SALLY WENTHWORTH
DUCH Z PRZESZŁOŚCI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Widok zmarłej żony, zbliżającej się cmentarną alejką - to musi być szok dla każdego.
Dla Alexa też. Twarz mu po bladła i wyraźnie zesztywniał. Po chwili zrozumiał, kim była ta
kobieta i z ulgą rozluźnił ramiona. Ulga to może niewłaściwe słowo. Może to było
rozczarowanie. Czy chciałby, by to ona była martwa, a jego żona żyła?
- Ginny! - Matka zobaczyła ją i pośpieszyła w jej stronę.
W jej objęciach Ginny poczuła znajomy zapach perfum, wiosenny kwiatowy zapach,
zupełnie nieodpowiedni dla kobiety w średnim wieku.
- Tak się cieszę, że udało ci się przyjechać. Ojciec też byłby zadowolony.
Ginny nie widziała ojca ponad dziesięć Jat. Jego nowa rodzina, pogrążona w smutku,
oczekiwała na zdjęcie trumny z karawanu. Ginny popatrzyła na nich, a potem prawie z
niechęcią zwróciła głowę w stronę Alexa. Nie przypuszczała, że go tu spotka. Nie chciała go
widzieć. Minęło już ponad pięć lat od ich ostatniego spotkania i rozstania, ale czas nie zatarł
wspomnień.
- Cześć, Alex! - Próbowała powiedzieć to normalnie, ale słowa zabrzmiały zimno i
odpychająco.
Bez słowa skłonił głowę i rozmyślnie odwrócił się do niej plecami, podając matce
ramię.
- Wygląda na to, że zaczynają.
Rozpoczęła się msza. Ginny stała razem z matką. Alex zajął sąsiednie miejsce obok
matki i trzymał jej książeczkę do nabożeństwa, gdy ocierała oczy koronkową chusteczką.
Matka nie mogła powstrzymać się od płaczu, mimo że rozwiodła się z mężem ponad
szesnaście lat temu. Ginny opłakała ojca, gdy tylko nadeszła wiadomość o jego śmierci i teraz
stała, nie roniąc łzy, wysoka i szczupła, cała w czerni.
Ojciec Ginny został pochowany w miejscowości, w której jego rodzina żyła od
pokoleń i gdzie się wychował. Tu sprowadził swoją pierwszą żonę, więc do dziesiątego roku
życia Ginny i Venetia też tu mieszkały. Po rozwodzie rodziców wyprowadziły się razem z
matką. Ale po swojej tragicznej śmierci, Venetia została pochowana tutaj, na cichym
przykościelnym cmentarzu pod ciemnymi cisami. Ginny nie była na jej pogrzebie. Gdy stała
w tym starym, kamiennym kościele, uświadomiła sobie, jak to musiało wyglądać. Żal nad
młodym życiem, tak gwałtownie przerwanym, głęboki, otępiający ból i rozpacz tych, którzy
kochali jej siostrę i którzy ją utracili. Miała wrażenie, jakby kamienne ściany przesiąkły tym
smutkiem i takie już pozostały. Alex też musi być nim wypełniony. Zerknęła na niego ponad
głową matki. Jego twarz niczego nie wyrażała, widoczny był tylko zewnętrzny kontur bez
najmniejszego śladu skłębionych uczuć, kryjących się w środku.
John Barclay został pochowany w rodzinnym grobie w pobliżu swych przodków.
Uroczystość przebiegała skromnie i bez pośpiechu. Po jej zakończeniu wdowa podeszła do
nich.
- Pójdziecie z nami, dobrze?
Żałobnicy zaczęli się rozchodzić, lecz Ginny zwlekała. Kiedy została sama, przeszła
kilka metrów i znalazła się przy innym grobie. Prosty biały kamień został położony niedawno.
Venetia Warwick, córka Johna i Maureen Barclay, ukochana żona Alexa. Zmarła w
wieku 2 lat, razem z nienarodzonym dzieckiem.
Ginny stała zapatrzona, starając się poczuć obecność siostry, lecz jej duch już stąd
uleciał. Doświadczała tej bliskości często i początkowo bardzo silnie, prawie tak, jakby
Venetia była w jej wnętrzu. Były tak blisko siebie jak kiedyś w łonie matki. Jednak stopniowo
Venetia oddalała się od niej, aż Ginny pozostała sama, z dojmującym uczuciem żalu i smutku.
Ginny nie była przesadnie religijna, jednak w tym spokojnym miejscu, jeszcze
wyraźniej niż w kościele, odczuła potrzebę modlitwy.
- Boże, miej w opiece moją siostrę. Niech odpoczywa w pokoju - wyszeptała i
poczuła, jak słowa ulatują z wiatrem. Po chwili otworzyła torbę i wyjęła pojedynczą żółtą
różę, starannie zapakowaną w plastikowe pudełko. Venetia zawsze lubiła żółty kolor, a róża
była jej ulubionym kwiatem. Rozwinęła folię i schyliła się, żeby położyć kwiat na grobie.
Nagle usłyszała za sobą jakiś krzyk i znienacka ktoś wyrwał jej różę. Zaskoczona,
wyprostowała się gwałtownie i ujrzała za sobą Alexa, patrzącego na nią z wściekłością. Z
nieukrywaną nienawiścią zamachnął się i odrzucił różę od siebie. Przeleciała ponad grobem i
upadła na stertę zbutwiałej trawy i zielska.
- Trzymaj się od tego miejsca z daleka - zasyczał ze złością. - Nie waż się hańbić
grobu. Nawet nie raczyłaś przyjechać na jej pogrzeb!
Przerażona i zaskoczona jego reakcją wytrzeszczyła oczy.
- Byłam chora - powiedziała obronnym tonem. Zaśmiał się z pogardą.
- Chyba zbyt zajęta własną karierą. Dzwoniłem do twojej agencji w Nowym Jorku,
żeby dowiedzieć się, co się z tobą dzieje. Powiedzieli, że wyjechałaś na kontrakt.
Nie było sensu wyjaśniać, że powiedzieli tak na jej prośbę. Nie chciała, by ktokolwiek
przeszkadzał jej w tych ciężkich chwilach.
- Nie przypuszczałam, że zadzwonisz. Dlaczego nie dzwoniłeś do mnie do domu?
- Dzwoniłem, ale ciągle było zajęte. - Postąpił krok do tyłu, jakby nie mógł znieść jej
bliskiej obecności. - Po cholerę w ogóle z tobą rozmawiam. Wynoś się stąd. Nie jesteś tu nam
potrzebna.
Nam? Czy to znaczy, że zmarła żona ciągle jest przy nim? Minęły już prawie dwa lata
od chwili, gdy Venetia zginęła w tym koszmarnym wypadku samochodowym w gęstej mgle
na autostradzie. Myślała, że zdołał już wrócić do normalnego życia, ale najwyraźniej cierpiał
nadal równie mocno jak ona. Dzisiejsze przyjście do tego samego kościoła musiało być dla
niego ciężkim przeżyciem. Ginny odwróciła się, by jeszcze raz spojrzeć na grób swojej
bliźniaczej siostry, ale Alex niecierpliwie schwycił ją za ramię i odepchnął.
- Już dobrze, idę.
Wyswobodziła się z jego uchwytu, próbując utrzymać zaciśniętą dłoń, jednak kropla
krwi kapnęła na jego płaszcz.
Otworzył szeroko oczy i po chwili złapał ją za rękę, zmuszając, mimo oporu, do
rozluźnienia palców. Mocno wbity kolec róży zostawił głębokie zadrapanie. Zbladł i
pomyślała, że widok ran przypomina mu o wypadku.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Nic się nie stało. - Próbowała zabrać rękę, ale trzymał ją mocno.
- Proszę. - Z wewnętrznej kieszeni wyjął czystą chusteczkę i podał ją Ginny.
Owinęła chusteczkę wokół dłoni i próbowała zawiązać końce, ale jedną ręką trudno
było to zrobić. Odebrał jej chustkę, szybko owinął dłoń i związał starannie. Zajęło to tylko
kilka chwil. Ginny pochyliła głowę. Dotyk jego ciepłych, silnych rąk spowodował gwałtowny
napływ wspomnień. Większość z nich dotyczyła nocy, którą spędzili razem wiele lat temu.
Nocy, która zajmowała niezmienne miejsce w jej sercu. Ręka jej zadrżała i Alex spojrzał na
nią ostro. Być może też pamiętał, lecz dla niego to było coś innego. Gdy tylko węzeł był
gotowy, odepchnął jej rękę, jakby budziła w nim wstręt.
Ten gest obudził jej dumę. Z zimnym „dziękuję" uniosła głowę i odeszła, poruszając
się z wdziękiem długonogiej zawodowej modelki.
Większość żałobników już zniknęła. Matka Ginny stała pogrążona w rozmowie z
grupą sąsiadów, których znała z dawnych czasów. Ginny przedstawiła się, choć nie było to
konieczne. Wiedziano, że jest bliźniaczką Venetii. Wyrazili jej współczucie, obrzucając
ukradkowymi, pełnymi ciekawości spojrzeniami. Przywykła do tego, odkąd stała się znana,
przede wszystkim jako modelka, a poza tym jako „ktoś".
- Chcesz iść do nich? - spytała matkę, gdy pozostały same.
- Chyba tak. Nie na długo, ale chciałabym zobaczyć niektórych ludzi.
- Może pójdziemy na piechotę jak inni? Ale jak chcesz, to mam samochód.
- Wolę iść - odrzekła. - Chcę zobaczyć, czy coś się zmieniło. - Rozejrzała się. - A
gdzie Alex?
- Z Venetią - odpowiedziała krótko. Matka rzuciła jej przenikliwe spojrzenie.
- Był wściekły, że nie przyjechałaś na pogrzeb Venetii.
- Jest do tej pory.
Ruszyły przez kościelny dziedziniec, przeszły przez krytą dachem cmentarną bramę i
wyszły na drogę, dołączając do reszty idącej grupkami i parami. Szły z wiatrem i Maureen
Barclay podniosła kołnierz płaszcza.
- Wiesz co, myślę, że to sztuczne futerko, które mi przysłałaś, nie jest tak ciepłe jak
prawdziwe. Dlaczego tak jest, że futro jest czymś okropnym właśnie teraz, kiedy wreszcie
mogłabym sobie na nie pozwolić?
- Chyba nie chciałabyś, żeby ludzie z ruchu obrony praw zwierząt obrzucili cię
obelgami albo oblali farbą?
- O Boże! Czy tak się dzieje w Ameryce?
- Tam i w większości innych krajów. Rozmawiały o nieistotnych rzeczach, starannie
unikając drażliwych tematów, aż do chwili, gdy pani Barclay ujęła jej dłoń.
- Naprawdę bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Ale co sobie zrobiłaś w rękę?
- Dotknęłam kogoś, kto kłuje.
- To pewnie Alex. Wiesz, nikt by nie przypuścił, że ktoś taki opanowany i spokojny
jak on może przeżywać tak silnie i głęboko. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak rozpaczał, jak
on po śmierci Venetii. Było mu jeszcze ciężej z powodu dziecka. Tak na nie czekali. Ale nie
okazywał swych uczuć. Minął dzień czy dwa i wszystko zdusił w sobie. Jestem pewna, że
jeszcze wszystkiego nie przebolał.
Ginny też była o tym przekonana. Kochała Venetię równie mocno, a może bardziej niż
Alex. Czas nie ukoił tęsknoty i bólu po jej utracie.
- Co on teraz robi?
- Pracuje naukowo na uniwersytecie w Bristolu. Ten jego kolega, Jeff Ferguson, też
jest tutaj. Chyba ci o tym pisałam.
- Mamo, przecież dobrze wiesz, jak jest z twoimi listami. Dostaję od ciebie najwyżej
kartki z wakacji, na Boże Narodzenie i urodziny - a od śmierci Venetii to i tych nie.
- Bo to jakoś nie pasuje życzyć ci szczęśliwych urodzin, gdy to były i jej urodziny.
- W porządku, przecież rozumiem. Zresztą dzwoniłaś.
- Ale ty nigdy nie pytałaś o Alexa i Venetię. Zawsze się zastanawiałam, co wydarzyło
się między wami, dlaczego tak nagle wyjechałaś i zerwałaś wszystkie kontakty. Zawsze
byłyście takie zżyte.
- Zabrzmiała w tym nuta ciekawości, ale Ginny nie zareagowała. Głos matki przybrał
twardszy ton.
- Cokolwiek się wydarzyło, nie mogę zrozumieć, dlaczego nie przyjechałaś na jej
pogrzeb. Wiem, że nie miałaś czasu, ale to przecież była twoja siostra...
- Byłam chora - powtórzyła to po raz drugi tego dnia.
- Nigdy nie chorujesz - powiedziała oskarżycielsko.
- To Venetia miała zapalenie wyrostka, a nie ty. I ona...
- Czy musimy teraz o tym mówić? Dzisiaj powinnyśmy myśleć o ojcu.
Pani Barclay skierowała na nią uparte spojrzenie, w końcu rozejrzała się i rzekła:
- Alex już idzie. Miał w samochodzie kwiaty na grób Venetii.
Nie dogonił ich, mimo że nie szły zbyt szybko. Gdy weszły do domu, Ginny poprosiła
siostrę ojca o podręczną apteczkę. Ciotka oczyściła zadrapanie i przykleiła plaster. Sprała
nawet ślady krwi z chusteczki.
- Zapakuję ci ją do foliowej torebki. Czyja to chusteczka?
- Ktoś mi pożyczył. Oddam mu później. Odebrała chusteczkę i przed schowaniem do
torebki złożyła ją starannie. Uświadomiła sobie, że wcale nie ma zamiaru jej zwrócić,
przynajmniej nie teraz.
W pokoju byli już wszyscy. Alex, który prawie nikogo nie znał, stał samotnie ze
szklanką czegoś, co wyglądało na dżin z tonikiem. Po jej wejściu przez chwilę panowała
cisza. Była do tego przyzwyczajona, choć to w Ameryce znano ją bardziej niż w Anglii.
Oczywiście tu uważano ją za swoją, jednak jej ubiór, sposób bycia i pewność siebie
świadczyły o osiągniętym sukcesie i wzbudzały ciekawość.
Ginny podeszła do wdowy po ojcu żeby złożyć kondolencje. Druga pani Barclay
przyjęła ją chłodno. Nigdy nie zachęcała męża do utrzymywania kontaktu z córkami z
pierwszego małżeństwa i po rozwodzie dziewczynki bardzo rzadko gościły w domu ojca.
Wszyscy obecni umierali z ciekawości, dlaczego nie przyjechała na ślub siostry, lecz ona nie
miała najmniejszego zamiaru tego tłumaczyć. Była to tajemnica jej i Venetii i nawet matka
nie znała przyczyn. Alex naturalnie wiedział, ale był ostatnią osobą, która chciałaby mówić na
ten temat.
Jej przyrodnia siostra i brat, nastolatki, stali koło matki. Przywitała się z nimi i
próbowała nawiązać rozmowę, ale byli zbyt przejęci całą sytuacją. Z dwiema siostrami ojca
poszło gładko.
- Ojciec był bardzo dumny z twoich sukcesów w Ameryce - powiedziała jedna z nich.
- Zbierał wycinki z gazet na twój temat i pokazywał wszystkim wokół. Ednie to się zbytnio
nie podobało - dodała z przekąsem, patrząc na wdowę.
Widząc, że ciotki nie darzą wdowy sympatią, Ginny chciała zmienić temat, lecz druga
ciotka dodała:
- Ojciec tak czekał na narodziny dziecka Venetii i na chwilę, kiedy zostanie
dziadkiem. Po ślubie nieraz zapraszał ją i Alexa na parę dni i na weekendy. I nagle taka
tragedia.
- Tak - odrzekła Ginny, z twarzą zastygłą jak piękna maska.
Ciotka już otworzyła usta, by zapytać ją, dlaczego nie przyjechała na pogrzeb Venetii,
lecz gdy zobaczyła wyraz jej twarzy, nie powiedziała nic. Pośpiesznie zmieniła temat.
- Wiesz, że ojciec podarował Venetii dom w Bath jako prezent ślubny?
- Nie, nie wiedziałam.
Nie chcąc już dłużej mówić o siostrze, Ginny zaczęła wypytywać o nieobecnych
kuzynów i wkrótce rozmowa zeszła na bezpieczne rodzinne tematy.
Jakąś godzinę później, gdy już zaczęła myśleć o wyjściu, podeszła do niej matka.
- Nie miałyśmy jeszcze okazji, żeby pogadać. Gdzie się zatrzymałaś?
- Na razie nigdzie. Pożyczyłam samochód na lotnisku i przyjechałam prosto do
kościoła.
- To pojedziesz do mnie - powiedziała stanowczo pani Barclay. - Jak długo zostaniesz
w Anglii?
- Jeszcze nie wiem - odpowiedziała ostrożnie Ginny. Cieszyła się, że widzi matkę, ale
z doświadczenia wiedziała, że nie wytrzymają ze sobą dłużej niż kilka dni. W dodatku pani
Barclay miała zwyczaj planować przyjęcia albo przyjmować zaproszenia w imieniu Ginny,
nie pytając jej uprzednio o zdanie.
- To pojedziemy razem. Powiem Alexowi. Pewnie ucieszy się, że może już iść.
Ginny patrzyła za matką, jak przechodziła przez pokój, zatrzymując się na kilka słów
przy grupkach znajomych. Wreszcie podeszła do Alexa. Była niższa od córki i rozmawiając z
nim musiała podnosić głowę. Po kilku minutach Alex wyprostował się i z daleka spojrzał na
Ginny. Nie odwracając oczu wytrzymała jego pogardliwy wzrok. W końcu matka kiwnęła na
nią.
- Ginny. zostawiłam parasolkę w samochodzie Alexa. Czy mogłabyś ją zabrać? Przy
okazji możesz przyprowadzić samochód.
Zostawiając ich w niezręcznej sytuacji, odwróciła się, by pogadać ze starą,
niewidzianą od szesnastu lat przyjaciółką.
- Czy już wychodzisz? - Z niechęcią kiwnął głową.
- Poczekaj chwilę, wezmę płaszcz.
Wyszli z domu, kierując się w stronę kościoła. Czuła wyraźną wrogość. Szli w
milczeniu. Ginny przerwała ciszę.
- Matka mi mówiła, że nadal pracujesz z Jeffem. Co u niego słychać?
- Chyba pytasz tylko tak sobie, bez powodu - odezwał się z sarkazmem. - Gdyby to cię
choć trochę obchodziło, to chyba odpisałabyś na listy, które wysyłał po twoim wyjeździe.
- Odpowiedziałam mu na kilka. Nie przypuszczałam, że go jeszcze zobaczę, więc to
nie miało sensu. Lepiej przerwać od razu - odparowała.
Poza tym, jego listy zawsze były pełne wiadomości o Venetii i Aleksie, wiadomości,
których nie chciała znać.
- Więc dobrze, pracuję z nim, a on nadal się nie ożenił. Czy to chciałaś wiedzieć?
Po jego szorstkich słowach zamilkła, bojąc się, że cokolwiek by powiedziała,
doprowadzi go do furii. Nic nie przychodziło jej do głowy, wszystko łączyło się ze
wspomnieniami bolesnymi dla obojga. Był jeden wyjątek, ale i to wiązało się z oszustwem.
- Matka mówiła, że jeszcze nie wiesz, jak długo tu zostaniesz.
- Jeszcze nie mam planu - odrzekła zaskoczona.
- Mam kilka spraw, które chciałbym omówić z tobą, zanim znów wyjedziesz do
Ameryki.
- Jakich spraw?
- Mój prawnik pisał do ciebie po śmierci Venetii. - Ostatnie słowa powiedział
normalnie, ale w oczach pojawił się wyraz bólu. - Jesteś wymieniona w jej testamencie.
- Tak, pamiętam.
- Ale nie odpowiedziałaś - powiedział szorstko.
- Nie.
Nie było sensu wyjaśniać mu, że przez kilka tygodni była zbyt chora, żeby cokolwiek
zrobić, a gdy już doszła do siebie, nie mogła się zmusić, żeby odpowiedzieć na ten list.
- Przypuszczam, że teraz, gdy odniosłaś takie sukcesy i jesteś bogata, rzeczy, które
zapisała ci Venetia, nie mają dla ciebie żadnej wartości. Ale dla niej wiele znaczyły i chciała,
żebyś je miała.
Ginny zadrżała, podniosła wyżej kołnierz płaszcza i ukryła w nim twarz. Mocno
zacisnęła trzymaną w kieszeni rękę, wbijając paznokcie aż do bólu.
- Co mam zrobić? - spytała szybko, nie chcąc pokazać po sobie, jak mocno ją zranił.
Uważał ją za osobę bez serca, niczego nie rozumiał.
- Zabierz wszystko, jeśli znajdziesz chwilę czasu, zanim znów wystartujesz do swojej
strasznie ważnej kariery - zadrwił.
Poczuła nagłą złość. Dodało jej to sił. Z błyskiem w oczach zwróciła się w jego stronę.
- Masz rację, dla mnie jest bardzo ważna. Tak jak twoja dla ciebie. A ty co teraz
robisz, Alex? Nadal wykładasz na uniwersytecie? Nadal wygłaszasz referaty o laserach na
nudnych konferencjach? Ciągle te same rzeczy od tylu lat?
Jej szyderstwa dotknęły go. Zacisnął usta.
- To prawda. Ciągle szukam sposobów, żeby poprawić świat dla takich jak ty
pasożytów.
Było jasne, że nie wygra w tej kłótni. Podeszła do samochodu i zatrzymała się.
- Myślę, że matka ma twój telefon. Zadzwonię do ciebie, gdy będę mogła przyjść i
zabrać wszystkie rzeczy.
- Umów się z moim prawnikiem.
Wyjął wizytówkę z portfela i na odwrocie napisał nazwę firmy. Podał jej, ale nie
odchodził. Na jego twarzy pojawiło się wahanie.
- Czy jeszcze coś?
Włożył ręce do kieszeni płaszcza - Zauważyła, że twarz ma mizerniejszą niż kiedyś.
Również jej wyraz się zmienił - miał bruzdy wokół ust, brakowało też entuzjazmu i radości
życia, którą poprzednio promieniował. Była pewna, że teraz nie mruży oczu w uśmiechu, jak
to robił przedtem. We włosach pojawiły się siwe pasemka, których nie było pięć lat temu.
- Venetia zapisała ci swój cały osobisty majątek. Obejmuje to również dom, który
dostała od ojca w prezencie ślubnym.
- Jesteś pewien? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Aż za dobrze! - Zacisnął usta. - Prawo własności powinno być przeniesione na
ciebie, bo dom jest od waszego ojca. Ale - chciałbym go odkupić.
- Dlaczego?
- Zawsze pytasz dlaczego - parsknął ironicznie. - Pomyśl, w tym domu Venetia i ja
mieszkaliśmy razem. Z nim wiąże się tyle wspomnień. Nie chciałbym, żebyś je zniszczyła.
Nie zniósłbym myśli, że sprowadzasz sobie kochanków do miejsca, gdzie byliśmy szczęśliwi.
Każde słowo było jak pchnięcie nożem, ale Ginny była zbyt dumna, by pokazać to po
sobie.
- To ciekawe, nie wiedziałam, że mam tu jakichś kochanków - powiedziała z drwiną.
- Jesteś w Anglii dopiero pół dnia, więc jeszcze nie zdążyłaś sobie znaleźć - odciął się.
- Myślałam, że jesteś inteligentny i nie wierzysz we wszystko, o czym piszą gazety. A
poza tym, powinieneś się nauczyć nie obrażać ludzi, z którymi chcesz coś załatwić.
Zadowolona z riposty zaczęła otwierać samochód, ale zanim przekręciła klucz, Alex
podbiegł do niej, schwycił za ramię i obrócił.
- Nie wyobrażaj sobie, że chcę...! - krzyknął doprowadzony do pasji. - Sprawiłaś
Venetii tyle bólu, odwracając się od niej. To była jedyna rzecz, która mąciła jej szczęście. A
miała tak mało czasu, tylko kilka lat...
Te słowa znów pogrążyły ją w bólu, serce jej się ścisnęło. Aby to ukryć, powiedziała
pierwszą rzecz, jaka jej przyszła do głowy, i zrobiła to z nonszalancją.
- Venetia zawsze była kiepskim kierowcą. Twarz Alexa wykrzywiła wściekłość.
Podniósł rękę i mocno uderzył ją w policzek. Zadrżał i zrobił krok do tyłu, zaciskając ręce,
żeby się opanować.
- O Boże! Pierwszy raz uderzyłem kobietę, i to taką lafiryndę jak ty!
Odwrócił się i odszedł chwiejnym krokiem, jakby był chory. Doszedł do samochodu i
oparł się o niego, po chwili wyjął klucze i otworzył drzwi. Nie spojrzał na nią więcej. Wsiadł
i odjechał szybko, z kamienną twarzą i dłońmi zaciśniętymi z całej siły na kierownicy.
Ginny popatrzyła za nim, a potem powoli weszła do samochodu. Kołnierz płaszcza w
znacznym stopniu osłabił uderzenie, ale gdy spojrzała w lusterko, na policzku dostrzegła
różowy ślad. Starannie poprawiła makijaż i gdy ponownie przestąpiła próg ojcowskiego
domu, była tylko nieco bardziej opalona. Matka oczywiście niczego nie zauważyła. Kiedy
wreszcie wsiadły do samochodu, rozejrzała się wokół.
- A gdzie moja parasolka?
- Co takiego? Ach, parasolka! - Popatrzyła na nią nieprzytomnie i wybuchnęła prawie
histerycznym śmiechem.
Po kilku dniach zadzwoniła do prawnika Alexa. Musieli kontaktować się ze sobą, bo
wszystko o niej wiedział.
- Pani szwagier zlecił mi złożenie oferty kupna domu i przekazanie należnych pani
rzeczy.
Rozmawiał z nią rzeczowo, podał proponowaną kwotę dodając, że cena domu została
ustalona przez niezależnego agenta. Ginny tyle czasu przebywała za granicą, że zupełnie nie
orientowała się w cenach.
- Sam pan rozumie, że nie mogę się zdecydować, dopóki nie zobaczę domu.
- Mogę przysłać pani kopię wyceny. Jeśli chciałaby pani wysłać kogoś, by dokonał
oceny, ustalimy termin, kiedy mógłby obejrzeć dom.
- Dziękuję, ale wolałabym zrobić to sama.
- Naprawdę nie musi się pani fatygować. Mogę wysłać pani...
- Proszę pana, to mój dom, prawda? - przerwała, zaczynając się denerwować.
- Tak, oczywiście. Ale pan Warwick...
Urwał i Ginny domyśliła się, że Alex polecił mu nie dopuścić jej do domu i załatwić
wszystko listownie.
- Jutro rano przyjadę obejrzeć dom - powiedziała stanowczo. - Proszę dopilnować,
żeby o jedenastej ktoś czekał na mnie. Jaki to adres?
Niechętnie podał jej adres i objaśnił drogę.
- Możliwe, że pan Warwick zechce wysłać kogoś ze swojego biura - powiedział i
położył słuchawkę.
Zimny wiatr ustał i jazda do Bath przez skąpaną w słońcu okolicę była przyjemnością.
Ginny, przyzwyczajona do ruchu prawostronnego, prowadziła bardzo ostrożnie. Szło jej
dobrze, tylko na rondach i drogach dwukierunkowych miała trochę problemów. Bath było
pięknym miastem. Znała je dobrze i zawsze lubiła. Gdy były małe, często zabierano je do
Bath, pokazywano muzea, rzymskie łaźnie i piękne kamienne budynki z czasów króla Jerzego
I, zbudowane dla przyjeżdżającej tu korzystać z wód leczniczych szlachty i ziemiaństwa.
Przyjechała za wcześnie i przez jakiś czas jeździła po mieście, podziwiając
doskonałość architektury Queen's Square, Circus i Royal Crescent. Za dziesięć jedenasta
wyjechała z centrum. Kierując się wskazówkami prawnika, znalazła się na ulicy zabudowanej
małymi domkami, do których wejścia prowadziły wprost z chodnika. Zatrzymała się przy
numerze 2. Popatrzyła na dom. Kilka podniszczonych kamiennych schodków prowadziło do
białych drzwi frontowych. Nad nimi było małe, półkoliste okienko. Po prawej stronie od
wejścia znajdowało się drugie okno. Dom był taki, jak się spodziewała. Venetia na pewno go
lubiła. Wyobraziła sobie siostrę malującą okna, wieszającą zasłony, wybierającą meble i
dywany, tworzącą dom dla siebie i Alexa.
Nie spiesząc się, wysiadła z auta i stanęła na chodniku przed domem, próbując
odnaleźć ducha siostry. Czuła jej bliskość, nawet wyraźniej niż przy grobie, choć nie była
pewna, czy Venetia byłaby zadowolona z jej obecności tutaj.
Nikt na nią nie czekał. Wyprostowała się, podeszła do drzwi i zadzwoniła. We
wgłębieniach i na framudze dostrzegła kurz, okien też dawno nikt nie mył. Widocznie Alex
nie przejmował się zbytnio domem albo stracił do niego serce.
Spodziewała się zobaczyć kogoś z biura, ale drzwi otworzył Alex. Zaskoczona,
zaczęła się wycofywać.
- Spokojnie - odezwał się szorstko. - Nie masz się czego obawiać. - Otworzył szerzej
drzwi i cofnął się nieco. - Proszę, wejdź.
Weszła powoli, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał, jakby miał za sobą bezsenną
noc.
- Słuchaj, nie musisz sam pokazywać mi domu...
- Przepraszam, że cię uderzyłem - powiedział martwym głosem.
- W porządku - odrzekła wzruszając ramionami. - Nic się nie stało.
Skrzywił usta.
- Też tak myślę. - Zanim zrozumiała, o co chodzi, dodał: - Mimo wszystko
przepraszam. To było niepotrzebne.
Zabrzmiało to dziwnie.
- Ja też przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. Wiesz, mogę sama obejrzeć
dom, nie musisz...
- Nie - zdecydowanie potrząsnął głową. - Chcę być przy tym. Nie chcę, nie mogę
znieść myśli, że będziesz grzebać w jej życiu.
Ciągle jeszcze Stali w przedpokoju. Ginny zrobiła kilka kroków naprzód i odwróciła
się.
- Ona była moją siostrą, Alex. Ja również ją kochałam.
- Naprawdę? - W jego głosie zabrzmiała ironia.
- Naprawdę. I ona mnie też kochała. Czy inaczej zapisałaby mi ten dom i swoje
rzeczy?
- Zostawiła to tobie, bo czuła się winna. Winna twojego wyjazdu i zerwania.
Ginny zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową.
- Nie, nie wierzę. Tak nie było.
- Skąd możesz wiedzieć, co ona czuła? - powiedział szyderczo. - Nawet nie raczyłaś
do niej napisać.
Nie warto było próbować tłumaczyć mu, jak silne były więzy, które je łączyły, niemal
telepatyczna zdolność wczuwania się w przeżycia drugiej osoby - nikt, kto tego nie
doświadczył, nie będzie w stanie zrozumieć. Zresztą może ma rację. Może rzeczywiście
Venetia miała jakieś poczucie winy. W ostatnim roku przed jej śmiercią trochę się od siebie
oddaliły.
- Pokażesz mi dom?
Niechętnie skinął głową i wprowadził ją do pokoju po prawej stronie.
- To salon.
Był to przyjemny pokój z jasnymi tapetami i zasłonami, wygodna kanapą przy oknie i
fotelami po obu stronach kominka. Wiszące na ścianach obrazy i ozdobne gzymsy dopełniały
nastroju. Wszystko było pokryte cienką warstewką kurzu, z wyjątkiem fotela i prowadzącej
do niego ścieżki, wydeptanej na dywanie. Instynktownie poczuła, że Alex przychodzi tu
opłakiwać utraconą żonę i dziecko.
- Nie mieszkasz tu teraz - powiedziała szybko, chcąc zachować pozory normalności.
- Nie. Mam mieszkanie przy uniwersytecie. - Otworzył podwójne drzwi. - Tam jest
jadalnia. Kiedyś z okien roztaczał się wspaniały widok na pola i wzgórza, ale teraz... sama
widzisz.
Ginny podeszła do okna, popatrzyła na leżący niżej, nieco zapuszczony ogródek,
otoczony wysokim murem i widoczne wyżej dachy nowoczesnych magazynów.
- Kuchnia jest na dole.
Wrócili do przedpokoju, Alex pierwszy zszedł po stromych schodach. Pomyślała, że
dom jest zbudowany na zboczu wzgórza, bo od ulicy nie było widać niższej kondygnacji. W
czasach, gdy dom był zamieszkany, kuchnia musiała być ciepła i przytulna. Dodatki były z
naturalnego drzewa, a na ścianach wisiały przedmioty z miedzi i brązu, wyraźnie dawno nie
polerowane.
- Tu był pokój do zmywania naczyń, przerobiliśmy go na pralnię, a w tej służbówce
trzymamy różne rupiecie.
Głos Alexa był zupełnie pozbawiony uczuć, gdy otwierał przed nią kolejne drzwi.
Wrócili do schodów i weszli na samą górę.
- Tu są tylko dwie sypialnie i łazienka.
- A co jest tam wyżej?
Ginny wskazała na wąskie schodki między pokojami. Nie była nawet specjalnie
ciekawa, ale odczuła wzrastające zdenerwowanie Alexa.
- Poddasze. Kiedyś to była sypialnia dla służby, a teraz są tam zbiorniki na wodę.
Ginny skinęła głową i czekała na otwarcie drzwi do sypialni, gdy Alex nagle
wybuchnął.
- Proponowałem ci więcej niż dobrą cenę za dom. Dlaczego się nie zgodziłaś?
Przecież nie masz żadnego powodu, przyszłaś tu tylko, żeby zaspokoić swoją ciekawość!
- Możliwe. - Zaskoczyła go. - Chciałam zobaczyć miejsce, gdzie mieszkała Venetia.
Chciałam się upewnić, czy jest tak, jak to sobie wyobrażałam.
- Wyobrażałaś sobie? - Zmarszczył brwi.
- Tak.
- Przecież nawet do siebie nie pisałyście. Nie mogłaś widzieć żadnych fotografii.
Chyba, że twoja matka...
Potrząsnęła głową.
- Nie chodzi o fotografie. To obrazy, które powstały w mojej wyobraźni. - Spostrzegła
drwinę w jego oczach i powiedziała łagodnie: - Nie mogłeś chyba sądzić, że nie tworzę sobie
obrazu domu mojej siostry. Przecież wiesz, jakie byłyśmy sobie bliskie.
Zobaczyła grymas niesmaku na twarzy Alexa.
- To drzwi do większej sypialni? - zapytała.
- A te do frontowej, trudno zgadnąć, co? Domyślam się, że chcesz tam wejść.
- Jak nie chcesz, to może innym razem, gdy będę sama...
- Nie, skończmy już z tym - odparł ostro. Pchnął drzwi i wszedł do środka.
W pokoju były bladoniebieskie ściany i biały dywan. Ogromne, staromodne, chyba
wiktoriańskie łóżko, całe z politurowanego drzewa, było przykryte narzutą zszytą z kawałków
w różnych odcieniach niebieskiego, najwyraźniej roboty Venetii. Ginny szybko odwróciła
wzrok, zdając sobie sprawę, jak przykra jest ta sytuacja dla Alexa. To miejsce przypominało
mu najintymniejsze, najszczęśliwsze chwile z Venetią. Przypominało mu też tę jedyną noc,
którą spędził tu dawno temu z Ginny. Spojrzała na podłogę. Takie same jak na dole ślady
prowadziły do łóżka, na którym jeszcze pozostało lekkie wgniecenie.
- Dlaczego nie dbasz o dom? - zaatakowała go z nieoczekiwaną gwałtownością. -
Venetii byłoby przykro...
- Pilnuj własnych, cholernych spraw.
Nie słuchała. Podeszła do ściennej szafy, otworzyła ją. Była pełna ubrań i butów
Venetii. Na toaletce przy oknie leżała kosmetyczka, stały buteleczki perfum. Nad kominkiem
wisiał portret Venetii, jeszcze z czasów panieńskich, kiedy pracowała jako modelka. Ginny
ledwie rzuciła na niego okiem - identyczną twarz widziała codziennie w lustrze.
- Zamieniłeś ten dom w świątynię - powiedziała ze złością.
- Nie - rzucił krótko.
Uniósł dłonie i przetarł twarz, jakby chciał zetrzeć z niej uczucia. Podniósł głowę.
