li i
Jerzy Jankowski
Monarsze sekrety
KSIĄŻĘCY ARSZENIK
Wieki średnie, pomimo wielkiej pobożności i
religijności, pełne były waśni, podstępów, walk i
skrytobójczych zbrodni. Kogo otwarcie nie można
było pokonać mieczem, na tego nasyłano trucicieli.
W ten sposób trucizna odegrała niemałą rolę w
politycznej historii średniowiecza.
Znajomość trucizn była ówcześnie bardzo duża i
wiązała się często z czarami i magią. Posługiwano
się najczęściej lulkiem, ciemierzycą, bieluniem,
szalejem, tojadem, wilczą jagodą, z których
sporządzano napoje oszałamiające, afrodyzjaki
oraz tak zwaną maść czarownic o działaniu
narkotycznym.
Najdonioślejszą wszakże rolę w średniowiecznym
trucicielstwie odegrał arszenik, odkryty na
marginesie doświadczeń alchemicznych. Używano
go między innymi do trucia szczurów i jego
sprzedaż nie podlegała żadnemu ograniczeniu.
Była to trucizna bez smaku i zapachu, dlatego też
doskonale można ją było ukryć w winie,
konfiturach, potrawach. Działała stosunkowo
powoli, wywołując najpierw bóle brzucha,
nudności, wymioty, biegunki, które traktowano
jako samoistne choroby i nie wiązano ich z
trucizną.
Z biegiem lat truciciele stawali się coraz bardziej
pomysłowi. Arszenik wprowadzano kobietom
palcem do pochwy lub nasączano nim knoty świec.
Od zatrutej świecy umarł na przykład papież
Klemens VII.
Medycyna poszukiwała oczywiście środków
chroniących przed zatruciem. Za skuteczną
odtrutkę uważano driakiew, ząb narwala, ząb
rekina, bezoar. Sławny lekarz polski i kanclerz
króla Węgier Ludwika zalecał także wieszanie
pacjenta za nogi, głową w dół. W ten sposób
podobno sam uratował się od śmierci, kiedy
podczas uczty spożył zatrutą potrawę.
Pomimo łatwości uzyskania trucizny wymiar
sprawiedliwości był dla trucicieli niezwykle
surowy. Kościół nakładał na nich ekskomunikę i
zabraniał księżom dawania rozgrzeszenia,
pozostawiając je do wyłącznej dyspozycji papieża.
Władze świeckie skazywały ich na śmierć, a często
także na powolne konanie w mękach. Nie
ograniczyło to jednak w niczym zasięgu
trucicielstwa i za pomocą trucizny załatwiano
wiele sporów politycznych i dynastycznych.
Szczególnie obficie szafowano nią przede
wszystkim na dworach włoskich i francuskich.
Zagrożenie było tam do tego stopnia duże, iż król
francuski Henryk IV jadał wyłącznie jaja, które
popijał wodą czerpaną z Sekwany. Zgładzono go
zatem za pomocą sztyletu.
W Polsce trucicielstwo było wprawdzie mniej
rozpowszechnione, ale twierdzenie, iż było ono
obce dynastii piastowskiej, mijałoby się całkowicie
z prawdą. Nie sposób jest oczywiście dzisiaj z całą
pewnością określić, czyj zgon nastąpił od trucizny.
Dotyczy to przede wszystkim kobiet, którym
kronikarze poświęcali z reguły mniej miejsca, a
które usuwano często z tego świata, o ile nie dały
mężowi męskiego potomka.
Istnieją poważne podejrzenia, iż co najmniej
dwadzieścia piastowskich zgonów męskich
nastąpiło na skutek otrucia. Poświadczają je
kronikarze, a młody wiek umierających i
specyficzny z reguły splot sytuacji dynastycznej
fakt ten ostatecznie utwierdzają.
Pierwszy ewidentny przypadek otrucia nastąpił już
w 1089 roku, kiedy to po powrocie do kraju zmarł
w sposób nagły syn Bolesława Śmiałego - Mieszko.
Długosz pisał wyraźnie, że "od podanej trucizny
nie tylko książę, ale i niektórzy jego domownicy
umierali w pożałowania godny sposób". O podanie
trucizny podejrzewać można było Władysława
Hermana, który pozbył się w ten sposób
prawowitego pretendenta do tronu.
Istnieją przypuszczenia, iż od trucizny zmarł także
ojciec Mieszka Bolesław Śmiały. Historię o
pożarciu go przez psy należy raczej między bajki
włożyć i przyjąć za wiarygodną relację Galla,
według której Bolesław, naraziwszy się Węgrom,
został przez nich zgładzony.
