Byliśmy z powrotem w autobusie już od dwóch godzin. Jacks i Luke leżeli na podłodze
obok Dagger'a grając w Grand Theft Auto, rozbijając drogie samochody i zaczepiając prostytutki.
Coś mi mówiło, że to nie było zbyt odległe od rzeczywistego życia Jacksa. Smith i ja siedzieliśmy
w fotelu, a Lexi i Dash na kanapie. Jej głowa znajdowała się na jego kolanach, a jego ręka na jej
brzuchu. Nie mogłam się powstrzymać od gapienia się, nie mogłam się powstrzymać od obserwo-
wania ich dwojga. To było tak cholernie oczywiste, jak bardzo ją kochał, jak bardzo kochał swoje
nienarodzone dziecko.
- Hej, chcecie usłyszeć bicie serca dziecka?
Twarz Lexi rozjaśniła się.
- Tak! Możemy?
Wstałam idąc korytarzem i chwytając plecak.
- Zapomniałam, że zabrałam ze sobą mały monitor. - Uklęknęłam obok niej na kanapie. -
Podnieś koszulkę. - Włączyłam maszynę i przyłożyłam różdżkę do jej brzucha. Przesuwałam ją do-
okoła, aż dźwięk bicia serca dziecka wypełnił pokój.
Lexi spojrzała na Dasha.
- Czy to nie najlepszy dźwięk na świecie?
Uśmiechnął się do niej i pogłaskał ją po policzku.
- To na pewno, do diabła, Kociaku.
Jacks i Luke przerwali swoją grę, wszyscy słuchali i uśmiechali się od ucha do ucha. Widać
było, że wszyscy byli w zachwycie nad tym dzieckiem. Pozwoliłam im słuchać jeszcze przez minu-
tę, po czym wyłączyłam go i odłożyłam na miejsce.
- Możemy to zrobić, kiedy tylko zechcesz. - Usiadłam z powrotem na fotelu. - Jest łatwy w
użyciu, nie musicie nawet na mnie czekać.
Lexi obróciła się na bok, twarzą do mnie.
- Dziękuję, bardzo, za to.
Przytaknęłam, na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Nie mogłam nic poradzić na to, że
trochę im zazdrościłam. Mieli wszystko to, co ja miałam nadzieję kiedyś mieć.
Smith obrócił swoje krzesło i oparł stopy na moich. Czułam jego wzrok na sobie, obserwo-
wał mnie. Zawsze patrzył, był taki spostrzegawczy w stosunku do wszystkich wokół.
- Chcesz mieć dzieci, mi chéri?
Wzięłam głęboki oddech.
- Jasne. Chciałabym mieć kiedyś rodzinę.
Luke ponownie wstrzymał grę, powodując, że Jacks warknął z frustracji. Przechylił głowę w
moją stronę.
- Biały płotek, 2,5 dziecka i mąż, który pracuje od dziewiątej do piątej?
Wyśmiałam go.
- Uch, myślałam raczej o domu blisko plaży, kilkorgu dzieciach i mężu, w którym wciąż za-
kochuję się każdego dnia.
Smith użył stopy, by zakołysać moim krzesłem, przenosząc moją uwagę z Luke'a z powro-
tem na niego.
- Wciąż zakochuję się każdego dnia?
- Mam tylko nadzieję, że pod koniec dnia, każdego dnia, wybrałabym go od nowa. - Wie-
działam, że brzmi to idealnie i romantycznie, ale przeczytałam to gdzieś kilka lat temu i utkwiło mi
to w pamięci. Moi rodzice byli małżeństwem od dwudziestu ośmiu lat i nadal byli w sobie zakocha-
ni. Zawsze byli z nami, dziewczynkami, szczerzy, że małżeństwo wymaga pracy. I oboje muszą
zdecydować się na pracę nad nim. Jeśli jedna osoba wkładała w to pracę, a druga nie, małżeństwo
się kończyło.
Jacks parsknął.
- Dopóki moja żona pozwoli mi w nią wpadać każdego dnia, będę szczęśliwy.
Oczy Lexi rozszerzyły się.
- Planujesz mieć kiedyś żonę?
Wstrzymał grę, ignorując zirytowane spojrzenie Luke'a i spojrzał na Lexi.
- Co to ma znaczyć? Oczywiście, że planuję się kiedyś ożenić.
Lexi zmrużyła oczy.
- Naprawdę?
Jacks uśmiechnął się.
- Z dwudziestosześcioletnią blond towarzyszką zabaw, kiedy będę miał osiemdziesiąt sześć
lat, jak Hugh Hefner.
Lexi skinęła raz głową.
- Z tym się zgodzę.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiania się z niego.
- Wielkie marzenie, kolego.
Mój śmiech zamarł, gdy zwróciłam uwagę na Smitha. Sposób, w jaki mnie obserwował,
był... intensywny.
- A co z tobą, Smith? Planujesz się ustatkować pewnego dnia, kiedy będziesz stary i siwy?
Uśmiechnął się. Nie swoim uśmiechem gwiazdy rocka, ale swoim słodkim, prawdziwym
uśmiechem.
- Och, myślę, że ustatkuję się wcześniej. - Znów zakołysał moim krzesłem, szepcząc tak, że
tylko ja mogłam go usłyszeć. - Tylko muszę się upewnić, że znalazłem odpowiednią dziewczynę.
Rozdział 11
Smith
Co, u diabła, wyszło z moich ust? Byłem naćpany? Zamknąłem oczy, próbując sobie przy-
pomnieć. Nie. Nie byłem na haju. Chciałem coś wziąć wcześniej tego dnia, ale wtedy Dylan po-
zwoliła mi leżeć na swoich kolanach. Dobra, więc nie ma wytłumaczenia na to, że w zasadzie po
prostu powiedziałem Dylan, że na nią lecę. Czy ja byłem nią zainteresowany? Myślałem, że chcia-
łem ją tylko przelecieć. Minęło tyle czasu odkąd byłem z dziewczyną. Cóż, emocjonalnie, to zna-
czy. Jak mogłem to w ogóle powiedzieć? Lubiłem ją. Była piękna, seksowna, mądra i bezpośrednia
i pozwalała mi się dotykać. Nie mogłem się doczekać mojego małego eksperymentu z przytulaniem
się na kanapie. Byłem super wkurzony, że siedziała na innym fotelu, a nie tuż obok mnie. Więc…
chyba byłem nią zainteresowany. Ech, kto by to przewidział?
Lexi ziewnęła.
- To jest nasz znak. Chodź, Kociaku, idziemy się zdrzemnąć. - Dash pomógł jej usiąść, a na-
stępnie pomógł jej stanąć na nogi.
Wychodząc z pokoju zatrzymała się obok krzesła Dylan.
- Czy powinnam być tak zmęczona przez cały czas? Dochodzę do momentu, w którym do-
słownie nie mogę utrzymać otwartych oczu.
Dylan przytaknęła.
- Rośnie w tobie kolejna osoba. To zabiera z ciebie dużo energii. Śpij tyle, ile potrzebujesz.
Tak długo, jak wciąż dostajesz jakąś formę ćwiczeń każdego dnia, będzie dobrze.
Luke kopnął nogą i trafił Dasha w tyłek.
- I ona ma na myśli rzeczywiste ćwiczenia. A nie bzykanie swojego głupiego chłopaka. -
Odchylił głowę, patrząc na Dylan. - Prawda?
Roześmiała się.
- Racja. Chociaż seks jest teraz dla ciebie dobry, nie chcesz, aby było to jedyne cardio, jakie
robisz. Nadal uprawiasz jogę prenatalną?
Jacks wskazał palcem na Lexi.
- Nie. Nie ćwiczy. Nie robiła tego, odkąd wróciliśmy do autobusu.
Lexi posłała mu krzywe spojrzenie.
- Wal się, Jacks.
Dash położył rękę na jej plecach i poprowadził ją korytarzem.
- Jutro rano znowu zaczniemy jogę.
Po ich odejściu zobaczyłem, że Jacks przygląda się kanapie. Spojrzał na mnie, ja spojrzałem
na niego. I obaj zrobiliśmy nura na nią.
- Ha! Pokonałem cię tym razem.
Jacks wstał i usiadł na rozkładanym fotelu, który właśnie zwolniłem.
- No widzę. I to na trzeźwo.
Skąd on zawsze wiedział? Jacks zawsze potrafił stwierdzić, czy zażyłem i co zażyłem. Wy-
dawało się, że Jacks szedł przez życie nie zwracając uwagi dosłownie na nic. Ale on potrafił czytać
we mnie jak w cholernej książce. Zerknąłem na Dylan, zastanawiając się, jaka będzie jej reakcja na
słowa Jacksa. Napotkała moje spojrzenie, ale szybko odwróciła wzrok.
- Mi chéri, chodź poleżeć ze mną. - Chciałem ją mieć obok siebie. Potrzebowałem jej obok
mnie. Potrzebowałem, żeby zobaczyła, że jestem trzeźwy... że jestem wart jej czasu.
Wpatrywała się we mnie przez kilka długich chwil. Ale tak jak dziś rano, podjąłem decyzję
za nią. Sięgnąłem przez pokój, wziąłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Położyłem się i przy-
tuliłem jej małe ciałko do mojej klatki piersiowej, wtulając jej głowę pod moją brodę. W tym sa-
mym czasie każde z nas wzięło głęboki oddech i dało znak zadowolenia. Cóż, przynajmniej po mo-
jej stronie było to zadowolenie. Mogłem usłyszeć uśmiech w jej głosie.
- Jacks ma rację. Spędzamy dużo czasu na tej kanapie.
Objąłem ją mocniej ramionami.
- Z jakiegoś cholernego powodu, nie ma innego miejsca, w którym wolałbym teraz być. -
Znowu to samo, tryskałem słodkimi, pieprzonymi sentencjami. To było tak, jakby moje usta i mój
mózg nie były już połączone. Moje usta czasami przekierowywały się na połączenie z moim kuta-
sem, ale nie miałem pojęcia, która część mojego ciała teraz rządzi. Nie chciałem wyjść na idiotę,
więc dodałem: - Cóż, jest jedno miejsce, w którym chciałbym być... ale boję się, że mi odmówisz.
Parsknęła.
- No raczej.
Pochyliłem się i wdychałem zapach jej włosów.
- Zmęczę cię.
Dylan podniosła rękę i położyła ją na mojej piersi, tuż nad moim sercem.
- Nie pozwól mi upaść, dobrze?
- Co? - Jej słowa sprawiły, że powietrze zatrzymało się w moich płucach. Czy ona się we
mnie zakochała? Czy ona nie chciała się we mnie zakochać? Oczywiście, że nie, jeszcze nie dałem
jej powodu, żeby mnie polubiła. Czy chciałem, żeby się we mnie zakochała? Może? Nie, to nie jest
dobry pomysł…
- Z kanapy. Nie pozwól mi znowu spaść z kanapy. Ostatniej nocy było w porządku, bo by-
łam po drugiej stronie, twoje ciało trzymało mnie w miejscu. Ale teraz, kiedy jestem na krawędzi
jak teraz? Mogę z niej spaść.
Pocałowałem czubek jej głowy. Całowałem, kurwa, czubek jej głowy? To było oficjalne: tra-
ciłem swój cholerny rozum. Dlaczego nie uciekałem na wzgórza, żeby te uczucia zniknęły? To nie
byłem ja. To nie było to, czego chciałem od życia i na pewno nie było to to, na co zasługiwałem.
Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni, a kiedy go wyjąłem, zobaczyłem na ekranie imię i numer
mojego ojca. Natychmiast wyciszyłem połączenie. Tego właśnie potrzebowałem - małego przypo-
mnienia od starego, dobrego taty, że nie jestem odpowiednim facetem dla Dylan. Ona zasługiwała
na więcej. Zasługiwała na coś lepszego.
Jacks spojrzał na nas.
- Możesz wylądować na moim kutasie, kiedy tylko chcesz, laleczko.
- Zamknij się do cholery, dupku. - Jego słowa wywołały we mnie irracjonalną złość. Wie-
działem, że tylko żartował, ale wkurzyła mnie myśl o Dylan w pobliżu dziwnie dużego kutasa Jack-
sa. Bez żartów. Facet miał największego kutasa, jakiego kiedykolwiek widziałem. Nikt z nas nie lu-
bił o tym mówić. Absolutnie nie było to zamierzone.
Dylan potarła dłonią moją klatkę piersiową.
- Co za język.
***
Noc druga. Ze względu na wszystkich paparazzich i reporterów Chase nalegał, aby nasza
szóstka pojechała z autobusu do miejsca imprezy SUV-em z poważnie przyciemnionymi szybami.
Więc wszyscy byliśmy w autobusie, próbując się ubrać w tym samym czasie. Dash i Lexi brali
prysznic razem, mówiąc, że oszczędzają czas i wodę. Nazwałem to ściemą po tym, jak byli tam
przez dwadzieścia minut. Potem pozwoliliśmy Dylan wziąć prysznic, ponieważ gorąca woda miała
się wkrótce skończyć. Oczywiście, kiedy przyszła moja kolej, musiałem wziąć lodowatą kąpiel. Co
było chyba dobrą rzeczą, bo spanie na kanapie z Dylan przyprawiło mnie o połowiczny wzwód.
W tym autobusie były trzy lustra: pełnowymiarowe w tylnej sypialni, jedno dobrej wielkości
w łazience i malutkie, które Lexi wyciągnęła z jednej ze swoich toreb łazienkowych, gdy byliśmy w
skrajnej potrzebie. Nie żeby któreś z nas długo przygotowywało się do występu, ale przynajmniej
musieliśmy wyglądać jak na rockandrollową część przystało. Znów poczułem niepokój. Nie mo-
głem się wymknąć i wciągnąć kreski, wszędzie były pieprzone ciała. Byłem zły, że muszę brać
kokę. Nie byłem pewien, kiedy znowu doszedłem do tego punktu.
Nie, żeby w moim życiu nie było stresu. To znaczy, między moim ojcem dzwoniącym non
stop, a datą naszej trasy koncertowej w Nowym Orleanie dosłownie zbliżającą się z każdym dniem,
może nie powinienem być zbytnio zaskoczony. Siedziałem na kanapie, czekając na swoją kolej
przy jednym z luster. Noga mi się podskakiwała, a stopa stukała o ziemię. I w przeciwieństwie do
wcześniejszych wydarzeń, Dylan nie był obok mnie, żeby mnie uspokoić.
Wstałem i poszedłem do łazienki. Stała przy lustrze nakładając makijaż nucąc jedną z moich
ulubionych piosenek wszech czasów. Stojąc za nią, mogłem widzieć ponad jej głową. Huh, to może
zadziałać.
- Podaj mi tę torebkę na półce, mi chéri.
Podała mi moją torbę, a ja otworzyłem ją, chwytając mój produkt do włosów. I wtedy po
prostu wpatrywałem się w torbę. Skupiłem się na tym małym suwaku do tej małej, sekretnej prze-
gródki. Byłem tak blisko, gdybym tylko mógł sprawić, żeby wyszła z łazienki na jakieś trzy minuty,
wtedy…
- Hej, nic ci nie jest?
Spojrzałem w górę i napotkałem jej oczy w lustrze. Miała ten sam wyraz twarzy, co wcze-
śniej. Tylko tym razem była w nim też szczypta rozczarowania. Tak, nie oszukałem jej.
- Nic mi nie jest, mi chéri.
Uśmiechnęła się, ale był to uśmiech wymuszony. Znałem tę dziewczynę na tyle, by wie-
dzieć, kiedy się uśmiecha, ale nie na serio. I do cholery, jak na osobę, która codziennie rozdaje fał-
szywe uśmiechy, nie byłem fanem jej fałszywego uśmiechu. Zapiąłem torbę i podałem jej ją z po-
wrotem. Poprawiłem włosy, stojąc za nią, podczas gdy ona kończyła się szykować. Nie umknęło
mojej uwadze, jak bardzo domowe wydawało mi się to zajęcie. Skończyłem po kilku minutach, ale
zostałem, obserwując ją. Bałem się wyjść z łazienki i zostać sama z moimi myślami.
Odwróciła się i spojrzała na mnie.
- Zrobisz mi drinka?
Uśmiechnąłem się, owijając ramiona wokół jej talii i żartobliwie podnosząc ją tak, że byli-
śmy oko w oko.
- Przepraszam, co to było? Nie słyszałem cię tam na dole. - Chciałem ją pocałować. Nasze
usta były tak blisko, to nie zajęłoby wiele.
Dylan uśmiechnęła się, tym razem prawdziwie.
- Powiedziałam, zrób mi drinka. Proszę.
Chyba zrezygnowała z trasy „tylko praca, zero zabawy”. Albo to, albo skutecznie odwracała
moją uwagę w najlepszy sposób, jaki znała. Postawiłem ją na ziemi.
- Tak jest, proszę pani.
Poszedłem do baru i przyrządziłem nam obu whiskey z colą, jej miał więcej coli, a mój wię-
cej whiskey. Kiedy odwróciłem się, żeby zanieść jej drinka, ona już szła w moją stronę. Kurwa
mać, wyglądała dobrze. Miała na sobie obcisłe skórzane legginsy, co do których byłem prawie pe-
wien, że należały do Lexi. Kolejna koszulka, ta była obcisła i miała na sobie groźnie wyglądającą
czaszkę, ale czaszka miała na sobie okulary w grubych oprawkach. I jej czerwone trampki conver-
se, które były w całości Dylan. Musiałem pracować, aby przełknąć gulę w gardle, a moje spodnie
stały się jeszcze ciaśniejsze. W tym momencie mój kutas napierał na rozporek.
- Oto twój drink. - Wyciągnąłem go w jej stronę.
Wzięła go i stuknęła swoją szklanką o moją.
- Dzięki. - Wzięła łyk i skinęła głową. - Całkiem niezłe.
- Kiedyś byłem barmanem. - Złapałem ją za rękę i zaprowadziłem na kanapę. Wszyscy inni
wciąż się ubierali. Słyszałem Luke'a i Dash'a kłócących się w sypialni. Coś o tym, żeby Luke wy-
szedł, żeby Lexi mogła się przebrać, a Luke powiedział, że widział ją już wcześniej.
Dylan skrzyżowała nogi, a moje usta zaczęły ślinić się.
- Och, tak?
- Tak, po tym jak Jared i ja przenieśliśmy się do Teksasu, pracowaliśmy w… hmm… barze
przez kilka miesięcy. Dopóki zespół nie stał się duży. - Mówiąc bar miałem na myśli klub ze stripti-
zem. To nie tam zapoznałem się z dopalaczami, jeśli o tym myślisz. To był prezent od mojego ojca
na moje czternaste urodziny. Uznał, że jestem wystarczająco dorosły, by zacząć pracować w rodzin-
nym biznesie. Moja rodzina jest popieprzona.
Jacks wyszedł z łazienki i usiadł na jednym z foteli.
- Hej, ja też chcę się napić.
Wskazałem na bar.
- Wiesz jak zrobić Jacka z colą, człowieku.
Skrzyżował ręce na piersi.
- Tak, ale jesteś profesjonalistą, a drinki zawsze smakują lepiej, gdy robi je ktoś inny. - Jacks
zwrócił się do Dylan. - On zrobił twój?
- Tak.
Uniósł brew.
- Jest pyszny?
Przytaknęła.
- Jest w istocie pyszny.
Jacks spojrzał z powrotem na mnie.
- Widzisz?
Przewróciłem oczami.
- Dobrze. Zrobię ci drinka, ty duży dzieciaku. - Wstałem i zawołałem na korytarz: - Ktoś
jeszcze chce się napić, póki stoję?!
Luke i Dash odpowiedzieli „TAK!” w tym samym czasie.
Poszedłem i bawiłem się w barmana, robiąc wszystkim drinki w styropianowych kubkach na
wynos, żebyśmy mogli ich zabrać ze sobą. Dźwięk śmiechu Dylana dotarł do moich uszu i odwró-
ciłem się, aby zobaczyć, jak chichocze do Jacksa, podczas gdy on uśmiechał się i mrugał. Skurwy-
syn. Chwyciłem butelkę Jacka i nalałem kolejne dwa shoty do jego drinka, po czym zaniosłem go
do niego. Wziął spory łyk, a potem skrzywił się, zerkając na mnie. Odwzajemniłem spojrzenie.
- Luke! Dash! Chodźcie po swoje drinki. - Spojrzałem w dół na mój zegarek, Rolex, prezent
na Boże Narodzenie od Dasha dwa lata temu. To był pierwszy raz, kiedy go założyłem. - Chase bę-
dzie tu za około dziesięć minut.
Dash wyszedł z korytarza z szeroko otwartymi oczami.
- Czy ty nosisz zegarek?! I wiesz, o której godzinie przyjeżdża Chase? Myślałem, że nigdy
nie zobaczę tego dnia. - Wziął swojego drinka, zwracając się do mnie. - Jesteś gotowy, mimo
wszystko?
Usiadłem z powrotem obok Dylan, obejmując ją ramieniem.
- Myślę, że tak.
Rozdział 12
Dylan
Znów znalazłam się z boku sceny, obserwując występ The Devil's Share przed tłumem wiel-
kości stadionu. Lexi tańczyła obok mnie, śpiewając każde słowo, a Dagger leżał rozłożony na boku
w swoich śmiesznie rockandrollowych słuchawkach. Za nami ciągle chodzili jacyś ludzie, ale żaden
z nich nie podszedł zbyt blisko. Chase i kilku innych kolesi, których imion nigdy nie wyłapałam,
utworzyli linię, odgradzając nas swoimi ciałami. Co jakiś czas Smith spoglądał na mnie i przyciągał
mój wzrok. Uśmiechałam się, on się uśmiechał, a ja uśmiechałam się jeszcze szerzej.
- To pochlebia, prawda?
Pochyliłam się bliżej Lexi, nie będąc pewna, czy dobrze ją usłyszałam przez muzykę.
- Co?
Przyłożyła dłoń do mojego ucha.
- Smith patrzy tutaj, upewniając się, że go obserwujesz, dając ci znać, że on cię obserwuje.
To pochlebia.
Choć nie chciałam tego przyznać, bardzo mi to pochlebiało. Za każdym razem, gdy zerkał w
moją stronę, mój puls przyspieszał, a w gardle robiło mi się sucho. Potrzebowałam, żeby mnie po-
całował. Spałam obok niego, dwa razy. Znalazł każdy pretekst, żeby mnie dotknąć. Ale żadnego po-
całunku. Zaczekaj. Nie. Nie potrzebowałam, żeby mnie pocałował. Pocałowanie mnie przez niego
byłoby złe. Bardzo, bardzo złe. Weź się w garść, dziewczyno. Byłam profesjonalistką, miałam
świetną reputację na Florydzie i zamierzałam do niej wrócić, jak tylko skończy się ta trasa.
Lexi złapała mnie za rękę i obróciła wokół, gdy zaczął się następny utwór.
- Uwielbiam patrzeć, jak Dash występuje. To sprawia, że jestem piekielnie napalona. - Obró-
ciła mnie ponownie.
Napalona? Mogłam odnieść się do napalenia. Jak już mówiłam, minęło bardzo dużo czasu
odkąd miałam randkę, nie mówiąc już o nocowaniu. A siedzenie cały dzień obok Smitha? Nie po-
magało. Był cudowny i cały czas pięknie pachniał. Zaczęłam fantazjować o tym, jak wyglądałoby
jego ciało nago. Byłam pewna, że to jest to, z czego zrobione są marzenia. A Lexi trafiła w sedno,
jeśli chodzi o oglądanie występów tych facetów. Nie wiem jak można ich oglądać i się nie podnie-
cać. Każdy ruch, który zrobili, każda piosenka, którą śpiewali, to wszystko było seksualne. Usta
Dasha przy mikrofonie w połączeniu z dymem i whiskey w jego głosie. Luke na tych bębnach, z
mięśniami ramion napinającymi obcisłą koszulkę. Jacks nosił najseksowniejszy uśmiech, jaki kie-
dykolwiek widziałam, kiedy grał dla tłumu. A sposób w jaki Smith brzdąkał na basie? To było pra-
wie tak, jakby on wysiadał na scenie. Kobiety w tłumie szalały za tym wszystkim. Może właśnie w
tym tkwiła ta pochlebcza część. Patrzyłam, jak te kobiety wykrzykują imię Smitha, jak błyskają do
niego i błagają, żeby na nie spojrzał... ale jedyną osobą, na którą spojrzał byłam ja. Czułam się jak
jedyna dziewczyna na świecie, bo tak właśnie mnie traktował. Cholera. Tak jak powiedziałam Lexi
poprzedniej nocy: zarozumiały, roztrzepany gwiazdor rocka Smith? Łatwo go odpuścić. Troskliwy,
kochający Smith? Nie miałam szans.
Lexi uderzyła mnie swoim biodrem, wyrywając mnie z moich myśli.
- Ziemia do Dilly…
Zachichotałam na to głupie przezwisko.
- Przepraszam, jestem tutaj. Po prostu myślałam o… cóż, szczerze mówiąc… myślałam jak
seksownie ci wszyscy faceci wyglądają tam na górze.
- Mówiłam ci. Napalona. - Lexi złapała mnie za rękę i znów obróciła. - Tak jak mówiłam
wcześniej, nie walcz z imprezą. Ale bądź ostrożna, jeśli chodzi o Smitha. - Podniosła ręce, kiedy
otworzyłam usta, żeby zaprotestować. - Jestem ostatnią osobą, która da ci całą przemowę o gwiaz-
dach rocka, które są złe. Mówię tylko, że Smith miał ciężkie życie. Jest dobrym facetem i nie sądzę,
że kiedykolwiek celowo by cię skrzywdził... ale to nie znaczy, że i tak nie zostaniesz zraniona.
Odwróciłam się w stronę sceny i wciągnęłam dolną wargę przez zęby, kiedy zobaczyłam, że
Smith mi się przygląda. Jego oczy powędrowały do moich ust i tam pozostały. Widząc ciepło w
jego spojrzeniu, sposób, w jaki jego gardło pracowało, by przełknąć, to było prawie więcej, niż mo-
głam znieść. Ciepło zebrało się w moim wnętrzu, a oddech uwiązł mi w gardle. Żądza. W tej chwili
czułam tak wielką żądzę do tego mężczyzny, że aż mnie przerastała. Podwójna cholera.
Na szczęście Lexi uchroniła mnie przed spontanicznym wybuchem z boku sceny, kiedy ob-
jęła mnie ramionami i zaczęła kołysać się w rytm muzyki. Była nieźle dotykalska jak na laskę. Cho-
lera. Nazwałam ją laską.
- Więc możemy zostać na cały dzisiejszy występ? Czy może twoi zastraszający nowi ochro-
niarze będą nas wkrótce eskortować z powrotem do autobusu?
- Zostajemy! To dlatego Chase zatrudnił więcej ochrony. Powiedziałam Dashowi, że nie
chcę siedzieć w autobusie każdej nocy, podczas gdy oni imprezowali na scenie. - Zbliżyła usta do
mojego ucha. - A oni są naszymi zastraszającymi nowymi ochroniarzami, Dilly. Dash miał zamiar
zatrudnić jeszcze dwóch, Smith nalegał na czterech.
Jacks spojrzał na nas i jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył ramiona Lexi owinięte wokół
mnie i jej twarz blisko mojej, gdy rozmawiałyśmy. Uśmiechnął się jak szesnastolatek, który właśnie
dostał nowe Porsche. Czułam, jak malutki brzuszek Lexi trzęsie się ze śmiechu. Oblizałam wargi i
tańczyłam z nią w rytm muzyki, dając sobie pozwolenie na grę i zabawę z Lex. Ostatnio robiłam to
coraz częściej - dawałam sobie pozwolenie na luz. Prawie zapomniałam, jakie to było uczucie.
Szczęka Jacks'a opadła. Prychnęłam i odsunęłam się na bok.
- Czy on może być bardziej przewidywalny?
Lexi posłała mu buziaka, a potem odwróciła się i poruszyła tyłkiem.
- Jacks jest tak typowym mężczyzną, jaki tylko może być.
Kilka piosenek później Dash krzyknął do mikrofonu: „Dziękuję! I dobranoc!”, a potem
chłopaki zeszli ze sceny. Dagger wstał, gdy tylko zgasły światła, jakby wiedział, że to jego znak.
Dash dotarł do nas pierwszy. Podniósł Lexi w wielkim uścisku podnosząc ją z nóg.
- Kociaku, nie myśl, że nie widziałem, jak trzęsłaś tyłkiem w tych szalenie wysokich obca-
sach. - Postawił ją i pocałował w usta. - Gdybyś upadła, przerwałbym koncert. Musisz być bardziej
ostrożna, albo nosić bardziej sensowne buty. - Sięgnął w dół i podrapał Dagger za uszami, zdejmu-
jąc mu słuchawki.
Lexi zrobiła minę zszokowanego oburzenia.
- Założyć bardziej sensowne buty?! Jestem w ciąży, a nie kaleką. W dodatku tańczyłam tyl-
ko wtedy, gdy trzymałam się Dilly. Nie pozwoliłaby mi upaść.
W tym momencie dołączyła do nas reszta zespołu. Smith zbiegł ze sceny prosto do mnie, ale
potem jakby się zatrzymał. Prawie jakby nie był pewien, co powinien zrobić. W końcu żartobliwie
zarzucił mi rękę na ramiona i przyciągnął mnie do siebie. Pachniał potem, ale w prawdziwie Smi-
thowy sposób, w najbardziej niesamowity możliwy sposób. Cholerne feromony.
Jacks wstał po obsypaniu Daggera miłością i wskazał palcem w naszym kierunku.
- Wy dwie małe wnerwiaczki kutasów, musicie się zachowywać. Prawie zapomniałem o
strunach, dwa razy.
Smith wyciągnął rękę i uderzył Jacksa w tym samym czasie co Dash, więc dostał podwójne
lanie za nazwanie nas wnerwiaczkami kutasów. Broni mnie i zatrudnia dodatkową ochronę? Czy
Smith mnie lubił? Czy moja sympatia coś do mnie czuje? Czułam się jak oszołomiona uczennica.
Głupia dopamina.
Luke spojrzał między Lexi a mną, zdezorientowany.
- O czym on mówi?
Lexi wzruszyła ramionami.
- Dilly i ja tańczyłyśmy razem, zupełnie niewinnie, a Jacksowi było gorąco i to mu prze-
szkadzało. - Wyrzuciła nogę i kopnęła Jacksa w tyłek. Ci ludzie lubili się kopać. - Nie nasza wina,
że jesteś takim napalonym psem.
- Dilly? To okropne przezwisko. - Luke potrząsnął głową. - Co jest z tobą i tymi okropnymi
nazwami dla zwierzaków, Lex?
Lexi odsunęła się od Dasha i przełożyła swoją rękę przez moją.
- To świetne przezwisko i ona je uwielbia. Prawda, Dilly?
Przytaknęłam.
- Kocham. Je.
Lexi cmoknęła mnie w policzek, a Jacks wyrzucił ręce w powietrze.
- Widzicie! Właśnie to. Bawią się moimi emocjami.
Smith stanął za mną i owinął ramiona wokół mojej klatki piersiowej, po raz kolejny otulając
mnie swoim spoconym, seksownym ciałem.
- Mi chéri, przestań bawić się kutasem Jacksa.
- Powiedziałem, że bawią się moimi emocjami, bracie. - Jacks spojrzał na Smitha, jakby był
głupi. A potem zwrócił na mnie nikczemny uśmiech. - Ale jeśli chcesz się pobawić…
Smith wyciągnął rękę i znów go uderzył.
- Ty nie masz emocji. Wszystkie twoje uczucia wynikają z twojego kutasa. - Można było
usłyszeć uśmiech w głosie Smitha, gdy zadzierał ze swoim przyjacielem.
Jacks spojrzał na Smitha, potem na mnie, a potem na ramiona Smitha wokół mnie.
- Och, tak? A twoje nie?
Czułam, jak Smith sztywnieje za mną. Nie chciałam, żeby Jacks z nim zadzierał, chciałam,
żeby Smith był szczęśliwy i uśmiechnięty. Mimo, że było to szkodliwe dla mojego przyrzeczenia,
że nie będę uprawiać seksu z gwiazdą rocka... nadal chciałam, żeby był szczęśliwy. Wyglądało na
to, że kiedy Smith był pozostawiony swoim własnym myślom, stawał się mroczny. Odwróciłam się
w jego ramionach i spojrzałam na niego.
- Hej. - Poczekałam, aż jego zwężone spojrzenie opuści Jacksa i spotka się z moim. - Coraz
bardziej podoba mi się oglądanie twoich występów na żywo.
Uniósł jedną brew i uśmiechnął się swoim uroczym uśmiechem.
- Tak?
Przytaknęłam.
- A teraz zabierz mnie do domu i przedstaw mi najlepszy serial w telewizji. - Nie jestem do-
kładnie pewna, co we mnie wstąpiło, ani co sprawiło, że nazwałam autobus domem. Ale moje sło-
wa sprawiły, że Smith uśmiechnął się jeszcze szerzej, a potem pochylił się i pocałował mnie w czo-
ło. To był drugi raz, kiedy to zrobił dzisiaj i powiem ci, że naprawdę zaczynało mi się to podobać.
Smith zwrócił się do grupy ponad moją głową, nie puszczając mnie.
- Wracamy do autobusu, jesteście gotowi?
- Idę złapać Cali. - Luke rzucił Lexi zirytowane spojrzenie. - Pomyślałem, że bezpieczniej
będzie, jeśli załatwię jej dobre miejsca, zamiast pozwalać jej kręcić się za kulisami.
Jacks zachichotał i powiedział:
- Dobra decyzja.
W tym samym czasie Lexi zadrwiła i powiedziała:
- Ona jest dwulicową dziwką.
Dash chwycił Lexi za rękę.
- Wrócimy z wami do autobusu. Muszę wydostać ciężarną z tych niebezpiecznych butów. -
Odwrócił się do Jacksa. - Idziesz, stary?
Jacks spojrzał przez ścianę ochrony na tłum groupies, potrząsając głową.
- Niee, myślę, że pójdę zrobić kilka, uch, spotkań i powitań.
- Weź ze sobą ochroniarza. - Dash wskazał na Jacksa.
- Co?! Od kiedy potrzebuję opiekunki?! - Jacks znów dąsał się jak dziecko.
- Uch, od kiedy ja tak kurwa powiedziałem. Nawet nie próbuj udawać, że publiczność bę-
dzie ci przeszkadzać. A teraz wybierz sobie faceta i zabierz go ze sobą.- Dash pstryknął palcami w
bok i Dagger opuścił swoje miejsce przy nodze Jacksa. Lexi położyła rękę na szyi Luke'a i wyszep-
tała mu do ucha coś, co sprawiło, że się rozpromienił. Wpływ, jaki miała na niego ta dziewczyna...
Dash czekał cierpliwie, przybierając zirytowaną minę, aż Lexi puści Luke'a i chwyci go za rękę.
***
Smith trzymał mnie za rękę przez całą drogę powrotną do autobusu, lekko przesuwając pal-
cami po mojej dłoni i sprawiając, że chciałam go dosiąść. Starałam się trzymać motyle na dystans,
ale one nadal latały w moim brzuchu. Dostał telefon, gdy tylko wysiedliśmy z SUV-a i został na ze-
wnątrz, żeby odebrać. Robiłam co mogłam, żeby nie przejmować się tym, z kim rozmawiał. Ale tak
jak te cholerne motyle, moje serce miało inne pomysły. Moje serce i moje oczy. Co kilka sekund
wyglądałam przez to cholerne okno. Żałosne.
