Gardner Erle Stanley Sprawa szantażowanego męża

background image

Erle Stanley

GARDNER

Sprawa szantażowanego męża

Tłumaczyła Anna Rojkowska

„KB”

PRZEDMOWA

Mój przyjaciel, dr Walter Camp, jest

wybitną postacią w dziedzinie medycyny

sądowej.

Jedną z jego największych zalet jest

spokojny, beznamiętny sposób, w jaki

podchodzi do zagadnień naukowych. Trudno

sobie wyobrazić, że dr Camp mógłby do tego

stopnia stracić głowę, by pójść owczym pędem

za opinią innych lub by na jego sąd wpłynęły

sprawy natury osobistej czy finansowej.

Walter Camp zdobył zarówno stopień

doktora medycyny, jak i filozofii, a jednak

pomimo sukcesów zawodowych i posiadania

umysłowości równie pozbawionej emocji (i

równie dokładnej) jak maszyna do liczenia,

pozostał serdeczny, przyjacielski i promieniuje

ludzkim ciepłem.

Doktor Camp jest jednym z

najwybitniejszych toksykologów w kraju.

Piastuje stanowisko profesora toksykologii i

farmacji na Uniwersytecie Illinois i

toksykologa koronera hrabstwa Cook, w

którym leży rojna metropolia - Chicago.

Przez kilka ostatnich lat był

sekretarzem Amerykańskiej Akademii Nauk

Sądowych. Nikt nie zgadnie, ile czasu, energii

background image

i wysiłku poświęcił tej placówce, wspomagany

przez swą prywatną sekretarkę Polly Cline.

Pomimo osiągnięć dr Camp pozostał

skromny. Lubi pracować wspólnie z innymi,

przy czym zawsze minimalizuje własny wkład

w grupowy sukces.

Rzadko spotyka się takich ludzi, którzy

posiadają umiejętność doprowadzania spraw

do końca oraz stanowczość konieczną do

pracy w grupie i którzy potrafią koordynować

zadania wykonywane przez innych.

W tym roku dorocznemu zebraniu

Akademii Nauk Sądowych przewodzili: dr

Camp (sekretarz), profesor kryminalistyki na

Uniwersytecie North Western Fred Inbau

(przewodniczący) i szef wydziału medycyny

sądowej na Uniwersytecie Harvarda dr

Richard Ford (szef programowy). Uczestnicy

spotkania mogli się przekonać, że była to

jedna z najbardziej inspirujących sesji

poświęconych tak szerokiemu wachlarzowi

zagadnień. Stało się to możliwe głównie dzięki

temu, że współpraca trójki organizatorów

przebiegała gładko i była tak doskonale

skoordynowana i wydajna, iż wielu z nas nie

zdawało sobie sprawy, że zajęło im to tyle

godzin przygotowań, pracy i niemal

nieustannych konsultacji.

Doktor Camp przyczynił się do

rozwiązania wielu spektakularnych spraw, w

których ktoś mniej opanowany, mniej

obiektywny, czułby się zbity z tropu.

Przypomnę choćby sprawę Ragena, kiedy to

próbowano udowodnić, że zastrzelony

mężczyzna naprawdę zmarł w wyniku zatrucia

background image

rtęcią. Albo sprawę gangstera oczekującego

egzekucji, który zdołał umknąć przeznaczeniu,

podobno dzięki śmiertelnej dawce strychniny.

Doktor Camp, będąc arbitrem w tych

sprawach, postępował w sposób przynoszący

zaszczyt najlepszym tradycjom nauk

sądowych. Nie pozwolił, by jego sąd

kształtowały

pogłoski,

naciski

zainteresowanych stron czy opinia publiczna.

Rozważał przedstawione zagadnienia jak

naukowiec i rozwiązał je jak naukowiec.

Dedykuję tę książkę mojemu

przyjacielowi Walterowi J. R. Campowi,

doktorowi medycyny i filozofii

Erie Stanley Gardner

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Stewart G. Bedford wszedł do swego

gabinetu, odwiesił kapelusz i zbliżył się do

ogromnego orzechowego biurka, które rok

temu dostał od żony na urodziny, i usiadł na

fotelu obrotowym.

Niezawodna i kompetentna osobista

sekretarka Elsa Griffin zostawiła na jego

biurku poranną gazetę. Złożyła ją tak, aby z

pierwszej strony uśmiechała się do niego

fotografia żony.

Była to świetna fotografia Anny Roann

Bedford, dobrze oddająca charakterystyczny

błysk w jej oczach i żywość usposobienia.

Stewart Bedford był niezwykle dumny

z żony. Dumny i zarazem przejęty, że w wieku

lat pięćdziesięciu dwóch zdołał poślubić

kobietę dwadzieścia lat od siebie młodszą i

uczynić ją promiennie szczęśliwą.

Bedford, mając bogactwo, cenne

kontakty zawodowe i wpływowych przyjaciół,

nie udzielał się zbytnio towarzysko. Jego

pierwsza żona nie żyła od dwunastu lat. Po jej

śmierci w kręgu znajomych zaczęto uważać go

za najlepszą partię, lecz jego swaty nie

interesowały. Zajmował się wyłącznie pracą,

odnosił coraz większe sukcesy finansowe, a

coraz wyższa pozycja w świecie biznesu

napełniała jego serce niemal taką samą dumą,

jaką mógłby odczuwać na widok sukcesów

syna, gdyby go miał.

I wtedy właśnie spotkał Annę Roann.

W jednej chwili całe dotychczasowe życie

background image

przewróciło się do góry nogami. Po ognistych

zalotach nastąpił szybki ślub w Nevadzie.

Anna cieszyła się pozycją towarzyską,

którą osiągnęła poprzez małżeństwo, tak jak

dziecko cieszy się nową zabawką. Bedford

nadal zajmował się prowadzeniem interesów,

choć teraz przestało to być najważniejszą

cząstką jego życia. Chciał dać żonie wszystko,

czego tylko mogłaby pragnąć, a Anna

background image

Roann pragnęła niejednej rzeczy. Jej

entuzjastyczna wdzięczność powodowała, że

stale czuł się jak kochający ojciec w Boże

Narodzenie.

Bedford siedział przy biurku i czytał

gazetę, kiedy do gabinetu wślizgnęła się Elsa

Griffin.

- Dzień dobry, Elso - powiedział. -

Dziękuję, że zwróciłaś moją uwagę na relację z

przyjęcia mojej żony.

Uśmiechnął się z wdzięcznością.

Dla Stewarta Elsa Griffin była

wygodna jak bonżurka i papucie. Pracowała u

niego od piętnastu lat, znała każdą jego

zachciankę i potrafiła czytać w myślach.

Bardzo, ale to bardzo ją lubił. Prawdę mówiąc,

po śmierci żony przeżyli nawet krótki romans.

Jej spokojna wyrozumiałość była dla niego

jedną z najważniejszych rzeczy w życiu.

Chciał się nawet z nią ożenić - naturalnie

zanim spotkał Annę Roann.

Bedford wiedział, że zachował się jak

głupiec, zakochując się bez reszty w Annie,

kobiecie, która dopiero skończyła trzydzieści

lat. Wiedział, że bardzo rani Elsę Griffin, ale

nie potrafił zapanować nad swoimi emocjami,

tak jak nie da się zatrzymać biegu strumienia

nad brzegiem urwiska. Ożenił się bez namysłu.

Elsa Griffin złożyła im gratulacje i

życzenia wszelkiego szczęścia i wkrótce

wróciła do roli osobistej sekretarki. Jeśli

cierpiała - a był pewien, że tak - nie dawała

tego po sobie poznać.

-

Pewien mężczyzna, chce się z

panem zobaczyć - powiedziała.

background image

-

Kto? I czego chce?

-

Nazywa się Denham. Prosił,

żeby panu powiedzieć, że Binney Denham

chce się z panem zobaczyć i że, jeśli to

konieczne, poczeka.

-

Benny Denham? Nie znam

żadnego Benny’ego Denhama. Dlaczego chce

się ze mną spotkać? Odeślij go do któregoś z

kierowników, który...

background image

- Nie Benny. Binney - przerwała mu. -

I mówi, że to sprawa osobista i że będzie

czekał, aż pan będzie wolny.

Bedford uczynił ręką gest odprawy.

Elsa potrząsnęła głową.

- Nie sądzę, żeby sobie poszedł. Uparł

się, że się z panem spotka.

- Nie mogę być na żądanie pierwszej

lepszej osoby, która przyjdzie i będzie nalegać

na spotkanie w sprawie osobistej - jęknął

Bedford.

- Wiem. Ale w Denhamie jest coś...

trudno mi to opisać... jest jakiś upór, który...

no cóż, trochę mnie przeraża.

- Jak to, przeraża?! - najeżył się

Denham.

- Nie, nie o to chodzi, że mi grozi. Po

prostu jest w nim niebywała, śmiertelna

cierpliwość. Odniosłam wrażenie, że

rzeczywiście lepiej by było, gdyby pan go

przyjął. Siedzi na krześle, spokojnie i bez

ruchu, a za każdym razem, kiedy na niego

spojrzę, wpatruje się we mnie tymi dziwnymi

oczyma. Wolałabym, żeby pan go przyjął.

- W porządku. Do diabła, zobaczmy,

czego chce i niech się stąd wynosi. Co to za

sprawa osobista? Może to stary kumpel ze

szkoły, który potrzebuje forsy?

- Nie, to nie to. Mam wrażenie, że to

coś ważnego.

- Dobrze - rzekł Bedford z uśmiechem.

- Ufam twojej intuicji. Załatwimy go, zanim

zabierzemy się za przegląd poczty. Poproś go.

Elsa wyszła z gabinetu i chwilę później

w drzwiach stanął Binney Denham. Ukłonił się

background image

i uśmiechnął przepraszająco. Tylko oczy nie

miały przepraszającego wyrazu. Ich spojrzenie

było nieruchome i oceniające, jak gdyby gość

przybył w sprawie życia i śmierci.

- Cieszę się, że zechciał mnie pan

przyjąć - powiedział. - Obawiałem się, że

mogę mieć z tym kłopot. Delbert absolutnie

kazał mi się z panem spotkać, nawet gdybym

musiał długo czekać, a Delbert to człowiek,

któremu lepiej się nie sprzeciwiać.

background image

W mózgu Bedforda zabrzęczał

dzwonek alarmowy.

- Proszę usiąść - powiedział. - Kto to,

do diabła, jest Delbert?

- Ktoś... jak by tu powiedzieć? Mój

znajomy.

-Wspólnik?

-

Nie, skądże. Nie jestem jego

wspólnikiem. Raczej kolegą.

-

W porządku. Proszę usiąść i

powiedzieć mi, co pana tu sprowadza. Mam

dzisiaj kilka spotkań w planie i muszę zająć się

ważną korespondencją.

-

Dziękuję, bardzo panu dziękuję.

Binney Denham przysunął się i usiadł

na brzeżku krzesła stojącego przy biurku. W

dłoniach miętosił kapelusz. Nie podał

Bedfordowi ręki na przywitanie.

-

O co chodzi? - przynaglił go

Bedford.

-

O inwestycję. Zdaje się, że

Delbertowi brakuje pieniędzy na

sfinansowanie jakiejś operacji. Potrzebuje

tylko dwudziestu tysięcy dolarów, które będzie

w stanie oddać po kilku...

-

Co jest, do cholery? -

wybuchnął Bedford. - Powiedział pan mojej

sekretarce, że chodzi o sprawę osobistą. Nie

znam pana, nie znam Delberta i nie mam

ochoty wkładać dwudziestu tysięcy dolarów w

cudze interesy. Jeśli to wszystko...

-

Pan mnie nie zrozumiał, sir -

zaprotestował człowieczek. - Widzi pan, to

dotyczy pańskiej żony.

Bedford zesztywniał z wściekłości, ale

background image

dzwonek alarmowy w głowie zadzwonił tak

głośno, że zdobył się na ostrożność.

- W jaki sposób jej to dotyczy? - spytał.

- Widzi pan, to jest tak. Oczywiście,

rozumie pan, że jest zbyt na te rzeczy. Te

czasopisma... Wiem, że pan nimi gardzi, tak

samo jak ja. Nie czytam ich i pan zapewne też

nie. Ale nie da się zaprzeczyć, że istnieją i są

bardzo popularne.

background image

-

Okay. Proszę to wreszcie z

siebie wykrztusić. O czym pan mówi?

-

Oczywiście... No cóż, musiałby

pan znać Delberta, żeby zrozumieć sytuację.

Delbert jest bardzo uparty. Kiedy czegoś chce,

musi tego dopiąć.

-

Dalej, człowieku - warknął

Bedford. - O co chodzi z moją żoną? Po co pan

o niej wspomniał?

- Naturalnie wspomniałem o niej,

ponieważ... eee, widzi pan, znam dobrze

Delberta i, choć nie mogę darować mu tego

pomysłu...

-

Jakiego pomysłu?

-

Na zdobycie pieniędzy.

-

Dobra, potrzebuje pieniędzy. I

co z tego?

-

Myślał, że pan je dostarczy.

-

A co z moją żoną? - spytał

Bedford, hamując się, by nie wyrzucić natręta

na zbity pysk.

-

Chodzi o jej przeszłość.

-

Co pan ma na mysi?

-

Dowody na jej kryminalną

przeszłość, odciski palców itd. - wyjaśnił

Denham cichym, przepraszającym głosem.

Zapadła głucha cisza. Robiąc interesy,

Bedford zbyt dobrze opanował umiejętność

zachowania kamiennej miny, aby teraz

pozwolić Denhamowi wyczytać coś ze swojej

twarzy. Przez głowę przebiegały mu

gorączkowe myśli. Co w końcu wiedział o

Annie Roann? Zawarła nieszczęśliwe

małżeństwo, o którym nie lubiła rozmawiać.

Przeżyła tragedię: samobójstwo męża. Na

background image

szczęście był ubezpieczony. Po jego śmierci

młoda wdowa otrzymała odszkodowanie, co

pozwoliło jej utrzymać się przez jakiś czas.

Dwa lata podróżowała za granicą a potem

spotkała Stewarta Bedforda.

-

Proszę wyłożyć karty na stół -

odezwał się Bedford głosem, który jemu

samemu wydał się obcy. - Co to jest? Szantaż?

-

Szantaż! - wykrzyknął z

przerażeniem człowieczek.

background image

- Dobre nieba, panie Bedford! Skądże!

Nawet Delbert by się do tego nie zniżył.

-

To co to jest, jak nie szantaż? -

spytał Bedford.

-

Chciałbym, aby pozwolił mi

pan wyjaśnić sprawę tej inwestycji. Myślę, że

zgodzi się pan, że jest to bardzo dobra

inwestycja i otrzyma pan swoje dwadzieścia

tysięcy w granicach... Delbert mówił o sześciu

miesiącach. Osobiście sądzę, że nie prędzej niż

za rok. Delbert to optymista.

-

A co z dowodami na karalność

mojej żony? - wycharczał Bedford.

-

O to właśnie chodzi - wyjaśnił

przepraszającym tonem Denham. - Widzi pan,

Delbert po prostu musi zdobyć te pieniądze.

Myślał, że pan mu pożyczy. Naturalnie, ma te

informacje i wie, że niektóre czasopisma płacą

za coś takiego grubą forsę. Rozmawiałem z

nim na ten temat. Jestem pewien, że w żadnym

wypadku nie zapłacą mu dwudziestu tysięcy,

ale Delbert jest przekonany, że zapłacą, jeśli

informacje będą udokumentowane i...

- A są udokumentowane?

-

Oczywiście, proszę pana.

Inaczej nawet bym o tym nie wspomniał.

-

Jak udokumentowane?

-

Mamy kartę ewidencyjną z

więzienia z fotografią i odciskami palców.

-

Proszę pokazać.

-

Wolałbym porozmawiać o

inwestycji, panie Bedford. Naprawdę nie

zamierzałem się do tego uciekać. Widzę

jednak, że jest pan bardzo niecierpliwy...

- Co z tymi dowodami? - nalegał

background image

Bedford.

Człowieczek sięgnął do kieszeni i

wyjął szarą kopertę.

- Naprawdę nie chciałem tak tego

załatwiać - zaznaczył ze smutkiem i podał ją

rozmówcy.

Bedford otworzył kopertę i wyciągnął

ze środka kilka kartek papieru.

background image

Albo było to najlepiej sfałszowane

zdjęcie, jakie kiedykolwiek widział, albo

rzeczywiście przedstawiało Annę Roann.

Zrobiono je przed kilku laty. W oczach miała

ten sam wyzywający, łobuzerski błysk, takie

samo lekkie nachylenie głowy, uśmiech. Pod

zdjęciem widniał przeklęty numer

ewidencyjny, a jeszcze niżej odciski palców i

numery pogwałconych paragrafów kodeksu

karnego.

Głos Denhama stale sączył się w uszy

Bedforda.

-

Te paragrafy kodeksu odnoszą

się do oszustwa ubezpieczeniowego. Mam

nadzieję, że nie ma mi pan za złe... Wiem, że

to pana intryguje. Mnie też ciekawiło, więc

sprawdziłem.

-

Co takiego zrobiła?

-

Miała ubezpieczenie na jakąś

biżuterię. Popełniła jeden błąd. Zastawiła ją w

lombardzie, zanim zgłosiła jej zaginięcie na

policji. Odebrała ubezpieczenie, a potem

policja znalazła biżuterię w lombardzie... W

takich wypadkach policja działa szybko.

-

I co dalej? - spytał Bedford. -

Została skazana czy dostała wyrok w

zawieszeniu? A może oskarżenie oddalono?

-

Na Boga, nie wiem! I nie sądzę,

żeby Delbert wiedział. To są materiały, które

od niego dostałem. Powiedział, że ma zamiar

sprzedać je temu czasopismu. Powiedziałem

mu, że uważam jego postępowanie za bardzo

głupie i że czasopismo na pewno nie zapłaci

mu tyle, ile potrzebuje na tę inwestycję, a poza

tym, szczerze panu przyznam, że nie podoba

background image

mi się to wszystko. Nie lubię, kiedy

czasopisma grzebią w czyjejś przeszłości czy

kogoś oczerniają. Po prostu nie lubię tego.

-

Właśnie widzę - powiedział

Bedford ponuro. Siedział, trzymając przed

sobą fotostat dokumentu opisującego jego

żonę: wiek, wzrost, wagę, kolor oczu, typ

odcisków palców. Zatem tak wyglądał szantaż.

Znał go ze słyszenia, a teraz miał

background image

okazję wypróbować na własnej skórze.

Ten człowiek, siedzący nieśmiało na brzeżku

krzesła i ściskający oburącz kapelusz, był

szantażystą, a on jego ofiarą.

Bedford dobrze wiedział, co należy

czynić w takich wypadkach. Powinien

wywalić gościa na zbity pysk, stłuc go na

kwaśne jabłko lub zgłosić sprawę na policji.

Powinien powiedzieć: „Rób, co chcesz.

Szantażyście nie zapłacę ani centa”. Mógł też

udawać, że się zgadza, zadzwonić na policję i

wyjaśnić sprawę oficerowi zajmującemu się

tego rodzaju przestępstwami. Ten na pewno

załatwiłby sprawę dyskretnie i bez rozgłosu.

Wiedział, jak by to dalej się potoczyło.

Policja dostarczyłaby mu znakowane

banknoty, które miałby wręczyć Denhamowi.

Następnie nastąpiłoby aresztowanie i żadne

szczegóły nie dostałyby się do wiadomości

publicznej.

Ale czy na pewno?

Przecież zostałby ten tajemniczy

Delbert... Delbert, będący najwyraźniej

pomysłodawcą całego przedsięwzięcia...

Delbert, który chciał sprzedać swe informacje

jednemu z tych czasopism, które wyrastały jak

grzyby po deszczu i których istnienie zależało

od wygrzebywania i rozpowszechniania

sensacyjnych faktów o bliźnich.

Wszystko sprowadzało się do tego, czy

dokumenty były autentyczne, czy nie.

Jeśli były autentyczne, Bedford znalazł

się w pułapce. Jeśli nie, zachodził wypadek

fałszerstwa.

-

Potrzebuję czasu, by się

background image

zastanowić - powiedział w końcu Bedford.

-

Ile czasu? - spytał Binney

Denham. Po raz pierwszy w jego głosie

pojawiła się twarda nutka. Bedford,

zaskoczony, podniósł na niego wzrok, ale

zobaczył tylko drobnego mężczyznę nieśmiało

przycupniętego na skraju krzesła i miętolącego

w rękach kapelusz.

-

Przede wszystkim chciałbym

sprawdzić fakty.

background image

- Och, ma pan na myśli tę inwestycję? -

spytał Denham z wyraźną nadzieją w głosie.

- Do diabła z inwestycją! Obydwaj

wiemy, co jest grane. Teraz wynoś się pan i

daj mi pomyśleć.

- Ale chciałbym panu powiedzieć o

tym interesie, który mamy na oku - upierał się

Denham. - Deibert jest pewien, że spłacimy

każdy cent pożyczki od pana. Teraz chodzi o

to, że na początek musimy mieć kapitał

operacyjny, a to...

- Wiem, wiem - przerwał Bedford. -

Muszę to przemyśleć.

Binney Denham zerwał się na równe

nogi.

- Przepraszam, że przyszedłem bez

umówienia, panie Bedford. Wiem przecież,

jaki pan jest zajęty, a ja zabrałem panu dużo

cennego czasu. Już mnie nie ma.

- Chwileczkę. Jak mam się z panem

skontaktować?

Binney Denham odwrócił się w

drzwiach.

- Jeśli pan nie ma nic przeciwko temu,

to ja się z panem skontaktuję. I oczywiście

muszę pomówić z Delbertem. Do widzenia

panu. - Mówiąc to, uchylił drzwi i wymknął

się z gabinetu.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Wieczorem obiad jedli tylko we dwoje.

Anna Roann Bedford sama podawała koktajle

na srebrnej tacy, którą otrzymali w prezencie

ślubnym.

Gdy żona zniknęła na chwilę w pokoju

kredensowym, Stewart Bedford, z uczuciem,

że popełnia podłość, wsunął tacę pod kanapę.

Po obiedzie, w czasie którego na

próżno starał się ukryć napięcie, zabrał tacę na

górę do pracowni. Tam przymocował kawałek

kartonu do brzegów tacy taśmą klejącą, aby

zabezpieczyć odciśnięte linie papilarne żony, a

tacę schował do tekturowego pudła, w którym

ostatnio przysłano mu koszule ze sklepu.

Anna Roann zdziwiła się, kiedy

zobaczyła męża wychodzącego nazajutrz do

pracy z pudłem pod pachą, ale wyjaśnił jej -

mając nadzieję, że zabrzmi to naturalnie - że

nie odpowiada mu kolor koszul i chce je

wymienić. Elsa Griffin owinie pudło papierem

i wyśle do sklepu.

Przez chwilę Bedfordowi wydawało

się, że w oczach żony mignęła nieufność, ale

nic nie powiedziała i na pożegnanie

pocałowała go tak czule jak zwykle.

Bezpiecznie ukryty w gabinecie,

Bedford przystąpił do czynności, o których nie

miał bladego pojęcia. W sklepie z artykułami

dla plastyków zaopatrzył się wcześniej w

węgiel rysunkowy i pędzelek z wielbłądziej

sierści. Teraz starł koniec sztyftu węgla na

proszek i posypał nim dno tacy. Z satysfakcją

background image

zauważył, że na powierzchni pokazało się

kilka czytelnych odcisków.

Teraz powinien porównać je z liniami

papilarnymi na karcie ewidencyjnej

otrzymanej od pokornego człowieczka, który

prosił go o dwadzieścia tysięcy dolarów

„pożyczki”.

background image

Był tak zaabsorbowany, że nie słyszał,

jak do gabinetu weszła Elsa Griffin.

Dopiero gdy zajrzała mu przez ramię,

poderwał się i powiedział ze złością:

- Mówiłem, że nie chcę, aby mi

przeszkadzano.

-

Wiem - odparła spokojnie - ale

myślałam, że mogłabym pomóc.

-

Niestety, nie możesz.

-

Policja robi to w ten sposób, że

przykłada do odcisków palców przezroczystą

taśmę klejącą. Gdy się jąodrywa, proszek

przykleja się do taśmy i utrwala wzór.

Następnie można taśmę nakleić na kawałek

papieru i spokojnie badać linie papilarne,

mając pewność, że się ich nie zniszczy.

Stewart Bedford odwrócił się do niej w

fotelu obrotowym.

-

Słuchaj no - powiedział. - Ile z

tego wiesz i o czym mówisz?

-

Może pan nie pamięta, że kiedy

wczoraj rozmawiał pan z Denhamem, nie

wyłączył pan swojego interkomu.

- Niemożliwe!

Sekretarka pokiwała głową.

-

Nie miałem o tym pojęcia.

Jestem prawie pewien, że go wyłączyłem.

-

A jednak nie.

- W porządku. Przynieś taśmę.

Spróbujemy.

- Mam ją przy sobie. Nożyczki też.

Zręcznie przycięła odpowiednie

kawałki taśmy, położyła je na spodzie tacy,

przygładziła, pilnując, by się dobrze

przykleiły, a następnie oderwała. Teraz mogli

background image

dokładnie zbadać odciski palców, linia po linii

i pętla po pętli.

- Widzę, że nie jest ci to obce -

zauważył Bedford.

Roześmiała się.

- Może mi pan wierzyć lub nie, ale

skończyłam korespondencyjny kurs dla

detektywów-amatorów.

background image

-

Po co?

-

Pojęcia nie mam - wyznała

lekko. - Chciałam się czymś zająć, a zawsze

fascynował mnie zawód detektywa.

Pomyślałam, że może ten kurs wyostrzy moją

spostrzegawczość.

Bedford czule poklepał japo ramieniu.

- No cóż, jeśli jesteś w tym taka dobra,

weź krzesło i usiądź. Masz tu szkło

powiększające. Zobaczymy, co tu mamy.

Okazało się, że nauka nie poszła w las.

Elsa Griffin bardzo sprawnie odszukała punkty

podobieństwa. W ciągu kwadransa Stewart

Bedford z przerażeniem zdał sobie sprawę, że

nie ma w tej sprawie najmniejszych

wątpliwości. Linie papilarne na karcie

ewidencyjnej dokładnie odpowiadały czterem

wyraźnym odciskom pozostawionym na

srebrnej tacy.

- Skoro i tak o wszystkim wiesz, Elso -

powiedział - to może coś mi poradzisz?

Elsa potrząsnęła głową.

- Ten problem musi pan sam

rozwiązać. Jeśli raz zacznie pan płacić, nigdy

się to nie skończy.

- A jeśli nie zapłacę?

Wzruszyła ramionami.

Bedford spojrzał na zniekształcone

odbicie swej zmartwionej twarzy w tacy.

Wiedział, co by to znaczyło dla jego żony,

gdyby sprawa kiedykolwiek się wydała.

Była radosna, pełna życia, szczęśliwa.

Bedford zdawał sobie sprawę, co by się stało,

gdyby jeden z tych brukowców zamieścił

wzmiankę ojej przeszłości, historię nie

background image

przebierającej w środkach dziewczyny, która

postanowiła wzmocnić swą pozycję na rynku

matrymonialnym posagiem zdobytym za

pomocą oszustwa na towarzystwie

ubezpieczeniowym.

Nie miał wyboru - musiał zrobić

wszystko, by nic się nie wydało.

Wyobraził sobie lodowate wyrazy

współczucia, formalne deklaracje niewiary w

to, co publikują „oszczercze pisma”.

background image

Niektórzy zechcą pokazać Annie, jacy

są miłosierni. Inni natychmiast, z celowym

okrucieństwem, zerwą znajomość.

Obręcz będzie się coraz mocniej

zaciskać. Trzeba będzie rozgłosić, że Anna

przeżyła załamanie psychiczne... Wyjedzie za

granicę. Nigdy nie wróci - a przynajmniej nie

tak, jak chciałaby wrócić.

Wydawało się, że Elsa Griffin czyta w

jego myślach.

- Mógłby pan - powiedziała - udawać,

że się pan zgadza, żeby zyskać na czasie. To

dałoby nam możliwość dowiedzenia się czegoś

o tym człowieku. W końcu musi mieć jakiś

słaby punkt. Pamiętam, że czytałam kiedyś

kryminał o kimś, kto miał podobny problem...

- I co? - ponaglił ją Bedford.

- Oczywiście, to tylko książka.

- Nie szkodzi.

-

Ten mężczyzna nie mógł sobie

pozwolić na wyrzucenie szantażysty za drzwi.

Nie mógł też dopuścić, by jego tajemnica stała

się własnością publiczną. Ale to był bardzo

sprytny facet... Oczywiście to wszystko fikcja.

Właściwie było ich dwóch, zupełnie jak w tym

wypadku.

-

No dalej! I co zrobił?

- Zabił jednego szantażystę i tak

spreparował dowody, że wskazywały na to, że

sprawcąjest ten drugi. Przerażony szantażysta

próbował wszystko wyjaśnić, opowiadając

prawdziwą historię, ale sędzia go wyśmiał i

skazał na krzesło elektryczne.

- Zbyt wydumane - rzekł Bedford.-

Możliwe tylko w książce.

background image

- Wiem - przyznała Elsa. - Oczywiście,

że to fikcja, ale podana była tak przekonująco,

że... że wszystko wydawało się jak najbardziej

możliwe. Zapamiętałam tę intrygę - Bedford

ze zdumieniem spojrzał na sekretarkę. Nigdy

nie podejrzewał u niej takich cech charakteru.

background image

- Nie wiedziałem, że jesteś taka

krwiożercza, Elso.

-

Ale to tylko książka!

-

Ale dobrze ją zapamiętałaś! Jak

to się stało, że zainteresowałaś się tym kursem

dla detektywów?

-

Zawsze czytałam relacje z

prawdziwych procesów. Zamieszczająje

niektóre czasopisma.

- Lubisz to?

- Uwielbiam.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

-

Pozwalają zająć czymś umysł.

-

W szybkim tempie uczę się

nowych rzeczy o ludziach - powiedział, stale

się jej przyglądając.

-

W końcu dziewczyna musi się

czymś zająć, jak zostaje całkiem sama -

odparła zaczepnie.

Szybko odwrócił wzrok. Podszedł do

biurka i schował tacę do pudełka po koszulach.

-

Teraz będziemy musieli

poczekać, Elso - powiedział. - Jeśli Denham

będzie próbował skontaktować się

telefonicznie lub osobiście, próbuj go spławić.

Ale gdyby nalegał, połącz go ze mną.

Porozmawiam z nim.

-

A co z tym? - spytała,

wskazując odciski palców na przezroczystej

taśmie.

-

Zniszcz je. Nie wyrzucaj po

prostu do kosza. Potnij na małe kawałeczki i

spal.

Elsa kiwnęła głową i wyszła z

gabinetu.

background image

Przez cały dzień Denham nie dał znaku

życia. Brak wiadomości od niego zaczął w

końcu działać Bedfordowi na nerwy. Po

południu dwa razy wzywał Elsę.

- Denham się kontaktował?

Potrząsnęła głową.

- Nie spławiaj go, jak przyjdzie. Kiedy

zadzwoni, połącz mnie z nim. Jeśli przyjdzie

osobiście, wprowadź go od razu. Nie mogę

wytrzymać tego napięcia. Wolę od razu

dowiedzieć się, co jest grane.

background image

-

Nie chce pan zatrudnić

prywatnych detektywów? Mogliby go śledzić,

jak będzie wychodził z biura...

-

Absolutnie! - zaprotestował

Bedford. - Śledziliby go i mogliby odkryć, co

on wie. A wtedy szantażowaliby mnie i on, i

oni. Lepiej załatwmy to sami. Oczywiście,

zawsze jest jeszcze możliwość, że ten gość

mówił prawdę i rzeczywiście chodzi tylko o

pożyczkę. Może ten jego wspólnik, Delbert, to

jakiś wariat, który potrzebuje kapitału i w ten

sposób chce go zdobyć. Może naprawdę waha

się między sprzedaniem informacji czasopismu

a uzyskaniem pożyczki ode mnie. Jeśli

Denham zadzwoni, Elso, połącz mnie

natychmiast. Chcę zawrzeć tę transakcję,

zanim któryś z nich nawiąże kontakt z gazetą.

To byłoby zbyt niebezpieczne!

-

W porządku - przyrzekła. -

Przełączę do pana rozmowę natychmiast, jak

tylko zadzwoni.

Ale Binney Denham nie zadzwonił i

Bedford, idąc do domu, czuł się jak skazaniec,

którego ułaskawienie spoczywa w rękach

gubernatora. Każda minuta składała się z

sześćdziesięciu sekund dręczącej niepewności.

Anna Roann przywitała go w długiej

sukni z głębokim dekoltem, z haftowaną

zapinką w kształcie żabki, a na włosach miała

zrobione pasemka. Najwyraźniej dopiero co

wróciła od fryzjera.

Stewart Bedford miał nadzieję na

następny obiad tete-a-tete, ze świecami i

koktajlami, ale żona przypomniała mu, że

zaprosili przyjaciół i powinien przebrać się w

background image

strój wieczorowy.

Bedford zabrał kartonowe pudło do

swojego pokoju, wyciągnął tacę i, nie

zauważony, odniósł ją do pokoju

kredensowego.

Obiad był bardzo udany. Anna była w

świetnej formie i Bedford z satysfakcją

zauważył zdumione spojrzenia mężczyzn,

którzy dawno już przestali się spodziewać, że

jakaś kobieta zwróci na niego uwagę. Teraz

przyglądali się mu, jakby chcieli

background image

dojrzeć w nim tę cechę, którą

najwyraźniej przeoczyli. Zazdrość i podziw w

ich wzroku sprawiały, że czuł się znacznie

młodszy niż w rzeczywistości. Złapał się na

tym, że prostuje plecy, wciąga brzuch i

obrzuca ich dumnym spojrzeniem.

Ten świat nie był w końcu taki zły. Na

wszystkie kłopoty znajdzie się przecież jakaś

rada. Nigdy nie jest tak źle, jak się

człowiekowi wydaje.

I wtedy właśnie zadzwonił telefon.

Kamerdyner powiedział, że dzwoni jakiś pan

D. w ważnej sprawie.

Bedford

postanowił

okazać

stanowczość.

- Powiedz mu, że w tej chwili nie mogę

podejść do aparatu. Niech zadzwoni do mnie

jutro do biura albo zostawi numer, pod którym

mógłbym się z nim skontaktować za godzinę

lub dwie.

Kamerdyner skinął głową i odszedł.

Przez chwilę Bedford czuł się tak, jakby

postawił na swoim. Pokazał tym cholernym

szantażystom, że nie będzie skakał tak, jak oni

mu zagrają. Po chwili kamerdyner wrócił.

-

Przepraszam, sir - powiedział. -

Pan D. mówi, że ma dla pana ogromnie ważną

wiadomość. Prosił, żebym przekazał, że jego

partner wymyka się spod kontroli. Zadzwoni

jeszcze raz za dwadzieścia minut. Więcej nie

może dla pana zrobić.

-

To dobrze - odparł Bedford,

starając się utrzymać kamienną twarz, choć

nagle wpadł w panikę. - Kiedy zadzwoni,

podejdę do telefonu.

background image

Nie zdawał sobie sprawy, jak często

przez następny nie kończący się kwadrans

zerkał na zegarek, dopóki nie napotkał

badawczego spojrzenia Anny. Przeklął się za

to, że nie potrafi ukryć napięcia. Powinien był

od razu odebrać telefon.

Na szczęście żaden z gości niczego nie

zauważył. Tylko żona obserwowała go tym

swoim jakby nieobecnym spojrzeniem, które

przybierała, gdy próbowała czegoś dociec.

background image

Dokładnie dwadzieścia minut po

pierwszym telefonie w drzwiach ukazał się

kamerdyner. Złapał spojrzenie Bedforda i

skinął głową. Bedford, starając się, żeby

wypadło to jak najbardziej swobodnie, wstał i

podchodząc do drzwi rzekł:

-

Okay, Harvey, odbiorę ten

telefon w gabinecie. Odwieś słuchawkę, jak

tylko będę na linii.

-

Dobrze, proszę pana - odparł

służący.

Bedford przeprosił gości, szybko

wbiegł po schodach, zamknął drzwi i podniósł

słuchawkę.

-

Słucham. Mówi Bedford.

-

Ogromnie mi przykro, że

musiałem panu zakłócić dzisiaj spokój, ale

wydawało mi się, że wolałby pan wiedzieć -

usłyszał przepraszający głos Denhama. -

Widzi pan, Delbert rozmawiał z kimś, kto ma

znajomości w jednej z tych gazet i wydaje się,

że nie będzie miał żadnych trudności...

-

Z kim rozmawiał?

-

Nie wiem, naprawdę. To był

ktoś, kto zna to pismo. Podobno dobrze płacą

za to, co publikują.

-

Bzdury! - przerwał Bedford. -

Żaden szmatławiec nie zapłaci mu tyle

pieniędzy za tak marny materiał. Poza tym,

jeśli to opublikują, pozwę ich do sądu za

oszczerstwo.

-

Wiem o tym, proszę pana.

Szkoda, że nie może pan porozmawiać z

Delbertem. Może by przemówił mu pan do

rozsądku. Mnie się to nie udało. Jutro z

background image

samego rana idzie do redakcji. Jestem

przekonany, że kiedy zobaczą, czym

dysponuje, spławią go jakąś marną sumką. Tak

czy inaczej, wolałem, żeby pan wiedział.

-

Słuchaj - odparł Bedford. -

Zachowujmy się rozsądnie. Niech Delbert nie

kontaktuje się z tym czasopismem. Powiedz

mu, żeby skontaktował się ze mną.

- Och, Delbert tego nie zrobi. Bardzo

się pana boi.

- Boi się mnie?

-

Naturalnie. Właśnie dlatego

pomyślałem... wydawało mi się, że pan to

zrozumie. Uważałem, że powinniśmy panu

powiedzieć. Że należy się to panu choćby ze

względu na pana pozycję. To ja wymyśliłem,

żeby się do pana zwrócić. Delbert chciał po

prostu sprzedać to, co wie. Mówi, że przy

załatwianiu interesu w ten sposób istnieją

pewne niedogodności... na przykład mógłby

go pan zwabić w pułapkę. Chce sprzedać

gazecie prawdziwe informacje i zgarnąć forsę.

Próbował powstrzymać mnie przed pójściem

do pana. Twierdzi, że najprawdopodobniej

zastawi pan na nas pułapkę.

-

Słuchaj - przekonywał Bedford.

- Delbert to głupiec. Nie będzie mi dyktował,

co mam robić, a czego nie.

-

Tak, sir.

- Nie pozwolę się zastraszyć.

-

Tak, sir.

-

Wiem też, że wasze informacje

są nieprawdziwe. Coś mi tu śmierdzi.

-

Przykro mi, że tak pan uważa,

bo Delbert...

background image

-

Jeden moment - przerwał mu

Bedford. - Nie tak szybko. Powiedziałem, że

wiem, jak sytuacja wygląda, ale postanowiłem,

że wolę zrobić to, czego ode mnie oczekujecie,

niż mieć z tego powodu kłopoty. Jasne?

-

O tak, proszę pana. Jak

najbardziej. Kiedy powiem o tym Delbertowi,

na pewno zmieni zdanie... a przynajmniej taką

mam nadzieję. On oczywiście uważa, że jest

pan zbyt sprytny. Boi się, że zastawi pan na

nas pułapkę.

-

Do licha z pułapką! W

interesach jestem uczciwy. Zapamiętaj to

sobie. Dotrzymuję słowa. Nie będzie żadnej

pułapki. Pilnuj Delberta i zadzwoń do mnie

jutro do pracy, żeby wszystko ustalić.

-

Obawiam się, że trzeba to

zrobić dzisiaj.

-

Dzisiaj! To niemożliwe!

-

Trudno. Jeśli tak pan to

traktuje...

-

Chwileczkę! - krzyknął

Bedford. - Proszę się nie rozłączać! Mówię

tylko, że dziś nie da się tego przygotować.

background image

-

No cóż, nie wiem, czy uda mi

się zapanować nad Delbertem.

-

Mogę wam dać czek.

-

Na Boga, tylko nie czek!

Delbert nie chciałby nawet o tym słyszeć.

Uważałby, że to próba złapania go w pułapkę.

Musi być gotówka, to znaczy takie pieniądze,

których źródła nie da się wyśledzić. Delbert

jest bardzo podejrzliwy, panie Bedford, i

uważa pana za sprytnego biznesmena.

-

Przestańmy bawić się w

podchody i zajmijmy się interesami. Jutro rano

pójdę do banku i wyciągnę pieniądze.

Możecie...

-

Bardzo przepraszam. Delbert

powiedział, że nic z tego. Nie mówmy więcej

o tej sprawie.

-

Czekaj, czekaj! Chwileczkę! -

krzyczał Bedford. Na drugim końcu linii

słyszał szmer rozmowy: błagający głos

Denhama i, raz czy dwa, burkliwy głos innego

mężczyzny, a potem znowu przepraszający

głos Denhama. Nie mógł rozróżnić słów, tylko

ton głosu.

Po chwili Denham powrócił do

telefonu.

-

Powiem panu, panie Bedford,

co pan zrobi. To chyba najlepsze wyjście.

Jutro z rana, jak tylko otworzą bank, pójdzie

pan i wyciągnie dwadzieścia tysięcy dolarów

w czekach podróżnych. Każdy ma być na sto

dolarów. Zabierze pan te czeki do biura.

Bardzo mi przykro, że przerwałem przyjemny

wieczór. Wiem, że nie powinniśmy tego robić,

ale Delbert jest bardzo niecierpliwy i okropnie

background image

podejrzliwy. Widzi pan, ten interes, który ma

na oku, bardzo dużo dla niego znaczy...

Musiałby pan go znać, żeby to zrozumieć. Ja

robię, co mogę, a to stawia mnie w bardzo

krępującej sytuacji. Przepraszam za ten

telefon.

-

Nie ma za co - powiedział

machinalnie Bedford. - Słuchaj, Denham.

Pilnuj tego Delberta, kimkolwiek on jest, żeby

się nie wygłupił. Jutro dostaniecie pieniądze.

Uważaj na niego. Najlepiej nie zostawiaj go

samego.

background image

Dobrze, proszę pana.

Możesz być z nim całą noc? Nie

spuszczaj go z oczu. Nie chcę, żeby mu coś

głupiego wpadło do głowy.

Spróbuję. - Binney Denham

rozłączył się.

Ciągle trzymając słuchawkę, sięgnął po

chusteczkę, żeby wytrzeć z czoła zimny pot, i

wtedy usłyszał, jak ktoś delikatnie odłożył

słuchawkę drugiego aparatu.

Sparaliżował go strach. Bezskutecznie

starał się sobie przypomnieć, czy słyszał, jak

kamerdyner odkłada słuchawkę, zanim zaczęła

się rozmowa z Denhamem. Czy to możliwe,

żeby ktoś podsłuchiwał? Jeśli tak, to kto?

A swoją drogą od jak dawna jest u nich

ten kamerdyner? Zatrudniła go Anna Roann.

Co o nim wiedziała? Czy to możliwe, żeby

szantażystą był ktoś z domu?

Kto to był, ten Delbert? Skąd pewność,

że ktoś taki w ogóle istnieje? A może za tym

wszystkim stoi tylko Denham?

Z nagłym zdecydowaniem otworzył

szufladę komody, wyjął rewolwer kalibru 38 i

wrzucił go do neseseru. Do diabła, jeśli ci

szantażyści chcą być brutalni, potrafi im

odpłacić tym samym.

Otworzył drzwi gabinetu i cicho

przemknął po schodach. Nagle zatrzymał się

jak wryty: w pokoju kredensowym zobaczył

żonę. Znalazła srebrną tacę i teraz oglądała

pod światło jej spód.

Nie umył jej i na tacy pozostały

niewyraźne odciski palców pokryte pyłem

węglowym i matowe ślady w miejscach, gdzie

background image

do błyszczącej lustrzanej powierzchni

przylepiona była taśma klejąca.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Podpisując się dwieście razy na

czekach podróżnych opiewających na

dwadzieścia tysięcy dolarów, Stewart G.

Bedford z trudem hamował złość.

Pracownik banku, próbując zabawić

Bedforda, pogłębił tylko jego rozdrażnienie.

-

Jedzie pan dla przyjemności czy

w interesach, panie Bedford?

-

Ani jedno, ani drugie.

-

Naprawdę?

-

Naprawdę.

Bedford podpisywał czeki w zaciętym

milczeniu. Po chwili zdał sobie jednak sprawę,

że swoim zachowaniem pobudza tylko

ciekawość urzędnika, więc dodał:

-

Lubię mieć trochę rezerwowej

gotówki pod ręką, a przynajmniej coś, co w

każdej chwili można wymienić na gotówkę.

-

Rozumiem - powiedział

urzędnik i więcej się nie odzywał.

Bedford zabrał czeki i wyszedł z

banku. Dlaczego, do cholery, nie mogli wziąć

tej sumy w banknotach dziesięcio - i

dwudziestodolarowych, tak jak robili to

porywacze na filmach? Dobrze mu tak, po co

zadawał się z szajką szantażystów?

Bedford wszedł do swojego gabinetu i

zobaczył czekającą na niego Elsę Griffin.

Bedford uniósł pytająco brwi.

- Czeka na pana pan Denham i jakaś

dziewczyna - powiedziała.

-

Dziewczyna? Skinęła głową.

background image

-

Jego dziewczyna?

- Trudno powiedzieć. Wygląda nieźle.

background image

-

To znaczy jak?

-

Blondynka, ładna cera, piękne

nogi, zaokrąglona tam gdzie trzeba, wyraziste

oczy, kropla perfum. Na intelektualistkę nie

wygląda. To wszystko.

- Naprawdę wszystko?

-

Naprawdę.

-

Dobrze, niech wejdą - polecił

Bedford.- Zostawię intcrkom włączony, żebyś

mogła słuchać.

- Czy chce pan, żebym... coś zrobiła?

Potrząsnął głową.

- Nie możemy zrobić nic innego, jak

dać im pieniądze. Elsa Griffin wyszła i po

chwili zjawił się Binney Denham z blondynką.

- Dzień dobry, panie Bedford, dzień

dobry. Chciałbym panu przedstawić Geraldine

Corning.

Blondynka zamrugała oczami i

powiedziała uwodzicielskim, niskim głosem:

-

W skrócie Geny.

-

Zrobimy tak - rzekł Denham -

że pan pojedzie z Gerry.

-

Co to znaczy, że mam z nią

jechać?

-

To znaczy, że pojedzie pan ze

mną - wyjaśniła Geny.

-

Słuchajcie no - zezłościł się

Bedford - wprawdzie jestem gotów... -

Przerwał, widząc dziwny błysk w oczach

Denhama.

-

Delbert tak kazał - powiedział

Denham. - Opracował plan w szczegółach,

panie Bedford. Miałem niemało kłopotów z

Delbertem... a nawet bardzo dużo kłopotów.

background image

Nie sądzę, żeby zgodził się na te wszystkie

zmiany.

-

Dobrze - warknął Bedford. -

Jedźmy.

-

Ma pan czeki?

-

Są w neseserze.

- Doskonale! Świetnie! Mówiłem

Delbertowi, że na pana można liczyć. Ale on

się boi, a kiedy człowiek się boi, zachowuje się

nierozsądnie. Zgadza się pan ze mną?

background image

-

Skąd mam wiedzieć - odparł

Bedford ponuro.

