1
Erich Fromm
O SZTUCE MIŁOŚCI
I. CZY MIŁOŚĆ JEST SZTUKĄ?
Czy miłość jest sztuką? JeŜeli tak, to wymaga wiedzy i wysiłku. A moŜe miłość jest przyjemnym
uczuciem, którego zaznanie jest sprawą przypadku, czymś, co się zdarza, jeśli człowiek ma szczęście? Niniejsza
ksiąŜeczka opowiada się za pierwszym sposobem jej pojmowania, podczas gdy niewątpliwie większość ludzi
przyjmuje dzisiaj tę drugą interpretację.
Dzieje się tak nie dlatego, by ludzie uwaŜali, Ŝe miłość nie jest rzeczą waŜną. Nie, ludzie jej pragną,
oglądają niezliczone filmy o szczęśliwych i nieszczęśliwych perypetiach miłosnych, słuchają setek marnych przebo-
jów o miłości - ale mato kto pomyśli, Ŝe istnieje coś, czego w sprawie miłości trzeba się nauczyć.
Taka szczególna postawa wynika z szeregu przesłanek, które kaŜda z osobna i wszystkie razem skłaniają do
zajęcia takiego stanowiska. Dla większości ludzi problem miłości tkwi przede wszystkim w tym, Ŝeby b y ć
k o c h a n y m , a nie w tym, by k o c h a ć, by umieć kochać. Dlatego teŜ główną sprawą dla nich jest, j ak
zdobyć czyjąś miłość, co zrobić, Ŝeby wzbudzić uczucie. W pogoni za tym celem próbują róŜnych metod. Jedną z
nich, której chwytają się zwłaszcza męŜczyźni, jest zdobywanie powodzenia, mocnej pozycji Ŝyciowej i
pieniędzy w takiej skali, na jaką pozwala społeczna sytuacja danego człowieka. Inna metoda, szczególnie
ulubiona przez kobiety, to dbałość o wygląd oraz pielęgnację ciała, stroje itd. Inne sposoby zdobywania sobie
otoczenia, stosowane zarówno przez męŜczyzn, jak i kobiety, to miły sposób bycia, umiejętność prowadzenia
ciekawej rozmowy, gotowość do okazywania ludziom pomocy, skromność i łagodność. Takich samych zabiegów,
jakie mają prowadzić do zdobycia czyjejś miłości, uŜywa się zresztą, aby osiągnąć powodzenie w Ŝyciu, aby
zdobyć sobie przyjaciół i wpływowych ludzi. W mniemaniu większości ludzi naszego kręgu kulturalnego umieć
zdobywać miłość to znaczy po prostu być sympatycznym i pociągającym fizycznie.
Drugą przesłanką, z której wynika pogląd, Ŝe o miłości niczego nie moŜna się nauczyć, jest
przekonanie, Ŝe problem miłości to problem o b i e k t u , a nie problem z d o l n o ś c i . Ludzie myślą, Ŝe kochać to
rzecz prosta, natomiast trudne jest znalezienie właściwego obiektu miłości, zdobycie czyjegoś uczucia. Na
kształtowanie takiej postawy wpłynęło szereg przyczyn głęboko zakorzenionych w rozwoju dzisiejszego
społeczeństwa. Jedną z nich jest wielka przemiana, jaka zaszła w dwudziestym wieku w wyborze „obiektu
miłości". W epoce wiktoriańskiej, tak samo jak w wielu tradycyjnych kulturach, miłość w większości wypadków
nie była spontanicznym, osobistym przeŜyciem, które następnie miało prowadzić do małŜeństwa. Wprost
przeciwnie - małŜeństwo zawierano na zasadzie umowy między zainteresowanymi rodzinami albo aranŜowanej
przez zawodowego swata, albo teŜ bez tego rodzaju pośrednictwa; małŜeństwo zawierano opierając się na
względach natury społecznej, zakładając, Ŝe miłość rozwinie się juŜ w czasie jego trwania. Od kilku pokoleń w
całym świecie zachodnim zapanowało jednak niemal powszechnie pojęcie miłości romantycznej. W Stanach
Zjednoczonych, choć zawieranie małŜeństw na zasadzie umowy zdarza się jeszcze niekiedy, ludzie w ogromnej
większości szukają „miłości romantycznej", jakiegoś osobistego uczucia, które następnie powinno prowadzić do
małŜeństwa. To nowe pojęcie swobody w miłości musiało w znacznym stopniu uwypuklić waŜność o b i e k t u w
stosunku do waŜności f u n k c j i .
Z tym czynnikiem ściśle wiąŜe się inny charakterystyczny rys współczesnej kultury. Cała nasza kultura
opiera się na Ŝądzy kupna, na idei wymiany korzystnej dla obu stron. Szczęście współczesnego człowieka to ów
dreszczyk, jakiego doznaje oglądając wystawy sklepowe i nabywając to wszystko, na co moŜe sobie pozwolić
kupując za gotówkę lub na raty. On (lub ona) w podobny sposób patrzą na ludzi. Dla męŜczyzny pociągająca
kobieta, dla kobiety pociągający męŜczyzna - są zdobyczą, której nawzajem szukają. „Pociągający" oznacza
zazwyczaj zestaw właściwości poszukiwanych na ludzkim rynku. To, co czyni danego człowieka pociągającym,
zaleŜy od mody obowiązującej w danym okresie, i to zarówno pod względem psychicznym, jak fizycznym. W
latach dwudziestych pociągająca dziewczyna piła, paliła, była dzielna i miała sex appeal, dzisiejsza moda
wymaga od kobiety raczej cnót domowych oraz skromności . U schyłku dziewiętnastego wieku i w początkach
naszego stulecia męŜczyzna, aby być poŜądanym „towarem", musiał być agresywny i ambitny - dzisiaj wymaga
się, by był towarzyski i tolerancyjny. W kaŜdym razie uczucia miłosne kieruje się zazwyczaj jedynie ku takiemu
ludzkiemu towarowi, który moŜna zdobyć biorąc pod uwagę własne moŜliwości wymienne. Szukam korzystnego
kupna; obiekt powinien być poŜądany z punktu widzenia jego walorów społecznych, a równocześnie powinien
chcieć mnie, ceniąc naleŜycie moje widoczne i ukryte aktywa oraz moŜliwości. Tak więc dwie osoby zakochują
się w sobie, kiedy czują, Ŝe znalazły najlepszy osiągalny na rynku obiekt, uwzględniając przy tym obustronne
wartości wymienne. Często, podobnie jak przy nabywaniu nieruchomości, odgrywają duŜą rolę przy tych transak-
cjach ukryte moŜliwości, które mogą się w przyszłości zrealizować.
2
Nie naleŜy się specjalnie dziwić, Ŝe w kulturze, w której przewaŜa orientacja handlowa i w której sukces
materialny jest najwyŜszą wartością, stosunki w dziedzinie ludzkiej miłości podlegają temu samemu schematowi
wymiany, jaki rządzi rynkiem towarowym czy rynkiem pracy.
Trzecim błędem prowadzącym do przekonania, Ŝe nie moŜna się niczego nauczyć w sprawach miłości, jest
pomieszanie początkowego uczucia z a k o c h a n i a s i ę ze stałym s t a n e m k o c h a n i a lub teŜ, jak
moŜna by to lepiej wyrazić, „pozostawania w miłości". Jeśli dwoje ludzi, zupełnie sobie obcych, pozwala nagle,
aby dzielący ich mur runął, zaczynają nagle czuć się sobie bliscy, to właśnie ten moment doznania jedności jest
jednym z najbardziej radosnych, najbardziej podniecających przeŜyć w Ŝyciu. Jest on tym wspanialszy i
cudowniejszy dla ludzi, którzy byli dotąd odizolowani, odcięci, pozbawieni miłości. Temu cudowi nagłego
zbliŜenia dość często pomaga połączony z nim albo teŜ przezeń zrodzony pociąg fizyczny i jego zaspokojenie.
JednakŜe tego rodzaju miłość z samej swej natury jest nietrwała. Dwoje ludzi dobrze się poznaje, ich zaŜyłość w
coraz większym stopniu zatraca swój cudowny charakter, aŜ w końcu antagonizmy i rozczarowania, wzajemne
znudzenie się sobą zabiją to, co zostało jeszcze z początkowego podekscytowania. Jednak z początku ludzie nie
zdają sobie z tego sprawy: intensywność szaleńczej miłości, „wariowanie" na swoim punkcie biorą za dowód
potęgi miłości, podczas gdy moŜe to jedynie dowodzić, jak bardzo byli osamotnieni poprzednio.
Przekonanie, Ŝe nie ma rzeczy łatwiejszej niŜ miłość, utrzymywało się jako powszechny pogląd wbrew
przytłaczającym dowodom świadczącym o czymś wręcz przeciwnym. Nie ma chyba sprawy, którą byśmy
podejmowali z takimi zawrotnymi nadziejami i tak pełni oczekiwania, która by jednak zawodziła z taką
regularnością jak miłość. Gdyby to dotyczyło jakiejkolwiek innej działalności, ludzie robiliby wszystko, aby
dowiedzieć się, jakie są przyczyny tego niepowodzenia, chcieliby się nauczyć, jak moŜna postępować lepiej — lub
zaniechaliby tego działania. PoniewaŜ ta ostatnia ewentualność, jeśli chodzi o miłość, jest niemoŜliwa, wydaje się,
Ŝ
e istnieje tylko jeden skuteczny sposób, by uniknąć niepowodzenia w miłości: zbadać przyczyny tego
niepowodzenia i zabrać się do studiowania znaczenia miłości.
Pierwszym krokiem, jaki naleŜy zrobić, to uświadomić sobie, Ŝe miłość jest sztuką, tak samo jak sztuką jest
Ŝ
ycie; jeŜeli chcemy nauczyć się kochać, musimy postępować w sposób identyczny jak wówczas, gdy chcemy
nauczyć się jakiejkolwiek innej sztuki, powiedzmy muzyki, malarstwa, stolarstwa, sztuki medycznej czy
inŜynieryjnej.
Co naleŜy zrobić, by nauczyć się jakiejś sztuki?
Proces nauki moŜna z łatwością podzielić na dwa etapy: pierwszy -opanowanie teorii; drugi - opanowanie
praktyki. Jeśli chcę się nauczyć sztuki medycznej, muszę najpierw poznać wszystkie fakty dotyczące ludzkiego
ciała i rozmaitych chorób. Ale jeśli nawet opanowałem juŜ tę teoretyczną wiedzę, to w Ŝadnym wypadku nie
opanowałem jeszcze sztuki medycznej. Stanę się mistrzem w tej dziedzinie dopiero po długiej praktyce, dopiero w
chwili, kiedy w końcu rezultaty mojej teoretycznej wiedzy oraz praktyki zespolą się w jedną całość - zrodzą
intuicje, istotę opanowania kaŜdej sztuki. Ale obok poznania teorii i praktyki istnieje jeszcze trzeci niezbędny
czynnik, aby się stać mistrzem w jakiejkolwiek dziedzinie - opanowanie sztuki musi być sprawą maksymalnego
zainteresowania; nie moŜe być nic waŜniejszego na świecie od danej sztuki. Prawda ta odnosi się do muzyki,
medycyny, stolarstwa - i do miłości. I tu moŜe właśnie leŜy odpowiedź na pytanie, dlaczego ludzie naszej
kultury tak rzadko próbują uczyć się tej sztuki mimo tak oczywistych niepowodzeń na tym polu; chociaŜ
pragnienie miłości tkwi w ludziach tak głęboko, niemal wszystko inne uwaŜa się za waŜniejsze niŜ miłość:
powodzenie, prestiŜ, pieniądze, władzę. Niema) całą naszą energię zuŜywamy na to. aby się nauczyć osiągać te
cele, natomiast prawie nic nie robimy, aby nauczyć się sztuki miłości.
A moŜe ludzie uwaŜają, Ŝe warto jest uczyć się tylko tych rzeczy, za których pomocą moŜna zdobyć pieniądze
czy prestiŜ, i Ŝe miłość, która przynosi korzyści „jedynie" duszy, lecz jest bezuŜyteczna w nowoczesnym
zrozumieniu, jest luksusem, na który nie mamy prawa poświęcać duŜo energii? Jakkolwiek ta sprawa wygląda, w
dalszych rozwaŜaniach będę traktował sztukę miłości w duchu uprzedniego podziału: najpierw omówię teorię
miłości - i to obejmie większą część ksiąŜki; następnie zajmę się praktyką miłości - będzie tego niewiele, tyle, ile
moŜna powiedzieć o praktyce w tej czy jakiejkolwiek innej dziedzinie.
II. Teoria miłości
Miłość jako rozwiązanie problemu ludzkiego istnienia
KaŜda teoria miłości musi się zaczynać od teorii człowieka, ludzkiego istnienia. ChociaŜ spotykamy się z
miłością, a raczej jej odpowiednikiem u zwierząt, ich przywiązanie jest w głównej mierze wynikiem zespołu
instynktów; u człowieka działają jedynie resztki tego zespołu. Podstawową rzeczą w istnieniu człowieka jest fakt,
Ŝ
e wynurzył się on z królestwa zwierząt, ze sfery instynktownego przystosowywania się, Ŝe ma transcendentną
3
naturę; człowiek nigdy jej nie opuścił, jest jej częścią -a jednak, raz od niej oderwany, nie moŜe powrócić,
wygnany z raju, ze stanu pierwotnej jedności z naturą. Cherubini z gorejącymi mieczami zagrodzą mu drogę,
gdyby próbował powrotu. Cztowiek moŜe posuwać się naprzód jedynie rozwijając swój rozum, znajdując nową
harmonię, ludzką zamiast przedludzkiej, która została bezpowrotnie utracona.
Kiedy rodzi się człowiek - zarówno rodzaj ludzki, jak pojedynczy osobnik - zostaje on wytrącony z sytuacji
dokładnie określonej, równie określonej jak instynkty, i wepchnięty w sytuację, która jest nieokreślona, niepewna
i otwarta. Pewność istnieje jedynie w stosunku do przeszłości, natomiast jeśli chodzi o przyszłość, to pewna jest
tylko śmierć.
Człowiek jest obdarzony rozumem; jest b y t e m o b d a r z o n y m s a m o ś w i a d o m o ś c i ą ,
uświadamia sobie siebie, swego bliźniego, swoją przeszłość oraz moŜliwość swojej przyszłości. Ta świadomość
samego siebie jako odrębnej jednostki, świadomość krótkotrwałości Ŝycia, faktu, Ŝe człowiek rodzi się
niezaleŜnie od swej woli i Ŝe umiera wbrew tej woli, Ŝe umrze przed tymi, których kocha, albo Ŝe oni umrą przed
nim, świadomość swojej samotności i wyodrębnienia, swojej bezbronności wobec sił przyrody i społeczeństwa -
wszystko to czyni jego odosobnione, z niczym nie związane istnienie więzieniem nie do zniesienia. Człowiek
postradałby zmysły, gdyby nie mógł się uwolnić z tego więzienia, wyjść z niego, zjednoczyć się, w tej czy innej
formie z ludźmi, z zewnętrznym światem.
Poczucie osamotnienia wywołuje niepokój; stanowi ono w istocie źródło wszelkiego niepokoju. Jestem
osamotniony znaczy, Ŝe jestem odcięty, Ŝe nie mogę wykorzystać moich ludzkich moŜliwości. Być samotnym to
znaczy być bezradnym, nie móc czynnie zmierzyć się ze światem — rzeczami, ludźmi; to znaczy, Ŝe świat moŜe
mnie zaataktować, podczas gdy ja nie mogę się bronić. Tak oto samotność staje się źródłem intensywnego
niepokoju. Rodzi ona nadto uczucie wstydu i winy. I właśnie to poczucie wstydu i winy wyraŜone zostało w
biblijnej historii Adama i Ewy. Gdy Adam i Ewa zjedli z „drzewa wiadomości dobrego i złego", gdy okazali się
nieposłuszni (nie ma dobra i zła, jeśli nie ma moŜliwości nieposłuszeństwa) - stali się ludźmi; wyzwoliwszy się z
pierwotnej zwierzęcej harmonii z naturą spostrzegli, Ŝe „byli nadzy" i zawstydzili się. CzyŜ mamy przyjąć, Ŝe mit
tak stary i podstawowy jak ten wyraŜa pruderyjną moralność dziewiętnastowiecznego spojrzenia na świat i Ŝe naj-
waŜniejszą rzeczą, j aką ta opowieść chce nam przekazać, jest zakłopotanie pierwszych rodziców widokiem
genitaliów? PrzecieŜ chyba nie w tym rzecz, a gdybyśmy chcieli rozumieć tę opowieść w duchu wiktoriańskim,
pominęlibyśmy sprawę zasadniczą, która, jak się wydaje, przedstawia się następująco: kiedy męŜczyzna i kobieta
uświadomili sobie swoje własne i wzajemne istnienie, zdali sobie zarazem sprawę ze swego odosobnienia oraz z
tego, Ŝe się od siebie róŜnią, poniewaŜ naleŜą do odmiennych płci. I mając świadomość swojego odosobnienia
pozostali sobie obcy, jako Ŝe nie nauczyli się jeszcze kochać wzajemnie (na co wyraźnie wskazuje równieŜ
fakt, Ŝe Adam broni się zrzucając winę na Ewę, zamiast stanąć w jej obronie). Ś w i a d o m o ś ć l u d z
k i e g o
o s a m o t ni e n i a b e z p o n o w n e g o p o ł ą c z e n i a s i ę p r z e z m i ł o ś ć
j e s t ź r ó d ł e m w s t y d u . J e s t z a r a z e m ź r ó d ł e m p o c z u c i a w i n y
i
n i e p o k o j u .
Tak więc najgłębszą potrzebą człowieka jest przezwycięŜenie swego ^odosobnienia, opuszczenie
więzienia samotności. C a ł k o w i t e niepowodzenie w osiągnięciu tego celu prowadzi do błędu, jako Ŝe
paniczny lęk przed zupełną izolacją moŜna przezwycięŜyć jedynie przez radykalne wycofanie się ze świata
zewnętrznego, aŜ znika uczucie osamotnienia — poniewaŜ świat zewnętrzny, z którego człowiek się wyobcował,
przestaje istnieć.
Człowiek wszystkich czasów i kultur staje wobec jednego i tego samego pytania: jak przezwycięŜyć samotność,
jak uzyskać poczucie jedności, jak przekroczyć granicę własnego osobistego Ŝycia i znaleźć zadośćuczynienie?
Takie samo pytanie stawia sobie człowiek jaskiniowy, koczownik pasący swe stada, egipski rolnik, fenicki
kupiec, rzymski Ŝołnierz, średniowieczny mnich, japoński samuraj i dzisiejszy urzędnik bądź robotnik
fabryczny. Pytanie jest to samo, jako Ŝe wypływa z tego samego źródła: z sytuacji człowieka, z warunków
ludzkiego istnienia. Odpowiedzi mogą być róŜne. MoŜna odpowiadać oddając cześć zwierzętom, składając ofiary z
ludzi lub dokonując militarnych podbojów, nurzając się w zbytku, uprawiając ascezę, oddając się z
zapamiętaniem pracy lub artystycznej twórczości, wreszcie pielęgnując w sobie miłość Boga i miłość człowieka.
ChociaŜ istnieje tyle tych rozwiązań, których zapis tworzy historię człowieka - niemniej jednak liczba ich nie
jest niezliczona. Wprost przeciwnie, jeŜeli pominąć drobniejsze róŜnice dotyczące raczej drugorzędnych
szczegółów niŜ sedna sprawy, dochodzi się do wniosku, Ŝe istnieje tylko określona liczba odpowiedzi, jakie
zostały juŜ udzielone i mogły być udzielone przez człowieka róŜnych kultur, w których Ŝył. Historia religii i
filozofii stanowi właśnie dzieje tych odpowiedzi, ich róŜnorodności, jak równieŜ ich ilościowego ograniczenia.
Odpowiedzi te zaleŜą w pewnej mierze od stopnia indywidualizacji osiągniętego przez dana jednostkę.
U niemowlęcia osobowość rozwinięta jest w bardzo nikłym stopniu; wciąŜ czuje się ono jednością z matką, nie
czuje się samo, dopóki matka jest przy nim. Przed uczuciem samotności chroni je jej fizyczna obecność, jej
piersi i ciało. Dopiero w miarę jak u dziecka zaczyna wzrastać poczucie odrębności i indywidualności, przestaje mu
wystarczać fizyczna obecność matki, zaczyna narastać potrzeba przezwycięŜenia osamotnienia w inny sposób.
Podobnie cały rodzaj ludzki w okresie swego niemowlęctwa ma poczucie zespolenia z naturą. Ziemia, zwierzęta,
rośliny - wciąŜ są światem człowieka. UtoŜsamia się on ze zwierzętami, co wyraŜa się noszeniem masek
4
zwierzęcych, oddawaniem czci zwierzęcym totemom lub teŜ zwierzętom-bogom. Ale w miarę jak rodzaj ludzki
uwalnia się z tych pierwotnych więzów, coraz bardziej oddala się od naturalnego świata, coraz mocniejsza staje
się potrzeba znalezienia nowych dróg ucieczki przed osamotnieniem.
Jedną z metod prowadzących do tego celu jest dąŜenie do osiągnięcia róŜnych stanów orgiastycznych. Mogą
mieć one formę wywołanego przez samego człowieka transu, czasem osiąga się je przy pomocy narkotyków.
Wiele obrzędów szczepów pierwotnych stanowi Ŝywy obraz rozwiązań tego rodzaju. W krótkotrwałym stanie
egzaltacji świat zewnętrzny znika, a wraz z nim znika poczucie własnej odrębności. PoniewaŜ obrzędy te
praktykowane są wspólnie, dochodzi do tego jeszcze świadomość stopienia się z grupą, co czyni dane rozwiązanie
jeszcze bardziej skutecznym. Blisko z nimi spokrewnione i często towarzyszące tym stanom orgiastycznym są
doznania seksualne. Orgazm seksualny moŜe wytworzyć stan podobny do transu albo do działania pewnych
narkotyków. Obrzędy polegające na wspólnym uprawianiu orgii seksualnych stanowiły jeden z elementów wielu
pierwotnych obrzędów. Wydaje się, Ŝe po przeŜyciu orgiastycznym człowiek moŜe Ŝyć przez pewien czas i nie
cierpieć zbytnio z powodu swego osamotnienia. Później natęŜenie niepokoju narasta powoli, po czym, po
ponownym powtórzeniu obrzędu, znowu opada.
Póki owe stany orgiastyczne są praktykowane wspólnie przez szczep, nie wywołują niepokoju czy
poczucia winy. Postępowanie takie uznane jest za rzecz słuszną, a nawet cnotliwą, jako Ŝe uczestniczą w nim
wszyscy, a czarownicy czy kapłani nawet tego wymagają; dlatego teŜ nie ma powodu do poczucia winy lub
wstydu. Rzecz zaczyna wyglądać zgoła inaczej, kiedy na tego rodzaju rozwiązanie decyduje się człowiek Ŝyjący
w kulturze, która przestała juŜ stosować te wspólne praktyki. Alkoholizm czy narkomania to formy, jakie wybiera
jednostka Ŝyjąca w kulturze nieorgiastycznej. W przeciwieństwie do osób biorących udział w praktykach
uznawanych i stosowanych przez społeczeństwo jednostki takie odczuwają winę i wyrzuty sumienia. Szukają
ucieczki przed osamotnieniem w alkoholizmie czy narkotykach, ale tym bardziej czują się samotne po zakończeniu
orgiastycznego doznania, po czym pojawia się potrzeba .powtarzania go z coraz większą częstotliwością i siłą.
Jedynie nieznacznie róŜni się od tego uciekanie się do orgiastycznych doznań seksualnych. W pewnym sensie jest
to naturalna i normalna forma przezwycięŜania poczucia samotności i stanowi częściowe rozwiązanie problemu
izolacji. JednakŜe u wielu osobników, którzy nie mogą osiągnąć w inny sposób ulgi w cierpieniu osamotnienia,
dąŜenie do seksualnego orgazmu pełni funkcję nie róŜniącą się wiele od ucieczki w alkoholizm czy narkomanię.
Staje się ono desperacką próbą ratunku przed niepokojem zrodzonym z osamotnienia, co w rezultacie prowadzi
do coraz bardziej zwiększającego się uczucia izolacji, jako Ŝe akt seksualny, w którymjwaki_uczucia,_ nie moŜe
przerzucić mostu nad przepaścią dzielącą dwoje ludzi, chyba tylko na bardzo krótki okres czasu.
Wszystkie formy orgiastycznego zespolenia mają trzy cechy charakterystyczne: są silne. a nawet
gwałtowne;ipbejmują całą osobowość, zarówno psychikę, jak i ciało są przemijające i okresowe. Coś wręcz
przeciwnego moŜna powiedzieć o tej formie zespolenia, która jest o wiele częstszym rozwiązaniem wybieranym
przez człowieka w przeszłości i obecnie: jest to zespolenie oparte na dostosowaniu się do grupy, do jej
zwyczajów, praktyk i wierzeń. I tu znowu widzimy znaczny postęp.
W społeczeństwie pierwotnym grupa jest nieliczna; składa się z jednostek związanych wspólnotą krwi i
ziemi. W miarę rozwoju kultury grupa powiększa się; staje się zbiorowiskiem obywateli polis, zbiorowiskiem
obywateli wielkiego państwa, członków Kościoła. Nawet ubogi Rzymianin odczuwał dumę, poniewaŜ mógł
powiedzieć: „Civis romanus sum." Rzym i imperium były jego rodziną, jego domem, jego światem. RównieŜ i w
dzisiejszym społeczeństwie zachodnim zespolenie z grupą jest dominującym sposobem przezwycięŜenia
osamotnienia. Dzięki zespoleniu w znacznym stopniu znika własna osobowość i to właśnie jest celem
przynaleŜności do stada. JeŜeli jestem taki sam jak wszyscy, jeŜeli czuję i myślę w sposób nie róŜniący mnie od
innych, jeŜeli dostosowuję się do zwyczajów, ubioru i poglądów, do wzorca obowiązującego w grupie-jestem
uratowany; uratowany od przeraŜającego uczucia osamotnienia. Ustroje dyktatorskie zmuszają do konformizmu
groźbą i terrorem; kraje demokratyczne - perswazją i propagandą. Między tymi dwoma systemami istotnie widać
wielką róŜnicę. W demokracji niedostosowywanie się jest moŜliwe i rzeczywiście się zdarza; w systemach tota-
litarnych natomiast moŜna przyjąć, Ŝe jedynie kilku niezwykłych bohaterów i męczenników odmówi
posłuszeństwa. A jednak mimo tej róŜnicy społeczeństwa demokratyczne wykazują ogromny stopień
ujednolicenia. Przyczyny tego szukać naleŜy w fakcie, Ŝe potrzeba zespolenia musi być zaspokojona, a jeśli nie
ma innego lub lepszego sposobu, wówczas zaczyna dominować dąŜność dostosowania się do stada, do
zjednoczenia z nim. Siłę lęku, aby nie okazać się innym, aby nie oddalić się choćby na kilka kroków od stada,
moŜna zrozumieć jedynie wówczas, gdy pojmie się, jak głęboka jest potrzeba współuczestnictwa. Niekiedy ten
lęk przed niedostosowaniem się moŜna tłumaczyć jako lęk przed praktycznymi niebezpieczeństwami, które by
mogły grozić takiemu nonkonformiście. W rzeczywistości jednak ludzie znacznie bardziej c h c ą się
dostosowywać, niŜ są do tego z m u s z a n i...
Wielu ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy ze swej gotrzeby przystosowania. śyją pełni złudzeń, Ŝe
postępują zgodnie ze swoimi przekonaniami i skłonnościami, Ŝe są indywidualistami, Ŝe dochodzą do swoich
poglądów drogą własnego rozumowania, Ŝe jedynie dzięki przypadkowi ich koncepcje pokrywają się z
koncepcjami większości. Powszechna zgoda słuŜy im za dowód, Ŝe te przekonania są słuszne. PoniewaŜ wciąŜ
5
jeszcze istnieje potrzeba odczuwania pewnej indywidualności, zostaje ona zaspokojona na polu mało istotnych
róŜnic; inicjały na torebce czy swetrze, wywieszka z nazwiskiem kasjera bankowego, przynaleŜność do partii
demokratycznej zamiast do partii republikańskiej, do takiego, a nie innego klubu - stają się wyrazem
indywidualnych odrębności. Reklamowy slogan: „to jest inne" - wyraźnie wskazuje na tę wzruszającą potrzebę
odróŜniania się, podczas gdy w rzeczywistości juŜ prawie nic z niego nie pozostało.
Ta wzrastająca tendencja do wyeliminowania róŜnic wiąŜe się ściśle z pojęciem i poczuciem równości,
jakie wzmaga się w najbardziej rozwiniętych społeczeństwach przemysłowych. Równość w religijnym kontekście
oznaczała, Ŝe wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, Ŝe wszyscy posiadamy ten sam ludzko-boski pierwiastek, Ŝe
wszyscy stanowimy jedność. Znaczyła ona równieŜ, Ŝe naleŜy szanować właśnie róŜnice pomiędzy ludźmi, Ŝe
aczkolwiek jest prawdą, Ŝe wszyscy stanowimy jedno, jest równieŜ prawdą, Ŝe kaŜdy z nas jest niepowtarzalnym
istnieniem, jest wszechświatem sam w sobie. To przekonanie o wyjątkowości jednostki wyraŜone jest na
przykład w stwierdzeniu Talmudu: „Kto ocali jedno Ŝycie, postępuje tak, jakby uratował cały świat; kto
unicestwi jedno Ŝycie, czyni tak, jakby unicestwił cały świat".
Filozofia Oświecenia równieŜ stalą na stanowisku, Ŝe równość jest koniecznym warunkiem rozwoju
indywidualności. Oznacza to (najjaśniej sformułował to Kant), iŜ Ŝaden człowiek nie moŜe być środkiem do
osiągnięcia celów innego człowieka, a takŜe, Ŝe wszyscy ludzie są równi, poniewaŜ są dla siebie celami i jedynie
celami. Kierując się ideami Oświecenia myśliciele socjalistyczni róŜnych szkół określali równość człowieka jako
zniesienie wyzysku człowieka przez człowieka, niezaleŜnie od tego, czy wyzysk ten jest okrutny, czy teŜ
„ludzki".
We współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym znaczenie równości uległo przekształceniu. Przez
równość rozumie się dzisiaj równość automatów, ludzi, którzy utracili swoją indywidualność. Równość oznacza
dzisiaj raczej „identyczność" niŜ „jedność". Jest to identyczność abstrakcji, identyczność ludzi wykonujących tę
samą pracę, ludzi, którzy mają te same rozrywki, czytają te same gazety, mają te same uczucia i te same idee. Z
tego względu równieŜ trzeba patrzeć z pewnym sceptycyzmem na niektóre osiągnięcia, wychwalane zazwyczaj
jako oznaki naszego postępu, na przykład na kwestię równouprawnienia kobiet. Nie muszę chyba zaznaczać, Ŝe
nie występuję przeciwko równouprawnieniu kobiet, lecz pozytywne aspekty tego dąŜenia do równości nie
powinny nikogo wprowadzać w błąd. Jest to jeden z elementów dąŜenia do zatarcia wszelkich róŜnic. Równość
kupuje się za tę właśnie cenę: kobiety posiadają równouprawnienie, poniewaŜ przestały się róŜnić od męŜczyzn.
Twierdzenie filozofii Oświecenia: ,,1'ame n'a pas de sexe", dusza nie posiada płci, zostało ogólnie przyjęte.
Biegunowa róŜnica pici znika, a wraz z nią znika miłość erotyczna oparta na tej właśnie róŜnicy. MęŜczyźni i
kobiety stają się t a c y s a m i , a nie r ó w n i , jak przeciwległe bieguny. Współczesne społeczeństwo głosi ten
ideał niezindywidualizowanej równości, poniewaŜ potrzebuje ludzkich atomów, z których kaŜdy będzie taki sam,
aby działały w masowych zbiorowiskach sprawnie, bez tarć; aby wszyscy słuchali tych samych rozkazów, a jednak
aby kaŜdy był przekonany, Ŝe postępuje zgodnie ze swoimi własnymi pragnieniami. Podobnie jak nowoczesna
produkcja masowa wymaga standaryzacji wyrobów, tak samo proces zachodzący w społeczeństwie wymaga
standaryzacji człowieka i tę właśnie standaryzację nazwano „równością".
Zespolenie przez dostosowanie się nie ma ani intensywnego, ani gwałtownego charakteru; jest łagodne,
dyktowane rutyną i właśnie z tego powodu często nie wystarcza, aby uśmierzyć niepokój wyobcowania.
Przypadki alkoholizmu, narkomanii, erotomanii oraz samobójstw są we współczesnym zachodnim
społeczeństwie symptomami pewnej poraŜki w wysiłkach przystosowania się do stada. Co więcej, wyjście to
dotyczy głównie sfery umysłu, a nie ciała, i równieŜ z tego powodu nie moŜna go porównać do rozwiązań
orgiastycznych. Przystosowanie się do stada posiada tylko jedną wyŜszość: ma charakter stały, a nie dorywczy.
Jednostka wdraŜa się w stosowanie pewnych wzorców postępowania od trzeciego lub czwartego roku Ŝycia, po
czym nigdy juŜ nie traci kontaktu ze stadem. Nawet pogrzeb, na który juŜ zawczasu patrzy jako na swoje ostatnie
wielkie wystąpienie towarzyskie, odbywa się według ściśle ustalonego rytuału. i Poza przystosowaniem się jako
próbą uwolnienia się od niepokoju wywołanego uczuciem wyobcowania naleŜy rozwaŜyć równieŜ i inny
czynnik współczesnego Ŝycia: rolę rutyny pracy i rutyny rozrywki. Człowiek staje się „ośmiogodzinowcem", jest
częścią siły roboczej lub zbiurokratyzowanej armii urzędników czy kierowników. Ma minimum inicjatywy,
wykonywaną przez niego czynność wyznaczają zasady organizacji pracy; nie ma nawet wielkiej róŜnicy między
tymi, co na górze, a tymi, co są na samym dole hierarchicznej drabiny. Wszyscy wykonują czynności
przewidziane przez strukturę organizacji, w przepisanym tempie i w przepisany sposób. Nawet uczucia są
ustalone: wyrozumiałość, pogoda, solidność, ambicja i zdolność gładkiego współŜycia z otoczeniem. Rozrywka
jest równieŜ zrutynizowana w podobny, chociaŜ nie aŜ tak drastyczny sposób. KsiąŜki wybierane są przez kluby
ksiąŜek, widowiska przez właścicieli kin i teatrów, którzy płacą za slogany reklamowe; cała reszta jest równieŜ
ujednolicona: niedzielna wycieczka samochodem, zebrania przy telewizorze, partia kart, przyjęcia towarzyskie.
Od urodzenia się do śmierci, od poniedziałku do poniedziałku, od rana do wieczora - wszystkie czynności są
zrutynizowane, prefabrykowane. I jak człowiek schwytany w sieć tej rutyny moŜe nie zapomnieć, Ŝe jest czło-
wiekiem, niepowtarzalną indywidualnością, kimś, kto otrzymał tylko jedną szansę Ŝycia ze wszystkimi
nadziejami i rozczarowaniami, ze smutkiem i lękiem, z tęsknotą za miłością i strachem przed nicością i
samotnością?
6
Trzecim sposobem osiągnięcia zespolenia jest d z i a ł a l n o ś ć t w ó r c z a , działalność wybitnego artysty
czy rzemieślnika. W kaŜdej twórczej pracy człowiek tworzący zespala się ze swoim tworzywem reprezentującym
zewnętrzny, istniejący poza nim świat. Czy stolarz robi stół, czy złotnik klejnot, czy rolnik uprawia zboŜe, czy
malarz maluje obraz - we wszystkich typach pracy twórczej pracujący i przedmiot jego pracy stają się jednym,
człowiek zespala się ze światem w procesie tworzenia. JednakŜe odnosi się to jedynie do pracy twórczej, do
pracy, którą j a s a m planuję, wykonuję, oglądam jej rezultaty. W dzisiejszej pracy urzędnika czy robotnika
stojącego przy nie mającej końca taśmie bardzo niewiele pozostało z tej „zespalającej'' właściwości pracy.
Robotnik staje się dodatkiem do maszyny lub do biurokratycznej organizacji. Przestał być sobą - nie ma więc
mowy o Ŝadnym zespoleniu, jest tylko podporządkowanie się jednostki.
Zespolenie osiągnięte w twórczej pracy nie zespala ludzi; zespolenie osiągane w stanach orgiastycznych
jest przejściowe; zespolenie przez przystosowanie się jest jedynie pseudozespoleniem. A zatem wszystkie te
rozwiązania są jedynie częściowym rozwiązaniem problemu istnienia. Pełne rozwiązanie leŜy w osiągnięciu
międzyludzkiego zespolenia, w zjednoczeniu się z innym człowiekiem w miłości.
