background image

 

Erich Fromm 

 

O SZTUCE MIŁOŚCI 

 

I. CZY MIŁOŚĆ JEST SZTUKĄ

 
 

Czy  miłość  jest  sztuką?  JeŜeli  tak,  to  wymaga  wiedzy  i  wysiłku.  A  moŜe  miłość  jest  przyjemnym 

uczuciem, którego zaznanie jest sprawą przypadku,  czymś,  co  się zdarza, jeśli  człowiek  ma  szczęście?  Niniejsza 
ksiąŜeczka  opowiada  się  za  pierwszym  sposobem  jej  pojmowania,  podczas  gdy  niewątpliwie  większość  ludzi 
przyjmuje dzisiaj tę drugą interpretację. 
 

Dzieje  się  tak  nie  dlatego,  by  ludzie  uwaŜali,  Ŝe  miłość  nie  jest  rzeczą  waŜną.  Nie,  ludzie  jej  pragną, 

oglądają niezliczone filmy o szczęśliwych i nieszczęśliwych perypetiach miłosnych, słuchają setek marnych przebo-
jów o miłości - ale mato kto pomyśli, Ŝe istnieje coś, czego w sprawie miłości trzeba się nauczyć. 
Taka  szczególna  postawa  wynika  z  szeregu  przesłanek,  które  kaŜda  z  osobna  i  wszystkie  razem  skłaniają  do 
zajęcia  takiego  stanowiska.  Dla  większości  ludzi  problem  miłości  tkwi  przede  wszystkim  w  tym,  Ŝeby  b y ć  
k o c h a n y m ,  a nie w tym, by k o c h a ć, by umieć kochać. Dlatego teŜ główną sprawą dla nich jest, j ak 
zdobyć czyjąś miłość, co zrobić, Ŝeby wzbudzić uczucie. W pogoni za tym celem próbują róŜnych metod. Jedną z 
nich,  której  chwytają  się  zwłaszcza  męŜczyźni,  jest  zdobywanie  powodzenia,  mocnej  pozycji  Ŝyciowej  i 
pieniędzy  w  takiej  skali,  na  jaką  pozwala  społeczna  sytuacja  danego  człowieka.  Inna  metoda,  szczególnie 
ulubiona  przez  kobiety,  to  dbałość  o  wygląd  oraz  pielęgnację  ciała,  stroje  itd.  Inne  sposoby  zdobywania  sobie 
otoczenia,  stosowane  zarówno  przez  męŜczyzn,  jak  i  kobiety,  to  miły  sposób  bycia,  umiejętność  prowadzenia 
ciekawej rozmowy, gotowość do okazywania ludziom pomocy, skromność i łagodność. Takich samych zabiegów, 
jakie  mają  prowadzić  do  zdobycia  czyjejś  miłości,  uŜywa  się  zresztą,  aby  osiągnąć  powodzenie  w  Ŝyciu,  aby 
zdobyć sobie przyjaciół i wpływowych ludzi. W  mniemaniu  większości  ludzi  naszego  kręgu  kulturalnego  umieć 
zdobywać miłość to znaczy po prostu być sympatycznym i pociągającym fizycznie. 
 

Drugą  przesłanką,  z  której  wynika  pogląd,  Ŝe  o  miłości  niczego  nie  moŜna  się  nauczyć,  jest 

przekonanie, Ŝe problem miłości to problem o b i e k t u ,  a nie problem z d o l n o ś c i .  Ludzie myślą, Ŝe kochać to 
rzecz  prosta,  natomiast  trudne  jest  znalezienie  właściwego  obiektu  miłości,  zdobycie  czyjegoś  uczucia.  Na 
kształtowanie  takiej  postawy  wpłynęło  szereg  przyczyn  głęboko  zakorzenionych  w  rozwoju  dzisiejszego 
społeczeństwa.  Jedną  z  nich  jest  wielka  przemiana,  jaka  zaszła  w  dwudziestym  wieku  w  wyborze  „obiektu 
miłości". W epoce wiktoriańskiej, tak samo jak w wielu tradycyjnych kulturach, miłość w większości wypadków 
nie  była  spontanicznym,  osobistym  przeŜyciem,  które  następnie  miało  prowadzić  do  małŜeństwa.  Wprost 
przeciwnie  -  małŜeństwo  zawierano  na  zasadzie  umowy  między  zainteresowanymi  rodzinami  albo  aranŜowanej 
przez  zawodowego  swata,  albo  teŜ  bez  tego  rodzaju  pośrednictwa;  małŜeństwo  zawierano  opierając  się  na 
względach natury społecznej, zakładając, Ŝe miłość rozwinie się juŜ w czasie jego trwania. Od kilku pokoleń w 
całym  świecie  zachodnim  zapanowało  jednak  niemal  powszechnie  pojęcie  miłości  romantycznej.  W  Stanach 
Zjednoczonych,  choć  zawieranie  małŜeństw  na  zasadzie  umowy  zdarza  się  jeszcze  niekiedy,  ludzie  w  ogromnej 
większości  szukają  „miłości  romantycznej",  jakiegoś  osobistego  uczucia,  które  następnie  powinno  prowadzić  do 
małŜeństwa. To nowe pojęcie swobody w miłości musiało w znacznym stopniu uwypuklić waŜność o b i e k t u  w 
stosunku do waŜności f u n k c j i .  
 

 Z tym czynnikiem ściśle wiąŜe się inny charakterystyczny rys współczesnej kultury. Cała nasza kultura 

opiera się na Ŝądzy kupna, na idei wymiany korzystnej dla obu stron. Szczęście współczesnego człowieka to ów 
dreszczyk,  jakiego  doznaje  oglądając  wystawy  sklepowe  i  nabywając  to  wszystko,  na  co  moŜe  sobie  pozwolić 
kupując  za  gotówkę  lub  na  raty.  On  (lub  ona)  w  podobny  sposób  patrzą  na  ludzi.  Dla  męŜczyzny  pociągająca 
kobieta,  dla  kobiety  pociągający  męŜczyzna  -  są  zdobyczą,  której  nawzajem  szukają.  „Pociągający"  oznacza 
zazwyczaj zestaw właściwości poszukiwanych na ludzkim rynku. To, co czyni danego człowieka pociągającym, 
zaleŜy  od  mody  obowiązującej  w  danym  okresie,  i  to  zarówno  pod  względem  psychicznym,  jak  fizycznym.  W 
latach  dwudziestych  pociągająca  dziewczyna  piła,  paliła,  była  dzielna  i  miała  sex  appeal,  dzisiejsza  moda 
wymaga od kobiety raczej cnót domowych oraz skromności . U schyłku dziewiętnastego wieku i w początkach 
naszego stulecia męŜczyzna, aby być poŜądanym „towarem", musiał być agresywny i ambitny  - dzisiaj  wymaga 
się, by był towarzyski i tolerancyjny. W kaŜdym razie uczucia miłosne kieruje się zazwyczaj jedynie ku takiemu 
ludzkiemu towarowi, który moŜna zdobyć biorąc pod uwagę własne moŜliwości wymienne. Szukam korzystnego 
kupna;  obiekt  powinien  być  poŜądany  z  punktu  widzenia  jego  walorów  społecznych,  a  równocześnie  powinien 
chcieć mnie, ceniąc naleŜycie moje widoczne i ukryte aktywa oraz moŜliwości. Tak więc dwie osoby zakochują 
się  w  sobie,  kiedy  czują,  Ŝe  znalazły  najlepszy  osiągalny  na  rynku  obiekt,  uwzględniając  przy  tym  obustronne 
wartości wymienne. Często, podobnie jak przy nabywaniu nieruchomości, odgrywają duŜą rolę przy tych transak-
cjach ukryte moŜliwości, które mogą się w przyszłości zrealizować. 

background image

 

 

Nie naleŜy się specjalnie dziwić, Ŝe w kulturze, w której przewaŜa orientacja handlowa i w której sukces 

materialny jest najwyŜszą wartością, stosunki w dziedzinie ludzkiej miłości podlegają temu samemu schematowi 
wymiany, jaki rządzi rynkiem towarowym czy rynkiem pracy. 
Trzecim  błędem  prowadzącym  do  przekonania,  Ŝe  nie  moŜna  się  niczego  nauczyć  w  sprawach  miłości,  jest 
pomieszanie  początkowego  uczucia  z a k o c h a n i a   s i ę   ze  stałym  s t a n e m   k o c h a n i a   lub  teŜ,  jak 
moŜna by to lepiej wyrazić, „pozostawania w miłości". Jeśli dwoje ludzi, zupełnie sobie obcych, pozwala nagle, 
aby dzielący ich mur runął, zaczynają nagle czuć się sobie bliscy, to właśnie ten moment doznania jedności jest 
jednym  z  najbardziej  radosnych,  najbardziej  podniecających  przeŜyć  w  Ŝyciu.  Jest  on  tym  wspanialszy  i 
cudowniejszy  dla  ludzi,  którzy  byli  dotąd  odizolowani,  odcięci,  pozbawieni  miłości.  Temu  cudowi  nagłego 
zbliŜenia  dość  często  pomaga  połączony  z  nim  albo  teŜ  przezeń  zrodzony  pociąg  fizyczny  i  jego  zaspokojenie. 
JednakŜe tego rodzaju miłość z samej swej natury jest nietrwała. Dwoje ludzi dobrze się poznaje, ich zaŜyłość w 
coraz  większym  stopniu  zatraca  swój  cudowny  charakter,  aŜ  w  końcu  antagonizmy  i  rozczarowania,  wzajemne 
znudzenie się sobą zabiją to, co zostało jeszcze z początkowego podekscytowania. Jednak z początku ludzie nie 
zdają  sobie  z  tego  sprawy:  intensywność  szaleńczej  miłości,  „wariowanie"  na  swoim  punkcie  biorą  za  dowód 
potęgi miłości, podczas gdy moŜe to jedynie dowodzić, jak bardzo byli osamotnieni poprzednio. 
Przekonanie,  Ŝe  nie  ma  rzeczy  łatwiejszej  niŜ  miłość,  utrzymywało  się  jako  powszechny  pogląd  wbrew 
przytłaczającym  dowodom  świadczącym  o  czymś  wręcz  przeciwnym.  Nie  ma  chyba  sprawy,  którą  byśmy 
podejmowali  z  takimi  zawrotnymi  nadziejami  i  tak  pełni  oczekiwania,  która  by  jednak  zawodziła  z  taką 
regularnością  jak  miłość.  Gdyby  to  dotyczyło  jakiejkolwiek  innej  działalności,  ludzie  robiliby  wszystko,  aby 
dowiedzieć się, jakie są przyczyny tego niepowodzenia, chcieliby się nauczyć, jak moŜna postępować lepiej — lub 
zaniechaliby tego działania. PoniewaŜ ta ostatnia ewentualność, jeśli chodzi o miłość, jest niemoŜliwa, wydaje się, 
Ŝ

e  istnieje  tylko  jeden  skuteczny  sposób,  by  uniknąć  niepowodzenia  w  miłości:  zbadać  przyczyny  tego 

niepowodzenia i zabrać się do studiowania znaczenia miłości. 
Pierwszym  krokiem,  jaki  naleŜy  zrobić,  to  uświadomić  sobie,  Ŝe  miłość  jest  sztuką,  tak  samo  jak  sztuką  jest 
Ŝ

ycie;  jeŜeli  chcemy  nauczyć  się  kochać,  musimy  postępować  w  sposób  identyczny  jak  wówczas,  gdy  chcemy 

nauczyć  się  jakiejkolwiek  innej  sztuki,  powiedzmy  muzyki,  malarstwa,  stolarstwa,  sztuki  medycznej  czy 
inŜynieryjnej. 
 
  Co naleŜy zrobić, by nauczyć się jakiejś sztuki? 
 
Proces  nauki  moŜna  z  łatwością  podzielić  na  dwa  etapy:  pierwszy  -opanowanie  teorii;  drugi  -  opanowanie 
praktyki. Jeśli chcę się nauczyć sztuki medycznej, muszę najpierw poznać wszystkie fakty dotyczące ludzkiego 
ciała  i  rozmaitych  chorób.  Ale  jeśli  nawet  opanowałem  juŜ  tę  teoretyczną  wiedzę,  to  w  Ŝadnym  wypadku  nie 
opanowałem jeszcze sztuki medycznej. Stanę się mistrzem w tej dziedzinie dopiero po długiej praktyce, dopiero w 
chwili,  kiedy  w  końcu  rezultaty  mojej  teoretycznej  wiedzy  oraz  praktyki  zespolą  się  w  jedną  całość  -  zrodzą 
intuicje,  istotę  opanowania  kaŜdej  sztuki.  Ale  obok  poznania  teorii  i  praktyki  istnieje  jeszcze  trzeci  niezbędny 
czynnik, aby się stać mistrzem w jakiejkolwiek dziedzinie - opanowanie sztuki musi być sprawą maksymalnego 
zainteresowania;  nie  moŜe  być  nic  waŜniejszego  na  świecie  od  danej  sztuki.  Prawda  ta  odnosi  się  do  muzyki, 
medycyny,  stolarstwa  -  i  do  miłości.  I  tu  moŜe  właśnie  leŜy  odpowiedź  na  pytanie,  dlaczego  ludzie  naszej 
kultury  tak  rzadko  próbują  uczyć  się  tej  sztuki  mimo  tak  oczywistych  niepowodzeń  na  tym  polu;  chociaŜ 
pragnienie  miłości  tkwi  w  ludziach  tak  głęboko,  niemal  wszystko  inne  uwaŜa  się  za  waŜniejsze  niŜ  miłość: 
powodzenie, prestiŜ, pieniądze, władzę. Niema) całą naszą energię zuŜywamy na to. aby się nauczyć osiągać te 
cele, natomiast prawie nic nie robimy, aby nauczyć się sztuki miłości. 
A  moŜe ludzie uwaŜają, Ŝe warto jest uczyć się tylko tych rzeczy, za których pomocą  moŜna zdobyć pieniądze 
czy  prestiŜ,  i  Ŝe  miłość,  która  przynosi  korzyści  „jedynie"  duszy,  lecz  jest  bezuŜyteczna  w  nowoczesnym 
zrozumieniu, jest luksusem, na który nie mamy prawa poświęcać duŜo energii? Jakkolwiek ta sprawa wygląda, w 
dalszych  rozwaŜaniach  będę  traktował  sztukę  miłości  w  duchu  uprzedniego  podziału:  najpierw  omówię  teorię 
miłości - i to obejmie większą część ksiąŜki; następnie zajmę się praktyką miłości - będzie tego niewiele, tyle, ile 
moŜna powiedzieć o praktyce w tej czy jakiejkolwiek innej dziedzinie. 
 
 
 

II. Teoria miłości 

 
  Miłość jako rozwiązanie problemu ludzkiego istnienia 
 
 

KaŜda teoria miłości musi się zaczynać od teorii człowieka, ludzkiego istnienia. ChociaŜ spotykamy się z 

miłością,  a  raczej  jej  odpowiednikiem  u  zwierząt,  ich  przywiązanie  jest  w  głównej  mierze  wynikiem  zespołu 
instynktów; u człowieka działają jedynie resztki tego zespołu. Podstawową rzeczą w istnieniu człowieka jest fakt, 
Ŝ

e wynurzył się on z królestwa zwierząt, ze sfery instynktownego przystosowywania  się, Ŝe  ma transcendentną 

background image

 

naturę;  człowiek  nigdy  jej  nie  opuścił,  jest  jej  częścią  -a  jednak,  raz  od  niej  oderwany,  nie  moŜe  powrócić, 
wygnany  z  raju,  ze  stanu  pierwotnej  jedności  z  naturą.  Cherubini  z  gorejącymi  mieczami  zagrodzą  mu  drogę, 
gdyby próbował powrotu. Cztowiek moŜe posuwać się naprzód jedynie rozwijając swój rozum, znajdując nową 
harmonię, ludzką zamiast przedludzkiej, która została bezpowrotnie utracona. 
Kiedy  rodzi  się  człowiek  -  zarówno  rodzaj  ludzki,  jak  pojedynczy  osobnik  -  zostaje  on  wytrącony  z  sytuacji 
dokładnie określonej, równie określonej jak instynkty, i wepchnięty w sytuację, która jest nieokreślona, niepewna 
i otwarta. Pewność  istnieje jedynie  w  stosunku do przeszłości, natomiast jeśli chodzi o przyszłość, to pewna jest 
tylko śmierć. 
 

Człowiek  jest  obdarzony  rozumem;  jest  b y t e m   o b d a r z o n y m   s a m o ś w i a d o m o ś c i ą ,  

uświadamia  sobie  siebie,  swego  bliźniego,  swoją  przeszłość  oraz  moŜliwość  swojej  przyszłości.  Ta  świadomość 
samego  siebie  jako  odrębnej  jednostki,  świadomość  krótkotrwałości  Ŝycia,  faktu,  Ŝe  człowiek  rodzi  się 
niezaleŜnie od swej woli i Ŝe umiera wbrew tej woli, Ŝe umrze przed tymi, których kocha, albo Ŝe oni umrą przed 
nim, świadomość swojej samotności i  wyodrębnienia, swojej bezbronności wobec sił przyrody i społeczeństwa - 
wszystko  to  czyni  jego  odosobnione,  z  niczym  nie  związane  istnienie  więzieniem  nie  do  zniesienia.  Człowiek 
postradałby zmysły, gdyby nie mógł się uwolnić z tego więzienia, wyjść z niego, zjednoczyć się, w tej czy innej 
formie z ludźmi, z zewnętrznym światem.  
 

Poczucie osamotnienia wywołuje niepokój; stanowi ono w istocie źródło wszelkiego niepokoju. Jestem 

osamotniony  znaczy,  Ŝe  jestem  odcięty, Ŝe nie mogę  wykorzystać  moich ludzkich moŜliwości. Być samotnym to 
znaczy  być  bezradnym,  nie  móc  czynnie  zmierzyć  się  ze  światem  —  rzeczami,  ludźmi;  to znaczy,  Ŝe  świat  moŜe 
mnie  zaataktować,  podczas  gdy  ja  nie  mogę  się  bronić.  Tak  oto  samotność  staje  się  źródłem  intensywnego 
niepokoju.  Rodzi  ona  nadto  uczucie  wstydu  i  winy.  I  właśnie  to  poczucie  wstydu  i  winy  wyraŜone  zostało  w 
biblijnej historii Adama i Ewy. Gdy Adam i Ewa zjedli z „drzewa wiadomości dobrego i złego", gdy okazali się 
nieposłuszni (nie ma dobra i zła, jeśli nie ma moŜliwości nieposłuszeństwa) stali się ludźmi; wyzwoliwszy się z 
pierwotnej zwierzęcej harmonii z naturą spostrzegli, Ŝe „byli nadzy" i zawstydzili się. CzyŜ mamy przyjąć, Ŝe mit 
tak stary i podstawowy jak ten wyraŜa pruderyjną moralność dziewiętnastowiecznego spojrzenia na świat i Ŝe naj-
waŜniejszą  rzeczą,  j aką  ta  opowieść  chce  nam  przekazać,  jest  zakłopotanie  pierwszych  rodziców  widokiem 
genitaliów? PrzecieŜ chyba nie w tym rzecz, a gdybyśmy chcieli rozumieć tę opowieść w duchu wiktoriańskim, 
pominęlibyśmy sprawę zasadniczą, która, jak się wydaje, przedstawia się następująco: kiedy męŜczyzna i kobieta 
uświadomili sobie swoje własne i wzajemne istnienie, zdali sobie zarazem sprawę ze swego odosobnienia oraz z 
tego, Ŝe się od siebie róŜnią, poniewaŜ naleŜą do odmiennych płci. I mając świadomość swojego odosobnienia 
pozostali  sobie  obcy,  jako  Ŝe  nie  nauczyli  się  jeszcze  kochać  wzajemnie  (na  co  wyraźnie  wskazuje  równieŜ 
fakt, Ŝe  Adam broni  się zrzucając  winę  na Ewę, zamiast  stanąć  w jej obronie). Ś  w i a d o m o ś ć    l  u d z 
k i e g o  

o s a m o t ni e n i a   b e z p o n o w n e g o   p o ł ą c z e n i a   s i ę   p r z e z   m i ł o ś ć  

j e s t   ź r ó d ł e m    w s t y d u .    J e s t    z a r a z e m    ź r ó d ł e m    p o c z u c i a    w i n y  

i

 

 n i e p o k o j u .  

 

Tak  więc  najgłębszą  potrzebą  człowieka  jest  przezwycięŜenie  swego  ^odosobnienia,  opuszczenie 

więzienia  samotności.  C a ł k o w i t e   niepowodzenie  w  osiągnięciu  tego  celu  prowadzi  do  błędu,  jako  Ŝe 
paniczny  lęk  przed  zupełną  izolacją  moŜna  przezwycięŜyć  jedynie  przez  radykalne  wycofanie  się  ze  świata 
zewnętrznego,  aŜ  znika  uczucie  osamotnienia  —  poniewaŜ  świat  zewnętrzny,  z  którego  człowiek  się  wyobcował, 
przestaje istnieć. 
Człowiek wszystkich czasów i kultur staje wobec jednego i tego samego pytania: jak przezwycięŜyć samotność, 
jak uzyskać poczucie jedności, jak przekroczyć granicę własnego osobistego Ŝycia i znaleźć zadośćuczynienie? 
Takie  samo  pytanie  stawia  sobie  człowiek  jaskiniowy,  koczownik  pasący  swe  stada,  egipski  rolnik,  fenicki 
kupiec,  rzymski  Ŝołnierz,  średniowieczny  mnich,  japoński  samuraj  i  dzisiejszy  urzędnik  bądź  robotnik 
fabryczny.  Pytanie  jest  to  samo,  jako  Ŝe  wypływa  z  tego  samego  źródła:  z  sytuacji  człowieka,  z  warunków 
ludzkiego istnienia. Odpowiedzi mogą być róŜne. MoŜna odpowiadać oddając cześć zwierzętom, składając ofiary z 
ludzi  lub  dokonując  militarnych  podbojów,  nurzając  się  w  zbytku,  uprawiając  ascezę,  oddając  się  z 
zapamiętaniem pracy lub artystycznej twórczości, wreszcie pielęgnując w sobie miłość Boga i miłość człowieka. 
ChociaŜ istnieje tyle tych rozwiązań, których  zapis  tworzy  historię  człowieka  -  niemniej  jednak  liczba  ich  nie 
jest  niezliczona.  Wprost  przeciwnie,  jeŜeli  pominąć  drobniejsze  róŜnice  dotyczące  raczej  drugorzędnych 
szczegółów  niŜ  sedna  sprawy,  dochodzi  się  do  wniosku,  Ŝe  istnieje  tylko  określona  liczba  odpowiedzi,  jakie 
zostały  juŜ  udzielone  i  mogły  być  udzielone  przez  człowieka  róŜnych  kultur,  w  których  Ŝył.  Historia  religii  i 
filozofii stanowi właśnie dzieje tych odpowiedzi, ich róŜnorodności, jak równieŜ ich ilościowego ograniczenia. 
 

Odpowiedzi te zaleŜą w pewnej mierze od stopnia indywidualizacji osiągniętego przez dana jednostkę. 

U niemowlęcia osobowość rozwinięta jest w bardzo nikłym stopniu; wciąŜ czuje się ono jednością z matką, nie 
czuje  się  samo,  dopóki  matka  jest  przy  nim.  Przed  uczuciem  samotności  chroni  je  jej  fizyczna  obecność,  jej 
piersi i ciało. Dopiero w miarę jak u dziecka zaczyna wzrastać poczucie odrębności i indywidualności, przestaje mu 
wystarczać fizyczna obecność matki, zaczyna narastać potrzeba przezwycięŜenia osamotnienia w inny sposób. 
Podobnie cały rodzaj ludzki w okresie swego niemowlęctwa ma poczucie zespolenia z naturą. Ziemia, zwierzęta, 
rośliny  -  wciąŜ  są  światem  człowieka.  UtoŜsamia  się  on  ze  zwierzętami,  co  wyraŜa  się  noszeniem  masek 

background image

 

zwierzęcych,  oddawaniem  czci  zwierzęcym  totemom  lub  teŜ  zwierzętom-bogom.  Ale  w  miarę  jak  rodzaj  ludzki 
uwalnia się z tych pierwotnych więzów, coraz bardziej oddala się od naturalnego świata, coraz mocniejsza staje 
się potrzeba znalezienia nowych dróg ucieczki przed osamotnieniem. 
    Jedną  z  metod  prowadzących  do  tego  celu  jest  dąŜenie  do  osiągnięcia  róŜnych  stanów  orgiastycznych.  Mogą 
mieć one formę wywołanego przez samego człowieka transu, czasem osiąga się je przy pomocy narkotyków. 
Wiele  obrzędów  szczepów  pierwotnych  stanowi  Ŝywy  obraz  rozwiązań  tego  rodzaju.  W  krótkotrwałym  stanie 
egzaltacji  świat  zewnętrzny  znika,  a  wraz  z  nim  znika  poczucie  własnej  odrębności.  PoniewaŜ  obrzędy  te 
praktykowane są wspólnie, dochodzi do tego jeszcze świadomość stopienia się z grupą, co czyni dane rozwiązanie 
jeszcze  bardziej  skutecznym.  Blisko  z  nimi  spokrewnione  i  często  towarzyszące  tym  stanom  orgiastycznym  są 
doznania  seksualne.  Orgazm  seksualny  moŜe  wytworzyć  stan  podobny  do  transu  albo  do  działania  pewnych 
narkotyków. Obrzędy polegające na wspólnym uprawianiu orgii seksualnych stanowiły jeden z elementów wielu 
pierwotnych  obrzędów.  Wydaje  się,  Ŝe  po  przeŜyciu  orgiastycznym  człowiek  moŜe  Ŝyć  przez  pewien  czas  i  nie 
cierpieć  zbytnio  z  powodu  swego  osamotnienia.  Później  natęŜenie  niepokoju  narasta  powoli,  po  czym,  po 
ponownym powtórzeniu obrzędu, znowu opada. 
 

Póki  owe  stany  orgiastyczne  są  praktykowane  wspólnie  przez  szczep,  nie  wywołują  niepokoju  czy 

poczucia  winy.  Postępowanie  takie  uznane  jest  za  rzecz  słuszną,  a  nawet  cnotliwą,  jako  Ŝe  uczestniczą  w  nim 
wszyscy,  a  czarownicy  czy  kapłani  nawet  tego  wymagają;  dlatego  teŜ  nie  ma  powodu  do  poczucia  winy  lub 
wstydu. Rzecz zaczyna wyglądać zgoła inaczej, kiedy na tego rodzaju rozwiązanie decyduje się człowiek Ŝyjący 
w kulturze, która przestała juŜ stosować te wspólne praktyki. Alkoholizm czy narkomania to formy, jakie wybiera 
jednostka  Ŝyjąca  w  kulturze  nieorgiastycznej.  W  przeciwieństwie  do  osób  biorących  udział  w  praktykach 
uznawanych  i  stosowanych  przez  społeczeństwo  jednostki  takie  odczuwają  winę  i  wyrzuty  sumienia.  Szukają 
ucieczki przed osamotnieniem w alkoholizmie czy narkotykach, ale tym bardziej czują się samotne po zakończeniu 
orgiastycznego  doznania,  po  czym  pojawia  się  potrzeba  .powtarzania  go  z  coraz  większą  częstotliwością  i  siłą. 
Jedynie nieznacznie róŜni się od tego uciekanie się do orgiastycznych doznań seksualnych. W pewnym sensie jest 
to  naturalna  i  normalna  forma  przezwycięŜania  poczucia  samotności i  stanowi częściowe rozwiązanie problemu 
izolacji. JednakŜe u wielu osobników, którzy nie mogą osiągnąć w inny sposób ulgi w cierpieniu osamotnienia, 
dąŜenie do seksualnego orgazmu pełni funkcję nie róŜniącą się wiele od ucieczki w alkoholizm czy narkomanię. 
Staje się ono desperacką próbą ratunku przed niepokojem zrodzonym z osamotnienia, co w rezultacie prowadzi 
do coraz bardziej zwiększającego się uczucia izolacji, jako Ŝe akt seksualny, w którymjwaki_uczucia,_ nie  moŜe 
przerzucić mostu nad przepaścią dzielącą dwoje ludzi, chyba tylko na bardzo krótki okres czasu. 
 
    Wszystkie  formy  orgiastycznego  zespolenia  mają  trzy  cechy  charakterystyczne:  są  silne.  a  nawet 
gwałtowne;ipbejmują  całą  osobowość,  zarówno  psychikę,  jak  i  ciało  są  przemijające  i  okresowe.  Coś  wręcz 
przeciwnego moŜna powiedzieć o tej formie zespolenia, która jest o wiele częstszym rozwiązaniem wybieranym 
przez  człowieka  w  przeszłości  i  obecnie:  jest  to  zespolenie  oparte  na  dostosowaniu  się  do  grupy,  do    jej 
zwyczajów, praktyk i wierzeń. I tu znowu widzimy znaczny postęp. 
 

 W społeczeństwie pierwotnym grupa jest nieliczna; składa się z jednostek związanych wspólnotą krwi i 

ziemi.  W  miarę  rozwoju  kultury  grupa  powiększa  się;  staje  się  zbiorowiskiem  obywateli  polis,  zbiorowiskiem 
obywateli  wielkiego  państwa,  członków  Kościoła.  Nawet  ubogi  Rzymianin  odczuwał  dumę,  poniewaŜ  mógł 
powiedzieć: „Civis romanus sum." Rzym i imperium były jego rodziną, jego domem, jego światem. RównieŜ i w 
dzisiejszym  społeczeństwie  zachodnim  zespolenie  z  grupą  jest  dominującym  sposobem  przezwycięŜenia 
osamotnienia.  Dzięki  zespoleniu  w  znacznym  stopniu  znika  własna  osobowość  i  to  właśnie  jest  celem 
przynaleŜności do stada. JeŜeli jestem taki sam jak wszyscy, jeŜeli czuję i myślę w sposób nie róŜniący mnie od 
innych,  jeŜeli  dostosowuję  się  do  zwyczajów,  ubioru  i  poglądów,  do  wzorca  obowiązującego  w  grupie-jestem 
uratowany; uratowany od przeraŜającego uczucia osamotnienia. Ustroje dyktatorskie zmuszają do konformizmu 
groźbą i terrorem; kraje demokratyczne - perswazją i propagandą. Między tymi dwoma systemami istotnie widać 
wielką  róŜnicę.  W  demokracji  niedostosowywanie  się  jest  moŜliwe  i  rzeczywiście  się  zdarza;  w  systemach  tota-
litarnych  natomiast  moŜna  przyjąć,  Ŝe  jedynie  kilku  niezwykłych  bohaterów  i  męczenników  odmówi 
posłuszeństwa.  A  jednak  mimo  tej  róŜnicy  społeczeństwa  demokratyczne  wykazują  ogromny  stopień 
ujednolicenia. Przyczyny tego szukać naleŜy  w fakcie, Ŝe potrzeba zespolenia musi być zaspokojona, a jeśli nie 
ma  innego  lub  lepszego  sposobu,  wówczas  zaczyna  dominować  dąŜność  dostosowania  się  do  stada,  do 
zjednoczenia z nim. Siłę lęku, aby nie okazać się innym, aby nie oddalić się choćby na kilka kroków od stada, 
moŜna zrozumieć jedynie wówczas, gdy pojmie się, jak głęboka jest potrzeba współuczestnictwa. Niekiedy ten 
lęk  przed  niedostosowaniem  się  moŜna  tłumaczyć  jako  lęk  przed  praktycznymi  niebezpieczeństwami,  które  by 
mogły  grozić  takiemu  nonkonformiście.  W  rzeczywistości  jednak  ludzie  znacznie  bardziej  c h c ą   się 
dostosowywać, niŜ są do tego z m u s z a n i... 
 

Wielu  ludzi  nawet  nie  zdaje  sobie  sprawy  ze  swej  gotrzeby  przystosowania.  śyją  pełni  złudzeń,  Ŝe 

postępują  zgodnie  ze  swoimi  przekonaniami  i  skłonnościami,  Ŝe  są  indywidualistami,  Ŝe  dochodzą  do  swoich 
poglądów  drogą  własnego  rozumowania,  Ŝe  jedynie  dzięki  przypadkowi  ich  koncepcje  pokrywają  się  z 
koncepcjami  większości.  Powszechna  zgoda  słuŜy  im  za dowód,  Ŝe  te przekonania  są  słuszne. PoniewaŜ  wciąŜ 

background image

 

jeszcze istnieje potrzeba odczuwania pewnej indywidualności, zostaje ona zaspokojona na polu  mało istotnych 
róŜnic;  inicjały  na  torebce  czy  swetrze,  wywieszka  z  nazwiskiem  kasjera  bankowego,  przynaleŜność  do  partii 
demokratycznej  zamiast  do  partii  republikańskiej,  do  takiego,  a  nie  innego  klubu  -  stają  się  wyrazem 
indywidualnych odrębności. Reklamowy  slogan:  „to  jest  inne"  -  wyraźnie  wskazuje  na  tę  wzruszającą  potrzebę 
odróŜniania się, podczas gdy w rzeczywistości juŜ prawie nic z niego nie pozostało. 
 

Ta  wzrastająca  tendencja  do wyeliminowania  róŜnic  wiąŜe  się  ściśle  z pojęciem i poczuciem równości, 

jakie wzmaga się w najbardziej rozwiniętych społeczeństwach przemysłowych. Równość w religijnym kontekście 
oznaczała,  Ŝe  wszyscy  jesteśmy  dziećmi  Boga,  Ŝe  wszyscy  posiadamy  ten  sam  ludzko-boski  pierwiastek,  Ŝe 
wszyscy  stanowimy  jedność.  Znaczyła  ona  równieŜ,  Ŝe  naleŜy  szanować  właśnie  róŜnice  pomiędzy  ludźmi,  Ŝe 
aczkolwiek jest prawdą, Ŝe wszyscy stanowimy jedno, jest równieŜ prawdą, Ŝe kaŜdy z nas jest niepowtarzalnym 
istnieniem,  jest  wszechświatem  sam  w  sobie.  To  przekonanie  o  wyjątkowości  jednostki  wyraŜone  jest  na 
przykład  w  stwierdzeniu  Talmudu:  „Kto  ocali  jedno  Ŝycie,  postępuje  tak,  jakby  uratował  cały  świat;  kto 
unicestwi jedno Ŝycie, czyni tak, jakby unicestwił cały świat". 
 

Filozofia  Oświecenia  równieŜ  stalą  na  stanowisku,  Ŝe  równość  jest  koniecznym  warunkiem  rozwoju 

indywidualności.  Oznacza  to  (najjaśniej  sformułował  to  Kant),  iŜ  Ŝaden  człowiek  nie  moŜe  być  środkiem  do 
osiągnięcia celów innego człowieka, a takŜe, Ŝe wszyscy ludzie są równi, poniewaŜ są dla siebie celami i jedynie 
celami. Kierując się ideami Oświecenia myśliciele socjalistyczni róŜnych szkół określali równość człowieka jako 
zniesienie  wyzysku  człowieka  przez  człowieka,  niezaleŜnie  od  tego,  czy  wyzysk  ten  jest  okrutny,  czy  teŜ 
„ludzki". 
 

We  współczesnym  społeczeństwie  kapitalistycznym  znaczenie  równości  uległo  przekształceniu.  Przez 

równość rozumie  się dzisiaj równość automatów, ludzi, którzy utracili swoją indywidualność. Równość oznacza 
dzisiaj raczej „identyczność" niŜ „jedność". Jest to identyczność abstrakcji, identyczność ludzi wykonujących tę 
samą pracę, ludzi, którzy mają te same rozrywki, czytają te same gazety, mają te same uczucia i te same idee. Z 
tego względu równieŜ trzeba patrzeć z pewnym sceptycyzmem  na  niektóre osiągnięcia,  wychwalane zazwyczaj 
jako oznaki naszego postępu, na przykład na kwestię równouprawnienia kobiet. Nie muszę chyba zaznaczać, Ŝe 
nie  występuję  przeciwko  równouprawnieniu  kobiet,  lecz  pozytywne  aspekty  tego  dąŜenia  do  równości  nie 
powinny  nikogo  wprowadzać w błąd. Jest to jeden z elementów dąŜenia do zatarcia  wszelkich róŜnic.  Równość 
kupuje się za tę właśnie cenę: kobiety posiadają równouprawnienie, poniewaŜ przestały się róŜnić od męŜczyzn. 
Twierdzenie  filozofii  Oświecenia:  ,,1'ame  n'a  pas  de  sexe",  dusza  nie  posiada  płci,  zostało  ogólnie  przyjęte. 
Biegunowa  róŜnica  pici  znika,  a  wraz  z  nią  znika  miłość  erotyczna  oparta  na  tej  właśnie  róŜnicy.  MęŜczyźni  i 
kobiety stają się t a c y   s a m i ,   a nie r ó w n i ,   jak  przeciwległe bieguny. Współczesne  społeczeństwo głosi ten 
ideał niezindywidualizowanej równości, poniewaŜ potrzebuje ludzkich atomów, z których kaŜdy będzie taki sam, 
aby działały w masowych zbiorowiskach sprawnie, bez tarć; aby wszyscy słuchali tych samych rozkazów, a jednak 
aby  kaŜdy był przekonany, Ŝe postępuje zgodnie ze swoimi  własnymi pragnieniami. Podobnie jak nowoczesna 
produkcja  masowa  wymaga  standaryzacji  wyrobów,  tak  samo  proces  zachodzący  w  społeczeństwie  wymaga 
standaryzacji człowieka i tę właśnie standaryzację nazwano „równością". 
 

Zespolenie przez dostosowanie się nie ma ani intensywnego, ani gwałtownego charakteru; jest łagodne, 

dyktowane  rutyną  i  właśnie  z  tego  powodu  często  nie  wystarcza,  aby  uśmierzyć  niepokój  wyobcowania. 
Przypadki  alkoholizmu,  narkomanii,  erotomanii  oraz  samobójstw  są  we  współczesnym  zachodnim 
społeczeństwie  symptomami  pewnej  poraŜki  w  wysiłkach  przystosowania  się  do  stada.  Co  więcej,  wyjście  to 
dotyczy  głównie  sfery  umysłu,  a  nie  ciała,  i  równieŜ  z  tego  powodu  nie  moŜna  go  porównać  do  rozwiązań 
orgiastycznych. Przystosowanie się do stada posiada tylko jedną wyŜszość: ma charakter stały, a nie dorywczy. 
Jednostka  wdraŜa  się  w  stosowanie  pewnych  wzorców  postępowania  od  trzeciego  lub  czwartego  roku  Ŝycia,  po 
czym nigdy juŜ nie traci kontaktu ze stadem. Nawet pogrzeb, na który juŜ zawczasu patrzy jako na swoje ostatnie 
wielkie wystąpienie towarzyskie, odbywa się według ściśle ustalonego rytuału. i Poza przystosowaniem się jako 
próbą  uwolnienia  się  od  niepokoju  wywołanego  uczuciem  wyobcowania  naleŜy  rozwaŜyć  równieŜ  i  inny 
czynnik współczesnego Ŝycia: rolę rutyny pracy i rutyny rozrywki. Człowiek staje się „ośmiogodzinowcem", jest 
częścią  siły  roboczej  lub  zbiurokratyzowanej  armii  urzędników  czy  kierowników.  Ma  minimum  inicjatywy, 
wykonywaną przez niego czynność wyznaczają zasady organizacji  pracy;  nie  ma  nawet  wielkiej  róŜnicy  między 
tymi,  co  na  górze,  a  tymi,  co  są  na  samym  dole  hierarchicznej  drabiny.  Wszyscy  wykonują  czynności 
przewidziane  przez  strukturę  organizacji,  w  przepisanym  tempie  i  w  przepisany  sposób.  Nawet  uczucia  są 
ustalone: wyrozumiałość, pogoda, solidność, ambicja i zdolność gładkiego współŜycia z otoczeniem. Rozrywka 
jest równieŜ zrutynizowana w podobny, chociaŜ nie aŜ tak drastyczny sposób. KsiąŜki  wybierane są przez kluby 
ksiąŜek,  widowiska  przez  właścicieli  kin  i  teatrów,  którzy  płacą  za  slogany  reklamowe;  cała  reszta  jest  równieŜ 
ujednolicona: niedzielna wycieczka samochodem, zebrania przy telewizorze, partia kart, przyjęcia towarzyskie. 
Od  urodzenia  się  do  śmierci,  od  poniedziałku  do  poniedziałku,  od  rana  do  wieczora  -  wszystkie  czynności  są 
zrutynizowane,  prefabrykowane.  I  jak  człowiek  schwytany  w  sieć  tej  rutyny  moŜe  nie  zapomnieć,  Ŝe jest  czło-
wiekiem,  niepowtarzalną  indywidualnością,  kimś,  kto  otrzymał  tylko  jedną  szansę  Ŝycia  ze  wszystkimi 
nadziejami  i  rozczarowaniami,  ze  smutkiem  i  lękiem,  z  tęsknotą  za  miłością  i  strachem  przed  nicością  i 
samotnością? 

background image

 

  Trzecim  sposobem  osiągnięcia  zespolenia  jest  d z i a ł a l n o ś ć   t w ó r c z a ,   działalność  wybitnego  artysty 
czy rzemieślnika. W kaŜdej twórczej pracy człowiek tworzący zespala się ze swoim tworzywem reprezentującym 
zewnętrzny, istniejący poza nim świat. Czy stolarz robi stół, czy złotnik klejnot, czy rolnik uprawia zboŜe, czy 
malarz  maluje obraz - we  wszystkich typach pracy twórczej pracujący i przedmiot jego pracy stają się jednym, 
człowiek  zespala  się  ze  światem  w  procesie  tworzenia.  JednakŜe  odnosi  się  to  jedynie  do  pracy  twórczej,  do 
pracy,  którą  j  a  s  a  m  planuję,  wykonuję,  oglądam  jej  rezultaty.  W  dzisiejszej  pracy  urzędnika  czy  robotnika 
stojącego  przy  nie  mającej  końca  taśmie  bardzo  niewiele  pozostało  z  tej  „zespalającej''  właściwości  pracy. 
Robotnik  staje  się  dodatkiem  do  maszyny  lub  do  biurokratycznej  organizacji.  Przestał  być  sobą  -  nie  ma  więc 
mowy o Ŝadnym zespoleniu, jest tylko podporządkowanie się jednostki. 
 

