Carole Mortimer
Wybranka pisarza
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Szkło kontaktowe wpadło pani do herbaty!
Laura miała nadzieję, że nieznaczne drgnienie dłoni, w
której trzymała filiżankę, nie zdradziło, jakie wrażenie zrobiły
na niej te słowa, wypowiedziane ze śpiewnym irlandzkim
akcentem.
Deja vu? Jednak jej się wcale nie wydawało, że już kiedyś
słyszała to zdanie. Bo tak przecież było!
Którędy on wszedł? Siedziała w holu luksusowego hotelu
i ze swego miejsca widziała zarówno główne, jak i mniejsze
tylne wejście, a jednak Liam zdołał pojawić się tak, że tego
nie zauważyła. Teraz stał tuż za nią.
Ostrożnie i powoli odstawiła filiżankę i spodeczek na tacę
znajdującą się na stoliku przed nią.
- Po pierwsze, to jest kawa; nie pijam herbaty - odparła
lekko zachrypłym głosem, odwlekając chwilę, gdy będzie
musiała się odwrócić i spojrzeć mu w twarz. - A po drugie, nie
noszę szkieł kontaktowych!
- W takim razie... - był teraz bardzo blisko, jego gorący
oddech muskał ciemne loczki na jej karku - ...ma pani
najpiękniejsze i najbardziej niezwykle oczy, jakie widziałem
w życiu.
- Przecież nie może pan ich ocenić z miejsca, w którym
pan stoi - odparła oschłe, wciąż pozostając odwrócona.
- Och, Lauro, przez ciebie czar prysł - powiedział z
ż
artobliwym wyrzutem, a jego irlandzki akcent zabrzmiał
jeszcze silniej niż poprzednio. - Następna kwestia ze
scenariusza powinna brzmieć zupełnie inaczej.
Osiem lat temu zapewne tak brzmiała. Ale to było w
innym życiu. I Laura była kimś innym - łatwowierną
studentką literatury angielskiej na ostatnim, trzecim roku
licencjatu.
A Liam nie występował teraz w roli światowej sławy
pisarza przybyłego na wykład i budzącego w niej lęk.
Wzięła głęboki oddech, by nad sobą zapanować, zanim się
odwróciła i spojrzała w tę roześmianą twarz.
Wcale się nie zmienił!
Przy pierwszym spotkaniu z Liamem O'Reillym
największe wrażenie robił jego wzrost - metr dziewięćdziesiąt
cztery, a do tego gibkie, umięśnione ciało emanujące
witalnością. Jak zwykle, tak i teraz strój świadczył o tym, że
nie zważa na otoczenie - miał na sobie spłowiałe dżinsy,
niebieski T - shirt i czarną marynarkę. Nie zmieniły się też
jego kruczoczarne włosy sięgające ramion, inteligentny wyraz
intensywnie niebieskich oczu, twarz, która wyglądała jak
wyciosana z surowego kamienia.
Laura zdołała całkiem dobrze ukryć zdziwienie wywołane
tym, że Liam wcale się nie zmienił, gdy wpatrywała się w
niego swymi „najpiękniejszymi i najbardziej niezwykłymi
oczami, jakie widział wżyciu". Jedno było intensywnie
niebieskie, a drugie szmaragdowozielone. Dlatego właśnie
przed ośmiu laty uznał, że pewnie zgubiła kolorowe szkło
kontaktowe.
Musiała znosić wiele docinków i złośliwości na temat tych
oczu, gdy chodziła do żeńskiej szkoły z internatem, ale gdy
dorosła, przestało jej to przeszkadzać, bo przekonała się, że
mężczyźni uważają te jej dziwne oczy za intrygujące. Tak też
było z Liamem...
Uśmiechnęła się chłodno.
- Chyba powinno mi pochlebiać to, że wciąż pamiętasz
tamtą rozmowę - rzuciła, wzruszając ramionami.
Miała teraz wrażenie, jakby zgiełk panujący w hotelowym
holu zanikał gdzieś w tle.
Te niebieskie oczy okolone długimi ciemnymi rzęsami,
które powinny wyglądać śmiesznie u tak muskularnego,
atrakcyjnego mężczyzny - ale wcale nie wyglądały -
przymrużyły się, jakby Liam się nad czymś zastanawiał.
- Ale wcale ci nie pochlebia, prawda? - spytał w końcu
powoli.
Miała być mile połechtana tym, że po tych wszystkich
latach wciąż pamięta pierwszą rozmowę, jaką odbyli? A niby
dlaczego? Po tym wszystkim, co zaszło później?
Nie, upomniała siebie w duchu. Nie należy okazywać żalu
ani złości. Lepiej nic nie mówić, niż zdradzić w gorzkich
słowach swe odczucia.
Liam przechylił głowę na bok, przyglądając się z
zastanowieniem milczącej Laurze.
- Obcięłaś swoje piękne ciemne włosy - mruknął z
niezadowoleniem.
- Mniej z nimi kłopotu - rzuciła oschle. Wiedziała, że
krótka fryzurka doskonale podkreśla
owal jej chłopięcej twarzy, oczy o dwóch barwach,
zadarty nosek, szerokie usta i zdecydowany podbródek.
Wijące się kosmyki przy skroniach i na karku łagodziły
surowość męskiej fryzury.
- Ale podoba mi się. - Pokiwał z uznaniem głową. Znów
ogarnęło ją poprzednie uczucie niechęci.
Przecież ona ma w nosie to, czy mu się podoba jej nowa
fryzura. A właściwie, szczerze mówiąc, w ogóle jej nie
obchodzi to, co Liam O'Reilly sobie myśli. Świadomie
zdławiła nieprzyjazne uczucia.
- Może się przysiądziesz? - rzuciła niedbale, wskazując na
tacę i dzbanek z kawą. - Mogę poprosić o drugą filiżankę.
Liam zerknął na praktyczny zegarek, który nosił na
prawym nadgarstku. Był leworęczny, jak wielu artystycznie
uzdolnionych ludzi. Laura doskonale o tym pamiętała.
- Chyba że jesteś z kimś umówiony - dodała obojętnie,
zauważywszy to spojrzenie.
- Właściwie tak - przyznał. - Ale mam jeszcze chwilkę -
dodał z zadowoleniem, po czym obszedł jej krzesło i zajął
miejsce naprzeciwko.
Laura nigdy by nie powiedziała, że Liam po prostu
„usiadł" na krześle. Z powodu wzrostu zawsze miał kłopot z
usadowieniem się, bo krzesła były albo za niskie, albo miały
za krótkie siedziska.
Laura również była dość wysoka przy swoich stu
siedemdziesięciu dwóch centymetrach i lubiła to teraz
podkreślać szytymi na miarę eleganckimi ubraniami.
Dzisiaj
miała
na
sobie
grafitową
garsonkę
i
szmaragdowozieloną bluzkę. Była bardzo zadowolona ze
swego obecnego wizerunku. Liam zawsze sprawiał, że czuła
się taka drobna. I bardzo kobieca.
- Może kawy? - zaproponowała, trzymając ręce spokojnie
złożone na okrytych spódnicą udach.
- Nie, dziękuję - odparł. - Uzależnia tak samo jak
papierosy, które kiedyś paliłem. - Skrzywił się z niesmakiem.
- Rzuciłeś palenie? - zdziwiła się. Gdy znała go przed
ośmiu laty, palił co najmniej trzydzieści dziennie. Przy pracy
nawet więcej.
Liam uśmiechnął się na widok jej zaskoczenia.
- Aż trudno uwierzyć, prawda? Liam O'Reilly,
zatwardziały pijak i palacz przeszedł niezwykłą przemianę.
- Wątpię, by sprawa była aż tak poważna - rzuciła kpiąco.
Parsknął śmiechem, wpatrując się w nią błyszczącymi
ciemnoniebieskimi oczami.
- Dorosłaś, mała Lauro - powiedział z podziwem.
- No ja myślę! Przecież mam już dwadzieścia dziewięć
lat.
Co oznacza, że on ma trzydzieści dziewięć, dodała w
myślach, dostrzegając teraz, że jednak nie przyjrzała mu się
dość uważnie i że zmyliło ją pierwsze wrażenie wskazujące,
ż
e wcale się nie zmienił. Tych osiem lat bez wątpienia
wycisnęło na nim swe piętno. Wokół oczu i ust miał lekkie
zmarszczki, które nie znikały, gdy przestawał się uśmiechać, a
kruczoczarne włosy na skroniach lekko przyprószyła siwizna.
- Dwadzieścia dziewięć - powtórzył w zamyśleniu,
przymrużywszy oczy. - A co porabiałaś przez tych osiem lat,
Lauro? - spytał natarczywie, nieświadomie przesuwając wzrok
na jej serdeczny palec.
Na palcu nie było obrączki, ale pozostał na nim ślad
wskazujący, że kiedyś jednak ją nosiła.
- To i owo - odparła wymijająco, nie mając zamiaru
mówić mu niczego o sobie. - A co u ciebie? Co ty robiłeś
przez osiem lat?
- Na pewno nie pisałem - rzucił cierpko, krzywiąc się.
- Naprawdę? - Laura nie zdradziła tonem głosu ani
wyrazem twarzy, że zdaje sobie sprawę z tego, że żadna nowa
książka Liama O'Reilly'ego nie pojawiła się na półkach
księgarskich przez całe osiem lat. - Ale pewnie już wcale nie
musiałeś pisać po sukcesie, jaki odniosła „Bomba czasu"? -
spytała niezobowiązującym tonem.
- Nie musiałem już pisać! - powtórzył oskarży cielsko
Liam. W jego oczach i na twarzy odbiły się gwałtowne
emocje.
- Miałam oczywiście na myśli kwestię finansową -
wyjaśniła, spokojnie znosząc jego piorunujący wzrok.
Wiedziała, że trafiła w czuły punkt. Chciała jednak zobaczyć,
jak on zareaguje na tak bezpośredni cios. - Pewnie zarobiłeś
miliony na „Bombie czasu". Już same prawa do ekranizacji...
- No i co mi przyszło z całej tej forsy, skoro od tamtego
czasu nie napisałem ani słowa? - warknął.
Wzruszyła ramionami.
- Przypuszczam, że dzięki niej mogłeś się cieszyć
względnym komfortem przez osiem długich lat - nawet bez
alkoholu i papierosów - rzuciła zjadliwie. - Bez wątpienia
umiałeś korzystać z uroków życia, gdy ostatnio cię widziałam.
- Nie mogła sobie odmówić tej małej złośliwości.
Liam osiągnął spory sukces dzięki czterem książkom,
które wydał przed thrillerem politycznym „Bomba czasu".
Jednak dopiero ostatnia okazała się - nomen, omen -
prawdziwą bombą!
Trzy tygodnie po ukazaniu się wydania w twardej oprawie
„Bomba czasu" wspięła się na pierwsze miejsce listy
bestsellerów. Liam występował w wielu programach
telewizyjnych, sprzedał prawa do ekranizacji powieści i
zgarnięto go do Hollywood, by napisał scenariusz i pomagał
przy castingu.
Ostatni raz Laura widziała go na zdjęciu w gazecie, gdzie
występował ze swą świeżo poślubioną żoną. piękną aktorką,
mającą zagrać główną rolę w ekranizacji jego powieści.
A Laura Carter, studentka, z którą Liam spotykał się,
zanim opuścił Anglię, poszła w zapomnienie.
Na początku była oszołomiona tym, że ją porzucił, nie
mogła uwierzyć, że tak mało dla niego znaczyła, pomimo
swego niewolniczego oddania. Jednak gdy mijały kolejne dni,
a potem tygodnie bez wiadomości od niego, w Laurze narastał
gniew. Potem, gdy ujrzała jego ślubne zdjęcie w gazecie,
przyszła gorycz, a na końcu pogodzenie się z tym. że nie
uważał jej już - w żadnym razie - za część swego nowego
ż
ycia w Ameryce.
Wraz z tą akceptacją sytuacji przyszło pragnienie
osiągnięcia życiowego sukcesu.
Jej opanowanie, kosztowne, eleganckie ubranie i
pierścionek z wielkim brylantem na palcu prawej ręki
ś
wiadczyły o tym, że udało jej się osiągnąć zamierzony cel.
- To musiało być rzeczywiście dawno temu -
skomentował sarkastycznie jej uwagę.
- Może i tak - odparła. W innym życiu, dodała w myślach.
- Jakież to pilne sprawy sprowadzają cię ze słonecznej
Kalifornii do zimnej Anglii? - zmieniła lekkim tonem temat.
Liam z wyraźnym wysiłkiem zmusił się do tego, by opaść
niedbale na oparcie krzesła, ale jego oczy wciąż rzucały
groźne błyski. - Nie przyjechałem z Kalifornii
- sprostował. - Pięć lat temu przeniosłem się do Irlandii.
To dlatego jego irlandzki akcent był teraz silniejszy niż
przed ośmiu laty, pomyślała. Nic miała pojęcia o jego
przeprowadzce, bo naumyślnie przestała interesować się
ż
yciem Liama, od kiedy dowiedziała się o jego małżeństwie.
- Twoja amerykańska żona musiała przeżyć szok
kulturowy - zauważyła.
- Nie miałem okazji się o tym przekonać - rzucił kwaśno.
- Diana rozwiodła się ze mną siedem lat temu. Małżeństwo
trwało zaledwie pół roku
- dodał, gdy uniosła ze zdziwieniem brwi. - Z powodu
różnych zobowiązań zawodowych spędziliśmy zresztą ze sobą
zaledwie sześć tygodni - dodał z goryczą. - Nie tak
wyobrażałem sobie prawdziwe małżeństwo!
A więc Liam był żonaty zaledwie przez pół roku! Przez
pól roku! Gdyby wiedziała...
Co zmieniłaby w swoim życiu, gdyby wiedziała? Nic.
Otóż to. Nic. Liam dokonał pewnych wyborów i ona także.
Już nic tego nie zmieni.
Liam ponownie spojrzał na zegarek.
- Słuchaj, naprawdę jestem z kimś umówiony za kilka
minut. Właściwie to... - omiótł przymrużonymi oczyma cały
zatłoczony hol - muszę już iść - powiedział, gdy mężczyzna,
który właśnie wszedł, nawiązał z nim kontakt wzrokowy. -
Ale chciałbym się jeszcze z tobą zobaczyć, Lauro..
- Nic sądzę, aby był to dobry pomysł - ucięła krótko,
podążając spojrzeniem za wzrokiem Liama. Odpowiedziała
skinieniem głowy na powitalny gest nowo przybyłego i dodała
nieszczerze:
- Ciekawe spotkanie, Liam. Niestety muszę już iść. -
Wstała, smukła i elegancka w swej doskonale skrojonej
garsonce, przerzuciła przez ramię pasek skórzanej czarnej
torebki.
- Lauro! - Liam złapał ją za rękę, gdy mijała go zwinnym
ruchem. - Chcę cię znowu zobaczyć - powiedział z naciskiem.
- Powspominać stare czasy? - spytała szyderczo i
pokręciła głową. - O nie, dziękuję - dodała, uśmiechając się
smutno.
- Będę w tym hotelu jeszcze przez kilka dni - powiedział,
wpatrując się w nią w napięciu. – Zadzwoń do mnie. Jeśli tego
nie zrobisz - dodał cicho, widząc, że zamierza odmówić -
zostanę w Londynie tak długo, dopóki cię nie odnajdę.
Przynajmniej wiedziała już. dlaczego nie zauważyła, jak
wchodził. Skoro był gościem, zjechał windą, której nie
widziała ze swego miejsca.
Nie zmieniało to jednak faktu, że w jego słowach
zabrzmiała nuta pogróżki. A ona miała pewne powody, dla
których nie chciała, by ją odnalazł. W każdym razie, jeszcze
nie teraz.
- Ależ ty się zrobiłeś melodramatyczny, Liam - parsknęła.
- Skoro tak ci zależy, zadzwonię - zgodziła się, wzruszając
ramionami.
Zadzwoni i jasno da mu do zrozumienia, że nie ma
zamiaru spotykać się z nim na gruncie towarzyskim w czasie
jego pobytu w Londynie!
Popatrzył na nią wymownie, zanim puścił jej rękę i skinął
głową.
- Owszem, bardzo mi na tym zależy - przyznał
lakonicznie.
Na te słowa uniosła sceptycznie ciemne brwi.
- Przepraszam bardzo, ale naprawdę muszę już iść -
rzuciła na odchodnym.
Czuła na sobie jego wzrok, gdy szła przez hol, a potem
wkładała podany przez szatniarza płaszcz i wychodziła na
zewnątrz, gdzie wył przenikliwy listopadowy wiatr.
Jednak ona wcale nic czuła jego lodowatych powiewów,
bo ponowne spotkanie z Liamem całkiem ją oszołomiło. Gdy
siedziała naprzeciwko niego, pamiętając wszystko, co zaszło
między nimi w przeszłości, zdołała jakoś zachować pozory
opanowania. Jednak teraz, gdy była sama, nerwy puściły.
Przed ośmiu laty marzyła o tym, by spotkać Liama raz
jeszcze, choćby na kilka minut.
- Pani Shipley - Paul, jej kierowca, stał przy samochodzie
zaparkowanym przy chodniku i zapraszająco wskazywał
otwarte tylne drzwi.
- Dziękuję - powiedziała z roztargnieniem, zadowolona,
ż
e może schronić się w cieple zapewniającej prywatność
limuzyny, gdy kierowca zatrzasnął za nią drzwi.
- Z powrotem do biura, proszę pani? - spytał uprzejmie
Paul, gdy zajął już miejsce za kierownicą.
- Nie. Tak! Ja...
Opanuj się, Lauro - nakazała sobie stanowczo.
Dobrze, ujrzała ponownie Liama. I co z tego? Bez
wątpienia był nadal czarującym draniem, ale ona przestała być
łatwą do oczarowania Laurą Carter. Teraz była Laurą Shipley,
prowadziła własną firmę, miała dom w Londynie, willę na
Majorce, jeździła, gdzie chciała, samochodami prowadzonymi
przez szoferów. Jedno spotkanie z Liamem O'Reillym nie
mogło jej tego wszystkiego odebrać.
- Tak, Paul, poproszę do biura - powiedziała już bardziej
zdecydowanie, moszcząc się wygodnie na swoim miejscu.
Nie musiała się spieszyć do domu, Bobby wróci dopiero
za półtorej godziny. Zresztą powiedziała Perry'emu, że będzie
czekała w biurze na jego raport.
Była ciekawa, jak mu pójdzie rozmowa z Liamem.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Niebywałe! - zachwycał się Perry godzinę później,
przemierzając w tę i z powrotem pokój. - Od razu odgadłaś, że
maszynopis, który przed trzema tygodniami wylądował na
moim biurku, wyszedł spod pióra Liama O'Reilly'ego! A
przecież autor podpisał się jako Reilly O'Shea. Skąd
wiedziałaś?
Laura siedziała za swym imponującym biurkiem i w
milczeniu przyglądała się redaktorowi naczelnemu. W biurze
było ciepło, więc zrzuciła marynarkę, a szmaragdowozielona
jedwabna bluzka doskonale podkreślała czerń jej włosów.
Skąd wiedziała? Przeczytała ostatnią powieść Liama
O'Reilly'ego od deski do deski. Znała każdy zwrot akcji, każde
zdanie, wszystkie niuanse stylistyczne. Nic więc dziwnego, że
rozpoznała autora maszynopisu, który przysłano przed trzema
tygodniami do wydawnictwa Shipley Publishing. Tekst był
ś
wietny - jak ocenił Peny - i bez wątpienia stworzyła go ta
sama osoba, która napisała „Bombę czasu".
Jednak Laura nie mogła jakoś uwierzyć w to, że on znowu
pisze. Dziwiło ją również, że tekst złożono pod innym
nazwiskiem, jakkolwiek podobnym do nazwiska Liama. To
właśnie skłoniło ją do zaaranżowania spotkania w hotelu.
Ostatnio widziała Liama przed ośmiu laty i mógł bardzo się
zmienić - ona na pewno się zmieniła! Jednak wiedziała, że
nawet jeśli wygląda teraz inaczej, kto jak kto, ale ona potrafi
go rozpoznać. Zaplanowała to tak, że usadowi się w
strategicznym miejscu i z ukrycia da. znak Perry'emu, który
przybędzie na spotkanie z autorem, czy jej przypuszczenia co
do tożsamości tego ostatniego okazały się słuszne.
Jej plan nie zakładał jednak możliwości, że Liam zauważy
i rozpozna ją samą! Nie miała również zamiaru obiecywać
mu, że później zatelefonuje do jego pokoju hotelowego!
Laurze wciąż jeszcze robiło się gorąco na samo
wspomnienie nieoczekiwanego spotkania. Osiem lat! I
pomijając tych kilka zmarszczek i siwych włosów, Liam
wyglądał zupełnie tak samo. Zaskoczyło ją jednak kompletnie,
ż
e on również bez trudu ją rozpoznał, choć przecież zmieniła
fryzurę, a dżinsy i T - shirt, które niegdyś nosiła, zamieniła na
klasyczny kostium i elegancką bluzkę.
Na szczęście szybko się opanowała i nie dała po sobie
poznać, jak bardzo ją zaskoczył. Pewność siebie, jakiej
nabrała w ostatnich latach, bardzo jej się przydała w tej
trudnej chwili. Mogła jak gdyby nigdy nic skinąć
porozumiewawczo Perry'emu, gdy ukazał się w holu, i
spokojnie opuścić hotel.
Widać było, że Perry jest zachwycony spotkaniem z
autorem. Kipiał z radości, że wydawnictwo Shipley Publishing
może nabyć prawa do publikacji długo wyczekiwanej
powieści Liama O'Reilly'ego. Jednak Laura wiedziała, że to
nie będzie takie proste...
- Co dokładnie udało ci się ustalić? - spytała spokojnie,
sprowadzając redaktora na ziemię.
Perry opadł na krzesło naprzeciw jej biurka.
- No cóż, omówiliśmy parę spraw, ale wiele jeszcze
zostało do ustalenia - entuzjazm Perry'ego jakby nieco
przygasi. - Największym problemem jest to, że chociaż
dopytywałem się o poprzednie książki i czyniłem różne aluzje,
facet uparł się, by udawać, że jest Reillym O'Shea.
- Czy wiew dlaczego?
- No jasne - rzucił szybko Perry. - Nie wiem tylko, jak
sobie z tym poradzimy. Kładziemy łapę na tekście Liama
O'Reilly'ego i...
- Czy możemy cofnąć się o kilka kroczków, Perry? -
przerwała wolno Laura. - Wiesz, dlaczego facet z uporem
ukrywa to, że jest Liamem O'Reillym?
Od czasu gdy przed trzema tygodniami przeczytała
maszynopis, Laura łamała sobie głowę nad tym, dlaczego
złożono go pod pseudonimem. Na próżno.
Jako Liam O'Reilly autor mógł zażądać niebotycznej
zaliczki i znakomitych tantiem. Przedstawiając się jako
debiutant, którego wydanie zawsze stanowi ryzyko dla
wydawnictwa, mógł liczyć na o wiele mniej. Wiadomo też, że
książka Liama O'Reilly'ego może zdobyć o wiele większy
rozgłos niż dzieło debiutanta. Przecież po miesiącach, a nawet
latach pracy każdy autor chce mieć jak najwięcej czytelników.
- Oczywiście - zgodził się Perry.
Miał niecałe metr osiemdziesiąt wzrostu, blond włosy,
niebieskie oczy oraz chłopięcy wdzięk i energię, które
zadawały kłam jego trzydziestu pięciu latom.
- W takim razie wyjaśnij mi to, proszę - zachęciła Laura. -
Bo ja nie mam pojęcia, dlaczego autor, który odniósł
oszałamiający sukces, pragnie utrzymać swą tożsamość w
sekrecie.
- Właśnie z tego powodu - uśmiechnął się Perry.
- Lata temu, gdy facet wydał swą piątą książkę, został
uznany za fenomen. Znalazł się na szczytach list bestsellerów,
zarówno tych w miękkiej, jak i twardej oprawie, i utrzymywał
się tam prawie przez rok. Został beniaminkiem świata
literackiego, ozdobą salonów wszystkich pań z towarzystwa.
Potem powieść zekranizowano, a film zgarnął większość
Oscarów przyznanych tamtego roku. Facet był gwiazdą, która
przyćmiła wszystkie pozostałe gwiazdy.
- No i co dalej? - spytała Laura. Jak na razie nie
dowiedziała się niczego nowego.
-
Użyłem
porównania
astronomicznego
i
będę
kontynuował w podobnym stylu - uśmiechnął się Perry.
- Bo widzisz, on nie był gwiazdą, Lauro, był tylko
kometą. Wszedł na naszą orbitę, lśnił jasno, lecz względnie
krótko i zniknął. Wydawałoby się, bez śladu...
- Ale...
- Wydaje mi się, że teraz on chce zupełnie inaczej
pokierować swoimi sprawami - przerwał jej Perry.
- Ale jak tylko się wyda, kim naprawdę jest Reilly
O'Shea...
- Może do tego wcale nie dojść - wtrącił zdecydowanie
redaktor. - Chociaż wiedziałem, że rozmawiam dzisiaj z
Liamem O'Reillym, musiałem przecież udawać, że uważam go
za Reilly'ego O'Sheę. Omawialiśmy warunki ewentualnego
kontraktu...
- Perry zawahał się na moment. – Zaproponował parę
interesujących punktów, które chciałby zapisać w umowie.
Laura uniosła ciemne brwi, zaskoczona arogancją autora.
- A jakież to? - spytała.
- śadnego rozgłosu, wystąpień publicznych. Całkowita
ochrona prywatności. - Perry wzruszył ramionami, widząc
zaskoczony wyraz jej twarzy. - Dziwne życzenia jak na
debiutanta, za jakiego się podaje. Natomiast wcale nie dziwią
u faceta, który zasmakował już tego wszystkiego i bokiem mu
wyszło.
Jako postronna obserwatorka poczynań rosnącego w sławę
autora, Laura nie mogła zgodzić się z wnioskiem Perry'ego.
Przed ośmiu laty odniosła wrażenie, że Liam wręcz upaja się
swym sukcesem.
Westchnęła.
- Jak zauważyłeś, wiele nam jeszcze pozostało do
ustalenia. A na czym właściwie stanęło? - - spytała
zaciekawiona.
- Zostaje w Londynie jeszcze przez parę dni.
Powiedziałem, że zadzwonię do niego, zanim wyjedzie.
Muszę przyznać, że to było jedno z trudniejszych spotkań,
jakie odbyłem. „Bomba czasu" zachwyciła mnie przed ośmiu
laty, ale sądzę, że „Świat Josie" to książka o niebo lepsza.
Przez cały czas, gdy rozmawiałem z Reillym, chciałem mu to
powiedzieć! - Pokręcił głową.
- Cieszę się, że nie uległeś pokusie - oświadczyła chłodno
Laura, spoglądając na delikatny złoty zegarek na nadgarstku.
Potem zebrała leżące na biurku papiery i dodała: - Muszę już
iść, Perry, ale z samego rana dokończymy rozmowę... -
zawiesiła głos. - Choć, prawdę mówiąc, nie wiem, jak
wybrniemy z tej sytuacji. Najbardziej nękało ją to, jak podczas
przyszłych negocjacji z autorem ukryć własną tożsamość. Z
wiadomych sobie powodów nie chciała, by Liam dowiedział
się, że wydawnictwo Shipley Publishing należy właśnie do
niej.
Wydawało jej się, że ciemnoniebieski aparat telefoniczny
stojący na stoliku nocnym łypie gniewnie w jej stronę, ganiąc
ją w milczeniu za to, że nie podnosi słuchawki i nie wybiera
numeru telefonu hotelu Liama.
Jak zwykła robić od dwóch lat, zaraz po kolacji zaszyła się
w swoim pokoju, zabierając ze sobą stos papierów. Siedziała
teraz na łóżku, wsparłszy szczupłe, okryte jedwabiem ramiona
o kremowe, satynowe poduchy. Na nosie miała okulary i
czytała nowy maszynopis najlepszej autorki wydawnictwa
Shipley.
Najlepszej jak dotąd, pomyślała. Jeżeli rzeczywiście uda
im się zdobyć powieść Liama, zepchnie on Elizabeth Starling
z pozycji najlepszej autorki.
Ostatni tekst Elizabeth był dobry, a nawet więcej niż
dobry, ale tego wieczoru Laura nie potrafiła się na nim skupić.
Z westchnieniem zsunęła się niżej na łóżko i zdjęła
okulary w złotej oprawce. Rzeczywiście nic nosiła szkieł
kontaktowych, ani barwionych, ani zwykłych, ale niedawno
musiała zacząć używać okularów do czytania. Pewnie dlatego,
ż
e tak dużo czytała.
Nie narzekała na swoje życie. Małżeństwo z Robertem
uważała za bardzo udane. To dzięki niemu była teraz
dyrektorem Shipley Publishing. Stanowisko dające władzę
wiązało się rzecz jasna z pewnym poczuciem osamotnienia,
ale rekompensowały to bezpieczeństwo finansowe, piękny
dom w Londynie, willa na Majorce i sprawna służba
prowadząca oba domy.
Niepokój, jaki odczuwała tego wieczoru, bez wątpienia nie
był związany z brakiem materialnego komfortu w życiu.
Liam oczekiwał, że zadzwoni do niego do hotelu. Jeden
głos mówił jej: zapomnij o tym; po tym, jak potraktował cię
przed ośmiu laty, nie ma prawa niczego oczekiwać. Ale drugi
głos przypominał o pogróżce Liama, że jeśli ona nie
zadzwoni, to on zrobi wszystko, by ją odnaleźć. A tego na
pewno nie chciała.
Poza tym wiedziała, co sprowadziło Liama do Londynu,
lecz on nie zdawał sobie sprawy z tego, że ona wie. W
dodatku nie miał pojęcia o jej obecnym życiu. Chciała, aby tak
pozostało.
- Proszę o połączenie z pokojem pana O'Reilly'ego -
powiedziała szybko, gdy obsługa hotelu odebrała telefon.
- Apartament pana O'Reilly jest na linii - padła uprzejma
odpowiedz.
Apartament... Musi sporo kosztować w takim eleganckim
hotelu. A więc Liam zachował jeszcze część majątku
zdobytego przed łaty. Patrząc na niego, zawsze trudno było
określić, jaka jest jego pozycja finansowa. Prawie zawsze miał
na sobie dżinsy, zwykłą koszulę i marynarkę. Tak jak dziś...
- Słucham - odezwał się szorstki głos, gdy słuchawka
została podniesiona.
