background image

LYN ELLIS

SZCZĘŚLIWEGO 

NOWEGO ROKU!

PROLOG
 - Nie zbliŜaj się! - Chłopak uniósł broń wyŜej. Stał 
oparty plecami o drzwi roztrzaskanego samochodu, a 
głowę miał całą we krwi.
Policjant Nick DeSalvo zamarł. Bał się jednak nie tyle o 
siebie, ile o swoją koleŜankę, policjantkę z patrolu, i 
przyjaciółkę zarazem, która znalazła się zbyt blisko 
zdesperowanego nastolatka.
 - Gina! Wracaj! - Palce Nicka automatycznie zacisnęły 
się na rękojeści rewolweru.
 - Wszystko w porządku - odezwała się Gina do 
przeraŜonego chłopca. Przystanęła. - Nie wiem, co 
zrobiłeś, i przed czym uciekasz, ale przecieŜ to nie moŜe 
być aŜ takie straszne - mówiła łagodnym tonem. - OdłóŜ 
broń i porozmawiaj ze mną.
Po twarzy chłopca cienkimi strumyczkami spływały 
krew i łzy. W jego wzroku czaiło się szaleństwo.
 - Nie mogę!
 - Gina, on jest... - zaczął Nick.
 - Nie zbliŜaj się - powtórzył chłopak, przykładając 
pistolet do skroni.

background image

 - Tylko nie rób głupstw! - ostrzegła go Gina, robiąc 
krok do przodu. - Porozmawiajmy.
Nick pomyślał, Ŝe są w wyjątkowo beznadziejnym 
połoŜeniu. Nie naleŜy zbliŜać się do podejrzanego, który 
ma broń. Podczas szkolenia powtarzano im wielokrotnie, 
Ŝ

e w takiej sytuacji policjant powinien się wycofać i 

czekać na posiłki. Wprawdzie ten chłopak na razie im 
nie groził, jednak lada sekunda wszystko mogło się 
zmienić.
Nick wiedział, co jego partnerka sądzi o samobójstwie, 
ale po co zaraz ryzykować Ŝycie. I to nie tylko swoje, ale 
równieŜ jego. Od chwili gdy Gina wysiadła z 
policyjnego wozu, łamała wszystkie proceduralne 
zalecenia. Zaklął cicho i poprzysiągł sobie w duchu, Ŝe 
jeśli uda im się ujść z Ŝyciem, wygarnie jej, co o tym 
myśli.
Pozostało mu jedno wyjście - próbować w jakiś sposób 
odwrócić uwagę chłopaka. Powoli ruszył przed siebie.
Chłopak spojrzał na niego błędnym wzrokiem.
 - Mówiłem, nie podchodź! - krzyknął łamiącym się 
głosem.
 - MoŜe chcesz, Ŝebyśmy do kogoś zadzwonili? - zapytał 
Nick, robiąc kolejny krok do przodu.
Na twarzy chłopaka odmalowała się rozpacz.
 - Tak, do mojej siostry...
 - W porządku. Jak ona się nazywa?
 - T.J. Ona... - przerwał, patrząc na Nicka podejrzliwie.
 - Albo nie. Zawiadomcie ojca. - Otarł łzy 
zakrwawionym rękawem. - Niech on to wszystkim 
wyjaśni.
 - Jestem pewny, Ŝe twój ojciec okaŜe zrozumienie - 
trochę wbrew sobie powiedział Nick. Niestety, nie 
chodziło o jakąś błahostkę, tylko o spowodowanie 
wypadku i ucieczkę przed policją oraz naraŜenie Ŝycia 

background image

wielu ludzi.
Na domiar wszystkiego ten smarkacz trzyma ich teraz w 
szachu...
 - OdłóŜ broń, synu. Nie chcemy ci zrobić krzywdy.
 - Nie. Za późno. Tak bardzo się starałem, ale... - 
Chłopak zaszlochał.
 - PrzecieŜ kaŜdy zasługuje na jeszcze jedną szansę. 
Posłuchaj... - Nick zrobił kolejny krok.
 - Ale nie ja - bezdźwięcznym głosem powiedział 
chłopak.
Zły znak. Nie trzeba tu psychologa, Ŝeby rozpoznać 
symptomy depresji. Dłoń chłopca zacisnęła się na 
rękojeści rewolweru. W tej samej sekundzie Gina 
chwyciła go za rękę.
Pierwszy strzał poszedł w górę, nad głową chłopaka. 
Nick nie był w stanie przewidzieć, w którą stronę padnie 
następny, bo Gina zasłaniała mu pole widzenia. Bez 
namysłu skoczył do przodu i złapał chłopaka za drugą 
rękę, próbując jednocześnie odepchnąć na bok Ginę. Był 
teraz tak blisko, Ŝe czuł unoszący się w powietrzu 
zapach potu i krwi.
Wzrok chłopaka wyraŜał strach i determinację. Chyba 
coś jeszcze powiedział, ale Nick słyszał tylko odgłosy 
szamotaniny i szloch, a potem kolejny strzał. Na kilka 
sekund czas jakby stanął w miejscu. Potem rozległ się 
trzeci wystrzał.
Kiedy otworzył oczy, zobaczył nad sobą niebo. To 
niepojęte. W jaki sposób chłopakowi udało się go 
znokautować? A juŜ był gotów załoŜyć się o swoją 
odznakę policyjną, Ŝe ten dzieciak jest na to o wiele za 
słaby. Spróbował usiąść, ale kiedy chciał się podeprzeć, 
ręka odmówiła mu posłuszeństwa. Odwrócił głowę i 
spojrzał w bok.
Chłopak siedział oparty o drzwi wozu i nareszcie był 

background image

spokojny. Nie szarpał się i nie krzyczał, tylko jakby 
zastygł bez ruchu. Obok stała Gina, trzymając w ręku 
jego broń. Więc jednak udało jej się go rozbroić. Co za 
ulga. Koszmar nareszcie dobiegł końca.
 - Gina! Nie było odpowiedzi.
 - Gina! - powtórzył zaniepokojony. Odwróciła się. W jej 
oczach dostrzegł łzy. Coś było nie tak.
 - To moja wina - powiedziała cicho.
 - Co takiego? - zapytał, nadal oszołomiony.
 - On nie Ŝyje. I to wszystko przeze mnie.
 - Cholera! - zaklął Nick.
Wraz z ostrym bólem, przenikającym jego ramię, 
przyszło zrozumienie. Więc jednak ten chłopak spełnił 
swoją groźbę, a na dodatek i jego postrzelił. Mimo to 
Nick był bardziej zdziwiony niŜ przeraŜony. W końcu 
nadal był w stanie myśleć i oddychać. Na ułamek 
sekundy zrobiło mu się Ŝal chłopaka. Niestety, dla 
zmarłych nic juŜ nie da się zrobić. Teraz musiał 
zatroszczyć się o Ŝywych.
Próbując zapomnieć o piekącym bólu, pomyślał o Ginie. 
Powiedziała: „To moja wina". Nie, nie miała racji. To 
nie była niczyja wina, Ŝe chłopak uciekał przed policją i 
Ŝ

e wolał raczej się zabić niŜ stanąć twarzą w twarz z 

własnym ojcem.
 - Przestań! - powiedział. - Nawet nie wolno ci tak 
mówić.
Wcale go nie słuchała.
 - Myślałam, Ŝe uda mi się go powstrzymać. Myślałam...
Nick poczuł, Ŝe zaczyna mu się kręcić w głowie. 
Ostatkiem sił spróbował skoncentrować się na Ginie - 
Ŝ

onie swojego najlepszego kumpla. Przyrzekł kiedyś 

Mike'owi, Ŝe zajmie się nią i córeczką, której był ojcem 
chrzestnym. Mike wiedział juŜ wtedy, Ŝe wkrótce nie 
będzie w stanie ich chronić.

background image

 - Gina! - powtórzył. - Spójrz na mnie. Kiedy zjawi się tu 
sierŜant, pozwól, Ŝebym ja z nim porozmawiał.
 - Nie powinnam... O BoŜe, jesteś ranny! - Pochylając się 
nad nim, zawołała do mikrofonu: - Mamy rannego. 
Przyślijcie pomoc. I to zaraz!
 - Posłuchaj - nalegał Nick. - Dobrze wiesz, Ŝe Mike 
chciałby, Ŝebym to sam załatwił. - Nie było to moŜe 
zagranie fair, ale zostało im bardzo mało czasu. W 
najlepszym razie czekało ich przesłuchanie i wewnętrzne 
ś

ledztwo. A Gina miała juŜ za sobą swoje prywatne 

piekło - jej mąŜ się zastrzelił. To zupełnie wystarczy.
 - PrzecieŜ wiesz, Ŝe potrafię sobie z tym poradzić - 
nalegał. - ChociaŜ raz w Ŝyciu zrób coś tak, jak ja chcę.
Gina przycisnęła dłoń do rany na jego ramieniu, 
spojrzała mu w oczy, a potem skinęła głową.
Ból stawał się nie do zniesienia. Nick poczuł, Ŝe coraz 
trudniej mu oddychać.
 - Tylko błagam, nic nie mów - poprosił głosem, który 
wydał mu się obcy. - Kiedy zjawi się tu sierŜant, 
powiedz mu, Ŝe wszystko wydarzyło się zbyt szybko, i 
odeślij go do mnie.
Przez dłuŜszą chwilę wpatrywał się w nią, a potem 
spróbował wstać, jednak ból był zbyt silny. Teraz juŜ 
cała koszula nasiąkła krwią. Wycie policyjnych syren 
stawało się coraz głośniejsze i bardziej natarczywe. 
Czuł, Ŝe musi szybko wymóc na niej zgodę. O siebie 
zatroszczy się potem.
 - Pomyśl o Emmie. PrzecieŜ ona ma juŜ tylko matkę. - 
Znowu argument nie fair, ale pocieszył się, Ŝe cel 
uświęca środki. - Co powiesz, kiedy zaczną cię 
przesłuchiwać, Gina?
Grzbietem dłoni otarła łzy i zaczerpnęła tchu.
 - śe wszystko wydarzyło się zbyt szybko i Ŝeby spytali 
ciebie.

background image

Zanim zdąŜyła zmienić zdanie, Nick wyciągnął rękę.
 - Oddaj mi broń - polecił resztką sił.
ROZDZIAŁ 1
Szok, jakiego doznała na widok samochodu 
wjeŜdŜającego na pełnym gazie w zbity tłum 
demonstrantów, powoli ustępował. Tara Amberly, zwana 
T.J., zebrała wszystkie siły.
 - Złaź ze mnie! - krzyknęła, wbijając pięść w Ŝołądek 
człowieka, który całym cięŜarem przygniatał ją do ziemi.
Mimo panującego wokół zgiełku usłyszała, Ŝe 
męŜczyzna stęknął z bólu. Samochód, który wjechał w 
tłum, na szczęście jej nie potrącił, za to chyba ze sto kilo 
Ŝ

ywej wagi miaŜdŜyło teraz jej ciało.

Nacisk powoli ustępował i T.J. zobaczyła nad sobą twarz 
nieznajomego. Miał ciemne oczy - piwne, a moŜe nawet 
czarne - zdecydowany podbródek z cieniem zarostu, 
który juŜ o jedenastej rano domagał się Ŝyletki, oraz 
szerokie brwi, ściągnięte teraz z wyrazem wyrzutu, 
jakby domagał się przeprosin za to, Ŝe go uderzyła.
 - Nic się pani nie stało? - zapytał profesjonalnym tonem, 
charakterystycznym dla policjantów.
A więc to gliniarz, pomyślała. Przypomniała sobie, Ŝe na 
demonstrację Ruchu Obrońców Naszej Planety przyszła 
jedynie po to, Ŝeby odnaleźć pewnego konkretnego 
funkcjonariusza policji.
Czy rzeczywiście nic jej się nie stało?
Ramię bolało jak wszyscy diabli. Jakiś kawałek metalu 
boleśnie wbijał jej się w ciało. Będzie miała szczęście, 
jeŜeli skończy się na zadrapaniach i sińcach. Potem 
przypomniała sobie sprzęt, z którym przyszła na 
demonstrację. Spróbowała sięgnąć po zgniecioną torbę.
 - Będę wiedziała, jak pan ze mnie zejdzie - burknęła, 
odpychając go. Kiedy ten facet na niej leŜał, nie była w 
stanie zebrać myśli.

background image

MęŜczyzna uniósł się na łokciach, a potem ukląkł obok. 
Metalowy przedmiot, który tak boleśnie wbijał się w 
ramię, okazał się jej nowym aparatem fotograficznym, a 
ś

ciślej tym, co z niego zostało.

 - No, nie! - Usiadła i ostroŜnie podniosła go z ziemi. - 
Niech pan na to popatrzy! - Podetknęła mu pod nos 
roztrzaskanego canona. - Stłuczony obiektyw! Wie pan, 
ile to kosztuje?!
 - Moja droga, ten facet o mały włos byłby panią 
przejechał. Na ile ceni pani swoje Ŝycie? - Teraz nie 
mówił juŜ suchym, słuŜbowym tonem, tylko jak uraŜony 
męŜczyzna. I to nie mieszkaniec Południa. Mogła to bez 
trudu stwierdzić, poniewaŜ wychowała się na 
przedmieściach Atlanty.
T.J. nie wierzyła własnym uszom. Facet wali się na nią 
jak kłoda i jeszcze oczekuje podziękowań.
 - Ten samochód przejechał dobry metr ode mnie. Nic by 
mi się nie stało. A teraz, przez pana, mój aparat jest do 
niczego.
 - Za to pani nogi są w porządku. - MęŜczyzna krzywiąc 
się, otrzepał zakurzone dłonie. ZauwaŜyła, Ŝe są 
podrapane i zakrwawione. Poczuła złość, a zarazem 
zapragnęła go dotknąć i ukoić jego ból. Tak jak to robiła 
z małym braciszkiem, kiedy przychodził do niej z 
płaczem, pokazując podrapane łokcie i kolana.
MęŜczyzna wstał, a potem popatrzył na nią z góry. Jego 
uwaŜne spojrzenie działało jej na nerwy. O co mu 
chodziło?
 - Miło mi panią poznać - odezwał się, przekrzywiając 
głowę, Ŝeby przeczytać nazwisko na torbie ze sprzętem - 
pani... Amberly. - Jednak nie pomógł jej wstać, tylko 
dalej stał nad nią, marszcząc brwi.
Nagle T.J. zobaczyła nad sobą twarz kobiety, której 
szukała przez całe rano.

background image

 - Czy jest pani ranna? - zwróciła się do niej Gina 
Tarantino, policjantka, która była świadkiem śmierci jej 
brata.
 - Nie potrzebuje pani lekarza?
T.J. nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Miała zamiar 
ś

ledzić policjantkę z daleka, a dopiero później 

zadecydować, w jaki sposób delikatnie wyciągnąć z niej 
informację o tym, co wydarzyło się tamtego tragicznego 
wieczora. Tego. Ŝe mogłaby zostać zauwaŜona, w ogóle 
nie brała w rachubę. Tymczasem to się juŜ stało. 
Sięgnęła po torbę i włoŜyła do środka rozbity aparat.
 - Nic mi nie jest - mruknęła.
 - A ty ? - Policjantka zwróciła się do męŜczyzny. - Czy 
z tobą wszystko w porządku?
Nie odpowiadał, tylko wpatrywał się w budynek, przed 
którym stali.
 - Popatrz, co ten dupek narobił! - powiedział z furią.
Zapiszczał pager.
 - Wygląda na to, Ŝe ktoś chce porozmawiać z szefem 
ochroniarzy - uśmiechnęła się Gina. - Myślisz, Ŝe doszło 
do włamania, Nick?
T.J. zwróciła oczy na swojego wybawcę. Nick! Powoli 
podniosła się z ziemi. PrzecieŜ to nie moŜe być on! Od 
dwóch i pół roku jedynym celem jej Ŝycia było 
odnalezienie męŜczyzny, który zastrzelił jej brata, i 
postawienie go przed sądem. Właśnie po to 
przestudiowała wszystkie relacje na temat wypadku, 
jakie ukazały się w prasie, ale natrafiła jedynie na 
nazwisko Tarantino. Wtedy postanowiła odszukać 
policjantkę, gdyŜ miała cichą nadzieję, Ŝe ta kobieta 
moŜe ją doprowadzić do Nicka DeSalvo.
Tymczasem męŜczyzna, którego poszukiwała, stał tuŜ 
obok niej. Dawny policjant był teraz szefem ochroniarzy 
Randolf - Reynolds Corporation. Odwróciła wzrok, 

background image

starając się nie patrzeć na niego.
Zaczęła udawać, Ŝe obserwuje rozbitego buicka, który 
wjechał w tłum demonstrantów, przeciął chodnik, rozbił 
wielką szybę przy wejściu do budynku i zatrzymał się w 
marmurowym holu. Tkwił tam teraz, przechylony pod 
dziwnym kątem, a spod maski wydobywał się dym. 
Jedno z tylnych kół wciąŜ się obracało. Kierowcy nie 
było widać.
 - Nie zauwaŜyłeś kierowcy? - zwróciła się do Nicka 
policjantka, a nie słysząc odpowiedzi, spojrzała pytająco 
na T.J.
 - Nic nie widziałam - pospiesznie odparła T.J., masując 
obolałe ramię. Nie miała zamiaru występować jako 
ś

wiadek. Musiałaby wtedy podać swoje dane. - Mignęła 

mi tylko czyjaś kolorowa koszulka. Właśnie robiłam 
zdjęcia, kiedy on się na mnie rzucił.
 - DeSalvo... ? Nigdy bym cię nie podejrzewała, Ŝe 
będziesz przeszkadzał prasie - zaŜartowała policjantka.
 - Gdybym miał dość czasu, Ŝeby pomyśleć, w Ŝyciu 
bym tego nie zrobił. Wystarczy, Ŝe sfotografowałaby 
tego typa i zamieściła jego zdjęcie na pierwszej stronie 
gazety. Policja w ogóle nie byłaby potrzebna.
DeSalvo. Teraz juŜ było jasne, czemu z początku go nie 
poznała. Nie nosił munduru, a poza tym wyglądał starzej 
i był bardziej zgorzkniały niŜ policjant, którego twarz 
widniała na pierwszej stronie „Atlanta Times Union" 
oraz w telewizyjnych wiadomościach wieczornych dwa i 
pół roku temu. T.J. poczuła, Ŝe się rumieni, ale 
wytrzymała jego spojrzenie.
 - Czy ktoś został ranny? - DeSalvo zwrócił się do 
policjantki.
 - Parę osób, ale to chyba nic powaŜnego. Pogotowie juŜ 
jest w drodze.
Widząc, Ŝe przestali zwracać na nią uwagę, T.J. 

background image

otrzepała spodnie i oddaliła się wolnym krokiem. Miała 
nadzieję, Ŝe nikt nie spostrzeŜe, jak uginają się pod nią 
nogi. Świadomość, Ŝe przed chwilą stanęła oko w oko z 
Nickiem DeSalvo, okazała się ponad jej siły.
I co teraz? Najchętniej uciekłaby gdzie pieprz rośnie. 
Tego jednak nie mogła zrobić, a przynajmniej nie teraz. 
Musiała nadal wykonywać swoje zadanie i zachowywać 
się w miarę zwyczajnie. Gazeta nie wysłała jej na tę 
demonstrację - tym razem przyszła na własną rękę.
Wyjęła z torby zapasowy aparat, załoŜyła nowy film i 
zaczęła fotografować pozostałości tego, co miało być 
pokojową demonstracją na rzecz ochrony środowiska. 
Oczywiście zanim komuś puściły nerwy. Skąd wziął się 
ten samochód? Kogo tak zdenerwowali obrońcy Ziemi? 
To wszystko nie trzymało się kupy.
W niespełna cztery minuty ulica zaroiła się od 
mundurów policyjnych. Tymczasem T.J. pracowała jak 
szalona. Sfotografowała ranne dziecko siedzące na 
masce policyjnego wozu i kobietę z połamanym znakiem 
drogowym w ręku. Jednak najlepsze zdjęcie 
przedstawiało męŜczyznę w stroju Świętego Mikołaja, 
który prowadził utykającego demonstranta do punktu 
sanitarnego.
Na pomoc rannym przybyły dwie karetki pogotowia oraz 
wóz straŜy poŜarnej. Reporterzy z lokalnej stacji 
telewizyjnej filmowali całe to zamieszanie. Nikt nie 
zginął, ale było mnóstwo zadrapań i skaleczeń, jedna 
złamana noga, jeden skręcony nadgarstek i jeden 
łagodny atak serca.
A właściwie, dlaczego tym ludziom zachciało się 
demonstrować akurat przed BoŜym Narodzeniem? 
CzyŜby wszyscy zdąŜyli juŜ zrobić świąteczne zakupy? 
Czy nie mieli rodzin, o których trzeba było pomyśleć? 
T.J. dałaby wiele, Ŝeby móc teraz kupować choinkę i w 

background image

spokoju pakować prezenty. Zamiast tego przemierzała 
ulice w poszukiwaniu człowieka, który zabił jej brata.
Znów rozejrzała się wokoło, próbując dostrzec coś, 
czego jeszcze nie uwieczniła na taśmie.
Jej uwagę przykuła znajoma błękitna koszulka. Znów 
zobaczyła Nicka DeSalvo. Stał w tłumie otaczającym 
rannych i nadal rozmawiał z tamtą policjantką. T.J. była 
pewna, Ŝe po śledztwie w sprawie tragicznej śmierci jej 
brata Nick DeSalvo opuścił miasto. Jednak on nie tylko 
nie wyjechał, ale nadal utrzymywał kontakty z dawnymi 
współpracownikami z policji, dzięki którym nie 
wylądował w więzieniu. A zwłaszcza z tą Tarantino.
Zimny powiew zdmuchnął papiery i śmieci w dół ulicy. 
T.J. zadrŜała i zapięła kurtkę. Podniosła aparat i przez 
teleobiektyw spojrzała na DeSalvo.
Był bez marynarki. PogrąŜony w oŜywionej rozmowie z 
tamtą kobietą, sprawiał wraŜenie, Ŝe w ogóle nie 
odczuwa zimna. Pojawiło się juŜ pogotowie drogowe i 
usunęło rozbitego buicka. Pozostał po nim ziejący otwór 
w eleganckiej, marmurowej fasadzie.
Kiedy T.J. zaczęła studiować profil Nicka DeSalvo, on 
nagle odwrócił się w jej stronę. Przez kilka sekund 
patrzyła mu prosto w twarz. Serce mocniej zabiło w 
piersi. Kurczowo zacisnęła palce na aparacie. Szkoda, Ŝe 
to nie pistolet... Wesołych Świąt, policjancie DeSalvo. 
Nacisnęła migawkę.
 - Mam cię! - mruknęła, a potem opuściła aparat i 
popatrzyła na DeSalvo ponad tłumem.
Na jego czole ukazała się zmarszczka. Przez moment 
sądziła, Ŝe podejdzie do niej i zaŜąda, by oddała mu film. 
No cóŜ, pomyślała, będzie musiał wyrwać jej go siłą. 
Nagle zapragnęła zrobić mu jeszcze jedno zdjęcie tylko 
po to, Ŝeby go sprowokować. Powstrzymała się jednak. 
DeSalvo wyglądał na człowieka, który nie zawahałby się 

background image

przed uŜyciem siły. Zamiast tego obdarzyła go 
wyzywającym uśmiechem.
Nick DeSalvo wzbudzał w niej przede wszystkim strach 
- i to z wielu powodów. Mimo to przemogła w sobie 
instynktowną chęć ucieczki. Ogarnął ją gniew. DeSalvo 
musi ponieść karę za to, co zrobił, a razem z nim ta 
Tarantino i wszyscy, którzy mieli z tym coś wspólnego. 
Udowodni im winę, choćby miała za to zapłacić 
najwyŜszą cenę.
Ale jeszcze nie dziś.
Odwróciła się i wmieszała w tłum. Skoro udało jej się go 
odnaleźć, musi opracować precyzyjny plan. 
Prowokowanie tego człowieka nie zda się na nic. 
Doskonale wiedziała, Ŝe nie naleŜy wyzywać losu. Jej 
brat zadarł z Nickiem DeSalvo i zapłacił za to Ŝyciem.
Nick DeSalvo popatrzył w ślad za odchodzącą kobietą i 
potrząsnął głową. Gdyby nadal nosił mundur, poszedłby 
za nią i zrobił jej awanturę, choćby za to, Ŝe nie okazała 
wdzięczności. Czego jednak moŜna się spodziewać po 
tych bezczelnych reporterach? Ilekroć myślał o 
dziennikarzach, przychodziły mu do głowy najbardziej 
nieprzyzwoite określenia. Poruszył palcami prawej ręki i 
poczuł piekący ból. Ta kobieta miała rację. Samochód 
wcale nie przejechał aŜ tak blisko niej. Mógł jej nie 
potrącić. Ale mogło teŜ być inaczej...
Nieznajoma szła zdecydowanym krokiem osoby, która 
ma coś bardzo waŜnego do załatwienia. Popatrzył na jej 
jasne włosy, a potem jego wzrok przesunął się w dół, na 
szczupłe biodra. Po chwili chłopięca sylwetka w 
dŜinsach i sportowej kurtce rozpłynęła się w tłumie. 
Takie wypadki to ich specjalność, tych Ŝmij z prasy, 
pomyślał ze złością.
Kiedy przygniatał ją do ziemi, przyszło mu do głowy, 
nie wiedzieć czemu, Ŝe musi mieć bardzo delikatną, 

background image

gładką skórę. Zaraz potem boleśnie wyrŜnęła go w 
Ŝ

ołądek, przypominając o otaczającej go rzeczywistości. 

A pięść miała twardą.
Zrobiła mu zdjęcie i to go trochę zaniepokoiło. Nie 
Ŝ

yczył sobie, Ŝeby ktoś znowu zaczął grzebać w jego 

Ŝ

yciorysie. Chciał być niewidzialny. Oczywiście na ile 

to moŜliwe. Dosyć się juŜ naoglądał swojej twarzy w 
gazetach i w telewizji. Wystarczy mu do końca Ŝycia...
 - Sprawdzamy papiery wozu - odezwała się Gina, 
przerywając jego rozmyślania. - O kierowcy nic nie 
wiadomo. Podobno miał ciemną, wełnianą czapkę... - 
Nagle jej nadajnik oŜył i Nick mógł wysłuchać 
informacji o tym, Ŝe buick został skradziony z parkingu 
przed dworcem kolejowym.
 - To mi niespodzianka - mruknął sarkastycznym tonem i 
znowu zwrócił oczy na tłum. Powoli studiował twarz za 
twarzą. Czasami taki wariat wraca na miejsce 
przestępstwa.
 - Jak był ubrany? - zapytał.
 - Na ciemno - odparła Gina, a potem spojrzała przez 
ramię i zmarszczyła brwi. - UwaŜaj na siebie. 
Porozmawiamy później. Daj mi znać, czy przyjdziesz na 
kolację. Twoja chrzestna córka marzy o tym, Ŝeby cię 
zobaczyć.
 - PołoŜyła dłoń na kaburze, a potem odeszła.
 - Co ty tu robisz, DeSalvo? - Nick usłyszał głos, zanim 
zdąŜył zobaczyć twarz mówiącego. - Chcesz sobie 
podnieść poziom adrenaliny? A moŜe masz randkę z 
Miss Ameryki?
Odwrócił się, gotów przyjąć wyzwanie.
 - Odwal się, Butler. To wolny kraj, tak przynajmniej 
słyszałem. ChociaŜ, z drugiej strony, jeŜeli tacy jak ty 
pilnują porządku w Atlancie, wszystko moŜe się 
zdarzyć. - I zanim Butler zdąŜył odpowiedzieć, dodał: - 

background image

A co ty tu robisz? Wziąłeś sobie nadgodziny?
 - Ja nadal mam porządną pracę w policji. Nie jestem 
niańką w jakiejś korporacji.
Fakt, Ŝe Nick DeSalvo został zwolniony z policji, w 
niczym nie zaszkodził jego reputacji na rynku pracy dla 
cywilów. Firma Randolf - Reynolds roztoczyła przed 
nim piękne perspektywy, z których najbardziej kusząca 
okazała się ta, Ŝe mógł pozostać w Atlancie i dokończyć 
swoje porachunki z pewnymi wyŜszymi 
funkcjonariuszami policji. A konkretnie z tymi, którzy 
znali prawdę o śmierci Mike'a.
Nick uśmiechnął się, a potem wytoczył najcięŜsze 
działo.
 - Zarabiam trzy razy tyle co ty, Butler. Za taką forsę 
mogę poniańczyć kaŜdego, nawet ciebie.
Butler poczerwieniał. Uniósł głowę.
 - Trzeba było skoczyć przed maskę samochodu i 
zatrzymać go własnym ciałem. Rambo by tak zrobił. Ale 
ty potrafisz tylko zastrzelić człowieka. Chyba Ŝe nie 
wolno ci teraz nosić broni? Ochrona dobrego imienia 
twojej firmy naleŜy, zdaje się, do twoich obowiązków.
 - A do twoich znalezienie sprawcy tego wypadku, 
Butler. Tymczasem stoisz tu i mielesz jęzorem - odciął 
się Nick i odszedł. Bał się, Ŝe do reszty straci 
cierpliwość. I tak nie mógł zrobić nic, Ŝeby zmienić swój 
wizerunek w oczach tego człowieka. Większość ludzi 
bez zastrzeŜeń wierzy prasie. Nie są nawet ciekawi, co 
się naprawdę wydarzyło.
Lepiej, Ŝeby Butler nie wiedział, iŜ Nick dałby wszystko, 
byle znowu móc nosić policyjny mundur.
T.J. wystukała szyfr na domofonie i czekała na sygnał. 
Była wytrącona z równowagi. Poszła na demonstrację z 
nadzieją, Ŝe natknie się Ginę Tarantino. WłoŜyła tyle 
trudu w to, Ŝeby się dowiedzieć, w jakim rewirze pracuje 

background image

i na jakich zmianach. Tymczasem dziś nie tylko 
rzeczywiście natknęła się na nią, ale wpadła na samego 
Nicka DeSalvo. A raczej to on na nią wpadł. Ocalił jej 
Ŝ

ycie - albo tak mu się przynajmniej zdawało. Gdyby 

wiedział, kim jest T.J., pewnie popchnąłby ją prosto pod 
koła rozpędzonego samochodu.
T.J. pomyślała, Ŝe nagle znalazła się w sytuacji zbyt 
skomplikowanej jak na jej psychiczną wytrzymałość. Jej 
Ŝ

ycie wkroczyło w punkt zwrotny, a ona nawet nie była 

w stanie przyjąć tego do wiadomości.
Wracając do domu, oddała film do wywołania - tak jak 
co dzień. Nawet ten z rozbitego aparatu. Jednak dziś, po 
raz pierwszy, wymarzona praca przestała mieć dla niej 
znaczenie. Zdjęcia były kompletnie niewaŜne. Nie 
potrzebowała ich. A przynajmniej nie teraz. MoŜe z 
wyjątkiem zdjęcia Nicka DeSalvo.
Pragnęła tylko spokoju i czasu na zastanowienie. Musi 
pomyśleć nad tym, co robić dalej w sprawie eksgliniarza 
DeSalvo i jego kumpli, którzy nadal pracują w policji.
Pchnęła drzwi. Wewnątrz było tylko trochę cieplej niŜ 
na dworze. Spojrzała na strop rysujący się sześć metrów 
nad jej głową i pomyślała, Ŝe tam właśnie musi ulatniać 
się całe ciepło. T.J. mieszkała w budynku fabrycznym, 
wybudowanym na krótko przed pierwszą wojną 
ś

wiatową, a przed paru laty zaadaptowanym do innych 

celów. Obecnie zamiast warsztatów, w których 
montowano najpierw omnibusy, a później tramwaje, 
znajdowały się w nim dwie galerie sztuki i dwadzieścia 
pięć mieszkań.
Przeszła przez wyłoŜony dębową posadzką hol, minęła 
wejście do galerii „Nova" i stanęła przed drzwiami, które 
prowadziły do mieszkalnej części budynku. Ponownie 
wystukała kod.
Kiedy po raz pierwszy usłyszała o tym, Ŝe są tu 

background image

mieszkania na sprzedaŜ, ogarnęły ją mieszane uczucia. 
Dawne warsztaty znajdowały się w dość odległej, 
przemysłowej dzielnicy miasta, na tyłach linii kolejowej. 
Niezła lokalizacja dla fabryki, ale mało kto chciałby 
mieszkać w takim sąsiedztwie. Fasadę budynku 
pozostawiono bez zmian - przybyło tylko kilkanaście 
ś

wietlików w dachu oraz kute balustrady w oknach 

górnej kondygnacji. A parking otrzymał nowe Ŝelazne 
ogrodzenie, na którego szczycie straszyły ostre stalowe 
szpikulce.
Jednak jej wątpliwości rozwiały się, gdy tylko otworzyła 
szerokie drzwi, prowadzące do części mieszkalnej. Po 
raz pierwszy zobaczyła wewnętrzny dziedziniec wiosną, 
miesiąc po śmierci ojca, kiedy rozpaczliwie poszukiwała 
mieszkania. Nowego mieszkania, wolnego od 
tragicznych wspomnień.
Kamienne schodki prowadziły w dół do ogrodu 
urządzonego w stylu japońskim. Miał nawet sadzawkę i 
mostek. Przy cieplejszej pogodzie moŜna było 
spacerować po ścieŜkach wśród kwitnących krzewów i 
ozdobnych traw. Była to prawdziwa oaza zieleni pośród 
ceglanych, fabrycznych murów. T.J. wciąŜ miała przed 
oczyma ten widok, mimo iŜ teraz był zimny, grudniowy 
dzień. W ogrodzie stały takŜe rzeźby, kilka kamiennych 
ławek i huśtawka. Wszędzie znać było troskliwą rękę 
oraz oko artysty.
Idąc wąskim chodniczkiem, T.J. patrzyła na dwie rzeczy, 
które wybitnie nie pasowały do tego wymuskanego 
miejsca - na wielki, błyszczący motocykl marki Harley 
Davidson oraz młodego męŜczyznę w czarnym, 
skórzanym stroju i o długich, jasnych włosach, które 
wręcz błagały o noŜyczki.
MęŜczyzna zwrócił głowę w jej stronę.
 - Cześć, T.J. Co nowego? - zapytał z kamienną twarzą, 

background image

ledwo poruszając ustami.
 - Cześć, Jackson. Nic szczególnego - odparła, czując, Ŝe 
ogarnia ją histeria. PrzecieŜ dopiero co spotkała 
człowieka, który zabił jej brata.
MęŜczyzna zaczął starannie przecierać ściereczką 
chromowaną listwę motocykla.
 - Jak się udała demonstracja? - zapytał, skupiony na 
małej smudze smaru.
 - Fantastycznie. Szkoda, Ŝe cię nie było. Jakiś idiota 
wjechał w tłum samochodem.
 - Tylko spokojnie. - MęŜczyzna podniósł na nią wzrok, 
a dopiero potem spojrzał na jej torbę ze sprzętem. - 
Obejrzymy zdjęcia o jedenastej?
T.J. uśmiechnęła się z wysiłkiem.
 - Nie bardzo jest co oglądać. Jakiś nadgorliwy bałwan 
rzucił się na mnie w połowie demonstracji. Wydawało 
mu się, Ŝe ocalił mi Ŝycie, a tymczasem rozwalił mi 
tylko sprzęt.
Jackson powoli wstał z siodełka, a jego twarz stała się 
jeszcze bardziej ponura. Otarł ręce ściereczką.
 - Znasz jego nazwisko? - zapytał. To pytanie zaskoczyło 
ją. Gdyby ktoś kazał jej opisać
Jacksona, na pewno uŜyłaby słów takich jak bezczelny, 
arogancki i aspołeczny. No i oczywiście utalentowany. 
A takŜe fascynujący. Jego starannie wypracowany 
wizerunek sprawiał, Ŝe większość ludzi omijała go z 
daleka. Poza kobietami, które on z kolei ignorował. A 
przynajmniej ich przewaŜającą większość. Ale jeŜeli juŜ 
zdecydował się posłuŜyć swoim wdziękiem osobistym, 
jego ofiara była zgubiona.
Jackson wiedział, kim był jej ojciec. Rozmawiali o tym, 
kiedy się tu wprowadziła. Nie zamierzała utrzymywać 
tego w tajemnicy. Ojciec Jacksona pracował przez jakiś 
czas w departamencie policji i doskonale pamiętał 

background image

komisarza Tiltona, chociaŜ nigdy się nie spotkali. 
Natomiast Jackson nie wiedział nic o jej bracie Rustym.
T.J. mieszkała tutaj juŜ od ośmiu miesięcy i przez cały 
ten czas Jackson traktował ją jak młodszą siostrę. Nagła 
gotowość, by wystąpić w jej obronie, czy tego chciała, 
czy nie, sprawiła, Ŝe łzy napłynęły jej do oczu.
Poczuła przemoŜną chęć, by opowiedzieć Jacksonowi o 
rozterkach jej ojca i tragicznej śmierci brata. Nagle 
rozpaczliwie zapragnęła z kimś porozmawiać. Chciała 
opowiedzieć komuś o tym wszystkim, co trzymała w 
tajemnicy przez ostatnie dwa miesiące, a co jej ojciec 
ukrywał przed nią przez dwa i pół roku tylko po to, by ją 
chronić. śeby nie skończyła tak jak jej brat. Nie miała 
jednak prawa wciągać w to Jacksona - ani nikogo 
innego. Sama musiała stawić temu czoło.
 - Nie znam jego nazwiska, ale na pewno go rozpoznam.
Nagle przeniknął ich zimny powiew wiatru. Gliniane 
dzwoneczki zawieszone na gałęzi melodyjnie 
zadźwięczały.
Pomyślała, Ŝe tak naprawdę nie ma ochoty widzieć 
Nicka DeSalvo. Nigdy więcej. Chyba Ŝe w sądzie.
 - A co ty robisz na dworze w takie zimno? - zapytała, 
Ŝ

eby zmienić temat.

