Autorstwa : Cornelie
Beta : Suhak
Rozdział VIII
Bella:
Wyrywała się i drapała przeciwnika ze wszystkich sił. Czuła, jak jego ciało wgniata ją w łóżko coraz
bardziej. Czuła jego oddech na swojej skórze, jego dłonie przytrzymujące ją w kurczowym uścisku.
Czuła wszystko ze zmożoną mocą, jakby cały świat obok niej zatrzymał się i liczyło się tylko to, co jest
teraz. Zamknięta, poraniona od przeszłości, znowu przeżywała to samo przerażenie, co lata temu i nie
mogła temu zapobiec. Bezsilność. To widziała, patrząc w twarz napastnika. Swoją bezsilność.
- Puść mnie, skurwysynie, albo przysięgam, że cię zabiję!
Gdy usłyszała jego śmiech tuż przy swoim uchu, zadrżała. On nie był już nastolatkiem, tak samo jak
ona nie była już małą i niewinną dziewczyną. Obydwoje dorośli, ale ukształtowało ich różne
środowisko. Dopiero krótkie spojrzenie w jego oczy, pełne złości, sprawiło, że Bella zaczęła
uświadamiać sobie swoje położenie.
Nie miała szans. Mimo że gnana była instynktem przetrwania, jego napędzała adrenalina i smak
zemsty. Choć ona chciała uciec do Edwarda ze wszystkich sił, on pragnął jedynie jej krzywdy. I w
odróżnieniu od niej, miał to na wyciągnięcie ręki.
- Proszę, puść mnie – zaczęła błagalnym szeptem. – Nikt nie musi wiedzieć, że tutaj byłeś.
- Nie, moja słodka. Dowiedzą się, jak z tobą skończę.
Przejechał językiem po jej bladym policzku, po czym uderzył ją otwartą dłonią w twarz. Poczuła w
ustach metaliczny smak krwi.
- Jak Edward się – przerwał jej, ściskając obie ręce na szyi.
- Edward również dostanie to, co mu się należy.
Przed oczami stanęło jej wydarzenia z przed lat. Dokładnie pamiętała jak rzucił ją na ziemię i
próbował dobrać się do majtek. Dokładnie wiedziała jak wtedy pachniał, zapamiętała jego wyraz
twarzy, wszystko. Wtedy był jeszcze podlotkiem, nawet nie wiedział, co ma dokładnie robić. Teraz
wiedział.
Poczuła jego rękę na swoich udach. Wstrząsnęły nią dreszcze obrzydzenia.
- Edward! – krzyknęła na całe gardło, po czym otrzymała kolejny cios, tym razem w brzuch.
- Krzyknij jeszcze raz, suko, a cię zaknebluję.
- Edward!
Następne uderzenie, po którym zakręciło jej się w głowie. Przez chwilę była zbyt otumaniona, by
zorientować się, co robi napastnik.
Leżała nieruchomo, próbując odzyskać świadomość i zaplanować ucieczkę. Wodziła wzrokiem za jego
sylwetką oddaloną jedynie kilka metrów i zaczęła schodzić z łóżka.
Przeczołgała się na drugi brzeg, po czym ruszyła pędem w stronę drzwi. Zdążyła je uchylić i krzyknąć o
pomoc, gdy poczuła jego dłonie na swoich ramionach.
- ku***, czy nie prosiłem o coś?
Zamknął drzwi, przytrzaskując jedną dłoń kobiety. Krzyknęła z bólu.
- Jesteś trupem – powiedziała, po czym splunęła mu w twarz.
- Ale ty razem ze mną.
Pociągnął ją za włosy i poprowadził z powrotem w stronę łóżka. Gdy stali u wezgłowia, podniósł jej
twarz jedną ręką, by drugą uderzyć ją w policzek.
- Tylko na tyle cię stać?
On jedynie się uśmiechnął, po czym popchnął ją na łóżko.
- Lubię, gdy kobieta się opiera.
Kończąc zdanie, zaczął zawiązywać jej nogi.
***
Rose:
Siedziała w kącie i zastanawiała się, co mogłaby zrobić, by naprawić relację z Jacobem. Za późno
zrozumiała, że Emmett nie był tym, za kogo go miała. Nie powinna brnąć w ten związek tak długo, a
jednak brnęła, mając nadzieję, że on też pokocha ją tak, jak ona jego. Rzeczywistość okazała się inna.
