124 Bohater Cartao III Upadek Bohatera

background image

Część III: Upadek Bohatera

ROK PO BITWIE NA GEONOSIS

Ulice Foulahn były ciemne i opuszczone, gdy Kinman Doriana torował
sobie drogę przez stosy uszkodzonych droidów, niewielkich kraterów po
pociskach, zrujnowanych budynków, ciał i innych pozostałości po bitwie.
Wojskowy komlink, pożyczony od komandora Roshtona, umożliwił mu
przysłuchiwanie się bitwie tak, jak relacjonowały to siły Republiki, i
wiedział, że starcia w mieście i w Porcie Kosmicznym Triv były niezwykle
zacięte. Ale nawet ta wiedza nie przygotowała go na masakrę, którą
zostawili po sobie żołnierze.
Na ulicy przed nim, kilka kraterów nachodziło na siebie. Wypełnione
były gruzami z trafionych rakietami budynków i kilkoma okaleczonymi
ciałami cywilów, którzy mieli nieszczęście dostać się w krzyżowy ogień.
Słuchając meldunków jakiegoś wysokiej rangi oficera, dowodzącymi siłami
Republiki, doszedł do wniosku, że walka musiała być w tym miejscu
wyjątkowo ciężka.
Ale miał nadzieję, że znajdzie tu to, czego szukał.
Było już dobrze po północy i ogarniało go przejmujące zmęczenie, a
Separatyści z pewnością wprowadzili już w tej części Cartao godzinę
policyjną dla obywateli. Każdy patrol, który go zauważy, nastręczy
kłopotów, a on nie był w nastroju, żeby dyskutować z droidami. Pomimo
dramatycznych wydarzeń i nagłych zwrotów sytuacji, rzeczy nadal toczyły
się niemal zgodnie z planem Lorda Sidiousa, ale nie oznaczało to, że
Doriana mógł sam być zadowolony. Miał już dość bitew i o wiele bardziej
wolał siedzieć za swoim biurkiem w biurze Najwyższego Kanclerza
Palpatine’a i nadzorować plany i manipulacje Sitha z dalszej odległości.
Biała iskierka na lewo przyciągnęła jego wzrok i ruszył ostrożnie ku
niej, przedzierając się przez zniszczoną i pokrytą ruinami drogę. Pomyślał
kwaśno, że to prawdopodobnie kolejna biała listwa dekoracyjna, tak
często ozdabiająca dachy domów w Foulahn. Mimo to, musiał sprawdzić.
Jednak nie była to część dekoracji, ale na wpół przysypane ciało
żołnierza-klona.
Porucznik, sądząc po insygniach na zbroi.
Wreszcie.
W normalnych okolicznościach, wymagałoby to około dwóch minut,
żeby wydostać ciało spod gruzu. Z zachowaniem absolutnej ciszy, zabrało
Dorianie dziesięć.
Ale opłacało się.
Na dnie jednego ze schowków przy pasie porucznika, ukryta była
nieoznakowana datakarta. Chowając ją do własnej kieszeni, Doriana
zamknął schowek i zaczął się wyprostowywać.
- Stój - rozkazał beznamiętny, mechaniczny głos zza jego pleców.
Doriana zamarł w półprzysiadzie.
- Nie strzelaj – zawołał, wyciągając powoli ręce tak, żeby droid mógł

background image

zobaczyć, że są puste. - Jestem oficjalnym obserwatorem medycznym.
- Obróć się i zidentyfikuj - rozkazał głos.
Doriana posłuchał, obracając się ostrożnie na niepewnym podłożu. Miał
do czynienia z pełnym patrolem: sześć droidów bojowych starszej klasy, z
których jeden wysunięty był lekko do przodu. W przyćmionym świetle,
Doriana nie mógł stwierdzić, czy któryś z nich ma oznaczenia dowódcy.
- Identyfikacja – powtórzył robot z przodu.
- Nazywam się Kinman Drifkin - przedstawił się. - Jestem członkiem
Korpusu Obserwatorów Medycznych z Aargau. Zachowujemy neutralność i
jesteśmy zobowiązani do obserwowania i raportowania o wszelkich
naruszeniach konwencji w czasie tego konfliktu.
Droid przez chwilę przetwarzał otrzymane informacje.
- Czy posiadasz oficjalny identyfikator?
- Oczywiście - Doriana sięgnął ręką do kieszeni, podchodząc do
oddziału robotów. Droidy uniosły ostrzegawczo broń, a gdy wyciągnął z
kieszeni jedynie datakartę, napięcie opadło. - Który z was ma czytnik? –
spytał.
- Ja to wezmę - stwierdził pierwszy, zmieniając uchwyt na blasterze i
wyciągając szponiastą dłoń. Doriana podszedł do niego i podał mu
datakartę. A więc to był dowódca; z tej odległości widać już było
bladożółte oznaczenia na jego głowie i tułowiu.
Doskonale.
- Ufam, że moje dokumenty są w porządku - powiedział Doriana,
rozglądając się swobodnie dookoła. W zasięgu wzroku nie było widać
innych droidów, ani ludzi.
- To się jeszcze okaże - rzucił rutynowo droid, biorąc datakartę i
wsuwając ją w szczelinę czytnika, umieszczonego poniżej linii szczęki. - Tu
pisze, że pański obszar obserwacyjny znajduje się...
- Barauch siedem dziewięć siedem - powiedział niskim głosem Doriana.
- Filliae gron jeden jeden trzy.
Robot przerwał w pół zdania. Doriana poruszył się ostrożnie w prawo,
obserwując, czy droidy i ich broń reagują na jego ruch.
Nie reagowały. Z pozoru, cały oddział wydawał się być uśpiony.
- Niesamowite - mruknął do siebie Doriana, rozluźniając niewiadomo
kiedy napięte mięśnie. A więc otrzymany od Sidiousa kod wejściowy
działał.
A jeśli działał…
- Pinkrun cztery siedem dwa, aprion jeden osiem jeden jeden –
powiedział, sięgając do czytnika i wyciągając swoją fałszywą datakartę. -
Odmaszerować trzy minuty, pauza jedna minuta. Wykonać. Patrol
przeszedł nagły dreszcz.
- Przyjęte - odezwał się dowódca, którego mechaniczny głos brzmiał
jeszcze bardziej beznamiętnie niż wcześniej.
Uśmiechając się lekko, Doriana prześlizgnął się między patrolem i tak
szybko jak mógł, nie skręcając sobie nogi na kamieniach, puścił się
biegiem w kierunku, z którego nadeszły roboty. Miał tylko minutę, żeby
zniknąć, zanim się ockną i podejmą na nowo patrolowanie terenu.
Niedawny incydent oczywiście został usunięty z ich grupowej pamięci.

background image

Dobiegł do najbliższego rogu i uskakując za niego, zatrzymał się. Parę
chwil później usłyszał donośny łoskot powracających do życia droidów.
Podjęły patrolowanie i po chwili odgłosy ich kroków rozpłynęły się w
nocnym wietrze. Uśmiechnąwszy się ponownie, Doriana oderwał się od
ściany i ruszył z powrotem do rezydencji Binalie’go.
- Wszystko w porządku? - spytał miękki głos z ciemności.
Doriana podskoczył gwałtownie.
- Kto tu jest? - syknął.

- Spokojnie - uspokoił go Jafer Tories wynurzając się z jakichś drzwi, z
mieczem świetlnym w dłoni. - To tylko ja.
Doriana odetchnął głęboko.
- Wystraszyłeś mnie nie na żarty – powiedział z wyrzutem. - W
przyszłości, racz ćwiczyć swe techniki podkradania się na kimś innym.
- Przepraszam – odparł z lekkim uśmiechem Tories. - Ale przez chwilę
myślałem, że będę musiał zademonstrować coś więcej niż podkradanie
się. Co się tam działo?
- Co masz na myśli? - Doriana zjeżył się, zastanawiając nerwowo, ile
Jedi zdołał zobaczyć. - To był tylko standardowy patrol.
- Który sprawdził twoje dane i cię puścił - dodał znacząco Tories. - Od
kiedy to Separatyści pozwalają bez problemu przechodzić doradcom
Palpatine’a?
Doriana zaczął oddychać z większą swobodą. A więc Jedi był na tyle
blisko, by widzieć konfrontację, ale nie zdołał usłyszeć, co w jej trakcie
powiedziano. Nie jest tak źle.
- Nie, im nie - odpowiedział, wygrzebując swoją fałszywą datakartę. -
Ale pozwalają neutralnym obserwatorom. Kinman Drifkin, z Korpusu
Obserwatorów Medycznych z Aargau, do usług.
- Sprytne – powiedział Tories. Wziął datakartę, obejrzał ją i oddał z
powrotem. - Wytrzyma powierzchowną kontrolę?
- Jak dało się to zauważyć – przypomniał mu Doriana, odbierając
kartę. - Najwyższy Kanclerz Palpatine nie może sobie pozwolić na to, by
jego ludzie byli zatrzymywani przez wroga w środku strefy działań
wojennych. A przy okazji, co właściwie tu porabiasz, Mistrzu?
- To zabawne, ale zamierzałem zadać to samo pytanie – odparł Tories,
którego głos przybrał osobliwe brzmienie. - Lord Binalie powiedział, że
wybiera się pan do miasta i poprosił mnie, by sprawdzić, czy nie wpakował
się pan kłopoty. A więc, co pan tu robi?
- Jestem w miarę zadowolony z siebie i gotowy, żeby się stąd wynieść
– odpowiedział Doriana. - Czy Lord Binalie znalazł już nowe miejsce?
- Mamy takie jedno – rzekł Tories.
- To dobrze – powiedział Doriana. - Zabierz mnie tam i wyjaśnimy
sobie tam wszystkie szczegóły. Jeszcze przez krótką chwilę Tories patrzył
na niego w ten sam wprawiający w zakłopotanie sposób, który wszyscy
Jedi w Galaktyce zdawali się opanować do perfekcji. Potem, według
Doriany ze zniechęceniem, skinął głową.
- W porządku. Za mną.
Ruszył z powrotem pustymi ulicami. Wściekły na siebie Doriana