- Cześć, Liam, prosiłeś, bym zadzwoniła - powiedziała
Laura, zdobywając się na niedbały ton. Nie musiała mu
zapewne o tym przypominać. Widać było, jak bardzo mu na
tym zależy.
- Owszem, Lauro - odparł z tym swoim czarującym
akcentem. Teraz, gdy ją rozpoznał, zmienił się też całkiem ton
jego głosu. - Chciałbym zaprosić cię na kolację.
- Już jadłam - odparła z pewną satysfakcją.
- Przecież dopiero dziewiąta - zdziwił się.
- W domu zawsze jadam o siódmej trzydzieści - odparła
zwięźle.
- A gdzie jest ten dom, Lauro?
- Niezłe podchody, Liam. - Roześmiała się swobodnie,
choć ręka ściskająca słuchawkę zwilgotniała.
- Też tak myślę - rzucił kpiąco. - Mało entuzjastycznie
podeszłaś do pomysłu, żebym cię odszukał w Londynie -
ciągnął z namysłem. - Po co te sekrety, Lauro? Czyżbyś nie
mieszkała sama? - spytał ostrzej.
- Co za domyślność, Liam. - Zaśmiała się. - Choć
właściwie nie tak trudno było na to wpaść, zważywszy na to,
ż
e minęło osiem lat.. - Przecież ten facet zdążył w tym czasie
ożenić się i rozwieść - chyba logiczne, że ona też pewnie
zrobiła co najmniej jedną z tych rzeczy.
- Nie nosisz obrączki - zauważył.
A więc nie wydawało jej się, że patrzył na jej rękę.
- Nie wszystkie kobiety teraz je noszą - odparła.
- Gdybyś była moją żoną, tobyś nosiła - rzucił szorstko.
- Gdybym była twoją żoną, miałabym też wariackie
papiery - rzuciła cierpko.
Natychmiast pożałowała tych słów. Odpowiedziała jej
lodowata cisza przerywana tylko odgłosem dwóch oddechów.
Dlaczego to powiedziała? Nie miało sensu wmawiać
sobie, że sprowokowała ją do tego arogancja Liama. Chciała
przecież, by ta rozmowa była jak najkrótsza i jak najmniej
osobista, a już po dwóch minutach pozwoliła, by przełamał jej
rezerwę.
Jednak i tym razem pomogła jej umiejętność panowania
nad sobą. Natychmiast po wybuchu zamilkła i zachowała
dystans.
- Wiesz, Lauro - przerwał ciszę, powoli wymawiając
słowa - powinniśmy się spotkać przed laty.
- Dziwne, ale wydaje mi się, że się spotkaliśmy
- odparła lodowatym głosem. - Chyba masz zanik pamięci
- dodała sarkastycznym tonem.
- Wcale nie - odparł niezrażony. - Ale gdybyś była taką
Laurą Carter osiem lat temu, sprawy pewnie potoczyłyby się
inaczej.
- Och, daj spokój - westchnęła z niesmakiem.
- Minęło osiem lat, a przez ten czas słyszałam już chyba
wszystkie możliwe gadki podrywaczy. Ta należy do
najsłabszych.
- To wcale nie była gadka podrywacza. Nie wiem, czy w
ogóle jeszcze umiem podrywać - dodał z goryczą. - W
przeciwieństwie do ciebie, o ile mogę sądzić, przez ostatnie
pięć lat prowadziłem bardzo spokojne życie. Umów się ze
mną na drinka, Lauro - namawiał dalej.
- Mówiłeś przecież, że już nie pijesz - przypomniała
oschle.
- Czasem pozwalam sobie na kieliszeczek białego wina w
towarzystwie - skorygował.
- Obawiam się, że dwa następne wieczory mam już zajęte.
To było typowe dla Liama - uważał, że ona zrezygnuje z
wszelkich zobowiązań towarzyskich i przybiegnie się z nim
spotkać.
Pewnie dlatego, że osiem lat temu tak właśnie by zrobiła.
Była wtedy po uszy w nim zakochana, każdą wolną chwilę
spędzali razem, często rezygnując nawet z towarzystwa
swoich przyjaciół.
Ale to było wtedy. A teraz było zupełnie inaczej. Te dwie
sytuacje diametralnie się różniły.
- Mam na myśli dzisiejszy wieczór, Lauro.
- Słowa Liama przerwały tok jej pełnych oburzenia myśli.
- Dzisiejszy? - powtórzyła z niedowierzaniem.
- Dlaczego nie? - upierał się.
- Bo już leżę w łóżku - odparła zdumiona, ale natychmiast
się zreflektowała, że niepotrzebnie to powiedziała. Było
dopiero dziesięć po dziewiątej.
- Sama? - zapytał obcesowo.
- Gdybym nie była sama, to przecież nie dzwoniłabym do
ciebie - odparła z zimną pogardą w głosie.
- Zdziwiłabyś się, do czego są zdolne niektóre kobiety -
skomentował zjadliwie.
- Ale nie ta - zapewniła z oburzeniem.
- A więc jesteś w łóżku. Sama. Dlaczego więc nic możesz
spotkać się ze mną na drinka?
Bo musiałabym wstać, pomyślała. Ubrać się. Zrobić sobie
makijaż, choć właśnie go zmyłam. Pojechać do hotelu. A
wszystko po to, by spędzić czas z kimś, z kim wcale nie chcę
się spotykać.
- Dziękuję, ale nie - powiedziała oficjalnym tonem -
Zrobiłam, jak prosiłeś i zadzwoniłam. Nie sądzę, abym była
zobowiązana do czegoś więcej ze względu na dawną
znajomość.
- A nie jesteś ciekawa, co się ze mną działo przez tych
osiem lat, Lauro? Bo ja bardzo jestem ciekaw, co u ciebie.
- Co mianowicie tak cię ciekawi? - spytała ostrożnie.
Zaczęła się mieć na baczności.
- Chciałbym wiedzieć, co porabiałaś przez ten czas. Bo na
pewno nie jesteś już tą samą łatwowierną studentką, którą
niegdyś znałem.
- Dzięki Bogu! - westchnęła z ulgą. - Słuchaj,
zadzwoniłam, bo mnie o to prosiłeś, zupełnie wbrew
zdrowemu rozsądkowi...
- Dlaczego tak mówisz? Czy jestem taki okropny albo
zdemoralizowany, że nie chcesz mieć już ze mną do
czynienia?
- Nic bądź śmieszny. Nawet cię już nie znam, nic o tobie
nie wiem...
- No właśnie, jest okazja to zmienić - zauważył z
satysfakcją.
- I wcale nie chcę poznać! - oświadczyła zdecydowanie.
- To nie było zbyt uprzejme, Lauro!
A czy uprzejmie było wyjechać przed ośmiu laty do
Hollywood i tak po prostu zniknąć z jej życia? Uprzejmie było
nie zadzwonić, nawet nie przysłać kartki? Nie zatroszczyć się
o to, czy wszystko u niej w porządku?
- Nie mamy o czym mówić, Liam - powiedziała
obojętnym tonem. - I nie mamy ze sobą nic wspólnego.
Oprócz tego, że ona jest właścicielką wydawnictwa, a on
autorem i obie strony dobrze by wyszły na tym, gdyby Shipley
Publishing nabyło prawa do jego najnowszej powieści.
- Mamy przeszłość...
- Wiem z doświadczenia, że grzebanie we wspomnieniach
to kompletna strata czasu - oświadczyła obcesowo. - Ludzie
rzadko podobnie zapisują, w pamięci te same doświadczenia.
- Pamiętam, że nasza znajomość sprzed ośmiu lat wlała
wiele piękna i słodyczy...
- Och, daj spokój - przerwała z niesmakiem.
- W moje życie - dokończył.
Może teraz tak mu się wydawało. Szkoda że nie osiem lat
temu!
- To tylko potwierdza moje wcześniejsze stwierdzenie, że
ludzie odnoszą, różne wrażenia. Na temat przeszłości czy
innych spraw - ciągnęła z przekonaniem. - Ja zapamiętałam
siebie jako dość głupią dwudziestojednolatkę zadurzoną w
pisarzu o światowej sławie. Pisarzu, który pewnie uważał
mnie za wrzód na...
- Znów jesteś niemiła - przerwał jej Liam. - Tym razem
dla samej siebie.
- Nie, po prostu trzeźwo rozumuję. Nic dziwnego, że nic
mogłeś się doczekać, kiedy zwiejesz z Anglii i ode mnie!
- To nie było tak...
- A właśnie że tak - zapewniła ze śmiechem. - Musiałam
być bardzo uciążliwa, gdy lak za tobą łaziłam jak wiemy pies,
spijałam każde słowo z twoich ust...
- Powiedziałem, że to wcale nie było tak - przerwał ze
złością. - Już samo to, że tak wszystko zapamiętałaś, jest
powodem, dla którego powinniśmy się spotkać.
- Jesteś bardzo uparty, Liam - westchnęła ze znużeniem. -
A może chodzi po prostu o to, że traktujesz mnie jako
wyzwanie teraz, gdy nie jestem już taka uległa jak kiedyś?
- Nigdy nie uważałem cię za uległą! - warknął.
Westchnęła, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji.
Jako Laura, nie miała cienia wątpliwości, że wcale nic ma
ochoty go spotykać - nadal zbyt żywo miała w pamięci ból,
jaki jej zadał w przeszłości. Jednak jako właścicielka Shipley
Publishing wiedziała, że na pewnym etapie negocjacji będzie
musiała się z nim spotkać. Może lepiej tymczasem
zniwelować wszelkie towarzyskie nieporozumienia. Chociaż
nie zamierzała na razie zdradzać, że nazywa się Shipley...
- A może po prostu sądzisz, że mąż mógłby mieć coś
przeciwko spotkaniu ze mną? - spytał cicho.
- Mojego męża w to nie mieszajmy - odparła wyniośle.
Nie zamierzała rozmawiać z Liamem o Robercie i swym
małżeństwie. Być może będą mieli wspólne interesy, ale nie
oznacza to, że wchodzą w rachubę jakieś zwierzenia na temat
ż
ycia osobistego.
- Z przyjemnością - odparł zdecydowanym tonem. - To
jak, Lauro? Spotkamy się na drinka dziś wieczór? Czy mam
cię odszukać jutro?
- To brzmi jak pogróżka.
- Daj spokój! - żachnął się niecierpliwie. - Kiedyś nie
byłaś taka oporna!
Kiedyś w ogóle była inna. Ale właśnie te zmiany sprawiły,
ż
e miała dość pewności siebie i siły, by bez obaw przyjąć jego
zaproszenie. Liam nie mógł jej dotknąć emocjonalnie. Już nie.
- Dobrze - spotkajmy się na drinka - zgodziła się
łaskawie.
- Dlaczego nie powiedziałaś tego dziesięć minut temu?
- Nie chciałam, żeby poszło ci zbyt łatwo - odparła
szczerze.
- Chyba niczego mi nie ułatwisz - westchnął. Zaśmiała się
cicho.
- Zgadłeś. Daj mi czterdzieści minut na ubranie się i
dojazd - powiedziała szybko, odrzucając satynową kołdrę i
wyskakując z łóżka,
- Będę czekał ze zmrożonym szampanem... - zapewnił
uwodzicielsko.
- Postawmy sprawę jasno na samym wstępie, Liam, nie
mamy czego świętować - zauważyła wyniośle.
- Może ty nie, ale ja tak - powiedział wesoło, nie
zważając na jej niechęć. - Jak się spotkamy, zdradzę ci powód.
Laura ubrała się i skrzywiła do swego odbicia w lustrze,
robiąc makijaż. Co mianowicie Liam zamierzał świętować? O
czym chciał jej powiedzieć? Chyba nie o książce „Świat
Josie", skoro trzymał całą sprawę w tajemnicy? A jeśli właśnie
o to chodziło? Jak powinna się zachować w tej sytuacji?
ROZDZIAŁ TRZECI
Po przybyciu do hotelu Laura zlustrowała szybko bar oraz
hol, by przekonać się, że nie ma tam Liama. To mogło
oznaczać tylko jedno...
Laura podeszła zdecydowanym krokiem do recepcji, a jej
dwubarwne oczy rzucały wściekłe błyski.
- Czy mógłby pan zadzwonić do apartamentu pana
O'Reilly'ego i powiedzieć, że czekam na niego na dole?
- Oczywiście, proszę pani - powiedział recepcjonista i
wykonał jej polecenie. Po krótkiej rozmowie z Liamem
zasłonił słuchawkę i zakomunikował:
- Pan O'Reilly zaprasza panią do swego apartamentu na
trzecim piętrze.
- Proszę powiedzieć, że czekam na niego w recepcji i ma
tu zejść, z szampanem albo bez niego! - Laura była tak
wściekła, że trudno jej było ukryć drżenie głosu, a dłonie
zacisnęły się w pięści.
Jak on śmie? Jak śmie przypuszczać, że ona przyjdzie na
drinka do jego pokoju? Za kogo on się ma? A przede
wszystkim - za kogo ją uważa?
Recepcjonista przekazał wiadomość i zakończył rozmowę,
po czym obdarzył Laurę bezmyślnym uprzejmym uśmiechem.
- Pan O'Reilly powiedział, że zejdzie za chwilę -
zapewnił.
- Dziękuję - rzuciła wyniośle, po czym odmaszerowała
sztywno i usadowiła się w jednym z przepastnych foteli,
wlepiwszy wzrok w cztery windy, bo spodziewała się, że z
jednej z nich wynurzy się Liam.
Nie wiedziała, czy zostanie teraz na tego obiecanego
drinka. Dosłownie gotowała się ze złości. Co za arogancja! Co
za bezczelność!
- Powiedziałbym, że do twarzy ci z tą złością
- rozległ się rozbawiony głos tuż przy jej uchu - ale
wątpię,
czy
w
obecnym
nastroju
doceniłabyś
ten
wyświechtany komplement.
Rozzłoszczona odwróciła się gwałtownie na dźwięk głosu
Liama i ujrzała jego twarz w odległości kilku centymetrów od
swojej.
Już drugi raz tego dnia nie wiedziała, skąd on się wziął.
Tym razem usiadła przecież naprzeciwko wind, a i tak jego
przybycie umknęło jej uwagi. Facet był nieuchwytny jak
taksówka przed londyńskim teatrem w sobotni wieczór!
- Zszedłem po schodach - powiedział, jakby czytał w jej
myślach.
- Trzy piętra? - spytała z niedowierzaniem. Liamowi,
którego znała, nie chciało się czasem przejść z sypialni do
kuchni!
Uśmiechnął się szeroko, widząc jej sceptyczny wyraz
twarzy.
- Po przeprowadzce do Irlandii bardzo polubiłem piesze
wędrówki - mówiąc to, lekko spochmurniał.
- To mnie uratowało.
- Jak miło - odparła z nieszczerym uśmiechem, nie chcąc
słyszeć, przed czym mianowicie się ratował.
- Widzę, że zabrałeś ze sobą szampana - dodała kpiąco,
patrząc na jego puste ręce.
- Czeka na nas w barze - zapewnił, wykonując dworny
ruch w tamtym kierunku.
Ciekawe, co to ma niby znaczyć? - zastanawiała się,
wstając. Ze niby od początku zamierzał wypić z nią szampana
w barze? Czy raczej zadzwonił szybko do barmana i poprosił,
by włożył drugą butelkę do lodu? Laura sądziła, że w grę
wchodziła raczej druga wersja wydarzeń.
- Za dużo myślisz - rzucił kpiąco Liam i delikatnie
otoczył ją ramieniem, gdy ruszyli w stronę baru.
- A wyglądasz cudownie - dodał z podziwem.
Skrzywiła się, słysząc ten komplement. Włożyła czarne
spodnie i dopasowaną kurteczkę z czarnej skóry, sądząc, że
wygląda w tym elegancko, lecz niekoniecznie ponętnie. Wcale
sobie nie życzyła, by Liam pomyślał, że chce mu się podobać.
Najwyraźniej jej się to nie udało!
Przyglądała mu się, gdy sączyli szampana, którego im
nalano, i zauważyła obojętnie, że jej przystojny ciemnowłosy
towarzysz budzi spore zainteresowanie kobiet obecnych w
barze. Pewne rzeczy się nie zmieniają, pomyślała gorzko.
Liam zawsze potrafił ściągnąć na siebie uwagę wszystkich
kobiet obecnych w promieniu dziesięciu metrów, bez względu
na ich wiek.
- No i jak twoje obserwacje, Lauro? - odezwał się
wreszcie, patrząc na nią roześmianymi oczami.
W środku cała zesztywniała, słysząc te słowa, ale na
zewnątrz sprawiała wrażenie zupełnie zrelaksowanej, gdy
siedziała obok niego na wygodnym fotelu.
- Jakie obserwacje? - spytała obojętnie.
- Na lemat zmian, jakie zaszły w moim wyglądzie przez
osiem lat - rzucił lekko.
Traktuje je tak niefrasobliwie, pomyślała, bo wie, że
zmiany te nie ujęły mu wcale atrakcyjności.
- Oboje jesteśmy o osiem lat starsi, Liam.
- Bardzo taktowna uwaga, Lauro - roześmiał się - ale nie
odpowiada na moje pytanie.
- Bo, prawdę mówiąc, nie widzę sensu w tym pytaniu, a
tym bardziej w odpowiedzi - odparła oschle, unosząc ciemne
brwi.
- Jaki on jest? - spytał, mrużąc niebieskie oczy. Z trudem
udało jej się zapanować nad sobą.
- Kto? - spytała wreszcie sztywno.
- Facet, za którego wyszłaś. Obrzuciła go chłodnym
spojrzeniem.
- Robert to najmilsza, najwspanialsza, najbardziej
taktowna osoba, jaką znałam - odparła bez wahania.
Liam zachmurzył się, wyraźnie niezadowolony z tej
odpowiedzi.
- Ale jaki jest w łóżku?
Laura, która właśnie piła szampana, omal nic zadławiła się
musującym płynem.
- Jak śmiesz? - parsknęła, gdy tylko złapała oddech i
drżącą ręką z impetem odstawiła kieliszek na stolik. - Za kogo
ty się masz? Nie masz prawa...
- Aż tak źle? - wpadł jej w słowo, wciąż nie odrywając od
niej wzroku.
- A cóż to niby ma znaczyć? - spytała, a na jej policzkach
wykwitły dwa czerwone rumieńce.
- Zbyt gwałtowna reakcja, Lauro. Zbyt gniewna - rzucił
szyderczo. - Za chwile usłyszę, ze będąc najmilszym,
najwspanialszym
i
najbardziej
taktownym
mężczyzną
rekompensuje to, że nie zadowala cię w łóżku.
- Mylisz się - odparła zjadliwie, schylając się po swoją
torebkę. - Bo nie mam ci nic więcej do powiedzenia ani o
Robercie, ani na żaden inny temat. - Wstała, patrząc na niego
z pogardą. - Muszę przyznać, że rzeczywiście się zmieniłeś
przez te wszystkie lata, Liam, niestety na gorsze.
- Och, daj spokój, siadaj - rzucił ze znużeniem.
- Ho dobrze, nie powinienem robie tych uwag o twoim
mężu. - „Nawet jeśli są prawdziwe", mówił jego ton.
- Przepraszam, w porządku? - dodał szybko.
- Nie, nie w porządku - wycedziła. Pochylił się i ujął
jedną z jej dłoni,
- Nie przyszło ci do głowy, że mogę być troszkę
zazdrosny? - spytał. - Przecież kiedyś uważałaś, że to ja
jestem najwspanialszy.
Parsknęła pogardliwym śmiechem.
- To było, zanim dorosłam na tyle, by odróżniać złoto od
tombaku!
Zanim puścił jej dłoń, zacisnął na niej na chwilę palce -
była to jedyna oznaka wskazująca, że ugodziły go jej słowa.
Nie żałowała, że były tak ostre. Nie pozwoli nikomu
obrażać Roberta. Swego czasu ocalił ją, gdy przechodziła
poważny kryzys.
Była poruszona sugestią Liama, że jest zazdrosny o jej
uczucia do Roberta. Przez moment pomyślała, że być może w
przeszłości krzywdząco uznała go za nieczułego. Ale
natychmiast się zreflektowała. Jego uczucie zazdrości
wypływało wyłącznie z egoizmu, lak jak wszystkie jego
uczucia.
- Od razu ci powiedziałam, że to bez sensu, Liam.
- Uśmiechnęła się ze smutkiem. - Nie mamy już ze sobą
nic wspólnego. - O ile kiedykolwiek mieliśmy. Takie
spotkania dawnych przyjaciół....
- Dawnych kochanków! - wpadł jej w słowo, a w jego
oczach zapłonęła namiętność. - Nie próbuj zaprzeczać, że coś
nas łączyło w przeszłości!
Zaprzeczać! Najchętniej wykasowałaby ten fakt z pamięci,
jak z twardego dysku.
Owszem, byli kochankami. Ale już dawno postanowiła
więcej o tym nie myśleć.
- Proszę cię Lauro, usiądź - powiedział cicho.
- Postaram się nie mówić już nic obraźliwego.
- Postarasz się? - powtórzyła oschle, kręcąc głową nad
jego arogancją. - Jeśli chcesz, żebym została, musisz mi
obiecać coś więcej.
- Pogódź się z tym, że czasem może coś mi się wymknąć
zupełnie niechcący.
Laura skrzywiła się ironicznie. I to ma usprawiedliwiać to,
co już od ciebie zdążyłam usłyszeć?
- Prawdę mówiąc, owszem. Opadła ciężko na fotel.
- Naprawdę jesteś najbardziej aroganckim facetem,
jakiego miałam nieszczęście poznać!
Błysnął zębami w uśmiechu i pochylił się, by napełnić
kieliszki szampanem.
- No, przynajmniej czymś się wyróżniam w twoich
wspomnieniach.
- Arogancja to nie zaleta.
- Spróbuję o tym pamiętać - rzucił cierpko.
- A tymczasem wznieśmy toast... - Podał Laurze
napełniony kieliszek, a potem uniósł drugi.
- A za co? - spytała, przełykając ślinę. Gdyby chodziło o
nową książkę, me wiedziałoby, jak ma się zachować.
- Za dawnych kochanków i nowych przyjaciół?
- zaproponował.
Odpowiedziała mu bladym uśmiechem, czując ulgę, że nie
chodzi o książkę, ale jego propozycja też niezbyt jej się
spodobała.
- O tym pierwszym najchętniej bym zapomniała, a to
drugie wydaje mi się mało prawdopodobne - wyznała
szczerze.
- W każdym razie wypijmy za nas - mruknął zachęcająco.
- „Za nas"?
- A powiedziałaś mu o nas? - zagadnął, gdy spełnili toast.
Zesztywniała.
- Robertowi? - spytała, by zyskać na czasie.
- Oczywiście - odparł ze śmiechem. - Chyba że w ciągu
ostatnich ośmiu lat miałaś jeszcze innych mężów. A tak z
ciekawości... kiedy za niego wyszłaś?
- Robert i ja pobraliśmy się siedem i pól roku temu
- odparła beznamiętnym tonem.
- No to nie było czasu na innych mężów - odpowiedział
sobie na pytanie. - A więc wyszłaś za niego już w kilka
miesięcy po moim wyjeździe do Kalifornii... - zauważył.
- Ty ledwie wylądowałeś w Los Angeles, już byłeś
zaręczony i żonaty - rzuciła cierpko.
Wciąż żywo pamiętała uczucie beznadziejnego smutku,
które towarzyszyło jej, gdy czytała w gazetach spekulacje na
temat jego znajomości z Dianą Porter.
Kiedy po paru tygodniach plotki zostały potwierdzone
przez zdjęcia ślubne, popadła w rozpacz. Gdyby nie Robert...
- Wygląda na to, że żadne z nas nie miało złamanego
serca po rozstaniu - przyznał Liam. - Przypuszczam, że twój
ukochany wuj zaaprobował Roberta?
Laura bardzo powoli odstawiła kieliszek na niski stolik, by
nie zdradzić drżenia dłoni.
Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miała
zaledwie szesnaście lat, została wówczas bez żadnej bliskiej
rodziny. Ojciec chrzestny, któremu przypadło honorowe
miano „wuja", będący wykonawcą testamentu rodziców,
organizował jej odtąd naukę w szkołach z internatem, gdzie
zdobywała piątki, zanim podjęta samodzielne studia na
uniwersytecie.
Gdy osiem i pół roku wcześniej zaczęła spotykać się z
Liamem, powiedziała mu o swoim ojcu chrzestnym. Jednak
Liam nigdy go nie poznał.
Oczywiście wuj bardzo się interesował sławnym pisarzem
obecnym w życiu jego podopiecznej, a ona wielokrotnie
proponowała Liamowi, żeby zaaranżować wspólne spotkanie.
Jednak on nigdy nie przystał na tę propozycję.
Jego powściągliwość stała się zrozumiała, gdy wyjechał
do Ameryki, a w kilka miesięcy później poślubił inną kobietę.
Po co miał poznawać opiekuna młodej studentki, z którą
spotykał się przez pół roku, skoro nie traktował jej poważnie?
Teraz Laura zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Nie sądzę, aby to była twoja sprawa. Tak jak i inne mnie
dotyczące - odparła lodowatym tonem. - Zresztą ja również
zupełnie nie interesuję się twoim życiem osobistym - dodała
pogardliwie.
Jej wyniosłość najwyraźniej nie robiła na nim żadnego
wrażenia.
- A co z moim życiem zawodowym? - spytał
prowokacyjnym tonem. - Czy nie chciałabyś wiedzieć...
- Nie! - przerwała raptownie, zanim zdążył powiedzieć
coś, co postawiłoby ją w niezręcznej sytuacji. A gdyby
wspomniała o Shipley Publishing... - Nie, Liam, nic chcę
również nic wiedzieć o twoim życiu zawodowym - ciągnęła
już spokojniej. - A zresztą - zerknęła na zegarek - muszę już
iść.
- Kopciuszek zmienia się w dynię z uderzeniem
jedenastej? - zażartował.
Potrząsnęła z uśmiechem głową.
- Słabo znasz bajki, Liam. Kopciuszek zamienia się w
kocmołucha. Ale dopiero o dwunastej.
- Moja ignorancja płynie z trudnego dzieciństwa. Mama
nic miała czasu na czytanie mi bajek. Musiała ciągle
pracować, by utrzymać mnie i trzy siostry po śmierci ojca.
Rzucił tę uwagę bez śladu goryczy w głosie, ale Laura
wiedziała, że jego matce nie było łatwo samej z czwórką
dzieci. Ojciec Liama został zabity, gdy on sam, najstarszy z
rodzeństwa, miał siedem lat. Nie wiedziała, jak Mary O'Reilly
poradziła sobie przez te wszystkie lata. To, że Liam został
wziętym pisarzem w wieku dwudziestu paru lat, bardzo
pomogło finansowo jego rodzinie. Ale nie cofnęło smutnego
dzieciństwa całej czwórki.
Jednak Laura nie zamierzała rozczulać się teraz nad
trudnym dzieciństwem Liama i nad nim samym.
- Czy u twojej mamy i sióstr wszystko w porządku? -
spytała uprzejmie.
- O, tak - odparł, uśmiechając się na myśl o swojej
rodzinie. - Mama mieszka w bardzo ładnym domu na
zachodnim wybrzeżu Irlandii, a siostry są szczęśliwymi
mężatkami. W sumie mają czternaścioro dzieci.
- Mama musi być zachwycona - uśmiechnęła się Laura.
Liam skrzywił się.
- Mama będzie naprawdę szczęśliwa dopiero wtedy, gdy
dam jej wnuka, który otrzyma nasze nazwisko rodowe.
Laura uniosła ciemne brwi.
- W Irlandii jest pewnie niemało ludzi o tym nazwisku.
- Oczywiście, że niemało - odparł, specjalnie
wzmacniając jeszcze swój akcent. - Ale ja jestem jedynym
męskim przedstawicielem tej gałęzi rodziny - wyjaśnił z
ż
alem.
- A więc to nakłada na ciebie ciężar odpowiedzialności.
Czy w najbliższej przyszłości możesz oczekiwać małego
O'Reilly'ego męskiej lub chociaż żeńskiej płci?
- Niestety nie - odparł cierpko.
- Biedna mama - powiedziała z wyrzutem, wstając z
miejsca. - Dziękuję za szampana, Liam. Był bardzo dobry.
- W przeciwieństwie do towarzystwa? - spytał, również
wstając. Był zaledwie kilka centymetrów od niej.
Laura wolałaby, żeby nie stał aż tak blisko. Czuła lekki
zapach jego wody kolońskiej.
- Towarzystwo też było dobre - odparła uprzejmie. -
Przyjemnego pobytu w Londynie. Może się kiedyś jeszcze
spotkamy, za jakieś osiem lat na przykład. - Odwróciła się.
- Odprowadzę cię do drzwi - powiedział Liam, ujmując ją
lekko za łokieć. - Przynajmniej tyle zrobię, skoro nie mogę
odwieźć cię do domu - ciągnął, widząc jej spłoszone
spojrzenie.
Zignorowała tę uwagę. Chciała tylko jak najszybciej
odjechać z tego hotelu, byle dalej od Liama.
- To dalej niż do drzwi - zauważyła, podnosząc wzrok na
markizę, gdy stanęli przed wejściem do hotelu
- Bo pomyślałem sobie, że nie byłabyś zadowolona,
gdybym zrobił to w środku - szepnął, po czym szybko pochylił
się i pocałował ją w usta.
Było to tak nieoczekiwane, że nie zdążyła zareagować.
Gdy jednak poczuła gorące fale rozlewające się po ciele, które
pamiętało, ile przyjemności zaznało z tym mężczyzną,
wiedziała, że musi mu się natychmiast wyrwać.
Odsunęła gwałtownie twarz i odepchnęła od siebie Liama,
który objął ją mocno w talii.
- To było zupełnie nie na miejscu! - wyrzuciła z siebie z
urywanym oddechem, cała w pąsach.
- Ale potrzebne - szepnął. - Przynajmniej mnie. - Pokręcił
z żalem głową. - Wiem, że jesteś mężatką, i przepraszam za
to, co zrobiłem. Ale możesz mu powiedzieć ode mnie, że jest
szczęściarzem.
Jej oczy rzuciły gniewne błyski.
- Zamierzam zapomnieć o wszystkim, co tu zaszło, jak
tylko wsiądę do taksówki - powiedziała z naciskiem. - Jesteś
jeszcze podlejszy, niż sądziłam.
- Słowa, słowa - rzucił lekko.
Miała ochotę go uderzyć. Zaledwie krótkie spotkanie z
Liamem wystarczyło, by przestała panować nad emocjami i
zamieniła się w kłębek nerwów.