Jackson wzruszył ramionami i znowu wbił wzrok w swój 
motocykl.
 - Lubię, jak jest zimno. A poza tym, lubię teŜ 
denerwować Tylera. On się boi, Ŝe mu popsuję ten 
piękny ogródek. Trzęsie się o kaŜdy listek.
T.J. westchnęła. Słyszała o nieszkodliwej wojnie, jaką 
toczyli między sobą Tyler, administrator budynku, oraz 
jego najsławniejszy lokator, Jackson Gray - spawacz, 
który stał się artystą. Jego gigantyczne, stalowe rzeźby 
zdobiły ogrody muzeów, dziedzińce galerii oraz hole 
eleganckich biurowców od Nowego Jorku po Tokio. 

background image

Natomiast on sam wyglądał jak człowiek, który zarabia 
na Ŝycie, łamiąc ludziom nogi. Supermacho. T.J. zrobiło 
się Ŝal biednego, solidnego Tylera.
 - PrzecieŜ wiesz, Ŝe on tylko wykonuje swoje 
obowiązki.
Jackson odsłonił w uśmiechu białe, idealnie równe zęby.
 - Wiem, ale trudno mi się dogadać z ludźmi, którzy mi 
mówią, co mam robić. Zawsze tak było. A Tyler traktuje 
swoją pracę zbyt powaŜnie.
Potrząsając głową, T.J. spojrzała w stronę swoich drzwi. 
Ktoś przykleił na nich jakąś karteczkę.
 - Idę do domu. Muszę się rozgrzać. Zobaczymy się 
później.
 - Tak - mruknął Jackson i nie odrywając wzroku od 
harleya, skinął jej niedbale na poŜegnanie.
T.J. podeszła do drzwi swojego mieszkania. Zdjęła 
przyklejoną na szybie karteczkę i wsunęła klucz do 
zamka. Kiedy przekroczyła próg, ogarnęło ją miłe 
ciepło. Jednym ruchem wyłączyła system alarmowy.
Nareszcie była u siebie.
Nie tęskniła za domem rodzinnym - wiązało się z nim 
zbyt wiele niedobrych wspomnień. Tutaj był piękny 
ogród na podwórzu i duŜo przestrzeni. Dysponowała 
własną pracownią fotograficzną i gabinetem, duŜą 
kuchnią i salonem na dole oraz przytulną sypialnią na 
górze. Miała nawet drzwi, które otwierały się na dach. 
Czy moŜna chcieć czegoś więcej?
MoŜna. Bezpieczeństwa. Z westchnieniem połoŜyła 
cięŜką torbę z aparatami na stoliku przy drzwiach. Czy 
będzie tu bezpieczna, skoro poluje na DeSalvo? Czy w 
ogóle jest jakieś miejsce, w którym moŜna się ukryć 
przed policją? Jej ojciec uwaŜał, Ŝe nie.
Teraz wreszcie zrozumiała, dlaczego wysłał ją do 
college'u pod nazwiskiem panieńskim jej matki. 

background image

Dlaczego nie zgodził się na jej konfrontację z 
człowiekiem, który zabił brata. Twierdził wtedy, Ŝe nie 
chce, Ŝeby prasa zniszczyła jej Ŝycie i Ŝeby ktokolwiek 
wiązał jej nazwisko z jego osobą. Jednak dopiero teraz 
pojęła, jaki był prawdziwy powód tego wszystkiego.
Ojciec musiał się obawiać, Ŝe jeśli ujawni niezbite 
dowody, takie jak pisemne oświadczenia, taśmy z 
zeznaniami oraz broń uŜytą podczas napadu przed 
trzema laty, w który wmieszana była policja, to 
człowiek, który zabił mu syna, będzie chciał zabić takŜe 
jego córkę. Wkrótce potem policjant, który złoŜył 
obciąŜające zeznania, popełnił samobójstwo. 
Wymierzenie sprawiedliwości stało się wtedy 
obowiązkiem jej ojca. A teraz ona otrzymała w spadku 
to zadanie.
Przeczytała notatkę, którą straŜnik przykleił do drzwi.
T.J. Byłem w pobliŜu, więc wstąpiłem. Wielki Kahuna 
słyszał, Ŝe byłaś na demonstracji. JeŜeli masz coś 
ciekawego, przynieś do redakcji.
Lane
Trzeba działać. To jedyne sensowne wyjście. Za dwie 
godziny odbierze wywołany film, a do tego czasu moŜe 
przecieŜ załatwić kilka telefonów, a takŜe dowiedzieć 
się, gdzie naprawić zepsuty aparat. Tak, trzeba iść do 
przodu, nie wahać się, póki nie zadecyduje, co robić w 
sprawie Nicka DeSalvo.
T.J. wsunęła do przeglądarki ostatni slajd z filmu, który 
wyjęła z rozbitego aparatu. Jak dotąd, Ŝadne ze zdjęć 
zrobionych podczas demonstracji nie okazało się 
szczególnie interesujące. Tak jak się spodziewała, 
wszystkie były poprawne, ale nie rewelacyjne. Widać, Ŝe 
była po prostu zajęta czymś innym.
Tylko jedno zdjęcie na moment przykuło jej uwagę. 
Przedstawiało jej gniewnego wybawcę, Nicka DeSalvo. 

background image

Z lekko zamazanego tła wyłaniała się twarz o ostrych 
rysach. W oczach męŜczyzny czaiła się ukryta groźba.
Zrobiła to zdjęcie, chociaŜ było jasne, Ŝe on nie Ŝyczy 
sobie fotografowania. Teraz, kiedy na nie patrzyła, 
doznawała mieszanych uczuć. Z jednej strony czuła 
ulgę, Ŝe udało jej się przed nim uciec. Z drugiej strony 
dręczyło ją pytanie, dlaczego w tym człowieku było tyle 
gniewu i goryczy. Powinien się raczej cieszyć. Popełnił 
przecieŜ morderstwo i uszło mu to na sucho.
Zaczęła przeglądać zdjęcia z nie dokończonego filmu. 
Nagle uświadomiła sobie, Ŝe wypatruje na nich twarzy 
DeSalvo. PrzecieŜ musiał być gdzieś w tym tłumie. Ale 
gdzie? Znalazła kilka zdjęć Giny Tarantino, a potem, 
trzy klatki niŜej, zobaczyła zarys wyłaniającego się 
zderzaka. Kolejne zdjęcia ukazywały fragment 
bagaŜnika oraz kilku demonstrantów, uskakujących w 
bok. Następna klatka była zamazana - widocznie wtedy 
DeSalvo ją potrącił. DrŜącymi rękami nacisnęła guzik 
przeglądarki.
Następny slajd był w miarę ostry. T.J. wbiła wzrok w 
ekran. Po prawej stronie widniała rozmazana błękitna 
plama - jej wybawca w akcji. Natomiast z lewej strony... 
spoglądała na nią zastygła w obiektywie twarz kierowcy. 
T.J. powoli zaczerpnęła tchu.
A potem sięgnęła po słuchawkę i wykręciła numer 
„Atlanta Times Union".
ROZDZIAŁ 2
Przez kilka długich sekund Nick DeSalvo wpatrywał się 
w zdjęcie na pierwszej stronie porannego wydania 
„Atlanta Times Union". A potem zrobił coś, co mu się 
ostatnio zdarzało bardzo rzadko - uśmiechnął się. 
Nienawidził prasy od czasów, kiedy sam gościł na 
pierwszych stronach gazet. Dziś musiał jednak przyznać, 
Ŝ

e idealnym wyjściem dla przepracowanej policji 

background image

mogłoby być wyposaŜenie wszystkich porządnych 
obywateli w aparaty fotograficzne.
Zerknął na podpis pod zdjęciem: Fot. T.J. Amberly. Nick 
z miejsca stracił dobry humor. Splótł palce, a ból w 
poranionych dłoniach uświadomił mu, co go czeka. Czy 
za to, Ŝe się komuś pomogło, zawsze trzeba płacić?
Amberly... Więc jednak zrobiła te swoje zdjęcia, chociaŜ 
rozbił jej aparat. A on miał zdarty naskórek na rękach i 
stłuczone kolano. Ale mogło być jeszcze gorzej. 
Przynajmniej to nie jego twarz wyzierała teraz ze szpalt 
gazety.
Na domiar złego to właśnie w jego budynek wjechał 
samochód. Poczuł się osobiście zniewaŜony. W końcu 
firma Randolf - Reynolds płaciła mu mnóstwo pieniędzy 
za to, Ŝeby strzegł jej interesów. Zabezpieczenie 
budynku po wypadku zajęło mu resztę dnia i część 
wieczora. Musiał naprawić system alarmowy i zatrudnić 
kilka dodatkowych osób na nocną zmianę. Nie mógł się 
wręcz doczekać, kiedy będzie mógł powiedzieć kilka 
słów do słuchu gnojkowi, który miał pecha, poniewaŜ 
został uwieczniony na filmie tej Amberly. Rzucił gazetę 
na biurko i sięgnął po ksiąŜkę telefoniczną.
Telefon rozdzwonił się tuŜ po ósmej rano. T.J. po raz 
kolejny odłoŜyła słuchawkę i spojrzała przez okno na 
ogród w podwórzu.
Jackson był u niej przed chwilą, Ŝeby pogratulować, a 
teraz rozsiadł się na ławeczce stojącej pośrodku 
trawnika, pieczołowicie wystrzyŜonego przez Tylera. 
Chyba nie zamierzał się opalać. O tej porze roku nocami 
zdarzały się przymrozki.
Ostry dźwięk przerwał jej rozmyślania. Podeszła do 
domofonu i wcisnęła guzik.
 - Słucham.
 - Czy to T.J. Amberly?

background image

 - Tak. A z kim rozmawiam?
 - Jestem Nick DeSalvo. My... - urwał - poznaliśmy się 
wczoraj na demonstracji.
 - Chwileczkę. - Nagle ugięły się pod nią nogi. Nick 
DeSalvo. Ogarnięta paniką, czuła, jak serce cięŜko tłucze 
się w piersi. Nie była jeszcze gotowa...
Skąd on się tu wziął? PrzecieŜ nie mógł jej rozpoznać. 
Wprawdzie miała ten sam owal twarzy i kolor oczu co 
brat - po matce - ale nie byli do siebie podobni na tyle, 
Ŝ

eby ktokolwiek mógł podejrzewać jakieś 

pokrewieństwo. Prócz tego nadal uŜywała panieńskiego 
nazwiska matki. MoŜe jednak zapamiętuje się na zawsze 
twarz kogoś, kogo się zabiło. A jeŜeli nie, juŜ ona 
postara się o to, Ŝeby Nick DeSalvo do śmierci pamiętał 
Rusty'ego.
Ale jeszcze nie dziś. Dziś nie była na to przygotowana. 
Weź się w garść, kobieto, pomyślała. PrzecieŜ on tu nie 
wejdzie, jeŜeli go nie wpuścisz. Zaczerpnęła tchu i 
drŜącą ręką sięgnęła do domofonu.
 - Czego pan chce? - zapytała tonem, którym zwykła się 
zwracać do natrętnych sprzedawców.
 - Chcę porozmawiać o zdjęciach, które pani wczoraj 
zrobiła. Mogę wejść?
 - Nie - przeraziła się T.J. - To znaczy... jestem w tej 
chwili dość zajęta.
 - No to zaczekam. Miała nadzieję, Ŝe DeSalvo sobie 
pójdzie. Z drugiej strony myśl, Ŝe będzie krąŜył wokół 
domu, wydała jej się nie do zniesienia. Lepiej juŜ go 
wpuścić i powiedzieć wprost, Ŝe nie mają o czym 
rozmawiać. Wcisnęła guzik domofonu.
 - Niech pan wejdzie na podwórze. Tam się spotkamy. 
Tak, lepiej spotkać się z nim na dworze. Zakładając
kurtkę, raz jeszcze spojrzała przez okno. Jackson właśnie 
wstał. W rękach trzymał skrzynkę pełną metalowych 

background image

rurek i arkuszy miedzianej blachy.
Otworzyła drzwi i powoli zeszła po schodkach do 
ogrodu. Gdy Nick znalazł się na dziedzińcu, z miejsca 
zrozumiał, Ŝe się pomylił. Kiedy podano mu adres T.J. 
Amberly, ogarnęły go powaŜne wątpliwości - jak moŜna 
mieszkać w jednym z tych starych, ponurych budynków 
fabrycznych?
Tutaj jednak obskurny dziedziniec został zmieniony w 
piękny, zaciszny ogród. Wszystko przypominało 
ekskluzywne osiedle, w którym on sam mieszkał od 
jakiegoś czasu. Automatycznie zamykane bramy, mur 
zwieńczony Ŝelaznymi szpikulcami, wreszcie straŜnik, 
emerytowany policjant, który dbał o bezpieczeństwo 
lokatorów.
Spojrzał na drugi koniec podwórza. Mur, oddzielający 
ten cichy i przytulny zakątek od świata, był solidny i 
bardzo wysoki. Zapewniał bezpieczeństwo i dawał 
poczucie prywatności. Tak, ta kobieta nieźle wybrała. W 
końcu sprytny złodziej czy zdeterminowany morderca 
mógł sobie poradzić z kaŜdym systemem alarmowym. 
Tu właśnie zaczynała się rola policji. Ale gdzie 
przebiega linia między prześladowcą i jego ofiarą? W 
swojej błyskotliwej karierze zdąŜył juŜ być i jednym, i 
drugim.
Zobaczył T.J. Amberly, zanim ona go zauwaŜyła. 
Patrzył, jak idzie po płaskich kamieniach przez 
wypielęgnowany trawnik. Pierwsze, co rzuciło mu się w 
oczy, to jej wzrost. Kiedy leŜała pod nim na ziemi, 
wydala mu się drobna i krucha. Teraz sprawiała 
wraŜenie osoby silnej i wysportowanej - takiej, która nie 
boi się stanąć oko w oko z Ŝadnym męŜczyzną. Mimo to 
widać było, Ŝe jest zaniepokojona.
Twarda kobieta, pomyślał. Woli marznąć na dworze niŜ 
zaprosić go do siebie. A potem spojrzał w bok, na 

background image

męŜczyznę, do którego podeszła, i poczuł, Ŝe i jego 
zaczyna ogarniać niepokój. Kto to jest ten motocyklista? 
Jej chłopak? A moŜe, co gorsza, mąŜ?
Jackson podniósł wzrok na T.J.
 - Masz jakieś kłopoty?
CzyŜby miała na twarzy wypisany lęk? Wcisnęła ręce do 
kieszeni, Ŝeby ukryć ich drŜenie, i podeszła bliŜej.
 - Nic o tym nie wiem. On przyszedł tu w sprawie 
zdjęcia. Jackson postawił skrzynkę na ziemi, a potem 
wyprostował się i wbił wzrok w Nicka DeSalvo.
 - On mi wygląda na glinę. Znam jednego adwokata. 
Mam do niego zadzwonić? Wiesz, jak to jest, kiedy 
twoja praca zostaje wystawiona na widok publiczny? - 
zawahał się, a potem dodał: - Czy chcesz, czy nie, 
sprawy mogą ci się wymknąć z rąk. Sam się o tym 
przekonałem.
Było to najbardziej osobiste wyznanie, jakie T.J. 
kiedykolwiek usłyszała z ust Jacksona. Często 
rozmawiał z nią o jej pracy, ale nigdy dotąd o własnej. 
Odetchnęła i poczuła się spokojniejsza. PrzecieŜ ten 
DeSalvo nie wyciągnie broni i nie zastrzeli jej przed jej 
własnym domem, w obecności Jacksona. Trzeba tylko 
podjąć wyzwanie i do końca grać swoją rolę.
 - Sama sobie poradzę. A poza tym, pewnie i tak by mnie 
nie było stać na twojego adwokata - zaśmiała się z 
wysiłkiem. Zaczerpnęła tchu i dodała juŜ spokojniej: - 
Najpierw muszę się dowiedzieć, o co mu chodzi.
Nick nie spuszczał z niej wzroku. Chciał z nią z kilku 
przyczyn porozmawiać w cztery oczy. teraz jednak 
wydawało się to mało prawdopodobne.
T.J. odezwała się pierwsza.
 - Dzień dobry. - Jej głos brzmiał sucho i obojętnie. 
Odgarnęła z twarzy pasmo długich, jasnych włosów, a 
potem wyciągnęła rękę. Miała gładką, ciepłą dłoń, w 

background image

zetknięciu z którą jego własna, pokaleczona wydała mu 
się jeszcze bardziej szorstka i zimna.
 - Dzień dobry pani - powiedział.
 - Pan jest policjantem? - zapytała, cofając rękę.
 - Nie - odparł, zaskoczony jej pytaniem. - Jestem 
zaniepokojonym mieszkańcem tego miasta, a takŜe 
szefem ochrony firmy Randolf - Reynolds.
Motocyklista przysunął się bliŜej, jakby miał 
jakiekolwiek prawo uczestniczyć w tej rozmowie. T.J. 
zwróciła się do niego:
 - Jackson, to jest goryl... - jej wzrok na sekundę 
napotkał spojrzenie DeSalvo - to znaczy zaniepokojony 
obywatel tego miasta, który wczoraj rzucił się na mnie i 
podobno uratował mi Ŝycie.
Nick poczuł na sobie badawczy wzrok męŜczyzny.
 - Ach, ten sam, który zniszczył ci sprzęt. Zapadła 
złowieszcza cisza. Nick udał, Ŝe nie słyszał tej uwagi.
 - Interesuje mnie zdjęcie, które pani wczoraj zrobiła. To, 
które ukazało się w gazecie, a takŜe wszystkie inne 
zdjęcia z demonstracji.
T.J. Amberly połoŜyła dłoń na ramieniu motocyklisty, 
jakby chciała go uspokoić.
 - A o co chodzi? - zapytała. Na jej czole pojawiła się 
zmarszczka.
 - Chciałbym obejrzeć cały film.
 - Po co? Nick poczuł, Ŝe traci resztki cierpliwości.
 - Niech pani posłucha, ten dureń wjechał przez okno do 
mojego budynku...
 - Pańskiego budynku? - prychnęła z niedowierzaniem.
 - ... i, jeŜeli zdąŜyła juŜ pani o tym zapomnieć, o mało 
pani nie rozjechał przy okazji. Zamierzam odbyć długą i 
nieprzyjemną rozmowę z tym draniem, jak tylko go 
znajdę. Pani zdjęcia to najlepszy ślad.
 - Lepiej niech się tym zajmie policja. Trafna uwaga. 

background image

Nick powściągnął gniew.
 - Na pewno zgłoszą się do pani, ale to ja pracuję dla 
Randolfa - Reynoldsa. Dlatego przyszedłem pierwszy.
T.J. stała z nieprzeniknioną twarzą. Przeniosła tylko 
wzrok z DeSalvo na Jacksona, próbując podjąć jakąś 
decyzję.
 - Pan dobrze wie, Ŝe chroni mnie pierwsza poprawka do 
konstytucji i nie muszę...
DeSalvo juŜ potrząsał głową.
 - Nie musi mi pani nic pokazywać. Wiem. Nazwijmy to 
przysługą. MoŜe się jednak okazać, Ŝe wczoraj 
rzeczywiście ocaliłem pani Ŝycie - przerwał, Ŝeby dać jej 
trochę czasu do namysłu. - JeŜeli uda mi się go znaleźć, 
zanim dopadnie go policja, to pani nie będzie musiała 
oglądać wezwania ze swoim nazwiskiem.
Wezwania? To była ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę.
 - W porządku. PokaŜę panu ten film. Nieoczekiwana 
zgoda zaskoczyła zarówno Jacksona, jak i DeSalvo.
 - Wcale nie musisz tego robić... - zaczął Jackson.
 - Wiem. - Mimo iŜ starała się uśmiechnąć, jej usta były 
dziwnie zdrętwiałe. Spojrzała na DeSalvo. - No to 
chodźmy.
 - T.J.... - zaczął Jackson.
 - Spokojnie. To tylko kilka minut.
 - Jakby coś, jestem tu przez cały czas. Gdybyś mnie 
potrzebowała...
Skinęła głową. Umiała sobie radzić z problemami, miło 
jednak było wiedzieć, Ŝe moŜe liczyć na czyjąś pomoc. 
Bo na samą myśl o tym, Ŝe będzie musiała spojrzeć w 
ciemne, gniewne oczy Nicka DeSalvo, ciarki 
przechodziły jej po plecach. Ten człowiek traktował cały 
ś

wiat jak potencjalnego przeciwnika. A tutaj miał juŜ 

jednego w Jacksonie.
Gdyby DeSalvo nosił garnitur albo mundur, łatwiej 

background image

byłoby jej z nim rozmawiać. Przywykła do elegancko 
ubranych męŜczyzn: adwokatów, polityków czy 
urzędników państwowych.
DeSalvo był w spodniach koloru khaki i tweedowej, 
sportowej marynarce. Prezentował się całkiem 
atrakcyjnie i sprawiał wraŜenie zadowolonego z siebie. 
T.J. moŜe i dałaby się oszukać, gdyby nie to, Ŝe juŜ 
wcześniej zauwaŜyła jego zaciśnięte usta i gniewne 
spojrzenie.
 - Tędy. proszę.
Otworzyła drzwi do swojego mieszkania i nie dając mu 
ani chwili na rozejrzenie się, poprowadziła korytarzem 
do niewielkiego pokoju, który słuŜył jej za pracownię. 
Zdjęcia z poprzedniego dnia leŜały na stole obok 
przeglądarki.
Zamknęła drzwi pokoiku, który nagle wydał jej się o 
wiele za mały. Zgasiła światło, włączyła projektor i 
wreszcie odetchnęła.
Kiedy na ekranie ukazała się gniewna twarz Nicka, 
odwrócił się do T.J. Mimo panujących ciemności czuł, iŜ 
jest zmieszana, i gotów był się załoŜyć o swoją następną 
wypłatę, Ŝe się nawet zaczerwieniła. Co to mogło 
oznaczać? T.J. zaczęła szybko zmieniać przezrocza i po 
chwili doszli do ostatniej rolki.
 - Teraz będzie sekwencja wypadku - powiedziała i 
nacisnęła guzik.
Jednak na ekranie, zamiast kierowcy, ukazały się 
najpierw trzy ujęcia Giny Tarantino. Amberly szybko je 
zmieniła i w końcu zobaczyli pierwsze zdjęcie 
samochodu. Po przejrzeniu wszystkich slajdów T.J. 
zapaliła światło.
 - Najlepsze zdjęcie kierowcy jest w redakcji. To, które 
zamieścili na pierwszej stronie. KaŜę zrobić odbitki i 
wyślę je panu.

background image

 - Dlaczego tak bardzo interesowali panią policjanci, 
którzy byli przy tej demonstracji? - zapytał, Ŝeby 
sprawdzić, jak na to zareaguje.
A ona nagle pobladła.
 - Co? Jak to? Ja... ja fotografowałam wszystko, co 
popadnie. Nigdy nie wiadomo, o czym napiszą w 
gazecie i...
 - Gazety nie pisują o policjantach. Chyba Ŝe źle.
 - Chwileczkę. Obie jesteśmy kobietami i wybrałyśmy 
sobie cięŜki zawód. A poza tym, mogę fotografować, co 
mi się podoba. To wolny ...
 - ...kraj, tak? Znam tę gadkę. Nieraz nadstawiałem za 
nią karku - powiedział i uznał, Ŝe pora dać jej spokój. Na 
razie. - Dziękuję, Ŝe zechciała mi pani pokazać ten film - 
dodał. - Będę wdzięczny za odbitki. MoŜe uda mi się 
znaleźć więcej świadków. MoŜe ktoś rozpozna tego 
drania. Aha, i proszę dołączyć rachunek. Korporacja za 
wszystko zapłaci.
T.J. otworzyła drzwi i czekała, aŜ DeSalvo wyjdzie 
pierwszy. Ten mały pokoik naprawdę nie wydawał się 
właściwym miejscem na konfrontację. Czuła się w nim 
jak w pułapce, a kiedy DeSalvo, przechodząc obok, 
niemal otarł się o nią, poczuła się fizycznie zagroŜona. 
Nie śmiała się nawet odezwać z obawy, Ŝe zdradzi ją 
głos. Chciała juŜ tylko jednego. Pozbyć się tego DeSalvo 
jak najprędzej, zanim zechce zadać jej kolejne pytanie. 
Nie umiała kłamać i bała się, Ŝe mogłaby powiedzieć mu 
prawdę.
Jak to się stało, Ŝe zapomniała usunąć slajdy Giny 
Tarantino? Kiedy DeSalvo zapytał ją o zdjęcia, 
natychmiast zdała sobie sprawę z tego, Ŝe została 
rozszyfrowana. Ten człowiek okazał się szybszy od niej.
Szedł teraz wolno korytarzem, zatrzymując się kolejno 
przy wszystkich oprawionych w ramki fotografiach 

background image

wiszących na ścianach. W tej chwili przystanął przed 
czarno - białym portretem Jacksona na harleyu, w 
towarzystwie jednej z jego przyjaciółek, Rity, 
upozowanej na tylnym siodełku. Jackson miał na sobie 
przynajmniej dŜinsy, za to Rita, w obcisłym body 
cętkowanym jak skóra leoparda, wyglądała bardziej 
wyzywająco, niŜ gdyby była naga.
Uznała, Ŝe nie ma potrzeby tłumaczyć się z tego zdjęcia. 
Surowa, męska uroda Jacksona stanowiła wręcz idealne, 
kontrastowe tło dla pełnej kociego wdzięku Rity. A 
zresztą, co moŜe jakiś eksglina wiedzieć o sztuce?
W końcu DeSalvo poszedł dalej, bez słowa. Kiedy 
stanęli przy drzwiach wejściowych i juŜ miała odetchnąć 
z ulgą, usłyszeli cichy dzwonek. T.J. uświadomiła sobie, 
Ŝ

e nie potrafi jednocześnie otworzyć drzwi przed 

DeSalvo i włączyć domofonu.
DeSalvo przystanął przed stolikiem, na którym leŜał jej 
rozbity aparat fotograficzny, który przypominał teraz 
jedną z awangardowych rzeźb Jacksona.
 - Kto tam? - powiedziała do słuchawki, nie spuszczając 
wzroku z DeSalvo.
 - Policja. Muszę porozmawiać z panią T.J. Amberly. 
DeSalvo spojrzał na nią i wzruszył ramionami, jakby 
chciał powiedzieć: „A nie mówiłem?". Nie miał jednak 
zadowolonej miny.
Przez ułamek sekundy T.J pomyślała o Jacksonie i jego 
adwokacie. MoŜe jednak będzie go potrzebować. Potem 
podała policjantowi numer mieszkania i wcisnęła guzik 
otwierający bramę.
 - Byłbym wdzięczny, gdyby kazała pani zrobić dla mnie 
odbitki, zanim odda pani policji film - odezwał się 
DeSalvo.
 - Po co miałabym dawać im film?
 - Bo po to właśnie przysłali tu swojego człowieka. 

background image

Podejrzewam, Ŝe nie ma jeszcze nakazu rewizji, moŜe 
więc pani go spławić.
Po co jej to mówił? I dlaczego robił to w taki sposób, 
jakby policja była jego wrogiem? PrzecieŜ sam był 
jednym z nich. DeSalvo otworzył drzwi. Na jego widok 
policjant się zdumiał.
 - Co, u diabła... - zerknął w stronę T.J., a potem znowu 
zwrócił się do DeSalvo: - Co ty tu robisz?
 - Cześć, Bill, kopę lat. - MęŜczyźni uścisnęli sobie ręce. 
T.J. najchętniej wyrzuciłaby obu za drzwi.
 - Właśnie miałem wyjść - powiedział DeSalvo, nie 
odpowiadając na pytanie policjanta. - Wyświadcz mi tę 
przysługę i nie wspominaj o mnie szefowi.
 - MoŜe jestem szalony, ale nie głupi. Gdyby Echols 
dowiedział się, Ŝe mnie wyprzedziłeś, dostałbym za 
swoje.
 - Tak. - Nick ponuro się uśmiechnął. - Do zobaczenia. - 
Odwrócił się do T.J. - Dziękuję, Ŝe zechciała mi pani 
pomóc. - Jego ton był uprzejmy, ale w spojrzeniu kryła 
się groźba.
Kiedy drzwi się zatrzasnęły, Nick przystanął, Ŝeby 
zebrać myśli. Z ulgą zaczerpnął chłodnego powietrza. 
Musi skoncentrować się na innych sprawach, obecność 
tej Amberly dziwnie go rozstroiła. Kiedy stała obok 
niego w ciasnym, ciemnym pokoju, miał ochotę jej 
dotknąć albo sprowokować ją słowami po to tylko, Ŝeby 
zobaczyć, jak sobie z nim poradzi w bezpośrednim 
starciu.
Powinien się zająć swoimi sprawami. Z Billem 
Raymodem jakoś sobie poradzi, to jeden z tych 
uczciwych facetów, który zawsze był wobec niego w 
porządku. Czemu jednak martwi się o tę dziewczynę? 
PrzecieŜ zachowywała się niezbyt przyjaźnie, a jej 
reakcja podczas demonstracji była mocno przesadzona.

background image

MoŜe w ogóle nie lubi męŜczyzn. A moŜe lubi, ale w 
zupełnie innym typie. Spojrzał w głąb ogrodu, gdzie na 
kamiennej ławeczce, w chłodnym, grudniowym słońcu, 
siedział ponury motocyklista.
Omijając wtopione w ziemię kamienie, Nick ruszył ku 
niemu na skróty, przez poŜółkły trawnik.
Od razu rzucił mu się w oczy skórzany strój i długie 
włosy nieznajomego. Dobrze znał ludzi tego pokroju. 
Wszyscy byli do siebie podobni - aspołeczni i niezbyt 
rozgarnięci. Ten przekroczył juŜ trzydziestkę i z 
pewnością nie był punkiem. Był wysoki i mocno 
zbudowany, a jego oczy mówiły „mam was wszystkich 
gdzieś". DeSalvo odniósł wraŜenie, Ŝe kryje się za tym 
coś więcej. MoŜe ten typ nie jest aŜ tak płytki, na jakiego 
wygląda?
Parę kroków przed ławką zatrzymał się i wsunął ręce do 
kieszeni.
 - Pan tu mieszka? Motocyklista patrzył na niego przez 
chwilę, a potem z kpiącym uśmiechem podniósł ręce do 
góry.
 - Gdybym tu mieszkał, powiedziałbym panu, Ŝe 
administrator dostaje szału, kiedy ktoś chodzi po trawie.
 - Pan teŜ jest na trawie.
 - Ale ja płacę za ten przywilej.
 - Ma pan jakieś nazwisko?
 - A pan ma jakiś powód, Ŝeby o to pytać?
 - MoŜe chcę sprawdzić w komputerze, czy nie m a j ą 
czegoś na pana.
 - Niech mnie pan nie straszy. Mój stary był policjantem 
i nikt się mnie nie czepia. No, moŜe mojej sztuki.
 - Co pana łączy z panią Amberly? Motocyklista opuścił 
ręce.
 - Jestem jej aniołem stróŜem - powiedział, wstając. - A 
panu co do tego?

background image

Nick wyjął ręce z kieszeni i stanął na szeroko 
rozstawionych nogach. Facet chciał go sprowokować i to 
mu się udało. Czuł, Ŝe musi się dowiedzieć, na ile ten typ 
zadomowił się w mieszkaniu T.J. Amberly. Czy na 
przykład wie, które z tych wszystkich białych drzwi 
prowadzą do jej sypialni?
 - Jackson! - rozległ się nagle głos T.J. Nick czekał, nie 
spuszczając wzroku z motocyklisty.
 - Tak! - zawołał Jackson, nie patrząc w jej stronę.
 - Jesteś mi potrzebny. Potrzebny. Słowo to rozdraŜniło 
Nicka. Nie podobało mu się jego brzmienie.
 - JuŜ idę, kotku. - Na ustach Jacksona znowu pojawił się 
kpiący uśmieszek. - Muszę juŜ lecieć. Chyba trafi pan 
sam do wyjścia.
Nick patrzył, jak pokonuje schodki prowadzące do 
mieszkania T.J. Amberly, i poczuł przemoŜną chęć, Ŝeby 
za nim pobiec. Był jednak teraz zwykłym cywilem i 
mógł się poruszać tylko w ściśle ograniczonej 
przestrzeni. A w tej właśnie chwili napotkał przed sobą 
mur nie do przebycia.
ROZDZIAŁ 3
Do północy T.J zdąŜyła odebrać co najmniej pięćdziesiąt 
telefonów. Większość od kolegów z redakcji albo od 
znajomych. Potem zaczęły się głuche telefony. Kiedy 
znowu rozległ się dzwonek, T.J. wrzasnęła do słuchawki.
 - Halo! Cisza.
 - Halo, kto mówi! śadnej odpowiedzi.
 - Wiesz, która godzina?! - wykrzyknęła zdesperowana.
Ktoś odczekał w milczeniu, a potem się rozłączył. 
Zdenerwowana odłoŜyła słuchawkę. W ogóle nie trzeba 
było jej podnosić. Co oznaczały te głuche telefony? Czy 
ten ktoś próbował ją nastraszyć?
Przyszła jej na myśl policja, a potem Nick DeSalvo. 
Przypomniała sobie, Ŝe kiedy się pojawił, poczuła się 

background image

zagroŜona. Nawet Jacksona próbował zastraszyć. Czy 
nękałby ją w ten sposób? Nie, wyglądał raczej na kogoś, 
kto mówi bez ogródek to, co chce powiedzieć.
Wyszarpnęła wtyczkę z gniazdka. Nie pozwoli, Ŝeby ten 
ktoś niepokoił ją we własnym domu. Miała juŜ dosyć 
wraŜeń jak na jeden dzień.
 - Czy pani nigdy nie odbiera telefonów? - odezwał się w 
słuchawce zniecierpliwiony damski głos.
 - Nie rozumiem - odparła T.J. zaskoczona.
 - Dzwonię od ósmej rano i...
 - Och, przepraszam. Wczoraj dzwoniło tyle ludzi, Ŝe w 
końcu, koło północy, wyłączyłam telefon i 
zapomniałam...
 - Czy mówię z panią T.J. Amberly, fotoreporterką?
 - Tak. Czym mogę pani słuŜyć?
 - Mówi Linda Fredrickson z firmy Randolf - Reynolds. 
Chciałam zapytać, czy nie zrobiłaby pani dla nas paru 
zdjęć?
Randolf - Reynolds...
 - Przepraszam, czy moŜe pani powtórzyć? - T.J. słyszała 
wprawdzie kaŜde słowo, ale jej uwagę zwróciła przede 
wszystkim nazwa firmy.
 - Czy mogłaby pani zrobić dla nas kilka zdjęć jutro 
rano? Organizujemy uroczyste śniadanie, a nasz fotograf 
jest akurat zajęty.
 - Jutro? Sama nie wiem... Mogę zapytać, kto dał 
państwu mój numer?
 - Szef ochrony, Nick DeSalvo. Powiedział, Ŝe robi pani 
bardzo dobre zdjęcia.
Nick DeSalvo.
MoŜe się czegoś domyślał? Co robić? Nick DeSalvo i 
jego kompani z policji ukryli prawdziwą przyczynę 
ś

mierci jej brata i uznali, Ŝe zginął wskutek 

przypadkowej strzelaniny. Jak ona sobie to wszystko 

background image

wyobraŜa? śe rzuci mu w twarz prawdę? Jemu i całej 
policji? PrzecieŜ dysponuje dowodami i zna motywy, 
które spowodowały uŜycie siły.
Nie, uspokoiła samą siebie, DeSalvo nie mógł o tym 
wiedzieć. A szansa, Ŝeby się znowu do niego zbliŜyć, 
pewnie juŜ się nie powtórzy. Miała nadzieję, Ŝe 
zdemaskuje go, zanim on odkryje jej prawdziwe 
nazwisko i zrozumie, Ŝe zjawiła się po to, aby 
przewrócić do góry nogami jego wygodną egzystencję.
Sięgnęła po notes.
 - Oczywiście, jestem jutro wolna. Jakie to mają być 
zdjęcia? Kolorowe czy czarno - białe?
Pani Fredrickson zaczęła objaśniać, do czego będą im 
później potrzebne fotografie, a T.J. zanotowała kilka 
zdań. Omówiły cenę i termin. W trakcie rozmowy T.J. 
przez cały czas wyobraŜała sobie minę Nicka DeSalvo, 
kiedy się dowie, Ŝe pomógł zatrudnić osobę, która chce 
odsłonić kulisy pewnej, zdawałoby się na zawsze 
pogrzebanej sprawy.
 - Powtórz jeszcze raz, kim jest ta kobieta? - zapytał 
porucznik Echols.
W tej samej chwili jeden z graczy Atlanta Hawks zdobył 
punkt i publiczność wręcz oszalała. Policjant musiał 
podnieść głos, Ŝeby Echols mógł go usłyszeć.
 - To T.J. Amberly. Fotoreporterka. Sprawdziłem ją. Od 
pół roku pracuje na zlecenie dla naszej gazety. Zjawiła 
się tu zaraz po ukończeniu szkoły w Kentucky.
MęŜczyźni przerwali rozmowę, poniewaŜ jakaś kobieta 
przeciskała się między nimi, niosąc colę i torbę kanapek.
 - Mieszka na zachód od centrum, w jednej z tych 
starych fabryk - kontynuował policjant.
 - Co ona ma wspólnego z DeSalvo? - zapytał porucznik.
 - Nic, i to mnie właśnie niepokoi. Jej nazwisko 
wypłynęło po raz pierwszy/Butler twierdzi, Ŝe DeSalvo 

background image

naprawdę się nią interesuje. Wszędzie o nią pytał i był u 
niej, kiedy Bill Raymond przyszedł, Ŝeby ją przesłuchać.
Jeden z zawodników nie trafił do kosza.
 - Cholera! - krzyknął Echols, zrywając się z miejsca. - 
PrzecieŜ zawsze strzelał z zamkniętymi oczami!
Rozległ się ostry dźwięk dzwonka. Sędzia odgwizdał 
koniec meczu i podniósł rękę do góry. Echols oderwał 
wzrok od boiska i przeszył surowym spojrzeniem 
swojego podwładnego.
 - Radzę ci, wybadaj, dlaczego on tak za nią węszy. 
Widownia gwizdami i krzykiem Ŝegnała zwycięską 
druŜynę. Policjant skinął głową i ryknął, przekrzykując 
tłum:
 - Ma pan to u mnie jak w banku, szefie.
Dwa dni później Nick przemierzał elegancki hol 
budynku Korporacji Randolf - Reynolds. Z uczuciem 
ulgi rozluźnił węzeł krawata. Wreszcie pozbył się grupy 
delegatów z całego kraju, którzy przybyli do Atlanty, 
Ŝ

eby wziąć udział W serii spotkań szkoleniowych. Mógł 

teraz wrócić do swoich codziennych obowiązków, a 
takŜe zdjąć ten uprzykrzony granatowy garnitur, w 
którym występował przy tego typu okazjach.
Skinął głową straŜnikowi w recepcji, a potem ruszył w 
stronę windy. Kiedy skręcił za róg, omal nie zderzył się 
z T.J. Amberly. Cofnął się szybko i nim zdąŜyła 
cokolwiek powiedzieć, uniósł rękę.
 - Przepraszam. Niech się pani nie boi. Nie będę się juŜ 
więcej na panią rzucać.
T.J. zmierzyła go chłodnym wzrokiem. Po raz pierwszy 
zauwaŜył, Ŝe ma zielononiebieskie oczy, które wcale nie 
patrzą na niego przyjaźnie. Spojrzał w stronę windy, a 
wtedy ona przemówiła.
 - Niezły garnitur. Co to miało znaczyć, u diabła? 
Garnitur, w który wbił się dzisiaj z taką niechęcią, 

background image

kosztował więcej niŜ jego kamizelka kuloodporna. 
Zmierzył T.J. od stóp do głów, odnotowując, Ŝe w 
doskonale uszytym, szaroniebieskim damskim garniturze 
prezentowała się wyjątkowo elegancko.
 - Dziękuję. Mogę to samo powiedzieć o pani stroju - 
rzekł z uczuciem irytacji i przepuścił T.J. przodem, 
poniewaŜ właśnie otworzyły się drzwi windy.
Wchodząc do pustej kabiny, T.J. pomyślała, Ŝe Pan Bóg 
musi chyba mieć wypaczone poczucie humoru. Na liście 
osób, z którymi za nic na świecie nie chciałaby zostać 
uwięziona w windzie, Nick DeSalvo zajmował pierwszą 
pozycję.
 - Na które piętro? - zapytał.
 - Osiemnaste.
Patrzyła na niego, kiedy wciskał guzik. Miał ładne 
dłonie o długich, smukłych palcach, pokrytych 
drobnymi, czarnymi włoskami. Przypomniała sobie 
smugi krwi na kostkach, kiedy rzucił ją na ziemię. A 
zaraz potem uprzytomniła sobie, Ŝe te same ręce 
trzymały broń, z której zastrzelono jej brata. Wstrząsnął 
nią dreszcz.
Wiedziała, Ŝe prędzej czy później musi się na niego 
natknąć, i przygotowała kilka pytań, które zamierzała 
mu zadać. Jednak zamknięta z nim sam na sam w tej 
ciasnej kabinie nie była w stanie wypowiedzieć ani 
jednego słowa. DeSalvo był wyŜszy, niŜ zapamiętała, a 
elegancki garnitur dodawał mu powagi i autorytetu. 
Mocniej przycisnęła płaską, brązową torebkę i 
zaczerpnęła tchu.
 - Dziękuję za referencje - powiedziała z wysiłkiem. 
Oczy DeSalvo spoczęły na jej torebce.
 - Jak poszło? - zapytał.
 - Doskonale. Dlatego tu jestem. Przywiozłam zdjęcia. - 
Tak trzymaj, pomyślała. Jej głos brzmiał prawie 

background image

zwyczajnie.
DeSalvo skrzyŜował ręce na piersi.
 - Więc zarobiła pani wystarczająco duŜo, Ŝeby zapłacić 
za naprawę aparatu?
A więc to miała być forma rekompensaty. OdwaŜyła się 
podnieść na niego wzrok i w tym momencie 
uświadomiła sobie, Ŝe ten człowiek jest jej wrogiem. Nie 
musiała zdradzać przed nim swoich zamiarów - a tym 
bardziej odczuwać wdzięczności.
 - Tak. Dziękuję.
 - Więc jesteśmy kwita?
 - Niezupełnie - wyrwało jej się mimochodem.
Spojrzał na nią, zaskoczony, a ona poŜałowała 
nieopatrznych słów. Po co zasiewać wątpliwości w 
podejrzliwym z natury umyśle niedawnego policjanta?
Winda dotarła na osiemnaste piętro. Drzwi się rozsunęły.
 - Czy jadła juŜ pani lunch? - zapytał DeSalvo, jakby 
miało to coś wspólnego z ich wzajemnymi 
rozliczeniami.
 - Nie. A pan idzie coś zjeść? - T.J. bardzo się starała, 
Ŝ

eby to pytanie zabrzmiało w miarę obojętnie, a 

zarazem... przyjaźnie. Nie chciała, Ŝeby sobie pomyślał, 
iŜ ten lunch znaczy dla niej coś więcej niŜ zwykłe 
przeprosiny. A poza tym, pracowali teraz dla tej samej 
firmy. - Ja stawiam - zaproponowała.
DeSalvo uniósł rękę i znuŜonym gestem pomasował 
sobie kark.
 - Ja się tym zajmę. Od rana wypiłem tylko filiŜankę 
kawy.
Nie była to reakcja, jakiej oczekiwała. Obawiała się, Ŝe 
DeSalvo wyskoczy z jakąś głupią uwagą na temat 
męŜczyzn, którzy pozwalają na to, Ŝeby kobieta za nich 
płaciła.
 - Hmm... muszę jeszcze dostarczyć Lindzie te zdjęcia i 

background image

zamienić z nią parę słów. Potem będę wolna. Gdzie 
mogę pana znaleźć?
 - Mój gabinet znajduje się w holu, po prawej stronie. Na 
drzwiach jest tabliczka z nazwiskiem.
Skinął na poŜegnanie i odszedł w głąb korytarza.
Krawat zniknął. To była pierwsza rzecz, jaka rzuciła jej 
się w oczy, kiedy ponownie się spotkali. Ciekawe, czy 
zostawił go w szafie w gabinecie, czy moŜe zwinął i 
schował do kieszeni, tak jak to robił jej ojciec. Komisarz 
John Tilton nigdy nie mógł znaleźć swoich ulubionych 
krawatów. Wspomnienie o ojcu umocniło ją tylko w 
postanowieniu. Przypomniała sobie, przez co musiał 
przejść, chcąc zapewnić bezpieczeństwo jej i Rusty'emu. 
A mimo to nikt nie usłyszał od niego jednego słowa 
skargi.
Lunch z DeSalvo mógł się okazać znacznie cięŜszą 
próbą, niŜ to sobie wyobraŜała. Kiedy znowu stanęli 
obok siebie w windzie, poczuła, Ŝe nie ma mu nic do 
powiedzenia - w kaŜdym razie nic miłego lub 
neutralnego. Ogarnęła ją przemoŜna chęć, Ŝeby z 
krzykiem skoczyć mu do gardła.
Nick jednak nie wydawał się skrępowany jej 
milczeniem. Z miejsca przystąpił do rzeczy.
 - Co zamierza pani zrobić ze zdjęciami tego szaleńca z 
demonstracji? - W jego głosie nie było gniewu, tylko 
zwykła ciekawość.
Drzwi otworzyły się, T.J. wysiadła z windy i dopiero 
potem odpowiedziała na jego pytanie.
 - Odbitki, o które panu chodziło, są juŜ pewnie na 
biurku z pańską pocztą. Wysłałam teŜ Raymondowi 
odbitki wszystkich zdjęć... łącznie z tym, na którym 
widać pana. - Nie mogła sobie odmówić tej drobnej 
przyjemności. - Natomiast negatyw zdjęcia, które 
znalazło się w gazecie, jest nadal w redakcji.