background image

podążył za nim. W końcu to była wina Toriesa, że sytuacja skończyła się
właśnie w ten sposób. Roshton i jego żołnierze trzymali w ręku fabrykę,
podczas gdy armia droidów Separatystów czekała bezużytecznie na
zewnątrz. Operacja nie przebiegała tak, jak zaplanował to Lord Sidious, i
skrzywił się na myśl o tym, co powie mu Sith, gdy następnym razem się z
nim skontaktuje.
Mimo to, sytuacja nie była jeszcze przegrana. Posiłki Republiki były z
pewnością jeszcze parę dni drogi stąd, co dawało mu czas na pchnięcie
wydarzeń na właściwe tory.
A jeśli chodzi o Jedi…
Spojrzał na szerokie plecy Toriesa, który właśnie wymijał kolejny
krater powstały po uderzeniu rakiety. Gdy ponownie o tym myślał,
heroiczne wyczyny Jedi tej nocy mogły obrócić się na jego korzyść. Z
pewnością zaskarbił on sobie jeszcze więcej szacunku w ciągu dni, które
minęły od przylotu Doriany na Cartao.
Doprowadzenie do jego upadku będzie przez to jeszcze bardziej
satysfakcjonujące.

***


Ponieważ znajdujący się pod południowym trawnikiem fabryki tunel
zawalił się, nie było już dłużej powodów dla dowodzących siłami
Separatystów Neimoidian, żeby zajmować posiadłość Binalie’go. Mimo to
przebywali tam nadal, prawdopodobnie ze złości na sposób, w jaki Tories
pomógł przegnać ich z rezydencji, nie tak wiele godzin temu. A ponieważ
ich dom gościł teraz droidy bojowe, Binalie i jego syn Corf, musieli sobie
znaleźć inne lokum.
Znajdująca się w posiadłości szklarnia była najprawdopodobniej
najmniej odpowiednim miejscem, biorąc pod uwagę niemal kompletną
przezroczystość jej długich, transpastalowych paneli. I właśnie dlatego
Tories zasugerował to miejsce.
To, co założyliby ich prześladowcy – a przynajmniej Tories miał taką
nadzieję – to fakt, że w takim odkrytym miejscu, nikt nie zamierzałby się
kryć, i z tego powodu właściwym byłoby szukać ich w jakichś bardziej
prawdopodobnych kryjówkach.
Wspomniani prześladowcy zapomnieliby jednak o obfitości roślin w
takiej szklarni, roślin, które dało się przesunąć, dopasować i uformować
tak, by stworzyć osłonięte miejsca, równie niewidoczne z zewnątrz, jak
obóz wojskowy w środku puszczy.
Binalie i Corf ledwie skończyli przygotowywanie sobie takiej kryjówki,
gdy nadszedł Tories z Dorianą.
- O, Mistrz Tories – przywitał go Binalie, ustawiając paczkę żelaznych
racji żywnościowych obok trzech kolejnych, leżących przy rządku wysokich
roślin z szerokimi, zwieszającymi się liśćmi. - Znalazłeś Dorianę? A, to pan
– dodał, gdy zauważył w bladym świetle gwiazd drugą postać. - Jakieś
kłopoty?
- Żadnych - przyznał Tories. - Znalazłem go jak nabiera patrol

background image

droidów.
- Doprawdy? – zdziwił się Binalie. Jego głos brzmiał swobodnie, ale
Tories wychwycił w jego tonie nutkę nagłego podejrzenia. - A jak im
się właściwie wykpił?
- Rozsądnie wykorzystując fałszywy identyfikator - odpowiedział
zwięźle Doriana. - Ale zapomnijmy o tym. Chciałem wam pokazać coś, co
powinno być o wiele bardziej interesujące. Czy jest tu jakieś miejsce w
którym mielibyśmy więcej światła?
- Chyba tak – przyznał niechętnie Binalie. - Mistrzu Tories...?
- Proszę zabrać go na dół – zasugerował Tories. - A ja się rozejrzę na
zewnątrz.
- Dziękuję – powiedział z ulgą w głosie Binalie. - Proszę za mną,
mistrzu Doriana.
Zanim Tories wrócił z krótkiego rekonesansu po okolicy, Binalie, Corf i
Doriana zajęli już miejsca w podziemnym magazynie szklarni.
- Na około spokój – powiedział Jedi, zamykając klapę i pogrążając
miejsce w całkowitych ciemnościach. - Corf.
Chwilę później zmrużył oczy, gdy chłopak włączył niewielkie światełko
pod sufitem.
- W porządku, mistrzu Doriana – odezwał się Binalie. - Co masz do
powiedzenia?
- Oto identyfikator żołnierza - zaczął Doriana, wyciągając datakartę. -
Zabrałem go martwemu porucznikowi klonów. Standardowo, nie zawiera
on niczego ponad nazwisko, rangę i numer operacyjny. Identyfikator
żołnierza polowego zawiera jednak dodatkowo coś, co nazywane jest
„profilem rozmieszczenia kontyngentu.” Są to dokładne instrukcje na
temat tego, gdzie i jak należy się przegrupować, na wypadek zaniku
struktur dowodzenia lub sytuacji, której dopiero co doświadczyliśmy.
- Nigdy nie słyszałem o czymś takim – przyznał Binalie.

- Nie jest to rozreklamowane z oczywistych przyczyn - odezwał się sucho
Doriana. - Z tych samych przyczyn, takie informacje nie są też łatwo
dostępne.
- Ale pan się z tym upora?
- Tak - przyznał Doriana. Rankiem, kiedy miejscowym znowu będzie
wolno poruszać się po mieście, panu i Mistrzowi Toriesowi powinno się
udać swobodnie przedostać do takiego punktu zbiórki i nawiązać kontakt z
ocalałymi z nocnej bitwy.
- Tylko my dwaj? - spytał Tories. - A co z panem?
Doriana potrząsnął głową.
- Teraz, gdy Separatyści kontrolują to miejsce, powinienem jak
najmniej zwracać na siebie uwagę. Moja twarz mogła się pojawić na
którymś z transmitowanych wystąpień Najwyższego Kanclerza Palpatine’a,
i nie mogę ryzykować, że ktoś mnie rozpozna. Mogę za to dać wam
referencje na datakarcie, które potwierdzą, że jesteście upoważnieni do
wydawania rozkazów.
- Chwileczkę – rzucił zasępiony Binalie. - Jakich rozkazów?
- Musimy wydostać Roshtona i jego ludzi z fabryki, Lordzie Binalie –