Rozdział 13
Smith
Gdy tylko wszyscy weszli do środka, odebrałem telefon. Nie poznałem numeru, numer kie-
runkowy był taki sam jak ten, z którego dzwonił nasz prawnik. Domyśliłem się, że ma to coś wspól-
nego ze zbliżającą się rozprawą Jareda.
- Halo?
- Smith?
Ja pierdolę, od lat nie słyszałem głosu mojego ojca.
- Tak?
- Musimy porozmawiać, synu.
Synu? Od kiedy, kurwa? Milczałem.
- Jesteś tam?
- Czego chcesz, staruszku? - Jestem pewien, że to był wybór między pieniędzmi a przysługą.
- Stan dopuścił Jareda do procesu, mam namyśle medycznie. Jego proces zaczyna się za kil-
ka tygodni.
Więc częściowo miałam rację, ten telefon dotyczył Jareda. Krew mi zamarzła na myśl o po-
nownym spotkaniu z rodziną. Mógłbym pozostać w ukryciu w Nowym Orleanie, gdybym naprawdę
chciał, ale proces? Musiałbym stanąć przed sądem, wiedziałam, że ich zobaczę. Minęły lata, odkąd
widziałem kogokolwiek z mojej rodziny, z wyjątkiem kuzyna. Nienawidziłem mojego ojca. Niena-
widziłem moich wujków. Kiedy opuściłem dom, nigdy nie oglądałem się za siebie.
- I?
- Rodzina trzyma się razem, chłopcze.
Czy on był naćpany? Prawdopodobnie.
- O czym ty do cholery mówisz? On próbował mnie zabić.
- Obaj wiemy, że gdyby chciał cię zabić, zrobiłby to. Ta broń, która wystrzeliła, to był pie-
przony wypadek. To ten cholerny pies to wszystko spowodował. Powinien zostać uśpiony. Musisz
stanąć po stronie swojego kuzyna. Musisz im powiedzieć, że to wszystko było wypadkiem. Ty mo-
żesz mieć świetnych prawników, ale Jared nie. Spędzi dożywocie w więzieniu.
Zrobiło mi się niedobrze w żołądku. Ten stary drań chciał, żebym skłamał w sądzie. Chciał,
żebym popełnił krzywoprzysięstwo, żeby uratować człowieka, który prawie zabił nie tylko mnie,
ale także Lexi i dziecko.
- Jesteś pieprzonym wariatem.
- Teraz mnie posłuchaj, ty mały gnojku. Jared chciał tylko przemówić do rozsądku twojej
suce. Ta dziwka powinna była trzymać swój tyłek w łóżku, gdzie jej miejsce. Powiesz w sądzie, że
to był wypadek, albo, tak mi dopomóż Bóg, zatłukę cię do ostatniego centymetra twojego życia.
Byłem dorosłym człowiekiem, ale jego słowa przyprawiały mnie o dreszcze. Bił mnie wię-
cej razy, niż mogłem zliczyć. Paskiem, kablem, pięściami... czymkolwiek, co było pod ręką. Czym-
kolwiek, co spowodowałoby największe szkody.
- Nie będę kłamał, żeby ratować Jareda. A fakt, że myślałeś, że dzwoniąc do mnie i grożąc
mi, sprawisz, że będę? Pokazuje tylko, jak bardzo jesteś popieprzony. Odłóż metę, ty żałosna wy-
mówko człowieka.
Chichot, który wypuścił był obłąkany.
- Myślisz, że tylko dlatego, że masz pieniądze i cipki na całe dnie, jesteś lepszy ode mnie?
Nie, ty i ja jesteśmy wycięci z tego samego materiału, synu.
- Nie jestem, kurwa, taki jak ty. - Mój ojciec był obelżywym, wściekłym kłamcą z gównia-
nym temperamentem. Ja byłem spokojny. Nigdy nie podniosłem na nikogo ręki w gniewie... cóż,
nie odkąd opuściłem dom. Ale ta część z kłamcą? To może mieć w sobie trochę prawdy.
- Powtarzaj to sobie, chłopcze. Może pewnego dnia naprawdę w to uwierzysz.
Rozłączyłem się, oparłem się chęci roztrzaskania telefonu o ziemię i wystartowałem. Mój
mózg przełączył się na autopilota i poszedłem szukać rozproszenia. Nie musiałem szukać zbyt dale-
ko - jakieś pięćdziesiąt stóp od autobusu wpadłem na ekipę drogową i około dziesięciu różnych gro-
upies próbujących wykorzystać ich, żeby się do nas dostać. Jacks był po środku wszystkich, ciesząc
się całą uwagą.
Uśmiech Jacksa zmienił się na ostrożny, gdy mnie zobaczył.
- Smith! Mój najlepszy przyjaciel, mój główny człowiek, co ty tu robisz? Myślałem, że masz
plany z naszą seksowną pielęgniarką?
Jedna z dziewczyn odeszła od niego i podeszła do mnie, zarzucając mi ręce na szyję i szep-
cząc mi do ucha grzeszne obietnice. Moje ręce same powędrowały na jej kościste biodra.
Wzruszyłem ramionami, patrząc ponad jej głową na Jacksa.
- Miałem. Ja… - Nie wiedziałem, co powiedzieć. Miałem, mam? Potrzebowałem więcej
ucieczki niż Dylan mogła mi zaoferować? Bałem się, że ją zrujnuję, że zgaszę jej światło swoim
mrokiem? Byłem zjebany, nie do naprawienia i zniszczyłbym ją?
Jacks odsunął się od grupy i podszedł do mnie, wyplątując laskę z mojego ciała - ku jej pijackiemu
przerażeniu. Złapał mnie za szyję i odciągnął na bok.
- Wynoś się stąd, stary.
- Co? Dlaczego? Daj spokój, chcę się zabawić. Czyż nie?
Potrząsnął głową,
- Nie, nie chcesz, bracie. Masz to wypisane na całej twarzy. Nie chcesz tu być. Myślisz, że
tego potrzebujesz? Nie potrzebujesz. - Jacks spojrzał z powrotem w kierunku autobusu i uśmiechnął
się.
Podążyłem za jego wzrokiem. Mogłem zajrzeć prosto do dużego okna wykuszowego. Lexi
wsuwała ciasteczka do ust tak szybko, jak tylko mogła, podczas gdy nieświadomy tego Dash wisiał
na swoim telefonie. A Dylan siedziała w fotelu i wyglądała przez okno. Czy ona mnie szukała? Czy
wiedziała, co robię? Czy byłaby rozczarowana? Powinienem działać dalej. Powinienem złapać tę
laskę i jakiekolwiek narkotyki, które miała w spódnicy i wynieść się stąd. Udałoby mi się uciec i
oszczędzić Dylan bólu serca, który na pewno przyniosę, a wszystko to za jednym zamachem.
- Idź do domu, Smith. Nie wiem, co się przed chwilą wydarzyło, że wysłało cię tutaj, ale nie
psuj tego, co tam masz.
Spojrzałem na mojego kolegę z zespołu. Ani razu nie przerwał mi imprezy.
- Daj spokój, to nie tak. Ona jest wspaniała, ale ja potrzebuję… - Potrzebowałem narkoty-
ków. Potrzebowałem bezsensownego seksu. Musiałem zniszczyć to, co zostało z mojej duszy. By-
łem sobą zdegustowany.
- Masz rację. Dylan jest świetna i wybrała ciebie. - Jacks potrząsnął głową, jego oczy były
twarde i wściekłe. - Wybierz ją.
Wybierz ją. Czy to może być takie proste? Odwróciłem się i odszedłem. Stawiałem jedną
nogę za drugą i zabrałem siebie i mój kiepski nastrój do domu. Do dziewczyny, w której zaczyna-
łem się zakochiwać. Do jedynej prawdziwej rodziny, którą kiedykolwiek znałem. Wiedziałem, że
Dash i Lexi nie odpuszczą mojego kwaśnego nastawienia, wiedziałem, że będzie dyskusja. Ale na
końcu nadal będę obok Dylan i może to sprawi, że to wszystko będzie tego warte.
Rozdział 14
Dylan
Dash i Lexi siedzieli na kanapie, z torbą Oreos między nimi, a Dagger u ich stóp żuł naj-
większą kość, jaką kiedykolwiek widziałam. Ten pies był tu traktowany po królewsku. Miał duże
pluszowe legowisko w tym pokoju oraz w pokoju Dasha i Lexi. Jego obroża była z grawerowanej
skóry, a jego karma dla psów była wysokiej jakości i organiczna.
Smith wszedł do środka akurat w momencie, gdy Lexi wepchnęła sobie do ust dwa ciastecz-
ka naraz.
- Naprawdę, Lex? - Odwrócił się do mnie, jego twarz wyglądała na twardą. Zirytowaną. -
Naprawdę zamierzasz pozwolić jej tak jeść?
Czy on sobie ze mnie żartował? Uniosłam pytająco brew.
- Nie jestem w tym autobusie, żeby rozkazywać Lexi i mówić jej, że od czasu do czasu nie
może zjeść ciastka. - Skrzyżowałam ręce na piersi. - Ona już ma was czterech dupków do tego. -
Nie byłam pewna, co spowodowało jego nowy, mroczny nastrój, ale nie miałam zamiaru pozwolić
mu wyładowywać się na mnie. Nie byłam jego workiem treningowym. Nigdy bym się na to nie pi-
sała. Już to przerabiałam.
Lexi zaśmiała się z ustami pełnymi Oreo.
- Dajesz, siostro! Uwielbiam mieć cię tu ze mną.
Dash podniósł wzrok znad telefonu, na którym skupiała się jego uwaga przez ostatnie kilka
minut. Spojrzał z Lexi na Smitha i na torbę.
- Ile z nich właśnie zjadłeś, Kociaku?
Lexi wzruszyła ramionami, zmiatając okruchy ze swojego ledwo wystającego brzucha.
- Tylko kilka. - Podniosła torbę i podała ją Smithowi, z ogniem w oczach. - Nie musisz być
kutasem, skończyłam.
Smith chwycił torbę i rzucił ją na pobliski granitowy blat. Potem przyszedł i zwalił się na fo-
tel obok mojego. Nie wyglądał jak Smith, którego uwielbiałam. Wyglądał jak ciemny, zgarbiony,
torturowany Smith, który sprawiał, że byłam smutna i nieufna. Z kim, do cholery, rozmawiał przez
ostatnie dwadzieścia minut? Bo wrócił do środka jako inny człowiek. Użyłam stopy do kołysania
fotelem w przód i w tył. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Myślałam, że mamy się spotkać i zacząć
The Walking Dead... ale nie chciałam być w pobliżu tego Smitha.
Oczy Dasha były skierowane na jego kolegę z zespołu, jego szczęka zaciskała się i rozwie-
rała. On też zdawał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Ale to Lexi w końcu zadał pytanie za milion
dolarów.
- Z kim rozmawiałeś przez telefon?
Wszyscy czekaliśmy z zapartym tchem.
Smith zwęził na nią swoje piękne oczy.
- Nie sądzę, że to twoja sprawa, Lex.
Lexi przechyliła głowę na bok, mogłam zobaczyć, że przybiera postawę, którą zwykle rezer-
wowała dla Luke'a.
- Nie sądzisz, tak? Cóż, kiedy wychodzisz szczęśliwy za drzwi i wracasz jako dupek, spra-
wiasz, że to wszystko jest naszym zmartwieniem. - Wstała i zrobiła groźny krok w jego stronę.
Dash wyciągnął rękę i złapał jej nadgarstek. - Co ci powiedziałam nie całe trzy miesiące temu? Co
powiedziałam, Smith?
Spotkał się z jej spojrzeniem, ale milczał.
Zrobiła kolejny krok w jego kierunku i wskazała palcem na jego twarz.
- Powiedziałam, „przychodzisz do nas”. Kiedy czujesz, że tracisz kontrolę lub wszystko sta-
je się zbyt trudne, PRZYCHODZISZ DO NAS. Jesteśmy twoją rodziną. Jesteśmy tymi, którzy cię
kochają. I niech mnie diabli, jeśli pozwolę ci wrócić do naszego domu, zachowując się jak chuj i nie
mówić nam, co się dzieje. - Lexi pozwoliła Dashowi pociągnąć ją z powrotem na kanapę. Byłam
rozdarta. Wiedziałam, że Lexi musi zachować spokój i nie zwiększać ciśnienia krwi. Ale chciałam
wiedzieć, co się stało. Chciałam, żeby Smith się otworzył. I najwyraźniej Lexi była jedyną, która
miała wystarczające jaja, by go przywołać do porządku.
Smith zerknął w moją stronę. Czy to przeze mnie? Czy nie chciał nic powiedzieć przy mnie?
Oczywiście, że nie chciał, ledwo mnie znał. Nie byłam rodziną. Byłam tylko jakąś dziewczyną, któ-
rą chciał przelecieć. Wstałam.
- Jestem skonana. I mam kilka maili, które muszę wysłać dp dr Solomon. Więc po prostu
pójdę do…
Smith podniósł się i ujął moją dłoń w swoją, natychmiast zatrzymując moje słowa.
- Zostań. Proszę. - Wyszeptał te słowa zeszłej nocy w ciemności. Miały taki sam wpływ na
moje serce teraz, jak i wtedy.
Chciałam usiąść z powrotem na swoim fotelu, ale zostałam wciągnięta bokiem na jego kola-
na. Objął mnie ramionami i wtulił twarz w moje włosy. Kiedy spojrzałam na Lexi po wskazówki,
ona patrzyła w dół, żując wargę. Spróbowałam z Dash'em. On tylko wzruszył ramionami i obdarzył
mnie smutnym uśmiechem.
Smith położył swój podbródek na moim ramieniu, w końcu stając twarzą w twarz z przyja-
ciółmi i przerywając ciszę.
- Dzwonił mój ojciec.
W oczach Dasha pojawiło się zaskoczenie.
- Czego on, u diabła, chciał?
- Jared został dopuszczony do procesu. Podobno zaczyna się za kilka tygodni. - Wziął głębo-
ki oddech. - Poprosił mnie, żebym zeznał, że to wszystko było wypadkiem. Albo jeszcze lepiej, że
to wszystko przez to, że Dagger się na niego rzucił.
Lexi, jak zawsze wojowniczka, wybuchła.
- Czy ty kurwa żartujesz?! Chce, żebyś skłamał na trybunie, żeby zmniejszyć wyrok ćpuna,
który prawie nas zabił?! - Dash objął ją ramieniem, starając się, by zachowała spokój.
Serce nagle zabolało mnie za tego człowieka, który siedział pode mną. Jego postawa miała
teraz sens. Lexi nie kłamała, gdy mówiła, że jego życie było ciężkie. Jego rodzina była obrzydliwa.
Czy to miało go zepchnąć poza krawędź? Czy ta krawędź, o której mówiła Lexi, to były narkotyki?
Wiedziałam, że zażywał, odkąd był w trasie i widziałam rozpacz w jego oczach. Czy jego rodzina
miała zamiar go zrujnować? Chwyciłam jego ręce i mocniej owinęłam je wokół siebie. Mogłam go
stracić, zanim kiedykolwiek będę miała szansę zdecydować, czego od niego chcę.
Dash przejechał dłońmi po twarzy.
- Czy on naprawdę myślał, że się na to zgodzisz?
- Zadzwonił, żeby się tego domagać, a potem mi groził. - Smith wzruszył ramionami. - On
jest kurwa psychiczny. Metamfetamina zniszczyła mu mózg. Nie będę kłamał, żeby ratować Jareda.
Zasługuje na to, co go czeka.
Dash wyglądał morderczo.
- Kurwa, tak, zasługuje. Szkoda, że Dagger nie rozszarpał mu gardła.
Smith uśmiechnął się nieznacznie.
- Prawie mu się udało.
- Pieprzyć twojego ojca. - Lexi pochyliła się do przodu i położyła rękę na nodze Smitha. -
On się nie liczy Smith. Żaden z nich. My jesteśmy twoją rodziną. - Uśmiechnęła się. - Zadzwoni
jeszcze raz, odbiorę i sama mu to powiem. On jest NICZYM.
Byłam zachwycona tą małą ciężarną dziewczyną siedzącą przede mną. Miała odwagę. Tak
bardzo kochała tych facetów. A oni kochali ją.
Dash uśmiechnął się tym uroczym krzywym uśmiechem i skinął głową.
- Lexi ma rację, bracie. To my przeciwko światu. Zawsze tak było, zawsze tak będzie.
Część napięcia opuściła ciało Smitha na wydechu.
- Dzięki, stary.
Dash wstał i przyciągnął Lexi do siebie.
- Chodź, Kociaku. Myślę, że ci dwoje mają do zaczęcia maraton Netflix.
Uśmiech Lexi był smutny, gdy posłała nam buziaka, idąc korytarzem, a Dagger podążał za
nią. Wciąż można było zobaczyć zmartwienie wyryte na jej twarzy. Czułam, że teraz zostawiają to
mnie. Nadeszła moja kolej, aby poprawić sytuację tego człowieka, sprawić, by znów był szczęśli-
wy. To nie powinna być moja sprawa. Obróciłam się na kolanach Smitha, twarzą do niego po raz
pierwszy odkąd usiadłam.
- Chcesz o tym porozmawiać?
Pokręcił głową.
- Nie, mi chéri.
Powoli skinęłam głową, uśmiechając się.
- Chcesz założyć jakieś piżamy i przytulić się na kanapie, aby obejrzeć coś, co z pewnością
będzie niezwykle krwawym maratonem The Walking Dead?
Uniósł brew.
- Piżamy?
Roześmiałam się.
- Tak, piżamy. W czym ty śpisz? - Jego wyraz twarzy zmienił się na zalotny, a uśmiech na
tylko nieco wymuszony. Ale położyłam rękę na jego ustach, zanim mógł mi odpowiedzieć. Byłam
pewna, że wiem, do czego zmierza ta rozmowa i nie chciałam słuchać o Smithie śpiącym nago. To
tylko sprawiłoby, że jeszcze bardziej bym go pożądała. A po dyskusji, która właśnie się przede mną
wywiązała? Nie sądziłam, że któreś z nas jest gotowe na więcej komplikacji dzisiejszego wieczoru.
- Pozwól mi przeformułować to wszystko. Chcesz założyć jakieś wygodne ciuchy i obejrzeć The
Walking Dead?
Skubał dłoń zakrywającą mu usta. Dotyk jego zębów ocierających się o moją dłoń sprawił,
że przeszły mnie dreszcze.
- Niczego bardziej nie pragnę, mi chéri.
Rozdział 15
Smith
Mówiłem serio. W tej chwili absolutnie nic nie uszczęśliwiłoby mnie bardziej niż leżenie na
kanapie, trzymanie Dylan w ramionach i oglądanie The Walking Dead. I gdyby to mnie po prostu
nie przeraziło.
Wziąłem głęboki oddech i oparłem się o poduszki kanapy, czekając, aż Dylan wyjdzie z ła-
zienki. Nie potrafiłem jeszcze stwierdzić, czy jestem zadowolony, że Dylan była świadkiem tej dys-
kusji. Mała część mnie wiedziała, że najlepiej było pozwolić jej zobaczyć, kim naprawdę byłem,
zobaczyć bagaż, z którym przyszedłem. Ale większa część była przerażona, że ucieknie w inną stro-
nę. Kto mógłby ją winić? Moja rodzina była... cóż, z braku lepszego określenia, najgorsza. Byli
biednymi ludźmi, nikim, narkomanami. Ludzkie bagno.
Zdjąłem buty i założyłem ręce za głowę. Kiedy drzwi do łazienki w końcu się otworzyły,
musiałem zamknąć oczy, żeby nie przewróciły się z powrotem w mojej głowie. Jak ona to zrobiła?
Jak ta laska zamieniła spodnie dresowe i tank top w najseksowniejszy strój, jaki kiedykolwiek wi-
działem? Uwielbiałem patrzeć na nią całą wystrojoną, w obcisłych ciuchach i makijażu. Ale jeszcze
bardziej uwielbiałem widzieć ją w takim stanie - z włosami ułożonymi w wielki bałagan na głowie,
z twarzą wyszorowaną do czysta. Czułem, że to przywilej, jak dar, że mogłem zobaczyć ją tak zre-
laksowaną i spokojną.
Podeszła i usiadła obok mnie, przytuliła się do mojego boku i naciągnęła koc na swoje małe
ciałko.
- Jesteś gotowy, gwiazdo rocka?
Uśmiechnąłem się na to określenie, bo tak naprawdę nie mogłem stwierdzić, czy to komple-
ment, czy obelga.
- Tak, proszę pani. - Chwyciłem pilota i nacisnąłem play na pierwszym odcinku sezonu
pierwszego, który miałem ustawiony w kolejce. Opuściłem rękę w dół wokół jej pleców i oparłem
dłoń na jej biodrze. Pachniała, kurwa, niesamowicie, tak jak wczoraj wieczorem. Czysto i delikatnie
jak wiciokrzew. Chciałem skubać jej skórę, żeby sprawdzić, czy smakuje tak dobrze, jak pachnie.
Zacząłem się ślinić.
Im dłużej trwał ten odcinek, tym bardziej zbliżała się do tego, żeby po prostu wpełznąć mi
na kolana. Nie narzekałem. Ale nie chciałem dać dziewczynie koszmarów.
- Wszystko w porządku? Czy to za dużo? Możemy to wyłączyć, jeśli chcesz.
Odwróciła swoją piękną twarz w moją stronę, a uśmiech, który miała był uroczy.
- Żartujesz?! Uwielbiam to. To po prostu jest trochę intensywne. Czuję się jakbym ciągle
czekała, aż stanie się coś strasznego.
Zaśmiałem się i ścisnąłem jej biodro. Cholera, dobrze było ją czuć pod moją ręką.
- Każdy sezon, każdy odcinek. Spędzisz cały swój czas wstrzymując oddech, czekając aż
ktoś zostanie zjedzony, albo zastrzelony, albo… podziurawiony. Zawsze tak jest.
Zostaliśmy w ten sposób, przyciśnięci do siebie i trzymając się nawzajem przez kilka go-
dzin, przechodząc przez około trzy odcinki. Wcisnąłem pauzę, gdy drzwi autobusu otworzyły się i
Jacks wpadł do środka. Dylan i ja patrzyliśmy, jak poczołgał się z powrotem do drzwi i zamknął je.
Potem odwrócił się i wczołgał się na czworakach do salonu, gdzie byliśmy i rozłożył się na podło-
dze.
- Uch, Jacks? Wszystko w porządku, stary? - Wysunąłem stopę i szturchnąłem go.
- Nic mi nie jest. Jestem po prostu... wypieprzony. Było tak wiele lasek. To były tylko ręce,
usta i gorzała. - Złapał się za głowę i przewrócił na bok. - Czuję się jakbym był we wraku samocho-
du. Najlepszym, najbardziej orgazmicznym wraku samochodu w historii.
Z wyglądu tej grupy lasek, z którymi go zostawiłem, wynikało, że było tam kilka innych
substancji, których nie wymienił na swojej małej liście grzechów. To jest to, od czego mnie urato-
wał. Wysłał mnie do domu do tej niesamowicie cudownej dziewczyny w moich ramionach, podczas
gdy on pieprzył i wciągał swoją drogę do zapomnienia. Pomógł mi dokonać właściwego wyboru,
tego byłem pewien.
Dylan zeszła z kanapy i uklękła obok Jacksa. Złapała go za nadgarstek i zmierzyła puls, po
czym dotknęła jego głowy wierzchem dłoni.
- Potrzebujesz płynów. I prawdopodobnie badania na choroby weneryczne. - Podałem jej bu-
telkę wody, którą postawiłem na podłodze, zanim zaczęliśmy nasz maraton, patrzyłem, jak ją otwo-
rzyła, a potem kazała mu wypić większość.
- Chcesz, żebyśmy pomogli ci wejść do łóżka? Albo jeszcze lepiej, pod prysznic? - Zmarsz-
czyła nos. - Pachniesz jak gorzała i dziwki.
Odrzuciłem głowę do tyłu i roześmiałem się.
- Jacks zawsze pachnie jak wóda i dziwki. - Wstałem i pociągnąłem Dylan na nogi. - Nie ma
sensu próbować go ruszyć. On już zemdlał. - Wskazałem w dół na mojego kolegę z zespołu. Zna-
łem go od lat. Kiedy się potknął i uderzył o podłogę tak jak dzisiaj, był trupem przez co najmniej
dziesięć godzin. Stąpalibyśmy wokół niego przez cały ranek, a on wciąż by się nie obudził.
Dylan spojrzała z powrotem w dół na Jacksa.
- Asystentce lekarza we mnie naprawdę nie podoba myśl o pozostawieniu zmarnowanego
człowieka leżącego na podłodze w ten sposób.
Owinąłem rękę wokół jej ramienia i przyciągnąłem ją do siebie, całując ją w czoło jak nową
cipkę, którą byłem.
- Nic mu nie będzie. Przeżył wiele, wiele… wiele gorszych rzeczy. Zaufaj mi. - Ale pamięta-
jąc, co Jacks zrobił dla mnie kilka godzin temu, sięgnąłem w dół i złapałem go w ramiona, kładąc
go na kanapie i przykrywając. Miał wkrótce dostać dreszczy. Postawiłem butelkę wody na podłodze
przy jego głowie i zgasiłem światło. Potem odwróciłem się, położyłem ręce na biodrach Dylan i za-
cząłem kierować ją korytarzem w stronę prycz.
- Chodź, mi chéri. Utulę cię do snu.
Kiedy dotarliśmy do jej łóżka, odsunąłem zasłonę i przesunąłem się, żeby mogła wejść do
środka.
Dylan położyła się, a kiedy poszedłem ją przykryć, położyła swoją dłoń na mojej.
- Zostaniesz tutaj? - Uśmiech, którym mnie obdarzała, był tak cholernie słodki. I wiedzia-
łem, dlaczego wybrała te słowa. Wiedziałem, że próbowała wykonać jakiś ruch.
- Mi chéri, ja naprawdę... chcę, chcę. To jest po prostu… - Jak miałem wytłumaczyć, że
mam siłę woli dwulatka? Że wchodzenie z nią do łóżka to tylko proszenie się o kłopoty. Dylan za-
sługiwała na coś więcej niż tylko szybkie rżnięcie w autobusie turystycznym. O wiele więcej. A ja
nadal nie byłem przekonany, że jestem w stanie jej to dać. Potrafić i chcieć to dwie bardzo różne
rzeczy.
Przeplotła swoje palce przez moje.
- Proszę. Tylko dopóki nie zasnę? Właśnie zmusiłeś mnie do oglądania godzin zombie. -
Wyglądała gorąco jak diabli. Jej ciemne włosy wyróżniały się na tle białej poduszki. Jej bluzka pod-
jechała do góry odsłaniając pasek idealnej oliwkowej skóry. Kogo ja oszukiwałem, do cholery? Jak-
bym kiedykolwiek odmówił tej dziewczynie czegokolwiek. Wdrapałem się na łóżko obok niej i od-
wróciliśmy się do siebie twarzami. Dylan oparła swoją śliczną głowę na dłoniach i uśmiechnęła się
do mnie w ciemności. - Dziękuję.
Odgarnąłem kosmyk włosów z jej czoła.
- W każdej chwili, mi chéri. - Chciałem ją pocałować. Chciałem ją pocałować bardziej niż
kiedykolwiek chciałem pocałować kogokolwiek. W całym moim życiu. Jej twarz była kilka centy-
metrów od mojej, to byłoby takie proste. Zamknąłem oczy, aby spróbować utrzymać pokusę na dy-
stans. Ha! Więc teraz byłem abstynentem we wszystkich aspektach mojego życia. Wspaniale.
Zastygłem w bezruchu, gdy poczułem dłoń Dylan na swoim policzku. Uśmiechnąłem się,
gdy jej palce wplotły się w moje włosy. Jęknąłem, gdy jej usta tak lekko dotknęły moich.
- Smith?
Otworzyłem oczy, gdy usłyszałem pytanie w jej głosie.
- Tak?
Ponownie zbliżyła swoje usta do moich. Tym razem mocniej, bardziej natarczywie. Przeje-
chałem dłonią po jej plecach i przycisnąłem jej ciało mocniej do mojego. Czy to się działo napraw-
dę? Czy to jest to, czego naprawdę chciała? Musiało tak być. Chciałem być dobry. Zamknąłem oczy
w pełni przygotowany na to, że zasnę obok tej pieprzonej bomby. Ona to zaczęła.
Przejechałem dłonią po jej tyłku, w dół uda, a następnie do tyłu jej kolana, podnosząc je nad
moim biodrem. Wydała z siebie ten seksowny mały jęk. Tak, ona to zaczęła, ale ja zamierzałem to
cholernie dobrze skończyć. Wykorzystałem uchwyt, który miałem na jej nodze, aby pomóc ocierać
jej rdzeń o moją twardość. Chciałem, żeby poczuła, jak bardzo jej pragnę. Jak bardzo mnie podnie-
ciła. Do diabła, byłem twardy od dnia, w którym postawiła stopę w tym autobusie.
Przygryzła moją dolną wargę, a potem przejechała po niej językiem, żeby pozbyć się ukłu-
cia. Cofnąłem się i złożyłem szorstkie pocałunki na jej szyi, a następnie zagłębiłem zęby w jej ra-
mieniu.
- Jesteś tak kurewsko doskonała - powiedziałem. - Smakujesz tak cholernie dobrze.
Wsunęła dłonie pod moją koszulkę, ściągając ją przez głowę, a następnie wodząc paznokcia-
mi po moim brzuchu. Przewróciłem nas na bok i usadowiłem się między jej nogami. Byłem taki
twardy, a to tarcie było kurewsko niesamowite. Pochyliłem się i ponownie złapałem jej usta, całując
ją szorstko. Jęknęła w moich ustach, a ja prawie wystrzeliłem ładunek w moje spodnie. Tak bardzo
mnie nakręciła. Chciałem, żeby znowu wydała ten dźwięk. Pragnąłem jej małych okrzyków rozko-
szy. Sięgnąłem między nas i wsunąłem rękę w jej spodnie. Nie miała na sobie majtek, a była kurew-
sko mokra.
- To wszystko dla mnie, mi chéri?
Nie odpowiedziała mi, tylko otarła się o moją rękę. Przyłożyłem usta do jej ucha.
- Powiedz to, kochanie. Chcę usłyszeć, jak mówisz, że to wszystko jest dla mnie. Że to ja
sprawiłem, że jesteś taka mokra. - Zatrzymałem palce, tuż przy jej wejściu.
- Tak. Kurwa. Tak, Smith, to wszystko dla ciebie. - Znowu wygięła się pod moją ręką, szu-
kając uwolnienia.
- Dobra dziewczynka. - Wsunąłem jeden palec do środka jej wnętrza, była taka gorąca. Taka
śliska. Dodałem kolejny, a ona jęknęła tak głośno, że musiałem położyć rękę na jej ustach. - Kocha-
nie. Będziesz musiała być cicho. - Nie chciałem jednak, żeby była cicho, chciałem, żeby była gło-
śna. Chciałem, żeby krzyczała moje imię. Zmieniłem kąt ułożenia ręki, gdybym tylko mógł…
- O boże, nie przestawaj.
Proszę bardzo. To jest to miejsce. Teraz, kiedy je znalazłem, mogłem sprawić, że dojdzie na-
tychmiast, kiedy tylko zechcę. Znów wykrzywiłem palce, a ona odrzuciła głowę do tyłu. Była tak
cholernie blisko. Czułem jak jej cipka zaciska się wokół moich palców. Czuła się tak kurewsko do-
brze w moich dłoniach, nie mogłem się nasycić. Kiedy chwyciła mnie za przedramię i po raz drugi
rzuciła się pode mną, musiałem zagryźć wnętrze policzka, żeby nie dojść.
I wtedy rozpętało się piekło.
Rozdział 16
Dylan
W jednej chwili ujeżdżałam dłoń Smitha, jakby nie było jutra, trzydzieści sekund dzieliło
mnie od uderzającego umysłu, gorętszego niż piekło orgazmu. A w następnej? Słuchałam, jak rzygi
rozpryskują się na kafelkowej podłodze. Nie dało się pomylić tego dźwięku.
Smith zatrzymał swoją rękę i opuścił czoło na moją klatkę piersiową.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz. - On dyszał. Ja dyszałam. Byłam tak cholernie bliska roz-
padnięcia się pod nim. Dłonie Smitha... jego palce... Nigdy w życiu nie byłam bardziej zazdrosna o
gitarę.
Delikatnie odepchnęłam Smitha i usiadłam.
- Powinnam iść sprawdzić, co z nim.
Nie byłam pewna, czy powinnam czuć ulgę, czy rozczarowanie. Byłam tak rozdarta, jeśli
chodzi o Smitha, jeśli chodzi o moje uczucia do niego. Kiedy poprosiłam go, żeby ze mną został,
pomyślałam, że jestem po prostu samotna, a leżenie na łyżeczce jest miłe. Kiedy zaczęłam go cało-
wać, pomyślałam, że nie ma się czym martwić, możemy się całować. Jestem po prostu napalona. A
kiedy pozwoliłam mu włożyć rękę do moich spodni? Wszystkie myśli opuściły mój mózg. I nawet
nie byłam pewna jak to zrobił, to wszystko moja sprawka. Poprosiłam go, żeby wszedł ze mną do
łóżka. Najpierw go pocałowałam…
Smith potarł głowę o moją klatkę piersiową.
- Musisz?
Zaśmiałam się.
- To poniekąd dlatego tu jestem. Profesjonalista medyczny, pamiętasz?
Smith skinął głową, wciąż nie mogąc złapać tchu i zszedł z mojej pryczy. Sięgnął do środka
i pomógł mi stanąć na nogi. Jacks był w łazience, leżał na podłodze, otoczony wymiocinami.
- Jacks, kochanie, wszystko w porządku?
- Nieeczuujeee...siędobrzeee?
Ominęłam kilka wymiocin i sięgnęłam w dół, żeby sprawdzić jego puls po raz drugi tej
nocy. Nadal wydawał się normalny. Musiałbym zmierzyć mu ciśnienie krwi, ale ten zapach spra-
wiał, że robiło mi się niedobrze.
- Smith, możesz go wrzucić pod prysznic? Muszę go położyć do łóżka, żeby sprawdzić jego
funkcje życiowe.
Smith zmarszczył nos, patrząc w dół i studiując Jacksa. Jego oczy powędrowały do mnie i
pozwolił im powoli powędrować w górę mojego ciała. Kiedy jego oczy spotkały się z moimi w
moim wnętrzu pojawiło się ciepło. Jasna cholera, stałam w łazience pełnej rzygów, a Smith wciąż
mnie podniecał. Przerwał nasz kontakt wzrokowy i pochylił się, chwytając Jacksa pod pachami i
ciągnąc go w kierunku małej kabiny prysznicowej.
- Chodź, skurwielu. - Wyszłam z pomieszczenia i przeszukałam kuchnię w poszukiwaniu ja-
kiegoś środka dezynfekującego. Ah, ocet, to by się nadawało. Wzięłam rolkę papierowych ręczni-
ków i worek na śmieci i zabrałam się za sprzątanie łazienki. Lata pracy w medycynie nauczyły
mnie oddychać przez nos, ale słyszałam, jak Smith dławi pod prysznicem przeklinając Jacksa. - Je-
steś takim blokerem kutasów, ty mały dupku. - Dźwięki dławienia. - Musiałeś wybrać dzisiejszy
wieczór, żeby przesadzić? - Dźwięki dławienia.
- Smith? Jak tam leci, skarbie? - Czy ja właśnie nazwałam go skarbem? Jasna cholera, po-
myśli, że jestem jedną z tych super klejących się lasek. Trzymał we mnie swoje palce przez trzy mi-
nuty. Czekaj, czy ja znowu powiedziałam „laski”? Cholera.
