ROZDZIAŁ 6
Tad ostatni raz sprawdził przyrządy samolotu i schował plan lotu i raporty
pogody. Zostało tylko osiem godzin światła dziennego i wkrótce musieli
ruszać.
Meteorolog, współpracownik Missy w projekcie, wstrzymywał ich. Tad
latał z tym człowiekiem przez godziny wczoraj i odkrył, że Dan był
analityczny gdy chodziło o detale. Dzisiaj nie tylko zawracał głowę
zmianami ostatniej chwili, źle się czuł, znikał co każde dziesięć minut w
łazience.
- Missy, czy możemy zacząć i przynajmniej umieścić pierwsze z
przekaźników na miejsce? - zasugerował Tad, paląc się do drogi. - Wtedy
możemy skontaktować się z Danem i pozwolić mu na robić swoje z
podstawową jednostką w obozie. To będzie wymagało przynajmniej
dwudziestu minut na dotarcie do pierwszego miejsca zrzutu zanim
będziesz mogła zacząć łączyć odbiorniki.
To był pierwszy raz gdy widział Missy od kiedy rozmawiał w sobotę z
Keilem. Wyglądała zachwycająco jak zwykle, ale wyobraził sobie, że w jej
uśmiechu było coś dodatkowego gdy mu odpowiedziała. Gorąco
rozchodziło się pomiędzy nimi, skupił się na odwracaniu zanim zrobiłby
coś wilczego - jak rzucenie się na nią publicznie.
Do czasu gdy byli w powietrzu ze słuchawkami do komunikacji,
wydawało mu się, że opracował się co chciał powiedzieć. Musiało to być
coś czułego i słodkiego, a mimo to informującego ją, że jest nią
zainteresowany nie tylko z powodu Pierwszego Parzenia, ale dlatego, że
naprawdę ją lubił jako osobę. Nie chodziło tylko o seks, nawet jeśli była
wystarczająco gorąca by spowodować odwilż wiosenną i spowodować
wczesną...
- Tad? - łagodny głos Missy doszedł z głośników razem z zakłóceniami.
Jego penis nadal staną czujny.
- Tak?
- Gdy skończymy na dzisiaj czy chciałbyś wrócić do swojego mieszkania
czy wolisz pokój hotelowy? Ponieważ wszystkie moje rzeczy są w obozie
i nie sądzę byśmy tam powinni oprawiać seks.
Zabrało kilka sekund Tadowi na wypoziomowanie samolotu. Bezpośrednie
wilki. Miały go za każdym razem.
- Mam przy sobie ubranie na zmianę więc możemy od razu iść tam gdzie
chcesz.
- Missy! - Tad poprawił spodnie żeby odzyskać trochę przepływu krwi.
Powąchała, a on uśmiechnął się do niej zażenowany. Jej oczy skrzyły się z
pożądania gdy wyciągnęła rękę, a on ją uścisnął, jego kciuk pocierał jej
knykcie w delikatnej pieszczocie.
tak miękkie. Tak właściwe.
Słaby ślad jej zapachu zaskoczył go, albo perfumy albo naturalna woń,
wypełniła jego nozdrza i wysłała jego ciało w nadbiegi. Tad przedzierał się
przez szybkie kalkulacje gdy jeszcze zostało trochę krwi w jego mózgu.
Dwanaście przekaźników do ustawienia, piętnaście minut każdy. Dodając
czas lotu, lądowania i przechowywalni samolotu, jazdy i biegu sprintem po
schodach, mogli być w tym miejscu najpóźniej o 2 po południu.
Gotowi na Popołudniową Rozkosz.
***
- Zmieniłam częstotliwość, Dan. - Missy trzymała głowę na jednej ręce
gdy rozmawiała przez radio/ - Jeśli nie otrzymujesz reakcji, pominąłeś coś
u siebie.