- Odkąd Venetia nie żyje, nic mi po tym miejscu. Zapisała je tobie, razem z resztą
rzeczy, ale ty nawet nie raczyłaś odpisać na mój list, więc miałem związane ręce. Zabrałem
tylko swoje rzeczy i zatrzasnąłem drzwi.
- Ale wróciłeś.
Bruzdy wokół ust pogłębiły się, skinął głową.
- Przychodziłem tu wspominać. Byliśmy tu tacy szczęśliwi. - Urwał nagle. - Łazienka
jest z tyłu.
Łazienka była urządzona praktycznie, a duża staroświecka wanna na wygiętych
nóżkach wyglądała zabawnie. Alex zawahał się przed drzwiami do drugiej sypialni.
- To pokój dziecinny - powiedziała nagle Ginny. - Nie zdążyła go wykończyć.
Spojrzał na nią dziwnie, jakby z lękiem.
- Tak. - Powoli nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Zrobiła krok, zatrzymała się na
progu i odwróciła gwałtownie. Nie miała po co wchodzić - już znalazła to, czego szukała.
Venetia była obecna duchem w tym niewykończonym pokoju dla jej dziecka.
- Czyżbyś nie chciała wejść? - zadrwił. - Nie powiesz mi, że wreszcie coś odczuwasz.
Odwróciła się z wściekłością.
- Może to dziwne dla ciebie, ale nie tylko ty cierpisz. Moja jedna połowa umarła
razem z Venetią.
Roześmiał się głośno z gorzkim niedowierzaniem.
- Ach, tak - szydził - tak głęboko odczułaś jej stratę, że nawet nie mogłaś przyjechać
na pogrzeb.
- Właśnie - odparowała - właśnie dlatego nie przyjechałam na pogrzeb. Odczułam jej
utratę. Czułam jej ból i cierpienie. Czułam wszystko to, co ona czuła w czasie wypadku.
Wiem, że próbowała walczyć, ale rany były śmiertelne. - Zniżyła głos aż do szeptu, w jej
oczach pojawiła się rozpacz.
- A kiedy umarła, kiedy poczułam, że życie z niej uchodzi, też chciałam umrzeć. Nie
miałam już po co żyć. Zawsze byłyśmy sobie tak bardzo bliskie. Wszystko miałyśmy
wspólne. Nie chciałam żyć bez niej.
Zmarszczył brwi, oczy utkwił w jej twarzy.
- O czym ty mówisz?
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się gorzko.
- Nie przyjechałam na pogrzeb Venetii, bo miałam załamanie nerwowe. Lekarze jakoś
to nazwali, ale prawdziwą przyczyną było to, że przeżyłam wszystko to, co Venetia - głos jej
się załamał - i też prawie umarłam.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Załamanie nerwowe!
- Tak - przytaknęła i podniosła rękę do twarzy. - Przez kitka tygodni, zanim
odzyskałam równowagę, przebywałam w klinice.
- Nie wierzę. - Zaskoczony potrząsnął głową.
- Nie musisz. - Odwróciła się i zbiegła po schodach.
Dogonił ją, chwycił za ramię i obrócił do siebie.
- Gdybyś rzeczywiście miała kryzys nerwowy, to twoja matka by o tym wiedziała!
- Była wystarczająco załamana śmiercią Venetii. Nie chciałam dodatkowo jej martwić,
więc poprosiłam mojego agenta, żeby wszystkim pytającym o mnie mówił, że wyjechałam na
kontrakt.
Wzdrygnęła się i na moment zamknęła oczy. Po chwili uniosła głowę i popatrzyła na
Alexa.
- Nie wierzysz mi! Do cholery, Alex, czy naprawdę myślisz, że coś innego mogłoby
powstrzymać mnie od przyjazdu na jej pogrzeb?
- Nie wierzę w to, że mogłaś fizycznie odczuwać to, co Venetia. Byłaś kilka tysięcy
kilometrów stąd. Jak to możliwe? - Spojrzał na nią z ukosa.
- Nie wiem - ucięła ze złością. - Wiem tylko, że tak było.
- Ale to niemożliwe.
Spojrzała na niego z urazą.
- Oczywiście. Tak jak powiedziałeś, to niemożliwe. Zmienił się na twarzy.
- Zawsze miałaś bujną wyobraźnię. A może taki pomysł spodobał się tobie albo
twojemu agentowi? W twoich kręgach to pewnie była dobra historia. Poczerwieniała.
- Powiedziałam ci o tym tylko z powodu twoich obsesyjnych ataków na mnie, że nie
przyjechałam na pogrzeb. Teraz już wiesz, dlaczego.
- Każdy powód do rozgłosu jest dobry, co?
- Nikt więcej o tym nie wie - powiedziała z narastającą wściekłością, zaciskając pięści.
- Nikt, tylko ty. I jest mi wszystko jedno, czy wierzysz mi, czy nie.
Otworzyła drzwi i wybiegła na ulicę. Podszedł do niej, gdy przetrząsała torebkę,
szukając kluczy.
- Co będzie z domem?
Spojrzała na niego piorunującym wzrokiem, potem odwróciła się w stronę domu.
- Jest mój, prawda? I wszystko w środku?
- Tak. Z wyjątkiem kilku mebli.
- Więc usuń wszystkie swoje rzeczy do końca tygodnia. Nie zamierzam sprzedać ci
domu i chcę, żebyś się wyniósł. I każ swojemu prawnikowi natychmiast przesłać mi komplet
kluczy.
- Ginny, nie możesz... - Twarz mu pobladła.
- Właśnie mogę. Przecież sam powiedziałeś, że jestem zdolna do wszystkiego. Jeśli
mogłam udawać kryzys nerwowy, to równie dobrze mogę i to zrobić!
Wsiadła do samochodu i odjechała.
Alexowi za bardzo zależało na domu, żeby tak to zostawić. Ledwie Ginny przyjechała
do matki, zatelefonował jego prawnik, proponując podniesienie sumy.
- Proszę mu przekazać, że to mnie nie interesuje - odparła stanowczo. - W przyszły
poniedziałek o dziesiątej rano będę u pana w biurze odebrać klucze. - I nie słuchając dalszych
wyjaśnień, odłożyła słuchawkę.
Zadzwonił jeszcze dwa razy, ale nie zmieniła zdania.
W czwartek wieczorem przyjechał Jeff Ferguson. Poznała go pięć lat temu. Wykładał
historię na tym samym uniwersytecie, gdzie pracował Alex. Zaczęło się od wieczoru
spędzonego w czwórkę z Venetią i Alexem. Lubili się wzajemnie. Może z jego strony byłoby
coś więcej, ale szybko się zorientował, że obie bliźniaczki zwariowały na punkcie Alexa. Jeff
był dla niej oparciem w ciężkich chwilach i do tej pory zachowała dla niego ciepłe uczucia.
Gdy przyjechał, siedziała przy oknie w salonie matki z notesem na kolanach, ale nie mogła
skoncentrować się na pisanym liście. Usłyszała zatrzymujący się samochód i zobaczyła
wysiadającego Jeffa. Była dopiero szósta po południu. Nisko zachodzące słońce oblewało
wszystko ciepłym blaskiem. Jeff zatrzymał się i popatrzył na dom. Nadal był szczupły, ale już
nie wyglądał na uczniaka. Może sprawiał to dobrze skrojony garnitur, chyba znalazł dobrego
krawca. Odgarnął włosy z czoła i poprawił okulary. Pamiętała ten nerwowy gest.
Uśmiechnęła się, rzuciła notes i podbiegła do drzwi.
- Cześć Jeff Co słychać? - Wyciągnęła ręce. Przytrzymał je z uśmiechem.
- Dziękuję, w porządku. Wyglądasz jeszcze ładniej niż kiedyś.
- Uważaj, pochlebstwem daleko nie zajedziesz. Wejdź.
Wprowadziła go do salonu.
- Musimy to uczcić. Czego się napijesz?
- Może dżinu z tonikiem.
Zrobiła drinka i podała mu szklankę. Patrzył na nią, szczupłą, ubraną w spodnie i
puszysty biały sweter. Zarumienił się, gdy zobaczył, że to spostrzegła.
- Słyszałam, że jesteś teraz w Bristolu razem z Alexem - powiedziała, żeby go
rozluźnić.
- Ściągnął mnie tutaj chyba jakiś rok po swoim ślubie.
- I jak ci się podoba? - Znów usiadła przy oknie i gestem zaprosiła go, by się
przyłączył. - Musisz mi opowiedzieć.
- Z przyjemnością. Najlepiej gdzieś przy kolacji. Ale najpierw muszę ci coś
powiedzieć. No więc, nie przyszedłem tu tylko po to, żeby cię zobaczyć. Zostałem wysłany.
- Przypuszczam, że przez Alexa. - Wypiła łyk.
- Tak. - Zawahał się. - Pewnie domyślasz się, po co. Chce, żebym cię przekonał do
sprzedaży domu.
- Myślisz, że to ci się uda?
- Skądże. Ale to jego ostatnia szansa. - Roześmiał się.
- Ale mimo to zgodziłeś się spróbować? Kiwnął głową.
- Jak mówiłem, chciałem cię zobaczyć.
- A przede wszystkim pomóc Alexowi - powiedziała ostro.
Poprawił okulary i usiadł obok niej.
- Nie widziałaś go po śmierci Venetii. Spojrzała na niego przenikliwie, ale ani w
głosie, ani w wyrazie twarzy nie znalazła potępienia, jedynie rodzaj żalu.
- Najpierw był w szoku. Wszystko zdusił w sobie. Jeśli ktoś nie wiedział, co zaszło, to
widząc go w pracy, w kontaktach z ludźmi, nigdy by się nie domyślił. Ale, w miarę upływu
czasu, widać było zmiany, jakie w nim zaszły. Rozpacz zżerała go od środka. Zamknął dom i
wyprowadził się. Udało mi się ściągnąć go tutaj pod jakimś pretekstem. Chyba tylko to
pomogło mu dojść do siebie.
- Dobry z ciebie przyjaciel - powiedziała miękko.
- Zrobiłem, co mogłem. On zrobiłby to samo. - Wyglądał na zaskoczonego.
- Nie ożeniłeś się, nie zaręczyłeś czy coś takiego?
- Nie. - Skrzywił się lekko. - Nie odwodź mnie od tematu. - Spoważniał. - Alexowi ten
dom jest potrzebny. To miejsce, gdzie może pójść i rozpaczać w spokoju i samotności.
Spojrzała na niego zamyślona, rozważając te słowa, ale w końcu potrząsnęła głową.
- Słuchaj, minęły ponad dwa lata. Czy byłeś w tym domu? Zamienił go w jakąś
świątynię. To nie jest normalne. Jeśli chce ją opłakiwać, może to robić w głębi duszy, nie
musi mieć specjalnego miejsca.
- Nie jestem pewien.
- Ale ja jestem. Jeśli tracisz bliską osobę, to odczuwasz jej brak stale, nie możesz się z
tego otrząsnąć. Przez długi czas dochodzi to do twojej świadomości znienacka, w
najdziwniejszych momentach, potem uczysz się nad tym panować. Jeśli chcesz, możesz
rozpaczać w samotności, ale nie musisz mieć do tego specjalnego miejsca. Możesz to robić w
nocy leżąc w łóżku, lecąc samolotem, spacerując po parku. Gdziekolwiek.
- Mówisz, jakbyś wiedziała.
- Bo wiem - odpowiedziała z nagłym gniewem. - Venetia była moją bliźniaczą siostrą.
Nikt nigdy nie będzie mi bliższy niż ona.
- Przepraszam. - Poprawił okulary. - Mam dziwne uczucie, gdy patrzę na ciebie. Obie
jesteście... byłyście... takie podobne. To zupełnie tak, jakby zmartwychwstała.
- Chyba często ją widywałeś?
- Tak, często zapraszała na kolację mnie i jeszcze jakąś dziewczynę. - Uśmiechnął się.
- Zawsze próbowała mnie ożenić. Pewnie było jej mnie żal.
- Może chciała, żebyś był szczęśliwy, tak jak ona i Alex - powiedziała łagodnie.
- Tak. - Odwrócił się nieco, tak że patrzył prosto na nią. - A co u ciebie? Jesteś
zadowolona ze swojej kariery? A z Alexem - czy już ci przeszło?
Na to była przygotowana.
- Po takim czasie? Oczywiście. W moim zawodzie spotyka się wielu atrakcyjnych
mężczyzn.
- No tak. Teraz jesteś sławna.
- Przypuszczam, że raczej w tym złym znaczeniu. Przyznaj się, czytujesz plotki w
gazetach?
- Często łączą cię z facetami o znanych nazwiskach.
- Oczywiście. Ale to tylko dobra reklama. - Mówiła lekko i z humorem, ale bez
uśmiechu w oczach.
- Po Nowym Jorku Anglia pewnie wydaje ci się nudna.
Spojrzała na niego. Znów zeszli na osobiste tematy. Położyła mu rękę na ramieniu.
- Może zaprosisz mnie gdzieś na kolację i opowiesz o wszystkim, co się z tobą działo,
od czasu gdy wyjechałam. Nadal nabierasz turystów, tak jak wtedy na tej wystawie? Ciągle to
pamiętam.
- Tak, to był piękny dzień. - Jeff uśmiechnął się. W restauracji w Cheltenham, przy
indyjskich potrawach, zatopili się we wspomnieniach. Nie widzieli się jednak długo, a
przedtem spotkali się tylko kilka razy, więc wspomnień nie było zbyt wiele. Życie, jakie Jeff
prowadził, było raczej monotonne, w dodatku nie chciał wiele mówić o swych osiągnięciach
naukowych.
- W tym roku w lecie wybieram się na wykopaliska do Włoch. Próbowałem namówić
Alexa, żeby ze mną jechał, ale nie chciał.
Ginny nie mogła wyobrazić sobie Alexa, spędzającego długie godziny na grzebaniu w
ziemi. Zwłaszcza w czasie wakacji. Miał na to zbyt wiele energii.
- Co on zwykle robi? - spytała.
- Zimą wyjeżdżali na narty, a latem nad wodę, żeglować na desce. Byłem z nimi kilka
razy, ale zawsze udawało mi się znaleźć jakieś ruiny i wyrwać się na trochę.
- Byliście bardzo zaprzyjaźnieni. Cieszę się z tego.
- Mm... - Popatrzył na nią ze smutkiem. - Nie mam żadnej rodziny, a z nimi byłem
bardzo zżyty. Nigdy nie dali mi odczuć, że przeszkadzam. - Spojrzał jej prosto w oczy. -
Venetia tęskniła za tobą. Próbowała ukryć to przed Alexem, ale ja widziałem. Często
opowiadała mi o tobie, szczególnie jeśli pisali coś w gazetach albo były jakieś zdjęcia. Była
dumna z twoich sukcesów.
- To miłe. - Ginny popatrzyła w dal.
Jeff zawahał się, patrząc na jej odwrócony profil, wreszcie przemówił:
- Venetia powiedziała mi, dlaczego wyjechałaś. Alex odkrył, że spędził noc z tobą, a
nie z nią. Opowiedziała mi o wszystkim - że to ty najpierw poznałaś go w samolocie, a w
Londynie, gdy starał się ciebie odnaleźć, ona udała ciebie. Wiem, że obie się w nim
kochałyście, ale dopiero gdy mi to powiedziała, zrozumiałem, że ty, jakby to powiedzieć,
miałaś do niego większe prawa.
- Czy powiedziała ci, jak ustaliłyśmy, która zostanie, a która ma wyjechać?
- Tak. - Skinął głową. - Powiedziała, że rzucałyście monetą.
Posłała mu zamyślone spojrzenie spod drugich rzęs.
- Czy Alex wiedział o tym?
- Nie jestem pewien. Nigdy mi o tym nie wspominał.
- Nie sądzę, żeby wiedział. Nie wyobrażam sobie, żeby Venetia mogła mu to
powiedzieć. Mimo że ją kochał, na pewno byłby wściekły - powiedziała zamyślona.
Jeff patrzył na nią, gdy mówiła o Aleksie, ale z jej twarzy nie mógł nic wyczytać. Była
zawodową modelką i potrafiła nie ujawniać żadnych uczuć.
- Jeśli już nie zależy ci na Aleksie, to dlaczego nie chcesz sprzedać mu domu? -
zapytał z ciekawością.
Popatrzyła na niego przez chwilę.
- Czy żaden z was nie pomyślał, że może Venetia celowo zapisała mi dom?
Oczywiście wiem, Alex uważa, że to dlatego, bo czuła się winna, że to ja wyjechałam, ale
może miała inny powód?
- Jaki?
Nie chcąc być do końca szczera, wzruszyła ramionami.
- Dostała ten dom od naszego ojca i chciała, żeby pozostał w naszej rodzinie.
- Rozumiem. A nie dlatego, że zakładała, że może wrócisz tutaj i będziesz razem z
Alexem? - zapytał domyślnie.
Uniosła podbródek i odrzekła zimnym tonem.
- Raczej trudno mi sobie wyobrazić, żeby Venetia mogła myśleć w ten sposób.
- Dlaczego? A czy nie to miałaś na myśli? Przez chwilę nie wiedziała, czy ma się
rozzłościć, w końcu westchnęła i uśmiechnęła się.
- Zawsze potrafiłeś mnie rozszyfrować.
- Teraz to już nie jest takie proste. Pięć lat temu byłaś jak otwarta księga, a teraz... -
znów poprawił okulary przyglądając się jej - teraz zbudowałaś mur wokół siebie. Jesteś zimna
i opanowana. Zrobiłaś karierę. Ale myślę, że teraz jesteś mniej odporna na ciosy niż byłaś.
- Psycholog - powiedziała sarkastycznym tonem. Jednak ocenił ją trafnie.
- Więc to dlatego nie chcesz pozbyć się domu? Dlatego, że może ty i Alex...
- Nie - przerwała ostro. - Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to zatrzymam ten dom, bo
jestem wściekła na Alexa. Gdyby nie był dla mnie taki nieprzyjemny, to pewnie
zostawiłabym mu dom nawet bez oglądania. Ale teraz, gdy już go widziałam, zdecydowałam
się. Nie chcę, żeby nadal był taki zaniedbany.
- Mam mu to powiedzieć?
- Rzeczywiście. Zapomniałam, że przyszedłeś w konkretnej sprawie. Oczywiście,
powiedz mu. I niech nie traci swojego i mojego czasu, aby odwieść mnie od tego.
- On chodzi tam, gdy jest załamany. Dla niego to rodzaj sanktuarium.
- Więc już czas, żeby z tym skończyć - powiedziała stanowczo. - To też mu powiedz. -
Odepchnęła krzesło i wstała. - Możemy iść?
W poniedziałek rano zapakowała samochód, pożegnała się z matką i wyruszyła do
Bath. Od Alexa nie było żadnych wiadomości, więc miała nadzieję, że zrezygnował. Jednak
gdy weszła do biura prawnika odebrać klucze, Alex siedział w poczekalni. Odłożył gazetę i
wstał.
Ginny zatrzymała się gwałtownie.
- Na miłość boską, już ci powiedziałam...
- W porządku, nie denerwuj się - odparł krótko. - Jako wykonawca testamentu muszę
być przy przepisaniu domu na ciebie.
- Rozumiem. - Rozluźniła ramiona.
Usiadła po drugiej stronie poczekalni, krzyżując w kostkach długie, zgrabne nogi. W
dobrze uszytym kostiumie z krótką spódniczką w kolorze głębokiej czerwieni i z upiętymi z
tyłu włosami zachwycała urodą i niewymuszoną elegancją.
Alex nie siadał. Przyglądał się jej przez chwilę, podszedł do okna i odwrócił się,
wyglądając na zewnątrz.
- Chyba jest tam coś bardzo ciekawego? - zapytała Ginny przerywając ciszę.
Po twarzy przemknął mu lekki uśmiech, który znikł, gdy odwrócił się do niej.
- Jeff przekazał mi twoją decyzję. Wygląda na to, że sam jestem sobie winny. Robisz
to z przekory.
Kiedy nie odpowiedziała, nagle wybuchnął.
- Przecież nie będziesz miała z tego żadnego pożytku. Niedługo wyjedziesz do
Ameryki i co wtedy stanie się z domem? Wynajmiesz go? A może sprzedasz? Dom, gdzie
mieszkaliśmy, gdzie byliśmy szczęśliwi. Pozwolisz obcymi ludziom spać w naszym łóżku,
dotykać rzeczy Venetii?
- Jeszcze nie wiem, co zrobię z domem - odrzekła spokojnie. - Dam ci znać, jak się
zdecyduję. A jeśli będę chciała go sprzedać, to oczywiście ty będziesz pierwszy.
Wyglądał na zaskoczonego, nie spodziewał się po niej aż tyle.
- A do tego czasu?
Poproszono ich do środka, więc nie musiała odpowiadać. Formalności nie trwały
długo. Na koniec Alex wyjął komplet kluczy i wyciągnął rękę w jej stronę, ale nagle cofnął ją
i położył klucze na biurku. Ginny spojrzała na nie i powoli podniosła. Miała dziwne uczucie,
że jest to jedna z tych chwil, które decydują o dalszym życiu. Tak jak rzut monetą pięć lat
temu. Ścisnęła je mocno.
- Czy to wszystko? Dziękuję. - Wstała, podała rękę prawnikowi i wyszła.
Alex dogonił ją na ulicy. - Jedziesz prosto do domu?
- Tak.
- Pojadę z tobą. Jest kilka rzeczy, które powinienem ci pokazać.
- Dobrze. - Znów była chłodna i energiczna. - Mój samochód jest tam, na parkingu.
Szli obok siebie, uważając, by się nie dotykać. Ginny zastanawiała się, który to już raz
idą razem. Poznała go lecąc na zdjęcia do Paryża, skąd on miał samolot do Sztokholmu na
konferencję naukową.
Wyszli razem z samolotu, ale ich drogi się rozdzieliły. Mieli się spotkać po odprawie
celnej, ale Alexowi nie pozwolono opuścić sali tranzytowej. Ginny nie doczekała się
przesłanej przez niego informacji. Ale on nie zrezygnował. Choć nie znał jej nazwiska, szukał
jej po wszystkich agencjach modelek w Londynie. Ginny była jeszcze za granicą, gdy
przyszedł list od niego i Venetia poszła na spotkanie z nim, nie zdradzając, że to nie ją poznał
w samolocie.
To był pierwszy raz. Potem umawiali się jeszcze na wspólne bieganie, ale prawdziwy
następny raz był później, wtedy gdy oszukała go i udając Venetię, umówiła się z nim na
wspólny wieczór. Miała później przyznać się do tej zamiany, ale wspaniały wieczór zamienił
się w cudowną miłosną noc. Ginny wiedziała, że nigdy nie powie mu prawdy.
Jednak w jakiś sposób odkrył prawdę i wściekły na obie, nie chciał ich więcej widzieć.
Właśnie wtedy wpadły na pomysł, jak go odzyskać. Postanowiły, że jedna z nich musi
wyjechać i nigdy nie wracać.
O tym, która zostanie, miał zdecydować rzut monetą. Wspominając te chwile Ginny
wzdrygnęła się, ale niczego po sobie nie pokazała. Wiele osób im się przyglądało, ale widzieli
jedynie poruszającą się z gracją wysoką, pozornie pogodną młodą kobietę i wyższego od niej,
przystojnego bruneta o nieprzeniknionej twarzy i lekko zaciśniętych ustach.
Doszli do samochodu. Otworzyła drzwi. Krótką drogę do domu przebyli w milczeniu.
Część mebli zniknęła - w salonie nie było sofy, w jadalni stołu i krzeseł, ale i tak dużo rzeczy
zostało, nawet wielkie łóżko w sypialni.
- Nie zabierasz łóżka?
- Nie jest moje. Venetia kupiła je na aukcji i sama odnowiła. Lubiła to robić.
- Jak mieszkałyśmy razem w Londynie, to też tak było. Miałyśmy kilka mebli, które
sama odnowiła.
- Wszystkie są tutaj, razem z innymi.
- Ale kupiła je za twoje pieniądze. - Odwróciła się i spojrzała na niego.
- Nie. Miała swoje. Dawała lekcje dla modelek. Ginny nie wiedziała o tym. To trochę
zmieniało postać rzeczy. Wyobraziła sobie siostrę z radością przynoszącą wynalezione gdzieś
na aukcjach przedmioty, którymi upiększała mieszkanie, nadając mu niepowtarzalny klimat.
- Odeśle ci to łóżko. - I zanim zdążył coś powiedzieć, dodała: - Czy zabrałeś już
wszystkie swoje rzeczy?
- Tak. Ale jest jeszcze kilka rzeczy, które należą do ciebie. Zabrałem je stąd, bojąc się
włamania i dzikich lokatorów. - Wziął aktówkę, którą miał ze sobą, otworzył ją i wyjął kilka
małych pudełeczek.
- To biżuteria Venetii. Należy do jej osobistego majątku, wiec przechodzi na ciebie.
Zaczął otwierać pudełeczka i ustawiać je na małym stoliku. Ginny patrzyła z
niedowierzaniem. Niektóre rzeczy poznawała. Na urodziny i gwiazdkę często dostawały
identyczne prezenty. Ale był też medalion, naszyjnik z pereł, kilka złotych łańcuszków i bran-
soletek, które musiała dostać po ślubie. Z pewnością od Alexa. Jedna z bransoletek była
zrobiona ze złotych ogniwek, do których były umocowane malutkie złote drobiazgi.
Domyśliła się, że pewnie na każdą okazję i rocznicę ślubu kupował jej kolejny drobiazg -
dlatego było ich tak niewiele, zaledwie kilka. Na koniec otworzył pudełeczko z pierścionkiem
zaręczynowym.
- Zatrzymałem jej ślubny pierścionek - powiedział z wyraźnym napięciem w głosie -
ale zapłacę ci tyle, ile kosztował.
- Przestań. Nie miałam pojęcia, że te rzeczy też wchodzą w skład darowizny. Zabierz
je, Alex, zabierz wszystkie.
- Zapisała je tobie.
- Więc popełniła błąd. Jestem pewna, że chciałaby, żebyś to ty je zachował.
Na chwile w jego oczach pojawił się upór i już się bała, że rozpocznie sprzeczkę, ale
gdy znów spojrzał na pierścionek, twarz mu się zmieniła.
- Naprawdę tak myślisz?
- Tak. Zapewniam cię.
Spojrzała na niego, ale nie mogła znieść widoku bezgranicznego cierpienia
malującego się na jego twarzy, gdy sięgał po pierścionek. Odwróciła się i zbiegła na dół.
Zszedł po kilku minutach. Stała przy oknie, patrząc na ogród.
- Dziękuję ci - powiedział beznamiętnie. - Jestem ci bardzo wdzięczny.
Odwróciła się, by spojrzeć na niego.
- Nie, nie jesteś - powiedziała patrząc przenikliwie. - Nienawidzisz mnie za to, że tu
jestem i nie oddałam ci domu. Nienawidzisz mnie, bo wyglądam tak samo jak Venetia i
przypominam ci ją za każdym razem, kiedy mnie widzisz. A najbardziej dlatego, że ja żyję, a
ona umarła.
Otworzył szeroko oczy, ale niczego nie potwierdził.
- Jeff przekazał mi wszystko, co powiedziałaś. Łącznie z tym, że najwyższy czas,
żebym się otrząsnął. - W jego głosie zabrzmiała uraza.
- Nie powinieneś był go przysyłać, jeśli nie chciałeś usłyszeć kilku słów prawdy -
odpaliła.
Wyglądał, jakby chciał odpłacić jej czymś podobnym, ale opanował się.
- Przepraszam, nie miałem zamiaru znów się kłócić. Zwłaszcza, gdy mi to zwróciłaś -
gestem wskazał aktówkę. - Naprawdę jestem bardzo wdzięczny. Jestem ci winien...
- Nic mi nie jesteś winien - przerwała. - Miałeś mi coś powiedzieć na temat domu.
- No tak. - Z widoczną ulgą przyjął zmianę tematu. - Powinnaś wiedzieć, gdzie są
zawory do wody i wyłącznik prądu. I jak obsługiwać zbiornik ciepłej wody. Pokażę ci.
Zeszli do piwnicy. Pokazał jej, gdzie są kurki odcinające dopływ wody i odkręcił je.
Zdjął marynarkę i poszedł na strych upewnić się, czy zbiorniki dobrze się napełniają.
- Powinnaś zainstalować nowy zbiornik na ciepłą wodę - zawołał do Ginny. - Miałem
zamiar to zrobić, ale jakoś nie mogłem się zebrać. Dlatego zamknąłem dopływ i spuściłem
wodę z instalacji. Bałem się, że może przecieknie i zaleje dom. Przygotuj się, żeby pobiec na
dół i zakręcić kurek, jeśli zawołam.
- Mogę ci w czymś pomóc?
- Patrz uważnie na ten drugi zbiornik.
Woda powoli wypełniała instalację i z rur zaczęły wydobywać się dziwne odgłosy.
Ginny, zaplątana w pajęczynach, nachyliła się nad zbiornikiem.
- Chyba wszystko w porządku.
- Zobacz, czy nie przecieka pod spodem. Spisując rajstopy na straty, uklękła i
obejrzała zbiornik od dołu.
- Nic nie widzę.
- To dobrze, chyba wszystko działa.
Wyprostowali się jednocześnie. Ostrzegające „uważaj" Alexa przyszło za późno i
Ginny mocno uderzyła głową o sufit.
- Ojej! - Zachwiała się i złapała ręką za głowę.
- Dobrze się czujesz? - Podbiegł do niej i schwycił za ramię.
- Tak, chyba tak. Ale jestem głupia.
- Lepiej zejdź na dół. Poczekaj, pójdę pierwszy, może zrobić ci się słabo.
Zaczął schodzić, a Ginny za nim, opierając się o ścianę. Miała wysokie obcasy, a
schody były strome. Nagle poczuła gwałtowny zawrót głowy i zatrzymała się.
- Alex! - W jej głosie zabrzmiała trwoga.
- W porządku, już jestem.
Objął ją w talii i zniósł na półpiętro. Posadził ją na stojącej przy oknie kanapce.
- Zobaczymy, co z twoją głową. - Odgarnął jej włosy. - Nieźle się uderzyłaś. Trochę
krwawi. Poczekaj, przyniosę coś, żeby to przemyć.
Przyniósł watę i wodę utlenioną. Ginny cofnęła głowę.
- Będzie szczypać?
- Nie bądź tchórzem. - Uśmiechnął się. - To dla twojego dobra, Vene... - zbladł i urwał
gwałtownie. Wbił w nią osłupiałe spojrzenie, oboje zamarli.
Ginny poczuła, jak serce ściska się jej z żalu. Chciała pogłaskać go dłonią i pocieszyć,
ale czuła, że była to ostatnia rzecz, jakiej by sobie życzył. Udało jej się opanować.
- Już się zastanawiałam, ile czasu minie, zanim tak się do mnie odezwiesz. I tak się
dziwię, że dopiero teraz. - Spojrzał na nią z wyrzutem, więc dodała ostrzej. - Czy zajmiesz się
moją głową? Zaczyna naprawdę boleć.
- Co takiego? - Jakoś się opanował. - Ach tak, oczywiście. Wiesz, chyba byłoby
łatwiej, gdybyś rozpuściła włosy.
Wyjęła spinki, dotknęła guza na głowie i skrzywiła się lekko. Gęste, brązowe włosy
spłynęły w dół lśniącą kaskadą, sięgającą połowy pleców. Miękko układające się loki
przywodziły na myśl portrety prerafaelitów.
Alex popatrzył na nią z napięciem, wreszcie zajął się opatrzeniem skaleczenia.
Dotyk jego rąk przyniósł falę słodkich wspomnień tej odległej w czasie wspólnej
nocy. Przypomniała sobie, jak zanurzał dłonie w jej włosach, całował je w zachwycie. Być
może też to pamiętał, bo ręka mu zadrżała. Mocne pieczenie przerwało te rozmyślania.
- Już wystarczy, zabierz to. - Jęknęła.
- Przepraszam, ale trzeba to zdezynfekować. - Wyprostował się, gdy skończył. -
Powinno już być w porządku. Plaster chyba jest niepotrzebny.
- Dziękuję. - Wyjęła z kieszeni chusteczkę i otarła łzy, które napłynęły jej do oczu. -
Mam wrażenie, że to ci się podobało.
- Nie chciałem sprawić ci bólu.
- Naprawdę? - Wyraźnie mu nie wierzyła. - Nic na to nie poradzę, że wyglądam tak
samo jak Venetia.
- Ale mogłaś tu nie przychodzić - powiedział ostro. Zrobił gwałtowny gest. -
Przepraszam, miałaś prawo zrobić, co chciałaś. Kiedy cię widzę, czasami zapominam i myślę,
że ona żyje.
Zszedł do łazienki. Usłyszała, że myje ręce. Po chwili wrócił.
- Jak się teraz czujesz?
- Trochę boli mnie głowa, poza tym dobrze. - Oczekiwała, że teraz sobie pójdzie, ale
zawahał się, coś go jeszcze dręczyło. - Czy jeszcze coś w sprawie domu?
- Nie. - Spróbował zrobić kilka kroków, ale podest był zbyt wąski. Wyglądał jak
zwierzę uwięzione w klatce.
- Chciałem wyjaśnić coś do końca. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, przed twoim
wyjazdem do Ameryki, gdy dowiedziałem się prawdy - wtedy powiedziałaś, że jesteś we
mnie zakochana.
Przeczuwając co nastąpi, Ginny opuściła głowę, próbując uciszyć bicie serca.
Wreszcie podniosła wzrok i zapytała chłodno.
- Więc?
- Więc chciałbym wiedzieć, co czujesz teraz. Popatrzyła na niego, starając roześmiać
się z niedowierzaniem.
- Chcesz wiedzieć, czy nadal cię kocham?
- Tak.
Poczuła ucisk w piersiach, aż trudno jej było złapać oddech. Broniąc się, zaatakowała.
- Dlaczego?
Uśmiechnął się gorzko i usiadł na stopniach naprzeciw niej. Wciąż był bez marynarki,
z podwiniętymi rękawami, trochę zakurzony. Nadal był szczupły i wysportowany, może tylko
nieco chudszy niż wtedy, gdy go poznała. Większość mężczyzn zwykle tyje po ślubie - nawet
jeśli tak było z Alexem, to nie zostało po tym ani śladu.
- Przyszło mi do głowy, że może dlatego tu wróciłaś - powiedział niepewnie. - I może
dlatego chcesz zatrzymać dom. - Drgnęła mu szczęka, ale oczy pozostały zimne. -
Pomyślałem, że może chcesz rozpocząć wszystko na nowo, od miejsca, gdzie przerwaliśmy.
- A jeśli nawet? - Nie spuszczała oczu z jego twarzy, tylko palcami nerwowo skubała
wypłowiały materiał kanapy.
- To szczerze ci mówię, że nic z tego - powiedział z mocą. - To, że kiedyś mi się
podobałaś, nie znaczy, że tak jest teraz. A to, że jesteś siostrą Venetii i wyglądasz dokładnie
jak ona, nie robi żadnej różnicy. W gruncie rzeczy wprost przeciwnie... - urwał, chcąc
podkreślić wagę słów. - Twój widok jedynie przypomina mi Venetię, moją żonę. A kiedy
myślę o niej, to naprawdę nie pragnę nikogo innego.
Nagle pomyślała, jak absurdalna jest ta sytuacja - siedzieć na zakurzonym półpiętrze i
prowadzić taką rozmowę; on w poplamionej koszuli, ona z guzem na głowie. Ta myśl nieco
złagodziła napięcie i pomogła jej utrzymać kontrolę nad sobą. Udało się jej roześmiać.
- No cóż, cieszę się. Już Jeff coś takiego mi powiedział. Myślisz, że to młodzieńcze
zauroczenie trwa nadal? Alex, od tego czasu minęły lata! Jestem teraz zupełnie inna.
Przyznaje, że wtedy całkiem straciłam dla ciebie głowę, ale wyjazd z Anglii był najlepszym
posunięciem, jakie kiedykolwiek wykonałam. Dopiero w Ameryce naprawdę zrobiłam
karierę. Życie w Nowym Jorku to zupełnie coś innego niż tu. To niesamowite miejsce,
szczególnie jeśli odnosisz sukcesy.
Przyglądał się jej badawczo, aż się roześmiała.
- Naprawdę sądzisz, że dlatego wróciłam?
- Sama powiedz.
- Przykro mi cię rozczarować, ale wiele się zmieniło, również w moim życiu
prywatnym.
