background image

Sylvia Andrew

Tłumaczyła:

Krystyna Klejn

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Czerwiec 1815 roku

Adam   Calthorpe   stal   w   drzwiach   sali   balowej   i   wodził   wzrokiem   po   zebranych.   Księżna 

Richmond nie szczędziła wysiłków, żeby bal okazał się wydarzeniem sezonu, i najwyraźniej dopięła 

swego, mimo ostrej konkurencji. Odkąd książę Wellington, naczelny wódz wojsk sojuszniczych, 

wyznaczył stolicę Belgii na swoją kwaterę główną, amatorzy wesołego życia z całej Europy ściągali 

tu w pogoni za przyjemnościami. Bruksela od wielu tygodni była widownią rozlicznych przyjęć, 

koncertów, balów, pikników, parad wojskowych i całego mnóstwa innych rozrywek. Ciekawe, jak 

długo to potrwa.

Zmusił się do porzucenia myśli o niepokojących wieściach  napływających   znad   granicy z   Francją. 

Zarówno on, jak i pozostali oficerowie przybyli tu, by budzie zaufanie do wojska, rozpraszać obawy. 

Popatrzył na salę i uśmiechnął się. Wszystko wydawało się takie jak zwykle. Tom Payne tańczył jakiś ludowy 

taniec,   nadrabiając   entuzjazmem   braki  techniczne,   Ivo  Trenchard   nachylał   się   ku   pięknej   żonie 

jednego z belgijskich dyplomatów, zupełnie jakby świata poza  nią nie widział. Tak rzeczywiście 

będzie przez najbliższe pół godziny, pomyślał Adam cynicznie. Wszyscy trzej zostali odkomenderowani na bal 

jako oficerowie sztabu księcia -i wszyscy mieli na sobie paradne mundury. Wieczór był bardzo gorący. 

Adam   męczył   się   w   halsztuku,   czarnym   fularze,  szkarłatnych   i   złotych   galonach,   twarz   Toma 

świeciła się od  potu, jeden Ivo w swoim imponującym mundurze huzarów  robił wrażenie równie 

chłodnego i opanowanego jak zawsze. Niemniej, w tej obszytej futrem pelerynie musiało mu być 

gorąco nie do wytrzymania. W pewnym momencie Ivo podał  ramię swojej  towarzyszce i oboje 

zniknęli za przeszklonymi drzwiami prowadzącymi do ogrodu.

- Lordzie Calthorpe!

Adam odwrócił się. Starsza dama, cała w brylantach, niecierpliwie wpiła się w jego ramię. Adam 

ujął   jej   dłoń   o   długich   paznokciach   i   ucałował,   po   czym   wyprostował   się   i   uśmiechnął 

uspokajająco.

background image

- W czym mogę pani pomóc, hrabino Karnska?

- Chodzi o księcia. Nie ma go tutaj?

- Jeszcze nie, ale jak pani doskonałe wie, jego książęca mość przepada za tańcem. Wkrótce się 

zjawi.

-  Co oznacza to spóźnienie? Czy to prawda, co mówią?  Rzeczywiście Bonaparte przekroczył 

granicę Belgii? Czy książę o tym wie? Czy powinniśmy opuścić Brukselę, póki to możliwe?

Przeklinając w duchu panikarzy, którzy wywęszyli najświeższe nowiny znad granicy i rozpuścili je 

wśród ludności cywilnej, Adam uśmiechnął się ponownie i powiedział:

-  Może   pani   być   pewna,   hrabino,   że   książę   w   pełni   zdaje  sobie   sprawę   z   powagi   sytuacji. 

Naprawdę nie ma powodu do niepokoju, proszę mi wierzyć. Bruksela jest całkowicie bezpieczna.

- Łatwo panu mówić, milordzie. - Do hrabiny dołączył  syn, zażywny jegomość w brązowym 

fraku. - Bonaparte to geniusz. Geniusz! I, o ile wiem, książę Wellington dotychczas nie zmierzył się z 

nim w polu. Skąd u pana ta pewność?

- Hrabio, Napoleon Bonaparte może sobie być geniuszem, tak jak pan mówi, ale moim zdaniem 

książę mu dorównuje. Pan i pańska matka powinniście zapomnieć o Bonapartem i dobrze się bawić. 

Książę całkowicie panuje nad sytuacją. Życzy sobie pani wina, hrabino? Wkrótce zobaczy pani jego 

książęcą mość, obiecuję. Po prostu późno zasiadł do kolacji.

Adam przyniósł wino, po czym oddalił się od jakimś pretekstem. Obowiązki obowiązkami, ale co 

za dużo to niezdrowo. W sali balowej było duszno, a myśl o nawet dwuminutowym uspokajaniu 

kolejnego arystokratycznego gościa, który przybył do Brukseli w pogoni za przyjemnościami  i 

zdążył tego pożałować, przyprawiła go o panikę. W ciągu  ostatniej godziny odbył pół tuzina tego 

rodzaju rozmów i był już zmęczony ukrywaniem własnych obaw.

Zobaczywszy, że Ivo i jego towarzyszka powrócili do sali  balowej, postanowił sam zaczerpnąć 

świeżego powietrza. Choć minęła dziesiąta, na dworze było bardzo ciepło i bezwietrznie. Adam 

przez pewien czas stał na zewnątrz przyglądając się tancerzom przez szerokie oszklone drzwi. Widok 

był wspaniały - szkarłat i złoto mundurów wojskowych i damy w lekkich muślinach i jedwabiach 

fruwające wokół nich niczym ćmy. Jednakże dolatujące z sali śmiechy były cokowiek nerwowe, a 

na wielu twarzach malował się niepokój.

Adam, wbrew swoim uspokajającym słowom skierowanym do hrabiny, wiedział, że sytuacja jest 

jeszcze bardziej  bulwersująca, niż podejrzewali jego rozmówcy. Wieść o tym,  że Bonaparte nagle 

natarł na Prusaków, dotarła do kwatery głównej wojsk sojuszniczych z opóźnieniem, toteż książę i 

jego doradcy, zamiast zasiąść do kolacji, zamknęli się w bibliotece księstwa Richmond, gdzie pilnie 

studiowali mapy i pisali nowe rozkazy. Wkrótce Adam i jemu podobni będą pędzić co koń wyskoczy, 

by   rozwieźć   je   po   całej   Belgii,  wszędzie   tam,   gdzie   stacjonowały   siły   wojsk   sojuszniczych. 

background image

Wyglądało na to, że Bonaparte postanowił ruszyć na wodza naczelnego.

Dziwna rzecz, ale Adam nie miał żadnych wątpliwości co do wyniku. Po siedmiu latach walki pod 

wodzą Wellingtona pokładał całkowitą ufność w jego umiejętnościach i był święcie przekonany, że 

książę   pokona   wroga.   Niemniej   czekająca   ich   bitwa   będzie   zacięta,   tego   był   również   pewien. 

Westchnął. Dla niego będzie prawdopodobnie ostatnia. Wojsko mu służyło - szybko awansował i w 

wieku   trzydziestu   lat   znalazł   się  w   sztabie   księcia,   oddelegowany  czasowo  ze  swego pułku w 

stopniu  majora.  Po zakończeniu walk będzie  musiał   poważnie   pomyśleć  o  powrocie  do Anglii. 

Otrzymany w spadku po stryju majątek ziemski był nieoczekiwanym darem losu, lecz pociągał za 

sobą   również   obowiązki.   Posiadłość   była   rozległa   i   zaniedbana   od   lat   -   doprowadzenie  jej   do 

kwitnącego   stanu   będzie   wymagało   nie   lada   wysiłku.  No   i   czas   zabrać   się   do   poszukiwania 

odpowiedniej żony.

Naturalnie to wszystko z początku wyda mu się dziwne po dziesięciu latach marszów, walk i 

obozowania pod gołym niebem w zachodniej Europie. Przed dziesięcioma laty służba w brytyjskim 

wojsku była idealnym rozwiązaniem dla młodego człowieka bez perspektyw na rychłe wzbogacenie, 

tytuł   czy   posiadłości   w   Anglii.   Przed   dziesięcioma   laty   na  drodze   między   nim   a   wspaniałą 

posiadłością   w   pobliżu   Bath,  teraz   należącą   do   niego,   stało   dwóch   krzepkich   kuzynów.   Było 

paradoksem, że Adam przeżył dziesięć lat krwawych  walk w Europie, podczas gdy obaj kuzyni 

stracili życie, goniąc za rozrywkami w kraju - jeden w bójce pod tawerną w Londynie, drugi na 

polowaniu. Adam ni stąd, ni zowąd otrzymał tytuł oraz znaczną fortunę. Musiał wrócić do Anglii i 

zająć się spadkiem, który tak nieoczekiwanie mu się dostał - był to winien rodzinie. Emocjonujące 

wojskowe życie, koledzy, walki, uroczystości, jedna wielka, ostatnia bitwa i wszystko się skończy.

Znów odwrócił się w stronę sali balowej, ale stanął jak wryty na widok dwojga młodych ludzi 

idących w jego stronę. Tworzyli ładną parę - rzucający się w oczy błękitny mundur młodzieńca 

wspaniale kontrastował z białą suknią dziewczyny i jej złocistorudymi włosami. Zatrzymali się w 

progu. Adam gwałtownie wciągnął powietrze, a serce zabiło mu mocniej. Julia! Co, na litość boską, 

robi tu Julia? Przez chwilę nie był w stanie myśleć - przeniósł się dziesięć lat wstecz, na polanę w 

lasach otaczających posiadłość Redshawów.

Przed oczyma stanął mu jak żywy obraz jego samego w wieku dwudziestu lat, tuż po powrocie z 

Oxfordu   i   do   szaleństwa   zakochanego   w   Julii   Redshaw.   Spotykał   się   z   nią  często   w   lasach 

oddzielających  jej  dom rodzinny od jego domu,   a  fakt,  że  spotkania  odbywały się  w   sekrecie, 

przydawał romantyzmu całej przygodzie. Było to tak wzruszająco niewinne. Ale nadszedł dzień, 

kiedy ją pocałował, pocałował z całą żarliwością kochanka. Odsunęli się od siebie ze zdumieniem w 

oczach, z domieszką lęku. Ten nagły wybuch namiętności zaskoczył oboje.

Nic dziwnego, że gdy wreszcie przemówił, głos mu cokolwiek drżał,

- Nie... nie powinienem był tego robić. Przepraszam, Julio.

background image

Oczy Julii rozbłysły.

- Tylko nie waż się mówić, że jest ci przykro, Adamie! Niby dlaczego miałoby być ci przykro z 

powodu takiego pocałunku? Mnie nie jest przykro. Pocałuj mnie jeszcze raz.

Adam uśmiechnął się. Jako dwudziestolatek był taki poważny i naiwny. Pamiętał, że powiedział, 

nieco zaszokowany:

- Nie. Nigdy więcej. Dopóki nie obiecasz, że za mnie wyjdziesz.

- Wyjść za ciebie? Dlaczego?

- Cóż, musimy się pobrać, naturalnie. Tego przecież zawsze chcieliśmy, prawda? Ja zakochałem się 

w tobie, jak tylko cię ujrzałem. Chcesz powiedzieć, że mnie nie kochasz?

- Ależ nie. Kocham cię. - Zarzuciła mu ramiona na szyję.-Przecież wiesz.

- Cóż, w takim razie...

- Małżeństwo to co innego. W żadnym razie nie mogłabym za ciebie wyjść, Adamie. Z czego, u 

licha, byśmy żyli? Nie, nie, wyjdę za mąż tylko za kogoś bogatego.

Zadziwiająco dobrze pamiętał własne niedowierzanie. Nie udało mu się na nią wpłynąć. Pozostała 

równie czuła jak zawsze, ale niewzruszona. Julia Redshaw postanowiła wyjść bogato za mąż i choć 

kochała Adama Calthorpe'a, nie zamierzała zmienić zdania. Nawet nie obiecywała, że będzie czekać. 

Jednego krótkiego lata Adam Calthorpe utracił obiekt  swej miłości, a także ideały i dojrzał. Nie 

chciał zostać w rodzinnym domu i patrzeć, jak miłość jego życia osiąga swój  cel, wychodząc za 

bogacza. Nakłonił stryja, by ten kupił mu patent oficerski, po czym opuścił Anglię. Miał szczęście; 

pułk, do którego wstąpił, ostatecznie stal się jedną z wyborowych bojowych machin na półwyspie.

Ponownie zerknął na dziewczynę stojącą w drzwiach. Jakie to głupie z jego strony. To żadną miarą 

nie mogła być Julia. Dziewczyna miała najwyżej siedemnaście lat, a Julia była tylko trzy lata młodsza 

od niego. Julia teraz ma dwadzieścia siedem lat i jest z pewnością bogatą mężatką. Pokręcił głową, 

poirytowany własną głupotą. Jakie to dziwne, że  widok burzy złocistorudych loków, okalających 

twarz  w kształcie serca wciąż potrafił wytrącić go z równowagi.  Byłby gotów przysiąc, że dawno 

temu zapomniał o Julii Redshaw. Rzeczywiście, przez ostatnie sześć czy siedem lat rzadko myślał o 

dziewczynie, której odmowa sprawiła, że wstąpił do wojska.

Uśmiechnął się krzywo. Jak dziwnie wszystko się ułożyło. Czy gdyby Julia i jej ojciec wiedzieli, że 

Adam pewnego dnia odziedziczy tytuł i bogactwa stryja Calthorpe'a, byłoby inaczej? Wątpił w to. 

Czas  nie oszczędza nikogo, a dziesięć lat to za długi okres oczekiwania dla siedemnastoletniej 

dziewczyny. On sam zmienił się przez te łata. Nie był już romantykiem o gorącej głowie, który 

wstąpił do wojska w rozpaczy, po tym jak Julia Redshaw odrzuciła jego oświadczyny. Od tamtej 

pory miał kilka ognistych romansów, w których żadna ze stron nie dążyła do małżeństwa. A teraz, w 

wieku  trzydziestu   lat,   zamierzał   poszukać   kobiety,   z   którą   mógłby  połączyć   się   dojrzalszym 

związkiem, opartym nie na namiętności, lecz rozsądku. Liczył na przywiązanie i szacunek,  a nie 

background image

szaleństwo tamtej pierwszej miłości. Julia Redshaw pozostanie w przeszłości, a on znajdzie skromną, 

dobrze wychowaną pannę, która zajmie jej miejsce - w jego życiu, jeśli nie w sercu.

Patrząc, jak złotowłosa dziewczyna znika w oddali uczepiona ramienia partnera, poczuł nagłe 

ukłucie zazdrości. Pokręcił głową i ponownie ruszył w kierunku sali balowej.

W   drzwiach   natknął   się   na   porucznika   Toma   Payne'   a.   Taniec   się   skończył,   a   Tom   był   cały 

rozgorączkowany.

- Wspaniały bal, prawda, sir? Co za pożegnanie dla wojska, nieprawdaż?      

Adam uśmiechnął się. Nie sposób było nie uśmiechnąć się do Toma. Wysoki na sześć stóp, z jasnymi 

włosami,   które   zwykle   opadały   mu   na   jedno   oko,   młodzieńczy   i   pełen   entuzjazmu,  przypominał 

Adamowi   dużego   szczeniaka   i   wzbudzał   w   nim   taką   samą   serdeczną   sympatię,   której   jednak 

towarzyszył szacunek dla jego umiejętności żołnierskich. Tom służył w oddziale Adama od czasu wojny 

hiszpańskiej i jego oddanie dowódcy niemal dorównywało oddaniu armii.

- Są już jakieś wieści? - spytał Adam.

- Nie, właśnie byłem się dowiedzieć. Beau wciąż ślęczy nad papierami z De Laceyem i innymi. O 

Boże, chciałbym, żeby już to skończyli.

-„Beau"   to   niezbyt   stosowny   sposób   nazywania   naszego  szacownego   wodza,   smarkaczu.   Jak 

prędko będziesz gotów wyruszyć, kiedy już nadejdą rozkazy? Twój strój nadaje się  do szybkiej 

nocnej jazdy tak samo jak mój.

- Przebiorę się w mgnieniu oka, obiecuję. A co z panem?

- Ja będę potrzebował nieco więcej czasu, ale dam radę. Wolałbym, żeby książę wyznaczył do 

zabawiania   gości   kogoś   innego.   Nie   mogę   powiedzieć,   że   mi   się   to   podoba.   -Zamilkł   i   obaj 

wpatrzyli się w tańczących.

Po chwili Tom Payne przerwał ciszę.

- Muszę wystąpić z armii, jak tylko będzie po wszystkim. Tyle że zupełnie się do tego nie palę. 

Zycie będzie mi się  wydawało nieco monotonne po Hiszpanii i tym co teraz. Nie  da się przecież 

wciąż polować i strzelać, a co innego można robić w domu?

-  Ty i  wojsko jesteście  chyba  stworzeni  dla  siebie,  to  fakt.  Śmierć  twego dziadka  wszystko 

zmieniła, Tom.

-   To   prawda.   Powinienem   był   wrócić   do  Anglii   dobre   kilka   miesięcy   temu.   Czeka   na   mnie 

posiadłość, no i siostra. Bóg jeden wie, co by się z nią stało, gdybym zostawił ją własnemu losowi. - 

Potrzebuje męża, ot co.

Adam roześmiał się.

-  Co za zbieg okoliczności. Właśnie doszedłem do wniosku, że czas się ustatkować i poszukać 

żony.

background image

-  Nie   myśli   pan   o   wystąpieniu   z   wojska,   prawda,   sir?   -  Twarz  Toma   wyrażała   bezbrzeżne 

zdziwienie. - Pan chyba nie musi tego robić?

- Niestety, muszę. Nie tylko ty masz obowiązki, poruczniku! A ja jestem sporo starszy od ciebie. 

Cóż, przed nami jeszcze jedna wspaniała przygoda, a potem obaj będziemy zmuszeni przestawić się 

na spokojne, pracowite życie w domowym zaciszu. - Roześmiał się na widok niesmaku malującego 

się na twarzy Toma. - Nie będzie tak źle. I wiesz, Tom, jak tylko pokonamy Napoleona Bonapartego 

raz na zawsze, służba w wojsku w czasach pokoju może okazać się bardzo nudna.

- Zawsze gdzieś będą jakieś wałki, sir. Wie pan, nie mam daru wymowy, ale powiem krótko: nigdy 

nie byłem tak szczęśliwy jak teraz. Nigdzie nie czułem się tak bardzo na swoim miejscu jak tutaj.

Adam spojrzał na młodszego mężczyznę. Tom miał rację. Z racji temperamentu i charakteru był 

idealnym żołnierzem.  Czy zdołałby dojść na szczyt? - to inna kwestia. Był człowiekiem czynu, nie 

intelektu. W bitwie nie było lepszego żołnierza, odważniejszego czy lojalniejszego. Ale bezczynność 

nudziła go, a kiedy się nudził, miewał skłonności do wyskoków. W spokojniejszych okresach podczas 

pobytu  w Portugalii i Hiszpanii Adam nie raz i nie dwa musiał bronić porucznika Payne'a przed 

oskarżeniami   o   zachowanie   niezgodne   z   kodeksem   oficera   -   zazwyczaj   skutecznie,   bo  Tom   był 

powszechnie lubiany. Co się stanie, jeśli będzie  zmuszony wieść spokojne życie dżentelmena na 

prowincji?  Temperament i odwaga, dzięki którym stał się znakomitym  żołnierzem, łatwo mogły 

przerodzić   się   w   lekkomyślność.  A  może   w   poszukiwaniu   mocniejszych   wrażeń   zamieszka   w 

Londynie? Z tego, co Adam wiedział o jego rodzinie, nie było nikogo, kto mógłby nad nim czuwać. 

On i siostra byli sami na świecie. Tak głęboko się zamyślił, że z początku nie usłyszał niepewnego 

głosu Toma.

- Sir... sir.

- Tak, Tom?

- Sir, czy pan na pewno występuje z wojska?

- Na pewno.

- Mogę pana o coś prosić? Jeśli się to panu nie spodoba, wystarczy powiedzieć.

Adam znał ten błagalny ton. Tom miał zamiar prosić go o coś niezwykłego,

-  Wyduś to z siebie - powiedział z rezygnacją, ale nawet  on nie był przygotowany na to, jak 

niezwykła będzie prośba Toma.

- Sir, gdyby spodobał się panu ten pomysł, to znaczy, jeśli naprawdę szuka pan żony. Czy mógłby 

pan... mógłby pan wziąć pod uwagę moją siostrzyczkę? Nie wyobrażam sobie dla niej lepszego losu 

jak wyjście za pana.

Adam na chwilę zaniemówił ze zdziwienia.

- Tom! Oszalałeś!

Tom z desperacką odwagą brnął dalej:

background image

- Och, zdaję sobie sprawę, że musiałby ją pan najpierw poznać, zanim rozważy pan moją prośbę. 

Ale... jeśli... jeślibyście się sobie spodobali. I powiedział pan, że chce się pan ożenić. Jak na siostrę 

nie jest wcale taka zła. Jest zabawna, łagodna i cierpliwa. Przeważnie. Było jej naprawdę ciężko przez 

te lata, kiedy dziadek chorował, a ja wyjechałem do Hiszpanii. I potrzebuje kogoś - kogoś takiego jak 

pan, żeby się o nią troszczył.

- Zdawało mi się, że to twoja powinność - zauważył Adam surowo.

- No, tak, ale kiedyś przecież musi wyjść za mąż. - Adam wciąż przyglądał się mu z wyjątkową 

dezaprobatą, a mimo to Tom ciągnął: - Jest bardzo ładna. I bardzo wyrozumiała.  Tolerancyjna. - 

Przerwał i spojrzał na Adama z miną wygłodzonego szczeniaka czekającego na kość. Jego upór 

rozbawił Adama.

- O co chodzi, Tom? Dlaczego tak ci zależy na tym, by wydać siostrę za mąż?

- Cóż, myślałem... myślałem, że gdyby udało mi się znaleźć kogoś godnego zaufania, kogoś, kto 

by się nią zaopiekował, mógłbym pomyśleć o powrocie do służby.

-  Co za absurdalny pomysł. Wybij to sobie z głowy! -  Adam ruszył w kierunku sali balowej. - 

Chodź. Czas się zameldować.

- Pomyśli pan o przyjeździe do Herriards? Tylko po to, żeby ją poznać, nic więcej.

- Zgoda, ale nie po to, by przyglądać się twojej siostrze jako kandydatce na żonę. Niemniej chętnie 

cię   odwiedzę,   jak  tylko   wrócimy   do  Anglii.   Chodźmy!   -  Tom   wyglądał   na   zawiedzionego,   ale 

zrozumiał dowódcę. Przeszli dziarsko przez  salę balową na schody, a następnie weszli do małego 

pomieszczenia, przeznaczonego dla sztabu księcia.

Tutaj zastali kilku innych oficerów czekających na rozkazy. Lada chwila mieli wyruszyć z nowymi 

poleceniami dla pułków stacjonujących na prowincji wokół stolicy Belgii.  Adam liczył na to, że 

przed wyjazdem uda mu się zmienić galowy mundur na codzienny. Białe bryczesy, złote galony i 

jedwabne szarfy niezbyt nadawały się do trudnej jazdy, która  go niechybnie  czekała.  Jego  pułk 

stacjonował wyjątkowo daleko od Brukseli.

Wtem drzwi się otworzyły i wszedł Ivo Trenchard, olśniewający w lamowanej futrem pelerynie. 

Adam odwrócił się ku niemu.

- Nie jest ci za ciepło, Ivo?

- To chyba najgorętsza noc jak do tej pory! Ale to nie przez pogodę, mój drogi. Jeśli jestem trochę 

zaczerwieniony,   to   od   ciężkiej   pracy.   Przez   cały  wieczór   zapewniałem   damy,  że   Bonaparte   nie 

zamierza ich pojmać i zawlec do Paryża.

- Jestem pewien, że uspokoiłeś wszystkie co do jednej, najlepiej jak się dało - zauważył Adam, 

przeciągając głoski. - W każdym razie pani de Menkełen była pod wrażeniem. Ciekawe, czy zdaje 

sobie sprawę, że Bonaparte to nie jedyne niebezpieczeństwo, jakie jej grozi?

background image

Po   pokoju   przetoczył   się   gromki   śmiech.   Kapitan   Trenchard   był   największym   flirciarzem   w 

Brukseli. O jego przygodach z damami - z których większość, co trzeba powiedzieć, była aż nazbyt 

chętna - krążyły legendy. Adam znał  go jako chłodnego, pomysłowego żołnierza i bezwzględnego 

przeciwnika   w   polu,   ale   po   jego   kształtnej   postaci   i   leniwym  wdzięku,   które   tak   chętnie 

demonstrował na salonach, nikt by się tego nie domyślił. Miał szereg zalet, naturalnie. Był nie tylko 

bogaty i spokrewniony z połową najlepszych angielskich rodów, ale też wysoki, o ciemnobrązowych 

włosach, skrzących się błękitnych oczach i olśniewającym uśmiechu, który wzbudzał emocje wśród 

dam,   gdziekolwiek   jego   właściciel   się   pojawił.   Może   ta   łatwość   podbojów   sprawiała,   że   był 

cokolwiek cyniczny zwłaszcza wobec płci pięknej. Niezmiennie czarujący, ale dotąd żadnej kobiecie 

nie udało się zatrzymać jego uwagi na dłużej, a brukselskie matki i swatki już dawno uznały go za 

beznadziejny przypadek. Choć Adam potępiał co bardziej śmiałe przygody Iva, obaj mężczyźni byli 

dobrymi   przyjaciółmi.   Zdaniem   Adama   liczyło   się   przede   wszystkim   to,   że   podkomendni   Iva 

Trencharda żywili dla niego wielki szacunek i ufali mu jako dowódcy.

- Jak to się stało, że wciąż jesteś z nami, drogi Tomie? - pytał właśnie Trenchard. - Zdawało mi 

się, że postanowiłeś nas opuścić? Czyżbyś zmienił zdanie?

Porucznik poczerwieniał.

- To nie dlatego, że mam dość walki - zaczął obronnie.

- Wolałbym na zawsze zostać... - Przerwał. Do rozmowy włączył się Adam.

- Zostaw biedaka w spokoju, Ivo. W tej chwili naprawdę powinien być w Anglii, ale postanowił 

odroczyć wystąpienie z wojska. Nie był pewien, czy damy sobie radę bez niego, prawda, Tom?

Rumieniec   na   policzkach   Toma   Payne'a   stał   się   jeszcze  mocniejszy.   Młodzieniec,   ignorując 

żartobliwe słowa Adama, podjął:

- To dopiero będzie walka. Bonaparte nigdy wcześniej nie zmierzył się z księciem. Na pewno 

poniesie klęskę, ale pomyślcie o samym wyzwaniu. Gdybym przepuścił taką bitwę, nigdy bym sobie 

tego nie darował. Chyba zejdę na dół i zobaczę, czy pojawiło się coś nowego. Nie możemy czekać w 

nieskończoność. Proszę o wybaczenie. - Zasalutował i pospiesznie wyszedł.

Dwaj starsi mężczyźni uśmiechnęli się, widząc zapał porucznika.

-  Swoją drogą, Adamie - zauważył Ivo - chłopak ma rację. Czeka nas walka tytanów. Miejmy 

nadzieję, że przeżyjemy, by móc o niej opowiadać.

- Na pewno, Ivo, na pewno. Tylko dobrzy umierają młodo. Chciałbym jednak, żeby Tom nie stracił 

głowy. Zbyt często, uniesiony entuzjazmem, podejmuje niepotrzebne ryzyko.

-  Podczas   gdy   ty,   jak   wszyscy   wiemy,   stoisz   z   boku  i   czekasz,   aż   inni   wykonają 

najniebezpieczniejszą pracę za ciebie? - powiedział Ivo z żartobliwym uśmiechem.

- Ja nie tracę głowy. Jestem na to za stary. Ale Tom... Kłopot w tym, że, chory na samą myśl o 

wystąpieniu z wojska, może równie dobrze zechcieć odejść w chwale.

background image

- Dlaczego odchodzi ze służby? A może to sekret?

- Nie, nie, to wyjątkowo proste. Dziwne, że ci nie powiedział. Toma i jego siostrę wychowywał 

dziadek. Nie mają żadnych bliskich krewnych. Dziadek zmarł w ubiegłym roku i teraz Tom nie ma 

wyjścia; musi wrócić do Anglii, zaopiekować się siostrą i, o ile wiem, sporą posiadłością. Odłożył 

wyjazd, kiedy nadeszła wieść, że Napoleonowi udało się  zbiec z Elby i maszeruje przez Francję, 

gotów do następnej kampanii.

- A co z tą siostrą?

- Jest z nią jakaś guwernantka czy dama do towarzystwa - ktoś w tym rodzaju. To ona zajmuje się 

dziewczyną do powrotu Toma.

- Miejmy nadzieję, że Tom wróci.

Adam zmarszczył czoło.

- Amen! Posiadłość Payne'ów to majorat. Jeśli Tom umrze bezpotomnie, przejdzie na dalekiego 

kuzyna w linii męskiej. Zastanawiam się, co by się wówczas stało z jego siostrą?

-  Jeśli   ma   choć   połowę   tej   urody  i   wdzięku   co  Tom,   zapewne   wyjdzie   za   mąż   za   jakiegoś 

miejscowego dziedzica i będzie bezgranicznie szczęśliwa - zauważył Ivo z cynicznym uśmiechem, 

po czym przeciągnął się i ziewnął. - Gdzie, do diabła, są te rozkazy?

Minęło   pół   godziny,   nim   wrócił   Tom.   Jego   podekscytowanie   i   bezpośredniość   znikły,   bo 

towarzyszył pułkownikowi Ancroftowi, dowódcy grupy. Nietrudno było dostrzec, że zachowując 

nienaganne maniery, młody człowiek wciąż płonie z podniecenia.

- Cóż, panowie, wygląda na to, że jutro zaczynamy. Jeszcze ostatni przegląd rozkazów. Jak tylko 

zostaną   dostarczone,   wszyscy   ruszycie   w   drogę.   Tymczasem   może   wypijemy  za   upadek 

Bonapartego?

Tom podszedł do stolika w rogu i nalał wina. Kiedy podał kieliszki zebranym, uroczyście wznieśli 

toast za króla, za wszystkich obecnych po kolei, a na końcu, za to najbardziej entuzjastycznie, za 

śmierć i upadek Napoleona i jego wojsk. Pułkownik Ancroft skinął głową i oficerowie usiedli. Na 

chwilę zapanowało milczenie. Każdy myślał, w jaki sposób je przerwać. Ich dowódca cieszył się 

autorytetem i w grę  wchodziło tu coś więcej niż ranga. Pułkownik był najwyżej  pięć, sześć lat 

starszy od Adama, ale na jego czarnych jak smoła włosach tu i ówdzie można było dostrzec pasma 

siwizny,   a   srogie   spojrzenie   wyrażało   ból,   wzięty   w   karby,   stłumiony,   niemniej   obecny. 

Powszechnie uważano go za chłodnego. Z pewnością był surowy. Choć podwładni bez wyjątku mu 

ufali i był znany z tego, że jest wyjątkowo sprawiedliwy i bezstronny, niełatwo było go lubić. 

Równie niełatwo było prowadzić z nim nieobowiązującą rozmowę.  Adam znał go od wielu lat; 

rozumiał i szanował rezerwę pozostałych. Jednakże, być może z powodu napięcia panującego tej 

nocy, ich dowódca był najwyraźniej w nastroju do pogawędki.

background image

- Co zamierzacie zrobić ze sobą, jak to wszystko się skończy? Podobno występujesz z wojska, 

Tom? Niechętnie, jak się domyślam?

- Tak, sir.

- Ty też, Adamie?

- Niestety, sir.

- Ty też bierzesz udział w tej masowej ucieczce, Ivo? Jeśli to zrobisz, niejeden mąż w Europie 

odetchnie z ulgą.

Roześmieli się, łącznie z Ivem. Kiedy śmiech przebrzmiał, Ivo popatrzył w swój kieliszek i 

powiedział:

- Szczerze mówiąc, jeszcze nie wiem, sir. Mam w Anglii jedną czy dwie niedokończone sprawy. 

Na początek zamierzałem pogodzić się z ojcem.

- To dobrze! Lorda Veryana ucieszy twój widok.

-  Tak pan myśli? Kiedy go ostatnio widziałem, krzyczał,  że nie chce więcej widzieć takiego 

łajdaka i potwora.

- Na twoim miejscu nie zniechęcałbym się tym. Ludzie często pod wpływem wzburzenia mówią 

rzeczy, których tak naprawdę nie myślą. - Pułkownik Ancroft nagle przerwał. -I robią różne rzeczy - 

dodał po chwili, jakby do siebie. Osobliwą ciszę, która zapadła po tych słowach, przerwało wejście 

jednego z adiutantów księcia. Trzymał w ręku plik papierów, które natychmiast podał pułkownikowi, 

a ten z kolei po przeczytaniu rozdał je zebranym. Większość miała dostarczyć rozkazy do swoich 

macierzystych pułków.

- Nowiny   są   najgorsze   z   możliwych,   panowie.   Napoleon  przypuścił   zmasowany   atak   na 

Prusaków. Prawdopodobnie  nie będą w stanie się obronić. Jeśli mamy uratować Brukselę,  musimy 

skoncentrować nasze siły w Nivelles. Takie są rozkazy. Ruszajcie z Bogiem!

Ivo   wyjechał   pierwszy,   bo   musiał   dotrzeć   aż   do   Ninhove,  gdzie   stacjonowała   większość 

angielskiej   kawalerii.   Tom   otrzymał   zadanie,   którego  Adam   spodziewał   się   dla   siebie,  został 

mianowicie wysłany do Ath, z rozkazami dla lekkich dywizji. Jego kolej przyszła zaraz potem.

- Zaczekajcie na zewnątrz, poruczniku. Major Calthorpe za chwilę do was dołączy, Adam czekał, 

aż przełożony skończy przekładać papiery.

-  Powierzyłem ci najtrudniejsze zadanie, Adamie. Masz  się zająć Belgami - generałowie mogą 

poczuć się urażeni, jeśli uznają, że królewskie prerogatywy zostały podważone. Potrzebny jest tu takt 

i zręczność, ale przede wszystkim muszą natychmiast ruszać w pole. - Pułkownik uniósł głowę  z 

błyskiem   wesołości w surowych szarych oczach. - Posłałbym Trencharda, ale od tej eskapady z 

hrabiną Leiken nie jest chętnie widziany na dworze. Tobie nie zbywa na takcie - na pewno sobie z 

nimi poradzisz. Zmuś ich, żeby podporządkowali się rozkazom księcia. Nie możemy sobie pozwolić 

na zbędne dyskusje, to wyjątkowo pilna sprawa.

background image

- Tak jest, sir!

- Jeszcze jedno, Adamie.

- Tak?

-  Ty i młody Payne będziecie przez część drogi jechali  razem. Postaraj się nieco ostudzić jego 

zapały. Jest w takim nastroju, jakby chciał umrzeć w chwale.

Adam ze zrozumieniem skinął głową, zasalutował i wyszedł.

Znalazł Toma na zewnątrz, chodzącego tam i z powrotem z niecierpliwości. Razem wyruszyli na 

zachód.

Przez pewien czas jechali w milczeniu, skupiając się na tym, by jak najszybciej wydostać się z 

Brukseli. Za miastem  przeszli w kłusa, dając koniom odpocząć. Chłodniejsze wiejskie powietrze 

zdawało się działać na Toma trzeźwiąco. W końcu powiedział:

Nie jestem samolubnym łajdakiem, sir.

Adam popatrzył na niego, zaskoczony.

- Nigdy cię za takiego nie uważałem. Co ci przyszło do głowy, Tom?

-  Chodzi   o  to,  że  poprosiłem,  by  się  pan  zastanowił   nad  moją siostrą. Nie tylko dlatego, że 

chciałbym być wolny i ponownie wstąpić do wojska. Ale... ale gdyby cokolwiek mi się przytrafiło - 

wiem, to mało prawdopodobne, wszystko jednak może się zdarzyć - zostałaby bez ochrony przed na-

szymi kuzynami.

- Czyżby potrzebowała ochrony? Przed rodziną? Nie wierzę.

- Widzi pan, ona jest spadkobierczynią, mimo majoratu. Gdyby cokolwiek mi się przytrafiło, byłaby 

nią tym bardziej. Posiadłość Payne'ów jako majorat przeszłaby wprawdzie na dalekiego kuzyna, ale 

bez pieniędzy. Henry Payne otrzymałby tytuł, ziemie i niewiele na to, by je utrzymać. Ja... mój 

dziadek nigdy mu nie ufał i ja też. A on ma syna w moim wieku - gotowego poślubić kogoś takiego 

jak Kate. Poznałem go w Eton - to gnida.

- Fiu, fiu! - Adam czuł narastaj ący gnie w na myśl o rozmiarach nieodpowiedzialności Toma. - Do 

diabła, czemu w takim razie ryzykowałeś udział w tej bitwie? Lepiej się postaraj wyjść z niej cało, 

mój chłopcze. - Przerwał w obawie, że powie coś, czego mógłby żałować.

Toma trapiły spóźnione wyrzuty sumienia.

- Kate zawsze mówiła, że za dużo się śmieję i za mało myślę. Wrócę do Anglii, jak tylko 

uzyskam zwolnienie  z wojska. Ale gdyby cokolwiek mi się przydarzyło, sir, czy  mógłby pan... - 

Popatrzył stroskany na Adama. - Proszę! Gdyby za pana wyszła, byłaby bezpieczna.

Adam powiedział ze złością:

- Nie mogę obiecać, że poślubię twoją siostrę – pomijając  wszystko inne może nie chcieć za 

mnie wyjść.  Pomyślałeś  o tym?  Ale dołożę starań,  żeby zapewnić jej  dobrą opiekę. Na razie 

musimy się pospieszyć. Na następnych rozstajach skręcam.

background image

Znów spięli konie ostrogami, na rozstajach zatrzymali się na krótką chwilę, a potem ich drogi się 

rozeszły. Adam chciał powiedzieć Tomowi, żeby na siebie uważał, ale doszedł do wniosku, że nie 

potrafi. To nie był dobry sposób posyłania żołnierza do walki. A więc ograniczył się do skinięcia 

głową i zawołania: „Powodzenia!", po czym skręcił na drogę prowadzącą do Braine le Comte.

Za nimi, po drugiej stronie Brukseli, Prusacy toczyli przegraną bitwę przeciwko zmasowanym 

siłom Francuzów. Siły Wellingtona nie będą czekać w Nivelles. Przed świtem armia ruszy do Quatre 

Bras   na   spotkanie   z   Napoleonem,   a   decydująca   bitwa   rozegra   się   nieopodal   małej,   dotychczas 

nieznanej wioski zwanej Waterloo.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Lipiec 1815 roku

Katharine Payne stała przy oknie saloniku, z listem w bezwładnym ręku. Salonik należał do niej, 

odkąd dziadek  uznał, że jest na tyle duża, by zwolnić pokój dziecinny i przenieść się do własnego 

apartamentu na pierwszym piętrze. Aż do teraz, nawet w najcięższych, najburzliwszych chwilach, 

znajdowała spokój i pociechę w patrzeniu na ogród i dalej, na krajobraz Hampshire. Jednak dzisiaj 

nie widziała kwietników mieniących się żywymi barwami pełni lata, wspaniałych okazów drzew 

zasadzonych   jeszcze   przez   jej   prapradziadka,   rozległych   trawników,   jaskrawozielonych   po 

niedawnym deszczyku.

Tom nie żył. Poległ na polu chwały.

Powiedziano  jej  o  tym  przed  paroma  tygodniami.  Wszystkie   formalności,   wizyty  prawników 

rodziny i całą resztę przetrwała jak ogłuszona, wciąż w pewnym sensie licząc na to, że Tom wpadnie 

do jej pokoju, z uśmiechem na ujmującej twarzy, kpiąc z niej, że nabrała się na jego kolejną sztuczkę. 

Otrzymany właśnie list sprawił, że bolesna prawda w końcu do niej dotarła. Tom nie wróci. Nigdy. 

Ukryła twarz w dłoniach i list pofrunął na podłogę.

- Katharine! Moje dziecko!

Na dźwięk znajomego głosu Katharine wyprostowała się.

- Nic mi nie jest, Tilly - powiedziała, odwracając się od okna. - Nie mam zamiaru się załamywać.

- Mogłoby ci to dobrze zrobić - zauważyła szorstko panna Tillyard. - Nie możesz dalej żyć tak jak 

teraz.

- Wiem o tym. Muszę wziąć się w garść i poczynić plany.

- Nie o to mi  chodziło, ale zgadzam się, musisz  pomyśleć  o   przyszłości.   -   Podeszła   bliżej   i 

podniosła list leżący na podłodze. - To cię tak zasmuciło?

- Tak. To list od jednego z przyjaciół Toma z wojska, majora Calthorpe'a - lorda Calthorpe'a. Tom 

opowiadał mi o nim. To... to bardzo miłe. Najwyraźniej major bardzo Toma lubił.

- Czy lord Calthorpe był z twoim bratem, kiedy...

background image

- Nie, ale rozmawiał z kimś, kto tam był. Napisał mi, że Tom zginął jak bohater. - Zawiesiła głos, 

lecz po krótkiej przerwie podjęła; - Lord Calthorpe widział Toma po raz ostatni w noc poprzedzającą 

bitwę   pod  Waterloo.   Rozmawiali   o   mnie.   -   Znów   umilkła   i   ponownie   zebrała   się   w   sobie.  - 

Przyjeżdża na krótko do Anglii i chciałby mnie odwiedzić. Wie, że nie mam nikogo bliskiego, toteż 

zaoferował mi swą pomoc. To bardzo miły list.

Katharine załamał się głos, ale panna Tillyard oparła się pokusie objęcia dziewczyny ramieniem. 

Znała swą podopieczną nie od dziś. Kiedy panna Payne cierpiała, każda próba pocieszania jej była 

skazana na niepowodzenie -akceptacja serdeczności była w jej oczach jednoznaczna ze słabością. 

Panna Tillyard, zachowując dystans, spytała:

- Kiedy się z nim zobaczysz?

- Wcale się z nim nie zobaczę. Nie chcę nikogo widzieć.

- Powinnaś.

- To bardzo miłe ze strony lorda Calthorpe'a, ale co on może zrobić?

- Katharine, zadał sobie trud, żeby do ciebie napisać. Powinnaś się z nim zobaczyć.

- Nie, Tilly! Nie! Nie zniosłabym tego. Prześlę mu list z podziękowaniem, oczywiście.

- Nie zbywaj go, moja droga. Kiedyś możesz dojść do wniosku, że jego pomoc jest ci potrzebna. 

Dlaczego nie miałabyś skreślić paru słów, że zobaczysz się z nim za parę tygodni, jak tylko poczujesz 

się lepiej?

-  Nie   będzie   mógł   przyjechać.   Z   tego,   co   pisze,   wynika,  że   wciąż   należy  do   sztabu   księcia 

Wellingtona i razem z nim przebywa we Francji. Poza tym naprawdę nie jestem w stanie wyobrazić 

sobie, jakiej pomocy mógłby udzielić mi kompletnie obcy człowiek. Skoro jednak uważasz, że tak 

będzie  grzeczniej,   zrobię,   jak   mówisz.   -   Katharine   odwróciła   się   do  niej   plecami   i   zaczęła 

kontemplować widok za oknem. W pokoju zapadła cisza.

Po chwili panna Tillyard spytała półgłosem:

- Kiedy ma przyjechać twój wuj?

- Lada dzień.

- Czy opiekunowie zdecydowali, co się z tobą stanie?

-  Generał  Armitage   powiedział,   żebym   zaczekała,   aż   wuj  zamieszka   w   Herriards.   Sir   James 

naturalnie się z nim zgodził - dodała z nutą goryczy. - Ci dwaj staruszkowie liczą, zdaje się, na to, że 

wuj Henry przyjmie mnie pod swój dach. W przeciwnym razie nie mieliby pojęcia, co ze mną 

począć.

-  Ten   cały   majorat   jest   nieludzki!   -   wybuchnęła   panna  Tillyard   z   nietypową   jak   na   nią 

zapalczywością. —Ty zajmowałaś się Herriards - nie tylko kiedy zachorował twój dziadek, ale przez 

cały ten czas, gdy twój brat służył w wojsku. - Przerwała i zamyśliła się. - A jak się nad tym 

zastanowić, zajmowałaś się wszystkim również wówczas, kiedy twój brat był w domu! Tom myślał 

background image

wyłącznie o wojsku i o tym, jak szybko uda mu się doń wrócić. A teraz, tylko dlatego, że jesteś 

kobietą, tracisz dach nad głową, a posiadłość ma przejść na własność kogoś, kto nigdy się nią nie 

interesował. To nie w porządku!

Katharine posłała jej smutny uśmiech.

- To niezupełnie wina wuja Henry'ego, że tu nie bywał. Mój dziadek sobie tego nie życzył.

- A dlaczego tak było, bądź łaskawa wyjaśnić?

-  Nigdy się tego nie dowiedziałam. Wuj Henry tak naprawdę nie jest moim wujem. Jest dość 

dalekim kuzynem, a więc Tom i ja nigdy nie mieliśmy z nim do czynienia. Myślę, że w grę wchodzi 

rodowa waśń. Dziadek zawsze mówił o nim „ten łajdak Henry".

- I spójrz, co się stało. Herriards należy teraz do Henry'ego Payne'a tylko dlatego, że jest następny w 

linii męskiej po Tomie. Wszystko jest jego - gospodarstwa ziemie i dom.

Twarz Katharine skurczyła się.

- Tak, straciłam zarówno dom, jak i brata. - Powiedziała to tak obojętnym tonem, że tylko ktoś, 

kto znał ją tak dobrze jak jej była guwernantka, był w stanie wyczuć ból ukryty pod tymi rzeczowymi 

słowami.

Po chwili milczenia panna Tillyard podjęła żywo:

-  Musimy patrzeć optymistycznie, Katharine. Niewiele  wiesz o Henrym Paynie. Nie wierzę, że 

jest takim łajdakiem,  za jakiego uważał go twój dziadek. Mówiłaś, że ma rodzinę - syna i córkę 

mniej więcej w twoim wieku. Mogłabyś zyskać nowych przyjaciół. Od lat brakowało ci towarzystwa 

rówieśników.

- Nigdy tego nie chciałam. Ty mi całkowicie wystarczałaś, Tiłly.

- Stara guwernantka.

- A teraz przyjaciółka - podkreśliła Katharine. - Nie potrafię wyrazić, jaka ci jestem wdzięczna, że 

zgodziłaś się zamieszkać ze mną po śmierci dziadka. Wiem, jak bardzo kochasz ten swój domek w 

wiosce.

- Wciąż tam stoi - zauważyła panna Tillyard. - Jak tylko pan Payne i jego rodzina się tutaj pojawią, 

wrócę do siebie. Nie będziesz mnie potrzebowała, a twój wuj nie byłby zadowolony, gdybym została. 

A teraz napisz do lorda Calthorpe'a. Jesteś pewna, że nie chcesz, by przyjechał?

- Całkowicie. Mam już dwóch opiekunów, którzy mówią mi, co powinnam robić. Nie potrzebuję 

rad kolejnego starszego pana, choćby był nie wiem jak miły.

- Katharine! Lord Calthorpe jest oficerem w czynnej służbie. Nie może być stary.

- Jest w sztabie księcia. Zauważyłaś, że nie brał udziału w walce razem z Tomem? Pewnie siedział 

bezpiecznie na tyłach w kwaterze głównej. Tom zwykł określać oficerów ze sztabu stadem starych 

kwok,   i   to   tylko   wówczas,   gdy  chciał  być   uprzejmy.   Nie,  nie   życzę   sobie,   żeby jakiś  major  z 

bokobrodami przyjeżdżał tu i opowiadał, jak zginął mój brat. A już z pewnością nie jestem w stanie 

background image

sobie wyobrazić, że kiedykolwiek mogłabym potrzebować jego pomocy.

 Tydzień później Katharine siedziała w dużym salonie z panną Tillyard. Obie damy nasłuchiwały z 

pozornym   spokojem   turkotu   powozu.   Pan   Henry   Payne   zapowiedział   swój   przyjazd   i   tego 

popołudnia miał przejąć Herriards. Dobiegł ich chrzęst żwiru na podjeździe, odgłosy krzątaniny w 

sieni. Wreszcie drzwi do salonu otworzyły się i do środka śmiało wkroczył dobrze zbudowany 

dżentelmen, odsuwając z drogi gospodynię. Katharine z zafascynowaniem spostrzegła, że przybysz 

ma niebieskie oczy, zupełnie jak Tom, takie same rumieńce, a włosy, choć przyprószone siwizną, 

wciąż mają   rudawy odcień, jak u jej brata. Jednak rysy twarzy były ostrzejsze mimo szerokiego 

uśmiechu.

- Nie ma potrzeby mnie zapowiadać! Nie jestem gościem. - Podszedł i ujął jej dłonie w swoje. - 

A oto i mała Katharine. Moja droga, jakże się cieszę, że w końcu się spotkaliśmy. - W tym momencie 

twarz mu spoważniała i dodał uroczyście: - Chociaż, naturalnie, okoliczności są dla ciebie bardzo 

smutne. W rzeczy samej, dla nas wszystkich. Jak się czujesz, moja droga?

- Dobrze, wuju Henry, dziękuję. Gdzie jest pani Payne? Nie przyjechała z tobą?

-  Twoja ciotka Ellen i dzieci przyjeżdżają jutro. Z niecierpliwością wyglądają chwili, w której 

zobaczą nowy dom, ale nie mogliśmy wyjechać z Cheltenham wszyscy razem. - Spojrzał pytająco na 

pannę Tillyard. - A to kto?

- To moja dawna guwernantka i droga przyjaciółka, panna Emily Tillyard. Pan Payne, Tilly.

Uśmiech  Henry'ego  Payne'a  przygasł.  Nowo  przybyły skłonił  się  niedbale  w  odpowiedzi  na 

ukłon panny Tillyard i powiedział:

- Twoja guwernantka, tak? Nie jesteś za duża na guwernantkę?

- Nie zrozumiałeś mnie, wuju. Tilly nie jest już moją guwernantką, zamieszkała ze mną po śmierci 

dziadka.

- Ach. Twoja dama do towarzystwa. Cóż, teraz nie będzie takiej potrzeby, moja droga. Panna Tillyard 

będzie  mogła  rozejrzeć   się   za   inną   posadą,   jak   tylko   przybędzie   twoja   ciotka,   to  znaczy jutro. - 

Uśmiechnął się promiennie do nich obydwu, zupełnie jakby wyświadczył im wyjątkową przysługę i 

dodał: -Siadaj, siadaj, moja droga. Nie ma potrzeby robić takich ceremonii. Pani także, panno Tilson, 

chyba że woli pani udać się do swego pokoju, naturalnie. I zacząć się pakować.

Katharine kipiała oburzeniem. Do złości na afront wobec Tilly doszła głęboka uraza po tym, jak 

wuj zaprosił ją, by  usiadła w bądź co bądź jej własnym salonie, w każdym razie  do niedawna 

własnym. Tylko ostrzegawcze spojrzenie Tilly powstrzymało ją przed zbyt gwałtowną reakcją. Po 

chwili udało jej się powiedzieć spokojnie:

- Panna Tillyard nie musi szukać innej posady, wujku Henry. Jest moją przyjaciółką, a nie służącą 

i ma własny dom w Herriard Stoke.

background image

Henry Payne zdawał się nie słuchać. Chodził po salonie, przyglądając się obrazom i bibelotom z 

miną właściciela. Wreszcie stanął i zauważył:

- Wiesz, sporo tu wartościowych rzeczy. Pani Payne bę dzie zachwycona. Jak tylko przyjedzie, 

musisz oprowadzić  nas po całym domu. Pozostawięjej wybór pokojów dla dzieci i dla niej samej. 

Nie martw się, Katharine, moja droga. Jeśli zechcesz zamieszkać z nami, na pewno i dla ciebie 

znajdzie się miejsce, bez obaw. Tu czy tam.

Po pierwszym spotkaniu z wujem Katharine była lepiej przygotowana na powitanie pani Payne. 

Rzeczona dama przybyła następnego dnia w pretensjonalnym koczu, z córką u boku. Towarzyszyło 

im kilku stajennych w wyszukanej liberii.

Czując, że będzie jej potrzebne wsparcie moralne, Katharine nakłoniła Tilly do odłożenia wyjazdu 

do Herriard Stoke aż do przybycia pani Payne i teraz obie stały o krok za Henrym Payne'em na 

frontowych schodach prowadzących do domu.

Powóz   zatrzymał   się,   stajenni   ustawili   się   przy   drzwiczkach   i   pani   Payne   wysiadła.   Dość 

korpulentna, przeciętnego wzrostu, niemniej robiła imponujące wrażenie. Miała na sobie pasiasty 

jedwabny żakiet i bogato zdobioną duszkami, watowaną suknię z jaskrawoniebieskiego jedwabiu. 

Obie  rzeczy były najwyraźniej nowe. Na dobranym do sukni czepku kołysały się dwa olbrzymie 

pióra,   największe,   jakie   Ka-tharine   kiedykolwiek   widziała.   Przed   wejściem   na   schody  dama 

zatrzymała  się.  Para  zimnych  niebieskich  oczu  świdrowała elegancki fronton Herriards, szerokie 

schody prowadzące ku drzwiom, proporcjonalnie rozmieszczone okna po obydwu stronach, piękną 

balustradę.

Wreszcie pani Payne skrzywiła się i oświadczyła tonem głębokiej dezaprobaty:

-  Henry!   Nie  miałam  pojęcia,  że  ten   dom  jest  tak   mały!   Będziemy  musieli   go  rozbudować, 

naturalnie.

- Cokolwiek zechcesz, moja droga. Na plany będzie dość  czasu później. Chodź. Musisz poznać 

naszą kuzynkę.

Kiedy Katharine złożyła głęboki ukłon, pani Payne roześmiała się sztucznie i powiedziała:

- Katharine? Och, nie, nie może tak być! To imię mojej córki. Będziemy na ciebie mówić Kate. 

To jest Catharine! - Odwróciła się i skinęła na córkę, żeby podeszła. Catharine Payne miała na sobie 

białą suknię z większą liczbą falbanek i wstążek, niż zalecał dobry gust. Za to jej twarz i figura były 

bez zarzutu. Niewysoka, ale niezwykle proporcjonalnie zbudowana, o wielkich błękitnych oczach, 

cerze jak krew z mlekiem i złocistorudych lokach okalających  twarz w kształcie serca.- Uroda 

Payne'ów w czarująco zminiaturyzowanej postaci. Dziewczyna posłała Katharine grzeczny uśmiech 

i ukłoniła się. Katharine, która przy filigranowej pannie Payne czuła się jak żyrafa, odpowiedziała 

uprzejmym dygnięciem i przedstawiła pannę Tillyard.

background image

Matka i córka niemal niedostrzegalnie skinęły głowami w kierunku Tilly i wkroczyły do sieni.

- Ach! To już coś! - zawołała pani Payne na widok imponującej klatki schodowej i biało - złotego 

kasetonowego sufitu. - Naturalnie wymaga odnowienia. Wyjątkowo zaniedbany, ale, tak, da się z 

nim coś zrobić. - Zwróciła się do  Katharine. - Chciałabym teraz zobaczyć sypialnie, Kate, zanim 

nadejdą nasze rzeczy.

- Naturalnie. Czy mam posłać po gospodynię? - spytała chłodno Katharine.

Pani Payne odparła z uśmiechem:

-  To chyba ja powinnam posłać po gospodynię, moja droga. Swoją drogą, doskonały pomysł. - 

Odwróciła się do służącego, stojącego w sieni. - Ty tam! Sprowadź... - Jak nazywa się ta kobieta, 

Kate?

- Pani James.

- Sprowadź James! - Służący spojrzał na Katharine, która skinęła głową.

-  Pewnie jest na górze, Charles - powiedziała spokojnie.  - Powiedz jej, żeby zeszła i poznała 

swoją nową panią.

Pani Payne zrobiła niezadowoloną minę.

-  Z   tą   „nową   panią"   to   się   jeszcze   zobaczy.   Spodziewam  się,   że   będzie   mi   wolno   samej 

decydować, kogo zatrudnić.  Na razie jednak... Chciałabym, żebyś poszła z nami obejrzeć  pokoje, 

Kate. Byłoby łatwiej pomówić o zmianach, które tu wprowadzę. Jak już wybiorę pokoje dla nas i 

dzieci, pewnie będziemy musieli znaleźć też coś dla ciebie. Z tego, co mówił twój wuj, wynika, że 

jesteśmy teraz twoją jedyną rodziną, czy tak?

- Tak - odparła Katharine. - Ale... - zawahała się. Nie była pewna, czy chce zamieszkać z Henrym 

Payne'em i jego żoną, jednak powiedzenie tego na tak wczesnym etapie znajomości mogłoby zostać 

uznane za niegrzeczność.

-  Wielka szkoda. Zobaczymy, co da się zrobić. Twoja dama do towarzystwa musi stąd odejść, 

naturalnie. Jej pokój na pewno będzie potrzebny. Zorganizowałaś już jej wyjazd?

- Panna Tillyard jeszcze dziś wraca do swego domu.

- To dobrze. No więc, gdzie są te pokoje?

Tilly poszła dokończyć pakowania, a Katharine nie pozostało nic innego, jak oprowadzić panią 

Payne po domu.

Następna godzina należała do tych, o których Katharine wolałaby zapomnieć. Herriards nie rościło 

sobie   pretensji   do  rezydencji;   ot,   wygodny,   proporcjonalnie   zbudowany   dom   rodzinny.   Kolejne 

pokolenia nadawały mu swój  szlif, niemniej pozostał harmonijną mieszaniną idei i gustów. Nie 

pasował jednak do wyobrażeń pani Payne o tym, co jej się należy z racji nowej pozycji. Patrzyła, 

krytykowała,   snuła   plany   burzenia   ścian,   wyrzucania   ekranów,   dodawania   drzwi:   okien,   aż 

background image

Katharine   miała   ochotę   krzyczeć.   Nic   nie   zyskało  jej   aprobaty.   Wreszcie   doszły   do   pokojów 

Katharine.

- Bardzo przyjemny apartament - zauważyła pani Payne  po wejściu do środka, rozglądając się 

wokół.   Katharine   przyjęła   jej   słowa   z   zaskoczeniem   i   dumą.   Sama   zadbała   o   wystrój,   a 

pomieszczenia  umeblowano  z prostotą,  niemniej  bardzo  ładnie.  Nie sądziłaby jednak, że są w 

guście pani Payne.

- Rozległy widok z okna - oświadczyła pani Payne. -Wprawdzie sypialnia nie grzeszy wielkością, 

ale salon jest całkiem, całkiem. Na pewno spodoba się Catharine.

- Catharine?

-  Oczywiście,   trzeba   będzie   przeprowadzić   remont,   zanim   moja   córka   się   tu   wprowadzi. 

Wyposażenie jest żałośnie  skromne. Myślę jednak, że po dodaniu kotar i dodatkowych draperii w 

nowoczesnym stylu będzie jej się tutaj dobrze mieszkało. Te szafy na książki muszą stąd zniknąć, 

naturalnie, no i trzeba zrobić miejsce na większą toaletkę i kufry na ubrania.

Zaszokowana Katharine zaniemówiła, za to głos zabrała pani James:

- Bardzo przepraszam, proszę pani, ale to pokoje panny Katharine. Naszej panny Katharine.

Zimne niebieskie oczy zmierzyły gospodynię od stóp do głów.

- Chciałaś chyba powiedzieć, że to były pokoje panny Kate, James. Teraz wszystko się zmieniło. 

To moja córka będzie tu znana jako panna Catharine, a te pokoje będą do niej należeć. Pannę Kate 

ulokujemy gdzie indziej. Przeprowadzka nastąpi po niedzieli.

- Ale...

Zanim gospodyni zdołała powiedzieć cokolwiek więcej, wtrąciła się Katharine.

- Pani Payne ma całkowitą rację, pani James. Herriards ma nowych właścicieli, którzy życzą sobie 

wprowadzić swoje porządki. A my musimy się dostosować do ich planów. Najlepiej jak potrafimy. - 

Odwróciła się do ciotki i powiedziała stanowczo: - To ostatnie pokoje na tym piętrze, ciociu Ellen. 

Mam nadzieję, że mi wybaczysz, jeśli teraz cię zostawię. Obiecałam pannie Tilłyard, że pomogę jej 

w przeprowadzce do Herriard Stoke.

- Och! Cóż, chyba będę musiała - odparła ciotka burkliwie. - Myślałam... Mimo to zrobiłyśmy 

całkiem  dużo  i  trochę  się zmęczyłam.  James, napiłabym  się herbaty.  Przynieś  ją  do  salonu   za 

dziesięć minut, jeśli łaska. - Powiedziawszy te słowa, wyszła dostojnie, pozostawiając Katharine i 

gospodynię pośrodku pokoju. Pani James pokiwała głową.

- Nic nie mów, James - powiedziała Katharine. - To nic nie da, może tylko pogorszyć sytuację. 

Musisz myśleć o swojej przyszłości. - Po czym, gdy już gospodyni z ociąganiem odwróciła się do 

wyjścia, Katharine dodała pod nosem: - A ja z pewnością będę musiała pomyśleć o swojej.

background image

Tego wieczoru przy stole wuj Henry dużo mówił o zmianach, jakie zamierza wprowadzić w 

posiadłości. Rozprawiał o plonach i planowaniu, nowych metodach i najnowszych tendencjach, ale 

Katharine nie wydał się przekonujący. Po paru ostrożnych pytaniach zorientowała się, że wuj ma 

znikome pojęcie o zarządzaniu majątkiem ziemskim i myśli raczej o eksploatacji, nie o rozwoju. 

Państwo Payne'owie widocznie pozbyli się własnego niewielkiego spadku przed paroma laty i od tej 

pory żyli wystawnie z dochodów Cheltenham. Prześcigali się w pomysłach na to, co zrobią z nowo 

zdobytym bogactwem i pozycją, do których doszli wskutek nieoczekiwanej śmierci Toma Payne' a.

- Coś mi się przypomniało, Kate, moja droga - powiedział wuj w pewnej chwili. - Zamierzam jutro 

pojechać do  Basingstoke, by zobaczyć się z prawnikami. Zauważyłem, że po południu faetonem 

odwiozłaś   swoją   guwernantkę   do   Herrlard   Stoke.   Nie   przyszło   ci   do   głowy   spytać   mnie   o 

pozwolenie. Chciałbym, żebyś  pamiętała o tym na przyszłość, zanim weźmiesz któryś  z moich 

powozów. To dotyczy także koni.

- Ale faeton należy do mnie. Dziadek przeznaczył go do mojego użytku. Tak samo jak niektóre 

konie.

- Tak mogło być dawniej, Kate. Ale, jak powtarzam, sytuacja się zmieniła, moja droga.

- Nie wszystko. Konie...

- Nie życzę sobie, by mi przerywano ani sprzeciwiano mi się przy moim własnym stole, Kate! Ani 

słowa więcej!

- Ale...

-   Ani   słowa   więcej,   Kate!   -   Choć   wuj   wciąż   się   uśmiechał,   przy   stole   zapadła   cisza.   - 

Porozmawiam   z   prawnikami  i   zobaczymy,   co   da   się   zrobić,   jeśli   chodzi   o   twoją   przyszłość. 

Zatroszczę się o ciebie, naturalnie w miarę możliwości.  Na razie  nie  mam  zamiaru  prowadzić 

rozmów  tego  rodzaju i mam nadzieję, że  postąpisz zgodnie  z moim życzeniem. - Spojrzał po 

zebranych przy stole. - Teraz porozmawiamy o czymś innym.

Gdybym miała szlachetniejszą naturę, pomyślała Katharine, postarałabym się lepiej przygotować 

wuja Henry'ego na szok, który czeka go w Basingstoke, bez względu na to, jak bardzo nań zasłużył. 

Ale, zbyt przybita i nazbyt zmęczona, by choć spróbować, słuchała w milczeniu, jak ciotka Ellen 

mówi o sypialniach i o rozmieszczeniu w nich poszczególnych członków rodziny. Po dyskusji, bez 

którego pokoju  można się obyć, ciotka postanowiła przeznaczyć dla Katharine mały pokoik na 

najwyższym   piętrze,   używany   do   niedawna   przez   pokojówkę.   Katharine   nie   oponowała.   Ani 

wielkość, ani położenie pokoju nie miały najmniejszego znaczenia. Nie będzie mieszkała w nim 

długo. Pozostanie w Herriards pod rządami wuja nie wchodziło w grę.

background image

Doszedłszy do tego  wniosku, Katharine  postanowiła  jak najszybciej   spotkać  się   z  opiekunami   i 

porozmawiać z nimi o wyprowadzce. Wybrałaby się do nich zaraz na drugi dzień, gdyby wuj Henry nie 

zapowiedział, że zamierza pojechać do Basingstoke. Jednakże myśl o podróży do Basingstoke i z 

powrotem w towarzystwie wuja przyprawiła ją o mdłości, toteż postanowiła odłożyć wizytę o dzień. Ta 

decyzja   wydawała   jej   się   nieszkodliwa,   gdyby   jednak   wiedziała,   ile   kłopotów   jej   przyczyni  w 

następnych tygodniach, pojechałaby w jego towarzystwie, nawet gdyby był w dwójnasób przykry.

Na   razie   gratulowała   sobie   przezorności.   Podróż   powrotna   z   Basingstoke   byłaby   wysoce 

uciążliwa. Po spotkaniu z  prawnikami,  którzy zajmowali się sprawami  posiadłości,  wuj  Henry 

wpadł w fatalny nastrój. Kiedy zajechał przed dom, konie były pokryte pianą; wysiadłszy, ryknął na 

stajennego, brutalnie odepchnął służącego, który otworzył mu drzwi, i rzucił mu w twarz kapelusz i 

laskę. Wreszcie zamknął się w bibliotece i wyszedł stamtąd dopiero wtedy, kiedy  nadeszła pora 

kolacji.

Katharine domyślała się przyczyn podłego nastroju wuja, niemniej była zaskoczona zmianą, jaka 

w nim zaszła. Promienna mina, pewność siebie, dobroduszność - znikły bez  śladu. Za to jadł w 

milczeniu, pił dużo i niecierpliwie bębnił palcami po stole, kiedy tylko kieliszek był pusty. Nie licząc 

ponurych spojrzeń, które od czasu do czasu posyłał w jej kierunku, ignorował całą rodzinę. Rozejrzała 

się.   Drugi   koniec  stołu   zajmowała   ciotka   Ellen,   pozornie   niewzruszona   zachowaniem   męża, 

pochłonięta rozmową z synem i córką, którzy  siedzieli po jej obu stronach. Walter Payne, syn i 

spadkobierca   wuja   Henry'ego,   przyjechał   tego   popołudnia   i   Katharine   miała   okazję   mu   się 

przyjrzeć. Choć uśmiechnął się do niej czarująco, kiedy matka ich sobie przedstawiła, ucałował jej 

dłoń i oświadczył, że miło mu ją poznać, jego uwagę wkrótce pochłonęło coś innego i od tamtej pory 

prawie się do niej nie  odzywał. Odniosła nieodparte wrażenie, że oszacował bezdomną kuzynkę 

Kate i uznał, że nie jest warta jego uwagi.

Walter   był   wysoki   jak   ojciec,   aczkolwiek   smuklejszy  i   także   miał   błękitne   oczy   Payne'ów, 

złotorude kręcone włosy i świeżą cerę. Katharine obserwowała go ze szczególnym zaciekawieniem. 

Był podobny, a zarazem niepodobny do Toma. Tak samo przystojny, tak samo chętny do śmiechu i 

czarujący, a jednak, choć nie potrafiła określić, na czym to polega, różnili się, i to bardzo. Tom był 

beztrosko   prostolinijny,  szczery   i   bezpośredni,   niczego   nie   maskował   ani   nie   ukrywał.   Mógł 

doprowadzić do szału, rozdrażnić, zmartwić brakiem taktu, ale z Tomem zawsze wiedziało się, na 

czym   się  stoi.   Zachowanie  Waltera   Payne'a   było   rozmyślnie   czarujące,  starannie   przemyślane   i 

wyreżyserowane. Pod pozorami szczerości krył się fałsz.

