Bp Athanasius Schneider: Propaganda
homoseksualizmu jest przeciw godności
człowieka
Nie wolno ulegać tym, którzy zarzucają nam dyskryminację. Czy jeśli
mówimy o niebezpieczeństwie alkoholizmu i o tym, że należy leczyć
alkoholików, to ich dyskryminujemy? Alkoholizm to choroba.
Gdybyśmy posługiwali się logiką ideologów LGBT, to
powiedzielibyśmy, że nie wolno nazywać alkoholików ludźmi
chorymi, a alkoholizmu chorobą, bo to forma ich dyskryminacji –
mówi w rozmowie z Pawłem Lisickim na łamach książki „Wiosna
Kościoła, która nie nadeszła” bp Athanasius Schneider.
Kolejne państwa europejskie próbują radykalnie ograniczyć wolność
słowa i wolność opinii. Na szczęście w Polsce wciąż jeszcze wolno
otwarcie krytykować ruch LGBT i jego postulaty. W wielu innych
państwach jednak albo w ogóle nie jest to możliwe, albo taka
krytyka jest coraz bardziej ryzykowna. Mam na myśli między innymi
Wielką Brytanię, Francję, Holandię. Praktycznie we wszystkich
państwach, które wprowadziły prawa zrównujące status par
jednopłciowych i normalnych małżeństw, próbuje się zamknąć usta
krytykom tego rozwiązania, zmusza się też do milczenia
przeciwników homoseksualnego stylu życia. Czy zdaniem Księdza
Biskupa te ustawy antydyskryminacyjne nie są po prostu formą
demokratycznego totalitaryzmu? Takie pytanie przygotowałem
sobie jeszcze przed moim przyjazdem do Kazachstanu. Wczoraj,
kiedy rozmawialiśmy, Ksiądz Biskup nazwał homoseksualizm formą
patologii, formą choroby. Niemal w tym samym czasie w Szwajcarii
odbyło się referendum, w którym sześćdziesiąt procent Szwajcarów
opowiedziało się za karami dla osób szerzących „homofobię”
i „mowę nienawiści”. Nie mam wątpliwości, że słowa, które Ksiądz
Biskup wypowiedział na temat homoseksualizmu, zostałyby w tych
państwach zakwalifikowane właśnie jako przejaw karalnej już
„homofobii” czy „mowy nienawiści”. Gdyby Ksiądz Biskup
wypowiedział je nie tu, w Kazachstanie, nie w Polsce, ale właśnie
w którymś z rzekomo demokratycznych państw Zachodu, mogłoby
to spowodować surowe reperkusje. Natychmiast zostałby Ksiądz
Biskup oskarżony albo przez jedną z organizacji LGBT, albo przez
prokuraturę danego kraju. Nie można zresztą wykluczyć, że nawet
obecnie, po naszym wywiadzie, w którymś z tych krajów dojdzie do
próby zatrzymania Księdza Biskupa i osądzenia. Jeśli Ksiądz Biskup
nie odwoła swojej opinii – że homoseksualizm to coś chorobliwego
i powinien być leczony – to grozi księdzu wyrok więzienia. Czy Ksiądz
Biskup się tego nie obawia? Że pewnego dnia, kiedy pojawi się
Ksiądz na lotnisku we Włoszech albo w Wielkiej Brytanii, albo
w innym miejscu, zostanie aresztowany?
Jedno jest pewne: jeśli coś takiego miałoby się wydarzyć, na pewno
nie odwołam żadnego z moich słów.
Czyli Ksiądz Biskup nie będzie prosił o przebaczenie tak jak tylu
innych polityków, ale także ludzi Kościoła? Ksiądz Biskup nie wycofa
się ze swoich opinii?
W żadnym razie.
Nawet jeśli, jak można przypuszczać, będzie Księdzu Biskupowi za to
groziła kara więzienia?
Nawet wtedy. Choćbym miał pójść do więzienia, nie wycofam się
z niczego, co powiedziałem. Kiedy człowiek cierpi dla prawdy, to
cierpi dla Chrystusa. A cierpienie dla Chrystusa powinno być naszą
chlubą. Przypomnę, że Jan Chrzciciel poniósł śmierć męczeńską, kiedy
wypominał królowi Herodowi, że nie ma prawa wziąć sobie za żonę
żony swego brata. Za to go ścięto. Nie zginął bezpośrednio dla
Chrystusa. Bronił wartości małżeństwa. Ale jest czczony jako
męczennik. To, że homoseksualizm stanowi patologię, to fakt.
