background image

Psychologia a Ewangelia 
ks. Marek Dziewiecki 

1. Psychologia i Ewangelia: zbieżności i różnice  
 
Istnieje zbieżność zainteresowań w psychologii i Ewangelii. W obu przypadkach mamy do 
czynienia z refleksją nad człowiekiem i nad jego zachowaniem. Zbieżność zainteresowań nie 
oznacza jednak tożsamości. Przeciwnie, między psychologią a Ewangelią istnieją zasadnicze 
różnice. Psychologia jest nauką, która w centrum uwagi stawia zachowanie człowieka, 
natomiast w centrum zainteresowań Ewangelii jest człowiek. Głównym celem psychologii 
jest promowanie dojrzałych sposobów postępowania. Głównym celem Ewangelii jest 
formowanie dojrzałych ludzi. Jezus wie, że za podobnymi zachowaniami zewnętrznymi mogą 
kryć się ludzie o bardzo zróżnicowanym wnętrzu, o odmiennej hierarchii wartości, o różnym 
stopniu dojrzałości, dlatego przestrzega faryzeuszów: „To wy właśnie wobec ludzi udajecie 
sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca” (Łk 16, 15). Psychologia koncentruje się wyraźnie 
na niektórych tylko przejawach ludzkiej rzeczywistości i aktywności. Ewangelia natomiast 
interesuje się całą tajemnicą człowieka oraz ostatecznym sensem jego życia. Psychologia 
zajmuje się osobowością. Ewangelia zajmuje się osobą.  
Najbardziej zasadnicza różnica między psychologią a Ewangelią wynika z faktu, że 
psychologia jest dziełem człowieka, natomiast Ewangelia jest efektem Bożego Objawienia. 
Jak każde dzieło ludzkie, psychologia podlega nieustannym modyfikacjom. Kolejne szkoły i 
kierunki psychologiczne są odpowiedzią na jednostronność czy naiwność poprzednich 
systemów i okazują się równie ograniczone czy nie wystarczalne, jak tamte. Dla przykładu, 
psychoanaliza widzi w człowieku głównie popęd seksualny i agresywny, a zachowanie 
interpretuje jako efekt nieświadomych konfliktów wewnątrzpsychicznych. Z kolei 
behawioryzm widzi w człowieku kogoś, kto jedynie biernie reaguje na bodźce zewnętrzne, a 
zachowanie człowieka interpretuje jako skutek działania określonego systemu nagród i kar. 
Psychologia humanistyczna, która postawiła sobie za cel przezwyciężenie jednostronności 
poprzednich szkół psychologicznych, poszerzyła spojrzenie na człowieka i na jego 
zachowanie. Wyeksponowała ludzką świadomość, wolność, aktywność, twórczość, 
niepowtarzalność. Jednak i ten kierunek nie osiągnął postawionych sobie celów. Począwszy 
od lat sześćdziesiątych czołową pozycję zaczął tu bowiem odgrywać C. Rogers. A więc 
akurat ten psycholog, który wśród przedstawicieli psychologii humanistycznej prezentował 
najbardziej jednostronną i naiwną antropologię. Freud dostrzegał w człowieku głównie 
zagrożenia i konflikty. Był pod wrażeniem ludzkiej słabości i wewnętrznego rozdarcia. 
Tymczasem Rogers chce widzieć w człowieku jedynie wewnętrzną harmonię. Nie dostrzega 
konfliktów i zagrożeń. Nie dostrzega faktu, że człowiek potrafi krzywdzić samego siebie, że 
potrzebuje Zbawiciela, nawrócenia, wewnętrznej dyscypliny, obiektywnych wartości, 
autorytetów. W konsekwencji C. Rogers wierzy w spontaniczną samorealizację. W ten sposób 
psychologia humanistyczna, inspirowana poglądami Rogersa, zredukowała samą siebie do 
rzędu jeszcze jednej ideologii XX-tego wieku (por. P.Vitz, Psychology as Religion, Michigan 
1977).  
Tymczasem Ewangelia nieustannie potwierdza swoją aktualność i ponadczasowość. Od 
dwóch tysięcy lat pomaga milionom ludzi, by pozytywnie przemieniali nie tylko świat, w 
którym żyją, ale także samych siebie. Ewangelia ukazuje religijność, która nie jest ucieczką 
od życia, ani zastępowaniem życia, lecz sztuką życia. Jezus wyjaśnia, że „nie każdy, który Mi 
mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego 
Ojca” (Mt 7, 21). A dalej zachęca: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby 
widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 16). 
Zagłębiając się w Ewangelię człowiek uczy się samego siebie. Odkrywa to, kim jest, w jaki 