Wtem Katharine została wyrwana z zamyślenia, bo Henry Payne nagle ożywił się i rzekł ostro:

- Walterze! Czemu tak karygodnie zaniedbujesz swoją  kuzynkę? Pomyśli, że jesteś gburem! - 

Kiedy  Katharine,  zaskoczona   tym   tonem,   odwróciła   głowę  i   spojrzała   na   wuja,  dodał z udaną 

łagodnością: - Chyba nie chcesz, by Kate po myślała, że nie potrafisz się zachować, mój chłopcze?

background image

Ojciec i syn przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, wreszcie Walter wzruszył ramionami i 

powiedział obojętnym tonem:

- Przepraszam, ojcze. Nie zdawałem sobie sprawy, że nieodpowiednio się zachowuję. - Odwrócił 

się   z   uśmiechem  do   Katharine.   -   Czy   byłem   nieuprzejmy,   kuzynko?   Proszę  o   wybaczenie, 

zasłuchałem się w to, co mówią o Herriards moja siostra i matka. Zamierzają wprowadzić w domu 

mnóstwo ulepszeń; dla mnie mógłby pozostać taki jak teraz. Pewnie będzie ci smutno go opuścić.

- Tak, to prawda - odparła Katharine. - Mieszkałam tu przez całe życie. Wszędzie indziej będę się 

czuła obco, przynajmniej z początku.

Catharine Payne zareagowała na te słowa.

- Przez całe życie? Cały czas? Ale na pewno byłaś w Londynie?

Nie, nigdy nie wyjeżdżałam z Herriards.

Głos ciotki Ellen ociekał jadem, kiedy spytała:

- Chcesz powiedzieć, że twój dziadek nie zadbał o to, byś została wprowadzona do towarzystwa? 

Zdumiewa mnie to.

- Zdaje się, że miał taki plan, zanim zachorował. Potem już nie było okazji. - Katharine mówiła 

chłodno, urażona krytycznymi uwagami pod adresem ukochanego dziadka.

- Powinien był  ją znaleźć! Zapewne w  wieku osiemnastu  lat,  jako  panna  Payne   z Herriards, 

mogłabyś nieźle wyjść za mąż, a teraz... Ile właściwie masz lat? Dwadzieścia trzy?

- Dwadzieścia jeden.

- Naprawdę? Tylko dwadzieścia jeden? Zaskakujące. Jak by na to patrzeć, jesteś starsza, w dodatku 

właściwie znikąd, i o wiele trudniej będzie ci znaleźć odpowiedniego męża. Mam nadzieję, że nie 

liczysz   na   moją   pomoc   w   tej   sprawie.   Byłoby   to   wyjątkowo   kłopotliwe.   W   przyszłym   roku 

zamierzamy zaprezentować Catharine i będę musiała poświęcić temu przedsięwzięciu wszystkie siły. 

Tak, liczymy na wielki  iukces, prawda, mój skarbie? Pochlebiam sobie, że w Londynie nieczęsto 

widuje   się   takie   piękności   jak   ona.   Oczywiście   pobyt   w   stolicy   będzie   się   wiązał   ze   sporymi 

wydatkami.

Zadowolona z siebie Catharine Payne pogładziła jasne loki.

- Kiedy  papa   powiedział   nam   o   śmierci   twojego   brata   i   o   tym,   że   Herriards   będzie   nasze, 

poczyniliśmy mnóstwo planów. W przyszłym roku wynajmiemy dom w Londynie a cały sezon, a ja 

sprawię sobie nową garderobę na prezentację. Nie wyobrażasz sobie, jak na to czekam.

Podskoczyła, bo ojciec uderzył pięścią w stół i wreszcie rozpętała się burza.

- Milcz! Nie wiesz, o czym mówisz, panienko! Żadne z was nie wie, o czym mówicie!

Catharine wpatrywała się w ojca z urazą i ze zdziwieniem. W końcu, z oczami pełnymi łez, 

odwróciła się do matki.

O co chodzi? - spytała żałośnie. — Co ja takiego powiedziałam? Dlaczego papa jest taki zły.

background image

Obiecał, że pojedziemy do Londynu, prawda? Obiecał!

Pani Payne odparła władczo:

- Nie martw się, Catharine. Twój ojciec zaręczył, że w przyszłym roku zostaniesz wprowadzona 

do towarzystwa, a ja dopilnuję, żeby dotrzymał słowa, bez obaw. - Zwróciła się do męża. - Co się 

dzieje, mój drogi?

Henry Payne, nie zwracając uwagi na żonę, popatrzył gniewnie na Katharine.

- Rozbawiło cię to? - spytał surowo.

- Co takiego, wuju?

Stanął u szczytu stołu, piorunując ją wzrokiem.

- Nie udawaj niewiniątka, młoda damo! Pozwoliłaś  mojej   biednej   żonie   planować  zmiany  w 

domu,   słuchałaś   bez   mrugnięcia   okiem,   kiedy   moja   biedna   mała   córeczka   snuła  marzenia   o 

debiucie, a przez cały ten czas wiedziałaś, że nie ma pieniędzy nawet na połowę tego wszystkiego! 

Ależ musiałaś się śmiać!

- Co takiego?! - zawołała pani Payne. - O czym ty mówisz, Henry?

Wybuch   Henry'ego   Payne'a   zmroził   Katharine.   Gdy   tylko  doszła   do   siebie,   powiedziała 

stanowczo:

-   Mylisz   się,   wuju,   i   to   bardzo.   Wiedziałam,   jak   się   przedstawia   sytuacja,   naturalnie,   ale 

powiadomienie   cię  o   warunkach   spadku   z   pewnością   nie   należało   do   mnie.   Co   więcej,   kiedy 

wczorajszego wieczora przy kolacji próbowałam coś powiedzieć, poleciłeś mi milczeć. Zapewniam 

cię  jednak, że nigdy się z tego nie śmiałam. Nie było mi do śmiechu, odkąd dowiedziałam się o 

śmierci brata i straciłam... zarówno jego, jak i mój dom. - Nie będąc w stanie mówić dalej, wstała i 

podeszła do okna. Ogrody i tarasy skąpane były w łagodnym świetle zachodzącego słońca. Herriards 

nigdy nie wyglądało piękniej. Powiedziała sobie, że przeżyje ten koszmar. Musiała jednak uciec od 

tych ludzi tak szybko, jak się da.

- Panie Payne, powiesz nam, jeśli łaska, o co w tym wszystkim chodzi - zabrała głos pani Payne. - 

Nalegam!

- Tak. Powiedz nam, ojcze, proszę. - Błękitne oczy Ca-tharine ponownie napełniły się łzami. - Czy 

to miejsce - końcu jest nasze, czy nie?

- Dom i ziemie są moje. Przychód z nich też. Ale tutejsi prawnicy powiedzieli mi, że wszystkie 

pieniądze należą do drugiej linii rodziny. Do Framptonów. Prababka tej tu dziewczyny była hrabiną i 

jej pieniądze, pieniądze Framptonów, nie  wchodzą w skład majątku. Nie mają nic wspólnego  z 

Herriards. Stanowią fundusz powierniczy waszej kuzynki.

- Kate? - Ciotka Ellen wpatrywała się w Katharine ze zdziwieniem. - A na co jej one? Nie, nie 

wierzę, prawnicy musieli popełnić błąd. Musisz ich dokładnie wypytać, Henry.

background image

-  Niestety,   nie   ma   mowy   o   pomyłce.   Mój   dziadek   miał   prawo   decydować   o   losach   fortuny 

Framptonów - oznajmiła Katharine lodowatym tonem, odwracając się od okna.

Pod   wpływem   doznanego   szoku   ciotka   Ellen   na   minutę  zaniemówiła.  A  potem   powiedziała 

beznamiętnie:

- To z czego będziemy żyli?

Walter, który przez cały ten czas zachowywał milczenie, spojrzał znacząco na ojca, wstał i dołączył 

do Katharine stojącej w oknie.

- Musieliśmy ci się wydać bardzo wyrachowani - zauważył. -.Słowa mego ojca najwyraźniej cię 

przygnębiły.  - Ale  wszyscy  doznaliśmy  potężnego  szoku.  Zdołasz  nam wybaczyć?   Z   pewnością 

dochody Herriards pozwalają na całkiem dostatnie życie?

- Ale nie wystawne! - wtrąciła matka. - Nie takie jak planowaliśmy.

Walter   zerknął   na   zaciętą   twarz   Katharine,   spojrzał   na   matkę,   marszcząc   brwi,   a   następnie 

powiedział:

- Jestem pewien, że sytuacja nie jest tak beznadziejna, na jaką wygląda, mamo. Zobaczymy, co da 

się zrobić. Myślę, że kuzynka ma dość tej rozmowy  Bardzo pobladła. Czy zechciałabyś pokazać mi 

ogród, Kate? - Wziął Katharine pod  ramię i zdecydowanie wyprowadził z pokoju, nie zwracając 

uwagi na resztę rodziny. Katharine, zbyt znużona, by się sprzeciwiać, wyszła z nim bez słowa 

protestu.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Kiedy następnego dnia Katharine poszła do stajni i dowiedziała się, że wuj Henry zdążył już wziąć 

faeton,   wpadła   we   wściekłość. W  tej   sytuacji  nie   mogła   wybrać   się   do   Basingsoke   i   poradzić 

opiekunów.   Zmuszona   do   zmiany   planów,   postanowiła   pójść   na   spacer   do   Herriard   Stoke   w 

odwiedziny do Tilly. Ten czas nie zostanie zmarnowany. Dobrze będzie porozmawiać z przyjaciółką 

przed stawieniem czoła sir Jamesowi i generałowi Armitage.

Tilly, uszczęśliwiona wizytą, bez ceremonii zaprosiła Katharine do ogrodu. W domku podczas jej 

nieobecności utrzymywano ład i porządek, a niewielki ogród na tyłach był pełen zapachów i kolorów. 

Obydwie damy usiadły na ławeczce pod jabłonią.

A teraz, Katharine, powiedz mi, co leży ci na sercu?

Zdała Tilly relację z wydarzeń poprzedniego wieczoru  zakończyła słowami:

- Jedno jest pewne. Nie mogę mieszkać z wujem i jego rodziną. Muszę stamtąd uciec.

Tilly nie miała zwyczaju niczego owijać w bawełnę.

- Nie masz się dokąd wyprowadzić - zauważyła.

- Nie mogłabym zamieszkać tutaj, z tobą? Tilly uśmiechnęła się.

- Nic nie sprawiłoby mi większej radości, ale nie ma tu zbyt wiele miejsca, moja droga. Zresztą 

twoi opiekunowie nawet nie chcieliby o tym słyszeć.

- Jutro się z nimi zobaczę. Muszę ich przekonać, po prostu muszę! Nie zgadzam się na mieszkanie 

z wujostwem.

Katharine wstała i zaczęła chodzić po ogródku. Panna Tlily przyglądała się jej z zatroskaną miną. 

W końcu powiedziała:

-  Na   twoim   miejscu   poczekałabym   trochę   z   rozmową  z generałem Armitage i  sir Jamesem. 

Wysłuchają cię z  większym   zrozumieniem,   jeśli   zdołasz   mówić   spokojnie,   pokazać   im,   że   nie 

przemawiają przez ciebie wyłącznie emocje. Powinni być przekonani, że próbowałaś mieszkać z 

wujostwem.

background image

- Tilly, najbardziej boję się tego, że oni nigdy nie będą gotowi mnie wysłuchać. To zmęczeni starzy 

ludzie. Nie mieliby pojęcia, co ze mną począć, jeśli nie zostałabym u wuja. Co, do licha, wyobrażał 

sobie dziadek, obarczając mnie takimi opiekunami, doprawdy nie wiem.

Tilly   w   duchu   się   z   tym   zgadzała,   ale   zachowała   swoje   zdanie   dla   siebie.   Oznajmiła   z 

przekonaniem:

- Stanowczo za wcześnie na ocenę sytuacji. Nie zdążyłaś poznać rodziny Payne'ów z lepszej strony. 

Pod wpływem wielkiego rozczarowania ludzie czasami zachowują się nietypowo. Skoro pan Payne 

zakładał, że pieniądze twego dziadka będą do jego dyspozycji tak samo jak Herriards, musiał przeżyć 

szok, dowiedziawszy się, że jest inaczej.

- Mają Herriards! - zawołała Katharine z udręką w głosie. - Czego mogą chcieć więcej?

- Nie wszyscy cenią Herriards tak jak ty. Powinnaś przestać o tym myśleć, kochanie. To już nie 

jest twoja sprawa. Musisz o tym zapomnieć i skupię się na tym, co zrobić z własnym życiem. 

Głową muru...

-  ..   .nie   przebijesz.  Wiem.  W  dodatku   akurat   ten   mur   jest  wyjątkowo   twardy.   -   Zapanowało 

milczenie, po czym Katharine z wymuszoną wesołością przyznała: - Masz rację, jak zwykle, droga 

Tilly. Lepiej zaczekać. Spróbuję zdobyć się na cierpliwość. Faktycznie, nie mogę nic zrobić bez zgody 

opiekunów - moja pensja jest śmiesznie niska.

- Powinnaś była kazać ją podwyższyć zaraz po śmierci dziadka.

- Wiem, wiem. Póki żył Tom, miałam jego zgodę na czerpanie pieniędzy z dochodów posiadłości. 

Nigdy nie myślałam. .. - Katharine urwała. Po chwili podjęła: - To z lenistwa, tak sądzę. Powinnam 

była zająć się tym dawno temu. - Zawiesiła głos. - Ci staruszkowie wciąż uważają mnie za dziecko. 

Co ja mówię, za małą dziewczynkę. Byłoby o wiele  lepiej, gdybym znała jakiegoś  mężczyznę, 

któremu mogłabym zaufać i który mógłby mnie reprezentować, kogoś, kogo by szanowali.

- A co z przyjacielem twego brata, tym, który do ciebie pisał?

- Chodzi ci o lorda Calthorpe'a?

- Tak. Zaofiarował się z pomocą i wyglądało na to, że mówi szczerze. Może napisałabyś do niego 

jeszcze   raz?  Wydaje   mi   się,   że   to   właśnie   ktoś   taki,   kogo   generał   i   sir   James   byliby   skłonni 

wysłuchać.

-  Chyba tak zrobię - powiedziała Katharine powoli. -Masz słuszność. Lord Calthorpe sprawiał 

wrażenie człowieka, któremu mogłabym zaufać. Zastanawiam się, czy jest jeszcze w Anglii? Tilly, 

jesteś genialna. Napiszę do lorda Calthorpe'a jeszcze dziś wieczorem. Tym razem zaproszę go tutaj. 

-  Kiedy zeszła na dół następnego ranka, od razu przypomniały jej się słowa Tilly. Chyba wuj 

Henry   doszedł   do   siebie   po   niedawnym   rozczarowaniu,   bo   przywitał   ją   łagodnym uśmiechem. 

Poprowadził ją do pokoju śniadaniowego, gdzie już czekała ciotka. Waltera ani Catharine jeszcze nie było.

background image

- Moja droga Kate - zaczęła ciotka, gdy tylko Katharine usiadła - moja droga Kate, co ty musisz sobie o 

nas myśleć? Obawiam się, że nie zachowaliśmy się jak należało. Wybaczysz nam, prawda?

Oczywiście - mruknęła Katharine z zażenowaniem.

Wuj odchrząknął i dodał:

- Mam nadzieję, że zapomnisz o tym, co na skarżyłem się wczoraj wieczorem, moja droga. Miałem ciężki 

dzień, wiesz? - Spojrzał na nią. - Nie potraktowałaś poważnie tego wszystkiego, mam nadzieję? - Katharine 

bez słowa kiwnęła głową, na co roześmiał się i kontynuował: - Oczywiście, że nie! Tak właśnie powiedziałem 

Walterowi.   Kate   to   zbyt  rozsądna   dziewczyna,   żeby   się   denerwować   z   powodu   kilku  pochopnie 

wypowiedzianych słów. Bardzo się o ciebie martwił.

- Kochany chłopiec - dodała czule pani Payne. - Ostatni miesiąc był dla nas bardzo trudny, Kate. Zdrowie 

mi nie dopisuje, a gdy jestem zmęczona, mnie też zdarza się popełniać błędy. Pewnie kiedy tu przyjechałam, 

pomyślałaś sobie, że jestem surowa i bezduszna. To wszystko jest takie skomplikowane. Oczywiście będziesz 

korzystać ze swojego apartamentu tak długo, jak zechcesz. Nawet mi się nie śniło pozbawiać cię go.

- Jest pani bardzo miła - odparła Katharine - ale i tak zamierzam spotkać się z opiekunami i porozmawiać o 

mojej przyszłości. Panna Tillyard i ja myślałyśmy o tym, żeby zamieszkać razem.

- Chcesz mieszkać z guwernantką?! - wykrzyknął wuj.

-  Tak   jak   mówiłam   zaraz   po   twoim   przyjeździe,   wuju   Henry,   panna   Tillyard   jest   moją 

przyjaciółką, nie guwernantką.

- Och, może sobie być bardzo poczciwa, ale z pewnością nie jest odpowiednim towarzystwem dla 

młodej, bogatej damy. Nawet przez chwilę nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że twoi opiekunowie 

by się na to zgodzili.

- Nie, doprawdy - zawtórowała mężowi ciotka Ellen. -To absurdalny pomysł.

- Nie sądzę, proszę pani - odparła Katherine.

- Dziecko, nie zdajesz sobie sprawy, co by to oznaczało. Towarzyski ostracyzm. Nie, nie, o wiele 

lepiej dla ciebie, jeśli pozostaniesz z nami, ze swoją rodziną. To jedynie słuszne.

- Dziękuję, ale najpierw zobaczę się z mymi opiekunami - oznajmiła stanowczo Katharine.

- Och, nie bądź taka uparta, dziewczyno - burknęła ciotka Ellen, nie kryjąc zniecierpliwienia.

Wuj Henry przesłał żonie ostrzegawcze spojrzenie i rzekł łagodnie:  

- Moje dziecko, rozmowy o interesach ze starszymi panami to niezbyt stosowne zajęcie dla młodej 

damy. Myślę, że pertraktacje z nimi powinnaś pozostawić mnie.

-  Nie!   -   zawołała   Katharine.   Zmusiła   się   do   zachowania  spokoju.   -   Dziękuję,   wuju,   twoje 

pośrednictwo nie jest konieczne. To prawda, moi opiekunowie są w podeszłym wieku, ale znam ich 

od   dziecka.   -  A  następnie,   nieco   przeinaczając  fakty,   dodała:   -   Zresztą,   jest   ktoś,   kto   będzie 

występował w moim imieniu, gdyby zaszła taka potrzeba.

- Tak? Któż to taki?

background image

- Bardzo dobry przyjaciel Toma, lord Calthorpe. Już do niego napisałam. - Nie wyjawiła, że list 

nie został jeszcze wysłany. Leżał na stoliku w sieni, czekając na dostarczenie do zakładu pocztowego 

w Basingstoke.

Wuj przyglądał się jej w zamyśleniu. Wreszcie przemówił:

-   Cóż,   to   wszystko   wydaje   się   bardzo   dziwne.   Twoi   opiekunowie   przyjęli   mnie   wyjątkowo 

życzliwie.

-   W   samej   rzeczy,   zdaje   się,   że   sprzyjają   planom   twego  wuja   -   dodała   ciotka   Ellen   z 

zadowolonym uśmieszkiem.

Katharine ogarnął nagły gniew, jednak opanowała się i spytała spokojnie:

- Co to za plany, sir?

- Jak już mówiła twoja ciotka, w dającej się przewidzieć przyszłości powinnaś pozostać pod naszą 

opieką. A potem... cóż, zobaczymy, zobaczymy.

Katharine wstała z miejsca.

-   Twoja   troska   o   mnie   przynosi   ci   zaszczyt,   wuju   Henry,  ale   jest   cokolwiek   przedwczesna. 

Wolałabym porozmawiać o mojej przyszłości bez pośredników, zarówno z sir Jamesem, jak i z 

generałem Armitage. Nawiasem mówiąc, kiedy się z nimi widziałeś?

Wczoraj, moja droga. Pomyślałem, że powinienem się im przedstawić. Zabrałem ze sobą Waltera. 

Ucięliśmy sobie bardzo miłą półgodzinną pogawędkę z sir Jamesem i z generałem.

- Skoro to spotkanie miało miejsce w tak licznym gronie, dziwię się, że nie poprosiłeś mnie, bym 

się z wami wybrała. Rozmowy z moimi opiekunami z pewnością dotyczą w większym stopniu 

mnie niż twego syna.

-  Znów   zaczynasz,   Kate!   Kiedy   zdasz   sobie   sprawę,   żer   młodej   damie   nie   przystoi   taka 

niezależność? Nie jesteś już sama na świecie. Twoja ciotka i ja jesteśmy po to, by zadbać o twoje 

interesy.

- Nie chodzi ci przypadkiem o mój majątek, wuju Henry? Wybacz mi, ale odnoszę wrażenie, że 

twoje zainteresowanie moją osobą znacznie przybrało na sile, odkąd dowiedziałeś się całej prawdy o 

posiadłości.

Henry Payne uśmiechnął się łagodnie.

- Masz słuszność, naturalnie, ale co w tym złego? Jesteś posażną panną, Kate. Wołałabyś być zdana 

na łaskę samolubnego, obojętnego świata? Nie wydaje mi się.

Ciotka Ellen ujęła dłoń Katharine.

- Mamy na względzie wyłącznie twoje dobro, Kate. Biedactwo, gdyby nie my, nie byłoby komu się 

o ciebie zatroszczyć.

background image

- Doprawdy, pani, nie doceniasz mnie - odparła Katharine, wyrywając dłoń. - Troszczyłam się o 

siebie i o tę posiadłość od lat. Nie potrzebuję opiekunów. Chcę sama podejmować decyzje dotyczące 

mojej przyszłości.

Wuj Henry pokręcił głową.

- Sir James mówił, że jesteś uparta, że zbyt długo wolno było robić, co ci się podobało. Okazuje 

się, że miał rację. Niemniej wierzę, że wkrótce przeciągnie cię na naszą stronę. Proszę bardzo, spotkaj 

się z nim, skoro sobie tego życzysz. To i tak niczego nie zmieni.

Katharine przejął nagły lęk Powiedziała desperacko:

- Poglądy sir Jamesa są nieco przestarzałe. Zawsze mnie lubiłNie wierzę, że zmuszałby mnie do 

zrobienia  czegoś, co by   mnie   unieszczęśliwiło.   Muszę   się   z   nim   zobaczyć.   Dziś.  Z  generałem 

Armitage też porozmawiam. A teraz proszę mi wybaczyć.

Katharine  kazała  zaprząc  faeton  i  wyruszyła  do Basingstoke,  gdy tylko  zmieniła  suknię.  Nie 

zamierzała odwlekać rozmowy z opiekunami ani dnia dłużej. Nie pozwoli się ignorować. Pozostanie u 

wujostwa nie wchodziło w grę; musiała sprawić, by to zrozumieli.

W Basingstoke od samego początku napotkała trudności. Służący sir Jamesa oznajmił, że jego pan 

bardzo źle się czuje i nie przyjmuje gości. Katharine znała opiekuna od lat. Ilekroć przyszło mu mierzyć 

się z jakimś problemem, uciekał w chorobę. Dotąd nalegała, aż zgodził się ją przyjąć.

- Nie wiem, dlaczego musisz mnie niepokoić. Zawsze byłaś uparta. O co chodzi? - spytał cierpko sir 

James.

Katharine nakreśliła mu swój plan wyprowadzki z Her-riards i zamieszkania z panną Tillyard jako damą 

do towrzystwa.

- Dlaczego, do licha, chcesz zrobić coś tak głupiego?

- Nie wydaje mi się, że mój  wuj  i ja możemy żyć w zgodzie   pod  jednym   dachem  -  odparła  z 

zażenowaniem.

- Bzdura! Pan Payne sprawia bardzo korzystne wrażenie, a jego syn to wyjątkowo miły młody człowiek. 

Od dawna nie miałem do czynienia z kimś tak dobrze ułożonym.

- Uwierz mi, proszę, sir! Mój wuj i ja nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Odmawiam mieszkania z nim 

i jego rodziną.

- Odmawiasz? Odmawiasz? Co to znaczy, panienko? O, nie, nie możesz odmówić!

- Ale ja...

- Ani słowa więcej, Katharine! Kłopot z tobą polega na  tym, że nazbyt długo pozwalano ci chodzić 

własnymi  drogami.   Zawsze   uważałem,   że   masz   za   dużo   do   powiedzenia  w sprawach zarządzania 

posiadłością. To nie jest zadanie dla kobiety. Władza uderzyła ci do głowy.

Katharine rozsierdziła się na tak jawną niesprawiedliwość.

background image

- Nie chciałam zarządzać Herriards, sir. Kiedy mój dziadek zachorował, a Tom był daleko, nie było komu 

się tym zająć - oświadczyła żarliwie. Sir James przeszył ją wzrokiem, więc nakazała sobie spokój. - Masz 

zupełną rację. Nie mogę nie czuć się zraniona, kiedy wuj przejmuje posiadłość, o której myślałam, że 

będzie należeć do Toma. Z pewnością rozsądniej byłoby pozwolić mi zamieszkać gdzie indziej.

- O, nie! Nie próbuj ze mną swoich sztuczek, moja panno: Czas na lekcję pokory. Do licha, taka 

smarkula jak ty powinna być szczęśliwa, że nie musi już zajmować się posiadłością. Powinnaś 

myśleć o sukniach i tańcach, a nie mówić dorosłym mężczyznom, co powinni robić.

- Ale ja nie chcę myśleć o sukniach i tańcach.

- Czas, żebyś zechciała. O małżeństwie też. Gdyby twój dziadek nauczył cię skupiać się na takich 

sprawach, zamiast na zarządzaniu posiadłością i temu podobnych, nie mielibyśmy teraz kłopotów. 

Jednakże twój wuj ma całkiem rozsądny pogląd również na tę kwestię, ale o tym innym razem. -

- Jakie rozwiązanie sugerował mój wuj? Jakie on ma prawo sugerować cokolwiek w kwestii mojej 

przyszłości? Proszę. pozwól mi wyjechać z Herriards. Ja...

- Nie, ani słowa więcej, Katharine. Podjąłem decyzję. Propozycja twojego wuja wydała nam się 

sensowna. On i jego żona mają własne dzieci - rozumiej ą młodych ludzi i z tego co mówił, bardzo 

cię polubili. Uważamy, że mogą zapewnić ci taką opiekę, jakiej młoda dziewczyna potrzebuje.

Katharine gestem dała mu do zrozumienia, co o tym myśli. ale sir James ciągnął stanowczo:

- Musisz wyzbyć się urazy i dać im szansę. Doprowadzona do rozpaczy, spytała:

- Czy przynajmniej podniesie mi pan pensję, sir Jamesie? Sir James rozsiadł się wygodniej w fotelu, 

położył dłoń na czole, a drugą sięgnął po dzwonek leżący na stoliku nieopodal.

- Nie ma mowy! Nie, nie mów nic więcej, proszę! Głowa mi pęka i czuję, że zbliża się kolejny z 

moich ataków. Nie powinienem był się zgadzać na twoją wizytę. Wiedziałem, że ten wysiłek będzie 

mnie drogo kosztował. - Odprawił podopieczną niecierpliwym gestem ręki. - Przyjdź innym razem, 

jak nabierzesz  rozsądku. Tymczasem  bądź  wdzięczna  wujowi za dobroć. Roundell, odprowadź 

pannę Payne do wyjścia, jeśli łaska, a potem szybko wracaj do mnie. Muszę się położyć. Nie czuję 

się dobrze, o nie!

Katharine opuściła dom sir Jamesa zła i bardzo zaniepokojona. Wyglądało na to, że wujowi 

udało się oczarować  przynajmniej jednego z jej opiekunów. Pocieszyła się, że generała Armitage 

trudniej przekonać. Niezwłocznie wyruszyła zobaczyć się z nim, zdecydowana przedstawić mu swą 

sprawę tak przekonująco, jak to możliwe. Jednakże po przybyciu do domu generała doznała jeszcze 

większego rozczarowania.  Dowiedziała się, że tego ranka wyjechał do Bath i nie będzie  go przez 

kilka tygodni. Całkiem upadła na duchu. Henry Payne musiał o tym wiedzieć, pomyślała z goryczą, 

ale nie zdradził się ani słówkiem. Jeszcze raz okazało się, że zwłoka w wyprawie do Basingstoke 

drogo ją kosztowała.

background image

Wracała do Herriards zaniepokojona, ale nie zamierzała się poddać. Może zajmie jej to więcej czasu, niż 

zakładała,  jednak była zdecydowana uzyskać zgodę opiekunów wcześniej czy później. Sir James 

zawsze był hipochondrykiem i nie lubił zakłóceń w ustalonym porządku. Niemniej uda się do niego znów, 

jak tylko uzna to za celowe. Przecież nie może jej odmawiać w nieskończoność. A Bath nie było na 

księżycu. Postanowiła od razu napisać do generała Armitage. Wcześniej czy później ucieknie z Herriards!

Lato przeszło w jesień, później zaczęły się pojawiać pierwsze oznaki zimy, a Katharine wciąż nie 

znalazła sposobu ucieczki.

Październik 1815 roku

Pewnego ponurego dnia pod koniec października Katharine stała w saloniku i, marszcząc brwi, 

wyglądała przez okno na ogród. Raził zaniedbaniem, podobnie jak cała posiadłość. Zamknęła oczy i 

uderzyła pięścią o szybę. Nie wolno się poddawać się rozpaczy, nie wolno. Ale jak długo wytrzyma? 

Nigdy dotąd nie czuła się taka bezradna i samotna. Wciąż nie było mowy o ucieczce, a na domiar 

złego, jakby nie miała dosyć zmartwień, plan, o którym napomykał sir James i wuj, stawał się aż 

nadto oczywisty. Miała poślubić Waltera i w ten sposób za jednym zamachem rozwiązać problem 

swojej przyszłości i wnieść majątek Framptonow do skarbca Herriards. Ta perspektywa naprawdę ją 

przeraziła. Była przekonana, że nigdy, przenigdy nie zaakceptuje tego związku, ale co z tego, skoro 

wszyscy poza nią w tym domu wydawali się uważać to za oczywiste.

Była zmuszona spędzać czas z Walterem, reagować na jego umizgi, oferty pomocy i współczucie. Z 

początku istotnie akceptowała jego towarzystwo, choć dość szybko zorientowała się, że czar Waltera jest 

powierzchowny. W głębi duszy był zimnym typem, szukającym korzyści we wszystkim, co czynił. 

Domyśliwszy się, co planują Payne'owie, unikała Waltera  kiedy tylko się dało. Nie było to łatwe. 

Wyjątkowo   zaufany   w   sobie,   najwyraźniej   nie   mógł   zrozumieć,   że   Katharine  nie  uważa  go  za 

atrakcyjnego. Przez czas jakiś uparcie roztaczał swoje uroki, żartował z jej nieśmiałości, sugerował, że 

prowadzi z nim grę. Ostatnio jednak zaczął sobie uświadamiać, że ona mówi poważnie i, choć go to 

nie zniechęciło, jego zachowanie uległo zmianie. Robił się coraz bardziej natarczywy, a zarazem 

prawie nie zadawał sobie trudu ukrywania  swego prawdziwego  charakteru. Katharine doszła do 

wniosku, że najlepszym sposobem unikania go będzie przebywanie we własnym apartamencie, toteż, 

wyjąwszy  posiłki,  spędzała  bardzo  niewiele  czasu  z  resztą  rodziny.  A to  pogłębiło   jej   poczucie 

osamotnienia.

Wtem rozległo się pukanie do drzwi, które się otworzyły, zanim zdążyła się odezwać. Do pokoju 

niespiesznie wszedł Walter. Spojrzała, na niego zimno. Jak zwykle miał na sobie starannie dobrany 

strój,   przemyślany  w   najdrobniejszych  szczegółach. Tym  razem  pozował  na  ziemianina.  Lniana 

koszula była nieskazitelnie czysta, wysokie buty lśniły, spodnie  z koźlęcej skóry nie miały jednej 

plamki ani załamania, surdut opinał mu tors niczym rękawiczka. Złocistorude włosy były zaczesane 

background image

z wystudiowaną niedbałością na jedną brew, a białe zęby lśniły w uśmiechu.

Katharine wzdrygnęła się, bo nagle przed oczami ukazał jej się obraz brata, Toma, wchodzącego 

do tego pokoju przed laty. Kontrast między nimi był wręcz bolesny. Tom wracał z przejażdżki, wiatr 

potargał mu jasne włosy i skręcił w pierścionki  wokół  roześmianej, opalonej   twarzy.   Skórzane 

bryczesy miał pobrudzone błotem, a stary zielony surdut do konnej jazdy leżał na jego szerokich 

ramionach swobodnie i bez pretensji do elegancji. Zdenerwowało ją, że przyszedł do domu w tak 

opłakanym stanie, i dała mu to odczuć. Jak zwykle niefrasobliwy, roześmiał się jeszcze głośniej i w 

końcu ona też zaczęła się śmiać. Zdaje się, że większość spędzanego wspólnie czasu schodziła im na 

śmianiu się.

Drogi Boże, dlaczego nie było tu teraz Toma, żeby jej pomógł? Tom zginął pod Waterloo i sama 

musiała uporać się ze skutkami jego śmierci, wliczając w to niechciane zaloty kuzyna Waltera.

Zebrała się w sobie i powiedziała zimno:

- Ile razy mam ci powtarzać, Walterze? Twój ojciec oddał te pokoje do mego wyłącznego użytku. 

To mój salon. A ty nie jesteś w nim mile widziany. Wyjdź proszę! I to już!

-  Niech mnie, jeśli nie jesteś najbardziej nieprzyjemną dziewczyną, jaką kiedykolwiek znałem, 

Kate - zauważył, ani  trochę niewytrącony z równowagi. - Kłująca jak krzak jeżyn. Jak mam z tobą 

porozmawiać, skoro nie mogę tu przychodzić? Schodzisz na dół tylko na posiłki. Daj spokój, Kate! 

Bądź miła dla kuzyna. Bardzo mi brakuje twego widoku.

Kiedy   podszedł   bliżej,   zesztywniała,   ale   nie   poruszyła   się.  Każda   oznaka   słabości   mogła   go 

zachęcić. Powiedziała lodowatym tonem:

- Mówiłam ci już. Własne towarzystwo w zupełności mi wystarcza.

- To nie było zbyt miłe, Kate.

Bez słowa odwróciła się twarzą do okna. Walter stanął za ną i objął ramieniem jej talię.

- Go jest ze mną nie tak, kochanie?

Katharine wyśliznęła się z jego uścisku i odepchnęła go.

- Przestań się do mnie łasić, Walter. Nie lubię tego, tak samo jak nie lubię ciebie. Nie jestem 

twoim kochaniem i życzę sobie, żebyś stąd wyszedł!

-  Chciałbym wiedzieć, co takiego dzieje się w twojej głowie, Kate. Dlaczego zawsze jesteś dla 

mnie taka surowa? Chyba nie chodzi o to, że jest ktoś inny, prawda? Jeśli tak  nie mam pojęcia, 

gdzie mogłaś go spotkać. - Przyglądał się jej przez chwilę, po czym pokręcił głową. - Nie, gotów 

jestem   przysiąc,   że   nie   ma   nikogo   innego,   ale   coś...  -   Znów  się  przysunął  i  Katharine  natychmiast 

zesztywniała.

- Ostrzegam cię, Walterze. Trzymaj się ode mnie z daleka!

Kuzyn uśmiechnął się.

background image

- Wyglądasz groźnie jak jakieś dzikie stworzonko. Trudno się oprzeć pokusie okiełznania cię. Naprawdę 

nie ma potrzeby ze mną walczyć, Kate. Jestem po twojej stronie. Byłbym twoim przyjacielem, gdybyś tylko 

mi na to pozwoliła.

- Prawdziwy przyjaciel pomógłby mi się wyrwać z tego miejsca, daleko od twojej koszmarnej rodziny.

- Zabiorę cię stąd natychmiast, kochanie, wystarczy jedno twoje słowo. Musisz tylko za mnie wyjść.

- To nie jest rozwiązanie, nad którym mogłabym się zastanawiać choćby przez sekundę. A teraz wyjdź, 

proszę, z mego salonu i zostaw mnie w spokoju.

Walter przyglądał się jej w zamyśleniu.

- Masz charakter, Kate - podziwiam to. Poddasz się wcześniej czy później, moja droga. Poza tą starą 

kobietą w wiosce nie masz żadnych przyjaciół, o których bym wiedział. I, mimo majątku, nie masz też zbyt 

wiele gotówki. W jaki sposób uciekniesz? Na twoim miejscu nie liczyłbym na opiekunów. Na pewno nie 

zgodzą się na twoją wyprowadzkę z Herriards. Musieliby znaleźć ci inne miejsce, a sir James nie zamierza 

zadawać sobie tyle trudu. Zresztą są zachwyceni moim ojcem i mną. Uważają nas za chodzące ideały i mają 

rację. Ciężko pracowaliśmy, żeby ich o tym przekonać. No, Kate, pogódź się z tym. W końcu i tak będziesz 

musiała się poddać. Po co zwlekać? Jestem pewien, że potrafiłbym dać ci szczęście.

- Nie będziesz miał szansy. Choć jestem tylko słabą kobietą, potrafię walczyć równie dobrze jak 

Tom. Nie dam  się pokonać tak godnym pogardy typom jak ty i twój ojciec.

-  Naiwne biedactwo. - Walter zaśmiał się cicho. - Poczekam. Już się cieszę na tę walkę. Nie 

będziesz pierwszą, którą poskromiłem.

- Wychodzisz stąd czy mam wezwać któregoś ze służących?                          

Walter znów się roześmiał, a jego błękitne oczy rozbłysły wesołością.

- Już idę, moja słodka. Wezmę tylko coś na kredyt. - Znienacka przyciągnął Katharine do siebie i 

objął ramieniem. Palcami pociągnął ją boleśnie za włosy, zmuszając do uniesienia głowy i spojrzenia 

na niego. Pocałował ją brutalnie, po czym odepchnął tak, że poleciała na okno. Nie siląc się dłużej 

na dobry humor, powiedział zimno: - Będziesz musiała się czegoś o mnie nauczyć, Kate, moja droga 

Nie lubię,  by byle gąska nazywa mnie godnym pogardy. Bywam wówczas   niemiły. Nie rób tego 

więcej. - Z tymi słowami odwrócił się i wyszedł z pokoju. Katharine została sama, wstrząśnięta i 

drżąca.

Stała tak przez jakiś czas, wyglądając na dwór. Atak Waltera  zaszokował ją. Coś takiego przytrafiło 

jej się po raz pierwszy w życiu. Aż do teraz mężczyźni, których spotykała na swojej drodze, bywali 

bezmyślni,   często   zapominali,   że   jest   przedstawicielką   słabszej   płci   -   szczerze   mówiąc,   sama 

Katharine często o tym zapominała. - Ale nikt nigdy nie poruszył  jej w taki sposób. Pod pewnymi 

względami była bardzo niewinna jak na swój wiek. Jako szesnastolatka była zmuszona wycofać się z 

życia towarzyskiego i zająć się chorym dziadkiem, który stawał się coraz większym odludkiem. Przy 

okazji nielicznych kontaktów ze światem zewnętrznym rozmyślnie ukrywała swą kobiecość, starając 

background image

się traktować mężczyzn chłodno i rzeczowo, jak partnerów w interesach. Atak Waltera uświadomił 

jej własną bezbronność jako kobiety. Mimo całej odwagi Katharine zaczęła się bać.

Po raz pierwszy w życiu popatrzyła na swą przyszłość realistycznie. Wuj jasno przedstawił swój 

zamiar - wydania jej za Waltera. Nie zapomniała, jak szybko i bezwzględnie Henry Payne zadziałał po 

przyjeździe. Wkrótce po odkryciu, że  fortuna  Payne'ów   jest  w  rękach  Katharine,  przekonał  jej 

opiekunów, że najlepiej dla niej będzie, jeśli pozostanie  w Herriards, Na spotkanie z nimi zabrał 

Waltera, który wywarł na nich dobre wrażenie. Dotychczas Henry i jego syn  mieli nadzieję, że 

odizolowanie Katharine od towarzystwa, jej samotność uczynią ją podatną na męski wdzięk Waltera. 

Skoro to zawiodło, na pewno sięgną po inne, mniej wyszukane metody perswazji. Co pocznie 

wówczas?

Strach mieszał się z uczuciami frustracji i wściekłości -nie tylko na żyjących, ale co gorsza, 

również martwych.  Uwielbiała swego brata i dziadka, wciąż ich opłakiwała, ale obaj zostawili ją 

samą na świecie i nie miała nikogo, kto by jej pomógł w walce z Henrym Payne'em i jego synem. 

Uraza zaczynała przesłaniać drogie wspomnienia o dwóch ludziach, których kochała najbardziej na 

świecie. Z ust wyrwał jej się jęk rozpaczy. Musi wydostać się z tego domu! Postanowiła odwiedzić 

Tilly. Koniecznie trzeba znaleźć sposób uratowania się od katastrofy.

Był   zimny,   szary   dzień   i   wiatr   targał   gałęziami   nad   głową.  Katharine   maszerowała   ścieżką 

prowadzącą do Herriard Stoke, a pogoda zdawała się odbijać jej nastrój. Poczucie krzywdy rosło w 

niej z minuty na minutę. Miała tylko dwadzieścia jeden lat, ale czuła, że troski przyginają ją ku ziemi.

Jej opiekunowie okazali się bezużyteczni! Dlaczego, do diabli dziadek nie zrobił tego, o co prosiła, 

i nie zastąpił ich młodszymi ludźmi, na przykład swoimi prawnikami albo plenipotentem? Generał 

Armitage i sir James Farrow cieszyli się powszechnym szacunkiem i byli ludźmi honoru, tak jak o 

nich mówił, ale w jej obecnej sytuacji niewielki był z nich pożytek. Katharine kopnęła gałąź leżącą 

na ścieżce, wyładowując na niej gniew. Zmęczeni życiem staruszkowie, choćby nie wiem jak godni 

szacunku, nie byli odpowiednimi przeciwnikami dla przebiegłego łajdaka w rodzaju Henry'ego 

Payne'a. Ani takiej gnidy jak jego syn. Gdzie, na litość boską, miała szukać pomocy, której tak 

potrzebowała?

Kiedy pchnęła furtkę prowadzącą na przykościelny cmentarz, nagły podmuch wiatru szarpnął jej 

peleryną i uniósł ją do góry. Tego już za wiele! Mamrocząc pod nosem, desperacko próbując jedną 

ręką przytrzymać kapelusz, a drugą pelerynę, całym pędem wpadła na coś, co zdało jej się ścianą. 

Zatoczyła się i usiadła na ziemi.

- Przepraszam! Nic się pani nie stało? Nie, proszę się nie ruszać i pozwolić mi sprawdzić, czy nic 

pani nie jest: -Wyrosła postać przykucnęła i zaczęła obmacywać nogi Katharine.

-

background image

-  Proszę mnie nie dotykać! - zawołała ostro Katharine. - I proszę nie próbować mi pomagać! 

Dość już narobił pan szkody.

Ku jej utrapieniu, nieznajomy, nie zważając na jej słowa, wziął ją za ramię i pomógł wstać.

- Proszę mi pozwolić odprowadzić się do domu. Nie zostawię pani, dopóki się nie upewnię, że 

nic pani nie jest.

Gdy tylko Katharine stanęła na nogi, strząsnęła jego rękę z ramienia i spojrzała mu gniewnie w 

twarz. To była dobra twarz, może nie wybitnie przystojna,  ale z pewnością atrakcyjna. Teraz malował 

się na niej wyłącznie niepokój, lecz wokół orzechowych oczu było widać zmarszczki śmiechu,

Katharine powiedziała ze złością:

- Wykluczone! Doskonale poradzę sobie sama, dziękuję.  Czy byłby pan uprzejmy zejść mi z 

drogi? - Nie zaszczycając go powtórnym spojrzeniem, ruszyła w dalszą drogę, po drodze strzepując 

z   peleryny   liście   i   błoto.   Los   jej   nie   sprzyjał.   Kapelusz,   niepodtrzymywany   ręką,   padł   ofiarą 

kolejnego podmuchu wiatru, poszybował wysoko w górę i potoczył się przez cmentarz.

Z szybkością i zręcznością, które zrobiły na niej wrażenie,  nieznajomy  skoczył   naprzód   i  po 

krótkim pościgu dopadł  zgubę. Wróciwszy, podał jej kapelusz z ukłonem i wyraźnym  błyskiem w 

oku.

- Proszę wybaczyć, że znów pani przeszkadzam. Czy mogę pani pomóc go nałożyć?

Katharine z wściekłością zawiązała tasiemki peleryny, po czym niemal wyrwała kapelusz z ręki 

mężczyzny. Miała ochotę płakać. Upadek wyprowadził ją z równowagi o wiele bardziej, niż byłaby 

skłonna przyznać nawet przed sobą. A teraz ten mężczyzna śmiał się z niej.

- Ja... - Drżącymi palcami zmagała się z kapeluszem.

- Pani pozwoli. - Umieścił go ostrożnie na jej głowie i zawiązał wstążki pod brodą. Zrobił to 

sprawnie i zupełnie obojętnie. - A teraz odprowadzę panią tam, dokąd pani zmierza. Chodźmy. - 

Wsunął   jej   rękę   pod   ramię.   Ku   swojej   zgrozie,  uświadomiła   sobie   własną   bezradność,   której 

towarzyszyło niemal nieodparte pragnienie wsparcia się na ramieniu nieznajomego i pozwolenia, by 

przejął dowodzenie. Zesztywniała. Jak mogła być tak słaba? W obecnej sytuacji nie powinna pozwalać 

sobie na taką głupotę. Siła tkwi w niezależności.

Znów go odtrąciła i oświadczyła wojowniczo: - Dziękuję, że złapał pan mój kapelusz, ale ani nie 

potrzebuję, ani nie chcę dalszej pomocy. Żegnam pana. - Skręciła ze ścieżki w ulicę, nie oglądając się 

za siebie. Przy furtce prowadzącej do domku Tilly odwróciła się. Stał na rogu, najwyraźniej chcąc się 

upewnić, że bezpiecznie dotarła do celu. Co za wścibski typ. Kiedy zobaczył, że na niego patrzy, 

skłonił się lekko, ale Katharine zignorowała go i weszła do domku.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Na niewielkim kominku u Tilly płonął nikły ogień. Katharine podeszła bliżej i grzała sobie dłonie, podczas 

gdy guwernantka powiesiła jej kapelusz i pelerynę.

- Co, na litość boską, robiłaś, Katharine? Twoje ubranie jest całe w błocie!

- Upadłam. Na przykościelnym cmentarzu. Wiatr szarpnął moją peleryną, jak wyszłam zza rogu.

- Potknęłaś się?

-  Nie. Wpadłam na kogoś i straciłam równowagę. Za chwilę dojdę do siebie. Trochę mi zimno, to 

wszystko.

- Powinnaś napić się czegoś gorącego. Pani Banks z gospody dostarczyła rano butelkę kordiału malinowego. 

Siadaj, zaraz go przyniosę. - Tilly pospieszyła postawić czajnik na ogniu i wróciła z napojem i kubkami. 

Usadowiwszy się w fotelu po drugiej stronie kominka, spytała: - Co ci przyszło do głowy, żeby wychodzić 

na dwór w taką pogodę, moja droga? Bardzo się cieszę, że przyszłaś, ale to niezbyt odpowiedni dzień na 

spacery.

- Musiałam wyjść, Tilly. Po prostu. Nagle wszystko wydało mi się nie do zniesienia. - Zawstydziła się, bo 

głos jej drżał i z trudem powstrzymywała łzy.

- Och, moje drogie dziecko. Chodzi o Waltera czy o jego ojca?

Katharine wpatrywała się w zaniepokojoną Tilly i próbowała wziąć się w garść.

- Trudno powiedzieć. Nie wiem, który z nich jest gorszy.  Czuję się jak w potrzasku. Och, Tilly, 

nigdy nie myślałam... nigdy nie myślałam, że będę marzyć o wyprowadzce z Herriards. Kiedyś tak 

bardzo kochałam to miejsce. - Głos jej się załamał.

Tilly westchnęła.

- Domyślam się, że nie miałaś żadnych wieści od generała Armitage?

- Nie. Obiecał, że zobaczy się ze mną zaraz po powrocie  Bath, ale nie odezwał się ani słowem. 

Pewnie wciąż tam jest.

-To już trzy miesiące.

background image

- Kłopot polega na tym, Tilly, że on nie widzi najmniejszego powodu do pośpiechu. Och, jaka ja 

byłam głupia!  Gdybym przed trzema miesiącami wiedziała, jakim przebiegłym człowiekiem jest 

wuj, dopilnowałabym, żeby generał usłyszał najpierw, co ja mam do powiedzenia.

- Nie możesz wymagać od siebie zbyt wiele, Katharine. Przeżywałaś śmierć Toma. Nie byłaś w 

stanie jasno myśleć.

-  Cóż, bez względu na powód, ułatwiłam wujowi sytuację. Zrobił na tych dwóch staruszkach 

wrażenie tak samo jak na każdym spoza posiadłości. A teraz sir James nie uważa

ponownego spotkania ze mną za potrzebne, a generał myśli, że jestem niezadowolona, bo wciąż nie 

pogodziłam się z nowymi rządami w Herriards.

- Chyba to normalne.

- O, tak. I takie protekcjonalne. Można byłoby pomyśleć, że mam dwanaście lat, nie dwadzieścia 

jeden. Zamiast przyjechać i zobaczyć, co jest nie tak, zalecił mi, żebym była posłuszną dziewczynką i 

postarała się pogodzić ze zmianami.

- To mogłaby być dobra rada, Katharine, w innych okolicznościach. W tej sytuacji, moja droga, nie 

dawaj za wygraną. Napisz do niego jeszcze raz. Tym razem w bardziej stanowczym tonie.

- Po co? Wuj zamydlił mu oczy tak samo jak sir Jamesowi. Żaden z moich opiekunów nie będzie 

mnie słuchał. Nie zamierzają traktować mnie poważnie.

-  Sir James jest chory. Nie możesz go obwiniać o to, że nie podaje w wątpliwość motywów 

postępowania twego wuja.

- Nie obwiniam go. Obwiniam dziadka o to, że nie zastąpił ich kimś młodszym. Obwiniam mego 

brata, że zostawił mnie samą i nie mam do kogo się zwrócić. - Katharine wstała i zaczęła chodzić po 

niewielkim   saloniku,   załamując   ręce.   -   Dzień   po   dniu   przyglądam   się,   jak   ten   chciwy   łajdak 

eksploatuje Herriards, aż w końcu nie zostanie nic. Płoty niszczeją, dachy przeciekają, pola leżą 

odłogiem. Mimo to wystarczy, że Henry Payne uśmiechnie się, powie komplement,  poklepie po 

plecach i opowie parę historyjek, i już wszyscy w hrabstwie uważają go za ósmy cud świata. Mówię 

ci, Tilly, kiedy na to patrzę, odechciewa mi się wszystkiego.

-   Spokojnie,   kochanie.   Spokojnie.   -  Tilly   otoczyła   Katharine   ramieniem   i   zaprowadziła   ją   z 

powrotem do fotela.  Usadowiła ją w nim i nalała kordiału. - Wypij to i posłuchaj  mnie. Generał 

Armitage pod jednym względem miał rację. Musisz przestać poczuwać się do odpowiedzialności za 

Herriards. To trudne, wiem, ale naprawdę nic nie możesz zrobić,  Katharine. Jeśli tak dalej pójdzie, 

rozchorujesz się. Naprawdę  się dziwię, że sama tego nie widzisz - zawsze byłaś taka rozsądna. 

Podejrzewam jednak, że chodzi o coś więcej. Powiedz mi.

Katharine wyprostowała się i spróbowała mówić, spokojnie.

background image

-   Wuj   Henry   postanowił   zmusić   mnie   do   małżeństwa  ze   swoim   synem.   Ma   zgodę   moich 

opiekunów. A teraz Walter również wysuwa żądania. Z dnia na dzień robi się coraz bezczelniejszy. Nie 

mam najmniejszego zamiaru ustąpić, ale tylko ty wiesz, ile mnie to kosztuje! Obaj są tacy przebiegli. 

Boję się, że któregoś dnia doznam zaćmienia umysłu i obudzę się już jako żona Waltera. Mam złe sny. 

-   Katharine   znów  stała,   zupełnie   jakby   nie   mogła   usiedzieć   na   miejscu.   -A   najgorsze   ze 

wszystkiego... - Urwała, ale po chwili "podjęła: - Najgorsze ze wszystkiego jest to, że dziadek  . 

Tom... - Znów umilkła, po czym ciągnęła uparcie: - Zwykle znajdowałam pociechę we wspominaniu 

szczęśliwych chwil, które spędziliśmy razem, a teraz czuję tylko urazę. Dlaczego zostawili mnie z 

tym wszystkim samą? Och, Tilly, wydaję się sobie taka podła. Taka niewdzięczna. Co ja mam zrobić

Na twarzy Tilly odmalował się autentyczny niepokój.

- Musisz się stamtąd wydostać, kochanie.

-  Nie mogę. Nie miałabym z czego żyć. Bez zgody opiekunów  nie mam co liczyć na większą 

pensję do ukończenia dwudziestu pięciu lat. A to jeszcze cztery łata.

-  Szkoda,   że   nie   spotkałaś   nikogo,   za   kogo   mogłabyś   wyjść   za   mąż.   Samotność   nie   jest 

przyjemna.

Katharine pokręciła głową.

- Pewnie zanim dziadek zachorował, mogłabym kogoś poznać, bo Tom i ja często jeździliśmy z 

wizytami do sąsiadów. Jednak w porównaniu z Tomem wszyscy wydawali mi się tacy nieciekawi. A 

dziadek nigdy nie pozwalał Tomowi zapraszać przyjaciół do domu - większość z nich mu się nie 

podobała.

- Stary pan Payne - powiedziała Tilly ostrożnie – był najlepszym z pracodawców, cudownym 

człowiekiem. Jednak przedkładał własną wygodę nad dobro innych, zwłaszcza odkąd się postarzał.

- Chcesz powiedzieć, że nie chciał, bym poznała kogoś, kogo mogłabym polubić? Och, nie, Tilly. 

Jestem pewna, że gdybym spotkała kogoś takiego, byłby zachwycony. Nie masz racji. Kochał mnie 

- jestem pewna, że chciał mego  szczęścia. Później, naturalnie, kiedy chorował... Cóż, wtedy było 

inaczej. Nawet nie chciałam zostawiać go samego. Zresztą i tak nie miałam czasu na zabawy - Tom 

był daleko, a ja byłam wciąż zbyt zajęta. A więc straciłam kontakt z dawnymi przyjaciółmi. Tak wielu 

nie żyje albo się wyprowadziło. A teraz zostałaś mi tylko ty.

Katharine podeszła do ognia i usiadła w fotelu. Upiła łyk, po czym przycisnęła do siebie kubek, 

zupełnie jakby szukała pocieszenia w emanującym zeń ciepłe. Tilly spoglądała na nią z niepokojem. 

Pałce   Katharine   były   przezroczyste,  a   twarz   blada   i   wymizerowana.  Trudno   było   uwierzyć,   że 

zaledwie przed czterema miesiącami była energiczną, młodą  dziewczyną, żywą i pełną pomysłów, 

która   sprawnie   rządziła  posiadłością,   nie   mogąc   się   doczekać   powrotu   brata   i   przekazania   mu 

obowiązków. Teraz wyglądała na starszą o parę  łat, sprężysty krok należał do przeszłości, a ten 

czarujący  uśmiech,   charakterystyczny  dla  obojga   młodych   Payne'ów  chyba   zniknął   na  zawsze. 

background image

Początkowo dawało się to wytłumaczyć szokiem i rozpaczą po śmierci Toma i jej konsekwencjami. 

Ale teraz, po paru miesiącach, powinna dojść do siebie, otrząsnąć się z przygnębienia, w jakie 

wówczas   popadła.   Narastająca   uraza   do   tych,   których   niegdyś   uwielbiała,   była   naprawdę 

niepokojąca. Tilly gwałtownie szukała jakiegoś pomysłu - czegokolwiek - co można byłoby zrobić.

- Czemu nie napiszesz do lorda Calthorpe'a? - spytała w końcu.

Ta sugestia poruszyła Katharine, ale nie tak jak chciała panna Tillyard.

- Tak! - wybuchnęła z goryczą. - Kolejny żałosny osobnik. Tak spiesznie napisał po śmierci Toma. 

Jaki uroczy list. Smutny i zrozpaczony śmiercią Toma. Tacy bliscy przyjaciele,  tyle o mnie słyszał... 

chciałby mnie odwiedzić, że jest do  moich usług. Sama mówiłaś, że to czarujący list. Taki list mógł 

napisać tylko ktoś, komu można ufać, pomyślałyśmy obie. A co się stało potem? Nic! Teraz, kiedy 

naprawdę kogoś potrzebuję, czarujący lord Calthorpe jest nieosiągalny. A do tej pory na pewno wrócił 

z Francji.

- W pierwszym liście napisałaś, że potrzebujesz czasu.

- Bo potrzebowałam, ale napisałam jeszcze raz.

- Pamiętam. To było wkrótce po przyjeździe pana Payne'a z rodziną.

-  Tak. Od samego początku czułam, że będę kogoś potrzebowała. Kogoś, kto znał Toma, kto 

mógłby nawet pomóc mi w rozmowie z mymi żałosnymi opiekunami. A więc napisałam jeszcze raz. 

Na próżno. Nasz szlachetny przyjaciel nie dał znaku życia.

Może twój list zaginął? Nie byłaś pewna adresu.

Katharine wyglądała, jakby uszło z niej powietrze.

- To   możliwe   -   powiedziała   apatycznie   -   ale   mało   prawdo  podobne.   Wysłałam   go   na   adres 

Ministerstwa Wojny w Londynie, ten, który dostałam od Toma. Nie, najprawdopodobniej lord Calthorpe 

uznał pobyt w Londynie za zbyt zajmujący, żeby zawracać sobie głowę moimi sprawami. Dla kogoś 

prowadzącego aktywne życie to w sam raz tyle, by zapomnieć o dobrym przyjacielu, chyba się ze mną 

zgodzisz? Czemu miałby się czuć zobowiązany do porzucenia przyjaciół, przyjazdu tu i spotkania z 

nieznajomą? Prawdopodobnie założył, że opieka kuzynów w zupełności mi wystarczy.

- Nie podoba mi się to, co mówisz, Katharine. Zazwyczaj nie jesteś taka zgorzkniała. Zresztą 

możliwe,  że   twój   brat   nigdy  mu   nie   wspomniał   o   Henrym   Paynie   ani   o   jego   rodzinie.  Lord 

Calthorpe prawdopodobnie nie ma pojęcia, jak naprawdę przedstawia się sytuacja.

- Nie sądzę, że to by go obeszło, nawet gdyby wiedział. Nie rozmawiajmy już o nim, Tilly. To po 

prostu   kolejne   rozczarowanie   w   świecie,   który   wydaje   się   ich   pełen.   Gdybym   go   kiedykolwiek 

spotkała... - Katharine popatrzyła smętnie na swój  napój, po czym wypiła go do reszty. - Muszę już 

wracać,   wkrótce   się   ściemni.   Przepraszam,   że   tak   marudziłam.   Następnym   razem   będę   weselsza, 

obiecuję. Do widzenia, najdroższa przyjaciółko! - Katharine pochyliła się i pocałowała guwernantkę 

w policzek. Tilly na chwilę przytuliła do siebie dawną podopieczną, po czym wypuściła ją z objęć i 

background image

odprowadziła do furtki.

- Pomyśl o następnym liście do lorda Calthorpe'a - powiedziała. - Tym razem przynieś go do 

mnie, a ja zaniosę list na pocztę.

                

Katharine spojrzała na nią.

- Co sugerujesz?

Tilly w odpowiedzi popatrzyła na nią bez słów, toteż Katharine spytała z niedowierzaniem:

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że wuj Henry przechwycił list?

- Niczego nie sugeruję. Radzę ci tylko napisać ponownie i dać mi list, a ja zajmę się resztą. Do 

zobaczenia, moja droga. Coś się odmieni, zobaczysz.

Tymczasem tajemniczy nieznajomy Katharine wrócił na cmentarz i udał się do kościoła. Poszedł 

prosto do znajdującej się na lewo od ołtarza kaplicy Payne'ów, gdzie stanął, wpatrując się w nową 

marmurową tablicę na ścianie.

Pamięci Thomasa George' a Framptona Payne' a

1791-1815

Poległy w wielkiej bitwie pod Waterloo

Jedyny syn zmarłego George'a Framptona Payne'a

i jego żony Harriet.

Ukochany wnuk świętej pamięci Thomasa Framptona

Payne'a z Herriards House.

Zaskarbił sobie sympatię towarzyszy broni

i szacunek przełożonych

za odwagę w walce i lojalność wobec przyjaciół

podczas walk w Portugalii, Hiszpanii, Francji i Belgii.

Opłakiwany przez kochającą siostrę Katharine,

która wraz z jego śmiercią utraciła najlepszego brata

i drogiego przyjaciela.

Adam   Calthorpe   stał   przez   parę   minut   przed   tym   milczącym   hołdem   złożonym   Tomowi, 

roześmianemu, lekkomyślnemu Tomowi. Nie raz i nie dwa ratowali sobie nawzajem życie w ogniu 

walki. A tak często wybawiał Toma z opresji poza polem bitwy. To niesprawiedliwe, że nie było go 

przy Tomie, kiedy los w końcu go dosięgnął.

„Gdyby za pana wyszła, byłaby bezpieczna". Słowa Toma odbijały się echem w głowie Adama, 

kiedy wpatrywał się w prostą tablicę. Nie spodziewał się, że ta pamiątka tak go rozkruszy. Tak wiele 

się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku miesięcy, że wspomnienia o życiu w wojsku przed Waterloo 

background image

zostały   zepchnięte   w   zakamarki   pamięci.  A  teraz   stal   w     kaplicy,   przypominając   sobie   liczne 

wspólne kampanie, otwartą naturę przyjaciela, wszechobecny śmiech, złote włosy zawsze opadające 

na jedno oko, szaloną odwagę, szczerą skruchę, kiedy szelmowskie poczucie humoru zawiodło go za 

daleko. A potem noc na balu księżnej Richmond, noc przed  ostatnią wielką bitwą. Tom płonął z 

podniecenia przez większość wieczoru. Ale tuż przed tym, zanim ich drogi się rozeszły, na kilka 

minut spoważniał, niespokojny o przyszłość siostry. „Gdyby za pana wyszła, byłaby bezpieczna".

Adam drgnął nerwowo. Wtedy widział Toma po raz ostatni. Ivo przekazał mu smutną nowinę dwa 

dni później. Bitwa dobiegała końca, Francuzi byli w odwrocie, kiedy jeden z ostatnich pocisków z 

francuskich strzelb ugodził Toma, zabijając go na miejscu.

-  Nigdy nie zapomnę, jak widziałem go po raz ostatni, Adamie. Pamiętasz tę jego minę? My 

wszyscy padaliśmy z nóg - to była długa, ciężka bitwa. A Tom dwoił się i troił, zagrzewał swoich do 

walki, zupełnie jakby dopiero co wyszedł z koszar. Śmiał się! Jeśli kiedykolwiek ktoś zginął, robiąc 

to, co ukochał najbardziej, tym kimś był Tom Payne.

- Masz rację - odparł Adam ponuro. - Był urodzonym żołnierzem i mógł zajść naprawdę daleko. 

Szkoda, że odszedł, będzie mi go brakowało. - Po chwili milczenia podjął:  - Jego siostrę czekają 

trudne chwile. Śmierć Toma przysporzy jej zmartwień, nie tylko żalu. Natychmiast do niej napiszę.

I   tak   zrobił.   Po   jakimś   czasie   napisał   ponownie.   W   sumie  wysłał   cztery   listy.   Poza 

podziękowaniem   za   pierwszy   list,  w   którym   zniechęcała   do   odwiedzenia   jej   w   najbliższej 

przyszłości, nie otrzymał od panny Payne żadnych wieści.

Powrót do Anglii zabrał mu więcej czasu, niż zakładał. Tak wielu sztabowców księcia zginęło bądź 

zostało rannych  pod Waterloo, że Adam był zmuszony towarzyszyć swemu  wodzowi do Paryża. 

Ostatecznie udało mu się wystąpić z wojska w październiku i to tylko dlatego, że argumentował, iż musi 

pilnie zająć się właśnie odziedziczonymi posiadłościami w Anglii. Niemal cały czas od powrotu spędził 

w swym majątku w pobliżu Bath, starając się, wraz z prawnikami i pełnomocnikami, uporządkować 

bałagan powstały wskutek nagłej śmierci stryja i swego długiego pobytu za granicą.

Nie zapomniał jednak o zobowiązaniach wobec Katharine Payne, a kiedy nie otrzymał odpowiedzi 

na czwarty list, podzielił się swymi obawami z matką.

- To oczywiste, Adamie! Musisz natychmiast pojechać do Hampshire. Ta biedna dziewczyna może 

być w niebezpieczeństwie.

-  Nie daj się ponieść wyobraźni, mamo. Katharine Payne mieszka w swoim rodzinnym domu, 

otoczona   krewnymi.  Czemu   miałaby   być   w   niebezpieczeństwie?   Stary   generał  Armitage   nie 

wygląda na zaniepokojonego jej sytuacją.

- Generał Armitage? A co on ma z tym wspólnego?

- Jest jednym z opiekunów panny Payne.

background image

- Skąd o tym wiesz?

- Tom kiedyś o nim wspomniał. Niedawno, będąc w Bath w interesach, odwiedziłem staruszka - 

zażywa tam kąpieli leczniczych. Ponieważ znałem go już wcześniej, pomyślałem, że nie zaszkodzi 

spytać o pannę Payne. Może pamięć nie dopisuje mu tak jak kiedyś, ale cenię sobie jego zdanie w 

wielu sprawach.

- I co powiedział?

- Jest pewien, że Katharine Payne znajduje się pod dobrą opieką, chociaż naturalnie ma prawo być 

przygnębiona. Zawsze była dość uparta, toteż oddanie kontroli nad Herriards aa pewno nie przyszło 

jej łatwo. Ale się o nią nie boi. Poznał Henry'ego Payne'a i polubił go. Podobno jest godny zaufania, 

rozsądny, uprzejmy i powszechnie szanowany. Jego syn Walter także wywarł na nim bardzo dobre 

wrażenie, chociaż...

- Tak?

- Tom nie lubił Waltera Payne'a. Nie chodziło o coś szczególnego. Nic nie wskazuje na to, żeby ci 

kuzyni,  najwyraźniej cieszący się powszechnym szacunkiem, trzymali Katharine w odosobnieniu. 

Czy nie bardziej prawdopodobne jest, że nie potrzebuje pomocy z zewnątrz?

-  Mimo wszystko nie podoba mi się to, Adamie. Jeśli ta  dziewczyna nie jest wyjątkowo źle 

wychowana, powinna była przynajmniej odpisać i zapewnić cię, że wszystko w porządku.

-  Cóż, mnie też to zastanawia. Tom był niefrasobliwy, ale  wiedział, jak się zachować. Wyznaję, 

chciałbym na własne oczy zobaczyć, co się dzieje w Herriards. Teraz, kiedy większość problemów 

posiadłości została rozwiązana, chętnie złożyłbym im wizytę. Trudność polega na tym...

-  .. .że nie podoba ci się pomysł narzucania się dziewczynie, która najwyraźniej nie życzy sobie 

spotkania? Mój drogi  chłopcze, masz stanowczo za dużo skrupułów. Jesteś przystojny. Większość 

panien byłaby zachwycona, mogąc cię poznać. Stanowisz doskonałą partię.

- Czy nie jesteś dla mnie zbyt łaskawa, mamo?

- Ależ nie. - Pani Calthorpe pocałowała syna w policzek. - Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak 

wówczas, kiedy wróciłeś z wojny cały i zdrowy. Nie możesz powiedzieć, że jestem nadopiekuńcza. 

Chciałabym tylko, żebyś znalazł sobie żonę. Zachciało mi się zostać babcią. Najwyższy czas, żebyś 

się ożenił.

- Zapewniam cię, mamo, że mam taki zamiar. - Adam spoważniał. - To dziwne. W noc poprzedzającą 

bitwę pod Waterloo Tom zaproponował mi, żebym ożenił się z jego siostrą. 

- Tak ni stąd, ni zowąd? Co za dziwny pomysł. Nigdy jej nie widziałeś, prawda?

-  Nie, ale Tom naprawdę się o nią martwił. Widzisz, powiedziałem mu, że zamierzam poszukać 

sobie żony, a on uznał, że to by rozwiązało jego problem.

background image

- Liczę na to, że stać cię na coś więcej niż wzięcie dziewczyny za żonę tylko po to, by rozwiązać 

cudzy problem, Adamie - zauważyła nieco zgryźliwie starsza pani. - Dlaczego brat musiał szukać dla 

niej męża wśród przyjaciół? Czyżby była taka szkaradna?