Tad przemierzał za nią w śniegu, jego kołnierzyk postawiony na lodowaty
wiatr. Było już po trzeciej, a często zdarzała się bryza na lodowcu o tej
porze dnia. Kolejny powód dlaczego miał nadzieję być już o tej porze w
domu.
- Wiem, że to nie problem na moim końcu... Nie, nie wyłączę tego i
przekalibruję ponieważ to wymaga kolejnych dwudziestu minut, a to nie
rozwiąże problemu... Dan? - Missy upuściła telefon. - Znowu się
rozłączył. Nie mogę w to uwierzyć!
Przez dzień Dan zmienił proste ćwiczenie w nową formę piekła.
Oczywiście, Tad był odrobinę uprzedzony skoro miał nadzieję przechodzić
przez raj właśnie w tej chwili. Tamten facet szarpał się i denerwował przy
każdym pogodowym przekaźniku jaki Missy próbowała ustawić.
Pomiędzy gorączką, a biegami do łazienki, pomógł połączyć tylko siedem
z dwunastu potrzebnych przekaźników.
Wkrótce zrobi się ciemno, a Tad bał się pomysłu nocowania w jego
samolocie na lodowcu.
- Missy, musimy przerwać. Powiedz komukolwiek możesz, że wracamy.
Dan jest zbyt chory żeby skończyć, a my zbliżamy się do strefy
zagrożenia.
Missy przytaknęła i przekazała wiadomość do bazy. Ich odpowiedź
rozszerzyła jej oczy z niepokoju. Gdy schowała telefon i zebrała swoje
rzeczy, przekazała Tadowi dodatkowe pakunki do umieszczenia w
ładowni, podzieliła się wiadomością.
- I tak nie możemy nic więcej dzisiaj zrobić. Przenieśli Dana do jego
namiotu. jest nieprzytomny.
Z powrotem na pokładzie, Tad zbadał linię lotu. Kierunek wiatru się
zmienił wystarczająco, że nowy kierunek na odlot nie będzie przyjemny.
- Umm, chyba powinnaś zamknąć oczy. Samolot będzie blisko drzew
zanim ruszymy z miejsca.
Missy pokiwała głową i włożyła słuchawki.
- Ufam ci.
Tad przełknął. Jasna cholera, teraz jego pierś była tak ciasna jak gardło. W
sposób w jaki Missy oddała się w jego ręce tak szybko i wiernie było
pokorny.
Dał radę wylecieć z lodowca z kilkoma calami w zapasie. Nieustępliwe
cząsteczki lodu na kadłubie samolotu, wystawione na działanie wiatru,
były jak papier ścierny. Obie ręce walczyły o kontrolę małego samolotu i
wszystko szło dobrze, aż seria jasnych pomarańczowych świateł
rozświetliło się na panelu sterowania. Brzydka pogoda pieprzyła z klapami
skrzydeł.
Oh. Cholera.
Było nawet gorzej gdy czerwone światło silnika rozświetliło się sekundę
później.
Słońce zachodziło, przerażające a mimo to piękne przez mgłę podmuchy
śniegu. Tad wiedział gdzie są. Podwójnie i potrójnie sprawdził mapy gdy
czekał aż Missy skończy każdy przekaźnik.
Nie dadzą radę wrócić do Haines przy tej pogodzie z samolotem w
kłopotach. Może uda im się dostać do samotni Keila w górach - z odrobiną
szczęścia. Zerknął na Missy, która patrzyła na niego z zaufaniem.
Do diabła, zapomnij o szczęściu. Dla niej, dokonałby cudu.
***
Tad prowadził Missy przez głęboki śnieg w kierunku chaty, a wiatr wył
wokół nich.
- Czy będziemy musieli się włamać? - musiała krzyczeć żeby zostać
usłyszaną.
- Nie. Znam sekretny kod. Przylatywałem tu z Keilem i jego klientami
wiele razy, dzielili się swoimi sztuczkami. - pociągnął ich obok
frontowych drzwi do dużego bocznego okna gdzie wisiał na skroblu
zamek szyfrowy. - Czteroliterowy szyfr. Założę się, że TJ je ustawiał. -
Wpisał H-E-L-P i pociągnął.