-

Racja. Skąd by pan mógł

wiedzieć? Przepraszam, że zadałem panu takie

pytanie. Mówiłem o Delbercie, To dziwny

facet.

Geny uśmiechnęła się.

-

Lepiej chodźmy - powiedziała.

-

Dokąd jedziemy?

-

Gerry panu powie. Zjadę z

wami windą, jeśli pan nie ma nic przeciwko

temu, a potem się rozdzielimy. Jestem pewien,

że wszystko będzie okay.

Bedford zawahał się.

-

Jest mi bardzo przykro -

powiedział Denham - że zmuszam pana do

tego. I tak miał pan dość kłopotów.

Chciałbym, żeby pan wiedział, że cały czas

byłem temu przeciwny, wierzę pańskiemu

słowu. Ale Delbert jest inny. Nie zrozumie się

go, jeśli się go nie zna. Delbert jest strasznie

podejrzliwy. Widzi pan, on się boi. Uważa

pana za sprytnego biznesmena i obawia się, że

mógł się pan skontaktować z kimś, kto

narobiłby nam kłopotów. Delbert chce po

prostu sprzedać to, co ma, gazecie. Mówi, że

to jest zupełnie legalne i nikt nie może...

-

Na Boga, przestańmy grać

komedię - wybuchnął Bedford. - Zapłacę.

Mam dla was pieniądze. A teraz chodźmy

stąd.

Gerry podeszła do niego i poufale

wsunęła mu rękę pod ramię.

- Słyszałeś, co powiedział, Binney?

Chce już iść.

background image

Bedford skierował się do drzwi

wychodzących do sekretariatu.

-

Nie tędy - zaprotestował

przepraszającym tonem Binney. - Mamy wyjść

prosto na korytarz, koło windy.

- Muszę powiadomić sekretarkę, że

wychodzę - uparł się Bedford. - Musi

wiedzieć, że mnie nie będzie.

Binney zakaszlał.

background image

-

Przykro mi, proszę pana.

Delbertowi szczególnie na tym zależało.

-

Ale słuchaj - zaprotestował

Bedford.

-

Lepiej będzie tak, jak

zaproponowałem. Tak jak chce Delbert.

Bedford pozwolił Geraldinie Corning

podprowadzić się do drzwi. Binney Denham

otworzył je, wszyscy wyszli na korytarz i

zjechali windą na parter.

-

Proszę za mną - powiedział

Binney i poprowadził ich do nowego żółtego

samochodu zaparkowanego przy krawężniku

dokładnie naprzeciw wejścia do budynku.

-

Nie boisz się kobiet-

kierowców? - spytała Geraldine.

- A jak ci idzie? - spytał Bedford. -

Prowadzenie samochodu?

- Tak.

- Nie najlepiej.

-

To ja poprowadzę.

-

Zgoda.

- A gdzie jest Denham?

- Binney nie jedzie z nami. Już się z

nim nie spotkamy. Teraz pojedzie za nami

tylko kawałek.

Bedford usiadł za kierownicą.

Blondynka zgrabnie wsunęła się na

sąsiednie siedzenie. Mężczyzna musiał

przyznać, że była całkiem niezła: zaokrąglona

tam gdzie trzeba, niezłe oczy, cera, nogi i strój.

Nie mógł się tylko zdecydować, czy

rzeczywiście jest głupia, czy tylko udaje.

- Bye, bye, Binney - powiedziała.

Denham ukłonił się, posłał im uśmiech

background image

i jeszcze raz się ukłonił.

-

Miłej podróży - zawołał, gdy

Bedford zapalił.

-

Gdzie jedziemy?

-

Prosto przed siebie -

powiedziała blondynka. Kątem oka Bedford

zauważył postać Elsy Griffin stojącej na

chodniku. Dzięki interkomowi wiedziała, co

zrobią, i zdołała wyjść przed budynek, zanim

opuścili biuro. W ręku miała notes i ołówek.

Domyślił się, że spisała numer rejestracyjny

samochodu, którym odjechał.

Zdołał się powstrzymać, żeby na nianie

spojrzeć, i ruszył, włączając się w sznur

samochodów.

- Posłuchaj - powiedział Bedford -

chciałbym wiedzieć, w co się pakuję.

-

Chyba się mnie nie boisz?

-

Chcę wiedzieć, w co się pakuję.

-

Masz robić to, co ci każę, a nie

będzie żadnych kłopotów.

-

Nie załatwiam tak interesów.

- To wracamy do biura i możesz

zapomnieć o całej sprawie.

Bedford przemyślał jej słowa i nie

zawrócił.

Blondynka zaczęła wiercić się na

siedzeniu, starając się jak najwygodniej

usadowić. W końcu podciągnęła kolana do

góry i oparła stopy na siedzeniu, nie próbując

nawet zasłonić nóg.

- Słuchaj - zagadnęła - jak już musimy

być razem, moglibyśmy się zaprzyjaźnić.

Byłoby nam łatwiej.

Bedford nie odezwał się. Skrzywiła się

background image

i powiedziała:

- Chciałam tylko stworzyć miłą

atmosferę.

Po chwili usiadła prosto, naciągnęła

spódnicę na kolana i zauważyła:

- Okay, jak chcesz, możesz być

nieprzystępny. Niech pan skręci w lewo na

najbliższym

skrzyżowaniu,

panie

Naburmuszony.

Skręcił w lewo.

- Skręć w prawo, na autostradę, i jedź

na północ.

Bedford wjechał na autostradę i

instynktownie sprawdził poziom benzyny. Bak

był pełny. Przygotował się na dłuższą jazdę.

- Teraz w prawo, zjedź z autostrady na

najbliższym skrzyżowaniu.

Bedford

wypełnił

polecenie.

Blondynka znowu podciągnęła nogi i położyła

mu rękę na ramieniu.

background image

Bedford zdał sobie sprawę, że

dziewczyna uważnie obserwuje przez tylną

szybę jadące za nimi samochody.

Spojrzał w lusterko wsteczne.

Z autostrady, zachowując cały czas

przyzwoitą odległość, zjechał za nimi jeden

samochód.

- Teraz w prawo - poleciła Geraldine.

Przez ułamek sekundy Bedford widział

kierowcę drugiego samochodu. Był to Binney

Denhąm.

Geraldine coraz to kazała mu zmieniać

kierunek jazdy. Tamten samochód cały czas się

ich trzymał, czasem dalej, czasem bliżej, aż w

końcu Denham - przekonawszy się, że nikt ich

nie śledzi - zniknął.

- Teraz jedziemy prosto - rzekła

Geraldine Corning. - Powiem ci, gdzie się

zatrzymamy.

Wyjeżdżali z Wiltshire. Trzymając się

jej wskazówek, Bedford skręcił na północ.

- Zwolnij - poleciła dziewczyna.

Bedford posłusznie zwolnił.

- Teraz wybierz jakiś dobry motel.

Odjechaliśmy wystarczająco daleko.

Akurat po lewej mieli motel, ale był tak

nędzny, że Bedford się nie zatrzymał. Pół mili

dalej zobaczyli następny. Nazywał się

Staylonger.

-

Co powiesz na ten?

-

Może być. Wjedź na podjazd.

Mamy wynająć segment i czekać.

- Jak mam nas zameldować? - spytał.

Wzruszyła ramionami.

-

Mam się tobą zająć do czasu

background image

załatwienia całej sprawy. Binney uważał, że

będziesz się mniej denerwował, jeśli będę

dotrzymywać ci towarzystwa.

-

Jestem żonaty - zaprotestował

Bedford. - Nie mam zamiaru dać się przy okazji

złapać w pułapkę.

-

Jak chcesz. Tak czy inaczej,

musimy tu poczekać. Nie ma żadnej pułapki.

Rób, jak nakazuje ci sumienie.

background image

Bedford wszedł do motelu. Na jego

widok właściciel błysnął w uśmiechu złotym

zębem. Nie zadawał żadnych pytań.

Bedford wpisał się w księdze hotelowej

jako S.G. Wilfred i podał adres w San Diego.

Opowiedział też na poczekaniu wymyśloną

bajeczkę.

-

Umówiliśmy się tu z

przyjaciółmi z San Diego, ale przyjechaliśmy

trochę za wcześnie. Czy macie podwójny

segment?

-

Pewnie, że mamy - odparł

właściciel. - Mamy wszystko, czego możecie

potrzebować.

-

Właśnie

potrzebujemy

podwójnego segmentu.

-

Jeśli pan weźmie podwójny

segment, będzie pan musiał zapłacić za całość.

Jeśli weźmie pan pojedynczy, zarezerwuję ten

drugi do godziny szóstej i, jak pańscy

przyjaciele przyjadą, to za niego zapłacą.

-

Nie, ja płacę za wszystko.

- To wyniesie dwadzieścia osiem

dolarów.

Usłyszawszy cenę, Bedford chciał

zaprotestować, ale przypomniał sobie

blondynkę w samochodzie i pomyślał, że lepiej

nic nie mówić. Wyłożył dwadzieścia osiem

dolarów na ladę i otrzymał dwa klucze.

- To te dwa domki na samym końcu,

rozdzielone podwójnym garażem. Numer

piętnaście i szesnaście. W środku są drzwi

łączące oba numery.

Bedford podziękował, wrócił do

samochodu i zaparkował go w garażu.

background image

- I co teraz? - spytał Gerry.

- Chyba musimy poczekać - odparła.

Bedford otworzył drzwi jednego z

domków i przepuścił przodem Geraldine.

W środku było całkiem przyjemnie:

podwójne łóżko, mała kuchenka, lodówka i

drzwi prowadzące do sąsiedniego domku,

wyglądającego zupełnie tak samo. W każdym

segmencie była też toaleta i wykładany

kafelkami prysznic.

background image

- Chcesz, żebym dotrzymała ci

towarzystwa? - spytała Geraldine.

-

To twój pokój - powiedział

Bedford - a to mój. Spojrzała na niego niemal z

wyrzutem.

-

Masz czeki podróżne? Bedford

skinął głową.

- Lepiej zacznij je podpisywać -

poradziła dziewczyna, wskazując dłonią stół.

Bedford otworzył neseser i już sięgał

po czeki, kiedy jego wzrok padł na rewolwer.

Zupełnie o nim zapomniał. Pospiesznie

przekręcił neseser tak, żeby Geraldine nie

widziała zawartości, i wyjął plik czeków.

Usiadł przy stole i zaczął je

podpisywać.

Dziewczyna zdjęła żakiet, badawczo

przyjrzała się sobie w lustrze, dokładnie

obejrzała nogi, wyrównała pończochy.

- Chyba się trochę odświeżę - rzuciła

Bedfordowi przez ramię.

Przeszła do drugiego segmentu.

Bedford usłyszał, jak puściła wodę. Potem

dobiegł go dźwięk otwierania i zamykania

szuflady, a chwilę później skrzypnięcie

frontowych drzwi.

Nagle ogarnęły go podejrzenia. Odłożył

pióro i wszedł do drugiego segmentu.

Pośrodku pokoju, w biustonoszu,

majtkach i rajstopach, stała Geraldine,

pochylona nad otwartą walizką.

Odwróciła się niespiesznie.

-

Już wszystko podpisałeś? Tak

szybko? - spytała zdziwiona.

-

Nie - odparł Bedford gniewnie. -

background image

Usłyszałem, że otwierasz drzwi. Przyszło mi

do głowy, że chcesz uciec.

Zaśmiała się.

- Wyciągałam walizkę z bagażnika.

Wcale nie zamierzam cię zostawić. Lepiej

wracaj podpisywać czeki, mogą być wkrótce

potrzebne.

background image

Dziewczyna nie była zmieszana ani nie

zachowywała się prowokująco. Stała tylko,

przypatrując mu się uważnie. Bedford,

złapawszy się na tym, że z przyjemnością

przygląda się jej figurze, odwrócił się i poszedł

do swojego pokoju. Po raz drugi tego dnia

musiał złożyć dwieście podpisów. Gdy

skończył, podszedł do drzwi łączących oba

pokoje i spytał:

- Wszyscy ubrani?

- Wchodź, wchodź, nie bądź taki

sztywniak - zawołała Geraldine.

Teraz ubrana była w obcisłą

gabardynową spódnicę, podkreślającą jej

kształty, miękki różowy sweterek, opięty na

pokaźnych piersiach, i drogi szeroki pas

otaczający jej wąską talię.

- Masz je? - spytała.

Bedford wręczył jej czeki.

Geraldine dokładnie sprawdziła, czy

każdy czek jest prawidłowo podpisany,

spojrzała na zegarek i rzekła:

- Idę na chwilę do samochodu. Zostań

tutaj.

Wyszła, zamykając drzwi z zewnątrz.

Bedford szybko wyjął notes, wyrwał z niego

kartkę i napisał na niej numer zastrzeżonego

telefonu, stojącego na biurku Elsy Griffin. Pod

spodem dodał: „Proszę zadzwonić pod ten

numer i powiedzieć, że jestem w motelu

Staylonger”. Zawinął kartkę w banknot

dwudziestodolarowy i włożył go do kieszonki

kamizelki. Potem zaczął przeglądać walizkę

Geraldine, z nadzieją, że dowie się czegoś o

właścicielce.

background image

Walizka i podręczna torba były

zupełnie nowe. Na skórze widniały złote

inicjały „GC”. Nie było żadnych innych

znaków szczególnych.

Bedford usłyszał kroki na drewnianych

schodach prowadzących do domku i odskoczył

od bagażu. Po chwili dziewczyna otworzyła

drzwi.

-

Mam butelkę. Co powiesz na

drinka? - spytała.

-

Dla mnie za wcześnie.

background image

Zapaliła papierosa, przeciągnęła się

leniwie i usiadła na łóżku.

-

Będziemy musieli trochę

poczekać - wytłumaczyła.

-

Na co?

-

Żeby się upewnić, że wszystko

w porządku. Nie bądź taki niecierpliwy.

Bedford wrócił do swego pokoju i

usiadł w fotelu, który okazał się niezbyt

wygodny. Minuty ciągnęły się w

nieskończoność. W końcu wstał i poszedł do

sąsiedniego segmentu. Geraldine siedziała

wyciągnięta w fotelu, drugi fotel służył jej za

podnóżek. Krótka spódniczka odsłaniała

bardzo atrakcyjne nogi.

-

Nie mogę siedzieć cały dzień,

nic nie robiąc - powiedział ze złością.

-

Chyba nie chcesz się teraz

wycofać, prawda?

-

Oczywiście, inaczej nie

posunąłbym się tak daleko. Ale są granice.

Niektórych rzeczy nie zamierzam tolerować.

-

Bez nerwów, ponuraku. Bądź

ludzki. Musimy tu jeszcze trochę posiedzieć.

Potrafisz grać w karty?

- Trochę.

-

Co powiesz na remibrydża?

-

W porządku. Jaka stawka?

-

Jaka chcesz.

Bedford wahał się przez chwilę,

wreszcie ustalił centa za każdy punkt.

Po godzinie stracił około dwudziestu

siedmiu dolarów. Przerwał rozdawanie kart i

rzekł:

-

Na Boga, przestańmy bawić się

background image

w ciuciubabkę. Kiedy się stąd wydostanę?

-

Po południu, kiedy zamkną

wszystkie banki.

-

Tego już za wiele - zawołał.

-

Musisz się z tym pogodzić.

Rozluźnij się i zachowuj po ludzku. W końcu

jestem takim samym człowiekiem jak ty.

background image

I tak już nie masz swoich pieniędzy.

Teraz masz wszystko do stracenia i nic do

zyskania. Usiądź i się zrelaksuj. Zdejmij

płaszcz. Zdejmij buty. Chcesz drinka?

Podeszła do lodówki, otworzyła

zamrażalnik i wyjęła kostki lodu.

-

Okay - poddał się Bedford. - A

co masz?

-

Szkocką z lodem albo z wodą.

-

Dla mnie z lodem.

-

Już lepiej - powiedziała. -

Mogłabym cię polubić, gdybyś nie był takim

zrzędą. Wiele osób chciałoby być ze mną na

twoim miejscu. Moglibyśmy dobrze się bawić,

gdybyś przestał zgrzytać zębami. Znasz jakieś

dowcipy?

-

Teraz nie wydają się śmieszne.

Geraldine otworzyła nie napoczętą

butelkę szkockiej i nalała hojnie do

szklaneczek.

- Za ciebie, duży chłopcze -

powiedziała, patrząc na niego nad szklanki.

- Za zbrodnię - odparł Bedford.

- Tak lepiej.

- Wiesz, jesteś całkiem atrakcyjną

dziewczyną. Masz niezłą figurę.

- Widziałam, jak mi się przyglądałeś.

-

Nie wydawałaś się bardzo

zakłopotana brakiem... eee niekompletnym

strojem.

-

Nie ty pierwszy oglądałeś mnie

w takim stanie.

-

Czym się zajmujesz? - spytał

Bedford. - To znaczy, zawodowo?

-

Głównie postępuję według

background image

wskazówek - odparła z uśmiechem.

-

Czyich wskazówek?

-

To zależy.

-

Znasz faceta nazwiskiem

Delbert?

-

Słyszałam o nim.

-

Co to za gość?

background image

-

Wiem tylko tyle, ile powiedział

mi Binney. Zdaje się, że to świr, ale sprytny

świr. Nerwus.

-

A Binney a znasz?

-

Pewnie.

-

Jaki on jest?

-

Dość miły.

-

Wybierzmy jakiś temat, na

który moglibyśmy porozmawiać. Co robiłaś,

zanim spotkałaś tego typa?

-

Rozwodziłam małżeństwa.

-

Zawodowo?

-

Tak. Szłam z facetem do hotelu,

rozbierałam się i czekałam, aż nas nakryją.

- Myślałem, że tego się już nie

praktykuje.

-

Nie w tym stanie.

-

A gdzie to było? - Gdzie

indziej.

-

Nie jesteś bardzo rozmowna.

- Porozmawiajmy o tobie -

zaproponowała. - Opowiedz mi o swojej

firmie.

-

To dosyć skomplikowane.

Ziewnęła.

-

Za wszelką cenę chcesz być

cnotliwy, co nie?

-

Jestem żonaty.

-

Pograjmy jeszcze w karty.

Grali w karty, dopóki Geraldine nie

postanowiła się zdrzemnąć. Gdy zaczęła

rozpinać zamek spódnicy, Bedford podszedł

do drzwi prowadzących do jego części.

-

Zostań. Muszę być pewna, że

nie wyjdziesz.

background image

-

Chcesz zamknąć drzwi? - Są

zamknięte.

-

Naprawdę?

- Pewnie - przyznała z nonszalancją. -

Mam klucze.

Zamknęłam je z zewnątrz, kiedy

wyszłam do samochodu. Nie sądziłeś chyba,

że jestem aż tak głupia?

background image

- Nie wiedziałem.

- Nigdy nie sypiasz po południu?

- Nie.

- Okay. Chyba będziemy musieli jakoś

to znieść. To co, karty czy jeszcze raz drinka?

A może i jedno, i drugie?

- Nie masz gazety?

- Masz mnie. Nie sądzili, że oprócz

mnie będziesz potrzebował jeszcze czegoś,

żeby się nie nudzić. Co oznacza, że są rzeczy,

których nawet oni nie potrafią przewidzieć.

- Zaśmiała się.

Bedford udał się do swojego pokoju i

usiadł. Dziewczyna przyszła za nim. Po chwili

z braku jakiegokolwiek zajęcia Bedford zaczął

robić się znużony i senny. Wyciągnął się na

łóżku. Zapadł w lekką drzemkę.

Po kilku minutach ocknął się. W

powietrzu czuł zapach perfum. Blondynka w

luźnej, półprzezroczystej kreacji stała nad nim,

trzymając w ręku kawałek papieru.

Bedford gwałtownie przyszedł do

siebie.

-

Co się stało? - spytał.

-

Otrzymaliśmy wiadomość.

Pojawiły się komplikacje. Będziemy musieli

tu jeszcze poczekać.

- Jak długo?

- Nie powiedzieli.

- Musimy coś zjeść.

- Pomyśleli o tym. Na kolację możemy

wyjechać. Ja wybiorę miejsce. Cały czas masz

być ze mną. Żadnych telefonów. Jeśli chcesz

przypudrować nos, zrób to, zanim wyruszymy.

W razie jakiegoś oszustwa tracisz pieniądze, a

background image

Delbert idzie do redakcji gazety. Miałam ci to

wszystko przekazać. Masz się mnie słuchać.

Oni chcieli, żebyś się nie denerwował i był

zadowolony. Myśleli, że ja wystarczę, żeby cię

zabawić, ale powiedziałam im, że ciebie nie

łatwo zabawiać, więc zgodzili się, żebyśmy

wyszli do knajpy. Ale żadnych telefonów.

background image

- Jak się z nimi skontaktowałaś? -

spytał.

Uśmiechnęła się.

- Przez gołębie pocztowe. Trzymam je

za stanikiem. Nie zauważyłeś?

- W porządku. Chodźmy coś zjeść.

Gdy usiadła koło niego w

samochodzie, ze zdziwieniem zauważył, że

traktuje ją jak kompana. Dziewczyna

podciągnęła pod siebie nogi, tak że jej prawe

kolano dotknęło jego uda. Splecione ręce

oparła mu na ramieniu.

-

Cześć przystojniaku -

powiedziała.

-

Cześć, piękna - odparł.

-

To już lepiej - zauważyła z

uśmiechem.

Bedford skręcił na autostradę biegnącą

brzegiem morza. Jechali powoli, trzymając się

zewnętrznego pasa.

-

Musisz być już głodna - rzekł.

-

Dziękuję.

Uniósł pytająco brwi.

-

Za to, że traktujesz mnie jak

człowieka - wyjaśniła. - W końcu nim jestem.

-

Jak to się stało, że zajęłaś się tą

robotą? - spytał nagle.

-

Zależy, co rozumiesz przez „tę

robotę”.

Zapadło milczenie. Bedford wymyślił

dwa czy trzy możliwe wyjaśnienia, ale w

końcu zdecydował się żadnego z nich nie

wymieniać. Po chwili dziewczyna

powiedziała:

-

Jak się jest pasywnym, to chyba

background image

po prostu niektóre rzeczy same do nas

przychodzą. Jeśli raz pozwolisz, żeby wypadki

tobą kierowały, ich strumień staje się coraz

szybszy i coraz trudniej jest zawrócić i płynąć

pod prąd. No patrz, chyba zaczynam

filozofować, tego byś się po mnie nie

spodziewał.

-

Nie wiem, czego mam się po

tobie spodziewać.

-

Czego tylko chcesz. Nie

zaaresztują cię za to. Bedford zamyślił się.

-

Po co pozwalać, żeby unosił nas

strumień? - spytał.

background image

-Na początku nie zdajesz sobie sprawy,

że w ogóle jest jakiś prąd. A jak już się

zorientujesz, to wolisz to, niż nic nie robić. Do

diabła, nie zamierzam prowadzić dyskusji

filozoficznych o pustym żołądku.

- W tej knajpie serwują wspaniałe

steki.

Zaczął hamować, ale nagle się

rozmyślił. Spojrzał na dziewczynę i zobaczył,

że przygląda mu się częściowo z

rozbawieniem, a częściowo z pogardą.

- Pewnie cię tu znają, co?

- Bywam tutaj.

-

Jeden rzut oka na mnie i twoja

reputacja legnie w gruzach, o to chodzi?

-

Nie, nie o to - zaprotestował

gorąco. - Sama powinnaś o tym wiedzieć. Ale

w tych okolicznościach nie zamierzam

zostawiać za sobą zbyt wielu śladów. W końcu

nie wiem, przeciwko komu czy czemu jestem.

-

Na pewno nie przeciwko mnie -

skwitowała. - I pamiętaj, że to ja mam wybrać

restaurację. Ty zapłacisz.

Pojechali dalej. Po kilku milach,

wskazując mijaną właśnie karczmę,

dziewczyna zawołała:

- Zatrzymaj się tu!

W sali jadalnej wybrali zatoczkę

wychodzącą na wodę. Powietrze było

balsamiczne, słone od oceanu, słońce grzało.

Zamówili grube steki z cebulką, chleb

czosnkowy i piwo Guinnessa. Na deser brandy

i likier benedyktynkę. Bedford zapłacił

czekiem.

- A to dla ciebie - powiedział

background image

kelnerowi, wręczając mu złożony

dwudziestodolarowy banknot z karteczką w

środku.

Odstawił krzesło i przypilnował, by

Geraldine była już odwrócona w kierunku

drzwi, zanim kelner rozwinie banknot.

Wiedział, że niemądrze postąpił, narażając

dwadzieścia tysięcy dolarów, ale dzięki temu

miał wrażenie, że przechytrzył wrogów.

background image

Pożałował swej pochopnej akcji,

dopiero kiedy jechali z powrotem autostradą. I

tak nie pomoże, a może wszystko zepsuć.

Rozsądek mówił mu, że jego

prześladowcy nie pójdą ze swojąhistoriądo

gazety, w każdym razie nie teraz, kiedy trafiła

im się taka ofiara boża, którą można naciąć na

dwadzieścia tysięcy za jednym zamachem.

Im więcej o tym myślał, tym bardziej

był przekonany, że Delbert nie istnieje. Cały

gang składał się z Binneya Denhama i

blondynki.

Czy to możliwe, że sympatyczna

blondynka jest mózgiem gangu? Zaczął ją już

traktować jak kompana. Wolał uważać ją za

grzeczną dziewczynkę, która dostała się jakoś

pod wpływ Binneya, niebezpiecznego typa,

wyglądającego, jakby wiecznie przepraszał za

to, że żyje.

Bedford i dziewczyna milczeli, ale było

to milczenie przyjaciół.

- Dobry z ciebie gość, jak już się ciebie

pozna - powiedziała mu. - Na początku ranisz

kobiecą próżność. Chyba niektórzy żonaci

mężczyźni są właśnie tacy, zajęci tylko własną

żoną.

- Dziękuję. Jak się ciebie pozna, też się

okazuje, że równa z ciebie dziewczyna. -

Długo jesteś żonaty?

- Prawie dwa lata.

-

Szczęśliwie?

-

Aha.

-

W ten interes wdepnąłeś przez

nią, prawda?

-

Jeśli nie masz nic przeciwko

background image

temu, wolałbym o tym nie mówić.

-

Okay. Chyba już powinniśmy

wracać.

-

Dadzą ci znać, kiedy będzie po

wszystkim?

-

Aha. Spieniężenie dwustu

czeków podróżnych zabiera czas. Szczególnie

jeśli chce się wszystko załatwić jak trzeba.

background image

-

A do tego czasu masz mnie

trzymać z boku, o to chodzi? Zamrugała

oczami.

-

Mniej więcej - przyznała.

-

Dlaczego nie zajął się tym sam

Binney?

-

Sądzili, że do niego mogłoby ci

braknąć cierpliwości.

-

Mówisz „oni”?

- Och, ta moja niewyparzona gęba!

Porozmawiajmy o polityce albo seksie, albo

statystyce handlowej, albo o czymkolwiek, w

czym byśmy się zgadzali.

- Uważasz, że byś się zgadzała z moimi

poglądami politycznymi?

-

Pewnie, jestem tolerancyjna.

Wiesz co?

-

Co?

-

Mam ochotę na drinka.

- Możemy zatrzymać się w jednej z

przydrożnych knajpek - zasugerował Bedford.

Potrząsnęła głową.

-

Mogłoby im się to nie podobać.

Wróćmy do motelu. Mam nie spuszczać cię z

oczu, a muszę przypudrować sobie nos. Jak to

się stało, że wdepnąłeś w ten pasztet?

-

Nie mówmy o tym.

-

Okay. Wracajmy. Z tobą było

pewnie tak jak ze mną. Po prostu najpierw

splot wypadków, potem ktoś ci mówi, co masz

zrobić, a ty zaczynasz go słuchać. Tak było ze

mną. Ale kiedyś trzeba zacząć walczyć z

prądem. Najlepiej, jak tylko pierwszy raz

poczujesz, że cię pcha. Nie powinnam ci tego

mówić. Nie należy to do mojej pracy.

background image

Wszystko dlatego, że taki przyzwoity z ciebie

gość. Myślę, że zawsze grałeś fair. A popatrz

na mnie. Zawsze wybierałam najłatwiejszą

drogę. Wydaje mi się, że nie mam dość

odwagi, by stawić czoło rzeczywistości.

Przez chwilę jechali w milczeniu. W

końcu dziewczyna powiedziała:

- Jest tylko jedno wyjście.

background image

- Dla kogo?

-

Dla nas obojga. Zapomniałam

już, jak porządny może być porządny gość.

-

O jakim wyjściu mówiłaś?

Ale ona tylko potrząsnęła głową i

więcej się nie odezwała.

Przysunęła się bliżej i przytuliła do

jego ramienia. Bedford, gorączkowo szukający

wyjścia z sytuacji, odprężył się. Pomyślał, że

był głupcem, oddając się we władzę Binneya

Denhama i tajemniczego indywiduum

nazwiskiem Delbert. Tamci mieli jego

pieniądze. Teraz na pewno będą unikali

rozgłosu. Może będą fair w stosunku do niego,

ponieważ będą liczyli na dalsze dochody.

Bedford zdawał sobie sprawę, że musi

coś z tym zrobić. Wiedział, że teraz przez jakiś

czas zostawią go w spokoju, co da mu

możliwość obmyślenia jakiejś obrony.

Podjechali pod motel. Właściciel

wyjrzał przez drzwi, żeby przekonać się, kto

przybył, najwyraźniej rozpoznał samochód,

pomachał do nich i się wycofał.

Bedford wjechał do garażu. Geraldine

Corning, która miała wszystkie klucze,

otworzyła drzwi i razem weszli do segmentu.

Dziewczyna wyciągnęła butelkę szkockiej i

karty. Nagle wybuchnęła śmiechem i

wyrzuciła karty do kosza na śmieci.

- Spróbujmy bez tego. Nigdy w życiu

tak się nie nudziłam. Co za okropny sposób na

zarabianie pieniędzy.

Z lodówki wyjęła lód, nałożyła po kilka

kostek do dwóch szklaneczek i nalała

alkoholu. Dopełniła każdą szklankę wodą z

background image

kranu i zamieszała łyżeczką.

- Za zbrodnię! - powiedziała, gdy trącili

się szklankami.

W milczeniu popijali drinki.

Geraldine zzuła buty, czubkami palców

przejechała po pończosze, z wyraźną

przyjemnością przyjrzała się swojej nodze,

przeciągnęła się, ziewnęła, skosztowała drinka

i powiedziała:

- Jestem senna.

background image

Stopą zaczepioną o szczebel przysunęła

do siebie krzesło, oparła o nie nogi i rozsiadła

się wygodnie.

-

Wiesz - powiedziała - zdarza

się, że dziewczyna staje na rozdrożu, ale nic na

to nie wskazuje, a ona nie zdaje sobie sprawy z

nadciągającego kryzysu.

-

To znaczy?

-

Jak zwracają się do ciebie

przyjaciele?

-

Mam na imię Stewart.

- O cholera, co za imię. Mówią do

ciebie Stef?

- Aha.

- W porządku, będę mówiła do ciebie

Stef. Stef, czegoś się od ciebie nauczyłam.

- Czego?

- Nauczyłam się, że nigdzie się nie

zajdzie w życiu, jeśli będzie się pozwalało

innym sobą kierować. Albo zawrócę, albo

mnie wyrzuci na brzeg. Jestem znużona tym,

że inni kierują moim życiem. Opowiedz mi o

swojej żonie.

Bedford wyciągnął się na łóżku,

podkładając dwie poduszki pod głowę.

-

Nie mówmy o niej - poprosił.

-

To znaczy, że nie chcesz

rozmawiać o niej właśnie ze mną?

- Niezupełnie.

-

Chcę tylko wiedzieć -

powiedziała Geraldine nieco tęsknym tonem -

jaka musi być kobieta, żeby mężczyzna kochał

ją tak jak ty.

-

Jest wspaniała - odparł Bedford.

-

Do diabła, to wiem! Nie trać

background image

czasu na takie rzeczy. Chcę wiedzieć, jaki jest

jej stosunek do życia... i chciałabym wiedzieć,

co Binney ma na nią.

-

Dlaczego cię to interesuje?

-

Nie wiem - przyznała. -

Myślałam, że może mogłabym jej pomóc. -

Oparła głowę o zagłówek fotela i przeraźliwie

ziewnęła. - Ojej, jaka jestem śpiąca!

background image

Milczeli. Bedford złożył głowę na

poduszki i rozmyślał o żonie. Czuł, że

powinien powiedzieć coś o niej Geraldine, na

przykład o tym, jaka jest pełna życia, jaką ma

osobowość, o tym, że umie żartować tak, by

nigdy nikogo nie urazić.

Bedford usłyszał ciche westchnienie i

spojrzał na Geraldine. Spała. On sam czuł się

dziwnie senny. Minęło całe nerwowe napięcie,

co - biorąc pod uwagę okoliczności - było

raczej niezwykłe. Oczy same się zamykały,

otworzył je z wysiłkiem i przez chwilę widział

podwójnie. Z trudem zmusił wzrok do

normalnego widzenia.

Siadając, poczuł nagły zawrót głowy.

Opadł z powrotem na poduszki. Domyślił się,

że w drinku był środek nasenny. Teraz już

było za późno, by temu zaradzić. Bez

przekonania postanowił zmusić się do wstania

z łóżka, ale zabrakło mu energii. Poddał się

wszechogarniającemu uczuciu senności.

Wydawało mu się, że słyszy głosy.

Ktoś mówił coś szeptem, coś na jego temat.

Wiedział, że dotyczy to jakichś jego

obowiązków w prawdziwym życiu. Chciał

obudzić się, żeby zająć się tymi obowiązkami,

ale dawka środka nasennego była zbyt duża i

ponownie ogarnął go świat ciszy.

Usłyszał zapuszczanie silnika, potem

strzeliło z gaźnika. Znowu próbował obudzić

się z letargu, ale na próżno.

Po długim czasie, który wydawał się

wiecznością, Bedford zaczął odzyskiwać

przytomność. Wiedział, że leży na łóżku w

motelu. Powinien wstać. W pokoju była

background image

dziewczyna. To ona przyprawiła drink

środkiem nasennym. Myślał o tym, nie

otwierając oczu, przez jakieś dziesięć minut

czy kwadrans. Potem znowu zapadł w

drzemkę i znowu się ocknął. Jak tylko

przyszedł do siebie, próbował kontynuować

rozmyślanie. Nie tylko do jego drinku dodano

środek nasenny, do jej także. Pamiętał, że

gdzieś wyjeżdżali. Butelka została w pokoju.

Ktoś musiał wejść i pod ich nieobecność

wsypać proszek do butelki whisky. Geraldine

to miła dziewczyna. Najpierw jej nienawidził,

ale przekonał się, że nie była zła. Lubiła go.

Nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby zaczął

się do niej przystawiać. A nawet miała mu za

złe, że tego nie zrobił. Uraziło to jej próżność.

Dlatego zaczęła myśleć o jego żonie. Chciała

wiedzieć, jaka jest Anna Roann.

Na myśl o Annie Roann gwałtownie

otworzył oczy.

Za oknem zapadł już zmrok i w pokoju

było całkiem ciemno, tylko przez otwarte

drzwi wpadało światło z przyległego

segmentu. Słaba poświata z sąsiedniego

pokoju raziła go w oczy. Zaczął się podnosić,

kiedy poczuł, że do lewego rękawa płaszcza

ma przypiętą kartkę. Odwrócił się, tak żeby na

kartkę padało światło, i przeczytał: „Wszystko

w porządku, możesz już wracać do domu.

Całusy, Geny”.

Bedford z trudem usiadł.

Podszedł do oświetlonych drzwi

sąsiedniego segmentu. Jego oczy powoli

przyzwyczajały się do światła padającego z

wnętrza pokoju. Zaczął wołać: - Wszyscy

background image

ubrani? - ale zrezygnował w połowie. W

końcu, gdyby Geraldine zależało, zamknęłaby

drzwi. Promieniowała ciepłem i Bedford z

przyjemnością o niej myślał. Przypomniał

sobie, jak poprzednim razem wszedł przez te

drzwi i zastał ją niemal nagą. Naprawdę miała

piękną figurę. Otwarciejąpodziwiał, a ona

przyglądała mu się z wyrazem rozbawionej

tolerancji. Nie sięgnęła po suknię ani się nie

odwróciła.

Bedford wkroczył do pokoju.

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu się w

oczy, był mężczyzna, leżący bokiem na

podłodze w kałuży krwi. Krew zaczęła

przesiąkać dywan, tworząc szklistą plamę, od

której odbijało się światło nocnej lampki i

padało czerwoną poświatą na ścianę.

Binney Denham był zupełnie martwy.

Jednak nawet po śmierci nie stracił

przepraszającego wyrazu twarzy. Wyglądał,

jakby protestował przeciwko konieczności

zabrudzenia

spłowiałego

dywanu

krwiąwypływającąz jego klatki piersiowej.

background image

ROZDZTAŁ CZWARTY

Stewart Bedford wpadł w panikę.

Pędem wrócił do swojego pokoju, złapał

kapelusz, szybko otworzył neseser. Rewolwer

zniknął.

Włożył kapelusz na głowę, porwał

neseser i zamknął drzwi do sąsiedniego

pokoju. Znalazł się w ciemnościach

rozświetlanych tylko regularnymi czerwonymi

błyskami.

Bedford odsunął zasłonę i wyjrzał

przez okno. Zobaczył duży migający czerwony

neon: „Motel Staylonger”. Pod spodem stałym

karmazynowym światłem płonął mniejszy

napis: „wolne pokoje”.

Bedford nacisnął klamkę i aż

wzdrygnął się na myśl, że Geraldine

zapomniała otworzyć drzwi z zewnątrz. Na

szczęście nie były zamknięte, gałka łatwo się

przekręciła.

Bedford wyjrzał na oświetlony

dziedziniec. Motel zbudowany był na planie

ogromnej litery U. Nad drzwiami do każdego

segmentu i do garażu paliło się światło, co

dawało wrażenie głębi.

Bedford zajrzał do garażu między

wynajętymi przez siebie segmentami. Garaż

był pusty. Żółty samochód zniknął.

Stewart Bedford zdał sobie nagle

sprawę, że musi dojść do miejsca, gdzie

mógłby złapać taksówkę, a nie ma odwagi

przejść przez oświetlony dziedziniec. Przy

końcu motelu, tuż koło ulicy, znajdowało się

background image

biuro. Właściciel na pewno go zobaczy i może

go zaczepić i zacząć zadawać pytania.

Bedford zamknął drzwi segmentu

numer 15 i ścieżką wzdłuż budynku szybko

doszedł do ogrodzenia. W tym miejscu nie

było siatki, tylko drut kolczasty. Bedford

przerzucił neseser na drugą stronę i spróbował

przecisnąć się między drutami. Niestety, były

mocno naciągnięte. Bedford, zdenerwowany,

myślał, że już się bezpiecznie przedarł, kiedy

zahaczył kolanem o drut i poczuł, że lekko

rozdarł nogawkę.

background image

W końcu znalazł się po drugiej stronie i

ruszył na przełaj po polu. Światło neonu

hotelowego wystarczało, by omijać największe

wądoły.

Wyszedł na jakąś boczną drogę

biegnącą w kierunku autostrady, którą w obie

strony ciągnęły sznury samochodów.

Bedford szybko podążył w tamtą

stronę.

Nagle jeden z samochodów jadących

autostradą zwolnił i skręcił w boczną drogę.

Na Bedforda padło jasne światło reflektorów.

Przez chwilę walczył z paniką, chciał zawrócić

i uciekać. Zdał sobie jednak sprawę, że

wyglądałoby to nader podejrzanie i kierowca

mógłby zgłosić jego dziwne zachowanie na

policji. A policja na pewno wysłałaby w teren

samochód patrolowy. Bedford dumnie

podniósł głowę, wyprostował się i wolno

ruszył poboczem w kierunku samochodu.

Starał się sprawiać wrażenie człowieka

idącego w jakimś ważnym celu,

zaabsorbowanego swą misją biznesmena z

teczką idącego na spotkanie w jakimś

pobliskim zakładzie.

Światło reflektorów coraz bardziej go

oślepiało. Samochód zjechał na bok i

zatrzymał się tuż przed Bedfordem. Usłyszał

odgłos otwieranych drzwi.

- Stef! Och, Stef! - dobiegły go

histeryczne okrzyki Elsy Griffin.

Elsa odchodziła od zmysłów ze

zmartwienia. Na dźwięk jej głosu poczuł tak

ogromną ulgę, że nie zauważył, że po raz

pierwszy od ponad pięciu lat zwróciła się do

background image

niego zdrobnieniem imienia.

-

Wsiadaj, wsiadaj - zawołała i

Stewart Bedford wsunął się na przednie

siedzenie.

-

Co się stało? - spytała.

-

Nie wiem. Właściwie mnóstwo.

Obawiam się, że wpadliśmy w kłopoty. Skąd

się tu wzięłaś?

-

Dostałam twoją wiadomość.

Zadzwonił ktoś, kto przed-

background image

stawił się jako kelner i powiedział, że

jakiś mężczyzna zostawił wiadomość

zawiniętą w dwadzieścia dolarów...

-

Tak, tak - przerwał jej. - Co

zrobiłaś?

-

Pojechałam do motelu i

wynajęłam segment. Podałam fałszywe

nazwisko i adres. Przestawiłam cyfry w

numerze rejestracyjnym auta, ale recepcjonista

tego nie zauważył. Wpadł mi w oko żółty

samochód - już zdążyłam sprawdzić jego

numer. Pochodzi z wypożyczalni.

- I co zrobiłaś?

-

Siedziałam w pokoju i miałam

wszystko pod obserwacją. Oczywiście, nie

mogłam usadowić się w drzwiach i wlepiać

wzroku w twój segment, ale otworzyłam

drzwi, a sama usiadłam w głębi, tak że jeśli

ktoś szedł do twojego segmentu lub z niego

wracał, na pewno bym go zobaczyła. Tak samo

samochód. Byłam gotowa, by natychmiast za

nim pojechać.

-

No i co? Co się działo?

-

Około półtorej godziny temu

żółty samochód opuścił teren motelu.

- A ty co zrobiłaś?

- Wskoczyłam do swojego auta i

pojechałam za nim. Oczywiście, nie za blisko,

ale na tyle, żeby dogonić go na autostradzie.

Przejechałam kilka mil, zanim ośmieliłam się

zbliżyć na tyle, by przyjrzeć się pasażerom. W

środku była tylko ta blondynka. Wróciłam i

zaparkowałam samochód. I wierz mi,

przeżyłam okropną godzinę. Nie wiedziałam,

co się z tobą dzieje. Chciałam pójść do ciebie,

background image

ale się bałam. Odkryłam, że wyglądając przez

okno łazienki, mogę obserwować drzwi

twojego garażu i przylegających doń dwóch

segmentów. Stałam w łazience i gapiłam się

przez okno. I wreszcie zobaczyłam ciebie, jak

skręcasz za motel. Pomyślałam, że pewnie

chcesz dojść do ulicy, chowając się za

budynkami. Kiedy nie zjawiłeś się, przyszło mi

do głowy, że musiałeś przejść przez

ogrodzenie, więc wsiadłam w samochód,

przyjechałam tutaj i znalazłam cię.

background image

- Wpadliśmy w niezły pasztet, Elso -

powiedział Bedford.

- W segmencie jest trup.

- Kto? - Binney Denham.

- Jak to się stało?

- Został zastrzelony. Możemy mieć

kłopoty. Kiedy zadzwonił do mnie wczoraj

wieczorem, włożyłem rewolwer do neseseru.

Miałem go przy sobie.

- Tego właśnie się obawiałam.

-

Czekaj, nie tak szybko. Ja go

nie zabiłem. Nie wiem, jak to się stało.

Spałem. Dziewczyna dała mi drinka z

proszkiem nasennym - choć nie sądzę, że to

ona go wsypała. Ktoś musiał wejść do pokoju i

wsypać proszek do butelki whisky. A ona z

niej nalała.

-

Na szczęście - powiedziała Elsa

- Peny Mason, ten prawnik, czeka na nas w

biurze.

- Niemożliwe! - zawołał ze

zdumieniem. Pokiwała głową.

-

Jak tego dokonałaś?

-

Miałam

przeczucie.

Wiedziałam, że coś jest nie tak. Zadzwoniłam

do Masona zaraz po tym, jak wyjechałeś z

biura, i powiedziałam mu, że masz kłopoty, że

ja nie mogę z nim o tym rozmawiać, ale

chciałabym wiedzieć, jak się z nim

skontaktować w razie pilnej potrzeby w dzień

lub w nocy. Pracował już dla ciebie, więc,

oczywiście, traktuje cię jak stałego klienta i...

dał mi swój numer. Zadzwoniłam do niego

jakąś godzinę temu, jak tylko wróciłam z

pościgu za blondynką. Miałam przeczucie, że

background image

coś się stało. Prosiłam, żeby czekał w biurze

na telefon ode mnie. Powiedziałam, że może ci

wysłać rachunek na dowolną kwotę, ale chcę,

aby czekał w biurze.

Stewart Bedford poklepał Elsę po

ramieniu.

- Jak zawsze, sekretarka doskonała!

Jedźmy do biura Masona.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Było już po dziesiątej. Perry Mason,

słynny adwokat, czekał w swoim biurze. Della

Street, jego zaufana sekretarka, siedziała w

fotelu naprzeciw szefa.

Mason spojrzał na zegarek i

powiedział:

-

Czekamy do jedenastej, a potem

idziemy do domu.

-

Rozmawiałeś z sekretarką

Stewarta G. Bedforda?

-

Tak.

-

Rozumiem, że to bardzo ważna

sprawa?

-

Powiedziała, że mogę zażądać

każdej sumy, że pan Bedford musi się ze mną

dzisiaj zobaczyć, ale że, zanim go

przyprowadzi, musi się z nim najpierw

skontaktować.

-

To dziwne.

-

Owszem.

-

Ożenił się dwa lata temu,

prawda?

- Tak mi się wydaje.

- Znasz jego sekretarkę?

- Spotkałem ją trzy czy cztery razy.

Niezła dziewczyna. Lojalna, spokojna,

opanowana, sprawna. Czekaj, Delio, słyszę

kroki.

Ktoś zapukał delikatnie w grube drzwi

prowadzące z korytarza do gabinetu. Della

podeszła otworzyć.

Do gabinetu wkroczyli Elsa Griffin i

background image

Stewart Bedford.

- Dzięki Bogu jeszcze pan jest! -

zawołała Elsa. - Przyjechaliśmy tu tak szybko,

jak tylko się dało.

-

Co się stało, panie Bedford? -

spytał Mason, podając mu rękę. - Chyba

państwo znają moją sekretarkę, Delię Street.

No, to o co chodzi?

-

Chyba nie ma się czym martwić

- powiedział Bedford, usilnie starając się, by

zabrzmiało to wesoło.

-

Chyba jest - zaprzeczyła Elsa. -

Mogą dojść do pana Bedforda poprzez czeki

podróżne.

background image

Mason wskazał krzesła.

-

Może by państwo usiedli i

opowiedzieli wszystko od początku?

-

Zawarłem transakcję handlową

z mężczyzną, którego znam pod nazwiskiem

Binney Denham. Możliwe, że to nie jest jego

prawdziwe nazwisko. Obawiam się, że dziś

wieczorem dał się zamordować w motelu.

-

Czy policja wie o tym?

-

Jeszcze nie.