Zespolenie osiągnięte w twórczej pracy nie zespala ludzi; zespolenie osiągane w stanach orgiastycznych 

jest  przejściowe;  zespolenie  przez  przystosowanie  się  jest  jedynie  pseudozespoleniem.  A  zatem  wszystkie  te 
rozwiązania  są  jedynie  częściowym  rozwiązaniem  problemu  istnienia.  Pełne  rozwiązanie  leŜy  w  osiągnięciu 
międzyludzkiego zespolenia, w zjednoczeniu się z innym człowiekiem w miłości. 
 

Pragnienie  zjednoczenia  się  z  drugim  człowiekiem  jest  najpotęŜniejszym  dąŜeniem  ludzi.  Jest  ono 

najbardziej  podstawową  namiętnością,  jest  silą  cementującą  cały  rodzaj  ludzki,  klan,  rodzinę,  społeczeństwo. 
Męska na tym polu oznacza obłęd lub zagładę - zagładę samego siebie lub zagładę innych. Bez miłości ludzkość 
nie mogłaby istnieć ani jednego dnia. A jednak jeŜeli nazywamy zjednoczenie się ludzi „miłością", natychmiast 
znajdujemy się w powaŜnym kłopocie. Zjednoczenie moŜna osiągać róŜnymi drogami - to, co róŜne, nie jest ani 
trochę mniej waŜne od tego, co jest wspólne dla róŜnych form miłości. Czy wszystkie moŜna nazywać „miłością"? 
Czy  moŜe  powinniśmy  zastrzec  prawo  do  uŜywania  słowa  „miłość"  jedynie  na  określenie  szczególnego  rodzaju 
zjednoczenia  -  tego,  które  było  doskonałą  cnotą  we  wszystkich  wielkich  humanistycznych  religiach  i  systemach 
filozoficznych w ciągu ostatnich czterech tysięcy lat wschodniej i zachodniej historii? 
 

Jak przy wszystkich trudnościach semantycznych, tak i tu odpowiedź moŜe być jedynie arbitralna. WaŜne, 

Ŝ

e  wiemy,  o  jakiego  rodzaju  zjednoczeniu  mówimy  mając  na  myśli  miłość.  Czy  mamy  na  myśli  miłość  jako 

dokładnie  przemyślane  rozwiązanie  problemu  istnienia,  czy  teŜ  mówimy  o  tych  niedoskonałych  formach 
miłości,  które  moŜna  określić  jako z j e d n o c z e n i e   s y m b i o t y c z n e ?   Na następnych stronach będę 
nazywał miłością tylko tę pierwszą formę, natomiast rozpatrywanie „miłości" zacznę od drugiej. 
Z j e d n o c z e n i e   s y m b i o t y c z n e   znajduje  swój  biologiczny  model  w  stosunku  zachodzącym 
pomiędzy  cięŜarną  kobietą  a  jej  płodem.  Stanowią  dwie  istoty,  a  jednak  są  jednym.  śyją  razem  (symbiosis), 
potrzebują się nawzajem. Płód jest częścią matki, otrzymuje od niej wszystko, czego potrzebuje; matka jest jak 
gdyby  jego  światem:  Ŝywi  go,  ochrania,  ale  równieŜ  jej  własne  Ŝycie  bije  Ŝywszym  tętnem.  W 
p s y c h i c z n y m   zjednoczeniu  symbiotycznym  dwa  ciała  są  od  siebie  niezaleŜne,  jednakŜe  na  płaszczyźnie 
psychologicznej równieŜ istnieje taki właśnie rodzaj więzi. 
     
        B i e r n a  forma zjednoczenia symbiotycznego polega na podporządkowaniu się albo, uŜywając terminu 
klinicznego, na m a s o c h i z m i e. Masochista ucieka przed nie dającym się znieść uczuciem wyobcowania i 
izolacji, czyniąc  z  siebie  nierozdzielną część  składową Drugiego  człowieka,  który rozkazuje  mu,  kieruje  nim, 
ochrania,  który  jest  jego  Ŝyciem,  jego  -  by  tak  rzec  -  tlenem.  Wyolbrzymia  on  siłę,  której  się  oddaje,  czy  to 
będzie  człowiek,  czy  Bóg;  oni  są  dla  niego  wszystkim,  on  zaś  jest  niczym,  istnieje  o  tyle,  o  ile  stanowi  ich 
część.  Jako  ta  część  staje  się  częścią  wielkości,  potęgi,  pewności.  Masochista  nie  musi  podejmować  Ŝadnych 
decyzji,  nie  musi  brać  na  siebie  Ŝadnego  ryzyka;  nigdy  nie  jest  sam  -  ale  nie  jest  równieŜ  niezaleŜny,  nie  ma 
integralności,  jeszcze  się  w  pełni  nie  narodził.  W  religijnym  kontekście  przedmiot  uwielbienia  określa  się  jako 
boŜyszcze;  w  kontekście  świeckim  podstawowy  mechanizm  stosunku  w  miłości  masochistycznej,  mechanizm 
bałwochwalstwa,  jest  identyczny.  Stosunek  masochistyczny  moŜe  się  łączyć  z  fizycznym  poŜądaniem;  w  tym 
wypadku  jest  on  podporządkowaniem  się  nie  tylko  umysłu,  lecz  i  ciała.  MoŜna  w  sposób  masochistyczny 
podporządkować się losowi, chorobie, rytmicznej muzyce, stanowi orgiastycznemu pod wpływem narkotyku czy 
w  transie  hipnotycznym-  We  wszystkich  tych  wypadkach  człowiek  wyrzeka  się  swojej  integralności,  staje  się 
narzędziem  kogoś  lub  czegoś,  co  istnieje  poza  nim;  nie_  musi  rozwiązywać  problemu  bytowania  przez 
produktywną działalność. 
 

  

 

 C z y n n ą  formą symbiotycznego zjednoczenia jest panowanie albo - uŜywając terminu psychologicznego 

odpowiadającego  masochizmowi  -  s  a d  y z  m. Sadysta chce  uciec od swojej  samotności  i  uczucia  uwięzienia 
czyniąc z drugiego człowieka nieodłączną część samego siebie. Wchłonąwszy w siebie drugiego człowieka, który 
go uwielbia, wyolbrzymia sam siebie i podnosi własną wartość. 
Sadysta jest w równej mierze zaleŜny od podporządkowanej sobie osoby jak ta od niego; Ŝadna z tych osób nie 
moŜe  Ŝyć  bez  drugiej.  RóŜnica  polega  jedynie  na  tym,  Ŝe  sadysta  rozkazuje,  wyzyskuje,  zadaje  cierpienia, 
upokarza,  a  masochista  pozwala  sobą  komenderować,  jest  wyzyskiwany,  doznaje  cierpień,  poniŜeń.  W 
realistycznym sensie jest to róŜnica bardzo istotna; jednakŜe w sensie głębszym, emocjonalnym, nie jest ona tak 
wielka  jak  to,  co  łączy  obie  te  postawy:  zjednoczenie  bez  integralności.  JeŜeli  się  to  rozumie,  nie  zadziwi 
odkrycie,  Ŝe  na ogół jeden człowiek  moŜe  się zachowywać i jak sadysta, i jak  masochista, zazwyczaj jednak 

background image

 

wobec róŜnych obiektów. Hitler zachowywał się jak  sadysta wobec ludzi, natomiast był masochistą wobec losu, 
historii, „siły wyŜszej" natury. Jego koniec - samobójstwo, któremu towarzyszyła zagląda całego imperium - jest 
równie charakterystyczne jak jego marzenie o zwycięstwie - totalnym panowaniu.

1

 

 

W  przeciwieństwie  do  zjednoczenia  symbiotycznego  dojrzała  mi łość  j e s t   z j ed n o c z e n i e m 

u w a r u n k o w a n y m   zachowan i e m   i n t e g r a l n o ś c i   c z ł o w i e k a ,   jego  indywidualności.  M i ł o ś ć   jejt 
a k t y w n ą  s i ł ą  w c z ł o w i e k u ,  siłą, która przebija się przez mury oddzielające człowieka od jego bliźnich, siłą 
jednoczącą go z innymi; dzięki miłości człowiek przezwycięŜa uczucie izolacji i osamotnienia pozostając przy tym 
sobą,  zachowując  swą  integralność.  W  miłości  urzeczywistnia  się  paradoks,  Ŝe  dwie  istoty  stają  się  jedną, 
pozostając mimo to dwiema istotami. 
 

JeŜeli mówimy, Ŝe miłość jest działaniem, natykamy się na trudność polegającą na dwuznaczności słowa 

„działanie". Przez „działanie" w dzisiejszym ujęciu tego słowa rozumiemy zazwyczaj czynność, która kosztem 
pewnego nakładu energii powoduje jakąś zmianę w istniejącej sytuacji. UwaŜamy więc, Ŝe człowiek jest aktywny, 
jeŜeli  prowadzi  interesy,  studiuje  medycynę,  pracuje  przy  taśmie  automatycznej,  robi  stół  lub  uprawia  sporty. 
Wspólną  cechą  tych  wszystkich  czynności  jest  to,  Ŝe  skierowane  są  one  na  osiągnięcie  jakiegoś  zewnętrznego 
celu. Nie bierze się natomiast pod uwagę m o t y w a c j i  tej działalności. Weźmy na przykład człowieka, którego 
do nieustannej pracy popycha uczucie głębokiej niepewności i osamotnienia, lub kogoś, kim powoduje ambicja 
czy  Ŝądza pieniędzy. W obu tych  wypadkach  człowiek  jest niewolnikiem  namiętności, a jego działalność jest  w 
rzeczywistości  „biernością",  gdyŜ  jest  on  popędzany;  jest  ofiarą,  a  nie  „sprawcą".  Z  drugiej  strony  człowiek, 
który  siedzi  spokojnie  i  rozmyśla,  nie  mając  w  tym  Ŝadnego  innego  celu  poza  zgłębieniem  samego  siebie  i 
swojej  jedności  ze  światem,  uwaŜany  jest  za  człowieka  „biernego",  poniewaŜ  nie  „robi"  nic.  A  w  istocie  to 
oddawanie  się  skoncetrowanej  medytacji  jest  najwyŜszą  formą  aktywności,  jaka  istnieje,  jest  działaniem  duszy, 
moŜliwym  jedynie  pod  warunkiem  istnienia  wewnętrznej  wolności  i  niezaleŜności.  Jedno  z  pojęć  działania, 
pojęcie  dzisiejsze,  definiuje  je  jako  uŜycie  energii  dla  osiągnięcia  zewnętrznych  celów;  inne  mówi  o  uŜyciu 
wrodzonych  sil  człowieka,  niezaleŜnie  od  tego,  czy  pociąga  to  za  sobą  jakąkolwiek  zmianę  w  świecie 
zewnętrznym. Tę ostatnią koncepcję działania najwyraźniej sformułował Spinoza.

2

 

 

W ś r ó d   uczuć  rozróŜnia  on  uczucia  czynne  i  bierne,  „działania"  i  „namiętności".  Przy  uczuciach 

czynnych człowiek jest wolny, jest panem swego działania; natomiast przy biernych człowiek jest kierowany, jest 
przedmiotem  działających  nań  motywów,  z  których  nie  zdaje  sobie  sprawy.  Tak  więc  Spinoza  dochodzi  do 
stwierdzenia,  Ŝe  cnota  i  siła  są  tym  samym.  Zawiść,  zazdrość,  ambicja,  wszelkie  formy  poŜądania  -  są  na-
miętnościami; miłość jest działaniem, zastosowaniem ludzkiej siły, mogącym się przejawiać jedynie w warunkach 
wolności, nigdy zaś w wyniku przymusu. 
 

Miłość  to  działanie,  a  nie  bierne  doznawanie.  Czynny  charakter  miłości  moŜna  najogólniej  określić 

zdaniem, Ŝe kochać to przede wszystkim d a w a ć, a nie brać. 
 

Co  to  znaczy  dawać?  ChociaŜ  odpowiedź  na  to  wydaje  się  zupełnie  prosta,  w  istocie  jednak  jest 

ogromnie  niejasna  i  zawiła.  Najbardziej  rozpowszechnionym  nieporozumieniem  jest  przypuszczenie,  Ŝe  dawać 
znaczy  „wyrzekać się", Ŝe  człowiek  się czegoś pozbawia lub  Ŝe się poświęca. W ten sposób odczuwa akt dawania 
człowiek, który w swoim rozwoju nie  wzniósł się ponad stan zainteresowania otrzymywaniem, wyzyskiwaniem i 
gromadzeniem. Człowiek o nastawieniu komercyjnym chce dawać, ale jedynie wówczas, kiedy otrzymuje coś w 
zamian;  dawanie  bez  otrzymywania  jest  dla  niego  oszustwem.

3

  Ludzie  o  nieproduktywnym  nastawieniu 

odczuwają dawanie jako zuboŜenie. Dlatego teŜ większość osób tego rodzaju dawać nie chce. Niektórzy czynią z 
dawania cnotę, traktując to jako czynienie ofiary. UwaŜają, Ŝe naleŜy dawać właśnie dlatego, iŜ jest to przykre; 
pozytywna wartość dawania leŜy dla nich w samym akcie zgody na poniesienie ofiary. Dla ludzi tych zasada, Ŝe 
lepiej jest dawać niŜ brać, oznacza, Ŝe lepiej cierpieć z powodu utraty niŜ doznawać radości. 
 

Dla  osób  produktywnych  dawanie  posiada  zupełnie  inne  znaczenie.  Dawanie  jest  najwyŜszym 

przejawem  mocy.  W  samym  akcie  dawania  doświadczam  mojej  siły,  bogactwa,  mojej  potęgi.  To  doznanie 
wzmoŜonej Ŝywotności i mocy napełnia mnie radością. Czuję w sobie nadmiar ekspansywności i Ŝycia, toteŜ 
przepełnia  mnie radość.

4

 Dawanie jest bardziej radosne niŜ otrzymywanie nie dlatego, Ŝe jest utratą czegoś, 

lecz dlatego, Ŝe w akcie dawania przejawia się moja Ŝywotność. 
 

Nietrudno  uznać  słuszność  tej  zasady,  stosując  ją  do  róŜnych  specyficznych  zjawisk.  Najbardziej 

elementarny przykład moŜna znaleźć w dziedzinie seksu. Punkt kulminacyjny aktu płciowego u męŜczyzny po-
lega  na  dawaniu;  męŜczyzna  daje  kobiecie  siebie,  swój  organ  płciowy.  W  momencie  orgazmu  daje  jej  swoje 
nasienie.  Nie  moŜe  go  nie  dawać,  jeśli  posiada  zdolność  płciową.  JeŜeli  nie  moŜe  go  dać,  jest  impotentem.  U 
kobiety  proces ten jest  podobny,  chociaŜ  nieco  bardziej  złoŜony.  I  ona daje siebie, otwiera  wrota do centrum 
swojej kobiecości, otrzymując - sama daje. Jeśli nie jest zdolna do tego, by dawać, jeŜeli potrafi jedynie brać, jest 
kobietą zimną. U kobiety akt dawania pojawia się po raz wtóry, kiedy występuje juŜ nie w roli kochanki, ale 
jako  matka.  Bez reszty oddaje  się rozwijającemu  się  w  niej dziecku,  daje  niemowlęciu swe ciało, ogrzewa je 
jego ciepłem. Gdyby tego nie robiła, odczuwałaby ból. 
 

W sferze materialnej „dawać" znaczy być bogatym. Nie jest bogaty ten, kto duŜo m a, lecz ten, kto duŜo 

d a j e .   Ten,  kto  jedynie  gromadzi,  kto  zamartwia  się  z  powodu  jakiejś  straty,  jest  w  sferze  psychologicznej 
biednym,  zuboŜałym  człowiekiem,  niezaleŜnie  od  tego,  ile  posiada.  Ktokolwiek  potrafi  dawać  z  siebie,  jest 

background image

 

bogaty.  Czuje  się  jak  ktoś,  kto  moŜe  przekazywać  coś  z  siebie  innym.  Jedynie  ten,  kto  jest  pozbawiony  rzeczy 
najniezbędniejszych do utrzymania się przy Ŝyciu, tylko taki człowiek, byłby niezdolny do odczuwania radości 
dawania  rzeczy  materialnych.  Ale  codzienne  doświadczenie  wykazuje,  Ŝe  to,  co  dany  człowiek  uwaŜa  za 
minimum konieczności, zaleŜy w równej mierze od jego charakteru, jak i od tego, co w danej chwili posiada. 
Powszechnie  wiadomo,  Ŝe  ludzie  biedni  dają  o  wiele  chętniej  niŜ  bogaci.  Niemniej  zdarza  się  takie  ubóstwo, 
które  nic  juŜ  nie  ma  do  zaofiarowania,  i  wtedy  jest  tak  poniŜające  nie  tylko  z  powodu  cierpienia,  jakie 
bezpośrednio powoduje, ale równieŜ dlatego, Ŝe pozbawia radości dawania. 
 

JednakŜe  najwaŜniejszą  dziedziną,  w  której  człowiek  moŜe coś  dać człowiekowi, nie jest sfera rzeczy 

materialnych, lecz ściśle ludzkich. Co daje jeden człowiek drugiemu? Daje siebie, to, co jest w nim najcenniejsze, 
daje swoje Ŝycie. Nie  musi to oczywiście oznaczać, Ŝe poświęca "swoje Ŝycie dla drugiego człowieka, lecz Ŝe 
daje mu to, co jest w nim Ŝywe; daje swoją radość, swoje zainteresowanie, zrozumienie, swoją wiedzę, humor i 
swój smutek - wszystko, co jest w nim Ŝywe i co się ujawnia i znajduje swój wyraz. W ten sposób, dając swoje 
Ŝ

ycie, wzbogaca  drugiego  człowieka,  wzmaga  poczucie  jego  istnienia,  wzmagając  zarazem  poczucie  własnego 

istnienia. Nie daje po to, aby otrzymać; dawanie samo w sobie jest doskonałą radością. Lecz dając nie moŜe nie 
rodzić czegoś w drugim człowieku, a to, co zrodzone, otrzymuje w zamian od obdarzonego; dając szczerze, musi 
takŜe odbierać. Dając sprawiamy, Ŝe drugi człowiek staje się równieŜ ofiarodawcą i Ŝe teraz wspólnie dzielimy 
radość z tego, co powstało. W akcie dawania coś się rodzi i obie zainteresowane strony odczuwają wdzięczność 
dla Ŝycia, które zrodziło się dla nich obojga. Dzieje się tak zwłaszcza w dziedzinie miłości, oznacza to bowiem, 
Ŝ

e miłość jest siłą, która tworzy miłość; brak tej siły oznacza niemoŜność obudzenia miłości. Pięknie wyraził tę 

myśl Marks:  „Przy  załoŜeniu  -  mówił on  - Ŝe c z ł o w i e k   jest c  z ł o  w  i  e  k i e m   i  jego  stosunek  do  świata  jest 
ludzki,  miłość  moŜesz  wymieniać  tylko  na  miłość,  zaufanie  tylko  na  zaufanie  itd. JeŜeli  chcesz  rozkoszować  się 
sztuką,  musisz  być  człowiekiem  wykształconym  w  dziedzinie  sztuki;  jeśli  chcesz  wywierać  wpływ  na  innych 
ludzi,  musisz  być  człowiekiem,  który  rzeczywiście  inspiruje  i  wiedzie  naprzód  innych.  KaŜdy  twój  kontakt  z 
człowiekiem  i  przyrodą  musi  być  określonym,  odpowiadającym  przedmiotowi  twej  woli  przejawem  twego 
r z e c z y w i s t e g o ,   i n d y w i d u a l n e g o   Ŝycia.  Jeśli  kochasz  nie  wzbudzając  wzajemnej  miłości,  tzn.  jeśli  twoja 
miłość nie wytwarza wzajemnej miłości, jeśli poprzez swój p r z e j a w  Ŝ y c i a  człowieka kochającego nie czynisz 
siebie c z ł o w i e k i e m  k o c h a n y m ,  to miłość twoja jest bezsilna, jest nieszczęściem" , 
 

Ale nie tylko w miłości dawać znaczy brać. Wykładowca uczy się od swoich uczniów, aktora pobudza do 

gry widownia, psychoanalityka leczy jego pacjent - z zastrzeŜeniem, Ŝe nie traktują oni siebie nawzajem jako 
przedmioty, lecz mają do siebie stosunek szczery i produktywny. jako akt dawania zaleŜy od rozwoju 
właściwości danego człowieka. Zakłada ona bowiem osiągnięcie wybitnie produktywnej postawy Ŝyciowej; 
człowiek o takim nastawieniu przezwycięŜa zaleŜność, wyzwala się z wszechmocy narcyzmu, z chęci 
wyzysku, z Ŝądzy gromadzenia dóbr, a nabiera wiary w swoje ludzkie siły i odwagi, aby polegać na własnych 
siłach. Im bardziej brak mu tych cech, tym bardziej lęka się dawania siebie - a tym samym miłości. 

Czynny charakter miłości - poza elementem dawania - ujawnia się w tym, Ŝe zawsze występują w niej pewne 
podstawowe składniki wspólne dla wszystkich jej form. Są to: t r o s k a,   p o c z u c i e     
o d  p o w i e d z i a l n o ś c i ,  p o s z a n o w a n i e   i   p  o z n a n i e .  
 

 

 

To, Ŝe miłość oznacza t r o s k ę ,   najwyraźniej moŜna zaobserwować w miłości matki do dziecka. Nie 

uwierzylibyśmy Ŝadnym zapewnieniom o jej miłości, gdybyśmy widzieli, Ŝe nie troszczy się o niemowlę, gdyby 
go nie karmiła, nie kąpała, gdyby nie starała się zapewnić mu wszelkich wygód; natomiast kiedy widzimy, jak 
troszczy  się  o  dziecko,  wierzymy  w  jej  miłość.  To  samo  jest  z  miłością  do  zwierząt  czy  kwiatów.  Gdyby  jakaś 
kobieta  powiedziała  nam,  Ŝe  kocha  kwiaty,  a  zobaczylibyśmy,  Ŝe  zapomina  je  podlewać,  przestalibyśmy 
wierzyć  w  jej  „miłość"  do  kwiatów.  Miłość  jest  czynnym  zainteresowaniem  się  Ŝyciem  i  rozwojem  tego,  co 
kochamy. JeŜeli nie ma tego czynnego zainteresowania, nie ma miłości. Właśnie ten element miłości został tak 
pięknie wyraŜony w Księdze Jonasza. Bóg rozkazał Jonaszowi udać się do Niniwyi ostrzec jej mieszkańców, Ŝe 
spotka ich kara, jeśli nie zaprzestaną Ŝyć w grzechu. Jonasz uchyla się od zleconej mu misji, poniewaŜ lęka się, Ŝe 
mieszkańcy  Niniwy  okaŜą  Ŝal  za  grzechy  i  Bóg  im  wybaczy.  Jest  on  człowiekiem  obdarzonym  silnym 
poczuciem ładu i prawa, ale nie ma w nim miłości. JednakŜe próbując ucieczki dostaje się do brzucha wieloryba, 
symbolizującego stan izolacji i uwięzienia, jakie sprowadziły na niego brak miłości i solidarności. Bóg ocala 
go i Jonasz udaje się do Niniwy. Zgodnie z boskimi rozkazami wygłasza do jej mieszkańców kazania i następuje 
to,  czego  najwięcej  się  obawiał.  Mieszkańcy  Niniwy  Ŝałują  swych  grzechów,  zawracają  ze  złej  drogi,  a  Bóg 
przebacza  im  i  postanawia  nie  niszczyć  miasta.  Jonasz  jest  ogromnie  zagniewany  i  zawiedziony;  chciał 
wymiaru  „sprawiedliwości",  a  nie  miłosierdzia.  W  końcu  znajduje  pewne  ukojenie  w  cieniu  drzewa,  które 
wyrosło za sprawą Boga, by udzielić Jonaszowi osłony przed słońcem. Skoro jednak Bóg sprawia, Ŝe drzewo 
usycha,  Jonasz  jest  przygnębiony  i  z  gniewem  uskarŜa  się  Bogu.  Bóg  odpowiada:  „Ty  Ŝałujesz  bluszczu,  na 
którymś  nie  robił  aniś  uczynił,  aby  wzrósł,  który  za  jedne  noc  urósł  i  za  jedne  noc  zginął;  a  ja  bym  nie  miał 
przepuścić  Niniwie,  miastu  tak  wielkiemu,  w  którym  jest  więcej  niŜ  sto  i  dwadzieścia  tysięcy  ludzi".* 
Odpowiedź  Boga  daną  Jonaszowi  naleŜy  rozumieć  symbolicznie.  Bóg  tłumaczy  mu,  Ŝe  istotą  miłości  jest 

background image

 

pracować dla czegoś i sprawiać, by coś rosło; Ŝe miłość i praca to rzeczy nierozłączne. Kocha się to, dla czego się 
pracuje, i pracuje się dla tego, co się kocha. 
 

Troska 

zainteresowanie 

prowadzą 

do 

następnego 

aspektu 

miłości, 

do 

poczucia 

o d p o w i e d z i a l n o ś c i .   Dzisiaj  odpowiedzialność  pojmuje  się  często  jako  wyznaczony  obowiązek,  jako  coś 
narzuconego  z  zewnątrz,  natomiast  odpowiedzialność  w  swym  prawdziwym  znaczeniu  jest  aktem  całkowicie 
dobrowolnym; jest moją potrzebą zaspokojenia wyraŜonych lub nie wyraŜonych potrzeb drugiej istoty ludzkiej. 
Być  „odpowiedzialnym"  znaczy  być  zdolnym  i  gotowym  do  „odpowiadania"  na  ten  apel.  Jonasz  nie  czul  się 
odpowiedzialny za mieszkańców Niniwy. Podobnie jak Kain mógł zapytać: „Azali jestem stróŜem brata mego?" 
Człowiek kochający czuje się odpowiedzialny. śycie brata nie jest wyłącznie sprawą tego brata, lecz jego własną. 
Czuje  się  odpowiedzialny  za  swoich  bliźnich  tak  samo,  jak  czuje  się  odpowiedzialny  za  siebie. 
Odpowiedzialność matki za jej maleńkie dziecko polega głównie na trosce o jego potrzeby fizyczne. W miłości 
pomiędzy dorosłymi ludźmi dotyczy ona głównie psychicznych potrzeb drugiego człowieka. 
 

Odpowiedzialność mogłaby łatwo wyrodzić się w chęć panowania i posiadania, gdyby nie istniał trzeci 

składnik miłości: p o s z a n o w a n i e .   Poszanowanie nie wypływa ze strachu czy z bojaźni; oznacza ono zdolność 
przyjmowania  człowieka  takim,  jaki  jest,  zdawania  sobie  sprawy  z  jego  niepowtarzalnej  indywidualności. 
Poszanowanie  oznacza  pragnienie,  aby  drugi  człowiek  mógł  się  rozwijać  i  rosnąć  taki,  jaki  jest.  Tak  więc 
poszanowanie  zakłada brak  chęci  wyzysku. Chcę, aby  kochana osoba  wzrastała  i  rozwijała  się  dla  jej  własnego 
dobra i w sposób dla niej odpowiedni, a nie po to, aby mi słuŜyć. JeŜeli kocham drugiego człowieka, to czuję się 
z nim jednością - z nim lub z nią - ale z nim takim, jaki jest, a nie takim, jakim ja bym potrzebował, aby był jako 
narzędzie  moich  celów.  Jest  rzeczą  oczywistą,  Ŝe  poszanowaniem  mogę  darzyć  tylko  wówczas,  gdy  ja  sam 
osiągnąłem  niezaleŜność;  jeŜeli  mogę  stać  i  chodzić  bez  pomocy  protez,  bez  potrzeby  panowania  nad  kimś, 
bez niczyjego  wyzysku. Poszanowanie  moŜe istnieć  wyłącznie  w oparciu o  wolność: ,,1'amour  est  1'enfant  de  la 
liberie",  
jak  mówi  stara  francusku  pieśń;  miłość  jest  dzieckiem  wolności,  nigdy  zaś  ujarzmienia. 
Nie  moŜna  szanować  człowieka,  jeŜeli  się  go  nie  pozna;  troska  i  odpowiedzialność  byłyby  ślepe,  gdyby  nie 
kierowało  nimi  p o z n a n  i  e.  Poznanie  byłoby  pozbawione  treści,  gdyby  jego  motywem  nie  było 
zainteresowanie. 

Istnieje 

wiele 

warstw 

poznania; 

poznanie, 

które 

jest 

aspektem miłości, nie ogranicza się do peryferii, lecz przenika do samego sedna. Jest to moŜliwe tylko wtedy, gdy 
mogę wykroczyć poza zainteresowanie się samym sobą i zaczynam widzieć drugą osobę na tle jej spraw. Mogę na 
przykład wiedzieć, Ŝe ktoś jest zirytowany, nawet jeŜeli tego nie okazuje; mogę jednak znać tego kogoś jeszcze 
lepiej; wówczas wiem, Ŝe jest niespokojny, zmartwiony, Ŝe czuje się samotny, Ŝe czuje się winny. Wiem wtedy, 
Ŝ

e  jego  złość  jest  jedynie  przejawem  czegoś  głębszego,  i  zaczynam  patrzeć  na  niego  jak  na  kogoś,  kto  jest 

niespokojny i zakłopotany, to znaczy raczej jako na człowieka cierpiącego niŜ złego. 
 

Poznanie ma z problemem miłości jeszcze jeden, i to bardzo zasadniczy związek. Podstawowa potrzeba 

zespolenia się z drugim człowiekiem, aby móc wydostać się z więzienia własnej samotności, jak najściślej łączy się 
z  innym  charakterystycznym  ludzkim  pragnieniem,  z  chęcią  poznania  „tajemnicy  człowieka".  śycie  w  samych 
swoich biologicznych aspektach jest cudem i tajemnicą, tym bardziej człowiek w swoim aspekcie duchowym jest 
niezgłębioną  tajemnicą  i  dla  samego  siebie,  i  dla  swoich bliźnich. Znamy siebie, a jednak, mimo największych 
wysiłków poznania, nie znamy. Znamy naszego bliźniego, a jednak go nie znamy, poniewaŜ nie jesteśmy rzeczą 
ani nasz bliźni nie jest rzeczą. Im bardziej próbujemy zgłębić naszą istotę albo istotę kogoś innego, tym bardziej 
wymyka  się  nam  cel  poznania.  A  jednak  nie  moŜemy  się  pozbyć  pragnienia  przeniknięcia  tajemnicy  duszy 
człowieka, dotarcia do tej najtajniejszej komórki, która jest „nim". 
 

Istnieje  jedna  droga,  droga  rozpaczliwa,  do  poznania  tej  tajemnicy:  uzyskanie  całkowitej  władzy  nad 

drugim  człowiekiem;  władzy,  która  by  zmusiła  go  do  zrobienia  wszystkiego,  czego  chcemy,  czucia  tego,  co 
chcemy,  i  do  myślenia  tego,  co  chcemy;  władzy,  która  zmieniłaby  tego  człowieka  w  rzecz,  naszą  rzecz,  naszą 
własność. Szczytowe nasilenie tego pragnienia poznania przejawia się w posuniętym do najdalszych 
granic sadyzmie, w pragnieniu i moŜności zadawania ludzkiej istocie cierpienia; torturowania jej, zmuszania, aby 
cierpiąc  zdradziła  swą  tajemnicę.  W  tym  pragnieniu  przeniknięcia  tajemnicy  człowieka  -  jego,  a  więc  i  nas 
samych - tkwi podstawowe uzasadnienie głębi i intensywności okrucieństwa i Ŝądzy niszczenia. W bardzo zwięzły 
sposób  myśl  ta  została  wyraŜona  przez  Izaaka  Babla.  Cytuje  on  słowa  swojego  kolegi,  oficera  w  okresie 
rewolucji rosyjskiej, który dopiero co zadeptał na śmierć swego byłego pana: „Strzelaniem - Ŝe tak się wyraŜę - 
moŜna się od człowieka tylko wymigać... Strzelaniem do duszy nie dojdziesz, gdzie ona jest w człowieku i j ak 
się  wykazuje.  Ale  ja,  bywa,  samego  siebie  nie  Ŝałuję,  ja,  bywa,  wroga  godzinę  depczę  albo  ponad  godzinę,  ja 
poŜądam Ŝycie bez osłonek poznać, jakie jest..." 
 

Szczególnie wyraźnie obserwujemy tę drogę do poznania u dzieci. Aby poznać rzecz, dziecko bierze ją 

i  rozbiera  na  części;  tak  samo  postępuje  ze  zwierzęciem;  z  okrucieństwem  odrywa  skrzydła  motylowi,  aby  go 
poznać,  aby  wydrzeć  mu  tajemnicę.  Samo  okrucieństwo  umotywowane  jest  czymś  głębszym:  pragnieniem 
poznania tajemnicy rzeczy i Ŝycia. 
 

Drugim  sposobem  prowadzącym  do  poznania  „tajemnicy"  jest  miłość.  Miłość  jest  czynnym 

przeniknięciem drugiej osoby, przeniknięciem,  w którym  moje pragnienie poznania zostaje zaspokojone dzięki 
zespoleniu.  W  akcie  zespolenia  poznaję  ciebie,  poznaję  siebie,  poznaję  ^wszystkich  -  lecz  nie  dzieje  się  to  w 

background image

 

10

sposób intelektualny. Zdobywam w jedyny sposób wiedzę o tym, Ŝe w doznaniu zespolenia przeniknięcie Ŝycia 
staje się dostępne dla człowieka - i jest to wiedza, której nie moŜe dać myśl. Sadyzm umotywowany jest chęcią 
poznania tajemnicy, a jednak nie pozwala jej poznać. Rozszarpałem stworzenie na sztuki, kawałek po kawałku, a 
jednocześnie udało mi się je tylko zniszczyć. Miłość jest jedynym sposobem poznania, który w akcie zespolenia 
daje  mi  odpowiedź  na  moje  pytanie.  W  akcie  miłości,  w  akcie  oddawania  się,  w  akcie  przenikania  drugiego 
człowieka znajduję siebie, odkrywam siebie, odkrywam nas oboje, odkrywam człowieka. 
 

Pragnienie poznania siebie samych i poznania naszych bliźnich zostało wyraŜone w nakazie delfickim: 

„Poznaj  siebie  samego".  Jest  to  główna  spręŜyna  całej  psychologii.  Ale  poniewaŜ  pragnieniem  tym  jest 
dowiedzenie  się  wszystkiego  o  człowieku,  poznanie  jego  najskrytszej  tajemnicy,  nie  moŜna  go  zaspokoić  na 
drodze zwykłego poznania, poznania jedynie myślowego. Gdybyśmy wiedzieli o sobie nawet tysiąc razy więcej, to 
i tak nigdy nie dotarlibyśmy do samego jądra. Nadal pozostalibyśmy dla siebie zagadką, tak samo jak nasi bliźni 
są zagadką dla nas. Jedyna droga do pełnego poznania to akt miłości: akt ten wykracza poza myśl, wykracza poza 
słowa.  Jest  śmiałym  pogrąŜeniem  się  w  przeŜycie  zespolenia. JednakŜe poznanie  myślowe,  to znaczy  poznanie 
psychologiczne,  jest  niezbędnym  warunkiem  do  osiągnięcia  pełnego  poznania  w  akcie  miłości.  Muszę 
obiektywnie  poznać  drugiego  człowieka  i  siebie  po  to,  aby  móc  wiedzieć,  jaki  jest  naprawdę,  albo  raczej  aby 
przezwycięŜyć  złudzenia,  irracjonalnie  zniekształcony  obraz,  jaki  sobie  o  nim  wyrobiłem.  Jedynie  wtedy  jeśli 
znam obiektywnie jakiegoś człowieka, mogę poznać w akcie miłości jego najgłębszą istotę 
Problem  poznania  człowieka  jest  analogiczny  do  religijnego  problemu  poznania  Boga.  W  konwencjonalnej 
zachodniej teologii usiłuje się poznać Boga przy pomocy myśli, usiłuje się wypowiadać sądy o Bogu. Przyjmuje 
się, Ŝe moŜna poznać Boga na drodze procesu myślowego. W mistycyzmie, który jest konsekwentnym rezultatem 
monoteizmu  (jak  to  później  spróbuję  wykazać),  zaprzestano  prób  zmierzających  do  poznania  Boga  za  pomocą 
rozumu i zastąpiono je doznaniem zespolenia z Bogiem, w którym nie ma juŜ miejsca - ani potrzeby - na wiedzę o 
Bogu. 
 

Doznanie  zespolenia  z  człowiekiem  albo,  na  płaszczyźnie  religijnej,  z  Bogiem,  nie  jest  bynajmniej 

irracjonalne.  Przeciwnie,  jest  ono,  jak  to  wykazał  Albert  Schweitzer,  konsekwencją  realizmu,  konsekwencją 
najbardziej  śmiałą  i  zasadniczą.  Opiera  się  na  naszej  znajomości  podstawowych,  a  nie  przypadkowych  granic 
naszego poznania. Jest to uświadomienie sobie, Ŝe nigdy nie „uchwycimy" tajemnicy człowieka i wszechświata, ale 
Ŝ

e moŜemy ją jednak poznać w akcie miłości. Psychologia jako nauka ma swoje granice i tak samo jak logiczną 

konsekwencją teologii jest mistycyzm, tak samo ostateczną konsekwencją psychologii jest miłość. 
 
    Troska,  odpowiedzialność,  poszanowanie  i  poznanie  są  wzajem  od  siebie  niezaleŜne.  Są  one  zespołem 
postaw, z jakimi się spotykamy u dorosłego człowieka, to znaczy u człowieka, który rozwija produktywnie swoje 
siły,  który  chce  mieć  jedynie  to,  co  sam  sobie  wypracował,  który  zrezygnował  z  narcystycznych  marzeń  o 
nieskończonej  mądrości  i  wszechmocy,  który  osiągnął  pokorę  opartą  na  wewnętrznej  sile,  jaką  dać  moŜe 
jedynie prawdziwie produktywna działalność. 
 

Jak  dotąd  mówiłem  o  miłości  jako  o  przezwycięŜeniu  ludzkiego  wyobcowania,  jako  o  zaspokojeniu 

tęsknoty  za  zespoleniem.  Lecz  ponad  powszechną  egzystencjalną  potrzebę  zespolenia  wyrasta  swoista 
Teologiczna  potrzeba:  pragnienie  zespolenia  dwóch  biegunów:  męskiego  i  Ŝeńskiego.  Ideę  tej  polaryzacji 
najdobitniej  wyraŜa  mit,  Ŝe  pierwotnie  męŜczyzna  i  kobieta  byli  jedną  istotą,  Ŝe  przecięto  ją  na  pół  i  Ŝe  odtąd 
kaŜdy  męŜczyzna  szuka  swojej  utraconej  Ŝeńskiej  połowy,  aby  ponownie  się  z  nią  zespolić.  (Ta  sama  idea 
pierwotnej jedności płci zawarta jest równieŜ w biblijnej historii o Ewie stworzonej z Ŝebra Adama, tylko Ŝe w 
tej historii, zgodnie z duchem patriarcłializmu, kobieta uwaŜana jest za istotę niŜszą od męŜczyzny). Znaczenie 
tego  mitu  jest  zupełnie  wyraźne.  Biegunowe przeciwieństwo  płci  prowadzi  męŜczyznę do szukania  zespolenia  w 
specyficzny sposób, do zespolenia z płcią przeciwną. Polaryzacja czynników męskich i Ŝeńskich zachodzi równieŜ 
wewnątrz  kaŜdego  męŜczyzny  i  kaŜdej  kobiety.  Tak  samo  jak  fizjologicznie  męŜczyzna  i  kobieta  posiadają 
hormony płci przeciwnej, tak samo są równieŜ biseksualni pod względem psychicznym. Noszą w sobie zasadę, 
która  kaŜe  otrzymywać  i  przenikać,  zasadę  materii  i  ducha.  MęŜczyzna  i  kobieta  odnajdują  wewnętrzne 
zespolenie tylko w zespoleniu Ŝeńskiej i męskiej przeciwstawności. I  właśnie na przeciwstawności zasadza się 
wszelka siła kreacji. 
Męsko-Ŝeńska  przeciwstawność  jest  równieŜ  podstawą  kreacji  międzyludzkiej.  Przejawia  się  to  wyraźnie  na 
płaszczyźnie biologicznej w fakcie, Ŝe dziecko rodzi się w wyniku zespolenia nasienia i jaja, lecz nie inaczej jest 
w  dziedzinie  czysto  psychicznej;  w  miłości  między  męŜczyzną  i  kobietą  kaŜde  z  nich  się  odradza.  (Zboczenie 
homoseksualne  jest  fiaskiem  tego  spolaryzowanego  zespolenia  i  dlatego  homoseksualista  cierpi  z  powodu 
wiecznego osamotnienia, co odczuwa równieŜ przeciętny heteroseksualista, który nie umie kochać). 
Ta  sama  polaryzacja  męskich  i  Ŝeńskich  składników  istnieje  w  przyrodzie;  występuje  to  nie  tylko,  co  jest 
zupełnie  oczywiste,  w  świecie  zwierzęcym  i  roślinnym,  ale  i  w  polaryzacji  dwóch  zasadniczych  funkcji: 
otrzymywania i przenikania. Istnieje polaryzacja ziemi i deszczu, rzeki i oceanu, nocy i dnia, ciemności i światła, 
materii i ducha. Myśl tę pięknie wyraził wielki poeta i mistyk muzułmański, Rumi: 
 
Zaprawdę, nigdy kochanek nie szuka 

background image

 

11

nie będąc szukanym przez swą ukochaną. 
Kiedy błyskawica miłości uderzyła w to serce, 
wiedz, Ŝe miłość jest takŜe w tamtym sercu. 
Kiedy miłość Boga wzrasta w twoim sercu, 
to bez wątpienia Bóg pokocha! ciebie. 
Dźwięku klaskania nie wyda jedna raka 
bez drugiej ręki. 
Boska Mądrość jest przeznaczeniem i jej zrządzenie 
kaŜe nam kochać się wzajemnie. 
Jest przeznaczeniem kaŜdej części świata tworzyć parę. 
ze swą towarzyszką. 
W oczach mędrców Niebo jest męŜczyzną, a Ziemia 
kobietą; 
Ziemia chroni to, co spada z Nieba. 
Gdy Ziemi brak ciepła, to Niebo je zsyła; gdy 
utraciła 
swą świeŜość i wilgoć, Niebo je przywraca. 
Niebo krząta się pilnie jak małŜonek 
dla dobra swej małŜonki; 
A Ziemia krząta się koło domu: dogląda porodów 
i niemowląt, które rodzi. 
UwaŜaj Ziemię i Niebo za obdarzone mądrością, 
bowiem spełniają pracę mądrych istot. 
Jeśli ta para nie czerpie rozkoszy od siebie nawzajem, 
to czemu szuka siebie jak para kochanków? 
Jak - bez Ziemi - ma kwitnąć kwiat i drzewo? CóŜ 
wtedy dałaby woda i ciepło Niebu? 
Jak Bóg włoŜył pragnienie w serce męŜczyzny i kobiety 
po to, by zachować świat przez ich związek. 
Tak teŜ zaszczepił kaŜdej części istnienia 
pragnienie innej części. 
Dzień i Noc są pozornie wrogami, jednakŜe oboje 
 
słuŜą jednemu celowi: 
Kochają się wzajemnie, aby doskonalić 
swe wspólne dzieło. 
Gdyby Noc nie obdarzała Człowieka bogactwem, 
wówczas Dzień nie miałby nic do rozdania? 
 