- Nie wydaje mi się. Tom był przystojny - blondyn, z niebieskimi oczami, regularnymi rysami - i 

zawsze mówił, ze siostra jest do niego podobna. Na dodatek jest majętna. Znalezienie dla niej męża 

chyba nie powinno być trudne. -Zastanawiał się przez chwilę. - Był dość natarczywy. Biedny Tom!

Nazajutrz matka Adama powróciła do tematu.

- Chyba znalazłam rozwiązanie twego problemu.

- A o jaki problem chodzi, mamo? - spytał syn z zafrasowaną miną. Zarządzanie wielką posiadłością 

nie było łatwe.

-  Payne'owie   mieszkają   w   Hampshire,   tak?   Niedaleko  3asingstoke?   Cóż,   mam   tam   dobrych 

przyjaciół,   którzy   byliby   zachwyceni,   gdybyśmy   złożyli   im   wizytę.   Moglibyśmy  aa   jakiś   czas 

zatrzymać się u Quentinów, a na święta pojechać do Dorking.

- Do Dorking?

- Chciałabym spędzić święta w Bridge House. To nasz rodzinny dom. Calthorpe jest piękne, ale nie 

stanie się prawdziwym domem, dopóki się nie ożenisz. Twój ojciec przywiózł mnie do Bridge House 

zaraz po ślubie i bardzo pokochałam to miejsce. Boże Narodzenie zawsze było tam takie uroczyste. 

Spędzisz tam ze mną święta?

- Naturalnie, że tak. Czy... czy Redshawowie wciąż są naszymi sąsiadami?

-  Tak,   i   puszą   się   bardziej   niż   kiedykolwiek.   Odkąd   Julia  wyszła   za   mąż   za   wicehrabiego 

Balmenny, John Redshaw rozbudowuje dwór, chcąc, by dorównał zamkowi Balmenny'ego. W życiu 

nie widziałeś tylu wieżyczek. Julia prawie nigdy nie przyjeżdża w odwiedziny do rodziców - przez 

większość roku przebywa w Londynie albo w Irlandii.

Adam stanowczo nakazał sobie przestać myśleć o Julii    i powiedział:

- Spędzenie świąt Bożego Narodzenia w Bridge House to doskonały pomysł, a odwiedzenie 

Quentinów po drodze to strzał w dziesiątkę. Nie byłoby w tym nie niezwykłego, gdybym złożył 

grzecznościową wizytę w pobliskim Herriards. Panna Payne nie mogłaby uznać, że się narzucam. 

- Jeszcze dziś napiszę list. Ależ Quentinowie się ucieszą - zapraszają mnie do siebie od roku albo 

dłużej.

Od tego  momentu  wszystko  potoczyło  się  wyjątkowo  szybko. Na drugi dzień po przyjeździe 

Adama z matką do  państwa Quentin, obie damy ulokowały się w buduarze pani Quentin, żeby 

powspominać dawne dzieje. Pan Quentin, nieco zakłopotany, poprosił Adama o wybaczenie. Tak 

pechowo  się złożyło, że obowiązki nie pozwalały mu na dotrzymanie towarzystwa gościowi. Adam 

zapewnił go z solenną szczerością, że z przyjemnością znajdzie sobie zajęcie i bez zwłoki w asyście 

stajennego pojechał konno do Herriard Stoke. Zostawił obydwa konie pod opieką sługi w miejscowej 

background image

gospodzie, a sam udał się do kościoła. Herriards, gdzie dorastali Tom i jego siostra, znajdowało się 

kilka mil stąd. A tutaj było to, co zostało po Tomie, ta prosta tablica na ścianie kościoła. „Gdyby za 

pana wyszła, byłaby bezpieczna".

Absurdalny pomysł, zrodzony pod wpływem nagłego lęku Toma o to, że zostawi siostrę samą na 

świecie. Wprawdzie Adam nie obiecał mu, że poślubi tę dziewczynę, ale zapewnił go, że dopilnuje, by 

była   pod   dobrą   opieką.   Matka   miała   rację.   Napisanie   czterech   listów   i   rozmowa   z   generałem 

Armitage to za mało. Postanowił za dzień lub dwa złożyć wizytę w Herriards i poprosić o spotkanie 

z   panną   Payne.   Namówi  matkę,   by   mu   towarzyszyła.   Powinno   to   zapobiec   wszelkim 

niezręcznościom. Jeśli przekona się, że dziewczyna jest zadowolona i nie potrzebuje jego pomocy, 

uzna swoje zobowiązania względem Toma za wypełnione. Właśnie tak zrobi.

Pora   odebrać   konie   i   wrócić   do   Quentinów.   Wstępny   rekonesans   został   przeprowadzony. 

Hęrriards dzieliło od posiadłości Quentinów dobre dziesięć mil i wizyta zajmie prawie cały dzień. 

Ruszył   do   gospody,   po   konia   i   stajennego.   Przed   wyjazdem   postanowił   wypić   kufel   piwa   i 

porozmawiać z Jemem Banksem, właścicielem gospody.

Banks był dość grzeczny, ale małomówny. Nie potrafił powiedzieć nic o Payne'ach - od śmierci 

starego pana nie widywano ich w wiosce. Za to zamieszkała tutaj guwernantka panny Katharine - 

panna Tillyard.

- Chyba ją dziś widziałem - podchwycił Adam. - Czy mieszka w domku obok dużego białego 

domu?

- Duży biały dom. Och, ma pan na myśli dom należący do pana Cruikshanka, lekarza? Tak. Panna 

Tillyard mieszka po sąsiedzku.

Przy kolacji tego wieczoru Adam spytał Ouentinów o rodzinę Payne'ów.

- Payne'owie? - upewniła się pani Quentin. - Ach, tak, to było bardzo smutne. Biedna dziewczyna. 

Zamierzaliśmy  ją odwiedzić, wiecie, po śmierci Toma Payne'a, ale Katharine nie chciała nikogo 

widzieć. Od tamtego czasu nie próbowaliśmy, niestety. Teraz nie słyszymy o nich wiele, lordzie 

Calthorpe. Herriards leży po drugiej stronie Basingstoke, a my przeważnie spotykamy się w gronie 

bliższych sąsiadów. Znaliśmy starszego pana - naturalnie - wszyscy w hrabstwie go  znali. Odkąd 

posiadłość przejął pan Henry Payne, nie mieliśmy zbyt wielu okazji do spotkań. Niemniej nowy 

właściciel robi wrażenie przyzwoitego człowieka.

- Z tych Payne'ów w dzieciństwie były prawdziwe diablęta - zauważył pan Quentin. - Wyczyniali 

figle, o jakich się nikomu nie śniło. A Katharine dorównywała bratu. Ciągle nas rozśmieszali. Ale 

od wyjazdu Toma... nie, żadne z nas jej nie widziało. Pan walczył razem z Tomem Payne'em, czy 

tak, Calthorpe? Szkoda, że zginął. Równy gość. Hrabstwo miałoby z niego pożytek. Nic nie wiem o 

nowym właścicielu ani o tym, jak sobie radzi. Z tymi majoratami zawsze są kłopoty. Tom kochał 

background image

wojsko, wiem, ale... - Urwał, być może nie chcąc mówić źle o zmarłym. - Słyszałem, że wystąpił 

pan ze służby. Czy tęskni pan za armią?

Przez czas  jakiś  rozmawiali o wielkiej  bitwie, która miała  miejsce   w   czerwcu   tego   roku, 

szansach na pokój, problemach właścicieli ziemskich. Wreszcie pani Quentin powiedziała:

- Pańska matka mówiła mi, że był pan dziś w Herriard Stoke. Dowiedział się pan czegoś o 

Katharine?

- Rozmawiałem tylko z dwiema osobami - właścicielem gospody i niejaką panną Tillyard. A tak 

naprawdę przewróciłem ją na ziemię, niestety!

Towarzystwo   domagało   się   szczegółów,   toteż   Adam   opowiedział   o   wypadku   na 

przykościelnym cmentarzu.

- Mam nadzieję, Adamie, że sprawdziłeś, czy nic jej się nie stało?

- Próbowałem, mamo. Upewniłem się, że nie jest poważnie ranna, a potem szedłem za nią, dopóki 

nie dotarła do domu. Panna Tillyard nie podziękowałaby mi, gdybym próbował zrobić coś więcej. 

Prawdę mówiąc, omal nie odgryzła mi głowy po tym, jak uratowałem jej kapelusz.

Pani Calthorpe zauważyła wśród śmiechu:

To bardzo dziwne. Co się stało z jej kapeluszem?

Adam pospieszył z wyjaśnieniem.

- Jaka niewdzięczna. Wygląda na to, że to sekutnica, lordzie Calthorpe. Istna herod baba, proszę 

mi wierzyć.

Skoro musiała się opiekować małymi Payne'ami, nic dziwnego.

- Wydała mi się trochę za młoda. Powiedziałbym, że ma najwyżej trzydzieści lat. Tak czy inaczej, 

mam nadzieję, że nie będę musiał jej ratować ponownie. Ten jeden raz wystarczył mi w zupełności.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Adam miał okazję przypomnieć sobie te słowa dwa dni później, kiedy wraz z matką zbliżał się 

do   Herriards   House.   Po   drodze   krytycznym   okiem   ocenił   stan  alei   prowadzącej  do  domu.  Na 

podstawie   własnych   niedawnych   doświadczeń  w   Calthorpe   domyślił   się,   że   posiadłość,   kiedyś 

utrzymana   jak   należy,   od   miesięcy   ulegała   zaniedbaniu.   Drogę   miejscami   pokrywało   zwiędłe 

zielsko i trawa, a ziemię pod wspaniałymi wiązami zasadzonymi po obu stronach alei porastały 

chaszcze i krzaki jeżyn. Dróżki po drzewami, niegdyś służące do spacerów, zarosły chwastami. 

Pokręcił głową. Może i Henry Payne był najlepszym z ludzi, ale nie dbał o swoje dziedzictwo.

Coś przyciągnęło jego wzrok - mignięcie bieli na jednej ze ścieżek. Kobieta, na którą natknął się 

przed dwoma dniami nieopodal kościoła, szła pospiesznie w stronę podjazdu. Wtem w polu widzenia 

pojawił się mężczyzna, który najwyraźniej szedł za nią. Nieznajomy położył jej dłoń na ramieniu, 

chcąc ją zatrzymać. Strząsnęła ją niecierpliwie, na co szarpnął kobietą tak, że znaleźli się twarzą w 

twarz, i porwał w objęcia. Wszystko wskazywało na to, że sytuacja robi  się poważna, toteż Adam 

polecił stangretowi zatrzymać powóz. Kiedy już wysiadł i ruszył w kierunku tej pary, kobieta uniosła 

rękę i z rozmachem uderzyła swego towarzysza pięścią w nos.

- Zostaw mnie samą, Walterze! Słyszałeś?

Adam   zatrzymał   się   w   pół   kroku  -   w   tej   chwili   dama   nie  potrzebowała pomocy. Go więcej, 

mężczyzna był w gorszym stanie niż ona. Krew kapała mu z nosa i plamiła przód surduta. Na próżno 

próbował zatamować ją koronkową chusteczką.

-  Dobry   Boże,   dlaczego   to   zrobiłaś?   -   mruknął   niewyraźnie   Walter   Payne.   -   Nie   chciałem 

wyrządzić ci krzywdy. Spójrz na to.-Wskazał plamę na surducie.

- To twoja wina!

- Moja wina? Próbowałem tylko zamienić z tobą słowo, na litość boską! Zniszczyłaś mi surdut. 

Jeszcze z tobą o tym porozmawiam.

background image

Odszedł wściekły, a kobieta osunęła się na pobliski pień i zakryła twarz rękami. Adam uznał, że 

czas się wtrącić.

- Nic się pani nie stało? - spytał łagodnie. Podskoczyła, zaskoczona.

- Och, nie, to znowu pan. Czego pan chce tym razem?

- Pytałem, czy nic się pani nie stało.

- Ależ nie. Uwielbiam być obmacywana przez takie kreatury jak Walter Payne - burknęła.

- Myślę, że ma pani imponujący prawy sierpowy. Czy zasłużył na taką karę?

-   Może   nie   -   odparła.   -   Nie   zdążyłam   się   nad   tym   zastanowić.   Być   może   przesadziłam,   ale 

przestraszyłam się. Zapewne uważa pan, że nie zachowałam się jak przystało na damę. — Głos jej 

zadrżał i przyłożyła dłoń do skroni. - Boże, jak ja nienawidzę mężczyzn.

Adam podszedł bliżej.

- Przykro   mi   -   powiedział.   -   Proszę   mi   wybaczyć.   Czy  mogę   dać   pani   radę   na   przyszłość? 

Niebezpiecznie jest uderzać mężczyznę, kiedy jest podniecony. Na drugi raz może pani nie mieć tyle 

szczęścia.

Popatrzyła na niego z niechęcią.

- Mówiłam to już, sir. Ani nie chcę, ani nie potrzebuję pańskiej pomocy, a już na pewno nie 

pańskich rad.

Adam nie dał się wyprowadzić z równowagi.

- W porządku - odparł ze spokojem. - Proszę uznać, że nic nie powiedziałem. Co mogę zrobić, 

żeby pani to wynagrodzić? Może panią gdzieś odprowadzić?

Podziwiał jej odwagę. Choć Wada i potargana, nie zamierzała ustąpić ani na krok.

Nie, dziękuję panu. Nic mi nie będzie. On już nie wróci.

- Adamie? Co się dzieje? - Pani Calthorpe, która nie widziała zajścia, wychylała się z okna 

powozu.

- Zostań w powozie, mamo! - odkrzyknął. - Na dworze jest zimno. - Odwrócił się do młodej 

kobiety. - Pobladła pani - zauważył. - Naprawdę nie mogę pani tak zostawić. Może przynajmniej 

podwieziemy   panią   do   domu?   -   Po   czym,  przypomniawszy   sobie   poniewczasie,   że   została 

odprawiona, poprawił się: - Albo do wioski, jeśli pani woli. - Widząc jej wahanie, dodał: - Nie musi 

się   pani   niczego   obawiać,   panno  Tillyard.   Jestem  z   matką,   więc   nic   pani   nie   grozi.   Nawiasem 

mówiąc, nazywam się Calthorpe. Adam Calthorpe.

Spojrzała na niego z kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili wahania odezwała się:

Adam Calthorpe. No, no! A skąd pan zna moje nazwisko?

- Ktoś z wioski mówił, że mieszka pani w domku obok domu doktora. Widziałem, jak pani tam 

wchodzi. - Po chwili wahania wyjaśnił: - Chciałem się upewnić, że jest pani bezpieczna.

background image

- Doprawdy? - mruknęła, jakby do siebie. - Cóż, lepiej  późno niż wcale, tak myślę. - Nie był 

pewien, czy dobrze ją usłyszał, ale mówiła dalej: - Dziękuję, lordzie Calthorpe, ale chyba wolę się 

przejść. - Popatrzyła na niego jeszcze raz i uśmiechnęła się lekko. -Do widzenia. Ciekawa jestem, czy 

spotkamy się po raz trzeci.

Adam skłonił się i patrzył, jak odchodzi. Cóż to za dziwna  kobieta. Najwyraźniej  szlachetnie 

urodzona, o bardzo miłym głosie, naturalnie kiedy nie zachowywała się niegrzecznie. A jednocześnie 

wyjątkowa   sekutnica,   nieuprzejma,   niewdzięczna,   powiedziałby   nawet,   że   źle   wychowana.   Jej 

ostatnie słowa zabrzmiały na wpół poważnie, na wpół kpiąco. Dziwna ta guwernantka.

- Adam, idziesz? Za chwilę umrę z zimna i ciekawości. Kim była ta dziewczyna? Dlaczego nie 

zaproponowałeś jej, ze podwieziesz ją do domu?

Adam wrócił do powozu.

- Myślę, że to była panna Tillyard, mamo. Jeśli mam rację, Herriards jest ostatnim miejscem, 

dokąd chciałaby się udać - z więcej niż jednego powodu.

Matka domagała się szczegółów, więc odpowiedział jej  najlepiej, jak umiał, ale panna Tillyard 

pozostała zagadką dla obojga.

Po paru minutach zajechali przed dom. Herriards House był pięknym, ponad stuletnim dworem, 

zbudowanym za panowania królowej Anny. Budynek nie był duży, ale o doskonałych proporcjach, a 

otaczał   go   pięknie   rozplanowany  ogród.   Dom,   podobnie   jak   cała   posiadłość,   zdradzał   oznaki 

niedawnego zaniedbania.

Podenerwowana gospodyni wprowadziła ich do sieni.

Wasza lordowska mość zechce łaskawie zaczekać tutaj, a  ja powiadomię pana. Lord Calthorpe, 

tak?

- I pani Calthorpe.

- Z wizytą do panny Payne?

Właśnie.

Po paru minutach w sieni pojawił się dżentelmen z promiennym uśmiechem i ręką wyciągniętą 

na powitanie.

- Prosimy, prosimy. Nie wiem, dlaczego trzymali pana tutaj, Calthorpe. Cieszę się, że mogę pana 

poznać. I panią Calthorpe także. Wspaniale. - Entuzjastycznie uścisnął im dłonie, ale skrzywił się, 

kiedy gospodyni spytała niepewnie:

Czy mam pójść po pannę Katharine, proszę pana?

- To nie jest konieczne - odparł. - Przynieś raczej filiżanki dla gości. No, ruszaj! - Odwrócił się do 

pani   Calthorpe.  -   Proszę,   proszę.   W   salonie   jest   cieplej.   -   Poprowadził   gości  do   elegancko 

umeblowanego   pokoju   z   dużym   kominkiem.  Zastali   tu   panią   domu   siedzącą   na   sofie   przy 

najładniejszej  dziewczynie, jaką Adam widział od lat. Złociste loki okalały twarzyczkę w kształcie 

background image

serca, długie rzęsy uniosły się, odsłaniając błękitne oczy, po czym zatrzepotały i opadły na swoje 

miejsce, delikatny róż policzków harmonizował z różanymi ustami stworzonymi do pocałunków. Na 

widok tego zjawiska Adam uznał, że siostra Toma ma mnóstwo zalet.

-   Ellen,   moja   droga,   przedstawiam   ci   panią   Calthorpe  i   jej   syna,   lorda   Calthorpe.   -  Dama, 

wymieniwszy spojrzenie z mężem, uprzejmie skłoniła głowę. Nawet się nie uśmiechnęła. Co więcej, 

robiła wrażenie wyraźnie zdenerwowanej.

- A oto nasza Catharine. Panna Catharine Payne. - Maleńka Wenus wstała i dygnęła wdzięcznie, 

odsłaniając  w uśmiechu równiutkie białe zęby. Adam wpadł, w zachwyt.  Panna była rzeczywiście 

łakomym kąskiem.

- Nie spoczną państwo? Catharine, kochanie, zadzwoń po herbatę. - Pan Payne uśmiechnął się 

życzliwie do nowo przybyłych. - Mój syn Walter gdzieś się zapodział. Może go pan zna - spędził 

trochę czasu w Londynie.

Adam uśmiechnął się uprzejmie w odpowiedzi, miał jednak nadzieję, że Walter Payne nie zdoła 

do nich dołączyć. Nie spieszyło mu się zawierać znajomości z tym osobnikiem. Przyniesiono herbatę 

i towarzystwo zaczęło prowadzić zdawkową rozmowę. Pani Payne gawędziła z matką Adama, a on 

sam zabawiał pannę Payne. Słuchała go z czarująco skromną minką, od czasu do czasu spoglądając 

na niego spod  tych długich, podwiniętych rzęs. Po opisie Toma oczekiwał,  że młoda dama będzie 

nieco energiczniejsza, ale nie znalazł wielu wad w tej zachwycającej istocie. Jakie to szczęście, że 

matka nalegała na przyjazd do Basingstoke. Posłał jej  uśmiech i z zaskoczeniem skonstatował, że 

matka marszczy brwi. Co właściwie było nie tak? W tym momencie drzwi się otworzyły i rodzina 

Payne'ów zamilkła jak na komendę. Pani Payne odzyskała głos pierwsza.

- Katharine!   Co   tu   robisz?   -   zawołała   ostro.   -   Nigdy  nie  schodzisz   do   salonu   o   tej   porze! 

Potrzebujesz czegoś?

Adam wstał, równie zaskoczony jak reszta towarzystwa, bo postać stojąca w drzwiach nie była 

mu nieznana. Starą pelerynę i zniszczone buty zastąpiła prosta suknia i pantofle, rozczochrane włosy 

zostały uczesane, porządnie, choć bez ekstrawagancji, ale młoda kobieta zamykająca właśnie drzwi 

była  niewątpliwie  „panną Tillyard".  Korzystając  z  króciutkiej   chwili  milczenia,  odwróciła  się  i 

powoli rozejrzała wokół, zatrzymując wzrok na Adamie.

-  Usłyszałam,   że   przyjechali   goście.   Do   panny   Payne.   Pomyślałam   więc,   że   dołączę   do 

towarzystwa - odparła z chłodnym uśmiechem.

- Tak, tak, naturalnie! Właściwie, miałam... tak, miałam właśnie po ciebie posłać, Katharine, moja 

droga - powiedziała pani Payne. - Pani Calthorpe, pozwoli pani, że przedstawię pannę Katharine 

Payne.

Matka Adama wyglądała na zaskoczoną.

background image

- Panna Katharine Payne? - Zerknęła na dziewczynę siedzącą na sofie. - Jakie to niezwykłe. Dwie 

panny w rodzinie  o takim samym imieniu. - Dostrzegając niepokój na twarzach wszystkich trojga 

Payne'ów, dodała niewinnie: - Czy czasem nie bywa to źródłem nieporozumień?

Pan Payne spojrzał na nią ostro, ale odparł ze śmiechem:

-   Najmniejszych,   zapewniam   panią.   Imię   mojej   córki   pisze   się   przez   C   i   mówimy   na   nią 

Catharine, a nasza najdroższa kuzynka Katharine jest znana jako Kate. - Zawahał się, po czym 

wyjaśnił Adamowi: - To właśnie siostra Toma.

Adam miał nienaganne maniery - bez nich nie przetrwałby długo w sztabie księcia Wellingtona - 

niemniej ukrycie głębokiego rozczarowania przyszło mu z niejaką trudnością. Siostrą Toma nie była 

uwodzicielka siedząca na sofie, ale sekutnica, megiera. Fakt, że nieznajoma nie była guwernantką, 

wcale go nie zaskoczył - nie wyglądała na guwernantkę - ale siostra Toma! Co takiego powiedziała, 

kiedy się rozstawali w alei? „Ciekawa jestem, czy spotkamy się po raz trzeci?" Śmiała się z niego! 

Rozczarowanie Adama ustąpiło miejsca oburzeniu. Dlaczego nie powiedziała mu, kim jest, kiedy się 

jej przedstawił? Z czystej złośliwości? Z chęci zbicia go  z tropu, kiedy prawda wyjdzie na jaw? 

Zupełnie jakby chciała się na nim zemścić. Tylko za co? Niech to diabli! Im bardziej poznawał tę 

pannę Payne, tym mniej ją rozumiał.

Z żalem popatrzył jeszcze raz na dziewczynę na sofie. Los spłatał mu paskudnego figla. Wydawała 

się   wszystkim,   czego  pragnął.   Śliczna,   układna,   filigranowa.   Idealnie   pasowała   do  jego   obrazu 

Katharine Payne i był niemal gotów potraktować prośbę Toma całkiem poważnie. Niestety, to nie była 

siostra Toma.

Spojrzał na dziewczynę stojącą pośrodku pokoju. Trudno byłoby sobie wyobrazić większy kontrast 

między dwiema pannami Payne. Jak ta wysoka, chuda, fatalnie ubrana dziewczyna mogła być tamtą 

zachwycającą istotą, którą opisał Tom? Nijakie brązowe włosy były kiepską namiastką złotych loków 

Toma, co zaś do oczu - nie miały nic wspólnego z czystym błękitem oczu jej brata albo tamtej 

Catharine - przypominały błoto. Z własnego doświadczenia wiedział, że wcale nie była wesołą, 

tolerancyjną dziewczyną, której miał prawo się spodziewać, tylko wojowniczą złośnicą.

Jednak dobre maniery zwyciężyły. Widząc, że nikt inny nie kwapi się poprosić Katharine Payne, 

by usiadła, wskazał swoje miejsce, w pobliżu matki.

- Pozwoli pani, panno Payne?

Popatrzyła na niego, podeszła do krzesła i usiadła.

- Dziękuję panu, lordzie Całthorpe. To miło z pana strony i miło, że zareagował pan na mój list... 

wreszcie.

Adam zmarszczył czoło. Miał właśnie spytać, co chciała przez to powiedzieć, kiedy głos zabrał 

Henry Payne.

- Czy zostanie pan długo w tej okolicy?

background image

Grzeczność wymagała odpowiedzi. Odwrócił się do gospodarza.

- Jeszcze nie wiem. Matka chce spędzić Boże Narodzenie w naszym domu w Surrey, więc pewnie 

zostaniemy tu najwyżej tydzień lub dwa.

- Tęsknię do niezbędnych wygód, panie Payne - wtrąciła pani Calthorpe, uśmiechając się przy tym 

przepraszająco do Adama. - Niestety, Calthorpe przez lata było zaniedbywane, toteż pomagałam 

synowi doprowadzić posiadłość do jakiego takiego ładu od czasu jego powrotu do Anglii, to jest od 

września. Ale wciąż nie jest to miejsce, w którym chciałoby się spędzać Boże Narodzenie.

- Od września? - powtórzyła Katharine. - Myślałam, że  wrócił pan znacznie wcześniej, lordzie 

Calthorpe.

- Po Waterloo prawie trzy miesiące spędziłem w Paryżu,  w sztabie księcia Wellingtona, panno 

Payne.

Matka Adama ciągnęła:

- Może pani sobie wyobrazić, ile miał pracy z nadrobieniem zaległości. Mimo to dom wciąż nie 

wygląda jak należy. - Pani Calthrorpe posłała Katharine smutny uśmiech. - Nic dziwnego, że syn nie 

mógł odwiedzić pani wcześniej. Nie wytłumaczył się?

- Nie miał jeszcze okazji, proszę pani.

- Ale... - zaczął Adam. Przerwano mu znów, dość arbitralnie. Tym razem była to pani Payne.

- Zatrzymała się pani w okolicy, pani Calthrorpe? - spytała nagle. - Jeszcze nie znamy wielu 

sąsiadów.

-   No,   nie,   moja   droga   -   wtrącił   się   mąż.   -   Jestem   pewien,  że   znamy   przynajmniej   tuzin 

okolicznych rodzin. Wszyscy  są bardzo mili. Może zamieszkali państwo u Faulknerów? -spytał, 

zwracając   się   do  Adama.   -   Przemiła   rodzina.   On   jest  mistrzem   na   miejscowych   polowaniach, 

rozumie pan. Porządny gość. Poluje pan?

Podejrzenia  Adama   rosły.   Przyszło   mu   do   głowy,   że   Pay-ne'owie   za   wszelką   cenę   nie   chcą 

dopuścić do jego rozmowy z Katharine Payne. Prawdę mówiąc, od samego początku zachowywali 

się dość dziwnie. Odparł uprzejmie:

- Kiedy tylko mogę. I nie, nie zatrzymaliśmy się u Faulknerów, a u Quentinów. Mieszkają po 

drugiej   stronie   Basingstoke.   Pani   Quentin   jest   przyjaciółką   mojej   matki.   -   Po  czym,   zanim 

ktokolwiek zdążył przerwać mu ponownie, dodał: - Mam nadzieję, że mi pan wybaczy, sir, ale 

zależy   mi   na   tym,   żeby   zamienić   parę   słów   z   panną   Payne.   Bardzo  dobrze   znałem   jej   brata. 

Chciałbym z nią porozmawiać sam na sam, o ile się zgodzi.

Po nieskończenie długiej pauzie gospodarz powiedział:

Naturalnie, mój drogi, naturalnie! Bardzo proszę!

Adam zwrócił się z kolei do Katharine.

- Może wybierzemy się na krótki spacer? Jest jeszcze jasno.

background image

Katharine odparła szybko:

Z przyjemnością się z panem przejdę, lordzie Cal-throrpe.

Moje drogie dziecko, jest o wiele za zimno.

-   Wybacz,   wuju   Henry,   zamierzam   porozmawiać   z   lordem   Calthrorpe'em.   -   Henry   Payne 

najwyraźniej nie był  szczególnie zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale niewiele mógł zrobić w 

obliczu tak bezpośredniego oświadczenia.

Katharine poszła po szal i buty, po czym ona i Adam udali się na krótki spacer aleją wiązów.

- Jest wiele rzeczy, o które chciałbym zapytać, panno Payne - zaczął Adam. - Między innymi o to, 

czemu nie powiedziała mi pani, kim jest, kiedy spotkaliśmy się ostatnim razem. Nie mamy za wiele 

czasu. Jest zimno, a wkrótce się ściemni.

- Nie widzę powodu, dla którego miałabym panu cokolwiek tłumaczyć, sir. Zgadzam się, że nie 

możemy marnować czasu. Skoro jest pan tutaj, po prostu... muszę prosić pana o przysługę. Chyba w 

końcu poproszę pana o pomoc.

Adam pomyślał z pewnym rozbawieniem, że jego towarzyszka nie wygląda na kogoś, kto prosi o 

przysługę. Określiłby jej minę raczej jako butną, a nie przymilną.

Po raz trzeci zrobiła pani uwagę, której zupełnie nie pojmuję!

Naprawdę?

Trzy razy dawała mi pani do zrozumienia, że coś zaniedbałem. O co chodzi?

- Myślałam, że to oczywiste. Mój brat zginął w czerwcu. Teraz jest listopad - powiedziała krótko.

- Ale...

-  Wiem, wiem! Z początku nie chciałam, żeby pan przyjeżdżał. Może to pana zirytowało. Czy 

dlatego nie napisał  pan ponownie? Spodziewałam się, że okaże pan więcej zrozumienia, lordzie 

Calthorpe!

- Myli się pani. Nie zirytowałem się. I zrozumiałem panią.

- To dlaczego nie odpowiedział pan na mój drugi list?

- Drugi list?

- Napisałam do pana z prośbą o przyjazd. Miałam nadzieję, że pan to zrobi.

Nie dostałem pani drugiego listu.

Prychnęła z niedowierzaniem.

- No, nie! Nie ma potrzeby zmyślać. Nie jestem głupia. Musiał pan go dostać.

Adam przyglądał się jej przez chwilę, a potem powiedział chłodno:

- Panno Payne, nie ma pani powodu, by mi ufać, wiem o tym. Byłem przyjacielem pani brata, 

dobrym przyjacielem. Proszę mi wyjaśnić, dlaczego ma pani o mnie tak złą opinię.

Obrzuciła go uważnym spojrzeniem, po czym odparła:

background image

- Wiem,   że   nie   miałam   prawa   niczego   oczekiwać.  Tom  pana   uwielbiał,   a   pan   napisał   taki 

serdeczny list po jego śmierci. Wtedy nie chciałam rozmawiać z nikim. A potem, kiedy naprawdę 

kogoś potrzebowałam, pan mnie zawiódł.

Adam rozzłościł się. - A to w jaki sposób?

- Poprosiłam pana o pomoc w sierpniu, a pan odezwał się dopiero teraz.

- Klnę się na honor, że nie otrzymałem pani drugiego listu.

Katharine popatrzyła na niego pytająco, zupełnie jakby  próbowała wyczytać prawdę z jego twarzy. 

Wreszcie odezwała się niechętnie:

-  Pewnie zaginął. Nie wiedziałam, dokąd go wysłać,  więc zaadresowałam go na kwaterę główną w 

Londynie.

-  Mógł zaginąć, choć większość poczty wysłanej na ten adres do mnie doszła. Dziwi mnie jednak co 

innego: dlaczego mówi pani, że nie odezwałem się więcej? W sumie napisałem cztery listy.

Zatrzymała się i wbiła w niego wzrok.

- Kiedy?

- W regularnych odstępach przez cały ten czas, który upłynął od śmierci Toma.

- Cztery listy. Pewnie wysyłał je pan tutaj? Do Herriards?

- Naturalnie. A dokąd miałbym je wysyłać?

- Jakie to dziwne.

- Czy chce mi pani powiedzieć, że nie otrzymała pani żadnego z moich listów z wyjątkiem pierwszego?

- Ani jednego. - Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. A potem Katharine zaczęła nerwowo:

- Czy to możliwe, że wszystkie zaginęły na poczcie? -Zamilkła. Zapadła krępująca cisza, którą Katharine 

przerwała  mówiąc szorstko: - Tilly radziła mi, żebym napisała do pana jeszcze raz i dała jej list do 

wysłania. Nie chciałam przyjąć do wiadomości tego, co sugerowała.

- Panno Payne, obawiam się, że podejrzenia panny Tillyard były w pełni uzasadnione - zauważył Adam. - 

Ktoś przechwytuje pani korespondencję. - Zerknął na Katharine  Payne. Była bardzo blada. Ogarnęło go 

współczucie.   Otoczył  ją     ramieniem,   poniekąd   spodziewając   się,   że   swoim   zwyczajem   go   odtrąci. 

Tymczasem zaszlochała, odwróciła się i ukryła twarz na jego piersi. Drugie ramię niemal odruchowo 

poszło w ślad za pierwszym i na chwilę połączyła ich osobliwa więź, której żadne z nich w pełni nie 

rozumiało. Wreszcie Katharine mruknęła coś zduszonym głosem i odtrąciła jego ramię.

- Mówiłam, żeby mnie pan nie dotykał – burknęła. Powinien był się domyślić, że tak zareaguje. 

Najwyraźniej należała do kobiet nie uznających słabości własnej płci. Po chwili zauważył spokojnie.

Zdaje się, że chciała mnie pani prosić o pomoc. Co mogę dla pani zrobić?

- Chciałabym, o ile to możliwe, wyprowadzić się stąd. Moi kuzyni są... Nie ufam im. To, co 

właśnie odkryliśmy... - Głos jej zadrżał. Przerwała, a po chwili podjęła z większą stanowczością: - 

Nie uważam moich kuzynów za miłych.

background image

Spostrzegłem to dzisiejszego popołudnia - wtrącił Adam z powagą.

Znów się pan ze mnie śmieje, sir. W tym nie ma nic śmiesznego, zapewniam pana.

- Nie, naprawdę, nie śmieję się. Jestem tutaj, by pani pomóc. Proszę mi powiedzieć, czego pani 

oczekuje.

- Tom pewnie panu mówił, że nie jestem biedna, ale, być może, nie wyjaśnił, że nie mam dostępu 

do mych pieniędzy aż do osiągnięcia dwudziestu pięciu lat, a mam dopiero dwadzieścia jeden.

Adam spojrzał na nią zaskoczony. Miała dopiero dwadzieścia  jeden  lat.  Powiedziałby,   że  jest 

znacznie starsza.

-  Potrzebuję pańskiej pomocy, żeby przekonać opiekunów do zwiększenia moich dochodów z 

majątku, który zostawił mi dziadek. Gdybym miała troszkę więcej, starczyłoby mi na skromne życie z 

moją byłą guwernantką gdzieś z dala od Herriards. Zanim pan cokolwiek powie, dodam jeszcze że 

już pisałam w tej sprawie do generała Armitage, ale bez skutku. Widzi pan, on sprzyja Henry'emu 

Payne'owi i uważa, że mam humory.

- Widziałem się z generałem w Bath, zanim tu przyjechałem. Ma pani rację. Bardzo wysoko sobie 

ceni pani kuzyna.

- Pan zapewne też - powiedziała z goryczą.

- Niech pani nie mówi głupstw. Oczywiście, że nie. Nie teraz. A co do Waltera...

- Próbują mnie zmusić do wyjścia za niego za mąż. A moi opiekunowie nie mają nic przeciwko 

temu.

Zatrzymał się i utkwił w niej wzrok.

- Nie mówi pani poważnie. Nie można do tego dopuścić.

- Ulżyło mi, że pan się ze mną zgadza - odrzekła z nutą ironii. - Niektórym pomysł ponownego 

połączenia bogactwa Payne'ów z posiadłością, bez względu na uczucia, wydaje się całkiem rozsądny.

- Nie mogą pani zmusić do poślubienia kogokolwiek.

-  Nie,   nie   mogą,   ale   czasem   się   boję,   że   nie   wytrzymam  presji.  To   dlatego   tak   gwałtownie 

zareagowałam dzisiejszego popołudnia. Walter jest zdecydowany ożenić się ze mną i nie przestaje... 

mnie przekonywać. Jest pewny, że w końcu się poddam. Wie, że nie mam nikogo, kto mógłby mi 

pomóc, rozumie pan. Tilly jest jedyną osobą, z którą mogę szczerze porozmawiać.

- Prawdziwa panna Tillyard, jak się domyślam?

- Tilly była moją guwernantką, a po śmierci dziadka została bardzo dobrą przyjaciółką. Chociaż nie 

jest w stanie mi pomóc, nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie mogła jej się zwierzyć.

          

- Generała Armitage znam. Kto jest pani drugim opiekunem?

- Sir James Farrow. Mieszka w Basingstoke, ale jest chory. Nie przyjmuje gości. W każdym razie 

nie mnie. On też ceni Henry'ego Payne'a. - Głos jej się łamał.

background image

Adam powstrzymał nagłą chęć otoczenia jej ramieniem.  Zaczynał poznawać pannę Katharine 

Payne i był całkiem pewien, że by jej się to nie spodobało. Niemniej poważnie się o nią niepokoił. 

Oczy w bladej twarzy były szeroko otwarte, a każda cząsteczka tego szczupłego ciała wyrażała 

napięcie.   Najwyraźniej   Katharine   od   miesięcy   żyła   w   nieustannym   stresie.   Powziął   decyzję. 

Niezależnie od obietnicy danej  Tomowi, zrobiłby wszystko, żeby uwolnić tę kobietę od tyranii 

Henry'ego   Payne'a.   Ten   człowiek   jest   łajdakiem,   bez   dwóch   zdań.   Zuchwałość,   z   jaką 

przechwytywał   ich   listy,   zdumiewała,   a   brak   skrupułów   stanowił   nieustające   zagrożenie   dla 

Katharine. Co zaś do Waltera...

Po chwili namysłu Adam powiedział;

- Zastanawiam się, jak bardzo chory jest sir James? I czy Quentinowie go znają? - Wziął dłoń 

Katharine w swoją i uścisnął uspokajająco. - Porozmawiam z nimi dziś wieczorem i zobaczę się z sir 

Jamesem najszybciej, jak będę mógł. Proszę się tak nie martwić. Na pewno coś wymyślimy.

Katharine Payne tak mocno ścisnęła mu palce w  odpowiedzi, że poczuł ból. Spojrzała mu prosto 

w oczy, otwierając swoje szeroko, błagalnie. Są piękne, pomyślał ku swemu zaskoczeniu. Wcale nie 

koloru błota, tylko złocistobrązowe jak sherry. Po chwili puściła jego dłoń i powiedziała cicho:

- Dziękuję panu. Pan nie ma pojęcia, ile to dla mnie znaczy.

- Dobrze, że nie spodziewał się wylewnych podziękowań  ani rozpaczliwych błagań o pośpiech. 

Nie od tej damy. Katharine Payne mogła być na skraju rozpaczy, ale póki jako tako panowała nad 

sobą, uważała dramatyczne prośby czy  łzy wdzięczności za oznaki słabości. Determinacja godna 

podziwu, choć niekoniecznie u kobiety, pomyślał Adam.

-  Sądząc po tym, co mi pani powiedziała, „ucieczka", jak  ją pani nazywa, będzie miała wielkie 

znaczenie dla kuzyna. Może zbyt wielkie. Czy mogę zasugerować, żeby zachowała pani nasze plany 

dla siebie, dopóki wszystkiego nie ustalimy? - Spojrzał na nią porozumiewawczo. - Nie chcemy, 

żeby się martwił na zapas. Jak często odwiedza pani guwernantkę?

- Raz czy dwa w tygodniu.

- Może pani zajrzeć do niej jutro po południu? Jest dyskretna?

- Całkowicie.

- W takim razie zostawię jej informację o moich poczynaniach. Może nawet spotkamy się tam.

W drodze powrotnej Adam rozmawiał z matką o tym, czego się dowiedział.

- Dzięki Bogu, że przyjechaliśmy, Adamie. Co za okropna rodzina. Biedna Katharine Payne.

- Ale ich córka jest urocza, prawda? Spodobała mi się. Nawet...

Matka spojrzała na niego ze współczuciem.

background image

- Mój drogi chłopcze, myślałam, że z wiekiem nabrałeś rozsądku. Catharine Payne - jak mylące 

są te imiona. - Catharine Payne, to znaczy ta złotowłosa panienka, która siedziała obok matki, to 

rozpuszczona mała kokietka. Wypisz wymaluj Julia Redshaw.

Adam pokręcił głową i uśmiechnął się do matki.

-  Czyżbyś wciąż potępiała Julię za moje cierpienia sprzed  lat? Nie powinnaś być dla niej zbyt 

surowa. Przebaczyłem jej dawno temu. Przecież ona jedynie spojrzała prawdzie w oczy, zanim ja to 

uczyniłem. Nie miałem jej wówczas nic do zaoferowania. Choć tak mnie kochała.

- Kochała cię! Nie bardziej niż tych wszystkich innych młodzieńców, którzy ciągnęli do niej jak 

pszczoły do miodu.

-  Jesteś   w  błędzie,  mamo.  Wiem,  że  Julia   mnie  kochała,   tyle  że  nie   dość  mocno.  Dlaczego 

rozmawiamy o czymś, co skończyło się przed dziesięciu laty?

-   Bo   córka   Henry'ego   Payne'   a   jest   dokładnie   taka   sama.   Jednak   masz   całkowitą   rację. 

Zapomnijmy o Julii Redshaw. Co proponujesz zrobić w sprawie Katharine, siostry Toma?

 

- Obiecałem, że jej pomogę. Na pewno jeszcze dziś napiszę do generała Armitage - powinien się 

dowiedzieć o naszej wizycie i o tym, co odkryliśmy. Jestem pewien, że da swoją zgodę na wyjazd 

Kate z Herriards.

- To zajmie całe tygodnie. Ta dziewczyna potrzebuje pomocy natychmiast.

- Zgadzam się z  tobą. Skoro już tu jesteśmy,  zobaczę  się  z sir Jamesem Farrow, jej  drugim 

opiekunem. Mieszka w Basingstoke. Quentinowie pewnie go znają.

- Załóżmy, że przekonasz tych opiekunów. Co wtedy? Gdzie ta dziewczyna się podzieje?

- Myślała o tym, żeby zamieszkać ze swoją dawną guwernantką.  

- Oszalałeś, Adamie? Nie możesz na to pozwolić!

-   Mamo,   Katharine   Payne   to   bardzo   zdecydowana   młoda   kobieta.   Nie   sądzę,   że   ktokolwiek 

potrafiłby ją powstrzymać przed zrobieniem tego, co sobie postanowiła.

- Bzdura! Oczywiście, że musisz to zrobić. Co więcej, opiekunowie nigdy nie zgodzą się na jej 

plan, a ja jestem po ich stronie. Dziewczyna jest o wiele za młoda, by odsuwać się od towarzystwa w 

taki sposób. Powinna się bawić, chodzić na bale, przyjęcia, ubierać się w piękne suknie, spotykać 

odpowiednich młodych ludzi.

- W jaki sposób miałbym to zorganizować?

- Oferując jej dach nad głową. Adam patrzył na nią ze zdziwieniem.

-  Z   całym   szacunkiem,   mamo,   wydaje   mi   się,   że   to   ty  oszalałaś.   Jak   mógłbym   zaoferować 

Katharine Payne dach nad głową, nie żeniąc się z nią? A teraz, kiedy ją poznałem, wiem, że nie mam 

na to ochoty, bez względu na to, co powiedział Tom. Ona nie jest typem kobiety, z jaką chciałbym się 

ożenić.

background image

- Źle się wyraziłam. Chodziło mi o to, że mógłbyś zaofiarować jej dom u mnie. Bardzo bym 

chciała, żeby panna Payne zamieszkała ze mną w Bridge House.

- Co za idiotyczny pomysł. Żal mi tej dziewczyny, naturalnie, ale nie jestem pewien, czy ją lubię.

- Czemu nie?

-   Uosabia   wszystko,   co   czyni   kobietę   nieatrakcyjną.  Agresywna,   uparta,   bez   wdzięku, 

nietaktowna.

Pani Calthorpe pokręciła głową.

- Och, Adamie, wciąż jesteś ślepy mimo tylu doświadczeń. Jak się domyślam, druga panna Payne 

spodobała ci się?

- Naturalnie. Każdy mężczyzna czułby to samo.

- Jestem zaskoczona. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, ze się czegoś nauczysz, zanim będzie za 

późno.

- O czym mówisz?

- O jakości. - Widząc jego skonsternowaną minę, dodała; - O niczym. To taki mój kaprys. No, 

dobrze, jak szybko siostra Toma będzie mogła zamieszkać ze mną w Bridge House? Może mogłaby 

zabrać się z nami, kiedy będziemy stąd wyjeżdżać?

- Czekaj, czekaj! Nie powiedziałem...

-   Ale ja tak! Jeśli nie chcesz tego zrobić dla panny Payne,  zrób to dla mnie. Na pewno polubię jej 

towarzystwo. Och, Adamie, to mogłoby być takie zabawne. Katharine spędziłaby resztę zimy, odzyskując 

radość życia, a na wiosnę wynajęlibyśmy dom w Londynie na cały sezon. Tak bym chciała znów spędzić 

sezon w stolicy, Adamie.

- Naprawdę nie sądzę...

Pani Calthrorpe westchnęła lekko.

- Jesteś najbardziej upartym człowiekiem, jakiego znam.

- Jeśli tak myślisz, zaczekaj, aż będziesz miała do czynienia z Katharine Payne. Ona jest o wiele gorsza 

ode mnie.

- Musiała walczyć, by przeżyć, Adamie. Nic dziwnego, że jest uparta. Słuchaj, jeśli nie chcesz zrobić tego 

dla mnie,  może powinieneś to uczynić przez pamięć na Toma. Jak jego  siostra ma kiedykolwiek być 

bezpieczna, jeśli nigdy nie pozna kogoś, komu będziemy mogli zaufać na tyle, by mu ją powierzyć? Równie 

dobrze możesz ustąpić -ja już podjęłam decyzję. Katharine zamieszka ze mną i zajmę się wprowadzeniem jej 

do towarzystwa w przyszłym roku. A ty możesz do nas dołączyć.

- Och, nie! Nie mam na to czasu.

- Naturalnie, że masz. Do tej pory zdążysz doprowadzić Calthrorpe do porządku i przyda ci się rozrywka 

po ciężkiej pracy. Nie wolno ci zmienić się w nudziarza, Adamie. Przyszła wiosna to doskonała pora na to, byś 

znów zaczął bywać w towarzystwie. Jak inaczej znajdziesz sobie żonę?

background image

- Nie sądzę...

-  Swoją drogą nie rozumiem, czemu nie chcesz ożenić  się z panną Payne. Jest jedyną siostrą twego 

przyjaciela, dobrze wychowana, bogata, ładna.

- Ładna!

- Może nie. Ładna to nieodpowiednie słowo.

- Oczywiście, że nie jest ładna.

- Powinnam była powiedzieć: piękna. W każdym razie będzie, jak tylko dojdzie do siebie.

Adam przyglądał się matce, poirytowany.

- Mamo, czasami się zastanawiam, czy wiesz, co mówisz. Jak możesz nazywać pannę Payne 

piękną? - Matka chciała odpowiedzieć, ale Adam ciągnął: - Nawet gdyby była królową piękności, i 

tak bym się z nią nie ożenił!

- Dlaczego?

- Już ci mówiłem. To sekutnica. Ma język ostry jak brzytwa. Gdybyśmy się pobrali, zginąłbym od 

tysiąca ran w niecały rok od ślubu. - Przypominając sobie krwawiący nos Waltera Payne, dodał: -I 

nie boi się użyć siły.

Pani Calthorpe wybuchnęła śmiechem.

- Biedne, bezbronne jagniątko. Czyżby cię zaatakowała?

- Jeszcze nie - odparł Adam. - Niemniej jest do tego zdolna. Dobrze ci się śmiać, ale niełatwo jest 

mieć do czynienia z damą, która nie zachowuje się jak dama.

- Ta dziewczyna żyje w ustawicznym napięciu pod dachem Henry'ego Payne' a. Nic, co teraz robi, 

nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Ona się zmieni, jak tylko uwolni się od tych swoich kuzynów.

Adam uniósł sceptycznie brwi.

- Cóż, nie będę cię już przekonywać. Niemniej, jeśli nie chcesz się z nią ożenić, powinieneś 

dopilnować, żeby poznała kogoś odpowiedniego. Sama tego nie dokona, tkwiąc wraz z guwernantką 

w domku na wsi.

- W tym, co mówiła matka, było sporo prawdy, uznał Adam. Co więcej, wyglądało na to, że matka 

polubiła Katharine Payne - dziewczyna mogłaby jej dotrzymywać towarzystwa w zimie, podczas gdy 

on będzie zajęty w Calthorpe. -W końcu powiedział:

- Muszę porozmawiać z sir Jamesem. A potem zobaczymy.

- Henry Payne nie pozwoli jej odejść bez walki - ostrzegła pani Calthrorpe.

-  Jeśli będę miał poparcie jej opiekunów, poradzę sobie z  Henrym Payne'm. Tylko co zrobimy, 

jeśli Katharine nie zechce z tobą zamieszkać, mamo?

-  Zapewniam   cię,   synu,   że   z   radością   zamieszka   z   kimkolwiek   innym,   byle   nie   z   czarującą 

rodzinką. Wiesz przecież, że potrafię być bardzo przekonująca, jeśli zechcę. Tak  czy inaczej, jaka 

dziewczyna nie chciałaby pojechać na sezon do Londynu?

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Następnego dnia Adam, uzbrojony w list polecający od  państwa Quentinów, złożył wizytę sir 

Jamesowi Farrow.  Starszy pan przyjął go w dusznym gabinecie, ubrany w brokatowy szlafrok i 

aksamitną   szlafmycę   z   chwostem.   Przy  jego   fotelu   znajdowała   się   obrotowa   biblioteczka   pełna 

książek i papierów. Na małym  stoliku z drugiej strony ustawiono karafkę   z   winem   i  kieliszek, 

miseczkę z orzechami i herbatnikami, salaterkę z owocami oraz talerzyk i srebrny nóż.

- Wejdź, proszę i zamknij drzwi, Calthorpe. Nie znoszę przeciągów, szkodzą mi. Siadaj tak, żebym 

mógł cię widzieć, i opowiedz mi o Waterloo. Podobno było tam gorąco. Gzy to prawda? W którym 

pułku służyłeś? - Nalej sobie wina.

Adam posłusznie poczęstował się i usiadł po drugiej stro nę kominka.

- W tym samym co Tom Payne.

- Pięćdziesiątym Drugim, tak? Ludzie Colborne'a. Zrobili dobrą robotę, tak słyszałem. - Przerwał 

dla nabrania oddechu. - Byłeś z Tomem, gdy zginął?

- Nie, nie było mnie wówczas w pułku. Już wcześniej zostałem oddelegowany do sztabu księcia i 

tego dnia prowadziłem rozmowy z Prusakami na drugim końcu pola bitwy. Przez czas jakiś Adam 

odpowiadał na pytania o Wellingtona i znaczeniu wygranej pod Waterloo. Wreszcie zamilkł. Sir James 

wyprostował się nieco.

- Zaschło ci w ustach, co? Dolej sobie wina.

-  Dziękuję,   sir,   mam   jeszcze   trochę.   Tak   naprawdę  chciałbym   porozmawiać   o   Tomie.   Jak 

rozumiem, dobrze pan znał jego rodzinę.

- O, tak. Jego dziadek był moim przyjacielem. Chłopak dostał po nim imię - Thomas Frampton 

Payne. Smutna historia z tą jego śmiercią. Bardzo smutna! Co chciałeś o nim powiedzieć?

- Tom miał siostrę.

- Naprawdę? Nie miałem pojęcia. I pomyśleć, że stary Tom Payne nigdy mi o tym nie powiedział. 

Z nieprawego łoża, czy tak?

background image

- Chodzi mi o to, że jego wnuk miał siostrę. Katharine.

- Och! No, cóż, wiem o tym, mój chłopcze. Nie musisz mi tego mówić. Jestem jej opiekunem, 

czyż nie?

Adam cierpliwie brnął przez rozliczne wyjaśnienia, aż  wreszcie doszedł do punktu, w którym 

mógł poruszyć kwestię przyszłości Katharine.

- Chcesz się z nią żenić, tak? Myślałem, że ona ma wyjść za mąż za swego kuzyna. Jak mu na 

imię, zaraz...? Walter. Właśnie. To ma sens. Jak powiedział Henry Payne, pieniądze wrócą tam, gdzie 

ich miejsce. Nie da się rządzić taką posiadłością bez odpowiednich funduszy. Co kobieta może o tym 

wiedzieć? Ładniutkie dziecko, mówię o Katharine, ale ostatecznie to tylko kobieta, prawda?

Wuj Katharine, Henry, dobrze wykonał swoje zadanie. Posłużył się dokładnie takimi argumentami, 

jakie   mogły   trafić   do   starego   człowieka,   i   w   rezultacie   sir   James   był   najwyraźniej   skłonny 

zaakceptować małżeństwo swojej podopiecznej z synem Henry'ego. Adam musiał wykorzystać całą 

swoją przebiegłość i umiejętność negocjacji, które zdobył  podczas dziesięciu lat służby w wojsku, 

żeby uzyskać zgodę staruszka na wysłuchanie, co w tej sprawie ma do powiedzenia sama Katharine

- Przyjdziesz tu z nią, prawda? Nie znoszę rozmawiać z kobietami sam na sam. Zawsze tak było. 

To dlatego się nie ożeniłem. Czekam pojutrze.

- Dziękuję, sir. - Adamowi przyszło do głowy, że przydałyby się posiłki. - Może panna Payne 

chciałaby przyjść w towarzystwie jakiejś damy?

- Tylko nie tej guwernantki. Nie cierpię jej.

- Mógłbym wziąć ze sobą matkę? Przyjechaliśmy do Basingstoke razem. Widzi pan, moja matka 

jest dobrą przyjaciółką pani Quentin.

- Ach! Jedyna rozsądna kobieta, jaką znam, żona Quentina. Bardzo dobrze. Przyjdź z matką, 

chłopcze. Czemu nie?

Plany  Adama   omal   nie   legły   w   gruzach   na   samym   początku.   Katharine   zgłosiła   stanowczy 

sprzeciw wobec projektu, który jej przedstawił.

- Powiedziałam panu, czego chcę. Zamieszkać gdzieś na  wsi z Tilly. Pańska matka jest bardzo 

miła,   ale   ja   nie   mam   ochoty  mieszkać  w   wielkim  mieście,   być   przedstawiana  tłumom   obcych, 

rozmawiać z ludźmi, z którymi nic mnie nie łączy. Nie wiedziałabym, co na siebie włożyć, o czym 

mówić. Nie znam najnowszych tańców. Nie pasuję do tego wszystkiego. To absurdalny pomysł. Nie 

zamierzam się nawet nad tym zastanawiać.

Adam zachował spokój.

-  Doprawdy   jest   pani   najbardziej   zaskakującą   kobietą,   jaką  kiedykolwiek   znałem.   Większość 

młodych   dam   byłaby  zachwycona   perspektywą   wyjazdu   do   Londynu   na   sezon.   Pani  kuzynka 

Catharine, na przykład, dałaby wszystko, żeby znaleźć się na pani miejscu.

background image

- O, tak, nie wątpię, ale ona ma ptasi móżdżek.

- Jest bardzo ładna.

Katharine spojrzała na niego, po czym, ku zaskoczeniu Adama, wypowiedziała jego myśli na głos.

- Odniosłaby wielki sukces. Jaka szkoda, że nie jestem bardziej podobna do niej, o tym pan bez wątpienia 

myśli. Cóż, przy odrobinie szczęścia już wkrótce będzie pan mógł ją podziwiać do woli. Na pewno spotka ją 

pan w Londynie podczas sezonu. Do czego ja tam jestem potrzebna? Zapewniam pana, że wolałabym 

zamieszkać we własnym domu w towarzystwie Tilly.

- Dziękuję- odparł Adam z ironią. - Naprawdę nie musi mi pani tak pochlebiać.

Katharine miała na tyle przyzwoitości, że się zawstydziła.

- Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Tylko... - zawahała się, a potem wybuchnęła: - Jestem pewna, że 

chce pan dobrze, ale ja od dawna sama decyduję o swoim życiu. Nie znoszę, jak mi się mówi, co mam 

robić!

- Zauważyłem - odrzekł Adam. - Wydawało mi się jednak, że prosiła mnie pani o pomoc.

- Tak, ale chciałam, żeby pomógł mi pan zamieszkać z Tilly. A nie rozbijać się po Londynie. Ostrzegam 

pana, nie zrobię tego.

- Katharine Payne! - zaczął Adam głosem, który jego podkomendni rozpoznawali natychmiast. - Chce pani 

opuścić dom wuja czy nie?

- Naturalnie, że chcę! Tylko...

- W takim razie choć raz w życiu postąpi pani tak, jak ja mówię!

- Ale...         

- Żadnych ale! Jeśli zależy pani na tym, żebym przekonał  sir Jamesa do zmiany planów co do pani 

przyszłości   -   planów,   które,   o   ile   pani   sobie   przypomina,   przewidują   pani   małżeństwo   z  Walterem 

Payne'em - będzie pani milczeć i mnie pozostawi negocjacje. Zrozumiano?

Katharine wpatrywała się w niego z buntowniczą miną.

- On jest moim opiekunem.

- Jak dotąd nie odniosła pani w rozmowach z nim znaczącego sukcesu. Proszę posłuchać, to nie 

jest pani wina. Sir  James nie lubi kobiet i nie znosi się trudzić: Zostawiony samemu sobie, nie 

przyjmie   dobrze   tego,   co   jego   zdaniem   jest   buntem   rozpuszczonej   panienki,   nie   podejmie   też 

najmniejszego wysiłku, by znaleźć dla pani wyjście z tej sytuacji. Jeśli natomiast przedstawimy mu 

gotowy plan, pasujący do tego, co on uznaje za stosowne, a co więcej taki, który nie wymaga z jego 

strony żadnych działań, wysłucha nas. To pani jedyna szansa, Katharine. Proszę wybierać: Herriards 

albo Bridge House i Londyn.

- Niech będzie Bridge House. Ale nie podoba mi się to!

- Niewdzięczna smarkula. Nie zasługuje pani na zaproszenie mojej matki.

Adam dał upust irytacji w rozmowie z matką, ale nie okazała mu współczucia.

background image

- Musiałeś się do tego bardzo źle zabrać. Nie ma takiej dziewczyny, która choć raz w życiu nie 

chciałaby pojechać do Londynu w sezonie.

- Tak jej powiedziałem. Jej kuzynka Catharine...

- Chyba o niej nie wspomniałeś?

- Tak. Czemu nie?

- Czemu nie? Ty mnie pytasz, czemu nie? - powtórzyła matka z rozdrażnieniem.

- Powiedziałem tylko, że jej kuzynka byłaby zachwycona, mając taką szansę - tłumaczył Adam. - 

Myślałem, że w ten sposób nakłonię naszą pannę Payne do zmiany zdania. Ale wtedy oświadczyła, że 

woli towarzystwo Tilly od mojego.

Matka spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Adamie, przez tyle lat udawało ci się być uosobieniem taktu. Biedna siostra Toma najwyraźniej 

wyzwala w tobie najgorsze instynkty. Dlaczego wmieszałeś w to Catharine Payne? Twoja Katharine 

może nie zachowała się zbyt uprzejmie, ale naprawdę nie mogę jej winić za to, co powiedziała. Wierz 

mi, twoja Katharine bez wątpienia chciałaby pojechać do Londynu, chociaż w życiu by się do tego 

nie przyznała -w każdym razie w obecnym stanie ducha.

- Zlituj się, mamo! Ona nie jest moją Katharine!

- Cóż, jak mam rozróżnić te dwie dziewczyny? Doprawdy absurdalna sytuacja.

- Mogłabyś mówić o niej „Katharine Toma" ewentualnie „nasza" Katharine albo Kate. Ona nie jest 

moją Katharine, na litość boską!

Pani Calthorpe przechyliła głowę i przyglądała mu się z lekkim zdziwieniem.

Zdenerwowała cię, prawda?

- Wcale nie. Teraz powiedz mi, skąd to przeświadczenie, że Kate chce pojechać do Londynu, choć 

twierdzi, że tak nie jest. Muszę wyznać, że nie rozumiem.

-   Zastanów   się,   mój   drogi.  W  ciągu   kilku   miesięcy   straciła wszystko, dzięki czemu czuła się 

bezpieczna - dziadka, brata, dom, nawet majątek okazał się źródłem stresu. Opiekunowie ją zlekceważyli i 

przez długie miesiące była przekonana, że ty opuściłeś ją także. Musiała nauczyć się walczyć o swoje 

bez nadziei na pomoc z zewnątrz. Dziwisz się, że  jest wyczerpana? Twój oczywisty podziw dla jej 

kuzynki Catharine musiał przepełnić czarę goryczy.

Adam wyglądał na skrępowanego, a matka ciągnęła:

-  Uroda Kate nie jest konwencjonalna. Wdzięki tamtej drugiej Catharine są o wiele bardziej 

oczywiste,   co   więcej,  ta   mała   kokietka   nauczyła   się   nimi   posługiwać.   Siostra   Toma  została 

wychowana przez dwóch mężczyzn i guwernantkę.  Nikt  nie  namawiał  jej  do  zbytniej   troski o 

wygląd, a jeśli w ogóle myśli o takich sprawach, prawdopodobnie nie ocenia się zbyt wysoko. Nic 

dziwnego, że się denerwuje w obliczu perspektywy poddania się osądowi londyńskiego towarzystwa. 

Może nie wiesz, jacy ludzie potrafią być krytyczni.

background image

- Nerwowa? Katharine Payne? - Adam zdumiał się niepomiernie.

-  Tak - potwierdziła matka stanowczo. - Cokolwiek myślisz, obecnie Katharine Payne straciła 

pewność siebie, Jestem przekonana, że te wszystkie cechy, które cię w niej tak drażnią, Adamie, jej 

nieuprzejmość, agresja, pragnienie niezależności, to forma samoobrony. Nie musisz się tym martwić. 

Jak tylko spędzi pod moją opieką miesiąc czy dwa, będziesz zdumiony zmianami, jakie w niej zajdą.

- Oby na lepsze - mruknął Adam pod nosem.

Matka postanowiła pominąć jego uwagę milczeniem. Tak, zadumała się, najbliższe miesiące mogą 

okazać się interesujące, jeśli Katharine Payne zgodzi się z nimi zamieszkać, i Adam nadal będzie 

odnosił się do niej z dezaprobatą.

Adam nie miał pewności, jak zachowa się Katharine podczas decydującej rozmowy z sir Jamesem, 

toteż zorganizował wszystko tak, żeby wszyscy troje spotkali się przedtem z Tilly. Pani Calthorpe miała 

za zadanie nakłonić Katharine  do przychylniejszego spojrzenia na pomysł zaprezentowania jej w 

towarzystwie podczas najbliższego sezonu. Podkreśliła nawet, że sześć czy siedem miesięcy to nie całe 

życie. Jeśli Katharine nie zmieni zdania po pobycie w Londynie, wciąż będzie mogła, naturalnie o ile 

jej opiekunowie się na to zgodzą, rozejrzeć się za domem, w którym zamieszka z Tilly.

- Ale błagam, nie wspominaj o tym dzisiaj, Kate! Teraz musimy się skupić na nakłonieniu sir 

Jamesa do zgody na    twój wyjazd do Bridge House. Jeśli poweźmie choć najmniejsze podejrzenie, 

że mogłabyś wrócić do pierwotnego    planu, może nie chcieć nas wysłuchać.

- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego miałby się sprzeciwiać, Tilly cieszy się powszechnym 

szacunkiem.

- Kate, wierz mi, wiem, o czym mówię. To się nie uda.  Byłabym bardzo zaskoczona, gdyby 

opiekunowie godni tego miana wyrazili zgodę na taki plan. W ich oczach byłoby to jednoznaczne z 

rezygnacją z przysługującej ci pozycji w towarzystwie, toteż dopilnowanie, żeby tak się nie stało, 

uznaliby  za   swój   obowiązek   wobec   twego   dziadka.   Co   więcej,  tym   bardziej   nalegaliby,   żebyś 

pozostała w domu wuja.

Te słowa dały Katharine do myślenia. Na koniec do rozmowy włączyła się Tilly. Guwernantka 

powiedziała bez ogródek, że lord Calthrorpe robi dla niej o wiele więcej, niż mogłoby wynikać z 

poczucia obowiązku, i że Tom byłby zdziwiony i bardzo zły, gdyby nie przyjęła zaproszenia pani 

Calthrorpe.

- Nie rozumiem cię, Katharine. Od miesięcy myślisz tylko o tym, jak uciec z Herriards, a teraz, kiedy 

pojawiła się przed tobą taka wspaniała możliwość, ty się wahasz tylko dlatego, że sprawy potoczyły się 

nie tak, jak chciałaś. Zamiast ucieczki, którą planowałyśmy, czeka cię przygoda w nowym świecie, który 

powinnaś była poznać dawno temu. Tak, to wymaga odwagi, ale nigdy dotąd ci jej nie brakowało. Jeśli 

nie postąpisz tak, jak proponuje lord Calthrorpe, pomyślę, że jesteś tchórzem. Naucz się cieszyć 

background image

życiem, które jest ci przeznaczone, moja droga.

Kiedy dotarli do domu sir Jamesa, Adam przedstawił swoją propozycję dotyczącą przyszłości 

Katharine, utrzymując, że  chce  w  ten  sposób wypełnić  obietnicę  złożoną Tomowi  podczas  ich 

ostatniego spotkania.

- Tom tak powiedział? Prosił cię, żebyś zaopiekował się jego siostrą? Powinien tu być i zająć się 

nią sam, nicpoń! Swoją drogą możesz mieć słuszność, Calthrorpe, możesz sieć słuszność. W wojsku 

wykazałeś się rozsądkiem i pewnie wiesz... co robisz - podsumował sir James, po czym zwrócił się 

do pani Calthrorpe. - A co pani o tym myśli? Zna pani świat, w przeciwieństwie do mnie. Co pani na 

to?

-  Nie  może  pan  oczekiwać,  że  będę  w   tej   sprawie  całkowicie bezstronna, sir Jamesie. Będę 

niezmiernie zobowiązana, jeśli zgodzi się pan, żeby Katharine dotrzymała mi towarzystwa. Skoro 

jednak pan pyta... - Zawahała się.

- O co chodzi?

- Katharine spędziła całe życie w Herriards. Nie chcę nikogo urazić, ale czy zastanawiał się pan 

nad tym, co powiedzieliby ludzie, gdyby pan tak chętnie dał swoją zgodę na jej ślub z synem pana 

Payne'a?

Sir James wyprostował się w fotelu.

- Jak to? - spytał chłodno.

Pani Calthrorpe spokojnie kontynuowała:

- Pokusa ściągnięcia majątku z powrotem do Herriards musi być silna zwłaszcza dla pana Payne'a, 

toteż pragnienie ożenienia syna z dziedziczką fortuny Payne'ów wydaje się całkiem rozsądne. Swoją 

drogą,  dziwne, że  ta myśl nie przyszła do głowy dziadkowi Katharine. Może dlatego, że nie ufał 

kuzynom?  Nie wiadomo. A jak potraktuje to świat? Żyje  pan trochę na uboczu, może więc nie 

przyszło panu do głowy, że młode, dobrze urodzone i bogate damy, takie jak Katharine, przed ślubem są 

zwykle wprowadzane do towarzystwa. Sir Jamesie, Katharine naprawdę nie powinna wychodzić za 

mąż, zanim nie pozna wielkiego świata.

- Ha! O tym nie pomyślałem. Ma pani słuszność, madame, absolutnie. Ale nie możemy tego 

zrobić,

- Czemu nie, sir Jamesie?

- Widzi pani przed sobą chorego człowieka, pani Cal-thorpe. - Sir James na powrót zapadł się w 

fotel. - Gotów  jestem przysiąc, że stary Armitage nie jest w lepszym stanie  mimo kuracji w Bath. 

Jakim sposobem któryś z nas miałby zająć się zatrudnianiem przyzwoitek, wizytami u krawcowych, 

modystek i Bóg wie, kogo jeszcze? - Upił łyk wina i usadowił się wygodniej. - Wykluczone!