-

Mówi pan, że został

zamordowany?

-

Tak.

-

Skąd pan wie?

-

Widział ciało - wtrąciła Elsa

Griffin.

-

Zawiadomił pan kogoś?

Bedford potrząsnął głową.

-

Pomyśleliśmy, że lepiej

najpierw spotkać się z panem.

-

Czego dotyczyła ta transakcja?

-

To sprawa prywatna - wyjaśnił

Bedford.

-

Czego dotyczyła ta transakcja? -

powtórzył Mason.

-

Mówię panu, że to sprawa

prywatna. Teraz, kiedy Denham nie żyje, nie

ma potrzebny, żeby ktokolwiek...

-

Czego dotyczyła ta transakcja? -

powtórzył trzeci raz Mason.

-

To szantaż - wyjawiła Elsa.

-

Tak myślałem - powiedział

Mason ponuro. - Proszę opowiedzieć tę

historię i nic nie ukrywać. Muszę wiedzieć

wszystko.

background image

- Niech pan mu opowie - rzekła Elsa

Griffin - albo ja to zrobię.

Bedford zmarszczył brwi, przez chwilę

się namyślał i potem opowiedział wszystko, od

początku. Wyjął nawet kartę ewidencyjną z

policyjnym zdjęciem żony i opisem odcisków

palców.

- Zostawili mi to - wyjaśnił, podając

dokumenty Masonowi.

background image

Mason przejrzał je i spytał:

- To pańska żona?

Bedford skinął głową.

-

Oczywiście poznaje pan

zdjęcie, ale nie może mieć pan pewności co do

odcisków palców - powiedział Mason. -

Równie dobrze mogą być cudze.

-

Nie, to jej odciski - odparł

Bedford.

-

Skąd pan wie?

Bedford opowiedział mu o tym, jak

zdjęli odciski palców ze srebrnej tacy.

-

Będzie pan musiał zgłosić

morderstwo policji - rzekł Mason.

-

A co się stanie, jeśli tego nie

zrobię?

-

Będzie pan w poważnych

kłopotach. Pani Griffin, niech pani pójdzie do

najbliższej budki, zadzwoni na policję, ale

niech się pani nie przedstawia. Proszę im

powiedzieć, że w segmencie numer szesnaście

w hotelu Staylonger jest ciało zamordowanego

człowieka.

-

Lepiej zrobię to sam. Mason

potrząsnął głową.

-

Chcę, żeby zgłosiła im to

kobieta.

-

Dlaczego?

-

Bo i tak się dowiedzą że była

tam dziewczyna.

-

A co my zrobimy? - spytał

Bedford. Mason spojrzał na zegarek i rzekł:

- Muszę wyciągnąć z łóżka i skłonić do

pracy Paula Drake z Detektywistycznej

Agencji Drake’a. Nie mogę go za bardzo

background image

wtajemniczać w tę sprawę, nie odważę się mu

wszystkiego powiedzieć. A propos, jaki był

numer tego samo chodu?

- To samochód z wypożyczalni...

- Proszę o numer.

Elsa Griffin podała numer rejestracyjny

samochodu: CYX 221.

background image

Mason zadzwonił na zastrzeżony

numer agencji Drake’a. Po drugiej stronie

odezwał się zaspany głos Paula.

- Paul, mam zadanie, którym będziesz

musiał zająć się osobiście - powiedział Mason.

- Boże! - zaprotestował Drakę - czy ty

nigdy nie sypiasz?

- W hotelu Staylonger policja właśnie

znajduje ciało.

Chcę wiedzieć o tej sprawie wszystko,

co się da.

-

Co masz na myśli, mówiąc, że

znajduje?

-

Właśnie to. Czas teraźniejszy.

-

Znowu jakiś pasztet - jęknął

Drakę. - Dlaczego nie możesz ułatwić mi raz

zadania i poczekać, aż czas zmieni się na

przeszły?

-

Ponieważ liczy się każda

minuta. Podaję ci numer rejestracyjny

samochodu. Prawdopodobnie pochodzi z

wypożyczalni. Chcę wiedzieć, gdzie terazjest,

kto go wypożyczył, a jeśli już został oddany,

to o której godzinie go zwrócono. I jeszcze

coś. Chcę, żebyś wysłał jednego ze swoich

ludzi, tylko takiego, żeby nikt nie poznał, że to

detektyw, najlepiej kobietę. Niech wypożyczy

ten samochód tak szybko, jak tylko będzie to

możliwe.

- I co ma z nim zrobić?

- Niech pojedzie gdzieś, gdzie mój

człowiek mógłby go dokładnie obejrzeć i

zbadać ślady, czy są jakieś włosy, plamy krwi,

broni, odciski palców.

- I potem co?

background image

-

Potem niech z samego rana

załaduje wóz torfem, pojemnikami z liściówką

i mrożonym mięsem.

-

Innymi słowy - podsumował

Drake - chcesz zniszczyć wszystkie ślady,

jakiekolwiek mogłyby się zachować.

-

Nic takiego! Do głowy by mi to

nie przyszło. Przede wszystkim po tym, jak

samochodem zajmie się mój specjalista, nie

będzie już żadnych śladów, które można

byłoby zatrzeć.

Drakę przez chwilę przeżuwał słowa

Masona.

background image

-

Czy fałszowanie śladów to nie

jest przestępstwo?

-

Przecież ślady zabezpieczy

kryminolog.

-

A

co

zrobimy

z

kryminologiem?

-

Jeśli zechce, może przekazać

wszystko policji. W ten sposób dowiemy się

wszystkiego pierwsi. W przeciwnym wypadku

policja będzie wiedziała wszystko, co da się

odczytać z samochodu, a my dowiemy się tego

dopiero w sądzie, kiedy prokurator powoła

kryminologa na świadka.

-

To po co ten torf, liściówka i

mrożone mięso?

-

Żeby żaden kryminolog nie

przedstawił próbek gleby, krwi i włosów i nie

próbował nam wmówić, że wie, skąd

pochodzą.

Drakę jęknął.

-

Okay - zgodził się w końcu z

rezygnacją. - Znowu się zaczyna. Kto ma być

tym twoim specjalistą?

-

Jak zdobędziesz samochód,

spróbuj złapać doktora Leroya Shelby’ego..

-

Chcesz, żebym go wtajemniczył

w sprawę?

-

Chcę, żeby znalazł wszystkie

ślady pozostawione w samochodzie.

-

W porządku. Zajmę się tym.

-

Pamiętaj, że jesteśmy tylko o

krok przed policją, może nawet o pół kroku -

przypomniał mu Mason. - Do rana na pewno

będą mieli numer tego samochodu. Jeśli

trzeba, wyciągnij doktora Shelby’ego z łóżka.

background image

Chcę, żeby dokładnie usunął wszystkie ślady z

samochodu.

-

Spytają Shelby’ego, kto zlecił

mu to zadanie.

-

Pewnie. I ty tu wchodzisz.

-

Dadzą mi popalić!

-

No i co z tego?

-

A ja co im powiem?

-

Że ja ci to zleciłem.

-

Naprawdę mogę im to

powiedzieć? - w głosie Drake’a czuć było

wyraźną ulgę.

background image

- Naprawdę - przytaknął Mason. - Ale

teraz już zabierz się za robotę.

Mason odłożył słuchawkę i powiedział

Bedfordowi: - Niech pan idzie do domu i

spróbuje przekonać żonę, że był pan na

spotkaniu zarządu czy konferencji. Potrafi pan

to zrobić tak, żeby niczego nie podejrzewała?

-

Jeśli już poszła spać, to chyba

tak. Kiedy jest śpiąca, nie dopytuje się za

bardzo.

-

No to ma pan szczęście -

zauważył sucho Mason. - Niech pan rano

będzie pod telefonem. Jeśli ktoś będzie

zadawał panu jakiekolwiek pytania, proszę

odesłać go do mnie. Pewnie zjawi się ktoś, kto

będzie pytał o te czeki podróżne. Proszę

powiedzieć, że zrobił pan interes, że nie może

pan o tym dyskutować i proszę odesłać go do

mnie.

Bedford skinął głową.

-

Potrafi pan zrobić to, o co

proszę?

-

Potrafię - rzekł Bedford i dodał:

- Inna sprawa, czy mi się to upiecze.

Bedford wyszedł z biura. Elsa Griffin

ruszyła za nim, ale Mason zatrzymał ją.

-

Proszę dać mu kilka minut

przewagi - poprosił.

-

Co mam zrobić po tym, jak

poinformuję policję o ciele?

-

Przez jakiś czas niech się pani

nie nawija im pod rękę.

-

Mogłabym tu wrócić?

-

Po co?

-

Chciałabym wiedzieć, jak się

background image

sprawa rozwija. Chcę być w pierwszym

szeregu. Pan przecież będzie tu czekał na

wiadomości, prawda?

Mason skinął głową.

- Nie będę przeszkadzać, a mogłabym

pomóc choćby przy telefonowaniu.

-

Dobrze - zgodził się Mason. -

Wie pani, co powiedzieć policji?

-

Tylko o zwłokach.

background image

- Dokładnie.

-

Naturalnie będą chcieli

wiedzieć, kto dzwoni.

-

Niech się pani tym nie

przejmuje. Proszę powiedzieć im tylko o ciele.

Proszę nie pozwolić sobie przerwać. Jeśli będą

chcieli zadać pytanie, proszę mówić dalej.

Zaczną słuchać, jak usłyszą o ciele. Kiedy

tylko pani im o tym powie, proszę odłożyć

słuchawkę.

-

Czy to nie jest wbrew prawu?

-

Jakiemu prawu?

-

Dotyczącemu

zatajania

dowodów?

-

Jakich dowodów?

-

Jeśli... jeśli ktoś znajduje ciało i

ukrywa się... zamiast zgłosić się na policji... i

zataja swoje nazwisko...

-

Czy pani nazwisko pomoże im

znaleźć ciało? Przecież powie im pani, gdzie

ono jest. To właśnie powinno ich interesować.

Ciało. Niech pani nie zdradza im swojej

tożsamości. Proszę tylko zapamiętać dokładny

czas rozmowy.

-

Dlaczego

mam

ukryć

nazwisko?

-

Bo to mogłoby panią obciążyć.

W związku z tym nikomu nie musi pani tego

mówić, nawet w sądzie.

-

W porządku, postąpię zgodnie z

instrukcjami.

-

Tak będzie najlepiej - przyznał

Mason.

Elsa Griffin wyszła z biura, zamykając

za sobą drzwi. Della Street spojrzała na szefa.

background image

- Podejrzewam, że przydałaby nam się

filiżanka kawy? - rzekła.

- Kawa, pączki, cheeseburgery i

chrupki ziemniaczane - powiedział Mason i

wzdrygnął się. - Co za koszmarna mieszanka

na noc.

Della uśmiechnęła się.

- Teraz wiemy, jak czuje się Paul

Drake. Sytuacja się odwróciła. Zazwyczaj to

my idziemy do restauracji na stek, a Paul

siedzi w biurze i żywi się hamburgerami.

- I połyka wodorowęglan sodu - dodał

Mason.

background image

-

Tak jest, i wodorowęglan sodu -

przyznała Della. - Zadzwonię do baru z

zamówieniem.

-

Wyciągnij termos z biblioteki,

Delio - poradził Mason. - Niech naleją do

pełna kawy. Może będziemy musieli siedzieć

całą noc.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

O godzinie pierwszej w nocy Paul

Drakę zapukał w umówiony sposób do drzwi

gabinetu Masona.

Della Street wpuściła go do środka.

Drakę podszedł do dużego miękkiego

fotela dla klientów i ulokował się w nim w

ulubiony sposób, opierając się o jedną poręcz i

przerzucając nogi przez drugą.

-

Teraz będę siedział w biurze,

Perry - powiedział. - Wysłałem ludzi, żeby

pracowali nad tą sprawą. Pomyślałem, że

chciałbyś mieć pierwsze doniesienia.

-

Mów - zachęcił go Mason.

-

Najpierw o ofierze. Nazywa się

Binney Denham. Nikt nie wie, czym się

zajmował. Miał skrytkę sejfową w banku

otwartym dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Wynajmował ją wspólnie z facetem

nazwiskiem Henry Elston. Wczoraj za

piętnaście dziesiąta ten Elston pojawił się w

banku i poszedł do skrytki. Miał ze sobą

aktówkę. Nikt nie wie, czy coś wkładał, czy

wyjmował. Teraz policja zaplombowała

skrytkę. Z samego rana otworzy ją komornik

skarbowy. Założę się, że okaże się pusta.

Mason skinął głową.

- Poza tym nic nie wiadomo. Denham

nie miał konta, nie zostawił po sobie żadnego

śladu w świecie biznesu, a jednak żył na

niezłym poziomie, wydawał dosyć dużo

pieniędzy, zawsze płacił gotówką. Rano

policja sprawdzi, czy składał zeznania

background image

podatkowe. Jeśli chodzi o samochód, był

wynajęty w agencji. Próbowałem dobrać się do

niego, ale policja już miała numer. Zdążyli go

przechwycić.

- Kto go wynajął?

- Nieokreślonego wyglądu osoba z

prawem jazdy wystawionym w Oklahomie.

Dane z prawa jazdy znajdowały się na umowie

wynajmu. Policja już je sprawdziła, ale nic się

nie dowiedziała. Nazwisko i adres fałszywe.

- To była kobieta czy mężczyzna?

- Nie rzucający się w oczy mężczyzna.

Nikt go nie pamięta.

-

Co jeszcze?

-

W motelu policja dowiedziała

się ciekawych rzeczy. Okazuje się, że facet z

laleczką wynajął dwa segmenty. Facet mówił,

że oczekuje pary przyjaciół. Te dwa segmenty

łączyły się drzwiami. Facet wynajął pokoje, a

dziewczyna siedziała w samochodzie.

Właściciel nie widział jej dobrze, ale wydaje

mu się, że to była blondynka z piękną figurą.

Miała w sobie coś takiego, że od razu było

widać, że to kosztowna lala. Facet wyglądał na

trochę przestraszonego. Prawdopodobnie

biznesmen. Mamy jego dokładny rysopis.

- Mów.

- Pięćdziesiąt-pięćdziesiąt cztery lata.

Szary garnitur. Pięć stóp dziewięć cali

wzrostu. Waży około dziewięćdziesięciu

pięciu kilogramów. Szare oczy. Długi prosty

nos. Usta dosyć szerokie i stanowczy

podbródek. Miał szary kapelusz. Bujne włosy,

ciemne, tylko trochę posiwiałe na skroniach.

Elsa Griffin rzuciła Masonowi

background image

przerażone spojrzenie. Opis był nadzwyczaj

dokładny.

Mason zachował kamienną twarz.

-

Coś jeszcze, Paul? - spytał

prawnik.

-

Tak. Numer dwunasty wynajęła

dziewczyna. Dosyć atrakcyjna, ciemna,

szczupła, spokojna, w wieku trzydziestu-

trzydziestu pięciu lat.

- No i?

- Zameldowała się, poszła do swojego

segmentu, wyszła. Teraz jej nie ma. Nie

wróciła.

-

Co ona ma z tym wspólnego? -

spytał Mason.

-

Ona jest w porządku, ale

właściciel motelu powiedział, że złapał inną

kobietę w jej pokoju. Ta miała około

trzydziestu lat, może trzydziestu dwóch.

Świetna babka, ze wspaniałą

background image

figurą, długonoga, o królewskim

wyglądzie. Ciemne włosy, szare oczy. Weszła

do pokoju tamtej pierwszej. Właściciel złapał

ją, jak wychodziła. Nie była zameldowana i

zainteresował się, co tam robiła. Powiedziała,

że miała się spotkać z koleżanką, ale jej nie

było, drzwi zastała otwarte, więc weszła,

usiadła i czekała prawie godzinę.

-

Przyjechała samochodem?

-

To właśnie jest podejrzane.

Musiała zaparkować przecznicę lub dwie dalej.

Przyszła piechotą, najbliższy przystanek

autobusu jest o pół mili, a dziewczyna była

bardzo elegancka - wysokie obcasy i w ogóle.

- I weszła do segmentu dwunastego?

-

Tak, to jedyna podejrzana

okoliczność, którą zauważył właściciel. Było

koło ósmej. Kobieta z dwunastki wynajęła

segment jakieś dwie godziny wcześniej i

wyjechała. Właściciel uwierzył tej kobiecie,

która wychodziła z jej pokoju, i w ogóle by o

niej nie myślał, tylko że policja kazała mu

przypomnieć sobie wszystko, co choć trochę

odstawało od normy, więc przypomniał sobie

właśnie to. Policja nie przywiązuje do tego

wagi. Przynajmniej na razie. Ten facet

przypomniał sobie też, że widział, jak żółty

samochód wyjeżdżał gdzieś koło ósmej.

Wydaje mu się, choć nie jest pewien, że

prowadziła blondynka i że w środku nikogo

więcej nie było. To naprowadziło policję na

myśl, że mogła wyjechać przed strzelaniną.

Nie są pewni, kiedy nastąpił strzał.

-

Zatem był strzał?

-

Tak, z rewolweru kaliber

background image

trzydzieści osiem. Facet dostał w plecy. Kula

przeszyła serce. Zgon na miejscu.

-

Skąd wiedzą, że wypalono w

plecy? - spytał Mason. - Nie było jeszcze

autopsji.

-

Znaleźli kulę. Przeszła przez

ciało na wylot, ale zatrzymała się na płaszczu.

Kula wytoczyła się, kiedy ruszyli ciało. To

zdarza się częściej, niż mógłbyś przypuszczać.

W naboju jest akurat tyle prochu, aby przebić

ciało, ale jeśli kula napotka dodatkowo opór

ubrania, nie jest w stanie pokonać tej

przeszkody i zostaje zatrzymana. - Zatem mają

kulę?

- Owszem.

- W jakim jest stanie, Paul? Mocno

spłaszczona czy...

- Nie, z tego, co wiem, jest w niezłym

stanie. Policja uważa, że ma wystarczająco

cech szczególnych, aby mogli zidentyfikować

rewolwer, z którego została wystrzelona. Teraz

puść mnie, Peny. Policja wymyśliła, że

blondynka wyjechała, ponieważ pokazał się

tam ten Denham i zaczął się kłócić z jej

facetem. Ten gość zameldował się jako S.G.

Wilfred i podał adres w San Diego. Adres

fikcyjny, nazwisko zresztą też.

- I co dalej?

-

Policja doszła do wniosku, że

jeśli pobili się o dziewczynę i ten facet,

mówmy na niego Wilfred, załatwił tego

drugiego, a potem został bez samochodu, to

mógł próbować wymknąć się od tyłu. Zaczęli

szukać śladów i znaleźli miejsce, gdzie

przedzierał się przez ogrodzenie z drutu

background image

kolczastego i podarł ubranie. Policja ma kilka

nitek z jego ubrania - znaleźli je na drucie.

Niezła robota. Twój przyjaciel, porucznik

Tragg, kierował akcją i, jak tylko zobaczył

ślady prowadzące do ogrodzenia, wyjął szkło

powiększające. No i oczywiście znalazł te

nitki.

-

A co powiesz o śladach stóp?

- Zrobili odlewy. Ślady prowadziły

przez ogrodzenie, potem biegły polem aż do

bocznej drogi. Podejrzewają, że ten facet

przypuszczalnie poszedł na piechotę do

autostrady, a tam złapał okazję do miasta.

Policja nada w gazetach komunikaty, że

poszukuje ludzi, którzy widzieli i będąpotrafili

opisać autostopowicza.

-

Rozumiem - odparł Mason. -

Coś jeszcze, Paul?

-

Chodzi o ten samochód. Został

oddany do agencji. Zajechała nim młoda

kobieta, wysiadła i ruszyła do biura, ale po

drodze zniknęła. Oczywiście, wiesz, jak to się

dzieje.

background image

Osoba wynajmująca samochód

zostawia pięćdziesiąt dolarów kaucji. Nikogo

nie interesują samochody, które są zwracane.

Odebranie kaucji leży w interesie tego, kto

pożycza. Opłata za wynajem i przebieg

liczonajest za cały dzień i rzadko kiedy osiąga

pięćdziesiąt dolarów.

- Mówisz, że policja zajęła się

samochodem?

-

Tak jest. Teraz badają odciski

palców. Podobno mają niezły zestaw.

Oczywiście, badają też odciski palców w

segmencie piętnastym i szesnastym.

-

No cóż - odparł Mason. - Będą

pewnie mieli coś konkretnego.

-

Do diabła, już mają coś

konkretnego! Jedyna rzecz, której im brakuje,

to facet pasujący do tych odcisków. Ale nie

bój się, Perry, będą go mieli.

- Kiedy?

Drakę opuścił powieki i rozpatrywał

problem.

- Pięćdziesiąt procent, że przed

dziesiątą rano. Prawie na pewno przed piątą po

południu.

- Co teraz planujesz? - spytał Mason.

-

W biurze mam leżankę. Trochę

się zdrzemnę. Okolica roi się od moich ludzi.

Będą węszyć gdzie się da.

-

W porządku. Jeśli coś się

zdarzy, daj mi znać.

-

Gdzie będziesz?

-

Tutaj.

- W tej sprawie musisz mieć cholernie

ważnego klienta.

background image

- Nie spekuluj, tylko dostarczaj mi

informacji.

- Dzięki za wskazówkę - powiedział

Drake i wyszedł z biura.

Mason spojrzał na Elsę Griffin.

-

Najwyraźniej - rzekł - nikt

jeszcze nie powziął żadnych podejrzeń co do

pani.

-

Opis osoby wynajmującej

segment dwunasty był bardzo dokładny.

-

Chce pani wrócić? - spytał

Mason.

background image

Na twarzy kobiety odbiło się

przerażenie.

-

Mam wracać? Po co?

-

Bedford opowiedział o pani

pomocy przy zdejmowaniu odcisków palców

ze srebrnej tacy. Czy chciałaby pani pojechać

do motelu, do swojego segmentu? Właściciel

zapewne wyjrzy, żeby sprawdzić, kto

przyjechał. Może pani go trochę nabujać.

Potem pójdzie pani do siebie i zdejmie odciski

palców z klamek, gałek na drzwiach szafy i z

każdego miejsca, w którym mogłyby być

zostawione. Utrwali je pani na taśmie i

przyniesie do mnie.

-

A jeśli właściciel będzie miał

jakieś podejrzenia? Jeśli sprawdzi numer

mojego samochodu? Jak się wpisywałam do

księgi, przestawiłam cyfry.

- To ryzyko, które musimy podjąć.

Potrząsnęła głową.

-

Nie byłoby to w porządku

wobec pana Bedforda. Gdyby ktoś mnie tam

rozpoznał, zaprowadziłoby go to prosto do

niego.

-

Już i tak prowadzi do niego

wystarczająco dużo śladów. Paul Drakę miał

rację. Pięćdziesiąt procent, że dotrą do niego

przed dziesiątą rano. A na pewno będą go

mieli przed piątą po południu. Zostawił ślad w

postaci dwustu czeków podróżnych, a Binney

Denham podejmował pieniądze na te czeki.

Policja zacznie sprawdzać, co robił Denham w

ciągu dnia i trafi do miejsc, gdzie pobierał

pieniądze. A to zaprowadzi ich wprost do

Bedforda. Rozpoznają go po odciskach

background image

palców.

-

I co potem?

-

Potem - odparł Mason -

staniemy przez oskarżeniem o morderstwo.

Sprawa trafi do sądu.

- I co dalej?

-

Będą musieli udowodnić ponad

wszelką wątpliwość jego winę. Czy pani

myśli, że zabił Denhama?

-

Nie! - zaprotestowała z

uczuciem.

background image

-

W porządku. Opowie swoją

historyjkę. Ma tę kartkę przypiętą do rękawa,

tę którą znalazł, kiedy się obudził.

-

A jak wytłumaczy to, że nie

zgłosił znalezienia ciała?

-

Ależ zgłosił. Pani zgłosiła. On

pani polecił zadzwonić na policję. Zrobił, co

mógł, żeby ułatwić policji zajęcie się sprawą,

tylko próbował trzymać się z dala. Była to

pożałowania godna próba uniknięcia rozgłosu,

ponieważ miał do czynienia z szantażystą.

Przez chwilę myślała nad słowami

Masona, i w końcu rzekła:

-

Panu Bedfordowi się to nie

spodoba.

-

Co mu się w tym nie spodoba?

-

Konieczność wytłumaczenia

policji, po co tam pojechał.

-

Nic nie musi wyjaśniać. Może

nie otwierać ust. Ja zajmę się wyjaśnieniami.

-

Obawiam się, że to mu się też

nie spodoba.

-

Zanim sprawa się skończy,

będzie musiał znieść dużo rzeczy, które mu się

nie będą podobały - odparł niecierpliwie

Mason. - Osobom podejrzanym o morderstwo

rzadko kiedy podoba się to, co robi policja,

próbując dotrzeć do prawdy.

-

A więc on zostanie oskarżony o

morderstwo?

-

Może pani podać jakikolwiek

wiarygodny powód, czemu miałoby być

inaczej?

-

Myśli pan, że to coś da, jeśli

pojadę do hotelu i zdejmę odciski palców?

background image

-

Musimy spróbować. Z tego, co

mówi Drakę, wnioskuję, że z niczym tam pani

nie łączą. Właściciel motelu będzie się starał,

żeby goście nie byli niepokojeni. Będzie

próbował ograniczyć działania policji do

segmentów piętnaście i szesnaście. Pani napije

się paru drinków i wyleje parę kropli alkoholu

na apaszkę, tak żeby rzuciło się w oczy, że

pani piła. Proszę jechać do hotelu, jakby nigdy

nic. Jeśli właściciel podejdzie i opowie o tej

kobiecie, która weszła do pani pokoju, proszę

mu powiedzieć, że nic się nie stało, że to była

przyjaciółka, która przyszła panią odwiedzić,

że to pani jej poleciła wejść i się rozgościć,

gdyby pani nie zastała, i że pani poszła na

spotkanie z kimś, kogo pani bardzo lubi i że w

związku z tym nie stawiła się pani na

spotkanie z przyjaciółką. Chciałbym zdobyć

odciski palców osoby, która była w pani

segmencie, ale przede wszystkim chciałbym,

żeby pani starła wszystkie swoje odciski. Jak

skończy pani zdejmować odciski palców,

proszę wszystko wkoło zmyć mydłem i ciepłą

wodą. Proszę się pozbyć wszystkiego, co

mogłoby okazać się obciążające.

-

Dlaczego?

-

Ponieważ jeśli tego nie

zrobimy, a policja dojdzie do wniosku, że

warto przyjrzeć się kobiecie z numeru

dwunastego i zacznie szukać jej odcisków,

obciąży to panią. Poza tym, nie rozumie pani,

że będzie wyglądać podejrzanie, jeśli pani nie

wróci na noc? Właściciel na pewno zgłosi to

jako jeszcze jedną podejrzaną okoliczność.

-

Okay. Jadę. Skąd mam wziąć

background image

zestaw do zdejmowania odcisków palców?

Mason uśmiechnął się szeroko.

-

Mamy tu jeden na wszelki

wypadek. Pani wie, jak to się robi. Bedford

mówił, że zdjęła pani odciski palców z tacy.

-

Oczywiście, że wiem. Może mi

pan nie wierzyć, ale zrobiłam

korespondencyjny kurs detektywistyczny. No,

to już jadę.

-

Jeśli cokolwiek się stanie,

wszystko jedno co - ostrzegł ją Mason - proszę

dzwonić do agencji Drake’a. Będę z nim w

stałym kontakcie. Jeśli ktoś próbowałby panią

o cokolwiek wypytywać, niech pani nie mówi

ani słowa.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

O siódmej rano Paul Drakę był w

biurze Masona.

-

Co wiesz o tym Binneyu

Denhamie, Peny? - spytał detektyw.

-

A co ty o nim wiesz?

-

Tylko to, co wie policja. Ale

zaczyna się klarować.

-

No?

-

Miał tę skrytkę sejfową razem z

Elstonem. Elston poszedł do banku, a teraz

policja nie może go znaleźć. Tego należałoby

się spodziewać. Policja znalazła mieszkanie

Denhama. Zbyt szykowne jak na faceta, który

podobno mieszkał sam.

-

Dlaczego mówisz „podobno”?

-

Policja podejrzewa, że ktoś z

nim jednak mieszkał.

-

Co znaleźli?

-

Czterdzieści tysięcy dolarów w

gotówce pod dywanem. Jeden róg dywanu był

tak często podnoszony, że to od razu rzuciło

się w oczy. Pod spodem podłoga wyłożona

była studolarowymi banknotami.

-

Co z podatkiem dochodowym? -

spytał Mason.

-

Jeszcze się za to nie zabrali. Z

samego rana zwrócą się o pomoc do chłopców

z urzędu skarbowego.

-

Nieźle - zauważył Mason.

-

Prawda? - zgodził się Paul.

-

Co jeszcze wiesz?

-

Policja wysunęła teorię, że

background image

Binney Denham zajmował się szantażem i

wykończyła go jedna z ofiar. Ten facet z

dziewczyną to mogła być właśnie ofiara

szantażu. Policja nic jeszcze o nich nie wie.

Mówią o nich pan X i panna Y. Przypuśćmy,

że pan X jest dobrze znanym, bogatym

człowiekiem interesów, a panna Y rozrywką

na weekend. A może kandydatką na miejsce

pani X. Przypuśćmy, że cała sprawa była na

razie utrzymywana w tajemnicy i że

dowiedział się o tym Binney Denham. Binney

wpada złożyć swoje uszanowanie i zgarnąć

forsę, ale zamiast tego dostaje kulę w plecy.

-

Ciekawe - przyznał Mason. -

Jak Binney Denham mógł się o tym

dowiedzieć?

-

Binney

Denham

miał

czterdzieści tysięcy dolców pod dywanem. Nie

dostaje się takich datków w gotówce, jeśli nie

potrafi się zbierać informacji.

-

Ciekawe! - powtórzył Mason.

-

Lepiej trzymaj się od tego z dala

- ostrzegł Drakę.

-

O czym mówisz? - spytał

prawnik.

-

Masz klienta. Nie pytałem, kto

to jest, ale przyjmuję możliwość, że pan X.

- Nie trać czasu na zgadywanki, Paul.

-

Jeśli reprezentujesz pana X, to

miejmy nadzieję, że nie zostawił za sobą zbyt

wielu śladów. Na tej sprawie można się

sparzyć.

-

Wiem - odparł Mason. - Chcesz

kawy, Paul?

-

Nie zaszkodziłoby.

background image

Della nalała detektywowi filiżankę

kawy. Drakę spróbował i skrzywił się.

-

Co jest? - zainteresował się

Mason.

-

Fuj! Z termosu! Założę się, że

została zrobiona koło północy.

-

Mylisz się - wytknęła mu Della.

- Dolałam nowej po trzeciej rano.

-

To z powodu mojego żołądka -

narzekał Drakę. - Mam nalot na języku i

uczucie, że zamiast żołądka dźwigam słoik z

politurą. To pewnie wynik żywienia się kawą,

hamburgerami i wodorowęglanem sodu.

-

Czy ktoś słyszał strzał? - spytał

Mason.

-

Zbyt wiele osób. Niektórzy

twierdzą, że słyszeli strzał o ósmej piętnaście,

inni o ósmej czterdzieści pięć, inni o dziewiątej

trzydzieści. Może po autopsji policja będzie

mogła powiedzieć więcej na ten temat.

Problem polega na tym, że motel leży przy

autostradzie, tuż przed zakrętem i lekkim

wzniesieniem. Ciężarówki zwalniająprzed

zakrętem i wielu z nich strzela gaźnik. Ludzie

nie zwracają już na to uwagi, bo za często się

zdarza.

Drakę wysączył ostatnie krople kawy.

- Idę zjeść jajka na szynce - powiedział.

- Idziecie ze mną?

Mason pokręcił głową.

-

Jeszcze trochę tu posiedzimy,

Paul - odparł.

-

Do licha! Pan X musi być

milionerem! - zawołał Paul.

-

Mówisz to w żartach czy na

background image

poważnie? - spytał Mason.

- W żartach - powiedział Paul i wstał z

fotela.

Dwadzieścia minut później Elsa Griffin

zapukała do drzwi gabinetu Masona. Kiedy

Della Street otworzyła drzwi, ukradkiem

wślizgnęła się do środka.

-

Wygląda pani jak piękna

kobieta-szpieg, która właśnie wykradła

łatwowiernemu generałowi tajemnicę

najnowszej broni atomowej.

-

Spisałam się na medal! -

pochwaliła się.

-

Dobrze! - powiedział Mason. -

Proszę wszystko opowiedzieć.

-

Kiedy

tam

dotarłam,

zamieszanie już się skończyło. W garażu był

samochód policyjny i kilku policjantów w

segmentach piętnaście i szesnaście.

Przypuszczalnie szukali odcisków palców.

-

Co pani zrobiła?

-

Podjechałam do dwunastki,

zaparkowałam samochód i włączyłam światło.

Poczekałam trochę, żeby się przekonać, czy

ktoś się mną zainteresuje. Nie chciałam, żeby

mnie złapał przy zdejmowaniu odcisków

palców.

- I co się zdarzyło?

- Przyszedł właściciel i zapukał do

drzwi. Przyglądał mi się uważnie. Pewnie pod

maską spokojnej kobiety doszukiwał się

skłonności do szaleństw.

- Co pani zrobiła?

- Wyprostowałam jego poglądy na ten

temat. Powiedziałam, że przyjechałam na zjazd

background image

szkoły, że mieliśmy dużą imprezę i że teraz

mam zamiar zdrzemnąć się, a potem wsiadam

w samochód i wracam do pracy.

- A on coś mówił?

- Nie o morderstwie. Powiedział, że

miał trochę kłopotów, ale nie zdradził ich

charakteru, a potem wspomniał, że w moim

pokoju była jakaś kobieta. Powiedziałam, że

wszystko w porządku, że to była koleżanka ze

szkoły, z którą miałam się spotkać, i że sama

jej poradziłam, żeby weszła i zaczekała na

mnie. Powiedziałam, że celowo zostawiłam

otwarte drzwi.

-

Nic nie podejrzewał?

-

Nie. Powiedział, że miał kłopoty

i próbował sprawdzić, czy nie zdarzyło się nic

niezwykłego, że przypomniał sobie tę kobietę i

był ciekaw, czy z nią wszystko było w

porządku.

-

Mówił, o której to było

godzinie?

-

Nie wiedział dokładnie, ale

podejrzewam, że musiała tam wejść wtedy,

kiedy ja uganiałam się za blondynką.

Musiałam przejechać niezły kawałek, zanim

udało mi się wrócić.

-

W samochodzie na pewno była

blondynka?

- Tak, nazywa się Geraldine Coming.

-A co z odciskami? - spytał Mason.

-

Mam całe mnóstwo. Obawiam

się, że większość z nich to moje, ale może

kilka należy do niej. Dobrych zebrałam

dwadzieścia pięć czy coś koło tego. Każdą z

kart z odciskami ponumerowałam i zrobiłam

background image

dodatkowo w notesie spis numerów z

informacją, skąd każdy odcisk został zdjęty.

-

Zatarła pani wszystkie ślady za

sobą?

- Zmyłam wszystko dokładnie wodą z

mydłem, a potem wypolerowałam suchym

ręcznikiem.

background image

-

Lepiej niech pani zostawi swoje

odciski palców, żeby ludzie Drake’a mogli

panią wyodrębnić. Miejmy nadzieję, że

niektóre z tych odcisków należą do tej intruzki.

Nie wie pani, kto to mógł być?

-

Nie mam pojęcia. Po prostu

tego nie rozumiem. Po co ktoś miałby

interesować się moim segmentem?

-

Może to była pomyłka? -

zasugerował Mason.

-

Panie Mason, czy nie

przypuszcza pan, że ci... szantażyści nabrali

podejrzeń, kiedy się pokazałam? Może

obserwowali otoczenie? Poznaliby mnie,

gdyby mnie zobaczyli.

-

Nie

będę

ryzykował

zgadywania, dopóki nie zdobędę więcej

informacji. Proszę iść do biura Drake’a,

zostawić swoje odciski i przyniesione karty i

powiedzieć Drake’owi, żeby jego ludzie

przejrzeli to, co pani przyniosła, odrzucili pani

odciski, a resztę mi dali.

-

A ja co mam robić?

- Byłoby doskonale, gdyby nie poszła

pani do biura.

-

Ale pan Bedford będzie mnie

potrzebował. Właśnie dzisiaj ma...

-

Dzisiaj policja przyjdzie do

biura i zacznie zadawać pytania. Niech się pani

nie zdziwi, jeśli przyprowadzą ze sobą

właściciela motelu Staylonger.

-

Po co mieliby go brać?

-

Żeby dokonał identyfikacji.

Skomplikowałoby to co nieco sprawy, gdyby

zastał panią w sekretariacie przy biurku i

background image

rozpoznał w pani kobietę z numeru dwanaście.

-

Wyobrażam sobie! - przeraziła

się Elsa.

-

Proszę zadzwonić do pana

Bedforda i wszystko mu wyjaśnić - poradził

Mason. - Niech pani nie mówi, że wróciła pani

do motelu i zebrała odciski palców. Proszę po

prostu powiedzieć, że nie spała pani prawie

całą noc i że ja uważam za absolutnie

niewskazane, aby była pani dziś w biurze.

Proszę uprzedzić pana Bedforda, że

najprawdopodobniej jeszcze przed południem

będzie miał oficjalnych gości i że, jeśli będą

go pytać o czeki podróżne, niech powie, że

chodzi o interes i że nie chce tego

komentować. Jeśli okaże się, że na podstawie

odcisków palców chcą go zidentyfikować jako

mężczyznę, który prowadził wynajęty

samochód i był w motelu, albo jeśli przyjdzie z

nimi właściciel motelu i go rozpozna, niech

pan Bedford nie mówi ani słowa. Niech pani

zastępczyni zadzwoni do mnie i do biura

Drake’a w chwili, kiedy ktokolwiek z policji

zjawi się w biurze. Może to pani zrobić?

Elsa Griffm spojrzała Masonowi w

oczy i powiedziała:

-

Panie Mason, niech mnie pan

dobrze zrozumie. Zrobię wszystko... absolutnie

wszystko, żeby zapewnić człowiekowi, u

którego pracuję, szczęście i bezpieczeństwo.

-

Jestem tego pewien - odparł

Mason - i widzę w tym niebezpieczeństwo.

-

Co pan ma na myśli?

-

Był szantażowany. Policja

mogłaby pomyśleć, że pani poświęcenie dla

background image

szefa skłoniło panią do zlikwidowania

szantażysty.

-

Och, tego bym nie zrobiła! -

zawołała szybko.

-

Może nie, ale chodzi o to, by

przekonać o tym policję.

-

Panie Mason - powiedziała z

wahaniem - nie sądzi pan, że Denhama zabił

wspólnik? Wspominał mężczyznę nazwiskiem

Delbert. To ten Delbert miał być taki uparty.

-

Niewykluczone.

-

Jestem niemal pewna, że tak

było.

-

Dlaczego? - spytał Mason,

rzucając jej badawcze spojrzenie.

-

Widzi

pan,

zawsze

interesowałam się wykrywaniem zbrodni.

Często czytam czasopisma, w których drukują

sprawozdania z prawdziwych procesów.

Właśnie w takim czasopiśmie znalazłam

ogłoszenie o korespondencyjnym kursie

detektywistycznym.

-

Tak? - powiedział Mason,

rzucając spojrzenie Delii.

-

Wydaje się, że jak gang się

dobrze obłowi, to wspólnicy przeważnie nie

chcą się dzielić. Jeśli jest ich trzech, a jeden z

nich zginie, to dzielą się na pół. Jeśli jest ich

dwóch i jeden zginie, to ten drugi bierze

wszystko.

-

Chwileczkę - przerwał Mason. -

Tego nie przeczytała pani w żadnym

czasopiśmie. To motyw typowy dla literatury -

słuchowisk radiowych, filmów w kinie i

telewizji. Niektórzy pisarze stosują motyw

background image

gangu likwidującego się wzajemnie, żeby nie

dzielić się zdobyczą. Często spotyka się ten

motyw w komiksach. Gdzie to pani czytała? W

jakim piśmie?

-

Nie pamiętam - przyznała. -

Kiedy teraz o tym myślę, to rzeczywiście

wydaje mi się, że to było w komiksie. Widzi

pan, lubię kryminały. Czytam pisma, oglądam

filmy na ten temat... można powiedzieć, że

jestem wielbicielką kryminałów.

-

Problem w tym - wyjaśnił

Mason - że policja nie zamierza oskarżyć

wspólnika. Oskarżą Stewarta Bedforda. Tak

myślę.

-

Rozumiem.

Tylko

się

zastanawiałam nad tym, czy sprytny obrońca

nie mógłby podrzucić jakichś dowodów, które

by wskazywały na to, że mordercą jest

Delbert, ten wspólnik Denhama. To

pomogłoby panu Bedfordowi, prawda?

-

Sprytny prawnik nie podrzuca

fałszywych dowodów.

-

Och! Chyba za dużo czytam na

temat zbrodni. Ten temat mnie po prostu

fascynuje. No cóż, to ja już się zbieram.

-

Niech pani idzie do domu i

zadzwoni do pracy, że jest pani chora. Proszę

nie zapomnieć wstąpić do biura Paula Drake’a

i zostawić odciski palców.

-

Nie zapomnę - przyrzekła.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Paul

popatrzył na Delię i powiedział:

- Ależ ta dziewczyna ma pomysły!

-

A ma, ma.

-

Jeśli ma naprawdę ochotę

background image

podrzucić fałszywe dowody przeciwko temu

Delbertowi - ciągnął Mason - albo przeciwko

background image

komukolwiek innemu, to lepiej niech

będzie ostrożna. Dobry policjant ma nosa i

wyczuje fałszywe dowody na odległość.

-

Najgorsze, że jeśli Elsa coś

podrzuciła i policja to wykryła, naturalnie

będzie przekonana, że to twoja robota.

-

Cóż, ryzyko zawodowe.

Chodźmy coś zjeść, Delio.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Zanim Mason i Della Street wrócili ze

śniadania, Sid Carson, specjalista od

daktyloskopii współpracujący z Paulem

Drakiem, skończył pracę nad odciskami

przyniesionymi przez Elsę Griffin i czekał na

Masona w biurze.

-

Prawie wszystkie odciski -

powiedział - są Elsy Griffin. Ale mamy cztery

pozostawione przez kogoś innego.

-

Które to?

-

Są tu, w tej kopercie. Numery

czternaście, szesnaście, dziewięć i dwanaście.

-

W porządku - powiedział

Mason. - Zachowam je na przyszłość.

Pozostałe należą wyłącznie do panny Griffin?

-

Tak jest. Zostawiła swoje

odciski w biurze i porównaliśmy je. Tylko te

cztery nie należą do niej.

-

A co możesz o nich

powiedzieć?

-

Niewiele. Mógł pozostawić je

poprzedni gość. Co nieco zależy od

wilgotności, od tego, jak dokładnie się sprząta,

kiedy ostatnio pokój był wynajmowany i tak

dalej. Od wilgotności powietrza zależy żywot

pozostawionego odcisku.

-

A jakie są te odciski? Dobre?

-

Bardzo dobre. Naprawdę.

-

Były jakieś informacje na temat

tego, skąd pochodzą?

-

Tak. Ta dziewczyna zrobiła

niezłą robotę. Zdjęła odciski, przeniosła je na

background image

karty, na odwrocie kart napisała, skąd je

wzięła. Dwa są z lustra. Dwa ze szklanej gałki

drzwi szafy. Zrobiła nawet rysunek gałki.

Gałka nie jest okrągła, tylko wieloboczna,

żeby ręka się nie ślizgała przy przekręcaniu.

-

Dzięki, Carson. Wpadnę do

ciebie, jak będę miał coś więcej - powiedział

Mason.

-

Okay - rzucił Carson na

odchodne.

background image

Mason przez chwilę przyglądał się

odciskom palców widocznym pod

przezroczystą taśmą. - I co? - spytała Della.

-

Nie jestem specjalistą Delio,

ale... - ustawił tak szkło powiększające, aby

uzyskać jak najwyraźniejszy obraz.

-

Ale co? - ponagliła go Della.

-

Do diabła! Ten odcisk palca już

widziałem!

-

Jak to, widziałeś go?

-

Pamiętam ten specyficzny

układ... - Głos Masona zamarł.

Della podeszła i spojrzała mu przez

ramię.

-

Delio! - zawołał nagle adwokat.

Della aż podskoczyła.

-

Co? - spytała.

- Wyciągnij kartę ewidencyjną ze

zdjęciami i odciskami palców żony Bedforda.

Della pobiegła do półki i wyjęła kartę,

którą Bedford zostawił u Masona i którą

posłużyli się szantażyści, by udokumentować

swe rewelacje.

-

Dobry Boże! - zawołała Della. -

Przecież nie mogło tam być pani Bedford!

-

Skąd wiesz? Pamiętaj, co mówił

jej mąż o tym telefonie od Binneya, który

odebrał w domu w trakcie przyjęcia. Chciał

porozmawiać bez świadków, więc poszedł do

pracowni i poprosił kamerdynera, żeby

odwiesił słuchawkę, jak tylko odbierze telefon

na górze. Przypuśćmy, że wzbudziło to

podejrzenia pani Bedford. Przypuśćmy, że

posłała po coś kamerdynera i powiedziała, że

sama przypilnuje tego telefonu. Przypuśćmy,

background image

że podsłuchała rozmowę...

-

Chcesz powiedzieć... że o

wszystkim się dowiedziała?

-

Bądźmy realistami. Kiedy

oszukała to towarzystwo ubezpieczeniowe?

-

Kilka lat temu, przed

pierwszym małżeństwem - odparła Della

Street.

background image

-

Właśnie. Potem wyszła za mąż,

jej mąż popełnił samobójstwo, a ona dostała

pieniądze z jego polisy. Po kilku latach

poślubiła Bedforda i po następnych paru latach

pojawili się szantażyści. A kiedy policja

przeszukała mieszkanie Binneya Denhama,

okazało się, że podłoga wyścielona jest

nowiutkimi studolarówkami.

-

Chcesz powiedzieć, że ją też

szantażowali?

-

Dlaczego nie? Przyjrzyjmy się

tym odciskom. Jeśli wiedziała, że Binney

zamierza udać się do jej męża... W

podbramkowej sytuacji kobieta może stać się

bardzo niebezpieczna.

-

Ale Bedford mówił, że

przedsięwzięli wszelkie środki ostrożności,

żeby ich nie śledzono. Pamiętasz, jak nam

mówił, że krążyli wkoło i że za nimi jechał

Binney, a potem Bedford sam wybrał motel?

- Wiem o tym, ale co nam szkodzi

porównać odciski. Ten już na pewno

widziałem.

Mason wziął szkło powiększające i

dokładnie zbadał odciski palców widniejące

pod fotografiami policyjnymi na dokumencie i

na kartach przyniesionych przez Elsę Griffin.

Cicho zagwizdał.

-

Trafiłeś na coś?

-

Spójrz - powiedział Mason.

- Nie potrafiłabym zinterpretować

odcisków, nawet gdybym się rok uczyła -

zaprotestowała Della.

- Te na pewno potrafisz. Przyjrzyj się

temu odciskowi na karcie. I porównaj go z tym

background image

tutaj. Widzisz ten ostry łuk? Policz, ile jest linii

do pierwszego wyraźnego rozgałęzienia, a

potem spójrz na to miejsce, gdzie linie

układają się...