- Pewnego dnia znajdziesz się w sytuacji, nad którą nic
będziesz miał kontroli. Daj mi znać, jak cię coś takiego
spotka, chciałabym to zobaczyć.
Uniósł ze zdziwieniem brwi.
- Nigdy nie byłaś mściwa, Lauro.
O tak, zmieniła się, i to bardzo. Zawsze myślała z żalem o
tej lekkomyślnej, beztroskiej dziewczynie, która niegdyś była.
- Teraz też nie jestem mściwa, może tylko trochę znużona
ż
yciem - westchnęła. - Naprawdę muszę już lecieć - dodała
rzeczowym tonem. - Niektórzy ludzie rano chodzą do pracy -
zauważyła złośliwie.
Liam odprowadził ją do taksówki i otworzył przed nią
tylne drzwi.
- A czym właściwie się zajmujesz? - spytał z
zainteresowaniem.
- Redaguję książki - odparła, zachowując połowiczną
prawdę. W końcu rzeczywiście, w trosce o renomę firmy,
czytała i nadzorowała opracowanie wszystkich tekstów
spływających do Shipley Publishing.
- Naprawdę? - Liam był wyraźnie pod wrażeniem. - A w
jakim...
- Było miło, ale muszę jechać - przerwała.
- Chciałbym znów się z tobą zobaczyć - oświadczył
poważnie.
- Niemożliwe - rzuciła zdecydowanie. - Dobranoc -
dodała szybko i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, nachylając
się ku kierowcy, by podać mu adres.
Nie obejrzała się, choć wiedziała, że Liam stoi na
chodniku i patrzy za odjeżdżającą taksówką, dopóki nie znikła
za rogiem.
Dopiero wtedy Laura poczuła, jak stopniowo opada z niej
napięcie.
Wiedziała, że nie należało umawiać się z Liamem, zrobiła
to tylko po to, żeby nie próbował jej odszukać. Jednak w
bliskiej przyszłości i tak dowie się, kim ona jest. Po spędzeniu
z nim ostatniej godziny żałowała, że nie zdecydowała się na
taką wersję zdarzeń.
Wszystko byłoby lepsze niż ta ostatnia godzina! I ten
pocałunek...
Przejechała koniuszkiem języka po ustach, wciąż jeszcze
czując drażniący dotyk warg Liama. Jak to możliwe, że
jeszcze tak na nią działał? Po tym wszystkim, co między nimi
zaszło, po bólu i rozczarowaniach, których był przyczyną.
Czuła się rozbita, zdezorientowana. Była zła na siebie. I na
niego. A przecież powinna panować nad sobą, być
skoncentrowana i pewna siebie. Gdy następnym razem go
spotka, taka właśnie będzie.
W domu paliło się światło, gdy weszła tam w kilka minut
później i skierowała się prosto do kuchni, gdzie czekała na nią
Amy Faulkner, jej gospodyni, popijając kawę i oglądając
telewizję.
Niska, przysadzista i bezpretensjonalna Amy miała
pięćdziesiąt kilka lat i od prawie dwudziestu zarządzała
domem Roberta, gdy Laura została jego żoną. Starsza kobieta
przyjęła ją, jakby była jej córką, którą los nigdy jej nie
obdarzył. Od razu bardzo się polubiły. Laura wyjątkowo
ceniła sobie obecność drugiej kobiety w domu, zwłaszcza w
ostatnich latach.
Na widok Laury gospodyni wstała z uśmiechem i
wyłączyła telewizję.
- Udany wieczór, pani Shipley? - spytała.
- To było tylko spotkanie służbowe, Amy - odparła. - W
domu wszystko w porządku?
- Oczywiście - odpowiedziała Amy z uśmiechem.
- Zasnął, jak tylko pani wyszła.
- Wpadnę do niego, zanim pójdę do siebie. Dziękuję, że
zostałaś, Amy, choć powiadomiłam cię w ostatniej chwili. -
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Zawsze może pani na mnie liczyć, Lauro, przecież
wiem, że pani niełatwo - odparła ciepło Amy.
- A on lubi ze mną zostawać.
- Wiem. - Laura uścisnęła łagodnie ramię Amy.
- Ale i tak bardzo dziękuję.
Cicho wspięła się po schodach i zajrzała do pokoju
przyległego do jej sypialni.
Pomieszczenie oświetlała mała lampka nocna, więc Laura
dotarła do bujanego fotela przy łóżku, nic potrącając żadnych
mebli. Usiadła i spojrzała ze wzruszeniem na śpiącego
chłopczyka.
Spod kołdry wystawała tylko jego głowa i szczupłe
ramiona, usta miał lekko rozchylone. Ciemne rzęsy prawie
dotykały policzków, ciemne włosy wiły się na poduszce.
Robert Shipley. Junior, dodała w myślach. Zawsze upierał
się, by go tak nazywać. Ale wszyscy, którzy go kochali,
mówili do niego Bobby.
Siedem lat, czarne włosy, niebieskie oczy. Łobuziak i
bystrzak. Był miłością jej życia.
To właśnie z jego powodu Liam O'Reilly nie może mieć tu
wstępu. Gdyż Mary 0'Reilly, matka Liama, nie wiedząc o tym,
miała już swego wyczekiwanego wnuka.
Tylko że nie nazywał się O'Reilly. I nigdy nie będzie.
Choć Bobby był bez wątpienia synem Liama...
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Mówi, że chce się dziś umówić na spotkanie. Laura
upatrzyła się w Perry'ego niewidzącymi oczami. Nie słyszała
już nic z tego, co mówił dalej, zaskoczona wiadomością, że
Liam właśnie zadzwonił.
- Przepraszam, Peny, czy możesz powtórzyć? - poprosiła,
rozpaczliwie próbując się skoncentrować.
Słabo spała tej nocy, przygnieciona nawałem różnych
myśli.
Przez ponad siedem lat, od kiedy postanowiła poślubić
Roberta, żyła w strachu, że Liam może wtargnąć w jej życie,
rozpoznać w Bobbym swego syna i domagać się praw do
niego. A przecież stracił je, gdy tak bezdusznie ją porzucił.
Oczywiście nic miał wtedy pojęcia, że Laura była w ciąży
- sama przecież jeszcze o tym nie wiedziała.
Gdyby jednak raczył do niej choć raz zadzwonić,
powiedziałaby mu, że zostanie ojcem. Zamiast tego
dowiedziała się z gazety, że ożenił się z inną kobietą!
Będąc w ciąży, samotna, przerażona, znienawidziła go i
nie chciała więcej widzieć. Z czasem jej ból i nienawiść się
wypaliły.
Robert był cudownym mężem i ojcem. Zawdzięczała mu
wszystko, co osiągnęła. Z czasem Liam O'Reilly stał się
bladym cieniem z przeszłości, rozdziałem z jej dawnego życia,
który wspominała z niejakim wstydem.
Z perspektywy czasu widziała, że mu się narzucała, me
chciała dostrzec sygnałów, które mówiły wyraźnie, że jej
uczucie nie było odwzajemnione.
Co nie znaczy, że nie winiła Liama za to, co się stało -
przecież nie zrobił nic, by nie doszło do ich zbliżenia. Patrzyła
teraz na wszystko dojrzalej, ale mu nie wybaczyła i nie chciała
go więcej widzieć!
Jednak nie mogła odrzucić błyskotliwego tekstu, który
przekazał jej Perry przed trzema tygodniami, bez wzbudzania
podejrzeń redaktora naczelnego, choć już po przeczytaniu
pierwszego rozdziału rozpoznała styl autora.
- Liam O'Reilly postanowił wrócić dziś wieczorem do
Irlandii - powtórzył cierpliwie Perry. - Przed wyjazdem
chciałby przyjść i omówić warunki umowy.
- Miałeś chyba na myśli Reilly'ego O'Shea - poprawiła
spokojnie, by zyskać na czasie. - Co mu powiedziałeś?
- śe mam dziś bardzo napięty plan, ale zobaczę, co da się
zrobić i oddzwonię.
Wzięła głęboki oddech i spytała oficjalnym tonem:
- Czy ty i David - chodziło jej o pracownika z działu
umów - macie przygotowane warunki kontraktu?
Perty zawahał się.
- One zależą od tego, z kim zawieramy umowę, prawda? -
Pokręcił głową z zakłopotaniem. - To trudna sytuacja, Lauro.
Sądzę, że powinnaś się zająć sprawą osobiście.
Opadła ciężko na oparcie fotela, kobieta interesu w
każdym calu, sądząc po jej czarnym garniturze i białej
jedwabnej bluzce. „Strój człowieka władzy", żartował Robert,
ale Laura wiedziała, że w wieku dwudziestu dziewięciu lat jest
nieraz postrzegana jako zbyt młoda jak na dyrektorkę
wydawnictwa, więc przywiązywała dużą wagę do swego
wizerunku.
- Jestem pewna, że sam znakomicie sobie z tym
poradzisz, Perry - uśmiechnęła się, łechcąc jego ego.
Perry był ambitnym facetem, który cenił sobie stanowisko
redaktora naczelnego w dobrym wydawnictwie. Nie zniósłby
tego, że ktoś kwestionuje jego kompetencje.
- Ale to nie są zwykłe negocjacje - westchnął. - Nie wiem,
jak to rozegrać. Bardzo mi zależy na tym tekście, chcę podpis
autora na umowie, zanim się wycofa albo pójdzie do innego
wydawcy. Ale jak mam z nim negocjować, nie zdradzając, że
wiem, kim jest? A chciałbym przecież opublikować tę książkę
z nazwiskiem O'Reilly na okładce. Nie mogę go wystraszyć.
- Jego chyba niełatwo wystraszyć - mruknęła z
przekąsem, uśmiechając się niewesoło.
- Sądzę jednak, że twój osobisty udział w spotkaniu...
- Dałby mu błędne pojęcie o jego pozycji - wtrąciła
szybko. - Chyba najlepiej byłoby oznajmić, że nie masz czasu
się z nim dziś spotkać.
- Lauro, on powiedział, że zabiera tekst z powrotem do
Irlandii, jeśli do końca dnia nie złożymy mu ostatecznej
propozycji - ostrzegł spokojnie Perry.
Nawet podając się za jakiegoś O'Shea - a raczej zwłaszcza
z tego powodu! - pisarz zachowywał się wyjątkowo
arogancko. Debiutujący autorzy nieraz muszą czekać całymi
miesiącami na odpowiedź z wydawnictwa po złożeniu
maszynopisu. Liam powinien być zadowolony, że Shipley
Publishing odezwało się tak szybko, co nie znaczy, że woda
sodowa ma mu uderzać do głowy! Jednak, bez względu na to,
za kogo się podawał, autor był przecież Liamem O'Reillym,
więc...
- Wiem, wiem! - mruknął Perry, jakby czytał w jej
myślach, zrywając się niecierpliwie z krzesła. - W pierwszym
odruchu też chciałem odesłać go do diabła.
- Perry zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju.
- Ale czuję, że ta książka to murowany sukces. Nie
chciałbym jej stracić.
- Zapowiadają się trudne negocjacje - uznała Laura.
Niedawne spotkanie przekonało ją, że Liam jest jeszcze
bardziej arogancki niż kiedyś. Trochę to dziwne, zważywszy
na to, że nie wydał przez osiem lat żadnej książki.
Jednak, tak jak Peny, była zachwycona „Światem Josie",
tajemniczą opowieścią o dziewczynie dorastającej w małej
irlandzkiej wiosce. Ta książka przebiłaby wszystkie, jakie
dotychczas wydało ich wydawnictwo. Problem polegał na
tym, że Liam też o tym wiedział...
- Trudne, nietrudne, ja chcę mieć tę książkę -
zapowiedział Perry z determinacją.
- A więc uzgodnij z nim warunki - poleciła lakonicznie.
- A jeśli będę musiał skonsultować się z tobą?
- Zadzwonisz - ucięła zdecydowanie. Za żadne skarby nie
chciała się spotkać z Liamem! Spojrzała na zegarek. - Jest
dziesiąta trzydzieści - powiedziała. - Umów się z nim na
czwartą. - Pomyślała, że ona opuści już wówczas redakcję, by
odebrać Bobby'ego ze szkoły.
Jak zauważyła Amy poprzedniego wieczoru, godzenie
obowiązków matki i dyrektorki wydawnictwa nie było łatwe.
Jednak przy pomocy takich ludzi jak Amy i dzięki
sprawdzonemu zespołowi wydawnictwa Laurze udawało się
sprawnie
ż
onglować
wszystkimi
piłeczkami.
Nie
przeszkadzało jej to, że cierpiało na tym wszystkim jej życie
osobiste: i tak miała więcej, niż kiedykolwiek się spodziewała.
- Dzięki temu nie wyjdziesz na zbyt uległego -
przekonywała Perry'ego.
- Masz rację - zgodził się. - Trochę się w tym wszystkim
pogubiłem. - Podszedł zdecydowanym krokiem do drzwi -
Zadzwonię do niego i powiem, że wygospodaruję parę minut
koło czwartej. - Zatrzymał się w otwartych drzwiach. - śycz
mi szczęścia.
Skinęła głową z uśmiechem. Wiedziała, że będzie go
potrzebował.
- Mówiłam, że pani Shipley jest w tej chwili zajęta i nie
może pan tam wejść! - Laura usłyszała podniesiony głos Ruth,
swojej sekretarki, a potem drzwi do gabinetu stanęły otworem.
- Czyżby? - zadrwił Liam, stając arogancko w drzwiach i
patrząc wyzywająco na Laurę, która siedziała za swym
imponującym biurkiem przy oknie.
Pomyślała bez sensu, że jest dopiero trzecia, więc Liam
powinien zjawić się w wydawnictwie dopiero za godzinę.
- Przepraszam, pani Shipley. - Niska, pulchna, rudowłosa,
bardzo kompetentna sekretarka Ruth nie posiadała się z
oburzenia. - Ten pan uparł się, żeby się z panią spotkać, choć
nie był umówiony...
- Powiedziałem tej pani, że nie muszę się z tobą umawiać
- wpadł jej w słowo Liam.
Ależ owszem, pomyślała, odkładając wolno pióro Laura -
i spotkała by cię odmowa.
- W porządku, Ruth. - Uśmiechnęła się z przymusem do
sekretarki. - Pan O'Reilly i ja jesteśmy... znajomymi.
Sekretarka
wyszła,
obrzuciwszy
przedtem
Liama
niechętnym spojrzeniem.
- Ładny gabinet - zauważył, rozglądając się po
eleganckim wnętrzu.
Trzy ściany zajmowały dębowe półki, na których
wyeksponowano książki opublikowane w wydawnictwie.
Biurko Laury wykonano z tego samego jasnego dębu, na
podłodze leżał ładny niebieski dywan.
Laura przyglądała się uważnie Liamowi, który zbliżył się
do jej biurka. Miał na sobie stare, spłowiało dżinsy, szarą
koszulę i czarną marynarkę. Nic dziwnego, że Ruth broniła jak
lwica wejścia do jej gabinetu - nie wyglądał na odnoszącego
sukcesy autora, a tym bardziej na milionera.
- Pani Shipley... - mruknął z niedowierzaniem. Laura
usłyszała w tych słowach nutkę lekceważenia.
- Pan O'Reilly - odpowiedziała zgryźliwie. - Czy może
raczej pan O'Shea?
Skoro wiedział, kim ona jest, nic było sensu dłużej
udawać, że nie odkryła jego podstępu. Tym bardziej że wcale
go nic okłamała - nie pytał przecież, jakie nosi nazwisko po
mężu.
Liam przyglądał jej się uważnie, przymrużywszy oczy,
jakby próbował odkryć, czego jeszcze o niej nic wie. Gdy nie
mogła już dłużej znieść tego świdrującego spojrzenia,
zapytała:
- Skąd wiedziałeś, jak mnie znaleźć?
- Spytałem w recepcji na dole i skierowano mnie na
najwyższe piętro - odparł z błazeńską miną.
- Bardzo śmieszne, Liam - odparła ze znużeniem. - Wiesz,
ż
e nie o to pytam.
- Naprawdę? Powiedz mi, Lauro, czy dobrze się bawiłaś,
prowadząc ze mną tę całą gierkę? - warknął, a jego niebieskie
oczy pociemniały z gniewu.
- Nie prowadziłam przecież żadnej gry...
- Czyżby? - przerwał zjadliwym tonem. - Przecież
wczoraj w hotelu ty i Perry Webster nie daliście po sobie
poznać, że się znacie, a tym bardziej że jesteś jego
pracodawczynią. A gdy spotkaliśmy się na drinka, nie
powiedziałaś, że wiesz, dlaczego jestem w Londynie.
- Po prostu nie widziałam powodu...
- Nic widziałaś powodu! - powtórzył, przechadzając się
po gabinecie jak lew w klatce. - Powiem ci, o co chodzi -
warknął, opierając się o blat jej biurka i pochylając do przodu.
- Specjalnie zrobiłaś ze mnie głupca!
- Wcale nie!
- O tak, pani Shipley.
- Powiedziałam ci, że wyszłam za mąż. To nie ja podałam
fałszywe nazwisko...
- Ale wiedziałaś od początku, kto się za nim ukrywa, i
postanowiłaś się na mnie zemścić...
- Skoro tak myślisz, musisz mieć bardzo złe zdanie o
mnie - odpowiedziała ze złością. - I chyba przeceniasz rolę,
jaką odegrałeś w moim życiu.
Przez kilka minut wpatrywali się w siebie w milczeniu
przez szerokość biurka.
- Naprawdę? - spytał.
- Co? - spytała Laura. Nagle napięcie panujące między
nimi opadło, atmosfera uległa subtelnej zmianie.
- Czy naprawdę przeceniam to, ile dla siebie kiedyś
znaczyliśmy? - spytał zduszonym głosem.
Ta sugestia wystarczyła Laurze, by czar chwili prysł.
Potrząsnęła głową i z drwiącym wyrazem twarzy wycedziła:
- Sądziłam, że dojść jasno się wyraziłam wczorajszego
wieczora:
byłam
smarkulą
zadurzoną
w
starszym,
doświadczonym mężczyźnie...
- A właśnie... - wpadł jej w słowo, odsuwając się ku jej
uldze od biurka. - O ile mi wiadomo, Robert Shipley...
- Powiedziałam ci wczoraj, że nie zamierzam rozmawiać
z tobą o Robercie! - przerwała ostro.
- Robert Shipley miał pięćdziesiąt trzy lata, gdy za niego
wyszłaś - ciągnął Liam, niezrażony.
Laura podniosła się z krzesła.
- I pięćdziesiąt osiem, gdy zmarł przed dwoma laty.
Zostałaś wdową i jego jedyną spadkobierczynią... - dokończył
cicho.
Laura opadła z powrotem na krzesło, krew odpłynęła z jej
policzków. Wszystko, co powiedział, było prawdą, oprócz
jednej rzeczy. Owszem, odziedziczyła po mężu majątek i
wydawnictwo. Ale współwłaścicielem tej fortuny był Robert
Shipley junior. Bobby, syn Liama...
ROZDZIAŁ PIATY
- Widzę, że odrobiłeś pracę domową - powiedziała
spokojnie, nie dając po sobie poznać, że walczy z przypływem
paniki.
Jednak nic końca, skoro nie odkryłeś istnienia Roberta
Shipleya juniora, pomyślała.
- Wciąż jeszcze nie wyjaśniłeś, jak dowiedziałeś się, że
nazywam się Shipley - zagadnęła, nie kryjąc zaciekawienia.
Liam wzruszył ramionami.
- To wcale nie było takie trudne. Wróciłaś wczoraj do
domu hotelową taksówką. Spotkałem kierowcę dziś rano,
powiedziałem mu, że zostawiłaś coś wczoraj i poprosiłem, by
podał mi adres, abym mógł ci to zwrócić.
- Tak po prostu? - spytała, żałując, że zwolniła wcześnie
kierowcę, nie wiedząc, że będzie gdzieś wychodzić
wieczorem.
- Oczywiście. - Liam pokiwał głową z satysfakcją. -
Potem wystarczyło popytać tu i ówdzie, kto mieszka w
pewnym domu w Knightsbridge. Możesz sobie wyobrazić
moje zdumienie, gdy dowiedziałem się, że jest to właścicielka
Shipley Publishing!
- I oto jesteś tutaj! - zauważyła niezobowiązującym
tonem. - Chyba masz spotkanie z Perrym za jakieś czterdzieści
minut...
- Zapomnijmy o Perrym - przerwał bezceremonialnie. -
Przyszedłem zobaczyć się z tobą.
- Przykro mi, Liam, ale mam spotkanie za dwadzieścia
minut, na które muszę dojechać.
- Odwołaj je! - zażądał stanowczo.
- Nie ma mowy - powiedziała wyniośle, oburzona jego
arogancją.
Laura miała tego dnia odebrać Bobby'ego ze szkoły.
Zazwyczaj odwoziła synka rano, a Amy odbierała go po
południu, ale we wtorki gospodyni miała wolne i w te dni
Laura przyjeżdżała po chłopca prosto z pracy. Nie mogła się
spóźnić ani wysłać szofera.
Nie zamierzała jednak wyjaśniać tego wszystkiego
Liamowi.
On tymczasem usadowił się na skórzanym fotelu stojącym
po drugiej stronie jej biurka.
- Widzę, że bardzo się tym wszystkim przejmujesz? -
powiedział, rozglądając się znacząco wokół siebie, a widząc
jej zdziwione spojrzenie, dodał: - Shipley Publishing.
Laura zdekoncentrowała się nieco, myśląc o synu, ale
natychmiast się zreflektowała.
- Oczywiście, że tak - rzuciła cierpko. - Bądź co bądź
wybrałeś to wydawnictwo ze względu na jego renomę.
- Bo nie wiedziałem, że nim kierujesz.
- A co to za różnica? - zignorowała obraźliwą uwagę.
- Duża! - Skrzywił się.
Laura nabrała powietrza w płuca, by zachować spokój.
- Jeszcze nie podpisałeś z nami umowy, więc nie jesteś do
niczego zobowiązany...
- Co sądzisz o „Świecie Josie"? - wpadł jej w słowo. - I
nie mów, że nie czytałaś, bo ci nie uwierzę.
- Pod jednym względem wcale się nie zmieniłeś -
powiedziała z niesmakiem. - Jesteś tak samo arogancki jak
kiedyś!
Uwaga nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, nadal
wpatrywał się w Laurę z napięciem.
- No powiedz. Westchnęła.
- Na pewno sam dobrze wiesz, że „Świat Josie" to
błyskotliwie napisana, poruszająca powieść.
- Tak sądzisz?
Obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Po raz pierwszy od
chwili gdy się spotkali, usłyszała nutę niepewności w jego
glosie. Czyżby rzeczywiście nic zdawał sobie sprawy z tego,
jak dobra jest jego książka? Czy to możliwie, że po ośmiu
latach milczenia Liam stracił wiarę w swoje umiejętności
pisarskie?
Sądząc po napięciu, jakie malowało się na jego twarzy,
biło Z jego zesztywniałej sylwetki, naprawdę nie był pewien
jej opinii.
Musiała przyznać, że miała ochotę zaniżyć nieco ocenę
książki, choćby tylko po to, by utrzeć nosa temu arogantowi.
Ułatwiłoby to też Perry'emu negocjacje.
Jednak wobec wyraźnej niepewności Liama co do jego
mocy twórczych, zanegowanie błyskotliwości jego najnowszej
powieści byłoby nie tylko okrutne, ale i z gruntu nieuczciwe.
- Owszem - przyznała, zbierając papiery z biurka, by nie
musieć patrzeć mu w twarz i widzieć wyrazu triumfu, który z
pewnością się na niej pojawił. - Oczywiście jest pewien
problem z nazwiskiem autora...
- Jak szybko zorientowałaś się, że to moja książka? -
przerwał z zaciekawieniem.
Po pierwszym rozdziale. Po pierwszej stronic. Po
pierwszym akapicie.
- Szybko - odparła powściągliwie. - Perry sądzi, że
ukryłeś się pod pseudonimem, bo nie chcesz powtórki tego, co
spotkało cię przed ośmiu laty. Tego całego rozgłosu, szumu
medialnego i tak dalej...? - Spojrzała na niego pytająco.
Liam skinął lekko głową.
- Masz bardzo bystrego redaktora naczelnego... -
zauważył sucho.
- Też tak myślę. Na pewno współpraca dobrze by wam się
układała.
- Nie sądzę.
Spojrzała na niego pytająco, ale w tej samej chwili
zadzwonił telefon.
- Odbierz - poradził. - To pewnie twój brytan Ruth
dzwoni, by sprawdzić, czy cię jeszcze nie udusiłem.
- Zaraz schodzę - powiedziała Laura do słuchawki, bo
rzeczywiście dzwoniła Ruth, lecz w innym celu, niż Liam
sądził - Samochód czeka już na mnie na dole - poinformowała,
wstając. - Ruth z przyjemnością poczęstuje cię kawą, gdy
będziesz czekał na spotkanie z Perrym o czwartej.
Liam także wstał, przytłaczając Laurę swym wzrostem.
- A ja sądzę, że Ruth najchętniej pokazałaby mi drzwi.
Poza tym nie zamierzam spotykać się z Perrym - ani o
czwartej, ani później,
- Zwrócisz się do innego wydawcy? - spytała ostrożnie.
Jako dyrektorka Shipley Publishing bardzo by tego
ż
ałowała. Ale z osobistego punktu widzenia odczułaby tylko
ulgę, tracąc Liama z oczu!
- Ależ skąd - zaprzeczył szybko. - Ale wolę, żebyś to ty
redagowała moją książkę, a nie Perry Webster.
Ty wolisz... - powtórzyła z niedowierzaniem.
- Muszę ci powiedzieć...
- Cokolwiek to jest, sugeruję, byś powiedziała mi rano, bo
masz spotkanie za - zerknął na zegarek - dziesięć minut.
Wiedziała, że jeśli natychmiast nic wyjdzie, to się spóźni!
Ale jak on śmiał dyktować wydawcy, jakiego ma mu
przydzielić redaktora! Jeśli nie chciał pracować z Perrym,
miała innych świetnych pracowników, ale na pewno sama nie
zamierzała zajmować się jego książką!
- Podobno chcesz dziś wieczór wrócić do Irlandii? -
spytała, zarzucając na ramię pasek torebki.
- Zmieniłem plany - odparł, idąc z nią do drzwi.
- Ciekawe dlaczego? - Jakby musiała pytać! Jak tylko
dowiedział się, kim jest, już po rozmowie z Perrym,
postanowił zabawić się z nią w kotka i myszkę, choć sam jej
to zarzucał.
- Zresztą nieważne, muszę już iść - rzuciła szybko.
- Możesz mnie gdzieś podrzucić? - spytał kpiąco.
- Nie! - odpowiedziała ze złością.
- W takim razie, zanim wyjdę, zapiszę się na spotkanie z
tobą u brytana Ruth.
Laura zatrzymała się z ręką na klamce.
- Liam, naprawdę nie mam zamiaru więcej się z tobą
spotykać. Perry udzieli ci odpowiedzi na wszystkie pytania...
- Nie na te, które chcę zadać - wtrącił znacząco. Laura
spojrzała na niego niespokojnie, ale nie mogła już przedłużać
tej rozmowy. Musiała myśleć o Bobbym.
- Dobrze, umów spotkanie z Ruth - westchnęła
niecierpliwie. - Ale rano nie będę ci miała nic nowego do
powiedzenia.
Liam przyjrzał jej się uważnie.
- Czy on tak wiele dla ciebie znaczy? - spytał poważnie.
- Kto? - Rzuciła mu spłoszone spojrzenie. Złożył ramiona
na swym szerokim torsie i, wpatrując się w nią uważnie,
wyjaśnił:
- Mężczyzna, z którym masz się zaraz spotkać. I nie mów
mi, że nie chodzi o mężczyznę. Poznaję ten rumieniec, błysk
w pięknych oczach.
- Naprawdę? - spytała sceptycznie.
-
O
tak.
Zawsze
tak
wyglądałaś,
jak
byłaś
podekscytowana albo z czegoś zadowolona.
Laura nie chciała słyszeć, jak wyglądała w podobnych
chwilach, ani przypominać sobie, kiedy Liam miał okazję to
zaobserwować.
- Do widzenia - rzuciła szybko, otworzyła drzwi i,
skinąwszy Ruth na pożegnanie, pospieszyła w stronę windy.
Paul zdążył ją dowieźć przed szkołę Bobby'ego tuż przed
dzwonkiem. Uśmiechnęła się z rozczuleniem i dumą na widok
syna pakującego tornister. Wzrostem - był najwyższy z całej
klasy - ciemnymi falującymi włosami, bystrymi niebieskimi
oczami i pewnością siebie bardzo przypominał swego
naturalnego ojca.
Obserwując syna, po raz pierwszy zadała sobie pytanie,
czy pewnego dnia - gdy Bobby osiągnie wiek, w którym Liam
nie będzie już mógł upomnieć się o swoje miejsce w jego
dzieciństwie - powinna powiedzieć chłopcu, kto jest jego
prawdziwym ojcem.
Jeśli o nią chodzi, odpowiedź była zdecydowanie
negatywna - po bólu, jaki jej zadał w przeszłości, nie
chciałaby dzielić z Liamem nawet dorosłych lat Bobby'ego.
Jednak z punktu widzenia chłopca sprawa nie była przecież
tak oczywista. Kochał Roberta jak prawdziwego ojca i był
zdruzgotany jego śmiercią przed dwoma laty. Ale przecież
jego naturalny ojciec nadal żył. Czy miała prawo to przed nim
ukrywać? Dlaczego Liam znów wkroczył w jej życie i stawiał
ją przed takim dylematem?
- Czym się martwisz, mamusiu? - usłyszała nagle głos
synka, który wsunął rączkę w jej dłoń.
- Tak wyglądałam, kochanie? - spytała z uśmiechem,
odganiając niespokojne myśli. - Zastanawiałam się właśnie,
czy nie miałbyś ochoty na hamburgera?
Jak się spodziewała, perspektywa pójścia do baru przed
powrotem do domu natychmiast odwróciła uwagę Bobby'ego
od jej niespokojnego nastroju, a przede wszystkim sprawiła
mu wielką frajdę.
Po powrocie do domu pomogła synowi w lekcjach,
wykąpała go i poczytała na dobranoc.
Przez cały ten czas udało jej się nie myśleć o Liamie.
Jednak gdy znalazła się w swej sypialni, powróciły
wspomnienia.
Przed ośmioma laty Liam, który poza tym, że pisał
książki, pracował także jako wykładowca, przyjechał na jej
uczelnię, by wygłosić wykład o literaturze współczesnej.