 

Problem  męsko-Ŝeńskiej  polaryzacji  prowadzi  do  dalszych  rozwaŜań  głównego  tematu  miłości  i  płci. 

Wspomniałem  uprzednio  o  błędzie  Freuda,  który  dopatruje  się  w  miłości  wyłącznie  wyrazu  -  lub  sublimacji  -
instynktu  seksualnego,  a  nie  dostrzega,  Ŝe  poŜądanie  seksualne  jest  jednym  z  przejawów  potrzeby  miłości  i 
zespolenia.  Ale  błąd  Freuda  sięga  głębiej.  Zgodnie  z  jego  fizjologicznym  materializmem  widzi  on  w  instynkcie 
seksualnym rezultat chemicznie wywołanego napięcia w organizmie, które powoduje ból i pragnie się rozładować. 
Celem  poŜądania  seksualnego  jest  usunięcie  tego  bolesnego  napięcia  -  zaspokojenie  polega  właśnie  na  jego 
rozładowaniu.  Pogląd  ten  jest  słuszny  o  tyle,  Ŝe  poŜądanie  seksualne  działa  w  taki  sam  sposób  jak  głód  czy 
pragnienie,  gdy  organizm  jest  niedoŜywiony.  Według  tej  koncepcji  poŜądanie  seksualne  jest  swędzeniem,  a 
zaspokojenie  seksualne  usunięciem  tego  swędzenia.  Gdyby  w  rzeczywistości  uznać  tego  rodzaju  koncepcję 
popędu,  ideałem  zaspokojenia  płciowego  byłby  samogwałt.  Freud,  w  sposób  zakrawający  na  paradoks, 
lekcewaŜy psychobiologiczny aspekt popędu seksualnego, męsko-Ŝeńską polaryzację i pragnienie zaspokojenia jej 
przez zespolenie. Do tego dość dziwnego błędu doprowadził prawdopodobnie krańcowy patriarchalizm Freuda, 
który skłonił go do przypuszczenia, Ŝe instynkt seksualny per se jest męski i w ten sposób kazał mu zignorować 
swoiście kobiecy popęd płciowy. Freud wyraził ten pogląd w Trzech rozprawach z teorii seksualnej twierdząc, Ŝe 
libido posiada z reguły „męski charakter", niezaleŜnie od tego, czy libido to występuje u kobiety, czy męŜczyzny. 
Tę samą tezę wyraŜa równieŜ w zracjonalizowanej formie teoria Freuda, Ŝe mały chłopiec reaguje na kobietę tak 
jak  wykastrowany  męŜczyzna  oraz  Ŝe  kobieta  sama  stara  się  w  rozmaity  sposób  skompensować  sobie  brak 
męskich narządów płciowych. Ale kobieta nie jest wykastrowanym męŜczyzną, a jej popęd płciowy jest typowo 
kobiecy  i  nie  ma  w  sobie  nic  z  „charakteru  męskiego"-  Seksualny  pociąg  między  płciami  jedynie  częściowo 
motywuje  potrzeba  usunięcia  napięcia;  w  głównej  mierze  potrzebą  jest  zespolenie  się  z  drugim  seksualnym 
biegunem. W rzeczywistości miłosny pociąg nie wyraŜa się bynajmniej jedynie w pociągu seksualnym. Istnieje 

background image

 

12

męskość i kobiecość tak samo w charakterze ludzkim jak w seksualnej funkcji. Charakter męski cechuje zdolność 
do przenikania, kierowania, aktywność, zdyscyplinowanie i śmiałość; kobiecy charakter natomiast odznacza się 
twórczym przyjmowaniem, opiekuńczością, rzeczowością, wytrzymałością,  macierzyńskimi  uczuciami. (NaleŜy 
stale pamiętać, Ŝe w kaŜdym  osobniku mieszają się oba zespoły cech, lecz dominują te, które naleŜą do „jego" 
lub „jej" płci). Bardzo często, gdy męskie cechy charakteru są osłabione, poniewaŜ męŜczyzna w swym rozwoju 
emocjonalnym pozostał dzieckiem, próbuje on zrekompensować sobie ten brak przez podkreślanie swej męskiej 
roli  wyłącznie  w  dziedzinie  płci.  Taki  właśnie  jest  Don  Juan.  który  musi  udowadniać  swoją  męską  tęŜyznę  w 
dziedzinie seksualnej, poniewaŜ nie jest pewny  swej  męskości  w  sensie charakterologicznym. Kiedy poraŜenie 
męskości sięga dalej, sadyzm (uŜycie siły) staje się głównym wypaczonym substytutem męskości. Natomiast przy 
osłabieniu lub zboczeniu kobiecego popędu płciowego przeradza się on w masochizm lub zaborczość. 
 

Krytycy  Freuda  zarzucali  mu  przypisywanie  zbyt  wielkiego  znaczenia  sprawom  płci.  U  podstaw  tych 

zarzutów tkwiła często chęć usunięcia z systemu freudowskiego elementu, który budził krytykę i niechęć ludzi o 
konwencjonalnym  sposobie  myślenia.  Freud  doskonale  orientował  się  w  tych  motywach  i  właśnie  dlatego 
odpierał  próbę  zmiany  swojej  teorii  płci.  Istotnie  jak  na  owe  czasy  teoria  ta  miała  wyzywający  i  rewolucyjny 
charakter.  Ale  co  było  prawdą  około  roku  1900,  nie  moŜe  być  prawdą  pięćdziesiąt  lat  później.  Obyczaje 
seksualne  zmieniły  się  tak  bardzo,  Ŝe  teorie  Freuda  przestały  juŜ  szokować  zachodnie  klasy  średnie  i  pachnie 
jakimś  donkiszoteryjnym  radykalizmem,  kiedy  dzisiaj  ortodoksyjni  analitycy  nadal  myślą,  Ŝe  są  odwaŜni  i 
postępowi, występując w obronie teorii płci Freuda. W istocie ich kierunek psychoanalizy jest konformistyczny i 
nie  usiłuje  podejmować  takich  zagadnień  psychologicznych,  które  by  mogły  prowadzić  do  krytyki 
współczesnego społeczeństwa. 
 

Moja krytyka teorii Freuda nie polega na zarzucie, Ŝe przywiązywał on zbyt wielką wagę do płci, lecz na 

tym, Ŝe nie umiał zrozumieć  płci  w sposób dostatecznie głęboki. Zrobił pierwszy krok odkrywając, jak  waŜną 
rzeczą  są  namiętności  łączące  ludzi;  zgodnie  z  jego  filozoficznymi  przesłankami  wyjaśniał  je  fizjologicznie.  W 
dalszym  rozwoju  psychoanalizy  staje  się  rzeczą  konieczną  skorygowanie  i  pogłębienie  poglądu  Freuda  przez 
przeniesienie jego zapatrywań z płaszczyzny fizjologicznej na płaszczyznę biologiczną i egzystencjalną.

1

 
  2. Miłość między rodzicami a dzieckiem 
 
    Gdyby  los  nie oszczędził dziecku  świadomości niepokoju związanego z oddzieleniem się od  matki, od Ŝycia 
wewnątrzmacicznego,  musiałoby  ono  odczuwać  lęk  przed  śmiercią  od  chwili  przyjścia  na  świat.  PrzecieŜ  po 
urodzeniu  niemowlę  prawie  nie  róŜni  się  od  tego,  czym  było  przed  urodzeniem;  nie  potrafi  rozpoznawać 
przedmiotów,  nie  zdaje  sobie  jeszcze  sprawy  z  siebie  samego  i  ze  świata,  który  istnieje  poza  nim.  Odczuwa 
jedynie  dodatnie  działanie  ciepła  i  pokarmu,  nie  odróŜniając  ich  j  t  jednak  od  ich  źródła:  matki.  Matka  jest 
ciepłem,  matka  jest  pokarmem,  ^  matka  jest  pełnym  błogości  stanem  zadowolenia  i  bezpieczeństwa.  Stan  ten, 
uŜywając  określenia  Freuda,  jest  stanem  narcyzmu.  Zewnętrzna  rzeczywistość,  ludzie  i  rzeczy  posiadają 
znaczenie tylko o tyle, o ile sprawiają zadowolenie lub zakłócają wewnętrzny stan ciała. Rzeczywiste jest tylko to, 
co jest wewnątrz; wszystko, co istnieje na zewnątrz, realne jest jedynie w kategoriach potrzeb niemowlęcia-nigdy 
zaś w kategoriach właściwości i potrzeb świata zewnętrznego. 
    Kiedy  dziecko  rośnie  i  rozwija  się,  nabiera  zdolności  do  postrzegania  rzeczy  takimi,  jakie  są;  zadowolenie 
odczuwane  przy  ssaniu  zaczyna  być  czymś  innym  niŜ  sutek,  pierś  czymś  innym  niŜ  matka.  Wreszcie  dziecko 
zaczyna odczuwać pragnienie, zaspokajające je mleko, pierś, matkę -jako róŜne, odrębnie istniejące zjawiska i 
przedmioty.  Zaczyna  rozumieć,  Ŝe  wiele  innych  przedmiotów  róŜni  się  między  sobą  i  Ŝe  posiadają  one  swój 
własny byt. W tym momencie uczy się nadawać im nazwy. 
 
    Równocześnie uczy się obchodzić z nimi; uczy się, Ŝe ogień jest gorący i Ŝe sprawia ból, Ŝe ciato  matki jest 
cieple  i  przyjemne,  Ŝe  drzewo  jest  cięŜkie  i  twarde,  a  papier  lekki  i  moŜna  go  podrzeć.  Dziecko  uczy  się,  jak 
postępować z ludźmi; widzi, Ŝe matka się uśmiecha, kiedy je, Ŝe bierze je na ręce, kiedy plącze, Ŝe je chwali, jeśli 
się wypróŜni. Wszystkie te doznania krystalizują się i skupiają w jednym doznaniu: j e s t e m   k o c h a n y .  Jestem 
kochany,  bo  jestem  bezradny.  Jestem  kochany,  bo  jestem  ładny,  cudowny.  Jestem  kochany,  bo  matka  mnie 
potrzebuje. WyraŜając to bardziej ogólnie: j e s t e m   k o c h a n y   za to,  c z y m   jestem  -  albo jeszcze  dokładniej: 
j e s t e m  k o c h a n y ,  p o n i e w a Ŝ   j e s t e m. Ta świadomość, Ŝe się jest kochanym przez matkę, jest bierna. Nic 
nie muszę zrobić, Ŝeby być kochanym - miłość matki nie jest obwarowana Ŝadnym warunkiem. Jedyne, co muszę 
zrobić, to b y ć  - być jej dzieckiem. Miłość  matki jest  szczęściem, jest spokojem,  nie trzeba jej zdobywać, nie 
trzeba na nią zasługiwać. Ale fakt, Ŝe miłość macierzyńska nie jest niczym uwarunkowana, ma negatywną stronę. 
Na  tę  miłość  nie  tylko  nie  trzeba  zasłuŜyć  -  ale  takŜe  nie  moŜna  jej  zdobyć,  wywołać  ani  nią  kierować.  Jeśli 
istnieje, jest błogosławieństwem; jeŜeli jej nie ma, wydaje się, Ŝe cale piękno uszło z Ŝycia - i nie moŜna uczynić 
nic, aby ją zrodzić. 
 

Dla większości dzieci w wieku poniŜej ośmiu i pół do dziesięciu lat

 

problem polega niemal wyłącznie na 

tym,  aby  być  k o c h a n y m ,   być  kochanym  za  to,  czym  się  jest.  Dziecko  do  tego  wieku  jeszcze  nie  kocha; 
przyjmuje  tylko  z  wdzięcznością  i  radością  to,  Ŝe  jest  kochane.  Na  tym  etapie  rozwoju  dziecka  na  widowni 

background image

 

13

pojawia  się  nowy  czynnik:  nowe  poczucie,  Ŝe  miłość  moŜna  wywołać  własnym  działaniem.  Po  raz  pierwszy 
dziecko zaczyna myśleć o tym, aby d a ć  coś matce lub ojcu, aby coś zrobić - zadeklamować, wykonać rysunek 
czy  zaśpiewać  piosenkę.  Po  raz  pierwszy  w  Ŝyciu  dziecka  idea  miłości  przeobraŜa  się  z  pragnienia,  by  być 
kochanym,  w  chęć  kochania  samemu,  w  miłość  twórczą.  Wiele  lat  dzieli  te  pierwsze  początki  od  dojrzałej 
miłości. W końcu dziecko, czasem juŜ w wieku młodzieńczym, przezwycięŜa swój egocentryzm; drugi człowiek 
przestaje  być  juŜ  przede  wszystkim  środkiem  do  zaspokajania  własnych  potrzeb.  Potrzeby  drugiego  człowieka 
zaczynają być równie waŜne jak własne. Zaczyna mu sprawiać więcej przyjemności dawanie niŜ branie. Kochać 
- staje się czymś waŜniejszym niŜ to, Ŝe się jest samemu kochanym; dzięki miłości dziecko opuszcza więzienną 
celę samotności i izolacji wytworzoną przez narcyzm i egocentryzm. Co więcej, czuje moŜność wywołania miłości 
przez miłość i stawia ją wyŜej niŜ zaleŜność otrzymywania, kiedy się jest kochanym - przyjmowaną często wraz z 
rolą  małego,  bezradnego,  chorego  lub  „dobrego"  dziecka.  Miłość  dziecięca  trzyma  się  zasady:  „ K o c h a m ,  
p o n i e w a Ŝ   j e s t e m   k  o  c  h  a  n  y".  Natomiast  miłość  dojrzała  twierdzi:  „ T e s t e m   k o c h a n y ,  
p o n i e w a Ŝ  k o c h a  m". 

Niedojrzała miłość mówi: „ K o c h a m  c i ę ,  p o n i e w a Ŝ   ć i ę  p o t r z e b 

u j ę". Dojrzała miłość powiada: „ P o t r z e b u j e c i ę ,  p o n i e w a Ŝ  c i ę  k o c h a  m". 
 
   Z  rozwojem  zdolności  kochania  ściśle  wiąŜe  się  rozwój  p r z e d m i o t u   miłości.  Pierwsze  miesiące  i  lata 
Ŝ

ycia  dziecka  to  okres,  w  którym  odczuwa  ono  najsilniejsze  przywiązanie  do  matki.  Zaczyna  się  ono  jeszcze 

przed  pojawieniem  się  dziecka  na  świecie,  gdy  matka  i  dziecko  wciąŜ  jeszcze  stanowią  jedność,  chociaŜ  są 
dwiema istotami. Urodzenie dziecka pod pewnymi względami zmienia sytuację, jednakŜe nie aŜ tak bardzo, jak 
by się to mogło wydawać. Dziecko, chociaŜ Ŝyje juŜ teraz poza łonem matki, nadal całkowicie od niej zaleŜy. Ale 
z  dnia  na  dzień  coraz  bardziej  się  uniezaleŜnia:  uczy  się  chodzić,  mówić,  odkrywać  świat  na  własną  rękę;  jego 
stosunek do matki traci coś ze swojej Ŝyciowej doniosłości, natomiast stosunek do ojca nabiera coraz większego 
i większego znaczenia. 
    Aby zrozumieć to przesunięcie punktu cięŜkości z matki na ojca, musimy przyjrzeć się zasadniczym róŜnicom 
między  miłością  ojca  a  miłością  matki.  O  miłości  macierzyńskiej  juŜ  mówiliśmy.  Miłość  macierzyńska  z  samej 
swojej natury nie jest uzaleŜniona od Ŝadnego warunku. Matka kocha nowo narodzone niemowlę, poniewaŜ jest 
to  jej  dziecko,  a  nie  dlatego  Ŝe  spełniło  ono  jakiś  konkretny  warunek  czy  sprostało  jakimś  szczególnym 
wymaganiom. (Oczywiście, kiedy mówię tu o miłości macierzyńskiej i ojcowskiej, mówię o jej „typach idealnych" 
-  w  ujęciu  Maxa  Webera  lub  o  archetypach  -  w  ujęciu  Junga,  i  nie  zakładam,  Ŝe  kaŜdy  ojciec  i  kaŜda  matka 
kochają w ten sposób. Mam na myśli matczyny i ojcowski pierwiastek reprezentowany w osobie matki i ojca). 
Niczym  nie  uwarunkowana  miłość  odpowiada  jednej  z  najgłębszych  tęsknot  nie  tylko  dziecka,  lecz  kaŜdej 
ludzkiej istoty; z drugiej strony, sytuacja, w której się jest kochanym z powodu własnych zasług, dlatego Ŝe się na 
miłość zasługuje, zawsze budzi wątpliwości; a moŜe nie zadowoliłem osoby, o której miłość zabiegam? a moŜe 
to,  a  moŜe  tamto?  -  zawsze  istnieje  obawa,  Ŝe  miłość  moŜe  zniknąć.  Co  więcej,  „zasłuŜona"  miłość  łatwo 
pozostawia  gorzkie  uczucie,  Ŝe  nie  jest  się  kochanym  dla  siebie  samego,  ale  jedynie  dlatego,  Ŝe  sprawia  się 
przyjemność,  a  ostatecznie,  zbadawszy  rzecz  dokładnie,  okaŜe  się,  iŜ  w  ogóle  się  nie  jest  kochanym,  lecz 
uŜywanym.  Nic  więc  dziwnego,  Ŝe  wszyscy  tęsknimy  gorąco  do  miłości  macierzyńskiej  i  jako  dzieci,  i  jako 
dorośli.  Większość  dzieci  ma  to  szczęście,  Ŝe  posiada  matczyną  miłość  (do  jakich  granic,  o  tym  powiemy 
później).  To  samo  pragnienie  staje  się  o  wiele  trudniejsze  do  zaspokojenia,  kiedy  się  jest  dorosłym.  Przy 
najbardziej sprzyjających warunkach miłość ta pozostaje jako składnik normalnej miłości erotycznej ; często znaj 
duje wyraz w religii, częściej w stanach neurotycznych. Stosunek do ojca jest zupełnie inny. Matka jest domem, z 
którego wychodzimy, jest naturą, glebą, oceanem; ojciec nie reprezentuje Ŝadnego takiego naturalnego domu. W 
pierwszych  latach  Ŝycia  jego  kontakty  z  dzieckiem  są  bardzo  ograniczone,  jego  znaczenie  dla  dziecka  w  tym 
pierwszym  okresie  nie  da  się  porównać  ze  znaczeniem,  jakie  odgrywa  matka.  Ale  podczas  gdy  ojciec  nie 
reprezentuje naturalnego świata, reprezentuje on drugi biegun ludzkiego istnienia: świat myśli, przedmiotów, które 
są dziełem rąk ludzkich, świat prawa i lądu, dyscypliny, podróŜy i przygody. Ojciec jest tym, który uczy dziecko i 
który wskazuje mu drogę w świat. 
    Z  funkcją  tą  ściśle  łączy  się  inna,  mająca  związek  z  rozwojem  społeczno-ekonomicznym.  Kiedy  pojawiła  się 
własność  prywatna,  którą  dziedziczy  jeden  z  synów,  ojciec  dokonywał  wyboru  tego  syna,  któremu  by  mógł 
pozostawić swą własność. Oczywiście był nim ten syn, którego ojciec uwaŜał za najbardziej odpowiedniego do 
objęcia po nim dziedzictwa, syn, który był do niego najbardziej podobny, którego najbardziej lubił. Miłość ojca 
jest miłością uwarunkowaną. Jej zasadą jest: „Kocham cię, p o n i e w

;

 a Ŝ spełniasz moje oczekiwania, poniewaŜ 

wypełniasz  swój  obowiązek,  poniewaŜ  jesteś  taki  jak  ja".  W  obwarowanej  warunkami  miłości  ojcowskiej 
odnajdujemy, tak samo jak w niczym nie uwarunkowanej miłości macierzyńskiej, aspekt negatywny i pozytywny. 
Tym  negatywnym  aspektem  jest  fakt,  Ŝe  na  miłość  ojcowską  trzeba  zasłuŜyć,  Ŝe  moŜna  ją  utracić,  jeŜeli  nie 
spełni  się  oczekiwań.  W  naturze  miłości  ojcowskiej  tkwi  fakt,  Ŝe  posłuszeństwo  staje  się  główną  zaletą,  a 
nieposłuszeństwo głównym grzechem - a karą jest odebranie ojcowskiej 
miłości.  Ale  pozytywna  strona  tej  miłości  jest  równieŜ  waŜna.  JeŜeli  miłość  ojca  uzaleŜniona  jest  od  jakichś 
warunków,  mogę  coś  zrobić,  aby  ją  zdobyć,  mogę  na  nią  zapracować;  miłość  ojca  nie  leŜy,  tak  jak  miłość 
macierzyńska, poza zasięgiem mojej kontroli. 

background image

 

14

 

Stosunek  matki  i  ojca  do  dziecka  odpowiada  jego  własnym  potrzebom.  Niemowlę  potrzebuje  nie 

uwarunkowanej  miłości  matki i jej opieki zarówno  pod  względem  fizycznym,  jak  psychicznym.  Po  ukończeniu 
sześciu  lat  dziecko  zaczyna  potrzebować  miłości  ojca,  jego  autorytetu  i  kierownictwa.  Rolą  matki  jest 
zapewnienie mu bezpieczeństwa w Ŝyciu, rolą zaś ojca jest uczyć je, kierować nim, aby mogło uporać się z proble-
mami stawianymi przed nim przez określoną społeczność, w której się urodziło. W idealnym przypadku miłość 
matki  nie  próbuje  stać  na  przeszkodzie  rozwojowi  dziecka,  nie  usiłuje  nagradzać  bezradności.  Matka  powinna 
ufać Ŝyciu, nie powinna być przesadnie lękliwa i zaraŜać dziecka swym niepokojem. Powinna chcieć, aby dziecko 
stało  się  niezaleŜne  i  aby  w  końcu  od  niej  odeszło.  Natomiast  miłość  ojca  powinna  kierować  się  pewnymi 
zasadami  i  wymaganiami;  powinna  być  raczej  cierpliwa  i  wyrozumiała  niŜ  posługiwać  się  groźbami  i 
narzucaniem swego autorytetu. Miłość ta powinna dawać rosnącemu dziecku coraz większe poczucie własnej siły i 
wreszcie pozwolić mu rządzić się własnym rozumem i obywać bez autorytetu ojca. 
 

W końcu dojrzały człowiek dochodzi do momentu, w którym staje się sam dla siebie i ojcem, i matką. 

Posiada juŜ jak gdyby matczyne i ojcowskie sumienie. Sumienie matczyne mówi: „Nie ma karygodnego czynu, 
nie  ma  zbrodni,  która  by  mogła  pozbawić  cię  mojej  miłości,  mego  pragnienia,  abyś  Ŝył  i  był  szczęśliwy". 
Ojcowskie sumienie mówi: „Postąpiłeś źle, musisz ponieść konsekwencje złego uczynku, i jeŜeli nadal mam cię 
kochać,  musisz  przede  wszystkim  zmienić  swoje  postępowanie".  Dorosły  człowiek  traci  w  końcu  fizyczny, 
zewnętrzny obraz postaci matki i ojca, ale stworzył je juŜ w sobie. JednakŜe w przeciwieństwie do teorii Freuda o 
superego  zbudował  je  w  sobie  nie  przez  w c i e l e n i e   matki  i  ojca,  ale  przez  zbudowanie  sumienia 
macierzyńskiego  w  oparciu  o  swoją  własną  zdolność  kochania,  a  sumienia  ojcowskiego  o  własny  rozsądek  i 
sztukę sądzenia. Co więcej, człowiek dorosły w miłości łączy sumienie ojcowskie z macierzyńskim, mimo iŜ się 
wydaje, Ŝe jedno przeczy drugiemu. Gdyby zatrzymał jedynie sumienie ojcowskie, stałby się szorstki i nieludzki. 
Gdyby  zatrzymał  natomiast  jedynie  sumienie  matczyne,  byłby  skłonny  do  utraty  własnego  osądu  i 
przeszkadzałby  sobie  i  innym  w  rozwoju.  Ten  rozwój  -  od  przywiązania  do  matki  do  przywiązania  do  ojca  i 
ostatecznej  syntezy  obu  uczuć  -  stanowi  podstawę  zdrowia  psychicznego  i  dojrzałości.  Zakłócenie  go  staje  się 
podstawową przyczyną wszelkich neuroz. Mimo Ŝe obszerniejsze omówienie tego tematu wykracza poza zakres 
niniejszej ksiąŜki, kilka krótkich uwag moŜe posłuŜyć do wyjaśnienia tego stwierdzenia. 
 

Jedna  z  przyczyn  powstania  neurozy  moŜe  wywodzić  się  stąd,  Ŝe  chłopiec  ma  kochającą,  ale  zbyt 

pobłaŜliwą  lub  despotyczną  matkę  i  mało  stanowczego,  obojętnego  ojca.  W  tym  wypadku  chłopak  moŜe  nie 
wyjść poza początkowe stadium przywiązania do matki i wyrosnąć na człowieka zaleŜnego od niej, bezradnego, o 
biernym  usposobieniu,  który  chce  otrzymywać,  chce,  aby  się  nim  opiekowano,  troszczono  o  niego  i  któremu 
brak  cech  ojcowskich  -  dyscypliny,  niezaleŜności,  zdolności  kierowania  własnym  Ŝyciem.  MoŜe  próbować 
znajdywać „matki" w kaŜdym, czasem w kobietach, czasem w męŜczyznach cieszących się autorytetem i  władzą. 
JeŜeli z drugiej strony matka jest zimna, nieczuła i despotyczna, dziecko moŜe albo przerzucić zapotrzebowanie 
na matczyną opiekę na swego ojca lub na późniejsze postaci ojców - i w tym wypadku końcowy rezultat będzie 
podobny  do  poprzedniego  -  albo  teŜ  stać  się  człowiekiem  myślącym  jednostronnie  kategoriami  wyłącznie  oj-
cowskimi, ślepo podporządkowanym zasadom prawa, porządku i autorytetu, który nie potrafi ani oczekiwać, ani 
otrzymywać miłości nie związanej z Ŝadnymi warunkami. Rozwój tych cech będzie jeszcze silniejszy, jeŜeli ojciec 
jest  człowiekiem  autorytatywnym  i  równocześnie  bardzo  przywiązanym  do  syna.  Rzeczą  charakterystyczną  w 
tych wszystkich neurotycznych formach rozwojowych jest to, Ŝe jeden pierwiastek -ojcowski lub matczyny - nie 
rozwija  się,  lub  -  co  się  zdarza  w  ostrzejszych  stanach  neurotycznych  -  Ŝe  role  ojca  i  matki  mieszają  się,  i  to 
zarówno w stosunku do osób trzecich, jak teŜ w stosunku do tych ról wewnątrz danego człowieka. Dalsze badanie 
moŜe  wykazać,  Ŝe  pewne  typy  nerwic,  jak  na  przykład  nerwica  obsesyjna,  rozwijają  się  częściej  na  podstawie 
jednostronnego przywiązania do ojca, podczas gdy inne, jak histeria, alkoholizm czy niezdolność do bronienia 
swoich  praw  i  borykania  się  z  Ŝyciem,  a  równieŜ  róŜne  depresje  -  są  wynikiem  jednostronnego  skupienia 
emocjonalności na matce. 
 
 
  3. Przedmioty miłości 
 
 

Miłość  nie  jest  zasadniczo  stosunkiem  do  jakiejś  określonej  osoby;  jest  ona  p o s t a w ą ,   pewną 

w ł a ś c i w o ś c i ą  c h a r a k t e r u ,  która określa stosunek człowieka do świata w ogóle, a nie do jednego 
„obiektu

1

'  miłości. JeŜeli dany człowiek  kocha tylko jedną osobę,  a  jest  obojętny  wobec  reszty  swoich  bliźnich, 

jego  miłość  nie  jest  miłością,  lecz  symbolicznym  przywiązaniem  albo  egotyzmem.  A  jednak  większość  ludzi 
uwaŜa, Ŝe miłość to sprawa obiektu, a nie zdolności. Ludzie ci często sądzą, Ŝe świadczy to o sile ich miłości, jeŜeli 
nie  kochają  nikogo  poza  „ukochaną"  osobą.  Jest  to  taki  sam  błąd  jak  ten,  o  którym  wspominaliśmy  wyŜej. 
PoniewaŜ  nie  dostrzega  się,  Ŝe  miłość  jest  działaniem,  siłą  ducha,  dochodzi  się  do  przekonania,  Ŝe  wystarczy 
jedynie  znaleźć  właściwy  obiekt  -  a  potem  wszystko  potoczy  się  juŜ  samo.  Pogląd  taki  da  się  porównać  do 
stanowiska człowieka, który chce malować, ale nie uczy się sztuki malarstwa, tylko twierdzi, Ŝe musi poczekać na 
odpowiedni  obiekt,  a  potem  kiedy  go  juŜ  znajdzie, będzie malował  znakomicie.  JeŜeli  naprawdę  kocham  jakąś 
osobę,  kocham  wszystkich,  kocham  świat,  kocham  Ŝycie.  JeŜeli  mogę  powiedzieć  do  kogoś:  „Kocham  cię", 

background image

 

15

muszę takŜe umieć temu komuś powiedzieć: „Kocham w tobie wszystkich, przez ciebie kocham świat, kocham 
teŜ w tobie samego siebie". 
 

Powiedzenie,  Ŝe  miłość  jest  nastawieniem  wobec  wszystkich,  a  nie  wobec  jednego  człowieka,  nie 

zakłada bynajmniej twierdzenia, Ŝe między róŜnymi typami miłości nie zachodzą Ŝadne róŜnice. Istnieją one i są 
zaleŜne od przedmiotu darzonego miłością. 
 
 

 A. MIŁOŚĆ BRATERSKA 

 
    Najbardziej  zasadniczym  rodzajem  miłości,  który  stanowi  podstawę  wszelkich  innych  typów  miłości,  jest 
m i ł o ś ć   b r a t e r s k a .   Przez  określenie  to  rozumiem  poczucie  odpowiedzialności,  troskę  o  drugiego 
człowieka, poszanowanie, poznanie Ŝyjącej obok ludzkiej istoty oraz chęć ułatwienia jej Ŝycia. To właśnie jest 
ten  rodzaj  miłości,  o  którym  wspomina  Biblia,  mówiąc:  „Kochaj  bliźniego  swego  jak  siebie  samego".  Miłość 
braterska  jest  miłością  do  wszystkich  ludzi;  charakteryzuje  ją  brak  wyłączności.  Jeśli  rozwinąłem  w  sobie 
zdolność kochania, nie mogę^ nie kochać moich braci. W miłości braterskiej zawiera się uczucie zjednoczenia z 
wszystkimi  ludźmi,  ludzkiej  solidarności  i  pojednania.  Miłość  braterska  opiera  się  na  uczuciu,  Ŝe  wszyscy 
jesteśmy  jednością.  RóŜnice  w  uzdolnieniach,  inteligencji,  wiedzy  nie  znaczą  nic  w  porównaniu  z  faktem,  Ŝe 
wszyscy  ludzie  mają  taką  samą  duszę.  Aby  odczuć  tę  toŜsamość,  trzeba  przeniknąć  z  obrzeŜy  do  samej  głębi. 
JeŜeli widzę w drugim człowieku to, co jest na samej powierzchni, dostrzegam głównie róŜnice, to, co nas dzieli. 
JeŜeli  natomiast  przeniknę  do  jego  wnętrza, dostrzegę  naszą toŜsamość,  fakt  naszego braterstwa. To powiązanie 
głębinowe,  zamiast  powiązania  czysto  powierzchniowego,  jest  powiązaniem  wewnętrznym.  Pięknie  to  wyraziła 
Simone Weil: „Te same słowa (na przykład gdy męŜczyzna mówi do swoje] Ŝony „kocham cię") mogą być albo 
banalne,  albo  niezwykle,  w  zaleŜności  od  tego,  jak  zostały  wypowiedziane.  ZaleŜy  jedynie,  z  jak  głębokiej 
warstwy  istoty  ludzkiej  się  wydobyły,  bez  Ŝadnego  przy  tym  udziału  woli.  Dzięki  cudownemu  porozumieniu 
trafiają  one  do  tej  samej  warstwy  tej  osoby,  do  której  zostały  skierowane.  Tak  więc  ten,  kto  słucha,  moŜe 
odróŜnić, jeŜeli posiada zdolność odróŜnienia, jaką wartość mają te słowa" 
Miłość braterska jest miłością między równymi: w rzeczywistości jednak nawet jako równi nie zawsze jesteśmy 
„równi", poniewaŜ posiadamy naturę ludzką, wszyscy potrzebujemy pomocy. Dziś ja, jutro ty. Lecz ta potrzeba 
pomocy  nie  oznacza  bynajmniej,  Ŝe  jeden  człowiek  jest  bezradny,  a  drugi  potęŜny.  Bezradność  jest  stanem 
przejściowym, natomiast zdolność utrzymywania się i chodzenia na własnych nogach jest stalą i powszechna. 
A  jednak  kochanie  człowieka  bezradnego,  biednego  i  obcego  jest  początkiem  miłości  braterskiej.  Nietrudno 
kochać  kogoś  pochodzącego  z  własnej  krwi.  Zwierzę  kocha  swoje  młode  i  troszczy  się  o  nie.  Bezradna  istota 
kocha  swego  opiekuna,  gdyŜ  jej  Ŝycie  zaleŜy  od  niego;  dziecko  kocha  swoich  rodziców,  poniewaŜ  ich 
potrzebuje.  Miłość  zaczyna  się  rozwijać dopiero wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie  mogą się nam rta nic 
przydać.  Jest  rzeczą  charakterystyczną,  Ŝe  w  Starym  Testamencie  głównym  przedmiotem  ludzkiej  miłości  jest 
ubogi, obcy, wdowa i sierota, a wreszcie wróg narodowy - Egipcjanin i Edomita. Odczuwając litość do bezradnej 
istoty, człowiek zaczyna rozwijać w sobie miłość do swego brata; a i  w miłości własnej kocha równieŜ tego, kto 
potrzebuje pomocy: słabą, niepewną istotę ludzką. Litość zawiera w sobie element poznania 
 
i utoŜsamienia. „Znacie serce obcego -  mówi Stary Testament - bo sami byliście obcy w kraju Egiptu... d l a t e g o  
k o c h a j c i e   o b c e g o".

13 

 

 

  B. MIŁOŚĆ MATCZYNA 

 
Zajmowaliśmy się juŜ istotą miłości matczynej w poprzednim rozdziale, kiedy rozpatrywaliśmy róŜnicę pomiędzy 
miłością  macierzyńską  a  ojcowską.  Miłość  matczyna  jest,  jak  się  tam  wyraziłem,  niczym  nie  uwarunkowaną 
afirmacją Ŝycia dziecka i jego potrzeb. Do tego określenia naleŜy tu jednak dodać jeden bardzo waŜny szczegół. 
Afirmacją  Ŝycia  dziecka  posiada  dwa  aspekty;  pierwszy  z  nich  to  odpowiedzialność  i  troska  o  dziecko, 
absolutnie niezbędne do zachowania go przy Ŝyciu i zapewnienia mu rozwoju. Drugi dotyczy spraw sięgających 
dalej aniŜeli samo  przetrwanie.  Jest  nim  nastawienie,  które  wpaja  dziecku  m  i-1 o ś ć Ŝ y c i a ,   które daje mu 
przeświadczenie,  Ŝe  dobrze  jest  Ŝyć,  dobrze  jest  być  małym  chłopcem  czy  dziewczynką,  dobrze  jest  być  na 
ś

wiecie.  Oba  te  aspekty  miłości  matczynej  bardzo  zwięźle  wyraŜa  biblijna  historia  o  stworzeniu  świata.  Bóg 

stwarza świat i człowieka. WyraŜa to afirmację istnienia. Ale na tym nie dosyć. KaŜdego dnia tworzenia przyrody, 
zakończonego  stworzeniem  człowieka.  Bóg  mówi:  „To  jest  dobre".  Podobnie  miłość  matczyna  na  tym  drugim 
etapie  kaŜe  dziecku  czuć,  Ŝe  dobrze  jest  się  urodzić;  przekonanie  to  wpaja  dziecku  nie  tylko  samo  pragnienie 
utrzymania się przy Ŝyciu, ale i miłość do Ŝycia. Tę samą ideę wyraŜa chyba takŜe inny symbol biblijny. Ziemia 
Obiecana (ziemia jest zawsze symbolem  matki) opisana jest tam jako „mlekiem i  miodem płynąca". Mleko jest 

background image

 

16

symbolem  pierwszego  aspektu  miłości,  tego,  którego  treścią  jest  troska  i  afirmacją.  Miód  symbolizuje  słodycz 
Ŝ

ycia, jego ukochanie  i  szczęście  z  powodu  tego,  Ŝe  się  Ŝyje. Większość  matek  potrafi ofiarowywać  wyłącznie 

„mleko",  bardzo  niewiele  potrafi  dawać  równieŜ  „miód".  Aby  móc  dawać  „miód",  matka  musi  być  nie  tylko 
„dobrą  matką",  ale  i  szczęśliwym  człowiekiem  -  a  to  nieczęsto  się  zdarza.  Działa  to  na  dziecko  w  sposób 
przemoŜny. Ukochanie Ŝycia przez matkę jest równie zaraźliwe jak jej niepokój. Oba te uczucia wywieraj ą bardzo 
głęboki wpływ na całą osobowość dziecka; bez trudu moŜna rozróŜnić te wśród dzieci - a takŜe wśród dorosłych 
- które otrzymywały samo „mleko", od tych, które otrzymały „mleko i miód". 
 

W  przeciwieństwie  do  miłości  braterskiej  i  miłości  erotycznej,  która  jest  miłością  między  równymi 

partnerami,  stosunek  między  matką  a  dzieckiem  z  samej  swojej  natury  jest  stosunkiem  nierównym,  w  którym 
jedna  osoba  potrzebuje  wszelkiej  pomocy,  a  druga  jej  udziela.  Właśnie  ze  względu  na  ten  altruistyczny, 
pozbawiony egoizmu charakter, miłość matczyną uwaŜa się za najwyŜszy rodzaj miłości, za najświętszą spośród 
wszystkich  uczuciowych  więzi.  Wydaje  się  jednak,  Ŝe  prawdziwym  osiągnięciem  matczynej  miłości  nie  jest  jej 
miłość  do  niemowlęcia,  lecz  jej  uczucie  do  rosnącego  dziecka.  PrzewaŜająca  większość  matek  kocha  swoje 
dzieci,  póki  są  małe  i  całkowicie  od  niej  zaleŜne.  Większość  kobiet  pragnie  mieć  dzieci  i  cieszy  się  nowo 
narodzonym  dzieckiem  oraz  gorliwie  się  o  nie  troszczy.  Dzieje  się  tak  mimo  tego,  Ŝe  nie  „otrzymują"  one  od 
dziecka nic  w zamian poza  uśmiechem lub  wyrazem zadowolenia  malującym  się  na jego twarzy. Wydaje się, Ŝe 
taki stosunek do miłości wynika częściowo z głęboko zakorzenionego zespołu instynktów, który moŜna spotkać 
zarówno u zwierząt, jak i u kobiet. Ale niezaleŜnie od znaczenia, jakie moŜe mieć ten czynnik instynktu, działają tu 
równieŜ  specyficznie  ludzkie  czynniki  psychologiczne,  które  rodzą  ten  typ  miłości  macierzyńskiej.  Jeden  z  nich 
moŜna odnaleźć w elemencie narcyzmu miłości matczynej. PoniewaŜ kobieta dalej odczuwa niemowlę jako część 
samej siebie, jej miłość i zaślepienie moŜe być zaspokojeniem jej narcyzmu. Innym umotywowaniem moŜe być 
pragnienie  władzy  lub  posiadania  u  matki.  Bezradne  i  najzupełniej  zdane  na  jej  wolę  dziecko  zaspokaja  w 
sposób naturalny władcze i zaborcze instynkty kobiety. 
 

ChociaŜ z tego samego rodzaju motywami spotykamy się często, są one prawdopodobnie mniej waŜne i 

mniej powszechne niŜ motyw, który moŜna nazwać potrzebą transcendencji. 
 