Katharine podchwyciła skwapliwie:

- W takim razie...

background image

Pani Calthorpe nie pozwoliła jej dokończyć.

- Jeśli to jedyna trudność — powiedziała pogodnie - w takim razie łatwo ją przezwyciężyć. Bardzo 

bym chciała wprowadzić Katharine do towarzystwa. My, kobiety, wie pan, uwielbiamy wizyty u 

krawcowych, kupowanie rękawiczek,  szali i tak dalej. Z tym nie będzie problemu, zapewniam. 

-Zawiesiła głos. - Hm... Katharine będzie potrzebowała znacznie większej pensji.

- Dziwne. - Sir James pokręcił głową. — Nie da się zrozumieć upodobań kobiet. Jednakże, jeśli 

pani naprawdę mówi szczerze, madame, i jest pani gotowa znieść cały ten zamęt, nie musi się pani 

martwić   o   pieniądze.   Proszę   przysyłać  wszystkie   rachunki   do   mego   plenipotenta.   On   się   nimi 

zajmie. Zapewne tu obecny syn pani również będzie się o nią troszczył, prawda? No, no, no! - 

Uśmiechnął się dobrotliwie do podopiecznej. - Spodziewam się, że jesteś mi wdzięczna, panienko?

Katharine otworzyła usta.

- Nie wysłuchał pan jeszcze, co ja...

- Naturalnie, sir. Wprost zaniemówiła z wdzięczności -wtrąciła stanowczo pani Calthorpe.

- Chciałam tylko... - zaczęła znów Katharine.

- .. .uzyskać pańskie pozwolenie na podróż z nami. Zamierzamy wyruszyć do Dorking za dzień 

lub   dwa.   To   takie   posłuszne   dziecko   -   weszła   jej   w   słowo   pani   Calthorpe,   karcąc   wzrokiem 

Katharine i uśmiechając się słodko do sir Jamesa.

Ponieważ   „posłuszne   dziecko"   najwyraźniej   miało   ochotę  się   spierać,  Adam   uznał,   że   czas 

kończyć wizytę. Sir James, zadowolony, że tak łatwo rozwiązał problem Katharine, z chęcią zgodził 

się na jej rychły wyjazd do Dorking, razem z obojgiem Calthorpe'ów. Oczywiście, potrzebna była 

jeszcze zgoda generała Armitage, ale nie było wątpliwości, że jej udzieli.

Z punktu widzenia Adama cały plan miał jedną wadę. Sir  James sądził, zdaje się, że Adam jest 

poważnie zainteresowany jego podopieczną. A on, chociaż nie miał na to żadnych dowodów, czuł, że 

pani Calthorpe podtrzymuje to przekonanie. Z jakiegoś niewiadomego powodu uważała Katharine za 

bardzo   atrakcyjną.  Adam   postanowił   mieć   się   na   baczności   przed   planami,   które   knuła   matka. 

Potrafiła   przeprowadzić   swoją   wolę,   zanim   ktokolwiek   zauważył,   co   zamierza.  Ale  tym  razem 

poniesie klęskę. Katharine Payne nie miała żadnej z cech, których szukał u żony. Nawet jej fortuna 

nie mogła go skusić.

Katharine, jak się wydawało, niczego nie zauważyła - była zbyt zajęta kwestionowaniem ostatnich 

ustaleń. Kiedy powóz dojeżdżał do domku Tilly, Calthorpe'owie uświadomili sobie, że ona wciąż nie 

daje za wygraną.

- Nie powinnam była tak łatwo się zgodzić. - Z zatroskaną rniną zwróciła się do pani Calthorpe. - 

Co zrobi Tiliy ? Jak mogę ją zostawić samej sobie?

background image

- Jeśli panna Tillyard będzie wiedziała, że jesteś bezpieczna i wszystko u ciebie w porządku, na 

pewno będzie szczęśliwa w swoim małym domku. Dorking nie leży setki mil stąd. Zapytaj ją sama. 

Jeśli zechce nad tobą czuwać, bardzo chętnie zaoferuję jej pokój w Bridge House.

Katharine westchnęła i opadła na poduszki powozu.

- Jest pani taka miła - powiedziała z niejakim smutkiem. - Jak ja się pani odwdzięczę?

- Znajdę jakiś sposób - zapewniła ją pani Calthorpe z błyskiem w oku. - Daj mi tylko czas.

Wszyscy się zgodzili, że wyjazd Katharine należy do ostatniej chwili utrzymać w tajemnicy przed 

Henrym   Payne'em.   Gdyby   znał   jej   plany,   z   pewnością   znalazłby   sposób,  by   ją   zatrzymać. 

Postanowili   działać   z   zaskoczenia.   Umówili  się,   że   Katharine   spakuje   niewielki   sakwojaż   z 

najpotrzebniejszymi   rzeczami,   a  Adam   wraz   z   matką   po   prostu   przyjadą   po   nią   w   drodze   z 

Basingstoke do Dorking. Później tego dnia poślą kogoś po resztę rzeczy Katharine, a panna Tillyard 

dopilnuje wysyłki.

Guwernantka, zapytana, co chciałaby robić, czule ucałowała Katharine i powiedziała:

- Na razie wolałabym zostać w swoim domku, Katharine, moje dziecko. Zobaczymy, co wyniknie z 

twojej wyprawy do  Londynu. Może wówczas zmienię zdanie. Tymczasem będę całkiem szczęśliwa, 

mieszkając tutaj. Mam tyle do zrobienia.

Dzień wyjazdu nadszedł mniej więcej za tydzień. Adam  przyjechał do Herriards z samego rana i 

oświadczył, że chce się widzieć z panem Payne'em. Z początku Henry był uosobieniem życzliwości, 

ale kiedy się dowiedział, że Adam przyjechał po Katharine, najpierw twierdził, że nie ma jej w domu, 

a potem, że jest chora.

- Poza tym, nawet gdyby czuła się dobrze, lordzie Calthorpe, żadną miarą nie mógłbym zgodzić 

się   na   tak   szalony  pomysł.   Jak   to?   Pozwolić   panu,   pod   wpływem   kaprysu,   zabrać   kuzynkę   z 

jedynego domu, jaki zna? Wyrwać ją z kręgu tych, którzy uważają się za jej opiekunów i przyjaciół? 

Nie i jeszcze raz nie! Znam swoje obowiązki. Katharine jest dziedziczką znacznej fortuny i dotąd nie 

bywała w świecie. Potrzebuje ochrony przed tymi, którzy mogliby ją wykorzystać.

- Mam rozumieć, że pan mnie do nich zalicza? - Adam mówił spokojnie, ale coś w jego głosie 

sprawiło, że Henry Payne cofnął się o krok i pospiesznie zaprzeczył, jakoby czynił takie sugestie.

-   Nie,   nie!   Źle   mnie   pan   zrozumiał,   lordzie   Calthorpe.   Jestem   pewien,   że   powodują   panem 

najszczersze motywy. Pańska przyjaźń z jej bratem, na przykład. Niezależnie od tego, jak dobrymi 

byliście przyjaciółmi, naprawdę nie musi się pan obawiać o jego siostrę, sir! Nie jest, jak pan zapewne 

myślał, sama na świecie. W końcu jestem jej opiekunem.

- Zaskoczył mnie pan - zauważył Adam uprzejmie. -Zdawało mi się, że opiekunami panny Payne 

są sir James Farrow i generał Armitage.

background image

Henry Payne spojrzał na niego złowrogo, opanował się jednak i posłał gościowi wielkoduszny 

uśmiech.

-

Powinienem był powiedzieć, że oni mnie uważają za opiekuna - wyjaśnił. - Jej prawdziwi 

opiekunowie są w podeszłym wieku. Wiedzą, że mogą mi ufać i że zajmę się nią tak, jakby była moją 

córką, więc chętnie scedowali swoje  obowiązki na mnie. Lordzie Calthorpe, obawiam się, że  w 

imieniu opiekunów Katharine muszę odmówić pańskiemu uprzejmemu zaproszeniu. Nie mogę jej 

pozwolić na wyjazd z panem.

Adam przezornie zaopatrzył się w list od sir Jamesa. Teraz podał go w milczeniu gospodarzowi.

-  Co   to   jest?   -   Henry  Payne   przeczytał   list   dwukrotnie.  Kiedy  w  końcu  uniósł  głowę,  miał 

złowrogą minę, a maska dobroduszności znikła. - Co pan próbuje zrobić, Calthorpe? Chodzi o 

pieniądze, czy tak? Pieniądze Payne'ów, moje pieniądze, gdyby wszystko odbyło się jak należy! 

Zamierza pan uprowadzić dziedziczkę i sam się z nią ożenić, prawda?

- Naturalnie pan tak myśli - odparł Adam, dając w ten sposób wyraz niechęci, jaką czuł wobec 

tego mężczyzny. -Jednakże nie jest to moim celem. Ja tylko odwożę damy do Dorking. Moja matka, 

która czeka w powozie przed domem,  zaprosiła pannę Payne do siebie na dłuższy czas, a pańska 

kuzynka   przyjęła   zaproszenie.   Bardzo   możliwe,   że   moja   matka   postąpi   zgodnie   z   życzeniem 

opiekunów panny Payne i w przyszłym roku wprowadzi ją do towarzystwa.

Henry Payne parsknięciem wyraził swoje zdanie na ten temat. Adam uniósł brwi.

-  Doprawdy?   Rozczarował   mnie   pan.   Można   byłoby   pomyśleć,   że   pan   i   pani   Payne,   jako 

samozwańczy   opiekunowie  Katharine,   będą   zachwyceni,   że   zostanie   zaprezentowana  w 

towarzystwie bez jakiegokolwiek wysiłku z waszej strony. Na szczęście nie ma potrzeby się nad tym 

zastanawiać -wszystko zostało ustalone. Dalsza rozmowa byłaby stratą  czasu. Gdzie jest panna 

Payne? Zapewniała mnie, że będzie gotowa. Ach! Oto i ona.

- Moja kuzynka nie musi być nikomu przedstawiana! -rzekł Henry Payne, nie kryjąc irytacji. - 

Wyjdzie za mąż za Waltera. Wyjdzie za niego lada dzień. Nie pozwolę ci jej stąd zabrać, słyszysz?!

- Musisz wiedzieć, że to nieprawda, wuju Henry - powiedziała stanowczo Katharine, wchodząc do 

pokoju. Trzymała w ręku niewielki sakwojaż i miała na sobie podróżny strój. - Myślę, że lord 

Calthorpe wyjaśnił sytuację. Nie możemy pozwolić na to, by jego matka czekała. - Adam patrzył z 

podziwem, jak mówiła, bez śladu ironii w głosie: - Muszę ci podziękować za to, że dałeś mi dach nad 

głową przez ostatnie kilka miesięcy. Przekaż, proszę, moje najlepsze życzenia pozostałym członkom 

rodziny.   Żałuję,   że   nie   miałam   okazji  zrobić   tego   osobiście   -   są   jeszcze   w   swoich   pokojach. 

Przewoźnik zabierze resztę moich rzeczy dziś po południu. - Spojrzała na Adama, który wziął od 

niej sakwojaż, skłonił się Henry'emu Payne'owi i odprowadził ją do powozu.

Henry Payne stanął w drzwiach.

_

- To jeszcze nie koniec! - zawołał, z twarzą wykrzywioną gniewem. - To zwykłe porwanie!

background image

Przy drzwiach powozu stał stajenny. Pani Calthorpe wyglądała przez okienko, czekając na swego 

gościa. Katharine zatrzymała się i odwróciła.

- Jedyne   porwanie,   jakiego   kiedykolwiek   się   bałam   -   powiedziała   z   drżeniem   w   głosie 

odzwierciedlającym głębię jej uczuć - to kiedy groziliście mi ty i twój syn. Żegnam, sir!

Wsiadła do powozu, za nią Adam. Stajenny zamknął drzwiczki i zajął miejsce z tyłu. Stangret 

strzelił z bata, konie powoli ruszyły i rozpoczęła się podróż Katharine ku nowemu życiu.

Od Dorking dzieliło ich jakieś czterdzieści mil, a dzień  był krótki. Adam na wszelki wypadek 

zarezerwował pokoje  w zajeździe „Pod Kitą" w Famham, mniej więcej w połowie drogi, i dobrze 

zrobił,   bo   kiedy   powóz   wjechał   na   główną  ulicę   sympatycznego   miasteczka,   zapadał   zmrok. 

Katharine miała nadzieję zobaczyć zamek, który był niegdyś siedzibą  biskupów Winchester, ale 

ujrzała tylko niewyraźne zarysy potężnej budowli w górze szerokiej ulicy na lewo i już dojechali do 

zajazdu.

„Pod Kitą" czekało ich serdeczne przyjęcie. Szybko wskazano im pokoje, a służące biegały tam i z 

powrotem,   dokładając   starań,   by   gościom   było   ciepło   i   wygodnie.   Obydwie  damy   chętnie 

skorzystały   z   możliwości   krótkiego   odpoczynku   po   pełnym   napięcia   wyjeździe   z   Herriards,   a 

następnie dwudziestomilowej podróży. Odświeżywszy się, zeszły na dół na kolację. Pora roku nie 

sprzyjała podróżom i choć Farnham leżało przy głównej drodze do Winchester, w zajeździe były 

wolne pokoje. Niemniej panował tu hałas  i krzątanina - wyglądało na to, że w największej sali 

odbywa się jakaś  uroczystość - toteż  Adam ze  swoimi  towarzyszkami  z   zadowoleniem  przyjęli 

możliwość skorzystania z osobnej jadalni.

Smacznego jedzenia było w bród, ale Katharine nie miała apetytu. Czuła się wyczerpana, zarówno 

emocjonalnie, jak i fizycznie. Reakcja na miesiące napięcia dała o sobie znać.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Adam domyślił się, co się z nią dzieje. Widywał te same oznaki u swoich podkomendnych po 

szczególnie zaciętej walce. Podał jej kieliszek wina i polecił wypić do dna.

-   Radzę   posłuchać   mojej   rady   i   pójść   zaraz   do   łóżka   -powiedział.   -   Jutro   wszystko   będzie 

wyglądało zupełnie inaczej. Zobaczy pani.

Katharine była zbyt wyczerpana, by się sprzeciwiać. Przeprosiła towarzystwo i powoli poszła na 

górę, zostawiając w jadalni Adama z matką.

Gdy tylko znalazła się w swoim pokoju, ogarnął ją niepokój i nie mogła się odprężyć. Choć padała 

z  nóg,  pomysł  rozebrania się i położenia do łóżka zupełnie do niej nie przemawiał. Odprawiła 

służącą   i   usiadła   przy   oknie.   Brakowało  jej   Toma   bardziej   niż   kiedykolwiek.   Nic   nie   mogło 

przywrócić tych dni pełnych słońca i śmiechu w Herriards, kiedy  oboje byli dziećmi. Teraz, gdy 

zostawiła za sobą wszystko, co dzielili, dawne życie wydało jej się szczególnie drogie.

Gwałtownie wstała z miejsca. Tak nie można! Katharine  Payne nie była mazgajem, słabeuszem 

opłakującym coś, czego już mieć nie może. Czas zacząć nowe życie, z nowymi  przyjaciółmi i 

nowymi zainteresowaniami. Herriards nie było już oazą szczęśliwych snów. Było miejscem strachu, 

koszmarów. Powinna dziękować swojej szczęśliwej gwieździe,  że w końcu udało jej się stamtąd 

uciec. Może należało też podziękować Adamowi Calthorpe'owi.

Zagadkowy człowiek z niego. Czy nigdy nie tracił panowania nad sobą? Choć była dla niego 

wyjątkowo   nieuprzejma,   zachował   spokój.   Henry   Payne   go   obraził,   a   mimo   to  ord   Calthorpe 

pozostał dżentelmenem. Na pewno potrafił się bić; w przeciwnym razie nie udałoby mu się odnieść 

takich sukcesów w wojsku. Ale nie miała na to dowodów, pomijając pewną oficerską arogancję, która 

niepomiernie ją irytowała.

Poza tym był tak obojętny, tak cierpliwy, tak chłodny. Jakże niepodobny do matki. Pani Calthorpe 

była uosobieniem impulsywności i ciepła i Katharine od razu ją polubiła. W przeciwieństwie do jej 

syna. Jakże się różnił od Toma - roześmianego, impulsywnego. Serce jej zamarło, kiedy uświadomiła 

background image

sobie, że znów wraca myślami do Toma.

Tak być nie może! W ten sposób nigdy nie uda jej się zasnąć. Z rozpaczą wyjrzała przez okno. 

Księżyc w pełni srebrzył ulice i domy naprzeciwko. Zamek wyglądałby w tym świetle jak z bajki. 

Podjęła decyzję. Chwyciła pelerynę, niewiele myśląc, zbiegła po schodach i bocznymi drzwiami 

wymknęła   się   na   dwór.   Ulica   prowadząca   do   zamku   była   parę   kroków   stąd.   Może   odrobina 

księżycowej magii zdołają uspokoić, ułatwi zaśnięcie.

Zamek w świetle księżyca był dokładnie taki, j ak go sobie wyobrażała: widowiskowy, baśniowy, 

jak ze snu. Katharine  stanęła przy końcu ulicy, pogrążona w rozmyślaniach. Przebudzenie było 

przykre. Czyjeś ręce chwyciły ją wpół i poczuła odór brandy.

- No, no! Co my tu mamy? Szukasz towarzystwa, kochanie?

Głos należał do mężczyzny, i to pijanego. Musiał być jednym z gości w głównej sali.     

 - To jakaś pomyłka.

- Nie ma potrzeby udawać wstydliwej, dziewczyno! Co innego miałabyś robić o tej porze, sama na 

mieście? Chodź tutaj! - Przyciągnął ją bliżej. Katharine zdołała uwolnić się z jego uścisku i, uznając, 

że odwaga winna iść w parze z rozwagą, chciała biec w kierunku zajazdu. Niestety, młody człowiek 

miał towarzysza, równie pijanego, który złapał ją, gdy tylko się odwróciła, i przyciągnął z powrotem 

do   przyjaciela.   Katharine  wpadła   w   panikę.   Zapomniała   o   dyskrecji   i   zaatakowała   na  oślep, 

zaciśniętymi   pięściami,   tak   jak   uczył   ją   Tom.   Trafiła  jednego   prosto   w   twarz.   Szok   i   ból 

doprowadziły go do szału, toteż zamiast ją puścić, przestał się śmiać i wziął odwet. Katharine nie 

była w stanie ich powstrzymać. Jeden z napastników z miejsca ją uderzył, przytrzymał, a drugi 

szykował się do rewanżu. Miotała się rozpaczliwie. Zamknęła  oczy. Wtem usłyszała głos, który 

ledwie  rozpoznała,  mówiący  z  wściekłością:  „Zostawcie  ją,  łotry!",   a  trzymający  ją  mężczyzna 

poleciał do tyłu i zwalił się jak długi na bruk.

Silne ramię mignęło tuż przy jej uchu. Katharine usłyszała chrzęst, kiedy pięść dosięgła celu. Drugi 

z   napastników   zatoczył   się   do  tyłu,   trzymając   się   za   szczękę.   Gdyby  nie   była   tak  przerażona, 

zrobiłoby jej się go żal. Odwróciła głowę. Za nią stał lord Calthorpe na rozstawionych nogach, 

pocierając knykcie.

- Nic się pani nie stało?

Skinęła głową, na co się rozejrzał, gotów  znów  skupić się  na   napastnikach.   Oni  tymczasem 

rozsądnie zniknęli.

- Pomóc pani dojść do zajazdu?

Katharine   przecząco   pokręciła   głową,   wciąż   nie   będąc  w stanie wydobyć  z siebie głosu. W 

milczeniu wrócili do zajazdu i dotarli do jej pokoju.

Wówczas powiedziała cicho:

- Dobranoc panu.

background image

- O, nie, panno Katharine Payne! Nie wywinie się pani rak łatwo! - Lord Calthorpe wepchnął ją 

do pokoju i zamknął drzwi.

- Co... co pan robi? - spytała nerwowo.

- Proszę się nie obawiać, nie zamierzam nastawać na pani cnotę- burknął zjadliwie. - Chcę tylko 

bez świadków spytać, co, do diabła, pani sobie wyobrażała? Szukała pani przygód?  To dlatego 

pożegnała się pani z nami tak wcześnie?

Katharine kipiała z wściekłości.

- Oczywiście, że nie! Jak pan śmie sugerować coś...

-  Nieważne. Znalazłaby pani więcej, niż się pani spodziewała, proszę mi wierzyć. W dodatku 

postanowiła pani zlekceważyć mądrą radę, którą pani kiedyś dałem.

- Która to była? - spytała Katharine buntowniczo.

-  Nie uderzać mężczyzny, kiedy panią atakuje. Wołać o pomoc, uciekać, ale nie odpowiadać 

ciosem na cios. Na pewno pani przegra.

Zebrała resztki godności i odparła odważnie:

-  Zapewniam pana, że nie zamierzałam szukać przygód,  ja tylko wyszłam na spacer. Chciałam 

zobaczyć za...

-  Spacer! - wybuchnął lord Calthrorpe. Po chwili przystąpił do wyrażania, płynnie i z emfazą, 

pogardy dla jej inteligencji, całkowitego braku instynktu samozachowawczego i wreszcie faktu, że 

nie pomyślała o jego matce, nie mówiąc o nim samym.

-  Znajduje   się   pani   pod   naszą   opieką,   panno   Payne,   ale  jak   możemy   chronić   kogoś   tak 

nierozsądnego? Jak, do licha, moja matka ma sobie poradzić z taką głupotą?

Katharine  była  zła  i  zawstydzona.  Nie  chciała  tego  przyznać,   ale   miał   rację.   Zachowała   się 

głupio. Przemknęło jej przez głowę, że może zrzeknie się opieki nad nią i odeśle ją do Hampshire, 

toteż powiedziała ze smutkiem:

- Nie musi pan mówić nic więcej. Zachowałam się niemądrze. Teraz to widzę. Pewnie to dlatego, 

że nie jestem przyzwyczajona do miasta, choć to mnie nie usprawiedliwia. Ja... wstydzę się. Jestem 

wdzięczna, że przyszedł mi pan z pomocą.       

Lord Calthrorpe przyjrzał się jej uważnie.

- To do pani niepodobne. Na pewno nic się pani nie stało? Proszę pozwolić, że sam sprawdzę. - 

Ujął ją pod brodę i obrócił twarz do światła świecy. - Paskudne stłuczenie. Dlaczego nie powiedziała 

pani, że panią uderzył? Mój Boże, powinienem był bardziej dołożyć tym brutalom.

- Nie wydaje się, żeby było to możliwe. - Katharine spróbowała się uśmiechnąć i skrzywiła się z 

bólu.

-  Proszę   usiąść   tutaj,   przy   świetle!   -   Głos   brzmiał   rozkazująco,   ale   dłonie   były   delikatne. 

Pozwoliła, by obejrzał jej twarz. - Tylko to stłuczenie na policzku. A co z resztą?

background image

-  Nie zdążyli wyrządzić mi szkody. Pojawił się pan niemal natychmiast po tym, jak zaczęli. 

Wszystko w porządku, z wyjątkiem tego stłuczenia.

- Dzięki Bogu. Miała pani więcej szczęścia niż rozumu.

- Wiem - przyznała, starając się nie żywić do niego urazy za ten ton.

Spojrzał na nią.

- Jest pani odważna, Kate Payne, przyznaję, i równie lekkomyślna jak Tom. Widzę, że będziemy 

musieli nauczyć panią rozsądku. Ale dość o tym. Ten policzek musi panią boleć jak diabli. Coś na to 

znajdę.

Zniknął, a po chwili wrócił równie dyskretnie, jak wyszedł, z niewielką butelką.

- Arnika - wyjaśnił. - Zapobiegnie najgorszemu. Przyniosłem też krople, Moja matka bierze je od 

czasu do czasu, kiedy nie może zasnąć.

- Nie wydaje mi się...

- Proszę się nie spierać, panno Payne. Proszę po prostu zrobić, co mówię. Przemyję to stłuczenie i 

poczekam, aż pani weźmie krople. Zdąży się pani rozebrać po moim wyjściu.

- Cóż za ulga - zauważyła buntowniczo Katharine. - Zaczynałam się obawiać, że zamierza się pan 

zająć wszystkim.

Uśmiechnął się.

-  Widzę, że nastrój się pani poprawił. Mam przysłać służącą do pomocy?  A może ja odepnę 

odpowiednie haftki, zanim wyjdę?

Wolałabym służącą, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu - powiedziała pospiesznie.

- Dobrze. W takim razie proszę to wypić. - Wpuścił jedną czy dwie krople do szklanki z wodą. 

Katharine zawahała się, ale patrzył na nią dotąd, aż wypiła. - A teraz poszukam służącej. Dobranoc, 

panno Payne.

Służąca wyglądała na lekko zdziwioną, ale Katharine była zbyt zmęczona, by to zauważyć. Mimo 

obolałego policzka uśmiechała się, zasypiając. Pomyliła się. Wzburzony, Adam Calthorpe wcale nie 

był zimny. A ten cios naprawdę mu się udał; nawet Tom nie poradziłby sobie lepiej.

Rano   pani   Calthorpe   aż   krzyknęła   na   widok   policzka   Katharine,   który  tymczasem   zrobił   się 

fioletowy.

Masz podbite oko! Moje dziecko, jak to się stało?

Na twarzy Katharine szkarłat zmieszał się z fioletem. Zawahała się. Na szczęście Adam przyszedł 

jej z pomocą.

- Pewnie panna Payne uderzyła głową o słupek - powiedział. - O mały włos i mnie przytrafiłoby 

się to samo, belki w naszych pokojach są bardzo nisko. Czy to się stało w nocy? - Katharine skinęła 

głową. - W takim razie, choć wygląda paskudnie - tak jest, musi mi pani wybaczyć, że to powiem - 

background image

to dobry znak, że tak szybko zmienił kolor. Za dzień

czy dwa zniknie bez śladu. A jak tobie się 

spało, mamo?

- Och, w zajeździe panowało takie zamieszanie, że przed snem wzięłam kropelki. Wiesz, że zawsze 

śpię po nich bardzo mocno. Nie musisz tak na mnie patrzyć, Adamie! Ostatnio naprawdę bardzo 

rzadko je biorę. Nawet nie jestem pewna, gdzie je zostawiłam ubiegłej nocy. Nie było ich na moim 

nocnym stoliku, kiedy się obudziłam.

- Może postawiłaś je na umywalni?

- Może. Adamie, nie byłeś zbyt miły dla Kate. Ona nie  jest jednym z twoich żołnierzy, wiesz, 

tylko kruchą dziewczyną. Spójrz na nią, wystarczyłby podmuch wiatru, by ją porwać. Masz siłę do 

dalszej podróży, moja droga? Możemy spokojnie spędzić tu dzień, a przy okazji zwiedzić zamek.

- Myślę, że panna Payne ma dość Farnham, mamo. Zapewne wolałaby jechać do Dorking. Ja w 

każdym razie na pewno.

Katharine, po raz pierwszy odkąd poznała Adama, w pełni się z nim zgadzała.

Przyjechali do Bridge House, kiedy słońce oblewało świat blaskiem późnego popołudnia. Katharine 

na widok rezydencji wpadła w zachwyt. Dom był z cegły, bladoróżowego koloru, otoczony parkiem, 

który opadał ku rzece. O tej porze roku niewiele drzew miało liście, niemniej dawało się dostrzec, 

że zostały posadzone przez artystę. Od rzeki przekonano niewielki kanał, tworząc staw, a kiedy 

powóz jechał wzdłuż jego brzegu w kierunku domu, Katharine jak urzeczona patrzyła na pardwy i 

łyski, kaczki i łabędzie na okolonej trzcinami wodzie. Bliżej domu krzewy i kwietniki otaczały 

tarasowy trawnik, na którym rosły pojedyncze okazy drzew. Rozplanowanie domu i otaczających go 

terenów nie służyło uzyskaniu wrażenia dostojeństwa i sztywności, za to wystawiało świadectwo 

wyobraźni i gustom właścicieli.

- Podoba ci się, Kate? - spytała pani Calthorpe z zadowoloną miną.

- Jest piękny! Och, doskonałe rozumiem, dlaczego chciała pani spędzić Boże Narodzenie w Bridge 

House. Prawdę mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, jak udało się pani wytrzymać tyle czasu z dala 

od domu. 

- Wyznaję, że cieszę się z powrotu. Wiążę wielkie nadzieje z Calthorpe, domem Adama w pobliżu 

Bath, jak tylko zostanie zamieszkany i otoczony opieką, na jaką zasługuje, ale mój szwagier nigdy 

nie wydawał nań więcej, niż musiał, toteż na razie wywiera dość przygnębiające wrażenie. Adam już 

dokonał   cudów   z   ziemią.   Kiedy  się  ożeni,   przyjdzie   czas  na  zajęcie  się  domem.  Ja  i mój   mąż 

zrobiliśmy tak tutaj i chyba niezłe nam poszło.

Adam nie słuchał. Jego uwagę przyciągnęło stado jeleni, które pojawiło się na lewo od domu.

background image

- Ten   twój   przeklęty   zarządca,   mamo!   Nie   pilnuje   ludzi  jak   należy.   Jelenie   nie   powinny 

podchodzić pod sam dom. Pewnie rowy nie są oczyszczone jak trzeba. Co ten Frenton sobie myśli, 

że za co mu płacimy?

Katharine oparła się wygodnie o poduszki i przyglądała się mu ukradkiem. Mówił stanowczo, lecz 

zarazem rozsądnie, bez niepotrzebnego zacietrzewienia. Może jednak ostatni wieczór był nietypowy, 

może   zazwyczaj   bywał   właśnie   taki  -   spokojny,   zrównoważony,   nieporuszony.  W  połączeniu   z 

pewnością siebie było to dość irytujące. Jakim byłby mężem? Naturalnie był wyjątkowo dobrą partią; 

nawet ona, choć nie wiedziała wiele o świecie, była w stanie to stwierdzić. Bogaty, utytułowany, z 

dobrego   domu,   bohater   spod   Waterloo.   W   dodatku   w   niczym   nie   przypominający   staruszka   z 

bokobrodami, którego sobie wyobraziła po otrzymaniu listu, za to naprawdę całkiem przystojny. Bez 

wątpienia   będzie   mógł   przebierać   w   pannach   na   wydaniu,   które   zostaną  wprowadzone   do 

towarzystwa podczas najbliższego sezonu. Lord Calthorpe może był trochę zbyt pewny siebie jak na 

jej gust, możliwe jednak, że na wielu dziewczętach jego władczość zrobi wrażenie. Maniery miał bez 

wątpienia   nienaganne.   Pominąwszy   wybuch   ubiegłej   nocy,   był   nadzwyczaj  uprzejmy,   o   czym 

wiedziała z doświadczenia. Tak, byłby opiekuńczym, uprzejmym mężem. Ale czy byłby zabawny? 

Podniecający? Romantyczny? Namiętny? Raczej nie. W przeciwieństwie do Toma Adam Calthorpe 

nigdy nie wpakowałby się bez zastanowienia w żadną przygodę, nie potrafiła też sobie wyobrazić, że 

kiedykolwiek byłby w stanie stracić głowę dla kobiety.

Jakiej   żony   będzie   szukał?   Z   pewnością   nie   takiej,   która  oczekuje   radości,   podniecenia   czy 

namiętnego romansu. Przyszła lady Calthorpe będzie zapewne blondynką o niebieskich oczach, a 

zostanie wybrana ze względu na predyspozycje i dobre wychowanie; zawsze będzie zdawała się na 

męża, nawet w  sprawach związanych z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Będzie miała 

nienaganne maniery, tak jak on. Nigdy nie będzie robiła psikusów, których nauczył ją brat, pogardzała 

łzami jako oznaką słabości, broniła swego zdania i swoich decyzji. Nigdy nie zakocha się bez pamięci. 

Katharine wyprostowała się gwałtownie. Skąd wzięły się te myśli? Jak, na litość boską, doszło do tego, że 

myślała o zakochaniu się bez pamięci? To by dopiero było zabawne, zwłaszcza gdyby w grę wchodziła 

taka zimna ryba jak Adam Calthorpe.

- Co cię tak zaskoczyło, Kate?

-  Zaskoczyło?   Nie...   nie   jestem   zaskoczona,   proszę   pani.  Jelenie   wyglądają   tak   ładnie. 

Wyprostowałam się, żeby je lepiej widzieć.

Pani Calthorpe powstrzymała się od komentarza. Za to Adam się odezwał.

- Proszę je podziwiać, póki pani może. Jutro wrócą tam, skąd przyszły.

background image

Katharine z łatwością zaaklimatyzowała się w Bridge House. Uwolnienie od stresu najwyraźniej 

obudziło w niej  niespożytą energię i wkrótce dobrze poznała dom i okolice. Spędzała sporo czasu w 

towarzystwie pani Calthorpe, zachwycona jej zdolnością do lekkiej konwersacji, w której zawsze tkwił 

głębszy sens. Bardzo się do siebie zbliżyły i wkrótce pani Calthorpe traktowała Katharine jak córkę, nie jak 

gościa. Nazywała ją Kate, przejrzała jej garderobę, uznała, że się nie nadaje, i zabrała ją ze sobą do modniarki, 

u której zamówiły nowe, ładniejsze suknie. Lorda Calthorpe widywano rzadko. Chyba był bardzo zajęty 

porządkowaniem spraw w Bridge House. Znalazł jednak czas, by posłać po faeton i konie Katharine, w tym 

ognistego ogiera, który kiedyś należał do Toma.

- Wspaniała bestia - zauważył Adam - ale nie wiem, co pani z nim zrobi.

- Jak to co? Będę na nim jeździć, naturalnie - odparła zaskoczona tą uwagą Katharine. - Zawsze na nim 

jeździłam, kiedy Tom zostawiał go w Herriards.

- Tutaj nie będzie pani tego robić - powiedział Adam stanowczo. - Ten koń jest nieodpowiedni dla damy.

- Czyżby? - Katharine uniosła podbródek. - Może w takim razie nie uważa mnie pan za damę, sir? 

Zapewniam pana. że Sholto jest dla mnie całkowicie odpowiedni, i zamierzam na nim jeździć. Tak jak przez 

ostatnie cztery lata.

Adam nie wyglądał na przekonanego.

- Tom nie grzeszył rozsądkiem, ale nie mogę sobie wyobrazić, że mógł pozwolić siostrze ryzykować życie 

na takiej bestii.

Katharine roześmiała się.

-

Jedyny powód, dla którego Tom dosiadał Sholta, kiedy  wyjeżdżaliśmy  razem,   był   taki,   że   w 

przeciwnym razie mogłam go pokonać. Nie musi się pan o mnie martwić. Sholto nic mi nie zrobi, znam 

jego sztuczki.

- Niemniej jednak sprawi mi pani przyjemność, jeśli nie będzie pani na nim jeździć podczas 

pobytu tutaj. Polecę któremuś ze stajennych, żeby go wyprowadzał, kiedy nie będę mógł zająć się 

tym sam.

Pani Calthorpe westchnęła. Zdążyła dość dobrze poznać Katharine i wiedziała, że mówienie jej, 

co należy robić, i czego nie, to nie najlepszy sposób postępowania. Nie zmieniła zdania o Katharine 

Payne. Wciąż uważała, że byłaby z niej właśnie taka żona, jakiej jej syn potrzebował, chociaż nie 

była taka pewna, czy on kiedykolwiek to zauważy. Wciąż żywił względem niej bzdurne uprzedzenia, a 

Katharine w jego obecności rzeczywiście nie ujawniała swoich zalet. Spokojne przejęcie władzy 

przez Adama najwyraźniej wyzwoliło w niej najgorsze cechy.

Pani Calthorpe była kobietą, która nie sądziła po pozorach. Katharine Payne miała odwagę i 

charakter, a także kochające, namiętne serce. Mężczyzna, któremu udałoby się je zdobyć, byłby 

prawdziwym szczęściarzem. Jednakże Kate musiała się jeszcze wiele nauczyć. Jej dotychczasowe 

życie było dalekie od ideału, jeśli idzie o przygotowanie do odniesienia sukcesu w towarzystwie. 

background image

Taniec i sposób poruszania  się strój i obyczaje - to wszystko mogła sobie przyswoić dość łatwo 

przez  kilka miesięcy dzielące  ją od rozpoczęcia  sezonu. O wiele trudniejsze będzie nakłonienie 

Katharine, by zachowywała się jak debiutantka. Dziewczyna była zaniedbana, pozostawiona samej 

sobie   na   zbyt   długi   czas.   Zmuszona   okolicznościami   do   opieki   nad   dziadkiem   i   posiadłością, 

nawykła  do  wydawania  poleceń,  nie  do  ich  wysłuchiwania. Adam też przywykł  do wydawania 

rozkazów i oczekiwał, że będą wykonane. Nietrudno było przewidzieć, że tych dwoje będzie się 

często ścierać.

Ku uldze pani Calthorpe, Kate przynajmniej  tym razem nie miała ochoty na spór. Spojrzała na 

Adama, odwróciła się do pani Calthorpe i zaczęła rozmawiać o zatrudnieniu nauczyciela tańca.

W  tygodniach   poprzedzających   święta   życie   płynęło   stosunkowo  spokojnie.  Adam  postanowił 

wybrać się do Londynu, odwiedzić para przyjaciół z wojska, a obydwie damy  spędzały czas na 

nadzorowaniu przygotowań do świąt i dekorowaniu Bridge House.

- Nie potrafię wyrazić, jak się cieszę, że jesteś tu ze mną, Kate - powiedziała pani Calthorpe, kiedy 

okręcały zielonymi girlandami poręcze w sieni. - Tak wiele świąt spędziłam sama, a teraz będę miała 

was oboje, ciebie i Adama.

- Jestem tutaj bardzo szczęśliwa, proszę pani - odparła Katharine - i szczególnie wdzięczna za to, 

że uratowała mnie pani przed Bożym Narodzeniem w Herriards. Nawet gdyby moja ciotka i wuj byli 

najmilszymi ludźmi, jakich można sobie wyobrazić, i tak czułabym się tam nieszczęśliwa. Herriards 

za bardzo przypomina mi Toma.

- Byliście sobie bardzo bliscy.

- Bardzo - potwierdziła Katharine pozornie obojętnym  tonem, który przybierała, rozmawiając o 

Tomie. - Odkąd pamiętam, moja matka zawsze była chora, a po jej śmierci ojciec dużo podróżował. 

Tom i ja mieszkaliśmy w Herriards, a za towarzystwo mieliśmy dziadka i siebie nawzajem. Byłam 

parę lat młodsza od Toma i byłam dziewczynką. Pewnie wielu braci nie zwracałoby na mnie uwagi, 

ale nie Tom. Traktował mnie jak młodszego brata i wszystko robiliśmy razem. - Przerwała pracę. - 

Kochaliśmy się, ale ciągle się kłóciliśmy. Chyba w pewnym sensie ze sobą rywalizowaliśmy. Tom 

zawsze chciał wygrywać i ja też. Dziadek często się z nas śmiał.

- Czy kiedykolwiek troszczył się o ciebie ktoś starszy? Ktoś, kto nauczyłby cię, jak sobie radzić 

w świecie?

-  Miałam   pannę   Tillyard.   Kiedy   ojciec   umarł,   a   Tom   pojechał   do   Eton,   dziadek   zatrudnił 

opiekunkę.  Nie  wytrwała   nawet  miesiąca.  Dziadka   irytowały  jej   humory,  jak  mówił.  Nie  lubił 

obcych w domu, zwłaszcza odkąd zachorował.

- Nigdy nie zostałaś zaprezentowana w towarzystwie?

- Zwykle byłam potrzebna w domu. A dziadek, nawet kiedy jeszcze był w dobrym zdrowiu, nie 

background image

lubił składać wizyt.  - Katharine spojrzała wyzywająco na panią domu. - Było mi to obojętne. Nie 

miałam wiele do powiedzenia młodym ludziom, których znaliśmy, i nigdy nie spotkałam nikogo, 

czyje towarzystwo odpowiadałoby mi bardziej niż towarzystwo Toma.

Pani Calthorpe przytaknęła i wyglądało na to, że skupia się na układaniu gałązek. Ale była zła. 

Kate miała tak nikłe oparcie w bliskich. Stary pan Payne ignorował potrzeby wnuczki i myślał tylko 

o własnej wygodzie i spokoju. Nie zadał sobie trudu, żeby wyznaczyć Kate innych opiekunów, choć 

musiał wiedzieć, że jego przyjaciele są za starzy na powierzone im zadanie. Nie raczył zapewnić jej 

odpowiedniej towarzyszki, kobiety, która przygotowałaby ją na debiut towarzyski. Panna Tillyard 

była bez wątpienia doskonałą guwernantką i dobrą przyjaciółką, ale nie nadawała się do takiej roli.

Chociaż Tom Payne był przyjacielem jej syna, zdaniem pani Calthorpe był takim samym egoistą 

jak jego dziadek. Powinien był zajmować się posiadłością podczas choroby

dziadka, zamiast obarczać tym siostrę. Co więcej, wiedząc, co się stanie, jeśli zginie, nie powinien 

był ryzykować życia w tej ostatniej kampanii.

No cóż, pomyślała pani Calthorpe, ostatnie parę lat, odkąd Adam opuścił dom, a mąż umarł, nie 

było zbyt wesołe. Często zastanawiała się, co począć ze swoim życiem. Teraz, dzięki obietnicy Adama 

złożonej Tomowi Payne'owi, znalazła nowy cel, w dodatku przyjemny i dający satysfakcję. Mogła 

otoczyć   Katharine   Payne   opieką   i   troską,   których   dotychczas   jej   brakowało.   To   dziecko 

prawdopodobnie z początku nie przyjmie tego chętnie - nie miała pojęcia, co straciła. Nie będzie winą 

pani Calthorpe, jeśli jej protegowana nie stanie się jedną z gwiazd najbliższego sezonu. Poza tym 

zawsze pozostawała nadzieja, że z czasem jej syn nauczy się cenić tę dziewczynę tak jak jego matka.

Adam wrócił z Londynu trzy dni przed Bożym Narodzeniem z mnóstwem pakunków. Przywiózł 

też ze sobą zaproszenie od sąsiadów na wieczorne przyjęcie w Wigilię.

- Na Bond Street spotkałem sir Johna. Bardzo nalegał, mamo. Chyba dobrze zrobiłem, przyjmując 

jego zaproszenie?

- Och. Jak to miło z jego strony - powiedziała pani Cal-thorpe beznamiętnie. Widząc zaskoczenie 

syna jej  reakcją,  zebrała  się w   sobie  i  dodała  z  większym  entuzjazmem:   -Mój drogi chłopcze, 

oczywiście, że dobrze zrobiłeś. Nie mogłeś odmówić. Ze względu na Kate cieszę się, że pojedziemy 

w gości. Od przyjazdu prawie nie wychodziła z domu, wyjąwszy parę wypraw do Guildford. No i 

konne przejażdżki,  naturalnie, ale trudno to uznać za wyjścia. Kate, moja droga,  musisz włożyć 

którąś z nowych sukien. Państwo Redshaw  lubią ceremonie zwłaszcza od czasu, kiedy ich córka 

wyszła za arystokratę. Kto jeszcze u nich będzie, Adamie? Czy Julia jest teraz u rodziców?

- Tak mi się zdaje. Razem z mężem. Towarzystwo będzie zapewne dość liczne.

Katharine wyglądała na zdenerwowaną. 

background image

- Nie sądzę, że państwa przyjaciele chcą mnie widzieć u siebie. Pani i pani syn macie z nimi tyle 

tematów   do   rozmowy,   a   ja   będę   tylko   przeszkadzać.   Proszę,   wytłumaczcie   mnie   przed   lady 

Redshaw.

- Co to za bzdury? Oczywiście, że musi pani z nami jechać - powiedział Adam żywo. - Mówiłem 

sir Johnowi, że mieszka pani u nas. Spodziewa się, że panią pozna.

- A więc będzie musiał poczekać  - odparła Kate  z uporem. - Nie jestem jeszcze gotowa na 

poznawanie kogokolwiek. Przed przyjazdem tutaj uprzedzałam, że nie lubię towarzystwa.

-   Och,   Kate,   moja   droga,   proszę,   nie   zawiedź   mnie.   -Pani   Calthorpe   spojrzała   na  Adama 

ostrzegawczo, podeszła i  wzięła Kate za rękę. - Tak chciałam zobaczyć cię w nowej sukni, tej z 

brązowymi atłasowymi wstążkami. I byłaby to doskonała okazja do przećwiczenia dobrych manier, 

o których mówiłyśmy, wiesz. Twoje pierwsze wyjście. Nie musisz się przejmować Redshawami. Nie 

są tacy ważni, chyba że we własnych oczach. Nigdy nie bywają w Londynie. - Widząc, że Katharine 

wciąż się waha, spytała: - Chodzi o Adama? To on cię wystraszył?

Katharine zareagowała natychmiast.

- Wystraszył? Oczywiście, że nie. Co za pomysł. Tylko... Cóż, jeśli pani chce, żebym tam poszła, 

w takim razie dobrze - powiedziała z niejaką desperacją.

- Świetnie. W takim razie ustalone. Chyba nie ma czasu, by coś z tego uszyć. - Adam przyniósł 

pakuni i położył je przed matką. - Poza tym wygląda na to, że panna Payne już ma się w co ubrać.

- Adamie! Co nam przywiozłeś? - zawołała matka, zaczynając rozwijać pierwszy z nich. Na widok 

srebrnoszarego jedwabiu wydała okrzyk zachwytu. - Na pewno francuski!

- Prosiłem Iva, żeby przywiózł z Paryża trochę jedwabi dla was obu. Mam nadzieję, że się wam 

spodobają.

- Przepiękne! - Teraz uniosła kupon bladozłotej tafty. -Spójrz, Kate. Ten będzie idealny dla ciebie.

- Dla mnie? - Katharine popatrzyła na Adama z zaskoczeniem. - Prosił pan przyjaciela, żeby 

przywiózł to dla mnie?

- Proszę się tak nie dziwić, panno Payne. Tom na pewno często robił to samo.

- Nie, nigdy. - Katharine z wahaniem dotknęła delikatnego materiału. - Nie wydaje mi się, że 

kiedykolwiek wpadł na ten pomysł. - Uniosła głowę. - Czy to naprawdę dla mnie. lordzie Calthorpe?

- Naturalnie!

Pani Calthorpe roześmiała się na widok zaszokowanej miny Katharine.

- Obawiam się, że będziesz musiała zmienić opinię o moim synu, Kate. W końcu nie jest taki zły.

Katharine zarumieniła się.

- Czuję się taka niewdzięczna, proszę pani. Rzeczywiście, lord Calthorpe jest zawsze bardzo miły, 

ale to dość nieoczekiwane. - Pogładziła materiał palcami. Po chwili podeszła do Adama i wyciągnęła 

rękę.   -   Jeszcze   nigdy   nie   dostałam   prezentu,   który   by   mnie   bardziej   ucieszył.   Nie   wiem,   co 

background image

powiedzieć.

Adam wziął jej rękę w swoją, popatrzył na nią poważnie  po czym podniósł jej dłoń do warg i 

ucałował.

- Proszę nic nie mówić, tylko uszyć z tego suknię i włożyć ją na nasze pierwsze wyjście w 

Londynie. - Zwrócił się do matki. - Myślę, że w którejś z paczek znajdziesz koronki mamo.

-  Adamie. Jesteś bardzo dobry. Niech no zobaczę.

Wieczór upłynął w całkowitej harmonii. Kalharine ujrzała nowe oblicze Adama, kiedy bawił je 

nowinkami o przyjaciołach w Londynie i w Paryżu. Tom miał duże poczucie humoru ale jego żarty nie 

wymagały zbytniej inteligencji od słuchaczy. Humor Adama Calthorpe'a był dla niej objawieniem. 

Adam  miał   cięty   dowcip   i   duże   wyczucie   absurdu,   toteż   Katharine   była   podekscytowana   i 

rozbawiona. Jego opowieść o reakcji księcia na napuszony ceremoniał reaktywowanego francuskiego 

dworu   rozśmieszyła   ją   tak.   że   po   raz   pierwszy   od  wielu   miesięcy   wybuchnęła   śmiechem.   Był 

doprawdy   czarujący   i   Katharine   tej   nocy   poszła   spać   bardziej   wyrozumiała   wobec   swego 

aroganckiego wybawcy, niż uznałaby to za możliwe.

Adam również był zaskoczony. Katharine Payne chociaż już porzuciła wojowniczy sposób bycia, 

który przybierała w jego obecności, i ujawniła inną, sympatyczniejszą stronę osobowości. Śmiech ją 

odmienił i Adam po raz pierwszy dostrzegł w niej naturalny, niewymuszony wdzięk Toma. Choć wciąż 

było jej daleko do ideału, był gotów uwierzyć, że ostatecznie odniesie w Londynie pewien sukces.

Niestety, ten szczęśliwy stan rzeczy nie utrzymał się nawet dwadzieścia cztery godziny.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego   ranka   Katharine   wyszła   z   domu   radosna   jak  nigdy.   Zatrzymała   się   na   szczycie 

schodów zachwycona widokiem. Słońce lśniło na oszronionych trawnikach. Było niewiarygodnie 

pięknie, ale zimno. Przeszła dwa kroki i zatrzymała się ponownie. Schody były oblodzone, ziemia na 

pewno zamarzła. Czy rozsądnie będzie brać Sholta na przejażdżkę? Po wyjeździe Adama jeździła na 

ogierze brata codziennie i chociaż niechętnie się do tego przyznawała, ostatnio raz czy dwa musiała 

dać z siebie wszystko, by zmusić go do posłuszeństwa. Tereny w tej okolicy były trudniejsze od 

miękkich pagórków Hampshire i chociaż jej umiejętności jeździeckie  nie ulegały kwestii, nieraz 

została wystawiona na ciężką próbę. Może dziś powinna powierzyć go stajennym?

W połowie drogi do stajni spotkała Adama Calthorpe'a Chyba na nią czekał. Miał na sobie strój 

do konnej jazdy, ale nigdzie nie dostrzegła stajennego ani koni.

Dzień dobry! - zawołała. -Wybiera się pan na przejażdżkę ze mną? Gdzie są konie?

Konie są w stajniach. Już odbyłem poranną jazdę. Muszę z panią porozmawiać.

Katharine  zesztywniała. Nie  mówił tego  czarujący dżentelmen  z   wczorajszego   wieczora.   Oto 

prawdziwy lord Calthorpe, oficer na służbie.

O co chodzi? - spytała chłodno.

- Dlaczego zignorowała pani moje życzenie? Prosiłem, żeby nie jeździła pani na koniu brata, a 

tymczasem dosiada go pani dość regularnie.

- A dlaczego miałabym tego nie robić? - oburzyła się Katharine. - Sholto należy teraz do mnie i to 

moja sprawa, nie pańska, czy na nim jeżdżę!

background image

- Myli się pani, panno Payne. Dopóki jest pani gościem w domu mej matki, odpowiadam za panią. 

Wyrwaliśmy panią ze szponów wuja nie po to, żeby skręciła pani kark na koniu, który już na 

pierwszy rzut oka nie nadaje się dla kobiety, a już z pewnością nie w taką pogodę. Nie mogę na to 

pozwolić.

- Pozwolić? Co pan chce przez to powiedzieć? Będę jeździć na mym koniu, kiedy będzie mi się 

podobało!

Adam, nieporuszony jej wybuchem, powtórzył spokojnie, lecz stanowczo:

- Przykro mi, ale nie. W stajniach jest kilka innych koni, z których może pani korzystać za moim 

pozwoleniem. Na Sholcie będę jeździł ja albo któryś ze stajennych - nikt inny.

- Jak pan śmie!

- Tylko bez scen - powiedział Adam z nutą zniecierpliwienia w głosie. - Gdyby nie była pani taka 

uparta, przyznałaby mi pani słuszność. Kazałem go osiodłać dzisiejszego ranka i nie wierzę, że nie 

miała pani z nim kłopotów. Raz czy dwa z ledwością udało mi się okiełznać tę bestię.

Kiedy Katharine milczała, ciągnął:

- Czy może pani uczciwie powiedzieć, że nigdy nie miała pani wątpliwości, dosiadając Sholta? A 

może jest pani uparta jak osioł i nie chce się pani do tego przyznać?

- Nie, ja... - Katharine przerwała w pół słowa i spróbowała trzymać nerwy na wodzy. Była zbyt 

uczciwa, by odmawiać mu słuszności, ale nie cierpiała, gdy sprawy wymykały jej się z rąk w taki 

sposób, no i wyjątkowo niechętnie poddawała się bez wałki. - Nie jestem uparta jak osioł!

- Nie? Moim zdaniem tak właśnie to wygląda. Czy moja matka wie o tym, że jeździła pani na 

Sholcie?

- Nie.

- Czy sądzi pani, że by to pochwaliła?

- Nie, wiem, że nie. Powiedziała, że jest dla mnie za ognisty. Ale myli się. A pan nie miał prawa...

Przerwał jej:

- Panno Payne, czy nie mogłaby pani po prostu przystać na moją prośbę?

Prośbę? To prośba? Dla mnie brzmi raczej jak rozkaz.

Adam wziął głęboki oddech.

- Spróbuję przedstawić to inaczej - podjął, z przesadną starannością: - Droga panno Payne, 

wiem, że moja matka bardzo by się niepokoiła, gdyby wiedziała, że wciąż jeździ pani na Sholcie. 

Byłbym niezmiernie wdzięczny,  gdyby mi pani obiecała, że z tym skończy. Nie musi się pani 

martwić o konia. Dołożę starań, żeby nie brakowało mu ruchu.

Katharine, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że została w pewnym sensie wyprowadzona w pole, 

zmarszczyła brwi i burknęła:

- Skoro przedstawia to pan w ten sposób, zgoda, przez wzgląd na pańską matkę.

background image

- Dobrze. — Adam ruszył na powrót ku stajniom.

- Ale tylko dopóki nie zrobi się cieplej.

Adam, który już gratulował sobie zwycięstwa, odwrócił  się rozgniewany i zaskoczony, gotów 

udzielić Katharine. stosownej reprymendy, ale dygnęła i odeszła, zanim znalazł odpowiednie słowa. 

Stał przez chwilę bezradnie, po czym, nie mając ochoty za nią gonić, udał się do stajni. Po drodze 

zastanawiał się, co go napadło, żeby zająć się siostrą Toma Payne'a. Była nie do zniesienia, po prostu 

nie do zniesienia, z cala niesubordynacją Toma i bez odrobiny jego wdzięku. A on, który zawsze 

szczycił   się   tym,   że   potrafi   zachować   zimną  krew   w   najtrudniejszych,   najbardziej   drażliwych 

sytuacjach, jakie można sobie wyobrazić, on, który słynął w wojsku z cierpliwości i taktu, o mały 

włos nie zniżył się do jej poziomu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak wściekły.

Gdy   spotkali   się   ponownie,   pani   Calthorpe   natychmiast   zauważyła,   że   Adam   jest   wobec 

Katharine   wyjątkowo  oschły,  a  Katharine  odzyskała  ten  swój  wojowniczy nastrój. Była  bardzo 

rozczarowana. Poprawa ich stosunków poprzedniego dnia rozbudziła jej nadzieje, a ta zmiana nie 

wróżyła dobrze wizycie u państwa Redshawów, która wypadała następnego dnia. Matka Adama 

miała swoje własne powody, dla których zależało jej na harmonii, toteż kiedy Adam przeprosił panie 

i gdzieś pojechał, postanowiła działać. Obydwie damy siedziały w małym saloniku pani domu - jej 

ulubionym miejscu wypoczynku w chłodne zimowe dni, idealnym do zwierzeń.

- Kate, moja droga, co się dzieje? Ty i Adam znów skaczecie sobie do oczu. Co się stało?

Katharine   zdążyła   wszystko   przemyśleć.   Może   faktycznie   była   troszkę   za   uparta,   chociaż 

określenie „uparta jak osioł" bardziej pasowało do Adama niż do niej. Zakaz jazdy na Sholcie był 

całkiem uzasadniony, jednak arbitralny sposób,  w jaki Adam go wydał, wzbudził w niej gorący 

sprzeciw. Powiedziała o tym pani Calthorpe.

-

Muszę wyznać, że bardzo się cieszę z twojej decyzji, chociaż przykro mi, jeśli zachowanie 

Adama cię uraziło – nie zawsze pamięta, że nie jest już w wojsku. Rozumiem twoją urazęale czemu 

on jest zdenerwowany? Od lat nie widziałam go w takim stanie. Zazwyczaj jest łagodny jak baranek.

- Łatwo to wyjaśnić, proszę pani. Ośmieliłam się z nim nie zgodzić.

-  Na pewno chodzi o coś więcej. Zwykle nie bywa taki  drażliwy. Muszę powiedzieć, że oboje 

mnie rozczarowaliście. Miałam nadzieję, że stworzymy jednolity frontu państwa Redshaw.

- Jednolity front? Dlaczego? - spytała zaskoczona Katharine.

Pani Calthorpe zawiesiła głos.

- Chyba ci o tym powiem. Ale to sekret, pamiętaj.

- Potrafię być bardzo dyskretna, proszę pani.

- Cóż, przed laty, przed wstąpieniem do wojska, Adam bez pamięci się zakochał.

- Pani syn? Zakochał się? Nie wierzę!

background image

- Możliwe, że teraz wydaje się to nieprawdopodobne, ale w wieku dwudziestu lat był najbardziej 

idealistycznym, romantycznym młodzieńcem, jakiego można sobie wyobrazić. Zakochał się w Julii 

Redshaw, a ona zwodziła go kilka miesięcy, a potem dała mu kosza.

- Chodzi o córkę pani sąsiadów, obecną lady Balmemry?

Pani Calthorpe przytaknęła. 

- Rozumiem. Jak to przyjął?- spytała Katharine, daremnie usiłując wyobrazić sobie Adama jako 

usychającego z miłości młodzieńca.

- Źle. Wyjechał i wstąpił do wojska. Przez całe lata nie przyjeżdżał do domu.

- Ale w końcu doszedł do siebie.

- O, tak. W każdym razie... bardzo się zmienił. Wątpię, czy teraz postąpiłby tak nierozsądnie jak 

wtedy.

- W takim razie, proszę mi wybaczyć to pytanie, co panią tak niepokoi?

- Choć Adam już nie kocha się do szaleństwa w Julii Redshaw, wciąż ma do niej słabość. A ona...

-Tak?

- Nigdy nie podzielałam jego zachwytu Julią. Była i w dalszym ciągu jest, tak sądzę, kokietką bez 

serca. No, powiedziałam to. Pewnie cię zaszokowałam. Na pewno nie jest to  coś, co powinno się 

mówić o córce sąsiadów.

- Wciąż nie rozumiem, dlaczego tak się pani martwi.

-  Pomyśl,   Kate!   Julia   Redshaw   postanowiła   wyjść   bogato  za   mąż   i   zrobiła   to   -   poślubiła 

starszawego arystokratę,  którego atuty to bogactwo i pozycja, nie urok osobisty. Teraz bogactwo i 

pozycja straciły urok nowości, a Julia jest znudzona mężem. Flirtuje niemal z każdym młodym 

człowiekiem, który jej się napatoczy. Jak się zachowa, kiedy Adam  znów pojawi się w jej życiu? 

Podobał   się   jej,   kiedy   był   nieśmałym   studentem,   prosto   z   Oksfordu,   a   teraz?   Przystojny, 

dystyngowany, pewny siebie mężczyzna? Julia z pewnością nie oprze się takiemu wyzwaniu.

- No, no - skomentowała Katharine z uśmiechem. - Może mam zastrzeżenia do zachowania pani 

syna wobec mnie, ale jestem pewna, że bez względu na wdzięki tej damy nigdy nie dałby się jej 

skusić w taki sposób, jak się pani obawia.

- Nie widziałaś Julii Redshaw - powiedziała pani Calthorpe.

Na chwilę zapadło milczenie, które przerwała Katharine.

- Jeśli tak się sprawa przedstawia, czy mogłabym pomóc?

- Bardzo, ale jest jedna trudność.

- To znaczy?

-Zdaje się, że teraz raczej unikasz towarzystwa Adama, niż go szukasz, prawda?

- O, tak!

background image

-Czy mogłabym nakłonić cię do zmiany postępowania chociażby na jutrzejszy wieczór? Mogłabyś 

trzymać się tak blisko niego, jak się da?

- Czemu, na Boga?

Pani Calthorpe zaczerpnęła tchu i powiedziała szybko:

- Chcę   odwieść   Julię   od   prób   przyciągnięcia  Adama   z   powrotem.   Chciałabym,   by   nabrała 

przekonania, że Adam interesuje się tobą, i dlatego z nami zamieszkałaś.

Katharine była tak zszokowana, że wybuchnęła, nie bacząc na wymogi grzeczności.

- To absurdalne! Och, proszę mi wybaczyć, ale nie mogłabym zrobić czegoś takiego! Nie potrafię 

udawać!

- Nie musiałabyś tak bardzo udawać. - Pani Calthorpe patrzyła na nią błagalnie. - Wystarczy, jeśli 

będziesz trzymała się w pobliżu Adama i od czasu do czasu uśmiechniesz się do niego albo rzucisz 

mu przyjacielskie spojrzenie. Nie proszę o nic więcej. Chyba przyznasz, że teraz spoglądasz na 

niego wzrokiem bazyliszka, a nie o to chodzi. Resztę możesz zostawić mnie.

Katharine patrzyła na panią Calthorpe z podejrzliwością.

- A na czym ma polegać ta reszta?

-  Och, parę aluzji i znaczących spojrzeń. To wystarczy -rzuciła lekko pani Calthorpe. Po chwili 

spoważniała.- Katharine, pomóż mi! Znam Julię Redshaw. Jest piękna, bystra i pozbawiona skrupułów. 

Adam uważa ją za ucieleśnienie wszelkich zalet, jakie zawsze podziwiał u kobiet, a ona będzie się starała 

podtrzymać tę iluzję i znów go zwabić wyłącznie dla rozrywki. Podobnie jak ty, jestem przekonana, że 

mój   syn   nigdy  nie   dałby   się   wplątać   w   skandal,   ale   może   znów   być   nieszczęśliwy.   Nie   chcę 

ryzykować. A, pomijając fakt, że zapomnisz o ostatniej kłótni z Adamem - tylko na jeden wieczór - 

naprawdę nie musisz zachowywać się inaczej niż zwykle.

- Przecież - mam udawać, że jestem... zainteresowana pani synem. Dla mnie to wielka różnica.

- Kate, moja droga, zwykłe jesteś pełna rezerwy. Od razu widać, że nie należysz do osób, które 

mają serce na  dłoni. Wystarczy, że ukryjesz wrogość w stosunku do Adama, a poza tym możesz 

zachowywać się jak zawsze. Niech  świat myśli, że kryje się za tym coś więcej. Na pewno to po-

trafisz!

- Cóż, jeśli to wszystko, myślę, że mogłabym spróbować - bąknęła Katharine z ociąganiem. Nagłe 

uśmiechnęła   się   szeroko   do   pani   Calthorpe.   -   Jednak   nie   mogę   odpowiadać   za   reakcję   lorda 

Calthorpe'a. W tej chwili na pewno za mną nie przepada.

-Porozmawiam z Adamem. Dziękuję ci, moja droga.

Na   drugi   dzień,   ubierając   się   na   przyjęcie,   Katharine   gorzko   żałowała   obietnicy   danej   pani 

Calthorpe. Chociaż nigdy w życiu by się nie przyznała, że się denerwuje, wizyta u państwa Redshaw 

jawiła się jej niczym najczarniejszy koszmar. Nie bywała za wiele w towarzystwie i przyjęcia,  w 

background image

których brała udział, można było policzyć na palcach jednej ręki, a na każdym z nich towarzyszył jej 

Tom. Nauczył ją nawet kilku podstawowych kroków tanecznych, nie miała jednak za wiele czasu na 

ćwiczenia, toteż tańcząc z kimkolwiek innym, czuła się sztywno i niezgrabnie. Myśl o zmierzeniu 

się z tymi wszystkimi obcymi bez Toma u boku przyprawiała ją o przerażenie.

Na domiar złego matka Adama powierzyła jej zadanie ponad siły. Jakim cudem miała przyciągać 

uwagę Adama,  skoro jej rywalka była, z tego co mówiono, zarówno piękna,  jak i wyrafinowana. 

Katharine   przyjrzała   się   sobie   w   lustrze   i   zobaczyła   zwyczajną   Katharine   Payne   o   brązowych 

włosach,   brązowych   oczach,   tak   często   porównywaną   z   przystojnym   bratem,   naturalnie   na   jej 

niekorzyść.

- Masz dwa razy silniejszy charakter i tylko połowę jego urody, Kate - powiedział kiedyś dziadek 

z żalem. - Czemu nie stało się na odwrót?

Nawet opiekunka przyglądała się jej z rozpaczą.

- Katharine,   powinnaś   bardziej   dbać   o   wygląd.   Nie   możesz   pozwolić   sobie   na   najmniejsze 

zaniedbanie, jeśli chcesz  odnieść sukces. - Po czym westchnęła. - Jaka szkoda! Byłoby o wiele 

łatwiej, gdybyś miała niebieskie oczy brata i blond loki.

Takie komentarze nigdy specjalnie nie martwiły Katharine -nie przywiązywała zbytniej wagi do 

wyglądu. Do dzisiejszego wieczoru. Marszcząc brwi, przyglądała się sukni, którą jeszcze niedawno 

uważała za ładną - prościutka biała szatka, jedyną jej ozdobę stanowiły brązowe wstążki. Nieciekawa, 

właśnie tak. Bardzo nieciekawa.

Pani Calthorpe straciła animusz na widok schodzącej po  schodach Katharine. Dziewczyna bez 

odrobiny serdeczności, z nachmurzoną miną, pozdrowiła Adama, który czekał u podnóża schodów, 

a jego odpowiedź nie była o wiele milsza.

- Doskonale ci w tej sukni, Kate, moja droga - odezwała się ciepło pani Galthorpe, podejrzewając, 

że mina Katharine to skutek nerwów, nie niechęci.

- Dziękuję. Jestem pewna, że chce pani dobrze. - Głos Katharine brzmiał oschłe. Pani Calthorpe 

spostrzegła, że  Adam zmierzył ją wzrokiem i zmarszczył brwi, interpretując  jej zachowanie jako 

niegrzeczność wobec jego matki.

- Pomóż Kate nałożyć pelerynę, Adamie - powiedziała pospiesznie.

Nie mogła zasugerować nic bardziej pasującego do jej  planów. Adam, poprawiając pelerynę, na 

moment wsparł dłonie na ramionach Katharine i ze zdziwieniem odkrył, że cała się trzęsie. Ogarnęło 

go wzruszenie. Może i wyglądała na doskonale opanowaną, niemniej była spanikowana! Przyglądał 

się, jak drżącymi palcami próbuje zawiązać wstążki.

background image

- Proszę mi pozwolić sobie pomóc - powiedział łagodnie. Ich dłonie się spotkały - jej były lodowate. 

Zapomniał o nie dawnym gniewie. Teraz chciał ją tylko uspokoić. - Pamięta pani, jak pomagałem pani 

wiązać wstążki kapelusza? - spytał  swobodnym tonem, zawiązując wstążki na kokardę. - Podczas

naszego   pierwszego   spotkania.   Była   pani   gotowa   odgryźć   mi  głowę   i   pomyślałem   sobie   ,,istna 

Gorgona". A potem odkryłem, że jest pani siostrą Toma. - Ponownie położył jej dłonie na ramionach. - 

Nie jest pani podobna do brata, Kate, ale przedwczoraj wieczorem, kiedy się pani śmiała, zobaczyłem 

w pani Toma. - Stał tak, aż uniosła głowę i spojrzała mu prosto w twarz. Miała szeroko otwarte oczy. 

Znów zwrócił uwagę na ich niezwykły, piękny kolor: bursztyn i złoto hiszpańskiego wina. Uśmiechnął 

się smutno. - Naprawdę nie powinniśmy ze sobą walczyć. Obiecałem pani bratu, że zadbam o to, by była 

pani bezpieczna. Proszę mnie nie potępiać tylko dlatego, że potraktowałem tę obietnicę poważnie.

Odwróciła wzrok, odkaszlnęła i powiedziała powoli:

-  Spróbuję.   Miał   pan   rację   co   do   Sholta.   Wiem,   że   chce  pan   dobrze.   Tylko   nie   jestem 

przyzwyczajona do wykonywania rozkazów.

-  Tak   to   wyglądało?   Przepraszam.   Zawrzyjmy   umowę.  Postaram   się   zachowywać   mniej 

apodyktycznie, pani spróbuje wychodzić mi na przeciw, a ja będę opiekował się panią najlepiej, jak 

potrafię. Zgoda? - Uniósł palcem jej podbródek i zmusił, by znów na niego spojrzała.