background image

Nick stanął przed obrotowymi drzwiami i odwrócił się 
do niej.
 - Dlaczego posłała mu pani moje zdjęcie?
 - PrzecieŜ pan tam był.
DeSalvo zmarszczył czoło, ale T.J. pchnęła drzwi i 
wyszła na ulicę, zanim zdąŜył coś powiedzieć.
Dogonił ją i wskazał kierunek.
 - Tędy - mruknął, zaciskając usta. Nie powiedział, 
dokąd zabiera ją na lunch.
 - A o co panu chodzi z tym zdjęciem?
 - To długa historia. Za długa, Ŝeby się nią teraz 
zajmować. Była pani kiedykolwiek w Peachtree Grill? - 
zapytał, zmieniając temat.
 - Nie, ale słyszałam o tym miejscu.
 - To tylko kilka przecznic stąd, obok Carltona. MoŜe 
być?
 - Oczywiście. - Zebrała poły Ŝakietu.
Dzień był pogodny, lecz dość zimny, a w centrum 
zawsze było chłodniej, poniewaŜ wysokie budynki 
zasłaniały słońce. Witryny sklepów były juŜ 
udekorowane kolorowymi lampkami i ozdobami 
choinkowymi, a na chodnikach panował 
przedświąteczny tłok - ludzie wybrali się po zakupy. Na 
rogu ulicy stał Święty Mikołaj i zbierał pieniądze na 
pomoc dla ubogich.
W tym oŜywionym tłumie T.J. nagle poczuła się bardzo 
samotna. Rozpaczliwie zatęskniła za ojcem i Rustym. Na 
BoŜe Narodzenie pojedzie do domu. Do rodzinnego 
miasta, które, przynajmniej na pozór, jest przyjazne i 
radosne. A jednak mieszkali w nim ludzie, którym nie 
mogła juŜ ufać. Podobnie jak męŜczyźnie, który kroczył 
teraz u jej boku. ZadrŜała.
 - Zimno pani? - zdumiał się DeSalvo, jakby coś takiego 
nie przyszło mu do głowy.

background image

 - Nie. Spacer mnie rozgrzeje. Obrzucił ją przeciągłym 
spojrzeniem, a potem przyspieszył kroku.
Stali juŜ od kwadransa przed Peachtree Grill, czekając, 
aŜ zwolni się stolik, i wtedy padły strzały.
T.J. opowiadała właśnie, w jaki sposób fotografuje się 
waŜne osobistości na róŜnych spotkaniach, kiedy nagle 
witryna za ich plecami eksplodowała - posypało się 
szkło. Nie minęło parę sekund, a znalazła się pod ścianą, 
do której przygniatał ją całym swoim ciałem jej 
wybawca - Nick DeSalvo.
ROZDZIAŁ 4
T.J. stała z twarzą wciśniętą w rozpięty kołnierzyk 
koszuli DeSalvo. Kiedy poczuła aromat wody po goleniu 
i zapach rozgrzanej skóry, odwróciła głowę.
Wtedy zobaczyła w jego ręku pistolet.
 - Nic się pani nie stało? - wydyszał jej wprost do ucha, 
ale się nie ruszył.
 - Nie, wszystko w porządku - odpowiedziała, wsuwając 
dłonie między ich ciała. Nagle zabrakło jej tchu. - .. 
Niech mnie pan...
 - Nie ruszaj się! - rozkazał i mocniej przycisnął ją do 
muru.
Następnych trzydzieści sekund wydawało się trwać całe 
wieki. T.J. była wciąŜ w szoku, ale jej ciało 
zachowywało się tak, jakby otrzymało potęŜną dawkę 
energii. Nie było juŜ jej zimno. śar ogarnął jej policzki i 
rozlał się po całym ciele. PrzeraŜona tym, jak jej zmysły 
zareagowały na bliskość DeSalvo, zapragnęła wyrwać 
mu się i uciec. On jednak trzymał ją niczym w pułapce. 
KaŜdy jego oddech sprawiał, Ŝe jego tors uciskał jej 
piersi. Niemal czuła przyspieszone bicie jego serca. W 
głowie kołatała jej jedna myśl: Nie wolno mi zapomnieć, 
kim jest ten człowiek.
Zerknęła na jego pistolet. Widziała juŜ taki wcześniej. 

background image

LŜejszy niŜ te, które zazwyczaj noszą policjanci. Pewnie 
automatyczny.
Nagle panująca wokół cisza ustąpiła miejsca 
harmiderowi. Ludzie tłoczyli się w drzwiach restauracji, 
wykrzykując coś jedni przez drugich. W oddali zawyły 
policyjne syreny.
DeSalvo cofnął się o pół kroku, nadal jednak jedną ręką 
przyciskał T.J. do muru, jakby się obawiał, Ŝe nie ustoi 
bez jego pomocy. Odłamki szkła zazgrzytały mu pod 
butami, ale zdawał się tego nie zauwaŜać. Uniósł broń i 
zaczął lustrować wzrokiem przeciwną stronę ulicy oraz 
samochody zaparkowane wzdłuŜ krawęŜnika.
T.J. oprzytomniała i uświadomiła sobie, Ŝe upuściła 
torebkę. Z jakiejś niepojętej przyczyny uznała, Ŝe 
natychmiast musi ją podnieść. Spróbowała przykucnąć, 
ale dłoń DeSalvo zacisnęła się mocniej na jej ramieniu. 
Kiedy wreszcie ich spojrzenia się spotkały, T.J. 
zaczerpnęła tchu.
 - Moja torebka... - zaczęła, ale głos odmówił jej 
posłuszeństwa.
Puścił ją i schylił się, a kiedy oddał jej torebkę, odwrócił 
się bez słowa. Był wściekły. T.J. nadal bała się ruszyć.
Na widok nadjeŜdŜającej policji, DeSalvo schował broń 
do kabury pod marynarką. Ktokolwiek strzelał, dawno 
juŜ się ulotnił. Nie było sensu wymachiwać bronią. 
Skinął głową jednemu z przechodzących policjantów. 
Jak on się nazywał? Washington...? Nick nie mógł sobie 
przypomnieć jego imienia.
Spojrzał na T.J. Amberly. Była spokojna, ale blada jak 
kreda. Czując na sobie jego wzrok, nerwowym gestem 
odgarnęła włosy za ucho. Wtedy zauwaŜył, Ŝe trzęsą jej 
się ręce. Przysunął się bliŜej i ujął ją pod ramię.
 - Wejdźmy do środka - powiedział, popychając ją przed 
sobą. - Tam będzie cieplej.

background image

Nie oponowała. Nadal nie mogła wydobyć z siebie 
głosu. Widząc jej przeraŜenie, Nick poczuł, jak narasta w
nim wściekłość. Szkoda, Ŝe nie dopadł tego łajdaka - juŜ 
on by się z nim rozprawił!
W restauracji panował zamęt. Większość gości porzuciła 
stoliki i skupiła się przy drzwiach, czekając na policję. 
Nickowi udało się znaleźć roztrzęsionego kelnera i juŜ 
po chwili zasiedli z T.J. w przytulnej niszy w głębi 
lokalu, z dala od stłuczonej szyby.
 - Na pewno nic się pani nie stało? - powtórzył, kiedy 
zamówił kawę i kanapki. Na szczęście kuchnia nie 
przestała funkcjonować.
 - Na pewno - odparła. - Tylko dziwnie się czuję.
 - Świadomość, Ŝe miało się zostać zastrzelonym, moŜe 
popsuć cały dzień - próbował Ŝartować Nick.
Zamiast się uśmiechnąć, T.J. popatrzyła na niego tak, 
jakby jej właśnie wyznał, Ŝe jest seryjnym mordercą. W 
jej spojrzeniu nie było nawet cienia strachu.
 - TeŜ tak uwaŜam - mruknęła.
 - Tak pani uwaŜa? Dlaczego sądzi pani, Ŝe ktoś do nas 
strzelał?
 - Jak to, do nas? DeSalvo uwaŜnie jej się przyjrzał.
 - Padły dwa strzały. A tylko my staliśmy przed 
witryną... - przerwał i wzruszył ramionami. - Czym się 
pani zajmuje?
 - PrzecieŜ pan wie, Ŝe jestem fotoreporterką. Ja... - 
MoŜe się pani ostatnio komuś naraziła? Zanim zdąŜyła 
odpowiedzieć, zjawił się kelner z kawą. T.J. rozerwała 
drŜącymi palcami torebkę z cukrem, a potem 
powiedziała:
 - Jestem tu od niedawna. Nie zdąŜyłam sobie jeszcze 
narobić wrogów. - Spojrzała na niego wyzywająco. - A 
pan?
Nick upił łyk kawy i popatrzył na nią uwaŜnie. Wiedział 

background image

juŜ, Ŝe kłamie, wyczuwał takŜe, Ŝe jest na niego zła, 
choć nie miał pojęcia dlaczego.
 - Po raz drugi ocaliłem pani skórę, a pani traktuje mnie 
jak wroga.
 - MoŜe wcale nie potrzebuję, Ŝeby mnie pan ratował. 
MoŜe wystarczy, Ŝe będę się trzymała od pana z daleka i 
juŜ będę bezpieczna.
Z jakiejś niepojętej przyczyny Nick wrócił pamięcią do 
chwili, kiedy zasłaniał ją swoim ciałem przed kulą. 
Przywarła wtedy do niego i ta bliskość nie była 
nieprzyjemna. Przeciwnie. Dopiero teraz to sobie 
uświadomił i nagle zrozumiał, Ŝe nie chce, aby ta kobieta 
trzymała się od niego z daleka.
 - Zjemy lunch, porozmawiamy z policją, a potem 
odwiozę panią do domu. Tam nic juŜ pani nie grozi.
T.J. otworzyła drzwi fabrycznego budynku. Za nią stał 
DeSalvo. Zmusił ją, Ŝeby zjadła lunch, porozmawiał z 
policją, a teraz uparł się, Ŝe sprawdzi zabezpieczenie 
całego domu, a zwłaszcza jej mieszkania.
I nie chciał słyszeć o odmowie.
Kiedy szli przez dziedziniec, T.J. czuła, Ŝe jej 
cierpliwość jest juŜ na wyczerpaniu, a ona sama bliska 
obłędu. Chciała przecieŜ spotkać Nicka DeSalvo. 
Szukała go. A on zjawił się jak za dotknięciem 
czarodziejskiej róŜdŜki.
 - Nie musi pan wracać do pracy? - zapytała 
poirytowanym tonem. Miała nadzieję, Ŝe DeSalvo 
rozgniewa się i odejdzie, dając jej czas na 
przegrupowanie sił.
Tymczasem on milczał.
Kiedy stanęli przed drzwiami jej mieszkania, T.J. 
odwróciła się i powiedziała:
 - To naprawdę zbyteczne. Ja...
 - Co takiego jest we mnie, Ŝe tak się pani denerwuje? - 

background image

DeSalvo patrzył jej prosto w twarz, jakby chciał 
sprowokować do wyznania prawdy.
T.J. wzdrygnęła się, ale wytrzymała spojrzenie. Pewnie 
uwaŜał, Ŝe jej zdenerwowanie to tylko naturalna reakcja 
bojaźliwej kobiety na jego oszałamiającą męskość. Nie 
warto było ryzykować Ŝycia tylko po to, Ŝeby odebrać 
mu tę pewność.
 - Pańska pomoc nie jest mi potrzebna - powiedziała, 
ignorując jego pytanie.
 - Naprawdę? Czy to znaczy, Ŝe jest pani 
przyzwyczajona do tego, Ŝeby ktoś do pani strzelał albo 
najeŜdŜał samochodem? Co ma pani zamiar zrobić, 
jeŜeli ktoś będzie próbował dostać się do mieszkania? 
Zabrani mu pani?
T.J. udała, Ŝe nie zauwaŜyła sarkastycznego tonu. 
Przyszło jej do głowy coś zupełnie innego. A jeŜeli 
DeSalvo chce sprawdzić jej mieszkanie, bo sam 
zamierza się później do niego włamać?
 - Po co ktoś miałby się tu włamywać?
 - To pani mi to powie.
 - Niech pan posłucha. - T.J. westchnęła i pomyślała, Ŝe 
jej obawy są irracjonalne. Nick DeSalvo nie miał pojęcia 
ani o zapieczętowanej teczce, którą ukryła w swoim 
mieszkaniu, ani o tym, w jaki sposób jej zawartość miała 
wpłynąć na jego Ŝycie. Nie mógł tego wiedzieć - 
próbował ją tylko zastraszyć tak, jak straszył wszystkich. 
- Doceniam pańską troskliwość... ale, jak juŜ mówiłam 
policji, nie ściga mnie Ŝaden dawny narzeczony, nie 
handluję narkotykami i nie...
 - Sprawdzę tylko drzwi i okna i pójdę sobie - 
zdecydował, a kiedy nie odpowiadała, dodał: - Na tym 
polega moja praca.
Następne dwadzieścia minut dłuŜyło się T.J. 
niemiłosiernie. Nick DeSalvo metodycznie sprawdzał 

background image

kaŜde oczko drucianej siatki, ochraniającej okna 
wychodzące na parking. Wypróbował teŜ zasuwę i 
zamek w drzwiach wejściowych oraz sprawdził system 
alarmowy.
A potem wszedł na górę do sypialni.
Obecność męŜczyzny przy jej na wpół pościelonym 
łóŜku byłaby dla T.J. krępująca. DeSalvo w jej sypialni - 
to było ponad jej siły. Bała się go i nienawidziła, a mimo 
to jej ciało reagowało na to, Ŝe tam był. Ciało nie potrafi 
posługiwać się logiką. Na samą myśl o tym, Ŝe 
jakakolwiek cząstka jej osoby mogłaby znaleźć się pod 
wpływem DeSalvo, T.J. popadła w rozpacz. PrzecieŜ ten 
człowiek zabił jej brata. Poprzysięgła sobie, Ŝe go 
zniszczy.
A on po prostu stał i patrzył na nią, marszcząc brwi.
 - Jak zamierza się pani stąd wydostać, gdyby wybuchł 
poŜar? - zapytał.
T.J. spojrzała ponad jego ramieniem i zamarła. Na 
toaletce stały trzy fotografie - dwie przedstawiały jej 
ojca oraz brata. Zaczerpnęła tchu.
 - Przez dach - odparła z pozornym spokojem, wskazując 
na schody prowadzące do drzwi, które wychodziły na 
dach. - Ten budynek spełnia wszystkie wymogi 
bezpieczeństwa. JeŜeli mi pan nie wierzy, moŜe pan 
zapytać administratora.
Podeszła do toaletki i kiedy Nick wspinał się na górę, 
połoŜyła ramki zdjęciami w dół. DeSalvo pchnął drzwi. 
Otworzyły się bez najmniejszego wysiłku. Rzucił T.J. 
karcące spojrzenie. W pierwszej chwili przeraziła się, Ŝe 
podpatrzył jej manewr ze zdjęciami.
 - Nie zamyka pani tych drzwi? T.J. westchnęła i weszła 
na schody.
 - Niech pan wyjrzy na zewnątrz. MoŜe wtedy pan 
zrozumie, dlaczego nie muszę nic zamykać.

background image

 - Ładny widok - stwierdził, kiedy razem stanęli na 
balkonie.
T.J. spojrzała na rysującą się w oddali panoramę Atlanty.
 - Tak, ja teŜ go lubię - powiedziała, a wskazując na 
stromy dach, dodała: - Czy teraz widzi pan, Ŝe nie muszę 
się zamykać? Tylko jakiś samobójca mógłby próbować 
dostać się do budynku od tej strony.
 - Dlaczego zaraz samobójca? Wystarczy ktoś, kto nie 
ma lęku wysokości. Czy te drzwi są podłączone do 
systemu alarmowego?
Tak... T.J. usłyszała dźwięk pagera i spojrzała na 
wyświetlony numer. - MoŜe pan nie musi pracować dziś 
po południu, ale wygląda na to, Ŝe ja tak. Czy juŜ 
zobaczył pan wszystko?
DeSalvo skinął głową.
 - Pani pierwsza. Zszedł za T.J. do sypialni, próbując nie 
patrzeć na łóŜko.
Atłasowe poduszki i falbaniasta kapa wyglądały zbyt 
zachęcająco. Takie łóŜko przywodziło na myśl szalone 
sobotnie noce i leniwe, niedzielne poranki.
Nie zatrzymując się po drodze, T.J. odprowadziła go do 
wyjścia, zupełnie jakby nie mogła się doczekać chwili, 
kiedy się go wreszcie pozbędzie. Czego się spodziewał? 
ś

e będzie mile widziany? Od pierwszej chwili dawała 

mu wyraźnie do zrozumienia, Ŝe nie jest zachwycona 
jego towarzystwem. Ale moŜe właśnie dlatego nie 
powinien się zniechęcać? Policjantom płaci się za to, 
Ŝ

eby byli wścibscy. To naleŜy do ich obowiązków.

A ona się bała. Czuł to. Coś dręczyło tę kobietę i 
utwierdzał się w przekonaniu, Ŝe naleŜałoby pogrzebać 
w jej Ŝyciorysie. Z drugiej strony rozsądek podpowiadał 
mu, Ŝe nie powinien się angaŜować. Za kaŜdym razem, 
gdy chciał komuś pomóc, obrywał. A T.J. zdecydowanie 
nie Ŝyczyła sobie jego pomocy. Kto inny mógłby jej 

background image

pomóc? W pobliŜu nie było nikogo prócz niego. I tego 
motocyklisty.
Z ręką na klamce, wyjrzał na podwórze.
 - Gdzie pani kumpel, ten motocyklista?
 - Chodzi panu o Jacksona? Tak naprawdę, to on wcale 
nie jest motocyklistą. Jest rzeźbiarzem. Mieszka w tym 
budynku po drugiej stronie.
 - Zajmuje cały budynek? Patrzyła na niego przez kilka 
sekund.
 - Niech pan posłucha. Jestem panu wdzięczna za 
wszystko, ale muszę juŜ iść, bo mnie wzywają.
 - Wiem. Ja teŜ powinienem wracać do pracy. - Spojrzał 
w jej zielone oczy i zrozumiał, Ŝe wcale nie ma ochoty 
wychodzić. - Gdyby były jakieś kłopoty, proszę do mnie 
dzwonić. - Otworzył drzwi.
 - Dobrze - powiedziała, uśmiechając się z przymusem.
Gazeta chciała wysłać ją następnego dnia do sądu, gdzie 
spodziewano się ogłoszenia wyroku w procesie o 
morderstwo. Co za ironia! PrzecieŜ od ponad dwóch lat 
czekała na pewien werdykt. A teraz będzie musiała 
fotografować innego mordercę i inną rodzinę, która 
ucierpiała na skutek przemocy.
No cóŜ, nie miała wyjścia. Będzie nadal wykonywać 
swoją pracę, ale musi teŜ ułoŜyć sobie jakiś plan. A po 
tym wypadku pod restauracją wiedziała juŜ, Ŝe powinna 
lepiej się zabezpieczyć.
Nie wspomniała szefowi w redakcji, Ŝe miała coś 
wspólnego ze strzelaniną w mieście. Reporterzy 
telewizyjni jednak wpadli na jej trop i musiała odmówić 
wywiadu dla wiadomości o szóstej. JuŜ i tak była mocno 
zaniepokojona faktem, Ŝe złoŜyła na policji zeznanie, 
podając przy tym swoje nazwisko i adres.
T.J. zamknęła na klucz drzwi do pracowni, odsunęła 
metalową szafkę, w której trzymała papier fotograficzny, 

background image

i wyciągnęła ze skrytki skórzaną teczkę. Kiedy znalazła 
ją w gabinecie ojca, musiała wyrwać zamek, Ŝeby ją 
otworzyć. Teraz teczka była oklejona kilkoma 
warstwami szerokiej taśmy klejącej. Zerwała taśmę i 
zajrzała do środka.
Nick DeSalvo dawał jej do zrozumienia, Ŝe ktoś ją ściga. 
MoŜe chciał ją tylko nastraszyć, Ŝeby się przekonać, co 
uda mu się z niej wyciągnąć. Nie będzie mogła 
powiedzieć prawdy ani jemu, ani nikomu innemu, póki 
nie będzie wiedziała, komu moŜe zaufać. A z pewnością 
nie moŜe zaufać Nickowi DeSalvo.
Pistolet spoczywał na kilku grubych skoroszytach, obok 
czterech kaset magnetofonowych, ściągniętych gumką. 
Nie była to broń, z której zabito jej brata. Została uŜyta 
przez innego policjanta równieŜ w celu zabójstwa. 
Skoroszyty i taśmy potwierdzały ten fakt. OstroŜnie 
wyjęła pistolet i połoŜyła na stole, a potem zamknęła 
teczkę i z powrotem okleiła ją taśmą.
Kiedy zadzwoniła do drzwi Jacksona, otworzyła jej 
młoda kobieta. W skórzanej mini i aŜurowej kamizelce 
wyglądała tak, jakby jakaś czarodziejska róŜdŜka 
przeniosła ją prosto z nowojorskiej ulicy na przedmieścia 
Atlanty. Klasyczną urodę psuł ciemny, zbyt cięŜki 
makijaŜ i włosy ufarbowane domowym sposobem na 
płomiennorudy kolor.
Kiedy T.J. widziała przyjaciółkę Jacksona po raz ostatni, 
dziewczyna miała fioletowe włosy i pokazywała jeszcze 
więcej nagiego ciała.
 - Cześć, Rita. Zastałam Jacksona? - T.J. kurczowo 
przycisnęła teczkę do piersi.
Wzrok Rity spoczął na chwilę na teczce, a potem 
odpowiedziała:
 - Jest na zapleczu. Znasz drogę? - Zaczekała na 
potwierdzenie, a potem wzruszyła ramionami. - 

background image

Oglądam właśnie telewizję.
 - Dzięki - odparła T.J. Była zadowolona, Ŝe Rita nie 
naleŜy do osób wścibskich, poniewaŜ chciała 
porozmawiać z Jacksonem w cztery oczy.
Misterna Ŝelazna krata oddzielała mieszkanie od 
pracowni. T.J. weszła do nie ogrzewanej części budynku 
i zobaczyła Jacksona. Pochylał się nad wielkim bębnem, 
wypełnionym cieczą, która wyglądała jak olej 
samochodowy. Po drugiej stronie zbiornika stał jeden z 
tych ludzi, którzy od czasu do czasu pracowali z 
Jacksonem. Obaj trzymali w rękach długie uchwyty, 
którymi zanurzali w cieczy fragment metalowej rzeźby.
T.J. odczekała, aŜ w y j m ą rzeźbę i powieszą ją, Ŝeby 
wyschła.
 - Przynieś drugą część. Trzeba to będzie zmontować - 
zwrócił się Jackson do pomocnika, a potem wytarł ręce i 
przywitał się z T.J.
 - Cześć, T.J.
 - Mogę z tobą porozmawiać? - Jej oczy powędrowały w 
kierunku męŜczyzny.
Jackson nie wahał się.
 - Gerry! - zawołał. - Zostaw na razie robotę i przywieź 
nam coś do jedzenia. - Sięgnął do kieszeni i wyjął kilka 
banknotów. - Weź furgonetkę. Spytaj Ritę, czy chce 
pizzę albo coś w tym rodzaju.
Gerry wziął pieniądze i zniknął. Podeszli do 
ustawionych w krąg metalowych krzeseł i usiedli.
 - O co chodzi? Wyglądasz z tą teczką jak terrorysta z 
bombą.
T.J. połoŜyła teczkę na kolanach.
 - Muszę to na jakiś czas schować w bezpiecznym 
miejscu - powiedziała. - Nie mogę ci powiedzieć 
dlaczego.
 - Przysięgnij, Ŝe to nie są narkotyki ani pieniądze - 

background image

zaŜądał kategorycznym tonem. - Wiesz, Ŝe kiedy byłem 
młody i głupi, parokrotnie wpakowałem się w kłopoty. 
Doprowadzałem mojego starego do szału, bo nie mógł 
patrzeć, jak marnuję Ŝycie. Wydaje mi się, Ŝe obaj nasi 
ojcowie wróciliby z zaświatów, gdyby się okazało, Ŝe 
pomagam ci w jakichś brudnych interesach.
 - Nie... to nic z tych rzeczy, ale to tajemnica. To bardzo 
waŜne, ale zupełnie legalne. Przysięgam. - Uniosła w 
górę dłoń jak skaut i pomyślała, Ŝe pewnie wygląda 
ś

miesznie. Spojrzała mu w oczy. - Jackson, pamiętaj, 

jeŜeli coś mi się stanie, masz zniszczyć tę teczkę.
ROZDZIAŁ 5
Nick nie potrafił przestać myśleć o T.J. Amberly. 
Wyczuwał, Ŝe z jej osobą jest związana jakaś tajemnica. 
Często, zbyt często nachodził go obraz jej twarzy, 
powracała takŜe wizja wypadku podczas demonstracji.
Bez względu na to, jak gorliwie się tego wypierała, Nick 
nabrał przekonania, Ŝe T.J. bała się czegoś, i postanowił 
wybadać, co to takiego.
Telefonował do niej kilka razy, ale za kaŜdym razem 
odzywała się automatyczna sekretarka. Nagrywając się 
po raz kolejny, zadał sobie pytanie, czy przypadkiem coś 
złego się nie stało. Obawy te nie były bezpodstawne, 
wziąwszy pod uwagę niedawną strzelaninę Wreszcie, 
około pierwszej po południu, przyszło mu do głowy, 
Ŝ

eby zadzwonić do redakcji. Zawsze go dziwiło, jak 

wiele wiadomości moŜna wyciągnąć od ludzi, mówiąc 
kategorycznym tonem. Gorliwa asystentka z działu 
fotograficznego przejrzała rozkład dnia i wyjaśniła, Ŝe 
panią Amberly oddelegowano do sądu na ogłoszenie 
wyroku w sprawie Andrew Whitmana.
Ś

wiadomość, Ŝe tak łatwo udało mu się uzyskać 

potrzebną informację, mocno go zaniepokoiła. PrzecieŜ 
ktoś inny mógł zrobić to samo. Asystentka w redakcji 

background image

nawet nie poprosiła, Ŝeby się przedstawił.
Zamiast zjeść w spokoju lunch, wybrał się do miasta, do 
sądu - jednego z ostatnich miejsc, jakie miał ochotę 
oglądać. Na domiar złego był pewny, Ŝe T.J. takŜe nie 
Ŝ

yczyła sobie, Ŝeby się tam pokazywał. Jak tylko ją 

odszuka i przekona się, Ŝe nic jej się nie stało, wróci do 
siebie, do biura.
Znalazł ją w holu, wśród tłumu reporterów i fotografów, 
i natychmiast przypomniał sobie swój własny proces. 
Kiedy wychodził z sali sądowej, powitały go dziesiątki 
wycelowanych w niego obiektywów, a dziennikarze 
zasypali go gradem pytań. Nie mógł na nie 
odpowiedzieć, bo musiałby wyjawić im prawdę. Dlatego 
w telewizyjnych wiadomościach moŜna było później 
zobaczyć, jak w milczeniu przeciska się przez tłum, a za 
nim, potykając się, idzie jego adwokat.
Zaczął się zastanawiać, jakim trzeba być człowiekiem, 
Ŝ

eby tak bezwstydnie grzebać się w brudach cudzego 

Ŝ

ycia, i to wyłącznie po to, aby napisać artykuł czy 

zrobić zdjęcia. Nie podobała mu się myśl, Ŝe T.J. 
mogłaby się do takich zaliczać. Z drugiej strony, widział 
juŜ jej determinację. Czy potrafiłaby być równie 
bezlitosna jak niektórzy z prześladujących go 
reporterów? Zaraz jednak odrzucił tę myśl. Wolałby nie 
zaliczać T.I. do wrogiego obozu. Chciał ją mieć po 
swojej stronic.
Tłoczący się w holu dziennikarze wyglądali raczej 
nieszkodliwie. Jedni czytali ze znudzonymi minami albo 
robili notatki, inni Ŝartowali z konkurencją. T.J. 
rozmawiała z policjantem. To był inspektor Keith 
Nesmith - jeden z ludzi, których DeSalvo kiedyś 
przesłuchiwał.
Instynkt samozachowawczy podpowiedział Nickowi, Ŝe 
zbieg okoliczności nie wchodził tu w grę. Nesmith był 

background image

zbyt opanowany i wyrachowany, Ŝeby zaczepić T.J. 
wyłącznie dlatego, Ŝe jest atrakcyjną kobietą. Musiał 
mieć jakieś powody i DeSalvo przysiągł sobie, Ŝe je 
pozna.
Kiedy T.J. zobaczyła utkwiony w siebie wzrok DeSalvo, 
serce zamarło jej w piersi. A zaraz potem poczuła... ulgę. 
Nareszcie będzie miała pretekst, Ŝeby przerwać 
rozmowę. Gdy jednak DeSalvo ruszył w ich stronę, 
powróciły wątpliwości. Czego on tu szukał?
Człowiek, który ją zaczepił, zauwaŜył, Ŝe coś innego 
przykuło jej uwagę, i zwrócił wzrok w tym samym 
kierunku. Na widok zmierzającego ku nim DeSalvo jego 
zachowanie diametralnie się zmieniło.
Z ponurą miną odwrócił się do T.J.
 - Miło mi się z panią rozmawiało - powiedział, po czym 
szybko się oddalił. Mijając Nicka, skinął głową, ale się 
nie zatrzymał.
 - Czego on chciał? - zapytał Nick bez ogródek. Patrzył 
w ślad za znikającym, jakby się obawiał, Ŝe lada chwila 
ten człowiek odwróci się i wyciągnie broń.
 - Czy pan mnie śledzi? - odpowiedziała pytaniem. Nie 
mogła pozwolić, Ŝeby DeSalvo domyślił się, jak bardzo 
ucieszyła się na jego widok, choćby tylko na parę 
sekund. A poza tym, uczucie radości juŜ minęło i teraz 
była po prostu wściekła.
Nick spojrzał na nią bez uśmiechu.
 - Czego on chciał? - powtórzył. T.J. nerwowo spojrzała 
ku najbliŜej stojącym osobom.
Bała się, Ŝe ktoś mógłby ich usłyszeć. DeSalvo 
zachowywał się jak zazdrosny mąŜ, a przecieŜ prawie się 
nie znali. No, moŜe nie było to do końca prawdą. 
Wiedziała o nim parę rzeczy, i to więcej, niŜby chciała. 
Nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe za kaŜdym razem, gdy 
DeSalvo zbliŜał się do niej, bezwiednie przypominała 

background image

sobie dotyk jego silnych rąk i cierpki zapach skóry. 
Dopiero potem przychodziło opamiętanie - przecieŜ ten 
człowiek zastrzelił jej brata i jej takŜe mógł zagraŜać.
Zła na siebie za swoją chwilową słabość, zaczerpnęła 
tchu, Ŝeby stawić mu czoło. Oczywiście nie zamierzała 
kłócić się z nim w obecności tylu ludzi.
 - Dlaczego chce pan to wiedzieć? Nick popatrzył na nią 
przenikliwym wzrokiem, a potem gestem inkwizytora 
skrzyŜował ręce.
 - Bo widzę, Ŝe interesują panią policjanci.
 - Słucham? - Serce podeszło jej do gardła. - Więc to 
był...?
 - Policjant - dokończył za nią Nick. - Nie wspomniał 
pani o tym?
 - Nie. Po prostu mnie zaczepił... Nie był w mundurze. 
Ja...
Drzwi sali sądowej otworzyły się właśnie i kilka osób 
wybiegło ze środka. Rozbłysły flesze. Reporterzy 
chwycili magnetofony i mikrofony. T.J. automatycznie 
sięgnęła po aparat i sprawdziła flesz
 - Muszę zrobić zdjęcie - powiedziała i ruszyła w stronę 
tłumu, byle dalej od Nicka DeSalvo. Miał rację. Policja 
musiała juŜ wiedzieć, te strzały nie były przypadkowe, 
to w nią mierzono. Kiedy grupa reporterów i fotografów 
czekała na rodzinę ofiary, T.J. raz jeszcze spojrzała w 
stronę Nicka DeSalvo. Od dnia demonstracji ciągłe 
kręcił się w pobliŜu. Teraz teŜ znalazł się w sądzie 
nieprzypadkowo - musiał ją śledzić. MoŜe nawet to jego 
robota - ten samochód i strzały...? Ale jeŜeli tak, to 
dlaczego zawsze w ostatniej chwili ją ratował?
 - Jakie to uczucie, kiedy długo oczekiwany werdykt 
brzmi „winny"? - Jeden z reporterów zapytał matkę 
ofiary.
 - Cieszę się, Ŝe mam to juŜ za sobą. - Głos kobiety drŜał. 

background image

- Nic nie przywróci juŜ Ŝycia naszemu synowi, ale 
przynajmniej sprawiedliwości stało się zadość.
T.J. podniosła aparat, Ŝeby uchwycić kobietę w 
momencie, gdy ocierała chusteczką oczy.
Przynajmniej sprawiedliwości stało się zadość... OtóŜ to. 
Jej brat zginął i musi zebrać w sobie dość odwagi, Ŝeby 
doprowadzić do końca swój plan.
 - To bardzo waŜne dla rodziny ofiary. Pewien rozdział 
w ich Ŝyciu został zamknięty - wtrącił się adwokat. Ujął 
kobietę pod rękę i poprowadził w stronę windy. - 
Dziękujemy, Ŝe państwo przyszli.
Pewien rozdział w ich Ŝyciu został zamknięty...
T.J. zrobiła jeszcze kilka zdjęć niemal automatycznie. 
Myślami była gdzie indziej. Będzie kontynuować to, co 
zaczęła, to jej obowiązek. Kiedy wybrała się na 
demonstrację, Ŝeby odnaleźć Ginę Tarantino, myślała, Ŝe 
w tłumie będzie bezpieczna i Ŝe potrafi zachować 
anonimowość. Potrzebowała czasu i rozeznania, Ŝeby we 
właściwy sposób uŜyć posiadanych dowodów przeciwko 
policji. Niestety, zamiast tego trafiła na Nicka DeSalvo i 
mimowolnie wprawiła w ruch tryby machiny, której nic 
juŜ nie mogło zatrzymać. Teraz, pozbawiona 
sprzymierzeńców, czuła się osaczona. Pomyślała, Ŝe 
musi znaleźć kogoś, kto jej pomoŜe i komu będzie mogła 
zaufać. Gdyby znała chociaŜ jednego człowieka, na 
którym mogłaby polegać...
Odwróciła się i napotkała wzrok DeSalvo. Stał obok 
torby z jej sprzętem i czekał na nią. Wyglądał na 
człowieka pewnego i godnego zaufania. Nagle ogarnęła 
ją przemoŜna chęć, by podejść do niego i błagać o 
pomoc. A najpierw powiedzieć mu w oczy całą prawdę. 
I to tutaj, w miejscu publicznym.
Błąd. Nick na pewno by sobie nie Ŝyczył, Ŝeby 
opowiedziała całemu światu o tym, Ŝe jego kumple mieli 

background image

na sumieniu zbrodnię, Ŝe jeden z nich złoŜył zeznania, a 
potem popełnił samobójstwo. Nick na pewno chce, Ŝeby 
to pozostało tajemnicą, chce ukryć te sprawy przed 
opinią publiczną, a jej zamierza zamknąć usta. Podobnie 
jak udało mu się uciszyć jej ojca, mordując mu syna.
Zrozumiała, Ŝe musi trzymać się z daleka od DeSalvo, 
zanim popełni to gigantyczne głupstwo i zacznie mu 
ufać.
Patrząc, jak idzie w jego stronę, Nick pomyślał, Ŝe 
gdyby była jego dziewczyną, namawiałby ją, Ŝeby 
zmieniła pracę. Teraz na przykład wyglądała tak, jakby 
potrzebowała kielicha albo czyjegoś silnego ramienia. 
Dlaczego kobiety jej pokroju uwaŜają, Ŝe muszą 
wszystko robić same?
 - Czy pani zawsze tak się angaŜuje uczuciowo w swoją 
pracę? - zapytał, kiedy podeszła do niego.
 - Nie rozumiem. - T.J. opuściła głowę i ostentacyjnie 
zaczęła chować aparaty do torby.
 - Wyglądała pani tak, jakby się pani miała zaraz 
rozpłakać.
 - A panu nie wydaje się to smutne? Nie Ŝal panu tej 
rodziny? Stracili syna...
Nick potarł dłonią twarz, maskując tym gestem 
zdenerwowanie. Przypomniał sobie pewnego chłopca, 
który zginął. Na szczęście dzisiejsze wydarzenia w 
sądzie juŜ jego samego nie dotyczyły. Jego kariera 
zakończyła się dwa i pół roku temu.
 - Przynajmniej sprawiedliwości stało się zadość - 
powiedział, nie chcąc rozwijać tematu. - Ktoś umarł, a 
ktoś inny poszedł do więzienia. Tak powinno działać 
prawo.
 - Naprawdę? - Spojrzała na niego takim wzrokiem, Ŝe 
poczuł się nieswojo.
 - Byłem kiedyś policjantem - dodał, jakby chcąc się 

background image

usprawiedliwić.
T.J. nie wydawała się zdziwiona tą wiadomością. Wstała 
i przerzuciła przez ramię torbę z aparatami.
 - W tej sytuacji powinien pan doskonale zrozumieć to, 
co teraz panu powiem. JeŜeli będzie pan dalej za mną 
chodził, kaŜę pana aresztować za napastowanie. - 
Odwróciła się, Ŝeby odejść.
 - Chwileczkę! - Nie bacząc na konsekwencje, Nick 
chwycił ją za rękę. - Ja muszę wiedzieć, dlaczego 
Nesmith chciał z panią rozmawiać. To bardzo waŜne.
Nie odpowiedziała. Spojrzała tylko wymownie na jego 
rękę, a potem znowu na niego. OstrzeŜenie było 
wystarczająco czytelne.
Nick cofnął rękę. T.J. odeszła.
T.J. patrzyła na własne odbicie w sklepowej witrynie, 
zza której wesoło migotały lampki choinkowe. Nie 
mogła uwierzyć, Ŝe jednak wybrała się na świąteczne 
zakupy. CzyŜby do reszty postradała rozum?
Miała przecieŜ co innego do roboty. Po wyjściu z sądu 
udała się do redakcji, zostawiła film i napisała krótkie 
teksty pod zdjęcia. A potem, zamiast wracać do domu, 
pojechała do centrum handlowego. To była taka próba 
udawania przed samą sobą, Ŝe Ŝyje jak inni, otoczona 
rodziną i przyjaciółmi.
Kupiła klasyczny świecznik w stylu art deco dla Tylera 
oraz świąteczne kartki, które zamierzała wysłać do 
koleŜanek ze szkoły. Nie mogła się zdecydować, co 
podarować Jacksonowi, postanowiła więc dokonać 
wyboru innego dnia. Kiedy tak stała przed szybą 
wystawową, myśli jej powróciły do zakupu, który 
sprawił, Ŝe wszystkie inne wydały się przy nim 
nierealne. Wstąpiła do sklepu z bronią i kupiła kule do 
automatycznej dziewiątki. Pistolet wyjęła z teczki, zanim
powierzyła ją Jacksonowi. JeŜeli miała go teraz uŜyć w 

background image

obronie własnej, potrzebne jej były kule.
Z cięŜkim westchnieniem utkwiła wzrok w elegancką 
bieliznę, przyozdobioną czerwono - złotą wstąŜką. 
Bardzo pragnęła, Ŝeby jej Ŝycie mogło znowu stać się 
zwyczajne. Chciała móc się znów uśmiechać, chodzić po 
sklepach i kupować ładne stroje, Ŝeby się podobać 
kochanemu męŜczyźnie. Przed oczyma stanęła jej 
gniewna twarz DeSalvo, ale natychmiast ze złością 
odsunęła od siebie tę wizję. Prawdopodobnie ona sama 
nie potrafi juŜ ułoŜyć sobie Ŝycia, nie mówiąc o tym, Ŝe 
DeSalvo nie był kandydatem na ukochanego, ale 
wrogiem.
A jeszcze trzy lata temu jej Ŝycie było takie proste.
Straciła matkę, będąc dziesięcioletnim dzieckiem, ale 
zawsze miała przy sobie ojca, który otaczał ją miłością, i 
Rusty'ego. Oczywiście nie obyło się bez problemów. 
Brat wpadł w złe towarzystwo, zaczął próbować 
narkotyków. Mimo to stanowili zgraną, kochającą się 
rodzinę.
Po śmierci Rusty'ego nie porzuciła marzeń o załoŜeniu 
własnej rodziny. Potem jednak zmarł ojciec, a ona 
odkryła jego teczkę. Smutek z powodu nie pomszczonej 
ś

mierci brata i lęk o własne Ŝycie sprawiły, Ŝe sprawy 

osobiste przestały się liczyć. Były waŜniejsze rzeczy.
T.J. mocniej ścisnęła torbę z zakupami, rzuciła ostatnie 
spojrzenie na delikatne, białe koronki i z westchnieniem 
ruszyła do wyjścia. Pora wracać do domu.
Z kluczykami w ręku i wzrokiem utkwionym w swój 
samochód szła przez parking, kiedy nagle poczuła silne 
uderzenie w plecy. Potknęła się i upuściła pakunki. I 
wtedy właśnie ktoś wyrwał jej torebkę.
 - Ej! Stój! - krzyknęła, padając na chodnik. Napastnik 
nawet nie zwolnił, tylko minął ją w biegu. T.J. podniosła 
się z trudem i patrzyła za nim, jak pędził w stronę 

background image

głównej bramy.
 - Cholera! - mruknęła, bardziej zła niŜ przeraŜona. 
Czemu nie nauczyła się w college'u karate? Z drugiej 
strony, wszystko wydarzyło się tak szybko, Ŝe nawet nie 
miałaby okazji go uŜyć. A Nicka nie było tu tym razem, 
Ŝ

eby ją ratować.