Nic.
Tad próbował O-P-E-N, następnie S-A-V-E. Przeklinał na wiatr.
- Na co powinien być nastawiony? - spytała Missy wsunięta ciasno obok
niego. Próbowała powstrzymywać drżenie. Temperatura szybko opadała, a
jej zęby szczękały. Pomimo że była zadowolona, że Tad bezpiecznie
wylądował, było o wiele zimniej niż była przyzwyczajona. Kusiło ją by
zmienić się w wilka i zwinąć w kłębek żeby się trochę ocieplić.
- Keil używa trzy zapadkowych zamków ustawionych na SOS albo 9-1-1
dla nagłych wypadków. TJ lubi używać cztero-zapadkowych zamków i ma
skłonność do fantazjowania. Co byś powiedziała gdybyś musiała dostać
się do chaty, a nie miała klucza?
- Prawdopodobnie bym przeklnęła. - głębiej wsadziła ręce pod pachy i
podskoczyła na miejscu.
Tad dał jej policzkowi szybki jesteś-geniuszem pocałunek i ciepło przelało
się przez nią. W chwilę odblokował zamek, okno otwarło się, wsadził ją do
środka. Tad wpełzł tuż za nią i zamknął okno. Względna cisza
rozbrzmiewała w jej uszach.
- Co to było za słowo?
Tad poprowadził ją w kierunku hermetycznej kuchenki.
- S-H-I-T. Ten chłopak musi dorosnąć. - Wyciągnął koc z zamkniętego
przenośnego pojemnika i owinął wokół jej ramion. Wpatrywał się w nią
przez chwilkę, jego zimne palce gładziły jej policzek zanim zakrył ją
dokładniej. - Usiądź tu, a ja rozpalę ogień. Z minutę będziemy mieli
wszystko czego będziemy potrzebować. Keil jest niczym jeśli
nieprzygotowany.
Missy patrzyła, ścieśniona pod kocem, jak Tad napalił w kuchence i krąży
po kuchni, wyciągając rzeczy ze szczelnie zamkniętych pudeł. Herbata,
cukier, puszka sosu do spaghetti i makaron wszystko pojawiło się na
kredensie. Do czasu gdy kuchenka promieniowała gorącem na główną
przestrzeń chaty, rozpuszczony śnieg gotował makaron, a bogaty zapach
sosu pomidorowego wypełniało powietrze.
Tak płynne ruchy jak na nieaktywowanego wilka. Była pewnego rodzaju
gracja u większości zmiennych, przenoszonych z ich wilczej formy. Tad
musiał dopiero zmienić się w swojego wilka, ale Missy mogła go sobie
wyobrazić. Mogła się założyć, że będzie blado srebrny, tak jasny jak ona
była, nawet jeśli jego ludzka forma była ciemna na skórze i włosach.
Będzie piękny. Tak jak on jako człowiek.
Gdy patrzyła jej pragnienie rosło. Jej ciało naprężyło się, a wilgoć zaczęła
zbierać się u jej sedna. Ten dzień nadchodził długi czas, a jej skóra
mrowiła w oczekiwaniu na jego dotyk. Missy cieszyła się, że będzie
dzielić z nim to doświadczenie. Nie ważne jak niebezpieczne było dla niej
ofiarowanie mu Pierwszego Parzenia. Z wszystkim co przeszła w sforze
Whistler, lata niekochania i uwięzienia w małżeństwie z rozsądku, musiała
zrobić dla siebie ostatnią wyjątkową rzecz. Jakiekolwiek będą wyniki.
Była wdzięczna, że mogła dać coś specjalnego Tadowi.