- Myślę, że pozbyłem się wszystkich kawałków. - Dźwięki dławienia. - Możesz rzucić mi
ręcznik?
Wyciągnęłam puszysty szary ręcznik z szafy w przedpokoju, gdy woda się wyłączyła.
- Proszę bardzo. - Rzuciłam go w czekające ręce Smitha. - Potrzebujesz pomocy?
Smith otworzył drzwi prysznica i wyszedł z jedną ręką Jacksa założoną na ramiona. Prak-
tycznie dźwigał cały ciężar swojego przyjaciela.
- Wszystko w porządku, po prostu pozwól, że zaniosę go na jego pryczę i przykryję. Nie ma
mowy, żebyś zobaczyła jego kutasa przed moim.
- Boiszsieeże będzieee... wyglądał... jakmałyyykutasss... dupek... pootyymjak zoobaczy…
mojegoo?
Słowa Jacksa były niewyraźne, ale zrozumiałe. Smith wybuchnął śmiechem.
- Tak, jesteś jak pieprzony trójnóg, bracie.
Wzięłam butelkę wody z lodówki, a następnie zaniosłam ją na pryczę Jacksa. Nie będę kła-
mała, chciałam zobaczyć trójnóg... Cholera. Za późno. Zatrzymałam się, gdy Smith przykrył Jacksa
grubym kocem. Smith spojrzał przez ramię i zmrużył oczy.
- Przybiegłaś tu, żeby zobaczyć jego kutasa?
- Ja, uch, muszę sprawdzić jego parametry życiowe. - Odwróciłam się, aby ukryć moje czer-
wone policzki i chwyciłam torbę z szafy w holu. Założyłam mankiet do pomiaru ciśnienia krwi na
ramieniu Jacksa i stetoskop w uszy. Napompowałam go, a potem puściłam. - Jego ciśnienie wynosi
180/90, jest podwyższone, ale nie takie, że musi jechać do szpitala. - Odkręciłam wodę. - Jacks,
musisz to wypić. - Przyłożyłam wodę do jego ust. - Małe łyki, kochanie.
Smith położył ręce na biodrach.
- Próbowałaś ukradkiem zerknąć na jego paczkę, a teraz nazywasz go kochaniem? Może po-
winienem iść zwymiotować na całej łazience? - Brzmiał na wkurzonego, ale na twarzy miał swój
prawdziwy uśmiech.
- W porządku, kochanie. - Rzuciłam Smithowi kpiące spojrzenie. - Będziemy na pryczy
obok ciebie, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Weź jeszcze kilka łyków wody, a potem spróbuj za-
snąć. - Przyniosłam kosz na śmieci z kuchni i postawiłam go na podłodze tuż przy jego głowie. We-
szłam z powrotem na swoje łóżko i przysunęłam się do ściany, robiąc miejsce dla Smitha.
- Nadal chcesz mnie tutaj? - Wyglądał bezbronnie, jakby bał się, że powiem „nie”. Uśmiech-
nęłam się i poklepałam materac obok siebie. Położył się na plecach i wyciągnął rękę, żebym wtuliła
się w jego klatkę piersiową. - Dziękuję ci, mi chéri. Za dzisiejszy wieczór, za wszystko.
Jego głos był miękki i szorstki, jakby emocje zatykały mu gardło. Wiedziałam, że chodziło
mu o coś więcej niż tylko o opiekę nad Jacksem. Dałam mu to, czego dziś potrzebował: przyjaciela,
odwrócenie uwagi.
- Nie ma za co. - Zasypiałam zastanawiając się, co lub kogo by zrobił, gdyby mnie tu nie
było.
***
Obudziłam się sama. I szczerze mówiąc, to mnie przygnębiło. Czy Smith żałował, że spędził
ze mną ostatnią noc? Kiedy odszedł? Wytarłam sen z oczu i przygładziłam moje dzikie włosy, za-
nim wstałam z łóżka. Zerknęłam na Jacksa. Nadal spał spokojnie i nie wyglądało na to, żeby znowu
zachorował. Ruszyłam w stronę salonu. Słońce ledwie wzeszło i jedynym dźwiękiem było leniwe
brzdąkanie Smitha na gitarze. Dźwięki wydobywały się powoli i były znajome. „Free Fallin” Toma
Petty'ego. Siedział na podłodze, bez koszulki,z ołówkiem w zębach i żółtym bloczkiem papieru fir-
mowego obok. Stałam na korytarzu i patrzyłam. Był tak cholernie piękny i tak cholernie zagubiony.
Nienawidziłam tego, jak nieszczęśliwie wyglądał. Wszystko we mnie chciało tylko przegonić jego
demony i sprawić, by się uśmiechnął, choćby na chwilę.
- Uwielbiam tę piosenkę.
- Wiem. Nuciłaś ją wczoraj wieczorem, kiedy się ubierałaś. Pasuje do ciebie. Ta piosenka,
mam na myśli. Zawsze mnie uspokajała… i ciebie też. - Obdarzył mnie małym uśmiechem. - Chodź
tu, mi chéri. - Zsunął gitarę ze swoich kolan i wyciągnął do mnie rękę.
Nie było żadnego wahania. Automatycznie podeszłam do niego, moje ciało zareagowało na
jego słowa, zanim mój mózg zdążył zdecydować, czy to dobry pomysł. Położyłam moją małą dłoń
na jego dużej, szorstkiej i pozwoliłam mu poprowadzić mnie na swoje kolana. Siedziałam na nim
okrakiem na podłodze.
- Nie mogłeś zasnąć?
Potrząsnął głową, po czym oparł ją o moją klatkę piersiową. Przejechałam palcami po jego
ciemnych blond włosach, pocierając skórę głowy.
- Chcesz o tym porozmawiać?
Znów potrząsnął głową.
- Okej. Chcesz, żebym zostawiła cię samego, żebyś mógł dalej grać? - Z chęcią wdrapała-
bym się na kanapę i zasnęła słuchając jak gra na gitarze.
- Obudziłaś się sama. - Wypowiedział te słowa miękko i jak stwierdzenie. - Przepraszam. Po
prostu nie mogłem tego wyłączyć.. .ja… - Pozwolił, by jego słowa ucichły.
W momencie, gdy został sam ze swoimi myślami, gdy nie było mnie przy nim, by to popra-
wić... zszedł do swojego mrocznego miejsca. Czy zażywał? Czy coś wziął?
- Hej, nie martw się. To nie jest tak, że wymknąłeś się z mojego mieszkania po nocy seksu.
Przyszedłeś do salonu po nocy spędzonej na spaniu na łyżeczkę. - Może gdybym żartowała, może
gdybym sprawiła, że wszystko byłoby lekkie i łatwe... może udałoby mi się go sprowadzić z powro-
tem.
Chichotał do mojej piersi, ale potem znów zamilkł.
- Czy ty, um, to znaczy, kiedy tu przyszedłeś...? - Naprawdę zamierzałam to zrobić? Na-
prawdę zamierzałam tam z nim pójść? Co do cholery stało się z tym, że to nie moja sprawa?! Z
pewnością rozwaliłam to stwierdzenie w drobny mak. To było oczywiste, że coś się między nami
dzieje. Byłam naiwna, jeśli wierzyłam, że tak nie jest. I szlag by mnie trafił, gdybym patrzyła, jak
kolejny bliski mi człowiek się zabija. Odeszłabym, zanim znowu bym przez to przeszła. - Słuchaj,
wiem, że coś zażywasz. I nie do mnie należy mówienie ci, co masz robić... ale…
- Nie zrobiłem tego. - Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. - Chciałam, nie zamierzam cię
okłamywać. Wyszedłem tutaj z zamiarem znalezienia czegoś, co sprawi, że mój umysł się zatrzy-
ma… ale potem, nie wiem, zamiast tego po prostu podniosłem gitarę. - Objął moją twarz dłońmi,
jego oczy szukały moich.
To był początek, prawda? Plus, wrócił w autobusie ostatniej nocy po rozmowie z ojcem.
Zbliżyłam swoje usta do jego, delikatnie. Ale po kilku sekundach, pogłębił pocałunek, całkowicie
przejmując kontrolę. Jego ręce wędrowały po moim ciele, jego język był właścicielem moich ust.
To było tak, jakby nie mógł mieć mnie dość. Jego ręce osiadły na moich biodrach, a on kołysał
mnie w przód i w tył na swoim twardniejącym kutasie. Nie mogłam powstrzymać jęku, który wy-
mknął się z moich ust, czułam się tak dobrze. Tarcie było idealne. Wciąż byłam tak napięta od
wczorajszej nocy. Pozwoliłam moim palcom powędrować w dół jego klatki piersiowej, do jego po-
ważnie wyrzeźbionego brzucha. Ten człowiek był zbyt gorący dla własnego dobra. Umieścił swoje
ręce pod moim tyłkiem i wstał.
- Wracajmy do łóżka, mi chéri.
Przytaknęłam gorączkowo. Niczego bardziej nie pragnęłam niż wrócić do łóżka z tym wspa-
niałym, torturowanym mężczyzną. Byłam na straconej pozycji. Powinnam po prostu przestać uda-
wać, że go nie chcę. Bo tak było. Chciałam go tak cholernie mocno z jego wadami i wszystkim in-
nym.
Zrobiliśmy całe dwa kroki, zanim otworzyły się drzwi do sypialni i Lexi weszła na korytarz
z Daggerem na smyczy. Smith warknął. Serio, warknął.
- Lex, co ty robisz?
- Uch, Dagger musi się wysikać. Co ty wyprawiasz z Dilly?
Uśmiechnął się nad moją głową, cholernie dobrze było widzieć jego uśmiech.
- Byliśmy w drodze powrotnej do łóżka.
- Co?! Czy wy dwoje się pieprzyliście?
Mam nadzieję, że Lex i Dash będą mieli chłopca. Dziewczyny były tu surowe. Poklepałam
Smitha po ramieniu i zeskoczyłam z jego muskularnych ramion. Znów warknął. Nie będę kłamała,
ten dźwięk był seksowny jak diabli.
- Smith, dlaczego nie odprowadzisz Daggera dla Lex?
Przewrócił oczami, ale chwycił smycz Daggera. Pochylił się i dał mi szybkiego buziaka, za-
nim wyszedł na zewnątrz.
Lexi wskazała na kanapę.
- Siadaj. - Usiadłam - Przyszpiliłaś Smitha?
Rzuciłam jej ostre spojrzenie.
- Nie, nie przyszpiliłam Smitha. Siedzieliśmy na kanapie, całowaliśmy się, zajęliśmy się
Jacksem po tym, jak zwymiotował na wszystkie strony, a potem zasnęliśmy.
- Jacks zwymiotował? Ohyda. Nic mu nie jest?
Przytaknęłam.
- Nic mu nie jest.
- Byłaś w drodze powrotnej do łóżka żeby przyszpilić Smitha?
Wzięłam głęboki oddech.
- Myślę, że tak.
- Tak myślisz? Czy to nie jest coś, czego powinnaś być pewna?
- Nie jestem pewna niczego, jeśli chodzi o Smitha. No, poza tym, że mnie podnieca. - Opar-
łam głowę z powrotem o kanapę i wpatrywałam się w sufit. Dziwnie było się tak otworzyć. Tak na-
prawdę nie miałam w domu żadnych przyjaciółek. Zazwyczaj po prostu dzwoniłam do moich sióstr,
kiedy potrzebowałam się wygadać. Ale lubiłam Lexi. Szybko stawała się jedną z moich ulubionych
osób. - Ostatniej nocy, słuchając jak mówicie o jego rodzinie, widząc jak źle wyglądał... jak oni na
niego wpłynęli? To było trudne. Jestem tak rozdarta między chęcią zachowania dystansu, a chęcią
przytulenia go do siebie.
Lexi położyła rękę na mojej nodze, przybliżając swoją twarz do mojej.
- Zapytałaś go, czego on chce?
Strzeliłam w górę brwiami.
- Nie. Myślisz, że powinnam?
Wzruszyła jednym ramieniem.
- Spójrz na to, jeśli zapytasz go, a on wygłosi całą mowę „jestem-gwiazdą rocka-nie-robię-
związków, to nie ma znaczenia, czy chcesz go trzymać blisko siebie, prawda?
Zacisnęłam wargi, myśląc.
- Okej, a co jeśli nie wygłosi tej przemowy? Co jeśli jest słodki i szczery i mówi, że chce
być ze mną?
- Nie wierzę, że to powiem, ale może wtedy powinnaś dać mu szansę. - Zarzuciła nogami w
górę na kanapę i na moje kolana. Dla Lexi świat był jej leżanką. - Szczerze mówiąc, zanim wsiadłaś
do autobusu kilka dni temu, błagałam go, żeby zostawił cię w spokoju. Ale teraz… nie wiem. Spo-
sób, w jaki na ciebie patrzy, sposób, w jaki wydajesz się go uspokajać… to może zadziałać.
Zerknęłam na drzwi, upewniając się, że nadal jesteśmy same.
- On bierze narkotyki. Nie przez cały czas, ale zażywa.
Posłała mi smutny uśmiech.
- Ale już dwa razy widziałam, jak wybrał ciebie zamiast ucieczki.
Moje oczy rozszerzyły się.
- Wiedziałaś?
- Oczywiście, że wiedzieliśmy. Mamy miejsce na odwyk w pogotowiu. - Wzięła głęboki od-
dech i wypuściła go. - Może nie będziemy tego potrzebować.
Potrząsnęłam głową, nagle wkurzona.
- Więc macie tylko nadzieję, że go naprawię? To szaleństwo, jeśli on potrzebuje…
Lexi wyciągnęła ręce, żeby mnie powstrzymać.
- To nie to, co mówię. Smith zażywa, żeby uciec od smutku, wspomnień i żalu do swojej ro-
dziny. Smith jest bystry jak diabli. Wie, że są inne sposoby radzenia sobie z problemami. Ale ostat-
nio wybiera najłatwiejszą drogę ucieczki. I to staje się nawykiem. To znowu staje się problemem.
Ty jesteś tutaj, on jest w tobie... Sprawiasz, że chce wybierać mądrzej. To wszystko, co mówię.
Sprawiasz, że chce być lepszy.
Pomyślałam o jego twarzy zeszłej nocy, kiedy wszedł do domu po rozmowie z ojcem. Wy-
glądał na załamanego, tak samo jak dziś rano. Ale ani razu nie zażył. Wybrał mnie zeszłej nocy, a
dziś rano wybrał swoją muzykę. Może Lexi miała rację... ale to była cholernie duża presja. Już raz
zawiodłam w ratowaniu kogoś, a ponowna porażka mogłaby mnie zniszczyć.
***
Smith i ja nie mieliśmy kolejnej szansy, by pobyć sami. Lexi rozłożyła się na jednej z leża-
nek z laptopem, żeby zgrać kilka zdjęć i nalegała, żebyśmy dotrzymali jej towarzystwa. Luke wró-
cił do autobusu kilka minut po tym, jak Smith przyszedł ze spaceru z Daggerem. Lexi spojrzała w
górę od swojego komputera.
- Dobrze się bawiłeś ze swoją dziwką?
Luke przewrócił oczami, gdy przeszedł obok niej do swojej pryczy, rzucając przez ramię:
- Pewnie, że tak. A ty dobrze się bawiłaś ze swoją?
Nie odpowiedziała, tylko wróciła wzrokiem do swojej pracy. Kilka minut później autobus
ruszył.
Smith zrobił kawę i usiedliśmy obok siebie na kanapie, oglądając wiadomości. Nie mogłam
się powstrzymać od rzucania spojrzeń w jego kierunku. Byłam sfrustrowana seksualnie. Czułam
się, jakbym mogła wspiąć się na ściany tego autobusu. Nie mogłam się wygodnie ułożyć, a za każ-
dym razem, gdy zmieniałam pozycję, kątem oka widziałam, jak Smith się uśmiecha. Musiałam
wyjść na spacer i zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Muszę wysiąść z tego autobusu! - Nie miałam zamiaru, aby moje słowa wyszły jak krzyk.
Lexi spojrzała na mnie, starając się nie uśmiechać.
- Dilly? Wszystko w porządku?
Kiwnęłam głową na tak, ale zaprzeczyłam sama sobie swoimi słowami.
- Muszę wysiąść z tego autobusu, tylko na chwilę. Możemy zatrzymać się na jedzenie czy
coś?
Smith położył rękę na mojej nodze, co spowodowało, że wzdrygnęłam się pod wpływem
kontaktu. Moja skóra była zbyt wrażliwa. Jasna cholera, miałam kobiece, sine jaja. Nigdy wcześniej
się tak nie czułam. Nigdy nie czułam, że muszę się wyładować. Smith robił ze mną szalone rzeczy.
Wyciągnął swój telefon i zakładałam, że wysłał sms-a, bo jego telefon oddzwonił z niemal natych-
miastową odpowiedzią.
- Zatrzymamy się w następnym mieście i zjemy śniadanie.
Jego uśmiech był cały męski, a ja miałam ochotę zetrzeć go z jego twarzy. Wiedziałam, że
jego też musi to boleć, ale wydawał się taki niewzruszony wczorajszą nocą i dzisiejszym poran-
kiem. Po stronie plusów, wydawał się szczęśliwy. Jak na prawdziwego szczęśliwego, a nie udawa-
nego szczęśliwego.
Piętnaście minut później wjechaliśmy na parking kolejnej małej knajpki. Świetnie, więcej
tłustego jedzenia. Wskazałam na Lexi, gdy wstałam i rozciągnęłam się.
- Ty jesz owoce, granolę i jogurt.
Rzuciła mi spojrzenie, po czym zwróciła się do Smitha.
- Cholera, powinnam była pozwolić ci zabrać ją do łóżka i przyskrzynić ją. Jest w gównia-
nym nastroju.
Rozdział 17
Smith
Lexi miała rację, Dylan była w kiepskim nastroju. I mężczyzna we mnie miał nadzieję, że to
dlatego, że ona mnie chciała, a nie miała. Ostatniej nocy prawie wykrzyczała moje imię, a dziś rano
była gotowa na wszystko, czego chciałem.
Luke, Jacks i Dash przeszli korytarzem potykając się, gdy poczuli, że autobus zatrzymał się
z drżeniem. Dash pochylił się i pocałował wargi Lexi.
- Dzień dobry, Kociaku.
Uśmiechnęła się do niego, jakby był jedynym mężczyzną na świecie.
- Dzień dobry, kochanie. - Rzuciła okiem w kierunku Dylan. - Dilly wpadła w lekki napad
złości i powiedziała, że musi wysiąść z autobusu, więc zatrzymujemy się na śniadanie.
Dash spojrzał ode mnie do Dylan, jego oczy byłe pełne podejrzliwości.
- Dla mnie super. Umieram z głodu. - Skupił swoją uwagę na Dylan. - Wszystko w porząd-
ku?
- Wszystko jest w porządku. - Odpowiedziałem za nią. - To była długa noc. Jacks zwymioto-
wał w całej łazience. - Wszyscy odwrócili się do Jacksa, ściągając uwagę z Dylan, co było moim
celem. Mój seksowny pożądany tyłek był powodem, że była na krawędzi. Musiałem to naprawić.
Luke zmarszczył nos i cofnął się o krok.
- Jesteś chory?
Jacks potrząsnął głową.
- Po prostu wziął udział w zbyt wielu libacjach.
Luke i Dash kiwnęli głowami ze zrozumieniem. Wszyscy byliśmy tam wcześniej.
Jacks podszedł i stanął przed Dylan.
- Dzięki za upewnienie się, że nic mi nie jest... i za posprzątanie po mnie.
Obdarzyła go małym uśmiechem.
- Nie martw się. To moja praca.
Dash zadrwił.
- Jak diabli, to twoja praca. Jesteś tu dla Lexi i dziecka. Nie powinnaś sprzątać po dorosłym
mężczyźnie. - Dash wskazał palcem na Jacksa. - Zbierz się do kupy.
Jacks mrugnął.
- Tak, tatusiu.
Dash przewrócił oczami i sięgnął po rękę Lexi, ciągnąc ją na nogi.
- Teraz to ja muszę wysiąść z tego autobusu.
Wszyscy wyszliśmy na zewnątrz, a potem do knajpy. Objąłem ramieniem klatkę piersiową
Dylan, przyciągając ją do siebie. Gest, który stał się znajomy.
- Wy idźcie przodem, Dylan i ja usiądziemy tutaj. - Wskazałem w kierunku małego stolika
dla dwojga.
Jacks zrobił całuśne miny do nas, zanim Lexi klepnęła go w tył głowy.
Wziąłem Dylan za rękę i poprowadziłem ją do stołu, wysuwając jej krzesło.
- To niewiele jak na pierwszą randkę… ale tutaj musisz łapać chwile samotności, kiedy tylko
możesz.
Uśmiechnęła się do mnie przez stół.
- Właściwie to jest idealne. Dziękuję ci. - Wypuściła głęboki oddech. - Przepraszam za
wcześniej. Nie wiem, co we mnie wstąpiło… Potrzebowałam tylko trochę oddechu. Przebywanie w
tym autobusie, zawsze w otoczeniu ludzi… to dostosowanie.
- Robi się tam trochę ciasno. - Sięgnąłem przez wyszczerbiony stół i złapałem ją za rękę. -
Jeśli chodzi o wczorajszą noc i dzisiejszy poranek... nie chcę cię zmuszać do niczego, z czym nie
czujesz się komfortowo.
Jej oczy rozszerzyły się.
- Jestem prawie pewna, że gdyby nie te wszystkie przystanki… och boże, mam na myśli to,
że było by mi więcej niż komfortowo.
Jej słowa sprawiły, że mój kutas szarpnął, po raz tysięczny, odkąd ją poznałem.
- Czy to jest część tego, co cię niepokoi? Czujesz się trochę... sfrustrowana? - Proszę boże
pozwól jej powiedzieć „tak”. Proszę, pozwól jej pragnąć mojego kutasa tak bardzo, że to wpływa na
jej nastrój.
- To może być część tego.
Nie mogłem się powstrzymać, uśmiechnąłem się. Bardzo.
- Jeśli to jest to, co cię wkurzyło, mi chéri, mogę to naprawić. - Poklepałem małą część bud-
ki obok mnie. - Wszystko, co musisz zrobić, to podejść tutaj i usiąść na mojej dłoni. Mogę sprawić,
że wszystko będzie lepsze.
Jej policzki zrobiły się czerwone. Wiedziałem, że ma coś do powiedzenia, jej usta się otwo-
rzyły, ale nasza kelnerka zatrzymała się obok nas z ołówkiem w ręku. Zamówiłem omlet southwe-
stern i stos maślanych naleśników. Dylan spojrzał na duży stół, przy którym siedział zespół z Lexi,
a na jej twarzy zagościł zawadiacki uśmiech.
- Poproszę śniadanie z dwóch jajek z owocami i pełnoziarnistym tostem. - Wskazała na dru-
gą stronę restauracji. - Jestem ich dietetykiem, więc będę zamawiać dla nich. Wszyscy będą mieli
omlet z białek i szpinaku, kawałki owoców dookoła i tylko świeżo wyciskany sok pomarańczowy. -
Kelnerka skinęła głową i odwróciła się, aby odejść, Dylan wystawiła rękę, aby ją zatrzymać. - Z
wyjątkiem kobiety, ona dostanie mleko.
Zaśmiałem się.
- Jacks zacznie płakać.
Dylan wzruszyła ramionami.
- Nie powinien był rujnować mojego orgazmu.
Uśmiechnąłem się.
- Nie martw się, mi chéri. Dam ci kolejną szansę, aby wykrzyczeć moje imię.
Nasze jedzenie przyszło szybko i oboje odwróciliśmy się, aby zobaczyć, jak jedzenie jest
dostarczane na stół zespołu. Wszyscy wyglądali na tak zdezorientowanych. Musiałem zakryć usta
dłonią, żeby się nie roześmiać, kiedy wezwali kelnerkę. Jej spojrzenie odzwierciedlało ich, a potem
wskazała w kierunku Dylan. Dylan uśmiechnęła się i pomachała im z kawałkiem bekonu w dłoni.
- To było okrutne, mi chéri. - Trzeba przyznać, że wszyscy jedli zdrowe śniadanie jak
grzeczni chłopcy i dziewczęta.
Po tym jak Dylan skończyła jeść, odsunęła swój talerz.
- Naprawdę nie chcę być taką dziewczyną, Smith… ale co my robimy?
Uniosłem brew, szczerze zdezorientowany. Mówiła o jedzeniu?
- To znaczy?
Jej oczy błysnęły z irytacją.
- Z nami. - Pokazała dłonią między nami. - Czego ode mnie chcesz?
Cóż, wiedziałem, że jest bezpośrednia. To była jedna z rzeczy, które mi się w niej podobały.
- Chyba jeszcze nie do końca to zrozumiałem, mi chéri.
Oparła czoło na dłoniach.
- Pragniesz mnie. - Powiedziała to jako stwierdzenie, a nie pytanie.
- Tak. A ty mnie? - Nie byłem już tak pewny siebie.
Przytaknęła.
- Pragnę cię...
- Ale?
- Ale ja chcę zdrowego, szczęśliwego ciebie. - Wzięła mały łyk swojej wody z lodem, po
czym pobawiła się kroplami na swojej szklance. - Nie osądzam cię. Wszyscy mamy swoje historie,
wszyscy mamy swoje prawdy i nie będę udawać, że rozumiem wszystko, przez co przeszedłeś... ale
nie mogę angażować się w narkotyki, Smith. Już to przerabiałam. Patrzyłam, jak ktoś, kogo kocha-
łam, zabija się powoli i bez dobrego powodu.
Jej słowa przyprawiły mnie o dreszcze. Czy to właśnie robiłem? Zasadniczo miałem tutaj
dwie możliwości: pozostać czystym lub trzymać się z dala od Dylan. Zastanawiałem się, czy wie, o
co mnie prosi. Zastanawiałem się, czy poprosiła o to drugiego faceta. Byłem w stanie pozostać
trzeźwy przez kilka dni, ale na dłuższą metę…? Mógłbym to zrobić? Obserwowałem jej piękną
twarz, sposób, w jaki zacisnęła ręce i przygryzła wnętrze policzka. Jej oczy pozostały jednak silne,
nigdy nie oderwały się od moich. Pragnąłem jej, nie ma co do tego wątpliwości. Wybrałem ją, a nie
narkotyki, więcej razy, niż mogłem zliczyć w tym momencie. Kopnąłbym się, gdybym pozwolił jej
odejść, pozwolił jej odejść, nie wiedząc, jak dobrze może być między nami.
- Nie będę ci składał obietnic, których nie mogę dotrzymać, mi chéri. Ale, będę próbował.
Masz moje słowo, że będę się starał, kurwa, najlepiej jak potrafię, żeby być tym facetem, o którego
mnie prosisz.
Przeszukałem jej oczy, mając nadzieję, że to na razie wystarczy. Po czymś, co wydawało się
wiecznością, kiwnęła głową. Wstałem i pociągnąłem ją na nogi. Wziąłem jej twarz w swoje dłonie i
pocałowałem ją z całych sił. Usłyszałem w tle gwizdanie moich przyjaciół. Kiedy Dylan zaczęła
chichotać przy moich ustach, oderwałem się od niej.
Jacks podszedł do stolika i rzucił rachunek.
- Smith, nie będę płacił za to gówniane śniadanie, które zamówiła dla nas twoja randka. To
jest na ciebie.
Pocałunek z Dylan wprawił mnie w całkiem dobry nastrój. Plus, byłem winny Jacksowi za
to, że postawił mnie na nogi i odesłał do domu zeszłej nocy. Sięgnąłem po portfel, bardziej niż
szczęśliwy, że mogę zapłacić za śniadanie. Ale Dylan położyła rękę na moim ramieniu, zatrzymując
mnie.
Podniosła rachunek i przycisnęła go do piersi Jacksa.
- Jestem kurewsko pewna, że ty zapłacisz za to śniadanie. Wpadłeś do autobusu na czwora-
ka, zemdlałeś, zrujnowałeś nasz maraton The Walking Dead, a potem zwymiotowałeś na całą ła-
zienkę rujnując... coś innego. Smith cię umył. Ja posprzątałam twoje wymiociny. ZAPŁAĆ. ZA.
ŚNIADANIE.
W restauracji panowała cisza, dopóki Lexi nie zaczęła powoli klaskać.
***
Kiedy wróciliśmy do autobusu, wszyscy poszli do łóżek. Jacks wciąż się dąsał, bo Dylan na
niego nakrzyczała, a poza tym pewnie miał kaca jak cholera. Luke był całą noc z jego byłą, najwy-
raźniej on i Lexi pokłócili się o to na śniadaniu. Dash wziął Lexi do łóżka, mówiąc jej, jeśli chce
edytować zdjęcia przez cały dzień, będzie musiała robić to nago.
Dylan i ja staliśmy na środku pustego salonu przez jakieś trzy sekundy, zanim na siebie
wskoczyliśmy. Byliśmy całymi ustami i rękami. Nie mogłem jej pocałować wystarczająco głęboko,
a ona w zasadzie wspinała się po mnie, jakbym był pieprzonym słupem. Usiadłem na kanapie z jej
drobnym ciałem na moich kolanach. Wplątałem dłonie w jej włosy, a ona przejechała paznokciami
po moim torsie. Oboje oddychaliśmy ciężko, gdybyśmy byli w samochodzie, okna byłyby zbyt za-
parowane, żebyśmy mogli przez nie wyjrzeć.
Kurwa, pragnąłem tej dziewczyny. Chciałem być w niej tak bardzo, że ledwo widziałem.
Uśmiechnąłem się do jej ust, gdy ściągnęła mi koszulkę przez głowę. Rzuciłem okiem na korytarz,
zanim wziąłem jej twarz w swoje dłonie.
- Tak po prostu, mi chéri? Chcesz po prostu rozebrać się do naga i pieprzyć się tutaj, w salo-
nie?
Uśmiechnęła się do mnie, a potem przyjrzała się naszemu otoczeniu.
- Możemy to zrobić jeśli chcesz, gwiazdo rocka.
Zmrużyłem oczy. Blefowała? Czy może naprawdę jej to nie przeszkadzało? Na moje pytanie
odpowiedziała, gdy ściągnęła sweter, odsłaniając obcisły, biały tank top, który pozostawiał niewiele
do wyobraźni. W porządku, więc seks w miejscu, gdzie każdy może wejść był dozwolony. Wsta-
łem, podniosłem ją i połozyłem na kanapie, zanim przykryłem jej ciało swoim. Owinęła swoje nogi
wokół mojej talii, przyciągając mnie mocniej do siebie. Prześledziłem pocałunkami w dół jej szyi i
wyszeptałem jej do ucha.
- Nie.
Cofnęła się i spojrzała na mnie wzrokiem co-jest-kurwa. Nie mogłem się powstrzymać, żeby
się nie roześmiać.
- Pierwszy raz, kiedy pogrzebię w tobie mojego kutasa, nie będzie w salonie, gdzie każdy
mógłby wejść. - Nie jestem chórzystą, pieprzyłem się z publicznością wiele razy. Do tego doprowa-
dzi cię seks, kiedy jesteś naćpany jak pieprzony latawiec. Ale Dylan była inna. Nie chciałem, żeby
ktokolwiek widział jej dojście, oprócz mnie. Te krzyki, to wszystko było kurwa moje. Usiadłem,
pociągając ją za sobą. - Za dwie noce od teraz, zatrzymamy się w hotelu w Missouri. Będziesz w
moim pokoju, w moim łóżku, nago.
- Pytasz mnie? Czy informujesz? - Jej oczy były pełne ognia, zarówno pożądania, jak i bun-
tu.
- Informuję cię. - Zaryzykowałem, zakładając się, że skoro wydawało jej się, że wysiada
przy moich sprośnych słowach, gdy ją dotykałem, zrobi to samo, gdy ja przejmę dowodzenie.
Pochyliła się do przodu, wzięła moją dolną wargę w zęby i possała ją, zanim puściła.
- W porządku.
Dobrze zakładałem.
- Dobra dziewczynka.
Chwyciłem pilota i usiadłem z powrotem na poduszkach kanapy, wyciągając rękę, aby do
mnie dołączyła. Kiedy przytuliła się do mnie, wziąłem ją na kolana.
- W międzyczasie, mi chéri… - Pozwoliłem, by moje słowa ucichły, gdy rozpiąłem jej
spodnie i wsunąłem rękę w jej majtki. Drugą ręką przykryłem nas kocem, na wszelki wypadek,
gdyby ktoś wszedł. Przesunąłem palec przez jej fałdy, znajdując jej centrum. - Tak kurewsko mokra
dla mnie, kochanie.
Na początku powoli pompowałem i wysuwałem się z niej, wyciągając jej przyjemność. Po-
nieważ znalazłem jej miejsce ostatniej nocy, miałem ją dyszącą w ciągu kilku sekund. Jęczała i
ocierała się o moją rękę. Odwróciłem jej głowę i użyłem moich ust, aby połknąć jej małe okrzyki
przyjemności. Pozwoliłem mojemu językowi naśladować moje palce. Nie mogłem powstrzymać się
od pchnięcia mojego penisa w jej tyłek, gdy się z nią bawiłem. To tarcie było tak dobre, że bałem
się, że dojdę w spodniach.
- Och boże, Smith. Nie przestawaj.
Uśmiechnąłem się przy jej ustach.
- Dojdź dla mnie, kochanie. - Jeszcze raz poruszyłem nadgarstkiem i roztrzaskała się o moją
rękę. Pocałowałem ją jeszcze raz, zanim wyciągnąłem rękę z jej spodni i przesunąłem swoje ciało
tak, że oboje leżeliśmy na kanapie. - Lepiej się czujesz?
Skinęła głową, kładąc głowę na mojej piersi.
- A co z tobą?
Pocałowałem czubek jej głowy.
- Nic mi nie jest, mi chéri. Pobawimy się dziś wieczorem.
- Więc możemy bawić się w autobusie, ale nie możemy uprawiać seksu w autobusie?
- Pierwszy raz? Pierwszy raz chcę całą noc, bez przerw. - Wzruszyłem ramionami. - Potem
możemy się pieprzyć w autobusie jak króliki.
Roześmiała się.
- Jak romantycznie.
Ukryłem nos w jej słodko pachnących włosach.
- Chcesz romantyzmu, wybrałaś złego muzyka. - Nie sądzę, żeby kiedykolwiek w moim ży-
ciu próbowałem zrobić dla kogoś coś romantycznego. Nawet nie umawiałam się na randki w li-
ceum. Nie musiałem. Byłem miejskim złym chłopcem ze złej strony torów. Masz pojęcie, ile cheer-
leaderek pieprzyło się ze mną, żeby wkurzyć swoich bogatych tatusiów? - Przepraszam, mi chéri.
- Bez obaw. Nie lubię ckliwości. - Dylan odwróciła twarz i pocałowała mnie w podbródek.
Pocałowałem czubek jej głowy. Znowu. I pocierałem palcami małe kółka na jej plecach. W
ciągu kilku minut oboje zasnęliśmy.
Rozdział 18
Dylan
Obudziłam się dopiero, gdy autobus się zatrzymał i wszyscy chłopcy weszli do salonu.
Wszyscy przespaliśmy cały dzień. Stawałam się nocnym markiem, tak jak zespół.
Smith pocałował mnie delikatnie w usta.
- Pójdę szybko pod prysznic, mi chéri.
Lexi weszła, już ubrana na noc i wyglądała seksownie ze swoim malutkim brzuszkiem. Po-
machałam jej.
- Hej, Smith wspomniał, że mamy postój w hotelu za dwa dni. To byłby świetny czas na na-
stępne badanie. Możemy znacznie łatwiej skonfigurować maszynę sono.