Gdyby Adam Calthrorpe był zawsze tak miły jak teraz, mogłaby bez sprzeciwu zgodzić się na 

wszystko, co zaproponuje. Katharine uśmiechnęła się do niego i kiwnęła głową.

- Dobrze! W takim razie wszystko ustalone - wtrąciła  pani Calthrorpe, która z przyjemnością 

wysłuchała tej wymiany zdań. Katharine poszła przed nimi do powozu, a pani  Calthrorpe dodała 

ściszonym głosem: - Nie powinniśmy byli nalegać, by nam towarzyszyła, Adamie. Jest jeszcze za 

wcześnie. To dziecko panicznie boi się towarzystwa i tęskni za Tomem.

- Teraz to sobie uświadamiam. Nie martw się, mamo. Zajmę się nią.

Matka Adama, bardzo zadowolona, wsiadła przed nim do powozu i ruszyli.

Sala balowa Redshaw Hall znajdowała się na tyłach domu  i Katharine rozglądała się ciekawie 

wokół,   kiedy   szli   przez  hol   z   marmurowymi   kolumnami   i   wzdłuż   obwieszonego   gobelinami 

korytarza,   który   wydawał   się   ciągnąć   na   mile.   Imponująca   rezydencja,   pomyślała,   ale   nie   tak 

przytulna jak Herriards czy Bridge House.

W drzwiach sali powitał ich majordomus, który zapowiedział ich donośnym głosem. Przyjęcie 

trwało w najlepsze, a po sali krążyły tłumy gości. Zdołali przejść zaledwie kilka kroków, kiedy na drodze 

stanęła im jakaś wyjątkowo drobna osóbka.

- Adam! - zawołało owo zjawisko. - Adam Calthrorpe, niech mnie. Jak miło cię widzieć po tych 

wszystkich latach.

- Lady Balmenny. - Adam skłonił się.

background image

- Co to za ceregiele? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Musisz mówić do mnie Julia, jak 

dawniej.

Adam z uśmiechem podjął:

- Pamiętasz moją matkę, jak sądzę?

- Och, naturalnie! - wykrzyknęła lady Balmenny. - Jak się pani miewa, pani Calthorpe? Miło, że 

pani przyszła. Adamie, musimy porozmawiać. Chciałabym wypytać cię o księcia. Czy naprawdę jest 

taki zły, jak mówią?

-  Julio,  zapewne nie  znasz panny Payne  - wtrąciła stanowczo  pani  Calthorpe.  - Mogę  ci ją 

przedstawić?

Julia spojrzała na Katharine.

- Miło mi panią poznać, panno Payne. Słyszałam, że pani Calthorpe gości u siebie przyjaciółkę. 

Musi pani poznać moich rodziców. Proszę ze mną. - Torowała drogę przez zatłoczoną salę do alkowy, 

gdzie siedział sir John i lady Redshaw. Julia dokonała prezentacji, po czym, nie tracąc czasu, porwała 

Adama do tańca.

Państwo   Redshawowie,   nie   okazując   zaskoczenia   zdumiewającym   zachowaniem   córki, 

serdecznie powitali panią Calthorpe i wyrazili radość z poznania Katharine.

- Czy to pani pierwsza wizyta w Surrey, panno Payne? - spytała lady Redshaw.

- Tak, i bardzo mi się tu podoba, nawet w zimie.

- Zamierza pani zostać dłużej?

- Ja... nie jestem pewna.

- Kate chodzi o to, że w przyszłym roku zadebiutuje w towarzystwie, a potem — pani Calthorpe 

na moment przeniosła wzrok na syna - zobaczymy.

- Och? - Lady Redshaw zaczęła przyglądać się Katharine z żywym zainteresowaniem.

- Na razie nie mogę powiedzieć nic więcej - ciągnęła pani Calthorpe ze znaczącym uśmiechem. - 

Opiekunowie Katharine życzą sobie, żeby spędziła swój pierwszy sezon w Londynie. Później... 

Katharine zarumieniła się i spojrzała z wyrzutem na panią Calthorpe. Ta uśmiechnęła się do niej 

czułe i kontynuowała:

- To drogie dziecko wołałoby raczej umrzeć, niż się do tego przyznać, ale bez Adama czuje się 

zagubiona. On tak samo. Patrzcie, on i Julia już wracają. O czym to mówiłam?

Katharine zaczęła się denerwować. To poszło za daleko. Nie miała nic przeciwko obdarzeniu 

Adama uśmiechem od czasu do czasu, ale odgrywanie pary zakochanych to przesada. Właśnie miała 

zaprotestować, kiedy Adam i Julia wrócili.

- Teraz wiem o pani wszystko, panno Payne - oznajmiła Julia. — Adam opowiedział mi o swojej 

przyjaźni z pani bratem. Jestem pod wrażeniem. To takie podobne do Adama, że podjął się opieki nad 

panią, Czasami bywa za dobry. Proszę obiecać, że pozwoli pani, bym mu pomogła.

background image

- Wielkie nieba, Julio. A to w jaki sposób? - spytała pani Calthorpe.

-  Cóż, nauczę pannę Payne zwyczajów naszej sfery.  Adam powiedział mi, że wychowała się 

gdzieś w Hampshire i nie ma pojęcia o świecie. Z radością stanę się jej przewodniczką. Proszę mi 

pozwolić   sobie   pomóc.   -   Zwróciła   się  z   uśmiechem   do   Katharine.   Fiołkowo-   błękitne   oczy 

prześliznęły się po jej włosach i sukni. - Adam na pewno nie potrafiłby pani doradzić, jak podkreślić 

atuty urody, w co się ubierać, i tak dalej, a ja tak. Przyjaciele mówią, że potrafię zrobić coś z niczego. 

- Julia zakryła dłonią usta. - Błagam o wybaczenie, panno Payne! Ten mój przeklęty język! Nie 

chciałam, żeby tak to zabrzmiało. Och, co pani sobie o mnie pomyśli?

- Pomyślę, że Adam naopowiadał pani bajek, lady Balmenny. Wcale nie jestem tak bezradna, jak 

sugerował - odparła Katharine z błyskiem w oku.

Adam, nieco zakłopotany, zaprotestował:

- Proszę mi wierzyć, Kate, nie sugerowałem niczego podobnego. Mówiłem tylko, że matka 

zgodziła się wprowadzić  panią do towarzystwa w najbliższym sezonie i że spędzi pani  zimę na 

przygotowaniach. To szlachetne z twojej strony, Julio, ale nie ma takiej potrzeby. Jestem pewien, że 

moja matka zapewni Kate niezbędną pomoc i radę.

Julia westchnęła, demonstrując urażoną minę.

- Myślisz, że zachowałam się nietaktownie, i masz rację. Nie powinnam była nic mówić. Kiedy 

jednak widzę, że coś jest nie tak, po prostu muszę doprowadzić to do porządku.

Chciałam tylko pomóc, Adamie.

-  Jestem   pewien,   że   tak,   i   przynosi   ci   to   zaszczyt.   -Adam   uśmiechnął   się   pobłażliwie.   - 

Wystarczająco trudno było nakłonić Kate do przyjęcia pomocy mojej matki. Nie masz pojęcia, jaka 

z niej niezależna istota.

- Naprawdę, panno Payne? Szczerze panią podziwiam. Cóż, pani jest wysoka. Taka drobna istota 

jak ja wyglądałaby po prostu śmiesznie, chodząc zamaszystym krojem i domagając się, by wszystko 

kręciło się wokół niej.  - Julia uśmiechnęła się czarująco do Adama. - Muszę polegać na moich 

mężczyznach.

- A gdzie jest twój mąż, Julio? - weszła jej w słowo pa-ni Calthorpe. - Bardzo chciałabym go 

poznać. Nie ma go tutaj?

- Julio, ty, ja i pani Calthrorpe wyruszymy na poszukiwanie Bernarda- włączyła się lady Redshaw. 

-   Pewnie   jest   przy   bufecie.   Lord   Calthrorpe   zatroszczy   się   o   pannę   Payne,   jestem   pewna.   - 

Uśmiechnąwszy się do Katharine, lady Redshaw zagarnęła Julię i matkę Adama i skierowała się z 

nimi w drugi koniec sali. Adam spojrzał na Katharine.

- Jest pani bardzo cicha, Kate.

- Tak? Rozmowa toczyła się gładko beze mnie, czyż nie?

background image

- To wprost niewiarygodne! Julia jest czarująca jak zawsze. Znałem ją przed laty, nawet się w 

niej zadurzyłem. Minęło osiem czy dziewięć lat, a wydaje się, że nie zmieniła się nic a nic.

- Doprawdy? - Katharine przypomniała sobie, co o Julii mówiła pani Calthorpe, i pomyślała, że 

starsza pani najprawdopodobniej się nie myliła.

- Chyba nie poczuła się pani urażona jej słowami. Na pewno nie chciała sprawić pani przykrości. 

Ma bardzo dobre serce.

- Zastanawiam się, co pan jej powiedział.

- Nic, do czego mogłaby pani mieć zastrzeżenia. Opowiedziałem jej o Tomie. Powiedziałem, że 

pani za nim tęskni. To wszystko prawda, czyż nie?

-   Tak   -   westchnęła   Katharine.   -   Bardzo   mi   go   brakuje   zwłaszcza   w   takich   sytuacjach   jak 

dzisiejsza. Aczkolwiek kłóciliśmy się prawie bez przerwy. Potrafił być bardzo irytujący.

- Prawda? - Adam uśmiechnął się szeroko. - Świetny oficer, ale byłaby pani zaskoczona, gdyby 

wiedziała pani, jak często miałem ochotę skręcić mu kark. Wystarczyło jednak, by popatrzył.

- Jak dobrze znam to spojrzenie. Mina szczeniaka. Kończyło się na tym, że się śmialiśmy razem 

albo czułam się winna, że tak niepotrzebnie się irytowałam.

 -  A wreszcie ryzykowała pani własną reputację, żeby go uratować.

- Albo wymyślałam rozliczne wymówki dla dziadka i sama ponosiłam karę.

Spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem.

- Tak się cieszę, że ktoś jeszcze znał go tak dobrze jak ja - wyznała Katharine impulsywnie.

Adam  przyjrzał   się   jej   uważnie.   Katharine   Payne   stawała  się   całkiem   inną   osobą,   kiedy  się 

śmiała. Jej stanowczość i agresywność znikały, odsłaniając młodszą, serdeczniejszą i  bezbronną 

kobietę. Która z nich jest prawdziwą Katharine Payne? To irytujące. Po blisko dwóch miesiącach 

wiedział o niej równie mało jak tamtego dnia w listopadzie, kiedy ujrzał ją po raz pierwszy.

- Chodźmy - powiedział nagle. - Zatańczymy. Śmiech zamarł, a ona zmarszczyła brwi.

- Dziękuję, nie mam ochoty tańczyć - burknęła.

 -Bzdura. Po to tu jesteśmy. Chodźmy. - Wziął ją za rękę.

- Powiedziałam, że nie mam ochoty tańczyć! - syknęła wściekłością i odwróciła się do niego 

plecami. Z drugiego końca sali patrzyła na nią Julia. Katharine przypomniała sobie obietnicę daną 

pani Calthorpe, opanowała gniew i odwróciła się. Uśmiechnęła się do Adama najbardziej czarująco, 

jak zdołała. Jej uśmiech nie mógł się równać z uśmiechem lady Balmenny, naturalnie, ale nie była w 

stanie wymyślić nic lepszego.

-  Zachowuje   się   pan   troszkę   zbyt   apodyktycznie,  Adamie  -   powiedziała   słodko.   -   Wcześniej 

uzgodniliśmy, zdaje się, że nie będzie pan wydawał mi poleceń?

- A pani obiecała, że wyjdzie mi naprzeciw – przypomniał.

background image

- To nie... - Katharine przerwała w pół zdania. O mały włos znów by się zapomniała. Patrząc na 

niego z udanym smutkiem, podjęła: - Och, Adamie, widzę, że będę musiała panu wyznać prawdę. 

Nie umiem.

- Czego pani nie umie?

- Nigdy nie uczyłam się tańczyć. Tom pokazał mi parę  kroków, to wszystko. To jedna z wielu 

spraw, którymi pańska  matka miała się zająć. Już wynajęłyśmy nauczyciela tańca.  Ma się stawić 

zaraz   po   świętach.  -  Podeszła   bliżej   i   dotknęła  dłonią   jego   przedramienia.  Adam   wyglądał   na 

zaskoczonego, ale na szczęście chyba nie miał nic przeciwko temu.  Ciągnęła z błagalną miną: - 

Proszę mnie nie zmuszać, żebym zrobiła z siebie widowisko zwłaszcza po tym, jak powiedziałam 

pańskiej przyjaciółce, że nie potrzebuję jej pomocy. Proszę tego nie robić.

Adam przykrył jej dłoń swoją.

- Moja droga dziewczyno, oczywiście, że tego nie zrobię. Nie jestem potworem. Przyłączymy się 

do reszty towarzystwa przy bufecie.

- Och, a nie moglibyśmy usiąść gdzie indziej? Tak bardzo chciałabym usłyszeć kilka historyjek o 

Tomie.

- Znakomity pomysł. Tylko powiem służącemu, żeby przyniósł nam coś do jedzenia. Chodźmy, 

Kate, - Wziął ją za rękę, poprowadził do stolika we wnęce i pomógł zająć miejsce. - Proszę tu 

zostać - powiedział z czarującym uśmiechem. - Za chwilę będę z powrotem.

Naprawdę, pomyślała Katharine, to całkiem łatwe. Może jednak warto się czegoś nauczyć od lady 

Balmenny.   Nie   jestem   pewna,   czy  długo   tak   wytrzymam.   My,   wysokie   kobiety,   jesteśmy   zbyt 

niezależne. I nazbyt uczciwe.

Przez dobre pół godziny Adam bawił Katharine opowieściami o Tomie, a potem odprowadził ją do 

swojej matki. Teraz z kolei oni zostali przedstawieni lordowi Balmenny. Po kilku minutach rozmowy 

Julia znów porwała Adama, chcąc go poznać z przyjaciółmi, a Katharine została z mężem Julii. Lady 

Redshaw i pani Calthrorpe siedziały zatopione w rozmowie w pewnej odległości od nich.

- Jest pani przyjaciółką Calthrorpe'a, panno Payne? -spytał wicehrabia Balmenny, nie spuszczając 

wzroku z sylwetek tancerzy.

- Mój brat był jego przyjacielem, sir. Ja jestem raczej przyjaciółką matki lorda Calthorpe'a.

- Słyszałem coś innego. - Wicehrabia spojrzał na nią  i mrugnął. - Jeśli jednak chce się pani 

trzymać tej wersji, nie moja rzecz oponować. Pod warunkiem, że moja żona zna prawdę.

- Nie jestem pewną co pan ma na myśli, lordzie Balmenny.

- Pewnie tak, ale nie musi się pani tym przejmować. - Odwrócił się do stołu i nalał sobie 

kieliszek wina. - Wypiję  za pani sukces i szczęście, panno Payne. Sukces i szczęście.

-

Wypił do dna, po czym zawołał do lokaja. - Ty tam! Przynieś pani szampana.

background image

- Nie wydaje mi się...

- O, tak, panno Payne. Jak inaczej mogłaby pani wypić za moje szczęście? - Powiedział to z 

ironią, ale z oczu wyzierał smutek. Katharine pomyślała, że lubi męża Julii.

- Zrobię to z przyjemnością - odparła.

Przyjęcie zakończyło się przed północą. Wielu gości  chciało udać się na pasterkę w pobliskim 

kościele. W nocy,  kiedy Julia szykowała się na spoczynek, do jej sypialni przyszła lady Redshaw. 

Wzięła szczotkę do włosów i odprawiła służącą. Szczotkując włosy córki, rzuciła od niechcenia:

- Wiesz, że Adam Calthorpe jest właściwie zaręczony z panną Payne?

Julia odwróciła się i spojrzała na matkę.

- Nie wierzę! Kto ci o tym powiedział? Ona sama?

-  Nie, matka Adama.

- Rozumiem. - Julia umilkła. Po chwili pokręciła głową.

- To bez znaczenia. Ta dziewczyna jest nikim, nieciekawa, pozbawiona wdzięku, ot, tyczka fasoli. 

Nigdy nie uda jej się go złapać.

-  Adam   Calthorpe   nie   jest   już   chłopcem.   Należy   do   mężczyzn,   którzy   dotrzymują   słowa, 

cokolwiek się zdarzy. A ty nie powinnaś się nim interesować, Julio. - W głosie lady Redshaw 

zabrzmiał ostrzegawczy ton.

- Co masz na myśli?

- Bernard nie jest głupi. Twoje podboje zaczynają go drażnić.

Julia uśmiechnęła się pogardliwie.

- Poradzę sobie z Bernardem, mamo. Z Adamem Calthorpe'em też.

Lady Redshaw pokręciła głową.

- Myślę, że nie doceniasz swego męża. Mam też poważne wątpliwości, czy Adam Calthorpe okaże 

się tak łatwą zdobyczą jak dziesięć lat temu. Błagam cię, nie próbuj tego, Julio.

-  Najdroższa mamo, po tym, co powiedziałaś, nie będę w stanie się powstrzymać. Naprawdę 

wierzysz, że Adam Calthorpe oparłby mi się, gdybym postanowiła go zdobyć? Powinnaś bardziej 

we mnie wierzyć.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wieczór   spędzony  u   państwa   Redshawów   dał   Katharine   do  myślenia.   Do   tego   momentu   jej 

stosunek   do  płci   przeciwnej   był   pochodną   kontaktów   z   dziadkiem,   bratem,   opiekunami   i   tymi 

wszystkimi,   których   spotykała   jako   zarządzająca   Herriards.   Dziadek   wymagał   szacunku   i 

posłuszeństwa, no i ją psuł. Choć bardzo kochała brata, relacje między nimi prowadzały się do 

współzawodnictwa,   bo   jedno   usiłowało  prześcignąć   drugie.   Opiekunowie   byli   starszymi, 

nieprzystępnymi dżentelmenami, którzy ją czasami irytowali, niemniej    musiała ich słuchać. Do 

przyjazdu wuja Henry'ego rządziła w Herriards, a więc wydawała polecenia i oczekiwała, że będą 

wykonywane.

Żadna z tych relacji nie przygotowała jej   do kontaktów towarzyskich z młodymi ludźmi. Co 

więcej, w przeciwieństwie do większości dziewcząt w jej wieku, nie otrzymała odpowiedniego 

wykształcenia, nie miała też doświadczenia w kwestii manier i mód obowiązujących w świecie.. Na 

skutek   tego   wszystkiego   najmniej   doświadczona   debiutantka   wiedziała   o   sztuce   podobania   się 

więcej niż Katharine Payne.  Aż do teraz nie zaprzątała sobie tym głowy. Nie była próżna. To, że Tom 

był od niej znacznie urodziwszy, wcale jej nie  przeszkadzało, a jej wygląd nie miał znaczenia w 

kontaktach ze starszymi panami, bratem czy służącymi. Katharine nie była jednak popychadłem i nie 

podobało jej się, że tak właśnie potraktowała ją lady Balmenny. Jej upodobanie do wyzwań i energia, 

które   niemal  zanikły  podczas   tych   strasznych  miesięcy po  śmierci  Toma,   stopniowo  powracały. 

Nieukrywana pogarda Julii przyspieszyła zakończenie tego procesu.

U państwa Redshawów zobaczyła, na ile może sobie pozwolić piękna, pozbawiona skrupułów 

kobieta wobec skądinąd inteligentnego mężczyzny. Zachowanie i wygląd Julii, od czubka lśniących 

loków   do   nosków   maleńkich   pantofelków,   służyły   jednemu   -   czarowaniu   dżentelmenów.   Ku 

nieopisanemu   zdumieniu   Katharine,   Adam   Calthorpe,   bez   reszty  oczarowany,   widział   tylko 

zewnętrzną piękność, nie dostrzegał złośliwości i samolubstwa, które się pod nią kryły. Była  to 

background image

lekcja   warta   zapamiętania.   Katharine   nie   chciała   stać   się  taka   jak   Julia,   niemniej   postanowiła 

wyciągnąć korzyści z tego, co zaobserwowała.

Jej energia i przedsiębiorczość znalazły nowe ujście.  Skrupulatność, determinacja, pragnienie 

odniesienia sukcesu, które sprawdziły się w Herriards, miały teraz posłużyć osiągnięciu innego celu. 

Katharine Payne, przy entuzjastycznej współpracy pani Calthorpe, nie będzie kolejną przeciętną 

debiutantką, jedną z wielu, które pojawiają się co roku na  londyńskiej scenie. Była zdecydowana 

wyróżnić się. Może nigdy nie będzie tak piękna, jak czarująca wicehrabina Balmenny, ale stanie się 

równie wypielęgnowana, jej suknie będą eleganckie, a taniec zachwycający. Zrobi możliwie najlepszy 

użytek z lekcji, którą dostała u państwa Redshawów.

Po świętach Bożego Narodzenia życie potoczyło się wartko. Katharine udała się na krótko do 

Londynu w towarzystwie Adama i pani Calthorpe, w ramach przygotowań do  wyjazdu na sezon. 

Adam zajął się poszukiwaniem odpowiedniego domu do wynajęcia, a pani Calthorpe i Katharine 

wybrały się na wstępny objazd krawcowych, modystek, dostawców trzewików, pantofelków, szali, 

wachlarzy   i   całej   reszty   rzeczy   niezbędnych   przyszłej   debiutantce.   W  hotelu   przyjęły   rozliczne 

kandydatki   na   pokojówki,   bo   pani   Calthorpe   nalegała,   żeby   Katharine   zatrudniła   doświadczoną 

garderobianą,  wyłącznie   do   swojej   dyspozycji.   Katharine,   wychowanej   na  głuchej   wsi, 

wynagrodzenia,   których   żądały   owe   panie,   wydawały   się   astronomiczne,   ale   pani   Calthorpe 

zapewniła ją, że są zupełnie normalne.

- Dobra pokojówka jest bardzo ważna, Katharine. Masz wielki potencjał, nie byłabym jednak 

uczciwa, gdybym nie powiedziała, że twój wygląd wymaga dbałości i troski, które może zapewnić 

wyłącznie   doświadczona   pokojówka.   Musimy   natychmiast   kogoś   znaleźć,   a   potem   namówić   do 

spędzenia najbliższych paru miesięcy w zapadłym Surrey - na co nie każda z nich byłaby skłonna 

przystać. Jeśli chcesz mieć najlepszą, być może będziesz musiała sporo zapłacić, ale zapewniam cię, 

że okaże się warta każdego pensa.

Miały szczęście; znalazły niejaką pannę Kendrick, która  właśnie zwolniła się ze służby u lady 

Abernethy, jednej z najelegantszych dam w Londynie. Lady Abernethy wyjeżdżała z mężem do 

Wiednia, a choć błagała pokojówkę, by jej towarzyszyła, panna Kendrick z żalem zrezygnowała z 

tego zaszczytu, utrzymując, że woli zostać w Anglii. Rozmowa  wstępna przeszła bardzo dobrze, 

chociaż Katharine odniosła wrażenie, że to ona była przepytywana, a nie potencjalna pokojówka! 

Panna Kendrick łaskawie zgodziła się przyjąć posadę, gdy tylko będzie wolna.

Bardzo zadowolone ze swoich działań damy wróciły do Bridge House, gdzie Katharine zabrała się 

ostro do nauki. Nauczyciel tańca zapoznał ją z podstawowymi krokami, wykrzykując bez ustanku, jak 

źle uczono ją do tej pory.

background image

- Nie, nie, nie, panno Payne! Proszę nie galopować jak koń! Proszę skakać jak ptak, jak piórko! 

Lekko! O, tak! - Katharine, która miała w pamięci obraz tańczącego Toma, w duchu przyznawała, 

że rzeczywiście galopował jak koń, toteż próbowała robić to lepiej.

Pani   Calthorpe   poświęcała   jej   długie   godziny.   Przyjaźń   między   kobietami   zacieśniała   się   z 

każdym   dniem.  Trochę   czasu   schodziło   im   na   ploteczkach   i   wspomnieniach,   ale   przynajmniej 

godzinę dziennie spędzały na poważnych rozmowach o obyczajach londyńskiego wielkiego świata. 

Katharine wkrótce poznała koligacje i politykę wielkich rodów, które stanowiły kwiat towarzystwa; 

nauczyła się, jak się powinna zwracać do tych czcigodnych osobistości i jak wyrażać szacunek za 

pomocą odpowiednich ukłonów. Co więcej, pani Calthorpe, jako że sama była kiedyś pięknością, 

mogła udzielić Katharine rad w kwestii reagowania na komplementy albo, co gorsza, impertynencje.

- Nie wydaje mi się, że będzie mi to potrzebne, proszę pani - powiedziała Katharine pewnego dnia, 

wyraźnie zniechęcona. Właśnie skończyła kolejną lekcję tańca. W dodatku Adam był w Londynie i 

Bridge House wydawał się bez niego pusty.

- Co za bzdura. Czas, byś  wreszcie uwierzyła, Kate, że  jesteś, albo możesz być, wyjątkowo 

atrakcyjna. Spodziewam się, że nie jesteś taka banalna, żeby marzyć o błękitnych oczach i złotych 

lokach?

- Raczej nie, ale z pewnością łatwiej jest być pełną  wdzięku, jeśli jest się niedużą. Z moim 

wzrostem dość trudno unosić się „jak piórko".

Pani Calthorpe wyglądała na poirytowaną.

- Widzę, że muszę rozmówić się z Monsieur Edouardem. Powinien zmienić metodę nauczania. Ty, 

Kate, zachowujesz się z wrodzoną godnością. Kroczysz jak królowa. Nie ma najmniejszej potrzeby, 

żebyś podskakiwała jak piórko, jeśli piórko potrafi podskakiwać, w co wątpię.

- Ale kroki...

- Jutro wieczorem wraca Adam. Możesz z nim o tym porozmawiać.

Kate ogarnęło radosne podniecenie, ale spytała z należytym spokojem:

- Dlaczego z Adamem, proszę pani? W jaki sposób on może mi pomóc?

- Kate! Nie chcesz chyba powiedzieć, że nie zauważyłaś? A może złość na Julię Redshaw przysłoniła 

ci wszystko inne?  Adam jest znakomitym tancerzem. Gdyby zechciał się tobą  zająć, byłoby po 

kłopocie.  Tańczyłabyś   „jak   piórko",   zanim  byś   się   obejrzała.   Porozmawiam   z   nim.   Co   więcej, 

możesz mieć dwóch partnerów, bo Adam przyjeżdża z przyjacielem. Lord Trenchard zatrzyma się tu 

w drodze do zachodnich hrabstw. Fatalnie, że pokojówka jeszcze nie przyjechała.  Mogłybyśmy 

zrobić na Adamie wrażenie twoim nowym, wytwornym wyglądem. Na lordzie Trenchard naturalnie 

też.

Katharine roześmiała się.

background image

- Na pani synu nigdy nie zrobię wrażenia. Za dobrze pamięta nasze pierwsze spotkanie. Ale może 

mogłabym   oczarować   lorda   Trencharda?   Jaka   szkoda,   że   tak   się   nie   stanie.  Bez   londyńskiej 

pokojówki wciąż jestem zwyczajną, bezpretensjonalną Kate.

- Jeśli historie, które do mnie doszły, są prawdziwe, to może i lepiej, moja droga. Ivo Trenchard to 

największy flirciarz pod słońcem.

- Tom go lubił.

- Tom nie był znudzoną pięknością z towarzystwa, goniącą za rozrywkami.

- Ja też nie.

Pani Calthorpe roześmiała się

- To prawda. Życie jest na to o wiele za ciekawe.

Pogoda się poprawiła, toteż następnego popołudnia wyruszyły na przechadzkę do stajni. Konie, 

z Sholtem na czele, były na padoku nieopodal.

- Tak się cieszę, że nie jeździsz na tej bestii, Kate. Jest dla ciebie o wiele za duży i za silny.

- Przyzna pani jednak, że to piękne zwierzę. Ma w sobie tyle energii. Nie ma drugiego, który by 

mu dorównał, nawet w stajni Adama. - Westchnęła. - Ale ma pani rację, naturalnie, Adam też. Sholto 

to koń dla mężczyzny. Kupiono go dla mego brata, nie dla mnie. Chyba chciałam na nim jeździć, by 

podtrzymać związek z Tomem, choć przyznaję, że często było to dla mnie trudne. - Odwróciła się do 

pani Calthorpe. - Co by było, gdybym podarowała Sholta pani synowi? On  i Tom byli dobrymi 

przyjaciółmi, a Adam tak wiele dla mnie zrobił. Spodobałoby mu się to, jak pani myśli?

- Oto nowa Katharine Payne! - zawołała pani Calthorpe.

- Myślałam, że nie lubisz Adama.

- Och, nie lubię! - powiedziała Katharine z naciskiem. -Na ogół. Zwłaszcza kiedy zaczyna mi 

mówić, co mam robić. Przyznam się pani, nikomu więcej. Adam czasami ma rację.

- Wielkie nieba, Kate! Dobrze się czujesz?

- Nie czułam się tak dobrze od miesięcy, proszę pani. Zawdzięczam to pani i pani synowi.

- Bzdura! Zrobiliśmy bardzo niewiele. To była przede wszystkim kwestia czasu. 

- Nie potrafię sobie wyobrazić, że czułabym się tak, gdybym pozostała w Herriards.

- Może nie. - Ruszyły w kierunku domu. - Myślę, że Adam byłby zachwycony Sholtem, jeśli 

jesteś pewna, że chcesz mu oddać tego konia. Katharine westchnęła.

- Tak, jestem pewna. Kiedyś znajdę innego, odpowiedniejszego dla siebie, a na razie... Na razie 

muszę skupić się na innych sprawach. Takich jak taniec.

Pani Calthrorpe zaczęła się śmiać. 

Jak poszła poranna lekcja? Czy Monsieur Edouard wciąż próbuje nauczyć cię „podskakiwać jak 

piórko"?

background image

-  Nie,   dziś   rano   dał   sobie   spokój   z   krokami,   za   to   demonstrował   „wielki   ukłon".   Nie 

powiedziałabym, że zrobił na mnie wrażenie. Wyglądał jak Madame du Barry w spodniach. Potem 

przyszła kolej na mnie i zanim skończyliśmy, znów wpadł w rozpacz.

Weszły schodami na taras, z którego oszklone drzwi prowadziły do salonu, a pani Calthrorpe 

jeszcze się śmiała. Katharine zatrzymała się i powiedziała poważnie:

- To nie jest śmieszne. Ten biedak prawie płakał. - W dramatycznym geście przyłożyła dłonie do 

głowy, po czym wyrzuciła je w powietrze. - „Mademoiselle, czemu angielskie panie są tak sztywne? 

Musi pani poruszać się nie jak żołnierz na ćwiczeniach, tylko jak morskie fale. O, tak!" - Katharine 

zrobiła krok, wyrzuciła ręce na boki i zamaszyście  osunęła się na ziemię. Podniosła wzrok na panią 

Calthrorpe. -I jak?

Pani Calthrorpe ze śmiechu ledwie mogła mówić.

 - Kate, to absurdalne - wykrztusiła. - Nawet król nie  mógłby oczekiwać takiego ukłonu. Wstawaj 

i to już. Katharine podskoczyła, z szelmowską miną.

- Nie podobało się pani? Nie wyglądało jak „morskie fale"?

- Powinnam cię zganić za brak szacunku dla biednego Monsieur Edouarda. - Jej uwagę zwrócił 

jakiś ruch za szybą. Przerwała, a za moment zawołała: — Och! Adam! Co tu robisz? Kate, spójrz. 

Adam przyjechał. - Pobiegła do syna, który tymczasem zdążył wyjść na taras i obserwował je obie z 

rozbawieniem. Za nim stał drugi niezwykle przystojny dżentelmen. On też uśmiechnął się na widok 

Katharine.

Adam pocałował matkę, a następnie przywitał się z Katharine.

- Gdzie zamierza pani zadebiutować, Kate? W teatrze Drury Lane?

Katharine zarumieniła się,

- Nie powinien pan tego oglądać.

- W samej rzeczy - dodała pani Calthrorpe. — Miałeś przyjechać dopiero wieczorem. Co za 

wspaniała niespodzianka. Lordzie Trenchard, witam. Jakże się cieszę, że znów pana widzę.

Ivo Trenchard przywitał się serdecznie z panią Calthrorpe. po czym spojrzał na Katharine.

- Zapewne nie zna pan panny Payne, prawda? - spytała matka Adama. - Kate, pozwolisz sobie 

przedstawić kapitana iorda Trencharda?

- Witam, panno Payne. Bardzo się cieszę, że wreszcie się spotykamy. - Ivo Trenchard ujął jej dłoń i 

ucałował. - Tom tak często o pani mówił. Jest pani dokładnie taka, jak opowiadał.

Ivo znów próbował swoich sztuczek. Może i Kate wyglądała na znacznie szczęśliwszą niż w 

październiku, ale wciąż było jej daleko do czarującej istoty z opowieści Toma, uznał Adam.

- Doprawdy, sir? Mogę wiedzieć, co mówił? - spytała Kate z udaną obawą.

- Zarzuciłaby mi pani pochlebstwo, panno Payne.

background image

Adam się zirytował. Chyba Ivo nie zamierza rozpoczynać flirtu z Kate! Jeśli tak, będzie musiał 

położyć temu kres. Kate nie była taka jak damy z Hiszpanii i Brukseli, nie znała reguł.

- Wejdźmy do środka - odezwała się pani Calthorpe. -Teraz, kiedy słońce się zniżyło, znów robi 

się zimno. Byłyśmy w stajniach, Adamie.

- Ale nie widziałyście najnowszego nabytku. Dopiero przybył. Zniosłabyś jeszcze jeden spacer, 

mamo? Chciałbym, żebyś coś zobaczyła. Ty też, Kate.

Lord Trenchard najwyraźniej wiedział, na co się zanosi,  skinął głową w stronę Adama i taktownie 

przeprosił   towarzystwo,   tłumacząc,   że   musi   dopilnować   swoich   spraw.   Obie   damy   udały   się   z 

Adamem na dziedziniec stajenny. Pośrodku stała piękna gniada klacz, którą mocno trzymali dwaj 

stajenni.

-  Jaka śliczna! - Katharine od razu wpadła w zachwyt. -  Och, Adamie, gdzie pan znalazł tak 

piękne stworzenie?

- Rzeczywiście urodziwa - zgodziła się pani Calthorpe bez przekonania. - Trochę za ognista jak dla 

mnie.   -   Przyjrzała   się   klaczy   z   bezpiecznej   odległości.   Zwierzę   było   niespokojne   i   stajennym 

niełatwo było go przytrzymać. - Muszę powiedzieć, Adamie, że nie jest to koń, na którym chciałabym 

jeździć! Właściwie przypomina mi Sholta. Jest mniejsza, naturalnie, ale wygląda na równie upartą, 

tak samo pełną energii i animuszu. - Odwróciła się do syna. - Co zamierzasz z nią zrobić? Zdawało 

mi się, że nie potrzebujesz kolejnego wierzchowca. Zresztą Katharine... Nie, niech powie ci o tym 

sama.

 - O co chodzi, Kate? - Adam zmarszczył brwi. - Czyżby pani znów jeździła na Sholcie?

- Nie!

- Doprawdy? Przecież pogoda się poprawiła?

- Nie prowokuj jej, Adamie. Nie jeździła na tej bestii, bo koncentrowała się na tańcu.

-   Tańcu?   Mówisz   o   tym,   co   przed   chwilą   widziałem?   -Spostrzegł,   że   Katharine   się   jeży,   i 

wybuchnął śmiechem. -Spokojnie, Kate. O tańcu porozmawiamy później. Tymczasem, co takiego 

chciała mi pani powiedzieć?

 - Ja... ja doszłam do wniosku, że miał pan rację. Sholto nie jest dla mnie odpowiednim koniem. - 

I dodała, z nutą dawnej wojowniczości: - Chociaż nie oznacza to, że nie daję sobie z nim rady.

Adam czekał bez słowa. Katharine ciągnęła:

- Chciałabym go panu podarować, Adamie. Myślę, że Tom by to pochwalił.

Zapadło milczenie. Po chwili Adam odchrząknął i powiedział:

- To niezwykle wspaniałomyślne z pani strony, Kate. Będzie mi przypominał Toma. Dziękuję. 

Przyjmuję ten dar. -Ujął jej dłoń i ucałował. - Ale... -Uśmiechnął się.

- Pospiesz się, Adamie. Marznę - wtrąciła pani Calthorpe. - Chcę wiedzieć, co zrobisz z tą klaczą, 

skoro Kate podarowała ci Sholta.

background image

- To, co planowałem od samego początku. - Adam znów się uśmiechnął. - Kupiłem ją dla Kate. 

Pomyślałem, że może się pani spodoba.

- Kupił pan tę klacz dla mnie. - Oczy Katharine błyszczały. - Dla mnie? Naprawdę?

- Oczywiście.

- Klacz jest prawie tak niebezpieczna jak ogier! - zawołała  pani Calthorpe. - Wystarczy na nią 

spojrzeć. Co ci strzeliło do głowy, Adamie?

- Nie ma powodu do niepokoju, mamo. Ta klacz może i jest ognista, ale nie ma w sobie ani krzty 

złośliwości. Jeździłem na niej i zapewniam cię, że kiedy wie, kto rządzi, jest ślepo posłuszna. Kate 

jest zbyt dobrą amazonką, by cokolwiek jej groziło.

Adam kierował swoje słowa do matki, ale nie odrywał wzroku od Katherine, która wzięła jakiś 

przysmak od stajennego i teraz, bez reszty pochłonięta klaczą, karmiła ją smakowitymi kąskami i 

głaskała, nie przestając do niej cicho mówić.

-  Naprawdę   myślisz,   że   Kate   Payne   zadowoliłaby   się   spokojną,   bezpieczną   przejażdżką? 

Powinnaś   znać   ją   lepiej.   Ona   pod   tym   względem   przypomina   brata   -   do   szczęścia   potrzebuje 

wyzwania.

- Sądziłam, że nauczenie się wszystkich niezbędnych umiejętności pozwalających na wejście do 

londyńskiego towarzystwa każdemu może dostarczyć aż nadto wrażeń.

- Właśnie o to chodzi. Czekają ją trudne chwile. Oboje wiemy, że Kate raczej nie znajdzie się w 

gronie tych, które odniosą sukces, mimo całego jej bogactwa.

Matka uniosła brwi.

- Jesteś szczery i nazbyt pesymistyczny. Uważaj, żeby cię nie zaskoczyła.

- Och, daj spokój. Wiem, że lubisz Kate.

- A ty nie?

Adam na chwilę zamilkł.

- Lubię ją o wiele bardziej niż kiedyś. Jednak wciąż po- trafi być nieznośnie uparta. Chociaż nie 

wątpię, że zrobisz dla niej, co będziesz mogła, raczej nie rzuci miasta na kolana, prawda? Gdyby 

bardziej przypominała Toma z urody...

- Ani słowa więcej. Adamie! Tego się po tobie nie spodziewałam. Może i odniosłeś wielki sukces w 

wojsku, ale nie pomogło ci to poznać się na kobietach.

- Mamo!

Katharine   skończyła   pogawędkę   z   nową   zdobyczą   i   teraz   szła   w   ich   stronę.   Pani   Calthorpe 

powiedziała cicho, z naciskiem:

- Cokolwiek o tym myślisz, Adamie, pomóż Kate osiągnąć sukces. Zrób to przez wzgląd na Toma, 

jeśli nie na nią.

background image

- Naturalnie, że tak, choć w dalszym ciągu uważam... -Urwał. Katharine była zbyt blisko. - Co 

sądzi pani o tym koniu?

-  Jest   piękna   -   odparła   Katharine.   -   Nazwę   ją   Cintra.  Tom   kiedyś   powiedział,   że   to   piękne 

miejsce.

- To prawda. Dobre imię dla tej klaczy.

- Dziękuję panu, Adamie. Jest zimno i powinna być w stajni. Czy już ją nakarmiono i napojono?

Mówiła rzeczowym, niemal chłodnym tonem, ale Adam nie dał się zwieść, jak mogłoby się 

zdarzyć na początku ich znajomości. Zdążył już zauważyć, że im bardziej jest wzruszona, tym 

obojętniej się zachowuje.

Ivo Trenchard był niemal tak bliski Tomowi jak Adam.  Nic więc dziwnego, że wieczorem, po 

kieliszku porto ich rozmowa zeszła na Toma, a potem na siostrę Toma i plany pani Calthorpe co do 

jej debiutu w towarzystwie. Ku zdziwieniu Adama, Ivo Trenchard, prawdziwy znawca kobiet, był 

skłonny zgodzić się z panią Calthorpe. Uważał, że sukces Katharine jest całkiem możliwy.

- Ależ,   Ivo!   -   zaprotestował   Adam.   -   Widziałeś   ją   dziś   po   południu!   Wygląda   raczej   jak 

guwernantka niż debiutantka! Zresztą tak właśnie pomyślałem, widząc ją po raz pierwszy.

- Cóż, ja pomyślałem, że jest bardzo podobna do Toma, a on był wyjątkowo przystojny.

- O czym mówisz? Tom był blondynem.

-  Może   nie   ma   jego  karnacji.  Ale  ten   uśmiech...   cały  Tom. Doprawdy czarująca. Absolutnie 

urzekająca.

- Urzekająca? Ile porto wypiłeś?

- Za mało - podchwycił Ivo i nalał sobie kolejny kieliszek. - Dlaczego jesteś tak krytyczny wobec 

tej dziewczyny?  Zdarzało ci się ulegać urokowi o wiele mniej urodziwych.  Pamiętam, była taka 

jedna w Ciudad.

- Tak, ale miała inne talenty.

- A co powiesz na córkę hrabiny jak jej tam? Tę w Tuluzie.

-   Prawie   z   nią   nie   rozmawiałem.   Za   to   jej   kuzynka   potrafiła   czarować,   fakt.   Szkoda   jej 

narzeczonego. Pamiętasz tę noc, kiedy...

Od tej chwili Katharine Payne poszła w niepamięć. Rozmowa zeszła na wojenne przygody, nie 

zawsze przyzwoite.

Niestety, Ivo na drugi dzień musiał ruszać w dalszą drogę. Wyraził żal z tego powodu i pożegnał się 

z panią Caithorpe, która najwyraźniej go polubiła. Nalegała, żeby ich odwiedził, kiedy już zjadą do 

Londynu.

- Nic mnie od tego nie powstrzyma, szanowna pani - zapewnił gorąco. - Nie mogę się doczekać, 

kiedy na własne oczy zobaczę sukces panny Payne.

background image

Katharine Ivo powiedział, że nie ma potrzeby życzyć jej  triumfalnego debiutu - co do tego nie 

było wątpliwości.

- Mam nadzieję, że zatrzyma pani dla mnie przynajmniej  jeden taniec na pierwszym balu, na 

którym się spotkamy.

- Bez wątpienia. Będę wdzięczna za przynajmniej jednego partnera, lordzie Trenchard. Muszę 

jednak wyznać, że moje umiejętności w tym względzie wciąż pozostawiają wiele do życzenia.

- To się zmieni, bez dwóch zdań. Proszę nakłonić Adama,  żeby panią uczył - był  najlepszym 

tancerzem w sztabie księcia. Nazywaliśmy go Twinkle-toes Calthorpe. - Roześmiał  się i uchylił 

przed ręką Adama. - Miłych przejażdżek na nowej klaczy, panno Payne. Mam nadzieję, że kiedy 

następnym razem będę w Surrey, zobaczę ją w akcji.

Adam odprowadził go do powozu.

- Powodzenia w twojej misji, Ivo.

- Dzięki. Nie mam wielkiej nadziei, że ojciec zgodzi się ze mną spotkać, ale muszę spróbować. 

Swoją drogą, nie lekceważ siostry Toma. Jest warta zachodu, Adamie. Tom miał rację, że był z niej 

tak dumny. Adios!

Adam w zamyśleniu ruszył w stronę domu. Czy Katharine Payne była tak atrakcyjna, jak Ivo i 

matka zdawali się sądzić? Czy on sam nie pozostawał pod zbyt wielkim wpływem tego pierwszego 

spotkania w październiku? Później odkrył, że od miesięcy przechodziła wyjątkowo trudny okres - 

żadna kobieta nie byłaby w najlepszej  formie, żyjąc w ciągłym stresie. Może był  uprzedzony. 

Postanowił spojrzeć na nią świeżym okiem, spróbować zobaczyć ją oczami swojej matki.

- Kiedy ją ujrzał, jej mina i zachowanie żadną miarą nie  mogły poprawić niczyjej opinii na jej 

temat   -   wprost   przeciwnie.   Stała   pośrodku   pokoju   naprzeciwko   niedużego   mężczyzny,   który 

gestykulował   żywo,   starając   się   dojść   do   głosu.   Sama   Katharine   groźnie   marszczyła   brwi,   nie 

zamierzając go słuchać.

- Pan jest niemądry, sir. Nie mogę zapamiętać wszystkiego od razu. Fale i piórka nie odróżniają 

lewej   strony   od   pranej,   a   ja   też   nie,   gdy   próbuję   je   naśladować.   Co,   jak   oboje   wiemy,   jest 

niemożliwe. Dziwię się, że nie daje pan za wygraną.

- O co chodzi? - spytał Adam.

- Milordzie, to beznadziejny przypadek. Uczyłem sztuki tańca wiele młodych dam, przeważnie o 

wiele młodszych, naturalnie, ale panny Payne nie da się nauczyć. Po prostu się sie da!

- Doprawdy?

Monsieur Edouard, zbyt zły, by zważać na nutę ostrzeżenia w głosie Adama, mówił dalej:

- Obraca się w lewo, kiedy powinna obrócić się w prawo, i  w prawo, kiedy powinna wykonać 

obrót w lewo. I kłóci się! Cały czas!

background image

Kiedy Adam wszedł do środka, protesty Katharine umilkły. Stała bez słowa, z wysoko uniesioną 

głową, zbyt dumna, by się bronić.

Adam powiedział zimno:

- Monsieur Edouard, wygląda na to, że angażując pana, popełniliśmy błąd. To godne pożałowania, 

że nie zdołał pan  dostrzec  szczególnych  potrzeb  panny Payne.  Otrzyma   pan  wynagrodzenie  za 

lekcje, ale proszę więcej nie przychodzić. - Kiedy nauczyciel tańca próbował oponować, Adam 

przerwał mu stanowczo: - Dziękuję panu. To wystarczy.

Monsieur Edouard opuścił pokój, a Adam rzekł łagodnie:

- Chodź tu, Kate.

Spojrzała a niego w milczeniu, ale nie poruszyła się. Uśmiechnął się i powtórzył:

- Podejdź tutaj.

Wciąż zagniewana Katharine ruszyła sztywno ku Adamowi.

- Co ten głupiec ci zrobił?

- Nie wiń go - odparła z goryczą. - Ja po prostu nie jestem stworzona do tańca.

- Nie uwierzę w to ani na chwilę. Jestem jednak w stanie uwierzyć, że nie jesteś stworzona do lekcji 

tańca, zwłaszcza takich, jakie on daje.

-  Twojej matce powiedziano, że to najlepszy nauczyciel  tańca  w   Dorking.  Gdzie  znajdziemy 

lepszego?

- Na pewno kogoś znajdziemy, jeśli będziesz bardziej podatna na polecenia. A tymczasem...

- Podatna na polecenia? Co za niedorzeczność! Próbowa-łam z całych sił nauczyć się czegoś od tej 

małej papugi!

- Właśnie. To dlatego nie możesz się od niego niczego nauczyć - pogardzasz nim. Podejrzewam, 

że pogardzasz też sztuką tańca jako taką. Mam rację?

- To wszystko wydaje mi się takie głupie. Nie znoszę podskakiwania po sali, tam i z powrotem, ni 

do rymu, ni do sensu. A wszystko, czego się nauczyłam od Monsieur Edouarda, to jak się potykać o 

własne stopy!

-  Och, moja nieustępliwa Kate. - Adam roześmiał się.  wyobrażając sobie tę żałosną scenę. - 

Biedny Monsieur Edouard. Lekcje z tobą musiały mu się śnić po nocach.

Katharine odeszła dalej i stała, wyglądając przez okno.

- Śmiej się, śmiej - powiedziała z goryczą - ale nie proś mnie, bym się przyłączyła. Wiem, taniec 

to   ważna   umiejętność,   cokolwiek   o   nim   myślę.   I   żywiłam   nadzieję...   Miałam   ambicję.   Cóż, 

nieważne. - Ze znużeniem oparła czoło o szybę.

Adam podszedł i stanął tuż za nią. Odezwał się łagodnie:

- Zapomnij o tym, że to ważna umiejętność, Kate. Naucz  się tym cieszyć. Taniec to nie tylko 

wyuczone kroki. Może sprawiać radość na wiele sposobów.

background image

- Jak to?

- Cóż, zacznijmy od muzyki. Lubisz ją, wiem, że tak. Słyszałem, jak grasz. Potem mamy układ, a 

nie chaos. Każdy taniec ma swój układ, a kiedy się widzi, że wszystko przebiega bez zakłóceń, jest 

się czym cieszyć, prawda? I jeszcze kroki. Tych jest naprawdę niewiele. Mogłabyś nauczyć się ich w

ciągu godziny, gdybyś tylko chciała. Ale... - Ujął ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie. - Ale 

nie na tym polega trudność, prawda? Bronisz się przed tańcem, bo oznacza kontakt fizyczny, a jak mi 

się zdaje, masz w tym względzie bardzo niewielkie doświadczenie. Boisz się tego. - Przerwał, skoro 

jednak milczała, podjął: — Nie ma potrzeby.

Nie podnosiła głowy, nie chcąc spojrzeć mu w oczy, ale kiedy przesunął dłonie na jej łokcie i 

przyciągnął ją bliżej, jej policzki pokryły się rumieńcem.

- Myślisz, że chcę ci zrobić krzywdę? - spytał. Uniosła głowę, zaskoczona.

- Oczywiście, że nie.

- W takim razie czemu zaciskasz dłonie w pięści? - Ujął jedną, rozprostował palce. - Zaufaj mi, 

Kate. Chcę tylko twojego dobra, wierz mi.

-Wierzę. Jesteś bardzo miły.

- W takim razie nie wyrywaj się. Oprzyj się o mnie. Odpręż się. - Objął ją wolnym ramieniem, tak 

że leciutko wsparła się o niego.

Przez myśl przebiegła jej scena przy kościele w Herriard Stoke. Nawet wówczas, kiedy jeszcze nie 

wiedziała,   kim   on   jest,   czuła   to   samo   osobliwe   pragnienie,   gotowa   była   mu   pozwolić,   by   ją 

poprowadził, objął ramieniem.

- Znów się napinasz - zauważył Adam. - A już tak dobrze ci szło. O co chodzi?

- Ja nigdy,.. nigdy nie nauczyłam się, jak to jest na kimś polegać.

- Teraz, kiedy wiem o tobie więcej, nie wydaje mi się to dziwne. Jednak to nie znaczy, że musisz 

odpychać ludzi.

Podtrzymywana jego ramieniem, z dłonią na jego piersi, Katharine zastanowiła się.

- Chcesz powiedzieć, że nie umiem tańczyć, bo nie potrafię się odprężyć? Nie wiem, jak to zrobić. 

- Nie próbuj myśleć. Zostań tak choć przez chwilę. - W pokoju było cicho i mroczno z wyjątkiem 

smugi bladego  światła słonecznego wpadającego przez jedno wysokie okno.  Katharine pod dłonią 

wyczuwała bijące miarowo serce Adama. Powoli napięcie ją opuściło i, być może po raz pierwszy w 

życiu, poczuła się swobodnie w tak bliskim kontakcie z drugim człowiekiem.

Adam powiedział cicho:

- Wiesz, jest taki nowy taniec, walc. Tańczą go w całej Europie i już zaczynają w Anglii. Pary są 

w nim niemal tak blisko siebie jak my teraz. Chcesz, żebym cię go nauczył?

Znów zesztywniała.

background image

- Nie rób tego, Kate. Nie ma potrzeby. Połóż lewą dłoń na moim ramieniu. Dobrze. Unieś głowę. 

Teraz powtarzaj moje kroki. Licz do trzech. Bardzo powoli. Tak jak teraz. Raz, dwa, trzy, raz, dwa, 

trzy.

Powoli zatoczył z nią koło po pokoju, lewą dłonią wciąż ściskając jej prawą, drugą opierając na jej 

talii.   Jego   dotyk  był   lekki,   lecz   stanowczy,   a   po   paru   potknięciach   zaczęła   go   naśladować. 

Stopniowo przyspieszał rytm, ale ku swemu zdziwieniu uświadomiła sobie, że wciąż jest w stanie za 

nim nadążyć, dłoń na jej talii prowadziła ją, mówiła, w którą stronę się zwrócić, kiedy zwolnić, kiedy 

poruszać się szybciej. Spokojne, rytmiczne liczenie weszło jej w krew i nagle zdała sobie sprawę, że 

faluje, zanurzając się na zakrętach. To było jak magia, jak szampan, płynęła.

Zatrzymali się. Adam odezwał się:

- Kate, to było wspaniałe! - Wziął ją w ramiona, po czym pochylił głowę i pocałował ją. Pocałunek 

może i nie był namiętny, niemniej realny. Dla Katharine, która, wyjąwszy atak Waltera, nigdy w życiu 

nie została pocałowana przez mężczyznę, z wyjątkiem brata i dziadka, był objawieniem. Był ciepły, 

kojący i zarazem urzekający. Z trudnością powstrzymała się od zarzucenia Adamowi rąk na szyję i 

trwania tak.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Na zakończenie Adam przytulił ją, dotykając policzkiem jej policzka.

- Droga Kate - powiedział, głosem przepełnionym serdecznością i ciepłem.

Na Katharine podziałało to jak strumień zimnej wody i od razu przywróciło jej zdrowy rozsądek. 

„Droga Kate" Zero podniecenia, żadnego desperacko wyszeptanego: „Kochana  Kate, najdroższa 

Kate", „Kate, miłości mego życia"! Zaledwie serdeczne „Droga Kate" - tak jak zwracamy się do 

matki, ciotki czy siostry. Za kogoś takiego ją uważał, naturalnie. Za siostrę, o co postarał się Tom. 

Bardziej niż kiedykolwiek wdzięczna losowi, że nie uległa szalonej pokusie, Katharine zdobyła się 

na uśmiech i uwolniła z jego uścisku.

- To...   to   nie   przypominało   żadnego   z   moich   dotychczasowych   tańców   -   wyjąkała   drżącym 

głosem. - A zakończenie było doprawdy niezwykłe.

Adam wybuchnął śmiechem.

 - Daj spokój, Kate. Nie musisz się tym martwić. Walc to dość śmiały taniec, ale pocałunek nie jest 

jego integralną częścią. To mój komplement dla wspaniałej tancerki. Gniewasz się?

- Ależ nie.

 - To dobrze. Choć tak naprawdę powinienem cię skarcić, zamiast prawić ci komplementy.

- Dlaczego? - spytała zaskoczona, -. Jesteś oszustką.   

- Co?

- Udawałaś, że nie jesteś w stanie się nauczyć, nie umiesz się ruszać, nie znasz kroków. Biedny 

Monsieur Edouard -naprawdę go zwiodłaś.

- O czym ty mówisz, na litość boską? Niczego nie udawałam. Nie umiem tańczyć.

Adam ponownie ujął jej dłoń i pocałował.

background image

- Jesteś urodzoną tancerką, najlepszą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Poczucie rytmu, instynktowne 

ruchy. Jakim prawem nas wszystkich oszukałaś?

Od dotyku Adama po plecach przeszły Katharine ciarki.  Cofnęła  rękę,  odetchnęła  głęboko  i 

powiedziała spokojnie:

- Nie wiem, o czym mówisz, Adamie. To nie był taniec. W każdym razie nie taki, z jakim miałam 

do czynienia dotychczas.

- Walc bardzo różni się ód starych tańców, zgadzam się,  ale nie w tym rzecz. To, jak ze mną 

tańczyłaś,   dowodzi,   że   masz   poczucie   rytmu   i   wdzięk,   które   mogą   zrobić   z   ciebie  doskonałą 

tancerkę. Nie mam pojęcia, dlaczego ten głupi nauczyciel tańca tego nie spostrzegł.

- Myślę, że nie doceniasz swojej roli w moim tańcu. Jak nazwał cię lord Trenehard? Twinkle....

Położył jej dłoń na ustach.

- Nawet o tym nie myśl. Nie wierz ani przez chwilę, że ktokolwiek tak mnie nazywał. Poczucie 

humoru Iva Treneharda poniosło go i tyle. Wymyślił to na poczekaniu. Ale też nie zapominaj o tym, 

co ci próbowałem powiedzieć.  Eduardo to dla ciebie nauczyciel najgorszy z możliwych.  Musisz 

tylko nauczyć się kilku kroków i czterech czy pięciu figur - nie jest ich wiele. To wszystko. Na każdy 

ludowy taniec składa się kilka wybranych figur. Mogę cię ich nauczyć przez tydzień, zanim wyjadę.

- Wyjeżdżasz?

- Skoro mam spędzić osiem czy dziewięć tygodni w Londynie podczas sezonu, muszę przedtem 

trochę pobyć w Calthorpe. Wciąż jest tam wiele do zrobienia. Nie rób takiej zmartwionej miny - 

tydzień to aż nadto, by naprowadzić cię na właściwy trop. Reszta to tylko praktyka. Zorganizujemy 

parę wyjazdów do Guildford albo Reigate, gdzie odbywają się bale publiczne. Możesz poćwiczyć 

tam, nie rzucając się zanadto w oczy.

Adam dotrzymał słowa. Zatrudnił skrzypka z okolicznej wioski i na godzinę każdego popołudnia 

zmieniał się w bez litosnego tyrana. Katharine uczyła się figur tanecznych dotąd, aż wryły jej się w 

pamięć. Nauczył ją poruszać się posuwiście, podskakiwać, unosić się i opadać w rytm muzyki. 

Kiedy spostrzegł, że pochyla głowę i patrzy na nogi, zawiązał jej oczy szarfą i zmusił, by tańczyła 

na oślep. Pokój rozbrzmiewał okrzykami: „Głowa do góry, Kate! Do góry, po wiedziałem!", „I tak 

nie   widzisz   swych   stóp,   więc   nie   patrz  i   „Do   licha,   podnieś   głowę,   dziewczyno!   Tak   lepiej! 

Pięknie!".

    

Nie tylko pracowali. Codziennie wyruszali na konne przejażdżki i Adam pokazał Kate ulubione 

miejsca  swego dzieciństwa.  Nigdy dotąd  nie  spędzała  tak  miło  czasu w   towarzystwie, nawet z 

Tomem. Nie rywalizowali ze sobą, nie było  potrzeby pilnować się przed brawurowymi psikusami, 

które  mogły narazić ich na niebezpieczeństwo. Adam nie był tchórzem, w pełni wykorzystywał 

niemałe możliwości Sholta, niemniej czuła się przy nim bezpieczniejsza niż kiedykolwiek z Tomem. 

background image

Pocałunek nie powtórzył się, a chociaż Katharine czuła osobliwy ból w sercu za każdym razem, kiedy o 

nim myślała, była zadowolona. Adam zaczynał się do niej przywiązywać, widziała to po jego zachowaniu, tyle 

że uważał  ją za kogoś w rodzaju siostry. Nic ponadto. Choć nie  przyszło jej to łatwo, trzymała swoje 

uczucia na wodzy. Jeszcze kolejny pocałunek, choćby niewinny, mógł łatwo zniszczyć jej wysiłki.

Pod koniec tygodnia Adam zabrał obie panie na tańce

-  Guildford, gdzie Katharine odkryła, że całkiem dobrze jej idzie z rozmaitymi partnerami. Bawiła się 

świetnie, a kilku młodych dżentelmenów poprosiło ją o drugi taniec. Jednak podczas kolacji Adam, który 

wydawał się nieco zgaszony, pozbawił ją złudzeń. Zwrócił jej uwagę, że partnerzy nie byli w stanie jej ocenić, 

bo im samym wyraźnie brakowało lekkości, i dodał, że dwa razy spojrzała na swoje stopy w ósmej figurze, a 

ponadto opuściła dwa wejścia.

- W dalszym ciągu uważam, że całkiem dobrze sobie poradziłam - odparła Katharine cokolwiek buntowniczym 

tonem.

- Całkiem dobrze! Tego właśnie chcesz? W takim razie przyjmij moje gratulacje. To jednak stanowczo 

za mało, w każdym razie dla mnie.

- Adamie! - zaprotestowała matka.- Jesteś zbyt surowy. To pierwsze publiczne wyjście Kate. Nie powinieneś 

jej zniechęcać na samym początku. Przypomnij sobie, jak się denerwowała, kiedy tu przyjechaliśmy. Nic 

dziwnego, że zapomniała o jednym drobiazgu czy dwóch. Potrzebuje pochwał, nie krytyki. Czemu sam z nią 

nie zatańczyłeś?

- On się wstydzi ze mną pokazywać, proszę pani. - Katharine posłała zjadliwe spojrzenie w stronę Adama. 

- Musi dbać o reputację. - Odwróciła się do Adama i spytała niewinnie: - Jak cię nazywali? Twinkle...

Adam złapał ją za rękę.

- Kolacja się skończyła, panno Payne! Czy wyświadczy mi pani ten zaszczyt i zatańczy ze mną? 

Wybacz nam mamo.

Bez zwłoki pociągnął Katharine na parkiet, ale widok jej  roześmianej twarzy sprawił, że zły 

humor go opuścił.

- Kokietka z ciebie, Kate - zauważył. - Pewnego dnia  dostaniesz to, na co zasługujesz. Teraz 

będziemy rozmawiać tak, jak oczekuje się tego na balu. Co myślisz o orkiestrze?

Przetańczyli bezbłędnie cały taniec. Adam był zaskoczony żywością i wdziękiem Katharine. Gdyby 

miała urodę Toma. mogłaby odnieść wielki sukces. Jednak karnacja była przeciwko niej. I, może z 

racji wzrostu, wciąż cechował ją ten irytujący sposób bycia, świadczący o niezależności. Gdzie 

dołeczki, bezradna minka, niewinnie kokieteryjne spojrzenia, które pociągały tak wielu mężczyzn, nie 

wyłączając jego samego? Nie, cokolwiek myśleli Ivo i matka, on sam wciąż nie potrafił dostrzec, w 

jaki sposób Katharine Payne mogłaby odnieść sukces, który przepowiadali.

background image

Jednak gdy muzycy przestali grać, uświadomił sobie, że trudno mu się z nią rozstać. Czas minął tak 

szybko. Miał wrażenie, że nie skończyli rozmowy, choć nie pamiętał, o czym gawędzili. Bardzo 

dziwne, zwłaszcza że zdarzało mu się nudzić nawet wśród śmietanki europejskiego towarzystwa. 

Kiedy wracali, by dołączyć do jego matki, przypomniał sobie, jak tańczyli w salonie Bridge House. 

W jego ramionach była taka naturalna, taka wrażliwa. I ten pocałunek na końcu. Wyjątkowo słodki. 

Spojrzał na Katharine i postanowił, że później znów poprosi ją do tańca. Może do walca.

Nie udało mu się jednak zatańczyć z Kate przez całą resztę wieczoru. Bez przerwy była oblegana. 

Wyglądało na to, że Katharine Payne ma wyjątkowe powodzenie u młodych mężczyzn w Guildford.

Nazajutrz Adam wyjechał do Calthrorpe i wreszcie nadeszła wiadomość o przyjeździe panny 

Kendrick. Katharine cieszyła się z tego drugiego wydarzenia, bo odkąd wyjrzała przez okno sypialni 

wczesnym   rankiem   i   zobaczyła   odjeżdżającego  Adama,   była   trochę   przybita.   Ich   rozstanie   nie 

należało do miłych. Adam poprzedniego wieczora był milczący  i. jak na kogoś, kto wyjeżdża o 

świcie, długo zwlekał z pójściem do sypialni. Po powrocie do Bridge House zaproponował, żeby 

usiedli i porozmawiali przed udaniem się na spoczynek. Przed wyjazdem chciał uzgodnić z nimi parę 

spraw, tak powiedział.

Pogawędka odsłoniła te cechy Adama, które Katharine  uważała za najgorsze. Obydwu paniom 

wydał polecenia pod pozorem rad. Krótko mówiąc, Katharine miała uważać na siebie podczas jazd 

na nowej klaczy, zawsze zabierać ze sobą  stajennego i unikać kilku miejsc, jego zdaniem niezbyt 

bezpiecznych.  

-   Może   wołałbyś,   żebym   jeździła   wyłącznie   po   padoku?   -   spytała   Katharine   z   podejrzaną 

łagodnością. - A może byłoby bezpieczniej, gdyby stajenni trzymali Cintrę za wodze, choć, nawet 

gdybym ja się na to zgodziła, nie ręczę za nią.

- Dobrze ci się śmiać, Kate, ale...

- Zapewniam cię, że wcale się nie śmieję - powiedziała Katharine zimno. - Mam jednak wrażenie, 

że wiem, na czym polega rozsądna jazda.

- Mówisz bzdury i wiesz o tym. Potrafisz być tak samo lekkomyślna jak twój brat, kiedy coś ci 

strzeli do głowy. A ja już kiedyś, zdaje się, mówiłem, że nie po to ratowałem cię przed wujem, byś 

skręciła sobie kark, będąc pod naszą opieką.

Pani Calthorpe postanowiła interweniować.

- Adamie,   myślę,   że   możesz   zaufać   Kate.   Wie,   jak   bym   się   martwiła,   gdyby   podejmowała 

jakiekolwiek ryzyko podczas twojej nieobecności. Prawda, moja droga?

Katharine spojrzała z ukosa na Adama, niemniej skinęła głową, i pani Calthorpe odetchnęła.

Po chwili, kiedy syn zaczął dawać jej sugestie dotyczące dalszych postępów Katharine, również 

pani Calthorpe poczuła irytację.

background image

- Doprawdy, Adamie, myślisz, zdaje się, że jestem zdziecinniałą staruszką! Będziemy chodzić na 

tyle tańców, ile uznam za stosowne i kiedy Katharine będzie sobie tego życzyć. I oczywiście będę 

towarzyszyć Kate. Skąd, u licha, mogło ci przyjść do głowy, że będzie inaczej? Co więcej, naprawdę 

nie   musisz   mnie   prosić,   bym   dawała   baczenie   na   jej   partnerów.   Na   tym   przecież   polega   rola 

opiekunki. Co w ciebie wstąpiło?

Adam, uświadomiwszy sobie, że jego obydwie towarzyszki zamiast być mu wdzięczne za rady, 

kipią ze złości, starał się wszystko naprawić.

- Przepraszam,   mamo.   To   pewnie   dlatego,   że   czuję   się  odpowiedzialny   za   sukces   naszej 

kampanii.  Wszyscy  tak  ciężko  pracowaliśmy  - byłoby  fatalnie,  gdyby  wskutek  braku  odrobiny 

przezorności coś poszło nie tak.

Katharine wstała.

- Lordzie  Calthorpe! Proszę nie  traktować  tego, co  powiem,  jako  niewdzięczności  za  pańską 

dotychczasową pomoc. Był pan... Był pan wyjątkowo wyjątkowo miły. Ale ja nie jestem żadną 

„kampanią"! Nie jestem jednym z pana  podkomendnych i nie może mi pan mówić, co powinnam 

robić,   a   czego   nie!   Choć   panu   wydaje   się   to   nieprawdopodobne,   sądzę,   że   pańska   matka   i   ja 

poradzimy sobie całkiem dobrze, kiedy pana tu nie będzie. Czy mogę zaproponować, żeby pan zajął 

się Calthrorpe i pozostawił sukces albo klęskę mego debiutu w niepewnych rękach pańskiej matki i 

moich? Adam nie przyjął jej słów ze zwykłym sobie opanowaniem. Skłonił się zimno i odparł z 

wyjątkową kąśliwością w głosie:

- W takim razie, panno Payne, nie mam nic więcej do powiedzenia. Poza tym, że moim jedynym 

życzeniem zawsze było, by została pani wprowadzona do towarzystwa najlepiej, jak się da. I że 

mam nadzieję znaleźć panią w lepszym nastroju, kiedy spotkamy się następnym razem.

Życzyli sobie nawzajem dobrej nocy i Katharine udała się do swojej sypialni. Nie mogła zasnąć. 

