background image

NACJONALIZM I NOWOCZESNE ŻYCIE’'«

w   naszych  czasach,  bezforemnych,  pragnących  całkowicie  zmienić 

życie w sprawczą moc, dlatego niechętnych symbolom, zaczyna się rozpo­
wszechniać nowy obyczaj, mający jednak głęboko symboliczne znaczenie.

W  tych czasach,  kiedy tempo  życia wzmaga się  niemal  z minuty na 

minutę,  co  powoduje,  że  jeśH  jeszcze  zechcemy  żywić  wiarę  w  jakąś 
wolność woli -  choć zaprawdę nasze przeżycia nie bardzo nadają się do 
tego,  aby  stanowić  pożywkę  tej  wiary  -   to  będzie  to  jedynie  wolność 
uczniów  c z a r n o k s ię ż n ik a w   tych  czasach  zatem,  których  kalendarz 
zawiera tak wielkie  spiętrzenie  czerwonych kart  losu,  że  niemal  niedo­
strzegalnie zapadają rozstrzygnięcia, których skutki odczuwać będą całe 
pokolenia,  w tych czasach niewiele jest miejsca na refleksję.

A jednak z potrzeby refleksji,  z pragnienia,  aby zbliżyć się  do sensu 

życia wynika to,  że za jednym zamachem zatrzymujemy dziki ruch tego 
życia,  jakbyśmy  tej  bezwietrznej  ciszy  chcieli  zadać  pytanie,  na  które 
odpowiedź  jest  bardziej  burzliwa  od  burzy,  podobnie  jak  chód  zegara 

uświadamiamy sobie wówczas, gdy wskazówki staną.  Chcąc zatem uho­

norować naszych zmarłych,  upamiętnić wojnę lub uczcić pokój,  zatrzy­
mujemy  pociągi  na trasach  przejazdu,  uciszamy bieg  retort  i  kół zama­
chowych  w  naszych  fabrykach,  szaleńczy  ruch  na  naszych  ulicach  i 

placach.  Chęć,  aby  spędzić  minutę tego bytu u jego kamieni  milowych.

'^‘ Nationalismus und modernes Leben,

 w:  „Arminius”.  Kampfschrift für deut­

sche  Nationalisten.  8.  Jg.  Nr  8  vom  2 0 .  2.  19 2 7 ,  s.  3-6.

Ballada J .  W.  Goethego 

Uczeń Czarnoksiężnika

  (1797)  wyraża zgubne kon­

sekwencje  rozporządzania  mocami  tytanicznymi.  Tytułowy  uczeń  pod  nieobec­
ność mistrza oddaje się czarom. Upojony chwilowym poczuciem władzy nad żywio­
łami  nie  jest  w  stanie  cofnąć  raz  puszczonych  w  ruch  niszczycielskich  m echani­
zmów.  (J.W  

V. 

G oethe: 

Dzieła wybrane: Poezje. Pisma estetyczne i autobiograficz­

ne.

  Poznań:  Wydawnictwo  Poznańskie  2 0 0 2 ,  s.  70 -7 2 ).

background image

216

ERNST JÜNGER

Każde  nowe pokolenie zastaje nowe stosunki.  Dla  tych  dzieci wiele  spraw,  które

 

zdają  się  fantastyczne,  stanie się  oczywiste.

aby  jed ną  m inutę  tej  najosobliw szej  gorączki  pośw ięcić  głębszym  tre ­
ściom ,  jakie  u jej  podwalin  spoczyw ają -  to  zaprawdę  oznacza  refleksję 
pokolenia, które całą swą m oc zwraca na zewnątrz,  i  które nie zna ofiary 

wyższej  niż  ofiara energii.