- I przez ten czas miałaś wielu - powiedział z okrucieństwem.
Oczy jej zabłysły, lecz tylko obojętnie wzruszyła ramionami.
- Nie twoja sprawa.
Podniósł rękę i przeciągnął dłonią po twarzy.
- Chyba nie. Przepraszam - dodał krótko. - Twoje życie to twoja prywatna sprawa. -
Złapał się na tym, że popełnił nietakt i zerknął na nią.
Nieoczekiwanie Ginny roześmiała się i pochyliła w jego stronę.
- Słuchaj Alex, jesteś moim szwagrem i zawsze będę mieć dla ciebie ciepłe uczucia za
to, że uczyniłeś Venetię szczęśliwą. Ale co było, minęło. Gdybym miała jakieś zakusy na
ciebie, to czy nie przyjechałabym wcześniej? Jakbym wróciła natychmiast po jej śmierci,
wślizgnęłabym się w twoje życie tak, że nawet byś się nie zorientował.
Otworzył usta, chcąc zaprotestować, ale uciszyła go machnięciem ręki.
- Możesz protestować, ile chcesz, ale to prawda. Przecież nawet dzisiaj nazwałeś mnie
Venetią, tak czy nie?
- Tak, ale tylko dlatego, że się skaleczyłaś i przez chwilę zapomniałem... - odrzekł z
niechęcią.
- Gdybym przyjechała wcześniej i dobrze się postarała, to takie chwile byłyby częste. -
Potrząsnęła głową, twarz jej zadrgała. - Nie zrozum mnie źle. Jesteś miłym facetem, ale ja nie
zamierzam do końca życia udawać własnej siostry.
Wreszcie przekonany, Alex wyraźnie się rozluźnił.
- To dla mnie ulga. Muszę przyznać...
- Szczęściarz z ciebie - zadrwiła. - Przyjechałam na pogrzeb ojca, tylko dlatego.
- Jeśli tylko o to ci chodziło, to po co ci dom?
- Podoba mi się. Myślałam też o matce. Teraz, gdy zabrakło Venetii, powinnam
częściej ją widywać. Ale po tych kilku dniach u niej wiem, że nie mogłabym mieszkać razem
z nią. Bath jest w idealnej odległości od Cheltenham, dosyć blisko, ale i wystarczająco
daleko, więc nie byłabym od niej uzależniona za każdym razem, kiedy przyjadę.
Alex uśmiechnął się. Naprawdę się uśmiechnął!
- Więc chcesz tu mieć swoje miejsce. Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś?
- Mówiąc szczerze, od pierwszej chwili byłeś dla. mnie taki niegrzeczny i
nieprzyjemny, że nie miałam zamiaru ci się zwierzać.
Skinął głową, przyjmując naganę.
- Przykro mi, ale musisz przyznać, że okoliczności mnie usprawiedliwiają. Cieszę się
z tej rozmowy, atmosfera się oczyściła. Zresztą, to był pomysł Jeffa.
- Naprawdę? - spytała oschle. Skrzywił się, słysząc ton jej głosu.
- Myślę, że przez te lata jego uczucia do ciebie się nie zmieniły.
- Jeśli tak, to niestety jest zakochany tylko we wspomnieniach, bo ja zmieniłam się
całkowicie.
- To prawda - potwierdził zamyślony. - On cię już nie obchodzi?
- Chyba zawsze tak było. Przypomniawszy sobie powód tej obojętności, Alex z
dezaprobatą wzruszył ramionami. - No tak. To szkoda. - Podniósł się. - Lepiej już pójdę.
- Gdzie mam odesłać łóżko?
- Łóżko? - Popatrzył przez otwarte drzwi sypialni, zawahał się. - Zatrzymaj je.
Rzeczy, które zabrałem, oddałem na aukcję. Nie mam gdzie postawić tego łóżka i chyba nie
będzie mi potrzebne. Mimo wszystko dziękuję. - Popatrzył na nią, gdy wstawała. - Jak się
czujesz? Jesteś trochę blada.
- Trochę boli mnie głowa. Może mógłbyś przynieść z samochodu moje bagaże?
- Naturalnie. - Przyniósł wszystko, poruszając się jakby lżej. Stojąc na najwyższym
stopniu wyciągnął rękę. - To do widzenia.
- Do widzenia Alex. - Podała mu dłoń i pochyliła się lekko, całując go w policzek. -
Jeśli kiedykolwiek miałbyś ochotę wpaść, zawsze będziesz miłym gościem.
- Dziękuję. Doceniam to, ale chyba nie skorzystam. Kiwnęła głową, a on odwrócił się
i odszedł. Patrzyła za nim dziwiąc się, jak łatwo uwierzył w te wszystkie kłamstwa.
ROZDZIAŁ TRZECI
Nie zważając na ból głowy, Ginny przebrała się w dżinsy i sweter, przewiązała włosy
chustką i zabrała się za sprzątanie. Zaczęła od salonu i sypialni. Skoncentrowała się na
ciężkiej pracy, zadowolona, że nie ma czasu myśleć o czymś innym. Najgorsze tylko było to,
że stale natykała się na rzeczy, które przypominały jej Venetię - zeszyt z wycinkami z gazet,
koszyk do robótek ze zrobionym do połowy malutkim sweterkiem. Poczuła łzy w oczach, ale
zdecydowanym ruchem włożyła go do torby na śmiecie, razem z czasopismami i gazetami
sprzed dwóch lat. Uświadomiła sobie, że czas zatrzymał się tu wraz ze śmiercią Venetii i Alex
nie mógł znieść ciężaru wspomnień.
Ginny odkurzała, czyściła, polerowała, aż do chwili, gdy poczuła się zupełnie
wyczerpana. Zmieniła pościel i z ulgą wyciągnęła się na łóżku. Leżąc tak w pokoju
oświetlonym jedynie światłem księżyca, poczuła się dziwnie. Zaczęła robić plany na następny
dzień, usilnie starając się nie myśleć o Venetii i Aleksie, ich nocach w tym łóżku.
Zdecydowała, że na pierwszy ogień pójdzie kuchnia, żeby mogła zacząć z niej korzystać.
Dziś, wracając z pralni, kupiła coś na wynos w chińskiej restauracji. Oddała do czyszczenia
zasłony z całego domu i teraz księżyc oświetlał wszystkie wnętrza, stwarzając niesamowity
nastrój.
W głowie jej pulsowało i nie mogła zasnąć. Przez kilka godzin przewracała się z boku
na bok, wreszcie wstała i poszła do łazienki, poszukać środków przeciwbólowych. Nagle
doszedł do niej odgłos lekkiego stukania. Skurczyła się ze strachu, ale po chwili pojęła, że to
kapanie wody. Odetchnęła z ulgą i na moment, żeby uspokoić rozdygotane nerwy, mocno
zacisnęła ręce na umywalce.
Zbiornik na wodę zaczął przeciekać i woda sączyła się z łączącej go rury, tworząc na
strychu powiększającą się kałużę. Ginny zeszła do pralni w piwnicy i zakręciła wszystkie
kurki, żeby zabezpieczyć instalację. Nabrała wody do wiaderek i misek na rano, starannie
wytarła kałużę i włączyła elektryczne ogrzewanie, żeby przesuszyć strych. Wreszcie znalazła
się w łóżku i zapadła w głęboki sen.
Telefon w domu był wyłączony. Po umyciu się w zimnej wodzie, Ginny usiadła i
zaczęła robić spis rzeczy do załatwienia w pierwszej kolejności. Przede wszystkim musi
podłączyć telefon. Wyszła z domu. Kiedy przechodziła obok sąsiedniego wejścia, pulchna
kobieta w różowej podomce właśnie schylała się po stojące na schodach mleko. Spojrzała na
nią, zbladła i gwałtownie upuściła butelkę.
- Venetia!
- Już dobrze! - Ginny podbiegła do niej. - Jestem jej siostrą.
- O Boże! Ale się przeraziłam. - Położyła rękę na sercu i wpatrywała się w nią z
niedowierzaniem. - Pani jest dokładnie taka jak ona.
- Tak. Jesteśmy... byłyśmy... identycznymi bliźniaczkami. - Spojrzała na potłuczone
szkło i rozlane mleko. - Przepraszam panią za to. Pomogę posprzątać.
- Słucham? Ach nie, ja to zrobię. Jeszcze nie doszłam do siebie... - Opanowała się. -
Jestem Clare Kennedy.
- Ginny Barclay. - Wyciągnęła dłoń, tamta ujęła ją jeszcze drżącą ręką.
- Cieszę się, że nie jesteś duchem - powiedziała z ulgą. - Och, wybacz, przecież
Venetia była twoją siostrą. Pamiętam, że mówiła o tobie. Jesteś modelką, prawda? Chyba
mieszkasz w Ameryce?
- Tak. Wygląda na to, że dobrze znałaś Alexa i Venetię.
- Tak, byliśmy sąsiadami. Teraz pilnowaliśmy trochę domu, a Alex wpadał do nas, jak
tylko tu był. - Spojrzała na nią z zainteresowaniem. - Czyżbyś się tu wprowadziła?
Wprawdzie uprzedzał nas, że może coś się zmieni, więc gdy usłyszałam wczoraj jakiś ruch za
ścianą, myślałam, że Alex sprząta dom przed sprzedaniem czy wynajęciem.
- Wprowadziłam się. Na razie chwilowo, jeszcze nie wiem, na jak długo.
- Może wpadniesz na filiżankę kawy?
- Dziękuję, ale mam mnóstwo spraw do załatwienia. Może kupić ci mleko, jak będę
robić zakupy?
- Och, dobrze. To miło z twojej strony. Pierwsze kroki Ginny skierowała na pocztę,
żeby podłączyć telefon, ale gdy już wypełniła wszystkie formularze, dowiedziała się, że
potrwa to przynajmniej tydzień. Potem, przy pomocy książki telefonicznej, próbowała znaleźć
hydraulika, ale szybka naprawa okazała się niemożliwa. To Anglia, nie Ameryka,
cierpliwości - napominała siebie, próbując dalej. Najwcześniejszy termin był za dwa
tygodnie. Jak wytrzymać dwa tygodnie bez wody? Przecież to śmieszne! Zawahała się,
ponownie podniosła słuchawkę i wykręciła numer Alexa. Tym razem się udało, akurat miał
przerwę w zajęciach.
- Alex? Tu Ginny. Przepraszam, że przeszkadzam, ale w nocy zbiornik zaczął
przeciekać i...
- Czy zakręciłaś zawór i spuściłaś wodę z instalacji?
- Tak, ale nie mogę znaleźć żadnego hydraulika, żeby założyć nowy zbiornik.
- Gdzie próbowałaś?
- Dzwoniłam do wszystkich po kolei. Wydałam już prawie wszystkie pieniądze na
telefony. W Nowym Jorku hydraulicy są na wagę złota, ale tu są chyba na wagę platyny!
- Zostaw to mnie. Spróbuję coś zrobić - powiedział wyraźnie rozbawiony.
- Ale jak się ze mną skontaktujesz? British Telecom potrzebuje tygodnia na
podłączenie telefonu!
Zawahał się, w końcu powiedział:
- Nie martw się, jakoś dam ci znać. Dziś wieczorem będziesz w domu?
- Na pewno. Przemarznięta, spragniona i nieumyta, ale będę.
Roześmiał się i położył słuchawkę, nie mówiąc, co zamierza zrobić.
Ginny wymieniła w banku trochę dolarów, zrobiła zakupy, nie zapominając o kilku
butelkach wody mineralnej i mleku dla sąsiadki. Wróciła do domu zostawiając po drodze
mleko na progu Clare. Przebrała się w dżinsy i zabrała za sprzątanie kuchni. Gdy usłyszała
dzwonek, pobiegła do drzwi, myśląc, że to hydraulik przysłany przez Alexa. Na progu stała
Clare.
- To ja. Przyniosłam powitalne ciasto. To chyba zwyczaj amerykański?
W środowisku Ginny akurat nie, ale była zbyt dobrze wychowana, żeby to
powiedzieć.
- Och, to cudowne z twojej strony! Dziękuję. Może wejdziesz?
Z pewnością tylko na to czekała, weszła natychmiast i jednym spojrzeniem obrzuciła
wszystko wokół.
- Właśnie sprzątałam kuchnię. Napijesz się kawy?
- Z przyjemnością.
Ginny gestem wskazała jej salon, ale Clare zerknęła tam tylko i podążyła za nią do
kuchni.
- Dawniej często przychodziłam na kawę do Venetii. Latem siadywałyśmy w
ogrodzie. Zawsze był piękny, pełen kwiatów. W naszym jest zawsze pełno dziecięcych
zabawek i rowerów.
- Macie dzieci?
- Dwójkę. - Popatrzyła na nią badawczo. - Venetia często zostawała z nimi.
Nie chcąc się wiązać, Ginny nie podjęła tematu.
- Przyjaźniłyście się?
- Tak. Pomagałyśmy też sobie. Obie trochę pracowałyśmy. Venetia miała lekcje, a ja
kuchnię.
- To twój zawód?
- Spróbuj ciasta. - Uśmiechnęła się. Ginny wzięła duży kawałek.
- Przepyszne! - wykrzyknęła z zachwytem. Clare wypytywała ją o życie w Nowym
Jorku.
Ginny zauważyła, że mimo wścibstwa jest bardzo miła. Poza tym przyszło jej do
głowy, że skoro opiekowała się domem dla Alexa, może zechce robić to też dla niej, gdy
wyjedzie.
- Musisz koniecznie poznać mojego męża Richarda i dzieci. Wiesz co, w sobotę
wydajemy małe przyjęcie. Przyjdź, poznasz nowych sąsiadów.
- Dziękuję, chętnie. Czy to jakaś szczególna okazja?
- Ależ nie - powiedziała lekko. - Spotykamy się tak od czasu do czasu.
- Mam nadzieję, że do tej pory naprawią mi ten zbiornik.
Nagle Clare przypomniała sobie o ciastkach zostawionych w piecyku. Po jej wyjściu
Ginny znów wzięła się za sprzątanie. Żaden hydraulik się nie pokazał, widocznie Alex nie
miał więcej szczęścia niż ona. Ale koło szóstej zadzwonił dzwonek i zamiast hydraulika
zobaczyła Alexa i Jeffa. Jeff był w garniturze, a Alex miał na sobie stare, poplamione farbą
dżinsy. W samochodzie zobaczyła nowy zbiornik na wodę.
- Cześć! Jak świetnie! - Wybiegła im na spotkanie.
- Zamówiłem go i po pracy odebraliśmy go z magazynu - wyjaśnił A]ex. - Ale nie
wchodził do mojego samochodu i musieliśmy wziąć samochód Jeffa.
- A co z hydraulikiem?
- Ja go zastąpię. Jeśli chcesz mieć to naprawione dzisiaj, to nikogo lepszego nie
znajdziesz.
- Och, bardzo chce! - powiedziała błagalnym tonem. - Cześć Jeff, jak się masz? -
Pocałowała go w policzek.
Wnieśli zbiornik do domu i poszli na strych. Po chwili Jeff zszedł na dół.
- Chciałbym zostać i pomóc Alexowi, ale niestety musze iść. Mam odczyt w
towarzystwie historycznym w miejscowości za Bristolem.
- Dziękuję. - Podeszła bliżej i powiedziała półgłosem: - Wiem, że on zna się świetnie
na samochodach, ale czy jest równie dobrym hydraulikiem? Może połączy coś źle i wszystko
wybuchnie?
- Sama się przekonasz. - Spojrzał na zegarek i powiedział z żalem. - Niestety, muszę
już iść. Zaczyna się o siódmej trzydzieści. Około jedenastej przyjadę zabrać Alexa.
- Ależ nie, nie ma sensu, żebyś tu po niego przyjeżdżał. Odwiozę go do Bristolu.
Zawahał się, wzruszył ramionami.
- Dobrze, dziękuję. To do zobaczenia.
Gdy odjeżdżał, pomachała mu i poszła na strych, ostrożnie pochylając głowę. Alex
przerwał pracę, gdy ją zobaczył.
- Mogę w czymś pomóc?
- Jak twoja głowa?
- Dziękuję, dobrze.
- Na razie jeszcze trochę postukam, ale przydasz mi się, jak będę instalować nowy
zbiornik.
Wróciła, gdy skończył stukać młotkiem.
- Jak idzie?
- Dobrze. Przygotowałem wszystkie połączenia, więc podniesiemy go na chwilę, żeby
sprawdzić, czy wszystko pasuje.
- A jak nie?
- To jeszcze poprawię.
Pomogła mu podnieść i ustawić zbiornik. Musiał jeszcze coś poprawić, więc usiadła
na podłodze i z uwagą śledziła jego wprawne poczynania.
- Prawie gotowe.
- Pewnie jeszcze nie jadłeś? - Domyśliła się i zeszła do kuchni po kawę i kanapki.
Jadł z apetytem. Ginny wzięła kanapkę i ogarnęło ją zadowolenie, że tak siedzi z nim
po wspólnej pracy. Żaden galowy wieczór w Nowym Jorku czy Hollywood nie dawał się z
porównać z tą chwilą na strychu pełnym kurzu. I wszystkie, z takim trudem osiągnięte
sukcesy i sława, nie dały jej tyle przepełniającej serce radości, co zwykłe bycie razem z nim.
- Zamyśliłaś się.
- Myślałam o Jeffie - skłamała. - Naprawdę żałował, że nie może ci pomóc.
- Tak, on to lubi. Myślę, że on lubi się brudzić. Pewnie dlatego zajął się archeologią -
nie musi szukać wymówek, żeby grzebać w śmieciach.
- Dla mnie zawsze był wyrośniętym uczniakiem. - Uśmiechnęła się.
- Pewnie dlatego ci się nie podobał.
- Co masz na myśli?
- Ktoś, kto wygląda na uczniaka i wzbudza macierzyńskie uczucia, nie może być w
twoim typie. Chociaż Jeff wcale taki nie jest.
- Dlaczego uważasz, że nie mam macierzyńskich uczuć? - spytała z oburzeniem.
- Interesuje cię tylko kariera. - Roześmiał się. Każdy to powie. Gdyby ci zależało na
domu i rodzinie, już dawno byś coś zrobiła w tym kierunku.
- Mam dopiero dwadzieścia sześć lat i mnóstwo czasu przed sobą.
- Ale nie zrezygnujesz z kariery. Gdybyś miała dzieci, to miałabyś związane ręce.
Poza tym, to mogłoby ci popsuć figurę.
Nie wiedziała, czy powinna czuć się tym dotknięta, czy może ucieszyć się, że
zauważył jej figurę.
- Przecież Venetia chciała mieć dzieci.
- Venetia chciała mieć rodzinę, podczas gdy ty chciałaś... - Urwał gwałtownie. -
Przepraszam, nie mam prawa cię krytykować.
- Nie, nie masz. A poza tym, w dzisiejszych czasach kobieta może mieć rodzinę i
jednocześnie robić karierę.
- Taką jak twoja?
- A dlaczego nie? Zresztą, jeszcze najwyżej pięć lat będę modelką. To praca dla
młodych i stale są potrzebne nowe twarze. Dlatego staram się przestawić na aktorstwo i pracę
w telewizji.
- To dlatego twoje nazwisko zawsze pojawia się w towarzystwie męskich osobistości?
- To pomaga, oczywiście - przyznała szczerze. - Ale wystarczy, pokazać się z kimś
kilka razy i gazety są pełne najgorszych plotek na twój temat.
- A to tylko plotki?
- Co ci się stało? Dlaczego jesteś taki zły? - Postawiła kubek z kawą i spojrzała na
niego.
- Mnie nic się nie stało. Ale Venetia była twoją siostrą. Powinnaś pomyśleć o tym,
zanim zaczęłaś chodzić z połową znanych facetów w Nowym Jorku.
- Do jej śmierci mojego nazwiska nigdy nie łączono z żadnym mężczyzną. Powinieneś
o tym wiedzieć.
Zmroził ją wzrokiem.
- A ten fotografik... jak on się nazywał... Blake?
- Chodzi ci o Simona Blake'a? Był moim sponsorem, a potem menażerem.
- Dlaczego był? Już nie jest?
- Nie, nasze drogi się rozdzieliły. - Odwróciła wzrok.
- Może nie podobało mu się życie, jakie prowadzisz? - stwierdził sucho.
- A może to mnie nie podobało się życie, jakie on prowadził? Zanim zaczniesz
krytykować innych, powinieneś znać fakty. A może nie jesteś w stanie się powstrzymać od
robienia mi przykrości?
Odwrócił wzrok i przeciągnął ręką po twarzy. Ten gest już znała. Wzruszył
ramionami.
- Myślę, że nienawidzę cię od momentu, kiedy nie przyjechałaś na jej pogrzeb. Dwa
lata to dużo czasu. Weszło mi to w nawyk. - Odwrócił się i popatrzył na nią. - Nie mogę tylko
zrozumieć tego, co powiedziałaś o wypadku. Tego, co ty doświadczyłaś.
- Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Zawsze każda z nas wiedziała, co odczuwa druga. To
dlatego Venetia wiedziała, że byłam z kimś tej nocy. - Spojrzała na niego i zobaczyła, że to
przypomnienie było błędem.
- Czy nie cierpiałeś, gdy dowiedziałeś się, co jest z Venetią? Czy nie byłeś niemal
fizycznie chory z rozpaczy, gdy ona umarła?
- Naturalnie, ale nie ma w tym nic dziwnego. Ty zaś starasz się mnie przekonać, że
przeżyłaś coś zupełnie irracjonalnego.
Popatrzyła w dal. Oparła głowę na kolanach i utkwiła wzrok w ścianie poddasza.
Myślami była daleko. Zaczęła cicho.
- Byliśmy na nartach, kiedy to się stało. Miałam właśnie rozpocząć zjazd, gdy nagle
poczułam gwałtowny, paraliżujący strach. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałam. Chciałam
krzyczeć, ale nie mogłam. Nagle coś z ogromną siłą uderzyło mnie w bok i zaraz potem w
głowę. Poczułam straszny ból.
Twarz mu zadrgała. Patrzył na nią z napięciem, ale Ginny nie spojrzała na niego,
dopóki nie zaczęła znów mówić.
- Potem zapadłam w ciemność. Gdy po jakimś czasie doszłam do siebie, powiedzieli
mi, że zasłabłam i spadłam w dół stoku. Twierdzono, że to dlatego czułam ból, ale ja
wiedziałam, że było inaczej. Wiedziałam, że coś strasznego stało się z Venetią.
Przerwała i zwilżyła językiem wyschnięte usta.
- Lekarze nie mogli wytłumaczyć, dlaczego byłam w takiej depresji, bo, oprócz kilku
siniaków, nie stało mi się nic poważnego. Ale na moją prośbę Simon zadzwonił do matki i od
niej dowiedzieliśmy się o wszystkim.
- Byłaś na nartach z Simonem?
- Tak. - Rzuciła mu szybkie spojrzenie. Zamyśliła się. - Matka powiedziała, że Venetia
jeszcze żyje i żebym przyjeżdżała jak najszybciej, ale ja wiedziałam, że już za późno.
Chciałam przekazać Venetii całą moją siłę, dać jej znak, że dzielę z nią ból i cierpienia, tak
jak to zawsze robiłyśmy. I wiem, że ona to czuła.
- Wmawiasz to sobie, żeby ci było lżej. Nie możesz tego wiedzieć.
- Nie? - Odwróciła głowę i spojrzała na niego. - Więc dlaczego w chwili śmierci
wypowiedziała moje imię?
Otworzył szeroko oczy, twarz mu pobladła.
- Skąd o tym wiesz? Tylko ja byłem wtedy przy niej. Spojrzała na niego ze smutkiem,
potem bez słowa zabrała puste kubki i talerze. Czy wierzył jej, czy nie, nie mogła powiedzieć
mu więcej nic, co mogłoby go przekonać.
- Daj mi znać, kiedy mam puścić wodę.
- Słucham? - Spojrzał na nią nieprzytomnie. - Ach tak, dobrze. Już mi niedużo zostało.
Zeszła na dół. Minęło jakieś pół godziny, kiedy zawołał. Woda powoli wypełniała
rury, tak jak dzień wcześniej. Pobiegła na górę.
- No i jak? Nie przecieka?
- Poczekajmy, aż się napełni.
Mówił już normalnym głosem i gdy ukradkiem spojrzała na niego, z ulgą zobaczyła,
że twarz ma pogodną. Westchnęła. Może Alex nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co
było między nią i Venetią, ale przynajmniej będzie myśleć o tym inaczej niż dotychczas.
Upewniwszy się, że zbiornik nie przecieka, Alex obszedł cały dom i sprawdził, czy
kaloryfery nie są zapowietrzone.
- Rzeczywiście wszystko wysprzątałaś.
- Dziękuję. Pewnie chciałbyś wziąć prysznic. Położyłam czyste ręczniki w łazience.
Spojrzał na nią z niechęcią, niezadowolony, że mówi mu, co ma robić, jednak poszedł
do łazienki. Wrócił dwadzieścia minut później, z głową jeszcze mokrą.
- Zrobiłam kawy. Tym razem będzie lepsza, ze świeżej wody.
Wyglądało na to, że chciał odmówić, więc szybko dodała:
- Jest też trochę ciasta od sąsiadki.
- Od Clare? Wyobrażam sobie, jaka była zaskoczona, gdy cię zobaczyła.
- Myślała, że widzi ducha - zgodziła się z uśmiechem. - Już pewnie wszyscy sąsiedzi
wiedzą o mnie.
- Dobra z niej kobieta, ale niezła plotkara. Pewnie dobrze cię wypytała. Co jej
powiedziałaś?
- Wszystko, co chciała - o moim życiu w Nowym Jorku.
Kiwnął głową. Wziął kawałek ciasta i spróbował.
- Może to dlatego Jeff był taki zawiedziony. Nigdy nie mógł sobie odmówić ciasta od
Clare.
- Ty, jak widzę, też. Zabierz je lepiej ze sobą.
- A ty?
- Nie zapominaj, że jestem modelką. Ale to się pewnie skończy, jeśli będę mieć za
ścianą kogoś, kto piecze takie ciasta. Na pewno zaraz okropnie utyje.
Zrobiła żałosną minę i Alex roześmiał się głośno. Zaskoczony swoim zachowaniem,
zmieszał się, skończył kawę i wstał.
- Lepiej już pójdę.
Nie starając się go zatrzymać, zapakowała ciasto, a on pozbierał narzędzia.
- Ile jestem ci winna za zbiornik? Potrząsnął głową.
- Gdyby dom nadal należał do mnie, i tak musiałbym go wymienić.
- Nie, Alex, tak nie może być.
- Powiedziałem nie - powtórzył stanowczo. - Chodźmy już.
Założyła żakiet i wyszli. Prowadziła samochód, a Alex wskazywał jej drogę do
miasteczka uniwersyteckiego i domu, w którym mieszkał. Nie zaprosił jej do środka.
- Dziękuję za zbiornik i czas, który poświeciłeś. Jestem ci bardzo wdzięczna -
powiedziała ciepło.
- W porządku. Ginny, wiem, że to był wyjątkowy powód, ale myślę, że będzie lepiej,
jeśli więcej się nie spotkamy.
Zacisnęła mocniej ręce na kierownicy.
- Nigdy? To masz na myśli? - zapytała, starając się pozbawić głos wszelkich emocji.
- Tak. Każde z nas ma własne życie, całkowicie odmienne, a teraz nie mamy ze sobą
już nic wspólnego. Więc nie dzwoń do mnie za każdym razem, kiedy przyjedziesz do Anglii,
bo twoje kurtuazyjne telefony będą tylko stratą czasu.
Musiał przygotować to sobie wcześniej. Mówił tak, jakby to była jak najbardziej
racjonalna decyzja, ale w jego glosie było wyraźne napięcie.
- Rozumiem. - Odetchnęła głęboko. - A co, jeśli zdecyduję się sprzedać dom?
- Nasi prawnicy dadzą sobie radę.
- No tak, oczywiście. - Odwróciła się i popatrzyła na niego. - Więc to jest pożegnanie?
- Tak. - Zawahał się szukając słów, wreszcie powiedział szybko: - Życzę ci
powodzenia, Ginny. Mam nadzieję, że dostaniesz od życia to wszystko, czego chcesz.
Skinęła głową. Kiedy otwierał drzwi, powiedziała:
- Nie zapomnij o cieście.
Odjechała, gdy tylko wysiadł. Pamiętała, żeby nie obejrzeć się za siebie. Już tyle razy
robiła to w przeszłości i nigdy nie znalazła niczego poza smutkiem. Nie mogę się obejrzeć,
nie mogę. Nie pierwszy raz miała zranione serce.
W domu przygotowała sobie kąpiel. Leżała w wannie, dopóki woda nie ostygła.
Zaczęła rozpamiętywać zdarzenia tego wieczoru. Czy przypomnienie tamtej nocy sprawiło,
że nie chce jej więcej widzieć? Ale może przyczyny były inne, może to widok wysprzątanego
i znów przytulnego domu? Wszystko jedno. Założyła nocną koszulę i położyła się do łóżka.
Zapatrzyła się w jasne miejsce na ścianie nad kominkiem, gdzie przedtem wisiał portret
Venetii. Alex zabrał go razem z meblami. Muszę inaczej urządzić ten pokój, a właściwie cały
dom. Przynajmniej się czymś zajmę. Albo wrócić do Nowego Jorku i zabrać się do pracy.
Chociaż tamto życie jakoś straciło swój poprzedni urok.
W Bath o malarzy było tak samo trudno, jak o hydraulików. Wydzwaniała z budki
przez dłuższy czas, wreszcie zniechęcona poddała się i kupiła kilka puszek farby. Kiedy
mieszkały z Venetią w starym mieszkaniu w East Finchley, same robiły w nim wiele rzeczy.
Na początku czuła się trochę dziwnie, ale włączyła radio, by odegnać wspomnienia i praca ją
wciągnęła.
Kilka dni później niespodziewanie wpadł Jeff. Ginny akurat malowała sufit w salonie,
stojąc na desce umieszczonej między krzesłem i drabiną.
- Cześć! Wchodź! - przywitała go. - Jestem cała w farbie, jak widzisz. - Ze śmiechem
starła z czoła krople farby.
- Nie przypuszczałem, że zastanę cię przy czymś takim - powiedział ze zdumieniem.
- Nie? A na co liczyłeś? Poprawił okulary.
- Hm, zapytałem Alexa, czy nie wybiera się do ciebie zobaczyć, czy zbiornik działa, a
on powiedział…
- Zawahał się.
- Że nie ma zamiaru tu więcej przychodzić - dokończyła za niego.
- Tak. Pomyślałem, że dowiem się, czy u ciebie wszystko w porządku.
- Pewnie myślałeś, że załamana będę płakać nad sobą, przyznaj się. - Spojrzała z
rozbawieniem. Przyszło jej to nadspodziewanie łatwo. - Przecież ci mówiłam,, że już dawno
mi przeszło. Jeśli on nie chce przychodzić dlatego, że ja tu jestem, to jest to zupełnie
zrozumiałe.
- To niedokładnie to, co on powiedział.
- Powiedział, że to mnie nie chce więcej widzieć, to masz na myśli? No cóż, to też
można zrozumieć. To nie jest szczególnie miłe mieć obok siebie kogoś, kto wygląda
dokładnie tak samo jak kobieta, którą kochał.
- Odwróciła się, wdrapała na deskę i zanurzyła pędzel w puszce z farbą. - Zresztą
może to i dobrze, że więcej nie przyjdzie. Teraz, gdy nie ma już tego domu, nic więcej go tu
nie trzyma i może zacznie życie na nowo.
- Potrafisz przegrywać, Ginny - powiedział szczerze.
- No pewnie. - Roześmiała się gorzko i mocniej przycisnęła pędzel do sufitu. Na pokój
rozprysnęły się kropelki farby.
- Może mógłbym ci trochę pomóc przy malowaniu? Popatrzyła na niego. W tej chwili
wolałaby, żeby tu nie przychodził - niepotrzebnie rozbudził uczucia, stłumione z takim
trudem. Ale z drugiej strony miał jak najlepsze intencje. Opanowała się i uśmiechnęła z
wdzięcznością.
- Oczywiście. Zwłaszcza, że masz takie długie ręce. Ale co będzie z twoim ubraniem?
Przecież się zmarnuje.
- Mam w samochodzie trochę starych ciuchów, które zwykle zabieram na
wykopaliska.
- Świetnie. W takim razie zostawiam ci sufit i biorę się za ściany.
Rozmawiali niewiele, koncentrując się przede wszystkim na malowaniu. Poszło im
całkiem nieźle i skończyło się kolacją w restauracji. Następnego dnia Jeff znów przyjechał po
południu i zaproponował swoją pomoc w czasie weekendu, ale Ginny postanowiła pojechać
do matki na dwa dni. W poniedziałkowe popołudnie był znowu i razem wzięli się za
przedpokój i schody. Było to dużo trudniejsze, musieli używać drabin i prowizorycznych
rusztowań. Ginny zrozumiała, że sama nie poradziłaby sobie.
Clare wpadła na chwilę. Znali się z Jeffem z dawnych czasów i z przyjemnością znów
się spotkali. Jeff kupił od niej dwa ciasta przekładane kremem, żeby zabrać ze sobą do domu.
W tym tygodniu Ginny zostawiła dla niego najtrudniejsze prace, a sama zajęła się kuchnią i
łazienką, gdzie były mniejsze płaszczyzny do malowania. Skończyli w czwartek wieczorem i
z dumą przyjrzeli się efektom swojej pracy.
- A co z drugą sypialnią? - zapytał. - To nie jest dużo roboty.
- Jeszcze nie wiem, co z nią zrobię. - Potrząsnęła głową.
Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się z rozczuleniem. Stare, już wcześniej
poprzecierane dżinsy, teraz były całe pochlapane farbą, głównie białą. Był w nich podobny do
lamparta, tym bardziej, że włosy też wyglądały, jakby nagle i przedwcześnie posiwiał.
- Czy jutro coś planujesz?
- Dlaczego pytasz? Czy chciałabyś, żebym coś zrobił?
- Chciałabym, żebyś zmył z siebie tę farbę, założył najlepszy wieczorowy garnitur i
dał się zabrać na kolację, która będzie podziękowaniem za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
- Och, to zupełnie niepotrzebne. Całkiem mi się podobało.
Postawiła na swoim i następnego dnia pojechała wieczorem do Bristolu, żeby go
zabrać. Kiedy dotarła do miasteczka uniwersyteckiego, było jeszcze dość jasno. Wysiadła z
samochodu, żeby zastukać do drzwi, ale Jeff wychylił się przez okno i zawołał, że już
schodzi. Kiwnęła głową i pomachała mu ręką, wysoka i bardzo szczupła, w długiej,
kremowej, mocno wyciętej sukience, która podkreślała jej figurę i kalifornijską opaleniznę.
Gdy Jeff zamykał okno, Ginny kątem oka spostrzegła lekki ruch w sąsiedztwie.
Instynktownie poczuła, że to Alex. Nie pomachała ręką, ale nie wchodziła do samochodu,
dopóki Jeff nie zszedł na dół. W garniturze wyglądał bardzo przystojnie, choć był nieco
speszony.
- Dokąd jedziemy? - zapytał, gdy już znaleźli się w samochodzie.
Opuszczali właśnie teren uniwersytetu, kiedy Ginny powiedziała:
- Wiesz, znalazłam miejsce, gdzie podają rybę z frytkami i najlepszy na świecie
pudding z groszku i siekane kotlety z wątróbki... - i wybuchnęła śmiechem, widząc komiczny
wyraz konsternacji na jego twarzy.
Popędziła autostradą do Londynu. Po kolacji w czterogwiazdkowej restauracji poszli
potańczyć do nocnego klubu, a potem pograć do kasyna.
- Zawsze tak się bawisz? - zapytał o czwartej nad ranem, gdy wreszcie dotarli do
samochodu.
- Kiedyś tak - przyznała. - Ale po jakimś czasie zrozumiałam, że muszę z tym
skończyć, jeśli nadal chcę być modelką. Więc uspokoiłam się i znów zaczęłam chodzić
wcześnie spać.
- Może ja poprowadzę? - zaproponował, gdy podeszli do samochodu, lecz Ginny
potrząsnęła głową i usiadła na miejscu kierowcy. Zrobiła to automatycznie i dopiero po chwili
zdała sobie sprawę, że Alex wcale by jej nie pytał o zdanie, tylko od razu usiadł za
kierownicą. Mogła panować nad Jeffem, ale z Alexem to było nie do pomyślenia, jeśli sam
tego nie chciał.