Teraz musiała sobie z tym poradzić, a jedynym ratunkiem, jakie widziała, to Jacob.
Przed oczami przelatywały jej momenty, jakie spędziła w jego ramionach i zbierało jej się na płacz.
Chciała, by teraz znalazł się obok i pocałował ją, przytulił lub po prostu zaczął żartować, jak to miał w
zwyczaju. Ale zdawała sobie sprawę, że to nie nastąpi. Nie po tym, co zobaczył. Dlatego go rozumiała.
Sama zachowałaby się sto razy gorzej, gdyby nakryła go na takiej sytuacji.
- Cholera jasna!
Myślała, że ból, jaki sprawił jej Emmett był duży, ale to, co odczuwała teraz okazało się znacznie
większe.
Wzięła do ręki telefon i drżącymi palcami wystukała numer Jacoba.
- Proszę zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału.
Westchnęła głośno. Stwierdziła, że musi zrobić przynajmniej tyle.
- Cześć Jake. Wiem, że nie chcesz mnie znać i nawet słyszeć mojego głosu, ale ja za to chciałabym
usłyszeć twój. Cóż, nie zawsze mamy to, co byśmy chcieli, prawda? – zaczęła, po czym odetchnęła
kilka razy i zmarszczyła czoło. Drugą dłonią nerwowo mięła bluzkę. – To, co widziałeś, to nie jest to,
co myślisz. Znaczy się na początku myślałam, że… Zresztą, nie ważne. Chodzi o to, że ja nic do niego
czuję. Kompletnie. Nic. Zero. Kaput. Bo poznałam ciebie. Leczyłam się z Emmetta – przerwała na
chwilę – dość długo. Zbyt długo. Bo widzisz, kiedyś byliśmy razem. Ale to całkiem inna historia,
przecież nie to chciałbyś usłyszeć. W każdym razie on przyszedł, bo chciał to naprawić. Ale ja
myślałam tylko o tobie. W sumie nawet nie zauważyłam, ze mnie pocałował. Cholera – zaklęła cicho.
– To głupio zabrzmiało. Boże, plątam się, bo cię kocham, idioto. Plątam się, bo za dużo chciałabym ci
powiedzieć, a za mało mam czasu. Nie lubię rozmawiać z automatyczną sekretarką, to jest ku***
bezosobowe. W każdym razie tak, Jake, kocham cie. I, cóż, nie twierdzę, że nie chciałabym, by to było
odwzajemnione. Bo chciałabym. Zresztą, to też nie ważne. Bo cię tutaj nie ma. Więc kończę tę
paplaninę, którą na pewno skończyłeś słuchać po pierwszych słowach.
Odłożyła telefon i uderzyła głową o ścianę kilka razy, besztając się w myślach.
- Idiotka, kompletna idiotka – powtarzała sobie w kółko.
Wpatrywała się przed siebie. A gdy usłyszała dzwonek, podskoczyła, mając nadzieję, że to on,
odsłuchał wiadomość i chce jej coś powiedzieć.
- Tak? – spytała.
- Rose, musimy porozmawiać.
Nadzieja zgasła, tak szybko, jak się pojawiła.
- Nie mam ci nic do powiedzenia. Nie chcę cię znać. Znikasz z mojego życia. Rozumiesz?
- Nie. Przecież mnie kochasz, do cholery. Przestań pierdolić, żeś taka cnotka, bo cię znam.
Zaśmiała się głośno.
- Zawsze taki byłeś, wiesz? Tylko idealizowałam cię, jakbyś był pieprzonym księciem z bajki, a jesteś
jedynie pierdolonym błaznem. Żegnaj.
Poczuła się zdecydowanie lepiej. Nawet więcej – znakomicie. Nie musiała martwić się Emmettem. Nie
należał już do jej świata, po dłuższym zastanowieniu stwierdziła, że nigdy nie należał, tylko ona łudziła
się, że coś z tego będzie. Bella miała rację.
- Przejedziesz się na nim. Zobaczysz.
I się przejechała. Aż za bardzo.