Jednak ów byt,  który stwarza ruchowi tak wielką,  a refleksji tak małą 

przestrzeń,  nie  musi  dlatego  być  pozbawiony  sensu.  Zwykliśmy  to  życie 
pośród maszyn i paliw nazywać trzeźwym i bezdusznym, określamy je chęt­
nie -  dla uwidocznienia chłodu i mechanicznej precyzji -  mianem egzysten­
cji  rozgrywającej  się  na  asfaltowym  podłożu,  niejako  odciętej  w  naszych 
miastach  warstwami  bruku  od  głębokich  sił  naturalnego,  autentycznego 
gruntu.  Gdy spojrzymy na powierzchnię naszych dni roboczych lub nawet 
świąt, wówczas trzeba się z tym sądem zgodzić.  Czyż mamy jeszcze niedzie­
le,  albo  czy  nasz  sposób  spędzania  wolnego  czasu  nie  zdradza  lęku  przed 
bezruchem?  Ktoś  obserwujący  zuniformizowane  masy,  jak  w  niemal  w oj­
skowym szyku opuszczają wielkie miasta, ktoś kto przebywa na okalających 

je gęstym wieńcem boiskach, gdzie ciału poświęca się starania przypomina­
jące serwis maszyn, ktoś wreszcie, kogo zdumiewa osobliwie automatyczna 

postawa ludzi odwiedzających koszary rozrywki, ludzi jakby pogrążających 
się  w  zagadkowym  kulcie  do  rytmu  nieprzerwanej  dynamicznej  muzyki.

background image

1927 -  PUBLICYSTYKA  POLITYCZNA

217

ktoś  taki  szybko  dostrzeże,  iż  także  wypoczynek  stał  się  innym  rodzajem 

pracy, stał się przesyconym żywiołem gry odpowiednikiem meclianiczności 

-  odpowiednikiem, który realizuje się w sposób konieczny.

Ż ycie  takie  jednak  nie  spełnia  się  tylko  w  sferze  m echanicznej,  ta 

powierzchnia nie jest jednak pozbawiona sensu, ch oć obierając ją za pod­
w alinę  refleksji  do  tego  sensu  nie  dotrzemy.  Sądzimy,  że  udało  nam   się 
stworzyć system zabezpieczeń, że udało nam  się odciąć od zagrożeń bytu, 
a  im  geom etryczniej  kształtujem y  nasze  środow isko,  tym  bardziej  skła­
niam y  się  ku  tem u,  aby  sens  życia  utożsam iać  z  jakim ś  celem ,  z  czymś 
zatem , co rozum  zdoła ogarnąć. Ale także sny m ają często ściśle logiczną 
treść  i są jak wyspy  oblew ane m orzem  tajem niczości.  N aturalność prze­
nika  zatem  przez  pokrywę bruku  now oczesnych  m iast w ypełniając  pęd 
maszyn  i  ufryzowanych  m arionetek głębszym życiem ,  które  góruje  nad 
wszelką celow ością i nie daje się ująć w karby jakiejkolw iek matem atyki.

D arem nie  jednak  stawiać  będziemy  pytania  o  sens  tego  głębszego 

życia,  gdyż  nie  zgłębimy go pytaniam i,  ale tylko przeżyciem , w ierząc co 
najwyżej,  że  je  spełniamy.  Zew nętrzna  form a  tego  życia,  podobna  jest 

do  chm ar  kom arów,  które  niekiedy  obserw ow ać  m ożem y  nad  lustrem 

wody  w  kształcie  bardzo  regularnych  kolum n.  Ja k   to   m ożliw e,  że  taka 
kolum na  trwa jak  zwarta  masa  dłuższy  czas  nad  ciem ną wodą,  podczas

1

‘. ' i - i ? : : '  

'i 

'

%

.-‘f i -  

■'

Projekt  sztucznego  miasta.

background image

gdy  każda jej  cząsteczka w ykonuje  dzikie,  nieregularne  i  pozornie  bez­
sensowne  ruchy?  D zieje  się  tak  nie  tylko  dlatego,  że  pewna ilość  kom a­
rów  uprawia swoje  gry,  ale że urzeczywistnia się w tym ponadto wyższy 

ład.  W  m atem atyce  świata  organicznego  całość  nie  jest rów na sumie  jej 

części,  ale jest czymś  w ięcej.

Rów nież w naszym  życiu  pozorny bezsens  zależy  od wyższego  sen­

su. A poczucie dławiącej  pustki, które nachodzi nas często wówczas, gdy 

w nim  trwamy,  nie jest w gruncie  rzeczy lękiem   przed jego trzeźw ością, 

lecz  przed  zniew alającą  siłą,  w ciągającą  jed nostkę  do  jego  czarodziej­
skiego  kręgu  i  przeryw ającą  tamy,  za  którym i  oszańcow ała  się  o so b o ­

wość.  To  życie  bow iem   nie  jest  trzeźwe,  przeciw nie,  jest  w  stanie  dość 
w ielkiego  upojenia.  O czyw iście  wydaje  nam   się,  że  nigdy  nie  byliśmy 
trzeźwiejsi niż w upojeniu, podobnie jak podczas snu wierzymy,  iż nigdy 

nie  trwaliśm y na  realniejszej  jawie.

