Cathy Williams
Zauroczeni sobą
(A Powerful Attraction)
ROZDZIA
Ł PIERWSZY
Wydostawszy się nareszcie z lotniska, Gracie z zaskoczeniem stwierdziła, że
jest cieplej, niż się spodziewała. Przed wyjazdem z Anglii przejrzała wprawdzie
gazetę, ale zaprzątało ją zbyt wiele spraw i nie zapamiętała prognozy pogody.
Wylatując z Londynu w typowy angielski letni dzień, chłodny i dżdżysty, nie
spodziewała się, że w Nowym Jorku czekają słońce i upał sięgający 30° C.
Zdjęła żakiet, podwinęła rękawy bluzki i wskoczyła do pierwszej z brzegu
taksówki. Podała kierowcy adres hotelu i oparła się wygodnie o miękkie oparcie
fotela. Zamknęła oczy. Chciała w pełni wykorzystać ostatnie zapewne chwile
spokoju i samotności.
Przeczucie mówiło jej, że pożegnała się z wszelką nadzieją na spokój i ciszę w
momencie, gdy cztery dni temu dostała list od Jenny. List niewiele się różnił od
innych listów siostry. Krótki, chaotyczny, sprawiał wrażenie, jakby pisała go w
pośpiechu, pod koniec męczącego, pełnego wrażeń dnia.
Jenny miała kłopoty. Gracie czytała list pisany dziecinnym charakterem pisma i
czuła, że ziemia usuwa się jej spod nóg. Zaledwie siedem miesięcy w Nowym
Jorku, a Jenny już wpakowała się w tarapaty.
Co więcej, oczekiwała, że Gracie wyda całe swoje oszczędności i przyleci na
d
rugi koniec świata, żeby ją ratować.
Zresztą tak było zawsze. Jenny ładowała się w tarapaty, których każdy
rozsądny człowiek umiałby z łatwością uniknąć i oczekiwała, że kochająca siostra
skwapliwie pośpieszy jej na ratunek.
Gracie obrzuciła ponurym wzrokiem pięciopiętrowy hotel, przed którym
zatrzymała się taksówka. Zapłaciła kierowcy i weszła do holu.
Podeszła do recepcji, gdzie krępy recepcjonista w średnim wieku dał jej klucz
do pokoju, poinformował, że nie ma portiera i poradził, żeby nie korzystać z
windy.
Gracie nie spodziewała się luksusów. Ten hotel był jednym z najtańszych na
Manhattanie. Pokój był nieduży, z przenośnym telewizorem, dwoma kiczowatymi
obrazkami i szafą tak małą, że ledwie zmieściły się w niej ubrania, które ze sobą
przywiozła.
W pok
oju był telefon. Gracie postanowiła, że wykąpie się, zanim zadzwoni do
siostry. Potrzebowała czasu, żeby pozbierać myśli. Takie jest życie, pomyślała z
goryczą. Kiedy tylko wydaje ci się, że pokonałaś jedną przeszkodę, pojawia się
dziesięć nowych.
Siedem m
iesięcy temu z ulgą pożegnała Jenny na londyńskim lotnisku. Bardzo
kochała siostrę, ale życie było zdecydowanie prostsze, kiedy nie było jej w
pobliżu.
Jenny znalazła sobie lukratywną posadę jako jedna z czterech osobistych
sekretarek samego Morgana Drake'
a. Gracie pożegnała zwariowaną siostrę z
nadzieją, że pobyt za granicą pomoże jej trochę wydorośleć.
–
Koniec szaleństw – obiecała Jenny zachwycona, że tak się jej poszczęściło. –
Będę miała poważne obowiązki i zamierzam być grzeczna. Następnym razem,
kied
y się spotkamy, w ogóle mnie nie poznasz!
–
Mam nadzieję – odparła szczerze Gracie. – Przez ciebie przedwcześnie
posiwiałam.
Ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Gracie miała wtedy
osiemnaście lat, a Jenny była niesfornym, trzynastoletnim dzieciakiem. Z czasem
Jenny wyrosła z niezgrabnej, chudej nastolatki na piękną, pełną wdzięku
blondynkę. Gracie natomiast pożegnała się ze swoją młodością, znalazła pracę
jako sekretarka jednego z miejscowych prawników i zajęła się pilnowaniem
niesfornej siostry.
Dlaczego, pomyślała teraz z rozpaczą i rezygnacją, dlaczego Jenny znów
wszystko musiała zepsuć i władować się w nowe tarapaty? Zdawałoby się, że
praca u kogoś takiego jak Morgan Drakę powinna nauczyć ją trochę rozsądku.
Gracie nie znała Morgana, ale czytała gazety i znała świat biznesu na tyle dobrze,
by zdawać sobie sprawę, że nie jest to ktoś, kogo można lekceważyć. Dlaczego ta
jego legendarna bezwzględność nie wystarczyła, by nauczyć siostrę odrobiny
trzeźwego myślenia?
W brzuchu burczało jej z głodu, ale nie zwracała na to uwagi. Założyła jedyną
letnią sukienkę, jaką ze sobą przywiozła. Nie była szczególnie twarzowa, ale
Gracie była do niej bardzo przywiązana.
Chciała zadzwonić do Jenny, ale zmieniła zdanie i postanowiła pójść prosto do
szpitala. Znała dobrze talent aktorski swojej siostry i nie miała zamiaru dać jej
czasu na przygotowanie wzbudzającego współczucie występu.
Kiedy Gracie weszła do pokoju, Jenny leżała w łóżku z nogą obandażowaną i
podwieszoną na wyciągu. Jej lewy nadgarstek był owinięty elastycznym
bandażem, opatrunki było też widać pod różowym materiałem nocnej koszuli.
Jasne włosy rozsypały się wokół jej twarzy, i chociaż wyglądała mizernie, z
pewnością jednak nie cierpiała aż tak strasznie, jak to sugerował list.
Kiedy ujrzała Gracie, otwarła usta ze zdumienia.
– Gracie! –
wykrzyknęła radośnie. – Jesteś tu!
Spodziewałam się ciebie dopiero wieczorem! Wyszłabym po ciebie na lotnisko,
ale... –
Pokazała na swoją nogę i uśmiechnęła się smutno.
–
Udało mi się dostać bilet na wcześniejszy samolot.
–
Gracie podeszła do łóżka i pocałowała siostrę w policzek. – Wyglądasz
lepiej, niż się spodziewałam – dodała sucho. – Pisałaś, że jesteś cała połamana i że
nie wiesz, czy uda ci się znów stanąć na nogi. Byłam o ciebie niespokojna!
–
Trzy połamane żebra, złamana noga i skręcony nadgarstek. – Jenny wyliczyła
swe obrażenia z leciutkim tonem dumy w głosie.
–
Jak to się stało?
– Wypadek samochodowy –
odpowiedziała krótko.
–
To już wiem – odrzekła cierpliwie Gracie. – Ale twój list nie był, jak by to
ująć, bardzo szczegółowy. Napisałaś tylko, że jesteś w szpitalu i że mam tu
koniecznie przyjechać. – Westchnęła i spojrzała na zarumienioną twarz Jenny w
aureoli złotych loków. Jak aniołek! Szkoda, że tylko wyglądem jej siostra
przypominała anioła. Gracie czuła ulgę, że stan siostry nie jest bardzo ciężki, ale
zaczynała sobie uświadamiać, że ściągnięto ją tu z Londynu całkiem niepotrzebnie.
–
Czy ktoś oprócz ciebie był poszkodowany?
– Ach, nie. –
Jenny uniosła smukłe ramiona i spuściła Wzrok.
Gracie zaczęła się niecierpliwić. Jenny coś ukrywała. Zbyt dobrze znała siostrę,
by nie poznać, że prawda została tu co najmniej zniekształcona.
–
Może powiesz mi coś więcej? – zażądała.
–
No więc tak... w samochodzie był jeszcze ktoś, ale wyszedł z tego z kilkoma
siniakami.
–
Kto to był? – Gracie przygotowała się na najgorsze. Jak daleko sięgała
pamięcią, Jenny chodziła na randki z najbardziej nieodpowiednimi mężczyznami i
zawsze, z beztroską nonszalancją, wyśmiewała się z obaw siostry.
– Bratanek Morgana Drake'a.
– Bratanek twojego szefa?
–
Czy musisz mówić takim tonem? – Jenny spojrzała na siostrę posępnie.
Gracie popatrzyła na jej dziecięcą, wygiętą w podkówkę buzię i nagle
uświadomiła sobie, o ile milej byłoby być teraz w Anglii, we własnym mieszkaniu,
we własnym łóżku, i nie musieć więcej męczyć się z uciążliwą siostrzyczką.
Chociaż przez jakiś czas.
–
Co robiłaś z bratankiem Morgana Drake'a? – spytała. – Mam wrażenie, że
moja obecność tutaj w jakiś sposób wiąże się z jego osobą. Nigdy o nim nie
pisałaś.
–
Widujemy się od pewnego czasu.
–
Cieszę się, że nic mu się nie stało – powiedziała Gracie po chwili milczenia.
–
Zresztą zwykle tak bywa. Kierowca wychodzi z wypadku nietknięty, za to
pasażer bierze na siebie całe uderzenie. Ale mogłaś mi to wszystko opisać w liście.
Dlacze
go uparłaś się, żebym tu przyjechała, skoro możesz wyzdrowieć bez
niczyjej pomocy? Masz nawet oddzielny pokój. –
Dopiero teraz Gracie rozejrzała
się: telewizor, wideo, ładna i bardzo nieszpitalna pościel, elegancki stoliczek.
–
Rickie uparł się, żeby Morgan płacił za szpital. Inaczej musiałabym leżeć we
wspólnej sali.
I znów na twarzy Jenny pojawił się niewyraźny, tajemniczy wyraz. Gracie
miała wrażenie, że to jeszcze nie koniec opowieści.
– Twój szef jest bardzo hojny –
powiedziała, próbując dociec, o czym myśli
teraz siostra. Cokolwiek by to było, w końcu z pewnością wyjdzie na jaw. Jenny
zawsze opierała się wszelkim naciskom. Dużo lepiej było poczekać, aż prawda
sama wypłynie na wierzch.
–
Morgan nie jest mną szczególnie zachwycony – powiedziała w końcu
niechętnie Jenny, jak ktoś zmuszony do wyznania prawdy wbrew swojej woli.
–
Dlaczego? Przez pewien czas nie będziesz mogła pracować, ale to nie twoja
wina.
Jenny spuściła wzrok i nerwowo skubała przykrywający ją koc.
–
Na miłość boską, Jenny, mów, o co chodzi – powiedziała niecierpliwie
Gracie, mając już dość gry w kotka i myszkę. – Jestem zmęczona i nie mam
nastroju, żeby siedzieć tu bez końca i bawić się z tobą w chowanego.
–
Gracie, mam kłopoty.
O mój Boże, pomyślała Gracie, zapominając w jednej chwili o swoim gniewie.
Wiedziała, że to musi być coś więcej niż tylko trzy połamane żebra, złamana noga
i skręcony nadgarstek. Gdyby tak było, Jenny nie kazałaby jej lecieć do Nowego
Jorku. Narzekałaby bez końca, skarżąc się w listach na straszne cierpienia, ale w
końcu byłaby bardziej zadowolona z samotności, wolna od kazań starszej siostry.
–
Jakie kłopoty? – spytała ostrożnie.
–
Poważne. Morgan jest wściekły. Może mnie nawet pozwać do sądu. Gracie,
to ja prowadziłam ten samochód, a ja nie mam prawa jazdy.
– Rozumiem.
Patrzyły na siebie przez chwilę. W oku Jenny pojawiła się duża łza i smutno
spłynęła po policzku.
–
Nie chcę wyjeżdżać z Nowego Jorku. On mnie może wyrzucić, pozwać do
sądu, uniemożliwić mi znalezienie innej pracy. Nie mogę wyjechać, Gracie! Po
prostu nie mogę. Kocham Rickie'ego – w głosie Jenny brzmiała nuta desperacji.
–
Czy powiedział, że tak zrobi? – spytała po chwili Gracie.
–
Niezupełnie.
–
Cóż to ma znów oznaczać, Jenny?
–
Nie powiedział, że pozwie mnie do sądu, ale wiem, że to zrobi! Nie lubi
mnie. Nie podoba mu się, że widuję się z jego bratankiem.
Gracie miała wrażenie, jakby wciągał ją wir. Zmęczonym gestem przetarła
oczy. Czuła się fizycznie i psychicznie wyczerpana, a płaczliwe zwierzenia Jenny
tylko pogarszały sprawę.
– Dlaczego?
–
Ma staroświeckie poglądy. Uważa, że Rickie powinien przysiąść fałdów i
najpierw nauczyć się prowadzić firmę. Sytuacja jest trochę niezręczna, bo Morgan
ma w garści całe finanse.
–
Dziwię się, że nie zrezygnowałaś z tej zdobyczy i nie przeniosłaś się na inne
łowiska – powiedziała sarkastycznie Gracie. Nie przypominała sobie, żeby jej
siostra kiedykolwiek uparcie polowała na któregokolwiek mężczyznę. To oni
zawsze za nią biegali. W końcu to właśnie był największy problem.
–
Może Morgan ma trochę racji – zauważyła spokojnie.
–
Jesteś po jego stronie!
–
Nie jestem po niczyjej stronie. Nie bądź śmieszna.
–
Chodzi o to, że... zależy mi na Rickiem. – Jenny wpatrywała się w błękitną
pościel, starając się uniknąć wzroku siostry. – Boję się, Gracie. Nie wiem, co ze
mną będzie, jeśli Morgan zdecyduje się zażądać odszkodowania. Boję się stracić
Rickie'ego.
Gracie popatrzyła na siostrę w zadumie. Zdawała się być naprawdę bezbronna
jak nigdy przedtem.
– Jaka jest moja rola w tej sprawie?
–
Chcę, żebyś porozmawiała z Morganem. – Nim Gracie zdążyła
zaprotestować, Jenny dodała pośpieszni?: – Spróbuj to wszystko jakoś załatwić... –
głos jej się załamał.
–
Nie mogę wtrącać się w twoje życie osobiste. Nie mogę uczynić cudu i
sprawić, że Morgan Drakę nagle zmieni zdanie co do swojego bratanka i ciebie. To
musicie załatwić między sobą.
–
Wiem o tym. Ale... ale mogłabyś go przekonać, żeby nie szedł do sądu w
sprawie tego wypadku. Ciebie może wysłucha. Sama wiesz, jak łatwo wpadam w
panikę, a ty, no wiesz, jesteś taka spokojna i opanowana...
Gracie skrzywiła się lekko. Zastanawiała się, czemu o tym, co powinno być
zaletą, Jenny mówi tak, jakby to była wada jej charakteru. Ale siostra miała rację.
Gracie zawsze była spokojna i systematyczna, podczas gdy Jenny z reguły działała
żywiołowo i spontanicznie.
Oczywiście, pójdzie i porozmawia z Morganem, chociaż bardzo niechętnie.
Cóż innego jej pozostało? Inaczej za dwa lub trzy miesiące Jenny zjawi się w
głębokiej depresji na progu jej domu. A to byłoby jeszcze gorsze.
Posiedziała jeszcze chwilę, słuchając Jenny i zastanawiając się, co mogłoby
przekonać Morgana Drake'a, że całe to niefortunne wydarzenie należy złożyć na
karb zwykłych szaleństw młodości. Jej samej byłoby trudno zgodzić się z taką
argumentacją i nie miała wątpliwości co do tego, że Morgan Drakę będzie jeszcze
bardziej sceptyczny.
Gdy przygnębiona wyszła ze szpitala, czuła się tak, jakby przybyło jej dziesięć
lat.
Żar wciąż lał się z nieba. Oślepiająco jasne słońce oświetlało olbrzymie, lśniące
wieżowce. Wszyscy przechodnie zdawali się bardzo śpieszyć, a ciągły jęk syren
policyjnych i straży pożarnej sprawiał wrażenie, że cała ulica była fragmentem
dekoracji do sensacyjnego filmu.
W innej sytuacji byłoby przyjemnie po prostu pospacerować i wstąpić na kawę
do jednego z set
ek barów mieszczących się wzdłuż Broadwayu. Gracie była
przedtem za granicą tylko dwa razy, nigdy w Ameryce. Początkowo miała zamiar
zwiedzić jak najwięcej ciekawych miejsc w Nowym Jorku, ale w tej chwili nie
mogła nawet o tym myśleć.
Wyjęła z torebki adres biura Morgana Drake'a.
Dość już tego. Z pewnością po raz ostatni wyciąga siostrę z kłopotów. Jenny
zawsze była dużym dzieckiem, ale teraz już czas, by nareszcie dorosła.
Spojrzała na stojący przed nią olbrzymi budynek ze szkła i stali, potem rzuciła
okie
m na pośpiesznie zapisany na kartce adres Drakę Industries.
Złoto-czarny napis nad wejściem głosił: Drakę Plaża. Gracie odetchnęła
głęboko, przyglądając się strumieniowi ludzi wchodzących i wychodzących z
budynku. Wiedziała, że Morgan Drakę jest bogaty. Jenny pisała o tym. Ale nie
przypuszczała, że jest właścicielem całego olbrzymiego budynku.
Zacisnęła zęby i zdecydowanym krokiem ruszyła ku wejściu. Skoro już tu jest,
głupio byłoby, wycofać się i wrócić potulnie do domu.
Podeszła do recepcjonisty i zdecydowanym głosem oświadczyła, że chce
widzieć się z panem Drake'em.
–
Z którym z panów Drakę, proszę pani?
– Z panem Morganem Drake'em. –
Czy w jej głosie słychać zdenerwowanie?
Miała nadzieję, że nie. Atak paniki zdecydowanie nie pomógłby jej w spełnieniu
zadania.
– Czy jest pani umówiona?
– Niestety nie, ale...
–
Musi pani porozmawiać z jedną z sekretarek. Pan Drakę jest bardzo zajęty.
Wszystkim zajmują się jego asystentki.
–
Na którym piętrze jest jego biuro? Pójdę i spróbuję się umówić. To bardzo
ważna sprawa – powiedziała zdecydowanym głosem, a widząc wahanie
recepcjonisty dodała: – i bardzo osobista. Mogłabym panu wszystko wyjaśnić, ale
mógłby nas ktoś usłyszeć, a nie sądzę, by się to spodobało panu Drake'owi.
Bardzo zadowolona z siebie, weszła do windy i czekała, aż drzwi otworzą się
na najwyższym piętrze.
Kto by pomyślał, że aż tak trudno jest dostać się do zwykłego biura? Czyżby
myśleli, że pod sukienką ma schowaną bombę? Uśmiechnęła się i weszła do
przestronnego holu, w którym siedziały bardzo pewne siebie sekretarki.
Ciemnowłosa kobieta w ciąży, z niechętnym wyrazem twarzy, siedziała przy
pierwszym z brzegu biurku. Przepisywała coś na maszynie, marszcząc w skupieniu
brwi. Podniosła głowę, gdy Gracie weszła do biura.
–
Słucham? – spytała.
–
Przyszłam zobaczyć się z panem Drake'em.
–
Nie sądzę, by się kogoś spodziewał. Kim pani jest? Jak się pani tu dostała?
Strażnicy nie powinni wpuszczać na to piętro nie upoważnionych osób. A teraz,
bardzo proszę. – Podniosła się, by odprowadzić Gracie do drzwi.
–
Wydaje mi się, że nie zrozumiała pani, co powiedziałam – powiedziała
chłodno Gracie, postanawiając nie cofnąć się ani o krok. – Przyszłam porozmawiać
z panem Drake'em i nie zamierzam stąd wyjść, nim się z nim nie zobaczę.
– Nazwisko? –
rzuciła sekretarka po chwili wahania i połączyła się z biurem
szefa.
–
Przyjmie panią – powiedziała z niechęcią, odłożywszy słuchawkę. – Ale ma
pani tylko pięć minut. Jeśli rozmowa zabierze więcej czasu, musi pani umówić się
na inny dzień. A pan Drakę – dodała z uśmieszkiem – będzie bardzo zajęty przez
następne trzy tygodnie.
Gracie wzruszyła ramionami, podeszła do czarnych drzwi pokoju i zapukała.
Głos ze środka kazał jej wejść.
Mężczyzna za biurkiem czekał na nią. Siedział na skórzanym obrotowym
fotelu, z rękoma założonymi za głową i z wyrazem chłodnej ciekawości na twarzy.
Spodziewała się kogoś całkiem innego. Czy nie powinien być starszy? Jego
wygląd i swobodna pewność siebie sprawiły, że krew napłynęła jej do policzków.
Miał gęste, czarne włosy i jasnoszare oczy. Te właśnie szare oczy przyglądały
się jej bystro, gdy Morgan czekał, aż coś powie. Gracie poczuła, jak ogarnia ją
panika.
Weź się w garść, pomyślała, kurcząc się na myśl o tym, jaki obraz sobą
przedstawia: wytrzeszczone oczy, otwarte usta, czerwone policzki. To ca
łkiem nie
w jej stylu. W kontaktach z mężczyznami zawsze była opanowana i chłodna,
raczej konkretna niż uwodzicielska.
–
Nazywam się Gracie Tempie – powiedziała. Natychmiast zrozumiała, że
mówi rzeczy oczywiste. Przecież sekretarka podała jej nazwisko przez telefon. –
Chciałabym z panem porozmawiać na temat mojej siostry, Jennifer Tempie.
–
Czy ma pani zwyczaj wdzierać się siłą do biur, gdy tylko ma pani komuś coś
do powiedzenia? –
spytał rozbawionym, leniwym głosem, ale przyglądał się jej
bardzo uważnie.
G
racie nagle zdała sobie sprawę, że jej strój jest bardzo nie na miejscu w tym
eleganckim otoczeniu. Nic dziwnego, że sekretarka patrzyła na nią z taką pogardą.
Być może nie był to najlepszy pomysł, żeby przyjść tu od razu. Może powinna
była – się przebrać. Jak może liczyć na pozyskanie sobie czyjejkolwiek
przychylności ubrana w bawełnianą sukienkę w kwiatki?
Kiedy wskazał jej fotel po drugiej stronie biurka, usiadła z uczuciem ulgi.
Przynajmniej na fotelu nie czuła się jak mikrob pod bacznym okiem naukowca. W
innych warunkach zapewne spojrzałby na nią przez ułamek sekundy, a potem
natychmiast zapomniał o jej istnieniu. Poczuła przelotne uczucie żalu, które starała
się pokryć chłodnym, uprzejmym wyrazem twarzy.
–
A więc jest pani siostrą Jennifer Tempie – powiedział powoli Morgan. W
jego głosie brzmiała nuta rozbawienia, co nie bardzo spodobało się Gracie.
– Tak jest –
przyznała. – Właśnie byłam w szpitalu. Jenny jest bardzo
niespokojna. Z powodu wypadku.
–
Powinna się niepokoić. Czy wprowadziła panią we wszystkie szczegóły?
–
Oczywiście! – odparła ostro Gracie zapominając, że powinna bardzo uważać
na swoje maniery, skoro przyszła prosić go o przysługę. Morgan ją rozstrajał.
Wszystko w nim sprawiało, że czuła się jak niezręczna nastolatka.
–
A więc wie pani, że nie miała prawa jazdy? – Spojrzał na nią uważnie, ale
jego wyraz twarzy się nie zmienił.
– Tak.
–
I że ferrari nadaje się tylko na złom? Ferrari? Jenny nie wspomniała o marce
samochodu.
– Tak –
wymamrotała Gracie zastanawiając się, co też jeszcze przemilczała
siostra.
–
Kosztowna zabawa, nie sądzi pani? – zauważył, prawidłowo odczytując jej
wyraz twarzy.
– Tak. –
Gracie rzuciła mu twarde spojrzenie. Rozmowa najwyraźniej go
bawiła.
Czy tak wygląda typowy amerykański bogacz? Czy stają się oni w końcu tak
sam
o bezosobowi jak ich miasta szklanych wież? Jej szef w Londynie był tego
całkowitym przeciwieństwem – siwowłosy, uprzejmy starszy pan, żonaty, z trójką
dzieci.
Gracie wiedziała, że tylko chłodne rozumowanie daje jakieś szanse w
rozgrywce z Morganem Drake'e
m. Starała się myśleć logicznie, ale przeszkadzały
jej w tym zmysły, zbyt mocno skoncentrowane na osobie Morgana. Był smukły,
dobrze zbudowany, miał zmysłową, a zarazem inteligentną twarz o twardych
rysach.
– A co powie pan o roli pana bratanka w tym wypadku? –
spytała zgryźliwie,
patrząc w okno za jego plecami.
–
Och, proszę mi wierzyć, dostał stosowną naganę. Nie wdawał się w
szczegóły, nie było to zresztą potrzebne. Pierwsze spojrzenie na tę bezwzględną
twarz wystarczyło, by Gracie zrozumiała, że Morgan Drakę nie patrzy
przychylnym okiem na nieodpowiedzialne zachowanie.
–
A więc siostra sprowadziła panią z Anglii, żeby walczyła pani tutaj o jej
interesy?
Opis sytuacji był tak trafny, że Gracie na chwilę zaniemówiła. Spojrzała na
Morgana. Jego oczy były twarde i zimne. Czuła, że może ją przejrzeć na wylot i że
drwi sobie z jej zmieszania.
Nagle przypomniała sobie, że rozmowa miała trwać tylko pięć minut. Morgan
nawet o tym nie wspomniał, ale wiedziała, że musi powiedzieć to, co ma do
powiedzenia jak najszybciej.
–
Nie jestem towarem, panie Drakę – poinformowała go. – Jenny mnie nie
sprowadziła. Potrzebowała mojej pomocy, więc przyjechałam, żeby się nią
zaopiekować. Jestem przecież jej starszą siostrą.
– Jest pani raczej murzynem do brudnej roboty.
– To w
strętne! – Gracie zerwała się wściekła z fotela. Jej oczy ciskały
błyskawice. Co on sobie wyobraża?!
– Aha! –
wykrzyknął z satysfakcją. – Byłem pewien, że te angielskie maniery
skrywają pani prawdziwy temperament.
– Ty...! –
wyjąkała Gracie. Jej twarz płonęła.
–
Ależ proszę usiąść – powiedział, patrząc na jej rozpaloną twarz. – Do niczego
nie dojdziemy, jeśli nadal będzie pani histeryzować.
Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, choć głos był całkiem poważny.
Sam jesteś histerykiem! – chciała zawołać Gracie, ale posłusznie usiadła i
starała się zapanować nad swoimi myślami.
–
Jenny myśli, że pozwie ją pan do sądu – powiedziała krótko. – Przyszłam tu,
by prosić pana o ponowne przemyślenie tej sprawy.
–
A więc odzyskała pani owo godne podziwu, brytyjskie opanowanie...
powinna pani być prawnikiem. Nie dziwię się, że siostra sprowadziła właśnie
panią. Och, przepraszam, poprosiła, by pani tu przyjechała. Nie wyobrażam sobie,
żeby Jennifer umiała bronić swoich interesów tak zajadle i tak umiejętnie.
Czemu Jen
ny nie powiedziała dokładniej, z jakim typem człowieka przyjdzie
mi się zmierzyć? – pomyślała Gracie. Listy były zawsze ogólnikowe i nie
wykraczały poza stwierdzenia typu: miły, ale nie w moim typie. Niewiele to
mówiło o mężczyźnie siedzącym teraz naprzeciwko niej.
–
Zmienia pan temat, panie Drakę – powiedziała surowo.
– To prawda –
przyznał.
Podniósł się, podszedł do okna, spojrzał na ulicę w dole, a potem na Gracie.
Zmieszała się. Zastanawiała się, czy celowo spojrzał na nią z góry, żeby ją
speszyć.
– Pra
wdę mówiąc, nigdy nie zamierzałem pozwać pani siostry do sądu. Kiedy
odwiedziłem ją w szpitalu, powiedziałem tylko, że powinna być szczęśliwa, że nie
zamierzam prowadzić tej sprawy aż do samego końca. Niemądra dziewczyna,
pewnie źle mnie zrozumiała. Zapewne poczucie winy sprawiło, że usłyszała to, co
spodziewała się usłyszeć. Ale ja tego nie powiedziałem. Nawiasem mówiąc,
dobrze się stało, że wypadek zdarzył się na terenach mojej posiadłości. Gdyby nie
to, nie wiadomo, jak postąpiliby nasi sumienni policjanci.
Zawiesił głos, dając jej czas na uświadomienie sobie ewentualnych
konsekwencji.
–
Jestem panu bardzo wdzięczna – powiedziała bezbarwnym głosem.
Jeśli pragnął wdzięczności, mogła spełnić jego życzenie i wyjść. Natychmiast.
Jej twarz wciąż płonęła, a serce waliło jak młotem. Była zmieszana również
dlatego, że w obecności takiego mężczyzny jak ten zanadto zdawała sobie sprawę
ze swych fizycznych niedostatków.
–
O tym właśnie chciałam z panem rozmawiać, a więc nie będę panu zabierać
więcej... – Podniosła się z fotela.
– Nie tak szybko, panno Tempie –
rzucił ostro, zwracając się w jej stronę.
Oparł ręce o blat biurka i popatrzył na nią przenikliwym wzrokiem.
Gracie spoglądała na jego mocno zbudowane ciało z pewnym zmieszaniem.
Podwinięte rękawy koszuli odsłaniały opalone, silne ramiona. Przyglądała się im
zastanawiając się, całkiem bez sensu, gdzie się tak opalił. Może w Kalifornii?
–
Chcę z panią porozmawiać o pani siostrze i moim bratanku. Co Jenny o nim
mówiła?
– Chyba bardzo go lubi –
powiedziała ostrożnie. Splotła szczupłe palce i
zaczęła wpatrywać się w nie z namysłem. Nagle poczuła pragnienie, by wydostać
się z tego biura, znaleźć się gdzieś daleko i nie doświadczać więcej niepokojącej
obecności Morgana Drake'a. Przy nim czuła się jak niezręczna nastolatka, którą, na
miły Bóg, od dawna już nie była!
–
Wy, Anglicy, jesteście mistrzami niedomówień. To bardzo interesujące. –
Jego oczy spoczęły na Gracie o ułamek sekundy dłużej, niż było to konieczne.
Nagle zrobiło jej się gorąco. – Richard uważa, że jest zakochany w Jennifer. To
dla mnie bardzo niewygodna sytuacja. Mogłaby pani mi pomóc wybić im to z
głowy.
– Co? –
Gracie aż podskoczyła.
–
Richard ma dwadzieścia dwa lata i jest dość inteligentny. Ale zanim będzie
mógł pokierować firmą, potrzebuje lat intensywnej nauki. Ostatnią rzeczą, której
mu w tej chwili potrzeba, jest zadurzyć się w Angielce, która przyjechała do
Ameryki na roczny staż. A szczególnie w osobie tak niestałej, jak pani siostra.
–
A jak, pana zdaniem, mogłabym w tym pomóc? – rzuciła sarkastycznie
Gracie. –
Czy powinnam codziennie trzymać wartę przy drzwiach szpitala, póki
nie wrócę do Anglii? Nie wydaje mi się, bym miała jakikolwiek wpływ na życie
osobiste Jenny. Jeśli pan jeszcze tego nie zauważył, proszę mi pozwolić
powiedzieć, że Jenny jest nieco uparta.
To jest dopiero eufemizm, pomyślała. Jenny nigdy nie zwracała najmniejszej
uwagi na jakiekolwiek napomnienia ze strony Gracie. Przybiegała do siostry po
pomoc, gdy pojawiały się kłopoty, ale jeśli chodzi o mężczyzn, zawsze traktowała
jej uwagi z pobłażliwym lekceważeniem.
–
Powinnaś używać życia, nim przecieknie ci przez palce! – powiedziała kiedyś
i Gracie zrozumiała, że rzeczywiście czas pomyśleć o sobie, o własnych
przyjemnościach, o mężczyznach. Później może być po prostu za późno.
–
Możemy się nad tym wspólnie zastanowić.
–
Zastanowić? – Gracie spojrzała na niego z zaskoczeniem. – Będę w Nowym
Jorku tylko trzynaście dni. Nie sądzę, by to wystarczyło na zwiedzenie miasta, a
tym bardziej na przekonanie mojej siostrz
yczki, żeby rzuciła pana bratanka. To
syzyfowa praca i może zająć całe życie. A nawet wtedy nie dałabym głowy, że się
uda. –
Wstała i sięgnęła po torebkę. Wciąż czuła na sobie jego wzrok.
–
Na oko nie jest pani ani trochę podobna do Jennifer, prawda? Nigdy bym nie
zgadł, że jesteście siostrami.
Gracie wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. Czuła, jak krew napływa jej do
policzków. Przechyliła głowę i przyjrzała mu się z niesmakiem. Nie musiała pytać,
o co mu dokładnie chodzi. Wiedziała doskonale, do czego zmierza. Od wczesnego
dzieciństwa Jenny zawsze była w centrum zainteresowania. Śliczna jasnowłosa
dziewczynka z dużymi, błękitnymi oczami podobała się wszystkim bardziej niż jej
starsza siostra. Z czasem jej nogi wydłużyły się i wyszczuplały, piersi zaokrągliły
się, a sylwetka nabrała wdzięku. Gracie przywykła do życia w cieniu tej piękności.
Rozumiała doskonale, co znaczy, że nie jest podobna do siostry. Zastanawiała się
tylko, dlaczego Morgan Drakę tak późno o tym wspomniał.
Stwierdzał tylko fakt, ale to zabolało. Zacisnęła usta.
–
Proszę nie robić takiej smutnej miny. – Na ustach Morgana błąkał się cień
uśmiechu i Gracie poczuła się jeszcze bardziej wściekła i bezradna.
–
Czy taka bezpośredniość jest cechą każdego Amerykanina, czy też to pana
sposób bycia? –
spytała krótko.
–
I jedno, i drugie, jak sądzę.
Wciąż jeszcze stała i czuła, jak jego oczy przesuwają się wzdłuż jej ciała,
obejmując szczupłą sylwetkę, małe, wysoko osadzone piersi i kasztanowe,
opadające prosto na ramiona włosy. Gracie miała duże, zielone oczy. To one
właśnie były jej najmocniejszym punktem. Tak naprawdę była całkiem ładna.
Miała jednak nieszczęście urodzić się siostrą kobiety, przy której większość
piękności wypadała blado.
Odwróciła się i podeszła szybko do drzwi. Gdy naciskała klamkę, usłyszała za
plecami głos Morgana.
– To jeszcze nie wszystko.
Obejrzała się. O co może mu chodzić? Czy nie omówili już wszystkiego? Nie
zamierza przecież pozwać Jenny do sądu. Z jego słów wynikało, że będzie mogła
pozostać w Nowym Jorku, nawet jeśli Morgan nie pochwala jej związku z
bratankiem.
Gracie była głęboko przekonana, że pomimo całej swojej bezwzględności
Morgan gra fair. Będzie zapewne próbował wyperswadować Rickie'emu, aby
przestał widywać się z Jenny, ale na pewno nie posunie się dalej.
A więc co jeszcze mógłby mieć do powiedzenia?
Spojrzała na niego pytająco i czekała na wyjaśnienie.
–
Pozostaje jeszcze problem, kto zastąpi pani siostrę.
Gracie spojrzała na niego zaskoczona. Co to mogło mieć z nią wspólnego?
–
Specjalnie szukałem sekretarki z Anglii. Po przeszkoleniu mógłbym
przenieść ją do jednego z oddziałów firmy w Europie, który otwieramy jesienią.
–
Jenny wyjdzie ze szpitala za jakieś sześć tygodni.
–
Ktoś musi ją zastąpić, a poza tym miałem zamiar powiększyć personel. Jedna
z moich asyst
entek wkrótce odchodzi na urlop macierzyński.
–
Życzę więc panu powodzenia w poszukiwaniach – powiedziała Gracie,
naciskając klamkę.
Nim zdążyła otworzyć drzwi, Morgan złapał ją za nadgarstek. Spojrzała w jego
szare oczy i nagle poczuła, że kręci jej się w głowie. Odsunęła się instynktownie,
przytłoczona jego bliskością.
Stał tak blisko, że czuła ciepło emanujące z jego muskularnego ciała.
–
Czy zechciałaby pani zająć miejsce Jenny? – spytał patrząc na nią szarymi
oczami. –
Jest pani doświadczoną sekretarką. Wiem to od Jennifer. Nie będzie
żadnych problemów z pozwoleniem na pracę. No i będzie pani z siostrą, póki
całkowicie nie wyzdrowieje. Ta propozycja tak zaskoczyła Gracie, że wpatrywała
się w niego przez dłuższą chwilę, niezdolna wykrztusić ani słowa.
–
Mam pracę w Anglii, panie Drakę – powiedziała drżącym głosem.
–
Może ją pani rzucić.
–
Nie mogę tak po prostu zostawić pracy, domu i przyjaciół!
– Dlaczego?
–
Dlatego, że... – próbowała znaleźć jakiś sensowny powód, ale bezskutecznie.
–
Bo nie mogę – dokończyła niezręcznie.
–
Boi się pani?
– Nie! –
Spojrzała na niego oburzona. Była zła, że przygląda się jej z
rozbawieniem. Znów miała dziwne uczucie, że Morgan czyta w jej myślach, że
wszystko o niej wie.