***
Alice:
Uśmiechnęła się do siebie, gdy wpatrywała się w spokojną twarz Jaspera. Nie wierzyła, że on
faktycznie znajduje się w jej łóżku. Po tylu trudach i zmaganiach, by do niej wrócił, w końcu to zrobił.
Odetchnęła z ulgą.
Czuła się szczęśliwa. Chyba jak nigdy przedtem. Miała go, znowu, ale teraz było całkowicie inaczej.
Gdy na nią patrzył, zauważyła, że patrzył nie tylko na NIĄ, ale też na to, co w sobie ma. Dojrzał
wnętrze, które tak często mu pokazywała, a on tak często omijał.
- Kocham cię - szepnęła, po czym pocałowała go w policzek.
Jasper mruknął coś pod nosem i zarzucił rękę na jej brzuch, przygarniając ją bliżej siebie.
Nie mogła pragnąć więcej. Zasnęła wiedząc, że jak obudzi się rano, on nadal będzie tuż obok.
*
Leżeli wtuleni, nie odzywając się, jakby nie chcieli przełamać tej ciszy, która otaczała ich z każdej
strony. Miarowe oddechy Jaspera unosiły dłoń Alice, która spoczywała na jego klatce piersiowej.
Pocałowała go w zgłębienie szyi i zaśmiała się cicho.
- Hm?
- Nic. Po prostu… dobrze mi.
Przejechał palcami po jej nagich plecach.
- Tak. Zdecydowanie. Chyba pora, by to powtórzyć.
Przewrócił ją i położył się wzdłuż jej ciała, opierając ciężar na dłoniach.
- Czy ma pani ochotę na powtórkę z rozrywki? – szepnął zawadiacko, całując ucho kobiety.
Próbowała coś odpowiedzieć, ale nie mogła, jęknęła tylko, gdy przesunął rękę, zatrzymując ją na
odsłoniętych piersiach. Przez krótką chwilę bawił się sutkiem, po czym zamknął go w ustach i ssał
delikatnie.
- Mrr… tak powinno smakować niebo.
- Nie gadaj tyle – powiedziała przez zaciśnięte gardło i wtuliła się w niego. Pocałowała go zachłannie,
równocześnie błądząc dłońmi po umięśnionych plecach mężczyzny.
- Więc ma pani ochotę.
- Och zamknij się.
***
Rose:
W końcu ubrała się i przyszykowała do wyjścia. Musiała wynurzyć się z domu. Po krótkiej rozmowie z
Alice, która paplała tylko o swoim szczęściu, zdecydowała, że nie może zamknąć się wśród czterech
ścian i odseparować od świata. Musiała wyjść.
Umówiła się z przyjaciółką. Próbowała też kilka razy skontaktować się z Bellą, ale bez skutku. W końcu
zostawiła jej krótką wiadomość, mając nadzieję, że ta nie długo się odezwie.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
- Tak, Rose, wyglądasz zjawiskowo – skrzywiła się, po czym wzięła torebkę, otworzyła drzwi i
zaniemówiła.
- Ale…?
Nie mogła powiedzieć nic więcej. Wpatrywała się w stojącego przed nią mężczyznę i zdawało jej się,
że to tylko sen, z którego za chwilę się obudzi.
- Tak, wiem, chyba przesadziłem.
Rozejrzała się po korytarzu usłanym bukietem kwiatów. Chciała się zaśmiać z absurdu sytuacji, ale nie
mogła. Nie wiedziała, do czego to wszystko prowadzi, wolała więc milczeć.
- Chyba trochę.
Stanął przed nią i wpatrywał się w jej oczy, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. Więc
czekała. Spokojnie oddychając.
- Jake, wiesz…
- Nie, ja teraz mówię – odparł władczym tonem, jednak w jego głosie pobrzmiewała jakaś nutka
czułości. – Twoja wiadomość… cóż.
- Wiem, była do kitu – podpowiedziała, przygryzając dolną wargę. Zdawała sobie z tego sprawę.
- Nie. Była… - przez chwilę szukał odpowiedniego słowa. – Odkrywcza. Tak, to dobre określenie. I w
końcu zrozumiałem. Dlatego tu jestem. Dlatego przyszedłem i dlatego mam nadzieję, ze spróbujemy
jeszcze raz. Bez tajemnic.
Uśmiechnęła się pod nosem.
- Każda kobieta ma jakieś sekrety.
