background image

 

KSIĘGA TRZECIA 

 
 

 

 
 
 
 
 

Tłumaczenie nieoficjalne: BLOMBUS 

 

Korekta: SIGNIS & SASHA1981 

 
 

 
 

background image

ROZDZIAŁ I 

 

- Boże, nienawidzę zimy. Przeprowadziłbym się na Florydę gdyby nie te huragany.... 
Adrian zapukał do drzwi pokoju hotelowego i westchnął, przewracając oczami, na widok 

pary,  która  wydobyła  się  z  jego  ust.  Miał  nadzieję,  że  nie  będzie  musiał  długo  czekać  na 
dziewczynę (Cheryl? Shelly? Nie, Sheri!). Zadrżał i rozpaczliwie zachciało mu się wrócić do 
swojego własnego ciepłego domu, do trzeszczącego ognia w kominku i dobrej książki. 

Został  wyznaczony  przez  Maxa  do  przywiezienia  nowego  członka  Dumy.  Sheri  miała 

być  dzisiaj  wieczorem  oficjalnie  przydzielona  do  jej  szeregów,  mimo  że  została  już 
zaakceptowana przez Alfy i Bety. Tylko Max mógł nakazać Adrianowi by stał na zewnątrz w 
zimnie tak jak teraz, ale w porządku - planował już swoją własną zemstę. Uśmiechnął się na 
myśl o tych wszystkich sposobach, dzięki którym mógł pobudzić przedślubny obłęd Emmy. 

Partnerka  Alfy  całkowicie  zwariowała  -  zbombardowała  gabinet  samoprzylepnymi 

karteczkami i listami „do zrobienia”. Albo zapomniała o tym, że dzielił biurko z Maxem, albo 
uwielbiała  dręczyć  go  zdjęciami  ślubnego  tortu.  To  wystarczyło  by  umocnić  w  kawalerze 
cukierkowe zgorszenie. 

Adrian  nie  chciał  mieć  partnerki.  Uśmiechnął  się  sam  do  siebie.  Jego  obaj  najlepsi 

kumple stali się pantoflarzami, a to wszystko w ciągu tygodni. Emma powiedziała „skacz!” a 
duża, silna Alfa nie tylko spytała się jak wysoko, ale też w którym kierunku. A jeżeli chodzi o 
Simona,  to  wystarczyło  by  Becky  zbyt  głęboko  westchnęła  a  on  już  panikował.  To  całe 
obserwowanie,  jak dwóch najsilniejszych członków Dumy spinało się pod Brygadą Cycków, 
zdeterminowało go do pozostania singlem o zdrowych zmysłach. 

-  Chwileczkę  -    zawołał  ze  środka  miękki  głos.  Brzmiał  on  nieśmiało  i  słodko,  na  co 

Puma Adriana uniosła dziwnie swoją głowę. Poczuł jak jego penis stwardniał nieznacznie na 
dźwięk jej aksamitnego głosu.  

-  Co  jest,  do  cholery?-  wymamrotał,  marszcząc  brwi  ku  zamkniętym  drzwiom. 

Wzruszając ramionami, próbował zlekceważyć reakcję swojego ciała. 

- Kto tam jest? 
Ten miękki głos wysłał promień czystego pożądania prosto do jego żył. Ściągnął ramiona 

i  spróbował  zlekceważyć  niski,  warczący  odgłos  swojej  Pumy.  -  Adrian  Giordano.  Jestem 
przyjacielem  Maxa,  powiedział  bym  cię  podrzucił  dzisiaj  wieczorem.  –  był  zbyt  zajęty  by 
zapytać, dlaczego, do cholery, nie mogła sama się podrzucić. 

Usłyszał  jak  przekręca  zamki  i  napiął  się.  Jego  Puma  wydobyła  z  siebie  niski  warkot 

jakiego nigdy  wcześniej  nie słyszał, musiał zatem zacisnąć wargi, by nie przeszedł on przez 
jego  usta.  Jego  oczy  błysnęły,  kolory  zachodzącego  słońca  zmieniły  się  z  czerwonego  na 
złoty,  gdy  stracił  widmo  czerwień/zieleń.  Zamknął  oczy,  zmuszając  je  tym  samym  do 
przywrócenia normalnego odcienia, gdy tylko drzwi się otworzyły. 

- Cześć, doktorze Giordano. Jestem Sheri Montgomery. 
Otworzył  oczy  by  ujrzeć  stojącą  przed  nim  Królewnę  Śnieżkę.  Miała  najjaśniejsze, 

najbardziej  miękko  wyglądające  włosy  jakie  kiedykolwiek  widział.  Prawie  białe  loczki 
opadały na jej ramiona. Blade, krystalicznie błękitne oczy, otoczone równie bladymi rzęsami, 
tak  błyszczały  na  twarzy,  że  doprowadziłyby  do  płaczu  niejednego  anioła.  Była  mała  i 
delikatna, czubkiem głowy zaledwie sięgała mu ramion. Jej piersi były doskonałe w stosunku 
do jej drobnej budowy.  Nabrał niewytłumaczalnego pragnienia, by przerzucić ją sobie przez 
ramię i zabrać ją do swojej pieczary, gdzie nikt by jej nie widział. Nikt by jej nie pożądał. 

Moja. 
Oczy Adriana rozszerzyły się, gdy jego Puma warknęła mu w piersi. - Bzdura. 
Przechyliła  swoją  głowę  na  bok.  Zabrała  dłoń,  której  nawet  nie  zauważył,  że  miała  ją 

wyciągniętą na powitanie. - Przepraszam? Czy wszystko w porządku? 

background image

- Um, tak, wszystko ok. - modlił się do Boga by nie zauważyła jego erekcji prężącej się o 

materiał jego spodni. 

- Chciałbyś wejść na chwilkę? Założę tylko płaszcz. 
Adrian przełknął ślinę, gdy uśmiechnęła się niepewnie, słodko. 
Mogę  wejść  na  rok?  Albo  dwa?  A  może  po  prostu  wejdę?  Dawał  z  siebie  wszystko  by 

zatłuc na śmierć ten  głosik żądzy, ale on nie chciał umrzeć. Chciał rzucić ją na ten brzydki, 
zielony  dywan  i  rżnąć  ją,  aż  oboje  nie  wychodziliby  przez  tydzień.  Może  przez  miesiąc. 
Spróbujemy przez lata, zamruczała jego Puma. - Pewnie, dzięki. 

Nie przyszło mu nawet do głowy, że będzie myślał o niej jak o swojej. 
Otworzyła  szeroko  drzwi,  odsuwając  się  i  zapraszając  go  z  kolejnym  nieśmiałym 

uśmiechem.  Szybko  przestąpił  przez  próg,  wdzięczny  kiedy  zatrzasnęła  za  nim  drzwi. 
Rozglądał się po jej hotelowym pokoju, patrzył na walizki, na cokolwiek byle nie patrzeć na 
nią, bo przez moment chciał rozebrać ją do naga i zanurzyć się w niej. Kiedy odwróciła się by 
chwycić swój płaszcz, prawie zajęczał na widok jej doskonałej pupy w kształcie serca. 

Szybko  wsunęła  ręce  w  rękawy.  Płaszcz  wirował  dookoła  niej,  wyłącznie  biały  kolor 

podkreślał jej blady powab. Wtedy ruszyła w stronę łóżka. Zmysłowe myśli goniły przez jego 
głowę,  gdy  schyliła  się,  by  podnieść  coś  z  ziemi,  naprawdę  uwydatniając  swój  tyłek.  Nie 
widział  co  podnosiła  ponieważ:a).  Było  po  drugiej  stronie  łóżka,  b).  Obiekt  jego  nagłej  i 
całkowitej żądzy właśnie pochylał się przy łóżku i c). Ten tyłek. Nawet przykryty płaszczem 
powodował, że mu stwardniał. Próbował nie wyobrażać sobie jej nagiej, ale tak naprawdę nie 
starał  się  zbyt  mocno.    Znowu  prawie  jęknął,  a  paskudny,  zielony  dywan  zamienił  się  w 
ż

ółtawy brąz, dając mu do zrozumienia, że jego oczy znowu się zmieniły. 

- Tu jesteś - zanuciła swoim miękkim głosem. W odpowiedzi jego penis szarpnął; przez 

jedną,  głupią  myśl,  że  mówiła  do  niego.  Był  zaskoczony,  gdy  zobaczył  do  czego  mówiła, 
chociaż  nie  powinien  poprzez  wszystkie  te  wizualne  wskazówki.  Przeszła  dookoła  łóżka, 
trzymając  na  smyczy  psa-przewodnika.  Przygryzła  nerwowo  wargę.  -  Nic  się  nie  stanie  jak 
wezmę Jerry’ego, prawda? Wiem jak niektórzy ludzie reagują na psy w swoich samochodach. 

-  Jasne,  nie  ma  sprawy  -    powiedział,  gapiąc  się  na  kobietę  stojącą  naprzeciwko 

niego.OCA, prawdopodobnie typ pierwszy.

1

Białe blond włosy, blado- niebieskie oczy, prawie 

przeźroczysta  skóra…  dlaczego  wcześniej  nie  połączył  tych  faktów?  Większość  ludzi  z 
albinizmem pierwszego typu byli prawie niewidomi i wymagali pomocy; jako optometrysta

2

 

powinien uchwycić te znaki, ale był tak zajęty w ignorowaniu swojego penisa (i jej tyłka), że 
przegapił to, co oczywiste. 

-  Masz  swoje  okulary  przeciwsłoneczne?-  społeczeństwo  albinosów  było  wrażliwe  na 

ś

wiatło,  ale  niektórzy  wybierali  kapelusze  z  szerokim  rondem  zamiast  okularów 

przeciwsłonecznych, które osłabiały i tak już ograniczone pole widzenia. 

Znowu się uśmiechnęła, tym pogodnym i ciepłym uśmiechem ze szczyptą ulgi.  
-Tak, leżą na kredensie. - przeszła do kredensu, zakładając parę czarnych okularów. - Już. 

Gotowa. 

Gdy  przeszła  obok  niego  zaciągnął  się,  tak  cicho  jak  to  było  możliwe.  Boże,  tak  ładnie 

pachnie; tak rześko i czysto, jak świeży śnieg, z posypką.. kokosów? Krem przeciwsłoneczny, 
no  tak.  
Słońce  nadal  znajdowało  się  na  niebie,  więc  potrzebowała  dodatkowej  ochrony  dla 
swojej bladej skóry. Odchrząknął i uregulował swój oddech; jeżeli jego penis stałby się trochę 
twardszy, byłby w stanie wbijać nim gwoździe. 

                                                 

1

 OCA – bielactwo oczne i oczno- skórne, które dzieli się na 3 typy: typ 1(mleczno-biała skóra, białe włosy i 

niebieskie oczy), typ 2(powszechne u afro amerykanów; żółte włosy, lekko brązowa skóra, szaro-brązowe oczy), 
typ 3(podobny do typu 2, powszechny u Japończyków). Bielactwo oczne (Mutacja genu na chromosomie X, 
zmiana koloru oka, pozostałe elementy ciała są normalnego koloru lub troszkę jaśniejsze).  

2

 Specjalista z dziedziny korekcji wad wzroku. 

background image

Wyszedł  z  nią  z  pokoju  hotelowego  i  czekał  aż  zamknie  drzwi.  Jedną  ręką  mocno 

trzymała się Jerrego, gdy ją prowadził, druga była wolna. Bez zastanowienia wsunął ją sobie 
pod łokieć, prowadząc ją do swojego samochodu. 

- Więc pracujesz z Maxem? 
Zignorował nagłą falę zazdrości, spowodowaną słyszalną sympatią w jej głosie. 
 - Tak, Max wrócił do miasteczka i współpracuje ze mną od jakiś trzech miesięcy. 
Uśmiechnęła się, znowu przechylając głowę na jedną stronę.  
- Simon i Becky kilka dni temu zabrali mnie na kolację. Lubię ją. Pasuje do niego. 
Adrian zadrżał. - Tak, wiem. 
Sheri uśmiechnęła się do niego. - Dlaczego drżysz? 
-  Becky  jest…    no  więc...  Simon  powiedział  kiedyś,  że  myślał  o  niej  jak  o  osobie 

„głośnej, drażliwej i upartej”. 

- Wydaje się, że trzyma go twardą ręką. 
Adrian  zignorował  nić  humoru  zawartą  w  jej  głosie  i  postanowił  skupić  się  na  jej 

słowach.  

- Tak, trzyma. 
Jej brwi uniosły się z zaskoczenia, gdy sięgał do swojego  czarnego Mustanga. - Masz z 

tym jakiś problem? 

Otworzył tylne drzwi by Jerry mógł wskoczyć na tylne siedzenie. 
 -  Tu  bardziej  chodzi  o  kawalerskie  podejście.  -  pomógł  jej  wsiąść,  zamknął  drzwi  i 

ruszył w stronę miejsca dla kierowcy. Wlazł do środka i odpalił samochód. - Becky i Emma 
są  świetnymi  kobietami,  a  Simon  i  Max  kochają  je,  ale  całe  to  :„podskocz,  bo  ja  tak 
mówię”nie podoba mi się. 

- Więc wnioskuję, że nie szukasz partnerki? 
Niee. Właśnie ją znalazłem. Jeszcze raz ujawnił się ten malutki, drażniący głosik.  
- Nie za bardzo.- wykręcił się. 
- Dobrze - odpowiedziała pewnie. - To tak jak ja. 
Jego Puma zaryczała w proteście. Adrian dał z siebie wszystko by to zignorować, ale to 

nie  było  takie  proste.  Świat  zmienił  swoje  kolory  w  ten  subtelny  sposób,  który  dał  mu  do 
zrozumienia,  że  jego  oczy  się  przemieniły.  Zmusił  je  do  powrotu  w  brąz,  gdy  wyjechał  na 
drogę i zmierzał do Maxaa i Emmy. - Pogłoski mówią, że Becky i Emma zaproponowały Ci 
pracę? 

Kiwnęła  głową.  -  Na  pół  etatu,  ale  na  razie  wezmę  to,  co  dostanę,  zanim  znajdę  sobie 

miszkanie i otworzę własny interes. 

- A czym się zajmujesz? – zapytał, gdy skręcał do domu Maxa. 
- Jestem technicznym komunikatorem. Piszę dokumentację, specjalizuję się w tworzeniu 

oprogramowania do rozpoznawania głosu dla niewidomych. 

Uśmiechnął się powoli. - Naprawdę? 
-  Nie  udawaj  zaskoczonego.  Technologia  stworzyła  tyle  łatwiejszych  rzeczy  dla  osób 

niepełnosprawnych. 

- Nie powiedziałem, że  nie. Po prostu myślę, że  jest to ekstra.- urwał, zastanawiając się 

czy obraziłaby się, gdyby zapytał. - Jak źle widzisz? 

Znowu  przechyliła  na  bok  swoją  głowę;  wiedział  wystarczająco  dużo  o  jej  stanie  by 

sądzić,  że  daje  z  siebie  wszystko  by  wykorzystać  swoje  ograniczone  pole  widzenia.  - 
Dwadzieścia na dwieście. 

By  zobaczyć  to,  co  inna  osoba  może z  odległości  dwustu  stóp,  ona  musiałaby  stanąć  w 

odległości dwudziestu stóp. Była to w sumie definicja prawie niewidomego. To by wyjaśniało 
dlaczego  nie  jeździ  samochodem.  W  większości  stanów  przyznawano  ograniczone 
pozwolenie  tylko  wtedy,  jeśli  zasięg  wzroku  osoby  wynosiłby  dwadzieścia  do 
osiemdziesięciu ze skorygowaniem. 

background image

Próbował  z  całych  sił  zignorować  jej  spojrzenie,  gdy  parkował  na  ulicy.  Podjazd  Maxa 

był  zapełniony;  oni  byli  przedostatnimi  przybyłymi.  Wysiadł  z  wozu,  okrążając  go, 
pomagając  jej  wysiąść  zanim  otworzył drzwi Jerry’emu.  Gapił się  na psa, który  gapił  się na 
niego. - Tak przy okazji, chciałem cię o coś zapytać. - złapał ją za rękę i zaczął iść. 

- O co? 
-Sheri i Jerry? 
-  Zamknij  się.-  uśmiechnęła  się  szeroko, całkowicie  zrelaksowana,  idąc  przy jego  boku. 

Ten  mały  gest  zaufania  ogrzał  go  aż  do  jego  palców  u  stóp,  pomimo  chłodu  listopadowego 
powietrza.-Głupek. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ II 

 

Dzięki Bogu, za jej ciemne okulary. Powiedziałaby, że u większości Pum oczy błyskają 

złotem,  gdy  się  denerwują  (lub  pobudzają  -  jej  wewnętrzny  kotek  zamruczał).  Jej  błyszczą 
czerwienią.  Ci  biedni  ludzie,  gdyby  to  zauważyli,  mogliby  pomyśleć,  że  była  czymś  w 
rodzaju  demona.  Zapłonęły  czerwienią,  gdy  wyczuła  zapach  Adriana  za  drzwiami  jej 
hotelowego  pokoju.  Kiedy  usłyszała  po  raz  pierwszy  jego  głos,  jej  pazury  prawie  się 
wysunęły.  Zdołała  zmusić  swoją  Pumę  do  posłuszeństwa,  ale  za  każdym  razem,  gdy 
apetyczny  doktor  Giordano  przemówił,  mogła  wyczuć  mruczenie  jej  wewnętrznego  kotka, 
jakby go głaskał. 

Och, pogłaszcz mnie, doktorze Adrianie! 
Warknięcie  jej  Pumy  nie  pomogło.  Deklaracja  o  tym,  że  nie  będzie  szukać  partnera 

brzmiała niedorzecznie nawet dla niej. 

Chociaż technicznie rzecz biorąc, to była prawda. Wyglądało na to, że odnalazła swojego 

partnera czy tego chciała czy nie. 

Musiała wymyślić sposób by uchronić go przed Rudym - jakoś wątpiła w to, że będzie to 

proste. 

Drzwi wejściowe do domu Maxa uchyliły się. - Cześć Sheri! 
Spięła  się,  gdy  zachwycona  partnerka  Simona  uścisnęła  ją  jak  starego,  dobrego 

przyjaciela. 

-  Cześć  Becky.-  mogła  ujrzeć  ultra  skręcone  włosy  i bladość  twarzy Betki.  Rysy  Becky 

były  wyraźne,  ponieważ  stała  tak  blisko,  jasny  nefryt  zielonych  oczu  Becky  zamigotał 
radośnie.- Gdzie jest Emma? - Sheri pragnęła poznać Curanę. Rozmawiała z nią przez telefon, 
a  Becky  obsypywała  szefową  pochwałami,  ale  to  nie  zmieniało  faktu,  że  musiała  stanąć  z 
Curaną  twarzą  w  twarz  i  zdobyć  jej  aprobatę,  zanim  pozostali  członkowie  Dumy  ją 
zaakceptują. 

-  Tam  -  odpowiedział  jej  chrapliwy,  żeński  głos.  Becky  się  odsunęła  i  Sheri  znowu  się 

spięła. Mała kobietka szła w jej stronę i musiała pochylić głowę by ją dobrze widzieć. Ujrzała 
długie,  ciemne  włosy  i  także  ciemne  oczy  na  złocistej  skórze  twarzy,  ale  o  ile  nie  podeszła 
bliżej, jej rysy były nadal zamazane. – Max... - wycedziła ochrypłym głosem. 

- Tak? - przeciągnął znajomy głos Maxa. 
- Jesteś pewien, że z nią nie spałeś? 
- Emmo...- Max zaśmiał się, ruszając w stronę małej kobiety. Jego znajomy zapach uniósł 

się nad nią. 

- Blondynka, cudowna.. wyjaśnij mi jak to możliwe, że z nią nie spałeś? Do diabła, sama 

bym się z nią przespała! 

- Emmo! 
- Nie chcieliśmy - odpowiedziała Sheri, nieco wystraszona jej powitaniem. 
Poczuła jak uwaga Emmy ponownie skupia się na niej. Cholera, jest silną Curaną. 
- Och? 
-Bycie  ściganą  przez  wściekłego  chłopaka,  który  chciał  zmusić  mnie  do  godów, 

spowodowało,  że  mężczyźni  nie  znajdują  się  wysoko  na  mojej  liście  priorytetów.  Albo 
kobiety.-uśmiechnęła  się  z  ulgą  kiedy  Curana  zachichotała.  Poczuła  jak  ramię  Adriana 
zesztywniało pod jej ręką. - A poza tym, Max umawiał się... 

- Emmo, może pozwolisz im wejść? Jest zimno. - przerwał jej Max. 
Mogła  prawie  poczuć  rozbawienie  Emmy  kiedy  ta  się  cofnęła.  -  Pewnie,  Sheri,  wejdź.-

Curana  pochyliła  się  i  szepnęła  jej  do  ucha  -Przypomnij  mi,  że  musimy  później  pogadać, 
dobrze? 

-  Emma,  daj  spokój.  -  Max  ponownie  się  zaśmiał.  -Naprawdę  chcesz  wiedzieć  z  kim 

spałem w college’u? 

background image

- Nie za bardzo. - Sheri mogła usłyszeć złośliwe rozbawienie w głosie Emmy. - Po prostu 

lubię jak się wykręcasz. 

To  był  dźwięk  delikatnego  całusa.  -  Sprawię,  że  będziesz  się  później  skręcać  -  Max 

wymruczał miękko do ucha Emmy. Oczywiście myślał, że nikt tego nie mógł usłyszeć, ale jej 
słuch był bardziej wrażliwy od zwykłej Pumy. 

Poczuła  jak  jej  policzki zaczerwieniły się  od  gorąca w  jego  głosie.  Delikatne „O rany!” 

Emmy wyrażało podobne emocje do tych, które czuła, gdy Adrian przesunął rękę po jej talii i 
przyciągnął ją bliżej do siebie. Ułożył zaborczo dłoń na jej biodrze, gdy wchodzili do pokoju. 

 - O co chodziło z tym wściekłym chłopakiem? - spytał Adrian. Słyszalne było napięcie w 

jego głosie. Spięty lub nie, kochała go słuchać.Brzmienie jego głosu było ciepłe i intensywne 
jak  stopiona  czekolada,  płynąca  seksownie  po  jej  skórze,  powodując  gęsią  skórkę  na  jej 
rękach. Za okularami jej oczy błysnęły czerwienią. Tylko nie to. 

Stopiona czekolada dokładnie pasowała do zdolnego doktora. Intensywnie czekoladowe, 

brązowe  oczy,  ciemnobrązowe  włosy i opalona skóra,  opinająca  gładkie  mięśnie,  sprawiały, 
ż

e  facet  był  smakowitym  kąskiem,  który  koniecznie  chciała  spróbować,  zwłaszcza  od  kiedy 

była oddanym czekoladoholikiem.  