Pragnienie zjednoczenia się z drugim człowiekiem jest najpotęŜniejszym dąŜeniem ludzi. Jest ono
najbardziej podstawową namiętnością, jest silą cementującą cały rodzaj ludzki, klan, rodzinę, społeczeństwo.
Męska na tym polu oznacza obłęd lub zagładę - zagładę samego siebie lub zagładę innych. Bez miłości ludzkość
nie mogłaby istnieć ani jednego dnia. A jednak jeŜeli nazywamy zjednoczenie się ludzi „miłością", natychmiast
znajdujemy się w powaŜnym kłopocie. Zjednoczenie moŜna osiągać róŜnymi drogami - to, co róŜne, nie jest ani
trochę mniej waŜne od tego, co jest wspólne dla róŜnych form miłości. Czy wszystkie moŜna nazywać „miłością"?
Czy moŜe powinniśmy zastrzec prawo do uŜywania słowa „miłość" jedynie na określenie szczególnego rodzaju
zjednoczenia - tego, które było doskonałą cnotą we wszystkich wielkich humanistycznych religiach i systemach
filozoficznych w ciągu ostatnich czterech tysięcy lat wschodniej i zachodniej historii?
Jak przy wszystkich trudnościach semantycznych, tak i tu odpowiedź moŜe być jedynie arbitralna. WaŜne,
Ŝ
e wiemy, o jakiego rodzaju zjednoczeniu mówimy mając na myśli miłość. Czy mamy na myśli miłość jako
dokładnie przemyślane rozwiązanie problemu istnienia, czy teŜ mówimy o tych niedoskonałych formach
miłości, które moŜna określić jako z j e d n o c z e n i e s y m b i o t y c z n e ? Na następnych stronach będę
nazywał miłością tylko tę pierwszą formę, natomiast rozpatrywanie „miłości" zacznę od drugiej.
Z j e d n o c z e n i e s y m b i o t y c z n e znajduje swój biologiczny model w stosunku zachodzącym
pomiędzy cięŜarną kobietą a jej płodem. Stanowią dwie istoty, a jednak są jednym. śyją razem (symbiosis),
potrzebują się nawzajem. Płód jest częścią matki, otrzymuje od niej wszystko, czego potrzebuje; matka jest jak
gdyby jego światem: Ŝywi go, ochrania, ale równieŜ jej własne Ŝycie bije Ŝywszym tętnem. W
p s y c h i c z n y m zjednoczeniu symbiotycznym dwa ciała są od siebie niezaleŜne, jednakŜe na płaszczyźnie
psychologicznej równieŜ istnieje taki właśnie rodzaj więzi.
B i e r n a forma zjednoczenia symbiotycznego polega na podporządkowaniu się albo, uŜywając terminu
klinicznego, na m a s o c h i z m i e. Masochista ucieka przed nie dającym się znieść uczuciem wyobcowania i
izolacji, czyniąc z siebie nierozdzielną część składową Drugiego człowieka, który rozkazuje mu, kieruje nim,
ochrania, który jest jego Ŝyciem, jego - by tak rzec - tlenem. Wyolbrzymia on siłę, której się oddaje, czy to
będzie człowiek, czy Bóg; oni są dla niego wszystkim, on zaś jest niczym, istnieje o tyle, o ile stanowi ich
część. Jako ta część staje się częścią wielkości, potęgi, pewności. Masochista nie musi podejmować Ŝadnych
decyzji, nie musi brać na siebie Ŝadnego ryzyka; nigdy nie jest sam - ale nie jest równieŜ niezaleŜny, nie ma
integralności, jeszcze się w pełni nie narodził. W religijnym kontekście przedmiot uwielbienia określa się jako
boŜyszcze; w kontekście świeckim podstawowy mechanizm stosunku w miłości masochistycznej, mechanizm
bałwochwalstwa, jest identyczny. Stosunek masochistyczny moŜe się łączyć z fizycznym poŜądaniem; w tym
wypadku jest on podporządkowaniem się nie tylko umysłu, lecz i ciała. MoŜna w sposób masochistyczny
podporządkować się losowi, chorobie, rytmicznej muzyce, stanowi orgiastycznemu pod wpływem narkotyku czy
w transie hipnotycznym- We wszystkich tych wypadkach człowiek wyrzeka się swojej integralności, staje się
narzędziem kogoś lub czegoś, co istnieje poza nim; nie_ musi rozwiązywać problemu bytowania przez
produktywną działalność.
C z y n n ą formą symbiotycznego zjednoczenia jest panowanie albo - uŜywając terminu psychologicznego
odpowiadającego masochizmowi - s a d y z m. Sadysta chce uciec od swojej samotności i uczucia uwięzienia
czyniąc z drugiego człowieka nieodłączną część samego siebie. Wchłonąwszy w siebie drugiego człowieka, który
go uwielbia, wyolbrzymia sam siebie i podnosi własną wartość.
Sadysta jest w równej mierze zaleŜny od podporządkowanej sobie osoby jak ta od niego; Ŝadna z tych osób nie
moŜe Ŝyć bez drugiej. RóŜnica polega jedynie na tym, Ŝe sadysta rozkazuje, wyzyskuje, zadaje cierpienia,
upokarza, a masochista pozwala sobą komenderować, jest wyzyskiwany, doznaje cierpień, poniŜeń. W
realistycznym sensie jest to róŜnica bardzo istotna; jednakŜe w sensie głębszym, emocjonalnym, nie jest ona tak
wielka jak to, co łączy obie te postawy: zjednoczenie bez integralności. JeŜeli się to rozumie, nie zadziwi
odkrycie, Ŝe na ogół jeden człowiek moŜe się zachowywać i jak sadysta, i jak masochista, zazwyczaj jednak
7
wobec róŜnych obiektów. Hitler zachowywał się jak sadysta wobec ludzi, natomiast był masochistą wobec losu,
historii, „siły wyŜszej" natury. Jego koniec - samobójstwo, któremu towarzyszyła zagląda całego imperium - jest
równie charakterystyczne jak jego marzenie o zwycięstwie - totalnym panowaniu.
1
W przeciwieństwie do zjednoczenia symbiotycznego dojrzała mi łość j e s t z j ed n o c z e n i e m
u w a r u n k o w a n y m zachowan i e m i n t e g r a l n o ś c i c z ł o w i e k a , jego indywidualności. M i ł o ś ć jejt
a k t y w n ą s i ł ą w c z ł o w i e k u , siłą, która przebija się przez mury oddzielające człowieka od jego bliźnich, siłą
jednoczącą go z innymi; dzięki miłości człowiek przezwycięŜa uczucie izolacji i osamotnienia pozostając przy tym
sobą, zachowując swą integralność. W miłości urzeczywistnia się paradoks, Ŝe dwie istoty stają się jedną,
pozostając mimo to dwiema istotami.
JeŜeli mówimy, Ŝe miłość jest działaniem, natykamy się na trudność polegającą na dwuznaczności słowa
„działanie". Przez „działanie" w dzisiejszym ujęciu tego słowa rozumiemy zazwyczaj czynność, która kosztem
pewnego nakładu energii powoduje jakąś zmianę w istniejącej sytuacji. UwaŜamy więc, Ŝe człowiek jest aktywny,
jeŜeli prowadzi interesy, studiuje medycynę, pracuje przy taśmie automatycznej, robi stół lub uprawia sporty.
Wspólną cechą tych wszystkich czynności jest to, Ŝe skierowane są one na osiągnięcie jakiegoś zewnętrznego
celu. Nie bierze się natomiast pod uwagę m o t y w a c j i tej działalności. Weźmy na przykład człowieka, którego
do nieustannej pracy popycha uczucie głębokiej niepewności i osamotnienia, lub kogoś, kim powoduje ambicja
czy Ŝądza pieniędzy. W obu tych wypadkach człowiek jest niewolnikiem namiętności, a jego działalność jest w
rzeczywistości „biernością", gdyŜ jest on popędzany; jest ofiarą, a nie „sprawcą". Z drugiej strony człowiek,
który siedzi spokojnie i rozmyśla, nie mając w tym Ŝadnego innego celu poza zgłębieniem samego siebie i
swojej jedności ze światem, uwaŜany jest za człowieka „biernego", poniewaŜ nie „robi" nic. A w istocie to
oddawanie się skoncetrowanej medytacji jest najwyŜszą formą aktywności, jaka istnieje, jest działaniem duszy,
moŜliwym jedynie pod warunkiem istnienia wewnętrznej wolności i niezaleŜności. Jedno z pojęć działania,
pojęcie dzisiejsze, definiuje je jako uŜycie energii dla osiągnięcia zewnętrznych celów; inne mówi o uŜyciu
wrodzonych sil człowieka, niezaleŜnie od tego, czy pociąga to za sobą jakąkolwiek zmianę w świecie
zewnętrznym. Tę ostatnią koncepcję działania najwyraźniej sformułował Spinoza.
2
W ś r ó d uczuć rozróŜnia on uczucia czynne i bierne, „działania" i „namiętności". Przy uczuciach
czynnych człowiek jest wolny, jest panem swego działania; natomiast przy biernych człowiek jest kierowany, jest
przedmiotem działających nań motywów, z których nie zdaje sobie sprawy. Tak więc Spinoza dochodzi do
stwierdzenia, Ŝe cnota i siła są tym samym. Zawiść, zazdrość, ambicja, wszelkie formy poŜądania - są na-
miętnościami; miłość jest działaniem, zastosowaniem ludzkiej siły, mogącym się przejawiać jedynie w warunkach
wolności, nigdy zaś w wyniku przymusu.
Miłość to działanie, a nie bierne doznawanie. Czynny charakter miłości moŜna najogólniej określić
zdaniem, Ŝe kochać to przede wszystkim d a w a ć, a nie brać.
Co to znaczy dawać? ChociaŜ odpowiedź na to wydaje się zupełnie prosta, w istocie jednak jest
ogromnie niejasna i zawiła. Najbardziej rozpowszechnionym nieporozumieniem jest przypuszczenie, Ŝe dawać
znaczy „wyrzekać się", Ŝe człowiek się czegoś pozbawia lub Ŝe się poświęca. W ten sposób odczuwa akt dawania
człowiek, który w swoim rozwoju nie wzniósł się ponad stan zainteresowania otrzymywaniem, wyzyskiwaniem i
gromadzeniem. Człowiek o nastawieniu komercyjnym chce dawać, ale jedynie wówczas, kiedy otrzymuje coś w
zamian; dawanie bez otrzymywania jest dla niego oszustwem.
3
Ludzie o nieproduktywnym nastawieniu
odczuwają dawanie jako zuboŜenie. Dlatego teŜ większość osób tego rodzaju dawać nie chce. Niektórzy czynią z
dawania cnotę, traktując to jako czynienie ofiary. UwaŜają, Ŝe naleŜy dawać właśnie dlatego, iŜ jest to przykre;
pozytywna wartość dawania leŜy dla nich w samym akcie zgody na poniesienie ofiary. Dla ludzi tych zasada, Ŝe
lepiej jest dawać niŜ brać, oznacza, Ŝe lepiej cierpieć z powodu utraty niŜ doznawać radości.
Dla osób produktywnych dawanie posiada zupełnie inne znaczenie. Dawanie jest najwyŜszym
przejawem mocy. W samym akcie dawania doświadczam mojej siły, bogactwa, mojej potęgi. To doznanie
wzmoŜonej Ŝywotności i mocy napełnia mnie radością. Czuję w sobie nadmiar ekspansywności i Ŝycia, toteŜ
przepełnia mnie radość.
4
Dawanie jest bardziej radosne niŜ otrzymywanie nie dlatego, Ŝe jest utratą czegoś,
lecz dlatego, Ŝe w akcie dawania przejawia się moja Ŝywotność.
Nietrudno uznać słuszność tej zasady, stosując ją do róŜnych specyficznych zjawisk. Najbardziej
elementarny przykład moŜna znaleźć w dziedzinie seksu. Punkt kulminacyjny aktu płciowego u męŜczyzny po-
lega na dawaniu; męŜczyzna daje kobiecie siebie, swój organ płciowy. W momencie orgazmu daje jej swoje
nasienie. Nie moŜe go nie dawać, jeśli posiada zdolność płciową. JeŜeli nie moŜe go dać, jest impotentem. U
kobiety proces ten jest podobny, chociaŜ nieco bardziej złoŜony. I ona daje siebie, otwiera wrota do centrum
swojej kobiecości, otrzymując - sama daje. Jeśli nie jest zdolna do tego, by dawać, jeŜeli potrafi jedynie brać, jest
kobietą zimną. U kobiety akt dawania pojawia się po raz wtóry, kiedy występuje juŜ nie w roli kochanki, ale
jako matka. Bez reszty oddaje się rozwijającemu się w niej dziecku, daje niemowlęciu swe ciało, ogrzewa je
jego ciepłem. Gdyby tego nie robiła, odczuwałaby ból.
W sferze materialnej „dawać" znaczy być bogatym. Nie jest bogaty ten, kto duŜo m a, lecz ten, kto duŜo
d a j e . Ten, kto jedynie gromadzi, kto zamartwia się z powodu jakiejś straty, jest w sferze psychologicznej
biednym, zuboŜałym człowiekiem, niezaleŜnie od tego, ile posiada. Ktokolwiek potrafi dawać z siebie, jest
8
bogaty. Czuje się jak ktoś, kto moŜe przekazywać coś z siebie innym. Jedynie ten, kto jest pozbawiony rzeczy
najniezbędniejszych do utrzymania się przy Ŝyciu, tylko taki człowiek, byłby niezdolny do odczuwania radości
dawania rzeczy materialnych. Ale codzienne doświadczenie wykazuje, Ŝe to, co dany człowiek uwaŜa za
minimum konieczności, zaleŜy w równej mierze od jego charakteru, jak i od tego, co w danej chwili posiada.
Powszechnie wiadomo, Ŝe ludzie biedni dają o wiele chętniej niŜ bogaci. Niemniej zdarza się takie ubóstwo,
które nic juŜ nie ma do zaofiarowania, i wtedy jest tak poniŜające nie tylko z powodu cierpienia, jakie
bezpośrednio powoduje, ale równieŜ dlatego, Ŝe pozbawia radości dawania.
JednakŜe najwaŜniejszą dziedziną, w której człowiek moŜe coś dać człowiekowi, nie jest sfera rzeczy
materialnych, lecz ściśle ludzkich. Co daje jeden człowiek drugiemu? Daje siebie, to, co jest w nim najcenniejsze,
daje swoje Ŝycie. Nie musi to oczywiście oznaczać, Ŝe poświęca "swoje Ŝycie dla drugiego człowieka, lecz Ŝe
daje mu to, co jest w nim Ŝywe; daje swoją radość, swoje zainteresowanie, zrozumienie, swoją wiedzę, humor i
swój smutek - wszystko, co jest w nim Ŝywe i co się ujawnia i znajduje swój wyraz. W ten sposób, dając swoje
Ŝ
ycie, wzbogaca drugiego człowieka, wzmaga poczucie jego istnienia, wzmagając zarazem poczucie własnego
istnienia. Nie daje po to, aby otrzymać; dawanie samo w sobie jest doskonałą radością. Lecz dając nie moŜe nie
rodzić czegoś w drugim człowieku, a to, co zrodzone, otrzymuje w zamian od obdarzonego; dając szczerze, musi
takŜe odbierać. Dając sprawiamy, Ŝe drugi człowiek staje się równieŜ ofiarodawcą i Ŝe teraz wspólnie dzielimy
radość z tego, co powstało. W akcie dawania coś się rodzi i obie zainteresowane strony odczuwają wdzięczność
dla Ŝycia, które zrodziło się dla nich obojga. Dzieje się tak zwłaszcza w dziedzinie miłości, oznacza to bowiem,
Ŝ
e miłość jest siłą, która tworzy miłość; brak tej siły oznacza niemoŜność obudzenia miłości. Pięknie wyraził tę
myśl Marks: „Przy załoŜeniu - mówił on - Ŝe c z ł o w i e k jest c z ł o w i e k i e m i jego stosunek do świata jest
ludzki, miłość moŜesz wymieniać tylko na miłość, zaufanie tylko na zaufanie itd. JeŜeli chcesz rozkoszować się
sztuką, musisz być człowiekiem wykształconym w dziedzinie sztuki; jeśli chcesz wywierać wpływ na innych
ludzi, musisz być człowiekiem, który rzeczywiście inspiruje i wiedzie naprzód innych. KaŜdy twój kontakt z
człowiekiem i przyrodą musi być określonym, odpowiadającym przedmiotowi twej woli przejawem twego
r z e c z y w i s t e g o , i n d y w i d u a l n e g o Ŝycia. Jeśli kochasz nie wzbudzając wzajemnej miłości, tzn. jeśli twoja
miłość nie wytwarza wzajemnej miłości, jeśli poprzez swój p r z e j a w Ŝ y c i a człowieka kochającego nie czynisz
siebie c z ł o w i e k i e m k o c h a n y m , to miłość twoja jest bezsilna, jest nieszczęściem" ,
Ale nie tylko w miłości dawać znaczy brać. Wykładowca uczy się od swoich uczniów, aktora pobudza do
gry widownia, psychoanalityka leczy jego pacjent - z zastrzeŜeniem, Ŝe nie traktują oni siebie nawzajem jako
przedmioty, lecz mają do siebie stosunek szczery i produktywny. jako akt dawania zaleŜy od rozwoju
właściwości danego człowieka. Zakłada ona bowiem osiągnięcie wybitnie produktywnej postawy Ŝyciowej;
człowiek o takim nastawieniu przezwycięŜa zaleŜność, wyzwala się z wszechmocy narcyzmu, z chęci
wyzysku, z Ŝądzy gromadzenia dóbr, a nabiera wiary w swoje ludzkie siły i odwagi, aby polegać na własnych
siłach. Im bardziej brak mu tych cech, tym bardziej lęka się dawania siebie - a tym samym miłości.
_
Czynny charakter miłości - poza elementem dawania - ujawnia się w tym, Ŝe zawsze występują w niej pewne
podstawowe składniki wspólne dla wszystkich jej form. Są to: t r o s k a, p o c z u c i e
o d p o w i e d z i a l n o ś c i , p o s z a n o w a n i e i p o z n a n i e .
To, Ŝe miłość oznacza t r o s k ę , najwyraźniej moŜna zaobserwować w miłości matki do dziecka. Nie
uwierzylibyśmy Ŝadnym zapewnieniom o jej miłości, gdybyśmy widzieli, Ŝe nie troszczy się o niemowlę, gdyby
go nie karmiła, nie kąpała, gdyby nie starała się zapewnić mu wszelkich wygód; natomiast kiedy widzimy, jak
troszczy się o dziecko, wierzymy w jej miłość. To samo jest z miłością do zwierząt czy kwiatów. Gdyby jakaś
kobieta powiedziała nam, Ŝe kocha kwiaty, a zobaczylibyśmy, Ŝe zapomina je podlewać, przestalibyśmy
wierzyć w jej „miłość" do kwiatów. Miłość jest czynnym zainteresowaniem się Ŝyciem i rozwojem tego, co
kochamy. JeŜeli nie ma tego czynnego zainteresowania, nie ma miłości. Właśnie ten element miłości został tak
pięknie wyraŜony w Księdze Jonasza. Bóg rozkazał Jonaszowi udać się do Niniwyi ostrzec jej mieszkańców, Ŝe
spotka ich kara, jeśli nie zaprzestaną Ŝyć w grzechu. Jonasz uchyla się od zleconej mu misji, poniewaŜ lęka się, Ŝe
mieszkańcy Niniwy okaŜą Ŝal za grzechy i Bóg im wybaczy. Jest on człowiekiem obdarzonym silnym
poczuciem ładu i prawa, ale nie ma w nim miłości. JednakŜe próbując ucieczki dostaje się do brzucha wieloryba,
symbolizującego stan izolacji i uwięzienia, jakie sprowadziły na niego brak miłości i solidarności. Bóg ocala
go i Jonasz udaje się do Niniwy. Zgodnie z boskimi rozkazami wygłasza do jej mieszkańców kazania i następuje
to, czego najwięcej się obawiał. Mieszkańcy Niniwy Ŝałują swych grzechów, zawracają ze złej drogi, a Bóg
przebacza im i postanawia nie niszczyć miasta. Jonasz jest ogromnie zagniewany i zawiedziony; chciał
wymiaru „sprawiedliwości", a nie miłosierdzia. W końcu znajduje pewne ukojenie w cieniu drzewa, które
wyrosło za sprawą Boga, by udzielić Jonaszowi osłony przed słońcem. Skoro jednak Bóg sprawia, Ŝe drzewo
usycha, Jonasz jest przygnębiony i z gniewem uskarŜa się Bogu. Bóg odpowiada: „Ty Ŝałujesz bluszczu, na
którymś nie robił aniś uczynił, aby wzrósł, który za jedne noc urósł i za jedne noc zginął; a ja bym nie miał
przepuścić Niniwie, miastu tak wielkiemu, w którym jest więcej niŜ sto i dwadzieścia tysięcy ludzi".*
Odpowiedź Boga daną Jonaszowi naleŜy rozumieć symbolicznie. Bóg tłumaczy mu, Ŝe istotą miłości jest
9
pracować dla czegoś i sprawiać, by coś rosło; Ŝe miłość i praca to rzeczy nierozłączne. Kocha się to, dla czego się
pracuje, i pracuje się dla tego, co się kocha.
Troska
i
zainteresowanie
prowadzą
do
następnego
aspektu
miłości,
do
poczucia
o d p o w i e d z i a l n o ś c i . Dzisiaj odpowiedzialność pojmuje się często jako wyznaczony obowiązek, jako coś
narzuconego z zewnątrz, natomiast odpowiedzialność w swym prawdziwym znaczeniu jest aktem całkowicie
dobrowolnym; jest moją potrzebą zaspokojenia wyraŜonych lub nie wyraŜonych potrzeb drugiej istoty ludzkiej.
Być „odpowiedzialnym" znaczy być zdolnym i gotowym do „odpowiadania" na ten apel. Jonasz nie czul się
odpowiedzialny za mieszkańców Niniwy. Podobnie jak Kain mógł zapytać: „Azali jestem stróŜem brata mego?"
Człowiek kochający czuje się odpowiedzialny. śycie brata nie jest wyłącznie sprawą tego brata, lecz jego własną.
Czuje się odpowiedzialny za swoich bliźnich tak samo, jak czuje się odpowiedzialny za siebie.
Odpowiedzialność matki za jej maleńkie dziecko polega głównie na trosce o jego potrzeby fizyczne. W miłości
pomiędzy dorosłymi ludźmi dotyczy ona głównie psychicznych potrzeb drugiego człowieka.
Odpowiedzialność mogłaby łatwo wyrodzić się w chęć panowania i posiadania, gdyby nie istniał trzeci
składnik miłości: p o s z a n o w a n i e . Poszanowanie nie wypływa ze strachu czy z bojaźni; oznacza ono zdolność
przyjmowania człowieka takim, jaki jest, zdawania sobie sprawy z jego niepowtarzalnej indywidualności.
Poszanowanie oznacza pragnienie, aby drugi człowiek mógł się rozwijać i rosnąć taki, jaki jest. Tak więc
poszanowanie zakłada brak chęci wyzysku. Chcę, aby kochana osoba wzrastała i rozwijała się dla jej własnego
dobra i w sposób dla niej odpowiedni, a nie po to, aby mi słuŜyć. JeŜeli kocham drugiego człowieka, to czuję się
z nim jednością - z nim lub z nią - ale z nim takim, jaki jest, a nie takim, jakim ja bym potrzebował, aby był jako
narzędzie moich celów. Jest rzeczą oczywistą, Ŝe poszanowaniem mogę darzyć tylko wówczas, gdy ja sam
osiągnąłem niezaleŜność; jeŜeli mogę stać i chodzić bez pomocy protez, bez potrzeby panowania nad kimś,
bez niczyjego wyzysku. Poszanowanie moŜe istnieć wyłącznie w oparciu o wolność: ,,1'amour est 1'enfant de la
liberie", jak mówi stara francusku pieśń; miłość jest dzieckiem wolności, nigdy zaś ujarzmienia.
Nie moŜna szanować człowieka, jeŜeli się go nie pozna; troska i odpowiedzialność byłyby ślepe, gdyby nie
kierowało nimi p o z n a n i e. Poznanie byłoby pozbawione treści, gdyby jego motywem nie było
zainteresowanie.
Istnieje
wiele
warstw
poznania;
poznanie,
które
jest
aspektem miłości, nie ogranicza się do peryferii, lecz przenika do samego sedna. Jest to moŜliwe tylko wtedy, gdy
mogę wykroczyć poza zainteresowanie się samym sobą i zaczynam widzieć drugą osobę na tle jej spraw. Mogę na
przykład wiedzieć, Ŝe ktoś jest zirytowany, nawet jeŜeli tego nie okazuje; mogę jednak znać tego kogoś jeszcze
lepiej; wówczas wiem, Ŝe jest niespokojny, zmartwiony, Ŝe czuje się samotny, Ŝe czuje się winny. Wiem wtedy,
Ŝ
e jego złość jest jedynie przejawem czegoś głębszego, i zaczynam patrzeć na niego jak na kogoś, kto jest
niespokojny i zakłopotany, to znaczy raczej jako na człowieka cierpiącego niŜ złego.
Poznanie ma z problemem miłości jeszcze jeden, i to bardzo zasadniczy związek. Podstawowa potrzeba
zespolenia się z drugim człowiekiem, aby móc wydostać się z więzienia własnej samotności, jak najściślej łączy się
z innym charakterystycznym ludzkim pragnieniem, z chęcią poznania „tajemnicy człowieka". śycie w samych
swoich biologicznych aspektach jest cudem i tajemnicą, tym bardziej człowiek w swoim aspekcie duchowym jest
niezgłębioną tajemnicą i dla samego siebie, i dla swoich bliźnich. Znamy siebie, a jednak, mimo największych
wysiłków poznania, nie znamy. Znamy naszego bliźniego, a jednak go nie znamy, poniewaŜ nie jesteśmy rzeczą
ani nasz bliźni nie jest rzeczą. Im bardziej próbujemy zgłębić naszą istotę albo istotę kogoś innego, tym bardziej
wymyka się nam cel poznania. A jednak nie moŜemy się pozbyć pragnienia przeniknięcia tajemnicy duszy
człowieka, dotarcia do tej najtajniejszej komórki, która jest „nim".
Istnieje jedna droga, droga rozpaczliwa, do poznania tej tajemnicy: uzyskanie całkowitej władzy nad
drugim człowiekiem; władzy, która by zmusiła go do zrobienia wszystkiego, czego chcemy, czucia tego, co
chcemy, i do myślenia tego, co chcemy; władzy, która zmieniłaby tego człowieka w rzecz, naszą rzecz, naszą
własność. Szczytowe nasilenie tego pragnienia poznania przejawia się w posuniętym do najdalszych
granic sadyzmie, w pragnieniu i moŜności zadawania ludzkiej istocie cierpienia; torturowania jej, zmuszania, aby
cierpiąc zdradziła swą tajemnicę. W tym pragnieniu przeniknięcia tajemnicy człowieka - jego, a więc i nas
samych - tkwi podstawowe uzasadnienie głębi i intensywności okrucieństwa i Ŝądzy niszczenia. W bardzo zwięzły
sposób myśl ta została wyraŜona przez Izaaka Babla. Cytuje on słowa swojego kolegi, oficera w okresie
rewolucji rosyjskiej, który dopiero co zadeptał na śmierć swego byłego pana: „Strzelaniem - Ŝe tak się wyraŜę -
moŜna się od człowieka tylko wymigać... Strzelaniem do duszy nie dojdziesz, gdzie ona jest w człowieku i j ak
się wykazuje. Ale ja, bywa, samego siebie nie Ŝałuję, ja, bywa, wroga godzinę depczę albo ponad godzinę, ja
poŜądam Ŝycie bez osłonek poznać, jakie jest..."
Szczególnie wyraźnie obserwujemy tę drogę do poznania u dzieci. Aby poznać rzecz, dziecko bierze ją
i rozbiera na części; tak samo postępuje ze zwierzęciem; z okrucieństwem odrywa skrzydła motylowi, aby go
poznać, aby wydrzeć mu tajemnicę. Samo okrucieństwo umotywowane jest czymś głębszym: pragnieniem
poznania tajemnicy rzeczy i Ŝycia.
Drugim sposobem prowadzącym do poznania „tajemnicy" jest miłość. Miłość jest czynnym
przeniknięciem drugiej osoby, przeniknięciem, w którym moje pragnienie poznania zostaje zaspokojone dzięki
zespoleniu. W akcie zespolenia poznaję ciebie, poznaję siebie, poznaję ^wszystkich - lecz nie dzieje się to w
10
sposób intelektualny. Zdobywam w jedyny sposób wiedzę o tym, Ŝe w doznaniu zespolenia przeniknięcie Ŝycia
staje się dostępne dla człowieka - i jest to wiedza, której nie moŜe dać myśl. Sadyzm umotywowany jest chęcią
poznania tajemnicy, a jednak nie pozwala jej poznać. Rozszarpałem stworzenie na sztuki, kawałek po kawałku, a
jednocześnie udało mi się je tylko zniszczyć. Miłość jest jedynym sposobem poznania, który w akcie zespolenia
daje mi odpowiedź na moje pytanie. W akcie miłości, w akcie oddawania się, w akcie przenikania drugiego
człowieka znajduję siebie, odkrywam siebie, odkrywam nas oboje, odkrywam człowieka.
Pragnienie poznania siebie samych i poznania naszych bliźnich zostało wyraŜone w nakazie delfickim:
„Poznaj siebie samego". Jest to główna spręŜyna całej psychologii. Ale poniewaŜ pragnieniem tym jest
dowiedzenie się wszystkiego o człowieku, poznanie jego najskrytszej tajemnicy, nie moŜna go zaspokoić na
drodze zwykłego poznania, poznania jedynie myślowego. Gdybyśmy wiedzieli o sobie nawet tysiąc razy więcej, to
i tak nigdy nie dotarlibyśmy do samego jądra. Nadal pozostalibyśmy dla siebie zagadką, tak samo jak nasi bliźni
są zagadką dla nas. Jedyna droga do pełnego poznania to akt miłości: akt ten wykracza poza myśl, wykracza poza
słowa. Jest śmiałym pogrąŜeniem się w przeŜycie zespolenia. JednakŜe poznanie myślowe, to znaczy poznanie
psychologiczne, jest niezbędnym warunkiem do osiągnięcia pełnego poznania w akcie miłości. Muszę
obiektywnie poznać drugiego człowieka i siebie po to, aby móc wiedzieć, jaki jest naprawdę, albo raczej aby
przezwycięŜyć złudzenia, irracjonalnie zniekształcony obraz, jaki sobie o nim wyrobiłem. Jedynie wtedy jeśli
znam obiektywnie jakiegoś człowieka, mogę poznać w akcie miłości jego najgłębszą istotę
Problem poznania człowieka jest analogiczny do religijnego problemu poznania Boga. W konwencjonalnej
zachodniej teologii usiłuje się poznać Boga przy pomocy myśli, usiłuje się wypowiadać sądy o Bogu. Przyjmuje
się, Ŝe moŜna poznać Boga na drodze procesu myślowego. W mistycyzmie, który jest konsekwentnym rezultatem
monoteizmu (jak to później spróbuję wykazać), zaprzestano prób zmierzających do poznania Boga za pomocą
rozumu i zastąpiono je doznaniem zespolenia z Bogiem, w którym nie ma juŜ miejsca - ani potrzeby - na wiedzę o
Bogu.
Doznanie zespolenia z człowiekiem albo, na płaszczyźnie religijnej, z Bogiem, nie jest bynajmniej
irracjonalne. Przeciwnie, jest ono, jak to wykazał Albert Schweitzer, konsekwencją realizmu, konsekwencją
najbardziej śmiałą i zasadniczą. Opiera się na naszej znajomości podstawowych, a nie przypadkowych granic
naszego poznania. Jest to uświadomienie sobie, Ŝe nigdy nie „uchwycimy" tajemnicy człowieka i wszechświata, ale
Ŝ
e moŜemy ją jednak poznać w akcie miłości. Psychologia jako nauka ma swoje granice i tak samo jak logiczną
konsekwencją teologii jest mistycyzm, tak samo ostateczną konsekwencją psychologii jest miłość.
Troska, odpowiedzialność, poszanowanie i poznanie są wzajem od siebie niezaleŜne. Są one zespołem
postaw, z jakimi się spotykamy u dorosłego człowieka, to znaczy u człowieka, który rozwija produktywnie swoje
siły, który chce mieć jedynie to, co sam sobie wypracował, który zrezygnował z narcystycznych marzeń o
nieskończonej mądrości i wszechmocy, który osiągnął pokorę opartą na wewnętrznej sile, jaką dać moŜe
jedynie prawdziwie produktywna działalność.
Jak dotąd mówiłem o miłości jako o przezwycięŜeniu ludzkiego wyobcowania, jako o zaspokojeniu
tęsknoty za zespoleniem. Lecz ponad powszechną egzystencjalną potrzebę zespolenia wyrasta swoista
Teologiczna potrzeba: pragnienie zespolenia dwóch biegunów: męskiego i Ŝeńskiego. Ideę tej polaryzacji
najdobitniej wyraŜa mit, Ŝe pierwotnie męŜczyzna i kobieta byli jedną istotą, Ŝe przecięto ją na pół i Ŝe odtąd
kaŜdy męŜczyzna szuka swojej utraconej Ŝeńskiej połowy, aby ponownie się z nią zespolić. (Ta sama idea
pierwotnej jedności płci zawarta jest równieŜ w biblijnej historii o Ewie stworzonej z Ŝebra Adama, tylko Ŝe w
tej historii, zgodnie z duchem patriarcłializmu, kobieta uwaŜana jest za istotę niŜszą od męŜczyzny). Znaczenie
tego mitu jest zupełnie wyraźne. Biegunowe przeciwieństwo płci prowadzi męŜczyznę do szukania zespolenia w
specyficzny sposób, do zespolenia z płcią przeciwną. Polaryzacja czynników męskich i Ŝeńskich zachodzi równieŜ
wewnątrz kaŜdego męŜczyzny i kaŜdej kobiety. Tak samo jak fizjologicznie męŜczyzna i kobieta posiadają
hormony płci przeciwnej, tak samo są równieŜ biseksualni pod względem psychicznym. Noszą w sobie zasadę,
która kaŜe otrzymywać i przenikać, zasadę materii i ducha. MęŜczyzna i kobieta odnajdują wewnętrzne
zespolenie tylko w zespoleniu Ŝeńskiej i męskiej przeciwstawności. I właśnie na przeciwstawności zasadza się
wszelka siła kreacji.
Męsko-Ŝeńska przeciwstawność jest równieŜ podstawą kreacji międzyludzkiej. Przejawia się to wyraźnie na
płaszczyźnie biologicznej w fakcie, Ŝe dziecko rodzi się w wyniku zespolenia nasienia i jaja, lecz nie inaczej jest
w dziedzinie czysto psychicznej; w miłości między męŜczyzną i kobietą kaŜde z nich się odradza. (Zboczenie
homoseksualne jest fiaskiem tego spolaryzowanego zespolenia i dlatego homoseksualista cierpi z powodu
wiecznego osamotnienia, co odczuwa równieŜ przeciętny heteroseksualista, który nie umie kochać).
Ta sama polaryzacja męskich i Ŝeńskich składników istnieje w przyrodzie; występuje to nie tylko, co jest
zupełnie oczywiste, w świecie zwierzęcym i roślinnym, ale i w polaryzacji dwóch zasadniczych funkcji:
otrzymywania i przenikania. Istnieje polaryzacja ziemi i deszczu, rzeki i oceanu, nocy i dnia, ciemności i światła,
materii i ducha. Myśl tę pięknie wyraził wielki poeta i mistyk muzułmański, Rumi:
Zaprawdę, nigdy kochanek nie szuka
11
nie będąc szukanym przez swą ukochaną.
Kiedy błyskawica miłości uderzyła w to serce,
wiedz, Ŝe miłość jest takŜe w tamtym sercu.
Kiedy miłość Boga wzrasta w twoim sercu,
to bez wątpienia Bóg pokocha! ciebie.
Dźwięku klaskania nie wyda jedna raka
bez drugiej ręki.
Boska Mądrość jest przeznaczeniem i jej zrządzenie
kaŜe nam kochać się wzajemnie.
Jest przeznaczeniem kaŜdej części świata tworzyć parę.
ze swą towarzyszką.
W oczach mędrców Niebo jest męŜczyzną, a Ziemia
kobietą;
Ziemia chroni to, co spada z Nieba.