Pamiętała, że sala była pełna, bo większość studentów czytała
przynajmniej jedną z jego książek i chciała posłuchać go na
ż
ywo.
Laura nie słyszała ani jednego słowa z jego wykładu! Z
chwilą, gdy Liam wszedł na podium, poczuła się jak
zahipnotyzowana - jego wyglądem, sposobem poruszania,
uwodzicielskim brzmieniem głosu.
Gdy potem poszła na lunch do stołówki, nadal była tak
oszołomiona spotkaniem z przystojnym pisarzem, że nie
zauważyła nawet, jaką sałatkę dziobie widelcem ani że letnia
kawa, którą sączy, jest nieposłodzona. Nagle usłyszała:
- Szkło kontaktowe wpadło pani do herbaty! Teraz
wiedziała, że lepiej byłoby tego nie usłyszeć, ale wówczas
była zachwycona, że odezwał się do niej mężczyzna, o którym
właśnie fantazjowała, a do tego jeszcze z miejsca zaczął z nią
flirtować.
Zarumieniona podniosła wzrok na Liama O'Reilly'ego,
który stał obok jej stolika z tacą pełną jedzenia.
- Nie piję herbaty - odpowiedziała cicho, zwilżywszy
nagle wyschnięte usta. - I nie noszę szkieł kontaktowych -
dodała, wiedząc, że chodzi mu o różny kolor jej oczu.
Uśmiechnął się do niej.
- Wiem. To znaczy nie o herbacie - wyjaśnił, gdy ustawił
tacę na jej stoliku. - Mam na myśli szkła kontaktowe.
Zauważyłem już te pani piękne, niezwykłe oczy w trakcie
wykładu.
- Widział mnie pan? - spytała, z trudem przełykając ślinę.
- Drugi rząd, trzecie miejsce z brzegu. Mogę się
przysiąść?
- Oczywiście - wyjąkała.
Zauważył ją w czasie wykładu, gdy wpatrywała się w
niego jak sroka w gnat? A może właśnie dlatego?
- Wykład bardzo mi się podobał - bąknęła, gdy sadowił
się na krześle obok.
- Naprawdę? - spytał z przekąsem, jakby wiedział, że nic
usłyszała ani słowa, a ona najpierw oblała się rumieńcem, a
potem pobladła. - Proszę się nie przejmować. Nie pani jedna
wyglądała, jakby miała zaraz zasnąć z nudów - zaśmiał się.
- Ależ pan wcale nie był nudny! - zaprotestowała. -
Byłam... zafascynowana - powiedziała zgodnie z prawdą, choć
nie miała na myśli wykładu.
- Proszę to udowodnić - powiedział, wbijając zęby w
kanapkę z kurczakiem.
Przełknęła ślinę, wpatrując się w niego z przerażeniem.
Nie zamierza jej chyba przepytywać ze swego wykładu?
- Pójdzie dziś pani ze mną na kolację? - spytał jednak,
rozwiewając jej obawy.
Liam O'Reilly zaprasza ją na kolację? Gapiła się na niego
z niedowierzaniem.
- Czy to taka trudna decyzja? - zaśmiał się po chwili, nie
doczekawszy się odpowiedzi.
- Ja... nie... - bąknęła niepewnie. - Po prostu... nic
rozumiem, dlaczego mnie pan zaprasza.
- Bo jeszcze nigdy nie spotkałem nikogo o tak
niezwykłych, pięknych oczach - wyzna).
- Myślę, że pan sobie ze mnie żartuje, panie O'Reilly.
- Ma pani prawo tak myśleć, ale to nie zmienia faktu, że
zaproszenie jest wciąż aktualne. A na imię mam Liam.
- Laura - odparła cicho. - Laura Carter.
- Skoro jut się sobie oficjalnie przedstawiliśmy -
uśmiechnął się - czy dasz się zaprosić na kolację, Lauro?
- Tak - odparła szybko, zanim odważyła się nad tym
zastanowić.
- Tylko zabierz ze sobą apetyt - powiedział z uśmiechem.
- Nie znoszę kobiet, które skubią jedzenie. - Spojrzał znacząco
na jej prawie nietkniętą sałatkę.
Na kolacji rozmawiali o wielu rzeczach - książkach,
sztuce, Irlandii, planach Laury po studiach - a Liam żadnym
gestem ani słowem nie dał do zrozumienia, że ma na nią jakieś
zakusy.
Jednak poprosił ją o ponowne spotkanie. A potem znów.
Po kilku tygodniach Laura spędzała z nim większość wolnego
czasu, pomagała Liamowi przygotowywać teksty wykładów
oraz mu na nich towarzyszyła, pękając z dumy, że widzi się
ich razem.
Po kilku miesiącach wiedziała już, czego Liam nie znosi u
kobiet, oprócz „skubania jedzenia". A było tego całkiem
sporo. Nie znosił kobiet nadmiernie zaborczych. Zbyt
gadatliwych. Takich, które nie mają własnego zdania. Albo
poczucia humoru. Takich, które idiotycznie chichoczą.
Ekstrawertycznych. Introwertycznych. Zbyt grubych. Zbyt
chudych. Lista ciągnęła się w nieskończoność.
Starając się usilnie nie mieć żadnej z cech wymienionych
na tej liście, aby móc się wciąż spotykać z Liamem. Laura w
końcu już sama nie wiedziała, kim jest.
Gdy oświadczył obecnie, że życzy sobie, by właśnie ona
była redaktorką jego książki, zachował się w tym samym
despotycznym stylu!
Ale minęło osiem lat. A ona wiedziała dobrze, kim jest.
Laura Shipley. Wdową po Robercie. Matką Bobby'ego.
Właścicielką Shipley Publishing.
Ale na pewno nie będzie redaktorką książki Liama!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Co ty wyprawiasz?!
Liam spojrzał na nią znad służbowego terminarza, który
bezczelnie wziął sobie z jej biurka.
- Upewniam się, ze nie masz umówionego żadnego
spotkania, na które się zechcesz za chwilę wymknąć -
powiedział z zadowoleniem, zanim zatrzasnął notes i odłożył
go na biurko.
- Zadowolony? - warknęła, kładąc terminarz równo na
miejsce.
- Nie za bardzo - odparł, opadając na krzesło naprzeciwko
biurka. Jak zwykle miał na sobie dżinsy, koszulę i czarną
marynarkę. - Ale możemy chyba kontynuować naszą
wczorajszą pogawędkę.
- Powiedziałam ci już, że nie mamy o czym mówić -
odparła spokojnie. - Źle zrobiłeś, lekceważąc wczorajsze
spotkanie z Perrym - dodała chłodno.
Liam uniósł ciemne brwi.
- To brzmi jak pogróżka, pani Shipley - odparł cicho.
Nie była tego ranka w najlepszym nastroju, bo źle spała z
powodu wskrzeszonych wspomnień. Nie miała ochoty na
prowadzenie gierek z Liamem.
- Możesz to rozumieć, jak ci się podoba - westchnęła. -
Tłumaczyłam to już wczoraj. Kieruję całym wydawnictwem,
nic mam czasu na prace redakcyjne...
- Zrób dla mnie wyjątek - wtrącił zdecydowanie.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Był ostatnią osobą, dla
której zrobiłaby jakikolwiek wyjątek! Westchnęła i pokręciła
głową, - Nie.
- Dlaczego?
- To chyba oczywiste!
- Bo kiedyś byliśmy kochankami? Lata temu, Lauro. Od
tej pory wiele się zdarzyło. Oboje mamy za sobą małżeństwa -
szczęśliwe albo i nie. Chyba nie obawiasz się, że nasza
historia może się powtórzyć?
- Oczywiście, że nie - prychnęła z oburzeniem. Obawiała
się jedynie, że on odkryje istnienie jej syna - który był również
jego synem.
- W takim razie nic widzę problemu. Nie lekceważ mojej
prośby, bo zwrócę się do innego wydawcy.
Zrezygnowanie z możliwości wydania książki Liama na
rzecz innego wydawcy byłoby głupotą z punktu widzenia
interesów firmy, ale na pewno by jej poważnie nie
zaszkodziło. Wydawnictwo miało już paru renomowanych
autorów.
- To brzmi jak pogróżka, panie O'Reilly - użyła jego
zwrotu sprzed kilku minut.
Wzruszył ramionami.
- I słusznie - przyznał uprzejmie. - Lauro... - Pochylił się
do przodu i wbił w nią wzrok. - Chciałbym pracować z tobą
nad tą książką. Może byś chociaż spróbowała?
Jak wszystko inne zawodzi, odwołuje się do swego uroku,
pomyślała z goryczą. Ale na mnie już on nie działa.
- A może nie czujesz się na silach podjąć tego zadania? -
dodał prowokacyjnie.
Uśmiechnęła się drwiąco - czaru nie starczyło mu na
długo.
- Niezły cios - przyznała. - Ale wspominałam ci już
chyba, że po studiach pracowałam jako redaktorka?
Ach tak? Czyżby w wydawnictwie Shipley Publishing?
Laurze nie podoba! się ton jego głosu.
- A jeśli tak?
- Już po paru miesiącach zostałaś żoną właściciela.
- Nie obchodzi mnie to, co sugerujesz - mruknęła
niechętnie.
- A niby co? - spytał przymilnie.
- Dobrze wiesz. Natomiast nic nie wiesz o moim życiu -
ani dawnym, ani obecnym. Niechaj tak zostanie.
- Po prostu jestem ciekaw... Roześmiała się.
- Ta ciekawość nie ułatwi rozwiązania naszego problemu
- zauważyła,
- Jakiego?
Potrafił być naprawdę tępy, gdy było mu to na rękę!
- Znalezienia redaktora do twojej książki.
- Powiedziałem ci, kogo wybrałem.
- A ja powiedziałam ci, że to nie wchodzi w rachubę! -
przerwała niecierpliwie.
- No to mamy patową sytuację - westchnął. Laura nabrała
powietrza i oświadczyła spokojnie:
- W takim razie powinieneś chyba zwrócić się do innego
wydawcy.
- Ty tchórzu! - zawołał, zrywając się z miejsca i górując
nad jej biurkiem wysoką sylwetką.
Laura również się podniosła, czując napięcie w całym
ciele.
- Jak śmiesz!
- Lauro... o przepraszam - odezwał się zmieszany Peny,
który stanął właśnie w drzwiach - - Prosiłaś, żebym przyszedł
o dziewiątej trzydzieści.
Prosiła swego redaktora, by zjawił się o tej porze, sądząc,
ż
e zdąży już dojść z Liamem do porozumienia w sprawie
osoby, która ma opracowywać jego tekst. Niestety
zapomniała, jaki Liam potrafi być nierozsądny!
- Wejdź, Perry - uśmiechnęła się zapraszająco do swego
pracownika.
- Lepiej nie, Perry - mruknął ponuro Liam. - To miło ze
strony Laury, że pana zaprasza, ale nie skończyliśmy jeszcze
rozmowy. - Rzucił Laurze wyzywające spojrzenie.
- Oj, chyba jednak skończyliśmy, panie O'Reilly - odparła
z mocą. - I to definitywnie.
Liam wpatrywał się w nią przez długą chwilę, po czym
lekko wzruszył ramionami i zwrócił się do nowo przybyłego:
- Wygląda na to, że lepiej, aby pan rzeczywiście wszedł.
Chociaż muszę pana uprzedzić - ciągnął, gdy redaktor
zamknął drzwi i zbliżył się do biurka - że może pan usłyszeć
tu rzeczy, które pana zdziwią.
Laura usłyszała nutkę pogróżki w jego głosie i
natychmiast podjęła grę.
- Liam chyba ma na myśli naszą dawną znajomość.
- Uśmiechnęła się do Perry'ego i wskazała mu wolne
krzesło obok tego, które zajmował przed chwilą Liam.
- Ale Perry już przecież o tym wie, Liam - rzuciła,
zajmując miejsce za biurkiem. - Przecież właśnie dzięki temu
mogłam rozpoznać cię w hotelu przed dwoma dniami -
przypomniała.
Twarz Liama stężała na wspomnienie tego spotkania.
- A tak, zabawa w Sherlocka Holmesa - mruknął.
- Może też usiądziesz, Liam - poprosiła Laura
pojednawczo, wskazując mu krzesło. - Właśnie skończyłam
wyjaśniać Liamowi, dlaczego doskonale nadajesz się na jego
redaktora. - Uśmiechnęła się ciepło do Perry'ego.
- A ja właśnie skończyłem wyjaśniać Laurze
- przerwał Liam, nadal stojąc wyprostowany przed
biurkiem - że podpiszę umowę z Shipley Publishing, o ile
moją książkę będzie redagowała określona osoba.
- Ach tak? - zdziwił się Perry.
- Liam... - zaczęła Laura, gdy odezwał się telefon na jej
biurku. Poprosiła Ruth, by nie łączyła nikogo w trakcie
rozmowy z Liamem, więc to musiało być coś naprawdę
ważnego,
skoro
sekretarka
zdecydowała
inaczej.
-
Przepraszam - powiedziała i odebrała telefon, po czym
słuchała uważnie, blednąc coraz bardziej.
Dowiedziała się bowiem, że Bobby miał wypadek. Spadł z
jakichś schodów w szkole, właśnie wieziono go karetką do
szpitala.
- Zaraz tam będę - wydusiła z trudem, rzuciła słuchawkę i
zerwała się na równe nogi. - Muszę wyjść - powiedziała
nerwowo do mężczyzn siedzących naprzeciw jej biurka,
złapała torebkę i ruszyła w stronę drzwi.
- Lauro, o co chodzi?
- Nie mogę dłużej z tobą rozmawiać, Liam -
zniecierpliwiła się. - Nie rozumiesz? Muszę natychmiast
wyjść!
Poczuła stalowy uchwyt na ramieniu i obróciła się w
miejscu.
- Nie, nie rozumiem - warknął. - O co, do diabła, chodzi?
- Przypatrzył się uważnie jej pobladłej twarzy.
- Naprawdę nic mam czasu na wyjaśnienia - rzuciła
niecierpliwie. - Porozmawiaj z Perrym. - Machnęła ręką, by
powstrzymać kolejne słowa protestu. - A jak ci to nie
odpowiada, zwróć się do innego wydawcy.
Ręka Liama zsunęła się z jej ramienia.
- A tobie już nie zależy? - spytał cicho.
- Nie - przyznała, po czym odwróciła się i dosłownie
wybiegła z gabinetu.
Dotarła do szpitala w tym samym czasie co Bobby.
Właśnie wyjmowano go z karetki na noszach i wieziono do
izby przyjęć. Drobne ciałko chłopca na wielkich noszach
wyglądało jeszcze delikatniej i bardziej bezbronnie niż
zwykle. Na ten widok oczy Laury zaszły łzami, ale szybko się
opanowała, widząc wyraz ulgi na twarzy synka, który gdy
tylko ją zobaczył, sam się rozkleił.
- Uderzyłem się w głowę i boli mnie kolano, mamusiu -
zaszlochał cicho, gdy go przytuliła.
- Na schodach są pewnie co najmniej dwa wgniecenia -
zażartowała, a Bobby uśmiechnął się leciutko przez łzy.
Przytuliła go mocno do siebie. Od samego urodzenia tak
się nad nim trzęsła, że najchętniej nie puszczałaby go od siebie
na krok. Robert potrafił ją zawsze przekonać, że nie wolno
zabraniać mu normalnych zabaw i przesadnie chronić. To
również Robert namówił ją do powrotu do pracy, kiedy Bobby
dorósł do wieku przedszkolnego, a gdy chłopiec poszedł do
szkoły, a Robert umarł, Laura miała zajęcie, które pozwoliło
jej przetrwać tragedię.
ś
ałowała, że Roberta nie ma teraz przy niej, w chwilach
takich jak ta najbardziej go jej brakowało.
Na szczęście wkrótce okazało się, że Bobby nie ma
ż
adnych złamań ani pękniętej czaszki, tylko poważnie
stłuczone kolano i wielkiego guza na głowie. Dlatego też
postanowiono zatrzymać go na noc w szpitalu - w razie gdyby
miał wstrząśnienie mózgu.
- Oczywiście może pani zostać z synem - zapewnił lekarz
z uśmiechem.
Nie zamierzała robić nic innego. Bobby miał siedem lat i
jeszcze nigdy nie spędził ani jednej nocy poza domem, nic
mówiąc już o szpitalu.
- Wpadnę tylko do domu po jakieś rzeczy na noc i zaraz
wracam - obiecała synkowi, pomagając mu napić się herbaty.
Bobby leżał teraz w osobnym pokoju na oddziale
dziecięcym, a pielęgniarka włączyła mu na odbiorniku
wmontowanym w ścianę jego ulubioną kreskówkę.
- A Pluszak? - spytał chłopczyk.
- Pluszaka też przywiozę - zapewniła Laura.
Był to ulubiony i nieźle już wysłużony pluszowy miś,
którego przywiózł Laurze do szpitala Robert zaraz po
narodzinach Bobby'ego. Od tej pory zawsze towarzyszył
chłopcu w łóżku.
Jadąc taksówką do domu, Laura myślała o tym, jaki synek
jest jeszcze dziecinny i jak bardzo brakuje jej Roberta. Nie
mogła powstrzymać łez.
- Proszę, kochana - powiedział leciwy taksówkarz,
podając jej papierową chusteczkę. - Dmuchnij sobie mocno,
od razu ci ulży.
Laura przyjęła chusteczkę i skorzystała z dobrej rady. Nic
wiadomo, co pomyślał sobie ten taksówkarz, wioząc ją spod
szpitala!
- Dziękuję bardzo - powiedziała cicho, a życzliwość tego
obcego człowieka niemal znów doprowadziła ją do łez.
Wreszcie jednak wzięła się w garść i, zapewniwszy
taksówkarza, że nic poważnego się nie stało, zapłaciła za kurs
i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
- Och, pani Shipley! - zawołała Amy, zbiegając po
schodach do holu. - Jak Bobby się czuje? - dodała, patrząc z
niepokojem na zapłakaną twarz Laury.
- Dobrze. Prosił, by mu przywieźć Pluszaka.
- Całe szczęście... - Amy odetchnęła z ulgą. - Jakiś
mężczyzna czeka na panią w salonie - dodała z niepokojem. -
Powiedziałam, że nie wiem, kiedy pani wróci, ale uparł się, że
chce na panią zaczekać. Po prostu nie chciał wyjść! -
Skrzywiła się z oburzeniem.
Laura znała tylko jednego człowieka, którego stać było na
taką arogancję.
- Nie powiedziałaś mu chyba, gdzie jestem? - spytała
Laura z niepokojem. Nie chciała, by Liam wiedział o istnieniu
Bobby'ego, a co dopiero, by zaczął dodawać dwa do dwóch i
uzyskał właściwy wynik.
- Oczywiście, że nie - żachnęła się Amy. - Przedstawił się
jako Liam O'Reilly. Moim zdaniem ten pan za bardzo lubi
stawiać na swoim - dodała zgryźliwie.
Laura uśmiechnęła się, słysząc tak trafną opinię
sformułowaną na podstawie pierwszego wrażenia.
- Jak długo tu siedzi? - spytała stłumionym głosem, by
Liam nie zorientował się, że wróciła.
Przed spotkaniem z nim chciała się nieco odświeżyć i
nałożyć świeży makijaż.
- Około godziny, A pół godziny temu zaniosłam mu
herbatę - mruknęła z niezadowoleniem. - W końcu przez ten
czas mógłby zwędzić wszystkie srebra rodzinne.
- Co to, to nie - uspokoiła ją Laura. - Zgadzam się z tobą
co do jego arogancji ale na pewno nie jest złodziejem. Skoczę
szybko na górę...
- Laura?
Odwróciła się na dźwięk jego zmysłowego głosu, czując
przypływ irytacji na myśl, że nachodzi ją w jej własnym
domu. Była też zakłopotana tym, że nie zdążyła się
doprowadzić do porządku przed spotkaniem.
- Dziękuję, Amy. - Ścisnęła gospodynię znacząco za
ramię, dając znać, że wszystko w porządku, i odwróciła się do
Liama. - Podobno chciałeś się ze mną widzieć? - spytała
chłodno, unosząc brwi.
Odpowiedział aroganckim skinieniem głowy. Laura była
wykończona po kilku nerwowych godzinach spędzonych w
szpitalu i nie miała sity na kolejną rozmowę z Liamem.
- Czy mogę cię prosić o kawę? - zwróciła się uprzejmie
do Amy, podążając z Liamem do salonu.
Miękki trzask zamka upewnił ją, że szczelnie zamknęła za
sobą drzwi.
- Wyglądasz okropnie.
Laura odwróciła się gwałtownie i rzuciła mu ostre
spojrzenie. Jak śmiał nachodzić ją w domu i jeszcze
wygłaszać krytyczne uwagi na powitanie.
Gdyby nie był taki samolubny i nie opuścił jej przed
ośmiu laty, dzieliłby w tej chwili niepokój o syna. Zamiast
tego stał przed nią, czyniąc impertynenckie uwagi.
- Dzięki za te mile słowa - rzuciła drwiąco. - Czego
chcesz? - dodała obcesowo.
Nie odpowiedział, tylko przyglądał jej się w napięciu, z
przymrużonymi oczami.
Chociaż Laura była wytrącona z równowagi wypadkiem
Bobby'ego, wytrzymała jego krytyczne spojrzenie, choć czuła,
ż
e jest bliska łez. Nie chciałaby się przy nim rozpłakać. Nie
miał prawa tu być, nie miał prawa...
- On naprawdę musi być dla ciebie ważny - odezwał się w
końcu Liam.
- On? - spytała zaskoczona.
- Ten facet, do którego poleciałaś rano - rzucił
pogardliwie. - I najwyraźniej spędziłaś z nim cały dzień. -
Podszedł do niej bliżej. - Ten, przez którego płakałaś... -
zakończył cicho, wpatrując się w jej pobladłą twarz ze śladami
łez. - Lauro, co się dzieje.
- A, kawa. - Odwróciła się z ulgą na dźwięk otwieranych
drzwi. Weszła Amy, niosąc na tacy jedną filiżankę z kawą i
talerzyk z kanapkami. Najwyraźniej nie chciała, by Liam
odniósł wrażenie, że jest mile widziany. - Dziękuję, Amy. -
Laura uśmiechnęła się z wdzięcznością i upiła łyk doskonałej
kawy, a potem sięgnęła po kanapkę z kurczakiem.
Przez cały dzień piła wstrętną kawę z automatu na pusty
ż
ołądek, więc obecny posiłek wydawał jej się ucztą.
- O czym chciałeś ze mną mówić? - spytała, opierając się
wygodnie po zjedzeniu kanapki i wypiciu pól filiżanki kawy.
- Chciałem zapytać, dlaczego zadajesz się z facetem,
który doprowadza cię do takiego stanu? - spytał cicho,
wpatrując się w jej twarz noszącą ślady łez.
- To proste. - Uśmiechnęła się na myśl o synku.
- Bo go kocham.
- A kiedyś sądziłaś, że to mnie kochasz - powiedział
zduszonym głosem.
- Mówiłam ci już, Liam... - zaczęła z uśmiechem.
- śe wtedy nie umiałaś odróżniać złota od tombaku -
dokończył z goryczą.
- No, no, niezłą masz pamięć - mruknęła, zbierając się do
kolejnej kanapki.
- Jeśli chodzi o ciebie, to tak! - warknął. Laura pokręciła
głową.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Wątpię, czy do czasu
naszego spotkania w hotelu zaszczyciłeś mnie przez te
wszystkie lata chociaż jedną myślą...
Zamierzał coś powiedzieć, ale nie dopuściła go do głosu.
- Czy doszliście dziś rano do porozumienia z Per - rym? -
spytała służbowym tonem, nie chcąc się wdawać w żadne
wspominki.
Zacisnął usta ze złością.
- Chodzi ci o to, czy jest moim redaktorem? Nie.
- Szkoda - westchnęła Laura zupełnie szczerze, „Świat
Josie" to była naprawdę świetna książka. - Ale na pewno nie
będziesz miał problemów ze znalezieniem wydawcy.
- Nie tak szybko - uciął. - Ja nie chcę innego wydawcy.
- Nic chcesz chyba wciąż upierać się przy tym, żebym
redagowała twoją książkę? - spytała ze znużeniem.
- Nie nazwałbym tego upieraniem się - sprostował. -
Bardziej chodzi o to, z kim chciałbym pracować. Relacja
pomiędzy wydawcą a amorem jest dość specyficzna.
Wymaga...
- Wiem, czego wymaga. I na pewno nam by się nie
zdało...
- Moglibyśmy spróbować.
- Nie, Liam. A teraz bardzo cię przepraszam - rzuciła
szybkie spojrzenie na zegarek - muszę już iść. - Obiecała
Bobby'emu, że wróci za godzinę, więc musiała się spieszyć.
- Znów masz się spotkać z tym samym mężczyzną? -
Liam rzucił jej lodowate spojrzenie.
- Owszem - odparła rozbawiona.
Bobby byłby na pewno zachwycony tym określeniem.
Musi teraz szybko się umyć i przebrać, wziąć rzeczy na noc i
pędzić do szpitala,
- Czy niczego nie nauczyłaś się po przygodzie ze mną? -
spytał, chwytając ją za ramiona. Próbowała się wyrwać, ale
trzymał ją mocno.
- A czegóż niby miałam się nauczyć? - rzuciła
wyzywająco, patrząc mu prosto w oczy. - Jak odróżniać drani
od porządnych facetów?
W jego oczach zapalił się złowrogi błysk.
- Nigdy się nie dowiesz, jak bardzo się starałem
zachowywać wobec ciebie jak porządny facet - mruknął.
- Widać niewystarczająco! - Skrzywiła się pogardliwie. -
Puść mnie! - Próbowała mu się wyrwać.
- Raz wypuściłem cię z rąk, by potem tego żałować. Nie
sądzisz chyba, że znowu popełnię ten błąd...
Poczuła, że jej ciało ogarnia dziwna niemoc, gdy zaczął
powoli i zdecydowanie przyciągać ją ku sobie, niemal dotknął
jej ustami.
- Nie! - Wyrwała się gwałtownie. - Proszę, byś
natychmiast stąd wyszedł - dodała ze złością.
Widziała nerw drgający na jego silnie zaciśniętej szczęce,
gdy przypatrywał jej się przez dłuższą chwilę.
- Dobrze, Lauro, wyjdę - powiedział wreszcie z
westchnieniem. - Ale nie opuszczam Londynu.
- Ależ to jest... - żachnęła się.
- Ani ciebie - dorzucił z mocą.
Uniosła dumnie głowę, uśmiechnęła się drwiąco.
- Mówisz to tak, jakbym chciała, byś został, podczas gdy
jest wręcz przeciwnie.
- Często czego innego się pragnie, a co innego się dostaje
- rzucił filozoficznie. .
- Tego akurat nauczyłeś mnie przed ośmiu laty! -
prychnęła.
Twarz mu złagodniała.
- Nie chciałem cię zranić, Lauro...
- Nie wiadomo, a zresztą, co to ma teraz za znaczenie,
czego chciałeś albo nie? - wtrąciła ze złością.
- Rezultat był taki sam. A teraz proszę, odejdź.
- Dobrze. Ale jeszcze wrócę - rzucił, po czym opuścił
salon i skierował się do wyjścia.
Usiadła, nogi jej się trzęsły. Wyglądało na to, że Liam nie
zamierza zniknąć z jej życia, bo spodobała mu się ta
dojrzalsza, pewna siebie Laura.
Ale ona nie zamierzała go do siebie dopuścić. Zapowie
Amy, że on nie ma wstępy do jej domu, a sekretarce, że nie
ma jej dla niego w wydawnictwie.
R0ZDZIAŁ SIÓDMY
Noc w szpitalu była bardzo niespokojna. Obce otoczenie i
hałasy wytrącały Bobby'ego ze snu, co dwie godziny
przychodziła pielęgniarka na kontrolę, w związku z czym
Laura prawie w ogóle nie spala.
Oboje z synkiem odetchnęli rano z ulgą, gdy lekarz orzekł,
ż
e chłopcu nic nie grozi, a kolano i głowa wygoją mu się
pięknie w domu.
Gdy tylko przyjechali na miejsce, Bobby poszedł spać do
własnego łóżka, a Laura, zostawiwszy go pod opieką Amy,
pojechała do wydawnictwa.
- Aha, i dzwoniła pani Janey Wilson z „National Daily", i
to aż trzy razy - poinformowała Ruth, gdy rozprawiły się z
bieżącą pocztą. - Nie mówiła, o co chodzi, ale prosiła, by
oddzwoniła pani do niej, jeśli zjawi się w redakcji.
Laura zerknęła na kartkę. Nie kojarzyła nazwiska
dziennikarki, ale gazeta, w której pracowała, była znana z
gonienia za sensacją. Czego mogła chcieć od niej Janey
Wilson?
- Chciałabym wiedzieć, co ma pani do powiedzenia o
pogłosce, że zamierza pani wydać nową, długo oczekiwaną
powieść Liama O'Reilly'ego - spytała prosto z mostu
dziennikarka, gdy Laura do niej oddzwoniła.
Laura zauważyła, że drżą jej ręce. Pogłoska? A skąd się
ona wzięła?
- Pani Shipley? - odezwała się Janey Wilson, gdy cisza w
słuchawce się przedłużała.
- Nie mam pojęcia, skąd pani ma tę informację...
- Z pewnego źródła, zapewniam.
Kto puścił farbę? Co na to powie Liam, skoro tak bardzo
zależało mu na dyskrecji i uniknięciu rozgłosu? Nietrudno
zgadnąć, do kogo będzie miał pretensje!
- Cóż, może pani pozostawać w tym przekonaniu, ale
zapewniam, że nie mamy w planach publikacji powieści
Liama O'Reilly'ego, zakładając, że w ogóle jakąś napisał -
powiedziała z przekonaniem.
Przecież o książce Liama wiedziała tylko ona i Perry. On
zaś, choć bardzo mu zależało na wydaniu książki Liama, nie
zniżyłby się do takich metod, by to osiągnąć. Zresztą,
przedwczesny szum wokół powieści mógłby mieć taki skutek,
ż
e Liam zabrałby maszynopis i wrócił do Irlandii!
- Z tego samego źródła uzyskałam informację, że właśnie
pani ma redagować tę książkę. - Janey Wilson zakłóciła bieg
myśli Laury.
- To wierutne kłamstwo! - prychnęła Laura z oburzeniem.
- Czy mogę zacytować pani odpowiedzi na moje pytania?
- spytała ochoczo dziennikarka.
- Proszę powiedzieć, że nie skomentowałam żadnego z
nich - odparła Laura z rezerwą.