- Pieprzenie. Pocałuj mnie.
Wpatrywał się w nią tak, jakby chciał ją zjeść. Rose też czuła tą palącą potrzebę, więc nie chciała
dłużej czekać. Zarzuciła mu ręce na szyję i zatopiła się w delikatnym, a zarazem namiętnym
pocałunku, który w końcu uwolnił ją.
- Tak, tego potrzebowałam – szepnęła, gdy oderwali się od siebie, by zaczerpnąć oddechu.
- Ale ja potrzebuję więcej – zaśmiał się pod nosem, po czym pchnął ją z powrotem do domu. Oparła
Rose o ścianę i w biegu ściągał z niej ciuchy, całując przy tym każdy kawałek jej ciała.
- Kocham cię – powiedziała cicho, gdy stanął w końcu naprzeciwko niej, zupełnie nagi.
- Wzajemnie.
I w tej krótkiej chwili poczuła, że już wszystko będzie dobrze.
***
Bella:
Czuła jak zbiera jej się na wymioty. Szarpała się, ale bez skutku. On nadal torował sobie drogę
poprzez ściąganie z niej ciuchów. Nie miała żadnych szans. Gdy przywiązał jej nogi i ręce do łóżka,
zdała sobie sprawę, że to koniec. Nie ma ucieczki. Tym razem dokończy dzieła, zbruka ją do końca, a
ona nie mogła nic na to poradzić.
- Zabiję cię, przysięgam.
- Nie martw się, skarbie, będę pierwszy.
Pocałował ją mocno w usta. Próbowała się wyrywać, ale wtedy przytrzymał jej głowę dłońmi i
przejechał językiem po jej wargach, po czym wsunął go do środka. Bella ugryzła go najmocniej jak
mogła, czując przy tym krew.
Uśmiechnęła się, gdy oderwał się od niej na chwilę. Patrzył się na nią z furią w oczach. Uderzył ją
kolejny raz. Ale ona nadal się śmiała.
- Z czego rżysz suko?
- Odwróć się.
Tuż za nimi stał Edward, a na korytarzu słychać już było odległe głosy. Tym razem on nie miał szans.
Rzucił się na Edwarda, przewracając go na plecy, po czym zdzielił go w twarz z całej siły.
- Do następnego.
Ale Edward nie miał zamiaru dać mu uciec. Złapał go za nogi i przewalił, po czym skoczył na niego,
zadając cios w brzuch. Napastnik kaszlnął i uderzył Edwarda. Wymacał dłonią leżący na podłodze
wazon i rozbił go na głowie mężczyzny, wstał i spojrzał jeszcze raz na Bellę.
- Niedługo, skarbie – powiedział tylko i uciekł.
Kobieta przez dłuższa chwilę leżała, ledwo oddychając, jakby się bała, że on zaraz wróci.
- Edward? – jęknęła cicho.
Podbiegł do niej i szybko rozwiązał jej nogi i dłonie.
- Już dobrze, kochanie. Wszystko będzie dobrze.
Gdy była wolna, przytuliła się do niego z całych sił. Potrzebowała tego. Silnego ramienia, które jej
ofiarował. Kiedy popłynęły pierwsze łzy, Bella poczuła, że jest naprawdę wolna. Płakała z głębi serca,
jakby długo na to czekała. Płakała za wszystkim, co straciła i za tym, co mogła stracić dzisiaj.
Edward spojrzał w jej oczy i ściągnął z siebie bluzkę, którą porozrywał na części i delikatnie przyłożył
do kącików jej ust. Jęknęła.
- Wiem, że boli. Zaraz się tobą zajmę.
Skinęła lekko głową.
- Co z nim będzie?
- Pewnie już go znaleźli. Ty zdecydujesz, co chcesz z nim zrobić.
Miała ochotę go zabić.
Po kilku minutach Edward wziął ją na ręce i wyniósł z pokoju, w którym miała spędzać tylko
przyjemne chwilę.
- Przepraszam.
Rozumiała. Pogłaskała go po policzku i uśmiechnęła się lekko.
- Wiem. Zastanawiam się tylko czemu tak długo wracałeś.
Oparła głowę na jego ramieniu i objęła dłońmi szyję. Wdychała jego zapach. Jedyny zapach, który
kojarzył jej się ze szczęściem.