Przez poprzednie wieczory, kiedy razem z Jeffem odnawiali dom, nie wspominali
Alexa, ale teraz, wracając po ciemku do Bristolu, nie mogła odegnać od siebie myśli o nim.
Jeff trochę drzemał, półleżąc w sąsiednim fotelu. Nagle, jakby zgadując jej myśli, powiedział:
- Wiesz, chociaż Alex nie ma już żadnych praw do domu, nadal się nim interesuje.
Ciągle mnie wypytuje, co robimy, jakie zmiany wprowadziłaś...
- Naprawdę? - Starała się, żeby pytanie zabrzmiało zwyczajnie.
- Tak. Oczywiście powiedziałem mu, że chcesz tylko na nowo pomalować dom. - Jeff
zaśmiał się, rozluźniony po winie i kolacji. - Wiesz, wydaje mi się, że on myśli, że ty i ja
znów moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Ilekroć wracam później, zawsze wpadam na niego.
- No to dzisiaj się naczekał - powiedziała sucho, aż Jeff wybuchnął śmiechem.
- Pewnie się zastanawia, co zaszło. - Popatrzył na nią i westchnął. - Przypuszczam, że
nic nie zajdzie - odpowiedział sam sobie. - Oczywiście, że nic. Wiedzieliśmy o tym od
początku.
- Przykro mi, Jeff. - Na chwilę zdjęła rękę z kierownicy i dotknęła jego dłoni.
- Czy dasz się gdzieś zaprosić jutro, a właściwie dzisiaj, tylko później?
- Niestety, już jestem umówiona. - Spojrzał na nią pytająco, ale zamiast się tłumaczyć,
powiedziała:
- Wiesz o tym, że zawsze jesteś miłym gościem. Może wpadłbyś do mnie na kolację w
przyszłym tygodniu?
Aż do Bristolu prawie nie rozmawiali. Gdy Jeff żegnał się i wysiadał, Ginny zerknęła
na okna Alexa. Tak jak przypuszczała, w pokoju było ciemno, ale zasłony były rozsunięte.
Jeśli leżał i nie spał, mógł zobaczyć światła samochodu. Jeśli nie spał. Jeśli to go w ogóle
obchodziło. Ale przecież wypytywał Jeffa, co robią. Chociaż możliwe, że chodziło mu tylko o
dom.
Wieczorem starannie wybrała strój na przyjęcie do Clare Kennedy. Coś zbyt
wyszukanego, „nowojorskiego", byłoby przesadą na zwykłe spotkanie, jednak z drugiej
strony, zbyt skromną kreację Clare mogła odebrać jako lekceważenie. W końcu wybrała
jedwabne wieczorowe spodnie w kolorze głębokiej czerwieni i odpowiednią do nich bluzkę
bez rękawów, a długie, gęste włosy przewiązała apaszką w tym odcieniu. Na gołe stopy
założyła sandałki z rzemyków. Paznokcie już wcześniej pomalowała czerwonym lakierem.
Przez większą część dnia odpoczywała, więc wyglądała świeżo, a makijaż doskonale
zatuszował ślady zmęczenia. Na koniec użyła swoich ulubionych perfum Joy i spojrzała na
zegarek.
Ósma czterdzieści. Przyjęcie miało się zacząć około ósmej, ale Ginny nie chciała
przyjść pierwsza. Jako modelka wiedziała, jak zrobić odpowiednie wejście.
Zupełnie gotowa czekała w sypialni i przez uchylone okno słyszała, jak drzwi
wejściowe do domu Clare kilkakrotnie otwierały się i zamykały. Zastanawiała się, ile
przyjdzie osób. Wzięła torebkę i zbiegła na dół po butelkę wina. Upewniła się, że wszystko
dobrze zamknęła i przeszła kilka metrów do sąsiedniego wejścia.
Otworzył jej mężczyzna.
- Witam! Chyba jesteś Ginny Barclay. Spojrzał na nią z wyraźną aprobatą, dość
przeciętny, dobrze po trzydziestce, z początkiem brzuszka.
- A ty Richard Kennedy.
- Tak, to ja. - Był zadowolony, że pamiętała jego imię. - Proszę, wejdź. Bardzo się
cieszę, że udało ci się przyjść.
- Nie mogłabym przepuścić takiej okazji - zapewniła go i podała mu butelkę. - To mój
udział.
- Och, naprawdę, niepotrzebnie zawracałaś sobie głowę. Ale tak czy inaczej, dziękuję.
- Postawił butelkę na stole w przedpokoju. - Pozwól, że zaprowadzę cię do Clare, a potem
przyniosę ci drinka.
Otworzył drzwi do salonu. Przyjęcie dopiero się zaczęło i przybyli nie czuli się jeszcze
zupełnie swobodnie. Za mało jeszcze wypili, żeby hałaśliwie rozprawiać i śmiać się głośniej
niż zwykle, w każdym razie gwar nie był aż tak duży, żeby zagłuszyć rozlegającą się gdzieś
dalej muzykę. Gdy Richard wprowadził ją do środka, w salonie było około dwudziestu osób.
- Clare - powiedział, przerywając ciszę, jaka zapadła, gdy zebrani odwrócili się,
patrząc na nią. - Przyszła Ginny. Czego się napijesz? - zapytał, podczas gdy Clare szła w ich
stronę.
- Poproszę białe wino.
- Cześć Ginny! Chodź, poznam cię z ludźmi. To nasi sąsiedzi z drugiej strony.
Clare pocałowała ją w policzek i poprowadziła przez pokój, przedstawiając jej gości.
Ginny uśmiechała się, witała, ale nazwiska do niej nie docierały. I choć jej wzrok jedynie
przez moment prześlizgnął się po nim, w jej świadomość zapadł obraz wysokiego mężczyzny
ze szklanką w ręku, stojącego samotnie przy oknie w kącie pokoju. Był ostatnią osobą, do
której Clare ją przyprowadziła. Roześmiała się, wyraźnie zadowolona z siebie.
~ Nareszcie ktoś, kogo nie musze ci przedstawiać! Postanowiliśmy zrobić ci
niespodziankę. Zaprosiliśmy go, bo pomyśleliśmy, że będziesz się lepiej czuła, jeśli będzie
ktoś, kogo znasz. Och, wybaczcie, znów ktoś dzwoni.
Clare odeszła i nagle zostali zupełnie sami w pokoju pełnym ludzi. Ginny zwilżyła
językiem nagle wyschnięte usta i powiedziała:
- Cześć Alex.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Choć Alex miał czas na otrząśnięcie się z początkowego szoku, to gdy odpowiadał na
jej powitanie, w jego głosie pozostało jeszcze napięcie.
- Cześć Ginny.
W pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć, ale na szczęście nadszedł Richard
Kennedy z kieliszkiem wina. Chciał pogadać, ale Clare przywołała go z powrotem, więc
znów zostali sami.
- Nie spodziewałem się, że tu będziesz - powiedział krótko. - Jeff mówił, że masz
jakieś spotkanie.
A więc sprawdził.
- To właśnie to.
Wypiła łyk wina i odwróciła się nieco od niego, żeby spojrzeć na pokój. Gdy tylko to
zrobiła, poczuła, że jest obserwowana. Większość osób znała Alexa i Venetię, więc ich widok
wzbudzał ogólną ciekawość.
- Czy Clare często robi takie rzeczy? - spytała Alexa.
- Myślisz o przyjęciach? Kilka razy w roku.
- Nie. Myślę o takich niespodziankach.
- Och, o to ci chodzi - roześmiał się. - Sądzę, że nie miała powodu myśleć, że nie
będziemy zachwyceni. - Przerwał, jakby ważąc coś w myślach, wreszcie wydusił: - Słyszałem
od Jeffa, że sama odnawiasz dom?
- Tak, nie udało mi się znaleźć nikogo, kto mógłby to zrobić w miarę szybko.
- Ale podobno już skończone?
- Tak, z ogromną pomocą Jeffa.
- Szkoda, że nie zwróciłaś się do mnie, poleciłbym ci kogoś, kogo już wcześniej
zatrudnialiśmy.
Pozostawiła to bez komentarza. Wypiła łyk wina. Przyszło jeszcze kilka osób i w
pokoju zrobiło się ciasno. Clare, prowadząc jakąś parę, zbliżała się w ich kierunku. Ginny
uśmiechnęła się do niej, gdy nagle usłyszała:
- Chciałbym zobaczyć, co się zmieniło w domu. Oczywiście, jeśli nie masz nic
przeciwko temu.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale zaraz odwróciła się, żeby powitać nowo
przybyłych. Clare dokonała prezentacji.
- Modelka! I bliźniaczka twojej żony! Niesamowite.
Wreszcie poszli sobie.
- Już mam tego dosyć. - Alex ciągle był spięty. - Nie powinienem tu przychodzić.
- To po co przyszedłeś? Zaskoczony, zmieszał się trochę.
- Clare i Richard to moi przyjaciele - odrzekł po chwili. - Wiele dla mnie zrobili, gdy
potrzebowałem pomocy.
- Ale to nic powód, żeby przychodzić, jeśli nie masz ochoty.
- Może już czas, żeby znów zacząć normalnie żyć. Ciągle mi to mówią.
- To bez sensu, jeśli sam nie czujesz takiej potrzeby. Nie ma co się zmuszać, to błąd.
- Mówisz, jakbyś sama to przeżyła. - Spojrzał na nią badawczo.
- Czyżby? - Przyglądała się, jak Clare otwiera drzwi do jadalni i zaprasza do stołu. -
Nareszcie, jestem strasznie głodna. - Odwróciła się do niego. - Mógłbyś przynieść mi jeszcze
jednego drinka? Białe wino.
Gdy wrócił, zastał ją z talerzem pełnym jedzenia, pochłoniętą rozmową z dwiema
młodymi kobietami. Nie przerywając podziękowała mu, odbierając kieliszek. Żadna z kobiet
nie znała Venetii, co ułatwiało sytuację. Mieszkały razem, obie były niezamężne. Zaczynały
w różnych zawodach, a teraz pracowały w przemyśle rozrywkowym i były wspólniczkami w
firmie zajmującej się dużymi imprezami sportowymi. Obie bardzo zaangażowane i ambitne,
próbowały namówić Ginny na zbadanie sytuacji w tej dziedzinie na rynku amerykańskim.
Ginny całkiem nieźle orientowała się w tych sprawach i rozmowa toczyła się wartko, nawet
wtedy, gdy włączono muzykę i wszyscy zaczęli tańczyć. Richard Kennedy podszedł do nich.
- No, dziewczęta - powiedział żartobliwie, choć z pewną dezaprobatą w glosie - nie
pozwolimy, żeby nasze biznesmenki przegadały cały wieczór. Która pierwsza zatańczy ze
mną?
Wszystkie trzy wiedziały, że większość obecnych tu mężczyzn rozprawia wyłącznie o
interesach i nikt im tego nie wypomina, więc zimno przyjęły jego propozycję. Richard
nachylił się i ujął Ginny za rękę. Chcąc nie chcąc, wstała. Zaczęli tańczyć.
- Czym się zajmujesz, Richard?
- Jestem doradcą finansowym - powiedział, jakby było to coś zupełnie wyjątkowego. -
Pracuję dla kilku dużych firm i niektórych bogatszych osób z Bath i okolicy.
Spojrzał na nią taksująco.
- Mógłbym ci pomóc, jeśli chciałabyś zainwestować w Anglii trochę pieniędzy.
Posłała mu oszałamiające spojrzenie.
- Wybacz, ale sam powiedziałeś, że nie lubisz gadania o interesach. Miałeś rację, to
takie nudne.
Zamrugał oczami, nie wiedząc, czy mówi serio, czy nabija się z niego, ale Ginny
szybko zmieniła temat, wypytując go o inne zainteresowania. Płyta się skończyła i Ginny, nie
czekając na nowy utwór, podziękowała za taniec i odeszła. Richard był dość miły, ale nieco
męczący. Poszła poszukać swojego kieliszka. Musiała przeprosić Alexa i rozmawiającego z
nim mężczyznę, którzy utrudniali jej dostęp do półki.
- Przepraszam, chciałabym wziąć mój kieliszek.
Mężczyzna odsunął się, ale Alex ani drgnął. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jego
twarz miała dziwny, jakby przestraszony wyraz. Nagle odezwał się szorstko:
- Zatańczymy?
Nie usprawiedliwiając się ani słowem, że tak pozostawia swojego rozmówcę, ujął ją
za ramię i po kilku schodkach poprowadził na środek pokoju.
Tańczyli zachowując dystans między sobą, ale sam fakt, że zrobił coś takiego,
zupełnie ją oszołomił. Przedtem tańczyła z nim tylko jeden raz, gdy razem z Jeffem przyszedł
na wydaną przez firmę kolacje, obejrzeć przygotowany przez nią i Venetię kabaret. Wtedy
jeszcze nie byli wrogami - był miły i przyjacielski, traktował ją jak siostrę swojej dziewczyny.
To właśnie w czasie tamtego tańca zrozumiała, że jest w nim zakochana i że on będzie jedyną
i największą miłością jej życia. I wtedy odszedł do jej siostry.
A teraz? Nie mogła zrozumieć, dlaczego poprosił ją do tańca, ale nie odzywała się ani
słowem, byle tylko tego nie popsuć. Bojąc się, że nawet najmniejsze zdziwienie może nagle
zmienić jego nastrój, lekko złożyła rękę w jego dłoni i tańczyła, nie patrząc na niego. Ale
nawet i to nie wystarczyło, bo po kilku minutach mruknął.
- Nie masz ochoty na taniec?
Podniosła oczy i popatrzyła na niego, starając się uciszyć bicie serca.
- Dlaczego?
- Zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie? Dopiero co rozmawiałaś z Richardem.
Mogłaś nie opowiadać mu tego wszystkiego, co mi powiedziałaś.
- Słuchaj, wiem, że powiedziałam dużo niepotrzebnych rzeczy - przyznała ze skruchą -
ale tak naprawdę wcale z nim nie rozmawiałam, tylko słuchałam tego, co on mówi. Po jego
twarzy przemknął błysk rozbawienia.
- Pewnie proponował ci pomoc przy inwestowaniu pieniędzy, co?
- Zgadłeś, ale myślę, że nie zrobiłby tego bezinteresownie. Za darmo mógłby mi tylko
poradzić, jakimi sportami mogłabym się zająć, co czytać i jaki mieć samochód.
Roześmiał się głośno.
- Venetia też za nim nie przepadała. Za to lubiła Clare.
- Jest bardzo miła - powiedziała ciepło, dodając w zamyśleniu: - Możliwe, że Richard
zazdrości jej popularności.
- Być może.
- Jeff mi opowiadał, że pracujesz teraz nad zastosowaniem laserów w medycynie. I że
zostałeś profesorem i objąłeś katedrę fizyki na uniwersytecie. - czy to się tak nazywa?
- Jeff za dużo gada. Ale na pewno nie powiedział ci, że zaproponowano mu prestiżowe
stanowisko w Oxfordzie?
- Nie, nic nie mówił. I co, zdecydował się?
- Będzie ostatnim głupcem, jeśli tego nie zrobi - odpowiedział szczerze. - Ale ma
jakieś idiotyczne przekonanie, że ja nie dam sobie rady bez niego.
- I dlatego tu przyszedłeś - domyśliła się.
- Jesteś bardzo bystra - potwierdził patrząc na nią. - Zresztą, zawsze byłaś. Masz rację,
to jeden z powodów, dla których tu przyszedłem. Jeff musi zrozumieć, że mogę się obejść bez
niańki.
- A jakie są te inne powody, skoro nie miałeś zbytniej ochoty tu przychodzić?
- Nie wiem. Może chciałem choć raz wyrwać się z kręgu znajomych z uniwersytetu.
Może poznać nowych ludzi?
- I sprawdzić, czy możesz tu znów przyjść - sam? - zaryzykowała.
- To chyba też. Na takim przyjęciu, nie jest łatwo samotnemu mężczyźnie.
- Kobiecie jest jeszcze trudniej - w jej głosie zabrzmiała niezamierzona gorycz.
Rzucił jej szybkie, badawcze spojrzenie, ale nie podjął tematu.
- Opowiedz mi o swojej pracy - poprosiła Ginny, przerywając ciszę.
- Zanudzę cię - odrzekł krótko.
- Ciebie to nudzi?
- Nie, oczywiście że nie. - Wyglądał na zaskoczonego.
- Więc dlaczego dla mnie miałoby być nudne? Zawsze warto posłuchać, jak fachowiec
mówi o swojej dziedzinie.
- Już teraz wiem, jak skłoniłaś Richarda do gadania.
- Potrząsnął głową. - To nie jest temat na rozmowę w czasie tańca. Może kiedy indziej
ci opowiem.
Przyciągnął ją trochę mocniej. Czuła uniesienie i podniecenie, bo wreszcie sprawy
zaczynały układać się inaczej. Alex mówił tak, jakby dopuszczał możliwość, że jeszcze
kiedyś się spotkają. Chwyciła się tego, choć obawiała się wybiegania myślą w przyszłość. Ale
to na razie nie było ważne, liczyło się tylko to, że trzymał ją w objęciach w tym zatłoczonym,
głośnym pokoju, pełnym obcych ludzi. Wystarczało jej, że czuje na plecach dotyk jego silnej
dłoni i to nie jest sen. A drugą ręką trzyma jej dłoń i jeśli tylko podniesie oczy, zobaczy jego
twarz, szczupłe policzki, pełne usta i szare oczy ocienione długimi rzęsami. Twarz, którą
pamiętała tak dobrze i o której tak długo marzyła, nie mając nadziei, że jeszcze kiedyś ją
zobaczy.
Muzyka zmieniła się na szybszą i dopiero wtedy się rozdzielili. Jeszcze oszołomiona,
Ginny odnalazła swój kieliszek i została zagarnięta przez poznane wcześniej dziewczyny.
Zaprosiły ją na lunch następnego dnia. Nie miała nic lepszego w planie, więc przyjęła
zaproszenie. Przez następną godzinę wypiła kilka drinków i porozmawiała z wieloma gośćmi.
Czuła się wspaniale, odprężona i szczęśliwa, ale wewnętrzne napięcie nie ustępowało i w
miarę upływu czasu dochodziło do niego jeszcze jakieś oczekiwanie.
Około północy młode małżeństwa, które musiały zwolnić dziewczyny pilnujące
dzieci, zaczęły się rozchodzić. Ginny zerknęła przez salę na Alexa, jakby dając mu sygnał,
jaki często stosowały małżeństwa. Skinął lekko głową, po kilku minutach oddalił się od
swoich rozmówców i podszedł do niej.
- To co, pokażesz mi, jak pobieliłaś dom?
- Czyżby Jeff tak słabo to ocenił?
- Lepszy z niego archeolog niż malarz pokojowy. Pożegnajmy się z gospodarzami.
Wychodząc nie zwrócili uwagi na ciekawe spojrzenia, które ich odprowadzały.
- Zdajesz sobie sprawę, że natychmiast zaczną to komentować? - zapytała Ginny, gdy
tylko zamknęły się za nimi drzwi.
Wzruszył ramionami.
- Musieliby naprawdę bardzo chcieć plotkować. Wyjął z kieszeni pęk kluczy i
otworzył zamki w drzwiach jej domu. Widząc, że nie oddał jej wszystkich kluczy, nie
odezwała się, nie będąc pewna, czy jest z tego zadowolona, czy nie. Alex wszedł do salonu i
rozejrzał się wokół. Pokój nie tylko był pomalowany, ale Ginny dokupiła kilka brakujących
mebli, przestawiła te, które już były, a na ścianach powiesiła kupione w miejscowej galerii
obrazy.
- Wygląda zupełnie inaczej. - Jego głos nie wyrażał żadnych uczuć, więc nie
wiedziała, co o tym naprawdę myśli.
Zaczął oglądać resztę domu, ale Ginny nie przyłączyła się do niego, zeszła do kuchni i
wróciła do salonu z kawą.
- Nie zmieniłaś niczego w małej sypialni - powiedział niepewnie.
- Nie.
- Z jakiegoś szczególnego powodu? Wziął od niej filiżankę i usiadł w fotelu.
- Jeszcze nie wiem, co tam będzie - odpowiedziała szybko, zawahała się i dodała: -
Nie, to nieprawda. Gdy weszłam tam pierwszy raz, wtedy gdy pokazywałeś mi dom, miałam
wrażenie, że Venetia tam jest. Od tej pory tam nie byłam.
Otworzył szeroko oczy.
- Ja nic takiego nie czułem, kiedy tam wszedłem. Wcześniej też nie.
- Może już tam nic nie ma. Ale na wszelki wypadek niczego nie będę ruszać.
Spojrzał na nią dziwnie.
- Nie sądziłem, że coś takiego mogłoby cię powstrzymać. Kiedy Jeff powiedział o
odnawianiu domu, pomyślałem, że chcesz usunąć ślady Venetii. A może też moje - dodał
rozmyślnie.
- Nie mam żadnych powodów, żeby chcieć o niej zapomnieć. Ani o tobie.
Popatrzył na nią przeciągle i odstawił filiżankę. Pochylił się, splótł palce i opuścił
wzrok.
- Odkąd przyjechałaś, nie byłem dla ciebie zbyt miły - mówił szorstko, co nieco
osłabiało nutę przeprosin. - Myślałem o tym przez kilka ostatnich tygodni i doszedłem do
wniosku, że w stosunku do ciebie zawsze czułem się winny. To dlatego.
- Winny? - Głos jej zadrżał.
- Tak. Wiedziałem, że obie byłyście we mnie zakochane. Powiedziałaś mi o tym
ostatniego dnia przed twoim wyjazdem. A ja byłem tak bardzo zakłopotany tym, co
odkryłem. Venetia powiedziała mi kiedyś, że byłem zakochany w was obu i zupełnie nie
zdawałem sobie z tego sprawy. Chyba miała rację. Oczywiście powinienem natychmiast
zerwać z wami obiema, ale nie zrobiłem tego i pozwoliłem na to, aby Venetia weszła w moje
życie, bo tak naprawdę nie byłem w stanie się tego wyrzec. A. ponieważ ty wyjechałaś i nie
zrobiłaś najmniejszego gestu, żeby nawiązać kontakt, łatwiej przyszło udawać, że nic się nie
stało, ożenić się i żyć tak, jakby cię nigdy nie było. - Podniósł oczy badając jej reakcję. -
Próbowałem zapomnieć o tobie - i prawie mi się udało.
Nie spuszczał wzroku z jej twarzy, ale tylko bez słowa kiwnęła głową, nie chcąc mu
przerywać.
- Ale były chwile, kiedy nie mogłem. Gdy widziałem Venetię, stojącą w słonecznym
blasku, przed oczami miałem twój obraz, jak po wspólnej nocy stałaś na tle porannego słońca,
zupełnie naga i niewiarygodnie piękna. I jeszcze mnóstwo innych rzeczy, nawet drobiazgów,
które mi ciebie przypominały. Dlatego czułem się winny. Tej nocy dałaś mi siebie tak po
prostu, tak naturalnie i wspaniałomyślnie. To była najcudowniejsza noc w całym moim życiu.
Wykrzyknęła coś cicho. Oczy miała otwarte szeroko, bezbronne. Odpowiedział na
niewypowiedziane przez nią pytanie.
- Tak, to prawda. Czasami udawało mi się odegnać myśli o tobie. A czasami
myślałem, że te plotki o tobie i tych facetach - to też moja wina, że robisz to ze złości albo z
chęci zemsty.
Popatrzyła na niego przeciągle, z sercem wypełnionym radością na wieść, że myślał o
niej przez te wszystkie lata i, tak jak ona, nie mógł zapomnieć tej nocy. Martwiło ją tylko
poczucie winy, które miał w stosunku do niej. To było niepotrzebne. Jeśli była przed nimi
jakaś przyszłość, chciałaby zbudować ją tylko na miłości. W głowie jej wirowało.
- Cieszę się, że pamiętasz tę noc. Dla mnie to też było coś niepowtarzalnego, zupełnie
wyjątkowego. Ale dlaczego czujesz się winny? Przecież nie mogłeś poślubić nas obu.
Uczyniłeś Venetię szczęśliwą.
- Mam nadzieję. Biedactwo, miała tak mało czasu. Czasami czułem się winny, bo
będąc z nią myślałem o tobie. - Roześmiał się cierpko. - Sama widzisz, to szaleństwo.
Choćbym nie wiem jak starał się usunąć ciebie z moich myśli, to po prostu nie mogło się
udać. - Zakrył twarz dłońmi. - Gdy umarła, całe moje życie legło w gruzach. Byłem nawet
zadowolony, że nie przyjechałaś na pogrzeb. Zacząłem myśleć, że poczucie winy, które
miałem w stosunku do ciebie, nie było niczym usprawiedliwione, że jesteś zazdrosną
intrygantką, od której udało nam się uwolnić. Musiałem kogoś lub coś nienawidzić. Zacząłem
cię nienawidzić, co przyszło mi tym łatwiej, że nie zrobiłaś najmniejszego kroku, żeby
nawiązać kontakt.
- Kiedy byłam już w stanie coś napisać, było za późno. Cokolwiek bym wtedy
powiedziała, byłoby nieodpowiednie.
- Tak by było, masz rację - westchnął. - Kiedy zobaczyłem cię na pogrzebie twojego
ojca, poczułem wściekłość. Myślałem, że potrafię panować nad sobą, przez jakieś poprzednie
półtora roku byłem jak martwy. To, co wtedy poczułem, zupełnie mnie zaskoczyło. Nie
wiedziałem, co się ze mną dzieje, chciałem cię bić bez opamiętania, bo byłem pewien, że
kariera była dla ciebie ważniejsza od Venetii, bo wyglądałaś dokładnie jak ona i przez to
jeszcze boleśniej poczułem jej utratę. - Urwał i po chwili dodał:
- A przede wszystkim dlatego, że twój powrót oznaczał dla mnie, że muszę znów
przemyśleć mój stosunek do ciebie. Nie chciałem tego robić. To dlatego powiedziałem, że nie
chcę cię więcej widzieć. Chciałem, żeby wszystko zostało, jak było. Byłem bezpieczny, gdy
niczego nie odczuwałem. Nikt już nie mógł mnie zranić.
- A teraz? Wzruszył ramionami.
- Przez te kilka ostatnich tygodni próbowałem zapomnieć o tobie i wrócić do dawnego
życia, ale oczywiście to było niewykonalne. Raz wyrwany z apatii, znalazłem się w pułapce
bez wyjścia. W dodatku Jeff codziennie opowiadał mi o kolejnych zmianach, które
wprowadzałaś w domu, więc było mi jeszcze trudniej. - Popatrzył na nią. - Tego wieczoru,
kiedy zabrałaś go na kolację, myślałem, że na pewno spędzi tę noc z tobą. Wstyd mi się
przyznać, ale zupełnie nie podobał mi się ten pomysł.
Serce jej zadrżało i pochyliła głowę, aby ukryć nagły blask, który rozjaśnił jej oczy.
- Dlaczego?
- Chyba nadal nie mogę się od ciebie uwolnić. Może to głupie, ale przez te jedną
wspólną noc mam poczucie, jakbym miał do ciebie jakieś prawa. Nie zmieniły tego nawet
wszystkie plotki na twój temat.
- Czy wreszcie przestałeś czuć się winny? - zapytała łagodnie. - Przecież naprawdę nie
powinieneś.
- A ty? Przecież nie tylko odeszłaś ode mnie, ale utraciłaś też Venetię. Zerwałaś z
nami zupełnie.
- Właśnie tak miało być. Tak się umówiłyśmy - zapewniła go.
- Zanim zaczęłyście rzucać monetą, żeby zdecydować, która ma zostać, a która
odejść?
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
- Venetia powiedziała ci o tym? Potrząsnął głową, zmuszając się do uśmiechu.
- Nie, zachowała to w tajemnicy.
- Więc jak... ?
- Przyglądałem się wam przez okno w hotelu. Wiedziałem, że zawsze w ten sposób
dokonujecie wyboru, a nie było trudno zgadnąć, o co wtedy chodziło.
- Obie myślałyśmy, że byłbyś wściekły, gdybyś się o tym dowiedział.
- Na początku byłem, ale dzięki Bogu miałem wystarczająco dużo rozumu, żeby
wiedzieć, że moje życie byłoby zupełnie puste bez jednej z was.
Znów popatrzył jej w oczy.
- Masz na myśli - bez Venetii - poprawiła go. - Ja też nie jestem bez winy. Powinnam
wycofać się natychmiast, gdy tylko zdałam sobie sprawę, co łączy ciebie i Venetię. I wtedy
wieczorem nie powinnam była udawać, że jestem nią.
Powiedziała to, ale zaraz powróciła uporczywa myśl, której nie mogła odpędzić. Jak
inaczej mogło potoczyć się jej życie, gdyby na samym początku Venetia nie spotkała się z
Alexem, podszywając się pod nią.
Zniecierpliwiona potrząsnęła głową i wstała.
- Nie ma sensu wspominać tego, co minęło - powiedziała z irytacją. - Nie można już
niczego zmienić, więc najlepiej o wszystkim zapomnieć.
- Czy tak właśnie robisz - żyjesz z dnia na dzień?
- A czy jest inny sposób? - Uśmiechnęła się.
- Mówisz, jakbyś nie miała złudzeń.
- Naprawdę?
Podeszła do okna, zasłoniła zasłony, tłumiąc dobiegające jeszcze odgłosy przyjęcia u
Clare. Odwróciła się do niego i rzekła stanowczo:
- Nie ponosisz żadnej odpowiedzialności za to, co się ze mną stało. Gdybym cię nie
poznała, to też pojechałabym do Ameryki i została modelką. Nasze drogi z Venetią też by się
rozdzieliły. Moje życie nie różniłoby się wiele od tego, jakie teraz prowadzę.
- Nie?
- Nie - potwierdziła. - To, co zaszło miedzy nami, wydarzyło się dawno temu. Bardzo
szybko udało mi się zapomnieć o tobie. Musiałam zapomnieć, bo nie było w tym
najmniejszego sensu. Lubiłam moją pracę i podobało mi się takie życie. Chociaż oczywiście
strasznie mi brakowało Venetii.
- A gdy umarła? Czy to wtedy zaczęłaś bywać z mężczyznami? - zapytał szorstko.
- Wyjaśnijmy to do końca, Alex. Nie bywam z mężczyznami, przynajmniej nie w tym
znaczeniu, o którym myślisz. Widują mnie z nimi, a to zupełnie coś innego. A śmierć Venetii
nie miała na to żadnego wpływu. - Zawahała się i westchnęła, zdając sobie sprawę, że nie ma
sensu niczego ukrywać. - Zaczęłam spotykać się z różnymi mężczyznami kilka miesięcy po
śmierci Venetii. Mogłam zacząć to robić, bo właśnie wtedy dostałam rozwód.
Gwałtownie odrzucił głowę i zdumiony popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Rozwód? Czy chcesz powiedzieć, że byłaś mężatką?
- Wydaje mi się, że aby dostać rozwód, musisz najpierw wziąć ślub - powiedziała z
wymuszoną wesołością.
- Ale z kim? Czy Venetia wiedziała? Nigdy mi nawet nie wspomniała! - Zerwał się na
nogi.
- Nie wiem, czy wiedziała, czy nie. Matka wiedziała, więc myślę, że powiedziała
Venetii, ale ona z pewnością uważała, że ty nie chciałbyś o tym wiedzieć.
- Powinna była mi powiedzieć.
- Po co? - zapytała łagodnie. - Przecież dziś wieczorem sam mówiłeś, że starałeś się
wymazać mnie ze swojej pamięci. Venetia wiedziała o tym i zdecydowała, że lepiej nic ci nie
mówić.
- To by zmieniło wiele rzeczy - upierał się. - Kto to był? Amerykanin?
- Nie - potrząsnęła głową. - Wyszłam za Simona Blake'a, fotografika, który ułatwił mi
start.
- Myślałem, że on jest od ciebie dużo starszy. - Zmarszczył brwi.
- Prawie dwadzieścia lat.
- To dlatego się nie ułożyło?
- Były tysiące powodów. Przede wszystkim nie mogliśmy pojąć, dlaczego w ogóle się
pobraliśmy. Przez kilka lat próbowaliśmy to ustalić, ale w końcu poddaliśmy się i wzięliśmy
rozwód.
- Mówisz o tym tak zwyczajnie. Nie mogę w to uwierzyć - przyznał wyraźnie
zaskoczony.
To wcale nie było takie łatwe, kiedy wreszcie zdecydowali się na rozwód. W tym też
tkwiła jedna z przyczyn jej kryzysu nerwowego, ale nie chciała mu o tym opowiadać.
- To było nieporozumienie od samego początku. Oboje wiedzieliśmy o tym, ale wtedy
wydawało nam się, że tak właśnie powinniśmy zrobić.
- Czy rozwód był bardzo... - szukał odpowiedniego słowa - nieprzyjemny?
Podeszła do kredensu.
- Masz ochotę na drinka? Może likier czy coś innego?
- Chcesz powiedzieć, żebym zajął się własnymi sprawami?
- Chyba nie. - Uśmiechnęła się.
Nalała sobie trochę likieru i usiadła na kanapie.
- To nie było jakieś straszne przeżycie, raczej smutne. Nawet dla takiego nieudanego
małżeństwa jak nasze, rozwód jest porażką i pozostawia wrażenie pustki. Byliśmy
przyjaciółmi, zresztą nadal jesteśmy. Nawet przez jakiś czas byliśmy wspólnikami, aż do... -
chciała powiedzieć, aż do czasu mojej choroby, ale zręcznie zmieniła - aż do chwili, gdy
Simon postanowił powrócić do Anglii.
Nie chciała mówić, że, podobnie jak wielu mężczyzn, Simon nie znosił choroby. Była
w klinice, a on oddalał się od niej i choć zasypywał ją listami i kwiatami, oboje wiedzieli, że
to naprawdę koniec i że on odejdzie. A gdy już wrócił do Anglii, listy i kwiaty przestały
przychodzić.
- Domyślam się, że nie mieliście dzieci? Spojrzała na kieliszek.
- Nie, to nie był taki rodzaj małżeństwa.
- I on jest teraz w Anglii?
- Tak. I, jak wiem, całkiem dobrze mu się wiedzie.
- Nie widziałaś się z nim? Potrząsnęła głową.
- Zadzwoniłam do niego w zeszłym tygodniu, gdy wreszcie podłączyli mi telefon, ale
jego sekretarka powiedziała, że wyjechał na kontrakt.
- Nie zadzwonił potem do ciebie?
- Myślę, że zadzwoni, jak będzie miał ochotę - powiedziała zwyczajnie. Teraz nic go
do tego nie zmusza.
- Ale z niego głupiec! - Zmarszczył brwi. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem i
wybuchnęła śmiechem.
- Rzeczywiście miałeś rację. Naprawdę jesteś zaborczy!
Wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili po jego twarzy przebiegł błysk rozbawienia.
- No, teraz to już naprawdę chcesz, żebym przestał.
- Potrząsnął głową. - Nadal nie mogę uwierzyć w to wszystko. Ale cieszę się, że mi to
powiedziałaś. Pomyśl, cały czas czułem się winny, podczas gdy ty zupełnie o mnie
zapomniałaś i wyszłaś za kogoś innego. To tylko świadczy, jaki ze mnie egoistyczny głupiec.
- Rozejrzał się. - Czy jest jeszcze trochę kawy?
- Oczywiście.
Z pełną filiżanką przysiadł koło niej na kanapie. Był rozluźniony, a z jego twarzy
zniknęło napięcie.
Całą historię Ginny opowiedziała lekkim tonem, ale był to trudny i bardzo
nieszczęśliwy okres w jej życiu. Starała się jak mogła, ale Simon szybko się zorientował, że
oddała serce innemu i był na tyle bystry, że wszystkiego się domyślił. I chociaż lubili się
bardzo, nie należał do mężczyzn, którzy mogli się zadowolić drugim planem. Byli sobie
bliscy i łączyło ich wiele dobrych chwil, ale oboje wiedzieli, że ich związek nie ma
przyszłości.
Śmierć Venetii przyśpieszyła koniec, posłużyła jako wymówka do ostatecznego
rozstania, którego oboje oczekiwali i któremu nie starali się zapobiec. Simon, być może
celowo, powiedział kilka słów, które ją zraniły i chciała, żeby odszedł. Jakoś to wszystko
przeżyła i rozwód przeprowadzili polubownie, oboje wystarczająco zamożni, by uniknąć
problemów finansowych. Simon, który był urodzonym optymistą, wplątał się w kolejne
małżeństwo z modelką.