Miotały nią tak sprzeczne uczucia, że o śnie nie mogło być mowy. Powiedziała sobie, że Adam 

Calthrorpe to despotyczny, gruboskórny typ, i ogarnęła ją wściekłość na myśl o tym, co do niego 

czuje.   Po   pewnym   czasie   zaczęły   ją   prześladować   wspomnienia  chwil,   kiedy  okazał   jej   wiele 

zrozumienia, i uznała, że zachowała się monstrualnie niewdzięcznie. Trapiona wyrzutami sumienia, 

zastanawiała się, czy nie powinna zejść na dół i przeprosić. Nawet stanęła na podeście schodów, ale 

wówczas usłyszała głos pani Calthrorpe.

- Muszę powiedzieć, że współczuję Kate - mówiła. - Zachowujesz się bardzo arbitralne, Adamie, 

a ona nie jest dziewczyną, która dobrze reaguje na rozkazy.

- Nie wiem, dlaczego zawsze bronisz Panny Niezależnej, mamo! Moim zdaniem Katharine Payne 

powinna   się   nauczyć  przyjmować   płynące   z   dobrego   serca   rady   z   większym  wdziękiem.   Im 

wcześniej, tym lepiej. Jej opiekunowie mieli  rację. Stanowczo za długo mogła robić, co jej się 

podobało!

background image

- Adamie! Zwykle nie jesteś tak niesprawiedliwy. Co się z tobą dzieje?

Katharine nie czekała dłużej. Dość usłyszała. Wracała do  swego pokoju, gotując się ze złości. 

Panna Niezależna, dobre  sobie! Co Adam Calthorpe sobie myślał, że kim jest? Jakie miał prawo 

zakazywać jej jazdy na każdym koniu, którego wybrała? A jednak zabronił. Najpierw Sholto, a teraz 

Cintra. Co z niego za tyran? Mówił jej, gdzie ma jeździć na przejażdżki, jak często chodzić na tańce, z 

kim tańczyć. Gdyby uległa mu teraz, stałaby się tchórzliwą marionetką, ona, Katharine  Payne  z 

Herriards, która do niedawna całkiem dobrze kierowała swoim życiem niemal bez niczyjej pomocy. 

Nie ma mowy! Weszła do pokoju, rozebrała się i położyła do łóżka. W końcu zasnęła, ale przedtem 

zdążyła jeszcze pomyśleć życzenie, dość desperackie, żeby Adam Calthorpe zdołał w niej dostrzec 

upragnioną kobietę, a nie jeden ze swych rozlicznych obowiązków.

Panna Kendrick przyjechała dwa dni później i przed upływem tygodnia zdobyła w domu mocną 

pozycję. Spytana, jak należy się do niej zwracać, odparła:

- Moja pani zawsze mówiła do mnie „Kendrick", panienko. - Po chwili dodała: - Naturalnie dla 

służby jestem „panną Kendrick".

Rzadko się uśmiechała i jedno jej spojrzenie wystarczyło,  by inne pokojówki drżały ze strachu. 

Nawet Wigborough, wieloletni lokaj pani Calthorpe, zwracał się do niej z większym szacunkiem, niż 

zwykł to robić w stosunku do reszty  kobiecej służby, a kiedy mówiła: „Naturalnie, proszę pani!", 

pani Calthorpe gorączkowo analizowała swoje polecenia w poszukiwaniu błędów. Niemniej była 

wyjątkowo   dobra  w   swoim   fachu.   Na   szczęście   dla   Katharine   minęło   wiele   lat,   odkąd   panna 

Kendrick przygotowywała młodą damę do debiutu i nowe zajęcie bardzo jej się spodobało. Nie 

ukrywała, że Katharine stanowi dla niej wyzwanie, nie sądziła jednak, że poniesie klęskę.

- Lady Abernethy była prawie nie do pokazania, kiedy mnie zatrudniła - powiedziała spokojnie. - 

A   przecież   została   jedną   z   najbardziej   podziwianych,   najwytworniejszych   dam  w   Londynie. 

Panienka ma doskonałą budowę - powiedziała przy innej okazji - a karnację na tyle niezwykłą, że aż 

interesującą.

- Interesującą? - zawołała Katharine. - Naprawdę?

- Musimy nad tym bardzo dużo pracować, naturalnie -dodała panna Kendrick. - Panienka zbyt 

długo nie dbała o wygląd. Jestem jednak optymistką, jeśli idzie o rezultat.-Była nawet skłonna 

popatrzyć przychylnie na wzrost Katharine. - Panienka jest wysoka, ale tego żadną miarą nie można 

uznać za wadę - orzekła. - Obecna moda sprzyja wysokim paniom. - Spojrzała surowo na Katharine. 

- O ile dama trzyma się prosto. Żadna z moich podopiecznych nigdy się nie garbiła, - Katharine w to 

nie  wątpiła.  Strach  przed  panną  Kendrick mógł być znacznie skuteczniejszy niż cała biblioteka 

książek na głowie.

background image

Przez   kolejne   tygodnie   twarz,   figura,   postawa   i   stroje   Katharine   zostały   poddane   żelaznej 

dyscyplinie panny Kendrick. Katharine nigdy nie poświęcała wiele uwagi temu co wkłada na siebie, 

nie zawracała sobie głowy myśleniem o stylach podkreślających urodę czy kolorach pasujących do jej 

karnacji. Teraz jedno pełne dezaprobaty spojrzenie pokojówki wystarczyło, by ulubione sukienki na 

wieki wylądowały w czeluściach szafy, a ich miejsce zajęły inne, w odcieniach, o których nigdy by 

nie pomyślała. Na szczęście obie  zgadzały się, że prostota jest dla Katharine znacznie stosowniejsza 

niż   pióra,   falbanki   i   wstążki   pokazywane   w   żurnalach.   Katharine   wkrótce   się   przekonała,   że 

„prostota" panny Kendrick jest znacznie bardziej wystudiowana niż przypadkowemu obserwatorowi 

mogło się wydawać.

Pani Calthorpe była zachwycona. Chodziła po domu z miną kota, który wypił pełną miskę śmietanki, 

choć w listach do Adama donosiła tylko, że pani Kendrick spisuje się świetnie i że  Katharine ciężko 

pracuje nad tańcem. Nie omieszkała też poinformować go, że towarzyszy Katharine na wszystkich 

publicznych balach i że panna Payne ma wielkie powodzenie. Dodała. że nie byłaby zaskoczona, gdyby 

Katharine wyszła doskonale za mąż w połowie londyńskiego sezonu. A choć pani Calthorpe była czułą 

matką, motywy, które skłaniały ją do takiego postępowania, nie wypływały z chęci sprawienia mu 

przyjemności. Nie umknęło jej uwagi, że Adam interesuje się jej protegowaną  bardziej, niż to sobie 

uświadamia, i nie był tak zadowolony, jak można byłoby oczekiwać, widząc, że Katharine cieszy się 

zainteresowaniem młodych mężczyzn w Guildford. Matka Adama nie widziała nic złego w tym,  by dać 

mu jeszcze więcej do myślenia.

Przyszłe   małżeństwo   Katharine   było   też   przedmiotem   rozmów   zaledwie   czterdzieści   mil   od 

Bridge House. Henry Payne i jego rodzina również szykowali się do wyjazdu do Londynu, choć z 

mniejszym splendorem, niż pierwotnie zamierzali. W Herriards mieszkało im się wygodnie, ale bez 

przychodów ze spadku po Framptonach nie było ich stać na luksusy.

- Chyba zdajesz sobie sprawę, że wszyscy na ciebie liczymy, Walterze - powiedział ojciec pewnego 

dnia   w   marcu.  -   Jedynym   sposobem   pozyskania   majątku   Framptonów   dla   Herriards   jest   twoje 

małżeństwo z tą irytującą dziewczyną. Raz już straciłeś szansę i nie wolno ci tego powtórzyć. Nie 

wiem, czemu się jej nie spodobałeś - jesteś całkiem do rzeczy, a kiedy się postarasz, kobiety na ogół 

są ci przychylne.

 - Dopilnuj, żeby w Londynie poszło ci z nią lepiej. Twoja kuzynka Kate nie jest pięknością; nie 

będzie jej łatwo przyciągnąć wielbicieli samymi wdziękami. Wabikiem będą jej pieniądze. Pozostaje 

ci tylko przekonać ją, że jesteś inny, że „kochasz ją dla niej samej".

- Spróbuję, ojcze - odparł Walter. - Tylko nie myśl, że to łatwe. Ona potrafi być wyjątkowo 

oporna.

background image

- Walterze! Nie pozwól, by niechęć do tej dziewczyny stanęła ci na przeszkodzie! Przecież nie 

muszę ci przypominać, że potrzebujemy jej pieniędzy. Chyba że masz na oku inną dziedziczkę, która 

byłaby skłonna cię poślubić?

- Nie, nie mam. A myśl o tym, że Kate będzie zdana na moją łaskę, ma pewien powab, przyznaję. 

Długo nie będzie taka napuszona.

- Najpierw musisz ją zdobyć.

- Tak, w tym cała trudność. A co z Calthorpe'em?

- Nim się nie przejmuj. Z tego, co widziałem, wnioskuję, że ta dziewczyna nie podobała mu się 

bardziej niż tobie. Gotów  jestem się założyć, że to matka nakłoniła go, by ją stąd zabrał. Pewnie 

sama teraz tego żałuje. Nie, Calthorpe jest bogaty i nie potrzebuje pieniędzy Framptonów. Nie będzie 

się   nią interesował. Słuchaj, Walterze, musisz pamiętać, że masz jedną wielką przewagę- możesz 

zaoferować swojej kuzynce Herriards. Uwielbiała to miejsce, Bóg wie czemu. Powiedz jej, jak bardzo 

tutejsi ludzie za nią tęsknią, przypomnij, że wkrótce mogłaby znowu być tu panią. Uderzaj w tę nutę, 

a ona wpadnie w twoje objęcia, nim się obejrzysz. Musisz się z nią ożenić, i to szybko. 

Obaj mężczyźni siedzieli w ponurym milczeniu, wpatrzeni w plik rachunków na stole. Po chwili 

Walter powiedział od niechcenia:

- Tak sobie myślę...

- O czym?

- Cóż, czy wiadomo, co się stanie z tymi pieniędzmi, jeśli Kate Payne nigdy nie wyjdzie za mąż?

- Otrzyma je w dniu dwudziestych piątych urodzin Wówczas będzie mogła z nimi zrobić, co jej się 

podoba. Na litość boską, nie trać czasu na spekulacje, chłopcze! Nie możemy sobie na to pozwolić. 

Jeśli Kate wyjdzie za kogoś innego albo skończy dwadzieścia pięć lat, nie wychodząc za mąż, 

pieniądze będą na zawsze stracone, jeśli idzie o nas. Musisz się z nią ożenić, Walterze.

- A... gdyby coś jej się przytrafiło, zanim ukończy dwadzieścia pięć lat?

  - Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że wówczas wrócą do Herriards.

- Naprawdę? - Walter wstał i zaczął chodzić po pokoju. -No, no!

- Mrzonki! O ile wiem, twoja kuzynka cieszy się doskonałym zdrowiem. Nie zamierza usunąć się w 

cień i umrzeć tylko po to, byś nie musiał się z nią żenić. Weź się w garść, Walterze! Przestań fantazjować 

i skup się na tym, co da się zrobić.

Walter przestał chodzić i spojrzał na ojca z zagadkową  miną. Po chwili wzruszył ramionami i 

wyglądało na to, że zapomniał, o czym myślał przed chwilą.

- Masz rację, ojcze. Kate zdążyła przeboleć utratę Herriards i na pewno pogodziła się ze śmiercią 

Toma. Bardzo możliwe, że będzie o wiele przystępniejsza. Nie martw się. Dopadnę ją.

background image

Wszystko było gotowe na przeprowadzkę Calthrorpe'ów do Londynu. Dom przy Berkeley Square 

naszykowano na ich przyjęcie, kilkoro służących, wraz z licznymi sprzętami domowymi niezbędnymi 

dla wygody, już się tam zainstalowało, garderoba dwóch modnych dam czekała na zapakowanie. Do 

przeprowadzki niezbędna była tylko obecność Adama. Interesy zatrzymały go w Bath, ale spodziewano 

się go lada moment. A jednak jego przyjazd ich zaskoczył. Katharine była na przejażdżce na Cintrze, a 

po powrocie zastała Adama czekającego na nią  przy stajniach. Zdążyła już zapomnieć o przykrym 

rozstaniu, toteż obdarzyła go olśniewającym uśmiechem.

-  Zdaje się, że zaskakiwanie nas weszło ci w zwyczaj. -powiedziała wesoło, kiedy pomagał jej 

zsiąść z konia. - Tym  razem nie mogę powiedzieć, że jesteś wcześniej, niż się spodziewałyśmy. 

Widziałeś się z matką?

-  Jeszcze nie - odparł, odpowiadając uśmiechem na uśmiech. - Zostawiłem powóz za sobą i 

ostatni odcinek drogi przemierzyłem na koniu, chcąc być tu wcześniej. Kiedy  po drugiej stronie 

rzeki zobaczyłem cię na Cintrze, postanowiłem zaczekać tutaj. Możemy iść?

Ruszyli w kierunku domu.

- Jak się czujecie, ty i mama? Ty w każdym razie wyglądasz dobrze. - Odpowiedziała stosownie i 

spytała go o podróż i postępy w pracy w Calthorpe.

Rozmawiało im się bardzo sympatycznie, ale Katharine była nieco zdegustowana. Zaplanowała ich 

spotkanie i nie  przypuszczała, że dojdzie do niego w stajni, po dość trudnej jeździe. Włosy miała 

rozwichrzone, była gotowa przysiąc, że  policzki są czerwone od wysiłku, a jej stara amazonka nie 

była ani w połowie tak twarzowa jak nowe suknie. W niczym nie przypominała nowej, eleganckiej 

panny Payne, którą miała nadzieję go zadziwić.

Adam   był   jednak   bardzo   zadowolony.   Może   Ivo   Trerchard   miał   słuszność,   mimo   wszystko. 

Uśmiech   Kate   był   rzeczywiście   zniewalający,   a   niezależnie   od   wysokiego   wzrostu  i   braku 

jakichkolwiek dołeczków nie brakowało jej wdzięku Oczarowała go - policzki zarumienione, włosy 

rozpuszczane. Amazonka była stara, naturalnie, ale Kate było w niej do twarzy. Może to dlatego, że 

widywał ją w tym stroju już wcześniej. Brakowało mu Kate w Calthrorpe, często wspominał, jak tak 

samo ubrana jeździła z nim po okolicznych pagórkach. Przypominał sobie ich rozmowy, zachwyt 

światem jej determinację, by dotrzymać mu kroku, bez względu na stopień trudności jazdy. Bardzo 

liczył na to, że świat, do którego miała właśnie dołączyć, nie rozczaruje jej. Co się stanie jeśli matka i 

on nie przygotowali jej dostatecznie dobrze' Nie chciał nawet myśleć o tym, jak ten uśmiech znika, a 

Kate na powrót staje się tą nieszczęśliwą istotą, którą spotka; w październiku ubiegłego roku. Nie 

wolno mu do tego dopuścić.

Weszli do domu, gdzie matka powitała go z radością. Katharine przeprosiła ich i znikła.

- Co myślisz o Kate?

background image

- Powiedziałem jej - wygląda doskonale, choć niewiele się zmieniła. Czy ta nowa pokojówka do 

czegoś się nadaje?

Pani Calthrorpe zaczęła się śmiać.

- Mój drogi chłopcze, uważaj, żeby panna Kendrick cię nie usłyszała. A co właściwie masz na 

myśli? Kate jest całkiem inna.

 - Och, doprawdy, za wiele powiedziane. Jest szczęśliwsza, bez dwóch zdań, i to dodaje jej uroku, 

którego   brakowało   jej   wcześniej.  Ale   inna?   Z   pewnością   nie!   Matka   popatrzyła   na   niego   w 

zamyśleniu.

- Tak uważasz? Cóż, może się mylę. Zobaczymy.  Kolację tego wieczoru podawano późno, po 

zakończeniu przygotowań do podróży, w którą zamierzano wyruszyć następnego ranka. Adam czekał 

na obie panie u podnóża schodów. Matka rozmyślnie się spóźniała, by dać mu czas na podziwianie 

nowej   Kate   Payne.   Gdy   Katharine   zeszła,   z   porządku   jej   nie   poznał.   Przez   chwilę,   zanim   się 

opamiętał,   zadawał   sobie   pytanie,   kim   jest   ta   smukła   istota   schodząca   z   takim  wdziękiem   po 

schodach. Z wysoko uniesioną głową, podtrzymując dłonią tren złotej jedwabnej sukni, dotarła do 

ostatniego stopnia, zanim odzyskał głos.

- Kate! - zawołał.

- I cóż, Adamie? Podoba ci się suknia? To prezent od ciebie na Boże Narodzenie, pamiętasz.

Zacinając się jak świeżo mianowany młodszy oficer, wykrztusił:

- T... tak oczywiście, że mi się podoba. Bardzo ci w niej ładnie.

Spojrzała na niego chłodno, z ukosa.

- Czyżbyś miał wątpliwości?

- Nie, nie, zapewniam cię. Jestem tylko trochę zaskoczony. Wyglądasz zupełnie inaczej.

- Mam nadzieję. Czemu wciąż wydaje mi się, że ci się nie podoba? Czy nie tego chciałeś?

- Tego! Naturalnie, że tego! Suknia jest cudowna. I twoje włosy są bardzo ładne, też. Tak myślę.

- Słucham! - Sprawiała wrażenie cokolwiek poirytowanej.

- To po prostu dlatego... To wszystko jest takie wytworne. Wcale nie jesteś podobna do siebie! Och, 

Boże,   nie   to   chciałem   powiedzieć...   -  Adam   przerwał   w   pół   zdania,   w   najwyższym   stopniu 

skonfundowany.

Ponieważ Katharine wyglądała, jakby zamierzała skarcić Adama, pani Calthorpe uznała, że czas 

się włączyć.

- Bardzo dziwne - zauważyła, uśmiechając się przebiegłe do Katharine. - Liczni znajomi przez te 

lata gratulowali mi nieskazitelnych manier syna. Zdaje się, że mówi o tym sam książę. Co się z nimi 

stało dzisiejszego wieczoru mój drogi?

Adam wziął się w garść i posłał matce smutny uśmiech.

background image

- Masz   całkowitą   słuszność,   mamo.   Wybacz   mi,   Kate   Twoja   przemiana   naprawdę   mną 

wstrząsnęła. Wyglądasz  wspaniale. Widzę, że będę miał mnóstwo pracy, próbując trzymać twoich 

zalotników na dystans.- Skłonił się oficjalnie obydwu paniom. - Idziemy na kolację?

Pani   Calthorpe   zauważyła   ku   swej   wielkiej   radości,   że   choć  Adam   co   chwila   spoglądał   na 

Katharine, dziewczyna nie dała zbić się z tropu. Jej maniery i umiejętność prowadzenia rozmowy 

były dokładnie takie, jak powinny, i gdyby matka Adama kiedykolwiek miała wątpliwości, czy Kate 

nadaje się na żonę jej syna, ten wieczór musiałby je rozproszyć.

Sam  Adam   wkrótce   odzyskał   swoje   słynne   maniery   i   jadalnia   rozbrzmiewała   śmiechem   i 

humorem. Rozmawiali o planach pobytu w Londynie. Daty przyjęć i wycieczek, które zaplanowała 

pani Calthorpe, zostały już naturalnie wyznaczone, wliczając w to bal, o którego wydanie poprosili ją 

opiekunowie Katharine. Układali plany na inne okazje, a pani Calthorpe wyrecytowała listę osób, z 

którymi chciała poznać swoją podopieczną.

- To mi o czymś przypomina - zauważył Adam. - W Somerset spotkałem Iva. Zdaje się, że bardzo 

mu zależy na otrzymaniu zaproszenia na twój bal.

- Jest na początku listy gości - odparła pani Calthorpe. Drogi Ivo! Nieoceniony na przyjęciach. 

Uwielbia tańczyć ma zawsze olbrzymie powodzenie.

- Dopóki nie ucieknie z żoną ambasadora albo coś w tym rodzaju - zauważył Adam złośliwie.

Później, kiedy Katharine udała się już na spoczynek, pani Clathorpe ostro zganiła syna.

- To drogie dziecko tak ciężko pracowało, Adamie. Myślę,  że była trochę rozczarowana twoją 

chłodną reakcją. Muszę powiedzieć, że mnie też zaskoczyłeś.

- Nie jestem pewien, jak to wyjaśnić, mamo. Nie ma wątpliwości, że  ty i panna  Jak jej  tam 

dokonałyście cudów. Obydwie.

- Z pomocą Kate - wtrąciła matka.

- Z pomocą Kate stworzyłyście młodą wytworną damę,  która na pewno wzbudzi pewien podziw.

Matka znów przerwała, mówiąc:

- Wielki podziw.

- Jak sobie życzysz. Ale to nie jest Kate. Dziewczyna, którą ujrzałem dziś po południu w stajni, 

podobała mi się o wiele bardziej niż ta wytworna istota przy stole dzisiejszego wieczoru.

Pani Calthorpe zamyśliła się, po czym spytała:

- Adamie, czym się kierowałeś, wywożąc Kate od jej wuja?

- Chciałem uratować ją przed nieszczęśliwym życiem.  Obiecałem to Tomowi, toteż musiałem 

zrobić przynajmniej tyle

- Nie po to, żeby sam się z nią ożenić, jak mi się zdaje?

- Wielkie nieba, nie!

background image

- Cóż, czym w  takim razie się  martwisz?  Kate  nie musi  podobać się tobie. Jeśli ma znaleźć 

odpowiedniego męża, powinna odnieść sukces, w towarzystwie. Ta młoda dama siedząca dzisiejszego 

wieczora przy stole osiągnie to o wiele łatwiej niż dziewczyna, którą spotkałeś po południu. Wiesz 

jaki jest wielki świat. Naszym zadaniem jest przygotować ją tak dobrze, jak to możliwe, przedstawić 

właściwym   ludziom  a   potem   spróbować   upewnić   się,   czy   mądrze   wybrała   męża  Wówczas 

odpowiedzialność za siostrę Toma zostanie z ciebie zdjęta.

Spojrzała z ukosa na syna. Wpatrywał się w kieliszek najwyraźniej niezbyt zadowolony z zadania, 

które przed nim odmalowała. Coś jej mówiło, że odpowiedzialność Adama za Katherine Payne nie 

skończy się wraz z londyńskim sezonem.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Podróż przebiegła bez opóźnień i incydentów i wkrótce, po trzech tygodniach pobytu w Londynie, 

Katharine czuła się tak  jakby mieszkała tu całe życie. Szybko dostosowała się do londyńskiego 

trybu życia, późno wstawała, chodziła spać o świcie i w mgnieniu oka zorientowała się, o czym się 

mówi, które sklepy są najelegantsze i gdzie można znaleźć najmodniejsze kawiarnie. Stolica też 

wkrótce przywykła do widoku panny Payne tańczącej w klubie Almacka, jeżdżącej konno po parku, 

wyjeżdżającej do Kew czy Vauxhall, nie mówiąc o innych zajęciach, które składały się na życie 

towarzyskie w sezonie.

Powszechnie uważano, że panna Payne odbiega od obowiązującego kanonu urody. Nie była ani 

bosko jasnowłosa, ani kruczoczarna, jej oczy. nie były niebiańsko błękitne, ale o  niespotykanym 

odcieniu brązu, a choć miała dobrą figurę, była wyższa od ideału kobiecości. Nie wyglądało na to, że 

zamierza kogokolwiek czarować, przeciwnie, zachowywała się otwarcie i naturalnie. Zadziwiające, 

że mimo to była na dobrej drodze do stania się sensacją towarzyską sezonu. Z pewnością widok jej 

smukłej sylwetki torującej sobie wdzięcznie drogę przez sale balowe Londynu wzbudzał powszechny 

zachwyt. Wywołanie olśniewającego uśmiechu  panny Payne stało się sprawą wielkiej wagi wśród 

skądinąd rozsądnych młodych ludzi. Kawalerowie do wzięcia ku swemu zdumieniu odkrywali, że 

obiekt   ich   westchnień   czasami   woli   interesującą   rozmowę   od   wysłuchiwania   przesadnych 

komplementów.

Krótko mówiąc, kiedy do Londynu zjechali hrabiostwo Balmenny, Katharine Payne była bliska 

sukcesu, za którym  tęskniło jej serce. Adam zaczynał zdawać sobie sprawę, że  się mylił, a jego 

matka i Ivo Trenchard mieli słuszność. Z czasem przyzwyczaił się do nowej Kate Payne i patrzył na 

nią oczami reszty świata. Nijaka guwernantka z Herriars Stoke znikła na zawsze, a jej miejsce zajęła 

wytworna   młoda  dama   o   nienagannych   manierach.   Kate   jędza   przepadła   ukryta   w   beztroskiej 

gibkiej istocie, która tańcem i uśmiechami utorowała sobie drogę do serc śmietanki towarzyskiej. 

background image

Adam,   aczkolwiek   zafascynowany   tą   zmianą,   od   czasu   do  czasu   bywał   poirytowany   własną 

przewrotnością, bo żałował, że wojownicza sekutnica znikła, i tęsknił za tym, by zobaczyć ją choć 

raz.

Pomny na swoje obowiązki, nie spuszczał jej z oka, niemniej dokładał starań, by nie wydać się zbyt 

bliskim. Świat  powinien uważać Katharine za protegowaną jego matki, nie  za jego narzeczoną. W 

tym względzie on i matka nie zgadzali się, wiedział o tym. Jednakże bliższa znajomość z Kate nie 

wpłynęła na zmianę jego zdania. Z czasem ją polubił, ale nie miała ani urody, jaką się zachwycał, ani 

przymiotów, których poszukiwał u przyszłej żony. Życie z Katharine Payne nie byłoby łatwe; przede 

wszystkim za bardzo się upierała przy swoim zdaniu. Adam wciąż szukał żony, którą wyobraził sobie 

na   balu   w   przeddzień  Waterloo   -   łagodnej,   spokojnej  i   niewymagającej,   kobiety,   którą   mógłby 

obdarzyć ciepłym uczuciem, wolnym od zawirowań namiętności. A gdyby w dodatku jego wybranka 

okazała się niebieskooką blondynką, byłby w siódmym niebie.

Kolejna  nowicjuszka   na   londyńskiej   scenie   wydawała   się  idealną  kandydatką.  Kuzynka   Kate, 

panna Catharine Payne zachwycających jasnych włosach, oczach barwy letniego  nieba, subtelna i 

pełna uległości, zrobiła na nim wrażenie już Herriards, a teraz również przyjechała do Londynu na 

cały sezon. Wskutek dziwnego splotu okoliczności często przebywał w jej towarzystwie.

Henry Payne, wraz z rodziną, przyjechał niedługo po Calthorpe'ach. Ich ścieżki z początku się nie 

krzyżowały, bo obracali się w różnych kręgach. Ale, jak na ironię, wkrótce socjeta podzieliła się na 

dwa obozy, z których każdy utrzymywał, że królową sezonu jest panna Payne. Mniejsza, bardziej 

wyrobiona grupa, twierdziła, że panna Kate Payne bije na głowę pozostałe debiutantki. Zdaniem jej 

admiratorów fakt, że jej uroda odbiega od obowiązującego kanonu piękna, nie umniejszał jej uroku. 

Większa grupa, uznając niezwykły  wdzięk panny Katharine Payne, zarzekała się, że w Londynie 

rzadko widuje się takie piękności jak jej kuzynka, córka pana  Henry'ego Payne, czarująca panna 

Catharine   Payne.   Rywalizacja   między   frakcjami   nasilała   się,   toteż   panie   domu,   w  trosce   o 

podniesienie atrakcyjności niekończących się balów i wieczorków, robiły wszystko, by obydwie 

debiutantki były obecne na ich imprezach tak często, jak się dało.

Tym sposobem Katharine została zmuszona do widywania swych kuzynów częściej, niżby sobie 

tego   życzyła.   Unikanie   ich   wywołałoby   plotki,   których   nie   znosiła.   W   towarzystwie   już   i   tak 

dziwiono się, że jej protektorką w Londynie jest pani Calthorpe, a nie pan Henry Payne wraz z żoną. 

Gdyby spostrzeżono, że niechętnie rozmawia z kuzynami, natychmiast zaczęto by snuć domysły o 

rozdźwięku   w   rodzinie.  A  jeszcze   bardziej   chciała   Katharine   uniknąć   jakichkolwiek   plotek   o 

rywalizacji między nią a Catharine. Głęboko  skryła nieufność w stosunku do nich, gawędziła z 

Cathariną tańczyła z Walterem, z pozornym zainteresowaniem wysłuchiwała uwag wuja i ciotki. Siłą 

rzeczy Adam widywał ich równie często.

background image

Walter był zachwycony. Sprawy nie mogły ułożyć się le  piej. Po tym jak próba uwiedzenia w 

Hampshire zakończyła się niepowodzeniem, niezwykle mało prawdopodobne było, że Kate Payne 

spędzi w jego towarzystwie sekundę dłużej niż będzie musiała. Na szczęście w sprawę wtrącił się 

los a rzeczą Waltera było wykorzystać sytuację. Starał się towarzyszyć siostrze jak najczęściej, a gdy 

spotykał Katharine, za każdym razem zabiegał o to, by zarezerwować przynajmniej jeden taniec z 

kuzynką, zanim mogła uczciwie powiedzieć - że ma pełny karnet. W trakcie tańców wysilał się jak 

nigdy chcąc zatrzeć wrażenie, jakie zrobił na niej w Herriards.

Z początku Katharine mroziła go wzrokiem, ilekroć tor ich rozmów stawał się osobisty. Walter 

szybko   się   uczył  i   wkrótce   wiedział,   że   najłatwiej   podtrzymać   jej   uwagę,   rzucając   strzępki 

informacji o ludziach, których znała w Herriards. Zawsze potrafił doskonale improwizować, toteż 

opowieści o tym, jak przeciwstawiał się ojcu, broniąc interesów    miejscowych biedaków, brzmiały 

całkiem przekonująco. Po   mniej więcej miesiącu poczuł, że robi postępy, że za niedługi czas Kate 

Payne wysłucha jego umizgów z większą życzliwością. A czas był już najwyższy! Niewiele kobiet 

opiera mu się tak długo.

W tę intrygującą sytuację wkroczyła lady Balmenny, piękna, zepsuta, schwytana w pułapkę 

nudnego małżeństwa, szukająca rozrywki.

Dzień po przyjeździe zjawiła się na balu u państwa Marchmontów. Jako że ów bal był jednym ze 

znaczniejszych wydarzeń sezonu, przybyli nań niemal wszyscy. Julia szła powoli przez tłum, od 

niechcenia   machając   wachlarzem,   najwyraźniej   zachwycona   tym,   co   widzi.   Przez   cały   czas 

wypatrywała wśród gości pewnej twarzy. Wreszcie ją dostrzegł Adam Calthorpe tańczył z...

Odwróciła się do osoby stojącej w pobliżu, jak się okazało swojej dobrej przyjaciółki. Hetta Jerrard 

była jedną z osławionych londyńskich plotkarek.

- Kim jest ta zachwycająca dziewczyna? - spytała Julia.

- Ta wysoka.

- Chodzi ci o tę, która tańczy z lordem Calthorpe'em,

-  Julio?

-Chyba tak. Tak.

-To, moja droga, jedno z odkryć tegorocznego sezonu. Panna Katharine Payne. Czarująca, prawda? 

Wielu uważa ją za  prawdziwą gwiazdę. Ja osobiście wolę jej kuzynkę. Nieskończenie ładniejsza. 

Musisz ją poznać, Julio.

Julia omal nie upuściła wachlarza.

-  Zaraz, zaraz! Katharine Payne. Ta dziewczyna tańcząca  : lordem Calthorpe'em to Katharine 

Payne. Nie wierzę! Czy zatrzymała się u Calthorpe'ów?

background image

- Tak. Pani Calthorpe jest jej protektorką. Wmawiają zzam, że nie ma żadnego innego powodu, dla 

którego lord Calthorpe miałby się nią interesować. Ale nie sposób się nie zastanawiać. Wydają się 

bardzo sobie bliscy.

Julia spojrzała na roześmianą parę na parkiecie. Właśnie ponownie dołączyli do grupy tancerzy.

- Bzdura - powiedziała ostro. - Można to łatwo wyjaśnić, ona jest siostrą jednego z przyjaciół 

lorda Calthorpe'a, tego, który zginął pod Waterloo. Adam złożył mu jakąś idiotyczną obietnicę, że się 

nią zajmie. To wszystko.

- Chyba niezupełnie, moja droga. Katharine Payne nie jest sama na świecie. Ma kuzynów, którzy 

również przyjechali do Londynu na sezon. Czemu oni się nią nie opiekują  -  Lady Hetta posłała 

znaczące spojrzenie w stronę tańczącej pary. - Może zainteresowanie lorda Calthorpe'a to coś więcej 

niż zobowiązanie wobec przyjaciela?

- Głupstwa opowiadasz, Hetto! Ta dziewczyna zupełnie nie jest w jego typie.

- To prawda - przyznała niechętnie lady Hetta. - Wygląda na to, że o wiele bardziej interesuje się 

jej kuzynką.

- Jaką znowu kuzynką?

Hetta Jerrard zaczęła się uśmiechać. Coraz lepiej. Julii sprawiała wrażenie zdenerwowanej, bez 

wątpienia.

- Jeszcze jedną panną Payne, moja droga. Jeszcze jedną Catharine Payne. To dopiero brylant. Może 

i są kuzynkami ale wcale nie są do siebie podobne -jedna jest wysoka, druga filigranowa. Nawet...

- Cóż? - spytała Julia ze zniecierpliwieniem.

- Druga panna Payne jest niezwykle podobna do ciebie  sprzed lat. Mogłybyście być matką i 

córką.

Julia przez chwilę dochodziła do siebie, po czym wybuchnęła:

- Nigdy nie byłaś dobra w rachunkach, Hetto! Zapewne pomiędzy tą małą a mną jest najwyżej 

siedem czy osiem lat różnicy. A co miało znaczyć to: sprzed lat? Wyglądam dokładnie tak samo jak 

przed ślubem z Balmennym. Wszyscy mi to mówią.

- Może i tak, ale chyba byłoby lepiej, gdybyś nie spotkała drugiej panny Payne, Julio. Tak, na 

twoim   miejscu   trzymałabym   się   od  niej   z   daleka.   Porównania   bywają   bardzo   denerwujące,   nie 

sądzisz?

-   Nie   wiem,   o   czym   mówisz.   Przepraszam   cię,   widzę,   że  taniec   dobiega   końca.   Muszę 

pogratulować Katharine Payne debiutu.

Hetta Jerrard nie odrywała oczu od przyjaciółki, która torowała sobie drogę do Adama Calthorpe'a 

i jego partnerki. Myślałby kto! Za dobrze znała Julię, by uwierzyć, że chodziło jej o pannę Katharine 

Payne. Nie wtedy, kiedy obok dziewczyny stał przystojny, czarujący lord Calthorpe.

background image

- Panno Payne! - zawołała Julia. - Panno Payne, proszę nie odchodzić! Pamięta mnie pani? Była 

pani w Redshaw Hall na Wigilii. - Odwróciła się i powiedziała z udanym zdziwieniem: - Adam. To 

naprawdę ty. Co za miła niespodzianka. Wciąż zajmujesz się Katharine, jak widzę. - Uśmiechnęła 

się  do  niego  figlarnie.  - Kiedy  zrobisz  sobie  wolne  i  zatroszczysz  się  o własne  przyjemności, 

Adamie?

- Kiedy przyjechałaś do Londynu?

Julia dostosowała się do ich kroków i wszyscy troje ruszyli w stronę jadalni.

- W nocy. Mieliśmy męczącą podróż. No i te straszne drogi.

- Ale jesteś tutaj i wyglądasz tak pięknie jak zawsze.

-  Och, nie mów tak. Wyglądam okropnie, po prostu  okropnie - powiedziała lady Balmenny z 

wielkim zadowoleniem.

Katharine   kipiała   ze   złości.   Nie   nabrała   się   na   pozorne   zaskoczenie   Julii   na   widok  Adama. 

Prawdopodobnie hrabina  podeszła z góry powziętym zamiarem porozmawiania  z Adamem. Choć 

on, zdaje się, nie zwrócił uwagi na kąśliwą  uwagę Julii, ona wręcz przeciwnie. Nie zamierzając 

dopuścić do tego, by Julia wykluczyła ją z rozmowy, spytała:

- Przejechała pani wprost z Irlandii, lady Balmenny?

-   Co   takiego?   O,   tak.   Balmenny   tak   długo   zwlekał,   że   przez   całą   drogę   prawie   się   nie 

zatrzymywaliśmy. Podróż z Holyhead zajęła nam zaledwie cztery dni. - Jej cudowne oczy znów 

skierowały się na Adama. - Bardzo chciałam być tu o wiele wcześniej - dodała. Katharine nie dawała 

za wygraną.

- Czy lord Balmenny też tu jest?

- Nie sądzę - odparła ostro Julia. - Mówił, że wieczorem będzie odpoczywał. Znasz mnie, Adamie, 

tak mi brakowało towarzystwa. Irlandia to pustynia. Jednakże muszę powiedzieć, że dziś nie widzę 

tu wielu znajomych. Czuję się bardzo samotna.

Doszli do sali jadalnej.

- W takim razie może zjesz kolację z nami? - zaproponował Adam. Katharine spojrzała na niego z 

niedowierzaniem. Nawet podczas tej krótkiej drogi z sali balowej Julie  pozdrowiło przynajmniej 

tuzin gości. Ale stało się i nie można było tego zmienić. Katharine westchnęła. Tak czekała na  tę 

kolację. Ostatnio Adam spędzał z nią niewiele czasu. Często przypominała sobie o jego aroganckim, 

apodyktycznym zachowaniu i o tym, jak działa jej na nerwy, jak dotąd nie spotkała jednak nikogo 

innego,  w  czyim  towarzystwie   bawiłaby  się   lepiej.   Choć   próbowała   się   powstrzymywać,   twarz 

Adama była tą, której szukała najpierw, głos Adama tym który pragnęła słyszeć.

- A teraz rzadka szansa wspaniałej kolacji we dwoje została  przekreślona przez tę czarownicę z 

przeszłości. Była gotowa się założyć, że gdyby sprawy pozostawiono Julii Redshaw. do kolacji we 

dwoje zasiadłby lord Calthorpe i ona sama. a Katharine zostałaby zepchnięta na margines. Nie można 

background image

było do tego dopuście. Nie mogła pozbyć się Julii, za to mogła zaprosić do towarzystwa kogoś 

jeszcze, co zapewne nie będzie w smak lady Balmenny. Jej samej również, ale na wojnie... Obok ich 

stolika przechodził Walter Payne z siostrą pod rękę.

- Walter! Catharine! Chodźcie, usiądźcie z nami! - zawołała.

Walter ledwie mógł uwierzyć własnym uszom, ale nie wahał się ani sekundy.

- To bardzo miłe. Dobry wieczór, Kate. Dobry wieczór, lordzie Calthorpe. - Skinął głową i spojrzał 

na Julię.

- Lady Balmenny, pozwoli pani, że przedstawię moich kuzynów, Catharine i Waltera Payne.

Po prezentacji Katharine usiadła, udając, że nie dostrzega oburzonego spojrzenia Adama. Nie była 

zbyt szczęśliwa, niemniej uznała sytuację za intrygującą. Adam, jak wiedziała, nie znosił Waltera, za 

to miał wielką słabość do jego siostry. - teraz, patrząc na Catharine i lady Balmenny siedzące obok 

siebie, zrozumiała dlaczego. Julia Redshaw była miłością jego życia przed dziesięciu laty, a Catharine 

Payne musiała wyglądać niemal tak jak siedemnastoletnia Julia. Nawet teraz były bardzo podobne, 

tyle że piękność Catharine przypominała świeżością rozkwitającą różę. Julia była uderzająco piękną 

kobietą, jednakże jej wygląd zaczynał zawdzięczać mniej  naturze, a więcej sztuce. Porównanie 

okazało się okrutne.

Rozmowa toczyła się wartko mimo napięcia panującego przy stole. Julia robiła, co mogła, by 

zaanektować Adama dla siebie. Nie do końca jej się to udało - w dużej mierze dlatego, że wrodzone 

dobre maniery Adama nie pozwoliły mu na ignorowanie reszty towarzystwa. Kiedy rozmawiał z 

Catharine albo Kate Payne, Julia kierowała uwagę na Waltera, który był bardzo przystojnym młodym 

człowiekiem. Odpowiadał  z  galanterią, bo lady Balmenny należała do arystokracji. Julia jednakże 

irytowała się, widząc, że Walter nie spuszcza z oka  swojej kuzynki, Katharine, i zagaduje ją, kiedy 

tylko może. Catharine Payne prawie nie włączała się do rozmowy, zerkała tylko nieśmiało na Adama i 

rumieniła się, kiedy się do niej zwracał,

Katharine uznała to za wyjątkowo irytujące. Jak ona to  robi? - pytała samą siebie. Siedzi, nie 

mówi niczego, czego warto by było posłuchać, i rumieni się na zawołanie, a Adam patrzy na nią z 

takim ciepłem w oczach, z jakim nigdy nie spojrzał na mnie. Zaczynała już żałować impulsywnego 

zaproszenia i czekała z utęsknieniem na koniec kolacji, kiedy coś się wydarzyło.

- Adam! Nareszcie cię znalazłem! I pannę Payne. - To był Ivo Trenchard. - Widzę, że macie 

wolne miejsce przy stole. Czy jakimś cudem zatrzymaliście je dla mnie? - Uśmiechnął się ujmująco 

do reszty towarzystwa.

Wszystkie   trzy   damy   były   zachwycone,   bo   przy   stole,  dzięki   przybyciu   tak   przystojnego   i 

wytwornego dżentelmena, zasiadła parzysta liczba osób. Dokonano prezentacji i Ivo  usiadł przy 

Katharine.

background image

- Tyle słyszałem o zachwycającej pannie Payne, że bałem się, iż nigdy nie uda mi się do pani 

zbliżyć. Nie zapomniała pani o swojej obietnicy i ofiaruje mi choć jeden taniec, mam nadzieję?

- Ależ tak - odparła Katharine ciepło. - Pan pierwszy we  mnie uwierzył, sir. Nie zapominam o 

takich rzeczach.

- Cudownie. Tańczy pani walca? Jeśli tak, czy sprawi mi pani przyjemność i zatańczy go ze mną? 

Zdaje się, że będą go grać po następnej wiązance tańców ludowych.

- Z wielką przyjemnością zatańczę z panem walca, lordzie Trenchard - powiedziała, zerkając na 

Adama. Spoglądał z marsową miną, ale na przyjaciela, nie na nią.

-  Adamie.   Musisz   zatańczyć   tego   walca   ze   mną.   -   Lady  Balmenny   zwróciła   się   do   reszty 

towarzystwa. - Byłam takim dzieckiem, kiedy się znaliśmy, że nigdy nie udało nam się zatańczyć 

walca. Doprawdy, nie wiem, jak to się stało. Panno Payne, musiała pani poczynić wielkie postępy od 

ostatniego Bożego Narodzenia, skoro potrafi pani tańczyć walca. W ostatnim liście mama pisała mi, 

że taniec nie idzie pani najlepiej. Podobno zrozpaczony Monsieur Edouard dał za wygraną, czy to 

prawda?

-Tak,   ale   po   nim   miałam   najlepszego   nauczyciela   pod  słońcem,   lady   Balmenny   -odparła 

Katharine.

-Co   takiego?   Lepszego   niż   Monsieur   Edouard?   Kto   to   taki,   proszę   powiedzieć?   Zawsze 

uważaliśmy,  że Monsicur  Edouard jest znakomity i radzi sobie nawet z wyjątkowo nieudolnymi 

uczennicami. Kim jest to cudo?

Ivo, który z upodobaniem przyglądał się lady Balmenny, powiedział teraz:

-Moja droga pani, proszę nie pytać. Pani Calthorpe po prostu go wyczarowała w odpowiednim 

czasie.

-Ale jak się nazywa?

-Miał...   miał   bardzo   dziwne   imię   -   powiedział   lord  Trenchard   z   szerokim   uśmiechem.   - 

Twinkletoes... Twinkletoes... Jak tam szło dalej?

-Smith!   -   podpowiedziała   natychmiast   Katharine.   -  Twinkletoes   Smith.   Znakomity.   Zdaje   się 

jednak, że zrezygnował z dawania lekcji. Przynajmniej mam taką nadzieje.

Lord Trenchard zerknął na Katharine z nietajonym podziwem.

-Czemu zwlekałem tak długo z powrotem do Londynu? Jest pani nawet lepsza, niż opowiadał pani 

brat! - zawołał.

-O czym oni mówią, Adamie? - spytała cokolwiek zdezorientowana lady Balmenny.

- Nie trać czasu, próbując ich zrozumieć, Julio. Lord Trenchard często wygaduje brednie i zaraził 

tym Kate - odparł Adam, przeszywając gniewnym wzrokiem dawnego towarzysza broni.

background image

Z sali balowej napłynęły dźwięki muzyki. Walter, uznając że czas zaznaczyć swoją obecność, wstał i 

przypomniał Katharine, że obiecała mu pierwszy taniec po przerwie. Adam  już wcześniej poprosił 

Catharine Payne. Ivo Trenchard, z miną, którą Adam widywał nieskończenie wiele razy na salach 

balowych całej Europy, skłonił się lady Balmenny.

- Czy mogę prosić o przywilej tańca z jedną z najpiękniejszych dam w Londynie? - spytał. Julia 

spojrzała   na   niego  bystro.   Czyżby   w   głosie   lorda   Trencharda   pojawił   się   cień   cynizmu? 

Rozchmurzyła się, kiedy uśmiechnął się, wziął ją za rękę i poprowadził do sali balowej.

Walter bardzo się ucieszył ze spontanicznego zaproszenia na kolację, z którym wyszła Katharine. 

Teraz, podczas długiego ludowego tańca, pozwolił sobie na bardziej osobiste tony. Śmielej mówił o 

nadziejach na przyszłość i o tym, jak wiele Kate dla niego znaczy.

Katharine ledwie go słyszała. Kiedy tylko taniec na to pozwalał, kątem oka obserwowała wysoką 

sylwetkę Adama, Tańczył z jej kuzynką, Catharine. Na jego twarz, zazwyczaj dość surową, wypłynął 

pobłażliwy uśmiech. Serce jej się  ścisnęło. Miała wrażenie, że widywała ten uśmiech od tygodni, 

zawsze,   kiedy   Adam   rozmawiał,   tańczył   czy   spacerował  z   kuzynką   Catharine.   Traktował   tę 

dziewczynę tak delikatnie jak figurkę z kruchej porcelany, którą tak bardzo przypominała. Czy tego 

właśnie chciał? Kogoś, kogo mógłby hołubić,  chronić? Czy zamierzał poprosić Catharine Payne o 

rękę, myśląc, że znajdzie w niej nie partnerkę, ale kogoś, kto pozwoli mu podejmować decyzje bez 

sprzeciwu czy protestu?  A może była tylko odbiciem jego utraconej miłości - młodszą, bardziej 

dostępną wersją Julii Redshaw?

Mimo uśmiechów, które Katharine kierowała do Waltera podczas kolejnych figur, było jej ciężko 

na sercu. Julia nigdy nie zdołałaby uczynić Adama szczęśliwym, tak samo Catharine. Mogła być 

młoda, ale tak samo samolubna i, mimo pozorów uległości, równie zdecydowana przeprowadzić 

swoją wolę jak czarująca lady Balmenny. Żadna z nich nie traktowała mężczyzn jak partnerów czy 

potencjalnych przyjaciół, ale jak trofea, uśmiechami i łzami wymuszając to, czego w danej chwili 

zapragnęły.

Cóż   to   byłaby   za   strata.   Życie   u   boku   Adama   Calthorpe'a   mogłoby   być   cudowne.   Jak 

odpowiedzialnym,   kochającym,  czułym   mężem   mógłby   być   dla   odpowiedniej   kobiety.   Może 

rzeczywiście   był   odrobinę   despotyczny  i   panował   nad   sobą   do   tego   stopnia,   że   Katharine   nie 

potrafiła go sobie wyobrazić jako beznadziejnie zakochanego, ale na świecie nie było nikogo innego, 

za którego ona, Katharine Payne, byłaby godowa wyjść za mąż.

Serce jej zamarło i stanęła jak wryta. Byłaby gotowa wyjść za mąż? Czyżby naprawdę kochała 

Adama Calthorpe'a? Tak! Wydało jej się, że kocha go od zawsze, od samego początku, od chwili gdy 

potrącił ją na przykościelnym cmentarzu. Choć uświadomiła to sobie dopiero teraz, zakochała się w 

nim właśnie wtedy i kochała go od tamtej pory.

background image

- Kate? Kate! Źle się czujesz?

Katharine oprzytomniała. Walter patrzył na nią z niepokojem. Ich partnerzy byli zdezorientowani.

- Ja... przepraszam - wyjąkała. - Jeszcze raz przepraszam. Nie, nie, czuję się doskonale. Proszę, 

kontynuujmy.

Na szczęście taniec szybko się skończył i niedługo potem powrócili do stolika w jadalni. Walter, 

wciąż zatroskany, poszedł po szklankę wody dla Katharine, a Adam natychmiast przy niej usiadł.

- Co się stało? - spytał.

-  Nic! - Nie była w stanie normalnie mówić. Zdawała  sobie sprawę, że zachowuje się oschle, 

prawie nieuprzejmie, ale objawienie, którego doznała na parkiecie, było zbyt wielkim szokiem.

- Jesteś chora?

-  Nie. Nie jestem chora. - Roześmiała się. - Musiałam  nie zauważyć mego wejścia, Adamie. Z 

jakiegoś   powodu   wszystko   mi   się   pomyliło.   Cieszę   się,   że   nie   ty   byłeś   moim   partnerem.   Nie 

wykazałbyś takiego zrozumienia jak Walter. - Chciał oponować, ale wyciągnęła rękę. - Proszę, nie 

rób  niepotrzebnego   zamieszania.   Czuję   się   doskonale   i   nie   chcę  stracić   walca   z   lordem 

Trenchardem.

- Nie podoba mi się to. - Spojrzał na nią surowo.

Ta Kate, której nikt nigdy nie widział, chciała zawołać:  „Proszę, proszę, Adamie, nie patrz na 

mnie w ten sposób! Spójrz na mnie tak, jak spoglądasz na moją kuzynkę, czule, ciepło. Weź mnie za 

rękę tak, jak bierzesz ją, zupełnie jakby mogła się złamać w twoim uścisku. Wyznaj, że ci na mnie 

zależy".

To, co powiedziała Katharine Payne, naturalnie z należytym chłodem, brzmiało następująco:

-  Nie bądź nieznośny, Adamie. Ivo Trenchard należy do  grona twoich najlepszych przyjaciół. 

Chwaliłeś, jaki z niego świetny tancerz. Dopilnuje, żebym sobie poradziła.

- Nie o to chodzi. - Nie zdążył powiedzieć nic więcej. Walter Payne wracał z wodą i w tym samym 

czasie do stolika podszedł Ivo Trenchard z roześmianą lady Balmenny. Najwyraźniej pod wpływem 

wyszukanych komplementów odzyskała dobry humor.

Gdy tylko usiedli, odezwała się:

- Tak, ten pani signor Twinkletoes chyba jednak nie nauczył pani wszystkiego, panno Payne. Co 

za zamieszanie wywołała pani na parkiecie. W dodatku w tak prostym tańcu.

-Panna Payne źle się poczuła - zauważył Walter, kładąc uspokajająco dłoń na ramieniu Kate.

- Payne, zdaje się, że siostra cię szuka. Odprowadziłem ją do waszych przyjaciół w małym 

salonie – powiedział Adam, patrząc na Waltera.

Walter zrobił taką minę, jakby miał ochotę się sprzeciwić, na co Adam dodał bardzo stanowczo:

background image

- Obiecałem   jej,   że   cię   do   niej   przyślę.   -   Walter   raczej  nie   mógł   się   nie   zgodzić   bez 

prowokowania  Adama,   więc   wzruszył   ramionami,   uśmiechnął   się   ciepło   do   Katharine,  skłonił 

pozostałym i odszedł.

- Kate na pewno przyda się odrobina świeżego powietrza - zauważył Adam. - Wybaczcie nam. Za 

chwilę   będziemy  z  powrotem.   Kate?   -  Kiedy  podał   jej   ramię,   przyjęła   je,  wciąż oszołomiona. 

Przemierzyli hol i wyszli do ogrodu rozciągającego się za domem państwa Marchmontów.

Adam zatrzymał się i rzekł:

- Sądziłem, że masz dość tego typa, Kate.

-   Masz   na   myśli  Waltera   Payne'a,   jak   przypuszczam?   Niestety,   jest   moim   kuzynem.   Ludzie 

strzępiliby sobie języki, gdybym go ignorowała. Poza tym chyba rzeczywiście się zmienił. Przeprosił 

mnie za swoje zachowanie w Herriards.

- Natura ciągnie wilka do lasu. Zdążyłem poznać paru  takich typów. Nie należy im ufać. Nie 

spędzaj z nim za wiele czasu.

- Chciałabym, żebyś nie mówił mi ciągle, co mam robić, Adamie! - wykrzyknęła Katharine. - Co cię 

to obchodzi Nie potrzebuję twojego pozwolenia na rozmowę z kuzynem Poza tym nasze rozmowy 

prawie zawsze dotyczą Herriards i mieszkających tam ludzi.

- Nie sądzisz, że tęsknota za Herriards to błąd? - zauważył zimno Adam. - Byłoby dobrze, gdybyś 

pamiętała, że to już nie jest twój dom. A może żałujesz, że stamtąd wyjechałaś?

Jego chłód i obojętność dotknęły Katharine do żywego. Niewiele myśląc, wypaliła:

- Mogłabym tam wrócić, kiedy tylko zechcę! Tak powiedział Walter.

- Nie bądź idiotką. Nie zniosłabyś tego. Dopóki twój wuj Henry wszystkim zawiaduje, Herriards 

jest ostatnim miejscem, w którym miałabyś ochotę mieszkać.

Katharine była coraz bardziej zirytowana.

- A potem? Gdybym była tam panią? Mogłoby tak być, gdybym zechciała, wiesz o tym.

Udało jej się zaskoczyć Adama.

- Chodzi ci o to, że mogłabyś  wyjść za Waltera? Ty? Nie  uwierzę. Wszystkie  nasze  wysiłki 

poszłyby na marne.

Tyle za moje nadzieje, pomyślała Katharine. Marnotrawstwo wysiłków. To wszystko.

Przez otwarte okna napłynęły dźwięki muzyki.

- Powinniśmy wracać - zauważyła ze znużeniem w głosie. - Świeże powietrze, zdaje się, nie 

zrobiło dobrze żadnemu z nas.

W   milczeniu   powrócili   do   sali   balowej.   Walc   właśnie   się  zaczynał.   Ivo   Trenchard   porwał 

Katharine i natychmiast dołączyli do par wirujących po parkiecie. Adam obserwował  ich z ponurą 

miną.   Ani   przez   minutę   nie   wierzył,   że   Katharine   Payne   zamierzała   powrócić   do   Herriards. 

Powiedziała to tylko po to, żeby go sprowokować. Na pewno. Cóż z niej za przewrotna istota.

background image

-

Adam! - Julia stała o krok od niego, gniewnie tupiąc nogą. Wziął się w garść.

-Przepraszam.   Ktoś   mnie   zatrzymał,   kiedy   przechodziłem  przez   hol,   stąd   to   spóźnienie. 

Zatańczymy?

  Lady Balmenny przeżywała ciężkie chwile. Nie była  :przyzwyczajona do czekania. Prawdę 

mówiąc, cały wieczór okazał się o wiele mniej przyjemny, niż się spodziewała. Odkrycie, że jej 

pozycja   londyńskiej   królowej   serc   jest   zagrożona   przez   siedemnastoletnią   smarkulę,   było 

prawdziwym   ciosem.   Kilkoro   jej   przyjaciół   zachwyciło   się   Catharine   Payne,   sądzili   nawet,   że 

sprawią jej przyjemność,  mówiąc, że dziewczyna wygląda zupełnie jak Julia w jej wie ku.  Kiedy 

zerknęła do małego salonu tylko po to, by sprawdzić, czy nie ma tam Adama z tą drugą panną Payne, 

ku swojej irytacji zobaczyła Catharine Payne w otoczeniu grupki dżentelmenów, którzy nie tak 

dawno temu przysięgali dozgonną wierność jej, Julii Balmenny. Odzyska ich, naturalne, kiedy tylko 

zechce. Niemniej coś takiego mogło działać na nerwy.

Pozostawała jeszcze kwestia Adama. Wydawał się zupełnie niepotrzebnie zainteresowany drugą 

Katharine   Payne,   siostrą   swego   przyjaciela.   Jakim   ciężarem   była   dla   niego   ta   dziewczyna. 

Naturalnie stała za tym jego matka. Pani Calthorpe nigdy nie lubiła Julii, a teraz posługiwała się tą 

dziewczyną jak tarczą, chcąc powstrzymać syna przed ponownym zakochaniem się w miłości z lat 

młodzieńczych. Cóż, pani Calthrorpe przegra. Adam był łakomym kąskiem i Julia zamierzała zdobyć 

go ponownie. Była przekonana, że poszłoby jej to z łatwością, gdyby nie obecność tych przeklętych 

dziewczyn - siostry Waltera Payne'a, która była tak podob-. do niej, i siostry Toma Payne'a, która po 

prostu była.

Pod wpływem takich myśli Julia odezwała się do Adama  z większym zniecierpliwieniem, niż 

wypadało.

- A gdzie się podziewa panna Payne? Mam nadzieję, że wreszcie czuje się lepiej? 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

     Julia wygląda jak jędza, pomyślał Adam. Prawdziwa jędza, w przeciwieństwie do jędzy, którą 

spotkał nieopodal kościoła i która tak naprawdę była zrozpaczoną dziewczyną usiłującą się uporać z 

utratą wszystkiego, co kochała, i atakującą na oślep. Serce zabiło mu mocniej. A jeśli Kate nie 

żartowała? Jeśli naprawdę uważała, że Herriards jest warte małżeństwa z Walterem Payne'em? Nie 

wolno do tego dopuścić. Ona nie może wrócić do Herriards. Będzie musiał ją ktoś powstrzymać.

- No więc? - powiedziała Julia ze zniecierpliwieniem. - Udało ci się jej pozbyć?

Adam spojrzał na nią ponownie i odparł zimno: 

- Tańczy z lordem Trenchardem. Tam. Widzisz? Przyłączymy się?

 Jej ton go uraził. Julia zaczerpnęła tchu i nakazała sobie  ostrożność. Adam sprzed dziesięciu lat 

natychmiast zacząłby się tłumaczyć, szukałby usprawiedliwień, robiłby wszystko, byle otrzymać jej 

uśmiech.   Dzisiejszy   Adam   był   wytwornym   światowym   dżentelmenem.   Trudniej   było   nim 

manipulować, chociaż, musiała to przyznać, stał się nieskończenie bardziej interesujący. Zatłoczona 

sala balowa nie była najlepszym miejscem na takie gry.

- Nie mam ochoty tańczyć. Tak mało rozmawialiśmy.  Czy ze mną też wyjdziesz do ogrodu, by 

zaczerpnąć świeżego powietrza? - Uśmiechnęła się słodko i trochę smutno Wielkie błękitne oczy 

zwilgotniały. Adam skłonił się.

Oczywiście. Skoro uważasz to za rozsądne.

- Balmenny'ego tu nie ma - odparła, wsuwając mu rękę pod ramię. Adamowi niezupełnie o to 

chodziło, ale choć zmarszczył brwi, towarzyszył jej do ogrodu.

Gdy tylko znaleźli się na dworze, Julia powiedziała łagodnie:

background image

- Wybacz mi, jeśli przed chwilą wydałam ci się zniecierpliwiona. Po prostu... Tak często marzyłam 

o tym,  żeby  znów cię zobaczyć. Kiedy usłyszałam, że na Boże Narodzenie będziesz w  Surrey, 

postanowiłam też tam przyjechać.  Balmenny nie lubi podróżować zimą, ale nakłoniłam go, żeby 

przywiózł mnie do rodziców   No i w Wigilię się spotkaliśmy. Zupełnie jak za dawnych lat, nie 

uważasz?

- Nie sądzę. Za dawnych lat musieliśmy spotykać się ukradkiem - zauważył Adam sucho.

- Tak, i to było takie romantyczne! Och, te letnie dni. Tak bardzo się kochaliśmy. Nie zapomniałam 

cię, Adamie. Po twoim wyjeździe z Anglii pogrążyłam się w smutku, wiesz. Potem doszły do mnie 

wieści o twoich sukcesach i o tych wszystkich balach i przyjęciach, na których bywasz, i marzyłam, 

żeby  być   z   tobą.   Zazdrościłam   tym   cudzoziemskim  damom,  z którymi  tańczyłeś. Powiedziałeś 

kiedyś, że zapadłam ci w głąb duszy. Czy wiele było kobiet, wobec których czułeś to samo?

Adam spojrzał na nią z góry.

- Zapomniałem - powiedział swobodnie. - Od tamtej  pory minęło tyle czasu. Lepiej pamiętam 

walki. Ale, ale, Julio, chyba nie rozpaczałaś długo? Zdaje się, że w tym samym  roku wyszłaś za 

Balmenny'ego? Och, Balmenny - rzuciła z rozdrażnieniem w głosie. -  Nie mówmy o nim. Szkoda, 

że w ogóle go poznałam.

Adam cofnął się o krok i przyjrzał się jej, powoli przesuwając wzrokiem po jedwabnej sukni z 

koronkami, brylantami na szyi i we włosach.

- Jest dla ciebie bardzo hojny - zauważył odrobinę cynicznie.

-  Jest nudny i stary, Adamie, proszę, nie bądź niedobry.  Chyba nie zapomniałeś, jak bardzo się 

kochaliśmy.   Przyznaj   się.   Nie   wierzę,   że   zapomniałeś.   Obserwowałam   cię,   jak   rozmawiałeś   z 

Catharine Payne. Patrzyłeś  na nią jak na ducha.  Zupełnie jakbyś widział mnie. Czy to prawda? 

Wszyscy mówią, że jest do mnie podobna.

- Jest bardzo do ciebie podobna. To fakt.

- Powiedz mi, że mam rację. Że kiedy z nią jesteś, tak naprawdę wcale jej nie widzisz. Widzisz 

tylko mnie. Czy tak nie jest? Wyobrażasz sobie, że znów jesteśmy razem. - Przysunęła się. - Czemu 

miałbyś zadowalać się imitacją? Jestem tutaj. Teraz mam o wiele więcej do zaoferowania.

Twarz  Adama   skrywał   cień.   Zaniepokojona   jego   milczeniem,   Julia   ciągnęła   głosem   pełnym 

smutku:

- Na pewno nie zapomniałeś, jak bardzo mnie kochałeś. Adam zawahał się. A potem powiedział:

- To było dawno temu, Julio. Od tamtej pory oboje się zmieniliśmy.

- Wcale   nie   tak   dawno.   I   nie   pozwolę   ci   mówić,   że   się  zmieniliśmy!   Proszę,  Adamie,   nie 

moglibyśmy przynajmniej  znów być... przyjaciółmi? - Załkała cicho. - Jestem taka samotna. Moje 

małżeństwo okazało się pomyłką. Nie jestem twarda i niezależna jak tamta dziewczyna, ta, którą cię 

obarczono, Katharine Payne. Potrzebuję kogoś, kto by mnie chronił. Potrzebuję miłości.

background image

Przysunęła się jeszcze bliżej. Jej drobne dłonie znalazły się na piersi Adama. Uniosła twarz by na 

niego spojrzeć, wciąż piękna mimo łez spływających po policzkach.

Adam wyobraził sobie nagle Kate, cofającą się, reagującą  złością na czyjekolwiek współczucie. 

Przypomniał sobie obojętny ton, który przybierała, kiedy była bardzo poruszona, jej niezgodę na 

obnoszenie się z uczuciami. Teraz, kiedy patrzył na Julię, z zaskoczeniem uświadomił sobie, że czuje 

wyłącznie niesmak. Odsunął się o krok i powiedział najłagodniej, jak potrafił:

- Nie sądzę, bym był właściwą osobą, do tej roli, moja droga. Kate nie jest tak niewrażliwa, jak 

myślisz. Kate potrzebuje mnie bardziej niż ty. Widzisz, ona nie ma męża, który by jej strzegł.

Julia spojrzała na niego z niedowierzaniem. Odtrącił ją! Przestała płakać, a jej policzki pokryły 

się rumieńcem. Zjadliwie powtórzyła jego słowa.

- „Kate potrzebuje mnie bardziej niż ty"! Ten kawał dziewuchy. Potrzebuje pomocy? Oczywiście, 

że nie ma męża. Kto chciałby się z nią ożenić? Jak śmiesz porównywać ją ze mną. Ale nie przejmuj 

się.   Rozumiem,   co   tak   naprawdę  chciałeś   powiedzieć.   Adam   Calthorpe   jest   zbyt   wielkim 

dżentelmenem, by romansować z mężatką - czy o to chodzi? Mój Boże! Zawsze byłeś świętoszkiem. 

Dziwię się, jak mogłam cię tolerować. Cóż, wszystko skończone. Nie obchodzi mnie, którą z panien 

Payne poślubisz. Ożeń się z tą mizdrzącą się panienką, jeśli chcesz. Nie jest taka niewinna, jak ci się 

zdaje. Moim zdaniem skończysz u boku tej tyczki grochowej. Właśnie o to chodzi twojej matce. Co 

do mnie, nie życzę ci szczęścia z żadną z nich.

Pobiegła ku drzwiom prowadzącym do holu, ale przed wejściem zatrzymała się i starannie otarła z 

twarzy   ślady   łez.  Potem   rozłożyła   wachlarz,   wzięła   głęboki   oddech   i   wkroczyła   do   środka, 

uśmiechając się na prawo i lewo do znajomych,  z wdziękiem chłodząc się wachlarzem, piękna i 

czarująca jak zawsze.

Adam z ulgą patrzył, jak odchodzi. Dawne marzenie rozwiało się. Po raz pierwszy zobaczył Julię 

oczami swojej matki. Nie mógł się nadziwić, że dotychczas był tak ślepy. Przed laty o włos umknął 

nieszczęścia. Wkrótce znów przyszła mu na myśl Katharine i wszedł do środka w ślad za Julią. Walc 

jeszcze trwał, a Katharine i Ivo Trenchard wirowali wśród tłumu na parkiecie. Co miała na myśli 

Julia?   Kate   nie   była  kawałem dziewuchy  ani  grochową  tyczką,  poruszała  się jak  królowa.   Jak 

automat szedł przez salę, nie odrywając oczu od tańczącej pary. Wyglądało na to, że Kate odzyskała 

humor. Śmiała się do Iva, mówiła coś, na co on z kolei zareagował śmiechem. To zmartwiło Adama. 

Ktoś powinien ją ostrzec. Ivo był najlepszym z ludzi, ale jeśli idzie o kobiety, nie można mu było 

ufać. Gdziekolwiek się udał, zostawiał za sobą złamane serca. To prawda, na ogół należały do dam, 

które znały reguły gry - Ivo rzadko tracił czas na debiutantki.  Faktycznie, w takiej sytuacji Adam 

widział go po raz pierwszy. Można byłoby pomyśleć, że przyjaźń Iva z Tomem uchroni Kate, ale 

najwyraźniej tak nie było.

background image

Znów przemknęli przez salę, Ivo przyciągnął Kate do siebie, by uniknąć zderzenia z inną parą. 

Adamowi nagle przypomniał się taniec z Kate w salonie w Bridge House, jak zdawała się płynąć w 

jego ramionach. Pocałował ją.

To naprawdę nie było w porządku. Coś należało zrobić  w sprawie Katharine Payne. Była zbyt 

niedoświadczona i naiwna, by zostawiać ją samej sobie. Najpierw Walter, a teraz Ivo. Mogli mówić, 

co im się podobało, a ta dziewczyna im wierzyła. No nie, tak dłużej być nie może. Tom wymógł na 

nim obietnicę opieki nad siostrą. Chciał nawet, żeby Adam się z nią ożenił. Jeśli to jedyny sposób na 

zapewnienie Kate Payne bezpieczeństwa, może należy się nad tym zastanowić.

Następnego dnia Katharine wybrała się w odwiedziny do  przyjaciół, a Adam z matką zostali w 

domu sami. Wcześniejsze zobowiązanie nie pozwoliło pani Calthorpe na pójście na bal do państwa 

Marchmontów, toteż zażyczyła sobie dokładnego sprawozdania. Kiedy Adam skrupulatnie wymienił 

gości i powiedział, kto z kim tańczył, pani Calthorpe przechyliła głowę na bok i spytała:

- I co się stało, mój chłopcze?