Jest  to  jedna  z  najbardziej  podstawowych  potrzeb  człowieka  i  wywodzi  się  z  głęboko  zakorzenionej  w 

człowieku świadomości, Ŝe nie zadowala go rola istoty stworzonej, Ŝe nie chce pogodzić się z rolą kostki do gry 
wyrzucanej  z  kubka.  Człowiek  chce  się  czuć  twórcą,  kimś,  kto  wykracza  poza  bierną  rolę  tego,  kto  został 
stworzony.  Wiele  dróg  prowadzi  do  radości  tworzenia;  najbardziej  naturalną  i  najprostszą  jest  troska  i  miłość 
matki do swojego tworu. Wykracza ona poza samą siebie w swym stosunku do dziecka, miłość do dziecka nadaje 
jej  Ŝyciu  znaczenie  i  waŜność.  (Właśnie  w  fakcie,  Ŝe  męŜczyzna  nie  moŜe  zaspokoić  swojej  potrzeby 
transcendencji, dając Ŝycie dziecku, tkwi przyczyna, Ŝe dąŜy on do jej zaspokajania tworząc róŜne dzieła rąk czy 
teŜ myśli). 
Ale dziecko musi rosnąć. Musi opuścić łono matki, musi odejść od jej piersi; musi w końcu stać się całkowicie 
samodzielną istotą. Kwintesencją miłości  matczynej jest troska o rozwój dziecka, co oznacza, Ŝe chce ona, aby 
dziecko oddzieliło się od niej. Tu leŜy zasadnicza róŜnica między miłością macierzyńską a miłością erotyczną. W 
tej  ostatniej  dwoje  ludzi,  którzy  dotąd  byli  oddzielnymi  istotami,  stają  się  jednością.  Natomiast  w  miłości 
matczynej dwoje ludzi będących jednością rozdziela się. Matka musi to nie tylko tolerować, musi chcieć pomóc w 
tym  odejściu.  Właśnie  na  tym  etapie  miłość  matczyna  staje  się  tak  trudnym  zadaniem,  poniewaŜ  wymaga 
bezinteresowności, zdolności dawania wszystkiego, nie pragnąc w zamian nic poza szczęściem ukochanej istoty. I 
właśnie  na  tym  etapie  wiele  matek  nie  jest  w  stanie  wywiązać  się  z  zadań,  jakie  stawia  przed  nimi  miłość  do 
dziecka. Kobieta zapatrzona  w siebie, władcza i zaborcza, moŜe być „kochającą" matką, póki dziecko jest małe. 
Jedynie prawdziwie kochająca kobieta, która jest szczęśliwsza, kiedy daje, niŜ kiedy bierze, która mocno stoi na 
własnych  nogach,  moŜe  być  naprawdę  kochającą  matką  nawet  wtedy,  kiedy  jej  dziecko  zaczyna  się  od  niej 
oddalać. 
 

Miłość  matki  do  dorastającego  dziecka,  miłość,  która  dla  siebie  nie  chce  nic,  jest  moŜe  najtrudniej 

osiągalną  formą  miłości,  a  przy  tym  chyba  najbardziej  zwodniczą  z  powodu  łatwości,  z  jaką  matce  przychodzi 
kochać małe dziecko. Ale właśnie dlatego kobieta moŜe być prawdziwie kochającą matką tylko wtedy, gdy umie k 
o c h a ć; jeŜeli potrafi kochać swego męŜa, inne dzieci, obcych i wszystkich ludzi. Kobieta, która nie jest zdolna 
do  takiego  uczucia,  moŜe  być  czułą  matką  jedynie  wtedy,  gdy  dziecko  jest  małe,  ale  nie  moŜe  być  kochającą 
matką. Sprawdzianem jej prawdziwej miłości jest gotowość do pogodzenia się z odejściem dziecka - i darzenie 
go uczuciem nawet wtedy, gdy juŜ odejdzie. 
 
 

  C. MIŁOŚĆ EROTYCZNA 

 
 

Podczas  gdy  miłość  macierzyńska  jest  miłością  do  bezradnych  stworzeń,  miłość  braterska  jest  miłością 

między równymi. Mimo Ŝe oba te uczucia O    róŜnią się od siebie, łączy je to, Ŝe z samej istoty nie ograniczają 
się do 

background image

 

17

jednej osoby. JeŜeli kocham mego brata, kocham wszystkich moich braci, jeŜeli kocham moje dziecko, kocham 
wszystkie  moje  dzieci;  posuwam  się  nawet  dalej  i  kocham  wszystkie  dzieci  potrzebujące  mojej  pomocy. 
Przeciwieństwem obu tych typów miłości jest miłość erotyczna; jest ona pragnieniem całkowitego połączenia się, 
zespolenia  z  drugim  człowiekiem.  Z  samej  swej  natury  jest  wyłączna  i  niepowszechna;  jest  ona równieŜ  moŜe 
najbardziej zwodnicza spośród wszystkich form miłości. 
 
   Przede  wszystkim  często  myli  się  ją  z  gwałtownym  uczuciem  „zakochania  się",  nagłym  opadnięciem  barier 
istniejących do pewnej chwili między dwojgiem obcych sobie ludzi. Ale, jak wykazaliśmy uprzednio, to uczucie 
nagłej zaŜyłości jest z samej swej natury krótkotrwałe. Kiedy obcy człowiek stal się kimś dobrze znanym, nie ma 
juŜ  bariery  do  przebycia  i  pozbawieni  zostajemy  przyjemności,  jaką  przynosi  nagłe  osiąganie  bliskości. 
„Ukochaną"  osobę  zaczyna  się  znać  tak  dobrze,  albo  powiedzmy  raczej-tak  mało-jak  siebie  samego.  Gdyby 
głębiej doznawało się istnienia drugiego człowieka, gdyby moŜna było odczuć nieskończoność jego osobowości — 
nigdy by nie wydawał się tak znany i cud pokonywania barier mógłby powtarzać się kaŜdego dnia od nowa. Ale 
większość szybko załatwia się z problemem zbadania swej własnej osoby, a takŜe i innych, i uznaje sprawę za  
wyczerpaną. W ich odczuciu droga do zaŜyłości prowadzi głównie przez kontakt seksualny. PoniewaŜ wiedzą z 
własnego doświadczenia, Ŝe odosobnienie drugiego człowieka jest przede  wszystkim odosobnieniem  fizycznym, 
fizyczne zespolenie oznacza przezwycięŜenie tego odosobnienia. 
 

Poza  tym  istnieją  jeszcze  inne  czynniki,  które  dla  wielu  ludzi  oznaczają  moŜliwość  przezwycięŜenia 

osamotnienia.  Rozmowy  o  swoim  osobistym  Ŝyciu,  o  swoich  nadziejach  i  niepokojach,  ukazywanie  siebie  od 
strony  dziecinnej  lub  wręcz  dziecięcej,  odnajdywanie  wspólnych  zainteresowań  -  wszystko  to  uwaŜa  się  za 
przezwycięŜenie osamotnienia. Nawet okazywanie gniewu, nienawiści czy całkowitego braku hamulców traktuje 
się  jako  formy  zaŜyłości;  moŜna  tym  tłumaczyć  wypaczony  pociąg,  jaki  często  odczuwają  wobec  siebie  pary 
małŜeńskie,  które  wydają  się  sobie  bliskie  jedynie  w  łóŜku  albo  wtedy,  gdy  dają  upust  swojej  wzajemnej 
nienawiści czy wściekłości. Ale zaŜyłość przejawiająca się w takich formach zmierza do stopniowego zaniku w 
miarę  upływu  czasu.  W  rezultacie  zaczyna  się  szukać  miłości  z  kimś  innym,  z  jakimś  nowym  obcym.  Znowu 
obcy  człowiek  przekształca  się  w  „bliską"  osobę,  znowu  uczucie  zakochania  się  jest  podniecające  i  mocne  -  i 
znowu  powoli,  stopniowo  zaczyna  tracić  tę  intensywność  i  kończy  się  pragnieniem  nowego  podboju,  nowej 
miłości. I niezmiennie towarzyszy temu złudzenie, Ŝe nowa miłość będzie inna niŜ poprzednie. Tworzenie się tych 
złudzeń w wysokim stopniu wspomaga zwodniczy charakter poŜądania seksualnego. 
 

PoŜądanie seksualne zmierza do  zespolenia; nie jest ono bynajmniej jedynie fizyczną Ŝądząpozbyciem 

się bolesnego napięcia. Ale poŜądanie seksualne moŜe pobudzić niepokój wywołany samotnością, pragnienie, aby 
zdobyć lub zostać zdobytym, próŜność, chęć zadania bólu,  a nawet  niszczenia —  w  takim samym stopniu, jak 
moŜe je pobudzić miłość. Wydaje się, Ŝe poŜądanie seksualne moŜe stopić się z jakąkolwiek silną emocją lub być 
przez  nią  pobudzone,  a  miłość  stanowi  tylko  jedną  z  ("j  nich.  PoniewaŜ  większość  ludzi  łączy  poŜądanie 
seksualne  z  pojęciem  \j  miłości,  łatwo  dochodzą  do  błędnego  mniemania,  Ŝe  się  kochają,  kiedy  '  poŜądają  się 
fizycznie.  Miłość  moŜe  budzić  pragnienie  seksualnego  zespolenia,  a  wtedy  stosunek  fizyczny  pozbawiony  jest 
łapczywości,  pragnienia  ujarzmienia  kogoś  lub  chęci,  aby  samemu  zostać  ujarzmionym,  przepojony  jest 
natomiast czułością. JeŜeli to nie miłość pobudza pragnienie fizycznego zespolenia, jeŜeli miłość fizyczna nie jest 
równocześnie miłością braterską, nigdy nie prowadzi do związku, który by nie miał charakteru orgiastycznego i 
nie był przemijający. Pociąg seksualny tworzy na krótko złudzenie związku, a jednak bez miłości „związek" ten 
pozostawia  obcych  równie  daleko  od  siebie,  jak  byli  przedtem  -  zdarza  się  niekiedy,  Ŝe  zaczynają  się  siebie 
wstydzić  lub  nawet  nienawidzić;  kiedy  znikają  złudzenia,  dwoje  ludzi  zaczyna  odczuwać  wobec  siebie  chłód i 
obcość  jeszcze  wyraźniej  niŜ  uprzednio.  Czułość  nie  jest  bynajmniej,  jak  to  utrzymywał  Freud,  sublimacją 
instynktu  seksualnego;  jest  bezpośrednim  wynikiem  braterskiej  miłości  i  istnieje  zarówno  w  fizycznej,  jak  i  w 
niefizycznej formie miłości. 
 

W  miłości  erotycznej  panuje  wyłączność,  której  brak  w  miłości  braterskiej  i  macierzyńskiej.  Ten 

ekskluzywny  charakter  miłości  erotycznej  stanowi  podstawę  dalszych  rozwaŜań.  Nierzadko  ekskluzywność 
miłości  erotycznej  interpretuje  się  fałszywie  jako  przywiązanie  oparte  na  chęci  posiadania.  Często  moŜna 
spotkać  dwoje  „zakochanych"  w  sobie  ludzi,  którzy  poza  tym  nie  kochają  nikogo.  Ich  miłość  jest  w 
rzeczywistości  egotyzmem  a  deux;  są  dwojgiem  ludzi,  utoŜsamiających  się  wzajemnie,  którzy  problem 
osamotnienia  rozwiązują  powiększając  zasięg  jednostki  do  dwóch  osób.  Czują,  Ŝe  udaje  im  się  przezwycięŜyć 
samotność,  a  jednak,  wobec  tego,  iŜ  są  oddzieleni  od  reszty  ludzkości,  pozostają  odseparowani  jedno  od 
drugiego  i  są  dla  siebie  zupełnie  obcy;  zespolenie,  jakie  odczuwają,  jest  złudzeniem.  Miłość  erotyczna  jest 
ekskluzywna, lecz kocha ona w drugim człowieku całą ludzkość, wszystko, co Ŝywe. Jest ekskluzywna tylko w 
tym  sensie,  Ŝe  pozwala  zespolić  się  w  pełni  i  mocno  tylko  z  jednym  człowiekiem.  Miłość  erotyczna  wyklucza 
miłość  w  stosunku  do  innych  ludzi  tylko  w  sensie  erotycznego  związku,  pełnego  związania  się  we  wszystkich 
aspektach Ŝycia - ale bynajmniej nie w sensie głębokiej miłości braterskiej. 
 

Miłość erotyczna, jeŜeli jest miłością, ma jedną przesłankę. Kocham z głębi mojej istoty - i przeŜywam 

drugiego  człowieka  równieŜ  do  głębi  jego  lub  jej  istoty.  A  istota  wszystkich  ludzi  jest  identyczna.  Wszyscy 
jesteśmy częścią Jedności; jesteśmy Jednością. Jeśli tak jest, nie powinno stanowić Ŝadnej róŜnicy, kogo kochamy. 

background image

 

18

Miłość powinna być zasadniczo aktem woli, decyzji całkowitego oddania Ŝycia Ŝyciu drugiego człowieka. Jest to w 
rzeczywistości  rozumowe  uzasadnienie  idei  nierozerwalności  małŜeństwa  i  szeregu  innych  form  tradycyjnego 
związku, w którym dwój e partnerów nigdy się nie wybiera wzajemnie, lecz zostaj ą dla siebie wybrani - i mimo to 
oczekuje  się  od  nich  wzajemnej  miłości.  We  współczesnej  kulturze  Zachodu  zasada  ta  wydaje  się  zupełnie 
fałszywa. Miłość ma powstać w wyniku spontanicznej emocjonalnej reakcji - nagiego opanowania przez uczucie, 
któremu nie sposób się oprzeć. Z takiej perspektywy  widzi się jedynie swoiste cechy dwóch zainteresowanych 
jednostek - a nie fakt, Ŝe wszyscy męŜczyźni są cząstką Adama, a wszystkie kobiety cząstką Ewy. Nie dostrzega się 
w miłości erotycznej bardzo doniostego czynnika, jakim jest wola. Kochanie kogoś to nie tylko sprawa silnego 
uczucia - to równieŜ decyzja, osąd. obietnica. Gdyby miłość była wyłącznie uczuciem, nie byłoby podstawy do 
obietnicy dozgonnej wzajemnej miłości. Uczucie przychodzi i moŜe odejść. Skąd mogę wiedzieć, czy pozostanie 
ono na zawsze, skoro w mój akt nie jest włączony ani osąd, ani decyzja? 
 

Biorąc  pod  uwagę  te  wszystkie  poglądy,  moŜna  by  dojść  do  wniosku,  Ŝe  miłość  jest  wyłącznie  aktem 

woli i oddania się i Ŝe dlatego rzeczą zasadniczo obojętną jest, kim są dwie kochające się osoby. Czy małŜeństwo 
zostało  zaaranŜowane  przez  innych,  czy  było  wynikiem  osobistego  wyboru,  jeśli  zostało  zawarte,  akt  woli 
powinien gwarantować trwałość miłości. Pogląd ten zdaje się nie uwzględniać paradoksalnego charakteru 
natury  ludzkiej  i  miłości  erotycznej.  Wszyscy  jesteśmy  jednością  -  a  jednak  kaŜdy  z  nas  jest  jedyną  w  swoim 
rodzaju, niepowtarzalną istotą. W naszych stosunkach z innymi ludźmi powtarza się ten sam paradoks. PoniewaŜ 
wszyscy jesteśmy jednością, moŜemy kochać  w duchu miłości braterskiej kaŜdego w taki sam sposób. Ale skoro 
równocześnie  wszyscy  róŜnimy  się  od  siebie,  miłość  erotyczna  wymaga  pewnych  swoistych,  zupełnie 
indywidualnych czynników; mogą się one wytworzyć między pewnymi ludźmi, ale nie między wszystkimi. 
Oba zatem poglądy, jeden, Ŝe miłość erotyczna jest całkowicie indywidualnym pociągiem istniejącym wyłącznie 
pomiędzy  dwojgiem  ściśle  określonych  osób,  zarówno  jak  i  drugi,  który  przyjmuje,  Ŝe  miłość  erotyczna  jest 
niczym innym jak aktem woli - są prawdziwe - albo, jak moŜna to wyrazić trafniej, prawda nie leŜy ani tu, ani 
tam. Tak więc pogląd, Ŝe wzajemny stosunek, jeśli nie znalazło się w nim szczęścia, moŜna bez trudu rozwiązać, 
jest równie błędny jak pogląd, Ŝe nie moŜna go rozwiązać w Ŝadnych okolicznościach. 
 
 

  D. MIŁOŚĆ SAMEGO SIEBIE 

 
 

Jak  nie  budzi  Ŝadnych  zastrzeŜeń  pojęcie  miłości  skierowanej  ku  róŜnym  obiektom,  tak  szeroko 

rozpowszechniony  jest  pogląd,  Ŝe  kochanie  innych  jest  cnotą,  natomiast  mitość  siebie  samego  jest  grzeszna. 
Zakłada się, Ŝe o ile kocham siebie, o tyle nie kocham innych, Ŝe mitość własna jest tym samym co egoizm. W 
myśli zachodniej pogląd ten jest bardzo stary. Kalwin wyraŜa się o miłości siebie samego jako o „pladze". Freud 
mówi  o  miłości  własnej  w  kategoriach  psychiatrycznych,  niemniej  ocenia  ją  tak  samo  jak  Kalwin.  Dla  niego 
miłość własna jest tym samym co narcyzm, libido skierowanym ku samemu sobie. Narcyzm jest najwcze- 
ś

niejszym  stadium  rozwoju  człowieka,  a  osobnik,  który  w  późniejszym  Ŝyciu  powraca  do  tego  narcystycznego 

stadium, nie jest zdolny do miłości; w przypadkach krańcowych jest człowiekiem obłąkanym. Freud twierdzi, Ŝe 
miłość  jest  ujawnieniem  się  libido  i  Ŝe  libido  albo  zwraca  się  w  kierunku  innych  ludzi  -  mamy  wtedy  do 
czynienia  z  miłością  -albo teŜ  w kierunku  własnym  - i  wtedy  mówimy o  miłości siebie samego. Miłość  i  miłość 
samego siebie wykluczają się wzajemnie w tym sensie, Ŝe im więcej jest pierwszej, tym mniej drugiej. Jeśli miłość 
samego siebie jest rzeczą złą, wynika z tego, Ŝe jej brak jest cnotą. 
 

Powstaje  kwestia,  czy  obserwacja  psychologiczna  potwierdza  tezę  o  istnieniu  zasadniczej  sprzeczności 

między miłością samego siebie a miłością innych? Czy  miłość  własna jest tym  samym co egoizm, czy teŜ są  to 
pojęcia przeciwstawne? Co więcej, czy egoizm dzisiejszego człowieka naprawdę jest z a i n t e r e s o w a n i e m  s i ę  
s o b ą  s a m y m  jako jednostką z jej wszystkimi intelektualnymi, emocjonalnymi i zmysłowymi moŜliwościami? 
Czy  człowiek  nie  stał  się  dodatkiem  do  swej  socjo-ekonomicznej  roli?  C z y j e g o   e g o i z m 
j e s t i d e n t y c z n y z m i ł o ś c i ą   w ł a s n ą ,  c z y t e Ŝ  mo Ŝ e  j e s t  w y n i k i e m  j e j  b r a k u ?  
Zanim  zaczniemy  się  zastanawiać  nad  psychologicznym  aspektem  egoizmu  i  miłości  własnej,  powinno  się 
podkreślić  logiczny  błąd  tkwiący  w  mniemaniu,  Ŝe  miłość  innych  i  miłość  samego  siebie  wzajemnie  się 
wykluczają. JeŜeli jest cnotą kochać mego sąsiada - jako ludzką istotę - musi być cnota, a nie grzechem kochać 
samego  siebie,  jako  Ŝe  i  ja  jestem  istotą  ludzką.  Nie  ma  takiego  pojęcia  człowieka,  które  by  nie  obejmowało 
równieŜ  i  mnie.  Doktryna  głosząca  takie  wyłączenie  zawiera  wewnętrzną  sprzeczność.  Myśl  wyraŜona  w 
biblijnym nakazie: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" zakłada, Ŝe poszanowania własnej integralności 
i  niepowtarzalności,  miłości  i  zrozumienia  dla  swego  ja  nie  moŜna  oddzielić  od  poszanowania,  miłości  i 
zrozumienia innej istoty. Miłość własnego ja jest nierozerwalnie związana z miłością kaŜdego innego człowieka. 
Dotarliśmy  teraz  do  podstawowych  przesłanek  psychologicznych,  na  których  zbudowane  są  wnioski  naszego 
rozumowania. Ogólnie rzecz biorąc, przesłanki te są następujące: nie tylko inni ludzie, lecz i my sami jesteśmy 
obiektami naszych uczuć i postaw; postawy wobec innych i wobec nas samych nie tylko nie są sprzeczne, lecz są 
w sposób zasadniczy z e s p o l o n e .  W odniesieniu do omawianego problemu oznacza to, Ŝe miłość innych i miłość 

background image

 

19

nas samych nie stanowi alternatywy wykluczających się moŜliwości. Wprost przeciwnie, nastawienie, by kochać 
siebie  samego,  występuje  u  wszystkich,  którzy  są  zdolni  kochać  innych.  M i ł o ś ć   w  zasadzie  j e s t  
n i e p o d z i e l n a   w  z a k r e s i e   z w i ą z k u   p o m i ę d z y   o b i e k t a m i   a  c z y i m ś   w ł a s n y m   j a .   Prawdziwa 
miłość  jest  wyrazem  produktywności  i  zawiera  w  sobie  troskę,  poszanowanie,  odpowiedzialność,  poznanie.  Nie 
jest „afektem" w sensie ulegania czyjemuś oddziaływaniu, lecz czynnym dąŜeniem do rozwoju i szczęścia osoby, 
którą się kocha, mającym swe źródło w zdolności kochania. 
Kochać kogoś to uruchomić i skoncentrować siły miłości. Podstawowa afirmacja zawarta w miłości kieruje się ku 
ukochanej  osobie  stającej  się  wcieleniem  najistotniejszych  ludzkich  cech.  Miłość  do  jednego  człowieka  zakłada 
miłość do człowieka w ogóle. Rodzaj „podziału pracy" — jak to nazywa William James —przy którym ktoś kocha 
własną rodzinę, ale nie okazuje Ŝadnych uczuć wobec „obcego" człowieka, jest dowodem generalnej niezdolności 
kochania.  Miłość  do  człowieka  nie  jest,  jak  się  często  przypuszcza,  uogólnieniem  miłości  do  określonej  osoby, 
lecz stanowi jej przesłankę, chociaŜ genetycznie wywodzi się z miłości do określonych jednostek. 
Wynika  z  tego,  Ŝe  moje  własne  ja  musi  być  w  równym  stopniu  co  inny  człowiek  obiektem  mojej  miłości. 
A f i r m a c j a   Ŝ yc i a ,   szczęście,  r o z wó j   i  wo l no ść  m a j ą   s w o j e   ź r ó d ł o   we  w ł a s n e j   z d o l n o ś c i  
k o c h a n i a ,  to znaczy w trosce, szacunku, odpowiedzialności i poznaniu. JeŜeli człowiek potrafi kochać w sposób 
produktywny, kocha równieŜ samego siebie; jeŜeli potrafi kochać t y l k o  innych, nie potrafi kochać w ogóle. 
Zakładając,  Ŝe  miłość  samego  siebie  i  innych  w  zasadzie  się  łączą,  jak  wyjaśnimy  egoizm,  który  oczywiście 
wyklucza  jakiekolwiek  prawdziwe  zainteresowanie  bliźnim?  Człowiek  samolubny  interesuje  się  wyłącznie  sobą, 
chce  mieć  wszystko  dla  siebie,  nie  czuje  Ŝadnej  przyjemności  dając  i  potrafi  tylko  brać.  Na  świat  zewnętrzny 
patrzy  jedynie  z  punktu  widzenia  osobistych  korzyści;  nie  obchodzą  go  potrzeby  innych,  nie  okazuje 
poszanowania  dla  ich  godności  i  integralności.  Nie  widzi  poza  sobą  nikogo;  ocenia  kaŜdego  i  wszystko  pod 
kątem  przydatności  dla  siebie  samego,  jest  generalnie  niezdolny  do  miłości.  Czy  nie  dowodzi  to,  Ŝe 
zainteresowanie  innymi  i  zainteresowanie  sobą  samym  są  nieuchronnie  przeciwstawne?  Byłoby  tak,  gdyby 
egoizm  i  miłość  własna  były  tym  samym.  Lecz  załoŜenie  takie  jest  akurat  błędem,  który  doprowadził  do  tylu 
mylnych wniosków dotyczących naszego problemu. E g o i z m i m i ł o ś ć  w ł a s n a  n i e  t y l k o  n i e  
są  t y m   s a m y m ,   a l e   są  w r ę c z   p r z e c i w s t a w n e .   Egoista  kocha  siebie  nie  za  wiele,  ale  za 
mało;  w  rzeczywistości  nienawidzi  siebie.  Ten  brak  czułości  i  troski  o  siebie,  który  jest  tylko  jednym  z 
przejawów  braku  produktywności,  sprawia,  Ŝe  egoista  czuje  się  pusty  i  zawiedziony.  Nieuchronnie  staje  się 
nieszczęśliwy  i  gorączkowo  usiłuje  ciągnąć  z  Ŝycia  zadowolenie,  którego  osiągnięcie  sam  sobie  uniemoŜliwia. 
Wydaje się, Ŝe człowiek taki zbytnio dba o siebie, w rzeczywistości jednak dokonuje tylko bezowocnych prób, aby 
ukryć  i  jakoś  zrekompensować  niepowodzenia  w  pielęgnacji  swojego  prawdziwego  ja.  Freud  utrzymuje,  Ŝe 
egoista  pełen  jest  samouwielbienia,  jakb y  odwrócił  swoją  mitość  od  innych  i  skierował  ją  ku  własnej  osobie. 
P r a w d a ,   Ŝe  e g o i ś c i   n i e   p o t r a f i ą   k o c h a ć   i n n y c h ,   a l e   n i e   p o t r a f i ą   t e Ŝ  
k o c h a ć  s i e b i e  s a m y c h. 
 

 Łatwiej  jest  zrozumieć  egoizm  porównując  go  z  zachłannym  zainteresowaniem  się  innymi,  z  czym 

spotykamy się na przykład u przesadnie troskliwej matki. Choć jest najgłębiej przekonana, Ŝe jest ogromnie czuła 
dla  swojego  dziecka,  w  istocie  odczuwa  głęboko  ukrywaną  wrogość  wobec  obiektu  swego  zainteresowania.  Jej 
zainteresowanie jest przesadne nie dlatego, Ŝe zbyt mocno kocha dziecko, ale dlatego, Ŝe musi rekompensować 
niemoŜność kochania w ogóle. 
 

Ta  teoria  istoty  egoizmu  zrodziła  się  z  psychoanalitycznych  badań  neurotycznego  „braku  egoizmu", 

symptomu  nerwicy  spotykanego  u  niemałej  ilości  ludzi,  którzy  jednak  nie  cierpią  zazwyczaj  z  powodu  tego 
objawu,  lecz  innych  z  nim  związanych,  jak  depresja,  zmęczenie,  niezdolność  do  pracy,  zawody  w  sprawach 
miłosnych  itp.  Brak  egoizmu  nie  tylko  nie  jest  odczuwany  jako  symptom  choroby;  często  jest  on  tą  jedyną 
zbawczą cechą charakteru, którą tacy ludzie się chlubią. „Nieegoistyczny" człowiek „nie chce niczego dla siebie", 
„Ŝyje tylko dla innych", jest dumny z tego, Ŝe nie uwaŜa się za kogoś waŜnego. Dziwi go bardzo, iŜ mimo Ŝe nie 
jest egoistą, jest nieszczęśliwy i Ŝe jego stosunki z najbliŜszymi nie układają się najlepiej. Badania wykazują, Ŝe 
brak egoizmu tego człowieka nie występuje obok innych symptomów choroby, lecz jest właśnie jednym z nich, i 
to często tym najwaŜniejszym; Ŝe cierpi 
on na paraliŜ zdolności  kochania, radości z czegokolwiek;  Ŝe jest pełen  wrogości wobec Ŝycia i Ŝe poza fasadą 
„braku  egoizmu"  kryje  się  subtelny,  niemniej  jednak  ostry  egocentryzm.  Człowieka  takiego  moŜna  wyleczyć 
jedynie  wtedy,  jeŜeli  jego  „brak  egoizmu"  równieŜ  uzna  się  za  jeden  z  symptomów  chorobowych,  łącznie  z 
innymi, i wyciągnie się go z bezproduktywności, leŜącej u podstaw zarówno jego „braku egoizmu", jak i szeregu 
innych niedomagań. 
 

Istota „braku egoizmu" przejawia się szczególnie wyraźnie w skutkach, jakie wywiera na otoczeniu; w 

naszej  kulturze  najczęściej  we  wpływie,  jaki  „nieegoistyczna"  matka  wywiera  na  swoje  dzieci.  Wierzy  ona,  Ŝe 
dzięki temu, iŜ jest pozbawiona egoizmu, jej dzieci odczują, co to znaczy być kochanym, i nauczą się z kolei, co 
to  znaczy  kochać.  JednakŜe  skutek  wywołany  jej  „brakiem  egoizmu"  w  najmniejszym  nawet  stopniu  nie 
odpowiada  oczekiwaniom.  Dzieci  nie  okazują  szczęścia  istot  przekonanych,  Ŝe  się  je  kocha;  są  niespokojne, 
pełne  napięcia,  boją  się  wywołać  niezadowolenie  matki  i  starają  się  postępować  tak,  aby  nie  zawieść  jej 
oczekiwań. Na ogół odbija się na nich ukrywana wrogość matki wobec Ŝycia, którą raczej wyczuwają, niŜ zdają 

background image

 

20

sobie z niej jasno sprawę, i w końcu nasiąkają nią same. Ogółem biorąc, wpływ „nieegoistycznej" matki nie róŜni 
się wiele od wpływu matki egoistki, a w istocie jest on często gorszy, poniewaŜ jej „brak egoizmu" powstrzymuje 
dzieci  od  krytycznej  oceny  jej  postępowania.  CiąŜy  na  nich  obowiązek,  by  nie  sprawiać  jej  zawodu;  pod 
płaszczykiem  cnoty  uczy  się  je  niechęci  do  Ŝycia.  JeŜeli  ktoś  ma  okazję  zaobserwować,  jaki  wpływ  moŜe 
wywierać matka, w której Ŝyje prawdziwa miłość własna, zobaczy, Ŝe nic skuteczniej nie wpaja dziecku pojęcia, 
czym jest miłość, radość i szczęście, jak to Ŝe jest kochane przez matkę, która kocha sama siebie. 
 

Trudno o lepsze podsumowanie poglądów na temat miłości samego siebie jak słowa wypowiedziane na 

ten temat przez Mistrza Eckharta: „JeŜeli kochasz samego siebie, kochasz kaŜdego tak, jak kochasz siebie. Jeśli 
kochasz innego człowieka mniej niŜ siebie samego, nie umiesz prawdziwie kochać siebie, jeŜeli jednak kochasz 
wszystkich  jednakowo,  włączając  w  to  i  siebie,  będziesz  wszystkich  kochał  jak  jedną  osobę,  a  tą  osobą  jest 
zarówno  Bóg,  jak  i  człowiek.  A  zatem  ten  jest  wspaniałym  i  prawym  człowiekiem,  kto  kochając  siebie,  w  ten 
sposób kocha wszystkich".

 

 

  E. MIŁOŚĆ BOGA 

 
 

Stwierdzono  powyŜej,  Ŝe  podstawową  przyczyną  naszej  potrzeby  miłości  jest  uczucie  osamotnienia  i 

wynikające  zeń  pragnienie  przezwycięŜenia  niepokoju  wywołanego  tym  osamotnieniem  poprzez  uczucie 
zespolenia.  Religijna  forma  miłości,  ta,  która  nazywa  się  miłością  Boga,  nie  jest,  uŜywając  terminów 
psychologicznych, niczym innym. I ona wypływa z potrzeby przezwycięŜenia samotności i osiągnięcia zespolenia. 
W  rzeczywistości  miłość  Boga  posiada  tyle  róŜnych  właściwości  i  aspektów,  ile  ma  ich  miłość  człowieka; 
odnajdujemy tu równieŜ w znacznej mierze podobne zróŜnicowanie. 
 

We  wszystkich  teistycznych  religiach,  obojętne,  czy  są  one  politeistyczne,  czy  monoteistyczne,  Bóg 

reprezentuje  wartość  najwyŜszą,  dobro  najbardziej  upragnione.  Tak  więc  swoistość  znaczenia  Boga  zaleŜy  od 
tego, co dla danego człowieka stanowi owo dobro najbardziej upragnione. Aby zrozumieć pojęcie Boga, naleŜy 
rozpocząć od analizy struktury człowieka, który Boga wielbi. 
 

Rozwój  rodzaju  ludzkiego  na  podstawie  naszych  o  nim  wiadomości  moŜna  scharakteryzować  jako 

uwalnianie się człowieka od natury, od matki, od więzów krwi i ziemi. W początkach historii ludzkiej człowiek, 
mimo Ŝe juŜ pozbawiony pierwotnej jedności z naturą, ciągle jeszcze trzyma się  kurczowo tych początkowych 
więzów.  Powracając  do  nich  czuje  się  bezpieczny.  WciąŜ  jeszcze  odczuwa  swoją  toŜsamość  ze  światem 
zwierzęcym  i  roślinnym  i  próbuje  odnaleźć  tę  jedność  poprzez  ścisły  związek  ze  światem  natury.  Wiele 
prymitywnych  wierzeń  odzwierciedla  to  stadium  rozwojowe.  Zwierzę  zostaje  przekształcone  w  totem;  podczas 
najbardziej uroczystych aktów religijnych albo na wojnach nosi się maski zwierzęce, czci się zwierzę jak Boga. W 
późniejszym  stadium  rozwoju,  kiedy  ludzka  zręczność  osiągnęła  juŜ  poziom  rzemieślniczy  i  artystyczny,  kiedy 
człowiek  przestaje  być  wyłącznie  zdany  na  dary  natury  —  na  owoc,  który  znajdzie,  lub  zwierzę,  które  zabije  - 
człowiek  przeobraŜa  się  w  boga  dzieła  swoich  rąk.  Jest  to okres  oddawania  czci  boŜkom  wyrabianym  z  gliny, 
srebra  lub  złota.  Człowiek  przenosi  swoje  własne  siły  i  umiejętności  na  przedmioty,  jakie  tworzy,  i  w  tak 
wyalienowany sposób czci swoją dzielność, swoje dobra. W jeszcze późniejszym okresie człowiek  nadaje swym 
bóstwom  postać  ludzką.  Wydaje  się,  Ŝe  mogło  to  nastąpić  dopiero  wówczas,  gdy  w  jeszcze  większym  stopniu 
uświadomił  sobie  samego  siebie,  kiedy  odkrył,  Ŝe  człowiek  jest  najwyŜszą  i  najczcigodniejszą  „rzeczą"  na 
ś

wiecie.  W  tej  fazie  czci  antropomorficznego  boga  obserwujemy  rozwój  w  dwóch  zakresach.  Jeden  dotyczy 

kobiecej  lub  męskiej  natury  bogów,  drugi  stopnia  dojrzałości,  jaki  człowiek  osiągnął,  określającego  zarówno 
charakter jego bogów, jak i charakter miłości, jaką ku nim Ŝywi. 
 

Pomówmy  najpierw  o  przejściu  od  religii,  w  której  najwaŜniejszą  osobą  jest  matka,  do  religii 

koncentrującej  się  na  ojcu.  Zgodnie  z  wielkimi  i  przełomowymi  odkryciami  Bachofena  i  Morgana  w  połowie 
XIX  wieku,  mimo  Ŝe  ich  poglądy  odrzuciła  większość  kół  akademickich,  moŜna  prawie  z  całą  pewnością 
stwierdzić,  Ŝe  w  wielu  kulturach  patria-rchalną  fazę  religii  poprzedzała  faza  matriarchatu.  W  fazie  tej  najwaŜ-
niejszą postacią jest matka. Ona jest boginią, ona równieŜ sprawuje władzę w rodzinie i w społeczeństwie. Aby 
zrozumieć  istotę  religii  opartej  na  matriarchacie,  musimy  sobie  jedynie  przypomnieć,  co  powiedziano  wyŜej  o 
istocie  miłości  matczynej.  Miłość  matki  nie  jest  niczym  uwarunkowana,  jest  wszechopiekuńcza, 
wszechogarniająca; poniewaŜ miłość ta nie jest niczym uwarunkowana, nie moŜna nią równieŜ kierować ani nie 
moŜna  jej  zdobyć.  Jej  obecność  daje  ukochanej  osobie  poczucie  błogości,  brak  wytwarza  uczucie  zagubienia  i 
krańcowej rozpaczy. PoniewaŜ matka kocha swoje dzieci dlatego, Ŝe są jej dziećmi, a nie dlatego, Ŝe są „dobre", 
posłuszne czy Ŝe spełniają jej Ŝyczenia i rozkazy, miłość macierzyńska zasadza się na równości. Wszyscy ludzie 
są równi, poniewaŜ wszyscy są dziećmi matki, wszyscy są dziećmi Matki Ziemi. 
 

Następne stadium ewolucji rodzaju ludzkiego, jedyne, o którym posiadamy gruntowną wiedzę i gdzie nie 

musimy  opierać  się  na  wnioskach  i  rekonstrukcjach,  to  faza  patriarchatu.  W  okresie  tym  matka  zostaje 
zdetronizowana  ze  swego  najwyŜszego  stanowiska.  NajwyŜszą  istotą  staje  się ojciec. Dzieje się tak  zarówno  w 
religii, jak i w społeczeństwie. Z natury miłości ojcowskiej wynika, Ŝe stawia ona pewne Ŝądania, ustala zasady i 
prawa;  miłość  do  syna  zaleŜy  od jego  podporządkowania  się  Ŝądaniom ojca. Ojciec najbardziej lubi tego syna, 

background image

 

21

który jest doń najbardziej podobny, tego, który mu okazuje najwięcej posłuszeństwa i który najlepiej się nadaje, 
aby stać się jego sukcesorem i odziedziczyć jego mienie. (Rozwój społeczeństwa patriarchalnego idzie w parze z 
rozwojem własności prywatnej). W następstwie tego społeczeństwo patriarchalne staje się hierarchiczne; równość 
między  braćmi  ustępuje  miejsca  współzawodnictwu  i  wzajemnym  walkom.  Czy  myślimy  o  kulturze  hinduskiej, 
egipskiej  lub  greckiej,  czy  judeochrześcijańskiej  lub  muzułmańskiej,  znajdujemy  się  w  obrębie  świata 
patriarchalnego,  z  jego  męskimi  bogami,  nad  którymi  króluje  jeden  główny  bóg  lub  z  którego  wyeliminowano 
wszystkich bogów z wyjątkiem Jedynego Boga. Skoro jednak z ludzkiego serca nie da się wykorzenić pragnienia 
miłości matki, trudno się dziwić, Ŝe postaci kochającej matki nigdy nie usunięto całkowicie z panteonu. W religii 
Ŝ

ydowskiej  powracają  macierzyńskie  aspekty  Boga,  szczególnie  w  róŜnych  prądach  mistycyzmu.  W  religii 

katolickiej matkę symbolizuje Kościół i Matka Boska. Nawet protestantyzm nie usuwa całkowicie postaci Matki 
Boskiej,  choć  pozostaje  tam  ona  w  ukryciu.  Luter  przyjął  naczelną  zasadę,  Ŝe  nic,  co  człowiek  czyni,  nie  moŜe 
sprowadzić  miłości  Boga.  Miłość  Boga  jest  łaską,  postawa  religijna  to  wiara  w  tę  łaskę,  to  stanie  się  małym  i 
bezbronnym; Ŝadne dobre uczynki nie mogą wpłynąć na Boga ani sprawić, by Bóg nas kochał - wbrew temu, co 
twierdzą doktryny katolickie. W katolickiej doktrynie na temat dobrych uczynków moŜemy rozpoznać elementy 
patriarchalizmu;  mogę  zdobyć  miłość  ojca,  okazując  mu  posłuszeństwo  i  spełniając  jego  Ŝądania.  Natomiast 
doktryna  luterańska,  mimo  bardzo  wyraźnie  patriarchalnego  charakteru,  zawiera  w  sobie  ukryty  element 
matriarchalny. Miłości matki nie moŜna zdobyć; po prostu albo jest, albo jej nie ma; wszystko, co mogę zrobić, 
to wierzyć (jak mówi psalmista: „Aleś ty jest, któryś mnie wywiódł z Ŝywota, czyniąc mi dobrą nadzieję jeszcze 
u piersi matki mojej"

16

) i przemienić się w bezradne, bezsilne dziecko. Cechą szczególną wiary luterańskiej jest to, 

Ŝ

e postać matki usunięto w niej z eksponowanego miejsca i zastąpiono postacią ojca; zamiast pewności, Ŝe się jest 

kochanym  przez  matkę,  głęboko  nurtująca  człowieka  wątpliwość  i  liczenie,  wbrew  wszelkim  nadziejom,  na 
niczym nie uwarunkowaną miłość ojca stanowi jej rys zasadniczy. 
 

Musiałem  omówić  tę  róŜnicę  między  matriarchalnym  i  patriarchalnym  elementem  w  religii,  aby 

wykazać, Ŝe charakter miłości Boga zaleŜy od matriarchalnych i patriarchalnych aspektów w danej religii. Aspekt 
patriarchalny kaŜe mi kochać Boga jak ojca; zakładam, Ŝe jest on sprawiedliwy i surowy, Ŝe karze i nagradza, i 
wreszcie Ŝe kiedyś wybierze mnie jako swego ulubionego syna, tak jak Bóg wybrał Abrahama Izraela, jak Izaak 
wybrał  Jakuba,  jak  Bóg  wybiera  swój  wybrany  naród.  W  matriarchalnym  aspekcie  religii  kocham  Boga  j ak 
wszechobejmującą  matkę. Wierzę  w jej miłość,  w to, iŜ  mimo Ŝe jestem biedny i słaby,  mimo Ŝe zgrzeszyłem, 
będzie mnie kochać, nie będzie wolała nade mnie Ŝadnego spośród swoich dzieci; cokolwiek się ze mną stanie, 
pośpieszy mi z pomocą, ocali mnie i przebaczy. Nie trzeba podkreślać, Ŝe mojej miłości Boga i jego miłości ku 
mnie nie da się rozdzielić. JeŜeli Bóg jest ojcem, kocha mnie jak syna, a ja kocham go jak ojca. JeŜeli Bóg jest 
matką, jej miłość i moja miłość determinuje fakt, Ŝe jest matką. 
 

RóŜnica między macierzyńskim a ojcowskim aspektem miłości Boga stanowi mimo wszystko tylko jeden 

z czynników decydujących o istocie tej miłości; drugim jest stopień dojrzałości osiągnięty przez człowieka, a tym 
samym dojrzałość jego pojęcia Boga i jego miłość ku niemu. 
 

Odkąd ewolucja rodzaju ludzkiego doprowadziła od  matriarchalnej struktury społeczeństwa i religii do 

patriarchatu,  moŜemy  śledzić  dojrzewanie  miłości  głównie  w  rozwoju  religii  patriarchalnej.'