- Dobrze, dziękuję, że pani oddzwoniła - powie - działa
Janey Wilson i zakończyła rozmowę.
Laura odłożyła słuchawkę i zastanawiała się, co robić. Nie
bardzo jej się uśmiechała rozmowa z Liamem, ale wiedziała,
ż
e powinna go poinformować o zainteresowaniu prasy, zanim
dziennikarze dotrą do niego do hotelu.
Najpierw jednak poszła porozmawiać z Perrym.
Zaskoczona mina i osobiste zapewnienie potwierdziły, że to
nie on był „pewnym źródłem" dziennikarki.
Laura zmarszczyła brwi.
- A czy nadal jeszcze mamy maszynopis „Świata Josie"? -
spytała..
Perry uśmiechnął się pod nosem.
- O'Reilly nie zażądał jeszcze jego zwrotu, jeśli to masz
na myśli.
Prawdę mówiąc, spodziewała się tego po wczorajszej
zapowiedzi Liama, że nie zrezygnował jeszcze ze współpracy
z Shipley Publishing.
- Po tym telefonie od Janey Wilson to pewnie tylko
kwestia czasu. Przykro mi, Perry. Wiem, jak ci zależało na tej
książce.
Niestety nie zmieniało to faktu, że musi porozmawiać z
Liamem.
Czekając na niego w hotelowym holu, popijała kawę, by
nieco się uspokoić. Wiedziała, że to spotkanie nie będzie
przyjemne. Zresztą tak jak poprzednie.
- A to ci dopiero niespodzianka - odezwał się
niespodziewanie nad samym jej uchem.
Tym razem nie próbowała nawet wyśledzić, skąd
nadejdzie, i tak zawsze zjawiał się nieoczekiwanie.
- Może napijesz się ze mną kawy? - zaproponowała
uprzejmie, wskazując pustą filiżankę na tacy.
Ciemne brwi uniosły się kpiąco.
- A to kolejna miła niespodzianka - rzucił, sadowiąc się
naprzeciw niej. Dziś nie miał na sobie marynarki, włożył
czarną koszulę i takież dżinsy.
- Widzę, że pamiętasz, jaką piję - uśmiechnął się, biorąc
od niej filiżankę czarnej nieposłodzonej kawy.
Laura, zirytowana, że rzeczywiście tak jest, wzruszyła
ramionami.
- Pomyślałam, że sam sobie dodasz śmietanki i cukru.
W jego oczach zamigotało rozbawienie.
- Naprawdę? - spytał, popijając czarny napój.
- Miło cię widzieć, Lauro, choć wczoraj odniosłem
wrażenie, że nie chcesz już się ze mną spotykać - dodał
niezobowiązującym tonem.
- Owszem, ale zaszły pewne okoliczności...
- Ciekawe jakie? - Uśmiechnął się szeroko, najwyraźniej
bawił się jej kosztem.
- Chodzi o to, że...
- Liam, dobrze, że cię widzę! Przepraszam, że
przeszkadzam. - Młoda kobieta, która pojawiła się przy ich
stoliku, uśmiechnęła się przepraszająco do Laury. - Muszę
zamienić kilka słów z Liamem, ale zaraz sobie pójdę -
zapewniła. - Chciałam ci powiedzieć, że...
- Przepraszam cię na chwilę, Lauro... - Liam wstał i
chwycił przybyłą za łokieć, kierując ją w stronę recepcji. - To
sprawa osobista, za chwilę wrócę - wy - jaśnił.
Sprawa osobista - jak zawsze gdy chodzi o piękną kobietę.
A obecna rozmówczyni Liama właśnie taka była: wysoka,
długonoga, ubrana w dżinsy i bawełnianą bluzę, kręcone
blond włosy opadały jej na plecy, a śliczna twarz nie nosiła
ś
ladu makijażu. Liam bez wątpienia miał nosa do pięknych
kobiet!
Liam i piękna blondynka stali w pobliżu recepcji i toczyli
ożywioną rozmowę. Jednak blondynka najwyraźniej nie
przejęła się wcale, że zastała go pijącego kawę z inną kobietą.
Pewnie wyczula, że nie ma się czego obawiać z mojej strony,
pomyślała Laura.
Cóż, gdyby Laura nie miała nic do stracenia, mogłaby
sobie uciąć krótki romans z Liamem, na co on najwyraźniej
miał ochotę, choćby po to, by pozbyć się widma przeszłości.
Jednak sprawa, o której nie mógł się dowiedzieć, wykluczała
ich bliskie kontakty. Tak więc dla osób postronnych - jak
piękna blondynka, z którą rozmawiał - było oczywiste, że nic
ich nie łączy - zdradzał to język ciała.
Laura nie mogła się oprzeć, by nic zerkać na
rozmawiającą w oddali parę, próbując odczytać, co mówi
język ciała w tym wypadku. Doszła do wniosku, że są ze sobą
dość zaprzyjaźnieni, ale nie łączy ich więź intymna.
Przynajmniej na razie.
Blondynka spojrzała w pewnej chwili w stronę Laury, nic
przerywając rozmowy z Liamem. Laura natychmiast
odwróciła wzrok. Ciekawa była, jak usprawiedliwił przed tą
kobietą spotkanie z nią. Jak znała Liama, na pewno był bardzo
przekonujący. Gdy znów na nich spojrzała, zobaczyła, że
blondynka stanęła na palcach i ucałowała go w policzek, a
porem wzniosła rękę w pożegnalnym geście w stronę Laury i
szybko opuściła hotel.
- Przepraszam, dawna znajoma chciała się ze mną
przywitać - powiedział Liam, gdy wrócił na swoje miejsce
przy stoliku.
- Naprawdę? - spytała z powątpiewaniem Laura.
- Naprawdę - powtórzył jak echo. - Byłem na
uniwersytecie z jej bratem.
Jak to miło, że jego uniwersyteccy koledzy mają takie
ładne siostry, pomyślała i natychmiast zbeształa siebie w
duchu za tę zgryźliwość. Liam zawsze lubił ładne kobiety, a
zresztą co ją to obchodzi?
- Na czym to stanęliśmy...? - spytał.
- Chyba od razu powiem, o co chodzi, bo i tak się
wściekniesz, nawet jeśli będę krążyć wokół tematu.
- Naprawdę? - Uniósł drwiąco brwi.
- O tak - westchnęła. - Choć muszę cię na wstępie
zapewnić, że żaden z moich pracowników nie jest
odpowiedzialny za to, co się stało. - Spojrzała na niego
wyzywająco.
- Wierzę ci - odpowiedział, podnosząc żartobliwie ręce do
góry w geście poddania. - Jeśli kiedykolwiek będę musiał z
kimś walczyć, chciałbym cię mieć po swojej stronie, Lauro.
Wyglądasz teraz jak lwica broniąca młodych.
Bo tak właśnie się czuła! I uważała, że najlepszą obroną
jest atak!
- Dobrze więc - odezwała się rzeczowym tonem. - Otóż
dzwoniła dziś do mnie pewna dziennikarka. Prosiła o
potwierdzenie, że Shipley Publishing zamierza wydać kolejną
powieść Liama O'Reilly'ego, a ja będę ją redagować!
Liam milczał, przyglądając jej się zwężonymi oczyma.
- I co ty na to ? - odezwał się wreszcie lodowatym tonem.
- Bez komentarza - odparła.
Znowu milczał przez dłuższą chwilę. Nic mogła tego
znieść. Dlaczego nie krzyczał, nie domagał się wyjaśnień?
- No cóż, niezbyt to oryginalne - prychnął wreszcie
sarkastycznie.
- A co miałam powiedzieć? Sytuacja jest dość
skomplikowana, a ja nie umiem stosować sprytnych
wybiegów.
- A ja niby umiem? - spytał łagodnie. Zarumieniła się ze
złości.
- To przecież ty dążyłeś do zachowania tajemnicy!
- Jak widać bezskutecznie - zauważył cierpko. - Co
zamierzasz z tym zrobić?
- Ja? - zdziwiła się. - A cóż ja mogę na to wszystko
poradzić?
- Możesz przestać być taka uparta i zgodzić się na
zredagowanie i wydanie mojej książki.
- A co z zamieszaniem, jakie wywoła artykuł tej
dziennikarki?
Wzruszył ramionami.
- Na pewno sobie z tym poradzisz.
- Ja tak, ale co z tobą? Przecież tak bardzo ci zależało na
braku rozgłosu?
- I wciąż mi zależy - przyznał. - Ale jak odpowiednio
pokierujesz sprawą, szum potrwa kilka dni. a potem może
jeszcze powróci po publikacji książki A ja wtedy będę już
sobie spokojnie siedział w Irlandii i tylko mój prawnik będzie
wiedział, co porabiam.
Laura spojrzała na niego podejrzliwie.
- Muszę przyznać, że potraktowałeś tę sprawę dziwnie
spokojnie - zauważyła.
- Też tak myślę. - Błysnął zębami w uśmiechu.
- Powiedz, Liam, ta młoda kobieta, która tu była... -
zaczęła z wahaniem.
- Mówiłem ci, to siostra kolegi uniwersyteckiego - uciął.
- A nazywa się...?
Liam skrzywił się niechętnie i pochylił sztywno w przód.
- A co to ma do rzeczy? - spytał ostro.
Coś zaczęło jej świtać. Liam nie przedstawił jej
nieznajomej i podejrzanie szybko odciągnął ją na bok. Było to
bądź co bądź dość niegrzeczne. Z kolei głos blondynki
wydawał jej się dziwnie znajomy...
Laura nabrała powietrza i wyrzuciła z siebie pytanie:
- Czy ona przypadkiem nie nazywa się Wilson? Janey
Wilson? Zupełnie jak ta dziennikarka z „National Daily"?
Zauważyła, że wyraźnie się zezłościł, ale nic nie
odpowiedział.
- Widzę, że mam racje - mruknęła, kręcąc głową z
niedowierzaniem. - Dlaczego to zrobiłeś?
Ale dobrze znała odpowiedź na to pytanie. Liam uparł się,
ż
e wyda książkę w jej wydawnictwie, przy jej współpracy i
postanowił użyć artykułu Janey Wilson jako formy nacisku.
Metoda, faktów dokonanych postanowił zmusić Laurę do
zaakceptowania narzucanych jej warunków. Aby osiągnąć
zamierzony cel, gotów był nawet poświęcić częściowo swą
prywatność.
- Nie wysilaj się nad odpowiedzią, Liam - powiedziała, po
czym odwróciła się po torebkę i podniosła z miejsca. - Muszę
iść, straciłam już wystarczająco dużo czasu... - przerwała
raptownie, bo Liam chwycił ją za nadgarstek i wstał. - Puść
mnie?
- Mówiłem ci wczoraj, że tak łatwo się mnie nie
pozbędziesz.
- A dziś dowiodłeś, że to nie czcze pogróżki - zauważyła
cierpko.
- Co postanowiłaś? - spytał cicho.
- Co począć z faktami dokonanymi? Jeszcze nic wiem.
- Lauro! - powiedział czule, zwalniając nieco uścisk
nadgarstka i głaszcząc ją lekko kciukiem po dłoni.
Laura wyrwała rękę, zła, że jego dotyk robi na niej tak
duże wrażenie.
- Dam ci znać, Liam - odparła rzeczowo.
- Kiedy?
- Kiedy wszystko przemyślę! - wypaliła ze złością. -
Możesz sobie knuć intrygi, ale nie zmusisz wszystkich, by
tańczyli, jak im zagrasz. Zresztą sam nawet nie wiesz, co cię
czeka, gdy jutro artykuł pani Wilson ukaże się w prasie!
ROZDZIAŁ ÓSMY
Telefon w mieszkaniu Laury zaczął dzwonić już przed
ósmą. I nie przestawał. Ten pierwszy odebrała - i odbyła
krótką rozmowę z dziennikarzem pewnej gazety codziennej,
potem już nie podnosiła słuchawki, a wreszcie wyłączyła
aparat. Nie miała pojęcia, skąd dziennikarze wytrzasnęli jej
prywatny numer - zawsze ją zadziwiały ich rozległe kontakty.
Była wściekła z powodu naruszenia swej prywatności.
Całe szczęście, że Bobby jeszcze spał i nie musiała mu
niczego wyjaśniać.
Po dziewiątej odezwał się dzwonek u drzwi, a gdy Laura
je otworzyła, stanęła twarzą w twarz z jakimś zdesperowanym
młodym dziennikarzem, który machał jej przed nosem
legitymacją prasową i wyrzucał z siebie pytania z szybkością
karabinu maszynowego.
- Bez komentarza - warknęła i zatrzasnęła mu drzwi przed
nosem.
Jednak dostrzegła wcześniej kilku reporterów z kamerami
na swoim podjeździe i jej irytacja przerodziła się we
wściekłość na myśl, że będzie musiała się z nimi zmierzyć,
jeśli zamierza tego dnia opuścić dom.
Pocieszała ją jedynie świadomość, ze Liam musi zrosić to
samo.
Jednak nie spodziewała się, że dziennikarze będą
koczować pod jej domem. Myślała, że zainteresowanie prasy
skupi się jedynie na wydawnictwie, a nie na niej osobiście. To
wszystko przez Liama! Gdyby tak się nie uparł, że postawi na
swoim, nie musiałaby tego znosić.
Dzwonek przy drzwiach zadzwonił znowu. Laura nie
ruszyła się, by je otworzyć. Jednak gdy intruz nie dawał za
wygraną, skierowała się do drzwi, bojąc się, że hałas obudzi
Bobby'ego.
- Mówiłam przecież... - zawołała, otwierając gwałtownie.
- Liam! - zdziwiła się, widząc go na progu. - Wejdź - dodała
ze złością na widok błyskających fleszy i wciągnęła go za
ramię do środka. - Co ty wyprawiasz? - spytała z pretensją w
głosie. Wiedziała, że jego obecność w jej domu doleje tylko
oliwy do ognia.
- Miałaś wyłączony telefon - wyjaśnił ponuro. - Co
miałem zrobić, skoro musiałem z tobą porozmawiać?
- Pierwszy reporter zadzwonił do mnie o ósmej rano -
skrzywiła się.
- Do mnie zaczęli wydzwaniać o siódmej trzydzieści.
- Powiedziałeś to po to, bym poczuła się lepiej?
- Tak, ale chyba nie pomogło. - Przeczesał z
roztargnieniem ciemne włosy. - Poprosisz Amy, by przyniosła
nam kawę do salonu, czy będziesz mnie trzymać w korytarzu?
Najchętniej wyprosiłaby go za drzwi! Ale rzeczywiście nie
było sensu stać w korytarzu, bo choć dom był duży, ich głosy
niosły się po schodach na górę, gdzie mieściły się sypialnie.
Nic chciała przecież, by Bobby się obudził i wyszedł tu do
nich!
- Idź do salonu, znasz drogę - rzuciła niezbyt uprzejmie. -
Ja pójdę poprosić Amy o kawę. - I sprawdzić, czy Bobby śpi,
dodała w myślach.
Gdy dołączyła do Liama w salonie, stał z posępną miną
przy kominku, ale na jej widok odwrócił się z uśmiechem.
- W dżinsach wyglądasz zupełnie jak dawna Laura -
mruknął.
Poczuła, że się rumieni. Nie chciała, by przypominał jej o
dawnej Laurze! Rzeczywiście, była ubrana w dżinsy i
puszysty zielony sweter. Nie wybierała się dziś do redakcji -
chyba że zostanie pilnie wezwana - bo zamierzała spędzić ten
dzień z Bobbym.
- Pozory mylą - rzuciła ostro, myśląc o synku śpiącym na
górze.
- A ty zawsze w defensywie, Lauro - uśmiechnął się
lekko.
Skinęła głową, a potem spytała:
- Dlaczego przyszedłeś?
Natychmiast spoważniał, spojrzał na nią przymrużonymi
oczami.
- Czytałaś dzisiejsze „National Daily"?
- A po co? - prychnęła, wskazując w stronę wejścia do
domu, gdzie kłębili się reporterzy.
Liam wyjął zwinięty egzemplarz gazety z kieszeni
granatowej marynarki i podał jej z miną mówiącą, że nie
spodoba jej się to, co przeczyta.
- Strona czwarta - rzucił.
Rozpostarła gazetę i aż się zachłysnęła z oburzenia,
widząc na zdjęciu siebie i Liama; najwyraźniej zostało
zrobione poprzedniego dnia w hotelu.
- Twoja przyjaciółka nie próżnowała! – rzuciła
oskarżycielskim tonem. - Wiedziałeś, że zrobiła to zdjęcie?
- Oczywiście, że nie - odpowiedział tonem niebudzącym
wątpliwości. - Ale mniejsza o zdjęcie, przeczytaj komentarz...
Laura przebiegła niespokojnym wzrokiem krótki tekst i aż
pobladła.
Pani Laura Shipley, właścicielka Shipley Publishing,
wolała nie komentować pogłosek o tym, że wkrótce
opublikuje długo wyczekiwaną, nową powieść Liama
O'Reilly'ego. Jednak, jak widać na fotografii zrobionej
wczoraj, para jest ze sobą dość blisko. Czyżby wdowa po
Robercie Shipleyu, matka Roberta Shipleya juniora, i
ś
wiatowej sławy irlandzki pisarz, Liam O'Reilly, mieli stanąć
wkrótce na ślubnym kobiercu?
Laurze zrobiło się słabo, a ręce tak zaczęły jej się trząść,
ż
e szybko odłożyła gazetę na stolik. Skąd Janey Wilson
wytrzasnęła te informacje? I jak je zinterpretowała!
- Przykro mi, Lauro - odezwał się wreszcie Liam.
- A co ja mam powiedzieć? - warknęła, piorunując go
wzrokiem.
- Nie miałem pojęcia, że Janey zamierza napisać coś
takiego - zapewnił, spoglądając z niesmakiem na gazetę.
- Może to i jest siostra twojego uniwersyteckiego kolegi,
ale przede wszystkim jest dziennikarką szmatławca!
Laura dawała upust złości, aby się nie rozpłakać, a czuła,
ż
e łzy wywołane frustracją są blisko. Jak ta zdzira śmiała
ujawniać informacje dotyczące jej prywatnego życia?
- Masz rację - westchnął Liam. - Ja... - przerwał, bo Amy
wniosła właśnie kawę. - Może Laura napiłaby się do tego
brandy? - spytał, patrząc na nią pytająco.
- O dziewiątej trzydzieści rano? Chyba żartujesz -
prychnęła. - Dziękuję, Amy - zwróciła się łagodniejszym
tonem do gospodyni, która postawiwszy tacę na stoliku,
wróciła do kuchni.
- Mam nalać? - spytał Liam, gdy Laura stała
nieporuszona.
- Tak - odparła, niespokojnym krokiem przechadzając się
po pokoju.
- Proszę. - Podał jej filiżankę z kawą. - Wiem, że nie
słodzisz, ale trochę nasypałem, żeby cię nieco pokrzepić.
A więc on także pamiętał, jaką kawę piła... Ale jakoś nie
sprawiło jej to satysfakcji. Słodzona kawa smakowała
okropnie, ale rzeczywiście od razu ją orzeźwiła. Laura miała
teraz ochotę wymierzyć Liamowi policzek, na który zasłużył!
- Ojej - mruknął, obserwując ją ponad brzegiem swojej
filiżanki, i cofnął się żartobliwie. – Chyba dałem za dużo tego
cukru, bo rozpoznaję znajomy waleczny błysk w twoich
pięknych oczach. Laura mimowolnie parsknęła śmiechem. On
rzeczywiście
był
najbardziej
irytującym,
najbardziej
aroganckim i... najbardziej pociągającym mężczyzną, jakiego
spotkała w życiu.
To wcale nie jest śmieszne - burknęła, ale te słowa nie
zabrzmiały zbyt przekonująco.
- Masz rację - przyznał poważnym tonem. -
Rozmawiałem już z Janey i powiedziałem, co sądzę o jej
półprawdach i insynuacjach. Zapowiedziałem, że osobiście
skręcę jej kark, jeśli opublikuje choć słowo na nasz temat.
- Nic sądzę, aby uciszenie Janey Wilson coś pomogło. -
Skinęła znacząco w stronę ulicy, gdzie czyhali reporterzy. -
Zrobili chyba mnóstwo zdjęć, kiedy wchodziłeś do mojego
domu, więc jest czym okrasić jutrzejsze artykuły w
brukowcach.
- Naprawdę nie miałem pojęcia, że zacznie się taki cyrk. -
Pokręcił z niesmakiem głową.
- Prasa jest teraz jeszcze bardziej bezwzględna niż osiem
lat temu - zapewniła.
- Chyba tak, skoro nawet znajoma naciąga fakty.
- Trzeba było ją poinformować, że sprawa od ośmiu lat
jest już nieaktualna.
Natychmiast pożałowała tych słów. Atmosfera bowiem
nagle się zmieniła, jakby oboje wrócili myślą do czasów, gdy
tak wiele ich łączyło.
Liam odstawił pustą filiżankę i zrobił krok w stronę Laury.
- A jest? - spytał. Stal o kilka centymetrów od niej. - Nie
jestem tego taki pewien - dodał cicho, kładąc dłoń na jej
policzku. - Jesteś jeszcze piękniejsza niż kiedyś.
Trudno jej było oddychać, nie mogła oderwać wzroku od
jego oczu. Tykanie zegara stojącego na kominku nagle wydało
jej się bardzo głośne i natarczywo. Czuła, że jej serce bije o
wiele szybciej i bardziej niespokojnie. Pokręciła głową.
- To nie jest dobry pomysł, Liam... - wydusiła.
- Nie jesteś już dzieckiem, Lauro...
- Nigdy nim nie byłam, gdy chodziło o ciebie - żachnęła
się.
- Ależ tak. - Ogarnął wzrokiem doskonały owal jej
twarzy, ciemne włosy, a potem zatrzymał spojrzenie na
miękkich ustach. - Ale teraz jesteś kobietą. I matką.
Wiedziałem, że coś się w tobie zmieniło, i nie chodziło tylko o
dojrzałość. Najwyraźniej macierzyństwo ci służy. Dlaczego
nie powiedziałaś mi o swoim synu, Lauro?
- Nie chciałam cię nudzić, znając twoje poglądy na temat
dzieci - prychnęła, starając się ukryć narastającą panikę.
- Tylko własnych - odparował. - Ile lat ma Robert? Czy
jest do ciebie podobny?
Czuła, że zaschło jej w ustach, bicie serca było jeszcze
głośniejsze. Nie zamierzała odpowiadać na te pytania!
- Nazywamy go Bobby - odparła wymijająco. - Imię
Robert byłoby zbyt mylące, skoro do jego ojca zwracano się
tak samo.
Liam zacisnął lekko usta, twarz mu stężała. Najwyraźniej
nie był zachwycony wzmianką o nieżyjącym mężu Laury.
Chociaż Robert nie był biologicznym ojcem Bobby'ego,
był nim pod każdym innym względem. To on opiekował się
nią w czasie ciąży, był przy narodzinach chłopczyka i
pielęgnował go, gdy był mały.
Laura odsunęła się od Liama, jego ręka opadła.
- Chyba mamy ważniejsze tematy niż mój syn.
- Chciałbym go poznać.
Odwróciła się raptownie.
- Dlaczego?
- A dlaczego nie?
Uspokój się, Lauro, nakazała sobie w duchu.
- Bobby bardzo przeżył śmierć ojca. A ponieważ stracił
go w tak młodym wieku, nie chcę narażać go na kontakty z
przelotnymi znajomymi. - Nawet w jej uszach zabrzmiało to
obraźliwie. Po minie Liama widziała, że odebrał to jako
policzek.
Spojrzał na nią wyzywająco.
- Więc to dlatego trzymasz z dala od siebie mężczyznę, z
którym dzielisz łóżko?
- Chyba jedno przeczy drugiemu, Liam. Jak mogłabym
utrzymać z dala od siebie owego mitycznego mężczyznę, z
którym dzieliłabym łóżko?
- Mitycznego? - spytał cicho.
- To ty twierdzisz, że jakiś w ogóle istnieje.
- Bo nie sądzę, aby to była kobieta. A jesteś zbyt piękna,
by być sama przez dwa lata. No chyba że weźmiemy pod
uwagę tych przelotnych znajomych.
Potrafił
być
naprawdę
bezczelny!
W
innych
okolicznościach powiedziałaby mu, co sądzi o jego
niegrzecznych uwagach. Ale tu, we własnym domu, gdy
Bobby mógł się pojawić w każdej chwili, marzyła tylko o tym.
by jak najszybciej pozbyć się Liama.
- Nie zamierzam komentować tej uwagi - powiedziała
wyniośle. - Masz coś jeszcze? Bo muszę się zająć swoimi
sprawami.
- Na przykład wytłumaczyć aktualnemu facetowi, że
informacja w gazecie jest przesadzona? - spytał wyzywająco.
Laura zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Rzadko się przed kimkolwiek tłumaczę - odparła. - A
informacja nie jest przesadzona tylko bzdurna i wyssana z
palca.
- Może wcale nie - mruknął cicho, znów zbliżając się do
niej.
Był tak blisko, zbyt blisko. Czuła ciepło bijące od jego
ciała. Ciała, które znała lepiej niż własne. Ale przecież nie
chciała tego pamiętać! Czasami wspomnienia wspólnych
uniesień miłosnych powracały we śnie, a kiedy się budziła,
chociaż była na siebie wściekła, jej ciało płonęło z rozkoszy,
którą tak dobrze zapamiętało.
- Lauro... - wyszeptał teraz Liam, obejmując jej szczupłą
talię i przyciągając ją do siebie. Obrzucił spojrzeniem jej
zarumienioną twarz, a potem pocałował w usta.
Laurę natychmiast porwała fala rozkoszy. Pasowali do
siebie jak dwie połówki jabłka!
Wsunął ręce pod jej sweter, gładził piersi okryte
jedwabnym biustonoszem. Oderwał wargi od jej ust i zaczął
wodzić nimi po szyi Laury, skubać jej ucho.
Była niemal zamroczona pożądaniem. Wbiła dłonie w
jego szerokie ramiona, jakby bała się, że upadnie.
- Mamo, mamo, gdzie jesteś? - rozległ się cienki dźwięk
za drzwiami.
Podziałało to na Laurę jak kubeł lodowatej wody,
odskoczyła gwałtownie od Liama, niepomna niedawnej
rozkoszy odczuwanej w jego ramionach, wsłuchiwała się w
szuranie kapci synka za drzwiami.
Za chwilę Bobby i Liam spotkają się twarzą w twarz. Nie
potrafi już temu zapobiec.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Mama! - Na buzi Bobby'ego, który właśnie stanął w
drzwiach, odmalowała się ulga, a po chwili zaciekawienie,
gdy zwrócił swe ciemnoniebieskie oczy na mężczyznę
towarzyszącego mamie.
- Witaj, kochanie. - Laura z uśmiechem podeszła do
synka, ignorując Liama i to, co między nimi przed chwilą
zaszło. Pochyliła się i uścisnęła synka. - Dobrze się czujesz? -
spytała łagodnie, patrząc na niego uważnie.
Wyglądało na to, że jedynymi śladami po wypadku na
schodach mały guz na głowie i potłuczone kolano. Długi sen
przywrócił mu rumieńce i błysk w oczach.
Laura wzięła głęboki oddech, zanim odwróciła się w
stronę Liama stojącego pod oknem, troskliwie obejmując
synka za szczupłe ramiona. Starała się spojrzeć na chłopca
oczami Liama. Bobby był wysoki jak na swój wiek i bardzo
szczupły, jak to ruchliwe dzieci. Włosy miał ciemne i lekko
falujące, ciemnoniebieskie oczy ocienione gęstymi czarnymi
rzęsami. To wszystko mógł odziedziczyć po mnie, pomyślała.
Jednak rysy chłopca zdradzały podobieństwo do ojca, tak
samo jak szelmowski uśmiech.
- Twojej mamie chyba na chwilę odebrało mowę, więc
sam się przedstawię - odezwał się Liam nieco schrypniętym
głosem, który zdradzał niedawny przypływ namiętności.
Zbliżył się do chłopca i wyciągnął rękę. - Nazywam się Liam
O'Reilly, Jestem dawnym przyjacielem mamy.
- Robert William Shipley Junior - przedstawił się
nieśmiało Bobby, ściskając wyciągniętą doń rękę.
Laura poczuła ucisk w gardle, widząc, jak ojciec po raz
pierwszy w życiu wita się z synem. Byli tacy podobni! Liam
na pewno się zorientuje... A może nie? Może to tylko jej się
tak wydaje?
Liam wypuścił rękę chłopca i uśmiechnął się do niego.
- Twoja mama mi powiedziała, że wolisz, by mówić na
ciebie Bobby.
- Wszystko mi jedno. - Mały wzruszył ramionami. -
Nauczyciele w szkole nazywają mnie Robert.
Laura spojrzała na synka ze zdziwieniem. Bobby nie
mówił jej o tym. Widocznie teraz, skoro ojciec, jego imiennik,
nie żyje...
- Ja chyba wolę Bobby, jeśli nie masz nic przeciw - ko
temu - Liam zwrócił się do chłopca, ale jego uważny wzrok
spoczął na Laurze.
Chyba widział, że jest zdenerwowana, w końcu był
rasowym pisarzem, umiał obserwować ludzi i odgadywać ich
uczucia. Tymczasem jego własne było trudno odgadnąć.
- Skoro już wszystko omówiliśmy, Liam - odezwała się
rzeczowym tonem, chcąc nakłonić go do wyjścia - chciałabym
zjeść śniadanie z Bobbym.
- Tak, śniadanie to świetny pomysł - zauważył wesoło
Liam. - Wcześnie rano jakoś nie miałem apetytu - ciągnął
dalej, nic zważając na niechętną minę Luary - ale teraz chętnie
wrzucę coś na ząb. Wcale go nie zapraszała i dobrze o tym
wiedział!
- Jemy tylko chrupki i tosty - rzuciła niechętnie.
- Świetnie. Mam nadzieję, że macie te comflakesy
obtaczane w cukrze. To moje ulubione - szepnął
konspiracyjnie do Bobby'ego.
- Moje też - powiedział Bobby, uśmiechając się szeroko.
Brakowało mu dwóch górnych jedynek - zmieniał właśnie
zęby - i wyglądał z tym doprawdy uroczo.
Amy uniosła pytająco brwi, gdy Laura weszła do kuchni
za synkiem i Liamem, który właśnie sadowił się wygodnie
przy sosnowym stole, a Bobby wyciągał miseczki, mleko i
chrupki. Laura wzruszyła tylko bezradnie ramionami.
- Czy taki duży chłopiec jak ty nie powinien być teraz w
szkole? spytał Liam, gdy zaczęli jeść.