 - Cholera! - powtórzyła i zaczęła zbierać z ziemi 
pakunki. ZauwaŜyła, Ŝe ma rozcięty łokieć, ale na razie 
nie czuła bólu.
Wracając do sklepu, Ŝeby zgłosić kradzieŜ, usiłowała 
sobie przypomnieć, co było w torebce. Nie miała przy 
sobie zbyt wiele pieniędzy - zostało moŜe ze 
dwadzieścia dolarów - były za to karty kredytowe oraz 
wszystkie dokumenty.
 - Cholera! - powiedziała po raz trzeci, zaniepokojona 
nie na Ŝarty.
Na stole płonęły świece. T.J. siedziała przed kartką 
papieru, z piórem w ręku. Sporządzała właśnie wykaz, 
wypisując w dwóch oddzielnych rządkach nazwiska 
wrogów i sprzymierzeńców. Nazwisko Nicka DeSalvo 
znalazło się w jednym i drugim rządku. Potarła dłonią 
czoło, a potem wypiła kolejny łyk wina. Szkoda, Ŝe nie 
moŜe porozmawiać z ojcem, poradzić się go tylko ten 
ostatni raz. Łzy napłynęły jej do oczu na myśl o 
kochanych zmarłych. Nie były to łzy bezradności, lecz 
wzruszenia.
Pozbierała się i uznała, Ŝe powinna zwrócić się do 
niezawodnego Jacksona, którego nazwisko widniało na 
czele listy. Okazało się jednak, Ŝe dziś wieczorem nie 
ma go w domu. Znowu była zdana na siebie.
Odsunęła kartkę, wzięła ze stołu kieliszek i poszła na 
górę. W sypialni zatrzymała się, Ŝeby narzucić Ŝakiet, a 
potem otworzyła drzwi na balkon.
Noc była jasna i chłodna. W oddali migotały światła 

background image

miasta. T.J. odwróciła się do nich plecami. Stamtąd nie 
moŜe oczekiwać pomocy. Przysiadła na balustradzie i 
popatrzyła na parking oraz dom towarowy po drugiej 
stronie ulicy. Zaczeka, aŜ Jackson wróci do domu, a 
potem wszystko mu opowie. O samochodzie, o 
strzałach... i o swoim bracie. Powie mu teŜ, Ŝe ostatnio 
jej Ŝycie znalazło się w niebezpieczeństwie.
Dziś na przykład ktoś ukradł jej torebkę oraz 
dokumenty. Oczywiście mógł to być czysty przypadek, 
niemniej jednak takich sygnałów nie wolno lekcewaŜyć. 
Kto wie, co moŜe zdarzyć się jutro?
Powiodła wzrokiem po samochodach na parkingu, 
wypatrując furgonetki Jacksona.
Jakiś męŜczyzna stał oparty o samochód w zacienionej 
części parkingu. WytęŜyła wzrok, Ŝeby mu się lepiej 
przyjrzeć, ale ciemność na to nie pozwalała. Czy ten 
człowiek czeka, aŜ ktoś wyjdzie?
A moŜe raczej czeka, aŜ ktoś wejdzie... ?
Pomyślała o Jacksonie i poczuła się nieswojo. Ostatnie 
doświadczenia nauczyły ją ostroŜności. Parking był 
oznakowany tablicą z napisem „teren prywatny". Ktoś, 
kto tu nie mieszkał, nie miał prawa na nim przebywać. 
T.J. wróciła do pokoju i zadzwoniła pod 911.
Telefonistka zanotowała jej nazwisko oraz dokładny 
adres i kazała obserwować podejrzanego aŜ do przybycia 
policji.
Policja zjawiła się po ośmiu minutach. Kiedy samochód 
patrolowy wjeŜdŜał na parking, policjanci włączyli 
reflektory. Ostry strumień światła wydobył z mroku 
postać męŜczyzny. T.J. pomyślała, Ŝe wyobraźnia płata 
jej figle. Wypadła z mieszkania i popędziła na parking.
To był Nick DeSalvo.
Kiedy do niego dobiegła, stał zwrócony twarzą do 
karoserii, z rękami na masce. Jeden z funkcjonariuszy 

background image

trzymał w ręku coś, co musiało być pistoletem Nicka. 
Drugi zwrócił się do niej:
 - Czy to pani zawiadomiła policję?
Kolejny wóz patrolowy wjechał na parking. DeSalvo 
zwrócił na nią wzrok. Spojrzała w jego ciemne oczy i 
głos odmówił jej posłuszeństwa. Skinęła głową, a jej 
„tak" było ledwie słyszalne. Wszyscy wydawali się 
czekać na jej reakcję. Odchrząknęła i podeszła do 
DeSalvo.
 - Co pan tu robi? - zapytała. Nick rzucił okiem w stronę 
policjantów, którzy właśnie wysiedli z drugiego wozu.
 - Byłem w pobliŜu i pomyślałem sobie, Ŝe wpadnę na 
chwilę. - Mówiąc to, nie patrzył na T.J.
 - JuŜ panu mówiłam, Ŝeby pan przestał za mną chodzić. 
Zanim zdąŜył coś odpowiedzieć, uprzedził go inny głos.
 - Czy ten człowiek panią napastuje?
T.J. odwróciła się i spojrzała na zbliŜającego się 
policjanta. Zamiast ulgi poczuła dziwny, irracjonalny 
niepokój. Sprawy zaczęły przybierać powaŜny obrót. 
Zbyt powaŜny jak na przyczynę, która do tego 
doprowadziła. To był człowiek, z którym rozmawiała w 
sądzie... Nesmith. Nagle doznała uczucia, jakby 
dopuściła się jakiejś zdrady. PrzeraŜona, zapragnęła 
wszystko odwołać.
 - No... więc... on...
 - Masz jakieś problemy, DeSalvo? - spytał ostrym 
tonem inny policjant.
Porucznik Echols, pomyślał Nick i gorzko się 
uśmiechnął. Tego mu jeszcze brakowało.
 - śadnych problemów - powiedział. - Dawnośmy się nie 
widzieli, panie poruczniku.
Twarz Echolsa nagle stęŜała.
 - Prawa ręka na plecy - rozkazał. Nick zawahał się, 
rozwaŜył swoje szanse, a potem ustąpił. Na pewno 

background image

będzie bezpieczniej w komisariacie, gdzie jest duŜo 
ś

wiadków. Po co ryzykować starcie na ciemnym 

parkingu. Powiedzą potem, Ŝe stawiał opór. Echols 
chwycił go za prawą rękę i zatrzasnął mu kajdanki wokół
nadgarstka. Potem wykręcił lewą, skuł go i popchnął go 
w plecy tak mocno, Ŝe Nick uderzył twarzą o karoserię.
 - Zaraz, chwileczkę! Co pan robi? - krzyknęła T.J. Nick 
usłyszał nutę przeraŜenia w jej głosie.
Echols nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.
 - Ostrzegałem cię, kiedy jeszcze słuŜyłeś w policji 
Ŝ

ebyś ze mną nie zaczynał - rzucił ostrym tonem. - Teraz 

jesteś cywilem i mogę zrobić z tobą, co zechcę.
 - O co jestem oskarŜony? - zapytał Nick, z trudem 
powstrzymując się, by nie powiedzieć Echolsowi, gdzie, 
moŜe sobie wsadzić groźby.
 - O tym ja zadecyduję - odparł Echols i szarpnął Nicka 
do góry.
T.J. złapała go za rękę.
 - Powiedziałam, chwileczkę! Nestnith odepchnął ją.
 - Zostaw ją w spokoju! - syknął Nick. Nesmithowi 
wreszcie udało się wytrącić go z równowagi. Nie mógł 
patrzeć, jak ten typ dotyka T.J. Oderwał się od Echolsa i 
stanął twarzą w twarz z Nesmithem.
W tej samej chwili zabłysły reflektory i oświetliły całą 
grupę. Obok policyjnych wozów zatrzymała się 
furgonetka. Echols sięgnął po pałkę i stanął obok Nicka.
 - Jackson! - wykrzyknęła T.J., kiedy rozpoznała 
kierowcę.
Jackson podszedł do policjantów. Zza jego pleców 
wychylała się jakaś para.
 - Co tu się dzieje, u diabła? - zapytał, mierząc Nesmith 
wrogim spojrzeniem.
Im więcej, tym lepiej, pomyślał Nick. Układ sił zaczynał 
się zmieniać. Dwaj policjanci, którzy jako pierwsi 

background image

znaleźli się na parkingu, podeszli do nowo przybyłych.
 - To sprawa policji. Proszę odejść.
 - Ale ta pani to moja sprawa - oświadczył Jackson, 
wskazując na T.J. - Nigdzie nie pójdę, póki z nią nie 
porozmawiam.
Nick odwrócił się w jego stronę.
 - Zabierz ją stąd. Nesmith puścił T.J. Spojrzał na 
Echolsa i ruszył w stronę
Jacksona. Echols szturchnął Nicka pałką w plecy i 
popchnął w kierunku wozu. Nick nie stawiał opora, póki 
T.J. była w to wplątana.
Miał nadzieję, Ŝe Jackson się pospieszy i zabierze ją jak 
najdalej od tego miejsca, nikt jednak nie zamierzał się 
ruszyć. Nim Echols wepchnął go na tylne siedzenie 
policyjnego wozu, zdąŜył jeszcze pochwycić zatroskane 
spojrzenie T.J. A potem odwróciła się do Jacksona.
Po wysłuchaniu krótkich wyjaśnień Jackson podszedł do 
Echolsa.
 - Za co go aresztujecie? - zapytał. Echols wydawał się 
bardzo zadowolony tego wieczora.
 - Zobaczymy. Chyba za wtargnięcie na teren prywatny.
 - Kto wnosi oskarŜenie?
Echols przygwoździł T.J. spojrzeniem. SkrzyŜowała ręce 
na piersi i pokręciła głową.
 - On nie zrobił nic złego. Zobaczyłam jakiegoś 
człowieka na parkingu i zadzwoniłam na policję. Nie 
wiedziałam, Ŝe to był DeSalvo. Nie chcę, Ŝeby poszedł 
do więzienia za takie głupstwo.
 - JeŜeli DeSalvo tu nie mieszka, właściciel posesji moŜe 
wnieść skargę. Zaraz do niego zadzwonię. To jest teren 
prywatny - powiedział Echols i skinął na Nesmitha, Ŝeby 
wsiadał do samochodu.
Zły grymas wykrzywił usta Jacksona. Nick wstrzymał 
oddech. Wygląda na to, Ŝe wszyscy zakończą ten 

background image

wieczór w areszcie.
 - Tak się akurat składa, Ŝe właściciel jest moim dobrym 
znajomym. Podobnie jak ten pan. Zaszła tu jakaś 
pomyłka. Mój znajomy - tu wskazał na Nicka - nie zastał 
mnie w domu i czekał na mój powrót. JeŜeli chcecie 
kogoś aresztować, aresztujcie mnie za to, Ŝe się 
spóźniłem. - A kiedy nikt się nie ruszył ani nie odezwał, 
dodał: - JeŜeli uwaŜacie, Ŝe popełniono jakieś 
przestępstwo, proponuję, Ŝebyście zabrali nas obu. Mój 
adwokat nie będzie się musiał fatygować dwa razy. - W 
jego głosie zabrzmiała groźba.
Echols zawahał się i spojrzał na pozostałych 
policjantów.
 - Kto wezwał policję?
 - Ta pani. - Obaj wskazali na T.J. Gdyby moŜna było 
zabijać wzrokiem, juŜ byś nie Ŝyła, pomyślał Nick, 
patrząc na pełne nienawiści oczy Echolsa. Idź juŜ, T.J. 
Lepiej, Ŝeby cię nie zapamiętał.
 - Czy wie pani, jaka jest kara za nieuzasadnione 
wezwanie policji? Mógłbym teraz panią aresztować...
T.J. odwaŜnie spojrzała mu w twarz i wyprostowała się. 
Nick patrzył na nią z podziwem.
 - Przepraszam. Jak juŜ Jackson powiedział, zaszła 
pomyłka - stwierdziła sucho.
 - Wypuść go - warknął Echols do Nesmitha, siadając za 
kierownicą.
Chwilę później Nick stał obok Jacksona i T.J. i patrzył w 
milczeniu, jak policyjne samochody wyjeŜdŜają z 
parkingu. Musi uczciwie przyznać, Ŝe T.J. ostrzegała go, 
Ŝ

eby się trzymał od niej z daleka. O mały włos, a 

zostałby aresztowany. Biorąc jednak pod uwagę 
wydarzenia ostatnich dni, zadecydował, Ŝe musi być 
przy niej dla jej własnego dobra. Ktoś musi jej strzec, a 
poniewaŜ to jemu bezpieczeństwo T.J. spędzało sen z 

background image

powiek, postanowił otoczyć ją opieką. A teraz jeszcze 
wmieszał się w to Echols.
Nick schował broń i portfel.
 - Dzięki, ale nie trzeba było interweniować. To sprawa 
między Echolsem a mną - zwrócił się do Jacksona.
Jackson zmierzył go zimnym wzrokiem.
 - Nie zrobiłem tego dla pana - powiedział, a potem 
zwrócił się do T.J. - Chodźmy do domu.
Nicka to zaproszenie nie dotyczyło. Na coś takiego nie 
mógł się zgodzić. Jackson nie zdawał sobie sprawy z 
powagi zagroŜenia.
 - Muszę z panią porozmawiać - zwrócił się do T.J., a 
widząc, Ŝe się waha, dodał: - Teraz. Proszę.
 - Niech pan wejdzie - odezwała się w końcu.
 - Chodźmy - powiedział Jackson, popychając T.J. w 
stronę Rity i Gerry'ego. - Nie będę się powtarzał - 
zwrócił się do Nicka. - JeŜeli spróbuje pan ją 
skrzywdzić, będzie pan miał ze mną do czynienia. A 
potrafię być niebezpieczny, moŜe mi pan wierzyć na 
słowo. Na pewno się to panu nie spodoba.
 - JuŜ teraz mi się pan nie podoba - odciął się Nick. - 
JeŜeli zalicza się pan do przyjaciół pani Amberly, to 
przynajmniej jesteśmy po tej samej stronie.
Jackson spojrzał na T.J.
 - Muszę wiedzieć, o co chodzi... i to jak najszybciej.
 - Wiem. Przyjdę jutro. Obiecuję. I, Jackson... Jackson 
zawahał się.
 - Tak?
 - Dzięki. Na ułamek sekundy oczy Jacksona i Nicka się 
spotkały, a potem Jackson znowu zwrócił się do T.J.
 - Drobiazg - mruknął, a potem pchnął drzwi i puścił Ritę 
przodem. Pozostali weszli za nią.
Nick poszedł za T.J. i poczekał, aŜ otworzy drzwi 
mieszkania i wpuści go do środka.

background image

 - Dlaczego zawsze zwraca się pan do mnie per „pani 
Amberly" tym swoim pogardliwym tonem...
Nie zdąŜyła dokończyć. Gdy tylko zamknęły się za nimi 
drzwi, ręce Nicka opadły na jej ramiona. Odwrócił ją ku 
sobie i pchnął pod ścianę. Zbyt wstrząśnięta, Ŝeby się 
bronić, T.J. patrzyła, jak jego usta zbliŜają się do jej ust. 
Pocałunek był gwałtowny i rozpaczliwy, jakby 
odzwierciedlał jego wewnętrzne zmagania. Wszystko 
skończyło się równie szybko, jak się zaczęło. DeSalvo 
cofnął się o krok i szepnął:
 - Chyba tracę zmysły. Spojrzał w jej zielone oczy. 
Zobaczył w nich zdumienie, zaskoczenie, ale nie złość. 
Nie doszła jeszcze do siebie na tyle, Ŝeby wpaść w 
gniew. Postanowił do tego nie dopuścić. Ujął w dłonie 
jej twarz i zanurzył palce we włosy. Nie da jej szansy na 
to, Ŝeby zdąŜyła pomyśleć albo go odepchnąć, zanim... 
Ponownie pochylił głowę, a potem delikatnie i czule 
dotknął wargami jej ust, mając nadzieję, Ŝe pozwoli mu 
na pocałunek.ROZDZIAŁ 6
Nicka ogarnęło wzruszenie, gdy T.J. zadrŜała w jego 
ramionach. Jej wargi były miękkie, wilgotne i pachnące. 
Rozchyliła je, oddając mu pocałunek, po czym, jakby się 
nagle opamiętała, oparła ręce na jego piersi, Ŝeby go 
odepchnąć.
 - Przestań... proszę. Nie ruszał się z miejsca. Dotyk jej 
dłoni i bliskość ust stanowiły zbyt wielką pokusę.
 - Nie chcę! - Tym razem energicznie wyswobodziła się 
z jego uścisku.
Nick cofnął się o krok, a T.J. obronnym gestem zebrała 
poły Ŝakietu.
 - Przepraszam.
Minęła go i poszła do kuchni. Wolałby, Ŝeby go 
skrzyczała albo dała mu w twarz. Nick na moment ukrył 
twarz w dłoniach. WciąŜ czuł smak ust T.J. i dotyk jej 

background image

ciała.
 - Przepraszam - powtórzył. - Nie powinienem tego 
robić.
 - Masz rację, nie powinieneś tego robić - powiedziała, 
unikając jego spojrzenia.
 - Posłuchaj, ja...
 - Nie, to ty mnie posłuchaj. - Odwróciła się do niego, 
krzyŜując ręce na piersi. - Nie wiem, czego ode mnie 
chcesz, ale nie jesteśmy przyjaciółmi, wspólnikami ani 
parą. Kiedy ostrzegałam cię, Ŝebyś za mną nie chodził, 
mówiłam serio.
 - W takim razie dlaczego nie pozwoliłaś im, Ŝeby mnie 
aresztowali?
Dlaczego? T.J. odwróciła się i wyjęła z kredensu dwa 
kubki tylko po to, Ŝeby się czymś zająć. Była kompletnie 
rozkojarzona. Przed chwilą całował ją męŜczyzna, 
którego postanowiła zniszczyć, a na domiar złego 
sprawiło jej to przyjemność. Jej własne ciało ją 
zdradziło. Usta Nicka... Całował ją, jakby potrzebował 
jej po to, Ŝeby oddychać. A ona uległa jego pragnieniu i 
jego gorącym, niecierpliwym ustom.
 - Zmieniłam zdanie. Nie spodobał mi się ich stosunek 
do ciebie.
 - Ich stosunek do mnie?
 - Dlaczego potraktowali cię w taki sposób? - zapytała, 
pragnąc trzymać się bezpiecznych tematów. Chciała 
zapomnieć o galopującym pulsie i pobudzonych 
zmysłach. - Sądziłam, Ŝe policja dba o swoich ludzi.
 - Echols i ja mamy ze sobą na pieńku. To zupełnie inna 
historia.
 - Opowiedz mi więc, o co chodzi, Ŝebym przestała się 
czuć jak idiotka, która zaprasza cię do domu, zamiast 
kazać aresztować.
 - Sądząc po tym, co widziałem, na pewno nie jesteś 

background image

idiotką.
Niestety, jestem, pomyślała. PrzecieŜ Nick DeSalvo 
siedział teraz w jej kuchni. Przyjrzała mu się w 
milczeniu, próbując wzbudzić w sobie dawny gniew, 
który pozwoliłby jej wyrzucić go za drzwi. Zdradziecka 
pamięć podsuwała jej tylko wspomnienie jego gorących 
rąk i ust.
 - Kawa czy herbata? - zapytała z wysiłkiem.
 - Wolałbym jeszcze coś innego.
 - Przestań, na co masz ochotę?
 - Na ciebie. Zmysłowy ton jego głosu sprawił, Ŝe 
zabrakło jej słów.
W głowie poczuła pustkę, a ciało oblała fala gorąca. 
Nick uśmiechnął się, a potem dodał:
 - MoŜe być to samo co dla ciebie. Kilka minut później 
siedzieli na skórzanej sofie w salonie, kaŜde z kubkiem 
gorącej herbaty w ręku.
T.J. gorączkowo szukała w myślach bezpiecznego 
tematu. Takiego, który nie miałby nic wspólnego z 
Ŝ

yciem osobistym.

 - Czy twoje kłopoty z porucznikiem m a j ą jakiś 
związek z tym, Ŝe wylano cię z policji?
Nick zmierzył ją kpiącym spojrzeniem.
 - Skąd o tym wiesz? Najbezpieczniej było trzymać się 
prawdy, przynajmniej
w niezbyt istotnych szczegółach.
 - Czytałam o tobie w gazetach. DeSalvo odwrócił 
wzrok.
 - Nie. To nie z powodu śledztwa. Kiedy byłem w 
policji... - Odstawił kubek i wstał. Podszedł do okna i 
wyjrzał na tonący w mroku dziedziniec. - Mój 
przyjaciel, a zarazem partner zaplątał się w... w pewną 
nielegalną aferę. Tak mi się wydaje. W kaŜdym razie 
porucznik Echols teŜ był w to wmieszany, a 

background image

przynajmniej wiedział o tym. Próbowałem wywęszyć, o 
co chodziło.
T.J. znała prawdę. Miała w ręku wszystkie dowody. 
Postanowiła sprawdzić aktorskie umiejętności DeSalvo.
 - Czemu nie zapytałeś o to swojego przyjaciela? Nick 
spojrzał na nią z ukosa.
 - Nie Ŝyje. Popełnił samobójstwo w Wigilię, trzy lata 
temu.
W jego głosie zabrzmiała gorycz. Nie był smutny, tylko 
rozgniewany. T.J. dobrze znała ten rodzaj gniewu. Brał 
się z niezgody na to, co się wydarzyło, a nie z Ŝalu. 
MoŜe DeSalvo był nieuczciwym policjantem, ale z 
pewnością głęboko przeŜył śmierć przyjaciela.
 - Opowiedz mi o tym.
 - Co tu opowiadać. Zostawił list, w którym napisał, Ŝeby 
mu wybaczyć, a potem wsadził sobie lufę do ust i 
pociągnął za cyngiel.
T.J. pamiętała dojmujące poczucie straty, jakiego 
doznała po śmierci Rusty'ego, te wszystkie pytania bez 
odpowiedzi, swoją wściekłość na cały świat. Nick 
rzeczywiście potrafił być bardzo przekonujący. Jak mógł 
tak dobrze udawać gniew i Ŝal, skoro wiedział, Ŝe 
wszyscy byli jednakowo winni?
 - To musiał być straszny cios dla jego rodziny - 
powiedziała, podejmując grę.
Nick zaczerpnął tchu, a potem odetchnął.
 - Tak - przyznał i zapatrzył się w jakiś nieokreślony 
punkt. - Pamiętasz Ginę Tarantino? Tę policjantkę, którą 
sfotografowałaś?
T.J. skinęła głową.
 - Była jego Ŝoną. A więc wszyscy ucierpieli. Czy to 
moŜliwe, Ŝe Nick i Gina zabili Rusty'ego, skoro 
wiedzieli juŜ, jak bardzo boli strata ukochanej osoby? Z 
drugiej strony, T.J. znała przecieŜ prawdę.

background image

Nick odwrócił się od okna, ale nie usiadł, tylko nagle 
zmienił temat.
 - Teraz ja chciałbym się dowiedzieć, dlaczego Echols i 
Nesmith tak się tobą interesują.
 - Nie rozumiem?
 - Ta część miasta to nie jest ich rewir. Albo więc 
usłyszeli moje nazwisko przez radio, albo cię śledzili.
 - Po co mieliby mnie śledzić?
 - Chyba sama wiesz najlepiej.
 - Nie mam pojęcia. MoŜe dlatego, Ŝe ostatnio za duŜo 
się wydarzyło, ta demonstracja, strzelanina, a wreszcie 
kradzieŜ.
 - Jaka kradzieŜ?
 - Robiłam przedświąteczne zakupy. Jakiś facet wyrwał 
mi torebkę na parkingu.
 - Nic ci się nie stało?
 - Nic. Zabrał mi tylko trochę pieniędzy, karty kredytowe 
i dokumenty - odparła T.J., bezwiednie sięgając do 
zranionego łokcia.
Spojrzał na jej rękę.
 - Chcę to obejrzeć - powiedział i pociągnął ją, Ŝeby 
wstała.
 - To drobiazg - zaprotestowała, ale Nick juŜ podwijał jej 
rękaw. Dłonie miał ciepłe i delikatne. Patrzył na nią tak 
powaŜnie, Ŝe zaczęła się denerwować.
 - Czy zgłosiłaś to?
 - Tak, ale go nie złapali. Zresztą, ja sama widziałam go 
niezbyt dokładnie. Napadł mnie od tyłu.
Nick obejrzał jej łokieć, ale minę miał nadal bardzo 
zatroskaną.
 - Mam przeczucie, Ŝe dzieje się coś niedobrego. Nie 
będę mógł ci pomóc, jeŜeli nie będziesz szczera.
Po dniach pełnych wątpliwości, wahań i sprzecznych 
decyzji T.J. nagle poczuła, Ŝe nie jest gotowa na to, by 

background image

stanąć oko w oko z prawdą.
 - O co ci chodzi?
 - Za duŜo było tych wypadków, Ŝeby moŜna je uznać za 
zbieg okoliczności. Poza tym nabrałem przekonania, Ŝe 
czegoś się boisz. A moŜe to jakiś były narzeczony cię 
prześladuje?
 - Czemu tak bardzo to cię interesuje?
 - Martwię się o ciebie - wyjaśnił i pogładził ją po ręce. 
Zrobiło jej się gorąco. Cofnęła rękę.
 - Dziękuję, ale... Zabrzęczał dzwonek. T.J. z ulgą 
podeszła do drzwi i wcisnęła guzik domofonu.
 - T.J.? MoŜesz wyjść tu do mnie, do bramy? - odezwał 
się David, ochroniarz, który rozpoczął nocny dyŜur.
 - Dowiedz się, po co - zaŜądał Nick.
 - Po co? - zapytała.
 - Myślę, Ŝe powinnaś to obejrzeć, zanim zadzwonię na 
policję.
 - JuŜ idę. Nick nie dał jej cienia szansy na dyskusję, czy 
pójdą razem, czy nie.
 - Idziemy - zdecydował i otworzył drzwi. Kiedy wyszli 
na ulicę, ochroniarz juŜ na nich czekał i wskazał w górę. 
Na ścianie budynku, jakieś dwa metry nad ziemią, 
wisiała torebka z przyklejoną kartką, na której duŜymi 
literami wypisano nazwisko T.J. Amberly.
 - To moja torebka.
David sięgnął po miotłę i strącił torebkę. T.J. pochyliła 
się, Ŝeby ją podnieść, ale Nick ją powstrzymał.
 - Ja to zrobię. Poczuła, Ŝe ogarnia ją łęk. Złodziej 
przyszedł pod jej dom. MoŜe nawet kryje się gdzieś w 
pobliŜu.
David skierował światło latarki na leŜącą na ziemi 
torebkę. Nick przykucnął i ostroŜnie ją otworzył. 
Ochroniarz poświecił do środka. Niczego podejrzanego 
nie zauwaŜyli. Nick odwrócił torebkę do góry dnem i 

background image

wysypał jej zawartość na chodnik.
 - Widzisz coś, czego przedtem nie było? - zapytał.
Dopiero teraz T.J. zdała sobie sprawę, ile niepotrzebnych 
rzeczy nosi w torebce. Zawstydzona przyklękła obok 
Nicka i zaczęła przeglądać jej zawartość. Grzebień i 
dwie szminki, paczka gumy do Ŝucia. Chusteczki do 
nosa i kwity z kasy, notes i portfel.
Nick podniósł portfel i otworzył go. T.J. ze zdumieniem 
stwierdziła, Ŝe niczego nie brakuje. Było w nim 
osiemnaście dolarów, karty kredytowe, prawo jazdy. 
Złodziej wszystko zostawił, po co więc...
Nick pozbierał rzeczy, wrzucił je do torebki, a potem 
wstał, oddał T.J. torebkę i zwrócił się do ochroniarza:
 - Widział pan, kto to zostawił?
 - Nie. Kiedy wyszedłem na obchód budynku, od razu 
zauwaŜyłem tę rzecz. Czy mam zadzwonić na policję i 
sporządzić raport?
 - Nie - odparł Nick tak szybko, Ŝe T.J. nie zdąŜyła 
otworzyć ust. - Dziękuję. Ja się tym zajmę.
Ochroniarz spojrzał na T.J.
 - Jesteś tego pewna?
 - Tak, dziękuję ci, Davidzie. Chyba ktoś chciał mi 
zrobić głupi kawał.
Kiedy wrócili do mieszkania, T.J. rzuciła torebkę na 
stolik i odwróciła się do Nicka DeSalvo. Przyszła pora, 
Ŝ

eby skończyć tę zabawę.

 - MoŜe będziesz łaskaw mi powiedzieć, co za grę tu 
prowadzisz?
 - Ja? O czym ty, u diabła, mówisz?
 - Nie wydaje ci się dziwne, Ŝe od chwili gdy się 
spotkaliśmy, stałam się przedmiotem ataków?
 - UwaŜasz, Ŝe to moja wina?
 - Nie wiem, co mam o tym myśleć, ale jestem pewna, Ŝe 
powinnam się trzymać jak najdalej od ciebie.

background image

 - A nie zauwaŜyłaś, Ŝe tylko ja jeden martwię się o 
ciebie?
 - Jackson...
 - Jackson? - lekcewaŜąco prychnął Nick. - Teraz 
dostałaś się między grube ryby. - Nagle twarz mu się 
zmieniła, jakby coś nowego przyszło mu do głowy. - 
Czy on jest twoim kochankiem? Czy to próbujesz mi 
powiedzieć?
 - Nie - wyrwało się T.J., zanim zdąŜyła pomyśleć. 
Trzeba było skłamać. MoŜe wtedy Nick by się od niej 
odczepił. - To mój przyjaciel. A poza tym, to nie twoja 
sprawa.
 - Teraz to równieŜ moja sprawa. Pora zacząć mówić 
sobie prawdę. - PołoŜył T.J. ręce na ramionach i 
przyciągnął ją do siebie.
 - PrzecieŜ wiesz, Ŝe to nie ja ukradłem ci torebkę. A 
kiedy do ciebie strzelali, stałem obok. - Objął ją, nie 
zwracając uwagi na to, Ŝe stoi sztywna jak posąg. 
Zanurzył usta w jej włosy i zaczął mówić ł a g o d n y m 
tonem: - Powiedz mi, czego się boisz. MoŜe nie jesteśmy 
przyjaciółmi, wspólnikami ani parą, ale na pewno nie 
jesteśmy juŜ sobie obcy. Dlatego nie mogę udawać, Ŝe 
nie widzę, co się dzieje.
Przesunął rękami po jej plecach i poczuł, Ŝe się nagle 
odpręŜyła. Przytuliła się do niego i oparła mu głowę na 
ramieniu.
 - Nie ufam policji - powiedziała cicho. Musiał wytęŜyć 
słuch, Ŝeby ją usłyszeć. - I tobie teŜ nie ufam.
 - Mnie? - Nick wydawał się rozbawiony. - Jestem 
najbardziej godnym zaufania facetem, jakiego znasz.
 - Nie wydaje mi się - zaprzeczyła, a potem odsunęła się, 
Ŝ

eby zaczerpnąć tchu.

Nick miał bolesną świadomość bliskości jej ciała. Czuł, 
jak przy kaŜdym oddechu jej piersi unoszą się i opadają, 

background image

draŜniąc jego tors. Nagle zapragnął ją rozebrać i dotknąć 
tych piersi. Rękami i ustami. Najpierw jednak musiał 
wyciągnąć z niej prawdę.
 - Czemu nie ufasz policji? Co takiego zrobiłaś? T.J. 
znowu wtuliła się w jego ramiona i próbowała wymyślić 
jakieś wygodne kłamstwo, jakąś wiarygodną historyjkę.
 - Dostałam cynk - szepnęła mu do ucha.
 - Co? - zdumiał się Nick.
 - Anonimowy telefon o pewnych policjantach. Nick 
zesztywniał. Odsunął T.J. od siebie tak, by móc spojrzeć 
jej w oczy.
 - Kiedy? I dlaczego dzwonili akurat do ciebie?
T.J. przypomniała sobie głuche telefony po 
opublikowaniu w gazecie zdjęcia kierowcy, który 
wjechał w tłum podczas demonstracji. Musi się trzymać 
jak najbliŜej prawdy, inaczej do reszty się pogubi.
 - TuŜ po demonstracji. Zaraz potem zjawiłeś się ty i 
policja i...
Nick przeciągnął ręką po włosach i zapytał:
 - Co ci powiedzieli?
 - Niewiele. śe niektórzy członkowie stanowej policji 
powinni oglądać salę sądową z ławy oskarŜonych. - Nick 
spojrzał na nią z takim natęŜeniem, Ŝe serce mocniej 
zabiło jej w piersi. Nie spodziewała się, Ŝe uwierzy w to 
kłamstwo. śeby zatrzeć elekt swoich słów, wzruszyła 
ramionami. - Prawdę mówiąc, nie potraktowałam tego 
serio...
 - Ale ten ktoś traktuje ciebie serio.
 - Więc to prawda?
 - Tak, myślę Ŝe to prawda, a ty nie powinnaś się w to 
mieszać.
 - Wcale nie chcę. - Tym razem nie musiała kłamać. Po 
tym, jak Nick potwierdził jej słowa, nie czuła się 
bardziej bezpieczna. Przeciwnie, poczuła się osaczona. 

background image

Bardzo chciałaby o wszystkim zapomnieć. Nie była 
jednak w stanie zapomnieć o swoim bracie.
 - Z kim o tym rozmawiałaś?
 - Tylko z tobą - wyrwało się T.J. Patrzył na nią tak, 
jakby wreszcie chciał usłyszeć całą historię, ale T.J. 
milczała. Wobec tego zapytał:
 - Musiałaś coś powiedzieć, zadawać jakieś pytania 
albo... robić zdjęcia. - Utkwił w niej gniewny wzrok. - 
Fotografowałaś policjantów?
 - MoŜe kilku... ale...
 - Nie wierzę ci! Kogo fotografowałaś? Nie rozumiesz, 
Ŝ

e grozi ci niebezpieczeństwo?

 - Nic mi nie groziło, póki nie spotkałam ciebie. Nick 
zignorował tę uwagę, i naciskał dalej:
 - Powiedz mi kogo, gdzie i kiedy.
 - Skąd mogę wiedzieć, czy nie jesteś jednym z nich?
 - Nawet gdyby tak było, to juŜ i tak powiedziałaś mi za 
duŜo.
Patrzył na nią uwaŜnie. Poczuł, Ŝe ogarnia go 
wściekłość. Ta kobieta nie ma za grosz rozumu. Co ona 
sobie właściwie wyobraŜa? śe wygra z kimś takim jak 
Echols? Czy myśli, Ŝe legitymacja prasowa to czapka 
niewidka? Ci policjanci na pewno zaatakują, a 
przestępca, który ukrywa się pod płaszczykiem prawa, 
jest sto razy bardziej niebezpieczny niŜ najgorszy 
złoczyńca.
Przez trzy lata bezskutecznie szukał przeciwko nim 
jakichś dowodów. Jak ona moŜe w ogóle myśleć, Ŝe 
wystarczą trzy zdjęcia?
 - Przede wszystkim musisz mi obiecać, Ŝe zrobisz sobie 
wakacje. Święta za pasem. Odwiedź swoją rodzinę. 
Wyjedź z miasta na jakiś czas.
 - Nie mam rodziny - powiedziała bezdźwięcznym 
głosem.

background image

 - śadnej?
 - śadnej - odparła, ucinając dalszą dyskusję na ten 
temat.
 - W takim razie jedź do mojej - zaproponował Nick. - 
Mieszkają w Buffalo. To wystarczająco daleko. I nie 
zapomnij zabrać płaszcza, bo tam moŜe być zimno.
 - Nigdzie nie pojadę. Nie podobała mu się ta 
odpowiedź. Czy T.J. była aŜ tak uparta, czy po prostu 
niespełna rozumu?
 - Dlaczego? Lubisz, jak ktoś cię ściga? A moŜe sobie 
wyobraŜasz, Ŝe napiszesz jakiś fantastyczny artykuł i 
zaimponujesz kolegom z pracy? Albo zrobisz karierę?
 - Wyjazd z miasta to nie jest Ŝadne wyjście. Pracuję dla 
gazety i zbieranie materiałów teŜ wchodzi w zakres 
moich obowiązków.
 - A niech cię! Wymyśl coś lepszego niŜ te bajeczki o 
pracy. Gra idzie o twoje Ŝycie. Ci ludzie nie będą czekać 
z załoŜonymi rękami, aŜ ich zdemaskujesz.
 - A ty skąd wiesz tak duŜo na ten temat?
 - Byłem policjantem i wiem, co oni myślą i do czego są 
zdolni, kiedy raz wkroczą na drogę przestępstwa.
 - Czy to ty kazałeś mnie śledzić? Nick zaczerpnął tchu. 
Dlaczego ta kobieta ciągle go o coś oskarŜa?
 - Co takiego zrobiłem, Ŝe przypisujesz mi złe zamiary?
 - Za co cię wylali z policji?
Przed oczyma Nicka przesunęła się seria obrazów. 
Chłopak z bronią, Gina, szpital. A potem śledztwo i 
proces. Nie mógł jej tego wszystkiego wyjaśnić, nie 
przyznając się do kłamstwa i nie łamiąc danego słowa. 
Lepiej nie wracać do pewnych spraw.
 - Za wypełnianie moich obowiązków - odparł.
 - Czy do twoich obowiązków naleŜy strzelanie do ludzi?
 - Czasami tak. Spojrzał jej w oczy i pomyślał o 
demonstracji, a potem

background image

o zdjęciach, które robiła jemu i Ginie.
 - Czy ty teŜ chcesz mnie przesłuchać?
ROZDZIAŁ 7
 - A powinnam?
Nick nie mógł uwierzyć własnym uszom. Ani własnym 
oczom. T.J. posunęła się chyba zbyt daleko. Jak mogła 
oskarŜać go, Ŝe ją śledzi, i traktować tak, jakby dopuścił 
się jakiegoś przestępstwa?
 - Proszę bardzo, pytaj, o co chcesz.
 - Czy ty teŜ byłeś jednym z nich?
W pierwszej chwili miał ochotę po prostu wyjść i 
zostawić tę kobietę jej własnemu losowi. JeŜeli mu nie 
ufa, nie mógł nic na to poradzić. Jednak prawda była 
wszystkim, co mu zostało z policyjnej kariery.
 - Nie.
 - W takim razie pomóŜ mi znaleźć tych ludzi i ich 
zdemaskować.
Nick potrząsnął głową.
 - Nie chcę, Ŝebyś się w to angaŜowała. Nie warto.
 - Ja uwaŜam, Ŝe warto. Co masz do stracenia, jeŜeli nie 
jesteś w to wplątany?
Stracił najlepszego przyjaciela. A co mógł jeszcze 
stracić? Chyba juŜ nic, oprócz T.J. Amberly.
 - Sądziłem, Ŝe chcesz się mnie pozbyć. Ni z tego, ni z 
owego proponujesz, Ŝebyśmy zostali partnerami. 
Dlaczego?
 - To, co powiedziałeś, ma sens. Ty znasz tych ludzi, a ja 
nie.
 - Znam, ale niezbyt dobrze. T.J. pomyślała, Ŝe dzieje się 
z nią coś dziwnego. Dotąd chciała tylko jednego: 
udowodnić Nickowi winę, a teraz nagle zapragnęła 
uwierzyć w jego niewinność.
 - Powiedziałeś, Ŝe wiesz najlepiej, jak mi pomóc, 
postanowiłam więc to sprawdzić.

background image

Nick pokiwał głową i wyjął z kieszeni mały notesik.
 - Muszę zadzwonić w kilka miejsc.
 - MoŜesz skorzystać z mojego telefonu - powiedziała, 
wskazując aparat w kuchni.
Podczas gdy Nick rozmawiał przez telefon, T.J. 
usiłowała trochę posprzątać. Relacjonując swojemu 
rozmówcy wydarzenia ostatniego wieczora, Nick wodził 
za nią wzrokiem. Kiedy wreszcie odłoŜył słuchawkę, 
poczuła, Ŝe ciągle jeszcze nie jest gotowa, Ŝeby stawić 
mu czoło.
 - Masz tu jakąś zapasową szczoteczkę do zębów? - 
zapytał.
 - A o co chodzi? Nick przeciągnął się i zerknął na 
skórzaną sofę.
 - JuŜ północ. Pomyślałem sobie, Ŝe zabawię się dziś w 
nocnego stróŜa, aby zapobiec przykrym 
niespodziankom.
 - To całkiem zbyteczne. Zainstalowałam system 
alarmowy, a wokół mieszkają ludzie.
Nick sceptycznie pokiwał głową.
 - Zapewnij mnie, Ŝe nie miałaś zapasowego klucza w 
torebce albo karteczki z zapisanym numerem kodu do 
drzwi wejściowych.
Strach złapał ją za gardło. śe teŜ wcześniej o tym nie 
pomyślała! Wsunęła zapasowy klucz do kieszonki 
zapinanej na suwak. Rzuciła się sprawdzić, czy złodziej 
go znalazł.
Nick tylko pokręcił głową i wyciągnął się na sofie. 
Kiedy wróciła, zastała go w tej samej pozie, z rękami 
pod głową.
 - Znalazłaś?
 - Tak - odparła z triumfem, ale na Nicku nie zrobiło to 
najmniejszego wraŜenia.
 - Jak długo trwa dorobienie klucza? Ogarnął ją gniew na 

background image

tego nieznośnego człowieka, który z całym spokojem 
wypunktowywał jej brak wyobraźni i doświadczenia.
 - Posłuchaj - ciągnął Nick - dziś zostanę tu na noc, a 
jutro kaŜ dozorcy zmienić zamki.
Chciała zaoponować, doszła jednak do wniosku, Ŝe 
bardziej boi się tego nieznanego prześladowcy niŜ Nicka 
DeSalvo. Instynktownie wyczuła, Ŝe jego propozycja jest 
uczciwa. W ciągu ostatnich dni udowodnił, Ŝe naprawdę 
dba o jej bezpieczeństwo. Teraz nie pora badać 
motywów, które nim kierowały.
 - Łazienka jest na końcu korytarza - powiedziała 
ugodowo. - Zapasową szczoteczkę do zębów znajdziesz 
w szufladzie po prawej stronie umywalki. Ręczniki są w 
szafce.
 - Czemu nie masz choinki?
 - Co? - zapytała, zaskoczona nagłą zmianą tematu.
 - BoŜe Narodzenie za pasem, a ty nie masz ani choinki, 
ani lampek. Nie lubisz świąt?
T.J. milczała. Co miała mu powiedzieć? śe 
znienawidziła święta, od kiedy została sama? śe Ŝyła 
planami zemsty na zabójcy jej brata?
 - Nie miałam do tego głowy - odparła wykrętnie.
Nick jakby czytał w jej myślach. Odwróciła wzrok. 
MoŜe lepiej, Ŝeby nie wiedzieli o sobie wszystkiego. Na 
pewno tak będzie bezpieczniej.
Później, przewracając się z boku na bok podczas 
bezsennej nocy, T.J. doszła do wniosku, Ŝe się 
przeliczyła. Na początku chciała się tylko zemścić na 
jednym człowieku, a teraz miała przeciwko sobie bez 
mała połowę policji. Niestety, wygląda na to, Ŝe będzie 
musiała zdać się na Nicka. Nie znała nikogo równie 
odpowiedniego.
Co by powiedział na to jej ojciec? Albo Rusty?
Wstała i podeszła do schodów. W innych 

background image

okolicznościach zeszłaby na dół do kuchni na filiŜankę 
mleka czy kakao. T e j nocy, po raz pierwszy odkąd się 
wprowadziła, nie była sama w swoim mieszkaniu. Na 
kanapie w salonie spał Nick DeSalvo, jej osobisty 
ochroniarz.
Usiadła u szczytu schodów i zamyśliła się. Potrzebowała 
kogoś, komu mogłaby zaufać, kto pomógłby jej stawić 
czoło przeciwnościom. Wiedziała, Ŝe jej ojciec Ŝyczyłby 
sobie, aby o wszystkim zapomniała. Nie chciałby, Ŝeby 
stała jej się krzywda. To dlatego po śmierci Rusty'ego 
wysłał ją do odległej szkoły. Teraz decyzja naleŜała do 
niej. Była ostatnią Ŝyjącą osobą z rodziny. To na nią 
spadł obowiązek pomszczenia śmierci brata oraz 
zadośćuczynienia latom zmartwień ojca.
ś

ycie moŜe grać nie fair, ale ona się nie podda.