Był to okres w jej życiu, o którym nie lubiła mówić, choć była zadowolona, że Alex
dowiedział się o wszystkim. Dzięki temu napięcie miedzy nimi osłabło i znów wszystko
mogło się zacząć od nowa. Odchyliła się na sofie i uśmiechnęła do niego.
- Opowiedz mi teraz o swojej pracy.
Gdy wychodził, była druga w nocy. Muzyka obok ucichła, choć światła były jeszcze
zapalone. Podeszła z nim do wyjścia.
- Dobranoc. - Stała na najwyższym stopniu, splotła nagie ramiona, broniąc się przed
nagłym chłodem.
- Dobranoc, Ginny - zawahał się, potem pochylił i lekko pocałował ją w policzek. - Idź
do domu, zmarzniesz.
Została i patrzyła za nim, jak szedł do samochodu, weszła do środka dopiero wtedy,
gdy pomachał jej po raz ostatni. Mimo późnej pory nie czuła się zmęczona, a nadzieja i
oczekiwanie napełniały ją uniesieniem. Nie byli już dłużej wrogami, być może zostaną
przyjaciółmi, ale czy znów połączy ich miłość? Byłoby to coś tak cudownego, że aż bała się o
tym myśleć. Już tyle razy z Alexem układało się źle, że nie chciała zapeszyć. Była zbyt
podekscytowana, żeby położyć się spać albo czytać.
Umyła kieliszki i filiżanki i niespokojnie krążyła po domu. Nie wiedziała, jak to się
stało, że w pewnej chwili znalazła się pod drzwiami pokoju dziecinnego. Powoli ujęła klamkę
i weszła do środka.
Światło księżyca wpadało przez odsłonięte okno i oświetlało zabawne wzory na
tapetach i stojące w rogu dziecinne łóżeczko. W pokoju panował niezmącony spokój i
atmosfera oczekiwania na coś, co nigdy się nie spełniło. Zrobiła kilka kroków, nie zapalając
światła. Nie czuła już tutaj obecności Venetii. Podeszła do okna, usiadła na szerokim,
zakurzonym parapecie i przyciągając nogi oparła się plecami o ścianę. Nagle poczuła, że
Venetia jest obok.
Nie czuła już chłodu. Ogarnęło ją dziwne ciepło i myślami znalazła się w minionym
świecie ich lat dziecinnych, kiedy zawsze były razem i wszystko było wspólne. Napłynęły
wspomnienia dawno zapomnianych zdarzeń, szczęśliwych chwil, gdy wszystko je łączyło.
Przypomniała sobie i ten smutny okres, kiedy rodzice się rozwodzili, a one stały się sobie
jeszcze bliższe. Odpędziła złe myśli. Wyobraziła sobie, że jest w jakimś pięknym, zalanym
słońcem miejscu, skąd patrzy na siebie i Venetie, jak z dziewczynek wyrastają na młode
kobiety, znacznie bardziej ze sobą zżyte niż zwyczajne siostry. Kolejny żywy obraz stanął jej
przed oczami. Piękny, słoneczny dzień, kiedy we dwie urządziły sobie piknik. Wtedy jeszcze
nie znały Alexa.
Był to chyba ostatni raz, kiedy były tylko we dwie. Mgliste początkowo wspomnienie
nabierało barw i zaczęła dokładnie przypominać sobie wszystkie szczegóły - jak były ubrane,
miejsca, które oglądały, nawet nazrywane do domu kwiaty. Słońce świeciło tak mocno, że aż
oślepiało. Zobaczyła, że Venetia odwraca się do niej i z uśmiechem podaje bukiet polnych
kwiatów.
Ginny odwzajemniła uśmiech i wyciągnęła rękę, lecz nagle poczuła przenikliwy chłód
i otworzyła oczy. Siedziała na parapecie w dziecinnym pokoju. To tylko sen - pomyślała
rozglądając się wokół - musiałam zasnąć. Ale wspomnienia wypełniły ją dziwnym ciepłem,
wewnętrznym spokojem i pewnością, że Venetia cieszyła się z jej powrotu.
Resztę nocy przespała twardym snem. Wstała późno, z właściwym wiośnie i młodości
gwałtownym uczuciem radości istnienia. Wyskoczyła z łóżka, wzięła prysznic i wyszła na
długi spacer. W sięgającym kostek płaszczu przeciwdeszczowym i męskim kapeluszu
chodziła po mieście, a wiatr rozwiewał jej rozpuszczone włosy. Na straganie koło opactwa
kupiła całe naręcze białego bzu i czerwonych goździków. Zaczęły bić dzwony, zorientowała
się, że to południe i pośpieszyła w stronę domu.
Dochodziła już, gdy wymijający ją samochód zatrzymał się przy krawężniku.
Zobaczyła wysiadającego Alexa. Uśmiechnął się do niej, gdy podeszła bliżej.
- Czy to czyjeś urodziny?
- Tak, natury. To już wiosna - odparła.
- Wiosna? - zapytał zdziwiony. - Tak, rzeczywiście już wiosna. Będziesz miała dom
pełen kwiatów.
- To nie tylko dla mnie. Chcę dać trochę Clare za wczorajszy wieczór.
- Ja też tu dlatego jestem - pokazał na pakunek w samochodzie. - Wiesz co, może jak
wstawisz już kwiaty do wazonów, pójdziemy razem na lunch?
Znam pub niedaleko stąd, gdzie warto pójść w niedzielę. Założę się, że od lat nie
jadłaś przyzwoitej pieczeni i puddingu Yorkshire.
- Rzeczywiście nie. Świetnie! To poczekaj, aż... Och, przepraszam cię, bardzo mi
przykro, ale nie mogę. Umówiłam się już na lunch, wczoraj na przyjęciu.
- No tak.
Jego twarz miała znów ten wyraz, który, sądziła, minął bezpowrotnie.
- Może umówimy się na kiedy indziej? W następną niedzielę?
- Jeff już coś planuje na następny weekend. Zamknął samochód i ruszyli w kierunku
domu.
Zatrzymał się przy wejściu Clare.
- Może zadzwonię do ciebie, jeśli będę wybierał się kiedyś w tę okolicę - powiedział
naciskając na guziczek dzwonka.
Drzwi otworzyły się prawie natychmiast. Wszedł do środka, nie żegnając się z nią.
Ginny przełożyła kwiaty, by uwolnić rękę i wyjąć klucze i weszła do domu. Zostawiła kwiaty
w zlewie i pobiegła do sypialni, żeby się przebrać. Po chwili usłyszała hałas zamykanych
drzwi. Podbiegła do okna i zobaczyła wracającego do samochodu Alexa. Nie oglądając się
wsiadł i odjechał. Patrzyła za nim z ciężkim sercem i, nie mogąc opanować złości i żalu,
urywanym szeptem powtarzała: - Cholera! cholera! cholera!
ROZDZIAŁ PIĄTY
W normalnej sytuacji spotkanie z osobami w zbliżonym wieku i o podobnych
poglądach byłoby dla Ginny dużą przyjemnością, jednak teraz nie mogła przestać myśleć o
tym, jak Alex odchodził, czując się odrzucony i samotny. Gdyby tylko zadzwonił do niej
wcześniej, mogłaby wymówić się od lunchu i wszystko byłoby dobrze. Nie chciała dopuścić
do siebie myśli, że pierwszy podmuch mógł zerwać tę kruchą więź, nawiązaną między nimi
wczorajszej nocy. Westchnęła próbując odegnać od siebie natrętne myśli i skupić się na
rozmowie. Chociaż spotkanie było zaimprowizowane w ostatniej chwili, po krótkiej
rozmowie dziewczyny przedstawiły Ginny swoją propozycję.
- Zamierzamy rozwinąć działalność i szukamy wspólnika. Kogoś, kto mógłby
zainwestować jakiś kapitał, choć to nie najważniejsze. Ważne, żeby miał odpowiednie
kontakty. Ktoś taki jak ty.
- Nie zajmuję się interesami - zaprotestowała - jestem modelką. Idę tam, gdzie jest
praca. Nie ma mowy, żebym mogła cały dzień siedzieć w biurze.
- Myślimy o czymś innym. Potrzeba nam kogoś, kto by się zajmował kontaktami z
przedstawicielami innych firm i robił na nich odpowiednie wrażenie. Ty byłabyś świetna.
Może tak by było. Pomyślała i przyznała, że to dobry pomysł. Jednak po chwili
potrząsnęła głową.
- Niedługo muszę wracać do Stanów. Jeszcze zupełnie nie wiem, co będę robić.
- Ale czy pomyślisz o tym, jeśli zostaniesz w Anglii?
- Dobrze, ale tylko wtedy, jeśli będzie to rodzaj zlecenia. Nie mogę być związana,
gdybym dostała jakiś atrakcyjny kontrakt.
Jej zgodę przyjęły z entuzjazmem.
Kiedy wróciła do domu, dochodziła piąta. Wcześniej wzięła trochę kwiatów jako
podziękowanie za lunch, teraz zapakowała jeszcze kilka i poszła do Clare.
- Dziękuję za wczorajszy wieczór - podała jej bukiet.
- Och, to mile z twojej strony. Są piękne. Wejdź, napijemy się kawy.
- Nie chciałabym przeszkadzać.
- Wejdź, proszę. Richard śpi, a dzieciaki są u mojej mamy i wrócą dopiero wieczorem.
Nie chciały budzić Richarda, więc po cichu zeszły do kuchni. Zapaliły światło i
siedziały przy kawie. Stale włączony piec do wypieku ciasta dodawał ciepła i przytulności. Z
wczorajszego przyjęcia zostało mnóstwo jedzenia i Clare co chwilę coś podgryzała.
- Tak bym chciała być taka szczupła jak ty - powiedziała z zazdrością, rozsmarowując
pasztet na kromce bułki. - Problem w tym, że nie lubię, jak się coś marnuje.
- To dlatego nie możesz schudnąć - podsumowała Ginny.
Clare popatrzyła na nią ze zdziwieniem i roześmiała się.
- Jesteś taka sama jak Venetia. - Ugryzła kanapkę.
- Wydaje mi się, że Alex teraz wygląda lepiej.
- Tak. Dobrze się bawił. Ja też. Niektórzy sąsiedzi są bardzo mili.
Clare nie dała za wygraną.
- Chyba jesteście z Alexem w dobrych stosunkach. Szkoda, że wyszliście tak
wcześnie.
- Musieliśmy porozmawiać o rodzinnych sprawach - powiedziała gładko.
Nagle światło zamigotało, na chwilę uspokoiło się i znów mignęło.
- Co się stało?
- To pewnie wiatr - Clare zmarszczyła brwi. - Instalacja jest stara i światło gaśnie z
byle powodu. Dzieci miały myszki, ale uciekły z klatki i nie możemy ich złapać. Teraz zdarza
się, że przegryzają gdzieś kable i wtedy robi się zwarcie. Richard oczywiście jest zupełnie
nieprzydatny w takich przypadkach, a ja wydaję majątek na elektryka.
- I założę się, że musisz na niego czekać tygodniami. Ale myśli Clare zaprzątało coś
innego. Zdążając do celu, zapytała niewinnie.
- Ciekawe, czy byłaby z was dobra para? Gdyby Alex chciał znaleźć sobie kogoś, kto
mógłby mu zastąpić Venetię, to już lepiej nie mógłby trafić. Czy to nie byłoby romantyczne?
Stracić ukochaną, a potem zakochać się w jej bliźniaczce.
- Bardzo romantyczne - zgodziła się Ginny - ale mało prawdopodobne. - Podniosła się.
- Dziękuję za kawę. Niestety muszę już iść, czeka mnie kilka telefonów.
- Do Ameryki? - zapytała z ciekawością. Ginny zastanowiła się i kiwnęła głową.
- Tak, do Kalifornii.
Pomachała ręką i wyszła, zostawiając Clare pod wrażeniem. Była pewna, że zaraz
powróciła do kuchni, do jedzenia i tygodników, zadowolona z siebie i z tego. że chciałaby
być szczupła.
Wzięła telefon i usiadła na kanapie. Zawahała się. Miała kilka zaległych telefonów,
ale tak naprawdę była tylko jedna osoba, do której chciała zadzwonić. Nie była tylko pewna,
czy dobrze zrobi telefonując tak od razu. Nie chciała, żeby domyślił się, jak bardzo jej na nim
zależy. Może byłoby lepiej trochę poczekać i dać mu czas, żeby zadzwonił pierwszy.
Po zastanowieniu zdecydowała, że jeszcze poczeka, ale dni mijały, a on nie dawał
znaku życia. Telefonował za to jej agent, dowiedzieć się, kiedy wraca do pracy. Dom w
zasadzie był już gotowy i Ginny powoli zaczynała się nudzić, więc chętnie zgodziła się, żeby
rozejrzał się za czymś dla niej, ale raczej gdzieś w Europie, bo jeszcze nie chciała wracać do
Stanów.
Licząc się z tym, że teraz więcej czasu będzie poza domem, kupiła telefoniczną
sekretarkę i gdy tylko wracała do domu, natychmiast z niecierpliwością przesłuchiwała taśmę.
Niestety Alex nie dzwonił, choć kilka razy ktoś telefonował i odkładał słuchawkę bez
zostawienia wiadomości. Po tygodniu, gdy wróciła z pokazu, a Alex nadal się nie odezwał,
zdecydowała, że nie będzie dłużej czekać. Jeżeli nie przychodzi sam, to musi go jakoś
zwabić.
Nie zdejmując płaszcza usiadła na kanapie, próbując coś wymyślić. Zaczynało się
ściemniać. Sięgnęła ręką, żeby zapalić lampę. Światło zamigotało. To przypomniało jej
niedawną rozmowę z Clare o myszach, które uciekły z klatki. Oczy jej zajaśniały, zamyśliła
się. W którym miejscu myszy mogłyby przegryźć druty? Najlepsza byłaby pralnia. Łatwo
znalazła gniazdko, przy którym tynk był lekko pokruszony. Powiększyła nieco otwór, a po
wyłączeniu prądu kilka razy przebiła śrubokrętem kable. Włączyła z powrotem prąd i zrobiło
się zwarcie. Zadowolona pobiegła na górę. Po chwili zadzwoniła do Bristolu.
- Alex, przepraszam, że ci zawracam głowę, ale właśnie wróciłam do domu i coś stało
się z elektrycznością. Nie wiem, co zrobić, żeby to naprawić.
- Nic. Niczego nie dotykaj. Zaraz przyjadę. Czekając na niego, Ginny znalazła kilka
świec i zapaliła je w salonie. Pokój wypełnił się ciepłym, miękkim światłem. Pomyślała, że
tak musiał wyglądać w czasach, kiedy dom został zbudowany. Spróbowała wyobrazić sobie
ludzi, którzy tu mieszkali. Bardzo mało wiedziała o historii tego domu, ale z pewnością
mieszkało w nim dużo ludzi, którzy przybyli do Bath z nadzieją, że tutejsze lecznicze źródła
przywrócą im zdrowie. O tym, że dla wielu były to tylko płonne nadzieje, świadczyło
mnóstwo inskrypcji, pokrywających ściany i kolumny największego kościoła w mieście,
który dokładnie obejrzała jakiś tydzień temu.
Pogrążona w takich myślach usiadła na kanapie, ale wkrótce wróciła do
teraźniejszości. Wprawdzie Alex natychmiast zaofiarował się z pomocą, ale jak będzie się do
niej odnosić? Czy potraktuje ją z rezerwą? Czy ten pierwszy krok, który zrobili, został zmar-
nowany? To wszystko było takie dziwne. Właściwie wcale go nie znała. Poza pierwszym
spotkaniem widywała go rzadko i zwykle z Venetią. Nie mówiąc nic wprost, próbowała dać
mu do zrozumienia, że jest w nim zakochana, ale Alex źle to zrozumiał i uważał, że chce
stanąć między nim i Venetią. Był na nią wściekły, a ona w desperacji postanowiła udać siostrę
i spędzić z nim jedną cudowną noc. I, będąc wrogami, przez tę noc zbliżyli się do siebie tak,
jak blisko może być ze sobą dwoje ludzi. Choć byłoby lepiej, gdyby do tego nie doszło, bo
tamtych wspomnień teraz oboje nie mogą wymazać z pamięci.
Przyjechał akurat wtedy, gdy już zaczęła się obawiać, że się rozmyślił.
- Cześć! Dziękuję, że przyjechałeś.
- Przecież nie mogłem zostawić cię w ciemnościach. Wieczór był chłodny. Alex był w
ciemnym swetrze i dżinsach.
- Chciałam poprosić o pomoc Richarda, ale Clare mówiła, że on zupełnie się nie zna
na takich rzeczach.
- Zawsze miał dobrą wymówkę - powiedział udając powagę. - Taką jak ta: Doradcy
finansowi nie zajmują się takimi rzeczami.
- Tak jak prawdziwi mężczyźni nigdy nie piją mleka.
- Dokładnie tak. - Roześmiał się i był to najwspanialszy dźwięk na świecie. - Ale
ponieważ jestem tylko zwykłym profesorem, a nie doradcą finansowym, może lepiej zobaczę,
co się stało.
Kiedy tylko zechcesz - pomyślała, ale opanowała się, uświadamiając sobie, że nadal
stoją w pogrążonym w ciemnościach przedpokoju, oświetlonym jedynie wpadającym przez
okienko nad wejściem światłem ulicznej latarni.
- Mam latarkę. A może najpierw sprawdzisz bezpieczniki?
- Od tego trzeba zacząć.
Znalezienie poprzerywanych przewodów w pralni nie zabrało mu dużo czasu. Ginny
opowiedziała historyjkę Clare o myszach, ale popatrzył tylko na otwór.
- Jakieś myszy!
Nie wiedziała, czy domyślił się, że to ona przerwała kable, ale było jej wszystko
jedno. Świeciła latarką, podczas gdy Alex łączył druty. Po półgodzinie wszystko było gotowe.
- Przyjadę jutro i zagipsuję tę dziurę - powiedział kucając, żeby dokładniej obejrzeć
otwór. - Nie chcemy, żeby jakieś myszy znów się do tego dobrały.
Wyprostował się i spojrzał na nią, po chwili przyjrzał się jej jeszcze dokładniej.
- Wyglądasz naprawdę wspaniale.
- Słucham?
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ma na sobie strój ze srebrnej lamy, w którym
właśnie występowała na pokazie telewizyjnym.
- To ubranie z pracy.
- A co robisz?
Opowiedziała mu o wszystkim przy filiżance kawy. Wyglądał na naprawdę
zainteresowanego.
- A co z Ameryką? Nie musisz wrócić? Nie boisz się, że zapomną o tobie?
Ściągnęła twarz i uniosła wyżej podbródek.
- Chodzi ci o to, że zapomną, jeśli zbyt długo w gazetach nie będą pisać o mnie i
jakichś facetach?
Spojrzał na nią zagadkowo.
- Nie, nie to miałem na myśli. Chodziło mi o twoją pracę. Nie jesteś związana jakąś
umową czy czymś takim?
- Pracuję dla kilku domów mody, przeważnie na zlecenie. Dlatego mogłam przyjechać
do Anglii. Pomyślałam, że skoro tu jestem, to też mogę coś robić. I będą mnie znać po obu
stronach Atlantyku. - Uśmiechnęła się. - Nawet w Bath proponowano mi pracę.
- Naprawdę? Jako modelka?
- Niezupełnie.
Opowiedziała mu o poznanych dziewczynach i ich firmie.
- Byłam z nimi w niedzielę na lunchu i zaproponowały mi, żebym została trzecim
wspólnikiem. Wykorzystując moje kontakty, chcą rozwinąć działalność firmy, a ja byłabym
kimś w rodzaju przedstawiciela.
- W niedzielę po przyjęciu u Clare? To z nimi byłaś na lunchu? - spytał zdziwiony.
- Tak, przecież ci mówiłam. Potrząsnął głową.
- Nie, powiedziałaś tylko, że jesteś umówiona na lunch.
A on przypuszczał, że z jakimś mężczyzną. Teraz już było jasne, dlaczego był taki zły.
Na pewno pomyślał, że jest wyjątkowo szybka, skoro spędzając z nim prawie cały wieczór,
zdążyła jeszcze umówić się z jakimś innym mężczyzną.
- I co, przyjęłaś ich propozycję?
- Nie do końca. Powiedziałam, że mogę pracować jedynie w ramach zlecenia, a poza
tym nie wiem jeszcze, jak długo pozostanę w Anglii.
- To znaczy, że nie wiesz, kiedy wracasz do Stanów?
Zastanawiała się, o co naprawdę mu chodzi. Czy chciałby, żeby wyjechała, czy może
wolałby, żeby została? A może pytał tylko z uprzejmości? Spróbowała mówić normalnym
tonem.
- Jeszcze o tym nie myślałam. To miło być znów w Anglii po tak długim czasie. Tu
jest spokojnie, nie ma tego szalonego tempa... A mój agent w Londynie ma dla mnie sporo
propozycji pracy tutaj i w Europie.
Odstawił filiżankę na stoliczek obok krzesła.
- Czy jeszcze nikt nie wziął cię za Venetie?
Nie wiedziała, jak mu powiedzieć, że pięć lat, które minęły od zakończenia przez
Venetię kariery modelki, to wystarczająco dużo, by została zupełnie zapomniana. Potrząsnęła
tylko głową.
- Nie, jeszcze nikt mnie nie pomylił.
- Po ślubie Venetia rzuciła pracę modelki.
- Tak, wiem.
- Czy to też było w waszej umowie?
- Tak. - Zawahała się. - Venetia nie powiedziała ci o tym?
- To były tematy, których oboje unikaliśmy. - Rozejrzał się po pokoju, widać było, że
myślami cofnął się do czasów, które minęły. - Chciałem kupić Venetii domek na wsi, ale
wasz ojciec uparł się, że da jej w prezencie ślubnym ten. Venetii on bardzo przypadł do gustu.
Zresztą, zawsze lubiła Bath. Stała się częścią tego domu.
- Tak już zostanie - zaświadczyła żarliwie, mając w pamięci to uczucie bliskości z
Venetią, którego doświadczyła tamtej nocy w pokoju dziecinnym.
Alex wstał i na moment wpadła w panikę, bojąc się, że znów powiedziała coś złego.
- Nie jestem odpowiednio ubrany do eleganckiej restauracji, a twój strój nie nadaje się
do pubu. Jedno z nas musi się przebrać, jeśli mielibyśmy pójść gdzieś coś zjeść.
- Coś mi mówi, że to o mnie chodzi. - Roześmiała się i wyciągnęła rękę w jego stronę,
żeby pomógł jej wstać. Przez chwilę byli tak blisko siebie, że niemal się dotykali - i Alex się
nie odsunął. Nagły dreszcz przebiegł przez jej ciało i szybko zabrała rękę, bojąc się, że to
zauważy.
- Daj mi piętnaście minut - powiedziała lekko i skierowała się w stronę drzwi.
- Tak? Zobaczymy.
Zmyła telewizyjny makijaż, umalowała się delikatnie, założyła dżinsy i sweter ze
znanego domu mody. Złapała żakiet i torebkę i zbiegła na dół. Wkrótce znaleźli się w
samochodzie i skierowali na drogę prowadzącą za miasto. Ginny była zachwycona
powodzeniem swojego planu. Żeby osiągnąć to, co już jej się udało, mogłaby bez
zastanowienia wyłączyć prąd w całym mieście. Jednocześnie nie mogła sobie darować, że nie
powiedziała mu jasno, z kim wybierała się wtedy na lunch. Stracili przez to dwa tygodnie, a
ona zaoszczędziłaby sobie niepokoju i niepewności.
Pub, do którego ją zabrał, znajdował się w niewielkiej miejscowości leżącej kilka
kilometrów od głównej drogi prowadzącej z Bath do Wells. Był to typowy wiejski pub - sufit
był tak nisko, że wchodząc do środka, oboje musieli pochylić głowę. Alex był tu chyba
częstym gościem, bo gdy tylko podszedł do baru zamówić drinki, powitał go właściciel.
- Witamy! Pan Alex Warwick, nie mylę się, prawda? W którąś niedzielę zagrał pan z
nami w krykieta, kiedy zabrakło jednego gracza. Zawsze pamiętam twarze. Mieliśmy
szczęście, że akurat wtedy przyjechał pan na lunch. To chyba było jakieś trzy lata temu.
Jeszcze zanim pana żona... Bardzo nam przykro.
Zniżył głos, jak zwykle, gdy mówi się o umarłych, ale po chwili znów się ożywił.
- Cieszę się, że znów pana widzę. Czym mogę służyć?
- Poproszę piwo, a dla pani dżin z tonikiem. Właściciel popatrzył na Ginny i zamarł.
- Jestem jego szwagierką - powiedziała szybko, patrząc z zakłopotaniem na Alexa. -
Venetia, jego żona, była moją siostrą - bliźniaczką.
- O psiamać, ale się nabrałem!
- Napijmy się - zaproponował ze spokojem Alex. - A jak tam krykiet w tym roku?
Porozmawiali kilka minut, wreszcie Alex wziął drinki i poprowadził ją do małej sali
restauracyjnej. Ani słowem nie skomentował tego, co zaszło, ale Ginny nie chciała tego tak
pozostawić.
- Chyba często tu przychodziłeś z Venetią?
- To było jedno z naszych ulubionych miejsc. Teraz jestem tu po raz pierwszy od
czasu, kiedy wyprowadziłem się z Bath.
- Może byłoby lepiej, gdybyśmy poszli gdzieś indziej, w jakieś nowe miejsce. - Nie
mogła ukryć zakłopotania.
Rzucił jej szybkie spojrzenie.
- Czy czujesz się nieswojo, że przyszliśmy tutaj? Jeśli tak, to przepraszam.
- Nie, myślałam, że może ty... Potrząsnął głową.
- To jest coś, czego trzeba się nauczyć. Tego, że idę gdzieś sam. Na początku w ogóle
nie mogłem się na to zdobyć. Zagrzebałem się w pracy, cały wolny czas spędzałem w
mieszkaniu, zaniedbałem dom. To Jeff mnie z tego wyciągnął. Zabierał mnie na tenisa,
squasha i inne sporty. Kilka razy spędziliśmy razem wakacje. Stopniowo zacząłem odwiedzać
miejsca, gdzie wcześniej bywałem z Venetią. Chociaż akurat tutaj jestem pierwszy raz. Może
dlatego, że tu jest dużo bliżej z Bath niż z Bristolu. - Spojrzał na nią z wymuszonym
uśmiechem. - Obawiam się, że musisz się przygotować, że będą cię mylić z Venetią, jeżeli i
będziemy pokazywać się razem w tych stronach.
Ginny poczuła falę radości wypełniającą jej serce. Wszystko było aż zbyt piękne. Po
raz pierwszy od wielu lat zaczęła mieć nadzieję, że i do niej uśmiechnie się szczęście. Może
nie od razu, ale przynajmniej była taka możliwość. Była razem z Alexem, zostali przyjaciółmi
i duch Venetii nie stał już między nimi. To był dobry początek i teraz już wszystko mogło się
zdarzyć i zdarzy się, jeśli tylko pragnienia się spełniają. Wiedziała, że teraz musi być bardzo
ostrożna, zostawić w spokoju jego przeszłość i przekonać, że jest przed nimi szczęśliwa
przyszłość.
Po kolacji Alex odwiózł ją do domu. Zapraszała go, ale nie chciał wejść do środka.
Przyjechał za to następnego dnia i spędził cały wieczór na uzupełnianiu tynku w „mysiej
dziurze" i innych naprawach. Gdy skończył, usiedli w kuchni przy kawie i kupionym od Clare
cieście.
- Zrobiłaś już coś w małej sypialni? Zauważyła, że nigdy nie nazwał tej sypialni
pokojem dziecinnym. Nigdy też ani słowem nie wspomniał o dziecku.
- A czy chciałbyś, żebym tam coś zmieniła? - spytała ostrożnie.
- Tak - powiedział zdecydowanym głosem. - Miałaś rację, że zamieniłem ten dom w
świątynię. Było w tym coś niezdrowego. Teraz, jak razem z Jeffem wszystko odnowiliście,
czuję się tu zupełnie inaczej, dużo lepiej. Ten dom odbieram inaczej - jako miejsce, gdzie
przez kilka lat mieszkałem.
- Jako jeden z wielu, którzy tu mieszkali.
- Tak. - Skinął głową, zadowolony, że go rozumie.
- Myślałam o tym wczoraj, kiedy siedziałam przy świecach. O tych wszystkich
ludziach, którzy w przeszłości zamieszkiwali ten dom. Ile rzeczy tu się musiało wydarzyć.
Ludzie się rodzili, zakochiwali, przeżywali...
- Większość z nich. korzystała z leczniczych źródeł, płacąc najwyższy czynsz, jaki
właścicielowi udało się ustalić.
- Nie jesteś zbyt romantyczny.
- Venetia też mi to zawsze mówiła. - Spojrzał jej w oczy. - To co - zrobisz coś z tą
sypialnią?
- Dobrze. A co zrobić z... ze wszystkimi rzeczami?
- Wyrzuć je - powiedział stanowczo. - Daj komuś, komu mogą się przydać albo opiece
społecznej czy coś takiego.
- A ubrania Venetii?
- Jeszcze tu są? - zapytał ze zdziwieniem. Skinęła głową.
- Też je wyrzuć. - Zawahał się. - Raczej bym nie chciał, żebyś je zatrzymała i sama
nosiła.
- Nie zrobiłabym tego. Zajmę się tym pokojem w czasie weekendu.
- Daj mi znać, jak już pozbędziesz się wszystkiego, to przyjdę ci pomóc.
- A co z Jeffem? Pomyśli, że odbierasz mu chleb.
- Na razie co innego mu w głowie. Jego dawna studentka przeprowadziła się w te
strony i odszukała go. Jeff jest teraz bardzo zajęty oprowadzaniem jej po Bristolu. -
Uśmiechnął się szeroko.
- Naprawdę? - Ginny natychmiast się tym zainteresowała. - Jaka ona jest? Myślisz, że
mu się podoba?
Wybuchnął śmiechem.
- Chciałabyś go ożenić! Jesteś taka sama jak Venetia. - Spoważniał, twarz mu się
zmieniła. - Przepraszam, nie powinienem tak mówić.
- Dlaczego? Byłyśmy do siebie bardzo podobne, i to nie tylko z wyglądu. -
Uśmiechnęła się. - I w przeciwieństwie do ciebie obie byłyśmy bardzo romantyczne.
Podniósł ręce, jakby się poddawał.
- Dobrze już, dobrze. Nic nie wiem o tej jego znajomej, wiem tylko, że na imię ma
Kay, skrót od Katherine, skończyła historię i pracuje w Bristolu.
- To znaczy, że jest inteligentna.
Ten ton znał już wcześniej i spojrzał na nią zaskoczony.
- Co, ty też? Venetia zawsze miała kompleks niższości w stosunku do osób, które
skończyły studia. Zawsze jej powtarzałem, że jest równie dobra jak one.
- Masz rację. Ale w moim przypadku jest tak, że większość takich osób, kiedy tylko
się zorientuje, że nie chodziłam do college'u, natychmiast dumnie eksponuje swoją wyższość.
Popatrzył na nią ze zdumieniem i roześmiał się z podziwem.
- Świetnie! Jesteś dużo bardziej bezpośrednia niż... jesteś niemożliwie bezpośrednia.
To chyba wpływ pobytu w Ameryce. I twoich sukcesów.
- Nikomu niczego nie muszę udowadniać, jeśli o to ci chodzi.
- Nie, nie sądzę, żebyś musiała. - Zamyślił się. - Nigdy przedtem nie miałem do
czynienia z kimś tak znanym jak ty. Nawet trudno mi myśleć o tobie w ten sposób, o tym, że
jesteś za pan brat z bogatymi i sławnymi. Przypuszczam, że ty też jesteś bogata i sławna?
- Ja tak o sobie nie myślę. Po prostu udało mi się osiągnąć sukces w wybranej przeze
mnie dziedzinie.
- Jestem przekonany, że to zbyt skromnie powiedziane. Z pewnością musiałaś włożyć
dużo ciężkiej pracy, żeby dojść do tego, co masz.
- To prawda - przyznała - to była ciężka praca.
- Ale odpowiednio opłacana. Pewnie gdybyś chciała, mogłabyś już jutro przestać
pracować?
Trudno było znaleźć odpowiedź na takie pytanie, bo nie wiedziała, co chciał usłyszeć.
Uśmiechnęła się tylko.
- Dwadzieścia sześć lat to trochę za wcześnie, żeby myśleć o emeryturze.
Szybko zmieniła temat.
Następnego dnia usunęła wszystkie dziecinne rzeczy z małej sypialni i zawiozła je do
sklepu opieki społecznej w Cheltenham, wystarczająco daleko, żeby mieć absolutną pewność,
że Alex więcej ich nie zobaczy. Popołudnie spędziła u matki. Do domu wróciła wieczorem i
przez cały następny dzień pracowicie usuwała tapety w kolorowe misie. Kiedy Alex
przyjechał w weekend pomóc jej przy odnawianiu, nie było żadnych śladów, świadczących o
poprzednim przeznaczeniu pokoju. Alex wszystko zauważył, ale nic nie powiedział i wziął się
za malowanie sufitu.
Ginny postanowiła wykleić pokój tapetą, więc zajęło im to więcej czasu niż
malowanie. Przez weekend i kolejne wieczory pracowali wspólnie. Poznali się lepiej i ich
przyjaźń okrzepła. Ginny czuła, że Alex jest jej wdzięczny za usunięcie tapet, ale
jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nie może zapomnieć, czym miała być ta sypialnia. W
czasie pracy dużo rozmawiali, trochę o minionych latach, o tym, co robili do tej pory. Tylko
czasem wspominali Venetię i Simona, jak osoby, z którymi łączyła ich przeszłość.
- Muszę zamówić nowe zasłony i kupić meble do tego pokoju - stwierdziła Ginny z
entuzjazmem, gdy wreszcie pokój był gotowy.
- Nie możesz sama uszyć?
Ginny była już tak wyczulona na jego nastroje, że zauważyła minimalną przerwę,
którą zrobił po zakończeniu pytania. Domyśliła się, że chciał powiedzieć, iż Venetia zawsze
sama szyła firanki, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Pomyślała, że to dobry znak. To
znaczy, że myśli o niej.
- Nie umiałabym tego dobrze zrobić - przyznała szczerze. - W szyciu nigdy nie byłam
dobra. Poza tym nie mam czasu. Cały przyszły tydzień będę pracować w Londynie, chyba
pamiętasz?
- Zostaniesz tam przez cały tydzień?
- Tak. Nie opłaca mi się przyjeżdżać tu tylko na noc. Alex dokończył pracę i
wyprostował się.
- No, jak ci się podoba?
- Wygląda wspaniale. Zrobiłeś świetną robotę.
- Oboje zrobiliśmy - uśmiechnął się do niej - i chyba zasłużyliśmy na drinka.
Wieczór był przyjemny, więc wyszli do ogrodu. Alex popijał piwo, Ginny wolała
koktajl. W ciągu tych dwóch tygodni, kiedy była jak zawieszona w próżni, czekając na telefon
od Alexa, zrobiła dużo w ogrodzie, ale znów wszystko zarosło i zostało jeszcze sporo do
uporządkowania. Przeszli się po ogródku. Alex pokazywał jej różne rośliny, mówił, kiedy
zostały posadzone i gdzie były kupione.
- To kupiliśmy, żeby upamiętnić pierwszą rocznicę ślubu - powiedział, wskazując na
obsypany żółtymi kwiatami krzak pnącej róży.
Przez chwilę poczuli smutek, ale Ginny ucieszyła się, że w końcu rozluźnił się i zaczął
z nią rozmawiać o Venetii.
- Trzeba go trochę przyciąć - zauważyła.
- To prawda.
Nie powiedziała tego celowo, ale Alex poszedł do pralni, przyniósł drabinę i
zardzewiały sekator i zaczął ścinać odrosty. Ginny w ogrodniczych rękawicach zbierała ścięte
gałązki. Nagle kolec przebił rękawiczkę i wbił się w jej palec.
- Ojej!
- Skaleczyłaś się?
- Tak. - Ostrożnie ściągnęła rękawiczkę.
- Poczekaj, ja zobaczę. - Zszedł na dół i uważnie obejrzał kciuk. - Trzeba wziąć
pincetkę.
- Mam w łazience.