Stańmy jednak jako obserwatorzy na jednym  z naszych w ielkich pla­

ców,  w  godzinach,  gdy  ruch  uliczny  osiąga  najintensyw niejsze  i  fanta­
styczne  rozmiary.  Czy  to,  co  krzyżuje  się  tutaj  w  tysięcznych  kształtach 
m ijając się z łoskotem  i wzbudzając uczucie ogłuszenia podobne do tego, 

jakie rodzi potężny, m igoczący wszelakimi światłami wodospad, czyż jest 
to  w  istocie  swego  zjawiska  czymś  odm iennym   od  chm ary  kom arów ? 

Z  pew nością w jed nostkach jest to gra m ałych,  ulotnych interesów, k tó ­

re  sumują się  i łączą w tak celow e  zjawiska jak gospodarka czy kom uni­
kacja, jednak jako całość jest to coś w ięcej, jest to wyraz potężnego życia, 
które  jak  płom ień  bije  z  ziemi  i  spala  sw oich  nieśw iadom ych  nosicieli. 
Istnieje  w ieczny  sens  w  szczególnej  przestrzeni  i  w  szczególnym  czasie. 

W  

naszej

  przestrzeni  i  w 

naszym

  czasie.

W spaniały instynkt podbojów, najlepsza część dziedzictwa naszej rasy, 

otw orzył nam   pełnię  osobliw ych  światów.  Pragnienie,  by w niknąć  w to 
co  tajem nicze,  i by je posiąść,  pragnienie,  w którym  łączy się  we w łaści­
wy nam sposób chłodna nam iętność z gorącą w olą życia znajduje zapew­
ne najczystszy wyraz w wyścigu ku biegunom , ku najskrajniejszym punk­
tom  w wiecznym lodzie, które m ają czysto magiczne znaczenie;  i jedynie 
ze wzruszeniem można myśleć o ofiarach składanych zadaniu, gdzie czymś 

najcudow niejszym  jest duch, który wpadł na pomysł, by w ogóle je sobie 
postaw ić.  Ten  sam  duch  zmusza  nas,  byśmy  ryli  popioły  w okół  miast, 
których  naw et  z  nazwy  nie  znamy;  byśmy  zarzucali  nasze  sieci  łow iąc 
istoty wód głębinow ych, zaludniali baśniowymi stworami dawno m inio­
ne  epoki,  a  wszędzie,  dokąd  kieruje  się  nasz  wzrok,  w yrastają  awantur-

218________________________________________________________________ERNST JÜNGER

background image

TECHNIKA  KREŚLI  OBLICZE  ZIEMI

Miasta

W oski

background image

nicze  słoje  życia,  Ictóre w gruncie  rzeczy  są tylko  lustrzanymi  odbiciam i 
naszego własnego  życia.

Ale  akurat to własne  życie,  które  na wszystkich peryferiach  tworzy 

alegorie samego siebie, jest obszarem ,  najszczelniej  dla nas zamkniętym. 
Żadne  z  m agicznych  miast  dawnego  O rientu  nie  było  jednak  osobliw ­
sze,  chciałoby  się  wręcz  pow iedzieć  bardziej  niem ożliw e,  niż  któraś  z 
now oczesnych m etropolii.  Z  pew nością istoty głębinow e,  te ryby, które 

wysyłając barwne sygnały szybują przez m rok,  i te głow onogi, które p ro ­
mieniują blaskiem świetlnych chmur, wszystko to jest w najwyższym stop­
niu  osobliw e,  ale  czymże  są  ich  organy  w obec  tych,  które  pozw alają 

urzeczywistnić się naszemu  życiu?  Oczyw iście zdumiewamy się,  ale nie­

w ystarczająco się  zdumiewamy,  zdum iewa nas nie  to,  co  najistotniejsze. 
N ie postęp, który jak o  sztukmistrz o niew yczerpanej pom ysłow ości  nie­
ustannie  nas  zdumiewa,  czyniąc to ,  co  now e,  niebywałe  już  następnego 

dnia  czymś  zwyczajnym,  nie  czyste  tem po  ruchu  jest  tu  cudow ne,  ale 
siła,  która  za  tym  stoi,  i  która  zawsze  była,  jest  i  będzie.  N ie  organy  są 

cudow ne,  ale  wieczny  sens,  który je  stwarza.