Gdy Ziemi brak ciepła, to Niebo je zsyła; gdy
utraciła
swą świeŜość i wilgoć, Niebo je przywraca.
Niebo krząta się pilnie jak małŜonek
dla dobra swej małŜonki;
A Ziemia krząta się koło domu: dogląda porodów
i niemowląt, które rodzi.
UwaŜaj Ziemię i Niebo za obdarzone mądrością,
bowiem spełniają pracę mądrych istot.
Jeśli ta para nie czerpie rozkoszy od siebie nawzajem,
to czemu szuka siebie jak para kochanków?
Jak - bez Ziemi - ma kwitnąć kwiat i drzewo? CóŜ
wtedy dałaby woda i ciepło Niebu?
Jak Bóg włoŜył pragnienie w serce męŜczyzny i kobiety
po to, by zachować świat przez ich związek.
Tak teŜ zaszczepił kaŜdej części istnienia
pragnienie innej części.
Dzień i Noc są pozornie wrogami, jednakŜe oboje
słuŜą jednemu celowi:
Kochają się wzajemnie, aby doskonalić
swe wspólne dzieło.
Gdyby Noc nie obdarzała Człowieka bogactwem,
wówczas Dzień nie miałby nic do rozdania?
Problem męsko-Ŝeńskiej polaryzacji prowadzi do dalszych rozwaŜań głównego tematu miłości i płci.
Wspomniałem uprzednio o błędzie Freuda, który dopatruje się w miłości wyłącznie wyrazu - lub sublimacji -
instynktu seksualnego, a nie dostrzega, Ŝe poŜądanie seksualne jest jednym z przejawów potrzeby miłości i
zespolenia. Ale błąd Freuda sięga głębiej. Zgodnie z jego fizjologicznym materializmem widzi on w instynkcie
seksualnym rezultat chemicznie wywołanego napięcia w organizmie, które powoduje ból i pragnie się rozładować.
Celem poŜądania seksualnego jest usunięcie tego bolesnego napięcia - zaspokojenie polega właśnie na jego
rozładowaniu. Pogląd ten jest słuszny o tyle, Ŝe poŜądanie seksualne działa w taki sam sposób jak głód czy
pragnienie, gdy organizm jest niedoŜywiony. Według tej koncepcji poŜądanie seksualne jest swędzeniem, a
zaspokojenie seksualne usunięciem tego swędzenia. Gdyby w rzeczywistości uznać tego rodzaju koncepcję
popędu, ideałem zaspokojenia płciowego byłby samogwałt. Freud, w sposób zakrawający na paradoks,
lekcewaŜy psychobiologiczny aspekt popędu seksualnego, męsko-Ŝeńską polaryzację i pragnienie zaspokojenia jej
przez zespolenie. Do tego dość dziwnego błędu doprowadził prawdopodobnie krańcowy patriarchalizm Freuda,
który skłonił go do przypuszczenia, Ŝe instynkt seksualny per se jest męski i w ten sposób kazał mu zignorować
swoiście kobiecy popęd płciowy. Freud wyraził ten pogląd w Trzech rozprawach z teorii seksualnej twierdząc, Ŝe
libido posiada z reguły „męski charakter", niezaleŜnie od tego, czy libido to występuje u kobiety, czy męŜczyzny.
Tę samą tezę wyraŜa równieŜ w zracjonalizowanej formie teoria Freuda, Ŝe mały chłopiec reaguje na kobietę tak
jak wykastrowany męŜczyzna oraz Ŝe kobieta sama stara się w rozmaity sposób skompensować sobie brak
męskich narządów płciowych. Ale kobieta nie jest wykastrowanym męŜczyzną, a jej popęd płciowy jest typowo
kobiecy i nie ma w sobie nic z „charakteru męskiego"- Seksualny pociąg między płciami jedynie częściowo
motywuje potrzeba usunięcia napięcia; w głównej mierze potrzebą jest zespolenie się z drugim seksualnym
biegunem. W rzeczywistości miłosny pociąg nie wyraŜa się bynajmniej jedynie w pociągu seksualnym. Istnieje
12
męskość i kobiecość tak samo w charakterze ludzkim jak w seksualnej funkcji. Charakter męski cechuje zdolność
do przenikania, kierowania, aktywność, zdyscyplinowanie i śmiałość; kobiecy charakter natomiast odznacza się
twórczym przyjmowaniem, opiekuńczością, rzeczowością, wytrzymałością, macierzyńskimi uczuciami. (NaleŜy
stale pamiętać, Ŝe w kaŜdym osobniku mieszają się oba zespoły cech, lecz dominują te, które naleŜą do „jego"
lub „jej" płci). Bardzo często, gdy męskie cechy charakteru są osłabione, poniewaŜ męŜczyzna w swym rozwoju
emocjonalnym pozostał dzieckiem, próbuje on zrekompensować sobie ten brak przez podkreślanie swej męskiej
roli wyłącznie w dziedzinie płci. Taki właśnie jest Don Juan. który musi udowadniać swoją męską tęŜyznę w
dziedzinie seksualnej, poniewaŜ nie jest pewny swej męskości w sensie charakterologicznym. Kiedy poraŜenie
męskości sięga dalej, sadyzm (uŜycie siły) staje się głównym wypaczonym substytutem męskości. Natomiast przy
osłabieniu lub zboczeniu kobiecego popędu płciowego przeradza się on w masochizm lub zaborczość.
Krytycy Freuda zarzucali mu przypisywanie zbyt wielkiego znaczenia sprawom płci. U podstaw tych
zarzutów tkwiła często chęć usunięcia z systemu freudowskiego elementu, który budził krytykę i niechęć ludzi o
konwencjonalnym sposobie myślenia. Freud doskonale orientował się w tych motywach i właśnie dlatego
odpierał próbę zmiany swojej teorii płci. Istotnie jak na owe czasy teoria ta miała wyzywający i rewolucyjny
charakter. Ale co było prawdą około roku 1900, nie moŜe być prawdą pięćdziesiąt lat później. Obyczaje
seksualne zmieniły się tak bardzo, Ŝe teorie Freuda przestały juŜ szokować zachodnie klasy średnie i pachnie
jakimś donkiszoteryjnym radykalizmem, kiedy dzisiaj ortodoksyjni analitycy nadal myślą, Ŝe są odwaŜni i
postępowi, występując w obronie teorii płci Freuda. W istocie ich kierunek psychoanalizy jest konformistyczny i
nie usiłuje podejmować takich zagadnień psychologicznych, które by mogły prowadzić do krytyki
współczesnego społeczeństwa.
Moja krytyka teorii Freuda nie polega na zarzucie, Ŝe przywiązywał on zbyt wielką wagę do płci, lecz na
tym, Ŝe nie umiał zrozumieć płci w sposób dostatecznie głęboki. Zrobił pierwszy krok odkrywając, jak waŜną
rzeczą są namiętności łączące ludzi; zgodnie z jego filozoficznymi przesłankami wyjaśniał je fizjologicznie. W
dalszym rozwoju psychoanalizy staje się rzeczą konieczną skorygowanie i pogłębienie poglądu Freuda przez
przeniesienie jego zapatrywań z płaszczyzny fizjologicznej na płaszczyznę biologiczną i egzystencjalną.
1
?
2. Miłość między rodzicami a dzieckiem
Gdyby los nie oszczędził dziecku świadomości niepokoju związanego z oddzieleniem się od matki, od Ŝycia
wewnątrzmacicznego, musiałoby ono odczuwać lęk przed śmiercią od chwili przyjścia na świat. PrzecieŜ po
urodzeniu niemowlę prawie nie róŜni się od tego, czym było przed urodzeniem; nie potrafi rozpoznawać
przedmiotów, nie zdaje sobie jeszcze sprawy z siebie samego i ze świata, który istnieje poza nim. Odczuwa
jedynie dodatnie działanie ciepła i pokarmu, nie odróŜniając ich j t jednak od ich źródła: matki. Matka jest
ciepłem, matka jest pokarmem, ^ matka jest pełnym błogości stanem zadowolenia i bezpieczeństwa. Stan ten,
uŜywając określenia Freuda, jest stanem narcyzmu. Zewnętrzna rzeczywistość, ludzie i rzeczy posiadają
znaczenie tylko o tyle, o ile sprawiają zadowolenie lub zakłócają wewnętrzny stan ciała. Rzeczywiste jest tylko to,
co jest wewnątrz; wszystko, co istnieje na zewnątrz, realne jest jedynie w kategoriach potrzeb niemowlęcia-nigdy
zaś w kategoriach właściwości i potrzeb świata zewnętrznego.
Kiedy dziecko rośnie i rozwija się, nabiera zdolności do postrzegania rzeczy takimi, jakie są; zadowolenie
odczuwane przy ssaniu zaczyna być czymś innym niŜ sutek, pierś czymś innym niŜ matka. Wreszcie dziecko
zaczyna odczuwać pragnienie, zaspokajające je mleko, pierś, matkę -jako róŜne, odrębnie istniejące zjawiska i
przedmioty. Zaczyna rozumieć, Ŝe wiele innych przedmiotów róŜni się między sobą i Ŝe posiadają one swój
własny byt. W tym momencie uczy się nadawać im nazwy.
Równocześnie uczy się obchodzić z nimi; uczy się, Ŝe ogień jest gorący i Ŝe sprawia ból, Ŝe ciato matki jest
cieple i przyjemne, Ŝe drzewo jest cięŜkie i twarde, a papier lekki i moŜna go podrzeć. Dziecko uczy się, jak
postępować z ludźmi; widzi, Ŝe matka się uśmiecha, kiedy je, Ŝe bierze je na ręce, kiedy plącze, Ŝe je chwali, jeśli
się wypróŜni. Wszystkie te doznania krystalizują się i skupiają w jednym doznaniu: j e s t e m k o c h a n y . Jestem
kochany, bo jestem bezradny. Jestem kochany, bo jestem ładny, cudowny. Jestem kochany, bo matka mnie
potrzebuje. WyraŜając to bardziej ogólnie: j e s t e m k o c h a n y za to, c z y m jestem - albo jeszcze dokładniej:
j e s t e m k o c h a n y , p o n i e w a Ŝ j e s t e m. Ta świadomość, Ŝe się jest kochanym przez matkę, jest bierna. Nic
nie muszę zrobić, Ŝeby być kochanym - miłość matki nie jest obwarowana Ŝadnym warunkiem. Jedyne, co muszę
zrobić, to b y ć - być jej dzieckiem. Miłość matki jest szczęściem, jest spokojem, nie trzeba jej zdobywać, nie
trzeba na nią zasługiwać. Ale fakt, Ŝe miłość macierzyńska nie jest niczym uwarunkowana, ma negatywną stronę.
Na tę miłość nie tylko nie trzeba zasłuŜyć - ale takŜe nie moŜna jej zdobyć, wywołać ani nią kierować. Jeśli
istnieje, jest błogosławieństwem; jeŜeli jej nie ma, wydaje się, Ŝe cale piękno uszło z Ŝycia - i nie moŜna uczynić
nic, aby ją zrodzić.
Dla większości dzieci w wieku poniŜej ośmiu i pół do dziesięciu lat
problem polega niemal wyłącznie na
tym, aby być k o c h a n y m , być kochanym za to, czym się jest. Dziecko do tego wieku jeszcze nie kocha;
przyjmuje tylko z wdzięcznością i radością to, Ŝe jest kochane. Na tym etapie rozwoju dziecka na widowni
13
pojawia się nowy czynnik: nowe poczucie, Ŝe miłość moŜna wywołać własnym działaniem. Po raz pierwszy
dziecko zaczyna myśleć o tym, aby d a ć coś matce lub ojcu, aby coś zrobić - zadeklamować, wykonać rysunek
czy zaśpiewać piosenkę. Po raz pierwszy w Ŝyciu dziecka idea miłości przeobraŜa się z pragnienia, by być
kochanym, w chęć kochania samemu, w miłość twórczą. Wiele lat dzieli te pierwsze początki od dojrzałej
miłości. W końcu dziecko, czasem juŜ w wieku młodzieńczym, przezwycięŜa swój egocentryzm; drugi człowiek
przestaje być juŜ przede wszystkim środkiem do zaspokajania własnych potrzeb. Potrzeby drugiego człowieka
zaczynają być równie waŜne jak własne. Zaczyna mu sprawiać więcej przyjemności dawanie niŜ branie. Kochać
- staje się czymś waŜniejszym niŜ to, Ŝe się jest samemu kochanym; dzięki miłości dziecko opuszcza więzienną
celę samotności i izolacji wytworzoną przez narcyzm i egocentryzm. Co więcej, czuje moŜność wywołania miłości
przez miłość i stawia ją wyŜej niŜ zaleŜność otrzymywania, kiedy się jest kochanym - przyjmowaną często wraz z
rolą małego, bezradnego, chorego lub „dobrego" dziecka. Miłość dziecięca trzyma się zasady: „ K o c h a m ,
p o n i e w a Ŝ j e s t e m k o c h a n y". Natomiast miłość dojrzała twierdzi: „ T e s t e m k o c h a n y ,
p o n i e w a Ŝ k o c h a m".
A
Niedojrzała miłość mówi: „ K o c h a m c i ę , p o n i e w a Ŝ ć i ę p o t r z e b
u j ę". Dojrzała miłość powiada: „ P o t r z e b u j e c i ę , p o n i e w a Ŝ c i ę k o c h a m".
Z rozwojem zdolności kochania ściśle wiąŜe się rozwój p r z e d m i o t u miłości. Pierwsze miesiące i lata
Ŝ
ycia dziecka to okres, w którym odczuwa ono najsilniejsze przywiązanie do matki. Zaczyna się ono jeszcze
przed pojawieniem się dziecka na świecie, gdy matka i dziecko wciąŜ jeszcze stanowią jedność, chociaŜ są
dwiema istotami. Urodzenie dziecka pod pewnymi względami zmienia sytuację, jednakŜe nie aŜ tak bardzo, jak
by się to mogło wydawać. Dziecko, chociaŜ Ŝyje juŜ teraz poza łonem matki, nadal całkowicie od niej zaleŜy. Ale
z dnia na dzień coraz bardziej się uniezaleŜnia: uczy się chodzić, mówić, odkrywać świat na własną rękę; jego
stosunek do matki traci coś ze swojej Ŝyciowej doniosłości, natomiast stosunek do ojca nabiera coraz większego
i większego znaczenia.
Aby zrozumieć to przesunięcie punktu cięŜkości z matki na ojca, musimy przyjrzeć się zasadniczym róŜnicom
między miłością ojca a miłością matki. O miłości macierzyńskiej juŜ mówiliśmy. Miłość macierzyńska z samej
swojej natury nie jest uzaleŜniona od Ŝadnego warunku. Matka kocha nowo narodzone niemowlę, poniewaŜ jest
to jej dziecko, a nie dlatego Ŝe spełniło ono jakiś konkretny warunek czy sprostało jakimś szczególnym
wymaganiom. (Oczywiście, kiedy mówię tu o miłości macierzyńskiej i ojcowskiej, mówię o jej „typach idealnych"
- w ujęciu Maxa Webera lub o archetypach - w ujęciu Junga, i nie zakładam, Ŝe kaŜdy ojciec i kaŜda matka
kochają w ten sposób. Mam na myśli matczyny i ojcowski pierwiastek reprezentowany w osobie matki i ojca).
Niczym nie uwarunkowana miłość odpowiada jednej z najgłębszych tęsknot nie tylko dziecka, lecz kaŜdej
ludzkiej istoty; z drugiej strony, sytuacja, w której się jest kochanym z powodu własnych zasług, dlatego Ŝe się na
miłość zasługuje, zawsze budzi wątpliwości; a moŜe nie zadowoliłem osoby, o której miłość zabiegam? a moŜe
to, a moŜe tamto? - zawsze istnieje obawa, Ŝe miłość moŜe zniknąć. Co więcej, „zasłuŜona" miłość łatwo
pozostawia gorzkie uczucie, Ŝe nie jest się kochanym dla siebie samego, ale jedynie dlatego, Ŝe sprawia się
przyjemność, a ostatecznie, zbadawszy rzecz dokładnie, okaŜe się, iŜ w ogóle się nie jest kochanym, lecz
uŜywanym. Nic więc dziwnego, Ŝe wszyscy tęsknimy gorąco do miłości macierzyńskiej i jako dzieci, i jako
dorośli. Większość dzieci ma to szczęście, Ŝe posiada matczyną miłość (do jakich granic, o tym powiemy
później). To samo pragnienie staje się o wiele trudniejsze do zaspokojenia, kiedy się jest dorosłym. Przy
najbardziej sprzyjających warunkach miłość ta pozostaje jako składnik normalnej miłości erotycznej ; często znaj
duje wyraz w religii, częściej w stanach neurotycznych. Stosunek do ojca jest zupełnie inny. Matka jest domem, z
którego wychodzimy, jest naturą, glebą, oceanem; ojciec nie reprezentuje Ŝadnego takiego naturalnego domu. W
pierwszych latach Ŝycia jego kontakty z dzieckiem są bardzo ograniczone, jego znaczenie dla dziecka w tym
pierwszym okresie nie da się porównać ze znaczeniem, jakie odgrywa matka. Ale podczas gdy ojciec nie
reprezentuje naturalnego świata, reprezentuje on drugi biegun ludzkiego istnienia: świat myśli, przedmiotów, które
są dziełem rąk ludzkich, świat prawa i lądu, dyscypliny, podróŜy i przygody. Ojciec jest tym, który uczy dziecko i
który wskazuje mu drogę w świat.
Z funkcją tą ściśle łączy się inna, mająca związek z rozwojem społeczno-ekonomicznym. Kiedy pojawiła się
własność prywatna, którą dziedziczy jeden z synów, ojciec dokonywał wyboru tego syna, któremu by mógł
pozostawić swą własność. Oczywiście był nim ten syn, którego ojciec uwaŜał za najbardziej odpowiedniego do
objęcia po nim dziedzictwa, syn, który był do niego najbardziej podobny, którego najbardziej lubił. Miłość ojca
jest miłością uwarunkowaną. Jej zasadą jest: „Kocham cię, p o n i e w
;
a Ŝ spełniasz moje oczekiwania, poniewaŜ
wypełniasz swój obowiązek, poniewaŜ jesteś taki jak ja". W obwarowanej warunkami miłości ojcowskiej
odnajdujemy, tak samo jak w niczym nie uwarunkowanej miłości macierzyńskiej, aspekt negatywny i pozytywny.
Tym negatywnym aspektem jest fakt, Ŝe na miłość ojcowską trzeba zasłuŜyć, Ŝe moŜna ją utracić, jeŜeli nie
spełni się oczekiwań. W naturze miłości ojcowskiej tkwi fakt, Ŝe posłuszeństwo staje się główną zaletą, a
nieposłuszeństwo głównym grzechem - a karą jest odebranie ojcowskiej
miłości. Ale pozytywna strona tej miłości jest równieŜ waŜna. JeŜeli miłość ojca uzaleŜniona jest od jakichś
warunków, mogę coś zrobić, aby ją zdobyć, mogę na nią zapracować; miłość ojca nie leŜy, tak jak miłość
macierzyńska, poza zasięgiem mojej kontroli.
14
Stosunek matki i ojca do dziecka odpowiada jego własnym potrzebom. Niemowlę potrzebuje nie
uwarunkowanej miłości matki i jej opieki zarówno pod względem fizycznym, jak psychicznym. Po ukończeniu
sześciu lat dziecko zaczyna potrzebować miłości ojca, jego autorytetu i kierownictwa. Rolą matki jest
zapewnienie mu bezpieczeństwa w Ŝyciu, rolą zaś ojca jest uczyć je, kierować nim, aby mogło uporać się z proble-
mami stawianymi przed nim przez określoną społeczność, w której się urodziło. W idealnym przypadku miłość
matki nie próbuje stać na przeszkodzie rozwojowi dziecka, nie usiłuje nagradzać bezradności. Matka powinna
ufać Ŝyciu, nie powinna być przesadnie lękliwa i zaraŜać dziecka swym niepokojem. Powinna chcieć, aby dziecko
stało się niezaleŜne i aby w końcu od niej odeszło. Natomiast miłość ojca powinna kierować się pewnymi
zasadami i wymaganiami; powinna być raczej cierpliwa i wyrozumiała niŜ posługiwać się groźbami i
narzucaniem swego autorytetu. Miłość ta powinna dawać rosnącemu dziecku coraz większe poczucie własnej siły i
wreszcie pozwolić mu rządzić się własnym rozumem i obywać bez autorytetu ojca.
W końcu dojrzały człowiek dochodzi do momentu, w którym staje się sam dla siebie i ojcem, i matką.
Posiada juŜ jak gdyby matczyne i ojcowskie sumienie. Sumienie matczyne mówi: „Nie ma karygodnego czynu,
nie ma zbrodni, która by mogła pozbawić cię mojej miłości, mego pragnienia, abyś Ŝył i był szczęśliwy".
Ojcowskie sumienie mówi: „Postąpiłeś źle, musisz ponieść konsekwencje złego uczynku, i jeŜeli nadal mam cię
kochać, musisz przede wszystkim zmienić swoje postępowanie". Dorosły człowiek traci w końcu fizyczny,
zewnętrzny obraz postaci matki i ojca, ale stworzył je juŜ w sobie. JednakŜe w przeciwieństwie do teorii Freuda o
superego zbudował je w sobie nie przez w c i e l e n i e matki i ojca, ale przez zbudowanie sumienia
macierzyńskiego w oparciu o swoją własną zdolność kochania, a sumienia ojcowskiego o własny rozsądek i
sztukę sądzenia. Co więcej, człowiek dorosły w miłości łączy sumienie ojcowskie z macierzyńskim, mimo iŜ się
wydaje, Ŝe jedno przeczy drugiemu. Gdyby zatrzymał jedynie sumienie ojcowskie, stałby się szorstki i nieludzki.
Gdyby zatrzymał natomiast jedynie sumienie matczyne, byłby skłonny do utraty własnego osądu i
przeszkadzałby sobie i innym w rozwoju. Ten rozwój - od przywiązania do matki do przywiązania do ojca i
ostatecznej syntezy obu uczuć - stanowi podstawę zdrowia psychicznego i dojrzałości. Zakłócenie go staje się
podstawową przyczyną wszelkich neuroz. Mimo Ŝe obszerniejsze omówienie tego tematu wykracza poza zakres
niniejszej ksiąŜki, kilka krótkich uwag moŜe posłuŜyć do wyjaśnienia tego stwierdzenia.
Jedna z przyczyn powstania neurozy moŜe wywodzić się stąd, Ŝe chłopiec ma kochającą, ale zbyt
pobłaŜliwą lub despotyczną matkę i mało stanowczego, obojętnego ojca. W tym wypadku chłopak moŜe nie
wyjść poza początkowe stadium przywiązania do matki i wyrosnąć na człowieka zaleŜnego od niej, bezradnego, o
biernym usposobieniu, który chce otrzymywać, chce, aby się nim opiekowano, troszczono o niego i któremu
brak cech ojcowskich - dyscypliny, niezaleŜności, zdolności kierowania własnym Ŝyciem. MoŜe próbować
znajdywać „matki" w kaŜdym, czasem w kobietach, czasem w męŜczyznach cieszących się autorytetem i władzą.
JeŜeli z drugiej strony matka jest zimna, nieczuła i despotyczna, dziecko moŜe albo przerzucić zapotrzebowanie
na matczyną opiekę na swego ojca lub na późniejsze postaci ojców - i w tym wypadku końcowy rezultat będzie
podobny do poprzedniego - albo teŜ stać się człowiekiem myślącym jednostronnie kategoriami wyłącznie oj-
cowskimi, ślepo podporządkowanym zasadom prawa, porządku i autorytetu, który nie potrafi ani oczekiwać, ani
otrzymywać miłości nie związanej z Ŝadnymi warunkami. Rozwój tych cech będzie jeszcze silniejszy, jeŜeli ojciec
jest człowiekiem autorytatywnym i równocześnie bardzo przywiązanym do syna. Rzeczą charakterystyczną w
tych wszystkich neurotycznych formach rozwojowych jest to, Ŝe jeden pierwiastek -ojcowski lub matczyny - nie
rozwija się, lub - co się zdarza w ostrzejszych stanach neurotycznych - Ŝe role ojca i matki mieszają się, i to
zarówno w stosunku do osób trzecich, jak teŜ w stosunku do tych ról wewnątrz danego człowieka. Dalsze badanie
moŜe wykazać, Ŝe pewne typy nerwic, jak na przykład nerwica obsesyjna, rozwijają się częściej na podstawie
jednostronnego przywiązania do ojca, podczas gdy inne, jak histeria, alkoholizm czy niezdolność do bronienia
swoich praw i borykania się z Ŝyciem, a równieŜ róŜne depresje - są wynikiem jednostronnego skupienia
emocjonalności na matce.
3. Przedmioty miłości
Miłość nie jest zasadniczo stosunkiem do jakiejś określonej osoby; jest ona p o s t a w ą , pewną
w ł a ś c i w o ś c i ą c h a r a k t e r u , która określa stosunek człowieka do świata w ogóle, a nie do jednego
„obiektu
1
' miłości. JeŜeli dany człowiek kocha tylko jedną osobę, a jest obojętny wobec reszty swoich bliźnich,
jego miłość nie jest miłością, lecz symbolicznym przywiązaniem albo egotyzmem. A jednak większość ludzi
uwaŜa, Ŝe miłość to sprawa obiektu, a nie zdolności. Ludzie ci często sądzą, Ŝe świadczy to o sile ich miłości, jeŜeli
nie kochają nikogo poza „ukochaną" osobą. Jest to taki sam błąd jak ten, o którym wspominaliśmy wyŜej.
PoniewaŜ nie dostrzega się, Ŝe miłość jest działaniem, siłą ducha, dochodzi się do przekonania, Ŝe wystarczy
jedynie znaleźć właściwy obiekt - a potem wszystko potoczy się juŜ samo. Pogląd taki da się porównać do
stanowiska człowieka, który chce malować, ale nie uczy się sztuki malarstwa, tylko twierdzi, Ŝe musi poczekać na
odpowiedni obiekt, a potem kiedy go juŜ znajdzie, będzie malował znakomicie. JeŜeli naprawdę kocham jakąś
osobę, kocham wszystkich, kocham świat, kocham Ŝycie. JeŜeli mogę powiedzieć do kogoś: „Kocham cię",
15
muszę takŜe umieć temu komuś powiedzieć: „Kocham w tobie wszystkich, przez ciebie kocham świat, kocham
teŜ w tobie samego siebie".
Powiedzenie, Ŝe miłość jest nastawieniem wobec wszystkich, a nie wobec jednego człowieka, nie
zakłada bynajmniej twierdzenia, Ŝe między róŜnymi typami miłości nie zachodzą Ŝadne róŜnice. Istnieją one i są
zaleŜne od przedmiotu darzonego miłością.
A. MIŁOŚĆ BRATERSKA
Najbardziej zasadniczym rodzajem miłości, który stanowi podstawę wszelkich innych typów miłości, jest
m i ł o ś ć b r a t e r s k a . Przez określenie to rozumiem poczucie odpowiedzialności, troskę o drugiego
człowieka, poszanowanie, poznanie Ŝyjącej obok ludzkiej istoty oraz chęć ułatwienia jej Ŝycia. To właśnie jest
ten rodzaj miłości, o którym wspomina Biblia, mówiąc: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego". Miłość
braterska jest miłością do wszystkich ludzi; charakteryzuje ją brak wyłączności. Jeśli rozwinąłem w sobie
zdolność kochania, nie mogę^ nie kochać moich braci. W miłości braterskiej zawiera się uczucie zjednoczenia z
wszystkimi ludźmi, ludzkiej solidarności i pojednania. Miłość braterska opiera się na uczuciu, Ŝe wszyscy
jesteśmy jednością. RóŜnice w uzdolnieniach, inteligencji, wiedzy nie znaczą nic w porównaniu z faktem, Ŝe
wszyscy ludzie mają taką samą duszę. Aby odczuć tę toŜsamość, trzeba przeniknąć z obrzeŜy do samej głębi.
JeŜeli widzę w drugim człowieku to, co jest na samej powierzchni, dostrzegam głównie róŜnice, to, co nas dzieli.
JeŜeli natomiast przeniknę do jego wnętrza, dostrzegę naszą toŜsamość, fakt naszego braterstwa. To powiązanie
głębinowe, zamiast powiązania czysto powierzchniowego, jest powiązaniem wewnętrznym. Pięknie to wyraziła
Simone Weil: „Te same słowa (na przykład gdy męŜczyzna mówi do swoje] Ŝony „kocham cię") mogą być albo
banalne, albo niezwykle, w zaleŜności od tego, jak zostały wypowiedziane. ZaleŜy jedynie, z jak głębokiej
warstwy istoty ludzkiej się wydobyły, bez Ŝadnego przy tym udziału woli. Dzięki cudownemu porozumieniu
trafiają one do tej samej warstwy tej osoby, do której zostały skierowane. Tak więc ten, kto słucha, moŜe
odróŜnić, jeŜeli posiada zdolność odróŜnienia, jaką wartość mają te słowa"
Miłość braterska jest miłością między równymi: w rzeczywistości jednak nawet jako równi nie zawsze jesteśmy
„równi", poniewaŜ posiadamy naturę ludzką, wszyscy potrzebujemy pomocy. Dziś ja, jutro ty. Lecz ta potrzeba
pomocy nie oznacza bynajmniej, Ŝe jeden człowiek jest bezradny, a drugi potęŜny. Bezradność jest stanem
przejściowym, natomiast zdolność utrzymywania się i chodzenia na własnych nogach jest stalą i powszechna.
A jednak kochanie człowieka bezradnego, biednego i obcego jest początkiem miłości braterskiej. Nietrudno
kochać kogoś pochodzącego z własnej krwi. Zwierzę kocha swoje młode i troszczy się o nie. Bezradna istota
kocha swego opiekuna, gdyŜ jej Ŝycie zaleŜy od niego; dziecko kocha swoich rodziców, poniewaŜ ich
potrzebuje. Miłość zaczyna się rozwijać dopiero wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie mogą się nam rta nic
przydać. Jest rzeczą charakterystyczną, Ŝe w Starym Testamencie głównym przedmiotem ludzkiej miłości jest
ubogi, obcy, wdowa i sierota, a wreszcie wróg narodowy - Egipcjanin i Edomita. Odczuwając litość do bezradnej
istoty, człowiek zaczyna rozwijać w sobie miłość do swego brata; a i w miłości własnej kocha równieŜ tego, kto
potrzebuje pomocy: słabą, niepewną istotę ludzką. Litość zawiera w sobie element poznania
i utoŜsamienia. „Znacie serce obcego - mówi Stary Testament - bo sami byliście obcy w kraju Egiptu... d l a t e g o
k o c h a j c i e o b c e g o".
13
B. MIŁOŚĆ MATCZYNA
Zajmowaliśmy się juŜ istotą miłości matczynej w poprzednim rozdziale, kiedy rozpatrywaliśmy róŜnicę pomiędzy
miłością macierzyńską a ojcowską. Miłość matczyna jest, jak się tam wyraziłem, niczym nie uwarunkowaną
afirmacją Ŝycia dziecka i jego potrzeb. Do tego określenia naleŜy tu jednak dodać jeden bardzo waŜny szczegół.
Afirmacją Ŝycia dziecka posiada dwa aspekty; pierwszy z nich to odpowiedzialność i troska o dziecko,
absolutnie niezbędne do zachowania go przy Ŝyciu i zapewnienia mu rozwoju. Drugi dotyczy spraw sięgających
dalej aniŜeli samo przetrwanie. Jest nim nastawienie, które wpaja dziecku m i-1 o ś ć Ŝ y c i a , które daje mu
przeświadczenie, Ŝe dobrze jest Ŝyć, dobrze jest być małym chłopcem czy dziewczynką, dobrze jest być na
ś
wiecie. Oba te aspekty miłości matczynej bardzo zwięźle wyraŜa biblijna historia o stworzeniu świata. Bóg
stwarza świat i człowieka. WyraŜa to afirmację istnienia. Ale na tym nie dosyć. KaŜdego dnia tworzenia przyrody,
zakończonego stworzeniem człowieka. Bóg mówi: „To jest dobre". Podobnie miłość matczyna na tym drugim
etapie kaŜe dziecku czuć, Ŝe dobrze jest się urodzić; przekonanie to wpaja dziecku nie tylko samo pragnienie
utrzymania się przy Ŝyciu, ale i miłość do Ŝycia. Tę samą ideę wyraŜa chyba takŜe inny symbol biblijny. Ziemia
Obiecana (ziemia jest zawsze symbolem matki) opisana jest tam jako „mlekiem i miodem płynąca". Mleko jest
16
symbolem pierwszego aspektu miłości, tego, którego treścią jest troska i afirmacją. Miód symbolizuje słodycz
Ŝ
ycia, jego ukochanie i szczęście z powodu tego, Ŝe się Ŝyje. Większość matek potrafi ofiarowywać wyłącznie
„mleko", bardzo niewiele potrafi dawać równieŜ „miód". Aby móc dawać „miód", matka musi być nie tylko
„dobrą matką", ale i szczęśliwym człowiekiem - a to nieczęsto się zdarza. Działa to na dziecko w sposób
przemoŜny. Ukochanie Ŝycia przez matkę jest równie zaraźliwe jak jej niepokój. Oba te uczucia wywieraj ą bardzo
głęboki wpływ na całą osobowość dziecka; bez trudu moŜna rozróŜnić te wśród dzieci - a takŜe wśród dorosłych
- które otrzymywały samo „mleko", od tych, które otrzymały „mleko i miód".
W przeciwieństwie do miłości braterskiej i miłości erotycznej, która jest miłością między równymi
partnerami, stosunek między matką a dzieckiem z samej swojej natury jest stosunkiem nierównym, w którym
jedna osoba potrzebuje wszelkiej pomocy, a druga jej udziela. Właśnie ze względu na ten altruistyczny,
pozbawiony egoizmu charakter, miłość matczyną uwaŜa się za najwyŜszy rodzaj miłości, za najświętszą spośród
wszystkich uczuciowych więzi. Wydaje się jednak, Ŝe prawdziwym osiągnięciem matczynej miłości nie jest jej
miłość do niemowlęcia, lecz jej uczucie do rosnącego dziecka. PrzewaŜająca większość matek kocha swoje
dzieci, póki są małe i całkowicie od niej zaleŜne. Większość kobiet pragnie mieć dzieci i cieszy się nowo
narodzonym dzieckiem oraz gorliwie się o nie troszczy. Dzieje się tak mimo tego, Ŝe nie „otrzymują" one od
dziecka nic w zamian poza uśmiechem lub wyrazem zadowolenia malującym się na jego twarzy. Wydaje się, Ŝe
taki stosunek do miłości wynika częściowo z głęboko zakorzenionego zespołu instynktów, który moŜna spotkać
zarówno u zwierząt, jak i u kobiet. Ale niezaleŜnie od znaczenia, jakie moŜe mieć ten czynnik instynktu, działają tu
równieŜ specyficznie ludzkie czynniki psychologiczne, które rodzą ten typ miłości macierzyńskiej. Jeden z nich
moŜna odnaleźć w elemencie narcyzmu miłości matczynej. PoniewaŜ kobieta dalej odczuwa niemowlę jako część
samej siebie, jej miłość i zaślepienie moŜe być zaspokojeniem jej narcyzmu. Innym umotywowaniem moŜe być
pragnienie władzy lub posiadania u matki. Bezradne i najzupełniej zdane na jej wolę dziecko zaspokaja w
sposób naturalny władcze i zaborcze instynkty kobiety.
ChociaŜ z tego samego rodzaju motywami spotykamy się często, są one prawdopodobnie mniej waŜne i
mniej powszechne niŜ motyw, który moŜna nazwać potrzebą transcendencji.
Jest to jedna z najbardziej podstawowych potrzeb człowieka i wywodzi się z głęboko zakorzenionej w
człowieku świadomości, Ŝe nie zadowala go rola istoty stworzonej, Ŝe nie chce pogodzić się z rolą kostki do gry
wyrzucanej z kubka. Człowiek chce się czuć twórcą, kimś, kto wykracza poza bierną rolę tego, kto został
stworzony. Wiele dróg prowadzi do radości tworzenia; najbardziej naturalną i najprostszą jest troska i miłość
matki do swojego tworu. Wykracza ona poza samą siebie w swym stosunku do dziecka, miłość do dziecka nadaje
jej Ŝyciu znaczenie i waŜność. (Właśnie w fakcie, Ŝe męŜczyzna nie moŜe zaspokoić swojej potrzeby
transcendencji, dając Ŝycie dziecku, tkwi przyczyna, Ŝe dąŜy on do jej zaspokajania tworząc róŜne dzieła rąk czy
teŜ myśli).