7

  W  początkowym 

stadium  tego  rozwoju  widzimy  despotycznego,  zazdrosnego  Boga,  który  uwaŜa  stworzonego  przez  siebie 
człowieka za swoją własność i który sądzi, Ŝe ma prawo czynić z nim wszystko, co mu się podoba. Jest to faza 
religii, w której Bóg wypędza człowieka z raju, aŜeby nie jadł z drzewa wiadomości dobrego i złego i nie mógł 
w  ten  sposób  sam  stać  się  Bogiem;  jest  to  faza,  w  której Bóg  postanawia  wygubić  rodzaj  ludzki przez zesłanie 
potopu, poniewaŜ nikt z ludzi nie zadowala go z wyjątkiem ulubionego syna Noego; jest to faza, w której Bóg Ŝąda 
od  Abrahama,  aŜeby  zabił  swojego  jedynego  ukochanego  syna  Izaaka,  by  przez  ten  akt  krańcowego 
posłuszeństwa wykazał swą miłość do Boga. Ale równocześnie rozpoczyna się nowa faza; Bóg zawiera z Noem 
przymierze, w którym przyrzeka, Ŝe nigdy nie wygubi rodzaju ludzkiego - jest to przymierze, którym on sam jest 
związany;  związany  nie  tylko  swoimi  przyrzeczeniami,  lecz  równieŜ  zasadą  sprawiedliwości.  Na  tej  podstawie 
Bóg musi ustąpić wobec Ŝądania Abrahama, aby oszczędził Sodomę, jeŜeli znajdzie się w niej choćby dziesięciu 
sprawiedliwych.  JednakŜe  rozwój  ten  nie  ogranicza  się  do  przeistoczenia  Boga  z  postaci  despotycznego  władcy 
szczepowego  w  kochającego  ojca,  w  ojca,  którego  obowiązują  prawa  przez  niego  samego  ustanowione;  rozwój 
idzie w kierunku przeistoczenia Boga z postaci ojca w symbol jego zasad - sprawiedliwości, prawdy, miłości. Bóg 
jest prawdą, Bóg jest sprawiedliwością. W tym stadium rozwoju Bóg przestaje być osobą, człowiekiem, ojcem; 
staje  się  symbolem  zasady  jedności  pod  róŜnymi  postaciami,  wyobraŜeniem  kwiatu,  który  rozkwitnie  w 
człowieku  z  nasienia  duchowego.  Bóg  nie  moŜe  mieć  imienia.  Imię  zawsze  określa  rzecz  lub  osobę,  coś  ogra-
niczonego, skończonego. Jak Bóg moŜe mieć imię, jeŜeli nie jest ani osobą, ani rzeczą? 
 

Najbardziej  uderzający  epizod  w  tej  przemianie  zawarty  jest  w  biblijnej  historii  objawienia  się  Boga 

MojŜeszowi.  Kiedy  MojŜesz oświadcza  Bogu,  Ŝe  Hebrajczycy  nie  uwierzą  mu,  Ŝe  został  posiany  przez  Niego, 
póki nie będzie im mógł powiedzieć boskiego imienia (jak czciciele boŜków mogliby pojąć bezimiennego boga, 
skoro najwaŜniejszą cechą boŜka jest posiadanie imienia?). Bóg idzie na ustępstwo. Mówi MojŜeszowi: „Jam jest, 
którym  jest"  lub  w  innym  przekładzie  „Jam  jest,  którym  się  staję".  „Staję  się"  oznacza,  Ŝe  Bóg  nie  jest 
ograniczony, Ŝe nie jest ani osobą, ani „bytem". Najbardziej adekwatny przekład tego zdania brzmiałby: powiedz 

background image

 

22

im, Ŝe „imię moje jest bezimienne". Zakaz tworzenia jakichkolwiek wizerunków Boga, wymawiania jego imienia 
nadaremno, a w końcu zakaz wymawiania go w ogóle, zmierza do tego samego celu, a mianowicie do uwolnienia 
człowieka  od  myśli,  Ŝe  Bóg  jest  ojcem,  Ŝe  jest  osobą.  W  późniejszym  rozwoju  mys'li  teologicznej  kwestia  ta 
rozwinięta   zostaje   dalej   w   zasadę,   Ŝe   Bogu   nie   wolno   nawet 

przyznawać 

jakiegokolwiek 

pozytywnego atrybutu. Mówienie o Bogu, 1^' 

 Ŝe jest mądry, potęŜny, dobry - znowu wiąŜe się z pojęciem, 

Ŝ

e  jest  on        osobą;  wszystko,  co  mogę  zrobić,  to  powiedzieć,  czym  Bóg  nie  jest,      mogę  ustalić  negatywne 

atrybuty,  mogę  zakładać,  Ŝe  nie  jest  ograniczony,  nie  jest  niedobry,  nie  jest  niesprawiedliwy.  Im  lepiej  wiem, 
czym Bóg nie jest, tym moja wiedza o Bogu jest większa. 
 

Dojrzewająca  idea  monoteizmu  w  swoich  dalszych  następstwach  moŜe  prowadzić  do  jednego  tylko 

wniosku: nie  naleŜy  w ogóle  wymawiać imienia  Boga,  nie  naleŜy  mówić  o  Bogu.  Wówczas  Bóg  staje  się  tym, 
czym jest potencjalnie w teologii monoteistycznej - bezimiennym Jedynym, a nasze niewyraŜalne jąkanie się na 
jego  temat  odnosi  się  do  jedności  stanowiącej  podstawę  wszechświata  zjawisk,  podłoŜe  wszelkiego  istnienia; 
Bóg staje się prawdą, miłością, sprawiedliwością. Bóg jest mną, poniewaŜ jestem człowiekiem. 
Jest  zupełnie  oczywiste,  Ŝe  ta  ewolucja  od  antropomorficznej  do  czysto  monoteistycznej  zasady  wywołała 
ogromną  zmianę  w  naturze  miłości  Boga.  Boga  Abrahama  moŜna  kochać,  moŜna  się  go  bać jak  ojca, jako Ŝe 
czasem dominuje u niego element gniewu, czasem przebaczenia. O ile Bóg jest ojcem, ja jestem dzieckiem. Nie 
wyzwoliłem  się  jeszcze  w  pełni  z  autystycznego  pragnienia  zdobycia  wszechwiedzy  i  wszechmocy.  Nie 
zdobyłem  jeszcze  dość  obiektywizmu,  aby  zdać  sobie  sprawę  z  własnej  ograniczoności  jako  istoty  ludzkiej,  z 
mojej ciemnoty, mojej bezsiły. Ciągle, jak dziecko, domagam się ojca, który mnie ocali, który będzie nade mną 
czuwał, będzie mnie karał, ojca, który mnie lubi, gdy jestem posłuszny, któremu schlebia moje posłuszeństwo i 
którego gniewa moja krnąbrność. Nie ulega wątpliwości, Ŝe większość ludzi nie wyszła jeszcze w swoim rozwoju 
poza  ten  stan  niemowlęctwa, i  stąd  wiara  w Boga jest dla nich  wiarą  w  spieszącego z pomocą ojca, dziecinnym 
złudzeniem.  Mimo  Ŝe  tego  rodzaju  pojęcie  religii  zostało  przezwycięŜone  przez  niektórych  ludzi  oraz  przez 
wielkich nauczycieli ludzkości, wciąŜ jeszcze stanowi ono dominującą formę wierzeń. 
 

W  tym  świetle  krytyka  idei  Boga  wyraŜona  przez  Freuda  jest  zupełnie  poprawna.  Jego  błąd  polegał 

jednak na tym, Ŝe nie wziął pod uwagę innego aspektu religii monoteistycznej, stanowiącego jej najgłębszą treść, 
a  prowadzącego  logicznie  wprost  do  negacji  takiego  pojęcia  Boga.  Człowiek  prawdziwie  religijny,  jeŜeli 
postępuje zgodnie z istotą idei monoteistycznej, nie modli się o nic, niczego od Boga nie oczekuje; kocha Boga 
inaczej niŜ dziecko kocha swego ojca lub matkę, człowiek taki ma tak pokorne poczucie własnej ograniczoności, 
Ŝ

e wie, iŜ nic nie wie o Bogu. Bóg staje się dla niego symbolem, w którym ludzkość we wcześniejszym stadium 

swej  ewolucji  zawarła  sumę  tego,  do  czego  dąŜy,  staje  się  królestwem  świata  ducha,  miłością,  prawdą  i 
sprawiedliwością. Człowiek taki wyznaje zasady, które Bóg reprezentuje, myśli zgodnie z zasadami prawdy, Ŝyje 
zgodnie z zasadami  miłości  i sprawiedliwości  i  uwaŜa,  Ŝe  cale  jego  Ŝycie  posiada  wartość  jedynie  o  tyle,  o  ile 
daje mu ono szansę coraz pełniejszego rozwijania swych ludzkich moŜliwości jako jedynej rzeczywistości, która 
się liczy, jako jedynego przedmiotu „bezwarunkowego zaangaŜowania"; wreszcie — nie mówi on o Bogu, 
nie  wspomina  nawet  jego  imienia.  Kochać  Boga,  gdyby  miał  juŜ  uŜyć  tego  określenia,  oznaczałoby  wówczas 
dąŜyć do pełnej zdolności kochania, do realizacji tego, co Bóg reprezentuje sam w sobie. 
 

Z  tego  punktu  widzenia  logiczną  konsekwencją  monoteistycznej  myśli  jest  negacja  całej  teologii,  całej 

„wiedzy o Bogu". JednakŜe taki radykalny nieteologiczny pogląd róŜni się od nieteistycznego systemu, co widać 
na przykładzie wczesnego buddyzmu czy taoizmu. 
 

We wszystkich taoistycznych systemach, nawet nieteologicznych, zakłada się realność istnienia dziedziny 

ducha,  dziedziny  górującej  nad  człowiekiem,  nadającej  sens  i  waŜkość  duchowym  siłom  człowieka  i  jego 
dąŜeniu do zbawienia i wewnętrznego narodzenia. W systemie nie-teistycznym natomiast sfera ducha nie istnieje 
ani  poza  człowiekiem,  ani  nad  nim.  Sfera  miłości,  rozumu  i  sprawiedliwości  istnieje  jako  coś  rzeczywistego 
jedynie dlatego i tylko o tyle, o ile człowiek potrafił rozwinąć w sobie te siły w procesie swojej ewolucji. Zgodnie z 
tym  poglądem  Ŝycie  ma  jedynie  takie  znaczenie,  jakie  nadaje  mu  sam  człowiek;  człowiek  jest  całkowicie 
samotny, a przezwycięŜa tę samotność tylko o tyle, o ile pomaga drugiemu człowiekowi. 
 

PoniewaŜ  mówiłem  o  miłości  Boga,  chciałbym  wyjaśnić,  Ŝe  osobiście  nie  rozumuję  kategoriami  pojęć 

teistycznych i Ŝe dla mnie pojęcie Boga jest pojęciem uwarunkowanym jedynie historycznie, pojęciem, w którym 
człowiek  wyraził  w  danym  historycznym  okresie  wiarę  w  swoje  rosnące  siły,  tęsknotę  za  prawdą,  za 
zespoleniem.  Lecz  wierzę  równieŜ,  Ŝe  konsekwencje  ścisłego  monoteizmu  i  nieteistycznego  bezwarunkowego 
zaangaŜowania  w  duchową  rzeczywistość  to  dwa  poglądy,  które,  aczkolwiek  róŜne,  nie  muszą  się  wzajemnie 
zwalczać. 
 

W  tym  momencie  zjawia  się  jednak  inny  wymiar  problemu  miłości  Boga.  który  naleŜy  omówić,  aby 

przedstawić jego złoŜoność. Mam tu na myśli podstawową róŜnicę stanowisk Wschodu (Chiny i Indie) i Zachodu 
wobec  religii;  róŜnicę  tę  moŜna  wyrazić  w  kategoriach  logicznych.  Od  czasów  Arystotelesa  cały  świat  zachodni 
stosuje logiczne zasady jego filozofii. Logika ta opiera się na prawie identyczności, które twierdz[, Ŝe A jest A, 
na prawie zaprzeczenia (A nie jest nie A) oraz na prawie wykluczonego środka (A nie moŜe być A oraz nie A; 
ani A, ani nie A). Arystoteles wyjaśnia swoje stanowisko w następującym zdaniu: „Jest niemoŜliwe, aby ta sama 
rzecz w tym samym czasie naleŜała i nie naleŜała do tej samej rzeczy w tym samym zakresie; jakiekolwiek byśmy 

background image

 

23

dali  inne  rozróŜnienia,  aby  stawić  czoło  zarzutom  dialektyki,  niczego  one  nie  zmienią.  Tak  oto  jest  to 
najpewniejsza ze wszystkich zasad..." 
 

Ten aksjomat logiki arystotelesowskiej tak głęboko przepoił nasz sposób myślenia, Ŝe uwaŜa się go za 

naturalny  i  oczywisty,  podczas  gdy  z  drugiej  strony  twierdzenie,  Ŝe  X  jest  A  i  nie  A,  wydaje  się  nonsensem. 
(Oczywiście twierdzenie to odnosi się do podmiotu X w danym czasie, nie do X w chwili obecnej i do X w czasie 
przyszłym albo teŜ do jednego aspektu X przeciwstawionemu innemu aspektowi). 
 

 Przeciwieństwem logiki arystotelesowskiej jest - jak by ją moŜna było określić - logika paradoksalna, 

która  zakłada,  Ŝe  A  i  nie  A  nie  wykluczają  się  wzajemnie  jako  orzeczniki  X.  Logika  paradoksalna  rządziła 
chińskim  i  hinduskim  sposobem  myślenia,  zawarta  była  w  filozofii  Heraklita,  a  potem  znowu,  pod  nazwą 
dialektyki, stała się filozofią Hegla i Marksa. Naczelną zasadę logiki paradoksalnej jasno opisał Laotsy: „Słowa, 
które  są  całkowicie  prawdziwe,  wydają  się  paradoksem".

 

A  Czuangtsy  powiedział:  „To,  co  jest  jednym,  jest 

jednym. To, co  nie jest jednym, jest takŜe jednym". Pozytywną formułą logiki paradoksalnej jest: „T o  j e s t   i 
z a r a z e m  t e g o  n i e  m a". Inne sformułowanie jest negatywne: „T o  n i e  j e s t  a n i   t y m ,  a n i  t a m t 
y  m".  Ten  pierwszy  schemat  znajdujemy  w  myśli  taoistycznej,  u  Heraklita,  a  takŜe  w  dialektyce  heglowskiej; 
natomiast sformułowanie drugie często występuje w filozofii hinduskiej. 
 

ChociaŜ  szczegółowy  opis  róŜnic  między  logiką  arystotelesowską  a  paradoksalna  wykraczałby  poza 

ramy niniejszej ksiąŜki, przytoczę jednak kilka przykładów, aby wyjaśnić dokładniej tę zasadę. W myśli zachodniej 
logika  paradoksalna  znalazła  swój  najwcześniejszy  wyraz  w  filozofii  Heraklita.  Zakłada  on,  Ŝe  konflikt 
przeciwieństw jest podstawą wszelkiego istnienia. „Nie rozumieją mówi  jak to, co jest rozbieŜne, zbiega się w 
sobie.  Jest  to  zgodność  rozbieŜnych  dąŜeń,  jak  w  łuku  i  lirze".  Albo  jeszcze  jaśniej:  „W  te  same  fale 
wstępujemy  i  nie  wstępujemy,  jesteśmy  sobą  i  nie  jesteśmy."  Albo:  „Tym  samym  jest  w  nas  Ŝycie  i  śmierć, 
czuwanie i sen, młodość i starość." 
 

Filozofia Laotsego wyraŜa tę samą myśl w bardziej poetyckiej formie. Charakterystycznym przykładem 

taoistycznego paradoksalnego systemu  myślenia jest następujące stwierdzenie:  „CięŜkość jest źródłem lekkości; 
bezruch jest władcą ruchu". Albo: „Tao w swym uporządkowanym bycie nie robi nic i nie ma niczego, czego by 
nie robił". Albo: „Moje słowa  moŜna bardzo łatwo zrozumieć i bardzo łatwo  wprowadzić  w Ŝycie; ale na całym 
ś

wiecie nie ma nikogo, kto by mógł je i zrozumieć, i wprowadzić w Ŝycie."

26

 W taoistycznym sposobie myślenia, 

tak jak w sposobie myślenia Hindusów i Sokratesa, szczytem, który myśl moŜe osiągnąć, jest wiedza o własnej 
niewiedzy. 
 

„Wiedzieć, a jednak myśleć, Ŝe nie wiemy, jest najwyŜszym osiągnięciem; nie wiedzieć, a jednak myśleć, 

Ŝ

e  wiemy,  jest  chorobą."  To,  Ŝe  nie naleŜy  wymieniać imienia najwyŜszego Boga, jest jedynie  konsekwencją  tej 

filozofii. NajwyŜszej rzeczywistości, najwyŜszej Istoty nie moŜna uchwycić ani w słowach, ani w myślach. Laotsy 
ujmuje  to  następująco:  „Tao,  które  moŜna  gnębić,  nie  jest  trwałym  i  niezmiennym  Tao.  Imię,  które  moŜna 
wypowiedzieć,  nie  jest  trwałym  i  niezmiennym  imieniem.  "

 

Albo  inne  sformułowanie:  „Patrzymy  na  to  i  nie 

widzimy  tego  -  i  nazywamy  to  Jednakim.  Słuchamy  tego  i  nie  słyszymy  tego  -  i  nazywamy  to  Niesłyszalnym. 
Próbujemy to pochwycić i nie udaje się nam - i nazywamy to Nieuchwytnym. Mając te trzy właściwości nie daje 
się  to  opisać,  dlatego  łączymy  je  razem  i  uzyskujemy  Jedno."

29

1  jeszcze  jedno  sformułowanie  tej  samej  myśli: 

„Temu, kto zna Tao, nie zaleŜna tym, by o nim mówić; ten, kto jest w jakikolwiek sposób gotów mówić o tym, 
nie zna tego." 
 

Braministyczna  filozofia  interesowała  się  wzajemną  zaleŜnością  pomiędzy  róŜnorodnością  (zjawisk)  a 

jednością.  Ale  paradoksalnej  filozofii  nie  naleŜy  mieszać  ani  w  Indiach,  ani  w  Chinach  z  d u a l i s t y c z n y m  
punktem  widzenia.  Harmonia  (jedność)  polega  na  zetknięciu  się  sprzeczności,  z  których  jest  zbudowana. 
„Bramińska  myśl  koncentrowała  się  od  samego  początku  wokół  paradoksu  równoczesnych  sprzeczności  -  a 
mimo to - toŜsamości, ujawniających się sił i form świata zjawisk..."

31

 NajwyŜsza siła we wszechświecie, tak samo 

jak  w  człowieku,  wykracza  zarówno  poza  sferę  pojęć,  jak  i  zmysłów.  Dlatego  zatem  nie  jest  „ani  tym,  ani 
tamtym". Ale, jak zauwaŜa Zimmer: „Nie ma sprzeczności pomiędzy tym, co rzeczywiste i nierzeczywiste, w tym 
ś

ciśle niedualistycznym pojmowaniu."

32

 W swoim poszukiwaniu jedności kryjącej się za róŜnorodnością myśliciele 

bramińscy  doszli  do  wniosku,  Ŝe  dostrzeŜona  para  sprzeczności  odzwierciedla  nie  naturę  rzeczy,  lecz  naturę 
percypującego  umysłu.  Myśl  percypująca,  jeŜeli  ma  ogarnąć  prawdziwą  rzeczywistość,  musi  wyjść  poza  samą 
siebie. Sprzeczność jest kategorią umysłu człowieka, a nie samoistnym elementem rzeczywistości. W Rigwedzie 
zasada  ta  wyraŜona jest  w  takiej formie:  „Jestem obojgiem,  siłą Ŝyciową  i  materią Ŝycia, obojgiem  w  jedności". 
Skrajna konsekwencja poglądu, Ŝe myśl moŜe ujmować rzeczywistość jedynie w sprzecznościach, znalazła jeszcze 
bardziej  drastyczne  przedłuŜenie  w  filozofii  Wedanty,  która  zakłada,  Ŝe  myśl,  we  wszystkich  jej  delikatnych 
odcieniach,  jest  „jedynie  podstępnym  zakresem  niewiedzy,  w  rzeczywistości  najbardziej  podstępnym  spośród 
wszystkich zwodniczych konceptów mali" .^ Logika paradoksalna ma bardzo doniosły związek z pojęciem Boga. 
O ile Bóg reprezentuje ostateczną rzeczywistość, o ile rozum ludzki percypuje rzeczywistość w sprzecznościach, 
nie  moŜna  nic  orzec  o  Bogu.  Wedanta  uznaje  ideę  wszystkowiedzącego  i  wszechmocnego  Boga  za  formę 
najwyŜszej  ignorancji.

34

Widzimy  tu  związek  z  bezimiennością  Tao,  z  bezimiennym  imieniem  Boga,  który 

objawia  się  MojŜeszowi,  z  „Absolutną  Nicością"  Mistrza  Eckharta.  Człowiek  moŜe  znać  jedynie  negatywną, 
nigdy zaś pozytywną stronę najwyŜszej rzeczywistości. „Tymczasem człowiek nie moŜe wiedzieć, czym Bóg jest, 

background image

 

24

nawet gdyby zupełnie dobrze uświadomił sobie, czym Bóg nie jest... Tak oto rozum walczący z niczym głośno 
domaga  się  istnienia  najwyŜszego  dobra."

3? 

Dla  Mistrza  Eckharta  „Boska  Istota  jest  negacją  negacji  i 

zaprzeczeniem zaprzeczeń... KaŜde stworzenie zawiera negację: zaprzecza sobą. Ŝe nie jest niczym innym."

36

 Bóg 

w konsekwencji staje się dla Mistrza Eckharta „Absolutną Nicością", tak jak w Kabale najwyŜszą rzeczywistością 
jest  „En  Sof"  -  Istota  Nieskończona.  RozwaŜałem  róŜnicę  między  logiką  arystotelesowską  a  paradoksalną,  aby 
przygotować  grunt  do  waŜnego  rozróŜnienia  pewnych  elementów  w  pojęciu  miłości  Boga.  Nauczyciele  logiki 
paradoksalnej  powiadają,  Ŝe  człowiek  moŜe  percypować  rzeczywistość  jedynie  w  sprzecznościach,  nigdy 
natomiast  nie  moŜe  m y ś l ą   ogarnąć  najwyŜszej  rzeczywistości,  która  stanowi  jedność.  Prowadziło  to  w 
konsekwencji  do  rezygnacji  z  poszukiwania  odpowiedzi  na  d r o d z e   m y ś l o w e j .   Myśl  moŜe  nam  jedynie 
dostarczyć wiedzy o tym, Ŝe jest bezsilna w udzieleniu ostatecznej odpowiedzi. Świat myśli wikła się w paradoks. 
Jedyny  sposób,  w  jaki  moŜna  ostatecznie  uchwycić  świat,  leŜy  nie  w  myśli,  lecz  w  akcie  doznania  jedności.  Tak 
więc logika paradoksalna prowadzi do wniosku, Ŝe miłość Boga nie jest ani poznaniem Boga myślą, ani myślą o 
miłości do Boga, lecz aktem odczucia jedności z Bogiem. 
 

Prowadzi to do podkreślenia wagi odpowiedniego sposobu Ŝycia. Wszystko w Ŝyciu, kaŜda błaha i kaŜda 

waŜka  czynność  poświęcona  jest  poznaniu  Boga,  ale  poznaniu  nie  słuszną  myślą,  lecz  słusznym  działaniem. 
Zarówno  w braminizmie, jak  w buddyzmie czy taoizmie ostatecznym celem religii  nie jest  właściwa  wiara,  lecz 
właściwe  działanie.  Znajdujemy  podkreślenie  wagi  tego  równieŜ  w  religii  Ŝydowskiej.  Tradycja  Ŝydowska  nie 
znała nawet schizmy wobec wiary (jedyny wielki wyjątek to róŜnice między faryzeuszami a saduceuszami, które 
w  swej  istocie  wywodziły  się  ze  sporu  dwóch  antagonistycznych  klas  społecznych).  W  religii  Ŝydowskiej 
(zwłaszcza  po  rozpoczęciu  naszej  ery)  przywiązywano  wielką  wagę  do  właściwego  sposobu  Ŝycia,  i  na  tym 
właśnie koncentrowała się halacha (słowo to w istocie znaczy to samo co Tao). 
 

W historii nowoŜytnej ta sama zasada wyraŜona jest w  myślach Spinozy, Marksa i Freuda. W filozofii 

Spinozy punkt cięŜkości przesunięty jest z właściwej wiary na właściwy tryb Ŝycia. Marks głosił tę samą zasadę, 
kiedy  mówił:  „Filozofowie  jedynie  róŜnymi  sposobami  objaśniali  świat,  chodzi  jednak  o  to,  aby  go  zmienić". 
Paradoksalna logika Freuda prowadzi go do rozwoju psychoanalitycznej terapii, coraz bardziej pogłębiającego się 
odczuwania samego siebie. 
 

Z  punktu  widzenia  logiki  paradoksalnej  cały  cięŜar  spoczywa  nie  na  myśli,  lecz  na  działaniu.  Z  takim 

stanowiskiem wiąŜe się wiele konsekwencji. Przede wszystkim prowadzi ono do tolerancji, z jaką spotykamy się 
w religiach hinduskich i chińskich. JeŜeli właściwe myślenie nie jest 
ostateczną  drogą  do  prawdy  ani  do  zbawienia,  nie  ma  powodu,  aby  zwalczać  tych,  których  myślenie 
doprowadziło  do  innych  sformułowań.  Tolerancję  tę  pięknie  wyraŜa  historia  o  ludziach,  od  których  zaŜądano, 
aby  w  ciemności  opisali  słonia.  Jeden  z  nich,  dotykając  trąby,  powiedział:  „to  zwierzę  jest  podobne  do  rury 
wodnej"; drugi, dotykając jego ucha, powiedział: „to zwierzę podobne jest do wachlarza"; trzeci, dotykając jego 
nóg, opisał słonia jako kolumnę. 
 

Po  drugie,  paradoksalny  punkt  widzenia  prowadzi  do  przywiązywania  większej  wagi  do 

p r z e k s z t a ł c e n i a   c z ł o w i e k a   niŜ  do  rozwoju  d o g m a t ó w   z  jednej  strony,  a  n a u k i   z  drugiej.  Z  punktu 
widzenia hinduskiego, chińskiego! mistycznego zadaniem, jakie stawia przed człowiekiem religia, nie jest słuszne 
myślenie, lecz takŜe słuszne działanie lub zespolenie się z Jednością w akcie kontemplacji. 
Główny nurt filozofii zachodniej wynika z wręcz przeciwnego stanowiska. PoniewaŜ poszukiwano tu ostatecznych 
prawd na drodze poprawnego toku myślenia, przywiązywano większą wagę do myśli, chociaŜ uznawano równieŜ 
znaczenie  naleŜytego  działania.  W  rozwoju  religii  prowadziło  to  do  tworzenia  dogmatów  i  nie  kończących  się 
sporów na temat dogmatycznych sformułowań, jak równieŜ do nietolerancji wobec „niewierzącego" lub heretyka. 
W  konsekwencji  nadawano  równieŜ  szczególne  znaczenie  „wierze  w  Boga"  jako  głównemu  celowi  postawy 
religijnej.  Nie  oznacza  to  oczywiście,  Ŝe  nie  uwaŜano,  iŜ  naleŜy  Ŝyć  we  właściwy  sposób.  Niemniej  jednak 
człowiek, który wierzył w Boga -nawet jeŜeli nie Ŝył po boŜemu - czuł się lepszy od tego, kto wprawdzie Ŝył po 
boŜemu, ale „nie wierzył". 
 

Przywiązywanie  wagi  do  myśli  miało  równieŜ  inne,  historycznie  bardzo  doniosłe  następstwo.  Idea,  Ŝe 

prawdę moŜna odnaleźć w myśli, prowadziła nie tylko do dogmatu, ale i do nauki. W myśli naukowej liczy się 
jedynie  poprawne  rozumowanie,  zarówno  w  aspekcie  intelektualnej  uczciwości,  jak  w  aspekcie  zastosowania 
myśli naukowej w praktyce, czyli w technice. 
 

Krótko  mówiąc,  logika  paradoksalna  prowadziła  do  tolerancji  i  wysiłku  zmierzającego  do 

przekształcenia  samego  siebie.  Natomiast  arystotelesowski  punkt  widzenia  prowadził  do  dogmatu  i  nauki,  do 
Kościoła katolickiego i odkrycia energii atomowej. 
 

Konsekwencje, jakie  miały  dla  problemu  miłości Boga róŜnice  między  wyŜej  wymienionymi  punktami 

widzenia, zostały juŜ wyraźnie wyjaśnione i naleŜy je teraz tylko krótko podsumować. 
 

W dominującym na Zachodzie systemie religijnym miłość Boga jest w zasadzie równoznaczna z wiarą 

w  Boga,  w  istnienie  Boga.  boską  sprawiedliwość  i  boską  miłość.  Miłość  Boga  jest  zasadniczo  doznaniem 
intelektualnym.  W  religiach  Wschodu  i  w  mistycyzmie  miłość  Boga  jest  silnym  uczuciem  doznania  jedności, 
nierozłącznie  związanym  z  wyraŜaniem  tej  miłości  w  kaŜdym  przejawie  Ŝycia.  Najbardziej  radykalne  sfor-
mułowanie tego celu podał Mistrz Eckhart: „JeŜeli zatem zmieniłem się w Boga i jeŜeli On czyni mnie jednością 

background image

 

25

z Sobą, to wówczas gdy Ŝyję według Jego wskazań, nie ma między nami róŜnicy... Niektórzy ludzie wyobraŜają 
sobie,  Ŝe  zobaczą  Boga  tak,  jakby  On  stał  tu,  a  oni  tam.  ale  tak  się  nie  stanie.  Bóg  i  ja  jesteśmy  jednością. 
Poznając Boga przyjmuję Go do siebie. Kochając Boga przenikam Go". 
 

Obecnie moŜemy wrócić do waŜnej paraleli między miłością do rodziców a miłością do Boga. Dziecko 

zaczyna Ŝycie od przywiązania do matki jako „podstawy wszelkiego istnienia". Czuje się bezradne i potrzebuje jej 
wszechogarniającej  miłości.  Potem  zwraca  się  ku  ojcu,  ku  nowemu  ośrodkowi  uczuć,  gdyŜ  ojciec  staje  się 
przewodnim czynnikiem jego myśli i działania; na tym etapie dziecko powoduje się potrzebą zdobycia pochwały 
ojca i chęcią uniknięcia jego niezadowolenia. W okresie pełnej dojrzałości człowiek uwalnia się od osoby matki 
i  ojca  jako  sił  opiekuńczych  i  wydających  rozkazy;  wyrobił  juŜ  w  sobie  ojcowskie  i  matczyne  zasady.  Stal  się 
swoim własnym ojcem i matką. W historii rodzaju ludzkiego widzimy i moŜemy przewidywać taki sam rozwój wy-
darzeń: od początkowej miłości Boga, przejawiającej się jako bezradne przywiązanie do Bogini - Matki, poprzez 
pełne posłuszeństwa przywiązanie do ojcowskiego Boga, do stadium dojrzałości, kiedy Bóg przestaje być jakąś 
zewnętrzną potęgą, kiedy człowiek przyswoił sobie juŜ elementy miłości i sprawiedliwości, kiedy zjednoczył się z 
Bogiem  i  wreszcie  doszedł  do  momentu,  w  którym  odwaŜa  się  mówić  o  Bogu  jedynie  w  poetyckim, 
symbolicznym sensie. 
 

Z  rozwaŜań  tych  wynika,  Ŝe  miłości  Boga  nie  da  się  rozdzielić  od  miłości  własnych  rodziców.  JeŜeli 

dany  człowiek  nie  wyzwoli  się  kazirodczego  przywiązania  do  matki,  klanu,  narodu,  jeŜeli  zatrzyma  dziecięcą 
zaleŜność od karzącego i nagradzającego ojca lub jakiegokolwiek  Meiner Eckhart, innego autorytetu, nie potrafi 
rozwinąć  w  sobie  dojrzalej  miłości  Boga;  wówczas  jego  religia  staje  się  taka,  jaką  była  we  wcześniejszym 
okresie, w którym Boga przeŜywano jako udzielającą wszystkim opieki matkę lub karzącego czy nagradzającego 
ojca. 
 

W  religii  współczesnej  odnajdujemy  wszystkie  fazy,  zaczynając  od  najwcześniejszego  i  najbardziej 

prymitywnego  stadium,  do  najwyŜszego,  tego,  w  jakim  znajdujemy  się  dzisiaj.  Słowo  „Bóg"  oznacza  zarówno 
wodza  szczepu,  j ak  i  „Absolutną  Nicość".  W  ten  sam  sposób  człowiek  przechowuje  w  sobie,  w 
podświadomości, jak to wykazał Freud, wszystkie stadia rozwojowe, poczynając od bezradnego niemowlęctwa. 
Problemem  jest  jedynie  to,  do  jakiego  stadium  dany  człowiek  dorósł.  Jedno  jest  pewne:  sposób  miłości  Boga 
odpowiada jego sposobowi miłości człowieka; co więcej, często nie uświadamia on sobie prawdziwego charakteru 
swojej miłości do Boga i człowieka - charakteru ukrytego i zracjonalizowanego przez dojrzałą myśl o tym, czym 
jest miłość. Poza tym okazuje się przy głębszej analizie, Ŝe miłość człowieka, chociaŜ bezpośrednio osadzona w 
jego  stosunkach  z  własną  rodziną,  jest  określona  przez  strukturę  społeczeństwa,  w  którym  dany  człowiek  Ŝyje. 
JeŜeli  struktura  społeczna  jest  taka,  Ŝe  podporządkowuje  się  władzy  -  władzy  jawnej  lub  anonimowej,  władzy 
rynku  czy  opinii  publicznej  -  pojęcie  Boga  musi  być  infantylne  i  dalekie  od  dojrzałego  wyobraŜenia,  jakiego 
zaląŜki moŜna odnaleźć w historii religii monoteistycznej. 
 
 
 

III. Miłość i jej rozbicie we współczesnym społeczeństwie zachodnim 

 
    JeŜeli  miłość  jest  zdolnością  dojrzałego,  produktywnego  charakteru,  wynika  z  tego,  Ŝe  zdolność  do  miłości 
jednostki, która Ŝyje w określonej kulturze, zaleŜy od wpływu, jaki kultura ta wywiera na charakter przeciętnego 
człowieka.  JeŜeli  mówimy  o  miłości  we  współczesnej  zachodniej  kulturze,  nasuwa  się  pytanie,  czy  społeczna 
struktura zachodniej cywilizacji i wypływający z niej duch sprzyjał rozwojowi miłości. Jeśli się postawiło takie 
pytanie,  trzeba  odpowiedzieć  na  nie  przecząco.  śaden  bezstronny  obserwator  naszego  Ŝycia  na  Zachodzie  nie 
moŜe  wątpić,  Ŝe  miłość  braterska,  macierzyńska  czy  erotyczna-jest  zjawiskiem  stosunkowo  rzadkim  i  Ŝe  jej 
miejsce zajmują formy pseudomiłości, które w istocie są jedynie formami jej rozbicia. 
 

Społeczeństwo kapitalistyczne z jednej strony opiera się na zasadzie wolności politycznej, z drugiej na 

rynku jako czynniku regulującym wszystkie ekonomiczne, a zatem i społeczne stosunki. Rynek towarowy określa 
warunki,  według  których  wymienia  się  towary,  natomiast  rynek  pracy  reguluje  nabywanie  i  sprzedaŜ  pracy. 
Zarówno  przedmioty  uŜytkowe,  jak  uŜytkowa  energia  ludzka  i  zdolność  człowieka  przekształcane  są  w  towar  i 
wymieniane  bez  uŜycia  siły,  bez  oszustwa,  zgodnie  z  prawami  rządzącymi  rynkiem.  Buty,  mimo  Ŝe  są  rzeczą 
uŜyteczną  i  potrzebną,  nie  mają  wartości  ekonomicznej  (wartości  wymiennej),  jeŜeli  brak  na  nie 
zapotrzebowania  na  rynku:  ludzka  energia  i  zręczność  nie  posiadają  wartości  wymiennej,  jeśli  w  istniejących 
warunkach rynkowych nie  ma na nie zapotrzebowania. Właściciel kapitału moŜe kupić pracę i kierować nią tak, 
aby  kapitał,  jaki  zainwestował,  przynosił  zyski.  Natomiast  właściciel  pracy,  jeŜeli  nie  chce  głodować,  musi 
sprzedawać  ją  kapitalistom  na  warunkach  rynkowych.  Tę  strukturę  ekonomiczną  odzwierciedla  hierarchia 
wartości.  Kapitał panuje przed pracą;  nagromadzone przedmioty,  to,  co  martwe,  ma  wyŜszą  wartość  niŜ  praca, 
niŜ siły ludzkie, czyli to, co Ŝywe. 
Taka  była  podstawowa  struktura  kapitalizmu  od  samego  początku.  Lecz  chociaŜ  zasady  te  w  dalszym  ciągu 
stanowią cechę charakterystyczną współczesnego kapitalizmu, to jednak sporo czynników uległo zmianie, nadając 
mu  nowe  właściwości  i  wywierając  bardzo  silny  wpływ  na  charakter  struktury  dzisiejszego  człowieka.  W 

background image

 

26

rezultacie rozwoju kapitalizmu obserwujemy bezustannie wzrastający proces centralizacji i koncentracji kapitału. 
Wielkie  przedsiębiorstwa  ustawicznie  rosną,  mniejsze  są  wypierane.  Posiadanie  kapitału  zainwestowanego  w 
przedsiębiorstwach coraz bardziej oddziela się od funkcji zarządzania. „Właścicielami" przedsiębiorstwa są setki 
tysięcy akcjonariuszy; kieruje nim dobrze opłacany aparat urzędniczy, który nie będąc właścicielem przedsiębior-
stwa,  jedynie  nim  zarządza.  Znacznie  bardziej  interesuje  go  rozwój  przedsiębiorstwa  i  swojej  własnej  siły  niŜ 
wygospodarowywanie maksymalnych zysków. Zwiększająca się koncentracja kapitału i wyłonienie się potęŜnej 
zarządzającej  biurokracji  idzie  w  parze  z  rozwojem  ruchu  robotniczego.  Dzięki  ujęciu  w  formy  organizacyjne, 
pojedynczy robotnik nie musi sam w swoim imieniu dokonywać Ŝadnych transakcji na rynku pracy; jest zrzeszony 
w  wielkich  związkach  zawodowych,  równieŜ  kierowanych  przez  potęŜny  aparat,  który  reprezentuje  go  wobec 
przemysłowych gigantów. Zarówno na odcinku kapitału, jak i pracy, inicjatywa przesunęła się - z korzyścią lub 
ze  szkodą  -  z  jednostki  na  biurokrację.  Coraz  więcej  ludzi  traci  swoją  niezaleŜność  i  zaczyna  podlegać  tym, 
którzy zarządzają wielkimi potęgami gospodarczymi. 
 

Inny  decydujący  rys  wynikający  z  tej  koncentracji  kapitału,  tak  bardzo  charakterystyczny  dla 

dzisiejszego  kapitalizmu,  to  specyficzny  sposób  organizacji  pracy.  Olbrzymia  centralizacja  przedsiębiorstwa,  z 
daleko  posuniętą  specjalizacją,  doprowadziła  do  takiej  organizacji  pracy,  przy  której  jednostka  zatraca  swą 
indywidualność,  stając  się  łatwo  wymiennym  kółeczkiem  wielkiej  machiny.  Zagadnienie  człowieka  w  nowo-
czesnym kapitalizmie moŜna sformułować następująco: 
 

Współczesny  kapitalizm  potrzebuje  ludzi,  którzy  zapewnią  mu  sprawną  i  masową  współpracę;  ludzi 

pragnących coraz więcej konsumować; których upodobania są zestandaryzowane, dają się łatwo przewidywać i 
kształtować. Potrzebuje ludzi, którzy czują się wolni i niezaleŜni, nie kierują się Ŝadnym autorytetem, zasadą czy 
sumieniem  -  a  jednak  chcą,  aby  im  rozkazywano,  chcą  wykonywać  to,  czego  się  od  nich  oczekuje,  chcą 
dopasować  się  bez  Ŝadnych  tarć  do  społecznej  machiny;  ludzi,  którymi  moŜna  kierować  bez  uŜycia  siły, 
prowadzić bez przywódców, przynaglać bez wskazywania celu - poza tym jednym, aby prosperowali, ciągle byli 
w ruchu, działali, szli naprzód. 
 

Co  z  tego  wynika?  Nowoczesny  człowiek  wyobcowuje  się  od  siebie,  od  swoich  bliźnich,  od  natury.