- Dwa dni temu upadłem i rozbiłem głowę - wyjaśnił
Bobby. - Musiałem zostać na noc w szpitalu. Ale mamusia
została ze mną. - Podniósł na nią wzrok, jakby szukając
potwierdzenia.
- Oczywiście - powiedziała, czochrając czule jego czarną
główkę i spoglądając nieco wyzywająco na Liama, gdy
poczuła na sobie jego wzrok.
A więc to tam tak pędziłaś dwa dni temu - mówiło jego
spojrzenie. Odwróciła się bez słowa. Przecież dała do
zrozumienia, że mężczyzna, o którym Liam wciąż napomykał,
to mityczna postać, ale on najwyraźniej w to wątpił.
- Siadaj i zjedz coś - rzucił rozkazującym tonem. a Laura
aż zarumieniła się ze złości. Jak on śmie wydawać polecenia
w jej własnym domu! – Proszę - dodał przymilnie, widząc jej
reakcję.
Usiadła przy stole. Gdy zostaną sami, postara się wybadać,
czy domyślił się, że Bobby jest jego synem. Na razie nie
będzie zadrażniać sytuacji.
Liam ciągnął rozmowę z Bobbym, a Laura popijała kawę i
chrupała tosta, odpędzając co chwila niespokojne myśli.
- ...myślę, że Irlandia bardzo by ci się spodobała.
- Te słowa wyrwały ją z zamyślenia. - Bobby mówił
właśnie, że bardzo lubi, jak wyjeżdżacie w weekendy poza
miasto i odbywacie długie spacery - wyjaśnił Liam, widząc, że
na chwilę wyłączyła się z rozmowy. - A nigdzie nie ma takich
terenów do spacerów jak w Irlandii.
Może to i prawda, ale Laura nie zamierzała tego
sprawdzać.
- Myślę, że po wypadku Bobby'ego spacery muszą trochę
poczekać - zauważyła, by Liam nie zaproponował
przypadkiem wspólnego spaceru w najbliższy weekend.
- Mama ma chyba rację - przyznał Liam, spoglądając na
chłopca, który zamierzał zaprotestować.
- Bo mamy zwykle ją mają - dodał enigmatycznie.
Laura rzuciła mu ostre spojrzenie, zdziwiona, że zgodził
się z nią w kwestii spacerów, i zaskoczona ostatnią uwagą -
jednak nie dopatrzyła się w jego tonie śladu drwiny.
Wstała gwałtownie z miejsca i powiedziała:
- Skoro już zjedliśmy, zabiorę Bobby'ego na górę, żeby
się wykąpał.
- Ale, mamo...
- Pamiętaj, co powiedziałem o mamach - Liam
ż
artobliwie ukrócił protest chłopca i również wstał. - I tak
muszę już iść. Ale jak chcesz, chętnie przyjdę cię jeszcze
odwiedzić.
Laura znów spojrzała na Liama z niepokojeni. Wcale nie
chciała, by zbliżył się z Bobbym!
- Fajnie! - Bobby znowu obdarzył Liama swym
rozbrajającym bezzębnym uśmiechem
- No już, szybko na górę - ponagliła go Laura. - A ja
odprowadzę Liama do drzwi.
Bobby towarzyszył im jeszcze do holu, a potem pognał jak
strzała na górę.
- Wygląda na to, że nic mu nie jest - zauważył Liam,
widząc, jak chłopiec śmiga po schodach. - Co właściwie się
stało?
- Przewrócił się na przerwie. Nic poważnego, wiec w
poniedziałek pójdzie już pewnie do szkoły.
- To bardzo ładny chłopiec.
Przełknęła z trudem ślinę. Bała się spojrzeć na tę twarz,
która była przecież - przynajmniej ona widziała to wyraźnie -
dorosłą wersją twarzy jej syna.
- Miło mi to słyszeć - mruknęła, nie patrząc na niego,
- Musisz być z niego bardzo dumna.
- Owszem - przyznała, zastanawiając się, do czego ma
prowadzić ta rozmowa.
Jeśli Liam zauważył, jak bardzo Bobby jest do niego
podobny, i domyślił się, że to jego syn, dlaczego tego po
prostu nie powie?
- Umów się ze mną na kolację, Lauro - powiedzie zamiast
tego.
- Nie mogę zostawić Bobby'ego... - zaczęła niepewnie
- Nie dziś - przerwał. - Rozumiem, że on jest
najważniejszy i musisz mu co najmniej dziś poświęcić całą
uwagę. Ale jutro jest sobota, na pewno do tego czasu dojdzie
na tyle do siebie, by móc zostać na kilka godzin z Amy. A
tobie też się przyda trochę wytchnienia.
Laura chciała się jakoś wymówić, ale zatkało ją ze
zdziwienia. Od kiedy to Liam tak liczy się z potrzebami
innych? Wcale nie miała ochoty na kolację w jego
towarzystwie, ale z pewnych względów lepiej było nie
odrzucać zaproszenia. Musiała ustalić, czy on domyśla się
swego ojcostwa, a jeśli tak, dobrze byłoby omawiać tę kwestię
na gruncie neutralnym. Restauracja byłaby w sam raz.
- Dziękuję, może to rzeczywiście dobry pomysł -
powiedziała. - Tylko znajdź proszę jakieś dyskretne miejsce,
nie chciałabym, by prześladowali nas fotoreporterzy.
Liam nachmurzył się na myśl o dziennikarzach
czyhających w tej chwili pod domem.
- Nie martw się, wybiorę miejsce, gdzie nikt nam nie
będzie przeszkadzał.
- To będzie kolacja poświęcona interesom - za - strzegła
surowo.
- Naprawdę? - Uniósł kpiąco brwi.
- Nie ma innych powodów, dla których mielibyśmy się
spotykać.
- Skoro tak twierdzisz...
- Liam... - Laura rzuciła mu ostre spojrzenie.
- Twój syn czeka na górze na kąpiel - uciął i ujął ją lekko
za ramiona. - Mamy zawsze mają rację, a małym chłopcom
nie trzeba kazać długo czekać.
- A co z dużymi? - zażartowała. Wzruszył ramionami.
- Tak samo niecierpliwie czekamy na to, czego chcemy,
ale lepiej potrafimy to ukrywać.
- A czego ty chcesz, Liam? - spytała cicho.
- Jak większość ludzi tego, czego mieć nie mogę. -
Westchnął ciężko. - Powiedz mi, Lauro, czy bardzo mnie
nienawidzisz?
Aż ją zatkało ze zdziwienia. Czy go nienawidzi?
Oczywiście, że nie. No, może osiem lat temu tak było, ale
krótko. To było tak dawno temu, a udane małżeństwo z
Robertem i narodziny Bobby'ego wszystko zmieniły.
- W moim życiu jest zbyt wiele dobrych rzeczy, bym
mogła kogokolwiek nienawidzić - odparte zgodnie z prawdą.
Liam spojrzał na nią uważnie i zapytał ściszonym głosem:
- Kochałaś Roberta?
Twarz jej złagodniała na wspomnienie tej miłości, oczy
zaszkliły się łzami.
- Bardzo - odpowiedziała po prostu.
- To musiał być rzeczywiście ktoś. - Liam pokiwał głową
i zdjął ręce z ramion Laury. - Chciałbym się czegoś więcej o
nim dowiedzieć.
- Dlaczego? - Spojrzała na niego czujnie.
- Bo go kochałaś! - powiedział zduszonym głosem.
- Nie widzę związku pomiędzy jednym a drugim.
Naprawdę nie ma sensu, żebyśmy rozmawiali o moim
mężu.
- Nie? - Liam spojrzał w górę schodów. - Z tego. co
mówił Bobby przy śniadaniu, wnoszę, że on też za nim
przepadał.
- A cóż w tym dziwnego? Przecież był jego ojcem! Zbyt
ż
arliwe te zapewnienia, Lauro, upomniała sama siebie. Ale
zrobiła to mimowolnie. Bądź co bądź, bycie ojcem to coś
więcej niż powołanie dziecka do życia, a Robert wywiązywał
się doskonale z wszelkich ojcowskich obowiązków.
- No tak - przyznał szorstko Liam. - Wpadnę po ciebie
jutro około ósmej, dobrze? - spytał rzeczowo, zmieniając
temat.
- To chyba nie najlepszy pomysł. - Pokręciła głową. -
Skoro, jak przypuszczam, w jutrzejszej prasie będą kolejne
spekulacje na nasz temat, chyba lepiej, aby nie widziano nas
razem.
- Masz rację - przyznał. - Zadzwonię jutro i potem ci
nazwę restauracji. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, by
spotkać się na miejscu?
- Oczywiście, że nie. Ale, jak zapowiedziałam,
spotykamy się w interesach.
Liam uśmiechnął się smutno.
- Nie musisz tego mi znów powtarzać, słyszałem za
pierwszym razem.
Może i słyszał, ale czy wreszcie to do niego dotarło?
- Gdy mówiłam o dyskretnym miejscu, nie miałam na
myśli twojego apartamentu, Liam! - powiedziała ze złością,
patrząc znacząco na stół w saloniku nakryty na dwie osoby,
zresztą bardzo elegancko - były i kryształowe kieliszki, i
srebrne półmiski, a nawet wazon z czerwonymi różami...
Liam zatelefonował pod jej nieobecność, gdy wyszła z
Bobbym kupić mu jakąś zabawkę, i przekazał Amy prośbę, by
spotkali się u niego w hotelu. Laura uznała - całkiem
niesłusznie! - że stamtąd udadzą się razem do jakiejś
restauracji.
- Nie patrz na mnie tak oskarżycielsko, Lauro! -
zniecierpliwił się Liam. Był ubrany w czarny smoking,
ś
nieżnobiałą koszulę i czarną muszkę, włosy miał jeszcze
wilgotne. - Nie mam żadnych niecnych zamiarów, po prostu
we wszystkich restauracjach, W których można liczyć na
dyskrecję, były zarezerwowane miejsca.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, konstatując fakt. że złota
krótka sukienka wieczorowa podkreślająca figurę, którą
włożyła, by dodać sobie animuszu, w apartamencie może się
wydać dość prowokacyjna.
- Nie możemy tu zostać.
- Dlaczego? - żachnął się.
- Nie bądź tępakiem. Widziałeś chyba nasze zdjęcia w
dzisiejszych gazetach?
Liam westchnął i wziął ze stołu otwartą, schłodzoną
butelkę białego wina, po czym nalał je do dwóch kieliszków.
- Oczywiście - powiedział, wręczając Laurze kieliszek. -
Trudno byłoby ich nie zauważyć.
Jak przypuszczała, zdjęcie Liama wchodzącego do jej
domu ukazało się na pierwszych stronach wielu brukowców,
które nic ustawały też w spekulacjach na ich temat.
- Rozumiesz więc chyba, że kolacja we dwoje w twoim
apartamencie potwierdzi tylko plotkę, że...
- śe co? - przerwał, opadając na jeden z miękkich foteli i
wbijając w nią rozbawione spojrzenie.
- śe jesteśmy ze sobą! - rzuciła ze złością.
- I co z tego?
- Bo nie jesteśmy - wycedziła.
- A tak się staram... - Wzruszył ramionami i uśmiechnął
się szelmowsko.
Zarumieniła się ze złości. - Ty i ja...
- Tak, ty i ja - powtórzył cicho, po czym wstał, odstawił
swój kieliszek na stolik do kawy i zbliżył się do Laury. - Czy
to taki straszny pomysł?
- Zupełnie niedorzeczny! - parsknęła. Twarz mu stężała,
przymrużył oczy.
- Dlaczego?
- Nie rób tego więcej - powiedziała ostro i cofnęła się, bo
zamierzał właśnie wziąć ją w ramiona. Przeszła w drugi
koniec pokoju i ciągnęła: - Wczoraj rano... to był błąd.
Dojrzałam na tyle, by starać się nie powtarzać dawnych
błędów - rzuciła wyzywająco.
- Możesz wierzyć lub nie, ale ja robię dokładnie to samo.
Laura spojrzała na niego podejrzliwie. A cóż to niby miało
znaczyć?
- Z powodu własnej głupoty wypuściłem cię z rąk przed
ośmiu laty - odpowiedział cicho na jej zadane niemo pytanie. -
Nie chcę powtórzyć tego błędu.
Laura wpatrywała się w niego z niedowierzaniem,
Powiedziała mu wprawdzie, że spotyka się w interesach, ale
chodziło jej przede wszystkim o !o, by wybadać, czy nie
domyśla się czegoś na temat Bobby'ego. I o nic więcej.
Gdy patrzyła teraz na Liama, który był tak szalenie
przystojny w stroju wieczorowym, wpatrzony w nią z takim
zachwytem, zaczęła się zastanawiać, czy jest uczciwa wobec
siebie. Czy jakaś jej cząstka, ta która pamięta, jak dobrze było
im razem przed laty, nie chciałaby sprawdzić, jak byłoby
teraz? A sądząc po wczorajszej reakcji na jego pocałunek, nie
ma co do tego wątpliwości!
Czy zdawała sobie z tego sprawę, gdy ubierała się na
wspólną kolację? Czy wybrała tę złocistą suknię, tak pięknie
podkreślającą jej ciemne włosy i smukłą figurę tylko po to, by
czuć się pewniej? Gdy patrzyła w oczy Liama, który
hipnotyzował ją zachwyconym spojrzeniem, nie była wcale
pewna swych intencji. Oblizała suche usta.
- Liam...
- Lauro, czy nic możesz dać mi drugiej szansy. bym
naprawił błędy przeszłości? - przerwał. - Byłem idiotą,
przyznaję. Ale nawet idioci mają prawo do drugiej szansy.
Drugiej szansy na co? Na zniszczenie jej życia? Na
bezpowrotne zniknięcie, kiedy przyjdzie mu na to ochota?
Zadrżała na myśl, że miałaby jeszcze raz przejść przez ten
koszmar.
- Lauro! - Znów był tuż przy niej, śledził uważne uczucia
odbijające się na jej twarzy. Potem chwycił ją za ramiona i
lekko potrząsnął, chcąc zmusić, by spojrzała mu w oczy. -
Proszę, pozwól mi spróbować...
- Nie - wyrzuciła z siebie gwałtownie i spojrzała mu
prosto w oczy. - Lubię swoje życie takie, jakie jest, Liam. Nie
chcę, byś zakłócał je swym egoizmem i arogancją. -
Wypowiedziała te słowa naumyślnie nieprzyjemnym tonem,
by stworzyć emocjonalną barierę między sobą a nim.
Znieruchomiał i zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem, a
potem powoli zsunął dłonie z jej ramion.
- Okłamałaś mnie wczoraj - powiedział spokojnie.
- Co masz na myśli? - spytała ostrożnie, myśląc, że chodzi
mu o Bobby'ego.
- Nienawidzisz mnie - oświadczył beznamiętnie - ale
zapewniam, że ja siebie też nienawidzę za dawną głupotę.
Nie mówił o Bobbym! Na jej twarzy odbiła się ulga.
- Nie kłamałam, Liam. Naprawdę nie czuję do ciebie
nienawiści. Po prostu nie chcę ponownie się z tobą wiązać -
dodała stanowczo.
Nawet jeśli kołatały się w niej resztki uczuć dla Liama - a
wczorajszy ranek był na to dowodem - musiała pamiętać o
tym, że romans z nim zakłóciłby jej relację z synem.
- Rozumiem - powiedział.
Laura spojrzała na niego niepewnie. Jakoś zbyt ulegle
zareagował na jej słowa.
Może jednak tak to odczuła, bo odezwała się jej duma?
Czy aby na pewno nie chciała, by dalej się za nią uganiał? A
może odczuwała pewną satysfakcję z tego powodu, że teraz
role się odmieniły. Niezbyt to szlachetne uczucia, trzeba
uczciwie przyznać. Przyłożyła rękę do skroni, która zaczęła
boleśnie pulsować.
- Sądzę, że w tej sytuacji... darujemy sobie raczej kolację
- powiedziała znużonym głosem.
Skinął krótko głową, jego oczy nie wyrażały żadnych
uczuć.
- Chyba tak - przyznał.
Laura wzięła ze stołu wieczorową torebkę, którą położyła
tam po przyjściu. Tak niedawno. Ale tak wiele się wydarzyło
w ciągu tej niecałej półgodziny. Przede wszystkim Liam miał
znowu zniknąć z jej życia.
Powinna być zadowolona. Powinna odczuwać ulgę.
Zatrzymała się przy drzwiach i odwróciła do niego.
- Co zamierzasz zrobić ze swoją książką? - spytała.
Wzruszył ramionami.
- Zapewniłaś mnie, że Perry jest znakomitym redaktorem,
nie mam powodu, by ci nie wierzyć.
- A więc zgadzasz się, by opracował twoją książkę? I
chcesz ją wydać w Shipley Publishing? - zdziwiła się. Nie
mogła uwierzyć, że tak łatwo na wszystko się zgadza. To było
zupełnie nie w jego stylu.
Uśmiechnął się ponuro.
- Nie jestem tak pozbawiony rozsądku, jak ci się wydaje -
zauważył.
Owszem, ale przecież tak mu zależało, by postawić na
swoim, nawet zaangażował w swój plan prasę, choć rzekomo
chciał uniknąć wszelkich z nią kontaktów - coś było nie tak.
- Liam...
- Tak?
Czuła się kompletnie skołowana. Wszystko poszło zbyt
gładko, za spokojnie.
- Przyjdziesz w poniedziałek, by porozmawiać z Perrym?
- Tak, a potem wrócę do Irlandii.
Nie tylko zgodził się współpracować z Perrym, ale do tego
jeszcze wynosi się z Londynu! W tym musiał tkwić jakiś
haczyk!
- Chciałbym, żebyś miała taką zadowoloną minę, gdy
mnie spotkasz następnym razem - zaśmiał się, widząc ulgę
malującą się na jej twarzy. - Bo przecież jeszcze wrócę, by
pracować nad książką.
Ale nie ze mną, pomyślała.
Dlaczego nie wychodziła, tylko sterczała wciąż przy
drzwiach?
Bo wiedziała, że gdy teraz wyjdzie, już nigdy więcej nie
zobaczy takiego Liama. Pisarza Liama O'Reilly'ego - owszem,
ale nie tego mężczyznę, który uganiał się za nią przez kilka
ostatnich dni.
Och, sama już nie wiedziała, czego chce! Przez te
wszystkie dni powtarzała wciąż Liamowi, że wcale nie chce
odnowienia ich związku, a gdy on wreszcie zaakceptował tę
decyzję, wahała się, czy go opuścić.
Wreszcie wyprostowała ramiona i powiedziała stanowczo:
- śegnaj, Liam.
- śegnaj, Lauro. - Jego twarz była zupełnie pozbawiona
wyrazu.
Czuła, jakby miała nogi z ołowiu, wolnym krokiem
wyszła na korytarz i zamknęła za sobą drzwi.
Tym samym zamknęła drzwi do skrytki w swoim sercu,
gdzie chowała wyparte uczucia do Liama, choć on tak bardzo
starał się tam włamać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Ale zaspałam! - zawołała Laura, wchodząc do kuchni o
dziesiątej rano.
Amy właśnie przygotowywała warzywa na lunch.
Odwróciła się do Laury z ciepłym uśmiechem.
- Potrzebowała pani wypoczynku.
Niezupełnie tak to było. Gdy poprzedniego wieczoru
Laura wróciła do domu zaraz po dziewiątej, poszła prosto do
sypialni. Jednak nie mogła zasnąć. Prześladowały ją
wspomnienia o Liamie - te z przeszłości i z kilku ostatnich
dni. Dopiero nad ranem zapadła w płytki, niespokojny sen.
- Gdzie jest Bobby? - spytała.
Zajrzała do jego sypialni przed zejściem na dół, potem
sprawdziła w pokoju dziennym, gdzie zwykle oglądał
telewizję. Spodziewała się go wobec tego zastać w kuchni.
- Pan O'Reilly przyszedł o dziewiątej.
- Liam? - spytała Laura w popłochu, czując straszliwy
ucisk w brzuchu.
- Przyniósł latawiec - ciągnęła Amy niespokojnie, widząc
reakcję Laury. - Zaproponował Bobby'emu. żeby go puścić.
- Pozwoliłaś mu wyjść? - spytała Laura z naganą w
głosie.
- Tylko do ogrodu. Nigdy bym przecież nie pozwoliła
zabrać Bobby'ego z domu bez pani pozwolenia -
odpowiedziała nieco urażona gospodyni.
- Naturalnie - bąknęła Laura przepraszająco, opadając na
jedno z kuchennych krzeseł.
A wiec Liam jest teraz w ogrodzie! I puszcza latawca z jej
synem!
- Jak słusznie zauważył pan O'Reilly, dzień jest dziś dość
wietrzny.
Niewątpliwie, ale co, u licha, Liam tutaj robi? Czyż nie
ustalili poprzedniego wieczoru, że nic będą się widywać?
Niezupełnie - ona powiedziała, że nie chce się z nim wiązać, a
on podejrzanie gładko to zaakceptował. O Bobbym nie było
mowy. Zerwała się z miejsca.
- Chyba sprawdzę, co tam robią - powiedziała.
- Gdy wyglądałam do nich przed kilku minutami, wiernie
się bawili - zapewniła Amy. - Proszę, się napić kawy przed
wyjściem.
Laura spojrzała na nią ze zdziwieniem, unosząc pytająco
brwi.
- Myślisz, że przesadzam? Gospodyni zawahała się przez
chwilę.
- Zależy, co ma pani na myśli...
Laura z trudem przełknęła ślinę i opadła na krzesło.
- Jak długo wiesz? - spytała, patrząc na Amy, która
postawiła przed nią filiżankę z mocną kawą.
- Nic wiem, czy w ogóle coś wiem - uśmiechnęła się
gospodyni. - Oczywiście zawsze wiedziałam, że pan Robert
nie był ojcem Bobby'ego. Obie wiemy, że nie istniała taka
możliwość. Jeśli zaś chodzi o biologicznego ojca... -
Wzruszyła ramionami. - W każdym innym sensie pan Robert
był ojcem Bobby'ego.
- Ale...? - podjęła ostrożnie Laura.
- Gdy tylko otworzyłam drzwi panu O'Reilly'emu parę dni
wcześniej, uderzyło mnie jego podobieństwo do Bobby'ego. -
Dlatego nie byłam pewna, czy pozwolić mu czekać na panią...
- Co ty sobie o mnie myślisz, Amy? - Laura ukryła twarz
w dłoniach.
Starsza pani otoczyła ją ramieniem.
- Myślę, że dzięki pani i Bobby'emu ostatnie pięć lat to
był najszczęśliwszy okres w życiu pana Roberta - powiedziała
z uczuciem.
Laura spojrzała na nią załzawionymi oczyma.
- Naprawdę tak sądzisz? - spytała z nadzieją. Tak bardzo
chciała, by była to prawda, ze względu na wszystko, co Robert
dla niej zrobił!
- Proszę nigdy w to nie wątpić. Pan Robert pogodził się
już z tym, że nigdy nie będzie miał rodziny, dziecka, które
będzie mógł kochać i wychowywać. Wiem, że traktował was
oboje jak dar od losu Nie był pewien, czy nań zasłużył, ale
cenił ponad wszystko.
- Jeśli ktokolwiek zasługiwał na kochającą rodzinę, to
właśnie Robert - szepnęła Laura.
- I pani mu to dała, Lauro, proszę nigdy nie mieć co do
tego żadnych wątpliwości - zapewniła stanowczo Amy. - A co
do pana O'Reilly'ego, na pewno miała pani powód, by nie
poślubić go przed ośmiu laty!
Laura uśmiechnęła się ze smutkiem.
- O tak, a powód był taki, że mi się nie oświadczył.
- Cóż, niektórzy mężczyźni nie wiedzą, co to
odpowiedzialność...
- On nie wiedział o Bobbym - Laura postawiła uczciwie
sprawę.
- A, to zmienia całkiem postać rzeczy - przyznała starsza
pani, wyglądając przez okno do ogrodu.
- Myślisz, że Liam wie? - Laura spojrzała na nią
niepewnie.
- A pani nie?
- Nie mam pojęcia - jęknęła Laura. - Jeśli wie, to nie dał
tego po sobie poznać. A przecież nie zapytam go wprost. -
Zwłaszcza że wolałaby, aby nie wiedział! - Ale jeśli się
domyślił, dlaczego nic nie powiedział?
- Chyba sama musi go pani o to spytać - odparła
gospodyni.
A przecież to właśnie było niemożliwe. Amy wróciła do
obierania ziemniaków.
- Mam przygotować lunch dla dwóch czy dla trzech osób?
- zapylała.
- Dla dwóch. Nie, trzech. Sama nie wiem, Amy -
westchnęła. - Już nic nie wiem.
Wczoraj wieczorem wszystko wydawało się takie
oczywiste - Liam ma zostać wyłączony z jej życia osobistego,
ale kontynuować z nią współpracę wydawniczą. Liam, który
zjawia się rano, by pobawić się z Boobym, zupełnie nie
pasował do tego modelu.
Gospodyni uśmiechnęła się do niej współczująco.
- Wiem, że niespecjalnie to panią pocieszy, ale wszystkie
sprawy w końcu jakoś się rozwiązują. - Tylko nie zawsze tak,
jak człowiek sobie życzy!
- Chyba wyjdę na dwór i się przywitam - oświadczyła w
końcu Laura po wypiciu całej filiżanki.
Amy skinęła głową.
- A ja przygotuję lunch dla trzech osób. Tak na wszelki
wypadek.
Laura przez kilka minut niezauważona przyglądała się
dwóm postaciom w ogrodzie. Bobby miał na sobie ciepłą
kurtkę. Liam wyglądał bardzo pociągająco w dżinsach i
grubym niebieskim swetrze. Na ich twarzach malował się
chłopięcy zachwyt, gdy śledzili lot czerwonego latawca.
Bobby trzymał sznurek, ale Liam stał za nim i pomagał
kierować tak, by latawiec nie zaczepił się o gałęzie
okolicznych drzew.
Laura patrzyła na nich z bólem w sercu. Jak inne mogłoby
być ich życie, gdyby Liam nie odszedł przed ośmiu laty... Ale,
jak zauważyła rano Amy, gdyby to nie nastąpiło, z kolei
Robert nie mógłby cieszyć się przez pięć lat życiem
rodzinnym.
Zresztą, co za sens żałować czegoś, co było już faktem?
Liam odszedł, a Robert został jej mężem i ojcem Bobby'ego.
Nic już tego nie zmieni.
- Chyba nieźle się bawicie! - zawołała w głąb ogrodu.
- Mamo! - zawołał zachwycony Bobby, uśmiechając się
od ucha do ucha na jej widok. - Popatrz. Liam kupił mi
latawiec.
Liam obejrzał się na nią przez ramię, minę miał dość
niepewną. I słusznie, pomyślała, czując, jak znów ogarnia ją
niechęć do niego. Poprzedniego wieczoru nie umawiali się
przecież, że będzie przynosił prezenty jej synowi i przychodził
się z nim bawić.
Posłała mu pytające spojrzenie, gdy ich oczy się spotkały.
- To miłe z twojej strony - powiedziała wyzywająco.
- Dobrze spałaś? - spytał, nie spuszczając z niej wzroku.
Jakby wiedział, że zasnęła dopiero nad ranem!
- Bardzo dobrze, dziękuję - odparła krótko, schodząc do
ogrodu.
Liam patrzył, jak szła trawnikiem, czarne dżinsy i
ciemnoniebieski obcisły sweter podkreślały jej smukłą figurę.
Ciemne kosmyki włosów tworzyły ramę dla bladej,
nieumalowanej twarzy. Nie wiedziała przecież, że będzie
miała gościa w niedzielę rano!
Podeszła i spojrzała mu prosto w oczy.
- Dobrze się bawicie? - spytała.
- Ale super, co? - Bobby był wyraźnie zachwycony nową
zabawką. - Zawsze chciałem mieć latawiec - wyjaśnił z
uśmiechem, zerkając w górę na Liama.
Laura znowu poczuła znajomy ból w sercu. Jak to
możliwe, że zbliżyli się do siebie tak bardzo zaledwie w
przeciągu godziny?
- Mam nadzieję, że podziękowałeś Liamowi za prezent? -
spytała Bobby'ego, starając się zignorować
Liama.
- Oczywiście - odparł Bobby z wyraźnym zdziwieniem.
Dobrych manier nauczono go przecież we wczesnym
dzieciństwie.
Laura uświadomiła sobie z pewnym poczuciem winy, że
jej niezadowolenie z obecności Liama zaczyna być widoczne
nawet dla Bobby'ego. Ale jak niby miała się czuć?
- Mali chłopcy lubią puszczać latawce - zaśmiał się Liam.
Laura odczula jako policzek to, że właśnie Liam zauważył
brak tego przedmiotu w życiu jej syna i potrafił temu
zapobiec. Przyszło jej na myśl, że nie staje na wysokości
zadania, że będąc samotną matką, nie potrafi zaspokoić
potrzeb chłopca. Ojciec pomyślałby o latawcu. Robert, choć
wcześniej nie miał takich doświadczeń i ojcostwo przyszło
doń dość późno, też by pomyślał. Laura nic mogła odpędzić
myśli o tym, że popełniła jeszcze wiele innych błędów i
niedopatrzeń.
- Przestań się biczować w myślach - odezwał się cicho
Liam, wpatrując się w Laurę z czułością. Bobby biegał po
trawniku, trzymając mocno za sznurek. - Nie miałbym pojęcia,
co zrobić, gdybyś miała córkę.
- Ale nigdy nie będę miała - odparła chłodno. Uniósł
kpiąco brwi.
- Przecież nie masz nawet trzydziestki, Lauro! Ale była
wystarczająco dojrzała, by wiedzieć, że nie będzie mieć więcej
dzieci. Po wcześniejszej pomyłce uznała, że nie zdecyduje się
na to bez męża.
Jedyny mężczyzna, którego namiętnie kochała, odszedł z
jej życia, nie oglądając się za siebie. Człowiek, za którego
wyszła, choć nie kochała go w ten sposób był
najwspanialszym
mężczyzną,
jakiego
spotkała.
Nie
spodziewała się, że mogłaby mieć jedno i drugie
- Czy wyszłabyś za mnie osiem lat temu, gdybym ci się
oświadczył? - spytał niespodziewanie.
Laura aż pobladła, zaskoczona tym bezpośrednim
pytaniem. Osiem lat temu żyła dla niego, zrobiłaby dla niego
wszystko. Gdyby poprosił ją o rękę, zostałaby jego
niewolnicą!
Oddychała z trudem, starając się odzyskać panowanie nad
sobą. Nie miał prawa zadawać jej takich pytań!