Zapadał już zmrok. Poszli do kuchni, gdzie światło było lepsze. Alex oczyścił
skaleczenie wodą utlenioną, potem spróbował pincetką usunąć kolec.
- Nie bój się, to nie będzie bolało. Zawsze byłaś małym tchórzem. - Pocałował ją w
czubek nosa.
- Pamiętasz, jak kiedyś... - Ujrzał nagły błysk szczęścia w jej oczach i urwał
gwałtownie. Ręka, którą ujmował jej dłoń gwałtownie zadrżała.
- Już wszystko dobrze, Alex. - Ginny szybko schwyciła jego dłoń w swoje ręce.
- Na chwilę zapomniałem, kim jesteś. Myślałem, że jesteś... - Twarz mu zbielała.
- Tego się nie da uniknąć - nie pozwoliła mu skończyć.
- Tak myślisz?
Uwolnił dłoń i zacisnął pięść. Nie mógł opanować drżenia szczęki. Odwrócił się, żeby
odstawić wodę utlenioną. Po chwili popatrzył na nią ze smutkiem.
- Nie wiem, czy dobrze robimy, Ginny. Gdy cię widzę, jestem z tobą, w dodatku w
tym domu, to przed oczami ciągle mam Venetię.
Poczuła nagle ukłucie strachu, ale udało się jej powiedzieć: - To chyba nieuchronne.
- Ale to nic dobrego nam nie przyniesie - wybuchnął - szczególnie tobie. Zasługujesz
na coś lepszego niż być braną za kogoś innego, nawet przez chwilę.
- Przeciągnął ręką po włosach. - Nie chcę myśleć, że tak po prostu zajmujesz miejsce
Venetii.
- Ja również nie.
- Może to też jest nieuniknione. Może oboje popełniamy duży błąd sądząc, że możemy
zostać przyjaciółmi. - Popatrzył na nią zamyślony.
- A czy nie jesteś teraz szczęśliwszy? - Przygryzła wargi, starając się opanować.
Z niechęcią pokiwał głową, ale odpowiedział szczerze.
- Jestem, przyznaję. Tylko myślę, że to nie jest w porządku. To tak, jakbym zdradzał
jej pamięć.
- To bzdura - odrzekła z taką stanowczością, że aż poderwał głowę. - Czy naprawdę
sądzisz, że Venetia chciałaby, żebyś do końca życia pozostał pogrążony w smutku?
Rozpaczać po jej utracie, tak. Ale to nie znaczy, że nie masz już prawa do szczęścia.
- Czy myślisz, że o tym nie wiem? Łatwo powiedzieć, ale jest zupełnie inaczej, gdy
chcesz to zastosować w praktyce. - Potrząsnął głową. - Nie wiem, Ginny. Od śmierci Venetii
nie byłem taki szczęśliwy, jak jestem teraz. Może dlatego, że zaczynam brać się w garść i
dobrze się czuję w twoim towarzystwie, a może dlatego, że podświadomie myślę o tobie jako
o Venetii i udaję przed sobą, że ty jesteś nią? I że ona ciągle żyje?
- Och, przestań, nie rób tego, Alex!
- Myślisz, że chcę? - W nagłym porywie złapał ją za ramię i ścisnął mocno. - A
zresztą, może chcę. Może chcę właśnie tego. Udawać, że nic się nie stało. Wymazać z
pamięci te ostatnie lata. Żyć tak jak dawniej. - Nie spuszczał z jej twarzy oczu pełnych
smutku i udręczenia. - Więc co, jeśli chodzi mi właśnie o to, Ginny? Czy zgodzisz się na takie
życie?
Tak łatwo byłoby natychmiast powiedzieć: tak, tak, kocham cię i zrobię wszystko, co
zechcesz. Ale to doprowadziłoby tylko do szaleństwa i samozniszczenia. Wyrwała się i
chwytając krzesło odgrodziła się nim od Alexa.
- Nie, nie można wracać do przeszłości! To niemożliwe. Zaczniemy się nienawidzić.
Zastanów się.
- Masz rację. - Zacisnął zęby i na chwilę zamkną! oczy. - Oczywiście, masz rację.
Przepraszam.
Odwrócił się i podszedł do zlewu umyć ręce. Stanęła za nim i położyła rękę na jego
ramieniu. Poczuła, że zesztywniał gwałtownie. Ze ściśniętym sercem zaczęła go
przekonywać.
- Każdy w twojej sytuacji ma podobne problemy i przeżywa podobne rozterki. Tak
samo czuje, że dopuszcza się zdrady, gdy pozna kogoś nowego. To, co odczuwasz, nie jest
czymś wyjątkowym.
Zaśmiał się krótko. Wziął ręcznik i odwrócił się do niej.
- To może nie jest wyjątkowe, ale wyjątkowa jest ta sytuacja. Popatrz na to ze swojego
punktu widzenia, Ginny. Każdy, kto widzi nas razem, z pewnością uważa, że dążę do tego,
żebyś zajęła miejsce Venetii. Czy naprawdę chcesz tego?
- Nie obchodzi mnie to, dopóki mam pewność, że ty wiesz, iż tak nie jest.
- Ale to tak wygląda. - Ze złością wzruszył ramionami. - Nie wiem. Znów jesteśmy w
punkcie wyjścia. Może byłoby lepiej, gdybyśmy przez jakiś czas przestali się widywać?
Serce jej zamarło, gdy pomyślała o tych dwóch tygodniach, kiedy daremnie czekała na
jego telefon.
- Nie sądzę, że to cokolwiek zmieni. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Nie widzę
powodu, dlaczego nie moglibyśmy być przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi? - Popatrzył na nią zamyślony. - Zaczynam myśleć, że zwykła przyjaźń
nie wchodzi w grę. Oboje wiemy o tym. Po tym, co zaszło między nami w przeszłości, teraz
może być tylko albo wszystko, albo nic.
- Możliwe - przyznała z bijącym sercem. - Ale to nie znaczy, że nie możemy
spróbować. Ja osobiście nie śpieszę się, żeby znów wpaść w jakiś stały układ i, mówiąc
szczerze, wcale nie mam takiego zamiaru. Przy następnym razie muszę mieć całkowitą
pewność, oczywiście, jeśli w ogóle będzie następny raz.
- Dla ciebie musi być następny raz - powiedział z mocą. - Nie możesz być sama, jesteś
na to zbyt młoda i zbyt piękna. Jesteś stworzona do miłości, Ginny. I zasługujesz na to, by
być szczęśliwą.
- Westchnął. - I może to straszny egoizm z mojej strony, że trzymam cię, a sam chce
jeszcze wszystko przemyśleć, kiedy ty powinnaś spotkać kogoś, kto mógłby pokochać cię bez
żadnych warunków.
W oczach Ginny pojawił się błysk rozbawienia.
- A może przywiązujesz za dużą wagę do własnej osoby. Jak poznam cię lepiej, to
może sama nie będę chciała zostać.
Uśmiechnął się nagle uśmiechem, który znała kiedyś.
- Och! Ale mnie zastrzeliłaś! Może naprawdę masz rację. - Popatrzył na nią, jakby coś
rozważał. - Nie będzie cię tu przez cały następny tydzień. Przez ten czas, dla naszego dobra,
przemyśl jeszcze raz wszystko, zastanów się, czego oczekujesz i czy jest przed nami jakaś
szansa na przyszłość.
- Nawet najmniejsza?
- Chyba tak. Ale chciałbym, żebyś myślała o sobie, Ginny. Oboje się zmieniliśmy.
Może byłoby dla nas najlepiej, gdybyśmy to skończyli.
- A ty? Też masz zamiar to przemyśleć?
- Wątpię, czy mógłbym myśleć o czymkolwiek innym - skrzywił się. - To każe się, że
zacznę wypisywać twoje imię na tablicy w sali wykładowej.
- Dopóki to będzie moje imię, a nie Venetii... - nie mogła się powstrzymać, pełna
rozpaczy i rozczarowania.
- Znów jesteśmy w tym samym miejscu. - Oczy mu pociemniały. Skierował się do
wyjścia. - Do widzenia, Ginny. Miłego pobytu w Londynie.
- Alex! - Pobiegła za nim do przedpokoju. - Czy dasz mi znać? Musisz mi to obiecać!
- Oczywiście. I ty też. - Oboje wiedzieli, że to on zdecyduje. - Kiedy wracasz?
- W przyszły piątek. Wieczorem, chyba koło dziewiątej.
- Dobrze. Będę tutaj - albo zostawię ci list. Cześć!
Czuła się zupełnie wyczerpana. Ten tydzień wykończył ją fizycznie i psychicznie. Nie
mogłaby po raz drugi przeżyć tych dni, w czasie których bezustannie myślała o Alexie, o tym,
co on myśli i co postanowi. Chciała zadzwonić do niego, ale nie odważyła się. Bała się, że to
obróci się przeciwko niej. Pracowała dużo, znajdując w pracy ucieczkę i chwilę spokoju.
Sprawy zawodowe szły bardzo dobrze. Rozmawiała ze swoim agentem, poszła na lunch z
producentem, który widział ją wcześniej w telewizji i chciał zaproponować udział w swoim
programie. Ginny odwiedziła też starych znajomych i, po krótkim wahaniu, zadzwoniła do
Simona. Spotkali się i okazało się, że nadal są przyjaciółmi. Ginny lubiła go jak dawniej, ale
to było wszystko. Rozstali się w zgodnie. Pozostało jej już tylko czekanie na koniec tygodnia.
Wreszcie nadszedł i znalazła się w pociągu do Bath. Najlepiej by było, gdyby Alex
czekał na nią na stacji, ale nie przyszedł. Właściwie nie powiedziała mu, którym pociągiem
przyjedzie. Pociąg się spóźnił, a taksówka wlokła się niemożliwie. Było jeszcze widno, gdy
wreszcie dotarła do domu i trudno było zgadnąć, czy Alex jest w środku. Taksówkarz wniósł
jej bagaże i aż zaniemówił ze zdziwienia, kiedy zobaczył hojny napiwek.
- Alex! Alex! Już jestem! - pobiegła do salonu, a potem do kuchni. Dom wyglądał tak,
jak go zostawiła. Spojrzała na zegarek. Kwadrans po dziewiątej. Wolno weszła po schodach
na górę. Na stoliku w przedpokoju leżało kilka listów, na pewno położonych tam przez Clare,
gdy przyszła podlać rośliny. Na wycieraczce leżała samotna koperta bez znaczka, której nie
zauważyła, gdy biegiem wpadła do domu. Powoli, z niechęcią pochyliła się, żeby ją podnieść.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Drżącą ręką wzięła list. Jej oczy wypełniły się łzami i nie mogła rozpoznać pisma.
Otworzyła kopertę i w tym samym momencie usłyszała dźwięk zamka w drzwiach. Zamarła.
Drzwi się otworzyły i na progu stanął Alex.
Widząc ją, na chwilę zatrzymał się zdumiony, wreszcie wszedł i zamknął za sobą
drzwi.
- Cześć, Ginny!
Popatrzył na jej bladą, zmęczoną twarz i oczy mli pociemniały. Słowa przychodziły
mu z wysiłkiem.
- Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że wiele przemyślałem i chciałbym zacząć
wszystko na nowo. Ale wygląda na to, że ty masz inne zdanie. Oczywiście mogę to
zrozumieć. - Skulił ramiona. - Jesteś bardzo mądra. Pójdę już i...
Pierwszy szok minął i Ginny odzyskała poczucie rzeczywistości.
- Alex, zamknij się, dobrze? - Rzuciła się w jego ramiona.
W pierwszej chwili objął ją, zaskoczony nagłą zmianą, ale zaraz odsunął się nieco i
popatrzył jej w oczy.
- Jesteś pewna?
- Tak. Nigdy nie miałam żadnych wątpliwości.
- Dobrze wiedzieć. Przez chwilę...
- Czy wreszcie mnie pocałujesz? - Poruszyła się niecierpliwie.
Roześmiał się uszczęśliwiony i ustami dotknął jej warg. Nie był to nawet pocałunek,
raczej mgliste przypomnienie czegoś, o czym już dawno zapomniał. Dotyk jego ust był
chłodny, delikatny i pełen niezdecydowania. Ale Ginny to nie wystarczało. Po paru chwilach
zarzuciła mu ręce na szyję, całym ciałem mocno przytuliła się do niego i pocałowała go tak,
że nie mógł się jej oprzeć. Westchnął, objął ją mocniej i nie mogąc opanować drżenia, zaczął
całować ją namiętnie. Z uczuciem szczęścia Ginny poddała się temu, gubiąc się w uścisku
jego ramion, nie przestając jednak w duchu modlić się żarliwie: - Boże, spraw, żeby myślał o
mnie, spraw, żeby myślał o mnie, a nie o Venetii.
Pierwszy raz Alex świadomie całował ją, a nie jej siostrę. Dla Ginny była to tylko
krótka chwila, ulotne mgnienie. Alex wyprostował się i odsunął ją lekko. Drżał, a nad górną
wargą zobaczyła drobniutkie kropelki potu.
- Przepraszam. Dostałem więcej, niż na to zasłużyłem. - Popatrzył jej w oczy chcąc,
by go dobrze zrozumiała. - To było, to było piekło, od dawna.
Wiedziała, o czym mówi. Z nią było tak samo. Pięć lat oczekiwania i tęsknoty za
czymś, czego już nigdy nie spodziewała się odnaleźć. W tym czasie był oczywiście Simon,
ale to nie było to. Simon znał kobiety i umiał się z nimi obchodzić, a seks z nim dostarczał
dużo przyjemności. Jednak będąc z nim nigdy nie odczuła tego obezwładniającego
pragnienia, radości dawania, wszechogarniającego ciepła i miłości. Z Alexem było inaczej.
Odnalazł miłość i szczęście, nie miał za sobą niszczących lat wyczekiwania i tęsknoty. Była
pewna, że od śmierci Venetii nie zbliżył się do żadnej kobiety. Byłoby to dla niego czymś
zupełnie niemożliwym. Nawet wspomnienie tamtej wspólnej nocy było dla niego przykre.
Dlatego muszę być opanowana - pomyślała. Niech Alex przyzwyczai się do tej myśli i niech
wszystko potoczy się własnym biegiem. Czekała tak długo, że jeszcze trochę może poczekać.
Uśmiechnęła się do niego.
- Okazuje się, że to dobrze, iż się spóźniłeś. Już myślałam, że nie przyjdziesz. Byłam
pewna, że to list od ciebie. - Pokazała mu kopertę, którą cały czas trzymała w ręku. - Była na
wycieraczce.
- Dopiero przyjechałaś?
- Tak, były spore korki.
- Wiem, dlatego się spóźniłem. - Uśmiechnął się. - Jadłaś już coś?
- Od lunchu jeszcze nie.
- To co zrobimy? Możemy gdzieś pójść albo, jeśli wolisz, wyjdę i kupię trochę
chińskiego jedzenia na wynos.
- Chodźmy gdzieś. Dom dzisiaj nie wygląda zbyt zachęcająco.
Kiwnął głową i Ginny pomyślała, że chyba jest zadowolony, jakby jej decyzja
przyniosła mu ulgę. Najwyraźniej nie palił się do szalonego, gwałtownego romansu. Zgarnęła
resztę korespondencji i weszli do samochodu. Do wiejskiego pubu było już za późno, więc
pojechali do restauracji w Bath.
- Od kogo jest ten list? - zapytał, gdy już złożyli zamówienie.
Wyjęła list z torebki i szybko przebiegła po nim wzrokiem.
- Od tych dwóch dziewcząt. Pytają, czy mogę popracować na przyjęciu, urządzanym
podczas rozgrywek tenisowych w Wimbledonie przez firmę produkującą stroje sportowe.
- I co o tym myślisz?
- Dobrze płacą, a ja teraz jestem wolna.
- Podoba mi się twoje podejście. - Roześmiał się. Ginny przejrzała resztę listów.
- To już same rachunki. - Włożyła je z powrotem do torby. - Bardzo byłeś zajęty, gdy
mnie nie było?
- Nie. - Popatrzył jej w oczy. - Tęskniłem za tobą. Serce jej mocniej zabiło i rozjaśniły
się oczy, ale powiedziała tylko lekkim tonem:
- To miło.
- Myślałem o tobie. To było coś zupełnie innego niż tamto uczucie samotności, które
nie opuszczało mnie od śmierci Venetii. Tęskniłem za twoją radością życia i entuzjazmem,
który wnosisz do każdej rzeczy.
- Jeszcze bardziej mi miło - powiedziała łagodnie. - Dziękuję, cieszę się.
Wyciągnęła rękę przez stół, a on bez wahania ujął ją w swoje dłonie. Było wspaniale.
- Opowiedz mi teraz o tych wszystkich fascynujących rzeczach, które robiłaś w
Londynie.
- Wcale tak nie było, cały czas ciężka praca. Najważniejszy był pokaz mody. Razem z
próbami i występem dobroczynnym trwał cztery dni. Jeden dzień pracowałam dla
ilustrowanego magazynu jako foto - modelka i wystąpiłam w programie telewizyjnym, ale
pokażą go dopiero za jakiś czas. Poza tym odwiedziłam starych znajomych, byłam na kolacji
z - przez chwilę zawahała się - z innym starym znajomym.
- Z Simonem Blakiem? - Popatrzył badawczo.
- Tak. - Niechętnie kiwnęła głową.
- Czyj to był pomysł, twój czy jego?
- Prawdę mówiąc, mój. W gruncie rzeczy nadal go lubię. Chciałam się upewnić, czy z
nim wszystko w porządku.
- I jak mu leci?
Roześmiała się i wzruszyła ramionami.
- Wiedzie mu się lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Znów się ożenił, z modelką, i na
razie wygląda na to, że jest szczęśliwy. Ale myślę, że to nie potrwa długo. Za bardzo tęskni za
dziećmi i życiem rodzinnym. Tak naprawdę, to nie powinien był rozstawać się z żoną. Miał
romans z modelką, żona się o tym dowiedziała i zamiast to jakoś przeboleć, postawiła mu
ultimatum - albo ona i dzieci, albo on się wynosi. Zachował się jak głupiec i odszedł. Ale w
głębi serca od początku tego żałował, tylko oczywiście był zbyt dumny, żeby się do tego
przyznać.
- Szkoda, że nie zdawałaś sobie z tego sprawy, zanim wyszłaś za niego.
- Też tak myślę.
Rzucił jej ostrożne spojrzenie.
- Nie żałujesz, że za niego wyszłaś?
- Biorąc pod uwagę tamte okoliczności to nie.
- Jakie okoliczności?
Potrząsnęła głową. Nie chciała mu mówić, dlaczego wyszła za Simona. Po utracie
Alexa pogrążyła się w takiej rozpaczy, że w końcu chciała przekonać samą siebie, że nadal
jest przed nią jakieś życie i prawo do szczęścia. Nie rozumiała wtedy, że sama sobie wyrządza
krzywdę, a w związku z Simonem stale miała poczucie winy, choć on nigdy nie wypomniał
jej, że wyszła za niego z takich pobudek. Powiedział o tym dopiero w ostatnim okresie, kiedy
oboje mieli świadomość, że ich związek się rozpada i jest to nieuniknione - i za to do końca
zachowa dla niego wdzięczność.
Alex popatrzył na nią zamyślony, ale nie oponował, gdy, zmieniając temat, zapytała o
Jeffa i jego nową dziewczynę.
- Nadal z nią chodzi. A co byś powiedziała, gdybyśmy wybrali się gdzieś razem z
nimi? Nasz znajomy ma w Bristolu żaglówkę i często z Jeffem pożyczamy ją od niego.
Moglibyśmy trochę pożeglować w jakiś weekend.
- Wspaniale! - zachwyciła się. - Kiedy?
- Może w następny weekend, jeśli Kay będzie mogła.
- To muszę sobie kupić coś odpowiedniego.
- Jesteś taka sama jak Venetia. - Roześmiał się.
- Ona też zawsze musiała mieć coś odpowiedniego na każdą okazję.
- A co w tym złego?
Przyniesiono zamówione potrawy i Ginny zabrała się za jedzenie, pogrążona w
myślach o planowanej eskapadzie. Cieszyła się na nią, bo oprócz przyjemnego spędzenia
czasu, po raz pierwszy będą z kimś, kto nigdy nie znal Venetii i nie będzie się dziwić, widząc
ją razem z Alexem.
Po kolacji Alex odwiózł ją do domu. Wymówił się od wejścia mówiąc, że Ginny musi
się rozpakować.
- Zadzwonię jutro i dam ci znać, co z weekendem. Ujął jej dłoń i po chwili wahania
przyciągnął ją bliżej i pocałował. Nie był to jakiś specjalny pocałunek i Alex uśmiechnął się
smutno.
- Umiem to robić trochę lepiej.
- Wiem - uśmiechnęła się łagodnie.
- To dobrze. - Delikatnie dotknął jej policzka.
- Uważaj na siebie, Ginny.
- Ty też.
Wysiadła z samochodu i machała, póki nie odjechał. Weszła do domu lekka i aż
nieprzytomna ze szczęścia.
Termin wycieczki został ostatecznie ustalony na przyszły weekend. Alex zadzwonił
do niej następnego dnia rano.
- Wypływamy w sobotę rano, wracamy w niedzielę wieczorem. Czy to ci pasuje?
- Tak, świetnie, - Jednak poczuła się zaskoczona. Nie przypuszczała, że zostaną na
łódce przez noc, spodziewała się, że pojadą tylko na jeden dzień.
Dzień był piękny i ciepły. Ginny nastawiła pranie i z filiżanką kawy wyszła do
ogrodu. Wyglądał trochę inaczej niż przed jej wyjazdem. Trawnik był świeżo wystrzyżony, a
zbyt wyrośnięte rośliny pnące się po murze przycięte i podwiązane. Alex musiał tu przycho-
dzić w czasie jej nieobecności. Kwiaty wokół trawnika były w pełnym rozkwicie, a pnące
róże obsypane żółtym kwieciem tworzyły jasne plamy na tle starego ceglanego muru. Usiadła
na ogrodowym krześle, wystawiając twarz do słońca i rozkoszując się spokojem ogrodu i
zapachem róż. Żółte róże były ulubionymi kwiatami Venetii. Myśl o siostrze przez moment
wypełniła jej serce nagłym chłodem. Jak często Venetia siadywała tutaj, ciesząc się życiem,
jak ona teraz, i z radością patrząc w przyszłość? Jej życie było takie krótkie. Tłumiąc w sobie
nieprzyjemne uczucie lęku, Ginny szybko dopiła kawę i poszła do Clare.
Na weekend Ginny kupiła kilka ciuchów w dobrym sklepie w Cfteltenham, kiedy
pojechała odwiedzić matkę - praktyczne dżinsy, szorty, podkoszulek w paski i zabawną bluzę
z napisem na plecach. Wybrała też wycięty kostium kąpielowy, który świetnie podkreślał jej
figurę, teraz nieco pełniejszą niż na początku pobytu w Anglii. Nie martwiła się tym, bo
właśnie takich modelek ostatnio najbardziej poszukiwano.
Umówili się w sobotę wczesnym rankiem. Ginny miała przyjechać do Bristolu i tam
spotkać się z resztą. Odnalazła Alexa i Jeffa w porcie zajętych wnoszeniem na łódkę takich
ilości jedzenia, jakby wybierali się przynajmniej na tydzień. Ginny uśmiechnęła się, wyjęła
torbę z samochodu i podeszła do nich dziwiąc się, jak chłopięco i wesoło wyglądają.
- Cześć! - Alex odebrał jej torbę. Nachylił się i pocałował ją w usta. Był to znaczący
krok naprzód, bo zrobili to na oczach Jeffa.
- Cześć! - Posłała uśmiech przeznaczony tylko dla niego, potem przywitała się z
Jeffem, całując go na powitanie.
- A gdzie jest Kay? Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam!
- Powinna być lada moment. Umówiliśmy się o siódmej.
- Już chyba nie ma gorszej pory! - Powiedziała tak, ale naprawdę ucieszyła ją poranna
jazda samochodem przez uśpioną okolicę. - Czy mogę wam pomóc?
- Jeśli chcesz, to możesz poukładać jedzenie w środku.
Alex opisał jej jacht wcześniej. Wiedziała, że ma dziewięć metrów, nazywa się
Lydian, ale nie przypuszczała, że łódka będzie tak piękna. Kuchnia mieściła się na środku i
była wyposażona w najnowszy sprzęt: lodówkę, kuchenkę mikrofalową, zmywarko -
suszarkę. Nie będzie tak źle, jak myślała. Zajęła się rozlokowaniem jedzenia, ale po chwili
Alex zawołał:
- Kay już nadchodzi!
Przeszła nad pojemnikiem z puszkami piwa, wyszła na pokład i zeszła na nadbrzeże.
Kay była w jej wieku, miała bujną, ciemną, kręconą czuprynę i miły uśmiech. Miała jakieś sto
sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i gdy podeszła, wszyscy nad nią górowali.
- No nie! - jęknęła w taki sposób, że wszyscy wybuchnęli śmiechem.
To był miły początek, szczególnie, gdy po chwili Ginny stwierdziła:
- Kay, uwierz mi, tutaj twój wzrost to naprawdę duży atut - z nas wszystkich tylko ty
będziesz mogła wyprostować się w środku.
Wypłynęli z portu na silniku zaraz po zapakowaniu łódki. Płynęli wzdłuż stromych
ścian wąwozu Avon Gorge i pod wiszącym mostem Clifton, ulubionym przez samobójców.
Potem przez ujście rzeki River Severn skierowali się na otwarte morze. Ginny, ciesząc się
słońcem, siedziała razem z Alexem na dziobie.
- Chyba ty i Jeff wiecie, jak prowadzić taką łódkę?
- Ale sobie przypomniałaś! - Potargał jej włosy i obejmując w talii przyciągnął do
siebie.
Dzień zaczął się wspaniale. Ginny szybko przyzwyczaiła się do kołysania i żegluga jej
się podobała, ale Kay nie czuła się najlepiej i kiedy wypłynęli na morze, kilka razy znikała
pod pokładem. Ginny zeszła na dół, upewnić się, czy z Kay wszystko w porządku i
zorientować się, jak zaaranżować nocleg. Łódka była przeznaczona dla ośmiu osób - miała
trzy dwuosobowe kabiny, w tym jedną z podwójnym łóżkiem, a w kokpicie były dwie
dodatkowe koje. Torby mężczyzn leżały rzucone w jednej z kabin, ale ponieważ nie były
rozpakowane, nic to nie znaczyło.
Żeglowali wzdłuż wybrzeża Somerset i północnego Devon. Wiatr wypełniał żagle i
szybko popychał ich naprzód.
Ginny zabrała się za robienie kanapek na lunch i Kay zeszła na dół, żeby jej pomóc,
ale usiadła tylko, zielona na twarzy.
- Czy oni często żeglują? - zapytała z desperacją. Czując, że twierdząca odpowiedź
mogłaby oznaczać koniec dla Jeffa, Ginny odrzekła stanowczo:
- Myślę, że bardzo rzadko. Gdyby rzeczywiście to lubili, to już dawno kupiliby sobie
żaglówkę, zamiast pożyczać od kogoś. Spróbuj tego - podała jej butelkę brandy - w celach
leczniczych.
Blade policzki Kay nabrały trochę koloru.
- Chyba od dawna znasz Jeffa?
- Tak, ale nie widziałam go przez pięć lat, odkąd przeniosłam się do Ameryki.
- Ale kiedyś chodziliście ze sobą?
W pierwszej chwili, zajęta robieniem kanapek, Ginny nie zorientowała się, do czego
Kay zmierza. Nagle zdała sobie sprawę, że jest w podobnej sytuacji, w jakiej ona była z
Alexem i Venetią.
- Kilka razy spotykaliśmy się w czwórkę - odrzekła starając się, by zabrzmiało to
zwyczajnie.
- Wygląda na to, że on cię bardzo lubi.
- Kiedyś, gdy przeżywałam ciężkie chwile, był dla mnie bardzo miły.
- Ale wolisz Alexa?
Ginny odwróciła się do Kay i uśmiechnęła się.
- Tak, wolę Alexa.
To rozproszyło jej wątpliwości. Spróbowała się uśmiechnąć.
- Chciałabym nie czuć się tak źle.
- Wiesz, może są tu jakieś tabletki przeciwko chorobie morskiej. Poszukaj.
Udało się znaleźć potrzebne leki i wkrótce Kay dołączyła do reszty. Rzucili kotwicę w
zatoce Lynton i siedząc na zalanym słońcem pokładzie, zjedli lunch. Kay siedziała z nimi, ale
nie mogła się zmusić do jedzenia. Nie chciała niczego po sobie pokazać, ale wyraźnie czuła
się nie najlepiej.
- Może wrócimy? - zasugerowała Ginny.
- Nie, nie. Zaraz poczuję się lepiej. Te tabletki mi pomagają.
Odbili po południu. Kay znów zeszła na dół i Ginny znalazła ją z butelką brandy.
- Jesteś pewna, że się dobrze czujesz? Przecież możemy zmienić kurs i wracać do
domu.
- Nie, wszystko w porządku, naprawdę czuję się dobrze.
Mężczyźni chcieli spędzić noc na wodzie i przygotować posiłek na łódce, ale Ginny
wyszła na pokład i przywołała ich do siebie.
- Kay naprawdę źle się czuje, ale nie chce nic mówić. Może lepiej przycumujemy do
brzegu i zjemy coś na lądzie.
Ulga, jaka odmalowała się na twarzy Kay, gdy przybili do brzegu w Bideford i wyszli
na suchy ląd, warta była kilku godzin żeglugi.
Pospacerowali po mieście, w końcu znaleźli małą restaurację koło portu specjalizującą
się w potrawach ze świeżo wyłowionych ryb i owoców morza. Nie było to szczególnie
eleganckie miejsce - zwykłe obrusy w kratkę na drewnianych stołach, twarde ławy, a na
ścianach wokół wędkarskie trofea. Wyglądało na to, że właściciele zajmują się zawodowo i
amatorsko żeglarstwem, a samo miejsce promieniowało ciepłem i gościnnością.
Restauracja była pełna, a obsługa niespieszna, ale zdawało się to nikomu nie
przeszkadzać. W powietrzu wirowały strzępki rozmów i śmiech, dochodziły kuchenne
zapachy. Ścisnęli się w czwórkę przy stoliku między dwoma innymi stołami i już po chwili
wdali się w pogawędkę z gośćmi przy sąsiednich stolikach. Czekając na potrawy, wypili
karafkę wina, potem następną do posiłku. Głośne rozmowy przy stolikach przekształciły się w
jedną wspólną zabawę. O dziesiątej przyszedł mężczyzna z akordeonem i rozpoczęło się
wspólne śpiewanie szantów. Wszyscy przyłączyli się do chóru, podnosili w górę kufle z
piwem i stukali się z sąsiadami.
Wyszli dopiero koło północy, gdy zaczęto zamykać lokal, żegnając się głośno ze
wszystkimi, nagle zaprzyjaźnionymi ludźmi, wiedząc, że pewnie więcej się nie spotkają.
Czuli się świetnie, jakby to miejsce stało się oazą naturalności i wesołości w tym zbyt
cywilizowanym świecie. Alex objął Ginny w talii.
- Taka piękna dziś noc. Pójdziemy na spacer?
Zawołał do Jeffa, że wrócą później, i skręcili w stronę zatoki.
Noc była piękna, prawie tropikalnie gorąca, gwiazdy błyszczały na czystym niebie.
Noc dla kochanków - pomyślała Ginny, z tęsknotą przepełniającą serce. Czy tej nocy
nadejdzie czas? - pytała samą siebie, nie pozwalając sobie nawet na ulotną nadzieję. Czy Alex
zabierze ją do pogrążonej w mroku kabiny? Czy wreszcie spełni się marzenie, by
wspomnienia tej cudownej, na zawsze zapamiętanej nocy sprzed lat, stały się
rzeczywistością? Czy połączy ich miłość? Alex był teraz zupełnie rozluźniony. Podziwiali
widok na zatokę. Woda była srebrna od blasku księżyca, i było tak pięknie, że aż dławiło w
gardle.
- Zawsze powinno być tak jak teraz - powiedziała marzycielsko Ginny.
- Uhm.
Alex oparł się o pień drzewa i przyciągnął ją do siebie. Odnalazł jej usta i zaczął
obsypywać je szybkimi pocałunkami. Ginny odchyliła głowę, całował jej szyję, czuła na
skórze gorący oddech. Jęknęła i przycisnęła się do niego biodrami, nie broniąc się przed
wypełniającą ją falą pragnienia i pożądania. Znów przywarł do jej ust. Tym razem całował ją
coraz mocniej ze wzrastającą namiętnością, jego ręce przytrzymywały ją w talii, nie
zwalniając uścisku. Ginny obejmowała jego głowę, I tuliła się do niego, z radością i
nienasyceniem przyjmując upragnione pocałunki.
- Ginny, Ginny! - szeptał jej imię prawie bez oddechu, tak jakby wymawiał je po raz
pierwszy.
Jego ręce delikatnie dotknęły jej piersi. Zawirowało jej w głowie i już nie wiedziała,
co się dzieje. Chciała krzyczeć, że chce być jego, zaraz, natychmiast! Pragnęła tylko, by
przewrócił ją na trawę, zdarł z niej ubranie i kochał ją z dziką, obezwładniającą namiętnością.
- Ginny?
Westchnęła przypominając sobie poniewczasie, że miała jemu pozostawić pierwszy
ruch. Nie może być zbyt szybka, zbyt spragniona.
- Ale jestem gorąca!
- Powiedz to jeszcze raz. - Roześmiał się głośno.
- Może wrócimy?
- Dobrze. - Pocałował ją jeszcze raz.
Muszę zapomnieć o tamtej nocy - powtarzała sobie Ginny, gdy tak szli razem objęci.
Nie możemy się śpieszyć. Trzeba zostawić czas na zaloty, to dawne określenie długiej drogi,
która prowadzi do poznania, wzajemnej akceptacji i uczucia, które przetrwa burze. W jej
przypadku umysł musi wziąć górę nad pragnieniem. A w przypadku Alexa? Może najpierw
trzeba ujarzmić umysł, żeby zwyciężyło pragnienie. Chociaż dzisiejszy wieczór jest dobrym
początkiem - pomyślała uśmiechając się.
- Co cię tak śmieszy? - Alex ścisnął ją lekko.
- Jestem szczęśliwa - powiedziała po prostu. - A ty? Zaskoczyło go pytanie, a jeszcze
bardziej własna odpowiedź.
- Tak. Myślę, że tak.
Nagle oczy mu pociemniały i wiedziała, że pomyślał o Venetii.
- Skąd znasz te żeglarskie piosenki? - Zapytała szybko. - Razem z Jeffem znaliście
wszystkie teksty.
- Już trochę żeglowaliśmy wcześniej. Rozmawiali tak, dopóki nie doszli do łódki.
W kuchni i w kabinie na rufie paliło się światło.
- Kay chyba poszła spać - stwierdził Alex.
Po cichu wślizgnęli się na łódkę. Zakołysała się pod ich ciężarem. Jeff siedział w
kuchni, przed nim stał kubek kakao.
- Jak tam Kay?
- Nie najlepiej - odpowiedział z ponurym uśmiechem. - Chyba wino jej zaszkodziło.
Nie tylko wino, ale też „lecznicza" brandy - pomyślała Ginny, ale nic nie powiedziała.
- Zostanę z nią. Wydaje mi się, że czeka ją ciężka noc.
- Ja mogę z nią zostać - zaproponowała Ginny. Jeff stanowczo potrząsnął głową.
- Ja za nią odpowiadam i ja się nią zajmę. - Popatrzył na Alexa. - Obawiam się tylko,
że będę cię budzić, jeśli będziemy spać w jednej kabinie.
Alex wzruszył ramionami, potem popatrzył na Ginny i wolno powiedział:
- To może przeniosę się do Ginny, jeśli się zgodzi. Skinęła głową, zbyt zaskoczona,
żeby coś powiedzieć.
- No to w takim razie ja się wprowadzam do twojej. - Jeff podniósł się i uderzył głową
w sufit. Zaklął, co mu się nigdy nie zdarzało, a Ginny i Alex wybuchnęli śmiechem.
- Poczekajcie, aż was to spotka!
Ginny wyszła z malutkiej łazienki i poszła do kabiny szykować się do snu.
Przypuszczała, że będzie mieć kabinę razem z Kay i wzięła ze sobą krótką bawełnianą piżamę
z więzienną pieczątką i ukośnym napisem „Recydywista" na piersi. Szczotkowała włosy, gdy
Alex zastukał do drzwi.