–
No, więc dlaczego? – spytał cicho. – To wielka szansa. Nie. ma pani rodziny
w Anglii. To prawda, ma pani tam mieszkanie, ale dopilnuję, żeby podczas pani
nieobecności wynajął je ktoś odpowiedni. A jeśli nie, firma pokryje koszty jego
utrzymania. Jeśli chodzi o przyjaciół, pozna pani nowych ludzi tu, na miejscu. My,
Amerykanie, jesteśmy naprawdę bardzo sympatyczni. Trzeba tylko nam na to
pozwolić. W czym więc problem?
–
Problem w tym, panie Drakę, że nie lubię, kiedy ktoś próbuje kierować moim
życiem.
–
Pozwoliła pani, by kierowała nim siostra. Na jej wezwanie zostawiła pani
wszystko i przeleciała przez Atlantyk, żeby pomóc jej wydostać się z tarapatów.
–
Jego głos był rozbrajająco łagodny, ale zarazem pewny i zdecydowany. –
Proszę się nad tym zastanowić – powiedział puszczając jej rękę i cofając się o
krok.
–
Poza wszystkim, nie mam zamiaru ścigać pani siostry, ale pozostaje wciąż
otwarta kwestia tego ferrari...
–
Mam nadzieję, że nie zamierza mnie pan szantażować?!
–
Ja? Oczywiście, że nie! Nazwałbym to raczej łagodną perswazją.
–
Dobrze, zastanowię się nad tym, panie Drakę.
–
Gracie uchyliła drzwi i była gotowa wyjść.
–
Dobrze. Spotkam się z panią jutro na lunchu. Wpół do pierwszej. Restauracja
Zantini w Greenwich Village. Porozmawiamy o pani decyzji. –
Uśmiechnął się.
Gracie przez moment poczuła się jak ktoś tonący w głębokiej wodzie.
Daremnie próbowała znaleźć oparcie w rozsądku, który po raz pierwszy w życiu
zdawał się ją opuszczać.
Przez resztę dnia i większość nocy starała się znaleźć powody, by odrzucić
ofertę Morgana. Zastanowił ją upór, z jakim nastawał, by dla niego pracowała.
Jedynym wytłumaczeniem było to, że wciąż liczył na pomoc w zerwaniu związku
łączącego Jenny z Rickiem. Czy to rzeczywiście miało dla niego aż takie
znaczenie?
Niezależnie jednak od jego motywacji, sama perspektywa była kusząca. Przez
ostatnie szesnaście miesięcy życie Gracie było bardzo monotonne. W firmie, gdzie
pracowała, doceniano jej talent, ale wiadomo było, że przez najbliższy rok nie ma
żadnych szans na awans.
Zjadła wcześnie kolację i położyła się do łóżka. Próbowała czytać, ale szybko
odłożyła książkę. W głowie kłębiły jej się dziwne myśli. Nim ogarnął ją sen,
wiedziała już, jaka będzie jej decyzja.
Gracie podejrzewała, że siostra nie będzie zachwycona jej decyzją podjęcia
pracy dla Morgana. Zastanawiała się nad tym, starannie wybierając ubranie
spośród nielicznych rzeczy, które ze sobą przywiozła.
Postanowiła pójść do szpitala jeszcze przed spotkaniem z Morganem. Postara
się być w umówionym miejscu punkt pierwsza. Zawsze była bardzo punktualna, a
teraz tym bardziej nie mia
ła zamiaru się spóźnić. Szczególnie że jej strój, tak jak
ostatnio, pozostawiał wiele do życzenia. Nietrudno przewidzieć, jak zareaguje
Morgan na widok jej prostej spódniczki i skromnego kremowego sweterka. Na
samą myśl o tym przechodziły ją ciarki.
Jenny
miała smutny, znudzony wyraz twarzy. Nigdy nie lubiła siedzieć przez
dłuższy czas w jednym miejscu. Perspektywa dwóch miesięcy w szpitalu musi ją
męczyć, pomyślała Gracie.
Siostra rozpogodziła się trochę, gdy Gracie podała jej plik kolorowych
czasopism. Wt
edy zdecydowała się powiedzieć jej o propozycji Morgana.
–
Ponieważ przez jakiś czas nie będziesz jeszcze mogła wrócić do pracy, pan
Drakę zaproponował mi posadę swojej asystentki.
– Co?
–
Zaproponował mi pracę.
–
Masz zamiar się zgodzić? – Zgodnie z przewidywaniami, Jenny nie przyjęła
tej wiadomości z entuzjazmem.
–
Chyba tak. Dzięki temu będę mogła tu zostać, póki nie wyzdrowiejesz, a poza
tym, to może być całkiem interesujące. Praca u pana Collinsa zaczyna mnie nużyć.
Potrzeba mi czegoś nowego.
Przyglądała się siostrze uważnie, gdy ta zastanawiała się, jakie mogą być
dalsze konsekwencje tego faktu.
–
Chciałam tylko, żebyś z nim pomówiła, poprosiła, żeby nie pozwał mnie do
sądu i żeby pozwolił mi zostać w Nowym Jorku, a ty wygryzłaś mnie z pracy –
wyjąkała Jenny.
–
Wcale cię nie wygryzłam – powiedziała wesoło Gracie. – Twoje miejsce
czeka na ciebie. A Morgan nie ma zamiaru pozwać cię do sądu. – Chociaż pewnie
powinien, dokończyła w duchu.
–
To już coś. – Jenny przyglądała jej się podejrzliwie.
–
Chodzi tylko o to, że tutaj nareszcie poczułam się wolna i samodzielna. Nie
potrzebuję twoich codziennych kazań.
–
Myślę, że pobyt w szpitalu i tak skutecznie ogranicza ci możliwość robienia
głupstw – zauważyła Gracie.
Gdyby nie to, nigdy nie zgodziłaby się tu zostać! A tak będzie w pobliżu Jenny,
na wypadek gdyby była jej potrzebna pomoc, ale nie będzie musiała bez przerwy
zachodzić w głowę, co też znowu wyprawia jej siostrzyczka.
–
Czy Morgan mówił o Rickiem?
–
Poruszyliśmy również ten temat.
– Pewni
e chce, żebyś mnie przekonała, żebym sobie z nim dała spokój. Chyba
nie rozumie, że Rickie potrafi sam za siebie decydować.
Gracie nie miała ochoty wdawać się w dyskusję z siostrą. Wiedziała aż nazbyt
dobrze, że jeśli zdradzi swoją dezaprobatę dla ich związku, Jenny będzie
próbowała ją przekonać, a to może trwać bez końca.
–
Jakim szefem jest pan Drakę? – spytała, żeby zmienić temat.
–
Pracowałam pod nadzorem jego sekretarki. Ale kiedy się spotykaliśmy,
Morgan zachowywał się bardzo poprawnie. Póki nie zaczęłam widywać się z
Rickie'em.
–
Jestem z nim umówiona o pierwszej, w restauracji Zantini. Mamy omówić
warunki mojego kontraktu.
–
Zantini? Musi mu naprawdę na tobie zależeć! – Jenny uśmiechnęła się i
obrzuciła siostrę uważnym spojrzeniem. – W gruncie rzeczy to miło, że tu
zostaniesz. Będziesz mi przynosić czasopisma i czekoladki.
Teraz, gdy zawiadomiła już o wszystkim siostrę, Gracie nie mogła myśleć o
niczym innym, jak tylko o spotkaniu z Morganem. Kiedy pochyliła się, żeby
pocałować siostrę na do widzenia, Jenny objęła ją mocno za szyję.
–
Gracie, tym razem to poważna sprawa – wyszeptała lekko drżącym głosem. –
Musisz mi uwierzyć.
Gracie przytuliła siostrę, ale nie zapytała, o co chodzi. Dopiero później, po
drodze do Greenwich Village, zastanawiała się nad jej słowami.
W głosie Jenny brzmiała nuta rozpaczy i błagania, jakiej Gracie nigdy
przedtem nie słyszała. Do tej pory Jenny zawsze w pełni panowała nad swoim
życiem uczuciowym. Teraz jednak zdawało się, że uczucie przerosło jej siły i
Gracie zastanawiała się, czy nie jest to jednak coś więcej niż tylko przelotne
zadurzenie.
Dotarła do restauracji za kwadrans pierwsza. Morgan już na nią czekał, a kiedy
podeszła do stolika, podniósł się i wyciągnął do niej rękę*. Miał silne dłonie,
pewne i męskie. Był ubrany w ciemnoszary garnitur i wyglądał niezwykle
elegancko.
Jeżeli Gracie miała nadzieję, że urok Morgana zniknie przez noc, teraz zdała
sobie sprawę, jak bardzo się myliła: pan Drakę był równie pociągający jak
wczoraj. Gdy uścisnął jej dłoń, poczuła dreszcz podniecenia. Głupia jesteś,
powiedziała sama do siebie. Ten mężczyzna został stworzony, by podbijać serca
pięknych kobiet, we wspaniałych sukniach i eleganckich fryzurach.
Kącikiem oka zauważyła, że przy sąsiednim stoliku siedzą dwie takie właśnie
kobiety i
przyglądają się Morganowi z zaciekawieniem.
Pomyślała, że równie dobrze może rozkoszować się jego towarzystwem,
pozostając nieczuła na jego męski urok. Przecież zawsze w stosunkach z
mężczyznami udawało się jej kierować rozsądkiem, a nie emocjami.
–
Czego się pani napije? – spytał, gdy kelner podał im kartę.
–
Poproszę o wodę mineralną.
–
Niepijąca?
–
Tylko wtedy, gdy powinnam zachować przytomność umysłu – odrzekła
szczerze Gracie i pomyślała, że w towarzystwie tego mężczyzny to właśnie liczy
się najbardziej.
Roześmiał się, jak gdyby czytał w jej myślach, i zamówił dla siebie burbona.
Gracie oczekiwała, że spyta od razu o jej decyzję, ale podczas posiłku Morgan
wypytywał ją o życie w Anglii. Czy lubi swoją pracę? Londyn? Czy często chodzi
do teatru? S
prawiał wrażenie, że odpowiedzi Gracie naprawdę go interesują.
To pewnie tylko na pokaz, pomyślała ze smutkiem. Zresztą czy to ważne? Nie
zależało jej szczególnie na tej posadzie. Jeżeli Morgan zmieni zdanie, nie będzie to
wielka strata.
Kiedy jedli wspani
ałe przystawki, skrycie przyjrzała się ostrym rysom jego
twarzy. Łagodził je nieco przyjazny uśmiech, ale w oczach zawsze czaiła się
czujność. Nic dziwnego, że z taką łatwością utorował sobie drogę na sam szczyt
świata biznesu.
–
Czy podjęła pani decyzję w związku z moją propozycją? – spytał wreszcie,
gdy pili kawę.
Odchylił się do tyłu, założył ręce na piersiach i przyglądał jej się spod gęstych,
czarnych rzęs.
–
Czy mógłby mi pan powiedzieć coś więcej o moich ewentualnych
obowiązkach?
Słuchała uważnie, gdy precyzyjnie odpowiadał na wszystkie jej pytania. Jego
słowa rozwiały ostatnie wątpliwości. Praca zapowiadała się fascynująco. W grę
wchodziła znacznie większa odpowiedzialność, niż sądziła i wyglądało na to, że
będzie musiała znacznie poszerzyć zakres swojej wiedzy o funkcjonowaniu
przedsiębiorstw.
–
Jestem gotów podwoić pani obecną pensję – powiedział, zaspokoiwszy jej
ciekawość.
– Dlaczego? –
Gracie spojrzała na niego z zaciekawieniem.
–
Dlatego, że chcę, żeby pani dla mnie pracowała ! jestem gotów za to zapłacić.
A więc? Tak, czy nie?
–
Zgadzam się.
Morgan nie wyglądał na zaskoczonego. Być może przywykł do tego, że
wszystko układa się po jego myśli.
–
Ale muszę przedtem pojechać do Londynu, pozałatwiać swoje sprawy i
wynająć komuś mieszkanie.
– Wybieram
się do Londynu w przyszłym tygodniu. Spotkamy się tam i
możemy razem wrócić. Po drodze zacznę panią wtajemniczać w szczegóły pracy.
Gracie poczuła się niepewnie. Co innego pracować dla Morgana Drake'a, a co
innego znaleźć się w jego towarzystwie poza biurowym otoczeniem! Zresztą,
pomyślała, właściwie to żadna różnica. Jest niesłychanie atrakcyjny, ale z całą
pewnością nie jest nią zainteresowany. Żeby zwrócić na siebie jego uwagę,
musiałaby być bardzo piękną kobietą.
–
Kiedy zamierza pani lecieć do Londynu? Zarezerwuję dla pani miejsce.
–
Mam już bilet powrotny. Może uda mi się zmienić rezerwację. Chociaż... –
zmarszczyła brwi – to był tani czarterowy bilet. Może...
–
Proszę się o to nie martwić. Kupię pani nowy.
–
Przywołał kelnera. Gracie zrozumiała, że ten temat uważa za zamknięty.
– Gdzie pani mieszka? –
spytał, kładąc kartę kredytową na srebrnej tacce.
– Dlaczego pan pyta?
–
Chcę wiedzieć, dokąd wysłać bilet. Czy zawsze zadaje pani tak wiele pytań?
–
To chyba nawyk po tylu latach pilnowania Jenny. Przyglądał się jej w dziwny
sposób i znów odniosła wrażenie, że porównuje ją z siostrą. Poczuła, że się
czerwieni. Po raz pierwszy w tym dniu patrzył na nią jak na kobietę, a nie jak na
potencjalnego pracown
ika. Uważnym wzrokiem mierzył jej szczupłe ciało,
delikatne rysy twarzy, proste, opadające na ramiona kasztanowe włosy.
– Nie jest pani do twarzy w tym stroju –
powiedział nagle. – Jest pani szczupła,
ale nie chuda. Powinna pani unikać bluzek i sukienek, które zasłaniają pani
kształty.
Przyglądał się jej chłodno, stukając kartą kredytową o brzeg portfela.
Gracie chciała mu złośliwie odpowiedzieć, że zapewne zna się na damskich
fatałaszkach lepiej niż ona sama, ale ta osobista uwaga wytrąciła ją z równowagi i
odebrała całą odwagę.
– Nie rozumiem, dlaczego pana obchodzi mój gust –
powiedziała w końcu
sarkastycznie, wyraźnie okazując, że nie podoba jej się ta uwaga.
–
Obchodzi mnie, i to bardzo, skoro ma pani dla mnie pracować. Każdy
najdrobniejszy nawet szczeg
ół pani wyglądu będzie od tej pory również moją
sprawą.
–
Spojrzał na nią rozbawiony. – Będzie pani oglądana.
Nie przypuszcza pani nawet, jak ważne staną się ubrania. Pójdziemy na zakupy
w Londynie, przed powrotem do Nowego Jorku.
–
Nie, dziękuję – odpowiedziała uprzejmie.
Być może Morgan dyktuje swoim sekretarkom, a pewnie i kochankom, w co
mają się ubierać, ale ona nie zamierza do tego dopuścić. Poza tym, nie będzie
niepotrzebnie wydawać resztek swoich oszczędności na jakieś głupie sukienki.
– Zobaczymy –
odpowiedział z namysłem i Gracie odniosła nagle wrażenie, że
jest to człowiek, którego wszystkie życzenia zawsze się spełniają. Kiedy
zaproponował, że odwiezie ją do domu wspaniałą limuzyną, która czekała na niego
przed wejściem, odmówiła. Powiedziała, że woli się przejść.
Odetchnęła z ulgą kiedy klimatyzowany samochód Morgana zniknął w potoku
innych pojazdów.
W jego obecności nie mogła normalnie myśleć. Teraz zastanawiała się nad
zaletami i wadami pracy z takim człowiekiem. Były w jego zachowaniu rzeczy,
które się jej nie podobały. Był zbyt pewny siebie. Jego sposób myślenia ujawniał
arogancję, nieznacznie tylko zamaskowaną urokiem osobistym.
Nie podobały jej się również uwagi na temat jej wyglądu, choć przyznawała, że
być może nie są całkiem bezpodstawne. Spojrzała na swoje odbicie w szybie:
nieduża, niezbyt zwracająca na siebie uwagę, ale w gruncie rzeczy miła osóbka.
Do wyjazdu z Nowego Jorku nie widziała się już więcej z Morganem.
Następnego dnia rano dostała bilet pierwszej klasy do Londynu wraz z informacją,
z kim w firmie powinna się spotkać, żeby podpisać umowę o pracę. Teraz
wiedziała, że od tej chwili jej życie całkowicie się zmieniła.
–
Mam nadzieję, że wiesz, co robisz – powiedziała Jenny w przeddzień
wyjazdu siostry. Była w wyśmienitym humorze, bo właśnie odwiedził ją Rickie i
przyniósł jej pęk polnych kwiatów.
–
Nie wybieram się na Księżyc – odpowiedziała Gracie. – Poza tym, nie mam
nic do stracenia. Mam dwadzieścia pięć lat i zamierzam wyrwać się z rutyny, w
której tkwię od kilku lat.
– Nie mam nic przeciwko temu, o ile nie wrócisz do roli troskliwej starszej
siostry po moim wyjściu ze szpitala.
–
Jestem twoją starszą siostrą, czy tego chcesz, czy nie. Nie dziw się, że się o
ciebie niepokoję. Posłuchaj, a może pochwalisz mi się tą swoją najnowszą
zdobyczą! – Wiedziała, że to odwróci uwagę Jenny. Rzeczywiście, przez następne
pół godziny opowiadała jej o Rickiem.
W Londynie wszystko poszło jak po maśle. Pan Collins zmartwił się, że Gracie
od nich odchodzi, ale, biorąc pod uwagę szczególne warunki nowej pracy, nie robił
jej żadnych trudności.
W sprawie mieszkania dała ogłoszenie do gazety i już następnego dnia
wynajęła je dwóm studentom ekonomii.
Pod koniec pobytu w Londynie Gracie czuła narastające podniecenie. Była już
spakowana i siedziała właśnie na walizce zastanawiając się, czy już wszystko
pozałatwiała, kiedy zadzwonił dzwonek.
Otworzyła drzwi, spodziewając się sąsiadki, która obiecała wpaść na
pożegnalną kawę. Przed nią stał Morgan. Zaskoczona Gracie patrzyła na
muskularne ciało i rozbawione, szare oczy.
–
Dzień dobry – powiedziała, uświadamiając sobie, że jest ubrana w wytarte
dżinsy i starą, bawełnianą koszulkę. – Co pan tu robi?
–
Czy tak wygląda pani entuzjastyczna reakcja na widok przyszłego szefa?
Mogę wejść? – Oparł się o framugę drzwi i przyglądał jej się z rozbawieniem.
Gracie wpuściła go do środka. Morgan ze swoją potężną postacią wyglądał jak
olbrzym w jej mieszkaniu. Teraz zdawało się jeszcze mniejsze niż zwykle.
– Co pan tu robi? –
spytała ponownie, zamykając drzwi i wchodząc za nim do
pokoju.
–
Skoro mamy razem pracować, myślę, że byłoby lepiej, gdybyśmy mówili
sobie po imieniu, Gracie –
zaproponował, ignorując jej pytanie.
Gracie zarumieniła się, ale na znak zgody skinęła głową.
–
Może nie pamiętasz, ale byliśmy przecież umówieni – dodał z uśmiechem.
Przyglądała mu się z zaskoczonym wyrazem twarzy. Nareszcie przypomniała
sobie, że przecież mówił coś o wspólnych zakupach.
– Przykro mi –
powiedziała, chociaż naprawdę nie było jej wcale przykro. –
Całkiem o tym zapomniałam, a teraz jest już naprawdę za późno. Mam jeszcze do
załatwienia kilka spraw, więc...
Zrobiło jej się nieswojo. Morgan wciąż przyglądał się jej uważnie, a ona nie
czuła się najlepiej w tym swobodnym, domowym stroju. Jeśli kiedyś wyrażał się
sceptycznie o jej ub
raniu, to teraz musiał czuć po prostu niesmak.
– Jakie to sprawy? –
spytał, wciąż rozglądając się po pokoju.
–
Różne – odpowiedziała zirytowana. Muszę tu jeszcze trochę posprzątać,
umyć lodówkę. Nie chcę, żeby mieszkanie wyglądało jak pobojowisko.
–
Będziesz miała na to dosyć czasu wieczorem. Teraz idziemy do Harrodsa.
–
Nie stać mnie, żeby kupić tam choćby chusteczkę do nosa! – wykrzyknęła
oburzona Gracie.
–
Ja płacę. Traktuj to jako fundusz reprezentacyjny.
–
Nie zamierzam przyjmować od ciebie pieniędzy na ubrania! – zawołała,
odsuwając się o krok dalej.
–
Tracisz tylko czas, kłócąc się ze mną – powiedział leniwie. – A poza tym,
skoro dla mnie pracujesz, byłoby mi miło, gdybyś była uprzejma pohamować
nieco swój temperament. Czy wiesz, co powiedzieliby ludzie, gdyby nas teraz
usłyszeli?
–
Pomyśleliby, że nie chcę, żebyś mi kupował ubrania!
–
Pomyśleliby, że jesteś moją kochanką. Sekretarki nigdy nie podnoszą głosu,
kiedy rozmawiają ze swoim pracodawcą.
Oczy Gracie zrobiły się okrągłe. Poczuła, że się czerwieni. Dopiero po chwili
zrozumiała, o czym mówi Morgan. Jak wytłumaczyć mu, że nigdy nie podnosi
głosu, ale że w nim jest coś, co wyzwala w niej najgorsze reakcje?
–
Zobaczę, czy mam się w co przebrać – powiedziała ugodowym tonem. – Nie
miałam zamiaru nigdzie wychodzić i, oprócz rzeczy na jutro, wszystko jest już
spakowane.
–
Nie musisz się przebierać. Wyglądasz... czarująco. Przyjrzał się jej od stóp do
głów, szybko, ale ze znawstwem. Gracie miała ochotę go uderzyć. Zachowywał się
protekcjonalnie. Opanowała się jednak i chwyciła leżącą na sofie torebkę.
Sądziła, że pojadą metrem, ale przed domem czekała taksówka. Morgan musiał
być przekonany, że zgodzi się pójść z nim na zakupy.
–
Powiedz mi coś więcej o sobie – poprosił, kiedy taksówka ruszyła. – Od jak
dawna mieszkasz w Londynie?
–
Od śmierci moich rodziców – odpowiedziała Gracie. – Mój Boże, ależ tłumy!
To pewnie przez tę ładną pogodę. Londyn zawsze wydawał mi się za mały, by
pomieścić jednocześnie i swoich mieszkańców, i turystów.
Wyglądała przez okno taksówki, ale cały czas czuła na sobie jego spojrzenie. Z
pewnością zauważył, że zmieniła temat rozmowy, ale, jak gdyby nigdy nic,
włączył się do swobodnej konwersacji na temat atrakcji turystycznych Londynu.
Gracie przez cały czas czuła u swego boku jego silne ciało. Przeszkadzało jej to
w zachowywaniu się swobodnie. Nigdy przedtem łatwo się nie zakochiwała, a już
z całą pewnością nigdy dotąd nie reagowała tak intensywnie na obecność
mężczyzny. Czuła, jak na jej ciało występuje gęsia skórka. Kosztowało ją wiele
wysiłku, by nie przyglądać się bez przerwy silnemu, ostremu profilowi jego
twarzy. Stracić głowę dla przyszłego szefa było ostania rzeczą, której mogłaby
sobie życzyć. Zwłaszcza że jego sex appeal był tak silny, że on sam z pewnością
zdawał sobie świetnie sprawę, jakie wrażenie robi na kobietach. Było to widoczne
jak na dłoni, kiedy weszli do sklepu. Gracie zauważyła, jak wszystkie kobiety
ukradkiem spoglądają w jego kierunku. Pewnie zastanawiały się, co też może robić
w towarzystwie bardzo pospolitej dzi
ewczyny w trykotowej koszulce i dżinsach.
Morgan spoglądał na wieszaki z ubraniami z pozoru nieuważnie. Widać było
jednak, że wie, w czym będzie jej do twarzy. Wybierał kolory, na które nigdy nie
zwróciłaby uwagi, ale przymierzając kolejne sukienki i garsonki Gracie sama
stwierdzała z zaskoczeniem, że bardzo ładnie w nich wygląda.
–
Niewątpliwie masz w tym doświadczenie – przyznała niechętnie.
–
Czy ma to być komplement ze strony mojej łagodnej sekretareczki? – spytał z
żartobliwym niedowierzaniem.
–
Jeśli sobie tego życzysz, to bardzo proszę! – odcięła się Gracie.
Morgan poprosił ekspedientkę, aby dopisała do rachunku obcisłą sukienkę w
kolorze starego wina, którą Gracie właśnie miała na sobie. Ubrania, które dla niej
wybrał, piętrzyły się na ladzie. Miała nadzieję, że ta sukienka będzie ostatnim
punktem na liście zakupów. Nie chciała nawet myśleć, ile to wszystko będzie
kosztować.
–
Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć – wyszeptał pochylając się ku niej – mam
sporo doświadczenia w dziedzinie haute couture. To efekt wątpliwej przyjemności,
jaką jest spędzanie czasu z bardzo szykownymi damami.
–
A więc – Gracie spojrzała na niego spokojnie – to musi być wielka
przyjemność robić dla odmiany zakupy dla kobiety niezbyt szykownej.
Natychmiast pożałowała swoich słów. Morgan spojrzał na nią z ironicznym
uśmieszkiem. Pozostawało tylko odwrócić twarz, żeby ukryć zmieszanie.
–
A teraz powiedz mi, czy masz jakąś wieczorową sukienkę?
–
Nie potrzebuję takich ubrań.
–
Zadałem ci pytanie. Masz czy nie masz? – spojrzał na nią z
zainteresowaniem. Widać było, że nie da jej spokoju, póki nie dowie się tego, o co
pyta.
– Nie –
odpowiedziała niechętnie. – Chyba nie.
–
Jej ubrania były zawsze funkcjonalne. Żadna z sukienek nie zasługiwała na
miano wieczorowej.
Nim zdążyła zaprotestować, zaprowadził ją do stojaka z sukniami sławnych
projektantów. Wyciągnął spośród nich ciemnoczerwoną sukienkę, która, jak
Gracie stwierdziła z przerażeniem, była tak mała, jakby kilka razy skurczyła się w
praniu.
–
Nie założę tego – powiedziała z determinacją w głosie.
– Przymierz.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale już podeszła do nich ekspedientka.
Robienie publicznych scen nie leżało w naturze Gracie. Zacisnęła zęby, weszła do
przymierzalni, założyła sukienkę i spojrzała w lustro.
Kreacja wcale nie była tak okropna, jak się tego spodziewała. Układała się
miękko, podkreślając kształty jej ciała i eksponując krągłości, których istnienia
sama nawet nie podejrzewała.
Gracie oczekiwała, że na jej widok Morgan uśmiechnie się z satysfakcją, ale
zamiast tego zr
obił tylko krok w tył, przyglądając jej się w kompletnym milczeniu.
– Dobrze –
powiedział krótko. – Weźmiemy jeszcze to. – Odwrócił się i
poszedł bez słowa w stronę kasy.
Gracie złożyła tę zaskakującą reakcję na karb zmęczenia. Sama przecież była
kompletni
e wyczerpana. Krążyli po sklepie już od ponad dwu godzin. Ramiona
bolały ją od przymierzania nieskończonej ilości strojów.
Przyglądała się, jak Morgan płaci rachunek, a kiedy wychodzili ze sklepu
obładowani zakupami, nieśmiało poruszyła temat zwrotu pieniędzy.
–
Powiedziałem ci już – odpowiedział krótko, wsiadając do taksówki. –
Ubrania kupiłem na koszt firmy. Jeśli to może uspokoić twoje sumienie, moja
poprzednia sekretarka też miała specjalny dodatek na ubrania. I z całą pewnością
nie chciała z niego zrezygnować.
Gracie wolała nie zastanawiać się, czy to prawda, ale te słowa uspokoiły ją.
Zamknęła oczy i oparła się wygodniej. Pomyślała, że będzie tęsknić za Londynem.
To miasto miało swój urok.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed domem, Gracie otworzyła oczy i
wyprostowała się na siedzeniu.
–
Zaprosiłabym cię na kawę – zaczęła – ale resztki kawy podzieliły los
jedzenia. Są w śmietniku.
–
Nic nie szkodzi. I tak muszę już wracać. Zobaczymy się jutro na lotnisku. –
Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej otworzyć drzwi. Przez krótki moment Gracie
poczuła dreszcz, jakby poraził ją prąd, który zdawał się emanować z jego ciała.
Zebrała swoje pakunki i pobiegła do domu co sił w nogach.
Znalazłszy się nareszcie w pokoju, rzuciła sprawunki na podłogę i padła na
sofę. Nie rozumiała, co takiego jest w tym mężczyźnie. Wiedziała tylko, że nie
podoba jej się wpływ, jaki wywiera na nią Morgan Drakę.
Starała się wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało jej życie z dala od Londynu.
Przytłaczała ją myśl, że jutrzejszy ośmiogodzinny lot samolotem zakończy jej
stare, a rozpocznie nowe życie.
Poczuła, że zaraz się rozpłacze, więc szybko zajęła się oglądaniem nowych
nabytków i upychaniem ich w jednej z i tak już bardzo wypakowanych walizek.
Będzie miała czas rozczulać się nad sobą, kiedy już znajdzie się po drugiej
stronie oceanu. Wiedziała, że w Nowym Jorku będzie mieszkać w tym samym
budynku, co Jenny. Wprawdzie siostra wynajęła swoje mieszkanie przyjaciółce,
ponieważ, jak twierdziła, i tak niemal cały czas spędzała z Rickiem, ale zawsze
mo
żna było liczyć na to, że będą się często widywać.
Sprzątanie rzeczywiście zajęło zaledwie niecałą godzinę. Kiedy skończyła,
usiadła przy oknie. Czytała i od czasu do czasu wyglądała na ulicę, gdzie powoli
robiło się coraz ciemniej.
Czuła, że wszystko wokół niej dzieje się szybko, zbyt szybko. Jej życie,
dotychczas tak dokładnie uporządkowane, nagle zostało zburzone. A jej uczucia?
Uczucia też zmieniały się zbyt szybko. Chociaż, pomyślała Gracie, nie aż tak
szybko, żebym nie mogła sobie z tym dać rady.
ROZDZIA
Ł TRZECI
Jenny szybko wracała do zdrowia i Gracie od swego powrotu do Nowego Jorku
z trudem radziła sobie z humorami siostry, coraz bardziej nieszczęśliwej, że musi
leżeć w szpitalu w tak piękną, słoneczną, letnią pogodę.
Ponury wyraz twarzy Jenny bar
dzo niepokoił Gracie. Znała dobrze siostrę: nie
wróżył nic dobrego.
– Tobie to dobrze –
skarżyła się Jenny. – Możesz sobie siedzieć na słoneczku!
A ja muszę tu leżeć i mogę to sobie co najwyżej wyobrażać. Nie, żebyś dużo z
tego słońca korzystała – dodała sarkastycznie. – Na miłość boską, Gracie, ty przez
cały czas pracujesz! Nawet wtedy, kiedy nie musisz!
Trudno było temu zaprzeczyć. Rzeczywiście, Gracie spędzała większość czasu
w biurze. Cieszyła się każdą chwilą pracy, która wymagała najwyższej uwagi i
sk
upienia. Morgan dotrzymał słowa i w przeciągu kilku dni jej obowiązki szybko
wzrosły, coraz mocniej wiążąc ją z firmą.
W skrytości ducha zastanawiała się, czy przypadkiem jej zapał nie wiąże się z
osobą samego Morgana, ale szybko nauczyła się odpychać od siebie takie
podejrzenia, nim jeszcze na dobre zagościły w jej myślach. Powtarzała sobie, że
jego obecność dodaje jej sił, że promieniuje z niego energia, która daje motywację
do pracy. I to nie tylko jej, ale wszystkim pracownikom Drakę Industries.
Dni w b
iurze niesłychanie różniły się od spokojnego tempa pracy w firmie
Collins and Collins, gdzie wszystkie decyzje podejmowano po wielokrotnych
dyskusjach Morgan, jak stwierdziła już pierwszego dnia w Nowym Jorku, żył w
świecie bezlitosnej walki. Ciągła konkurencja między firmami na rynku dodawała
mu tylko sił i werwy. Miał niezwykły dar podejmowania szybkich, trafnych
decyzji i potrafił zawsze o krok wyprzedzać wydarzenia na giełdzie.
Dynamiczna osobowość Morgana przenikała całą firmę, a Gracie
współpracowała z nim tak blisko, że jego entuzjazm nie mógł jej się nie udzielić.
Tego dnia kończyła właśnie pracę, przeglądając ostatnie sprawozdania i
szykując się na kolejną długą wizytę u Jenny, kiedy zadzwonił brzęczyk i strażnik
z dołu powiedział:
–
Przyszła panna Jackson. Chce się widzieć z panem Drake'em.
– Co to za panna Jackson? –
spytała Gracie marszcząc brwi. Rzuciła okiem na
listę spotkań szefa, ale zgodnie z przewidywaniami nie znalazła tam tego
nazwiska.
–
Jedna ze znajomych pana Drake'a. Właściwie czy to nie pora, żeby nareszcie
pojawiła się na scenie jedna z jego wielbicielek? Gracie zdawała sobie sprawę, że
Morgan bawi się równie intensywnie, jak pracuje, ale jak do tej pory nigdy nie
miała okazji poznać żadnej z jego kobiet. Biuro było dla niego miejscem świętym.
Jak wielu mężczyzn, którzy zrobili błyskotliwe kariery, nie lubił mieszać pracy z
życiem prywatnym i jak dotąd konsekwentnie utrzymywał ten podział.
–
Wpuść ją na górę, Harry – powiedziała Gracie, słysząc w tle kłótliwy głos
kobiety.
Zastanawiała się, czy wyjść, czy też zostać w biurze, kiedy drzwi otwarły się z
trzaskiem i weszła kobieta jakby prosto z okładki Vogue’a. Była wysoka, szczupła
i bardzo elegancko ubrana. Na jej widok Gracie poczuła się jak Kopciuszek.
–
Przyszłam pomówić z pani szefem – rzuciła zdecydowanie kobieta,
obrzucając Gracie obojętnym spojrzeniem, które jasno wskazywało, że uważa ją za
osobę zupełnie niegodną uwagi.
–
Jest tu panna Jackson. Chce się z panem widzieć – powiedziała Gracie
podniósłszy słuchawkę wewnętrznego telefonu.
–
Nie możesz się jej jakoś pozbyć? – spytał Morgan cicho przeklinając pod
nosem. –
Jestem zajęty.
–
Czy mam ją wprowadzić?
–
Nie musisz być taka słodziutka – wymamrotał, najwyraźniej niezadowolony z
jej rozbawienia. –
Wprowadź ją, jeśli musisz. Ale nie wychodź. To będzie krótka
wizyta, a potem chcę z tobą pomówić.
Usłyszała, jak rzuca słuchawką i powiedziała najuprzejmiej jak mogła:
–
Proszę za mną.
Mimo upału i późnej pory, panna Jackson wyglądała naprawdę doskonale.
Każde pasemko włosów leżało na swoim miejscu, makijaż był staranny, a szminka
wciąż błyszcząca i świeża.
Kiedy Gracie otworzyła drzwi, kobieta przesunęła się obok niej, otoczona
zapachem drogich perfum i zawołała:
–
Morgan, kochanie! Wiem, że nie lubisz, żeby przeszkadzać ci w pracy, ale po
prostu musiałam się z tobą zobaczyć. – Z rozmachem zamknęła drzwi przed nosem
Gracie.
Nie potrzeba było wielkiej wyobraźni, by domyślić się, że ta wizyta jest tylko
wstępem do miłosnej gry. Pocałunek, wspólna przejażdżka windą, a potem, kto
wie? Gracie wyobraziła sobie tę scenę tak wyraziście, że czym prędzej musiała
zająć się swoją papierkową robotą.
Machinalnie przeglądając stare sprawozdania zastanawiała się, jak długo
będzie musiała czekać na Morgana. Czegóż też mógł od niej chcieć? Czy myśli, że
w razie potrzeby ocali go ze szponów panny Jackson? Ta myśl bardzo ją
rozbawiła.
Nie ulegało wątpliwości, że panna Jackson potrafi uparcie obstawać przy
swoich planach. Gracie zdążyła jednak zauważyć, że Morgan w osobistych
kontaktach niezbyt wysoko ceni sobie kobiecy upór.
Jenny opowiadała jej, że kobiety ciągną do Morgana jak ćmy do ognia, choć, w
jej mniemaniu, nie jest szczególnie interesującym mężczyzną. Gracie
interpretowała to na swój sposób: prawdopodobnie Morgan nie jest wielbicielem
dyskotek i nie przepada za flirtowaniem z młodymi dziewczętami. Nawet jeżeli są
bardzo ładne.
–
Mniej więcej co miesiąc pojawia się w towarzystwie nowej dziewczyny –
mówiła Jenny. – Piszą o tym wszystkie popołudniówki.