Na tle okna przesunął się jakiś cień. Serce zamarło jej w 
piersi. Kurczowo uchwyciła się poręczy. ZdąŜyła tylko 
zaczerpnąć tchu i wtedy okazało się, Ŝe ten cień to Nick. 
Widocznie on teŜ nie mógł zasnąć. W półmroku 
dostrzegła, Ŝe zdjął koszulę i buty. Po co wyglądał przez 
okno? Widocznie coś go zaniepokoiło.
Popatrzyła na zarys jego szerokich ramion, na 
muskularną sylwetkę, na potargane, czarne włosy. 
Westchnęła. Nagle poczuła się przeraźliwie samotna. 
Gdyby to był ktoś inny... Mogłaby zejść na dół, stanąć 
za nim i przytulić się. A wtedy on by wziął ją w ramiona 
i pocałował...
Jakby czytając w jej myślach, Nick się odwrócił. 
Spojrzenie T.J. prześlizgnęło się po jego nagim torsie, 
pokrytym gęstymi, czarnymi włosami. Ogarnęła ją fala 
gorąca.
Nick powoli podszedł do schodów.
 - Wszystko w porządku? - zapytał,
 - Tak - odparła cicho.

background image

Kiedy postawił stopę na pierwszym stopniu, przeraziła 
się. JeŜeli on wejdzie teraz na górę, gotowa mu paść w 
objęcia, a potem zaprowadzić do łóŜka.
Z wysiłkiem podniosła się na nogi.
 - Wszystko w porządku - powtórzyła głośniej. - Po 
prostu nie mogłam zasnąć.
 - Ja teŜ nie - powiedział niskim, pieszczotliwym tonem i 
połoŜył rękę na poręczy. Jego palce zacisnęły się na 
polerowanym drewnie. - MoŜe zejdziesz na dół?
 - Nie.
 - Czemu? PrzecieŜ nie gryzę.
Ile kobiet dało się nabrać na ten jego uwodzicielski ton? 
T.J. się cofnęła.
 - Myślę, Ŝe tu, na górze, będzie mi lepiej. W półmroku 
błysnęły białe zęby, ale jego wilczy
uśmiech nie był wcale oznaką dobrego humoru.
 - Mógłbym wejść na górę... - zawiesił głos.
 - Dałeś mi słowo...
 - Dałem słowo, Ŝe będę cię strzegł. Uwierz mi, jeŜeli 
zaprosisz mnie do siebie, nie zrobię ci krzywdy.
JuŜ mnie skrzywdziłeś, pomyślała. Nie chodziło jej o 
Rusty'ego. Świadomość, Ŝe niejako wbrew sobie poŜąda 
Nicka DeSalvo, była bolesna. Dlaczego nie miała pod 
ręką jakiegoś sympatycznego męŜczyzny? MoŜe wtedy 
nie byłaby taka podatna na wdzięki Nicka DeSalvo.
 - Zachowaj te swoje sztuczki dla innych kobiet. Mnie na 
to nie nabierzesz. - Za wszelką cenę starała się 
zademonstrować obojętność.
 - Jakie znowu inne kobiety? - roześmiał się Nick. - A 
moŜe jesteś zazdrosna? Zapewniam cię, Ŝe nie ma o co.
 - Lepiej idź spać. - Odwróciła się i pomaszerowała do 
łóŜka. Przez cały czas bała się, Ŝe DeSalvo wejdzie na 
górę, a wtedy ona nie będzie umiała mu odmówić. Co się 
z nią dzieje? Zaczęła się obawiać, Ŝe traci nad sobą 

background image

kontrolę. MoŜe jutro, w świetle poranka, wszystko wróci 
do normy. - Dobranoc! - zawołała, naciągając na siebie 
prześcieradło i wstrzymując oddech.
 - Śpij dobrze, kotku - odparł miękko, ale T.J. wyczuła, 
Ŝ

e nie będzie nalegał. Uśmiechnęła się do siebie, zaraz 

jednak spowaŜniała. Nie chciała polubić Nicka DeSalvo. 
JuŜ to, Ŝe go pragnęła, było wystarczająco złe.
Kiedy nazajutrz rano Jackson zapukał do drzwi T.J., 
otworzył mu Nick.
 - A ty co tu robisz? - zapytał z dezaprobatą. Nick ze 
złośliwą satysfakcją napawał się jego zaskoczeniem, a 
potem odparł:
 - Nie twój interes. Zza pleców Jacksona wyłonił się 
Tyler.
 - T.J.?! T.J. podeszła do drzwi i odsunęła Nicka.
 - Proszę, wejdźcie.
 - Wezwałem juŜ ślusarza... ~ zaczął Tyler, ale Jackson 
mu przerwał.
 - Co się tu dzieje? - zapytał głośnej niŜ zazwyczaj i 
hałaśliwie zatrzasnął za sobą drzwi. Zlustrował Nicka 
nieŜyczliwym wzrokiem, zauwaŜając jego rozpiętą 
koszulę i kubek kawy w ręku. - Wydawało mi się, Ŝe 
chciałaś się pozbyć tego faceta.
 - Wczoraj skradziono mi torebkę z kluczami i bałam się, 
Ŝ

e ktoś się włamie, zanim zdąŜę zmienić zamki. Nick... - 

zwróciła się do niego i zapomniała, co chciała 
powiedzieć.
Stał i patrzył na nią z pełnym wyŜszości uśmiechem.
 - Przestań - powiedziała.
 - O co ci chodzi? PrzecieŜ nie zrobiłem nic złego.
 - To prawda. - T.J. zwróciła się do Jacksona. - Został, 
by w razie czego mnie bronić. Spał na dole, na kanapie.
 - Po co się tłumaczysz? To nie jego sprawa, co 
robiliśmy - zdenerwował się Nick.

background image

 - Powiedziałam przestań! - powtórzyła T.J., a potem 
wzięła Tylera pod rękę i zaprowadziła go do kuchni. – 
Chcę wstawić nowe zamki, a poza tym uwaŜam, Ŝe 
powinniśmy porozmawiać z ochroną.
Miała nadzieję, Ŝe Jackson, zaniepokojony jej 
perypetiami, nie wyskoczy nagle z pytaniem o teczkę, 
którą oddała mu na przechowanie. Nick nie powinien się 
dowiedzieć o istnieniu dowodów.
Tyler był tak wstrząśnięty, Ŝe T.J. musiała go uspokajać, 
chociaŜ raczej powinno być odwrotnie.
 - To straszne! Straszne! - powtarzał Tyler. - Zaraz 
zadzwonię na policję i poproszę, Ŝeby ci przydzielili 
ochronę.
 - Nie - zaprotestowała T.J. i zerknęła na Nicka. - Nie 
chcę policji. Oni mi nie pomogą.
 - Co to znaczy, Ŝe oni ci nie pomogą? - nie ustępował 
Tyler. - Popełniono kilka przestępstw i...
Tyler urwał i spojrzał na Jacksona, jakby szukał u niego 
poparcia. Jackson milczał przez dłuŜszą chwilę. 
Najwyraźniej próbował ocenić sytuację. W końcu 
powiedział:
 - T.J. wie lepiej od nas, jak postąpić. A ty, Tyler, miej 
na nią oko. - Podszedł do drzwi i ujął klamkę. - JeŜeli 
T.J. coś się stanie, pan będzie za to odpowiadał - mówiąc 
to, przeszył Nicka groźnym spojrzeniem. A potem 
otworzył drzwi i zniknął na korytarzu.
Zapadła cisza, Nick spojrzał na zegarek.
 - Skoro nie jesteś sama, a ślusarz juŜ jedzie, mogę chyba 
wracać do swoich spraw. - Odstawił kubek i sięgnął po 
portfel i kluczyki.
T.J. nie chciała rozmawiać przy administratorze.
 - Zrób sobie kawę, Tyler - zaproponowała, Ŝeby się go 
pozbyć.
Chwilę później Nick stał przed nią całkowicie ubrany, z 

background image

kurtką przerzuconą przez ramię. Na jego twarzy malował 
się spokój. Milczał.
T.J. uświadomiła sobie, Ŝe jest jego dłuŜniczką. Pomógł 
jej, niczego nie Ŝądając w zamian.
 - Dziękuję ci - powiedziała. Popatrzył na nią, a potem 
wyciągnął rękę i odgarnął jej
kosmyk za ucho. Ten niewinny gest wystarczył, by 
zrobiło jej się gorąco.
 - Nie ma za co - odparł Nick. W jego nagle 
pociemniałych oczach dostrzegła poŜądanie. Przez 
moment myślała, Ŝe chce ją pocałować, ale tego nie 
zrobił. - Zamknij starannie drzwi. Zadzwonię do ciebie z 
pracy.
 - Dobrze - zgodziła się. Łatwiej będzie rozmawiać z nim 
przez telefon niŜ w cztery oczy. Zwłaszcza teraz, kiedy 
patrzył na nią tak, jakby na coś czekał. Na coś, czego 
nigdy nie będzie w stanie mu dać.
 - Cześć.
 - Pamiętaj, co ci mówiłem. śadnych zdjęć. Odszedł, nie 
mówiąc nawet do widzenia.
 - Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego, Jackson, 
poniewaŜ wtedy i ty znalazłbyś się w 
niebezpieczeństwie.
 - Myślisz, Ŝe mi na tym zaleŜy? Potrafię zadbać o 
siebie. To ty potrzebujesz ochrony.
 - Dobrze, zatem Nick...
 - Znowu Nick! Co o nim wiesz? Nie lubię tego faceta, a 
sądząc z tego, co zaobserwowałem, ty teŜ za nim nie 
przepadasz.
Jackson zwykł mówić prosto z mostu. Tym razem 
ugodził w bolesne miejsce.
 - Ja... ja zmieniłam zdanie. - Jackson spojrzał na nią 
uwaŜnie. - On był kiedyś policjantem i...
 - Dlaczego odszedł z policji?

background image

 - To nie było całkiem tak. Został wyrzucony.
 - Ach tak, znakomicie. - Jackson z westchnieniem 
potrząsnął głową, a potem zaczął mówić, wyraźnie i 
powoli, jakby T.J. niczego nie rozumiała. - JeŜeli juŜ 
kogoś wyrzucają z policji, to znaczy, Ŝe ma na sumieniu 
coś nielegalnego, nieetycznego albo wyjątkowo 
głupiego. Czy wzięłaś to pod uwagę?
 - On jest mi w tej chwili potrzebny, poniewaŜ zna 
tamtych ludzi oraz metody ich działania. A poza tym, juŜ 
się w to zaangaŜował. - Przysunęła się bliŜej do 
Jacksona. - Dziękuję ci za to, Ŝe się o mnie troszczysz. 
Nie myśl, iŜ tego nie doceniam. Jesteś jedynym 
człowiekiem, któremu mogę powierzyć tę teczkę.
 - Rozumiem, Ŝe twój upadły glina teŜ nie wie, co w niej 
jest.
 - Nikt tego nie wie. Jackson popatrzył na nią z rozpaczą.
 - Dlaczego po prostu nie pójdziesz na policję? T.J. 
uświadomiła sobie, Ŝe musi mu to wyjaśnić. Skoro 
ryzykował swoje bezpieczeństwo, miał prawo wiedzieć. 
Nie chciała jednak naraŜać Jacksona bez potrzeby, a 
zaznajomienie go ze sprawą nieuchronnie się z tym 
wiązało. W tej sytuacji nie było dobrego wyjścia.
 - Teczkę znalazłam wśród rzeczy ojca. Są w niej 
zeznania potwierdzające udział w zbrodni kilku 
funkcjonariuszy policji. A ja - bezradnie wzruszyła 
ramionami - sama nie wiem, które z nich są wiarygodne.
Kiedy pod wieczór zadzwonił domofon, T.J. była pewna, 
Ŝ

e to Nick. Wiedziała teŜ, Ŝe jeŜeli została jej bodaj 

cząstka zdrowego rozsądku, nie powinna otwierać, a 
raczej udawać, Ŝe nie ma jej w domu. Niech sobie 
dzwoni, póki ochroniarz nie kaŜe mu odejść. Niestety, 
nie mogła tak postąpić. ChociaŜ cięŜko jej było się do 
tego przyznać, chciała się z Nickiem zobaczyć.
Wigilia. Pomyśleć, Ŝe zgodnie z pierwotnym planem 

background image

zamierzała nazajutrz świętować upadek pewnego 
ekspolicjanta nazwiskiem DeSalvo. Tymczasem sprawy 
przybrały zupełnie inny obrót i to on wprosił się do niej 
na kolację pod pretekstem roztoczenia nad nią opieki. 
Był to dość naciągany powód. ZałoŜyła przecieŜ nowe 
zamki w drzwiach, a administrator i ochroniarze skupili 
na niej całą swoją uwagę. Poza tym, nie zamierzała 
nigdzie wychodzić. A jednak nie potrafiła powiedzieć 
„nie".
Wcisnęła guzik domofonu.
 - Tak?
 - Tu Nick. Pospiesz się, bo mam zajęte ręce. Wcisnęła 
kolejny guzik i wpuściła Nicka do budynku.
Zajęte ręce? JeŜeli był na tyle głupi, Ŝeby kupować 
prezenty, to się grabo przeliczył. Odeśle go, skąd 
przyszedł.
Kiedy otworzyła drzwi, nie wiedziała, czy ma się śmiać 
czy płakać. Nick stał w progu z choinką, co prawda 
niezbyt duŜą, oraz wielką torbą z szarego papieru.
Patrzyła na niego w milczeniu przez parę sekund, a 
potem cofnęła się, Ŝeby go wpuścić. Nick wręczył jej 
choinkę.
 - Postaw ją gdzieś, dobrze? Ja schowam wino do 
lodówki. T.J. wzięła półmetrowe drzewko i ustawiła je 
na stoliku przy oknie. Choinka musiała pochodzić z 
ekskluzywnej kwiaciarni albo z jakiejś galerii sztuki. 
Była przystrojona zasuszonymi kwiatami, jagodami i 
maleńkimi szyszkami. Na gałązkach połyskiwały srebrne 
gwiazdeczki imitujące płatki śniegu. Czegoś takiego nie 
kupuje się w zwykłym sklepie czy w domu towarowym. 
Nick podszedł do T.J.
 - Przepraszam, Ŝe nie ma lampek. Koniecznie powinnaś 
zawiesić jeszcze lampki. Trzeba dać trochę zarobić 
naszej elektrowni.

background image

Wiedziała, Ŝe mówił to Ŝartem, mimo to poczuła, jak 
ogarnia ją wzruszenie.
 - Śliczna choinka. Dziękuję.
 - Wyglądasz, jakbyś była zaskoczona.
 - Bo jestem.
 - Miałem nadzieję, Ŝe ci się spodoba - powiedział Nick, 
a potem zapytał: - Co będzie na kolację?
Odsunęła się lekko, by go przypadkiem nie dotknąć.
 - Na twoim miejscu nie spieszyłabym się tak do stołu. 
Skąd wiesz, Ŝe w ogóle umiem gotować?
 - A umiesz? - na serio zaniepokoił się Nick.
 - Sam się przekonaj. Jedli kolację, prowadząc 
niezobowiązującą rozmowę.
T.J. starała się nie myśleć o sprawach, które ich dzieliły, 
a Nick za wszelką cenę pragnął ją przekonać, Ŝe jest po 
jej stronie. Wino było dobrze schłodzone, kurczak 
smakowity. Panowała miła, niekrępująca atmosfera aŜ 
do momentu, w którym Nick mimochodem wspomniał o 
Ŝ

onie.

Ku swojemu zdumieniu T.J. poczuła gwałtowne ukłucie 
zazdrości. Jakaś kobieta Ŝyła z Nickiem i kochała go, a 
on ją.
 - Jak długo byłeś Ŝonaty? - zapytała i upiła łyk wina, 
Ŝ

eby się przygotować na odpowiedź. A zresztą, czy w 

ogóle chciała ją poznać?
 - Cztery lata.
 - Czemu się rozwiedliście? - Była ciekawa, kto zerwał 
to małŜeństwo, a kto wciąŜ moŜe być zakochany.
Nick lekko się uśmiechnął.
 - To nie było nic powaŜnego. Pracowałem w policji w 
Buffalo od kilku lat, kiedy poznałem pewnego policjanta 
z Florydy, który tak bardzo zachwalał Ŝycie na Południu, 
Ŝ

e postanowiłem zaryzykować. - Nick pociągnął łyk 

wina i potrząsnął głową. - Przyjechaliśmy z Susan do 

background image

Atlanty. Była wiosna i po zimie w Buffalo wydawało 
nam się, Ŝe trafiliśmy do raju. Dostałem pracę w policji 
stanowej, udało mi się namówić Mike'a, mojego 
przyjaciela, Ŝeby się tu przeniósł z Ŝoną. Wszystko 
zapowiadało się jak najlepiej, nie minęło jednak nawet 
pół roku, a Susan zaczęła nalegać, Ŝebyśmy wracali do 
domu. Nie zawarła tu Ŝadnych znajomości i wyglądało 
na to, Ŝe nie potrafi się zaaklimatyzować. Ja całymi 
dniami pracowałem, a ona nudziła się i tęskniła za 
rodziną. Któregoś dnia po prostu odeszła,
 - A ty zostałeś - dorzuciła T.J. Nick wygodnie rozsiadł 
się w krześle.
 - Tak. Spodobało mi się w Atlancie. Mike'owi i Ginie 
teŜ. Myślę, Ŝe Susan takŜe polubiłaby to miasto, gdyby 
pobyła w nim trochę dłuŜej. To smutne - przyjaciel mi 
zaufał, a Ŝona nie. Myślałem, Ŝe jeśli dam jej trochę 
czasu, wróci do mnie. Po roku jednak wystąpiła o 
rozwód a ja poślubiłem moją pracę. To wszystko - 
zakończył, a po chwili zapytał: - A ty?
 - Ja?
 - Tak. Byłaś kiedyś zamęŜna? T.J. przypomniała sobie 
marzenia, w których zawsze widziała się w otoczeniu 
kochającej rodziny, oraz pragnienie, aby wieść 
zwyczajne Ŝycie. Od dnia, w którym zginął Rusty, 
wszystko się skomplikowało i musiała porzucić swoje 
plany. Niestety, nie mogła tego powiedzieć człowiekowi, 
który zastrzelił jej brata. Odparła więc:
 - Nie. Spotykam się z kimś, ale to nic powaŜnego. Chcę 
się poświęcić karierze zawodowej.
 - Miałaś kogoś, na kim ci naprawdę zaleŜało? - zapytał 
od niechcenia. Tylko palce mocno zaciśnięte na nóŜce 
kieliszka zdradzały napięcie.
 - Nie jestem dziewicą, jeŜeli o to ci chodzi.
 - Owszem, to jedna z rzeczy, które chciałbym wiedzieć.

background image

 - Dlaczego? Co to za róŜnica?
 - Nie uwodzę dziewic.
 - Rozumiem. - T.J. wstała od stołu i zaczęła zbierać 
talerze. - Czy to znaczy, Ŝe zamierzasz mnie uwieść?
Nick połoŜył dłoń na jej ręce.
 - Tylko jeŜeli ty byś tego chciała.
Nie miała odwagi spojrzeć w jego ciemne, hipnotyzujące 
oczy. Nienawidziła samej siebie za to, w jaki sposób jej 
ciało zareagowało na te słowa, za pragnienie, by mu 
ulec, bez względu na przeszłość i przyszłość.
 - Sądziłam, Ŝe jesteś tu, Ŝeby mnie strzec - powiedziała 
z trudem.
 - Jestem tutaj, poniewaŜ się o ciebie niepokoję. A to, Ŝe 
cię pragnę, wcale się z tym nie kłóci. - Puścił jej rękę. - 
Oczywiście jestem przygotowany na to, Ŝe moŜesz 
powiedzieć „nie", ale nie mam zamiaru udawać, Ŝe nie 
myślę o tobie... o nas.
Nie miała na to gotowej odpowiedzi. Podeszła do zlewu 
i zaczęła zmywać naczynia. Nick dołączył do niej po 
chwili i wręczył jej puste kieliszki.
 - Przepraszam. Nie chciałem zepsuć ci wieczora. 
PrzecieŜ wiesz, Ŝe jestem zupełnie niegroźny.
Rzeczywiście, wyglądał równie niegroźnie jak wilk 
pośród stada owiec. T.J. starała się na gwałt wymyślić 
jakiś bezpieczny temat, który by nie dotyczył ich obojga.
 - JeŜeli twojemu przyjacielowi tak bardzo podobało się 
w Atlancie, dlaczego popełnił samobójstwo? - Była to 
pierwsza rzecz, jaka jej przyszła do głowy.
Nagle miły nastrój prysł. Twarz Nicka stęŜała w 
surowym grymasie. T.J. poniewczasie zdała sobie 
sprawę z własnej bezmyślności i braku taktu.
 - Przepraszam... - wyjąkała - ja tylko... Nick bez słowa 
odwrócił się i wyszedł z kuchni. Szybko wytarła ręce i 
poszła za nim do salonu. Stał przy

background image

oknie, z rękami w kieszeniach, wpatrując się w zalany 
srebrzystą poświatą dziedziniec. Podeszła do niego i 
wyciągnęła rękę, ale po chwili wahania się cofnęła.
 - Przepraszam, byłam okrutna.
 - Czy mówiłem ci, Ŝe zabił się właśnie w Wigilię? T.J. 
zamarła. W głosie Nicka było tyle bólu... - 
Poprzysiągłem sobie, Ŝe nigdy nie będę sam w Wigilię. - 
Odwrócił się i spojrzał na nią. - Nie noszę przy sobie 
broni, Ŝeby mi nie przyszło do głowy, Ŝe jest to jakieś 
wyjście. Tak jak to się stało z Mikiem.
 - Przepraszam - powtórzyła T.J. Pod powiekami poczuła 
łzy. Jak mogła kiedykolwiek pomyśleć, Ŝe zemsta sprawi 
jej satysfakcję?
 - Wolałbym sam nie spędzać tego wieczora, ale jeŜeli ci 
przeszkadzam...
 - Nie przeszkadzasz - powiedziała z przekonaniem. 
Chciała, by został, nawet jeŜeli jutro mieliby znowu stać 
się wrogami. Ujęła go za rękę. W pokoju panował 
półmrok, paliły się tylko dwie świece. Pomyślała, Ŝe 
pragnąć tego męŜczyzny to szaleństwo, to oddanie się 
we władanie zmysłom. Nic jednak nie mogła na to 
poradzić - głos rozsądku umilkł. Pogładziła Nicka po 
ramieniu, a na koniec dotknęła jego policzka. Skórę miał 
gorącą i szorstką. T.J. zadrŜała. Kiedy uniosła głowę, 
spostrzegła na jego twarzy wyraz wahania.
 - Nie chcę litości.
 - To dobrze, bo ja nie mam dla ciebie litości.
ROZDZIAŁ 8
Nick całował ją coraz bardziej zachłannie. Postanowił jej 
udowodnić, Ŝe Ŝadne z nich nie ma się czego bać. Będzie 
ją całował, a ona będzie drŜała z poŜądania - nie ze 
strachu. Da jej to, czego pragnęła - czego oboje pragną 
od dnia. w którym przypadkowo się spotkali.
Przyciągnął ją do siebie, potrącając przy tym choinkę. W 

background image

ostatniej chwili złapał drzewko, a potem skierował 
wzrok na kobietę, którą trzymał w ramionach.
W jej oczach ujrzał to, co tak bardzo pragnął zobaczyć. 
A takŜe smutek i wspomnienie jakiegoś zadawnionego 
bólu.
Objął ją jeszcze mocniej, a potem znowu pocałował, 
wymazując tym samym z pamięci obraz Mike'a, 
poczucie winy i pytanie, czy obecna chwila jest jawą, 
czy snem. Pragnął T.J., jej słodyczy, ciepła jej skóry. 
Chciał być z nią tak blisko, jak tylko jest to moŜliwe. 
Chciał mieć ją na własność tej nocy.
 - Zaproś mnie na górę - szepnął, odrywając usta od jej 
warg.
Nie odpowiedziała. Jego ręce zaczęły wędrować po jej 
ciele. Kiedy dotarły do piersi, zatrzymały się.
 - Powiedz to. Powiedz, Ŝe chcesz się ze mną kochać. 
Uniosła głowę tak, Ŝe jej gorący oddech musnął mu 
ucho. Przez kilka sekund czekał. T.J. milczała. Był 
pewny, Ŝe się rozmyśliła. śe odtrąci go i kaŜe mu wyjść. 
Czy będzie w stanie to zrobić? Mógł tylko mieć 
nadzieję, Ŝe dla dobra ich obojga pozwoli mu zostać. 
Nigdy dotąd do tego stopnia nie stracił głowy.
 - Chcę się z tobą kochać. Wymówiła te słowa cicho i 
niewyraźnie, ale dla Nicka nie miało to znaczenia. Z 
uczuciem ulgi wypuścił ją z objęć, wziął za rękę i 
poprowadził ku schodom.
Nawet kiedy usiadła na łóŜku, nie mogła uwierzyć, Ŝe to 
wszystko dzieje się naprawdę, Ŝe jest w objęciach Nicka, 
z ustami przy jego ustach. Nagle zakręciło jej się w 
głowie i zabrakło tchu. Odsunęła się lekko i chwyciła 
Nicka za koszulę.
PołoŜył jej rękę na plecach i delikatnie ją pogłaskał.
 - Co ci jest? - wymruczał jej do ucha.
 - Nie mogę złapać tchu - szepnęła, a potem wzięła 

background image

głęboki oddech. Nick pachniał w jakiś nowy, a zarazem 
dobrze jej znany, męski sposób. Poczuła, Ŝe ciało jej 
płonie. Potem odezwało się poczucie winy. Musiał to 
wyczuć, poniewaŜ powiedział:
 - Nie wiem, co cię dręczy, ale dziś w nocy zapomnijmy 
o tym.
T.J. spojrzała w ciemne, gorejące oczy. Potrzebował jej 
tak, jak ona go potrzebowała. Zrezygnowana, zamknęła 
oczy i w duchu przeprosiła ojca i Rusty'ego. Tej nocy tak
rozpaczliwie pragnęła Nicka, Ŝe nie była w stanie go 
odtrącić.
Kiedy juŜ podjęła decyzję, poczuła się tak, jakby u 
ramion wyrosły jej skrzydła. Nie będzie teraz myślała o 
przeszłości. Będzie po prostu kobietą, która kocha się z 
nieznajomym. T e j nocy będą istnieli tylko jako 
męŜczyzna i kobieta. Liczy się tylko magia i hormony. 
Potrzeba i spełnienie.
Z uśmiechem zaczęła rozpinać mu koszulę.
 - Ale tylko na tę noc - powiedziała cicho.
Nick był tak rozpalony, Ŝe swoim Ŝarem mógłby ogrzać 
chłodną sypialnię. Wkrótce, z jego pomocą, T.J. pozbyła 
się bluzki. Kiedy ich nagie ciała się zetknęły, doznała 
uczucia szczęścia. Wszystkie dawne doświadczenia 
wydały jej się teraz dziwnie wyblakłe i mdłe.
W Nicku wszystko było mroczne jak noc. Zapowiedź 
przyszłych rozkoszy w ciemnych, przepastnych oczach, 
czarne włosy na torsie, które draŜniły jej nagą skórę... 
wreszcie jego milczenie. Czuła, Ŝe w tej chwili istnieje 
dla niego tylko ona.
Nick odrzucił prześcieradła i połoŜył T.J. na łóŜku, 
pomógł zdjąć spodnie, zostawiając majteczki. A potem 
jednym niecierpliwym ruchem sam zdjął spodnie razem 
ze slipami. T.J., zafascynowana, wpatrywała się w jego 
obnaŜone ciało, które tak wspaniale reagowało na jej 

background image

obecność. Czuła, Ŝe Nick chce, Ŝeby na niego patrzyła, 
Ŝ

eby widziała jego podniecenie i wiedziała, jak bardzo 

jej pragnie.
Gorący rumieniec uderzył jej na twarz. Nick pochylił się 
nad nią, nakrywając ją całym ciałem, jakby mimo 
ciemności dostrzegł jej reakcję.
Przez kilka sekund patrzył jej w oczy, a potem zsunął się 
niŜej i chwycił ustami nabrzmiały koniuszek jej piersi. 
T.J. jęknęła, a potem głęboko zaczerpnęła tchu.
 - Jesteś gotowa? - zapytał i zanim zdąŜyła 
odpowiedzieć, dotknął drugiej piersi.
 - Tak - wyszeptała. Tak, była gotowa na wszystko, 
cokolwiek to miało być.
 - JeŜeli zacznę robić coś, czego nie lubisz, daj mi znać. 
Nie była w stanie nic powiedzieć, skupiona na uczuciu 
rozkoszy, które promieniowało od koniuszka piersi aŜ do 
najdalszych zakątków jej ciała.
 - A jeŜeli nie będę robić czegoś, co lubisz - delikatnie 
ugryzł jej sutek - to teŜ mi powiedz.
Nawet go nie słuchała. Chciała, Ŝeby przestał wreszcie 
mówić. Ujęła w dłonie jego twarz. Ich usta zwarły się w 
niecierpliwym, zmysłowym pocałunku. Zapraszając go, 
dawała mu niejako carte blanche na tę noc.
Ciemność stawała się coraz gęściejsza, coraz bardziej 
intymna. Ciało Nicka przytłaczało ją do materaca, ale 
T.J. przestała się bać. Czuła, Ŝe wszystko, co robią, jest 
słuszne i nieuniknione. Oboje zostali w przeszłości 
zranieni i oboje potrzebowali ukojenia. Czemu więc nie 
mieli go odnaleźć wspólnie, i to właśnie tej nocy?
T.J. powiodła rękami po jego plecach, czując pod 
palcami twarde muskuły i szorstkie kontury blizny, która 
z trudem mieściła się pod jej dłonią. Musiał kiedyś 
odnieść powaŜną ranę.
Nick oderwał usta od jej warg.

background image

 - Obiecuję ci, Ŝe nie będziesz tego Ŝałować - szepnął jej 
do ucha. A potem wilgotnymi wargami dotknął jej szyi.
T.J. cofnęła rękę. Nie chciała myśleć o tej strasznej 
bliźnie. Nie chciała wiedzieć, gdzie odniósł ranę, od 
której być moŜe omal nie umarł.
Czuła gorący oddech Nicka, sunący w dół jej ciała. Jego 
palce delikatnie muskały jej biodra, a potem 
zawędrowały pod gumkę majteczek. Usta Nicka 
dotknęły śliskiego jedwabiu, jakby chciały wybadać jej 
najskrytszą tajemnicę.
Na moment zatrzymał się, jakby po raz ostatni chciał się 
upewnić, czy go nie odtrąci. Miał wraŜenie, Ŝe zbyt 
szybko, zbyt natarczywie dąŜy do celu. Popychała go do 
tego jakaś siła, która była czymś więcej niŜ tylko 
potrzebą fizycznego spełnienia. Dręczyła go myśl, Ŝe za 
wszelką cenę musi zatrzymać przy sobie T.J., poniewaŜ 
ta kobieta nie naleŜy do niego i nigdy nie będzie 
naleŜała... poza tą jedną nocą.
T.J. nie powstrzymała go. Odetchnął z ulgą, a potem 
powoli zaczął zsuwać jej majteczki.
Ustami i językiem przekonywał ją, Ŝe to, co robili, było 
słuszne. Pragnął, by nigdy nie zapomniała tego dnia, 
który miał wyprzeć z jej pamięci mroczne wspomnienia.
Wreszcie z ust T.J. wyrwał się cichy jęk. Mimowolnie 
uniosła biodra i szepnęła:
 - Proszę cię... Nick był juŜ bliski szaleństwa. Pragnął 
wprowadzić ją na szczyt powoli, krok po kroku, ale ciało 
dyktowało mu co innego. Podciągnął się w górę, dotknął 
ustami warg T.J., a potem wtargnął w nią.
 - Proszę... - powtórzyła i otworzyła się, by go przyjąć.
Spełnienie przyszło prędzej, niŜ się tego mogli 
spodziewać. Nick opadł na nią bezwładnie. Był cięŜki, 
ale T.J. to nie przeszkadzało. Wyciągnęła rękę, objęła go 
za szyję i zanurzyła palce w jego wilgotne włosy. Gdyby 

background image

mogła teraz umrzeć, byłaby szczęśliwa. Przynajmniej nie 
musiałaby stawiać czoła jutrzejszemu porankowi.
Nick ocięŜałą ręką pogładził ją po ramieniu, a potem 
dotknął policzka. Obwiódł kciukiem jej usta.
 - Mówiłem ci, Ŝe to nie będzie bolało - szepnął. Bojąc 
się nagłych łez, zacisnęła powieki. Ciągle jeszcze była 
wigilijna noc. Nie musiała niczego Ŝałować aŜ do jutra. 
Pocałowała go w czoło.
 - Miałeś rację.
 - To dobrze. Bo jest jeszcze parę innych rzeczy, które 
chciałbym wypróbować. ,
Nick otworzył oczy i próbował się zorientować, gdzie 
jest. Balustrada, za nią wolna przestrzeń, schody... 
Mieszkanie T.J. Przewrócił się na bok, Ŝeby ją przytulić. 
Ona jednak zniknęła. Usiadł i zaczął nasłuchiwać. Na 
dole nie paliły się Ŝadne światła. Panowała cisza. 
Przetarł oczy, a potem przeczesał palcami włosy. Było 
chłodno, jakby ktoś otworzył gdzieś okno.
Błyskawicznie się rozbudził. Podniósł się szybko i 
sięgnął po ubranie. Gdzie ona się podziała, u diabła? 
ZauwaŜył, Ŝe drzwi u szczytu schodów są lekko 
uchylone. Wszedł cicho na górę i otworzył je szerzej. 
T.J., ubrana w dres, siedziała skulona w rogu balkonu. 
Co robiła na tym zimnie? Po ciemku? Wrócił do 
sypialni, wziął koc i znowu ruszył na górę.
Kiedy wyszedł na balkon, nawet się nie odwróciła. Nie 
odezwała się, gdy zarzucił jej koc na ramiona i usiadł 
obok. A kiedy się nachylił, Ŝeby pocałować ją w 
policzek, lekko się odsunęła.
Ogarnęły go złe przeczucia. Wewnętrzny głos 
podpowiadał mu, Ŝe T.J. zaraz powie coś, czego nie 
chciałby usłyszeć. Zniknęła namiętna kochanka. 
Siedząca obok niego milcząca kobieta była wyraźnie 
spięta. Zaniepokoił się.

background image

 - Nie moŜesz spać? - zapytał.
 - Miałam koszmarny sen - odparła bezbarwnym tonem.
Nakrył ręką jej zziębniętą dłoń.
 - Wejdź do środka, bo zmarzniesz. T.J. się nie 
poruszyła, tylko kurczowo zacisnęła palce wokół jego 
prawego nadgarstka. Nick spostrzegł, Ŝe w oczach ma 
łzy.
 - Co się stało? - zapytał. Patrzyła na niego bez słowa. 
Nick poczuł, Ŝe ściska mu się serce. Pragnął ją 
pocieszyć, przytulić, ale odniósł wraŜenie, Ŝe mogłaby 
go odepchnąć.
 - Powiedz, o co chodzi - poprosił.
Chciała mu powiedzieć „to nie twoja wina", ale 
minęłaby się z prawdą. To była jego wina. To on 
wymierzył broń w jej brata, i strzelił do niego. Dwa i pół 
roku temu Nick przyznał się do tego w śledztwie. śadne 
z nich nie mogło zmienić biegu wydarzeń, którym 
początek dała śmierć Rusty'ego.
Pozwoliła Nickowi zbliŜyć się do siebie, pragnęła, by jej 
dotykał, by się z nią kochał, i to było złe. To, co między 
nimi zaszło, nie moŜe się juŜ nigdy więcej powtórzyć. 
Co by powiedział jej ojciec, gdyby ją teraz zobaczył?
 - Ja... - Wbiła nie widzący wzrok w przestrzeń. - Bardzo 
mi brak mojego taty. Sam rozumiesz, idą święta, no i w 
ogóle... A on zawsze przywiązywał taką wagę do świąt.
Podczas ostatnich dwóch tygodni tyle się wydarzyło, Ŝe 
nie miała nawet czasu uzmysłowić sobie, Ŝe będą to jej 
pierwsze samotne święta. Prawdę mówiąc, nie chciała 
nawet o tym myśleć.
 - Nie minął nawet rok... On zmarł w lutym...
 - Masz jakieś rodzeństwo? Przebiegł ją zimny dreszcz.
 - Nie. Nie mam nikogo.
 - T.J. Ja... Dotknęła palcami jego ust. Nie chciała jego 
współczucia ani tym bardziej litości.

background image

 - Jestem przeraŜona i... zmęczona. - Kiedy 
wypowiedziała te słowa, uświadomiła sobie, Ŝe to 
prawda. - Taka strasznie zmęczona - dodała, zamykając 
oczy.
Nick przyciągnął ją do siebie i zamknął w uścisku.
 - Wracaj do łóŜka - powiedział. - Musisz się przespać. - 
Czekał chwilę na jej odpowiedź, a potem wstał i 
pociągnął ją za sobą. A ona pozwoliła sprowadzić się na 
dół, do jej własnego łóŜka.
ROZDZIAŁ 9
Obudził ją zapach smaŜonego bekonu i szum ekspresu 
do kawy. Odwróciła się na drugi bok, Ŝeby zobaczyć, 
którą godzinę pokazuje budzik na nocnym stoliku. 
Dziewiąta trzydzieści. Przeciągnęła się leniwie i 
westchnęła. PrzeŜycia minionej nocy pozostaną na 
zawsze w jej pamięci. Nie mogła juŜ dłuŜej udawać, Ŝe 
Nick jest tylko przypadkowym partnerem - obcym 
człowiekiem. Zbyt duŜo o nim wiedziała. Posiadła jego 
najbardziej intymne tajemnice. Wiedziała juŜ, Ŝe jego 
dotyk potrafi się zmieniać z czułego w ponaglający, a 
usta potrafią szeptać czułe słówka, a zarazem draŜnić.
Noc jednak minęła, a wraz z nią dobiegł końca ich 
kruchy rozejm. Nie chciała jeszcze schodzić na dół. Bała 
się stanąć oko w oko z Nickiem. W świetle dnia nie 
mogła juŜ dłuŜej udawać, Ŝe nie zna jego innych, 
bolesnych tajemnic. Takich, o których nie wolno jej 
nigdy zapomnieć.
Z głodu zaburczało jej w brzuchu. CóŜ, Ŝycie ma swoje 
prawa. ZdąŜyła się o tym przekonać. Konfrontacja z 
Nickiem jest nieunikniona. Zanim jednak zada mu kilka 
pytań, zje porządne śniadanie. Wstała z łóŜka i poszła do 
łazienki wziąć prysznic.
 - Dzień dobry - powiedziała, schodząc na dół 
dwadzieścia minut później. Była ubrana tak, jakby 

background image

chciała zaraz gdzieś wyjść albo jakby miała kogoś 
obcego pod swoim dachem.
Nick stał przy kuchence.
 - Wesołych Świąt - powiedział. Stanęła jak wryta. 
Zupełnie zapomniała, Ŝe są święta i Ŝe jedynym 
prezentem, jakiego sobie Ŝyczyła pod choinkę, miał być 
upadek Nicka DeSalvo. Tymczasem męŜczyzna, którego 
planowała zdemaskować i zniszczyć, po wspólnie 
spędzonej nocy stał bosy i na wpół ubrany w jej kuchni i 
szykował śniadanie. Co za absurdalna sytuacja! Jednak 
T.J. nie była w tej chwili w odpowiednim nastroju, Ŝeby 
docenić jej komizm.
 - Dziękuję, nawzajem - odparła z wymuszonym 
uśmiechem.
Podeszła do ekspresu nalać sobie kawy. Kiedy wreszcie 
odwaŜyła się zerknąć w stronę Nicka, zobaczyła, Ŝe 
mierzy ją uwaŜnym wzrokiem, trzymając w ręku 
drewnianą łopatkę.
 - Co robisz? - zapytała.
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, dopiero potem 
wyjaśnił:
 - Naleśniki. Nie umiem robić nic innego na śniadanie. 
Umierałem z głodu, a ty ciągle spałaś. Udało mi się 
znaleźć wszystkie potrzebne składniki oprócz syropu 
klonowego. - Przerwał i zsunął z patelni brązowy, 
chrupiący naleśnik na talerz, który wręczył T.J.
Rozejrzała się wokół. Przez kuchnię jakby przeszło 
tornado. W zlewie piętrzył się stos brudnych misek i 
kubków i co najmniej tuzin łyŜeczek. Cały kuchenny stół 
był zabrudzony naleśnikowym ciastem.
 - Musisz chyba mieć gosposię na stałe - zauwaŜyła z 
przekąsem. Czy jemu w ogóle nie przychodzi do głowy, 
Ŝ

e ktoś będzie musiał po nim posprzątać?