1

 

Został przekształcony w towar, traktuje swoje siły Ŝywotne jako inwestycję, która musi mu przynieść maksymalny 
zysk moŜliwy do osiągnięcia przy istniejących warunkach rynkowych. Stosunki, jakie łączą ludzi, są  w zasadzie 
stosunkami  wyobcowanych  automatów,  przy  czym  kaŜdy  opiera  swoje  bezpieczeństwo  na  trzymaniu  się  blisko 
stada  i  na  niewyróŜnianiu  się  od  innych  w  myśli,  uczuciach  czy  działaniu.  ChociaŜ  kaŜdy  usiłuje  trzymać  się 
moŜliwie jak najbliŜej innych, pozostaje jednak zupełnie samotny, przepełniony głębokim uczuciem niepewności, 
niepokoju  i  winy,  co  występuje  zawsze,  gdy  człowiekowi  nie  udaje  się  przezwycięŜyć  osamotnienia.  Nasza 
cywilizacja  oferuje  wiele  paliatywów,  które  pomagają  ludziom  nie  uświadamiać  sobie  własnej  samotności:  na 
pierwsze miejsce wysuwa się ścisła rutyna zbiurokratyzowanej, zmechanizowanej pracy, która pomaga nie dopusz-
czać do głosu nawet najbardziej podstawowych ludzkich pragnień, tęsknoty za wyjściem poza samego siebie i za 
zespoleniem. Jeśli nie wystarcza tu sama rutyna pracy, człowiek pokonuje swoją nie uświadomioną rozpacz przy 
pomocy rutyny rozrywek, biernego konsumowania dźwięków i obrazów, jakie stawia mu do dyspozycji przemysł 
rozrywkowy;  następnie  przez  zadowolenie,  jakiego  mu  dostarcza  nabywanie  wciąŜ  nowych  rzeczy  i  szybkie 
wymienianie ich na inne. Dzisiejszy człowiek jest naprawdę bliski obrazu, jaki nakreślił Huxley w swym Nowym 
wspaniałym 
świecie: dobrze odŜywiony, dobrze ubrany, zaspokojony seksualnie, a jednak nie posiadający swego 
ja,  bez  Ŝadnych,  prócz  bardzo  powierzchownych,  kontaktów  z  bliźnimi,  człowiek,  którego  opisać  moŜna 
sformułowanymi  przez  Husleya  sloganami:  „Kiedy  jednostka  czuje,  społeczeństwo  bzikuje";  albo  „Nigdy  nie 
odkładaj  do  jutra  przyjemności,  którą  moŜesz  mieć  dzisiaj",  i  wreszcie  jako  szczytowe  hasło:  „KaŜdy  w 
dzisiejszych  czasach  jest  szczęśliwy".  Szczęście  człowieka  polega  dzisiaj  na  „zabawieniu  się".  Zabawić  się  to 
zaspokoić  uŜyciem  i  „spoŜyciem"  przeróŜnych  dóbr.  Pochłania  się  wszystko:  widowiska,  jedzenie,  napoje, 
papierosy, ludzi, odczyty, ksiąŜki, filmy. Świat jest jednym wielkim przedmiotem   naszego  łaknienia,   wielkim  
jabłkiem,   pełną   butelką,  wielką piersią;  my jesteśmy  tymi,  którzy  ssą,  wiecznie  na coś czekają,  mają na coś 
nadzieję  —  i  wiecznie  są  z  czegoś  niezadowoleni.  Nasza  natura  została  nastawiona  na  wymienianie  i 
otrzymywanie, na handel i konsumowanie; wszystko, i to w równej mierze dobra duchowe jak i materialne, staje 
się przedmiotem wymiany i konsumpcji. 
 

Jeśli  chodzi  o  sprawę  miłości,  sytuacja  siłą  rzeczy  odpowiada  temu  społecznemu  charakterowi 

dzisiejszego  człowieka.  Automaty  nie  mogą  kochać;  mogą  tylko  wymieniać  między  sobą  swoje  „osobowe 
pakiety"  w  przekonaniu,  Ŝe  transakcja  będzie  uczciwa.  Jednym  z  najbardziej  doniosłych  przejawów  miłości,  a 
zwłaszcza  małŜeństwa  w  tej  wyobcowanej  strukturze,  jest  pojęcie  „zespołu".  W  wielu  pracach  na  temat  szczę-
ś

liwego  małŜeństwa  opisuje  się  je  jako  idealnie  funkcjonujący  zespół.  Opis  ten  niewiele  się  róŜni  od  pojęcia 

sprawnie  funkcjonującego  pracownika;  powinien  on  być  „rozsądnie  niezaleŜny",  gotów  do  współpracy, 
tolerancyjny, a równocześnie ambitny i przedsiębiorczy. Tak więc, j ak  twierdzą doradcy od spraw małŜeńskich, 
mąŜ powinien „rozumieć" swoją Ŝonę i okazywać jej pomoc. Powinien pochlebnie się wyraŜać o jej nowej sukni 
i smacznej potrawie. Ona z kolei powinna okazywać mu duŜo zrozumienia, kiedy przychodzi do domu zmęczony i 
w kiepskim humorze, powinna uwaŜnie słuchać, gdy opowiada jej o swoich kłopotach zawodowych, nie powinna 
się złościć, lecz potraktować rzecz wyrozumiale, kiedy zapomni o jej urodzinach. 

background image

 

27

 

Tak  pojęty  stosunek  ograniczy  się  do  przebiegającego  bez  większych  zgrzytów  „współŜycia"  dwojga 

ludzi, którzy przez całe Ŝycie pozostaną sobie obcy, nigdy nie zbudują głębokiego związku, będą natomiast dla 
siebie uprzejmi i postarają się uprzyjemnić sobie Ŝycie. 
 

Przy takim pojęciu miłości główny nacisk połoŜony jest na znalezienie ucieczki od nie dającego się znieść 

uczucia samotności. W „miłości" znaleziono wreszcie schron przed samotnością. Tworzy się przymierze dwojga 
przeciw światu i ten egoizm a deux mylnie uwaŜa się za miłość i zaŜyłość. 
 

Podkreślanie  ducha  zespołowego,  wzajemnej  tolerancji  i  tym  podobnych  cech  jest  zjawiskiem 

stosunkowo niedawnym. Poprzedzał je w latach po pierwszej wojnie światowej pogląd, Ŝe podstawę zadowalają-
cego  związku  miłosnego,  zwłaszcza  zaś  szczęśliwego  małŜeństwa,  stanowi  wzajemne  zaspokojenie  płciowe. 
Utrzymywano,  Ŝe  przyczyn,  dla  których  małŜeństwa  tak  często  są  nieszczęśliwe,  naleŜy  szukać  w  tym,  Ŝe 
partnerzy „nie dobrali się" pod względem fizycznym; powodów tak przynaglać bez wskazywania celu - poza tym 
jednym, aby prosperowali, ciągle byli w ruchu, działali, szli naprzód. 
 

Co  z  tego  wynika?  Nowoczesny  człowiek  wyobcowuje  się  od  siebie,  od  swoich  bliźnich,  od  natury.

1

 

Został przekształcony w towar, traktuje swoje siły Ŝywotne jako inwestycję, która musi mu przynieść maksymalny 
zysk moŜliwy do osiągnięcia przy istniejących warunkach rynkowych. Stosunki, jakie łączą ludzi, są  w zasadzie 
stosunkami  wyobcowanych  automatów,  przy  czym  kaŜdy  opiera  swoje  bezpieczeństwo  na  trzymaniu  się  blisko 
stada  i  na  niewyróŜnianiu  się  od  innych  w  myśli,  uczuciach  czy  działaniu.  ChociaŜ  kaŜdy  usiłuje  trzymać  się 
moŜliwie jak najbliŜej innych, pozostaje jednak zupełnie samotny, przepełniony głębokim uczuciem niepewności, 
niepokoju  i  winy,  co  występuje  zawsze,  gdy  człowiekowi  nie  udaje  się  przezwycięŜyć  osamotnienia.  Nasza 
cywilizacja  oferuje  wiele  paliatywów,  które  pomagają  ludziom  nie  uświadamiać  sobie  własnej  samotności:  na 
pierwsze miejsce wysuwa się ścisła rutyna zbiurokratyzowanej, zmechanizowanej pracy, która pomaga nie dopusz-
czać do głosu nawet najbardziej podstawowych ludzkich pragnień, tęsknoty za wyjściem poza samego siebie i za 
zespoleniem. Jeśli nie wystarcza tu sama rutyna pracy, człowiek pokonuje swoją nie uświadomioną rozpacz przy 
pomocy rutyny rozrywek, biernego konsumowania dźwięków i obrazów, jakie stawia mu do dyspozycji przemysł 
rozrywkowy;  następnie  przez  zadowolenie,  jakiego  mu  dostarcza  nabywanie  wciąŜ  nowych  rzeczy  i  szybkie 
wymienianie ich na inne. Dzisiejszy człowiek jest naprawdę bliski obrazu, jaki nakreślił Huxley w swym Nowym 
wspaniafym 
świecie: dobrze odŜywiony, dobrze ubrany, zaspokojony seksualnie, a jednak nie posiadający swego 
ja,  bez  Ŝadnych,  prócz  bardzo  powierzchownych,  kontaktów  z  bliźnimi,  człowiek,  którego  opisać  moŜna 
sformułowanymi  przez  Husleya  sloganami:  „Kiedy  jednostka  czuje,  społeczeństwo  bzikuje";  albo  „Nigdy  nie 
odkładaj  do  jutra  przyjemności,  którą  moŜesz  mieć  dzisiaj",  i  wreszcie  jako  szczytowe  hasło:  „KaŜdy  w 
dzisiejszych  czasach  jest  szczęśliwy".  Szczęście  człowieka  polega  dzisiaj  na  „zabawieniu  się".  Zabawić  się  to 
zaspokoić  uŜyciem  i  „spoŜyciem"  przeróŜnych  dóbr.  Pochłania  się  wszystko:  widowiska,  jedzenie,  napoje, 
papierosy, ludzi, odczyty, ksiąŜki, filmy. Świat jest jednym wielkim przedmiotem   naszego  łaknienia,   wielkim  
jabłkiem,   pełną   butelką,  wielką piersią;  my jesteśmy  tymi,  którzy  ssą,  wiecznie  na coś czekają,  mają na coś 
nadzieję  —  i  wiecznie  są  z  czegoś  niezadowoleni.  Nasza  natura  została  nastawiona  na  wymienianie  i 
otrzymywanie, na handel i konsumowanie; wszystko, i to w równej mierze dobra duchowe jak i materialne, staje 
się przedmiotem wymiany i konsumpcji. 
 

Jeśli  chodzi  o  sprawę  miłości,  sytuacja  siłą  rzeczy  odpowiada  temu  społecznemu  charakterowi 

dzisiejszego  człowieka.  Automaty  nie  mogą  kochać;  mogą  tylko  wymieniać  między  sobą  swoje  „osobowe 
pakiety"  w  przekonaniu,  Ŝe  transakcja  będzie  uczciwa.  Jednym  z  najbardziej  doniosłych  przejawów  miłości,  a 
zwłaszcza  małŜeństwa  w  tej  wyobcowanej  strukturze,  jest  pojęcie  „zespołu".  W  wielu  pracach  na  temat  szczę-
ś

liwego  małŜeństwa  opisuje  się  je  jako  idealnie  funkcjonujący  zespół.  Opis  ten  niewiele  się  róŜni  od  pojęcia 

sprawnie  funkcjonującego  pracownika;  powinien  on  być  „rozsądnie  niezaleŜny",  gotów  do  współpracy, 
tolerancyjny, a równocześnie ambitny i przedsiębiorczy. Tak więc, j ak  twierdzą doradcy od spraw małŜeńskich, 
mąŜ powinien „rozumieć" swoją Ŝonę i okazywać jej pomoc. Powinien pochlebnie się wyraŜać o jej nowej sukni 
i smacznej potrawie. Ona z kolei powinna okazywać mu duŜo zrozumienia, kiedy przychodzi do domu zmęczony i 
w kiepskim humorze, powinna uwaŜnie słuchać, gdy opowiada jej o swoich kłopotach zawodowych, nie powinna 
się złościć, lecz potraktować rzecz wyrozumiale, kiedy zapomni o jej urodzinach. 
 

Tak  pojęty  stosunek  ograniczy  się  do  przebiegającego  bez  większych  zgrzytów  „współŜycia"  dwojga 

ludzi, którzy przez całe Ŝycie pozostaną sobie obcy, nigdy nie zbudują głębokiego związku, będą natomiast dla 
siebie uprzejmi i postarają się uprzyjemnić sobie Ŝycie. 
 

Przy takim pojęciu miłości główny nacisk połoŜony jest na znalezienie ucieczki od nie dającego się znieść 

uczucia samotności. W „miłości" znaleziono wreszcie schron przed samotnością. Tworzy się przymierze dwojga 
przeciw światu i ten egoizm a deux mylnie uwaŜa się za miłość i zaŜyłość. 
 

Podkreślanie  ducha  zespołowego,  wzajemnej  tolerancji  i  tym  podobnych  cech  jest  zjawiskiem 

stosunkowo niedawnym. Poprzedzał je w latach po pierwszej wojnie światowej pogląd, Ŝe podstawę zadowalają-
cego  związku  miłosnego,  zwłaszcza  zaś  szczęśliwego  małŜeństwa,  stanowi  wzajemne  zaspokojenie  płciowe. 
Utrzymywano,  Ŝe  przyczyn,  dla  których  małŜeństwa  tak  często  są  nieszczęśliwe,  naleŜy  szukać  w  tym,  Ŝe 
partnerzy  „nie  dobrali  się"  pod  względem  fizycznym;  powodów  takiego  stanu  rzeczy  dopatrywano  się  w 
ignorancji w sprawach „właściwego" postępowania w dziedzinie płci, w biednej technice seksualnej jednego czy 

background image

 

28

obojga  partnerów.  Aby  „wyleczyć"  z  tego  mankamentu  i  przyjść  z  pomocą  nieszczęśliwym  parom,  które  nie 
potrafiły  się  kochać,  wiele  ksiąŜek podawało  wskazówki i  rady, jak  naleŜy  właściwie postępować  w sprawach 
seksualnych,  i  pośrednio  lub  bezpośrednio  obiecywało  szczęście  i  miłość.  PodłoŜem  takiego  mniemania  było 
twierdzenie,  Ŝe  miłość  jest  dzieckiem  przyjemności  seksualnej  i  Ŝe  jeŜeli  dwoje  ludzi  nauczy  się  wzajemnie 
zadowalać  seksualnie,  będą  się  kochać.  Zgodnie  z  ogólnie  przyjętym  w  owym  czasie  złudzeniem  zakładano,  Ŝe 
zastosowanie właściwej techniki rozwiąŜe nie tylko problemy produkcji przemysłowej, lecz równieŜ i wszystkie 
inne problemy ludzkie. Nie wiedziano, Ŝe rozwiązania naleŜy szukać zupełnie gdzie indziej. 
 

Miłość nie jest skutkiem zaspokojenia seksualnego, lecz szczęście seksualne — a nawet znajomość tak 

zwanej  techniki  seksualnej  -  jest  wynikiem  miłości.  Gdyby  teza  ta  wymagała  dowodu,  abstrahując  od 
codziennych  obserwacji,  moŜemy  go  bez  trudu  znaleźć  w  obszernym  materiale  danych  psychoanalitycznych. 
Badania  najczęściej  występujących  problemów  seksualnych  -  płciowej  oziębłości  u  kobiet  lub  lŜejszych  czy 
ostrzejszych  form  impotencji  psychicznej  u  męŜczyzn  -  wykazują,  Ŝe  przyczyną  ich  nie  jest  brak  znajomości 
właściwej techniki, lecz róŜne hamulce, które miłość uniemoŜliwiają. U podłoŜa trudności, które nie pozwalają 
człowiekowi  całkowicie  się  oddać,  postępować  w  spontaniczny  sposób,  zaufać  partnerowi  seksualnemu  w 
bezpośredniości i prostocie fizycznego zbliŜenia, leŜy lęk przed druga płcią lub nawet nienawiść do niej. JeŜeli 
człowiek  mający  pewne  zahamowania  seksualne  potrafi  wyzwolić  się  od  lęku  czy  nienawiści  i  w  ten  sposób 
stanie  się  zdolny  do  miłości  —jego  lub  jej  problem  seksualny  będzie  rozwiązany.  JeŜeli  nie,  nie  pomoŜe 
znajomość techniki seksualnej. 
 

Ale  podczas  gdy  dane  z  zakresu  psychoanalitycznej  terapii  wykazują  błędność  koncepcji,  jakoby 

znajomość  odpowiedniej  techniki  seksualnej  prowadziła  do  szczęścia  seksualnego  i  miłości,  podstawowe 
załoŜenie,  Ŝe  miłość  jest  czynnikiem  towarzyszącym  obopólnemu  seksualnemu  zaspokojeniu,  było  w  znacznej 
mierze wynikiem wpływu teorii Freuda. Dla Freuda miłość była zasadniczo zjawiskiem seksualnym, „...doświad-
czenie  stwierdzające,  iŜ  miłość  płciowa  (genitalna)  daje  ludziom  największe  zadowolenie  i  stanowi  dla  nich 
właściwie wzorzec wszelkiego szczęścia, musiało im nasunąć myśl, aby dalej szukać szczęścia w dziedzinie 
stosunków  płciowych  i  w  centralnym  punkcie  Ŝycia  postawić  erotykę  seksualną."  Uczucie  miłości  braterskiej 
według Freuda jest rezultatem poŜądania seksualnego, w którym jednakŜe instynkt seksualny przekształcił się w 
impuls  w  „zakazanym  kierunku".  „Miłość  ta  była  pierwotnie  miłością  zmysłową  i  w  nieświadomości  ludzi 
pozostała  taką  do  dzisiaj."

 

O  ile  chodzi  o  uczucie  połączenia,  jedności  (uczucie  oceaniczne),  które  jest  istotą 

mistycznego doznania i źródłem najbardziej intensywnego przeŜycia związku z jakąś drugą osobą lub z własnym 
bliźnim,  Freud  zinterpretował  je  jako  zjawisko  patologiczne,  jako  cofnięcie  się  do  stanu  wczesnego 
„nieograniczonego narcyzmu". 
    Wystarczy postąpić na tej drodze o krok dalej, jak Freud, by uznać, Ŝe miłość sama w sobie jest zjawiskiem 
irracjonalnym. RóŜnica między miłością irracjonalną a miłością jako wyrazem dojrzałej osobowości dla niego nie 
istnieje.  Twierdzi  on  w  swoim  artykule  na  temat  transferencji  miłości,  Ŝe  miłość  przemieszczona  nie  róŜni  się 
zasadniczo  od  „normalnego"  zjawiska  miłości.  Zakochanie  się  zawsze  graniczy  z  nienormalnością,  zawsze 
towarzyszy  mu  zaślepienie  oraz  uczucie  podporządkowania  się  pewnemu  przymusowi;  jest  ono  przeniesieniem 
związków  z  przedmiotami  miłości  z  dzieciństwa.  Miłością  jako  zjawiskiem  racjonalnym,  jako  szczytowym 
osiągnięciem dojrzałości, Freud się nie zajmował, gdyŜ problem ten dla niego nie istniał. 
 

JednakŜe  nie  naleŜy  przeceniać  wpływu,  jaki  wywarły  zapatrywania  Freuda  na  pogląd,  Ŝe  miłość  jest 

rezultatem  zainteresowania  seksualnego  lub  raczej,  Ŝe  jest  ona  t y m   s a m y m   co  zaspokojenie  seksualne, 
znajdujące  odbicie  w  świadomym  uczuciu.  W  istocie  proces  wynikania'  przebiegał  w  innym  kierunku.  Na 
zapatrywania Freuda w pewnej mierze wpływała atmosfera dziewiętnastego wieku, zyskały zaś one popularność na 
skutek dominujących nastrojów panujących po pierwszej wojnie światowej. Pewne czynniki, które wywarły wpływ 
zarówno  na  ogólnie  przyjęte  poglądy,  j ak  teŜ  i  na  teorie  Freuda,  były  przede  wszystkim  reakcją  na  surowe 
obyczaje  epoki  wiktoriańskiej.  Drugim  czynnikiem  determinującym  teorie  Freuda  była  panująca  wówczas 
koncepcja  człowieka,  wynikająca  ze  struktury  kapitalizmu.  Aby  udowodnić,  Ŝe  kapitalizm  odpowiada 
naturalnym ludzkim potrzebom, naleŜało wykazać, Ŝe człowiek z samej swej natury dąŜy do współzawodnictwa i 
Ŝ

e cechuje go wrogość w stosunku do innych ludzi. Podczas gdy ekonomiści „udowadniali" tę tezę, nazywając to 

nienasyconym  pragnieniem  ekonomicznego  zysku,  a  darwiniści  określali  jako  biologiczne  prawo  przetrwania 
jednostek  najlepiej  przystosowanych,  Freud  doszedł  do  tego  samego  wniosku,  zakładając,  Ŝe  męŜczyzną  kieruje 
bezgraniczne  poŜądanie  wszystkich  kobiet  i  Ŝe jedynie  nacisk  społeczeństwa  powstrzymuje  go od zaspokojenia 
tych pragnień. W efekcie męŜczyźni siłą rzeczy są o siebie zazdrośni, a ta wzajemna zazdrość i rywalizacja miałyby 
się  utrzymać  nawet  wówczas,  gdyby  znikły  wszystkie  społeczne  i  ekonomiczne  jej  przyczyny.  Wreszcie  na 
rozumowanie Freuda wywierał przemoŜny wpływ pewien typ materializmu rozpowszechniony w dziewiętnastym 
wieku.  Wierzono,  Ŝe  podłoŜem  wszelkich  zjawisk  psychicznych  są  zjawiska  fizjologiczne;  tak  wiec  miłość, 
nienawiść,  ambicję,  zazdrość  Freud  wyjaśnia  jako  przejawy  przeróŜnych  form  instynktu  seksualnego.  Nie 
dostrzega  on,  Ŝe  podstawowa  rzeczywistość  to  całokształt  ludzkiego  istnienia,  przede  wszystkim  zaś  wspólna 
wszystkim ludziom sytuacja, a po wtóre praktyka Ŝycia określona przez swoistą strukturę społeczeństwa. (Zde-
cydowanie wykroczył poza ten typ materializmu Marks; w materializmie historycznym  ani ciało, ani  instynkt  w 

background image

 

29

rodzaju  potrzeby  pokarmu  czy  posiadania  nie  stanowią  klucza  do  zrozumienia  człowieka,  lecz  całość  jego 
procesu Ŝyciowego, jego „praktyka Ŝycia"). 
 

Freud  twierdzi,  Ŝe  pełne  i  niczym  nie  krępowane  zaspokajanie  wszystkich  instynktownych  pragnień 

doprowadziłoby do psychicznego zdrowia i szczęścia. Ale kliniczne fakty wykazują wyraźnie, Ŝe męŜczyźni — i 
kobiety  -  którzy  oddają  się  niczym  nie  ograniczonemu  wyŜyciu  seksualnemu,  nie  osiągają  szczęścia  i  bardzo 
często  cierpią  na  cięŜkie  nerwice  lub  wykazują  ich  objawy.  Całkowite  zaspokojenie  wszystkich  instynktownych 
potrzeb nie tylko nie stanowi podstawy szczęścia, ale nawet nie gwarantuje zdrowia psychicznego. A jednak idea 
Freuda  mogła zyskać taką popularność po pierwszej  wojnie światowej jedynie dzięki zmianom, jakie zaszły w 
charakterze  kapitalizmu;  polegały  one  na  przesunięciu  punktu  cięŜkości  z  oszczędzania  na  wydawanie,  z 
samoograniczeń  –  jako  środka  prowadzącego  do  osiągnięcia  ekonomicznych  sukcesów,  do  konsumpcji  -  jako 
podstawowego  warunku  stałego  poszerzania  się  rynku  oraz  dostarczycielki  głównej  przyjemności  dla  targanej 
niepokojem,  zautomatyzowanej  jednostki.  Nie  zwlekać  z  zaspokajaniem  wszelkich  pragnień  stało  się  główną 
tendencją zarówno w dziedzinie seksu, jak i konsumpcji wszelkich dóbr materialnych. 
 

Ciekawie wypada porównanie poglądów Freuda, zgodnych z duchem kapitalizmu, jaki panował jeszcze w 

nienaruszonym  stanie  w  początkach  naszego  wieku,  z  teoretycznymi  koncepcjami  jednego  z  najznakomitszych 
współczesnych psychoanalityków,  nie Ŝyjącego juŜ  H.S. Sulliyana. W psychoanalitycznym systemie Sullivana,  w 
przeciwieństwie do Freuda, znajdujemy ścisłe rozgraniczenie pomiędzy seksualizmem a miłością. 
Jakie  znaczenie  ma  miłość  i  zaŜyłość  w  koncepcji  Sullivana?  „ZaŜyłość  jest  typem  sytuacji  obejmującej  dwoje 
ludzi,  która  stwarza  moŜliwość  utwierdzenia  wszystkich  ich  wartości  osobistych.  Utwierdzenie  tych  wartości 
osobistych  wymaga  typu  stosunku,  jaki  nazywam  współpracą  i  przez  który  rozumiem  jasno  określone 
dostosowanie się postępowania człowieka do wyraŜonych potrzeb drugiej osoby, na drodze do osiągnięcia coraz 
bardziej  identycznego,  to  znaczy  coraz  bliŜszego  pełnej  wzajemności,  zadowolenia  oraz  do  zapewnienia  coraz 
bardziej podobnego u obu stron poczucia bezpieczeństwa tego stosunku."

7

 

JeŜeli  wyrazimy  twierdzenie  Sullivana  nieco  prościej,  ujrzymy  istotę  miłości  jako  współpracę,  w  której  dwoje 
ludzi  tak  czuje:  „Gramy  zgodnie  z  zasadami  gry,  aby  utrzymać  nasz  prestiŜ,  poczucie  wyŜszości  i  świadomość 
własnych zasług. " 
 

O ile koncepcja Freuda jest opisem doznań patriarchalnego samca w warunkach dziewiętnastowiecznego 

kapitalizmu,  to  opis  Sullivana  odnosi  się  do  doznania  wyobcowanej,  myślącej  kategoriami  handlowymi 
osobowości wieku dwudziestego. Jest to opis „egotyzmu ó deux" dwojga 
ludzi,  którzy  połączyli  swe  wspólne  interesy  i  wspólnie  stawiają  czoło  wrogiemu,  obcemu  światu.  W 
rzeczywistości jego definicja stosunków miłosnych moŜe się w zasadzie odnosić do kaŜdego współpracującego 
zespołu, w którym kaŜdy przystosowuje swoje zachowanie do wyraŜonych potrzeb drugiej osoby w dąŜeniu do 
wspólnego celu. (Jest rzeczą godną uwagi, Ŝe Sullivan mówi tu o potrzebach w y r a Ŝ o n y c h ,   podczas gdy o 
miłości moŜna by powiedzieć przede wszystkim to, Ŝe zakłada ona w stosunkach między dwojgiem ludzi reakcję 
na potrzeby n i e  w y r a Ŝ o n e ) .  
 

Miłość  jako  wzajemne  seksualne  zaspokojenie  oraz  miłość  jako  „praca  zespołu"  i  jako  schron  przed 

samotnością  są  to  dwie  „normalne"  formy  dezintegracji  miłości  w  nowoczesnym  zachodnim  społeczeństwie. 
Istnieje wiele zindywidualizowanych form patologii miłości, które powodują świadome cierpienia i które zarówno 
psychiatrzy,  jak  i  stale  poszerzające  się  grono  laików  uwaŜają  za  neurotyczne.  Pewne  z  nich,  występujące 
częściej, opisane są pokrótce w poniŜszych przykładach. 
    U podłoŜa miłości neurotycznej leŜy fakt, Ŝe u jednego lub u obojga „kochanków" pozostało przywiązanie do 
osoby  ojca  lub  matki  i  jako  ludzie  dorośli  przenoszą  oni  na  kochaną  osobę  swoje  uczucia,  nadzieje  i  obawy, 
jakie odczuwali wobec któregoś z rodziców; ludzie tacy nigdy nie uwalniają się od dominacji wzorca dziecięcej 
zaleŜności i jako dorośli w swoich potrzebach uczuciowych tego wzorca poszukują. W przypadkach tego rodzaju 
człowiek  pozostaje  w  zakresie  uczuciowym  dwu-,  pięcio-  czy  nawet  dwunastolatkiem  pod  względem  rozwoju, 
podczas gdy intelektualnie i pod względem pozycji społecznej jest na poziomie swojego prawdziwego wieku. W 
cięŜszych przypadkach ta uczuciowa niedojrzałość prowadzi do zakłóceń w społecznej działalności danego człowie-
ka; w lŜejszych natomiast konflikt ogranicza się do sfery intymnych osobistych stosunków. 
    Nawiązując do naszych poprzednich rozwaŜań na temat osobowości całkowicie ześrodkowanej na osobie ojca 
czy matki, przytoczę przykład neurotycznego stosunku miłosnego, z jakim się dzisiaj często spotykamy; dotyczy 
on ludzi, którzy utknęli na swym dziecięcym przywiązaniu do matki. Ludzie ci nigdy nie odłączają się od matki, 
tak j ak powinni. Ciągle jeszcze czują się jak dzieci, pragną matczynej opieki, miłości, ciepła, troski i podziwu, 
chcą  niczym  nie  uwarunkowanej  miłości  matki,  miłości  bez  Ŝadnej  innej  przyczyny  poza  tym,  Ŝe  oni  jej 
potrzebują,  Ŝe  są  dziećmi  matki,  Ŝe  są  bezradni.  Tego  rodzaju  ludzie  często  są  bardzo  czuli  i  uroczy,  jeŜeli 
próbują wzbudzić u kobiety miłość, a nawet i potem, kiedy osiągną juŜ swój cel. JednakŜe ich stosunek do kobiety 
(jak  zresztą  i  do  wszystkich  innych  ludzi)  pozostaje  powierzchowny  i  nieodpowiedzialny.  Ich  celem  jest  być 
kochanym,  a  nie  kochać  samemu.  Na  ogół  u  tego  rodzaju  ludzi  występuje  spora  doza  próŜności,  pokrywana 
mniej lub bardziej wspaniałymi ideami. JeŜeli znaleźli odpowiednią kobietę, czują się bezpieczni, bardzo pewni 
siebie  i  potrafią  przejawiać  duŜo  uczucia  i  wdzięku;  i  tu  właśnie  leŜy  przyczyna,  Ŝe  tak  często  wprowadzają 
innych  w  błąd.  JednakŜe  kiedy  po  jakimś  czasie  kobieta  przestaje  spełniać  ich  fantastyczne  oczekiwania, 

background image

 

30

zaczynają się konflikty i obrazy. JeŜeli kobieta nie podziwia ich bez ustanku, jeŜeli rości sobie prawo do tego, 
aby  Ŝyć  własnym  Ŝyciem, jeŜeli pragnie być  kochana i otaczana opieką, a  w drastycznych  wypadkach, jeŜeli 
nie  ma  ochoty  wybaczać  miłosnych  przygód  z  innymi  kobietami  (albo  nawet  okazywać  pełnego  podziwu 
zainteresowania), męŜczyzna czuje się głęboko dotknięty, rozczarowany  i zazwyczaj  dochodzi  do przekonania, 
Ŝ

e  dana  kobieta  nie  kocha  go,  jest  egoistką  albo  chce  go  tyranizować.  Wszystko,  co  odbiega  od  zachowania 

kochającej  matki  wobec  uroczego  dziecka,  jest  uwaŜane  za  dowód  braku  miłości.  MęŜczyźni  ci  zazwyczaj 
mylnie  biorą  swoje  czule  zachowanie,  swoją  chęć  podobania  się  za  prawdziwą  miłość,  a  zatem dochodzą do 
wniosku, Ŝe potraktowano ich bardzo nieuczciwie; wyobraŜają sobie, Ŝe są wspaniałymi kochankami, i gorzko 
wyrzekają na niewdzięczność swoich partnerek. 
    W  rzadkich  wypadkach  człowiek,  który  tkwi  w  swym  przywiązaniu  do  matki,  potrafi  Ŝyć  bez  jakichś 
powaŜniejszych  komplikacji.  JeŜeli  matka  rzeczywiście  kochała  go,  otaczając  przesadną  opieką  (moŜe  go 
tyranizowała,  nie  wpływając  jednak  na  niego  destrukcyjnie),  jeŜeli  znajdzie  on  Ŝonę  o  tym  samym 
macierzyńskim typie, jeŜeli jego szczególne zalety i uzdolnienia pozwolą mu wykorzystać swój urok i cieszyć się 
powodzeniem  (j ak  się  to  niekiedy  zdarza  z  popularnymi  politykami),  moŜe  się  „dobrze  ustawić"  w  sensie 
społecznym, nie osiągając przy tym jednak nigdy wyŜszego stopnia dojrzałości. Natomiast w warunkach mniej 
sprzyjających  -  a  te  zdarzają  się  oczywiście  duŜo  częściej  -  Ŝycie  miłosne,  a  nawet  społeczne  będzie  dla  niego 
powaŜnym  rozczarowaniem;  kiedy  tego  rodzaju  osobowość  jest  zdana  sama  na  siebie,  zaczynają  powstawać 
przeróŜne konflikty, a często równieŜ silny niepokój i stany depresyjne. 
    W  ostrzejszych  formach  patologicznych  mania  na  punkcie  matki  jest  jeszcze  głębsza  i  jeszcze  bardziej 
irracjonalna.  Na  tym  poziomie  pragnienie  nie  jest,  mówiąc  symbolicznie,  chęcią  powrotu  w  opiekuńcze  ramiona 
matki  ani  teŜ  do  jej  karmiącej  piersi,  ale  do  jej  wszechprzyjmującego  -  i  wszechunicestwiającego  -  łona.  O  ile 
istota  normalnego  stanu  psychicznego  polega  na  oddzieleniu  się  od  łona  matki  i  wyjściu  w  świat,  o  tyle  w 
przypadku powaŜnej choroby psychicznej obserwujemy związanie z matczynym fonem i pragnienie, aby zostać 
przez  nie  wchłoniętym  z  powrotem  -  to  znaczy  chęć  ucieczki  od  Ŝycia.  Ten  rodzaj  zboczenia  występuje 
zazwyczaj pod wpływem matek, które traktują dzieci w pochłaniająco niszczący sposób. Niekiedy w imię miłości, 
niekiedy  obowiązku  chcą  one  zatrzymać  dziecko,  młodzieńca,  męŜczyznę  niejako  w  sobie;  powinien  móc 
oddychać  tylko  poprzez  matkę,  powinien  móc  kochać  tylko  na  płaszczyźnie  powierzchownej,  seksualnej  - 
poniŜającej wszystkie inne kobiety; nie powinien być zdolnym i niezaleŜnym człowiekiem, lecz zostać wiecznym 
kaleką albo przestępcą. 
    Ten aspekt matki, niszczący i pochłaniający, jest aspektem negatywnym jej postaci. Matka moŜe dać istnienie i 
moŜe je zabrać. Ona jest tą, która potrafi tchnąć nowe Ŝycie, i tą, która niszczy; potrafi dokonywać cudów miłości 
-  i  nikt  inny  nie  potrafi  zadać  większego  bólu  niŜ  ona.  W  wyobraŜeniach  religijnych  (na  przykład  hinduskiej 
bogini Kali) i w symbolice snów często moŜna odczytać te dwa sprzeczne aspekty matki. 
    Inną  formę  nerwicy  obserwujemy  w  przypadkach,  w  których  przedmiotem  szczególnego  przywiązania  jest 
ojciec. 
Dotknięty nią człowiek to ktoś, kogo matka jest chłodna i powściągliwa, podczas gdy ojciec (częściowo właśnie z 
powodu oziębłości Ŝony) koncentruje wszystkie uczucia i zainteresowania na synu. Jest on  wprawdzie  „dobrym 
ojcem",  lecz  równocześnie  człowiekiem  autorytatywnym.  Kiedy  jest  zadowolony  z  syna,  chwali  go,  daje  mu 
prezenty, jest serdeczny; jeŜeli natomiast syn wywoła jego niezadowolenie, cofa swoje łaski lub go karci. Syn, dla 
którego uczucie ojcowskie jest jedynym, jakie posiada, przywiązuje się do ojca w sposób niewolniczy. Głównym 
celem jego Ŝycia staje się sprawianie przyjemności ojcu - i jeśli mu się to udaje, czuje się szczęśliwy, bezpieczny 
i  zadowolony.  Kiedy  jednak  popełni  błąd,  coś  mu  się  nie  uda  albo  nie  zdoła  zadowolić  ojca,  czuje  się 
zdeprymowany,  niekochany,  odrzucony.  W  późniejszym  Ŝyciu  człowiek  taki  będzie  próbował  znaleźć  kogoś  o 
cechach ojca, do kogo przywiąŜe się w podobny sposób. Całe jego Ŝycie stanie się pasmem 
wzlotów  i  upadków  w  zaleŜności  od tego,  czy  udało  mu  się  zasłuŜyć  na  pochwałę  ojca. Ludziom  takim  często 
doskonale  układa  się  ich  kariera  społeczna.  Są  sumienni,  godni  zaufania,  gorliwi  -  jeśli  potrafią  kierować  się 
stworzonym przez siebie wizerunkiem ojca. Natomiast w stosunkach z kobietami są pełni rezerwy i trzymają się 
od nich z daleka. Kobieta nie ma dla nich zasadniczego znaczenia; traktują ją zazwyczaj z lekką pogardą, często 
maskowaną  przez  okazywanie  ojcowskiego  zainteresowania  małą  dziewczynką.  Początkowo  męŜczyzna  taki 
moŜe wywrzeć na kobiecie pewne wraŜenie swoją męskością, jednak z czasem rozczarowuje ją coraz bardziej - 
gdy np. kobieta, którą poślubił, odkrywa, Ŝe przypadła jej drugorzędna rola wobec pierwszoplanowego uczucia 
do  postaci  ojca,  dominującej  nieustannie  w  Ŝyciu  męŜa;  moŜe  się  jednak  zdarzyć,  Ŝe  i  Ŝonie  nie  udało  się 
wyzwolić  ze  swego  przywiązania  do  ojca,  a  wtedy  czuje  się  szczęśliwa  z  męŜem,  który  traktuje  ją  jak  rozka-
pryszone dziecko. 
    Bardziej  skomplikowany  jest  rodzaj  zaburzenia  neurotycznego  w  miłości,  kiedy  stosunki  między  rodzicami 
kształtują  się  jeszcze  inaczej:  rodzice  nie  kochają  się  nawzajem,  są  jednak  zbyt  opanowani,  aby  się  kłócić  lub 
okazywać  niezadowolenie.  Zarazem  jednak  ich  wzajemna  obcość  sprawia,  Ŝe  i  w  stosunku  do  dzieci  brak  im 
spontaniczności  uczuć.  Mała  dziewczynka  Ŝyje  wtedy  w  atmosferze  „poprawnych"  form,  które  nigdy  nie 
pozwalają na bliski kontakt ani z ojcem, ani z matką, wobec czego staje się zakłopotana i wylękniona. Nigdy nie 
jest  pewna,  co  jej  rodzice  myślą  i  czują;  w  atmosferze  stale  tkwi  coś  nieznanego,  tajemniczego.  Dziewczynka 

background image

 

31

wycofuje się więc w swój własny świat, marzy na jawie, oddala się od wszystkiego i potem w swoich stosunkach 
uczuciowych wykazuje nadal te same cechy. 
   Co więcej, to zamknięcie się w sobie rozwija w niej silny niepokój, uczucie braku jakiejś trwałej podstawy w 
Ŝ

yciu, i często prowadzi do skłonności masochistycznych jako jedynego sposobu zaznania silnego podniecenia. 

