Za dużo Ankwiczów, za mało Rejtanów –
Janusz Wojciechowski
Aktualizacja: 2011-02-21 10:53 am
Na sejmie rozbiorowym w 1772 roku poseł Rejtan kładł się w drzwiach, darł koszulę, lecz na
próżno. Przeszli po nim i traktat rozbiorowy zatwierdzili.
Na sejmie grodzieńskim w 1793 roku Rejtana już nie było, za to był poseł Ankwicz, który w chwili
dramatycznego milczenia zaproponował, żeby uznać, iż kto milczy, ten na rozbiór się zgadza. I tak
uznano.
Zachowując proporcjum, mocium panie, przechodzę do kwestii współczesnej i odmiennej, choć
wywołującej pewne skojarzenia z echem odległych wydarzeń.
Gdy parę dni temu zaatakowałem ministra Sikorskiego, że nie walczy o wyrównanie dopłat dla polskich
rolników, jeden z posłów PO zaczął mnie przekonywać, że to wcale nie leży w polskim interesie.
Nawet mnie to nie zdziwiło. Ilekroć na moim blogu napiszę o tym, że polscy rolnicy powinni dostać
większe unijne dopłaty, tylekroć rzucają mi sie do gardła przeciwnicy i przekonują, że polscy rolnicy
dostają za dużo i najlepiej byłoby, gdyby dostawali mniej albo zgoła nic.
Ostatnio napisałem, że polscy rolnicy otrzymali z Unii 20 miliardów euro mniej niż Włosi i że to jest
niesprawiedliwe.
Natychmiast odezwali się komentatorzy, którzy z ogniem w oczach przekonywali, że nierówność jest
sprawiedliwa. Przytaczali argumenty, które samym Włochom do głowy by nie przyszły, choć kombinują
jak przysłowiowy koń pod górę, jakby tu uzasadnić taką oto sprawiedliwość, że bogatszym należy się
więcej, a biedniejszym mniej.
Polscy rolnicy mogli mieć równe dopłaty od początku członkostwa w Unii. Było to całkiem realne. Gdyby
wtedy przycisnąć Niemców, nie mieli wyjścia, musieliby się zgodzić, wszak to im najbardziej zależało na
przyjęciu Polski do Unii, gdyż dzięki temu granicę Unii odsuwali z Odry na Bug, z osiemdziesięciu
kilometrów na osiemset kilometrów od Berlina.
To my im mogliśmy dyktować warunki, nie oni nam. Żadnej łaski nam nie robili, robili łaskę sobie.
Tylko że wtedy było w Polsce więcej Ankwiczów niż Rejtanów i w sprawie dopłat przyjęte zostały
kapitulacyjne warunki.
Dziś potrzeba 20-30 miliardów dodatkowych euro w siedmioletnim unijnym budżecie, żeby zlikwidować
tę niesprawiedliwą dyskryminację Polski i innych nowych krajów członkowskich w dopłatach rolniczych.
Nawet w kryzysie to dla Unii żaden problem. Już nie raz w razie potrzeby Unia od ręki rzucała na stół
wielokrotnie większe pieniądze, na przykład na wsparcie banków w kryzysie.
Gdyby Polska się zaparła, Unia by ustąpiła. Polscy rolnicy dostaliby może nie tyle co Niemcy, ale
chociaż tyle co Włosi, czyli w ciągu siedmiu lat o 10 miliardów euro więcej w porównaniu do obecnych
przydziałów.
Te pieniądze przyszłyby do Polski i w Polsce zostały wydane. Rolnicy raczej nie opalają się na
egipskich plażach, bo nawet jeśli którego byłoby stać, to świnie i krowy mu nie pozwalają. Dlatego swoje
pieniądze rolnicy wydaja w kraju.
Wszystko jednak wskazuje, że nie wydadzą tych pieniędzy więcej, bo więcej nie dostaną.
I wcale nie dlatego, że Bruksela nie chce dać, lecz dlatego, że Warszawa nie chce wziąć.
Za dużo Ankwiczów, za mało Rejtanów.
Janusz Wojciechowski