- Ginny? Mogę wejść?
- Tak. Proszę. - Poczuła gwałtowne bicie serca. Widząc jej piżamę wybuchnął
śmiechem i wszystko wróciło do normy.
- Przypuszczałem, że założysz coś bardziej wyrafinowanego, jedwabnego...
- Lubię śmieszne rzeczy. - Zmarszczyła nos.
- Jesteś duży dzieciak. - Roześmiał się.
W kabinie było podwójne łóżko, ale śpiwory były pojedyncze. Ginny wślizgnęła się
do swojego. Alex sięgnął nad nią, żeby otworzyć okienko, które było po jej stronie. Miał na
sobie tylko podkoszulek i szorty, ale gdy wchodził do śpiwora, zdjął koszulkę. Starała się nie
patrzeć na jego ciało, nie wywoływać dawnych wspomnień. Zgasił światło i położył się.
- Dobranoc - powiedziała w ciemności. Odszukał jej rękę i podniósł ją do ust.
- Dobranoc, Ginny. Moja słodka Ginny.
Serce topniało jej ze szczęścia. To nic, że ciągle powtarza jej imię, przypominając
sobie, kim ona jest. Są tak blisko. Czuła się niewiarygodnie szczęśliwa.
Chciała tak pozostać, trzymać go za rękę i żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Ale
zasnęła prawie natychmiast. Obudziła się po kilku godzinach. Kabina była mała i w śpiworze
było bardzo gorąco. Alex spał odwrócony do niej tyłem. Ostrożnie rozpięła suwak. Z kuchni
dobiegł ją jakiś dźwięk, a potem odgłos odkręconej wody. Na myśl o wodzie poczuła prag-
nienie. Jeszcze chwilę leżała, ale w końcu ostrożnie przeszła nad Alexem i wyszła z kabiny.
W kuchni Jeff szykował okład z lodu.
- Co z Kay?
Uśmiechnął się, widząc jej piżamę.
- Niedobrze. Chyba z powodu słońca. A wino i choroba morska też swoje zrobiły.
- Znów źle się czuje? Kiwnął głową.
- Pójdę do niej.
Kay nie spała, leżała blada i rozgrzana, ale czuła się już nieco lepiej.
- Niedługo mi przejdzie. Przepraszam za to całe zamieszanie - powiedziała słabym
głosem.
- Chcesz, żebym została z tobą?
Wszedł Jeff i delikatnie położył na czole Kay ręcznik z lodem. Spojrzała na niego z
wdzięcznością, a Ginny wymknęła się z kabiny czując, że nie jest tu potrzebna. Jeff znalazł
nareszcie kogoś, kim mógłby się opiekować, i chociaż Kay nie wiedziała o tym, ta nagła
choroba była najlepszą rzeczą, jaka mogła się jej przytrafić.
W kuchni Ginny opłukała ręce i twarz chłodną wodą i wyjęła z lodówki zimny napój.
Alex leżał na śpiworze, nie spał, światło było zapalone.
- Czy wszystko w porządku?
- Kay nie czuje się zbyt dobrze, ale Jeff się nią zajął. Popatrzył na nią badawczo
wiedząc, co miała na myśli.
- Trzymaj, przyniosłam ci coś do picia. - Podała mu napój i przeszła nad nim na swoją
połowę łóżka. Spojrzał na nią z uznaniem.
- Skąd wiedziałaś, że nie będę spać?
- I tak się dziwiłam, jak możesz spać w takim upale. Oparci o ścianę, siedzieli
popijając napój.
- Właściwie mógłbym mieć taką łódkę. Poczuła radość, że wreszcie zaczął myśleć o
przyszłości.
- Dziwię się, że do tej pory nie kupiliście sobie z Jeffem jakiejś żaglówki.
- Można by to zrobić, ale na razie nie ma sensu. Jeśli Jeffowi coś wyjdzie z Kay, to
myślę, że nie pożegluje.
- Chyba nie. Biedna Kay. Obawiam się, że raczej nie będzie mogła jutro płynąć.
- Może Jeff wynajmie samochód i odwiezie ją do domu, a my wrócimy sami. - Ujął jej
dłoń. - Zostaniesz moją załogantką?
Na myśl, że zostaną tylko we dwoje, przeszyło ją gwałtowne uczucie szczęścia, ale
jedynie zawołała ze śmiechem:
- Tak jest, kapitanie!
Skończyli picie i Alex wziął od niej pustą puszkę.
- Lepiej jeszcze pośpijmy.
Zgasił światło i położył się, nie wchodząc do śpiwora. Ginny zrobiła to samo.
Nieoczekiwanie Alex przyciągnął ją do siebie, przytulając się do jej pleców. Lekko pocałował
ją w łopatkę i przez kilka minut Ginny ledwie odważyła się oddychać, nie wiedząc, czy nie
posunie się dalej, ale nie zrobił nic więcej i znów zapadli w sen.
Obudził ich warkot uruchamianego w pobliżu silnika. Ginny, jeszcze senna, odwróciła
się, ale szybko się rozbudziła, gdy poczuła obejmującą ją rękę Alexa. Poruszył się i otworzył
oczy.
- Cześć, kochanie - zamruczał i przybliżył się, żeby ją pocałować. Nagle zamarł i z
przerażeniem szeroko otworzył oczy. Odsunął się gwałtownie. Przez kilka chwil po
przebudzeniu myślał, że jest z Venetią. Starając się niczego po sobie nie pokazać usiadła i
powiedziała z ożywieniem:
- Ja pierwsza zajmuję łazienkę. Ciekawa jestem, jak Kay się czuje. Przesuń się trochę,
to szybciej wyjdę.
Porwała kosmetyczkę i kilka ciuchów i zostawiła go samego, dając mu czas na dojście
do siebie. Ubrała się i zajrzała do kabiny Kay. Nie zdziwiła się, widząc Jeffa śpiącego w
wolnej koi. Kay też spała. Ginny poszła do kuchni i po cichu zaczęła szykować śniadanie.
Po kwadransie pojawił się Alex.
- A gdzie reszta?
- Jeszcze śpią. Zrobiłam ci jajecznice na grzance. Lubisz?
- Uhm, bardzo.
Usiedli i zaczęli jeść, rozdzieleni stojącym na stoliku ekspresem do kawy. Dookoła
panował spokój, prawie nie czuło się kołysania łódki.
- To jaki mamy plan? Kiedy odpływamy? - zapytała z ożywieniem.
Popatrzył na zegarek.
- Za jakąś godzinę będziemy gotowi.
Właśnie kończyli śniadanie, gdy do kuchni wkroczył Jeff.
- Czuję zapach kawy - powiedział, węsząc nosem jak głodny królik.
- Zaraz ci naleję. Kay też chyba się napije. - Po patrzyła na Jeffa. - Sądzisz, że będzie
mogła popłynąć?
- Nie, jeśli tylko można tego uniknąć. Spróbuję wynająć samochód albo złapać
taksówkę, chociaż w niedzielę mogą być problemy.
Alex wstał, pochylając głowę, żeby się nie uderzyć.
- Zobaczę, co się da zrobić.
Dla kogoś innego może byłoby to trudne zadanie, ale Alex wkrótce był z powrotem.
Dogadał się z właścicielem innej łódki, który zgodził się odwieźć Jeffa i Kay do Bristolu, jeśli
będą gotowi za pół godziny. Zadowoleni prawie w biegu zjedli śniadanie i odjechali. Ginny i
Alex zostali sami. Przez chwilę poczuli się nieswojo, ale to uczucie szybko zniknęło, kiedy
zajęli się szykowaniem łódki do żeglugi. Dzień znów był piękny i tak gorący, że po jakiejś
godzinie Ginny zeszła na dół i przebrała się w kostium. Alex rozebrał się już wcześniej i w
samych szortach stał przy sterze, szczupły i brązowy od słońca.
Uśmiechnął się na jej widok i wyciągnął rękę.
- Hej, Ginny - powiedział ciepło i pocałował ją. W mgnieniu oka świat znów stał się
piękny, szczególnie gdy dodał: - Jesteś taka czarująca.
Dalsza żegluga upłynęła w idyllicznym nastroju. Ginny wiedziała, że ten dzień
zapamięta na zawsze. Alex był wyraźnie szczęśliwy, droczył się z nią, kiedy myliła liny,
przytulał ją i całował. Pozwolił jej sterować i gdy trzymała koło sterowe, stanął za nią, z ręką
delikatnie opartą na jej ramieniu. Czuła tuż obok siebie jego prawie nagie ciało, a lekki wiatr
owiewał ich twarze. W drodze powrotnej musieli halsować, więc podróż trwała nieco dłużej
niż w tamtą stronę. Był już prawie wieczór, gdy z żalem zrzucili żagle i na silniku popłynęli
do portu.
Wyładowanie i sklarowanie łódki zajęło im następną godzinę, więc kiedy wreszcie
wyruszyli do Bath, było już późno i zupełnie ciemno. Po dwóch dniach na świeżym powietrzu
i krótkim śnie w nocy oboje czuli się zmęczeni. Alex ziewnął, gdy czekali na skrzyżowaniu
na zmianę świateł i Ginny powiedziała impulsywnie:
- Naprawdę musisz dziś wracać do domu? Jeśli chcesz, możesz przenocować u mnie.
Stłumił kolejne ziewnięcie i roześmiał się.
- To bardzo ponętny pomysł.
Ucieszyła się, że tak łatwo się zgodził. Wszystko jedno czy spędzą tę noc tak jak na
łódce, czy też Alex przenocuje w wolnym pokoju - liczyło się tylko to, że będą razem.
Zaparkowali przed domem i Ginny nachyliła się do tyłu, żeby sięgnąć po swoją torbę,
gdy usłyszała Alexa.
- W salonie pali się światło. Chyba je zostawiłaś wczoraj rano.
- Nie pamiętam, żebym wczoraj w ogóle była w tym pokoju. - Zaskoczona spojrzała
na dom.
Popatrzyli na siebie i Alex szybko wysiadł z samochodu.
- Zostań tutaj.
Stanęła tuż za nim, gdy otwierał drzwi.
W pokoju był mężczyzna, ale zupełnie nie wyglądał na włamywacza. Siedział w
fotelu, z nogami na stołeczku, drinkiem na stoliku obok i oglądał telewizję. Gdy wpadli do
salonu, popatrzył na nich, jakby nic się nie stało.
- Cześć, Ginny.
- Simon!
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Co tu robisz?! - krzyknęła ze zdumieniem. Poczuła, że stojący obok niej Alex
sztywnieje, i serce jej zamarło, gdy zobaczyła wyraz niezadowolenia na jego twarzy. W
obawie, że zaraz się odwróci i odejdzie, uspokajająco położyła rękę na jego ramieniu.
Simon dostrzegł ten gest.
- Przejeżdżałem w pobliżu i pomyślałem, że poproszę cię o nocleg. - Popatrzył na
Alexa. - Ale może przeszkadzam?
- Zupełnie nie - odrzekł sztywno.
Ledwie hamując wściekłość, Ginny zapytała:
- Simon, chyba nie miałeś okazji poznać mojego szwagra, Alexa Warwicka?
- Ach, to pan był mężem Venetii - podniósł rękę w geście powitania, ale nie ruszał się
z miejsca. Badawczym wzrokiem zmierzył Alexa.
- Jak się tu dostałeś? - zapytała chcąc, by Alex wiedział, że nie dała Simonowi kluczy.
- Przypomniałem sobie, że opowiadałaś o sąsiadce, więc zastukałem do niej i wpuściła
mnie.
- Tak po prostu cię wpuściła?
- No, powiedziałem jej, że jestem twoim mężem - odrzekł gładko, zadowolony z
siebie.
- Pięknie ci dziękuję!
Nadal trzymała rękę na ramieniu Alexa, ale poczuła, że on oddala się od niej. Świetnie
wiedziała, co sobie teraz myśli, ale nie miała zamiaru pozwolić mu znów odejść.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś, by mi powiedzieć, że przyjeżdżasz?
- Próbowałem, ale ciągle włączała się taśma.
- Popatrzył na nią żałośnie, ale w jego oczach czaiła się wesołość. - Wygląda na to, że
nie cieszy cię mój widok.
Spróbowała wziąć się w garść. Nie uda mu się wyprowadzić ją z równowagi. Zdjęła
rękę z ramienia Alexa i zrobiła kilka kroków.
- Przecież wiesz, że zawsze jesteś miłym gościem - powiedziała lekko. - Nie mogłeś
mnie zastać, bo wyjechaliśmy na weekend. Wybraliśmy się ze znajomymi na żaglówkę. -
Zacisnęła palce na poręczy krzesła. - Może się czegoś napijemy? Alex, na co masz ochotę?
Potrząsnął głową.
- Zostawiłem otwarty samochód. Przyniosę twoje rzeczy.
Wyszedł, a Simon podszedł do niej i pocałował ją.
- Czy zjawiłem się tu bardzo nie w porę?
- Trochę - przyznała.
- Przykro mi. - Łagodnie położył rękę na jej ramieniu, ale zdjął ją szybko, gdy Alex
wszedł z torbą do pokoju.
- Alex, pozwól, że ci coś naleję. Czego się napijesz?
- Dziękuję, ale prowadzę.
Spojrzał na Ginny. Poczuła nagły ucisk w sercu, widząc, że oddalają się od siebie
coraz bardziej.
- Pewnie macie sporo rzeczy do omówienia, więc lepiej was zostawię. Dobranoc,
Ginny. Do zobaczenia.
Szybko skinął głową w kierunku Simona i zniknął za drzwiami. Ginny wybiegła za
nim. Dopadła go na chodniku. Obróciła go, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Alex, nie zapraszałam go tutaj. I nic się nie zmieniło. I ja się nie zmieniłam. Nadal
jestem tą samą osobą, jaką byłam dzisiaj po południu.
- Tak, wiem - odrzekł szorstko.
- To dlaczego traktujesz mnie tak, jakbym nagle stała ci się obca? Jak kogoś, kogo
nawet nie lubisz.
Zacisnął zęby, westchnął.
- Sądzę, że dopóki on był tylko imieniem, łatwiej było mi o nim nie myśleć, ale
zobaczyć mężczyznę, który był twoim mężem, wyobrazić sobie was razem - to już nie tak
łatwo znieść.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- O Boże! Chyba jesteś zazdrosny! Był równie zdziwiony jak ona.
- Oczywiście, że nie jestem zazdrosny.
- To czemu tak pędzisz? - Omal nie zapytała, dlaczego tak ucieka.
Zobaczyła błysk złości w jego oczach.
- Wcale nie. Ale nie chcę wam przeszkadzać, gdy będziecie wspominać dawne czasy.
- Jesteś zazdrosny! To wspaniale! - Uśmiechnęła się promiennie.
Wpatrywał się w nią targany sprzecznymi uczuciami. W końcu poczucie humoru
zwyciężyło i roześmiał się.
- Już dobrze, może trochę jestem. - Położył rękę na jej ramieniu, odwrócił do siebie i
mocno pocałował w usta. - On jest za stary dla ciebie!
Wsiadł do samochodu i szybko odjechał. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął,
przepełniona radością, że potrafi go oczarować. Czuła się tak, jakby pomyślnie pokonała
pewną barierę i teraz jej życie ułoży się zupełnie inaczej.
- Masz zamiar tak tu stać całą noc? - Dobiegający z holu głos Simona przywołał ją do
rzeczywistości. Roześmiała się i poszła w jego stronę.
Domyśliła się, że wizyta Simona nie była przypadkowa. Należał do ludzi, którzy
zawsze wiedzą, że w razie potrzeby czeka na nich zarezerwowany hotel. Weszli do salonu.
- No dobrze, teraz mów, co cię tu sprowadza.
- Ach ta przenikliwość i bezpośredniość mojej eksżony! - Roześmiał się.
- Czy to długo potrwa?
- Możliwe - przyznał.
- To najpierw wezmę drinka. - Przygotowała sobie bezalkoholowy napój i ponownie
napełniła jego kieliszek. Usiadła na kanapie podwijając nogi. - No dobrze, zaczynaj.
- Jeśli jesteś zupełnie pewna, że będzie ci dobrze... Roześmiała się, przypominając
sobie, że to właśnie poczucie humoru zawsze u niego ceniła.
- No już, Simon. Zdaje się, że masz problemy z żoną.
- Zgadza się, ale nie takie, jak myślisz. Janet się rozwodzi.
Spojrzała na niego naprawdę zaskoczona. Janet była jego pierwszą żoną i matką jego
dzieci, teraz już zupełnie dorosłych.
- O Boże, zawsze myślałam, że jest zadowolona.
- Widać nie. Zabrała ze sobą bagaże i meble, zarzekając się, że nigdy nie wróci.
Popatrzyła na niego przenikliwie.
- A ty byś nie miał nic przeciwko temu, żeby to wszystko razem z nią znalazło się u
ciebie?
- Miałaś rację, gdy mówiłaś, że nie powinienem jej zostawiać. Ale jest jeden problem.
- Żona numer cztery? Sonia?
- T - a - k. A poza tym jeszcze to, że był numer dwa i numer trzy.
- No tak; Janet ma przewagę. I co zamierzasz zrobić?
Chyba po raz pierwszy w życiu Simon wyglądał na niezdecydowanego.
- Nie wiem. Boję się ją spłoszyć, a zarazem obawiam się, że jak nic nie zrobię, to
może znaleźć sobie kogoś innego albo rozmyślić się i wrócić do domu. Chciałbym, żeby
wiedziała, że nadal mi na niej zależy.
- To rzeczywiście masz problem. Pokiwał głową.
- Dlatego wpadłem na pomysł, że pogadam z tobą. Ty też chyba jesteś w podobnie
delikatnej sytuacji, co?
W duchu przyznała mu rację. Zamyśliła się.
- Musisz być bardzo ostrożny. Nie rób niczego za szybko. Ale jeśli chcesz jej
powiedzieć, że nadal ci na niej zależy, to Janet musi mieć pewność, że tym razem to będzie na
dłużej. Powinieneś ją przekonać, że już więcej nie będzie żadnych skoków w bok.
Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się.
- To może nawet byłby niezły pomysł, gdyby udało ci się przekonać ją, że już się
wyszalałeś i chcesz się ustatkować.
Zwrócił się w jej stronę, a ona roześmiała się.
- I oczywiście nie wygadaj się, że spędziłeś u mnie noc.
- No pewnie, że nie. Chociaż może nie byłoby źle, gdyby Sonia się jakoś o tym
dowiedziała.
- Och, nie! - zawołała prostując się na kanapie. - Jeśli dlatego tu przyszedłeś, to
wychodź stąd zaraz. Moja własna przyszłość może być zagrożona, gdybyś chciał posłużyć się
mną w sprawie rozwodowej.
- Uspokój się, nie zrobię tego - popatrzył na nią przenikliwie. - Alex chyba się nie
ucieszył, widząc mnie tutaj.
- Inni też by się nie ucieszyli - powiedziała zgryźliwie, ale po chwili złagodniała. -
Mówiłam ci, że trzeba patrzeć pod nogi, żeby nie wdepnąć w błoto.
- A przede mnie czujesz się, jakby ci się to przytrafiło?
- Tak, ale mam nadzieje, że będzie dobrze.
- Pójdę, jeśli chcesz.
- Nie - stanowczo potrząsnęła głową. - Alex wie, że jesteśmy przyjaciółmi. Musi się z
tym pogodzić.
- To dobrze. Nie bardzo by mi się uśmiechało iść i szukać noclegu o tej porze.
Rozmawiali jeszcze długo, głównie o matrymonialnych problemach Simona, a
właściwie to on mówił, a ona słuchała. Była to jedna z rzeczy, która ich zbliżała, jej
umiejętność słuchania i zadawania pytań, dzięki którym łatwiej udawało się podjąć właściwe
decyzje. Było już po północy, kiedy Ginny stwierdziła, że trzeba iść spać.
- Porozmawiamy o tym jeszcze rano, dobrze? Potrząsnął głową.
- Już nie trzeba. Wiem, co mam robić. Uśmiechnęła się do niego.
- Wiedziałeś cały czas, ale chciałeś się jeszcze upewnić, że będziesz miał odwagę to
zrobić. - Wstała. - Przygotuję ci łóżko.
Simon też się podniósł i znajomym ruchem objął ją w talii.
- Czy to konieczne? Może byśmy - po starej znajomości... - pytanie zawisło w
powietrzu.
- Nic z tego - powiedziała stanowczo. - Już i tak wystarczy ci kłopotów.
- Chyba masz rację. Ale naprawdę szkoda, bo wyglądasz prześlicznie. - Westchnął.
- Idź do łóżka, Simon. - Roześmiała się i popchnęła go naprzód.
Odjechał do Londynu koło dziewiątej rano. W kilku oknach dostrzegła nieznaczne
poruszenia firanek, u Clare również. Domyśliła się, że niedługo cała ulica będzie wiedzieć, że
była mężatką. Clare zapewne sądziła, że nadal nią jest, Simon z pewnością nie powiedział, że
rozwiedli się prawie dwa lata temu. Wróciła do domu i wzięła się za sprzątanie. Czekała na
Clare i na telefon od Alexa, chociaż co do tego czy zadzwoni, nie miała aż takiej pewności.
Clare nie dała na siebie długo czekać, zastukała koło dziesiątej. Ginny szczerze
opowiedziała jej o Simonie i po jakiejś godzinie Clare poszła, zadowolona, że ma o czym
opowiadać. Oczekiwany telefon od Alexa był dopiero wieczorem i na dźwięk jego głosu serce
jej zabiło.
- Pojechał?
- Oczywiście.
- A czego chciał? - Widać Alex też przejrzał jego wymówkę.
Z ożywieniem opowiedziała mu o wszystkim.
- A jak tam Kay, wiesz coś? - zapytała, usuwając Simona z ich życia.
- Już czuje się całkiem dobrze. Po prostu kiepski z niej żeglarz. - i tak świetnie się
trzymała.
- Jeff chyba też tak uważa. Wygląda na to, że tym razem połknął haczyk.
- To wspaniale, bardzo się cieszę.
- Co dzisiaj robiłaś?
- Chowałam składane łóżko, na którym spał Simon.
- Naprawdę?
- Pomyślałam, że chętnie się o tym dowiesz.
- Może przyjechałabyś tutaj i poszlibyśmy na kolację?
- Już jadę. - Westchnęła ze szczęścia.
Kilka następnych tygodni należało do najszczęśliwszych chwil w życiu Ginny.
Widywała się z Alexem dwa lub trzy razy w tygodniu, chyba że akurat wyjeżdżała w związku
z pracą. Czasami wychodzili gdzieś w czwórkę z Jeffem i Kay, ale częściej zostawali sami.
Była pełnia lata, najlepszy czas na pogłębienie łączącego ich uczucia. Powoli poznawali się
coraz lepiej, odkrywali się wzajemnie. Ginny upewniła się, że nie tylko kocha Alexa, ale też
bardzo go lubi. Alex uświadomił sobie, że Ginny nie jest sobowtórem kobiety, którą kiedyś
kochał i utracił, ale zupełnie inną istotą. Bywały jeszcze chwile, kiedy nazywał ją Venetią i
wtedy na moment odżywało napięcie, ale z upływem czasu zdarzało się to coraz rzadziej.
Po wakacyjnej przerwie na uniwersytecie Alex miał pojechać z referatem na
konferencję do Mediolanu.
- Żałuję teraz, że się na to zgodziłem.
Byli w jego mieszkaniu, w ostatni wieczór przed wyjazdem Alexa. Wrócili z kolacji i
w doskonałych nastrojach siedzieli na skórzanej kanapie.
- Wyjeżdżasz tylko na tydzień.
- Tak, ale chyba nie zdążę wrócić przed twoim odlotem do Ameryki.
- Nie mogę nic zrobić. To pokaz mody przygotowany przez projektanta, któremu
mnóstwo zawdzięczam. Bardzo mi pomógł, gdy stawiałam pierwsze kroki w Nowym Jorku i
nie mogę go teraz zawieść.
Mocniej objął ją w talii.
- Trochę się boję, że będzie cię kusiło, żeby zostać w Ameryce. Obiecujesz, że
wrócisz?
- Przecież wiesz, że tak.
Pochylił się i zaczął ją całować, ręce opuścił na jej piersi. Czuła jego usta
przyciskające jej wargi w namiętnym pocałunku, dotyk jego palców na skórze, pieszczoty,
które budziły w niej takie emocje, że aby opanować krzyk, wbiła mu paznokcie w plecy. Z
trudem łapała oddech, a jej ciało wyginało się pod dotykiem jego rąk. Nie spali jeszcze ze
sobą, ale z każdym mijającym dniem narastała w nich pewność, że ta chwila jest coraz bliżej.
- Jesteś taka piękna - wyszeptał. Rozpiął jej bluzkę i zaczął całować piersi. Zajęczała,
zanurzyła dłonie w jego włosach i nagle w tym momencie rozległo się stukanie do drzwi.
Alex wyprostował się.
- Cholera! - Poprawił włosy i wstał, a Ginny pośpiesznie zapięła bluzkę. - Już?
Kiwnęła głową, otworzył drzwi. Zobaczyli Jeffa i Kay. Stali objęci wpół z tak
promiennymi twarzami, jakby spotkało ich jakieś nieprawdopodobne szczęście.
- Przepraszamy za najście, ale musimy wam coś powiedzieć - właśnie się
zaręczyliśmy!
- To wspaniała wiadomość! - Alex wciągnął ich do pokoju. - Nie mogliście mnie
bardziej ucieszyć. - Ucałował Kay i uścisnął rękę Jeffa. - Moje gratulacje.
Ginny złożyła im życzenia, a Alex otworzył butelkę szampana.
- Trzymałem go przez dziesięć lat właśnie na taką okazję. Na pewno już nabrał mocy.
Wypili za zdrowie i szczęście narzeczonych, Alex wzniósł toast i głos mu nawet nie
zadrżał.
- Jakie macie plany? - wypytywała Ginny. - Kiedy ślub?
- Jeszcze nie było czasu, żeby o tym pomyśleć. Zaręczyliśmy się dopiero dzisiaj.
- Ale już ją namówiłem, żeby pojechała ze mną do Włoch na wykopaliska! - wtrącił
się Jeff.
Ginny szczerze cieszyła się z jego szczęścia. Sama czuła się podniecona na myśl o
wspaniałej przyszłości, która się przed nimi otwierała. Spojrzała na Alexa i dostrzegła, że
jakaś część jego istoty nie bierze udziału w tym, co się dzieje. Wiedziała, że Alex myśli o
Venetii, wspomina dzień, kiedy się zaręczyli i też z nadzieją patrzyli w przyszłość. Poczuł jej
wzrok i zmarszczył brwi. Z wysiłkiem oderwał się od wspomnień. Mrugnął do niej,
uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale smutek pozostał w jej oczach.
Jeff i Kay byli tak podekscytowani, że zostali do późna w nocy. Siedzieli na kanapie,
trzymając się za ręce, snuli plany na przyszłość.
- Zostaniesz moim drużbą, dobrze? - zapytał Jeff. - W końcu to wszystko zrobiłem dla
ciebie.
- Czy mógłbym powiedzieć nie na tak zgrabnie sformułowane zaproszenie? - Alex
roześmiał się.
Kay popatrzyła na Ginny.
- Marzę, żebyś została moją druhną - zawahała się - ale...
- Jeśli masz trochę zdrowego rozsądku, to nie proś mnie o to - dokończyła za nią
Ginny. - Jestem za wysoka. Do ciebie najbardziej pasują małe słodkie dziewczynki w
sukieneczkach i pantalonach.
Kay rozpromieniła się.
- Och, to cudowny pomysł! A pomożesz mi wybrać suknię ślubną?
- Oczywiście.
Rozśmieszając mężczyzn, zaczęły omawiać wzory sukien ślubnych. W końcu Alex się
podniósł.
- Nie obraźcie się, ale mam samolot wcześnie rano i muszę was wygonić.
Pożegnali się i poszli do mieszkania Jeffa, a Alex odprowadził Ginny do samochodu.
- Dobrej podróży do Mediolanu.
- Uhm. - Wyglądało na to, że zaprząta go coś innego. - Ginny? - Położył jej ręce na
ramionach.
- Tak?
Zawahał się i potrząsnął głową.
- Do zobaczenia, jak wrócę. Na pewno możesz prowadzić?
- Tak. Dobranoc.
Pocałował ją lekko, ale nagle gwałtownie przycisnął ją do piersi i mocno pocałował w
usta. Poczuła, że zawsze będzie miał nad nią władzę.
- Och! - Spojrzała na niego zaskoczona, ale Alex już otwierał samochód. Wsiadła i
odjechała, pomachał jej ręką.
Alex kilka razy telefonował do niej z Mediolanu, ale mimo to tydzień był męczący i
pełen niepokoju. Były chwile, kiedy pragnęła go aż do bólu. Zamęczała się grą w tenisa,
gimnastyką, chodziła na basen, znów zaczęła biegać. To wszystko świetnie wpłynęło na jej
figurę, jednak nie stłumiło pragnienia. Wiedziała, że Alex potrzebuje czasu, ale była bardzo
zakochana. Jej młode, zdrowe ciało domagało się swoich praw. Czasami było jej ciężko, tym
bardziej że wiedziała, czego może spodziewać się po Alexie.
Cieszyła się, że Alex jest szczęśliwy. Coraz rzadsze były chwile, przynajmniej gdy
byli razem, w których oddalał się od niej i pogrążał we wspomnieniach i smutku. Ale do tej
pory nie zabrał jej do swojej rodziny ani, choć go zapraszała, nie towarzyszył jej w wizytach
składanych matce. Domyślała się powodów - nie chciał, by wyciągnięto wniosek, który się
sam nasuwał - że Ginny ma mu zastąpić Venetię. Rozumiała go, ale zdawała sobie sprawę, że
nie przedstawi jej rodzinie, dopóki sam nie będzie całkowicie przekonany.
Któregoś dnia Ginny zaprosiła Kay na kolację. Rozmawiały o ślubie i oglądały wzory
sukien. Kay czuła się bardzo szczęśliwa i chciała, żeby i Ginny dzieliła jej uczucia.
- Może niedługo ty i Alex też: będziecie szykować się do ślubu. Koniecznie musisz
mieć białą suknię, będziesz wyglądać prześlicznie.
Ginny uśmiechnęła się.
- Może kiedyś przyjdzie taki dzień, ale myślę, że jeszcze nieprędko.
- Dlatego, że Alex jest wdowcem? Ależ wy jesteście dla siebie stworzeni!
- Naprawdę tak myślisz? - Popatrzyła na Kay badawczo.
- Oczywiście. Wszyscy tak uważają. - Roześmiała się. - I ja będę mogła być twoją
druhną, bo jestem od ciebie dużo niższa!
- Myślę, że nawet jeśli kiedyś się pobierzemy, to będzie to tylko szybka rejestracja w
urzędzie. Chociaż byłoby przyjemnie znów brać ślub w białej sukni - powiedziała
marzycielsko, zapatrzona gdzieś w dal.
- Znów? - Kay szeroko otworzyła oczy. - Czy chcesz powiedzieć, że już byłaś
mężatką?
Giny popatrzyła na nią i zdała sobie sprawę, że jeśli miałaby na dłużej zaprzyjaźnić się
z Kay, to nie może przed nią niczego ukrywać.
- Tak, jestem rozwiedziona. Chyba nie wiesz, że miałam siostrę, identyczną
bliźniaczkę, a Alex był jej mężem. I dlatego teraz są problemy.
Wydało jej się dziwne, że tak wiele zawarła w kilku zdaniach. Wszystko wyglądało
tak banalnie, gdy uczucia ujmowała w zwyczajne słowa. Nie powiedziała nic więcej, a Kay
była zbyt dobrze wychowana, żeby zadawać pytania. Nagle Ginny zobaczyła wszystko
inaczej. Da Alexowi czas do Bożego Narodzenia i jeśli do tej pory nic się nie zmieni w ich
wzajemnych stosunkach, każe mu podjąć jakąś decyzję. Być może tego oczekiwał -
pomyślała z niepokojem. Może sam nie mógł się zdobyć na zdradzenie pamięci Venetii.
Alex sam wrócił z lotniska do domu i natychmiast zadzwonił do Ginny, czy może
przyjechać.
- Oczywiście, przyjeżdżaj. Czy chcesz się gdzieś wybrać?
- Może pospacerujemy po okolicy?
- Świetnie. To do zobaczenia.
Szybko wzięła prysznic, założyła bawełnianą spódniczkę i wyciętą bluzkę, sandałki,
związała włosy, Alex właśnie nadjechał. Zbiegła na dół, żeby go przywitać. Popatrzyła mu w
oczy. a on delikatnie ujął jej ręce i lekko pocałował. Pojechali do Avebury, Spacerowali
wokół ustawionych w szeroki krąg kamieni, w dawnym miejscu kultu. Trzymał ją za rękę,
długie cienie kładły się na trawie, słońce było nisko na niebie, byli zupełnie sami.
Przez chwilę spacerowali w ciszy, ale oboje czuli narastające napięcie. Alex chował
coś w zanadrzu.
- W ciągu tego tygodnia dużo przemyślałem - powiedział w końcu, przerywając
milczenie. - Gdy zobaczyłem Jeffa i Kay, jacy są szczęśliwi i poczułem, jak bardzo mi ciebie
brak, kiedy byłem z dala od ciebie - zrozumiałem, jak bardzo ciebie potrzebuję, Ginny.
- Potrzebujesz mnie? - zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Tak. - Objął ją w talii obiema rękami i wpatrywał się w nią z napięciem. - Ginny, czy
wyjdziesz za mnie?
Poczuła ucisk w gardle i musiała przełknąć ślinę, żeby wydobyć głos. Szczęście było
tuż - tuż, ale jeszcze musi poczekać.
- Ale dlaczego, Alex? Dlaczego chcesz się ze mną ożenić?
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał i zaskoczony lekko zmarszczył brwi.
- Dobrze nam ze sobą, moglibyśmy spędzić resztę naszego... - przerwał. - Moglibyśmy
być razem. I z tych wszystkich powodów, dla których ludzie się pobierają.
Patrzyła na niego wyczekująco, ale słowa, które chciała usłyszeć, nie padły.
- Powiedziałeś, że brakowało ci mnie. Czy dlatego jestem ci potrzebna, bo jesteś sam i
już dłużej nie chcesz być samotny?
- Z tego powodu również.
- Również? - Z wysiłkiem, starając się nie ulec emocjom, zapytała: - A czy ten inny
powód to to, że wyglądam jak Venetia? - Odsunęła się od niego i zakryła twarz dłońmi.
- Nie! Przecież sama świetnie wiesz! - Pochwycił jej ręce i odciągnął od twarzy. -
Chcę, żebyś została moją żoną, bo potrzebuję ciebie i kocham cię!
- Kochasz? Mnie? Czy jesteś pewien?
- Oczywiście. - Potrząsnął nią lekko. - Och, Ginny, przecież sama wiesz, że zawsze cię
kochałem, od samego początku. Od pierwszego dnia, kiedy cię poznałem.
- Wtedy w samolocie? - Otworzyła szeroko oczy. Kiwnął głową.
- I dlatego zawsze byłem dla ciebie taki przykry, bo nie mogłem zapomnieć o tobie,
bez względu na to, jak bardzo się starałem. - Uśmiechnął się do niej, mrużąc oczy, tak jak
lubiła. - To jak, kochanie, wyjdziesz za mnie?
To było to, czego zawsze pragnęła, o czym marzyła przez tyle długich lat, ale nagle,
nie wiadomo dlaczego, poczuła, że nie może tak po prostu, bez żadnych zastrzeżeń,
powiedzieć tak. Niepewnie potrząsnęła głową.
- Nie wiem, Alex. Myślę, że gdybyś naprawdę tego chciał, to nie miałbyś żadnych
wątpliwości, nie musiałbyś wyjeżdżać i rozmyślać nad tym. To niepodobne do ciebie. Zawsze
dobrze wiesz, czego chcesz. Mam nadzieję, że nie robisz tego dlatego, bo sądzisz, że ja tego
oczekuję, a ty jesteś mi coś winien.
- Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek innego - zapewnił ją. - Ale musisz zrozumieć,
że potrzebowałem trochę czasu, żeby... żeby się z tym oswoić. Z każdą inną kobietą byłoby
dużo prościej, ale ty jesteś siostrą Venetii, w dodatku moje wcześniejsze uczucia do ciebie...
- Ale czy masz pewność, że już się z tym oswoiłeś? Przecież jeszcze do tej pory nie
spaliśmy ze sobą - dodała z bólem w głosie.