background image

powiedział Doriana niskim, szczerym i bardzo przekonującym głosem. - Im
dłużej są uwięzieni wewnątrz Spaarti, tym bardziej słabi i wrażliwi na atak
się stają. Proszę też nie zapominać o tym, że znajdujący się tam z nimi
technicy nie posiadają żołnierskich racji żywnościowych co może oznaczać,
że całej grupie grozi dramatyczny brak jedzenia i wody. Jeśli pozwolimy
im osłabnąć, nasze szanse na wydostanie ich stamtąd, zmaleją z
mizernych do nieistniejących.
- A według pana, Republika nie przyśle do nas pomocy? - spytał cicho
Corf.
Tories przyjrzał się chłopcu. To było niezwykłe, pomyślał, jak
gwałtownie Corf dorósł w ciągu ostatnich kilku dni. Jeszcze niedawno był
pogodnym, beztroskim chłopakiem, cieszącym się z poszukiwania pnączy
siviv albo włóczenia się po okolicy z urzędującym tu rycerzem Jedi.
A potem przyleciał Doriana, i wypadki, które potem nastąpiły, zmieniły
dom Corfa i jego okolice w strefę wojenną. Teraz był cichszy i bardziej
zamyślony, bardziej złowieszczy.
Wojna dotarła do Cartao. Niestety, także do Corfa Binaliego.
- Nie wiem, Lordzie Binalie – przyznał Doriana, głosem równie
ponurym jak głos chłopca. - Pytanie brzmi, czy są w pobliżu jakieś
wystarczająco silne oddziały Republiki, które dałyby sobie radę z tutejszą
armią Separatystów. Jestem przekonany, że rozumie pan, że jest jeszcze
wiele innych światów i systemów w równie rozpaczliwej sytuacji. - zerknął
na Toriesa. - Chyba, że są inne siły, o których nic nie wiem.
Tories zmarszczył brwi.
- Co pan ma na myśli?
Przez chwilę Doriana patrzył na niego, jak gdyby chciał wyczytać coś
ukrytego. Potem, może za swobodnie, wzruszył ramionami.
- Nic takiego – odezwał się - Myślałem, że może masz … nie ważne -
wskazał na klapę nad nimi. - Sugerowałbym, żeby wasza trójka się
przespała – powiedział. - Ja zostanę tu jeszcze przez chwilę, żeby
odszyfrować profil rozmieszczenia.
Binalie spojrzał na Toriesa, unosząc lekko brwi. Tories wzruszył
niedostrzegalnie ramionami. Wyczuwał aurę skrytości otaczającą umysł
Doriany, ale równie dobrze, mogło to być naturalnym zjawiskiem u
człowieka, mającego do czynienia z wojskowymi tajemnicami najwyższej
rangi.
- W porządku – stwierdził Binalie. - Daj nam znać, gdy skończysz.
- Nie omieszkam - obiecał Doriana, gasząc światło, by dało się
otworzyć klapę bez zwracania niczyjej uwagi na obecność tutaj
kogokolwiek.
- Dobranoc. I nie martwcie się – dodał niemal troskliwie. - Mam
przeczucie, że do jutrzejszej nocy będzie po wszystkim.

***


Profil rozmieszczenia zawierał siedem możliwych punktów zbiórki,
uszeregowanych malejąco w zależności od preferencji. Pierwszy z nich,

background image

jeden z hangarów w Porcie Kosmicznym, był już zajęty przez
Separatystów, skrzętnie naprawiających uszkodzone pojazdy. Drugi,
magazyn po północnej stronie miasta, został całkowicie zniszczony w
czasie nocnej bitwy. Przy trzecim, zautomatyzowanej hydroelektrowni
przerzuconej nad rzeką Quatreen, Tories i Binalie odnaleźli siły Republiki.
- Trochę to nieregulaminowe - stwierdził oficer dowodzący,
wyglądający na młodego porucznik, oddając im datakartę, którą dał im
Doriana. - Ale chyba jest w porządku.
Skinął dłonią i rozstawieni dookoła żołnierze-klony, którzy nagle
pojawili się, zanim zdążyli dać trzy kroki przez próg, opuścili broń. -
Jestem porucznik Laytron. O co w tym wszystkim chodzi?
- Chodzi o paruset żołnierzy i tysiąc techników Republiki, uwięzionych
w fabryce „Spaarti Creations”.
- Tak, grupa komandora Roshtona – powiedział Laytron. - Mieliśmy z
nim krótki kontakt. Wygląda na to, że czynią oni postępy w tym, co
zdecydowali się przedsięwziąć, cokolwiek by to nie było.
- Dobrze wiedzieć – odezwał się kwaśno Binalie. - Czy wspomniał coś o
żywności i wodzie albo o jakichś innych problemach?
Laytron popatrzył na niego zimno.
- Jak na razie, ma się całkiem nieźle.
- To tylko słowa – podkreślił Tories. - I dobrze pan o tym wie.
- Pytanie brzmi: co pan zamierza w tej kwestii uczynić? - dodał Binalie.
- Rozejrzyjcie się, panowie – odezwał się ponuro Laytron. -
Przybyliśmy na Cartao, mając dziesięć kanonierek i czterystu
pięćdziesięciu żołnierzy i oficerów. Jestem ostatnim, pozostałym przy życiu
oficerem i pozostało mi dokładnie dwustu trzydziestu trzech żołnierzy i ani
jednego nadającego się do użytku pojazdu. W konfrontacji z dwoma
tysiącami sprawnych droidów bojowych, wzmocnionych przez STAP-y i
czołgi, nie mamy większych szans. Nie mam kontaktu z przełożonymi i nie
mogę usprawiedliwić podjęcia akcji na własną rękę, bez jakichkolwiek
uzasadnionych przesłanek sukcesu. A takie przesłanki nie istnieją.
- A więc nawet pan nie spróbuje? - chciał wiedzieć Binalie.
- Jestem przekonany, że posiłki są w drodze - oznajmił Laytron. -
Kiedy się tu pojawią, ja i moi ludzie będziemy walczyć u ich boku. Do tego
czasu, jedyne co mogę zrobić, to mieć nadzieję, że komandor Roshton się
utrzyma.
- A jeśli trochę zmniejszymy nasze oczekiwania? - zasugerował Tories.
- Zamiast pokonania Separatystów, może tylko wydostaniemy Roshtona i
jego ludzi?
- Pozostawiając Separatystom wolną drogę do fabryki? - porucznik
potrząsnął głową. - Przykro mi, ale założenia naszej misji były w tej
kwestii bardzo precyzyjne.
- A więc skazuje pan tych żołnierzy i cywilów na śmierć – wypalił
gniewnie Binalie. - Roshton się nie podda - jest zbyt uparty, żeby zrobić
coś rozsądnego. Czy założenia pańskiej misji mówią coś o takiej sytuacji?!
- Rozumiemy pańskie rozkazy, poruczniku – odezwał się Tories,
rzucając Binalie’mu ostrzegawcze spojrzenie. - Ale co by było, gdyby
Separatyści nie wiedzieli, że ludzie Roshtona wymknęli się?

background image

Oczy żołnierza zwęziły się.
- Proszę to wyjaśnić.
- Jestem pewny, że posiada pan mapę okolicy – odparł Tories. - Czy
pamięta pan rozplanowanie “Spaarti Creations?” Środkowa fabryka i trzy
podziemne Przyłączniki, odległe od dwóch do pięciu kilometrów od niej,
służące do magazynowania i przewożenia produktów?
- Wszystkie są połączone z główną fabryką podziemnymi tunelami -
dopowiedział Laytron, kiwając głową. - Niestety, Separatyści mają te
same mapy co my. Obstawiają zarówno Przyłączniki, jak i tunele.
- Prawdę mówiąc - powiedział Tories - Nie jest to do końca prawdą.
Uniósł pytająco brwi, patrząc na Binalie’go. Tamten nie był zbyt
szczęśliwy, słysząc słowa Jedi, ale zdecydował się zmienić zdanie.
- Prawdą jest, że mapy są błędne - odezwał się Binalie. - Niedawno
zbudowaliśmy czwarty Przyłącznik, na zachód ku południowi od fabryki i
jakieś dwa kilometry stąd. Nie jest jeszcze całkiem zdatny do użytku, i
dlatego jeszcze nie umieszczono go na oficjalnych mapach. Ale jako sama
struktura, istnieje.
- Mówiąc ściślej, istnieje także tunel łączący – dodał Tories. - Jedyną
rzeczą, której brakuje, jest wejście do samej fabryki.
- Na co lekarstwem mógłby być uzbrojony w świetlny miecz Jedi –
zamyślił się Laytron.
- Dokładnie - zgodził się Tories. - Gdyby mógł pan zorganizować jakąś
dywersję, która odwróciłaby uwagę krążących patroli od tego obszaru,
powinienem być w stanie wślizgnąć się do tunelu i wydostać ludzi
komandora Roshtona bez wiedzy Separatystów.
- Ciekawy pomysł – przyznał Laytron. - Jaką konkretnie dywersję
macie na myśli?
- Mieliśmy nadzieję, że wymyśli pan coś ciekawego - odparł Tories. - Z
pewnością ma pan lepszy wgląd w sytuację niż my.
- No cóż, zarysowuje się pewna możliwość – zaczął Laytron. -
Ponieważ statek dowodzenia został zniszczony, muszą kierować swoją
armią droidów z innego centrum dowodzenia, które ze sobą sprowadzili na
powierzchnię. Gdybyśmy mu zagrozili, nie mieliby wyboru, jak tylko
zareagować.
- Dobry pomysł – chrząknął z zadowoleniem Binalie. - Tylko gdzie się
ono znajduje?
- Raczej nie w czołgach AAT, ani w transporterach MTT - stwierdził
Laytron. - Nie dałoby się go tam umieścić. A więc musi się znajdować w
jednym ze statków desantowych.
- Chyba, że nie ma go w ogóle na tym obszarze - zauważył Binalie. -
Jest niemal milion kilometrów kwadratowych przestrzeni, na której
mogliby je ukryć.
- Nie - potrząsnął głową Laytron. - Nigdzie indziej na planecie nie ma
droidów bojowych, a przynajmniej w jakichś poważnych ilościach.
Neimoidianie nie odważyliby się pozostawić tak istotnej rzeczy bez
zapewnienia jej pełnej ochrony. Nie, z pewnością znajduje się w jednym z
desantowców. Pytanie tylko, w którym?