Ale dziecko musi rosnąć. Musi opuścić łono matki, musi odejść od jej piersi; musi w końcu stać się całkowicie
samodzielną istotą. Kwintesencją miłości matczynej jest troska o rozwój dziecka, co oznacza, Ŝe chce ona, aby
dziecko oddzieliło się od niej. Tu leŜy zasadnicza róŜnica między miłością macierzyńską a miłością erotyczną. W
tej ostatniej dwoje ludzi, którzy dotąd byli oddzielnymi istotami, stają się jednością. Natomiast w miłości
matczynej dwoje ludzi będących jednością rozdziela się. Matka musi to nie tylko tolerować, musi chcieć pomóc w
tym odejściu. Właśnie na tym etapie miłość matczyna staje się tak trudnym zadaniem, poniewaŜ wymaga
bezinteresowności, zdolności dawania wszystkiego, nie pragnąc w zamian nic poza szczęściem ukochanej istoty. I
właśnie na tym etapie wiele matek nie jest w stanie wywiązać się z zadań, jakie stawia przed nimi miłość do
dziecka. Kobieta zapatrzona w siebie, władcza i zaborcza, moŜe być „kochającą" matką, póki dziecko jest małe.
Jedynie prawdziwie kochająca kobieta, która jest szczęśliwsza, kiedy daje, niŜ kiedy bierze, która mocno stoi na
własnych nogach, moŜe być naprawdę kochającą matką nawet wtedy, kiedy jej dziecko zaczyna się od niej
oddalać.
Miłość matki do dorastającego dziecka, miłość, która dla siebie nie chce nic, jest moŜe najtrudniej
osiągalną formą miłości, a przy tym chyba najbardziej zwodniczą z powodu łatwości, z jaką matce przychodzi
kochać małe dziecko. Ale właśnie dlatego kobieta moŜe być prawdziwie kochającą matką tylko wtedy, gdy umie k
o c h a ć; jeŜeli potrafi kochać swego męŜa, inne dzieci, obcych i wszystkich ludzi. Kobieta, która nie jest zdolna
do takiego uczucia, moŜe być czułą matką jedynie wtedy, gdy dziecko jest małe, ale nie moŜe być kochającą
matką. Sprawdzianem jej prawdziwej miłości jest gotowość do pogodzenia się z odejściem dziecka - i darzenie
go uczuciem nawet wtedy, gdy juŜ odejdzie.
C. MIŁOŚĆ EROTYCZNA
Podczas gdy miłość macierzyńska jest miłością do bezradnych stworzeń, miłość braterska jest miłością
między równymi. Mimo Ŝe oba te uczucia O róŜnią się od siebie, łączy je to, Ŝe z samej istoty nie ograniczają
się do
17
jednej osoby. JeŜeli kocham mego brata, kocham wszystkich moich braci, jeŜeli kocham moje dziecko, kocham
wszystkie moje dzieci; posuwam się nawet dalej i kocham wszystkie dzieci potrzebujące mojej pomocy.
Przeciwieństwem obu tych typów miłości jest miłość erotyczna; jest ona pragnieniem całkowitego połączenia się,
zespolenia z drugim człowiekiem. Z samej swej natury jest wyłączna i niepowszechna; jest ona równieŜ moŜe
najbardziej zwodnicza spośród wszystkich form miłości.
Przede wszystkim często myli się ją z gwałtownym uczuciem „zakochania się", nagłym opadnięciem barier
istniejących do pewnej chwili między dwojgiem obcych sobie ludzi. Ale, jak wykazaliśmy uprzednio, to uczucie
nagłej zaŜyłości jest z samej swej natury krótkotrwałe. Kiedy obcy człowiek stal się kimś dobrze znanym, nie ma
juŜ bariery do przebycia i pozbawieni zostajemy przyjemności, jaką przynosi nagłe osiąganie bliskości.
„Ukochaną" osobę zaczyna się znać tak dobrze, albo powiedzmy raczej-tak mało-jak siebie samego. Gdyby
głębiej doznawało się istnienia drugiego człowieka, gdyby moŜna było odczuć nieskończoność jego osobowości —
nigdy by nie wydawał się tak znany i cud pokonywania barier mógłby powtarzać się kaŜdego dnia od nowa. Ale
większość szybko załatwia się z problemem zbadania swej własnej osoby, a takŜe i innych, i uznaje sprawę za
wyczerpaną. W ich odczuciu droga do zaŜyłości prowadzi głównie przez kontakt seksualny. PoniewaŜ wiedzą z
własnego doświadczenia, Ŝe odosobnienie drugiego człowieka jest przede wszystkim odosobnieniem fizycznym,
fizyczne zespolenie oznacza przezwycięŜenie tego odosobnienia.
Poza tym istnieją jeszcze inne czynniki, które dla wielu ludzi oznaczają moŜliwość przezwycięŜenia
osamotnienia. Rozmowy o swoim osobistym Ŝyciu, o swoich nadziejach i niepokojach, ukazywanie siebie od
strony dziecinnej lub wręcz dziecięcej, odnajdywanie wspólnych zainteresowań - wszystko to uwaŜa się za
przezwycięŜenie osamotnienia. Nawet okazywanie gniewu, nienawiści czy całkowitego braku hamulców traktuje
się jako formy zaŜyłości; moŜna tym tłumaczyć wypaczony pociąg, jaki często odczuwają wobec siebie pary
małŜeńskie, które wydają się sobie bliskie jedynie w łóŜku albo wtedy, gdy dają upust swojej wzajemnej
nienawiści czy wściekłości. Ale zaŜyłość przejawiająca się w takich formach zmierza do stopniowego zaniku w
miarę upływu czasu. W rezultacie zaczyna się szukać miłości z kimś innym, z jakimś nowym obcym. Znowu
obcy człowiek przekształca się w „bliską" osobę, znowu uczucie zakochania się jest podniecające i mocne - i
znowu powoli, stopniowo zaczyna tracić tę intensywność i kończy się pragnieniem nowego podboju, nowej
miłości. I niezmiennie towarzyszy temu złudzenie, Ŝe nowa miłość będzie inna niŜ poprzednie. Tworzenie się tych
złudzeń w wysokim stopniu wspomaga zwodniczy charakter poŜądania seksualnego.
PoŜądanie seksualne zmierza do zespolenia; nie jest ono bynajmniej jedynie fizyczną Ŝądzą, pozbyciem
się bolesnego napięcia. Ale poŜądanie seksualne moŜe pobudzić niepokój wywołany samotnością, pragnienie, aby
zdobyć lub zostać zdobytym, próŜność, chęć zadania bólu, a nawet niszczenia — w takim samym stopniu, jak
moŜe je pobudzić miłość. Wydaje się, Ŝe poŜądanie seksualne moŜe stopić się z jakąkolwiek silną emocją lub być
przez nią pobudzone, a miłość stanowi tylko jedną z ("j nich. PoniewaŜ większość ludzi łączy poŜądanie
seksualne z pojęciem \j miłości, łatwo dochodzą do błędnego mniemania, Ŝe się kochają, kiedy ' poŜądają się
fizycznie. Miłość moŜe budzić pragnienie seksualnego zespolenia, a wtedy stosunek fizyczny pozbawiony jest
łapczywości, pragnienia ujarzmienia kogoś lub chęci, aby samemu zostać ujarzmionym, przepojony jest
natomiast czułością. JeŜeli to nie miłość pobudza pragnienie fizycznego zespolenia, jeŜeli miłość fizyczna nie jest
równocześnie miłością braterską, nigdy nie prowadzi do związku, który by nie miał charakteru orgiastycznego i
nie był przemijający. Pociąg seksualny tworzy na krótko złudzenie związku, a jednak bez miłości „związek" ten
pozostawia obcych równie daleko od siebie, jak byli przedtem - zdarza się niekiedy, Ŝe zaczynają się siebie
wstydzić lub nawet nienawidzić; kiedy znikają złudzenia, dwoje ludzi zaczyna odczuwać wobec siebie chłód i
obcość jeszcze wyraźniej niŜ uprzednio. Czułość nie jest bynajmniej, jak to utrzymywał Freud, sublimacją
instynktu seksualnego; jest bezpośrednim wynikiem braterskiej miłości i istnieje zarówno w fizycznej, jak i w
niefizycznej formie miłości.
W miłości erotycznej panuje wyłączność, której brak w miłości braterskiej i macierzyńskiej. Ten
ekskluzywny charakter miłości erotycznej stanowi podstawę dalszych rozwaŜań. Nierzadko ekskluzywność
miłości erotycznej interpretuje się fałszywie jako przywiązanie oparte na chęci posiadania. Często moŜna
spotkać dwoje „zakochanych" w sobie ludzi, którzy poza tym nie kochają nikogo. Ich miłość jest w
rzeczywistości egotyzmem a deux; są dwojgiem ludzi, utoŜsamiających się wzajemnie, którzy problem
osamotnienia rozwiązują powiększając zasięg jednostki do dwóch osób. Czują, Ŝe udaje im się przezwycięŜyć
samotność, a jednak, wobec tego, iŜ są oddzieleni od reszty ludzkości, pozostają odseparowani jedno od
drugiego i są dla siebie zupełnie obcy; zespolenie, jakie odczuwają, jest złudzeniem. Miłość erotyczna jest
ekskluzywna, lecz kocha ona w drugim człowieku całą ludzkość, wszystko, co Ŝywe. Jest ekskluzywna tylko w
tym sensie, Ŝe pozwala zespolić się w pełni i mocno tylko z jednym człowiekiem. Miłość erotyczna wyklucza
miłość w stosunku do innych ludzi tylko w sensie erotycznego związku, pełnego związania się we wszystkich
aspektach Ŝycia - ale bynajmniej nie w sensie głębokiej miłości braterskiej.
Miłość erotyczna, jeŜeli jest miłością, ma jedną przesłankę. Kocham z głębi mojej istoty - i przeŜywam
drugiego człowieka równieŜ do głębi jego lub jej istoty. A istota wszystkich ludzi jest identyczna. Wszyscy
jesteśmy częścią Jedności; jesteśmy Jednością. Jeśli tak jest, nie powinno stanowić Ŝadnej róŜnicy, kogo kochamy.
18
Miłość powinna być zasadniczo aktem woli, decyzji całkowitego oddania Ŝycia Ŝyciu drugiego człowieka. Jest to w
rzeczywistości rozumowe uzasadnienie idei nierozerwalności małŜeństwa i szeregu innych form tradycyjnego
związku, w którym dwój e partnerów nigdy się nie wybiera wzajemnie, lecz zostaj ą dla siebie wybrani - i mimo to
oczekuje się od nich wzajemnej miłości. We współczesnej kulturze Zachodu zasada ta wydaje się zupełnie
fałszywa. Miłość ma powstać w wyniku spontanicznej emocjonalnej reakcji - nagiego opanowania przez uczucie,
któremu nie sposób się oprzeć. Z takiej perspektywy widzi się jedynie swoiste cechy dwóch zainteresowanych
jednostek - a nie fakt, Ŝe wszyscy męŜczyźni są cząstką Adama, a wszystkie kobiety cząstką Ewy. Nie dostrzega się
w miłości erotycznej bardzo doniostego czynnika, jakim jest wola. Kochanie kogoś to nie tylko sprawa silnego
uczucia - to równieŜ decyzja, osąd. obietnica. Gdyby miłość była wyłącznie uczuciem, nie byłoby podstawy do
obietnicy dozgonnej wzajemnej miłości. Uczucie przychodzi i moŜe odejść. Skąd mogę wiedzieć, czy pozostanie
ono na zawsze, skoro w mój akt nie jest włączony ani osąd, ani decyzja?
Biorąc pod uwagę te wszystkie poglądy, moŜna by dojść do wniosku, Ŝe miłość jest wyłącznie aktem
woli i oddania się i Ŝe dlatego rzeczą zasadniczo obojętną jest, kim są dwie kochające się osoby. Czy małŜeństwo
zostało zaaranŜowane przez innych, czy było wynikiem osobistego wyboru, jeśli zostało zawarte, akt woli
powinien gwarantować trwałość miłości. Pogląd ten zdaje się nie uwzględniać paradoksalnego charakteru
natury ludzkiej i miłości erotycznej. Wszyscy jesteśmy jednością - a jednak kaŜdy z nas jest jedyną w swoim
rodzaju, niepowtarzalną istotą. W naszych stosunkach z innymi ludźmi powtarza się ten sam paradoks. PoniewaŜ
wszyscy jesteśmy jednością, moŜemy kochać w duchu miłości braterskiej kaŜdego w taki sam sposób. Ale skoro
równocześnie wszyscy róŜnimy się od siebie, miłość erotyczna wymaga pewnych swoistych, zupełnie
indywidualnych czynników; mogą się one wytworzyć między pewnymi ludźmi, ale nie między wszystkimi.
Oba zatem poglądy, jeden, Ŝe miłość erotyczna jest całkowicie indywidualnym pociągiem istniejącym wyłącznie
pomiędzy dwojgiem ściśle określonych osób, zarówno jak i drugi, który przyjmuje, Ŝe miłość erotyczna jest
niczym innym jak aktem woli - są prawdziwe - albo, jak moŜna to wyrazić trafniej, prawda nie leŜy ani tu, ani
tam. Tak więc pogląd, Ŝe wzajemny stosunek, jeśli nie znalazło się w nim szczęścia, moŜna bez trudu rozwiązać,
jest równie błędny jak pogląd, Ŝe nie moŜna go rozwiązać w Ŝadnych okolicznościach.
D. MIŁOŚĆ SAMEGO SIEBIE
Jak nie budzi Ŝadnych zastrzeŜeń pojęcie miłości skierowanej ku róŜnym obiektom, tak szeroko
rozpowszechniony jest pogląd, Ŝe kochanie innych jest cnotą, natomiast mitość siebie samego jest grzeszna.
Zakłada się, Ŝe o ile kocham siebie, o tyle nie kocham innych, Ŝe mitość własna jest tym samym co egoizm. W
myśli zachodniej pogląd ten jest bardzo stary. Kalwin wyraŜa się o miłości siebie samego jako o „pladze". Freud
mówi o miłości własnej w kategoriach psychiatrycznych, niemniej ocenia ją tak samo jak Kalwin. Dla niego
miłość własna jest tym samym co narcyzm, libido skierowanym ku samemu sobie. Narcyzm jest najwcze-
ś
niejszym stadium rozwoju człowieka, a osobnik, który w późniejszym Ŝyciu powraca do tego narcystycznego
stadium, nie jest zdolny do miłości; w przypadkach krańcowych jest człowiekiem obłąkanym. Freud twierdzi, Ŝe
miłość jest ujawnieniem się libido i Ŝe libido albo zwraca się w kierunku innych ludzi - mamy wtedy do
czynienia z miłością -albo teŜ w kierunku własnym - i wtedy mówimy o miłości siebie samego. Miłość i miłość
samego siebie wykluczają się wzajemnie w tym sensie, Ŝe im więcej jest pierwszej, tym mniej drugiej. Jeśli miłość
samego siebie jest rzeczą złą, wynika z tego, Ŝe jej brak jest cnotą.
Powstaje kwestia, czy obserwacja psychologiczna potwierdza tezę o istnieniu zasadniczej sprzeczności
między miłością samego siebie a miłością innych? Czy miłość własna jest tym samym co egoizm, czy teŜ są to
pojęcia przeciwstawne? Co więcej, czy egoizm dzisiejszego człowieka naprawdę jest z a i n t e r e s o w a n i e m s i ę
s o b ą s a m y m jako jednostką z jej wszystkimi intelektualnymi, emocjonalnymi i zmysłowymi moŜliwościami?
Czy człowiek nie stał się dodatkiem do swej socjo-ekonomicznej roli? C z y j e g o e g o i z m
j e s t i d e n t y c z n y z m i ł o ś c i ą w ł a s n ą , c z y t e Ŝ mo Ŝ e j e s t w y n i k i e m j e j b r a k u ?
Zanim zaczniemy się zastanawiać nad psychologicznym aspektem egoizmu i miłości własnej, powinno się
podkreślić logiczny błąd tkwiący w mniemaniu, Ŝe miłość innych i miłość samego siebie wzajemnie się
wykluczają. JeŜeli jest cnotą kochać mego sąsiada - jako ludzką istotę - musi być cnota, a nie grzechem kochać
samego siebie, jako Ŝe i ja jestem istotą ludzką. Nie ma takiego pojęcia człowieka, które by nie obejmowało
równieŜ i mnie. Doktryna głosząca takie wyłączenie zawiera wewnętrzną sprzeczność. Myśl wyraŜona w
biblijnym nakazie: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" zakłada, Ŝe poszanowania własnej integralności
i niepowtarzalności, miłości i zrozumienia dla swego ja nie moŜna oddzielić od poszanowania, miłości i
zrozumienia innej istoty. Miłość własnego ja jest nierozerwalnie związana z miłością kaŜdego innego człowieka.
Dotarliśmy teraz do podstawowych przesłanek psychologicznych, na których zbudowane są wnioski naszego
rozumowania. Ogólnie rzecz biorąc, przesłanki te są następujące: nie tylko inni ludzie, lecz i my sami jesteśmy
obiektami naszych uczuć i postaw; postawy wobec innych i wobec nas samych nie tylko nie są sprzeczne, lecz są
w sposób zasadniczy z e s p o l o n e . W odniesieniu do omawianego problemu oznacza to, Ŝe miłość innych i miłość
19
nas samych nie stanowi alternatywy wykluczających się moŜliwości. Wprost przeciwnie, nastawienie, by kochać
siebie samego, występuje u wszystkich, którzy są zdolni kochać innych. M i ł o ś ć w zasadzie j e s t
n i e p o d z i e l n a w z a k r e s i e z w i ą z k u p o m i ę d z y o b i e k t a m i a c z y i m ś w ł a s n y m j a . Prawdziwa
miłość jest wyrazem produktywności i zawiera w sobie troskę, poszanowanie, odpowiedzialność, poznanie. Nie
jest „afektem" w sensie ulegania czyjemuś oddziaływaniu, lecz czynnym dąŜeniem do rozwoju i szczęścia osoby,
którą się kocha, mającym swe źródło w zdolności kochania.
Kochać kogoś to uruchomić i skoncentrować siły miłości. Podstawowa afirmacja zawarta w miłości kieruje się ku
ukochanej osobie stającej się wcieleniem najistotniejszych ludzkich cech. Miłość do jednego człowieka zakłada
miłość do człowieka w ogóle. Rodzaj „podziału pracy" — jak to nazywa William James —przy którym ktoś kocha
własną rodzinę, ale nie okazuje Ŝadnych uczuć wobec „obcego" człowieka, jest dowodem generalnej niezdolności
kochania. Miłość do człowieka nie jest, jak się często przypuszcza, uogólnieniem miłości do określonej osoby,
lecz stanowi jej przesłankę, chociaŜ genetycznie wywodzi się z miłości do określonych jednostek.
Wynika z tego, Ŝe moje własne ja musi być w równym stopniu co inny człowiek obiektem mojej miłości.
A f i r m a c j a Ŝ yc i a , szczęście, r o z wó j i wo l no ść m a j ą s w o j e ź r ó d ł o we w ł a s n e j z d o l n o ś c i
k o c h a n i a , to znaczy w trosce, szacunku, odpowiedzialności i poznaniu. JeŜeli człowiek potrafi kochać w sposób
produktywny, kocha równieŜ samego siebie; jeŜeli potrafi kochać t y l k o innych, nie potrafi kochać w ogóle.
Zakładając, Ŝe miłość samego siebie i innych w zasadzie się łączą, jak wyjaśnimy egoizm, który oczywiście
wyklucza jakiekolwiek prawdziwe zainteresowanie bliźnim? Człowiek samolubny interesuje się wyłącznie sobą,
chce mieć wszystko dla siebie, nie czuje Ŝadnej przyjemności dając i potrafi tylko brać. Na świat zewnętrzny
patrzy jedynie z punktu widzenia osobistych korzyści; nie obchodzą go potrzeby innych, nie okazuje
poszanowania dla ich godności i integralności. Nie widzi poza sobą nikogo; ocenia kaŜdego i wszystko pod
kątem przydatności dla siebie samego, jest generalnie niezdolny do miłości. Czy nie dowodzi to, Ŝe
zainteresowanie innymi i zainteresowanie sobą samym są nieuchronnie przeciwstawne? Byłoby tak, gdyby
egoizm i miłość własna były tym samym. Lecz załoŜenie takie jest akurat błędem, który doprowadził do tylu
mylnych wniosków dotyczących naszego problemu. E g o i z m i m i ł o ś ć w ł a s n a n i e t y l k o n i e
są t y m s a m y m , a l e są w r ę c z p r z e c i w s t a w n e . Egoista kocha siebie nie za wiele, ale za
mało; w rzeczywistości nienawidzi siebie. Ten brak czułości i troski o siebie, który jest tylko jednym z
przejawów braku produktywności, sprawia, Ŝe egoista czuje się pusty i zawiedziony. Nieuchronnie staje się
nieszczęśliwy i gorączkowo usiłuje ciągnąć z Ŝycia zadowolenie, którego osiągnięcie sam sobie uniemoŜliwia.
Wydaje się, Ŝe człowiek taki zbytnio dba o siebie, w rzeczywistości jednak dokonuje tylko bezowocnych prób, aby
ukryć i jakoś zrekompensować niepowodzenia w pielęgnacji swojego prawdziwego ja. Freud utrzymuje, Ŝe
egoista pełen jest samouwielbienia, jakb y odwrócił swoją mitość od innych i skierował ją ku własnej osobie.
P r a w d a , Ŝe e g o i ś c i n i e p o t r a f i ą k o c h a ć i n n y c h , a l e n i e p o t r a f i ą t e Ŝ
k o c h a ć s i e b i e s a m y c h.
Łatwiej jest zrozumieć egoizm porównując go z zachłannym zainteresowaniem się innymi, z czym
spotykamy się na przykład u przesadnie troskliwej matki. Choć jest najgłębiej przekonana, Ŝe jest ogromnie czuła
dla swojego dziecka, w istocie odczuwa głęboko ukrywaną wrogość wobec obiektu swego zainteresowania. Jej
zainteresowanie jest przesadne nie dlatego, Ŝe zbyt mocno kocha dziecko, ale dlatego, Ŝe musi rekompensować
niemoŜność kochania w ogóle.
Ta teoria istoty egoizmu zrodziła się z psychoanalitycznych badań neurotycznego „braku egoizmu",
symptomu nerwicy spotykanego u niemałej ilości ludzi, którzy jednak nie cierpią zazwyczaj z powodu tego
objawu, lecz innych z nim związanych, jak depresja, zmęczenie, niezdolność do pracy, zawody w sprawach
miłosnych itp. Brak egoizmu nie tylko nie jest odczuwany jako symptom choroby; często jest on tą jedyną
zbawczą cechą charakteru, którą tacy ludzie się chlubią. „Nieegoistyczny" człowiek „nie chce niczego dla siebie",
„Ŝyje tylko dla innych", jest dumny z tego, Ŝe nie uwaŜa się za kogoś waŜnego. Dziwi go bardzo, iŜ mimo Ŝe nie
jest egoistą, jest nieszczęśliwy i Ŝe jego stosunki z najbliŜszymi nie układają się najlepiej. Badania wykazują, Ŝe
brak egoizmu tego człowieka nie występuje obok innych symptomów choroby, lecz jest właśnie jednym z nich, i
to często tym najwaŜniejszym; Ŝe cierpi
on na paraliŜ zdolności kochania, radości z czegokolwiek; Ŝe jest pełen wrogości wobec Ŝycia i Ŝe poza fasadą
„braku egoizmu" kryje się subtelny, niemniej jednak ostry egocentryzm. Człowieka takiego moŜna wyleczyć
jedynie wtedy, jeŜeli jego „brak egoizmu" równieŜ uzna się za jeden z symptomów chorobowych, łącznie z
innymi, i wyciągnie się go z bezproduktywności, leŜącej u podstaw zarówno jego „braku egoizmu", jak i szeregu
innych niedomagań.
Istota „braku egoizmu" przejawia się szczególnie wyraźnie w skutkach, jakie wywiera na otoczeniu; w
naszej kulturze najczęściej we wpływie, jaki „nieegoistyczna" matka wywiera na swoje dzieci. Wierzy ona, Ŝe
dzięki temu, iŜ jest pozbawiona egoizmu, jej dzieci odczują, co to znaczy być kochanym, i nauczą się z kolei, co
to znaczy kochać. JednakŜe skutek wywołany jej „brakiem egoizmu" w najmniejszym nawet stopniu nie
odpowiada oczekiwaniom. Dzieci nie okazują szczęścia istot przekonanych, Ŝe się je kocha; są niespokojne,
pełne napięcia, boją się wywołać niezadowolenie matki i starają się postępować tak, aby nie zawieść jej
oczekiwań. Na ogół odbija się na nich ukrywana wrogość matki wobec Ŝycia, którą raczej wyczuwają, niŜ zdają
20
sobie z niej jasno sprawę, i w końcu nasiąkają nią same. Ogółem biorąc, wpływ „nieegoistycznej" matki nie róŜni
się wiele od wpływu matki egoistki, a w istocie jest on często gorszy, poniewaŜ jej „brak egoizmu" powstrzymuje
dzieci od krytycznej oceny jej postępowania. CiąŜy na nich obowiązek, by nie sprawiać jej zawodu; pod
płaszczykiem cnoty uczy się je niechęci do Ŝycia. JeŜeli ktoś ma okazję zaobserwować, jaki wpływ moŜe
wywierać matka, w której Ŝyje prawdziwa miłość własna, zobaczy, Ŝe nic skuteczniej nie wpaja dziecku pojęcia,
czym jest miłość, radość i szczęście, jak to Ŝe jest kochane przez matkę, która kocha sama siebie.
Trudno o lepsze podsumowanie poglądów na temat miłości samego siebie jak słowa wypowiedziane na
ten temat przez Mistrza Eckharta: „JeŜeli kochasz samego siebie, kochasz kaŜdego tak, jak kochasz siebie. Jeśli
kochasz innego człowieka mniej niŜ siebie samego, nie umiesz prawdziwie kochać siebie, jeŜeli jednak kochasz
wszystkich jednakowo, włączając w to i siebie, będziesz wszystkich kochał jak jedną osobę, a tą osobą jest
zarówno Bóg, jak i człowiek. A zatem ten jest wspaniałym i prawym człowiekiem, kto kochając siebie, w ten
sposób kocha wszystkich".
E. MIŁOŚĆ BOGA
Stwierdzono powyŜej, Ŝe podstawową przyczyną naszej potrzeby miłości jest uczucie osamotnienia i
wynikające zeń pragnienie przezwycięŜenia niepokoju wywołanego tym osamotnieniem poprzez uczucie
zespolenia. Religijna forma miłości, ta, która nazywa się miłością Boga, nie jest, uŜywając terminów
psychologicznych, niczym innym. I ona wypływa z potrzeby przezwycięŜenia samotności i osiągnięcia zespolenia.
W rzeczywistości miłość Boga posiada tyle róŜnych właściwości i aspektów, ile ma ich miłość człowieka;
odnajdujemy tu równieŜ w znacznej mierze podobne zróŜnicowanie.
We wszystkich teistycznych religiach, obojętne, czy są one politeistyczne, czy monoteistyczne, Bóg
reprezentuje wartość najwyŜszą, dobro najbardziej upragnione. Tak więc swoistość znaczenia Boga zaleŜy od
tego, co dla danego człowieka stanowi owo dobro najbardziej upragnione. Aby zrozumieć pojęcie Boga, naleŜy
rozpocząć od analizy struktury człowieka, który Boga wielbi.
Rozwój rodzaju ludzkiego na podstawie naszych o nim wiadomości moŜna scharakteryzować jako
uwalnianie się człowieka od natury, od matki, od więzów krwi i ziemi. W początkach historii ludzkiej człowiek,
mimo Ŝe juŜ pozbawiony pierwotnej jedności z naturą, ciągle jeszcze trzyma się kurczowo tych początkowych
więzów. Powracając do nich czuje się bezpieczny. WciąŜ jeszcze odczuwa swoją toŜsamość ze światem
zwierzęcym i roślinnym i próbuje odnaleźć tę jedność poprzez ścisły związek ze światem natury. Wiele
prymitywnych wierzeń odzwierciedla to stadium rozwojowe. Zwierzę zostaje przekształcone w totem; podczas
najbardziej uroczystych aktów religijnych albo na wojnach nosi się maski zwierzęce, czci się zwierzę jak Boga. W
późniejszym stadium rozwoju, kiedy ludzka zręczność osiągnęła juŜ poziom rzemieślniczy i artystyczny, kiedy
człowiek przestaje być wyłącznie zdany na dary natury — na owoc, który znajdzie, lub zwierzę, które zabije -
człowiek przeobraŜa się w boga dzieła swoich rąk. Jest to okres oddawania czci boŜkom wyrabianym z gliny,
srebra lub złota. Człowiek przenosi swoje własne siły i umiejętności na przedmioty, jakie tworzy, i w tak
wyalienowany sposób czci swoją dzielność, swoje dobra. W jeszcze późniejszym okresie człowiek nadaje swym
bóstwom postać ludzką. Wydaje się, Ŝe mogło to nastąpić dopiero wówczas, gdy w jeszcze większym stopniu
uświadomił sobie samego siebie, kiedy odkrył, Ŝe człowiek jest najwyŜszą i najczcigodniejszą „rzeczą" na
ś
wiecie. W tej fazie czci antropomorficznego boga obserwujemy rozwój w dwóch zakresach. Jeden dotyczy
kobiecej lub męskiej natury bogów, drugi stopnia dojrzałości, jaki człowiek osiągnął, określającego zarówno
charakter jego bogów, jak i charakter miłości, jaką ku nim Ŝywi.
Pomówmy najpierw o przejściu od religii, w której najwaŜniejszą osobą jest matka, do religii
koncentrującej się na ojcu. Zgodnie z wielkimi i przełomowymi odkryciami Bachofena i Morgana w połowie
XIX wieku, mimo Ŝe ich poglądy odrzuciła większość kół akademickich, moŜna prawie z całą pewnością
stwierdzić, Ŝe w wielu kulturach patria-rchalną fazę religii poprzedzała faza matriarchatu. W fazie tej najwaŜ-
niejszą postacią jest matka. Ona jest boginią, ona równieŜ sprawuje władzę w rodzinie i w społeczeństwie. Aby
zrozumieć istotę religii opartej na matriarchacie, musimy sobie jedynie przypomnieć, co powiedziano wyŜej o
istocie miłości matczynej. Miłość matki nie jest niczym uwarunkowana, jest wszechopiekuńcza,
wszechogarniająca; poniewaŜ miłość ta nie jest niczym uwarunkowana, nie moŜna nią równieŜ kierować ani nie
moŜna jej zdobyć. Jej obecność daje ukochanej osobie poczucie błogości, brak wytwarza uczucie zagubienia i
krańcowej rozpaczy. PoniewaŜ matka kocha swoje dzieci dlatego, Ŝe są jej dziećmi, a nie dlatego, Ŝe są „dobre",
posłuszne czy Ŝe spełniają jej Ŝyczenia i rozkazy, miłość macierzyńska zasadza się na równości. Wszyscy ludzie
są równi, poniewaŜ wszyscy są dziećmi matki, wszyscy są dziećmi Matki Ziemi.
Następne stadium ewolucji rodzaju ludzkiego, jedyne, o którym posiadamy gruntowną wiedzę i gdzie nie
musimy opierać się na wnioskach i rekonstrukcjach, to faza patriarchatu. W okresie tym matka zostaje
zdetronizowana ze swego najwyŜszego stanowiska. NajwyŜszą istotą staje się ojciec. Dzieje się tak zarówno w
religii, jak i w społeczeństwie. Z natury miłości ojcowskiej wynika, Ŝe stawia ona pewne Ŝądania, ustala zasady i
prawa; miłość do syna zaleŜy od jego podporządkowania się Ŝądaniom ojca. Ojciec najbardziej lubi tego syna,
21
który jest doń najbardziej podobny, tego, który mu okazuje najwięcej posłuszeństwa i który najlepiej się nadaje,
aby stać się jego sukcesorem i odziedziczyć jego mienie. (Rozwój społeczeństwa patriarchalnego idzie w parze z
rozwojem własności prywatnej). W następstwie tego społeczeństwo patriarchalne staje się hierarchiczne; równość
między braćmi ustępuje miejsca współzawodnictwu i wzajemnym walkom. Czy myślimy o kulturze hinduskiej,
egipskiej lub greckiej, czy judeochrześcijańskiej lub muzułmańskiej, znajdujemy się w obrębie świata
patriarchalnego, z jego męskimi bogami, nad którymi króluje jeden główny bóg lub z którego wyeliminowano
wszystkich bogów z wyjątkiem Jedynego Boga. Skoro jednak z ludzkiego serca nie da się wykorzenić pragnienia
miłości matki, trudno się dziwić, Ŝe postaci kochającej matki nigdy nie usunięto całkowicie z panteonu. W religii
Ŝ
ydowskiej powracają macierzyńskie aspekty Boga, szczególnie w róŜnych prądach mistycyzmu. W religii
katolickiej matkę symbolizuje Kościół i Matka Boska. Nawet protestantyzm nie usuwa całkowicie postaci Matki
Boskiej, choć pozostaje tam ona w ukryciu. Luter przyjął naczelną zasadę, Ŝe nic, co człowiek czyni, nie moŜe
sprowadzić miłości Boga. Miłość Boga jest łaską, postawa religijna to wiara w tę łaskę, to stanie się małym i
bezbronnym; Ŝadne dobre uczynki nie mogą wpłynąć na Boga ani sprawić, by Bóg nas kochał - wbrew temu, co
twierdzą doktryny katolickie. W katolickiej doktrynie na temat dobrych uczynków moŜemy rozpoznać elementy
patriarchalizmu; mogę zdobyć miłość ojca, okazując mu posłuszeństwo i spełniając jego Ŝądania. Natomiast
doktryna luterańska, mimo bardzo wyraźnie patriarchalnego charakteru, zawiera w sobie ukryty element
matriarchalny. Miłości matki nie moŜna zdobyć; po prostu albo jest, albo jej nie ma; wszystko, co mogę zrobić,
to wierzyć (jak mówi psalmista: „Aleś ty jest, któryś mnie wywiódł z Ŝywota, czyniąc mi dobrą nadzieję jeszcze
u piersi matki mojej"
16
) i przemienić się w bezradne, bezsilne dziecko. Cechą szczególną wiary luterańskiej jest to,
Ŝ
e postać matki usunięto w niej z eksponowanego miejsca i zastąpiono postacią ojca; zamiast pewności, Ŝe się jest
kochanym przez matkę, głęboko nurtująca człowieka wątpliwość i liczenie, wbrew wszelkim nadziejom, na
niczym nie uwarunkowaną miłość ojca stanowi jej rys zasadniczy.
Musiałem omówić tę róŜnicę między matriarchalnym i patriarchalnym elementem w religii, aby
wykazać, Ŝe charakter miłości Boga zaleŜy od matriarchalnych i patriarchalnych aspektów w danej religii. Aspekt
patriarchalny kaŜe mi kochać Boga jak ojca; zakładam, Ŝe jest on sprawiedliwy i surowy, Ŝe karze i nagradza, i
wreszcie Ŝe kiedyś wybierze mnie jako swego ulubionego syna, tak jak Bóg wybrał Abrahama Izraela, jak Izaak
wybrał Jakuba, jak Bóg wybiera swój wybrany naród. W matriarchalnym aspekcie religii kocham Boga j ak
wszechobejmującą matkę. Wierzę w jej miłość, w to, iŜ mimo Ŝe jestem biedny i słaby, mimo Ŝe zgrzeszyłem,
będzie mnie kochać, nie będzie wolała nade mnie Ŝadnego spośród swoich dzieci; cokolwiek się ze mną stanie,
pośpieszy mi z pomocą, ocali mnie i przebaczy. Nie trzeba podkreślać, Ŝe mojej miłości Boga i jego miłości ku
mnie nie da się rozdzielić. JeŜeli Bóg jest ojcem, kocha mnie jak syna, a ja kocham go jak ojca. JeŜeli Bóg jest
matką, jej miłość i moja miłość determinuje fakt, Ŝe jest matką.
RóŜnica między macierzyńskim a ojcowskim aspektem miłości Boga stanowi mimo wszystko tylko jeden
z czynników decydujących o istocie tej miłości; drugim jest stopień dojrzałości osiągnięty przez człowieka, a tym
samym dojrzałość jego pojęcia Boga i jego miłość ku niemu.
Odkąd ewolucja rodzaju ludzkiego doprowadziła od matriarchalnej struktury społeczeństwa i religii do
patriarchatu, moŜemy śledzić dojrzewanie miłości głównie w rozwoju religii patriarchalnej.'