- To się da łatwo naprawić. - Spoważniał. - Ginny, kochanie, okazałaś tyle
cierpliwości i wyrozumiałości, że zawsze będę ci za to wdzięczny. Ale nadszedł czas,
żebyśmy się pobrali - albo przynajmniej zaręczyli.
- I poznasz mnie ze swoją rodziną?
- Oczywiście. - Nie wahał się.
- Mogą być przeciwni.
- Więc po prostu będą musieli się do tego przyzwyczaić - powiedział krótko.
To jej się spodobało. Roześmiała się.
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli ich uprzedzisz. A czy w ogóle wiedzą o moim istnieniu?
- Oczywiście. - Pokiwał głową. - Ale masz rację, lepiej ich uprzedzę.
Żadne z nich słowem nie wspomniało o duchach, ale oboje o tym pomyśleli.
- Więc odpowiedź brzmi tak? Wyjdziesz za mnie, Ginny?
Odeszła kilka kroków i położyła rękę na jednym z antycznych kamieni. Pod dłonią
poczuła szorstką chropowatość.
Wahała się kilka minut, próbując zebrać myśli. Czuła, że coś jest nie tak - może ta
propozycja była nie w porę, może jej przyczyny... Była zbyt przemyślana, nie było w niej
radości. Zwróciła się do niego.
- Alex, ty miałeś czas, żeby to przemyśleć. Ja też potrzebuję namysłu. Dam ci
odpowiedź po powrocie z Ameryki.
- Nie wcześniej?
- Nie, Alex. Przykro mi, ale nie chcę angażować się w nowe małżeństwo, jeśli nie
jestem absolutnie przekonana.
- Rozumiem. - Nie mógł jednak ukryć rozczarowania.
- Opowiedz mi o konferencji. - Pośpiesznie wzięła go pod rękę.
Zostało mniej niż tydzień do jej wyjazdu. W tym czasie widzieli się kilka razy, ale nie
poszli do łóżka.
Czuli, że doszli do pewnej bariery, którą najpierw muszą pokonać. Mimo to Ginny
była pewna, że gdyby Alex nagle porwał ją na ręce, zaniósł do sypialni - to wszystkie
wątpliwości natychmiast by się rozwiały. Ale nie zrobił tego i stąd wiedziała, że nie jest
jeszcze w stu procentach przekonany.
Nowojorski pokaz bardzo się udał. Jednocześnie Ginny załatwiła kilka innych spraw.
Wynajęła mieszkanie i swój dom na kalifornijskim wybrzeżu, wystąpiła kilka razy jako gość
w programach telewizyjnych, odświeżyła znajomości i upewniła się, że w każdej chwili może
tu wrócić.
Gdy wyjeżdżała, w Anglii były upały, podobnie w Ameryce. Wróciła ubrana w lekkie
letnie rzeczy. W Anglii powitał ją deszcz, lato się skończyło. Zanim przeszła przez odprawę i
znalazła Alexa, zupełnie przemarzła i drżała z zimna.
- Załóż to. - Zdjął płaszcz przeciwdeszczowy i zarzucił jej na ramiona, całując ją
jednocześnie. Popatrzył na wyładowany bagażami wózek. - Nieźle!
- Zabrałam ze sobą trochę rzeczy - wyjaśniła.
- Nie dziwię się teraz, że samolot się spóźnił. Roześmiał się, uśmiechnęła się w
odpowiedzi.
Odebrał od niej wózek i pchał go przed sobą. Ginny przywarła do jego ramienia,
opowiadała mu o podróży. W samochodzie nie przestawała mówić, choć nie słuchał jej
uważnie, koncentrując się na prowadzeniu. Ściemniało się, a deszcz stał się tak ulewny, że
wycieraczki nie nadążały z usuwaniem wody.
- Długo już tak leje?
- Dopiero od dzisiaj. Na drogach jest fatalnie, prawdziwy koszmar.
Jakby na potwierdzenie jego słów, po kilku minutach jazdy, już na peryferiach Bath,
przejechali koło wypadku - jeden samochód leżał na dachu, drugi był doszczętnie rozbity.
Zrobił się korek, policja kierowała ruchem. Ginny wychyliła się zza Alexa i dostrzegła
sylwetki leżących osób, jedna z nich była przykryta czyimś płaszczem przeciwdeszczowym.
Alex odjechał szybko, ale po chwili zjechał na pobocze. Ginny odwróciła się. Alex siedział z
twarzą bladą i spiętą, drżał cały.
- Alex! - Szybko odpięła pas bezpieczeństwa i zaniepokojona objęła go ramieniem. -
Co ci jest?
- Przepraszam. - Gwałtownie próbował się opanować. - To ten wypadek. Nagle
wszystko mi się przypomniało. Venetia.
- Och, nie myśl już o tym. proszę. Próbowała go uspokoić, ale bez rezultatów. Nie
mógł opanować dreszczy. Pomyślała, że musi go stąd zabrać. Zajęła jego miejsce i pojechali
do Bath. W domu dała mu mocną kawę z brandy. Czuła się bezradna, nie wiedziała, co dalej
robić.
Alex poczuł się trochę lepiej, ale nadal był blady i mocno zaciskał palce.
- Przepraszam cię za to wszystko, ale to pierwszy wypadek, który widziałem od czasu,
kiedy Venetia...
- Chcesz powiedzieć, że byłeś świadkiem tamtej tragedii? - zapytała z trwogą.
Potrząsnął głową.
- Nie świadkiem, ale byłem tam tuż po wypadku. Zawahał się przez chwilę, ale mówił
dalej niskim, łamiącym się głosem, tak jakby każde słowo sprawiało mu ból. Ginny już
podnosiła rękę, żeby mu przerwać, ale powstrzymała się przeczuwając, że nigdy przedtem o
tym nie mówił i teraz musiał z siebie wyrzucić.
- Braliśmy udział w meczu tenisowym na uniwersytecie. Mecz był wieczorem i
pojechałem tam prosto po pracy, a Venetia przyjechała swoim samochodem, więc do domu
wracaliśmy oddzielnie. Padało tak jak dzisiaj, taka gwałtowna wiosenna ulewa po długim
okresie pięknej pogody. Ja jechałem pierwszy i szybko dotarłem do domu. Czekałem na
Venetie, ale nie przyjeżdżała, więc po paru minutach zacząłem się martwić, że może popsuł
się jej samochód i pojechałem jej szukać.
Przerwał, zacisnął dłonie na poręczach krzesła zapatrzony w przeszłość, z pociemniałą
twarzą.
- Kiedy dojechałem, na miejscu była już policja i straż pożarna. Próbowali mnie
zatrzymać, ale wyrwałem się i skoczyłem do niej. Była uwięziona w samochodzie, próbowali
ją wyciągnąć. Na początku była przytomna. Otworzyła oczy i wiedziała, że jestem przy niej,
że ją trzymam. Ale potem coś jej dali, żeby można było ją uwolnić i właściwie dopiero po
kilku dniach w szpitalu odzyskała przytomność.
Dokończył zachrypniętym, chropowatym głosem.
- Wtedy już wiedzieliśmy, że nie ma dla niej ratunku. Myślę, że ona też wiedziała.
Próbowała nie poddawać się, ale brakowało jej siły. Tak chciała żyć. Biedaczka, mówiła do
mnie, wypowiedziała też twoje imię. Próbowała... próbowała uśmiechnąć się do mnie...
- Och, przestań już, proszę! - Podbiegła do niego. Nie była w stanie znieść więcej i nie
mogła patrzeć na jego ból. Objęła go mocno, starając się go uspokoić, gładziła go po włosach,
szeptała: - Mój biedny Alex, mój biedaczek.
Wstrząsnął nim nagły dreszcz. Ujął dłoń Ginny. Czuła drżenie jego ręki, gdy z
napięciem popatrzył jej prosto w oczy.
- Ginny - powiedział chrapliwie - potrzebuję cię. Zrozumiała od razu. Nie tak to sobie
wyobrażała, ale kochała go. Była gotowa na wszystko. Wyprostowała się i trzymając go za
rękę, poprowadziła na górę.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Deszcz nie ustawał. Ginny zapaliła nocną lampkę i szybko zaciągnęła zasłony,
odgradzając sypialnię od burzy za oknem. Alex na chwilę przystanął w drzwiach, popatrzył
na nią, po czym wszedł zamykając za sobą drzwi. Czekała, że podejdzie i weźmie ją w
ramiona, ale nie zrobił tego, więc powoli sama zaczęła rozpinać bluzkę.
Ubranie opadło na podłogę, nie schyliła się, żeby je podnieść. Stała wiotka i zgrabna,
bardzo szczupła z wyjątkiem kobieco zaokrąglonych piersi, ze stopami zanurzonymi w
zwojach jedwabiu i bawełny. Alex nadal się nie poruszał, W świetle Lampy jego twarz
wydawała się jakby nieobecna, wyprana z uczuć - ciemne oczy intensywnie wpatrywały się w
przestrzeń - Wolno podeszła do niego, ujęła jego twarz w obie dłonie i pocałowała go
namiętnie. Westchnął głęboko i Ginny poczuła, że wstrząsnął nim dreszcz, ale Alex nie
poruszył się i nie dotknął jej.
- Połóż się - powiedział stłumionym głosem.
Zaniepokojona popatrzyła mu w oczy, ale odwrócił wzrok. Usłuchała go i podeszła do
łóżka. Zadrżała pod dotykiem zimnej pościeli. Próbowała odegnać od siebie myśli, że coś jest
nie tak, że oboje powinni być teraz tak rozpaleni, że nawet by nie zauważyła chłodu
prześcieradła. Rozumiała, dlaczego zapragnął jej teraz - widok wypadku uświadomił mu, jak
kruche i nietrwałe jest ludzkie życie. Potrzebował czyjejś bliskości, fizycznego zespolenia, by
odzyskać wiarę, że życie toczy się dalej.
Nie patrzyła na niego, gdy zdejmował ubranie. Po chwili był obok niej. Odwróciła się
w jego stronę i zobaczyła, że znowu drży.
- Już wszystko dobrze. - Przytuliła się do niego, czując ciepło jego ciała.
- O Boże! Tak długo na to czekałem! - Westchnął głęboko i objął ją wpół tak mocno,
że aż poczuła jego palce.
Znów go pocałowała, jęknął i tym razem zaczął całować ją namiętnie, przyciskając do
poduszek. Odetchnęła z ulgą, uszczęśliwiona, objęła go mocno ramionami, przytulając się do
mego, czując narastającą tęsknotę za jego ciałem.
- Alex! Alex! Tak cię kocham!
Zobaczyła kropelki potu na jego skórze. Oddychał chrapliwie, z trudnością łapiąc
powietrze. Poczuła dotyk jego dłoni, gorącej i drżącej.
Obsypywał pocałunkami jej oczy i szyję, a ona jęczała z rozkoszy i oczekiwania.
Czuła, że jej ciało płonie z podniecenia, miłości i przepełniającego ją tak długo tłumionego
pragnienia.
Całowała go coraz namiętniej, ciało wyginało się w łuk pod dotykiem jego rąk, nie
mogła opanować ogarniającego ją pożądania, pragnęła jego miłości błagalnie i desperacko.
- Och, Alex, tak ciebie pragnę! Tak długo czekałam! Uniósł się na ramieniu, ale nie
przywarł do niej, jak oczekiwała.
- Na miłość boską, zgaś lampę! Zmroziła ją szorstkość jego głosu.
- Alex. - Otworzyła oczy i spojrzała na niego strwożona, ale on tylko coś zamruczał,
wyciągnął nad nią rękę i gwałtownym szarpnięciem wyłączył światło.
W ciemności, która zapanowała tak nagle, poczuła dziwny chłód i obcość. Serce jej
zamarło.
- Alex?
Nie odpowiedział, całował ją, ale spontaniczność zniknęła. Próbowała zagłuszyć to
dziwne uczucie, odnaleźć poprzedni nastrój. Zamknęła oczy i wmawiała sobie, że wszystko
będzie dobrze. Niech tylko ją kocha, jeśli chce, żeby wszystko odbyło się powoli, z czułością,
to i tak będzie dobrze. Ale nagle poczuła jakieś napięcie, a jego pocałunki stały się
natarczywe, wymuszone. Czuła, że całuje ją z jakąś desperacją, jakby chciał na nowo
rozbudzić w sobie namiętność.
Po kilku minutach podniósł głowę.
- Przykro mi, Virginio. Ja - po prostu nie mogę. Nigdy przedtem nie zwracał się do
niej pełnym imieniem i to, że teraz tak uczynił, wprowadziło jakiś dystans i obcość miedzy
nimi.
- Dziś wieczorem przeżyłeś szok, to...
- Na miłość boską, tylko nie mów, że to nic takiego - powiedział z nagłą złością.
- Chciałam powiedzieć, że to zrozumiałe - próbowała łagodzić. - Połóż się na chwilę i
odpocznij. Nie musimy się śpieszyć. Cała noc przed nami.
Z niechęcią położył się obok, ale nadal czuła przepełniające go napięcie. Leżąc obok
Alexa, przemawiała do niego czule, wspominała weekend na żaglówce. Opowiadała mu o
Ameryce, starając się odwrócić jego myśli od dzisiejszego wieczoru. Gładziła jego rękę,
potem dotknęła piersi, szyi, ramion. Poczuła, jak powoli napięcie ustępuje, mięśnie z wolna
rozluźniają się. Obsypywała delikatnymi, lekkimi pocałunkami jego ramiona i piersi, nie
zbliżając się do ust, rękoma pieszczotliwie dotykała jego ciała, coraz niżej, niżej...
Po chwili uniosła się nieco i przytuliła do niego, nieśmiało dotykając nogami jego nóg.
Alex gwałtownie zadrżał i przez krótką cudowną chwilę pomyślała, że już wszystko będzie
dobrze, ale była to tylko powtórna fala napięcia, nie pragnienia. Zdała sobie sprawę, że
wszystko stracone. Alex też to wiedział. Usiadł.
- Nie mogę - powiedział gwałtownie. - Nie w tym pokoju. Nie w tym łóżku.
- Przecież to tylko łóżko. Tylko pokój. I poza nami nie ma tu nikogo.
- Przepraszam. - Potrząsnął głową.
- Możemy pójść do hotelu - zaproponowała, wspominając, jak kiedyś dawno temu
skłoniła go, by zabrał ją do hotelu, bo nie chciała być z nim w łóżku Venetii. Historia się
powtarza - pomyślała smutno.
- To nie ma sensu. Lepiej pójdę. - Znów potrząsnął głową.
- Zaśnijmy i poczekajmy do rana - powiedziała przymilnie. - Teraz jesteś zbyt spięty,
ale może jutro rano...
- Nie! - wybuchnął. - Na Boga, Ginny, nie bądź taka racjonalna i opiekuńcza. Jestem
dorosły.
Poczuła złość wynikłą z frustracji i rozpaczy.
- To był twój pomysł, nie mój.
- Wiem. Przepraszam. Pójdę już. - Wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
Z sercem pełnym rozczarowania zwróciła się do niego.
- Przed moim wyjazdem do Ameryki pytałeś, czy wyjdę za ciebie. Czy chcesz
usłyszeć moją odpowiedź?
Zakładał właśnie koszule i zamarł gwałtownie.
- Może powinniśmy to teraz rozważyć - powiedział sztywno.
- Masz cholerną rację, że powinniśmy! - Czuła się odrzucona i przez to złość była
jeszcze bardziej gorzka. Przyklękła, owijając się prześcieradłem. - Na jakie małżeństwo
liczyłeś, Alex? Platoniczne? Czy tylko małżeństwo z nazwy? Miłe i przyjemne koleżeństwo?
Więc przykro mi, ale nic z tego! Potrzebuję mężczyzny, a nie...
- W porządku! - przerwał jej z mocą. - Wystarczy! To wszystko było nie w porę i w
złym miejscu i może my też nie jesteśmy dla siebie.
- Nie, nie my - odrzekła gwałtownie. - Nie, jeśli zechcesz być mężczyzną.
- Raczej łamagą, to miałaś na myśli - powiedział z goryczą.
- Nie. Być mężczyzną to znaczy znać swoje słabe strony i przezwyciężać je. A ty nie
potrafisz się zdecydować, czy chcesz żyć przeszłością, czy wybrać przyszłość. Venetia nie
żyje - powiedziała brutalnie.
- Jeśli chcesz żyć nadal z jej duchem, to twoja sprawa. Ale nie licz na to, że ja będę
czekać, aż postanowisz zacząć żyć na nowo. Mam jedno życie przed sobą i muszę je sobie
znów jakoś ułożyć.
- Pięknie to ujęłaś - zadrwił, wpychając koszulę w spodnie.
- Przynajmniej staram się żyć i nie roztkliwiam się nad sobą.
Popatrzył na nią, równie wściekły jak ona. Niepowodzenie potęgowało jego złość.
Chciał ją zranić.
- To nic dziwnego, że mi się nie udało z osobą tak doświadczoną jak ty.
- Jesteś podły! - Zerwała się i owinięta prześcieradłem wskazała mu drzwi. - Wynoś
się stąd! I nie wracaj, dopóki nie będziesz wiedział, czego chcesz!
- Z przyjemnością - warknął, zakładając buty.
- A kiedy znajdę kobietę, z którą zechcę się przespać, to ja nią pokieruję.
Usłyszała, jak zbiegł po schodach, zatrzasnął drzwi i natychmiast odjechał.
Nadal stała, przepełniona wściekłością, ale nagle złość jej minęła. Rozejrzała się po
pokoju, nie wierząc, ze to wszystko wydarzyło się naprawdę i Alex odjechał. Krzyżując nogi
powoli usiadła na łóżku. Wróci - pomyślała. Nie może odejść w taki sposób. Uspokoi się i
wróci. Jednak nie wrócił i kiedy przemyślała wszystko jeszcze raz, zrozumiała, że duma mu
na to nie pozwoli. Niepowodzenie seksualne jest chyba najbardziej upokarzającym
przeżyciem dla mężczyzny. Nieważne, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Czul się
przygnębiony, obawiał się tej nocy. Sam powiedział, że tak długo na to czekał, z pewnością
bał się, że po tak długim czasie organizm go zawiedzie.
Próbowała zrozumieć, dlaczego tak się stało, i w końcu doszła do wniosku, że
powinna go jeszcze powstrzymać albo zabrać do hotelu, do miejsca, które nie wiązałoby się
ze wspomnieniami. Popatrzyła na pokój, starając się zobaczyć go oczami Alexa. Zmieniła, co
mogła, ale dla niego to zawsze będzie łóżko, które dzielił z Venetią, jej portret zawsze będzie
wisiał nad kominkiem, a jej zapach będzie wypełniać powietrze. Jutro wystawię ten dom na
sprzedaż - zdecydowała. Powinnam była zrobić to natychmiast, jak tylko tu przyjechałam.
Wyprowadzę się i wynajmę mieszkanie.
Leżała oparta o poduszki, zastanawiając się, co się dalej wydarzy. Czy Alex nadal
będzie taki wściekły, taki upokorzony, że już nie wróci? Może byłoby lepiej, gdyby nie
wracał - Może nie są sobie przeznaczeni? Kołdra spadła na podłogę, podniosła ją, żeby się
okryć i ogrzać. Spojrzała na zegarek. Minęły prawie dwie godziny od jego wyjścia. Już
pewnie dojechał do Bristolu, może zadzwoni. Ale telefon milczał i tylko tykanie zegara
przerywało ciszę, aż do chwili, gdy Ginny zaczęła cicho płakać. W końcu zasnęła.
Męczyły ją niespokojne sny i obudziła się wcześnie zaskoczona, że jest naga.
Natychmiast przypomniała sobie wydarzenia poprzedniej nocy i poczuła się nieszczęśliwa i
śpiąca. Wyszło zmęczenie po długim locie przez Atlantyk. Wzięła prysznic i gdy chciała się
ubrać, znienacka uświadomiła sobie, że jej bagaże zostały w samochodzie Alexa. Przez
moment zaniepokoiła się, ale zaraz poczuła radość. To znaczyło, że będzie musiał przywieźć
jej rzeczy i znów go zobaczy. Może wtedy wszystko się ułoży. Podniesiona na duchu poszła
do łazienki umyć i wysuszyć włosy, potem przebrała się w brązowe spodnie, kremową
jedwabną bluzkę i luźny blezer. Najlepsze kosmetyki zostały w walizce, ale jakoś poradziła
sobie z makijażem. Czekając na telefon zjadła śniadanie i poszła ogarnąć sypialnię.
Ścieliła łóżko, gdy niechcący popchnęła coś nogą. Nachyliła się i na podłodze znalazła
portfel Alexa. Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się rozmyślając, czy zostawił go tu
przypadkiem czy celowo. Wszystko jedno - pomyślała, tym bardziej musi przyjść. Włożyła
portfel do nocnej szafki i pogwizdując zeszła na dół z budzącą się nadzieją.
Półtorej godziny później ktoś zadzwonił do drzwi. Przyszła Clare. Wszystko się
zgadzało. Wczoraj z Alexem tak się na siebie wydzierali, że z pewnością musiała słyszeć. Ale
wyglądało na to. że ściany są grubsze, niż przypuszczała, bo Clare wypytała ją tylko o pobyt
w Stanach. Rozmawiały jakąś godzinę, Ginny czuła wzrastające napięcie i ciągle
nasłuchiwała dźwięku kluczy w zamku.
Clare poszła wreszcie, ale Alex nie nadchodził. Ginny zrobiła sobie kanapkę, ale nie
mogła jeść. Krążyła po domu, nie oddalając się od telefonu, czekając na znak od Alexa,
wiedząc, że teraz on powinien wyciągnąć rękę. Jednak czas mijał i powoli zaczęła wpadać w
rozpacz. Przecież on musi zdawać sobie sprawę, że wczorajsza noc to skutek najbardziej
niesprzyjających okoliczności. Teraz, kiedy miał czas wszystko przemyśleć, musiał
zrozumieć, że w innych warunkach to już się nigdy nie powtórzy.
Pamiętając o swoim postanowieniu zadzwoniła do agencji i zleciła natychmiastowe
wystawienie domu na sprzedaż. Obiecali jak najszybciej przysłać kogoś, żeby obejrzał dom.
Odłożyła słuchawkę zadowolona, że opowie o tym Alexowi, gdy tylko nadejdzie. O czwartej
po południu usłyszała dzwonek. Przypuszczała, że to agent w sprawie domu. Za drzwiami stał
taksówkarz.
- Pani Blake?
Zmarszczyła brwi. W Anglii nigdy nie używała tego nazwiska, zresztą w Ameryce też
bardzo rzadko. Przywykła posługiwać się panieńskim nazwiskiem w sprawach zawodowych i
wróciła do niego po rozwodzie.
- Tak. Pan w jakiej sprawie?
- Pan Warwick z Bristolu przysyła pani walizki. Kilka razy chodził do samochodu,
wynosząc bagaże.
Ginny stalą z boku, bez słowa, z sercem w rozterce, dlaczego Alex sam nie przyjechał.
Taksówkarz złożył bagaże w przedpokoju.
- Pan Warwick przesyła też list. Powiedział, że mam coś dla niego odebrać.
Powoli, drżącymi rękoma, Ginny wzięła kopertę.
- Proszę chwilę poczekać.
Zostawiła go w holu i weszła do salonu, zamykając za sobą drzwi, żeby w samotności
odczytać jego list. Był bardzo krótki.
„Ginny, to oczywiste, że nic nam się nie układa. Było błędem z naszej strony wierzyć,
że to nam się kiedykolwiek uda. Nie widzę żadnego sensu, żebyśmy znów się spotkali.
Proszę, nie rób sobie żadnych wyrzutów, to wszystko moja wina. Życzę ci powodzenia we
wszystkim, co zrobisz w przyszłości. Proszę, przyślij mi mój portfel przez taksówkarza. Alex"
Szorstki i oschły ton tego listu doprowadził ją do wściekłości. Tak naprawdę to nawet
jej nie przeprosił, po prostu stwierdził, że to jego wina. To oczywiście prawda - pomyślała ze
złością. Tchórz! Nawet nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Szarpnęła szufladą, wysypując
jej zawartość na podłogę, znalazła długopis. Chwyciła jego list i zaczęła pisać na odwrocie.
„Jeśli chcesz swój portfel, to odbierz go sam!" Wbijała pióro w papier, jakby zadając ciosy
Alexowi, co sprawiło jej przyjemność. Włożyła list z powrotem do koperty i oddała go taksó-
wkarzowi.
- Proszę to oddać panu Warwick, osobiście. Złość jej nie mijała i przez następną
godzinę krążyła po domu, rozmyślając, co powie Alexowi, kiedy wreszcie przyjdzie. Wtedy
powiem mu wszystko - mówiła sobie w duchu, wtedy ja... Nagle tęsknota wypełniła jej serce.
I wtedy zejdziemy razem do samochodu, pojedziemy do jakiegoś spokojnego hotelu,
pójdziemy do łóżka i będziemy się kochać przez całą noc. I tym razem będzie dobrze, znów
będzie cudownie. Musi tak być, bo przecież oboje się kochamy i ten następny raz musi się
udać.
Minęło prawie pięć godzin, kiedy ostatecznie straciła nadzieję, że Alex przyjedzie. Ale
nawet wtedy nie mogła w to uwierzyć. Usiadła w fotelu i siedziała nieruchomo aż do późnej
nocy.
Po dziewiątej rano przyjechał agent w sprawie domu. Otworzyła mu. Ciemne cienie
pod oczami po nieprzespanej nocy podkreślały delikatne, jakby nieziemskie piękno jej
twarzy. Przeszli nad stertą walizek i bagaży w przedpokoju.
- Czy pani już się wyprowadza?
- Nie, właśnie wróciłam z podróży.
Obejrzał dom, wymierzył pokoje, ustalił cenę i zapewnił o jakości usług jego firmy.
Wreszcie poszedł. Nie dotarło do niej wiele z tego, co mówił. Nawet nie zaproponowała mu
filiżanki kawy. Kiedy wyszedł, zmusiła się do wniesienia na górę walizek. Powoli zaczęła je
rozpakowywać. Myślała, że osiedli się w Anglii i przywiozła z Ameryki wszystkie swoje
ciuchy. Było tego mnóstwo i wkrótce zapełniła nimi całą ścienną szafę, którą Alex opróżnił
dwa lata temu. Szafy Venetii były nietknięte, nadal znajdowały się w nich jej rzeczy. Ginny
rozpakowała jedną z walizek i zapełniła ją rzeczami Venetii, starając się nie przyglądać im
zbytnio. Ale na końcu szafy zobaczyła suknię, starannie zapakowaną w długą foliową torbę.
Biała suknia. To ślubna suknia Venetii, uświadomiła sobie nagle i serce się jej ścisnęło.
Nie była na ślubie siostry i nawet nigdy nie widziała jej ślubnych fotografii, bo Alex
od razu je zabrał. Nie mogąc się powstrzymać, wyjęła sukienkę i rozłożyła na łóżku. Była
naprawdę piękna. Uszyta z delikatnego białokremowego atłasu miała na wierzchu koronkę i
dopasowaną, wspaniale haftowaną górę, krótkie rękawy rozchylały się jak płatki kwiatów.
Stroik, welon i atłasowe pantofelki na wysokim obcasie dopełniały całości. Gdy podnosiła
suknię, kilka confetti w kształcie podkówek upadło na dywan i Ginny poczuła nagłą złość.
Dlaczego ludzie muszą umierać? Dlaczego? Nie powinno tak być! Śmierci nie powinno być!
Ale takie jest życie. Popatrzyła w lustro i pomyślała, że życie też jest okropne.
Przyłożyła suknię do siebie, próbując wyobrazić sobie, jak Venetia w niej wyglądała. Jaką
miała fryzurę, włosy upięte czy rozpuszczone? - zastanawiała się. Chyba rozpuszczone.
Założyła na głowę stroik i welon, wypróbowując obie fryzury. Ale nie wyglądało to dobrze
do dżinsów i swetra. Ściągnęła ubranie i założyła suknię, zapięła suwak z tyłu. Natychmiast
poczuła bliskość Venetii, zapach jej perfum, mogła wyobrazić sobie, co czuła, gdy oglądała
się w lustrze. Suknia leżała świetnie, ale była trochę za długa, dopóki nie założyła pantofli.
Tak, Venetia z pewnością miała rozpuszczone włosy. Dla pełnego efektu opuściła welon na
twarz.
Stała przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, zagubiona we wspomnieniach,
rozmyślając, jak inaczej mogło potoczyć się życie. W końcu westchnęła i obróciła się. W tym
momencie usłyszała jakiś dźwięk dobiegający z dołu. Podeszła do podestu i zobaczyła
otwierające się drzwi. Na progu stanął Alex. Zamknął drzwi i przez chwilę stał
niezdecydowany, patrząc w kierunku salonu, ale musiała coś poruszyć, bo popatrzył na górę.
Jak rażony gromem zamarł w gwałtownym niedowierzaniu, twarz mu nagle pobladła. Po
chwili doszedł do siebie i zrozumiał, co się stało.
- Zdejmuj to natychmiast! - wykrzyknął z wściekłością, nie panując nad sobą. Zanim
zdążyła się odwrócić i uciec, wbiegł po schodach i dopadł ją w sypialni. - Zdejmuj to! Ty
dziwko! Jak śmiałaś założyć jej suknię!
Śmiertelnie przerażona chciała go usłuchać, ale chwycił za welon i zerwał go, szarpiąc
jej włosy. Zaczęła krzyczeć, ale czując ból wpadła we wściekłość. Zamierzyła się i uderzyła
go w policzek.
- Ty tchórzu! Wynoś się stąd!
Zaryczał z gniewu i zaczęli walczyć ze sobą, Ginny drapała go paznokciami, a on z
zaciśniętymi ze złości ustami próbował ją pochwycić. Złapał ją za nadgarstek, ale nie
poddawała się, krzycząc mu prosto w twarz.
- Nienawidzę cię! Żałuję, że w ogóle się spotkaliśmy! Och, ty podły tchórzu bez
charakteru!
Z trudem złapała oddech, bo Alex nagle pociągnął ją do siebie, aż straciła równowagę.
- Ty dziwko! Już ja cię nauczę!
Wyciągnął ręce próbując rozpiąć jej sukienkę. Ginny uwolniła jedną rękę i
przeciągnęła paznokciami po jego twarzy. Zaklął, a delikatna tkanina pękła w jego rękach. Z
wściekłością zdzierał z niej suknię. Podarty materiał został mu w ręku, a ona gwałtownie
przewróciła się na łóżko. Skoczył na nią i znów zaczęli walczyć, tarzając się po łóżku,
wydzierając się na siebie i przeklinając.
Spróbowała go ugryźć i Alex krzyknął ze złości. Złapał ją za włosy i odciągnął głowę.
- Och, ty...
Popatrzył na nią, wykrzywił usta - i nagle przycisnął je do jej ust, całując ją z furią.
Przez chwilę jeszcze niczego nie rozumiała i dalej próbowała go odepchnąć, ale to tylko
dodało mu sił. Tarzali się po łóżku, już nie walcząc ze sobą, ale połączeni gwałtowną namięt-
nością. Znów zaczął zrywać z niej sukienkę, potem resztę rzeczy, odrzucając je z
zapamiętaniem. Szybko ściągnął ubranie i zaczął się z nią kochać, dziką i prymitywną,
zrodzoną z wściekłości miłością, ale była to miłość, mimo wszystko.
Przepełniona wdzięcznością oddała mu się bez reszty. Gorący żar ogarnął jej ciało i
czuła kolejne, narastające fale podniecenia. Dzika namiętność doprowadziła ich oboje do
ekstazy.
- Ginny! Ginny! - opadł obok niej i znów zaczął ją całować. Czuła kropelki potu na
jego skórze.
- Och, Ginny, Ginny, moja ukochana!
Leżeli jeszcze jakiś czas, trzymając się w objęciach, serca biły im mocno i z trudem
łapali powietrze. Wreszcie Alex pozbierał swoje rzeczy, a Ginny schowała do szafy resztki
ślubnej sukni.
W łóżku znów wziął ja w ramiona i mocno przytulił.
- Chyba trochę mnie poniosło - roześmiał się.
- Uhm - przytuliła się. - Możesz to robić częściej.
- Z przyjemnością.
Nie mówiła tego dosłownie, ale najwyraźniej Alex tak to zrozumiał i tym razem było
tak cudownie, jak tej nocy, którą zapamiętała sprzed lat. Kochał ją najpierw delikatnie i czule,
potem z coraz większą namiętnością i nienasyceniem.
Później Ginny bezpiecznie wtulona w jego ramiona westchnęła.
- Dzięki Bogu, że wróciłeś. Tak się bałam, że nie przyjdziesz. Już myślałam, że na
zawsze cię utraciłam.
Pod wpływem tych słów jej oczy wypełniły się łzami. Przytulił ją i całował.
- Już dobrze, kochanie. Już wszystko dobrze. Oparła się na łokciu i popatrzyła mu w
oczy.
- Czy po to wróciłeś?
Powoli potrząsnął głową, uśmiechnął się smutno.
- Nie, chciałem tylko odebrać mój portfel i powiedzieć ci, że już nigdy więcej się nie
spotkamy. O Boże, jaki byłem głupi!
Ginny mogła pozwolić sobie na wielkoduszność.
- Czy wiesz, że powinnam cię za to ukarać?
- Tak? A jak? - Uniósł lewą brew z nadzieją w oczach.
Uśmiechnęła się.
- Co powiesz na to, na początek?
Nie zasłonili okien. Poranne słońce zajrzało przez szybę i jego promienie padły na
twarz śpiącej Ginny. Obudziła się. Leżała kilka minut w złocistym blasku, dziękując w duszy
za cud, który znów ich połączył. Alex jeszcze spał. Wyślizgnęła się z łóżka, żeby zasłonić
okno, bojąc się, że słońce go obudzi. Potrzebuje snu - pomyślała z uśmiechem zadowolenia.
Gdy Alex doszedł do siebie, nie mógł się nią nacieszyć.
Ujęła firankę i nagle usłyszała swoje imię. Odwróciła się.
Alex westchnął głęboko.
- Taką cię zawsze pamiętam - stojącą w słonecznym blasku. Taką piękną. Taką
doskonałą. - Wyciągnął do niej rękę. - Chodź do mnie, moja kochana.
Dochodziło południe, gdy wyszli do zalanego słońcem ogrodu. Krzak żółtej róży,
który Alex posadził dla Venetii, był w pełni rozkwitu. Ginny dotknęła rozwiniętego kwiatu,
płatki zostały w jej dłoni, popatrzyła na nie przez chwilę, potem wyprostowała palce i
przyglądała się, jak płatki powoli opadają aa ziemię. Odgadł jej myśli.
- Ona jest szczęśliwa, że tak się stało.
- Mam wrażenie, że tak to sobie zaplanowała. - Ginny uśmiechnęła się.
Roześmiał się, objął ją w talii i zaczął całować w szyję, aż zamruczała z rozkoszy.
- Uważaj, to cię może szybko zmęczyć - ostrzegł ją.
- Przekonaj się. - Spojrzała na niego prowokująco. Pochylił się, chcąc ją podnieść, ale
wyślizgnęła mu się.
- Poczekaj, mamy jeszcze mnóstwo czasu przed sobą.
Spoważniał nagle i mocno ujął ją za rękę.
- Nigdy tak nie mów.
- Dobrze. - Pogłaskała go po twarzy. - Obiecuję, że już nigdy tak nie pomyślę i będę
cenić każdą darowaną chwilę. Pocałowała go namiętnie.
Puścił ją i uśmiechnął się.
- Coś mi się przypomniało. Czy teraz zgodzisz się przyjąć moje oświadczyny?
Popatrzyła na niego. Wreszcie nie obawiała się, że na jej twarzy zobaczy wyraz
niezmiennej miłości, ukrywanej w głębi serca przez te wszystkie lata.
- No, może zlituję się nad tobą i zgodzę się. Wyglądał na zadowolonego.
- No cóż, przynajmniej teraz mogę ci wynagrodzić ten przegrany rzut monetą, kiedy
musiałaś ustąpić mnie Venetii.
Szczęście przepełniało jej serce, ale nie chciała, żeby wpadł w samozadowolenie.
Przekręciła głowę na bok i spojrzała na niego prowokująco.
- Dlaczego sądzisz, że przegrałam? Otworzył szeroko oczy.
- Ginny, czy chcesz powiedzieć, że... Roześmiała się.
- A nie chciałbyś się dowiedzieć?