- Wielkie nieba! Są takie same! Mason

skinął głową.

-

To znaczy, że pani Bedford

śledziła...

-

Kogo? - spytał Mason.

-

Męża z blondynką.

background image

Prawnik potrząsnął głową.

-

Na pewno nie, biorąc pod

uwagę te ich środki ostrożności. Ponadto,

gdyby śledziła męża i tę dziewczynę,

wiedziałaby, które segmenty wynajęli, i

poszłaby prosto tam.

-

To kogo śledziła?

-

Może Binneya Denhama?

-

Chcesz powiedzieć, że Denham

pojechał do motelu po pieniądze?

-

Możliwe.

-

To po co wchodziła do pokoju

Elsy Griffin? Skąd by wiedziała, że Elsa też

tam była?

-

Tego nie wiem. Zadzwoń do

biura Paula Drake’a, Delio. Niech śledzą panią

Bedford. Przekonamy się, co będzie dziś robić.

-

A potem?

Mason zastanawiał się przez chwilę ze

zmarszczonymi brwiami.

- Jeśli mam z nią pomówić, lepiej

będzie, jeśli to zrobię, zanim policja dobierze

się do jej męża.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Kobieta, która podjechała niskim

zagranicznym samochodem sportowym do

stacji benzynowej, pasowała sylwetką do

swego auta. Była szczupła i bardzo zgrabna.

Uśmiechnęła się do pracownika stacji i

powiedziała: „Do pełna”. Otworzyła drzwi i,

przytrzymując spódnicę, żeby nie odsłaniała

jej długich nóg, wysiadła z samochodu.

Szybko poprawiła spódnicę i

powiedziała:

- Przy okazji proszę sprawdzić poziom

oleju i wody.

Odwróciła się. Tuż za nią stał wysoki,

szczupły, ale barczysty mężczyzna.

Zaniepokoiła go jego twarz, jakby wykuta z

granitu. Obejrzała się ponownie.

- Dzień dobry, pani Bedford. Nazywam

się Peny Mason - przedstawił się nieznajomy.

- Pan jest tym prawnikiem?

Potwierdził skinieniem głowy.

- Miło mi pana poznać. Słyszałam o

panu od męża. Wygląda na to, że pan mnie

zna, ale nie przypominam sobie, byśmy się

kiedykolwiek spotkali.

- Nie spotkaliśmy się. To jest pierwszy

raz. Moglibyśmy przez chwilę porozmawiać?

Jej spojrzenie momentalnie stało się

ostrożne i zimne.

-

O czym? - spytała.

-

Zajmie nam to tylko pięć minut

- powiedział, spoglądając znacząco w kierunku

pracownika stacji, który, choć wlepiał wzrok

background image

w końcówkę węża z dystrybutora, pilnie

nadstawiał ucha.

Zawahała się lekko, ale w końcu się

zgodziła. Ruszyła w kierunku kompresora,

gdzie nikt nie mógł ich podsłuchać.

- A więc, o czym chce pan ze mną

rozmawiać.

background image

- O motelu Staylonger, w którym była

pani wczoraj wieczorem.

Szare oczy przybrały lekko kpiący

wyraz. Nie dała po sobie poznać, że słowa

Masona trafiły w czułe miejsce.

- Nie byłam wczoraj w żadnym motelu,

panie Mason, ale jeśli pan chce, chętnie o tym

porozmawiam. Staylonger. Zdaje mi się, że

znam tę nazwę. Czy może mnie pan oświecić,

gdzie on się znajduje?

- Tam, gdzie pani była wczoraj

wieczorem.

- Pana upór może mnie zdenerwować.

Mason wyjął z kieszeni kartkę papieru i

rzekł:

- To jest odcisk serdecznego palca pani

prawej ręki. Zostawiła go pani na szklanej

gałce drzwi szafy. Może przypomni pani sobie

tę gałkę, pani Bedford. Była dosyć ozdobna,

wielokątna, co z jednej strony niewątpliwie

ułatwia przekręcanie jej, a z drugiej

gwarantuje pozostawienie dobrych odcisków

palców.

Kobieta z namysłem przyglądała się

prawnikowi.

-

A skąd pan wie, że to mój

odcisk?

-

Porównałem go.

-

Z czym?

-

Z kartą ewidencyjną z policji.

Pani Bedford na moment odwróciła

wzrok.

-

Mogę się dowiedzieć, jaki jest

cel tych pytań? Czemu bawi się pan ze mną w

kotka i myszkę? Znając pana reputację,

background image

przyjmuję, że nie chodzi o pospolity szantaż?

-

W popołudniowym wydaniu

gazet znajdzie się informacja o morderstwie

popełnionym w motelu Staylonger. Naturalnie,

policja interesuje się wszystkim, co się tam

zdarzyło, a co choć trochę odbiega od normy.

-

A skąd pana zainteresowanie? -

spytała chłodno pani Bedford.

-

Reprezentuję klienta, który

chwilowo woli zachować anonimowość.

background image

-

Rozumiem. I być może pana

klient chciałby mnie wmieszać w morderstwo?

-

Może.

-

W tym wypadku powinnam

kontaktować się z moim prawnikiem, a nie

jego... czyjej.

-

Jak pani woli. Jednakże w tym

wypadku nie byłaby to pierwsza w kolejności

pani rozmowa.

-

Z kim byłaby pierwsza?

-

Z policją.

- Mechanik już kończy sprawdzać mój

samochód. Kilkaset metrów stąd jest hotel. Na

półpiętrze jest pokój do prowadzenie

korespondencji, w którym przeważnie nikogo

nie ma. Pojadę tam. Jak pan chce, może pan

jechać za mną.

- Dobrze - zgodził się Mason. - Ale

proszę nie próbować żadnych sztuczek z tym

sportowym samochodem. Udałoby się pani

mnie zgubić, ale ten manewr mógłby okazać

się zbyt kosztowny.

Pani Bedford spojrzała mu prosto w

oczy.

- Jeśli tak się zdarzy, że mnie pan lepiej

pozna, panie Mason - rzekła - to się pan

przekona, że nie uciekam się do tanich

chwytów. Kiedy walczę, to walczę, ale kiedy

daję słowo, to go dotrzymuję. Oczywiście,

zakładam, że pana samochód jest w stanie

jechać z przeciętną szybkością i policjant z

drogówki nie będzie musiał popychać pana na

skrzyżowaniach.

Nie czekając na odpowiedź, odwróciła

się, podeszła podpisać czek za benzynę,

background image

wsiadła do samochodu i ruszyła.

Mason jechał za nią, zaparkował przed

hotelem, wjechał na półpiętro i dołączył do

pani Bedford.

Pani Bedford każdym szczegółem

podkreślała swą szczupłą sylwetkę. Nosiła

długie kolczyki i miała długą cygarniczkę z

rzeźbionej kości słoniowej, co podkreślało

smukłość palców, w których trzymała

papierosa.

Pani Bedford spojrzała z uśmiechem na

Masona, który usadowił się na krześle obok.

background image

-

Całą

drogę starałam się

wymyślić coś, co powstrzymałoby pana od

zadawania mi pytań - przyznała - ale nic nie

wymyśliłam. Nic wiem, czy blefował pan na

temat moich odcisków palców i tych

dokumentów z policji. Czego pan chce?

-

Chcę dowiedzieć się czegoś na

temat biżuterii i tego towarzystwa

ubezpieczeniowego.

Pani Bedford głęboko zaciągnęła się

papierosem, powoli wypuściła dym i nagle się

poddała.

- W porządku - powiedziała. - W tym

czasie nazywałam się Anna Duncan. Zawsze

nienawidziłam przeciętności. Chciałam się

wyróżniać. Musiałam iść do pracy, ale nic

miałam żadnego zawodu. Jedyne, co mogłam

robić, to najzwyklejsza harówka biurowa.

Spróbowałam, ale nie odpowiadało mi.

Wyglądałam zbyt dobrze, żeby mężczyzn, dla

których pracowałam, zadowalało to, że

wypełniam zwykłe obowiązki biurowe, co

było zresztą jedyną rzeczą, za jaką byli gotowi

mi płacić. Niemal wszystko, co

odziedziczyłam po śmierci matki, to trochę

biżuterii. Biżuteria była stara i cenna, i

ubezpieczona na dużą kwotę.

Chciałam się odpowiednio ubrać i

obracać w towarzystwie, żeby zostać

zauważoną. Gotowa byłam zaryzykować.

Pomyślałam, że jeśli będę spotykać się z

ludźmi z odpowiedniego środowiska, mogę

liczyć najaśniejsząprzyszłość. Przerażała mnie

perspektywa

monotonnego

życia

wypełnionego pisaniem listów cały długi dzień

background image

i ukradkową randką z szefem, który

nieodmiennie okłamuje żonę, mówiąc, że ma

pilną pracę w biurze.

- I co pani zrobiła?

- Bardzo niezgrabnie, po amatorsku

zabrałam się za tę sprawę. Zamiast iść do

dobrej firmy, która by wyceniła biżuterię i

zaproponowała odpowiedni kontrakt, poszłam

do lombardu.

- I?

- Sądziłam, że jeśli dostanę jakieś

pieniądze w formie pożyczki, to później ją

spłacę i odzyskam biżuterię. Myślałam, że uda

mi się zainwestować pieniądze w jakiś

dochodowy interes. Mieszkałam wtedy ze

skąpą i w dodatku ciekawską ciotką. Nie

powinnam tak o niej mówić, już nie żyje.

Chodzi o to, że musiałam jakoś wyjaśnić utratę

biżuterii, więc stworzyłam pozory kradzieży, a

biżuterię zaniosłam do lombardu.

-

A ciotka zgłosiła kradzież na

policji?

-

Na tym się właśnie potknęłam.

-

Pani miała w planach wizytę na

policji?! - Ależ skąd!

-

To co się stało?

- Nie byłam przygotowana na tyle

kłopotliwych pytań.

Biżuteria była ubezpieczona i ciotka

nalegała, żebym upomniała się o

odszkodowanie. Wzięła formularz, wypełniła

go i dała mi do podpisania. Policja zbadała

całą sprawę, tak samo towarzystwo

ubezpieczeniowe. W końcu wypłacono mi

sumę, na którą była ubezpieczona biżuteria.

background image

Nie chciałam tych pieniędzy, ale musiałam je

wziąć, żeby podtrzymać pozory. Nie wydałam

z tego ani grosza.

Potem powiedziałam ciotce bajkę o

tym, że chcę odwiedzić przyjaciół. Wzięłam

pieniądze z lombardu, kupiłam trochę ciuchów

i pojechałam do Phoenix w Arizonie. To znane

miejsce wypoczynku zimowego. Wybrałam

hotel odpowiedniej klasy, aby mieć pewność

spotkania ludzi z lepszego towarzystwa.

- I co się zdarzyło? - spytał Mason.

-

Policja znalazła biżuterię w

lombardzie. Najpierw myśleli, że zastawił ją

złodziej. A potem dostali rysopis osoby, która

zastawiła klejnoty, i ich olśniło. To było

straszne!

-

Wierzę.

-

W tym czasie spotkałam bardzo

szacownego dżentelmena, prawnika, wdowca.

Nie wiem, czy kiedykolwiek zwróciłby na

mnie uwagę, gdyby nie kłopoty, w jakie

wpadłam. Był adwokatem, a ja zwróciłam się

do niego o pomoc. Najpierw był chłodny i

sceptyczny, ale jak usłyszał moją wersję

wypadków, poczuł współczucie. Zainteresował

się mną, pomógł mi wybrnąć z tego całego

bigosu, przedstawiał ludziom.

Przeżyłam trzy najwspanialsze

miesiące w życiu. Byłam lubiana w

towarzystwie. Przekonałam się, że prawdą jest,

że jak cię widzą, tak cię piszą.

Zakochał się we mnie. Ja go nie

kochałam, ale był bogaty. I potrzebował mnie.

Brakowało mu pewności siebie, zawsze był

zbyt ostrożny. Poślubiłam go, próbowałam

background image

ośmielić, żeby porzucił zbytnią ostrożność i

czasem zdecydował się na ryzyko. Nie bardzo

mi się udało. Poszedł za moją radą,

zaryzykował, ale znalazł się w krytycznej

sytuacji, cienka skorupka pewności siebie

pękła, powróciły stare obawy. Nie wytrzymał

tego i popełnił samobójstwo. Najgorsze, że w

końcu okazało się, że zwyciężył! Wiadomości

o sukcesie jego przedsięwzięcia przyszły

godzinę po śmiertelnym strzale. Czułam się

strasznie. Powinnam była być wtedy razem z

nim. W czasie, gdy to się stało, siedziałam u

kosmetyczki. Zabił się w chwili zwątpienia.

Taki już był. Po jego śmierci doktor

powiedział mi, że cierpiał na depresję

maniakalną. Podobno był książkowym

przykładem. Powiedział, że właściwie

przedłużyłam jego życie, dając mu poczucie

stabilności. Podobno w chwilach głębokiego

zniechęcenia tacy ludzie odczuwają przymus

samobójczy. Przychodzi to na nich

niespodziewanie.

Mąż zostawił mi spadek i dostałam

pieniądze z jego polisy na życie. W tym czasie

obracałam się już w odpowiednim

towarzystwie. Spotkałam Stewarta Bedforda.

Zafascynował mnie. Jest dwadzieścia lat

starszy ode mnie. Wiem, co to oznacza. Jest

duża różnica pomiędzy kobietą w wieku łat

trzydziestu dwóch i pięćdziesięciodwuletnim

mężczyzną, ogromna między kobietą

czterdziestodwuletnią

i

mężczyzną

sześćdziesięciodwuletnim i przepaść między

pięćdziesięciodwuletnią

kobietą

i

siedemdziesięciodwuletnim mężczyzną. Nie

background image

da się jej zlikwidować żadnym sposobem.

Stewart Bedford spotkał mnie i zapragnął.

Pragnął mnie w taki sam sposób, w jaki

kolekcjoner może pragnąć zdobyć wyjątkowy

obraz. Zgodziłam się wyjść za niego za mąż.

Wiedziałam, że pragnie pochwalić się mną

przed przyjaciółmi, pochodzącymi z

najwyższych

kręgów

społecznych.

Próbowałam wypełnić moje obowiązki jak

najlepiej. I wtedy wypłynęła ta historia.

- Jaka?

- Moja przeszłość.

-

Jak to się stało?

-

Przez Binneya Denhama.

-

Szantażował panią?

-

Oczywiście! Nie mogłam

pozwolić, aby wydało się, że żona Stewarta

Bedforda, z której był taki dumny, została

aresztowana za oszustwo.

- I jak się to skończyło?

- Binney Denham to mistrz kamuflażu.

Nie wiadomo, co z nim zrobić. Udaje, że

pracuje dla chciwego i twardego faceta, a

naprawdę sam kręci całą sprawą. Nie ma

nikogo innego, prócz paru wynajętych osób,

które wypełniają jego polecenia i w niczym się

nie orientują.

Tydzień temu doszłam do wniosku, że

mam dosyć opłacania się szantażyście.

Powiedziałam Binneyowi, żeby poszedł do

diabła. Dałam mu w twarz. Powiedziałam, że

jeśli jeszcze kiedyś spróbuje wyciągnąć ode

mnie choć centa, pójdę na policję. Może mi

pan wierzyć lub nie, ale naprawdę miałam taki

zamiar. W końcu chcę żyć normalnie, a nie

background image

kryć się po kątach ze strachu przed Binneyem

Denhamem.

- Powiedziała pani o tym mężowi? -

spytał prawnik.

- Nie. Aby to zrozumieć, panie Mason,

musiałby pan wiedzieć coś o tle całej sprawy.

-

To znaczy?

-

Zanim mój mąż się ze mną

ożenił, miał romans ze swoją sekretarką,

wierną, lojalną dziewczyną nazwiskiem Elsa

Griffin.

background image

-

Powiedział o tym pani?

-

Skąd!

-

To jak się pani dowiedziała?

- Musiałam zorientować się, jak sprawa

wygląda, zanim zdecydowałam się na

małżeństwo. Chciałam być pewna, że między

nimi wszystko się skończyło.

- I skończyło się?

-

Przynajmniej jeśli chodzi o

niego.

-

A co z nią?

-

Tak czy inaczej miałaby

złamane serce. Postanowiłam wyjść za niego.

-

Czy pani mąż zorientował się,

że pani wie o jego romansie?

-

Wolne żarty. Dobrze to

rozegrałam.

- Zatem płaciła pani szantażyście i

zdecydowała się pani to przerwać?

Kiwnęła głową.

-

A co postanowiła pani

powiedzieć mężowi?

-

Nic, panie Mason. Wydawało

mi się, że mam pięćdziesiąt procent szans, że

Binney zostawi mnie w spokoju, jeśli

przekona się, że jestem absolutnie

zdecydowana nigdy więcej nie dać mu ani

grosza. W końcu szantażysta nie zdobędzie

pieniędzy, rozpowszechniając wszystko, co

wie.

-

Dziś jest to możliwe - zauważył

Mason. - Są czasopisma publikujące takie

rzeczy.

-

Przyszło mi to na myśl, ale

powiedziałam Denhamowi, że jeśli

background image

kiedykolwiek to opublikuje, nie cofnę się

przed niczym i powiem o szantażu, a mam

dosyć dowodów, żeby go skazano.

- Co było dalej?

Na moment odwróciła oczy i

powiedziała:

-

Mam nadzieję, że to wszystko.

Mason potrząsnął głową.

-

To znaczy, że... że poszedł do

Stewarta?

background image

-

Dlaczego pani tak sądzi?

-

Nie wiem... Przedwczoraj

wieczorem był telefon. Stewart zachowywał

się bardzo dziwnie. Poszedł rozmawiać do

swojego gabinetu. Kamerdyner miał odwiesić

słuchawkę, ale został odwołany. Kiedy

przechodziłam koło aparatu, zauważyłam, że

słuchawka nie leży na widełkach, i usłyszałam

szmer rozmowy. Podniosłam słuchawkę, ale

rozmowa akurat się skończyła. Wydawało mi

się jednak, że rozpoznaję jękliwy, błagający

głos Binneya Denhama. Nie rozróżniłam

żadnych słów, tylko głos. Potem doszłam do

wniosku, że musiałam sobie to wyobrazić.

Najpierw chciałam zapytać męża, kto dzwonił,

ale w końcu postanowiłam tego nie robić.

-

Obawiam się, że wpadła pani w

kłopoty, pani Bedford - powiedział Mason.

-

Nieraz mi się to zdarzało -

odparła opanowanym głosem. - Niech pan

lepiej powie, o co chodzi.

-

Doskonale, już to robię. Ta

dawna sprawa wisiała nad pani głową jak

miecz Damoklesa. Płaciła pani szantażyście

tysiące dolarów. Nagle zebrała się pani na

odwagę i...

-

Raczej zdobyłam się na

desperacki krok.

-

Właśnie. Pragnę panią

poinformować, że ten mężczyzna, którego

wczoraj wieczorem zamordowano w motelu

Staylonger, to był właśnie Binney Denham.

-

Czy wiadomo, kto to zrobił? -

spytała z kamienną twarzą.

-

Jeszcze nie.

background image

-

Są jakieś poszlaki?

Mason, patrząc jej prosto w oczy,

odparł:

- Wczoraj wieczorem mniej więcej w

czasie, kiedy musiało zostać popełnione

morderstwo, właściciel motelu widział kobietę

wychodzącą z segmentu numer dwanaście.

Najwyraźniej czegoś tam szukała. Rysopis

pasuje dokładnie do pani.

- Przypuszczam, że pasowałby do mnie

rysopis niejednej osoby. W końcu rysopisy są

bardzo niedokładne.

background image

- Pani jest charakterystyczna. Ten

mężczyzna bardzo dokładnie panią opisał.

Anna Bedford z niedowierzaniem

potrząsnęła głową. Mason dodał:

- Poza tym odciski palców pobrane z

segmentu numer dwanaście są bez wątpienia

pani.

- Niemożliwe.

- Ależ tak. Pokazałem je pani.

-

Czy policja wie, że pan je ma?

-

Nie.

-

Mówiłam panu, że nie było

mnie tam, panie Mason. Mason nie

odpowiedział.

-

Pracował pan nieraz dla mojego

męża?

-

Owszem.

-

Czy jest jakiś sposób, żeby

podrobić odciski palców?

-

Możliwe. Specjaliści od

daktyloskopii utrzymują, że nie ma.

-

Te odciski, o których pan

wspomniał, są w segmencie dwunastym?

-

Już nie.

-

Co się z nimi stało?

-

Wszystkie zostały starte.

-

Ktoś pana okłamuje, panie

Mason. To nie mogą być moje odciski. To

jakaś pomyłka.

-

Chwileczkę. Żebyśmy się

dobrze zrozumieli. Czy wczoraj wieczorem nie

śledziła pani Binneya Denhama i nie pojechała

za nim aż do motelu?

-

Panie Mason, po co miałabym

jechać za nim do jakiegoś motelu?

background image

-

Ponieważ pani mąż miał tam

zapłacić Denhamowi dwadzieścia tysięcy

dolarów za milczenie.

Kobieta przygryzła wargi, ale jej twarz

pozostała kamienna.

-

Zatem pani nie pojechała tam za

Denhamem?

-

Wolałabym umrzeć, niż

pozwolić tej oślizgłej kreaturze dostać

Stewarta w swoje szpony! Raczej bym...

background image

-

Tak też pomyśli policja,

próbując ustalić motyw morderstwa.

-

Spróbują znaleźć przyczynę, dla

której mogłabym zamordować Binneya

Denhama?

- Właśnie.

-

Ale mówię panu, że mnie tam

nie było! Wczoraj wieczór byłam w domu i

czekałam na męża. Również jest pan w

błędzie, jeśli chodzi o Stewarta. Nie był w

żadnym motelu tylko na jakimś nudnym

zebraniu zarządu. Omawiali bardzo delikatną

operację, tak że nie mógł nawet wyjść, żeby do

mnie zadzwonić. Jest pan pewien, że Binney

Denham nie żyje? Może to pomyłka?

-

Jestem absolutnie pewien.

Myślała nad tym przez chwilę. W

końcu wstała z krzesła i powiedziała:

-

Byłabym kłamczucha i

hipokrytką, gdybym powiedziała, że zasmuciła

mnie ta wiadomość. Niemniej zdaję sobie

sprawę, że jego śmierć stawia przed panem

poważny problem. Policja zacznie sprawdzać

jego kontakty. Wykryją, że był szantażystą.

Spróbują ułożyć listę jego ofiar, żeby

zobaczyć, kto miał najsilniejszą motywację, by

go zabić. Jako prawnik zajmujący się

sprawami mojego męża musi pan postarać się,

żeby policja nie odkryła, czym Binney mnie

szantażował. Stewart lubi się mną pochwalić

przed znajomymi... Trudno to wyjaśnić.

Podejrzewam, że podobnie czuje się właściciel

psa championa. Lubi pokazywać go na

wystawach i patrzeć, jak dostaje medale, a inni

hodowcy żółkną z zazdrości. Stewart lubi mnie

background image

ubierać, dawać mi klejnoty, otaczać służbą, a

wreszcie zapraszać znajomych, żeby mnie

zobaczyli. Patrzą na niego z zazdrością, a

Stewart po prostu to kocha.

-

Ale w głębi serca pani się to nie

podoba?

-

Uwielbiam to, niech pan nie ma

żadnych wątpliwości - powiedziała, patrząc

mu prosto w oczy. - Jako prawnik Stewarta

musi pan znaleźć jakiś sposób, żeby ochronić

go przed skandalem. Musi pan wymyślić coś,

żeby nie wydała się moja przeszłość.

-

Pani myśli, że jestem

magikiem?

-

To nie ja tak myślę, tylko mój

mąż. Jesteśmy gotowi zapłacić panu

proporcjonalnie do naszych oczekiwań. Za

dowiedzenie, że odciski palców zostały

sfałszowane i że w dzień morderstwa nie

zbliżyłam się nawet do motelu.

Anna Bedford odwróciła się i odeszła

spokojnie i z gracją, jakby była panią sytuacji.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Perry Mason wjechał na parking przy

biurze. Parkingowy, który zawsze machał mu

na powitanie dłonią, tym razem gwałtownie

gestykulował.

Mason nacisnął na hamulec.

Parkingowy podbiegł do niego, wołając:

- Wiadomość dla pana!

Mason wziął kartkę papieru, na której

widniały nabazgrane słowa: „Policja cię szuka.

Della”.

Po chwili wahania prawnik zaparkował

samochód na zarezerwowanym dla siebie

miejscu i wszedł do budynku.

Nie wiadomo skąd pojawił się u jego

boku wysoki mężczyzna.

-

Jeśli nie ma pan nic przeciwko

temu, panie Mason, wjadę razem z panem -

powiedział.

-

Proszę, proszę, porucznik Tragg

z Wydziału Zabójstw. Czy mogę w czymś

pomóc, poruczniku?

-

Zależy - odparł Tragg.

-

Od czego?

-

Jeśli nie ma pan nic przeciwko

temu, porozmawiamy w pańskim biurze.

W milczeniu wjechali na górę. Mason,

mijając swoje biuro, otworzył drzwi z napisem

„Gabinet prywatny”.

-

Szefie, policja cię szu... -

przywitał ich zmartwiony głos Delii. - Och! -

wykrzyknęła na widok porucznika Tragga.

-

Dzień dobry, panno Street -

background image

powiedział z zabójczą uprzejmością porucznik.

- A skąd pani wie, że policja szuka pana

Masona?

-

Och, słyszałam o tym. Mam

nadzieję, że to nie była tajemnica? - spytała

Della, spuszczając skromnie oczy.

-

Jak widać, chyba nie - odparł

Tragg, sadowiąc się wygodnie w fotelu.

- Papierosa? - zaproponował Mason,

częstując porucznika.

- Chętnie.

Mason podał gościowi ogień.

-

Co za obsługa - mruknął

policjant.

-

Z uśmiechem - odparł Mason,

zapalając papierosa.

O ile porucznik Tragg, wzrostem

niemal równy prawnikowi, był typowym

nowoczesnym oficerem, profesjonalistą w

swoim zawodzie, któremu oddawał się z pasją,

o tyle jego podwładny, sierżant Holcomb, nie

skrywający swej niechęci do adwokata,

uosabiał

twardogłowego

gliniarza,

przedstawiciela dawnej szkoły. Mason i Tragg

lubili i cenili się nawzajem.

-

Motel Staylonger - powiedział

Tragg, patrząc na Masona. Prawnik,

zdziwiony, uniósł brwi do góry.

-

Czy to coś panu mówi? - spytał

porucznik. - Ładna nazwa.

-

Był tam pan kiedykolwiek?

Mason potrząsnął głową. - A pański klient?

-

Skąd mogę wiedzieć. Mam

wielu klientów i przypuszczam, że niektórzy z

nich regularnie zatrzymują się w motelach. Jak

background image

się podróżuje samochodem, motele okazują się

nad wyraz pożyteczne. Z łatwością można

dostać się do swojego bagażu...

-

Do diabła z owijaniem w

bawełnę. Wczoraj w nocy w motelu Staylonger

popełniono morderstwo.

-

Doprawdy? Kto został

zamordowany?

-

Mężczyzna

nazwiskiem

Denham. Binney Denham. Ciekawy typ, jak

się okazało.

-

Mój klient?

-

Mam nadzieję, że nie.

-

Rozumiem jednak, że coś mnie

z nim łączy?

background image

-Nie zdziwiłbym się.

-

Może mi pan zdradzi, o co

chodzi?

-

Zdradzę panu niektóre szczegóły

sprawy. Wczoraj wieczór mężczyzna

wyglądający na zamożnego biznesmena,

ciemnowłosy, posiwiały na skroniach, szczupły,

dobrze ubrany zjawił się w motelu Staylonger z

kobietą dużo od siebie młodszą. Facet mógł

mieć pięćdziesiąt lat, kobieta, uwodzicielska

blondynka, około dwudziestu pięciu.

- No no - skomentował Mason.

Tragg wyszczerzył zęby.

- Właśnie - powiedział. - Rzecz

niespotykana, prawda? Co najdziwniejsze, facet

koniecznie chciał wziąć dwa segmenty. Mówił,

że czekają na jeszcze jedną parę. Dostał dwa

segmenty połączone drzwiami, po czym sam

zajął numer piętnasty, a blondynkę oddelegował

do szesnastki. Samochód, którym przyjechali,

był wypożyczony. Nasza parka wypiła kilka

drinków, wyjechali, wrócili i wieczorem

dziewczyna wyjechała. Sama.

Koło godziny jedenastej wieczorem

policja otrzymała telefon od kobiety, która nie

zdradziła swej tożsamości. Powiedziała, że

chciała zgłosić zabójstwo w segmencie

szesnastym motelu Staylonger, i odwiesiła

słuchawkę.

-

Tak po prostu? - spytał Mason.

-

Tak po prostu. Ciekawe, prawda?

-

Dlaczego ciekawe?

-

Czy ja wiem... Kiedy się temu

przyjrzeć, wyłania się pewien wzór

postępowania. Po co ta kobieta zgłaszała

background image

zabójstwo?

-

Bo uważała, że powinna się tą

informacją podzielić z policją - odparł szybko

Mason.

-

To dlaczego nie podała nazwiska

ani adresu?

-

Pewnie nie chciała być w to

wmieszana.

-

Zadziwiające, jak podobnie

myślimy. Tylko że ja poszedłbym jeden krok

dalej.

background image

-

Z jakim skutkiem?

-

Zazwyczaj kobieta, która nie

chce być wmieszana w taką sprawę, nie zadaje

sobie trudu, by meldować o tym policji. Jeśli

już melduje, to podaje swoje dane - naturalnie

pod warunkiem, że działa w dobrej wierze. Ale

jeżeli uda się najpierw do sprytnego adwokata,

ten może jej poradzić tak: „Zgłoszenie

zabójstwa to pani obowiązek, ale nie ma

żadnego prawa, które zmuszałoby panią do

zdradzania tożsamości”. Wie pan, jak to jest...

Taka sytuacja daje do myślenia.

-

Myślenie to

najwyraźniej pański nawyk - zauważył Mason.

-

Próbuję go rozwijać - wyjaśnił

Tragg.

-

Czy jest coś więcej?

-

O, wiele więcej. Sprawdziliśmy

zgłoszenie. Często dostajemy fałszywe

sygnały, ale ten okazał się prawdziwy. Na

środku pokoju leżał facet z dziuraw plecach.

Mężczyzna wyglądający na biznesmena,

blondynka i samochód zniknęli. Samochód

zabrała dziewczyna. Jej towarzysz przedostał

się przez ogrodzenie z kolczastego drutu z tyłu

motelu. Przy okazji rozerwał ubranie.

Najwyraźniej się spieszył.

Mason pokiwał współczująco głową.

-

Niewiele materiału dla was.

-

To drobnostka, niech się pan o

nas nie martwi. Mamy ogromny materiał. Po

pierwsze, numer rejestracyjny auta.

Odnaleźliśmy je. Samochód pochodził z

agencji wynajmu. Mamy wóz i parę niezłych

odcisków palców.

background image

-

Rozumiem.

-

Wkrótce po tym, jak

zadzwoniliśmy do agencji, że zabieramy auto,

otrzymaliśmy telefon od faceta, który prowadzi

ten interes. Powiedział, że przyszła do nich

kobieta, która chciała wynająć samochód

określonego typu. Obejrzała to, co mieli na

stanie, i zrezygnowała. W ręce trzymała kartkę

z numerem rejestracyjnym. Wydawało się, że

szuka konkretnego auta.

background image

-Mówiła jakiego?

- Nie.

Mason uśmiechnął się.

-

Ten mężczyzna musi mieć żywą

wyobraźnię.

-

Być może - przyznał Tragg. -

Ale ta kobieta zachowywała się w sposób,

który obudził jego podejrzenia. Pomyślał, że

może szukała tego samochodu, który figurował

w sprawie morderstwa. Kiedy sobie poszła,

ruszył za nią. Kobieta wsiadła do samochodu,

prowadzonego przez mężczyznę. Facet z

agencji spisał numer rejestracyjny.

-

Spryciarz z niego.

-

Samochód należy do Agencji

Detektywistycznej Drake’a.

-

Rozmawiał pan z Drakiem?

-

Jeszcze nie. Może zrobię to

później. Agencja Detektywistyczna Drake’a

ma biura na tym samym piętrze co pan i

obsługuje wszystkie pańskie sprawy. Paul

Drake to pański partner.

-

Rozumiem - powiedział Mason,

strzepując popiół z papierosa.

-

Zatem, dla własnej satysfakcji,

przyjrzałem się temu i owemu. Nic bardzo

oficjalnego - uspokoił Masona Tragg - tylko

taka rutynowa kontrola.

-

Rozumiem - powtórzył Mason.

- Zauważyłem, że kiedy Paul Drake

pracuje nad jakąś szczególnie ważną sprawą i

siedzi całą noc w biurze, zamawia hamburgery

w barze znajdującym się kilka kroków stąd na

tej samej ulicy. Może nie należałoby panu tego

zdradzać.

background image

Magik nie powinien wyjaśniać, na

czym polegają jego sztuczki. Psuje to efekt.

Ale wracając do naszej sprawy.

Wpadłem rano do tego barku, zamówiłem

kawę i porozmawiałem chwilę z właścicielem.

Powiedziałem, że podobno w nocy miał

zamówienie na hamburgery z dostawą i że

chciałbym zobaczyć się z osobą, która wtedy

pracowała. Okazało się, że ten mężczyzna

poszedł już do domu, ale jeszcze nie spał, więc

właściciel dał mi słuchawkę. Pomyślałem, że

pewnie Drakę zamówił to co zwykle, ale

natrafiłem na coś nieoczekiwanego.

Dowiedziałem się, że to pan i pańska

sekretarka siedzieliście całą noc w biurze i że

zamówiliście hamburgery i kawę.

- Proszę, co przychodzi z korzystania z

udogodnień - powiedział Mason. - Powinienem

był sam się pofatygować.

- Albo wysłać pannę Street - podsunął

Tragg, uśmiechając się do Delii.

-

No i co? - spytał Mason. -

Dodał pan dwa do dwóch i wyszło panu

osiemnaście? O to chodzi?

-

Na razie nic nie dodawałem. Po

prostu zwracam pańską uwagę na pewne fakty,

których nie próbowałem jeszcze podsumować.

Coś panu powiem, panie Mason. Binney

Denham był szantażystą. Nie wiemy jeszcze

wszystkiego na jego temat. Rachunki miał

zaszyfrowane, a my nie złamaliśmy tego

szyfru. Ale mamy odciski palców z

wypożyczonego samochodu. Mamy niedopałki

z popielniczki. I parę innych rzeczy, o których

na razie nie wspomnę. Jeśli ma pan klienta,

background image

który ma w swojej biografii coś, co mogłoby

go narazić na szantaż, jeśli Binney Denham go

ograbiał i jeśli pański klient zdecydował się

uwolnić od niego - a od takiego typa uwolnić

można się właściwie tylko w jeden sposób - to

w zamian za niewielką współpracę z policją

przyrzekam zrobić tyle, ile się da w tych

warunkach.

Chcielibyśmy wiedzieć, co w tym

wszystkim robiła ponętna blondynka. Wiele

rzeczy odkryliśmy, wielu się właśnie

dowiadujemy, ale jest jeszcze parę

drobiazgów, których nie wiemy. Sprytny

prawnik łatwiej mógłby wydostać swojego

klienta z kłopotów, współpracując z policją i -

być może - prokuratorem okręgowym, niż

utrudniając im pracę.

- Mówi pan w imieniu prokuratora

okręgowego? - spytał Mason.

background image

Tragg zgasił papierosa w popielniczce.

- To właśnie jest słaby punkt mojej

propozycji - przyznał.

- Ten pański prokurator okręgowy nie

przepada za mną

- wytknął Mason.

-

Niestety - przyznał Tragg.

-

Myślę, że - biorąc pod uwagę

wszystkie okoliczności - sprytny prawnik

wolałby rozgrywać partię, nie pokazując kart.

-

No tak. To ja już chyba pójdę.

Wpadłem do was tylko tak, przy okazji. Można

powiedzieć, na wszelki wypadek. Hm... Jest

pan pewien, Mason, że nie chce pan nic

powiedzieć?

Mason potrząsnął głową.

- Niech pan nie macza w tym palców -

ostrzegł go Tragg.

- Są u nas tacy, co pana nie lubią.

Mówię to panu po przyjaźni.

- Czy sierżant Holcomb będzie

zajmował się tą sprawą?

- zainteresował się Mason.

-

Sierżant Holcomb już się nią

zajmuje.

-

Ach tak.

Tragg wstał, wygładził płaszcz i, biorąc

kapelusz, uśmiechnął się do Delii Street.

- Czasami mogę czytać w pani jak w

otwartej książce

- powiedział.

- Naprawdę? - zdziwiła się Della Street.

Tragg kiwnął głową.

- Stale rzuca pani okiem na zastrzeżony

telefon w rogu biurka Masona. Na pewno, jak

background image

tylko stąd wyjdę, zadzwoni pani do Drake’a. A

przecież zaznaczyłem, że to była przyjacielska

pogawędka. Jeśli chce pani wiedzieć, nie

zamierzam zaglądać do jego biura -

przynajmniej na razie.

Bardzo chciałbym, aby nie zdarzyło się

nic, co by położyło kres pracy pana Masona

jako prawnika, ponieważ wtedy nie mógłby

wypłacać pani pensji. Przyznam się też, że

zdecydowanie wolę zadawać się z ludźmi

inteligentnymi niż z oszukańczymi

prawnikami, którzy, broniąc klientów, uciekają

się do krzywoprzysięstwa.

Pomyślałem sobie, że wpadnę do was z

przyjacielską wizytą, i że może będzie wam

łatwiej ustrzec się kłopotów, jeśli będziecie

wiedzieli, że zamierzam zameldować o tym, co

dowiedziałem się na dole w barze, o tych

kanapkach i kawie, które zamówiono nad

ranem z biura pana Masona.

Nie sądzę, żeby osoby, które przyszły

tu w nocy, były na tyle nieostrożne, żeby podać

swoje własne nazwisko, ale oczywiście to

wszystko sprawdzimy. Nie zdziwiłbym się,

gdyby się okazało, że rysopisy mężczyzny i

kobiety, którzy przyszli nocą do pańskiego

biura, zgadzały się z rysopisami osób

zameldowanych w segmentach numer

piętnaście i szesnaście w motelu Staylonger.

Naturalnie, grafolog rzuci okiem na podpis

mężczyzny w księdze prowadzonej przez

nocnego portiera w tym budynku.

Muszę lecieć. Mam konferencję z

gorliwym sierżantem Holcombem. Nie

wspomnę mu, że byłem u was. - Z tymi

background image

słowami Tragg wyszedł z gabinetu.

-

Do diabła! - zaklął Mason. -

Człowiek myśli, że jest sprytny, a przeoczy

rzeczy oczywiste.

-

Mówisz o Traggu? - spytała

Della.

-

A tam Tragg! Mówię o sobie!

Zamawianie hamburgerów jest bardzo

wygodne dla nas i jeszcze bardziej wygodne

dla policji. W przyszłości będziemy pamiętać,

żeby nie wpaść w tę pułapkę.

-

Dzięki Traggowi - zauważyła

Della.

-

Dzięki

szlachetnemu

przeciwnikowi, który wkrótce będzie deptał po

piętach naszemu klientowi - powiedział

Mason.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Mason zamknął drzwi prowadzące do

gabinetu, podszedł do Delii Street i zniżając

głos rzekł:

-

Powinnaś zrobić sobie przerwę

śniadaniową, Delio.

-

A w trakcie przerwy?

-

Zadzwonisz do Stewarta

Bedforda. Tylko uważaj, żeby nikt nie widział,

jaki numer wykręcasz. Powiesz mu, żeby pod

żadnym pozorem nie próbował się ze mną

kontaktować. Od czasu do czasu będę do niego

dzwonił z budki. Powiedz mu, że policja wie,

że interesuję się tą sprawą i moje biuro może

być pod obserwacją.

Della Street kiwnęła głową.

- Teraz musimy być bardzo ostrożni -

powiedział prawnik. - Porucznik Tragg wie, że

Paul Drakę pracuje nad tą sprawą. A Tragg to

niebezpieczne połączenie inteligencji,

zdolności i uporu.

Zabrali samochód z agencji wynajmu i

zdjęli odciski palców. Nie mają możliwości

zidentyfikowania po nich Stewarta Bedforda,

bo nie wiedzą, czyje one są. Ale jak tylko

Bedford pojawi się gdzieś w tej sprawie,

wezmą jego odciski i wtedy udowodnią, że był

w tym samochodzie.

-

A co z panią Bedford? - spytała

Della. - Czy nie powinieneś powiedzieć mu o

żonie?

-

Dlaczego?

-

Bo go reprezentujesz.

background image

-

Jako adwokat Bedforda, muszę

dbać o jego interesy.

-

Czy nie powinien wiedzieć, że

jego żona jest w to zamieszana?

-

W jaki sposób jest zamieszana?

-

Była w tym motelu. Miała

motyw, i to nie byle jaki. Szefie, wiesz

przecież równie dobrze jak ja, że pojechała do

motelu, bo myślała, że Binney Denham

przyssał się do jej męża, a nie zamierzała tego

tolerować. Był tylko jeden sposób, by położyć

temu kres.

-

Uważasz, że go zabiła?

-

Dlaczego nie? Mason zacisnął

usta.

-

Dlaczego nie? - powtórzyła

Della.

-

W sprawach takich jak ta nie

wiemy nic, dopóki nie znamy wszystkich

faktów. A wtedy jest już zwykle za późno, by

ochronić klienta. W tej sprawie staram się

chronić klienta.

-

Tylko jednego klienta?

- Tylko jednego. Stewarta G. Bedforda.

- Zatem nie musisz mu nic mówić o

żonie?

Mason potrząsnął głową.

- Jestem prawnikiem. Muszę brać na

siebie odpowiedzialność za swoje działanie.

Bedford kocha żonę. Bardzo możliwe, że

kocha ją bardziej niż ona jego. Dla niej to

małżeństwo może być tylko czymś w rodzaju

interesu. Dla niego to romantyczny związek

zmieniający całe życie.

- No i?

background image

- Jeśli powiem mu o tym, że jego żona

była w motelu i że w związku z tym może być

podejrzana, Bedford heroicznie się poświęci.

Jeśli będzie uważał, że istnieje choćby

najmniejsze prawdopodobieństwo jej winy,

weźmie wszystko na siebie. Jestem w sytuacji

lekarza, który ma wyleczyć pacjenta, ale nie

musi mu mówić wszystkiego, co wie. Po

prostu przepisu je kurację i robi wszystko, by

pacjent stosował się do jego zaleceń.

Della zastanawiała się przez chwilę nad

jego słowami i w końcu powiedziała:

-

Czy myślisz, że policja dotrze

dziś do Bedforda?

-

Możliwe. To tylko kwestia

czasu. Pamiętaj, że Bedford zostawił za sobą

wiele śladów. Po pierwsze, wziął mnóstwo

czeków podróżnych, podpisał je i oddał

szantażystom. A oni je zrealizowali. Tragg na

pewno trafi na ten ślad. Po drugie, Bedford

napisał kartkę, którą dał kelnerowi, z prośbą o

telefon do Elsy Griffin. Podał nazwę motelu.

Nie podpisał się wprawdzie, ale kiedy gazety

zaczną rozpisywać się o morderstwie w motelu

Staylonger, prawdopodobnie kelner przypomni

sobie tę sprawę.

-

Myślisz, że zachował kartkę?

-

Niewykluczone. Była dla niego

warta dwadzieścia dolarów, na pewno będzie

to pamiętał. Bardzo możliwe, że zachował

kartkę. Będziemy musieli unikać policji tak

długo, dopóki Paul Drakę nie zdobędzie

czegoś na temat Denhama. A my tymczasem

poszukamy blondynki.

-

Okay - powiedziała Della. -

background image

Robię sobie przerwę śniadaniową i zadzwonię

do Bedforda.

-

Jak się czujesz, Delio? Nie

jesteś zmęczona?

-

Jak długo mam kawę, trzymam

się na nogach.

- Lepiej idź dziś wcześniej do domu i

prześpij się trochę.

- A ty?

-

Nic mi nie będzie. Po południu

też się stąd wyrwę. Teraz w każdej chwili

może się coś zdarzyć. Mam nadzieję, że Drakę

coś wykryje, zanim Tragg dotrze do naszego

klienta. No, napij się kawy i idź do domu się

przespać. W razie czego zadzwonię do ciebie.

-

Jeszcze trochę poczekam.

Wolałabym, żebyś to ty pojechał odpocząć. W

razie czego bym do ciebie zadzwoniła.

Mason spojrzał na zegarek.

-

Poczekajmy do południa, Delio.

Jeśli do tego czasu Drakę nic nie odkryje, to

oboje zrobimy sobie przerwę. Zostawię

wiadomość w biurze Drake’a, gdzie mogą

mnie łapać.

-

Okay. Idę dzwonić do

Bedforda.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Mason wstąpił do biura Paula Drake’a.

-

Nie wyglądasz źle - zauważył

prawnik.

-

A powinienem?

-

Nie spałeś całą noc.

-

Przyzwyczailiśmy się do tego.

Ale za to jak ty wyglądasz! - Ja nie jestem do

tego przyzwyczajony. Masz coś?

-

Nie za wiele. Policja pracuje

nad tą sprawą, a to nam utrudnia zadanie.

-

Ten Denham miał przyjaciółkę

blondynkę - powiedział Mason.

-

Co z tego?

-

Jest mi potrzebna.

- Komu nie jest? Szuka jej policja i

gazety. - Jaki mają rysopis?

-

Dziewczyna w wieku około

dwudziestu pięciu dwudziestu siedmiu lat, pięć

stóp trzy cale wzrostu, nieco przy kości, wąska

w talii, szeroka w biodrach i obfita w biuście.

-

Czego dowiedzieli się w

wyniku oględzin samochodu?

-

Nikt nie wie. Policja nic nie

zdradziła. Mają jakieś odciski.

- A co znaleźli w motelu?

- Też mają jakieś odciski.

-

Powiem ci coś, Paul. Policja

wie, że pracujesz nad tą sprawą.

-

To byłby cud, gdyby nie

wiedzieli. Nie da się zdobywać informacji bez

pozostawiania śladów. Pewnie kojarzą, że

pracuję dla ciebie?

background image

Mason kiwnął głową.

- A wiedzą, dla kogo ty pracujesz? -

spytał Drake, patrząc uważnie na prawnika.

background image

-

Jeszcze nie.

-

Nie martw się. Wkrótce się

dowiedzą.

- Zgadza się, to tylko kwestia czasu.

Chciałbym znaleźć tę blondynkę, zanim oni ją

zgarną.

- To musisz dać mi jakieś informacje,

których nie posiada policja. Inaczej nie mam

cienia szansy ich wyprzedzić. Dla nich pracuje

sztab ludzi, mają za sobą prawo i kartoteki

policyjne. Ja nic nie mam.

- Dam ci wskazówkę.

- Jaką?

-

W takich wypadkach nie używa

się prawdziwych nazwisk. Ale inicjały mogą

być prawdziwe. Mój klient wspomniał, że

dziewczyna przedstawiła mu się jako

Geraldine Corning. Miała nową torbę i walizkę

ze złotymi inicjałami „CG”.

-

Sądzisz, że podała mu

prawdziwe nazwisko?