background image


Pewien obraz przemknął Toriesowi przed oczami: kiedy biegł w ciemności
po dachu fabryki, dostrzegł STAP-y, krążące wokół okrętu desantowego,
który wylądował przy zachodnim wejściu do fabryki.
- Jest w pierwszym z nich - odezwał się. - Tym najbliżej fabryki.
- Skąd wiesz? - spytał Laytron, marszcząc brwi.
- Bo znajdował się on pod silną ochroną w czasie zeszłonocnej bitwy –
odpowiedział Tories. - Jeśli Neimoidianie są tak nerwowi, jak pan powiada,
z pewnością chcieliby, żeby znajdował się w miejscu, gdzie mogliby go
pilnować i jednocześnie mieć na oku fabrykę.
- Poza tym, fabryka zdaje się być jedynym miejscem, które obie strony
chcą mieć na oku – zgodził się Binalie. - Myślę, że Mistrz Tories ma rację.
- Chyba tak - przyznał powątpiewająco Laytron. - Ale to uczyni
dywersję o wiele bardziej trudniejszą. Przyłącznik nie znajduje się wcale
tak daleko od kordonu wokół fabryki, a z tego co pan mówi, wynika, że
tunel przechodzi niemal dokładnie pod okrętem desantowym.
- Czy chce pan przez to powiedzieć, że nie da się tego wykonać? -
spytał Binalie.
Laytron uśmiechnął się nieznacznie.
- Ależ skąd. Kiedy chce pan rozpocząć operację?
- Tak szybko, jak to możliwe - odpowiedział Tories. - Przydałoby się
dostać do nich, gdy mogą jeszcze wyjść stamtąd o własnych siłach.
- Dobrze - powiedział Laytron, przyzywając gestem jednego z
żołnierzy. – A więc tej nocy, tuż przed zachodem słońca. - Proszę się
przygotować, Mistrzu Tories.

***


- Mistrzu Tories? - usłyszał miękki głos chłopca. - Już czas.
Tories otworzył oczy, pozwalając by medytacyjny trans Jedi rozpłynął
się w zakamarkach jego umysłu. Nad łóżkiem polowym dostrzegł
stojącego z napiętą twarzą Corfa.
- Dziękuję, Corf - odezwał się Tories, przeciągając się i ziewając. -
Gdzie jest twój ojciec?
- Poszedł z mistrzem Dorianą i tym porucznikiem jakąś godzinę temu -
odparł Corf. - Tata powiedział, że spotkacie się przy Przyłączniku
Czwartym.
- Wiem – Tories spojrzał na chronometr. Jeszcze wcześnie.
Wystarczająco dużo czasu na niewielki spacerek po lesie na zachód od
„Spaarti Creations”. - Jak to znosisz?
Chłopak wzruszył ramionami.
- Chyba nie najgorzej – odpowiedział. - Trochę się boję.
- Nie ma czego – zapewnił go Tories. - Upewnię się, żeby twój ojciec
trzymał się z dala od walk.
- Wiem – przyznał Corf. - Tata też mi to obiecał. Ale głównie martwię
się o ciebie.
- Dam sobie radę – uśmiechnął się Tories. - Jestem Jedi, pamiętasz?

background image

- No, tak - powiedział Corf. Też próbował się uśmiechnąć, ale tak jakoś
bez przekonania. - Czasami zapominam.
- A więc nie zapominaj – napomniał go delikatnie Tories, wkładając
miecz świetlny między fałdy szaty. - Trzymaj się z dala od kłopotów i nie
daj się zauważyć. Spotkamy się później.
- W porządku – odpowiedział Corf i, ku zdumieniu Toriesa, dał krok do
przodu i uściskał go. - Uważaj na siebie.

***


Tories spędził dużą część dnia, zastanawiając się nad najwyraźniej
przypadkowym wyborem czasu akcji przez Laytrona. Dopiero, gdy
wyślizgnął się z posiadłości Binalie’go i ruszył skrajem Foulahn na zachód,
uświadomił sobie, że wybór ten nie był aż tak przypadkowy, jak mu się w
pierwszej chwili wydawało. Późnym popołudniem, większość sił wroga,
otaczających „Spaarti Creations” będzie musiała patrzeć prosto w stronę
zachodzącego słońca, żeby dostrzec ucieczkę Roshtona przez Przyłącznik
Czwarty. Nawet optyczne czujniki droidów miały kłopoty z bezpośrednim
światłem słonecznym, i porucznik dużo zyskał w oczach Toriesa, gdy Jedi
przekonał się, że młody człowiek wziął tą ewentualność pod uwagę.
Dwukrotnie w ciągu drogi, Tories musiał się szybko ukrywać, gdy
mijały go pełniące wartę pary droidów. Ale uwzględnił te opóźnienia,
planując drogę i dotarł do płaskiego, pokrytego trawą dachu Przyłacznika
Czwartego, mając jeszcze trochę czasu w zapasie.
Binalie czekał nad niego pod kępą drzew, w otoczeniu paru żołnierzy.
- Mistrzu Tories - powitał go głosem przepełnionym nerwowym
wyczekiwaniem. - Czy ktoś pana widział?
- W każdym razie, nikt do mnie nie strzelał - odparł Tories,
przyglądając się zakamuflowanej budowli. - Nie będziemy musieli unosić
całego dachu, żeby dostać się do środka, prawda?
Binalie potrząsnął głową.
- Obok znajdują się schody serwisowe.
- No to chodźmy - rzucił Tories, spoglądając w niebo. Kilkanaście
STAP-ów krążyło na wschodzie, patrolując niebo nad fabryką i stojącym
obok statkiem desantowym.
- Czy nie powinniśmy poczekać, aż zacznie się dywersja? - spytał
Binalie.
- Nie możemy sobie na to pozwolić – odparł Tories. - Potrzebujemy
każdej chwili z wywołanego przez nią zamieszania, żeby wyprowadzić ludzi
z fabryki.
- Masz rację - Binalie nabrał powietrza i ruszył do wejścia. - Za mną.
Część dachu znajdująca się nad schodami serwisowymi odsunęła się
zadowalająco szybko i cicho. Binalie zszedł na dół, poczekał na dole na
resztę, zanim za pomocą niewielkiego panelu kontrolnego na poręczy,
zamknął górne wejście.
- Instalacja jest w porządku – stwierdził, zapalając dwa pręty
jarzeniowe i podając jeden Toriesowi. - Ale włączanie tu czegokolwiek,