Wstała żeby zmienić wilgotne ubranie na to, które wzięła ze sobą. Tad
patrzył jak otwarła torbę bez mówienia czegokolwiek, jego spojrzenie
rozgrzewało się gdy patrzył jak sięgnęła i wyciągnęła parę grubych spodni.
- Słodkości. Hmm, kochanie, jesteś rodzajem kobiety dla mnie. - drażnił
Tad, jego uśmiech rozjaśnił pokój.
- Tu jest zimno skoro żyło się z dala od północy. - poskarżyła Missy.
Tad mrugnął do niej okiem.
- Co jeszcze masz w tej torbie psikusów? Myślałem, że miałaś na myśli
seksową koszulę nocną czy olejek do masażu.
Missy wyciągnęła parę grubych, wełnianych skarpet i szczotkę do włosów.
- Liny i łopatkę, prawda?
Missy prychnęła na niego pogardliwie i dała nura za stos pudeł podczas
gdy Tad odwrócił się z powrotem do kuchenki, ale nie zanim oboje
obrzucili się ostatnim spojrzeniem. Seksualne zamiary w oczach Tada
paliły ją i musiała wziąć długi, powolny oddech zanim mogła się przebrać.
Ciepłe jedzenie wypełniało ich brzuchy a ciepło z piecyka sięgało nawet
do najdalszych zakamarków chaty. Missy westchnęła i oparła się o
miękkie poduch, które Tad wyciągnął ze schowka i umieścił blisko ognia.
- Było jeszcze trzech pół-krwistych z nami w liceum. - powiedziała,
patrząc z radością na wyraz jego twarzy. - Czy wiesz kim byli?
Tad oparł się na łokciu obok niej.
- Wiem o Leonie. Nadal należy do sfory Whitehorse. Podejrzewałem, że
było w nim coś innego nawet zanim wiedziałem o wilkach.
Missy zaśmiała się.
- Dlaczego?
Tad splótł ramiona i wykrzywił twarz w grymasie. Zniżył głos i
wychrypiał,
-Ponieważ jeśli kiedykolwiek widziałaś chłopaka przebierającego się na
wf, pomyślałabyś, że zapomniał dokończyć przemiany. Facet potrzebuje
udziałów w Nair (produkt depilujący).
Zachichotała. To był Leon co do joty.
- Jesteś zły. Kto jeszcze?
- Nie jestem pewien. Cindy przeniosła się krótko po tobie. Ona miała to
całe 'patrz, ale nie dotykaj' opanowane do perfekcji, a wy dwie często
trzymałyście się razem wokół szkoły i miasta... - zamilkł.
- Obserwowałeś mnie, prawda? - powiedziała Missy ze wzrokiem na jego
wargach, na kąciku jego ust. Jej język wymknął się i oblizał jej wargi, nie
mogła powstrzymać tego automatycznego gestu.
- Cały czas. - przyznał się cicho Tad. Wyciągnął rękę i trącił luźny lok.
Ciężko przełknęła gdy jego dotyk wysłał burzą uczuć przez jej ciało. -
Fascynowałaś mnie. Nadal to robisz.
Nadal się na nią patrzył, jego spojrzenie ciemniało.
- Muszę cię pocałować. - jego głos był ochrypły i niski gdy nadal owijał
jej włosy wokół palca. - Naprawdę muszę cię teraz pocałować.
Nie zbliżył się. Na co on czekał? Missy ponownie oblizała usta, on jęknął
gdy nakrył jej kark dłońmi i przyciągnął ją. Byli zaledwie szept od siebie.
Jego oddech ogrzewał ją i nadal nie zbliżył się żeby jej dotknąć. Wtedy
zdała sobie sprawę, że tego nie zrobi. Czekał na nią. To był wybór, jej
decyzja.
- Missy? - jego głos drażnił jej skórę, pobudzał jej zmysły, wyciągał
ostatnie powietrze z jej płuc.
Opuściła swoje usta ostatnie ćwierć cala i ich wargi się spotkały,
nieśmiało, niepewnie. Tad przyciągnął ją bliżej, jego ręce były delikatne
gdy masował jej kark i ramiona, jego usta były miękkie i powściągliwe.