-

Wątpię. Ale mam przeczucie, że

inicjały będą się zgadzały. Nazwisko będzie

trudne do odgadnięcia, ale nie ma tak wiele

imion zaczynających się na literę G. Możesz

na początek spróbować Glorię albo Grace.

-

W tym mieście co druga

blondynka ma na imię Gloria albo Grace.

-

Wiem, ale ona obracała się w

specyficznym środowisku.

-

A wiesz, co się dzieje, kiedy

wypytujesz o dziewczynę z tego środowiska?

Ludzie zamykają się jak ostrygi. Boją się.

Możesz pytać ich o co chcesz i wszystko idzie

dobrze, dopóki nie spytasz mimochodem:

background image

„Czy zna pan dziewczynę o imieniu Gloria

albo Grace, która trzymała się z tym

szantażystą Binneyem Denhamem?” Koniec

rozmowy.

Mason zamyślił się.

- Rozumiem cię, Paul. Ale wiele od

tego zależy. Po prostu musimy ją znaleźć. Na

pewno ma gdzieś rachunek kredytowy

opłacany przez mężczyznę, który ją utrzymuje,

lub...

background image

-

Wiesz, ile by trwało, gdybyśmy

próbowali sprawdzić wszystkie blondynki,

które mają rachunki kredytowe opłacane przez

swoich fagasów?

-

Czekaj! - wykrzyknął Mason. -

Próbuję zawęzić pole poszukiwań. Musiała

mieć rachunek u kosmetyczki. Musiała też

mieć kontakt z tym Harrym Elstonem, który

wynajmował skrytkę sejfowąwspólnie z

Binneyem. A propos, masz coś na jego temat?

-

Kompletnie nic. Elston pojawił

się w banku, otworzył skrytkę, a potem

rozpłynął się w powietrzu.

- Policja go szuka?

- Jeszcze jak!

-

Szantażyści i hazardziści.

Hazardziści chodzą na wyścigi. Sprawdź tory

wyścigowe. Może tam coś o niej wiedzą. Miała

nowe walizki. Może kupione specjalnie na tę

okazję. Ja idę do domu się przespać.

Chciałbym, żebyś zajął się tą sprawą osobiście,

Paul, przynajmniej przez kilka godzin. Potem

możesz przekazać ją swoim ludziom i też się

przespać.

-

Do diabła! Mam jeszcze

wystarczająco sił na cały dzień i całą noc.

-

Ja nie - powiedział Mason

wstając z krzesła. - Zadzwoń, jak coś

zdobędziesz. Chcę porozmawiać z tą

blondynką, zanim dopadnie ją policja. Wydaje

mi się, że po południu będzie gorąco. A wtedy

muszę być w stanie logicznie myśleć.

-

Okay, zadzwonię - przyrzekł

Drakę. - Nie spodziewaj się jednak zbyt wiele,

jeśli chodzi o tę dziewczynę. Będzie trudno ją

background image

znaleźć, w tym środowisku nikt nie zechce

gadać.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Mason wziął gorący prysznic, położył

się do łóżka i natychmiast zapadł w sen. Po

kilku sekundach, jak mu się wydawało, zbudził

go natarczywy dźwięk telefonu.

Zdołał przyłożyć słuchawkę do ucha i

mruknąć:

- Halo.

Po drugiej stronie odezwał się Paul

Drakę.

-

Wszystko się wydało, Peny.

Wyskakuj z łóżka.

-

Co się stało?

-

Policja sprawdzała koneksje

Denhama i natrafili na czeki podróżne.

Podobno zrealizowano całe mnóstwo czeków.

Wszystkie były podpisane przez Stewarta G.

Bedforda. Z powodu jego pozycji policja nie

chciała go nachodzić do czasu, aż zdobędzie

wszystkie dowody.

Mają zdjęcia Bedforda i pokazali je

Morrisonowi Bremsowi, właścicielowi motelu

Staylonger. Brems nie jest całkiem pewien, ale

sądząc na podstawie fotografii, to właśnie

Bedford był tym mężczyzną z blondynką.

Policja...

-

Czy już go aresztowali? -

przerwał mu Mason. - Nie.

-

Zabrali go na przesłuchanie?

-

Jeszcze nie. Jadą do niego do

biura...

-

Ja też tam jadę - powiedział

prawnik.

background image

Mason ubrał się, przejechał grzebieniem

po włosach, wypadł z mieszkania, zjechał

windą na parter, wskoczył do samochodu i

pognał do biura Bedforda.

Przybył za późno.

Kiedy zjawił się adwokat, w gabinecie

Bedforda byli już sierżant Holcomb, jeden

policjant umundurowany i jeden w cywilu. Pod

ścianą stał dobrodusznie uśmiechnięty

mężczyzna z dość wydatnym brzuszkiem.

background image

-

Dzień dobry. Co się stało? -

spytał Mason. Sierżant Holcomb wyszczerzył

zęby.

-

Spóźnił się pan - powiedział.

-

Co się stało, panie Bedford? -

powtórzył Mason.

-

Ci ludzie uważają, że byłem w

jakimś motelu z blondynką. Zadają mi pytania

o szantaż i morderstwo, i...

-

I bardzo grzecznie poprosiliśmy

pana Bedforda o odciski palców - uzupełnił

sierżant. - A on odmówił współpracy. Nie

chciał się nawet przywitać. I co, Mason,

poradzi pan swojemu klientowi? Ma nam dać

odciski palców czy nie?

- Nie musi nic wam dawać. Jeśli

chcecie dostać jego odciski palców, aresztujcie

go.

- Możemy to zrobić.

- I narazić się na sprawę o bezprawne

aresztowanie - rzekł Mason. - Od nikogo

chętniej nie wygram odszkodowania niż od

pana, sierżancie.

- Czy to ten facet? - spytał Holcomb

mężczyznę z brzuszkiem.

-

Byłbym pewniejszy, gdybym

zobaczył go w kapeluszu. Sierżant Holcomb

podszedł do szafy, wyciągnął kapelusz i

wcisnął go Bedfordowi na głowę.

- No a teraz?

Mężczyzna przyjrzał się Bedfordowi i

powiedział:

-

Wygląda jak tamten gość.

-

Rozejrzyj się - polecił Holcomb

policjantowi w cywilnym ubraniu, który zaraz

background image

wyciągnął z kieszeni skórzany przybornik z

różnymi proszkami i pędzelkiem z

wielbłądziej sierści i zaczął posypywać

proszkiem popielniczkę.

-

Nie wolno ci tego robić -

zaprotestował Mason.

-

Spróbuj mu przeszkodzić -

powiedział Holcomb. - Tylko spróbuj. Nie

znam nikogo, komu chętniej dałbym w

szczękę niż tobie, Mason. Zbieramy dowody.

Spróbuj nas powstrzymać.

background image

Holcomb odwrócił się do Bedforda.

-

Wziąłeś pan z banku czeki na

dwadzieścia tysięcy dolców. Na co panu były?

-

Proszę nie odpowiadać - wtrącił

Mason - dopóki nie zaczną pana traktować z

szacunkiem należnym człowiekowi z pańską

pozycją. Niech pan im nic nie mówi.

-

Wszystkie te czeki zostały

zrealizowane w przeciągu mniej niż dwunastu

godzin - ciągnął sierżant Holcomb. - O co

chodziło?

Bedford siedział z zaciśniętymi ustami.

-

Może płacił pan szantażyście -

zasugerował sierżant - który bał się, że

banknoty mogą być znaczone albo spisane

według numerów serii i wymyślił sposób,

wjaki sam mógłby zrealizować tę wypłatę?

-

I zostawić za sobą takie ślady? -

spytał sarkastycznie Mason.

- Nic bądź głupi - powiedział Holcomb.

- Czeki zostały zrealizowane w taki sposób, że

za sto lat nie powiązałbyś ich z Binneyem

Donhamem. Gdyby nie morderstwo, nigdy

byśmy się o tym nie dowiedzieli.

Oficer w cywilnym ubraniu przez

chwilę przyglądał się przez lupę odciskom

palców, po czym rzucił spojrzenie

Holcombowi i skinął głową.

-

Co tam masz? - spytał sierżant.

-

Śliczny odcisk. Pasuje do

odcisku na...

-

Nie mów mu - przerwał

pospiesznie sierżant. - Mnie wystarczy. Zbieraj

się, Bedford. Jesteś aresztowany.

- Na jakiej podstawie? - spytał Mason.

background image

-

Na podstawie podejrzenia o

popełnienie morderstwa.

-

Możecie zatrzymać go pod

zarzutem popełnienia morderstwa, ale nic na

podstawie samego podejrzenia.

-

Może nic mogę go aresztować,

ale na pewno zabiorę go na komisariat. Chcesz

się założyć?

-

Albo przedstawisz oskarżenie,

albo postaram się dla niego o haheas corpus.

background image

Holcomb uśmiechnął się triumfalnie.

- Proszę bardzo, postaraj się o habeas

corpus. Zanim go zdobędziesz, zdążę

Bedforda wpisać do rejestru i wezmę jego

odciski palców. Jeśli ci się wydaje, że na

podstawie dowodów, które posiadamy, możesz

wytoczyć sprawę o bezprawne aresztowanie,

to jesteś większym cymbałem, niż sądziłem.

No, chodź, Bedford. Wolisz wziąć taksówkę,

czy mam zamówić karetkę?

Bedford spojrzał na adwokata.

-

Niech pan weźmie taksówkę -

poradził Mason - ale niech pan nie składa

żadnych zeznań, jeśli mnie tam nie będzie.

-

To wystarczy! - przerwał mu

sierżant Holcomb. - Najwyżej za godzinę będę

miał sprawę zamkniętą a jeśli w tym czasie

uda ci się zdobyć habeas corpus, to będziesz

cudotwórcą.

Stewart Bedford wyprostował się

dumnie i powiedział:

-

Panowie! Chcę złożyć zeznania.

-

Niech pan tego nie robi! -

zaprotestował Mason. - Na razie żadnych

zeznań!

Bedford zmierzył go zimnym

spojrzeniem.

-

Panie Mason - powiedział -

zaangażowałem pana, żeby pilnował pan

moich konstytucyjnych praw. Ale nikt nie

musi mi mówić, jakie są moje prawa moralne.

-

Radzę panu nic nie mówić -

powtórzył zirytowany adwokat.

Sierżant Holcomb z nadzieją w głosie

zwrócił się do Bedforda:

background image

-

To pana biuro. Jeśli chce pan,

żeby wyszedł, proszę powiedzieć tylko słowo,

a wyprowadzimy go za drzwi.

-

Wolę, żeby został. Chciałem

tylko powiedzieć wam, panowie, że byłem

wczoraj w motelu Staylonger.

-

No, to rozumiem - rzekł

sierżant, przysuwając sobie krzesło. - Proszę

dalej.

- Panie Bedford - ostrzegł Mason -

może się panu wydawać, że postępuje pan

prawidłowo, ale...

background image

-

Wyrzućcie go, chłopcy, jeśli

spróbuje przeszkadzać - polecił Holcomb. -

Dalej, Bedford, dalej. Wyrzuć to z siebie, a na

pewno lepiej się poczujesz.

-

Ten typ Binney Denham

szantażował mnie - kontynuował biznesmen. -

W mojej przeszłości jest coś, co miałem

nadzieję, że nigdy nie wyjdzie na światło

dzienne. Denham to wykrył.

-

Co to było? - spytał sierżant.

Mason otworzył usta, ale pohamował

się i nic nie powiedział.

-

Ucieczka z miejsca wypadku.

To zdarzyło się sześć lat temu. Wypiłem parę

kieliszków. Noc była ciemna, padał deszcz. To

naprawdę nie była moja wina, byłem

całkowicie trzeźwy. Przez ulicę przechodziła

starsza kobieta, ubrana na ciemno. Nie

widziałem jej, dopóki nie znalazła się tuż

przed maską. Wpadła pod samochód. Od razu

wiedziałem, że już nic nie można dla niej

zrobić. Z ogromną siłą odrzuciło ją na

chodnik.

-

Gdzie się to stało? - spytał

policjant.

- Na ulicy Figueroa, sześć lat temu.

Kobieta nazywała się Sara Biggs. Wszystkie

szczegóły znajdzie pan w raportach z

wypadku. Jak już mówiłem, wypiłem kilka

kieliszków. Dobrze wiem, na co mogę sobie

pozwolić, kiedy prowadzę. Nigdy nie siadam

za kierownicę, jeśli za dużo wypiję. Tych parę

kieliszków nie miało najmniejszego wpływu

na wypadek, ale wiedziałem, że czuć ode mnie

alkohol. Dla tej kobiety nic już nie mogłem

background image

zrobić. Ulica była pusta. Pojechałem dalej.

Naturalnie szukałem w gazetach

wiadomości o wypadku. Kobieta zginęła na

miejscu. Mówię wam, panowie, że to była

całkowicie jej wina. W ciemną, deszczową noc

przechodziła ulicę w niedozwolonym miejscu.

Nie wiem, co ją skłoniło, żeby akurat tam

wejść na jezdnię. Potem dowiedziałem się, że

to była staruszka, ubrana na czarno.

background image

Wtedy tego nie wiedziałem.

Wiedziałem tylko, że piłem i że

spowodowałem wypadek nie ze swojej winy. I

że na pewno by mnie oskarżono ze względu na

ten alkohol.

- W porządku - rzekł Holcomb. -

Uciekł pan, a Denham to wykrył. Zgadza się?

- Tak jest.

- I co zrobił?

-

Trochę odczekał, a potem

zapuścił we mnie szpony. Przyszedł i

zażądał...

-

Kiedy? - przerwał sierżant.

-

Trzy dni temu.

-

Przedtem pan go nie znał?

-

Wtedy pierwszy raz spotkałem

tego śliskiego drania. Zachowywał się

uniżenie i przepraszająco. Powiedział, że jest

mu ogromnie przykro, ale potrzebuje

pieniędzy... Powiedział, żebym dał mu czeki

podróżne na dwadzieścia tysięcy dolarów.

Potem powiedział mi, że musi mnie usunąć z

obiegu, dopóki nie zrealizuje tych czeków.

Przyprowadził blondynkę, Geraldine Corning.

Jej samochód stał zaparkowany przed

wejściem do budynku. Nie wiem, jak im się

udało znaleźć miejsce do parkowania, ale

samochód stał dokładnie naprzeciw drzwi.

Panna Coming pojeździła ze mnąw kółko,

dopóki nie przekonała się, że nikt nas nie

śledzi, potem kazała mi wybrać jakiś dobry

motel.

-

Pan wybrał motel czy ona? -

spytał sierżant.

-

Ja.

background image

-

W porządku. I co dalej?

- Zobaczyłem neon motelu Staylonger i

zaproponowałem, żebyśmy się tam zatrzymali.

Ona się zgodziła. Ponieważ dałem już jeden

powód do szantażu, nie chciałem zostać

wrobiony w ukartowaną aferę z dziewczyną.

Powiedziałem panu Bremsowi, właścicielowi

motelu (to ten mężczyzna, który mnie przed

chwilą rozpoznał), że oczekuję jeszcze jednej

pary i dlatego chcę wynająć podwójny

segment. On poradził mi, że byłoby lepiej

poczekać na tę drugą parę, żeby sami za siebie

zapłacili. Powiedziałem, że płacę za wszystko

i biorę dwa segmenty.

- I co?

-

Pannę Corning ulokowałem w

jednym domku, a sam zająłem drugi. Między

segmentami były otwarte drzwi. Starałem się

wytrzymać w samotności, ale to było strasznie

nudne. Graliśmy w karty, napiliśmy się drinka,

a potem pojechaliśmy na obiad.

Zatrzymaliśmy się w karczmie. Zjedliśmy

niezły obiad, a potem wróciliśmy i wypiliśmy

następnego drinka. Tym razem ktoś wsypał

środek nasenny do alkoholu. Zasnąłem. Nie

wiem, co się dalej działo.

-

Okay - powiedział sierżant

Holcomb. - Nieźle sobie radzisz. Dlaczego nie

powiesz nam o broni?

-

Powiem. Nigdy w życiu nie

byłem szantażowany. Myśl o robieniu

interesów na takiej zasadzie doprowadzała

mnie do furii. Tak się składa, że w domu

miałem rewolwer. Włożyłem go do neseseru.

-

Proszę mówić dalej - zachęcił

background image

Holcomb.

-

Powiedziałem, że w ostatnim

drinku był środek nasenny.

-

O której to było godzinie?

-

Jakoś po południu.

-

Trzecia? Czwarta?

-

Może czwarta. Nie mogę podać

dokładnego czasu. Jeszcze było jasno.

-

Skąd wiesz, że w drinku coś

było?

-

Po prostu wiem. Nigdy nie

potrafiłem zasnąć w ciągu dnia. A po tym

drinku nie mogłem utrzymać oczu otwartych.

Widziałem podwójnie. Chciałem wstać, ale nie

mogłem się podnieść. Opadłem na łóżko i

zasnąłem.

-

To ta panienka zaprawiła

alkohol? - spytał sierżant.

-

Raczej sądzę, że ktoś inny

wszedł do pokoju w czasie naszej

nieobecności i wsypał coś do butelki. Panna

Corning zaczęła odczuwać senność jeszcze

przede mną. O ile pamiętam, zasnęła w trakcie

rozmowy.

-

Czasami

robią

takie

przedstawienie - przyznał Holcomb. - Ofiara

wtedy nic nie podejrzewa. Dziewczyna

wsypuje środek do butelki, a potem pierwsza

udaje senność. To stary numer.

-

Możliwe. Ja wam mówię to, co

wiem.

-

W porządku - rzekł Holcomb. -

Jak to się stało, że sięgnąłeś po broń? Pewnie

ten facet się pokazał...

- Nie wyciągnąłem broni. Była w

background image

neseserze. Kiedy obudziłem się w środku

nocy, rewolwer zniknął.

- I co zrobiłeś? - spytał sceptycznie

Holcomb.

-

Kiedy w sąsiednim segmencie

znalazłem ciało Binneya Denhama, wpadłem

w panikę. Zabrałem neseser i kapelusz i

wymknąłem się tyłem. Przecisnąłem się przez

druty kolczaste...

-

Podarłeś ubranie? - spytał

sierżant.

-

Rozdarłem spodnie na kolanie.

-

I co dalej?

- Poszedłem w kierunku drogi.

- I?

- Złapałem okazję. To wszystko,

panowie.

-

Ten facet został zabity z

twojego rewolweru? - spytał Holcomb.

-

Skąd

mam

wiedzieć?

Opowiedziałem wam wszystko, co wiem. Nie

jestem przyzwyczajony do tego, by

kwestionowano moje słowo. Nie mam zamiaru

dać się zastraszyć. Powiedziałem absolutną

prawdę.

- Co zrobiłeś z rewolwerem? No,

Bedford, powiedziałeś nam tyle, że równie

dobrze mógłbyś wyznać wszystko. W końcu to

był szantażysta. Wiele można by powiedzieć

na twoje usprawiedliwienie. Wiedziałeś, że

jeśli raz zapłacisz, będziesz musiał ciągle

płacić. Nie miałeś innego wyjścia. No,

powiedz, co zrobiłeś z rewolwerem.

- Powiedziałem prawdę.

background image

-

Chyba nie oczekujesz, że

uwierzymy w tę historyjkę - rzekł Holcomb. -

Po co w ogóle brałeś broń, jeśli nie

zamierzałeś jej użyć?

-

Mówiłem, że nie wiem. Sądzę,

że chciałem go onieśmielić. Powiedziałbym

mu, że zapłacę raz jeden i nigdy więcej.

Prawdopodobnie sądziłem, że jak pokażę mu

rewolwer i zagrożę, że za następną próbą

szantażu zabiję go, to da mi spokój. Szczerze

mówiąc, nie wiem, co chciałem zrobić. Nie

miałem konkretnego planu. Działałem pod

wpływem impulsu...

-

Wiem, wiem - wtrącił Holcomb.

- Teraz powiedz nam prawdę. Co zrobiłeś z

bronią? Powiedz nam to, na pewno ci ulży.

Bedford potrząsnął głową.

- Powiedziałem wszystko, co wiem.

Ktoś wyjął ją z mojego neseseru, kiedy

spałem.

Holcomb spojrzał na oficera w

cywilnym ubraniu i rzekł do Bedforda:

-

Okay. Porozmawiamy z

prokuratorem okręgowym. Ty płacisz za

taksówkę. - Odwrócił się do Masona i dodał: -

Ty i twoje habeas corpus. Tym razem ci się

nie udało. Co teraz myślisz o swoim kliencie?

-

Nie bądź głupi - odparł

prawnik. - Jeśli zamierzał zabić Denhama,

dlaczego nie zrobił tego, zanim mu zapłacił?

Zaoszczędziłby dwadzieścia tysięcy.

Sierżant Holcomb zastanawiał się

przez chwilę ze zmarszczonym czołem i

odparł:

- Bo wcześniej nie miał okazji. Poza

background image

tym to sprytny gość. Opłacało mu się wybulić

dwadzieścia tysięcy, żeby dać ci ten argument

do ręki. Sam zadałeś to pytanie, Mason, i sam

będziesz musiał na nie odpowiedzieć na sali

sądowej. Ja będę się przysłuchiwał.

Chodź, Bedford. Jedziemy tam, skąd

sam Peny Mason cię nie wyciągnie. Twoje

zeznanie bardzo się nam przydało. No, zawołaj

taksówkę. Mason zostaje tutaj.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Mason, potwornie zmęczony, wszedł

do biura Drake’a.

- Drake poszedł do domu? - spytał

dziewczynę obsługującą centralkę.

Pokręciła głową i wskazała na drzwi

prowadzące do długiego, wąskiego kory tarza.

-

Jeszcze jest. Myślę, że

odpoczywa. Jest w pokoju numer siedem. Tym

z kozetką.

-

Zajrzę do środka - rzekł Mason.

- Jeśli śpi, nie będę mu przeszkadzał. A w

ogóle co się dzieje?

-

Wysłał mnóstwo ludzi do

roboty. Przychodzą raporty, ale nic ważnego.

Próbuje zlokalizować tę blondynkę, której pan

potrzebuje. Kazał się zawołać, gdybyśmy

dostali coś na jej temat.

-

Dzięki - powiedział Mason. -

Podejdę do niego na paluszkach i zajrzę. Jak

śpi, to się wycofam.

Mason minął liczne biura mieszczące

się po obu stronach korytarza i delikatnie

otworzył drzwi siódemki.

Był to mały pokój, w którym znajdował

się stół, dwa krzesła i kozetka. Na kozetce

leżał Paul Drakę, lekko pochrapując.

Mason stał przez chwilę w progu,

przyglądając się śpiącej postaci, po czym

wycofał się i cicho zamknął drzwi.

Ledwie zdjął rękę z klamki, stojący na

stole telefon zadzwonił przeraźliwie. Mason

zawahał się i wszedł do pokoju.

background image

Paul Drake siedział na kozetce i patrzył

wokół nieprzytomnymi oczyma. Podniósł

słuchawkę i przytknął ją do ucha.

- Słucham? - rzucił. - Tak... O co

chodzi? - Podniósł zaspane oczy, zobaczył

Masona i sennie pokiwał głową.

Nagle wyraz jego twarzy gwałtownie

się zmienił. W jednej chwili oprzytomniał, jak

gdyby ktoś chlusnął mu na twarz wiadro

zimnej wody.

background image

- Czekaj - powiedział. - Jaki to adres?...

Okay, a nazwisko? W porządku, zapisałem. -

Drakę pospiesznie bazgrał coś na kartce

papieru. - Miejcie dom pod obserwacją Jeśli

wyjdzie, idźcie za nią. Zaraz do was jadę. Będę

tam za piętnaście-dwadzieścia minut. Do

zobaczenia.

Rzucił słuchawkę na widełki.

-

Mamy ją, Perry - powiedział. -

Kogo?

-

Geraldine Corning.

-

Jesteś pewien?

-

Nazywa się Grace Compton.

Tutaj mam adres. Miałeś dobre przeczucie,

jeśli chodzi o inicjały na walizce.

-

Jak ją namierzyłeś, Paul?

-

Powiem ci po drodze. Jedziemy.

Drake przeczesał palcami włosy, złapał

kapelusz i, niemal depcząc Masonowi po

piętach, pospieszył za nim korytarzem.

- Jedziemy twoim samochodem czy

moim? - spytał prawnik w windzie.

- Wszystko jedno.

- To pojedziemy moim. Ja będę

prowadził, a ty mi wszystko opowiesz.

W samochodzie Drakę zaczął mówić,

jeszcze zanim ruszyli.

-

Wskazówkę dała nam

lokalizacja wypożyczalni samochodów. W

spisie firm zaczęliśmy szukać reklam

pobliskich sklepów z torbami podróżnymi.

Zaprzęgnąłem do pracy sześć osób -

sprawdzali wszystko, co im tylko przyszło do

głowy. Jeden z nich natrafił na coś ciekawego.

Znalazł faceta, który pamiętał, że sprzedawał

background image

walizki blondynce odpowiadającej rysopisowi

i że umieszczał na nich inicjały „GC”.

Blondynka zapłaciła czekiem podpisanym

„Grace Compton”, a ten facet pamiętał, z

jakiego banku był to czek. Potem poszło już

łatwo. Dziewczyna mieszka w bloku i

najwyraźniej teraz jest w domu.

-

Doskonale, Paul. Dobra robota -

pochwalił Mason.

-

Oczywiście, to może być

fałszywy ślad. W końcu szukaliśmy tylko na

podstawie rysopisu i kilku wątłych

wskazówek, a mnóstwo blondynek kupuje

torby podróżne.

-

Wiem - przyznał prawnik - ale

intuicja mi mówi, że to ona.

-

Skręć w następną w lewo,

Perry.

Mason skręcił zgodnie ze

wskazówkami Drake’a, a po trzystu metrach

skręcił w prawo.

- Znajdź miejsce do parkowania -

poradził Paul.

Mason zajechał na wolne miejsce przy

krawężniku. Razem z Drakiem wysiedli i

podeszli do eleganckiego budynku.

Mężczyzna siedzący w samochodzie

stojącym blisko wejścia do bloku zapalił

zapałkę i przybliżył ją do papierosa.

- To mój człowiek - poinformował

Drakę przyjaciela.

- Chcesz z nim porozmawiać?

- Powinniśmy?

- Niekoniecznie. Dał nam sygnał.

Zapalenie zapałki i papieros znaczą że

background image

dziewczyna nadal jest w domu.

Mason przyjrzał się nazwiskom

lokatorów przy domofonie i znalazł

mieszkanie Grace Compton. Miało numer 231.

-

Jak wchodzimy, Paul?

Dzwonimy do niej czy ty sam...

-

Nic trudnego - odrzekł Drakę,

badając zamek przy drzwiach. Wyciągnął z

kieszeni wytrych, włożył go w zamek i drzwi

stanęły otworem.

-

Chodźmy - powiedział prawnik.

Weszli schodami na drugie piętro i

stanęli przed drzwiami z numerem 231.

- Teraz sam musisz sobie radzić - rzekł

detektyw. - Oczywiście, twoja intuicja może

cię nie zawieść, ale też może zawieść. Mamy

tylko jej rysopis.

- Zdamy się na los szczęścia -

zadecydował Mason.

Nacisnął dzwonek raz długo, dwa razy

krótko i znów długo. Usłyszeli szybkie kroki

wewnątrz i drzwi otworzyła im blondynka w

eleganckiej piżamie.

- Boże! Czy ty... - urwała na widok

dwóch mężczyzn.

background image

- Panna Compton? - spytał Mason.

Jej oczy natychmiast przybrały czujny

wyraz.

- O co chodzi? - spytała.

- Chcielibyśmy z panią porozmawiać.

- Kim jesteście?

- To jest Paul Drakę, detektyw.

-

Na to mnie nie nabierzecie...

-

A ja nazywam się Perry Mason

i jestem prawnikiem.

-

Okay, i co z tego?

-

Wie pani coś o motelu

Staylonger, pani Compton?

-

Tak - odparła bez tchu. - Byłam

tam z jedną z gwiazd kina. Nie chciał, żeby ta

sprawa się wydała. Straciłam dla niego głowę.

Teraz procesuję się z nim o alimenty dla mego

nie narodzonego dziecka. Skąd o tym

wiedzieliście?

-

Była tam pani wczoraj ze

Stewartem G. Bedfordem? - spytał prawnik.

-

Jeśli chcecie mnie przyskrzynić,

to wyduście to z siebie, jak nie, to zmiatajcie

stąd.

- Nie jesteśmy z policji. Próbuję zebrać

pewne informacje, zanim zabierze się za to

policja.

-

Dlatego zabrał pan ze sobą

detektywa.

-

Prywatnego.

-

Ach, rozumiem. I chcecie się

dowiedzieć, co wczoraj robiłam. To cudownie!

Może zechcą panowie wejść i się rozgościć?

Chyba powinnam postawić wam drinka...

-

Znała pani Binneya Denhama?

background image

-

Denham... Denham... -

Pokręciła głową. - To nazwisko nic mi nie

mówi. Czy powinnam go znać?

- Jeśli jest pani tą osobą, którą myślę,

że pani jest - rzekł Mason - to była pani

wczoraj w segmencie numer piętnaście i

szesnaście w motelu Staylonger razem z

Bedfordem.

-

Ależ panie Mason, co pan

mówi! Nigdy nie chodzę do motelu bez

przyzwoitki. Nigdy!

-

Na podłodze segmentu, który

pani zajmowała, znaleziono wczoraj ciało

Binneya Denhama z kulą z rewolweru kalibru

trzydzieści osiem w głowie.

Dziewczyna cofnęła się o krok, z

pobladłą twarzą i wytrzeszczonymi oczyma.

Otworzyła usta jakby do krzyku i przycisnęła

do nich pięść.

Mason kiwnął głową do Paula Drake’a

i pewnie wszedł do mieszkania, zamykając za

sobą drzwi. Podszedł do krzesła, usiadł, zapalił

papierosa i rzekł:

- Siadaj, Paul - zupełnie, jakby był

gospodarzem.

Dziewczyna przyglądała mu się

dłuższą chwilę z przerażeniem w oczach. W

końcu spytała:

- To... prawda?

-

Niech pani zadzwoni na policję.

Oni pani powiedzą - poradził prawnik.

-

Policja nie jest mi potrzebna do

szczęścia.

-

Przypuszczalnie jest wprost

odwrotnie. Lada chwila tu będą. Powie nam

background image

pani, co się stało?

Blondynka podeszła do krzesła i

przycupnęła na brzegu - Dlaczego pan się tym

interesuje? - spytała.

-

Reprezentuję

Stewarta

Bedforda. Policja myśli, że miał coś

wspólnego z morderstwem.

-

Do diabła! - mruknęła. -

Pewnie, że mógł mieć.

-

Co tam się działo? - spytał

ponownie Mason.

-

Binney naciągnął go na większą

forsę. Nie znam szczegółów. Binney zatrudniał

mnie tylko od czasu do czasu.

-

W jakim charakterze?

-

Miałam pilnować ofiary, dopóki

Binney nie zdobył gotówki. Potem Binney

dawał mi znać i gość mógł wracać.

-

Dlaczego go pani pilnowała?

-

Żeby w ostatniej chwili nie

zmienił zdania i żebyśmy mieli pewność, że

nie współpracuje z żadną prywatną agencją

detektywi styczną.

background image

-

Co pani robiła?

-

Starałam się kierować ich

uwagę na inne rzeczy.

-

Takie jak?

-

Mam może robić rysunki?

-

Co pani robiła z Bedfordem?

- Kierowałam jego uwagę na inne

rzeczy, a nie było to łatwe. On kocha swoją

żonę. Próbowałam go zainteresować, ale

równie dobrze mogłabym być kostką lodu na

ociekaczu w zlewie. Dopiero po dłuższym

czasie zaprzyjaźniliśmy się i... Nie myślcie

sobie za wiele, to było wszystko, naprawdę.

Polubiłam tego faceta.

Wtedy właśnie zdecydowałam się, że

więcej nie będę uczestniczyć w tej grze. Kiedy

zobaczyłam, jak zależy mu na żonie, jak...

Pomyślałam, że ciągle jestem młoda, jeszcze

mam szansę. Może kiedyś jakiś mężczyzna

będzie dbał o mnie tak samo, jeśli tylko spotka

mnie w odpowiednim towarzystwie. W

obecnej sytuacji nie mam szans na wzbudzenie

podobnych uczuć.

-

Więc co pani zrobiła?

-

Właśnie tu ktoś nas

przechytrzył.

-

Co się stało?

-

Wyszłam. Zostawiłam butelkę z

alkoholem na stole. Ktoś musiał tam coś

dosypać. Wróciliśmy i wypiliśmy po drinku.

Nie wiedziałam, że zostaliśmy uśpieni, dopóki

się nie obudziłam. Było już ciemno. Bedford

jeszcze spał. Jemu nalałam dwa razy więcej

whisky niż sobie. Zbadałam jego puls, ale był

silny i regularny, więc pomyślałam, że nic się

background image

nie stało. Przez chwilę bałam się, że ktoś dolał

kropli nasennych, a one mogąbyć

niebezpieczne, ale to był chyba jakiś

barbiturant. Nie czułam się źle.

- I co dalej?

- Wzięłam prysznic, przebrałam się.

Wiedziałam, że nie będziemy już długo

czekać. Banki były już zamknięte i Binney

lada chwila mógł się pokazać.

- I pokazał się?

background image

-Tak.

- I co pani powiedział?

- Że wszystko poszło gładko i że

możemy się zwijać.

- I co?

- Oskarżyłam go o wsypanie środka

nasennego do butelki, ale się wyparł.

Zdenerwowałam się. Pomyślałam, że już mi

nie wierzy. Powiedziałam mu, że następnym

razem może sobie poszukać innej dziewczyny

do tej brudnej roboty. Od słowa do słowa, w

końcu powiedziałam mu, że Bedford śpi.

Próbowaliśmy go obudzić, ale się nie dało.

Siadał, a potem z powrotem walił się na

poduszki. Miał zupełnie miękkie nogi.

Nic na to nie mogłam poradzić. Musiał

po prostu odespać swoje. Byłam wściekła na

Binneya, ale to wcale nie pomagało

Bedfordowi.

Nie miałam ochoty dłużej się tam

kręcić. Bedford miał pieniądze, więc mógł

zawołać taksówkę i wrócić do domu.

Przypięłam mu do rękawa kartkę z informacją,

że może wracać, i poszłam do samochodu.

-

Gdzie był Binney Denham?

-

W swoim samochodzie.

-

Co pani potem zrobiła?

-

Wróciłam do miasta i oddałam

samochód do wypożyczalni, tak jak

ustaliliśmy. W takich sytuacjach kazał mi nie

odbierać kaucji. Miałam tylko zaparkować

samochód na ich parkingu, zostawić klucze w

stacyjce i udać się w stronę biura, tak jakbym

miała zamiar tam wejść, ale naprawdę miałam

je minąć. Pracownicy agencji znajdowali

background image

samochód z kluczykami w środku, w

depozycie było pięćdziesiąt dolarów, a

tymczasem opłata wynosiła jedenaście lub

dwanaście dolarów. Czekali trochę, czy ktoś

nie przyjdzie po pieniądze, ale po jakimś

czasie, jak się rozliczali, chowali nadwyżkę do

kieszeni i było po wszystkim.

-

Binney został w motelu?

- Nie, wyjechał w tym samym czasie

co ja.

background image

-

Zatem musiał wrócić.

-

Chyba tak. Był tam jego

samochód? Mason potrząsnął głową.

-

Raczej nie. Jaki miał samochód?

- Nie wyróżniającego się chevroleta.

Jeździł samochodem, na który nikt nie

zwróciłby uwagi, podobnym do setek innych.

- Czy miał jakiś powód, żeby wrócić?

- Nic o tym nie wiem. Pieniądze miał

przy sobie. Czego jeszcze mógł chcieć?

Mason zmarszczył czoło.

-

Coś jednak musiało być.

Wrócił, żeby się spotkać z Bedfordem. A może

zostawił coś w motelu? Coś, co go obciążało?

-

Binney? Na pewno nie.

-

Czy wie pani, czym szantażował

Bedforda? - Binney nigdy mi nic nie mówił.

-

Jakim nazwiskiem się pani

przedstawiła?

-

Geraldine Corning. To

pseudonim zawodowy.

-

Wyjeżdża pani? - spytał Mason,

wskazując nowe walizki przy drzwiach.

-

Możliwe.

-

Opłaca się pani ta robota?

-

Nie opłacałoby mi się, nawet

gdybym zarabiała sto razy tyle. Nie kupi się

szacunku dla samego siebie.

-

To wcale nie może pani pomóc

Bedfordowi?

-

Ani pomóc, ani zaszkodzić.

Tym razem Binney nieźle się obłowił.

Dwadzieścia tysięcy dolarów w czekach

podróżnych. Bedford dużo stracił, ale cały czas

zachowywał się jak gentleman.

background image

-

Co pani z nimi zrobiła?

-

Powiedziałam Bedfordowi,

żeby je podpisał i włożyłam je do schowka w

wynajętym samochodzie. Tak się umówiliśmy.

Binney kręcił się w pobliżu i obserwował

mnie.

Załatwiliśmy to tak, żebyśmy byli

całkowicie bezpieczni.

background image

Wiedzieliśmy, że nikt nie mógł nas

śledzić. Jeździliśmy tak długo, aż zdobyliśmy

stuprocentową pewność. Ja krążyłam po

okolicy, cały czas zawracając i robiąc pętle, a

Binney jechał za mną. Jak już wiedzieliśmy,

że na pewno nikt za nami nie jedzie,

pozwoliłam Bedfordowi wybrać motel. To

dało mu trochę pewności siebie, rozluźnił się.

Zamknęłam go w jego segmencie, żeby

nie mógł wyjść, poszłam do budki

telefonicznej i zadzwoniłam do Binneya.

Powiedziałam, gdzie jesteśmy i że czeki są już

podpisane.

- I?

- I włożyłam je do schowka w

samochodzie. Tak uzgodniliśmy. Binney wyjął

je i zrealizował.

- Wie pani, jak to robił?

- Pewnie miał umowę z jakimś

kasjerem. Nie wiem. Nie podejrzewam, żeby

puścił je normalnie w obieg. Interesy zawsze

załatwiał po swojemu.

-

Czy Binney miał wspólnika?

Potrząsnęła głową.

-

Wspominał o jakimś Delbercie

- rzekł Mason. Dziewczyna roześmiała się.

-

Binney był sprytny! Jego ofiary

nienawidziły fikcyjnego Delberta tak bardzo,

że mogłyby zamordować go gołymi rękami,

ale Binneya to omijało. Był taki słodki i

wyglądał, jakby przepraszał, że żyje.

-

Pani była jego jedynym

wspólnikiem?

- Niech pan nie żartuje! Nie byłam

wspólnikiem. Byłam płatnym pracownikiem.

background image

Czasem dał mi kilkaset dolarów premii, ale

rzadko. Binney nie szastał pieniędzmi.

Wyciągnięcie forsy z tego krętacza było...

- Trudne? - podpowiedział Mason.

Potrząsnęła głową.

- Panią też oszukał?

- Odczep się, dobrze? Siedzę tu i paplę

bez potrzeby! Ta moja niewyparzona gęba

napyta mi kiedyś biedy.

background image

Mason spróbował z innej strony.

-

Postanowiła pani, że to będzie

ostatnia robota?

-

Tak, po rozmowie z Bedfordem.

-

Jak to się stało? Co Bedford

pani powiedział?

-

Do diabła, nie wiem. Chyba nie

mówił nic specjalnego. Raczej chodziło o jego

stosunek do żony, o to, że ja dla niego nie

istniałam. Tak bardzo kochał swoją żonę, że

nie zauważał żadnej innej kobiety. Zaczęłam

się zastanawiać, jak kobieta może zdobyć

szacunek takiego mężczyzny... Cholera, nie

wiem, jak do tego doszło. Jeśli wszystko musi

pan zaklasyfikować, to powiedzmy, że

zmieniłam spojrzenie na życie. Znalazłam

swoją religię.

- Na to, co pani mówi, mamy tylko

pani słowo - rzekł Mason. - Nadarzyła się pani

piękna szansa na odpłacenie szantażyście

pięknym za nadobne. Sama pani przyznaje, że

postanowiła pani skończyć z takim życiem.

Mogła pani wspomnieć o tym Binneyowi.

Jemu mogło się to nie spodobać. Mówiła pani,

że razem z Binneyem próbowaliście dobudzić

Bedforda. Z pewnością wcześniej przeszukała

pani jego neseser. Kiedy zaczęło być gorąco,

mogła pani strzelić Binneyowi w plecy, wyjąć

mu z kieszeni dwadzieścia tysięcy dolarów i

odjechać.

-

Ma pan paskudnie podejrzliwy

prawniczy umysł. Prawnicy zawsze myślą o

tym, co najgorsze.

-

Coś nie tak z moim pomysłem?

-

Wszystko nie tak.

background image

-

Na przykład?

-

Powiedziałam, że zrywam z tym

wszystkim. Powiedziałam, że zmieniłam

spojrzenie na życie. Zrobiłam się moralna i

zaraz wykończyłam faceta, żeby zdobyć

dwadzieścia tysięcy dolarów? To gdzie ta moja

religia?

-

Może musiała pani go zabić -

podsunął Mason, przyglądając się dziewczynie

spod zmrużonych powiek. - Binneyowi mogła

się nie spodobać ta pani religia. Mógł mieć

własne plany i zaczęło być gorąco.

background image

- Koniecznie chce mnie pan wrobić,

co? Jest pan prawnikiem, pański klient ma

pieniądze, pozycję społeczną, prestiż. Ja nic

nie mam. Rzuci mnie pan na pożarcie, żeby

ocalić klienta. Musiałam być cholernie głupia,

że w ogóle z panem rozmawiałam.

- Jeśli zabiła go pani w samoobronie,

jestem pewien, że pan Bedford zadba o to...

-

Spadaj! Mason wstał.

-

Chciałem tylko usłyszeć pani

wersję - wyjaśnił. - I usłyszał ją pan.

-

Gdyby musiała go pani zabić w

samoobronie, to byłoby dla pani lepiej, gdyby

pani sama zgłosiła się na policję. Wie pani, że

ucieczka jest przyznaniem się do winy.

-

Pewnie ma pan niejeden

problem na głowie, panie Mason - zauważyła

sarkastycznie dziewczyna. - Podobnie jak ja.

Nie będę pana zatrzymywać i nie pozwolę, aby

pan mnie zatrzymywał. - Wstała i podeszła do

drzwi.

Mason i Drakę wolnym krokiem

schodzili po schodach.

-

Poślij za nią kogoś, Paul -

powiedział adwokat. - Mam przeczucie, że

będzie próbowała uciec.

-

Mam ją zatrzymać?

-

Broń Boże! Chcę tylko

wiedzieć, gdzie pojedzie.

-

To może być trudne.

-

Musisz dopilnować, żeby twój

człowiek miał pieniądze. Niech leci tym

samym samolotem co ona i na chwilę nie traci

jej z oczu.

- Okay. Idź do samochodu. Ja pogadam

background image

z detektywem.

Mason podszedł do swojego auta.

Drakę, mijając zaparkowany koło bloku

samochód, dał tylko znak głową i zniknął za

rogiem budynku. Z auta wysiadł kierowca i

podążył za nim. Po krótkiej rozmowie wrócił

do samochodu.

Paul podszedł do Masona i rzekł:

- Da nam znać, jeśli cokolwiek będzie

się działo, i wszędzie za nią pojedzie. Tylko

jest problem, bo nie ma paszportu.

background image

- Nie szkodzi. Ona pewnie też nie ma.

Czy ma wystarczająco dużo pieniędzy?

- Teraz już tak.

-

Ona nie może się zorientować,

że jest śledzona, Paul.

-

Mój człowiek to profesjonalista,

Perry! Chcesz, żeby uciekła?

-

Szkoda, że jej historyjka była

taka przekonująca, Paul - rzekł Mason z

namysłem. - Pewnie, że chciałbym, żeby

uciekła. Reprezentuję klienta oskarżonego o

morderstwo. Ona sama przyznała, że miała

powód, żeby zabić Binneya Denhama. Jeśli

ucieknie, oskarżę ją o to morderstwo, chyba że

policja wykopie coś jeszcze przeciwko

Bedfordowi. Dlatego chcę dać jej dużo luzu, to

może zrobi coś, co będzie świadczyło

przeciwko niej. Jedno mnie martwi. Wzbudziła

moją sympatię.

-

Nie rozklejaj się, Perry. Jest

zawodową naciągaczką. Musi potrafić

opowiedzieć wzruszającą historyjkę. Założę

się, że to ona zabiła Denhama. Nie roń nad nią

łez.

-

Nie będę ronił łez. A jeśli w

pośpiechu się stąd wyniesie, to będę miał

uniewinnienie Stewarta Bedforda w kieszeni.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Mason siedział w więziennej

rozmównicy naprzeciw Bedforda.

- Podejrzewam, że wykombinował pan

ten wypadek samochodowy po to, żeby ocalić

dobre imię żony. Poświęcił się pan, żeby jej w

background image

to nie wciągać.

Bedford skinął głową.

-

Dlaczego, do diabła, nie

zdradził mi pan, co zamierza pan zrobić?

-

Bałem się, że to się panu nie

spodoba.

-

Skąd wziął pan tyle

szczegółów?

- Tak się składa, że wiem co nieco o tej

sprawie. Ta starsza kobieta była krewną

jednego z moich pracowników. Doktorzy

orzekli, że musi zostać poddana bardzo

kosztownej operacji. Mój pracownik o nic

mnie nie prosił, ale opowiedział o wszystkim

Elsie Griffin, a ona mi powtórzyła. Kazałem

jej dopilnować, żeby ten człowiek dostał

zaliczkę pokrywającą koszty operacji, a po

miesiącu podwyżkę wysokości rat, które miał

do spłacenia. Dwa dni później ta kobieta,

najwyraźniej zamroczona, wyszła na jezdnię i

wpadła pod samochód. Sprawcy nigdy nie

znaleziono.

- Ta historyjka nie wzbudzi podejrzeń

pańskiego pracownika?

- Nie sądzę. Nie rozmawiał ze mną,

tylko z Elsą Griffin.

- Założył pan sobie pętlę na szyję.

- Nie jest tak źle - pocieszył Masona

Bedford. - Podobno takie przestępstwo po

trzech latach ulega przedawnieniu, więc nie

można mnie już za to sądzić. Nie rozumie pan,

panie Mason? Musiałem wymyślić coś, czym

Denham mógł mnie szantażować. Inaczej

dziennikarze zaczęliby węszyć, a pierwsze, co

by im przyszło do głowy, to moja żona.

background image

Sprawdziliby jej przeszłość i wszystko by się

wydało. Ja załatwiłem sprawę tak, że nikt o

niej nie pomyśli. - Mam nadzieję.

- Niech pan mnie posłucha, Mason.

Sądzę, że wiem, kto zabił Denhama.

- Kto?

- Pamięta pan, że w motelu była jakaś

intruzka? Już wszystko rozumiem. Denham

był szantażystą. Ktoś doszedł do wniosku, że

jedynym wyjściem jest zabicie go. Ale żeby

uniknąć podejrzeń, trzeba było poczekać, aż

Denham zacznie szantażować kogoś innego, i

dopiero wtedy wkroczyć do akcji. W ten

sposób podejrzenia padną na tę drugą osobę.

- Proszę dalej.