- Mówiłem ci już.

- Chodzi mi o to, co tak cię zaniepokoiło?

Adam zaczął mówić, że wszystko jest w porządku, ale po chwili przerwał i zamyślił się. Matka 

czekała w milczeniu,

- Chodzi o Kate - wyjawił. - Nie jestem pewien, czy zawsze postępuje rozsądnie.

Pani Calthorpe wyglądała na zmartwioną. 

- No tak, powinnam była pójść tam z nią wczorajszego wieczoru. To było moim obowiązkiem. 

Powinnam przeprosić państwa Carteret i jej towarzyszyć. Mów, co się stało. Nie wierzę, że mogła się 

nieodpowiednio zachować.

- Nie, nie! Nic z tych rzeczy. Niepotrzebnie czynisz sobie wyrzuty. I w żadnym razie nie powinnaś 

była zawieść swoich przyjaciół. Kate była absolutnie bezpieczna i zachowywała się doskonale. - 

Przerwał i dodał: - Tylko nie w stosunku do mnie. Prowokowanie mnie najwyraźniej sprawia  jej 

przyjemność. Nie wiem dlaczego. Wobec innych jest czarująca.

- A może to ty ją prowokujesz?

- Jeśli dawanie dobrych rad można uznać za prowokację, to tak. Naturalnie nie chciała słuchać.

- Potrafisz być dość apodyktyczny, mój drogi. Kate nie brak charakteru.

- I to ją zgubi. Właśnie dlatego niepokoję się o jej przyszłość.

Pani Calthrorpe spytała z niejaką obawą:

- Chyba nie poznała nikogo, kto by ją zainteresował, prawda?

background image

- Właśnie o to chodzi. Ivo Trenchard był w jednym z tych swoich frywolnych nastrojów, a Kate 

najwyraźniej się  to spodobało. Przez pół wieczoru śmiali się i żartowali. A potem zatańczył z nią 

walca. Muszę wyznać, że mnie zaskoczył. Mam nadzieję, że nie zamierza traktować Kate jako ko-

lejnego obiektu flirtu, mamo.

- Co za ulga. Przez chwilę naprawdę się martwiłam. Ivo nie ma złych zamiarów, Adamie. Jestem 

pewna, że Kate nic  z jego strony nie grozi. O to możesz być spokojny.

- Kate nie zna reguł i może jej się stać krzywda.

- To wszystko, co cię niepokoi? - Pani Calthrorpe najwidoczniej nie denerwowała się ani trochę.

- Nie. Walter Payne ciężko pracuje nad tym, by przekonać Kate, że się zmienił. Mam wrażenie, 

że ona zaczyna mu  wierzyć.

- O Boże! To znacznie poważniejsza sprawa, przyznaję.

 Kate jest z pewnością zbyt inteligentna, by groziło jej niebezpieczeństwo z jego strony.

- Można by tak pomyśleć. Tyle że on ją kusi opowieściami o Herriards, a ona bardzo chętnie go 

słucha. Ta posiadłość wiele dla niej znaczyła. Jak myślisz, czy wciąż za nią tęskni?

- Nigdy o tym nie mówi.

- To jeszcze nic nie znaczy. Im bardziej coś przeżywa, tym mniej skłonna jest o tym mówić.

- To może znaczyć, że dobrze się bawi i ma wiele innych tematów do rozmowy. Nie smuć się tak, 

Adamie.

- Payne kusi ją Herriards! Mówi jej, że może tam wrócić w każdej chwili, że pewnego dnia może 

stać się tam panią! Co będzie, jeśli ją przekona?

Pani Calthorpe, która miała własne podejrzenia co do stanu uczuć Kate, powiedziała:

- To niezwykle mało prawdopodobne. Ale co możesz poradzić, jeśli tak się stanie?

- Musimy ją powstrzymać. Mamo, złamałbym obietnicę daną Tomowi, gdybym pozwolił jej tam 

wrócić.   Zwłaszcza  jeśli   miałoby   to   oznaczać   małżeństwo   z   tym   podejrzanym   typem.   -   Krążył 

niespokojnie po pokoju. - Ta dziewczyna sprawia więcej kłopotu, niż jest warta.

- Nie myślisz tak naprawdę, Adamie,

- Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdybym się z nią ożenił, kiedy Tom o to prosił. Nie doszłoby 

wówczas do tych wszystkich kłopotów. Ivo również nie stanowiłby zagrożenia.

- W takim razie czemu tego nie zrobisz? - Co takiego?! Mam ożenić się z Kate?

- Skoro to jedyne rozwiązanie.

- Chciałabyś tego, wiem - rzekł Adam ze smutnym uśmiechem.

- Tak, chciałabym. Lubię Kate. Myślę, że byłaby dla ciebie doskonałą żoną. Ale nie chcę, żeby 

była nieszczęśliwa.  To nie miałoby sensu, gdybyś wciąż wzdychał do Julii Redshaw albo do tej 

głupiej gęsi, która jest tak do niej podobna, kuzynki Kate.

Adam odparł z całą stanowczością:

background image

-  O tym nie ma mowy. Julia należy do przeszłości i tam  pozostanie. Na Catharine Payne miło 

popatrzyć, ale po dziesięciu minutach w jej towarzystwie umieram z nudów. - Nie przestawał krążyć 

po pokoju. - Kiedy byłem w wojsku, miałem taki jasny obraz żony, jakiej pragnę, a teraz... prawdę 

mówiąc, mamo, nie znalazłem nikogo, kto by pasował do tego wizerunku.

- Szkoda - powiedziała pani Calthorpe z uśmiechem zadowolenia.

- Wracając do Kate. Potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi, ale lubię ją bardziej niż kiedyś. 

Na pewno byśmy się kłócili. Nie sądzę, że małżeństwo ze mną by ją poskromiło. Zwykle jednak w 

końcu dochodzimy do porozumienia. I nie jest nudna. Tak, jestem zdania, że nasze małżeństwo 

byłoby najlepszym rozwiązaniem. - Podszedł do matki. - Porozmawiam z nią jeszcze dziś.

-  Bądź ostrożny, Adamie. Kate nie jest zwyczajną dziewczyną. Nie padnie przed tobą na kolana 

tylko dlatego, że taki przystojny lord jak ty poprosił ją o rękę. Nie bądź zbyt pewny swego.

Adam pochylił się i ucałował matkę.

- Nie mów o mnie, jakbym był fircykiem. Niczego nie przyjmuję za pewnik, jeśli chodzi o Kate 

Payne. Ale, o ile wiem, nie ma nikogo innego. Generalnie rzecz biorąc, jest dość rozsądna. Chyba 

mnie   lubi,   a   z   pewnością   bardzo   lubi   ciebie.   Nie   martw   się,   mamo,   myślę,   że   uda   mi   się   ją 

przekonać.

Później tego dnia nastąpiły trzy wydarzenia. Po pierwsze, Walter Payne był na przejażdżce konnej 

w  parku, kiedy zobaczył  lady Balmenny w  eleganckim koczu. Uważał,  że zrobił  na niej  dobre 

wrażenie poprzedniego wieczoru, a ponieważ należał do mężczyzn zawsze gotowych poprawiać 

swoje notowania w towarzystwie, podjechał bliżej, by spytać wicehrabinę o samopoczucie. Julia nie 

dała   się   zwieść  gładkimi   słówkami.   Wciąż   jeszcze   żywiła   do   niego   urazę   za  zainteresowanie 

Katharine Payne. Nie zaszkodzi jednak, jeśli  wszyscy zobaczą, że lady Balmenny wciąż przyciąga 

przystojnych młodych mężczyzn, toteż gawędzili przez kilka minut.

Przy pożegnaniu Julia powiedziała słodko:

- Mam nadzieję, że życzy pan szczęścia swojej kuzynce, panie Payne.

Walter zrobił zdziwioną minę.

- Obawiam się, że nie za bardzo rozumiem. Dlaczego miałbym życzyć jej szczęścia?

- Och, czyżbym zdradzała sekret? Nie powiem nic więcej.

- Nie, proszę! Proszę mi powiedzieć.

- Cóż, lord Calthrorpe i ja jesteśmy starymi przyjaciółmi, widzi pan. Zwierza mi się. Z tego, co 

powiedział wczorajszego wieczoru, wynika, że zamierza poprosić pańską kuzynkę Katharine o rękę. 

Jeśli dobrze zrozumiałam, w grę wchodziła pańska siostra i pańska kuzynka, ale kuzynka wygrała. 

Intrygujące, nieprawdaż? Mam nadzieję, że pańska siostra nie jest zbyt rozczarowana. Do widzenia, 

panie Payne. - Po tych słowach, zadowolona z tej małej zemsty, Julia odjechała. Nie miała pojęcia, 

background image

którą z dziewczyn Adam wybierze, ale przynajmniej rozwiała nadzieje Waltera Payne'a, w każdym 

razie na jakiś czas.

Po drugie, Adam złapał Kate, gdy tylko wróciła do domu, i poprosił ją, żeby za parę minut przyszła 

do niego do biblioteki. Mówił z powagą, toteż Katharine zaczęła się zastanawiać, co takiego zrobiła. 

Pospieszyła na górę, gdzie doprowadziła się do porządku, a następnie zeszła na parter do biblioteki. 

Adam stał przed kominkiem z poważną miną.

- Siadaj, proszę.

Kate nerwowo usiadła w najbliżej stojącym fotelu. Adam odchrząknął.

- Kate, czy mam rację, zakładając, że nie poznałaś dotychczas nikogo, za kogo chciałabyś wyjść 

za mąż?

Trudne   pytanie,   pomyślała   Katharine.   Co   powinnam   powiedzieć?   Że   wczoraj   wieczorem 

odkryłam, że jesteś jedynym mężczyzną, którego żoną pragnę zostać? Nie, nie. wydaje mi się, że 

chcę ci to wyznać, Adamie. Po krótkim wahaniu odpowiedziała pytaniem:

- Czemu pytasz?

- Możesz mi zaufać. Chociaż, jeśli spodobał ci się Ivo Trenchard, powinienem cię ostrzec.

- Bardzo lubię lorda Trencharda, ale nigdy nie pomyślałabym o nim jako o przyszłym mężu.

- To dobrze. A co z Walterem Payne'em?

- Walterem? Skąd, u licha, nagle przyszło ci do głowy, że zamierzam wyjść za Waltera Payne'a?

- Może dlatego, że tak właśnie powiedziałaś wczorajszego wieczoru - wyjaśnił Adam, nieco 

zirytowany jej tonem.

-   Naprawdę?   Cóż,   nie   miałam   tego   na   myśli.   -  Adam   nie  wyglądał   na   przekonanego,   więc 

powtórzyła stanowczo: -Oczywiście, że nie, Adamie! Powinieneś znać mnie lepiej. Zachowywałeś 

się  bardziej  despotycznie niż  zazwyczaj  i  nie  spodobało  mi   się  to.  Nie   wyszłabym  za  Waltera 

Payne'a.

- Nawet dla Herriards?

Po twarzy przemknął jej cień, ale powtórzyła:

- Nawet dla Herriards.

Adam zaczął tracić panowanie nad sobą.

- Chcesz powiedzieć, że niepotrzebnie się martwiłem? Że dla zabawy powiedziałaś mi, że bierze cię 

pokusa, by wyjść za Waltera Payne'a?

- Niepotrzebnie tak się oburzasz. Zasłużyłeś na to. Poza tym nie sądziłam, że potraktujesz moje 

słowa poważnie. W każdym razie nie na długo.

background image

- Jesteś naprawdę najbardziej denerwującą dziewczyną, jaką mam nieszczęście znać! - zawołał z 

gniewem. - I pomyśleć, że przez pół nocy zamartwiałem się o ciebie! Nawet zamierzałem poprosić 

cię o rękę!

Katharine zbladła.

- Poprosić mnie o rękę?

- Tak, do diabła!

- A... teraz? - spytała bez tchu.

- Teraz nie jest to konieczne!

-   Nie   jest   to   konieczne?   -   Szok   i   rozczarowanie   zaparły  jej   dech.   -   Co   za   dziwne   słowo 

„konieczne". - Podniosła głos. - Oczywiście, że nie! Dlaczego miałbyś myśleć inaczej?

- Chciałem powstrzymać cię przed popełnieniem błędu. Chronić cię, tak jak obiecałem Tomowi.

- Chronić mnie? Przed czym?

Adam czuł się wyraźnie wytrącony z równowagi. Decyzję  o poproszeniu Kate o rękę traktował 

prawie jak poświęcenie. Teraz, kiedy odkrył, że nic jej nie grozi ani ze strony Iva, ani Waltera 

Payne'a, powinien poczuć ulgę. Tymczasem tak nie było. Wyglądało na to, że przez noc przyzwyczaił 

się myśleć o Kate jako o swojej żonie. Kiedy się przekonał, że nie musi się z nią żenić, zdenerwował 

się, zamiast ucieszyć.

- Zaniepokoiłem się, kiedy Ivo zaczął z tobą flirtować. Obawiałem się, że możesz potraktować 

go poważnie.

-  Nawet gdyby tak było, to co? Nie przyszło ci do głowy,  że mógł mówić szczerze? A może 

uważasz to za nieprawdopodobne?

- Co powiedział? - chciał wiedzieć Adam.. - Na Boga, jeśli on...

-Nie bądź taki zaborczy! Już ci mówiłam. Nie jestem zainteresowana lordem Trenchardem; nie 

bardziej niż on mną. Interesuje mnie wyłącznie jako przyjaciel Toma.

- Nie jestem zaborczy! Z jakiego powodu miałbym być zaborczy?

- Właśnie! - warknęła Katharine. - To dlaczego się niepokoiłeś?

- Bo uważam, że jestem za ciebie odpowiedzialny. A potem, kiedy zaczęłaś mówić, że mogłabyś 

wyjść za Payne'a...

- Wcale tego nie powiedziałam!

- Cóż, mnie się wydawało, że powiedziałaś! A więc doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie, 

jeśli sam się z tobą ożenię. Może to nie leżało w planach żadnego z nas, ale pomyślałem, że może się 

udać.

Kate wstała.

background image

- Jakie to niezwykle szlachetne z twojej strony - zauważyła sarkastycznie. - Nie masz pojęcia, 

jaka jestem wdzięczna, że ktoś gotów jest tak się poświęcić tylko po to, by mnie chronić. - Jej ton 

raczej nie świadczył o wdzięczności, był przepełniony jadem. - A jednak uszedłeś cało, Adamie!

- Nie traktuję tego w ten sposób. Właściwie... - Katharine ciągnęła, z minuty na minutę coraz 

bardziej wściekła.

- Och, nie chodzi mi o konieczność poślubienia mnie.  Chodziło mi o utratę twarzy. Bo gdybyś 

zmusił się do poproszenia mnie o rękę, ja musiałabym ci odmówić, niezależnie od tego jak niezwykłe 

wspaniałomyślna wydała ci się ta propozycja!

- Dlaczego miałabyś to zrobić? - spytał Adam ze szczerym zdumieniem. - Powiedziałaś, że nie ma 

nikogo innego.     

- Jeśli kiedykolwiek wyjdę za mąż, stanie się tak dlatego,  że ktoś będzie chciał mnie dla mnie 

samej! Nie z powodu głupiej, bezsensownej obietnicy złożonej memu nieżyjącemu bratu!

Adam, urażony szyderstwem jej ostatnich słów, oświadczył lodowatym tonem:

- O ile sobie przypominam, kiedy wyrywałem cię z łap wuja, nie uważałaś mego postępowania 

ani za głupie, ani za bezsensowne!

Po krótkiej pauzie Katharine zdołała uspokoić się na tyle, by odpowiedzieć:

- Nie. Byłam i jestem ci wdzięczna. Teraz możesz uznać, że wypełniłeś wszystkie zobowiązania 

wobec mego brata. Dość już zrobiłeś.

Adam nie był pewien, czego chce, ale na pewno nie czegoś takiego.

- O, nie! - zawołał. - Nie możesz po prostu zbyć tej  sprawy. Tom chciał, żebym zrobił dla 

ciebie więcej, nie tylko się tobą zaopiekował; prosił mnie, żebym się z tobą ożenił.

Katharine uznała to za bardziej upokarzające niż cała reszta razem wzięta.

- Jak to ładnie z jego strony. Jak niezwykle miło – powiedziała gorzko. - Najpierw mnie zostawił i 

przez całe lata musiałam zajmować się dziadkiem i Herriards, a potem przekazał swoje zobowiązania 

dowódcy. Zupełnie jakbym była jakąś kukiełką czy lalką, której w każdej chwili można się pozbyć. 

Musiał pan być bardzo zażenowany, sir! Wolno spytać, jak pan na to zareagował?

- Powiedziałem, że dopilnuję, byś była bezpieczna -przyznał się Adam z niejakim zakłopotaniem.

- Ale nie miałeś ochoty zaproponować mi małżeństwa. Naturalnie, że nie!

- Do diabła, nawet nie wiedziałem, jak wyglądasz.

- A kiedy zobaczyłeś? O, tak! Teraz sobie przypominam. Pomyślałeś, że moja kuzynka jest siostrą 

Toma. Pamiętam, wyglądałeś na zadurzonego.

- Zadu... Nie byłem zadurzony.

-  Jakże musiałeś się rozczarować, kiedy odkryłeś, że to  nieładna Kate Payne ma zostać twoją 

żoną. Nie dziwię się, że tyle czasu zajęło ci rozstrzygnięcie tej kwestii.

background image

-  Nie miałem zamiaru się z tobą żenić. Pomyślałem, że  wystarczy,  jeśli  dopilnuję,  byś   była 

bezpieczna. To dlatego spotkałem się z twoim opiekunem. I dlatego ocaliłem cię przed Henrym 

Payne'em.

-  Ale   to   twoja   matka   zmusiła   cię   do   przywiezienia   mnie   do   Londynu.   Byłeś   gotów   do 

najwyższego   poświęcenia.   Szlachetny   major   Calthorpe   przybywa   na   ratunek   niewinnemu 

dziewczęciu, wyrywa je z rąk wroga, a nawet gotów jest poślubić. Dziękuję, nie potrzebuję twojej 

pustej galanterii.

Adam był dotknięty do żywego.

- Na   Boga,   Kate,   jesteś   sekutnicą,   za   jaką   wziąłem   cię  z   początku.   Pusta   galanteria,   tak   to 

nazywasz? - Przyciągnął ją do siebie i brutalnie pocałował. Usiłowała się wyrwać, wiła się w jego 

uścisku, deptała mu po nogach i kopała w łydki, ale jej delikatne pantofelki nie wyrządziły mu 

krzywdy i skończyło się na tym, że bolały ją stopy. Roześmiał się z jej wysiłków i pocałował ją znów, 

jeszcze   mocniej.   Kate   straciła   zapał   i   w   końcu   zaprzestała   wałki.   Była   oszołomiona.   Jak   mogła 

kiedykolwiek myśleć, że Adam jest niezdolny do namiętności? Te pocałunki różniły się jak dzień od 

nocy od pocałunku kończącego walc w Bridge House. W żadnym wypadku nie można ich było 

nazwać   braterskimi   i,   choć  się   przed   nimi   broniła,   wzbudziły   w   niej   desperackie   pragnienie 

odpowiedzi. Nigdy jeszcze nie była tak bliska utraty panowania nad sobą. Dyscyplina, którą narzuciła 

sobie   przez   tyle   trudnych   lat,   trzymając   na  wodzy  emocje,   nie   dopuszczając   do   tego,   by  świat 

zobaczył, co czuje, mogła lada  chwila roztopić się w magii, w żarze tej chwili. Po raz pierwszy w 

życiu Katharine doświadczyła nieodpartego pożądania.

Adam odsunął ją nieco od siebie i roześmiał się znów.

- Wyjdziesz za mnie - powiedział z satysfakcją.

Przez   chwilę   stała   bez   ruchu,   wpatrzona   w   roześmianą   twarz   Adama.   Wreszcie,   przejęta 

wstydem i gniewem, zamachnęła się i uderzyła go mocno w policzek. Powstrzyma! okrzyk bólu i 

złapał ją za ramiona.

- Ty   mała   sekutnico!   Mówiłem   ci,   że   niebezpiecznie   jest  uderzać   mężczyznę,   kiedy   jest 

podniecony.

Katharine bez lęku przeszyła go wzrokiem.

- A co powinnam zrobić? - wysyczała. - Położyć się  i czekać, aż mnie zgwałcisz? Kogo mam 

wezwać na pomoc? Wuja? Waltera Payne'a?

- Zgwałcić cię! Kate!

- Puść mnie! - krzyknęła. - Nie wyjdę za ciebie, tak samo jak nie wyjdę za mego kuzyna. Obaj 

jesteście tacy sami. Zwierzęta.

Adam cofnął się i patrzył na nią zaszokowany. Był blady jak ściana, nie licząc szkarłatnej plamy na 

policzku. 

background image

- Jak mogłaś pomyśleć...? A jednak to chyba naturalne. 

Odwrócił się i podszedł do okna. 

- Bardzo cię przepraszam za to, co się przed chwilą zdarzyło - powiedział, stojąc do niej plecami. - 

Właściwie nie wiem, jak to się stało. Nie zdawałem sobie sprawy.

Katharine wpatrywała się w jego plecy. Nie rozpłacze się,  nie! Teraz, bardziej niż kiedykolwiek 

przedtem, musi być silna. Musi stłumić pragnienie podejścia do niego, poproszenia, by zapomniał o 

tym, co właśnie powiedziała, błagania, by ją  kochał, wyjaśnienia mu, że za niego wyjdzie, bez 

względu na powody, dla których prosi ją o rękę. Że jej miłości wystarczy dla nich dwojga.

Instynkt, mądrzejszy od wzburzonych emocji, podpowiedział jej, że to nie jest droga do szczęścia. 

Jeśli Adam Calthorpe się w niej nie zakocha, nie może za niego wyjść. Lepiej będzie jej samej.

Odwrócił się.

- Nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo mnie nienawidzisz - wyznał. -Wiedziałem, że często 

jesteś na mnie zła, naturalnie. Mimo to wierzyłem. Wierzyłem, że jesteśmy przyjaciółmi. Czasami. 

Pomyślałem więc... Ale to oczywiste, że nie lubisz mnie na tyle, by małżeństwo ze mną wchodziło w 

grę. Nie patrz tak na mnie, Kate. Nie będę ci się więcej narzucał. Zanim jednak odejdę, obiecaj mi, 

że będziesz miała się na baczności przed Walterem Payne'em. To łajdak. - Adam   uśmiechnął   się 

krzywo. - O wiele gorszy ode mnie. Nie wolno ci mu ufać. A teraz wybacz mi.

Ukłonił się i wyszedł z pokoju.

Katharine, pozostawiona sama sobie, znieruchomiała niczym kamień. Nie będzie płakać. Adam 

Calthorpe nie był tego wart. Żaden mężczyzna nie był tego wart. Jak mógł uwierzyć, że ona go nie 

lubi? Jak mógł być tak ślepy? Głupi,  głupi. Czy mogłaby patrzeć na Waltera Payne'a po tym, jak 

poznała Adama Calthorpe'a! A teraz odszedł, przekonany, że ona go nie lubi. Och, dlaczego była dla 

niego taka okrutna  Może i był ślepy, ale zrobił dla niej tak wiele, więcej niż sc-bie uświadamiał. 

Sprawił, że po raz pierwszy w życiu się zakochała w mężczyźnie, który chciał tylko zapewnić jej bez-

pieczeństwo.

Dlaczego wszyscy mężczyźni, których kochała, potrafili tylko ją ranić?

Wkrótce   nastąpiło   trzecie   wydarzenie   tego   dnia,   to,   które   miało   wywrzeć   istotny  wpływ   na 

nadchodzące tygodnie. Do biblioteki wszedł lokaj, oznajmiając, że przyszedł pan Payne i chce się z 

nią   widzieć.   Katharine   jeszcze   nie   skończyła   mówić,   że   go   nie   przyjmie,   kiedy  Walter   Payne 

wmaszerowai do środka.

- Przepraszam. Musiałem się z tobą zobaczyć - oświadczył bez wstępów.

Katharine zawahała się, po czym skinieniem głowy odprawiła służącego. .

 - Co mogę dla ciebie zrobić? - spytała.

- Powiedz mi, że to nieprawda! Powiedz mi, że nie wychodzisz za Calthorpe'a!

background image

Po raz drugi tego dnia Katharine zaparło dech. Oburzenie zamaskowała gniewem.

-  Co  ty sobie  wyobrażasz?!  Jak  śmiesz  wdzierać  się   tutaj  i   zadawać   mi   tak   impertynenckie 

pytanie?! - zawołała. -Świat oszalał.

- Żądam odpowiedzi.

- Ani myślę ci odpowiadać. Jakie masz prawo żądać ode mnie czegokolwiek? - dodała, z jeszcze 

większą złością.

- Bo cię kocham. Chcę, żebyś za mnie wyszła. Dałaś mi  do zrozumienia, że jesteś gotowa to 

zrobić.

- Co takiego?! - spytała, walcząc z atakiem histeryczne- go   śmiechu.   -   Kiedy   tak   było,   bądź 

łaskaw powiedzieć?

- Nie próbuj udawać. To zda się na nic. Ostatniej nocy, kiedy tańczyliśmy, rozmawialiśmy o 

Herriards, Powiedziałaś, że chciałabyś być tam panią. To oznacza, że jednak chcesz za mnie wyjść. 

Nie zaprzeczaj. Katharine zaczęła gorzko żałować swego zachowania na   balu. W swoim czasie 

wydawało się tak niewinne, a miało tak katastrofalne skutki.

- Przepraszam, jeśli odniosłeś takie wrażenie, Walterze - zaczęła ostrożnie. - Zapewniam cię...

- Musisz za mnie wyjść! Musisz! Nie zdajesz sobie sprawy, co to oznacza.

-   Nie   wyjdę   za   ciebie!   -   Katharine   była   bliska   histerii.  Odrzucenie   dwóch   natarczywych 

konkurentów jednego popołudnia to więcej, niż mogła znieść. W dodatku drugi z nich nie był takim 

dżentelmenem. Walter objął ją bez ostrzeżenia czy zachęty z jej strony, ale panika dała Katharine silę. 

Odepchnęła go i uciekła za stół, poza zasięg jego rąk Ruszył za nią, oszalały ze złości, obrzucając ją 

wyzwiskami, krzycząc, że musi go kochać, i grożąc, że ją ukarze, wszystko naraz. W końcu udało 

jej się dotrzeć do kominka i złapać za taśmę dzwonka.

- Jeśli tkniesz mnie palcem, zawołam służących i każę im cię wyrzucić - powiedziała stanowczo. - 

Nie składałam ci żadnych obietnic, Walterze. Słuchałam twoich opowieści  o Herriards, chociaż w 

większość z nich nie wierzyłam. Próbowałam być miła dla ciebie i twojej rodziny. Ale czasami nawet 

to trudno było mi znieść. A co do wyjścia za mąż... za ciebie? - Katharine przerwała, bo dławiła ją 

wściekłość.  -   Niebu   wiadomo,   że   nie   mam   szczególnego   powodu   podziwiać   mężczyzn,   ale   ty 

zasługujesz na najgłębszą pogardę.

-  Nigdy w  życiu  nie  mogłabym  wyjść  za  taką  gnidę.  A teraz  wynoś   się  z   tego   domu!   Nie 

zamierzam rozmawiać z tobą kiedykolwiek!

Twarz Waltera zsiniała z wściekłości. Ten zadufany w sobie mężczyzna nie mógł znieść gryzącej 

pogardy w głosie Katharine, a co gorsza utraty wszystkich swoich nadziei. 

-   Pójdę   -   warknął   -   i   nie   będę   cię   więcej   niepokoił.  Ale  znajdę   inne   rozwiązanie   moich 

problemów. Zapłacisz za to Katharine Payne - dodał, po czym wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Katharine usiadła w fotelu. Kolana jej drżały i była bliska  płaczu. Siedziała przez pewien czas, 

usiłując odzyskać spokój. W głowie kołatały się jej najróżniejsze myśli. Żadna z nich. nie dotyczyła 

"Waltera. Rozmowa z nim była nieprzyjemna, ale ani Walter, ani jego rodzina nie byli w stanie na-

prawdę jej dotknąć, a jego gróźb nie potraktowała poważnie. Przyczyna jej cierpień leżała w czym 

innym.

To scena z Adamem wciąż stała jej przed oczami. Wyjąwszy sporadyczne oznaki irytacji, do tej 

pory zawsze zachowywał się chłodno w jej obecności. Właśnie te cechy, dzięki którym odniósł taki 

sukces jako dowódca w wojsku  - poczucie obowiązku, zimna krew i żelazna wola - uważała  za 

godne podziwu, ale zarazem irytujące. Teraz zdała sobie sprawę, że podczas ich ostatniej rozmowy, 

świadomie czy nieświadomie, prowokowała Adama dotąd, aż w końcu puściły mu nerwy. Co z niej 

za kobieta? I co przez to zyskała? Już wiedziała, że Adam Calthorpe nigdy nie będzie gotów 

zaryzykować wszystkiego w imię miłości. W imię honoru,  dla obietnicy złożonej nieżyjącemu 

przyjacielowi, dla ochrony słabszych - za to wszystko Adam Calthorpe gotów był walczyć na śmierć 

i życie. Ale nie w imię miłości. To odeszło wraz z Julią Redshaw.

Jednakże Katharine robiła sobie nadzieję, że Adam pewnego dnia poprosi ją, by za niego wyszła, 

bo będzie tego chciał, bo polubi ją dla niej samej. Kiedy więc tak otwarcie oświadczył, że był gotów 

się z nią ożenić, by wypełnić zobowiązanie wobec Toma, żeby uchronić ją przed popełnianiem 

idiotycznych błędów, a nie dlatego, że tego chce, zapragnęła go zranić, doprowadzić do gniewu. I 

udało się jej  A skutek? Adam był przekonany, że ona go nie lubi. Pozostał  jej nie tylko smutek 

nieodwzajemnionej miłości, ale również dojmujące pragnienie pocałunków Adama, uścisków Adami 

- pragnienie, które najprawdopodobniej nigdy nie zostanie zaspokojone.

background image

Nie zdołała powstrzymać łez. Toczyły się powoli po policzkach, a ponieważ usiłowała z nimi 

walczyć, całą twarz miała wkrótce w brzydkich czerwonych plamach. Nawet płakać nie potrafiła tak 

ładnie jak ta przeklęta kobieta.

- Kate! Och, moje drogie dziecko, co się dzieje? - Do pokoju wśliznęła się niepostrzeżenie pani 

Calthorpe.

- Nic! - krzyknęła Katharine, gorączkowo wycierając twarz rękawem sukni.

- Nie mów bzdur. Spójrz na siebie. Jeszcze nigdy nie widziałam cię w takim stanie. Chodź ze mną. 

Nie możesz siedzieć w bibliotece, wyglądając tak jak teraz. Adam wprawdzie wyszedł, ale lada 

chwila może wrócić. Pójdziemy do mojej gotowalni.

Gdy   tylko   ulokowały   się   w   małym   pokoju,   który   pełnił  funkcję   prywatnego   saloniku,   pani 

Calthorpe przemyła twarz Katharine i dała jej czystą chusteczkę. Poleciła też, żeby na górę przysłano 

herbatę, i zapowiedziała, że nie wolno im przeszkadzać.

- No dobrze - zaczęła. - Chodzi o Waltera Payne'a? Szłam na dół, by zobaczyć się z tobą, kiedy 

przyszedł.   Postanowiłam   zaczekać.   Ledwie   pomyślałam,   że   możesz   potrzebować   wsparcia, 

usłyszałam, jak wychodzi. Czy był natarczywy? - Katharine wciąż usiłowała powstrzymać szloch 

nie była w stanie odpowiedzieć, ale pokręciła głową. Pani Calthorpe spytała z nagłym niepokojem:

- Nie obiecałaś mu, że za niego wyjdziesz, prawda?

- Nie, nie!

Zapadło milczenie. Wreszcie pani Calthorpe zapytała:

Chodzi o Adama, prawda? Co ci powiedział?

Łzy popłynęły na nowo.

- On nie prosił mnie, bym za niego wyszła. - Katharine zakała.

Starsza dama wyglądała na szczerze zdumioną.

- Nie rozumiem. Miał taki zamiar. Co go powstrzymało?

- Po... powiedział, że to nie jest konieczne.

Pani Calthorpe poczekała, aż Katharine się uspokoi, po czym podjęła:

- Kate, przepraszam, że naciskam, ale czy wyjaśnił, co ma na myśli? Drogie dziecko, chyba 

będzie najlepiej, jak opowiesz mi wszystko od początku do końca. Kiedy się z nim widziałam, był 

zdecydowany poprosić cię o rękę.

Katharine wreszcie odzyskała panowanie nad sobą i odparła:

- Nie wiem, czemu Adam sądził, że chcę wyjść za Waltera Payne'a. A jeszcze mniej, czemu wmieszał 

w to lorda Trencharda. Powiedziałam mu, że lubię lorda Trencharda, ale nigdy nic mi z jego strony nie 

groziło. A potem powiedziałam, że nigdy  nie miałam najmniejszego zamiaru wychodzić za Waltera. 

Wtedy bardzo się rozgniewał. - Umilkła, zdjęta skruchą.

Pani Calthorpe milczała, toteż Katharine podjęła:

background image

-   Widzi   pani,   ostatniego   wieczoru   Adam   zdenerwował  mnie   i   chciałam,   żeby   się   przejął. 

Udawałam, że propozycja Waltera podoba mi się bardziej, niż jest w rzeczywistości. Myślę, że to go 

zaniepokoiło.

- I ja tak myślę.

- Sądziłam, że zna mnie lepiej. Kiedy dziś powiedziałan mu, że nigdy nie miałam najmniejszego 

zamiaru wychodzić za Waltera, rozzłościł się i nazwał mnie najbardziej denerwującą dziewczyną, jaką 

kiedykolwiek znał. To wtedy wyjawił  że chciał prosić mnie o rękę. - Przerwała, po czym podjęła 

żałośnie: - A potem dodał, że to już nie jest konieczne.

- Nigdy bym nie uwierzyła, że mój syn może być tak głupi. Co wówczas zrobiłaś?

- Ja też się rozzłościłam i odpowiedziałam, że dobrze sie składa, bo gdyby mnie poprosił, to bym 

mu odmówiła.

Pani Calthorpe przygryzła wargę. Kiedy się odezwała w jej głosie wyczuwało się lekkie drżenie.

- A więc sytuacja wygląda tak. Mój syn prawie poprosił cię o rękę, ale tego nie zrobił, a ty byś mu 

odmówiła, ale nie miałaś okazji. Czy tak? - Kiedy Katharine skinęła głową. mówiła dalej: -I dlatego 

wyszedł z domu w tak podłym nastroju, w jakim nie widziałam go od lat, a ty wypłakujesz oczy?

- To nie jest aż tak proste - odparła smętnie. - Potem naprawdę go rozzłościłam. Powiedziałam 

coś. On... on...

- Czy Adam cię pocałował?

- Tak, bo chciał mnie ukarać, tak myślę.

- Moje drogie dziecko, nigdy nie zgadzałam się z tym śmiesznym poglądem, że mężczyźni całują 

nas, by nas karać. Nie robiliby tego, gdyby nie sprawiało im to przyjemności. Adam nie jest z tych - 

przynajmniej ja mam takie wrażenie  - którzy dla własnej przyjemności ranią innych. Nie oszukuj 

się, jeśli Adam cię pocałował, to dlatego, że tego chciał. Mogę spytać, czy odpowiedziałaś na ten 

pocałunek?

- Tylko tak jak musiałam - wyznała Katharine szczerze. Pani Calthorpe skinęła głową.

-  Pamiętam to uczucie - zauważyła współczująco.

- A potem śmiał się ze mnie! Był taki pewny siebie! Był przekonany, że za niego wyjdę.

- Co za głupiec! - zawołała pani Calthorpe. - Naprawdę, tracę do niego cierpliwość! Co zrobiłaś?

Uderzyłam go w twarz.

- Bardzo dobrze. Zasłużył na to. Czy pocałował cię znów?

- Nie.

- Szkoda.

- A teraz myśli, że go nie lubię - zawodziła Katharine, znów wybuchając płaczem.

- To możliwe - zgodziła się matka Adama. - Moja droga, wybacz mi, jeśli to pytanie wyda ci się 

impertynenckie, ale czy mam rację sądząc, że kochasz mego syna?

background image

Katharine skinęła głową.

- Zdałam sobie z tego sprawę dopiero wczoraj wieczorem - wyznała.

- Cóż, moim zdaniem to bardzo prawdopodobne, że on też cię kocha.

- Och, nie! Nie należę do takich kobiet, jakie on podziwia. Wiem o tym. Jemu podoba się moja 

kuzynka. Albo lady Balmenny.

- Sądzę, że się mylisz. Już nie kocha się w Julii, jestem tego pewna. Chyba właśnie zaczyna 

zdawać sobie sprawę, że powinien poszukać czegoś więcej niż ładnej buzi. Czasami jest ślepy. Czy 

mogę ci coś zasugerować? Idź do siebie i wezwij Kendrick. Powiedz jej, żeby znów zrobiła z ciebie 

piękność i włóż jedną z nowych sukien na dzisiejszą kolację. Nie możemy dopuścić, by Adam 

pomyślał, że jesteś nieszczęśliwa.

W nowej sukni Katharine wyglądała bardzo ładnie, a zabiegi Kendrick usunęły wszystkie ślady 

popołudniowych przeżyć. Jednak Adam nie pojawił się na kolacji. Zostawił wiadomość dla matki, że 

wieczorem wychodzi. Od tej pory widywały go dość rzadko, bo najwyraźniej stracił zainteresowanie 

życiem towarzyskim. Matka zauważyła jednak, że zawsze wiedział, dokąd ona i Katharine udają się 

co wieczór: i często pojawiał się tam na chwilę, po czym znikał, widocznie w pogoni za własnymi 

przyjemnościami. Służący otrzymali ścisłe polecenia towarzyszenia damom, ilekroć wychodziły z 

domu. Adam nie zaniedbał swoich obowiązków.

Czas schodził na uroczystych kolacjach, balach, wieczorach w Almacku, aż wreszcie do końca 

sezonu   zostało   kilka   tygodni.   Z   początku   życie   w   mieście   bawiło   Katharine   bardziej,   niż   się 

spodziewała, teraz jednak miała go serdecznie dosyć. Uśmiechała się, rozmawiała, tańczyła tak 

czarująco jak zawsze, ale bez Adama wieczorne wyjścia straciły urok. Nawet kiedy im towarzyszył, 

wyraźnie jej unikał, a gdy był   zmuszony z nią zatańczyć, jego służbie dla księcia, odpierał ostrożne 

próby wysondowania  stanu swego umysłu, zręcznie zmieniając temat rozmowy albo rozmyślnie 

odwracając uwagę matki. Podejrzewała, że jest równie nieszczęśliwy jak Katharine, lecz nigdy nie 

zdołała zbliżyć się do niego na tyle, by zyskać pewność.

Rzeczywiście, Adam był  bardziej nieszczęśliwy niż kiedykolwiek - wliczając w to nawet te 

straszne miesiące po tym,  jak Julia Redshaw odrzuciła jego oświadczyny. Wówczas młodzieńcza 

rozpacz   zadziwiająco   szybko   ustąpiła   miejsca   radości   płynącej   z   nowego   życia,   poznawania 

nowych   miejsc   i   ludzi.   Teraz   nic   nie   wydawało   mu   się   warte   zachodu.     Stwarzał   pozory 

uczestnictwa w życiu towarzyskim i udawał zainteresowanie otaczającymi go ludźmi.

Obserwując   Katharine   Payne,   odnosił   wrażenie,   że   czaruje   wszystkich   wokół   tak   samo   jak 

zawsze. Wcześniej czy  później znajdzie wśród licznych wielbicieli kogoś, kogo pokocha, kto nie 

będzie działał jej na nerwy, może nawet pozwoli jej stawiać na swoim, gdy tylko będzie chciała. Ten 

biedny   idiota   będzie   dla   niej   zupełnie   nieodpowiedni!   Dlaczego   nie   zgodziła   się   przyjąć   jego 

background image

propozycji przyjaźni i opieki? On i Kate mogliby wieść szczęśliwe życie, był tego pewien.

Ilekroć   przypominał   sobie   scenę   w   bibliotece,   odczuwał   dojmujący   żal.   Był   głupcem, 

demonstrując pewność, że Katharine przyjmie jego oświadczyny, bez względu na ich powód. Może 

gdyby zadał sobie więcej trudu, by wyjaśnić. Gdyby nie stracił panowania nad sobą. Ale wówczas 

nie zdawał sobie jeszcze sprawy, jak ważna jest dla niego Kate, a potem było za późno. Choć pod 

koniec   zachował   się   poniżej   krytyki,   nie   mógł   zapomnieć,   jak   słodko   było   trzymać   Kate   w 

ramionach, czuć jej smukłe ciało przy swoim. Gdy zorientował się, że mu odpowiada, nagle poczuł 

się jak król. dotyk, tak jak rozmowa pozostawały chłodne. Adam, który próbował dominować, spierał 

się z nią, uczył ją tańczyć, zakazywał jej jazdy na Sholcie, podarował jej Cintrę, ten Adam znikł, a 

jego miejsce zajął  major Calthorpe, oficer i dżentelmen w każdym calu, idealny  członek sztabu 

księcia Wellingtona. Czasami ledwie to znosiła. Kiedy się ociepliło, a ulice pokryły się kurzem, 

Katharine zaczęła tęsknić za świeżym powietrzem i chłodnym wiatrem wsi. Pobladła i zrobiła się 

apatyczna, a charakterystyczny uśmiech, ten, który uczynił z niej piękność, gościł na jej  twarzy 

coraz rzadziej.

Pani Calthorpe patrzyła na to wszystko z niepokojem. Kilkakrotnie próbowała porozmawiać z 

synem, ale okazał się wyjątkowo oporny, choć uprzejmy. Z wprawą, której nabrał. Roześmiał się z 

czystej radości na myśl, że ją poślubi. Jakże się mylił. Ona nie czuła tego co on. Wstydziła się, była 

przekonana, że śmieje się z niej. Tkwił tu, nie mogąc się ruszyć z Londynu, który wydawał mu się 

pustynią, czekając, aż skończy się sezon, a on będzie wolny. Wówczas pojedzie do Calthrorpe i rzuci 

się w wir pracy.

Katharine   od   wyjazdu   z   Herriards   regularnie   korespondowała   z   Tilly.   Nie   tak   dawno   temu 

zaniepokoiła się po otrzymaniu pisanego drżącą ręką listu, w którym guwernantka donosiła, że jest 

przeziębiona, ale bagatelizowała dolegliwość  i zapewniała, że wkrótce wróci do zdrowia. Kiedy 

długo nie  było kolejnego listu, Katharine posłała liścik do sąsiada Tilly pana Cruikshanka, lekarza, 

pytając o przyjaciółkę Odpowiedź nie napawała optymizmem. Wyglądało na to, że Tilly nic jest w 

stanie wyjść z choroby.

Katharine natychmiast udała się do pani Calthrorpe i pokazała jej list.

- Rozumiem, że chcesz sama sprawdzić, co słychać u panny Tillyard, Kate. Na pewno możemy to 

jakoś zorganizować.

- Najszybciej jak się da - powiedziała Katharine z wdzięcznością. - Nic mogę jednak prosić pani 

o wyjazd z Londynu w środku sezonu. Mogę pojechać sama.

- Mowy nie ma! Sir James nigdy by mi tego nie wybaczył.

- W domku Tilly jest tylko jeden pokój gościnny, A w wiosce nie ma odpowiedniego miejsca, w 

którym mogłaby się pani zatrzymać. Nie wyobrażam sobie zamieszkania w  Herriards, chociaż 

państwo Payne'owie są w Londynie.

background image

- O, nie, moja droga. Wyjechali z Londynu wczoraj, ale nie do Herriards, tylko do Bedfordshire. 

Catharine i jej rodzina przyjęli zaproszenie lorda Achesona do Souldrop. Zdaje się, że twoja kuzynka 

wkrótce ogłosi zaręczyny.

- Nie wiedziałam, że lord Acheson ma syna.

- Bo nie ma. Ta partia to szlachetny lord we własnej osobie.

- Ależ moja kuzynka ma zaledwie siedemnaście lat, a on przekroczył czterdziestkę!

- No i jest bardzo bogaty - dodała ironicznie pani Cal-yhorpe.

- Biedna Catharine!

- Wcale nie. Z tego co słyszałam, jest uszczęśliwiona.  Niemniej ten wyjazd oznacza, że twoi 

kuzyni spędzą w Bedrordshire lipiec i sierpień. Byłabyś całkiem bezpieczna w swoim starym domu, 

gdybyś chciała się tam zatrzymać.

Katharine bez namysłu odrzuciła ten pomysł.

- Nie! Ani mi się śni tam wracać! Nigdy! - zawołała, bliska rozpaczy. - Zatrzymam się u Tilly.

Pani Calthorpe uśmiechnęła się ze współczuciem.

- Rozumiem cię. Musimy pomyśleć o czymś innym. -Zastanawiała się przez chwilę. - A gdybym 

jeszcze raz skorzystała z gościny Quentinów? To nie jest tak daleko. Mogłabym przyjeżdżać, kiedy 

tylko będę ci potrzebna, a oni zawsze chętnie mnie widzą - któregoś dnia dostałam nawet list  od 

Marjorie Quentin z ponownym zaproszeniem.

- A co na to wszystko pani syn?

- Myślę, że jego zgodę uzyskamy z łatwością. Zdaje się, ze pobyt w Londynie już go nie bawi.

- Pani myśli, że Adam jest nieszczęśliwy?

- Tak, właśnie, ale nie pytaj o nic więcej, bo nie byłabym ci w stanie odpowiedzieć. Adam potrafi 

ukrywać swoje uczucia nawet lepiej od ciebie, jeśli tylko zechce.

W związku z tymi planami Katharine odbyła z Adamem dłuższą rozmowę, pierwszą od ich kłótni. 

Oczywiście   chciała   wyjeżdżać   z   Londynu   natychmiast   i   usilnie   starała   się   przekonać   oboje 

Calthorpe'ów, żeby pozwolili jej jechać samej.

-   To   całkowicie   bezpieczne   -   zapewniała   desperacko.   -Tilly   potrzebuje   mnie   teraz,   nie   w 

przyszłym tygodniu!

-   Jeśli   wszystko   dobrze   pójdzie,   wkrótce   wyruszymy   -zapewnił   ją   Adam.   -   Już   posłałem 

umyślnego do państwa Quentinów, informując ich o naszych planach, a stajenny jedzie do Herriard 

Stoke, dowiedzieć się, jak się czuje panna Tillyard. Chyba nie chcesz pojawić się na progu Tilly bez 

uprzedzenia?

- Adam ma rację, Kate, kochanie. Nie możesz jechać do Hampshire sama. Co zrobiłby sir James, 

gdyby ci się cokolwiek przytrafiło?

background image

- Myślę, że doskonałe wiecie, co zrobiłby sir James! Przez minutę czy dwie wyrażałby żal, przez 

następne pół godziny narzekałby na dodatkową pracę, której przysporzyła mu moja śmierć, a potem 

poszedłby do łóżka.

- Jest coś, o co chciałem cię spytać - zaczął Adam. - Czy mogłabyś mi powiedzieć o warunkach 

majątku powierniczego Frampton - Payne? Na przykład, co by się z nim stało, gdybyś umarła?

- Adamie!

- Nie pytam z pustej ciekawości, mamo.

Katharine odparła z ociąganiem:

- W takim wypadku, gdybym nie była mężatką, fundusz powraca do Herriards.

Zapadła cisza. Po chwili pani Calthorpe powiedziała z ożywieniem:

- Ponury temat, a co więcej, nie ma powodu się nad tym rozwodzić. Kate nie umrze, wyjdzie za 

mąż i będzie bardzo szczęśliwa. Adamie, przestań zadawać niepotrzebne pytania i powiedz nam. jak 

szybko będziemy mogli wyjechać.

- Myślę, że pod koniec tygodnia. Mam parę spraw do załatwienia, a potem możemy ruszać.

Adam nie powiedział im, że jedną z tych spraw, które koniecznie chce załatwić, było ustalenie, 

gdzie i jak długo zamierza przebywać Henry Payne i jego rodzina, a zwłaszcza  syn Henry'ego, 

Walter. Wyglądało na to, że wszystko świetnie się układa. Państwo Payne wciąż bawili w gościnie u 

lorda Achesona w Souldrop Court, dobre siedemdziesiąt mil od domku Tilly. Skoro mieli tam zostać 

przynajmniej sześć tygodni, do Hampshire wrócą nie wcześniej niż pod koniec września. Nie było 

ryzyka, że Katharine natknie się na nich w Herriard Stoke. Przynajmniej przez jakiś czas.

Nie mówiono też o tym, co zrobi Katharine po wyjeździe z Herriard Stoke, choć było to pytanie, 

które   przyszło   do   głowy   wszystkim   trojgu.   Zupełnie   jakby   postanowili   czekać,   co  przyniesie 

przyszłość.

Wszystko zostało załatwione nawet wcześniej, niż obiecał Adam. Listy wysłano i potwierdzono, 

dom w Londynie zamknięto, klucze oddano pośrednikowi, bagaże spakowano,   panna Kendrick 

otrzymała   dwumiesięczny   płatny   urlop.   W     Herriard   Stoke   nie   było   dla   niej   miejsca,   a   pani 

Calthorpe  miała własną pokojówkę, którą zabierała ze sobą do państwa  Quentinów. Katharine nie 

chciała rozstawać się z panną Kenii drick definitywnie. Miała nadzieję, że za dwa miesiące jej 

własna przyszłość będzie rysować się wyraźniej. Wówczas  zdecyduje, czy jest w niej miejsce dla 

panny  Kendrick.  -  Państwo  Calthorpe'owie  i  Katharine  wyjechali  z  Londynu   do   Basingstoke   w 

czwartek wczesnym rankiem. Był piękny, słoneczny dzień i mieli przyjemną podróż, obydwie damy 

w   powozie,   a  Adam   konno   przy   nich.   Niemniej   Katharinę,   choć   nadrabiała   miną,   była   w   nie 

najlepszym nastroju.

background image

Choroba Tilly, niepewna przyszłość, a przede wszystkim  zmiana w zachowaniu Adama, nie 

pozwalały na radość Adam Calthorpe wyglądał na głęboko zamyślonego. Otaczała go niewidzialna 

bariera, której Katharine nie umiała przekroczyć, choćby nie wiem jak tego chciała. Pozostawał 

uprzejmy, uczynny, troszczył się o jej wygodę, ale naturalne  koleżeństwo - charakterystyczna 

cecha ich znajomości -znikło. Adam Calthorpe w żadnym wypadku nie był wrogiem, ale nie był 

już przyjacielem.

Do  państwa  Quentmów  przybyli  tuż   po  dwunastej.  Pani   Quentin  uparła  się,  by ugościć   ich 

wybornym   posiłkiem  przed   odjazdem   Katharine.   W   końcu,   późnym   popołudniem,  Katharine 

rozpoczęła ostatni etap swej podróży. Towarzyszył jej Adam.

- Naprawdę - protestowała. - Nie potrzebuję eskorty,   Adamie. To nie tak daleko, a poza tym 

jestem pewna, że twoi  ludzie są godni zaufania.

- Mimo wszystko wolałbym ci towarzyszyć - odparł,  wciąż tym chłodnym, uprzejmym tonem. - 

Przykro mi, jeśli ci to nie odpowiada, ale nie wiemy, co czeka na ciebie w Herriard Stoke. Nie możesz 

jechać sama, a moja matka jest zbyt zmęczona, by wybrać się z nami. Zapewniam cię, że postaram 

się nie przeszkadzać w miarę możliwości. Będę jechał z tobą w powozie, naturalnie jeśli nie masz 

nic przeciwko - temu.

Katharine nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy martwić na myśl o siedzeniu obok Adama 

przez godzinę czy  dłużej. Zawahała się, rumieniec wystąpił jej na policzki, po  czym odparła 

rzeczowo:

- Oczywiście, że nie. - Po tych słowach przybrała jeszcze obojętniejszą minę.

Pani Calthorpe ucałowała Katharine, obiecała, że wkrótce ją odwiedzi, i wyraziła nadzieję, że na 

końcu drogi czekają ą dobre wieści.

- Pamiętaj, kochanie, możesz posłać po mnie w każdej chwili. Adam i ja zjawimy się, jak tylko 

będziesz nas potrzebowała. - Szeptem dodała: - I spróbuj być miła dla mego biednego syna.

Katharine odszepnęła:

- Wątpię, czy mi na to pozwoli, ale postaram się.

Jechali w milczeniu przez czas jakiś. Wreszcie Adam chyba podjął jakąś decyzję. Wyprostował się i 

powiedział:

- Zastanawiam się, czy moglibyśmy porozmawiać o twojej przyszłości?

Katharine zamarło serce.

- Naturalnie - odparła tak chłodno, jak zdołała.

- Ponieważ wygląda na to, że jak dotąd z nikim się nie związałaś... - Przerwał i spytał: - Mam 

rację?

Katharine z trudem odzyskała głos.

background image

- Tak- szepnęła.

Adam nie okazał ani aprobaty, ani dezaprobaty. Skinął tylko głową i kontynuował:

- A ponieważ odrzuciłaś też rozwiązanie, które przedstawiłem przed tygodniem czy dwoma...

- Adamie, ja...

- Proszę! Ostatnia rzecz, jaką zamierzam ci przyczynić, to zakłopotanie. Nie będę tego drążyć. Ale 

skoro tak się sprawy mają, czy chciałabyś, żebym porozmawiał z sir Jamesem, kiedy już tu jestem?

- Po co?

- By poprzeć twój pierwotny plan zamieszkania z panną Tillyard. Jesteś najwyraźniej bardzo do niej 

przywiązana, a z tego, co mówił jej sąsiad, pannie Tillyard wkrótce trudno będzie mieszkać samej. 

Mogłabyś zapewnić jej wygodniejszy dom i służących, którzy by o nią dbali. Teraz, kiedy zostałaś 

zaprezentowana   w   towarzystwie,   nie   powinno   to   już  zaszkodzić   twojej   pozycji.   Mogłabyś... 

Mogłabyś   poszukać  sobie   jakiegoś   miłego   miejsca,   gdzie   poznałabyś   nowych   przyjaciół.   Nie 

powinnaś przekreślać możliwości zawarcia  małżeństwa w przyszłości. Radziłbym ci jednak, byś 

wyprowadziła się z Hampshire.

Słuchanie, jak Adam beznamiętnie mówi o jej przyszłości, było wyjątkowo bolesne. Plan, tak 

pożądany zaledwie parę miesięcy temu, teraz wydawał się nie mieć sensu. Ale jakie miała wyjście? 

Bardzo   mało   prawdopodobne   było,   że  kiedykolwiek   wyjdzie   za   mąż,   a Tilly  jej   potrzebowała. 

Bardziej niż ktokolwiek inny. Nie chciała jednak kłaść kresu wszystkiemu. Zaczęła:

- Czy możemy zaczekać z tym dzień łub dwa, Adamie? Najpierw muszę się dowiedzieć, co z Tilly. 

Cokolwiek postanowię, nie chcę mieszkać w pobliżu Herriards.

- Nareszcie zgoda! - skomentował Adam z krzywym

uśmiechem.

- Nigdy nie chciałam się z tobą spierać - zauważyła Katharine półgłosem.

- Nie? Jestem rozczarowany. Uważałem, że to jedna z twoich najmilszych cech.

- Jak możesz tak mówić? Zawsze się irytowałeś, kiedy tak było.

- Może, ale i tak mi się to podobało.

Katharine ledwie ośmielała się oddychać. Adam nareszcie znów zachowywał się prawie normalnie. 

Oparł się o poduszki powozu i ciągnął, zupełnie jakby mówił do siebie:

-  Widzisz, spędziłem dziesięć lat w wojsku i z wyjątkiem pierwszego roku czy dwóch prawie 

zawsze byłem dowódcą. Mam wrażenie, że pozostawałem w dobrych stosunkach z żołnierzami pod 

moją komendą, ale oni nie odgryzali się tak jak ty. A jeśli próbowali, dokładałem starań, by tego 

zaprzestali. Nigdy nie uważałem się za tyrana, tylko za kogoś, kto wypracowuje najlepszą strategię 

i dba o to, by została wcielona w życie. Wydawałem rozkazy. A potem spotkałem ciebie. - Spojrzał 

na nią. - Nie lubiłem cię z początku, wiesz o tym.

- Nie bardziej niż ja ciebie - zauważyła Katharine.

- Wiem. Ale zmieniłem zdanie.

background image

- Ja też.

- Naprawdę, Kate? Ale chyba nie całkiem, tak myślę.

- Bardzo jasno dałeś mi do zrozumienia, że nie jestem taką kobietą, jakie podziwiasz. Moja 

kuzynka...

-   Kate,   widziałaś   Julię.   Wiem,   że   jej   nie   lubisz,   ale   tylko   przez   chwilę   zapomnij   o   jej 

postępowaniu, pomyśl tylko o tym, jak wygląda. Była i wciąż jest wyjątkowo piękna - zgadzasz się 

z tym?

- Całkowicie.

- Twoja kuzynka jest taka jak ona. Jako dwudziestoletni młodzieniec ubóstwiałem Julię. Była dla 

mnie ideałem kobiecego piękna. Przez lata oceniałem inne kobiety według niej. I choć już jej nie 

kochałem, wciąż myślałem, że pewnego dnia ożenię się z kimś, kto wygląda jak ona. Doskonale 

wiedziałem, czego szukam - kobieta o urodzie Julii, niewysoka, uległa, słodko zależna ode mnie, 

potrzebująca mojej opieki. Po wszystkich tych latach w kurzu, hałasie i zgiełku bitewnym chciałem 

spokojnego życia. Chciałem kogoś, kto by się nie kłócił... a potem spotkałem ciebie.

- Dlaczego zadałeś sobie ze mną tyle trudu?

- Dałem słowo Tomowi.

- Nie wydaje mi się, że to jedyny powód. Widziałeś, że jestem w rozpaczliwej sytuacji. Gdyby 

Tilly była w takich samych tarapatach, zrobiłbyś dla niej to samo.

- Część, ale nie wszystko. Byłaś mi solą w oku, zawsze  obecnym źródłem irytacji, kimś, z kim 

musiałem coś zrobić, zanim oszaleję. Przejąłem po Tomie odpowiedzialność za ciebie.

- Nie chcę, żeby ktokolwiek za mnie odpowiadał!

- Wiem. To dlatego wszystko stało się tak intrygujące. Chciałem poszukać pięknego, delikatnego 

bluszczu, a kogo znalazłem? Dziewczynę niezależną do szpiku kości, odważną jak Sholto i równie 

trudną do ujarzmienia.

- Nie ujarzmisz...

-  Cii! Jeszcze nie skończyłem.-Adam usadowił się wygodniej i podjął: - Moja wybranka miała 

kojąco wpływać na rodzinę, być cierpliwa i wyrozumiała, stanowić przykład dla naszych dzieci. A 

kogo spotkałem? Dziewczynę, która robi psikusy, która wolałaby walczyć, niż się poddać, która staje 

się wojownicza, gdy się boi albo myśli, że może nie mieć racji, która jest nawet gotowa posłużyć się 

pięściami, kiedy się rozzłości.

- Dziwię się, dlaczego w ogóle traciłeś czas na taką jędzę - powiedziała Katharine kwaśno.

-  Och, ale ta sama dziewczyna jest taka odważna. Taka  zdecydowana nie wzbudzać niczyjego 

współczucia afiszowaniem się z uczuciami, kiedy cierpi. Miałem okazję poznać  wielu odważnych 

mężczyzn, a ona jest równie odważna jak każdy z nich i tak samo lojalna. Jest też inteligentna. A gdy 

się uśmiecha, potrafi oczarować cały świat.

background image

- Dlaczego mówisz takie rzeczy?

-  Próbuję ci wytłumaczyć, czemu popełniłem tyle błędów. Co zrobiłem, że tak bardzo mnie nie 

lubisz?

- Lubię cię.

- Nawet po tym... jak cię potraktowałem w bibliotece? - To była po części moja wina. Masz rację. 

Robię psikusy, bywam wojownicza. Muszę wziąć na siebie część winy za to, co się stało. Adamie, 

gdybyś wiedział, jak wyrzucałam sobie, że cię sprowokowałam, doprowadziłam do tego, że zarówno 

ty, jak i Walter Payne powzięliście błędne wyobrażenia na balu u lady Marchmont. Stało się tyle 

złego. - Wiem, co ja zrobiłem. A co zrobił Payne?

- Przyszedł tego samego dnia, tuż po tym, jak wyszedłeś. Poprosił mnie o rękę, powiedział, że go 

zachęcałam. - Odwróciła się do Adama. - Nie było tak! Zaprosiłam go, żeby dosiadł się do nas przy 

kolacji.

- Dlaczego to zrobiłaś?

- Och, potrzebowałam towarzystwa. Lorda Trencharda jeszcze nie było, a ty i Julia wyglądaliście 

tak, jakbyście chcieli być sami.

- Pamiętam, że Julia mnie zdenerwowała. A później po  raz pierwszy w życiu zobaczyłem, jaka 

jest naprawdę. Ale    mów dalej. Payne pomyślał, że go zachęcasz, i był rozczarowany, kiedy jego 

nadzieje się rozwiały.

- Rozczarowany  to  za  mało  powiedziane.  Przeszedł  samego siebie. On... zachowywał się jak 

szaleniec.

-   Co   powiedział?   -   Adam   wyprostował   się   gwałtownie.   -   Co   powiedział?   -   powtórzył   z 

naleganiem w głosie. - Naprawdę nie pamiętam. Byłam nadal zdenerwowana.

Groził mi, tak mi się wydaje. Nic konkretnego. Powiedział coś o tym, że ma nowy plan. Coś w tym 

rodzaju. Naprawdę nie pamiętam.

- Kate, jeśli Walter Payne kiedykolwiek się do ciebie zbliży, musisz posłać po mnie, rozumiesz? 

Żadnej niezależności, żadnego myślenia, że poradzisz sobie z nim sama.

- Dobrze. - Przerwała, ale po chwili podjęła z wahaniem: - Będziesz tam, Adamie?

- Czy tego chcesz, czy nie.

Wjeżdżali do Herriard Stoke. Adam powiedział szybko:

- Kate, mówisz, że nie czujesz do mnie niechęci. Jeśli naprawdę tak jest, może przynajmniej 

zastanowisz się nad moją propozycją? Wciąż jestem zdania, że moglibyśmy być razem szczęśliwi. Ty 

potrzebujesz domu, a ja żony. Żadne z nas nie spotkało nikogo innego, z kim chciałoby się związać. 

Proszę cię, żebyś za mnie wyszła.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Katharine była w rozterce. To, co przed chwilą usłyszała, nie było wyznaniem miłości, niemniej 

Adam w ciągu minionej godziny okazał jej szczery podziw. Czy to wystarczy? Spojrzała na niego 

pełna wątpliwości i obaw.

Adam pokręcił głową.

-  Ależ ze mnie głupiec' Oczywiście, teraz jesteś przygnębiona.  To nie czas  na podejmowanie 

ważnych   decyzji   i   nie  powinienem   był   cię   pytać.   Czy   mogę   mieć   nadzieję,   że   będąc  tutaj, 

zastanowisz się nad tym, co przed chwilą powiedziałem?

- Ja... tak, Adamie. I bardzo się cieszę, że znów jesteśmy przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi? - powtórzył z uśmiechem. Powóz zatrzymał się przed domkiem Tilly. Adam ujął 

dłoń   Katharine  i   ucałował,   po   czym   wyskoczył.   Pomógł   jej   wysiąść   i   razem  ruszyli   ścieżką 

prowadzącą do domku. Młodziutka służąca wprowadziła ich do środka.

Tilly spoczywała na leżance, ale jej oczy patrzyły bystro, a policzki były zarumienione. Katharine 

podeszła, uściskała ją serdecznie i zarzuciła pytaniami o zdrowie.

- Czuję  się lepiej, bo cię widzę,  Katharine.  I lorda Calthorpe'a. Dobry wieczór, sir. Jakie to 

uprzejme z pana strony.

Następne pół godziny zajęło wypakowywanie bagaży Katharine z dwukółki i omawianie planów 

na   najbliższe   dni.   Tilly   najwyraźniej   była   poważniej   chora,   niż   Katharine   przypuszczała,   ale 

wyglądało na to, że nareszcie powraca do zdrowia.

Adam udał się do mieszkającego po sąsiedzku lekarza, który podczas krótkiej rozmowy zapewnił 

go, że pannie Tillyard już nic nie grozi, niemniej towarzystwo dobrze jej zrobi. Zakończył słowami:

- Ta jej służąca to dobra, rozsądna dziewczyna, ale pannę Tillyard czasem męczy jej trajkotanie, 

dlatego wstaje i próbuje robić więcej niż powinna. Panna Payne dopilnuje, żeby leżała. Miło znów ją 

widzieć. Obawiam się, że tutejsze sprawy nie idą tak jak za życia jej dziadka.

background image

Po  powrocie  Adama   do  domku  wszyscy  troje   napili   się  ulubionego  kordiału  Tilly,  a  potem 

nadeszła pora pożegnania.

Katharine odprowadziła Adama do wyjścia.

- Po tym, jak spotkaliśmy się po raz pierwszy przy furtce,  odwróciłam  się   i   zobaczyłam   cię 

stojącego na rogu - powiedziała. - Od razu pomyślałam, że jesteś apodyktyczny.

- A ja po powrocie do państwa Quentinów opowiedziałem im o swoim spotkaniu z sekutnicą.

- Dobrana z nas para - zauważyła Katharine, uśmiechając się ze smutkiem.

-  Uważam,  że  tak  - odpowiedział  Adam,  zupełnie  poważnie.  Ujął  jej   dłoń. -  Dajmy  spokój 

przeszłości. Myślmy o przyszłości.

Katharine westchnęła.

- Wiem, że masz rację. Cokolwiek się wydarzy, Tilly i ja wyjedziemy z Herriard Stoke, jak tylko 

ona poczuje się lepiej, i już tu nie wrócimy. Wykorzystam najbliższe dni na odwiedziny miejsc, w 

których bywałam z Tomem, i ostatecznie się z nimi pożegnam.

- Och! Byłbym zapomniał. Cintra i stajenny będą tu jutro. Załatwiłem dla niej miejsce w stajni w 

gospodzie kawałek dalej. Ale... - Wyglądało na to, że się waha. - Aż boję się to powiedzieć. Będziesz 

na siebie uważać, prawda? Twarz Katharine rozjaśniła się uśmiechem,

- Nie musisz robić takiej zmartwionej miny, Adamie. Obiecuję, nie będę już na ciebie warczeć za 

to, że próbujesz się o mnie troszczyć. A zresztą, znam to miejsce i tutejszych mieszkańców jak własną 

kieszeń. W pobliżu Herriards nic mi nie grozi.

Adam odjechał, a Katharine wróciła do domku. Wciąż się uśmiechała.

Wyglądasz na zadowoloną, Katharine.

Tilly, lord Calthorpe zadał sobie trud dostarczenia Cintry do Herriard Stoke, żebym mogła na niej 

jeździć, dopóki tu jestem. Czy to nie miło z jego strony?

- Myślę, że to niezwykłe troskliwy dżentelmen. Zdaje się, że jesteś z nim w lepszych stosunkach 

niż wówczas, kiedy widziałam was ostatnio?

- Różnie z tym bywa. - Katharine stwierdziła w duchu, że nie ma ochoty rozmawiać o swoich 

stosunkach z Adamem

Calthrorpe'em nawet z Tilly. Wciąż nie bardzo wiedziała, co o tym myśleć. 

- Obecnie chyba jesteśmy przyjaciółmi. Czy teraz możemy się zająć poprawą twego zdrowia?

  W ciągu następnych dni Katharine opiekowała się Tilly   i zbierała najnowsze wiadomości z 

okolicy. Nie wszystkie były dobre. Państwo Payne' owie z początku cieszyli się opinią troskliwych 

gospodarzy, ale Henry Payne nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Dobre wrażenie, jakie zrobił 

po  przyjeździe,   zatarło   się   wskutek   niedotrzymanych   obietnic  i   rażącego   zaniedbywania 

obowiązków. Nie był już tak popularny w okolicy jak kiedyś, nawet wśród ziemiaństwa. Katharine 

background image

mogła jedynie współczuć i próbować pocieszać Nie była w stanie pomóc.