Chciała więcej. Przejechała językiem po jego ustach, drażniąc złączenie
warg i nakłaniając do ich otwarcia. Z jękiem podporządkował się i
podkradła się do środka liżąc jego zęby. Gorąco wzrastało wokół nich gdy
Tad do niej dołączył, jego język omiatał jej gdy przyciągnął ich ciała do
siebie, biodra razem, jej tułów ciasno do jego piersi.
Przytulne koce pod nimi, ciepło wypełniające powietrze w pokoju, trzaski
polan, wszystko to zaczęło znikać gdy jego fizyczny dotyk przytłoczył ją.
Jego ręce wsunęły się pod jej bluzę i sunęły w dół jej pleców. Ich ciała
naciskały na siebie. Jej sutki, napięte i twarde, ocierały o niego.
Przez to wszystko pocałowali się. Odurzający dotyk ust do ust podniecały
ją, oszałamiały. Odsunęła się o cal żeby złapać powietrze, i stwierdziła, że
patrzy w górę na Tada. Przetoczył ich i nawet nie była tego świadoma.
Patrzył ostrożnie, utrzymując swój ciężar na łokciach, zwieszając się nad
jej ciałem. Jego twardość usadowiła się na jej udzie.
Jego z trudem łapany oddech pokazał jej, że nie tylko na nią to wpłynęło.
Wpatrywała się w niego.
- Całujesz lepiej niż marzenie.
Oczy Tada się powiększyły.
- Kochanie, czy ty wiesz w ilu marzeniach grałaś główną rolę?
Nadal się w nią wpatrywał i Missy zarumieniła się. Jej ręce były zaciśnięte
na jego karku, włosy stały w miejscu, w którym zaciskała na nich dłonie
gdy się całowali.
- Ja, umm... Jakie było pytanie?
Ciemne oczy błysnęły na nią.
- Żadnych pytani. Tylko więcej tego.
Obniżył głowę i była stracona, zagubiona w jego smaku, jego dotyku.
Trącił nosem jej szyję, zęby tarły o jej skórę, a jej łono zacisnęło się.
Wilgoć, gorąco i ślisko, wypływały w jej ciała. Krew płynęła do jej
dolnych warg aż były opuchnięte i bolące.
Tad przesunął się na bok, a jego ręka minęła jej brzuch żeby nakryć jej
pierś. Ostro wciągnął powietrze.
- Cholera, Missy. Nie nosisz stanika.
Wypchnęła swoją klatkę piersiową do mocniejszego kontaktu z jego
dłonią. Elektryczne wstrząsy prześlizgiwały się przez nią i usadowiły w
półkuli piersi w jego dłoni, jego kciuk otarł jej sutek widmowym
dotykiem.
Wymamrotane słowa namiętności dotarły do jej uszu. Pociągnął ręką w
górę jej sweter i nakrył jej naprężony czubek. Nakrywając całą otoczkę,
zassał mocno. Linia rozeszła się od jego ust do jej sedna, błyskawica
błysnęła i krzyknęła gdy uchwyciła się go kurczowo.
Nigdy wcześniej niczego takiego nie czuła. Potrzebowała go,
potrzebowała jego pożądania, jego ust. Była pusta i tylko Tad mógł ją
wypełnić. Przeniósł się na jej drugą pierś, przenosząc rękę przez jej brzuch
do paska jej spodni dresowych. Gdy wsunął palce pod gumę, otwarła w
powitaniu nogi, szarpnęła go za głowę, przyciągając jego głowę do jej ust.
Jego smak był uzależniający i pragnęła więcej.
Podczas gdy jego palce otarły się o jej wzgórek, wciągnął kolejny szybki
oddech i przemówił przy jej ustach,
- Dziewczyno, zabijasz mnie. Ani stanika, ani majtek... Oh cholera, jesteś
mokra.