Klasnęła w dłonie.
- Będziemy mogli zobaczyć dziecko?!
- Tak, proszę pani. - Jej podekscytowanie było zaraźliwe. To było takie pokrzepiające wi-
dzieć, jak bardzo była zakochana w swoim dziecku.
Dash wszedł i usiadł na rozkładanym fotelu, Lexi wczołgała się na jego kolana.
- Zobaczymy dziecko, kiedy dotrzemy do hotelu.
Uśmiech rozświetlił jego twarz, gdy pocałował ją w nos.
- To wspaniale, Kociaku.
Wstałam i skierowałam się do łazienki. Tego ranka wzięłam prysznic, ale musiałam się prze-
brać i doprowadzić się do porządku. Zawsze byłam raczej typem dziewczyny z gorącym bałaga-
nem, ale Lexi zawsze wyglądała jak gwiazda rocka. Czułam się zobowiązana, by zrobić to samo. Po
wzięciu ubrań spróbowałam otworzyć drzwi do łazienki i okazało się, że są otwarte, więc wślizgnę-
łam się do środka.
- Mi chéri? - Smith zawołał moje imię spod prysznica.
- Tak?
- Tylko upewniam się, że nie jesteś jednym z facetów, którzy przychodzą tu, żeby spuścić
wodę w toalecie lub ukraść wszystkie ręczniki.
Zachichotałam.
- Często się to zdarza?
- Zdarza się. - Wychylił głowę przez szklane drzwi prysznica. - Wchodzisz?
Pocałowałam jego mokre usta, bo próbowaliśmy tego związku. I ponieważ mogłam.
- Nie.
Wkurzył się, ale skończył prysznic bez marudzenia. Nałożyłam makijaż i poprawiłam włosy.
Gdy ściągałam bluzkę przez głowę, Smith wyszedł, mokry i tak seksowny. Oblizałam wargi.
- Nie patrz na mnie w ten sposób, mi chéri. To sprawia, że mam ochotę pochylić cię nad
umywalką.
Mrugnęłam do niego.
- Więc zrób to.
Warknął i wyszedł z łazienki z ręcznikiem wokół pasa. Dwie noce. Miałam dwie noce, żeby
się z nim pobawić i sprawić, że będzie cierpiał, zanim będziemy mieli pokój tylko dla siebie. To
było słodkie, że chciał poczekać, kolejna urocza miła rzecz, która sprawiła, że pragnęłam go jeszcze
bardziej. Nie chciałam zapeszyć, ale Smith miał dobry dzień. Poza porannym atakiem depresji,
wszystko było w porządku. Nie widziałam nawet tego szalonego spojrzenia w jego oczach, które
mówiło, że potrzebuje pomocy bardziej niż tlenu.
***
Mniej więcej godzinę później wszyscy byliśmy za kulisami, a ochrona pilnowała drzwi, jak-
by w środku był papież. Trzeba przyznać że, zostaliśmy oblężeni w drodze z samochodu do tylnych
drzwi sali koncertowej. Reporterzy wykrzykiwali pytania z prędkością mili na minutę, większość z
nich chciała poznać zdanie zespołu na temat procesu sądowego i tego, czy opóźni to ich nowy al-
bum. A to było tylko dziesięć metrów drogi. Smith siedział z Lukiem przy barze, popijając szklankę
szkockiej. Dagger leżał u ich stóp. Jacks opierał się o ścianę, blisko wszystkich, ale cicho. Dash stał
za barem, po kolei przygotowując wszystkim drinki. Lexi miała wyjęty aparat i pstrykała zdjęcia
całej czwórki. Stałam za nią i patrzyłam na obrazy, jak je uchwyciła. Ma naprawdę dobre oko.
Wyprostowała się z przykucnięcia, pocierając dłonią o dolną część pleców. Nie musiałam jej
mówić, że już niedługo nie będzie mogła tak przykucnąć. Ustawiła aparat na stole i dokonała kilku
poprawek.
- Wszyscy zbliżcie się do siebie, zróbmy zdjęcie grupowe.
Jacks odepchnął się od ściany i oparł o bar. Dash przeszedł na drugą stronę baru, przyciąga-
jąc Lexi do siebie i kładąc dłoń na jej biodrze. Luke i Smith odwrócili się w swoich stołkach baro-
wych i spojrzeli do przodu. Kiedy podeszłam, by stanąć między nimi, Smith położył rękę na mojej
klatce piersiowej w swoim charakterystycznym uścisku. Staliśmy tak w bezruchu, uśmiechając się,
przez całą minutę.
Nie przerywając swojego grymasu, Luke mówił z zaciśniętymi zębami.
- Lex, ustawiłaś samowyzwalacz?
Przewróciła oczami i spojrzała na niego.
- Oczywiście, że ustawiłam.
Luke rzucił jej zirytowane spojrzenie.
- Przestań przybierać taki ton w stosunku do mnie. Robiłaś to przez cały dzień.
Dobra postawa Dasha do zdjęcia opadła i spojrzał w sufit, podczas gdy Lexi i Luke dalej się
sprzeczali. Wszyscy zerwali się z miejsc w momencie, gdy zgasła lampa błyskowa.
Lexi podeszła do kamery, chwyciła ją, żeby zobaczyć, jak wygląda zdjęcie i spojrzała na
Luke'a.
- Mówiłam ci, że ustawiłam samowyzwalacz.
Wskazał na róg ekranu wyświetlacza.
- Tak. Ustawiłaś go na dwie minuty, zamiast dwudziestu sekund.
Dash obejrzał się przez ramię.
- Co o tym sądzisz, Kociaku? Musimy zrobić jeszcze jedno?
Lexi trzymała aparat dalej, żeby wszyscy mogli widzieć. Na zdjęciu nikt właściwie nie pa-
trzył na aparat. Luke i Lexi patrzyli na siebie, kłócąc się. Dash miał oczy skierowane ku niebu z rę-
kami mocno opartymi na ciele Lexi. Jacks wpatrywał się w swoją szklankę whiskey. Moje oczy
były skierowane w bok, gdy Smith pochylił się, by szepnąć mi do ucha.
Lexi uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.
- Nie. Właściwie to myślę, że to jest idealne.
Rozdział 19
Smith
Występ przebiegł bez zakłóceń, tak jak zawsze. Po tym, jak Dash krzyknął dobranoc, wszy-
scy pospiesznie zeszliśmy ze sceny, ociekając potem i tryskając energią. Podszedłem prosto do Dy-
lan i owinąłem ramię wokół jej talii, przyciągając ją do pocałunku. Wyglądała tak kurewsko sek-
sownie. Nie mogłem oderwać od niej wzroku przez całą noc.
Czułem na sobie wzrok Jacksa.
- Zgaduję, że nie wychodzisz ze mną dziś wieczorem?
Potrząsnąłem głową.
- Nie, stary. - Wiedziałem, dlaczego pytał, dlaczego sprawdzał, czy aby na pewno się nie za-
łamię. Jacks był dobrym człowiekiem, zasługiwał na więcej uznania niż zwykle mu dawaliśmy.
Luke zarzucił rękę wokół ramienia Jacks.
- Chodź, kolego. Ja wyjdę z tobą dziś wieczorem.
Oczy Lexi zrobiły się duże.
- Wychodzisz?
Luke wzruszył ramionami.
- Wychodzę.
- Od kiedy?
- Od zawsze.
Lexi przewróciła oczami, ale odpuściła. Luke imprezował, podobnie jak Dash. Lexi dołącza-
jąc do trasy zmieniła oba ich przyzwyczajenia. Chociaż tylko jeden z nich czerpał korzyści z pozo-
stawania w domu każdej nocy. Luke i Jacks skierowali się w jednym kierunku, podczas gdy Dylan,
Lexi, Dash, Dagger i ja udaliśmy się w innym.
***
Po trzech kolejnych odcinkach The Walking Dead, Dylan ziewnęła i wyciągnęła ręce nad
głowę - odsłaniając pyszny pasek skóry.
- Myślę, że jestem już wykończona na dzisiejszy wieczór.
Oparłem głowę o oparcie kanapy i złożyłem ręce na brzuchu.
- O tak? Gotowa do łóżka? - Poczekałem, aż na mnie spojrzy, zanim posłałem jej grzeszny
uśmiech.
- Naprawdę uważasz, że spanie w tym samym łóżku to dobry pomysł? Nie mogłeś nawet pa-
trzeć, jak się przebieram wcześniej, nie chcąc złamać swojej zasady „pierwszy raz w prawdziwym
łóżku”.
Uśmiechnąłem się. Ostatnio często się uśmiechałem.
- Mówiłem ci, mi chéri. Możemy bawić, po prostu nie możemy się pieprzyć.
Posłała mi zirytowane spojrzenie.
- Pieprzyć, walić, przygwoździć, gant, rżnąć… czy nie możecie nazwać tego czymś, co
brzmi w połowie ładnie?
Nigdy nie nazywałem tego ładnie, bo nigdy nie robiłem tego w miły sposób. Ale ona nie
musiała o tym wiedzieć. Z nią zrobiłbym to inaczej. Nie była jakąś dziwką, której już nigdy więcej
nie zobaczę.
- Jak chcesz, żebym to nazwał, mi chéri?
Milczała przez chwilę, myśląc z zaciśniętymi ustami.
- Seks?
Chichotałem.
- Aż tyle czasu zajęło ci wymyślenie seksu? - Zmarszczyłem nos. - Seks brzmi zbyt klinicz-
nie.
- Spanie razem?
- Och nie będziemy spać, mi chéri.
- Robienie tego?
- Ile mamy lat? Szesnaście?
- Poddaję się.
Odetchnąłem z ulgą, że nie próbowała „kochać się”. Ja na pewno, kurwa, nie wiedziałem,
jak to zrobić. Wstałem, po czym podniosłem ją i przerzuciłem przez ramię, klepiąc jej zgrabny tyłek
po drodze w dół korytarza.
- W takim razie zostaje pieprzenie.
- Jestem taką szczęściarą.
Położyłem ją na jej pryczy.
- Och, nie masz pojęcia, kochanie. - Granie na gitarze i pieprzenie - jedyne dwie rzeczy w
życiu, w których się wyróżniałem. Praktyka czyni mistrza i całe to gówno. Nie od razu wspiąłem
się obok niej. Zamiast tego po prostu stałem i gapiłem się na nią. Wpatrywałem się w tę mądrą, sek-
sowną dziewczynę, która postanowiła dać szansę mojemu zepsutemu, uzależnionemu, nastrojowe-
mu tyłkowi. Powiedziałem jej, że spróbuję i tak było. A dzisiaj był dobry dzień. Nie byłem głupi,
wiedziałem, że nie każdy dzień będzie tak łatwy, tak lekki. Brałem i nie brałem narkotyków, odkąd
skończyłem czternaście lat. Tym razem łatwiej byłoby je odstawić. Tak naprawdę nie brałem nicze-
go mocnego. A jednak.
- Masz zamiar stać tam całą noc?
Dylan wyrwała mnie z mojego wewnętrznego monologu. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją na
podłogę, zanim położyłem się do łóżka i położyłem się na niej. Dylan rozłożyła nogi, robiąc miej-
sce dla mojego ciała, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.
- Tak cholernie dobrze jest czuć cię pode mną.
Jej oczy się zamknęły, a ona wygięła się pode mną, moje słowa ją podnieciły. Uwielbiałem
to, że podniecało ją, gdy mówiłem do niej w ten sposób. Wplątałem dłonie w jej włosy i zbliżyłem
swoje usta do jej. Pocałowałem ją, mocno i bez pozwolenia. Jęknęła. Przycisnąłem mojego kutasa
do jej cipki. Miała rację, bycie w łóżku w ten sposób będzie torturą. Tak kurewsko mocno chciałem
w niej być.
Przewróciłem się na bok, pociągając ją za sobą tak, że oboje leżeliśmy na boku, twarzą do
siebie. Zejście na niej w dół na tej małej pryczy nie wchodziło w grę - za mało miejsca, żeby na-
prawdę zrobić dobrą robotę. I byłbym przeklęty, gdybym to spartolił. Pociągnąłem za sznurek jej
spodni, rozluźniając je na tyle, że mogłem wsunąć rękę do środka. Znowu nie miała na sobie maj-
tek, a już była bardziej mokra niż piekło.
Warknąłem, gdy wygięła się w moją dłoń, szukając ulgi.
- Powiedz mi, dla kogo to jest, kochanie.
Pochyliła się i zacisnęła płatek mojego ucha w swoich zębach, zanim wyszeptała:
- Dla ciebie.
Popchnąłem ją na plecy, a ona pozwoliła, by jej nogi się rozchyliły.
- To jest to, mi chéri. Wpuść mnie do środka. - Wsunąłem jeden palec do środka, a potem po
kilku pchnięciach dodałem drugi, rozciągając ją. - Jesteś tak cholernie ciasna, kochanie. Nie mogę
się doczekać, aż wsadzę w ciebie mojego kutasa. - Pozwoliłem wierchowi mojej dłoni ocierać się o
jej łechtaczkę i nie trwało długo, zanim pchnęła biodrami, dopasowując się do moich pchnięć. - Do-
bra dziewczynka, weź to, czego potrzebujesz. Ujeżdżaj moje pieprzone palce.
Przygryzła wargę.
- Kurwa, Smith. Nie przestawaj.
Chwyciłem jej rękę wolną i położyłem ją na moim twardym kutasie.
- Pocieraj mnie. - Rozpięła mi spodnie i wsunęła rękę w moje bokserki, chwytając mojego
kutasa w zaciśniętą pięść. Pompowała mnie w górę i w dół, używając wilgoci na moim czubku, aby
pomóc jej ręce się ślizgać. Moje oczy przewróciły się do tyłu w mojej głowie. Minęły ponad trzy
dni, odkąd się spuściłem. To był najdłuższy okres, jaki miałem od lat. Wszystko było takie wrażli-
we, czułem, że zaraz eksploduję. Oboje oddychaliśmy ciężko, oboje szukaliśmy uwolnienia. Pod-
parłem się bardziej, zmieniłem kąt nachylenia dłoni, sięgając głębiej.
- O Boże, właśnie tam. Gdzie się tego nauczyłeś?
Zaśmiałem się przy jej szyi, trąc nosem jej ucho i wepchnąłem mojego fiuta w jej dłoń.
- Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi, mi chéri.
Dyszała.
- Masz rację. Nieważne. Po prostu nie przestawaj.
Przyspieszyłem mocniej i szybciej. Ona zrobiła to samo. Ugryzłem ją w ramię, a ona przy-
gryzła wargę. Przelecieliśmy przez krawędź w tym samym czasie, jęcząc z naszych uwolnień.
Rozdział 20
Dylan
- Och, do kurwy nędzy. - Smith zatrzasnął swojego iPada i przejechał dłonią po twarzy.
- Co się stało? - Było jeszcze wcześnie rano. Obudziłam się z ramionami Smitha wokół
mnie, który spał spokojnie. Wstaliśmy z łóżka i poszliśmy do salonu. Czytałam gazetę, a obok mnie
stał kubek z herbatą. On popijał swoją mocną kawę i grał na swoim iPadzie. Czułam się bardzo do-
mowo, wręcz swojsko. Przynajmniej do czasu jego małego wybuchu.
Potrząsnął głową i zawołał:
- Lex, zajrzyj na TMZ.
Lex, wciąż w piżamie, weszła do pokoju i usiadła w fotelu.
- Co jest z tobą i tymi głupimi stronami internetowymi z tabloidami? To naprawdę jest dziw-
ne…
- Po prostu kurwa spójrz na to, Lexi.
- Dobra, dobra. - Jej ręce zaczęły wpisywać adres internetowy na komputerze.
- Nigdy nie widziałam, żeby stracił panowanie nad sobą. Położyłam mu rękę na ramieniu.
- Co się dzieje?
Lexi zamknęła oczy, a następnie zamknęła laptopa.
- Kurewsko fantastyczne.
Chwyciłam iPada Smitha i podniosłam ekran. Na ekranie widniało zdjęcie Lexi i Smitha, z
jego ramionami mocno zaciśniętymi wokół niej. Nagłówek brzmiał: CZY SMITH PRAWIE ZABIŁ
WŁASNE DZIECKO? Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się do Smitha.
- Jak bardzo jest źle?
Lexi mi odpowiedziała.
- Nie jest tak źle.
- Lex. - Smith przechylił głowę na bok, nie zgadzając się z nią.
- Co? Nie jest. To nasze zdjęcie, kiedy poszłam zabrać cię z domu bractwa. Dash to wyraź-
nie zobaczy. To nie tak, że będzie na ciebie zły. To nic wielkiego.
Dom bractwa? Naprawdę chciałam zapytać, ale uznałam, że nie czas na to.
- Czytałaś artykuł?! - Smith był podenerwowany.
- Nie, ja...
- Przeczytaj go, Lex.
Lexi otworzyła z powrotem swój komputer, a ja kliknęłam na link do artykułu na iPadzie
Smitha. Obie czytałyśmy, w pokoju panowała cisza.
„Czy Smith znowu to zrobił? Na to wygląda. Źródła bliskie zespołowi potwierdzają, że Ale-
xis Grant faktycznie nosi dziecko Smitha Jamesa. To nie byłby pierwszy raz, kiedy Smith jest zwią-
zany z ciążą, a co dopiero z rodzinną tragedią.”
Serce spadło mi do żołądka. Smith miał dziecko? Jaka rodzinna tragedia? Wyłączyłam
ekran. Nie mogłam już czytać.
Smith uklęknął przede mną.
- To nieprawda, mi chéri. Potrząsnął głową. - Laska z mojego liceum… po tym jak staliśmy
się sławni… to wszystko było kłamstwem. Nie byłem z nią od lat. Ale mój ojciec sprzedał tę histo-
rię do prasy. - Usiadł na podłodze. - Co oznacza „źródło”, z którym rozmawiają? To on. Ta historia
ma już dziesięć lat. Ten drań próbuje mnie ukarać za to, że nie pomogłem Jaredowi. - Nie omiesz-
kałam zauważyć, że pominął próbę wytłumaczenia „tragedii”.
Lexi zamknęła swój komputer i odłożyła go na bok.
- Słuchaj, wiemy, że to nie jest prawda. Wiemy, że twój tata jest światowej klasy dupkiem.
Kogo obchodzi, co myśli opinia publiczna? A Dash nie będzie się przejmować czymś tak głupim
jak to, wiesz o tym.
- Nie martwię się o Dasha, Lexi. Martwię się o reporterów, o ten cyrk. To sprawi, że papa-
razzi będą jeszcze gorsi. Zwłaszcza, że proces wkrótce trafi do prasy. To skandal, aczkolwiek całko-
wicie zmyślony, ale wywoła poruszenie. Dokładnie o to chodziło mojemu ojcu. Podkreślenie moje-
go wątpliwego charakteru, prawda? - Smith wstał i znów zaczął spacerować. - Wy dwie musicie zo-
stać w autobusie. To będzie dom wariatów, dopóki to się nie skończy. Do diabła, dopóki nie skoń-
czy się ten pieprzony proces.
Lexi wstała.
- Mamy gównianą masę bezpieczeństwa, dzięki tobie, Dashowi i waszym nadopiekuńczym
tyłkom. Nie zamierzam spędzić następnych trzech tygodni w tym głupim autobusie. Dylan też nie.
Spojrzała na mnie. Mogłam stwierdzić, że czekała na moje zdanie. Ale tak naprawdę, nie
miałam pojęcia co powiedzieć. Nie wiedziałam nawet, gdzie jest moje miejsce w tej rodzinie. To
znaczy, oczywiście coś się działo między mną a Smithem, ale jaka była moja rola? Pracownik?
Przyjaciółka Lexi? Jako... Smitha... Smitha, czymkolwiek byłam?
- Jestem z Lexi. Zwariuję, jeśli będę musiała siedzieć zamknięta w tym autobusie. - Smith
opadł na kanapę z odchyloną głową i rękami we włosach. - Jest tam mnóstwo ochrony. I będę z
Lexi przez cały czas, nic się nie stanie ani jej, ani dziecku.
Spojrzał na mnie ze śmiesznym uśmiechem na twarzy.
- Martwię się nie tylko o Lexi, mi chéri.
Jego słowa sprawiły, że moje serce przyspieszyło. Typowa dziewczyna, podniecona przez
gorącego faceta w trybie ochronnym. Czy to sprawi, że stanie się mroczny? Wczoraj miał taki do-
bry dzień, a ostatnia noc była cholernie idealna.
Dash wszedł z tylnego pokoju, ziewając i drapiąc się po brzuchu.
- Dzień dobry, rodzinko. - Jego oczy zwęziły się, gdy nikt mu nie odpowiedział. - Co tam? -
Wręczyłam mu iPada Smitha. Przejrzał artykuł i wypuścił głęboki oddech. - Jakby paparazzi potrze-
bowali jeszcze jednego powodu, by nas prześladować.
Smith położył ręce na biodrach.
- To właśnie powiedziałem. Proces rozpocznie się za kilka tygodni, a mój chujowy ojciec
sprzedaje kłamstwa za gotówkę. Nie będziemy mogli się nawet odlać tak, żeby ktoś nie próbował
tego nagrać. - Wskazał w kierunku Lexi i mnie. - Powiedziałem dziewczynom, że byłoby bezpiecz-
niej, gdyby zostały w autobusie, zamiast przychodzić na nasze występy.
Lexi stała, wskazując na Smitha.
- A ja mu powiedziałam, że to się nie stanie. Mamy mnóstwo zabezpieczeń i zwariujemy
tkwiąc w tym głupim autobusie.
Smith usiadł obok mnie, z głową w dłoniach.
- Przepraszam.
Dash rzucił mu spojrzenie co-jest-kurwa.
- Dlaczego jest ci przykro? Ludzie cały czas piszą głupoty, a twój ojciec jest bezwartościo-
wy. Każdy, kto się liczy, wie, że to nieprawda.
- Spieprzyłem tamtą noc i Lex musiała mnie uratować. To tylko naraża dziewczyny na nie-
bezpieczeństwo. Ci reporterzy są natarczywi jak cholera. Nie potrzebujemy tłumów ludzi ścigają-
cych nas z kamerami i mikrofonami. - Wplótł dłonie we włosy.
Lexi uklękła przed Smithem, ujmując jego twarz w dłonie i unosząc ją tak, by patrzył na nią, a nie
na podłogę.
- Podchodzimy do wszystkiego z dnia na dzień. Mamy ochronę z jakiegoś powodu. Do cza-
su rozpoczęcia procesu, trasa się skończy, a my obiecujemy, że zostaniemy w domu do jej zakoń-
czenia. A co do tego, że cię uratowałam? Zrobiłbym to jeszcze raz i jeszcze raz. Jesteś wart ocale-
nia, Smith.
Rozpłakałam się, nie kłamię. Nic nie mogłam na to poradzić. Lexi powiedziała dokładnie to,
co potrzebował usłyszeć. I miała rację: Smith był wart ocalenia. Położyłam mu rękę na plecach, nie
wiedząc, co jeszcze mogę zrobić, żeby go pocieszyć. Spojrzał na mnie smutnymi oczami, a ja wes-
tchnęłam. Zrobił się mroczny.
Wstał.
- Idę wziąć prysznic, zanim autobus ruszy.
Moje oczy powędrowały do Lexi. Wyglądała na gotową do płaczu. Wiedziała tak samo do-
brze jak ja, co on naprawdę chciał zrobić, co więcej niż prawdopodobne, że czekało na niego w ła-
zience. Pytanie brzmiało, czy to zrobi? Myślę, że wszyscy wstrzymaliśmy oddech, czekając na to,
co się stanie dalej.
Wyciągnął rękę.
- Idziesz ze mną, mi chéri?
Przytaknęłam, wsuwając swoją dłoń w jego. Kątem oka widziałam, jak Lexi się rozluźnia, a
Dash próbuje ukryć uśmiech. Wybrał mnie. Może nadal będę rozpraszać uwagę, ale przynajmniej
nie zamierzałam go zabić. Pozwoliłam mu pociągnąć mnie na nogi, a kiedy przechodziliśmy obok
Dasha, ten wyciągnął rękę i uderzył Smitha w tył głowy.
- Przestań przeglądać Internet w poszukiwaniu tych śmiesznych stron z tabloidami.
- Nie przeglądam. Mam alert, który wyskakuje za każdym razem, gdy jedno z naszych imion
jest wspomniane w jakimś artykule.
Dash prychnął.
- Niepotrzebnie, bracie. Wszyscy znamy prawdę, a to jedyna rzecz, która kiedykolwiek bę-
dzie miała znaczenie.
***
Pozwoliłam Smithowi zaprowadzić mnie do łazienki, zamykając za nami drzwi. Oparłam się
o umywalkę, patrząc, jak się rozbiera.
Uniósł brew, ale się nie uśmiechnął.
- Podoba ci się przedstawienie?
Przytaknęłam. To był pierwszy raz, kiedy widziałam go nago. Czułam jego kutasa ostatniej
nocy, kiedy bawiliśmy się w łóżku. Ale, widząc go w ten sposób? Jasna cholera, ten facet był na-
dziany. Co, mam na myśli, dlaczego nie miałby być? Wspaniała, seksowna gwiazda rocka i wielki
kutas idą w parze, prawda?
Zrobił dwa kroki w moim kierunku, sięgając do rąbka mojej koszuli z ogniem w oczach.
Miałam rację, byłam jego rozproszeniem. Byłam jego ucieczką. Pozwoliłam mu zdjąć wszystkie
moje ubrania. Kiedy oboje byliśmy nadzy, uruchomił prysznic i weszliśmy do środka. Popchnęłam
go na ścianę, a potem osunęłam się na kolana. Wybrał mnie, zasłużył na nagrodę, choć ta logika
była popieprzona.
Wyglądał tak cholernie seksownie z wodą spływającą po jego muskularnym brzuchu, po
głębokim V w biodrach. Nic nie powiedział, tylko przejechał palcami po moich włosach i zbliżył
moje usta do swojego kutasa. Nie pytając, czy to jest to, co miałam na myśli, zakładając, że nie bę-
dzie innego powodu, dla którego miałabym być przed nim na kolanach. Objęłam go ustami, a on
pchnął powoli. Był zbyt duży, żebym mogła go całego włożyć do ust. Użyłam jednej ręki do głaska-
nia długości, której nie mogłam wziąć, a drugą objęłam jego jaja, ugniatając je delikatnie. Trzyma-
jąc mnie za włosy, nadawał tempo, jakiego chciał. Powoli i łagodnie. Wirowałam językiem wokół
jego czubka, w dół jego długości.
- Głębiej, mi chéri.
Usiadłam i spojrzałam na niego.
- Nie wiem, czy…
Położył rękę pod moim podbródkiem, przyciągając moje usta z powrotem do niego.
- Otwórz je dla mnie.
Zawsze był apodyktyczny, gdy chodziło o wszystko, co dotyczyło seksu. Krążyłam tam i z
powrotem między chęcią powiedzenia mu, żeby się odpieprzył, a chęcią zrobienia tego, o co prosił.
Nienawidziłam tego, co robiły ze mną jego wymagające słowa. Nigdy nie miałam nikogo, kto by ze
mną rozmawiał w taki sposób, jak on. Ale w końcu zrobiłam to, czego chciał.
- Grzeczna dziewczynka. - Znowu wplótł obie dłonie w moje włosy. - Teraz rozluźnij szczę-
kę, jesteś zbyt spięta.
Miałam ogromnego kutasa w ustach; oczywiście, że byłam cholernie spięta. Ugryzłam go
trochę. Skrzywił się, a ja się uśmiechnęłam.
W jego głosie było poczucie humoru, kiedy powiedział:
- Może na to zasłużyłem. - Wyjął jedną rękę z moich włosów i przesunął nią po moim po-
liczku, a następnie złapał moją szczękę, masując stawy. - Po prostu weź głęboki oddech i zrelaksuj
się.
Zamknęłam oczy i znowu, wbrew mojemu osądowi, zrobiłam to, co zasugerował. Wpychał
się w moje usta cal po calu. Za każdym razem, gdy zaczynałam się krztusić, mocniej ściskał moje
włosy, odrywając od tego mój umysł.
- To jest to, kochanie. Właśnie tak. - Usłyszałam, jak jego głowa opada do tyłu i uderza o
ścianę prysznica. - Twoje usta są tak cholernie dobre. - Kontynuowałam, owijając dłonie wokół jego
bioder i wbijając paznokcie w jego tyłek. - Nie przestawaj, kurwa.
Przyspieszył kroku, z jedną ręką w moich włosach, odchyloną głową i zamkniętymi oczami.
Jego słowa, jak zawsze, podnieciły mnie. Uwielbiałam to, że sprawiałam, że czuł się tak dobrze.
Czułam, jak jego kutas zaczyna puchnąć, a jaja zaciskają się.
- Jestem blisko.
Po kilku kolejnych pchnięciach odciągnął mnie do tyłu i doszedł na moich piersiach.
Rozdział 21
Smith
Przeczesałem palcami włosy Dylan, pozwalając ciemnym kosmykom opaść na poduszkę. Po
prysznicu wczołgaliśmy się z powrotem do łóżka z moim iPadem, aby obejrzeć jeszcze trochę The
Walking Dead. Nie mogłem stwierdzić, czy była uzależniona od serialu, czy od Normana Reedusa.
Zawsze dostawała lekkiego szału, gdy pojawiał się na ekranie. Nie żebym mógł ją winić, był nie-
złym twardzielem. Dylan była wszystkim, czego dziś potrzebowałem. Zobaczyła mrok w moich
oczach, padła na kolana i wymazała go. Po tym, jak zobaczyłem ten artykuł, poczułem, jak zaczy-
nam się osuwać, jak zaczynam panikować w środku, szukając sposobu na znieczulenie strachu.
Uśmierzenie wstrętu do siebie. Psychicznie, chciałem moje tabletki. Policzyłem je ostatnim razem,
gdy byłem sam w łazience. Miałem dziesięć. Biorę dwie naraz, więc zostało mi pięć dawek. Nie
wiedziałem, czy świadomość, że tam są, pomagała mi, czy przeszkadzała. Czułem napięcie w poko-
ju. Czułem, że wszyscy wstrzymują oddech, czekając na moją reakcję. Wybrałem więc Dylan. Wy-
ciągnąłem rękę, mając nadzieję, że ją przyjmie. I tak się stało.
Powtórzyłem ruch palcami w jej włosach, gdy skończył się odcinek, który oglądaliśmy. Pod-
niosłem drugą rękę, patrząc na zegarek zegarek.
- Chcesz obejrzeć jeszcze jeden? Mamy trzy godziny i dwadzieścia sześć minut, aż będzie-
my w hotelu.
Prychnęła.
- Nie żebyś odliczał godziny czy coś.
Pocałowałem jej włosy.
- Odliczam sekundy, aż będę mógł zakopać mojego kutasa w tobie.
- Och, jak ty sprawiasz, że mdleję.
Pociągnąłem za włosy w moich rękach.
- Mówiłem ci, że nie jestem romantyczny.
- Tak, mówiłeś. - Spojrzała na mnie, opierając swój podbródek na mojej piersi. - Nie zrozum
mnie źle, kiedy robimy cokolwiek nago, jesteś niczym innym, jak szefem, wymagającym i nie-
grzecznym. Ale kiedy po prostu siedzimy tutaj, cicho razem? Jesteś słodki. Trzymasz mnie za rękę i
całujesz mnie w głowę. Spędziłeś ostatnią godzinę wodząc palcami po moich włosach. Trzymasz
mnie, kiedy potrzebujesz poczuć się uziemiona. Zatrudniłeś dodatkową ochronę, żeby upewnić się,
że ja też jestem bezpieczna. Chciałeś usiąść ze mną sam na sam tamtego ranka w barze. Byłeś smut-
ny, że obudziłam się sama. Jesteś romantyczny. Może ty tego nie widzisz, ale ja tak.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Dopóki mi tego nie wyliczyła, nie zdawałem sobie sprawy,
jak wiele rzeczy robiłem dla niej, z myślą o niej. Dotykanie jej, pragnienie bycia obok niej... to
wszystko było takie organiczne. Robiłem to bez zastanowienia. Ta chwila nagle wydała mi się zbyt
ciężka. Przyłożyłem moje usta do jej włosów.
- Lubisz kiedy jest niegrzecznie.
Podparła się na łokciu, patrząc na mnie.
- Zmieniasz temat.
Uśmiechnąłem się.
- Staram się. Pozwolisz mi?
- Włącz kolejny odcinek.
Mój uśmiech się poszerzył.
- Powiedz mi, że lubisz niegrzecznie się bawić.
Zmrużyła oczy.
- Nie.
Zacząłem łaskotać ją w żebra.
- Powiedz mi, mi chéri. Powiedz mi, że lubisz niegrzecznie. - Wiła się pode mną, chichocząc
jak szalona.
- W porządku! W porządku. Lubię niegrzecznie.
Nagle głowa Jacka wsunęła się w naszą pryczę.
- Dylan lubi niegrzeczne rzeczy?
Mrugnąłem.
- Kurwa tak, lubi.
Dylan położyła dłonie na twarzy.
- Doskonale.
Wypchałem głowę Jacksa z naszej pryczy, gdy Rick Grimes wypełnił ekran. Oglądaliśmy
przez chwilę, aż Dylan nagle wyciągnęła rękę i nacisnęła pauzę.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Co się stało w domu bractwa?
Cholera. Naprawdę nie chciałem o tym rozmawiać. To nie był jeden z moich najlepszych
momentów, a ja czułem się teraz dobrze. Ale byłem jej to winny.
- Jared zadzwonił pewnej nocy w naprawdę złym stanie. Załamałem się tym. Przed strzela-
niną zawsze czułem się winny, że ja nadal jestem w porządku i w zespole, a on nie. Kiedyś czułem
się tak, jakbym go porzucił. W każdym razie, po rozmowie z nim trochę zboczyłem z torów. Posze-
dłem na jakąś imprezę, nawaliłem się niemiłosiernie i wyszedłem z grupą blondynek. Skończyłem
w domu bractwa. Nikt nie wiedział, gdzie jestem, a ja byłem zbyt nawalony, żeby się tym przejmo-
wać. Namierzyli mnie, a Lexi przyszła i mnie zgarnęła. Ledwo chodziłem, stąd wzięło się to zdję-
cie.
Pominąłem fakt, że powiedziałem dziewczynom, że jedynym sposobem na to, żebym z nimi
został, jest znalezienie mi Benadrylu i Adderallu. Oczywiście w tym domu było tyle Adderallu, że
można by nim obdzielić całą drużynę futbolową. Wiem, że to brzmi jak atak serca, ale pozwólcie,
że wam powiem, że seks po tym jest dobry. Plus, żadna z tych substancji nie była nielegalna, więc
nie mogłem mieć kłopotów, gdyby ktoś się dowiedział.
- Spałeś z nimi wszystkimi?
Naprawdę? Nie chciałem mówić dziewczynie, z którą właśnie próbowałem się „przespać”,
co zrobiłem. To wydawało się niezwykle sprzeczne z celem.
- Nie. - Nie skłamałem. Nie pieprzyłem się z nimi wszystkimi... tylko z większością. Men-
talnie kopnąłem się w jaja. Nie zasługiwałem na tę dziewczynę, a ona nie zasługiwała na moje
kłamstwa.
- A ta dziewczyna z liceum?
Więcej popieprzonych opowieści o rodzinie Jamesa.
- Pieprzyliśmy się, kiedy jeszcze mieszkałem w domu. Po przeprowadzce do Teksasu, nigdy
tam nie wróciłem. Ale Jared wrócił. Jestem prawie pewien, że dziecko było jego. Ale to nie miało
znaczenia, mój tata sprzedał historię do prasy, twierdząc, że to moje. Przynosiłem więcej pieniędzy
niż Jared.