Po dwóch dniach w odwiedziny do Tilly przyjechali Adam i pani Caithorpe. Przywieźli mnóstwo 

prezentów i dobrych życzeń. Zostali kilka godzin. Adam nie szukał okazji do rozmowy sam na sam z 

Katharine. Tak czy inaczej byłoby to trudne, ale odniosła wrażenie, że chodzi o coś więcej. Celowo 

dawał jej czas do namysłu i była mu za to wdzięczna. Czasami musiała łajać się za marzenia na 

jawie, za naiwne wyobrażanie sobie dnia, kiedy pojawi się Adam i zażąda odpowiedzi, przysięgnie 

wieczną   miłość,   powie   jej,   że   jest  zrozpaczony   i   nie   może   dłużej   czekać   na   jej   odpowiedź. 

Oczywiście   to   nie   stanie   się   nigdy,   przenigdy.   Adam   ją   lubił  byli   przyjaciółmi.   Nie   parą 

zakochanych.

Odbywała codzienne przejażdżki na Cintrze, jednakże z początku nie jeździła zbyt daleko, bo nie 

chciała zostawiać Tilly samej na dłużej. Gdy Tilly poczuła się lepiej, Katharine zaczęła wypuszczać 

się dalej i tak jak powiedziała, żegnała  się z krajobrazami dzieciństwa. Teraz, po roku od śmierci 

Toma, wreszcie mogła wspominać go z miłością pozbawioną urazy, wracać myślami do ich przygód 

i zabaw w Herriards i okolicach z pełnym czułości rozbawieniem.

Regularnie powracała do ich ulubionego miejsca - ruin starego zamku, który był pierwszą siedzibą 

Payne'ów z Herriards. Ona i Tom nie raz i nie dwa dostali lanie za łażenie po minach, bo kamienie się 

ruszały, a teren był niebezpiecznie nierówny. Dziadek kazał częściowo zasypać starą studnię i nakryć 

ją   po   tym,   jak   dwunastoletni   Tom   zszedł   na   dno   i   nie  mógł   się   wydostać.   Trzeba   było   paru 

miejscowych chłopów, którzy wyciągali go przez kilka godzin i chwilami wydawało się, że im się to 

nie uda. Tom potem bardzo się tym chełpił. Utrzymywał, że sam by się uratował, wspinając się po 

szczeblach, pozostałościach drabiny prowadzącej na sam dół. Na szczęście nie próbował. Szczeble 

były zardzewiałe i kruche. Nie trzeba było wiele, by się załamały, a wówczas Tom spadłby na samo 

dno studni.

Potem przez długi czas oboje trzymali się z dala od tego miejsca. Teraz Katharine przywiązywała 

Cintrę   do   drzewa  nieopodal   zamku,   a  sama   ostrożnie  spacerowała  wśród  ruin.  Może   i   było   tu 

niebezpiecznie, ale za to pięknie. Powietrze  wypełniał aromat ziół, ptaki i drobniejsza zwierzyna 

porobiły sobie schronienia w zrujnowanych kominach, w krzakach, w gęstym bluszczu porastającym 

resztki murów, a w zarośniętych stertach kamieni zaczynały się pojawiać letnie kwiaty. Siadała tutaj, 

wspominając   przeszłość,   myśląc   o   przyszłości,   próbując   dojść   do   ładu   w   kwestii   stosunków   z 

Adamem,  W   końcu   podjęła   decyzję.   Wyjdzie   za   niego.   Życie   z   nim  miało   tak   wiele   do 

zaofiarowania. Trzeba nauczyć się cieszyć tym, co jest, nie wzdychać do księżyca.

Tymczasem   Catharine   Payne,   przebywająca   wraz   z   rodziną   w   Bedfordshire,   była   ku   swemu 

wielkiemu zadowoleniu fetowana, komplementowana i podziwiana. Lord Acheson, towarzyski z 

natury, chciał się pochwalić swoją najnowszą zdobyczą, przyszłą żoną - śliczną, młodziutką i świeżą 

background image

jak pączek róży. Spotkania towarzyskie w Souldrop Court urządzano z rozmachem, a przez dom 

przewijały się tłumy. Niektórzy z gości zazdrościli Catharine świetnej partii, bo lord  Acheson był 

bardzo bogatym człowiekiem. Niewielu odważało się wysunąć wątpliwości co do tego związku, bo 

lord był również porywczy.

Henry Payne i jego żona pławili się w blasku chwały padającym od córki i zażywali luksusów w 

Souldrop. Nareszcie przynajmniej na jakiś czas mogli zapomnieć o kłopotach finansowych i używać 

licznych rozrywek, które zapewniał  im przyszły zięć. Tylko Walter nie bawił się dobrze. Sukces 

siostry jeszcze bardziej podkreślał jego niepowodzenie. Ilekroć znaleźli się sam na sam, ojciec 

dokuczał mu, nie dając zapomnieć o jego buńczucznej obietnicy poślubienia Katha-rine Payne i jej 

fortuny.

- Czego mogę się po tobie spodziewać, Walterze? Zawsze potrafiłeś dużo mówić, nic poza tym! 

Jak widać, najlepiej idzie ci z pokojówkami i dziewczętami ze wsi, ale kiedy w grę wchodzi coś 

naprawdę ważnego, już nie jesteś taki dobry. Ostrzegam cię, jeśli nie zrobisz czegoś w sprawie tych 

pieniędzy, będę skończony. A ty ze mną. Chcąc wywrzeć  wrażenie na Achesonie, wydaliśmy o 

wiele więcej, niż powinniśmy. Jak myślisz, co on zrobi, kiedy jego przyszły teść zostanie ogłoszony 

bankrutem? Nie przypuszczam, że ten zarozumialec wytrwa przy Catharine, kiedy nasza rodzina 

okryje się hańbą, a ty?

Walter, który wciąż boleśnie odczuwał pogardliwą odmowę Katharine, dotąd nie powiedział ojcu, 

jaka to beznadziejna sprawa. Teraz też zapewnił z całą brawurą, na jaką było go stać:

- Nie martw się, ojcze. Dopilnuję, żeby Kate zmieniła zdanie. Nie zamierzam dać za wygraną.

-  Miło  by było  zobaczyć  jakiś  dowód. Może powinieneś  wrócić  do  miasta.  Tracisz  tu  czas, 

podczas gdy Katharine Payne bawi w Londynie. Na litość boską, jedź tam i zrób, co obiecałeś.

Albo więcej, powiedział sobie Walter. Był w niepokojąco mściwym nastroju, wściekły na siebie, 

na ojca, ale najbardziej wściekły na Katharine Payne. Pojedzie do Londynu, odnajdzie ją, zmusi, żeby 

go wysłuchała albo... Zapowiedział jej, że zapłaci za jego poniżenie, i czas, by tak się stało.

Przy kolacji jeden z gości świeżo przybyłych z Londynu wspomniał, że w stolicy bardzo brakuje 

dystyngowanego towarzystwa i wymienił kilka rodzin, które niedawno wyjechały.

Henry Payne znacząco zerknął na Waltera.

- Zapewne moja kuzynka jest jeszcze w mieście? Mieszka u państwa Calthorpe'ów,

- Wyjechali w zeszłym tygodniu, wszyscy troje. Byłem zaskoczony tak jak wszyscy. Jednego dnia 

byli   na   miejscu,  a   następnego   znikli.   Ciekaw   jestem,   skąd   ten   pośpiech,   może  pan   wie?   Mam 

nadzieję, że to nie kłopoty rodzinne?

- O ile wiem, nie. Dziwne. Martwi mnie to. Walterze, myślę, że powinieneś dowiedzieć się czegoś 

więcej. Nie mógłbym spać spokojnie ze świadomością, że nasza droga mała Kate ma kłopoty, a my 

nie robimy nic, by jej pomóc.

background image

Walter   wyjechał   następnego   ranka   i   skierował   się   prosto  do   Dorking.   To   tam   państwo 

Calthorpe'owie   zawieźli   Katharine   przed   Bożym   Narodzeniem,   uznał   więc,   że   to   najbardziej 

prawdopodobne miejsce ich powrotu. Jednak Bridge Heuse był zamknięty, ruch panował jedynie w 

budynkach  gospodarczych i stajniach. Pomocnik stajennego w odpowiedzi na pytanie o państwa 

podrapał się w głowę.

- Czy młoda pani pojechała do posiadłości lorda Calthorpe'a w pobliżu Bath? - spytał Walter 

niecierpliwie

- Nie wiem dokładnie, sir. Proszę zaczekać. Jem! - zawołał do chłopaka nieopodal. - Gdzie mieli 

zabrać klacz panienki Payne?

- Kawał drogi stąd. Gdzieś w pobliżu Basingstoke. tak mi się zdaje. Herod Stone Stoke? Jakoś 

tak.

- Dziękuję. Chyba wiem, o co chodzi.

- Konia jego lordowskiej mości posłano w inne miejsce - dodał usłużnie chłopak. - Zdaje się, że 

jego lordowska mość i starsza pani zatrzymali się u przyjaciół. Jeszcze bliżej Basingstoke.

- Jeszcze raz dziękuję. - Walter rzucił chłopakowi kilka monet i odjechał. To, czego się właśnie 

dowiedział, było niezwykle interesujące! Katharine Payne przebywała w Herriards, czyż nie? Bez 

wątpienia postanowiła wykorzystać nieobecność jego rodziny. Calthorpe i ta jego wścibska matka 

zamieszkali  gdzie  indziej.  Ciekawe.  Herriards   zamknięto,  a większość służby odesłano na czas 

pobytu państwa w Londynie. Wyglądało na to, że będzie mógł mieć tę dziewczynę wyłącznie dla 

siebie. Walter ochoczo ruszył w dalszą drogę.

Przeżył  nie  lada  rozczarowanie, kiedy okazało  się, że Katharine  jednak nie zatrzymała  się w 

Herriards, tylko u swojej dawnej guwernantki w pobliskiej wiosce. Mimo to nie porzucił nadziei, że 

ją dopadnie. Postanowił utrzymać swój pobyt w tajemnicy, toteż zamieszkał w pustym budynku 

gospodarczym   i   płacił   jednej   z   dziewek   za   dostarczanie   mu   jedzenia   i   picia.   Dobrze,   że   nie 

zapomniał, jak się dogadać z wiejskimi dziewkami. Dziewczyna, przyjaciółka Meg, służącej panny 

Tillyard, w dobrej wierze opowiadała mu o zwyczajach Katharine, paplała jak nakręcona o paniczu 

Tomie i pannie Kate i o ich zabawach w dzieciństwie, dziwiła się, dlaczego panna Kate odwiedza 

miejsca ich dawnych zabaw, i pytała, czy to oznacza, że wkrótce opuści ich na zawsze. Walter słuchał, 

uspokajał ją i odsyłał. Wkrótce natrafił na ślad Katharine, a jeżdżąc za nią, zawsze w bezpiecznej 

odległości, odkrył, że szczególnie upodobała sobie stary zamek i często tam przebywa. To była jego 

szansa. Zamek leżał w sporej odległości od innych budynków i był tak niebezpieczny, że okoliczni 

mieszkańcy go unikali. Na pewno będzie mógł się tam do niej zbliżyć i nakłonić ją, by posłuchała 

głosu rozsądku - albo zmusić do uległości. To mogłoby być nawet przyjemne. Walter ułożył plan i 

czekał.

background image

W  końcu   jego   cierpliwość   została   nagrodzona.   Po   kilku   dniach   czyhania   usłyszał,   jak   Kate 

przyjeżdża, przywiązuje   konia do drzewa na skraju polany i powoli idzie w stronę ruin. Przysiadła 

na cembrowinie starej studni, zatopiona w myślach. Walter skorzystał z okazji.

- Dzień dobry, Kate.

Zaskoczona Katharine odwróciła się gwałtownie.

- Walter! Co tutaj robisz?

- Mieszkam tu. Zapomniałaś? Nie, nie wstawaj. Tak czarująco wyglądasz. - Uśmiechnął się do 

niej ujmująco.

- Czego chcesz?

- Powiedziałem, nie wstawaj! Czemu jesteś taka podejrzliwa?

Katharine zacisnęła dłoń na szpicrucie.

- Pewnie dlatego, że kiedy widzieliśmy się ostatnio, nie rozstaliśmy się jak przyjaciele. Muszę już 

iść. Mam wrażenie, że wtargnęłam na cudzy teren.

- Na cudzy teren? Mocne słowa. Jestem pewien, że nikt nie użyłby ich w odniesieniu do ciebie, 

Kate. Co cię tu sprowadza? Nostalgia?

Katharine spojrzała na niego uważnie. Walter zachowywał się stanowczo zbyt przyjaźnie.

- Ja... żegnam się - odparła, próbując go wyminąć. Stanął jej na drodze.

- Dlaczego? Przecież będziesz tu mieszkać.

- Nie będę. Miałeś rację. Postanowiłam wyjść za lorda Calthorpe'a.

- O, nie, Kate, moja droga - powiedział, wciąż spokojnie, wciąż z tym nienawistnym, fałszywym 

uśmiechem przyklejonym do twarzy. - Wyjdziesz za mnie! Za mnie, słyszysz!

- Przepuść mnie!

Pokręcił głową i położył jej dłoń na ramieniu.

- Kate, wysłuchaj mnie. Jestem gotów zawrzeć z tobą umowę. Daruj, ale nigdzie nie pójdziesz, 

dopóki nie wysłuchasz, o co chodzi.

- Najpierw zabierz rękę,

Walter puścił ją i podniósł rękę do góry.

- Widzisz? Nie ma potrzeby się bać. Jestem nieszkodliwy, naprawdę.

- Nie boję się, Walterze.

- Cóż, powinnaś - warknął. Zmiana w jego zachowaniu była tak raptowna, że Katharine doznała 

szoku. Ten Walter bardziej przypominał tego, którego znała, a jad w jego głosie sprawił, że zaczęła 

podejrzewać go o szaleństwo.

Spytała ostrożnie:

- Słucham? Co to za umowa, Walterze?

background image

- Widywałem was razem. Nie kochasz Calthrorpe'a bardziej niż on ciebie. Nie wiem, dlaczego 

chcesz za niego wyjść. Przecież nie chodzi o to. że potrzebujesz jego pieniędzy, a on z pewnością, 

nie potrzebuje twoich. - Podniósł głos. - Za to ja tak! Potrzebuję pieniędzy Payne'ów. Mój ojciec też. 

Bez nich będziemy zrujnowani. Poza tym to są  nasze  pieniądze! Nasze z mocy prawa! - Ostatnie 

słowu prawie wykrzyczał.

Katharine cofnęła się nerwowo. Walter spostrzegł to i z widocznym wysiłkiem nakazał sobie 

spokój.

- Jeśli zależy ci tylko na małżeństwie - ciągnął, próbując się uśmiechać - możesz wyjść za mnie i 

mieć Hetiards. Mój  ojciec nie będzie żył wiecznie, a na razie zadbam o to, by moi rodzice nie 

uchodzili ci w drogę.

Kiedy zaczęła kręcić głową, powiedział szybko:

- Ze mną też nie musisz mieć do czynienia. To znaczy jak z mężem. Chcę tylko, żebyś za mnie 

wyszła. Przysięgam, że potem zostawię cię w spokoju. Jeśli właśnie tego chcesz.

Nie była w stanie powstrzymać odruchu niechęci. Walter spostrzegł to i wyraz twarzy mu się 

zmienił. Nagle stał się bardzo niebezpieczny.

Katharine zaczęła pojednawczo:

- Walterze, muszę przemyśleć to, co powiedziałeś. Rozumiem cię, jeśli chodzi o te pieniądze. 

Zgadzam się, to nie jest sprawiedliwe. Herriards to łakomy kąsek, wierz mi. Daj mi trochę czasu. 

Pozwól mi wrócić do Tiłly, a ja obiecuję, że rozważę...

- Bierzesz mnie za głupca? Widziałem, jak na mnie patrzyłaś przed chwilą. Nie chcesz niczego 

przemyśleć, chcesz  stąd uciec! No, cóż, nie dam się nabrać na twoje sztuczki!  Nie pozwolę ci 

odejść!   Chcę   odpowiedzi!  Ajeśli   będę   musiał   wziąć   cię   siłą   tu   i   teraz,   by  zyskać   pewność,   że 

postąpisz, jak zechcę, zrobię to! Rozumiesz? - Znów złapał ją za ramię i brutalnie przyciągnął do 

siebie.

Katharine uniosła szpicrutę i uderzyła go w twarz.

Walter wpadł w gniew. Chwycił leżący na ziemi kawałek  drewna i z całej siły uderzył ją w 

głowę. Gwałtownie chwyciła powietrze i padła na ziemię jak kamień.

Walter patrzył na nią z przerażeniem. Leżała bez ruchu, biała jak papier, wyjąwszy szkarłatną 

strużkę krwi na skroni. Co on zrobił? Choć myśl o pozbyciu się Katharine Payne nie była nowa, 

rzeczywistość naprawdę go przeraziła. Pospiesznie ukląkł przy niej i rozsunął jej amazonkę. Nie 

dawała znaku życia. Zabił ją. Na chwilę obezwładniły go wyrzuty sumienia i strach, ale instynkt 

samozachowawczy wziął górę.  Rozejrzał się wokół. Nie licząc konia skubiącego trawę na skraju 

lasu, w okolicy nie było żywej duszy. Zanim ktoś zauważy, że Katharine nie ma, zostanie najwyżej 

trzy godziny do zmroku. Poszukiwania można będzie rozpocząć dopiero rankiem. Jeśli ukryje ciało 

dostatecznie dobrze, nie znajdą jej przez wiele godzin. Zanim do tego dojdzie, on będzie wiele mil 

background image

stąd. Nikt nie będzie go podejrzewał - nikt w wiosce nie  wiedział, że jest w Herriards. Tylko 

dziewka na farmie, ale on już dopilnuje, by zachowała milczenie.

Walter spojrzał na postać leżącą na ziemi i znów ogarnęła go panika. O Boże! Co on zrobił? Co się 

z nim stanie, jeśli ktokolwiek dowie się, że on jest mordercą? Musi ukryć ciało, i to szybko. Gdzie? 

Toczył   wokół   wzrokiem   jak   oszalały.  Studnia.   Odsunął   pokrywę,   wciągnął   bezwładne   ciało 

Katharine na cembrowinę, po czym przechylił. Nie czekał na odgłos upadku, tylko chwycił szpicrutę 

i pobiegł do konia przy drzewie. Jego wierzchowiec był w Herriards. Zostawił go tam celowo, by 

móc niezauważony zaczaić się na Katharine. Musi posłużyć się jej koniem. Później wypuści go na 

wolność. Najważniejsze to się stąd wydostać! Odwiązał konia, dosiadł go, mocno ścisnął mu boki 

piętami i uderzył go szpicrutą Kate.

Cintra, instynktownie wyczuwając przerażenie obcego, zdenerwowana brutalnym traktowaniem, 

stanęła dęba, a potem zaczęła rzucać się jak szalona, chcąc pozbyć się niechcianego ciężaru. Walter 

nie był w stanie jej powstrzymać. Trzymał się desperacko przez minutę czy dwie, ale zahaczył  o 

zwisającą   nisko   gałąź,   znalazł   się   w   powietrzu,   po   czym  poleciał   w   zarośla,   które   prawie   go 

przykryły. Nie ruszał się. Nie miał poruszyć się już nigdy. Skręcił kark.

Kierując   się   instynktem,   Cintra   w   końcu   dotarła   do   stajni,  gdzie   spowodowała   nie   lada 

zamieszanie, kiedy stajenny próbował ją złapać. Podniesiono alarm, jeden z pomocników pobiegł 

do domku Tilly i natychmiast posłano po lorda Cal-thorpe'a. Ale było zbyt późno, by bezczynnie 

czekać na jego  przyjazd. Zanim przyjedzie do Herriard Stoke, upłyną prawie trzy godziny i nie 

zostanie za wiele czasu na poszukiwania przed zapadnięciem zmroku. Wszyscy mieszkańcy wioski 

znali pannę Kate i wszyscy byli gotowi zrobić co w ich mocy. Jem Banks, właściciel gospody, 

zorganizował ekipy poszukiwawcze i rozesłał je po wszystkich ścieżkach, połach, łąkach. Bez 

rezultatu. Niestety, wszyscy zakładali, że Kate spadła z konia i leży ranna przy jakiejś ścieżce. Nie 

przyszło  im do głowy udać się na zamek. Nikt nigdy nie jeździł tam  konno, a bardzo niewielu 

odważyłoby się tam wybrać w pojedynkę.

Adam przyjechał o wiele szybciej, niż zakładano, ale i tak dzień chylił się ku końcowi. Przepytał 

mężczyzn powracających z poszukiwań, wypytał Tilly o plany Kate na popołudnie, poszedł rzucić 

okiem na Cintrę i zażądał od stajennego wyjaśnienia, dlaczego nie towarzyszył pannie Payne podczas 

przejażdżki. Służący był zaniepokojony i przygnębiony, toteż upłynęła minuta czy dwie, zanim zdołał 

mówić do rzeczy.

- Panienka   Kate   powiedziała   mi,   że   dziś   po   południu   nigdzie   się   nie   wybiera.   Ostatnio   nie 

jeździła,   jak  przystało...  Chodziła  własnymi  ścieżkami. Powiedziała, że mnie  nie potrzebuje.  A 

nawet, że mnie nie chce! - wyrzucił z siebie z rozżaleniem.

Adam był zbyt sprawiedliwy, by obwiniać stajennego. Wiedział, jaka Kate potrafi być uparta.

background image

- Powiedz mi, dokąd zwykła jeździć - nakazał szorstko.  -Nie! Nie zawracaj sobie głowy! Nie 

znasz okolicy.

Wrócił do Tilly.

-   Co   Kate   robiła   przez   ostatnie   parę   dni?   Stajenny   mówi,   że   nie   zabierała   go,   bo   go   nie 

potrzebowała. Dokąd jeździła? -spytał.

Żegnała się. Odwiedzała te wszystkie miejsca, gdzie bawiła się z Tomem. W większości nie są 

daleko stąd. Zamek! Mogła pojechać na zamek. Była tam parę razy.

Jem Banks, który towarzyszył Adamowi do Tilly, pokręcił głową:

- Nie pojechałaby tam - zaprzeczył. -To niebezpieczne miejsce.

- Tak czy inaczej musimy to sprawdzić - oświadczył stanowczo Adam. - Mówiłeś, że szukaliście 

wszędzie indziej.

Wzięli latarnie i drągi i pojechali w kierunku zamku Payne'ów. Pod drzewami było mroczno, i 

mężczyźni najwyraźniej czuli się nieswojo. Wtem jeden z koni spłoszył się i o mały włos nie 

zrzucił jeźdźca. Stanęli.

- Co to takiego? - wykrzyknął ktoś, wskazując podłużny kształt w zaroślach, Adam zeskoczył z 

konia i podbiegł do znaleziska.

- Mężczyzna! - zawołał. - Jest martwy. Skręcił kark. -Przekręcił ciało na plecy. - O Boże!

- To Walter Payne! - zawołał ktoś. - Co on tu robi?

- Chcesz powiedzieć, co tu robił - poprawił Adam ponuro. - Zgaduję, że nic dobrego. Chodźmy! 

Zajmiemy się tym w drodze powrotnej.

Zostawili ciało tam, gdzie je znaleźli, i ostrożnie przedzierali się przez las ku zamkowi.

- Lepiej   niech   pan   nie   jedzie   dalej   konno,   wasza   lordowska   mość   -   ostrzegł   Jem   Banks.   - 

Tutejszy grunt jest bardzo niebezpieczny dla koni.

Zsiedli z koni i pieszo dotarli do polany. Tymczasem zrobiło się całkiem ciemno.

- Kate! - zawołał Adam. - Kate! - Odwrócił się do pozostałych.-Wszyscy razem! Wołajmy!

Krzyknęli i odczekali chwilę, ale kiedy echo zamarło, zapanowała cisza.

Adam ruszył naprzód.

- Mam zamiar się rozejrzeć - oznajmił.

- Milordzie, tu nie jest bezpiecznie - zaprotestował Jem.

- Skręci pan kark. Będziemy musieli wrócić tu jutro rano. Chyba że do tego czasu panna Kate się 

odnajdzie.

- Ona tu jest. Gdzieś tutaj. Wiem to. - Adam myślał przez chwilę. - Zostanę tu - oznajmił. - Ja nie 

mogę stąd odejść.

- To szaleństwo.

background image

-   Zostanę   tu   -   powtórzył.   -   Nie   zrobię   żadnego   głupstwa.  Tylko   nie   chcę   odchodzić. 

Zrozumieliście? - Spojrzał w pełną dezaprobaty twarz Jema. - Może leży nieprzytomna gdzieś w 

pobliżu. Jeśli w nocy odzyska przytomność i uda jej się zawołać, usłyszę ją. Nie chcę, żeby ktoś z 

was zostawał -możecie wrócić jutro.

- A... co z panem Payne'em, milordzie?

- Z kim? A, tak. Musimy coś z nim zrobić. Sądząc z tego, jak leży, najprawdopodobniej spadł z 

konia. Ale gdzie jest koń? Niech ktoś się tym zajmie. Ja w tej chwili mam co innego w głowie.

- Może jechał na klaczy panny Kate? Wróciła bez jeźdźca.

  - W takim razie co stało się z panną Kate?  Mężczyźni poważnie pokiwali głowami. Adam 

powiedział:

- To wszystko wygląda bardzo tajemniczo. Niemniej pewien jestem, że ona jest gdzieś tutaj. - 

Przeszukał wzrokiem  ciemność. Mężczyźni stali bez ruchu. Adam odwrócił się i spytał: - Na co 

czekacie?

- Pan Payne, milordzie... Co z nim zrobić?

- A. tak. Tak. Byłbym wdzięczny, gdyby kilku z was się nim zajęło. Trzeba go zabrać do Herriards 

Czy tam ktoś jest?

- Dozorca, nikt więcej. Państwo Payne'owie zabrali jednego czy dwóch służących do Londynu, a 

resztę zwolnili na lato. - W tłumku rozległ się szmer. Najwyraźniej był to powód do niezadowolenia.

-  Cóż,   coś   trzeba   z   nim   zrobić.  Trzeba   też   posłać   wiadomość   do   jego   rodziny.  Ale   kłopot! 

Słuchajcie, zabierzcie go  do Herriards i pomóżcie dozorcy znaleźć jakieś miejsce, gdzie będzie 

można go położyć. Powiadomcie pana Cruikshanka. Ja zajmę się resztą, jak.-.. jak... będę miał czas. 

Dobrej nocy.

- Dobrze. Będziemy tu o świcie.

- Przynieście ze sobą jakiś sprzęt - sznury, coś w tym rodzaju. Możemy ich potrzebować.

- Jest pan pewien, że nic się panu nie stanie, milordzie?

- Całkiem pewien. Dobranoc.

Adam został sam. Zawiódł Sholta do pobliskiego strumienia i wytarł mu sierść pękiem trawy. 

Ogier nie ucierpi, przebywając na dworze w tak ciepłą noc. Potem wrócił na polanę  i zlustrował 

wzrokiem otoczenie. Mężczyźni mieli słuszność - przeszukiwanie ruin nocą było wykluczone. Ale 

nie mógł też stąd odjechać. Zwłaszcza że był przekonany, iż znajdzie tu Katharine. Noc była ciepła, 

a   on   był   przyzwyczajony   do   obozowania   pod   gołym   niebem.   Nic   mu   nie   będzie.   Usiadł   na 

przewróconym głazie.

- Co się dziś stało? Co Walter Payne robił w Herriard Stoke? Adam był pewien, że jego pobyt tutaj 

ma coś wspólnego z Kate, i zrobiło mu się ciężko na sercu. Walter prawdopodobnie wiedział, gdzie 

jest Kate, ale nikomu tego nie powie. Zamilkł na zawsze. Gdzie ją znajdą? Co, na litość boską, się jej 

background image

stało? Adam, nie mogąc usiedzieć na miejscu, wstał i zawołał ponownie:

- Kate! Kate! Gdzie jesteś? - Czekał, ale odpowiedziało mu milczenie. Uderzył dłonią o dłoń w 

geście frustracji i rozpaczy. Co zrobi, jeśli Kate.... Nie. To niemożliwe. Kate nie mogła zginąć. Nie 

mogła. Nie, kiedy znaczyła tak wiele. Znów rozejrzał się wokół. Wschodzący księżyc rzucał ukośne 

srebrne cienie na ruiny zamku. Wszędzie czerń i srebro. Żadnego koloru, żadnego życia. Znów 

rzucił   się   na   ziemię,   oparł   łokcie   na   kolanach   i   wpatrzył   się   w   luźno   splecione  dłonie.   Nie 

wyobrażał sobie utraty Kate.  Była jego drugą połową,   towarzyszką,   przyjaciółką.   Zaskoczony, 

podniósł wzrok na księżyc. Kate była kimś więcej. Była miłością jego życia. Sensem jego istnienia. 

Siedział, wpatrując się w księżyc jak lunatyk, podczas gdy ta myśl stopniowo przenikała do jego 

świadomości. Wreszcie zamknął oczy. Jakimż był zadowolonym z siebie głupcem. Wbił sobie do 

głowy, że pragnie ożenić się z Kate tylko dla jej dobra, jedynie po to, by ją  chronić. On, który 

zawsze   szczycił   się   przenikliwością   i   bystrością   umysłu.   Jak   mógł   w   to   uwierzyć?   Dlaczego 

wcześniej nie rozpoznał swoich uczuć? Chciał poślubić Kate, bo żadna inna kobieta nie byłaby tą 

właściwą. Niecierpliwie zerwał się z ziemi.

- Kate! - zawołał, głośniej niż kiedykolwiek, aż jego głos odbił się echem w ruinach. - Ka-a-a-

ate!

Katharine zamrugała powiekami, kiedy odbity blask księżyca padł na jej twarz. Gdzie była? W 

każdym razie nie było tu zbyt wygodnie. Spróbowała się poruszyć, ale natknęła się na ścianę. W 

ramieniu poczuła przeszywający ból. Zbierało jej się na mdłości, kręciło w głowie, robiło się słabo.

Następne, co skonstatowała, to ciemność. Księżyc znikł. Musiała zasnąć, chociaż nie mogła pojąć, 

jak jej się to udało w takim stanie. Głowa pękała jej z bólu. Co ją obudziło? Czy coś usłyszała? Wtem 

rozległo się znów: „Kate!" Próbowała odkrzyknąć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nie 

mogła mówić. Wstrząśnięta, spróbowała poruszyć ramieniem. Tym razem ból był jeszcze większy. 

Zemdlała ponownie.

Kiedy przebudziła się po raz kolejny, drżała. Zimno  i ciemno. Wokół ściany. Była w jakiejś 

dziurze. Zdrową ręką pomacała ścianę za sobą. Kamienie. Metal. Jak to możliwe? Była w zamkowej 

studni. Przerażona, zawołała najgłośniej jak zdołała:

- Adam! Pomóż mi! - Słowa nie były głośniejsze od szeptu. Katharine osunęła się na ziemię, 

zrozpaczona. Nikt jej nie usłyszy. Przemarzła do szpiku kości. Zaraz umrze. Już nigdy nie zobaczy 

Adama, nigdy nie będzie mogła powiedzieć mu, jak go kocha. Nigdy za niego nie wyjdzie. Nie 

będzie  z nim mieszkać.  Kochać go. Po chwili  zacisnęła  zęby  i postanowiła działać. Nie może 

umrzeć. Musi żyć, musi wydostać się z tego okropnego więzienia. Po pierwsze, jak, u licha, się tu 

dostała? Musiała się skupić, co było trudne przy tym łomotaniu w głowie. Drzemiąc i czuwając na 

przemian, zebrała wydarzenia poprzedniego dnia w całość. Przed jej  oczami pojawiła się twarz 

background image

Waltera Payne' a, wykrzywiona  wściekłością, z czerwoną pręgą biegnącą przez usta. Uderzyła go 

szpicrutą. Dlaczego? Zaatakował ją. Co stało się potem? Ale pamięć nie wracała. Jęknęła cicho. Nie 

mogła sobie przypomnieć.

Kiedy Katharine otworzyła oczy po raz czwarty, poczuła się trochę przytomniejsza. Kawałek nieba, 

który stąd widziała, nie  był tak ciemny. To lepiej. Znów wschodził świt. Chyba ktoś  przyjdzie jej 

szukać? Usiłowała wstać, pot spływał jej po twarzy, w głowie dudniło, a ramię przyszywał piekący 

ból. Ale zapomniała o bólu, gdy tylko usłyszała wołanie Adama:

- Kate! Kate! Gdzie jesteś?

- Jestem tutaj, Adamie. Jestem tutaj! Pomóż mi! Och, Adamie, pomóż mi! Jestem w studni!

Więcej głosów. I znów Adam.

- Cicho! Zdawało mi się, że coś słyszę, ale za bardzo hałasowaliście. Słuchajcie!

Katharine ledwo trzymała się na nogach. Zdrową ręką uchwyciła się resztki metalowego stopnia.

- Jestem tutaj! - zawołała. - Pomóż mi! Adamie, pomóż mi!

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Plama światła dziennego znikła, bo przez cembrowinę  przechyliło się kilka głów. Rozległy się 

okrzyki:

- Jest tutaj! Patrzcie! To panienka Kate! Stoi! Bogu dzięki!

- Odsuńcie się! Potrzeba więcej światła. Przygotujcie sznury! - polecił Adam i krzyknął: - Kate, 

jesteś ranna?

Kate   wzięła   głęboki   oddech.   Naprawdę   wyjątkowo   trudno  jej   było   wykonywać   najprostsze 

czynności, na przykład mówić. Wołanie pozbawiło ją resztek sił.

- No, Kate! Muszę to wiedzieć, żebyśmy mogli cię wy ciągnąć, nie robiąc ci przy tym krzywdy.

Jaki on praktyczny, pomyślała Katharine jak przez mgłę. Jaki racjonalny, nie traci czasu na okrzyki 

ulgi czy wdzięczności. Nawet towarzyszący mu mężczyźni okazali więcej entuzjazmu. No, Kate! 

Odpowiedz mu. Wzięła kolejny oddech.

-  Chyba złamałam rękę. Nic poza tym. - Znów zrobiło jej się słabo i przytrzymała się mocno 

metalowego stopnia.

- To dobrze! - Adam otarł rękawem pot z czoła. Jeden z mężczyzn bez słowa podał mu bukłak. 

Podziękował   skinieniem   głowy,   upił   trochę   i   poczuł   się   lepiej.   -   Zejdę   na   dół   -   powiedział, 

zdejmując surdut. - Dla pewności opasajcie mnie sznurem, ale myślę, że uda mi się zejść po ścianie.

Jem Banks na widok pobladłej twarzy Adama zaczął:

- Ktoś inny mógłby...

-  Daruj sobie! Pannę Payne wyciągnę ja. Niemniej dziękuję. Będziesz miał dużo pracy, Jem. 

Ciężkiej pracy. Wiesz, jak to się robi? Chodzi mi o wyciąganie dwojga ludzi za pomocą sznura. A 

może mam ci pokazać?

- Potrafię to robić, milordzie. Proszę się nie martwić. Jest pan gotów?

- Tak myślę. - Przechylił się przez krawędź. - Kate, posłuchaj mnie!

background image

- Ja... słucham, Adamie. - Jej głos wydawał się słabszy.

- Trzymaj się! Za minutę będę przy tobie. Postaraj się tylko przesunąć na bok. Możesz to zrobić? 

Nie chciałbym się z tobą zderzyć.

- Chyba tak.

- Dobrze!

Adam skinieniem głowy dał znak mężczyznom, którzy przyszykowali sznury, i wszedł do studni. 

Nie była bardzo głęboka - swego czasu została częściowo zasypana - a resztki żelaznej drabiny dały 

mu wsparcie dla stóp. W wojsku brał udział w znacznie trudniejszych akcjach. Kate słabła, słyszał to 

w jej głosie. Mogła być o wiele ciężej ranna, niż myślała albo przyznawała. Szok też dał jej się we 

znaki. Jak zdołają wyciągnąć, nie pogarszając jej stanu? Jeśli Kate była naprawdę poważnie ranna,..

Nakazał sobie skupienie. Kate nic dobrego z tego nie przyjdzie, jeśli on pozwoli, by owładnął 

nim lęk. Schodził powoli, ostrożnie, aż pod swoją stopą ujrzał jej twarz.

- Teraz najtrudniejsze - ostrzegł. Prześliznął się tuż przy niej i z niewymowną ulgą dotknął gruntu 

pod nogami.

- Dobra dziewczynka - skomentował z aprobatą, kiedy się cofnęła, ułatwiając mu przejście. Ale do 

szczęścia było mu daleko. Knykcie palców Kate, którymi trzymała się stopnia, były białe. Druga ręka 

zwisała   bezwładnie   u   boku.  Twarz   miała   brudną,   pod   warstwą   brudu   kredowobiałą,   wyjąwszy 

granatowy siniak na skroni. Na policzku dostrzegł zaschniętą krew.

Adam wziął głęboki oddech. Nie była to pora na to, by mocno objąć Kate, i w ten sposób dać 

upust przemożnej uldze. Przede wszystkim musiał sprawdzić, czy nie ma więcej złamań, zanim ją 

poruszy. Potem trzeba ją będzie wyciągnąć z tej dziury tak szybko i ostrożnie, jak się da. Zbadał ją 

delikatnie. Jego zdaniem innych złamań nie było. Znów na nią spojrzał. Była, jeśli to możliwe, 

jeszcze bielsza. Wargi jej drżały, a chociaż skrzywiła się, gdy jej dotknął, nie powiedziała nic. Kate 

była naprawdę u kresu wytrzymałości. Pozwolił sobie na szybki, leciutki pocałunek.

- Niedługo będziesz bezpieczna, Kate - szepnął. - Jestem przy tobie i już nigdy nie puszczę. - Nie 

był pewien, czy go usłyszała. Głowa opadała jej na piersi, a dłoń trzymająca pręt ześlizgiwała się. 

Adam pracował najszybciej, jak potrafił w ograniczonej przestrzeni. Rzemieniem, który dał  mu 

jeden z mężczyzn, przywiązał złamaną rękę do jej boku. Podczas tego zabiegu Kate zemdlała. Złapał 

ją,   zanim   upadła,   i   przez   chwilę   trzymał   w   objęciach,   pocieszając   się,   że   to  dobrze,   że   jest 

nieprzytomna - najbliższe parę minut na pewno by się jej nie spodobało. Potem obwiązał oboje 

sznurem i zawołał do mężczyzn, by ich wyciągali. Powoli, z trudem, podwójny ciężar wydobyto na 

powierzchnię. Chętne dłonie, zadziwiająco delikatne jak na silnych mężczyzn, uniosły  Kate nad 

cembrowiną i ułożyły na trawie. Adam wyszedł za nią. Nakrył ją ostrożnie surdutem, po czym stanął, 

oddychając szybko, i poczekał, aż wrócą mu siły. Mężczyźni już przykrywali studnię na powrót i 

zwijali sznury. Następnie Adam wziął Kate na ręce i poszedł do koni. Poprosił jednego z ludzi, by 

background image

potrzymał ją przez chwilę, wsiadł na konia i wziął ją z powrotem. Sholto drgnął niespokojnie, ale 

uspokoił się, słysząc głos Adama. Powieki Kate uniosły się na moment. Na jej znękanej twarzy 

pojawił się uśmiech.

- Adam - powiedziała z zadowoleniem.-Adam.

Niewielki orszak powoli ruszył ku wiosce. Część mężczyzn pojechała przodem, by uprzedzić Tilly i 

lekarza o ich przyjeździe, toteż kiedy dotarli do domku, na Katharine czekało łóżko i pan Craikshank. 

Złamana kość została wkrótce nastawiona, a lekarz uznał, że nie ma powodu, by nie zagoiła się bez 

śladu. Bardziej niepokoiło go stłuczenie na głowię i fakt, że Kate spędziła noc w stanie szoku w tak 

trudnych warunkach.

Kate oprzytomniała, ale wkrótce znów zapadła w stan półomdlenia. Wraz z upływem dnia robiła 

się spokojniejsza i cichsza. Kiedy przyjechała pani Calthorpe, Adam siedział przy łóżku Kate, sam 

wyglądając jak śmierć, lecz uparcie odrzucał wszystkie propozycje pomocy.

- Adamie, bądź rozsądny - nalegała matka. — Idź się prześpij. Kate nawet nie wie, że tu jesteś. 

Teraz ja jej popilnuję. Pan Craikshank jutro znajdzie pielęgniarkę, jeśli uzna to za konieczne.

 - Co my zrobimy?

- Pan   Craikshank   zaofiarował   nam   gościnę   w   swoim   domu,   Jeśli   teraz   pójdziesz   tam   i   się 

prześpisz, kiedy ja będę czuwać, będziesz mógł posiedzieć przy Kate wieczorem. Panna Tillyard 

nie czuje się jeszcze za dobrze, ale będzie mogła iść po któreś z nas, jeśli nastąpi jakaś zmiana. 

Zrób,  jak powiedziałam, mój drogi. Kate nie będzie miała z ciebie  żadnego pożytku, jeśli ty też 

zachorujesz. Bądź rozsądny.

Adam niechętnie ustąpił. W swoim czasie tak często radził innym, by byli rozsądni, cierpliwi, nie 

martwili się. Jakie to wszystko wydawało się teraz bez sensu. Jednakże udało mu się przespać kilka 

godzin, toteż wrócił do pokoju Kate wypoczęty i gotów zająć się tym, co okaże się konieczne. Matka 

powitała go w drzwiach z prawdziwą ulgą.

- Nie potrafię jej uspokoić, Adamie. Dałam jej moje krople, ale chyba zdały się na nic, a lekarz 

mówi, że na razie  nie powinniśmy dawać jej więcej. Tak się cieszę, że wróciłeś.  Cały czas pyta o 

ciebie, choć nie jestem pewna, czy wie, co mówi.

Adam zbliżył się do łóżka.

Złamana ręka utrudniała jej ruchy, ale Kate rzucała głową  na boki, mruczała coś niecierpliwie, 

jęczała, wołała łamiącym się głosem:.

- Adamie! Pomóż mi, Adamie! Powiedziałeś, że będziesz przy mnie! Gdzie jesteś?

- Jestem tutaj. - Adam usiadł przy łóżku i wziął zdrową rękę Kate w swoją. - Jestem tutaj. Teraz 

możesz odpocząć.

Dźwięk jego głosu, zdaje się, uspokoił ją na chwilę. Niebawem zaczęła znów rzucać głową.

background image

- Adamie, nie zostawiaj mnie! Nie odchodź! Odezwał się ponownie. Ucichła, ale na krótko. 

Wkrótce zaczęła wyrzucać z siebie łamiącym się głosem:

- Patrzysz na nią z takim uczuciem, Adamie. Chciałabym, żebyś patrzył tak na mnie. Dlaczego 

na mnie tak nie  patrzysz? Z takim czułym uśmiechem. Nie kochasz mnie, to dlatego, prawda? 

Adamie! Lubisz mnie, to wszystko. - Dłoń w jego dłoni poruszyła się konwulsyjnie. - To wystarczy, 

Adamie. Zrobię wszystko, żeby wystarczyło. Ale proszę, proszę, nie zostawiaj mnie! Proszę, nie 

odchodź!

Słuchanie,   jak   niezależna   Katharine   tak   otwarcie   deklaruje   swoje   uczucia,   wywarło   ogromne 

wrażenie na obojgu. Matka Adama miała łzy w oczach.

- Wiedziałam, że cię kocha. Nie zdawałam sobie sprawy.  jak bardzo. Nie wolno ci jej zawieść, 

Adamie.

Pokręcił głową.

- Nie zrobię tego na pewno. Idź i trochę odpocznij. Teraz ja z nią zostanę. - Z powrotem odwrócił 

się ku postaci na łóżku, mówiąc do niej szeptem, aż ucichła.

Dzień miał się ku końcowi. Tilly przyniosła lampę, którą postawiła na stoliku z dala od łóżka. 

Posiedziała chwilę, po czym udała się na spoczynek. Służąca przyszła z tacą dla Adama i świeżym 

wywarem   z   jęczmienia   dla   Katharine.  Później   wróciła   pani   Calthorpe.   Rzuciwszy   okiem   na 

Katharine, zaczęła nalegać, żeby Adam wyszedł się przejść.

- Mówisz, że od jakiegoś czasu jest spokojna? Moim zdaniem śpi. To dobry znak. Wróć za pół 

godziny.

Gdy tylko Adam pojawił się na ulicy, zarzucono go pytaniami o Katharine. Zrobił, co mógł, by 

uspokoić napotkanych ludzi i jeszcze raz podziękował wszystkim za pomoc.

-  Kiedy panicz Tom zginął, to był zły dzień dla nas, mi  lordzie - powiedział poważnie jakiś 

siwowłosy wieśniak. - Herriards nie będzie takie samo bez panienki Kate.

Adam przytaknął. Jego świat też nie byłby taki sam bez panienki Kate.

Kiedy wrócił do pokoju chorej, matka zapewniła go, że Katharine nie drgnęła.

- Nie miej takiej zmartwionej miny, mój drogi! Myślę, że ona wraca do zdrowia, naprawdę. 

Zajrzał   tu   lekarz   i   dał   jej   krople,   a   więc   znów   zasnęła,   ale   był   bardzo   dobrej   myśli.   Musimy 

dopilnować, żeby piła dużo wywaru z jęczmienia. Możesz siedzieć przy niej, jeśli chcesz. Ja położę 

się na kanapie.

Pani Galthorpe ułożyła się wygodnie na kanapie przy oknie, a Adam znów usiadł przy łóżku. Kate 

powracały rumieńce i oddychała bardziej miarowo. W pokoju było cicho, bo wszyscy udali się na 

spoczynek. Adam rozmyślał o Tomic, o tym, jak śmierć jednego młodego człowieka może zmienić 

bieg wielu ludzkich losów. Zastanawiał się, co się  stanie z Herriards i tamtejszymi ludźmi, skoro 

spadkobierca   Henry'ego   Payne'a   nie   żyje,   nawet   współczuł   rodzinie   Waltera.   Jednak   przede 

background image

wszystkim był zadowolony z tego, że siedzi przy Katharine, i niezmiernie wdzięczny losowi, że prze-

żyła.

Katharine poruszyła ręką. Adam wstał i pochylił się nad nią. Otworzyła oczy.

- Chce ci się pić? - spytał. Sennie skinęła głową, toteż podał jej szklankę wywaru z jęczmienia i 

podtrzymał ją, podczas gdy piła. Kiedy próbował wycofać ramię, jęknęła cicho w proteście.

-   Nie   odchodź!   -   szepnęła.   -   Zostań   ze   mną.   Potrzebuję   cię,   Adamie.   Zawsze   będę   cię 

potrzebowała. Nie mogłabym żyć bez ciebie.

Był głęboko poruszony.

- Mówiłem ci,  że  nie  odejdę  - powiedział  cicho,  odstawiając  szklankę  na stolik  i opierając 

Katharine wygodniej o swoje ramię. - Nie wolno ci mówić.

Uśmiechnęła się do niego z trudem,

- Ale ja chcę! Muszę to powiedzieć. Przez całą noc myślałam tylko o tym, że nie będę mogła 

powiedzieć ci... jeśli umrę... że cię kocham, Adamie. Nie powinnam była mówić, że za ciebie nie 

wyjdę. Kocham cię tak bardzo, że nie ma znaczenia.

- Co nie ma znaczenia?

Że nie kochasz mnie tak, jak bym tego chciała. Tak jak kochałeś Julię.

Kocham cię, Kate,

- Wiem, że tak. Głupio byłoby z mojej strony oczekiwać  czegoś więcej, prawda? Kocham cię 

wystarczająco mocno za nas obydwoje. Wystarczy, że będziemy razem. Ale nie zostawiaj mnie... nie 

zniosłabym tego. Nie zniosłabym tego, Adamie. - Łzy powoli spływały jej po policzkach i kręciła się 

niespokojnie na łóżku.

-   Kate,   jesteś   chora,   musisz   spać.   Nie   zostawię   cię,   obiecuję.   Nigdy  cię   nie   zostawię.  Teraz 

odpocznij. Porozmawiamy, jak poczujesz się lepiej. Śpij, kochanie. - Adam ułożył ją na poduszkach, 

otarł jej łzy i pocałował w policzek. Westchnęła cicho, z zadowoleniem, i zasnęła na powrót.

Adam wstał i przeciągnął się. Ręka mu zesztywniała, ale  to nieważne. Chyba Kate naprawdę 

dochodziła do siebie,  Tylko czy to była Kate? Miał wrażenie, że tak naprawdę wcale jej nie znał. 

Przyglądał się śpiącej postaci na łóżku. Zawsze tak się starała ukrywać wrażliwą, namiętną kobietę, 

prawdziwą   Katharine   Payne.   Czy  wiedziała   o   jej   istnieniu?   Sam   dopiero   niedawno   odkrył,   jak 

bardzo, jak bezgranicznie ją kocha, i nie zdążył jeszcze pomyśleć o jej uczuciach wobec niego. 

Ostatnie dziesięć minut było objawieniem. Obojętna, niezależna Kate szlochała, błagała, odsłoniła 

przed nim duszę.  Kate kochała go niemal tak bardzo jak on ją. Spojrzał na łóżko. Moja kochana, 

pomyślał, nigdy nie będę bardziej dumny i bardziej pokorny niż w tej chwili. Uwielbiam cię. Nigdy, 

póki żyję, rozmyślnie nie zranię cię ani nie rozczaruję.

background image

Pani Calthorpe ocknęła się.

- Przepraszam, Adamie. Chyba zasnęłam. Czy coś się zmieniło?

- Troszeczkę, tak myślę - powiedział, powstrzymując uśmiech. - Kate chyba czuje się o wiele 

lepiej, mamo. Śpi bardzo spokojnie. Mam wrażenie, że najgorsze minęło.

Matka przyglądała mu się uważnie.

- Adamie,   ostatnim   razem   wyglądałeś   tak,   kiedy   byłeś  małym   chłopcem,   a   ojciec   dał   ci 

pierwszego kucyka. Pamiętasz? Szalałeś z zachwytu. - Podeszła i ucałowała go. - Myślę, że coś 

naprawdę się zmieniło. Uważam, że ty i Kate będziecie bardzo szczęśliwi.

Adam uściskał matkę.

- Na pewno tak będzie, mamo. Miałaś rację co do Kate. Jest stworzona dla mnie. Jedna jedyna. Skąd 

wiedziałaś?

Po prostu wiedziałam - odparła pani Calthorpe.

Katharine przespała całą noc i rankiem, wyjąwszy złamaną rękę i guz na głowie, była prawie taka 

sama jak przed wypadkiem. Pan Cruikshank powiedział, że może wstać i posiedzieć w ogrodzie. 

Adam pojawił się u niej, gdy tylko się ubrała, i zaoferował się, że zniesie ją po schodkach.

- To z pewnością nie jest konieczne - powiedziała chłodno. - Potrafię iść sama.

Spojrzał   na   nią   nieufnie.   Oto   Kate,   którą   poznał   nieopodal  kościoła   w   ubiegłym   roku.   Kate 

sekutnica. Ogarnęło go rozbawienie, miał ochotę serdecznie się roześmiać. Pilnował się jednak, żeby 

nic z tego, co czuł, nie odmalowało się na jego twarzy.

Powiedział spokojnie:

- W takim razie pozwól mi iść przed tobą po schodach. Szkoda by było, gdybyś uszkodziła sobie 

rękę jeszcze bardziej. Chodźmy.

Przeszła niepewnie przez pokój, zatrzymała się przy drzwiach i oparła o słupek. A potem oznajmiła:

- Chyba zostanę tutaj. W ogrodzie będzie za gorąco.

- Kate, moja kochana sekutnico, moja słodka jędzo, pozwól mi znieść się po schodach. Zrób mi tę 

przyjemność. Tak chcę z tobą porozmawiać, a tutaj nie bardzo mogę.

- Zeszłej nocy dość powiedziałeś - zauważyła.

- Wydawało mi się, że ty też.

- Byłam chora. Nie wiedziałam, co mówię.

- Naprawdę? Naprawdę, Kate?

- Może i wiedziałam, ale nie musisz się tym przejmować - burknęła z dawną obojętnością.

- Och, nie, nie możesz zwracać się do mnie tym tonem nigdy więcej. Widziałem prawdziwą Kate 

Payne.

- Nie możesz zapomnieć o tym, co powiedziałam tej nocy, Adamie? To takie upokarzające!

background image

- Pozwól, że zniosę cię po schodach. Jest coś, co chciałbym ci powiedzieć. Nikt nie będzie nam 

przeszkadzał. Mama zabrała pannę Tillyard na przejażdżkę na wieś.

- Co chcesz mi powiedzieć?

- Dopiero w ogrodzie.

Z rezygnacją machnęła ręką, pozwalając wziąć się na ręce i znieść po schodach.

W ogrodzie usiadła pod jabłonią, starając się nie patrzyć Adamowi w oczy. Wziął ją za rękę.

- Nie zamykaj się przede mną, Kate. Nigdy się przede mną nie zamykaj.

- Co masz na myśli?

- Chodzi mi o to - odparł z naciskiem - że gdybyś wyparła się dziewczyny, którą ujrzałem tej nocy, 

zraniłoby mnie  to bardziej niż cokolwiek innego. Niech cały świat zna Katharine Payne z Bridge 

House czy londyńskich salonów. Ale nie wolno ci pozbawiać mnie prawdziwej Kate Payne. Zako-

chałem się w niej, zanim się dowiedziałem, że istnieje, a teraz, kiedy wreszcie ją zobaczyłem, nie 

zadowolę się namiastką. Kocham cię, Katharine. Nigdy w to nie wątp. Namiętnie i na zawsze.

- Powiedziałeś, że chcesz, żebyśmy się pobrali, bo ja potrzebuję domu, a ty żony.

-  Byłem   szalony.   Potrzebuję   ciebie.   Żadnej   innej.   Założenie   z   tobą   domu,   mieszkanie   w 

Calthrorpe, budowanie  wspólnej przyszłości, to wszystko czego chcę. Potrafisz mi  wybaczyć, że 

dotychczas byłem tak ślepy?

Zdaje się, że nazwałeś mnie swoim kochaniem.

Myślałem, że śpisz.

Uśmiechnęła się.

- A jednak słyszałam. Może więc rzeczywiście to, co mówisz, jest prawdą. Może nie chodzi tylko o 

to, że jest ci mnie żal.

- Żal! Oszalałaś? Poczekaj, aż wydobrzejesz. Wtedy pokażę ci, co do ciebie czuję.

-   To   tylko   ręka,  Adamie.   -   Kate   spojrzała   na   niego   z   ukosa.   Poczuł,   że   nie   jest   w   stanie 

powstrzymać śmiechu. W końcu wybuchnął, radosny, triumfalny. Kate zrobiła obrażoną minę, więc 

pomógł   jej   wstać,   ostrożnie   objął   ramieniem  jej  zdrowe  ramię  i  powoli  przyciągnął   do  siebie. 

Pocałunek zaczął się delikatnie, niemal po bratersku, pomyślała, rozczarowana. Po chwili uznała, że 

się pospieszyła z osądem. Pocałunek pogłębił się, stał się czulszy, bardziej namiętny. To doznanie nie 

dawało się porównać z niczym, czego doświadczyła wcześniej. Zawirowała jak liść podczas burzy, 

uniosła się w powietrze jak puch ostu, krew szumiała jej w żyłach, a jednak przez cały ten czas czuła 

się bezpieczna w objęciach Adama. Kiedy ją puścił, musiała się go przytrzymać, w przeciwnym razie 

byłaby upadła.

- Tak mi przykro - powiedział. - Chciałem być delikatny. A potem... jesteś jak wino, Katharine. 

Uderzasz mi do głowy. Mogłem zrobić ci krzywdę. Nie powinienem, był.

background image

- Nie mów tak. To nie była słabość. Jeśli się ciebie przy  trzymałam, to nie dlatego, że jestem 

chora. Adamie. I nie wolno ci mówić, że nie powinieneś mnie całować tak jak przed chwilą. Ja... 

chcę więcej! Prawdę mówiąc, mam wrażenie, że mogłabym się od tego uzależnić.

Adam pokręcił głową.

- Nie powinienem był tego robić, tak czy inaczej. To nie czas ani miejsce na takie rzeczy. A skoro 

przy tym jesteśmy...

Pomógł jej usiąść.

- Teraz, kiedy uporządkowaliśmy nasze sprawy...

- Tak to nazywasz? - mruknęła Katharine. - Ja osobiście rzadko bywam tak nieuporządkowana.

Adam zignorował tę uwagę.

- Powiem   ci,   dlaczego   tak   naprawdę   cię   tu   przyprowadziłem.   I   nie   boję   się,   że   mnie   źle 

zrozumiesz. Nie teraz. Chcę, żebyś za mnie wyszła.

- Cóż, mam nadzieję...

-   Siedź   spokojnie   i   pozwól   mi   skończyć.   Chcę,   żebyśmy   pobrali   się   najszybciej,   jak   się   da. 

Pomijając   całkiem   naturalne   pragnienie   posiadania   cię   dla   siebie,   chcę   dopilnować,   byś  była 

całkowicie   bezpieczna.   Musimy   skończyć   z   tymi   nonsensami   w   sprawie   spadku   Framptonów. 

Dopóki się nie pobierzemy, grozi ci niebezpieczeństwo.

- Nie sądzę, by Walter próbował kolejnych podstępów. Tak się zdziwi, kiedy usłyszy, że wciąż żyję, że 

się nie ośmieli.

- Pamiętasz, co się wydarzyło w ruinach?

- Ni stąd, ni zowąd pojawił się Walter. Chciał porozmawiać. Powiedział, że się ze mną ożeni, czy 

mi się to podoba, czy nie. Próbowałam uciec. Wtedy mnie zaatakował,

-Zranił cię?

Nie wtedy. Uderzyłam go szpicrutą. Widziałam krew na jego twarzy.

Co stało się potem?

Zmarszczyła czoło.

- Nie jestem pewna. Chyba uderzył mnie czymś ciężkim.  A kiedy się przebudziłam, byłam w 

studni.

Adam zawahał się.

- Był łajdakiem. Dzięki Bogu, znaleźliśmy cię w samą porę. - Mocno ścisnął jej dłonie w swoich. 

- Kate, muszę ci to powiedzieć. Walter już dostał za swoje. Nie żyje.

- Nie żyje! Jak to? Ty nie...

- Nie. Był martwy, kiedy go znaleźliśmy. Spadł z konia.

- Jak to możliwe? Nie miał konia! Zauważyłabym go.

- Gdzie była Cintra?

background image

- Przywiązałam ją do drzewa. Nie chciałam ryzykować zabierania jej na ruiny.

- Tak właśnie zginął Walter. Próbował uciec na Cintrze. Prawdopodobnie wpadł w popłoch.

- I Cintra go zrzuciła? To całkiem możliwe, jeśli źle ją potraktował.

Adam powoli kiwnął głową.

- Pewnie tak było.

-Mimo wszystko żal mi go, Adamie. Ten przeklęty spadek! Gdyby nie ta obsesja...

Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Wreszcie Adam przerwał ciszę:

- I tak chcę się z tobą ożenić, tak szybko jak to możliwe.

Zerknęła na niego.

- Teraz to nie jest konieczne, prawda?

- Bardziej niż kiedykolwiek. Wyjdziesz za mnie tutaj, w Herriard Stoke, jak tylko wydobrzejesz. 

To będzie cichy ślub, naturalnie. Śmierć twego kuzyna, nie mówiąc o innych sprawach...

- Czyżbyś mi rozkazywał, co mam robić, Adamie?

- Tak!

- W takim razie, ten jeden jedyny raz, poddaję się. Myślę, że to doskonały pomysł.

- Dobrze. Zaraz się wszystkim zajmę. Muszę też napisać do Iva. Chciałbym, żeby przyjechał.

- Tak się cieszę.

- Dlaczego?

- A dlaczego nie? Jest twoim przyjacielem. Lubię go. Tak dobrze tańczy walca i tak miło się z nim 

rozmawia -powiedziała Katharine niewinnie.

Adam wziął ją pod brodę i oznajmił, robiąc groźną minę:

-  Jeśli kiedykolwiek zobaczę, że z kimś flirtujesz,  z  najlepszym przyjacielem czy kimkolwiek 

innym, przebiję go szablą, a potem wyrwę mu serce. Rozumiesz?

- Doskonale! A jeśli ja kiedykolwiek zobaczę, że zalecasz się do Julii...

- Nie zalecałem się. Nigdy w życiu nie umizgałem się do nikogo. - Zamilkł raptownie. - Teraz się 

zalecam - podjął z udanym niesmakiem. - Zalecam się do mojej przyszłej żony.

background image

EPILOG

Lipiec 1817 roku

Mniej więcej rok później lord Calthorpe wszedł do sypialni żony z listem w ręku. Lady Calthorpe 

siedziała w łóżku, nieco blada.

- Dochodzisz do siebie, moja droga? - spytał, schylając się, by ją pocałować.

Chwyciła go za rękę.

-  Spodziewam się - odparła. - Daj mi jeszcze kwadrans.  Czy to list od twojej matki? Chyba nie 

odwołuje swego przyjazdu w tym miesiącu, prawda? Mam nadzieję, że nie! Nie mogę się doczekać 

pokazania jej tego wszystkiego, czego dokonaliśmy w Calthorpe od jej ostatniej wizyty.

-  Moja kochana dziewczyno, nie wyobrażam sobie, co  mogłoby powstrzymać moją matkę, od 

przyjazdu.

-  Czas, byśmy jej powiedzieli, że za sześć miesięcy zostanie babcią. - Katharine wyglądała na 

zaniepokojoną. -Nie będzie miała nic przeciwko temu, prawda?

- Ani trochę. To dlatego tak chciała, żebym się ożenił. Nie może się doczekać wnuków.

- Tak? A ja myślałam, że to dlatego, że mnie lubi - powiedziała Katharine żałośnie.

Adam ucałował palce, ściskające mu dłoń.

- Uwielbia cię. Ale nie tak jak ja.

Po chwili Katharina spytała:

- To kto przysłał ten list?

- Ivo. Wybiera się do swego ojca, do Sudiham, i chciałby nas odwiedzić po drodze.

- Wspaniała wiadomość! Kiedy?

- Od jutra za dwa tygodnie. Zgadzasz się?

- Naturalnie! Ale chyba tym razem nie zatańczę z nim walca.

background image

Lord Trenchard został przyjęty w Calthrorpe z otwartymi ramionami. Katharine od początku czuła 

się swobodnie w jego towarzystwie, chociaż nigdy nie miała najmniejszej ochoty z nim flirtować. 

Adam naturalnie wciąż zaliczał go do grona najlepszych przyjaciół.

Po kolacji Ivo opowiedział im najświeższe nowiny z Londynu. Pod koniec zauważył ostrożnie:

-  Podobno Henry Payne powrócił do Herriards, ale wątpię, czy utrzyma się tam długo. Krążą 

pogłoski, jakoby chciał naruszyć prawo majoratu. Słyszeliście o tym?

- Nie wypuszczaliśmy się nigdzie od przyjazdu, to jest od zeszłego roku. Nic nie słyszeliśmy. Co 

się mówi o Walterze, jeśli w ogóle?

-  Powstały   plotki,   naturalnie.   Nic   istotnego.   Nic,   na   co  mogliby   się   rzucić   łowcy   sensacji. 

Acheson poślubił Catharine Payne mimo kłopotów jej ojca. Nie wiadomo, komu bardziej współczuć: 

wybuchowemu mężowi czy lekkomyślnej żonie. - Wszyscy się roześmiali, po czym Ivo podjął z 

komiczną   miną:   -   Skoro   przy  tym   jesteśmy,   Balmenny  zatrzymał  żonę   w   domu   w   Irlandii.  W 

Londynie w tym sezonie jej nie widziano. Chyba próbuje ratować rodzinę, zanim będzie za późno.

- Mądry człowiek! - zauważył Adam od niechcenia, napełniając kieliszek gościa. A potem usiadł 

wygodniej. - A więc, Ivo, co sprowadza cię do Somerset? Twój ojciec?

- Przede wszystkim. Spędzę z im trochę czasu. Wygląda na to, że odkąd się pogodziliśmy, chce mnie 

często widywać. Starzeje się, Adamie. Teraz żałuję tych lat, które spędziliśmy z dala od siebie. Cóż, 

nie mogę nic na to poradzić. Było, minęło. - Zamilkł na chwilę. - Nawiasem mówiąc, w mieście 

widziałem pułkownika Ancrofta. Wystąpił z wojska i wynajął dom na Mount Street. Mieszka w nim 

sam. Moim zdaniem wygląda na nieco zagubionego. Nie ma rodziny?

-  To długa historia, Ivo - odparł Adam. Jego ton wskazywał, że nie zamierza powiedzieć nic 

więcej,

- Nie do rozpowszechniania, jak ozumiem?

- Cóż, ja jej nie będę opowiadał, w każdym razie - potwierdził Adam. — Swoją drogą chętnie 

zobaczyłbym się  z pułkownikiem. Kate, kochanie, miałabyś coś przeciwko temu, gdybym go tu 

zaprosił? Chciałbym, żebyś go poznała.

- Chyba trzeba się z tym pospieszyć, prawda? - spytał Ivo z szelmowską miną. -. Może zostanie 

ojcem chrzestnym? Szczerze mówiąc, sam na to liczyłem.

Siedź cicho, Ivo! - Katharine zarumieniła się.

Adam uniósł brwi.

Co takiego? Zafundować własnemu dziecku rozpustnika na ojca chrzestnego?

Poprawię się. Zostanę pastorem. Cokolwiek zechcecie. Co mam zrobić?

- Nic tak radykalnego, ale porozmawiamy o tym bliżej  Bożego Narodzenia - obiecał Adam z 

szerokim uśmiechem. - Kiedy przyjdzie czas, rozważymy twoją ofertę. Będziesz gotów się stawić?

Spróbuj mnie powstrzymać.

background image

-  Ivo, zabrzmiało to tak, jakbyś miał jeszcze inny powód przyjazdu tutaj - wtrąciła Katharine, 

uznając, że czas zmienić temat. Choć mąż śmiał się z niej, wolała nie kusić losu.

-  Cóż, jest inny powód.

- Kobieta. Opowiedz nam! - zawołała Katharine z triumfem.

- Niezupełnie kobieta, Kate. Dziewczyna. A właściwie chłopczyca.

- Co takiego? To nie wygląda na twój zwykły podbój, Ivo.

- Och, nie uganiam się za nią. Jest o wiele za młoda. To  ona mnie ścigała. Z pistoletem. Swoją 

drogą świetnie strzela.

Katharine spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Zmyślasz.

- Przysięgam, że nie.

- Mój drogi, dlaczego chcesz ją odszukać? - spytał Adam. - Pomyślałbym, że wolisz trzymać się 

od takich rzeczy z daleka.

- Jestem ciekaw. Chcę się dowiedzieć, co się z nią stało.  To intrygująca sytuacja. Chcielibyście 

usłyszeć o niej coś więcej?

Oboje Calthorpe'owie zażądali, żeby natychmiast opowiedział im całą historię.

- Nie znam całej historii. Podejrzewam, że jeszcze się nie skończyła. - Ivo upił łyk wina, pomyślał 

przez chwilę i podjął:

- Wszystko zaczęło się, kiedy byłem na urlopie, wiosną tysiąc osiemset piętnastego. Próbowałem 

odwiedzić ojca, pogodzić się z nim przed powrotem do pułku, ale nie chciał mnie  widzieć. Nie za 

bardzo   wiedziałem,   co   z   sobą   robić,   postanowiłem   więc   zatrzymać   się   u   ciotki,   która   mieszka 

niedaleko...

- Noc była ciepła, toteż kiedy gość udał się do swego pokoju, lord i lady Calthorpe'owie poszli na 

przechadzkę do ogrodu. 

I co myślisz o opowieści Iva? - spytał Adam.

Myślę, że to najlepsza rzecz, jaka mogła się mu przytrafić - odparła powoli Katharine.

Co chcesz przez to powiedzieć?

- Może nie ma najlepszego zdania o tej dziewczynie, ale ona go intryguje. Wiesz, Adamie, że Ivo 

nie byłby szczęśliwy z banalną debiutantką. Zanudziłaby go w mgnieniu oka. Tak, przepowiadam, że 

twojego przyjaciela czekają ciekawe chwile.

- Możesz mieć rację. - Adam stracił zainteresowanie te-.  matem, odwrócił się i wziął Kate w 

objęcia. - Nas czekają ciekawsze, moja miłości. Moja prawdziwa, jedyna miłości.

Pocałowali się. Ivo zobaczył ich z okna i przez moment poczuł coś, czego jeszcze nie zaznał. Co 

co mogło być wspaniałe.