Jego ręka nakryła jej wzgórek, jeden palce przesunął się przez jej loki do
wrażliwych warg. Jego palce usadowił się dokładnie tuż w środku jej
pochwy.
Missy zamknęła oczy i chłonęła uczucia gay dreszcze przechodziły po jej
skórze. Jego usta, żądające odpowiedzi, ucztowały na jej wargach, jednak
ręka badająca jej szparkę była delikatna. Głaskał ją, powoli i
kontrolowanie, nawet jak całował ją mocno i gwałtownie. Jego ciało
zadrżało i zastanawiała się jak długo jeszcze wytrzyma.
Już nie chciała delikatności. Pragnęła wypełnienia, uchwycenia przez
Tada, żeby całkowicie ją posiadł, przytłoczył. Jego zapach mocno wisiał w
powietrzu, wypełniał jej nos, jej usta.
Jej serce.
Jej duszę.
Wstęgi emocji przesunęły się przelotnie pomiędzy nimi, jej oczy otwarły
się szeroko w zaskoczeniu. Oh, słodkie miłosierdzie, to się naprawdę
działo. Łączność partnerska. Mówiono jej czego oczekiwać, ale nigdy nie
sądziła, że tego doświadczy. Zamknęła oczy i starała się uspokoić. Bycie
przywiązaną do Tada przez fałszywe partnerstwo znaczyło, że ucieknie
spod władzy jej Alfy, a to był cel. Ale nigdy nie oczekiwała, że to
połączenie będzie tak rzeczywiste.
Musiała wydać jakiś cichy dźwięk niezgodny z ich kochaniem się
ponieważ Tad odsunął się. Opuścił czoło na jej ramię i wziął kilka
głębszych oddechów. Przesunął się odsuwając, ale złapała go za ramiona,
owinęła nogi wokół niego żeby go zatrzymać.
- Nie mówiłam ci żebyś przestał. Jesteś najlepszym kochankiem jakiego...
- Nie mówmy o innych ludziach kochających cię. - Tad zgrzytnął przez
zęby. Przetoczył się na bok, utrzymując ich nogi razem. - Z jakiegoś
powodu ta myśl powoduje, że chcę kogoś zastrzelić.
Missy wpatrywała się w niego. Czy to możliwe? Wiedziała co ona czuje.
Emocjonalne pragnienie by być z nim było nawet silniejsze niż fizyczny
przymus. A fizyczność była poza wykresem. nakryła jego twarz dłońmi i
sięgnęła zmysłami Omegi do jego umysłu, do emocji i ukrytych potrzeb.
Pojawiły się obraz - nagie splecione ciała, dzieci bawiące się na polu,
splecione dłonie pomaszczone przez czas - Missy sapnęła.
Cały czas się myliła. Przypuściła, że jej pragnienie jego jest fałszywe gdy
naprawdę powinna wiedzieć.
Był jej partnerem. Jej prawdziwym, autentycznym, zawsze-na-zawsze
partnerem.
- Oh, Tad. - to było bardziej przytłaczające niż wyobrażała sobie, że może
być. Z jego smakiem szalejącym w jej ciele i obrazami z jego umysłu
zachęcającymi ją, to było wszystko co mogła zrobić żeby powstrzymać się
od zdejmowania ich ubrań i wypieprzenia go do nieprzytomności.
Nie żeby to był zły pomysł.
Zadrżała w jego ramionach i Tad był blisko utraty kontroli. Spojrzał w jej
oczy, sprawdzając czy się bała. Kurwa. Musiał zrobić coś, poruszać się
zbyt szybko, nie pokazać jak wiele dla niego znaczyła. Ból, głęboki i ostry,
pchnął w niego i ostro wciągnął powietrze.
- Kochanie, co się stało? - Tad próbował rozplątać ich kończyny, próbował,
ale jego ciało nie chciało współpracować. Pozostawiając gorąco jej dotyku
mogłoby wyszarpnąć serce z jego ciała.