Nick roześmiał się.

background image

 - Nie umiem gotować inaczej. Nie przejmuj się. Wiem, 
jak się korzysta ze zmywarki.
T.J. nagle przeszła złość. Uświadomiła sobie, Ŝe jest 
wdzięczna Nickowi. Prawdopodobnie nie zdając sobie z 
tego sprawy, stworzył domowy nastrój, którego tak 
bardzo jej brakowało. Mieszkanie było miejscem, w 
którym pracowała i nocowała - dom rodzinny straciła 
wraz ze śmiercią bliskich. Nie miała syropu klonowego, 
musieli więc zadowolić się dŜemem truskawkowym. 
Ś

niadanie zjedli w milczeniu - tak było najbezpieczniej 

dla obojga.
Po jakimś czasie Nick odsunął pusty talerz i podniósł do 
ust kubek z kawą. Zdecydował się przerwać brzemienną 
ciszę. Pragnął się dowiedzieć, co T.J. sądzi o wspólnej 
nocy. Nie miał juŜ siły dłuŜej czekać w niepewności.
 - Jak się czujesz? - zagadnął z nadzieją, Ŝe nie odpowie 
mu zdawkowo „dziękuję, dobrze".
T.J. przełknęła ostatni kęs i sięgnęła po kawę. Jej palce 
mocno zacisnęły się wokół kubka.
 - Dziękuję, dobrze - odparła. Nick odstawił kawę i oparł 
się łokciami o stół. Dla dobra sprawy nakazał sobie 
cierpliwość, chociaŜ przyszło mu to z trudem. 
Najchętniej wziąłby T.J. w ramiona i całował ją tak 
długo, aŜ znowu stałaby się namiętną i uległą kochanką.
 - Tylko dobrze? - zapytał, starając się ukryć 
rozczarowanie.
Zapatrzyła się w kubek. Kiedy uniosła głowę, w jej 
wzroku malowała się powaga.
 - Czuję się trochę... dziwnie - odparła z niepewną miną.
 - Mam nadzieję, Ŝe nie Ŝałujesz tego, co między nami 
zaszło. Ja z pewnością nie. - Z lękiem czekał na jej 
odpowiedź.
Oczy T.J. napełniły się łzami. Nick poczuł, Ŝe słabnie
 - zupełnie jak wtedy, kiedy został postrzelony. Tylko Ŝe 

background image

teraz ta dziwna słabość sięgała aŜ do serca.
 - Nie płacz - powiedział. - Nie chciałem...
 - Nie przejmuj się. - Otarła łzy. - Ja... Święta zawsze 
mnie bardzo wzruszały, a tej nocy...
Palce Nicka splotły się z jej palcami. Nie mogła juŜ 
cofnąć ręki. Pragnął czuć jej dotyk, by móc wysłuchać 
tego, co miała mu do powiedzenia.
 - Tej nocy... - zaczęła, starając się powstrzymać łzy - tej 
nocy oboje potrzebowaliśmy bliskości drugiej osoby. 
Masz swoją prawdę, chłopie, pomyślał Nick i westchnął
z rezygnacją. Rzeczywiście, tej nocy lgnęli do siebie jak 
gdyby w poczuciu zagroŜenia, jakby zostali sami na 
ś

wiecie. Nick zdąŜył jednak nabrać dystansu do tego, co 

się wydarzyło, i uświadomił sobie, Ŝe nie chce rozstawać 
się z T.J. Na razie nie zamierzał o tym mówić, ale teŜ nie 
chciał tracić jej z oczu.
 - Jakie masz plany na dzisiaj? - zapytał.
 - Słucham? - T.J. cofnęła rękę, chwyciła serwetkę i 
otarła oczy.
 - Obiecałem Ginie, Ŝe wpadnę. Chciałem odwiedzić 
moją chrześniaczkę. Wybierzesz się ze mną?
 - Chyba nie, ja...
 - PrzecieŜ są święta i nie powinnaś zostawać sama. 
Dzisiaj my zastąpimy ci rodzinę. Odwiozę cię do domu, 
kiedy tylko będziesz sobie Ŝyczyć. Obiecuję. - Poczekał 
chwilę, a potem powiedział z rozbrajającą szczerością: - 
Bardzo bym chciał, Ŝebyś ze mną pojechała.
Zwlekała z odpowiedzią tak długo, Ŝe był juŜ pewny 
odmowy. Poruszył się niecierpliwie.
T.J. biła się z myślami. Nie wzięła wcześniej pod uwagę, 
Ŝ

e Nick zacznie się nią interesować. Oto miała przed 

sobą męŜczyznę, którego od tak dawna nienawidziła. 
Zupełnie dla siebie niespodziewanie, pod wpływem 
impulsu, w poczuciu wielkiego osamotnienia, spędziła z 

background image

tym męŜczyzną noc, a on patrzył na nią teraz 
zakochanym wzrokiem.
A co się stanie, gdy Nick odkryje jej prawdziwe 
nazwisko i dowie się, co zawiera teczka, którą zostawiła 
u Jacksona? Kiedy pozna jej motywy i cel, zorientuje 
się, Ŝe zastrzelony chłopak to jej brat, przekona się, kto 
był jej ojcem?
 - Odwiozę cię. O szóstej będziesz juŜ w domu. Co ty na 
to? - nalegał.
 - PrzecieŜ one się mnie nie spodziewają - zaoponowała, 
próbując odzyskać spokój. Pomyślała o Ginie Tarantino i 
o zdjęciach, które zrobiła jej w czasie pamiętnej 
demonstracji. To z nią chciała początkowo 
porozmawiać. Czy teraz ma to jeszcze jakieś znaczenie? 
PrzecieŜ znalazła juŜ Nicka... Czy naprawdę chce 
spojrzeć tej kobiecie w oczy i wyczytać z nich prawdę? 
Dowiedzieć się, czy Gina takŜe była powiązana z tamtą 
grupą, tak jak jej nieŜyjący mąŜ?
 - Zaraz do niej zadzwonię. Jestem pewny, Ŝe nie będzie 
miała nic przeciwko temu - zapewnił Nick. - Po drodze 
wstąpimy do mnie, muszę się przebrać i wziąć prezenty.
 - Dobrze. - T.J. westchnęła z uczuciem, Ŝe traci kontrolę 
nad sytuacją.
Wniebowzięty wyraz twarzy Nicka miał być nagrodą za 
burzę, która rozszalała się w jej sercu. Nick juŜ po paru 
sekundach zerwał się od stołu i zaczął energicznie 
sprzątać kuchnię.
Osiedle, w którym mieszkał Nick, połoŜone było o 
dwadzieścia minut drogi od centrum. Kiedy podjechali 
pod strzeŜoną bramę i Nick chciał pokazać swój 
identyfikator, ochroniarz w szklanej budce machnął z 
uśmiechem ręką i podniósł szlaban. Wyglądało na to, Ŝe 
wszyscy ufali Nickowi. Wszyscy z wyjątkiem T.J.
Zaparkowali w podziemnym garaŜu. Nick wysiadł 

background image

pierwszy i obszedł wóz, Ŝeby otworzyć T.J. drzwi, ale 
ona zdąŜyła go uprzedzić. Stała teraz przy samochodzie, 
twarzą w twarz z Nickiem, który oparł jedną rękę na 
otwartych drzwiach, a drugą na dachu wozu, zagradzając 
jej drogę. Mogła, co prawda, prześlizgnąć mu się pod 
pachą, ale nie zrobiła tego. Pochylił się ku niej, a ona 
zaczerpnęła tchu i czekała, aŜ ją pocałuje. Pragnęła tego, 
poniewaŜ chciała zapomnieć o wszystkich 
wątpliwościach i rozterkach.
Kiedy juŜ tylko milimetry dzieliły ich usta, do garaŜu 
wjechał jakiś samochód i zatrzymał się tuŜ obok nich z 
piskiem opon. Nick odwrócił się gwałtownie, jakby się 
spodziewał napaści. Po kilku sekundach rozluźnił się i 
pomachał kierowcy, którym okazał się jeden z sąsiadów. 
A potem zaklął pod nosem, zatrzasnął drzwi wozu, 
chwycił T.J. za rękę i pociągnął za sobą. Gdy znaleźli się 
w mieszkaniu Nicka, T.J. zatrzymała się przy drzwiach.
 - Czuj się jak u siebie w domu - powiedział, wyłączając 
alarm. Rzucił klucze na blat, oddzielający kuchnię od 
jadalni. Potarł podbródek, skrzywił się i dodał: - Idę się 
ogolić i wziąć prysznic. To nie potrwa długo.
T.J. przeszła do pokoju i rozejrzała się wokoło. Stylowe 
meble z ciemnego drewna i zielonej skóry sprawiały, iŜ 
salon, na pierwszy rzut oka wygodny i elegancki, był 
jakby bezosobowy. Ruszyła w stronę pomieszczenia, 
które wyglądało jak zabudowana weranda, a okazało się 
gabinetem. To właśnie tam musiał spędzać większość 
czasu, pomyślała wchodząc do pokoju, który tonął w 
słońcu. Znajdowały się w nim półki na ksiąŜki, 
komputer, mahoniowe biurko zawalone papierami i 
szafka na akta. Na ścianie za biurkiem wisiały oprawione
w ramki fotografie i dyplomy. Prawie wszystkie zdjęcia 
przedstawiały ludzi w mundurach.
T.J. podeszła bliŜej i serce mocniej zabiło jej w piersi. 

background image

Na jednej z fotografii Nick, młodszy i radośnie 
uśmiechnięty, stał obok drugiego policjanta. Oto kim jest 
Nick, pomyślała z westchnieniem. Policjantem. 
Zwykłym gliniarzem. Zapomniała o tym, bo tak było jej 
wygodnie. A przecieŜ on przez całe lata chodził w 
mundurze, podobnie jak większość jego przyjaciół. A 
takŜe uŜywał broni. Zresztą, nosił ją nadal.
Wróciła myślą do dnia, w którym ktoś do nich strzelał na 
ulicy. Nick wyciągnął wtedy pistolet. Zaczęła się 
zastanawiać, gdzie schował go ostatniej nocy. Nie miał 
pistoletu przy sobie, to pewne. Przypomniała sobie, jak 
ś

ciągała mu koszulę. Powróciło wspomnienie 

namiętnych pieszczot, wspólnie spędzonej nocy. Poczuła 
dziwną słabość.
 - No proszę, przeczuwałem, Ŝe nie uda mi się ukryć 
przed tobą bałaganu.
Drgnęła i odwróciła się. Stał w drzwiach. Miał na sobie 
tylko eleganckie, granatowe spodnie i przerzucony przez 
szyję ręcznik.
 - Lubię oglądać zdjęcia - powiedziała i ponownie 
stanęła twarzą do ściany.
Czuła za sobą niepokojącą obecność Nicka i znowu 
zapragnęła znaleźć się w jego ramionach. śeby odsunąć 
od siebie tę myśl, wskazała na fotografię Nicka z Giną i 
jeszcze jakimś policjantem.
 - Czy to jest twój przyjaciel, który... nie Ŝyje, mąŜ 
Giny?
Znała odpowiedź, ale chciała odwrócić uwagę ich obojga 
od faktu, Ŝe są sam na sam w jego mieszkaniu, a on stoi 
za nią na wpół nagi. Wspomnienie jego namiętnych ust i 
zaborczych rąk sprawiło, Ŝe zrobiło jej się nagle gorąco.
Jakby czytając w jej myślach, Nick pogładził ją po ręce.
 - Tak - odparł, ale nie popatrzył na zdjęcie. Odgarnął jej 
włosy, a jego usta muskały jej ucho. - Próbuję 

background image

zachowywać się jak dŜentelmen - powiedział niskim, 
przytłumionym głosem, od którego przeszedł ją dreszcz.
Pachniał mydłem i kremem do golenia. T.J. bez trudu 
mogła sobie wyobrazić, jaki smak ma jego skóra, 
rozgrzana i wilgotna po kąpieli.
 - Co masz na myśli? - zapytała.
 - To, Ŝe mam ochotę się z tobą kochać. T.J. zamknęła 
oczy. Usta Nicka powędrowały wzdłuŜ jej szyi.
 - A co cię powstrzymuje? Nick odwrócił ją ku sobie i 
przez kilka długich sekund spoglądał jej w oczy. 
Widocznie to, co zobaczył, zadowoliło go, poniewaŜ 
jego usta drgnęły w zmysłowym uśmiechu. Pochylił 
głowę i wyszeptał tuŜ przy jej ustach:
 - Potrafię być dŜentelmenem jeszcze na tyle długo, Ŝeby 
cię zanieść na sofę.
Czerwono - zielony świąteczny wieniec na drzwiach 
Giny Tarantino wisiał pod dziwnym kątem, jakby ktoś 
strącił go na ziemię, a potem szybko zawiesił z 
powrotem. Nick nacisnął dzwonek i zawołał:
 - Hej, hej, Wesołych Świąt! Drzwi otworzyły się na 
ościeŜ i stanęła w nich Gina z dwiema dziewczynkami. 
Wieniec spadł i wylądował u stóp T.J. Nick nachylił się, 
Ŝ

eby go podnieść, ale jedna z dziewczynek, jego 

chrześniaczka, chwyciła go za ręce. T.J. podniosła 
wieniec i powiesiła na drzwiach.
 - Cześć, witam was - powiedziała Gina, spoglądając na 
T.J. - Wejdźcie, proszę. - Jej wzrok padł na wieniec. - 
Och, przepraszam...
 - Wujku Nicku, przyniosłeś mi jakieś prezenty? - 
zapytała niecierpliwie Emma.
 - Tak, mam coś dla ciebie - odparł Nick. - Najpierw 
chcę zobaczyć, co dostałyście od Świętego Mikołaja. - 
Dziewczynki jak na komendę odwróciły się i popędziły 
w głąb domu.

background image

 - Mam nadzieję, Ŝe nie ma pani nic przeciwko mojej 
wizycie - odezwała się T.J. - Mówiłam Nickowi...
 - Oczywiście, Ŝe nie - roześmiała się Gina. - Im więcej 
osób, tym weselej. A tak w ogóle, na imię mi Gina. 
Proszę do środka. Nie stójcie na dworze. - Zamknęła za 
nimi drzwi. - W domu panuje straszliwy bałagan. 
Wszędzie leŜą porozrzucane kolorowe pudełka i papiery, 
bo dziewczynki od rana pakowały prezenty. 
Porozwieszały teŜ papierowe girlandy i łańcuchy.
Pocałowała Nicka w policzek.
 - Jak się miewasz w ten piękny, świąteczny dzień? - 
zapytała z konspiracyjnym uśmiechem.
 - Fantastycznie - odparł bez uśmiechu. - A ty?
 - Dobrze - odpowiedziała Gina, a widząc pełen 
niedowierzania wzrok Nicka, powtórzyła: - Naprawdę 
dobrze. Wejdź i połóŜ prezenty pod choinką, zanim te 
wścibskie panny zechcą je otworzyć.
Weszli do salonu. Nick ukląkł i połoŜył na podłodze 
paczki. Śledziły go pilnie dwie pary błyszczących oczu. 
Kiedy wstał i usiadł na sofie obok Giny, Emma spytała 
natychmiast:
 - MoŜemy juŜ otworzyć prezenty? Gina spojrzała na 
córeczkę.
 - Zaczekajcie chwilkę. Najpierw musimy coś zrobić. - 
Wzięła za rękę Emmę i jej koleŜankę i zaprowadziła je 
do sofy. - Przywitajcie się z wujkiem Nickiem i jego 
znajomą i złóŜcie im Ŝyczenia.
Dziewczynki jednocześnie krzyknęły:
 - Wesołych Świąt!
 - W porządku. A teraz, T.J., to jest Emma. - Gina 
połoŜyła córeczce rękę na głowie. - A to Courtney, 
najlepsza przyjaciółka Emmy. Courtney została z nami, 
poniewaŜ jej mama pracuje w czasie świąt.
Gina zaproponowała gościom kawę, a gdy podziękowali, 

background image

zgodziła się, by dzieci wreszcie przystąpiły do ceremonii 
otwierania prezentów.
 - Emmo, daj wujkowi Nickowi jego prezent. T.J. 
patrzyła, jak Nick rozwija błyszczący papier, głośno 
wyraŜając swój zachwyt. Na pytanie, kto tak pięknie 
zapakował paczkę, mała Emma pokraśniała z dumy.
Kiedy wreszcie otworzył pudełko, T.J. z trudem 
powstrzymała się od śmiechu. Był to najmniej stosowny 
prezent dla Nicka DeSalvo, który nienawidził krawatów. 
Nick ostroŜnie wyjął krawat i ze zdumieniem potrząsnął 
głową.
 - Krawat z ... - wytęŜył wzrok.
 - Z Jerrym Garcią - dokończyła Gina. Nick spojrzał na 
nią z wyrzutem, a potem uśmiechnął się do dziewczynki.
 - Jest śliczny. Marzyłem o takim. - Objął Emmę, 
uściskał i pocałował w policzek. - Dziękuję ci, kochanie.
 - ZałóŜ go, proszę - powiedziała Gina.
 - MoŜe później. - Nick odłoŜył krawat do pudełka.
 - Nie! - wtrąciła się Emma. - ZałóŜ go teraz, wujku. - 
Wcisnęła mu krawat do ręki. - Prószę.
 - Dobrze, ale to nie jest odpowiednia koszula do tak 
pięknego krawata. - Nie patrząc na Ginę i T.J., Nick 
zaczął sobie wiązać krawat.
Kiedy wstali od tradycyjnej świątecznej kolacji, do 
której Gina jako akcent włoski podała równieŜ spaghetti, 
T.J. poczuła się wreszcie jak u siebie w domu. Gina była 
miła i naturalna, a takŜe serdeczna i gościnna. Widać 
było równieŜ, Ŝe jest kochającą i troskliwą matką.
T.J. zaczęła się zastanawiać, jak to moŜliwe, Ŝe tak 
zwyczajny z pozoru dom kryje w sobie tyle mrocznych 
sekretów. Czy Gina i Nick rzeczywiście zaplanowali 
morderstwo jej brata, jak to sobie jeszcze tydzień temu 
wyobraŜała? Teraz wydało jej się to niemoŜliwe. 
Spojrzała na Nicka. Miała ochotę ciągle na niego 

background image

patrzeć.
Siedział na środku pokoju i pomagał Emmie składać 
domek dla lalek, który przyniósł jej w prezencie. 
Właśnie udało im się wkręcić ostatnią śrubkę. Kiedy 
zaczęli rozstawiać malutkie mebelki, Emma 
powiedziała:
 - Wujku, prosiłam Świętego Mikołaja o nowego tatusia, 
a wcale go nie dostałam.
T.J. dyskretnie spojrzała na Ginę, która zastygła bez 
ruchu. Nick podniósł wzrok na zmartwioną twarzyczkę 
dziewczynki.
 - Widzisz, kochanie, pewnie nie mógł znaleźć 
odpowiedniego tatusia. MoŜe uda mu się to w przyszłym 
roku.
Emma z ponurą miną podała Nickowi mały 
samochodzik, który naleŜało wstawić do garaŜu.
 - A ty nie chcesz być moim tatusiem?
Dłoń Nicka spoczęła w czułym geście na głowie 
dziewczynki. T.J. pomyślała, Ŝe to niemoŜliwe, Ŝeby ta 
sama ręka mogła trzymać broń, z której zastrzelono jej 
brata.
 - Nie mogę, Emmo. Tatuś to musi być ktoś zupełnie 
wyjątkowy. Ktoś, kogo i ty, i mama będziecie bardzo 
kochały.
 - PrzecieŜ my cię kochamy - powiedziała Emma 
drŜącym głosikiem.
 - Wiem o tym. Ja teŜ was obie bardzo kocham. Ale tatuś 
to ktoś inny... - Po raz pierwszy Nick spojrzał na Ginę, 
szukając u niej pomocy.
Gina podeszła do córeczki, uścisnęła ją, a potem zaczęła 
łaskotać. Dziewczynka zaśmiała się.
 - Głuptasie, wujek Nick nie moŜe być twoim tatusiem, 
bo jest juŜ twoim wujkiem.
 - Właśnie, Ŝe moŜe! - zapiszczała Emma, łapiąc oddech.

background image

 - Nie, nie moŜe!
 - A właśnie, Ŝe tak! - Emmie zabrakło juŜ tchu, ale 
uśmiech nie znikał z jej buzi.
Gina z rezygnacją potrząsnęła głową.
 - Chyba znowu rozmawiały o tym z babcią. Wszyscy, 
którzy dzisiaj do mnie dzwonili - moja mama, siostra i 
trzej bracia - mówili mi, Ŝe m a j ą dla mnie miłego 
faceta, z którym koniecznie powinnam się spotkać. To 
pewnie czysty przypadek, Ŝe wszyscy ci mili faceci 
mieszkają w Buffalo.
Raz jeszcze Ŝartobliwie uściskała córkę, a potem 
popchnęła ją w stronę Nicka.
 - Podziękuj wujkowi za ten piękny domek d l a lalek.
 - Dziękuję, wujku - powiedziała z powagą dziewczynka 
i cmoknęła go w policzek.
 - Cała przyjemność po mojej stronie. - Nick gorąco ją 
uściskał.
T.J. pochwyciła spojrzenie Giny i po raz kolejny zadała 
sobie pytanie, jak kobieta, która sama straciła m ę Ŝ a , 
mogła dopuścić do tego, by ktokolwiek zabił dziecko, 
jakim był mimo wszystko Rusty? Coś tu się nie 
zgadzało.
A Nick? Patrzyła na niego i na Emmę. Widziała jego 
czuły, troskliwy wzrok. Czy taki człowiek mógł z zimną 
krwią zabić?
W pewnym momencie Nick spojrzał na zegarek, a potem 
na T.J.
 - Pora na nas - powiedział. T.J. podniosła się z sofy.
 - Tak, chyba powinniśmy się zbierać. - Odwróciła się do 
Giny i wyciągnęła rękę. - Dziękuję za wspaniałą kolację. 
Miło mi było znowu cię spotkać. - Mówiąc to, sama juŜ 
nie wiedziała, czy świadomość, Ŝe Gina nie mogła zabić 
Rusty'ego cieszyła ją, czy nie. Czy nadal chciała wierzyć 
w to, czego jeszcze tak niedawno była całkowicie 

background image

pewna? Właściwie nie było juŜ sensu rozmawiać z Giną 
o tym, co wydarzyło się tej nocy, kiedy zginął Rusty. 
Nabrała przekonania, Ŝe nie powie niczego przeciwko 
Nickowi. To było całkiem oczywiste.
 - Bardzo dziękuję za wszystko. Kolacja była wspaniała - 
powiedział Nick.
 - Mnie teŜ było bardzo miło - odparła Gina. Pocałowała 
Nicka w policzek, a potem spojrzała na T.J. - Mam 
nadzieję, Ŝe zorientowałaś się, jaki to dobry chłopak.
T.J. mogła tylko skinąć głową w milczeniu. Sprawy 
między nią i jej wrogiem, a zarazem kochankiem, 
Nickiem DeSalvo, tak bardzo się skomplikowały, Ŝe 
sama juŜ nie wiedziała, w co ma wierzyć.
ROZDZIAŁ 10
 - Mam sobie pójść? - zapytał Nick, kiedy juŜ sprawdził 
alarm w całym mieszkaniu. - Szczerze mówiąc, 
wolałbym nie zostawiać cię samej.
Po powrocie do domu Ti. zastała kartkę od Jacksona, 
który zapraszał ją do siebie na wieczór. Okazało się, Ŝe 
automatyczna sekretarka zarejestrowała kilka głuchych 
telefonów, co zaniepokoiło Nicka.
 - PrzecieŜ mieszkałam tu sama od paru miesięcy - 
przypomniała.
 - Tak, ale to było, zanim postanowiłaś wystąpić 
przeciwko policji.
Nie podobało jej się, Ŝe Nick uwaŜa ją za istotę 
bezradną, zwłaszcza Ŝe to z jego winy znalazła się w tak 
skomplikowanym połoŜeniu. PrzecieŜ gdyby nie Nick 
DeSalvo, jej Ŝycie biegłoby ustalonym torem.
 - Zmieniłam zamki w drzwiach, alarm działa bez 
zarzutu, a Jackson jest pod ręką - powiedziała, a widząc, 
Ŝ

e Nick marszczy brwi, dodała: - Na wszelki wypadek 

mam teŜ broń.
 - Jaka to broń? - zapytał.

background image

 - Dziewiątka czy coś w tym rodzaju. Sam widzisz, Ŝe 
jestem dobrze zabezpieczona.
 - A umiesz strzelać?
 - No...
 - Czy wiesz, ilu ludzi postrzeliło się z własnej broni? 
Gdzie ją trzymasz?
 - W ciemni.
 - Jaki z niej poŜytek w ciemni, jeŜeli będziesz musiała 
nagle jej uŜyć? Przynieś ją tu.
Wyraz buntu musiał być wypisany na jej twarzy 
poniewaŜ Nick westchnął cięŜko i powiedział:
 - Posłuchaj, chcę tylko zobaczyć, czy potrafisz 
obchodzić się z bronią, a potem sobie pójdę.
T.J. nie zapomniała, Ŝe pistolet był waŜnym dowodem w 
wiadomej sprawie, jednak sprzedawca w sklepie z 
bronią, w którym kupiła naboje, powiedział jej, Ŝe 
dziewiątka to dość popularny kaliber. MoŜe przecieŜ 
powiedzieć Nickowi, Ŝe kupiła uŜywany pistolet. Im 
prędzej mu pokaŜe broń, tym prędzej pozbędzie się go i 
będzie miała wreszcie czas tylko dla siebie. Uznała, Ŝe 
nie warto dłuŜej dyskutować.
Kiedy przyniosła pistolet, Nick wyjął jej go z ręki i w 
kilku ruchach sprawdził, czy jest załodowany.
 - Czy ty... - urwał i podniósł broń do oczu, Ŝeby jej się 
bliŜej przyjrzeć.
Nagle twarz mu się zmieniła. T.J. serce zamarło w piersi. 
Kiedy Nick przeniósł na nią wzrok, zrozumiała, Ŝe 
znalazła się w powaŜnych kłopotach.
 - Skąd to masz?
 - Ja... ja kupiłam go w sklepie obok...
Pałce Nicka zacisnęły się na jej ramieniu. W ciągu 
ostatniej doby dała się uśpić. Zwiódł ją jego czuły, 
opiekuńczy dotyk. Uwierzyła, Ŝe jest bezpieczna. Teraz, 
gdy patrzyła w jego pociemniałe z gniewu oczy, 

background image

ogarnęły ją złe przeczucia.
 - Nie kłam. Ten pistolet ma specjalne numery. Nie 
mogłaś go kupić w Ŝadnym sklepie.
Nickowi zimny dreszcz przebiegł wzdłuŜ kręgosłupa. 
Całe szczęście, Ŝe to on trzymał w ręku broń. Czuł się 
jak człowiek, który połoŜył się do łóŜka z piękną, 
łagodną kobietą, a obudził obok pełnej furii diablicy. T.J. 
oszukała go. Ile razy skłamała, odkąd się poznali?
 - Ja... - Wyrwała rękę i odsunęła się od niego.
 - Powiedz mi jeszcze raz, co to za sprawa, w którą się 
wdałaś? - Nick wyciągnął przed siebie pistolet. - To jest 
policyjna broń i w dodatku została skradziona. Skąd ją 
masz?
T.J. podeszła do okna i wyjrzała na dziedziniec. Nick 
pomyślał, Ŝe nie moŜe dopuścić do tego, aby zdąŜyła 
wymyślić jakieś kolejne kłamstwo.
 - JeŜeli nie powiesz mi prawdy, będziesz musiała złoŜyć 
zeznanie na policji. Nie mogę tego tak zostawić. Albo ja, 
albo ktoś obcy. Wybór naleŜy do ciebie.
 - Lepiej, jeŜeli to będzie ktoś obcy - cicho odparła T.J.
 - Dlaczego?
 - Obcy nie jest moim kochankiem. Nick poczuł, Ŝe 
wzbiera w nim gniew, mimo to spróbował się opanować.
 - Wiesz, Ŝe chcę ci pomóc. Nie mogę jednak stać z boku 
i przyglądać się, jak łamiesz prawo.
Odwróciła się i spojrzała mu w twarz .
 - Ja teŜ nie mogę.
 - Co to ma znaczyć?
 - Co wiesz o tych złych policjantach?
Nick zamyślił się. Zdarzało mu się kłamać, gdy inaczej 
nie mógł zdobyć waŜnej informacji. Nie miał ochoty 
oszukiwać T.J., chociaŜ była związana z prasą. 
Postanowił powiedzieć prawdę, jednak bez wdawania się 
w szczegóły.

background image

 - Jestem przekonany, Ŝe pięciu wyŜszych 
funkcjonariuszy policji stanowej prowadzi nielegalną 
działalność. - OdłoŜył pistolet i skrzyŜował ręce na 
piersi. - Teraz twoja kolej. Co ty o nich wiesz?
 - Ta broń nie została skradziona. Dostałam ją. Stanowi 
dowód - odparła po chwili wahania.
 - Dowód na co i przeciwko komu? Milczała przez 
dłuŜszą chwilę. Nick nie nalegał. Miał czas. Będzie 
czekać tak długo, jak to będzie potrzebne.
 - Chcę ci ufać - powiedziała drŜącym głosem, jakby 
próbowała przekonać samą siebie. N i c k opuścił ręce i 
zrobił krok w jej stronę.
 - Nie! Nie dotykaj mnie, tylko posłuchaj. Ogarnęły go 
złe przeczucia. Wiedział juŜ, Ŝe to, co T.J. zamierzała 
mu powiedzieć, będzie bardzo przykre. Widział to w jej 
oczach. JeŜeli miało to być tak trudne i tak osobiste, 
powinien wysłuchać, nie przerywając jej.
 - Zaufaj mi. Ja naprawdę chcę ci pomóc.
 - Mam dowody na to, Ŝe jakieś trzy lata temu 
popełniono serię przestępstw - mówiła szybko i 
nerwowo, jakby chciała wyrzucić z siebie to wszystko, z 
czym się nosiła.
 - Chodzi o kradzieŜ, wymuszenie, strzelaninę i... 
morderstwo. I wszystkie te przestępstwa popełnili 
policjanci. Nick chwycił ją za ręce.
 - O co tu chodzi? Kto dał ci tę broń? W oczach T.J. 
zalśniły łzy. Nick poczuł, Ŝe serce ściska mu się w piersi.
 - Czy ty jesteś jednym z nich? Nick nie wierzył 
własnym uszom. Za kogo go uwaŜała?
 - Na Boga, kobieto! O czym ty mówisz? - Potrząsnął nią 
wzburzony, a potem cofnął się o krok.
 - Chcę ci wierzyć, ale...
 - Dobrze wiesz, Ŝe odkąd skończyłem szesnaście lat, 
chciałem być tylko policjantem, i nikim innym. 

background image

Chciałem strzec prawa. I robiłem to, póki... - urwał. Nie 
mógł jej powiedzieć o Ginie, o tamtym chłopcu i o tym, 
co musiał zrobić, Ŝeby chronić Ginę. Dał słowo, Ŝe 
będzie milczał.
 - Kiedy straciłem pracę, byłem załamany. Odechciało 
mi się Ŝyć. Zostałem oskarŜony o coś, co tak naprawdę 
było... nieszczęśliwym wypadkiem. - Odwrócił się i 
przeszył T.J. przenikliwym spojrzeniem. - PrzecieŜ mnie 
znasz, byłaś ze mną, kochaliśmy się, na Boga. Czy nadal 
uwaŜasz, Ŝe mógłbym być przestępcą?
Popatrzyła na niego bez słowa. Jej oczy celowały w 
niego jak lufy pistoletów. Czuł, Ŝe odpowiedź moŜe być 
dla niego równie zabójcza jak kula.
T.J. zamrugała. Po policzkach popłynęły jej łzy.
 - Nie. Myślę, Ŝe jesteś dobrym człowiekiem. Z 
uczuciem ulgi przeciągnął dłonią po włosach i 
pomasował sobie kark. Mięśnie miał napięte jak 
postronki. T.J. powiedziała właściwe słowa, ale 
wyglądała tak, jakby miało jej przy tym pęknąć serce. 
Dopiero teraz Nick zdał sobie sprawę, jak bardzo pragnął 
jej aprobaty i zaufania. Pragnął posiąść nie tylko jej 
ciało, ale i duszę. Podszedł bliŜej i przygarnął T.J. do 
piersi. Zamknął oczy i przez chwilę wdychał delikatny 
zapach jej włosów. Był gotów zabić kaŜdego, kto 
chciałby ją skrzywdzić.
 - Chodź, kochanie. Usiądźmy. Opowiedz mi o 
wszystkim. Nie musisz robić nic na własną rękę.
Pozwoliła wziąć się w objęcia, bo pragnęła dotyku jego 
rąk, pragnęła nowych sił, by móc dokończyć to, co 
zaczęła. Kiedy Nick dowie się o wszystkim, zmieni swój 
stosunek do niej. Dotąd nie zdawała sobie sprawy, jak 
bardzo bolesna będzie ta część jej spowiedzi.
 - Nie chcę siadać - zaprotestowała, kiedy pociągnął ją 
na sofę. - Chcę ci wszystko powiedzieć i mieć to 

background image

wreszcie za sobą. - Przełknęła, czując w ustach dziwną 
suchość. - Oprócz tego pistoletu mam jeszcze teczkę, a w 
niej podpisane zeznania oraz taśmy.
 - Skąd je masz? Zaczerpnęła tchu.
 - Widzisz, ja jestem... - juŜ miała wyrzucić z siebie 
prawdę, ale nieopatrznie spojrzała Nickowi w oczy i 
słowa uwięzły jej w gardle. Jestem córką komisarza 
Tiltona, siostrą Rusty'ego, pomyślała. Jestem kobietą, 
która spała z mordercą swojego brata. Niestety, nie 
znalazła w sobie dość siły, Ŝeby mu to wyznać.
 - Mam to od pewnego... informatora. Nie mogę 
powiedzieć, kto to jest.
 - JeŜeli masz to od kogoś, kto nie jest na tyle 
praworządny, Ŝeby wystąpić w roli świadka, skąd 
moŜesz wiedzieć, Ŝe jego świadectwo jest prawdziwe?
 - Bo jest prawdziwe. - Nie mogła mu nic więcej 
powiedzieć. Poza tym, wystarczy, Ŝeby Nick przesłuchał 
taśmy. Wtedy zorientuje się, na ile powaŜne są te 
oskarŜenia i przestępstwa. Trudno kwestionować 
zeznania złoŜone na łoŜu śmierci, a człowieka, który 
planuje samobójstwo, moŜna potraktować w podobny 
sposób. Nie chciała jednak być przy tym, jak Nick 
będzie słuchał wyznań swojego przyjaciela, Mike'a. Ona 
sama wyłączyła magnetofon po wysłuchaniu zaledwie 
niewielkiej części jego opowieści.
 - PokaŜ mi, co masz.
 - Bałam się trzymać to w domu. - Z twojego powodu, 
pomyślała. - Wszystko jest u Jacksona.
 - U Jacksona? - zdumiał się Nick. - A co on ma z tym 
wspólnego?
 - Nic - odpowiedziała pospiesznie. - On mi tylko 
wyświadcza przysługę, to wszystko. Nawet nie wie, co 
jest w tej teczce.
 - Myślisz, Ŝe nie zechce do niej zajrzeć? Chodźmy! - 

background image

Nick wziął T . J . za ramię. - Musimy ją odebrać. - 
Przechodząc obok stołu, wziął pistolet i schował go do 
kieszeni.
Pozwoliła się doprowadzić aŜ do mieszkania Jacksona. 
Kiedy stanęli przed drzwiami, wyrwała się i zadzwoniła
Jackson otworzył im drzwi, a z głębi mieszkania 
buchnęło gorące powietrze i głośna muzyka. Jackson 
widocznie wyczytał coś z ich twarzy, bo nagle opuścił 
go zwykły spokój.
 - Co się dzieje? - zapytał zaniepokojony, patrząc na T.J.
 - Muszę odebrać moją teczkę.
Jackson spojrzał na Nicka, a potem skinął głową.
 - Wejdźcie.
T.J. pomachała gościom zgromadzonym w salonie. 
Znała większość sąsiadów i na ich uŜytek zrobiła dobrą 
minę do złej gry. Parę osób zawołało „Wesołych 
Ś

wiąt!". Odpowiedziała im z wymuszonym uśmiechem. 