- Tragedia rodzinna?
Potrząsnąłem głową. Ledwo mogłem mówić przez nową gulę w moim gardle.
- Uch, kto wie? Moja cała rodzina jest chodzącą tragedią.
Na razie odpuściła moją ewidentnie wymijającą odpowiedź.
- To nie ma znaczenia, wiesz. Każdy ma jakąś przeszłość, Smith. - Wcisnęła play na iPadzie.
- Dla mnie liczy się tylko teraźniejszość i prawda.
Taa, zdecydowanie na nią nie zasługiwałem.
***
W chwili, gdy autobus całkowicie się zatrzymał, wyszedłem z pryczy i chwyciłem walizki,
które już spakowaliśmy. Nigdy wcześniej nie chodziłem tak długo bez seksu. Cała ta gra wstępna
połączona z faktem, że Dylan była jedną z najseksowniejszych lasek, jakie kiedykolwiek spotka-
łem? Potrzebowałem być w niej. Teraz. Czy na nią zasługiwałem, czy nie... chciałem ją mieć. By-
łem takim samolubnym draniem. Sięgnąłem z powrotem na pryczę i wziąłem ją za rękę, prawie cią-
gnąc ją korytarzem.
Wszyscy inni byli w salonie, rozciągając się i rozmawiając o planach na kolację. Luke zoba-
czył, że zbliżamy się do nich i zapytał:
- Hej, co chcecie na kolację? Nie możemy się zdecydować między włoskim a greckim.
- Nie jemy z wami. - Rzuciłam przez ramię, przechodząc tuż obok kolegów z zespołu i Lexi.
- Niech ciężarna sobie wybierze - Dodała Dylan kiedy ściągnąłem ją ze schodów i zacząłem
kierować się w stronę wejścia do hotelu. - Spieszy ci się, gwiazdo rocka?
Słyszałem śmiech w jej głosie, ale nie odpowiedziałem. Chase stał przed drzwiami ze sto-
sem kluczy hotelowych w ręku.
- Smith, tu jest twój. Jeśli dasz mi tylko sekundę, znajdę Dylan…
Wyrwałem mu kartę z ręki, nie zwalniając kroku.
- Dylan nie będzie potrzebowała swojego pokoju. Daj go komuś z ekipy drogowej. - Opuści-
liśmy wilgotne powietrze parkingu i weszliśmy do hotelu. Nie miałem pojęcia, w którym hotelu by-
liśmy; gdybyś zapytał mnie, jak wygląda lobby, nie byłbym w stanie ci powiedzieć. Rozwinąłem
widzenie tunelowe, gdy tylko kierowca naszego autobusu wcisnął hamulec. Pomocnik hotelowy ru-
szył w naszą stronę, aby pomóc z bagażami i jestem prawie pewien, że na niego warknąłem. Zanim
dotarliśmy do ciszy windy, Dylan zdążyła już pęknąć. Miałem ochotę rzucić nasze bagaże i rzucić
się na nią w windzie, ale bałem się, że jak już zacznę, to nie będę mógł przestać. Spojrzałem na nią,
gdy złapała się za bok, próbując powstrzymać chichot. - To dla ciebie zabawne, mi chéri?
Pokręciła głową nie, przygryzając wargę, żeby ukryć uśmiech. Winda zwolniła do zatrzyma-
nia i zasygnalizowała, że dotarliśmy na nasze piętro. Dzięki, kurwa. Byliśmy w 407. Przeczytałem
napisy na ścianach i ruszyłem w stronę naszego pokoju. Odblokowałem drzwi i wrzuciłem nasze
torby do środka, po czym chwyciłem Dylan i przerzuciłem ją sobie przez ramię. Położyłem ją na
łóżku i stanąłem nad nią, oddychając ciężko od noszenia wszystkich naszych bagaży i biegu, aby
zabrać ją do naszego pokoju. Pozwoliłem moim oczom wędrować w górę jej idealnego ciała, kiedy
dotarłem do jej oczu, były pełne pożądania.
- Już się nie śmiejesz, prawda mi chéri?
Znowu potrząsnęła głową.
- Teraz to już nie jest takie zabawne.
Położyłem jedno kolano na łóżku między jej nogami.
- Nie, nie jest. - Zdjąłem oba jej buty i upuściłem je na podłogę. - Już czas, tak właśnie jest. -
Rozpiąłem jej spodnie i rozsunąłem je, odsłaniając wyjątkowo skąpe, czerwone koronkowe maj-
teczki. - Chciałem wejść do twojego ciasnego ciała od chwili, gdy cię zobaczyłem. - Sięgnąłem po
brzegi jej koszulki, podnosząc ją i zdejmując. Dopasowany stanik z czerwonej koronki, wypełniony
po brzegi imponującymi cyckami. Nigdy nie fascynowałem cyckami, ale na pewno potrafiłem do-
cenić jej. Wziąłem głęboki, niepewny oddech i szybko zdjąłem z siebie wszystkie ubrania. Mój ku-
tas dyndał przede mną, gotowy do zabawy. Czułem, że mogę eksplodować w każdej sekundzie. Ob-
jąłem jej ciało swoim ciałem, a potem jej usta moimi. Otworzyła się dla mnie, pozwalając mi ją po-
siąść. Jej nogi rozsunęły się po moich bokach, a palce przejechały po moich plecach, gdy wygięła
klatkę piersiową, ocierając się o mnie. Wziąłem jej majtki w swoje ręce i rozdarłem je na dwie czę-
ści.
Uniosła brew.
- Czy to było konieczne?
Wsunąłem palec w jej fałdki; ociekała wilgocią.
- Wygląda na to, że ci się podobało. - Spodobało mi się, gdy zobaczyłem bunt w jej oczach.
Uwielbiała sposób, w jaki do niej mówiłem, uwielbiała to, że byłem szorstki i wymagający. Nawet
jeśli próbowała powiedzieć, że nie, jej ciało zawsze by ją zdradziło. Zanurzyłem głowę, smakując ją
po raz pierwszy. - Tak kurewsko słodka, mi chéri. - Umieściłem jeden palec wewnątrz jej cipki,
wsuwając i wysuwając, a następnie dodając kolejny. Pozwoliłem mojemu językowi pracować nad
jej łechtaczką. Trzymała ręce w moich włosach, a jej oddech był ciężki. - Jesteś za ciasna, kocha-
nie... Potrzebuję... Trzymaj się, to może zaboleć przez chwilę. - Dodałem trzeci palec, a ona auto-
matycznie napięła się przy inwazji. Położyłem drugą rękę na jej dolnej części brzucha. - Spokojnie,
mi chéri. Nie zrobię ci krzywdy. - Kiedy się nie podporządkowała, zawisłem nad nią, moja twarz
była centymetry od jej twarzy. Popatrzyłem jej w oczy. - Zaufaj mi. - Pochyliłem się i powoli poca-
łowałem jej usta, wyciągając z jej ust małe jęki. Czułem, jak jej rdzeń zaczyna się rozluźniać wokół
moich palców. Oderwałem się od jej ust, całując jej szyję i szepcząc jej do ucha. - Dobra dziew-
czynka. - Użyłem wszystkich trzech palców, aby ją rozciągnąć. Nie było mowy, żeby inaczej mój
kutas się w niej zmieścił.
- Przestań. Zaraz dojdę.
Spojrzałem na nią, zdezorientowany.
- Nie miałaś na myśli „Nie przestawaj. Zaraz dojdę.”?
Potrząsnęła głową z poirytowanym wyrazem twarzy.
- Nie. Mam na myśli przestań. Nie chcę skończyć w ten sposób, chcę skończyć z twoim ku-
tasem.
Uwielbiałem słyszeć słowa „twój kutas” wychodzące z jej ust.
- Myślisz, że dojdziesz tylko raz?
Przełknęła, ale nic nie powiedziała.
Zaśmiałem się.
- Kochanie, będę miał cię krzyczącą moje imię przez całą pieprzoną noc. Sprawię, że doj-
dziesz tyle cholernych razy, że zakręci ci się w głowie.
Jej oczy zalśniły ogniem.
- Jesteś strasznie pewny siebie, gwiazdo rocka.
Wziąłem w zęby jej sutek, uciskając go w tym samym czasie, kiedy zagłębiłem w niej dwa
palce tak daleko, jak tylko się dało i pociągnąłem je w kierunku jej brzucha. Krzyknęła, gdy doszła
na miejscu.
Rozdział 22
Dylan
Kiedy w końcu spłynęłam z powrotem do mojego ciała i doszłam do siebie po tym niespo-
dziewanym i potężnym orgazmie, rzuciłam Smithowi zasmarkane spojrzenie. Cholerny zarozumia-
ły bóg seksu. A ja nawet jeszcze nie uprawiałam z nim seksu.
- No cóż, wiemy już, że możesz mnie raz wyrwać. Nie było to aż tak imponujące. - Nie po-
trzebowałam, żeby jego seksualne ego jeszcze bardziej się powiększyło. I żeby być szczerą, nigdy
nie dochodziłam więcej niż raz. Nie byłam typem dziewczyny z wielokrotnymi orgazmami.
Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się.
- Jesteś zadziorną małą istotą, kiedy jesteś naga. - Umieścił swoje ciało na moim, kładąc się
nade mną. - Zróbmy zakład.
Przesunęłam paznokciami po jego torsie.
- Jakiego rodzaju zakład?
- Jeśli sprawię, że dojdziesz… niech będzie trzy razy, to pozwolisz mi wybrać ci ubrania na
nasz następny koncert.
Bardzo starałam się nie być pod wrażeniem tego, że muskularne ramiona Smitha wciąż były
w pozycji deski.
- A jeśli ci się nie uda, będę mogła wybrać ubrania tobie? - Przytaknął. - To naprawdę nie
wydaje się sprawiedliwe, ja będę tylko z boku sceny, a ty będziesz przed tysiącami ludzi…
Zmarszczył nos.
- Jeśli mi się nie uda, zasługuję na większą karę.
Zachichotałam na jego słowa. On ma dowcipy. Humor dobrze na nim wyglądał.
- Potrząsnąć nim?
Jego mały uśmiech stał się złośliwy. Spojrzał w dół między nasze ciała, gdzie jego kutas
muskał mój brzuch.
- Śmiało i zrób to dłonią.
- Jesteś dziś zabawny. - Sięgnęłam w dół i owinęłam rękę wokół jego masywnej erekcji,
głaszcząc ją powoli.
- Zawsze jestem zabawny, mi chéri. - Jego oczy przewróciły się do tyłu, kiedy przyspieszy-
łam. Moje słowa wyszły szeptem. Byłem zahipnotyzowana jego reakcją na mój dotyk. - Jesteś dziś
lżejszy.
Otworzył oczy i spojrzał w moje, uśmiech rozlał się na jego przystojnej twarzy.
- Jestem po prostu naćpany całą tą stłumioną seksualną energią.
Zacieśniłam swój uścisk na jego kutasie.
- Stłumioną? Miałeś loda dziś rano.
- To było kilka godzin temu, mi chéri. - W końcu opuścił kolana na łóżko, a ja automatycz-
nie owinęłam nogi wokół jego bioder. Odsunął się, usuwając się z mojej ręki. Pochylił się nad brze-
giem łóżka i usłyszałam dźwięk zamka błyskawicznego, gdy otwierał swoją walizkę. Wyprostował
się i położył garść prezerwatyw na łóżku obok nas.
- To dużo prezerwatyw, Smith.
- Wystarczy tego gadania, Dylan. - Jego ton się zmienił. Stał się głęboki, a jego akcent stał
się bardziej wyrazisty. Uklęknął między moimi nogami i użył swoich rąk, aby je rozłożyć. Patrzy-
łam w milczeniu, jak otwierał prezerwatywę, a potem rozwinął ją na swojej długości. Przeczołgał
się w górę mojego ciała, kładąc dłonie obok moich ramion, a swoją twarz centymetry od mojej. -
Powiedz mi, że tego chcesz. - Pochylił się i wziął mój sutek do ust, delikatnie ssąc.
Kiwnęłam głową.
Sięgnął w dół i dał mi szybkiego klapsa w udo. Nie bolało, ale to nie było to, do czego by-
łam przyzwyczajona.
- Powiedz mi.
- Chcę tego. Pragnę cię. - Nie było sensu próbować zaprzeczać, jak bardzo byłam podnieco-
na, jak bardzo chciałam, żeby mnie wypełnił. Ale, to było coś więcej niż tylko seks. Chciałam jego.
W jakiś sposób przeszłam od świadomości, że muszę trzymać się z dala, do świadomości, że nigdy
nie będę mogła.
Chwycił mnie za kolano i podciągnął moją nogę wyżej na biodrze, zanim ustawił się przy
moim wejściu. Wcisnął się, nieznacznie, a potem zatrzymał się.
- Chcę, żebyś wzięła głęboki oddech, a potem powoli go wypuściła.
To, że nie chciał mnie zranić, że ten wymagający hardkorowy rockman nie chciał, żebym
czuła się niekomfortowo, roztopiło moje serce. Wątpiłam, że był to luksus, na który często sobie
pozwalał. Wypełniłam płuca powietrzem, a kiedy zaczęłam wydychać, on zaczął mnie wypełniać.
Wepchnął się do środka, na całą długość, a potem pozostał bardzo nieruchomo. Czułam się... posia-
dana.
- Tylko postaraj się nie napinać, kochanie. - Jego biodra zaczęły powolny rytm, wsuwając
się i wysuwając, ale nigdy nie opuszczając mnie całkowicie. - To jest to, mi chéri.
Jego dłoń zacisnęła się na moim udzie. Miałam jutro nosić jego znak i z jakiegoś powodu
chciałam tego. Mogłam stwierdzić, że jego mięśnie napinały się od powstrzymywania się. Był
ogromny i czułam się rozciągnięta, ale to nie było bolesne... i w tym momencie zdałam sobie spra-
wę, że nie chcę, żeby się powstrzymywał i był grzeczny. Chciałam, żeby Smith był sobą, co ozna-
czało, że chciałam, żeby był twardy i niegrzeczny. Dbał o mnie, był powolny i upewnił się, że nie
chce mnie skrzywdzić. Ale teraz? Potrzebowałam, żeby mnie „przygwoździł”. Potrzebowałam,
żeby przestał się powstrzymywać. Odchyliłam biodra od niego, kiedy się wysuwał, a potem spotka-
łam się z nim, kiedy wrócił.
- Mocniej.
Jego głowa opadła i przez kilka sekund był cicho. Pocałował czubek mojej piersi. Potem
jego oczy spotkały się z moimi i wplótł dłoń spoczywającą przy mojej głowie w moje włosy.
- To jest to, czego chcesz, kochanie? Chcesz być zerżnięta?
Przytaknęłam. Nigdy nie uprawiałam seksu w ten sposób. Nigdy nie wiedziałam, że tak mi
się to spodoba. Sprawiał, że czułam się dzika i tak cholernie pełna pożądania i namiętności. Chcia-
łam go, bardzo.
- Chcę, żebyś mnie zerżnął. - Spotkałam się z tym pchnięciem ponownie. - Mocniej.
Próbował to ukryć, ale widziałam błysk ulgi w jego oczach. Właśnie dałam mu pozwolenie
na bycie sobą. Zdjęłam z niego presję, by zrobił coś, czego nie do końca umiał. I nawet jeśli nie wy-
powiedział tych słów, był mi wdzięczny.
- Tak proszę pani. - Wycofał się, a potem wbił się we mnie.
- O Boże, Smith! - Przysięgam, że widziałam gwiazdy. Po raz pierwszy w życiu zrozumia-
łam koncepcję mieszania przyjemności z bólem.
- Nie napinaj się teraz. Masz mnie czuć w swoim brzuchu. Prosiłaś, żeby cię zerżnąć, mi
chéri. - Wcisnął się we mnie ponownie. - To jest pieprzenie, kochanie.
Wbijałam paznokcie w jego plecy, gdy pompował we mnie, raz za razem. Potem wszedł we
mnie i został tam, zakopany po rękojeść. I wtedy zaczął po prostu wbijać się we mnie, a ja straciłam
rozum.
- O Boże, nie przestawaj, kurwa. - Wysunął się, wszedł we mnie, a potem zaczął powolne
posuwanie. - Dokładnie tam.
- Znam twoje ciało, kochanie. Czuję cię od środka. - Mogłam usłyszeć zadowolonego samca
w jego głosie, ale gówno mnie to obchodziło, tak długo, jak nie przestanie tego robić. Dopóki mó-
wił do mnie w ten sposób. Zrobił to jeszcze raz, mocniej. - Widzisz kochanie? Wiem dokładnie,
czego potrzebuje twoja cipka. - Wykrzyknęłam jego imię, gdy doszłam. Po raz drugi.
Rozdział 23
Smith
Wpatrywałem się w nią, z zawadiackim uśmiechem.
- To był drugi, mi chéri. - Wysunąłem się, wyrzuciłem prezerwatywę i nawinąłem nową.
Kiedy rzuciła mi pytające spojrzenie, po prostu wzruszyłem ramionami. - Prezerwatywy pękają, a ta
właśnie przyjęła uderzenie. - Odwróciłem nas, umieszczając jej ciało na górze mojego. - Wszystko
w porządku? Potrzebujesz minuty? - Nie chciałem być zarozumiały, choć raz; chciałem się upew-
nić, że jej nie złamałem. Uwierz mi, kiedy mówię ci, nigdy nie chciałem się upewnić, że ktoś był w
porządku po pieprzeniu go. To wszystko było dla mnie bardzo nowe.
Podparła głowę na dłoni, łokieć opierając na mojej piersi. Była tak cholernie mała, że mogła użyć
mojego ciała jako materaca.
- Jestem gotowa, jeśli ty jesteś.
To moja dziewczyna. Tym razem, kiedy pomyślałem te słodkie słowa, nie próbowałem się
poprawiać. Nie próbowałem zaprzeczać. Lubiłem tę laskę, naprawdę ją lubiłem. Nie chciałem jej
skrzywdzić, ani fizycznie, ani emocjonalnie. Podniosłem jej tyłek i umieściłem ją nad moim kuta-
sem.
- Ładnie i powoli, kochanie. - Jeśli zrobiłaby to zbyt szybko, nadziałaby się na niego i prze-
grałbym nasz zakład. Położyłem ręce na jej plecach, przybliżając jej górną część ciała do mojej.
Pod tym kątem była w stanie zmieścić mnie całego w sobie. Zaczęliśmy ocierać się o siebie i nic ni-
gdy nie było tak kurewsko dobre. Była tak ciasna, że nawet po dwóch orgazmach jej rdzeń wciąż
mnie pieścił.
- Kurwa. kochanie, ujeżdżaj mnie. Tak jak teraz.
Nie minęłoby wiele czasu, żebym skończył w ten sposób, mając ją na sobie, patrząc, jak się
zabawia z moim kutasem. Złapałem ją za tyłek, pomagając jej utrzymać rytm. Próbowała usiąść
głębiej, a ja powiedziałem:
- Ostrożnie, mi chéri.
- Potrzebuję… - Usiadła o kolejne kilka stopni, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej. Jej
paznokcie wbijały się w nią. Wyciągnąłem i wepchnąłem z powrotem, testując ją. - Kurwa. Dokład-
nie tam.
- Ujeżdżaj mnie. Bierz tyle, ile potrzebujesz, kochanie.
Pozostała w pełni skupiona, nie pozwalając mi nawet na centymetr wyjść z jej ciała. Moja
dziewczyna lubiła powolne twarde szlifowanie.
- O Boże. - Czułem jak zaciska się jeszcze mocniej wokół mnie. - Smith! - Roztrzaskała się
wokół mnie, dojąc mojego kutasa tak mocno, że nie miałem nawet czasu się wycofać, zanim dosze-
dłem. Moje ciało wypuściło impuls, który wydawał się trwać pięć minut. Było coś, co można po-
wiedzieć o budowaniu i oczekiwaniu. Pieprzenie Dylan musiało być najważniejszym wydarzeniem
mojego roku.
Opadła na mnie, jej słodko pachnące włosy znalazły się na mojej twarzy. Zdmuchnąłem ko-
smyki ustami i uniosłem jej tyłek ze mnie na tyle, że mogłem wyjąć wypełnioną spermą prezerwa-
tywę.
Połaskotałem ją w bok, powodując, że zaczęła się wiercić.
- Wygrałem… Cóż, ty też wygrałaś. Mam na myśli trzy orgazmy? Wszyscy wygrywamy!
Prychnęła na mój tors.
- Po tym? Będę nosić co tylko zechcesz.
Sięgnąłem za głowę, szukając telefonu na nocnej szafce. Chwyciłem bezprzewodową słu-
chawkę i nacisnąłem czerwony przycisk obsługi pokoju.
- Tak, chciałbym dwa cheeseburgery i butelkę whiskey. - Dylan ugryzł mój sutek. - I dwie
sałatki z boku. - Pocałowała go, dając mi znać, że zrobiłem dobrze. - Czy mogę też dostać mały wo-
reczek z lodem? Na przykład, żeby schłodzić uraz? Świetnie, dzięki.
Usiadła, ręce położyła na biodrach.
- Lód? Naprawdę?
Złożyłem ręce za głową.
- Powiedz mi, że nie sądzisz, że tego potrzebujesz, wyzywam cię. - Kiedy pozostała cicho,
podniosłem ją i posadziłem z powrotem na łóżku. Poszedłem do łazienki i odkręciłem wodę, napeł-
niając wannę wielkości ogrodu. Teraz, gdy nie byłem już zamglony przez pożądanie, mogłem rozej-
rzeć się po pokoju. Było ładnie, wszystko marmurowe i z nierdzewnej stali. Bardzo nowoczesne.
Wróciłem do sypialni i wziąłem ją w ramiona. Kilka sekund później posadziłem ją w ciepłej kapieli.
- Nie romantyczne, mój dupku. - Westchnęła i zrelaksowała się opierając się o krawędź wan-
ny, zbierając włosy i układając je niechlujnie na czubku głowy.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie romantyczne. Chcę tylko, żebyś szybko doszła do siebie. - Wskazałem w dół na moje-
go już twardniejącego kutasa. - Jeszcze z tobą nie skończyłem. - Wyszedłem z pomieszczenia i za-
mknąłem za sobą drzwi. Wziąłem moją komórkę ze stołu i zadzwoniłem do naszego menadżera.
Potrzebowałem koszulki, natychmiast.
Rozdział 24
Dylan
Smith wrócił do łazienki jakieś dwadzieścia minut później z dużą koszulką koncertową The
Devil's Share w ręku.
- Proszę bardzo, mi chéri. Czas na jedzenie.
Wstałam, pozwalając, by mydliny i woda spływały kaskadami po moim ciele. Obserwując
jego reakcję.
- Możesz podać mi ręcznik?
Przełknął i oblizał wargi.
- Czy zamiast tego mogę zlizać całą wodę z twojego ciała?
- Przy następnym prysznic, obiecuję. - Wyciągnęłam rękę. - Umieram z głodu.
Rozchylił dolną wargę, ale rzucił mi ręcznik i zostawił mnie samą, żebym się wysuszyła i
ubrała. Wyszłam z łazienki, aby znaleźć go już siedzącego przy biurku, które zamienił w stół obia-
dowy.
- Chodź i usiądź na tym. - Na początku myślałam, że ma na myśli swojego kutasa, ale potem
wskazał na torbę z lodem na moim krześle.
- Nie mogę. Ktoś nie przyniósł mi żadnych majtek.
Ruszyłam w stronę mojej walizki, żeby wziąć parę, kiedy Smith podniósł głos:
- Naprawdę chcesz, żebym zniszczył kolejną parę? Bo jeśli je założysz, przejdę przez ten
pokój i zerwę je z ciebie. Mówiłem ci, że jeszcze z tobą nie skończyłem. - Wskazał ponownie na
moje krzesło. - Przyniosłem koszulkę, która cię połyka. Będzie zakrywać twój tyłek, gdy siedzisz.
Powinnam była powiedzieć jego zarozumiałej dupie, żeby się odpieprzyła. Ale jego słowa
sprawiały, że moje serce puchło. Poza tym, czy zdawał sobie z tego sprawę, czy nie, znów był słod-
ki. Ten człowiek, który spędził większość swojego dzieciństwa próbując przetrwać, bez żadnych
prawdziwych wskazówek... opiekował się mną. Upewniał się, że jestem nakarmiona, że nic mi się
nie stało. Zależało mu i to było widać.
***
Godziny później leżeliśmy w łóżku z iPadem między nami, oglądając więcej The Walking
Dead. Prawie skończyliśmy pierwszy sezon. Oglądanie, jak zostawiają Jima pod drzewem, sprawi-
ło, że popłynęły mi łzy. Kiedy zaczęły się napisy końcowe do odcinka, który właśnie skończyliśmy,
Smith wyciągnął rękę i wcisnął pauzę zamiast następnego. Zerknęłam na niego, jego oczy jarzyły
się ogniem w świetle iPada.
- Skończyliśmy z Reedusem na dziś? - Wytknęłam dolną wargę. Byłam zakochana w Reedu-
sie. Tak go nazywałam, nie przepadałam za imieniem Norman.
Smith szydził:
- Wolisz oglądać więcej Reedusa, czy wolisz mnie przelecieć?
Zacisnęłam wargi, kontemplując.
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego, czy możesz być delikatny, czy nie, bo jakkolwiek niechętnie to przyznaję... jestem
dość obolała. - Wypuściłam małe westchnienie. - Można by mnie namówić na rundkę, ale tylko jeśli
obiecasz, że będziesz słodki i powolny i ostrożny. Wiesz, wszystkie te rzeczy, do których tak na-
prawdę nie jesteś zdolny. - Drażniłam się z nim, ale byłam też super poważna. Gdyby teraz próbo-
wał mnie pieprzyć, pewnie zaczęłabym płakać.
Postukał się w podbródek.
- Prosisz o wiele, mi chéri.
Nacisnęłam przycisk „następny” na ekranie.
- Nie ma sprawy. Możemy po prostu pooglądać więcej Reedusa…
Zanim się zorientowałam, iPad leżał na podłodze, a ja na plecach. Smith pomiział mnie no-
sem po uchu.
- Mogę być powolny. - Spłynął słodkimi pocałunkami w dół mojej szyi. - Mogę być ostroż-
ny.
- Możesz być słodki?
Uszczypnął mój sutek między palcem a kciukiem, wysyłając fale dreszczy w dół mojego
ciała.
- Dla ciebie, kochanie? Na pewno mogę spróbować. - Jego słowa zalały moje ciało ciepłem.
- To wszystko, o co proszę.
Widziałam lekki strach w jego oczach, słyszałam drżenie w jego głosie przy wydechu. Emo-
cje takie jak te były mu obce. Wiedziałam, że ciężkie chwile zazwyczaj wprawiają go w zakłopota-
nie. Fakt, że się starał, był więcej niż wystarczający. Więc kiedy przesunął dłonią po moim ciele,
wsunął we mnie jeden palec i zapytał:
- To dla mnie, Cher? - Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie. To dla Reedusa.
Jego oczy zwęziły się i przez sekundę przestraszyłam się, że mój żart go wkurzył. A potem
położył swoje usta na mojej szyi i zaczął ssać. Mocno. Ten dupek robił mi malinkę! Wiłam się, wy-
łam i krzyczałam, ale nic nie skutkowało. Trzymał się boleśnie mojej szyi, dopóki nie skończył.
Wycofał się i przestudiował swoje dzieło.
- Ja pierdolę. - Zaśmiał się. - Nawet nie będziesz w stanie zakryć tego makijażem.
Zakryłam dłonią szyję.
- To był żart, ty dupku.
Pocałował mnie delikatnie w usta.
- Wiem, że tak było, kochanie. Dziękuję. - Pocałował mnie ponownie, tym razem mniej ła-
godnie. Jego palce znów znalazły moje wnętrze, a on wsuwał je i wysuwał, aż był zadowolony, że
jestem gotowa. Rozdarł prezerwatywę zębami, a następnie podał mi ją. - Załóż ją. Prawidłowo.
Przewróciłam oczami, a potem nałożyłam prezerwatywę. Uszczypnął końcówkę i pociągnął
za podstawę, aby upewnić się, że jest bezpieczna. Ten facet był jak policja profilaktyczna. Ustawił
główkę swojego kutasa przy moim wejściu. Spojrzał na mnie i widziałam ostrożność w jego
oczach. Sięgnęłam w górę i położyłam dłoń na jego policzku, gładząc kciukiem po jego dolnej war-
dze.
- Nic mi nie jest, kochanie. Obiecuję.
Wchodził we mnie stopniowo. Kiedy był już w pełni usadowiony we mnie, wydał z siebie
westchnienie.
- Nigdy nie czułem się tak dobrze jak w tobie, mi chéri.
Jeśli nadal będzie tak do mnie mówił, zakocham się w nim po uszy.
***
Obudziło mnie głośne walenie. Otworzyłam oczy i momentalnie zapomniałam, gdzie do
cholery jestem. Moje włosy były wszędzie, ale przez ciemne kosmyki mogłam zobaczyć goły tyłek
Smitha stojącego w drzwiach.
- Czego, do jasnej cholery, chcesz?
Usłyszałam podekscytowany głos Lexi.
- Zobaczymy dzisiaj dziecko!!! - Potem było trochę klaskania, które jestem pewna, że było
połączone ze skakaniem w górę i w dół.
- Czy masz pojęcie, która jest godzina, Lex? - Usiadłam i odsunęłam włosy do tyłu. Smith
stał nagi w drzwiach z ręką trzymającą jego sprzęt.
Lexi przeszła obok niego, zupełnie niezrażona.
- Tak. Czas na oglądanie dziecka! - Zatrzymała się przy łóżku, z rękami na biodrach. - Czy
wy dwoje się bzykaliście?
Parsknęłam i spojrzałam za nią na Smitha.
- My... graliśmy w bierki?
Zaśmiał się.
- Graliśmy w bierki? Nie, to też na mnie nie działa.
Wzruszyłam ramionami i wstałam z łóżka, wciąż mając na sobie moją ogromną koszulkę
The Devil's Share. Lexi spojrzała między nami.
- Cuchnie tu lateksem.
Przytaknęłam w drodze do łazienki.
- Powinno. Smith nosi prezerwatywę tylko przez pięć minut, zanim wymieni ją na nową. -
Czy to było dziwne, że rozmawiałam o naszym nowym życiu seksualnym z Lexi? Prawdopodobnie.
Ale ona była po prostu jedną z tych osób, które sprawiały, że od razu czułaś się tak, jakbyś mogła
im powiedzieć wszystko.
Zaczęła wariować.
- Żartujesz sobie ze mnie?!
Odwróciłam się z powrotem.
- Mam na myśli, że to dziwny zwyczaj, ale nie sądziłam, że to aż tak zabawne.
Lexi potrząsnęła głową.
- Zaszłam w ciążę, bo nasza prezerwatywa eksplodowała podczas, uch, stosunku.
Zerknęłam na Smitha.
- Naprawdę? To stąd wzięło się twoje dziwactwo z prezerwatywami?
Wyglądał na zirytowanego.
- Czy dla którejś z was ma znaczenie, że jest ósma rano, a ja stoję tu z kutasem w ręku?
Lexi wzruszyła ramionami i usiadła na jednym z krzeseł przy biurku.
- Nie bardzo.
Chwyciłam moją małą walizkę z podłogi, zanim w końcu skierowałam się do łazienki.
- Nie przeszkadza mi to.
Słyszałam, jak Smith warczy, gdy zamykałam drzwi. Kilka sekund później wszedł z parą
bokserek w rękach.
- Ta dziewczyna nie ma granic.
Wciągnęłam na siebie parę dżinsów, chichocząc.
- Czego się spodziewałeś? Mieszkała z czterema facetami i psem przez ostatnie cztery mie-
siące.
Ubraliśmy się w wygodnej ciszy, dzieląc umywalkę i poruszając się wokół siebie z łatwo-
ścią. Miałam już rękę na klamce, kiedy objął mnie w pasie i pocałował w ramię.
- Dzień dobry, mi chéri.
Uśmiechnęłam się i ścisnęłam jego ramiona.
- Dzień dobry, kochanie.
Obrócił mnie, abym spojrzała mu w twarz.
- Dobrze się czujesz?
- Trochę obolała... ale myślę, że ta druga runda lodu naprawdę pomogła.
Przycisnął swoje usta do moich. Smakował jak mięta i pachniał niesamowicie. Nagle zapra-
gnęłam, żeby Lexi nie było w pokoju obok. Chciałam paść na kolana i…
- CZY WY SIĘ TAM BZYKACIE?! - krzyknęła Lexi z sąsiedniego pokoju.
Otworzyłam drzwi.
- Nie! Dalej, mamuśko. Chodźmy zobaczyć to dziecko.
Rozdział 25
Smith
Wszyscy tłoczyliśmy się w pokoju Lexi i Dasha, gdzie Dylan właśnie ustawiła przenośną
maszynę sono. Lexi położyła się na łóżku, a Dylan wycisnęła trochę jasnozielonego żelu na jej
brzuch. Podniosła różdżkę, która wyglądała jak gigantyczne dildo i przesunęła ją w żelu jedną ręką,
podczas gdy regulowała niektóre pokrętła drugą.
- W porządku, chłopaki, oto jest. - Dźwięk, który rozpoznałem jako bicie serca dziecka, wy-
pełnił powietrze. Lexi miała łzy w oczach, a Dash pocałował ją w głowę.
Dylan wskazała na ekran, na którym widać było rączki i nóżki dziecka, jego kręgosłup, ser-
ce i paluszki. Musiałem przyznać, że byłem w zachwycie. To był pierwszy raz, kiedy ludzie, któ-
rych kochałem, mieli dziecko... które ja już kochałem.
- Jest jeszcze trochę za wcześnie, ale mogę chyba zobaczyć płeć… Chcecie wiedzieć?
Lexi powiedziała:
- Nie.
Jacks, Luke, Dash i ja powiedzieliśmy:
- Tak!
Jacks wskazał na Lexi.
- Ha! Większość wygrywa.
Dylan potrząsnęła głową, uśmiechając się.
- Sorry, chłopaki, to nie tak działa, gdy jestem tą, która trzyma ten kijek.
Dash skrzyżował ręce na piersi.
- To ja jestem ojcem.
Dylan spojrzała w dół na Lexi.
- Chcesz, żeby wiedział?
Powolny grymas rozprzestrzenił się na twarzy Lexi.
- Nieee.
- Mamusia wygrywa!
Dash wyglądał na naprawdę przygnębionego.
- Kociaku, to nie jest sprawiedliwe. To też moje dziecko.
- Wiem. Pamiętam, jak je tam umieściłeś. - Ścisnęła jego dłoń. - Słuchaj, nie próbuję być
suką.… Cóż, to nie jest prawda. To było miłe uczucie wepchnąć wam w dupy większość głosów…
ale tak naprawdę chcę się cieszyć każdym etapem ciąży. Dylan powiedziała, że to jeszcze trochę za
wcześnie, więc poczekajmy do następnej wizyty.
Przez cały czas, gdy Lexi i Dash rozmawiali, Dylan poruszała różdżką na brzuchu Lexi. W
pewnym momencie zatrzymała się, zrobiła zbliżenie, uśmiechnęła się, a potem odsunęła różdżkę.
Znała płeć i miałem zamiar wymusić to z niej, w ten czy inny sposób.
Lexi chwyciła Dylan za rękę, a ja uśmiechnąłem się na widok poczucia winy, które pojawiło
się na jej twarzy.