Jaka szkoda,  że  nic  z tego  nie wyjdzie  - Rudy jednym  spojrzeniem zjadłby  doktorka na 

lunch. Dosłownie. 

Max  westchnął.  -  To  długa  historia,  stary,i  poruszymy  ją  przy  wszystkich.  Dawajcie  do 

ś

rodka, zdejmijcie płaszcze i usiądźcie. Cześć Jerry. 

Dała  polecenie  Jerry’emu,  dzięki  któremu  wiedział,  że  ma  wolne,  więc  kiedy  Max 

pochylił się i pogłaskał go, to tak bardzo merdał ogonem, że prawie wyrwał jej z ręki uprząż. 
Zaśmiała się, zadowolona z tego, że jej pies i Alfa lubią się nawzajem. - Lubi cię. 

-  To  dobrze,  bo  będzie  mnie  często  widywał.  -  wziął  od  niej  jej  płaszcz  i  wręczył  go 

Emmie.  Adrian  przypadkowo  skierował  ją  w  stronę  dużej,  skórzanej,  bordowej  kanapy. 
Widziała  przesuwające  się  osoby,  ale  nie  mogła  rozpoznać  ich  twarzy.  Zapachy,  z  drugiej 
strony… 

Była tam grupka osób, na szczęście żadne z nich nie użyło perfum lub wody kolońskiej. 

Mieli  zbyt  wrażliwy  węch.  Żaden  z  tych  zapachów  nie  był  znajomy  oprócz  zapachu  Maxa, 
Bet i Adriana. Dzieci piszczały i śmiały się na górze. Słyszała dźwięki gry wideo i doszła do 
wniosku, że właśnie tam są dzieci. 

Ponętny zapach pociągającego doktorka Pyszniutkiego unosił się blisko niej. 
 - Wściekły chłopak? - Adrian szepnął jej do ucha, gdy usiadł obok niej. 
Westchnęła. - Chcę opowiedzieć to tylko raz, dobrze? 
Cisza. 
-  Proszę?  -  nie  wiedziała  dlaczego  go  błagała,  ale  ciężar  jego  spojrzenia  zaczynał  być 

uciążliwy. I uciążliwie gorący, coś czego nie potrzebowała w pokoju pełnego drapieżników. 

Mogła tylko  zauważyć,  że  skinął i usłyszeć  jego „dobrze.” Pochylił się, szepcząc  jej do 

ucha. - Ale porozmawiamy o tym później. 

Poczucie jego oddechu na szyi wywołało dreszcze w dół  jej kręgosłupa, nawet jeśli jego 

władczy ton ją rozjuszył. 

Zmarszczyła brwi i zaczynała coś mówić, ale przerwał jej Max. 
-W porządku, ludziska, słuchać. Poznamy dzisiaj nowego członka Dumy. To ktoś, kogo 

znamy razem z Simonem z czasów college’u. Ktoś, kogo zmieniłem, kiedy był w potrzebie. 
Nazywa  się  Sheridan  Montgomery.  Jest  dobrym  człowiekiem,  który  przeżył  ciężkie  chwile. 
Przybyła  do  nas,  potrzebując  pomocy,  więc  proszę  o  wysłuchanie  tego,  co  ma  do 
powiedzenia. 

Sheri  słuchała  Maxa,  czuła  jak  moc  Alfy  w  jego  głosie  rozchodzi  się  po  pokoju. 

Wszystkie  rozmowy  natychmiast  ucichły,  gdy  wstała  i  przeszła  naprzód.  Wyczuła  obecność 
Maxa i jego partnerki, stojących obok kominka, z Simonem i Becky po jego prawej stronie. 

background image

Odwróciła  się  niechętnie  by stanąć  twarzą do  pozostałych.  Moment  prawdy.  Pomogą mi  czy 
nie? 
 

- Cześć - zaczęła, zaciskając palce na smyczy Jerry’ego. Zareagował w pełni gotowy do 

służby, usiadłszy obok niej w czujnej postawie. - Jestem Sheri. 

 

*** 

 
Adrian  rozsiadł  się  tak  swobodnie,  jak  to  było  możliwe  i  próbował  rozluźnić  swoje 

napięte  mięśnie.  Życie  jego  partnerki  było  zagrożone,  a  sposób  w  jaki  Max  i  Simon  się 
zachowywali  dawał  do  zrozumienia,  że  to  się  szybko  nie  zmieni.  Jego  Puma  praktycznie 
drgała  -  jeśli  miałby  teraz  ogon,  to  chłostałby  nim  szybko  powietrze.  Do  diabła,  nawet  jako 
człowiek  zapragnął  wstać  i  ruszyć  w  jej  stronę,  ale  zmusił  się  do  pozostania  na  miejscu  i 
wysłuchania tego, co Sheri miała do powiedzenia. 

-  Dawniej,  w  college’u  umawiałam  się  z  chłopakiem,  który  nazywał  się  Rudy  Parker. 

Byłam na trzecim roku na oprogramowaniu komputerowym, on był absolwentem. Inżynierem 
mechaniki. Chciał pracować przy robotach. - uśmiechnęła się smutno, ciągnąc dalej. - Był jak 
spełnienie wszystkich marzeń. 

Adrian prawie warknął. Myśl, że zależało jej na kimś innym, sprawiła, że prawie wysunął 

swoje zęby - a przecież znał tę kobietę zaledwie godzinę. Każdy zaborczy instynkt zaczął się 
rozciagać,  jak  kot  budzący  się  o  świcie,  cała  jego  uwaga  skupiła  się  na  smukłej  blondynce 
stojącej przed nim. 

-  Na  ostatnim  roku  zaczęły  dziać  się  dziwne  rzeczy,  które  mnie  zmartwiły.  Kazał  mi 

zakładać spódniczkę, ponieważ uwielbiał mnie w spódniczkach i wściekał się, gdy miałam na 
sobie  jeansy.  Kupował  mi  do  picia  gorącą  czekoladę i  obrażał  się  za to, że  nie okazywałam 
właściwie swojej wdzięczności. Problemy zaczęły się nasilać zanim ukończyłam studia. 

Miała silny głos, ale jej ręce się trzęsły. Chciał wstać i objąć ją ramionami by wiedziała, 

ż

e jest z nim bezpieczna. Ten cały Parker ją skrzywdził? Gdyby podniósł na nią rękę, byłby 

martwy. Adrian dorwałby go i własnoręcznie wypatroszył. 

Poczuł  na  sobie  czyjś  wzrok  i  odwrócił  się.  To  był  Simon.  Facet  patrzył  na  niego  tak, 

jakby  dokładnie  wiedział  o  czym  myśli.  Jego  partnerka  została  zaatakowana  i  poważnie 
zraniona przez członka Dumy, zanim została przemieniona. Becky pochyliła się ku Simonowi 
i głaskała uspokajająco jego ramię, ale jej oczy były wlepione w Sheri. 

Adrian skupił swoją uwagę z powrotem na swojej Królewnie Śnieżce. 
-  Rudy  wiedział,  że  nie  widzę  zbyt  dobrze.  Jestem  prawie  niewidoma.  Używałam  laski 

kiedy wychodziłam z terenu college’u i z domu. Znałam dobrze swoją drogę, więc to nie było 
trudne,  a  laska  przydawała  się  najbardziej  przy  przechodzeniu  przez  ulicę.  Zabrał  mi  laskę 
wmawiając,  że  ukradły  ją  jakieś  dzieciaki  i  wtedy  zaoferował  mi  pomoc.  Zaczął  opuszczać 
swoje zajęcia by zaprowadzać mnie na moje, co wtedy było bardzo słodkie. Jednak, gdy nie 
wchodziłam do budynku lub jeśli sprawdził, że mnie tam nie było, wariował. 

- Wtedy poznałam Maxa. - nie uśmiechała się już smutno, lecz psotnie. - Umawiał się z 

dziewczyną,  która  stawała  się  zbyt  upierdliwa  i  próbował  zakończyć  ten  związek,  nie 
krzywdząc jej przy tym. I, nie, nie było innej kobiety - po prostu czuł presję i chciał odejść. 
Mieliśmy  podobne  problemy.  Powiedział  wtedy,  że  chce  się  spotkać  z  Rudym  a  ja  się 
zgodziłam. 

Adrian wyczuł jej napięcie. Każdy, za wyjątkiem bawiących się na górze dzieci, siedział 

cicho. 

- Nie muszę mówić, że Rudy nie był zbyt szczęśliwy ze spotkania z Maxem. Tamtej nocy 

poszliśmy na randkę i on zaciągnął mnie w głąb lasu. Niczego nie podejrzewałam, ponieważ 
już tam chodziliśmy. To było jego ulubione miejsce, gdzie mogliśmy porozmawiać o swoich 
marzeniach, planach na życie, takiego typu rzeczy. 

background image

Westchnęła,  przechylając  głowę  na  bok.  Adrian  miał  wrażenie,  że  patrzy  się  na  niego. 

Uchwycił  blask  czerwieni  w  jej  oczach,  zanim  uniosła  głowę,  chowając  swoje  oczy  za 
okularami.  -  Tamtej  nocy  mnie  zaatakował.  Przedtem  nie  wierzyłam  w  wilkołaki  lub  w 
zmiennokształtne Pumy. 

-  Wilkołaki?  -  zapytała  Belinda.  Stała  blisko  Becky,  co  było  u  niej  nawykiem  od  czasu 

ataku na Betkę. Oczy Becky się zwęziły, Emma wyglądała na zamyśloną. Obaj liderzy Dumy 
wyglądali  na  obojętnych  i  nie  okazując  żadnych  emocji,  stawiając  Adriana  na  baczności. 
Jeszcze raz zwrócił swoją uwagę na Sheri. 

-  Tak,  wilkołaki.  Rudy  przemienił  się  na  moich  oczach  i  zaatakował  mnie.  Przycisnął 

mnie  do  ziemi  i  chciał  mnie  dosiąść.  Moje  skaleczenia  były…  poważne.  -  wzięła  głęboki 
oddech, oczywiście przybita wspomnieniami i Adrian nie mógł już dłużej wytrzymać;wstał i 
podszedł do niej, stając obok, łapiąc ją za rękę, którą nie trzymała Jerry’ego. Wydawało się, 
ż

e  zrelaksowała  się,  czując  jego  dotyk  -  jej  głos  uspokoił  się  i  stał  się  mocniejszy,  a  jego 

Puma zamruczała w wyrazie satysfakcji. - Zdecydowałam, że ucieknę od niego, ale naprawdę 
poważnie  krwawiłam.  Czasami  myślę,  że  chciał  bym  uciekła  by  móc  napawać  się  pogonią, 
ale myślę, że nie spodziewał się po mnie, że ucieknę na drogę. - uśmiechnęła się nieznacznie. 
-  Wreszcie  mój  Anioł  Stróż  się  ocknął,  kiedy  zostałam  prawie  potrącona  przez  Simona, 
wracąccego  z  imprezy.-  Simon  kiwnął  ponuro  głową,  potwierdzając  jej  historię.  -  Błagałam 
go by zawiózł mnie do szpitala. Zamiast tego zabrał mnie do Maxa. Nie pamiętam zbyt wiele 
z  tego,  co  się  potem  wydarzyło  ale  kiedy  się  obudziłam  byłam  całkowicie  wyleczona, 
pomijając znak po ugryzieniu. - podciągnęła brzeg białego swetra, by ukazać bliznę. Adrian 
kątem  oka  zauważył  jak  Becky  potarła  podobny  znak.  Simon  przytulił  do  siebie  swoją 
partnerkę  i  spojrzał  na  nią  z  zaciekłą  opiekuńczością  co,  chociaż  raz,  Adrian  całkowicie 
rozumiał, bo on również chciał w ten sam sposób spojrzeć na Sheri. 

Sheri puściła brzeg swetra i ponownie złapała Adriana za rękę.  Nie był  pewny czy była 

ś

wiadoma tego co zrobiła. - Max ugryzł mnie i tym samym przemienił. W przeciwnym razie 

bym  umarła.  Kiedy  Rudy  próbował  znowu  mnie  skrzywdzić,  byłam    w  stanie  się  obronić. 
Zmusiłam się do ucieczki przed nim i jego sforą. 

Max zabrał głos, zanim Adrian zdążył zadać pytanie typu : dlaczego nie jesteś wilkiem? -  

W tym momencie byłem pewien tego, że Parker zachował się jak łajdak. Skontaktowałem się 
z lokalną sforą ale oni nie wiedzieli nic na jego temat albo grupki jego przyjaciół. Obiecali, że 
zajmą  się  nim.  Kiedy  Parker  próbował  odpłacić  mi,  zmieniając  Sheri,  razem  z  Simonem 
byliśmy  gotowi  by  z  nimi  walczyć.  Cały  czas  ściga  Sheri.  Została  zmuszona  do  tego  by 
ukrywać  się  i  nie  mieć  żadnego  wsparcia,  nawet  ze  strony  członków  Dumy,  ze  strachu, 
ż

ebParker  mógłby  wykorzystać  ich  przeciwko  niej.  Poprosiła  by  mogła  dołączyć  do  naszej 

Dumy, co oznacza, że nie będzie już dłużej sama. - Max ogarnął pokój srogim spojrzeniem. - 
Poradzimy sobie teraz z tym niebezpieczeństwem. 

Alfa uśmiechnął się, kiedy członkowie jego Dumy mruknęli w aprobacie. Adrian poczuł 

jak ręka Sheri zadrżała w jego. 

-  Teraz,  do  tych  z  kociętami,  miejcie  na  uwadze,  że  Parker  jest  chorym  człowiekiem, 

który zrobi wszystko by dostać Sheri. Chrońcie je, musicie wiedzieć gdzie przebywają przez 
cały  czas.  Roześlę  do  każdego  e-maila  ze  zdjęciem  Parkera,  po  to  byście  wiedzieli  co  robić 
jak go zobaczycie. Macie się skontaktować wtedy ze mną lub z Simonem... 

-  ...lub  ze  mną.  -  wtrącił  się  Adrian,  ściskając  uspokajająco  dłoń  Sheri.  Przestał 

natychmiast, gdy zauważył grymas na jej twarzy, ale nie puścił jej, rozluźniając jednak uścisk. 

-  Lub  z  Adrianem.  -    Max  kiwnął  głową.  -  W  żadnym  wypadku  nie  pozwólcie  na 

zbliżenie się Parkera do waszych kociąt. Towarzyszą mu trzy inne wilki. Możliwe, że potrafią 
się  zmieniać.  Skontaktuję  się  ze  sforą  z  Pocono  i  zobaczę  czy  nam  pomogą.  Z  tego,  co 
ostatnio słyszałem to lider sfory martwi się tylko o własny tyłek, więc możemy liczyć tylko 
na siebie. 

background image

-  Pomogę.  -powiedziała  Belinda.  -  Są  miejsca,  do  których  będzie  musiała  chodzić  bez 

partnera. Będę tam z nią chodzić. 

-Nie jest Curaną, więc powinna być bezpieczna... - wymamrotała jedna z kobiet. 
- Że co? - Adrian zadrżał, słysząc srogi ton głosu Emmy, gdy Curana Dumy zareagowała 

na wypowiedź kobiety. Otoczyła ją cienka mgła, poważna oznaka jej wkurzenia. - Wątpisz w 
moje słowo, że Belinda Campbell nie miała nic wspólnego z atakiem na Rebeccę Yaeger? 

Oho,  zaczyna  się.  Jeżeli  kobieta  była  wystarczająco  mądra,  to  szybko  powinna  się 

wycofać  i  natychmiast  przeprosić.  Adrian  obserwował  jak  kilka  kobiet  wzdrygnęło  się  i 
odsunęło od sprawczyni tego zamieszania. 

- Nie, Curano. - kobieta pochyliła ulegle głowę. 
- Dobrze. - Emma spojrzała na pozostałych członków Dumy. - Oczekuję, że ten nonsens 

się  zakończy.  Belinda  udowodniła  zarówno  Rebecce  jak  i  mi,  że  nie  miała  nic  wspólnego  z 
atakiem Livii na Rebeccę. Obarczanie jej odpowiedzialnością za czyny Livii jest niewłaściwe 
i oczekuję od was poprawy. Zrozumiano? 

Adrian  patrzył  jak  Max  stanął  obok  swojej  partnerki,  ukazując  chłodne  ostrzeżenie  w 

swoich  oczach  każdemu,  kto  się  jej  sprzeciwi.  Sprzeciwianie  się  Emmie,  oznaczało 
sprzeciwianie się Maxowi - do czego żaden mężczyzna w tym pomieszczeniu nie był zdolny, 
i dobrze o tym wiedział. Dyskusja zakończyła się, kiedy  Bety zajęły miejsca tuż obok Alf z 
podobnym rażącym spojrzeniem. 

Wymamrotane szepty akceptacji ogarnęły cały pokój, co zrelaksowało Alfy.  
- Sheri od jutra będzie pracować na pół etatu we Wallflowers - dodała Emma cieplejszym 

tonem. 

-  Może  się  wprowadzić  do  mieszkania  Becky,  znajduje  się  przecież  nad  sklepem  - 

powiedział Simon, jeszcze raz obejmując ręką swoją partnerkę. 

Becky spojrzał na niego. – „Może”? A co z osobą, która tam obecnie mieszka? 
- Pomyślałem, że mogłaby wprowadzić się do mnie. Nie masz nic przeciwko, prawda? -

Simon  uśmiechnął  się  do  swojej  partnerki,  Adrian  zaś  musiał  ukryć  uśmiech.  Reszta  osób 
nawet się tym nie kłopotała. Kilkoro zachichotało, gdy Becky chrząknęła w odpowiedzi. 

- Lubię moje mieszkanie. 
- Tak będzie Sheri łatwiej, a Ty zrobiłabyś dobry uczynek dla nowej przyjaciółki. 
Becky westchnęła. - To było poniżej pasa Simon. 
- A poza tym, w nocy będzie mi zimno w nogi. 
- Ach, cóż, przecież nie możemy pozwolić by zmarzły ci nogi, prawda Garfieldzie? 
-  Uznam  to  za  zgodę.  -  Simon  posłał  jej  szeroki  uśmiech,  gdy  w  pokoju  rozległy  się 

ś

miechy. 

Ten  moment,  pełen  śmiechu,  pozwolił  rozładować  napięcie.  Ludzie  usiedli 

wygodnie,oddając  się  dyskusjom  na  temat  pomocy  Sheri  i  poznając  najnowszego  członka 
Dumy.  Adrian  nie  odstępował  jej  na  krok,  zaskoczony  tym,  że  Belinda  również.  Wyglądało 
na  to,  że  przypadły  sobie  do  gustu.  Rozsiadł  się  i  patrzył  jak  śmiały  się  z  czegoś  razem, 
następnie zaplanowały wyjście na lunch następnego dnia, po pracy Sheri. Poczuł jak i w nim 
rozładowuje  się  napięcie  -  jego  partnerka  będzie  bezpieczna  z  Belindą.  A  jutro  od  Maxa 
dowie się całej historii.  
 
 
 
 
 
 
 

 

background image

ROZDZIAŁ III 

 

-  No  dalej,  pytaj.  -  Sheri  próbowała  się  nie  uśmiechnąć,  gdy  Belinda  odłożyła  swoją 

kanapkę i odchyliła się na łokciach, patrząc zarówno z ciekawością jak i z poczuciem winy. 

- Jak to jest być albinoską? - Belinda spytała cicho. 
Sheri  westchnęła,  odkładając  swoją  kanapkę.  Nie  czuła  się  obrażona.  Przyzwyczaiła  się 

poprawiać ludzi, ale ciągle przeszkadzało jej to, że pytali. - Naprawdę nienawidzę tego słowa. 

-Dlaczego? 
Czekała  aż  ktoś  zada  jej  to  pytanie  po  wczorajszym  spotkaniu  Dumy,  ale  Belinda  była 

pierwszą  osobą,  która  się  odważyła.  Obydwie  kobiety  siedziały  w  barze  „Kelly”,  jedząc 
hamburgery  i  frytki  -  oczywiście  olewając  swoje  diety.  To  było  jedno  z  najmilszych 
popołudni    jakie  miała  od  dłuższego  czasu.  Fajnie  było  znowu  mieć  przyjaciela.  Miała 
nadzieję, że tego nie zniszczą. 

-  Jestem  osobą  z  albinizmem.  Mówiąc,  że  jestem  albinoską  to  tak  jak  twierdząc,  że 

cierpię  na  zaraźliwą  chorobę,  jakbym  była  trędowata.  To  stan  z  jakim  żyję,  a  nie  to  kim 
jestem. 

- Ale nie jest to gorsze od nazywania mnie blondynką. 
- Wątpię. - zaśmiała się. - Pomyśl o stereotypie „albinosa”. Jesteśmy zawsze złymi, tymi, 

którzy robią paskudne rzeczy kilku biednym niewiniątkom, którzy nie wiedzą, że albinosi to 
diabły wcielone. A poza tym nikt się na ciebie nie gapi, bo jesteś blondynką. 

Nastąpiła  chwila  ciszy.  - W  porządku -    odpowiedziała w  końcu  Belinda.  -  Powiedz mi 

jakiś dowcip o blondynce. 

Sheri  zatrzymała  się  z  hamburgerem  w  ustach,  pochyliła  głowę,  próbując  wychwycić 

ekspresję drugiej kobiety. 

- Może to? Ruda wchodzi do gabinetu lekarza i mówi : „Doktorze, gdziekolwiek się nie 

dotknę, to mnie boli.” Doktor kazał jej dotknąć się w każdym miejscu, upewniając się, że za 
każdym  razem  krzyknęła.  Spytał  czy  jest  naturalną  blondynką...  przerwij  mi,  jeśli  znasz 
puentę? 

Zaczerwieniła się,słyszała to już wcześniej, i śmiała się tak głośno jak jej przyjaciele. 
- Doktor powiedział : „Tak myślałem, masz złamany palec.” 
Usłyszała  jak  Belinda  bierze  łyk  wody.  -  Pewnego  wieczoru  blondynka  grała  w  Trivial 

Pursuit ze swoimi przyjaciółmi. Kiedy nadeszła jej kolej, wyrzuciła kości i stanęła na Nauce i 
Naturze.  Jej  pytanie  brzmiało  :  „Jeśli  jesteś  w  próżni  i  ktoś  cię  woła  to  czy  go  usłyszysz?” 
Blondynka  zastanawiała  się  przez  chwilę  i  odpowiedziała:  „A  jest  on  włączony  czy 
wyłączony?

3

” 

Sheri przygryzła wargę by się nie śmiać, ale miała wrażenie, że Belinda to zauważyła. 
-  „Albo  moje  ulubione.  Dlaczego  blondynka  uśmiecha  się,  gdy  strzelają  pioruny?  Bo 

myśli, że robią jej zdjęcie.” 

Sheri nie dała rady dłużej powstrzymywać swojego rozbawienia i ulżyło jej, gdy Belinda 

również zachichotała. 