Od trucizny zmarł także Kazimierz Sprawiedliwy,
co zgodnie potwierdzają Kadłubek i Długosz. Zgon
Kazimierza nastąpił jednak przez przypadek.
Książę miał już pięćdziesiąt sześć lat i
występowały u niego trudności z życiem płciowym.
Jedna z jego kochanek, pragnąc rozpalić książęce
uczucia, podała mu ziołowy afrodyzjak, który,
przedawkowany, spowodował śmierć.
Posługiwanie się trucizną rozpowszechniło się w
Polsce w wiekach XIII i XIV, kiedy to postępujące
rozdrobnienie dzielnicowe postawiło pod znakiem
zapytania ekonomiczne podstawy istnienia wielu
księstw. Na szeroką skalę stosował je wnuk
świętej Jadwigi i syn Henryka Pobożnego -
Bolesław Rogatka, który w ten sposób pozbył się
swoich braci: Henryka III, Władysława i Konrada
głogowskiego. Umierali oni jeden po drugim w
wieku trzydziestu siedmiu, trzydziestu trzech i
czterdziestu dwóch lat. Nikt oczywiście nie potrafił
udowodnić Rogatce tych zbrodni, ale pojawiły się
poważne podejrzenia, o których pisali
średniowieczni kronikarze.
Od trucizny - w wieku trzydziestu siedmiu lat -
zmarł także syn Henryka III, Henryk IV Probus.
Książę ten, zjednoczywszy w swym ręku znaczną
część kraju, wystąpił do papieża z prośbą o zgodę
na dokonanie koronacji. Duchowny wysłany w tej
sprawie do Rzymu sprzeniewierzył jednak książęce
pieniądze, a następnie namówił swego brata
lekarza, aby ten podał księciu truciznę. Analiza
dokumentów z kancelarii książęcej pozwala w tym
wypadku na zidentyfikowanie truciciela. Był nim
prawdopodobnie magister Ludwik, lekarz książęcy,
brat duchownego, magistra Wernera, który
zapewne posłował do Rzymu. Wernera chyba
stracono, gdyż jego imię po raz ostatni pojawia się
w dokumentach w roku śmierci księcia, natomiast
jego brat Ludwik służył potem na dworze Henryka
V. Książę, świadomy umiejętności trucicielskich
Ludwika, nie chciał jednak ryzykować i powierzył
mu funkcję notariusza, a nie lekarza.
Za pomocą trucizny pozbawiono także życia
księcia głogowskiego Przemysła, biskupa
płockiego Henryka, księcia głogowskiego Henryka
XI. Śmierć tego ostatniego spowodowana została
przez jego lekkomyślność, ponieważ mając
czterdzieści trzy lata poślubił on ośmioletnią córkę
elektora brandenburskiego Barbarę i zapisał jej
księstwo głogowskie na wypadek swojej
bezpotomnej śmierci. O bezpotomną śmierć
księcia postarali się Brandenburczycy, przejmując
dzięki temu zapisowi ziemię głogowską.
Od trucizny podanej prawdopodobnie przez
agentów habsburskich umarł także książę legnicki
Henryk XI, pretendent do korony polskiej, który po
śmierci ostatniego Jagiellona stawał w elekcyjne
szranki. Książę zmarł po wypiciu dwóch szklanek
mleka, kiedy przybył do Krakowa, aby połączyć
swoje księstwo z polskim domem królewskim.
Trucizną nader często posługiwano się wśród
Piastów mazowieckich. Zmarli od niej między
innymi Bolesław Jerzy Trojdenowicz, książę halicki
i włodzimierski, Stanisław i Janusz, książęta
czerscy, oraz Siemowit VI i Władysław II, książęta
płoccy. O otrucie tych ostatnich podejrzewano
księcia Konrada III Rudego, który przejął po nich
sukcesję.
Z trucicielstwem związana jest także romantyczna
historia domniemanego syna Siemowita III,
Henryka. Jego dzieje stały się osnową dla
Szekspirowskiego dramatu "Zimowa opowieść".
Opowiadała o nich zapewne na dworze angielskim
szwagierka Henryka, Anna, żona króla Ryszarda II
Plantageneta, opowiadał także Henryk IV
Lancaster, który w swoim czasie posiłkował
Krzyżaków i słyszał zapewne od nich tę opowieść.
Książę Siemowit III po śmierci swej pierwszej
małżonki Eufemii ożenił się po raz drugi z
księżniczką ziębicką o nieznanym imieniu.
Dyspensa papieska, którą musiał uzyskać ze
względu na zbyt bliskie pokrewieństwo, określa ją
w zniekształconej postaci jako Ziueij, a kronikarze
nie wiadomo dlaczego nazwali ją Ludmiłą. Nowa
żona Siemowita była kobietą nadzwyczaj piękną i
wszyscy zachwycali się jej urodą.