7
W początkowym
stadium tego rozwoju widzimy despotycznego, zazdrosnego Boga, który uwaŜa stworzonego przez siebie
człowieka za swoją własność i który sądzi, Ŝe ma prawo czynić z nim wszystko, co mu się podoba. Jest to faza
religii, w której Bóg wypędza człowieka z raju, aŜeby nie jadł z drzewa wiadomości dobrego i złego i nie mógł
w ten sposób sam stać się Bogiem; jest to faza, w której Bóg postanawia wygubić rodzaj ludzki przez zesłanie
potopu, poniewaŜ nikt z ludzi nie zadowala go z wyjątkiem ulubionego syna Noego; jest to faza, w której Bóg Ŝąda
od Abrahama, aŜeby zabił swojego jedynego ukochanego syna Izaaka, by przez ten akt krańcowego
posłuszeństwa wykazał swą miłość do Boga. Ale równocześnie rozpoczyna się nowa faza; Bóg zawiera z Noem
przymierze, w którym przyrzeka, Ŝe nigdy nie wygubi rodzaju ludzkiego - jest to przymierze, którym on sam jest
związany; związany nie tylko swoimi przyrzeczeniami, lecz równieŜ zasadą sprawiedliwości. Na tej podstawie
Bóg musi ustąpić wobec Ŝądania Abrahama, aby oszczędził Sodomę, jeŜeli znajdzie się w niej choćby dziesięciu
sprawiedliwych. JednakŜe rozwój ten nie ogranicza się do przeistoczenia Boga z postaci despotycznego władcy
szczepowego w kochającego ojca, w ojca, którego obowiązują prawa przez niego samego ustanowione; rozwój
idzie w kierunku przeistoczenia Boga z postaci ojca w symbol jego zasad - sprawiedliwości, prawdy, miłości. Bóg
jest prawdą, Bóg jest sprawiedliwością. W tym stadium rozwoju Bóg przestaje być osobą, człowiekiem, ojcem;
staje się symbolem zasady jedności pod róŜnymi postaciami, wyobraŜeniem kwiatu, który rozkwitnie w
człowieku z nasienia duchowego. Bóg nie moŜe mieć imienia. Imię zawsze określa rzecz lub osobę, coś ogra-
niczonego, skończonego. Jak Bóg moŜe mieć imię, jeŜeli nie jest ani osobą, ani rzeczą?
Najbardziej uderzający epizod w tej przemianie zawarty jest w biblijnej historii objawienia się Boga
MojŜeszowi. Kiedy MojŜesz oświadcza Bogu, Ŝe Hebrajczycy nie uwierzą mu, Ŝe został posiany przez Niego,
póki nie będzie im mógł powiedzieć boskiego imienia (jak czciciele boŜków mogliby pojąć bezimiennego boga,
skoro najwaŜniejszą cechą boŜka jest posiadanie imienia?). Bóg idzie na ustępstwo. Mówi MojŜeszowi: „Jam jest,
którym jest" lub w innym przekładzie „Jam jest, którym się staję". „Staję się" oznacza, Ŝe Bóg nie jest
ograniczony, Ŝe nie jest ani osobą, ani „bytem". Najbardziej adekwatny przekład tego zdania brzmiałby: powiedz
22
im, Ŝe „imię moje jest bezimienne". Zakaz tworzenia jakichkolwiek wizerunków Boga, wymawiania jego imienia
nadaremno, a w końcu zakaz wymawiania go w ogóle, zmierza do tego samego celu, a mianowicie do uwolnienia
człowieka od myśli, Ŝe Bóg jest ojcem, Ŝe jest osobą. W późniejszym rozwoju mys'li teologicznej kwestia ta
rozwinięta zostaje dalej w zasadę, Ŝe Bogu nie wolno nawet ( '
przyznawać
jakiegokolwiek
pozytywnego atrybutu. Mówienie o Bogu, 1^'
Ŝe jest mądry, potęŜny, dobry - znowu wiąŜe się z pojęciem,
Ŝ
e jest on osobą; wszystko, co mogę zrobić, to powiedzieć, czym Bóg nie jest, mogę ustalić negatywne
atrybuty, mogę zakładać, Ŝe nie jest ograniczony, nie jest niedobry, nie jest niesprawiedliwy. Im lepiej wiem,
czym Bóg nie jest, tym moja wiedza o Bogu jest większa.
Dojrzewająca idea monoteizmu w swoich dalszych następstwach moŜe prowadzić do jednego tylko
wniosku: nie naleŜy w ogóle wymawiać imienia Boga, nie naleŜy mówić o Bogu. Wówczas Bóg staje się tym,
czym jest potencjalnie w teologii monoteistycznej - bezimiennym Jedynym, a nasze niewyraŜalne jąkanie się na
jego temat odnosi się do jedności stanowiącej podstawę wszechświata zjawisk, podłoŜe wszelkiego istnienia;
Bóg staje się prawdą, miłością, sprawiedliwością. Bóg jest mną, poniewaŜ jestem człowiekiem.
Jest zupełnie oczywiste, Ŝe ta ewolucja od antropomorficznej do czysto monoteistycznej zasady wywołała
ogromną zmianę w naturze miłości Boga. Boga Abrahama moŜna kochać, moŜna się go bać jak ojca, jako Ŝe
czasem dominuje u niego element gniewu, czasem przebaczenia. O ile Bóg jest ojcem, ja jestem dzieckiem. Nie
wyzwoliłem się jeszcze w pełni z autystycznego pragnienia zdobycia wszechwiedzy i wszechmocy. Nie
zdobyłem jeszcze dość obiektywizmu, aby zdać sobie sprawę z własnej ograniczoności jako istoty ludzkiej, z
mojej ciemnoty, mojej bezsiły. Ciągle, jak dziecko, domagam się ojca, który mnie ocali, który będzie nade mną
czuwał, będzie mnie karał, ojca, który mnie lubi, gdy jestem posłuszny, któremu schlebia moje posłuszeństwo i
którego gniewa moja krnąbrność. Nie ulega wątpliwości, Ŝe większość ludzi nie wyszła jeszcze w swoim rozwoju
poza ten stan niemowlęctwa, i stąd wiara w Boga jest dla nich wiarą w spieszącego z pomocą ojca, dziecinnym
złudzeniem. Mimo Ŝe tego rodzaju pojęcie religii zostało przezwycięŜone przez niektórych ludzi oraz przez
wielkich nauczycieli ludzkości, wciąŜ jeszcze stanowi ono dominującą formę wierzeń.
W tym świetle krytyka idei Boga wyraŜona przez Freuda jest zupełnie poprawna. Jego błąd polegał
jednak na tym, Ŝe nie wziął pod uwagę innego aspektu religii monoteistycznej, stanowiącego jej najgłębszą treść,
a prowadzącego logicznie wprost do negacji takiego pojęcia Boga. Człowiek prawdziwie religijny, jeŜeli
postępuje zgodnie z istotą idei monoteistycznej, nie modli się o nic, niczego od Boga nie oczekuje; kocha Boga
inaczej niŜ dziecko kocha swego ojca lub matkę, człowiek taki ma tak pokorne poczucie własnej ograniczoności,
Ŝ
e wie, iŜ nic nie wie o Bogu. Bóg staje się dla niego symbolem, w którym ludzkość we wcześniejszym stadium
swej ewolucji zawarła sumę tego, do czego dąŜy, staje się królestwem świata ducha, miłością, prawdą i
sprawiedliwością. Człowiek taki wyznaje zasady, które Bóg reprezentuje, myśli zgodnie z zasadami prawdy, Ŝyje
zgodnie z zasadami miłości i sprawiedliwości i uwaŜa, Ŝe cale jego Ŝycie posiada wartość jedynie o tyle, o ile
daje mu ono szansę coraz pełniejszego rozwijania swych ludzkich moŜliwości jako jedynej rzeczywistości, która
się liczy, jako jedynego przedmiotu „bezwarunkowego zaangaŜowania"; wreszcie — nie mówi on o Bogu,
nie wspomina nawet jego imienia. Kochać Boga, gdyby miał juŜ uŜyć tego określenia, oznaczałoby wówczas
dąŜyć do pełnej zdolności kochania, do realizacji tego, co Bóg reprezentuje sam w sobie.
Z tego punktu widzenia logiczną konsekwencją monoteistycznej myśli jest negacja całej teologii, całej
„wiedzy o Bogu". JednakŜe taki radykalny nieteologiczny pogląd róŜni się od nieteistycznego systemu, co widać
na przykładzie wczesnego buddyzmu czy taoizmu.
We wszystkich taoistycznych systemach, nawet nieteologicznych, zakłada się realność istnienia dziedziny
ducha, dziedziny górującej nad człowiekiem, nadającej sens i waŜkość duchowym siłom człowieka i jego
dąŜeniu do zbawienia i wewnętrznego narodzenia. W systemie nie-teistycznym natomiast sfera ducha nie istnieje
ani poza człowiekiem, ani nad nim. Sfera miłości, rozumu i sprawiedliwości istnieje jako coś rzeczywistego
jedynie dlatego i tylko o tyle, o ile człowiek potrafił rozwinąć w sobie te siły w procesie swojej ewolucji. Zgodnie z
tym poglądem Ŝycie ma jedynie takie znaczenie, jakie nadaje mu sam człowiek; człowiek jest całkowicie
samotny, a przezwycięŜa tę samotność tylko o tyle, o ile pomaga drugiemu człowiekowi.
PoniewaŜ mówiłem o miłości Boga, chciałbym wyjaśnić, Ŝe osobiście nie rozumuję kategoriami pojęć
teistycznych i Ŝe dla mnie pojęcie Boga jest pojęciem uwarunkowanym jedynie historycznie, pojęciem, w którym
człowiek wyraził w danym historycznym okresie wiarę w swoje rosnące siły, tęsknotę za prawdą, za
zespoleniem. Lecz wierzę równieŜ, Ŝe konsekwencje ścisłego monoteizmu i nieteistycznego bezwarunkowego
zaangaŜowania w duchową rzeczywistość to dwa poglądy, które, aczkolwiek róŜne, nie muszą się wzajemnie
zwalczać.
W tym momencie zjawia się jednak inny wymiar problemu miłości Boga. który naleŜy omówić, aby
przedstawić jego złoŜoność. Mam tu na myśli podstawową róŜnicę stanowisk Wschodu (Chiny i Indie) i Zachodu
wobec religii; róŜnicę tę moŜna wyrazić w kategoriach logicznych. Od czasów Arystotelesa cały świat zachodni
stosuje logiczne zasady jego filozofii. Logika ta opiera się na prawie identyczności, które twierdz[, Ŝe A jest A,
na prawie zaprzeczenia (A nie jest nie A) oraz na prawie wykluczonego środka (A nie moŜe być A oraz nie A;
ani A, ani nie A). Arystoteles wyjaśnia swoje stanowisko w następującym zdaniu: „Jest niemoŜliwe, aby ta sama
rzecz w tym samym czasie naleŜała i nie naleŜała do tej samej rzeczy w tym samym zakresie; jakiekolwiek byśmy
23
dali inne rozróŜnienia, aby stawić czoło zarzutom dialektyki, niczego one nie zmienią. Tak oto jest to
najpewniejsza ze wszystkich zasad..."
Ten aksjomat logiki arystotelesowskiej tak głęboko przepoił nasz sposób myślenia, Ŝe uwaŜa się go za
naturalny i oczywisty, podczas gdy z drugiej strony twierdzenie, Ŝe X jest A i nie A, wydaje się nonsensem.
(Oczywiście twierdzenie to odnosi się do podmiotu X w danym czasie, nie do X w chwili obecnej i do X w czasie
przyszłym albo teŜ do jednego aspektu X przeciwstawionemu innemu aspektowi).
Przeciwieństwem logiki arystotelesowskiej jest - jak by ją moŜna było określić - logika paradoksalna,
która zakłada, Ŝe A i nie A nie wykluczają się wzajemnie jako orzeczniki X. Logika paradoksalna rządziła
chińskim i hinduskim sposobem myślenia, zawarta była w filozofii Heraklita, a potem znowu, pod nazwą
dialektyki, stała się filozofią Hegla i Marksa. Naczelną zasadę logiki paradoksalnej jasno opisał Laotsy: „Słowa,
które są całkowicie prawdziwe, wydają się paradoksem".
A Czuangtsy powiedział: „To, co jest jednym, jest
jednym. To, co nie jest jednym, jest takŜe jednym". Pozytywną formułą logiki paradoksalnej jest: „T o j e s t i
z a r a z e m t e g o n i e m a". Inne sformułowanie jest negatywne: „T o n i e j e s t a n i t y m , a n i t a m t
y m". Ten pierwszy schemat znajdujemy w myśli taoistycznej, u Heraklita, a takŜe w dialektyce heglowskiej;
natomiast sformułowanie drugie często występuje w filozofii hinduskiej.
ChociaŜ szczegółowy opis róŜnic między logiką arystotelesowską a paradoksalna wykraczałby poza
ramy niniejszej ksiąŜki, przytoczę jednak kilka przykładów, aby wyjaśnić dokładniej tę zasadę. W myśli zachodniej
logika paradoksalna znalazła swój najwcześniejszy wyraz w filozofii Heraklita. Zakłada on, Ŝe konflikt
przeciwieństw jest podstawą wszelkiego istnienia. „Nie rozumieją mówi jak to, co jest rozbieŜne, zbiega się w
sobie. Jest to zgodność rozbieŜnych dąŜeń, jak w łuku i lirze". Albo jeszcze jaśniej: „W te same fale
wstępujemy i nie wstępujemy, jesteśmy sobą i nie jesteśmy." Albo: „Tym samym jest w nas Ŝycie i śmierć,
czuwanie i sen, młodość i starość."
Filozofia Laotsego wyraŜa tę samą myśl w bardziej poetyckiej formie. Charakterystycznym przykładem
taoistycznego paradoksalnego systemu myślenia jest następujące stwierdzenie: „CięŜkość jest źródłem lekkości;
bezruch jest władcą ruchu". Albo: „Tao w swym uporządkowanym bycie nie robi nic i nie ma niczego, czego by
nie robił". Albo: „Moje słowa moŜna bardzo łatwo zrozumieć i bardzo łatwo wprowadzić w Ŝycie; ale na całym
ś
wiecie nie ma nikogo, kto by mógł je i zrozumieć, i wprowadzić w Ŝycie."
26
W taoistycznym sposobie myślenia,
tak jak w sposobie myślenia Hindusów i Sokratesa, szczytem, który myśl moŜe osiągnąć, jest wiedza o własnej
niewiedzy.
„Wiedzieć, a jednak myśleć, Ŝe nie wiemy, jest najwyŜszym osiągnięciem; nie wiedzieć, a jednak myśleć,
Ŝ
e wiemy, jest chorobą." To, Ŝe nie naleŜy wymieniać imienia najwyŜszego Boga, jest jedynie konsekwencją tej
filozofii. NajwyŜszej rzeczywistości, najwyŜszej Istoty nie moŜna uchwycić ani w słowach, ani w myślach. Laotsy
ujmuje to następująco: „Tao, które moŜna gnębić, nie jest trwałym i niezmiennym Tao. Imię, które moŜna
wypowiedzieć, nie jest trwałym i niezmiennym imieniem. "
Albo inne sformułowanie: „Patrzymy na to i nie
widzimy tego - i nazywamy to Jednakim. Słuchamy tego i nie słyszymy tego - i nazywamy to Niesłyszalnym.
Próbujemy to pochwycić i nie udaje się nam - i nazywamy to Nieuchwytnym. Mając te trzy właściwości nie daje
się to opisać, dlatego łączymy je razem i uzyskujemy Jedno."
29
1 jeszcze jedno sformułowanie tej samej myśli:
„Temu, kto zna Tao, nie zaleŜy na tym, by o nim mówić; ten, kto jest w jakikolwiek sposób gotów mówić o tym,
nie zna tego."
Braministyczna filozofia interesowała się wzajemną zaleŜnością pomiędzy róŜnorodnością (zjawisk) a
jednością. Ale paradoksalnej filozofii nie naleŜy mieszać ani w Indiach, ani w Chinach z d u a l i s t y c z n y m
punktem widzenia. Harmonia (jedność) polega na zetknięciu się sprzeczności, z których jest zbudowana.
„Bramińska myśl koncentrowała się od samego początku wokół paradoksu równoczesnych sprzeczności - a
mimo to - toŜsamości, ujawniających się sił i form świata zjawisk..."
31
NajwyŜsza siła we wszechświecie, tak samo
jak w człowieku, wykracza zarówno poza sferę pojęć, jak i zmysłów. Dlatego zatem nie jest „ani tym, ani
tamtym". Ale, jak zauwaŜa Zimmer: „Nie ma sprzeczności pomiędzy tym, co rzeczywiste i nierzeczywiste, w tym
ś
ciśle niedualistycznym pojmowaniu."
32
W swoim poszukiwaniu jedności kryjącej się za róŜnorodnością myśliciele
bramińscy doszli do wniosku, Ŝe dostrzeŜona para sprzeczności odzwierciedla nie naturę rzeczy, lecz naturę
percypującego umysłu. Myśl percypująca, jeŜeli ma ogarnąć prawdziwą rzeczywistość, musi wyjść poza samą
siebie. Sprzeczność jest kategorią umysłu człowieka, a nie samoistnym elementem rzeczywistości. W Rigwedzie
zasada ta wyraŜona jest w takiej formie: „Jestem obojgiem, siłą Ŝyciową i materią Ŝycia, obojgiem w jedności".
Skrajna konsekwencja poglądu, Ŝe myśl moŜe ujmować rzeczywistość jedynie w sprzecznościach, znalazła jeszcze
bardziej drastyczne przedłuŜenie w filozofii Wedanty, która zakłada, Ŝe myśl, we wszystkich jej delikatnych
odcieniach, jest „jedynie podstępnym zakresem niewiedzy, w rzeczywistości najbardziej podstępnym spośród
wszystkich zwodniczych konceptów mali" .^ Logika paradoksalna ma bardzo doniosły związek z pojęciem Boga.
O ile Bóg reprezentuje ostateczną rzeczywistość, o ile rozum ludzki percypuje rzeczywistość w sprzecznościach,
nie moŜna nic orzec o Bogu. Wedanta uznaje ideę wszystkowiedzącego i wszechmocnego Boga za formę
najwyŜszej ignorancji.
34
Widzimy tu związek z bezimiennością Tao, z bezimiennym imieniem Boga, który
objawia się MojŜeszowi, z „Absolutną Nicością" Mistrza Eckharta. Człowiek moŜe znać jedynie negatywną,
nigdy zaś pozytywną stronę najwyŜszej rzeczywistości. „Tymczasem człowiek nie moŜe wiedzieć, czym Bóg jest,
24
nawet gdyby zupełnie dobrze uświadomił sobie, czym Bóg nie jest... Tak oto rozum walczący z niczym głośno
domaga się istnienia najwyŜszego dobra."
3?
Dla Mistrza Eckharta „Boska Istota jest negacją negacji i
zaprzeczeniem zaprzeczeń... KaŜde stworzenie zawiera negację: zaprzecza sobą. Ŝe nie jest niczym innym."
36
Bóg
w konsekwencji staje się dla Mistrza Eckharta „Absolutną Nicością", tak jak w Kabale najwyŜszą rzeczywistością
jest „En Sof" - Istota Nieskończona. RozwaŜałem róŜnicę między logiką arystotelesowską a paradoksalną, aby
przygotować grunt do waŜnego rozróŜnienia pewnych elementów w pojęciu miłości Boga. Nauczyciele logiki
paradoksalnej powiadają, Ŝe człowiek moŜe percypować rzeczywistość jedynie w sprzecznościach, nigdy
natomiast nie moŜe m y ś l ą ogarnąć najwyŜszej rzeczywistości, która stanowi jedność. Prowadziło to w
konsekwencji do rezygnacji z poszukiwania odpowiedzi na d r o d z e m y ś l o w e j . Myśl moŜe nam jedynie
dostarczyć wiedzy o tym, Ŝe jest bezsilna w udzieleniu ostatecznej odpowiedzi. Świat myśli wikła się w paradoks.
Jedyny sposób, w jaki moŜna ostatecznie uchwycić świat, leŜy nie w myśli, lecz w akcie doznania jedności. Tak
więc logika paradoksalna prowadzi do wniosku, Ŝe miłość Boga nie jest ani poznaniem Boga myślą, ani myślą o
miłości do Boga, lecz aktem odczucia jedności z Bogiem.
Prowadzi to do podkreślenia wagi odpowiedniego sposobu Ŝycia. Wszystko w Ŝyciu, kaŜda błaha i kaŜda
waŜka czynność poświęcona jest poznaniu Boga, ale poznaniu nie słuszną myślą, lecz słusznym działaniem.
Zarówno w braminizmie, jak w buddyzmie czy taoizmie ostatecznym celem religii nie jest właściwa wiara, lecz
właściwe działanie. Znajdujemy podkreślenie wagi tego równieŜ w religii Ŝydowskiej. Tradycja Ŝydowska nie
znała nawet schizmy wobec wiary (jedyny wielki wyjątek to róŜnice między faryzeuszami a saduceuszami, które
w swej istocie wywodziły się ze sporu dwóch antagonistycznych klas społecznych). W religii Ŝydowskiej
(zwłaszcza po rozpoczęciu naszej ery) przywiązywano wielką wagę do właściwego sposobu Ŝycia, i na tym
właśnie koncentrowała się halacha (słowo to w istocie znaczy to samo co Tao).
W historii nowoŜytnej ta sama zasada wyraŜona jest w myślach Spinozy, Marksa i Freuda. W filozofii
Spinozy punkt cięŜkości przesunięty jest z właściwej wiary na właściwy tryb Ŝycia. Marks głosił tę samą zasadę,
kiedy mówił: „Filozofowie jedynie róŜnymi sposobami objaśniali świat, chodzi jednak o to, aby go zmienić".
Paradoksalna logika Freuda prowadzi go do rozwoju psychoanalitycznej terapii, coraz bardziej pogłębiającego się
odczuwania samego siebie.
Z punktu widzenia logiki paradoksalnej cały cięŜar spoczywa nie na myśli, lecz na działaniu. Z takim
stanowiskiem wiąŜe się wiele konsekwencji. Przede wszystkim prowadzi ono do tolerancji, z jaką spotykamy się
w religiach hinduskich i chińskich. JeŜeli właściwe myślenie nie jest
ostateczną drogą do prawdy ani do zbawienia, nie ma powodu, aby zwalczać tych, których myślenie
doprowadziło do innych sformułowań. Tolerancję tę pięknie wyraŜa historia o ludziach, od których zaŜądano,
aby w ciemności opisali słonia. Jeden z nich, dotykając trąby, powiedział: „to zwierzę jest podobne do rury
wodnej"; drugi, dotykając jego ucha, powiedział: „to zwierzę podobne jest do wachlarza"; trzeci, dotykając jego
nóg, opisał słonia jako kolumnę.
Po drugie, paradoksalny punkt widzenia prowadzi do przywiązywania większej wagi do
p r z e k s z t a ł c e n i a c z ł o w i e k a niŜ do rozwoju d o g m a t ó w z jednej strony, a n a u k i z drugiej. Z punktu
widzenia hinduskiego, chińskiego! mistycznego zadaniem, jakie stawia przed człowiekiem religia, nie jest słuszne
myślenie, lecz takŜe słuszne działanie lub zespolenie się z Jednością w akcie kontemplacji.
Główny nurt filozofii zachodniej wynika z wręcz przeciwnego stanowiska. PoniewaŜ poszukiwano tu ostatecznych
prawd na drodze poprawnego toku myślenia, przywiązywano większą wagę do myśli, chociaŜ uznawano równieŜ
znaczenie naleŜytego działania. W rozwoju religii prowadziło to do tworzenia dogmatów i nie kończących się
sporów na temat dogmatycznych sformułowań, jak równieŜ do nietolerancji wobec „niewierzącego" lub heretyka.
W konsekwencji nadawano równieŜ szczególne znaczenie „wierze w Boga" jako głównemu celowi postawy
religijnej. Nie oznacza to oczywiście, Ŝe nie uwaŜano, iŜ naleŜy Ŝyć we właściwy sposób. Niemniej jednak
człowiek, który wierzył w Boga -nawet jeŜeli nie Ŝył po boŜemu - czuł się lepszy od tego, kto wprawdzie Ŝył po
boŜemu, ale „nie wierzył".
Przywiązywanie wagi do myśli miało równieŜ inne, historycznie bardzo doniosłe następstwo. Idea, Ŝe
prawdę moŜna odnaleźć w myśli, prowadziła nie tylko do dogmatu, ale i do nauki. W myśli naukowej liczy się
jedynie poprawne rozumowanie, zarówno w aspekcie intelektualnej uczciwości, jak w aspekcie zastosowania
myśli naukowej w praktyce, czyli w technice.
Krótko mówiąc, logika paradoksalna prowadziła do tolerancji i wysiłku zmierzającego do
przekształcenia samego siebie. Natomiast arystotelesowski punkt widzenia prowadził do dogmatu i nauki, do
Kościoła katolickiego i odkrycia energii atomowej.
Konsekwencje, jakie miały dla problemu miłości Boga róŜnice między wyŜej wymienionymi punktami
widzenia, zostały juŜ wyraźnie wyjaśnione i naleŜy je teraz tylko krótko podsumować.
W dominującym na Zachodzie systemie religijnym miłość Boga jest w zasadzie równoznaczna z wiarą
w Boga, w istnienie Boga. boską sprawiedliwość i boską miłość. Miłość Boga jest zasadniczo doznaniem
intelektualnym. W religiach Wschodu i w mistycyzmie miłość Boga jest silnym uczuciem doznania jedności,
nierozłącznie związanym z wyraŜaniem tej miłości w kaŜdym przejawie Ŝycia. Najbardziej radykalne sfor-
mułowanie tego celu podał Mistrz Eckhart: „JeŜeli zatem zmieniłem się w Boga i jeŜeli On czyni mnie jednością
25
z Sobą, to wówczas gdy Ŝyję według Jego wskazań, nie ma między nami róŜnicy... Niektórzy ludzie wyobraŜają
sobie, Ŝe zobaczą Boga tak, jakby On stał tu, a oni tam. ale tak się nie stanie. Bóg i ja jesteśmy jednością.
Poznając Boga przyjmuję Go do siebie. Kochając Boga przenikam Go".
Obecnie moŜemy wrócić do waŜnej paraleli między miłością do rodziców a miłością do Boga. Dziecko
zaczyna Ŝycie od przywiązania do matki jako „podstawy wszelkiego istnienia". Czuje się bezradne i potrzebuje jej
wszechogarniającej miłości. Potem zwraca się ku ojcu, ku nowemu ośrodkowi uczuć, gdyŜ ojciec staje się
przewodnim czynnikiem jego myśli i działania; na tym etapie dziecko powoduje się potrzebą zdobycia pochwały
ojca i chęcią uniknięcia jego niezadowolenia. W okresie pełnej dojrzałości człowiek uwalnia się od osoby matki
i ojca jako sił opiekuńczych i wydających rozkazy; wyrobił juŜ w sobie ojcowskie i matczyne zasady. Stal się
swoim własnym ojcem i matką. W historii rodzaju ludzkiego widzimy i moŜemy przewidywać taki sam rozwój wy-
darzeń: od początkowej miłości Boga, przejawiającej się jako bezradne przywiązanie do Bogini - Matki, poprzez
pełne posłuszeństwa przywiązanie do ojcowskiego Boga, do stadium dojrzałości, kiedy Bóg przestaje być jakąś
zewnętrzną potęgą, kiedy człowiek przyswoił sobie juŜ elementy miłości i sprawiedliwości, kiedy zjednoczył się z
Bogiem i wreszcie doszedł do momentu, w którym odwaŜa się mówić o Bogu jedynie w poetyckim,
symbolicznym sensie.
Z rozwaŜań tych wynika, Ŝe miłości Boga nie da się rozdzielić od miłości własnych rodziców. JeŜeli
dany człowiek nie wyzwoli się kazirodczego przywiązania do matki, klanu, narodu, jeŜeli zatrzyma dziecięcą
zaleŜność od karzącego i nagradzającego ojca lub jakiegokolwiek Meiner Eckhart, innego autorytetu, nie potrafi
rozwinąć w sobie dojrzalej miłości Boga; wówczas jego religia staje się taka, jaką była we wcześniejszym
okresie, w którym Boga przeŜywano jako udzielającą wszystkim opieki matkę lub karzącego czy nagradzającego
ojca.
W religii współczesnej odnajdujemy wszystkie fazy, zaczynając od najwcześniejszego i najbardziej
prymitywnego stadium, do najwyŜszego, tego, w jakim znajdujemy się dzisiaj. Słowo „Bóg" oznacza zarówno
wodza szczepu, j ak i „Absolutną Nicość". W ten sam sposób człowiek przechowuje w sobie, w
podświadomości, jak to wykazał Freud, wszystkie stadia rozwojowe, poczynając od bezradnego niemowlęctwa.
Problemem jest jedynie to, do jakiego stadium dany człowiek dorósł. Jedno jest pewne: sposób miłości Boga
odpowiada jego sposobowi miłości człowieka; co więcej, często nie uświadamia on sobie prawdziwego charakteru
swojej miłości do Boga i człowieka - charakteru ukrytego i zracjonalizowanego przez dojrzałą myśl o tym, czym
jest miłość. Poza tym okazuje się przy głębszej analizie, Ŝe miłość człowieka, chociaŜ bezpośrednio osadzona w
jego stosunkach z własną rodziną, jest określona przez strukturę społeczeństwa, w którym dany człowiek Ŝyje.
JeŜeli struktura społeczna jest taka, Ŝe podporządkowuje się władzy - władzy jawnej lub anonimowej, władzy
rynku czy opinii publicznej - pojęcie Boga musi być infantylne i dalekie od dojrzałego wyobraŜenia, jakiego
zaląŜki moŜna odnaleźć w historii religii monoteistycznej.
III. Miłość i jej rozbicie we współczesnym społeczeństwie zachodnim
JeŜeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, Ŝe zdolność do miłości
jednostki, która Ŝyje w określonej kulturze, zaleŜy od wpływu, jaki kultura ta wywiera na charakter przeciętnego
człowieka. JeŜeli mówimy o miłości we współczesnej zachodniej kulturze, nasuwa się pytanie, czy społeczna
struktura zachodniej cywilizacji i wypływający z niej duch sprzyjał rozwojowi miłości. Jeśli się postawiło takie
pytanie, trzeba odpowiedzieć na nie przecząco. śaden bezstronny obserwator naszego Ŝycia na Zachodzie nie
moŜe wątpić, Ŝe miłość braterska, macierzyńska czy erotyczna-jest zjawiskiem stosunkowo rzadkim i Ŝe jej
miejsce zajmują formy pseudomiłości, które w istocie są jedynie formami jej rozbicia.
Społeczeństwo kapitalistyczne z jednej strony opiera się na zasadzie wolności politycznej, z drugiej na
rynku jako czynniku regulującym wszystkie ekonomiczne, a zatem i społeczne stosunki. Rynek towarowy określa
warunki, według których wymienia się towary, natomiast rynek pracy reguluje nabywanie i sprzedaŜ pracy.
Zarówno przedmioty uŜytkowe, jak uŜytkowa energia ludzka i zdolność człowieka przekształcane są w towar i
wymieniane bez uŜycia siły, bez oszustwa, zgodnie z prawami rządzącymi rynkiem. Buty, mimo Ŝe są rzeczą
uŜyteczną i potrzebną, nie mają wartości ekonomicznej (wartości wymiennej), jeŜeli brak na nie
zapotrzebowania na rynku: ludzka energia i zręczność nie posiadają wartości wymiennej, jeśli w istniejących
warunkach rynkowych nie ma na nie zapotrzebowania. Właściciel kapitału moŜe kupić pracę i kierować nią tak,
aby kapitał, jaki zainwestował, przynosił zyski. Natomiast właściciel pracy, jeŜeli nie chce głodować, musi
sprzedawać ją kapitalistom na warunkach rynkowych. Tę strukturę ekonomiczną odzwierciedla hierarchia
wartości. Kapitał panuje przed pracą; nagromadzone przedmioty, to, co martwe, ma wyŜszą wartość niŜ praca,
niŜ siły ludzkie, czyli to, co Ŝywe.
Taka była podstawowa struktura kapitalizmu od samego początku. Lecz chociaŜ zasady te w dalszym ciągu
stanowią cechę charakterystyczną współczesnego kapitalizmu, to jednak sporo czynników uległo zmianie, nadając
mu nowe właściwości i wywierając bardzo silny wpływ na charakter struktury dzisiejszego człowieka. W
26
rezultacie rozwoju kapitalizmu obserwujemy bezustannie wzrastający proces centralizacji i koncentracji kapitału.
Wielkie przedsiębiorstwa ustawicznie rosną, mniejsze są wypierane. Posiadanie kapitału zainwestowanego w
przedsiębiorstwach coraz bardziej oddziela się od funkcji zarządzania. „Właścicielami" przedsiębiorstwa są setki
tysięcy akcjonariuszy; kieruje nim dobrze opłacany aparat urzędniczy, który nie będąc właścicielem przedsiębior-
stwa, jedynie nim zarządza. Znacznie bardziej interesuje go rozwój przedsiębiorstwa i swojej własnej siły niŜ
wygospodarowywanie maksymalnych zysków. Zwiększająca się koncentracja kapitału i wyłonienie się potęŜnej
zarządzającej biurokracji idzie w parze z rozwojem ruchu robotniczego. Dzięki ujęciu w formy organizacyjne,
pojedynczy robotnik nie musi sam w swoim imieniu dokonywać Ŝadnych transakcji na rynku pracy; jest zrzeszony
w wielkich związkach zawodowych, równieŜ kierowanych przez potęŜny aparat, który reprezentuje go wobec
przemysłowych gigantów. Zarówno na odcinku kapitału, jak i pracy, inicjatywa przesunęła się - z korzyścią lub
ze szkodą - z jednostki na biurokrację. Coraz więcej ludzi traci swoją niezaleŜność i zaczyna podlegać tym,
którzy zarządzają wielkimi potęgami gospodarczymi.
Inny decydujący rys wynikający z tej koncentracji kapitału, tak bardzo charakterystyczny dla
dzisiejszego kapitalizmu, to specyficzny sposób organizacji pracy. Olbrzymia centralizacja przedsiębiorstwa, z
daleko posuniętą specjalizacją, doprowadziła do takiej organizacji pracy, przy której jednostka zatraca swą
indywidualność, stając się łatwo wymiennym kółeczkiem wielkiej machiny. Zagadnienie człowieka w nowo-
czesnym kapitalizmie moŜna sformułować następująco:
Współczesny kapitalizm potrzebuje ludzi, którzy zapewnią mu sprawną i masową współpracę; ludzi
pragnących coraz więcej konsumować; których upodobania są zestandaryzowane, dają się łatwo przewidywać i
kształtować. Potrzebuje ludzi, którzy czują się wolni i niezaleŜni, nie kierują się Ŝadnym autorytetem, zasadą czy
sumieniem - a jednak chcą, aby im rozkazywano, chcą wykonywać to, czego się od nich oczekuje, chcą
dopasować się bez Ŝadnych tarć do społecznej machiny; ludzi, którymi moŜna kierować bez uŜycia siły,
prowadzić bez przywódców, przynaglać bez wskazywania celu - poza tym jednym, aby prosperowali, ciągle byli
w ruchu, działali, szli naprzód.
Co z tego wynika? Nowoczesny człowiek wyobcowuje się od siebie, od swoich bliźnich, od natury.