- Mam licencjat z Zarządzania i Finansów, ale ludzie przez całe moje życie uważają mnie 

za idiotkę bo wyglądam jak lalunia. 

Sheri mogła tylko wzruszyć ramionami. - Czasami tak postępuje z tobą życie, a czasami 

sama  jesteś  sobie  winna.  Więc,  znam  trochę  kawałów  o  blondynkach,  śmieję  się  z  nich  i 
staram się, żeby opinie innych ludzi nie wpływały na mnie. To nie zawsze działa, ale staram 
się. 

- Wow. Przykro mi. 

                                                 

3

 Vacuum to zarówno próżnia jak i odkurzacz.  

background image

- W porządku. Mówię tylko, żeby nie pozwolić na to, by stereotypy cię przytłoczyły. Jeśli 

tak robisz, to skupiasz całą swoją energię na czymś, co tak naprawdę na dłuższą metę nie ma 
zanczenia. Jeśli obrażałabym się za każdy usłyszany dowcip o blondynce, to bym musiała się 
złościć przez cały czas. 

Belinda  pochyliła  się  w  stronę  Sheri,  by  ta  mogła  zobaczyć  jej  szeroki  uśmiech,  i 

szepnęła:  

-Albo stałabym się rudzielcem, czczącym Ms. Clairol

4

Jadły chwilę w ciszy.  

- Masz swoją własną firmę?” 

-  Nie  -  odpowiedziała  Belinda  z  westchnieniem.  -  Pracowałam  u  Noego  jako  kelnerka, 

planowałam zgłosić aplikację na stanowisko kierownika, ale... nie wypaliło. Jestem pewna, że 
mogę  sobie  pozwolić  na  otwarcie  własnego  interesu,  ale  chciałam  ująć  doświadczenie  na 
stanowisku kierownika w papierach przy staraniu się o pożyczkę. Nie sądzę bym się bez tego 
kwalifikowała. 

Sheri usłyszała ból w głosie kobiety. - Przykro mi. 
- W porządku. Rynek i tak zasysa teraz te biznesy, które i ja chcę otworzyć. 
- Jaki  biznes? 
- Razem z Livią… żartowałyśmy sobie, że stworzymy coś swojego. Ja chciałam otworzyć 

bar  lub  restaurację,  i  nazwać  je  „Blondynką”  lub  czymś  w  tym  stylu,  ona  chciała  Spa.  - 
Belinda  wzruszyła  ramionami.  -  Dlatego  uwielbiałam  pracować  u  Noego.  Kocham  branżę 
restauracyjną. 

- Co się stało z twoją pracą? 
- Zostałam zwolniona. 
- Dlaczego? 
-  Bo  ludzie  uważali,  że  współdziałałam  z  Livią.  Zaatakowała  Becky,  dość  ciężko  ją 

raniąc,  podczas  tegorocznej maskarady.  Livia  groziła Becky, by  nakłonić Emmę do  oddania 
jej pierścienia Curany. 

-  Co? -    Sheri  nie  mogła wierzyć  własnym uszom. -  Ktoś  próbował wykorzystać Becky 

by dostać się do Emmy? 

-  Tak.  Nie  wiedziałam  o  tym,  dopóki  nie  zobaczyłam  jak  Simon  niósł  Becky  by  ją 

uzdrowić i przemienić. 

- I połączyć się z nią. 
- I połączyć się z nią. - Usłyszała inny rodzaj bólu w głosie Belindy i zastanowiała się czy 

ta kobieta czuje coś do Simona. Jeśli tak, to byłaby taka szkoda, Simon był  przecież oddany 
swojej partnerce. 

- Ale pierścień... 
- Nie zrobi z ciebie Curany, prawda? Ale jeżeli Emma oddałaby go... 
- ...byłaby uznana za słabą - Sheri dokończyła zamyślona. 
- Dokładnie. Stałaby się pokarmem dla kota. 
Sheri zaśmiała się. Zaczynało jej się tu podobać. 
 
Adrian czekał na zewnątrz baru i obserwował dwie rozmawiające i śmiejące się kobiety. 

Coś  w  jego  sercu  się  uspokoiło,  gdy  ujrzał  ją    po  raz  pierwszy  tak  zrelaksowaną,  odkąd  ją 
poznał. 

-  Może  jeśli  będziesz  się  gapił  wystarczająco  długo  to  ciuchy  same  z  niej  spadną.- 

powiedział Simon, podchodząc i patrząc na kobiety. 

Adrian przewrócił oczami. - Jest moją partnerką. 

                                                 

4

 Producent  farb do włosów. Ponoć najlepszy ;p i oczywiście nie dostępny w Polsce.  

background image

Simon uśmiechnął się szeroko. -  I to ty będziesz osobą, która użyje wobec niej swojego 

niezwykłego, rozpruwającego szmatki, spojrzenia mocy? 

- Dupek. 
Simon klepnął go po plecach i Adrian uśmiechnął się. 
- Wydaje się, że się zadomawia. - powiedział Simon, opierając się o ceglaną ścianę baru. 
- No. 
- Becky ufa Belindzie. 
-  A  ty  nie?  -  Adrian  zatrzymał  swoje  spojrzenie  na  kobietach,  ale  jego  uwaga  była 

całkowicie skupiona na Simonie. 

- W pewnym sensie tak. 
- Ufasz Becky i Emmie? 
Simon westchnął. - Tak, niech to szlag. - To brzmiało tak, jakby już odbył taką rozmowę, 

równie  przegraną.  Becky  prawdopodobnie  dała  mu  wykład.  Zdecydował  się  uspokoić 
Simona. Były sprawy na temat Belindy o których wiedział i mogłyby zaszokować Simona. 

Adrian kiwnął głową. - Byłeś kiedykolwiek u Kelly kiedy i Belle tam była? 
Simon spojrzał na Adriana, podniosząc jedną brew. - Belle? 
Adrian kiwnął głową. - Tak tam nazywają Belindę, Belle. 
- Nie, nie byłem tam, kiedy Belle była. A dlaczego pytasz? 
- Mogłaby cię zaskoczyć. 
Simon parsknął. - Umawiałem się z nią, z przerwami, przez cztery lata. Nic, co by zrobiła 

nie mogłoby mnie zaskoczyć, chyba że wyhodowałaby drugą komórkę mózgu. 

- Naprawdę? Wejdźmy. 
Adrian  otworzył  drzwi  i  wepchnął  do  środka  Simona.  Simon,  zaskakująco,  pozwolił  na 

to. 

- Hej, Belle! 
Brwi Simona  uniosły  się  do  linii włosów, gdy  Frank Kelly  zawołał  Belindę po  imieniu. 

Adrian uśmiechnął się szeroko i czekał. Już wiedział co nastąpi. 

-Tak, Frank? 
- Co zrobisz gdy blondynka ciśnie w ciebie granatem? 
- Złapię, wyciągnę zawleczkę i odrzucę. 
W  całym  barze  wybuchły  śmiechy.  -  Hej,  Belle!  -  zawołał  jeden  ze  stałych  klientów.  - 

Czy zaciął cię kiedyś jakimś kawałem? 

- Nie. - Belle odpowiedziała dumnie. 
- Pewnego dnia cię zaskoczę, Belle! -  zaśmiał się Frank. 
- Tak samo jak mojego małego pieseczka? 
Więcej  śmiechów.  Adrian  widział  szok  na  twarzy  Simona,  gdy  pchnął  go  z  powrotem 

przez drzwi. - Widzisz? 

-  Za  każdym  razem,  gdy  tylko  ją  widziałem,  była  ze  swoimi  elitarnymi  przyjaciółmi.-

powiedział Simon. - Nie zachowywała się tak przy nich. 

- Oczywiście, że nie, mogliby wykopać jej tyłek z ich klubu - odpowiedział Adrian.  
Stanął  znowu  przy  ścianie  i  obserwował  bar,  patrząc  jak  Sheri  z  Belle  jedzą.  -  A  poza 

tym, każdy wie dlaczego umawiałeś się z Belindą i to nie była dla niej rozmowa. 

Simon wzdrygnął się. - Nie zachowywała się tak również przy mnie. 
Adrian kiwnął głową. - Dała ci to, co myślała, że chciałeś. 
- Puszczalską blondynkę - powiedział Simon w zamyśleniu. 
- Nie chcę byś poczuł się jeszcze gorzej, ale ona nigdy nie umawiała się z nikim innym 

poza tobą. 

Simon znowu się wzdrygnął. - Jezu, dzięki. 

background image

Adrian  wzruszył  ramionami.  -  Nie  wiem  czy  uważała  cię  za  swojego  partnera,  czy  nie, 

ale jak już go znajdzie, to będzie wiedziała. Do tego czasu myślę, że Sheri jest bezpieczna z 
Belle. 

- No dobra - Simon zgodził się z westchnieniem. - Zaufam jej. 
 

*** 

- Gadaj.- Adrian spojrzał groźnie na swojego przyjaciela i wspólnika, krzyżując ramiona i 

blokując  mu  wyjście  z  gabinetu.  Właśnie  zamknęli  kliknikę  a  z  pomieszczenia  było  tylko 
jedno wyjście. 

- Przepraszam? - niebieskie oczy Maxa zalśniły na chwilę złotem, wyczuwając wyzwanie 

Adriana. 

Adrian westchnął. - Max, ona jest moją partnerką. Jak ty byś się czuł, gdyby Emma była 

w  niebezpieczeństwie?  -  odpowiedziało  mu  niskie  warczenie.  -  Więc  powiedz  mi.  Czego 
mam się spodziewać? 

Max westchnął i przeciągnął dłonią po włosach. - Rudy Parker jest chorym skurwielem. 

Próbował zgwałcić ją jako wilk. Kiedy to się mu nie udało, ugryzł ją. Gdyby mu nie uciekła 
byłaby teraz w Sforze zamiast w Dumie. 

- Takiego typu rzeczy dzieją się bardzo szybko, tak myślę. Jak ona zdołała mu przed tym 

uciec? 

 Max  wzruszył  ramionami.  -  Nie  mam  pojęcia.  Pamiętam  tylko  rozerwany  kawałek  jej 

ramienia. 

Adrianowi wymknęło się warczenie. - Oderwał jej kawałek ramienia? 
Max kiwnął głową. - To dlatego ma tam blizny. Nawet magiczny napój Pumy nie mógłby 

tego uzdrowić. 

Adrian parsknął śmiechem, jego oczy wróciły do normalnego, brązowego odcienia.   
- Magiczny napój Pumy? 
- To stwierdzenie Becky, nie moje. 
-  Się wie.  -  Adrian  zaczął kroczyć.  -  No  dobra,  próbował  ją  zgwałcić, zdołała mu uciec 

zanim ją przemienił, a od tamtej pory ją goni. Ogólnie podsumowując, to tyle? 

Max kiwnął powoli głową. 
-Czego mi nie mówisz? 
-Uciekła  nietknięta

5

,  zdążyła  zanim  sprawy  nabrały  nieciekawego  obrotu.  Ona  wie  jak 

bardzo jest teraz niebezpieczny, a jeśli on dowie się, że jesteście partnerami to zrobi wszystko 
by cię dorwać. 

- Poradzę sobie z nim. 
Max  potrząsł  głową.  -  Nie  będzie  sam.  Użyje  swojej  sfory,  a  Pumy  przeciwko  watasze 

wilków... 

-  Pumy  przegrają.  -  Adrian  zatrzymał  się  i  patrzył  beznamiętnie  na  ścianę,  jego  myśli 

pędziły. - Musimy zatem trzymać Dumę blisko nas. 

- Sheri nie będzie sama. Simon został wyznaczony by pilnować jej, gdy gdzieś wyjdzie. 

Belinda, Becky i Emma będą przy niej kiedykolwiek będzie to możliwe. 

- A ja będę z nią w nocy. 
- Jeśli ją do tego przekonasz. 
-  Wątpisz  we  mnie?  -  Adrian  uśmiechnął  się  do  Maxa,  pewny  swoich  uwodzicielskich 

zdolności. 

-  Będzie  próbowała  cię  odepchnąć  dla  twojego  bezpieczeństwa.  Jeśli  mam  być  szczery, 

zdziwiłem  się,  kiedy  w  końcu  się  z  nami  skontaktowała  i  poprosiła  o  dołączenie  do  Dumy. 
Zaproszenie było aktualne odkąd ją ugryzłem. 

                                                 

5

 W seksualnym tego słowa znaczeniu;p 

background image

-  Co  oznacza,  że  sprawy  prawdopodobnie  układają  się  jeszcze  gorzej  niż  nam  mówi  - 

wymamrotał  Adrian,  jego  opiekuńczy  instynkt  zapłonął  żywo.  Ogarniało  go  pragnienie  by 
pójść do niej, podnieść ją za ten jej boski tyłek i zanieść ją do domu, do jego pieczary, gdzie 
byłaby bezpieczna. 

- Tak. 
- Nie masz nic przeciwko temu, że Emma jej pilnuje? 
Uśmiech  Maxa  był  dziki,  a  jego  oczy  zabłysły  złotem.  -  Jeśli  ten  dupek  dotknie  mojej 

partnerki, psiakrew, niewłaściwie przy niej odetchnie to nakarmię go jego własnymi jajami. 

Adrian  kiwnął  głową,  napinając  mięśnie,  gdy  moc  Maxa  przetoczyła  się  przez  pokój. 

Potrzeba  bezpieczeństwa  stała  się  jeszcze  silniejsza,  gdy  zobaczył  wyraz  twarzy  swojego 
Alfy.   

-Jeśli Emma nie zrobi tego pierwsza? 
Max  uśmiechnął  się  rozluźniając,  a  Adrian  odprężył  się  razem  z  nim.  -  Raz  połamała 

facetowi nos. 

-Wiem. 
- Wiesz? 
- Taaa, całe miasto wiedziało. 
Max zamrugał. - Więc dlaczego ja nie wiedziałem? 
Adrian  wzruszył  ramionami.  –  A  dlaczego  miałbyś  wiedzieć?  Nie  było  cię  w  mieście 

kiedy to się wydarzyło, a nikt nie podejrzewał, że zamienia się w twoją partnerkę. 

Max  wypuścił  powietrze.  -  Pokłóciłem  się  z  tą  kobietą  by  się  dowiedzieć  tej  całej 

historii… W porządku. Nieważne. – warknął, widząc uśmiech Adriana. – Przekonamy się czy 
zdołasz wyciągnąć od Sheri resztę tej historii. 

- Nie ma problemu. - Adrian odwrócił się by wyjść z gabinetu i zauważył jedno ze zdjęć 

sukni  ślubnej,  które  Emma  przypięła  do  tablicy  ogłoszeń.  Zatrzymał  się  z  szerokim 
uśmiechem.  

- Tak w ogóle, to możesz przekazać Emmie wiadomość ode mnie? 
- Pewnie, co takiego? 
Ciekawość w głosie Maxa sprawiła, że prawie się roześmiał. - Możesz jej powiedzieć, że 

brakuje  tutaj  zdjęć  ze  strojem  kąpielowym?  Jeśli  planujecie  swoją  podróż  poślubną  na 
Karaibach to musi wybrać jakieś bikini. 

- Próbujesz mnie wkurzyć? 
- Możesz przynieść jej zdjęcia w bikini? Byłoby super. 
-Wynocha! Dupek. 
Adrian opuścił gabinet, śmiejąc się. Nadszedł czas by zapewnić sobie partnerkę. 

 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ IV 

 
 
Sheri  bardzo  ostrożnie  wyjęła  Sun-catcher

6

  z  zapakowanego  przez  Simona  pudła.  Duży 

artysta stał nad nią, obserwując jak jastrząb jej każdy ruch. Upewniła się by być dodatkowo 
ostrożną z delikatną częścią. 

Pracowała we Wallflowers od dwóch dni i jeszcze nie została sama choć na chwilę. Jeżeli 

Becky i Emma nie były obecne, to jakiś inny członek Dumy „tylko zaglądał by zrobić jakieś 
zakupy”. Jakby nawet kobieta taka jak Marie Howard mogła robić zakupy w jednym sklepie 
przez trzy godziny. Dzięki Ci Boże za Belindę. W końcu nie udawała dlaczego tak naprawdę 
tam przebywała i dwie kobiety szybko stały się przyjaciółkami. Może jeśli Rudy odszedłby z 
jej życia, mogłaby pomóc Belindzie w realizowaniu jej marzeń. 

„Proszę nie rozbij tego.” 
„Uważam,” odpowiedziała zaczynając się wkurzać. 
„Bez urazy, ale zajmuje ci to całą wieczność.” 
„Chciałbyś sam to zrobić?” 
„Nie-ee,  wygląda  na  to,  że  dajesz  radę.”  Zaczął  poruszać  się  niespokojnie  dookoła 

delikatnych  mebli  jak  zamknięty  w  klatce…  no  cóż,  górski  lew.  „  Becky  w  tym  tygodniu 
oficjalnie się do mnie przeprowadza.” 

„Wiem. Pomagam jej się pakować.” Włożyła delikatnie Sun-catcher do białego pudełka z 

wydrukowaną  ze  złotych  liter  nazwą  i  logo  sklepu.  „powiedziała,  że  będę  mogła  się 
wprowadzić pod koniec tygodnia.” Co nastąpiłoby szybko rozważając fakt, że był wtorek. 

„Więc zapoznała cię już ze wszystkim?” 
„Taaa, znam układ i wszystko inne.” 
„Świetnie. Nie dlatego, że będziesz tam mieszkać bardzo długo jeśli Adrian będzie miał 

coś do powiedzenia w tej kwestii.” 

„Simon?” 
„Taa?” 
„Opowiedz mi o Adrianie.” Mogła ugryźć się w język zanim wyślizgnęły się te słowa, ale 

ciekawość zżerała ją jak oszalała. 

„Jest w tym samym wieku co ja, więc o rok młodszy od Max’a. Uczęszczał do lokalnej 

szkoły,  jego  rodzice  nadal  tu  mieszkają  i  są  szczęśliwą  parą  od  jakiś  trzydziestu  lat.  On  się 
takim urodził,  nie  został  stworzony. Ma  siostrę  i brata,  oboje  młodszych  od  siebie,  oboje  są 
nadal w colleg’u poza miastem. Ma swój własny dom i samochód, współpracuje z Max’em i 
nigdy nie złamał prawa.” 

„Kobiety?” 
„Żadnej na poważnie.” 
„Tak zepsuty jak ty?” 
Simon warknął. „Nie byłem tym zepsutym.” 
„Nie, no oczywiście, że nie. Sypialnia każdej miała obrotowe drzwi.” 
„Pocałuj mnie w tyłek.” Wygmerał. 
Sheri się uśmiechnęła. „Więc jest podrywaczem?” 
„Nie  za  bardzo.  Nie  umawiał  się  na  poważnie,  ale  Sheri?  Powiedział  mi,  że  jesteś  jego 

partnerką, co oznacza, że w ogóle się nie umawia.” 

„Myli się.” Skłamała. 
„Więc  kiedy  się  do  ciebie  zbliży,  to  potraktujesz  go  dobrze  ok?  Jest  jednym  z  moich 

najlepszych przyjaciół.” 

                                                 

6

 http://www.womansday.com/var/ezflow_site/storage/images/wd2/content/crafts/sun-catcher/7787-3-eng-

US/Sun-Catcher_full_article_vertical.jpg 

background image

„Walnę go w głowę pałką od baseball’a jeśli spróbuje,” odpowiedziała spokojnie. 
„Jest dobrym facetem i zadba o ciebie.” 
„Potrafię sama się o siebie zadbać, dzięki bardzo.” 
„Jego mama cię pokocha.” 
„Nigdy mnie nie pozna.” 
„Jest w Dumie, już to zrobiła i daj wreszcie do cholery spokój.” 
„Nie  wiem  o  czym  mówisz,”  pociągnęła  nosem  kończąc  zawiązywać  ładną,  złotą 

kokardkę na pudle. 

Odsunęła  dłonie  od  kokardki.  Spojrzała  w  górę  w  ciemne  oczy  Simona.  „Jesteście 

partnerami. Zaufaj mi, nie możesz temu zaprzeczyć. Walczyłem o uwagę Becky przez sześć 
miesięcy… psiakrew, jeśli mam być szczery to było to trochę dłużej i była to czysta agonia.” 

„Więc?” 
„Więc  jeśli  z  tym  walczysz,  to  zaczną  się  sny.  Gorące,  spocone  sny.  Takie  przez  które 

jesteś  obolała.  I  to  się  pogarsza.  Nie  czujesz  żadnego  pragnienia  do  nikogo  innego,  bo  jeśli 
twoje ciało nie będzie mogło mieć autentyku, to przyjmie sny. Nie możesz odrzucić swojego 
partnera.” 

Ś

ciągnęła swoje  ciemne  okulary i próbowała nie zmrużyć oczu w świetle. Pozwoliła im 

zamienić się w czerwone. „Rudy g zabije. Jeśli go odrzucę to go ochronię-” 

Gówno prawda” 
Wzdrygnęła się; nie zwróciła uwagi na dzwoneczek ogłaszający otwarcie drzwi. Założyła 

z powrotem na nos swoje okulary. „Witam, doktorze Giordano.” 

„zadzwoń do Becky,” Adrian powiedział do Simona. 
„Po co?” zapytał Simon. 
W  odpowiedzi,  Adrian  przeskoczył  przez  szklany  blat  i  przerzucił  sobie  przez  ramię 

Sheri  w  stylu  strażaka.  Zignorował  jej  pisk  w  proteście,  złapał  za  smycz  Jerry’ego.  Jerry, 
zdrajca, natychmiast się podporządkował gdy Adrian wyszedł z nimi spokojnie z budynku. 

„Na razie, Simon!” 
Simon wybuchnął śmiechem. „Na razie, ludziska.”  
„Postaw mnie,” warknęła Sheri. 
- Nie. 
- Natychmiast mnie postaw, jełopie! 
Wzburzył się z uśmiechem. – Nie jesteś pierwszą osobą, która tak do mnie mówi. 
Uspokoiła się, bezsensowna zazdrość spowodowała, że widziała na czerwono. – Kto? 
- Simon i Max. 
Rozluźniła się. - Oh. 
- Ugryziesz mnie to cię skarcę. Tak dla twojej wiadomości. 
Jego radosny ton głosu naprawdę zaczynał grać jej na nerwach. To i jej pozycja do góry 

nogami zaczynały powodować u niej ból głowy. – Ty i która armia, kolego? 

- Myślisz, że sam sobie z tobą nie poradzę, księżniczko? 
Chrząknęła  gdy  posadził  ją  w  swoim  samochodzie,  dając  jej  głośnego  całusa  w  czubek 

głowy. Czuła się jak trzylatka. – Wiesz, jest kilka naprawdę dobrych leków dla osób w twoim 
stanie. Rozważałeś może zażycie kilku? 