background image

nawet, żeby lekko oświetlić sobie drogę, byłoby ryzykowne.
- Tak - zgodził się Tories, odwracając się do dwóch żołnierzy-klonów. -
Wy dwaj zostaniecie tu, by pilnować wyjścia – rozkazał.
- Tak jest – odpowiedział jeden z nich.
Tories skinął głową i razem z Binalie’m ruszył szybkim truchtem prze
opuszczony tunel. Dziesięć standardowych minut później, byli po drugiej
stronie tunelu.
- Powinien tu gdzieś być zestaw pomp i wlot systemu wentylacyjnego -
powiedział Binalie, wskazując na ściany na lewo i prawo. - Uczyniłoby to
operację o wiele tańszą, gdyby udało ci się ominąć oba z nich.
- Postaram się - odparł Tories, aktywując świetlny miecz. Wciskając
koniec miecza w środek określonej przez Binalie’go strefy, Jedi zaczął ciąć.
Chwilę później wyciął prostokąt wielkości człowieka. Gasząc miecz,
sięgnął po Moc i zręcznie wypchnął grubą na pół metra część ściany.
Po chwili patrzył w wycelowane w niego lufy pół tuzina blasterów.
- Komandorze Roshton? – zawołał.
Lufy natychmiast się uniosły.
- Najwyższy czas - z ponurą miną na twarzy, Roshton wystąpił przed
swoich żołnierzy. W bojowym rynsztunku, nosząc swój nieodłączny zestaw
słuchawkowy do komlinku i parę blasterów u pasa. - Zaczynałem się
zastanawiać, czy was przypadkiem nie schwytano.
- O czym pan mówi? - spytał Binalie. - Jesteśmy w samą porę.
- Jesteście spóźnieni o dwie minuty - poprawił go cierpko Roshton. -
Jeśli porucznik Laytron ruszy według planu, dywersja rozpocznie się za
czternaście minut. Do tego czasu, chcemy już wyprowadzać ludzi przez
tunel.
- No to lepiej zaczynajmy – powiedział Tories. - Czy pańscy ludzie są
gotowi?
W odpowiedzi Roshton uniósł dłoń. Żołnierze, którzy mierzyli w
Toriesa, zarzucili broń ukośnie na klatki piersiowe i sformowali pojedynczy
szereg, przechodząc przez nowo powstałe wejście. Następnie ustawili się
trójkami i ruszyli przez tunel szybkim truchtem. Podążyła za nimi kolejna
szóstka, i kolejna, i kolejna.
- Co z technikami? - spytał Tories, gdy minęła go piąta grupa
żołnierzy. - Kiedy przejdą tunelem?
- Kiedy będziemy mieć wystarczającą siłę ognia na drugim końcu, żeby
ich osłonić – mruknął Roshton, przechodząc samemu przez otwór i dając
kuksańca Binalie’mu. - Chodźcie, obaj. Teraz nasza kolej.
Żołnierze, którzy poszli przed nimi, czekali już na nich na drugim
końcu tunelu.
- Jeszcze dwie minuty - stwierdził komandor, patrząc na chronometr. -
Jak jest na zewnątrz?

Binalie otworzył usta.
- Otwarta przestrzeń przez trzy metry na północ i dwadzieścia metrów
na południe - zabrał głos jeden z żołnierzy, których Tories zostawił na
straży. - Drzewa zaczynają się pięć metrów na wschód i są raczej
sporadyczne.

background image

- Nie jest idealnie, ale wystarczy - zadecydował Roshton. - Ustawcie
się na schodach. Lordzie Binalie, jak się otwiera te drzwi?
- Panel jest tutaj – pokazał Binalie, którego głos zaczął nagle dziwnie
brzmieć. - Ale...
- Ale co? - wpatrywał się w niego Roshton.
Binalie rzucił szybkie i dwuznaczne spojrzenie Toriesowi.
- Nic takiego – mruknął. - Tu się otwiera.
- Dobrze. - Roshton spojrzał na swoich żołnierzy, ustawionych na
schodach. - Zająć pozycje - powiedział miękko. - Wychodzimy na odgłos
pierwszego wystrzału.

***


- Jeszcze dwie minuty – stwierdził porucznik, patrząc na chronometr. -
Wszystkie oddziały, meldować się.
Umilkł, słuchając uważnie nadchodzących raportów. Doriana patrzył na
północ, poprzez otwarty pas trawy, na stojące na warcie szeregi droidów
bojowych. Było to raczej symboliczne, gdyż po południowej stronie fabryki
nie było ani drzwi, ani okien. Główne siły armii, plus wszystkie sprawne
czołgi AAT, skoncentrowano wokół bardziej narażonych wschodnich,
zachodnich i północnych krańcach.
Ale nawet pojedyncza istota lub maszyna, znajdująca się na tym
zakazanym pasie trawy, była obrazą dla twillerów, którzy stanowili serce
Spaarti. Z pewnością nadal trzęśli się z oburzenia, widząc te wszystkie,
stojące tam droidy. Ale oczywiście dowódcę Separatystów niewiele to
obchodziło.
Z drugiej strony, ponieważ linie wytwórcze fabryki były nadal
ustawione na produkcję komór klonujących, po które wysłano tu siły
Republiki, Roshtona też niewiele obchodziło rozdrażnienie Cranscoców.
Dwa potężne systemy polityczne, prowadzące wojnę na charaktery, z
wykorzystaniem śmiertelnej broni, nie zważające wcale na to, jak ich
działania wpływają na życie postronnych istot. A wpływały znacznie,
powodując zwykle wiele ofiar wśród ludności cywilnej. Była to lekcja, którą
ktoś dziś będzie musiał dziś pobrać.
- Minuta - powiedział Laytron. - Przygotować się.
Doriana nabrał powietrza, czując ogarniający go spokój. Wiedział, że
wykonał swoje zadanie, doprowadzając obie strony dokładnie tam, gdzie
chciał, żeby się znalazły. Reszta była już od niego niezależna i czuł to
uczucie frustracji, które zawsze nachodziło go w takich sytuacjach.
- I... naprzód!
Z głośnym warkotem silników, tuzin zarekwirowanych cywilnych
śmigaczy wyskoczył z ukrycia pomiędzy wzgórzami. W każdym z pojazdów
siedziało od czterech do ośmiu żołnierzy. Szybko utworzyły one szyk
bojowy na południowym skraju trawnika. Kiedy został on dostrzeżony
przez wartowników i krążące wysoko STAP-y, odgłos silników się zmienił i
pojazdy ruszyły na pełnej szybkości w kierunku fabryki.
- Przygotować się, ogień osłonowy - zarządził Laytron. STAP-y zaczęły

background image

nurkować, otwierając ogień z podwójnych działek w kierunku
nadlatujących śmigaczy. Przed nimi, stojące do tej pory na straży roboty,
sformowały zbity szyk bojowy pomiędzy fabryką i żołnierzami-klonami. Ich
blastery zaczęły namierzać cel…
- Ognia - zakomenderował Laytron.
Wierzchołki kilku pobliskich wzgórz zafalowały, gdy zrzucono
maskowanie i ciężkie działa, powyjmowane z rozbitych kanonierek i
czołgów AAT, zwróciły lufy w kierunku wroga. Laserowe strzały uderzyły w
nadlatujące STAP-y, niszcząc kilka z nich w pierwszej salwie i zmuszając
pozostałe do uników. Kilka rakiet wystrzelonych z jednego ze wzgórz
uderzyło w sam środek szeregu robotów. Kiedy rozwiał się purpurowy
błysk eksplozji, a kurz i dym powoli odsłoniły widok, Doriana dostrzegł, że
z linii obronnej pozostał jedynie krater i dopalające się szczątki setki
droidów.
- Nadchodzą – mruknął Laytron, pokazując na wschód. Doriana
spojrzał w tym kierunku. Trzy czołgi AAT wychynęły zza rogu budynku,
otwierając ogień w kierunku nadlatujących śmigaczy.
- Spóźnią się - stwierdził Doriana, oceniając dystans i szybkość.
- Z pewnością - zgodził się Laytron, gdy ogień osłonowy ze wzgórz,
przerzucony został na zbliżające się AAT. - Fatalna w skutkach wada armii
droidów, mistrzu Doriana. Będąc na polu bitwy, nie potrafią one ani
myśleć, ani przewidywać.
Doriana uśmiechnął się.
- I właśnie dlatego Republika zwycięży.
Czołgi nadal prowadziły bezskuteczny ogień, gdy śmigacze dotarły do
fabryki. Jeszcze zanim pojazdy się zatrzymały, wysypali się z nich
żołnierze i, zarzucając broń na ramię, ustawili się pod ścianą. Pierwsze
dwa tuziny, które zajęły tam pozycje, uniosły miotacze, zaopatrzone w liny
z hakami i wystrzeliły do góry. Kotwiczki zaczepiły się o krawędź dachu, i
już po chwili, żołnierze wciągali się szybko na górę, podczas gdy ich
towarzysze osłaniali ich z dołu.
Garść ocalałych STAP-ów pomknęła w kierunku nowego zagrożenia i
zdołała zabić dwóch wciągających się żołnierzy, zanim ogień osłonowy
pozostałych je unieszkodliwił.
Pierwsza fala dotarła na dach i, odczepiwszy liny od miotaczy,
sformowała szyk obronny. Następna fala była już w połowie drogi na górę,
gdy ostatni, pozostali na dole żołnierze właśnie odrywali się od ziemi.
- W porządku - oznajmił Laytron, patrząc z ponurą satysfakcją na
przegrupowujących się na dachu, z bronią gotową do strzału żołnierzy. -
Separatyści nie mogą do nich strzelać bez ryzykowania uszkodzenia
fabryki, ale za to oni będą w stanie ostrzeliwać statek desantowy tak
długo, jak będzie w zasięgu. Czy taki rodzaj dywersji miał pan na myśli,
mistrzu Doriana?
Doriana uśmiechnął się.
- Zgadza się – przyznał spokojnie. - To powinno wystarczyć.