background image

sposób powinien żyć, jakich wyborów powinien dokonywać (por. Mt 7, 12). Ewangelia jest 
precyzyjną, konkretną instrukcją dojrzałego postępowania, którą ludzie wierzący powinni 
zamieniać w czyn: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można 
porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale” (Mt 7, 24). 
Ostatecznym celem słów i czynów Jezusa jest pomaganie człowiekowi, by wygrał zarówno 
życie wieczne, jak i doczesne, oraz aby jego radość już tu na ziemi była pełna (por. J 17, 13). 
Jezus nie formuje ludzi naiwnych czy bezradnych, lecz silnych i pełnych realizmu: „Oto Ja 
was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak 
gołębie” (Mt 10, 16). Jednocześnie stanowczo przestrzega przed faryzeuszami: którzy 
„mówią, ale sami nie czynią” (Mt 23, 2).  
Skoro Ewangelia uczy sztuki dojrzałego życia w oparciu o prawdę, którą człowiekowi 
objawia jego Stwórca, to nic dziwnego, że znajdziemy w niej zasady, które psychologia 
odkrywa 2 tysiące lat później. W tym sensie możemy mówić o psychologii w Ewangelii
Okazuje się, że Ewangelia z jednej strony wyprzedza, a z drugiej weryfikuje i potwierdza 
to, co najcenniejsze w dorobku współczesnej psychologii. Ale to nie wszystko. W Ewangelii 
odnajdujemy również takie elementy rozumienia człowieka i jego zachowania, z którymi 
psychologia do dzisiaj nie potrafi sobie poradzić. W tym sensie możemy mówić o psychologii 
Ewangelii
. A zatem o psychologii, która przerasta dorobek współczesnych nauk 
psychologicznych i do której każdy psycholog powinien się odwoływać, jeśli chce w 
dojrzalszy i skuteczniejszy niż dotąd sposób pomagać człowiekowi. Przyjrzyjmy się teraz 
bliżej obu tym zagadnieniom: psychologii w Ewangelii oraz psychologii Ewangelii.  

Psychologia a Ewangelia 
ks. Marek Dziewiecki 

2. Psychologia w Ewangelii  
 
Psychologia w Ewangelii to te elementy wiedzy o człowieku oraz o jego zachowaniu, które 
uważane są za dorobek współczesnej psychologii, a które zawarte są już w przekazach 
ewangelicznych. Jest wiele takich elementów. Przypatrzmy się tym, które wydają mi się 
szczególnie ważne i aktualne. Zacznijmy od psychologii myślenia, która odkryła zjawisko 
dysonansu kognitywnego. Chodzi o to, że każdy człowiek dąży do zgodności między 
swoimi sposobami myślenia a swoimi sposobami postępowania. Brak takiej zgodności 
powoduje bowiem bolesne napięcia psychiczne. Przezwyciężenie dysonansu kognitywnego 
następuje albo przez poprawę błędnego postępowania (rozwiązanie dojrzałe), albo przez 
uleganie błędnemu myśleniu, by usprawiedliwić dotychczasowe postępowanie (rozwiązanie 
zaburzone). Takie właśnie błędne próby pokonania dysonansu kognitywnego demaskuje 
Jezus w odniesieniu do postawy faryzeuszów: „Przyszedł Jan: nie jadł ani nie pił, a oni 
mówią: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: Oto żarłok i 
pijak, przyjaciel celników i grzeszników. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez 
swoje czyny” (Mt 11, 18-19). Jezus wielokrotnie podkreśla fakt, że kryzys życia danego 
człowieka, czy danej grupy społecznej, prowadzi do kryzysu myślenia: „Słuchać będziecie, a 
nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy 
stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczyma nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym 
sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się” (Mt 13, 14-15). Jezus doskonale wie, że nasz sposób 
myślenia o rzeczach zależy głównie od ilorazu inteligencji, natomiast nasz sposób myślenia o 
człowieku zależy głównie od jakości naszego życia.  
Gdy faryzeusze zarzucają mu, że wyrzuca złe duchy mocą Belzebuba, wtedy Jezus wykazuje 
wewnętrzną sprzeczność ich rozumowania (por. Łk 11, 14-20). Jest On tym, który uczy 
realistycznego myślenia nowoczesnymi metodami. Uczy obserwacji życia i wyciągania 