Książę był dumny ze swej żony aż do czasu, kiedy
jego zawistna siostra Eufemia, poślubiona
Kazimierzowi cieszyńskiemu, podała w wątpliwość
jej małżeńską wierność. Dworki wzięte na tortury
zapewniały wprawdzie o niewinności księżnej, ale
Siemowit wydał wyrok śmierci zarówno na swą
żonę, jak i na jej domniemanego uwodziciela. Tego
ostatniego pochwycono w Prusach, rozdarto
końmi, a ciało zawieszono na szubienicy.
Egzekucja żony została odroczona, ponieważ
znajdowała się ona w odmiennym stanie.
Zamknięta w rawskim zamku, czekała
jednocześnie na rozwiązanie i na śmierć.
Uduszono ją bezpośrednio po porodzie.
Dziecko nazwano po raz pierwszy w linii
mazowieckiej Henrykiem, odsuwając je od
dziedziczenia. Wychowywała je uboga
szlachcianka pod Rawą. Kiedy chłopiec miał trzy
lata, porwali go ludzie przysłani przez córkę
Siemowita III, Małgorzatę, zaślubioną Kaźkowi
słupskiemu. Na jej dworze w Szczecinie Henryk
wychowywał się przez następnych kilka lat.
Pewnego dnia zupełnie przypadkowo ujrzał go
książę Siemowit i - uderzony podobno jego
niezwykłym podobieństwem do książąt
mazowieckich - zabrał na swój dwór. Aby
przebłagać Boga za swoją zbrodnię, przeznaczył
chłopca do stanu duchownego. Mając lat dziesięć
Henryk został już płockim proboszczem. Po
pewnym czasie Siemowit przeniósł go na
intratniejsze probostwo łęczyckie.
Mimo iż Henryk nie czuł powołania do kapłaństwa,
po śmierci Siemowita nie zrzucił jednak szaty
duchownej. Stało się tak za sprawą jego
domniemanych braci, Janusza i Siemowita IV,
dzięki którym został subdiakonem, wybranym na
wakujące biskupstwo płockie. Zasiadł zatem na
swojej stolicy biskupiej, nie śpiesząc się jednak z
dopełnieniem obrządku konsekracji.
Wkrótce potem król Jagiełło, wykorzystując jego
znajomość języka niemieckiego, powołał go do
służby dyplomatycznej i wysłał w tajnym
poselstwie do Witolda, który aktualnie spiskował z
Krzyżakami. W Ritterswerder, gdzie przebywał
Witold, Henryk poznał jego siostrę Ryngałłę i
zapałał do niej namiętnym uczuciem. Nie bacząc
na jego stan duchowny, Witold wyprawił im
wkrótce wesele, które trwało podobno trzy
tygodnie. Po weselu Henryk zamierzał wystąpić o
dyspensę zarówno do papieża rzymskiego, jak i
awiniońskiego, licząc, że jak jeden odmówi, to
drugi jej z pewnością udzieli. Czy dyspensę taką
otrzymał - nie wiadomo. Nie powrócił już jednak
do Płocka, ale nie zrzekł się swego biskupstwa,
ciągnąc zeń nadal korzyści. Osiadł z żoną najpierw
w Surażu, ale wobec zagrożenia krzyżackiego
przeniósł się później do Łucka.
Kapituła płocka buntowała się oczywiście
przeciwko swojemu biskupowi i odmawiała mu
zarówno prawa do małżeństwa, jak i przede
wszystkim do dochodów. Czyniła to jednak w
sposób dość oględny, nie chcąc narazić się na
gniew książąt mazowieckich. Ten węzeł gordyjski
rozwiązano wreszcie w typowy dla średniowiecza
sposób - Henrykowi podano truciznę. O otrucie
oficjalnie oskarżono Krzyżaków, chociaż
podejrzenia rzucano także na Ryngałłę.
W niespełna rok po swoim ślubie Henryk powrócił
do Płocka w trumnie. Nie przyjęto jej pomiędzy
biskupów. Spoczął w grobach książęcych,
odzyskawszy przynajmniej po śmierci swoje
prawa.
Owdowiałą Ryngałłę poślubił potem wojewoda
mołdawski, ale po krótkim czasie odesłał ją
Witoldowi. Sądziła się potem z książętami
mołdawskimi o dochody z Seretu i Rotkowca oraz
żądała odszkodowania za utraconą cześć. Dopiero
po trzydziestu latach wojewoda mołdawski
Aleksander przyznał jej sporne dochody oraz kazał
wypłacić 600 dukatów tytułem utraconej czci.
li i