1
Został przekształcony w towar, traktuje swoje siły Ŝywotne jako inwestycję, która musi mu przynieść maksymalny
zysk moŜliwy do osiągnięcia przy istniejących warunkach rynkowych. Stosunki, jakie łączą ludzi, są w zasadzie
stosunkami wyobcowanych automatów, przy czym kaŜdy opiera swoje bezpieczeństwo na trzymaniu się blisko
stada i na niewyróŜnianiu się od innych w myśli, uczuciach czy działaniu. ChociaŜ kaŜdy usiłuje trzymać się
moŜliwie jak najbliŜej innych, pozostaje jednak zupełnie samotny, przepełniony głębokim uczuciem niepewności,
niepokoju i winy, co występuje zawsze, gdy człowiekowi nie udaje się przezwycięŜyć osamotnienia. Nasza
cywilizacja oferuje wiele paliatywów, które pomagają ludziom nie uświadamiać sobie własnej samotności: na
pierwsze miejsce wysuwa się ścisła rutyna zbiurokratyzowanej, zmechanizowanej pracy, która pomaga nie dopusz-
czać do głosu nawet najbardziej podstawowych ludzkich pragnień, tęsknoty za wyjściem poza samego siebie i za
zespoleniem. Jeśli nie wystarcza tu sama rutyna pracy, człowiek pokonuje swoją nie uświadomioną rozpacz przy
pomocy rutyny rozrywek, biernego konsumowania dźwięków i obrazów, jakie stawia mu do dyspozycji przemysł
rozrywkowy; następnie przez zadowolenie, jakiego mu dostarcza nabywanie wciąŜ nowych rzeczy i szybkie
wymienianie ich na inne. Dzisiejszy człowiek jest naprawdę bliski obrazu, jaki nakreślił Huxley w swym Nowym
wspaniałym świecie: dobrze odŜywiony, dobrze ubrany, zaspokojony seksualnie, a jednak nie posiadający swego
ja, bez Ŝadnych, prócz bardzo powierzchownych, kontaktów z bliźnimi, człowiek, którego opisać moŜna
sformułowanymi przez Husleya sloganami: „Kiedy jednostka czuje, społeczeństwo bzikuje"; albo „Nigdy nie
odkładaj do jutra przyjemności, którą moŜesz mieć dzisiaj", i wreszcie jako szczytowe hasło: „KaŜdy w
dzisiejszych czasach jest szczęśliwy". Szczęście człowieka polega dzisiaj na „zabawieniu się". Zabawić się to
zaspokoić uŜyciem i „spoŜyciem" przeróŜnych dóbr. Pochłania się wszystko: widowiska, jedzenie, napoje,
papierosy, ludzi, odczyty, ksiąŜki, filmy. Świat jest jednym wielkim przedmiotem naszego łaknienia, wielkim
jabłkiem, pełną butelką, wielką piersią; my jesteśmy tymi, którzy ssą, wiecznie na coś czekają, mają na coś
nadzieję — i wiecznie są z czegoś niezadowoleni. Nasza natura została nastawiona na wymienianie i
otrzymywanie, na handel i konsumowanie; wszystko, i to w równej mierze dobra duchowe jak i materialne, staje
się przedmiotem wymiany i konsumpcji.
Jeśli chodzi o sprawę miłości, sytuacja siłą rzeczy odpowiada temu społecznemu charakterowi
dzisiejszego człowieka. Automaty nie mogą kochać; mogą tylko wymieniać między sobą swoje „osobowe
pakiety" w przekonaniu, Ŝe transakcja będzie uczciwa. Jednym z najbardziej doniosłych przejawów miłości, a
zwłaszcza małŜeństwa w tej wyobcowanej strukturze, jest pojęcie „zespołu". W wielu pracach na temat szczę-
ś
liwego małŜeństwa opisuje się je jako idealnie funkcjonujący zespół. Opis ten niewiele się róŜni od pojęcia
sprawnie funkcjonującego pracownika; powinien on być „rozsądnie niezaleŜny", gotów do współpracy,
tolerancyjny, a równocześnie ambitny i przedsiębiorczy. Tak więc, j ak twierdzą doradcy od spraw małŜeńskich,
mąŜ powinien „rozumieć" swoją Ŝonę i okazywać jej pomoc. Powinien pochlebnie się wyraŜać o jej nowej sukni
i smacznej potrawie. Ona z kolei powinna okazywać mu duŜo zrozumienia, kiedy przychodzi do domu zmęczony i
w kiepskim humorze, powinna uwaŜnie słuchać, gdy opowiada jej o swoich kłopotach zawodowych, nie powinna
się złościć, lecz potraktować rzecz wyrozumiale, kiedy zapomni o jej urodzinach.
27
Tak pojęty stosunek ograniczy się do przebiegającego bez większych zgrzytów „współŜycia" dwojga
ludzi, którzy przez całe Ŝycie pozostaną sobie obcy, nigdy nie zbudują głębokiego związku, będą natomiast dla
siebie uprzejmi i postarają się uprzyjemnić sobie Ŝycie.
Przy takim pojęciu miłości główny nacisk połoŜony jest na znalezienie ucieczki od nie dającego się znieść
uczucia samotności. W „miłości" znaleziono wreszcie schron przed samotnością. Tworzy się przymierze dwojga
przeciw światu i ten egoizm a deux mylnie uwaŜa się za miłość i zaŜyłość.
Podkreślanie ducha zespołowego, wzajemnej tolerancji i tym podobnych cech jest zjawiskiem
stosunkowo niedawnym. Poprzedzał je w latach po pierwszej wojnie światowej pogląd, Ŝe podstawę zadowalają-
cego związku miłosnego, zwłaszcza zaś szczęśliwego małŜeństwa, stanowi wzajemne zaspokojenie płciowe.
Utrzymywano, Ŝe przyczyn, dla których małŜeństwa tak często są nieszczęśliwe, naleŜy szukać w tym, Ŝe
partnerzy „nie dobrali się" pod względem fizycznym; powodów tak przynaglać bez wskazywania celu - poza tym
jednym, aby prosperowali, ciągle byli w ruchu, działali, szli naprzód.
Co z tego wynika? Nowoczesny człowiek wyobcowuje się od siebie, od swoich bliźnich, od natury.
1
Został przekształcony w towar, traktuje swoje siły Ŝywotne jako inwestycję, która musi mu przynieść maksymalny
zysk moŜliwy do osiągnięcia przy istniejących warunkach rynkowych. Stosunki, jakie łączą ludzi, są w zasadzie
stosunkami wyobcowanych automatów, przy czym kaŜdy opiera swoje bezpieczeństwo na trzymaniu się blisko
stada i na niewyróŜnianiu się od innych w myśli, uczuciach czy działaniu. ChociaŜ kaŜdy usiłuje trzymać się
moŜliwie jak najbliŜej innych, pozostaje jednak zupełnie samotny, przepełniony głębokim uczuciem niepewności,
niepokoju i winy, co występuje zawsze, gdy człowiekowi nie udaje się przezwycięŜyć osamotnienia. Nasza
cywilizacja oferuje wiele paliatywów, które pomagają ludziom nie uświadamiać sobie własnej samotności: na
pierwsze miejsce wysuwa się ścisła rutyna zbiurokratyzowanej, zmechanizowanej pracy, która pomaga nie dopusz-
czać do głosu nawet najbardziej podstawowych ludzkich pragnień, tęsknoty za wyjściem poza samego siebie i za
zespoleniem. Jeśli nie wystarcza tu sama rutyna pracy, człowiek pokonuje swoją nie uświadomioną rozpacz przy
pomocy rutyny rozrywek, biernego konsumowania dźwięków i obrazów, jakie stawia mu do dyspozycji przemysł
rozrywkowy; następnie przez zadowolenie, jakiego mu dostarcza nabywanie wciąŜ nowych rzeczy i szybkie
wymienianie ich na inne. Dzisiejszy człowiek jest naprawdę bliski obrazu, jaki nakreślił Huxley w swym Nowym
wspaniafym świecie: dobrze odŜywiony, dobrze ubrany, zaspokojony seksualnie, a jednak nie posiadający swego
ja, bez Ŝadnych, prócz bardzo powierzchownych, kontaktów z bliźnimi, człowiek, którego opisać moŜna
sformułowanymi przez Husleya sloganami: „Kiedy jednostka czuje, społeczeństwo bzikuje"; albo „Nigdy nie
odkładaj do jutra przyjemności, którą moŜesz mieć dzisiaj", i wreszcie jako szczytowe hasło: „KaŜdy w
dzisiejszych czasach jest szczęśliwy". Szczęście człowieka polega dzisiaj na „zabawieniu się". Zabawić się to
zaspokoić uŜyciem i „spoŜyciem" przeróŜnych dóbr. Pochłania się wszystko: widowiska, jedzenie, napoje,
papierosy, ludzi, odczyty, ksiąŜki, filmy. Świat jest jednym wielkim przedmiotem naszego łaknienia, wielkim
jabłkiem, pełną butelką, wielką piersią; my jesteśmy tymi, którzy ssą, wiecznie na coś czekają, mają na coś
nadzieję — i wiecznie są z czegoś niezadowoleni. Nasza natura została nastawiona na wymienianie i
otrzymywanie, na handel i konsumowanie; wszystko, i to w równej mierze dobra duchowe jak i materialne, staje
się przedmiotem wymiany i konsumpcji.
Jeśli chodzi o sprawę miłości, sytuacja siłą rzeczy odpowiada temu społecznemu charakterowi
dzisiejszego człowieka. Automaty nie mogą kochać; mogą tylko wymieniać między sobą swoje „osobowe
pakiety" w przekonaniu, Ŝe transakcja będzie uczciwa. Jednym z najbardziej doniosłych przejawów miłości, a
zwłaszcza małŜeństwa w tej wyobcowanej strukturze, jest pojęcie „zespołu". W wielu pracach na temat szczę-
ś
liwego małŜeństwa opisuje się je jako idealnie funkcjonujący zespół. Opis ten niewiele się róŜni od pojęcia
sprawnie funkcjonującego pracownika; powinien on być „rozsądnie niezaleŜny", gotów do współpracy,
tolerancyjny, a równocześnie ambitny i przedsiębiorczy. Tak więc, j ak twierdzą doradcy od spraw małŜeńskich,
mąŜ powinien „rozumieć" swoją Ŝonę i okazywać jej pomoc. Powinien pochlebnie się wyraŜać o jej nowej sukni
i smacznej potrawie. Ona z kolei powinna okazywać mu duŜo zrozumienia, kiedy przychodzi do domu zmęczony i
w kiepskim humorze, powinna uwaŜnie słuchać, gdy opowiada jej o swoich kłopotach zawodowych, nie powinna
się złościć, lecz potraktować rzecz wyrozumiale, kiedy zapomni o jej urodzinach.
Tak pojęty stosunek ograniczy się do przebiegającego bez większych zgrzytów „współŜycia" dwojga
ludzi, którzy przez całe Ŝycie pozostaną sobie obcy, nigdy nie zbudują głębokiego związku, będą natomiast dla
siebie uprzejmi i postarają się uprzyjemnić sobie Ŝycie.
Przy takim pojęciu miłości główny nacisk połoŜony jest na znalezienie ucieczki od nie dającego się znieść
uczucia samotności. W „miłości" znaleziono wreszcie schron przed samotnością. Tworzy się przymierze dwojga
przeciw światu i ten egoizm a deux mylnie uwaŜa się za miłość i zaŜyłość.
Podkreślanie ducha zespołowego, wzajemnej tolerancji i tym podobnych cech jest zjawiskiem
stosunkowo niedawnym. Poprzedzał je w latach po pierwszej wojnie światowej pogląd, Ŝe podstawę zadowalają-
cego związku miłosnego, zwłaszcza zaś szczęśliwego małŜeństwa, stanowi wzajemne zaspokojenie płciowe.
Utrzymywano, Ŝe przyczyn, dla których małŜeństwa tak często są nieszczęśliwe, naleŜy szukać w tym, Ŝe
partnerzy „nie dobrali się" pod względem fizycznym; powodów takiego stanu rzeczy dopatrywano się w
ignorancji w sprawach „właściwego" postępowania w dziedzinie płci, w biednej technice seksualnej jednego czy
28
obojga partnerów. Aby „wyleczyć" z tego mankamentu i przyjść z pomocą nieszczęśliwym parom, które nie
potrafiły się kochać, wiele ksiąŜek podawało wskazówki i rady, jak naleŜy właściwie postępować w sprawach
seksualnych, i pośrednio lub bezpośrednio obiecywało szczęście i miłość. PodłoŜem takiego mniemania było
twierdzenie, Ŝe miłość jest dzieckiem przyjemności seksualnej i Ŝe jeŜeli dwoje ludzi nauczy się wzajemnie
zadowalać seksualnie, będą się kochać. Zgodnie z ogólnie przyjętym w owym czasie złudzeniem zakładano, Ŝe
zastosowanie właściwej techniki rozwiąŜe nie tylko problemy produkcji przemysłowej, lecz równieŜ i wszystkie
inne problemy ludzkie. Nie wiedziano, Ŝe rozwiązania naleŜy szukać zupełnie gdzie indziej.
Miłość nie jest skutkiem zaspokojenia seksualnego, lecz szczęście seksualne — a nawet znajomość tak
zwanej techniki seksualnej - jest wynikiem miłości. Gdyby teza ta wymagała dowodu, abstrahując od
codziennych obserwacji, moŜemy go bez trudu znaleźć w obszernym materiale danych psychoanalitycznych.
Badania najczęściej występujących problemów seksualnych - płciowej oziębłości u kobiet lub lŜejszych czy
ostrzejszych form impotencji psychicznej u męŜczyzn - wykazują, Ŝe przyczyną ich nie jest brak znajomości
właściwej techniki, lecz róŜne hamulce, które miłość uniemoŜliwiają. U podłoŜa trudności, które nie pozwalają
człowiekowi całkowicie się oddać, postępować w spontaniczny sposób, zaufać partnerowi seksualnemu w
bezpośredniości i prostocie fizycznego zbliŜenia, leŜy lęk przed druga płcią lub nawet nienawiść do niej. JeŜeli
człowiek mający pewne zahamowania seksualne potrafi wyzwolić się od lęku czy nienawiści i w ten sposób
stanie się zdolny do miłości —jego lub jej problem seksualny będzie rozwiązany. JeŜeli nie, nie pomoŜe
znajomość techniki seksualnej.
Ale podczas gdy dane z zakresu psychoanalitycznej terapii wykazują błędność koncepcji, jakoby
znajomość odpowiedniej techniki seksualnej prowadziła do szczęścia seksualnego i miłości, podstawowe
załoŜenie, Ŝe miłość jest czynnikiem towarzyszącym obopólnemu seksualnemu zaspokojeniu, było w znacznej
mierze wynikiem wpływu teorii Freuda. Dla Freuda miłość była zasadniczo zjawiskiem seksualnym, „...doświad-
czenie stwierdzające, iŜ miłość płciowa (genitalna) daje ludziom największe zadowolenie i stanowi dla nich
właściwie wzorzec wszelkiego szczęścia, musiało im nasunąć myśl, aby dalej szukać szczęścia w dziedzinie
stosunków płciowych i w centralnym punkcie Ŝycia postawić erotykę seksualną." Uczucie miłości braterskiej
według Freuda jest rezultatem poŜądania seksualnego, w którym jednakŜe instynkt seksualny przekształcił się w
impuls w „zakazanym kierunku". „Miłość ta była pierwotnie miłością zmysłową i w nieświadomości ludzi
pozostała taką do dzisiaj."
O ile chodzi o uczucie połączenia, jedności (uczucie oceaniczne), które jest istotą
mistycznego doznania i źródłem najbardziej intensywnego przeŜycia związku z jakąś drugą osobą lub z własnym
bliźnim, Freud zinterpretował je jako zjawisko patologiczne, jako cofnięcie się do stanu wczesnego
„nieograniczonego narcyzmu".
Wystarczy postąpić na tej drodze o krok dalej, jak Freud, by uznać, Ŝe miłość sama w sobie jest zjawiskiem
irracjonalnym. RóŜnica między miłością irracjonalną a miłością jako wyrazem dojrzałej osobowości dla niego nie
istnieje. Twierdzi on w swoim artykule na temat transferencji miłości, Ŝe miłość przemieszczona nie róŜni się
zasadniczo od „normalnego" zjawiska miłości. Zakochanie się zawsze graniczy z nienormalnością, zawsze
towarzyszy mu zaślepienie oraz uczucie podporządkowania się pewnemu przymusowi; jest ono przeniesieniem
związków z przedmiotami miłości z dzieciństwa. Miłością jako zjawiskiem racjonalnym, jako szczytowym
osiągnięciem dojrzałości, Freud się nie zajmował, gdyŜ problem ten dla niego nie istniał.
JednakŜe nie naleŜy przeceniać wpływu, jaki wywarły zapatrywania Freuda na pogląd, Ŝe miłość jest
rezultatem zainteresowania seksualnego lub raczej, Ŝe jest ona t y m s a m y m co zaspokojenie seksualne,
znajdujące odbicie w świadomym uczuciu. W istocie proces wynikania' przebiegał w innym kierunku. Na
zapatrywania Freuda w pewnej mierze wpływała atmosfera dziewiętnastego wieku, zyskały zaś one popularność na
skutek dominujących nastrojów panujących po pierwszej wojnie światowej. Pewne czynniki, które wywarły wpływ
zarówno na ogólnie przyjęte poglądy, j ak teŜ i na teorie Freuda, były przede wszystkim reakcją na surowe
obyczaje epoki wiktoriańskiej. Drugim czynnikiem determinującym teorie Freuda była panująca wówczas
koncepcja człowieka, wynikająca ze struktury kapitalizmu. Aby udowodnić, Ŝe kapitalizm odpowiada
naturalnym ludzkim potrzebom, naleŜało wykazać, Ŝe człowiek z samej swej natury dąŜy do współzawodnictwa i
Ŝ
e cechuje go wrogość w stosunku do innych ludzi. Podczas gdy ekonomiści „udowadniali" tę tezę, nazywając to
nienasyconym pragnieniem ekonomicznego zysku, a darwiniści określali jako biologiczne prawo przetrwania
jednostek najlepiej przystosowanych, Freud doszedł do tego samego wniosku, zakładając, Ŝe męŜczyzną kieruje
bezgraniczne poŜądanie wszystkich kobiet i Ŝe jedynie nacisk społeczeństwa powstrzymuje go od zaspokojenia
tych pragnień. W efekcie męŜczyźni siłą rzeczy są o siebie zazdrośni, a ta wzajemna zazdrość i rywalizacja miałyby
się utrzymać nawet wówczas, gdyby znikły wszystkie społeczne i ekonomiczne jej przyczyny. Wreszcie na
rozumowanie Freuda wywierał przemoŜny wpływ pewien typ materializmu rozpowszechniony w dziewiętnastym
wieku. Wierzono, Ŝe podłoŜem wszelkich zjawisk psychicznych są zjawiska fizjologiczne; tak wiec miłość,
nienawiść, ambicję, zazdrość Freud wyjaśnia jako przejawy przeróŜnych form instynktu seksualnego. Nie
dostrzega on, Ŝe podstawowa rzeczywistość to całokształt ludzkiego istnienia, przede wszystkim zaś wspólna
wszystkim ludziom sytuacja, a po wtóre praktyka Ŝycia określona przez swoistą strukturę społeczeństwa. (Zde-
cydowanie wykroczył poza ten typ materializmu Marks; w materializmie historycznym ani ciało, ani instynkt w
29
rodzaju potrzeby pokarmu czy posiadania nie stanowią klucza do zrozumienia człowieka, lecz całość jego
procesu Ŝyciowego, jego „praktyka Ŝycia").
Freud twierdzi, Ŝe pełne i niczym nie krępowane zaspokajanie wszystkich instynktownych pragnień
doprowadziłoby do psychicznego zdrowia i szczęścia. Ale kliniczne fakty wykazują wyraźnie, Ŝe męŜczyźni — i
kobiety - którzy oddają się niczym nie ograniczonemu wyŜyciu seksualnemu, nie osiągają szczęścia i bardzo
często cierpią na cięŜkie nerwice lub wykazują ich objawy. Całkowite zaspokojenie wszystkich instynktownych
potrzeb nie tylko nie stanowi podstawy szczęścia, ale nawet nie gwarantuje zdrowia psychicznego. A jednak idea
Freuda mogła zyskać taką popularność po pierwszej wojnie światowej jedynie dzięki zmianom, jakie zaszły w
charakterze kapitalizmu; polegały one na przesunięciu punktu cięŜkości z oszczędzania na wydawanie, z
samoograniczeń – jako środka prowadzącego do osiągnięcia ekonomicznych sukcesów, do konsumpcji - jako
podstawowego warunku stałego poszerzania się rynku oraz dostarczycielki głównej przyjemności dla targanej
niepokojem, zautomatyzowanej jednostki. Nie zwlekać z zaspokajaniem wszelkich pragnień stało się główną
tendencją zarówno w dziedzinie seksu, jak i konsumpcji wszelkich dóbr materialnych.
Ciekawie wypada porównanie poglądów Freuda, zgodnych z duchem kapitalizmu, jaki panował jeszcze w
nienaruszonym stanie w początkach naszego wieku, z teoretycznymi koncepcjami jednego z najznakomitszych
współczesnych psychoanalityków, nie Ŝyjącego juŜ H.S. Sulliyana. W psychoanalitycznym systemie Sullivana, w
przeciwieństwie do Freuda, znajdujemy ścisłe rozgraniczenie pomiędzy seksualizmem a miłością.
Jakie znaczenie ma miłość i zaŜyłość w koncepcji Sullivana? „ZaŜyłość jest typem sytuacji obejmującej dwoje
ludzi, która stwarza moŜliwość utwierdzenia wszystkich ich wartości osobistych. Utwierdzenie tych wartości
osobistych wymaga typu stosunku, jaki nazywam współpracą i przez który rozumiem jasno określone
dostosowanie się postępowania człowieka do wyraŜonych potrzeb drugiej osoby, na drodze do osiągnięcia coraz
bardziej identycznego, to znaczy coraz bliŜszego pełnej wzajemności, zadowolenia oraz do zapewnienia coraz
bardziej podobnego u obu stron poczucia bezpieczeństwa tego stosunku."
7
JeŜeli wyrazimy twierdzenie Sullivana nieco prościej, ujrzymy istotę miłości jako współpracę, w której dwoje
ludzi tak czuje: „Gramy zgodnie z zasadami gry, aby utrzymać nasz prestiŜ, poczucie wyŜszości i świadomość
własnych zasług. "
O ile koncepcja Freuda jest opisem doznań patriarchalnego samca w warunkach dziewiętnastowiecznego
kapitalizmu, to opis Sullivana odnosi się do doznania wyobcowanej, myślącej kategoriami handlowymi
osobowości wieku dwudziestego. Jest to opis „egotyzmu ó deux" dwojga
ludzi, którzy połączyli swe wspólne interesy i wspólnie stawiają czoło wrogiemu, obcemu światu. W
rzeczywistości jego definicja stosunków miłosnych moŜe się w zasadzie odnosić do kaŜdego współpracującego
zespołu, w którym kaŜdy przystosowuje swoje zachowanie do wyraŜonych potrzeb drugiej osoby w dąŜeniu do
wspólnego celu. (Jest rzeczą godną uwagi, Ŝe Sullivan mówi tu o potrzebach w y r a Ŝ o n y c h , podczas gdy o
miłości moŜna by powiedzieć przede wszystkim to, Ŝe zakłada ona w stosunkach między dwojgiem ludzi reakcję
na potrzeby n i e w y r a Ŝ o n e ) .
Miłość jako wzajemne seksualne zaspokojenie oraz miłość jako „praca zespołu" i jako schron przed
samotnością są to dwie „normalne" formy dezintegracji miłości w nowoczesnym zachodnim społeczeństwie.
Istnieje wiele zindywidualizowanych form patologii miłości, które powodują świadome cierpienia i które zarówno
psychiatrzy, jak i stale poszerzające się grono laików uwaŜają za neurotyczne. Pewne z nich, występujące
częściej, opisane są pokrótce w poniŜszych przykładach.
U podłoŜa miłości neurotycznej leŜy fakt, Ŝe u jednego lub u obojga „kochanków" pozostało przywiązanie do
osoby ojca lub matki i jako ludzie dorośli przenoszą oni na kochaną osobę swoje uczucia, nadzieje i obawy,
jakie odczuwali wobec któregoś z rodziców; ludzie tacy nigdy nie uwalniają się od dominacji wzorca dziecięcej
zaleŜności i jako dorośli w swoich potrzebach uczuciowych tego wzorca poszukują. W przypadkach tego rodzaju
człowiek pozostaje w zakresie uczuciowym dwu-, pięcio- czy nawet dwunastolatkiem pod względem rozwoju,
podczas gdy intelektualnie i pod względem pozycji społecznej jest na poziomie swojego prawdziwego wieku. W
cięŜszych przypadkach ta uczuciowa niedojrzałość prowadzi do zakłóceń w społecznej działalności danego człowie-
ka; w lŜejszych natomiast konflikt ogranicza się do sfery intymnych osobistych stosunków.
Nawiązując do naszych poprzednich rozwaŜań na temat osobowości całkowicie ześrodkowanej na osobie ojca
czy matki, przytoczę przykład neurotycznego stosunku miłosnego, z jakim się dzisiaj często spotykamy; dotyczy
on ludzi, którzy utknęli na swym dziecięcym przywiązaniu do matki. Ludzie ci nigdy nie odłączają się od matki,
tak j ak powinni. Ciągle jeszcze czują się jak dzieci, pragną matczynej opieki, miłości, ciepła, troski i podziwu,
chcą niczym nie uwarunkowanej miłości matki, miłości bez Ŝadnej innej przyczyny poza tym, Ŝe oni jej
potrzebują, Ŝe są dziećmi matki, Ŝe są bezradni. Tego rodzaju ludzie często są bardzo czuli i uroczy, jeŜeli
próbują wzbudzić u kobiety miłość, a nawet i potem, kiedy osiągną juŜ swój cel. JednakŜe ich stosunek do kobiety
(jak zresztą i do wszystkich innych ludzi) pozostaje powierzchowny i nieodpowiedzialny. Ich celem jest być
kochanym, a nie kochać samemu. Na ogół u tego rodzaju ludzi występuje spora doza próŜności, pokrywana
mniej lub bardziej wspaniałymi ideami. JeŜeli znaleźli odpowiednią kobietę, czują się bezpieczni, bardzo pewni
siebie i potrafią przejawiać duŜo uczucia i wdzięku; i tu właśnie leŜy przyczyna, Ŝe tak często wprowadzają
innych w błąd. JednakŜe kiedy po jakimś czasie kobieta przestaje spełniać ich fantastyczne oczekiwania,
30
zaczynają się konflikty i obrazy. JeŜeli kobieta nie podziwia ich bez ustanku, jeŜeli rości sobie prawo do tego,
aby Ŝyć własnym Ŝyciem, jeŜeli pragnie być kochana i otaczana opieką, a w drastycznych wypadkach, jeŜeli
nie ma ochoty wybaczać miłosnych przygód z innymi kobietami (albo nawet okazywać pełnego podziwu
zainteresowania), męŜczyzna czuje się głęboko dotknięty, rozczarowany i zazwyczaj dochodzi do przekonania,
Ŝ
e dana kobieta nie kocha go, jest egoistką albo chce go tyranizować. Wszystko, co odbiega od zachowania
kochającej matki wobec uroczego dziecka, jest uwaŜane za dowód braku miłości. MęŜczyźni ci zazwyczaj
mylnie biorą swoje czule zachowanie, swoją chęć podobania się za prawdziwą miłość, a zatem dochodzą do
wniosku, Ŝe potraktowano ich bardzo nieuczciwie; wyobraŜają sobie, Ŝe są wspaniałymi kochankami, i gorzko
wyrzekają na niewdzięczność swoich partnerek.
W rzadkich wypadkach człowiek, który tkwi w swym przywiązaniu do matki, potrafi Ŝyć bez jakichś
powaŜniejszych komplikacji. JeŜeli matka rzeczywiście kochała go, otaczając przesadną opieką (moŜe go
tyranizowała, nie wpływając jednak na niego destrukcyjnie), jeŜeli znajdzie on Ŝonę o tym samym
macierzyńskim typie, jeŜeli jego szczególne zalety i uzdolnienia pozwolą mu wykorzystać swój urok i cieszyć się
powodzeniem (j ak się to niekiedy zdarza z popularnymi politykami), moŜe się „dobrze ustawić" w sensie
społecznym, nie osiągając przy tym jednak nigdy wyŜszego stopnia dojrzałości. Natomiast w warunkach mniej
sprzyjających - a te zdarzają się oczywiście duŜo częściej - Ŝycie miłosne, a nawet społeczne będzie dla niego
powaŜnym rozczarowaniem; kiedy tego rodzaju osobowość jest zdana sama na siebie, zaczynają powstawać
przeróŜne konflikty, a często równieŜ silny niepokój i stany depresyjne.
W ostrzejszych formach patologicznych mania na punkcie matki jest jeszcze głębsza i jeszcze bardziej
irracjonalna. Na tym poziomie pragnienie nie jest, mówiąc symbolicznie, chęcią powrotu w opiekuńcze ramiona
matki ani teŜ do jej karmiącej piersi, ale do jej wszechprzyjmującego - i wszechunicestwiającego - łona. O ile
istota normalnego stanu psychicznego polega na oddzieleniu się od łona matki i wyjściu w świat, o tyle w
przypadku powaŜnej choroby psychicznej obserwujemy związanie z matczynym fonem i pragnienie, aby zostać
przez nie wchłoniętym z powrotem - to znaczy chęć ucieczki od Ŝycia. Ten rodzaj zboczenia występuje
zazwyczaj pod wpływem matek, które traktują dzieci w pochłaniająco niszczący sposób. Niekiedy w imię miłości,
niekiedy obowiązku chcą one zatrzymać dziecko, młodzieńca, męŜczyznę niejako w sobie; powinien móc
oddychać tylko poprzez matkę, powinien móc kochać tylko na płaszczyźnie powierzchownej, seksualnej -
poniŜającej wszystkie inne kobiety; nie powinien być zdolnym i niezaleŜnym człowiekiem, lecz zostać wiecznym
kaleką albo przestępcą.
Ten aspekt matki, niszczący i pochłaniający, jest aspektem negatywnym jej postaci. Matka moŜe dać istnienie i
moŜe je zabrać. Ona jest tą, która potrafi tchnąć nowe Ŝycie, i tą, która niszczy; potrafi dokonywać cudów miłości
- i nikt inny nie potrafi zadać większego bólu niŜ ona. W wyobraŜeniach religijnych (na przykład hinduskiej
bogini Kali) i w symbolice snów często moŜna odczytać te dwa sprzeczne aspekty matki.
Inną formę nerwicy obserwujemy w przypadkach, w których przedmiotem szczególnego przywiązania jest
ojciec.
Dotknięty nią człowiek to ktoś, kogo matka jest chłodna i powściągliwa, podczas gdy ojciec (częściowo właśnie z
powodu oziębłości Ŝony) koncentruje wszystkie uczucia i zainteresowania na synu. Jest on wprawdzie „dobrym
ojcem", lecz równocześnie człowiekiem autorytatywnym. Kiedy jest zadowolony z syna, chwali go, daje mu
prezenty, jest serdeczny; jeŜeli natomiast syn wywoła jego niezadowolenie, cofa swoje łaski lub go karci. Syn, dla
którego uczucie ojcowskie jest jedynym, jakie posiada, przywiązuje się do ojca w sposób niewolniczy. Głównym
celem jego Ŝycia staje się sprawianie przyjemności ojcu - i jeśli mu się to udaje, czuje się szczęśliwy, bezpieczny
i zadowolony. Kiedy jednak popełni błąd, coś mu się nie uda albo nie zdoła zadowolić ojca, czuje się
zdeprymowany, niekochany, odrzucony. W późniejszym Ŝyciu człowiek taki będzie próbował znaleźć kogoś o
cechach ojca, do kogo przywiąŜe się w podobny sposób. Całe jego Ŝycie stanie się pasmem
wzlotów i upadków w zaleŜności od tego, czy udało mu się zasłuŜyć na pochwałę ojca. Ludziom takim często
doskonale układa się ich kariera społeczna. Są sumienni, godni zaufania, gorliwi - jeśli potrafią kierować się
stworzonym przez siebie wizerunkiem ojca. Natomiast w stosunkach z kobietami są pełni rezerwy i trzymają się
od nich z daleka. Kobieta nie ma dla nich zasadniczego znaczenia; traktują ją zazwyczaj z lekką pogardą, często
maskowaną przez okazywanie ojcowskiego zainteresowania małą dziewczynką. Początkowo męŜczyzna taki
moŜe wywrzeć na kobiecie pewne wraŜenie swoją męskością, jednak z czasem rozczarowuje ją coraz bardziej -
gdy np. kobieta, którą poślubił, odkrywa, Ŝe przypadła jej drugorzędna rola wobec pierwszoplanowego uczucia
do postaci ojca, dominującej nieustannie w Ŝyciu męŜa; moŜe się jednak zdarzyć, Ŝe i Ŝonie nie udało się
wyzwolić ze swego przywiązania do ojca, a wtedy czuje się szczęśliwa z męŜem, który traktuje ją jak rozka-
pryszone dziecko.
Bardziej skomplikowany jest rodzaj zaburzenia neurotycznego w miłości, kiedy stosunki między rodzicami
kształtują się jeszcze inaczej: rodzice nie kochają się nawzajem, są jednak zbyt opanowani, aby się kłócić lub
okazywać niezadowolenie. Zarazem jednak ich wzajemna obcość sprawia, Ŝe i w stosunku do dzieci brak im
spontaniczności uczuć. Mała dziewczynka Ŝyje wtedy w atmosferze „poprawnych" form, które nigdy nie
pozwalają na bliski kontakt ani z ojcem, ani z matką, wobec czego staje się zakłopotana i wylękniona. Nigdy nie
jest pewna, co jej rodzice myślą i czują; w atmosferze stale tkwi coś nieznanego, tajemniczego. Dziewczynka
31
wycofuje się więc w swój własny świat, marzy na jawie, oddala się od wszystkiego i potem w swoich stosunkach
uczuciowych wykazuje nadal te same cechy.
Co więcej, to zamknięcie się w sobie rozwija w niej silny niepokój, uczucie braku jakiejś trwałej podstawy w
Ŝ
yciu, i często prowadzi do skłonności masochistycznych jako jedynego sposobu zaznania silnego podniecenia.
Tego rodzaju kobiety często wolałyby, aby ich mąŜ zrobit scenę czy zaczął krzyczeć, zamiast zachowywać się
rozsądnie i normalnie, gdyŜ uwolniłoby to je przynajmniej od cięŜaru napięcia i lęku; nierzadko podświadomie
prowokują takie zachowanie męŜów, aby połoŜyć kres zadręczającemu je stanowi uczuciowej neutralności.
PoniŜej opisane są inne często występujące formy irracjonalnej miłości , bez wnikania w analizę specyficznych
czynników w okresie rozwoju dziecka, które leŜą u ich podstaw.
Dość często spotykaną i doznawaną formą pseudomitości (najczęściej przedstawianą na filmach i w powieściach
jako „wielka milość") jest mi-łość_J> a 1 w o c h w a l c z a . JeŜeli człowiek nie osiągnął poziomu, na którym
dochodzi się do zrozumienia własnej autentyczności, własnego ja - poprzez produktywny rozwój swoich sił -
skłania się wówczas do „bałwochwalczego uwielbiania" ukochanej osoby. Pozbywa się on swoich własnych mocy
i przerzuca je na ukochaną osobę, którą czci jako summum bonum, sprawcę wszelkiej miłości, wszelkiego światła i
wszelkiej szczęśliwości. Pozbawia się wtedy poczucia siły i zamiast się odnajdywać, zatraca się w ukochanej
osobie. PoniewaŜ nikt nie moŜe na dłuŜszą metę utrzymać się na piedestale wzniesionym przez bałwo-
chwalczego czciciela, pojawia się nieuchronnie rozczarowanie i, aby temu zaradzić, poszukuje się nowego
boŜyszcza, czasami powtarzając to bez końca. Cechą charakterystyczną takiej bałwochwalczej miłości jest jej
nagłość i gwałtowność w początkowym momencie. Tę bałwochwalczą miłość często opisuje się jako prawdziwą
wielką miłość; ale choć ma ona przedstawiać siłę i głębię uczucia, demonstruje jedynie głód i rozpacz
ubóstwiającego. Nie trzeba chyba mówić, Ŝe nierzadko się zdarza, Ŝe dwoje ludzi zapała do siebie takim samym
bałwochwalczym uczuciem, które czasem, w krańcowych przypadkach, przedstawia obraz folie a deux._
Inną
formą
pseudomiłości
jest
uczucie,
które
by
moŜna
nazwać
„m
i
ł o ś c i ą
s e n t y m e n t a l n ą". Jej istota polega na tym, Ŝe miłość taką odczuwa się jedynie w sferze fantazji, a nie w
bezpośrednim stosunku do realnie istniejącego człowieka. Najbardziej rozpowszechnioną formą tego rodzaju
uczucia jest zastępcze zadowolenie miłosne odczuwane przez poŜeraczy filmów, romansów i sentymentalnych
piosenek. Wszystkie nie zrealizowane pragnienia miłości, zespolenia i bliskości znajdują zaspokojenie w
przeŜywaniu tych utworów. MęŜczyzna i kobieta, którzy wobec swoich współmałŜonków nie potrafią
przeniknąć muru odseparowania, wzruszają się do łez, kiedy biorą udział w szczęśliwej czy nieszczęśliwej
perypetii miłosnej rozgrywającej się na ekranie. Dla wielu par oglądanie tych historii w kinie jest jedyną okazją
przeŜycia miłości - nie kaŜde dla siebie, ale razem, jako widzowie przyglądający się „miłości" innych ludzi.
Póki miłość jest marzeniem na jawie, mogą w niej brać udział; z chwilą jednak gdy sprawa zstępuje na ziemię,
gdy w grę zaczyna wchodzić realny stosunek między dwojgiem realnych ludzi - lodowacieją.