background image

wniosków (por. Mt 13, 18 – 52). Wykazuje, że ludziom łatwiej jest rozumieć świat rzeczy i 
przewidywać zjawiska przyrodnicze, niż rozumieć własną tajemnicę i przewidywać 
konsekwencje własnego postępowania (por. Łk 7, 31-35)). Stosuje dramę (por. J 8, 1-11), 
prowokuje burzę mózgów: „Jak wam się zdaje” (Mt 18, 12-14), opowiada dydaktyczne 
historie i przypowieści (por. Mk 4, 1-33), demaskuje cynizm współrozmówców: „Czemu 
mnie wystawiacie na próbę, obłudnicy? Gdy to usłyszeli, zmieszali się i zostawiwszy Go, 
odeszli” ( Mt 22, 18-22)).  
Lekcje z zakresu psychologii myślenia, których udzielał Jezus dwa tysiące lat temu, 
przydałyby się wielu modnym obecnie psychologom, którzy nawołują do „pozytywnego” 
myślenia oraz do „pozytywnego” obrazu samego siebie. Mogliby oni dowiedzieć się od 
Jezusa, że myślenie o świecie i o samym sobie nie powinno być ani pozytywne, ani 
negatywne, lecz po prostu prawdziwe. Osobiście nie wierzę jednak, że tego typu psycholodzy 
byliby zdolni skorzystać z takich lekcji myślenia, gdyż większość z nich uległa (świadomie 
lub nie) absurdalnemu założeniu filozofii buddyjskiej, że cała rzeczywistość - łącznie ze 
świadomością własnego „ja” – to jedynie iluzja „nieoświeconego” umysłu (por. W. 
Kilpatrick, Psychologiczne uwiedzenie, Poznań 1997, s.84).  
Popatrzmy teraz na przykłady z zakresu komunikacji międzyludzkiej. We współczesnej 
psychologii zawrotną karierę zrobił termin „empatia”, który oznacza zdolność szczególnego 
wsłuchiwania się w to, co komunikuje o sobie drugi człowiek. Słuchanie empatyczne polega 
na tym, że słuchający wczuwa się w subiektywny świat myśli i przeżyć drugiego człowieka, 
pozostając sobą. Zaprzeczeniem empatii jest zarówno rozumienie człowieka wyłącznie z 
perspektywy zewnętrznego obserwatora, jak i utożsamianie się z jego subiektywnym 
światem. W pierwszym wypadku jesteśmy rodzajem sędziego czy policjanta, który nie 
rozumie wnętrza człowieka. W drugim wypadku redukujemy samych siebie do roli 
psychicznego lustra. Tymczasem człowiek nie potrzebuje lustra, lecz przyjaciela.  
Wszystkie te elementy współczesnej wiedzy o empatii zawarte są w Ewangelii. Jezus 
przestrzega, by nie osądzać człowieka z zewnątrz: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” (Mt 
7, 1). Wyjaśnia, że kochać można tylko tych, których się pozna: „Ja jestem dobrym pasterzem 
i znam moje owce” (J 10, 14). Ale Jezus czyni coś znacznie więcej. On jest nie tylko 
nauczycielem, ale też najdoskonalszym wzorem empatii. On okazał się aż tak bardzo 
empatyczny, że nie tylko psychicznie, lecz dosłownie fizycznie wcielił się w naszą sytuację, 
pozostając sobą (we wszystkim podobny do nas oprócz grzechu)! Boże Narodzenie jest zatem 
szczytem empatii w historii ludzkości (por. J 1, 1-5). Jest tą formą empatii, do której nikt z 
nas nie jest zdolny, gdyż żaden człowiek nie może fizycznie wcielić się w sytuację innej 
osoby.  
Jezus nie tylko wzywa nas do empatii i stanowi jej najdoskonalszy wzór. On uczy nas także 
sztuki korzystania z tej umiejętności. Dla wielu współczesnych psychologów empatia jest 
punktem dojścia, celem samym w sobie. Sądzą oni, że aby być terapeutą czy wychowawcą, 
wystarczy wczuć się w subiektywne stany drugiego człowieka. Jezus wie, że to zwykle nie 
wystarczy. Niektóre elementy naszych subiektywnych przekonań, odczuć, pragnień czy 
aspiracji okazują się przecież błędne, czasem groźne, destrukcyjne, patologiczne. Im bardziej 
potrzebuje ktoś pomocy przyjaciela czy psychologa, tym bardziej jego subiektywny świat jest 
niedojrzały lub zaburzony. Empatia powinna być zatem jedynie punktem wyjścia, który 
umożliwia dostosowanie form miłości, czy też form interwencji wychowawczej, do 
niepowtarzalnej sytuacji danej osoby (M. Dziewiecki, Odpowiedzialna pomoc wychowawcza, 
Radom 1999, s. 24). Tylko w obliczu osób perfekcyjnie doskonałych moglibyśmy poprzestać 
na empatii. Ale jest to wyłącznie hipotetyczna możliwość, gdyż takich osób nie spotkamy na 
naszej drodze  
Kolejna kompetencja, opisywana i promowana w psychologii komunikacji, to asertywność
Oznacza ona zdolność szczerego, bezpośredniego wyrażania własnych myśli, pragnień, praw i 