Ksiądz Biskup mówi, że to fakt. Ale w wielu krajach Europy
zostałoby to uznane za „mowę nienawiści”. Tam uważa się, że
homoseksualizm jest normą, że nie trzeba tego leczyć, że,
przeciwnie, to coś, z czego należy się cieszyć i być dumnym. Za takie
słowa czeka kara.
To nadużycie. Nadużycie pojęć i prawa. To też atak na wolność.
Dlaczego gdy ktoś bluźni przeciw Chrystusowi, nie jest to mowa
nienawiści? Albo gdy atakuje Kościół katolicki lub wyśmiewa
katolików? Dlaczego to nie jest mowa nienawiści?
Bo kiedy atakuje się katolików, to jest to wolność opinii. A kiedy
krytykuje się ideologię LGBT, to jest nienawiść. Proste.
To jest czysta arbitralność. Propaganda homoseksualizmu jest
przeciw godności człowieka. Powtarzam: musimy tym ludziom
pomagać, żeby przezwyciężyli swoje wewnętrzne rozdarcie. Kiedy
widzę człowieka chorego i mówię mu, że jest zdrowy, oszukuję go.
Jeśli okazuję mu współczucie, to go nie dyskryminuję. Nie zwracam
się przecież teraz do poszczególnych osób. Nie mówię, że pan
Kowalski lub Müller to homoseksualista – to byłoby zniesławienie. To
byłoby wskazanie konkretnej osoby. Ja zaś mówię ogólnie o rodzaju
postępowania. Ludzie, którzy mają takie skłonności, cierpią na pewną
przypadłość – to jest fakt, to jest diagnoza. Tak zawsze uważano, tak
aż do lat siedemdziesiątych XX wieku uważali wszyscy naukowcy,
psychiatrzy, psychologowie. Cała międzynarodowa nauka do lat
siedemdziesiątych XX wieku reprezentowała taki pogląd. Zmiana
nastąpiła nie wskutek jakiegoś odkrycia, ale akcji politycznej. Pod
wpływem skutecznego politycznego nacisku. Tak samo było
w reżimach nazistowskim i komunistycznym. Tam też niektóre opinie,
same w sobie absurdalne i niedorzeczne, traktowane były z całą
powagą jako naukowe i nie wolno było ich pod surowymi karami
kwestionować. Na przykład w Niemczech po dojściu Hitlera do władzy
w 1933 roku uznano, że rasa aryjska jest bardziej wartościowa niż
inne rasy, co jest absurdem. Gdybym za czasów Trzeciej Rzeszy
powiedział, że rasa żydowska ma taką samą wartość jak rasa aryjska,
zostałbym zamknięty w więzieniu. Moja opinia nie odpowiadałaby
wówczas rządzącej państwem ideologii nazistowskiej i byłaby
w oczach nazistów formą dyskryminacji rasy panów. Co więcej, na
straży tej ideologii stali wówczas naukowcy, którzy swoim
autorytetem naukowym uzasadniali nieludzkie postępowanie władz.
Tylko że to nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Co się tyczy
ontologicznej wartości ludzi, rasy są sobie całkowicie i bezwzględnie
równe. Nieważne, czy człowiek jest Żydem, czy Niemcem, czy ma
kolor skóry biały, czy czarny – ma takie same prawa, jest takim
samym człowiekiem. Ta podstawowa równość ludzi, tak zwalczana
przez ideologów rasizmu w Trzeciej Rzeszy, jest właśnie faktem.
Tak samo to, co mówię obecnie o homoseksualizmie, jest faktem.
I jeśli Bóg dopuściłby, żebym miał iść za te słowa do więzienia, to
gotów jestem tam iść. Bo nic się nie dzieje bez Bożego zezwolenia.