***

background image



Gdy Tories wydostał się z tunelu, stając w promieniach zachodzącego
słońca, odgłosy odległego blasterowego ognia były wyraźnie słyszalne.
- Wygląda na to, że się zaczęło - mruknął do Binalie’go, podbiegając
wraz z nim w kierunku drzew, wśród których, ukryta już była większość
żołnierzy. - Mam nadzieję, że wytrwają, dopóki wszyscy stąd nie wyjdą.
- To nie ma znaczenia - stwierdził Binalie, gdy doszli do linii drzew.
- Co to znaczy “nie ma znaczenia”? - spytał Tories, gdy przycupnęli
pod osłoną rozłożystych krzaków forlalinu. - Przecież właśnie o to chodzi.
Binalie potrząsnął głową.
- Może tobie i mnie - przyznał napiętym głosem. - Ale nie Roshtonowi.
On wcale nie zamierzał wydostawać stąd techników.
- Jak to? - zafrasował się Tories.
- Czy nie słyszałeś, co mówił? - odparł Binalie. - On i jego żołnierze?
Pytał jak jest na zewnątrz, i powiedzieli mu o północy, południu i
wschodzie. Nie mówili mu tylko o zachodzie, a on też o to nie pytał.
Tories zamrugał, przypominając sobie całą rozmowę. Binalie miał
rację. Roshton nie pytał o warunki na zachodzie. A zachód był oczywistym
kierunkiem ucieczki z fabryki.
O ile się chciało uciekać…
Rozejrzał się na około w poszukiwaniu Roshtona, podczas gdy
zrozumienie coraz bardziej ściskało mu żołądek. Dostrzegł komandora,
stojącego obok wejścia do tunelu i patrzącego w dół na kolejnych,
wydobywających się z otworu żołnierzy.
Tories podniósł się z ziemi i ruszył w jego stronę. Przeszedł może ze
trzy kroki, gdy Roshton uniósł rękę i wskazał na wschód. I nagle, wszyscy
jego ludzie, z blasterami gotowymi do strzału, ruszyli w tamtym kierunku,
ku górującej nad szczytami drzew, sylwetce okrętu desantowego. Kiedy
Tories dobiegł do Roshtona, mijali go już ostatni żołnierze.
- Co pan wyprawia? - krzyknął, łapiąc komandora za ramię. - To miała
być misja ratunkowa.

- Z drogi, Jedi - rzucił Roshton, strząsnąwszy rękę z ramienia. -
Oczywiście, że to misja ratunkowa. Ratujemy cenną fabrykę Lorda
Binalie’go.
- Ale...
- Żadnych “ale” – uciął Roshton, gestykulując blasterem. - To nasza
jedyna szansa, żeby dostać się do okrętu desantowego i zniszczyć matrycę
kontrolującą droidy. Jeśli chcesz nam pomóc, to świetnie. Dobrze byłoby
cię mieć ze sobą. Jeśli nie, zejdź nam z drogi.
Tories spojrzał na Binalie’go, nadal przycupniętego pod krzakiem, z
twarzą sztywną od gniewu, strachu i frustracji.
- Wracaj do posiadłości - krzyknął w jego kierunku. - Tam się
spotkamy.
Binalie spojrzał ponad ramieniem Toriesa na fabrykę.
- No idź – powtórzył Tories.
Twarz Binalie’go nadal była napięta, ale skinął głową.

background image

- W porządku.
Wszedł między drzewa, a Tories odwrócił się do Roshtona.
- Pójdę z panem - rzekł, wyciągając miecz świetlny. - Ale później o tym
porozmawiamy.
- Jasne - chrząknął Roshton. - Idziemy.
Pobiegli za żołnierzami, klucząc między drzewami i krzewami. Od czasu
do czasu, Tories mógł dostrzec przed sobą białe zbroje; żołnierze musieli
posuwać się naprzód przynajmniej tak szybko jak oni, a przecież mieli nad
nimi przewagę od początku.
- A więc jaki jest plan? - zapytał Roshtona. - Chodzi mi o najnowszą
wersję, oczywiście?
- Ludzie Laytrona prowadzą ogień z dachu fabryki – wysapał Roshton.
- Droidy strzegące statku desantowego próbują ich właśnie stamtąd
wykurzyć, starając się nie niszczyć fabryki. Przy odrobinie szczęścia,
powinny być odwrócone do nas plecami, kiedy w nie uderzymy.
Tories skrzywił się. A co uczynią dowodzący statkiem Neimoidianie,
gdy ich oddziały znajdą się w krzyżowym ogniu? Pewnie cokolwiek uznają
za konieczne, włączając w to zniszczenie „Spaarti Creations”.
Być może.
Zadaniem Toriesa było niedopuszczenie do takiego rozwoju sytuacji.
- Pierwsze oddziały są na pozycjach do otwarcia ognia – poinformował
Roshton, przyciskając słuchawki do ucha. - Reszta rozwija szyk za nimi.
Jeśli nam się poszczęści i nikt ich nie zauważy... - przerwał, a Tories
nabrał powietrza, słysząc jak zmienia się natężenie prowadzonego gdzieś z
przodu ognia. - No cóż, zauważył – mruknął Roshton. - Wszystkie
jednostki: strzelać bez rozkazu - przyspieszył gwałtownie.
- Zauważył? - spytał Tories, podążając za nim.
- Jakieś strażnik przy lądowisku - potwierdził Roshton, a do odgłosów
broni dołączyły kolejne. - Ale nadal mamy przewagę.
Przebiegli kolejne pięćdziesiąt metrów przez las. I nagle, znaleźli się na
miejscu.
W samym środku zaciętej bitwy.
Otworzywszy ogień, Roshton schylił się, kryjąc częściowo pod osłoną
pobliskiego drzewa. Tories skrył się za innym, próbując na gorąco ocenić
sytuację.
Dwa czołgi AAT, stojące na przeciwko wejścia do fabryki, próbowały
zawrócić, żeby stawić czoła nowemu zagrożeniu, ale poruszały się powoli i
niezdarnie, próbując dawać sobie radę z intensywnym ogniem blasterów i
porośniętym gęsto podłożem. W kierunku Roshtona posuwały się też trzy
rzędy superdroidów bojowych, wspomaganych przez kilka szturmowych D-
60. Atakujący ponosili znaczne straty, ale nadal parli naprzód.
Tories zdecydował, że jego głównym celem powinny być AAT.
- Wchodzę - krzyknął do Roshtona, wskazując na czołgi. - Osłaniaj
mnie.
- Dobrze – odkrzyknął Roshton, a Tories zapalił miecz świetlny. -
Wszystkie jednostki: ogień osłonowy na lewo!
Huragan ognia, dochodzący z blasterów żołnierzy-klonów zmienił nagle
kierunek, koncentrując całą swoją furię na lewej flance zbliżających się

background image

droidów, zamieniając znajdujące się tam maszyny w okopcony złom.
Tories rzucił się, pochylony, pod osłaniającym go ogniem i przemknął
się pomiędzy dopiero co zniszczonymi droidami.
Załoga AAT oczywiście dostrzegła, jak się zbliżał. I chociaż główne
działo laserowe czołgu nadal ostrzeliwało prawą flankę sił Republiki,
defensywne blastery krótkiego zasięgu, umieszczone po obu stronach
wlotu systemu wentylacyjnego wzięły go na cel. W odpowiedzi, błysnął
miecz świetlny, parując lub odbijając strzały w stronę pleców
maszerujących robotów.
Tories dobiegł do najbliższego AAT i wskoczył na jego przód.
Ustawiwszy się naprzeciwko wlotu powietrza, w martwej strefie ostrzału
obu działek blasterowych, dźgnął mieczem w dół, poprzez gruby pancerz,
aż do przedniego dysku repulsora. Pojazd zarył nosem w ziemię, niczym
czworonóg, któremu odcięto parę przednich nóg.
Gdy czołg wyrył pół metrową bruzdę w ziemi, Tories wyskoczył w górę,
lądując przed górnym włazem i trzema krótkimi machnięciami miecza
odciął główne działo i dwa boczne działka laserowe.
Drugi z czołgów przerwał ostrzał żołnierzy-klonów i zakręcił w stronę
Toriesa. Przez chwilę Jedi pozostał na swoim miejscu, balansując na
pochylonym już w przód czołgu i odbijając lecące ku niemu strzały z
dolnych działek drugiego AAT. Jeden z odbitych strzałów trafił prosto w
lufę działka, które z hukiem eksplodowało.
Korzystając z chwilowego zamieszania wewnątrz pojazdu, Tories
sięgnął po Moc i efektownie przeskoczył na drugi czołg, rozprawiając się z
jego uzbrojeniem tak samo jak poprzednio. Opierając się o klapę włazu,
wykonał jeszcze jeden ruch mieczem świetlnym, odcinając anteny
odbiorcze.
Nagle ze skraju lądowiska wyłonił się robot-niszczyciel, tocząc się i
odbijając od nierównego podłoża. Z pomocą Mocy Tories uniósł jedno z
dwóch odciętych wcześniej dział i pchnął je w sam środek obracającego
się kształtu. Usłyszał chrzęst metalu i niszczyciel został zmuszony do
zatrzymania się. Jeszcze przez chwilę mikro-repulsory walczyły o
zachowanie równowagi, ale nagle coś w środku puściło i robot ostatecznie
wywrócił się na bok. Serie blasterowych strzałów przecięły powietrze nad
głową Toriesa.
Uchylił się szybko, dostrzegając za sobą grupę zamieniających się w
złom superdroidów. Przyjacielski ogień dochodził z góry, gdzie dostrzegł
grupę żołnierzy-klonów strzelających znad krawędzi dachu fabryki.
Machnął z podziękowaniem ręką; w odpowiedzi, jeden z nich wskazał w
kierunku okrętu desantowego i Tories spojrzał w tym kierunku.
Kolejny czołg staczał się z rampy, zamierzając dołączyć do bitwy.
Skinął potwierdzająco snajperom na dachu, zeskoczył ze zniszczonego
czołgu, na którym do tej pory stał, i zaczął torować sobie drogę przez
chaos w kierunku C-9979. Gdyby udało mu się dostać do rampy pod
czołgiem, mógłby odciąć jego cewki repulsorowe, unieruchamiając z
miejsca cały pojazd.
- Jedi!
Tories zatrzymał się, słysząc odległy krzyk dochodzący ponad