- Nawet się nie waż wyjść z samochodu. 
- Nawet o tym nie myślałam. Masz mojego psa.- wymamrotała i skrzyżowała ramiona na 

swojej  piersi  gdy  zamknął  drzwi  ze  śmiechem.  Przynajmniej  nie  spadły  jej  okulary. 
Oczywiście,  doktor  Jełop  nie  kwapił  się  by  zabrać  jej  kurtkę,  także  siedziała  tam  z 
zamarzniętym tyłkiem w swojej czarnej bluzce i spodniach. Palant. 

Uśmiechnął się szeroko, otworzył drzwi od strony kierowcy i posadził Jerrego na tylnym 

siedzeniu.  Zdrajca  usiadł  radośnie,  machając  swoim  ogonem  gdy  Adrian  go  głaskał.  Potem 
usiadł za kierownicą i odpalił samochód. 

background image

- Gdzie jedziemy? 
Mogła usłyszeć uśmiech w jego głosie. – Do mnie. 
- Nie. 
- Nie co? 
- Nie, nie jadę do ciebie. 
- Oj, przepraszam. 
- I dobrze. Zabierz mnie z powrotem. 
- Niee. 
- No to za co przepraszasz? 
- Za to, że cię rozczaruję. Jedziesz do mnie. 
- Doktorze Giordano, zaczęła mówić. 
Zamknął jej usta ręką. – Mam na imię Adrian. 
- Mph rr hmpf. 
- Co? Adrian zabrał rękę z jej ust. 
- Dziękuję. 
- Yy, nie ma za co. 
-  A  teraz  zabierz  mnie  z  powrotem  do  sklepu  -    Znowu  skrzyżowała  ręce  na  piersi 

spojrzała wściekle na niego, desperacko starając się nie zadrżeć z zimna. Zauważył to jednak i 
włączył ogrzewanie. 

- Nie. 
- Natychmiast. 
- Nie. 
- Ja nie żartuję! 
- Nie. 
Warknęła. Cholernie warknęła na niego. – Adrian. 
-  Przepraszam,  partnerko,  nic  z  tego,  przestań  prosić  –  Skręcił  na  podjazd.  Gdy  tylko  z 

odległości  otworzył  drzwi  od  garażu,  wyszła  z  samochodu,  gotowa  do  powrotu  do 
Wallflowers. Zdążyła jedynie postawić około dziesięciu kroków zanim ją złapał i przerzucił ją 
sobie przez ramię. 

Gdy warknęła na niego, poklepał ją uspokajająco w tyłek. 
- Oj nie, nie waż się. Mam twoje psa, pamiętasz? – Śmiech w jego głosie jeszcze pogłębił 

jej warknięcie. Poczuła jak jej oczy zmieniają się z rozdrażnienia w czerwone. 

- Dzień dobry, doktorze Giordano. 
-  Dzień  dobry,  pani  Anderson  –  poczuła  jak  zdjął  z  jej  tyłka  swoją  rękę  by  komuś 

pomachać. 

- Czy to nie nowy członek Dumy? – starsza pani spytała tym swoim plotkarskim szeptem. 
-  Owszem  i  jest  też  moją  partnerką.  –  Adrian  odpowiedział  szeptem  z  grzesznym 

humorem. 

Sheri znowu warknęła. 
- Oo to dobrze! Witaj w sąsiedztwie młoda damo! 
-  Została  porwana  –  odpowiedziała  spokojnie.  Jedno  z  nich  musiało  być  zdrowe 

psychicznie. 

- To miło kochana. Miłego dnia. 
Poczuła jak trząsł się od śmiechu pod jej brzuchem i uderzyła go w pośladek tak mocno 

jak tylko dała radę. Podwójny palant. 

- Ał. -  Klaps jaki poczuła na swoim tyłku zapiekł jak diabli. – Przestań. 
- Postaw mnie! 
-  Pozwól  mi  tylko  wypuścić  psa…  proszę  bardzo,  -  powiedział  gdy  Jerry  wyskoczył  z 

auta i wylądował przy jego stronie. Zamknął nogą drzwi samochodu i zaniósł ją do garażu. 

background image

Patrzała wściekle na swojego psa i rozważała przerobienie go na karmę dla kota. – Chcę 

wrócić. 

-  Przykro  mi  skarbie.  Nic  z  tego.  Witaj  w  domu.  –  wymruczał  zamykając  drzwi  od 

garażu. 

- Zostawiłeś na zewnątrz swoje auto. – wskazała, jej zęby trochę zazgrzytały z zimna. 
-  Ale  moja  partnerka  jest  w  środku.  –  Przesunął  ręką  po  jej  pupie.  –  Hmm,  stringi? 

Uwielbiam stringi. – westchnął szczęśliwie. 

- Świnia – wymamrotała rozbawiona wbrew sobie. 
- Masz z tym jakiś problem? Kwik, kwik. 
Zdusiła  obrażony  śmiech  gdy  niósł  ją  do  domu.  Nie  postawił  jej  dopóki  nie  weszli  do 

salonu. Ujrzała ciemno- brązową, drewnianą podłogę , ściany spalonej sjeny i beżowe meble 
z poduszkami koloru czekolady i palonej sjeny. Stolik był wyrzeźbiony z ciemnego drewna, 
ale  nie  mogła  ujrzeć  ostrości  rzeźb.  Wyglądało  to  tak  bujnie,  że  zapragnęła  przebiegnąć  po 
tym  palcami  i  zbadać  to  bardziej  dokładnie.  Byłaby  w  stanie  to  zobaczyć  gdyby  tylko  była 
bliżej, ale nie chciała by myślał, że cokolwiek w jego domu ją interesowało. Jego meble były 
nowoczesne  i  wygodne.  Przekonała  się  o  tym  gdy  bezceremonialnie  rzucił  ją  na  kanapę. 
Tkanina  pod  koniuszkami  jej  palców  była  tak  miękka  jak  jedwab,  co  oznaczało,  że  była 
prawdopodobnie  z  mikrofibry.    Prawie  zamruczała  przebiegając  ręką,  potem  znowu  zanim 
przypomniała sobie, ze była wkurzona. Zdecydowała się na kontratak. 

- Nie jesteś moim partnerem. 
- Owszem jestem. Woda czy sok? 
Otworzyła  usta  by  odpowiedzieć  sok,  jednak  potrząsnęła  głową  ze  wstrętem.  – 

Wychodzę, teraz. 

-  Zrób  jeden  krok  przez  te  drzwi  wejściowe  a  nie  usiądziesz  przez  tydzień.  –  zawołał 

ponownie tym samym radosnym tonem głosu, którym pytał ją o napój. 

- Zadzwonię po policję i oskarżę cię o porwanie mnie!. 
- Proszę bardzo. Szeryf jest jednym z nas i wnukiem pani Anderson. 
- Ugh! 
- Tak kochanie.- Podał jej sok z szerokim uśmiechem, zdusiła pragnienie by rzucić nim w 

jego zadowoloną twarz. 

Spróbowała czegoś innego. – Nie chcesz mieć partnerki. Powiedziałeś mi to. 
- Prawda, tak ci powiedziałem. 
- Ja też nie chcę, - warknęła. 
- Taka szkoda, tak mi przykro. Utknęłaś ze mną. 
Obnażyła swoje zęby gdy usiadł obok niej, kołysząc w dużej dłoni puszkę wody sodowej. 

– Nie jeśli najpierw cię zabiję. 

Wyciągnął  rękę  i  zabrał  jej  z dłoni sok. –Wiesz –  powiedział odkładając wodę obok  jej 

soku. – Jeszcze cię nie oznaczyłem. 

Podskoczyła gdy się nad nią pochylił. – Nawet o tym nie myśl! 
Westchnął, rozpierając się z powrotem na poduszkach. – Jesteś moją partnerką. Ja jestem 

twoim partnerem. Ugryzę cię, ty prawdopodobnie ugryziesz mnie--” 

- Ale nie tam gdzie ty chcesz. 
Spiorunował ją spojrzeniem, w końcu gubiąc część tego rozweselenia. – Czy to dlatego, 

ż

e powiedziałem, że nie chcę partnerki? 

Przewróciła oczami. – Palant. 
- Bo jeśli powiesz, że to uchroni mnie przed Parkerem to naprawdę skopię ci tyłek. 
Pomachała przed nim palcem. – Aż nad to drażniłeś dotykiem mój tyłek, ej! – Rzucił się 

nad kanapą i chwycił ją, łapiąc obiema rękoma jej pośladki i przyciągając ją bliżej do siebie. 
Naparł swoimi ustami o jej, pozwalając by poczuła erekcję pod jego luźnymi spodniami. – O 
rany – wydyszała. 

background image

Zdjął jej okulary, jego ciemne oczy zapłonęły w złocie gdy uchwycił jasną czerwień jej. – 

Jesteś tak kurewsko piękna, wiesz o tym? 

- Nie jestem – wymamrotała. 
Uśmiechnął  się  powoli  i zmysłowo. Patrzył na  nią  jakby  była miską pełną kremu,  którą 

chciałby wylizać. – Oh tak, jesteś. – Jedną ręką trzymał ją przed sobą; drugą odłożył okulary 
na kanapie i uniósł by popieścić jej włosy. – Wiesz o czym pomyślałem gdy ujrzałem cię po 
raz pierwszy? 

- O gównie? 
Zaśmiał się z oburzeniem. – Nie. Pomyślałem, że wyglądasz jak królewna śnieżka. 
- Królewna śnieżka. Jak oryginalnie. – wyszydziła, próbując nie pozwolić się rozproszyć 

jego bliskością ( i jego erekcją). Udałoby się gdyby nie drżał jej głos. 

- Chciałem rzucić cię na podłogę i pieprzyć dopóki oboje byśmy nie zemdleli. 
Jej kolana się zatrzęsły. 
- Potem chciałem cię oznaczyć i zabrać gdzieś daleko by nikt cię już nigdy nie zobaczył, 

nie chciał. Wiesz dlaczego? 

- Feromony? – odpowiedziała słabo. Jej sutki stwardniały pod biustonoszem, jej oddech 

przeszedł w płytkie sapanie. 

Zaczął znowu pieścić jej tyłek. – Bo jesteś moja. 
Zmarszczyła  brwi.  Gdyby  nie  jego  przeklęty  zapach  to  skopałaby  mu  za  to  jaja.  –  Do 

nikogo nie należę. 

- Wszystko w porządku. Bo jestem twój. – szepnął zanim ujął jej usta w pocałunku, przez 

który  prawie  spadła  na  podłogę.  To  nie  było  żadne  delikatne  nakłanianie,  ani  pierwszo-
randkowy  pocałunek.  To  był  wojownik  żądający  roszczenia  do  swojej  kobiety,  najeżdżając 
gwałtownie na jej usta, bez litościwego poddania, zmuszając jej wargi i zęby do rozchylenia 
się dla niego z cała tą finezją wściekłości, hormonalnego samca. A ona to kochała. Zacisnął 
dłoń na jej pośladku w rozkosznym bólu, a drugą ścisnął włosy i przyciągnął dopóki jej usta 
nie znalazły się dokładnie tam gdzie chciał. 

Splądrował  ją,  przypisując  ją  sobie  nawet  bez  ugryzienia,  a  ona  bawiła  się  w  tym.  W 

przeszłości  kochankowie  traktowali  ją  jakby  była  ze  szkła,  z  delikatną  troską,  jak  gdyby 
obawiali  się,  że  ją  rozbiją.  Lekceważyli  jej  siłę.  Adrian  nie  tylko  to  uznał,  rozkoszował  się 
tym.  Praktycznie  wbiła  się  w  jego  ciało,  chowając  obie  dłonie  w  jego  ciemnych,  krótkich 
włosach i umieszczając jego usta tam gdzie chciała. Pomógł tuląc w obiema dłońmi jej tyłek, 
przyciągając  ją  mocniej  do  siebie.  Okrążyła  nogami  jego  talię  i  jęknęła  gdy  kontynuowali 
ustny atak na siebie. 

Kiedy  się  uniósł  i  ją  ugryzł,  znacząc  ją,  doszła  tak  bardzo,  że  ujrzała  gwiazdy.  Nie 

przejmował  się  nawet  by  odchylić  kawałek  jej  bluzki.  Ugryzł  ją  przez  materiał,  brutalność 
tego  czynu  zwiększyło  jej  podniecenie  do  osiągnięcia  szczytu,  co  wydawało  jej  się  nie 
możliwe. 

- Do łóżka, teraz. – wymruczał. 
- Mhmm. 
Zaśmiał  się  ochryple  od  jej  słabej,  wydyszanej  odpowiedzi,  niosąc  ją  po  schodach. 

Wszystko  było  zamazane  paloną  sjeną  i  ciemnym  drewnem  gdy  ruszył  z  maksymalną 
prędkością,  praktycznie  roztrzaskując  ich  o  ścianę  gdy  skręcił  do  sypialni.  -  Nago.  Nago 
będzie dobrze. 

- Um. – odpowiedziała, gryząc zawzięcie jego szyję. 
Zamarł  na  środku  pokoju  i  zadrżał  zupełnie.  Wychylił  w  tył  głowę  by  dać  jej  lepszy 

dostęp, co chciwie przyjęła znacząc go w taki sam sposób w jaki on oznaczył ją. 

Dźwięk rozpruwanego materiału był dla niej pierwszym sygnałem, że być może naciskała 

zbyt mocno gryząc go. Jego pazury rozerwały jej spodnie, ich chłodny dotyk wysłał dreszcze 
w dół jej kręgosłupa gdy poczuła jak zaczepiły się o jej majteczki i zdarły je. 

background image

Kiedy  pazurami  postrzępił  swoje  spodnie  jęknęła;  dobry,  przyzwoity  doktor  urósł  pod 

swoimi  bokserkami.  Zaledwie  poczuła  jak  je  kopnął  gdy  wszedł  w  nią  na  stojaka.  To  była 
najbardziej cudowna rzecz, jaką w życiu poczuła. Napełnił ją prawie do granicy bólu. 

- O ja pierdolę.- wymamrotał. 
- Proszę, śmiało – wydyszała. 
Złote oczy zabłyszczały w nią. – Nie rozśmieszaj mnie księżniczko. 
Powoli  obróciła  biodrami,  co  sprawiło,  że  zamknął  oczy  w  rozkosznym  jęku.  – 

Rozpraszacz ze mnie. 

Podszedł  do  łóżka,  z  każdym  krokiem  zagłębiając  się  bardziej  w  niej.    Z  delikatną  siłą 

położył ją na krawędzi łóżka, jego penis ani razu nie opuścił jej ciała. – Gotowa na mnie? 

Zagapiła  się  na  niego.  –Niee.  Myślałam,  że  się  położymy  i  rozważymy  pomalowanie 

sufitu. Głupek. 

Cofnął i naparł mocno na nią, powodując, że zasapała. – Coś mówiłaś? 
- Jeśli odpowiem to znowu tak zrobisz? – spytała z szeroko otwartymi oczami. 
Użył  pazurów  by  podrzeć  jej  bluzkę  i  stanik,  rozsuwając  strzępy  i  ukazując  jej  piersi 

swojemu  głodnemu  spojrzeniu.  –  Chcę  widzieć  jak  się  ruszają.  –  szepnął.  Ukazały  się  jego 
kły,  jego  oczy  błysnęły  złotem  a  jego  dłonie  zdobiły  pazury  co  delikatnie  ugniatało  jej 
miękkie  ciało.  Lekki  ból  tylko  uświadomił jej jego obecność.  Chwycił za jej biodra  i  zaczął 
pieprzyć, mocno, szybko i wściekle 

7

, napierając na jej ciało, jego spojrzenie było przykute do 

jej piersi. 

- C’mere – wydyszała, pociągając za jego ramiona. Musiała wyraźnie widzieć jego twarz 

gdy oboje dosięgnie orgazm. 

Pozwolił  jej  na  przyciągnięcie  siebie  do  niej.  Wiedziała,  że  teraz  to  jego  Puma  była 

silniejsza od jej. Obie były zbyt blisko wydostania się na zewnątrz gdy ich ludzie się kochali, 
jego  siła  rzucała  jej  się  w  oczy  gdy  zgiął  jej  blade  ciało.  Wiedząc,  że  mogłaby  rzucić  na 
kolana  tak  silnego  mężczyznę  podnieciło  ją  jeszcze  bardziej.  Przestał  gdy  dotykali  się 
czołami,  patrząc  się  bezpośrednio  w  jej  czerwone  oczy  gdy  wbił  się  w  nią  z  całą  siłą. 
Wiedziała, że będzie potłuczona, obolała od jego maltretowania, ale do diabła nigdy nie czuła 
się tak dobrze. 

Dłońmi  ślizgał  się  po  jej  ramionach  aż  nie  sięgnął  po  jej  nadgarstki,  podciągając  je  z 

delikatną siłą aż nie znalazły się nad jej głową. Była dosłownie nim przykryta od głowy aż po 
palce.  Jego  oczy  pozostały  otwarte,  przykute  do  jej,  pełne  zaborczej  pasji  i  zajęczała, 
ponownie dochodząc. 

-  Moja  –  warknął,  rozlewając  się  w  niej,  jeszcze  raz  zębami  przyczepił  się  do  swojego 

znaku. Widok i zapach jego przyjemności zmieszał się z jego ukąszeniem wywołując jeszcze 
raz  jej  szczyt.  Jej  dłonie  zacisnęły  się  w  jego  włosach  gdy  orgazm  skradł  jej  oddech, 
wyginając jej plecy w łuk, otworzyła usta w cichym krzyku. 

 

 
 

 
 
 
 
 

                                                 

7

 Wiedziałam, że ma coś z Vin Diesel’a :D 

background image

ROZDZIAŁ V 

 

A  niech  to,  pomyślał  Adrian,  patrząc  się  na  kobietę  śpiącą  na  brzuchu  obok  niego. 

Gdyby  wiedział,  że  tak  wyglądałby  seks  z  partnerką  to  już  cholernie  dawno  zacząłby  jej 
szukać.  Jeszcze  nigdy  w  swoim  życiu  nie  doszedł  tak  intensywnie.  Tak  kurewsko. 
Intensywnie. A teraz było tyle rzeczy, które chciał zrobić z jej ponętnym, kremowym ciałem. 
Na  przykład,  jeszcze  nie  ssał  tych  brzoskwiniowych  sutków,  albo  nie  drasnął  zębami  jej 
brzucha.  Nie  wylizał  jej  kremowego  ciała,  co  zamierzał  uczynić  zaraz  po  jej  przebudzeniu. 
Chciał  zostawić  znak  na  jednym  z  tych  doskonałych  pośladków  lub  może  na  wewnętrznej 
części uda zanim posmakuje jej aż nie zacznie krzyczeć jego imię. Nawet nie było cholernej 
mowy by odmówiła ich partnerstwa.  

Jeśli  opuściłaby  go  w  jakiś  niefortunny  sposób  by  go  ochronić,  umarłby  lub 

zwariował. Nie. Wytropiłby ją i przyniósł z powrotem do swojej pieczary, tam gdzie było jej 
miejsce. Wtedy związałby ją i rżnął aż nie mogłaby się ruszać. 

Ta myśl, apelowała do niego nawet, jeśli nie próbowałaby to zostawić. 
Pozostawił  siniaki  na  tych  ładnych  pośladkach  i  zadrapania  od  pazurów  na  jej 

biodrach.  Oparł  się  pragnieniu  by  poprawić  pocałunkiem  te  znaki,  wiedząc  przy  okazji,  że 
oddychała tak jakby była wyczerpana. Ten ścigający ją gnojek zapłaci za to, że tak bardzo ją 
straszy aż nie może spać. Zapłaci podwójnie za skrzywdzenie jej, za zostawienie znaku na tej 
doskonałej skórze.  

Oparł  się  pragnieniu  by  warknąć  wyzwanie  do  świata  na  myśl  o  Parkerze 

naruszającym jego piękne wspomnienie. Zastanawiał się czy ten gnój był jeszcze w mieście i 
jak zareaguje na wieść, że Sheri ma partnera. 

Pomyślał  o  swoim  Mustangu  na  podjeździe  i  zdecydował,  że  lepiej  będzie  jak  nim 

wjedzie  do  garażu.  Wstał  ostrożnie,  nie  chcąc  przeszkadzać  Sheri.  Jego  księżniczka 
potrzebowała snu. Miał wobec niej plany jak tylko się obudzi. Idąc do szafy wyjął zniszczoną 
parę  jeansów  i  ubrał  je,  potem  założył  swoje  najstarsze  tenisówki  i  najcieplejszą  flanelową 
koszulę.  Podniósł  swoje  rozerwane  spodnie  i  zaniósł  je  na  dół  do  pokoju  gościnnego 
wyjmując  swoje  kluczyki  najciszej  jak  tylko  mógł,  potem  otworzył  kredens  i  wyjął  stary 
rewolwer  swojego  ojca.  Sprawdził  ostrożnie  ją  dzień  wcześniej  strzelając  do  tarczy  by  się 
upewnić  czy  działa  poprawnie.  Działała.  Włożył  ją  za  sobą  do  spodni  zakrywając  koszulą. 
Wszedł do garażu i otworzył bramę. 

Kurwa. Wygląda na to, że Parker tu był, pomyślał gapiąc się na cztery przebite opony. 

Wyjął broń i zamknął bramę, skanując oczami obszar, by zobaczyć czy gnojek nadal tam był. 
Kiedy  nic  się  nie  wydarzyło  opuścił  broń  i  wrócił  do  środka  by  zadzwonić  do  Gabriela 
Andersona, Maxa i Simona. 

Spojrzał w górę, gdy właśnie skończył rozmowę z Simonem, by ujrzeć Sheri zawiniętą 

w jedną z jego koszul, stojącą na szczycie schodów, jej piękne błękitne oczy były pełne żalu. 

A to go wkurzyło. 

 

Nawet o tym, kurwa, nie myśl.- Zawarczał, wchodząc po dwa schodki na 

raz. 

 

Adrian… 

 

Nie. – Wziął ją w ramiona, jej głowa spoczęła w kołyszących ją  

ramionach.  W  porównaniu  z  nim  była  taka  mała  i  delikatna,  że  czuł  się  jak  jaskiniowiec. 
Pragnienie, by chronić swoją partnerkę, było tak silne, że aż zadrżał. – Nigdzie nie idziesz. 

 

Nie mam żadnych ubrań – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. –  

Muszę iść po jakieś. 
Odsunął się i spojrzał na nią. – Myślę, że wyglądasz przepięknie. 
Przewróciła oczami. – Co się stało z twoim wozem? 

 

Ktoś postanowił naostrzyć sobie pazury na oponach. 

background image

Jej szczęka się zacisnęła, oczy zabłysnęły czerwienią a plecy zesztywniały w gniewie. 

Poczuł jak wbija w jego plecy swoje pazury. 

 

To jest kurewsko podniecające. 

Zmarszczyła brwi. – Co takiego? 