Gdyby się tak jednak stało, to wówczas, jak sądzę, papież w jedności
z całym episkopatem musiałby wystąpić z całą mocą w obronie
godności człowieka. Musiałby jasno powiedzieć, że obrona godności
wymaga nazwania rzeczy po imieniu. Dla dobra człowieka trzeba
mówić, że homoseksualizm nie jest zgodny z naturą i zaspokajanie
takich pożądań nie jest czymś właściwym. Jest dla człowieka
szkodliwe. Człowiekowi należy pomagać w tym, aby prowadził życie
seksualne zgodne z wymaganiami natury, to tylko może czynić go
szczęśliwym i pełnym. Podtrzymywanie stanu rozdarcia, pudrowanie
rzeczywistości do niczego dobrego nie prowadzi. Czymś modnym jest
obecnie mówić, że żyje się w zgodzie z naturą. Wszystko ma być
naturalne i ekologiczne: jedzenie, styl życia, mieszkania. Nawet kur
nie wolno już trzymać w klatce, tylko trzeba im zapewnić wolny
wybieg – bo to zgodne z naturą. Dziwnym trafem to umiłowanie
natury nie przejawia się w ocenie zachowań seksualnych. Przecież
w ciele ludzkim są organy, które naturalnie zostały
przyporządkowane pewnym funkcjom. Inne organy są w ciele
kobiety, inne w ciele mężczyzny. Spełniają one ważną fizjologicznie
funkcję. Ten podział płciowy przejawia się w całym ludzkim
organizmie, widoczny jest nawet w genach, w strukturze DNA. Można
powiedzieć, że aż do najmniejszej cząstki ciała, do najmniejszej
komórki człowiek jest mężczyzną lub kobietą. Tak został od początku
zaprogramowany jego organizm. Jak widać, w ogóle nie posługuję się
tu argumentacją religijną. Również ateista musi dostrzec tę różnicę
biologicznych struktur, różnicę funkcji i celów, jakie tkwią
w zależności od płci w ludzkim ciele. Podział na to, co męskie
i żeńskie, jest absolutnie kluczowy. Kto zatem chce żyć zgodnie
z naturą, nie może przechodzić nad nim do porządku dziennego. Na
płaszczyźnie życia biologicznego człowiek ma przecież ciało, które
podlega takim samym prawom jak ciała zwierzęce. Skoro mówi się, że
zwierzęta powinny żyć zgodnie z naturą, to samo odnosi się też do
człowieka.
Dlatego tak ważną rzeczą jest pomoc, jaką można ofiarować tym
ludziom. Istnieją przecież sprawdzone metody, doskonale
opracowane terapie, właściwy sposób leczenia, który przynosi
doskonałe rezultaty. Dzięki nim człowiek stanie się o wiele bardziej
szczęśliwy. Mężczyzna musi żyć w zgodzie ze swoją męską, a kobieta
w zgodzie ze swoją żeńską naturą.
Znowu docieramy do tego samego punktu. To, co Ksiądz Biskup
nazywa terapią, pomocą, aktywiści LGBT nazywają zamachem na
swój styl życia. Ich celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której
taki sposób życia będzie całkowicie akceptowany. Nie będzie
podlegał żadnej ocenie i żadnej krytyce. W tym sensie ich głównym
przeciwnikiem musi być Kościół i jego nauka. Z roku na rok grupy
aktywistów są coraz bardziej agresywne i zdobywają coraz większy
wpływ. Podczas miesięcy tak zwanej dumy gejowskiej całe miasta
obwieszone są tęczowymi flagami. Na tęczowy kolor maluje się
przejścia dla pieszych, tęczowe nalepki pojawiają się na witrynach
sklepów. Od kilku lat ruch LGBT coraz wyraźniej wspierają wielkie
międzynarodowe koncerny, które na kampanie promocyjne
przeznaczają coraz większe sumy. Jednocześnie kolejne państwa
zaostrzają prawo skierowane przeciw krytykom gender. Ruguje się
ich z uniwersytetów, nie pozwala na spotkania ze studentami,
usuwa z miejsc publicznych. W jaki sposób można się przed tym
bronić? Jak wygrać wojnę z homoterrorem?
Żyjemy w demokratycznych społeczeństwach, trzeba zatem z tego
korzystać i się bronić. Nie może być tak, żeby sposób życia jednego
procenta obywateli był narzucany do akceptacji wszystkim. Nie wolno
się zgodzić na to, by pod groźbą kary więzienia czy grzywny nie
można było krytykować i nazywać rzeczy po imieniu. Na tym polega
prawdziwa dyskryminacja. Trzeba korzystać ze swoich praw
obywatelskich i się nie poddawać. To jest właśnie totalitaryzm. Ludzie
ci mają takie same prawa jak wszyscy inni. Nikt ich nie dyskryminuje.