Innym aspektem miłości sentymentalnej jest uabstrakcyjnienie miłości w czasie. Dwoje ludzi moŜe się głęboko
wzruszać wspomnieniami minionej miłości - chociaŜ w momencie, kiedy ta przeszłość była teraźniejszością, nic
głębszego nie przeŜywali - lub rojeniami na temat przyszłego uczucia. Ile zaręczonych czy niedawno
poślubionych par marzy o miłości, jaka się kiedyś stanie ich udziałem, podczas gdy w chwili, którą właśnie
przeŜywają, zaczynają się juŜ wzajemnie nudzić. Ta skłonność zbiega się z ogólną postawą charakterystyczną dla
dzisiejszego człowieka. śyje on w przeszłości albo w przyszłości, ale nigdy w teraźniejszości. Wspomina z
rozrzewnieniem swoje dzieciństwo i matkę - albo robi radosne plany na przyszłość. NiezaleŜnie od tego, czy
miłość odczuwa się zastępczo, przez uczestnictwo w fikcyjnych doznaniach innych ludzi, czy teŜ przesuwa się ją z
teraźniejszości w przeszłość lub przyszłość - ta uabstrakcyjniona i wyobcowana forma miłości słuŜy za narkotyk
kojący ból rzeczywistości, samotności i odosobnienia jednostki.
Jeszcze inną formą neurotycznej miłości jest uŜywanie m e c h a n i z m ó w p r o j e k c y j n y c h , aby
uchylić się od własnych problemów, a zamiast tego zająć się wadami i słabościami „kochanej" osoby. Jednostki
zachowują się pod tym względem zupełnie podobnie jak grupy, narody czy religie. W znakomity sposób potrafią
zdać sobie sprawę z nawet mało istotnych słabych stron drugiego człowieka, podczas gdy z uśmiechem na ustach
przechodzą do porządku dziennego nad własnymi błędami - ustawicznie zajmują się oskarŜaniem czy poprawia-
niem drugiego człowieka. JeŜeli dwoje ludzi robi to równocześnie - jak to się dosyć często zdarza - stosunek
uczuciowy przekształca się w stosunek wzajemnej projekcji. JeŜeli jestem despotą albo człowiekiem nie-
zdecydowanym czy chciwym - oskarŜam o to mojego partnera i, zaleŜnie od mego charakteru, chcę go albo
leczyć, albo karać. Druga osoba robi to samo - i tak obojgu udaje się pomijać własne problemy, wskutek czego
nie podejmują Ŝadnych kroków, które by mogły pomóc im w ich własnym rozwoju.
Inną formą projekcji jest przerzucanie własnych problemów na dzieci. Przede wszystkim przerzucanie takie dość
często przejawia się w samej chęci posiadania potomstwa. W takich przypadkach pragnienie posiadania dzieci
wywołane jest głównie chęcią przerzucenia problemu własnego istnienia na problem istnienia dzieci. Kiedy
człowiek czuje, Ŝe nie potrafił nadać sensu własnemu Ŝyciu, próbuje odnaleźć ten sens w Ŝyciu swoich dzieci.
Ale próby takie skazane są z góry na niepowodzenie, i to zarówno w odniesieniu do danego człowieka, jak i do
jego dzieci. W odniesieniu do niego, poniewaŜ problem istnienia kaŜdy musi rozwiązać sam dla siebie bez
Ŝ
adnego pośrednika; w odniesieniu zaś do dzieci, gdyŜ brak mu właśnie tych cech, których potrzeba do
32
kierowania nimi, kiedy zaczynają szukać odpowiedzi na to pytanie. Dzieci słuŜą do celów „przerzucenia" równieŜ
wtedy, kiedy powstaje kwestia rozwiązania nieszczęśliwego małŜeństwa. Ogólnie przyjętym w takiej sytuacji
argumentem rodziców jest twierdzenie, Ŝe nie mogą się rozejść, gdyŜ nie chcą pozbawiać dzieci dobrodziejstw
wspólnej rodziny. KaŜde szczegółowe badanie wykazałoby jednak, Ŝe atmosfera napięcia i braku szczęścia we
„wspólnej rodzinie" przynosi dzieciom więcej szkody niŜ otwarte zerwanie - które przynajmniej uczy je, Ŝe
człowiek przy pomocy odwaŜnej decyzji moŜe zlikwidować nieznośną sytuację.
NaleŜy tu jeszcze wspomnieć o pewnym często popełnianym błędzie, a mianowicie o złudzeniu, Ŝe miłość musi
koniecznie oznaczać brak konfliktów. Tak samo jak ludzie przyzwyczaili się uwaŜać, Ŝe za wszelką cenę naleŜy
unikać bólu i smutku, tak samo wierzą, Ŝe miłość oznacza brak wszelkich konfliktów. I znajdują słuszne
powody, aby tak sądzić, w fakcie, Ŝe starcia wokół nich wydają się jedynie destruktywną wymianą poglądów, która
nie przynosi nic dobrego Ŝadnej z zainteresowanych stron. Ale przyczyna tkwi w tym, Ŝe „konflikty" większości
ludzi w rzeczywistości nie są niczym innym jak próbą ominięcia p r a w d z i w y c h konfliktów. Są one
nieporozumieniami w drobnych, powierzchownych sprawach, które z samej swej natury nie nadają się do
wyjaśnienia czy rozwiązania. Prawdziwe konflikty między dwojgiem ludzi, te, które nie słuŜą do tego, aby coś
ukryć czy przerzucać na innych, które przeŜywa się w najgłębszych warstwach wewnętrznej rzeczywistości i które
jej dotyczą - nie są destrukcyjne. Prowadzą do wyjaśnienia, rodzą katharsis, z której ludzie wychodzą mądrzejsi i
silniejsi. Prowadzi nas to do ponownego podkreślenia tego, o czym była mowa powyŜej.
Miłość jest moŜliwa jedynie wtedy, jeŜeli dwoje ludzi komunikuje się ze sobą z samej głębi swej istoty, to
znaczy jeŜeli kaŜde z nich przeŜywa siebie do samej głębi swej istoty. Jedynie w takim przeŜyciu mieści się
ludzka rzeczywistość, jedynie tu jest to, co naprawdę Ŝywe, jedynie tu jest źródło miłości. Miłość przeŜywana w
ten sposób jest nieustannym wyzwaniem; nie jest stanem wypoczynku, lecz ruchu, wzrostu, wspólnej pracy; nawet
to, czy istnieje harmonia czy konflikt, radość czy smutek, jest czymś drugorzędnym wobec zasadniczego faktu,
Ŝ
e dwoje ludzi przeŜywa siebie w samej głębi swego istnienia i Ŝe mocniej czują się jednością będąc razem niŜ
osobno. Istnieje tylko jeden dowód na obecność miłości: głębokość wzajemnego związku oraz Ŝywotność i siła
kaŜdej z zainteresowanych osób; oto owoc, po którym poznaje się miłość.
Tak jak automaty nie mogą się kochać nawzajem, nie mogą teŜ kochać Boga. D e z i n t e g r a c j a
m i ł o ś c i B o g a osiągnęła te same rozmiary co dezintegracja miłości człowieka. Fakt ten pozostaje w
raŜącej sprzeczności z poglądem, jakobyśmy w obecnej epoce byli świadkami renesansu religijnego. Nic
dalszego od prawdy. To, czego jesteśmy świadkami (nawet jeŜeli istnieją tu pewne wyjątki), jest nawrotem do
bałwochwalczej koncepcji Boga i przekształceniem miłości Boga w stosunek dostosowany do wyobcowanej
struktury danego osobnika. Nawrót do bałwochwalczego pojęcia Boga jest łatwo widoczny. Ludzi gnębi niepokój,
nie mają ani zasad, ani wiary, widzą, Ŝe ich jedyny cel to wciąŜ pędzić przed siebie; dlatego wciąŜ są dziećmi,
wciąŜ maj ą nadzieję, Ŝe w potrzebie ojciec lub matka pośpieszy im z pomocą.
To prawda, Ŝe w religijnych kulturach, jak na przykład w kulturze wieków średnich, przeciętny człowiek
teŜ patrzył na Boga jak na śpieszącego z pomocą ojca czy matkę. Ale równocześnie traktował Boga powaŜnie w
tym sensie, Ŝe najwaŜniejszym celem j ego Ŝycia było postępowanie zgodne z przykazaniami Boga, bo naczelną
jego troską, której podporządkowywał całą działalność - było „zbawienie". Dziś nikt o to nie dba. śycie
codzienne odcięło się od wszelkich wartości religijnych. Poświęcone jest pogoni za wygodami materialnymi i
powodzeniem na ludzkim rynku. Zasady, na których opierają się nasze doczesne wysiłki, to obojętność i egotyzm
(ten ostatni określa się często mianem „indywidualizmu" lub „indywidualnej inicjatywy"). Człowieka Ŝyjącego w
kulturach prawdziwie religijnych moŜna porównać do ośmioletniego dziecka, które potrzebuje pomocy ojca, ale
które zaczyna przyswajać sobie jego nauki i zasady. Współczesny człowiek przypomina raczej trzyletnie dziecko,
które wzywa ojca, kiedy go potrzebuje, a poza tym, kiedy moŜe się bawić, jest w zupełności samowystarczalne.
Pod tym względem, w dziecięcej zaleŜności od antropomorficznego obrazu Boga. bez przekształcenia Ŝycia
zgodnie z jego przykazaniami, jesteśmy bliŜsi pierwotnego bałwochwalczego plemienia niŜ ludzie Ŝyjący w
religijnej kulturze średniowiecza. Pod innym względem nasza postawa wobec religii wykazuje nowe cechy,
charakterystyczne jedynie dla współczesnego zachodniego społeczeństwa kapitalistycznego. Mogę się tu powołać
na stwierdzenia z poprzedniej części ksiąŜki. Nowoczesny człowiek przekształcił się w towar; traktuje swoja energię
Ŝ
yciową jak inwestycję, która powinna mu przynieść maksymalny zysk, stosowny do jego pozycji i sytuacji na
ludzkim rynku. Człowiek taki jest wyobcowany od samego siebie, od swoich bliźnich i od natury. Jego głównym
celem jest korzystna wymiana swoich zdolności, wiedzy i samego siebie, swego „osobowego pakietu" - z innymi,
którzy w równej mierze są nastawieni na uczciwą i korzystną wymianę. Jedynym celem Ŝycia jest ruch, jedyną
zasadą -zasada uczciwej wymiany, jedynym zadowoleniem - konsumpcja.
Jakie znaczenie moŜe mieć w tych warunkach pojęcie Boga? Uległo ono przeobraŜeniu ze swego
pierwotnego religijnego znaczenia na pojęcie dostosowane do wyobcowanej kultury sukcesu. W religijnym przebu-
dzeniu ostatnich czasów wiara w Boga została przeobraŜona w psychologiczny wybieg mający na celu lepsze
przystosowanie człowieka do konkurencyjnej walki.
Religia sprzymierza się z autosugestią i psychoterapią, aby pomagać człowiekowi w jego zawodowych
zajęciach. W latach dwudziestych nikt jeszcze nie zwracał się do Boga, prosząc go o „ulepszenie własnej oso-
bowości". Bestseller z roku 1938 Dale'a Carnegie'ego pod tytułem How to Win Friends and Influence People (Jak
33
zdobywać przyjaciół i wplyw na ludzi) ograniczał się do płaszczyzny ściśle świeckiej. Rolę, jaką w owych
czasach spełniała ksiąŜka Carnegie'ego, dziś spełnia największy bestseller The Power of Positive Thinking (Silą
pozytywnego myślenia) N.V. Peale'a. W tej religijnej ksiąŜce nie ma nawet wzmianki, czy nasze główne
zainteresowanie zdobyciem powodzenia jest samo w sobie zgodne z duchem religii monoteistycznej. Wprost
przeciwnie, tego najwyŜszego celu nie podaje się w ogóle w wątpliwość, natomiast zaleca się wiarę w Boga i
modlitwę jako środki prowadzące do zwiększenia zdolności zdobywania powodzenia. Tak samo jak dzisiejszy
psychiatra poleca dbać o szczęście pracowników celem łatwiejszego pozyskania klientów, niektórzy duchowni
zalecają miłość Boga jako środek prowadzący do większego powodzenia. „Uczyń Boga swoim partnerem"
oznacza raczej uczynienie go partnerem w sprawach zawodowych niŜ zespolenie się z nim w miłości,
sprawiedliwości i prawdzie. Tak jak miłość braterska została zastąpiona przez bezosobową rzetelność, Boga
przekształcono w dalekiego naczelnego dyrektora towarzystwa akcyjnego „Wszechświat"; wiesz, Ŝe tam jest, Ŝe
kieruje całą imprezą (chociaŜ prawdopodobnie prosperowałaby ona równieŜ i bez niego), nigdy go nie widzisz,
ale uznajesz jego kierownictwo, robiąc „to, co do ciebie naleŜy".
IV. Praktyka miłości
Kiedy uporaliśmy się juŜ z teoretycznym aspektem sztuki miłości, staje obecnie przed nami problem o
wiele trudniejszy, a mianowicie praktyka sztuki miłości. Czy moŜna się nauczyć czegoś o praktyce jakiejś sztuki,
nie uprawiając jej?
Trudność tego zagadnienia wzmaga fakt, Ŝe w obecnych czasach większość ludzi, a zatem wielu
czytelników tej ksiąŜki, oczekuje, Ŝe otrzyma receptę, „jak to masz robić", co w naszym przypadku oznaczałoby
pouczenie, jak naleŜy kochać. Obawiam się, Ŝe kaŜdy, kto przystępuje do tego ostatniego rozdziału naszej ksiąŜki
z tym nastawieniem, powaŜnie się rozczaruje. Miłość jest doznaniem osobistym, które kaŜdy moŜe przeŜyć tylko
sam w sobie i dla siebie; nie ma zresztą chyba nikogo, kto by nie doświadczył choć w nieznacznym stopniu tego
uczucia jako dziecko, młodzieniec czy jako człowiek dorosły. RozwaŜania na temat praktyki miłości mogą
zająć się jedynie przesłankami sztuki kochania, postaw wobec niej lub stworzeniem w praktyce odpowiednich
przesłanek i wypracowaniem postaw. Kroki na tej drodze stawiać moŜna jedynie samemu, a dyskusja zamyka się
przed postawieniem ostatniego, decydującego kroku. A jednak uwaŜam, Ŝe dyskusja na temat ujmowania inte-
resującego nas zagadnienia moŜe być pomocna w opanowaniu sztuki miłości - przynajmniej dla tych, którzy
przestali wyczekiwać na gotowe „recepty".
Uprawianie wszelkiej sztuki stawia pewne ogólne wymagania, niezaleŜnie od tego, czy zajmujemy się
sztuką stolarską, lekarską, czy teŜ sztuką kochania. Uprawianie sztuki wymaga przede wszystkim d y s -
c y p l i n y. Nigdy w niczym nie osiągnę dobrych wyników, jeŜeli nie będę wykonywał tego w sposób
zdyscyplinowany; jeŜeli robię cokolwiek tylko wtedy, kiedy „jestem w nastroju", uprawiam mile lub zabawne
hobby, lecz nigdy nie stanę się mistrzem w tej dziedzinie. Ale problem nie ogranicza się jedynie do dyscypliny
w uprawianiu określonej sztuki (powiedzmy do ćwiczenia się w niej codziennie przez kilka godzin), lecz jest
problemem dyscypliny całego Ŝycia. MoŜna by pomyśleć, Ŝe dla dzisiejszego człowieka nie ma rzeczy
łatwiejszej niŜ opanowanie dyscypliny. Czy nie spędza on co dzień w sposób jak najbardziej zdyscyplinowany
ośmiu godzin przy pracy ściśle zrutynizowanej? A jednak jest faktem, Ŝe dzisiejszy człowiek poza sferą pracy
zawodowej jest niezmiernie mało zdyscyplinowany. Kiedy nie pracuje, chce leniuchować, leŜeć sobie nic nie
robiąc lub, innymi słowy, „relaksować się". I właśnie ta chęć nieróbstwa jest w duŜej mierze reakcją przeciwko
rutynie Ŝycia. Człowiek przez osiem godzin dziennie musi zuŜywać swą energię nie dla własnych celów, w
sposób nie wymyślony przez siebie, lecz narzucony mu przez rytm pracy, i właśnie dlatego buntuje się i ten jego
bunt przybiera postać dziecinnego folgowania sobie. W dodatku w walce z kultem autorytetu człowiek stał się
nieufny w stosunku do wszelkiej dyscypliny, i to zarówno tej irracjonalnej, narzuconej mu przez władzę, jak i
racjonalnej, nałoŜonej przez samego siebie. A jednak bez takiej dyscypliny Ŝycie rozłazi się, staje się chaotyczne
i rozproszone.
Nie trzeba chyba udowadniać, Ŝe k o n c e n t r a c j a jest niezbędnym warunkiem opanowania kaŜdej
sztuki. Wie o tym kaŜdy, kto kiedykolwiek tego próbował. Ale mimo to koncentracja jest w naszej kulturze czymś
jeszcze rzadszym niŜ dyscyplina. Wbrew oczekiwaniom, nasza kultura prowadzi do rozproszonego i bezładnego
sposobu Ŝycia. Robisz wiele rzeczy równocześnie: czytasz, słuchasz radia, rozmawiasz, palisz, jesz, pijesz. Jesteś
konsumentem z otwartymi ustami, gotowym łykać wszystko - filmy, alkohol, wiedzę. Ten brak skupienia moŜna
łatwo zauwaŜyć obserwując trudność, z jaką nam przychodzi przebywać sam na sam z sobą. Dla większości ludzi
siedzieć spokojnie w milczeniu, nie palić, nie czytać ani nie pić jest czymś wręcz niemoŜliwym. Ludzie stają się
w takiej sytuacji zdenerwowani i niespokojni, muszą coś zrobić ze swoimi ustami czy rękami (palenie stanowi
właśnie jeden z symptomów tego braku skupienia; zajęte są przy nim ręce, usta, oczy i nos).
Trzecim czynnikiem jest c i e r p l i w o ś ć . I znowu kaŜdy, kto kiedykolwiek próbował opanować
jakąś sztukę, wie, Ŝe bez cierpliwości nie osiągnie się niczego. JeŜeli chce się dojść do szybkich rezultatów, nigdy
34
się danej sztuki nie opanuje. A jednak dla dzisiejszego człowieka cierpliwość jest w praktyce równie trudna jak
dyscyplina i skupienie. Cały nasz system przemysłowy sprzyja czemuś wręcz przeciwnemu: pośpiechowi.
Wszystkie nasze maszyny nastawione są na szybkość: samochód i samolot przenoszą nas w błyskawicznym tempie
do miejsca przeznaczenia-) im szybciej, tym lepiej. Maszyna, która moŜe produkować te. samą ilość w czasie o
połowę krótszym, jest dwa razy lepsza od starszej i pracującej wolniej. Naturalnie, Ŝe istnieją po temu waŜne
przyczyny ekonomiczne. Ale, jak w tylu innych przypadkach, wartości ludzkie zostały podporządkowane
wartościom ekonomicznym. Co jest dobre dla maszyny, musi być dobre dla człowieka - tak dyktuje logika.
Dzisiejszy człowiek uwaŜa, Ŝe traci coś - czas - kiedy nie działa dość szybko; a jednak nie wie potem, co zrobić z
czasem, który zyskał - moŜe go tylko „zabić".
Wreszcie warunkiem koniecznym do opanowania jakiejś sztuki jest p e ł n e z a a n g a Ŝ o w a n i e s i ę w
pracę nad nią. Jeśli sztuka ta nie stanie się dla ucznia czymś najwaŜniejszym, nigdy jej nie opanuje. W
najlepszym wypadku pozostanie dobrym dyletantem, ale nigdy nie stanie się mistrzem. Warunek ten jest równie
niezbędny przy opanowaniu sztuki miłości jak kaŜdej innej sztuki. Wydaje się jednak, Ŝe w sztuce miłości
stosunek ilościowy mistrzów do dyletantów wskazuje na znaczniejszą niŜ w jakiejkolwiek innej sztuce przewagę
dyletantów.
W związku z ogólnymi warunkami opanowania jakiejś sztuki naleŜy wspomnieć o jeszcze jednej
sprawie. Naukę kaŜdej sztuki zaczyna się nie wprost, ale - by tak rzec- pośrednio. Najpierw trzeba sobie przyswoić
wiele innych, często pozornie zupełnie z nią nie związanych umiejętności, zanim zacznie się uczyć właściwej
sztuki. Uczeń stolarski zaczyna od próby heblowania deski; ktoś, kto uczy się sztuki łucznictwa Zeń, zaczyna od
ć
wiczeń oddechowych.
l
Jeśli ktoś chce zostać mistrzem w jakiejś sztuce, musi jej poświęcić albo przynajmniej
podporządkować całe Ŝycie. Własna osoba staje się narzędziem do uprawiania sztuki, narzędziem, które ma być
sprawne, zdolne do wykonywania właściwych mu czynności. W odniesieniu do sztuki miłości oznacza to, Ŝe
kaŜdy, kto ma ambicję, aby się stać mistrzem w tej dziedzinie, musi zacząć od uprawiania dyscypliny, skupienia i
cierpliwości we wszystkich sferach swego Ŝycia.
Jak naleŜy uprawiać dyscyplinę? Nasi dziadkowie byli niewątpliwie lepiej przygotowani do odpowiedzi
na to pytanie. Zalecali, aby wstawać wcześnie, nie pozwalać sobie na niepotrzebny zbytek i cięŜko pracować. Taki
typ dyscypliny miał oczywiście pewne wady. Była to dyscyplina surowa i autorytatywna, kładąca główny nacisk
na umiarkowanie i oszczędność i pod wieloma względami wroga wobec Ŝycia. Ale jako reakcja na ten typ
dyscypliny wyrastała tendencja, aby nieufnie podchodzić do kaŜdej dyscypliny i aby z niezdyscyplinowania i
leniwego folgowania sobie na pozostałych odcinkach Ŝycia stworzyć przeciwwagę i zrównowaŜenie
zrutynizowanego trybu Ŝycia narzuconego nam w czasie ośmiu godzin pracy. Wstawać regularnie o tej samej
porze, regularnie poświęcać pewną ilość czasu w ciągu dnia na takie zajęcia jak rozmyślanie, czytanie, słuchanie
muzyki, spacer; nie oddawać się, przynajmniej nie wykraczając poza pewne minimum, takim rozrywkom jak na
przykład czytanie powieścideł lub oglądanie błahych filmów, nie przejadać się, nie pić za wiele - oto kilka
jasnych i podstawowych zasad. JednakŜe jest rzeczą istotną, by dyscypliny nie uwaŜać za jakiś nakaz narzucony
z zewnątrz, lecz aby stała się ona wyrazem własnej woli; by ją odczuwać jako coś przyjemnego, by powoli dojść
do takiego stanu ducha, Ŝe odczuwałoby się jej brak jako nieprzyjemny. Jednym z niefortunnych aspektów
naszej zachodniej koncepcji dyscypliny (jak kaŜdej innej cnoty) jest mniemanie, iŜ stosowanie jej w praktyce jest
dość przykre i Ŝe jedynie wtedy, kiedy jest przykre, moŜe być „dobre". Wschód juŜ bardzo dawno zrozumiał, Ŝe
to, co jest dla człowieka dobre - zarówno dla ciała, jak i dla ducha - musi być równieŜ przyjemne, nawet gdy
początkowo trzeba przezwycięŜyć pewne opory.
Koncentracja wewnętrzna jest o wiele trudniejsza do urzeczywistnienia w naszej kulturze, w której
wszystko zdaje się jej przeciwdziałać. NajwaŜniejszy krok na drodze do koncentracji to nauczyć się być samemu,
nie czytając, nie słuchając radia, nie paląc ani nie pijąc. Umieć się ^koncentrować znaczy umieć pozostawać
samemu z sobą - a to właśnie jest warunkiem zdolności kochania. JeŜeli jestem przywiązany do drugiego
człowieka, poniewaŜ nie potrafię stać na własnych nogach, on lub_ ona mogą być moim ratunkiem w Ŝyciu, ale
tego rodzaju związek nie jest miłością. Brzmi to jak paradoks, ale umiejętność przebywania samotnie^ jest
warunkiem zdolności kochania. KaŜdy, kto próbuje być sam z sobą, przekona się, jakie to trudne. Będzie
niespokojny, podekscytowany albo nawet dozna uczucia powaŜnego lęku. Będzie skłonny wytłumaczyć sobie
swoją niechęć do kontynuowania tych praktyk myśląc, Ŝe to nie ma Ŝadnej wartości, Ŝe to po prostu głupota, Ŝe
zabiera za duŜo czasu, i tak dalej. Zaobserwuje równieŜ, Ŝe przychodzą mu do głowy i opanowują go przeróŜne
myśli. Przekona się, Ŝe będzie się raczej zastanawiał, co robić później w ciągu dnia, albo będzie rozmyślał o
jakichś trudnościach w pracy, którą ma wykonać, albo gdzie się wybrać wieczorem, albo o jakichkolwiek innych
rzeczach, które zajmą jego umysł, niŜ dopuści do tego, aby zapanowała w nim pustka. Rzeczą pomocną będzie
wykonać kilka bardzo prostych ćwiczeń, jak na przykład usiąść w wygodnej pozycji (ani zbyt swobodnie, ani zbyt
sztywno), zamknąć oczy, spróbować zobaczyć przed sobą biały ekran i usiłować pozbyć się. wszystkich natrętnych
obrazów i myśli, a potem starać się poddać swojemu oddechowi; nie myśleć o nim, nie oddychać sztucznie, lecz
po prostu poddać się mu, a jednocześnie zdawać sobie z niego sprawę, następnie starać się odczuć sens własnego
„ja"; ja sam jako ośrodek moich sil, ja jako twórca mojego świata. Powinno się przeprowadzać takie ćwiczenia
koncentracji przynajmniej dwadzieścia minut kaŜdego rana (a jeŜeli to moŜliwe i dłuŜej) i kaŜdego wieczora
35
przed połoŜeniem się do łóŜka.
2
Obok takich ćwiczeń człowiek musi się nauczyć skupiać na wszystkim, co robi: na
słuchaniu muzyki, czytaniu ksiąŜki, rozmowie z drugim człowiekiem, na oglądaniu pejzaŜu. To, co się robi w
danym momencie, musi być jedyną rzeczą, której się człowiek całkowicie oddaje. JeŜeli ktoś się skoncentrował,
nieistotne jest, co robi; rzeczywistość rzeczy waŜnych i niewaŜnych przybiera nowe wymiary, poniewaŜ w danym
momencie skupia na sobie całą uwagę człowieka. Chcąc się nauczyć koncentracji, naleŜy w miarę moŜliwości
unikać prowadzenia banalnych rozmów, to znaczy takich rozmów, które są nieistotne. JeŜeli dwoje ludzi
rozmawia ze sobą o tym, jak rośnie drzewo, które oboje znają, albo o smaku chleba, który dopiero co razem
jedli, albo o wspólnym przeŜyciu w swojej pracy, taka rozmowa moŜe mieć znaczenie pod warunkiem, Ŝe
doświadczyli tego, o czym rozmawiają, i nie traktują tej rozmowy w sposób oderwany; z drugiej strony,
rozmowa moŜe toczyć się na temat polityki czy religii, a mimo to być banalna; zdarza się to wtedy, kiedy dwoje
ludzi posługuje się komunałami i nie wkłada serca w to, co mówią w danej chwili. Powinienem dodać w tym
miejscu, Ŝe równie waŜne jak unikanie banalnej rozmowy jest unikanie złego towarzystwa. Przez złe towarzystwo
nie rozumiem bynajmniej jedynie ludzi zepsutych i szkodliwych; tych bowiem powinno się unikać ze względu
na to, Ŝe stwarzają wokół siebie trującą i przytłaczającą atmosferę. Mam tu na myśli towarzystwo „Ŝywych
trupów", ludzi, których dusza jest martwa, chociaŜ ich ciało Ŝyje; ludzi, których myśli i rozmowy są banalne, którzy
plotą, a nie mówią, i którzy wypowiadają wyświechtane frazesy zamiast myśleć. JednakŜe nie zawsze jest
moŜliwe unikanie towarzystwa takich ludzi, a nawet nie zawsze konieczne. JeŜeli nie reaguje się tak, jak
oczekuje tego nasz rozmówca - to znaczy oklepanymi frazesami i banałami - ale prowadzi się rozmowę wprost i
po ludzku, często się zdarza, Ŝe człowiek taki zmienia swoje zachowanie, w czym pomaga mu zaskoczenie czymś
niespodziewanym.
Umieć skoncentrować się na innych znaczy przede wszystkim umieć słuchać. Większość ludzi słucha
innych, a nawet udziela im rad, nie słuchając naprawdę. Nie traktują oni powaŜnie ani słów drugiego człowieka,
ani swoich własnych odpowiedzi. Skutek jest taki, Ŝe rozmowa ich męczy. Wydaje im się, Ŝe byliby jeszcze
bardziej zmęczeni, gdyby słuchali ze skupieniem, ale prawda jest wręcz odwrotna. KaŜda czynność, jeŜeli
wykonuje się ją ze skupieniem, działa na człowieka pobudzająco (chociaŜ potem przychodzi naturalne i
dobroczynne zmęczenie), podczas gdy kaŜda czynność, przy której się nie skupiamy, działa usypiająco -
powodując równocześnie bezsenność w czasie nocnego wypoczynku.
Skoncentrować się znaczy Ŝyć w pełni teraźniejszością, daną chwilą, a nie myśleć o następnej rzeczy,
którą trzeba zrobić, jeśli w danej chwili robi się to, co naleŜy. Nie trzeba dodawać, Ŝe koncentrować się powinni
przede wszystkim ludzie, którzy się wzajemnie kochają. Muszą się nauczyć być blisko siebie, nie rozpraszając się
w wielu kierunkach równocześnie, j ak się to zazwyczaj dzieje. Pierwsze próby koncentracji będą na pewno
trudne. Będzie się nam wydawało, Ŝe nigdy nie osiągniemy celu. Nie trzeba chyba nawet przypominać, Ŝe
niezbędną przy tym rzeczą jest cierpliwość. JeŜeli ktoś nie wie, Ŝe wszystko wymaga czasu, i chce pospieszać
sprawę, wtedy rzeczywiście nigdy nie uda mu się skupić - ani nie nauczy się kochać. Aby poznać, czym jest
cierpliwość, wystarczy przyjrzeć się, jak dziecko uczy się chodzić. Pada, wstaje, znów się przewraca, a jednak
próbuje dalej, idzie mu to coraz lepiej, aŜ wreszcie pewnego dnia zaczyna chodzić. Co mógłby osiągnąć dorosły
człowiek, gdyby dąŜąc do czegoś, co jest dla niego waŜne, posiadał cierpliwość i skupienie małego dziecka!
Nie moŜna się nauczyć koncentracji, jeŜeli człowiek nie w y c z u wa s a m e g o s i e b i e . CóŜ to znaczy? Czy
powinno się bez przerwy myśleć o sobie, „analizować" samego siebie? Gdybyśmy mieli mówić o wyczuwaniu
maszyny, nie byłoby większych trudności z wyjaśnieniem, o co chodzi. Na przykład kaŜdy, kto prowadzi
sarnochód, wyczuwa go. ZauwaŜa nawet mały nienormalny stuk, jak równieŜ najdrobniejszą róŜnicę przy
włączaniu silnika. W taki sam sposób kierowca wyczuwa zmiany nawierzchni drogi i ruch pojazdów jadących
przed nim i za nim. A jednak n i e m y ś l i o tych wszystkich czynnikach; jego umysł znajduje się w stanie
odpręŜonego pogotowia, w kaŜdej chwili gotowy zareagować na wszelkie istotne zmiany mające związek z
sytuacją, na której się skupia - w tym wypadku na bezpiecznym prowadzeniu samochodu.
Gdybyśmy się przyjrzeli, jak wygląda wyczuwanie drugiego człowieka, najlepszy tego przykład
znajdziemy w wyczuwaniu i wraŜliwości matki wobec jej dziecka. ZauwaŜa jego pewne zmiany cielesne, Ŝądania,
niepokoje, zanim jeszcze się ujawnią. Budzi ją płacz dziecka, gdy inne, i to znacznie głośniejsze dźwięki, nigdy
by jej nie obudziły. Wszystko to wskazuje, Ŝe wyczuwa przejawy Ŝycia dziecka; nie jest ani niespokojna, ani
zmartwiona, ale jest w stanie czujnej równowagi, czułej na kaŜdy istotny sygnał pochodzący od dziecka. W ten sam
sposób człowiek moŜe wyczuwać sam siebie. Ktoś zdaje sobie na przykład sprawę z uczucia zmęczenia czy
depresji, i zamiast mu się poddawać i podtrzymywać je ponurymi myślami, które są zawsze na podorędziu, pyta
sam siebie: „Co się stało? Dlaczego jestem w takim złym nastroju?" To samo dzieje się, kiedy człowiek zauwaŜa,
Ŝ
e jest zirytowany, rozzłoszczony czy teŜ ma ochotę trochę pomarzyć albo oddać się jakiemuś zajęciu, które po-
zwoli mu uciec przed własnymi myślami. W kaŜdym z tych przykładów jest rzeczą waŜną, aby zdać sobie z tego
sprawę, a nie próbować tłumaczyć to rozumowo na tysiąc i jeden moŜliwych sposobów; co więcej, naleŜy być
wraŜliwym na nasz wewnętrzny glos, który powie nam -często bardzo szybko - dlaczego jesteśmy niespokojni,
przygnębieni czy zdenerwowani.
Przeciętny człowiek posiada wyczucie procesów, jakie zachodzą w jego ciele; zauwaŜa wszelkie zmiany albo
bardzo nieznaczny nawet ból; tego rodzaju cielesnej wraŜliwości stosunkowo łatwo doświadczyć, poniewaŜ
36
większość ludzi posiada wyobraŜenie, co to znaczy czuć się zupełnie zdrowym. Znacznie trudniejszą sprawą jest
takie samo wyczucie psychiki, poniewaŜ wielu ludzi nie spotkało w Ŝyciu nikogo, kto by pod tym względem nie
pozostawiał nic do Ŝyczenia. Uznają, oni za normę
psychiczną strukturę swoich rodziców i krewnych albo teŜ całej grupy społecznej, w której się urodzili, i póki się
od nich nie róŜnią, uwaŜają się za normalnych i nie interesuje ich obserwacja Ŝadnych wewnętrznych zjawisk. Jest
na przykład wielu ludzi, którzy nigdy nie widzieli kochającego człowieka albo człowieka posiadającego pełną
niezaleŜność, odwaŜnego czy umiejącego się skoncentrować. Jest rzeczą zupełnie oczywistą, Ŝe aby móc
wyczuwać samego siebie, musi się mieć obraz pełnego, zdrowego ludzkiego funkcjonowania - ale jak takie
wyobraŜenie zdobyć ma ktoś, kto nigdy go nie posiadał -ani w dzieciństwie, ani jako człowiek dorosły?
Odpowiedź na to pytanie na pewno nie jest łatwa; ale pytanie wskazuje na jeden bardzo krytyczny czynnik w
naszym systemie wychowawczym .
ChociaŜ wpajamy wiedzę, zaniedbujemy tę jej gałąź, która jest najwaŜniejsza w rozwoju człowieka: naukę,
której moŜe udzielać sama obecność dojrzałej, kochającej osoby. W ubiegłych epokach, i to zarówno w naszej
kulturze, j ak w Chinach czy Indiach, najwyŜej ceniono człowieka o wybitnych walorach duchowych. Nawet
nauczyciel nie był jedynie czy nawet przede wszystkim źródłem informacji, lecz zadaniem jego było
przekazywanie pewnych ludzkich postaw. We współczesnym społeczeństwie przemysłowym ludzie uznawani za
godnych podziwu i naśladowania posiadają moŜe inne walory, ale nie mają jakichś specjalnych wartości
duchowych. To oni są w zasadzie w oczach opinii publicznej tymi, którzy dają przeciętnemu człowiekowi
uczucie zastępczego zadowolenia. Gwiazdy filmowe, piosenkarze, reporterzy, waŜne osobistości ze świata
przemysłu czy polityki - oto modele do naśladowania. Do roli, jaką odgrywają, często kwalifikuje ich głównie
fakt, Ŝe udało im się uzyskać rozgłos. A jednak sytuacja nie wydaje się tak zupełnie beznadziejna. JeŜeli
weźmiemy pod uwagę, Ŝe taki człowiek jak Albert Schweitzer mógł stać się sławny w Stanach Zjednoczonych,
jeŜeli uzmysłowimy sobie, ile jest moŜliwości zaznajomienia naszej młodzieŜy z Ŝyjącymi i historycznymi
postaciami, które pokazują, ile mamy do zrobienia jako ludzie, a nie jako „zabawiacze" innych, jeŜeli pomyśli się
o wspaniałych dziełach literatury i sztuki na przestrzeni wieków, to jednak wydaje się, Ŝe jest pewna szansa na
stworzenie wizji dobrego ludzkiego działania, a tym samym wyczucia, kiedy to działanie jest złe. Gdyby nam się
nie udało utrzymać wizji dojrzałego, pełnego Ŝycia, wtedy rzeczywiście staniemy wobec moŜliwości załamania się
całej naszej kulturalnej tradycji. Tradycja ta nie opiera się przede wszystkim na przekazywaniu pewnych rodzajów
wiedzy, ale na wpajaniu pewnych ludzkich cech. JeŜeli następne pokolenia przestaną szanować te cechy,
pięćdziesięciowiekowa kultura załamie się, nawet jeŜeli nagromadzona przez nią wiedza zostanie przekazana i
będzie się w dalszym ciągu rozwijać.