„Wszystko co przem ija jest alegorią”'*^“ -  ale jedynie w tej w łaściw o­

ści jest godne  czci.  D latego  nie  chodzi  nam  o  to,  by w ew nętrznie  zamy­
kać  się  przed  now oczesnym   życiem  uznając  je  za  czysto  m echaniczny 
proces,  co  czyni  niejeden  z  tęgich  umysłów,  ani  o  to,  by  rozpłynąć  się 
całkow icie  na  jego  pow ierzchni.  To  życie  bow iem   jest  w  każdej  chwili 

głębią i  pow ierzchnią,  stawaniem  się  i jego  rezultatem  jednocześnie. J e ­
dynie  za  sprawą  gotow ego  zjawiska  poznajem y  kształt  dynam izującej 
mocy,  i jedynie  za  sprawą  tego,  co  się  staje,  co  scholastycy  nazywali 

n a­

tura naturans^'^'',

 to,  co gotow e wypełnia się psychiczną treścią.  Po prze­

życiu W ielkiej W ojny osiągnęliśmy stan, w którym  znów możliwe jest to 
podw ójne  spojrzenie. Je s t to  spojrzenie,  ujaw niające  się w  naszej  epoce 
w tych obrazach magicznego realizmu '*’^,  których ramy  ograniczają okre- 
ślonością  form uły  m atem atycznej  wszelkie  linie  świata zew nętrznego,  a

220_______________________________________________________________ ERNST JÜNGER

Cytat wieńczący  drugą część 

Fausta

 J.W   v.  G oethego  „jest podobieństwem  tyl­

ko/wszelka  nietrwałość.”  Tłum.  Adama  Pomorskiego 

Faust,

  Warszawa  1 9 9 9 ,  s.  5 0 6 .

W yraża  cliarakterystyczne  nie  tylko  dla  G oeth eg o   ale  rów nież  dla  Spenglera 

p rzekon an ie, że św iat widzialny je st alegorią świata niew idzialnego,  że p o w ierzch ­
nia  objaw iająca  się  naszym  zm ysłom   je st  wyrazem  tkw iącej  pod  nią  głębi.

Sch olastyczne  określen ie  tw ó rczej,  aktyw nej  natury w odróżnieniu  od  „n a­

tura  n atu rata”  -   uosobien ia  tego  co  zostało  stw orzone.

N ajw ybitniejszym   teorety k iem   literack ieg o   realizm u  m agicznego  w  N iem - 

czech  je st  sam  Jü n g er  w 

Sycylijskim  liście  do  człowieka  na  księżycu,

  w  kwestii

background image

PLAN  GOSPODARCZY JEST  PRÓBĄ NOWEGO, 

KONSTRUKTYWNEGO  UKSZTAŁTOWANIA  ŻYCIA

’i-

m

.1

 

.

<1

%

 

4

,; 

r fc ii-!

m »

Zdjęcie  lotnicze  autostrady  Kolonia-Bonn  z  nowoczesnym  systemem  zjazdów.

background image

których  chłód  jed nak  w  sposób  niewyjaśnialny,  niejako  prześwitując, 
rozjaśnia i ociepla czarodziejskie tło. Ale czyż nie odczuwaliśmy tego już 
podczas  tej  wojny,  my,  którzy  -   nie  będąc  wprawdzie  m aterialistam i  -  
rościm y  sobie  jed nak  praw o  do  m iana  realistów ?  Czyż  zjawiska  jak  na 
przykład  now oczesny  okręt bojow y nie  wzbudzały w nas  takiego  same­
go wrażenia?  To  ucieleśnienie lodow atej  w oli,  składające  się w całości  z 
węgla i  stali,  ropy,  środków  w ybuchow ych i elektryczności,  z w yspecja­
lizowaną załogą od adm irała po palacza,  absolutny tw ór m echaniki p re­
cyzyjnej,  obsługiwany przez robotników  i mistrzów, w najwyższym stop­
niu  celowy,  „obiekt  w artości  m ilion ów ”  -   a  z  drugiej  strony  w  ciągu 
kilku  sekund  składany  w  ofierze  dla  spraw,  których  nie  można  znać,  a 
tylko w nie uwierzyć, płonący, pokiereszowany pociskam i, tonący z ło p o ­
tem  flagi, wnikający swym rozpadem  w odwieczny sens w chw ilach, gdy 