-

Jak sądzę, ta kobieta śledziła

Denhama lub w jakiś inny sposób dowiedziała

się, że Denham dopadł następnej ofiary.

Wiedziała, że to ja jestem tą ofiarą. Pojechała

za Denhamem do motelu. Zabiła go, kiedy

dostał ode mnie pieniądze.

-

Pańskim rewolwerem? - spytał

sucho Mason.

-

Nie, nie, proszę poczekać,

właśnie do tego zmierzam. Mówiłem, że

wszystko mam wyjaśnione.

-

W porządku. Jak to pan

wyjaśni?

-

Nie mogła jechać za Geraldine

Corning i za mną. Po pierwsze, Geraldine

zastosowała różne środki ostrożności, po

drugie, jak przekonała się, że nie jesteśmy

śledzeni, ja wybrałem motel. Geraldine

powiedziała mi, żebym wybrał jakikolwiek

motel i ja wybrałem właśnie ten.

background image

- Doskonale. Na razie wszystko trzyma

się kupy.

- Ta kobieta wiedziała, że Denham

przygotowuje się do oskubania następnego

klienta, więc zaczęła go śledzić. Denham

przyjechał do motelu po pieniądze. Na razie

jeszcze nie wiedziała, że coś się szykuje, ale

kiedy pojechał zrealizować czeki, zgadła, że

trafiła na następny szantaż.

Zatem kiedy Denham wrócił i puścił

Geraldine do domu, ta kobieta zobaczyła

swoją szansę. Musiała ukryć się gdzieś w

motelu. Naturalnie, nie mogła schować się na

zewnątrz, więc musiała próbować, czy nie da

się wejść do któregoś z pobliskich segmentów.

Tak się złożyło, że Elsa zostawiła otwarte

drzwi dwunastki, bo nie miała tam nic

wartościowego. Ta kobieta wślizgnęła się do

środka i czekała. Denhama musiała zabić

swoim pistoletem.

Potem przeszukała pokój i znalazła

mnie śpiącego, najwyraźniej pod wpływem

jakichś środków. Na podłodze leżał mój

neseser. Oczywiście zaciekawiło ją kim jestem

i dlaczego śpię, i zajrzała do neseseru.

Zobaczyła wizytówkę z moim nazwiskiem i

adresem i znalazła rewolwer. Nie namyślając

się wiele, zabrała go i schowała tak, żeby

nigdy się nie znalazł. W ten sposób ja miałem

odpowiadać za zamordowanie Denhama.

-

Wszystko możliwe - przyznał

ostrożnie Mason.

-

Dlatego chcę, żeby poruszył pan

niebo i ziemię i znalazł tę kobietę. Kiedy

znajdzie pan ją i prawdziwe narzędzie zbrodni,

background image

eksperci od balistyki dowiodą, że właśnie z

tego rewolweru został zabity Denham. A my

wyciągniemy z niej, co zrobiła z moją bronią.

Rozumie pan, Mason? Ta kobieta jest kluczem

do zbrodni.

Wiem, że wysłał pan Elsę, żeby zebrała

odciski palców ze swojego segmentu w

motelu. Najwyraźniej to samo przyszło nam do

głowy. Elsa mówi, że przyniosła kilka bardzo

wyraźnych odcisków kobiecych palców,

szczególnie dobre były na gałce od drzwi.

-

Naturalnie wiele z nich

zostawiła sama Elsa - rzekł Mason.

-

Wiem, wiem - zniecierpliwił się

Bedford. - Ale nie wszystkie. Elsa nie

otwierała szafy. Dwa odciski na gałce od drzwi

musiała zostawić ta kobieta.

Właściciel motelu, nie pamiętam, jak

się nazywa, miał okazję z nią rozmawiać.

Widział, jak wychodziła z motelu, pytał ją, co

tam robiła i tak dalej. Jest cennym świadkiem.

background image

Chcę, żeby pańscy ludzie porozmawiali

z nim i zdobyli jak najbardziej szczegółowy

rysopis. No, Mason, niech się pan za to zabiera

i rozpracuje sprawę pod tym kątem. Mam

przeczucie, że moje rozumowanie jest

prawidłowe.

-

Niewykluczone - odparł

adwokat.

-

Mason, mam pieniądze, dużo

pieniędzy - powiedział zniecierpliwiony

Bedford. - Niech pan żąda, ile pan chce. Może

pan zatrudnić wszystkich detektywów w

mieście, ale ma pan znaleźć tę kobietę.

Potrzebujemy jej.

-

A jeśli zabiła go z pańskiej

broni?

-

Niemożliwe. Śledząc Denhama

miała tylko jeden cel: chciała go zabić. Trudno

przypuszczać, że miała zamiar zabić go gołymi

rękoma.

-

Zanim zaczniemy pracować nad

tą teorią, wolałbym mieć pewność, że

morderstwo nie zostało popełnione z pańskiej

broni. Aby tego dowieść, musimy mieć albo

broń, albo kule. Pamięta pan jakieś pniaki lub

drzewa, które służyły panu za cel?

- Chce pan znaleźć stare kule?

-Tak.

-

Nie. Nie wiem, czy choć raz

wystrzeliłem z tego rewolweru.

-

Jak długo go pan miał?

-

Pięć lub sześć lat.

-

Przy kupnie podpisywał pan

rejestr?

-

Nie pamiętam. Chyba tak.

background image

-

Mam inną poszlakę, ale chcę,

żeby pan zatrzymał to dla siebie.

-

Co takiego?

-

Blondynka, z którą był pan w

motelu.

-

Co z nią?

-

Miała okazję i motyw. Tak

naprawdę jest jedyną logiczną podejrzaną.

Twarz Bedforda pociemniała.

background image

-

Panie Mason, co pan? To jest

dobre dziecko. Może zeszła na złą drogę, ale

nie popełniłaby morderstwa.

-

Skąd pan wie?

-

Spędziłem z nią dużo czasu. To

dobre dziecko. Chciała się z tego wycofać.

-

Tym bardziej jest podejrzana.

Przypuśćmy, że powiedziała Denhamowi, że

rezygnuje, a on zaczął ją naciskać. Zostało jej

tylko jedno wyjście. Binney musiał mieć coś

na nią, czym mógł jej grozić, gdyby chciała się

wyzwolić.

Bedford gwałtownie potrząsnął głową.

-

Nie ma pan racji. Niech pan

szuka tej kobiety z dwunastki.

-

Moglibyśmy przekonać sędziów

- rzekł Mason - że blondynka sięgnęła po pana

rewolwer, natomiast kobieta, która śledziła

Binneya, na pewno zabrała własną broń.

-

Niech pan robi tak, jak

powiedziałem.

-

Jeśli upiera się pan, żeby tak to

rozegrać, to jeśli okaże się, że Denham został

zabity z pana broni, jest pan ugotowany.

-

Niech pan robi tak, jak

powiedziałem - powtórzył Bedford. - W tej

sprawie mam przeczucie, a zawsze kieruję się

intuicją. W końcu, jeśli przegram, będzie to

mój pogrzeb.

-

Mówił pan w przenośni -

zwrócił mu uwagę adwokat - ale jest to jak

najbardziej realne.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Mason ziewał ze zmęczenia, otwierając

drzwi swojego gabinetu.

Della Street spojrzała na niego znad

swojego biurka.

-

Hej, szefie. Jak idzie?

-

Wydawało mi się, że

powiedziałem ci, żebyś poszła do domu i

położyła się spać.

-

Poszłam do domu i położyłam

się spać. Wyspałam się. Jestem gotowa na

następną sesję nocną, jeśli będzie to konieczne.

Mason wzdrygnął się.

-

Nawet tak nie myśl. Jedna

wystarczy mi na długo.

-

To dlatego, że jesteś

wyczerpany. Nie potrafisz się odprężyć w

wolnych chwilach.

-

Dzisiaj nie było żadnych

wolnych chwil.

-

Kiedy ciebie nie było, dzwonił

Paul Drakę. Mówił, że ma coś, co może okazać

się interesujące. Chce przyjść porozmawiać z

tobą.

-

Zadzwoń po niego.

Della nie łączyła się przez centralę,

tylko zadzwoniła bezpośrednio na zastrzeżony

numer Paula Drake’a.

Mason oparł się o oparcie obrotowego

fotela, zamknął oczy, wyciągnął ramiona nad

głowę i ziewnął przerażająco.

- Kłopot w sprawach tego typu polega

na tym - powiedział - że cały czas trzeba o

background image

krok wyprzedzać policję, a policja nie śpi.

Pracuje na zmiany.

Della Street kiwnęła głową i, słysząc,

że Paul puka do drzwi, wstała, żeby mu

otworzyć.

-

Cześć, Paul - powiedział Mason.

- Co nowego?

-

Wyglądasz na zmęczonego -

zauważył Drakę.

background image

-

Wczoraj miałem ciężki dzień, a

wieczorem sytuacja gwałtownie zaczęła się

rozwijać. Co robi policja?

-

Policja - rzekł Drakę - świętuje.

-

Jak to?

- Znaleźli jakiś dowód, który zamknął

im sprawę. - Co to jest?

- Nie wiem i nikt tego nie wie. Policja

uważa, że to coś ważnego. Ale nie dlatego

chciałem się z tobą zobaczyć. Przypuszczam,

że słyszałeś, że twój klient złożył następne

oświadczenie.

Mason jęknął.

- Nie mogę nadążyć za jego

oświadczeniami. Co tym razem powiedział?

- Powiedział dziennikarzom, że chce

jak najszybszej rozprawy, a prokurator

okręgowy mówi, że jeśli Bedford nie blefuje,

to mu ją chętnie zapewni i że jest akurat wolny

termin, uprzednio zarezerwowany na sprawę,

która została odroczona. Ponieważ Bedford

jest biznesmenem i żąda oczyszczenia swojego

nazwiska, więc wygląda na to, że sędzia

zgodzi się na natychmiastową rozprawę.

- Świetnie - zauważył sarkastycznie

Mason. – Bedford nie uważa za wskazane

skonsultować się ze swoim prawnikiem, zanim

złoży jakieś oświadczenie prasie.

A co z Harrym Elstonem, Paul? Masz

coś na niego?

-

Nic kompletnie, policja też nic

nie znalazła. Elston otworzył skrytkę sejfową

wczoraj około dziewiątej czterdzieści pięć

wieczorem. Miał ze sobą neseser. Nikt nie wie,

czy wyciągnął coś ze skrytki, czy tam coś

background image

włożył, ale policja jest skłonna przypuszczać,

że najpierw wyjął, a potem włożył.

-

Jak to?

-

To była wspólna skrytka, na

dwa nazwiska. Teraz nie ma w niej nic, co

należałoby do Harry’ego Elstona, za to jest

pełno papierów Binneya Denhama. Nie są nic

warte, nikt nie trzymałby czegoś takiego w

skrytce.

background image

-

Ludzie trzyma=ją w skrytkach

dziwne rzeczy - zauważył Mason.

-

U niego znaleziono stare listy,

pokwitowane rachunki, przeterminowane karty

kredytowe, nieaktualne ubezpieczenie na

samochód i inne śmieci, nie warte drugiego

spojrzenia, a co dopiero przechowywania w

sejfie.

Mason zacisnął usta i zamyślił się.

-

Co więcej - ciągnął Drakę -

skrytka jest szczelnie wypełniona, po prostu

wypchana po brzegi. Policja uważa, że miało

to ich przekonać, że nic z niej nie zostało

wyjęte. Są pewni, że w skrytce znajdowała się

gotówka lub papiery wartościowe, że Elston

dowiedział się, że Denham nie żyje, więc

wyciągnął wszystko, a w zamian włożył te

śmieci.

-

Jak dowiedział się, że Denham

nie żyje? - spytał adwokat.

-

Przez jakiś czas policję też to

bardzo interesowało. Teraz już przestało.

Uważają, że mająpewną, zamkniętą sprawę

przeciwko Bedfordowi i że każdy sędzia skaże

go za morderstwo pierwszego stopnia.

Prokurator okręgowy mówi, że jeszcze nie

wie, czy będzie wnosił o karę śmierci. Rzekł,

że choć jest świadom spoczywającej na nim

odpowiedzialności z racji zajmowanego

stanowiska, to jednak wobec braku współpracy

ze strony obrony nie widzi powodu do

okazywania jakichś nadzwyczajnych

względów.

Mason uśmiechnął się szeroko.

-

Czyli pośle mojego klienta do

background image

komory gazowej, żeby zemścić się na mnie. O

to chodzi?

-

Nie wyraził się tak, ale to

właśnie można wyczytać między wierszami.

-

Miły koleś - podsumował

adwokat. - Coś jeszcze, Paul?

-

Tak. Właśnie dlatego chciałem

się z tobą zobaczyć. Tuż przed przyjściem

tutaj odebrałem telefon. Detektyw, który

śledził Grace Compton, miał tylko czas na

bardzo krótką rozmowę. Jest na lotnisku.

Nasza blondynka leci do Meksyku, do

Acapulco. Podejrzewam, że wybiera się na

małą wycieczkę jachtem. Mój człowiek nie

spuszcza jej z oka. Kupił bilet na ten sam lot.

Nie miał czasu na dłuższą rozmowę, tylko

zasygnalizował mi, co się święci.

-

Co mu poleciłeś?

-

Żeby jechał do Acapulco. -

Kiedy odlot?

-

Jest samolot do Mexico City o

ósmej trzydzieści. Mason spojrzał na zegarek.

-

Ona jest już na lotnisku? Drakę

kiwnął głową.

- Ma mnóstwo czasu do odlotu. Po co

przyjechała tak szybko?

- Nie mam pojęcia.

-

Jak się przebrała? - spytał

Mason.

-

Skąd wiedziałeś, że się

przebrała? - wykrzyknął Drakę. - Nie

wspominałem o tym.

-

Pomyśl chwilę, Paul. Wie, że

policja ma jej dokładny rysopis i że jej szuka.

Kiedy policja kogoś szuka, to na pewno

background image

weźmie pod dokładną obserwację lotniska.

Zatem jeśli Grace Compton jedzie do

Acapulco, logiczną rzeczą byłoby, gdyby

została w domu jak długo się da i dopiero w

ostatniej chwili wsiadła do samolotu. Każda

chwila spędzona na lotnisku jest dla niej

bardzo niebezpieczna. Dlatego sądzę, że

musiała obmyślić jakieś przebranie, które

uważa za całkowicie bezpieczne.

- Trafiłeś w dziesiątkę. Nikt jej nie

pozna. Mason, zdumiony, uniósł pytająco

brwi.

- Jak to, Paul?

- Nie znam szczegółów. Wiem tylko,

że mój człowiek powiedział, że zmieniła

wygląd i że gdyby nie śledził jej i nie był

świadkiem przeobrażenia, nie byłby w stanie

jej rozpoznać. Nie miał czasu na podanie

szczegółów. Dodał tylko, że dziewczyna czeka

na samolot do Acapulco. Więcej nie wiem.

background image

-

Jeszcze zadzwoni? - spytał

Mason.

-

Ilekroć będzie miał okazję, da

mi znać.

-

To jeden z twoich stałych

pracowników?

-

Tak.

-

Myślisz, że zna Delię Street?

-

Chyba tak. Często się tu kręci.

Mason odwrócił się do Delii.

-

Jedź na lotnisko, Delio. Weź

taksówkę. Przypuszczalnie pracownik Paula

zadzwoni do nas, zanim się tam zjawisz.

Postaraj się z nim skontaktować. Opisz go,

Paul.

-

Ma pięćdziesiąt dwa lata.

Kiedyś był rudy, ale teraz trochę posiwiał i jest

łysy na czubku, ale tego Della nie zobaczy, bo

ma szary kapelusz z rondem naciągniętym na

oczy, też zresztą szare. To taki facet, którego

możesz nie zauważyć, nawet jeśli patrzysz

wprost na niego.

-

Znajdę go - przyrzekła Della.

-

Wątpię. To ostatni facet, który

mógłby wpaść w oczy.

-

W porządku - zaśmiała się

Della. - Będę szukała faceta, który najmniej ze

wszystkich wpada w oczy. Co mam zrobić, jak

go znajdę, szefie?

- Powiedz, żeby pokazał ci tę

dziewczynę. Spróbuj wciągnąć jąw rozmowę.

Uważaj, żeby się niczego nie domyśliła.

Postaraj się, żeby inicjatywa wyszła z jej

strony. Usiądź przy niej i zacznij szlochać w

chusteczkę. Udawaj, że masz kłopoty. Jeśli się

background image

boi, poczuje z tobą więź.

-

Jaki ma być powód moich

szlochów?

-

Twój chłopiec miał przylecieć z

San Francisco, ale nie dotrzymał słowa.

Czekasz na niego i wypatrujesz z samolotu na

samolot.

-

Okay. Jadę - powiedziała Della.

- Masz dosyć pieniędzy?

-

Tak sądzę.

-

Weź trzysta dolarów z sejfu -

poradził Mason.

-

Oo! Ja też mam jechać do

Acapulco?

background image

-Nie wiem. Jeśli zacznie ci się

zwierzać, bądź z nią tak długo, jak długo

będzie mówiła. Nawet gdybyś musiała lecieć

do Acapulco.

Della Street wyjęła z sejfu pieniądze,

trzymane tam na wypadek niespodziewanych

wydatków, włożyła gotówkę do torebki,

złapała płaszcz i kapelusz i wypadła z biura.

-

Lecę, szefie - zawołała na

pożegnanie.

-

Zadzwoń, jeśli będziesz miała

okazję - krzyknął za nią Paul. - Najlepiej na

zastrzeżony numer.

Kiedy Della poszła, Mason odwrócił

się do Paula Drake i rzekł:

-

Teraz

zajmiemy

się

mieszkaniem tej dziewczyny, Paul.

-

To znaczy?

-

Zrezygnowała z wynajmu czy

po prostu zamknęła drzwi i wyszła?

-

Do diabła, nie wiem.

- To się dowiedz i daj mi znać. Jeśli

zrezygnowała i mieszkanie jest wolne, wyślij

tam dwoje zaufanych pracowników, kobietę i

mężczyznę. Niech podają się za małżeństwo

szukające mieszkania. Niech zapłacą kaucję za

zarezerwowanie czy co tam będą od nich

wymagać, a potem niech wejdą i zdejmą

wszystkie odciski palców.

-

Chcesz odciski tej dziewczyny?

Mason skinął głową.

-

Po co?

-

Żebym mógł pokazać je policji.

- Najlepszy sposób na ich zdobycie,

Peny, to zdradzić policji, co się dzieje.

background image

Mason pokręcił głową.

-

Dlaczego nie? - spytał Drakę. -

W końcu i tak mają jej odciski. Zebrali je z

samochodu i motelu i...

-

Po pierwsze przygotowują

sprawę przeciwko Stewartowi Bedfordowi. W

związku z tym jej i tak nic nie zrobią. Pomyślą,

że chcę skierować ich na fałszywy trop. Po

drugie, chcę mieć odciski kogoś innego, kto

był w tym mieszkaniu. Jednak główny powód

to to, że nie zaryzykuję wzięcia na siebie

odpowiedzialności za to, co się dzieje.

- A co się dzieje?

- Zabójca szykuje się do ucieczki.

Drakę zmarszczył brwi.

-

Masz dosyć dowodów, żeby

skazać ją za morderstwo, Perry, nawet gdyby

nie uciekła?

-

Nie chcę jej skazać za

morderstwo, Paul. Chcę tylko uwolnić

Stewarta G. Bedforda. Zobacz, co się da zrobić

w sprawie odcisków palców. Nie zapomnij

uprzedzić swojego człowieka, żeby

wypatrywał Delii Street. Mam przeczucie, że

nareszcie zaczyna się nam układać.

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Była godzina siódma wieczór, kiedy

Della zadzwoniła na zastrzeżony numer

telefonu.

-

Jestem w budce na lotnisku,

szefie. Z blondynkami się nie udało.

Kompletny klops.

-

Skontaktowałaś

się

z

człowiekiem Drake’a?

-

Tak, to znaczy on skontaktował

się ze mną. Paul opisał go bardzo dobrze.

Rozglądałam się wkoło, szukając faceta nie

rzucającego się w oczy, i nie mogłam go

znaleźć, kiedy nagle poczułam, że mężczyzna

stojący tuż koło mnie w kolejce do kiosku

szturcha mnie łokciem. Odsunęłam się, ale

spojrzałam na tego faceta i to był on!

- I wypatrzyłaś Grace Compton?

-

On mi ją pokazał. Mnie

zupełnie zwiodła.

-

Co takiego z sobą zrobiła?

-

Miała ciemne okulary, z

największymi i najciemniejszymi szkłami,

jakie w życiu widziałam. Włosy w strąkach,

suknia ciążowa...

-

Coś takiego, suknia ciążowa! -

wykrzyknął Mason.

-

Właśnie, suknia ciążowa,

odpowiednio wypchana, zdziała cuda.

-

Nie udało ci się z nią

porozmawiać?

-

Nie. Szlochałam w chusteczkę i

próbowałam wszystkich innych sposobów,

background image

które przyszły mi na myśl, a których nie

rozszyfrowałaby natychmiast jako próby

nawiązania znajomości. Nie udało mi się.

- Coś jeszcze?

- Tak. Kiedy wstała z miejsca i powoli

udała się do toalety, wyprzedziłam ją i

weszłam pierwsza. Na szczęście wiedziałam,

gdzie idzie. Dowiedziałam się, dlaczego

założyła te ciemne okulary. Została okrutnie

pobita. Na jednym oku ma taki wielki siniec,

że widać by go było spoza okularów, gdyby

nie przykryła go kredką w cielistym kolorze.

Ma spuchnięte usta...

- I nie reaguje na twoje próby

nawiązania kontaktu?

-

Już nie wiem, co mam

wymyślić.

-

Skontaktuj się z pracownikiem

Drake’a, Delio - rzekł Mason. - Powiedz mu,

żeby do mnie zadzwonił, a w tym czasie ty

będziesz miała na nią oko. Daj mu ten

zastrzeżony numer. Niech natychmiast

zadzwoni. Ty pilnuj dziewczyny.

-

Okay, zaraz się z nim

skontaktuję, ale lepiej, żeby nikt nie widział,

że z nim rozmawiam. Napiszę mu wszystko na

kartce, którą mu ukradkiem wręczę.

-

Świetnie - pochwalił prawnik. -

Uważaj, żeby nikt tego nie zauważył. Pamiętaj,

że ciemne okulary mają jeden feler. Nigdy nie

wiadomo, na co dana osoba patrzy.

-

Zrobię to zręcznie. A ty możesz

zaufać człowiekowi Paula. Potrafi otrzeć się o

ciebie i odebrać karteczkę w taki sposób, że

nikomu nie przyjdzie do głowy, że to zrobił.

background image

Ten facet wygląda na łagodnego, nieśmiałego,

skromnego pantoflarza, który po raz pierwszy

wypuścił się gdzieś bez żony i boi się

własnego cienia.

-

W porządku - rzekł Mason. - Do

roboty, Delio. Kiedy ten facet skończy ze mną

rozmawiać i wyjdzie z budki, łap taksówkę i

wracaj do biura.

-

Jakie krótkie wakacje! -

westchnęła Della. - Miałam nadzieję na dwa

tygodnie w Acapulco.

-

Powinnaś była zmusić ją do

mówienia. Nie mogę wydawać pieniędzy

klienta na opłacenie twoich szlochów w

Acapulco, jeśli nie widzę rezultatów.

-

Moje szlochy spłynęły po niej

jak woda po kaczce - powiedziała Della. -

Powinnam była włożyć suknię ciążową i

spróbować porozmawiać o porodzie. Mogę

powiedzieć tylko jedno, szefie, ta dziewczyna

jest śmiertelnie przerażona.

background image

- No dobrze - rzekł Mason. - Daj znać

człowiekowi Drake’a, żeby zatelefonował.

Kilka minut później zadzwonił

zastrzeżony telefon na biurku Masona.

Prawnik podniósł słuchawkę i powiedział:

- Halo?

Po drugiej stronie usłyszał bezbarwny

męski głos.

-

Tu pracownik Drake’a. Chciał

pan ze mną rozmawiać?

-

Tak. Jak ta dziewczyna

załatwiła sobie przebranie?

-

Wyszła z domu w woalce i

czarnych okularach. Zawołała taksówkę,

pojechała do bloków pod nazwą Siesta Arms i

weszła do środka. Nie mogłem zobaczyć,

gdzie się udała, ale zdołałem stuknąć

samochodem taksówkę, wysiadłem i gorąco

przepraszałem kierowcę, wciągnąłem go w

rozmowę i dałem pięć dolarów na pokrycie

kosztów naprawy, co mu naturalnie bardzo

odpowiadało, bo nie było co naprawiać.

Powiedział, że czeka na klientkę, że ta, którą

przywiózł, poszła na górę spakować siostrę, że

siostra jest w ciąży i ma jechać na lotnisko,

żeby złapać samolot do San Francisco. Teraz

czekał na tę siostrę.

-

Okay, i co dalej?

-

Czekałem pod blokiem, tuż za

taksówką. Dziewczyna nic nie podejrzewała.

Kiedy wyszła, wcale bym jej nie poznał, gdyby

nie buty. Miała wprawdzie suknię ciążową, ale

te same buty z krokodylej skóry. Puściłem

taksówkę przodem, a sam trzymałem się

daleko z tyłu, bo i tak wiedziałem, gdzie jadą.

background image

-

Na lotnisko?

-

Zgadza się.

- I co było dalej?

-

Dziewczyna załatwiła sobie

wizę turystyczną, kupiła bilet do Acapulco i

nadała bagaż. Jadąc na lotnisko, nie miała

najmniejszego pojęcia, kiedy jest następny

samolot. Usiadła i czekała na najbliższy lot do

Mexico City.

-

Nic nie podejrzewa?

background image

- Nic a nic.

- Wsiądź do tego samego samolotu,

żeby jej przypilnować, w razie gdyby znowu

zmieniła wygląd. W Mexico City będą na

ciebie czekali ludzie Drake’a. Możesz z nimi

współpracować. Znają teren i język i mają

oficjalne kontakty, w razie gdyby były

potrzebne. Będzie lepiej załatwić to w ten

sposób, niż gdybyś próbował poradzić sobie

sam.

- Dzięki.

- Teraz uważaj, to ważne - powiedział

Mason. - Widziałeś, kiedy Paul Drakę i ja

poszliśmy do Grace Compton?

- Tak jest.

- Widziałeś, jak wychodziła?

- Tak.

- Czy pomiędzy naszymi odwiedzinami

a udaniem się na lotnisko nigdzie nie

wychodziła?

- Nigdzie.

- Ruch przed blokiem był duży?

- Całkiem całkiem.

-

Wszedł do niej jakiś mężczyzna.

Chciałbym, żebyś go rozpoznał.

-

Wie pan, jak wyglądał?

- Na razie nie mam najmniejszego

pojęcia. Może później się dowiem.

Zastanawiam się, czy poznałbyś go, gdybym

go znalazł. Potrafiłbyś?

-

Do diabła, nie! - powiedział

detektyw tym samym bezbarwnym głosem. -

Nie jestem maszyną. Miałem pilnować

blondynki, żeby się nie wymknęła. Nikt mi nie

mówił, żeby...

background image

-

Nie szkodzi - przerwał mu

prawnik. - Po prostu chciałem się upewnić. To

wszystko.

- Gdyby mi pan powiedział, mógłbym...

- Nie, nie, nic się nie stało.

- To wszystko?

- Tak jest. Baw się dobrze.

background image

Po raz pierwszy w głosie mężczyzny

pojawiła się nutka zainteresowania:

- Niech się pan nie łudzi, na pewno mi

się nie uda! - powiedział.

Kiedy Della Street wróciła, zastała

Perry’ego Masona niecierpliwie krążącego po

gabinecie.

-

Co się stało? - spytała.

-

Mam w ręku karty, którymi

muszę zagrać tak, aby każda karta wzięła lewę.

Nie chcę grać tak, żeby było to na rękę

prokuratorowi, żeby przebił moje asy.

-

Czy ma dużo kart atutowych?

-

W sprawie kryminalnej

prokuratura ma same karty atutowe.

Mason ponownie zaczął niespokojnie

krążyć po biurze. Po kilku minutach usłyszeli

charakterystyczne pukanie Paula Drake’a.

Prawnik skinął głową i Della otworzyła drzwi.

-

Miałeś intuicję, Peny -

powiedział wchodząc Paul Drakę. - Czynsz

opłaciła do dziesiątego. Powiedziała, że

zmieniły jej się plany, bo jej siostra z San

Francisco będzie wkrótce rodzić i ma kłopoty.

Zostawiła pieniądze na sprzątanie i tak dalej i

przeprosiła właścicielkę domu za kłopot.

-

Chwileczkę - rzekł Mason. -

Rozmawiała z nią bezpośrednio czy...

-

Nie, przez telefon.

- Ktoś dał jej niezły wycisk. Chciałbym

wiedzieć, kto.

- Wysłałem tam moich ludzi - odparł

Drake - wynajęli tymczasowo mieszkanie.

Właścicielce dali pięćdziesiąt dolarów kaucji i

powiedzieli, że chcą najpierw przekonać się,

background image

jak tam się mieszka. Pozwoliła im zostać tak

długo, jak długo zechcą. Moi ludzie zabrali się

za szukanie odcisków palców i zdjęli, co tylko

się dało, a potem wszystko wyszorowali, żeby

nie dało się poznać, że zbierali odciski palców.

- Ile mają? - spytał adwokat.

Drake wyciągnął z kieszeni kopertę.

background image

- Wszystkie są na tych kartach. Razem

- czterdzieści osiem.

Mason przerzucił pobieżnie karty.

- Jak można je zidentyfikować, Paul? -

spytał.

- Na odwrocie mają numery delikatnie

napisane ołówkiem.

-

Ołówkiem?

-

Zgadza się. Zanim trafią do

sądu, poprawimy je atramentem. Ale gdybyś

chciał jakieś odciski wycofać, będzie można

zmienić numery. W ten sposób do sądu trafią z

kolejnymi numerami. Inaczej mogłoby się

okazać, że prezentujesz odciski jeden-osiem,

potem brakowałoby trzech lub czterech

numerów, a potem znowu byłyby kolejne

numery. Prokurator z pewnością zażądałby

przedstawienia brakujących odcisków i

wybuchłaby afera.

-

Rozumiem - odparł Mason.

-

Za tę kaucję mamy

zarezerwowane mieszkanie do piętnastego -

rzekł Drakę. - Mam podpowiedzieć policji,

żeby zainteresowali się mieszkaniem Grace

Compton?

-

Jeszcze nie! - zawołał adwokat.

- Teraz, jak dziewczyna pojechała do

Acapulco, możesz mieć problem ze

zdobyciem dowodów, których potrzebujesz -

zauważył Drake.

- Już je mam - powiedział Mason,

uśmiechając się szeroko.

Drakę powstał z fotela.- Mam nadzieję,

że nie wpadniesz na żaden świetny pomysł

koło północy. Do zobaczenia jutro, Peny.

background image

- Do widzenia - odpowiedział Mason.

Della Street patrzyła na szefa

zdumionym wzrokiem.

- Wyglądasz jak kot, który dobrał się

do śmietanki - powiedziała.

- Idź do sejfu, Delio, i wyciągnij

odciski palców, które Elsa Griffin zebrała w

segmencie dwunastym.

Della przyniosła koperty.

- Mamy dwa zestawy. Jeden to odciski

Elsy Griffin, drugi - cztery odciski

nieznajomej kobiety. Te cztery sana

ponumerowanych kartach. To są numery

czternaście, szesnaście, dziewięć i dwanaście.

Mason skinął głową i zajął się kartami,

które otrzymał od Drake’a.

-

W porządku, Delio, zrób

notatkę - poprosił.

-

Co mam pisać?

-

Numer siedem na karcie z listy

Drake’a poprawiam atramentem na numer

czternaście. Numer trzy na liście Drake’a na

numer szesnaście. Numer dziewiętnaście na

liście Drake na numer dziewięć. Numer

trzydzieści na liście Drake’a na numer

dwanaście. Zapisałaś?

Della kiwnęła głową.

- W porządku - rzekł Mason. - Weź

karty i napisz na nich te numery: czternaście,

szesnaście, dziewięć i dwanaście.

Chcę, żeby były napisane damską ręką,

choć do głowy by mi nie przyszło podrabiać

czyjeś pismo, chciałbym, aby jak najbardziej

przypominały numery na pozostałych kartach.

- Ależ szefie, to jest... Przecież to

background image

sąnumery najważniejszych odcisków z

segmentu dwunastego w motelu!

-

Właśnie - powiedział Mason. -

Jak tylko wypiszesz te numery na

odpowiednich kartach, Delio, pamiętaj, aby mi

je przynieść, ile razy zażądam odcisków

palców na kartach numer czternaście,

szesnaście, dziewięć i dwanaście.

-

Ależ, szefie, nie możesz tego

zrobić!

-

Dlaczego?

-

To jest substytucja dowodów!

-

Dowodów na co?

-

Dowodów na obecność pewnej

osoby w tym segmencie. Dowodów, że pani...

-

Ostrożnie, żadnych nazwisk!

-

To są dowody, że ta osoba

rzeczywiście była w tym segmencie.

background image

- Ciekawe!

Della Street rzuciła adwokatowi

skonsternowane spojrzenie.

-

Szefie, co robisz? Przecież to jest

fałszowanie dowodów! Przecież... Przecież...

-

No i co takiego robię, według

ciebie? - spytał Mason.

-

Nadajesz tym kartom numery

czternaście, szesnaście, dziewięć i dwanaście,

wkładasz je do tej koperty i Elsa Griffm...

Oczywiście, Elsa Griffin weźmie te karty,

porówna numery z numerami ze swoich notatek

i powie, że odcisk numer czternaście został

zdjęty ze szklanej gałki... a to będzie znaczyło,

że zamiast osoby, która naprawdę była w

numerze dwunastym, była tam blondynka.

Mason uśmiechnął się od ucha do ucha.

- A ponieważ policja ma zatrzęsienie jej

odcisków, trudno im będzie powiedzieć, że nie

wiedzą, kto tam był -zauważył.

-

Ale wtedy oskarżą Grace

Compton, że weszła do dwunastki, podczas gdy

naprawdę wcale jej tam nie było -

zaprotestowała Della Street.

-

Skąd wiesz, że jej tam nie było?

-

Nie zostawiła odcisków palców.

Mason tylko się uśmiechnął.

-

Szefie, czy to nie jest... prawnie

zabronione?

-

Co jest prawnie zabronione? -

Niszczenie dowodów.

-

Nic nie zniszczyłem -

zaprotestował Mason.

-

Aleje mieszasz. Czy nie jest

zabronione

pokazywanie

świadkowi

background image

fałszywych...

-

Czy te odciski są fałszywe?

-

Są podstawione.

-

To nie znaczy, że są fałszywe -

wyjaśnił prawnik. - Na każdej karcie jest

prawdziwy odcisk palca. Żadnego z nich nie

zmieniłem.

background image

-

Ale zmieniłeś numery na

kartach.

-

Wcale nie. Drakę powiedział

nam, że nadał kartom tymczasowe numery,

żebyśmy mogli ponumerować je potem piórem

w takiej kolejności, jaka nam odpowiada.

-

Oszukujesz Elsę Griffin.

-

Nie powiedziałem jej ani słowa.

- Ale jeśli pokażesz jej te odciski jako

odciski zdjęte z numeru dwunastego, to będzie

oszustwo.

-

Ale jeśli nie powiem jej, że one

sąz numeru dwunastego, nie będzie oszustwa.

Poza tym, skąd wiemy, że te odciski są

dowodami?

-

Szefie, proszę, nie rób tego! Za

dużo ryzykujesz, starając się ocalić panią... Nie

pozwalasz wymieniać nazwisk, ale wiesz,

kogo mam na myśli. Żeby ją ocalić, zakładasz

sobie pętlę na szyję i... podkładasz fałszywe

dowody przeciwko tej Compton.

Mason uśmiechnął się.

- Och, Delio, Delio, przestań się tym

martwić. To ja ryzykuję.

- I to jak!

-

Włóż kapelusz - polecił

prawnik. - Zapraszam cię na kolację, na jakiś

stek, a potem możesz iść do domu i się

wyspać.

-

A co ty będziesz robił?

-

Może też położę się do łóżka.

Myślę, że przyprawimy Hamiltona Burgera o

ból głowy.

-

Ale szefie - to jest substytucja

dowodów! Fałszowanie dowodów! Nadawanie

background image

dowodom fałszywych etykietek!

-

Zapominasz - zaprotestował

Mason - że ciągle mamy oryginalne odciski,

które dostaliśmy od Elsy Griffin. Mają

oryginalne numery, przez nią nadane. My

wzięliśmy inne odciski i zmieniliśmy im

numery. Mamy do tego prawo. Możemy

ponumerować nasze odciski w dowolny

sposób. Jeśli przypadkowo zaistnieje

zbieżność, to nie jest przestępstwo. No,

rozchmurz się. Za bardzo się martwisz.

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Sędzia Harmon Strouse spojrzał na

siedzących za stołem obrony Perry’ego

Masona oraz jego klienta Stewarta G.

Bedforda, za którym stał umundurowany

policjant.

-

Obrona może skorzystać z

prawa do wyłączenia.

-

Obrona przyjmuje skład ławy

przysięgłych.

Sędzia Strouse rzucił okiem na

Hamiltona Burgera, prokuratora okręgowego o

byczym karku i beczkowatej klatce piersiowej,

którego niechęć do Perry’ego Masona była

przysłowiowa.

-

Oskarżenie

jest

usatysfakcjonowane

składem

ławy

przysięgłych - warknął Hamilton Burger.

-

Doskonale - odparł sędzia. -

Zatem członkowie ławy wstaną i zostaną

zaprzysiężeni.

Bedford pochylił się do Masona i

szepnął:

- No, teraz nareszcie będziemy

wiedzieli, co mają przeciwko mnie i z czym

musimy walczyć. Dowody, które przed stawili

przed Grand Jury, były zaledwie

wystarczające, żeby postawić mnie w stan

oskarżenia. Celowo nie zdradzali tego, co

mają.

Mason skinął głową. Hamilton Burger

wstał i rzekł:

- Wysoki Sądzie, chcę postąpić w

background image

sposób raczej nieco dzienny. Mamy do

czynienia z inteligentnymi sędziami

przysięgłymi. Nie muszę im mówić, co będę

próbował zrobić. Chcę zrezygnować z

wprowadzenia. Jako pierwszego świadka

pragnę powołać Thomasa G. Farlanda.

Po złożeniu przysięgi Farland zeznał,

że jest funkcjonariuszem policji i że szóstego

kwietnia dostał polecenie udania się do motelu

Staylonger. Po okazaniu legitymacji służbowej

właścicielowi motelu nazwiskiem Morrison

Brems powiedział, że chce zajrzeć do numeru

szesnastego. Poszedł tam i na podłodze znalazł

ciało mężczyzny, który najwyraźniej został

zastrzelony. Natychmiast zawiadomił Wydział

Zabójstw. Po jakimś czasie przyjechali

policjanci wraz z koronerem i specjalistami od

daktyloskopii.

-

Oddaję świadka obronie -

warknął Hamilton Burger.

-

Jak to się stało, że pojechał pan

do motelu? - spytał Mason.

- Dostałem takie polecenie.

-

Od kogo?

-

Otrzymałem je drogą radiową.

-

Co dokładnie powiedziano?

-

Zgłaszam sprzeciw. Pytanie

nieistotne, niedopuszczalne i nie mające

związku ze sprawą, niewłaściwie prowadzone

przesłuchanie, obrona próbuje oprzeć się na

dowodzie ze słyszenia.

-

Świadek zeznał, że dostał

polecenie, żeby wejść do segmentu numer

szesnaście - powiedział Mason. - Zgodnie z

przepisami, jeśli podczas bezpośredniego

background image

przesłuchania cytowany jest fragment

rozmowy, druga strona może zażądać

przedstawienia całej rozmowy. Chcę wiedzieć,

co oprócz tego powiedziano w rozmowie, w

czasie której wydano świadkowi polecenie

udania się do motelu.

-

Ale to nie jest dowód

bezpośredni, tylko ze słyszenia - sprzeciwił się

Hamilton Burger.

-

To rozmowa - zaprotestował z

uśmiechem Mason.

-

Uchylam sprzeciw - powiedział

sędzia. - Świadek, przedstawiwszy fragment

rozmowy, może w czasie przesłuchania

zrelacjonować całość.

-

No cóż - rzekł Farland. -

powiedziano tylko, że mam iść do motelu, to

wszystko.

-

Czy zostało wspomniane, czego

może się pan tam spodziewać?

- Tak.

background image

-

A czego?

-

Ciała.

-

Czy wydający polecenie mówił,

skąd wie, że tam jest ciało?

-

Powiedział, że otrzymał

zgłoszenie.

-

Mówił coś na temat tego

zgłoszenia?

-

Tak, że otrzymał anonimowy

telefon:

-

Wspomniał może, kto dzwonił?

Kobieta czy mężczyzna? Świadek zawahał się.

-

Tak czy nie? - nalegał Mason.

-

Tak. To był kobiecy głos.

-

Dziękuję - powiedział Mason z

przesadną uprzejmością.

- To wszystko.

Hamilton Burger przedstawił kilku

świadków, którzy zidentyfikowali zmarłego

jako Binneya Denhama i oświadczyli, że kiedy

poruszono ciało, spod płaszcza z przodu

wytoczyła się kula.

- Moim następnym świadkiem będzie

Morrison Brems - rzekł Hamilton Burger.

Kiedy Brems stanął za barierką i został

zaprzysiężony, Hamilton Burger skinął głową

do Vincenta Hadleya, zastępcy prokuratora

okręgowego, siedzącego po jego lewej ręce, i

Hadley, uprzejmy i wytworny strateg z dużym

doświadczeniem, zaczął przesłuchiwać

właściciela motelu. Wydobył z niego fakt, że

szóstego kwietnia około jedenastej rano

oskarżony, w towarzystwie młodej kobiety,

zatrzymał się w motelu; że poinformował

właściciela motelu, iż czekają na jeszcze jedną

background image

parę z San Diego i chcą wynająć dwa segmenty;

że świadek poradził, aby poczekali, aż znajomi

przyjadą, to wtedy sami zapłacą za swój

segment. Jednak oskarżony wolał zapłacić za

dwa segmenty z własnej kieszeni i zająć je

natychmiast.

- Jakie nazwisko wpisał do księgi gości

hotelowych? - spytał Vincent Hadley.

background image

-

S. G. Wilfred.

-

Z żoną?

-

Z żoną.

-

Co nastąpiło później?

-

Nie zwracałem na nich większej

uwagi. Oczywiście, patrząc na to z

perspektywy, pomyślałem...

-

Nieistotne, co pan pomyślał -

przerwał mu Hadley. - Proszę zrelacjonować,

co się stało, co pan zaobserwował, co

powiedział oskarżony lub kto inny w jego

obecności.

-

Gdzie mam zacząć?

-

Proszę po prostu odpowiedzieć

na pytanie. Co się dalej zdarzyło?

-

Przez chwilę byli w segmencie, a

potem dziewczyna...

-

Mówiąc „dziewczyna”, ma pan

na myśli panią Wilfred?

-

Oczywiście, to nie była żadna

pani Wilfred.

-

Tego pan nie wie - zaznaczył

Hadley. - W księdze gości wpisała się jako pani

Wilfred.

-

To oskarżony wpisał ją jako

panią Wilfred.

-

W porządku. Proszę zatem

mówić o niej „pani Wilfred”. Co dalej się

zdarzyło?

-

Pani Wilfred wyszła dwa razy.

Pierwszy raz podeszła do zewnętrznych drzwi

segmentu numer piętnaście i myślałem, że ma

zamiar wejść do środka, ale...

-

Nieważne, co pan myślał. Co

zrobiła?

background image

-

Wiem, że zamknęła je od

zewnątrz, ale nie mogę przysiąc, że widziałem,

jak obracała klucz w zamku, więc pewnie nie

pozwolicie mi tego powiedzieć. Jak już

skończyła to, co tam robiła, podeszła do

samochodu, wyjęła bagaż i zaniosła go do

numeru szesnaście. Wkrótce potem wyszła,

podeszła do samochodu i otworzyła schowek z

przodu. Nie wiem, ile czasu tam spędziła,

ponieważ zostałem odwołany i nie wracałem

przez jakieś pół godziny. Po dłuższym czasie

obydwoje wyszli i odjechali samochodem.

-

Chwileczkę - powiedział Hadley.

- Czy zanim zobaczył pan, jak odjeżdżają,

widział pan kogoś innego w pobliżu

samochodu?

-

Nie mogę przysiąc - rzekł

Brems.

-

To niech pan nie przysięga.

Proszę tylko powiedzieć to, co pan wie i co pan

widział.

-

Widziałem, jak koło segmentu

szesnastego na kilka minut zatrzymał się dosyć

zniszczony samochód. Pomyślałem, że to

przyjechała ta druga para.

-

Proszę mówić tylko o tym, co

pan widział.

-

No cóż, widziałem, że samochód

zatrzymał się tam na krótko. Po chwili odjechał.

-

Chwileczkę. Samochód sam nie

odjechał. Ktoś musiał siedzieć za kierownicą.

-

Zgadza się.

-

Czy zna pan tę osobę?

-

Wtedy nie wiedziałem, kto to

jest. Teraz tak.

background image

-

Kto to był?

-

Ten Denham - mężczyzna,

którego znaleziono martwego.

-

Widział pan jego twarz?

-

Tak.

-

Zatrzymał się koło biura?

-

Nie.

-

Nie zatrzymał się, wyjeżdżając

samochodem z terenu motelu?

-

Nie.

-

A kiedy wjeżdżał?

-

Również nie.

-

W porządku. Teraz proszę

przypomnieć sobie wszystko, co nastąpiło

później.

-

Naturalnie, miałem inne rzeczy

do roboty. Mam cały motel na głowie i nie

mogę cały czas przyglądać się...

-

Proszę po prostu powiedzieć, co

pan widział, panie Brems. Nie oczekujemy, że

opowie nam pan o wszystkim, co się

wydarzyło. Tylko to, co pan widział.

background image

- Noo... oskarżony i ta dziewczyna...

-

Ma pan na myśli tę, która w

księdze gości figuruje pod nazwiskiem pani

Wilfred?

-

Tak, o tę mi chodzi.

-

Dobrze. Co zrobiła pani Wilfred

i oskarżony?

-

Przez jakiś czas ich nie było.

Potem wrócili. Musiało być już późne

popołudnie. Nie wiem, która dokładnie była

godzina. Wjechali do garażu pomiędzy

segmentami...

-

A wcześniej? - przerwał

Hadley. - Czy miał pan okazję zajrzeć do

pokojów, kiedy ich nie było?

- Eee... tak, miałem.

-

Co to była za okazja?

-

Wie pan, jak przyjeżdżają takie

pary... to znaczy... mamy trzy stawki. Stawkę

zwykłą, turystycznąi dla takich...

przejezdnych, co to tylko pokazują się i zaraz

ich nie ma. W wypadku takiej pary jak ta

żądamy opłaty około dwa razy wyższej od

zwykłej. Kiedy ci... przejezdni goście

wychodzą, zaglądamy do pokojów, żeby

sprawdzić, czy mają zamiar wrócić. Jeśli

zostawiają na środku otwarty bagaż, to go

przeglądamy. Czasem nawet otwieramy, jeśli

jest zamknięty. Jeśli nie chce się wypaść z

interesu, musi się przyjmować również tych

chwilowych gości, ale daje się wyższe stawki i

ma się zazwyczaj duży obrót. Wolałbym tego

nie robić, ale nie ma wyjścia. W każdym razie,

kiedy ci goście wychodzą, zagląda się do ich

pokojów.

background image

-

Właśnie dlatego pan wszedł?