- Dylan dziękuję ci bardzo za trzymanie się przy moim boku w tej zwariowanej rodzinie peł-
nej... CZY TO JEST MALINKA?! - Usiadła i odciągnęła rękę Dylan, gdy ta próbowała ją zakryć. -
Tak! Ty sprośna mała dziewczynko.
Jacks zmrużył oczy, starając się przyjrzeć z drugiego końca pokoju.
- Zrobiłeś jej malinkę? A ty ile masz lat? Dwanaście?
- Dwanaście? - Lexi posłała Jacksowi jedno ze swoich „co-jest-kurwa” spojrzeń. - Robiłeś
dziewczynom malinki, kiedy miałeś dwanaście lat? Co jest z tobą nie tak?!
On tylko wzruszył ramionami.
- Wcześnie dojrzałem.
Lexi prychnęła.
- Męska dziwka od pierwszego dnia jest bardziej na miejscu. - Zwróciła swoją uwagę z po-
wrotem na Dylan. - Na serio, dlaczego pozwoliłaś mu zrobić ci malinkę?
- Nie pozwoliłam mu tego zrobić, przytrzymał mnie. To była kara.
Luke skinął głową, zaciskając usta.
- Domyślałem się, że jesteś w tych BDSM rzeczach.
Przewróciłem oczami.
- To był żart. Powiedziała mi, że Reedus ją napalił, więc zrobiłem jej malinkę.
- Reedus? Kto… Och, masz na myśli Normana Reedusa? - Lexi chwyciła ręcznik i wytarła
żel ze swojego brzucha. - Myślisz, że jest gorący? Uwielbiałam go w Boondock Saints, ale nie rozu-
miem jego uroku w The Walking Dead. Zawsze jest naprawdę brudny i ponury.
Dylan przyłożyła rękę do piersi, wyglądając na zranioną.
- Słucham? On jest niesamowitym aktorem. Ewolucja jego postaci w tym serialu jest feno-
menalna.
Luke potrząsnął głową.
- Świetnie. Teraz jest ich dwoje.
Rozdział 25
Dylan
Po porannej wizycie na usg, Smith i ja wróciliśmy do łóżka na kilka godzin, zanim spotkali-
śmy się z zespołem na lunchu. Smith próbował odmówić mi orgazmów, żebym powiedziała mu, ja-
kiej płci jest dziecko Dasha i Lexi. Głupi facet. Skończyło się na tym, że prawie doszedł w
spodniach, więc się poddał. Nie było go już od kilku godzin, on i zespół mieli jakąś konferencję te-
lefoniczną z wytwórnią. Powiedział, że zaczęli być naprawdę natarczywi w sprawie nowego albu-
mu, nawet grozili, że ich wyrzucą. Potem wysłał sms-a i powiedział, że wyszedł po strój, który mu-
siałam założyć za przegrany zakład. Kazał mi zrobić gęste włosy i seksowny makijaż. Więc byłam
całkiem pewna, że dostanę puszczalski kostium pielęgniarki od Strippers R' Us. Kiedy wyszłam z
łazienki, żeby napisać sms-a do Smitha i dowiedzieć się, kiedy wróci, rozległo się pukanie do
drzwi.
Otworzyłam je, by znaleźć boy'a hotelowego trzymającego torbę z Nordstrom's i pudełko
Louboutin.
- Dylan?
- To ja. - Nawet gdyby tak nie było, skłamałabym przez zęby, żeby dostać w swoje ręce co-
kolwiek było w tych paczkach.
- Dostarczono je dla ciebie kilka minut temu.
- Dziękuję.
Chwyciłam swoje prezenty i pozwoliłam, aby drzwi się zamknęły. Rzadko kiedy chodziłam
na zakupy. Chyba, że byłam z Lexi. Nie ekscytowałam się ubraniami, ale nawet ja zamierzałam do-
cenić to, co znajdowało się w tych drogich pudełkach. Odłożyłam wszystko na łóżko i otworzyłam
najpierw pudełko z Louboutinami, oczywiście.
Mi chéri,
Otworzyłaś to jako pierwsze, prawda? Typowa laska. Uwielbiam twoje Conversy, ale kiedy
je zobaczyłem, wyobraziłem sobie ciebie w nich i w nczym więcej. Zespół musiał spotkać się z jed-
nym z naszych promotorów na drinka przed występem. Chase przyjedzie po ciebie i Lexi i zabierze
was do nas.
Dobrej zabawy,
Smith
Odrzuciłam kartkę na bok i przekopałam się przez bibułkę. Kupił mi najwspanialszą parę
czarnych butów, z najwyższym obcasem, jaki kiedykolwiek nosiłam. Były pokryte czarnymi krysz-
tałami i epatowały seksapilem. Pierwsze pudełko Nordstrom's zawierało parę miękkich, czarnych,
obcisłych, skórzanych spodni. Byłam w zachwycie, kiedy zaczęłam otwierać drugie pudełko, ten
człowiek, który twierdził, że jest zupełnie nieromantyczny, okazał się najbardziej troskliwym…
- Kurwa mać. - Przeklęłam, gdy wyciągnęłam górę, która miała iść w parze ze skórzanymi
spodniami. Była to wrzosowoszara koszulka z napisem SMITH JAMES JEST BOGIEM SEKSU.
Wspaniałe. Cóż, to było lepsze niż puszczalska pielęgniarka, prawda? Sekundy po tym, jak skoń-
czyłam się ubierać, Chase i Lexi stanęli w drzwiach.
Otworzyłam je, chcąc szybko pozbyć się wszystkich żartów. Oczywiście pierwszą rzeczą,
którą Lexi zauważyła były moje buty.
- Och. Mój. BOŻE! Te buty są warte, żeby dla nich umrzeć! Gdzie je kupiłaś?
Westchnęłam.
- Smith kupił je dla mnie.
Spojrzała na mnie, z szeroko otwartymi oczami.
- Wyjdź za niego.
Roześmiałam się i wskazałam na moją koszulę.
- Miały złagodzić cios tego.
Jej spojrzenie spadło na moją klatkę piersiową i zaczęła się śmiać.
- Dlaczego, do jasnej cholery, masz to na sobie?
- Przegrałam zakład.
Chase wetknął głowę w drzwi.
- Chodźcie dziewczyny, idziemy do… - Jego słowa ucichły, gdy przeczytał napis na mojej
koszulce zrobionej na zamówienie. - Ha! Najśmieszniejsze jest to, że moglibyśmy sprzedawać te
koszulki przy stoliku z gadżetami i zarobić miliony.
Ruszyliśmy korytarzem, a Lexi przeplotła swoje ramię przez moje. Wyglądała oszałamiają-
co, jak zawsze. Wysokie obcasy, czarne spodnie i czerwona koszulka w stylu racer back. Choć raz
poczułam, że wyglądam jak ona, prezentując rockowy styl. Jej malutki brzuszek ledwo wystawał.
- Więc, opowiedz mi o tym zakładzie.
Spojrzałam na Chase'a.
- Wolałbym nie. - Czułam się teraz swobodnie, rozmawiając o seksie z Lexi i nawet żarto-
wanie na ten temat z zespołem stawało się znośne. Ale tak naprawdę nie znałam Chase'a.
Lexi machnęła ręką w powietrzu.
- Och Chase'a to nie obchodzi. On był szefem ochrony dla tych facetów przez lata. Widział
wszystko i słyszał wszystko. - Zrobiła zabawną seksowną minę i wypuściła powietrze. - Dosłownie.
Słyszał to. Widział to.
- Smith założył się ze mną, że potrafi dać mi co najmniej trzy orgazmy z rzędu.
Lexi odrzuciła głowę do tyłu i głośno się roześmiała.
- A nie sądziłeś, że może? - Poklepała mnie po ramieniu. - Och, Dilly, zabijasz mnie. Ci fa-
ceci specjalizują się w seksie. Pieprzą się tak, jakby to była ich praca, bo tak jakby jest.
Lexi stała się jedną z moich ulubionych osób na świecie. Nie sposób było jej nie kochać.
Była zabawna i miła, a także trochę złośliwa. I robiła to wszystko, nosząc czterocalowe obcasy i
ciążowy brzuszek. Kiedy byliśmy już w samochodzie w drodze na miejsce spotkania, odwróciła się
do mnie.
- Opowiedz mi, co się działo między tobą a Smithem. Prawdziwe rzeczy, a nie tylko seks.
No cóż, seks też. Opowiedz mi o wszystkim.
- Tak jak powiedziałaś, pieprzy się jakby to była jego praca… więc to było fajne. Ale
wszystko inne też było naprawdę świetne. On wydaje się lżejszy, czy coś takiego. Wczoraj wieczo-
rem opowiadał dowcipy i sprawiał, że się śmiałam. Był naprawdę słodki i troskliwy. Szczęśliwy
Smith i Mroczny Smith to takie biegunowe przeciwieństwa. - Oparłam głowę z powrotem o siedze-
nie. - Mogłabym się w nim zakochać, Lex.
- Mogłabyś upaść? A może już upadłaś?
- Szczerze mówiąc? Upadłam. - Westchnęłam. - Ale ja nie chcę być tą dziewczyną, wiesz?
Nie chcę się zakochać w gwieździe rocka, która nigdy się nie ustatkuje.
Położyła mi rękę na kolanie.
- Zapytałaś go, czego on chce?
Przytaknęłam.
- Tak. Powiedział, że chce spróbować. Powiedziałam mu, że narkotyki na mnie nie zadziała-
ją, że nie będę patrzeć, jak się zabija. A on powiedział, że spróbuje.
Uśmiechnęła się do mnie nieznacznie.
- Więc jest szczery w swoich słowach?
- Robi wszystko, co w jego mocy... ale to dopiero dwa dni. - Przygryzłam wargę. - Co się
stanie przy następnym wyboju na drodze? Następnej wzmiance o jego przeszłości lub rodzinie? Nie
lubię kłamstw i nie lubię sekretów. To znaczy, co się stanie, jeśli zakocham się w tym człowieku, a
on pójdzie w ciemność i nigdy nie wróci?
- Musisz zdecydować, czy jest wart ryzyka.
Kiwnęłam głową, bo wiedziałam, że ma rację. Smith, którego poznałam w ciągu ostatniego
tygodnia, był dobrym człowiekiem. Miał ciężkie życie i wyszedł z niego zwycięsko... w większości
przypadków. Był silny i życzliwy. Kochał, mimo że nigdy nie otrzymał tego wiele w dzieciństwie.
Myślałam, że warto go uratować kilka dni temu i myślałam, że warto zaryzykować dzisiaj.
Przez resztę jazdy byłam cicho, a Lexi nie próbowała przerywać moich myśli. Usłyszałam
jednak jej przekleństwo, gdy samochód się zatrzymał. Zaparkowali tak blisko miejsca imprezy, jak
tylko mogli, ale i tak musieliśmy przejść przez tłum reporterów. Lexi usiadła do przodu na swoim
miejscu i położyła rękę na ramieniu Chase'a.
- Czy to miejsce nie ma strażników przy bramie? Jak ci wszyscy ludzie dostali się tak blisko
drzwi?
Potrząsnął głową.
- Nie mam, kurwa, pojęcia. - Wyciągnął telefon i zaczął wyszczekiwać rozkazy. Brzmiał na
wkurzonego. Wkrótce cała ochrona zespołu stanęła na zewnątrz samochodu. Odpychali paparazzi i
torowali sobie drogę do drzwi. Chase wysiadł i otworzył drzwi Lexi, pomagając jej stanąć na nogi,
a następnie dając mi znak, żebym wysiadła. Aparaty zaczęły strzelać jak szalone, a ludzie wykrzy-
kiwali pytania: Lexi, czy to dziecko naprawdę należy do Dasha? Co robiłaś ze Smithem? Kim jest
twoja przyjaciółka?
Trzymałam ręce złożone na piersiach. Jestem pewna, że moja koszulka wywołałaby skandal.
Byłyśmy otoczone przez dużych, groźnie wyglądających mężczyzn, dopóki nie znalazłyśmy się w
bezpiecznym miejscu.
Potem został tylko Chase i dwie inne osoby, które zostały z nami. Zaprowadzono nas za ku-
lisy do garderoby chłopaków. Kiedy weszłyśmy, rozłożyłam szeroko ręce.
- Zakład spłacony w całości, gwiazdo rocka.
Smith odrzucił głowę do tyłu, śmiejąc się. Uwielbiałam słuchać jego śmiechu. Wyprostował
się i podszedł do mnie, owijając ramiona wokół mojej talii. Pocałował moje czerwone usta, a potem
podniósł mnie tak, że mógł szepnąć mi do ucha:
- Wyglądasz seksownie jak cholera.
Pocałowałam go jeszcze raz, zanim postawił mnie z powrotem na nogi.
- Dziękuję za moje buty. Uwielbiam je, tak samo jak Lexi.
- Będziesz nosić to, i tylko to, kiedy wrócimy do hotelu. - Szepnął. Uśmiechnął się i dodał: -
Nie chciałem, żebyś znienawidziła wszystko, co masz na sobie.
- Jeśli komuś o tym powiesz, zamorduję cię we śnie... ale w sumie podoba mi się też ta bluz-
ka. - Wzruszyłam ramionami, kiedy się roześmiał. - Pasuje naprawdę dobrze i jest zrobiona z naj-
bardziej miękkiego materiału. Jak udało ci się to zrobić tak szybko?
- Zadzwoniłem do naszych menadżerów ostatniej nocy, kiedy byliśmy w kąpieli.
- Dilly, odwróć się i pokaż chłopakom swoją koszulę. - zawołała Lexi.
Smith odsunął się na bok, a ja wykonałam ruch ręką nad moją koszulką zrobioną na zamó-
wienie. Wszyscy chłopcy zaczęli się śmiać. Luke poklepał Smitha po plecach.
- Jestem pod wrażeniem, bracie. Masz dobrą dziewczynę i sprawiłeś, że nazwała cię bogiem seksu.
Rozdział 27
Smith
Tydzień później siedzieliśmy wszyscy w autobusie, jadąc w kierunku Karoliny Północnej,
oglądając film dokumentalny na dużym ekranie. Był deszczowy, ponury dzień i nikt nawet nie pofa-
tygował się, żeby przebrać się ze swoich piżam. Tak, to prawda, powiedziałem piżamy. Dylan dzia-
łała na mnie na więcej niż jeden sposób. Dzięki niej byłem lekki i szczęśliwy. Od półtora tygodnia
nie miałem żadnego „ciemnego” dnia. Nawet w obliczu zbliżającego się festiwalu w Nowym Orle-
anie i kłamstw w prasie, udało mi się zachować lekkość.
Seks był najlepszy, jaki kiedykolwiek miałem. Dosłownie nie mogłem się nasycić małym,
drobnym ciałkiem Dylan. Musiałem mieć ją co najmniej dwa razy dziennie. Zwykle uprawialiśmy
seks rano pod prysznicem, a potem ciasny seks na pryczy po tym, jak Dash i Lexi poszli spać, ale
zanim Jacks i Luke wrócili do domu. Luke ostatnio często wychodził i imprezował z Jacksem. Lexi
zawsze wydawała się zirytowana nim rano, kiedy jego kacowy tyłek wpadał do salonu, szukając jej
uwagi. Tęskniłem za kolejnym weekendem w hotelu z dala od moich przyjaciół, gdzie mógłbym
trzymać Dylan nago i w ogromnym łóżku. Fantazjowałem o pieprzeniu jej na blacie kuchennym lub
podłodze, żeby mieć więcej miejsca do pracy.
Dash i Lexi siedzieli na kanapie, jego dłoń zawsze spoczywała na jej brzuchu. Jacks był roz-
ciągnięty na poduszce, którą zrobił jemu i Daggerowi dziś rano. Luke siedział w jednej leżance, a
Dylan i ja dzieliliśmy drugą. Była tak malutka, że nie zajmowała zbyt wiele miejsca. Dokument,
który oglądaliśmy, opowiadał o tej szalonej rodzinie z Zachodniej Wirginii. Ciągle byli w więzieniu
i poza nim, handlowali narkotykami, tracili swoje dzieci na rzecz państwa…
- Ta rodzina jest właściwie bardzo podobna do mojej. Tyle, że mamy mniej nieplanowanych
ciąż. - Miałam prezerwatywową nerwice natręctw nawet zanim Dash zapłodnił Lexi. Jared nigdy
ich nie stosował, dlatego jestem prawie pewien, że ta laska z domu urodziła jego dziecko. Test na
ojcostwo wykazał, że nie było moje, ale wytwórnia i tak ją spłaciła. Dostała ogromną sumę pienię-
dzy, żeby skandal odszedł w niepamięć.
Dylan przemówiła łagodnie.
- Czy opowiesz mi o nich? O twojej rodzinie, mam na myśli.
Pocałowałem ją w czubek głowy.
- Nie. Nie ma o nich nic, co warto by było wiedzieć. Poza tym, nigdy ich nie spotkasz. - Nie
sądziłem, że powiedziałem coś złego, więc byłem zdezorientowany nagłym widokiem zranienia,
który pojawił się na jej twarzy.
- Och, uch, tak. Masz rację. Po prostu zbliża się festiwal i to jest twoje rodzinne miasto, po-
myślałam… ale to koniec trasy… więc… chyba będę wracała do domu.... Chyba… Tak…
Owinąłem ramiona wokół niej mocniej, uświadamiając sobie, co się stało.
- Nie, czekaj, nie to miałem na myśli. Jestem pewien, że moja popieprzona rodzina pojawi
się na festiwalu - jeśli jest wóda w promieniu pięćdziesięciu mil, nie możesz trzymać ich z dala -
ale... uch, ja po prostu... nie chcę cię w ich pobliżu…
Urwałem, gdy usłyszałem, jak Luke parsknął śmiechem.
- Przysięgam, źle operujesz słowami przy tej lasce.
Odwróciłem się i zbliżyłem usta do jej ucha, żeby nie mógł mnie usłyszeć:
- Pragnę cię, mi chéri. Podczas trasy, po trasie… chcę cię. Ale nigdy nie chcę cię w pobliżu
mojej rodziny. Oni są złymi ludźmi. Gdyby nawet mieli pojęcie, ile dla mnie znaczysz... próbowali-
by wykorzystać cię przeciwko mnie.
Spojrzała na mnie.
- A co z tobą? Nie będzie łatwo zobaczyć się z rodziną i nie chcę, żebyś się załamał… wiem,
że będziesz z zespołem, ale…
Uciszyłem ją pocałunkiem.
- Dziękuję ci, że się o mnie martwisz. Za to, że chcesz się upewnić, że nic mi nie jest. Ale je-
śli mam jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją, ja też nie będę w ich pobliżu. Pójdę z autobusu, za kuli-
sy, a potem z powrotem do domu, do ciebie.
Jej oczy zrobiły się duże i uśmiechnęła się.
- Naprawdę otrzymałam „jak wiele dla mnie znaczysz” ORAZ „dom to ty” w jednej rozmo-
wie? - Sięgnęła w górę i umieściła grzbiet dłoni na moim czole. - Czy powinnam wziąć moją torbę
medyczną, żeby sprawdzić twoje parametry życiowe?
Wstałem, przerzuciłem ją sobie przez ramię, a następnie klepnąłem ją w tyłek, co wywołało
u niej chichot.
- Idziemy do łóżka. Dylan uważa, że mam gorączkę. - Podrzuciłem pilot Luke'owi. - Pod-
kręć głośność. Głośno. - Nie musiałem kończyć filmu dokumentalnego; wiedziałem, jak się skoń-
czy. Przeżyłem to, kurwa, na własnej skórze. Położyłem ją na naszym łóżku - to prawda, powiedzia-
łem, że na naszym łóżku - i ułożyłem się obok niej. - Byłem słodki, prawda?
Uśmiechnęła się.
- Tak, kochanie. Byłeś bardzo słodki.
- To znaczy, że dostanę nagrodę, prawda?
Przewróciła oczami i wypuściła zirytowane westchnienie.
- Zdejmij spodnie.
***
Później tej nocy, kiedy już doszedłem do siebie po mojej nagrodzie (dostałem lodzika, tak
przy okazji) i po prostu leżeliśmy w łóżku, słuchając deszczu i szumu drogi, ona przerwała spokój.
- Opowiedz mi o swojej mamie.
Wstrzymałem oddech.
- Nie, mi chéri.
- Dlaczego nie? Dlaczego nie możemy rozmawiać o twojej rodzinie? Dlaczego nigdy nie
możemy porozmawiać o tym, co cię dręczy? Jesteśmy razem, prawda?
Westchnąłem, starając się nie pokazać swojego strachu.
- Tak, jesteśmy. Ale to nie znaczy, że musimy omawiać każdą popieprzoną rzecz w moim
życiu. Dlaczego nie porozmawiamy o twojej przeszłości? Dlaczego nie opowiesz mi o swoim gów-
nie? - Wiedziałem, że jestem dupkiem, ale naprawdę, naprawdę nie chciałem rozmawiać o mojej
mamie. Zostawiłaby mnie, gdybym skłamał i zostawiłaby mnie, gdyby poznała prawdę.
- Nigdy wcześniej nie pytałeś. Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć. Nie mam nic do
ukrycia. - W jej słowach pojawiła się nowa uszczypliwość.
Ja tak.
- To opowiedz mi o nim. - Znowu się wykręcałem. Czy ona miała zamiar mi odpuścić? Wie-
działem, że pewnego dnia będę musiał jej powiedzieć o mojej mamie, o tej „tragedii”... ale nie mo-
głem, jeszcze nie teraz. Nie, kiedy wiedziałem, że ją przez to stracę.
Milczała tak długo, że sądziłem, że nie odpuści. Zamknąłem oczy, czekając, aż wbije się we
mnie i zażąda odpowiedzi. Prawie rozpłakałem się z ulgi, kiedy zaczęła mówić.
- Reese i ja byłyśmy licealnymi sympatiami. Zaczęliśmy się spotykać, kiedy ja byłam drugo-
klasistką, a on był pierwszakiem. Byliśmy zakochani, tą obrzydliwie uroczą szczenięcą miłością.
Był moim pierwszym… cóż, wszystkim. Był niezwykle utalentowanym rozgrywającym – wszyscy
mówili o jego młodszym i starszym roku. Łowcy z college'u pojawiali się na prawie wszystkich
jego meczach. Wybrał uniwersytet Florydzie, a ja nie zawahałam się pójść za nim po ukończeniu
szkoły. Wszystko w szkole średniej przychodziło mu z taką łatwością. Był najlepszym uczniem i
najlepszym graczem. W college'u nie zawsze był numerem jeden... i nie wiedział, jak sobie z tym
poradzić. - Przestała mówić i przewróciła się na plecy. Tęskniłem za jej ciałem na moim, ale byłem
wdzięczny, że to ona mówiła, a nie ja. - Zaczął brać sterydy. Chciał być szybszy, silniejszy, lepszy.
Wiedziałam, że je brał. Nie powiedział mi tego wprost, ale widziałam znaki. Słyszałam, jak szeptał
przez telefon, jego nastawienie się zmieniło, tak szybko nabrał masy. Było tak wiele kłamstw.
- Nie badają takich rzeczy?
- Robią to. Nie mam pojęcia, jak on to obchodził. Kiedy w końcu skonfrontowałam się z
nim, był już tak daleko posunięty. Był przekonany, że potrzebuje ich, aby utrzymać swoje miejsce
w drużynie. Kazał mi trzymać gębę na kłódkę, powiedział, że zrujnuję życie nam obojgu, jeśli ko-
mukolwiek powiem. - Przetarła oczy. - To był jego drugi rok, mój pierwszy… mecz przed powro-
tem do domu. On zaczynał, więc obie nasze rodziny były tam, aby to oglądać. Upadł na boisku tuż
przed połową meczu. Zabrali go do szpitala, ale jego już nie było.
- Tak mi przykro, mi chéri.
Jej głos drżał.
- Powiedzieli nam, że jego serce po prostu się zatrzymało. Obciążenie, jakie na nie nakładał,
było zbyt duże. Kiedy raport toksykologiczny został wydany i jego rodzina dowiedziała się o stery-
dach, byli bardzo zdenerwowani. - Znowu przetarła oczy. - Jego mama przyszła do mojego pokoju
w akademiku i krzyczała na mnie. Powiedziała, że to wszystko moja wina, że powinnam była coś
powiedzieć.…
Nie mogłem znieść łez w jej głosie, łamało mi to serce. Chwyciłem ją i przyciągnąłem do
siebie, owijając ramiona wokół jej ciała.
- Cii, kochanie. To nie była twoja wina. Nie byłaś odpowiedzialna za wybory, których on do-
konał. - Czułem się jak dupek, że prosiłem ją o ponowne przeżycie tej części jej życia. Sprawiłem
jej ból tylko po to, żebym ja nie musiał opowiadać. Byłem samolubnym draniem.
- Gdybym mogła się cofnąć i zrobić coś inaczej, zrobiłabym to. Powiedziałbym o tym jego
trenerom lub rodzicom. Nie skłamałabym dla niego. Uratowałabym go.
Uratowałaby go.
- Czy to jest to, co robisz ze mną? Próbujesz naprawić zło? - Moja klatka piersiowa napięła
się; nagle nie mogłem oddychać. Czy ona naprawdę mnie chciała? A może chciała tylko drugiej
szansy, by coś zmienić? Zakochiwałem się w tej dziewczynie, z każdym cholernym dniem coraz
bardziej... ale czy ona zakochiwała się we mnie?
Odwróciła twarz, jej oczy wpatrywały się we mnie.
- Nie. - Pochyliła się i pocałowała miękko moje usta. - Na początku próbowałam trzymać się
od ciebie z daleka. Nie chciałam być z kolejną samodestrukcyjną osobą. Ale ty jesteś takim dobrym
człowiekiem. Masz w sobie tyle światła i siły. Tylko czasami grzęźniesz w ciemności. Nie muszę
cię ratować, bo jesteś wystarczająco silny, by uratować siebie. Jestem tu tylko po to, by ci o tym
przypominać, kiedy o tym zapominasz.
Spojrzałem na nią z podziwem w oczach.
- Nie zasługuję na ciebie. - Nie zasługiwałem. Byłem kłamcą i byłem samolubny i zepsuty i
słaby i nie byłem jej wart.
- Tak, zasługujesz.
Objąłem jej usta swoimi, całując ją, delikatnie i powoli. Wsuwałem język do jej ust, próbu-
jąc fizycznie wyrazić to, co tak trudno było mi powiedzieć. Zdjąłem jej luźne spodnie ze sznurkiem
i przerwałem pocałunek tylko po to, by ściągnąć jej koszulę z ciała. Dotyk jej nagiej skóry na moim
ciele przyprawiał mnie o dreszcze. Byłem zakochany po uszy w tej dziewczynie. Nie powiedziałem
nikomu „kocham cię” od śmierci mojej mamy... ale w tej chwili te słowa były na końcu mojego ję-
zyka. Dylan może myśleć, że nie potrzebuję ratunku, ale ona mnie uratowała. Przyniosła mi nadzie-
ję i śmiech. Pokazała mi, jak to jest być otoczonym opieką i troską. W ciągu ostatnich dwóch tygo-
dni ta dziewczyna stała się całym moim światem. Dzielić z kimś życie, być wiernym i wracać do
domu każdej nocy... to było coś, o czym nigdy nie wiedziałem, że tego chcę. Ale cholera, zabiłbym,
zanim bym ją oddał. I jeśli to nie czyniło ze mnie największego dupka, jakiego znałem, to nie wie-
działem, kto nim jest. Ustawiłem się przy jej wejściu. Wiedziałem, że jest na mnie gotowa. Zawsze
była na mnie gotowa.
- Ufasz mi, mi chéri?
Nie zawahała się.
- Tak.
Wszedłem w nią nagi. Po raz pierwszy w moim życiu nic nie stało między mną a niebem.
Zanurzyłem się w niej aż po szyję i już tam zostałem.
- Czujesz... Boże, kochanie... Nie potrafię nawet wymyślić słów, by opisać, jakie to uczucie
być w tobie w ten sposób. - Wycofałem się, tylko lekko, żadna część mnie nie chciała opuścić jej
ciała. - Jesteś taka ciasna i ciepła i... Kurwa, czuć cię tak dobrze. - Więc to było to, o co całe to za-
mieszanie? Teraz to zrozumiałem.
Podniosła swoje nogi i owinęła je wokół mojej talii.
- Proszę.
Pocałowałem ją w szyję i ugryzłem w ramię.
- Proszę o co, kochanie? - Oboje szeptaliśmy nasze słowa, ponieważ wszyscy poszli do łóż-
ka, ale z jakiegoś powodu sprawiało to, że wszystko wydawało się bardziej emocjonalne, bardziej
szczere.
- Proszę zerżnij mnie.
Przygryzłem wargę i zablokowałem wszystkie moje mięśnie. Pomiędzy nagim tarciem a
usłyszeniem „proszę zerżnij mnie” z ust mojej dziewczyny, prawie po prostu doszedłem. Zacząłem
się głaskać, powoli, wdech i wydech. Wszystko w dzisiejszej nocy czułem się inaczej. Nie byłem
szybki, ani twardy, ani wymagający - to wszystko było dla mnie takie nowe. Wysunąłem się, a na-
stępnie zatopiłem się z powrotem, robiąc ten ruch tarcia, który tak bardzo kochała, gdy byłem już
usadowiony na całej powierzchni w jej wnętrzu.
- Tak dobrze, kochanie. - Powtarzam: wysuwanie, wsuwanie, tarcie.
- Nie przestawaj. - Odchyliła głowę do tyłu odsłaniając szyję.
Nie mogłem się powstrzymać, by nie położyć ust na jej gładkiej skórze. Całowałem, ssałem
i skubałem, powodując, że przygryzała wargę i jęczała moje imię.
- Spójrz na mnie, mi chéri. - Poczekałem, aż jej oczy znalazły się na moich, a następnie za-
cząłem ten powolny szlif wewnątrz niej. W kółko, nigdy nie opuszczając jej ciała, nigdy nie dając
jej wytchnienia. Tak jak lubiła. - Dojdź dla mnie, kochanie. - Zrobiła to, co jej powiedziano, prawie
natychmiast, jej rdzeń zacisnął mnie tak cholernie mocno. Nie mogę nawet powiedzieć, jak kurew-
sko dobrze było czuć, jak jej ciało reaguje w ten sposób. Nie chciałem wychodzić; chciałem żyć z
moim kutasem w jej wnętrzu. - Kurwa… Zaraz dojdę...
Kiedy chciałem się wyrwać, złapała mnie za tyłek i przytrzymała w miejscu.
- Ufasz mi?
Przytaknąłem, gdy rozlałem się w jej wnętrzu.
Rozdział 28
Dylan
Kilka dni później, właśnie skończyłam pozwalać wszystkim słyszeć serduszko dziecka i
wszyscy znów zgromadziliśmy się w salonie. Ostatniej nocy Smith w końcu wydobył ze mnie płeć
dziecka. Dash zabrał Lex na późny seans filmowy i mieliśmy cały autobus dla siebie przez kilka go-
dzin. Powiedzmy, że przegrałam kolejny zakład... i to o znacznie wyższą liczbę niż trzy. Jacks spoj-
rzał w górę od PS3 w swoich rękach.
- Hej, Dill? - Jacks i Luke skrócili przezwisko Lexi dla mnie w „coś, co mogą znieść”.
- Tak?
- Mogę przelecieć jedną z twoich sióstr?
Smith pochylił się i pacnął go w bok głowy, ale ja zachowałam spokój.
- Możesz spróbować… ale mój tata jest dużym mężczyzną, który kocha broń. Przez lata wy-
grał dużo pieniędzy robiąc różne triki strzelając i jest bardzo opiekuńczy w stosunku do swoich
dziewczyn.
Jacks wrócił do swojej gry.
- A co ze Smithem?
- Co ze mną? - Smith brzmiał na zirytowanego
- Pieprzysz jedną z jego dziewczyn.
Smith znowu go uderzył.
- Przestań mnie bić! Robisz to. - Jacks spojrzał na drugą stronę pokoju na Dasha. - Co jeśli
masz małą dziewczynkę?
- Dlaczego? Czy ty coś wiesz? Czy to dziewczynka? - Zachichotałam. Dash miał naprawdę
trudny czas nie znając płci dziecka.
Jacks przewrócił oczami.
- Nie. Mówię tylko, że gdybyś miał córkę i dowiedziałbyś się, że posuwa taką gwiazdę roc-
ka jak Smith, jak byś się czuł?
Dash zerknął na Smitha, potem z powrotem na Jacksa.
- Zastrzeliłbym go.
Położyłam rękę na napiętych ramionach Smitha i przyciągnęłam go do siebie, żeby się przy-
tulił.
- Nie martw się, kochanie. Nie zmuszę cię do spotkania z nim. - Mieliśmy zatrzymać się na
dwa dni w Charleston. Miałam spotkać się z moją rodziną na kolacji. Chciałam, żeby przyszli na
koncert, ale mieli plany na następny wieczór, których nie mogli zmienić. Wiedziałam, że Smith był
podenerwowany festiwalem w Nowym Orleanie, ale naprawdę chciałam poprosić rodziców, żeby
przyszli na ten koncert.
Smith usiadł.
- Nie chcesz, żebym się z nim spotkał?
- Uch, nie, to nie tak... Bardzo bym chciała, żebyś go poznał. Po prostu nie chciałam, żebyś
czuł się pod presją czy coś. - Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Nie mogłam prze-
stać się uśmiechać na myśl o tym, że chciał poznać moją rodzinę.
- Nie czuję się pod presją. - Przymrużył oczy. - Czy jest presja?
Potrząsnęłam głową.
- Nie. - A potem pomyślałam o tym lepiej. - To znaczy, tak jakby, tak myślę. On jest moim
tatą… a my jesteśmy, uch, czymkolwiek jesteśmy. I on zobaczy, że czujemy się ze sobą dobrze i
wie, że byliśmy w tym autobusie.... Będzie zakładał…
- Więc będzie chciał mnie zastrzelić.
Lexi zachichotała.
- Pozwoliłabym Dashowi cię zastrzelić. Wiesz, gdybyś był jakąś gwiazdą rocka bzykającą
moją córkę.
Smith wyrzucił ręce w powietrze.
- Cóż, może gdyby wszyscy w tym cholernym autobusie przestali nazywać to posuwaniem,
bzykaniem i przybijaniem, nie miałoby to tak złych konotacji! Nie robię nic z tych rzeczy z Dylan.
To co innego, ona jest moją dziewczyną. I nie podoba mi się, że próbujecie mnie stresować spotka-
niem z jej pieprzoną rodziną. Rodziny są dla mnie trudne, a wy mi w tym nie pomagacie!
Wszyscy milczeli. W tle ćwierkały świerszcze.
Wstał, z rękami na biodrach.
- I dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy nazwałem ją swoją dziewczyną.
Więc, jeśli nam wybaczycie… - Sięgnął w dół i wziął moją rękę w jego mocny uścisk, ciągnąc mnie
do łazienki i zamykając drzwi. Poza pokojem Dasha i Lexi, to naprawdę było jedyne miejsce, gdzie
można było uzyskać trochę prywatności. Popchnął mnie plecami na drzwi i wziął moją twarz w
swoje ręce. - Nie chciałem, żeby to wyszło w ten sposób. To znaczy, my nigdy niczego nie etykieto-
waliśmy.
- Chcesz, żebym była twoją dziewczyną? - Nie mogłam powstrzymać się od chichotu, gdy
go o to zapytałam. To wydawało się tak głupie, żeby przeprowadzać taką rozmowę. Byliśmy dwoj-
giem dorosłych, którzy pieprzyli się jak królik przez ponad tydzień.
Obdarzył mnie małym uśmiechem.