Gracie popatrzyła w stronę zamkniętych drzwi. Ciekawe jak długo trwa jego
związek z panną Jackson? Chyba dłużej, niż cztery tygodnie, skoro odważyła się
wtargnąć do jego biura.
Skończyła porządkowanie dokumentów i powiedziała sobie, że prywatne życie
Morgana Drake'a wcale jej nie obchodzi.
Po
czuła jednak nagły skurcz żołądka, kiedy wyłonił się z gabinetu z panną
Jackson uwieszoną u ramienia.
–
Czy mogę już iść, panie Drakę? – spytała patrząc wymownie na zegarek.
–
Powiedziałem przecież, że musimy porozmawiać o paru sprawach – spojrzał
na uwies
zoną u jego ramienia piękność i powiedział cicho: – Mam jeszcze sporo
pracy. Zadzwonię do ciebie.
–
Słowo? – spytała kokieteryjnie. – Jesteś pewien, że ta twoja sekretareczka na
to pozwoli? Chyba jest trochę zazdrosna. – Nim zdążył odpowiedzieć,
przyciągnęła go do siebie i namiętnie pocałowała.
No, pięknie, pomyślała Gracie, kurcząc się w środku na myśl o tym, że
nazwano ją „jego sekretareczką". Ostro sobie z nim poczyna.
Żeby nie patrzyć na stojącą przed nią parę, zajęła się układaniem długopisów
na biurku
. Podniosła głowę dopiero usłyszawszy świergotliwe „pa, kochanie".
Ledwie rudowłosa kobieta zniknęła za drzwiami, Morgan zwrócił się w stronę
Gracie z gniewnym wyrazem twarzy.
–
Dlaczego ją tu wpuściłaś? – spytał, patrząc na nią twardym, zimnym
wzrokiem.
–
A co niby miałam zrobić? – zapytała spokojnie. – Kazać ją wyrzucić za
drzwi?
–
Nie mam zamiaru słuchać tych uszczypliwych uwag – dodał cicho. – Mogłaś
powiedzieć, że mnie nie ma.
Gracie milczała. Morgan wziął do ręki pióro leżące na biurku i zaczął się nim
bawić. Zapadła cisza.
Nie chciała mieszać się w jego osobiste sprawy. Skoro zadaje się z kobietami,
które żądają więcej, niż jest im gotów dać, jest to tylko i wyłącznie jego sprawa.
Musi bronić się sam.
– No i..? –
spytał rzucając pióro i patrząc na nią uważnie.
– Niby co?
–
Nie udawaj, że nie rozumiesz. Nie lubię, kiedy kobiety przychodzą w
prywatnych sprawach do mojego biura. Jeśli Alex znów się tu pokaże, bądź
uprzejma jej to wytłumaczyć.
– Alex?
– Panna Jackson.
Gracie skinęła głową. Czuła, jak gotuje się z wściekłości.
–
Pewnie uważasz, że nie powinienem tak postępować?
–
To nie ma nic do rzeczy. Nie interesuje mnie, co pan robi poza pracą, panie
Drakę. I z kim. Chciałabym jednak, żeby jedno było jasne: nie uważam, by moim
zadaniem miało być przekazywanie tego typu informacji pana kolejnym
„zdobyczom".
Zaczerwienił się. Wiedziała, że jest wściekły, ale nic ją to nie obchodziło. Nie
podobało jej się takie podejście do kobiet i nie zamierzała dać się wciągnąć w jego
krętactwa.
–
Na miłość boską, nie warto się tym aż tak przejmować, moja sekretareczko –
odparował ironicznie.
Gracie zarumieniła się.
–
Pozwolę sobie być odmiennego zdania – odparła chłodno. – Czy to już
wszystko? Mogę iść?
Może jestem przeczulona, pomyślała. A może po prostu nie lubię go oglądać w
towarzystwie innych kobiet. A szczególnie takich, które uważają, że dobre maniery
są – w dzisiejszych czasach niepotrzebne. A może przemawia przeze mnie po
prostu stara, dobrze znana zazdrość? Zazdrość o te piękne kobiety, które spotykają
s
ię z Morganem i z nim sypiają.
Na tę myśl poczuła nieprzyjemne mrowienie w plecach. Szybko schyliła się,
żeby podnieść torebkę.
–
Odprowadzę cię – powiedział i ruszył za nią w stronę windy. Kiedy wziął ją
pod ramię, poczuła, jak całe jej ciało sztywnieje.
Wszystko szło świetnie, dopóki trzymał się od niej z daleka, ale gdy tylko
trochę się zbliżył, serce zaczynało jej bić szybko i mocno, jak gdyby ciało wbrew
rozsądkowi nie umiało oprzeć się jego męskości.
Chciała już się pożegnać, kiedy Morgan zaproponował, żeby poszli razem na
drinka. Zdarzyło się to po raz pierwszy, odkąd u niego pracowała. Zazwyczaj
kiedy wychodziła z biura, Morgan jeszcze zostawał.
–
Chciałbym pomówić o Rickiem i twojej siostrze – dodał widząc jej wahanie.
–
Nie rób takiej przerażonej miny, to nie jest nieprzyzwoita propozycja. Wcale nie
mam zamiaru rzucać się na ciebie, a tym bardziej nie w zatłoczonym barze.
Mówiąc to przyglądał się jej uważnie. Gracie poczuła, że znów się czerwieni.
Te słowa wywołały w jej myślach bardzo wyrazisty obraz jej samej w objęciach
Morgana.
– Dobrze –
powiedziała szybko. – Miałam zamiar pójść do szpitala, ale Jenny
może poczekać do jutra.
Na dworze powietrze było gorące i duszne. Poszli zatłoczoną ulicą do małego
baru, odwiedzanego przez biznesmenów z okolicz
nych biur. Gracie była tu już
kilka razy z koleżanką z pracy i bardzo jej się ten bar podobał. W niczym nie
przypominał angielskich pubów. Brakowało mu specyficznej atmosfery starych,
tradycyjnych budynków. Był bardzo nowoczesny, dobrze pasował do otaczających
go biurowców.
Kiedy usiedli przy jednym z okrągłych, metalowych stolików, Morgan,
wyraźnie odprężony, rozluźnił krawat.
–
Rozmawiałem z Rickiem o Jenny – powiedział podnosząc szklaneczkę do ust
–
ale on wcale mnie nie słucha. Jest młody, szalony, i nie chce nawet słyszeć o
swoich obowiązkach wobec firmy. Chciałbym wiedzieć, jak siostra przedstawiła ci
ich związek.
– Czemu?
–
Nie pozbyłaś się jeszcze tego nawyku – powiedział sucho Morgan. – Ciągle
odpowiadasz pytaniem na pytanie. Twoja ciekawość kiedyś cię zgubi.
Rzucił jej ciepły, czarujący uśmiech i Gracie niemal zakrztusiła się winem.
Cokolwiek się zdarzy, nie wolno jej zapomnieć, jakie kobiety go interesują.
Wysokie, szczupłe i bardzo wyrafinowane, jak egzotyczne koktajle w
smukłych szklankach.
– Jen
ny bardzo zależy na Rickiem – odparła szczerze. – Nie przypominam
sobie, żeby kiedykolwiek przedtem była tak zakochana. Nie próbowałam jej
wyperswadować, żeby o nim zapomniała, ponieważ nie wierzę, żeby się to na coś
zdało. Myślę, że ich sprawy należy pozostawić własnemu biegowi.
–
Nie, jeżeli oznacza to ruinę Drakę Industries! Tym mniej więcej groził mi
Rickie, gdybym nadal starał się stanąć na drodze do ich szczęścia.
Jego głos brzmiał twardo i surowo. Upił łyk wina, przyglądając się jej
bezceremonialnie.
–
Co więc zamierzasz zrobić?
–
Pomyślałem, że wyślę go na trzymiesięczny kurs do Paryża. Wcześniej czy
później i tak będzie musiał prowadzić nasze biura we Francji, więc przyśpieszę
tylko to, co i tak go czeka.
Gracie przyglądała mu się osłupiała. Wiedziała, jak nieustępliwy potrafi być w
sprawach firmy. Zawsze to podziwiała, ale teraz chodzi przecież o coś więcej niż
tylko o biznes.
–
Sądzę, że to wielki błąd – powiedziała cicho. Czekała na jego reakcję, ale
Morgan milczał. – To może mieć całkiem odwrotny skutek. Jeśli oni są
rzeczywiście zakochani, niewiele możemy na to poradzić. Co więcej, nie
powinniśmy nawet próbować im przeszkadzać.
–
O Boże! – powiedział cynicznie krzywiąc twarz. – To brzmi jak cytat z
jakiejś romantycznej powieści.
Grac
ie o mało się nie roześmiała. Nigdy nie podejrzewałaby siebie o skłonności
do sentymentalizmu.
–
Myślę, że mylisz pojęcia. Chodzi po prostu o przestrzeganie kilku
podstawowych zasad –
odparła swobodnie.
Szare oczy Morgana przesunęły się po jej twarzy i zatrzymały na ustach.
–
A ja wiem przecież doskonale, jak mocno trzymasz się swoich zasad. Dziś w
biurze nie pozostawiłaś co do tego nawet najmniejszych wątpliwości. Czy ktoś
powiedział ci już, że jesteś wyjątkowo szczera?
– Jestem taka tylko wtedy, kiedy jest to konieczne –
odrzekła niezręcznie,
zastanawiając się, dlaczego to określenie sprawiło jej taką przykrość. Z żalem
pomyślała, że mężczyznom takim jak Morgan Drakę cechy te może nawet
imponują, ale z pewnością ich nie pociągają.
Z tego, co widziała i o czym słyszała, wynikało przecież jasno, że Morgan woli
kobiety piękne, niezbyt bystre, i raczej pozbawione surowych zasad moralnych.
Zapewne ma dosyć pracy w biurze i nie potrzebuje dodatkowych komplikacji w
życiu prywatnym.
– Panno Tempie, ma pani bardzo b
ystry umysł – powiedział cicho. – Kiedyś
wpakuje się pani przez to w tarapaty.
Pochylił się ku niej, opierając łokcie na blacie stołu. Był tak blisko, że czuła
zapach jego wody po goleniu. Patrzył na nią uważnie. Gracie spuściła wzrok.
–
Ale tym razem posłucham twojej rady, Gracie, ponieważ myślę, że masz
rację. Nadmierne naciski spowodują tylko, że popędzą co sił w nogach do
najbliższego urzędu stanu cywilnego. To znaczy, jak tylko twoja siostra będzie w
stanie biegać.
Morgan bardzo rzadko mówił do niej po imieniu i teraz Gracie poczuła się
nieswojo. Poprawiła się na krześle. Zaczęła tłumaczyć, że musi już iść.
–
Podwiozę cię do domu – powiedział.
Samochód Morgana stał zaparkowany w podziemiach biurowca. Wracali więc
w kierunku biura, rozmawiając o mało ważnych sprawach.
Spojrzała na jego ostry, męski profil. Starała się nie myśleć o tym, że za chwilę
znajdą się razem w jej mieszkaniu. Serce waliło jej jak młotem. Wciąż pamiętała
odwiedziny Morgana w Londynie, a to było przecież wiele tygodni temu. Zanim
jes
zcze na dobre odczuła jego pociągającą męskość.
Budynek, w którym mieszkała, znajdował się w eleganckiej dzielnicy
pomiędzy Central Parkiem a Broadwayem.
–
Mogę wejść na chwilę? Chętnie napiłbym się kawy – powiedział Morgan,
zatrzymując samochód naprzeciw wejścia. – Poczekam, aż ruch się trochę uspokoi.
Łatwiej będzie mi potem wrócić do domu.
–
Ależ oczywiście – wymamrotała, wiedząc, że i tak nie ma żadnego wyboru.
Przecież cały budynek był jego własnością. Kiedy szła wyłożonym dywanem
korytarzem, czuła za plecami niepokojąco bliską obecność Morgana.
Weszli do mieszkania. Słońce jasnym strumieniem wpadało przez duże okna.
Nieduży, ale wygodny salon był utrzymany w przytłumionych odcieniach zieleni i
różu, które nadawały mu wrażenie przestronności.
Dwa szerok
ie stopnie prowadziły do kuchni, a po prawej stronie znajdowała się
jadalnia z głęboką wnęką, w którą wbudowano półki na płyty, sprzęt stereo,
książki i telewizor.
Gracie poszła do kuchni zaparzyć kawę, a kiedy wróciła, Morgan siedział
wygodnie na sofie i
patrzył przed siebie zmęczonym wzrokiem. Wyciągnął
wygodnie długie nogi i wyglądał jak drapieżnik, który wypoczywa właśnie po
udanym polowaniu. No tak, pomyślała Gracie, świat biznesu to swego rodzaju
dżungla, a Morgan z całą pewnością potrafi radzić sobie w niej jak czujne zwierzę,
które zna wszystkie zasadzki i podstępy.
–
Zapomniałem, jakie ładne są te mieszkania – powiedział spoglądając na
pokój. – Nie wiem dlaczego, ale to otoczenie do ciebie pasuje –
ciągnął,
przyglądając jej się leniwym wzrokiem. – Wyglądasz niewiarygodnie młodo.
Młodziej niż Jenny. Jaka jest między wami różnica wieku?
–
Pięć lat.
Gracie spojrzała na Morgana z nadzieją, że skończył już kawę. Nie miała
zamiaru zaproponować mu drugiej filiżanki. Miał szczególnie, niepokojący dar
nagłego zmieniania tematu rozmowy z bardzo ogólnego i niezobowiązującego na
osobisty. Kiedy byli w biurze, łatwo było schować się za sprawozdaniami i
zasłonić się pracą, ale tu, w domu, sprawy wyglądały inaczej.
Znów poczuła nerwowy skurcz żołądka, jak zawsze, kiedy wiedziała, że
Morgan skupia na niej całą swoją uwagę. Ostrożnie odstawiła pustą filiżankę na
szklany stoliczek i podwinęła pod siebie nogi.
– Jak dawno umarli wasi rodzice?
Gracie miała zamiar odpowiedzieć, że to nie jego sprawa, ale zreflektowała się,
że to raczej nie jest zwykłe wścibstwo. Chyba naprawdę chce się czegoś więcej o
niej dowiedzieć.
– Siedem lat temu –
powiedziała niepewnie. – W wypadku samochodowym.
Wracali do domu z imienin u znajomych i zderzyli się czołowo z ciężarówką.
Ironią losu jest to, że rodzice nigdy nie pili alkoholu. Kierowca ciężarówki
wyszedł z tego zaledwie z paroma siniakami.
Od bardzo dawna nie rozmawiała z nikim o śmierci rodziców i teraz poczuła
wyraźną ulgę, mogąc wyrzucić z siebie wszystkie smutne myśli.
– Byl
iśmy sobie bardzo bliscy – powiedziała jakby głośno myśląc. – W
pewnym sensie dobrze się stało, że Jenny była wtedy taka mała. Nie pozwoliło mi
to zanadto się nad sobą rozczulać. Musiałam odbudować nasze życie i sama radzić
sobie ze wszystkim. Miałam zamiar studiować, ale to oczywiście nie wchodziło w
grę. Zamiast tego poszłam na przyśpieszony kurs dla sekretarek i zaczęłam
pracować.
–
Nie żałowałaś, że nie poszłaś na studia?
–
Tylko przez jakiś czas. Ale w końcu nie ma sensu pogrążać się we własnych
żalach. Wybrałam jedyną drogę, jaka była wtedy możliwa. – Podniosła wyżej
głowę, jak gdyby oczekując jego krytyki. Wiedziała jednak, że Morgan nie powie
jej nic przykrego. Zrozumiała to w chwili ciszy, jaka między nimi zapadła. Mimo
wszystko nie przywykła obnażać przed kimkolwiek swojej duszy. Nie rozmawiała
o tym nawet z siostrą.
To prawda, nie żałuje, że nie poszła na studia. Jenny potrafiła być skaraniem
boskim, ale Gracie kochała ją całym sercem. Nie umiałaby poświęcić jej
wychowywania na rzecz dalszej nauki.
–
Jesteś bardzo dzielną dziewczyną – powiedział delikatnie Morgan. – Zresztą
zawsze tak uważałem. Dzielną i szczerą. Tym właśnie różnisz się od tutejszych
dziewcząt. Amerykanki są szczere... ale w inny sposób. Mówią otwarcie o
rzeczach, które ty najwyraźniej wolisz zachować dla siebie...
Gracie oblizała usta. Czuła na plecach dreszcz. Zawsze tak reagowała na jego
obecność. W pokoju zapadła całkowita cisza.
– To przez moje angielskie wychowanie –
powiedziała, prostując podwinięte
nogi. – Kamienna twarz i tym podobne zasady.
–
Ścierpły ci nogi? – spytał.
Gracie skinęła twierdząco głową, próbując pozbyć się nieprzyjemnego
mrowienia w stopach.
– Pozwól...
Nim zdążyła zaprotestować, uklęknął przed nią i zaczął rozmasowywać jej
łydki długimi, pewnymi ruchami.
– Nie trzeba! –
powiedziała zdesperowanym głosem. Miała wrażenie, że całe
jej ciało budzi się nagle. Być może Morgan nie był świadomy swojego wpływu,
nie zdawał sobie sprawy, jak silnie działa na jej zmysły, ale Gracie z pewnością
doskonale o tym wiedziała.
– Teraz lepiej?
Skinęła głową. Zaschło jej w ustach i nie mogła wydobyć z siebie ani słowa.
–
Odprowadź mnie do drzwi. To ci pomoże. Podniósł się i pomógł jej wstać. Z
całego serca pragnęła zachowywać się jak opanowana, spokojna osoba. W końcu
nie stało się nic wielkiego, po prostu rozmasował jej nogi. A jednak jej zmysły
były napięte. Drżała na całym ciele.
Myślałby kto, że nigdy przedtem nie dotknęła jej męska ręka! Czemu jest tak
podniecona? Czyż jego postępowanie nie było zupełnie niewinne?
Odprowadziła Morgana do drzwi i odsunęła się o krok, żeby go przepuścić.
Gdy otworzyła usta, by się z nim pożegnać, nieoczekiwanie pochylił głowę i
Gracie poczuła na twarzy dotyk jego ust. Jego język lekko obwiódł zarys jej
wpółrozchylonych ust, a potem Morgan szybko wyprostował się i wyszedł.
Zamknęła drzwi i ciężko się o nie oparła. Kręciło jej się w głowie, a skóra
paliła w miejscach, gdzie jej dotykał.
Oczywiście, miała już przedtem do czynienia z mężczyznami. Nie jest
niewinną szesnastolatką, której nikt nigdy jeszcze nie pocałował. Ale przeraziła ją
własna reakcja na dotyk ust Morgana. Nigdy przedtem nie zaznała tego dziwnego,
bolesnego pożądania. Kiedy ją pocałował, piersi stwardniały jej z podniecenia, a
całe ciało zdawało się płonąć żywym ogniem.
Zaniosła filiżanki do kuchni, umyła je i podeszła do okna, starając się jakoś
pozbierać myśli.
Powiedziała sobie, że ten pocałunek z pewnością nic dla niego nie znaczy, że
był tylko wyrazem współczucia po tych bardzo osobistych zwierzeniach.
Mimo tego długo nie mogła zasnąć. Przez długie godziny rozmyślała o
Morganie Drake'u, czując się jak mała dziewczynka, która strasznie zadurzyła się
w kimś bardzo nieodpowiednim, na przykład w swoim nauczycielu.
Tyle tylko, pomyślała, że lekcje, których udziela Morgan kobietom, niewiele
mają wspólnego z wiedzą książkową.
Ciekawe, co pomyślałby, gdyby wiedział, co do niego czuje. Oczywiście, nigdy
się o tym nie dowie. Takie zwierzenia oznaczałyby koniec pobytu Gracie w
Nowym Jorku, a bardzo jej się tu podobało. Praca była daleko bardziej interesująca
niż w Londynie i szkoda byłoby ją stracić.
Sobotni poranek był pogodny i słoneczny. Gracie obudziła się bardzo wcześnie
pełna energii. Pojechała do centrum i spędziła sporo czasu na zakupach.
Kupiła bawełniane spodnie w wąskie, błękitne prążki, koronkową bluzkę i
szmaragdową sukienkę, której kolor sprawiał, że jej oczy wydawały się jeszcze
bardziej zielone.
Kiedy wmaszerowała ze swoimi zakupami do szpitalnego pokoju, Jenny
otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Obejrzały razem nowe nabytki. Jenny
próbowała przekonać siostrę, żeby przymierzyła natychmiast nową sukienkę.
– Nie ma mowy! –
roześmiała się Gracie.
–
Może to i lepiej. Za chwilę ma tu być Rickie, a nie chciałabym, żeby dla
odmiany zakochał się w tobie!
–
Ciągle strasznie zakochana? – spytała siostrę pakując swoje zakupy do toreb.
–
Jak nigdy! Mówię ci, Gracie, on jest całkiem wyjątkowy. Jest wspaniały.
Sama zresztą zobaczysz.
–
Mam nadzieję – powiedziała Gracie poważnym głosem. Nie miała do tej pory
okazji poznać Rickie'ego i była ciekawa, czy jest choć trochę podobny do
Morgana.
Kiedy wszedł do pokoju, spojrzała na niego z zaskoczeniem. Wyglądał jak
całkowite przeciwieństwo Morgana: krótkie, jasne włosy i chłopięca, pogodna
twarz. Mocno zarysowany, ostry profil wskazywał jednak, że pewnego dnia może
zostać twardym, wyrachowanym biznesmenem. Nic dziwnego, że Morgan nie
chce, żeby zaprzepaścił swoją karierę poprzez pośpieszne, nieprzemyślane
posunięcia.
Po krótkiej, uprzejmej rozmowie na temat uroków i wad życia w Nowym
Jorku, Rickie skiero
wał całą swą uwagę na Jenny. Dotykali się i pieścili bez
przerwy. Gracie obserwowała ich, starając się oszacować siłę ich wzajemnych
uczuć. Wiedziała, że Jenny szaleje za Rickiem i miała wrażenie, że to uczucie jest
odwzajemnione. Miała taką nadzieję, bo siostra z pewnością nie wyleczyłaby
złamanego serca zbyt szybko.
Schyliła się po torbę i miała już zamiar wychodzić, kiedy Rickie spytał nagle:
–
Wuj wspominał, że wyśle mnie na kurs do Paryża. Czy mówił pani coś o
tym?
Oboje patrzyli na nią niespokojnie.
–
Czy nie chciałbyś zobaczyć Paryża? – spytała ostrożnie Gracie, starając się
ukryć zakłopotany wyraz twarzy. Morgan najwidoczniej podjął decyzję niezgodną
z jej radą. Instynkt mówił jej, że popełnił błąd.
–
Nie w tej sytuacji. Wuj po prostu chce mnie stąd usunąć, to wszystko. Mówi,
że muszę najpierw dorosnąć.
–
Może ma trochę racji – powiedziała Gracie, patrząc na niego z namysłem. –
Może odnosi się to do was obojga.
–
Gracie, nie jesteśmy już dziećmi. Rickie ma dwadzieścia dwa lata, a ja
dwadzieścia. Mama miała siedemnaście lat, kiedy wyszła za mąż, a osiemnaście,
kiedy ty się urodziłaś! Miłość nie musi czekać, aż się całkiem zestarzejemy!
Jenny patrzyła błagalnym wzrokiem. Tym razem Gracie nie mogła jej pomóc.
Nie mogła jej nawet pocieszyć, powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży. Nie miała
żadnego wpływu na decyzje Morgana.
–
Mój wuj poświęcił całe życie, by zbudować swoje imperium – powiedział
gorzko Rickie. –
Szanuję go za to i wiem, ile dla niego znaczy, żeby ktoś godnie
przejął dzieło jego życia. Ale jeśli on osiągnął sukces kosztem życia osobistego, to
nie sądzę, że i ja muszę postąpić dokładnie tak samo.
–
Obawiam się, że sam musisz go o tym przekonać – powiedziała łagodnie
Gracie. Przez krótką chwilę gotowa była bronić Morgana, chociaż Rickie też miał
sporo racji.
Wychodząc ze szpitala pomyślała, że ten weekend okazał się trudniejszy, niż
przypuszczała. Jej własne uczucia były w stanie kompletnego zamętu. Do tego
doszły zmartwienia Jenny, której zdawało się, że starsza siostra i tym razem
rozwiąże jej problemy i pomoże w trudnej sytuacji.
Ktoś kiedyś powiedział, że czas rozwiązuje wszystkie kłopoty. Jak na razie
Gracie miała jednak niejasne przeczucie, że nie będzie to aż takie proste.
ROZDZIA
Ł CZWARTY
Długie upalne, duszne dni ciągnęły się bez końca. Gracie dużo myślała o
siostrze i o Rickiem. Nie miała żadnych konkretnych powodów do niepokoju, ale
ich pogodne, beztroskie zachowanie w obliczu rozstania wydawało jej się
podejrzane.
Niepotrzebnie się martwię, pomyślała z wymuszonym optymizmem. W końcu
nie wiadomo nawet, czy Morgan rzeczywiście spełni swoje pogróżki i wyśle
Rickie'ego do Paryża.
–
Powiedziałem mu o wyjeździe tylko po to, żeby zobaczyć, jak na to zareaguje
–
wyjaśnił jej pewnego dnia w biurze. Gracie nie podjęła tego tematu. Była
zaskoczo
na, że Morgan tłumaczy się przed nią ze swojego postępowania.
Ponieważ nie odpowiadała, dodał ze złością w głosie:
–
Rozumiem, że nie zgadzasz się, że trzeba ukrócić ten związek. Ja jednak
uważam, że tak będzie najlepiej.
– Najlepiej dla kogo? –
spytała Gracie.
Nie spodobała mu się ta uwaga. Zamruczał coś pod nosem, odwrócił się na
pięcie i wszedł do gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Od tej pory, a było to dwa tygodnie temu, nie rozmawiali więcej na ten temat.
Gracie dotarła do biura o wpół do dziewiątej i z zaskoczeniem stwierdziła, że
Morgana nie ma. Tego naprawdę się nie spodziewała. Mimo ożywionego życia
towarzyskiego, Morgan był zawsze bardzo punktualny.
Natarczywy dzwonek telefonu nie pozwolił jej zastanawiać się dłużej nad
przyczyną nieobecności szefa. Kiedy podniosła słuchawkę, usłyszała, ku swojemu
zdziwieniu, głos Morgana Drake'a.
–
Gracie, zbieraj swoje rzeczy i przyjeżdżaj do mnie. Masz być za pół godziny.
Weź taksówkę.
– Ale... –
Gracie była tak zaskoczona, że nie wiedziała, co powiedzieć.
–
Żadnych „ale"! Skręciłem nogę w kostce i dzisiaj nie mogę przyjść do biura.
Musimy załatwić kilka pilnych spraw. Zrobimy to u mnie, jasne?
–
Ale mamy przecież dzisiaj kilka spotkań z naszymi klientami. Nie mogę tak
po prostu wyjść.
–
Odwołaj je i natychmiast tu przyjeżdżaj. Te kontrakty dla Grammela są
najważniejsze. Muszą znaleźć się w Paryżu przed jutrzejszymi rozmowami. –
Autorytatywny ton jego głosu nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do tego, że,
niezależnie od wszystkiego, nie zamierza wypuścić wodzy z ręki.
–
Powiedz mi, co mam zrobić, sama to pozałatwiam.
–
Nie wygłupiaj się, tylko przyjeżdżaj. Mój adres jest w czarnym notesie na
biurku. –
Odłożył słuchawkę, a Gracie westchnęła głęboko.
Słownictwo Morgana nie obejmuje niestety słów „proszę", „dziękuję", a jego
maniery, pomyślała z żalem Gracie, pozostawiają sporo do życzenia.
Nie musiała szukać adresu w notesie. Kiedyś powiedział jej, że mieszka przy
jednej z ulic nie opodal Fifth Avenue, a oprócz tego ma też posiadłość na Long
Island, gdzie sp
ędza czasami weekendy.
Takie jest życie milionera, pomyślała, wyglądając przez okno taksówki.
Dojechała na miejsce. Weszła do budynku i nacisnęła dzwonek. Oparła na
ziemi dużą, czarną teczkę, w której przyniosła wszystkie dokumenty. Gdy drzwi
się otworzyły i schyliła się, by ją podnieść, jej wzrok padł na stojące przed nią
gołe, opalone nogi. Spojrzała w górę i z przerażeniem stwierdziła, że Morgan jest
ubrany tylko w szorty i zieloną koszulkę z krótkim rękawem. Lewa kostka była
leciutko napuchnięta.
– Nareszcie! –
powiedział gderliwym tonem, przepuszczając ją do środka. Był
nieuczesany i wyglądał, jakby dopiero co wstał z łóżka.
–
Ulice były zatłoczone – wymamrotała i posłusznie poszła za nim do salonu.
Postawiła teczkę na niskim stoliczku i odwróciła się w jego stronę.
Każde ubranie, pomyślała, byłoby lepsze niż te cholerne szorty! Rozpraszały
jej uwagę, odsłaniały długie, szczupłe nogi, które raz po raz przyciągały jej wzrok.
–
Napijesz się kawy? Gracie przytaknęła.
–
To świetnie, ja też się chętnie napiję. Kuchnia jest tam, po prawej.
Zachowałbym się jak przystało na dżentelmena i zaparzył ją sam, ale, jak widzisz...
–
zawiesił znacząco głos i popatrzył na swoją nogę.
–
Jak to się stało? – spytała, patrząc mu prosto w oczy i starając się zignorować
łomot swojego serca.
–
Grałem w tenisa – odparł krótko. Jego głos brzmiał nieco niepewnie i Gracie
nie mogła powstrzymać uśmiechu.
–
Zderzyłeś się z piłeczką?
– Hm, hm –
mruknął z przekąsem. – Nie wygląda groźnie, ale, wierz mi, jest
bardzo bolesne. No i co, czy
doczekamy się dziś tej kawy? – spytał wyciągając
przed siebie długie nogi.
–
Już idę – Gracie wstała i znikając w drzwiach kuchni dodała z uśmiechem: –
Nie możesz powiedzieć, że nie mam serca dla inwalidów.
Usłyszała gniewny pomruk i zamknęła za sobą kuchenne drzwi. Czysta, jasna
kuchnia była pełna dziwnych urządzeń. Większość z nich wyglądała na nigdy nie
używane.
Kiedy wróciła do pokoju, Morgan wskazał jej fotel stojący obok sofy.
–
Nie masz pojęcia, jak mnie ta noga boli – zajęczał. Wyciągnął rękę i
rozmasowywał bolące miejsce długimi, opalonymi palcami. Gracie patrzyła na
niego jak zaczarowana. W końcu z trudem opanowała się i wyciągnęła dokumenty
z teczki.
Modliła się w duchu, żeby nareszcie zajęli się raportami i kontraktem. Nie
podobało jej się, jak jej ciało reaguje na obecność Morgana ani jakie obrazy
podsuwa jej rozbudzona wyobraźnia.
–
Może wzięlibyśmy się do pracy? – powiedziała stanowczo, podając mu
papiery.
– Dobrze –
odpowiedział Morgan. Wziął od niej dokumenty i zaczął pobieżnie
je przeg
lądać. – Nie chcę cię zatrzymywać dłużej, niż to konieczne.
Gracie spojrzała na niego z zaskoczeniem. Słowa zostały wypowiedziane na
wpół żartobliwie, ale był w nich również cień rozdrażnienia. Właściwie po co ją tu
wezwał? Ten kontrakt z całą pewnością mógł poczekać jeszcze jeden dzień.
Nim zdążyła odwrócić wzrok, podniósł głowę i przyjrzał się jej uważnie.
Zaczerwieniła się i spojrzała w bok. Czy chodziło naprawdę o pracę? Nie, nie
powinna była tu przychodzić. To zadanie dla Alex Jackson albo którejś innej
spośród jego szykownych kobiet. Umiałyby okazać mu współczucie i zrobiłyby
wszystko, żeby poczuł się lepiej.
Skończywszy przeglądanie dokumentów, Morgan znów przybrał cierpiętniczą
pozę.
–
Odkąd sięgam pamięcią nie miałem ani jednego wolnego dnia – wymruczał,
patrząc z niechęcią na spuchniętą kostkę.
–
To nie wygląda na coś poważnego.
–
Jeśli wyraziłaś już całe współczucie, na jakie cię stać, to wcale nie
zazdroszczę twojej siostrze.
–
Jutro pewnie będziesz już mógł normalnie chodzić – powiedziała, z trudem
odrywając od niego wzrok.
–
Od razu czuję się lepiej – powiedział sarkastycznie.
–
Nie wiedziałem, że studiowałaś medycynę. – Gracie uśmiechnęła się, a
Morgan dodał niezadowolonym tonem: – Przestań się tak uśmiechać. Mam chyba
prawo oczekiwać odrobiny współczucia ze strony mojej sekretarki. Jeśli nie
wierzysz, że to poważna sprawa, proszę, dotknij.
W jego głosie brzmiała lekka nuta wyzwania.
–
Nie, wierzę ci nic a nic – wymamrotała pośpiesznie Gracie. Poczuła, że
ogarniają panika. Złożyła papiery, spakowała je do teczki i właśnie podnosiła się z
fotela, kiedy Morgan złapał ją za rękę.
–
Może wpadłabyś tu potem i coś mi ugotowała?
–
zaproponował proszącym tonem, lekko pocierając kciukiem jej nadgarstek.
Gracie cała zesztywniała. Sam dotyk jego dłoni, nawet tak niewinny,
wystarczył, by zniweczyć całe jej opanowanie. Marzyła tylko o tym, żeby wyrwać
rękę z jego dłoni. Nie chciała jednak okazać, jakie na niej wywiera wrażenie. Stała
więc bez ruchu, czując głuche uderzenia serca w piersi.
–
Czuję się bardzo niepewnie w twojej kuchni – powiedziała śmiejąc się w
wymuszony sposób.
–
Wszystkie te nowiusieńkie urządzenia, które wyglądają, jakby je dopiero co
rozpakowano...
–
W większości przypadków to prawda – odparł Morgan puszczając jej rękę
równie szybko, jak ją chwycił. – Te cholerne kobiety – wymamrotał pod nosem –
myślą, że w ten sposób mogą kupić sobie miejsce w tym domu.
Biedne głuptasy, pomyślała Gracie. Przecież to oczywiste, że Morgan Drakę
nie pozwoli żadnej kobiecie zadomowić się na stałe w swoim mieszkaniu ani w
swoim życiu. Woli przelotne związki.
–
Może zadzwoń do Alex? – zasugerowała.
– Nie ma mowy! –
zaprotestował gwałtownie.
–
A swoją drogą, co ty o niej sądzisz?
–
Nie zastanawiałam się nad tym – powiedziała Gracie.
–
Lubisz ją?
–
Czy to ważne?
–
Chciałem tylko usłyszeć twoją opinię – odparł Morgan. – Zawsze uważnie
słucham, co masz do powiedzenia. Masz denerwujący zwyczaj mieć rację. Miałaś
rację, że nie ma sensu mówić Rickie'emu o tym kursie w Paryżu, chociaż i tak
postąpiłem wbrew twoim radom.
Gracie poczuła, że się czerwieni. Słowa Morgana sprawiły jej dziwną
przyjemność.
–
Naprawdę muszę już iść – powiedziała spoglądając na zegarek. Nie chciała
wdawać się w zbyt osobistą rozmowę, szczególnie tutaj, w jego mieszkaniu, i to
kiedy Morgan był ubrany w tak prowokujący sposób. Podniosła się i wzięła do ręki
teczkę, świadoma każdego jego ruchu, kiedy odprowadzał ją do drzwi.
Kontuzja sprawiła, że wydawał się bezbronny i słaby, co jeszcze bardziej
podkreśliło jego męskość.
–
Nie musisz odprowadzać mnie do drzwi – dodała pośpiesznie.
–
Nie odpowiedziałaś jeszcze na moje pytanie.
–
Morgan całkowicie zignorował jej uwagę.
Czuła na szyi jego ciepły oddech. Budził się w niej dziwny niepokój.
–
Widziałam ją tylko raz, i to bardzo krótko – powiedziała nie odwracając się.
Nie miało sensu wykręcać się od odpowiedzi, bo, jak już zdążyła stwierdzić,
Morgan był bardzo uparty. – Nie sądzę, żebym mogła cokolwiek na jej temat
powiedzieć.
Może tylko tyle, że nie czuję do niej ani sympatii, ani antypatii.
Dotarli nareszc
ie do drzwi i Morgan wyciągnął rękę, żeby je otworzyć.
–
To lubię – powiedział. – Otwarte podejście do ludzi. Będziecie miały okazję
lepiej się poznać w sobotę, kiedy spotkacie się w moim domu na Long Island.
– Cooo? –
spytała Gracie odwracając się gwałtownie.
–
W ten weekend urządzam przyjęcie. Jesteś na nie zaproszona.
–
Nie mogę – powiedziała szybko. – Jenny wychodzi właśnie ze szpitala.
– Kiedy?
–
W piątek.
–
Możesz więc przyjechać w sobotę rano. Spojrzała w jego stalowoszare oczy i
pomyślała, że nie ma najmniejszych szans się od tego wymigać.
– Nie mam samochodu.