-

Tak.

-

Co pan zrobił?

-

Nacisnąłem klamkę drzwi

wejściowych do numeru piętnastego, ale były

zamknięte. Wtedy nacisnąłem klamkę do

szesnastki, ale też było zamknięte.

-

Co pan wtedy zrobił?

-

Otworzyłem

drzwi

uniwersalnym kluczem i wszedłem do środka.

-

Które drzwi pan otworzył?

background image

-

Od szesnastki.

-

Co pan tam zobaczył?

-

Zauważyłem, że walizka i torba

dziewczyny... to znaczy pani Wilfred były w

numerze szesnastym, a neseser mężczyzny w

piętnastym.

-

Zaglądał pan do neseseru? -

Owszem.

-

Co pan tam zauważył?

-

Zauważyłem rewolwer.

-

Oglądał pan ten rewolwer?

- Tylko na tyle, na ile było widać. Nie

chciałem go dotykać. Zobaczyłem ten rewolwer,

i postanowiłem, że wobec tego lepiej...

- Niech pan nie mówi tego, co pan myślał

albo co postanowił. Pytam, co pan zrobił i

widział - przerwał Hadley. - Teraz wróćmy do

tego, co zdarzyło się później.

-

Dobrze.

-

Widział pan jeszcze oskarżonego?

-

Tak. On i ta... ta kobieta... to

znaczy pani Wilfred wrócili do motelu późnym

popołudniem. Weszli do swoich segmentów i nie

zwracałem na nich więcej uwagi. Miałem coś

innego do roboty. Potem zauważyłem samochód,

który gdzieś wyjeżdżał. Było gdzieś koło ósmej,

może trochę po ósmej. Rzuciłem okiem i

zobaczyłem, że to jest samochód oskarżonego i

że prowadziła ta kobieta. Nie widziałem dobrze,

ale mam wrażenie, że koło niej nikogo niebyło.

-

Czy słyszał pan jakieś

niecodzienne dźwięki?

-

Prawdę mówiąc, nie. Słyszeli coś

goście będący w innej części motelu.

- To nieistotne. Teraz mówimy o panu.

background image

Czy pan słyszał jakieś niecodzienne dźwięki?

- Nie.

- I tak pan zeznał policjantom, którzy

pana przesłuchiwali?

background image

- Tak.

-

Kiedy miał pan następną okazję

wejścia do segmentu piętnastego lub

szesnastego?

-

Kiedy przyjechał policjant i

powiedział, że chce tam wejść.

-

Co pan zrobił?

-

Wziąłem uniwersalny klucz i

otworzyłem drzwi szesnastki.

-

Drzwi były zamknięte na klucz?

-

Prawdę mówiąc, nie.

-

Co zobaczył pan w środku?

-

Zobaczyłem ciało tego

człowieka... tego, który podobno nazywał się

Binney Dcnham. Leżał na podłodze w kałuży

krwi.

- Zaglądaliście do segmentu

piętnastego?

- Tak.

-

Jak tam weszliście?

-

Wyszliśmy z szesnastki na dwór

i podeszliśmy do drzwi piętnastki.

-

Były zamknięte na klucz?

-

Nie.

-

Czy oskarżony znajdował się w

środku? - Kiedy weszliśmy, już go nie było.

-

A neseser?

-

Jego też już nie było.

-

Czy oskarżony lub kobieta,

którą wpisał do księgi jako swoją żonę, wrócili

potem do motelu?

-

Nie.

-

Czy następnie towarzyszył pan

policji, kiedy przeszli na tyły posiadłości?

- Tak. Widać było jego ślady...

background image

-

Jeden moment. Właśnie do tego

dążę. Co jest na tyłach posiadłości?

-

Ogrodzenie z drutu kolczastego.

-

A jaka jest gleba?

background image

- Gliniasta. Po deszczu robi się miękka.

Latem, kiedy słońce świeci i ją wysusza, jest

bardzo twarda.

-

W jakim stanie była gleba nocą

szóstego kwietnia? - Była miękka.

-

Czy odcisnęłyby się w niej ślady

męskich stóp?

-

Naturalnie.

- Czy widział pan jakieś ślady, kiedy

zaprowadził pan funkcjonariuszy na tyły

motelu?

- Tak.

-

Zna pan porucznika Tragga?

-

Tak.

-

Pokazał mu pan te ślady?

-

Wskazałem mu drogę, a on

zwrócił moją uwagę na ślady stóp.

-

Co następnie zrobił porucznik

Tragg?

-

Podszedł do ogrodzenia z drutu

kolczastego, w miejscu, gdzie ślady

wskazywały, że ktoś się przez nie przeciskał, i

znalazł parę nitek. W niektórych miejscach drut

jest trochę zardzewiały i nitki z łatwością się go

trzymały.

-

Czy widział pan Denhama

jeszcze raz od chwili, kiedy zauważył go pan

koło segmentu numer szesnaście w

samochodzie, który opisał pan jako dosyć

zniszczony?

- Dopiero kiedy zobaczyłem go

nieżywego na podłodze.

-

Motel jest otwarty dla gości?

-

Oczywiście. Tak ma być.

-

Zatem pan Denham mógł przyjść

background image

i wyjść, nie będąc przez pana widzianym?

-

Naturalnie.

-

Kolej na pana - rzekł Hadley.

-

Jak sam pan powiedział - zaczął

Mason - Denham mógł wejść do segmentu

szesnastego zaraz za kobietą, którą pan nazywał

panią Wilfred, prawda?

- Tak.

- Nie będąc przez pana widzianym?

background image

-Tak.

- Czy to byłoby łatwe?

- Oczywiście. Patrzę, kiedy ludzie

podjeżdżają samochodem i zachowują się,

jakby chcieli wejść do biura, ale nie zwracam

uwagi na tych, którzy udają się bezpośrednio

do segmentów. To znaczy, że jeśli przejeżdżają

nie zwalniając koło wywieszki „biuro”, nie

interesuję się nimi. Zarabiam na życie

wynajmując pokoje w motelu. Nie chcę

wściubiać nosa w prywatne sprawy gości.

- To godne pochwały - zauważył

Mason. - W ciągu dnia i aż do wieczora

wynajął pan również inne segmenty, prawda?

- Tak.

- Czy wieczorem szóstego i w ciągu

dnia siódmego kwietnia pomagał pan policji w

poszukiwaniu broni?

- Wnoszę sprzeciw. Pytanie jest

nieistotne, niedopuszczalne i nie mające

związku ze sprawą. Nie jest to należyty sposób

prowadzenia przesłuchania - zawołał Hadley i,

wstając z miejsca, dodał: - Wysoki Sądzie, nie

pytaliśmy tego świadka o nic, co działo się

siódmego kwietnia. Pytaliśmy go tylko o to, co

zdarzyło się szóstego kwietnia.

-

Sądzę, że w tych

okolicznościach ranek siódmego kwietnia

byłby nieco zbyt odległy w czasie - zgodził się

sędzia Strouse. - Podtrzymuję sprzeciw.

-

Czy widział pan jeszcze raz ten

rewolwer?

-

Zgłaszam

sprzeciw!

Niewłaściwie prowadzone przesłuchanie -

wtrącił Hadley. - Pytanie jest tak

background image

sformułowane, że może odnosić się do daty o

tydzień

późniejszej!

Bezpośrednie

przesłuchanie świadka dotyczyło tylko

szóstego kwietnia.

-

Podtrzymuję sprzeciw -

zarządził sędzia.

-

Odnośnie do popołudnia i

wieczora szóstego kwietnia, czy zauważył pan

jeszcze coś odbiegającego od normy?

- Nie - zaprzeczył Brems.

Bedford nachylił się do Masona i

szepnął:

background image

- Niech go pan przygwoździ! Niech go

pan zmusi, żeby powiedział o tej kobiecie, która

wtargnęła do dwunastki. Niech ją opisze!

Musimy dowiedzieć się, kto to był.

- Zauważył pan Binneya Denhama w

motelu - powiedział Mason.

- Tak jest.

- I wiedział pan, że nie figuruje w

księdze gości?

- Tak.

- Innymi słowy, wiedział pan, że jest

obcy.

-

Tak. Ale musi pan pamiętać,

panie Mason, że nie mogłem być tego pewien.

Oskarżony wynajął dwa segmenty i za nie

zapłacił. Uprzedził mnie, że oczekuje pary z San

Diego. Skąd mogłem wiedzieć, że nie mówił o

Denhamie?

-

Rozumiem - rzekł Mason. -

Wyjaśnia to obecność pana Denhama. A teraz

chciałbym wiedzieć, czy nie zauważył pan

jakichś innych osób... powiedzmy nie

upoważnionych do przebywania w motelu.

- Nie.

- Czy nie było nikogo w dwunastce?

Brems zastanowił się przez chwilę,

potrząsnął głową, po czym nagle rzekł:

- Chwileczkę... Tak. Zgłosiłem to policji.

- Nieważne, co zgłosił pan policji -

przerwał Hadley.

- Proszę słuchać pytań i na nie

odpowiadać. Proszę nie udzielać samorzutnie

informacji, o które pana nie proszono.

- No cóż... była tam pewna osoba, ale

potem okazało się, że z nią było wszystko w

background image

porządku.

-

Czy ta osoba bezprawnie

przebywała w pokoju w motelu?

-

Zgłaszam sprzeciw, pytanie

sugeruje odpowiedź i żąda od świadka

wyciągania wniosków.

-

To jest zwykłe przesłuchiwanie

świadka przez obronę - wyjaśnił Mason.

- Uważam, że słowo „bezprawnie”

odwołuje się do wniosku świadka. Jednak

pozwalam odpowiedzieć na to pytanie

background image

- rzekł sędzia Strouse. - Chcę dać

obronie dużą swobodę w przesłuchaniu,

szczególnie w odniesieniu do tych świadków,

którzy będą pytani o osoby obecne w motelu

przed popełnieniem zbrodni.

-

Doskonale - powiedział Hadley.

- Wycofuję sprzeciw, Wysoki Sądzie, żeby nie

wprowadzać zamieszania w protokole. Panie

Brems, proszę odpowiedzieć na pytanie.

-

Powiem tyle. Z dwunastki

wyszła kobieta. To nie była ta osoba, która

wynajęła segment. Zaczepiłem ją bo

myślałem... no cóż, nie wolno mi mówić, co

myślałem. Ale rozmawiałem z nią.

-

O czym pan z nią rozmawiał? -

spytał Mason. - Zapytałem ją, co tam robiła.

-

A co ona powiedziała?

- Wysoki Sądzie - wtrącił Hadley - Pan

Mason już nie tylko wykracza poza ramy

przesłuchania, ale w ogóle chce wprowadzić

dowód ze słyszenia.

- Podtrzymuję sprzeciw - powiedział

sędzia Strouse. Mason zwrócił się do świadka:

-

O co pan ją zapytał?

-

Wnoszę sprzeciw na tych

samych zasadach - zaoponował Hadley.

- Podtrzymuję sprzeciw - ponownie

zarządził sędzia.

Adwokat odwrócił się do Bedforda i

szepnął:

-

Widzi pan, że natykamy się na

mnóstwo przeszkód natury proceduralnej. Nie

mogę przesłuchać świadka na temat rozmowy

z tą kobietą.

-

Ale musimy dowiedzieć się, kto

background image

to był. Niech pan nie da się im przechytrzyć,

panie Mason. Jest pan sprytnym prawnikiem.

Niech pan zadaje takie pytania, żeby sędzia nie

mógł przeciwko nim zaprotestować. Musimy

przecież dotrzeć do tej kobiety.

-

Mówi pan, że kobieta, która

wyszła z numeru dwunastego, nie była osobą,

która go wynajęła?

background image

- Tak jest.

- I pan ją zatrzymał?

- Tak.

-

Czy pan poinformował o niej

policję?

-

Zgłaszam

sprzeciw.

Niewłaściwie prowadzone przesłuchanie,

pytanie nieistotne, niedopuszczalne i nie mające

związku ze sprawą.

- Podtrzymuję sprzeciw.

- Zeznał pan, że rozmawiał pan z

policjantami.

- Oczywiście, kiedy odkryto ciało,

policja chciała wiedzieć o wszystkim, co działo

się w motelu. To było po tym, jak zapytali, czy

mogą zajrzeć do szesnastki, żeby sprawdzić

zgłoszenie, które właśnie otrzymali.

Powiedziałem, że nie widzę przeszkód.

-

W porządku. Czy, mówię cały

czas o tej samej rozmowie, policja pytała pana,

czy po południu lub wieczorem po terenie

motelu kręciły się jakieś nieuprawnione osoby?

-

Zgłaszam sprzeciw - powiedział

Hadley. - Pytanie o dowód ze słyszenia,

nieistotne, niewłaściwe, źle prowadzone

przesłuchanie.

Sędzia Strouse uśmiechnął się.

- Pan Mason znowu próbuje odwołać się

do reguły, zgodnie z którą, jeśli w

przesłuchaniu bezpośrednim przytoczono

fragment rozmowy, strona przeciwna może

przepytać świadka odnośnie do całej rozmowy.

Świadek może odpowiedzieć napytanie.

- Policję głównie interesowało, czy

słyszałem strzały.

background image

-

Nie pytam o to, co głównie

interesowało policję - przypomniał świadkowi

Mason. - Chciałem wiedzieć, czy pytali pana,

czy po południu i wieczorem po terenie motelu

kręciły się jakieś nieupoważnione osoby.

-

Tak, pytali o to.

-

Czy powiedział im pan, w tej

właśnie rozmowie, o kobiecie, którą widział

pan wychodzącą z numeru dwunastego?

background image

- Tak.

-

Co dokładnie im pan

powiedział?

-

Wysoki Sądzie - rzekł Hadley -

obrona wprowadza szczegóły, które nie mają

nic wspólnego ze sprawą, a tylko zaciemnią jej

obraz. Nie mamy nic przeciwko temu, by

obrona powołała pan Bremsa na własnego

świadka. Wtedy pan Mason będzie mógł zadać

mu jakie zechce pytania, choć będzie musiał

liczyć się z tym, że oskarżenie może

zakwestionować zeznania jako nieistotne,

niewłaściwe i niedopuszczalne.

-

Obrona nie musi powoływać

pana Bremsa na własnego świadka - wytknął

sędzia Strouse. - W bezpośrednim

przesłuchaniu pytał go pan o rozmowę z

policjantami.

-

Nie o rozmowę. Zapytałem go

tylko o skutek tej rozmowy. Pan Mason mógł

zaprotestować przeciwko memu pytaniu ze

względu na to, że dotyczyło wniosków

świadka.

-

Ale nie chciał tego robić -

zauważył dobrodusznie sędzia. - Prawnie nie

ma znaczenia, czy pyta się świadka o wnioski

wyciągnięte z rozmowy, czy prosi o dokładne

zacytowanie konwersacji. W przesłuchaniu

bezpośrednim został wprowadzony temat

rozmowy. Teraz pan Mason może żądać

przedstawienia całej rozmowy.

-

Ale to, o co pyta, nie łączy się

ze sprawą interesującą policję! - zaprotestował

Hadley. - I nie ma żadnego związku ze

zbrodnią.

background image

-

Skąd pan wie? - spytał sędzia.

-

Ponieważ wiemy, co się

zdarzyło.

-

Pan Mason może mieć inną

teorię dotyczącą tego, co się wydarzyło. Sąd

chce dać obronie jak największą swobodę w

przesłuchaniach. Świadek może odpowiedzieć

na pytanie.

-

Zatem - podjął Mason - co

powiedział pan policjantom na temat kobiety

wychodzącej z dwunastki?

-

Powiedziałem im, że w tym

segmencie była intruzka. - Użył pan słowa

„intruzka”?

-

Wydaje mi się, że tak.

background image

-

Co jeszcze im pan powiedział?

-

Powiedziałem im o tym, że z nią

rozmawiałem.

-

Czy powtórzył im pan, co

mówiła ta kobieta?

-

Znowu muszę zgłosić sprzeciw,

Wysoki Sądzie - wtrącił Hadley. - Pan Mason

pyta o dowód ze słyszenia na temat dowodu ze

słyszenia. Będzie to świadectwo tego, co być

może jakaś kobieta powiedziała świadkowi i co

on z kolei przekazał funkcjonariuszom policji.

To czystej wody pogłoski.

- Takie postępowanie jest jednak

dozwolone w wypadku ponownego

przesłuchiwania świadków przez stronę

przeciwną - zadecydował sędzia Strouse. -

Proszę odpowiedzieć na pytanie.

- Tak, powiedziałem, że ta kobieta

powiedziała mi, że jest koleżanką osoby, która

wynajęła ten segment. Podobno, gdyby

koleżanki nie było, miała wejść i poczekać na

nią.

- Może pan opisać tę kobietę? - spytał

mason.

- Wnoszę sprzeciw, pytanie jest

nieistotne, niedopuszczalne i nie ma związku ze

sprawą,

niewłaściwie

prowadzone

przesłuchanie.

-

Podtrzymuję sprzeciw -

powiedział sędzia. Mason uśmiechnął się.

-

Czy w czasie rozmowy opisał ją

pan policjantom?

-

Sprzeciw na tych samych

podstawach. Sędzia uśmiechnął się.

-

Uchylam sprzeciw. Teraz pytanie

background image

pana Masona dotyczy rozmowy, co do której

może przepytać świadka.

-

Powiedziałem policji, że ta

kobieta miała dwadzieścia osiem-trzydzieści lat,

że była brunetką z ciemnoszarymi oczami,

dosyć wysoką... To znaczy wysoką jak na

kobietę. Miała długie nogi. Poruszała się... po

królewsku, z godnością. Widać było, że...

- Proszę jej nie opisywać - ostrzegł

świadka Hadley. - Proszę tylko powtórzyć to, co

powiedział pan policji.

background image

-

To właśnie mówiłem.

Oczywiście, potem okazało się, że wszystko

było w porządku.

-

Proszę o skreślenie z protokołu

tej części wypowiedzi świadka, która nie była

odpowiedzią na pytanie - rzekł Mason.

-

Proszę skreślić - zarządził

sędzia.

-

Nie mam więcej pytań do

świadka - powiedział adwokat.

Hadley, bardzo zły, przystąpił do

ponownego przesłuchiwania świadka.

- Powiedział pan policji, że według

pana ta kobieta była intruzką?

- Tak.

- Potem przekonał się pan, że nie miał

pan racji, czy to prawda?

- Zgłaszam sprzeciw - wtrącił Mason. -

Pytanie sugeruje odpowiedź, jest nieistotne,

niedopuszczalne i nie ma związku ze sprawą,

przesłuchanie prowadzone jest niewłaściwie.

- Podtrzymuję sprzeciw.

-

Ale w końcu powiedział pan

policji, że nie miał pan racji, prawda? -

krzyknął zdenerwowany Hadley.

-

Wnoszę sprzeciw. Niewłaściwie

prowadzone przesłuchanie, a poza tym pytanie

odnosi się do rozmowy, co do której świadek

nie był przesłuchiwany.

Sędzię Strouse zawahał się i spojrzał na

świadka.

-

Kiedy im pan to powiedział?

-

Następnego dnia.

-

Podtrzymuję sprzeciw.

-

Tego samego dnia rozmawiał

background image

pan na ten temat z kobietą, która wynajęła

dwunastkę, prawda?

-

Wnoszę sprzeciw. Pytanie

nieistotne, niedopuszczalne i nie ma związku

ze sprawą, próba wprowadzenia dowodu ze

słyszenia,

niewłaściwie

prowadzone

przesłuchanie, a poza tym rozmowa nie odbyła

się w obecności oskarżonego.

-

Podtrzymuję sprzeciw.

background image

Hadley usiadł na krześle i powiedział

coś na ucho Hamiltonowi Burgerowi. Przez

chwilę prokurator okręgowy i jego zastępca z

ożywieniem, choć szeptem się o coś sprzeczali.

W końcu Hadley przystąpił do kolejnego

ataku.

- Czy, tego samego dnia i w tej samej

rozmowie z policją, zeznał pan, że po

rozmowie z tą kobietą był pan przekonany, że

mówiła prawdę?

- Tak.

-

To wszystko - powiedział

triumfalnie Hadley.

-

Chwileczkę!- Mason zatrzymał

świadka, który zaczął już odchodzić. - Jeszcze

jedno pytanie. Czy w trakcie tej samej

rozmowy opisał pan policji tę kobietę jako

intruzkę?

-

Tak, w tej rozmowie tak

powiedziałem.

- Użył pan słowa „intruzka”?

- Tak.

Mason uśmiechnął się do zastępcy

prokuratora okręgowego.

-

Nie mam więcej pytań -

powiedział.

-

Ja też nie - burknął Hadley.

- Proszę wezwać następnego świadka -

zarządził sędzia Strouse.

Hadley

wezwał

kierownika

wypożyczalni samochodów, który opisał

okoliczności wynajęcia i oddania auta, o które

pytała policja, oraz wspomniał, że osoba

oddająca je nie odebrała reszty pieniędzy

należnych z racji nie wykorzystanej kaucji.

background image

- Nie mam pytań - powiedział Mason.

Inny pracownik tej samej wypożyczalni

zeznał, że szóstego kwietnia około dziesiątej

wieczorem widział, jak samochód wjechał na

parking wypożyczalni. Za kierownicą siedziała

młoda kobieta. Nie zwrócił na nią uwagi.

- Proszę zadawać pytania - rzekł

Hadley.

- Może pan opisać tę kobietę? - spytał

Mason.

- Była ładna.

background image

-

Czy może pan opisać ją

dokładniej? - poprosił adwokat, a na twarze

niektórych sędziów przysięgłych wypłynął

uśmiech.

-

Pewnie. Była w wieku około

dwudziestu lat. Miała to, co trzeba!

-

To znaczy? - zdziwił się sędzia

Strouse.

-

Miała dobrą figurę - poprawił

się pospiesznie świadek.

- Widział pan jej włosy? - spytał

Mason.

- Była blondynką.

- Zaraz zadam panu pytanie, ale chcę,

żeby pan dobrze się zastanowił, zanim na nie

odpowie. Czy widział pan, aby po

zaparkowaniu samochodu ta kobieta

wyjmowała z niego jakiś bagaż?

Mężczyzna potrząsnął głową.

-

Nie, nic absolutnie nie

wyciągała.

-

Jest pan pewien?

-

Jestem pewien.

- Widział pan, jak wysiada z

samochodu?

- No a jak!

Na sali rozpraw rozległy się śmiechy.

-

To wszystko - oznajmił Mason.

-

Nie mam więcej pytań -

zawtórował mu Hadley.

Zastępca prokuratora wezwał

specjalistę od daktyloskopii, który zeznał, że

nocą szóstego kwietnia i wczesnym rankiem

siódmego zebrał odciski palców z segmentów

numer piętnaście i szesnaście motelu

background image

Staylonger. Pokazał kilka odcisków palców,

które określił jako istotne.

-

Dlaczego zaklasyfikował je pan

jako istotne? - spytał Hadley.

-

Ponieważ

odpowiadały

odciskom zdjętym z samochodu, na temat

którego przed chwilą zeznawał świadek.

Specjalista od daktyloskopii zeznał

ponadto, że zbadał wynajęty samochód, zebrał

i

zabezpieczył

kilka

odcisków

odpowiadających odciskom z segmentów

piętnastego i szesnastego z motelu, gdzie

znaleziono ciało, i że niektóre z nich bez

żadnej wątpliwości zostawił Stewart G.

Bedford.

-

Proszę pytać - powiedział

Hadley.

-

Kto pozostawił te inne odciski?

- spytał Mason.

-

Podejrzewam, że blondynka,

która przyprowadziła samochód do

wypożyczalni i...

-

Nie wie pan na pewno?

-

Nie, nie wiem. Wiem, że

zabezpieczyłem pewne odciski z segmentów

piętnastego i szesnastego i z samochodu z

rejestracją CXY 221 i że te odciski

odpowiadały odciskom pobranym od Stewarta

G. Bedforda, kiedy został przywieziony na

komendę.

-

W segmentach piętnastym i

szesnastym znalazł pan również odciski, które,

jak pan sądzi, zostawiła blondynka.

- Tak.

-

Gdzie je pan znalazł?

background image

-

Och, w różnych miejscach, na

lustrze, szklankach, gałce drzwi.

- I takie same odciski znalazł pan w

samochodzie?

- Tak.

-

Innymi słowy - wytknął mu

Mason - według tego, co pan był w stanie

stwierdzić na podstawie własnych obserwacji,

te inne odciski mogły być równie dobrze

zostawione przez mordercę Binneya

Denhama?

-

Zgłaszam sprzeciw - powiedział

Hadley. - Pytania są tendencyjne i wymagają

odpowiedzi będącej wnioskiem świadka.

- Świadek jest specjalistą - powiedział

Mason. - Chcę usłyszeć jego wnioski, ale

ograniczam pytanie tylko do tego, co mógł

stwierdzić na podstawie własnych obserwacji.

Sędzia Strouse zawahał się, po czym

rzekł:

-

Pozwalam

świadkowi

odpowiedzieć na pytanie.

-

O ile wiem na podstawie tego,

co sam zauważyłem, mordercą mogła być

równie dobrze jedna, jak i druga osoba.

- Albo też morderstwo mógł popełnić

ktoś inny? - spytał Mason.

- To prawda.

- Dziękuję. To wszystko.

- Proszę wezwać Richarda Judsona -

powiedział Hamilton Burger.

Woźny wezwał Richarda Judsona.

Judson - wyprostowany, barczysty, z wąską

talią, tubalnym głosem i chłodnymi oczyma -

przypominał

bankiera

oceniającego

background image

opłacalność udzielenia kredytu hipotecznego.

Okazało się, że jest policjantem i 10 kwietnia

złożył wizytę w domu Bedfordów.

-

Co zrobił pan po przybyciu do

domu państwa Bedfordów? - spytał prokurator

okręgowy.

-

Rozejrzałem się po terenie.

-

Gdzie pan zaglądał?

-

Byłem w ogrodzie i w garażu.

-

Miał pan nakaz rewizji?

-

Owszem.

-

Czy okazał go pan komuś?

-

Nikogo nie było w domu, więc

nie mogłem tego zrobić.

-

Gdzie zajrzał pan najpierw?

-

Do garażu.

-

A dokładniej?

-

Przeszukałem cały garaż.

-

Czy może nam pan powiedzieć

więcej na ten temat?

-

W garażu stał samochód.

Dokładnie go przeszukaliśmy. Były też opony.

Obejrzeliśmy je i zajrzeliśmy do starych

dętek...

-

Mówi pan „my”. Kto był z

panem?

-

Mój współpracownik.

-

Funkcjonariusz policji?

-

Tak.

-

Gdzie jeszcze szukaliście?

background image

-

Właściwie wszędzie. Za

krokwiami i w starych pudłach. Zrobiliśmy

dokładną rewizję.

-

Co zrobiliście potem? - spytał

Hamilton Burger.

- Na środku podłogi w garażu był

odpływ, zasłonięty kratką, żeby można było

zmywać podłogę gumowym wężem.

Odkręciliśmy tę kratkę i zajrzeliśmy do rury.

-

Co tam znaleźliście?

-

Broń.

-

Jaką broń?

-

Rewolwer Colt kaliber

trzydzieści osiem.

-

Czy ma pan numer tego

rewolweru?

-

Tak, zapisałem go.

-

Od razu na miejscu znalezienia

broni?

-

Tak.

-

Sam pan sporządził tę notatkę?

-

Tak.

-

Ma ją pan ze sobą?

-

Tak.

-

Co pan zatem zapisał na temat

tego rewolweru? Świadek otworzył notes.

- Był to niklowany rewolwer marki

Colt, kaliber trzydzieści osiem. W bębenku

miał pięć pocisków, jedna komora była pusta.

Numer fabryczny 740818.

-

Co zrobiliście z rewolwerem? -

Przekazaliśmy go Arthurowi Merriamowi.

-

Kim jest Arthur Merriam?

-

Policyjnym ekspertem do spraw

broni i balistyki.

background image

-

Może pan pytać - zwrócił się

Hamilton Burger do Perry’ego Masona.

-

Jak zrozumiałem, miał pan

nakaz rewizji, panie Judson - zaczął adwokat.

- Tak.

-

Jaki teren obejmował nakaz

rewizji?

-

Dom, ogród i garaż.

background image

-

W domu nie było nikogo, komu

mógłby pan okazać nakaz?

-

Nie, nie w czasie, kiedy

robiliśmy rewizję.

-

Kiedy został wystawiony nakaz

rewizji?

-

Zdaje się, że ósmego.

-

Dostał go pan ósmego rano?

-

Nie pamiętam dokładnie pory

dnia.

-

Czy to było rano? - Chyba tak.

-

Co pan zrobił po otrzymaniu

nakazu rewizji?

-

Włożyłem go do kieszeni.

-

A potem?

-

Zająłem się sprawą.

-

Co pan robił w ramach, jak to

pan ujął, zajmowania się sprawą jak już pan

włożył nakaz rewizji do kieszeni?

-

Pojechałem w parę miejsc,

zobaczyć, jak się sytuacja rozwija.

-

W rzeczywistości pojechał pan

do domu Bedfordów, prawda?

-

Zajmowaliśmy się tą sprawą

sprawdzając, jak się posuwa praca. Krążyliśmy

po okolicy.

-

A potem zaparkowaliście

samochód, prawda?

-

Tak jest.

-

W miejscu, z którego mogliście

widzieć garaż? Świadek zawahał się.

-

Tak - przyznał w końcu.

- I czekaliście cały dzień, prawda?

-

Owszem.

-

A następnego dnia wróciliście?

background image

-

Tak.

-

W to samo miejsce?

-

Tak.

- I znowu czekaliście cały dzień?

- Tak

background image

-

Następnego dnia znowu

wróciliście?

-

Tak.

-

W to samo miejsce?

-

Tak.

- I do której czekaliście?

-

Do około czwartej po południu.

-

Wiedzieliście, że nikogo nie ma

w domu, prawda? - No cóż, widzieliśmy, że

pani Bedford odjechała.

-

Zatem wiedzieliście, że nikogo

nie ma w domu.

-

Czegoś takiego nie można być

pewnym.

-

Mieliście dom pod obserwacją?

-

Owszem.

- Żeby się zorientować, kiedy nikogo

nie będzie w domu?

-

Po prostu mieliśmy dom pod

obserwacją, aby wiedzieć, kto do niego

wchodzi i kto wychodzi.

-

I przy pierwszej okazji, kiedy

wydawało się wam, że nikogo nie ma w domu,

weszliście i przeszukaliście garaż?

-

Eee... można tak to nazwać.

- I zrobiliście rewizję w garażu, ale nie

w domu?

-

Nie, nie robiliśmy rewizji w

domu.

-

Przeszukaliście każdy kąt

garażu, każdy centymetr kwadratowy?

- Tak.

-

Czekaliście, aby mieć pewność,

że nikogo nie ma w domu, a potem

przystąpiliście do rewizji.

background image

-

Chcieliśmy zrobić rewizję w

garażu. Nie chcieliśmy, aby nam

przeszkadzano czy przerywano.

Mason uśmiechnął się lodowato.

-

Właśnie pan przyznał, panie

Judson, że chcieliście zrobić rewizję w garażu.

-

Co w tym złego? Mieliśmy

przecież nakaz rewizji.

-

Powiedział pan „w garażu”.

-

Miałem na myśli całość

posiadłości... dom, wszystko.

background image

-

Nie powiedział pan tego.

Powiedział pan, że chcieliście zrobić rewizję w

garażu.

-

Mieliśmy nakaz.

-

Czy nie jest prawdą - spytał

Mason - że jedynym miejscem, które

naprawdę chcieliście przeszukać, był garaż, a

zainteresowaliście się nim dlatego, że

otrzymaliście doniesienie, że znajdziecie tam

broń?

-

Oczywiście, szukaliśmy broni.

-

Czy, zanim wyruszyliście, nie

otrzymaliście doniesienia, że w garażu

znajduje się broń?

-

Wnoszę sprzeciw. Pytanie

nieistotne, niedopuszczalne i nie mające

związku ze sprawą, niewłaściwie prowadzone

przesłuchanie - zaprotestował Hamilton

Burger.

Sędzię Strouse zastanawiał się przez

chwilę.

-

Uchylam sprzeciw... jeśli

świadek zna odpowiedź na pytanie.

-

Nie wiem nic na temat

doniesienia.

-

Czy nie jest prawdą, że

zamierzaliście zrobić rewizję przede

wszystkim w garażu?

-

Poszliśmy tam najpierw.

-

Czy była jakaś przyczyna tego,

że najpierw udaliście się do garażu?

- Tam zaczęliśmy. Pomyśleliśmy, że

może tam znajdziemy broń.

-

A dlaczego tak pomyśleliście?

-

Garaż to całkiem dobry

background image

schowek.

-

Chce pan powiedzieć, że policja

nie otrzymała żadnego anonimowego telefonu

ze wskazówką gdzie możecie szukać?

-

Chcę

powiedzieć,

że

przeszukaliśmy garaż, szukając broni, i

znaleźliśmy jątam. Nie wiem, jakie wskazówki

otrzymali inni funkcjonariusze. Ja miałem

poszukać broni.

-

W garażu? - No cóż... tak.

-

Dziękuję - powiedział Mason. -

To wszystko.

background image

Miejsce dla świadków zajął teraz

Arthur Merriam. Jego zeznania dotyczyły

testów, które przeprowadził z bronią

otrzymaną od poprzedniego świadka, włączoną

do materiału dowodowego. Oświadczył, że

wystrzelił z rewolweru kulę, a następnie

porównał ją pod mikroskopem porównawczym

z kulą którą została zabita ofiara. Przyniósł ze

sobą fotografie ukazujące identyczność

zarysowań: na obu nałożonych na siebie

kulach zarysowania się pokrywały. Zdjęcia

zostały włączone do materiału dowodowego.

- Teraz pańska kolej - zwrócił się

Hamilton Burger do Masona.

Adwokat wydawał się nieco znudzony.

- Nie mam pytań - rzekł.

Następnym świadkiem prokuratora był

mężczyzna pracujący na stoisku sportowym w

jednym z dużych domów towarowych w

centrum miasta. Mężczyzna przyniósł

dokumenty dowodzące, że rewolwer, którym

została popełniona zbrodnia, kupił pięć lat

temu Stewart G. Bedford. Pokazał podpis

Bedforda na rejestrze broni palnej i przekazał

sądowi foto-stat oryginału, po czym

pozwolono mu zabrać oryginał.

- Przekazuję świadka obronie -

powiedział Hamilton Burger.

- Nie mam pytań - oświadczył Mason, z

trudnością tłumiąc ziewnięcie.

Sędzia Strouse spojrzał na zegar i rzekł:

- Czas na przerwę. Sąd upomina

sędziów przysięgłych, aby nie dyskutowali o

sprawie między sobą ani żeby nie pozwalali

nikomu dyskutować o niej w swojej obecności.

background image

Przysięgłym nie wolno wyrobić sobie ani

wyrazić żadnej opinii, dopóki nie zostanie

zakończone przedstawianie dowodów. Sąd

ogłasza przerwę do jutra do godziny dziesiątej

rano.

Bedford schwycił swojego obrońcę za

ramię.

- Panie Mason - szepnął - ktoś

podrzucił broń do mojego garażu.

background image

-

A może sam ją pan tam

schował?

-

Niech pan się nie wygłupia!

Mówiłem, że po tym, jak zasnąłem, nie

widziałem więcej rewolweru. Ktoś zaprawił

alkohol jakimś środkiem nasennym, a potem

wyciągnął broń z mojego neseseru, zabił

Binneya Denhama i w końcu podrzucił

rewolwer do mojego garażu.

- I zadzwonił z tą informacją na policję

- dodał Mason - żeby mieć pewność, że znajdą

broń u pana. - To znaczy... że co?

-

To znaczy, że ktoś zadbał o to,

żeby policji nie zabrakło dowodów na pana

związek z tym morderstwem.

-

Wracamy do tajemniczej

kobiety, która wtargnęła do pokoju Elsy...

-

Chwileczkę. Bez nazwisk -

ostrzegł Mason.

-

No, do tej kobiety, która tam

była. Do diabła, Mason, mówię panu, że ona

jest ważna. Stanowi klucz do całej tajemnicy.

Nie zwraca pan na nią żadnej uwagi ani nie

próbuje jej pan znaleźć!

-

Jak mam się zabrać za szukanie

jej? - spytał niecierpliwie adwokat. - Mówi mi

pan, że w stogu siana jest igła i że ta igła jest

ważna. I co z tego?

Strażnik dał znak Bedfordowi, że czas

iść.

-

Niech

pan

zatrudni

pięćdziesięciu detektywów - syknął Bedford,

przystając jeszcze na chwilę. - Niech pan

zatrudni stu, ale musi pan znaleźć tę kobietę!

-

Do zobaczenia jutro - zawołał

background image

Mason do Bedforda, którego strażnik

prowadził do windy.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Perry Mason i Della Street zjedli obiad

w ulubionej restauracji, a kiedy wrócili, żeby

jeszcze popracować w biurze, w foyer budynku

zastali czekającą na nich Elsę Griffin.

- Witamy - powiedział prawnik. - Chce

się pani ze mną zobaczyć?

Kobieta skinęła głową.

-

Długo pani czeka?

-

Około dwudziestu minut.

Powiedziano mi, że wyszliście państwo na

obiad, ale macie jeszcze wrócić do biura, więc

czekałam.

Mason rzucił spojrzenie Delii.

-

Coś ważnego? - spytał.

-

Tak sądzę.

-

Chodźmy do biura.

Pojechali windą na górę i podeszli do

gabinetu Masona. Prawnik otworzył drzwi,

wszedł i zapalił światło.

- Niech pani zdejmie płaszcz i kapelusz

- zaprosiła Della. - I proszę usiąść w tamtym

fotelu.

Elsa Griffin zachowywała się ze

spokojem i zdecydowaniem, typowym dla

kobiety, która przyszła w jakimś konkretnym

celu i przygotowała się wewnętrznie na

podjęcie niezbędnych kroków, by ten cel

osiągnąć.

- Miałam okazję rozmawiać przez

chwilę z panem Bedfordem - powiedziała.

Mason kiwnął głową.

- Prywatnie - dodała.

background image

- I co?

- Pan Bedford uważa, że biorąc pod

uwagę środki, jakie otrzymał pan do

dyspozycji, mógłby pan zrobić więcej w

sprawie tej kobiety, która wtargnęła do mojego

segmentu w motelu. To oczywiste, że mogła

stamtąd obserwować te dwa segmenty,

piętnasty i szesnasty, a potem pójść i... w

stosownym momencie otworzyć drzwi

szesnastki, wystrzelić i uciec.

-

Tak - powiedział ironicznie

Mason. - Wystrzelić z rewolweru Bedforda.

-

Ma pan rację - przyznała Elsa i

po namyśle dodała: - Chyba musiałaby

najpierw wejść do drugiego segmentu i zabrać

broń... Ale mogła tak zrobić, panie Mason. Jak

blondynka odjechała, mogła wejść do domku,

znaleźć pana Bedforda pogrążonego we śnie i

zabrać rewolwer z jego neseseru.

Mason przyglądał się jej uważnie.

Nagle kobieta powiedziała:

-

Panie Mason, nie uważa pan, że

to bardzo źle wygląda, że na rozprawę pani

Bedford zakłada te wielkie czarne okulary i

siedzi pod samą ścianą? Powinna przesiąść się

do przodu i wspierać moralnie męża, a nie

ukrywać się, jak gdyby... jakby bała się, że

ludzie dowiedzą się, kim jest.

-

Każdy wie, kim jest - odparł

prawnik. - Dziennikarze bez przerwy proszą ją

o wywiady, odkąd zaczęto wybierać skład

ławy przysięgłych.

-

Wiem, ale dlaczego nie chce

zdjąć tych okropnych czarnych okularów?

Bardzo źle w nich wygląda. Okulary mają

background image

takie wielkie szkła, że kompletnie zmieniają jej

wygląd. Jest zupełnie niepodobna do siebie.

-

Co według pani powinienem

zrobić?

-

Czy nie mógłby pan jej

powiedzieć, żeby była trochę bardziej

naturalna? Niech pan jej poradzi, żeby zdjęła

okulary i przesiadła się do przodu, koło męża,

aby od czasu do czasu dodać mu otuchy.

-

Tego właśnie chce pan Bedford?

-

Na pewno. Uważam, że jest

urażony postępowaniem żony. Zachowuje się

inaczej niż zwykle. Jakby był załamany.

- Rozumiem. Zapadło milczenie.

background image

-Co pan zrobił z tymi odciskami palców,

które zdjęłam w motelu, panie Mason? - spytała

po chwili Elsa Griffin.

- Niestety, niewiele. Widzi pani, bardzo

trudno jest przeprowadzić identyfikację, jeśli się

nie ma kompletnego zestawu dziesięciu

odcisków. Ale skoro uczyła się pani sztuki

prowadzenia dochodzenia, na pewno pani o tym

wie.

- Wiem - przyznała, choć w jej głosie

można było wyczuć powątpiewanie. -

Wydawało mi się, że pan Brems podał bardzo

dobry rysopis intruzki.

Mason skinął głową.

- W tym rysopisie uderzyło mnie to, co

mówił o sposobie, w jaki ta kobieta się

poruszała. Czuję, jakbym ją niemal znała. To

bardzo dziwne uczucie. Zupełnie, jakbym

patrzyła na twarz osoby, która mi bardzo kogoś

przypomina, ale nie wiem, kogo. Za nic nie

mogę sobie przypomnieć, bo w łańcuchu

brakuje jednego ogniwa.

Mason znowu tylko skinął głową.

- Mam wrażenie, że gdybym tylko

wpadła na to, jakie to ogniwo, wszystko bym

zgadła. Uważam, że rozwiązanie całej sprawy

jest w zasięgu ręki, ale umyka nam jak...

Mason nie powiedział ani słowa.

- No cóż - rzekła Elsa, wstając - muszę

iść. Chciałam panu powiedzieć, że pan Bedford

bardzo chciałby, aby skon centrował się pan na

szukaniu tej kobiety. Jestem również

przekonana, że byłoby znacznie lepiej, gdyby

jego żona nie zachowywała się tak, jakby bała

się, że ktoś może ją poznać. To naprawdę

background image

piękna kobieta, o majestatycznej postawie...

Elsa Griffin urwała i spojrzała na

adwokata wzrokiem, w którym malowało się

wzrastające zdumienie.

-

Co się stało? - spytał Mason. -

Co jest?

-

Mój Boże! - wykrzyknęła. - To

niemożliwe!

-

Niech pani powie, o co chodzi -

rzekł Mason.

Elsa nie przestawała patrzeć przed siebie

nieprzytomnym wzrokiem.

background image

- Czy coś się pani stało? - spytała

Della.

- Mój Boże, panie Mason! Czuję się

ogłuszona! Muszę usiąść.

Osunęła się na fotel, powoli pokręciła

głową, omiatając biuro Masona takim

wzrokiem, jak gdyby przeżyła szok, w wyniku

którego poczuła się kompletnie

zdezorientowana.- No i co się stało? - pytał

adwokat.

-

Mówiłam właśnie o pani Beford

i myślałam ojej postawie i sposobie poruszania

się... Proszę pana, wszystko zrozumiałam. To

straszne.

-

Co jest straszne?

- Nie rozumie pan? Chodzi o tę

intruzkę, która weszła do mojego segmentu w

motelu. Rysopis podany przez pana Brema

doskonale do niej pasuje. Trudno byłoby lepiej

opisać panią Bedford.

Mason siedział w milczeniu, ze

wzrokiem utkwionym w twarz Elsy Griffin.

Nagle sekretarka Bedforda strzeliła palcami.

- Już mam, panie Mason! Nareszcie!

Ma pan jej fotografię na karcie ewidencyjnej.

Tam jest jej zdjęcie i odciski palców. Mógłby

pan porównać je z odciskami, które zebrałam

w motelu. Za chwilę byśmy wiedzieli!

Mason kiwnął głową Delii Street.

- Przynieś kartę z odciskami palców

pani Bedford, Delio, oraz kopertę z nie

zidentyfikowanymi odciskami. Pamiętasz, że

odrzuciliśmy odciski Elsy Griffin. Zostały nam

cztery nie zidentyfikowane, numer czternaście,

szesnaście, dziewięć i dwanaście. Chciałbym

background image

je zobaczyć.

Della Street przez chwilę patrzyła na

zupełnie pozbawioną wyrazu twarz szefa, a

potem podeszła do zamykanej szarki, w której

prawnik trzymał akta bieżących spraw i

wyciągnęła żądane dokumenty.

Elsa Griffin zachłannie sięgnęła po

kopertę, wyjęła z niej karty, dokładnie się im

przyjrzała, a potem sięgnęła po dokument z

odciskami palców Anny Roann Bedford.

background image

Szybko porównywała odciski. Z

sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej

podekscytowana.

- Panie Mason, to są jej odciski! -

wykrzyknęła.

Mason wziął kartę ewidencyjną pani

Bedford. Elsa Griffin nie wypuszczała z rąk

kart numer czternaście, szesnaście, dziewięć i

dwanaście.

-

To jej odciski! Może mi pan

wierzyć. Studiowałam daktyloskopię.

-

Miejmy nadzieję, że się pani

myli - powiedział prawnik. - Inaczej

wywołalibyśmy porządną awanturę. Nie

możemy sobie na to pozwolić.

-

Panie Mason, reprezentuje pan

Stewarta Bedforda - oświadczyła surowo. - Nie

może go pan zdradzić. Musi pan bronić go,

niezależnie od tego, kto przy okazji będzie

poszkodowany.

-

Prawnik musi zawsze robić to,

co najlepsze dla klienta - odparł adwokat. - Co

nie znaczy, że ma postępować zgodnie z tym,

czego życzy sobie klient lub jego przyjaciele.

Musi robić to, co będzie dla niego najlepsze.

-

Chce pan powiedzieć, że nie

powie pan panu Bedfordowi, że to jego żona,

doprowadzona do desperacji przez szantażystę,

postanowiła...

-

Nie - odparł Mason. - Nie mam

zamiaru mu o tym powiedzieć i nie chcę, żeby

pani mu o tym powiedziała.

Elsa Griffin zerwała się na równe nogi i

rzuciła się do drzwi. Della Street wyciągnęła

rękę, by schwycić Elsę za spódnicę, ale nie

background image

dosięgnęła jej.

- Proszę wrócić! - zawołała.

Zanim Della dobiegła do drzwi, Elsa

już je otworzyła. Na progu stał sierżant

Holcomb.

-

Dobry wieczór - powiedział,

obejmując Elsę ramieniem. - Było tu jakieś

małe zamieszanie. Co się stało?

-

Ta kobieta próbuje zabrać coś,

co do niej nie należy - wyjaśnił Mason.

background image

- No no, to ciekawe. Coś panu ukradła?

Może pan opisać tę rzecz? Może chce pan

pojechać na komendę i zażądać aresztowania

jej pod zarzutem kradzieży? A co pani ma do

powiedzenia, panno Griffin?

Elsa Griffin wsunęła zabrane karty z

odciskami za bluzkę.