background image

potrzeb w sposób akceptowany społecznie, przyznając jednocześnie innym ludziom prawo do 
czynienia tego samego. Asertywność to zdolność „wpuszczania” drugiego człowieka do 
naszego niepowtarzalnego świata wewnętrznego, aby mógł on nas zrozumieć i uszanować, 
oraz aby mógł skorzystać z bogactwa naszej historii i naszej osobowości. Zaprzeczeniem 
asertywności jest sytuacja, w której dana osoba nie przyznaje sobie prawa do tego, by 
szczerze mówić o tym, co myśli, co czuje czy czego pragnie. Prowadzi to do próby 
respektowania innych ludzi kosztem samego siebie. Drugą skrajnością jest sytuacja, w której 
dana osoba mówi wprawdzie szczerze i bezpośrednio o własnych przekonaniach, przeżyciach 
czy pragnieniach, jednak czyni to w sposób błędny, np. tak agresywny, że jej głównym celem 
nie jest obrona własnych praw, lecz np. szukanie zemsty, osądzanie i potępianie innych ludzi, 
albo też chęć odreagowania własnych napięć psychicznych.  
Gdy zaglądamy do Ewangelii, to okazuje się, że Jezus stanowczo wzywa do asertywności: 
„Niech wasza mowa będzie: Tak-tak; nie–nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37). 
On sam jest mistrzem asertywności. Przedstawia siebie, swoje myśli i pragnienia w sposób 
szczery i bezpośredni (por Łk 4, 21). Także wtedy, gdy za swoją szczerość i otwartość 
zostanie skazany na śmierć (por. J 11, 45-53). Jednocześnie Jezus uczy nasz sztuki 
odpowiedzialnego posługiwania się asertywnością, gdyż uczy nas dojrzałej hierarchii 
wartości. Spotykając danego człowieka, Chrystus odsłania przed nim te aspekty swojego 
wnętrza, które wyrażają miłość i troskę. Podobnie jak empatia, tak i asertywność nie jest 
zatem celem lecz środkiem. Nie może być stosowana bezkrytycznie. Oczywistą jest rzeczą, że 
w relacjach międzyludzkich nie powinno być miejsca na kłamstwo czy obłudę. Nie znaczy to 
jednak, że do każdego człowieka mamy mówić o wszystkim, co myślimy, co przeżywamy 
czy czego pragniemy. Odnosi się to zwłaszcza do wychowawców. Wyobraźmy sobie jakim 
szokiem dla dziecka byłoby "szczere" stwierdzenie taty, że pogniewał się on na mamę. Albo 
"szczere" wyznanie nauczyciela wobec kilkuletnich uczniów, że dzisiaj nie ma on ochoty 
prowadzić lekcji. Swoją postawą Jezus uczy nas, że o zakresie asertywności powinna 
decydować miłość i odpowiedzialność, a nie sama techniczna sprawność w mówieniu na 
własny temat.  
Kolejny przykład to psychologia społeczna. Sporo ukazuje się ostatnio publikacji na temat 
toksycznej” miłości: w kręgu rodzinnym, w szkole, w grupach rówieśniczych. Badania 
psychologiczne ukazują, że człowiek potrafi trwać w więziach z ludźmi (a nawet z 
substancjami chemicznymi), które okazują się szkodliwe, które prowadzą do poważnych 
patologii. Czasem do śmierci. Gdy zajrzymy do Ewangelii, to odkryjemy, że dwa tysiące lat 
temu Jezus przestrzegał przed takimi więziami: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy 
przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po 
ich owocach” (Mt 7, 15). Mówił też o ślepych przewodnikach, którzy wprowadzają innych w 
błąd i których należy opuścić (Mt 15, 14), a także o fałszywych pasterzach, którzy pasą 
jedynie samych siebie. Stąd właśnie stanowcze słowa Jezusa: „Kto kocha ojca lub matkę 
bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie 
jest mnie godzien” (Mt, 10, 37). Jezus doskonale wiedział, jak toksyczne są sytuacje, w 
których ktoś ubóstwia drugiego człowieka.  
Chrystus nie tylko przestrzega przed destrukcyjnymi więziami. On pokazuje także sposoby 
obrony przed toksycznymi związkami. Sposób pierwszy, to pokochanie Boga nade wszystko, 
gdyż tylko On jest absolutnie dojrzałym przyjacielem, który nigdy nie uczyni nam krzywdy 
(por. Mk 12, 28-30). Natomiast ludzie mogą nami manipulować. Mogą nam szkodzić. 
Czasem bez złej woli i bez świadomości, że czynią coś złego. Właśnie dlatego nie można 
obdarzać nikogo z ludzi takim zaufaniem, jakim możemy obdarzyć Boga. Sposób drugi 
obrony przed toksycznymi związkami, to budowanie dojrzałych więzi międzyludzkich, to 
naśladowanie postawy Jezusa, który ukazuje w swoich słowach i czynach ostateczne 
kryterium dojrzałej miłości: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie kochali tak, 