background image

odgłosami bitwy. Droidy zbliżały się do sił Republiki i choć było ich mniej
niż na początku, nadal posuwały się naprzód. Żołnierze-klony zdawali się
nie potrzebować jego pomocy, ale w wezwaniu zauważył nutkę
zniecierpliwienia.
- Jedi!
Tym razem mógł określić miejsce, z którego dobiegał krzyk i dostrzegł
Roshtona, stojącego obok drzewa. Komandor patrzył na niego, machając
szaleńczo ręką w swoją stronę. Marszcząc brwi, Tories zmienił kierunek i z
zapalonym mieczem, unikając linii robotów, cofnął się pod osłonę w miarę
bezpiecznych drzew.
- O co chodzi – zawołał, gdy znalazł się w zasięgu słuchu Roshtona.
- Nie słyszałeś? - wrzasnął Roshton. - Jedi.
- Co ze mną? - Tories był już całkowicie zdezorientowany.
- Nie z tobą. - Roshton wskazał na niebo. - Jedi. Jedi przybyli.
- Jedi? - spytał Doriana.
- Tak – odpowiedział porucznik Laytron, wpatrujący się w niebo z
mieszaniną zaskoczenia, nadziei i ulgi w głosie. - Wiadomość mówi, że
transportowiec pełny Jedi zmierza tu, by nam pomóc. Mamy rozkaz się
wycofać i zrobić im miejsce.
- Ale to niemożliwe – sprzeciwił się Doriana, obserwując uważnie twarz
porucznika. - Skąd mogliby przybyć?

Ale jeśli Laytron miał jakieś wątpliwości, żadnej z nich nie dało wyczytać
się ani z twarzy, ani z głosu.
- Nie wiem i nie dbam o to – oświadczył młody żołnierz. - Wszystkie
jednostki: wycofać się. Dokąd? - przekrzywił głowę w górę. - Zrozumiałem
– potwierdził, wskazując na niebo.
Doriana popatrzył do góry. Dostrzegał z oddali czarny punkt zbliżający
się szybko w ich stronę.
- Szybciej z tym odwrotem - rozkazał Laytron. - Już nadlatują.
Uśmiechnął się oszczędnie do Doriany.
- To teraz zobaczymy trochę porządnej wojaczki.
Ten nie odpowiedział. Na najbliższej krawędzi dachu fabryki, żołnierze
opuszczali się po zawieszonych linach, udając się do czekających
śmigaczy. Zbliżający się pojazd rósł w oczach i można już było dostrzec,
że był to rzeczywiście Republikański transportowiec.
A gdy zbliżył się wystarczająco, otworzył ogień.
Laytron nabrał gwałtownie powietrza.
- Co oni robią? - wypuścił powietrze. - Oni...
- Nie strzelają w okręt desantowy przed fabryką? - spytał Doriana.
- Oni strzelają w fabrykę - warknął Laytron, przysuwając bliżej do ust
mikrofon. - Republikański okręt, wstrzymajcie ogień w stronę fabryki!
Powtarzam: wstrzymajcie ogień w stronę fabryki!
Jedyną odpowiedzią było nasilenie ognia, który uderzał teraz zarówno
w fabrykę, jak i atakujące zbliżający się statek STAP-y. Przez dłuższą
chwilę, siły Republiki i Separatyści nadal wymieniali ogień, podczas gdy
transportowiec nurkował w ich stronę.
Nagle, bez ostrzeżenia, pojazd nagle obniżył lot. Doriana wstrzymał

background image

oddech, gdy do atakujących statek STAP-ów dołączyły blastery i laserowe
działa oddziałów Separatystów rozmieszczonych wokół fabryki.
Transportowiec opadł jeszcze niżej…
I podczas gdy Laytron bluzgał w bezsilności nieprzerwanym potokiem
plugawych wyzwisk, Doriana obserwował uderzający prosto w dach fabryki
statek.
Przez krótką wieczność nic się nie wydarzyło. A potem, poprzedzony
złowieszczą serią wyciszonych eksplozji, cały dach wyleciał w powietrze,
rozrzucając dookoła szczątki, niczym erupcja niewielkiego wulkanu.
Następne poszły ściany, wybrzuszając się i trzeszcząc, żeby w końcu
zamienić się w lawinę gruzu. Jeszcze jedna, głośniejsza eksplozja
wstrząsnęła okolicą i poprzez kłęby dymu i fruwające szczątki, Doriana
dostrzegł wznoszącą się ku niebu kulę ognia po zachodniej stronie fabryki.
- Zatrzymały się - odezwał się głucho Laytron.
- Co? - spytał Doriana.
Porucznik wskazał ciężko na pole przed nimi.
- Droidy - powiedział. - Zamarły. Ostatni wybuch musiał zniszczyć
okręt desantowy i matrycę kontrolną.
- Rozumiem – powiedział powoli Doriana. - Czy możemy to nazwać
zwycięstwem?
Laytron parsknął.
- Jedi mogli by - powiedział z goryczą. - Kto może wiedzieć, co oni
myślą? Ale reszta z nas, z pewnością nie.
- Żeby ocalić świat - Doriana wymamrotał stare przysłowie cyników -
musimy go zniszczyć.
- Nawet pasuje - Laytron potrząsnął ze zmęczeniem głową. - Chodźmy.
Znajdźmy komandora Roshtona.

***


Lord Binalie powiedział bardzo niewiele, gdy w trójkę szli przez
zawaloną gruzami podłogę fabryki, a ich buty chrzęściły na resztkach
tego, co kiedyś nazywało się „Spaarti Creations.” Idący u boku ojca, Corf,
był jeszcze bardziej milczący.
- Nie wiem co powiedzieć – odezwał się cicho Tories, gdy zatrzymali się
obok przemieszanych ze sobą ciał Cranscoców i ludzi. - Oprócz tego, że
bardzo mi przykro.
- Pewnie, że tak - rzucił sztywno Binalie. - Tobie jest przykro,
komandorowi Roshtonowi jest przykro, mistrzowi Dorianie jest przykro.
Jestem przekonany, że cała Rada Jedi też wyrazi swój żal, o ile tylko
przerwie na moment poszukiwania odpowiedzialnego za ten czyn -
popatrzył pusto na Toriesa. - Co to da?
Tories potrząsnął głową.
- Nic - przyznał - Nie przypuszczam też, by…
- Dało się ją odbudować? Gdy niemal wszyscy twillerzy zginęli? -
Binalie potrząsnął głową. - Nie. I to przynajmniej przez ich jedno
pokolenie. I jeszcze jeśli będą chcieli nam ponownie zaufać - odwrócił się.