–
Przestań szukać wymówek. Myślałby kto, że się mnie boisz. Możesz wziąć
jeden z samochodów firmy. I załóż tę czerwoną sukienkę. Będzie tam kilka
ważnych osób, aktualnych i potencjalnych klientów. Chcę, żebyś zrobiła dobre
wrażenie.
Uśmiechnął się i Gracie poczuła, że pułapka się zamyka.
–
Skoro będzie tam Alex, nie muszę chyba robić dobrego wrażenia. – Była
wściekła, że jej słowa brzmią tak dziecinnie i głupio, ale perspektywa weekendu w
towarz
ystwie Morgana kompletnie ją przerażała.
–
Alex będzie tam dla ozdoby, a ty jesteś moją sekretarką. Chcę, żebyś
oczarowała ich swoim uśmiechem, ale też żebyś starała się zapamiętać wszystko,
co może nam się w przyszłości przydać w pracy.
–
W porządku – zgodziła się Gracie, nie wiedząc, czy traktować te słowa jako
komplement, czy przytyk.
–
I nie .zapomnij kostiumu kąpielowego. Mam basen, a przy tym upale
zapewne spędzisz większość czasu w wodzie.
Wielce w to wątpię, pomyślała Gracie. Kiwnęła jednak potakująco głową. Była
pewna, że jej obowiązki jako sekretarki nie obejmują życia osobistego i rozrywek,
ale dyskusja na ten temat i tak nie miała sensu.
Zresztą wszelkie protesty nie na wiele by się zdały. Morgan przez całe życie
przywykł do tego, że wszystko układa się po jego myśli i że rządzi innymi,
używając perswazji albo przymusu.
Z każdym dniem Gracie czuła się coraz bardziej podenerwowana. W piątek
przyjechała do szpitala zaraz po pracy. Potem miała zostawić Jenny pod opieką
Rickie'ego. Zastanawiała się, jak też udało mu się wykręcić od udziału w przyjęciu
u Morgana, ale wstydziła się o to pytać.
Przez ostatnie kilka tygodni siostra stała się dziwnie małomówna, co wydało
się Gracie bardziej niepokojące, niż uprzednie ciągłe zwierzenia Jenny.
Otrząsnęła się z nieprzyjemnych podejrzeń i szeroko uśmiechnęła się na widok
siostry. Przed opuszczeniem szpitala Jenny zamówiła wizytę swojej fryzjerki.
Wyglądała ślicznie, świeżo uczesana i umalowana.
–
Chyba po raz pierwszy w życiu wrócę do pracy z prawdziwą przyjemnością –
powiedziała, kiedy wyszły z budynku. – Nigdy więcej nie chcę oglądać szpitala z
bliska. No i nie zamierzam siadać za kierownicą, póki nie nauczę się dobrze
jeździć.
Lokatorki mieszkania Jenny wyprowadziły się dwa tygodnie temu. Gracie
wysprzątała wszystko dokładnie, choć spodziewała się, że już jutro zapanuje tu
typowy dla Jenny bałagan.
Popatrzyła na siostrę z czułością. Wydawało się to niewiarygodne, ale Jenny
chyba trochę wydoroślała. Rok temu narzekałaby bez przerwy na ciągłą obecność
starsze
j siostry, na jej nadopiekuńczość i wścibstwo. Teraz nie usłyszała z jej ust
ani słowa skargi.
–
Mogę cię zostawić samą na noc? – spytała Gracie przed wyjściem.
– Pewnie –
odpowiedziała Jenny z uśmiechem.
–
Nic się nie martw, wszystko będzie w porządku. Zresztą zawsze mogę do
ciebie zadzwonić, jeślibym czegoś potrzebowała.
–
A jutro będzie z tobą Rickie, prawda? – spytała Gracie.
– Mhm –
przytaknęła niepewnie Jenny patrząc w bok.
Gracie poczuła, jak na myśl o czekającej ją podróży do Long Island i o
weekend
zie w posiadłości Morgana znów ogarnia ją zdenerwowanie. Była tak
zaabsorbowana własnymi myślami, że nie zauważyła nic dziwnego w zachowaniu
Jenny.
–
Zajmę się tobą, jak tylko wrócę – powiedziała i pocałowała siostrę w
policzek.
Podróż do Long Island okazała się przyjemniejsza, niż przypuszczała. Łagodny
powiew ciepłego wiatru koił jej skołatane nerwy i dodawał otuchy.
Morgan opisał jej dokładnie drogę i nawet narysował jej specjalny plan, ale
Gracie i tak z wielkim trudem znalazła jego dom, doskonale ukryty za kutą bramą
gęstymi krzewami.
Od bramy do domu prowadziła długa, szeroka aleja, wysadzana kwitnącymi
rododendronami i azaliami.
Przepych ogrodu sugerował, że sam dom też będzie wspaniały, ale to, co
ukazało się oczom Gracie, przekraczało jej najśmielsze oczekiwania.
Dom był ogromny, z kolumnami po obu stronach – ujścia i wąskimi, wysokimi
oknami. Nad dużymi dębowymi drzwiami umieszczono okrągły, piękny witraż.
Najważniejsze to zachować właściwy styl, pomyślała cierpko, podchodząc do
drzwi z torbą w ręku.
Zastanawiała się właśnie, czy drzwi otworzy angielski lokaj, ale nim zdążyła
nacisnąć dzwonek, stanął w nich Morgan, ubrany w brązowe, wygodne spodnie i
czarno-
brązową koszulę w kratę.
–
Widziałem nadjeżdżający samochód – wyjaśnił biorąc jej torbę i
prze
puszczając ją do środka. – Pomyślałem, że lepiej zejdę i zatrzymam cię, nim
zmienisz zdanie i uciekniesz. Namówienie cię na przyjazd kosztowało mnie
niemało wysiłku.
Gracie weszła i rozejrzała się dookoła.
–
Nie przypuszczałam, że tak właśnie wyglądają wiejskie posiadłości –
powiedziała przyglądając się marmurowym schodom i wspaniałemu wystrojowi
wnętrza. – Gdzie reszta?
– Reszta?
–
Powiedziałeś, że będziesz miał gości. A więc zapewne więcej niż jedną
osobę.
– Osiem osób –
powiedział uśmiechnięty Morgan. Pochylił się nad nią i
szepnął jej do ucha: – Nie masz się czego obawiać. Wszyscy siedzą w basenie.
Zaprowadzę cię najpierw do twojego pokoju, żebyś mogła przebrać się w kostium i
do nas dołączyć.
Otoczył jej talię ramieniem i zaprowadził na górę. Był to całkiem niewinny
gest, ale Gracie wolałaby, żeby tego nie robił. Nagle poczuła pragnienie, by jego
dłoń przesunęła się jeszcze odrobinę wyżej i objęła jej piersi. Poczuła, że sutki bolą
ją z tęsknoty za jego pieszczotą.
Zawsze tak się czuła, kiedy Morgan się do niej zbliżał. Była na siebie wściekła,
że tak reaguje. Czy musi być tak strasznie głupia? Czy nie zdaje sobie sprawy, że
związek z tym mężczyzną to kompletne szaleństwo? Szczególnie jeśli jego obecna
kochanka opala się właśnie nad basenem?
Kiedy otworzył przed nią drzwi do sypialni, odsunęła się i szybko podeszła do
okna. Czekała, aż położy jej torbę na łóżku.
– Gdzie jest basen? –
spytała.
–
Z tyłu domu. Zejdziesz po schodach, a potem skręcisz w lewo. Mam na
ciebie zaczekać?
– Nie – powiedz
iała szybko. – Muszę się rozpakować, zejdę za jakieś
piętnaście minut. – Spojrzała na Morgana, który stał bez ruchu, z rękoma w
kieszeniach.
Kiedy wreszcie wyszedł, zamknęła drzwi na klucz i szybko przebrała się w
zielony kostium bikini, który nagle wydał jej się bardzo skąpy. Góra kostiumu
dokładnie obejmowała jej małe, wysokie piersi, a dół był ledwie paskiem
materiału, który odsłaniał jej płaski brzuch i smukłe biodra znacznie bardziej, niż
Gracie mogłaby sobie tego życzyć. Zarzuciła na siebie jasnozieloną, szyfonową
koszulę i wyruszyła na poszukiwanie basenu.
Kiedy tam wreszcie dotarła, całe towarzystwo siedziało popijając drinki.
Gracie znała dwóch spośród obecnych tu mężczyzn. Rozmawiała z nimi, kątem
oka obserwując szczupłą, opaloną sylwetkę Alex, która właśnie zażywała kąpieli.
Jej długie włosy wyglądały jak ognisty, rudy wachlarz wokół głowy.
–
Masz zamiar popływać? – spytał Morgan. Uśmiechał się z rozbawieniem i
Gracie pomyślała, że zauważył, jak przygląda się Alex.
–
Dopiero kiedy zrobi się za gorąco na opalanie. Usiadła na jednym z leżaków.
–
Jeśli chcesz się opalić, musisz zdjąć koszulę. – usłyszała za sobą jego głos.
– Wiem! –
odpowiedziała ostro, rozpinając guziki.
Z całych sił pragnęła, żeby zostawił ją w spokoju, ale Morgan stał wciąż obok,
pr
zyglądając się, jak zdejmuje koszulę i rzuca ją na ziemię.
–
Jesteś strasznie blada – powiedział pochyliwszy się, by dotknąć jej ramienia.
–
Wygląda na to, że przydałyby ci się wakacje w ciepłych krajach.
Gdy pogładził delikatną skórę jej ramienia, Gracie poczuła, jak jej ciało
przebiega dreszcz. Był wciąż schylony i ich twarze znalazły się nagle na tym
samym poziomie. Modliła się w duchu, żeby dalej patrzył jej w oczy, bo jej sutki
stwardniały z podniecenia i było je wyraźnie widać pod cienkim materiałem
kostiumu.
–
Dzięki za komplement – wymruczała, odwracając się na brzuch.
Roześmiał się i wyprostował powoli.
–
Idę założyć kąpielówki. Jeśli nie znajdę cię w wodzie, kiedy wrócę, sam
wrzucę cię do basenu.
Gracie zmrużyła oślepione słońcem oczy. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia
spotkały się i dziewczyna poczuła nagłą panikę. Morgan wcale się już nie śmiał.
Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że poczuła skurcz w gardle. Potem odszedł
powoli w kierunku domu.
Mój Boże, pomyślała, to niezwykle atrakcyjny mężczyzna! Wprost emanuje z
niego męskość. Ale przecież nie zrobię z siebie idiotki i się w nim nie zakocham!
Wspomnienie wyrazu jego twarzy, gdy przed chwilą na nią patrzył, zatarło się
powoli w jej pamięci. Leżała teraz wygodnie na plecach, rozkoszując się słońcem i
była bliska zapadnięcia w spokojną drzemkę, kiedy usłyszała kobiecy głos.
–
Byłam zaskoczona, kiedy Morgan powiedział mi. że tu będziesz – ton głosu
wskazywał wyraźnie, że dla jego właścicielki nie była to przyjemna niespodzianka.
Gracie otworzyła oczy i zobaczyła Alex, która siedziała na sąsiednim leżaku,
przeczesując włosy długimi, szczupłymi palcami i otrząsając je z wody. Patrzyła
na nią zimno, choć jej usta wygięte były w uprzejmym uśmiechu.
– Dlaczego? –
spytała Gracie z trudem odwzajemniając uśmiech.
–
Nie chciałabym być nieuprzejma, ale jesteś w końcu tylko sekretarką i
niezupełnie pasujesz do tego miejsca.
–
Przyjechałam tu jako sekretarka, ale, tak czy inaczej, dzięki za informację –
odpowiedziała uprzejmie.
Czuła, że wrze w niej wściekłość, ale nie zamierzała tego okazać. Oznaczałoby
to zniżenie się do poziomu Alex.
–
Cieszę się, że mnie zrozumiałaś, kochanie – powiedziała Alex. – Nie ma to
jak szczerość, nie sądzisz? Będę więc z tobą szczera i powiem ci, że nie byłam
zaskoczona, że właśnie ty jesteś nową sekretarką Morgana. Zawsze wybierał do
pracy dziewczęta raczej... Nie chcę być niemiła, ale to prawda... raczej pospolite.
Oczywiście, nie zamierzam porównywać cię z poprzednią sekretarką, tą okropną
kobietą, która odeszła urodzić swojego paskudnego dzieciaka. Broń Boże! Za tobą
przynajmniej przemawia twój młody wiek...
Gracie zagryzła wargi i policzyła do dziesięciu.
–
Ale ze mnie szczęściara – powiedziała spokojnie. Zauważyła, że Alex
zaczyna denerwować brak gwałtownej reakcji z jej strony. Może w końcu
zrezygnuje z jej towarzystwa i pójdzie się opalać gdzie indziej.
– Niewiele wiesz o Morganie, prawda? –
spytała Alex z fałszywym
uśmieszkiem i zaczęła smarować się olejkiem. Była już tak bardzo opalona, że
wydawało się to całkiem zbędne. Gracie życzyła jej z całego serca, żeby słońce
wysuszyło ją na wiór.
– Nie, niewiele –
przyznała spoglądając na zegarek.
–
Jesteśmy ze sobą bardzo blisko, chociaż znamy się od niedawna.
Gracie siadła i spojrzała na wodę w basenie. Wyglądała bardzo kusząco.
M
organ jak dotąd nie pojawił się na dworze, choć dobrze by było, żeby przyszedł i
przerwał tę rozmowę.
–
Przepraszam, pójdę zobaczyć, jaka jest woda – powiedziała.
–
Pewnie nie mówił ci, dlaczego zawsze stara się zatrudniać bardzo pospolite
dziewczęta? – Alex podniosła się również i odwróciła w stronę Gracie.
Gracie spojrzała w jej zimne, niebieskie oczy. Przeraziła ją malująca się w nich
niechęć.
– Nie –
odparła, licząc na to, że zamknie jej tym usta.
–
To dlatego, że miał kiedyś przykre przejścia z jedną z sekretarek. Sam mi o
tym opowiadał. Zadurzyła się w nim jak głupia. I co ty na to? – Alex roześmiała
się, ale jej oczy wciąż były zimne i nieprzyjazne. – Od tego czasu przyjął zasadę,
że zatrudnia tylko starsze, najchętniej zamężne sekretarki. Albo bardzo brzydkie.
Nie pochwala biurowych romansów.
Alex opadła na leżak. Tym razem uśmiech tryumfu na jej twarzy był całkiem
szczery. Gracie poczuła, że blednie. Podniosła się gwałtownie. Podeszła szybko do
basenu i bez wahania wskoczyła do wody. Poczuła jej zimny, odświeżający dotyk
na całym ciele.
Cały weekend był równie słoneczny, jak pierwszy dzień. Gracie pływała,
opalała się i rozmawiała z gośćmi. Starannie jednak unikała Alex i Morgana. Nie
mogła się doczekać powrotu do domu. W ciszy i spokoju będzie wreszcie mogła
choć trochę uporządkować myśli.
Gdy tylko przypominała sobie rozmowę z Alex i jej zimny, pogardliwy ton,
ogarniało ją tak silne uczucie wstydu, że pragnęła zapaść się pod ziemię. Jak mogła
być tak głupia? Pozwoliła sobie zadurzyć się w Morganie i to uczucie musiało być
widoczne jak na dłoni, skoro Alex uznała za stosowne udzielić jej ostrzeżenia.
Nawet jeśli wcale nie płynęło ono z dobrego serca.
Gracie dawno temu stwierdziła, że nie leży w jej naturze tracić głowę dla
jakiegokolwiek mężczyzny. Była na to zbyt rozsądna i opanowana. Zawsze
uważała, że związek, w który mogłaby się zaangażować, musiałby być oparty na
solidnych podstawach, solidniejszych niż te, na których opierały się szalone
romanse jej siostry.
Była dumna, że zawsze potrafi zachować zimną krew i trzeźwe spojrzenie na
rzeczywistość. Gdzie więc podział się jej rozsądek, teraz, gdy go najbardziej
potrzebuje?
Mimo że postanowiła tłumić w sobie wszelkie uczucia, nie mogła obojętnie
patrzeć na Morgana, gdy pojawiał się nad basenem. Kiedy był blisko, czuła, jak
nerwy odmawiają jej posłuszeństwa. A przecież zgadzała się z Alex co do jednego:
Morgan nigdy nie zainteresowałby się kimś tak mało atrakcyjnym jak ona. Był
silnym, pociągającym mężczyzną. Mógł wybierać spośród tłumu zapatrzonych w
niego kobiet.
Gracie postanowiła wrócić do domu jak najszybciej. W niedzielę rano spakuje
torbę i pożegna się ze swoim szefem. Da jej to cały dzień na uspokojenie
skołatanego serca.
W sobotni wieczór ubierała się powoli i starannie. Oprócz stałych gości na
ko
lację zaproszono kilkoro przyjaciół Morgana. Gracie pomyślała, że przy
odrobinie szczęścia powinno jej się udać ukryć w tłumie czterdziestu zaproszonych
osób. Mimo kiepskiego nastroju postanowiła, że będzie się dobrze bawić,
oczywiście z dala od Morgana i Alex.
Usiadła przed dużym, owalnym lustrem w swojej sypialni, zrobiła staranny
makijaż, nieco bardziej jaskrawy niż zwykle i wyszczotkowała dokładnie włosy.
Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Z zadowoleniem stwierdziła, że
ostateczny efekt jest całkiem niezły. Włosy są błyszczące i puszyste, a skóra
nabrała złocistego koloru.
Uśmiechnęła się i wstała, by założyć czerwoną sukienkę, którą Morgan kupił
dla niej w Londynie Sukienka miękko objęła jej biodra, podkreślając wcięcie w
talii i otulając piersi. Gracie spojrzała z podziwem na swoje odbicie w dużym
lustrze. Była pod wrażeniem stroju, zupełnie jak wtedy, gdy przymierzała go po
raz pierwszy.
Gdy zeszła na dół, do olbrzymiego salonu, z którego otwarte drzwi prowadziły
do ogrodu, większość gości zdążyła już przybyć.
Pośród tłumu obcych twarzy zauważyła Morgana który odwrócony do niej
tyłem rozmawiał z Ale* i z nie znanym jej mężczyzną. Ucieszyła się na widok
błysku zainteresowania, który pojawił się w oczach nieznajomego, gdy do nich
podeszła.
Jutro powróci do szarej codzienności, ale przez krótką chwilę poczuła się jak
gwiazda filmowa, jak Kopciuszek w balowej sukni. Tyle tylko, że Morgan nie jest
Księciem. No i że ta bajka nie będzie miała szczęśliwego zakończenia.
Ciesz się chwilą, pomyślała. Gdy Alex odwróciła się w jej stronę, Gracie
poczuła wyraźną satysfakcję na widok jej zaciśniętych ust i wyrazu nieskrywanej,
szczerej niechęci na jej twarzy. Uśmiechnęła się.
– Dobry wieczór –
powiedziała przyłączając się do nich.
Morgan właśnie podnosił szklankę do ust. Opuścił rękę i przyjrzał się jej
uważnie. Jego szare oczy oceniły smukłe linie jej ciała rysujące się śmiało pod
czerwoną sukienką.
–
Czego się napijesz, Gracie?
Wypił łyk whisky, ale jego oczy wpatrywały się w nią tak intensywnie, że
Grac
ie poczuła, jak krew napływa jej do głowy. Czym prędzej wytłumaczyła
sobie, że z jego strony jest to tylko wyraz uprzejmego zainteresowania. Wszystko
inne jest z pewnością dziełem jej nadmiernie wybujałej wyobraźni.
–
Białego wina – powiedziała z uśmiechem. – My się chyba nie znamy –
odwróciła się i wyciągnęła rękę do młodego człowieka, który wpatrywał się w nią
intensywnie.
Nieznajomy miał przyjemny wyraz twarzy. Jego jasne włosy były krótko
obcięte, a w orzechowych oczach czaił się uśmiech. Gracie polubiła go od
pierwszego wejrzenia i odwzajemniła uśmiech.
– Przepraszam, –
Morgan zmarszczył brwi, patrząc to na nią, to na niego. –
Gracie, to jest Anthony Palmer. Pracuje w firmie Amcan, w dziale handlowym.
Tony, to Gracie Tempie, moja sekretarka.
Gestem wezw
ał jednego z kelnerów i podał jej kieliszek wina.
–
Nie sądzę, żeby chciała pani zmienić firmę – zażartował Tony. – Myślę, że
przy pani współpracy wyniki działalności naszego przedsiębiorstwa znacznie by
się poprawiły. "
–
Nie, Gracie nie chce zmienić pracy – powiedział chłodno Morgan z
chmurnym wyrazem twarzy.
Gracie spojrzała na niego z zaskoczeniem. Przecież Tony tylko sobie
zażartował!
– Czy to nie zabawne –
powiedziała Alex – jak strój zmienia kobietę?
Kochanie, to naprawdę piękna sukienka. Bardzo śmiała. Nie spodziewałabym się
tego po tobie. –
Zaciągnęła się głęboko papierosem, mrużąc uwodzicielsko oczy.
–
Śliczna, prawda? – zgodziła się Gracie, przyglądając się sukni, w którą
ubrana była Alex. Nie zamierzała odwzajemnić komplementu. Głęboko wycięta
su
kienka Alex była uszyta z czarnego jedwabiu, a pomiędzy piersiami spoczywał
diamentowy wisior. Zapewne jeden z podarunków Morgana. Być może Alex
będzie go wciąż miała na szyi, kiedy będą się kochać dziś w nocy. Ta myśl była
tak niesmaczna, że Gracie odwróciła się szybko w drugą stronę i skoncentrowała
całą swoją uwagę na Tonym. Zaczęła zadawać mnóstwo pytań na temat jego
firmy.
Była tak tym zaabsorbowana, że niemal nie zauważyła, kiedy Morgan i Alex
opuścili ich towarzystwo. Zresztą wcale nie zamierzała okazać, że zależy jej na
obecności Morgana.
Przez resztę wieczoru Tony kręcił się w pobliżu Gracie. A ona, jak przystało na
dobrą sekretarkę, krążyła wśród gości.
Kolacja była wyśmienita. Gracie zjadła tego wieczoru tyle, że straciła nadzieję,
że kiedykolwiek znów zmieści się w swoją piękną sukienkę. Wypiła też dosyć, by
stwierdzić, że jest na sporym rauszu. Prawdę mówiąc, zaczynało jej się trochę
kręcić w głowie.
Odeszła od grupki znajomych i wyszła do ogrodu. Chłodne nocne powietrze
działało kojąco jak zimny kompres na rozpaloną głowę. Oddychając głęboko, szła
w kierunku basenu. Jak przyjemnie byłoby zrzucić z siebie ubranie i wskoczyć
teraz do wody, pomyślała.
Na widok dwu postaci nad brzegiem basenu stanęła jak wryta. Rozpoznała
natychmiast ich sylwetki: Mo
rgan i Alex. Widziała, że rozmawiają z ożywieniem.
Być może, pomyślała cierpko, ustalają, w której sypialni będą się kochać, kiedy
goście nareszcie rozjadą się do domów.
Właśnie zamierzała zawrócić, kiedy Alex zarzuciła Morganowi ramiona na
szyję i pocałowała go namiętnie. Widok przytulonych do siebie ciał sprawił Gracie
niemal fizyczny ból. Zamknęła mocno oczy, pragnąc pozbyć się tego obrazu,
odwróciła się na pięcie i poszła szybko w stronę domu.
Przed wejściem zwolniła kroku. Wiedziała, że jest bardzo blada. Lekki szum w
głowie zmienił się w przenikliwy ból. W żołądku płonął żywy ogień. Zatrzymała
się na chwilę, aby uspokoić oddech.
A więc widziała, jak się całują. Chyba nie wyobrażała sobie, że spędzają wolny
czas na grze w szachy i rozmowach o polityce?
Czemu więc teraz reaguje tak
gwałtownie?
Gdy wróciła do salonu, na twarzy Tony'ego malowała się troska.
–
Co się stało? – spytał z niepokojem. – Wyglądasz, jakbyś właśnie zobaczyła
ducha.
–
Chyba troszkę za dużo wypiłam. To będzie dla mnie dobra nauczka –
powiedziała drżącym głosem Gracie. To, co zobaczyłam, było sto razy gorsze niż
widok jakieś zjawy, dodała w duchu.
Spojrzała w kierunku otwartych drzwi i ujrzała wchodzącego właśnie Morgana,
za którego plecami przemknęła Alex. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale
Gracie znała go wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że nigdy nie wystawia swoich
uczuć na widok publiczny. Nie okaże przecież w towarzystwie swojego pożądania
dla Alex, jakkolwiek nie byłoby ono płomienne.
Znów poczuła, że ogarnia ją rozpacz i szybko odwróciła się, by nikt nie zdążył
zobaczyć jej wyrazu twarzy.
Większość gości właśnie opuszczała przyjęcie i Morgan żegnał się z nimi,
uśmiechnięty i uprzejmy, pomimo późnej pory.
Gracie zauważyła nagłe zniknięcie Alex. Zastanawiała się, czy szykuje się
może teraz na kilka godzin rozkoszy. Dobre perfumy, starannie uczesane włosy,
jedwabista skóra. Gracie starała się odepchnąć od siebie te myśli, ale powracały
obsesyjnie, nie dając jej spokoju.
–
Wygląda na to, że przyjęcie się skończyło – powiedział smutno Tony. – Czy
będę mógł cię jeszcze zobaczyć?
–
Oczywiście, czemu nie?
Gracie podała mu swój numer telefonu, Tony zapisał go w notesie, a potem
objął ją ramieniem. Oparła się o niego, szczęśliwa, że choć przez chwilę może nie
patrzeć na Morgana. Czuła się bardzo zmęczona i słaba. Kiedy Tony pochylił się i
pocałował ją w usta, odwzajemniła pocałunek z zapałem, który zaskoczył ich
oboje.
– Och –
wyszeptał odsuwając się od niej z uśmiechem. – Kiedy tu
przyszedłem, nie spodziewałem się fajerwerków.
Uścisnął dłoń Morgana, ale wychodząc wciąż wpatrywał się w Gracie.
Przestronny hol stał się nagle bardzo pusty i cichy.
Morgan oparł się o zamknięte drzwi i spoglądał w kierunku Gracie. W
półmroku jego twarz była niemal niewidoczna. Dziewczyna poczuła, że nagle
trzeźwieje. Poczuła się gwałtownie rozbudzona i boleśnie świadoma jego
męskości.
Znów to samo, pomyślała i odwróciła się w kierunku schodów. Starała się, by
jej „dobranoc" zabrzmiało jak najweselej i jak najswobodniej.
Gdy dłoń Morgana zacisnęła się na jej nadgarstku, niemal się przewróciła.
–
Co to wszystko ma oznaczać? – spytał rozdrażnionym głosem. Światło
padało teraz wprost na jego twarz i Gracie przeraził gniewny błysk, który ujrzała w
szarych oczach.
– Niby co?
Przysunął się bliżej, a Gracie cofnęła się o krok. Nagle wy buchnęła nerwowym
śmiechem.
–
Proszę – powiedział sarkastycznie – może ja też mógłbym się pośmiać z tego
dowcipu. Jest już co prawda późno, ale zawsze jestem gotów wysłuchać czegoś
zabawnego. Tylko postaraj się, żeby było to naprawdę śmieszne, bo nie jestem w
najlepszym nastroju.
Nie jesteś w nastroju? A ja, jak myślisz, w jakim jestem nastroju? Gracie
chciało się krzyczeć. Milczała jednak. Szarpnęła się, by wyrwać rękę, ale Morgan
tylko zacisnął mocniej palce.
Jedyne, czego w tej
chwili pragnęła, to znaleźć się wreszcie w sypialni, zdjąć
sukienkę, paść na łóżko i spać tak długo, aż obudzi się wolna od głupiego
zadurzenia się w Morganie Drake'u.
–
Świetne przyjęcie – powiedziała niepewnie, rezygnując z prób oswobodzenia.
Starała się nie patrzeć w gniewne, stalowoszare oczy. – Wspaniałe jedzenie. Czy
zawsze wynajmujesz kelnerów i kucharzy? Nie wyobrażam sobie, żebyś sam
pichcił te wszystkie potrawy. – Roześmiała się, ale śmiech zabrzmiał fałszywie.
Czuła, jak kręci jej się w głowie. Uznała, że to efekt nadmiaru alkoholu.
–
Musiałaś popisywać się tą sukienką? – powiedział ostro Morgan. Jego głos
brzmiał twardo, a każde słowo zdawało się odbijać echem w jej głowie.
Skrzywiła się i uniosła dłoń do skroni.
–
Sam upierałeś się, żeby mi ją kupić – powiedziała słabym głosem. – I wcale
się niczym nie popisywałam.
–
Jeśli chodzi o popisy, to może pomówimy o tobie i Alex, całujących się w
ogrodzie, dodała w duchu.
–
Nie sądzę, żeby Tony zgodził się z tą opinią. Myślałem, że oczy wyskoczą
mu z or
bit, kiedy cię zobaczył.
–
Tony jest bardzo miły. Lubię go.
–
To jeszcze nie powód, żeby mu się od razu uwieszać u szyi!
Gracie zaskoczył gniew w jego głosie. Nie zastanawiała się jednak nad tym.
Nagle poczuła się bardzo słaba i zmęczona.
Nie przywykła do alkoholu. Owszem, zdarzało jej się wpaść do baru na
szklaneczkę wina, ale nigdy w życiu nie wypiła tak dużo jak dzisiaj.
–
Miałaś tu być jako moja sekretarka – ciągnął Morgan – ale jak tylko
przedstawiłem ci Tony'ego, zaczęłaś go podrywać. Myślisz, że nie widziałem?
–
zacisnął mocniej palce na jej nadgarstku.
– To boli! –
powiedziała głośno. Morgan puścił jej ścierpniętą rękę.
Znów odwróciła się ku schodom, ale Morgan zastąpił jej drogę.
–
Czy zamierzasz wreszcie wytłumaczyć mi się ze swojego zachowania? –
Szare oczy patrzyły na nią surowo. Był bardzo spięty. Wyglądał tak, jakby za
chwilę miał stracić do reszty panowanie nad sobą.
–
Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć – powiedziała Gracie starannie
dobierając słowa. – Jeśli zechcę podrywać nawet tysiąc mężczyzn, to i tak to nie
twoja sprawa. A zresztą z nikim nie flirtowałam.
–
Jest moją sprawą, co dzieje się w moim domu.
– No i dobrze –
powiedziała sztywno Gracie czując, jak twarz jej płonie. – A
teraz, jeśli pozwolisz, chciałabym pójść spać.
Morgan sm
utno zmarszczył brwi. Odsunął się i Gracie zaczęła wchodzić po
schodach. Wydały jej się nieskończenie wysokie. Nagle poczuła pragnienie;, by
usiąść i odpocząć.
Czemu Morgan nie pójdzie wreszcie do Alex i nie zostawi jej samej? Gdyby
była trzeźwa, mogłaby przynajmniej z godnością podnieść głowę do góry, ale teraz
obawiała się, że jeden gwałtowniejszy ruch, a wyląduje na schodach.
Spojrzała na niego kącikiem oka i nagle potknęła się o stopień. Z przerażeniem
poczuła, że spada. Ramiona Morgana natychmiast ją schwyciły i podtrzymały.
–
Ile ty wypiłaś? – spytał wzdychając i wyciągnął rękę, by odgarnąć włosy z jej
twarzy.
Nie czekając na odpowiedź, wziął ją na ręce i zaczął nieść po schodach.
–
Sama dam sobie radę – zaprotestowała słabo Gracie, ale jej ciało rozluźniło
się w jego ramionach. – Potrafię sama znaleźć swoje łóżko. – Zamknęła oczy i
oparła dłoń o pierś Morgana.
Niósł ją, jakby nic nie ważyła. Gracie poczuła nagłe, dotkliwe pragnienie, by
wsunąć dłoń pod jego koszulę i dotknąć jego szczupłego, twardego ciała. Zacisnęła
mocno pięści, żeby odegnać pokusę.
Kiedy dotarli do jej sypialni, Morgan postawił ją na ziemi i zapalił lampkę na
nocnym stoliku. Pokój wypełnił się przytłumionym złocistym blaskiem.
–
Jutro rano poczujesz się lepiej – powiedział cicho. – Musisz się tylko dobrze
wyspać.
–
Boli mnie głowa – poskarżyła się Gracie. Znów westchnął głęboko, jakby nie
wiedział, co odpowiedzieć. Gracie bezwładnie opadła na łóżko i zamknęła oczy.
–
Nie możesz spać w tej sukience – powiedział klękając obok niej. – Nie mam
pojęcia, jak w ogóle możesz w niej oddychać. No, usiądź.
Gracie otworzyła powoli oczy i popatrzyła na niego. Jej wzrok wędrował po
twarzy Morgana, twardych rysach, zmysłowych ustach. W pokoju nagle zapadła
całkowita cisza.
–
Przebiorę się, jak się trochę prześpię – powiedziała sennie.
–
Usiądź. – Morgan podniósł ją i jedną ręką zebrał jej włosy. – Nie dożyjesz do
rana, jeśli tego nie zdejmiesz. Nie mam pojęcia, po co w ogóle kupowaliśmy tę
sukienkę. – Rozpiął suwak na jej plecach i puścił włosy.
– Gdz
ie jest twoja piżama? – spytał, nie patrząc na nią.
Gracie wyciągnęła niechętnie rękę w kierunku komódki. Z jednej z szuflad
Morgan wydobył jej koszulę nocną, długą, praktyczną, bawełnianą, w
biało-niebieskie paseczki.
– To? –
spytał podnosząc koszulkę do góry.
–
A co, nie podoba ci się? – spytała.
–
Czy nie takie dają w więzieniach?
– Ale za to jest bardzo wygodna –
upierała się Gracie. – O niebo wygodniejsza
niż wszystkie te koronkowe fatałaszki, w które zazwyczaj stroją się kobiety, żeby
mężczyznom zdawało się, że są bardzo pociągające. – Pomyślała, że Alex ma
zapewne całą walizę pełną koronkowej bielizny, całe szafy tych drobiazgów, które
mężczyźni tak lubią z niej zdejmować. Jakiemu mężczyźnie sprawiłoby rozkosz
zdejmowanie z kobiety biało-niebieskiej bawełnianej koszuli? Gracie nagle
pożałowała, że w ogóle podjęła ten temat.
–
Teraz już sobie poradzę – powiedziała.
–
Jesteś pewna?
–
Oczywiście! – Opadła znów na poduszki, by nabrać nieco sił, ale łóżko było
tak wygodne, że zamknęła oczy i postanowiła poleżeć jeszcze chwileczkę. Dopóki
Morgan nie wyjdzie z pokoju, pomyślała. Ale nie wyglądało wcale na to, że
zamierza pójść.
–
Podnieś się – powiedział w końcu i pomógł jej wstać.
Nim zdążyła zaprotestować, ściągnął z niej sukienkę. Jego oczy pociemniały z
za
skoczenia, gdy zobaczył, że Gracie nie ma na sobie stanika. Oddychał szybko i
głęboko.
– Och, Gracie –
wymruczał gardłowym głosem. Spojrzał na jej nagie piersi i
spontanicznym, niepohamowanym ruchem uniósł ku nim swe dłonie. Palce
delikatnie potarły jej sutki pobudzając je, aż stwardniały z podniecenia.
Gracie westchnęła z rozkoszy, tak pełnej i doskonałej, że cała się w niej
roztapiała. Przysunęła się bliżej, zsunęła sukienkę, która opadła na podłogę jak
czerwona, zmięta szmatka. Teraz nareszcie umilkł ten uporczywy głos rozsądku,
który nakazywał jej panować nad sobą. Uśpiły go niezliczone szklaneczki wina i
brandy. Pod dotykiem dłoni Morgana jej ciało czuło się boleśnie żywe.
Kiedy zwilżył językiem palce i znów dotknął jej sutków, zadrżała. Podniosła
twarz
ku górze. Poczuła na wargach dotyk jego ust.
Rozchyliła wargi i poczuła, jak jego język zapamiętale je smakuje. Drżącymi
palcami rozpięła mu koszulę, rozkoszując się dotykiem jego silnego, męskiego
ciała.
Pragnęła go tak bardzo, że jej samej zdawało się to niewiarygodne. Ciało
Gracie wygięło się lekko. Jej napięte sutki ocierały się o włosy na jego piersi.
Kiedy zaczęła rozpinać mu pasek, głośno westchnął. Chwycił ją za nadgarstki i
lekko odsunął od siebie.
–
Co się stało? – spytała zaskoczona.
– Nie powin
niśmy tego robić. To właśnie się stało – wymamrotał Morgan z
gwałtownym westchnieniem.
–
Jest wpół do czwartej nad ranem, ty za dużo wypiłaś, a ja zachowuję się jak
dzieciak, chłopaczek, który nigdy w życiu nie widział nagiej kobiety. Gracie,
proszę cię, załóż koszulę i idź spać. Jak się obudzisz, nie będziesz tego pewnie
nawet pamiętać.
Te słowa podziałały na Gracie jak zimny prysznic. Odsunęła się i szybko
owinęła koszulą. Nigdy w życiu nie czuła się tak zmieszana i zawstydzona.