background image

jak Ja was pokochałem; żebyście i wy tak się kochali wzajemnie” (J 13, 34).  
I ostatni już przykład, tym razem z zakresu psychologii zdrowia. Okazuje się, że jednym z 
głównych kryteriów zdrowia psychicznego jest wolność od nadkoncentracji na samym 
sobie
. G. Allport wyjaśnia, że małe dziecko koncentruje się głównie lub wyłącznie na samym 
sobie. Rozwój psychiczny polega na stopniowym uwalnianiu się z początkowej 
nadkoncentracji na samym sobie poprzez takie poszerzanie sensu własnego „ja”, by stać się 
zdolnym do objęcia miłością innych ludzi. W przeciwnym wypadku nie można osiągnąć 
zdrowia psychicznego. Im bardziej zaburzony jest człowiek, tym bardziej natarczywą 
przejawia skłonność do koncentrowania się na samym sobie: na swoich subiektywnych 
myślach i odczuciach, na swoich potrzebach, niepokojach czy obawach.  
Dokładnie to samo kryterium dojrzałości odnajdujemy w Ewangelii. Jezus wzywa ludzi, by 
nie koncentrowali się na samych sobie, na własnych myślach, przewidywaniach, niepokojach 
(por. Łk 12, 22). Poleca uczniom, by zaparli się samych siebie (por. Łk 9, 23-25). Nie chodzi 
tu jednak o zaparcie się samego siebie na zasadzie uznania własnego „ja” za iluzoryczny 
wytwór „nieoświeconego” umysłu (do czego nawołuje buddyzm), lecz na zasadzie skupienia 
uwagi i świadomości na takim działaniu, które wyraża miłość, prawdę i odpowiedzialność. 
Chodzi o to, by być panem własnego „ja” psychicznego, a nie jego niewolnikiem. Wtedy 
człowiek staje się zdolny do naśladowania Chrystusa, który nie przyszedł po to, aby mu 
służono, lecz aby służyć i być darem dla innych (por. Mt 20, 28). Tylko dzieci i ludzie 
zaburzeni widzą dookoła potencjalnych służących. Dopóki jednak trwają w takim stanie, nie 
mogą uwolnić się z destrukcyjnego zniewolenia własnym egoizmem i toksyczną 
nadkoncentracją na własnych przeżyciach.  