- Czy będzie pan tak miły - spytała

sierżanta - i odprowadzi mnie do domu, i

przypilnuje, żebym została wezwana do sądu

jako świadek oskarżenia? Sądzę, że najwyższy

czas, żeby przekonać pana Masona, znanego

adwokata, że ukrywanie przed policją

dowodów przeciwko mordercy jest nie zgodne

z prawem.

Twarz sierżanta Holcombe’a rozjaśniła

się.

- Siostro - powiedział wylewnie - to

wspaniałe słowa.

Pójdziemy, gdzie tylko sobie

zażyczysz.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Następnego dnia rano, kiedy

rozpoczęła się rozprawa, Hamilton Burger

wstał z twarzą wyraźnie zdradzającą jego

uczucia.

- Wysoki Sądzie - rzekł - chciałbym

zwrócić uwagę Wysokiego Sądu na paragraf

sto trzydziesty piąty kodeksu karnego, w

którym jest powiedziane: „Każdy, kto wiedząc,

że jakaś księga, rejestr, akta, dokument pisany

czy inna rzecz ma być włączona do materiału

dowodowego w toczącym się śledztwie, na

rozprawie czy w innym prawnie

sankcjonowanym postępowaniu dowodowym,

celowo niszczy lub ukrywa tę księgę, rejestr,

akta itd z zamiarem niedopuszczenia do ich

udostępnienia, popełnia wykroczenie”.

Sędzia

Strouse,

wyraźnie

zdezorientowany, powiedział:

-

Sąd zna prawo, panie Burger.

-

Chciałem tylko zwrócić uwagę

Wysokiego Sądu na ten paragraf - odparł

Hamilton Burger. - Wiem, że Sąd zna prawo.

Mam jednak wrażenie, że niektóre inne osoby

go nie znają. Wysoki Sądzie, chciałbym

wezwać na świadka Elsę Griffin.

Stewart Bedford z przerażeniem

spojrzał na Masona.

- Co to, do diabła, znaczy? - szepnął. -

Myślałem, że nikt o niej nie wie. Nie możemy

pozwolić, by Brems rozpoznał ją jako osobę,

która wynajęła dwunastkę.

- Nie podobał jej się mój sposób

background image

prowadzenia sprawy - odparł adwokat. -

Postanowiła złożyć zeznania.

-

Kiedy to się stało?

-

Wczoraj późnym wieczorem.

-

Ni

c mi pan nie powiedział.

-

Nie chciałem pana martwić.

Otworzyły się drzwi i Elsa Griffin, z

wysoko podniesioną głową, wmaszerowała na

salę. Podniosła prawą rękę i została

zaprzysiężona.

-

Jak się pani nazywa? - zapytał

Hamilton Burger.

-

Elsa Griffin.

-

Zna pani oskarżonego?

-

Jestem jego pracownicą.

-

Gdzie była pani szóstego

kwietnia tego roku?

-

W motelu Staylonger.

-

Co tam pani robiła?

-

Pojechałam tam na prośbę

pewnej osoby.

-

Wysoki Sądzie - powiedział

Hamilton Burger, zwracając się do sędziego

Strouse’a - zaraz będziemy świadkami

zupełnie niespodziewanego rozwoju sytuacji.

Muszę oświadczyć, że ten świadek, mimo iż

życzył sobie pewnych działań ze strony

prokuratury, tym niemniej wspólnie z inną

osobą, którą zaraz wymienię, postanowił ukryć

dowody, które uważam za istotne dla tej

sprawy.

Świadek przyszedł, bo otrzymał

wezwanie do stawienia się przed sądem, ale

jest nastawiony niechętnie. To znaczy, chętnie

background image

mówi o pewnych aspektach sprawy, ale co do

pozostałych odmówił zeznań i nie mam

pojęcia, ile może o nich wiedzieć. Mówi

wyłącznie na wybrany przez siebie temat.

Dlatego uważam za konieczne, bym w

pewnych sprawach mógł traktować pannę

Griffin jako niechętnego świadka.

-

Może byłoby lepiej, gdyby

najpierw przepytał pan świadka na temat, o

którym chętnie mówi - zasugerował sędzia - a

potem próbował wydobyć z niego zeznania na

pozostałe tematy, traktując go jako

niechętnego świadka, zgodnie z zasadami

przesłuchiwania takich świadków.

-

Dobrze, Wysoki Sądzie.

Hamilton Burger odwrócił się do

świadka.

-

Pracuje pani u oskarżonego

przez kilka lat?

-

Tak.

-

W jakim charakterze?

background image

-

Osobistej sekretarki.

-

Zna pani pana Morrisona

Bremsa, właściciela motelu Staylonger?

- Tak.

- Czy rozmawiała z nim pani szóstego

kwietnia tego roku?

- Tak.

- Kiedy?

-

Wczesnym wieczorem.

-

Co zostało wtedy powiedziane?

-

Wnoszę sprzeciw. Pytanie

nieistotne, niedopuszczalne i nie mające

związku ze sprawą - powiedział Mason.

-

Chwileczkę. - Powiedział

Hamilton Burger. - Wysoki Sądzie, chcemy

wykazać, że w czasie tej rozmowy świadek

działał jako przedstawiciel oskarżonego i że

udał się do motelu zgodnie z poleceniem

wydanym przez oskarżonego.

-

To proszę to najpierw wykazać -

zadecydował sędzia.

-

Ale, Wysoki Sądzie, tu właśnie

natykamy się na kłopot. - wyjaśnił prokurator.

- To jeden z tych punktów, których świadek

nie chce wyjaśnić.

-

Czy są jakieś punkty, które

świadek chce wyjaśnić? - spytał sędzia.

- Tak.

- Sąd prosił, aby w pierwszej kolejności

tym się pan zajął. Jak już zdobędziemy

wszystkie zeznania w sprawach, co do których

świadek chce zeznawać, a wynikną jeszcze

inne sprawy, co do których świadek okaże się

niechętny, wówczas może pan prosić o

pozwolenie traktowania go jak świadka

background image

niechętnego.

- Dobrze, Wysoki Sądzie.

Hamilton Burger ponownie zwrócił się

do świadka.

-

Czy wieczorem szóstego

kwietnia, po tej rozmowie, wróciła pani

jeszcze raz do motelu Staylonger?

-

Właściwie był to już ranek

siódmego.

-

Kto tam panią wysłał?

background image

-

Pan Perry Mason.

-

Chce pani powiedzieć, że

otrzymała pani takie polecenie od pana

Perry’ego Masona, zatrudnionego już wówczas

przez Stewarta G. Bedforda, oskarżonego w tej

sprawie?

- Tak.

-

Co pan Mason kazał pani

zrobić?

-

Zdobyć odciski palców z

numeru dwunastego. Miałam wziąć zestaw do

zdejmowania odcisków palców, oprószyć

wszystkie sprzęty, na których mogły zachować

się odciski palców, zdjąć je, zatrzeć wszystkie

ślady, jakie mogłyby się jeszcze zachować, a

potem przywieźć zebrane odciski palców panu

Masonowi.

-

Czy potrafi pani zdejmować

odciski palców?

-

Tak.

-

Czy pani się tego uczyła?

-

Tak.

- Gdzie?

-

Ukończyłam odpowiedni kurs

korespondencyjny.

-

Skąd zdobyła pani niezbędne

wyposażenie do zdejmowania odcisków?

-

Dostarczył mi go pan Mason.

- I co pani zrobiła, jak już pani

otrzymała sprzęt?

- Zgodnie z poleceniem, pojechałam do

motelu i w segmencie dwunastym zdjęłam

odciski palców.

- I co było potem?

-

Zabrałam wszystko do pana

background image

Masona, żeby mógł wyeliminować moje

odciski palców i, dzięki temu, wyodrębnić

odciski osoby, która wtargnęła do dwunastki

podczas mojej nieobecności.

-

Czy wie pani, czy zostało to

zrobione?

- Tak. Powiedział mi to pan Mason. On

również poinformował mnie, że wszystkie

zebrane odciski były moje, za wyjątkiem

czterech.

- Czy pani wie, na których kartach były

te cztery?

background image

- Tak. Gdy zebrałam odciski,

umieściłam je na kartach, które

ponumerowałam. Te karty z istotnymi

odciskami nosiły numery: czternaście,

szesnaście, dziewięć i dwanaście.

Numer czternasty i szesnasty

pochodziły ze szklanej gałki drzwi do szafy w

motelu, numer dziewięć i dwanaście z lustra.

-

Czy wie pani, gdzie są teraz te

cztery karty?

-

Tak.

-

Gdzie?

-

Ja je mam.

-

Jak je pani zdobyła?

- Porwałam je wczoraj z biura

Perry’ego Masona i uciekłam na policję,

ponieważ pan Mason próbował mi je odebrać.

-

Oddała je pani policji?

-

Nie.

-

Dlaczego?

-

Ponieważ nie chciałam, żeby się

z nimi stało coś złego. Rozumie pan, już

wczoraj wieczorem zorientowałam się, czyje to

są odciski. Dlatego właśnie uciekłam.

-

Dlaczego uważała pani za

konieczne uciekać? - spytał Burger.

Sędzia Strouse wyczekująco spojrzał na

Perry’ego Masona. Kiedy prawnik nie

próbował oponować przeciw pytaniu

prokuratora, sędzia powiedział do świadka:

-

Proszę chwilę zaczekać z

odpowiedzią. Nie ma pan nic przeciwko temu

pytaniu, panie Mason?

-

Nie Wysoki Sądzie - odparł

adwokat. - Czuję, że jestem tu sądzony i

background image

dlatego chcę ukazać wszystkie fakty.

Sędzia zmarszczył brwi.

- Nie kwestionuję, że czuje się pan,

panie Mason, jakby to pan był pan sądzony.

Odczucia to rzecz dyskusyjna. Bezdyskusyjny

natomiast jest fakt, że teraz sądzony jest pański

klient, a pana podstawowym obowiązkiem jest

chronić jego interesy, bez względu na to, jaki

ma to wpływ na pańskie prywatne sprawy.

background image

- Też tak to rozumiem, Wysoki Sądzie.

- Pytanie oskarżyciela wydaje się

kontrowersyjne, a odpowiedzią na nie może

być tylko wniosek wyciągnięty przez świadka.

- Nie zgłaszam sprzeciwu, Wysoki

Sądzie.

Sędzia Strouse zawahał się i

powiedział:

-

Chciałbym zwrócić panu uwagę,

panie Mason, że Sąd może okazać się

pomocny, jeśli w tej sprawie jest konflikt

interesów pomiędzy panem i klientem i nie

protestuje pan przeciw pytaniom, które

mogłyby przynieść szkodę klientowi.

-

Myślę, Wysoki Sądzie - rzekł

Mason - że sytuacja może być odwrotna. Mam

wrażenie, że odpowiedź świadka może się

okazać niekorzystna dla mnie, ale bardzo

korzystna dla oskarżonego. Rozumiem, że

właśnie dlatego świadek chętnie zeznaje w

jednych sprawach, ale milczy co do innych. Po

prostu panna Griffin uważa, że powinna

zeznawać przeciwko mnie, ale chce zachować

lojalność wobec pracodawcy?

-

Dobrze - powiedział sędzia. -

Jeśli nie chce pan wnieść protestu, pozwalam

świadkowi odpowiedzieć na to pytanie.

-

Proszę odpowiedzieć na pytanie

- rzekł Hamilton Burger. - Dlaczego uważała

pani za konieczne uciekać?

-

Ponieważ w tym czasie już

wiedziałam, czyje są te odciski.

-

Naprawdę?

-

Tak.

-

Mówiła pani, że uczyła się pani

background image

daktyloskopii?

-

Tak.

- I była pani w stanie zinterpretować te

odciski?

- Tak.

-

Porównała je pani z

oryginałami?

-

Na tyle, żeby się zorientować.

Hamilton odwrócił się do stołu

sędziowskiego i powiedział:

- Muszę przyznać, Wysoki Sądzie, że w

niektórych sprawach poruszam się na oślep z

powodu niecodziennej sytuacji, jaka się

wytworzyła. Świadek przyrzekł złożyć

zeznanie w sądzie, ale nie chciał mi

powiedzieć...

-

Nie wnoszę sprzeciwu -

przerwał sędzia. - Proszę powstrzymać się od

czynienia uwag czy komentowania zeznań

świadka do momentu podsumowania sprawy

przed sądem przysięgłych. Proszę po prostu

trzymać się regulaminu: pytanie, odpowiedź,

pytanie, odpowiedź i tak dalej.

-

Dobrze - przyrzekł prokurator

okręgowy.

Sędzia Strouse w zamyśleniu spojrzał w

dół na Masona. W jego wzroku malowały się

nękające go wątpliwości.

-

Sama pani była w stanie

zidentyfikować te odciski?

- pytał Hamilton Burger.

- Tak.

-

Zatem kto je zostawił?

-

Chwileczkę - przerwał sędzia

Strouse. - Najwyraźniej obrona nie ma zamiaru

background image

wnieść sprzeciwu, mimo że pytanie zahacza o

sprawy nie zawarte w materiale dowodowym i

że wymaga opinii specjalisty. Panno Griffin?

-

Słucham, Wysoki Sądzie.

- Mówi pani, że uczyła się pani

daktyloskopii?

-

Tak. Uczyłam się Wysoki

Sądzie.

-

Gdzie?

- Na kursie korespondencyjnym.

- Jak długo?

- Zrobiłam cały kurs. Otrzymałam

świadectwo. Nauczyłam się rozróżniać cechy

charakterystyczne odcisków, potrafię je

zdejmować, interpretować, porównywać i

klasyfikować.

-

Czy obrona nie wnosi

sprzeciwu?

-

Żadnego - powiedział Mason.

-

Czyje to były odciski? - spytał

Hamilton Burger.

-

Chwileczkę - przerwał Mason. -

Wysoki Sądzie, uważam, że pytanie jest

niewłaściwe.

-

Zgadzam się, że sprzeciw jest

jak najbardziej na miejscu - powiedział sędzia.

background image

- Ale - ciągnął adwokat - nie

sprzeciwiam się temu pytaniu ze względów,

które prawdopodobnie Wysoki Sąd ma na

myśli. Sądzę, że świadek, mimo iż uważa się

za specjalistę w dziedzinie daktyloskopii,

jednak jest specjalistą w ograniczonym

zakresie. Można by powiedzieć specjalistą-

amatorem. Dlatego wydaje mi się, że pytanie

nie powinno brzmieć, czyje to były odciski, ale

ile, w opinii świadka (na ile może być ona

miarodajna), istnieje punktów podobieństwa

pomiędzy tymi odciskami a wzorem.

- Podtrzymuję sprzeciw - oświadczył

sędzia Strouse.

Na twarzy Hamiltona Burgera odbiła

się złość.

- Ile w pani opinii, o ile może być ona

miarodajna, jest punktów podobieństwa

pomiędzy odciskami zebranymi w motelu i

odciskami tej osoby, z którymi robiła pani

porównanie?

Elsa Griffin podniosła głowę i

zmierzyła wyzywającym spojrzeniem najpierw

oskarżonego, a potem Masona. Następnie

odwróciła się do przysięgłych i z pewnością w

głosie powiedziała:

- Moim zdaniem, o ile może być ono

miarodajne, istnieje tyle punktów

podobieństwa, że mogę stwierdzić, że są to

odciski palców pani Stewartowej Bedford,

żony oskarżonego.

Hamilton Burger szeroko się

uśmiechnął.

- Czy ma pani przy sobie karty z

odciskami?

background image

- Mam.

-

W jaki sposób je pani

zidentyfikowała?

- Karty są ponumerowane. Mają

kolejno numery czternaście, szesnaście,

dziewięć i dwanaście. Na odwrocie kart

podpisałam się, tak żeby nie było możliwości

podmiany czy pomyłki. Posłuchałam w tym

względzie sugestii pana prokuratora

okręgowego. Chciał, żebym powierzyła te

karty jego pieczy. Kiedy odmówiłam, poprosił,

żebym na każdej napisała swoje nazwisko,

żeby nie było możliwości popełnienia

oszustwa.

Hamilton Burger promieniał.

- Czy coś potem zrobiłem, a jeśli tak, to

co?

background image

-

Potem pan złożył swój podpis

pod moim i napisał datę.

-

Proszę o włączenie tych kart do

materiału dowodowego jako dowodów

rzeczowych oskarżenia i opatrzenie ich

odpowiednimi numerami.

-

Chwileczkę - wtrącił Mason. -

Sądzę, że w tym miejscu mam prawo do

przesłuchania świadka na zasadzie voirdire co

do autentyczności tych dowodów.

-

Proszę bardzo - zgodził się

Hamilton Burger. - Może pan w ogóle przejąć

przesłuchanie, bo właśnie od tego miejsca

świadek nie chciał zeznawać.

-

Głos ma obrona - rzekł sędzia

Strouse.

-

Pani opiera swój sąd na

podstawie identyfikacji, którą przeprowadziła

pani wczoraj wieczorem?

- Tak.

-

W moim biurze?

-

Tak.

-

Czy w tym czasie nie była pani

dosyć podniecona?

- No cóż... dobrze, przyznam, że byłam

trochę podekscytowana, ale nie na tyle, aby nie

móc przeprowadzić identyfikacji.

- Zbadała pani wszystkie cztery

odciski?

- Tak.

- I wszystkie cztery były odciskami

palców pani Bedford?

- Owszem.

Bedford pociągnął Masona za rękaw i

szepnął:

background image

- Niech nie pozwoli jej pan...

-

Spokojnie - uciszył klienta,

odsuwając jego rękę na bok. Podszedł do

miejsca dla świadków i powiedział:

-

Jak rozumiem, ma pani wprawę

w klasyfikacji odcisków?

- Tak.

-

Wie pani, jak to się robi?

-

Bardzo dobrze wiem.

-

Dam pani lupę i razem

przyjrzymy się tym odciskom.

background image

Mason wyjął silną lupę - Mogę dostać

parę kart włączonych do materiału

dowodowego? - spytał sekretarza. - Nie chcę

odcisków oskarżonego, które zostały

znalezione w samochodzie i w motelu, ale te,

które są odciskami nie zidentyfikowanej

osoby, zebranymi z samochodu i motelu.

-

Proszę bardzo - rzekł sekretarz,

przeszukując materiał dowodowy. Wręczył

Masonowi kilka kart.

-

Teraz chcę zwrócić pani uwagę

na dowód rzeczowy numer dwadzieścia osiem.

Proszę, żeby mu się pani przyjrzała i

sprawdziła, czy ten odcisk pasuje do któregoś

z odcisków na karcie numer czternaście,

szesnaście, dziewięć lub dwanaście, które pani

ze sobą przyniosła.

Panna Griffin z uwagą przyjrzała się

odciskowi pod lupą i potrząsnęła głową - Nie -

rzekła i dodała: - To niemożliwe. Te odciski

tutaj zostawiła pani Bedford, a tamte pochodzą

od osoby nie zidentyfikowanej.

-

Ale, o ile pani wie, ta nie

zidentyfikowana osoba mogłaby okazać się

panią Bedford? - spytał Mason.

- Nie, to była blondynka. Widziałam ją.

-

Ale nie wie pani, czy te odciski

zostawiła blondynka.

-

Nie, tego nie wiem.

-

To proszę dokładnie zbadać ten

odcisk.

Mason podał odcisk Elsie Griffin, która

pobieżnie przyjrzała mu się pod

powiększeniem i oddała Masonowi.

- Teraz - rzekł adwokat - zwracam pani

background image

uwagę na dowód rzeczowy numer trzydzieści

cztery. Proszę porównać z nim.

Znowu świadek niedbale przyjrzał się

odciskowi pod lupą i powiedział:

-

Nie. Nie pasują.

-

Żaden? - upewnił się Mason.

- Żaden! Mówię panu, że to są odciski

pani Bedford, o czym pan wie równie dobrze

jak ja.

background image

Mason wydawał się nieco

zdezorientowany. Przyjrzał się dowodom

rzeczowym a potem odciskom na kartach,

które trzymała w ręku Elsa.

- Może powie mi pani - zasugerował -

jak interpretuje pani odciski. Weźmy na

przykład ten, na karcie numer szesnaście. Jak

pamiętam, jest to jeden z tych ze szklanej gałki

drzwi?

- Tak.

-

Jaka cechę charakterystyczna

rzuca się pani w oczy?

-

Ostry łuk.

-

Rozumiem. Ostry łuk - mruknął

Mason z namysłem.

- Czy mogłaby pani pokazać, gdzie jest

ten ostry łuk? Ach, tak. Ten odcisk, który jest

dowodem rzeczowym numer trzydzieści

siedem, również ma ostry łuk, nieprawdaż?

Elsa Griffin rzuciła okiem i rzekła:

-

Owszem.

-

Teraz porównajmy go z tym na

karcie z numerem szesnastym, który, jak pani

mówi, pochodzi z gałki do drzwi. Policzmy, ile

linii przecina pętlę przed pierwszym

rozwidleniem. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć,

sześć, siedem, osiem linii, a potem

rozwidlenie.

-

Zgadza się.

-

Teraz weźmy dowód rzeczowy

numer trzydzieści siedem i policzmy... ależ

tak, zgadza się, również tyle samo linii przed

tym charakterystycznym rozwidleniem,

nieprawdaż?

- Proszę pokazać - zażądał świadek.

background image

Kobieta zbadała odcisk pod łupą.

-

Zgadza się - powiedziała. - To

jest jeden punkt podobieństwa. Musi być co

najmniej kilka, żeby uznać je za identyczne.

-

Rozumiem. Jeden punkt

podobieństwa może być przypadkowy.

-

Niech pan się nie łudzi -

powiedziała lodowato Elsa.

- To jest przypadek.

background image

- Dobrze, dobrze, spójrzmy jeszcze raz

na pani numer szesnasty, ten z gałki do drzwi, i

poszukajmy innego charakterystycznego

znaku.

- Proszę, jest tutaj - wskazała Elsa. - Na

dziesiątej linii.

- Na dziesiątej... proszę pokazać.

Rzeczywiście. To teraz porównajmy z

dowodem numer trzydzieści siedem.

-

Nie ma co patrzeć - powiedziała

panna Griffin. - Nic takiego nie będzie.

-

Pst, pst, niech pani nie wyciąga

pochopnych wniosków - ostrzegł ją Mason. -

Występuje pani w charakterze eksperta, więc

proszę popatrzeć. Proszę policzyć linie i...

Świadka zatchnęło.

-

Czyżby znalazła pani drugi

punkt podobieństwa??? - spytał Mason,

pozornie równie zdziwiony jak świadek.

-

Chyba... chyba tak - przyznała

słabym głosem Elsa. - Najwyraźniej ktoś

podmienił ten odcisk.

-

Chwileczkę! - wykrzyknął

Hamilton Burger. - Wysoki Sądzie, to poważna

sprawa!

-

Kto miał popełnić oszustwo? -

spytał Mason. - Odciski palców, co do których

panna Griffin składała zeznania, były w jej

posiadaniu. Zeznała, że miała je w swoim

posiadaniu przez całą noc. Nie chciała

wypuścić ich z rąk, bo bała się, żeby nie

zostały zafałszowane. Podpisała się na

odwrocie każdej karty. Prokurator okręgowy

podpisał się na odwrocie każdej karty i napisał

datę. Na kartach są ich podpisy. Pozostałe

background image

odciski palców są dowodami rzeczowymi

włączonymi do materiału dowodowego przez

oskarżenie. Dopiero co wziąłem je od

sekretarza. Mająnadany przez niego numer

ewidencyjny.

-

Mimo wszystko ktoś się do nich

dobrał! - zagrzmiał Hamilton Burger. -

Świadek wie o tym i ja też!

-

Panie Burger, niech pan nie

rzuca oskarżeń, jeśli nie jest pan w stanie ich

dowieść - upomniał prokuratora sędzia Strouse.

- W tym wypadku najwyraźniej nie było

możliwości dokonania substytucji. Panno

Griffin...

background image

-

Słucham, Wysoki Sądzie?

-

Proszę spojrzeć na kartę numer

szesnaście. - Tak, Wysoki Sądzie.

-

To tę kartę miała pani wczoraj

wieczorem?

-

Chyba... och, chyba tak.

-

Zabrała ją pani z biura

Perry’ego Masona?

-

Tak.

- I wówczas właśnie porównała pani

znajdujący się na niej odcisk palca z odciskiem

palca pani Bedford?

- Tak, Wysoki Sądzie.

- Miała pani wówczas tę kartę w

rękach?

- Tak, Wysoki Sądzie.

-

A co pani zrobiła z nią zaraz po

upewnieniu się, że zawiera odcisk palca pani

Bedford? Pytam o tę jedną kartę. Co pani z nią

zrobiła?

-

Włożyłam ją za bluzkę.

-

A potem?

-

Potem udałam się pod eskortą

sierżanta Holcomba do biura pana Hamiltona

Burgera. Pan Burger chciał, żebym zostawiła

karty pod jego opieką ale odmówiłam. Idąc za

jego sugestią złożyłam na każdej karcie mój

podpis, a potem on się podpisał i napisał datę,

żeby wykluczyć możliwość dokonania

podmiany przeze mnie albo przez kogoś

innego.

-

Czy ten podpis i data na

odwrocie karty to pana pismo?

- Wydaje się, że tak, ale... nie jestem

pewien - rzekł prokurator okręgowy. - Czy

background image

mogę przez chwilę przyjrzeć się tym

odciskom?

-

Nie musi się pan spieszyć -

powiedział sędzia Strouse.

-

Wysoki Sądzie - odezwał się po

chwili Hamilton Burger. - Wydaje mi się, że w

tej kwestii należałoby przeprowadzić

dochodzenie. W sprawach, w których obrońcą

jest pan Perry Mason, taki rozwój wypadków

nie jest niczym odosobnionym.

background image

- Składam protest - powiedział

adwokat. - Próbuję tylko przesłuchać tego

eksperta... a właściwie tak zwanego eksperta.

Elsa Griffm podniosła wzrok znad

odcisków palców i obrzuciła go spojrzeniem

pełnym nienawiści.

- Proszę, żeby oskarżyciel i obrońca

wrócili na swoje miejsca. Świadkowi udzielam

tyle czasu, ile będzie potrzebował do

przeprowadzenia identyfikacji.

Burger niechętnie wrócił do swojego

stołu i usiadł na krześle.

Mason również wrócił, usiadł na

krześle i beztrosko zaplótł ręce za głową.

Stewart Bedford próbował mu coś

szeptem powiedzieć, ale adwokat uciszył go

mchem ręki.

Świadek porównywał odciski, najpierw

badał jeden, potem drugi, liczył linie. W

panującej na sali ciszy czuło się rosnące

napięcie.

Nagle Elsa Griffin rzuciła lupą w

Masona. Lupa odbiła się od stołu i uderzyła

prawnika w klatkę piersiową. Elsa Griffin

wypuściła z rąk wszystkie karty, zasłoniła

dłońmi twarz i zaczęła histerycznie płakać.

Mason wstał.

- Chwileczkę - powstrzymał go sędzia

Strouse. - Niech obydwie strony zostaną na

swoich miejscach. Sąd chce przesłuchać

świadka. Panno Griffin, niech pani się

opanuje. Chcę zadać pani kilka pytań.

Sekretarka Bedforda odjęła ręce od

twarzy i spojrzała załzawionymi oczyma na

sędziego.

background image

-

O co chodzi? - spytała.

-

Czy teraz pani przyznaje, że

odcisk na pani karcie numer szesnaście jest

identyczny z odciskiem włączonym do

materiału dowodowego pod numerem

trzydzieści siedem?

- Tak jest, Wysoki Sądzie, ale nie był.

Wczoraj wieczór był to odcisk pani Bedford.

Ktoś tu wszystko wymieszał... Och, teraz już

nie wiem, co robię i co mówię.

background image

-Nie ma powodu wpadać w histerię,

panno Griffin. Jest pani pewna, że ten odcisk

numer szesnaście jest tym samym, który

zebrała pani z motelu?

Kiwnęła głową.

-

Musi być tym samym. Wiem,

że zostawiła go pani Bedford.

-

Nie

ma

najmniejszej

wątpliwości co do autentyczności dowodu

rzeczowego włączonego do materiału

dowodowego - rzekł sędzia. - Zgodnie ze

świadectwem

świadka

oskarżenia,

najwyraźniej kobieta, która szóstego kwietnia

była w numerze szesnastym w motelu, tego

samego dnia weszła również do numeru

dwunastego i była kierowcą wynajętego auta.

Elsa Griffin potrząsnęła głową.

-

Nie jest tak, Wysoki Sądzie. To

po prostu niemożliwe. - Znowu zalała się

łzami.

-

Czy mogę wysunąć pewną

propozycję? - spytał Hamilton Burger.

-

Jaką? - zapytał lodowatym

głosem sędzia Strouse.

-

Świadek jest wytrącony z

równowagi. Proponuję, żeby go odwołać, i

żeby karty z numerami czternaście, szesnaście,

dziewięć i dwanaście zostały przez sekretarza

oznaczone, a następnie oddane policyjnemu

specjaliście od daktyloskopii, który jest tutaj

na sali i który może szybko je zbadać i

przekazać wyniki. Jednocześnie chciałbym

oświadczyć, że jestem całkowicie przekonany

o uczciwości i prawości tego świadka.

Osobiście nie mam wątpliwości, że musiała

background image

zostać dokonana substytucja. Uważam, że ktoś

pragnie oszukać Sąd i w celu udowodnienia

tego chciałbym wezwać na świadka Morrisona

Bremsa, właściciela motelu.

Sędzia Strouse w zamyśleniu gładził

się po brodzie. W końcu oświadczył:

- Sąd pominie milczeniem uwagi

oskarżenia na temat oszustwa. Zarządzam

odwołanie świadka. Proszę o oznakowanie

kart i oddanie ich do badania specjaliście,

który po-

background image

przednio składał zeznania. W

międzyczasie zostanie przesłuchany świadek

Brems. Proszę tymczasem opuścić miejsce dla

świadków, panno Griffin, i się uspokoić.

Woźny odprowadził szlochającą Elsę.

Na salę wprowadzono Morrisona

Bremsa.

- Chciałbym teraz udowodnić swoją

rację w inny sposób

- powiedział Hamilton Burger. - Panie

Brems, został pan już zaprzysiężony. Mówił

pan, że rozmawiał pan z intruzką, która wyszła

z dwunastki?

- Tak.

- Widział pan, jak wychodziła?

-

Tak

.

- Chcę prosić panią Bedford, która jest

na sali, aby wstała i zdjęła te wielkie ciemne

okulary, które skutecznie ukrywają jej twarz.

Proszę, aby podeszła do świadka.

- Niech pan protestuje! - szepnął

gwałtownie Bedford.

- Niech go pan powstrzyma! Nie

pozwólmy mu...

- Spokojnie - ostrzegł go Mason. - Jeśli

teraz zaprotestuję, nastawimy do siebie

nieprzychylnie ławę przysięgłych.

-

Pani Bedford, proszę wstać -

polecił sędzia Strouse. Pani Bedford podniosła

się z miejsca.

-

Czy zechce pani zdjąć okulary?

-

To nie jest prawidłowy sposób

przeprowadzania identyfikacji - zaoponował

Mason. - Powinno ustawić się kilka kobiet w

rzędzie, Wysoki Sądzie. Mimo wszystko nie

background image

wnoszę sprzeciwu.

-

Proszę podejść tutaj, do

barierki, pani Bedford - zażądał sędzia - i

odwrócić się twarzą do świadka.

-

To ta! to ona! - zawołał z

podnieceniem Morrison Brems.

Anna Roann Bedford zatrzymała się

gwałtownie i odwróciła przodem do świadka.

- To kłamstwo - powiedziała z

nienawiścią w głosie.

background image

Sędzia Strouse uderzył młotkiem.

- Proszę nic nie mówić, chyba że w

odpowiedzi na pytanie oskarżyciela lub

obrońcy - upomniał ją. - Pani Bedford, proszę

wrócić na miejsce i nie czynić żadnych uwag.

Panie Burger, proszę pytać świadka.

Uśmiechnięty Hamilton Burger

odwrócił się do Perry’ego Masona i ukłonił się

z przesadną grzecznością.

-

Teraz, panie Mason, może pan

przesłuchiwać świadka, ile pan chce.

-

Jeden

moment,

panie

prokuratorze - zawołał sędzia. - ostatnia uwaga

była nie na miejscu.

-

Przepraszam, Wysoki Sądzie -

powiedział Hamilton Burger z triumfującą

miną. - Myślę, że wkrótce uda mi się wyjaśnić

Sądowi, co stało się z materiałem

dowodowym, ale z chęcią posłucham, jak pan

Mason przesłuchuje tego świadka. Chcę

zobaczyć, co zrobi z jego zeznaniami. Jeszcze

raz przepraszam.

-

Proszę

przystąpić

do

przesłuchania - polecił Perry’emu Masonowi

sędzia.

Adwokat wstał i podszedł do barierki.

- Czy był pan kiedykolwiek karany

sądownie, panie Brems?

Świadek zachwiał się, jakby dostał w

szczękę. Hamilton Burger zerwał się na równe

nogi i krzyknął:

-

Wysoki Sądzie, obrona nie

może uciekać się do takich chwytów! To ze

wszech miar niewłaściwe, chyba że ma

podstawy sądzić... - zawahał się.

background image

-

Jest dozwolone zakwestionować

prawdomówność świadka poprzez ukazanie,

że popełnił zbrodnię - wtrącił szybko Mason.

-

Oczywiście, że tak, oczywiście

- wrzeszczał Hamilton Burger. - Ale nie

można zadawać takich pytań, jeśli nie ma się

najmniejszych podstaw do poparcia swojego

oskarżenia. To nieprawidłowość! To...

background image

-

Może pozwoli pan, żeby

świadek odpowiedział na pytanie - przerwał

mu adwokat - a wtedy..

-

To

niewłaściwe!

To

postępowanie niezgodne z etyką prawnika!

To...

-

Oddalam

sprzeciw

-

zdecydował sędzia Strouse. - Niech świadek

odpowie na pytanie.

-

Proszę pamiętać - ostrzegł

Mason - że zeznaje pan pod przysięgą. Pytam

pana, czy był pan kiedyś karany za

przestępstwo.

Wydawało się, że świadek, poprzednio

tak pewny siebie, nagle zmalał. Zaczął się

niespokojnie kręcić. Cisza w sali stała się

przygniatająca.

-

Był pan karany? - nie dawał za

wygraną Mason.

-

Tak - przyznał Brems.

-

Ile razy? - Trzy.

- Czy używał pan kiedykolwiek

pseudonimu Harry Elston?

Świadek znowu się zawahał.

-

Zeznaje pan pod przysięgą -

przypomniał mu Mason. - Uprzedzam pana, że

grafolog i tak przyjrzy się pana pismu, więc

proszę uważać na to, co pan mówi.

-

Odmawiam odpowiedzi -

powiedział świadek, z trudem starając się

opanować - ze względu na to, że odpowiedź na

to pytanie rzuca na mnie podejrzenie o

przestępstwo.

-

Czy szóstego kwietnia tego

roku przyszedł pan do mieszkania swojej

background image

wspólniczki Grace Compton, która przebywała

w segmencie szesnastym w motelu pod

nazwiskiem pani S. G. Wilfred, i pobił ją pan,

ponieważ ze mną rozmawiała? Jeszcze

chwileczkę, panie Brems. Zanim pan odpowie

na pytanie, musi pan wiedzieć, że wynająłem

detektywa, który obserwował dom, w którym

mieszkała panna Compton, i zwracał uwagę na

ludzi wchodzących i wychodzących z jej

mieszkania i że w obecnej chwili jestem w

kontakcie z Grace Compton, przebywającą w

Acapulco. Teraz proszę odpowiedzieć na

pytanie.

- Odmawiam odpowiedzi - powiedział

świadek, z trudem starając się opanować - ze

względu na to, że odpowiedź na to pytanie

rzuca na mnie podejrzenie o przestępstwo.

Mason, świadom poruszenia wśród

przysięgłych, którzy wpatrywali się w niego

wybałuszonymi oczyma i z trudem mogli

usiedzieć na miejscu, zwrócił się do sędziego

Strouse’a:

- Teraz, Wysoki Sądzie, proszę o

zarządzenie przerwy, dopóki nie będziemy

mieli wyników badań daktyloskopijnych, aby

policja miała podstawę do przeprowadzenia

ponownego śledztwa.

Mason usiadł.

- Ze względu na rozwój wypadków -

powiedział sędzia Strouse - Sąd ogłasza

przerwę do godziny czternastej.

background image

ROZDZIAŁ

DWUDZIESTY

PIERWSZY

Stewart Bedford, Della Street, Paul

Drakę i Peny Mason siedzieli w biurze

Masona.

Bedford przetarł oczy palcami.

-

Ci cholerni fotografowie! -

jęknął. - Kompletnie oślepili mnie lampami

błyskowymi.

-

Za jakąś godzinę przejdzie panu

- pocieszył go adwokat. - Ale lepiei, żeby Paul

Drakę odwiózł pana do domu.

-

Nie musi. Zaraz przyjdzie tu

moja żona. Panie Mason, niech pan wreszcie

powie, skąd pan wiedział, co się zdarzyło?

- Miałem kilka wskazówek. Tę historię

o swoim wypadku samochodowym wymyślił

pan na poczekaniu. Szantażyści nie mogli

przewidzieć, że pan tak postąpi. Wiedzieli

natomiast, że pan był w motelu Stayionger z

powodu szantażu, i że szantaż dotyczył sprawy

związanej z pana żoną. Aby policja miała

doskonale zamkniętą sprawę, postanowili

jeszcze wmieszać w nią pańską żonę. Dlatego

Morrison Brems, pozornie szacowny

właściciel motelu, zeznał, że widział

nieznajomą kobietę wyłaniającą się z

segmentu numer dwanaście.

Kiedy wyszedł pan z Grace Compton

na lunch, Brems zdał sobie sprawę, że

wystarczy wsypać do whisky środek nasenny,

następnie zabić Denhama pana rewolwerem i

wyjąć wszystko ze skrytki, którą wynajmował

background image

wspólnie z Denhamem, aby został pan

posądzony o zbrodnię. Motywem miało być

pragnienie uwolnienia siebie i żony od

szantażysty.

Z tego właśnie powodu Brems chciał

rzucić podejrzenie na pańską żonę. Wcale nie

dał się nabrać Elsie Griffin, kiedy wpisała do

księgi fałszywe nazwisko i przestawiła cyfry w

numerze rejestracyjnym samochodu. Dlatego

Brems wymyślił tajemniczą kobietę, którą

podobno widział wychodzącą z dwunastki.

Podał doskonały i szczegółowy rysopis

pańskiej żony, tak że niemal każdy, kto ją znał,

bez trudu by ją rozpoznał.

- Ale, panie Mason, to ja wybrałem ten

motel!

Adwokat uśmiechnął się.

- Tak się panu wydawało. Kiedy

zwróci pan uwagę na okoliczności, wtedy zda

pan sobie sprawę, że wyglądało to tak: w

pewnym momencie blondynka powiedziała, że

nikt was nie śledzi i że może pan wybrać

motel. Pierwszy, koło którego przejeżdżaliście,

był nędzny, drugiej kategorii. Pan by się tam

nie zatrzymał i szantażyści o tym wiedzieli.

Następny to był Staylonger i właśnie

ten pan wybrał. Gdyby pan chciał go minąć,

zapewne blondynka i tak by skierowała na

niego pana uwagę. Wybrał pan motel w ten

sam sposób, w jaki pierwszy lepszy człowiek z

widowni wybiera kartę z pliku, który podaje

mu magik.

-

A co z tymi odciskami palców?

Dlaczego Elsa tak się pomyliła?

-

Elsa pierwsza nabrała się na

background image

historyjkę Bremsa - wyjaśnił Mason. - Jak

tylko poznała rysopis tej kobiety, poczuła

absolutną pewność, że w motelu była pana

żona i w związku z tym to ona musiała zabić

Binneya Denhama. Postanowiła nic nie

mówić, chyba że zagrożone byłoby pana życie.

Wysłałem ją do segmentu dwunastego,

aby zdobyła odciski palców. W motelu Elsa

spędziła kilka godzin. Miała mnóstwo czasu,

nie tylko żeby zebrać odciski, ale też żeby

porównać je z własnymi. Ku jej irytacji

okazało się, że nie znalazła ani jednego

cudzego odcisku. A przecież była pewna, że w

tym pokoju przebywała pańska żona. Zrobiła

jedyną logiczną rzecz, jaką w tych

okolicznościach mogła zrobić. Musi pan wziąć

pod uwagę, że Elsa jest absolutnie lojalna w

stosunku do pana, ale nie czuła się

zobowiązana do lojalności wobec pana żony,

której nie lubi. Pomimo pańskiego polecenia,

nie wyrzuciła tych odcisków, które zebraliście

z tacy, więc z motelu pojechała do domu,

wyciągnęła je, ponumerowała tak, żeby

pasowały do pozostałych, i przywiozła

wszystko do mnie.

Wiedziała z całkowitą pewnością, że

po wyeliminowaniu jej odcisków zostaną

cztery odciski pana żony. Nie miała zamiaru

nic z tym robić, chyba żeby sytuacja stała się

dramatyczna. Chciała posłużyć się tymi

odciskami, żeby ochronić pana od śmierci.

Przyznam, że był czas kiedy sam

bardzo się tym martwiłem. Elsa, oczywiście,

myślała, że pana żona była w rękawiczkach i

dlatego nie zostawiła odcisków. Ja też

background image

uważałem, że pana żona była w motelu,

dopóki nie zmieniłem zdania.

- I co pan wtedy zrobił?

- Miałem odciski z mieszkania Grace

Compton. Cztery najlepsze włożyłem do sejfu,

a na kartach umieściłem te same numery, które

były na kartach przyniesionych przez Elsę.

Paul Drakę potrząsnął głową.

- Tu przesadziłeś, Peny. Możesz za to

odpowiadać.

- Odpowiadać za co? - spytał Peny.

- Substytucję dowodów.

- Nic takiego nie zrobiłem.

- To zabronione przez prawo.

- Oczywiście - zgodził się Perry. - Tyle

że ja nie dokonałem żadnej substytucji.

Powiedziałem, żeby Della podała mi karty

numer czternaście, szesnaście, dwanaście i

dziewięć z sejfu. I ona to zrobiła. Oczywiście,

nic na to nie poradzę, że były dwa zestawy

kart z tymi numerami i że Della podała mi zły

zestaw. To nie była substytucja. Naturalnie,

gdyby Elsa zapytała mnie, czy to są te odciski,

które mi dała, musiałbym przyznać, że nie,

albo byłbym winien oszustwa popełnionego na

świadku i ukrywania dowodów. Ale ona nie

zadała mi tego pytania. I nawet wcale nie

porównywała odcisków.

background image

Ponieważ wiedziała, że to były odciski

pani Bedford, to tylko udała, że je porównuje,

a potem porwała je i czmychnęła za drzwi,

gdzie - zgodnie z umową - czekał sierżant

Holcomb. W tych okolicznościach nie

musiałem mu dobrowolnie udzielać żadnych

informacji.

-

Ale skąd pan to wszystko

wiedział?

-

Sprawa

była

prosta.

Wiedziałem, że pana żona nie zostawiła

żadnych odcisków w motelu, ponieważ jej tam

nie było. A skoro rysopis podany przez

Morrisona Bremsa był tak bardzo dokładny i

w każdym szczególe odpowiadał pana żonie,

zorientowałem się, że Brems musi kłamać.

Wszyscy wiedzieliśmy, że Binney Denham

miał wspólnika. To znaczy wydawało się nam,

że ma. Kiedy Grace Compton została pobita za

to, że ze mną rozmawiała, miałem już

pewność, że wspólnik istnieje. Kto zatem

mógł nim być?

Najbardziej logiczną osobą byłby

Morrison Brems. Binney Denham na pewno

wolałby zabawiać się szantażem w znajomym

motelu, gdzie by miał jakiś układ z

właścicielem. Na pewno okaże się, że ten

motel był jednym z ich największych źródeł

dochodu. Prowadził go Morrison Brems.

Kiedy goście zachowywali się trochę

podejrzanie, Brems zaglądał do ich bagażu,

sprawdzał numer rejestracyjny samochodu i

dowiadywał się, kim są. Następnie

przekazywał informacje Denhamowi. Stąd

właśnie pochodził główny materiał do

background image

szantażu.

Popełnili błąd, starając się przedobrzyć

sprawę. Tak się starali, aby wmieszać w to

pana żonę, że opisali ją jako osobę, która

odwiedziła motel. Policja nie zauważyła, że

rysopis odpowiada pana żonie, ale Brems już

by się postarał ich oświecić. Elsa Griffin

natomiast natychmiast skojarzyła jedno z

drugim i dlatego naciskała pana, żeby pan

domagał się ode mnie znalezienia kobiety z

motelu. Kiedy według niej nie dość się

starałem, postanowiła wykręcić ten numer z

odciskami.

Ponieważ wiedziała, że odciski

pochodzą z tacy, a nie z motelu, więc tylko

udawała, że porównuje je z odciskami z karty

ewidencyjnej. Była tak pewna swego, że

nawet nie szukała cech charakterystycznych.

- Ale skąd pan wiedział, że to wszystko

lipa? - spytał Bedford. - Skąd pan wiedział, że

moja żona nie była w motelu?

Mason spojrzał mu w oczy.

- Zapytałem ją o to, a ona zapewniła

mnie, że nie była.

- I oparł pan całą obronę i swoją

reputację na jej słowie?

Mason, nie spuszczając wzroku z

Bedforda, odrzekł:

-

W tym interesie, panie Bedford,

trzeba umieć ocenić ludzi albo się wypada.

-

Nadal nie pojmuję, jak pan

wpadł na to, że Brems był kiedyś karany.

Mason uśmiechnął się.

-

Zastosowałem

zasadę

prawdopodobieństwa i oparłem się na

background image

znajomości ludzi. To, że Brems, mając

określone skłonności, doszedł do swego wieku

nie wchodząc w konflikt z prawem, byłoby

równie niemożliwe jak to, by pańska żona,

patrząc mi w oczy, skłamała o wizycie w

motelu.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi.

-

To pewnie Anna Roann -

powiedział Bedford, wstając z fotela. - Panie

Mason, jak mogę panu podziękować za to, co

pan dla mnie zrobił?

-

Proszę napisać „dziękuję” na

czeku, który pan dla mnie wystawi - odparł

krótko prawnik.

„KB”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gardner Erle Stanley Sprawa haczyka z przynętą
Gardner Erle Stanley Sprawa zakochanej ciotki
Gardner Erle Stanley Sprawa fałszywego obrazu
Gardner Erle Stanley Sprawa odlozonego morderstwa
Gardner Erle Stanley Sprawa falszywego obrazu
Gardner Erle Stanley Sprawa niecierpliwych spadkobiercow
Gardner Erle Stanley Sprawa falszywego obrazu
Gardner Erle Stanley Sprawa niedobudzonej żony
Gardner Erle Stanley Sprawa nerwowej żalobniczki
Gardner Erle Stanley Sprawa podzielonego domu
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 50 Sprawa szantażowanego męża
Gardner Erle Stanley Perry Mason 50 Sprawa szantażowanego męża
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 86 Sprawa odłożonego morderstwa
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 84 Sprawa podzielonego domu
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 38 Sprawa nerwowej żałobniczki
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 66 Sprawa falszywego obrazu
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 73 Sprawa niecierpliwych spadkobierców
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 11 Sprawa kulawego kanarka

więcej podobnych podstron