 

Patrząc, jaką jesteś wojowniczką. To sprawia, że chcę cię ubrać w skórę i  

wygiąć cię nad pniem drzewa. 

Podniosła  jedną  brew,  żal  uleciała  z  jej  oczu,  gdy  spojrzała  na  niego  gniewnie.  – 

Ś

winia.  

 

Czy już o tym nie rozmawialiśmy? Oink oink kochanie. 

Jej wargi zadrżały. 

 

Idź na górę. Mam długi szlafrok, który możesz ubrać. Wisi na drzwiach w  

łazience.  Będziesz  musiała  zejść  na  dół  i  porozmawiać,  z  Gabem  oraz  z  pozostałymi,  ale 
później będziemy mogli pójść spać. 

 

A co z twoim autem? 

 

Max i Simon pomogą mi rano zmienić opony. Belle może pójść z tobą do 

pracy. 

 

Powtarzam: w jakich ciuchach? 

Zmarszczył  brwi  w  zamyśleniu.  –  Dobra  uwaga.  Pozwól,  że  oddzwonię  do  Maxa. 

Emma może przywieść kilka twoich ubrań z pokoju hotelowego. 

 

Jeśli Rudy wie, że tu jestem to może to być niebezpieczne dla Emmy. 

 

Kolejna dobra uwaga. – Podniósł komórkę i wybrał numer do Maxa. –  

Hej Max? Zabierz ze sobą Emmę. Sheri potrzebuje kilku swoich ubrań z hotelu. 

 

Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. – Odpowiedział Max – Jeżeli był  

właśnie u Ciebie to prawdopodobnie wie gdzie się zatrzymała. Tam jest niebezpiecznie. 

 

Taa, wspomniała o tym. Zamierzałem się ciebie spytać czy pojedziesz z  

nią.  Jeśli  Parker  może  zaatakować  was  dwoje  to  jesteśmy  w  większych  kłopotach  niż 
myślałem.  –  Spróbował  zignorować  dokuczliwą  myśl,  że  tak  samo  i  on  powinien  tam  być. 
Jego miejsce było u boku jego partnerki, chroniąc ją, nie jego Alfa. To była robota Gabe’a. 

 

Mogę pojechać po jej rzeczy. Myślę, że wiem, co zabrać. Koszulkę,  

spodnie, bieliznę, tak? 

 

I kosmetyki – powiedziała Sheri, wiedząc, że Max ją słyszał. 

 

Kosmetyki? 

 

I psią karmę dla Jerrego i jego miski – dodała. 

 

Coś jeszcze potrzebuje? 

 

Możliwe, dlatego powiedziałem żebyś wziął Emmę. – Położył dłoń na  

głośniku, wiedząc, że i tak Max go usłyszy. – W tym związku Emma jest tą sprytniejszą. 

 

Dupek – zagderał Max. 

 

Adrian usłyszał w tle Emmę. – Podaj mi telefon, lewku. Cześć Adrian.  

Wszystko tam w porządku? 

 

Nie wliczając mojego Mustanga, nikomu nic nie jest. 

 

Oj. Porysował karoserię? 

 

Gdyby to zrobił, to tylko pogorszyłby swoją sytuację. 

Emma prychnęła. – Jesteśmy już w drodze. Znajdę to, co potrzebuje Sheri i przywiozę 

dobra? 

 

Dobra. Na razie. 

 

Pa. 

Odłożył telefon i przyciągnął ją w swoje ramiona, masując łagodząco ręką jej plecy. – 

Widzisz? Wszystko załatwione. – Dał jej szybkiego buziaka w usta zanim się odsunął. – Idź 
założyć ten szlafrok skarbie. Gabe powinien tu być lada chwila i nie ma potrzeby by zobaczył 
Cię wyglądającą tak seksownie. 

background image

Zauważył jak obawa powraca w jej oczach zanim odwróciła się i ruszyła do sypialni. 
Ooo tak. Parker tego pożałuje. 

 

Więc jesteście z Adrianem parą?- Zapytała Belinda, gdy następnego ranka 

szły do Wallflowers. 

Sheri  starała  się  by  jej  mina  nie  wyglądała  na  zachwyconą.  Opuszczając  go, 

przeciwstawiając  się  partnerstwu,  nie  wydawało  się  już  dłużej  być  dobrą  opcją.  Postawił 
sprawę  jasno,  po  tym,  co  zaszło  w  poprzedzającą  noc,  że  jeśli  go  zostawi  to  ją  znajdzie, 
mamrocząc  coś  o  kajdankach  i  kolumienkach,  gdy  niósł  ją  do  łóżka.  –  Ugryzł  mnie  przez 
moją bluzkę. 

Belinda pogwizdała. – Plotka mówi, że wyniósł cię ze sklepu, wsadził do swojego auta 

i ruszył ku zachodzie słońca. 

 

Właśnie. Dupek. 

Belinda się zaśmiała. – Co? 

 

Na zewnątrz jest zimno, a on zabrał mnie bez mojego płaszcza i torebki. 

 

Nie wziął twojej torebki?- Pokręciła głową w niewierze. – Faceci to  

idioci. 

 

Ty to powiedziałaś. 

 

Więc czyj płaszcz masz na sobie? – Śmianie się, wiedząc, jaki wyraz  

twarzy ma Belinda mówiło, że już zna odpowiedź. 

Sheri  pogłaskała  ciemną,  skórzaną  kurtkę,  którą  założył  na  nią  Adrian  zanim 

pocałował ją na pożegnanie. Zadowolony uśmiech, z którym tak walczyła, pojawił się na jej 
twarzy. – Jego. 

 

To jego ulubiona. 

 

Wiem. Groził mi surową, cielesną karą, jeżeli nie będę na nią uważać. 

Belinda wsunęła jej rękę pod swój łokieć, gdy zbliżyły się do skrzyżowania. Gdy tylko 

kobiety zaczęły przechodzić przez ulicę czarny samochód wyjechał z piskiem opon z zakrętu i 
pruł  w ich  stronę  z  niesamowitą  prędkością. Belinda  zasapała, pchając  Sheri  z powrotem na 
chodnik,  gdy  tylko  Jerry  zaczął  się  cofać,  wyczuwając  zbliżający  się  samochód.  Straciła 
równowagę i upadła, trzaskając głową o zimie, samochód uderzył Belindę, wyrzucając ją na 
dobre dziesięć stóp. 

Okulary Sheri spadły jej z nosa, rażące światło słoneczne ją oślepiło. Jerry piszczał i 

lizał  jej  dłoń,  gdy  samochód,  ciemny  sedan,  popędził  ulicą,  ledwo  mijając  inny  samochód 
zanim skręcił za róg i zniknął z oczu. 

 

Belle? – Wybełkotała. Zaskoczyło ją to jak trudno było jej mówić. 

Ż

adnej odpowiedzi. Lub, jeśli jakaś była to i tak nie mogła jej usłyszeć. Ból w czaszce 

narastał,  gdy  próbowała  podnieść  głowę,  by  znaleźć  drugą  kobietę,  a  świat  stał  się  nagle 
czarny. 

*** 

Adrian  patrzał  na  swoją  partnerkę  i  poczuł  głębię  wściekłości  jak  nigdy  dotąd. 

Dosłownie drżał przez to. Nie miał wątpliwości, co do tego, kto był odpowiedzialny za stan 
jego partnerki. 

Rudy Parker był martwy. 

 

Belindzie nic nie będzie. Musieli zoperować jej złamane biodro, ma też  

złamaną rękę i jest w szoku. Lekarz powiedział, że miała szczęście, mogło być o wiele gorzej. 
Ale będzie z nią wszystko w porządku.- Powiedział cicho Simon, gdy wchodził do pokoju. 

Zabrzmiał  zarówno  zszokowany  jak  i  wściekły.  –  Gabe  przeprowadzi  wywiad  z 

naocznymi świadkami, i wróci by porozmawiać z Sheri jak tylko się ocknie. 

 

Zabiję go – Śmiertelna lekkość jego głosu dziwnie rozbrzmiała w  

zaciemnionym pokoju. 

Simon patrzył na niego osobliwie, ale kiwnął głową. – Razem ze mną i Maxem. 

background image

Oznaczało to, że jeśli z jakiegoś powodu Adrian nie będzie mógł go wykończyć, to ci 

dwaj się nim zajmą. Doskonale wiedział, że nie będzie takiej potrzeby. 

Adrian  czuł  jak  jego  Puma  warczała  i  rozchodziła  się  pod  jego  skórą.  Nie  mógł 

oderwać  oczu  od  swojej  partnerki.  –  Chcę  dla  niej  dwudziesto-cztero  godzinnej  ochrony 
zanim nie zabiorę jej do domu. – Rozkaz w jego głosie był niewątpliwy. 

Simon  zmarszczył  brwi.  –  To  już  załatwione,  ale  mógłbyś  zechcieć  spuścić  trochę  z 

tonu. 

Adrian  spojrzał  na  swojego  Betę  i  wiedział,  że  jego  oczy  były  złote  z  wściekłości. 

Czuł jak parł na niewidzialną barierę, gdy obaj z Simonem patrzyli na siebie nawzajem. 

Nigdy nie przekroczył granic, nigdy nie próbował się przekonać, która z ich Pum jest 

silniejsza. Był absolutnie zadowolony ze statusu quo. Nigdy nie czuł potrzeby by przewodzić, 
jedynie chronić. Ale jeśli jedynym sposobem na zapewnienie ochrony swojej partnerce było 
przeciwstawienie  się  Simonowi,  prawdopodobnie  tracąc  przy  tym  swojego  najlepszego 
partnera… to był gotowy walczyć. 

 

Uspokoić się. Obydwaj. – Głos Maxa był napełniony kompletną władzą.  

Adrian i Simon odwrócili się by zobaczyć stojącego w drzwiach Alfę, światło dochodzące z 
korytarza  przesączało  się  przez  tę  dziwną  mgłę,  która  owinęła  go,  kiedy  musiał  narzucić 
swoją wolę. 

Adrian  czuł  się  dziwnie  oderwany,  gdy  mgła  go  dotknęła.  Simon  wzdrygnął  się  i 

cofnął. 

- Przepraszam, stary. Wiem, że się o nią martwisz. Chryste, wszyscy się martwimy. 
Adrian  kiwnął  głową,  jego  oczy  były  wlepione  w  Maxa.  Dziwny  uśmiech  na  twarzy 

blondyna zaczął grać mu na nerwach. – Ochrona? 

 

Tak zdecydowałeś. Co sugerujesz? 

Ton w głosie Maxa był mdły, mgła ciągle go otaczała. To był wyraźny rozkaz. 
Adrian  zmarszczył  brwi,  zaskoczony,  ale  mimo  to  odpowiedział.  –  Ochrona 

dwadzieścia cztery godziny na dobę dopóki nie wyjdzie ze szpitala. Dwie Pumy przy wejściu, 
dwie  na  korytarzu.  Trzeba  ją  przesunąć  na  sam  koniec  pokoju  i  w  końcu  jedna  Puma  przez 
cały czas musi pilnować klatki schodowej. Tylko mężczyźni, nie będziemy ryzykować kobiet. 
Nikt nie wejdzie do pokoju bez twojej zgody, Simona bądź mojej. Jedna z kobiet zostanie tu z 
nią dopóki się nie obudzi, w nagłym wypadku. Ta, której ufamy. 

 

Sugeruję zrobić to samo dla pani Campbell – powiedział Gabriel  

Anderson za plecami Alfy.– Jeśli Parker zdecyduje, że jej ingerencja kosztowała go chybienie 
pani Montgomery to pewnie będzie chciał się odwzajemnić. 

Adriana  ścisnęło.  –  Nie  ma  teraz  nikogo  w  Dumie,  komu  mogę  zaufać  w  sprawie 

Belle. 

 

Zajmę się tym. 

Zdeterminowany  ton  głosu  Gabriela  przypominał  mu  jego  własny;  zastanowił  się 

krótko, czy ten facet zdawał sobie z tego sprawę. 

Max  kiwnął  głową.  –  Dobrze.  Zajmij  się  tym.  Wyznacz  tego,  komu  ufasz,  obydwaj 

wyznaczcie. Współpracujcie ze sobą. Zanim opuszczą szpital, chcę się dowiedzieć o planach 
ich  ochrony  po  powrocie  do  domu.  Simon,  razem  z  Becky  jedźcie  to  Poconos  i 
porozmawiajcie z nowym Alfą Sfory. Ma na imię Rysio Lowell. Zgodził się nam pomóc przy 
Parkerze.  Dojazd  zajmie  wam  około  dwóch  godzin,  wykluczając  zmiany  pogodowe.  Emma 
zabezpieczy sklep; Marie zgodziła się na zastępstwo dopóki Sheri i Belinda nie staną na nogi. 

 

Wchodzę w to. – Simon poklepał Adriana po ramieniu, wtedy zrobił to  

samo Maxowi mijając go. Odszedł nie oglądając się za siebie. 

 

Może moglibyśmy zorganizować małe polowanko, znaleźć tego  

sukinsyna i zakończyć to wszystko. - Niskie warczenie Gabe’a było echem, jakie Adrian czuł 
wewnątrz siebie. 

background image

 

Znasz jego zapach? 

 

Wyczułem powiew, ale nie wystarczający by robił za ślady. Mam  

częściową poszlakę i opis pojazdu. 

 

Zatem czekamy. 

Gabe pokiwał głową, akceptując bez namysłu wypowiedź Adriana. 
Max  nadal  się  osobliwie  uśmiechał,  gdy  słuchał  rozmowy  pomiędzy  Adrianem  a 

Gabem. – Twoja partnerka zaczyna się budzić. 

Adrian się odwrócił, skupił swoją całą uwagę na Sheri. Pochylił się nisko nad nią żeby 

go dokładnie widziała. – Cześć księżniczko. 

Otworzyła mętne błękitne oczy i spojrzała na niego – Przepraszam. 

 

Za co? Za to, że prawie zginęłaś? – Zmusił się by ton jego głosu był  

delikatny, podczas gdy czuł się inaczej. 

 

Za zadrapania na twojej kurtce. 

Powolny  szeroki  uśmiech  zagościł  na  jego  twarzy.  –  Dobrze.  Za  to  masz  później 

klapsa. 

 

Belle? 

Jej smutny szept doprowadzał go do szału. To, że czuła niepokój było dla niego nie do 

zniesienia. – Nic jej nie będzie. Nie martw się o nią. 

 

Ż

yje? 

 

Tak, skarbie, żyje. Ma złamane biodro i ramię, doznała też szoku, ale  

ż

yje. 

 

Uratowała mnie. 

 

Wiem kochanie, wiem. – I tym samym zapewniła sobie jego dozgonną  

lojalność. 

Nie  mógł  oprzeć  się  dotykając  jej  przez  jeszcze  chwilę,  głaskając  delikatnie  jej 

platynowe blond włosy z twarzy, tak czule jak tylko było możliwe.  

 

Ś

pij, kochanie. Jestem tu. Zapewnię, że będziesz bezpieczna. 

Kiedy  trąciła  nosem  jego  rękę  z  taką  ufnością  i  natychmiast  zapadła  w  sen,  dwie 

rzeczy się wydarzyły. Jego serce pękło na pół, uzdrawiając się razem z nią od rdzenia. 

A także postanowił zabić Parkera zanim ponownie zaatakuje. Ten facet nie tylko zranił 

jego  partnerkę,  zranił  jego  Dumę.  Patrząc  w  ciemno-  niebieskie  oczy  szeryfa,  Adrian 
nareszcie  zrozumiał,  co  skłoniło  jego  ojca  do  pozostania  gliną.  Ta  sama  dzika  potrzeba 
chronienia paliła się także w oczach Gabriela.  

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ VI 

 

 

Max  wprowadził  w  życie  każdą  formę  ochrony,  którą  zasugerował.  Zaskakująco, 

Adrian  odnalazł  się  i  razem  z  Gabem  stworzyli  dobry  zespół,  prześcigali  się  pomysłami 
dopóki  nie  postawili  na  taki,  który  obydwaj  zaakceptowali.  Gabe  zdołał  zdobyć  pozwolenie 
szpitala na umieszczenie strażników, na zmiany w pokoju, na wszystko, co chcieli. 
I przez to Max ich obserwował, w ciszy, ten dziwny uśmiech na jego twarzy gościł bardziej 
niż zwykle. 

 

Powiesz mi, do kurwy nędzy, z czego się tak śmiejesz? – Następnego  

ranka Adrian w końcu nie wytrzymał. To stało się tuż po otwarciu. Max przybył do pracy z 
tym  cholernym  uśmiechem  na  swojej  twarzy,  który  nie  chciał  zejść.  To  doprowadzało 
Adriana do szału. 

Pierwszy  raz  Adrian  poczuł  siłę  Maxa  w  całej  okazałości.  Złotowłosy  facet 

wyprostował  się  do  swojego  pełnego  wzrostu,  jego  moc  wyskakiwała  z  niego,  napełniając 
zmysły  Adriana  dopóki  nie  powinien  upaść  na  ziemię,  czołgając  się.  Dlaczego  go  nie 
zaskoczył.  Powinien  znaleźć  się  na  podłodze  całując  tani  dywan.  Zamiast  tego  ciągle  stał, 
patrząc  na  Maxa,  z  każdym  ostrzegawczym  zmysłem  w  nieznanej  groźbie.  Nawet  nie 
zorientował się, że walczył dopóki Max nie złagodniał, nagle siła wycofała się do niego, która 
sprawiła, że Adrian się potknął, jakby opierał się o ścianę, która właśnie nagle zniknęła. 

 

Rozumiesz, co się z Tobą stało? 

Głos Maxa był delikatny. 

 

Nie – powiedział Adrian, przerażony. Czy prawie rzuciłem wyzwanie  

Alfie? 
Max uśmiechnął się szeroko. – Przestań do cholery. 
Prawie rzuciłem wyzwanie Alfie, a on się z tego  śmieje? Obnażył  gardło  w geście uległości, 
wbrew swojemu wcześniejszemu występkowi, który wydawał się doskonale naturalny. 

 

Nie obnażaj przede mną swojego gardła. 

 

Rozkaz w głosie Maxa, bliski gniewu, zaskoczył go. Pękała mu głowa.  

 

Dlaczego nie? Prawie cię wyzwałem, do kurwy nędzy. 

Max zaśmiał się. – Dupek. 
Jakoś,  słysząc  jak  jego  kumpel  tak  do  niego  mówi  sprawiło,  że  poczuł  się  dobrze.  –  W 
porządku, lwiątku, dlaczego nie powiesz, co się ze mną dzieje? 

 

Tylko Emma może tak do mnie mówić- zagderał Max, klapiąc na fotel.  

Wyciągnął  przed  siebie  swoje  długie  nogi,  krzyżując  je  i  kładąc  swoje  dłonie  na  brzuchu. 
Obrazował spokój, ale nie zrobiło to z Adriana głupka. Te niebiańsko błękitne oczy były zbyt 
ostre, by wydawały się naprawdę zrelaksowane. 

 

Dobrze. O wielki i wspaniały Władco, udziel mi swej mądrości. I  

pośpiesz się z tym, mam za godzinę pacjenta. 
Max przewrócił oczami. – Pamiętasz, jaką pozycję w Dumie miał Twój ojciec? 
Adrian kiwnął głową; to nie był sekret. – Taa, był Marshalem. 

 

A jakie jest zadanie Marshala? 

Adrian zmarszczył brwi. Max był wkurwiający. – Marshal czuwa nad bezpieczeństwem Alf i 
Dumy. – Wyrecytował jak papuga. – Dostanę teraz ciastko? 

 

A kiedy ostatnim razem Duma była w niebezpieczeństwie? Max podniósł  

jedną brew i gapił się na niego wymagając odpowiedzi. 
Adrian  wypuścił  powietrze.  –  Mój  ojciec  zabił  wyrzutka,  który  skrzywdził  członka  Dumy. 
Konkretnie kobietę. – Dodał z małym warknięciem. 

 

Yhy. A kiedy to było? Dwadzieścia pięć lat temu? 

 

Taa, no i? 

background image

 

Więc twój tata nie jest już Marshalem. 

 

Adrian wzruszył ramionami. – Wiem. Zgodziłem się by został nim  

Gabriel. Dlatego wrócił na ten obszar. – Adrian przełknął ślinę otwierając 
szeroko oczy.  

 

Mówisz, że jestem zastępcą Gabe’a? 

Max przewrócił oczami. – Nie idioto. To Gabe jest tym drugim. Ty jesteś Marshalem. 
Adrian mrugnął. – nie ma kurwa mowy. 

 

Jest kurwa mowa. 

 

Jestem okulistą. Nie gliną. 

Max  uśmiechnął  się  szeroko.  –  No  i?  Mówisz,  że  nie  mogę  skopać  tyłka  jednemu  z 
najlepszych? 
Oczy Adriana poszerzyły się. – Nie! Jasna cholera, nie. Czy wyglądam na głupka? 

 

Nie zamierzam na to odpowiadać. 

 

Dupek. 

Max uśmiechnął się szeroko. – A co z Simonem? Uważasz go za mięczaka? 

 

Nie – Adrian przyznał w zamyśleniu. 

 

W takim razie w porządku. Nie zauważyłeś jak Gabe cię słuchał, podążał  

za twoimi instrukcjami, wprowadzał tylko te, które aprobowałeś? 
Adrian ponownie mrugnął, przestraszony. Inny mężczyzna tak robił, prawda? 

 

Dlatego, bo instynktownie wiedział, kim ty jesteś, a kim jest on. Było mu  

z tym dobrze. 

Jasna  cholera,  może  Max  miał  rację.  Wypuścił  powietrze,  gdy  wszystkie  te  dziwne 

uczucia, jakie ostatnio odczuwał nabrały sensu. Wszyscy mężczyźni czuli potrzebę chronienia 
swoich  partnerek,  to  zostało  jakby  wyhodowane  w  nich.  Mężczyzna,  który  nie  był  gotowy 
oddać życia w obronie swojej partnerki i kociaków nie zasługiwali na nie. Ale jego reakcja na 
ból  Belle  była  prawie  tak  silna  jak  reakcja  na  Sheri.  Jego  potrzeba,  by  zapewnić 
bezpieczeństwo  swojego  Alfy  i  Dumy,  pożerała  go  przez  ostatnie  dwa  dni,  odkąd  opony  w 
jego  samochodzie  zostały  pocięte.  Adrian  był  zarówno  przerażony  jak  i  zafascynowany.  – 
Marshal? 
Max westchnął. – Wiesz jak podąża hierarchia, Adrianie. Dlaczego jesteś zaskoczony byciem 
pierwszym na liście? Jesteś prawie tak cholernie potężny jak ja i równie potężny jak Simon. 
A,  do  diabła,  wszyscy  razem  jesteśmy  przyjaciółmi  od  lat.  Musiałem  się  tylko  upewnić,  że 
zaakceptujesz to zanim zostanie to potwierdzone. 