- Nic się nie stało, wszystko jest w porządku. - ponownie chwyciła dłońmi
jego twarz, miękkość tego dotyku omywało jego ciało z równymi
częściami pragnienia i spokoju. Było coś tak właściwego w Missy, dużo
ponad zwykłym seksem, że jego umysł stał się zamglony i trudno było się
skoncentrować na słowach. - Czy to czujesz? To nie tylko Pierwsze
Parzenie. Ty i ja, jesteśmy partnerami.
Tad zamarł. To nie było możliwe. Ona miała partnera, jednak z jakiegoś
powodu otrzymywała wiadomość, że oni należą do siebie na zawsze. O
piekielna cholera, to znowu pieprzone wilkołacze hormony. Jakoś
otrzymywała fałszywie pozytywne.
Jak to mogło się zdarzyć? Jak to mogło się zdarzyć bez nich
uprawiających seks? Zaczynała myśleć, że była w nim zakochana na resztę
jej życia i to tylko kontrolujące ją feromony. Nie mógł tego zrobić, nie
mógł traktować kogoś o kogo się troszczył z takim chłodnym, nieczułym
traktowaniem, zwłaszcza Missy. Tad zebrał siłę, której nie wiedział, że ma
i odsunął się.
Oboje zapłakali cichymi jękami gdy przemierzy pokój, zwiększając
dystans pomiędzy mini. Fizyczny ból przedzierający się przez jego ciało
był niespodziewany i prawie powalił go na kolana. Jego oczy zamgliły się
na chwilę i pokój zawirował w oszołomieniu.
- Tak mi przykro, naprawdę. - zrobiłby wszystko żeby jej nie ranić. Jego
kończyny drżały gdy opierał się o framugę. Jego ciało płonęło nawet
bardziej niż kiedy ją dotykał.
Była blada, dezorientacja malowała się na całej jej twarzy, pragnął jej aż
do bólu. Ta sytuacja była poza jej kontrolą i całkowicie jego winą. -
Myślałam, że... - zawahała się zanim zamknęła oczy wypełnione łzami i
zaczęła się trząść. - Nie pragniesz mnie?
Dźwięk agonii wyrwał się z jego gardła na myśl o odmawianiu jej jego
pragnienia. Cholerne wilkołacze geny spieprzyły jego życie, a teraz od
Missy. On chciał tylko ją trzymać i wszystko naprawić, ale to było
niemożliwe. Wszystko co mu mówiono przez te lata oznaczało, że musiała
być w błędzie i o ile nie zatrzyma się teraz, ona będzie cierpieć przez
wieczność. Nadał głosowi łagodne brzmienie i pozwolił trosce w nim
zabrzmieć.
- Do diabła, to nie ty, to ja. Czy nie widzisz? Nie jestem aktywowany. Nie
możemy być partnerami, to feromony się oślepiają. Tylko myślisz, że
jestem twoim partnerem. Oh, kochanie, chciałbym żeby to była prawda. -
Pragnął tego wszystkim co miał.
- Jest! - krzyknęła Missy. Była teraz na kolanach, przekrzywiony sweter,
włosy zmierzwione.
Nigdy nie widział niczego piękniejszego. Czystą torturą było oderwanie od
niej spojrzenia, jego serce szybko waliło, w uszach mu dzwoniło od krwi
płynącej przez jego głowę. Zmusił się do opanowania żądzy i spróbował ją
przekonać.
- Nie może być. Ty masz partnera. - to nigdy nie zdarzało się dwa razy. To
wydarzenie było raz-w-życie i kiedy umierał, kawałek ciebie też.
- Miałam męża, Tad. Nie partnera. Byliśmy małżeństwem, ale to było na
mnie wymuszone. - wstała i sięgnęła po niego.
Tad wyciągnął dłoń żeby ją powstrzymać, jego umysł wirował. Nigdy nie
miała partnera. Powiedziała, że oni są partnerami. Czy mogła mieć rację?