background image

- Ja, na ich miejscu, z pewnością bym tego nie zrobił. Ufać słowom
człowieka to naprawdę głupota.
Tories skrzywił się.
- Przykro mi - to było wszystko, co potrafił w tej chwili powiedzieć.
- Jestem przekonany, że jeszcze się zobaczymy, Mistrzu Tories –
powiedział, nie odwracając się Binalie.
To było pożegnanie.
- Tak, oczywiście - odpowiedział Tories. - Żegnam, Lordzie Binalie.
Żegnaj, Corf.
Żaden z nich nie odpowiedział. Wzdychając i czując, że serce zamienia
mu się w kawał poczerniałego metalu, Tories odwrócił się i powlókł w
kierunku zniszczonej ściany, przez którą dostali się do zniszczonej fabryki.
A więc tak się to skończyło. Pomimo wszystkich jego wysiłków, pomimo
wysiłków Republiki i nawet sił Separatystów, „Spaarti Creations” została
zniszczona. Zniszczona przez nieudolność, głupotę i arogancję.
Nieudolność, głupotę i arogancję pewnego Jedi.
Zamknął na chwilę oczy, czując jak głęboki smutek przepływa mu
przez duszę. Utrata fabryki była wystarczająco przykra, ale Tories czuł, że
stracił także coś o wiele cenniejszego. Binalie, bardzo wyraźnie, osobiście
obwiniał go za przylot Jedi, mimo że Tories nie miał z tym nic do
czynienia. I choć grzeczność i uprzejmość w ich wzajemnych relacjach
może w końcu powrócą, zaufanie i przyjaźń, które żywili ku sobie,
prawdopodobnie zniknęła na zawsze.
A Corf, który kiedyś patrzył na starego Jedi z podziwem i szacunkiem,
przynależnym zwykle wielkim bohaterom, teraz go nienawidził. I chyba
pozostanie mu tak do końca życia.
Doszedł do ściany i przedarł się przez rumowisko, czując gniewne
ostrze w studni wypełniającego go smutku. Rada Jedi może sobie mówić
tak głośno, jak chce, że nic nie wiedziała o tym, co się dziś wydarzyło. Ale
we wraku transportowca były szaty Jedi i połamane miecze świetlne, które
Tories widział na własne oczy. Ktoś na Coruscant wiedział, skąd pochodzili
ci Jedi i kto dokładnie ich tu przysłał.
W ten czy inny sposób, Jedi Jafer Tories, go wyśledzi.

***


Zakapturzona twarz Dartha Sidiousa zamigotała nad holoprojektorem
Doriany.
- Melduj.
- Operacja okazała się sukcesem, mój panie - zaczął Doriana. -
“Spaarti Creations” została zniszczona.
- A Jedi?
- W oczach opinii publicznej, wina leży całkowicie po ich stronie -
odrzekł Doriana.
- Doskonale - powiedział z satysfakcją Sidious. - Czy ktokolwiek
wyrażał większe zainteresowanie dokładniejszym zbadaniem statku?
- Komandor Roshton zasugerował, że powinno być to zrobione - odparł

background image

Doriana. - Ale była to uwaga, rzucona tak jakoś bez entuzjazmu i mająca
raczej na celu sprawdzenie, czy jest możliwa identyfikacja załogi pojazdu,
na podstawie wzorów znalezionych we wraku mieczy świetlnych.
- Zachęć go, żeby podążał tym tropem - rozkazał Sidious. - Zanim
odkryje, że wiedzie on donikąd, wszystkie dowody, w postaci systemu
zdalnego sterowania transportowcem znikną w trzewiach maszyny do
recyklingu - lekko się uśmiechnął. - Jedna z wielu małych korzyści ze
stykania się z Jedi, Doriana. Używając kilku małych rekwizytów: szaty,
miecza świetlnego i nierozpoznawalnego ciała, łatwo można było stworzyć
iluzję upadłego bohatera.
- To prawda, mój panie – zgodził się Doriana. - Zakładam, że ten, kto
zdalnie sterował statkiem, niebawem opuści Cartao?
- Już opuścił - nastąpiła krótka pauza i Doriana miał uczucie, jak gdyby
te niewidzące oczy sondowały jego twarz. - Nadal nie pochwalasz tej
operacji, prawda?

- Ależ nie, mój panie – pospieszył z zapewnieniem Doriana. - Ale nadal
jestem zdziwiony. Dlaczego trzeba było celowo zniszczyć Spaarti? Mogła
oddać nieocenione usługi Separatystom. Dlaczego nie zachować jej
nietkniętej w celu eksperymentowania i produkcji?
- Ponieważ z natury byłaby nie do utrzymania - odpowiedział Sidious. -
Republika mogłaby odzyskać nad nią kontrolę i wykorzystać ją z równym
spustoszeniem przeciwko nam.
Potrząsnął głową.
- Nie, mistrzu Doriana. Kartę o takim nieokiełznanym potencjale, lepiej
było całkowicie usunąć ze stołu - znowu się uśmiechnął. - Tym bardziej, że
dzięki temu, mogą być osiągnięte inne, długofalowe korzyści.
- Ta część okazała się niewątpliwie sukcesem – zgodził się Doriana,
kiwając głową. - Nie uważam, że Jedi będą w najbliższym czasie mile
widziani na Cartao. A z pewnością, jeśli Lord Binalie będzie miał tu coś do
powiedzenia. Nawet Tories, który miał tu opinię czegoś w rodzaju
bohatera wśród tutejszych mieszkańców, wydaje się być skończony.
- A ekonomiczny oddźwięk zniszczenia Spaarti, który ogarnie ten
region, jeszcze bardziej pogłębi to nastawienie - dodał Sidious. -
Zniszczenie Jedi będzie tylko połowiczne, jeśli mieszkańcy Galaktyki będą
opłakiwać ich stratę. Dzięki twojej pracy tutaj, niewielu w sektorze Prackla
uroni łzę nad ich odejściem.
- To prawda - Doriana pokiwał głową. - Czy masz dalsze rozkazy, mój
panie?
- Nie – powiedział Sidious. - Zostań tam tak długo, żeby zająć się
ostatnimi detalami, a potem wracaj z powrotem na Coruscant - Doriana
skłonił lekko głowę. - Jeszcze jedna kwestia. Raporty, które do mnie
dotarły wskazują, że komory klonujące, wyprodukowane przez Republikę,
zostały zniszczone w trakcie ataku. Czy to prawda?
- Nie, mój panie - odparł Doriana. - Zostały zmagazynowane w jednym
z Przyłączników, kilka kilometrów od głównego kompleksu i przetrwały
nieuszkodzone. Najwyższy Kanclerz Palpatine nakazał mi
przetransportować je w sekrecie do niedawno reaktywowanej, starej,

background image

podziemnej fortecy na planecie Wayland.
- Doprawdy - powiedział zamyślony Sidious. - Ile ich jest?
- Kilka tysięcy - Doriana zawahał się. - Jeśli sobie tego życzysz, mogę
sprawić, że zaginą.
Sidious zacisnął wargi, zastanawiając się, a Doriana wstrzymał oddech.
Oczywiście, byłby w stanie dość łatwo spowodować sabotaż cylindrów w
trakcie ich przewozu lub jeszcze nawet zanim opuściłyby Cartao.
Pozostawał jedynie problem, że mając tak niewielu ludzi wtajemniczonych
w sekret, taka akcja niosłaby ze sobą dość duże ryzyko dekonspiracji. Ale
jeśli Sidious zażyczyłby sobie…
Ale Lord Sithów potrząsnął głową.
- Nie kłopocz się tym - zadecydował, wykrzywiając pogardliwie usta. -
Kilka tysięcy dodatkowych komór klonujących nie wniesie wiele na rzecz
wojny. Niech Palpatine ucieszy się z tego małego trofeum.
Doriana bezszelestnie wypuścił powietrze. - Tak, mój panie.
- Niebawem się z tobą skontaktuję - kontynuował Sidious. - Jeszcze
raz gratuluję. Plan posuwa się naprzód.
- Także oczekuję na jego sfinalizowanie – powiedział Doriana. -
Żegnaj, Lordzie Sidious.
Sidious uśmiechnął się.
- Do następnego razu, Mistrzu Doriana.

Koniec


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bohater Cartao Część III Upadek Bohatera
BBY 0021 Wojny Klonów Bohater Cartao 3 Upadek Bohatera
Zahn Timothy Gwiezdne Wojny Bohater Cartao 3 Upadek Bohatera
Bohater Cartao 02 Narodziny Bohatera
Bohaterowie Dziadów części III
Koncepcja bohatera III cz Dziadów dlaczego ponosi klęskę, SZKOŁA, język polski, romantyzm
BBY 0021 Wojny Klonów Bohater Cartao 1 Wezwanie Dla Bohatera
III Bohaterowie prozy O. Tokarczuk, metodologia
BBY 0021 Wojny Klonów Bohater Cartao 2 Narodziny Bohatera
Bohater Cartao 02 Narodziny Bohatera
041 BBY 0021 Wojny Klonów Bohater Cartao 02 Narodziny bohatera
040, BBY 0021 Wojny Klonów Bohater Cartao 01 Wezwanie dla bohatera
SW Timothy Zahn Bohater Cartao
Problemy bohaterów Dziadów cz III i Wesela wobec problematyki narodowej
SW 999 Bohater Cartao 02 Narodziny bohatera Zahn Timothy (poza chronologią)
Dungeon Siege III poradnik bohatera

więcej podobnych podstron