Wiedziała, że Morgan nie ma racji, że jutro będzie wszystko doskonale pamiętać.
O, tak, nie zapomni żadnego z upokarzających szczegółów dzisiejszego wieczoru.
–
Myślę, że powinieneś już iść – wyszeptała. Morgan skinął głową i podszedł
do drzwi. Gracie odwróciła się na bok i schowała pod kołdrą. Nie chciała go
więcej widzieć. Nie chciała nawet myśleć o tym, co zrobiła.
Usłyszała stuknięcie zamykanych drzwi i poczuła, jak jej ciało robi się
bezwładne, jak uchodzi z niego całe ogromne napięcie.
Przez głowę przemykały jej tysiące myśli, a żadna z nich nie była pocieszająca.
Gracie odwróciła się na wznak i leżała wpatrując się w sufit.
Jak mogła? Czuła gniew na myśl, że okazała Morganowi, jak bardzo ją
pociąga, że pozwoliła mu zrozumieć, co do niego czuje.
Jeśli to, co powiedziała Alex, było prawdą, jeśli naprawdę zwolnił jedną ze
swoich sekretarek za to, że się w nim zakochała, to Bóg raczy wiedzieć, co ją teraz
czeka. Natychmiastowy powrót do Anglii? Co gorsza, pomyślała gorzko, Morgan
zapewne jest rozbawiony jej zachowaniem. A może tylko zaskoczony jej brakiem
opanowania?
Morgan za nic nie weźmie winy na siebie, zresztą niby dlaczego miałby to
robić? Sama sprowokowała jego reakcję. Tylko dzięki jego opanowaniu nie
skończyli tego wieczoru w łóżku. Co się stało, już się nie odstanie. Trzeba
odważnie stawić czoło rzeczywistości. Rano znów będzie spokojna i opanowana, a
jeśli Morgan nawet poruszy ten temat, może przecież udawać, że niczego nie
pamięta.
Zgasiła lampkę i zamknęła oczy, starając się jakoś opanować wirujące w jej
głowie myśli.
Ki
edy znów je otworzyła, promienie słońca wpadały do pokoju. Spojrzała na
zegarek i z zaskoczeniem stwierdziła, że jest już po dwunastej. Na szczęście czuła
się wyspana i wypoczęta. Wczorajszy ból głowy minął jak ręką odjął.
Usiadła na brzegu łóżka i natychmiast opadły ją przykre, bezlitosne
wspomnienia. Żeby je odegnać, zajęła się przygotowaniami do podróży powrotnej.
Wykąpała się, spakowała rzeczy i spojrzała jeszcze raz na swoje odbicie w
lustrze. Chciała być pewna, że jej twarz nie zdradza żadnych emocji. Wczoraj
wieczorem uświadomiła sobie w pełni, jak intensywne są jej uczucia i jak bardzo
pociąga ją Morgan.
Jeszcze nie jest za późno, by zapanować nad sytuacją, ale wydarzenia
wczorajszego wieczoru z pewnością nigdy więcej nie mogą się powtórzyć.
ROZDZIA
Ł SZÓSTY
Wbrew swoim oczekiwaniom, zszedłszy na dół Gracie nie zastała nikogo z
gości Morgana. W kuchni napiła się mleka, a potem wyszła do ogrodu.
Była gotowa stawić czoło Morganowi. Ubrała się dziś w prostą,
niebieskozieloną spódniczkę i kremową, zapiętą pod szyję bluzkę. W tym stroju
czuła się pewniej. Ciasny koczek i skromne ubranie z pewnością pomogą jej
zachować zimną krew, gdyby nagle wzięły górę nadmierne emocje.
Mimo tych starannych przygotowań, na widok Morgana siedzącego na leżaku
nad basenem serce zabiło jej mocniej. Przybrała opanowany wyraz twarzy,
uśmiechnęła się i podeszła do niego powoli. Usiadła na sąsiednim krześle, które
stało wystarczająco daleko, by Morgan nie mógł jej dotknąć nawet przez
przypadek. Zresztą teraz, pomyślała, na pewno uważa swoje wczorajsze
zachowanie za całkiem niezrozumiałe, jeśli nie śmieszne.
–
Długo spałaś – powiedział patrząc na nią spod gęstych, ciemnych rzęs. –
Dobrze się czujesz?
Gracie odwróciła wzrok w stronę błękitnej tafli wody.
–
Zeszłabym na dół wcześniej, ale brałam kąpiel. Nie sądziłam, że wszyscy już
wyjechali.
Czuła na sobie jego spojrzenie, ale nie była w stanie na niego popatrzeć.
Obawiała się, że znów może stracić panowanie nad sobą. Przymknęła powieki i
wystawiła twarz ku słońcu.
–
Większość z nich daleko mieszka – powiedział Morgan. – Sam bym już
pojechał, ale chciałem cię najpierw zobaczyć.
Gracie ulec miała nadzieję, że Morgan nie zamierza dyskutować z nią o
wydarzeniach poprzedniej nocy. A może chciał jej powiedzieć, że w związku z jej
wczorajszym zachowaniem firma zamierza zrezygnować z jej usług. Z trudem
zmusiła się, by oddychać spokojnie i nie poddawać się panice.
– Przepraszam za wczorajsze zachowanie –
powiedziała sztywno. – Za dużo
wypiłam i zachowałam się okropnie. Jeżeli narobiłam ci wstydu przy gościach,
bardzo mi przykro.
Jak mogła być tak szalona? Dała się ponieść fali pożądania, całkowicie dla niej
nowej i oszałamiającej, ale dla Morgana z pewnością żenująco przykrej. Co
gorsza, jej wczorajsze zachowanie stanowczo nie lic
owało z zajmowanym
stanowiskiem. Gracie modliła się, żeby Morgan tego właśnie nie powiedział. Bała
się usłyszeć to z jego ust. Chyba umarłaby ze wstydu.
–
Nie chodziło mi o twoje zachowanie na przyjęciu – powiedział Morgan
beznamiętnym głosem.
– No, tak –
przerwała mu, czując nagły skurcz w gardle. – Wszystkim nam
chyba zdarza się robić rzeczy, których potem żałujemy. Szczególnie pod wpływem
alkoholu. –
Roześmiała się. – Teraz mówię całkiem jak moja siostra! Naprawdę,
nigdy w życiu nie zachowałam się w tak głupi sposób. Ale to się już nigdy nie
powtórzy.
Jej duma walczyła z przemożną chęcią, by rzucić mu się w ramiona. Nie
chciała nawet myśleć o tym, ze w jej uczuciach do Morgana może być coś
głębszego niż tylko lekkie zadurzenie i fizyczna namiętność. Miała szczerą
nadzieję, że głęboko zakorzenione poczucie godności pomoże jej wygrać tę walkę.
–
Jeśli chcesz, poproszę o zwolnienie z pracy – powiedziała twardym tonem.
–
Zwolnienie? Co ty, do cholery, wygadujesz? Chcesz się zwolnić?
–
Oczywiście, że nie – odparła sucho.
–
Nie chcę, żebyś odeszła. Jak sama powiedziałaś, wszystkim nam zdarza się
zachować w pożałowania godny sposób. Ale następnym razem postaraj się trochę
bardziej uważać. Możesz się znaleźć w sytuacji, która będzie znacznie bardziej
nieprzyjemna.
–
Nie będzie następnego razu – odparła chłodno.
–
Jestem tego pewien. Nigdy więcej nie stracisz żelaznej samokontroli.
To właśnie miała zamiar powiedzieć, ale w jego ustach zabrzmiało to dziwnie
niemiło. Ton głosu Morgana był zjadliwy i oskarżycielski, jakby samokontrola
była czymś niewłaściwym.
– Jestem spakowana –
powiedziała wpatrując się w swoje dłonie. – Lepiej już
pojadę, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Chcę zobaczyć, czy Jenny dobrze się
czuje.
–
Czemu miałaby się czuć źle? – spytał Morgan. – W końcu opiekuje się nią
mój siostrzeniec.
–
Nie spodziewałam się, że o tym wiesz – wyjąkała Gracie.
–
Oczywiście, że wiem. Rickie powiedział mi, że nie może tu przyjechać, bo w
sobotę idzie na piwo z kolegą, który dziś się żeni. Sądziłem, że zna mnie
wystarcz
ająco dobrze, żeby wiedzieć, że nie nabiorę się na jego kłamstwa.
Przejrzałem go na wylot, a dla pewności posłałem jednego z moich ludzi, by
sprawdził, gdzie się podziewa.
–
Nie masz prawa go szpiegować! – zawołała.
–
No, no, uważaj, twoja chłodna maska pęka! Widzę, że są w tobie jednak
jakieś ludzkie uczucia. Czy to dlatego, że chodzi o twoją siostrę, która jest jedyną
osobą, na której ci zależy?
–
Nie! Ale nie masz prawa wtrącać się w życie innych ludzi!
Myślała, że może uda jej się go przekonać, ale on założył tylko ręce za głowę i
usiadł wygodniej, wyciągając przed siebie długie nogi. Gracie przesunęła
wzrokiem po jego ciele i nagle opadły ją wspomnienia. Przypomniała sobie, jak
próbowała rozpiąć mu pasek, jego nagie, gorące ciało tuż przy niej...
–
Możesz powiedzieć siostrze, że podjąłem decyzję – powiedział spokojnie
Morgan. –
Powtórz jej, że Rickie pojedzie do Paryża na kurs, który zaczyna się za
dwa tygodnie.
Gracie patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie wiedziała, co skłoniło go do
tej decyzji, ale
czuła, że nie była ona do końca przemyślana. Morgan wstał i
odszedł.
Drażniło ją brzęczenie ważek nad głową, ostre słońce, a najbardziej to, że tak
bardzo pociąga ją ten mężczyzna. Rozsądek mówił jej przecież wyraźnie, że
poddając się emocjom robi wielki błąd. Morgan jest w końcu jej szefem, a w
dodatku mężczyzną, którego interesują wyłącznie przelotne związki.
Gracie wstała i zaczęła obmyślać trasę powrotu do domu. Starała się odpędzić
myśl, że jej uczucia do Morgana nie są aż tak powierzchowne i błahe, jak
chciałaby je sobie przedstawić.
Gdy dojechała do domu, było już późne popołudnie. Rozpakowała się i poszła
zobaczyć się z siostrą.
Jenny radośnie uśmiechnęła się na powitanie.
–
Rickie właśnie wyszedł – powiedziała bez żadnych wstępów.
W mieszkaniu pano
wał zaskakujący porządek. Gracie rozglądała się z
niedowierzaniem. Nie przypuszczała, że siostrze uda się czymś jeszcze ją
zaskoczyć, ale najwyraźniej bardzo się myliła.
–
Czy to mieszkanie nie powinno przypadkiem wyglądać teraz jak
pobojowisko? –
spytała. – Poduszki, gazety, jedzenie, wszystko na podłodze?
–
Rickie nie lubi bałaganu.
A więc to tak! Jeśli czynom należy wierzyć bardziej niż słowom, teraz nie
może już być żadnych wątpliwości, że Jenny jest ogromnie zakochana. Gracie
uśmiechnęła się.
–
Ja też nie lubię bałaganu – powiedziała – ale nie przypominam sobie, żebyś
się tym kiedykolwiek zanadto przejmowała.
–
Ty jesteś tylko moją siostrą!
Popatrzyły na siebie i wybuchnęły śmiechem. Gracie opowiedziała Jenny o
swoim weekendzie i prawie udało jej się przekonać samą siebie, że te dwa dni
upłynęły całkiem beztrosko i pogodnie.
To zabawne, pomyślała słuchając własnych słów, gdyby nie kłębiące się
niejasne uczucia, mogłabym niemal uwierzyć, że wciąż jestem tą chłodną,
spokojną osobą, która zawsze panuje nad sytuacją. Odpowiedzialna, starsza siostra,
która patrzy na wszystko trzeźwo i obiektywnie.
–
Morgan wiedział, że Rickie był z tobą – powiedziała w końcu. Po drodze do
domu postanowiła powiadomić Jenny o decyzji Morgana.
–
Skąd wiedział?
–
Domyślił się. Morgan Drakę nie bez powodu jest szefem olbrzymiej
korporacji. Ma niezwykle przenikliwy umysł i niełatwo go oszukać.
–
I co powiedział?
Gracie westchnęła i usiadła wygodniej w fotelu.
–
Wyśle Rickie'ego na ten kurs – oznajmiła zmęczonym głosem. – Za dwa
tygodnie. –
Oczekiwała wybuchu, ale informacja została przyjęta w całkowitym
milczeniu.
–
Nie przejmuj się – powiedziała, choć siostra nie wyglądała na zbyt przejętą. –
Krótkie rozstanie może wam dobrze zrobić. Jeżeli związek przetrwa rozłąkę, to
d
obrze świadczy o jego sile.
Uważnie przyglądała się siostrze, zastanawiając się, o czym też teraz myśli.
–
Może masz i rację – odezwała się po chwili Jenny. Wzruszyła ramionami,
jakby usłyszana wiadomość nie miała dla niej znaczenia.
–
A więc – powiedziała z ulgą Gracie – nie martwisz się za bardzo.
–
Jestem pewna, że wszystko ułoży się jak najlepiej. Wróciwszy do swojego
mieszkania Gracie próbowała znaleźć odpowiedź na pytanie, co właściwie tak ją
zaniepokoiło w zachowaniu siostry. W gruncie rzeczy Jenny zareagowała bardzo
rozsądnie i dorośle. Sama miała przecież zamiar przekonywać ją, że kilka miesięcy
z dala od Rickie'ego to jeszcze nie katastrofa! Powinna więc cieszyć się, że cała ta
sprawa została załatwiona tak prosto i bezboleśnie.
Kiedy następnego dnia rano dotarła do biura, Morgan już tam był. Co prawda
dzielące ich drzwi były zamknięte, ale Gracie słyszała, jak spaceruje po pokoju i
dyktuje tekst listu do dyktafonu.
Wpatrywała się właśnie bezmyślnie w stertę papierów piętrzącą się na biurku,
kiedy d
rzwi otworzyły się gwałtownie. Odwróciła się niechętnie. Bolała ją głowa,
a doświadczenie mówiło jej, że Morgan jest znów w paskudnym humorze.
–
Gracie, proszę do mnie. Teraz.
Tak jest, proszę pana, pomyślała złośliwie, chwytając notes i ołówek. Gdy
weszła, Morgan patrzył przez okno. Nawet się nie odwrócił.
– Jestem gotowa –
powiedziała, patrząc na jego szerokie ramiona. Znów
ogarnęło ją dziwne podniecenie.
– Gotowa do czego? –
Odwrócił się i zlustrował ją wzrokiem.
– Do notowania –
odparła spokojnie Gracie, spuściwszy oczy. Był naprawdę w
dziwnym nastroju i lepiej było mieć się na baczności.
–
Czy powiedziałem, że masz notować?
– Nie –
przyznała, a jej niepokój stał się jeszcze silniejszy.
–
Wezwałem cię, żeby ci powiedzieć, że dziś wieczorem zabieram cię na
kolację.
– Co?
–
Ogłuchłaś? Zabieram cię dziś na kolację. Gracie wpatrywała się w niego z
zaskoczeniem. Po chwili jej mechanizm samoobrony zaczął nareszcie działać i
powiedziała cicho:
–
Nie mogę. Jestem umówiona.
–
Odwołaj to spotkanie.
Jego wysoka sylw
etka górowała nad nią. Gracie poczuła, jak siła woli nagle ją
opuszcza. Pomyślała, że w końcu nie po to przekonywała się przez ostatnie parę
godzin, że jej dalsze spotkania z Morganem nie mają sensu, a wręcz są
niebezpieczne, żeby teraz umawiać się z nim na kolację.
– Dobrze –
odpowiedziała jednak.
Była teraz na siebie wściekła. Czemu zgodziła się na spotkanie poza biurem?
Czy doświadczenia weekendu niczego jej nie nauczyły? Czy nie rozumie, że
powinna trzymać się od niego z daleka?
–
Przyjadę po ciebie o wpół do ósmej. A teraz możemy zająć się pracą. –
Usiadł przy biurku z zadowoloną miną i zaczął jej dyktować tekst umowy. Gracie
notowała machinalnie jego słowa, ale myślami była bardzo daleko.
Jej rozum ostrzegał ją tyle razy, a jednak teraz znów zignorowała te
ostrzeżenia. Dlaczego nie potrafi wziąć się w garść, dlaczego nie umie zapanować
nad popędami własnego ciała?
Bo jestem zupełnie szalona, pomyślała. To całkiem pewne.
Kiedy wieczorem zadzwonił dzwonek, otworzyła drzwi opanowana i spokojna,
gotowa staw
ić czoło wszelkim zasadzkom.
Morgan stał oparty o framugę. Przyjechał prosto z pracy. Po patrzył na nią z
wyrazem twarzy, który mówił wyraźnie, że rozumie doskonale, jakie wrażenie
pragnęła na nim zrobić, zakładając skromną, granatową garsonkę i białe sandały na
płaskim obcasie.
–
Ślicznie wyglądasz – powiedział z uśmiechem. – Złotobrązowa, z
zaróżowionymi policzkami, jak mała dziewczynka.
–
Dziękuję – wymamrotała niepewnie i spytała, czy wstąpi na kawę.
–
Nie, nie teraz. Zamówiłem stolik na wpół do ósmej, więc lepiej chodźmy.
Możemy wypić drinka przed kolacją.
Serce Gracie zabiło mocniej, gdy Morgan wziął ją pod ramię. Nie próbowała
się nawet uwolnić. Za wszelką cenę chciała sprawić wrażenie, że w pełni panuje
nad sytuacją. Może uda się jej samej w to uwierzyć?
Morgan wybrał niewielką, ale bardzo przytulną i elegancką restauracyjkę.
Zgięty w ukłonie kelner wskazał im stolik, przyjął zamówienie na drinki i
dyskretnie się oddalił.
–
To śliczne miejsce – powiedziała Gracie rozglądając się dokoła. – Często tu
bywasz?
– Czasami –
popatrzył na nią, a w jego spojrzeniu było coś żartobliwego, a
zarazem pieszczotliwego. Gracie poczuła, jak krew szumi jej w uszach.
Morgan zaczął opowiadać jej o sztuce teatralnej, której premierę niedawno
widział. Teraz, gdy rozmowa zeszła na neutralne tematy, Gracie nareszcie
rozluźniła się. Delektowała się doskonałą rybą i swobodnie rozprawiała o
przewadze Broadwayu nad teatrami Londynu.
–
Tęsknisz za Anglią? – spytał, gdy kelner zebrał talerze.
– Raczej nie –
odparła po chwili namysłu. – Brak mi paru drobiazgów, ale tak
naprawdę nie tęsknię za domem. Być może dlatego, że Nowy Jork to dla mnie
wciąż nowość i przygoda.
–
A co będzie, gdy przestanie być taki atrakcyjny?
–
Wtedy zapewne wrócę do Anglii. – Wolała na razie nie myśleć o tej chwili.
Paraliżowała ją myśl. że kiedyś przyjdzie rozstać się z Morganem na zawsze. Ten
moment nadejdzie wcześniej czy później, ale teraz nie czas jeszcze, by się nad tym
zastanawiać.
–
Powiedziałam Jenny, że jednak postanowiłeś wysłać Rickie'ego do Paryża –
powiedziała, żeby zmienić temat rozmowy. – Byłam zaskoczona jej reakcją.
Żadnych histerii, płaczu ani rozpaczania!
–
Rickie również przyjął to bez większych sprzeciwów. Czy powinniśmy się
tym niepokoić?
Popatrzył na nią i Gracie poczuła, jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne
ciepło.
–
Nawet gdybyśmy mieli jakieś podejrzenia, i tak nic nie możemy w tej
sprawie zrobić – odparła. – Nie możemy przecież zamknąć ich na klucz i czekać w
nieskończoność, aż ich uczucia umrą śmiercią naturalną.
– Nie. To j
est właśnie najgorsze. Uczucia nie odchodzą ani nie rodzą się na
zawołanie. – W delikatnym świetle świecy oczy Morgana były ciemne i uważne. –
Ale to rozstanie da im okazję zastanowić się, czego naprawdę pragną.
–
To właśnie powiedziałam Jenny. Słuchała cierpliwie, ale nie sądzę, bym ją
przekonała.
–
To brzmi zupełnie jak rozmowa rodziców, pełnych troski o przyszłość swoich
dzieci –
powiedział Morgan z lekkim rozbawieniem. Przez krótką chwilę ich ocz>
się spotkały, ale Gracie odwróciła wzrok, machinalnie obracając kieliszek w
palcach. Musi teraz bardzo uważać. Znów żeglują po niebezpiecznych wodach.
–
Tyle tylko, że oni wcale nie są dziećmi – powiedziała. – Oboje są dorośli i
potrafią sami zadbać o swoje sprawy, bez niczyjej pomocy.
Podszedł do nich kelner z kartą deserów, ale zamówili tylko kawę.
–
Podejrzewam, że ta uwaga jest skierowana do mnie?
– Nie tylko –
odpowiedziała Gracie. – Chociaż jeśli już o tym mowa, nie sądzę,
żeby rozdzielanie ich silą było dobrym pomysłem.
–
Teraz już jest za późno.
– Dlaczego?
–
Już powiedziałem, że Rickie za dwa tygodnie wyjeżdża z Nowego Jorku.
Nigdy nie wycofuję się ze swoich decyzji.
–
Jesteś zbyt dumny – rzuciła sucho.
–
Ty też – odparował błyskawicznie Morgan. Nie była przygotowana na taką
odpowiedź i teraz patrzyła na niego osłupiała ze zdziwienia.
–
Dlatego otaczasz się murem. Dlaczego jesteś taka nieprzystępna? To błąd.
Czy nie zdajesz sobie sprawy, że takie zachowanie dla każdego mężczyzny jest
wyzwaniem?
–
Wcale nie otaczam się murem – wyjąkała słabym głosem. – W ogóle nie
wiem, o co ci chodzi. –
Nawet dla niej samej te słowa zabrzmiały fałszywie.
Miała nieprzyjemne uczucie, że Morgan przejrzał ją na wylot. Wiedziała, że
szare oczy wciąż się w nią wpatrują, ale bała się odwzajemnić ich spojrzenie.
Czuła niepokój na myśl, że Morgan bez trudu odgaduje, jedną po drugiej,
wszystkie jej najskrytsze tajemnice. Za każdym razem, gdy opuszczała nieco
tarczę, pozwalając sobie na chwilę słabości, Morgan zbliżał się o krok, a im bliżej
pozwoli mu podejść, tym trudniej będzie jej się z nim rozstać.
–
Może jeszcze kawy? – spytał kelner.
–
Nie, dziękuję, proszę tylko o rachunek. – Na twarzy Morgana malowała się
lekka irytacja, ale nachylając się ku Gracie powiedział z uśmiechem:
–
Możemy jeszcze wpaść na kawę do ciebie. Gracie w milczeniu patrzyła, jak
Morgan płaci za kolację. Czuła, że jej przerażenie i niepokój biorą górę nad
opanowaniem.
Starała się wytłumaczyć sobie, że jej reakcje są mocno przesadzone. Przecież
Morgan nie jest nikim groźnym. Byli razem na kolacji i rozmawiali na różne
tematy, mniej i bardziej osobiste. To chyba całkiem naturalne zachowanie?
No więc czemu jest teraz tak spięta? Przecież potrafi sobie radzić w każdej
sytuacji.
–
Czy zamierzasz zaprosić mnie na kawę? – spytał, gdy stanęli przed jej
domem.
–
Jeśli sobie życzysz – siedziała nieruchomo, wpatrując się w tłum ludzi na
chodnikach.
–
Trudno to uznać za bardzo serdeczne zaproszenie – powiedział Morgan
rozbawionym głosem. – Ale chyba je przyjmę – dodał i otworzył drzwi
samochodu.
–
Co też powiedziałaby na to Alex? – spytała Gracie, gdy znaleźli się w
windzie.
– Niby na co?
–
Kolacja we dwoje z „twoją sekretareczką", potem kawa w jej mieszkaniu... –
nagle zamilkła, zmieszana, że w ogóle poruszyła ten temat. Wbrew jej zamiarom
wzmocnił tylko panujące pomiędzy nimi napięcie.
–
To przecież całkiem niewinna sytuacja, prawda?
–
powiedział uwodzicielskim głosem. – Poza tym rozstałem się już z Alex.
Gracie zatrzymała się i popatrzyła na niego. Walczyli z nieposkromioną chęcią,
by się głośno roześmiać.
– Och – powie
działa tylko, otwierając drzwi.
– Rozumiem.
–
Rozumiesz? Naprawdę? – Morgan ciężko opadł na sofę. – Rozstaliśmy się
niezupełnie jak przyjaciele – powiedział bezbarwnym głosem. Gracie zaczęła się
zastanawiać, co też zrobiła Alex, by go do siebie zrazić.
Wci
ąż nad tym rozmyślała, parząc kawę i niosąc ją do pokoju. Była tak
pogrążona we własnych myślach, że nie zrozumiała gestu Morgana, gdy wskazał
jej miejsce na sofie obok siebie. Zesztywniała nagle i wszystkie myśli na temat
Alex uleciały jej z głowy, a oddech stał się szybki i niespokojny.
Przysiadła obok niego niezręcznie i wypiła łyk kawy. Nie czuła nawet jej
smaku.
–
Dziękuję za kolację – powiedziała, gdy milczenie stało się nie do zniesienia.
–
Jedzenie było bardzo dobre.
– A towarzystwo?
– Ujdzie –
wymamrotała i postawiła filiżankę na stoliczku. – Ciągle jednak nie
rozumiem, dlaczego mnie zaprosiłeś – powiedziała bez namysłu i szybko
odwróciła głowę, by ukryć rosnące zdenerwowanie.
–
Potrzebowałem twojego towarzystwa.
– Mojego towarzystwa? – powtórz
yła z niedowierzaniem. – Mogłeś mieć do
towarzystwa każdą kobietę, jakiej byś tylko zapragnął.
–
Nie chciałem jakiejś kobiety. Potrzebowałem jednej, określonej osoby.
Ciebie.
Jego słowa zawisły w powietrzu pomiędzy nimi.
Gracie wpatrywała się w niego bezradnie. Jej umysł działał bardzo leniwie,
zbyt wolno, by podpowiedzieć jej, jak obrócić te słowa w żart. Poza tym, czy
naprawdę tego chciała? Czuła, jak jej ciało spontanicznie reaguje na błysk w
oczach Morgana.
–
Czy przyszło ci może do głowy – spytała słabym głosem Gracie – że moje
uczucia mogą się różnić od twoich?
– Nie.
Poczuła, że kręci jej się w głowie, jak gdyby stała nad krawędzią przepaści i nie
mogła stamtąd odejść, wbrew temu, co nakazuje rozsądek.
Przyciągnął ją bliżej siebie. Przebiegał ją rozkoszny dreszcz.
–
Nigdy dotąd nie wiązałem się z żadną z moich sekretarek – wymruczał do jej
ucha, przygryzając je delikatnie zębami. – Zawsze ściśle przestrzegałem zasady,
żeby nie mieszać pracy z życiem osobistym. Ty jesteś wyjątkiem.
–
Alex mówiła mi o twoich... zasadach...
–
Naprawdę? – zapytał Morgan twardym głosem. — Ta kobieta stanowczo zbyt
wiele mówi.
Wziął jej twarz w dłonie i po chwili Gracie poczuła smak jego ust, gorących i
uwodzicielskich. Jego język wślizgnął się między jej wargi. Rozluźniła się i
odwzajemniła pocałunek, rozkoszując się świadomością jego narastającego
pożądania.
Kiedy jego usta powędrowały wzdłuż jej szyi. odchyliła się lekko, wplatając
palce w jego włosy.
–
To nie miejsce na miłość – powiedział Morgan gardłowym głosem. –
Kochan
ie się na sofie jest dobre dla szesnastolatków.
Uniósł ją na rękach, zaniósł do sypialni i delikatnie ułożył na łóżku.
–
Gracie, chcę być twoim mężczyzną – wymruczał. Jego długie palce powoli
rozpięły jej bluzkę. Westchnął z rozkoszy, dotykając dłońmi nagich piersi.
Te słowa odbiły się echem w rozpalonej głowie Gracie. Czuła, jak rozsądek
walczy w niej z pragnieniem, by ulec Morganowi. Wciąż na nowo zadawała sobie
pytanie: czy zdajesz sobie sprawę z tego, co teraz robisz?
Morgan delikatnie dotknął językiem jej piersi, wziął ją do ust i zaczął mocno,
rytmicznie pieścić. Fale intensywnej rozkoszy rozchodziły się po całym jej ciele.
Jego silna, męska dłoń wsunęła się pod spódnicę i pieściła jej uda. Podniósł
głowę i spojrzał jej w oczy.
–
Czy chcesz, żebym został twoim kochankiem? – spytał pełnym namiętności
głosem.
Gracie zamknęła oczy. Wiedziała już, jaka będzie jej odpowiedź. Nie była
przygotowana na romans z Morganem. Nawet jeśli miałby dostarczać jej takich
rozkoszy, jakie teraz odczuwała. Całe życie stosowała się do surowych zasad
moralnych. Nie może ich teraz nagle wykreślić z pamięci.
Oddychała głęboko, świadoma, że Morgan wciąż czeka na jej odpowiedź.
–
Pragnę ciebie – wyszeptała. Pragnę cię rozpaczliwie, dodała w duchu,
bardziej niż kogokolwiek w moim życiu.
– Ale?
–
Ale nie mogę się z tobą kochać. – Zielone oczy spojrzały z wyrazem
milczącego błagania.
–
Nigdy nie byłaś w łóżku z mężczyzną, prawda? Gracie żałośnie potrząsnęła
głową.
Morgan westchnął i położył się na plecach, splatając dłonie za głową.
–
Wcale tego nie chciałam, nie chciałam cię oszukać – powiedziała z
wahaniem. Poczuła ulgę, gdy Morgan skinął głową. Oczywiście, że ją rozumie. Jej
zachowanie aż nazbyt zdradzało, jak bardzo ją podnieca, tak samo jak niezliczone
rzesze kobiet przedtem. Jedy
ną różnicą było to, że Gracie nie w pełni poddała się
swym uczuciom.
Ta świadomość była jednak słabą pociechą. Patrzyła żałośnie, jak Morgan
podnosi się z łóżka. Pochylił się nad nią i pocałował w czubek nosa.
–
Wierz mi, Gracie, naprawdę cię rozumiem. Wyszedł z sypialni, zamykając za
sobą drzwi.
Gracie wciąż leżała nieruchomo. Zastanawiała się, czemu działanie zgodnie ze
swoimi zasadami jest takie trudne. I czemu tak często pozostawia żal i gorycz.
Czuła się rozpaczliwie bezradna. A może jeszcze raz spróbować stłumić
uczucia, postarać się, żeby maska opanowania nigdy już więcej nie zsunęła się z jej
twarzy? Ale czy wszystkie te wysiłki na coś się zdadzą? Czy wystarczą, by stłumić
falę pożądania, które narastało, gdy tylko się do niej zbliżał?
Kiedy jego ust
a dotykały jej warg i piersi, pragnęła oddać mu się cała. Żądza
graniczyła z obsesyjnym szaleństwem i Gracie wiedziała, że żadne chłodne
rozumowanie nie będzie w stanie zaprzeczyć jej istnieniu. Westchnęła cicho i
odwróciła się na bok.
Jest jednak powód, d
la którego czuje teraz tę nową, nieznaną, rozpaczliwą
tęsknotę.
–
Przyznaj się – powiedziała Gracie głośno. – Przyznaj: kochasz go.
Zastanawiała się, czemu, gdy spotkali się po raz pierwszy, nic nie ostrzegło jej
przed Morganem. I czemu przez tyle czasu żywiła złudzenia, że wciąż potraf:
stawić czoło jego urokowi?
Równie dobrze mogła poddać się od samego początku. Osaczył ją ze
wszystkich stron. Jedno jego słowo czy spojrzenie były silniejsze niż cała chłodni
argumentacja rozumu.
No i co, pomyślała smutna i zła, co właściwie mam teraz zrobić?
ROZDZIA
Ł SIÓDMY
Następnego dnia rano, kiedy Gracie dotarła do pracy, dowiedziała się, że
Morgana wezwano na pilne spotkanie do Paryża. Nie była pewna, czy ta
nieoczekiwana nieobecność sprawiła jej ulgę, czy zawód.
Ost
atnią noc spędziła przewracając się niespokojnie z boku na bok. Wszystkie
próby zaśnięcia uniemożliwiał wypełniający jej myśli obraz Morgana.
Udało mu się przebić przez pancerz chłodu i dotrzeć do jej serca. Musiała
nareszcie przyznać, że jest w nim zakochana. Czuła się zupełnie bezradna.
Wiedziała, że go pociąga, ale z rezygnacją myślała, że nie może liczyć na nic
więcej z jego strony. Nie musiał mówić, że nie wierzy w miłość. Było to widoczne
w każdym jego słowie i geście, w krótkotrwałości jego miłosnych związków, w
braku zrozumienia dla Rickie'ego, który przedkładał swoje uczucia dla Jenny
ponad zawodową karierę.
Powiedział, że rozumie, czemu nie zgodziła się pójść z nim do łóżka. Gracie
zastanawiała się jednak, jak długo można utrzymać taką sytuację, skoro oboje
wiedzą doskonale, że każde jego dotknięcie obraca wniwecz jej silne
postanowienia.
Nim nadeszła pora lunchu, Gracie potwornie rozbolała głowa. Wzięła dwie
aspiryny i starała zmusić się do zjedzenia kanapki, gdy nagle zabrzmiał
przenikliwy dzwonek telefonu.
Dzwonił Tony. Zaprosił ją na kolację i Gracie zgodziła się bez namysłu. Nie
miała zamiaru zostać jedną z kobiet, które przez całe życie śnią o księciu z bajki.
Poszli do baru tuż przy Times Square. Tym razem Gracie bardzo uważała, by
nie wypić za dużo. Alkohol przytłumił tylko trochę jej wcześniejsze rozterki, ale
pod koniec wieczoru oboje śmiali się już do rozpuku.
Tony był świetnym towarzyszem. Nie krył, że ją bardzo lubi, a jego
komplementy niezmiernie podniosły ją na duchu.
Kiedy żegnali się przed jej domem, pocałowała go leciutko w usta. Tony
spojrzał na nią z kpiącym uśmiechem.
–
Myślami jesteś daleko stąd, z kim innym – powiedział z wyrzutem. – Albo to
ja straciłem swój urok, który ułatwiał mi życie przez ostatnie dwadzieścia siedem
lat.
Spojrzała na jego otwartą, dobroduszną, chłopięcą twarz i nagle zapragnęła
usprawiedliwić swoje zachowanie.
–
W tej chwili mam pewien kłopot – przyznała.
– Znam go?
–
To naprawdę nieważne. To był bardzo przyjemny wieczór, a ty jesteś jednym
z najmilszych c
hłopaków, jakich znam. – Gracie potrząsnęła głową i roześmiała
się.
–
Na dźwięk słowa „miły" dostaję dreszczy. Znów się roześmieli, a potem
Tony spytał:
–
Czy mogę jeszcze do ciebie kiedyś zadzwonić?
Zostaniemy przyjaciółmi?
–
Oczywiście! Tak będzie dla nas obojga najlepiej Kładąc się do łóżka
zastanawiała się, czemu właściwie nie mogłaby zakochać się w Tonym. Jest tak
szczery, otwarty, tak swobodnie czuje się w jego towarzystwie. Niestety, serce nie
sługa!
Morgan zadzwonił do niej następnego dnia, gdy właśnie wychodziła z biura.
–
Czy zdarzyło się coś, o czym powinienem wiedzieć?
–
spytał. – To cholerne spotkanie potrwa dłużej, niż się spodziewałem.
–
Przyszły dziś rano te dokumenty, na które czekaliśmy. Wysłałam kopie do
Chicago. Poza tym nic szczególnie pilnego.
Rozmawiali przez chwilę o pracy. Gracie notowała, co ma załatwić w ciągu
następnych dni. Nie opuszczał jej jednak niepokój.
–
Być może zostanę tu do końca tygodnia – powiedział wreszcie i Gracie
poczuła się nagle zawiedziona i smutna. Przemogła się jednak i powiedziała
pogodnym tonem:
– Dobrze.
–
Nie musisz aż tak cieszyć się z mojej nieobecności.
–
Świetnie sobie ze wszystkim radzę – powiedziała. Chyba nie oczekiwał, że
zacznie nagle płakać z rozpaczy. – Jaka jest pogoda w Paryżu?
–
Ładna.
– To dob
rze. Pozdrów ode mnie wieżę Eiffla. Ciągły wysiłek, by jej głos
brzmiał mimo wszystko pogodnie i wesoło, zaczynał już ją męczyć. Morgan
zamilkł na chwilę, a potem powiedział oskarżycielskim tonem:
–
Dzwoniłem do ciebie wczoraj wieczorem, ale nie odbierałaś telefonu.
–
Nie było mnie w domu – odparła.
–
Domyśliłem się. – Głos Morgana był oschły.
–
Nie sądziłem, że celowo nie podnosisz słuchawki. Gdzie byłaś? U Jenny?