sam  los  upojeniem   zdaje  się  napaw ać  krew,  ofiara  składana  na  najdal­
szych m orzach wśród głośnego „hura” um ierających tej  ojczyźnie, która 

być może już jutro przejdzie do historii, ale jednak wśród takiego „hura”, 
co  każdym -  niezależnie  od  jego  zapatrywań -  wstrząsnąć  musi  do  n aj­
głębszych  odruchów  serca,  gdyż rozśw ietla się w nim jak w rozdzierają­

cym błysku napięcie między dwoma światam i -  tak, czyż to wszystko nie 

jest w sumie  obrazem   sprzeczności,  która trzym a każdego  z nas -  ostat­

niego  robotnika fabrycznego  i  ostatnią sekretarkę -  między swoim i bie­
gunami?  Proszę  to  dobrze  zrozum ieć -  nie  chodzi  tu  o  heroiczny  blask, 
który  zawsze  będzie  w abił młodzież  -   spragnioną wszak  bohaterstw a -  
w  swój  czarodziejski  krąg,  ale  chodzi  tu  w  najwyższym  stopniu  o  god­
ność człow ieka. Ja k  długo  o nią toczyć się będzie w alka, a toczyć się ona 
będzie  zawsze,  jesteśm y  nie  tylko  gotow i,  ale  także  stajem y  się.  N ie  za­
dow olim y się w trakcie jej  trw ania celem ,  ale będziemy też uczestniczyć 

w sensie.  O   godności  człow ieka  decyduje,  że wszystko to  nie jest czymś 

samym dla siebie,  lecz alegorią;  decyduje też o  niej  gotow ość do  składa­
nia  ofiar:  czy to  m ałych  czy w ielkich.

D obrze  zatem  by  było,  gdyby  rów nież  poszczególni  ludzie  przejęli 

ten now y obyczaj,  o którym  m owa była na wstępie. Jed n ą jedyną m inutę

222_______________________________________________________________ ERNST JÜNGER

realizm u  m agicznego w  m alarstw ie w ypow iedział się  Franz  R o h : 

Nach-Expressio-

 

nismus.  Magischer Realismus.

  Problem e  der  n eu esten  eu ropäischen  M ale re i.  L e ­

ipzig:  K lin k hard t  &   B ierm an n   1 9 2 5 .  M agiczn y  realizm   zakłada  p ołączen ie  p re­
cyzji  odw zorow an ia  realn ości  z  prześw ityw aniem   niew yobrażałnego,  jaw iącego 
się  w  m itach ,  snach  i  baśniach.  D la Jü n g era  była  to   o becn o ść  sfery  elem en tarn ej 
(entuzjazm u,  przeżycia,  snu)  w  obszarach  racjon aln y ch .

background image

POWROT DO NATURY,  O  KTÓRYM NIE ŚNIŁO  SIĘ NAWET 

ROUSSEAU

Listek  figowy  pod 49  stopniem  szerokości geograficznej.  Francuska  para  osadników

 

w  drodze powrotnej z  targu.

Miasteczko  campingowe pod Berlinem.  Po  wojnie światowej,  przede  wszystkim  w

 

związku z bezrobociem,  wokół wielkich  miast rozwinął się szeroki pas osad nomadów.

background image

224

ERNST JÜNGER

można poświęcić refleksji. A zatem w wielkim mieście, wśród samocho­
dów  i  neonów  reklam,  wśród  wieców  politycznych,  w  motorycznym 
tempie pracy i rozrywki, wśród zgiełku nowoczesnego Babilonu, dobrze 
byłoby się zatrzymać, jak człowiek z innego  świata w głębokim zdumie­
niu,  do  którego  zdolne  są  dzieci,  i  powiedzieć:  „To  wszystko  ma  sens, 
głęboki sens,  który  spełnia się także we  mnie.”

(tłum.  Krzysztof Zarsld)