Mają prawa wyborcze, mogą tworzyć stowarzyszenia, mogą wyrażać
swoją opinię. Mają takie same uprawnienia jak inni obywatele. Są
w pełnym tego słowa znaczeniu ludźmi i przysługują im wszystkie
prawa, jakie z natury ma człowiek. Człowieka nie definiuje to, czy jest
homoseksualistą, czy lesbijką. To właśnie, że na człowieka patrzy się
ciągle przez pryzmat jego upodobań, skłonności seksualnych, jest
formą dyskryminacji. W ten sposób redukuje się godność człowieka
do jednego tylko wymiaru, jakby nic innego się nie liczyło. Tak jakby
najważniejszą rzeczą w człowieku była jego seksualność, orientacja –
jak to nazywają dziś ideologowie. Sądzę, że powinna powstać
międzynarodowa koalicja pod przywództwem Watykanu, skierowana
przeciw tym coraz silniejszym tendencjom totalitarnym. W tym sensie
nasza moralność musi się stać, użyję modnego języka, ekologiczna.
Ale w moim rozumieniu chodzi tu o moralność ponownie zgodną
z naturą i jej zasadami.
Nie wolno ulegać tym, którzy zarzucają nam dyskryminację. Czy jeśli
mówimy o niebezpieczeństwie alkoholizmu i o tym, że należy leczyć
alkoholików, to ich dyskryminujemy? Alkoholizm to choroba.
Gdybyśmy posługiwali się logiką ideologów LGBT, to
powiedzielibyśmy, że nie wolno nazywać alkoholików ludźmi chorymi,
a alkoholizmu chorobą, bo to forma ich dyskryminacji. Podobnie
istnieją różne fobie. Różne trwałe irracjonalne formy strachu i obawy.
Na przykład klaustrofobia to choroba ludzi, którzy odczuwają lęk
przed zamknięciem. Mówi się, że klaustrofobia to forma patologii. Ale
gdybym przyjął za dobrą monetę to, co mówią dziś aktywiści gender,
musiałbym uznać, że nie wolno mi nazywać klaustrofobii mianem
patologii. Dlaczego? Bo to sprawiałoby przykrość klaustrofobom.
Prawdę powiedziawszy, alkoholików chyba jest, to wprawdzie zależy
od państwa, więcej niż homoseksualistów. Tak czy inaczej, są oni
mniejszością. Zgodnie z nowym podejściem – zgodnie z którym
krytyka jest formą dyskryminacji – nie wolno byłoby uznawać tych
ludzi za chorych. To samo odnosi się do narkomanów. Każda forma
uzależnienia przestaje być czymś chorobliwym i niewłaściwym.
Okazuje się, że nie wolno oceniać w tych kategoriach – zadając
pytanie, czy to zdrowe, czy nie – żadnej patologii, żadnej
przypadłości, żadnego uzależnienia. Dlaczego mielibyśmy chcieć
leczyć ludzi uzależnionych od kokainy, haszyszu lub innych
narkotyków, dlaczego mielibyśmy im pomagać? Przecież zażywanie
takich substancji daje tym ludziom zaspokojenie i przyjemność. Wielu
z nich nie jest w stanie bez tego żyć. A przecież nazywamy to chorobą
i patologią. Co by zatem było, gdyby ludzie ci ogłosili, że są zdrowi?
I że każdy, kto nazywa ich chorymi, ich dyskryminuje? A gdyby ta
mniejszość narkomanów się zorganizowała – w końcu to może być
kilka procent społeczeństwa – i zaczęła walczyć z rzekomą
dyskryminacją? Ogłosiliby, że są dumni i szczęśliwi, że w żadnym razie
nie wolno ich oceniać i należy ich akceptować. I pod wpływem
takiego nacisku powstałoby prawo zakazujące twierdzenia, że
narkomania lub alkoholizm są chorobami. W ten sposób dochodzimy
do absurdu. A to jedyne logiczne konsekwencje stanowiska, zgodnie
z którym nazywanie homoseksualizmu chorobą ma być zakazane, bo
to forma dyskryminacji. Inną konsekwencją logiczną byłaby
dekryminalizacja i dedyskryminacja narkomanów, ludzi uzależnionych
od kokainy, haszyszu czy heroiny. Podobnie należałoby wprowadzić
zakaz terapii dla alkoholików, zlikwidować koła anonimowych
alkoholików. W ten sposób znaleźlibyśmy się w społeczeństwie
całkowicie opanowanym przez absurd. Społeczeństwie opartym na
negacji realnej rzeczywistości, odrzuceniu faktów, podziału na to, co
zdrowe i co chore, na naturę i antynaturę.
Artykuł stanowi fragment książki:
Wiosna Kościoła, która nie nadeszła.
Bp Athanasius Schneider w rozmowie z Pawłem Lisickim
wyd. ESPRIT; s.448