Mocno powąchał. Jedyny zapach jaki do niego dochodził to słaba woń
drzewnego dymu. Jego zatoki były zatkane, jego czoło wydawało się
gorące. Jego ciało bolało.
Czy on jej chciał? Piekielnie tak, ale wydawało się nie istnieć nieprzeparte
połączenie, o którym ostrzegano go gdy spotkają się prawdziwi partnerzy.
Chciał się w niej schować i bronić jej, ale czuł to od kiedy byli dziećmi,
dawniej w liceum. Połączenie, przyciąganie, czuł niezwykle mocno z
ludzką stroną. Jak to mogło być prawdziwe partnerstwo jeśli nie był
pewny? ta szczypta wątpliwości, która pozostała, związała mu ręce.
Związała jego serce.
Wtedy przez jedną złą, nikczemną chwilę, kusiło Tada żeby kontynuował.
Żeby ją wziąć i kochać się z nią, żeby była uwięziona na zawsze. Kochał
ją, do diabła. Ona kochałaby jego. Czy miało znaczenie, że będzie to tylko
substancje chemiczne z jej strony? Jego ludzkie morały toczyły walkę o
epickie rozmiary przeciw pragnieniu wilka szalejącym w nim. Żądza,
potrzeba aktywacji.
Chłodna bryza przepłynęło wokół niego i w tej krótkiej sekundzie jego
serce pękło. Prawie zrobił tą jedną rzecz, jaką przyrzekł, że nigdy nie
zrobi, wykorzystać kogoś o kogo się troszczył.
Nie mógł. Musiała zostać wypuszczona. Wszystkie jego marzenia spadły
na ziemię i roztrzaskały się. Potrzeba, która wzrosła w jego ciele,
przelewała się do jego umysłu i odsunięcie się od niej było
najtrudniejszym co kiedykolwiek zrobił. Pokój ponownie stał się
zamazany. Nie można było rozumować logicznie.
- Jeśli nigdy nie byłaś połączona to znaczy, że nie możemy bezpiecznie
dzielić Pierwszego Parzenia. Nie mogę ci tego zrobić. Nie mogę
ryzykować myśli, że możesz mnie kochać przez resztę swojego życia. -
jego język potykał się o słowa, niezgrabnie, boleśnie. Pragnął jej, ale
bardziej pragnął dal niej wszystkiego co najlepsze.
- Ale, Tad...
- Missy, cicho. - Tad zniżył głos, uspokoił walące serze. Musiał
wytłumaczyć, że ją nie odrzucał, ale ratował ją przed poważnym błędem. -
Zakochanie się w kimś naprawdę i myślenie, że jest się zakochanym z
powodu cholernych wilkołaczych hormonów to nie to samo. Gdzieś tam
masz prawdziwego partnera, z którym połączysz się intymnie. Jeśli cię
wykorzystam, zniszczę przyszłość jaką możesz mieć. Absolutne szczęście.
Całkowite przynależenie. Za bardzo się o ciebie troszczę żeby pozwolić ci
to wszystko zaprzepaścić. Musimy się zatrzymać, teraz. - Tad chwycił
płaszcz i wsadził stopy do butów, pokój wirował przy tych ruchach. -
Utrzymuj ogień. Wrócę niedługo. Nie opuszczaj chaty. Ponownie
wypróbuję radio.
- Tad, nie zostawiaj mnie, ja cierpię... To boli. Nie zostawiaj...
Zamknął drzwi, odcinając się od dźwięku jej drżącego głosu i opuścił
ramiona by je zablokować. Ostre noże przecinały jego kończyny, jego
gardło było obdarte, a serce było bryłą lodu w jego piersi. Zszedł po
schodach i skierował się do samolotu. Musi być jakiś sposób żeby szybko
się stąd wydostać.
Zanim umrze z bólu złamanego serca.