–
Byłam w barze przy Times Square – oznajmiła ostrożnie. – To miłe miejsce,
połączone z galerią brązów.
–
Dziękuję ci za wyczerpujące informacje. Z kim tam byłaś? Z siostrą?
– Nie.
Znów zapadła cisza, w trakcie której, jak się domyślała Gracie, Morgan
intensywnie myślał, starając się rozwiązać zagadkę.
–
Więc z kim? – spytał w końcu. Gracie westchnęła. Była pewna, że będzie
ciągnął ten temat, aż dowie się wszystkiego. Nie przywykł z niczego rezygnować.
Pomyślała nagle, że odnosi się to również do jej osoby. Wycofał się nieco
wtedy w jej mieszkaniu, zaskoczony jej odmową i brakiem doświadczenia. Ale jak
długo zechce się trzymać od niej z daleka? Czy sam nie powiedział, że przeszkody
to tylko większe wyzwanie?
–
Byłam z Tonym Palmererti – powiedziała zrezygnowana. – Poznałam go na
przyjęciu, które wydałeś kilka...
–
Doskonale pamiętam, gdzie go poznałaś – przerwał jej lodowatym tonem. –
Nie musisz mi przypominać.
Gracie poczuła nagły zachwyt na myśl, że Morgan jest o nią zazdrosny.
Wiedziała wprawdzie, że to nie dlatego, że mu na niej zależy, ale dlatego, że jej
pożąda. Mimo to czuła, że wszystko w niej śpiewa z radości.
–
Pamiętaj, żebyś zrobiła wszystko, co ci powiedziałem – jego głos brzmiał
agresywnie i rozkazująco. – Nie chcę wrócić do nie pozałatwianych spraw.
Gracie chciała zaprotestować. To nie fair: cz> kiedykolwiek zostawiła pracę
nie dokończoną? Zdawała sobie jednak sprawę, że przy jego obecnym nastroju
jakikolwiek protest byłby tylko pretekstem do kolejnej ostrej utarczki. Powiedziała
więc tylko:
–
Oczywiście.
– Dobrze –
rzucił krótko i przerwał połączenie.
Skrzywiła się lekko i umieściła słuchawkę na widełkach.
Doprawdy czarujące. Jak mogłam się zakochać w takim gburze? Jakby na
świecie nie było dobrze wychowanych mężczyzn, którzy potrafią zakończyć
rozmowę w bardziej elegancki sposób.
Natura wyposażyła go w zbyt wiele wdzięku, inteligencji, miał zbyt wiele
władzy i nadmiar sex appealu. Dawało mu to nonszalancką pewność siebie,
przekonanie, że może wszystko osiągnąć. I rzeczywiście, zazwyczaj udawało mu
się to bez najmniejszych trudności.
Gracie zastanawiała się nawet, czy Morgan nie zawdzięcza części uroku
właśnie swej bezwzględnej naturze.
Wieczorem poszła do Jenny.
–
Myślę, że wkrótce rozstaniesz się z kulami? – Gracie popatrzyła ciepło na
siostrę. Wydawało się, że Jenny niecierpliwie czegoś oczekuje, ale Gracie
przypisała jej podekscytowanie radości z powrotu do normalnego życia.
–
Myślę, że zatrzymam je na pamiątkę. I będę na nie patrzeć za każdym razem,
kiedy przyjdzie mi do głowy jakiś głupi pomysł.
–
Cieszysz się, że wracasz do pracy? – spytała Gracie idąc za siostrą do kuchni.
Jenny nastawiła wodę na herbatę, która mimo upałów pozostała ich ulubionym
napojem.
– Mhm... Chcesz herbatnika?
Gracie potrząsnęła przecząco głową i poszła do salonu.
–
Pewnie już zaczynasz tęsknić za Rickiem, chociaż przyjeżdża dopiero za
tydzień?
–
Nie będziemy rozdzieleni – powiedziała rozmarzonym głosem Jenny. –
Kochamy się. Morgan nie może tego pojąć, bo sam nigdy nikogo nie kochał.
Inaczej byłby w stanie zrozumieć, że to znacznie ważniejsze niż jakaś tam
głupia praca.
–
Wcale nie chodzi o jakąś tam głupią pracę – zaprotestowała Gracie, choć w
duchu przyznawała siostrze słuszność. Poczuła się jednak zobowiązana bronić
decyzji Morgana. –
Rickie ma w przyszłości przejąć prowadzenie całej firmy. Ma
pewne obowiązki.
–
Mówisz całkiem jak jego wujaszek – powiedziała Jenny. – Można by
pomyśleć, że został nagle twoim idolem. W każdym razie nie ma o czym gadać:
sprawy i tak potoczą się własnym biegiem i żadne dyskusje tego nie zmienią.
Gracie rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie. Jenny bardzo wydoroślała, to
oczywiste. Ale są rzeczy, które się w człowieku nie zmieniają. Jenny zawsze była
impulsywna i porywcza, i zawsze taka pozostanie. Jej spokój był więc teraz co
najmniej zastanawiający.
–
Mówisz dość tajemniczo – powiedziała Gracie, starając się nie okazać
n
admiaru zainteresowania i nie spłoszyć Jenny. – Ale być może masz rację. Ciągłe
wałkowanie tego tematu nic nie zmieni. Myślałam po prostu, że ulży ci, jeśli mi o
tym opowiesz.
–
To miło z twojej strony, że tak o mnie dbasz – odpowiedziała wesoło Jenny.
– T
yle czasu siedziałam w szpitalu, że w porównaniu z tobą jestem całkiem biała,
prawda?
Gracie zmarszczyła brwi, ale pozwoliła na zmianę tematu. Jeśli Jenny nie chce
o tym rozmawiać, to nie ma sensu jej zmuszać. Zresztą kiedy się uprze, zawsze
potrafi postaw
ić na swoim.
Wypiła kawę, opowiadając o randce z Tonym, ale kiedy Jenny zaczęła
dopytywać się, czy to coś poważnego, roześmiała się tylko.
Niepotrzebnie w ogóle o tym wspominała. Uświadomiło jej to tylko fakt, że w
jej sercu nie ma miejsca dla nikogo więcej poza Morganem.
Postanowiła wracać do domu. Gdy była już przy drzwiach, Jenny nagle
zarzuciła jej ramiona na szyję.
–
Bardzo cię kocham, siostrzyczko – powiedziała. Oczy Jenny były suche, ale
głos jej drżał. Gracie znów poczuła niejasny niepokój, który ostatnio towarzyszył
jej spotkaniom z siostrą.
– O co chodzi? –
zapytała niecierpliwie. Była zbyt zaprzątnięta swoimi
sprawami, żeby się domyślić, co dzieje się z Jenny.
– O nic.
–
O nic? Słuchaj, nie jesteś przypadkiem w ciąży, co?
–
Nie wygłupiaj się! Może zdarza mi się robić głupstwa, ale nie należy do nich
kochanie się z Rickiem na szpitalnym łóżku i z nogą w gipsie. Czy nie mogę cię
czasami uściskać bez szczególnego powodu?
Jenny uśmiechała się, ale w jej oczach pojawiła się jakaś determinacja, jakby
c
hciała powiedzieć: „Nie nalegaj, i tak nic ci nie powiem". Nie po raz pierwszy
Gracie pomyślała, jak dobrze byłoby, gdyby żyła ich matka. Z pewnością
potrafiłaby przejrzeć na wylot zamiary młodszej córki. Gracie zaś miała tylko
przeczucie, że szykuje się coś nowego. Sama jednak dobrze wiedziała, że
przeczucia potrafią bardzo mylić.
Następnego dnia skończyła się słoneczna pogoda. Deszcz lał jak z cebra, jakby
starał się nadrobić zaległości z ostatnich tygodni. Gracie, nim dotarła do biura,
zdążyła już przemoknąć do suchej nitki. Starała się właśnie osuszyć trochę ubranie
i włosy, kiedy usłyszała za plecami znajomy głos:
–
Radziłbym kupić parasol.
Zerwała się jak oparzona. Morgan był ostatnią osobą, której się właśnie teraz
spodziewała. A jednak tu był, stał w drzwiach biura i przyglądał się jej bardzo
rozbawiony jej zaskoczeniem.
–
Miałeś być w Paryżu – powiedziała oskarżycielskim tonem. Serce biło jej
szybciej i czuła, że się czerwieni pod wpływem jego spojrzenia. Oczy Morgana
wędrowały wzdłuż jej ciała, oblepionego mokrą sukienką.
–
Zostawiłem tam Stewarta, na pewno sobie ze wszystkim poradzi. Niech
nabiera doświadczenia.
Podszedł bliżej i przysiadł niedbale na brzegu biurka.
–
Oto lista osób, które do ciebie dzwoniły – powiedziała wyciągając notes z
szuflady
. Nie miała pojęcia, jak długo Morgan zamierza tu siedzieć, ale jego
obecność wyprowadzała ją z równowagi. Gdyby chociaż przestał się jej tak
przyglądać!
–
Dziękuję – odparł, przeglądając pobieżnie listę. Podniósł głowę i ich oczy się
spotkały. – Mam kilka poprawek do umowy, o której mówiłem ci przez telefon.
Sięgnął po plik dokumentów leżący na wierzchu biurka i stanął za jej plecami.
Pochylił się nad nią i oparł ręce na biurku, po obu stronach jej ciała. Kiedy mówił,
Gracie czuła na szyi jego ciepły oddech. Starała się trwać w absolutnym bezruchu.
Bała się reakcji własnego ciała.
Wiedziała, że Morgan jest w pełni świadom} napięcia, jakie wytworzyło się
między nimi i że prawdopodobnie celowo tworzy taką atmosferę, stojąc odrobinę
bliżej, niż jest to konieczne. Uświadomiła sobie, że prowadzi z nią grę, że otacza ją
ze wszystkich stron niczym sieć zastawiona przez cierpliwego i niespiesznego
uwodziciela.
– Wszystko jasne? –
spytał skończywszy wyjaśnienia. Wyprostował się i
Gracie czuła, jak jego szare ocz> przeszywają ją na wylot.
–
Myślę, że tak – powiedziała starając się opanować drżenie głosu. Włączyła
komputer i zaczęła pracę. Po chwili Morgan wyszedł i Gracie nareszcie
odetchnęła.
Zastanawiała się, czy będzie w stanie znieść tę sytuację. Kiedy Morgan był
o
bok niej, zdawał się całym ciałem mówić, jak bardzo jej pragnie. Wabił ją, by się
zbliżyła, choć nie powiedział na ten temat ani słowa.
Reszta dnia upłynęła w nerwowym oczekiwaniu. Gracie nie mogła
skoncentrować się na pracy. Przez cały czas spoglądała na drzwi gabinetu
Morgana, spięta i zdenerwowana.
Nim nadeszła piąta, Gracie czuła, że jej nerwy są napięte jak struna.
Pośpiesznie uporządkowała dokumenty i prawie biegiem ruszyła w stronę windy.
Nie słyszała za sobą kroków Morgana, stłumionych przez miękki dywan.
Zauważyła go dopiero, gdy się z nią zrównał i uśmiechnął się do niej szyderczo.
–
Bardzo się dziś śpieszysz, Gracie – powiedział opierając się o ścianę obok
windy.
Gracie spojrzała na niego i poczuła się jak zahipnotyzowana. Jego szare oczy
zawsze p
otrafiły obrócić wniwecz wszelkie próby oporu. Z trudem odwróciła
wzrok.
–
Uciekłaś, nim zdążyłem ci powiedzieć o kilku poprawkach, które muszą
zostać zrobione jutro z samego rana.
–
Mogłeś zostawić mi notatkę na biurku. Winda zatrzymała się i drzwi się
otworzyły.
– Nie wsiadaj –
powiedział rozkazującym tonem. – Chodźmy do sali
konferencyjnej, omówimy te poprawki.
–
Czy to nie może poczekać do jutra? – spytała Gracie z desperacją w głosie.
–
Chcę, żebyś je wprowadziła z samego rana, a mnie nie będzie aż do obiadu.
Jestem umówiony na śniadanie z ludźmi z Servane.
Gracie westchnęła i popatrzyła, jak drzwi windy zamykają się przed jej nosem.
Miała uczucie, jakby właśnie wypuściła z rąk rzucone ku niej koło ratunkowe.
Wiedziała zresztą doskonale, że próby unikania Morgana nic nie dadzą. Chciała
jednak mieć choć trochę więcej czasu, żeby spróbować zwalczyć swoją słabość do
niego.
W milczeniu szła do sali konferencyjnej. Kiedy Morgan zamknął za nimi
ciężkie, drewniane drzwi poczuła się niepewnie.
Usiadł na brzegu dużego, owalnego stołu i skinieniem dłoni nakazał jej się
zbliżyć. Gracie stanęła obok. Miała przez chwilę szaloną ochotę wyciągnąć dłoń,
by go dotknąć, ale zdecydowanym ruchem wcisnęła ręce do kieszeni sukienki.
Słuchała, kiedy omawiał zmiany w tekście, kiwając głową i myśląc, że mógłby je
równie dobrze napisać na marginesie dokumentu.
–
W porządku – powiedziała, kiedy skończył. – Rozumiem, o co ci chodzi.
Położysz te papiery na moim biurku, czy mam je tam sama zanieść?
–
Ja to zrobię – odparł Morgan chłodno. – Nie chcę cię zatrzymywać ani chwilę
dłużej, niż jest to konieczne.
–
Czy kiedykolwiek narzekałam, że muszę zostać w pracy po godzinach? –
spytała zniecierpliwiona.
–
Przedtem nie miałaś chłopaka – Morgan popatrzył na nią bez uśmiechu. W
pokoju było bardzo cicho i Gracie czuła, jak cisza osacza ją, gęstnieje i zmusza do
skupienia całej uwagi na wpatrującym się w jej oczy mężczyźnie.
– O czym ty mówisz? –
wyjąkała zmieszana.
–
Mam nadzieję, że nie starasz się sprawić, bym był zazdrosny – ciągnął sucho.
–
Nawet jeśli wczoraj spędziłem bezsenną noc, nigdy więcej się to nie powtórzy.
Nie mam szacunku dla kobiet, które stosują taką taktykę.
– Nie wiem, o czym mówisz –
powtórzyła tępo Gracie.
–
Mówię o młodym Palmerze – powiedział Morgan, starannie akcentując każde
słowo.
– O Tonym? –
Gracie otworzyła szeroko oczy.
–
Oczywiście, że o nim. Nie znam żadnego innego młodego Palmera. Chodzi
mi o chłopca, z którym miałaś przedwczoraj randkę. Postarałaś się, żeby mnie o
tym poinformować, prawda?
Patrzył ponurym i gniewnym wzrokiem. Chyba zdawał sobie sprawę, że takie
postępowanie nie jest w jego stylu. Gracie nagle zachciało się śmiać. Po raz
pierwszy w życiu zobaczyła, że Morgan czuje się niepewnie. Był zazdrosny!
Wczoraj wyczuła to przez telefon, ale teraz było to zupełnie wyraźnie wypisane na
jego twarzy.
–
Jeśli chcesz wiedzieć, to byliśmy z Tonym na przyjacielskiej kolacji –
powiedziała spokojnie.
– No i?
–
O co ci właściwie chodzi? Nie masz prawa wtykać nosa w moje życie
osobiste. To moja sprawa, co robię w wolnym czasie.
–
Tony to bardzo porządny i przyzwoity młody człowiek – powiedział Morgan
cichym głosem. – Pewnie ma narzeczoną, jakąś młodą damę z Dallas, z
nienaganną przeszłością i bogatą rodzinką.
– To znaczy?
–
To znaczy, że nie powinnaś sobie robić co do niego złudzeń.
–
Dzięki za ostrzeżenie – odparła swobodnie Gracie, uśmiechając się w duchu
na widok wyrazu wściekłości na jego twarzy.
–
Nie możesz nic do niego czuć – powiedział Morgan z narastającym gniewem
w głosie. – Nie jest w twoim typie. Ciepłe kluchy, żadnej fantazji.
–
A może to mi się właśnie podoba?
–
Oczywiście, że nie! – W jego głosie brzmiała taka pewność siebie, że Gracie
zapragnęła, by Tony naprawdę ją interesował. Choćby tylko po to, żeby ujrzeć, jak
z twarzy Morgana znika nagle ten zarozumiały uśmieszek. W końcu ona spędziła
przez niego więcej niż tylko jedną bezsenną noc.
– Wcale nie znasz mojego gustu –
odparła sztywno. Ta rozmowa coraz bardziej
jej się podobała. – Tylko tak ci się wydaje.
– T
akie zachowanie do ciebie nie pasuje, Gracie. Przestań się ze mną bawić i
powiedz mi prawdę.
–
Właśnie ci ją powiedziałam!
–
Czyżby? – spytał ostro Morgan.
No, dobrze, pomyślała, masz rację. Bawię się, i to w dodatku całkiem nieźle.
Pewnie po raz pierwszy
w życiu kobieta nie rzuca ci się od razu w ramiona.
–
Tony jest miłym towarzyszem – powiedziała szczerze, nie odpowiadając na
pytanie Morgana. – Jest sympatyczny, pogodny i nie ma nadmiernie wysokiego
mniemania o sobie.
– Tony jest nudny jak flaki z olejem!
–
Nie wiedziałam, że masz dla niego tak mało sympatii – powiedziała Gracie, z
trudem powstrzymując się od śmiechu.
–
Ja też dopiero teraz to zauważyłem. Zaskoczony własnymi słowami Morgan
odwrócił głowę, by ukryć swoje zmieszanie.
–
Zanieś te papiery do biura – powiedział nagle – i nie zapomnij zamknąć
drzwi na klucz przed wyjściem. Jadę do domu. Do zobaczenia jutro.
Odwrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami.
To się robi zbyt skomplikowane, myślała Gracie po drodze do domu.
Oczywiście podstawowym błędem z jej strony było to, że pozwoliła rozwinąć się
swoim uczuciom dla Morgana. Powinna była zdawać sobie sprawę, że tak
atrakcyjny mężczyzna potrafi omotać każdą kobietę.
Nie chciała przyznać, że Tony nic dla niej nie znaczy, bardziej dla obrony
własnej niż po to, aby wzbudzić zazdrość Morgana. Tej gry nie da się jednak
ciągnąć bez końca. Wcześniej czy później Morgan zrozumie, że żaden inny
mężczyzna nie potrafi wzbudzić w niej takich emocji. Że tylko w jego
towarzystwie Gracie czuje się słaba i jest gotowa poddać się w pełni jego woli.
Jednak ta świadomość to chyba za mało, by zmienić jego pożądanie w miłość?
Gracie od początku miała wrażenie, że Morgan jest człowiekiem, który celowo
broni się przed uczuciami.
To prawda, Morgan zawsze przedkładał ponad wszystko interesy firmy, ale za
jego cyniczną, bezwzględną postawą w stosunku do kobiet kryło się coś więcej.
Jenny wspominała, że ojciec Morgana miał przykre przejścia z jakąś kobietą, ale
niewiele więcej mogła na ten temat powiedzieć.
Wróciwszy do domu Gracie
poszła prosto do łazienki i przygotowała sobie
kąpiel. Wanna z gorącą wodą zawsze była jej ulubionym miejscem medytacji.
Pomyślała, że może powinna po prostu wrócić do Londynu, do spokojnego
życia, i spróbować zapomnieć o istnieniu Morgana Drake'a. W końcu czas
podobno wszystko leczy, nawet złamane serca.
Zanurzyła się w ciepłej wodzie i usiłowała wyobrazić sobie życie po powrocie
do domu. Od przyjazdu do Nowego Jorku zaoszczędziła sporą sumkę. Miała
wysoką pensję, a wydatki minimalne. Nie będzie więc problemów finansowych.
Gracie westchnęła. Wiedziała doskonale, że choćby nie wiem jak przekonująco
przedstawiała sobie wszystko, co przemawia za wyjazdem z Nowego Jorku, i tak
nie będzie w stanie podjąć ostatecznej decyzji. Przyjemnie było jednak łudzić się,
że jeśli zechce, może w każdej chwili uciec od uczuć i od Morgana.
Wyszła z wanny, założyła płaszcz kąpielowy i zawinęła mokre włosy w
ręcznik.
Nie miała żadnych konkretnych planów na ten wieczór i bardzo jej to
odpowiadało. Gracie zawsze lubiła spędzać czas wolny w samotności, robiąc to, na
co akurat miała ochotę. Nauczyła się cenić chwile ciszy i spokoju od czasu, kiedy
Jenny była mała i kiedy samotność zdawała się największym luksusem.
Właśnie chciała włączyć telewizor, kiedy zauważyła białą kopertę na podłodze
przy drzwiach. Podniosła ją i rozpoznała pismo Jenny.
Rozerwała szybko kopertę i przeczytała krótki liścik.
Właściwie powinna się była tego spodziewać. Od pewnego czasu niepokoiło ją
zachowanie siostry i podejrzewała, że coś przed nią ukrywa. Teraz wszystko było
jasne. Rickie i Jenny uciekli z Nowego Jorku, żeby się pobrać.
Z listu wyraźnie wynikało, że siostra była bardzo podekscytowana swym
niezwykłym i szalenie romantycznym wyczynem. Nie napisała, dokąd pojechali.
List kończył się pośpiesznie nagryzmolonym u dołu kartki „przepraszam".
Oczywiście trzeba było o tym powiadomić Morgana. Jenny zachowała się
nieco pochopnie, ale był to już fakt dokonany. Gracie zastanawiała się, jak też
przyjmie to Morgan. Na pewno będzie wściekły. Nie wierzyła, żeby dał się
przekonać, że to jeszcze jedno szaleństwo, które trzeba złożyć na karb młodości.
Podeszła do telefonu i niezdecydowanie podniósł słuchawkę. Wykręciła
najpierw numer biura, a kiedy ten nie odpowiadał, domowy numer Morgana.
W jego głosie słychać było zaskoczenie, gdy wreszcie zrozumiał, kto do niego
dzwoni. – –
Co się stało? – spytał niespokojnie.
– Jenny i Rickie uciekli –
powiedziała bez żadnych wstępów.
–
Uciekli? Dokąd?
–
Nie mam pojęcia. Wróciłam do domu i znalazłam pod drzwiami list. Ani
słowa o tym, dokąd i na jak długo pojechali. Teraz nic już nie możemy poradzić,
ale pomyślałam, że powinnam cię zawiadomić.
–
Nie możemy nic na to poradzić? Oczywiście, że możemy! Chyba wiem,
dokąd się wybrali i Bóg mi świadkiem, że ich znajdę – powiedział po chwili
milczenia.
–
Nie wygłupiaj się! – wykrzyknęła Gracie. – Zostaw ich w spokoju. Oni i tak
wrócą! Co ci przyjdzie ze ścigania ich?!
–
Obejdzie się bez twoich uwag! – odciął się Morgan głosem ostrym jak
brzytwa. –
Na pewno wybrali się do domu jego matki, w Hudson River Valley.
Byłem tam kilka razy, to doskonała kryjówka. Pewnie pojechali tam na kilka dni, i
Bóg raczy wiedzieć, co zamierzają zrobić potem. Do diaska, temu chłopakowi
należy się solidne lanie!
–
No i co zamierzasz potem z nimi zrobić? – spytała chłodno. – Przywieźć siłą
do Nowego Jorku?
–
Są za młodzi, żeby myśleć o małżeństwie. Szczególnie teraz, kiedy waży się
los kariery Rickie'ego!
Gracie pożałowała, że zadzwoniła do Morgana. Wiedziała, że nie spodoba mu
się zachowanie siostrzeńca, sama była zdania, że Rickie i Jenny powinni byli
porozmawiać z Morganem i spróbować wspólnie znaleźć jakieś inne wyjście, ale
nie spodziewała się, że wpadnie w taką furię. Nie uszanowano jego rozkazów. To
wystarczyło, żeby go rozwścieczyć. Wszelkie dalsze dyskusje mogą tylko
pogorszyć sytuację, więc na wszelki wypadek Gracie powiedziała pojednawczo:
–
Jutro rano wszystko będzie wyglądało lepiej. Prześpij się z tą sprawą.
– Co za cholerny gówniarz! –
ryknął Morgan. Gracie odsunęła słuchawkę od
ucha. – Jutro rano
nie będzie mnie tutaj, ciebie zresztą też! Pojedziemy tam i
uporządkujemy wszystkie sprawy. Porozmawiamy z nimi! Jeśli Rickie się ze mną
nie zgadza, mógłby przynajmniej mieć odwagę i powiedzieć mi o tym otwarcie! –
Rzucił słuchawkę na widełki.
Jak zwykle,
pomyślała, szybko przebierając się w dżinsy i pasiastą bluzę.
Morgan postanowił działać irracjonalnie, a ja po prostu mam mu w tym
towarzyszyć.
Kiedy usłyszała stukanie do drzwi, była gotowa. Morgan wyraźnie był zbyt
wściekły, żeby pomyśleć o użyciu dzwonka. Wszedł do środka, lekko odpychając
ją na bok.
– Gotowa? –
spytał ponurym głosem.
–
Spakowałam parę rzeczy do torby. Nie powiedziałeś, na jak długo
wyjeżdżamy, więc...
–
Dobrze. Jest już prawie wpół do siódmej. Jak dobrze pójdzie, powinniśmy
tam dojecha
ć jeszcze dziś Odwrócił się i wyszedł, a Gracie nie pozostało nic
innego, jak tylko chwycić torbę i pobiec za nim. Rzadko zdradzał swoje
prawdziwe uczucia, teraz nie czynił najmniejszego wysiłku, żeby ukryć wściekłość
Zjechali windą w milczeniu, ale gdy tylko znaleźć się w klimatyzowanym,
chłodnym wnętrzu samochodu Morgan podjął swoją tyradę na temat zachowaniu
Rickie'ego.
–
Ludzie powinni mieć odwagę otwarcie stawu czoło temu, co uważają za
niesłuszne – powiedziała ostro. – Powinien był ze mną o tym podyskutować a nie
wybierać od razu najłatwiejsze wyjście.
–
Zdawało mi się, że już o tym rozmawialiście – zauważyła łagodnie Gracie.
–
Nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo zależy mu na Jenny. W końcu ten
cholerny kurs miał trwać tylko trzy miesiące. Każdy rozsądny człowiek zgodziłby
się poczekać.
Samochód sunął powoli zatłoczonymi ulicami Morgan narzekał na kierowców,
jak gdyby sądził, że celowo wstrzymują go w drodze do Rickie'ego i Jenn.
Gracie wyglądała przez okno, zbyt pogrążona we własnych myślach, by
s
łuchać narzekań Morgana. Nie miała pojęcia, co właściwie może zmienić
rozmowa z Rickiem i Jenny.
Było już prawie wpół do ósmej, kiedy nareszcie wydostali się na autostradę
biegnącą równolegle do rzeki Hudson.
Morgan trochę się uspokoił. Żeby odwrócić jego uwagę, Gracie zaczęła
wypytywać go o rzekę i mijane okolice. Oczywiście spodziewała się, że będzie
dużo wiedział, w końcu mieszka w Nowym Jorku niemal od urodzenia, ale mimo
wszystko zaskoczył ją znajomością miasta.
Jechali szybko. Od czasu do czasu w odda
li widać było rzekę. Rozmawiali z
ożywieniem, ale nawet gdy zapadało między nimi milczenie, było ono spokojne i
przyjazne.
Gracie starała się nie zapominać o celu podróży. Czuła jednak spokój i
zadowolenie. Nie wspominali nawet o Tonym, czy o ich niedawnym rozstaniu w
biurze i Gracie nie zamierzała wcale poruszać tego tematu.
Pomyślała, że powinna rozkoszować się tym uczuciem ulotnego szczęścia
teraz, póki jeszcze trwa, bo na pewno minie bardzo szybko, szybciej, niż się tego
spodziewa.
ROZDZIA
Ł ÓSMY
Gracie zdrzemnęła się. Kiedy otworzyła oczy. z, zaskoczeniem stwierdziła, że
samochód stoi w gigantycznym, ciągnącym się aż po horyzont korku.
–
Obudziłaś się – powiedział wesoło Morgan. Jego szare oczy były teraz ciepłe
i łagodne. – Ale równie dobrze możesz dalej spać. Był wypadek i Bóg raczy
wiedzieć, kiedy się stąd wreszcie wydostaniemy.
–
Wypadek? Skąd wiesz?
– Mówili przez radio.
– Przez radio? –
Gracie nie spostrzegła nawet, że radio jest włączone! Spojrzała
na opalone, silne dłonie Morgana, oparte lekko na kierownicy, na profil jego
twarzy i poczuła, jak przeszywa ją znajomy dreszcz.
–
Nie dojedziemy dziś na miejsce – powiedział patrząc na stojące w korku
samochody. –
Musimy gdzieś przenocować. Zatrzymamy się w Poughkeepsie i
poszukamy jakiegoś hotelu. Jesteś głodna? – Morgan rzucił jej krótkie, rozbawione
spojrzenie. –
Czy zawsze jesteś taka małomówna, kiedy się budzisz? – spytał. a
ponieważ nie odpowiadała, dodał: – Dobrze byłoby zawsze budzić się u twojego
boku, żeby się choć trochę nacieszyć twoim milczeniem.
Spojrzała na niego ostro, ale Morgan uśmiechał się i patrzył przed siebie z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. Do tej pory nie uświadamiała sobie, jak blisko
siebie znajdują się ich ciała. Wypowiedziane z nonszalancją słowa w zasadniczy
sposób zmie
niły atmosferę panującą w samochodzie. Poczuła, jak jej serce bije
coraz szybciej i znowu zdziwiła się, że Morgan ma na nią taki wpływ.
–
Gdyby nie twoje głupie pomysły, wcale byśmy nie musieli tu stać –
powiedziała z nieszczerą irytacją w głosie. Myślała, że uda jej się sprowokować
sprzeczkę, ale Morgan tylko się roześmiał.
– Ja wcale nie narzekam –
zamruczał rzucając kolejne krótkie spojrzenie na jej
zarumienioną twarz. – Nieczęsto zdarza mi się przejażdżka piękną trasą, w
towarzystwie czarującej, młodej kobiety.
Gracie szybko odwróciła głowę, żeby ukryć zmieszanie. Jeszcze przed chwilą
czuła się tak swobodnie, a teraz kilka rzuconych przez niego słów sprawiło, że
znów zaczęła tracić rozsądek.
Morgan ponownie się roześmiał, ale samochody właśnie ruszyły, więc skupił
całą uwagę na prowadzeniu. Minęli w końcu przewróconą na bok ciężarówkę,
która spowodowała zator.
Słońce zachodziło i powoli zapadał zmierzch. Gracie otworzyła okno i starała
się skoncentrować na rzeczach praktycznych: co będą jeść na kolację, co powie
Jenny, kiedy ją zobaczy... Chciała myśleć o czymkolwiek, co tylko odwróciłoby jej
uwagę od siedzącego obok Morgana.
Nim dojechali do Poughkeepsie, było już ciemno. Zatrzymali się na chwilę
przy barze, gdzie Morgan kupił hamburgery i coca-colę. Gracie jadła z apetytem.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaka była głodna.
–
Czy to nie przypomina ci dzieciństwa? – spytał Morgan.
–
W Londynie nie było takich barów – odparła oblizując palce. – Przynajmniej
wtedy, kiedy byłam mała.
–
A więc straciłaś jedną z największych przyjemności w życiu – patrzył na nią
uważnie. Zaniepokoił ją błysk jego szarych oczu. – Prawdę mówiąc sam zdążyłem
już zapomnieć, jakie to miłe.
–
Nie mów, że nie jadłeś hamburgerów z żadną ze swoich kobiet – zażartowała
Gracie. Nie podobał jej się sposób, w jaki jej się przyglądał, jego pewny siebie
uśmiech.
–
Kobiety, z którymi zazwyczaj spędzam czas. czułyby się głęboko
zawiedzione, gdyby kiedykolwiek miały zjeść ze mną kolację w takim miejscu –
powiedział spokojnie. – Chodzą tylko do eleganckich restauracji, gdzie mogą
pokazać swoje futra i być podziwiane.
Gracie wiedziała, że Morgan mówi prawdę, ale mimo wszystko te słowa ją
zabolały, uświadamiając, jak bardzo różnią się ich światy. Luksusy nie są jej
potrzebne. W zupełności wystarcza jej spacer po lesie i hamburgery. Nie ma
żadnego futra i w dodatku wcale o nim nie marzy.
Samochód zatrzymał się przed małym, jasno oświetlonym hotelem. Morgan
odwrócił się do niej i powiedział:
–
Pójdę zobaczyć, czy są wolne pokoje.
Gracie zaczynała gubić się, zapominać, po co właściwie wybrali się w drogę i
trudno było jej skupić się na myśli o czekającym ich niemiłym spotkaniu z Jenny i
Rickiem.
Patrzyła, jak Morgan wychodzi z hotelu, na jego sprężysty krok i
proporcjonalnie zbudowane ciało Siedziała w ciemnym wnętrzu samochodu i
miała nadzieję, że nie dostrzeże w jej oczach pożądania. Wspaniale było móc
nareszcie przyglądać mu się do woli.
–
Mamy szczęście, zostajemy! – powiedział schylając się do okna samochodu.
–
Miasteczko jest pełne turystów, którzy ugrzęźli w tym samym korku. Zabiera
torbę.
–
A ty? Nic ze sobą nie masz?
__
–
Nie spodziewałem się, że utkniemy gdzieś po drodze. Myślałem, że o tej
porze będziemy już na miejscu.
Otworzył drzwi i Gracie wysiadła, szczęśliwa, że może rozprostować nogi.
Podała mu swoją torbę i poszli ku wejściu.
–
Drugie piętro – wyszeptał jej do ucha Morgan.
–
Możemy iść po schodach, twoja torba nie jest zbyt ciężka.
Poprowadził ją w stronę schodów. Gracie zadrżała czując na ramieniu dotyk
jego chłodnych palców. Kiedy otworzył przed nią drzwi, weszła do środka i
wyciągnęła rękę po torbę. Jednak Morgan wszedł za nią i zamknął za sobą drzwi.
–
Całkiem niezły – powiedział, rozglądając się po pokoju. – Czysty i
przestronny. –
Powoli podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. – Widok też jest w
porządku, o ile lubisz oglądać rozległe pola i wiejskie drogi.
Gracie wciąż stała w miejscu. Co robi Morgan w jej pokoju? I dlaczego stoi
sobie przy oknie, jakby nie miał zamiaru wreszcie zostawić jej samej.
– W którym pokoju mieszkasz? –
spytała nieco zirytowana. – Chciałabym
wziąć prysznic, więc...
–
zawiesiła głos, czekając, że Morgan sam zrozumie sugestię i nareszcie
wyjdzie, ale jej słowa nie odniosły żadnego rezultatu. Poczuła nagły gniew. Co ma
mu powiedzieć, żeby wreszcie się wyniósł?
– To jest mój pokój –
powiedział spokojnie.
– W takim razie gdzie jest mój? –
spytała Gracie podejrzliwie.
– Mieszkamy tu razem –
oświadczył krótko Morgan.
–
A zanim wpadniesz w histerię, chciałbym cię poinformować, że nie ma
innego wyjścia. Mogliśmy albo wziąć ten jedyny pokój na spółkę, albo spędzić
resztę nocy w samochodzie. Recepcjonistka powiedziała mi, że wszystkie
okoliczne hotele pękają w szwach.
Gracie nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Nie może spędzić nocy we
wspólnym pokoju z Morganem! Nie, to
nie do pomyślenia!
Wciąż na nią patrzył. Nagle poczuła się bardzo zmęczona. Usiadła ciężko na
łóżku.
– Nie ma nawet sofy –
wymamrotała ponuro.
–
Ciekawe, które z nas by na niej spało? – zażartował.
– To bardzo zabawne –
odcięła się. – Ale nie dla mnie. Wszystko przez twoje
głupie pomysły.
–
Wiem, już mi mówiłaś. Ale jesteś tutaj i nic na to nie poradzimy. Wykąpiesz
się pierwsza?
Gracie bez słowa złapała torbę i poszła do łazienki. Z ulgą zamknęła drzwi na
klucz. Nie pozwoli mu wykorzystać sytuacji. Zastanawiała się, co zrobić, jeśli
spróbuje się do niej zbliżyć i nagle ze wstydem poczuła, że ciało jej płonie. Czemu
wszystko sprzysięgło się przeciwko niej?
Weszła pod prysznic. Wcale nie spieszyło jej się stąd wychodzić. Zakręciła
wodę dopiero, kiedy Morgan zapukał do drzwi.
–
Czy jest nadzieja, że się znów tu pojawisz, czy się już zupełnie rozpuściłaś? –
spytał rozbawionym tonem.
Czy jest nadzieja, żebyś ty zniknął? – pomyślała kwaśno Gracie. Spojrzała na
swoje odbicie w lustrze: bez makijażu wyglądała najwyżej na dziewiętnaście lat.
Kiedy wreszcie wyszła z łazienki, zlustrował z uśmiechem jej szczupłe ciało,
skromnie przysłonięte pasiastą, trykotową koszulką nocną.
–
Widzę, że jesteś wierna stylowi więziennemu – powiedział powoli, a Gracie
zaczerwieniła się na wspomnienie dotyku jego dłoni na jej nagim ciele. Odwróciła
głowę, jakby bała się, że jej oczy zdradzą wszystkie sekrety.