- Z całego mojego serca. - Pochylił się i pocałował mnie. - Będę się nakręcał. - Znowu mnie
pocałował. - Będę mówić złe rzeczy i robić złe rzeczy. - Pocałunek. - Ale jeśli chcesz dać temu
szansę, obiecuję, że postaram się jak najlepiej być mężczyzną, na którego zasługujesz i uczynić cię
szczęśliwą.
- Sprawiasz, że jestem szczęśliwa, każdego dnia. I jesteś mężczyzną, na którego zasługuję.
Jesteś idealnym połączeniem siły i słodyczy. Sprawiasz, że się śmieję i jesteś niesamowicie utalen-
towany w łóżku. - Parsknął na ostatniej części.
- Mogę poznać twojego tatę?
- Tak.
- Jako twój chłopak?
- Tak.
- Czy on mnie zastrzeli?
- Wątpię.
Skinął głową.
- Dobrze więc, cieszę się, że wszystko jest ustalone. Nie chciałbym nic więcej niż pieprzyć
cię teraz przy tych drzwiach. Ale, jeśli się nie mylę… - Otworzył drzwi, a Dash, Luke, Jacks, i Lexi
wpadli do środka. - Tak właśnie myślałem.
Jacks wzruszył ramionami, bez wstydu.
- Po prostu myśleliśmy, że się bzykacie. Nawet nie wiedzieliśmy, że Smith jest w stanie być
czyimś chłopakiem.
Powstrzymałam Smitha, gdy podjął słabą próbę ponownego wymierzenia mu pacnięcia i za-
pytałam:
- Kto nie chciałby chodzić bogiem seksu?
Rozdział 29
Smith
Gdy tylko weszliśmy z Dylan do naszego pokoju hotelowego w Charleston, zadzwonił mój
telefon. Natychmiast go wyciszyłem. Wszystko, co chciałem zrobić, to rozebrać moją dziewczynę
do naga i zagłębić mojego kutasa w jej ciasnej cipce. A potem zostać tam na długie godziny. Pstryk-
nąłem palcami i wskazałem na nią.
- Zadzwoń do obsługi pokoju i zamów trochę lodu, Cher. Będziesz go potrzebować. - Mój
telefon zadzwonił ponownie, kiedy ona przewróciła oczami. Wyciągnąłem go z kieszeni, chicho-
cząc, gdy zobaczyłem, że złapała hotelowy telefon. To był nieznany numer... - Halo?
- Smith. Hej stary, tu Jared.
Co u diabła?
- Czego ty, kurwa, chcesz?
- Słuchaj, kuzynie, musimy to przedyskutować. Potrzebuję cię po mojej stronie podczas tego
procesu.
Dylan położyła mi rękę na ramieniu. Zakryłem słuchawkę i wymamrotałem: „To Jared”, a
jej oczy się rozszerzyły.
- Groziłeś mi bronią! Co do cholery jest z wami ludzie?! Nie będę kłamał w sądzie, żeby
uratować ci dupę przed więzieniem.
- Jesteśmy rodziną.
- Ha! Rodziną? Nie jesteśmy rodziną. Prawie zastrzeliłeś Lexi i jej dziecko! Oni są moją ro-
dziną. To ludzie, przy których stoję, których chronię.
- To była pomyłka, nieporozumienie. Nigdy nie chciałem, żeby komuś stała się krzywda,
przysięgam.
- Więc przyznaj się do tego, co zrobiłeś. Nie mogę ci pomóc, nie chcę. - Spuściłem głowę,
nagle czując się ciężki i przytłoczony.
- Słuchaj, stary. Nie zmuszaj mnie do tego, nie każ mi wyciągać twojej przeszłości i parado-
wać z nią przed kamerami.
- O czym ty do cholery mówisz?
- Twoja mama. To z pewnością uczyniłoby cię niewiarygodnym świadkiem charakteru, nie
sądzisz?
Krew zamarzła mi w żyłach. Byłem tylko dzieckiem, kiedy umarła moja mama, ale to
wszystko było moją winą. Jared i mój tata byli bezwzględnymi draniami, więc wiedziałem, że nie
blefuje.
- To nie ma znaczenia, co powiesz, co im powiesz. Nie odwrócę się od Lexi i dziecka. A jeśli
myślisz, że bym to zrobił, to znaczy, że w ogóle mnie nie znasz. Nie dzwoń do mnie więcej, Jared. -
Rozłączyłem się i usiadłem na brzegu łóżka. Człowieku, moja rodzina miała przejebane.
Dylan uklękła przede mną.
- Nic ci nie jest?
Potrząsnąłem głową.
- Nie bardzo. - Położyłem się z powrotem na łóżku, moje ręce spoczęły na moim brzuchu. -
Nienawidzę, że to się stało. Nienawidzę, że Lexi została zraniona. Nienawidzę tego, że Jared nigdy
się nie wyleczył. Nienawidzę tego, że to wszystko jest poza moją kontrolą. - I nienawidziłem tego,
że mam na rękach krew mojej mamy. Trzy tygodnie temu, po takim telefonie? Już dawno łyknął-
bym garstkę tabletek i popił je piątką Jacka. Ale to już nie było to, kim byłem. Wyciągnąłem rękę. -
Połóż się ze mną, mi chéri.
Usadowiła się obok mnie i położyła głowę na mojej piersi.
- Czy zamierzasz...? Jak zamierzasz sobie z tym poradzić?
Wiedziałem, o co pyta. Czy pójdziesz w ciemność? Czy zamierzasz spaść z wozu i znieczu-
lić się na ból? Pocałowałem czubek jej głowy.
- Zamierzam trzymać cię na łyżeczkę tak mocno, podczas gdy my zdrzemniemy się trochę.
Potem zamierzam wstać, ubrać się i iść na to głupie spotkanie biznesowe. Po tym mam zamiar spo-
tkać się z rodzicami mojej pięknej dziewczyny. Pod koniec nocy, i to jest moja ulubiona część, mam
zamiar pieprzyć cię, dopóki nie dostaniesz chrypki od krzyczenia mojego imienia.
- Dla mnie brzmi to jak dobry plan.
***
Znów zerknąłem na zegarek. Miałem się spóźnić na kolację z rodzicami Dylan. Spotkanie z
facetem z wytwórni przeciągnęło się o wiele bardziej, niż myślałem, że to możliwe. Wciąż naciskali
na dowód na istnienie nowego albumu, a poza kilkoma pomysłami i riffami w naszych głowach, nie
mieliśmy go. To nie było w porządku z ich strony, że prosili nas o wymyślenie nowego materiału,
kiedy byliśmy w trasie. Byli nierozsądni i byliśmy o jedno „spotkanie” od powiedzenia im, żeby się
odpieprzyli. Ale musieliśmy być dla tego gościa półprzyjemni. W tej chwili to on podpisywał nasze
czeki z wypłatą. Więc śmiałem się z jego kiepskich żartów, słuchałem opowieści o jego głupiej grze
w golfa. Teraz musiałem iść i spotkać się z moją dziewczyną.
W końcu wstaliśmy i uścisnęliśmy mu dłoń, uśmiechając się, dopóki nie wyszedł za drzwi.
- Dzięki kurwa, że to już koniec. To chyba najbardziej zarozumiała osoba, jaką kiedykol-
wiek spotkałem. - Luke przejechał palcami po swoich gęstych blond włosach i wypił resztę swojej
szkockiej.
- Muszę się stąd wydostać, chłopaki. Spóźnię się na kolację z rodzicami Dylan. - Wstałem i
odwróciłem się w stronę drzwi.
Luke złapał mnie za ramię.
- Poczekaj. - Zdjął swoją czarną marynarkę i podał mi ją. - Załóż to. Będziesz wyglądał
mniej jak groźna gwiazda rocka a bardziej jak chłopak.
Zaśmiałem się i założyłem ją. Miał rację. Miałem na sobie obcisłą białą koszulkę z napisem
DEVILS ALWAYS SHARE. Chyba powinienem był się przebrać przed wyjściem z hotelu.
- Dzięki, stary.
Dash wręczył mi kluczyki do wypożyczonego samochodu, którym tu przyjechaliśmy.
- Weź samochód. Wrócimy taksówką. W ten sposób będzie szybciej. - Położył rękę na moim
ramieniu. - Powodzenia, bracie.
- Przyprowadź ze sobą jedną z jej sióstr do autobusu. - Jacks zawołał do moich cofających
się pleców. - Nie obchodzi mnie, którą z nich!
Wyszedłem za drzwi, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej. Obsługa przyprowadziła
samochód. To było czerwone Lamborghini. Dash twierdził, że musi pozbyć się krzykliwych sporto-
wych samochodów ze swojego systemu, zanim pojawi się dziecko. Skrzywiłem się, gdy wsiadłem
do środka. Nienawidziłem jeździć takimi samochodami. Dajcie mi czarnego Dodge'a Charger'a z
1970 roku. Włączyłem mapę w telefonie i odjechałem od krawężnika. Jakieś dziesięć minut póź-
niej, byłem już prawie na miejscu, kiedy zobaczyłem niebieskie światła migające we wstecznym lu-
sterku. Idealnie. Dokładnie dlatego nienawidziłem czerwonych, bogatych samochodów. Chwyciłem
swoje prawo jazdy, a następnie rozejrzałem się po samochodzie w poszukiwaniu dowodu rejestra-
cyjnego.
- Proszę wysiąść z samochodu, sir.
Co? Nie ma „dobry wieczór”? Czy wiesz, dlaczego cię zatrzymałem? Zdusiłem w sobie zi-
rytowane westchnienie i wysiadłem.
- Nie jestem do końca pewna, co takiego zrobiłem, ale spóźniłem się na naprawdę ważną ko-
lację. Więc jeśli…
- Jechałeś pięćdziesiąt na czterdziestce piątce.
Naprawdę? Musiałem wysiąść z samochodu, żeby to usłyszeć?
- Naprawdę mi przykro. Nie jestem stąd. Jestem w zespole i jesteśmy w mieście tylko na kil-
ka…
- Prawo jazdy i rejestracja.
Ten facet był dupkiem. Wręczyłem mu prawo jazdy.
- Samochód jest z wypożyczalni. Nie mogłem znaleźć dowodu rejestracyjnego.
- Czy ma pan w tym samochodzie jakieś nielegalne substancje? Jakąś broń?
- Nie. - Czy to dlatego, że powiedziałem, że jestem w zespole? A może dlatego, że ten facet
był po prostu kutasem?
- Jakieś narkotyki przy sobie?
Teraz zaczynałem się irytować. Spojrzałem w dół na to, co miałem na sobie i sprawdziłem
kieszenie spodni.
- Zobaczmy… nic tam nie ma. - Otworzyłem kurtkę Luke'a i poszukałem w wewnętrznej
kieszeni. - Nie, tam też nie ma. - Policjant wydał z siebie wkurzone westchnienie. Podniosłem rękę.
- Poczekaj. Pozwól, że sprawdzę jeszcze jedno miejsce. - Włożyłem rękę do kieszeni przy biodrze i
zamarłem. Proszę, nie pozwól, żeby to było to, co czuję. Proszę, Boże nie pozwól, żeby w kieszeni
kurtki Luke’a była torebka z tabletkami. Szybko wyciągnęłam rękę. - Nie. Wszystko czyste.
Policjant zmrużył oczy, ale na szczęście odpuścił. Wypisał mi kilka różnych mandatów, ale
potem wysłał mnie w drogę. Gdy tylko zjechałem z krawężnika, wyciągnąłem z kieszeni torebkę i
dotknąłem palcem tabletek w środku. Co to było? X? Od kiedy to Luke brał Molly? Świetnie. Ja
rzuciłem nałóg narkotykowy, a nieskazitelnie czysty Luke go złapał. Wrzuciłem tabletki z powro-
tem do kieszeni i skupiłem się na moim GPS-ie. Luke i ja musieliśmy porozmawiać, na pewno. Ale
nie mogłem się o to teraz martwić. Byłem spóźniony na kolację z rodzicami Dylan.
Rozdział 30
Dylan
- Tak mi przykro, że Smith się spóźnia. - Wyciągnęłam telefon po raz piąty w ciągu pięciu
minut i sprawdziłam, czy nie ma wiadomości. - Jego spotkanie z wytwórnią musi się trochę przecią-
gać. - Naprawdę bardzo starałam się nie zwariować z powodu jego spóźnienia w taki sposób. Stara-
łam się nie dopuszczać do siebie myśli, że on mnie wystawia. To znaczy, po tej rozmowie telefo-
nicznej z Jaredem... czy naprawdę mogłam go winić za to, że nie był w stanie sprostać stresowi
związanemu ze spotkaniem z moimi rodzicami?
- Cześć, ślicznotko. Przepraszam, że jestem późno. - Uśmiechnęłam się, gdy Smith szepnął
blisko mojego ucha z ręką na moim boku. Wyprostował się i wyciągnął rękę w stronę mojego taty. -
Pan musi być panem Haysem.
Mój tata wstał, ściskając wyciągniętą dłoń Smitha.
- Miło cię w końcu poznać. - Jego głos był głęboki, a kręgosłup prosty jak deska. Nie mo-
głam powstrzymać się od uśmiechu na jego taktykę zastraszania.
Moja mama wzięła Smitha za rękę.
- Jesteś tak przystojny, jak mówiła Dylan. Proszę, mów mi Christie.
Nie umknęło mojej uwadze, że mój tata nie prosił Smitha, by nazywał go Robertem.
Moja młodsza siostra wpatrywała się w Smitha, studiując każdy jego ruch z uśmiechem na
twarzy. Szturchnęłam ją nogą.
- To jest moja siostra, Bryan. Bryan, to jest Smith.
Uścisnął jej dłoń, a potem usiadł obok mnie.
- Tak mi przykro, że się spóźniłem. Zespół i ja mieliśmy spotkanie, z którego nie mogliśmy
się wyrwać.
Moja mama zbyła jego słowa.
- Och, kochanie, wszystko jest w porządku. Jesteś głodny? Zjedliśmy, ale czy chcesz, żebym
ci coś zamówiła? - Moja mama była jedną z najmilszych osób na tej planecie. Miała na myśli każde
słowo, które powiedziała.
- Nie, proszę pani. Nic mi nie jest. - Kiedy przyszedł kelner, Smith zamówił whiskey z lo-
dem.
Przez kilka sekund przy stole panowała cisza. Nikt nie wiedział, co teraz zrobić. Zostawmy
to Bryan.
- Więc, podoba ci się moja siostra, co?
Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową; już miałam powiedzieć Bryan, żeby się zamknęła,
kiedy usłyszałam głos Smitha.
- Właściwie to jestem bardzo zafascynowany twoją siostrą.
Czy moi rodzice wyłapią w ich słowach okropne insynuacje? Moja mama się ucieszyła.
- Czyż to nie jest słodkie?
Bryan uśmiechnęła się jak kot, który zjadł kanarka.
- Jest, nie jest. Tato? Nie sądzisz, że to takie słodkie, że Smith jest w Dylan?
O ja pierdolę. Bryan miała pełne ręce roboty, a ja nie wiem, dlaczego nie ostrzegłam Smitha.
Minęło kilka miesięcy, odkąd byłam w jej pobliżu. To była moja jedyna wymówka. Mój tata od-
chrząknął, wyraźnie zastanawiając się, co mu umyka.
- Uch, cóż, tak… Uch.
Smith zaśmiał się:
- Wiesz Bryan, naprawdę powinnaś poznać mojego przyjaciela Jacksa.
Bryan nachyliła się bliżej do Smitha, strącając serwetkę na podłogę.
- Och, tak?
Smith potrząsnął głową i schylił się, by chwycić dla niej zwaloną chusteczkę. W połowie
drogi zamarł, a ja spojrzałam w dół, żeby zobaczyć, co się stało. Smith szybko podniósł to, co wy-
sunęło się z jego kieszeni, ale było już za późno. Widziałam już torebkę z tabletkami, którą tak de-
speracko chciał ukryć.
***
Pomachałam rodzicom na pożegnanie, a potem wsiadłam do głośnego sportowego samocho-
du, którym przyjechał tu Smith.
- Ten samochód jest obrzydliwy. - Tak naprawdę chciałam powiedzieć: „Co ty, do cholery,
robisz z torbą tabletek?”.
Smith przytaknął.
- Wiem. Nienawidzę takich krzykliwych samochodów. Zatrzymali mnie po drodze.
- Dostałeś mandat? - Czy znaleźli narkotyki w twojej kieszeni?
- Kilka. - Sięgnął przez konsolę i wziął moją rękę w swoją. - Lubię twoją rodzinę.
Wypuściłam krótki śmiech, brzmiał on płasko dla moich uszu.
- Przepraszam za Bryan. - Przepraszam, że zobaczyłam twoją wpadkę. Kłamliwy drań.
- Nie, nie trzeba. Ona jest świetna. - Mógł być sarkastyczny o Bryan, ale nie obchodziło
mnie to w tym momencie. - Twoja mama jest naprawdę miła, widzę, skąd to masz. Twoje serce.
- Dziękuję. - Chciałam zapytać o jego mamę. Chciałam wiedzieć, co się z nią stało. Chcia-
łam wiedzieć, czy bycie przy mojej mamie było dla niego trudne. Chciałam zapytać, czy to dlatego
tak łatwo wrócił do narkotyków. - Jak było na spotkaniu z wytwórnią?
- Nudno i irytująco. - Wzruszył ramionami. - Proszą o więcej niż możemy dostarczyć w tej
chwili, i wiedzą o tym. Naciskają na nas, widząc jak się zachowamy. To wybuchnie im w twarz,
kiedy powiemy im, że blefują. Możemy znaleźć nową wytwórnię w mgnieniu oka, a oni o tym za-
pominają.
- Wszystko w porządku? Chodzi mi o to, wcześniej, kiedy Jared dzwonił… - A może rozmo-
wa z kuzynem wysłała cię na zakręt?
Ścisnął moją dłoń.
- Tak, mi chéri. Nic mi nie jest. Nie martw się.
Naprawdę?
Rozdział 31
Smith
Byłem na krawędzi. Myślałem, że może Dylan widziała, jak tabletki Luke'a wypadły mi z
kieszeni podczas kolacji. Ale ona nie powiedziała ani słowa. Była trochę cicha w drodze do naszego
pokoju, ale nie wydawała się zła... Kiedy doszliśmy do naszych drzwi, mój telefon odezwał się w
kieszeni. Wyciągnąłem go i zobaczyłem smsa od Dasha: CHODŹCIE DO NASZEGO POKOJU.
LEXI ZAMÓWIŁA TYLE DESERU, ŻE MOŻNA BY NIM NAKARMIĆ MAŁĄ ARMIĘ.
- Chcesz trochę deseru, mi chéri?
Potrząsnęła głową.
- Myślę, że po prostu pójdę pod prysznic i pójdę spać.
Zerknąłem na zegarek.
- Jest dopiero dziesiąta. Chodźmy zobaczyć Lexi, a potem możemy wrócić i utulę cię do
snu.
Wyglądała na zdezorientowaną.
- Co?
Podałem jej mój telefon, żeby mogła przeczytać tekst od Dasha.
- Och. Okej, tak mi się wydaje.
Cholera. Nie była sobą. Moja niegrzeczna dziewczynka skorzystałaby z okazji, żeby dostać
deser na wynos. Musiała zobaczyć tabletki. Oboje milczeliśmy podczas jazdy windą na piętro Da-
sha i Lexi. Bałem się odezwać, a ona była chyba zbyt wkurzona.
Dash nie żartował. Lexi zamówiła wszystko z menu deserowego.
- Uch, Lex? Masz mały głód?
Oczy Dylan rozszerzyły się, kiedy weszła za mną i zobaczyła całe jedzenie. Lexi leżała w
łóżku ubrana w spodnie do jogi i tank top. Miała dużą miskę lodów balansującą na jej brzuchu i
duży czekoladowy kawałek ciastka w ręku.
- Lexi…
Lexi wzięła potężny kęs, a potem z trudem mówiła wokół niego.
- Nie byłam pewna, co chcę zjeść. To wszystko brzmiało tak dobrze, kiedy zamawiałam. Ale
kiedy już tu dotarło, zdałam sobie sprawę, że chcę tylko trochę lodów i ciasteczko. To nic wielkie-
go. Przysięgam, że nie jadłam nic innego…
Jacks siedział na podłodze i jadł lody.
- Jak było na kolacji z „rodziną”?
Zaśmiałem się półgłosem.
- Było dobrze. Nie mogę się doczekać, kiedy poznasz Bryan.
- O, tak? - Jacks wyglądał na zaskoczonego.
- Tak. - Zostawiłem to na tym, poczekałem, aż Dylan złapie ciasteczka, a potem szarpnąłem
głową, by zasygnalizować jej, że jestem gotów się stąd wydostać.
Przeszła na moją stronę i skierowaliśmy się do wyjścia. Byliśmy już prawie za drzwiami,
kiedy przypomniałem sobie, że chcę zwrócić Luke'owi jego kurtkę. Chciałem, żeby Dylan wiedzia-
ła bez żadnych wątpliwości, że to nie były moje tabletki, a oddanie Luke'owi kurtki byłoby bardzo
pomocne w wyjaśnieniu.
- Luke. Dzięki, że pożyczyłeś mi kurtkę. - Posłałem mu twarde spojrzenie, gdy ją zdejmo-
wałem. Zastygł w bezruchu z widelczykiem ciasta w połowie drogi do ust. Rzuciłem ją na pobliskie
krzesło i odwróciłem się, żeby wyjść.
- Eee. Smith? - Zawołała Lexi, zanim dotarłem do drzwi. Odwróciłem się i podążyłem za jej
spojrzeniem. Kurtka spadła na podłogę, a torebka wisiała na zewnątrz. Cholera! Ta kurtka miała
wadliwe kieszenie.
Dłoń Dylan zacisnęła się na mojej.
Kurwa. Wykorzystałem swój uścisk na niej i przyciągnąłem ją do siebie, kładąc palec pod
jej brodą, aby zmusić ją do spojrzenia na mnie.
- Mi chéri, posłuchaj mnie. To nie jest to, co myślisz. Musisz mi zaufać w tej sprawie. Pro-
szę.
Jej oczy wróciły do tabletek i potrząsnęła głową.
- Ja już wiedziałam. Widziałam je podczas kolacji. Czy.. .czy… to dlatego się spóźniłeś?
Nie winiłem jej za to, że się męczyła. Moje oczy powędrowały do Luke'a. W żaden sposób
nie chciałem go za to wrzucić pod autobus. Miałem zamiar porozmawiać z nim o narkotykach. Ale
nie w ten sposób, nie przy wszystkich. Na oczach Lexi.
Dash sięgnął w dół i chwycił torebkę, przybliżając ją, żeby mógł zobaczyć, co to jest. Spoj-
rzał na mnie, rozczarowanie zachmurzyło jego twarz.
- Stary, co do cholery jest z tobą nie tak? Myślałem, że masz to wszystko pod kontrolą?
Wziąłem głęboki oddech i przejechałem dłońmi po włosach. Byłem między młotem a pie-
przonym kowadłem.
Luke wystąpił naprzód i odchrząknął.
- One nie są jego.
Lexi potrząsnęła głową.
- Nie kryj go, Luke. To nikomu nie pomoże.
To zabolało. Naprawdę. Luke przeszedł przez pokój i wyjął tabletki z rąk Dasha.
- Ja go nie kryję. To on próbował kryć mnie. - Luke położył mi rękę na ramieniu. - Tak mi
przykro.
Spojrzałem w dół na Dylan. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale przestała, kiedy po-
trząsnąłem głową odwracając wzrok. Nie byłem na nią zły; rozumiałem, dlaczego pomyślała o naj-
gorszym... ale i tak mnie to ukłuło.
- Chcę wiedzieć, co się dzieje. - Oczy Lexi były skierowane na Luke'a.
Wszyscy milczeli. Nikt nie chciał postawić krzyżyka na hormonalnej Lexi, zwłaszcza gdy
chodziło o coś związanego z Lukiem. Spojrzałem na niego.
- Chcesz jej powiedzieć czy ja mam to zrobić?
Zwiesił głowę, pokonany.
- Pożyczyłem Smithowi moją kurtkę.... Zapomniałem, że była tam torebka z Molly.
Lexi wyglądała na zdezorientowaną przez całe trzy sekundy.
- Dlaczego miałeś w kieszeni pieprzoną torebkę X? Kim ty jesteś? Osiemnastoletnią laską?
- Ja, uch, czasami... lubię je brać przed, um, cóż… przed…
Współczułem mu, naprawdę. Opinia Lexi o nim miała znaczenie, o wiele większe niż po-
winna. Nigdy nie byłby w stanie wydobyć z siebie słów, więc pomogłem.
- Lexi, czasami branie E przed seksem może sprawić, że rzeczy będą trochę bardziej zabaw-
ne. - Spojrzałem przez pokój na Luke'a. - Chociaż, to nie jest tak, że to sprawia, że twój orgazm jest
lepszy. Jeśli szukasz czegoś, aby wzmocnić…
Dylan wbił mi łokieć w jelita, natychmiast ucinając moje słowa.
Oczy Lexi rozszerzyły się.
- Robisz co?!
Luke wyglądał, jakby chciał mnie zamordować. Podniósł ręce do góry.
- Nie cały czas, ale tak, od czasu do czasu biorę to. Dla zabawy.
Lexi otworzyła usta, żeby zrobić Luke'owi nową dziurę w dupie, ale Dash zakrył je i przy-
ciągnął ją do siebie. Pocałował ją w policzek i wyszeptał do ucha coś, co ją uspokoiło.
- Pokaż mi to. - Jacks chwycił woreczek od Luke'a i wyjął tabletkę. Oblizał ją, a potem
zmarszczył nos. - Smith, czy ty naprawdę na nie patrzyłeś?
- Nie z bliska, a co? - Sięgnął do środka, wyskubał kolejną pigułkę i włożył mi ją do dłoni.
Zbliżyłem ją do twarzy i zobaczyłem to, co on zobaczył. Roztarłem ją między palcami, a potem ob-
lizałem proszek. Spojrzałem w górę na Jacksa, uśmiechając się.
Zaśmiał się i rzucił torebkę na łóżko obok Lexi.
- Proszę bardzo, Lex. Następnym razem, gdy będziesz miała apetyt na cukier, po prostu
zjedz kilka z nich.
Nie mogłem ukryć śmiechu w moim głosie, kiedy spojrzałem na Luke'a.
- Następnym razem, gdy będziesz chciał zdobyć trochę narkotyków, weź ze sobą kogoś do-
rosłego.
Zanim wyszliśmy, Dylan podeszła do stołu z deserami. Spojrzała na mnie, z jedną brwią
uniesioną w pytaniu, z ręką na butelce syropu. Wielkie umysły myślą podobnie. Przytaknąłem, a
ona wsunęła ją dyskretnie do torebki.
***
Minęło piętnaście minut, zanim wyszliśmy z tego pokoju i wróciliśmy do naszego. Lexi była
wkurzona, Luke wyglądał, jakby ktoś przejechał jego szczeniaka, Jacks był oszołomiony drama-
tem... a ja? Po prostu cieszyłem się, że Dylan wciąż tu jest, w moich ramionach.
- Mi chéri, tak cholernie mi przykro, że obawiałaś się najgorszego… ale nie brałem niczego
od tygodni.
Spojrzała w dół, wyraźnie zawstydzona.
- Przepraszam, że w ciebie zwątpiłam. Powinnam była coś powiedzieć, zamiast po prostu
zakładać najgorsze.
Potrząsnąłem głową.
- Nie. Ty nie przepraszasz. Wiem, dlaczego pomyślałaś to, co pomyślałaś. - Usiadłem na łóż-
ku i pociągnąłem ją między swoje nogi, obejmując ją w pasie. - Ale spłukałem to wszystko, kocha-
nie.
Jej głos był cichy.
- Naprawdę?
Przytaknąłem.
- Nie potrzebuję tego. Dzięki tobie jestem silny.
Zarzuciła mi ramiona na szyję, a ja oparłem głowę na jej piersi, słuchając bicia jej serca.
- Nie. Ty sprawiasz, że jesteś silny, jestem tu tylko po to, by ci przypomnieć, kiedy o tym za-
pomnisz.
Serce mi się ścisnęło; była dla mnie tak cholernie idealna. Złapałem za brzeg jej bluzki i
ściągnąłem ją. Pochyliłem się i ssałem jej sutki przez koronkę stanika, moje palce pracowały nad
guzikiem jej dżinsów.
- Muszę być w tobie, kochanie.
Wyszła z dżinsów i spojrzała w dół na swoje jedwabne stringi.
- Rozerwij je.
Zaśmiałem się.
- To moja dziewczyna. - Chwyciłem jedną stronę w obie ręce i rozdarłem je na dwie części,
a następnie pozwoliłem kawałkom upaść na podłogę. Pozwoliłem moim dłoniom wędrować po ca-
łym jej idealnym ciele. - Jesteś tak cholernie piękna. - Wziąłem jej twarz w swoje dłonie i pocało-
wałem ją mocno, nieugięcie.
Popchnęła mnie z powrotem na materac i wpełzła na moje ciało. Objęła mnie za biodra i
zdjęła mi koszulę, a ja zdjąłem spodnie. Kiedy byłem już nagi, podniosłem ją za biodra i położyłem
na łóżku, przykrywając jej ciało swoim. Cholernie dobrze było czuć jej skórę na mojej.
- Jesteś gotowa, kochanie?
Przytaknęła.
- Wiesz, że tak.
Wypełniłem ją całkowicie, bez niczego między nami. Zacząłem powoli wchodzić i wycho-
dzić z niej. Uprawiałem z nią „ostrożny” seks, w noce, kiedy była obolała. Ale nigdy nie byłem tak
powolny. Naprawdę bardzo starałem się być namiętny, pokazać jej, że ją kocham bez wypowiadania
słów. To było dla mnie obce.
Dylan drapała paznokciami w dół moich pleców, co sprawiło, że wygięła się w łuk z własnej
woli, zanim chwyciła mój tyłek w swoje ręce.
- Skarbie. Co ty robisz? - Mogłem usłyszeć ledwo ukrywany śmiech w jej słowach.
Zwiesiłem głowę.
- Próbuję, no wiesz... próbuję się z tobą kochać tutaj. A ty śmiejąc się ze mnie nie pomagasz.
Wzięła moją twarz w swoje ręce.
- Spójrz na mnie, Smith. - Niechętnie spojrzałem jej w oczy. - Za każdym razem, gdy zbliża-
my się do siebie w ten sposób, czuję się kochana. - Potrząsnęła głową. - Nie musisz nic w tym te-
macie zmieniać. - Pacnęła dłonią w mój tyłek. - Teraz. Zerżnij mnie.
Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu na jej widok. Nie dość, że pozwoliła mi być
sobą, to jeszcze lubiła mnie takiego. Chciałem jej powiedzieć, że ją kocham, że jest najlepszą czę-
ścią mojego życia. Ale nie mogłem wydobyć z siebie słów. Więc zamiast tego kochałem się z nią w
jedyny sposób, jaki znałem. Wysunąłem się do końca, a potem wbiłem się w nią z powrotem. Pcha-
łem w nią raz po raz.
- To jest to, czego chcesz, kochanie?
- Tak! Smith, nie przestawaj.
Zacisnąłem dłonie w jej ciemnych kosmykach.
- Nie przestałbym, nawet gdybyś mnie o to poprosiła. - Oboje wiedzieliśmy, że kłamię,
że przestałbym, gdyby poprosiła. Byłem tak cholernie nakręcony, że wyskoczyłbym przez okno,
gdyby powiedziała mi, że to uczyni ją szczęśliwą. - Jesteś tak cholernie ciasna, czuję się kurewsko
idealnie. - Zakopałem się głęboko i zacząłem szlifować.
- Tak jak teraz.
Przytuliłem się do jej szyi, szepcząc jej do ucha.
- Wiem, czego potrzebujesz. Wiem, jak sprawić, byś krzyczała moje imię.
Jęknęła i wygięła szyję, dając mi lepszy dostęp.
- Więcej.
Rozumiała moje słowa. Moje jaja się zacisnęły, ona prosiła o to w ten sposób, chciała być
niegrzeczna... nie wiedziałem, ile jeszcze wytrzymam. Wydałem z siebie cichy, niski pomruk, trzy-
mając usta przy jej szyi.
- Moja dziewczyna lubi to na ostro? Powiedz mi, kochanie, powiedz mi, jak bardzo nie-
grzecznie to lubisz. - Chwyciłem jej udo, wznosząc je wyżej na moje biodro, wbijając się w nią głę-
biej.
- Kurwa. - Jej dłonie wcisnęły się w górę mojego tyłka, dając jej biodrom trochę więcej
dźwigni. - Proszę, Smith…
Wyciągnąłem się na całą długość, po czym znowu wszedłem i zostałem.
- Nikt nigdy nie będzie w stanie pieprzyć cię tak jak ja. Wiem, co lubisz, wiem, co powie-
dzieć, żebyś ociekała wilgocią. - Miotałem się w niej, moja miednica pocierając jej łechtaczkę. -
Wydój mojego kutasa, kochanie.
Wygięła plecy i zawołała moje imię, gdy jej cipka się zacisnęła. Wchodziłem i wychodzi-
łem, szybko, goniąc za uwolnieniem. Warknąłem kiedy rozlałem się w jej wnętrzu.
Po tym, jak oboje złapaliśmy oddech, Dylan sięgnęła w dół, za brzeg łóżka. Trzymała w gó-
rze sos czekoladowy.
- Gotowy na deser?
Rozdział 32
Dylan
Minął tydzień i w końcu byliśmy u kresu trasy. Byliśmy w Nowym Orleanie i mogłam za-
uważyć, że Smithowi czuł się niekomfortowo. Pozwoliłam mu trzymać mnie nagą w łóżku, dopóki
nie nadszedł czas, aby ubrać się na występ. Przez siedem dni z rzędu uprawiałam najlepszy seks w
moim życiu. Nie ma porównania. Nigdy nie czułam się tak kochana, tak nasycona... nigdy. Kto by
pomyślał, że im brudniej mnie zerżnie, tym bardziej będę się czuła kochana? Spojrzałam w górę,
gdy wyszedł z łazienki, z ręcznikiem wokół talii i drugim w ręku, susząc włosy.
- Mam dla ciebie prezent.
Uniosłam brew.
- Czy to jest w tej torbie Nordstrom, która została dostarczona, gdy byłeś pod prysznicem? -
Kiwnęłam głową w stronę biurka, na którym leżała.
Przymrużył oczy.
- Może… otworzyłaś ją?
Potrząsnęłam głową.
- Nie.
- Podglądałaś?
- Nie. Położyłam ją na biurku, a potem przyszłam tutaj i usiadłam na rękach, żeby nie ze-
psuć ci niespodzianki.
Jego uśmiech stał się nikczemny.
- Masz na sobie majtki? Chcesz usiąść na moich rękach na minutę?
Roześmiałam się.
- Czy jest kiedykolwiek moment, kiedy nie jesteś napalony?
- Nie. - Podniósł pudełko i przyniósł je do łóżka.
Wzięłam je od niego, trzymając za górę i pozwalając, by dół zsunął się na materac. W środ-
ku była krwistoczerwona marynarka.
- Wow, kochanie. Dziękuję.
- To jest do noszenia na koszulkę. - Wskazał z powrotem na pudełko.
Była tam wrzosowo-szara bluzka z napisem SMITH JAMES JEST BOGIEM SEKSU wpa-
trującym się we mnie.
- Zapakowałeś mi koszulkę, którą już mam?
- Nie... kazałem zrobić nową. Wyciągnij ją.