Alfa,  Beta,  Marshal,  Omega;  Tak  jest  ustawiona  hierarchia.  Alfa  był  władcą  Dumy, 

Marshal  był  jego  łapą,  a  Omega  sercem.  To  były  pozycje,  z  jakimi  się  rodziło,  a  nie,  do 
których zostało się stworzonym. Alfa mógł ci powiedzieć jak ogólnie prosperuje Alfa, ale nie 
był w stanie zauważyć wszystkich szczegółów, więc Marshal realizował fizyczne aspekty dla 
Alfy, podczas gdy Omega realizował te emocjonalne. Bez tej trójki Duma słabłaby i w końcu 
umarła. 

Patrzał Maxowi w oczy i zauważył w nich zrozumienie. Max dźwigał podobny ciężar, 

ale jego, jako Alfa, był nawet większy. W jego spojrzeniu nie było żadnego współczucia. Jak i 
on, Adrian był tym kim był. 
Kiwnął głową na jego akceptację. 

Poczuł  jak  powłoka  Marshala  osadziła  się  na  jego  ramionach  z  zaskakującym 

spokojem,  gdy  Władza  Maxa  subtelnie  go  otoczyła.  Czuł  odprężenie,  jakby  zatracona  część 
jego  nagle  się  odnalazła.  Jego  Puma  zamruczała  w  zgodzie.  Posiadał  władzę  niezbędną  to 
zapewnienia bezpieczeństwa nie tylko swojej partnerce, ale i Alfie oraz całej Dumie. Chociaż 
wiedział, że nadal nie było kompletu; nie mieli Omegi, ale,chyba, że nie zauważył, Max już 
wiedział, kto nim będzie i po prostu czeka na właściwy moment by go włączyć. 

 

Mogę cię o coś zapytać? 

background image

Max wzruszył ramionami. – Pewnie. 
Max podniósł jedną brew i czekał. 
I  wtedy  go  to  trafiło.  –  Nie  była  jeszcze  wtedy  w  Dumie.  –  A  skoro  Liwia  nie  zagrażała 
członkowi Dumy, jego „zmysł pająka” nie działał. 

 

I skoro tylko rzuciła Emmie wyzwanie nie atakując jej, to również cię nie  

przywołało. 

 

Ale przecież Emma była w niebezpieczeństwie, prawda? 

Max wzruszył ramionami. – Nie za bardzo. To było prowokacja o dominację. Uwierz mi, jeśli 
Liwia chciałaby dorwać Emmę bez rzucania jej wyzwania, to zostałbyś aktywowany. 

 

No dobra, teraz robisz ze mnie Wonder Twin

8

 - Adrian zadrżał. 

Max zaśmiał się oburzająco i wychylił się na przód. – Taa, mogę wyobrazić sobie ciebie we 
fioletowych rajtuzach. Chcesz wiedzieć jak to działa czy nie? 

 

Przypuszczam, że będę lepszy. Nie chciałbym być jakąś ciotą traktowaną  

jak ściera. 
Max wyszczerzył zęby. – Ok., wyluzuj. Pomyśl o Dumie jak o ogóle. Kto odczuwa teraz ból i 
czy jest on naturalny czy przez coś wymierzony? 

Zmarszczył brwi. Jak do diabła miałby o tym wiedzieć? 
Tylko,  że  wiedział.  Becky  bolał  ząb;  musiałaby  dać  znać  Simonowi.  Sarah  Parker 

skaleczyła się w palec, prawdopodobnie próbując gotować. Z kuchennymi nożami była trochę 
niezdarna,  a  także  z  obojętnie,  czym  w  swoich  dłoniach.  Marie  Howard  miała  potłuczone 
kolano od upadku. Emma również miała skaleczony palec.. i była… 
Odwrócił się do Maxa, przerażony. – Emma!! 
Max wstał i wybiegł przez drzwi zanim jeszcze skończył. Adrian był tuż za nim. Wallflowers 
było tylko pięć bloków dalej, ale obaj biegli przez całą drogę. 
Max stanął przed drzwiami. – Skurwiel. 

Adrian warknął nisko gardłowo na widok tego, co zostało po szybie w sklepie. Emma 

trzymała kawałek szkła, które było jej widokowym oknem, Trochę złotego napisu było nadal 
widoczne, krew spływała z jej ręki, którą sobie rozcięła.  
Jej oczy błyszczały od łez, gdy patrzyła na to wszystko. – Max? 

Max ruszył przez wejście i przytulił swoją partnerkę zanim jeszcze kapnęła pierwsza 

kropla krwi. 
Złote oczy, które zatrzymały się na Adrianie kipiały dzikością. – Znajdź go. 
Nie wypowiedziane zostały słowa, zabij go. 
 

*** 

 

Sheri  obudziła  się  z  najgorszym  bólem  głowy,  jaki  kiedykolwiek  czuła  w  swoim 

ż

yciu. Jej  głowa  pulsowała  w  rytm jej  bicia  serca, a nudności  tańczyły tango  w jej brzuchu. 

Czuła jakby coś próbowało wydobyć się z jej głowy za pomocą jackhammera.

9

 – Zabij mnie – 

szepnęła jęcząc. 
Nawet ten lekki dźwięk sprawił, że jej skóra ścierpła. 

 

Hej księżniczko. Boli cię głowa? 

Otworzyła  oczy.  Adrian  był  pochylony  prawie  nosem  w  nos  tak  by  mogła  go  wyraźnie 
zobaczyć. Jego głębokie brązowe oczy były pełne troski. 

 

Ałć – pisnęła. 

                                                 

8

 

http://1.bp.blogspot.com/_NOZ3Wv13Lxg/Sux63KW2UbI/AAAAAAAAFiQ/n4JuNlHCv_8/s400/wonder_twins1.j
pg

  

9

 Opatentowana amerykańska strzelba automatyczna. 

background image

Pocałował ją w czoło, wyciągając się nad nią by włączyć przycisk zawiadamiania. – Dam ci 
jakąś pigułkę na ten ból dobrze? 

Mogłaby  kiwnąć  mu  głową,  ale  przez  to  mogłaby  jej  odpaść.  Więc  zdecydowała,  że 

tego nie zrobi. Zamknęła oczy przez nieznaczny blask dochodzący przez okno. Adrian musiał 
zasunąć rolety. Błogosławiony facet. 

 

No dobrze, skarbie, pielęgniarka już idzie. 

Usłyszała  piskliwe  buty  pielęgniarki stąpające po  nadmiernie  wywoskowanym korytarzu 

zanim  jeszcze  on  usłyszał,  ale  nie  mogła  nic  powiedzieć.  Mówienie  za  bardzo  ją  bolało. 
Nawet chrząknięcie było dla niej trudne w tej chwili. 

Jeśli tylko mógłby ją zabić to przestałoby boleć. Byłaby mu wdzięczna na wieki. 
Zamknęła  oczy,  gdy  zaczął  głaskać  jej  włosy,  ostrożnie  przy  dużym  guzie  na  boku  jej 

głowy. Usłyszała jak pielęgniarka wchodzi po cichu oraz Adriana wyjaśniającego, co było nie 
tak. Kilka minut później pielęgniarka wstrzyknęła coś do jej kroplówki. 

 

Za chwilkę poczujesz się lepiej, skarbie. 

Nie  mogła  nawet  kiwnąć  głową.  Słyszała  jak  woda  spływała  w  łazience,  a  chwilę  później 
chłodna ścierka okryła jej czoło i oczy. Zajęczała, gdy zimno osłabiło ból. 

 

Chcę byś się niczym nie martwiła księżniczko. Mam wszystko pod  

kontrolą. Zrelaksuj się i zaśnij. 

 

Jerry? 

 

Weterynarz się nim zajął. Nic mu nie jest, tylko troszkę poturbowany.  

Zatrzymali go na noc na obserwacji. Teraz jest u mnie. 
Jej usta drgnęły do góry. To nie był uśmiech, za bardzo ją bolało, za to była oznaka jednego. 

 

Belinda się przebudziła i rozmawia. Jest obolała i potrzebuje terapii  

psychicznej,  ale  będzie  z  nią  ok.  –  jego  ręka  zawędrowała  z  powrotem  do  jej  włosów, 
delikatnie je głaszcząc. – Gabe dowiaduje się, kto ją potrącił i umieściliśmy dla was ochronę. 
Ktoś będzie z wami przez cały czas. 

Poruszyła się, marszcząc brwi. Gdy tylko otworzyła usta, jego palec wylądował na jej 

wargach. 

 

Nie. To jest mi potrzebne kochanie. Nie wiń mnie za to. Nie mogę być z  

tobą  przez  cały  czas  ale  muszę  wiedzieć,  że  jesteś  bezpieczna  albo  stracę  swoje  pierdolone 
zmysły. 
W odpowiedzi pocałowała jego palec. 

 

Dziękuję – Jego usta delikatnie dotknęły jej, w zaledwie czułej  

pieszczocie, która nie wstrząsnęła jej głową. – Belle ma zapewniony ten sam stopień ochrony, 
tak na wszelki wypadek. 

Przegryzła swoją wargę  i starała się nie popłakać. Wiedziała, że to nie była jej wina, 

ale  nie  mogła  nic  zrobić,  że  czuła  się  inaczej.  Środek,  jaki  dostała  od  pielęgniarki  zaczął 
działać, czyniąc ją senną. Poczuła jak znowu zapada w sen, gdy jeszcze raz musnął ustami jej 
usta. 

 

Ś

pij księżniczko. Będę nad tobą czuwał. 

Nie była pewna, ale zanim odpadła myślała, że usłyszała jak szepnął. – Kocham cię. 
Było dobrze, ponieważ i ona go kochała. 
 

 

Dzień dobry, śpiochu! 

Sheri rozważała czy nie zostawić zamkniętych oczu przez jeszcze chwilkę. Może przez cztery 
bądź pięć godzin. Dopóki pani Anderson sobie nie pójdzie. 

 

Wiem, że się obudziłaś, panno McFaker

10

! Otwórz te oczy! Na zewnątrz  

jest przepięknie! 

                                                 

10

 Faker- fałszerka, nie chce mi się kombinować nazwiska ;p  

background image

Oh,  święty  Boże,  proszę  nie  pozwól  by  odsłoniła  rolety.  Sheri  otworzyła  oczy  i  zamknęła  z 
piskiem,  gdy  kilof  lodu  w  postaci  światła  słonecznego  dźgnął  jej  gałki  oczne.  –  Proszę 
zasłonić rolety!
 

 

Słodziutka, potrzebujesz więcej słońca. Jesteś trochę zbyt blada. 

Sheri szła po omacku, próbując znaleźć swoje okulary przeciwsłoneczne. 

 

Możesz podać mi moje okulary przeciwsłoneczne, proszę, jeśli nie  

zasłonisz rolet? 

 

Te starocie? Są zbyt ciemne. Powinnaś nosić niebieskie. Widziałabyś  

przez nie więcej. 

 

To zmieniłoby kilofy lodu w pałasze.

11

  Nie, dziękuję. - Mam albinizm,  

Pani Anderson. Światło słoneczne jest dla mnie niebezpieczne. – Wytłumaczyła tak cierpliwie 
jak tylko potrafiła. 

 

Oh? OH! – Sheri usłyszała grzechoczące zasuwanie rolet. Gdy tylko  

ś

wiatło osłabło, westchnęła w uldze. Ostrożnie otworzyła oczy. 

Pokój  znowu  był  komfortowo  przyćmiony.  Pani  Andreson  stała  przy  jej  łóżku 

trzymając jej okulary. – Przepraszam, kochaniutka. Nie zdałam sobie z tego sprawy. 
Sheri gapiła się na nią, całkowicie oniemiała. 

 

Tak wiem. Nie jestem najbardziej spostrzegawczą osobą na świecie.  

 

Jesteś głodna? 

 

Ah… tak? 

Pani Anderson uśmiechnęła się do niej, ciemno niebieskie oczy zaiskrzyły.  

 

Dobrze. W takim razie tylko przyniosę ci twoje danie. – Ruszyła do drzwi  

otwierając  je.  –  Młoda  dama  się  obudziła  i  jesteśmy  głodne.  –  Zamknęła  drzwi  i 
przywędrowała z powrotem do łóżka. – Proszę. Twoje jedzenie powinno niedługo być. 

Sheri się starała zdusić chichot i zawiodła. – Transport na zamówienie huh? 
Pani  Anderson  kiwnęła  decydująco  głową.  –  Oczywiście.  Płaci  się  za  bycie  babcią 

szeryfa  i  partnerką  Marshala,  no  wiesz.  –  Opadła  na  krzesło  obok  szpitalnego  łóżka, 
uśmiechając się. – Więc, co chcesz wiedzieć? 
Sheri myślała o tym przez chwilę. – Sekret nieśmiertelności? 
Jedna  biało-czarna  brew  uniosła  się  do  góry.  –  Kiedy  uczysz  się  czegoś  to  upewnij  się,  że 
podzielisz się tym z resztą klasy. 

 

Co z Belle? 

Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Musieli unieruchomić jej biodro. 
Sheri wzdrygnęła się – Nie będzie w stanie się zmienić dopóki tego nie uzdrowią. 

 

Co trochę potrwa, niestety. A Ty nie czuj się winna. Belle powiedziała, że  

chce cię zobaczyć jak tylko dojdziesz do siebie. Martwi się o ciebie. 

 

Dobrze. Jak tylko dostanę pozwolenie na wyjście to ją odwiedzę. 

 

Nie bez ochroniarzy. 

Sheri uśmiechnęła się. – Oczywiście, że nie. 

 

Zobaczmy, co jeszcze. – Pani Anderson stukała palcem o podbródek. –  

Oh! Ktoś zniszczył Wallflowers. 

 

Ż

e Co? 

 

Yup. Ktoś rzucił cegłą w okno. Nie wiem, dlaczego nie wyrządzili więcej  

szkód,  ale  Emma  pojechała  i  znalazła  roztrzaskane  szkło.  Na  szczęście  ktokolwiek  to zrobił 
uciekł, także nikt nie oberwał. 

Sheri wiedziała, dlaczego nie wyrządzono więcej szkód. To było następne. Jeśli Emma 

i Becky nadal będą ją chronić, to sytuacja tylko się pogorszy. 
                                                 

11

 

http://www.militaria.pl/upload/wysiwyg/gfx/produkty/noze/ColdSteel/Palasz/Palasz_Horseman_Basket_Hilt_8
8HBH.jpg 

background image

Starsza  pani  wypaplała  jej  wszystkie  plotki  Dumy.  Większość  ludzi,  o  których 

wspominała, nie były znane Sheri i poczuła jak jej umysł zaczyna odpływać w sen. 

 

Lunch! – Ogłosił męski głos od drzwi. 

 

Najwyższy czas – pani Anderson wstała i zabrała jedzenie, dwie duże  

torby  pełne  hamburgerów,  frytek  i  shake’ów.  –  Wiem,  że  to  nie  jest  za  bardzo  zdrowe 
jedzenie  na  ziemi,  ale  szczerze,  moja  droga,  nigdy  nie  mogłam  się  oprzeć  Big  Mac’owi.  – 
Podzieliła się z uśmiechem winowajcy, gdy wręczyła Sheri jej danie. 

Wgryzając się we własnego hamburgera, Sheri mogła tylko kiwnąć w zgodzie. Pyszne. 

 

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ VII 

 
 

Siniak na jej biodrze był wielkości pieprzonej głowy. Widok tego na nowo wzbudził w 

nim wściekłość, gdy delikatnie pomagał jej w wannie. Kupił kilka dużych świec w szklanych 
dzbanuszkach,  umieścił  je  zapalone  na  kontuarach  i  na  brzegach  wanny  by  miała  delikatne 
oświetlenie  dla  swoich  wrażliwych  oczu.  Uśmiechnęła  się,  kiedy  to  zobaczyła  i  już 
zaplanowała sobie extra wycieczkę do sklepu. 

 

Boże, tak mi dobrze – zajęczała zanurzając swoje kremowe ciało do  

gorącej, spienionej wody. 

Była  w  domu  od  jakieś  godziny,  a  on  nie  mógł  przestać  jej  dotykać.  Dwa  dni  w 

szpitalu  -  dwa  dni  bólu  dla  Parkera.  Każdy  siniak,  każdy  ślad  wyrył  mu  się  w  pamięci, 
wizualne  przypomnienie  zapłaty,  jaką  chciał  zażądać.  –  Chcesz  żebym  umył  Ci  plecy, 
księżniczko? 

Uśmiechnęła  się  do  niego,  miękko  i  słodko,  tymi  niebieskimi  tęsknymi  oczyma.  – 

Może później. Na razie chcę tylko wymoczyć te bóle. 

Uklęknął  i,  ostrożnie  nie  narażając  ją  na  szwank,  delikatnie  przyciągnął  jej  usta  do 

jego.  Po  raz  pierwszy  od  czasu  ataku  był  w  stanie  tak  naprawdę  ją  pocałować  i  w  pełni  to 
wykorzystał. Rozchylił jej wargi, smakując jej usta jakby były wytworną czekoladą, powoli i 
z dojmującą troską. Kochał sposób, w jaki ją smakował, słodka jak miód, cierpka jak jabłko. 
Mógłby tam zostać i całować ją przez długi czas. 

 Kiedy  niechętnie  odsunął  się  zasapała  a  jej  oczy  się  zeszkliły.  Oblizała  wargi  i 

przełknęła. – Wiesz, czuję się teraz znacznie lepiej. 

 

Tak? 

 

Mhmm – objęła jego szyję swoimi mokrymi rękoma próbując  

przyciągnąć go do swoich ust. 

 

Więc, w takim razie, jeśli będziesz grzeczną dziewczynką to może po  

kąpieli zaniosę cię do łóżka – wymruczał. 

Jej oczy zabłysły czerwienią, gdy jego palce uszczypały spieniony sutek.  

 

A co jeśli będę niegrzeczna? 

Warknął,  złoto  zalśniło  w  jego  oczach.  –  To  będę  musiał  cię  ukarać  –  wstał  nagle, 
wykrzywiając usta na jej zaskoczone sapnięcie. – A teraz bądź grzeczna i weź swoją kąpiel. 

 

Ś

winia- nadęła wargi. 

Ś

miał  się  przez  całą  drogę  do  schodów, jego  serce się  rozpromieniło tak jak  wtedy,  gdy 

słyszał jej zadowolone westchnięcia. 

Jak  tylko  jej  mięśnie  się  rozluźnią  i  ocieplą  od  relaksującej  kąpieli  miał  zamiar  widzieć 

swoją księżniczkę bezpiecznie okrytą w jego łóżku. Wtedy będzie lizał każdą część jej ciała. 
Wtuli się w nią i w końcu doczeka swojego snu za dnia. 

Usłyszał jak dzwoni telefon i zdecydował się go odebrać w swoim biurze. –  

 

Halo? 

Cisza. 

 

Halo? 

Nic. 
Znowu zadźwięczał ten jego głupi zmysł zagrożenia. – Czego do cholery chcesz Parker? 

 

Myślę, że znasz odpowiedź Giordano. 

Adrian  oparł  się  jednym  biodrem  o  biurko,  każdy  zmysł  w  czujności.  Słyszał  jak  Sheri 

pluskała  się  w  wannie.  Na  zewnątrz  domu  panowała  cisza.  Słyszał  przez  telefon  oddech 
Parkera i dźwięki ruchu w tle. – Ona jest moją partnerką, Parker. 
Parker się zaśmiał. – Na pewno. 

 

Nosi mój znak 

background image

 

Nosi mój znak – warknął Parker

12

 

 

Sorry, Muttley

13

 ale musisz się odpierdolić. Jest tylko moja. 

Mógł  prawie  poczuć  uśmiech  drugiego  faceta.  –  Sheridan  jest  najsłodszą  kocicą,  jaką  w 

ż

yciu pieprzyłem.- Puma Adriana warknęła zaborczo a jego oczy zabłysły w złocie. – A ona 

uwielbia  robić  to  od  tyłu.  Stawiam,  że  nadal  jestem  jedynym  facetem,  który  ją  tak  wziął. 
Wrzeszczy  tak  głośno  i  tak  mocno  zaciska  się  na  twoim  kutasie,  że  masz  wrażenie  jakby 
miała go rozgnieść. 

Adrian  warknął  cicho,  jego  myśli  goniły.  Może  był jakiś  sposób by  Parker się skupił  na 

nim  zamiast  na  Sheri.  Uśmiechnął  się  chłodno.  –  Wiem  –  mruknął.  Usłyszał  jak  oddech 
Parkera  przyspiesza.  –  Uwielbiam,  gdy  te  jej  cudowne  usta  owijają  mojego  kutasa. 
Wiedziałeś, że byłem w niej, kiedy mnie znaczyła? – Adrian zaśmiał się gładko na warknięcie 
Parkera. – To prawda, Parker. Noszę jej znak. 

 

Zakurwię cię

14

 – wysapał Parker. 

 

Jest na górze, naga, mokra i czeka na mnie Parker. Jak tylko odłożę  

telefon pójdę na górę  i zerżnę ją dopóki każde z nas nie padnie. 

 

Jesteś trupem! – Krzyknął Parker. 

 

Potem będę spał z nią wtuloną w moich ramionach. Moich ramionach,  

Parker. – Ryk Parkera nie był już nawet ludzki. Miał nadzieję, że facet potrafił kontrolować 
swoją  przemianę,  w  przeciwnym  razie  coś  okropnie  strasznego  mogło  się  zdarzyć  bardzo 
szybko. – A wiesz, co zamierzam zrobić jutro wieczorem? 

 

Co? 

Srogi głos na końcu linii zaalarmował Adriana by z tym skończyć. – Te same cholerne rzeczy, 
które mam zamiar zrobić dzisiaj. Zerżnąć moją kobietę. 

 

Wiem gdzie mieszkasz. 

Jeśli Parker myślał, że to go przestraszy, no to miał coś jeszcze. – No to dawaj. I tak na koniec 
mój kutas wyląduje w jej cipce. 

Rozłączył  się  i  wziął  głęboki  oddech.  Nie  kontrolował  się,  grając  z  Parkerem  w  tą 

gierkę;  mówiąc  o  swojej  księżniczce  jakby  była  jego  pustą  eks  było  dla  niego 
niewyobrażalnie  trudne.  Nawet  nie  chciałby  inny  facet  myślał  o  jej  imieniu,  a  co  dopiero  o 
sprośnościach z jej udziałem. 

 

Jesteś pewien, że to było mądre posunięcie? 

Odwrócił  się,  nie  był  zaskoczony  obecnością  Gabe’a.  Facet  zaproponował,  że  spędzi  kilka 
nocy razem z nimi. Jednak miał być na zewnątrz w zamaskowanym samochodzie, tak myślał, 
a nie w środku domu gdzie mogła go zobaczyć Sheri. 

 

Chcę żeby skupił się na mnie. Nie na Sheri czy na Dumie. 