Nick stał bez słowa z ponurą miną, jak policjant, który 
ma zamiar kogoś aresztować.
 - Tędy - powiedział Jackson i poprowadził ich do 
pracowni.
Kiedy znaleźli się w środku, Jackson zapalił górne 
ś

wiatła i odwrócił się do T.J. i Nicka. Z salonu 

dochodziły przytłumione dźwięki muzyki. DrŜała z 
zimna i ze strachu przed tym, co miało się wydarzyć. 
Składała swoje Ŝycie, a moŜe i Ŝycie Jacksona w ręce 
Nicka. JeŜeli zafascynowana pomyliła się w ocenie jego 
charakteru, znajdą się z Jacksonem w powaŜnych 
kłopotach. Z westchnieniem pomyślała, Ŝe juŜ za późno, 
Ŝ

eby się tym przejmować. Ponadto ciąŜyło jej nieustanne 

poczucie odpowiedzialności za wszystkich dokoła. 
Przyszedł czas, Ŝeby się od tego uwolnić, Ŝeby zaufać 
komuś albo czemuś, na dobre czy na złe.
 - Chcę, Ŝebyś dał Nickowi teczkę - zwróciła się do 

background image

Jacksona.
 - Jesteś tego pewna? - zapytał, a potem zwrócił się do 
Nicka: - Czy T.J. będzie wtedy bardziej bezpieczna, czy 
moŜe znajdzie się w jeszcze większym 
niebezpieczeństwie?
 - Nic jej się nie stanie - zapewnił go Nick. - Muszę 
zobaczyć, co jest w tej teczce, Ŝebym mógł 
zadecydować, co dalej robić.
T.J. zaniepokoiła się. Co on chce przez to powiedzieć?
 - Masz to zanieść na policję i dać komuś, komu ufasz, 
rozumiesz?
 - Muszę najpierw zobaczyć, czy warto w to wchodzić. 
Nie moŜesz oskarŜać tych facetów, nie mając w ręku 
pewnych atutów. Mamy tylko jedną szansę. JeŜeli 
zostaną uniewinnieni, nie będzie ich moŜna sądzić po raz 
drugi.
Co będzie, jeŜeli Nick nie zdecyduje się ich oskarŜyć? 
Podobnie jak prokurator, który badał przyczynę śmierci 
Rusty’ego? Niepokój T.J. wzrósł jeszcze bardziej. Zaraz 
jednak otrząsnęła się. Pragnęła zaufać Nickowi.
 - Daj mu tę teczkę, Jackson. Nie mogę się wiecznie 
ukrywać.
Jackson bez słowa ruszył w stronę paleniska. Po jednej 
stronie wygaszonego teraz pieca stał rząd pojemników z 
drutem, pociętym na kawałki róŜnej długości. Pod ścianą 
leŜały fragmenty stalowej blachy, przeznaczone do 
ponownego przetopienia. Jackson wziął gruby stalowy 
pręt i uniósł kilka warstw metalu, a potem skinął na 
Nicka, Ŝeby wyjął teczkę.
 - Pomyślałem sobie, Ŝe schowam śmieci do śmieci - 
powiedział, wycierając ręce, a potem zwrócił się do 
Nicka: - Jak zamierzasz chronić T.J.. kiedy te informacje 
ujrzą światło dzienne?
Nick oderwał wzrok od teczki i spojrzał na niego.

background image

 - Spokojnie - powiedział. - Nie mam zamiaru nikomu 
mówić, Ŝe ona mi to dała. - Podszedł do blatu pod ścianą 
i połoŜył na nim teczkę. A potem zaczął zrywać taśmę.
 - Nie! - krzyknęła T.J. głośniej, niŜ zamierzała. Nick 
rzucił jej zdumione spojrzenie.
 - Nie tutaj - powiedziała z wysiłkiem. Ogarnięta paniką, 
chciała maksymalnie opóźnić to, co i tak było 
nieuniknione.
 - Weź to i rób, co uznasz za stosowne, tylko nie wciągaj 
w to Jacksona. JuŜ i tak źle się stało, Ŝe kazałam mu 
schować u siebie tę teczkę. Im mniej będzie wiedział, 
tym lepiej dla niego.
Powód był prawdziwy, ale trochę naciągany. T.J. dobrze 
wiedziała, Ŝe obaj męŜczyźni chcieli się dowiedzieć, co 
jest w teczce, choć kaŜdy z innych powodów. Jackson 
miał ojca policjanta, a poza tym nie ufał Nickowi. Jak by 
zareagował gdyby się dowiedział, Ŝe Nick zabił jej 
brata?
A tak naprawdę, przyczyną był jej własny strach. Była 
tchórzem. Nie chciała widzieć twarzy Nicka, kiedy 
dowie się prawdy.
Na szczęście Nick ustąpił i schował teczkę pod pachę.
Jackson odprowadził ich do drzwi. Kiedy Nick wyszedł 
na dwór, T.J. zawahała się. Znowu ogarnął ją lęk.
 - Idziesz? - odezwał się Nick.
 - Nie - odparła. Obecność Jacksona sprawiła, Ŝe nie 
musiała się tłumaczyć. - Masz, co chciałeś. To mój 
prezent dla ciebie.
Na twarzy Nicka odmalowało się niezdecydowanie. 
Chciał sprawdzić zawartość teczki, ale chciał takŜe, Ŝeby 
była przy tym.
 - Zostanę u Jacksona. Znam tych wszystkich ludzi. Idź i 
rób, co masz robić. - Zaufałam ci, pomyślała. Teraz 
wszystko w twoich rękach.

background image

Nick spojrzał na Jacksona.
 - Masz ją potem odprowadzić do domu. Jackson skinął 
głową.
Nick nachylił się i cmoknął T.J. w policzek.
 - UwaŜaj na siebie. Sprawdź wszystkie zamki. Wrócę 
albo zadzwonię, jak tylko będę mógł.
Skinęła głową.
Nadal nie chciało jej się wychodzić. Z głębi mieszkania 
ktoś zawołał Jacksona. Napięcie prysło. Nick uścisnął jej 
rękę i zniknął w głębi ciemnego dziedzińca.
 - Wesołych Świąt - mruknęła w ślad za nim.
ROZDZIAŁ 11
Przechodząc przez parking przed domem T.J., Nick 
roztargnionym gestem pomachał do ochroniarza. Głowę 
miał zajętą układaniem planu akcji. Wbrew temu, co 
mówił T.J., był pewny, Ŝe zawartość teczki ma 
pierwszorzędne znaczenie. Jego przypuszczenia 
potwierdzał fakt, iŜ T.J. znalazła się w posiadaniu 
słuŜbowej broni. Od lat poszukiwał dowodów i czekał na 
chwilę, w której będzie mógł wystąpić z oskarŜeniem 
przeciwko Echolsowi i Nesmithowi. Przeczucie mówiło 
mu, Ŝe wreszcie nadeszła.
Idąc przez parking, uwaŜnie przyglądał się wszystkim 
samochodom, wypatrując czegoś, co mogłoby 
zwiastować kłopoty. Gdyby jacyś ludzie śledzili T.J., na 
pewno byłby w stanie ich wytropić. Parking był 
zatłoczony, nie dostrzegł jednak nic podejrzanego. 
Dotarł do swojego czarnego troopera, wyłączył alarm, a 
potem otworzył tylne i boczne drzwi. Owinął teczkę 
kawałkiem folii, połoŜył na podłodze, zatrzasnął drzwi i 
na koniec wsiadł do samochodu.
Z piskiem opon wyjechał z parkingu i skierował się 
prosto do całodobowej restauracji. Najlepiej ukryć się w 
miejscu publicznym. Tam otworzy teczkę i przejrzy jej 

background image

zawartość, i jeŜeli okaŜe się to konieczne, zadzwoni do 
Wydziału Spraw Wewnętrznych i popsuje im świąteczne 
plany.
T.J. odczekała piętnaście minut, zanim uznała, Ŝe moŜe 
bezpiecznie opuścić apartament Jacksona. Nicka z 
pewnością dawno juŜ nie ma.
Jackson przyłapał ją na tym, jak otwierała drzwi na 
podwórze.
 - Mówiłaś, Ŝe w tłumie czujesz się bezpieczniej.
 - JuŜ się nie boję.
Popatrzył na nią z powątpiewaniem, a kiedy z głębi 
salonu dobiegły go głośne wybuchy śmiechu, stanął 
między T.J. i swoimi gośćmi.
 - Jesteś tego pewna? Wiesz, Ŝe staram się jak mogę, 
Ŝ

eby ci pomóc, ale to niełatwe zadanie, jeŜeli ty sama mi 

to utrudniasz.
T.J. uśmiechnęła się ze smutkiem. Jackson zawsze 
potrafił czytać w jej myślach. Nigdy teŜ go nie 
okłamywała, poza tym jednym przypadkiem. Nie bała 
się... to znaczy nie bała się policji. Policja i tak zrobi, co 
zechce; ona pozbyła się juŜ wszystkich dowodów. Teraz 
jej lęki koncentrowały się na osobie Nicka. Jak pogodzić 
to, co do niego czuła, z tym, co zamierzała mu zrobić.
Nick zaufał jej, mimo iŜ go okłamała i oszukała. Został z 
nią i poprzez zmysły trafił do jej serca. Chciała 
oszczędzić mu dalszych cierpień - sobie takŜe. Teraz, 
kiedy porzuciła myśl o zemście, nie było Ŝadnych 
logicznych powodów, dla których miałaby dłuŜej 
przebywać z Nickiem. Szkoda tylko, Ŝe zgotowała mu 
tak okrutne poŜegnanie.
 - W niczym ci nie przeszkadzam. Potrzebuję tylko 
trochę czasu, Ŝeby sobie przemyśleć w samotności parę 
spraw - powiedziała. - Przez ostatnią dobę miałam na 
karku tego DeSalvo. Teraz chcę wrócić do siebie, 

background image

nastawić jakąś relaksującą muzykę i połoŜyć się z 
nogami do góry. Jackson otworzył szerzej drzwi. 
 - No to chodźmy. Odprowadzę cię. Idąc przez 
dziedziniec, nagle uświadomiła sobie, Ŝe jak tylko Nick 
przejrzy zawartość teczki, na pewno do niej zadzwoni. 
Albo zjawi się, tak jak obiecał. I wcale nie będzie mu 
chodziło o to, Ŝeby z nią pobyć sam na sam. Nie, tej 
nocy nie czuła się na siłach, Ŝeby znieść jeszcze i to.
Jackson zaczekał, póki nie otworzyła drzwi. Miał tak 
zatroskaną minę, Ŝe T.J. wspięła się na palce i 
pocałowała go w policzek.
 - Za co to? - zapytał, marszcząc czoło.
 - Za to, Ŝe jesteś moim przyjacielem. Popatrzył na nią 
uwaŜnie, a potem usta drgnęły mu w lekkim uśmiechu. 
Uniósł w górę butelkę z piwem, jakby wznosił toast i juŜ 
miał się odwrócić, gdy nagle coś mu się przypomniało.
 - Powiedz DeSalvo, Ŝeby do mnie wpadł, kiedy 
przyjdzie do ciebie. Chcę wiedzieć, jak sprawy stoją.
 - Powiem mu - obiecała z uśmiechem. I znowu było to 
kłamstwo. Nie mogła powtórzyć tego Nickowi, bo kiedy 
on się pojawi, jej juŜ tu nie będzie.
Z uczuciem lodowatej pustki w sercu Nick zasiadł 
naprzeciw Edwardsa i Jessupa. Spotkali się w restauracji, 
ale postanowili przenieść się do biura Jessupa, Ŝeby 
przesłuchać taśmy.
Nick zamierzał teraz spełnić swój bolesny obowiązek - 
równie bolesny jak uczestnictwo w pogrzebie Mike'a. Za 
chwilę miał zapoznać się z zeznaniami, z których 
wynikało, Ŝe jego najlepszy przyjaciel, Mike, 
przekroczył prawo i stał się przestępcą.
Nim spotkał się z funkcjonariuszami Wydziału Spraw 
Wewnętrznych, zdąŜył juŜ przejrzeć papiery 
zgromadzone w teczce. Zeznania były niepodwaŜalne i 
mocno udokumentowane. A podpisał je wszystkie 

background image

policjant Mike Tarantino.
Dlaczego nic mu nie powiedział? Jak to moŜliwe, Ŝe 
udało mu się prowadzić podwójne Ŝycie i nikt niczego 
się nie domyślił? Czemu zwlekał tak długo, aŜ było juŜ 
za późno? Zapłacił za to własnym Ŝyciem, przyszłością 
Ŝ

ony i dziecka, karierą przyjaciela. Z uczuciem goryczy 

Nick pomyślał, Ŝe gdyby Mike mu zaufał, mogliby 
wspólnie zaradzić jego problemom. Samobójstwo to 
Ŝ

adne wyjście. Tylko tchórz mógł tak postąpić.

Trzy lata temu, w Wigilię, Mike nie tylko zniszczył 
przyszłość swojej rodziny, ale i zaprzepaścił wszelkie 
szanse, by ocalić reputację. Teraz Nick miał przekazać 
jego zeznania policji, a Mike'a tam nie będzie, Ŝeby 
mógł się bronić. Dowody były zbyt obciąŜające, Ŝeby 
pozostawić mu badaj cień szansy.
Kiedy Jessup zakładał taśmę, Nick popatrzył na wiszący 
na ścianie dyplom za wzorową słuŜbę. Wreszcie rozległ 
się trzask włączanej aparatury i z taśmy rozległ się głos 
Mike'a.
T.J. przemknęła do swojego samochodu tak, by nikt jej 
nie zauwaŜył. Nie czuła się na siłach siedzieć w domu i 
czekać na powrót Nicka, więc spakowała torbę i 
zostawiła mu wiadomość. Miała wiele moŜliwości. Nick 
kazał jej wyjechać z miasta, więc wiadomość nie 
powinna być dla niego niespodzianką. Teraz potrzebne 
było jej jakieś miejsce, w którym mogłaby się zaszyć. 
Robiło się późno i wszystkie lokale powoli zamykano. 
Chciała gdzieś usiąść i w spokoju zastanowić się, co 
dalej.
Kiedy wyjechała z parkingu, skręciła w prawo, a potem 
zatrzymała się na czerwonym świetle przy najbliŜszej 
przecznicy. Nagle we wstecznym lusterku zobaczyła 
ś

wiatła reflektorów. śołądek podszedł jej do gardła. 

Obejrzała się i stwierdziła, Ŝe to nie samochód policyjny. 

background image

Na moment poczuła ulgę. Czekając na zmianę świateł, 
próbowała przyjrzeć się siedzącym w samochodzie 
męŜczyznom, ale na ulicy było ciemno.
Gdy zmieniły się światła, postanowiła zaryzykować. 
Skręciła w prawo, nie włączając kierunkowskazu. JeŜeli 
samochód pojedzie za nią, będzie to oznaczało, Ŝe jest 
ś

ledzona.

Samochód pojechał prosto i T.J. odetchnęła. 
Przypomniały jej się słowa Nicka: „Zamknij drzwi i 
uwaŜaj na siebie". Będzie na nią wściekły, Ŝe wyjechała, 
ale będzie jeszcze bardziej wściekły, kiedy się dowie, 
kim jest naprawdę. Zablokowała od środka drzwi wozu i 
pomknęła przed siebie. Nie mogła siedzieć i czekać, aŜ 
Nick przyjdzie i urządzi jej przesłuchanie. AŜ nazwie ją 
kłamczuchą i potraktuje z pogardą. WyjeŜdŜając, 
odwlekała przynajmniej to, co nieuniknione, na następne 
parę godzin.
Dotarła do wjazdu na autostradę i automatycznie 
wybrała drogę na północ. W oddali lśnił neon Holiday 
Inn. Najbezpieczniej będzie wynająć sobie pokój na tę 
noc. Tam, w neutralnym miejscu, zaczeka, aŜ będzie 
gotowa na spotkanie z Nickiem. Włączając się w 
strumień samochodów, pomyślała, Ŝe później się nad 
tym zastanowi. A teraz po prostu pojedzie przed siebie.
Dopiero po kolejnej godzinie spotkania z Jessupem i 
Edwardsem Nick uświadomił sobie, Ŝe T.J. od początku 
musiała wiedzieć, iŜ Mike był jego przyjacielem. Czy 
zaplanowała sobie ten scenariusz, Ŝeby mieć materiał na 
sensacyjny artykuł do gazety? Czy zachowała kopie 
materiałów, Ŝeby przekazać je „Atlanta Times Union"? 
ś

eby znowu zrobić z niego bohatera pierwszych stron 

gazet jak wtedy, kiedy został wyrzucony z pracy?
Na samą myśl o tym zrobiło mu się słabo. Coś takiego 
oznaczałoby, Ŝe od początku postanowiła się nim 

background image

posłuŜyć. śe oszukała go i pozwoliła mu myśleć, Ŝe 
wszystkim kieruje, podczas gdy to ona pociągała za 
sznurki. RównieŜ chwyty poniŜej pasa są dopuszczalne, 
kiedy się chce mieć dobry materiał. Nie chciał nawet o 
tym myśleć, bo wiedział juŜ, Ŝe wpadł. 1 to po uszy.
Czy to moŜliwe, Ŝeby nic do niego nie czuła? Pamiętał 
jej wyniosły chłód, a potem zachłanną uległość. Nie 
mogła czegoś takiego udawać. Patrząc na rozrzucone na 
stole dowody zdrady jego najlepszego przyjaciela, Nick 
poczuł bolesny ucisk w piersi. Nie po raz pierwszy został 
oszukany.
 - Będziemy musieli porozmawiać z twoim informatorem 
- rzucił Jessup, odchylając się w krześle.
Był bardzo zadowolony z wyniku spotkania i wcale nie 
narzekał, Ŝe musiał jechać do biura w pierwszy dzień 
ś

wiąt. Wraz z Edwardsem długo czekali na ten dzień.

 - JeŜeli mamy przedstawić te materiały w sądzie, 
musimy wiedzieć, skąd pochodzą i gdzie były ukryte, 
zanim ujrzały światło dzienne.
Teraz przyszła pora na Nicka. Miał wyłoŜyć karty na 
stół. Ale on przecieŜ dał T.J. słowo, a jego słowo nadal 
coś znaczyło.
 - Macie dość materiału na kilka procesów. 
Porozmawiam z informatorami i dowiem się, czy chcą 
dalej współpracować. Kiedy zaczynacie?
Jessup zaczął zbierać ze stołu papiery i taśmy.
 - Jutro sporządzimy akt oskarŜenia. - Po raz pierwszy tej 
nocy uśmiechnął się. - Te ptaszki dostaną swoją premię 
ś

wiąteczną z pewnym opóźnieniem. Nie mogę się 

doczekać, Ŝeby im ją osobiście dostarczyć.
T.J. poczuła się bardzo zmęczona, a poza tym kończyła 
jej się benzyna. Przyszła pora podjąć jakąś decyzję. Albo 
tankuje pełen bak i wyjeŜdŜa z miasta, albo musi 
wynająć pokój. Po wyjeździe na autostradę skierowała 

background image

się na północ, w swoje dawne strony. Odkryła, Ŝe dom 
ojca został przemalowany, zmieniono okiennice, a wielki 
dąb rosnący obok podjazdu ścięto.
Kiedy siedziała w samochodzie i patrzyła na swój stary 
dom, poczuła się jak intruz. Świadomość, Ŝe zdradziła 
rodzinę, zadając się z Nickiem DeSalvo, ciąŜyła jej jak 
kamień. Jak mogła tak postąpić? Okłamała Nicka, potem 
Jacksona. A na koniec samą siebie. Zakochała się w 
człowieku, który zabił jej brata. Na to nie ma Ŝadnego 
logicznego wytłumaczenia. A skoro Nick odkrył juŜ 
prawdę, z pewnością odpłaci jej nienawiścią i pogardą.
Mimo to chciała się z nim zobaczyć i porozmawiać, 
pragnęła, by wziął ją w ramiona. Zacisnęła dłonie na 
kierownicy. Nie da się uciec od własnych lęków - a 
takŜe od marzeń. Nie miała wyjścia. Musiała wracać.
Minęła Holiday Inn i pomknęła w stronę domu. Chciała 
być juŜ u siebie i wyłączyć telefon. Chciała... nie, nie 
mogła mieć tego, czego chciała. Nick i sprawiedliwość - 
te dwie rzeczy wykluczały się nawzajem. Wobec tego 
pozostaje jej tylko iść do łóŜka i przespać się trochę, 
zanim będzie musiała spotkać się z Nickiem.
Kiedy była juŜ tylko trzy przecznice od domu, 
zatrzymała się przy nocnym sklepie. Był otwarty, ale 
prawie pusty. Uwagę T.J. przykuł samochód policyjny, 
zaparkowany obok automatycznej myjni. Odwróciła 
wzrok, starając się ukryć zdenerwowanie. Na ulicy było 
zaledwie kilka samochodów. Większość normalnych 
ludzi odsypiała o tej porze świąteczną kolację.
Gdy zapaliło się zielone światło, T.J. ruszyła ze 
skrzyŜowania. Policyjny samochód został na miejscu, 
chociaŜ policjant za kierownicą przyjrzał jej się, kiedy 
go mijała. T.J. odetchnęła z ulgą i zerknęła we wsteczne 
lusterko, upewnić się, Ŝe nic jej nie grozi. To właśnie 
dlatego nie zauwaŜyła ciemnego wozu bez świateł, który 

background image

zajechał jej drogę. Potem było juŜ za późno.
Próbując go wyminąć, uderzyła w tylny błotnik. 
Kierowca wysiadł i ruszył w jej stronę. T.J. siedziała w 
samochodzie, próbując złapać oddech. Nie była ranna, 
ale serce tak mocno waliło jej w piersi, Ŝe nie mogła 
ruszyć się z miejsca. A przecieŜ za chwilę będzie miała 
do czynienia z policją.
Otworzyła okno i spojrzała na nadchodzącego 
męŜczyznę. Dopiero kiedy się uśmiechnął, zdała sobie 
sprawę, Ŝe gdzieś juŜ go widziała. Zanim zdąŜyła 
zareagować, męŜczyzna juŜ włoŜył rękę przez otwarte 
okno i otworzył drzwi od środka. Nigdy nie zapominała 
twarzy, które fotografowała. A to była twarz męŜczyzny 
z pierwszej strony „Atlanta Times Union". To właśnie 
on wjechał w tłum podczas demonstracji.
Nick po raz kolejny wcisnął guzik domofonu. Wiedział, 
Ŝ

e moŜe trochę potrwać, zanim T.J. mu otworzy, jednak 

jego cierpliwość zaczynała się juŜ wyczerpywać. Potarł 
dłonią czoło i czekał. Czuł się zupełnie wypalony, ale 
nie mógł teraz przerwać tego, co raz zaczął. Musiał 
porozmawiać z T.J.
Jeszcze raz zadzwonił. I znowu cisza. Z 
niedowierzaniem popatrzył na domofon. Jego irytacja 
przerodziła się w niepokój. PrzecieŜ ten domofon jeszcze 
niedawno działał. W pierwszym odruchu chciał 
poszukać straŜnika i poprosić go, Ŝeby otworzył drzwi. 
Potem jednak przypomniał sobie, Ŝe zostawił T.J. u 
Jacksona. MoŜe nadal tam jest.
Nie podobała mu się ta myśl. Chciał, Ŝeby T.J. była 
bezpieczna, ale tylko z nim, a nie z Jacksonem.
Przejrzał spis lokatorów i wreszcie trafił na właściwy 
dzwonek.
Po dłuŜszej chwili usłyszał:
 - Tak?

background image

 - Tu Nick DeSalvo. Muszę się zobaczyć z T.J.
 - Nie ma jej tu. Jest... Chwileczkę... - Zamek cicho 
szczęknął. Nick pchnął drzwi i wszedł do budynku.
Jackson juŜ czekał w podwórzu.
 - Dzwoniłem kilka razy, ale mi nie otworzyła - odezwał 
się Nick, mijając Jacksona.
 - Odprowadziłem ją do domu ładnych kilka godzin 
temu. MoŜe połoŜyła się spać - powiedział Jackson, idąc 
za nim do mieszkania T.J.
 - Muszę z nią porozmawiać. Nick najpierw zadzwonił, a 
potem głośno zapukał do drzwi. W mieszkaniu panowała 
głucha cisza. Wtedy zauwaŜył karteczkę.
„Nick, posłuchałam twojej rady. WyjeŜdŜam z miasta. 
Tak będzie lepiej. T.J."
 - Cholera! - Nick odwrócił się do Jacksona. - Pisze, Ŝe 
wyjeŜdŜa z miasta. Są święta, a do tego juŜ grubo po 
północy. Dokąd, u diabła, mogła pojechać?
Jackson pokręcił głową.
 - Wiem, Ŝe chodziła do szkoły w Kentucky. MoŜe ma 
tam jakichś przyjaciół. Jej rodzice nie Ŝyją. Nie 
słyszałem, Ŝeby miała jakąś dalszą rodzinę.
 - Wiedziałeś, Ŝe zamierzała wyjechać?
 - Przez ostatni tydzień Ŝadne z was nie uznało za 
stosowne powiedzieć mi, o co właściwie chodzi w całym 
tym wariactwie - powiedział z wyrzutem Jackson. - 
Gdybym wiedział, Ŝe gdzieś się wybiera, pojechałbym z 
nią, Ŝeby dotarła bezpiecznie na miejsce.
Gdybym ja o tym wiedział, na pewno bym ją 
powstrzymał, pomyślał Nick. Ale T.J. nic mu nie 
powiedziała. Po prostu nie ufała mu. Mike teŜ mu nie 
ufał. Co takiego przeŜyła ta dziewczyna, Ŝeby myśleć, iŜ 
musi wszystko załatwić sama? Powinien to wiedzieć, 
jeśli miał ją zrozumieć. Jak mogła kochać się z nim, nie 
ufając mu?

background image

Powinien teŜ dowiedzieć się paru innych rzeczy. Na 
przykład, skąd ma tę teczkę. Wymyślił sobie, Ŝe usiądzie 
naprzeciw niej i jeŜeli będzie trzeba, wydusi z niej 
odpowiedzi. Najpierw jednak musi ją znaleźć.
Rozdzwonił się jego pager. Zamiast nadziei, poczuł lęk. 
Wychodząc, zostawił T.J. swój numer, ale teraz wydało 
mu się to dziwne, Ŝe odzywa się tak szybko, skoro przed 
nim uciekła. Odczepił pager od paska i podniósł do 
ś

wiatła, Ŝeby odczytać wiadomość. Numer nie był mu 

znany. MoŜe to Jessup albo Edwards mieli do niego 
jakieś pytania.
 - Mogę skorzystać z twojego telefonu? W mieszkaniu 
Jacksona zostały juŜ tylko dwie osoby.
Przyjęcie dobiegało końca. Jackson wręczył Nickowi 
przenośny telefon i poszedł przyciszyć muzykę. Nick 
wykręcił numer i czekał.
 - DeSalvo - odezwał się męski głos. śadnego powitania, 
Ŝ

adnych pytań. Nic, co by mu pomogło zidentyfikować 

rozmówcę.
 - Tak - powiedział.
 - Wiesz, kto mówi?
 - Czemu sam mi tego nie powiesz? - Nick dawno stracił 
cierpliwość do podobnych numerów.
 - Za to na pewno wiesz, kto to jest. - Usłyszał jakiś 
szmer, potem stłumiony głos, wreszcie cięŜki oddech.
 - Nick? Serce zamarło mu w piersi. To była T.J. A jej 
głos był pełen rozpaczy i przeraŜenia.
ROZDZIAŁ 12
O BoŜe, tylko nie to! Nick zachwiał się jak ogłuszony.
 - T.J.? Gdzie...?
 - Musimy pogadać. - To znowu ten sam chrapliwy, 
męski głos. A potem męŜczyzna wybuchnął śmiechem i 
Nick juŜ wiedział, kto to jest.
 - Echols! Ty draniu! Ona nie ma z tym nic wspólnego. 

background image

To są sprawy między nami.
 - Ona jest moim ubezpieczeniem. Jesteśmy w 
magazynie na 3457 Huff Road. Nie próbuj nigdzie 
dzwonić. Bądź tu za dziesięć minut, i to sam, albo twoja 
mała fotografka poŜałuje, Ŝe się w ogóle urodziła.
 - Idę z tobą. - Jackson, który usłyszał słowa Nicka, 
zatrzymał go w progu.
 - Nie. Muszę jechać sam.
 - Czy ty sobie wyobraŜasz, Ŝe jak tam przyjedziesz, to 
oni puszczą ją wolno?
Nick poczuł, Ŝe ogarnia go ślepa furia. Zaklął głośno i z 
całej siły rąbnął pięścią w drzwi. Ból sprawił, Ŝe się 
opamiętał. Miał bardzo mało czasu. Los T.J. spoczywał 
w jego rękach. Wszystko zaleŜało teraz od tego, jaką 
podejmie decyzję.
Zapadła cisza. W progu pojawili się dwaj ostatni goście.
 - Przyjęcie skończone - bezceremonialnie oświadczył 
Jackson. - Później się odezwę.
Mrucząc coś pod nosem, męŜczyźni szybko wyszli i 
zniknęli w głębi ciemnego podwórka. Jackson zbliŜył się 
do Nicka.
 - MoŜemy wziąć moją furgonetkę. Wysadzisz mnie 
trochę wcześniej. Przynajmniej ktoś będzie wiedział, 
gdzie jesteś.
Nick wyjął z kieszeni chusteczkę i owinął nią 
zakrwawioną pięść.
 - Nie. Oni znają mój samochód. - Głowa pękała mu od 
natłoku myśli, ale wybór miał niewielki. Jedno musiał 
przyznać: wspólnie mieli większe szanse na to, Ŝeby 
uratować T.J. - Jedźmy. Po drodze będę się zastanawiał - 
powiedział. Schował chusteczkę do kieszeni i spojrzał na 
zegarek. - Zostało nam tylko osiem minut.
 - Dlaczego to robicie? - zwróciła się T.J. do męŜczyzny, 
który siedział na brzegu metalowego biurka i patrzył na 

background image

nią. - PrzecieŜ nawet was nie znam.
 - Za to my cię znamy - powiedział Echols. - Jesteś córką 
komisarza Tiltona.
T.J. poczuła bolesny skurcz Ŝołądka.
 - Jak na to wpadliście?
 - Nie było to takie trudne, a ja miałem w tym swój 
interes. - Nachylił się w jej stronę i złośliwie uśmiechnął.
 - MoŜe nam powiesz, dlaczego DeSalvo tak się tobą 
interesuje? Co on próbuje zrobić? Pocieszyć cię po tym, 
jak zabił twojego braciszka? Rozmawiacie o tym w 
łóŜku?
Wściekłość odebrała jej głos. Miała ochotę wydrapać mu 
oczy. Nadgarstki skrępowano jej taśmą klejącą, ale i tak 
musiała mocno zacisnąć pięści, Ŝeby się opanować.
 - A zresztą, to niewaŜne - ciągnął Echols. Wstał, 
podszedł do drzwi i zerknął przez wizjer. - Kiedy mamy 
ciebie, niczego juŜ nam nie trzeba. Długo czekałem na 
taką okazję. Wreszcie będę się mógł pozbyć Nicka 
DeSalvo.
 - Pozbyć się go? - pytanie wyrwało się jej, zanim 
zdąŜyła pomyśleć.
 - Tak. - Echols znowu odwrócił się do niej. - Mieliśmy z 
nim masę kłopotów, kiedy jeszcze był w policji. Zawsze 
był taki praworządny. Jedyny uczciwy gliniarz na 
ś

wiecie. Kiedy go wylali, wydałem wielkie przyjęcie, 

Ŝ

eby to uczcić. - Echols zasępił się. Po raz pierwszy, 

odkąd wprowadzili ją do tego pomieszczenia, na jego 
twarzy odmalowała się złość. - On nie dawał za 
wygraną. Dalej węszył i próbował znaleźć na mnie jakiś 
haczyk, ale ja nie pozwolę, Ŝeby mi wchodził w paradę i 
zniszczył moją karierę. A teraz, dzięki tobie, mam go 
wreszcie w garści.
 - Ale...
Urwała, bo na zewnątrz ktoś zaczął walić do drzwi. To 

background image

musi być Nick, pomyślała. Nick szedł za Nesmithem 
przez ciemną halę. Nerwy miał napięte do ostateczności. 
Czuł, Ŝe mają niewielkie szanse, ale czuł teŜ, Ŝe musi 
przynajmniej spróbować. Gotów był zginąć, próbując 
uratować T.J. To była jego wina.
Teraz dopiero zrozumiał, Ŝe to o niego im chodziło, a nie 
o nią. Dlatego im bardziej próbował ją chronić, tym 
bardziej ją tylko pogrąŜał.
Teraz szedł na spotkanie z Echolsem sam i nie 
uzbrojony. Ustalili z Jacksonem, Ŝe jeŜeli w ciągu pięciu 
minut nikt nie wyjdzie z budynku, Jackson zadzwoni z 
telefonu komórkowego na policję. Nick oddał mu swoją 
broń i kluczyki do troopera. Jedynym celem Nicka było 
wydostać T.J. z rąk Echolsa, zanim ten zdąŜy ją 
skrzywdzić.
Nesmith otworzył drzwi. Jeden rzut oka na pobladłą 
twarz T.J. wystarczył, by Nick umocnił się w swoim 
postanowieniu. Echols stał za nią i gestem posiadacza 
trzymał jej rękę na ramieniu. Nick wiedział, Ŝe musi 
zachować spokój, bo Echols natychmiast wykorzysta 
kaŜdy objaw jego słabości.
 - Nick... - Głos T.J. był pełen przeraŜenia. W Nicku 
obudziła się mordercza furia. Marzył juŜ tylko o jednym. 
ś

eby własnymi rękami udusić Echolsa. Tylko za to, Ŝe 

ośmielił się zbliŜyć do T.J.
 - Cześć, DeSalvo! - Odezwał się Echols tonem gracza, 
który właśnie odkrył, Ŝe ma w kartach cztery asy.
 - Nick, nie... - zaczęła T.J., ale Echols zatkał jej dłonią 
usta, a potem spojrzał na Nicka, Ŝeby zobaczyć jego 
reakcję.
Spokojnie, jeszcze nie teraz, pomyślał Nick. Trzeba 
zaczekać na lepszą okazję.
 - Obszukałeś go? - zwrócił się Echols do Nesmitha. 
Nesmith pokiwał głową.

background image

 - Jest czysty.
 - Podaj mi kawałek taśmy.
Nick celowo nie patrzył w pełne przeraŜenia oczy T.J., 
kiedy Echols zaklejał jej usta. Mógł tylko udawać, Ŝe nie 
słyszy jej urywanego oddechu i stłumionych słów, które 
usiłowała wypowiedzieć. Zacisnął pięści i wbił wzrok w 
Echolsa.
 - Ona nie jest wam potrzebna. Wypuśćcie ją - wycedził 
przez zęby.
 - Och, ona jest teraz trochę zła na mnie, ale jestem 
pewny, Ŝe będzie chciała zostać dłuŜej i popatrzeć, jak 
cię obrabiamy. W końcu to dzięki niej wpadłeś wreszcie 
w nasze ręce. - Echols rzucił Nesmithowi 
porozumiewawcze spojrzenie. - Wiesz, Ŝe próbowaliśmy 
załatwić cię na demonstracji. A potem na ulicy. Ale ty 
nie chciałeś z nami współpracować. - Odwrócił się i 
przeszył Nicka pełnym wściekłości wzrokiem. - 
Mówiłem ci, Ŝebyś ze m n ą nie zaczynał. Jesteś 
skończony!
T.J. wydała stłumiony okrzyk i poruszyła się na krześle.
 - Skoro tak, to trudno. Macie mnie, ale ją zostawcie. 
Ona nie ma z tym nic wspólnego - powiedział Nick, 
rozpaczliwie próbując wymyślić jakiś sposób, by 
wydostać T.J. z rąk Echolsa.
Nagle Echols uspokoił się, i nawet uśmiechnął. Nick 
poczuł, Ŝe robi mu się słabo. Znał Echolsa na tyle 
dobrze, by wiedzieć, Ŝe jego uśmiech nie wróŜył nic 
dobrego.
 - Czy ty naprawdę myślałeś, Ŝe ona ci wybaczy? 
PrzecieŜ zabiłeś jej brata!
Z ust T.J. wyrwał się stłumiony dźwięk, ale Nick nie 
zwrócił na to uwagi. WciąŜ próbował zrozumieć sens 
słów Echolsa.
 - O czym ty mówisz, do jasnej cholery?!

background image

Echols przyjrzał mu się uwaŜnie, a potem szeroko się 
uśmiechnął.
 - Więc nie wiedziałeś o tym, co?
 - O czym miałem wiedzieć? - Nick spojrzał na T.J. 
Miała wilgotne oczy. Kiedy ze smutkiem potrząsnęła 
głową, po policzkach popłynęły jej łzy.
 - Pamiętasz tego gówniarza, którego zastrzeliłeś? Syna 
komisarza Tiltona? Tego, który wyrzucił cię z policji? - 
Echols zrobił dramatyczną pauzę, a potem ciągnął: - No 
więc, chciałbym ci przedstawić jego siostrę, Tarę Jeanne 
Tilton, alias T.J. Amberly.
Nick nie potrafił powiedzieć, co się wydarzyło później. 
Chciał zachować spokój, ale ocknął się z rękami 
zaciśniętymi wokół szyi Echolsa. A potem budynkiem 
wstrząsnęła eksplozja i dokoła zapadły ciemności.
ROZDZIAŁ 13
T.J. wylądowała na podłodze. Siła uderzenia Nicka 
przewróciła krzesło, na którym siedziała. Przekręciła się 
na brzuch i zaczęła pełznąć, Ŝeby usunąć się z drogi. 
Pozbawione okien pomieszczenie tonęło w 
ciemnościach. Ktoś, chyba Nesmith, potknął się o nią i 
upadł. Poczuła czyjąś rękę zaciskającą się wokół jej 
kostki. Kopnęła na oślep. Głośne przekleństwo 
potwierdziło jej podejrzenia. Pozbawiona moŜliwości 
widzenia, skoncentrowała się na słuchaniu. Słyszała 
uderzenie metalowego biurka o ścianę i odgłosy 
rozpaczliwej walki. A potem padł strzał.
Rozległ się jęk bólu, po którym zapadła cisza. T.J. 
zamarła z przeraŜenia. Podniosła skrępowane ręce do 
góry, namacała brzeg taśmy klejącej i zerwała ją z 
twarzy.
 - Nick!
Nie było odpowiedzi. Drzwi otworzyły się, uderzając z 
hukiem o ścianę. Ostry strumień światła rozjaśnił ciemne 

background image

pomieszczenie. W progu wyrosło trzech 
umundurowanych policjantów z wycelowaną bronią.
 - Nie ruszać się!
T.J. poszukała wzrokiem Nicka. Trzymał Echolsa twarzą 
do ściany, wykręcając mu ręce do tyłu. Widziała krew, 
ale nie umiała powiedzieć, kto został ranny. Nick 
trzymał w ręku pistolet. Podniósł rękę, Ŝeby pokazać go 
policji, a potem odłoŜył broń na biurko. Nesmith nie 
ruszał się z podłogi.
 - OdłóŜ broń! - rozkazał mu policjant. Widząc 
wycelowane lufy, Nesmith zrezygnował z walki. PołoŜył 
pistolet na podłodze i popchnął w stronę drzwi.
Policjanci wkroczyli do pokoju. Za nimi pojawił się 
Jackson. Nagle wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. 
Jackson pomógł T.J. wstać i zerwał taśmę, krępującą jej 
ręce. Z jego oczu wyzierała furia, ale nie powiedział ani 
słowa. T.J. oparła się o jego ramię i zaczęła się rozglądać 
za Nickiem. Echols był bardziej zakrwawiony niŜ Nick i 
kiedy jeden z policjantów posadził go na krześle i kazał 
wezwać pogotowie, uspokoiła się, Ŝe z Nickiem 
wszystko w porządku.
A Nick nawet na nią nie spojrzał.
 - Nic ci się nie stało? - zwrócił się do niej Jackson.
 - Nie. Wszystko w porządku. Była to tylko częściowo 
prawda. Fizycznie jej nie skrzywdzili. Kiedy jednak 
patrzyła na Nicka, który rozmawiał z policjantami, 
ostentacyjnie ją ignorując, uświadomiła sobie, Ŝe 
Echolsowi udało się zranić ich oboje. Poczuła nagłą 
słabość w kolanach.
 - Muszę na chwilę usiąść.
Jackson podniósł przewrócone krzesło. T.J. usiadła, 
powstrzymując łzy, i czekała, aŜ ktoś podejdzie spisać 
jej zeznania.
Czterdzieści minut później powiedziano jej, Ŝe jest 

background image

wolna. Nadal nie udało jej się porozmawiać z Nickiem, 
mimo to zgodziła się, kiedy Jackson zaproponował, Ŝe 
odwiezie ją do domu. Czuła, Ŝe nie będzie miała dość sił, 
by dotrzeć tam na własną rękę, a nie chciała zostawać 
dłuŜej z Nickiem, który zachowywał się tak, jakby w 
ogóle nie istniała. Było to dla niej zbyt bolesne.
Kiedy Jackson wyprowadzał ją z pokoju, zatrzymała się 
w progu i po raz ostatni spojrzała za siebie. Miała 
straszliwe przeczucie, Ŝe juŜ nigdy więcej nie zobaczy 
Nicka. Ich oczy spotkały się po raz pierwszy, odkąd 
Nick się dowiedział, kim jest. To, co zobaczyła w jego 
oczach, zmroziło jej serce. Nie było w nich nic. Patrzył 
na nią jak na obcą. Odwróciła się i potykając, poszła za 
Jacksonem.
Musieli obejść zrujnowaną część budynku. Jakiś pojazd 
staranował metalowe drzwi ładowni i tkwił teraz 
pośrodku hali, wśród gruzów.
 - Mam nadzieję, Ŝe DeSalvo ma dobrą polisę - 
powiedział Jackson, wyprowadzając T.J. przez otwór, 
który był kiedyś drzwiami.
T.J. przyjrzała się bliŜej roztrzaskanemu pojazdowi. Był 
to czarny trooper Nicka.
 - C.. .co się stało? - wyjąkała.
 - Chciałem odwrócić jakoś ich uwagę, Ŝeby się dostać 
do budynku. - Jackson wzruszył ramionami. - A DeSalvo 
zostawił mi kluczyki.
Gdyby zostało jej chociaŜ trochę sił, wybuchnęłaby 
ś

miechem. Była jednak zbyt wyczerpana i zrozpaczona. 