Morgan wszedł do łazienki, a Gracie wskoczyła do łóżka. Owinęła się
dokładnie kołdrą. Była zbyt spięta, by zasnąć. Niecierpliwie oczekiwała jego
powrotu do pokoju. Morgan śpiewał pod prysznicem na cały głos, okropnie
fałszując.
Ze złością pomyślała, że najwyraźniej takie nieprzewidziane przeszkody nie
psują mu humoru. Kiedy usłyszała, że drzwi się otwierają, zamknęła oczy i starała
się oddychać głęboko i rytmicznie.
–
Śpisz? – spytał bezceremonialnie. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem. Gracie
zesztywniała i wstrzymała oddech. Wiedziała, że leży zwrócony do niej twarzą i
leciutko się odsunęła.
–
Nie masz się czego obawiać – powiedział zduszonym głosem. – Może nie
jestem zbyt romantyczny, ale mam jednak kilka zasad. Jedną z nich jest: nigdy nie
narzucać się kobiecie. Nie musisz się tak kulić.
– O której jutro ruszamy? –
spytała najspokojniej, jak umiała, rezygnując z
ud
awania, że już śpi.
–
Nie ma pośpiechu, możemy się spokojnie wyspać.
–
Wątpię, czy uda mi się zasnąć w jednym łóżku z tobą – wymamrotała, wciąż
odwrócona do niego plecami. Natychmiast pożałowała swoich słów.
–
Wyobraź sobie, że jestem twoją siostrą.
No pew
nie, pomyślała Gracie. Łatwiej byłoby mi uwierzyć, że jesteś małym
zielonym ludzikiem z Marsa.
W panującej ciszy usłyszała spokojny, rytmiczny oddech Morgana. Zasnął?
Tak szybko? Musi mieć bardzo spokojne sumienie.
Leżała na boku, dopóki nie ścierpła jej ręka. Wtedy powolutku odwróciła się
twarzą do Morgana. Jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności i Gracie
przyglądała mu się ukradkiem, delektując się widokiem ostrych, regularnych
rysów jego twarzy. Nawet gdy spał, jego usta były zaciśnięte w sposób
wska
zujący, że jest człowiekiem bardzo zdecydowanym.
Było coś wspaniałego w tym, że może leżeć z nim w jednym łóżku i czuć
ciepło emanujące z jego ciała.
Próbowała wyobrazić sobie, jak czuła się Alex, kiedy dowiedziała się, że ich
związek jest skończony. Gracie wiedziała, że Alex była w stosunku do Morgana
zbyt zaborcza. Może wyobrażała sobie, że dzięki swe urodzie i obyciu
towarzyskiemu uda jej się schwytać go w pułapkę.
Gracie miała przynajmniej dość rozsądku, by nie robić sobie podobnych
złudzeń. Być może dzięki temu, kiedy wyjedzie z Nowego Jorku, jej rozpacz nie
będzie aż tak straszna.
Myśl o tym, że mogłaby nigdy więcej go nie zobaczyć, była nie do zniesienia.
Wystarczająco trudno było wyjść z biura w piątek i mieć przed sobą pusty
weekend, bez Morgana.
Wc
iąż na niego patrzyła. Nagle Morgan odetchnął głęboko i otworzył oczy.
–
Sądziłam, że śpisz – wyjąkała zmieszana.
–
Myślisz, że to dla mnie takie łatwe, położyć się i zasnąć, kiedy jesteś w tym
samym łóżku? – Morgan oparł się na łokciu i popatrzył na nią. Kołdra zsunęła się z
jego ramion i Gracie ujrzała, że jest półnagi. Widziała wyraźnie zarys każdego
mięśnia na jego ramieniu. Nawet teraz, gdy leżał, czuła siłę emanującą z jego ciała.
Myśl, że Morgan wie, od jak dawna tak wpatruje się w niego, sprawiła, że krew
uderzyła jej do głowy.
–
Nie masz na sobie piżamy – powiedziała całkiem niepotrzebnie.
–
Nie zapominaj, że nie byłem przygotowany na nocleg w hotelu – Morgan
roześmiał się cicho.
Gracie zaczęła szybciej oddychać. Nie dotykał jej. Nie musiał, bo sama
świadomość, że oto leży nago w tym samym łóżku co ona, wystarczyła, by serce
zaczęło jej bić bardzo gwałtownie.
Wiedziała, co zrobi, nim jeszcze podjęła świadomą decyzję. Jaki sens miało
dalsze zaprzeczanie uczuciom.
pragnieniu, które ogarniało, ją za każdym razem, gdy na niego patrzyła? Kocha
go i jeśli on nie jest w stanie odwzajemnić tej miłości, trzeba się z tym pogodzić.
Jedyne, czego pragnęła, to poddać się. Poddać się – ile zbyt wielkiej, aby się jej
dłużej opierać.
Wyciągnęła rękę i musnęła jego policzek, czując, jak jego ciało zamiera pod
dotykiem jej dłoni.
– Gracie –
zajęczał. – Czy ty wiesz, co robisz? Przesunęła dłonią wzdłuż jego
ramienia, rozkoszując się nowym, oszałamiającym poczuciem władzy, kiedy jego
ciało zadrżało.
–
Pragnę cię – powiedziała drżącym głosem. – Chcę się z tobą kochać. Dłużej
nie mogę już z tym walczyć.
Poczuła, jak jej umysł zasnuwa się leciutką mgiełką, kiedy otoczył ją
ramieniem i pochylił nad nią głowę.
Jego usta przywarły do jej ust, miażdżąc je w namiętnym pocałunku. Potem
przesunęły się po twarzy i szyi, a zęby leciutko przygryzły jej ucho.
Zajęczała cicho. Koszula nocna stała się nagle irytującą barierą między ich
ciałami. Ściągnęła ją i rzuciła niecierpliwie na ziemię. Przyciągnął ją mocno do
siebie. Jej pier
si oparły się o jego gorący tors. Z ustami na jej ustach wymruczał:
–
Gracie, żadnej kobiety nie pragnąłem tak bardzo, jak ciebie.
– Kochaj mnie –
poprosiła drżącym głosem. Pochylił ciemną głowę nad jej
piersiami i zaczął je delikatnie pieścić. Całe ciało Gracie przeszywały igiełki
intensywnej rozkoszy. Objęła dłońmi jego głowę i wygięła się w łuk.
Czuła, że właśnie na tę chwilę czekała przez całe życie. Ironią losu było tylko
to, że jedyny mężczyzna, który umiał tak gwałtownie rozbudzić jej zmysły, nigdy
n
ie odwzajemni jej uczuć.
Była to gorzka pigułka, ale Gracie wcale już to nie obchodziło. Jej ruchy stały
się bardziej zdecydowane i gwałtowne. Morgan nadal pieścił dłońmi jej pierś: i
całował płaski brzuch.
Po chwili ich ciała splotły się w zapamiętałym uścisku. Morgan mruczał jej do
ucha krótkie, urywane słowa, których prawie nie słyszała. W głowie wszystko jej
wirowało.
–
Będę bardzo delikatny – wyszeptał, nim wszedł w jej ciało. Zamarła na
krótką chwilę, ale zaraz zwyciężyło narastające podniecenie. Kiedy ich ruchy stały
się silniejsze i bardziej rytmiczne, przeszłość i przyszłość przestały istnieć.
Z ust wyrwał jej się jęk rozkoszy, a ciało odpowiedziało Morganowi rytmem,
którego istnienia nawet nie podejrzewała. Poruszali się gorączkowo, aż wreszcie
uni
osły ich fale rozkosznego spełnienia.
Poczuła, jak Morgan rozluźnia się, jak jego oddech staje się znów wolny i
regularny, choć dłonie nadal ją pieszczą, a wargi leniwie dotykają jej
półrozchylonych ust. Przez jej ciało przebiegały, głębokie echa rozkoszy.
Gdy znów się poruszył, nagłym ruchem objęła nogami jego twarde biodra. Ich
ciała ponownie były rozpalone pożądaniem.
Gracie nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczała, że może tak
dać się ponieść zapamiętałej pasji, która teraz płonęła w niej jasnym płomieniem.
Wobec tej siły czuła się całkowicie bezradna i poddawała jej się bez najmniejszego
oporu.
Opamiętała się dopiero później, kiedy leżeli obok siebie. Morgan oparł się na
łokciu i patrzył z góry na jej twarz, odgarniając z niej pasemka włosów.
–
Czemu zmieniłaś zdanie i zgodziłaś się ze mną kochać? – spytał.
Gracie bardzo chciała powiedzieć: kocham cię, więc jak mogłam nie chcieć?
Ale zamiast tego uśmiechnęła się i wymamrotała:
–
Czemu nie? Ciągnęło nas do siebie, to chyba całkiem wystarczający powód.
Morgan delikatnie ugryzł ją w koniuszek ucha, dłonią obejmując jej pierś.
Poczuła, że jej ciało znów budzi się, odpowiadając na jego pieszczotę. Morgan
też musiał to zauważyć, bo roześmiał się cicho i odwrócił ją twarzą do siebie.
–
Liczyłem na to, że się zdecydujesz – wymruczał.
–
Nie dotknąłbym cię, musiałaś sama do mnie przyjść, ale chyba bym oszalał,
gdybyśmy dalej mieli razem pracować, a wiedziałbym, że nie jesteś moja.
Własność. Czy tylko o to chodziło? Gracie ze zdziwieniem odkryła, że pragnie,
by Morgan był w stosunku do niej zaborczy. Nawet jeśli jego zaborczość i
poczucie własności miałyby nie wykraczać poza granice pożądania.
– Nie jestem twoja –
skłamała. – Ani trochę bardziej, niż ty jesteś mój.
– To znaczy? –
spytał Morgan. Delikatnie gładził jej biodro. Gracie opadła na
łóżko, znów podniecona.
–
Umiesz mnie rozbawić i potrafisz mnie rozzłościć – ciągnął tym samym
tonem –
a czy to nie rodzaj władzy, którą masz nade mną? – Jego palce wędrowały
po jej ciele, a każde dotknięcie przeszywało ją dreszczem pożądania.
Chciała spytać, czy pod tym względem jest wyjątkiem, ale nie była pewna, czy
chce usłyszeć odpowiedź. Na pewno inne kobiety też miały nad nim taką władzę.
Morgan nigdy przecież nie mówił o miłości. Wspólna przyjemność, tak,
oczywi
ście. Ale nie miłość, bolesne, wszechwładne uczucie, które teraz nią rządzi,
i które budzi się, kiedy Morgan jest w pobliżu, a nawet wtedy, gdy tylko o nim
myśli. Dlaczego nikt nie ostrzegł jej, że miłość niesie ból?
Przesunęła dłońmi po jego ciele. Wyczuwała każdy twardy mięsień rysujący
się pod gładką skórą. Pod warstewką pożądania czaił się jednak smutek, jak gdyby
już teraz przygotowywała się na spotkanie dnia, kiedy Morgan zniknie na zawsze z
jej życia.
–
Gracie, jesteś mi potrzebna, potrzebuję cię teraz – wyszeptał, ciężko
oddychając.
Ich ciała znów się złączyły, ale teraz kochali się bardziej delikatnie i czule.
Morgan prowadził ją na szczyty rozkoszy.
Kiedy wreszcie zasnęła, wciąż podświadomie czuła bliskość jego ciepłego ciała
i ciężar ramienia, którym ją obejmował.
Następnego dnia obudził ją odgłos prysznica. Morgan właśnie się kąpał. Drzwi
do łazienki były otwarte. Gracie ostrożnie wstała z łóżka i zamarła w bezruchu,
gdy zauważyła jego nagie ciało za cienką zasłonką. Weszła do łazienki.
–
Chodź pod prysznic – zaprosił ją z uśmiechem.
–
Woda jest akurat, nie za ciepła, nie za zimna. Wiedziała, że to szaleństwo, ale
nic nie mogła na to poradzić. Jej ciało zbuntowało się i stanowczo przestało
słuchać rozumu. Weszła pod prysznic, odchyliła głowę do tyłu, a jej rozchylone
wargi spotkały pełne oczekiwania usta Morgana.
–
Mój mały łobuzie – wyszeptał czule. Gracie poczuła, jak słabnie i roztapia się
w ogniu pożądania.
Niechętnie wychodziła z hotelu w oślepiające poranne słońce. Pośród czterech
ścian łatwiej było zapomnieć o realnym świecie.
–
Jak długo będziemy jeszcze jechać? – spytała.
–
Zmieniłem zdanie – powiedział Morgan nie patrząc na nią. Otworzył drzwi
samochodu i wrzucił jej torbę do środka.
–
Zmieniłeś zdanie?
–
Właśnie.
Gr
acie zmarszczyła brwi. Morgan nie zwykł zmieniać raz podjętych decyzji, a
już z całą pewnością nie było w jego stylu to, że się teraz zaczerwienił.
– Dlaczego?
Wsiadła do samochodu i popatrzyła na niego. Położył ramię na oparciu jej
fotela, pochylił się i pocałował ją długo i czule.
– Dlatego –
powiedział chrapliwym głosem – że miałaś całkowitą rację: oni nie
są już dziećmi i jeśli popełnią błąd, to będzie dla nich dobra nauczka. – Pocałował
ją znowu, badając językiem słodką wilgoć jej ust. – Wracamy więc na Manhattan i
spędzimy cały dzień w łóżku.
–
Co będziemy tam robić? – spytała niewinnie.
–
Nie kuś mnie, bo znajdę najbliższy zaciszny parking i nie czekając na nic
będę się z tobą kochał na tylnym siedzeniu, jak za dawnych, szkolnych lat!
Gracie zamknęła oczy i westchnęła z zadowoleniem. Nie chciała myśleć o
konsekwencjach swojego postępowania. Czuła, że naraża się na olbrzymi ból, ale
odsuwała tę myśl jak najdalej od siebie.
Nim dojechali na Manhattan, było już prawie południe. Morgan zatrzymał
samochód p
rzed hotelem Hilton, imponującym budynkiem ze szkła i stali.
– Dlaczego tutaj? –
spytała Gracie.
–
Przecież mamy spędzić dzień w łóżku – odparł z uśmiechem.
–
Myślałam, że pojedziemy do mnie.
–
I będziemy musieli wyjść, jak tylko zgłodniejemy? Nie, chcę spędzić cały
dzień leżąc po prostu obok ciebie. Kiedy zgłodniejemy, zamówimy coś do pokoju.
Gracie nigdy przedtem nie była w takim hotelu. Rozejrzała się po obszernym,
nowoczesnym i eleganckim holu. Nie próbowała nawet ukryć, jakie robi na niej
wrażenie. To właśnie smak życia wyższych sfer, pomyślała, podejrzewając
jednocześnie, że te luksusy pewnie szybko by się jej przejadły.
Kiedy znaleźli się w pokoju, Morgan podszedł do niej, otoczył ją ramionami i
przytulił gorące wargi do jej szyi.
– Nie pogratulujesz mi? –
spytał.
– Czego?
–
Że dojechałem tu, nie zatrzymując się po drodze, żeby się z tobą pokochać.
W jego oczach pojawił się leniwy, zmysłowy błysk. Gracie uśmiechnęła się. Jej
palce splotły się z jego dłońmi, a potem wspięła się i pocałowała go w, czubek
nosa.
Wiele dałaby, żeby Morgan czuł do niej to, co ona czuje do niego. Niestety,
chodziło mu po prostu o to, żeby pójść z nią do łóżka. W końcu może uda jej się z
tym pogodzić.
Pochylił się i również ją pocałował, leciutko przesunął ustami po jej twarzy,
nosie i ustach.
–
Panno Gracie Tempie, jesteś naprawdę niewiarygodna – powiedział
podnosząc ją i niosąc w stronę łóżka. – Ci sztywni, flegmatyczni Anglicy nie
wiedzą chyba, co tracą. Dziwię się, że nigdy dotąd nie miałaś kochanka.
– Prz
ecież ty też nie wiedziałeś – powiedziała Gracie, czując, że każde słowo
rani ją jak nóż.
– To prawda –
przyznał Morgan. – Chociaż nigdy w ten sposób o tym nie
myślałem.
Powoli rozebrał ją i zażądał, żeby zrobiła to samo. Gracie też się nie śpieszyła.
Podo
bało jej się narastające uczucie podniecenia, które wyczuwała w nim, gdy
starannie rozpinała, jeden po drugim, guziki jego koszuli.
–
Jesteś naprawdę niebezpieczną kobietą – wymruczał i pociągnął ją na siebie,
nim zdążyła spytać, co dokładnie ma na myśli.
Schyliła głowę i pocałowała go, a jej włosy lśniącą kaskadą osłoniły ich twarze.
On mnie bardzo zrani, pomyślała. Ale teraz nie czas o tym myśleć.
ROZDZIA
Ł DZIEWIĄTY
Gracie szykowała się do wyjścia do pracy w poniedziałek rano, kiedy nagle
zadzwonił telefon. Popędziła go odebrać, przekonana, że dzwoni Morgan.
Ostatni weekend spędziła jakby w innym świecie, w świecie marzeń i snów.
Morgan dotrzymał słowa i zostali przez cały piątek w hotelu. Wyszli dopiero
wieczorem, żeby zjeść kolację.
Gracie zarumie
niła się na myśl o tym, jak się kochali, z jakim zapamiętaniem
mu się oddała. Nigdy wcześniej nawet nie przeczuwała, że można zaznać takiej
rozkoszy, jaką dał jej Morgan.
Miłość sprawiła, że Gracie rozkwitała pod dotykiem Morgana jak kwiat,
otwierający się pod promieniami dobroczynnego słońca. Teraz zastanawiała się,
czy to samo działo się ze wszystkimi kobietami, z którymi sypiał. Została
wprowadzona w arkana wyrafinowanej miłości przez eksperta, a eksperci przecież
też muszą gdzieś pobierać nauki i zdobywać doświadczenie.
W chwili miłosnego uniesienia wyszeptał, że żadna inna kobieta nie dała mu
takiego zaspokojenia. Gracie rozpaczliwie pragnęła wyczytać z jego słów każdy,
najmniejszy nawet cień pochwały, ale z drugiej strony nie zamierzała chować
głowy w piasek i starać się widzieć tylko to, co pragnie zobaczyć.
O, nie, nie jest naiwna i nie będzie sama siebie oszukiwać. Kocha Morgana, ale
zdaje sobie sprawę, że dla niego ten związek jest tylko przelotną przygodą, która
nieodwołalnie kiedyś się znudzi. Wtedy porzuci ją równie łatwo, jak przedtem
Alex.
Ich postawy życiowe są biegunowo różne. To, co ich łączy, to wzajemna
namiętność. Przez krótką chwilę przypomniała sobie cudowne, drżące podniecenie,
które wypełniało ją, gdy dotykała twardego, męskiego ciała Morgana i widziała,
jak jego szare oczy ciemnieją pożądaniem.
Nie czas teraz na żale, pomyślała. Chociaż życie byłoby znacznie prostsze,
gdyby była w stanie zachować do niego odpowiedni dystans. Tak, prostsze, ale czy
nie o wiele bardziej puste? No cóż, żadne szczęście nie może trwać wiecznie.
Z wahaniem podniosła słuchawkę. Głos Jenny brzmiał tak wyraźnie i czysto, że
przez chwilę Gracie pomyślała, że siostra dzwoni ze swojego mieszkania dwa
piętra wyżej.
–
Gdzie ty się podziewasz? – spytała. – Dostałam twój list. Czy pomyślałaś
choć przez chwilę, jak bardzo się o ciebie martwiłam?
–
Jesteśmy w Londynie, Gracie. Wiesz, Buckingham Palące, tradycyjna
angielska herbata, no i pada bez przerwy!
– W Londynie? –
spytała Gracie z niedowierzaniem.
–
Nie masz się czemu dziwić! Zapomniałaś, że Rickie zaczyna w przyszłym
tygodniu kurs w Paryżu? Postanowiliśmy pojechać do Europy trochę wcześniej,
żeby się tu pobrać. Mogliśmy to zrobić w Nowym Jorku, ale w Londynie jest w
końcu mój dom. Szkoda, że ciebie nie było, Gracie. – W głosie siostry zabrzmiała
nutka żalu.
– Kiedy wracasz?
–
Jak tylko skończy się kurs Rickie'ego – odpowiedziała szybko Jenny.
Gracie wydało się nieprawdopodobne, że po tylu latach prób poskromienia
siostry, starań, by jej życie ułożyło się w sensowny sposób, teraz nagle wszystkie
problemy same się rozwiązały. I to w rekordowo krótkim czasie. Poczuła, że
ogarnia ją nostalgia.
–
Czy Morgan był bardzo zły? – spytała Jenny. – Oczywiście, Rickie będzie na
tym kursie, to powinno go zadowolić. – Nie wydawało się, żeby zadowolenie czy
gniew Morgana miały dla Jenny jakieś szczególne znaczenie. I tak zawsze robiła
to, co sama uważała za słuszne, nie przejmując się zanadto cudzymi opiniami.
–
Był zły – odparła Gracie spokojnym tonem – ale teraz uważa, że to jest wasze
życie i należy wam tylko życzyć powodzenia.
–
Co mu się stało? Skąd taka zmiana? – spytała zaintrygowana Jenny. – Rickie
był przekonany, że Morgan będzie wściekły. Powiedział, że kiedy wujek coś
postanowi, nic nie jest w stanie go przekonać.
–
Może tym razem Rickie nie miał racji. Odłożyła słuchawkę i po kilku
minutach była gotowa do wyjścia.
To była ironia losu, że chaotyczne dotąd życie Jenny nagle zaczęło się gładko
układać, podczas gdy jej, zawsze tak uporządkowane, nagle się poplątało.
Dotarła do biura o dziewiątej. Ujrzawszy Morgana poczuła dziwne mrowienie
w żołądku. Siedział przy jej biurku i przeglądał jakieś papiery.
Miłość, pomyślała zrezygnowana, komu to potrzebne? Nim poznała Morgana,
nigdy nie doświadczała tego nerwowego oczekiwania i niepewności.
Szare oczy spojrzały na nią pogodnie, obejmując zarumienioną twarz i
przesuwając się lekko po całej sylwetce. Zastanawiała się, jak też będzie ją
traktował teraz, skoro zostali kochankami, ale mówił tylko o pracy i Gracie
zrozumiała, że ich bliskie stosunki nie będą miały żadnego wpływu na kontakty w
biurze. Morgan jest przecież biznesmenem, i nie da się rządzić emocjom.
Odetchnęła z ulgą.
Gracie pogrążyła się w pracy. Zwykłe, codzienne obowiązki daty jej
wytchnienie i oparcie. Kiedy tuż przed wyjściem z pracy Morgan spytał, czy
zobaczą się wieczorem, Gracie zgodziła się i serce zabiło jej szybciej.
Z upływem czasu, gdy upalne, długie letnie dni zmieniły się w złociste dni
jesieni, ich cowieczorne spotkania stały się zwyczajem.
W biurze Morgan by
ł zawsze chłodnym i opanowanym biznesmenem, który z
wrodzonym talentem pomnaża majątek firmy, a Gracie jego oddaną sekretarką.
Tylko kilka razy zdarzyło się jej zauważyć, że szare oczy patrzą na nią z wyrazem
zainteresowania nie tylko czysto zawodowego.
Po
za pracą spędzali większość czasu w łóżku. Wtedy stalowy, twardy błysk w
jego oczach znikał i zastępował go płonący głód pożądania.
Gracie utwierdzała się w przekonaniu, że ich związek zmierza do
nieuniknionego końca, ale zbyt była w nim zakochana, by odważyć się odejść.
Byłoby jej może łatwiej, gdyby mogła porozmawiać o tym z Jenny, ale to
niestety nie wchodziło w rachubę. Siostra nigdy nie grzeszyła dyskrecją, a poza
tym była teraz zbyt zaabsorbowana swoim własnym życiem. Wróciła do Nowego
Jorku w ciąży, szczęśliwa i pełna zachwytu nad urokami życia małżeńskiego.
–
Nigdy nie przypuszczałam, że nadejdzie dzień, gdy zostaniesz zadowoloną z
życia kurą domową – zażartowała Gracie, kiedy jadły razem lunch.
–
Bardzo cię przepraszam! Wcale się nie zmieniłam!
– za
protestowała gwałtownie Jenny.
To prawda, pomyślała Gracie, za to ja jestem całkiem inna.
Pod koniec października, kiedy zima zaczęła wkradać się na Manhattan, Gracie
postanowiła wybrać się z przyjaciółkami z biura do jednego z popularnych
nocnych klubów.
Morgan był zajęty, a o spędzeniu samotnego wieczoru nie
chciała nawet myśleć. Samotność przestała ją pociągać. Zbyt często myślała wtedy
o przyszłości.
Zawsze chciała poznać nocne życie Nowego Jorku, a klub, do którego się
wybierały, był podobno naprawdę godny odwiedzenia. Słyszała, że nawet Morgan
zabierał tam czasami zagranicznych klientów na drinka po kolacji, by, jak to ujął,
dać gościom złudzenie, że widzieli drugie, ukryte oblicze Manhattanu.
Przyjaciółki Gracie mieszkały w Greenwich Village. Miały obie bardzo
podobne usposobienie, diametralnie różne od Gracie. Zmieniały chłopaków jak
rękawiczki, ale na szczęście zrezygnowały już ze swatania Gracie z całą armią
odrzuconych wielbicieli.
Gdy dotarły do klubu, było tam już tłoczno. Mimo przyćmionego oświetlenia
widać było, że jest to ekskluzywne miejsce.
Wzdłuż ścian znajdowały się bary, w których serwowano wyłącznie koktajle.
Stoliki ustawiono w półkole wokół podium do tańca, a pomieszczenie ozdobiono
mnóstwem doniczkowych roślin.
Gracie szybko wypiła dwa koktajle i odprężyła się. Postanowiła, że tego
wieczoru będzie się dobrze bawić. Czuła, że sytuacja staje się coraz bardziej
niebezpieczna. Ostatnio nic jej nie cieszyło, kiedy nie było w pobliżu Morgana.
Bez niego zawsze jej czegoś brakowało, coś psuło humor.
Rozmawiała z ożywieniem ze swoimi przyjaciółkami, śmiała się z ich żartów.
Postanowiła sobie udowodnić, że jej istnienie nie zależy od Morgana Drake'a i że
potrafi świetnie dawać sobie radę bez niego.
Niemal w to uwierzyła. Kiedy jednak w łagodnym, złocistym świetle
reflektorów zauważyła, pewną tańczącą w pobliżu parę, poczuła, że sztywnieje.
Wszystko nagle odpłynęło daleko. Muzyka, gwar tłocznej sali.
głosy przyjaciółek docierały do niej jak przez ścianę. Wszystko oddaliło się,
wszystko, prócz t
ańczącej pary. Morgana i Alex.
Alex była ubrana w połyskliwą, obcisłą sukienkę, która miękko opinała jej
ciało. Ramiona mocno splotła wokół szyi Morgana.
Gracie chciała oderwać oczy od ich przytulonych ciał, ale nie mogła. Z
masochistycznym uporem wpatrywa
ła się w nich jak zahipnotyzowana. Poczuła,
że serce jej zamiera, kiedy szare oczy Morgana spojrzały na nią z zaskoczeniem.
Szybko odwróciła głowę. Drżącą dłonią postawiła szklankę na stole. W głowie
rozbrzmiewała tylko jedna myśl: drań, podstępny, fałszywy drań!
Nigdy nie przyrzekał jej wiecznej, nieśmiertelnej miłości, ale nie
przypuszczała, że widuje się z innymi kobietami, póki trwa ich związek. Nawet
jeżeli traktował go bardzo lekko. Myśl, że Alex przez cały czas była obecna w tle,
niemal ścięła ją z nóg.
Zapragnęła jak najszybciej wyjść. Spojrzała na przyjaciółki, szukając
gorączkowo jakiejś wymówki, żeby pójść do domu.
–
Idę do toalety – powiedziała drżącym głosem.
Bolesne myśli i wspomnienia przebiegały jej przez głowę z szybkością
błyskawicy, przerażająco intensywne i wyraziste. Poczuła ulgę, gdy znalazła się w
pustej, cichej toalecie. Opadła ciężko na jedno z krzeseł i zamknęła oczy.
Nadszedł więc nareszcie moment, kiedy prawda wychodzi na jaw, prawda,
którą wszelkimi siłami starała się od siebie odsunąć. Czyż nie wiedziała doskonale,
że ich związek oparty jest na bardzo kruchych podstawach i że prowadzi donikąd?
No tak, pomyślała ponuro, właśnie dotarliśmy do końca. Poczuła, że zapada się w
otchłań bez dna.
Gdy otworzyła oczy, stała przed nią Alex. Je spojrzenie pełne było pogardy i
niechęci.
–
Tak myślałam, że to ty – powiedziała Ale\ lodowatym tonem, z fałszywym
uśmiechem na ustach Gracie wyprostowała się i sięgnęła po torebkę Wcale nie
miała ochoty na kolejną kłótnię, a złośliwy uśmieszek na twarzy Alex wskazywał,
że do tego sie właśnie szykuje.
–
Chyba nie zamierzasz uciekać – powiedziała Alex. siadając na sąsiednim
fotelu i przypudrowując lekko nos. – Myślę, że powinnyśmy porozmawiać. Dawne
się nie widziałyśmy, a są rzeczy, o których chciałam ci powiedzieć.
–
Naprawdę? – spytała Gracie. Alex nic się nie zmieniła. Wyglądała jeszcze
lepiej, niż kiedy się ostatnio widziały. Gracie poczuła lekkie ukłucie zazdrości.
Starając się zapanować nad głosem powiedziała:
–
Ostrzegałaś mnie już przed Morganem, mam nadzieję, że nie zamierzasz się
powtarzać?
–
Mówi się, że jest coś między wami. – W głosie Alex zabrzmiała leciutka,
pytająca nutka. Gracie milczała. Pragnęła znaleźć się jak najdalej stąd. Alex na
pewno widziała, jak wstaje od stolika i domyśla się, że specjalnie tu przyszła. Czy
to Morgan sprawił, że Alex jest tak pełna goryczy i żalu?
–
Nie powinnaś słuchać plotek – odparła.
–
Być może nasz związek z Morganem już się skończył – mówiła dalej Alex,
krzywiąc usta w cynicznym uśmiechu – ale to nie znaczy, że zajęłaś moje miejsce
jako miłość jego życia. Morgan nie wie, co to miłość i nie chce jej poznać. O, tak,
jest miły, czarujący, wie, jak obchodzić się z kobietą, ale miłość nie wchodzi w
grę. Wierz mi, niczym się nie różnisz od reszty. Czy naprawdę wierzysz, że
będziesz w stanie go zatrzymać?
Każde słowo przeszywało serce Gracie na wylot, ale starała się tego nie okazać.
Spojrzała na Alex z politowaniem i poczuła lekką satysfakcję widząc jej gniew.
–
Czy kiedykolwiek powiedział ci, że cię kocha? – spytała Alex o ton głośniej.
Roześmiała się. – Czy cokolwiek ci obiecał? Zastanów się nad tym. Nie jesteś dla
niego równorzędnym partnerem. Będzie z tobą, póki będzie go to bawiło, a potem
rzuci cię bez najmniejszych wyrzutów sumienia. – Wstała i wygładziła sukienkę. –
Ale, oczywiście, jeśli to są tylko plotki, nie masz się czym przejmować. –
Roześmiała się znowu i wyszła. Ten śmiech brzmiał w uszach Gracie jeszcze po
powrocie do stolika. Śmiech i słowa, wypowiedziane w gniewie, które zmusiły ją
w końcu, by spojrzała prawdzie w oczy.
Muszę wyjść, pomyślała, nie zniosę tego dłużej. Muzyka przestała właśnie grać
i Gracie zamierzała przeprosić przyjaciółki i wyjść, kiedy poczuła dotknięcie
czyjejś dłoni na ramieniu.
Odwróciła się i zobaczyła, że stoi przed nią Morgan. Z trudem powstrzymała
przemożną chęć, by chlusnąć mu w twarz resztką wody mineralnej ze szklanki.
Zamiast tego uśmiechnęła się chłodno. Czuła, jak wzbiera w niej gniew zmieszany
z uczuciem paniki. Zacisnęła mocno pięści.
Przed oczami miała jeszcze obraz Alex i Morgana tańczących i przytulonych
do siebie tak blisko, że nie przecisnąłby się między nimi nawet promień światła. W
uszach dźwięczały jej pełne złości słowa Alex.
Morgan pochylił się ku niej i uprzejmym, pozbawionym wyrazu tonem
poprosił ją do tańca. Gracie musiała mocno zacisnąć zęby, żeby nie odpowiedzieć
niegrzecznie na jego zaproszenie.
–
Właściwie to już wychodzę – powiedziała sucho, rzucając porozumiewawcze
spojrzenie swoim przyjaciółkom.
–
Najpierw zatańczymy – powiedział twardym głosem Morgan.
– Czy to rozkaz? –
spytała zimno, odwracając się ku niemu i starając się mówić
jak najciszej. –
Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie jesteśmy teraz w biurze –
wysyczała cicho. Wstała i patrzyła na niego z jawną niechęcią. Niecierpliwym
gestem odg
arnęła włosy z twarzy.
Czuła, że jej ciało jest zimne jak lód, a każdy ruch wymaga niezmiernego
wysiłku woli. Pragnęła wybuchnąć płaczem i uderzyć go, jak najmocniej! Bawił
się nią jak porcelanową figurką, a teraz czuła się, jakby upuścił ją na ziemię i
ro
zbił na miliony malutkich kawałeczków.
–
Nie jesteśmy w biurze – ciągnęła tym samym, lodowatym tonem – a co robię
poza godzinami pracy to nie twoja sprawa. Nie chcę z tobą tańczyć, nie chcę z tobą
rozmawiać i w ogóle nie chcę cię nawet widzieć.
Kącikiem oka widziała, że przyjaciółki rozmawiają przyciszonym, pełnym
wahania głosem, rzucając jej od czasu do czasu pełne niepokoju spojrzenie.
Morgan zmarszczył brwi i zacisnął mocno usta.
–
Skończyłaś? – spytał. Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął za sobą w stronę
parkietu.
–
Puść! – Gracie szarpnęła się, ale jego dłoń tylko zacisnęła się mocniej. – Nie
mam ci już nic do powiedzenia! – Nie chciała robić sceny, ale czuła, jak
wściekłość gotuje się w niej, gotowa wybuchnąć w każdej chwili.
Morgan objął ją ramieniem, lecz Gracie wciąż stała sztywno.
–
Słuchaj, Gracie – warknął, pochylając się do jej ucha. – Jestem tu z klientami.
Przypadkiem spotkałem Alex i zaciągnęła mnie na parkiet. Co, do diabła, miałem
zrobić?
– Nic mnie to nie obchodzi –
wyszeptała Gracie.
– Ni
e chcę więcej o tym słyszeć. – Starała się zapomnieć o ostrym,
przeszywającym ją bólu, skoncentrować się na czymś, co uciszyłoby głuche bicie
jej serca. Czuła się jak w koszmarnym śnie.
–
Zabieram cię stąd – powiedział krótko Morgan.
– To nie jest miejsce
na poważne rozmowy.
–
Tak, już wychodzę, ale nie z tobą.
– Jeszcze zobaczymy. –
Nie dając jej czasu na protest zaciągnął ją do dużego,
okrągłego stołu, przy którym siedziało czterech mężczyzn, w tym jeden z
dyrektorów Drakę Industries.
Jak przez sen słyszała, jak przedstawia ją jako swoją sekretarkę i mówi, że
nagle poczuła się źle i że czuje się w obowiązku odwieźć ją do domu. Wszyscy
wymamrotali słowa współczucia.
Co do jednego niewątpliwie miał rację. Z pewnością nie czuła się dobrze.
Kręciło jej się w głowie, było jej duszno, a muzyka, przedtem łagodna i cicha,
teraz huczała jej w głowie.
– A co z Alex? –
powiedziała sarkastycznie. – Czy nie będzie trochę
zawiedziona, że Tarzan nie zakończy wieczoru w jej łóżku?
–
Weź torebkę – powiedział Morgan przez zaciśnięte zęby, ignorując jej
uwagę. Jego palce wciąż wbijały się w jej ramię. – I nie zapomnij uśmiechnąć się,
kiedy będziesz się żegnać z koleżankami.
Gracie stać było zaledwie na słaby grymas, a zapytana, co się stało,
odpowiedziała niepewnym głosem, że boli ją głowa.
Nie obchodziło ją, jakie podejrzenia wzbudzi jej zachowanie. Nie obchodziło
jej, czy w poniedziałek całe biuro, a nawet całe miasto będzie huczeć od plotek na
jej temat. Pragnęła tylko jednego: uciec stąd jak najszybciej.
Na dworze powietrze
było zimne. Chłodny wiatr łagodnie odgarniał włosy z jej
czoła.
– Teraz –
powiedział Morgan z przerażającym spokojem – możemy
porozmawiać. Mój samochód jest zaparkowany po drugiej stronie ulicy. – Jego
dłoń nie rozluźniła uścisku aż do chwili, gdy wsadził ją do środka i zamknął drzwi.