Gabe  kiwnął  głową.  –  Taa.  Przez  to  jak  mówiłeś  mu  jak  bardzo  lubisz  pieprzyć  tę  kobietę 
pewnie  wciągnął  się  obsesyjnie.  –  Przesunął  się  niewygodnie.  –  Do  diabła  nawet  mnie  to 
wciągnęło. – Wymamrotał, uśmiechając się chytrze. 

Adrian przewrócił oczami – Masz lepszy pomysł? 

Gabe wzruszył ramionami. – Nawet, jeśli, to jest już za późno. Będzie dobrze, jak pojawi się 
nad rankiem. 

 

Kiedy będzie Richard? 

 

Już jest. Zatrzymał się u pana Friedelinde. 

Rezydencja  Friedelindów  była  prawdopodobnie  najbardziej  komfortowym  miejscem  dla 

odwiedzającego Alfy sfory i jego towarzyszów. – Zadzwoń do nich i powiedz im, co się stało. 
Zadzwonię do Maxa. 

Grabe skinął głową i wyciągnął swoją komórkę kierując się do wyjścia. 

                                                 

12

 Bosh jak dzieci…;p 

13

 Pies z bajki „Dastardly i Muttley”  

14

 Proszę Lady :P 

background image

Adrian  pokręcił  głową,  nadal  jakoś  niepewny  jak  mógł  być  podjarany  Marshalem  i  Gabem 
jako  zastępcą.  Władza  tego  kolesia  promieniowała  z  każdej  cząstki  jego  ciała.  Jego  luźno 
stawiane  kroki  i  odprężona  postawa  oszukałyby  nie  jednego.  W  jednej  chwili  te  ciemno 
niebieskie  oczy  mogły  stać  się  oziębłe  jak  arktyczny  wiatr.  Ta  wielka  postura,  prawie  tak 
wielka  ja  Simona,  poruszała  się  z  gracją  i  zwinnością,  jaką  mógł  naśladować  jedynie 
profesjonalny atleta. 

Ale  kiedy  oglądnął  się  na  niego,  z  zapytaniem  w  oczach,  coś  w  Adrianie  nagle 

zareagowało. – Co jest? 

 

Richard w to wchodzi. 

Adrian westchnął i złapał się za nos. Miał w planach spotkanie z Benem, Marshalem Sfory, 
nad ranem by przy kawie pogadać o strategii. Najwyraźniej szlag trafił jego plan – Kurwa. 

 

Taa. Powiedziałem mu, że oddzwonię. 

 

Ilu ma ze sobą? 

 

Czterech. Marshala, zastępcę i dwóch pozostałych. 

Adrian  gapił  się  pustym  wzrokiem  na  obraz  na  ścianie.  Plany  wirowały  w  jego  umyśle.  – 
Furgonetka? 
Gabe kiwnął i uśmiechnął się. – Zaparkuję ich na rogu. 

 

Niech Simon się tym zajmie. Chcę żebyś tu był. 

 

Robi się. 

Pokręcił głową i złapał za telefon. Streścił wszystko Maxowi, szybko wdrążając go w to, 

co się działo. Max zgodził się na współpracę Simona z Richardem, dopóki nie mieli jeszcze 
Omegi za to odpowiedzialnej. 
Potem poszedł na górę do swojej mokrej, chętnej księżniczki. 
 

*** 

Sheri właśnie wychodziła z wanny, gdy usłyszała jak wchodził na górę. Słyszała całą 

jego rozmowę z Rudym  i właśnie chciała zabić  Adriana własnoręcznie. Owinęła się ciaśniej 
szlafrokiem i czekała, stukając niecierpliwie jedną stopą. 

Nie  była  głupia.  Wiedziała,  dlaczego  powiedział  to,  co  powiedział.  Nie  musiała 

słyszeć  jak  tłumaczył  się  Gabe’owi.  Jednak  fakt,  że  robił  z  siebie  cel  sprawił,  że  aż 
wyskoczyła z wanny. Chciała na niego wrzasnąć, wściekać się i wyć dopóki nie zrezygnuje z 
tego idiotycznego planu. Ale było już na to za późno. Rudy mógłby go teraz obserwować, a 
jeśli  Adrian  zginie  przez  nią  to  nie przeżyje  tego.  Myśl o  Rudym zatapiającym  swoje  kły w 
Adrianie, ciągnącym jego zakrwawione ciało, spowodowało, że widziała na czerwono. Zabije 
Rudy’ego własnoręcznie zanim skrzywdzi jej partnera. 

Mężczyzna wszedł do łazienki, rzucając spojrzenie na nią stojącą i zmarszczył brwi. – 

Dlaczego się nie kąpiesz? 

 

Wyszłam, bo myślałam, że nie starczy miejsca dla mnie i dla ciebie  

głąbie. 

 

Hę? 

Wyglądał na całkowicie zdezorientowanego – Słyszałam twoją rozmowę z Rudym, Adrian. 
Westchnął zmęczony. – Księżniczko… 

 

Nie księżniczkuj mi tu, Adrianie Giordano! Jak mogłeś wplątać się w  

takie niebezpieczeństwo? 

Przewrócił  oczami  i  wziął  ją  za  rękę,  delikatnie  wyprowadzając  ją  do  pokoju.  – 

Poradzę sobie z Parkerem. 

 

No jasne. A poradzisz sobie z nim i jego pięcioma kumplami? 

Przyprowadził  ją  do  sypialni  i  zdarł  z  niej  szlafrok  zanim  zdążyła  mrugnąć.  –  W  łóżku  z 
Tobą.  –  Delikatnie  ją  podniósł  i  ułożył  na  łóżku,  ostrożnie  by  nie  zrobić  jej  krzywdy.  Poza 
tym  warknął,  kiedy  zasapała.  –  Stawię  czoło  Parkerowi.  Jego  kumple  staną  przez  Maxem, 

background image

Simonem,  Gabem  i  Richardem  Lowellem,  plus  przed  wilkami,  które  przyprowadził  ze  sobą 
Richard. 

 

Więc dlaczego nie zostawisz Rudy’ego sforze? 

Obserwowała  jak  rozbierał  się  po  cichu.-  Ponieważ –  powiedział, w końcu  wspinając  się na 
prześcieradło – on jest mój. 

 

Adrian. 

Zakrył jej usta palcem. – Nie próbuj mi tego wyperswadować. Będę go osobiście rozrywać za 
to, co  Ci  zrobił.  Oddam mu  za każdy siniak na twojej skórze, za  każdy znak  po ugryzieniu, 
jaki po sobie zostawił. A kiedy skończę to sprawię, że będzie krzyczał w agonii.  

Spokojny  ton  jego  głosu,  rzeczowy  sposób,  w  jaki  oświadczył,  co  planuje  zrobić 

Rudy’emu,  sprawił,  że  stał  się  jeszcze  bardziej  przerażający.  –  Nie  tego  chciałam  – 
westchnęła. 
Otarł  delikatnie  jej  policzek  swoim  w  pocieszającym  geście.  –  Wiem.  Miałaś  nadzieję,  że 
zobaczy  cię  tutaj,  bezpieczną  wśród  ludzi  i  zostawi  cię  w  spokoju.  –  Patrzał  głęboko  w  jej 
oczy, jego nos dotykał jej tak by mogła rozczytać każdy niuans jego ekspresji. 

 

Ale tak się nie stanie. Będzie cię tropił. Dzień i noc. Wie gdzie mieszkasz,  

jak wygląda twój pies, kim są twoi przyjaciele- a jesteś tu zaledwie od tygodnia. Znając twój 
układ, nie zawaha się użyć go przeciwko tobie lub przeciwko twoim przyjaciołom. Zwabi cię 
tam gdzie będzie mógł cię dorwać. A jeśli tak zrobi, to i tak będzie trupem. Jeśli Max i Simon 
nie dorwą go pierwsi i nie przekażą go w ręce Richarda, który, tak przy okazji, chce go zabić. 
Ja  go zabiję. 

 

Zatrzymanie go nie jest twoim obowiązkiem. 

 

Owszem, jest. – Wsunął ostrożnie pod nią rękę – Kilka dni temu Max  

potwierdził, że jestem Marshalem. 
Zmarszczyła brwi. – Marshalem? 

 

Ciągle zapominam, że nie byłaś wcześniej członkiem Dumy. Marshal jest  

tym, kto dba o bezpieczeństwo Dumy. Gabe jest moim zastępcą, tak jak Simon jest zastępcą 
Max’a. 

 

Myślałam, że pani Anderson została skojarzona z Marshalem? 

 

Dlaczego tak sądzisz? 

 

Kiedy wysłała strażników do McDonald’s… o-oł  – szepnęła gdy ukazał  

się jego wściekły wyraz twarzy. 

 

Wysłała strażników do McDonald’s? – Warknął przez zaciśnięte zęby. 

 

Byłyśmy głodne – Spiorunował ją wzrokiem – A poza tym, nie wydaje mi  

się by obaj poszli. 

 

Oh, w takim razie w porządku. 

Zmarszczyła  brwi  na  jego  sarkastyczny  ton  –  Daj  im  spokój  Adrian.  To  nie  tak,  że 

zajmujesz  się  żołnierzami  albo  glinami.  Zajmujesz  się  ludźmi,  których  poproszono  o 
pilnowanie  kogoś,  prawie  całkowicie  obcego  człowieka,  przed  zagrożeniem,  z  jakim  nigdy 
wcześniej nie mieli do czynienia. 

 

No i? 

 

No i daj im spokój, bo ja naprawdę lubię McDonald’s. 

Podniósł się i patrzył na nią gniewnie, trzymając obie ręce przed sobą jakby miał coś trzymać. 
– Hmm, niech pomyślę. Twoje życie, Big Mac. Twoje życie, Big Mac. – Machał w powietrzu 
obiema rękoma

15

 – Hej, bez porównania prawda? 

Przegryzła wargę by się nie śmiać. – To był naprawdę dobry Bic Mac.  

Warknął  i  postanowiła  szybko  zmienić  temat.  Wyglądał  jakby  był  gotowy  wyjść  z 

łóżka, ubrać się i zapolować na jej „strażników” by potraktować ich swoimi ostrymi kłami. 

                                                 

15

 Tzn robił tzw niewidoczną „wagę” ;p 

background image

 

No więc wyjaśnij mi na nowo dlaczego twoim obowiązkiem jest dorwanie  

Rudy’ego? 
Westchnął. – To robota Marshala, zlikwidować zagrożenie Dumy. 

 

A Rudy jest zagrożeniem dla Dumy. 

 

Tak. W momencie, kiedy ruszył za tobą i Bellą stał się zagrożeniem dla  

Dumy. 

Wiedziała, że decyzja o dołączeniu do Dumy będzie miała swoje konsekwencje. Cena, 

jaką zapłaciła  Belle,  według  niej,  była zbyt wysoka.  Zamknęła  oczy, ponieważ wina  groziła 
jej uduszeniem. 

 

Hej. 

Otworzyła oczy i zauważyła jego gniew. 

 

Lepiej się za to nie wiń. 

 

A co jeśli będę? – Szepnęła. 

Pokręcił głową. – Nie jesteś odpowiedzialna za akcję z Parkerem. 

 

Jeśli Belle nie poświęciłaby się by mnie chronić to nie byłaby teraz  

ranna.- Ulga rozświetliła jego oczy na ton jej głosu, a ona wiedziała, że zrozumiał to, że nie 
była zmartwiona. 

Była wkurwiona. 

 

Belle nic nie będzie. Masz moje słowo. 

Sheri  pokręciła  głową.  –  Jak  może  być  z  nią  lepiej?  Pani  Anderson  powiedziała  mi,  że 

unieruchomili jej biodro! Jeśli tak zrobili to nie będzie w stanie się zmienić, wiesz o tym. 
Westchnął. – Ta kobieta ma za długi język- wymamrotał. 

 

Opowiedz mi o tym. 

Wykrzywił usta, reszta złości uleciała daleko. – Próbujemy temu zaradzić. 

 

A co ze sklepem Emmy? 

Jego  oczy  powiększyły  się  w  szoku  zanim  ciemne  rzęsy  je  zamknęły,  chowając  wyraz  jego 
twarzy. – Co ze sklepem Emmy? 

 

Wiem o oknie, doktorze oczywisty. 

Zaśmiał się. – To coś nowego. 
Przewróciła oczami – no wbijaj mi dzieciaku, mam takich z milion. 

 

Przygotuję się – wymruczał, delikatnie kołysząc jej ciało swoim.  

Wyciągnął rękę i delikatnie uszczypnął jeden z jej bladych sutków. 

 

Oh.. 

 

Wiem tylko, w co jeszcze chciałbym się wbić. 

Pomyślała by trzepnąć go w głowę, ale za bardzo bolało ją ruszanie się. – Po pierwsze, jestem 
zbyt obolała by robić to, co masz na myśli. Po drugie, nie odwrócisz seksem mojej uwagi. 

 

Nie? – Nadął wargi, oczy migotały w psocie. 

 

Nie. 

 

Jesteś pewna? – Zapytał, gdy jego gorący język otarł się o jej twardy  

sutek. 

 

Pewnie – wydyszała nie będąc już do końca pewną, na co przytaknęła. 

 

Wyjdziesz za mnie? – Szepnął tuż przed tym jak pocałował ją z  

niewyobrażalną gruntownością. 

 

Pewnie.. Czekaj, co? 

 

Za późno – uśmiechnął się triumfalnie. 

 

Czekaj, czy nie walczyliśmy jakąś minutę temu? 

 

Nie 

 

Ale… 

 

Hej, żadnych odwrotów! 

 

Adrian! – Zaśmiała się, kochając widok jego oczu iskrzących się do niej. 

background image

Pokręcił głową. - Nie taki krzyk chciałem dzisiaj usłyszeć kochanie. Domyślam się, że będę 
musiał się bardziej postarać. – Westchnął radośnie. 

 

Głupek – zaśmiała się bez tchu, gdy jego usta znowu wylądowały na jej  

piersi. 

Delikatnie gładził ustami jej sutek, zaledwie ssąc go między swoimi wargami. – Hej, 

badania  wskazują,  że  orgazmy  bardzo  dobrze  uśmierzają  ból.  To  ma  związek  z  tymi 
cudownymi endorfinami rozlewającymi się przez całe twoje ciało. Trzymaj się kochanie. 

 

Nie… pewnie.. mogę. – Wysapała zdesperowana by zbliżyć się do niego.  

Ból  w  jej  ciele  wydał  się  ustępować,  kiedy  dotknął  ją  tak,  co  możliwe,  że  miało  coś 
wspólnego z tymi endorfinami. 
Albo może to był tylko jego dotyk. Wszystko wydawało się lepsze gdy ją dotykał. 

 

Jeśli nie wytrzymasz tego to będę musiał wymyślić inny sposób by cię  

uśpić – szepnął, uśmiechając się tym jego niegodziwym, szerokim uśmiechem. Pocałował ją 
w czubek nosa, kiedy pisnęła i zamarła – Dobra dziewczynka. 

Skubał  szlak  po  jej  szyi  do  swojego  znaku,  nie  ugryzł.  Chciała  by  to  zrobił,  oh,  tak 

desperacko, ale ją tylko uciszył i ruszył. 
Motyle - pocałunki tworzyły swój szlak w dół jej ciała, zatrzymując się przy każdej piersi, by 
czule  złożyć  im  hołd.  Usta,  zęby  i  język  grały  na  jej  ciele,  gdy  dawał  z  siebie  wszystko  by 
zapomniała o bólu. Swoje ciało trzymał od niej na dystans, unosząc się nad nią, gdy ruszył w 
dół,  prawie  jakby  obawiał  się  jej  dotknąć.  Wlókł  się  po  siniaku  na  jej  biodrze,  zaledwie 
oddychając, gdy warknął. 

 

Te prawie- pocałunki bardziej złagodziły ból w jej sercu niż ból w  

biodrze. Zamknęła oczy i zadrżała, gdy ruszył do jej nogi. Pocałował pełen szacunku jej obie 
stopy,  gdy  skierował  się  do  drugiej  nogi.  Rozsunął  je,  całując  miękko  wnętrze  jej  uda. 
Czekała,  aż  ją  tam  uszczypnie,  chciała  czuć  jego  zęby,  ale  znowu  odmówił.  Zamiast  tego, 
zaczął długie, powolne, mokre liźnięcia jej cipki, co uleczyło ją w ciągu sekund. Szlag trafił 
jej opory, by nie podążyć za tym gorącym językiem, gdy systematycznie nad nią pracował, z 
cipki do łechtaczki, nie zatrzymując się, przyspieszając lub spowalniając. 

Zaczynało brakować jej tchu, jej biodra pofalowały pomimo jej starań by utrzymać je 

na miejscu. – Tak dobrze – szepnęła tuż przed tym ja orgazm potoczył się przez nią, gorący i 
rozkoszny jak cukierek. 

Otworzyła  oczy,  gdy  osunął  się  na  nią.  Czuła  każdy  cal  jego  twardości  napierającej 

nią,  gdy  się  powstrzymywał.  –  Kocham  cię  –  szepnął  tuz  przed  tym  jak  wziął  jej  usta  z 
dominacją, co wprawiło ją w uczucie słabości i dreszczy. 

Pieprzył  ją  powoli,  ostrożnie  by nie szarpnąć. Widziała obietnicę w jego  oczach. Jak 

tylko ból minie da jej wszystko to czego oboje chcieli, dobry, ostry seks, który  pozbawi ich 
tchu, pełen potu i bardzo, bardzo zadowalający. 
Dzisiejszego wieczora, dał im to, czego oboje potrzebowali. 

Wyciągnęła ręce i owinęła nimi jego szyję, prawie chowając grymas, jaki wywołał ten 

ruch. – Też cię kocham. 

Otworzył szeroko oczy i, jak gdyby te słowa były powodem, doszedł z jękiem. 

 

*** 

Leżał  tam,  gdy  spała  w  jego  ramionach  i  próbował  zasnąć,  ale  przez  każdy  malutki 

hałas  w  domu  automatycznie  otwierał  oczy.  Przez  skrzypnięcie  huśtawki  na  ganku  prawie 
wyskoczył z łóżka. Wiedział, że Gabriel ich strzegł, jednak jakaś jego cząstka nie mogła się 
po  prostu  zrelaksować.  Nie  po  jego  rozmowie  z  Parkerem.  Nie  było  cholernej  mowy  by 
dzisiaj zasnął i wiedział o tym. Byłby szczęśliwy, gdyby się trochę zdrzemnął. 
Sheri  sapnęła  we  śnie  i  owinęła  się  ciaśniej  wokół  niego.  Wzdychając,  ułożyła  się  z 
powrotem, z jedną ręką na jego brzuchu i jedną nogą narzuconą na jego obie nogi. 

background image

Jeśli  wkrótce  nie  schwytają  Rudy’ego  to  stanie  się  potężnie  zmęczonym  koteczkiem. 
Pocałował swoją księżniczkę w czoło i poddał się w czuwaniu nad jej snem. 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ VIII 

 

 

Richard  Lowell  był  ogromny  i  oszałamiający.  Mężczyzna  z  łatwością  sięgał  dwóch 

metrów.  Szerokie,  potężne  ramiona  dopełniały  masywnie  umięśnione  ręce  skrzyżowane  na 
jego  piersi.  Blado-  niebieskie  oczy  na  twarzy  po  przejściach  patrzały  chłodno  na  Adriana. 
Wzdłuż  lewego  policzka  przebiegała  blizna,  której  wściekła  czerwień  sygnalizowała 
Adrianowi  o  swojej  świeżości,  prawdopodobnie  miała  około  kilku  tygodni.  Odkąd  był 
nowym Alfą Sfory, otrzymywał „kursy walki” od pozostałych podczas wyzwań o dominację. 
Długie jasno- czerwone włosy były ciasno splecione w warkocz, który sięgał mu do pasa. Był 
ubrany w  czarne  jeansy  i  ciemno-  niebieski  sweter, który naciągnął się od jego umięśnionej 
klaty.  

 

Co masz na myśli mówiąc, że jedziesz by przywieźć inną kobietę? 

Belinda miała być wypisana ze szpitala. Była tam o dzień dłużej od Sheri. Odmówiła pójścia 
do psychiatryka, wybierając zamiast tego terapię psychiczną ambulatoryjnie.  

 

Obie kobiety są w niebezpieczeństwie, Belle również, bo uratowała Sheri  

od pędzącego samochodu. Myślę, że najlepiej będzie mieć je pod jednym dachem, zwłaszcza 
dopóki Belle nie będzie mogła sama się obronić. Gabriel będzie pilnował Sheri, podczas gdy 
ja przywiozę Belle. 

 

Nie wydaje mi się żeby to było mądre. 

Adrian gapił się na wielkiego Alfę Sfory. – Jesteś tu. Chcesz mi powiedzieć, że Parker jest w 
stanie pokonać ciebie, twojego Marshala, jego zastępcę, mojego zastępcę i dwóch pozostałych 
wilków by dostać się do mojej partnerki? 

 

Wyślę jednego z moich wilków by przywiózł kobietę. 

Adrian przewrócił oczami. – Jasne, spoko. Belle spojrzałaby na twojego kolesia i krzyczała w 
niebogłosy.  Bez  urazy,  ale  ona  nie  wie,  że  jesteście  od  Adama,  a  teraz  ma  powody  by  być 
bardziej ostrożną, jeżeli chodzi o wilki. 

 

Ale tobie ufa, odkąd jesteś w Dumie. – Richard nadal patrzał na niego  

chłodno. – Zatem jeden z moich ludzi pojedzie z tobą, albo wyślij swojego zastępcę. 
Gabe zarumienił się. – Ze mną też nie będzie chciała pójść. 
Richard spojrzał krótko na szeryfa zanim znowu powrócił chłodnym wzrokiem do Adriana. 

 

Masz na myśli to, że kobieta nie może ufać członkowi Dumy? 

Zacisnął czubek swojego nosa; ból głowy, z jakim się rano obudził stawał się coraz gorszy.  

 

Spójrz, między Belle a resztą Dumy były jakieś problemy, które nadal  

rozbrzmiewają i nie są jej winą. Ufa zaledwie kilku ludziom. Mam tylko nadzieję, że jestem 
jednym z nich. – Spojrzał naokoło pokoju na pięciu wilków i trzy Pumy. – Sheri nie opuści 
tego  domu  i  jest  jedną  z  osób,  którym  ufa  Belle.  Emma  i  Becky  robią  porządek  z 
wandalizmem w ich sklepie. Max i Simon pójdą ze mną po Belle i, nie, nie wyślę ich samych; 
również  im  grozi  niebezpieczeństwo.  Gabe  będzie  pilnował  mojej  partnerki.  Pytam  czy 
zostaniesz tu i mu pomożesz. Jeśli nie to poczynię inne starania. 

Moc  płynąca  od  Richarda  była  inna  niż  moc,  którą  Max  emanował  z  taką  łatwością. 