Psychologia a Ewangelia 
ks. Marek Dziewiecki 

3. Psychologia Ewangelii  
 
Mianem psychologii Ewangelii określam te istotne elementy rozumienia człowieka i jego 
zachowania, których brakuje we współczesnej psychologii, lub które są tam uwzględniane w 
sposób niewystarczający. Braki te sprawiają, że współczesna psychologia przeżywa kolejny 
kryzys i że jej oddziaływanie okazuje się coraz bardziej powierzchowne, a czasem nawet 
szkodliwe. W krajach, w których rośnie liczba psychologów, rośnie też liczba osób chorych 
psychicznie (por. S. Andreski, Social Sciences as Sorcery, New York 1974, s.25-26). Część 
psychologów próbuje przezwyciężyć kryzys, odwołując się do wskazań buddyzmu, mimo że 
mamy tu do czynienia z wyjątkowo naiwnym spojrzeniem na człowieka i jego rozwój oraz z 
negowaniem zasadności ludzkiej percepcji. Psychologia, która chce skuteczniej służyć 
człowiekowi, powinna korzystać z bogactwa Ewangelii. Ewangelia ukazuje bowiem 
człowieka w sposób integralny a nie jednostronny, jak to czyni np. psychoanaliza czy 
behawioryzm, oraz w sposób realistyczny, a nie naiwny, jak to czynią np. modne trendy w 
psychologii humanistycznej, gdzie wbrew oczywistym faktom mowa jest o spontanicznej 
samorealizacji człowieka. Tymczasem spontaniczna może być jedynie samodestrukcja.  
Ewangelia widzi człowieka w sposób całościowy, gdyż uwzględnia wszystkie wymiary 
ludzkiej rzeczywistości: cielesność, świadomość, uczuciowość, wolność, odpowiedzialność, 
sferę duchową, moralną, religijną, społeczną. Jednocześnie ukazuje spojrzenie realistyczne na 
człowieka, gdyż dostrzega zarówno jego możliwości, jak i ograniczenia. Ewangelia ukazuje 
człowieka, którego powołaniem jest życie w miłości, prawdzie i wolności. Jednocześnie 
człowiek ten jest zraniony konsekwencjami grzechu pierworodnego, którego istotą było 
przekonanie, że ludzie potrafią być dobrymi sędziami we własnej sprawie, że potrafią 
odróżniać dobro od zła własną mocą, bez Boga, a nawet wbrew Bogu. Ta pierworodna 

background image

naiwność powtarza się w kolejnych pokoleniach i sprawia, że wielu z nas ulega iluzji o 
istnieniu łatwego szczęścia: bez dyscypliny, bez pracy nad sobą, żyjąc na „luzie”, kierując się 
jedynie własną cielesnością, emocjonalnością albo subiektywnymi przekonaniami. 
Wewnętrzne poranienie sprawia, że człowiek jest jedynym bytem na tej ziemi, który może 
skrzywdzić, a nawet zniszczyć samego siebie (uzależnienia, choroby psychiczne, stany 
samobójcze). Na skutek grzechu pierworodnego i grzechów kolejnych pokoleń nasze życie 
toczy się jakby na krzywej podłodze, która jest aż tak bardzo pochylona w negatywnym 
kierunku, że łatwiej jest czynić zło, którego nie chcemy, niż dobro, którego pragniemy. Naszą 
sytuację możemy porównać do przebywania na pokładzie tonącego „Titanica”, gdzie łatwo 
jest spaść do lodowatej wody i utonąć, a jakże trudno ocalić życie.  
Jezus wyciąga konkretny wniosek z tej sytuacji: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka 
jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi dom zguby. Jakże ciasna jest brama i wąska 
droga, która prowadzi do życia” (Mt 7, 13-14). On wie, że człowiek potrzebuje przyjaciela 
większego od samego siebie. Potrzebuje drogi, prawdy i życia (por. J 14, 6). Potrzebuje Boga. 
Dlatego żarliwie zachęca: „Wytrwajcie we Mnie, ponieważ beze Mnie nic nie możecie 
uczynić (J 15, 5). Jezus wie, że człowiek potrzebuje także więzi z mądrze, kompetentnie 
kochającymi rodzicami, wychowawcami, przyjaciółmi, z samym sobą. Potrzebuje prawdy, 
dyscypliny, sumienia, odróżniania krzywdy od zysku. Wtedy stwarza sobie szansę, by coraz 
pełniej rozumieć oraz coraz dojrzalej kochać siebie i innych. By uczyć się tej miłości, którą 
ukazuje Chrystus i za którą najbardziej tęskni nasze serce: miłości widzialnej, bo wcielonej w 
fizyczną obecność, pracowitość, czułość. Miłości niezależnej od chwilowych nastrojów czy 
emocji. Miłości, która umie dobierać słowa i czyny do sytuacji i zachowania danego 
człowieka. Miłości, która jest cierpliwa, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we 
wszystkim pokłada nadzieję, która wszystko przetrzyma i która nigdy nie ustaje (por. 1 Kor 
13, 4-8). Im więcej będzie psychologii Ewangelii we współczesnej psychologii, im więcej 
będzie tam prawdy i miłości, której uczy Ewangelia, tym psychologia będzie mogła pełniej 
zrozumieć człowieka i tym skuteczniej będzie mogła promować jego dojrzałość.