–
Dokąd jedziemy? – spytała bezmyślnie Gracie i natychmiast uświadomiła
sobie, że przecież jadą w stronę jej domu.
Morgan nie odpowiedział. Nie odezwał się ani słowem przez całą drogę. Kiedy
samochód zatrzymał się przed domem, wyłączył silnik i odwrócił się w jej stronę.
–
No więc, widziałaś mnie z Alex – powiedział – i ze swoją niezwykłą logiką
wyciągnęłaś z tego wnioski.
–
Nie o to chodzi. Wiem, że z nią skończyłeś.
–
Wiem to z pierwszej ręki, dokończyła gorzko w duchu. Najbardziej bolało ją
to, że Alex potwierdziła wszystkie jej najczarniejsze przypuszczenia.
–
Więc o co chodzi?
Patrzył na nią ze zdziwionym, niepewnym wyrazem twarzy. Najwyraźniej nie
zauważył, że rozmawiała z Alex. Gracie nie zamierzała jednak oświecić go co do
treści ich rozmowy.
–
Po prostu kiepsko się poczułam. Może wypiłam odrobinę za dużo. Chcę iść
spać. Sama. Bez twojego towarzystwa. – Odwróciła się w stronę drzwi,
przygotowując się, żeby odejść i nie okazać, co naprawdę czuje.
– Nie tak szybko, Gracie.
W jego głosie zabrzmiała groźba, ale Gracie wcale się tym nie przejęła. Zranił
ją tak bardzo, że nic więcej ją nie obchodziło. Oczywiście, pomyślała z goryczą,
czekałam i zwlekałam, aż los sam zrobił pierwszy krok. Nie mogę winić nikogo
poza sobą. To jednak ani trochę nie złagodziło jej bólu.
–
Jeśli masz mi jeszcze coś do powiedzenia, lepiej się pośpiesz. Chciałabym już
zostać sama – powiedziała ze zniecierpliwieniem. Wiedziała, że to nie spodoba się
Morganowi. Zmrużył oczy i przez chwilę wydawało się, że zaraz ją udusi.
–
Co ty sobie wyobrażasz? – spytał ostro. – Czy myślisz, że skoro sypiasz ze
mną, masz prawo zachowywać się jak zaborcza kochanka?
–
Nigdy tego nie robiłam!
To oskarżenie zabolało najbardziej. Zawsze starała się pozostawiać mu pełną
swobodę. Przyjęła jego warunki, ponieważ go kochała.
On nigdy się z tobą nie zwiąże, wróciły echem słowa Alex. To prawda. Czyż
sam właśnie tego nie powiedział?
– A teraz?
– Dla ciebie nikt nic nie znaczy, prawda? –
Gracie zaśmiała się z wysiłkiem.
Chciała raz wreszcie usłyszeć to z jego ust. – Zawsze panujesz nad sytuacją,
bierzesz to, co zechcesz, a reszta cię figę obchodzi!
– Co ty wygadujesz?! –
Głos Morgana brzmiał coraz bardziej gniewnie. –
Zachowujesz się, jakbyś była moją żoną! Przykro mi cię rozczarować, ale nie
jesteś moją żoną i nie masz do mnie żadnych, absolutnie żadnych praw!
–
Zdaję sobie z tego sprawę – odcięła się Gracie. Poniosły ją fale bolesnej
wściekłości i teraz pragnęła go zranić za wszelką cenę. – Czy ktokolwiek miał do
ciebie jakieś prawa? I czy ktokolwiek będzie takie prawa miał?
– Nie.
Popatrzyli na siebie w półmroku panującym w samochodzie. Spojrzenie
szarych oczu było ciężkie jak ołów.
–
Oddanie i poświęcenie nie należą do rzeczy, które mam do zaoferowania –
powiedz
iał szorstko. – Widziałem, jak miłość zniszczyła mojego ojca. O, tak,
przez pewien czas wszystko wyglądało wspaniale. Ale potem moja matka zaczęła
się nudzić. Znudził ją ojciec i jego praca. Widziałem, co może zrobić z
człowiekiem miłość. Kiedy matka go opuściła, był wypalonym strzępem
człowieka. To była dla mnie nauczka. Więc o to chodzi, pomyślała Gracie.
Poczuła, jak wszystko w środku skręca jej się z rozpaczy i żalu. Wyraźnie określił
swoje stanowisko: jest dla niego niczym więcej jak tylko obiektem fizycznej
rozkoszy.
– Rozumiem –
wyszeptała. Nie miała nic więcej do powiedzenia. Nie było
słów, którymi mogłaby wyrazić swe uczucia. A więc Alex miała rację. I nie tylko
Alex. Ona sama miała rację, od samego początku. Żyła złudzeniami, mając
bezsensowną nadzieję, że on ją kiedyś pokocha. Na szczęście nie jest jeszcze za
późno, by się wycofać.
–
Przyjmowałaś mnie takim, jaki jestem – powiedział ponuro, zaciskając dłonie
na kierownicy. –
Nigdy nie obiecywałem czegoś, czego nie mogę spełnić.
– Nie –
odparła cicho Gracie, czując, że łzy cisną jej się do oczu.
–
Może myślałaś, że jesteś lepsza niż inne? No, powiedz! – Morgan rzucił jej
dzikie spojrzenie. Czy naprawdę oczekiwał odpowiedzi na to pytanie? – Nigdy cię
do niczego nie zmuszałem. Mogłaś wybrać i sama podjęłaś decyzję.
–
Teraz też mogę podjąć decyzję i wrócić do Londynu – powiedziała chłodno.
–
Od tej chwili rezygnuję z pracy. Poszukaj innej sekretarki i nowej towarzyszki
do łóżka.
Te słowa zostały wypowiedziane szybko i bez namysłu. Morgan przyjął je w
milczeniu.
–
Jeśli chcesz, oczywiście, możesz się zwolnić. Ale nigdzie nie znajdziesz
lepszej pracy –
powiedział.
–
Nie bądź tego taki pewny! – Nie przyznałaby tego głośno, ale wiedziała, że
Morgan ma rację.
–
To twoje gadanie o oddaniu i uczciwości – powiedział gardłowym głosem. –
Wszystkie kobiety są takie same. Byłem głupcem, myślałem, że jesteś inna.
Zdawało mi się, że umiemy się porozumieć.
Przykro mi cię rozczarować, pomyślała zgryźliwie Gracie.
– Do widzenia, Morganie –
otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu, z trudem
łapiąc oddech w zimnym powietrzu nocy.
Zaczęła iść powoli w stronę budynku. Zaciskała mocno zęby, żeby się nie
rozpłakać. Usłyszała, że Morgan otwiera drzwi samochodu i przyśpieszyła kroku.
–
Mam cię gdzieś, Gracie! – zawołał. – Nic mnie to nie obchodzi, możesz sobie
iść! Nie potrzebuję cię!
Usłyszała trzaśniecie drzwiami, odgłos uruchamianego silnika i pisk opon na
zakręcie. Samochód zniknął za rogiem.
Weszła do mieszkania. Czuła w sobie zimną pustkę. Nie zapalała nawet
światła. Potykając się w ciemnościach, dotarła do sypialni, usiadła na łóżku i
rozpłakała się. Płacz był luksusem, którego odmawiała sobie tak długo. Najpierw
ciche łzy, potem głęboki, rozdzierający szloch. Poczuła się zmęczona i bezwładna.
Przecież wiedziałam, że tak będzie, pomyślała żałośnie. Od początku
wiedziałam, jakim człowiekiem jest Morgan. Doskonale wiedziałam, że bezsensem
byłoby się w nim zakochać. A kiedy miałam jeszcze okazję uciec, postanowiłam
zamiast tego zostać jego kochanką. Sama przyznaj, pomyślała, myjąc zęby i
przyglądając się swoim zapuchniętym oczom w lustrze, zachowałaś się jak
niemądra nastolatka, która nie potrafi zapanować nad swoimi uczuciami.
Wiedziała, że jedyne, co może teraz zrobić, to zrealizować podjętą
spontanicznie decyzję i wrócić do Londynu. W poniedziałek zadzwoni do biura i
powie, że jest chora, a potem poleci najbliższym samolotem do Anglii.
Myśl, że nigdy więcej nie zobaczy Morgana, nie ujrzy leniwego błysku, który
pojawiał się w jego oczach, kiedy byli razem, nigdy nie usłyszy jego głębokiego
głosu, była nie do zniesienia.
Spała niespokojnie. Męczyły ją koszmary i kiedy wstała rano, czuła się, jakby
wcale nie zmrużyła oka.
Spakowała swoje rzeczy, wrzucając je na chybił trafił do walizek. Pakowanie
nie zajęło jej wiele czasu. Na szczęście, chociaż kupiła sporo nowych ubrań,
wszystko jakoś się zmieściło.
Z ciężkim sercem poinformowała o swoich planach Jenny.
–
Ale ty nie możesz teraz wyjechać, Gracie! – zajęczała przez telefon siostra. –
Chcę, żebyś tu była, kiedy urodzi się mała!
Gracie posmutniała. Oczekiwała na to wydarzenie równie niecierpliwie, jak
Jenny i przykro było jej, że nie będzie mogła dzielić z nią pierwszych chwil życia
dziecka.
–
Przyjadę – powiedziała słabym głosem. – Londyn nie jest na końcu świata!
Odkładając słuchawkę zrozumiała, że klamka zapadła. Teraz nie może już się
wycofać.
Żeby oszczędzić sobie i siostrze dodatkowych przykrości, powiedziała Jenny
tylko to, co zdawało jej się niezbędne. Zawsze będzie mogła jej wszystko
wytłumaczyć, kiedy ból trochę osłabnie.
Reszta dnia ciągnęła się nieznośnie. Wszystko zdawało się nierealne. Gracie
nic z tego nie rozumiała: pożegnała się przecież z jedynym mężczyzną, którego w
życiu kochała, a nie czuła nic, prócz dziwnego odrętwienia.
Następnego dnia rano zadzwoniła do firmy. Telefon odebrała sekretarka i
powiedziała, że Morgan jest na zebraniu.
–
Czy mogłabyś mu przekazać, że dzisiaj mnie nie będzie? Mam kłopoty z
żołądkiem.
– Dobrze –
usłyszała w odpowiedzi. – Powtórzę mu to.
Pojechała na lotnisko taksówką. Udało jej się dostać na samolot wcześniejszy,
niż się spodziewała. Najwyraźniej ktoś zrezygnował z podróży w ostatniej chwili.
Gracie kupiła bilet, chociaż ta linia lotnicza nie należała do tanich. Wsiadając do
samolotu w dwie godziny później była wciąż spięta i czuła się jak ścigany
uciekinier.
Całkiem bezpodstawnie, pomyślała. Czy może spodziewa się, że Morgan
wpadnie teraz na lotnisko z bukietem kwiatów i przysięgnie jej wieczną miłość?
To przecież bzdury z powieści dla nastolatek!
Odprężyła się dopiero, kiedy samolot wystartował. Powiedziała sobie, że czas
leczy wszystko. Smutek minie i pewnego dnia pobyt w Nowym Jorku będzie dla
niej niczym więcej, jak tylko miłym wspomnieniem. Życie idzie naprzód, a ona nie
jest pierwszą na świecie osobą ze złamanym sercem. Od tego się nie umiera.
Nim jeszcze samolot nabrał wysokości, Gracie poczuła, że ogarnia ją sen.
Obudził ją dopiero głos pilota, który informował, że właśnie podchodzą do
lądowania na lotnisku Heathrow.
ROZDZIA
Ł DZIESIĄTY
Londyn wcale się nie zmienił. Nawet niebo miało wciąż ten sam, ciemnoszary
kolor, typowy dla angielskiej pogody. Gracie pożegnała to szare niebo wsiadając
do samolotu do Nowego Jorku, a teraz znów do niego wróciła. Mogłaby prawie
uwierzyć, że ostatnie miesiące były tylko snem, gdyby nie ostry ból w sercu,
którego nie dało się zignorować.
Londyn pozostał taki sam, ale Gracie czuła się o wiele lat starsza. Wyjechała
stąd jako opanowana, nieco nawet chłodna młoda kobieta. Wszystko w jej życiu
było starannie uporządkowane. Teraz, w zamęcie uczuć i myśli, niczym nie
przypominała tamtej osoby.
Na szczęście przed wyjazdem z Nowego Jorku zadzwoniła do agencji wynajmu
mieszkań i poinformowała, że wraca i w związku z tym lokatorzy muszą
natychmiast opuścić mieszkanie. Nie zastała w domu żadnych obcych osób.
Rzuciła walizki na podłogę i podeszła do okna, zastanawiając się, co ma teraz
zrobić.
Czuła w środku ciężką, martwą pustkę. Wiedziała, że powinna zacząć
planować swoją najbliższą przyszłość, a przede wszystkim pomyśleć o poszukaniu
pracy, ale
myśli uparcie uciekały od rozsądnych tematów.
Dlaczego rozsądek zawodzi mnie właśnie wtedy, kiedy najbardziej go
potrzebuję, pomyślała, opadając ciężko na sofę.
Poddała się wspomnieniom. Próbowała sobie wyobrazić, jak Morgan
zareagował na jej wyjazd. Pewnie był nieco zaskoczony, ale być może poczuł też
ulgę. W końcu wyraźnie dała mu do zrozumienia, że oczekuje z jego strony
wzajemności i zaangażowania, a przecież właśnie tego zawsze starał się unikać.
Wyjeżdżając oszczędziła im przynajmniej goryczy rozstania i nieprzyjemnych
scen.
Bezskutecznie próbowała walczyć z ogarniającą ją sennością, świadoma, że
teraz nie ma czasu na spanie, skoro trzeba rozpakować walizki i uporządkować
mieszkanie. Nie tylko mieszkanie, całe życie!
Następnego dnia rano obudziła się w łóżku. Niejasno pamiętała, że jakoś
dotarła do sypialni i natychmiast usnęła. Nawet nie miała siły się rozebrać.
Pamiętała też pomysł, który przyszedł jej do głowy tuż przed zaśnięciem.
Sięgnęła po telefon i wykręciła numer firmy Collins and Collins, w której
przedtem pracowała. W końcu pan Collins powiedział jej przy rozstaniu, żeby się z
nim skontaktowała, jeśli będzie szukać pracy. Teraz nadszedł czas sprawdzić, czy
mówił serio.
Wszystko wraca do dawnego stanu, pomyślała, słysząc w słuchawce znajomy
głos swojego byłego szefa.
–
Moja miła! – wykrzyknął, a Gracie zdziwiła się, że natychmiast rozpoznał jej
głos. – Nie wiedziałem, że jesteś w Anglii! Przyjechałaś na wakacje?
– Nie –
odpowiedziała Gracie, mając nadzieję, że pan Collins sam się domyśli,
czemu do niego dzwoni.
–
Wróciłam na stałe.
–
Zmęczona tempem życia w Nowym Jorku?
–
roześmiał się.
–
Coś w tym rodzaju – powiedziała, starając się nadać głosowi pogodne
brzmienie. Nagle stanęła jej przed oczami ciemna, przystojna twarz Morgana.
Dodała pośpiesznie: – Chciałam zapytać, czy nie potrzebuje pan sekretarki.
Pomyślałam, że zadzwonię do pana, zanim zacznę szukać pracy przez agencje.
–
No, więc...
–
Jeśli nie, to nic nie szkodzi – dodała szybko. Nagle pożałowała, że w ogóle o
to pytała. Może byłoby miło wrócić do dawnej pracy, do znajomych twarzy, ale
chyba byłby to zbyt duży krok wstecz. Nie da się zawrócić biegu rzeki.
–
Myślę, że coś się dla ciebie znajdzie – powiedział z namysłem pan Collins. –
Przyjęliśmy dwóch nowych prawników i pracy znacznie przybyło. Mojej
sekretarce przyda się pomoc.
–
Jeśli jest pan pewien... – powiedziała Gracie.
–
Kiedy chcesz zacząć?
–
Może dzisiaj? – zaproponowała, rzucając okiem na zegarek. Było dopiero
piętnaście po dziewiątej. Dobrze zrobiłoby jej wyjście z domu. Będzie się
przynajmniej miała czym zająć.
–
Nie jesteś zbyt zmęczona? – W głosie pana Collinsa zabrzmiało zdziwienie.
–
Nie, wcale nie. Jeśli to możliwe, wolałabym zacząć jak najszybciej –
powiedziała. – Nie mam wiele do roboty w mieszkaniu, a wieczorem zdążę się
rozpakować i zrobić zakupy – dodała po chwili, żeby zatuszować swój pośpiech.
Tak więc rozwiązała przynajmniej jedną sprawę. Ma coś do roboty. Reszty
dokona czas.
W firmie niewiele się zmieniło. Gracie musiała sobie wciąż na nowo
przypominać, że nie było jej tu przez kilka miesięcy. Nawet jeśli ten okres
wydawał jej się znacznie dłuższy. Powrót do znajomego otoczenia oderwał ją
przynajmniej na chwilę od własnych zmartwień.
Koledzy wypytywali ją o Nowy Jork. Gracie odpowiadała na ich pytania,
starannie jedn
ak unikając osobistych szczegółów. Koło południa ich ciekawość się
wyczerpała, a o szóstej wieczorem Gracie czuła się, jakby nigdy stąd nie
wyjeżdżała.
Chociaż w firmie zatrudniono dodatkowo dwóch prawników, pracy wciąż było
niewiele i przed wyjściem z biura Gracie powiedziała panu Collinsowi, że
prawdopodobnie zostanie tu tylko jakiś czas. Pokiwał głową i śmiejąc się spytał,
czy Nowy Jork rozpuścił ją, dając jej pracę na poziomie, z którym oni nie mają
szans konkurować.
–
Coś w tym rodzaju – powiedziała Gracie z uśmiechem. Pomyślała o
Morganie, który przebiegał przez biuro, rzucając pomysły tak szybko, że ledwie
zdążała je spamiętać. Poczuła, że jej uśmiech słabnie.
–
To bardzo miło z pana strony, że mnie pan przyjął, chociaż nikogo pan nie
potrzebuje – pow
iedziała.
–
Och, ktoś taki jak ty zawsze się tu przyda – odparł pan Collins. Zdjął okulary
i zaczął metodycznie czyścić szkła. – Nie wiem, czemu wróciłaś tak szybko, ale z
twojego głosu wyczytałem, że chcesz natychmiast zacząć pracę z innych przyczyn
niż brak pieniędzy. Chętnie cię tu widzę i możesz zostać, dopóki nie poczujesz się
na siłach, żeby odejść. Niezależnie czy potrwa to tydzień, miesiąc czy rok.
Obrzucił ją dobrotliwym spojrzeniem i Gracie poczuła, że za chwilę się
rozpłacze. Już po raz drugi tego dnia pan Collins ją zaskoczył. Zawsze go lubiła,
ale nigdy nie rozmawiali o sprawach osobistych. Z całą pewnością nie wyobrażała
sobie, że może okazać się tak delikatny i wyrozumiały.
Czy zawsze popełniała błąd w ocenie ludzi? Jedyną osobą, której charakter
umiała bezbłędnie ocenić, była ona sama. Od samego początku przyznała, że
kocha Morgana, ale jedyne, co jej z tego przyszło, to wątpliwa satysfakcja, a potem
same cierpienia.
Nim wyszła z biura, było już ciemno. Z przyzwyczajenia zatrzymała taksówkę
i
wygodnie wróciła do domu. Bez hojnego szefa, który płaciłby za takie wydatki,
będzie musiała się tego szybko oduczyć. Ale dziś nie była w nastroju, żeby tłoczyć
się w metrze. Szanse na znalezienie pracy, w której płacono by jej tyle, co w
Nowym Jorku, były jednak prawie żadne. Będzie musiała znów nauczyć się
zaciskać pasa, oszczędzać i unikać zbędnych wydatków.
Nagle wyobraziła sobie wszystkie te samotne wieczory, które na nią czekają i
które będą ciągnąć się w nieskończoność.
Skrzywiła się i zamknęła oczy. Powiedziała sobie, że w życiu wszystko ma
początek, środek i koniec. Ale dlaczego, pomyślała żałośnie, początek i środek jest
taki krótki, a koniec taki strasznie długi? Całe życie?
Kiedy taksówka zatrzymała się przed jej domem, zapłaciła taksówkarzowi i
weszła po schodach, szukając w torbie klucza.
Nacisnęła klamkę, zanim włożyła klucz do zamka. Drzwi się otworzyły.
Znieruchomiała z przerażenia. Była pewna, że wychodząc zamknęła drzwi na
klucz. Na pewno.
Włamywacze! Powinna natychmiast wezwać policję. Wyjrzała przez okno, ale
taksówka już odjechała. Dłoń drżała jej, kiedy ostrożnie otwierała drzwi, gotowa w
każdej chwili rzucić się do ucieczki.
Weszła ostrożnie do środka, sięgnęła do kontaktu. Usłyszała szelest za plecami.
Odwróciła się i z przerażeniem zauważyła, że ktoś siedzi na sofie. Nacisnęła
wyłącznik i osłupiała.
Pełna zaskoczenia i niedowierzania wpatrywała się w siedzącego na sofie
Morgana. Wciąż ściskała kurczowo w ręku torebkę. Zdawało jej się, że serce w
niej zamarło.
–
Jesteś zaskoczona, że mnie tu widzisz? – spytał.
Jego szare oczy wpatrywały się w nią z uwagą. Wyglądało na to, że całkowicie
panuje nad sytuacją.
Włamał się, nastraszył ją okropnie, a teraz siedzi sobie spokojnie, jak gdyby nic
się nie stało.
–
Co ty tu robisz? I jak się tu dostałeś?
– Nie wszystko naraz –
powiedział. – A na twoje pytania odpowiem dopiero,
kiedy usiądziesz. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
–
A jak mam niby wyglądać? – Gracie podniosła głos. – Nie sądzisz chyba, że
spodziewałam się ciebie tu zastać!
Co gorsza, d
rżała z radości. Chciała nacieszyć oczy jego widokiem. Wiedziała
przecież dobrze, że nawet jeśli przyjechał aż do Londynu, żeby ją namówić na
kontynuację ich związku, nie pozostanie jej nic innego, jak tylko odmówić.
–
Dlaczego uciekłaś? – spytał ostro.
–
Jak na razie nie odpowiedziałeś na żadne z moich pytań – upierała się Gracie.
Zdjęła płaszcz i pomyślała, że to idiotyczne czuć skrępowanie pod zachłannym
spojrzeniem jego oczu. W końcu nieskończoną ilość razy leżeli razem nago, czule
przytuleni. Mimo to
odwróciła wzrok od jego twarzy i usiadła na fotelu,
podwijając pod siebie nogi.
–
Nie mogę odpowiedzieć na twoje pytania, kiedy siedzisz tak daleko ode
mnie. Czuję się jak na przesłuchaniu.
Gracie doskonale go rozumiała. Sama czuła się dziwnie. Czy stanie się coś
złego, jeśli usiądzie obok niego? Są dorośli i nie muszą zachowywać się jak dzieci.
W końcu nie zamierza chyba jej zgwałcić!
Niepewnie podeszła do sofy, a jego oczy pociemniały. Ogarnęła ją fala
pragnienia, wypełniła wszystkie komórki jej ciała.
Us
iadła obok niego oczekując, że ją obejmie. Poczuła się odrobinę
zawiedziona, kiedy nadal trzymał ręce założone na piersi.
– Czy tak nie jest lepiej? –
spytał cichym głosem.
–
Powiesz mi wreszcie, czemu tu przyjechałeś?
–
Gracie wpatrywała się w swoje smukłe palce.
–
Jesteś naprawdę upartym stworzeniem! Powinienem był to zrozumieć, gdy po
raz pierwszy cię zobaczyłem. Może to by mnie ostrzegło. – Pochylił się, spojrzał
jej w twarz i pogłaskał jej ramię. Gracie zadrżała. Był to całkiem niewinny gest,
ale spraw
ił, że zaczęła oddychać szybciej.
–
Nie chciałem jechać za tobą do Anglii – powiedział cicho, jakby sam do
siebie. –
Wiedziałem, że jeśli to zrobię, będzie to przypieczętowaniem faktu, że
moje solidne, kawalerskie życie właśnie się skończyło.
Gracie poczuła, jak serce w niej podskakuje i z trudem powstrzymała się, by
nie zarzucić mu rąk na szyję. W końcu to mogła być tylko część chytrego planu,
może chciał w ten sposób przekonać ją, żeby pozostała jego kochanką. Wiedziała,
że jeśli ustąpi choć na krok, znów znajdzie się w trudnej sytuacji. W końcu miała
dosyć dowodów na to, co ten mężczyzna potrafi z nią zrobić.
–
Nie postawiłam ci ultimatum – powiedziała zgodnie z prawdą.
–
Wyjechałaś, uciekłaś. Nie sądzisz, że to znacznie gorsze, niż jakiekolwiek
ultimatum?
–
Nie chciałam stawiać cię w trudnej sytuacji.
–
Gracie starannie dobierała słowa. Spojrzała na niego spod gęstych rzęs,
starając się odczytać wyraz jego twarzy. – Sam mi powiedziałeś, że nie interesują
cię związki oparte na czymś więcej, niż tylko na czystej przyjemności. Wiem, że to
prawda. Znienawidziłabym siebie, gdybym spróbowała zmusić cię do wyrzeczenia
się wolności.
– Och, Gracie –
westchnął Morgan, gdy ich oczy się spotkały. Potem opuścił
głowę i jego usta dotknęły jej ust w gorączkowym pocałunku.
Gracie odwzajemniła jego pieszczotę. Porzuciła wszelkie myśli o stawianiu
oporu. Jej ciało zrobiło się ciężkie i rozpalone pożądaniem.
Wstał i podniósł ją, a ona oparła głowę na jego piersi. Nie protestowała, gdy
zaniósł ją do sypialni i kopniakiem zamknął za sobą drzwi.
Po chwili jej oczy przyzwyczaiły się do panującej tu ciemności. Morgan stał
obok łóżka, powoli rozpinając koszulę.
–
Możesz zdjąć ze mnie resztę – wymruczał wsuwając się pod kołdrę.
Uwielbiał, kiedy go rozbierała. Gracie kręciło się w głowie z rozkoszy. Wiedziała,
że Morgan czuje to samo. Zdawało się, jakby od lat nie dotykała jego ciała!
Rozpięła mu spodnie, a kiedy jej palce wsunęły się pod bieliznę, Morgan
zajęczał ochryple. Jego ciało drżało pod jej pieszczotą. Gwałtownymi ruchami
zdar
ł z niej ubranie i przyciągnął do siebie tak mocno, że miała wrażenie, że się z
nim stapia.
–
Szalałem z rozpaczy – wyszeptał jej do ucha.
–
Kiedy zrozumiałem, że mnie rzuciłaś, czułem tysiąc różnych rzeczy: gniew,
ból, zaskoczenie, upokorzenie. Przekonałem się, jak wielką władzę masz nade
mną. Niczego nie pragnąłem bardziej, niż odnaleźć cię, dotknąć, znów poczuć
twoje piękne ciało obok siebie.
Odgarnął jej ciemne włosy i delikatnie gryzł koniuszek ucha, a potem jego
gorące, pożądliwe usta powędrowały w dół, całując szyję.
Gracie wygięła się. Oddychała szybko. Jej ciało drżało żądzą spełnienia, a
jednocześnie pragnęła jak najbardziej przedłużyć tę wspaniałą chwilę. Silne,
męskie dłonie objęły jej piersi i zaczęły je leciutko pieścić.
–
Gracie, najdroższa – wymruczał drżącym głosem.
–
Jesteś jak narkotyk. Im dłużej jesteśmy razem, tym bardziej pragnę z tobą
być, a im częściej się z tobą kocham, tym bardziej pragnę to robić. Czy to ma
jakikolwiek sens?
Gracie powoli pokiwała głową. To brzmiało całkiem sensownie, sama właśnie
tak o nim myślała.
Rozsunął dłonią jej uda. Gracie zamknęła oczy. Morgan wszedł w jej ciało
rytmicznymi, pełnymi zapamiętania ruchami. Kochali się tak namiętnie, jak gdyby
nie byli razem od lat, choć ich rozstanie trwało przecież ledwie kilka dni.
– Och, Gracie –
wyjęczał – jak mogłaś mnie opuścić? Odsunął się na bok i
gładził jej twarz delikatnie, ostrożnie, jakby była zrobiona z kruchej porcelany.
–
Czy to dlatego, że zobaczyłaś mnie wtedy z Alex? Przysięgam ci, że to był
tylk
o zbieg okoliczności. Rozstałem się z nią dawno temu i nie miałem
najmniejszego zamiaru odświeżać tej znajomości. Musisz mi uwierzyć.
–
To, że zobaczyłam cię z Alex, pomogło mi podjąć decyzję, która i tak była
nieunikniona –
powiedziała niezręcznie. Wierzyła w to, co powiedział jej Morgan.
Nerwowo dotknęła palcem jego piersi, a Morgan delikatnie schwytał jej dłoń
zębami.
– To znaczy?
Wpatrywał się w nią uporczywie. Czyż to nie jest oczywiste? Czuła, że jej
myśli są dla niego jak otwarta książka, w której może czytać bez trudu. Pewnie
woli jednak, żeby sama mu powiedziała, o co jej chodzi. To właśnie jest ten
moment, którego nadejścia tak się bała. Ale właściwie czego ma się obawiać?
Kocha go. Czemu miałaby to ukrywać?
– To znaczy... –
zaczęła niepewnie – wiem, jakiego związku pragniesz, ale ja
chcę czegoś innego. Zostałam twoją kochanką, bo tego bardzo chciałam.
Myślałam, że mogę cię kochać, niczego w zamian nie żądając, ale myliłam się.
Więc zachowałam się jak tchórz i uciekłam.
Morgan wciągnął głęboko powietrze.
– Kochasz mnie –
powiedział. – Ty mnie kochasz. Gracie objęła go za szyję.
–
Czułem twoją miłość, ale nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jej
potrzebuję, aż do dnia, kiedy obudziłem się, a ciebie już nie było w moim życiu.
Czy wiesz, że pragnąłem być z tobą od chwili, kiedy ujrzałem cię po raz pierwszy?
Weszłaś do mojego biura z tym chłodnym wyrazem twarzy, gotowa walczyć o
siostrę, a mnie wystarczyło jedno spojrzenie i już musiałem walczyć z chęcią, by
wziąć cię natychmiast w ramiona.
Gracie uśmiechnęła się i przytuliła do niego. Chociaż nie padło ani jedno słowo
dotyczące przyszłości, cieszyła się każdą chwilą, każdym ciepłym zwierzeniem.
–
Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś? – spytała cicho, odwzajemniając
jego delikatne pocałunki.
– Bo... no, bo... sam nie wiem.
Nagle zaczerwienił się. Ten silny, potężny mężczyzna był teraz bezbronny i
bezradny, jak mały chłopczyk. Pomyślała, że gdyby mógł się teraz przejrzeć w
lustrze, zaczerwieniłby się jeszcze bardziej.
– Nie wiesz? –
spytała go z żartobliwym niedowierzaniem. – A ja myślałam, że
ty wiesz wszystko.
Morgan roześmiał się.
–
Zawsze wyciągałeś ze mnie wszystkie wyznania, ale tym razem chcę, żebyś
powiedział mi, co ty to tym wszystkim sądzisz.
–
Myślę, że byłem głupcem. – Jego palce gładziły delikatnie jej krągłe piersi. –
Starałem się wmówić sobie, że to, co czuję, to tylko zauroczenie, zwykła sympatia.
Wiesz, potrafię pokierować związkiem opartym wyłącznie na seksie, ale jeśli
chodzi o cokolwiek innego... brakuje mi doświadczenia. Więc kiedy się pojawiłaś i
zaczęłaś systematycznie przewracać mój świat do góry nogami, poczułem się
niepewnie. Bardzo dawno powiedziałem sobie, że nigdy nie przytrafi mi się to, co
zdarzyło się mojemu ojcu.
Przypomniała sobie, co powiedział kiedyś o swoich rodzicach i dopiero teraz
zrozumiała, dlaczego Morgan, tak samo jak i ona bał się angażować w
jakiekolwiek związki, i tak samo jak ona przywdział maskę oziębłości i
wyrachowania. Oboje myśleli, że miłością można pokierować, jak karierą
zawodową, jak hobby. I oboje bardzo się mylili.
–
Czy myślisz, że mnie było łatwo przyznać, że zakochałam się w tobie po
uszy? –
spytała. – Możesz mi wierzyć na słowo, że mój mały, bezpieczny światek
rozpadł się przez ciebie z niewiarygodną szybkością.
–
Całe szczęście – zażartował Morgan.
–
Od samego początku wiedziałam, że nie można się po tobie spodziewać
niczego dobrego. Alex postarała się zresztą udzielić mi ostrzeżenia, kiedy
spotkałyśmy się u ciebie na tym twoim przyjęciu.
–
To żmija! – Morgan popatrzył na Gracie ponuro. – Podejrzewałem ją o coś
takiego. Zaczęła robić na twój temat uszczypliwe uwagi i wtedy się wściekłem.
Zaciągnąłem ją w spokojne miejsce, nad basen, i powiedziałem, co o tym sądzę.
Gracie przypomniała sobie, jak ujrzała ich w półmroku panującym nad
basenem.
– A jak
by tego było mało, kiedy wróciłem do domu, zobaczyłem, jak otwarcie
flirtujesz z tym dzieciakiem.
– Z jakim dzieciakiem?
–
Z Anthonym Palmerem. Nigdy przedtem nie miałem morderczych myśli, ale
wtedy bez wahania wtrąciłbym go do lochu.
Gracie roześmiała się głośno i zaczęła wyjaśniać istotę swoich kontaktów z
Tonym, ale Morgan zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Poczuła, że
wszystko w niej się rozpływa, wplotła palce w jego ciemne włosy, a on schylił
głowę i zaczął pieścić językiem jej twarde piersi.
Po
chwili podniósł głowę i popatrzył jej poważnie w oczy.
–
Przyjechałem, żeby cię ze sobą nabrać, Gracie – powiedział cicho.
Gracie westchnęła. Mocno zacisnęła powieki. Chciała stłumić w sobie
przemożne pragnienie, by zgodzić się, zapomnieć o przyczynach, dla których
opuściła Nowy Jork. Kocha go i rozpaczliwie go potrzebuje, ale musi pamiętać, że
istnieje jeszcze coś więcej: przyszłość, jej własne życie. Jeśli pewnego dnia
Morgan się nią znudzi, znów powróci ten okrutny ból, który czuje nawet teraz,
leżąc w jego ramionach.
–
Kocham cię – zaczęła pełnym wahania głosem.
–
Ale nie chcesz być tylko moją kochanką – dokończył, uśmiechając się. – Czy
prosiłem cię, żebyś pozostała moją kochanką? – Uśmiech zmienił się w grymas
smutku. –
Wiem, że jeśli chodzi o kobiety, nie byłem przykładem stabilności, ale
ty wszystko odmieniłaś. Nigdy przedtem nie byłem zakochany, ale teraz jestem i
nie mogę sobie wyobrazić nic piękniejszego i bardziej godnego pożądania, jak
spędzenie z tobą reszty życia.
–
Czy ty mi się oświadczasz? – spytała z niedowierzaniem.
–
Tylko pod warunkiem, że przyjmiesz moje oświadczyny.
–
Przyjmuję.
–
Nie trzeba cię długo przekonywać – zażartował.
–
Czy to znaczy, że będziesz zawsze posłuszną i oddaną żoną?
– Po moim trupie!
Spojrzeli na siebie i wy buchnęli śmiechem. Serce chyba zaraz pęknie mi ze
szczęścia, pomyślała Gracie.
Przed oczyma stanął jej korowód wszystkich tych pięknych kobiet, które
zapewne przewinęły się przez życie Morgana i powiedziała:
–
I jeszcze coś. Żadnych kobiet w stylu Alex, a jeśli zdarzy ci się przypadkiem
ją spotkać, lepiej uciekaj co sił w nogach.
–
Dobrze. Myślę, że to wystarczający dowód, jak słabym i uległym mężczyzną
stałem się przy tobie. Właściwie nawet sprawia mi przyjemność, że jesteś o mnie
zazdrosna!
Gracie nie odpowiadała. Uśmiechnęła się i przesunęła dłonią po jego
szczupłym ciele.
–
Jenny będzie zaskoczona! – powiedziała.
–
Nie sądzę.
– Jak to?
–
Jak myślisz, kto dał mi klucze do twojego mieszkania? Powiedziałem jej, że
następnym razem, gdy się spotkacie, będziesz moją żoną.
–
Byłeś całkowicie pewny powodzenia tej misji, prawda? – zażartowała,
całując go.
– Tak. –
Palce Morgana wplotły się w jej włosy i przyciągnęły ją bliżej.
Delikatnie rozchyliła wargi w oczekiwaniu pocałunku.
–
Pomyśl tylko, kochanie, będziemy mogli kochać się o każdej porze, każdego
dnia, do końca życia – powiedział Morgan, gdy oderwał się wreszcie od jej ust.
Jego ciało drżało pożądaniem. Przysunęła się bliżej i mocno przytuliła do piersi
jego ciemną głowę.
–
Nie mogę się tego doczekać – wymruczała.