JuŜ po wszystkim. Wszystko się skończyło. TakŜe jej 
znajomość z Nickiem.
Minęli trzy policyjne wozy i karetkę pogotowia. T.J. 
zobaczyła człowieka, który ją porwał - to jego 
sfotografowała na demonstracji. Siedział w jednym z 
policyjnych samochodów. Ręce miał skute kajdankami. 

background image

Dotarli do samochodu T.J. Jackson usiadł za kierownicą. 
Kiedy włączył wsteczny bieg, T.J. obejrzała się po raz 
ostatni i zobaczyła Nicka. Stał przed budynkiem, 
oświetlony niebieskimi światłami policyjnych karetek.
W jej sercu zapalił się wątły płomyczek nadziei. MoŜe 
mimo wszystko nie pozwoli jej odejść tak bez słowa. 
MoŜe podejdzie, Ŝeby ją zatrzymać. On jednak nie 
odezwał się ani nie uniósł ręki. Stał w milczeniu i 
patrzył, jak Jackson wyjeŜdŜa z parkingu.
Było słoneczne popołudnie. T.J. siedziała na balkonie i 
nie widzącym wzrokiem patrzyła na zamglony horyzont. 
Nick nie przyszedł do niej. Minęły juŜ trzy dni i dwie 
noce, odkąd go po raz ostatni widziała. Jej Ŝycie wróciło 
do normy, a sprawy toczyły się zwyczajnym trybem. 
Jedyną odmianą było to, Ŝe musiała chodzić na 
codzienne rozmowy do Wydziału Spraw Wewnętrznych. 
Czekało ją teŜ zeznawanie w sądzie w charakterze 
ś

wiadka.

Nie zapomniała o tym, jak bardzo pragnęła zobaczyć 
Nicka DeSalvo w sądzie, choć potem zmieniła zdanie. A 
teraz wyglądało na to, Ŝe jedynym miejscem, w którym 
uda jej się go zobaczyć, będzie właśnie sala sądowa, gdy 
będzie zeznawać przeciwko Echolsowi i Nesmithowi 
oraz mówić o związkach między jej ojcem i 
przyjacielem Nicka, Mikiem Tarantino. Co za ironia 
losu!
W ciągu ostatnich dni poznała uczucie przejmującej 
samotności. Widocznie Nick musiał uznać, Ŝe się nim 
posłuŜyła. Albo, co gorsza, gardzi nią za to, Ŝe oddała się 
zabójcy swojego brata. I nie interesują go juŜ Ŝadne 
wyjaśnienia.
Zniknął z jej Ŝycia, zupełnie jakby umarł tamtej 
ś

wiątecznej nocy. Nie powiedział nawet „do widzenia" 

ani „Ŝegnaj". Znowu była sama. Doprowadziła niby do 

background image

końca swoje zamierzenie, ale w trakcie całej operacji 
zakochała się w niewłaściwym człowieku.
Nigdy się nie dowie, co naprawdę wydarzyło się tej 
nocy, kiedy zginął Rusty. Jedno wie na pewno. Nick nie 
był jednym z tamtych zdeprawowanych policjantów i nie 
zabił Rusty'ego po to, Ŝeby kryć swoich kumpli. Ale fakt 
pozostaje faktem. To on trzymał broń, która zabiła 
Rusty'ego. A ona mimo to go kochała.
Gdyby się mogła wypłakać, a potem o wszystkim 
zapomnieć... Jednak jej oczy pozostały suche. Jakiś 
wewnętrzny głos podpowiadał jej, Ŝe nigdy nie uda jej 
się tak do końca zapomnieć o Nicku. Pozwoliła mu 
odejść, bo musiała, bo prawda na zawsze stanęłaby 
między nimi. Ta prawda oraz jej kłamstwa stworzyły 
ładunek, który eksplodował świątecznej nocy.
Ktoś zadzwonił do drzwi na dole. Wstała i po raz ostatni 
spojrzała na linię horyzontu. Przypomniała sobie, Ŝe 
kiedy była dzieckiem, chciała fruwać jak ptak. Patrząc 
na wysokie budynki w oddali pomyślała, Ŝe nawet gdyby 
mogła teraz latać, nie dałoby jej to szczęścia. Nigdy nie 
byłaby w stanie polecieć tak szybko, Ŝeby uciec od 
wspomnień.
Kiedy zeszła na dół i otworzyła, za drzwiami nie było 
juŜ nikogo. Wyjrzała na podwórze. Tyler, który wziął na 
siebie rolę listonosza, szedł juŜ w kierunku następnego 
mieszkania. Na widok T.J. pomachał ręką i wrócił, Ŝeby 
jej oddać kopertę, na której pięknymi literami 
wykaligrafowano jej imię.
 - Cześć, Kopciuszku - powiedział. - Masz tu zaproszenie 
na noworoczny bal.
 - Bal?
 - Tak. Będzie ci potrzebny partner do tańca. 
Przyprowadź swojego chłopaka. Ewentualnie weź 
szklane pantofelki.

background image

T.J. uśmiechnęła się, pomachała mu ręką i wróciła do 
domu. Nie miała ochoty dyskutować z Tylerem i 
tłumaczyć się, dlaczego nie będzie jej na balu. Rzuciła 
kopertę na stolik i sięgnęła po słuchawkę. Zadzwoni do 
szefa. MoŜe wydębi od niego jakieś zlecenie. PrzecieŜ w 
tym mieście musi się dziać coś ciekawego. Coś, co by jej 
pomogło odwrócić myśli od pewnych spraw.
T.J. obudziła się w środku nocy. Przez kilka sekund 
leŜała bez ruchu w ciemności, słysząc głuchy łomot 
własnego serca. Coś było nie tak. CzyŜby obudził ją 
koszmar? Nie mogła sobie jednak przypomnieć, co jej 
się śniło. Więc dlaczego się obudziła? PrzecieŜ połoŜyła 
się bardzo późno i długo nie mogła zasnąć.
Cały wieczór spędziła na przyjęciu dobroczynnym 
wydanym przez jednego z lokalnych polityków. Robiła 
zdjęcia tańczącym parom, ludziom przy stole oraz 
damom zbierającym pieniądze na jakiś szczytny cel. To 
jej nawet odpowiadało. Znała swój fach, a poza tym 
kiedy była w pracy, nie potrzebowała partnera do tańca.
Wygładziła poduszkę i zamknęła oczy w nadziei, Ŝe uda 
jej się szybko zasnąć. Sen był jej jedyną ucieczką. Tylko 
we śnie nie tęskniła za Nickiem i nie zastanawiała się 
nad tym, jak potoczyłoby się jej Ŝycie, gdyby juŜ na 
początku wyznała mu prawdę.
Usłyszała jakiś hałas. Dobiegał z zewnątrz, od strony 
balkonowych drzwi. Serce zamarło jej w piersi. Usiadła. 
Co powinna teraz zrobić? Nie miała juŜ broni - zabrał ją 
Nick. Rozejrzała się wokoło, ale jedyną rzeczą, jaką 
mogła się ewentualnie posłuŜyć, był telefon. 
Bezszelestnie przesunęła się na brzeg łóŜka i drŜącą ręką 
podniosła słuchawkę. Numer policji da się wykręcić 
nawet po ciemku. Potem pozostanie juŜ tylko czekać.
ZdąŜyła wykręcić 9 i wtedy właśnie ktoś zapukał w 
okno. Po co złodziej albo morderca miałby pukać? 

background image

OdłoŜyła słuchawkę. Znowu rozległo się pukanie, tym 
razem głośniejsze. A potem usłyszała głos.
 - T.J.?
Serce podskoczyło jej do gardła. Doznała uczucia, jakby 
spadała w przepaść. Czy to moŜliwe, Ŝe zawodzą ją 
zmysły?
 - Nick?
 - Wpuść mnie, T.J. Muszę z tobą porozmawiać. Wstała i 
na osłabłych nogach ruszyła w stronę okna,
ale nagle przystanęła i rozejrzała się za szlafrokiem. 
PrzecieŜ nie mogła go przyjąć w majteczkach i 
podkoszulku. Bóg jeden wie, co Nick zamierza jej 
powiedzieć. Zapaliła lampkę przy łóŜku, znalazła 
szlafrok, szybko go narzuciła i wspięła się po schodach.
Kiedy uchyliła okno, zobaczyła rękę, która złapała 
okienną ramę. Poznałaby, Ŝe to Nick, nawet gdyby nic 
więcej nie widziała. Ta ręka stanowiła takŜe symbol 
tego, co ich dzieliło. Była splamiona krwią Rusty'ego.
Popatrzyła Nickowi w oczy. Zawahał się. Jego mocna 
sylwetka zarysowała się na tle ciemnego nieba. 
Dmuchnęło zimnym powietrzem.
 - Przestraszyłeś mnie! Dlaczego nie zadzwoniłeś albo 
nie uŜyłeś domofonu? - zapytała, próbując opanować 
drŜenie rąk.
 - Przepraszam. Chciałem z tobą porozmawiać, a nie 
wiedziałem, czy zechcesz mnie wpuścić. - Nick wsunął 
rękę do kieszeni marynarki. - Mogę wejść?
Malująca się na jego twarzy powaga mogła oznaczać 
tylko jedno: nie miał jej do zakomunikowania nic 
przyjemnego. Zbyt oszołomiona, Ŝeby coś powiedzieć, 
skinęła tylko głową, a potem zaczęła schodzić na dół.
Nick wszedł do środka i zamknął za sobą okno. 
Popatrzył na T.J. Podeszła do łóŜka, jakby chciała na 
nim usiąść, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. 

background image

Odwróciła się i spojrzała mu w twarz. Nie mógł mieć do 
niej pretensji. Nawet nie chciał patrzeć na jej łóŜko, bo 
przypominało mu tamtą szaloną noc. Więc zamiast 
podejść bliŜej, usiadł na schodach, w bezpiecznej 
odległości od T.J.
 - Jak się czujesz? - zapytał, Ŝeby jakoś zacząć rozmowę. 
T.J. wydała mu się bledsza i szczuplejsza. Na jej twarzy 
malował się smutek. Z bólem pomyślał, Ŝe nie moŜe 
wziąć jej teraz w ramiona, bo ona na pewno by tego nie 
chciała. Tylu policjantów miało słuŜbę tamtej nocy, 
kiedy uciekł jej brat. Dlaczego, na Boga, musiał się 
natknąć akurat na niego i Ginę?
 - W porządku - odpowiedziała cicho, ale jej znękane 
spojrzenie przeczyło słowom.
 - Ja... ja... - Chciał powiedzieć „tęskniłem za tobą", ale 
był pewny, Ŝe ona nie chce słyszeć takich słów. - Ja... 
przyszedłem, Ŝeby cię przeprosić.
 - Za co? Za to, Ŝe ocaliłeś mi Ŝycie?
Na to pytanie nie miał odpowiedzi. Nie mógł 
przypisywać sobie zasługi za to, co od początku było 
jego wyłączną winą. To on był celem Echolsa, a nie T.J. 
To on naraził ją na niebezpieczeństwo. Nie było sensu 
wyjaśniać, dlaczego musiał ją ocalić albo zginąć.
 - Nie - powiedział. - Przyszedłem, Ŝeby porozmawiać o 
twoim bracie.
 - Och... - T.J. nagle jakby się w sobie zapadła. Osunęła 
się na łóŜko i splotła ręce. Nick niecierpliwie się 
poruszył. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak trudno 
będzie im mówić o przeszłości. Wolałby sto razy stawić 
czoło Echolsowi niŜ wymówić słowa, których teraz nie 
uniknie.
Chciał jej wyznać prawdę. Chciał powiedzieć, Ŝe to nie 
on zabił jej brata. MoŜe któregoś dnia wybaczy mu albo 
przynajmniej przestanie go nienawidzić. Ale nie mógł jej 

background image

powiedzieć o Ginie. Dał słowo. Nawet przysiągł, Ŝe 
będzie milczał. PrzecieŜ nie moŜe zdradzić Giny, tak jak 
to zrobił Mike.
A jeŜeli okłamie T.J., czy będzie go wtedy mogła 
pokochać? Zbyt wiele kłamstw ich dzieliło. Ukrył na 
moment twarz w dłoniach, a potem zaczął wygłaszać 
starannie przygotowaną mowę.
 - To był wypadek. Nie chciałem zrobić mu krzywdy - 
powiedział.
T.J. popatrzyła na niego ponurym wzrokiem. Wiedziony 
impulsem zerwał się i zbiegł na dół po schodach. O krok 
przed T.J. zatrzymał się.
 - On uciekał, był taki przeraŜony i... i miał broń. 
Usłyszał, jak cicho westchnęła. Jej oczy napełniły się 
łzami. Mów dalej, dokończ, podpowiadał mu jakiś 
wewnętrzny głos.
 - My... ja próbowałem go przekonać, Ŝeby oddał broń, 
ale... - Nie mógł powiedzieć T.J. o tym, co zobaczył 
potem. PrzeraŜoną twarz chłopaka i jego rozdygotaną 
rękę, przykładającą lufę do skroni. - Próbowałem mu 
odebrać broń, doszło do szamotaniny i... pistolet wypalił 
- powiedział cicho.
Z ust T.J. wyrwał się szloch. Nick przykucnął i zajrzał 
jej w twarz.
 - Tak mi przykro - powiedział i nakrył dłonią jej dłoń. 
Pragnął znów na nią patrzeć, chciał jej dotykać. Przez 
ostatnie dni zmagał się ze sobą, nie mając odwagi 
spojrzeć jej w oczy.
Nie patrzyła na niego, ale jej gorąca łza kapnęła mu na 
rękę. Nie cofnął się, chociaŜ nie wiedział, czy chce, Ŝeby 
jej dotykał.
 - Czemu mi nie powiedziałaś, kim jesteś? - zapytał. - 
Jak mogłaś mi pozwolić na to, Ŝebym...? - Kochał się z 
tobą, dokończył w myśli. Czy tylko po to, Ŝeby mieć 

background image

materiał na artykuł?
Nie śmiał na głos wypowiedzieć tak cięŜkich oskarŜeń. 
Bał się, Ŝe T.J. zamknie się w sobie, a on przecieŜ musiał 
się dowiedzieć, dlaczego się z nim kochała. Nie wierzył 
w to, Ŝe pomogła Echolsowi, musiał jednak poznać jej 
motywy. I nie zamierzał wychodzić z tego domu, póki 
ich nie usłyszy.
 - Nie mogłam ci tego powiedzieć - szepnęła. A potem 
spojrzała mu w oczy. - Na początku byłam wściekła i 
bałam się. Myślałam, Ŝe zabiłeś Rusty'ego, Ŝeby 
powstrzymać ojca przed złoŜeniem zeznań przeciwko 
tobie i twoim kumplom.
To było jak cios w głowę. Nickowi zabrakło tchu. Więc 
ona uwaŜała go za mordercę, a mimo to nie obawiała się 
stawić mu czoło? Wiedział, Ŝe jest odwaŜna, teraz 
jednak pojął, Ŝe nie doceniał jej odwagi.
 - Chciałam, Ŝebyś zapłacił za to, co zrobiłeś. Nick 
przypomniał sobie wszystkie te chwile, kiedy w jej 
oczach pojawiało się powątpiewanie, chociaŜ on starał 
się z całych sił, Ŝeby mu uwierzyła. Spuścił wzrok i 
spojrzał na ich złączone ręce.
 - Jak mogłaś znosić to, Ŝe cię dotykałem? - zapytał i 
chciał cofnąć rękę, ale T.J. uwięziła ją w swojej dłoni.
 - Moje ciało ci zaufało. I moje serce. Przekonałam się, 
Ŝ

e się myliłam, a zarazem miałam rację. Więc chociaŜ... 

zraniłeś Rusty'ego, nie jesteś mordercą. Teraz to wiem - 
powiedziała z trudem. - I to nie ja cię wystawiłam - 
dodała.
 - Wiem. - Nick pogładził ją po policzku, a potem objął 
za szyję. - Wiem teŜ, Ŝe nie chcesz tego słuchać, ale ja 
się w tobie zakochałem. O nic nie proszę - zastrzegł, 
widząc, Ŝe T.J. chce coś powiedzieć - proszę cię tylko o 
wybaczenie. Nie potrafię zmienić przeszłości, ale musisz 
wiedzieć, Ŝe gdybym mógł, zrobiłbym to na pewno. 

background image

Dałbym wszystko za to, Ŝeby cofnąć czas.
Ledwo skończył, poczuł, jak obejmują go ręce T.J. 
Przytuliła się do niego, a jej łzy kapały mu na koszulę. 
Czuł jej drŜący, ciepły oddech. Pomógł jej wstać i 
otoczył ją ramionami. Przynajmniej tyle mógł zrobić, 
zanim na zawsze zniknie z jej Ŝycia.
Słowa Nicka głęboko zapadły w serce T.J. „Nie potrafię 
zmienić przeszłości". śadne z nich nie mogło jej 
zmienić.
Czy kiedykolwiek uda im się zapomnieć o bólu i 
poczuciu winy? Tego nie wiedziała. Wiedziała 
natomiast, Ŝe nie jest jeszcze gotowa, by pozwolić 
Nickowi odejść. Najpierw muszą choćby spróbować.
Wzięła głęboki oddech, uniosła głowę i dotknęła ustami 
jego szyi.
 - Nick? - szepnęła. Ramiona Nicka zacisnęły się 
mocniej.
 - Tak? - zapytał schrypniętym głosem. Powiodła dłonią 
po jego piersi, potem po szyi, wreszcie wczepiła palce 
we włosy. Chciała, Ŝeby ją pocałował, Ŝeby się z nią 
kochał, Ŝeby został z nią tak długo, aŜ zadecydują, co 
dalej. Poczucie winy nie pozwoliło jej wypowiedzieć 
tego, co czuła w sercu. Postanowiła więc, Ŝe wypowie to 
własnym ciałem.
 - Pocałuj mnie... proszę.
Nick zadrŜał. Zaczął delikatnie całować jej skronie i 
policzki.
 - T.J. Nie mogę. Nie po to przyszedłem tu tej nocy. 
JeŜeli cię teraz pocałuję, skończy się to w... Nie chcę, 
Ŝ

ebyś jutro patrzyła na mnie z wyrzutem. Chcę mieć cię 

całą, a nie tylko to... - Przytulił ją mocniej, a potem 
opuścił ręce.
 - Ja teŜ chcę cię mieć całego - powiedziała, patrząc mu 
w oczy. - Nie wiem, co robić, Ŝeby nam się udało... Jak 

background image

się z tobą kochać, Ŝeby nie myśleć o przeszłości. Ale 
chcę spróbować. Teraz przynajmniej oboje znamy 
prawdę.
Przez moment patrzył na nią tak, jakby chciał 
powiedzieć „do widzenia". Przeraziła się, Ŝe ją opuści. A 
potem jego oczy powędrowały ku jej ustom, a z jego 
piersi wyrwał się stłumiony jęk.
Zaczął ją całować mocno i zachłannie, jakby nigdy nie 
miał dosyć jej ust. T.J. poczuła, Ŝe jej ciało ogarnia Ŝar. 
Ręce i nogi zaczęły ciąŜyć, jakby były z ołowiu. 
Zakręciło jej się w głowie. Dłonie Nicka rozchyliły poły 
jej szlafroka i wsunęły się pod koszulkę.
Pomogła mu zsunąć marynarkę z ramion. Zrzuciła 
szlafrok i zaczęła rozpinać mu koszulę, nie odrywając 
ust od jego warg.
Ostatnie dwa guziki musiał rozpiąć sam, bo dłonie T.J. 
zaczęły błądzić po jego szerokim torsie. Palce dotknęły 
znajomej blizny pod obojczykiem.
Nick czuł, jak gładzi bliznę po kuli, którą wystrzelił jej 
brat i zrozumiał, Ŝe zaprzedał swoją duszę. Powiedziała, 
Ŝ

e oboje znają juŜ prawdę, ale dzieliło ich jeszcze jedno 

kłamstwo. Jednak nie był w stanie teraz się tym 
przejmować. T.J. nie powiedziała mu, Ŝe go kocha. 
Powiedziała za to, Ŝe chce spróbować. Nie mógł 
przepuścić takiej szansy. JeŜeli nadal pragnęła go po tym 
wszystkim, o co go podejrzewała, musi go chyba kochać.
Tylko zakochani mogą pokonać takie przeszkody.
A i on był nią tak zauroczony, Ŝe gotów był wszystko 
zapomnieć. Oderwał usta od jej warg i nakrył rękami jej 
piersi. T.J. jęknęła i wtedy Nick zapomniał o boŜym 
ś

wiecie. Liczyła się tylko ta kobieta i to, co się z nim 

działo, kiedy trzymał ją w ramionach.
ROZDZIAŁ 14
Następne kilka dni i nocy spędzili na ponownym 

background image

poznawaniu się i badaniu siły swoich uczuć. Wreszcie 
nadszedł sylwester. Jutro Nowy Rok.
Nowy Rok... Dobry początek... Tej nocy, na 
sylwestrowym balu, po raz pierwszy mieli publicznie 
wystąpić jako para. A chociaŜ Nick od dłuŜszego czasu 
nie witał z radością nadchodzących lat, tym razem 
cieszył się na czekający ich wieczór. Podobało mu się, 
Ŝ

e wystąpi jako partner T.J., i postanowił zrobić 

wszystko, Ŝeby się dobrze bawiła i za duŜo nie myślała.
Pomachał straŜnikowi, a potem wystukał numer kodu, 
Ŝ

eby otworzyć drzwi. Kiedy ustąpiły z cichym 

trzaskiem, Nick uśmiechnął się. Przynajmniej nie będzie 
juŜ musiał wspinać się po dachu, Ŝeby dostać się do 
swojej ukochanej.
Usłyszał brzęczyk pagera.
Odczytał numer. Gina. Cholera! Miał nadzieję, Ŝe nie 
stało się nic złego. Spędził z nią prawie cały poprzedni 
dzień. Nie chciał zostawiać jej samej po tym, jak 
dowiedziała się o udziale Mike'a w przestępczej 
działalności Echolsa i Nesmitha. Wtedy teŜ powiedział 
jej o tym, co łączy go z T.J. i jak bardzo pragnie ułoŜyć 
sobie Ŝycie. Gina oświadczyła, Ŝe bardzo się cieszy i 
Ŝ

yczy mu szczęścia. Mimo to jej telefon mocno go 

zaniepokoił. Co mogło się stać?
Dotarł do mieszkania T.J. Kiedy mu otworzyła, stanął 
jak wryty. Miała na sobie krótką czarną sukienkę z 
połyskliwego aksamitu. Jasne włosy upięła w kok, 
pozostawiając luźno kilka złotych pasemek.
 - Wyglądasz rewelacyjnie - powiedział z zachwytem. 
Czarny, lejący się materiał, układał się na jej biodrach
i biuście w taki sposób, Ŝe wydała mu się bardziej 
pociągająca, niŜ gdyby widział ją nagą. Cienkie, 
jedwabne pończochy połyskiwały na jej zgrabnych 
nogach. Natychmiast zaczął układać sobie w myślach 

background image

plan, jak wyłuskać ją z tej oprawy.
 - Dziękuję - powiedziała z tajemniczym uśmiechem. 
Nick powiesił marynarkę na klamce, a potem objął T.J. i 
pocałował, wdychając delikatny zapach jej perfum. Ale 
jego myśli wciąŜ krąŜyły wokół jej nóg.
 - To pończochy czy rajstopy? - zapytał, muskając 
wargami jej ucho.
Przesunął ręką po jej udzie, aŜ natrafił na fragment 
nagiego ciała między końcem pończoszki i majteczkami. 
Zaczął gładzić jej aksamitną skórę, a potem mruknął jej 
do ucha:
 - Jak długo musimy siedzieć na tym przyjęciu? T.J. 
uniosła ku niemu twarz.
 - Co najmniej do północy. - Jej głos draŜnił mu zmysły. 
Oboje poznali zasady gry i chcieli brać w niej udział. 
Nick miał ochotę głośno się roześmiać.
 - A niech to. Boję się, Ŝe kiedy usiądziesz w tej 
sukience, dostanę zawału.
Cofnął niechętnie rękę, raz jeszcze pocałował T.J. i 
odsunął ją od siebie, czując, Ŝe tak będzie bezpieczniej. 
A potem nagle obdarzył ją uwodzicielskim uśmiechem.
 - Przed nami długa, sylwestrowa noc. JeŜeli rozboli cię 
głowa albo nogi i będziesz chciała wyjść wcześniej, daj 
mi znać.
T.J. roześmiała się. Nickowi zrobiło się lekko na sercu. 
Nie pamiętał juŜ, kiedy czuł się tak dobrze. W jego 
duszy zaświtała nadzieja. MoŜe jednak jakoś im się uda.
Zadzwonił telefon. Podnosząc słuchawkę, T.J. wciąŜ 
uśmiechała się do niego.
 - Halo? Ach, cześć Gina. - Uśmiech zniknął z jej 
twarzy. Nick podszedł bliŜej, zaniepokojony. - Tak, 
wybieramy się na przyjęcie tu, w naszym domu - 
powiedziała, a potem przez dłuŜszą chwilę słuchała 
Giny.

background image

Nick był coraz bardziej zdenerwowany. Powinien był od 
razu zadzwonić, ale na widok nóg T.J. zupełnie 
wyleciało mu to z głowy. Wyciągnął rękę po słuchawkę, 
ale T.J. nie chciała mu jej oddać.
 - MoŜe wstąpisz tutaj, jak skończysz słuŜbę? - Jej 
zaproszenie zabrzmiało spontanicznie i szczerze.
Miał nadzieję, Ŝe T.J. nie zrobiła tego z poczucia 
obowiązku, i zaczął się zastanawiać, dlaczego Gina nie 
chciała z nim rozmawiać.
 - Rozumiem - mówiła dalej T.J. - Tak, jestem pewna Ŝe 
Tyler nie będzie miał nic przeciwko temu. On uwielbia 
wielkie bale. Przyjdź koniecznie. Dobrze. Dać ci Nicka?
Nick wyciągnął rękę, ale T.J. nadal trzymała słuchawkę.
 - Dobrze, powiem mu. No, to do zobaczenia. - OdłoŜyła 
słuchawkę. - Gina mówi, Ŝebyś do niej nie dzwonił. 
Chciała tylko zapytać, jakie mamy plany na tę noc.
 - Dlaczego?
 - Nie wiem. Chyba nie masz nic przeciwko temu, Ŝe ją 
zaprosiłam?
Nick zamyślił się. Podejrzewał w tym jakąś damską 
konspirację. Z drugiej strony, dwie tak bliskie mu istoty 
nie planowały chyba niczego złego. A poza tym chciał, 
Ŝ

eby się zaprzyjaźniły.

 - Oczywiście, Ŝe nie. O ile ty teŜ tego chcesz.
 - AleŜ tak. T.J. pocałowała go i poprawiła mu krawat. 
Zrobiła to tak naturalnym, serdecznym gestem, Ŝe Nick 
zrozumiał, iŜ musi poprosić ją o rękę. MoŜe nawet dziś o 
północy.
 - Czy jesteś gotowy na nasze wielkie wyjście? - 
zapytała.
Spojrzał w jej płonące, zielone oczy i z uśmiechem 
powiedział:
 - Chodźmy.
Bal miał się odbyć w galerii Nova. Kiedy T.J. i Nick 

background image

weszli do przestronnej sali, zamurowało ich z wraŜenia. 
Tyler przeszedł samego siebie. Motywem przewodnim 
balu miał być gwiezdny pył. OranŜeria jarzyła się 
dziesiątkami światełek, z sufitu zwisały srebrne girlandy 
i gwiazdy i cała sala wyglądała jak jakaś baśniowa 
planeta.
 - Witajcie - powiedział Tyler, który jako gospodarz 
witał wszystkich w progu.
W smokingu prezentował się tak elegancko, Ŝe mógłby 
wziąć udział w balu u samego gubernatora, gdyby nie 
zwariowana opaska z dwiema złotymi gwiazdami na 
drucikach, którą miał na głowie.
 - Tyler? Pamiętasz Nicka?
 - Oczywiście. - Tyler wyciągnął rękę.
 - Galeria wygląda wspaniale - powiedziała T.J. - I ty 
teŜ. - Potrąciła jedną z gwiazdek, a potem zwróciła się 
do Nicka: - Tobie teŜ by się taka przydała.
 - Nie dam ci. To moja gwiazda - powiedział Tyler.
 - Tam dalej stoi wielki kosz z czapkami i zabawkami. 
T.J. spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła Jacksona, 
pogrąŜonego w rozmowie z jednym z sąsiadów. Z 
trudem go rozpoznała. W czarnych, obcisłych spodniach 
i czarnym swetrze, ze schludnie zaczesanymi do tyłu 
włosami, Jackson wyglądał niemal tak przystojnie jak 
Nick. Patrząc na niego, uświadomiła sobie, Ŝe nigdy 
dotąd nie widziała go w stroju innym niŜ skórzane 
spodnie lub stare dŜinsy. Nie mogła teŜ uwierzyć, Ŝe 
przyszedł sam. Zaintrygowana tak niespodziewaną 
zmianą, pociągnęła Nicka w tamtą stronę.
 - Skasowałeś mojego troopera - powiedział Nick na 
powitanie, wyciągając rękę do Jacksona.
 - Powinieneś bardziej uwaŜać na to, z kim się zadajesz.
 - Jackson uścisnął mu dłoń, a potem z kpiącym 
uśmieszkiem skrzyŜował ręce na piersi. - Jak będziesz 

background image

bardzo płakał, mogę odkupić od ciebie ten wrak. UŜyję 
go w mojej następnej rzeźbie.
 - Dam ci numer mojego agenta ubezpieczeniowego - 
zaproponował Nick. - To on będzie płakał.
T.J. rozejrzała się po sali.
 - A gdzie Rita?
 - Jest w Nowym Jorku... ze swoim narzeczonym. 
Chyba... - stwierdził Jackson tonem tak obojętnym, 
jakby mówił o pogodzie.
 - Ale... - zaczęła T.J. Jackson przerwał jej gestem.
 - Nie przejmuj się. Powzięła postanowienie, Ŝe w 
nowym roku wyjdzie za mąŜ. Mnie to nie odpowiadało, 
więc rozstaliśmy się, ale nadal jesteśmy przyjaciółmi.
Głośno zagrała muzyka. Tyler ze swoim pomocnikiem, 
Steve'em, zaczęli obchodzić salę i namawiać gości do 
tańca. Kiedy dotarli do Nicka i T.J., na parkiecie 
wirowało juŜ kilka par.
 - Do roboty - powiedział Tyler, a potem spojrzał na 
Jacksona i zmarszczył brwi. - Miałeś przyjść z 
dziewczyną.
 - Przepraszam. - Jackson sardonicznie się uśmiechnął.
 - Właśnie skończyły mi się dziewczyny. Mogę cię 
prosić do tańca, Steve?
Tyler wzniósł oczy do nieba.
 - Steve to mój partner - powiedział pobłaŜliwym tonem, 
jakby uznał, Ŝe Jackson wypił juŜ za duŜo ponczu.
 - Nie moŜesz tak tu stać, bo psujesz symetrię. - 
Zrezygnowany machnął ręką i poszedł do kolejnych 
gości.
 - Jesteś niemoŜliwy - zwróciła się T.J. do Jacksona. 
Nick chwycił ją za rękę.
 - Zatańcz ze mną - powiedział i pociągnął ją na środek 
sali.
W ciągu następnych dwóch godzin przyjęcie rozkręciło 

background image

się na dobre. Gdzieś koło jedenastej, właśnie kiedy T.J. 
przysłuchiwała się rozmowie Nicka i kilku sąsiadów na 
temat handlu bronią, w drzwiach galerii pojawiła się 
Gina. WciąŜ miała na sobie policyjny mundur, ale była 
bez broni i krótkofalówki. W progu zawahała się, jakby 
nie była pewna, czy powinna wejść. Nie chcąc 
przeszkadzać Nickowi, T.J. ścisnęła go za rękę, a potem 
zostawiła rozdyskutowane towarzystwo i poszła 
przywitać Ginę, która wcześniej poprosiła ją o chwilę 
rozmowy w cztery oczy, i T.J. bardzo chciała się 
dowiedzieć, o co chodzi. Jackson zaczepił ją w połowie 
drogi.
 - Co tu robi policja? Znowu masz kłopoty?
 - Spokojnie, to tylko nasza znajoma. - T.J. poklepała go 
po ramieniu.
 - Nie ma zbyt zachęcającej miny. T.J. podniosła rękę i 
pomachała do Giny.
 - Ona nie zna tu nikogo oprócz mnie i Nicka. Bądź dla 
niej miły.
Gina nieśmiało uniosła rękę, a potem ruszyła w ich 
kierunku.
 - Cześć - powiedziała T.J., kiedy Gina do nich podeszła.
 - Cześć. - Gina z uznaniem rozejrzała się po sali. - To 
naprawdę wspaniale przyjęcie.
 - O tak. Tyler uwielbia urządzać bale. Poznajcie się, to 
jest Gina Tarantino, a to Jackson Gray nasz sąsiad.
Gina podniosła wzrok na Jacksona i podała mu rękę. 
Dopiero wtedy T.J. uświadomiła sobie, jak drobna jest 
Gina. W policyjnym mundurze, z ciemnymi włosami 
ś

ciągniętymi w gruby węzeł, wyglądała bardzo 

atrakcyjnie, ale przy Jacksonie wydawała się wyjątkowo 
delikatna i krucha.
 - Miło mi pana poznać - powiedziała Gina, cofając rękę. 
Jej wzrok znowu prześlizgnął się po fantazyjnie 

background image

udekorowanej sali. - Chciałabym z tobą porozmawiać... 
ale bez Nicka - zwróciła się do T.J. Widać było, Ŝe jest 
zdenerwowana.
 - Oczywiście. Pójdziemy do mnie. Jackson, gdyby Nick 
zaczął mnie szukać, zajmij go jakoś, póki nie wrócę, 
dobrze?
Jackson skinął głową.
 - Masz to u mnie jak w banku. Ale wrócisz, prawda?
 - Wrócę, wrócę - zapewniła go T.J. i ruszyły do wyjścia.
Wyszły na podwórze. Noc była jasna i spokojna. Gina 
przystanęła obok ławeczki, ukrytej pod drzewem. 
KsięŜyc malował u ich stóp cieniste wzory.
 - Jak tu ładnie - z westchnieniem powiedziała Gina.
 - O tak. Bardzo mi się tu podoba. Moje mieszkanie jest 
tuŜ obok.
T.J. podprowadziła Ginę do drzwi. Kiedy weszły do 
ś

rodka, Gina stanęła w korytarzu i długo milczała. T.J. 

zaczęła się niepokoić.
 - Najpierw chciałabym ci powiedzieć, jak bardzo się 
cieszę, Ŝe ty i Nick jesteście razem - odezwała się 
wreszcie Gina. - Trudno mi sobie nawet wyobrazić, 
przez co musieliście przejść podczas ostatnich tygodni.
 - O czym chciałaś ze m n ą porozmawiać? - zapytała 
wprost T.J. Nie była w stanie czekać ani chwili dłuŜej. 
Dopiero niedawno udało jej się odzyskać równowagę po 
porwaniu i poznaniu prawdy o śmierci Rusty'ego. 
CzyŜby teraz miała wysłuchać kolejnych złych 
wiadomości?
 - Chcę opowiedzieć ci o tym, co zdarzyło się tej nocy, 
kiedy zginął twój brat.
Nick był zabawiany, a raczej przetrzymywany przez 
Jacksona juŜ od ponad pół godziny, kiedy na salę 
wkroczyła Gina. Ale gdzie, u diabła, podziała się T.J.? 
Odstawił kieliszek i podszedł do Giny. Jackson 

background image

towarzyszył mu jak cień.
 - Co się dzieje? Gdzie T.J.? - zapytał bez ogródek. Nie 
chciał Ŝadnych komplikacji. Tej nocy wszystko miało się 
odbyć normalnie.
Gina miała zaczerwienione oczy. Uśmiechnęła się, choć 
usta jej drŜały, a potem wspięła się na palce i pocałowała 
Nicka w policzek.
 - Szczęśliwego Nowego Roku, Nick.
 - Dobrze, dobrze, kochanie. Ale gdzie T.J.?
 - Jest u siebie - powiedziała Gina. - Kazała ci 
powiedzieć, Ŝe ma straszną migrenę.
 - Jak to? Dopiero co była w świetnej formie.
 - Myślę, Ŝe powinieneś do niej pójść - powiedziała 
Gina, klepiąc go po ramieniu.
Nick wyszedł, zostawiając ją w towarzystwie Jacksona. 
Przebiegł dziedziniec i bez pukania wpadł do mieszkania 
T.J. Znalazł ją w salonie. Zanim zdąŜył otworzyć usta, 
zaatakowała go:
 - Mam ochotę cię zabić! - zawołała, a potem zarzuciła 
mu ręce na szyję.
Przytulił ją, czekając na jakieś wyjaśnienia. Śmierć nie 
wydawała mu się zbyt wysoką ceną za to, Ŝe mógł 
trzymać T.J. w ramionach.
 - Co ja takiego zrobiłem? - zapytał. Cofnęła się i 
spojrzała mu w oczy.
 - Gina wyznała prawdę. To nie ty strzelałeś do 
Rusty'ego, tylko on do ciebie. - Dotknęła palcami jego 
policzka. Nick poczuł, Ŝe serce zaczyna głucho walić mu 
w piersi. - Czemu mi tego nie powiedziałeś? - zapytała z 
wyrzutem.
 - Bo nie mogłem... Dałem słowo i... A niech to! - 
Spróbował uwolnić się z ramion T.J., ale ona nie chciała 
go puścić, więc tylko westchnął głęboko. - Nie chciałem, 
Ŝ

eby dzieliły nas kłamstwa. Ale chciałem takŜe mieć 

background image

ciebie... za wszelką cenę.
 - No to mnie masz - powiedziała, całując go w usta. W 
jej oczach zalśniły łzy. - Pokochałam cię, chociaŜ byłam 
przekonana, Ŝe zabiłeś mojego brata, a teraz kocham cię 
tym bardziej. - Ujęła w dłonie jego twarz. - Gina 
powiedziała, Ŝe w nowym roku chce zacząć wszystko od 
nowa. Ja teŜ chcę, Ŝebyśmy zaczęli wszystko od nowa.
W tej samej chwili na podwórzu wystrzelono sztuczne 
ognie. Chór radosnych głosów zawołał „Szczęśliwego 
Nowego Roku!".
Nick spojrzał na ukochaną kobietę i wypowiedział 
zdanie, które układał w myślach przez całą noc:
 - Zacznijmy nowe Ŝycie. Czy chcesz zostać moją Ŝoną? 
Spojrzała mu prosto w oczy.
 - Tak, chcę - odpowiedziała z powagą, jakby stali przed 
ołtarzem.
Wtedy ją pocałował. Po długiej chwili Ti. cofnęła się, 
Ŝ

eby zaczerpnąć tchu.

 - MoŜe powinniśmy wyjść do nich i ogłosić im nowinę?
 - Później... jutro... - mruknął, z ustami przy jej szyi, a 
jego ręka zawędrowała pod czarną sukienkę. - Masz 
przecieŜ migrenę, a poza tym muszę sprawdzić, co kryje 
się w tych pończoszkach. - Jego palce dotknęły nagiej 
skóry i powędrowały wyŜej, aŜ do brzegu koronkowych 
majteczek.
 - Nick? - jęknęła bez tchu.
 - Hmmm? - mruknął, całując koniuszek jej ucha.
 - Szczęśliwego Nowego Roku!...
EPILOG
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
Patrząc na całujące się pary, Gina powzięła 
postanowienie, Ŝe i dla niej ten rok będzie szczęśliwy. 
Musi zacząć wszystko od nowa. Zbyt długo poświęcała 
przyszłość dla przeszłości.

background image

Odwróciła się do przystojnego, wysokiego męŜczyzny, 
który stał obok niej. Nie znali się. Nie wiedziała o nim 
nic prócz tego, Ŝe nazywa się Jackson Gray. Uniosła w 
górę kieliszek.
 - Szczęśliwego Nowego Roku! - powiedziała. Stuknęli 
się kieliszkami i wypili łyk szampana. A potem 
nieznajomy wziął kieliszek z jej rąk i odstawił go razem 
ze swoim na pobliski stolik.
 - Chyba ten rok rzeczywiście będzie dla mnie nowy - 
powiedział, dotykając jej munduru. Jego palce 
powędrowały w górę, wzdłuŜ rękawa. - Nigdy dotąd nie 
całowałem się z policjantką.

Nachylił się i wtedy ich usta się spotkały.