Dotąd rozwaŜałem, czego trzeba, aby móc uprawiać d o w o l n y rod z a j sztuki. Teraz rozpatrzę te
właściwości, które posiadają szczególne znaczenie dla zdolności kochania. Zgodnie z tym, co powiedziałem o
naturze miłości, głównym jej warunkiem jest p r z e z w y c i ę Ŝ e n T e n a r c y z m u . Narcystyczne nastawienie
polega na tym, Ŝe człowiek przeŜywa jako realną rzeczywistość jedynie to, co istnieje w nim samym, natomiast
zjawiska zachodzące w świecie zewnętrznym nie istnieją dla niego same w sobie, lecz doświadcza ich jedynie z
punktu widzenia poŜytku lub zagroŜenia, jakie mogą stanowić. Przeciwnym biegunem narcyzmu jest
obiektywizm; jest to zdolność widzenia ludzi i rzeczy takimi, jakie są, obiektywnie, oraz umiejętność
oddzielenia obiektywnego obrazu od tego, jaki ukształtowały nasze własne pragnienia i obawy. Wszelkie formy
psychozy wykazują niezdolność do obiektywizmu posuniętą do najdalszych granic. Dla człowieka obłąkanego
jedyną istniejącą rzeczywistością jest ta, która istnieje w nim samym, rzeczywistość jego lęków i pragnień.
Człowiek taki patrzy na świat zewnętrzny jak na symbol swego świata wewnętrznego, jak na swój twór. My
wszyscy zachowujemy się w taki sam sposób w czasie snu. W snach tworzymy jakieś wydarzenia,
inscenizujemy dramaty, które są wyrazem naszych pragnień i lęków (chociaŜ czasem równieŜ i naszych intuicji i
osądów), w czasie snu jesteśmy przekonani, Ŝe nasze marzenia senne są równie realne jak rzeczywistość, którą
percypujemy na jawie.
Człowiek psychicznie chory albo marzyciel pozbawiony jest c a ł k o-w i c i e moŜności obiektywnego spojrzenia na
ś
wiat zewnętrzny; ale wszyscy jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu chorzy psychicznie lub mniej czy
bardziej pogrąŜeni we śnie; nikt z nas nie posiada obiektywnego spojrzenia na świat, jest ono zawsze
zniekształcone przez nasze narcystyczne nastawienie. Czy muszę podawać przykłady? KaŜdy moŜe je bez trudu
znaleźć obserwując samego siebie, swoich sąsiadów albo czytając gazety. RóŜnią się one bardzo pod względem
stopnia narcystycznego zniekształcenia rzeczy wistości. Na przykład jakaś kobieta telefonuje do lekarza i
oświadcza mu, Ŝe tego popołudnia chce się zjawić u niego w gabinecie. Lekarz odpowiada, Ŝe tego popołudnia
jest zajęty, ale Ŝe jutro moŜe ją przyjąć. Kobieta odpowiada: „AleŜ, doktorze! Ja mieszkam tylko o pięć minut
drogi od pańskiego gabinetu!" Nie potrafi zrozumieć, iŜ fakt, Ŝe mieszka tak blisko lekarza, nie przysparza czasu
j e m u . PrzeŜywa daną sytuację w sposób typowo narcystyczny: poniewaŜ o n a oszczędza czas, on teŜ go
oszczędza; jedyną rzeczywistością istniejącą dla niej jest ona sama.
Mniej krańcowe - albo po prostu moŜe mniej jaskrawe - są zniekształcenia, jakie spotyka się w
stosunkach międzyludzkich. Jak wielu rodziców reaguje na zachowanie dziecka biorąc pod uwagę jedynie, czy
jest ono posłuszne, czy jest dla nich źródłem radości, czy przynosi im zaszczyt itd., zamiast dostrzegać czy
37
nawet interesować się tym, co ich dziecko czuje samo w sobie? Jak wielu męŜów uwaŜa swoje Ŝony za despotki
jedynie dlatego, Ŝe ich przywiązanie do matki powoduje, Ŝe kaŜde Ŝądanie Ŝony tłumaczą sobie jako
ograniczenie swobody? Jak wiele Ŝon sądzi, Ŝe mają głupich, niedołęŜnych męŜów, poniewaŜ nie są podobni do
fantastycznego obrazu rycerzy z bajki, jaki wytworzyły sobie w wyobraźni jeszcze w dziecięcych latach?
Znany jest brak obiektywizmu, jeśli chodzi o stosunek do innych narodów. Z dnia na dzień robi się z jakiegoś
narodu naród do gruntu zdeprawowany i fanatyczny, podczas gdy nasz własny jest uosobieniem wszystkiego, co
dobre i szlachetne. KaŜde działanie nieprzyjaciela ocenia się według jednego kryterium, kaŜde własne działanie -
według innego. Nawet dobre uczynki nieprzyjaciela traktuje się jako oznakę szczególnej diabelskiej
przewrotności, mającej na celu oszukanie nas i całego świata, podczas gdy nasze złe uczynki są konieczne i
usprawiedliwione ze względu na szlachetne cele. jakim słuŜą. JeŜeli zbada się stosunki pomiędzy narodami, tak
samo jak między poszczególnymi ludźmi, dojdziemy do wniosku, Ŝe obiektywizm jest naprawdę czymś zupełnie
wyjątkowym, natomiast większe lub mniejsze narcystyczne zniekształcenie jest regułą.
Zdolność do obiektywnego myślenia to r o z u m ; emocjonalna postawa kryjąca się za rozumem to
postawa p o k o r y . Być obiektywnym i posługiwać się rozumem moŜna tylko wtedy, jeśli się osiągnęło pokorę,
jeśli się wyzwoliło od marzeń o wszechwiedzy i wszechpotędze, jakie miało się w dzieciństwie.
Dla naszych rozwaŜań o praktyce sztuki miłości oznacza to, iŜ miłość - jako Ŝe zaleŜy od ograniczenia
narcyzmu — wymaga rozwoju pokory, obiektywizmu i rozumu. Aby to osiągnąć, trzeba poświęcić całe Ŝycie.
Pokora i obiektywizm są niepodzielne, tak samo jak niepodzielna jest miłość. Nie mogę zdobyć się na
prawdziwy obiektywizm wobec mojej rodziny, jeŜeli nie posiadam go w stosunku do obcych ludzi, i na odwrót.
JeŜeli chcę nauczyć się sztuki miłości, muszę dąŜyć do obiektywizmu w kaŜdej sytuacji Ŝyciowej i wyczuwać te
momenty, w których go zatracam. Muszę starać się dostrzegać róŜnicę między moim wizerunkiem danego
człowieka i jego zachowania zniekształconym przez mój narcyzm a jego realną postacią, taką, jaka jest naprawdę,
niezaleŜnie od moich interesów, potrzeb i obaw. Zdobyć obiektywizm i rozumny pogląd na świat to przebyć
połowę drogi do opanowania sztuki miłości, z tym jednak, Ŝe ma się to odnosić do kaŜdego, z kim wchodzimy w
kontakt. Gdyby ktoś chciał stosować obiektywizm jedynie wobec osoby kochanej i sądził by, Ŝe moŜe się z niego
rozgrzeszyć wobec reszty świata, przekona się niedługo, Ŝe przegra zarówno w jednym, j ak i w drugim
wypadku.
A zdolność kochania zaleŜy od tego, czy człowiek potrafi wyzbyć się swego narcyzmu i kazirodczego
przywiązania do matki i klanu; zaleŜy O równieŜ od tego, czy potrafimy hodować i rozwijać w sobie produktywne
nastawienie w naszych związkach ze światem i nami samymi. Ten proces wyzwalania się, narodzin, budzenia się
— wymaga jednego niezbędnego warunku, a mianowicie w i a r y . Praktykowanie sztuki miłości wy
maga wiary.
Co to jest wiara? Czy musi to być koniecznie wiara w Boga lub w doktryny religijne? Czy wiara musi
koniecznie przeciwstawiać się albo rozchodzić z rozumem i racjonalnym sposobem myślenia? Aby choć zacząć
pojmować problem wiary, naleŜy oddzielić wiarę r a c j o n a l n ą od i r r a c j o n a l n e j . Przez wiarę
irracjonalną rozumiem wiarę (w człowieka lub ideę) opartą na poddaniu się irracjonalnemu autorytetowi. W
przeciwieństwie" do tego wiara racjonalna jest przekonaniem, które ma swe źródło we własnych doznaniach
myślowych i czuciowych. Wiara racjonalna nie jest więc przede wszystkim wierzeniem w coś, lecz jest cechą
pewności i trwałości, którą posiadają nasze przekonania. Taka wiara jest raczej rysem charakteru przepajającym
całą osobowość niŜ wyznawaniem jakichś szczególnych prawd.
Racjonalna wiara ma swoje źródło w produktywnej działalności intelektualnej i emocjonalnej. W
racjonalnym sposobie myślenia, w którym rzekomo dla wiary nie ma miejsca, wiara racjonalna jest bardzo
istotnym czynnikiem. Jak na przykład jakiś naukowiec dochodzi do nowego odkrycia? Czy zaczyna
przeprowadzać jedno doświadczenie za drugim, gromadzi fakt po fakcie, nie mając wyobraŜenia, co spodziewa
się odkryć? Bardzo rzadko dokonano w ten sposób prawdziwie doniosłego odkrycia na jakimkolwiek polu. Nikt
równieŜ nie dochodzi do waŜnych wniosków idąc jedynie tropem własnej fantazji. Proces twórczego myślenia na
jakimkolwiek polu ludzkich zabiegów często zaczyna się od czegoś, co moŜna by nazwać „racjonalną wizją",
która jest wynikiem uprzednich studiów, rozwaŜnego myślenia i obserwacji. Kiedy naukowcowi uda się zebrać
wystarczającą ilość danych albo wypracować jakiś matematyczny wzór, który ma przekonać, Ŝe jego pierwotna
wizja jest wysoce prawdopodobna, moŜna o nim powiedzieć, iŜ dobrnął do prowizorycznej hipotezy. Jej
staranna analiza, mająca na celu dostrzeŜenie jej implikacji oraz zebranie danych, które mają ją potwierdzić,
prowadzi do bardziej adekwatnej hipotezy i w końcu moŜe do włączenia jej do szeroko zakrojonej teorii.
Historia nauki pełna jest przykładów wiary w rozum i wizję prawdy. Kopernik, Kepler, Galileusz i
Newton - wszystkich ich przepajała niewzruszona wiara w rozum. Właśnie za to Bruno spłonął na stosie, a
Spinoza obłoŜony został ekskomuniką. Wiara konieczna jest na kaŜdym kroku, od chwili poczęcia się racjonalnej
wizji do momentu sformułowania teorii: wiara w wizję jako racjonalnie uzasadniony cel poszukiwań, wiara w
hipotezę jako w prawdopodobne i moŜliwe do przyjęcia załoŜenie i wiara w ostateczną teorię, przynajmniej tak
długo, dopóki jej słuszność nie zostanie ogólnie uznana. Wiara ta ma swe źródło we własnym przeŜyciu, w
zaufaniu we własną potęgę myśli, obserwacji i osądu. Podczas gdy wiara irracjonalna jest przyjęciem czegoś za
prawdziwe jedynie dlatego, Ŝe tak twierdzi jakiś autorytet czy większość ludzi, wiara racjonalna ma swoje źródło
38
w niezaleŜnym przekonaniu, opartym na własnej produktywnej obserwacji i myśleniu, często w b r e w opinii
większości.
Myśl i osąd nie są jedynymi dziedzinami w obszarze ludzkiego doświadczenia, w których przejawia się
racjonalna wiara. W sferze stosunków ludzkich wiara jest nieodzowną cechą kaŜdej przyjaźni czy miłości. Wierzyć
w drugiego człowieka oznacza być pewnym solidarności i niezmienności jego zasadniczych poglądów, samego
sedna jego osobowości, jego miłości. Nie chcę przez to bynajmniej powiedzieć, Ŝe człowiek nie moŜe zmieniać
swoich opinii, ale podstawowe pobudki, jakimi się kieruje, pozostają te same; na przykład poszanowanie Ŝycia i
godności ludzkiej przez danego człowieka jest niejako częścią jego samego, czymś, co nie moŜe ulec zmianie.
W tym samym sensie posiadamy wiarę w siebie. Zdajemy sobie sprawę z istnienia swego ja, z samego sedna
naszej osobowości, które jest niezmienne i które trwa przez całe Ŝycie mimo rozmaitych kolei losu, niezaleŜnie
od pewnych przeobraŜeń w naszych zapatrywaniach czy uczuciach. Jest to owo sedno naszej osobowości, które
stanowi rzeczywistość odpowiadającą słowu „ja" i na którym opiera się przekonanie o naszej własnej toŜsamości.
Póki nie posiadamy wiary w trwałość istnienia naszego ja, poty nasze poczucie toŜsamości jest zagroŜone,
stajemy się wówczas zaleŜni od innych ludzi, których aprobata staje się podstawą naszego poczucia toŜsamości.
Jedynie człowiek, który ma wiarę w siebie, moŜe dochować wierności innym, poniewaŜ moŜe być pewny, Ŝe
pozostanie taki sam w przyszłości, jaki jest dzisiaj, a zatem, Ŝe będzie czuł i postępował tak, j ak się tego
obecnie spodziewa. Wiara w siebie jest warunkiem, abyśmy mogli coś obiecywać, a wobec tego, Ŝe jak powie-
dział Nietzsche, człowieka moŜna określić według zdolności do składania przyrzeczeń, wiara jest jednym z
warunków ludzkiego istnienia. JeŜeli chodzi o miłość, liczy się. wiara we własna miłość, w jej zdolność budzenia
miłości u innych i w jej trwałość.
Inne znaczenie posiadania wiary w jakiegoś człowieka dotyczy wiary, jaką pokładamy w moŜliwościach
innych ludzi. Najbardziej elementarną forma, w jakiej ta wiara istnieje, jest ta, którą Ŝywi matka w stosunku do
swego nowo narodzonego dziecka: Ŝe będzie Ŝyło, Ŝe będzie rosło, chodziło i mówiło. A przecieŜ rozwój
dziecka pod tym względem przebiega z taką regularnością, Ŝe tego rodzaju przewidywania nie wydają się
wymagać wiary. Inaczej sprawa się przedstawia z tymi moŜliwościami, które mogą się nie rozwinąć: nie wiadomo
na przykład, czy dziecko będzie umiało kochać, czy potrafi być szczęśliwe, Ŝyć rozumnie i czy będzie posiadało
jakieś szczególne moŜliwości, na przykład uzdolnienia artystyczne. Są to nasiona, które mogą wykiełkować lub
nie i w których zawarte potencje ujawnią się, jeŜeli dane będą odpowiednie warunki do ich rozwoju, natomiast
gdy tych warunków brak, mogą zostać zdławione.
Jednym z najwaŜniejszych warunków jest to, aŜeby człowiek, odgrywający w Ŝyciu dziecka zasadniczą
rolę, wierzył w te moŜliwości. Właśnie istnienie tej wiary stwarza róŜnicę pomiędzy wychowywaniem a manipu-
lacją. Wychowywanie jest równoznaczne z udzielaniem pomocy dziecku w realizacji jego moŜliwości.
Przeciwieństwem wychowywania jest autorytarne kierowanie, oparte na braku wiary w rozwój tych moŜliwości i
na przekonaniu, Ŝe dziecko będzie takie jak trzeba tylko wtedy, jeŜeli
dorośli wpoją mu to, co uwaŜają za poŜądane, a usuną wszystko, co wydaje im się niepoŜądane. Nie trzeba
wierzyć w robota - jest martwym przedmiotem.
Wiara w innych osiąga swój punkt kulminacyjny w wierze w ludzkość. W świecie zachodnim wiara ta
znalazła wyraz w religijnych kategoriach w religii judeochrześcijańskiej, natomiast na płaszczyźnie świeckiej prze-
jawiła się najdobitniej w humanistycznych ideach politycznych i społecznych ostatnich stu pięćdziesięciu lat.
Podobnie jak wiara w dziecko opierają się one na przekonaniu, Ŝe moŜliwości człowieka są takie, iŜ jeŜeli
stworzy mu się odpowiednie warunki, potrafi on zbudować ład społeczny, w którym rządzić będą zasady
równości, sprawiedliwości i miłości. Jak dotąd człowiekowi nie udało się jeszcze zbudować takiego ładu i
dlatego przekonanie, Ŝe potrafi tego dokonać, wymaga wiary. Ale tak samo jak kaŜda racjonalna wiara, i ta
równieŜ nie jest jakimś poboŜnym Ŝyczeniem, ale opiera się na dowodach minionych osiągnięć rodzaju
ludzkiego i na wewnętrznym doznaniu kaŜdego człowieka, na jego własnym odczuciu rozumu i miłości.
Podczas gdy wiara irracjonalna ma swe źródło w poddaniu się potędze odczuwanej jako przemoŜna,
wszechwiedząca i wszechmocna i w rezygnacji z własnej potęgi i siły, wiara racjonalna opiera się na wręcz
przeciwnym doznaniu. Wiara ta tkwi w myśli, poniewaŜ jest wynikiem naszych własnych obserwacji i
przemyśleń. Wierzymy w moŜliwości innych, nas samych i w moŜliwości całej ludzkości tylko w takim stopniu, w
jakim odczuliśmy rozwój naszych własnych moŜliwości, realność rozwoju nas samych, siłę naszej własnej potęgi
rozumu i miłości. P o d s t a wą r a c j o n a l n e j w i a r y j e s t p r o d u k t y w n o ś ć ; Ŝyć w zgodzie z zasadami naszej
wiary znaczy Ŝyć w sposób produktywny. Wynika z tego, Ŝe wiara w silę (w sensie panowania) i stosowanie
siły jest odwrotnością prawdziwej wiary. Wiara w siłę, która istnieje, jest tym samym co niewiara w rozwój
moŜliwości, które nie zostały jeszcze zrealizowane. Jest to zapowiedź przyszłości oparta wyłącznie na
przejawach teraźniejszości; okazuje się to powaŜnym przeliczeniem w rachubach, aktem głęboko irracjonalnym
w swoim pomijaniu ludzkich moŜliwości i ludzkiego rozwoju. Nie ma racjonalnej wiary w potęgę. Jest tylko z
jednej strony poddanie się jej lub, z drugiej strony - u tych, którzy ją posiadają - chęć jej utrzymania. Podczas
gdy dla wielu potęga wydaje się czymś najbardziej realnym ze wszystkiego, historia ludzkości udowodniła, Ŝe jest
to coś najmniej stałego ze wszystkich ludzkich osiągnięć. A Ŝe wiara i potęga wzajemnie się wykluczają, wszystkie
39
religie i systemy polityczne, pierwotnie zbudowane na racjonalnej wierze, zaczynają ulegać rozkładowi i w końcu
tracą posiadaną moc, jeŜeli polegają na sile lub się z nią sprzymierzają.
Wiara wymaga o d wa g i , umiejętności podejmowania ryzyka, a nawet gotowości zaznania bólu czy
rozczarowania. Kto domaga się bezpieczeństwa i pewności jako najwaŜniejszych warunków Ŝycia, nie moŜe
posiadać wiary; kto obwarowuje się w systemie obrony, w którym środkami mającymi zapewnić bezpieczeństwo
jest zachowanie dystansu i posiadanie, czyni z siebie więźnia. Na to, aby być kochanym i kochać samemu, trzeba
odwagi, uznania pewnych wartości za godne najwyŜszego zainteresowania oraz wytrwałości w ich
kultywowaniu.
Tego rodzaju odwaga w zasadniczy sposób róŜni się od tej, jaką miał na myśli słynny blagier Mussolini,
kiedy uŜył sloganu: „śyć Ŝyciem pełnym niebezpieczeństw". Jego rodzaj odwagi jest odwagą nihilizmu. Ma ona
swoje źródło w destruktywnej postawie Ŝyciowej, w chęci odtrącenia Ŝycia, poniewaŜ nie jest się zdolnym go
pokochać. Odwaga rozpaczy jest przeciwieństwem odwagi miłości, tak samo jak wiara w siłę jest
przeciwieństwem wiary w Ŝycie.
Czy jest w dziedzinie wiary i odwagi coś, co naleŜy stosować w praktyce? Prawdę mówiąc, wiarę
moŜna praktykować kaŜdej chwili. Wymaga wiary wychowanie dziecka, wymaga wiary zasypianie, wymaga jej
podjęcie jakiejkolwiek pracy. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do tego rodzaju wiary. KaŜdy, kto jej nie ma,
cierpi z powodu nadmiernego lęku o swoje dziecko albo z powodu bezsenności, albo dlatego, Ŝe nie potrafi
wykonać Ŝadnej produktywnej pracy; albo jest podejrzliwy, powstrzymuje się od bliŜszych kontaktów z
kimkolwiek, staje się hipochondrykiem, albo teŜ nie potrafi robić Ŝadnych planów na dłuŜszą metę. Trwanie przy
swoim zdaniu na temat jakiegoś człowieka, nawet jeŜeli opinia publiczna czy jakieś nieprzewidziane fakty
wydają się przeczyć naszej opinii, trwanie przy swoich przekonaniach nawet wówczas, kiedy są one niepopularne
- wszystko to wymaga wiary i odwagi. Traktowanie trudności, poraŜek i zmartwień, jakie przynosi Ŝycie, raczej
jako próby sil, z której wyjście czyni nas silniejszymi, niŜ jako niesłusznej kary, która n a s nie powinna spotkać -
równieŜ wymaga wiary i odwagi.
Praktykowanie wiary i odwagi zaczyna się od drobiazgów codziennego Ŝycia. Pierwszy krok to
zauwaŜyć, gdzie i kiedy tracimy wiarę, zanalizować argumenty, jakie wynajdujemy dla jej utraty, zorientować
się, w jakiej sytuacji zachowujemy się tchórzliwie, i znowu uświadomić sobie, jak się z tego tłumaczymy.
Zrozumieć, jak kaŜde sprzeniewierzenie się wierze osłabia człowieka i jak zwiększona słabość prowadzi do
nowych sprzeniewierzeń, czyniąc błędne koło. Wtedy człowiek zda sobie sprawę, Ŝe gdy w swojej świadomości
objawia mu się, Ŝe nie jest kochany, to w istocie w nim samym tkwi - zazwyczaj podświadomy - l ę k p r z e d
m i ł o ś c i ą . Kochać oznacza powierzyć się komuś bez Ŝadnych zastrzeŜeń, oddać się całkowicie w nadziei, Ŝe
nasza miłość wywoła miłość człowieka, którego kochamy. Miłość jest aktem wiary; kaŜdy, kto ma mato wiary,
ma mało miłości. Czy moŜna powiedzieć coś więcej o praktyce wiary? MoŜe kto inny mógłby; gdybym był poetą
czy kaznodzieją, moŜe bym spróbował. Ale poniewaŜ nie jestem, nie mogę nawet próbować powiedzieć nic
więcej o praktyce wiary, lecz jestem pewien, Ŝe kaŜdy, komu na tym naprawdę zaleŜy, moŜe się nauczyć
wierzyć, tak samo jak dziecko uczy się chodzić.
Postawą niezbędną do praktyki sztuki miłości, wspomnianą dotąd jedynie mimochodem, a którą
naleŜałoby omówić dokładnie, jako Ŝe jest ona rzeczą zasadniczą w praktyce sztuki miłości, jest a k t y w n o ś
ć
. Powiedziałem poprzednio, Ŝe przez aktywność rozumie się nie „robienie czegoś", lecz aktywność wewnętrzną,
produktywne uŜycie własnych sił. Miłość jest aktywnością; jeŜeli kocham, jestem w stanie ciągłego aktywnego
zainteresowania przedmiotem mojej miłości, ale nie tylko nim lub nią. Nie będę zdolny do aktywnego
odnoszenia się do osoby, którą kocham, jeŜeli jestem leniwy, jeŜeli nie jestem w stanie ciągłej świadomości,
pogotowia i aktywności. Sen jest jedynym dozwolonym stanem, w którym moŜemy nie być aktywni; ale kiedy nie
ś
pimy, nie powinno być miejsca na lenistwo. W dzisiejszych czasach wielu ludzi znajduje się w paradoksalnej
sytuacji polegającej na tym, Ŝe trwają w jakimś półśnie na jawie, a kiedy śpią lub kiedy chcą spać, są na pół
rozbudzeni. Aby nie nudzić siebie ani innych, człowiek musi być w pełni rozbudzony, a nie nudzić się samemu i
nie być nudnym dla kogoś - jest to naprawdę jeden z głównych warunków miłości. Być aktywnym w myślach i
uczuciach, mieć otwarte oczy i uszy, przez cały dzień unikać wewnętrznego rozleniwienia - biernego doznawania
czy zwykłego marnowania czasu - to niezbędny warunek praktyki sztuki kochania. Łudzą się ci, którzy sądzą, Ŝe
człowiek moŜe podzielić swoje Ŝycie w ten sposób, Ŝe jest produktywny w sferze miłości, a nieproduktywny we
wszelkich innych dziedzinach. Produktywność nie pozwala na taki podział pracy.
Zdolność kochania wymaga stanu napięcia, rozbudzenia, zwiększonej Ŝywotności, które mogą być tylko
wynikiem produktywnego i aktywnego nastawienia w wielu innych dziedzinach Ŝycia. JeŜeli człowiek nie jest
produktywny w innych dziedzinach, nie jest równieŜ produktywny w miłości.
RozwaŜań na temat sztuki miłości nie moŜna ograniczyć do sfery osobistej przyswajania sobie i
rozwijania tych wszystkich cech i postaw, o których pisałem w tym rozdziale. Miłość jest nierozdzielnie związana
z domeną Ŝycia społecznego. JeŜeli kochać znaczy mieć pełne miłości nastawienie wobec wszystkich, jeŜeli
miłość jest cechą charakteru, musi ona występować nie tylko w związkach człowieka z własną rodziną i
przyjaciółmi, lecz takŜe i wobec tych, z którymi człowiek utrzymuje kontakty poprzez swoją pracę, zajęcie i
zawód. Nie ma „podziału pracy" między miłością wobec osób bliskich a miłością wobec obcych. Przeciwnie,
40
warunkiem istnienia pierwszej jest istnienie drugiej. PowaŜne traktowanie tego rozróŜnienia oznacza
niewątpliwie dość istotną zmianę w społecznych stosunkach człowieka w porównaniu z tymi, jakie są na ogół
przyjęte. Mimo Ŝe duŜo czczych słów poświęca się religijnemu ideałowi miłości bliźniego, nasze stosunki są w
rzeczywistości określane, w najlepszym razie, przez zasadę rzetelności. Rzetelności, która oznacza niestosowanie
oszustwa i róŜnych sztuczek przy wymianie towarów i usług oraz przy wymianie uczuć. „Daję ci tyle, ile ty mi
dajesz" - oto etyczna maksyma dominująca w społeczeństwie kapitalistycznym zarówno w odniesieniu do dóbr
materialnych, jak i do miłości. MoŜna by nawet powiedzieć, Ŝe rozwój etyki rzetelności jest szczególnym
wkładem w dziedzinę etyki dokonanym przez społeczeństwo kapitalistyczne.
Przyczyn tego naleŜy doszukiwać się w samej naturze społeczeństwa kapitalistycznego. W
społeczeństwach przedkapitalistycznych wymiana dóbr określana była przez stosowanie siły, przez tradycję albo
przez osobiste więzi miłości czy przyjaźni. W kapitalizmie wszechokreślającym czynnikiem jest wymiana
rynkowa. Obojętne, czy mamy do czynienia z rynkiem towarowym, rynkiem pracy czy rynkiem usług, kaŜdy
człowiek wymienia to, co ma do sprzedania, na to, co chce nabyć, zgodnie z warunkami panującymi na rynku,
nie uciekając się do uŜycia siły czy oszustwa.
Etykę rzetelności łatwo pomylić z etyką Złotej Zasady. Maksymę „I co chcielibyście, by wam ludzie
czynili, tak i wy czyńcie", moŜna tłumaczyć: „Bądź rzetelny w procesie wymiany". W rzeczywistości jednak
myśl ta została pierwotnie sformułowana w bardziej popularnej wersji biblijnej: „Kochaj bliźniego swego j ak
siebie samego". Judeo-chrześcijańska norma miłości braterskiej istotnie róŜni się całkowicie od etyki rzetelności.
KaŜe ona kochać swego bliźniego, to znaczy czuć się za niego odpowiedzialnym, być z nim zespolonym, podczas
gdy etyka rzetelności oznacza, Ŝe nie trzeba się czuć odpowiedzialnym i zespolonym, ale Ŝe naleŜy się trzymać od
niego osobno i z daleka; oznacza ona, Ŝe naleŜy szanować prawa bliźniego, ale nie kochać go. Nie jest dziełem
przypadku, Ŝe Złota Zasada stała się dziś najbardziej popularną religijną maksymą; poniewaŜ moŜna ją
interpretować w kategoriach etyki rzetelności, jest jedyną religijną maksymą, którą kaŜdy rozumie i gotów jest
stosować. Ale praktyka miłości musi się rozpocząć od poznania róŜnicy między rzetelnością a miłością.
Tu jednakŜe wyłania się waŜna kwestia. JeŜeli cala nasza społeczna i ekonomiczna organizacja opiera
się na tym, Ŝe kaŜdy szuka swojej własnej korzyści, jeŜeli rządzi nią zasada egotyzmu łagodzonego jedynie przez
zasadę rzetelności, to jak moŜna prowadzić interesy, jak moŜna działać w ramach istniejącego układu
społecznego, a równocześnie kochać? Czy miłość nie kaŜe pozbyć się zainteresowania dla dóbr świeckich i nie
twierdzi, Ŝe naleŜy dzielić los najbiedniejszych Ŝyjąc tak jak oni? Pytanie to postawili i równocześnie
odpowiedzieli na nie w sposób radykalny chrześcijańscy mnisi oraz pisarze tacy jak Lew Tołstoj, Albert
Schweitzer i Simone Weil. Są jednakŜe i tacy, którzy twierdzą, Ŝe pogodzenie miłości z normalnym świeckim
Ŝ
yciem w obrębie naszego społeczeństwa jest absolutną niemoŜliwością. Dochodzą oni do wniosku, Ŝe mówić
dzisiaj o miłości to uczestniczyć w ogólnym oszustwie; utrzymują oni, Ŝe w dzisiejszym świecie kochać moŜe
jedynie albo męczennik, albo szaleniec i Ŝe dlatego wszelka dyskusja na temat miłości nie jest niczym innym jak
prawieniem kazań. Ten bardzo szacowny punkt widzenia moŜe łatwo posłuŜyć do usprawiedliwienia cynizmu.
Podziela go zresztą po cichu kaŜdy przeciętny człowiek, który myśli: „Chciałbym być dobrym chrześcijaninem,
ale gdybym chciał traktować to serio -musiałbym głodować". Tego rodzaju „radykalizm" kończy się na ogół
nihilizmem. Zarówno taki „radykalny" myśliciel, j ak i myślący w ten sposób przeciętny człowiek są
pozbawionymi uczuć automatami i jedyna róŜnica między nimi polega na tym, Ŝe przeciętny człowiek nie zdaje
sobie z tego sprawy, podczas gdy „radykalny myśliciel" wie o tym i uznaje „historyczną konieczność" tego
faktu.
Ja osobiście jestem przekonany, Ŝe teza o absolutnej niemoŜności pogodzenia miłości z „normalnym"
Ŝ
yciem jest słuszna jedynie w sensie abstrakcyjnym. Zasada leŜąca u podłoŜa społeczeństwa kapitalistycznego i
zasada miłości są sprzeczne. Ale nowoczesne społeczeństwo w swym konkretnym kształcie jest zjawiskiem
złoŜonym. Na przykład sprzedawca bezuŜytecznego towaru nie moŜe uprawiać działalności gospodarczej nie
kłamiąc; natomiast zdolny robotnik, chemik czy lekarz mogą. Podobnie rolnik, robotnik, nauczyciel i ludzie wielu
innych zawodów mogą próbować kochać nie rezygnując ze swojej działalności gospodarczej. Nawet jeŜeli uznaje
się, Ŝe zasada kapitalizmu nie daje się pogodzić z zasadą miłości, naleŜy przyznać, Ŝe kapitalizm sam w sobie
jest bardzo złoŜoną i bezustannie zmieniającą się strukturą, która wciąŜ zezwala na sporą dozę nonkonformizmu
i osobistej swobody.
JednakŜe mówiąc to, nie chcę bynajmniej dawać do zrozumienia, Ŝe moŜemy oczekiwać, iŜ obecny system
społeczny trwać będzie w nieskończoność, a równocześnie mieć nadzieję na urzeczywistnienie się ideału
braterskiej miłości. Ludzie zdolni do miłości stanowią w obecnym systemie wyjątek; w dzisiejszym społeczeństwie
zachodnim miłość jest z konieczności zjawiskiem marginesowym. Nie tylko dlatego, Ŝe uprawianie szeregu
zawodów nie pozwoliłoby na traktowanie ludzi z miłością, ale dlatego Ŝe duch społeczeństwa koncentrującego
swoją uwagę na produkowaniu i łaknącego towarów jest taki, Ŝe tylko nonkonformista moŜe się skutecznie
przeciwko niemu bronić. Ci, którzy miłość traktują powaŜnie jako jedyne rozwiązanie problemu ludzkiego
istnienia, muszą dojść do przekonania, Ŝe jeśli miłość ma się stać zjawiskiem społecznym, a nie indywidualnym i
marginesowym, to w naszej strukturze społecznej muszą zajść powaŜne i radykalne zmiany. O kierunku, w jakim
powinny one przebiegać, moŜna w ramach tej ksiąŜki jedynie napomknąć. Społeczeństwem naszym kieruje
41
urzędniczy aparat menadŜerów i zawodowi politycy; ludzie dają się powodować zbiorowej sugestii, celem ich,
który staje się celem samym w sobie, jest coraz więcej produkować i coraz więcej konsumować. Cała ludzka
działalność podporządkowana jest celom ekonomicznym, środki stają się celami, człowiek jest automatem -
dobrze odŜywionym, dobrze ubranym, ale nie mającym jakiegokolwiek większego zainteresowania dla tego, co
stanowi jego specyficzną ludzką cechę i funkcję. JeŜeli człowiek ma być zdolny do miłości, musi wznieść się na
wyŜszy poziom. Machina ekonomiczna musi słuŜyć jemu, a nie on jej. Człowiek musi mieć zapewniony udział
w doznaniach, w pracy, a nie tylko, w najlepszym razie, w zyskach. Społeczeństwo trzeba zorganizować w taki
sposób, aby społeczna, przepojona miłością natura ludzka nie została oddzielona od społecznego Ŝycia, lecz
stopiła się z nim w jedność. JeŜeli jest prawdą, jak usiłowałem to wykazać, Ŝe miłość jest jedynym naturalnym i
zadowalającym rozwiązaniem problemu ludzkiego istnienia - wówczas kaŜdy układ społeczny, który wyklucza
rozwój miłości, musi po jakimś czasie zginąć na skutek sprzeczności z podstawowymi wymogami ludzkiej natury.
Mówienie o miłości nie jest „prawieniem kazań" z tej prostej przyczyny, Ŝe oznacza ono mówienie o najwyŜszej i
prawdziwej potrzebie drzemiącej w kaŜdej ludzkiej istocie. To, Ŝe tę potrzebę chce się ukryć, nie oznacza
bynajmniej, Ŝe ona nie istnieje. l Analiza natury miłości prowadzi do odkrycia powszechnego dziś jej braku oraz
do krytyki warunków społecznych, z których wynika taki stan rzeczy. Wiara w moŜliwość miłości jako zjawiska
społecznego, a nie wyjątkowego i indywidualnego jest wiarą racjonalną, opartą na wniknięciu w prawdziwą
naturę człowieka.
K O N I E C