- Byłam bardzo naiwna i niedoświadczona, Liam -
odezwała się wreszcie.
- To nie jest odpowiedź. Zresztą zapewniłaś mnie - chyba
wczoraj - że nigdy nie byłaś dzieckiem, jeśli chodzi o naszą
relację.
- Można być naiwnym i niedoświadczonym w każdym
wieku - odparowała. - Co zaś do twego pytania...
- Wzięła głęboki oddech. - Myślę, że powiedziałabym
"tak" - rzuciła z niesmakiem - i spaprałabym nam obojgu
ż
ycie.
Liam spojrzał na nią badawczo.
- Naprawdę tak sądzisz? - spytał wreszcie.
- A ty nie? - parsknęła pogardliwie. - Tak wiele dla ciebie
znaczyłam, że w kilka tygodni po opuszczeniu Anglii
poślubiłeś inną kobietę!
- Nie popełniłbym tego błędu, gdybym wcześniej poślubił
ciebie. - Wyciągnął ręce, by położyć je na jej ramionach. -
Chyba właśnie ty byłaś mi potrzebna po to bym stąpać twardo
po ziemi.
- I zostałabym stratowana, gdybyś uciekał w popłochu od
tego małżeństwa.
Liam z niedowierzaniem pokręcił głową. - Niczego nie
ż
ałujesz, prawda? - powiedział wolno zdejmując ręce z jej
ramion. Mogła odpowiedzieć jednym słowem: nie. Gdyby nie
była związana z Liamem, nie mogłaby dać Robertowi,
mężczyźnie, któremu tak wiele zawdzięcza, rodziny, na którą
zasługiwał. A małżeństwa z Robertem nigdy nie będzie
ż
ałowała. Jeśli czegokolwiek żałowała, to ponownego
spotkania z Liamem.
Czyżby?
Czy naprawdę chciałaby, by nigdy do tego nie doszło?
Przyjrzała mu się uważnie, oceniła zmiany, jakie w nim
zaszły, oznaki dojrzałości. Ale czyż nic zmienił się także pod
innymi względami? Czyż nie martwił się wczoraj, jak
zareaguje na artykuł w gazecie? Jednak był za niego
odpowiedzialny, dodała natychmiast.
Poza tym, choć chciałaby temu zaprzeczyć sama przed
sobą, pamiętała dobrze, jak zareagowała na jego pocałunek.
Na chwilę zapomniała o całym świecie. Liam obudził w niej
dawno zapomniane porywy namiętności. Jak by się skończyło
to spotkanie, gdyby nagle nie pojawił się Bobby?
Z trudem przełknęła ślinę i spojrzała Liamowi prosto w
oczy.
- Nie ma sensu niczego żałować - powiedziała
beznamiętnie. - Przeszłość minęła i nigdy nie wróci.
Przyszłości nie znamy. Zostaje nam tylko teraźniejszość. A ja
jestem zadowolona ze swego obecnego życia - zakończyła,
patrząc z dumą na Bobby'ego.
- To szczęściara z ciebie! Bo mnie się moje życie zupełnie
nie podoba!
Laura odwróciła się powoli do niego.
- To je zmień - powiedziała spokojnie. Twarz mu
pociemniała.
- Próbuję! Ja...
- Wujku, sznurek się zaczepił o drzewo! - zawołał
rozpaczliwie Bobby.
- Wujku? - warknęła z wściekłością i zatrzymała go,
łapiąc za ramię, gdy zamierzał biec na pomoc jej synowi.
Liam odwrócił się do niej niecierpliwie.
- Nic wiedział, jak się do mnie zwracać.
- Wujku Liamie? - powtórzyła jeszcze raz ze złością,
rozdrażniona poufałością tego zwrotu.
- Daj spokój, Lauro. - Liam strząsnął jej rękę. - Jest
dobrze wychowanym dzieckiem. Głupio mu było zwracać się
do dorosłego po imieniu. Nie widzę nic złego w tym, że mówi
do mnie „wujku".
- A ja owszem.
- Dlaczego? Pamiętam, że sama miałaś takiego
przyszywanego wujka.
Laura znieruchomiała, złość opadała z niej tak szybko, jak
wybuchła.
- A właśnie, co się z nim dzieje? - ciągnął pogardliwym
tonem Liam. - Ani razu o nim jeszcze nie wspomniałaś, co
dziwi mnie, zważywszy na to, że osiem lat temu nie
przestawałaś o nim mówić. Czyżby pani Shipley zapomniała
już o ukochanym wujku?
- Przestań! - zażądała i pobladła nagle,
- Niby dlaczego? Nie lubisz, by przypominano ci o tych
skromnych początkach?
- Ty nic nie wiesz... - Wiem, że zraniłaś moje uczucia,
okazując jawną niechęć do tego, by twój syn nazywał mnie
wujkiem. - I to daje ci prawo, by ranić moje w rewanżu?
- Spojrzała na niego przez łzy. - Nie masz tu żadnych
praw, Liam...
- Wujku Liamie! - Bobby był zrozpaczony, widząc swój
latawiec na drzewie.
Laura spojrzała na syna.
- Chyba lepiej będzie, jak mu pomożesz - powiedziała
obojętnie. - A potem chciałabym, żebyś już sobie poszedł.
- A zawsze dostajesz to, czego chcesz, tak? - wycedził.
- Prawie nigdy. - Pokręciła głową ze smutkiem.
- Idź pomóc Bobby'emu - mruknęła i odwróciła się na
pięcie, po czym ruszyła w stronę domu.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Jak miło, że wpadłaś - rzucił Liam sarkastycznie,
spozierając na Laurę ponad stołem w restauracji.
Poranne spotkanie z Perrym wypadło bardzo dobrze, w
związku z czym panowie wybrali się na lunch, by uczcić
podpisanie umowy. Laura postanowiła do nich dołączyć.
Zrobiła tak dlatego, że bała się zostawiać Liama z
kimkolwiek ze swoich znajomych na gruncie towarzyskim.
Jak znała jego bezczelność, mógłby zacząć wypytywać
Perry'ego o jej życie prywatne. Oczywiści nie wprost, ale już
on by umiał go wybadać tak, że nawet by się nie zorientował.
- Zawsze to miło osobiście przywitać nowego autora,
który podejmuje współpracę z naszym wydawnictwem.
- Nawet mnie?
- Witaj na pokładzie - powiedział z entuzjazmem Perry. -
„Świat Josie" będzie pierwszy na liście bestsellerów.
- Dopiero teraz mi to mówisz? - zażartował Liam. też tak
sądzisz, Lauro? Na pewno odniesiesz sukces - oświadczyła
rzeczowo.
- Shipley Publishing również - podkreślił z uśmiechem.
Wzruszyła ramionami.
- Szaleństwem byłoby pozwolić na to, by taki bestseller
wymknął nam się z rąk. Tyle wydawnictw boryka się teraz z
problemami finansowymi.
- Ale nie Shipley - zauważył. - Sprawdziłem, zanim
wysiałem maszynopis.
- I postanowiłeś postawić na dobrego konia? - spytała
zaczepnie.
- Mamy chyba więcej wspólnego, niż przypuszczaliśmy. -
Uśmiechnął się nieco wzgardliwie.
Laura się zarumieniła. Najwyraźniej Liam insynuował, że
poślubiła Roberta dla jego pozycji i pieniędzy. Cóż, widać
taka wersja odpowiadała mu bardziej niż prawda.
Laura zauważyła, że Perry słucha tej wymiany zdań z
nieco zakłopotaną miną. I nic dziwnego, napięcie pomiędzy
nią a Liamem było niemal namacalne.
Pochyliła się do przodu, unosząc kieliszek z szampanem,
który nalano jej przed kilkoma minutami.
- Za sukces - wzniosła toast
- Chętnie za to wypiję! - Perry delikatnie stuknął się z nią
kieliszkiem, a potem z Liamem.
- I za spokojne życie - dodał Liam, gdy dotknął kieliszka
Laury.
- Czy jedno z drugim da się połączyć? - spytała
sceptycznie.
Tego dnia rano ukazało się w prasie kolejne zdjęcie
Liama, który wchodził do jej domu w niedzielę. Laura ledwie
rzuciła okiem na gazetę i cisnęła ją do kosza Tak jak
uprzedzała Liama wcześniej, sytuacja wymknęła mu się spod
kontroli.
- Jeśli bardzo się tego chce, to owszem - pokiwał
poważnie głową.
- Mam nadzieje, że masz rację - odparła sucho.
Tego ranka przed jej domem sterczało jeszcze więcej
reporterów niż poprzednio. Byli bardzo rozczarowani, widząc
ją samą z Bobbym na tylnym siedzeniu samochodu, kiedy
odwoziła chłopca do szkoły.
- Jutro wracam do Irlandii - powiedział Liam. - Czy mogę
przyjść, by się pożegnać z Bobbym?
Laura rzuciła mu ostre spojrzenie, widząc, że Peny siedzi z
zainteresowaniem ich rozmowę. Przecież na pewno widział te
zdjęcia w gazetach!
- Nie chciałbym, by Bobby myślał, że zniknąłem z jego
ż
ycia bez słowa - wyjaśnił Liam.
Niby dlaczego? Z jej życia tak właśnie zniknął przed
ośmiu laty!
- Zmieniłeś się - zauważyła.
Liam posłał jej lodowate spojrzenie nad stołem.
- Może zamówimy? - wtrącił wesoło Perry, gdy przy ich
stole pojawił się kelner.
Laura pomyślała, że nie przełknie ani kęsa. Ale musiała
przecież zostać do końca i zjeść ten lunch bez robienia
zbędnych scen. Zresztą powód, dla którego tu przyszła, był
nadal aktualny.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie - zauważył Liam, gdy
już złożyli zamówienia i kelner się oddalił.
Laura wzięła kolejny łyk szampana.
- Pod warunkiem że nie zabawisz długo - powiedziała w
końcu. - To normalny dzień tygodnia i Bobby musi odrobić
lekcje.
- Wpadnę na krótko - zapewnił Liam.
Laura wiedziała, że nie będzie to takie proste, bo Bobby
wyjątkowo polubił „wujka Liama" i poprzedniego dnia bez
przerwy o nim mówił. Na pewno nie będzie chciał go
wypuścić.
Reszta lunchu przebiegła w dość ciężkiej atmosferze, choć
Perry bardzo się starał ją rozluźnić. Laura ledwie dotrwała do
końca, prawie nic nie zjadła, za to wypiła sporo szampana i
nieco szumiało jej w głowie. To było zupełnie nie w jej stylu -
zwykle wypijała najwyżej kieliszek wina do kolacji.
- Uważaj. - Liam przytrzymał ją za łokieć, gdy potknęła
się lekko po wyjściu z restauracji. Świeże powietrze dziwnie
ją odurzyło. - Powinnaś więcej jeść, Lauro - upomniał,
prowadząc ją do samochodu zaparkowanego po drugiej stronic
ulicy, przy którym czekał już Paul.
- Jak będę chciała znać twoje zdanie, to o nie zapytam -
warknęła, po czym usadowiła się na tylnym siedzeniu. Perry
siedział już z drugiej strony.
- Podrzucić cię gdzieś? - spytała grzecznościowo.
- Nie, dziękuję, chętnie się przejdę - powiedział Liam. -
Czy mogę wpaść do Bobby'ego o wpół do szóstej?
- Jak najbardziej. O szóstej jemy kolację, więc wcześniej
dopilnuję, by miał odrobione lekcje. - Dala wyraźnie do
zrozumienia, że nic jest zaproszony.
Błysk rozbawienia mignął w oczach Liama, zanim zwrócił
się do Perry'ego:
- Zadzwonię do ciebie, gdy będę wybierał się do
Londynu.
Laura nie odwróciła głowy, gdy Liam zatrzasnął wreszcie
drzwi samochodu. Gdy Paul ruszył i włączył się do ruchu,
odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Poszło lepiej, niż można by się spodziewać, prawda? -
zagadnęła beztrosko swego towarzysza.
- O tak - Perry z satysfakcją pokiwał głową.
- I cieszę się, że udało ci się przekonać Liama, by zgodził
się na współpracę ze mną. Niedobrze jest mieszać sprawy
zawodowe z prywatnymi.
- Chyba mylnie interpretujesz naszą relację, Perry -
powiedziała zdziwiona.
- Przecież cię nie krytykuję - zapewnił pospiesznie. -
Zresztą nie mam nawet do tego prawa. A poza tym cieszę się,
ż
e znów jest ktoś w twoim życiu, Lauro. Zbyt długo byłaś
sama. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tych słów.
Owszem, miała! Ale wobec tych wszystkich zdjęć w
gazetach i zapowiedzi dzisiejszej wizyty, tylko pogorszyłaby
sprawę, tłumacząc się przed Perrym.
Jego uwagi nie wprawiły jej w zbyt dobry humor. Gdy
Amy wprowadziła Liama do salonu kilka godzin później,
Laura powitała go z dość ponurą miną. Bobby był jeszcze na
górze, gdzie niecierpliwie czekał na przybycie gościa.
- Szampan ci nie służy? - spytał Liam, gdy zostali sami.
- To bardzo w twoim stylu: doszukiwać się winy w czym
innym, a nie w sobie! - prychnęła.
Miała ten sam strój, w którym była w pracy - ciemny
kostium i kremową bluzkę, bo po uwagach Perry'ego chciała
nawet strojem podkreślić, że z Liamem łączy ją wyłącznie
relacja zawodowa.
Liam natychmiast spochmurniał
- Naprawdę powinnaś spróbować wyzbyć się tej całej
goryczy, Lauro. W końcu świetnie sobie dałaś radę beze mnie.
- Rozejrzał się znacząco po luksusowym wnętrzu.
- Złośliwe uwagi nie zmienią faktu, że mnie porzuciłeś -
warknęła.
- Porzuciłem? Chyba dość dziwnie stawiasz sprawę...
Ona tak właśnie zawsze myślała o jego wyjeździe. Ale
trzeba przyznać, że dla kogoś, kto nie znał pewnych
okoliczności, sytuacja rysowała się pewnie inaczej...
- Być może - powiedziała już spokojniej. - Zresztą to już
nieważne...
- Właśnie że ważne - zaoponował natychmiast. - Ty...
- Wujek Liam! - zawołał zachwycony Bobby, rzucając się
na niego.
Liam złapał go pod ramiona i zrobił karuzelę wokół siebie.
- Jak było w szkole? - spytał, gdy postawił go na
podłodze i rozwichrzył jego ciemną czuprynkę.
- Dobrze - odparł szybko chłopiec. - Możemy wyjść do
ogrodu i puścić latawca?
- Chyba nie... Wpadłem tylko na chwilkę, Bobby -
wyjaśnił, rzucając szybkie spojrzenie na Laurę.
- Jutro rano mam samolot do Irlandii.
Laura
nie
powiedziała
synkowi,
dlaczego
Liam
przychodzi, sądząc, że najlepiej będzie, gdy sam mu to
wyjawi. Widząc teraz wyraz gorzkiego rozczarowania na
twarzy chłopca, pomyślała, że powinna go była jednak
uprzedzić.
- Bobby... - zaczęła łagodnie.
- Kiedy wrócisz? - Bobby zupełnie ją zignorował,
wbijając niespokojny wzrok w Liama.
Twarz mężczyzny złagodniała, gdy przyklęknął obok
chłopca.
- Pewnie za kilka tygodni - odparł i ujął go za ramię.
Laura z przerażeniem zobaczyła, że synek wyszarpnął się
z tego uścisku, na jego twarzy odbiła się wściekłość.
- Wcale nie! Ty już w ogóle nie wrócisz! - krzyknął.
Laura jeszcze nigdy nie widziała, by Bobby tak się
zachowywał. Wiedziała, że bardzo polubił Liama, ale nie
spodziewała się tak silnej reakcji.
Liam spojrzał na nią niepewnie.
- Oczywiście, że wrócę, Bobby, a wtedy...
- Nigdy nie wrócisz! - wykrzyknął chłopiec przez łzy. -
Mój tata odszedł i nigdy nie wrócił!
Laura z trudem przełknęła ślinę, czując, że i jej zbiera się
na płacz.
- Bobby, to przecież nie to samo - powiedziała,
podchodząc do synka, który zaczął cofać się w stronę drzwi. -
Tata był chory, przecież wiesz. Nie chciał odejść, ale nie miał
wyboru.
- Liam ma wybór, a odchodzi - rzucił oskarżycielsko
Bobby, patrząc ze złością na gościa. - Myślałem, że mnie
lubisz!
Liam
wyprostował
się,
skonsternowany
reakcją
Bobby'ego.
- Bo cię lubię. Wyjeżdżam na krótko, obiecuję...
- Nie - Bobby pokręcił głową, chwytając za klamkę -
zabiera sobie ten swój latawiec! Wcale go nie chcę! - zawołał i
wybiegi z salonu. Głośny tupot jego stóp rozległ się na
schodach.
Laura była zszokowana. Po śmierci Roberta wiele razy
tłumaczyła chłopcu, na czym polegała choroba jego ojca,
mówiła, że Robert wcale nie chciał ich opuścić, ale jego serce
nic wytrzymało. Widać jej syn nie przyjmował tych wyjaśnień
do wiadomości.
Opadła ciężko na jeden z foteli, czując, że drżą jej nogi.
Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać.
- Lauro! - Liam przysiadł na poręczy fotela i objął ją
mocno. - Wiesz, że Bobby wcale tak nie myśli. Po prostu był
zły i rozczarowany.
Laura potrząsnęła głową.
- Nie wiedziałam, że czuł się opuszczony po śmierci
Roberta. Myślałam, że zrozumiał... - westchnęła. - Muszę iść
do niego. - Zerwała się.
Liam zatrzymał ją w uścisku.
- Zostaw go na chwilę samego - poradził. - Teraz jest taki
wściekły na nas oboje, że mógłby powiedzieć coś, czego
później będzie żałował. - Liam popatrzył na nią z żalem. -
Jedno jest pewne. Masz rację, że nie chcesz zapoznawać go z
przelotnymi znajomymi. Ale wiesz, że ja nie chcę być kimś
takim...
- Naprawdę muszę już iść do Bobby'ego - powiedziała,
wyswabadzając się z jego ramion. Wstała i przygładziła
krótkie włosy. - Chyba lepiej, byś wyszedł, zanim on zejdzie
na dół...
- Wiesz, że jeszcze wrócę - powiedział, wpatrując się w
nią uważnie. - Teraz muszę wyjechać do Irlandii, mam pewną
sprawę do załatwienia.
- Sprawę? - powtórzyła ironicznie. - A sprawa jest rodzaju
ż
eńskiego...
- Tak - powiedział cierpliwie. - Chodzi o sześćdziesiąte
urodziny mojej mamy. Szykujemy dla niej niespodziankę, w
ś
rodę wydajemy wielkie przyjęcie rodzinne, rozumiesz chyba,
ż
e muszę na nim być.
- Oczywiście - odparła, zastanawiając się w duchu, co
Mary O'Reilly powiedziałaby na niespodziankę w postaci
siedmioletniego wnuka.
- Zresztą jak chcesz, możesz jechać ze mną. Oczywiście z
Bobbym - dodał, jakby czytał w jej myślach.
- Nie, dziękuję. Jak sam powiedziałeś, to przyjęcie
rodzinne - zauważyła, patrząc na niego wyzywająco.
- Jak powiedziałem - ruchem głowy wskazał na schody -
wrócę w czwartek. A wtedy musimy poważnie porozmawiać.
- Ja...
- Nie sądzisz, że to konieczne? - spytał z naciskiem.
Nie, wcale tak nie uważała, Ale dlaczego był taki
stanowczy? Czyżby domyślił się - mało tego! - nabrał
pewności, że Bobby jest jego synem? A jeśli tak, dlaczego
jeszcze tego nie powiedział?
Liam przyglądał się burzliwym emocjom odbijającym się
na jej twarzy.
- Nie jestem tym samym mężczyzną, jakim byłem przed
ośmiu laty, Lauro - zapewnił cicho. - Wówczas próbowałem
postępować szlachetnie, ale efekt był wręcz odwrotny. Tym
razem chcę, by mi się udało.
- Szlachetnie? - parsknęła z niedowierzaniem. - Nie wiem,
o czym mówisz!
- Właśnie, i dlatego musimy porozmawiać. Przyjadę w
czwartek, zanim Bobby pójdzie spać. Zarezerwuj proszę dla
mnie ten wieczór.
Oblizała usta.
- Ja...
- Idź już na górę - przerwał łagodnie. - Powiedz mu, że
wrócę. Przekonaj go o tym - dodał z naciskiem.
Jak miała to zrobić, skoro sama nie była do końca pewna?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Skończyłeś? - Spojrzała pytająco na synka, który
zostawił na talerzu połowę pizzy.
Od czasu poniedziałkowej rozmowy Bobby był bardzo
spokojny. Wyglądało na to, że pogodził się z tym, co
powiedziała o przyczynach śmierci Roberta, ale chyba nie
bardzo wierzył w powrót Liama zapowiedziany na ten właśnie
dzień. Może dlatego, że ona sama nie wiedziała, czy ma w to
wierzyć.
Liam zadzwonił do niej z lotniska we wtorek rano, tuż
przed odlotem, by spytać, jak jej poszła rozmowa z Bobbym.
Niewiele miała mu wtedy do powiedzenia, gdyż chłopiec
zamknął się w sobie.
Po tym krótkim telefonie przez całe trzy dni nie miała już
od Liama żadnych wiadomości, więc nie wiedziała, czy jego
wizyta zapowiedziana na ten czwartek jest wciąż aktualna.
Bobby miał widać podobne wątpliwości, bo rankiem zaraz po
przebudzeniu zapytał, czy Liam dzwonił.
Dlatego też postanowiła zabrać synka na pizzę po szkole -
miała nadzieję, że to oderwie jego myśli od wizyty Liama.
Sądząc po braku apetytu chłopca, niezbyt jej się to udało.
- Tak, skończyłem - zapewnił pospiesznie. - Możemy już
wracać do domu?
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się blado i poszła zapłacić
rachunek.
Widziała, że Bobby tłumi w sobie radość ze spotkania z
Liamem, bo nic jest do końca pewien, czy on przyjedzie.
Jak dobrze znała tę niepewność! I ból wywołany
rozczarowaniem! Dlatego właśnie wolała, by Liam i Bobby
nigdy się nic spotkali. Oczywiście nie mogła przewidzieć
tego, że z miejsca zapalają do siebie sympatią, ale tak czy
owak nie chciała ryzykować powstania między nimi
jakiejkolwiek więzi.
Cóż, zrobiła wszystko, co w jej mocy, aby się nigdy nie
spotkali, ale kiedy to już nastąpiło, nie mogła poradzić nic na
to, że się polubili. Jednak własnymi rękami udusi Liama, jeśli
tego wieczoru sprawi Bobby'emu zawód!
W drodze powrotnej Bobby ledwie skrywał euforię.
Ledwie dojechali na miejsce, wyskoczył z samochodu i wpadł
do domu, zostawiając drzwi otwarte na oścież. Laura podążyła
za nim powoli, niechętnie myśląc o tym, jak osłodzić chłopcu
nadchodzące rozczarowanie.
- Co tak późno, pani Shipley? - spytał znajomy głos,
ledwie przekroczyła próg domu.
Na dźwięk głosu Liama poczuła przyspieszone bicie serca
i mimowolnie rozpromieniła się z radości, widząc
uśmiechniętego Bobby'ego w jego uścisku. Uderzyło ją, jak
bardzo do siebie pasują.
Nie czuła już jednak teraz tej rezerwy, ostrożności, z jaką
odnosiła się do Liama przed tygodniem. Nagłe zrozumiała, że
coś się zmieniło...
Uświadomiła sobie bowiem, że nadal go kocha!
Czy kiedykolwiek przestała darzyć go uczuciem?
Myślała, że tak właśnie było. Kiedy przed ośmiu laty
pogodziła się wreszcie z tym, że odszedł, myślała, że jej
miłość umarła. Jednak gdy patrzyła teraz na tę tak dobrze
znaną twarz, roześmiane, wpatrzone w nią oczy synka,
którego trzymał w ramionach, Laura zrozumiała, że nigdy nie
przestała kochać Liama, że jedynie zakopała to uczucie,
ukryła przed samą sobą.
- On wrócił, mamo - oznajmił radośnie Bobby. Z trudem
przełknęła ślinę, starając się zachowywać naturalnie, choć
miała ochotę krzyczeć z powodu tego, co odkryła.
- Ano wrócił - rzuciła niefrasobliwie, odwracając się, by
postawić torebkę na stoliku w holu.
Jak mogła kochać go przez te wszystkie lata?
A jak mogłaby go nic kochać? - pomyślała natychmiast.
Za każdym razem, gdy spoglądała na Bobby'ego, synka,
którego kochała ponad życie, miłość do Liama, mężczyzny,
którego tak bardzo przypominał, coraz silniej się w niej
zakorzeniała.
- Wszystko w porządku, Lauro? - spytał Liam, patrząc na
nią z lekkim niepokojem.
- Pogadajcie sobie chwilkę, a ja pójdę na górę się
przebrać - odparła szybko, unikając jego wzroku.
- Pospiesz się, przywiozłem kawałek urodzinowego ciasta
mamy! - zawołał za nią, gdy biegła po schodach.
Gdy tylko dotarła do swego pokoju, padła na łóżko. Wciąż
kochała Liama! Niepojęte! Niemożliwe!
Cóż, daje jasno do zrozumienia, że ona nadal mu się
podoba, że chętnie by się z nią ponownie związał - choć nie
wiadomo, na jakiej zasadzie. Jednak zbyt wiele zaszło w ciągu
ostatnich ośmiu lat w życiu ich obojga, nie mogą zacząć
wszystkiego jeszcze raz od początku.
Poza tym jest Bobby... W związku z jej decyzją nie
wiedział o istnieniu swego biologicznego ojca. Bez wątpienia
Robert wspaniale wywiązywał się z roli taty, ale czy gdyby
dać Bobby'emu wybór, nie wolałby swego prawdziwego ojca,
nawet jeśli widywałby go tylko od czasu do czasu?
A co powiedziałby Liam, gdyby się dowiedział, jaką
decyzję podjęła, gdy niczego nieświadom wyjechał do
Ameryki? Nie powinien jej opuszczać bez słowa!
To jednak nie tłumaczyło wszystkiego. Miała prawo być
zła na Liama, że ją tak bezceremonialnie porzucił, ale on też
mógłby być wściekły na nią, że nie powiedziała mu o ciąży.
Laura westchnęła ciężko, zupełnie nie wiedząc, jak teraz
powinna postąpić. Liam zapowiedział, że tego wieczoru chce
z nią poważnie porozmawiać. Zaczęła się obawiać tej
rozmowy.
- Chodź, mamo, poczęstuj się ciastem! - zawołał Bobby,
gdy weszła do kuchni, przebrana w dżinsy i luźny niebieski
sweterek. Na stole stał dzbanek z kawą i talerz z pokrojonym
ciastem. - Jest pyszne!
- Upiekła je jedna z moich sióstr - wtrącił Liam, z
zadowoleniem
przyglądając
się
chłopcu,
któremu
najwyraźniej wrócił apetyt.
- Gdzie jest Amy? - spytała Laura, rozglądając się po
kuchni.
- Prosiła, by ci powiedzieć, że musiała wyskoczyć na
chwilę do sklepu - wyjaśnił Liam.
Pewnie dlatego, że Laura nie wspomniała jej o tym, że
Liam może zostać na kolacji. A nie zrobiła tego, by nie wyjść
na idiotkę, jeśliby się nic zjawił.
- Wyglądasz na zmęczoną. - Liam spojrzał na nią z
niepokojem. - Czy musisz tak ciężko pracować?
- Prowadzę przecież firmę. - prychnęła, rzucając mu
oburzone spojrzenie. - A właśnie... dział graficzny zaczął
pracować nad projektem okładki do twojej książki. - Z ulgą
podjęła temat zawodowy. - Myślę, że będziesz zadowolony.
- Na pewno - odparł z roztargnieniem. - Chodź, usiądź,
naleję ci kawy.
Laura usiadła przy stole, spoglądając na Bobby'ego.
Dawno nie widziała, by był tak szczęśliwy. Najwyraźniej za
sprawą Liama.
- Nie przejmuj się tak - rzucił Liam beztrosko, ściskając ją
lekko za ramię. - Różne sprawy same się rozwiązują.
Czyżby? Chyba zmieni zdanie, gdy dowie się prawdy. A
czuła teraz, że musi ją wyjawić, jest to winna jemu i
Bobby'emu.
- Pójdę na górę po latawiec! - zawołał radośnie Bobby,
gdy spałaszował już dwa kawałki ciasta.
Laura przez chwilę popijała kawę, ogrzewając ręce
splecione wokół kubka. Było jej zimno.
- Czy miło spędziłeś czas z rodziną? - odezwała się
wreszcie, by przerwać krępujące milczenie, które zapadło po
wyjściu chłopca.
- Tęskniłem za tobą i Bobbym - odparł, sprowadzając
rozmowę na osobiste tory.
- Rodzina na pewno się ucieszyła z twojego przyjazdu -
nie dawała za wygraną Laura. - Czy mama była zaskoczona
niespodzianką?
- Udawała, że tak - uśmiechnął się. - Ale na pewno
wszystkiego się domyśliła. Moja mama to kobieta która wiele
rozumie bez niepotrzebnych słów - dodał z podziwem. -
Widziała nasze zdjęcia w gazetach...
Laura skrzywiła się z niesmakiem. Wcześniej jakoś nie
przyszło jej do głowy, że ktoś z rodziny Liama może je
zobaczyć.
- Pewnie ci wciąż dokuczali z tego powodu? - spytała,
siląc się na żartobliwy ton.
- Wcale nie. Mamie wystarczyło jedno spojrzenie na
mnie, żeby dać innym znać, by się odczepili. Chciałaby cię
poznać - dodał łagodnie.
- A nie wyjaśniłeś jej, że te bzdury w gazetach wymyślili
sobie dziennikarze?
- To nie miałoby sensu - uśmiechnął się pod nosem. -
Mama zawsze wie, kiedy kłamię.
Laura spojrzała na niego z zakłopotaniem.
- Oczywiście ona nie wie, że jesteś tą samą Laurą, o
której jej opowiadałem przed ośmiu laty, ale...
- Twoja mama o mnie wiedziała? - spytała zaskoczona.
- O, tak...
- Ale...
- Już jestem! - Bobby wpadł wesoło do salonu z
latawcem. - Mamo, czy mogę wyjść na chwilę z Liamem? -
zapytał, jakby mówił o swoim rówieśniku, z którym chce się
pobawić w ogrodzie.