Tego  rodzaju  kobiety  często  wolałyby,  aby  ich  mąŜ  zrobit  scenę  czy  zaczął  krzyczeć,  zamiast  zachowywać  się 
rozsądnie  i  normalnie,  gdyŜ  uwolniłoby  to  je  przynajmniej  od  cięŜaru  napięcia  i  lęku;  nierzadko  podświadomie 
prowokują takie zachowanie męŜów, aby połoŜyć kres zadręczającemu je stanowi uczuciowej neutralności. 
PoniŜej  opisane  są  inne  często  występujące  formy  irracjonalnej  miłości  ,  bez  wnikania  w  analizę  specyficznych 
czynników w okresie rozwoju dziecka, które leŜą u ich podstaw. 
    Dość często spotykaną i doznawaną formą pseudomitości (najczęściej przedstawianą na filmach i w powieściach 
jako „wielka milość") jest mi-łość_J> a 1 w o c h w a l c z a .  JeŜeli człowiek nie osiągnął poziomu, na którym 
dochodzi  się  do  zrozumienia  własnej  autentyczności,  własnego  ja  -  poprzez  produktywny  rozwój  swoich  sił  - 
skłania się wówczas do „bałwochwalczego uwielbiania" ukochanej osoby. Pozbywa się on swoich własnych mocy 
i przerzuca je na ukochaną osobę, którą czci jako summum bonum, sprawcę wszelkiej miłości, wszelkiego światła i 
wszelkiej  szczęśliwości.  Pozbawia  się  wtedy  poczucia  siły  i  zamiast  się  odnajdywać,  zatraca  się  w  ukochanej 
osobie.  PoniewaŜ  nikt  nie  moŜe  na  dłuŜszą  metę  utrzymać  się  na  piedestale  wzniesionym  przez  bałwo-
chwalczego  czciciela,  pojawia  się  nieuchronnie  rozczarowanie  i,  aby  temu  zaradzić,  poszukuje  się  nowego 
boŜyszcza,  czasami  powtarzając  to  bez  końca.  Cechą  charakterystyczną  takiej  bałwochwalczej  miłości  jest  jej 
nagłość i gwałtowność w początkowym momencie. Tę bałwochwalczą miłość często opisuje się jako prawdziwą 
wielką  miłość;  ale  choć  ma  ona  przedstawiać  siłę  i  głębię  uczucia,  demonstruje  jedynie  głód  i  rozpacz 
ubóstwiającego. Nie trzeba chyba  mówić, Ŝe nierzadko się zdarza, Ŝe dwoje ludzi zapała do siebie takim samym 
bałwochwalczym uczuciem, które czasem, w krańcowych przypadkach, przedstawia obraz folie a deux._ 
 

Inną 

formą 

pseudomiłości 

jest 

uczucie, 

które 

by 

moŜna 

nazwać 

„m 

ł o ś c i ą    

s e n t y m e n t a l n  ą". Jej istota polega na tym, Ŝe miłość taką odczuwa się jedynie w sferze fantazji, a nie w 
bezpośrednim  stosunku  do  realnie  istniejącego  człowieka.  Najbardziej  rozpowszechnioną  formą  tego  rodzaju 
uczucia  jest  zastępcze  zadowolenie  miłosne  odczuwane  przez  poŜeraczy  filmów,  romansów  i  sentymentalnych 
piosenek.  Wszystkie  nie  zrealizowane  pragnienia  miłości,  zespolenia  i  bliskości  znajdują  zaspokojenie  w 
przeŜywaniu  tych  utworów.  MęŜczyzna  i  kobieta,  którzy  wobec  swoich  współmałŜonków  nie  potrafią 
przeniknąć  muru  odseparowania,  wzruszają  się  do  łez,  kiedy  biorą  udział  w  szczęśliwej  czy  nieszczęśliwej 
perypetii  miłosnej  rozgrywającej  się  na  ekranie.  Dla  wielu  par  oglądanie  tych  historii  w  kinie  jest  jedyną  okazją 
przeŜycia  miłości  -  nie  kaŜde  dla  siebie,  ale  razem,  jako  widzowie  przyglądający  się  „miłości"  innych  ludzi. 
Póki miłość jest marzeniem na jawie, mogą w niej brać udział; z chwilą jednak gdy sprawa zstępuje na ziemię, 
gdy w grę zaczyna wchodzić realny stosunek między dwojgiem realnych ludzi - lodowacieją. 
    Innym aspektem miłości sentymentalnej jest uabstrakcyjnienie miłości w czasie. Dwoje ludzi moŜe się głęboko 
wzruszać wspomnieniami minionej miłości - chociaŜ w momencie, kiedy ta przeszłość była teraźniejszością, nic 
głębszego  nie  przeŜywali  -  lub  rojeniami  na  temat  przyszłego  uczucia.  Ile  zaręczonych  czy  niedawno 
poślubionych  par  marzy  o  miłości,  jaka  się  kiedyś  stanie  ich  udziałem,  podczas  gdy  w  chwili,  którą  właśnie 
przeŜywają, zaczynają się juŜ wzajemnie nudzić. Ta skłonność zbiega się z ogólną postawą charakterystyczną dla 
dzisiejszego  człowieka.  śyje  on  w  przeszłości  albo  w  przyszłości,  ale  nigdy  w  teraźniejszości.  Wspomina  z 
rozrzewnieniem  swoje  dzieciństwo  i  matkę  -  albo  robi  radosne  plany  na  przyszłość.  NiezaleŜnie  od  tego,  czy 
miłość odczuwa się zastępczo, przez uczestnictwo w fikcyjnych doznaniach innych ludzi, czy teŜ przesuwa się ją z 
teraźniejszości w przeszłość lub przyszłość - ta uabstrakcyjniona i wyobcowana forma miłości słuŜy za narkotyk 
kojący ból rzeczywistości, samotności i odosobnienia jednostki. 
    Jeszcze  inną  formą  neurotycznej  miłości  jest  uŜywanie  m e c h a n i z m ó w   p r o j e k c y j n y c h ,   aby 
uchylić się od własnych problemów,  a  zamiast  tego  zająć  się  wadami  i  słabościami  „kochanej"  osoby.  Jednostki 
zachowują się pod tym względem zupełnie podobnie jak grupy, narody czy religie. W znakomity sposób potrafią 
zdać sobie sprawę z nawet mało istotnych słabych stron drugiego człowieka, podczas gdy z uśmiechem na ustach 
przechodzą  do  porządku  dziennego  nad  własnymi  błędami  -  ustawicznie  zajmują  się  oskarŜaniem  czy  poprawia-
niem  drugiego  człowieka.  JeŜeli  dwoje  ludzi  robi  to  równocześnie  -  jak  to  się  dosyć  często  zdarza  -  stosunek 
uczuciowy  przekształca  się  w  stosunek  wzajemnej  projekcji.  JeŜeli  jestem  despotą  albo  człowiekiem  nie-
zdecydowanym  czy  chciwym  -  oskarŜam  o  to  mojego  partnera  i,  zaleŜnie  od  mego  charakteru,  chcę  go  albo 
leczyć, albo karaćDruga osoba robi to samo - i tak obojgu udaje się pomijać własne problemy, wskutek czego 
nie podejmują Ŝadnych kroków, które by mogły pomóc im w ich własnym rozwoju. 
   Inną formą projekcji jest przerzucanie własnych problemów na dzieci. Przede wszystkim przerzucanie takie dość 
często przejawia się  w samej chęci posiadania potomstwa.  W takich przypadkach pragnienie posiadania dzieci 
wywołane  jest  głównie  chęcią  przerzucenia  problemu  własnego  istnienia  na  problem  istnienia  dzieci.  Kiedy 
człowiek  czuje,  Ŝe  nie  potrafił  nadać  sensu  własnemu  Ŝyciu,  próbuje  odnaleźć  ten  sens  w  Ŝyciu swoich dzieci. 
Ale próby takie skazane są z góry na niepowodzenie, i to zarówno w odniesieniu do danego człowieka, jak i do 
jego  dzieci.  W  odniesieniu  do  niego,  poniewaŜ  problem  istnienia  kaŜdy  musi  rozwiązać  sam  dla  siebie  bez 
Ŝ

adnego  pośrednika;  w  odniesieniu  zaś  do  dzieci,  gdyŜ  brak  mu  właśnie  tych  cech,  których  potrzeba  do 

background image

 

32

kierowania nimi, kiedy zaczynają szukać odpowiedzi na to pytanie. Dzieci słuŜą do celów „przerzucenia" równieŜ 
wtedy,  kiedy  powstaje  kwestia  rozwiązania  nieszczęśliwego  małŜeństwa.  Ogólnie  przyjętym  w  takiej  sytuacji 
argumentem  rodziców  jest  twierdzenie,  Ŝe  nie  mogą  się  rozejść,  gdyŜ  nie  chcą  pozbawiać  dzieci  dobrodziejstw 
wspólnej  rodziny.  KaŜde  szczegółowe  badanie  wykazałoby  jednak,  Ŝe  atmosfera  napięcia  i  braku  szczęścia  we 
„wspólnej  rodzinie"  przynosi  dzieciom  więcej  szkody  niŜ  otwarte  zerwanie  -  które  przynajmniej  uczy  je,  Ŝe 
człowiek przy pomocy odwaŜnej decyzji moŜe zlikwidować nieznośną sytuację. 
    NaleŜy tu jeszcze wspomnieć o pewnym często popełnianym błędzie, a mianowicie o złudzeniu, Ŝe miłość musi 
koniecznie oznaczać brak konfliktów. Tak samo jak ludzie przyzwyczaili się uwaŜać, Ŝe za wszelką cenę  naleŜy 
unikać  bólu  i  smutku,  tak  samo  wierzą,  Ŝe  miłość  oznacza  brak  wszelkich  konfliktów.  I  znajdują  słuszne 
powody, aby tak sądzić, w fakcie, Ŝe starcia wokół nich wydają się jedynie destruktywną wymianą poglądów, która 
nie przynosi nic dobrego Ŝadnej z zainteresowanych stron. Ale przyczyna tkwi w tym, Ŝe „konflikty" większości 
ludzi  w  rzeczywistości  nie  są  niczym  innym  jak  próbą  ominięcia  p r a w d z i w y c h   konfliktów.  Są  one 
nieporozumieniami  w  drobnych,  powierzchownych  sprawach,  które  z  samej  swej  natury  nie  nadają  się  do 
wyjaśnienia  czy  rozwiązania.  Prawdziwe  konflikty  między  dwojgiem  ludzi,  te,  które  nie  słuŜą  do  tego,  aby  coś 
ukryć czy przerzucać na innych, które przeŜywa się w najgłębszych warstwach wewnętrznej rzeczywistości i które 
jej dotyczą - nie są destrukcyjne. Prowadzą do wyjaśnienia, rodzą katharsis, z której ludzie wychodzą mądrzejsi i 
silniejsi. Prowadzi nas to do ponownego podkreślenia tego, o czym była mowa powyŜej. 
    Miłość  jest  moŜliwa  jedynie  wtedy,  jeŜeli  dwoje  ludzi  komunikuje  się  ze  sobą  z  samej  głębi  swej  istoty,  to 
znaczy  jeŜeli  kaŜde  z  nich  przeŜywa  siebie  do  samej  głębi  swej  istoty.  Jedynie  w  takim  przeŜyciu  mieści  się 
ludzka rzeczywistość, jedynie tu jest to, co naprawdę Ŝywe, jedynie tu jest źródło miłości. Miłość przeŜywana w 
ten sposób jest nieustannym wyzwaniem; nie jest stanem wypoczynku, lecz ruchu, wzrostu, wspólnej pracy; nawet 
to, czy istnieje harmonia czy konflikt, radość czy smutek, jest czymś drugorzędnym wobec zasadniczego faktu, 
Ŝ

e dwoje ludzi przeŜywa siebie w samej głębi swego istnienia i Ŝe mocniej czują się jednością będąc razem niŜ 

osobno. Istnieje tylko jeden dowód na obecność miłości: głębokość wzajemnego związku oraz Ŝywotność i siła 
kaŜdej z zainteresowanych osób; oto owoc, po którym poznaje się miłość. 
 

Tak jak automaty  nie  mogą się kochać  nawzajem,  nie  mogą teŜ  kochać Boga. D e z i n t e g r a c j a  

m i ł o ś c i   B o g a   osiągnęła  te  same  rozmiary  co  dezintegracja  miłości  człowieka.  Fakt  ten  pozostaje  w 
raŜącej  sprzeczności  z  poglądem,  jakobyśmy  w  obecnej  epoce  byli  świadkami  renesansu  religijnego.  Nic 
dalszego  od  prawdy.  To, czego jesteśmy  świadkami (nawet  jeŜeli istnieją  tu pewne  wyjątki), jest  nawrotem  do 
bałwochwalczej  koncepcji  Boga  i  przekształceniem  miłości  Boga  w  stosunek  dostosowany  do  wyobcowanej 
struktury danego osobnika. Nawrót do bałwochwalczego pojęcia Boga jest łatwo widoczny. Ludzi gnębi niepokój, 
nie  mają ani zasad, ani  wiary,  widzą, Ŝe ich jedyny cel to wciąŜ pędzić przed siebie; dlatego wciąŜ są dziećmi, 
wciąŜ maj ą nadzieję, Ŝe w potrzebie ojciec lub matka pośpieszy im z pomocą. 
 

To prawda, Ŝe w religijnych kulturach, jak na przykład w kulturze wieków średnich, przeciętny człowiek 

teŜ patrzył na Boga jak na śpieszącego z pomocą ojca czy  matkę.  Ale równocześnie traktował Boga powaŜnie  w 
tym  sensie,  Ŝe  najwaŜniejszym  celem  j  ego  Ŝycia  było  postępowanie  zgodne  z  przykazaniami  Boga,  bo  naczelną 
jego  troską,  której  podporządkowywał  całą  działalność  -  było  „zbawienie".  Dziś  nikt  o  to  nie  dba.  śycie 
codzienne  odcięło  się  od  wszelkich  wartości  religijnych.  Poświęcone  jest  pogoni  za  wygodami  materialnymi  i 
powodzeniem na ludzkim rynku. Zasady, na których opierają się nasze doczesne wysiłki, to obojętność i egotyzm 
(ten ostatni określa się często mianem „indywidualizmu" lub „indywidualnej inicjatywy"). Człowieka Ŝyjącego w 
kulturach prawdziwie religijnych  moŜna porównać do ośmioletniego dziecka,  które  potrzebuje  pomocy  ojca,  ale 
które zaczyna przyswajać sobie jego nauki i zasady. Współczesny człowiek przypomina raczej trzyletnie dziecko, 
które wzywa ojca, kiedy go potrzebuje, a poza tym, kiedy moŜe się bawić, jest w zupełności samowystarczalne. 
Pod  tym  względem,  w  dziecięcej  zaleŜności  od  antropomorficznego  obrazu  Boga.  bez  przekształcenia  Ŝycia 
zgodnie  z  jego  przykazaniami,  jesteśmy  bliŜsi  pierwotnego  bałwochwalczego  plemienia  niŜ  ludzie  Ŝyjący  w 
religijnej  kulturze  średniowiecza.  Pod  innym  względem  nasza  postawa  wobec  religii  wykazuje  nowe  cechy, 
charakterystyczne jedynie dla współczesnego zachodniego społeczeństwa  kapitalistycznego. Mogę  się  tu powołać 
na stwierdzenia z poprzedniej części ksiąŜki. Nowoczesny człowiek przekształcił się w towar; traktuje swoja energię 
Ŝ

yciową  jak  inwestycję,  która  powinna  mu  przynieść  maksymalny  zysk,  stosowny  do  jego  pozycji  i  sytuacji  na 

ludzkim rynku. Człowiek taki jest wyobcowany od samego siebie, od swoich bliźnich i od natury. Jego głównym 
celem jest korzystna wymiana swoich zdolności, wiedzy i samego siebie, swego „osobowego pakietu" - z innymi, 
którzy w równej mierze są nastawieni na uczciwą i korzystną wymianę. Jedynym celem Ŝycia jest ruch, jedyną 
zasadą -zasada uczciwej wymiany, jedynym zadowoleniem - konsumpcja. 
 

Jakie  znaczenie  moŜe  mieć  w  tych  warunkach  pojęcie  Boga?  Uległo  ono  przeobraŜeniu  ze  swego 

pierwotnego religijnego znaczenia na pojęcie dostosowane do wyobcowanej kultury sukcesu. W religijnym przebu-
dzeniu  ostatnich  czasów  wiara  w  Boga  została  przeobraŜona  w  psychologiczny  wybieg  mający  na  celu  lepsze 
przystosowanie człowieka do konkurencyjnej walki. 
 

Religia  sprzymierza  się  z autosugestią  i psychoterapią, aby  pomagać  człowiekowi  w jego zawodowych 

zajęciach.  W  latach  dwudziestych  nikt  jeszcze  nie  zwracał  się  do  Boga,  prosząc  go  o  „ulepszenie  własnej  oso-
bowości". Bestseller z roku 1938 Dale'a Carnegie'ego pod tytułem How to Win Friends and Influence People (Jak 

background image

 

33

zdobywać  przyjaciół  i  wplyw  na  ludzi)  ograniczał  się  do  płaszczyzny  ściśle  świeckiej.  Rolę,  jaką  w  owych 
czasach spełniała ksiąŜka Carnegie'ego, dziś spełnia największy bestseller The Power of Positive Thinking (Silą 
pozytywnego  my
ślenia)  N.V.  Peale'a.  W  tej  religijnej  ksiąŜce  nie  ma  nawet  wzmianki,  czy  nasze  główne 
zainteresowanie  zdobyciem  powodzenia  jest  samo  w  sobie  zgodne  z  duchem  religii  monoteistycznej.  Wprost 
przeciwnie,  tego  najwyŜszego  celu  nie  podaje  się  w  ogóle  w  wątpliwość,  natomiast  zaleca  się  wiarę  w  Boga  i 
modlitwę  jako  środki  prowadzące  do  zwiększenia  zdolności  zdobywania  powodzenia.  Tak  samo  jak  dzisiejszy 
psychiatra  poleca  dbać  o  szczęście  pracowników  celem  łatwiejszego  pozyskania  klientów,  niektórzy  duchowni 
zalecają  miłość  Boga  jako  środek  prowadzący  do  większego  powodzenia.  „Uczyń  Boga  swoim  partnerem" 
oznacza  raczej  uczynienie  go  partnerem  w  sprawach  zawodowych  niŜ  zespolenie  się  z  nim  w  miłości, 
sprawiedliwości  i  prawdzie.  Tak  jak  miłość  braterska  została  zastąpiona  przez  bezosobową  rzetelność,  Boga 
przekształcono w dalekiego naczelnego dyrektora towarzystwa akcyjnego „Wszechświat"; wiesz, Ŝe tam jest, Ŝe 
kieruje całą imprezą (chociaŜ prawdopodobnie prosperowałaby ona równieŜ i bez niego), nigdy go nie widzisz, 
ale uznajesz jego kierownictwo, robiąc „to, co do ciebie naleŜy". 
 
 
 
IV. Praktyka miłości 
 
 

Kiedy uporaliśmy się juŜ  z teoretycznym aspektem sztuki miłości, staje obecnie przed nami problem o 

wiele trudniejszy, a mianowicie praktyka sztuki miłości. Czy moŜna się nauczyć czegoś o praktyce jakiejś sztuki, 
nie uprawiając jej? 
 

Trudność  tego  zagadnienia  wzmaga  fakt,  Ŝe  w  obecnych  czasach  większość  ludzi,  a  zatem  wielu 

czytelników tej ksiąŜki, oczekuje, Ŝe otrzyma receptę, „jak to masz robić", co w naszym przypadku oznaczałoby 
pouczenie, jak naleŜy kochać. Obawiam się, Ŝe kaŜdy, kto przystępuje do tego ostatniego rozdziału naszej ksiąŜki 
z tym nastawieniem, powaŜnie się rozczaruje. Miłość jest doznaniem osobistym, które kaŜdy moŜe przeŜyć tylko 
sam w sobie i dla siebie; nie ma zresztą chyba nikogo, kto by nie doświadczył choć w nieznacznym stopniu tego 
uczucia  jako  dziecko,  młodzieniec  czy  jako  człowiek  dorosły.  RozwaŜania  na  temat  praktyki  miłości  mogą 
zająć  się  jedynie  przesłankami  sztuki  kochania,  postaw  wobec  niej  lub  stworzeniem  w  praktyce  odpowiednich 
przesłanek i wypracowaniem postaw. Kroki na tej drodze stawiać moŜna jedynie samemu, a dyskusja zamyka się 
przed  postawieniem  ostatniego,  decydującego  kroku.  A  jednak  uwaŜam,  Ŝe  dyskusja  na  temat  ujmowania  inte-
resującego  nas  zagadnienia  moŜe  być  pomocna  w  opanowaniu  sztuki  miłości  -  przynajmniej  dla  tych,  którzy 
przestali wyczekiwać na gotowe „recepty". 
 

Uprawianie  wszelkiej sztuki stawia pewne ogólne  wymagania,  niezaleŜnie od  tego, czy zajmujemy  się 

sztuką  stolarską,  lekarską,  czy  teŜ  sztuką  kochania.  Uprawianie  sztuki  wymaga  przede  wszystkim  d y s -
c y p l i n   y.  Nigdy  w  niczym  nie  osiągnę  dobrych  wyników,  jeŜeli  nie  będę  wykonywał  tego  w  sposób 
zdyscyplinowany; jeŜeli robię  cokolwiek  tylko  wtedy,  kiedy  „jestem  w  nastroju",  uprawiam  mile  lub  zabawne 
hobby, lecz nigdy nie stanę się mistrzem w tej dziedzinie. Ale problem nie ogranicza się jedynie do dyscypliny 
w  uprawianiu  określonej  sztuki  (powiedzmy  do  ćwiczenia  się  w  niej  codziennie  przez  kilka  godzin),  lecz  jest 
problemem  dyscypliny  całego  Ŝycia.  MoŜna  by  pomyśleć,  Ŝe  dla  dzisiejszego  człowieka  nie  ma  rzeczy 
łatwiejszej  niŜ  opanowanie  dyscypliny.  Czy  nie  spędza  on  co  dzień  w  sposób  jak  najbardziej  zdyscyplinowany 
ośmiu  godzin  przy  pracy  ściśle  zrutynizowanej?  A  jednak  jest  faktem,  Ŝe  dzisiejszy  człowiek  poza  sferą  pracy 
zawodowej  jest  niezmiernie  mało  zdyscyplinowany.  Kiedy  nie  pracuje,  chce  leniuchować,  leŜeć  sobie  nic  nie 
robiąc lub, innymi słowy, „relaksować się". I właśnie ta chęć nieróbstwa jest w duŜej mierze reakcją przeciwko 
rutynie  Ŝycia.  Człowiek  przez  osiem  godzin  dziennie  musi  zuŜywać  swą  energię  nie  dla  własnych  celów,  w 
sposób nie wymyślony przez siebie, lecz narzucony mu przez rytm pracy, i właśnie dlatego buntuje się i ten jego 
bunt przybiera postać dziecinnego folgowania sobie. W dodatku w walce z kultem  autorytetu człowiek stał się 
nieufny  w  stosunku  do  wszelkiej  dyscypliny,  i  to  zarówno  tej irracjonalnej,  narzuconej mu  przez  władzę, jak  i 
racjonalnej, nałoŜonej przez samego siebie. A jednak bez takiej dyscypliny Ŝycie rozłazi się, staje się chaotyczne 
i rozproszone. 
 

Nie trzeba chyba udowadniać, Ŝe k o n c e n t r a c j a  jest niezbędnym warunkiem opanowania kaŜdej 

sztuki. Wie o tym kaŜdy, kto kiedykolwiek tego próbował. Ale mimo to koncentracja jest w naszej kulturze czymś 
jeszcze rzadszym niŜ dyscyplina. Wbrew oczekiwaniom, nasza kultura prowadzi do rozproszonego i bezładnego 
sposobu Ŝycia. Robisz wiele rzeczy równocześnie: czytasz, słuchasz radia, rozmawiasz, palisz, jesz, pijesz. Jesteś 
konsumentem z otwartymi ustami, gotowym łykać wszystko - filmy, alkohol, wiedzę. Ten brak skupienia moŜna 
łatwo zauwaŜyć obserwując trudność, z jaką nam przychodzi przebywać sam na sam z sobą. Dla większości ludzi 
siedzieć spokojnie w milczeniu, nie palić, nie czytać ani nie pić jest czymś wręcz niemoŜliwym. Ludzie stają się 
w  takiej  sytuacji  zdenerwowani  i  niespokojni,  muszą  coś  zrobić  ze  swoimi  ustami  czy  rękami  (palenie  stanowi 
właśnie jeden z symptomów tego braku skupienia; zajęte są przy nim ręce, usta, oczy i nos). 
 

Trzecim  czynnikiem  jest  c i e r p l i w o ś ć .   I  znowu  kaŜdy,  kto  kiedykolwiek  próbował  opanować 

jakąś sztukę, wie, Ŝe bez cierpliwości nie osiągnie się niczego. JeŜeli chce się dojść do szybkich rezultatów, nigdy 

background image

 

34

się danej sztuki nie  opanuje. A jednak dla dzisiejszego człowieka cierpliwość jest w praktyce równie trudna jak 
dyscyplina  i  skupienie.  Cały  nasz  system  przemysłowy  sprzyja  czemuś  wręcz  przeciwnemu:  pośpiechowi. 
Wszystkie nasze maszyny nastawione są na szybkość: samochód i samolot przenoszą nas w błyskawicznym tempie 
do miejsca przeznaczenia-) im szybciej, tym lepiej. Maszyna, która moŜe produkować te. samą ilość w czasie o 
połowę  krótszym,  jest  dwa  razy  lepsza  od  starszej  i  pracującej  wolniej.  Naturalnie,  Ŝe  istnieją  po  temu  waŜne 
przyczyny  ekonomiczne.  Ale,  jak  w  tylu  innych  przypadkach,  wartości  ludzkie  zostały  podporządkowane 
wartościom  ekonomicznym.  Co  jest  dobre  dla  maszyny,  musi  być  dobre  dla  człowieka  -  tak  dyktuje  logika. 
Dzisiejszy człowiek uwaŜa, Ŝe traci coś - czas - kiedy nie działa dość szybko; a jednak nie wie potem, co zrobić z 
czasem, który zyskał - moŜe go tylko „zabić". 
 

Wreszcie warunkiem koniecznym do opanowania jakiejś sztuki jest p e ł n e  z a a n g a Ŝ o w a n i e  s i ę  w 

pracę  nad  nią.  Jeśli  sztuka  ta  nie  stanie  się  dla  ucznia  czymś  najwaŜniejszym,  nigdy  jej  nie  opanuje.  W 
najlepszym wypadku pozostanie dobrym dyletantem, ale nigdy nie stanie się  mistrzem. Warunek ten jest równie 
niezbędny  przy  opanowaniu  sztuki  miłości  jak  kaŜdej  innej  sztuki.  Wydaje  się  jednak,  Ŝe  w  sztuce  miłości 
stosunek ilościowy mistrzów do dyletantów wskazuje na znaczniejszą niŜ w jakiejkolwiek innej sztuce przewagę 
dyletantów. 
 

W  związku  z  ogólnymi  warunkami  opanowania  jakiejś  sztuki  naleŜy  wspomnieć  o  jeszcze  jednej 

sprawie. Naukę kaŜdej sztuki zaczyna się nie wprost, ale - by tak rzec- pośrednio. Najpierw trzeba sobie przyswoić 
wiele  innych,  często  pozornie  zupełnie  z  nią  nie  związanych  umiejętności,  zanim  zacznie  się  uczyć  właściwej 
sztuki. Uczeń stolarski zaczyna od próby heblowania deski; ktoś, kto uczy się sztuki łucznictwa Zeń, zaczyna od 
ć

wiczeń  oddechowych.

l

  Jeśli  ktoś  chce  zostać  mistrzem  w  jakiejś  sztuce,  musi  jej  poświęcić  albo  przynajmniej 

podporządkować całe Ŝycie. Własna osoba staje się narzędziem do uprawiania sztuki, narzędziem, które ma być 
sprawne,  zdolne  do  wykonywania  właściwych  mu  czynności.  W  odniesieniu  do  sztuki  miłości  oznacza  to,  Ŝe 
kaŜdy, kto ma ambicję, aby się stać mistrzem w tej dziedzinie, musi zacząć od uprawiania dyscypliny, skupienia i 
cierpliwości we wszystkich sferach swego Ŝycia. 
 

Jak naleŜy uprawiać dyscyplinę? Nasi dziadkowie byli niewątpliwie lepiej przygotowani do odpowiedzi 

na to pytanie. Zalecali, aby wstawać wcześnie, nie pozwalać sobie na niepotrzebny zbytek i cięŜko pracować. Taki 
typ dyscypliny miał oczywiście pewne wady. Była to dyscyplina surowa i autorytatywna, kładąca główny nacisk 
na  umiarkowanie  i  oszczędność  i  pod  wieloma  względami  wroga  wobec  Ŝycia.  Ale  jako  reakcja  na  ten  typ 
dyscypliny  wyrastała  tendencja,  aby  nieufnie  podchodzić  do  kaŜdej  dyscypliny  i  aby  z  niezdyscyplinowania  i 
leniwego  folgowania  sobie  na  pozostałych  odcinkach  Ŝycia  stworzyć  przeciwwagę  i  zrównowaŜenie 
zrutynizowanego  trybu  Ŝycia  narzuconego  nam  w  czasie  ośmiu  godzin  pracy.  Wstawać  regularnie  o  tej  samej 
porze, regularnie poświęcać pewną ilość czasu w ciągu dnia na takie zajęcia jak rozmyślanie, czytanie, słuchanie 
muzyki, spacer; nie oddawać się, przynajmniej nie wykraczając poza pewne minimum, takim rozrywkom jak na 
przykład  czytanie  powieścideł  lub  oglądanie  błahych  filmów,  nie  przejadać  się,  nie  pić  za  wiele  -  oto  kilka 
jasnych i podstawowych zasad. JednakŜe jest rzeczą istotną, by dyscypliny nie uwaŜać za jakiś nakaz narzucony 
z zewnątrz, lecz aby stała się ona wyrazem własnej woli; by ją odczuwać jako coś przyjemnego, by powoli dojść 
do  takiego  stanu  ducha,  Ŝe  odczuwałoby  się  jej  brak  jako  nieprzyjemny.  Jednym  z  niefortunnych  aspektów 
naszej zachodniej koncepcji dyscypliny (jak kaŜdej innej cnoty) jest mniemanie, iŜ stosowanie jej w praktyce jest 
dość przykre i Ŝe jedynie wtedy, kiedy jest przykre, moŜe być „dobre". Wschód juŜ bardzo dawno zrozumiał, Ŝe 
to,  co jest  dla  człowieka  dobre  -  zarówno  dla  ciała,  jak  i  dla  ducha  -  musi  być  równieŜ  przyjemne,  nawet  gdy 
początkowo trzeba przezwycięŜyć pewne opory. 
 

Koncentracja  wewnętrzna  jest  o  wiele  trudniejsza  do  urzeczywistnienia  w  naszej  kulturze,  w  której 

wszystko zdaje się jej przeciwdziałać. NajwaŜniejszy krok na drodze do koncentracji to nauczyć się być samemu, 
nie  czytając,  nie  słuchając  radia,  nie  paląc  ani  nie  pijąc.  Umieć  się  ^koncentrować  znaczy  umieć  pozostawać 
samemu  z  sobą  -  a  to  właśnie  jest  warunkiem  zdolności  kochania.  JeŜeli  jestem  przywiązany  do  drugiego 
człowieka, poniewaŜ nie potrafię stać na własnych nogach, on lub_ ona mogą być moim ratunkiem w Ŝyciu, ale 
tego  rodzaju  związek  nie  jest  miłością.  Brzmi  to  jak  paradoks,  ale  umiejętność  przebywania  samotnie^  jest 
warunkiem  zdolności  kochania.  KaŜdy,  kto  próbuje  być  sam  z  sobą,  przekona  się,  jakie  to  trudne.  Będzie 
niespokojny,  podekscytowany  albo  nawet  dozna  uczucia  powaŜnego  lęku.  Będzie  skłonny  wytłumaczyć  sobie 
swoją niechęć do kontynuowania tych praktyk myśląc, Ŝe to nie ma Ŝadnej wartości, Ŝe to po prostu głupota, Ŝe 
zabiera za duŜo czasu, i tak dalej. Zaobserwuje równieŜ, Ŝe przychodzą mu do głowy i opanowują go przeróŜne 
myśli.  Przekona  się,  Ŝe  będzie  się  raczej  zastanawiał,  co  robić  później  w  ciągu  dnia,  albo  będzie  rozmyślał  o 
jakichś trudnościach w pracy, którą ma wykonać, albo gdzie się wybrać wieczorem, albo o jakichkolwiek innych 
rzeczach,  które zajmą jego  umysł,  niŜ  dopuści  do  tego,  aby  zapanowała  w  nim  pustka.  Rzeczą  pomocną  będzie 
wykonać kilka bardzo prostych ćwiczeń, jak na przykład usiąść w wygodnej pozycji (ani zbyt swobodnie, ani zbyt 
sztywno), zamknąć oczy, spróbować zobaczyć przed sobą biały ekran i usiłować pozbyć się. wszystkich natrętnych 
obrazów i myśli, a potem starać się poddać swojemu oddechowi; nie myśleć o nim, nie oddychać sztucznie, lecz 
po prostu poddać się mu, a jednocześnie zdawać sobie z niego sprawę, następnie starać się odczuć sens własnego 
„ja"; ja sam jako ośrodek moich sil, ja jako twórca mojego świata. Powinno się przeprowadzać takie ćwiczenia 
koncentracji  przynajmniej  dwadzieścia  minut  kaŜdego  rana  (a  jeŜeli  to  moŜliwe  i  dłuŜej)  i  kaŜdego  wieczora 

background image

 

35

przed połoŜeniem się do łóŜka.

Obok takich ćwiczeń człowiek musi się nauczyć skupiać na wszystkim, co robi: na 

słuchaniu  muzyki,  czytaniu  ksiąŜki,  rozmowie  z  drugim  człowiekiem,  na  oglądaniu  pejzaŜu.  To,  co  się  robi  w 
danym momencie, musi być jedyną rzecząktórej się człowiek całkowicie oddaje. JeŜeli ktoś się skoncentrował, 
nieistotne jest, co robi; rzeczywistość rzeczy waŜnych i niewaŜnych przybiera nowe wymiary, poniewaŜ w danym 
momencie  skupia  na  sobie  całą  uwagę  człowieka.  Chcąc  się  nauczyć  koncentracji,  naleŜy  w  miarę  moŜliwości 
unikać  prowadzenia  banalnych  rozmów,  to  znaczy  takich  rozmów,  które  są  nieistotne.  JeŜeli  dwoje  ludzi 
rozmawia  ze  sobą  o  tym,  jak  rośnie  drzewo,  które  oboje  znają,  albo  o  smaku  chleba,  który  dopiero  co  razem 
jedli,  albo  o  wspólnym  przeŜyciu  w  swojej  pracy,  taka  rozmowa  moŜe  mieć  znaczenie  pod  warunkiem,  Ŝe 
doświadczyli  tego,  o  czym  rozmawiają,  i  nie  traktują  tej  rozmowy  w  sposób  oderwany;  z  drugiej  strony, 
rozmowa moŜe toczyć się na temat polityki czy religii, a mimo to być banalna; zdarza się to wtedy, kiedy dwoje 
ludzi  posługuje  się  komunałami  i  nie  wkłada  serca  w  to,  co  mówią  w  danej  chwili.  Powinienem  dodać  w  tym 
miejscu, Ŝe równie waŜne jak unikanie banalnej rozmowy jest unikanie złego towarzystwa. Przez złe towarzystwo 
nie rozumiem bynajmniej jedynie ludzi zepsutych i szkodliwych; tych bowiem powinno się unikać ze względu 
na  to,  Ŝe  stwarzają  wokół  siebie  trującą  i  przytłaczającą  atmosferę.  Mam  tu  na  myśli  towarzystwo  „Ŝywych 
trupów", ludzi, których dusza jest martwa, chociaŜ ich ciało Ŝyje; ludzi, których myśli i rozmowy są banalne, którzy 
plotą,  a  nie  mówią,  i  którzy  wypowiadają  wyświechtane  frazesy  zamiast  myśleć.  JednakŜe  nie  zawsze  jest 
moŜliwe  unikanie  towarzystwa  takich  ludzi,  a  nawet  nie  zawsze  konieczne.  JeŜeli  nie  reaguje  się  tak,  jak 
oczekuje tego nasz rozmówca - to znaczy oklepanymi frazesami i banałami - ale prowadzi się rozmowę wprost i 
po ludzku, często się zdarza, Ŝe człowiek taki zmienia swoje zachowanie, w czym pomaga mu zaskoczenie czymś 
niespodziewanym. 
 

Umieć  skoncentrować  się  na  innych  znaczy  przede  wszystkim  umieć  słuchać.  Większość  ludzi  słucha 

innych, a nawet udziela im rad, nie słuchając naprawdę. Nie traktują oni powaŜnie ani słów drugiego człowieka, 
ani  swoich  własnych  odpowiedzi.  Skutek  jest  taki,  Ŝe  rozmowa  ich  męczy.  Wydaje  im  się,  Ŝe  byliby  jeszcze 
bardziej  zmęczeni,  gdyby  słuchali  ze  skupieniem,  ale  prawda  jest  wręcz  odwrotna.  KaŜda  czynność,  jeŜeli 
wykonuje  się  ją  ze  skupieniem,  działa  na  człowieka  pobudzająco  (chociaŜ  potem  przychodzi  naturalne  i 
dobroczynne  zmęczenie),  podczas  gdy  kaŜda  czynność,  przy  której  się  nie  skupiamy,  działa  usypiająco  -
powodując równocześnie bezsenność w czasie nocnego wypoczynku. 
 

Skoncentrować  się  znaczy  Ŝyć  w  pełni  teraźniejszością,  daną  chwilą,  a  nie  myśleć  o  następnej  rzeczy, 

którą trzeba zrobić, jeśli w danej chwili robi się to, co naleŜy. Nie trzeba dodawać, Ŝe koncentrować się powinni 
przede wszystkim ludzie, którzy się wzajemnie kochają. Muszą się nauczyć być blisko siebie, nie rozpraszając się 
w  wielu  kierunkach  równocześnie,  j ak  się  to  zazwyczaj  dzieje.  Pierwsze  próby  koncentracji  będą  na  pewno 
trudne.  Będzie  się  nam  wydawało,  Ŝe  nigdy  nie  osiągniemy  celu.  Nie  trzeba  chyba  nawet  przypominać,  Ŝe 
niezbędną przy  tym  rzeczą jest  cierpliwość.  JeŜeli  ktoś  nie  wie,  Ŝe  wszystko  wymaga  czasu,  i  chce  pospieszać 
sprawę,  wtedy  rzeczywiście  nigdy  nie  uda  mu  się  skupić  -  ani  nie  nauczy  się  kochać.  Aby  poznać,  czym  jest 
cierpliwość,  wystarczy  przyjrzeć  się,  jak  dziecko  uczy  się  chodzić.  Pada,  wstaje,  znów  się  przewraca,  a  jednak 
próbuje dalej, idzie mu to coraz lepiej, aŜ wreszcie pewnego dnia zaczyna chodzić. Co mógłby osiągnąć dorosły 
człowiek, gdyby dąŜąc do czegoś, co jest dla niego waŜne, posiadał cierpliwość i skupienie małego dziecka! 
Nie moŜna się nauczyć koncentracji, jeŜeli człowiek nie w y c z u wa s a m e g o  s i e b i e .  CóŜ to znaczy? Czy 
powinno  się  bez  przerwy  myśleć  o  sobie,  „analizować"  samego  siebie?  Gdybyśmy  mieli  mówić  o  wyczuwaniu 
maszyny,  nie  byłoby  większych  trudności  z  wyjaśnieniem,  o  co  chodzi.  Na  przykład  kaŜdy,  kto  prowadzi 
sarnochód,  wyczuwa  go.  ZauwaŜa  nawet  mały  nienormalny  stuk,  jak  równieŜ  najdrobniejszą  róŜnicę  przy 
włączaniu  silnika.  W  taki  sam  sposób  kierowca  wyczuwa  zmiany  nawierzchni  drogi  i  ruch  pojazdów  jadących 
przed  nim  i  za  nim.  A  jednak  n i e   m y ś l i   o  tych  wszystkich  czynnikach;  jego  umysł  znajduje  się  w  stanie 
odpręŜonego  pogotowia,  w  kaŜdej  chwili  gotowy  zareagować  na  wszelkie  istotne  zmiany  mające  związek  z 
sytuacją, na której się skupia - w tym wypadku na bezpiecznym prowadzeniu samochodu. 
 

Gdybyśmy  się  przyjrzeli,  jak  wygląda  wyczuwanie  drugiego  człowieka,  najlepszy  tego  przykład 

znajdziemy w wyczuwaniu i wraŜliwości matki wobec jej dziecka. ZauwaŜa jego pewne zmiany cielesne, Ŝądania, 
niepokoje, zanim jeszcze się ujawnią. Budzi ją płacz dziecka, gdy inne, i to znacznie głośniejsze dźwięki, nigdy 
by  jej  nie  obudziły.  Wszystko  to  wskazuje,  Ŝe  wyczuwa  przejawy  Ŝycia  dziecka;  nie  jest  ani  niespokojna,  ani 
zmartwiona, ale jest w stanie czujnej równowagi, czułej na kaŜdy istotny sygnał pochodzący od dziecka. W ten sam 
sposób  człowiek  moŜe  wyczuwać  sam  siebie.  Ktoś  zdaje  sobie  na  przykład  sprawę  z  uczucia  zmęczenia  czy 
depresji, i zamiast mu się poddawać i podtrzymywać je ponurymi myślami, które są zawsze na podorędziu, pyta 
sam siebie: „Co się stało? Dlaczego jestem w takim złym nastroju?" To samo dzieje się, kiedy człowiek zauwaŜa, 
Ŝ

e jest zirytowany, rozzłoszczony czy teŜ ma ochotę trochę pomarzyć albo oddać się jakiemuś zajęciu, które po-

zwoli mu uciec przed własnymi myślami. W kaŜdym z tych przykładów jest rzeczą waŜną, aby zdać sobie z tego 
sprawę, a nie próbować tłumaczyć to rozumowo na tysiąc i jeden moŜliwych  sposobów;  co  więcej, naleŜy być 
wraŜliwym na nasz  wewnętrzny  glos, który powie nam  -często bardzo szybko - dlaczego jesteśmy niespokojni, 
przygnębieni czy zdenerwowani. 
    Przeciętny człowiek posiada wyczucie procesów, jakie zachodzą w jego ciele; zauwaŜa wszelkie zmiany albo 
bardzo  nieznaczny  nawet  ból;  tego  rodzaju  cielesnej  wraŜliwości  stosunkowo  łatwo  doświadczyć,  poniewaŜ 

background image

 

36

większość ludzi posiada wyobraŜenie, co to znaczy czuć się zupełnie zdrowym.  Znacznie trudniejszą sprawą jest 
takie samo wyczucie psychiki, poniewaŜ wielu ludzi nie spotkało w Ŝyciu nikogo, kto by pod tym względem nie 
pozostawiał nic do Ŝyczenia. Uznają, oni za normę 
psychiczną strukturę swoich rodziców i krewnych albo teŜ całej grupy społecznej, w której się urodzili, i póki się 
od nich nie róŜnią, uwaŜają się za normalnych i nie interesuje ich obserwacja Ŝadnych wewnętrznych zjawisk. Jest 
na  przykład  wielu  ludzi,  którzy  nigdy  nie  widzieli  kochającego  człowieka  albo  człowieka  posiadającego  pełną 
niezaleŜność,  odwaŜnego  czy  umiejącego  się  skoncentrować.  Jest  rzeczą  zupełnie  oczywistą,  Ŝe  aby  móc 
wyczuwać  samego  siebie,  musi  się  mieć  obraz  pełnego,  zdrowego  ludzkiego  funkcjonowania  -  ale  jak  takie 
wyobraŜenie  zdobyć  ma  ktoś,  kto  nigdy  go  nie  posiadał  -ani  w  dzieciństwie,  ani  jako  człowiek  dorosły? 
Odpowiedź  na  to  pytanie  na  pewno  nie  jest  łatwa;  ale  pytanie  wskazuje  na  jeden  bardzo  krytyczny  czynnik  w 
naszym systemie wychowawczym . 
    ChociaŜ  wpajamy  wiedzę,  zaniedbujemy  tę  jej  gałąź,  która  jest  najwaŜniejsza  w  rozwoju  człowieka:  naukę, 
której moŜe udzielać sama obecność dojrzałej, kochającej osoby. W ubiegłych epokach, i to zarówno w naszej 
kulturze,  j ak  w  Chinach  czy  Indiach,  najwyŜej  ceniono  człowieka  o  wybitnych  walorach  duchowych.  Nawet 
nauczyciel  nie  był  jedynie  czy  nawet  przede  wszystkim  źródłem  informacji,  lecz  zadaniem  jego  było 
przekazywanie pewnych ludzkich postaw. We współczesnym społeczeństwie przemysłowym ludzie uznawani za 
godnych  podziwu  i  naśladowania  posiadają  moŜe  inne  walory,  ale  nie  mają  jakichś  specjalnych  wartości 
duchowych.  To  oni  są  w  zasadzie  w  oczach  opinii  publicznej  tymi,  którzy  dają  przeciętnemu  człowiekowi 
uczucie  zastępczego  zadowolenia.  Gwiazdy  filmowe,  piosenkarze,  reporterzy,  waŜne  osobistości  ze  świata 
przemysłu czy polityki - oto modele do naśladowania. Do roli, jaką odgrywają, często kwalifikuje ich głównie 
fakt,  Ŝe  udało  im  się  uzyskać  rozgłos.  A  jednak  sytuacja  nie  wydaje  się  tak  zupełnie  beznadziejna.  JeŜeli 
weźmiemy  pod  uwagę,  Ŝe  taki  człowiek  jak  Albert  Schweitzer  mógł  stać  się  sławny  w  Stanach  Zjednoczonych, 
jeŜeli  uzmysłowimy  sobie,  ile  jest  moŜliwości  zaznajomienia  naszej  młodzieŜy  z  Ŝyjącymi  i  historycznymi 
postaciami, które pokazują, ile mamy do zrobienia jako ludzie, a nie jako „zabawiacze" innych, jeŜeli pomyśli się 
o wspaniałych dziełach literatury i sztuki na przestrzeni wieków, to jednak wydaje się, Ŝe jest pewna szansa na 
stworzenie wizji dobrego ludzkiego działania, a tym samym wyczucia, kiedy to działanie jest złe. Gdyby nam się 
nie udało utrzymać wizji dojrzałego, pełnego Ŝycia, wtedy rzeczywiście staniemy wobec moŜliwości załamania się 
całej naszej kulturalnej tradycji. Tradycja ta nie opiera się przede wszystkim na przekazywaniu pewnych rodzajów 
wiedzy,  ale  na  wpajaniu  pewnych  ludzkich  cech.  JeŜeli  następne  pokolenia  przestaną  szanować  te  cechy, 
pięćdziesięciowiekowa  kultura  załamie  się,  nawet  jeŜeli  nagromadzona  przez  nią  wiedza  zostanie  przekazana  i 
będzie się w dalszym ciągu rozwijać. 
 