Wyciągnęłam koszulkę i pozwoliłam jej się rozwinąć, trzymając ją przed sobą. SMITH JA-
MES JEST BOGIEM SEKSU, a potem mniejszymi literami, KTÓRY JEST BEZNADZIEJNIE WE
MNIE ZAKOCHANY.
- O mój Boże. - Upuściłam bluzkę i spojrzałam na niego, ze łzami w oczach.
Uśmiechnął się i wziął moją twarz w swoje dłonie.
- Nie jestem dobry w słowach. Wyrażanie moich emocji jest dla mnie trudne. Nigdy nie
będę najbardziej romantycznym mężczyzną na świecie… ale kocham cię jak cholera, mi chéri.
Zachichotałam.
- Ja też cholernie cię kocham, skarbie.
Rozdział 33
Smith
Dylan szła obok mnie, trzymając rękę w mojej, jej czerwony marynarka zakrywała nieprzy-
zwoite słowa na koszulce, którą zrobiłem dla niej dziś rano. Publiczność mogła przeczytać tylko
SMITH JAMES, a potem: JEST BEZNADZIEJNIE WE MNIE ZAKOCHANY. Co było idealne.
Chciałem, żeby cały cholerny świat o tym wiedział. Byliśmy w drodze, aby spotkać się z jej rodzi-
cami. Dylan nie wiedziała, że tu będą. Wiedziałem, że chciała załatwić im bilety na festiwal i wie-
działem, że nie zapytała, bo nie chciała mnie stresować bardziej, niż już byłem. I kochałem ją za to.
Nienawidziłem być z powrotem w moim rodzinnym mieście. Wszystko budziło we mnie
wspomnienia, złe wspomnienia. To miejsce było dla mnie nawiedzone. Chciałem się stąd wynieść
jak najszybciej. Zespół też o tym wiedział. Po zakończeniu koncertu schodziliśmy ze sceny i wraca-
liśmy do naszego autobusu, a następnie wyjeżdżaliśmy. Przebyłem długą drogę w ciągu ostatniego
miesiąca, ale nie miałem wątpliwości, że natknięcie się na kogoś z mojej przeszłości spowodowało-
by, że wpadłbym w panikę. A ja tego nie chciałem. Chciałem być silny, być zdrowy dla Dylan. Nig-
dy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę chciał się ustatkować, wrócić do domu z jedną laską na resz-
tę życia. Ale tak długo, jak tą laską była Dylan, było mi wszystko jedno. Nie zasługiwałem na nią,
w żadnym wypadku. I były rzeczy o mnie... rzeczy o mojej przeszłości, które mogły być dla niej ła-
maczem planów. Ale porozmawiamy o nich po oficjalnym zakończeniu trasy. Jak już przeżyję dzi-
siejszy wieczór.
- Mamo? Tato?! - Dylan puściła moją rękę i rzuciła się na swoich rodziców. Sposób, w jaki
na nią patrzyli, z taką miłością... nigdy mi to nie przejdzie. Odwróciła się z powrotem do mnie. -
Wiedziałeś, że tu będą?
Uśmiechnąłem się tylko. Jej tata wystąpił do przodu i położył mi rękę na ramieniu.
- Dzięki za bilety, synu. - Kiedy powiedział synu, zabrzmiało to miło i spokojnie. Nie tak,
jak to brzmiało, gdy mój tata to mówił, jak obelga. - Bryan skakała z podekscytowania przez cały
dzień.
Uśmiechnąłem się.
- Cała przyjemność po mojej stronie, cieszę się, że daliście radę.
Uśmiech Dylan stał się jeszcze większy.
- Bryan też tu jest?! - Zarzuciła swoje ramiona wokół mojej talii i pocałowała moje usta. -
Jesteś NAJLEPSZYM chłopakiem. ZAWSZE.
Odwzajemniłem jej uścisk.
- Wysłałem też bilet dla Mikah, ale nie mogła przyjechać. - Rozejrzałem się dookoła. -
Gdzie jest Bryan?
Dylan spoglądała przez ramię, potem z powrotem na rodziców.
- Tak, gdzie ona jest?
Mama Dylana odpowiedziała:
- Och, twój przyjaciel Jacks zaproponował, że zabierze ją na wycieczkę. On jest taki słodki,
ten chłopak.
Poczułem, że Dylan sztywnieje obok mnie. Mój uśmiech zamarł, ale upewniłem się, aby
utrzymać go w miejscu.
- Och, okej, świetnie. - Spojrzałem w dół na Dylan. - Mi chéri, dlaczego nie zabierzesz swo-
ich rodziców za kulisy i nie zrobisz im drinka? - Wskazałem na jej tatę. - Dylan powiedział mi, że
jesteś miłośnikiem szkockiej.
Zaśmiał się.
- Winny.
- Cóż, musisz poznać naszego perkusistę, Luke'a. On zawsze ma jakieś dobre rzeczy ze
sobą. - Zacząłem się wycofywać. - Pójdę tylko po Jacksa i Bryan, naprawdę szybko.
Zanim ktokolwiek zdążył powiedzieć słowo, ruszyłem korytarzem, a w mojej głowie tań-
czyły wizje zamordowania naszego głównego gitarzysty. Nie chciałem, żeby Jacks posuwał siostrę
Dylan w jakimś toi-toiu na festiwalu muzycznym. I zrobiłby to - gorące i legalne było gorące i le-
galne. I miałem przeczucie, że Bryan może lubić tego rodzaju rzeczy. Te małe dowcipy przy kolacji
mówiły mi, że ta dziewczyna ma w sobie dziką naturę. Zauważyłem Chase'a kilka metrów dalej.
- Chase!
Odwrócił się, gdy usłyszał swoje imię i spotkał się ze mną w połowie drogi.
- Co jest, stary? Myślałem, że zostajesz za kulisami?
Moje ciało zamarło. Miał rację... nigdy nie zamierzałem wyjść w tłum. Chciałem odwrócić
się ogonem i uciec z powrotem do bezpieczeństwa naszego zespołu ochrony. Ostatnią rzeczą, jakiej,
kurwa, potrzebowałem, było zobaczenie kogoś z mojej przeszłości. Musiałem znaleźć Bryan i wy-
nieść się stąd w cholerę.
- Widziałeś Jacksa?
Przytaknął.
- Tak. Po prostu go przegapiłeś.
- Czy miał ze sobą dziewczynę?
- Tak. Niósł jakąś laskę przez ramię. Cholera, ona też była gorąca jak cholera.
Wypuściłem zirytowane westchnienie.
- Ona jest młodszą siostrą Dylan.
Jego oczy rozszerzyły się.
- O ile młodszą?
- Legalna. Ale nadal młodsza.
- Poszli w tamtą stronę. - Wskazał dalej w dół korytarza. - Biegnij.
Pobiegłem. Nie kłamię, biegłem sprintem. Jeśli ci dwoje mi to spierdolą, zabiję ich. Gdy
skręciłem za róg, zobaczyłem ich. Bryan siedziała na szczycie dużego wzmacniacza z tyłu furgonet-
ki U-Haul. Jacks klęczał przed nią, z ręką na jej kolanie.
- Jacks! Co ty kurwa robisz, człowieku?!
Spojrzał w górę, zdezorientowany.
- A na co to wygląda, że ja to robię?
Ruszyłem w jego stronę.
- Wygląda na to, że masz zamiar… - Pozwoliłem, by moje słowa ucichły, gdy zobaczyłem,
co się dzieje. - ...obłożyć lodem wyraźnie spuchniętą kostkę Bryan.
Uśmiechnęła się do mnie. Chase miał rację; była piękna, tak jak jej siostra.
- Cześć, przystojniaku.
Potrząsnąłem głową.
- Widzę, że poznałaś Jacksa.
Jej uśmiech zmienił się w zawadiacki.
- Tak, poznałam. I masz rację. Lubię go.
Potrząsnąłem głową.
- Twoi rodzice cię szukają.
Uśmiechnęła się.
- Nie mam wątpliwości.
Dwa słowa. Jasna. Cholera.
Jacks wtał, z rękoma na biodrach, patrząc na mnie.
- Zabrałem Bryan, żeby pokazać jej scenę i...
Ona skończyła jego zdanie.
- I potknęłam się o przewód.
Położyłem mu rękę na ramieniu.
- I dlatego niosłeś ją przez ramię?
Wzruszył ramionami, ale nic nie powiedział. Bryan sięgnęła w dół i dopasowała lód, mruga-
jąc.
- Jestem zaskakująco niezdarna jak na sportowca.
Jacks i ja zabraliśmy Bryan z powrotem do garderoby, a medyk przyszedł i owinął jej kost-
kę. Światło przy drzwiach błysnęło na żółto, a ja podszedłem do Dylan, całując ją delikatnie.
- To nasz sygnał, mi chéri. - Kiedy spojrzałem w górę, żeby powiedzieć jej rodzicom, żeby
cieszyli się występem, zastałem jej tatę, który mi się przyglądał. Nie wyglądał na wściekłego, ale
nie wyglądał też na szczęśliwego. - Więc wasze wszystkie przepustki dostępu dostaną was wszę-
dzie. Możecie oglądać z boku sceny, a jeśli chcecie miejsca siedzące, mamy je też zarezerwowane
dla was.
Bryan wstała, opierając się na ramieniu Jacksa.
- Obejrzyjmy was za kulisami z Dylan.
Jej mama spojrzała na nią, z troską wyrytą na twarzy.
- Ledwo możesz stać, kochanie. Może lepiej byłoby usiąść?
- Jestem pewna, że znajdą dla mnie krzesło. - Sięgnęła w górę i pociągnęła za włosy Jacksa.
- Prawda, Jacky?
Przytaknął, śmiejąc się pod swoim oddechem.
- Tak, laleczko, możemy załatwić ci krzesło.
Jacky? Laleczko? Spojrzałem na Dylan i zobaczyłem, że jej oczy również zwęziły się w
dezorientacji. Światło rozbłysło na czerwono. Chyba będziemy musieli zająć się tym później.
W połowie naszego setu zgasły światła i reszta zespołu zeszła ze sceny. Technik wyszedł i
podał mi moją gitarę akustyczną, tę, którą trzymałem w autobusie i podnosiłem ją, kiedy czułem
potrzebę ucieczki. Ta gitara i Dylan stali się moim kołem ratunkowym. Podszedłem do mikrofonu i
wydobyłem z siebie kilka pierwszych akordów piosenki, którą wiedziałem, że moja dziewczyna na-
tychmiast rozpozna. Uśmiechnąłem się, gdy zacząłem śpiewać słodki, powolny cover „Free Fallin”
Toma Petty'ego. Przelałem w tę piosenkę całą miłość i emocje, jakie miałem dla Dylan. Tłum miał
wyciągnięte telefony i świecił się jak tysiące małych ogni. Nie zwróciłem się do publiczności, kiedy
skończyłem, bo po prostu nie byłem taki. I nie musiałem. Dylan wiedziała, co ta piosenka oznacza i
tylko to się dla mnie liczyło. Ona była wszystkim, co kiedykolwiek miało się liczyć.
***
Występ poszedł świetnie, jak zawsze. W tym momencie byliśmy dobrze naoliwioną maszy-
ną. Nie mogłem oderwać wzroku od Dylan. Wiedziałem, że jej tata przyłapał mnie na pieprzeniu jej
wzrokiem co najmniej trzy razy. Ale nie mogłem nic na to poradzić. Wyglądała seksownie jak dia-
bli. Musiałem zamówić jej więcej tych butów „pieprz mnie”. Chciałem później poczuć ich obcasy
wbijające się w mój tyłek. Wiedziałem, że mamy wiele do omówienia w ciągu najbliższych kilku
dni, ale po przejściu przez koncert bez pojawienia się mojej rodziny, byłem gotowy do świętowania.
Wszyscy siedzieliśmy za kulisami od jakiejś godziny. Ale w końcu jej rodzice wstali i zaczę-
li rozdawać uściski i uściski dłoni. Jej mama była uściskana na wskroś.
- Tak miło było cię znowu zobaczyć, Christie. - Powiedziałem, gdy ścisnęła mnie mocno.
- Och, mieliśmy najlepszy czas. Bardzo dziękujemy za zaproszenie.
Tata Dylana uściskał ją. Potem złapał mnie za rękę, przyciągając moje ciało bliżej do swoje-
go i bardzo cicho powiedział:
- Żaden ojciec nie chce, żeby jego mała dziewczynka dorosła i zakochała się w gwieździe
rocka… - Moje serce zamarło na jego słowa. - … ale ty wydajesz się być dobrym facetem. I to jest
bardziej niż oczywiste, że kochasz moją córkę. Więc, masz moje błogosławieństwo. - Odsunął się,
uwalniając moją rękę ze swojego mocnego uścisku. Wskazał na mnie i dodał: - Rozumiesz, co mó-
wię, synu?
Przytaknąłem.
- Tak, proszę pana. Dziękuję.
Później trzymałem Dylan za rękę i w końcu szliśmy z powrotem do bezpiecznego autobusu.
Nigdy nie chciałem być zamknięty w tym czymś bardziej niż wtedy. Stawiłem czoła swoim lękom;
bawiłem się w dom. A teraz chciałem wyjść. Reszta zespołu i Lexi zostali z tyłu, żeby zrobić małe
spotkanie i powitanie. Powiedzieli promotorowi, że jestem chory.
- Smith.
Zatrzymałem się w miejscu, ten głos sprawił, że na całym moim ciele pojawił się zimny pot.
Powoli odwróciłem się, by stanąć przed moim ojcem.
- Musisz wyjść, kurwa, teraz, albo będę musiał powiedzieć ochronie żeby eskortowali cię z
obiektu.
- Czy to jest sposób na rozmowę z ojcem?
Dłoń Dylan mocno spoczywała na mojej, a ja czułem na sobie jej wzrok. Wiedziałem, że
pewnie jest tak samo sparaliżowana strachem jak ja, po tym wszystkim, co wiedziała o mojej niena-
wiści do rodziny. Wziąłem głęboki oddech.
- Nie jesteś moim ojcem. Jesteś dla mnie nikim. - Nawet ja nie mogłem zaprzeczyć lekkie-
mu drżeniu w moim głosie. Po dziesięciu latach, zobaczenie tego człowieka we własnej osobie
wciąż wywoływało taką reakcję.
- Posłuchaj mnie dobrze, chłopcze, bo to ostatni raz, kiedy to mówię. Zmienisz swoją opo-
wieść o tym, co się stało tamtej nocy. Powiesz im, że to wszystko było wypadkiem i pomożesz ku-
zynowi. On jest twoją rodziną, a rodzina trzyma się razem.
- Nie.
- Jesteś tego pewien?
Zrobiłem krok w jego stronę.
- Do diabła tak, jestem kurwa pewien. Nie jesteś moją rodziną. Jared nie jest moją rodziną.
Lexi? Zespół? To dziecko? Oni są moją rodziną. - Spojrzałem na Dylan, ściskając jej dłoń w mojej.
- Dylan jest moją rodziną.
Potrząsnął głową, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Cóż, w takim razie nie pozostawiasz mi wyboru. Wiem, że Jared cię ostrzegał... Zamie-
rzam stanąć na tej trybunie i powiedzieć prawdę, powiedzieć im, co zrobiłeś swojej biednej matce.
Cokolwiek powiesz w sądzie po tym? Nie będzie miało znaczenia.
Puls zaczął mi przyspieszać.
- Zamknij swoją pieprzoną gębę. Nie waż się o niej mówić.
Jego oczy powędrowały do Dylan, a zły błysk w nich sprawił, że zrobiło mi się niedobrze.
- Czy on ci o tym powiedział? Nie powiedział, prawda? Gdyby tak było, nie stałabyś tam,
ściskając jego rękę w ten sposób. - Wzruszył ramionami. - Zabił swoją matkę, kiedy miał dwanaście
lat. Mówiłem mu, żeby zostawił ją w spokoju. Mówiłem mu, że nic jej nie będzie. Ale on nie słu-
chał. Płakał jak mała suka. Nigdy nie był mężczyzną. Ale myślał, że nim jest. Prawda, synu?
Cały mój świat się rozpadał. Wszystko, na co tak ciężko pracowałem przez ostatnie kilka
miesięcy, poszło z dymem. I pomyśleć, że byliśmy tylko kilka kroków od autobusu.
Mój tata mówił dalej, jakby opowiadał złą bajkę na dobranoc.
- Zaciągnął ją do samochodu, a potem wsiadł za kierownicę. Nie przejechał dwóch mil, za-
nim uderzył w to drzewo. - Spojrzał na mnie. - Trzeba było ją przypiąć pasami, co chłopcze?
Nagle dopadło mnie wspomnienie tamtego dnia. Było tak dużo krwi, jeszcze zanim rozbi-
łem samochód. Nie mogłem jej obudzić, a mój tata nie chciał mi pomóc. Próbowałem widzieć po-
nad kierownicą.... Tak bardzo się starałem, żeby dobrze wykonać swoją pracę. Moje kolana poczuły
się słabo. Ledwo zareagowałem, gdy Dylan puściła moją rękę. Do diabła, wiedziałem, że to nad-
chodzi. Kto chciałby spędzić resztę życia z człowiekiem, który zabił własną matkę? Kto chciałby
być w zespole z takim człowiekiem? Kto chciałby mieć z nim dzieci? Mój tata wygrał. To był ko-
niec. Ale on nie musiał o tym wiedzieć. Nie zasługiwał na satysfakcję, a ja nie pozwoliłbym mu jej
mieć.
- Zawsze będę żałować tego, co zrobiłem. Śmierć mamy była najgorszą rzeczą, jaka kiedy-
kolwiek mi się przytrafiła. Nie ma dnia, żebym o niej nie myślał. - Wyprostowałem się bardziej. -
Ale ty? Nigdy o tobie nie myślę. Nie istniejesz dla mnie…
Odgłos wystrzału uciszył moje słowa. Moja głowa poderwała się do góry i usłyszałem krzyk
mojego taty.
- To był strzał ostrzegawczy.
Dylan stała obok mnie z pistoletem w ręku i ten pistolet był wycelowany w mojego tatę. Ja-
sna cholera.
- Dylan? Mi chéri, co ty robisz? On nie jest tego wart. Nie jest wart tego wszystkiego.
Rzuciła mi spojrzenie, po czym spojrzała z powrotem na mojego ojca.
- On ma rację, wiesz. Jesteś najbardziej bezwartościowym kawałkiem gówna, jaki kiedykol-
wiek spotkałam w całym moim życiu. Nie zasługujesz na to, by nazywać go synem. I jeśli kiedy-
kolwiek usłyszę, że robisz to jeszcze raz, zastrzelę cię. - Mój tata zrobił krok w jej stronę, a ona wy-
strzeliła ponownie, tuż obok jego stopy, powodując, że wszędzie poleciał kurz i brud. - Nie żartuję,
staruszku.
- Dylan. Kocham cię za to. Naprawdę, kochanie, kocham. Nie wiem skąd masz broń, ale
musisz ją odłożyć. - Nie pozwoliłbym jej zrujnować swojego życia, żeby spróbować uratować
moje.
- Wszystko w porządku, kochanie. Mój tata martwił się, że bycie w trasie może być niebez-
pieczne, więc przyniósł mi mój pistolet. Jest troskliwy.
Mój tata spojrzał na mnie z oczami pełnymi gniewu.
- Lepiej weź swoją dziwkę na smycz. - Dylan odbezpieczyła broń w odpowiedzi na jego
obelgę. Podniósł ręce do góry. - Ty szalona suko.
- Nie masz pojęcia. - Dylan wyciągnęła z kieszeni nóż i rzuciła go na ziemię u jego stóp. -
Mój tata przyniósł mi też to. Proszę bardzo. Weź go. - Podniósł go i trzymał przed sobą. Potrząsnęła
głową, uśmiechając się. - Chyba powinnam dodać głupotę do tej listy cech. Prawdopodobnie mamy
jakieś sześćdziesiąt sekund, dopóki nie zjawi się tu ochrona. Bez wątpienia słyszeli już strzały.
Masz więc dwa wyjścia. Albo odejdziesz i już nigdy więcej nie spróbujesz skontaktować się z
moim chłopakiem. Albo zacznę płakać jak „szalona suka”, którą jestem i powiem wszystkim, że
podszedłeś do nas z nożem.
Zostałem oszołomiony ciszą. Czułem się jakbym unosił się poza swoim ciałem, patrząc jak
moja dziewczyna trzyma mojego ojca na muszce. To było odpowiednie, prawda? Pochodzę od wa-
riata; oczywiście zakochałem się w wariatce…
Spojrzał na nóż w swojej dłoni, a na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. Jego wyraz twa-
rzy zmienił się w obrzydzenie, gdy spojrzał na mnie.
- Zawsze byłeś słaby. Zawsze chowałeś się za swoją matką. Zgaduję, że znalazłeś nową
cipę, która cię chroni, co, synu?
Dylan wydała z siebie smutne westchnienie, po czym strzeliła mojemu tacie w stopę.
- Dylan?! Co do kurwy nędzy? Rzuć broń! - Chase nadbiegał w naszą stronę, z czterema in-
nymi ochroniarzami biegnącymi blisko za nim.
Zabezpieczyła broń, po czym odwróciła ją, podając Chase'owi.
- On, uch, próbował mnie dźgnąć.
Chase zmrużył oczy, przyglądając się jej od stóp do głów.
- Gdzie?
Dylan spojrzała w dół i rozerwała kieszeń na swojej marynarce.
- Dokładnie tam. Nie trafił.
Uniosłem brew. Jasna cholera.
- Kurwa, kocham cię.
Objęła mnie w pasie ramionami i spojrzała na mnie, jej oczy pełne miłości i humoru.
- Dzięki za to, że w końcu pozwoliłeś mi poznać swoją rodzinę, kochanie.
Rozdział 34
Dylan
Chase zadzwonił na policję, a oni zabrali ojca Smitha do więzienia. To było jego słowo prze-
ciwko naszemu, a nikt nie próbował pomóc temu człowiekowi. Zajęło mi trochę czasu, żeby uspo-
koić Smitha, a jeszcze więcej czasu zajęło mi nakłonienie go, żeby opowiedział mi, co się stało z
jego matką. Najwyraźniej jego ojciec potrząsnął nią, a ona upadając uderzyła głową w stół. Nie
chciała się obudzić, a kiedy Smith błagał ojca, żeby zabrał ją do szpitala. Został zignorowany. Więc
dwunastoletni chłopiec załadował swoją krwawiącą matkę do auta i sam próbował ją zabrać. Ude-
rzył w drzewo. Nie udało jej się.
Chciałam mu powiedzieć, że tak naprawdę to prawdopodobnie cios w głowę ją zabił, ale nie
wiedziałam, czy to mu pomoże, więc trzymałam buzię na kłódkę. Płakał, a ja obiecałam mu, że to
nie była jego wina i że to nie zmienia tego, co do niego czuję. Kazał mi obiecać, że nie powiem
reszcie zespołu. Zgodziłam się, pod jednym warunkiem: że pójdzie do terapeuty.
Spędziliśmy resztę nocy wtuleni w siebie. Nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać, my-
ślę, że widok jego ojca... postawienie się ojcu naprawdę mu pomogło.
Złamało mi serce, że to była historia, której Smith nie chciał mi opowiedzieć. Że to była tra-
gedia, która wisiała nad jego głową. Próbował uratować życie swojej matki, ale przez ostatnie pięt-
naście lat myślał, że to jego wina, że odeszła. To było rozdzierające. I tak wiele wyjaśniało. Jakby
pochodzenie z rodziny, która rozdawała metamfetaminę jako prezenty pod choinkę, nie było wy-
starczająco złe, dodajmy do tego znęcanie się i śmierć. To był cud, że Smith wciąż stoi. I było to
świadectwem tego, jak naprawdę był silny. Miałam szczęście, że mnie kochał, że mnie wybrał.
Następnego ranka siedzieliśmy w hotelu, jedliśmy śniadanie i piliśmy mimozę. Zespół wie-
dział, że natknęliśmy się na ojca Smitha, ale to było na razie wszystko. Nie chciał więcej dramatów,
a ja go za to nie winiłam. Ścisnęłam jego kolano pod stołem, przywracając go do teraźniejszości i
przywracając uśmiech na jego twarzy.
- Byliście tak mili dla moich rodziców wczoraj wieczorem. Dziękuję.
Lexi ukradła mały łyk mojej mimozy, gdy Dash nie patrzył.
- Twoja rodzina jest wspaniała, Dilly.
- Dziękuję.
Smith potrząsnął głową.
- Mi chéri, nie wiem, jak twój tata to robi.
- Co robi?
- Ma trzy córki. Wyglądają tak samo jak ty. Zamknąłbym cię i wyrzucił klucz. - Położył rękę
na ramieniu Dasha. - Współczuję ci, stary.
Oczy mi się rozszerzyły. Jasna cholera. Czy ktoś jeszcze załapał, co on...?
- Dlaczego? Dlaczego miałbyś czuć coś takiego do mnie? To dziewczynka, prawda? Będzie-
my mieli dziewczynkę. - Dash stał w tym momencie, górując nad Smithem, wyzywając go do kłam-
stwa.
Smith kilkakrotnie otwierał i zamykał usta, próbując znaleźć właściwe słowa. W końcu się
poddał i uśmiechnął się, rzucając mi przepraszające spojrzenie, zanim powiedział:
- To dziewczynka.
Dash podniósł Lexi i obsypał ją uściskami i pocałunkami.
- Będziemy mieli dziewczynkę, Kociaku.
Zwróciła swoje wypełnione łzami oczy w moją stronę.
- Naprawdę? To dziewczynka.
Przytaknęłam.
- Dziewczynka. Zerknęłam, przepraszam.
Potrząsnęła głową, wylewając łzy.
- Nie, tak jest idealne. To jest idealny sposób, aby się dowiedzieć. - Dash postawił ją na zie-
mi, a ona wzruszyła ramionami. - Głośno, niespodziewanie i przez zaskoczenie. Idealnie.
***
Smith i ja leżeliśmy na naszej pryczy. Właśnie zaczęliśmy drugi sezon The Walking Dead.
Od wczorajszego wieczoru nie wspomniał o swoim ojcu ani o incydencie. (Poza pytaniem, gdzie
schowałam broń). I szczerze mówiąc, nie wiedziałam, czy kiedykolwiek to zrobi. Ponownie ustawił
iPada na poduszce, na której go oparliśmy.
- Nie mogę się doczekać, aż wrócimy do domu i będziemy mogli obejrzeć to na prawdzi-
wym telewizorze, kiedy będziemy leżeć w łóżku.
Milczałam, czekając, aż powie coś jeszcze. Smith często najpierw mówił, a później myślał.
- Ja, uch, to znaczy… - Wziął głęboki oddech. - Myślę, że musimy porozmawiać.
Ukryłam swój uśmiech.
- Myślę, że tak. - Wyciągnęłam rękę i wcisnęłam pauzę. Ekran zamarł na Reedusie. Byłam
bardziej niż szczęśliwa, że mogę to tak po prostu zostawić.
Smith warknął i nacisnął play, czekając, aż włączy się Carol, po czym ponownie nacisnął
pauzę.
- Więc… um… wiem, że masz swoje mieszkanie na Florydzie.
- Mam.
- Nie reklamujemy tego, ale zespół kupił kilka lat temu spory kawałek ziemi poza Austin. To
kilkaset akrów. Tak czy inaczej, Dash i Lexi spotykają się w przyszłym tygodniu z architektem, aby
rozpocząć budowę. - W tym momencie bawił się moimi palcami, zdenerwowany. - Więc, wiesz, je-
śli, uch chciałabyś... moglibyśmy może…
Luke kopnął ścianę koło naszych stóp.
- Na miłość boską! Po prostu to z siebie wypluj.
Smith kopnął ścianę z powrotem, ale zwrócił się do mnie.
- Czy chciałabyś się do mnie wprowadzić?
- Tak. - Nie było żadnych pytań, żadnego wahania. Chciałam być tam, gdzie był ten czło-
wiek. Mogłam pracować z dowolnego miejsca, być może musiałabym zdać kilka egzaminów, żeby
zmienić licencję... ale to byłoby więcej niż warte.
Pocałował mnie.
- Kurewsko cię kocham.
- Ja też cię kocham.
Epilog
Smith
Dylan przez cały czas miała rację; byłem silny. Przetrwałem. Miałem okropne dzieciństwo.
Ćpałem i odstawiałem narkotyki, odkąd pamiętam... ale kiedy tylko miałem powód, by się zmienić,
zmieniłem się. Może nie sądziła, że mnie uratowała, ale tak było. I nie dlatego, że postawiła się mo-
jemu ojcu, ale dlatego, że sprawiła, że chciałem być mężczyzną, na którego zasługiwała. Nie zro-
zum mnie źle, byłem pewien, że nadal będę miał złe dni. Dni, w których będzie mnie ciągnęło do
ucieczki, ale zamiast narkotyków wezmę gitarę, dziewczynę, a może nawet pewnego dnia dziecko.
Trasa zakończyła się około tygodnia temu. Wytwórnia wynajęła nam ogromny dom niedale-
ko plaży na Florydzie w nagrodę za dobrze wykonaną pracę - i chcąc wkupić się w nasze łaski, aby-
śmy mogli zacząć pracę nad nowym albumem. Dylan i ja spędziliśmy trochę czasu na pakowaniu
wszystkich jej rzeczy i upewnianiu się, że wszystko będzie gotowe do przeprowadzki, kiedy nadej-
dzie czas. Ten dom, w którym mieszkaliśmy, był cholernie spektakularny i myślę, że wszyscy byli
bardziej niż zadowoleni z pozostania tutaj, dopóki nasze domy nie będą gotowe. Poza tym Dylan
mogła nadal pracować, a Lexi mogła korzystać z usług doktor Solomon przy wszystkich swoich wi-
zytach. Można by pomyśleć, że w tym momencie będziemy mieli siebie nawzajem dosyć. Ale to
było tak, jakbyśmy byli tak przyzwyczajeni do bycia ułożonymi jeden na drugim, że całkowite roz-
dzielenie się byłoby szokiem dla systemu. Byłem w kuchni, robiąc kawę, a Dylan siedziała przy ba-
rze śniadaniowym popijając herbatę i oglądając online próbki blatów. Powiedziałem jej, że może
wybrać wszystko do domu. Zależało mi tylko na tym, żeby nasz prysznic miał dużą ławę, a nasza
sypialnia była dźwiękoszczelna.
iPad zadzwonił.
- Smith?
- Hmm? - Miałem właśnie wziął łyk kawy i otworzyć gazetę.
- To było powiadomienie. Właśnie wyskoczył artykuł o Jaredzie i procesie...
Poszedłem stanąć za nią i przeczytaliśmy go razem.
- Jared James, były perkusista Devil's Share przyznał się do wszystkich zarzutów dotyczą-
cych jego ataku na Alexis Grant i własnego kuzyna, Smitha Jamesa. Na razie nie wiadomo, czy zro-
bił to w ramach ugody sądowej, czy nie. Będziemy…
Wyłączyłem ekran. Nie musiałem już czytać. To był koniec. Nie będzie procesu; nie będę
musiał widywać się z ojcem. Lexi i ja byliśmy wolni. Mogliśmy ruszyć dalej i nigdy więcej nie mu-
sieć się z tym zmagać.
Dash wszedł do pokoju, z telefonem w ręku.
- Widziałeś to?! Jared przyznał się do winy!
Przytaknąłem, wciąż lekko w szoku.
- Tak, właśnie to przeczytaliśmy. - Spojrzałem za nim, szukając Lexi. - Powiedziałeś Lex?
- Nie, powiem jej, kiedy się obudzi. Tak cholernie mi ulżyło.
- Jestem pewna, że będzie szczęśliwa. Stres związany z procesem nie byłby dobry dla niej i
dziecka.
Dash zaśmiał się.
- Żartujesz sobie? Lexi będzie wkurzona. Czekała na to z niecierpliwością. Ona kurwa nie-
nawidzi tego, jak twoja rodzina cię traktuje. Chciała przybić dupę twojego ojca do ściany.
Roześmiałem się i zerknąłem na Dylan. Mrugnęła. Nie było potrzeby przybijać mu tyłka do
ściany, bo moja dziewczyna już o to zadbała. Wiedziałem, że zespół w końcu dowie się, że moja
dziewczyna postrzeliła mojego ojca, ale po prostu nie chciałem tego poruszać. Nie chciałem wpro-
wadzać go do tego szczęśliwego, spokojnego życia, którym teraz żyliśmy.
Dash odłożył swój telefon i stuknął Dylan w rękę.
- Właściwie będę potrzebował twojej pomocy w czymś.
- Jasne. Co jest?
Dash nie mógł powstrzymać swojego uśmiechu.
- Zamierzam poprosić Lexi o rękę.
W salonie rozległ się głośny trzask, a potem drzwi wejściowe się zatrzasnęły. Podszedłem
do okna i zobaczyłem, jak Luke wsiada do swojego samochodu i odjeżdża z podjazdu. Odwróciłem
się z powrotem.
- Rozumiem, że jeszcze nie powiedziałeś Luke'owi?
Dash wypuścił głębokie westchnienie.
- Nie. Nie sądziłem, że potrzebuję zgody Luke'a, żeby poprosić moją ciężarną dziewczynę o
rękę… - Ruszył korytarzem, z napiętymi ramionami. To miało dojść do punktu kulminacyjnego i to
wkrótce.
Rozległo się pukanie do drzwi, Dylan ruszyła do nich, ale zatrzymałem ją.
- Ja to zrobię, mi chéri. Luke pewnie zapomniał klucza do domu. - Pocałowałem ją w głowę
wychodząc z kuchni. Musiałem przejść przez jadalnię, wokół salonu i w dół korytarza wejściowe-
go, zanim dotarłem do drzwi. Mówiłem ci, że ten dom jest ogromny. Otworzyłem je, w pełni ocze-
kując, że zobaczę wkurzonego Luke'a. Ale tam, stała przede mną jakaś laska. Była starsza, może
sześćdziesiąt pięć lat? I miała na sobie garnitur. Wyglądała jak atrakcyjna babcia.
- Mogę w czymś pomóc?
- Tak, czy mieszka tu Jacks Cole?
- To zależy. Kim pani jest? - Obłąkana prześladowczyni? Nie, on tu nie mieszka. Dawno za-
giniony członek rodziny? Jasne, zostań na ganku, a my zadzwonimy po naszych prawników. Dziw-
na fetyszystyczna prostytutka? Tak, pozwól mi go zawołać.
- Nazywam się Diane Harris. Nie będzie wiedział, kim jestem, ale to bardzo ważne, żebym z
nim porozmawiała.
Wydawała się trochę starsza niż kobiety, które Jacks zwykle pieprzył, ale kim byłem, żeby
to oceniać? Wzgardzona kobieta? Tak, pozwól mi go znaleźć.
- Jest tutaj... pozwól mi tylko sprawdzić, czy jest na górze…
Uśmiechnęła się do mnie nieznacznie.
- Pozwolisz, że wejdziemy?
My? Było ich dwie? To było dziwne, nawet jak na Jacksa.
- Jasne. - Przytrzymałem drzwi szeroko otwarte, cofając się, by mogły wejść.
- Dziękuję. - Wyciągnęła rękę w bok. - Chodź, kochanie. Będę tuż obok ciebie.
Zamknąłem oczy i odmówiłem cichą modlitwę. Proszę Boże, niech ta kobieta rozmawia z
inną starszą panią. Albo nawet z mężczyzną. Nie obchodzi mnie to, dopóki nie rozmawia z... Moje
myśli zostały przerwane, gdy weszła do środka trzymając za rękę małą dziewczynkę o najpiękniej-
szych czarnych włosach, jakie kiedykolwiek widziałem.
KONIEC