Striptizerka, kurtyzana czy szpieg?
Kim była – przebiegłym szpiegiem i podwójną agentką czy wziętą kurtyzaną i naiwną fantastką?
Poważni historycy, profesorowie uniwersyteccy przekopują się przez sterty
archiwalnych materiałów, by jeszcze raz ją oskarżyć lub ostatecznie
zrehabilitować. Minął już wiek, a sprawa wciąż budzi emocje. Oto ideał kobiecej
charyzmy: Mata Hari.
Urodziła się 7 sierpnia 1876 roku w holenderskiej prowincji Fryzja w rodzinie
kapelusznika. Nazywała się wówczas Margaretha Geertruida Zelle. Etapy jej życia:
najpierw niezbyt szczęśliwe dzieciństwo, potem mąż, szkocki oficer Rudolf MacLeod,
poznany dzięki ogłoszeniu matrymonialnemu w gazecie, i wspólne z nim życie w
holenderskich Indiach, obecnej Indonezji, wreszcie rozwód po powrocie do Holandii.
Życie rodzinne jej się nie udało, za to na Jawie i Sumatrze Margaretha nauczyła się
mówić po malajsku i zgłębiła tajniki tańca orientalnego. Z tymi umiejętnościami pojechała
do Paryża. Przyjęła tam jawajskie imię Mata Hari (co znaczy „oko jutrzenki”) i wymyśliła
sobie tajemniczą biografię. W paryskich salonach pojawiła się jako wykonawczyni
egzotycznych tańców o wyraźnie erotycznym zabarwieniu.
Idealnie wpisała się w kulturę francuskiej belle epoque –
okresu czerpania przyjemności z życia oraz modernizmu
w sztuce. Wniosła na salony słodki, egzotyczny aromat
Orientu, a sama była żywym ucieleśnieniem
wyrafinowania i mrocznego zepsucia piękności z
rysunków Alfonsa Muchy.
Jej debiut miał miejsce 13 marca 1905 roku w muzeum
sztuki wschodniej, które przemysłowiec i kolekcjoner,
niejaki monsieur Emil Guimet zbudował w celu
zaprezentowania własnych zbiorów orientalnych. Mata
Hari zatańczyła w olśniewającym kostiumie pośród
egzotycznych eksponatów, a pod koniec występu na jej
ciele pozostały jedynie sznury pereł i błyszczące
bransolety. W owym czasie striptiz był czymś nowym i już wkrótce cały Paryż, a po nim
Madryt, Wiedeń, Berlin, Mediolan i Monte Carlo leżały u jej stóp. Występowała w
najznamienitszych salonach, m.in. w pałacyku barona Rothschilda. Jedna z ówczesnych
gazet napisała: „…nawet gdy pozostaje nieruchoma, oszałamia widza, kiedy zaś tańczy,
jej czar działa w sposób magiczny”.
Mata Hari snuła opowieści o tym, jak w buddyjskich klasztorach na południu Indii uczono
ją świętych tańców rytualnych. Podawała się a to za córkę Edwarda VII i hinduskiej
księżniczki, a to właścicielkę konia rodem z bajki, który tylko swej pani pozwala się
fot. AFP
1
dosiąść. Rozbierała się, gdy „tak podobało się Sziwie” i dopiero protesty Kościoła zmusiły
ją do wkładania obcisłego trykotu w cielistym kolorze. W pewnym okresie stała się jedną
z najlepiej opłacanych tancerek na świecie. A bogatych kochanków zmieniała częściej
niż rękawiczki. Mówiono, że najbardziej namiętnym romansem w jej życiu był związek z
rosyjskim kapitanem Wadimem Masłowem. Miała wtedy 40 lat, a on 21.
Jej występy nazywano „hinduskim misterium religijnym” i „prawdziwymi tańcami
oddającymi cześć Brahmie”. Jednak gdy obnażone ciało i orientalny mit spowszedniały,
zaczęto dostrzegać u niej brak profesjonalizmu. Zwłaszcza że miała konkurencję, choćby
w osobach Maud Allen czy Isadory Duncan.
Ale wkrótce wybuchła I wojna światowa. Mata Hari lubiła pieniądze, wystawne życie i
oczywiście mężczyzn, którzy byli w stanie jej to zapewnić. Z własnej woli czy też
zrządzeniem losu, powodowana chciwością czy lekkomyślnością, dla pieniędzy czy z
zamiłowania do przygód wdała się w ostre rozgrywki polityczne.
Życie Maty Hari w czasie wojny stało się przedmiotem nieustających dyskusji. Dokładnie
znany jest tylko koniec jej historii. 13 lutego 1917 roku kobietę tę aresztowano i z
luksusowego pokoju w hotelu przewieziono do więzienia. Oskarżono ją o szpiegostwo i
współpracę z wywiadem wroga. Twierdziła, że pieniądze dostawała za usługi seksualne.
Ani obrona jednego z najsławniejszych adwokatów, mecenasa Cluneta, ani
wstawiennictwo jej wysoko postawionych kochanków – Cambona, ambasadora Francji w
Madrycie, i de Marguerie, urzędnika MSZ - nie zdołały jej uratować. 15 października
1917 roku wczesnym rankiem przewieziono ją na strzelnicę w koszarach w Vincennes.
Podobno nawet wtedy wyglądała pięknie, wysoka, zgrabna, w pantoflach na wysokich
obcasach, w czarnym aksamitnym płaszczu, kapelusiku z atłasową wstęgą i w
zamszowych rękawiczkach. Nie chciała opaski na oczy. Spośród 12 żołnierzy strzelał do
niej tylko jeden, gdyż pozostali woleli spudłować.
„Największy szpieg naszego wieku” – tak nazwał ją oskarżyciel państwowy odczytując
wyrok śmierci. Według tej wersji jeszcze przed wojną zwerbowały ją niemieckie tajne
służby, a następnie francuski wywiad. Lecz nie wiadomo, czy jej działalność przyniosła
realne szkody którejkolwiek ze stron. Stąd też druga wersja – „wielka artystka w ars
amandi okazała się marnym, dyletanckim szpiegiem, a rozstrzelano ją tylko dlatego, że
jesienią 1917 roku potrzebny był jakiś wymowny międzynarodowy gest”. Tak napisano w
„Historii obyczajów seksualnych okresu I wojny światowej”, wydanej w 1929 roku pod
redakcją Magnusa Hirschfelda. Owszem, spotykała się z wojskowymi różnych krajów –
wszak była kosmopolitką. Owszem, brała pieniądze – ale to była gratyfikacja za miłość, a
nie za informacje. Zwolennicy tej wersji zrobili z Maty Hari męczennicę spaloną na stosie
okrutnej inkwizycji.
Holenderscy prawnicy podjęli kwestię zrewidowania sprawy Maty Hari, gdyż ich zdaniem
była ona niewinną ofiarą spisku politycznego. Zgodnie z prawem jej dossier zostanie
2
otwarte w 2017 roku, 100 lat po wykonaniu wyroku śmierci. Być może dopiero wtedy
świat pozna prawdę.
wtorek, 3 października 2006
3