Dotąd  rozwaŜałem,  czego  trzeba,  aby  móc  uprawiać  d o w o l n y   rod z a j   sztuki.  Teraz  rozpatrzę  te 

właściwości,  które  posiadają  szczególne  znaczenie  dla  zdolności  kochania.  Zgodnie  z  tym,  co  powiedziałem  o 
naturze  miłości,  głównym  jej  warunkiem  jest  p r z e z w y c i ę Ŝ e n   T e   n a r c y z m u .   Narcystyczne  nastawienie 
polega na tym, Ŝe człowiek przeŜywa jako realną rzeczywistość jedynie to, co  istnieje  w  nim samym,  natomiast 
zjawiska zachodzące w świecie zewnętrznym nie istnieją dla niego same w sobie, lecz doświadcza ich jedynie z 
punktu  widzenia  poŜytku  lub  zagroŜenia,  jakie  mogą  stanowić.  Przeciwnym  biegunem  narcyzmu  jest 
obiektywizm;  jest  to  zdolność  widzenia  ludzi  i  rzeczy  takimi,  jakie  są,  obiektywnie,  oraz  umiejętność 
oddzielenia obiektywnego obrazu od tego, jaki ukształtowały nasze własne pragnienia i obawy. Wszelkie formy 
psychozy  wykazują  niezdolność  do  obiektywizmu  posuniętą  do  najdalszych  granic.  Dla  człowieka  obłąkanego 
jedyną  istniejącą  rzeczywistością  jest  ta,  która  istnieje  w  nim  samym,  rzeczywistość  jego  lęków  i  pragnień. 
Człowiek  taki  patrzy  na  świat  zewnętrzny  jak  na  symbol  swego  świata  wewnętrznego,  jak  na  swój  twór.  My 
wszyscy  zachowujemy  się  w  taki  sam  sposób  w  czasie  snu.  W  snach  tworzymy  jakieś  wydarzenia, 
inscenizujemy dramaty, które są wyrazem naszych pragnień i lęków (chociaŜ czasem równieŜ i naszych intuicji i 
osądów), w czasie snu jesteśmy przekonani, Ŝe nasze marzenia senne są równie realne jak rzeczywistość, którą 
percypujemy na jawie. 
Człowiek psychicznie chory albo marzyciel pozbawiony jest c a ł k o-w i c i e  moŜności obiektywnego spojrzenia na 
ś

wiat  zewnętrzny;  ale  wszyscy  jesteśmy  w  mniejszym  lub  większym  stopniu  chorzy  psychicznie  lub  mniej  czy 

bardziej  pogrąŜeni  we  śnie;  nikt  z  nas  nie  posiada  obiektywnego  spojrzenia  na  świat,  jest  ono  zawsze 
zniekształcone przez nasze narcystyczne nastawienie. Czy muszę podawać przykłady? KaŜdy moŜe je bez trudu 
znaleźć obserwując samego siebie, swoich sąsiadów albo czytając gazety. RóŜnią się one bardzo pod względem 
stopnia  narcystycznego  zniekształcenia  rzeczy  wistości.  Na  przykład  jakaś  kobieta  telefonuje  do  lekarza  i 
oświadcza  mu, Ŝe tego popołudnia chce się zjawić u  niego  w  gabinecie.  Lekarz odpowiada, Ŝe tego popołudnia 
jest zajęty, ale Ŝe jutro moŜe ją przyjąć. Kobieta odpowiada: „AleŜ, doktorze! Ja mieszkam tylko o pięć minut 
drogi od pańskiego gabinetu!" Nie potrafi zrozumieć, iŜ fakt, Ŝe mieszka tak blisko lekarza, nie przysparza czasu 
j e m u .   PrzeŜywa  daną  sytuację  w  sposób  typowo  narcystyczny:  poniewaŜ  o n a   oszczędza  czas,  on  teŜ  go 
oszczędza; jedyną rzeczywistością istniejącą dla niej jest ona sama. 
 

Mniej  krańcowe  -  albo  po  prostu  moŜe  mniej  jaskrawe  -  są  zniekształcenia,  jakie  spotyka  się  w 

stosunkach  międzyludzkich.  Jak  wielu  rodziców reaguje na zachowanie dziecka biorąc pod uwagę jedynie, czy 
jest  ono  posłuszne,  czy  jest  dla  nich  źródłem  radości,  czy  przynosi  im  zaszczyt  itd.,  zamiast  dostrzegać  czy 

background image

 

37

nawet interesować się tym, co ich dziecko czuje samo w sobie? Jak wielu męŜów uwaŜa swoje Ŝony za despotki 
jedynie  dlatego,  Ŝe  ich  przywiązanie  do  matki  powoduje,  Ŝe  kaŜde  Ŝądanie  Ŝony  tłumaczą  sobie  jako 
ograniczenie swobody? Jak wiele Ŝon sądzi, Ŝe mają głupich, niedołęŜnych męŜów, poniewaŜ nie są podobni do 
fantastycznego obrazu rycerzy z bajki, jaki wytworzyły sobie w wyobraźni jeszcze w dziecięcych latach? 
Znany jest brak obiektywizmu, jeśli chodzi o stosunek do innych narodów. Z dnia na dzień robi się z jakiegoś 
narodu naród do gruntu zdeprawowany i fanatyczny, podczas gdy nasz własny jest uosobieniem wszystkiego, co 
dobre i szlachetne. KaŜde działanie nieprzyjaciela ocenia się według jednego kryterium, kaŜde własne działanie - 
według  innego.  Nawet  dobre  uczynki  nieprzyjaciela  traktuje  się  jako  oznakę  szczególnej  diabelskiej 
przewrotności,  mającej  na  celu  oszukanie  nas  i  całego  świata,  podczas  gdy  nasze  złe  uczynki  są  konieczne  i 
usprawiedliwione  ze  względu  na  szlachetne  cele. jakim  słuŜą. JeŜeli  zbada  się  stosunki  pomiędzy  narodami,  tak 
samo jak między poszczególnymi ludźmi, dojdziemy do wniosku, Ŝe obiektywizm jest naprawdę czymś zupełnie 
wyjątkowym, natomiast większe lub mniejsze narcystyczne zniekształcenie jest regułą. 
 

Zdolność  do  obiektywnego  myślenia  to  r o z u m ;   emocjonalna  postawa  kryjąca  się  za  rozumem  to 

postawa  p o k o r y .   Być  obiektywnym  i  posługiwać  się  rozumem  moŜna  tylko  wtedy,  jeśli  się  osiągnęło  pokorę, 
jeśli się wyzwoliło od marzeń o wszechwiedzy i wszechpotędze, jakie miało się w dzieciństwie. 
 

Dla  naszych  rozwaŜań  o  praktyce  sztuki  miłości  oznacza  to,  iŜ  miłość  -  jako  Ŝe  zaleŜy  od  ograniczenia 

narcyzmu  —  wymaga  rozwoju  pokory,  obiektywizmu  i  rozumu.  Aby  to  osiągnąć,  trzeba  poświęcić  całe  Ŝycie. 
Pokora  i  obiektywizm  są  niepodzielne,  tak  samo  jak  niepodzielna  jest  miłość.  Nie  mogę  zdobyć  się  na 
prawdziwy obiektywizm  wobec mojej rodziny, jeŜeli nie posiadam go w stosunku do obcych ludzi, i na odwrót. 
JeŜeli chcę nauczyć się sztuki miłości, muszę dąŜyć do obiektywizmu w kaŜdej sytuacji Ŝyciowej i wyczuwać te 
momenty,  w  których  go  zatracam.  Muszę  starać  się  dostrzegać  róŜnicę  między  moim  wizerunkiem  danego 
człowieka i jego zachowania zniekształconym przez mój narcyzm a jego realną postacią, taką, jaka jest naprawdę, 
niezaleŜnie  od  moich  interesów,  potrzeb  i  obaw.  Zdobyć  obiektywizm  i  rozumny  pogląd  na  świat  to  przebyć 
połowę drogi do opanowania sztuki miłości, z tym jednak, Ŝe ma się to odnosić do kaŜdego, z kim wchodzimy w 
kontakt. Gdyby ktoś chciał stosować obiektywizm jedynie wobec osoby kochanej i sądził by, Ŝe moŜe się z niego 
rozgrzeszyć  wobec  reszty  świata,  przekona  się  niedługo,  Ŝe  przegra  zarówno  w  jednym,  j ak  i  w  drugim 
wypadku. 
    A  zdolność  kochania  zaleŜy  od  tego,  czy  człowiek  potrafi  wyzbyć  się  swego  narcyzmu  i  kazirodczego 
przywiązania do matki i klanu; zaleŜy O równieŜ od tego, czy potrafimy hodować i rozwijać w sobie produktywne 
nastawienie w naszych związkach ze światem i nami samymi. Ten proces wyzwalania się, narodzin, budzenia się 
—  wymaga  jednego  niezbędnego  warunku,  a  mianowicie  w i a r y .   Praktykowanie  sztuki  miłości  wy 
maga wiary. 
 

 Co to jest wiara? Czy musi to być koniecznie wiara w Boga lub w doktryny religijne? Czy wiara musi 

koniecznie przeciwstawiać się albo rozchodzić z rozumem i racjonalnym sposobem myślenia? Aby choć zacząć 
pojmować  problem  wiary,  naleŜy  oddzielić  wiarę  r a c j o n a l n ą   od  i r r a c j o n a l n e j .   Przez  wiarę 
irracjonalną  rozumiem  wiarę  (w  człowieka  lub  ideę)  opartą  na  poddaniu  się  irracjonalnemu  autorytetowi.  W 
przeciwieństwie"  do  tego  wiara  racjonalna  jest  przekonaniem,  które  ma  swe  źródło  we  własnych  doznaniach 
myślowych  i  czuciowych.  Wiara  racjonalna  nie  jest  więc  przede  wszystkim  wierzeniem  w  coś,  lecz  jest  cechą 
pewności i trwałości, którą posiadają nasze przekonania. Taka wiara jest raczej rysem charakteru przepajającym 
całą osobowość niŜ wyznawaniem jakichś szczególnych prawd. 
 

Racjonalna  wiara  ma  swoje  źródło  w  produktywnej  działalności  intelektualnej  i  emocjonalnej.  W 

racjonalnym  sposobie  myślenia,  w  którym  rzekomo  dla  wiary  nie  ma  miejsca,  wiara  racjonalna  jest  bardzo 
istotnym  czynnikiem.  Jak  na  przykład  jakiś  naukowiec  dochodzi  do  nowego  odkrycia?  Czy  zaczyna 
przeprowadzać jedno doświadczenie za drugim, gromadzi fakt po fakcie, nie mając wyobraŜenia, co spodziewa 
się odkryć? Bardzo rzadko dokonano w ten sposób prawdziwie doniosłego odkrycia na jakimkolwiek polu. Nikt 
równieŜ nie dochodzi do waŜnych wniosków idąc jedynie tropem własnej fantazji. Proces twórczego myślenia na 
jakimkolwiek  polu  ludzkich  zabiegów  często  zaczyna  się  od  czegoś,  co  moŜna  by  nazwać  „racjonalną  wizją", 
która  jest  wynikiem  uprzednich  studiów,  rozwaŜnego  myślenia  i  obserwacji.  Kiedy  naukowcowi  uda  się  zebrać 
wystarczającą ilość danych albo wypracować jakiś matematyczny wzór, który ma przekonać, Ŝe jego pierwotna 
wizja  jest  wysoce  prawdopodobna,  moŜna  o  nim  powiedzieć,  iŜ  dobrnął  do  prowizorycznej  hipotezy.  Jej 
staranna  analiza,  mająca  na  celu  dostrzeŜenie  jej  implikacji  oraz  zebranie  danych,  które  mają  ją  potwierdzić, 
prowadzi do bardziej adekwatnej hipotezy i w końcu moŜe do włączenia jej do szeroko zakrojonej teorii. 
 

Historia  nauki  pełna  jest  przykładów  wiary  w  rozum  i  wizję  prawdy.  Kopernik,  Kepler,  Galileusz  i 

Newton  -  wszystkich  ich  przepajała  niewzruszona  wiara  w  rozum.  Właśnie  za  to  Bruno  spłonął  na  stosie,  a 
Spinoza obłoŜony został ekskomuniką. Wiara konieczna jest na kaŜdym kroku, od chwili poczęcia się racjonalnej 
wizji  do  momentu  sformułowania  teorii:  wiara  w  wizję  jako  racjonalnie  uzasadniony  cel  poszukiwań,  wiara  w 
hipotezę jako  w prawdopodobne i  moŜliwe do przyjęcia załoŜenie i  wiara  w ostateczną teorię, przynajmniej tak 
długo,  dopóki  jej  słuszność  nie  zostanie  ogólnie  uznana.  Wiara  ta  ma  swe  źródło  we  własnym  przeŜyciu,  w 
zaufaniu we własną potęgę myśli, obserwacji i osądu. Podczas gdy wiara irracjonalna jest przyjęciem czegoś za 
prawdziwe jedynie dlatego, Ŝe tak twierdzi jakiś autorytet czy większość ludzi, wiara racjonalna ma swoje źródło 

background image

 

38

w  niezaleŜnym  przekonaniu,  opartym  na  własnej  produktywnej  obserwacji  i  myśleniu,  często  w b r e w   opinii 
większości. 
 

Myśl i osąd nie są jedynymi dziedzinami w obszarze ludzkiego doświadczenia, w których przejawia się 

racjonalna wiara. W sferze stosunków ludzkich wiara jest nieodzowną cechą kaŜdej przyjaźni czy miłości. Wierzyć 
w  drugiego  człowieka  oznacza  być  pewnym  solidarności  i  niezmienności  jego  zasadniczych  poglądów,  samego 
sedna jego osobowości, jego miłości. Nie chcę przez to bynajmniej powiedzieć, Ŝe człowiek nie  moŜe zmieniać 
swoich  opinii,  ale  podstawowe  pobudki,  jakimi  się  kieruje,  pozostają  te  same;  na  przykład  poszanowanie  Ŝycia  i 
godności ludzkiej przez danego człowieka jest niejako częścią jego samego, czymś, co nie moŜe ulec zmianie. 
W tym samym sensie posiadamy  wiarę  w  siebie. Zdajemy  sobie sprawę  z istnienia  swego ja, z samego sedna 
naszej osobowości, które jest niezmienne i które trwa przez całe Ŝycie mimo rozmaitych kolei losu, niezaleŜnie 
od pewnych przeobraŜeń w naszych zapatrywaniach czy uczuciach. Jest to owo sedno naszej osobowości, które 
stanowi rzeczywistość odpowiadającą słowu „ja" i na którym opiera się przekonanie o naszej własnej toŜsamości. 
Póki  nie  posiadamy  wiary  w  trwałość  istnienia  naszego  ja,  poty  nasze  poczucie  toŜsamości  jest  zagroŜone, 
stajemy  się  wówczas  zaleŜni  od  innych  ludzi,  których  aprobata  staje  się  podstawą  naszego  poczucia  toŜsamości. 
Jedynie  człowiek,  który  ma  wiarę  w  siebie,  moŜe  dochować  wierności  innym,  poniewaŜ  moŜe  być  pewny,  Ŝe 
pozostanie  taki  sam  w  przyszłości,  jaki  jest  dzisiaj,  a  zatem,  Ŝe  będzie  czuł  i  postępował  tak,  j ak  się  tego 
obecnie spodziewa. Wiara w siebie jest warunkiem, abyśmy mogli coś obiecywać, a wobec tego, Ŝe jak powie-
dział  Nietzsche,  człowieka  moŜna  określić  według  zdolności  do  składania  przyrzeczeń,  wiara  jest  jednym  z 
warunków  ludzkiego  istnienia. JeŜeli chodzi o miłość, liczy się. wiara we własna miłość, w jej zdolność budzenia 
miłości u innych i w jej trwałość. 
 

Inne znaczenie posiadania wiary w jakiegoś człowieka dotyczy wiary, jaką pokładamy w moŜliwościach 

innych ludzi. Najbardziej elementarną forma, w jakiej ta wiara istnieje, jest ta, którą Ŝywi matka w stosunku do 
swego  nowo  narodzonego  dziecka:  Ŝe  będzie  Ŝyło,  Ŝe  będzie  rosło,  chodziło  i  mówiło.  A  przecieŜ  rozwój 
dziecka  pod  tym  względem  przebiega  z  taką  regularnością,  Ŝe  tego  rodzaju  przewidywania  nie  wydają  się 
wymagać wiary. Inaczej sprawa się przedstawia z tymi moŜliwościami, które mogą się nie rozwinąć: nie wiadomo 
na przykład, czy dziecko będzie umiało kochać, czy potrafi być szczęśliwe, Ŝyć rozumnie i czy będzie posiadało 
jakieś  szczególne  moŜliwości,  na przykład  uzdolnienia artystyczne.  Są  to  nasiona,  które  mogą  wykiełkować  lub 
nie i w których zawarte potencje ujawnią się, jeŜeli dane będą odpowiednie warunki do ich rozwoju, natomiast 
gdy tych warunków brak, mogą zostać zdławione. 
 

Jednym  z  najwaŜniejszych  warunków  jest  to,  aŜeby  człowiek,  odgrywający  w  Ŝyciu  dziecka  zasadniczą 

rolę,  wierzył  w  te  moŜliwości. Właśnie istnienie  tej  wiary  stwarza róŜnicę pomiędzy  wychowywaniem a  manipu-
lacją.  Wychowywanie  jest  równoznaczne  z  udzielaniem  pomocy  dziecku  w  realizacji  jego  moŜliwości. 
Przeciwieństwem wychowywania jest autorytarne kierowanie, oparte na braku wiary w rozwój tych moŜliwości i 
na przekonaniu, Ŝe dziecko będzie takie jak trzeba tylko wtedy, jeŜeli 
dorośli  wpoją  mu  to,  co  uwaŜają  za  poŜądane,  a  usuną  wszystko,  co  wydaje  im  się  niepoŜądane.  Nie  trzeba 
wierzyć w robota - jest martwym przedmiotem. 
 

Wiara  w  innych  osiąga  swój  punkt  kulminacyjny  w  wierze  w  ludzkość.  W  świecie  zachodnim  wiara  ta 

znalazła wyraz w religijnych kategoriach w religii judeochrześcijańskiej, natomiast na płaszczyźnie świeckiej prze-
jawiła  się  najdobitniej  w  humanistycznych  ideach  politycznych  i  społecznych  ostatnich  stu  pięćdziesięciu  lat. 
Podobnie  jak  wiara  w  dziecko  opierają  się  one  na  przekonaniu,  Ŝe  moŜliwości  człowieka  są  takie,  iŜ  jeŜeli 
stworzy  mu  się  odpowiednie  warunki,  potrafi  on  zbudować  ład  społeczny,  w  którym  rządzić  będą  zasady 
równości,  sprawiedliwości  i  miłości.  Jak  dotąd  człowiekowi  nie  udało  się  jeszcze  zbudować  takiego  ładu  i 
dlatego  przekonanie,  Ŝe  potrafi  tego  dokonać,  wymaga  wiary.  Ale  tak  samo  jak  kaŜda  racjonalna  wiara,  i  ta 
równieŜ  nie  jest  jakimś  poboŜnym  Ŝyczeniem,  ale  opiera  się  na  dowodach  minionych  osiągnięć  rodzaju 
ludzkiego i na wewnętrznym doznaniu kaŜdego człowieka, na jego własnym odczuciu rozumu i miłości. 
 

Podczas  gdy  wiara  irracjonalna  ma  swe  źródło  w  poddaniu  się  potędze  odczuwanej  jako  przemoŜna, 

wszechwiedząca  i  wszechmocna  i  w  rezygnacji  z  własnej  potęgi  i  siły,  wiara  racjonalna  opiera  się  na  wręcz 
przeciwnym  doznaniu.  Wiara  ta  tkwi  w  myśli,  poniewaŜ  jest  wynikiem  naszych  własnych  obserwacji  i 
przemyśleń. Wierzymy w moŜliwości innych, nas samych i w moŜliwości całej ludzkości tylko w takim stopniu, w 
jakim odczuliśmy rozwój naszych własnych moŜliwości, realność rozwoju nas samych, siłę naszej własnej potęgi 
rozumu i miłości. P o d s t a wą r a c j o n a l n e j  w i a r y  j e s t  p r o d u k t y w n o ś ć ;  Ŝyć w zgodzie z zasadami naszej 
wiary znaczy  Ŝyć  w  sposób produktywny. Wynika z  tego,  Ŝe  wiara  w  silę (w  sensie panowania)  i  stosowanie 
siły  jest  odwrotnością  prawdziwej  wiary.  Wiara  w  siłę,  która  istnieje,  jest  tym  samym  co  niewiara  w  rozwój 
moŜliwości,  które  nie  zostały  jeszcze  zrealizowane.  Jest  to  zapowiedź  przyszłości  oparta  wyłącznie  na 
przejawach teraźniejszości; okazuje się to powaŜnym przeliczeniem w rachubach, aktem głęboko irracjonalnym 
w swoim pomijaniu ludzkich moŜliwości i ludzkiego rozwoju. Nie ma racjonalnej wiary w potęgę. Jest tylko z 
jednej strony poddanie się jej lub, z drugiej strony - u tych, którzy ją posiadają - chęć jej utrzymania. Podczas 
gdy dla wielu potęga wydaje się czymś najbardziej realnym ze wszystkiego, historia ludzkości udowodniła, Ŝe jest 
to coś najmniej stałego ze wszystkich ludzkich osiągnięć. A Ŝe wiara i potęga wzajemnie się wykluczają, wszystkie 

background image

 

39

religie i systemy polityczne, pierwotnie zbudowane na racjonalnej wierze, zaczynają ulegać rozkładowi i w końcu 
tracą posiadaną moc, jeŜeli polegają na sile lub się z nią sprzymierzają. 
 

Wiara  wymaga  o d wa g i ,   umiejętności  podejmowania  ryzyka,  a  nawet  gotowości  zaznania  bólu  czy 

rozczarowania.  Kto  domaga  się  bezpieczeństwa  i  pewności  jako  najwaŜniejszych  warunków  Ŝycia,  nie  moŜe 
posiadać wiary; kto obwarowuje się w systemie obrony, w którym środkami mającymi zapewnić bezpieczeństwo 
jest zachowanie dystansu i posiadanie, czyni z siebie więźnia. Na to, aby być kochanym i kochać samemu, trzeba 
odwagi,  uznania  pewnych  wartości  za  godne  najwyŜszego  zainteresowania  oraz  wytrwałości  w  ich 
kultywowaniu. 
 

Tego rodzaju odwaga w zasadniczy sposób róŜni się od tej, jaką miał na myśli słynny blagier Mussolini, 

kiedy uŜył sloganu: „śyć Ŝyciem pełnym niebezpieczeństw". Jego rodzaj odwagi jest odwagą nihilizmu. Ma ona 
swoje  źródło  w  destruktywnej  postawie  Ŝyciowej,  w  chęci  odtrącenia  Ŝycia,  poniewaŜ  nie  jest  się  zdolnym  go 
pokochać.  Odwaga  rozpaczy  jest  przeciwieństwem  odwagi  miłości,  tak  samo  jak  wiara  w  siłę  jest 
przeciwieństwem wiary w Ŝycie. 
 

Czy  jest  w  dziedzinie  wiary  i  odwagi  coś,  co  naleŜy  stosować  w  praktyce?  Prawdę  mówiąc,  wiarę 

moŜna  praktykować  kaŜdej  chwili.  Wymaga  wiary  wychowanie  dziecka,  wymaga  wiary  zasypianie,  wymaga  jej 
podjęcie jakiejkolwiek  pracy.  Wszyscy  jesteśmy  przyzwyczajeni  do tego rodzaju wiary. KaŜdy, kto jej nie ma, 
cierpi  z  powodu  nadmiernego  lęku  o  swoje  dziecko  albo  z  powodu  bezsenności,  albo  dlatego,  Ŝe  nie  potrafi 
wykonać  Ŝadnej  produktywnej  pracy;  albo  jest  podejrzliwy,  powstrzymuje  się  od  bliŜszych  kontaktów  z 
kimkolwiek, staje się hipochondrykiem, albo teŜ nie potrafi robić Ŝadnych planów na dłuŜszą metę. Trwanie przy 
swoim  zdaniu  na  temat  jakiegoś  człowieka,  nawet  jeŜeli  opinia  publiczna  czy  jakieś  nieprzewidziane  fakty 
wydają się przeczyć naszej opinii, trwanie przy swoich przekonaniach nawet wówczas, kiedy są one niepopularne 
- wszystko to wymaga wiary i odwagi. Traktowanie trudności, poraŜek i zmartwień, jakie przynosi Ŝycie, raczej 
jako próby sil, z której wyjście czyni nas silniejszymi, niŜ jako niesłusznej kary, która n a s  nie powinna spotkać - 
równieŜ wymaga wiary i odwagi. 
 

Praktykowanie  wiary  i  odwagi  zaczyna  się  od  drobiazgów  codziennego  Ŝycia.  Pierwszy  krok  to 

zauwaŜyć, gdzie i kiedy tracimy wiarę, zanalizować argumenty, jakie wynajdujemy dla jej utraty, zorientować 
się,  w  jakiej  sytuacji  zachowujemy  się  tchórzliwie,  i  znowu  uświadomić  sobie,  jak  się  z  tego  tłumaczymy. 
Zrozumieć,  jak  kaŜde  sprzeniewierzenie  się  wierze  osłabia  człowieka  i  jak  zwiększona  słabość  prowadzi  do 
nowych  sprzeniewierzeń,  czyniąc  błędne  koło.  Wtedy  człowiek  zda  sobie  sprawę,  Ŝe  gdy  w  swojej  świadomości 
objawia mu się, Ŝe nie jest kochany, to w istocie w nim samym tkwi - zazwyczaj podświadomy - l ę k p r z e d  
m i ł o ś c i ą .  Kochać oznacza powierzyć się komuś bez Ŝadnych zastrzeŜeń, oddać się całkowicie w nadziei, Ŝe 
nasza miłość wywoła miłość człowieka, którego kochamy. Miłość jest aktem wiary; kaŜdy, kto ma mato wiary, 
ma mało miłości. Czy moŜna powiedzieć coś więcej o praktyce wiary? MoŜe kto inny mógłby; gdybym był poetą 
czy  kaznodzieją,  moŜe  bym  spróbował.  Ale  poniewaŜ  nie  jestem,  nie  mogę  nawet  próbować  powiedzieć  nic 
więcej  o  praktyce  wiary,  lecz  jestem  pewien,  Ŝe  kaŜdy,  komu  na  tym  naprawdę  zaleŜy,  moŜe  się  nauczyć 
wierzyć, tak samo jak dziecko uczy się chodzić. 
 

Postawą  niezbędną  do  praktyki  sztuki  miłości,  wspomnianą  dotąd  jedynie  mimochodem,  a  którą 

naleŜałoby omówić dokładnie, jako Ŝe jest ona rzeczą zasadniczą w praktyce sztuki miłości, jest a k t y w n o ś 
ć

. Powiedziałem poprzednio, Ŝe przez aktywność rozumie się nie „robienie czegoś", lecz aktywność wewnętrzną, 

produktywne uŜycie własnych sił. Miłość jest aktywnością; jeŜeli kocham, jestem  w stanie ciągłego aktywnego 
zainteresowania  przedmiotem  mojej  miłości,  ale  nie  tylko  nim  lub  nią.  Nie  będę  zdolny  do  aktywnego 
odnoszenia  się  do  osoby,  którą  kocham,  jeŜeli  jestem  leniwy,  jeŜeli  nie  jestem  w  stanie  ciągłej  świadomości, 
pogotowia i aktywności. Sen jest jedynym dozwolonym stanem, w którym moŜemy nie być aktywni; ale kiedy nie 
ś

pimy,  nie  powinno  być  miejsca  na  lenistwo.  W  dzisiejszych  czasach  wielu  ludzi  znajduje  się  w  paradoksalnej 

sytuacji  polegającej  na  tym,  Ŝe  trwają  w  jakimś  półśnie  na  jawie,  a  kiedy  śpią  lub  kiedy  chcą  spać,  są  na  pół 
rozbudzeni. Aby nie nudzić siebie ani innych, człowiek musi być w pełni rozbudzony, a nie nudzić się samemu i 
nie być nudnym dla kogoś - jest to naprawdę jeden z głównych warunków miłości. Być aktywnym w myślach i 
uczuciach, mieć otwarte oczy i uszy, przez cały dzień unikać wewnętrznego rozleniwienia - biernego doznawania 
czy zwykłego marnowania czasu - to niezbędny warunek praktyki sztuki kochania. Łudzą się ci, którzy sądzą, Ŝe 
człowiek moŜe podzielić swoje Ŝycie w ten sposób, Ŝe jest produktywny w sferze miłości, a nieproduktywny we 
wszelkich innych dziedzinach. Produktywność nie pozwala na taki podział pracy. 
Zdolność  kochania  wymaga  stanu  napięcia,  rozbudzenia,  zwiększonej  Ŝywotności,  które  mogą  być  tylko 
wynikiem  produktywnego  i  aktywnego  nastawienia  w  wielu  innych  dziedzinach  Ŝycia.  JeŜeli  człowiek  nie  jest 
produktywny w innych dziedzinach, nie jest równieŜ produktywny w miłości. 
 

RozwaŜań  na  temat  sztuki  miłości  nie  moŜna  ograniczyć  do  sfery  osobistej  przyswajania  sobie  i 

rozwijania tych wszystkich cech i postaw, o których pisałem w tym rozdziale. Miłość jest nierozdzielnie związana 
z  domeną  Ŝycia  społecznego.  JeŜeli  kochać  znaczy  mieć  pełne  miłości  nastawienie  wobec  wszystkich,  jeŜeli 
miłość  jest  cechą  charakteru,  musi  ona  występować  nie  tylko  w  związkach  człowieka  z  własną  rodziną  i 
przyjaciółmi,  lecz  takŜe  i  wobec  tych,  z  którymi  człowiek  utrzymuje  kontakty  poprzez  swoją  pracę,  zajęcie  i 
zawód.  Nie  ma  „podziału  pracy"  między  miłością  wobec  osób  bliskich  a  miłością  wobec  obcych.  Przeciwnie, 

background image

 

40

warunkiem  istnienia  pierwszej  jest  istnienie  drugiej.  PowaŜne  traktowanie  tego  rozróŜnienia  oznacza 
niewątpliwie dość istotną zmianę w społecznych stosunkach człowieka w porównaniu z tymi, jakie są na ogół 
przyjęte. Mimo Ŝe duŜo czczych  słów poświęca  się religijnemu  ideałowi miłości bliźniego, nasze stosunki są w 
rzeczywistości określane, w najlepszym razie, przez zasadę rzetelności. Rzetelności, która oznacza niestosowanie 
oszustwa i róŜnych sztuczek przy wymianie towarów i usług oraz przy wymianie uczuć. „Daję ci tyle, ile ty mi 
dajesz" - oto etyczna maksyma dominująca w społeczeństwie kapitalistycznym zarówno  w odniesieniu do dóbr 
materialnych,  jak  i  do  miłości.  MoŜna  by  nawet  powiedzieć,  Ŝe  rozwój  etyki  rzetelności  jest  szczególnym 
wkładem w dziedzinę etyki dokonanym przez społeczeństwo kapitalistyczne. 
 

Przyczyn  tego  naleŜy  doszukiwać  się  w  samej  naturze  społeczeństwa  kapitalistycznego.  W 

społeczeństwach przedkapitalistycznych wymiana dóbr określana była przez stosowanie siły, przez tradycję albo 
przez  osobiste  więzi  miłości  czy  przyjaźni.  W  kapitalizmie  wszechokreślającym  czynnikiem  jest  wymiana 
rynkowa.  Obojętne,  czy  mamy  do  czynienia  z  rynkiem  towarowym,  rynkiem  pracy  czy  rynkiem  usług,  kaŜdy 
człowiek wymienia to, co ma do sprzedania, na to, co chce nabyć, zgodnie z warunkami panującymi na rynku, 
nie uciekając się do uŜycia siły czy oszustwa. 
 

Etykę  rzetelności  łatwo  pomylić  z  etyką  Złotej  Zasady.  Maksymę  „I  co  chcielibyście,  by  wam  ludzie 

czynili,  tak  i  wy  czyńcie",  moŜna  tłumaczyć:  „Bądź  rzetelny  w  procesie  wymiany".  W  rzeczywistości  jednak 
myśl  ta  została  pierwotnie  sformułowana  w  bardziej  popularnej  wersji  biblijnej:  „Kochaj  bliźniego  swego  j ak 
siebie samego". Judeo-chrześcijańska norma miłości braterskiej istotnie róŜni się całkowicie od etyki rzetelności. 
KaŜe ona kochać swego bliźniego, to znaczy czuć się za niego odpowiedzialnym, być z nim zespolonym, podczas 
gdy etyka rzetelności oznacza, Ŝe nie trzeba się czuć odpowiedzialnym i zespolonym, ale Ŝe naleŜy się trzymać od 
niego osobno i z daleka; oznacza ona, Ŝe naleŜy szanować prawa bliźniego, ale nie kochać go. Nie jest dziełem 
przypadku,  Ŝe  Złota  Zasada  stała  się  dziś  najbardziej  popularną  religijną  maksymą;  poniewaŜ  moŜna  ją 
interpretować w kategoriach etyki rzetelności, jest jedyną religijną  maksymą, którą  kaŜdy rozumie i  gotów jest 
stosować. Ale praktyka miłości musi się rozpocząć od poznania róŜnicy między rzetelnością a miłością. 
 

Tu jednakŜe wyłania się waŜna kwestia. JeŜeli cala nasza społeczna i ekonomiczna organizacja opiera 

się na tym, Ŝe kaŜdy szuka swojej własnej korzyści, jeŜeli rządzi nią zasada egotyzmu łagodzonego jedynie przez 
zasadę  rzetelności,  to  jak  moŜna  prowadzić  interesy,  jak  moŜna  działać  w  ramach  istniejącego  układu 
społecznego,  a  równocześnie  kochać?  Czy  miłość  nie  kaŜe  pozbyć  się  zainteresowania  dla  dóbr  świeckich  i  nie 
twierdzi,  Ŝe  naleŜy  dzielić  los  najbiedniejszych  Ŝyjąc  tak  jak  oni?  Pytanie  to  postawili  i  równocześnie 
odpowiedzieli  na  nie  w  sposób  radykalny  chrześcijańscy  mnisi  oraz  pisarze  tacy  jak  Lew  Tołstoj,  Albert 
Schweitzer  i  Simone  Weil.  Są  jednakŜe  i  tacy,  którzy  twierdzą,  Ŝe  pogodzenie  miłości  z  normalnym  świeckim 
Ŝ

yciem  w  obrębie  naszego  społeczeństwa  jest  absolutną  niemoŜliwością.  Dochodzą  oni  do  wniosku,  Ŝe  mówić 

dzisiaj  o  miłości  to  uczestniczyć  w  ogólnym  oszustwie;  utrzymują  oni,  Ŝe  w  dzisiejszym  świecie  kochać  moŜe 
jedynie albo męczennik, albo szaleniec i Ŝe dlatego wszelka dyskusja na temat miłości nie jest niczym innym jak 
prawieniem  kazań.  Ten  bardzo  szacowny  punkt  widzenia  moŜe  łatwo  posłuŜyć  do  usprawiedliwienia  cynizmu. 
Podziela go zresztą po cichu kaŜdy przeciętny człowiek, który myśli: „Chciałbym być dobrym chrześcijaninem, 
ale  gdybym  chciał  traktować  to  serio  -musiałbym  głodować".  Tego  rodzaju  „radykalizm"  kończy  się  na  ogół 
nihilizmem.  Zarówno  taki  „radykalny"  myśliciel,  j ak  i  myślący  w  ten  sposób  przeciętny  człowiek  są 
pozbawionymi uczuć automatami i jedyna róŜnica między nimi polega na tym, Ŝe przeciętny człowiek nie zdaje 
sobie  z  tego  sprawy,  podczas  gdy  „radykalny  myśliciel"  wie  o  tym  i  uznaje  „historyczną  konieczność"  tego 
faktu. 
 

Ja  osobiście  jestem  przekonany,  Ŝe  teza  o  absolutnej  niemoŜności  pogodzenia  miłości  z  „normalnym" 

Ŝ

yciem jest słuszna jedynie w sensie abstrakcyjnym. Zasada leŜąca u podłoŜa społeczeństwa kapitalistycznego i 

zasada  miłości  są  sprzeczne.  Ale  nowoczesne  społeczeństwo  w  swym  konkretnym  kształcie  jest  zjawiskiem 
złoŜonym.  Na  przykład  sprzedawca  bezuŜytecznego  towaru  nie  moŜe  uprawiać  działalności  gospodarczej  nie 
kłamiąc; natomiast zdolny robotnik, chemik czy lekarz mogą. Podobnie rolnik, robotnik, nauczyciel i ludzie wielu 
innych zawodów mogą próbować kochać nie rezygnując ze swojej działalności gospodarczej. Nawet jeŜeli uznaje 
się, Ŝe zasada  kapitalizmu  nie daje się pogodzić z zasadą miłości,  naleŜy przyznać, Ŝe  kapitalizm sam  w  sobie 
jest bardzo złoŜoną i bezustannie zmieniającą się strukturą, która wciąŜ zezwala na sporą dozę nonkonformizmu 
i osobistej swobody. 
    JednakŜe  mówiąc  to,  nie  chcę  bynajmniej  dawać  do  zrozumienia,  Ŝe  moŜemy  oczekiwać,  iŜ  obecny  system 
społeczny  trwać  będzie  w  nieskończoność,  a  równocześnie  mieć  nadzieję  na  urzeczywistnienie  się  ideału 
braterskiej miłości. Ludzie zdolni do miłości stanowią w obecnym systemie wyjątek; w dzisiejszym społeczeństwie 
zachodnim  miłość  jest  z  konieczności  zjawiskiem  marginesowym.  Nie  tylko  dlatego,  Ŝe  uprawianie  szeregu 
zawodów  nie  pozwoliłoby  na  traktowanie  ludzi  z  miłością,  ale  dlatego Ŝe duch społeczeństwa koncentrującego 
swoją  uwagę  na  produkowaniu  i  łaknącego  towarów  jest  taki,  Ŝe  tylko  nonkonformista  moŜe  się  skutecznie 
przeciwko  niemu  bronić.  Ci,  którzy  miłość  traktują  powaŜnie  jako  jedyne  rozwiązanie  problemu  ludzkiego 
istnienia, muszą dojść do przekonania, Ŝe jeśli miłość ma się stać zjawiskiem społecznym, a nie indywidualnym i 
marginesowym, to w naszej strukturze społecznej muszą zajść powaŜne i radykalne zmiany. O kierunku, w jakim 
powinny  one  przebiegać,  moŜna  w  ramach  tej  ksiąŜki  jedynie  napomknąć.  Społeczeństwem  naszym  kieruje 

background image

 

41

urzędniczy  aparat  menadŜerów  i  zawodowi  politycy;  ludzie  dają  się  powodować  zbiorowej  sugestii,  celem  ich, 
który  staje  się  celem  samym  w  sobie,  jest  coraz  więcej  produkować  i  coraz  więcej  konsumować.  Cała  ludzka 
działalność  podporządkowana  jest  celom  ekonomicznym,  środki  stają  się  celami,  człowiek  jest  automatem  -
dobrze odŜywionym, dobrze ubranym, ale nie  mającym jakiegokolwiek  większego zainteresowania dla tego, co 
stanowi jego specyficzną ludzką cechę i funkcję. JeŜeli człowiek ma być zdolny do miłości, musi wznieść się na 
wyŜszy poziom. Machina ekonomiczna musi słuŜyć jemu, a nie on jej. Człowiek musi mieć zapewniony udział 
w  doznaniach,  w  pracy,  a  nie  tylko,  w  najlepszym  razie,  w  zyskach.  Społeczeństwo  trzeba  zorganizować  w  taki 
sposób,  aby  społeczna,  przepojona  miłością  natura  ludzka  nie  została  oddzielona  od  społecznego  Ŝycia,  lecz 
stopiła się z nim w jedność. JeŜeli jest prawdą, jak usiłowałem to wykazać, Ŝe miłość jest jedynym naturalnym i 
zadowalającym  rozwiązaniem  problemu  ludzkiego  istnienia  -  wówczas  kaŜdy  układ  społeczny,  który  wyklucza 
rozwój miłości, musi po jakimś czasie zginąć na skutek sprzeczności z podstawowymi wymogami ludzkiej natury. 
Mówienie o miłości nie jest „prawieniem kazań" z tej prostej przyczyny, Ŝe oznacza ono mówienie o najwyŜszej i 
prawdziwej  potrzebie  drzemiącej  w  kaŜdej  ludzkiej  istocie.  To,  Ŝe  tę  potrzebę  chce  się  ukryć,  nie  oznacza 
bynajmniej, Ŝe ona nie istnieje. l Analiza natury miłości prowadzi do odkrycia powszechnego dziś jej braku oraz 
do krytyki warunków społecznych, z których wynika taki stan rzeczy. Wiara w moŜliwość miłości jako zjawiska 
społecznego,  a  nie  wyjątkowego  i  indywidualnego  jest  wiarą  racjonalną,  opartą  na  wniknięciu  w  prawdziwą 
naturę człowieka. 
 

K O N I E C