-
Jeśli
Liam
ma
ochotę
-
odpowiedziała
niezobowiązująco.
- Od trzech dni nie marzyłem o niczym innym! -
oświadczył Liam z szerokim uśmiechem.
Laurze jakoś trudno było w to uwierzyć, ale Bobby'ego te
słowa wyraźnie uszczęśliwiły.
- To było pyszne, Amy - zapewnił gorąco Liam, gdy
gospodyni zbierała puste talerze ze stołu.
- Dziękuję, panie O'Reilly - uśmiechnęła się Amy, po
czym podała na stół sery i kawę, i zwróciła się do Laury: -
Posprzątam w kuchni, zajrzę do Bobby'ego i na tym dziś
skończę, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, pani Shipley.
Laura wolałaby nie zostawać sam na sam z Liamem. ale
Amy miała za sobą długi dzień i należał jej się wolny wieczór.
Bobby od ponad godziny był już w łóżku. Zaraz po kąpieli
domagał się, by Liam towarzyszył mu, podczas gdy Laura
czytała bajkę. Zupełnie jakby byli prawdziwą rodziną.
Sytuacja coraz bardziej wymykała jej się spod kontroli. Im
szybciej wszystko się wyjaśni, tym lepiej, uznała.
Jednak gdy Amy wyszła, zamykając za sobą drzwi,
poczuła nerwowy skurcz w brzuchu.
- Nic wiem jak ty, ale ja nie zmieszczę już tego sera -
powiedział Liam. - Może weźmiemy kawę i przeniesiemy się
do salonu?
Skinęła głową.
Gdy znaleźli się w salonie, Liam zamiast usiąść, zaczął
przechadzać się, jakby i jemu trudno było podjąć rozmowę.
Zatrzymał się na chwilę przy komodzie w rogu pokoju i
podniósł jedna, z fotografii stojących na niej.
Laura zamknęła oczy. Wiedziała, co to za zdjęcie. Zostało
zrobione wkrótce po narodzinach Bobby'ego. Laura siedziała
na poręczy fotela, na którym spoczywał Robert z Bobbym na
kolanach.
- Wyglądacie na szczęśliwą rodzinę - zauważył Liam.
Laura otworzyła oczy i spojrzała na Liama, ale nie
potrafiła wyczytać nic z jego twarzy.
- Byliśmy szczęśliwi - powiedziała cicho.
- Robert był dobrym ojcem? - spytał, wskazując zdjęcie
ruchem głowy.
- Tak. - Skinęła głową, zdając sobie sprawę, że krążą
wokół właściwego tematu.
- I dobrym mężem? Spojrzała na niego wyzywająco.
- Już ci to mówiłam.
Pokiwał wolno głową i odstawił zdjęcie na miejsce.
- Cieszę się.
- Słucham?
- Zawsze życzyłem ci szczęścia, Lauro. Wierzysz mi? Jak
mogłaby w to uwierzyć? Przed ośmiu laty dał jej szczęście, a
potem nagle zniknął z jej życia.
- Chyba nie - skomentował jej milczenie. - Lauro, przed
ośmiu laty byłaś jeszcze dzieckiem...
- Miałam dwadzieścia jeden lat - zaprotestowała.
- Ale psychicznie byłaś szesnastolatką - sprostował
łagodnie. - Śmierć rodziców spowodowała, że twój
emocjonalny rozwój jakby się zatrzymał.
- To jakaś bzdura, Liam, dobrze o tym wiesz.
- Wcale nie. Stracić rodziców w wieku szesnastu lat to
koszmar. Całe szczęście miałaś opiekuna, który zajmował się
sprawami finansowymi, ale pod względem emocjonalnym
byłaś na pustyni. Nie miałem o tym wszystkim pojęcia, kiedy
cię poznałem, ale dość szybko zorientowałem się, że szukasz
obiektu miłości i bardzo pragniesz być kochana.
- A to nie mieściło się w twoich planach, prawda?
- Lauro - wyjaśniał cierpliwie. - Nie masz pojęcia, jak się
czułem przed ośmiu laty. Nie byłaś dość dojrzała...
- Och, przestań. - Niecierpliwie zerwała się z miejsca. -
Nie próbuj usprawiedliwiać swego odejścia moją niby
niedojrzałością. Jakoś ci to nie przeszkadzało w pójściu ze
mną do łóżka.
- Nic nie mogło mnie powstrzymać tamtej nocy, jedynej
nocy, kiedy się kochaliśmy - przyznał. - Byłaś obecna w moim
ż
yciu przez pół roku. Z całą swoją zmysłowością, niezwykłą
urodą, całkowitą akceptacją tego, kim jestem i jaki jestem.
Gdy zacząłem cię dotykać, całować tamtej nocy, nie mogłem
się powstrzymać, tak jak nie mógłbym przestać oddychać!
- Powiedziałeś, że to był błąd - Laura z drżeniem
przypomniała sobie słowa odrzucenia, które usłyszała
rankiem. - śe to się więcej nie może powtórzyć.
I nigdy więcej się nie powtórzyło. Bobby został poczęty
tej właśnie jedynej miłosnej nocy. A Liam usunął się z jej
ż
ycia, zanim zdążyła podzielić się z nim tą wiedzą.
- Po prostu dostałeś to, czego chciałeś, uznałeś, że cię to
nie satysfakcjonuje i ruszyłeś na dalsze podboje - rzuciła
gorzko, czując, że słowa wbijają się w nią jak noże.
Twarz Liama pociemniała ze złości.
- Nie masz pojęcia, jak czułem się po tamtej nocy!
- Pewnie jak triumfator - rzuciła zjadliwie. Podszedł do
niej i położył ręce na jej ramionach, patrząc w oczy.
- Byłaś dziewicą, Lauro. A ja zabrałem ci ten skarb.
Słowo triumf zupełnie nie oddaje tego, co czułem, gdy
obudziłem się z tobą w łóżku.
Laura przymknęła oczy, by nie widzieć złości malującej
się na jego twarzy.
Tego wieczoru świętowali podpisanie przez Liama
kontraktu na scenariusz według jego książki, który miał pisać
w Los Angeles. Wypili za dużo szampana i Laurze wydawało
się całkiem naturalne, że wylądowali w łóżku po przyjściu do
apartamentu Liama.
- Nie powinienem był pić wtedy tyle szampana -
westchnął.
Laura otworzyła oczy i spojrzała na niego z pretensją.
- To, co zaszło między nami, nie miało nic wspólnego z
szampanem. To się musiało stać. Dziwne, że tak późno -
powiedziała z przekonaniem.
Była zakochana w Liamie, to on zachowywał się zbyt
powściągliwie. Czy naprawdę uważał, że jest za młoda i zbyt
bezbronna pod względem emocjonalnym, by się z nim
związać?
- To nie powinno się stać - powiedział Liam poważnie,
odpychając ją lekko od siebie. - Obiecałem sobie, że do tego
nie dojdzie. Byłem dla ciebie za stary...
- Jesteś tylko dziesięć lat starszy - przerwała mu
niecierpliwie.
- Jeśli chodzi o doświadczenie byłem o wiele starszy od
ciebie.
Opuściłem
Irlandię
jako
dziewiętnastolatek,
zamieszkałem w Londynie, odniosłem sukces literacki. Zanim
cię spotkałem, żyłem pełnią życia. Pod każdym względem.
- A potem w to życie wkroczyłam ja, głupia naiwniaczka
- prychnęła Laura. - I chodziłam za tobą krok w krok.
- Wiesz, że to nie tak - zaprotestował z błyskiem w
oczach, - Lubiłem się z tobą spotykać, spędzać czas razem. Aż
za bardzo. Zdawałem sobie bowiem sprawę, jak wielkim
darzysz uwielbieniem swego opiekuna, człowieka, który
przyszedł ci z pomocą, gdy zostałaś sama na świecie.
Wiedziałem, że zaczynasz traktować mnie z podobną, atencją,
idealizować...
- Liam. to jakieś bzdury - przerwała mu z
niedowierzaniem.
- A ja byłem daleki od ideału... - westchnął.
- To, co czułam do ciebie, nie miało nic wspólnego z tym,
jak odnosiłam się do swojego... opiekuna - powiedziała. - Tak,
uwielbiałam go. Znałam go przez całe życie, był przyjacielem
moich rodziców, zawsze odgrywał rolę wujka w moim życiu.
- Byłem o niego zazdrosny, bez przerwy o nim mówiłaś -
rzucił szorstko. - Wuj Rob to, wuj Rob tamo...
- Kochałam go! - wykrzyknęła. - Był najmilszym,
najwspanialszym, najbardziej taktownym mężczyzną, jakiego
znałam... - zawiesiła głos, widząc uważne spojrzenie Liama.
- Chyba już kiedyś słyszałem tę charakterystykę... -
wycedził wolno, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Ależ ja byłem głupi... - rzucił wreszcie ze złością.
Nie chciała, by dowiedział się tego w ten sposób,
zamierzała mu wszystko spokojnie wyjaśnić.
- Nie mogę uwierzyć we własną głupotę - parsknął
wściekle. - Nie skojarzyłem, że wuj Rob i mąż Robert to musi
być ten sam facet!
Laura patrzyła na niego bez słowa, czując, że krew
odpływa jej z twarzy.
- Tak było?! - spytał, chwytając ją znowu za ramiona i
mocno potrząsając. - Odpowiedz!
- Tak! - krzyknęła, czując, że po jej policzkach płyną
gorące łzy.
Liam odepchnął ją od siebie, patrząc na nią z
niedowierzaniem.
- A ja myślałem... wierzyłem... ależ zrobiłem z siebie
idiotę! - zawołał, idąc w stronę drzwi.
- Czekaj, nic nie rozumiesz...! - krzyknęła, podążając za
nim. - Dokąd idziesz?
- Jak najdalej stąd! - powiedział, patrząc na nią
lodowatym wzrokiem.
- Ale...
- Nie chcę słyszeć już ani słowa - wycedził - bo nie ręczę
za siebie.
Patrzyła, milcząc, jak otwiera z trzaskiem drzwi do salonu
i wychodzi. Huk drzwi frontowych w kitka sekund później
upewnił ją, że Liam wyszedł. I pewnie już nigdy nie wróci.
Wtedy uświadomiła sobie, że przecież nie powiedziała
Liamowi o Bobbym, jego synu.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Nie powiedziała Liamowi tego, co istotne - że chociaż
kochała Roberta, to nie tak samo jak jego. śe Robert również
kochał ja tylko platonicznie. Gdy dowiedział się o ciąży, po
pierwsze, chciał Laurze pomóc, a po drugie, widział w
małżeństwie z nią szansę dla siebie na posiadanie rodziny.
Liam wyszedł, zanim zdążyła mu to wszystko wyjaśnić.
Usiadła, zastanawiając się, co ma teraz zrobić. Była pewna, że
nic będzie już próbował się do niej zbliżyć. Jednak musi
poznać prawdę, bez względu na konsekwencje. Po ostatnich
kilku dniach wiedziała, że jest to winna Bobby'emu - i nie
tylko jemu.
Postanowiła załatwić tę sprawę natychmiast. Zadzwoniła
do hotelu, w którym poprzednio zatrzymał się Liam, i
dowiedziała się, że wprowadził się tam rano. Potem zastukała
do mieszkania Amy, poprosiła, by przypilnowała Bobby'ego
pod jej nieobecność, wyprowadziła samochód z garażu i
ruszyła na spotkanie z Liamem - zanim opuści ją odwaga.
- Chyba widziałam pana O'Reilly'ego, jak szedł niedawno
do baru - poinformowała ładniutka recepcjonistka.
- Dziękuję. - Laura uśmiechnęła się z roztargnieniem i
poszła we wskazanym kierunku.
W barze panował półmrok. Liam siedział samotnie w
narożnej niszy, a przed nim stała szklanka whisky. Laura
zatrzymała się przy jego stoliku i stała przez chwilę
nieruchomo, czekając, aż ją zauważy. Podniósł głowę, gdy
wyczuł jej obecność, i spojrzał na nią ze złością.
- Czego chcesz? - rzucił opryskliwie.
- Mogę się przysiąść? - spytała cicho.
- Czemu nie? To wolny kraj. Chociaż jest tu pełno
wolnych stolików, jeśli masz ochotę się napić.
- Nie, nic mam. - Usiadła naprzeciw niego. - Wyszedłeś,
zanim zdążyłam ci coś powiedzieć... - Zaczerpnęła tchu. - Nie
wiesz wszystkiego o moim małżeństwie... - zaczęła ostrożnie.
- Czy chodzi ci o Bobby'ego? - spytał bezceremonialnie.
Przełknęła z trudem ślinę, nie wiedziała, co powiedzieć.
- Może to coś wyjaśni - mruknął Liam, wyjmując z
kieszeni kurtki plik zdjęć. Rozłożył je powoli na stoliku przed
Laurą.
Pochyliła się, by je obejrzeć. Ubrania wskazywały na to,
ż
e fotografie pochodzą sprzed mniej więcej trzydziestu lat, ale
chłopiec uśmiechający się do obiektywu wyglądał zupełnie jak
Bobby!
- To ty? - wydusiła z trudem.
- Poprosiłem mamę, by mi je dała, gdy byłem teraz w
Irlandii. - Pozbierał zdjęcia i schował do kieszeni.
- Od kiedy wiesz? - spytała cicho.
- śe musiałaś być w ciąży, kiedy wyjechałem stąd przed
ośmiu laty? Gdy tylko ujrzałem Bobby'ego.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- To dlaczego...?
- Dlaczego nic nie powiedziałem? - dokończył ze
znużeniem. - Czekałem, aż sama mi powiesz. Kolejna głupota
z mojej strony.
- Zamierzałam ci powiedzieć...
- Kiedy?
- Dziś wieczór. Ale zanim zdążyłam...
- Domyśliłem się, że twój mąż i ukochany wujek Rob to
ta sama osoba! - dokończył z wściekłością. - Nie mam pojęcia,
po co tu przyszłaś, Lauro. Chyba lepiej by było, gdybyś
zostawiła mnie teraz w spokoju.
- Dla kogo lepiej? - Ona też zaczynała być wściekła. -
Myślisz, że co się właściwie stało przed ośmiu laty? Twoim
zdaniem okłamałam Roberta, próbowałam mu wmówić, że
Bobby jest jego synem? Czy to dlatego jesteś taki zły? Otóż
Robert nigdy nie miał złudzeń, co do ojcostwa Bobby'ego. Nie
mógłby być jego ojcem.
Liam znieruchomiał i wbił w nią nieruchome spojrzenie.
- Dlaczego nic mógłby? - spytał bardzo wolno. Laura
otworzyła torebkę, wyjęła z niej fotografię i położyła przed
Liamem, tak jak on to zrobił przed chwilą.
- Już ją widziałem - mruknął, rzuciwszy okiem na zdjęcie
- Ale nie zauważyłeś tego, czego dobrze nie widać na
zdjęciu - że Robert siedzi na wózku inwalidzkim - wyjaśniła
drżącym głosem. - Był skazany na ten wózek przez
dwadzieścia lat.
Liam wziął zdjęcie, by dokładniej mu się przyjrzeć.
Laura wiedziała, że przy bliższym oglądzie zauważy, że
nogi Roberta są ustawione pod nienaturalnym kątem i trochę
niezgrabnie trzyma dziecko na kolanach. Robert uszkodził
sobie dolną część kręgosłupa, grając przed dwudziestu laty w
rugby, był sparaliżowany od pasa w dół.
- Kalectwo nie przeszkadzało mu żyć tak, jak chciał -
powiedziała Laura ze łzami w oczach. - Dawał mi wsparcie,
gdy byłam w ciąży, był przy porodzie, pomagał mi. Potrafił
się bawić z Bobbym całymi godzinami, nigdy nie był nim
znudzony ani zmęczony. Rozpłakał się, gdy Bobby po raz
pierwszy powiedział do niego „tato". On już nie spodziewał
się, że kiedykolwiek to usłyszy.
Liam nerwowo przełknął ślinę, wpatrując się w fotografię.
- Kochałaś go? - spytał zduszonym głosem. - Powiedz mi!
- nalegał, widząc jej wahanie.
- Próbowałam ci wyjaśnić, co do niego czułam, ale nie
słuchałeś - westchnęła. - Bardzo kochałam Roberta. Ale to
było uczucie platoniczne. - Jedyny mężczyzna, którego
kochała namiętną miłością siedział przecież naprzeciw niej!
Czy wreszcie to do niego dotarto?
- Chyba nie możemy prowadzić tej rozmowy tutaj -
powiedział Liam, gwałtownie się prostując. - Pójdziesz do
mojego apartamentu?
Nie
wyglądał
już
na
rozwścieczonego,
raczej
przygnębionego. Laura nic miała pojęcia dlaczego, a chciałaby
się dowiedzieć.
- Tak, pójdę - odparta cicho i wzięła ze stołu torebkę.
Liam trzymał ją lekko za łokieć, gdy mijali recepcję
W drodze do windy, ale gdy jechali, odsunął się od niej i
milczał przez całą drogę na górę.
Laura poczuła, że nie panuje nad nerwami. Tyle zależało
od tej rozmowy!
- Ładnie tu - zauważyła, gdy weszli do luksusowego
saloniku w apartamencie Liama.
Podszedł do minibaru i wyjął małą butelkę whisky, po
czym nalał trochę złocistego płynu do szklaneczki i podał ją
Laurze.
- To dla ciebie - powiedział - Dobrze ci zrobi. Nie lubiła
whisky, bo w ogóle nie przepadała za
mocnym alkoholem, ale Liam miał rację - teraz tego
potrzebowała. Skrzywiła się po pierwszym łyku, ale wkrótce
poczuła przyjemne ciepło i rozluźnił jej się ściśnięty żołądek.
- Usiądźmy - zaproponował łagodnie Liam. - A
przynajmniej ty usiądź. Mnie się lepiej myśli, gdy chodzę.
Laura nie była pewna, czy tak jej zależy na jego
przemyśleniach. Wolałaby, żeby wysłuchał jej do końca.
- Wiem, że jeszcze nic wszystko mi powiedziałaś. Ale
może najpierw ja opowiem, jak to było przed ośmiu laty, to
znaczy, jak to wyglądało z mojej perspektywy.
- Dobrze - zgodziła się, pijąc kolejny łyk whisky.
- Cóż, powiedziałem już, co myślałem wtedy o tobie i
twoich uczuciach. Nie mówiłem ci jednak jeszcze, że osiem
lat temu byłem w tobie zakochany do nieprzytomności!
Laura patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Tak, to prawda - zapewnił, widząc jej zaskoczoną minę.
- Ale uważałem, że jeszcze potrzebujesz czasu, by dorosnąć,
nabrać doświadczenia, zanim jakiś mężczyzna będzie miał
prawo cię prosić, byś związała swe życie wyłącznie z nim.
Laura potrząsnęła głową.
- Nie mogłeś mnie wtedy kochać, Liam - powiedziała ze
smutkiem. - Gdyby to była prawda, nie opuściłbyś mnie bez
słowa. Nie poślubiłbyś innej kobiety w parę tygodni po
wyjeździe z Anglii.
Liam westchnął głęboko.
- Po tej nocy, kiedy się kochaliśmy, zrozumiałem, że
muszę się wycofać z twojego życia, pozwolić ci dorosnąć. Po
wyjeździe z Anglii nie pojechałem od razu do Ameryki,
najpierw wróciłem do domu, do Irlandii. Wspomniałem ci, że
moja mama nie skojarzyła cię jeszcze z tamtą Laurą sprzed
ośmiu lat. Bo wtedy wszystko jej o tobie opowiedziałem.
- Wszystko? - powtórzyła jak echo.
- Tak. Mama zgodziła się ze mną, że śmierć rodziców
musiała być dla ciebie strasznym ciosem i pewnie jesteś przez
to emocjonalnie niedojrzała. I w związku z tym najlepiej
będzie, jak po prostu zniknę z twego życia.
- Byłam wystarczająco dojrzała, by zostać matką! -
przypomniała Laura z goryczą. - Nie sądzisz, że ty i twoja
matka powinniście pozwolić mi samodzielnie zdecydować,
czy jestem wystarczająco dojrzała, by wiedzieć, czego chcę... i
kogo kocham? - dodała ze ściśniętym gardłem.
- Zamierzałem do ciebie wrócić, Lauro. To nic miało być
na zawsze.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Przecież ożeniłeś się z inną - przypomniała trzeźwo.
- Bardzo za tobą tęskniłem, gdy znalazłem się w
Ameryce. I zbyt dużo piłem - przyznał. - Czasem upijałem się
do nieprzytomności. Nie próbuję się tym usprawiedliwiać -
zapewnił widząc jej niedowierzające spojrzenie. - Diana była
piękna, spodobałem się jej. To stało się tylko raz. Kilka
tygodni później powiedziała mi, że spodziewa się dziecka. Co
miałem zrobić? Ożeniłem się z nią. A wkrótce odkryłem, że
mnie nabrała, wcale nie była w ciąży.
Co za ironia! Laura patrzyła na niego surowo. - Jakiej
reakcji po mnie oczekujesz, Liam? - spytała cicho.
- Jeśli chodzi o moje małżeństwo? - Wzruszył ramionami.
- śadnej. Popełniłem błąd i muszę z tym żyć. Jednak właśnie z
powodu tej pomyłki nie mogłem do ciebie wrócić.
Wiedziałem, że nigdy mi nie wybaczysz, nie uwierzysz, że
przez cały czas tylko ciebie kochałem. Jednak, gdy cię z nów
ujrzałem przed tygodniem...
Laura zesztywniała, wbiła w niego uważne spojrzenie.
- Co pomyślałeś, co czułeś?
- Najpierw byłem oszołomiony. Potem zachwycony.
Pomyślałem, że dostałem drugą szansę. Ale wtedy
powiedziałaś,
ż
e
wyszłaś
za
mąż.
Jednak
później
dowiedziałem się, że jesteś wdową, że twój mąż był od ciebie
trzydzieści lat starszy...
- Doszedłeś do wniosku, że wyszłam za Roberta dla
pieniędzy... - zauważyła oschle.
- Nie wyobrażałem sobie, by mogło być inaczej przy tak
ogromnej różnicy wieku... Potem, gdy zobaczyłem Bobby'ego
i domyśliłem się... uznałem, że wyszłaś za mąż, by dać
dziecku
nazwisko.
Taką
miałem
nadzieję.
A
dziś
dowiedziałem się, że Robert to twój wuj Rob - mężczyzna,
którego uwielbiałaś przed ośmiu laty.
- Oczywiście, że go uwielbiałam - przyznała gorąco. -
Pomógł mi stanąć na nogi po śmierci rodziców, zawsze
mogłam na niego liczyć. Ale nie łączyła nas miłość - nie
namiętna, zmysłowa. To było małżeństwo dwojga przyjaciół,
którzy troszczyli się o siebie nawzajem i kochali to samo
dziecko.
- Jak ty musiałaś mnie nienawidzić przez te wszystkie
lata... - powiedział ze wstydem.
- Tak. - Nie zamierzała go okłamywać, rzeczywiście go
nienawidziła - za to, że ją porzucił, że ożenił się z inną, że nie
było go przy niej, gdy rodziła syna. - Przez jakiś czas tak było
- przyznała. - Chyba do chwili narodzin Bobby'ego. Odtąd
miałam w sercu zbyt wiele miłości, by kogokolwiek
nienawidzić. - A już najmniej mężczyznę, który dał jej - i
Robertowi - Bobby'ego.
- Ja też go kocham - wyznał cicho Liam.
- Wiem. - Pokiwała głową. - Na początku, gdy
zorientowałam się, że jestem w ciąży, nie wiedziałam, co mam
robić. To Robert uznał, że powinnam cię powiadomić.
Zaofiarował się nawet, że pojedzie ze mną do Ameryki, żeby
mi pomóc cię odszukać, choć nienawidził tego całego
zamieszania, jakie wiązało się z podróżowaniem na wózku. A
potem zobaczyliśmy w gazetach zdjęcia z twojego ślubu.
- Ach. Lauro...
- Nie. - Uniosła drżącą dłoń, by powstrzymać Liama,
który przykucnął przy jej krześle. Muszę powiedzieć
wszystko. Całą prawdę. - Wzięła głęboki oddech. - Miałam
dwadzieścia jeden lat, byłam na ostatnim roku studiów, do
tego w ciąży, a ojciec mojego dziecka właśnie ożenił się z
inną kobietą. Robert wiedział, że chcę urodzić to dziecko.
Zaproponował mi małżeństwo, żeby móc się nami
zaopiekować. I teraz dochodzimy do najtrudniejszej sprawy...
- Spojrzała na niego, a oczy zaszkliły jej się łzami.
Uścisnął ją za rękę.
- Zasługuję na wszystko, cokolwiek mi teraz powiesz.
Laura wstała i odstawiła szklaneczkę z niedopitą whisky.
- Nie chodzi o to, czy na to zasługujesz, Liam. Gdybym
była inna osiem lat temu, pewnie sprawy potoczyłyby się
inaczej. Ale jesteśmy, kim jesteśmy. A gdybyś mi się wtedy
oświadczył, zgodziłabym się - odpowiedziała mu na pytanie,
które zadał kilka dni wcześniej. - Jednak z perspektywy czasu,
musze przyznać, że nie zmieniłabym niczego, co wydarzyło
się w ciągu tych ośmiu lat.
- Bo poślubiłaś mężczyznę, którego w końcu pokochałaś?
- wydusił przez ściśnięte gardło.
- Czy do ciebie nie dociera wcale to, co mówię? -
ż
achnęła się ze zniecierpliwieniem. - Kochałam Roberta tylko
platonicznie. Ale... - przerwała i nabrała tchu, - Muszę być z
tobą uczciwa i wyznać, że nie żałuję tego małżeństwa. Był
wspaniałym mężem i ojcem, nie mogliśmy mieć z Bobbym
lepiej.
Liam przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu.
- Spytałaś mnie niedawno, dlaczego nie zdradziłem od
razu, że wiem o Bobbym - odezwał się wreszcie. - Odparłem,
ż
e czekałem, aż ty mi powiesz. Ale nie tylko o to chodziło.
Bycie ojcem nie polega na tym, że się zapłodni kobietę.
Trzeba być przy niej podczas trudnych i pełnych niepewności
dni ciąży, towarzyszyć jej podczas porodu, wreszcie
opiekować się nowo narodzonym dzieckiem. Wszystko to
zrobił Robert. Głębokie uczucie, jakim go darzyłaś, najpierw
mnie przeraziło - osiem lat temu sądziłem, że czujesz do niego
coś więcej niż do mnie. Ale teraz już się tego uczucia nie
obawiam. Teraz sam odczuwam do Roberta wdzięczność. Za
to, że był przy tobie i Bobbym, kiedy ja nie mogłem - przyznał
ze smutkiem.
- Czy naprawdę tak myślisz? - spytała Laura przez łzy.
- Oczywiście. Nie zamierzam wkroczyć w życie
Bobby'ego, oświadczyć, że jestem jego prawdziwym ojcem i
wejść w tę rolę, jakby mi się należała. Bo wiem, że muszę
sobie dopiero zapracować na to, by ujrzał we mnie ojca. Tak
jak muszę zasłużyć sobie na to, by mieć prawo powiedzieć, że
wciąż cię kocham. śe nigdy nie przestałem.
- Och, Liam... - westchnęła przez łzy.
- Czy to znaczy: och, Liam, nigdy mnie nie przekonasz,
czy: och, Liam, pozwolę ci spróbować, skoro tak ci na tym
zależy?
Laura wzięła głęboki oddech. Teraz albo nigdy,
pomyślała.
- To znaczy: och, Liam, kocham cię - wyznali cicho. - I
nigdy nie przestałam cię kochać.
EPILOG
- Och, spójrz, jaka ona jest malutka - podekscytowany
Bobby spojrzał na Liama, gdy stali razem nad maleńkim
szpitalnym łóżeczkiem, w którym leżała urodzona przez
kilkoma godzinami dziewczynka.
- Hannah jest prześliczna, prawda?
Liam zerknął na Laurę, która posłała mu z łóżka ciepły
uśmiech.
- Śliczna. Ale nie tak piękna jak twoja mama - powiedział
Liam i ujął rękę Laury, by ją ucałować.
- Kiedy będziemy mogli zabrać ją do domu, mamo? -
dopytywał się Bobby.
Laura uśmiechnęła się do ukochanego synka, szczęśliwa,
ż
e tak dobrze przyjął pojawienie się siostry.
Laura i Liam byli małżeństwem już od ponad roku. Był to
bardzo szczęśliwy rok, choć wszyscy musieli się oswajać z
nową sytuacją - a zwłaszcza Bobby, który musiał się nauczyć
dzielić mamą z „wujem Liamem", a teraz jeszcze przyjdzie
mu robić to z siostrzyczką.
- Chyba jutro - odparła sennie.
Poród Hannah był o wiele krótszy niż Bobby'ego, ale
bardzo męczący.
Tym razem Liam jej towarzyszył przez całą ciążę i poród.
Laura była pewna, że będzie z nią już do końca życia.
Na czas urlopu macierzyńskiego wydawnictwem miał
kierować Perry. Książka Liama ukazała się przed trzema
miesiącami i przez dwa ostatnie utrzymywała się na
pierwszym miejscu listy bestsellerów.
Laura nigdy jeszcze nie była tak szczęśliwa. Wiedziała, że
jest kochana i kochała.
Na początku małżeństwa Liam powiedział Laurze, że
chce, aby Bobby nadal nazywał go wujkiem, dopóki sam nie
zechce mówić do niego „tato". Uzgodnili, że prawdę o jego
pochodzeniu zdradzą chłopcu dopiero wtedy, gdy będzie
starszy.
- Mogę ją potrzymać, mamo? - spytał cichutko Bobby.
Laura uśmiechnęła się.
- Jak usiądziesz na tym krześle przy moim łóżku, tata...
wujek Liam ci ją poda. - Zarumieniła się nieco z powodu tego
przejęzyczenia.
Ale tak właśnie teraz myślała o Liamie. Stał się
prawdziwym ojcem Bobby'ego, kochał go, bawił się z nim, a
kiedy trzeba, upominał.
- Dasz mi ją, tato? Proszę...
Laura widziała, że Liam Z trudem przełknął ślinę ze
wzruszenia, jej samej łzy napłynęły do oczu. Bobby pierwszy
raz nazwał go tatą.
Patrząc, jak synek przytula Hannah, a Liam pochyla się
nad nimi z troską, Laura pomyślała, że teraz już tak będzie
zawsze. Bo stali się wreszcie prawdziwą rodziną.