Ten  facet  był  niewiarygodnie  silny,  ale  ta  różnica  pomiędzy  niezależnym,  moc  silnej  woli 
Alfy Dumy i dominujący młot, którym Alfa Sfory władał tak jakby próbował walnąć Adriana 
do  kompletnie  innej  uległości.  Richard  miał  gdzieś  to,  czego  chciał  Adrian.  Swoją  siłą  woli 
wymagał od niego posłuszeństwa. Pewnie zawsze to dostawał. 
Ale nie dzisiaj. 

Adrian  wiedział,  ze  miał  rację.  Postępował  według  swoich  instynktów  jak  Marshal 

Dumy, a nie jak Puma, którego partnerka jest w niebezpieczeństwie. Myśl o wysłaniu Maxa i 
Simona samych do szpitala wzbudziła u niego panikę. Gapił się na Alfę, nie ruszając się o cal, 

background image

podczas gdy Gabe chwycił się za głowę i zajęczał. Sheri zwinęła się w kulkę, piszcząc od siły 
płynącej przez pokój.  

 

Odpuść sobie Rick, on się nie ruszy. – Powiedział z uśmiechem Marshal  

Sfory  gdy  jego  zastępca  również  chwycił  się  za  głowę  i  jęknął.  Pozostałe  wilki  zupełnie 
skuliły się na podłodze od pokazu nastroju ich Alfy.  
Władza,  którą  władał  Richard  nagle  ucięła.  –  Uparty  z  ciebie  mężczyzna.  –  powiedział 
miękko Richard. 

 

Jestem Marshalem swojej Dumy, a każdy mój instynkt podpowiada mi  

jak niebezpiecznie jest wysłać Max’a po Belle beze mnie. 

Richard gapił się na niego przez dłuższy czas po czym kiwnął głową. Odwrócił się do 

swojego Marshala. – Zabezpiecz teren, Ben. Daj znać, kiedy przyjadą Alfa i Beta Dumy. 

Mężczyzna  kiwnął  głową  i  skinął  na  pozostałych  wilków.  Opuścili  dom  by 

przypuszczalnie „zabezpieczyć teren” dla satysfakcji swojego Alfy. 

 

Dziękuję. 

Drugi mężczyzna w końcu się uśmiechnął – Żaden problem. 

Adrian  pokręcił  głową  i  usiadł  obok Sheri. Przyciągnął ją  blisko,  nie zdziwiony,  gdy 

schowała twarz w jego  ramieniu. – Gdy tylko pozostali tu dotrą ja wyjdę. Belle będzie tutaj 
spać, 

nami, 

dopóki 

nie 

rozprawię 

się 

Parkerem.  

W porządku? 
Kiwnęła głową. 

 

Boli cię głowa księżniczko? 

Pokręciła głową. 

Richard  uklęknął  przed  nimi,  lodowato  -  niebieskimi  oczami  spojrzał  miękko  na 

drżącą  kobietę.  –  Obiecuję,  że  Parker  nie  kiwnie  na  ciebie  palcem  dopóki  jesteś  pod  moją 
opieką. 

Sheri  spojrzała  na  ogromnego  mężczyznę.  Ugryzła  się  w  wargę,  z  niepewnością  w 

oczach gapiła się na niego. – Mogę na ciebie spojrzeć? 
Puma Adriana zawarczała. „Spojrzeć” na Richarda oznacza być z nim nos w nos, czyli coś, z 
czym nie czuł się komfortowo. 

Richard  spojrzał  na  Adriana,  potem  znów  na  Sheri.  –  Rozumiem  twoje 

zdenerwowanie, rozważając, że to wilki cię zaatakowały. Jeśli przez to poczujesz się lepiej, to 
oczywiście, um – zmarszczył brwi, trochę zmieszany – spójrz na mnie. 
Adrian  rozsiadł  się  i  zmusił  siebie  samego,  by  pozwolić  swojej  partnerce  zbliżyć  się  do 
wielkiego, złego wilka. 

Sheri gapiła się na dużego rudego faceta i spróbowała zapamiętać, że był tu by pomóc. 

Fakt, że pachniał jak wilk nie za bardzo pomógł. Jego chłód i potęga jedynie jeszcze bardziej 
ją przestraszyły. 

Ale  kiedy  klęknął  przed  nią  i  spróbował  ją uspokoić,  wiedziała, że  zrozumiał. On  tylko 

wydawał się zimny. Każdy jej instynkt podpowiadał jej, że ten facet szybciej ugryzłby się w 
łapę niż skrzywdziłby kobietę. Nie miała pojęcia skąd to wiedziała, po prostu wiedziała. 

Może  to  było  przez  jego  zapach  albo  przez  sposób,  w  jaki  natychmiast  uchwycił  jej 

problem  i  próbował  go  naprawić.  Przez  to  jak  otworzył  się  przed  nią,  pozwolił  jej  zębom  i 
pazurom  zbliżyć  się  niebezpiecznie  do  swoich  bezbronnych  oczu  i  szyi,  nigdy  by  nie  zrobił 
czegoś podobnego, gdy poczułby wewnątrz jakiekolwiek zagrożenie. Dodało jej to otuchy. 

Wychyliła  się  tak,  blisko,  że  nosem  prawie  go  dotknęła.  Poczuła  napięcie  Adriana  i 

wiedziała, że nie doceniłby tego gdyby doszło do kontaktu między nią a innym mężczyzną. 

Blado- niebieskie oczy patrzały na nią od zniszczonej przez bitwy twarzy. Pod warstwą 

lodu  ukrywał  naturę  człowieka  bardziej  współczującego  i  opiekuńczego  niż  kiedykolwiek 
widziała, zmieszany z determinacją, by chronić tych, których miał pod opieką. Łatwo było to 
ujrzeć. Zbyt często widziała to w oczach Adriana by się mylić. 

background image

Ale  w  tym  mężczyźnie  było  to  wyjątkowe.  Podczas  gdy  specjalne  zdolności  Adriana 

powiadamiały  go  o  niebezpieczeństwie  tylko  wtedy,  gdy  ono  następuje,  to  ten  facet  był 
zawsze „uświadomiony”, zawsze zorientowany co się dzieje z ludźmi, których traktował jako 
swoich.  Jeśli  groźba  Parkera  nie  podsycałaby  jej  partnerowi  mocy  to  jęczałby  tak  samo  jak 
Gabe. 

 

Teraz widzę, dlaczego jest twoją partnerką – powiedział, patrząc jej w  

oczy. Co w nich zobaczył, tego nie wiedziała, ale wydawało się go to uspokajać tak samo jak 
to,  co  zobaczyła  w  jego  oczach  –  Zauważa  głębię,  bardziej  niż  ktokolwiek  inny  kogo 
spotkałem. 

 

Ale Rudy jednak mnie nabrał. 

Znowu  stał  się  zimny,  chowając  się  za  lodowatym  spojrzeniem  –  Tylko,  dlatego,  że 

widzisz głębię nie oznacza, że widzisz to, co myślisz. 

Wstał, górując nad nimi i patrzał na ich złączone dłonie. – Będzie z nami bezpieczna. 

Jedź po tamtą kobietę. 

Odwrócił się i poszedł do kuchni bez oglądania się za siebie. 

 

Sheri stukała nerwowo palcem o swoją nogę. Oglądała telewizję, próbując nie myśleć 

zanim  pozostali  nie  wrócą.  Całkowity  bezruch  Richarda  nie  pomagał,  nie  było  zbytnio 
relaksująco.  To  był  bezruch  drapieżnika  czekającego  by  zaatakować  z  odległości  swoją 
zdobycz. Stał z dala od okien i drzwi, upewniając się, że zrobiła to samo i trzymał się między 
nią a drzwiami i oknami parę razy jak się przenosiła. Sprawdził każde pomieszczenie zanim 
do niego weszła.  

Zarządził  swojemu  Marshalowi  i  pozostałym  odbycie  warty.  Marshal  zgodził  się 

czując, że  ochrona  ich  obojga  było  jego  robotą.  W skrócie,  zagrał  doskonałego ochroniarza. 
Gabe był na zewnątrz z pozostałymi wilkami, tylko on był zaznajomiony z leśnym terenem za 
domem Adriana. 
Jej  komórka  zadzwoniła.  Rozbawiony  chichot  doszedł  zza  jej  ramienia  gdy  usłyszał 
melodyjkę. 

 

Skąd to wytrzasnęłaś? 

 

Ze strony Looney Tunes – odpowiedziała wyjmując telefon ze swojej  

torebki. 
Zachichotał  jeszcze  bardziej,  gdy  Sylwester  kocim  głosem  powiedział  raz  jeszcze  –  Masz 
rację, cwaniaczku. Widziałeś koteczka! 

 

Halo? 

 

Cześć Sheridan. 

Poczuła  jak  jej  krew  zamarza  gdy  miękki,  warczący  głos  Rudy’ego    wypełnił  jej  uszy. 
Spojrzała na Richarda, mając nadzieję, że jest w stanie zauważyć wyraz jej twarzy, ale stał do 
niej tyłem.  

 

Cześć Rudy. 

 

Słyszałem, że byłaś zajętą, bardzo zajętą dziewczynką, Sheridan. 

Oblizała usta, gdy Richard ruszył do jednego z kuchennych okien. – Tak, jestem. 

 

Chciałbym się spotkać i przedyskutować to, co wykombinowałaś. Może  

podczas lunchu. 

 

Sorry, ale według mojego grafiku jestem zajęta do 2060 roku. Może  

innym razem. 

 

Naprawdę? Bo wiesz, Giordano byłby zachwycony gdybyś do nas  

dołączyła. 
Zamarła. – Adriana z tobą nie ma. 

 

Nie? Rozmawiałaś z nim odkąd pojechał do szpitala? 

background image

Richard odwrócił się i gapił na nią, ale był zbyt daleko by mogła ujrzeć wyraz jego twarzy. – 
Nie, nie rozmawiałam. 

 

Powiem ci coś, Sheridan. Jestem hojnym facetem. Zadzwonisz do niego  

by  wiedzieć  jak  się  miewa.  Zadzwonię  niedługo.  Sprawdź  tylko  czy  dasz  radę  się  z  nim 
połączyć. 

Połączenie zostało przerwane. 
Z  drżącymi  rękoma  i  głosem  wybrała  numer  do  Adriana.  Żądnej  odpowiedzi. 

Próbowała zadzwonić do Max’a, a potem do Simona. 

Bez skutku. 

 J 

ej  serce  łomotało  ze  strachu,  zaczęła  wybierać  numer  do  Emmy.  Kiedy  telefon 

ponownie zadzwonił podskoczyła – Słucham? 

 

No, więc, Sheridan? Dodzwoniłaś się do kogoś? 

 

Nie – wyszeptała, przerażona nie dowierzając. 

 

To dziwne, bo mógłbym przysiądź, że słyszałem jego telefon. 

Napawający się triumf w jego głosie wysyłał cząstki terroru po jej kręgosłupie. 

 

Czego chcesz? 

 

Hmm. No, więc, moi ludzie zaczynają być głodni. Jesteś pewna, że nie  

chcesz dołączyć do nas na lunch? 
Pisnęła. Wiadome było, że wataha wilków na wolności żywiła się samotnymi pumami. 

 

Powiem ci coś, skarbie. Zaplanowałem to sobie, więc możesz opuścić  

tego Neandertalczyka, któremu wydaje się, że cię ochroni. Opuścisz dom, pójdziesz ze mną, a 
może nie nakarmię swoich kumpli twoim Giordano. Umowa stoi? 
Zanim zdołała odpowiedzieć Rudy się rozłączył. 

 

Nawet o tym nie myśl. 

 Spojrzała  na  wielkiego  Alfę  Sfory.  Groźba  ulatywała  od  niego  falami.  –  Nie  mam 

wyboru. 

 

Więc nie oszukuj się sądząc, że wydostaniesz się stąd beze mnie. Dźwięk  

wystrzału zakłócił wszystko co chciała powiedzieć. Krzyk agonii wił się od kolejnego strzału. 

 

Cholera! Czekaj tu! – Powiedział Richard. – To jest pewnie to, o czym  

mówił. Rusz się do frontowych drzwi, będę tuż za tobą. 

Zauważyła, że wyjął coś zza pleców i zdała sobie sprawę, że była to broń. Naprawdę 

miała nadzieję, że była to broń. 

Ruszyła  naokoło  kanapy  by  chwycić  za  smycz  Jerrego,  ale  ręka  Richarda  ją 

zatrzymała.  –  Zostaw  go.  Będzie  tu  bezpieczniejszy.  –  Skinęła  mu  na  zgodę  i  ruszyła  do 
frontowych drzwi otwierając je powoli. 
Trzeci strzał zabrzmiał zanim je otworzyła, wstrząsając nią. Usłyszała jęk Richarda tuż przed 
tym jak upadł, pociągając ją za sobą. 

 

Wstawaj, Sheridan. Idziemy. 

Rudy  chwycił  ją  za  ramię  i  zaciągnął  do  samochodu.  –  Bądź  wdzięczna,  że  mam  mało 

czasu – powiedział, gdy pchnął ją do samochodu. – W przeciwnym razie upewniłbym się, że 
ten  wielki  skurwiel  zdechł.  –  Wsiadł  za  nią,  wciskając  się  blisko  niej.  –  Jedź  –  warknął  do 
kierowcy. 

 

Puszczaj mnie – powiedziała Sheri, starając się odepchnąć go od siebie.  

Kolejny strzał wystrzelił i tym razem Rudy przeklął. 

 

Nigdy w życiu. Znowu jesteś moja i za nic w cholerę nie pozwolę ci  

uciec. 

Kiedy zaczął rozpruwać jej ubrania zaczęła walczyć. Złośliwe klepnięcie ogłuszyło ją 

na tyle, by mógł rozerwać jej sweter. Przez krótką chwilę pomyślała o przemianie, ale nadal 
była za bardzo ubrana. Plącząc się w jeansach jeszcze bardziej naraziłaby swoje życie. 

background image

Więc walczyła z nim zębami i pazurami, gdy warknął nad nią, modląc się by Adrian 

przybędzie zanim Rudy skończy to, co zaczął. 
 
Max zatrzymał się przy domu Adriana i warknął. – Problemy. 

 

No nie pierdol, Sherlocku, jaką masz wskazówkę? - Odwarknął Simon,  

wyskakując z Durango. – Co tu się do cholery stało? 
Gabe  wyszedł  na  ganek  z  pistoletem  w  ręku.  –  Dwa strzały z  tyłu,  jeden od  frontu.  Richard 
padł, lecz żyje. Jeden trup, jeden ranny, obaj nasi. 

 

Sheri? – Warknął Adrian. 

Gabe  pokręcił  głową  –  Nie  jestem  pewien,  co  się  stało  ale  jak  tylko  strzały  wystrzeliły 
wybiegła z domu. Jeden z ludzi Rick’a widział ją, ale nie był wystarczająco blisko by się do 
niej dostać. Rick próbował ją zatrzymać, ale padł. Mamy numery rejestracyjne, a wilk podążał 
za samochodem tak długo jak mógł zanim nie musiał zawrócić. 

 

Gdzie ty do diabła byłeś? 

 

Próbowałem dorwać snajpera. 

 

I? 

 

Uciekł, gdy usłyszałem strzały od frontu. Strzelałem do samochodu jak tylko ruszyli, 
ale nie trafiłem w oponę. 

 

KURWA!! – Krzyknął Adrian. Obiema rękoma trzymał się za głowę. –  

Co  ona  do  cholery  sobie  myślała?  –  Warknięcie  pełne  bólu  wydobyło  się  od  Alfy  Sfory 
siedzącego  na  ganku.  –  Rudy  powiedział  jej,  że  cię  dopadł.  Nie  mogła  się  z  tobą 
skontaktować,  więc  mu  uwierzyła.  Masz  włączony  telefon?  –  Ścierka  przyciśnięta  do  jego 
ramienia przesiąkła krwią. 

 

Będzie w cholernie wielkich tarapatach, gdy ją znajdę – warknął Adrian  

sprawdzając swój telefon – Tak, włączony. 

 

Wasze też? – Richard wskazał brodą na Maxa i Simona. 

 

Taa. 

 

Po tym, co wydarzyło się we Wallflowers? Włączony do cholery. 

 

Sprawdź w samochodzie czy nie ma tam żadnej zagłuszającej stacji RF-  

powiedział Gabe do jednego z wilków. Facet kiwnął głową i poszedł sprawdzić. 

 

Do diabła co to jest za zagłuszająca stacja RF ? – spytał Simon. 

Urządzenie  zakłócające  fale  radiowe.  Nielegalne,  ale  dla  inżyniera  mechaniki  łatwe  do 
zbudowania. – Odpowiedział Gabe. 

Wilk  wrócił  z  małym  żółtym  urządzeniem  wielkości  karty.  –  Dlatego  nikt  nie  mógł  cię 

złapać. 

 

No dobra, Adrian, myśl! Gdzie ona jest? – Rozkazał Max. 

 

Skąd kurwa mam wiedzieć? 

Max  spiorunował  go  wzrokiem,  gdy  Simon  poszedł  pomóc  Belindzie  wysiąść  z 

Durango. – Jesteś Marshalem. Ona należy do Dumy. Gdzie ona jest? 
Skoncentrował  się  na  swojej  partnerce,  jego  oczy  zamieniły  się  w  złote,  gdy  poczuł  gdzie 
Rudy ją dotykał. – Zakurwię go.  

 

Dobrze. Gdzie są? 

 

W samochodzie, jadą. On… – Adrian warknął, utrzymując z trudnością  

wrzask  swojej  Pumy.  –  Myślę,  że  chce  ją  zgwałcić  a  ona  się  broni.  –  Zgubiła  gdzieś  swoje 
okulary i ból spowodowany światłem był nie do zniesienia. Czuł jakby jego oczy były dźgane 
nożem. 

 

Możesz cokolwiek poczuć? 

Adrian znalazł się na przednim siedzeniu Durango. Wielki, rudy wilk wskoczył na tylne 

miejsce, krew z ran na jego ramieniu poplamiła całą skórzaną tapicerkę Max’a. Kolejny wilk, 

background image

ten  mniejszy  i  jasno-  rudy  (Marshal  Ben  wyszeptała  jego  Puma)  dołączył  do  większego, 
zranionego. Węszył, ale zapach krwi i wilka prawie go ogarnął. 

 

Musisz posłużyć się jej zmysłami, nie swoimi. Co ona czuje? 

 

Dlaczego ty tego nie spróbujesz? Warknął Adrian. 

 

Zrobiłbym to gdybym tylko mógł, ale nie mogę. Nie jestem Marshalem. 

Wziął  głęboki  wdech  i  jeszcze  raz  spróbował  ją  namierzyć.  Czuła  zapach  Parkera, 

kierowcy  i  swojej  własnej  krwi,  gdy  Parker  pazurami  rozpruł  wszystko  do  jej  miękkiego 
ciała… 
A także zapach „Susquehanna River”. 

 

Cholera. Jest jakieś piętnaście minut dalej, gdzieś bliżej „Susquehanny”. 

Max wystartował z piskiem opon. – Myślisz, że kierują się na Harrisburg? 

 

Nie jestem pewien. Jeśli zjedzie na I76 to skieruje się na Ohio albo dalej  

na wchód do Philly. 

 

Musimy go złapać zanim wjedzie na autostradę. 

Zadzwonił mu telefon. – Gabe. 

 

Już jadę alternatywną trasą. Zastanów się nad eskortą policji. 

 

Dzięki koleś. 

 

Ż

aden problem. Czuję kurwa co on jej robi. Sukinsyn. 

 

Dorwiemy go zanim wjedzie na autostradę. 

Gabe wciągnął powietrze. – Nigdy ich nie dopadniemy, jeśli wywiozą ją ze stanu. 

 

Nie pierdol.

16

 

 

Kieruje się na wchód i może zjechać na I95. 

 

Wiem. 

 

Dzwonię po posiłki. Zaufaj mi, nie pojedzie za daleko. 

Adrian gapił się na telefon w swoich dłoniach i zastanawiał się, co kombinuje jego Zastępca. 
 

*** 

 

 

Do jasnej cholery! Trzymaj się kurwa drogi Steve! 

 

Próbuję Rudy, ale tam jest jakaś blokująca kolumna pierdolonych Yahoo  

z ciężarówkami! 
Rudy  podniósł  z  rykiem  głowę  z  nad  jej  biustu.  Właśnie  zdjął  jej  jeansy,  zostawiając  ją 
zupełnie nagą. – Jedź naokoło. 

 

Myślisz, że co ja do cholery robię? 

Sheri pisnęła gdy rozbrzmiały strzały. 

 

Co do kurwy? 

 

Strzelają do nas! 

Rudy  usiadł  i  wyciągnął  swój  pistolet.  Zerknął  nad  zagłówkiem  siedzenia  i  patrzał  w 

przednią szybę, a zapach Pumy się rozprzestrzeniał. Tymi ‘yahoos’ byli jej kumple z Dumy. 

Sheri ledwo widziała także nie podnosiła się. Rozpoznała dźwięk strzelającego karabinu i 

zrobiła  tylko  to,  co  przyszło  jej  do  głowy.  Opadła  na  podłogę  samochodu  i  ukryła  głowę  w 
rękach. 
Kule  roztrzaskały  przednią  szybę,  obsypując  Sheri  odłamkami.  Rudy  znowu  przeklął  i 
strzelał, gdy Steve desperacko próbował ominąć blokadę. 

 

Kurwa! 

 

Co jest? – Warknął Rudy na swojego kierowcę. 

 

Przedziurawili opony. 

                                                 

16

 W sarkastycznym tego słowa znaczeniu ;p 

background image

Czuła  jak  samochód  ślizgał  się,  gdy  kierowca  próbował  nim  wymanewrować.  – 

Adrian!  –  Krzyknęła  tak  głośno  jak  tylko  mogła,  całkowicie  pewna,  że  był  za  to 
odpowiedzialny i modląc się by ją usłyszał w tej strzelaninie. 
Bo jeśli nie wydostanie jej stąd, to jej Puma owszem. A wtedy naprawdę nastanie piekło. 
*** 

Dźwięk  krzyku  jego  partnerki  przełamał  coś  w  Adrianie.  –  Tam  –  warknął 

rozpruwając już swoje ubranie. Wiedział, że ludzie, którzy zrobili blokadę byli Pumami; Gabe 
zadzwonił  do  niego  jak  tylko  ich  ustawił.  Dawali  z  siebie  wszystko  by  utrzymać  Rudego 
dopóki nie przyjedzie i nie zabije go. 

Przekształcił  się  na  przednim  siedzeniu,  nie  zważając  na  to,  że  pazurami  rozrywał 

skórzany  fotel  Max’a.  Max  wyciągnął  rękę  by otworzyć  mu drzwi  a  on  wyskoczył,  biegnąc 
prosto w stronę samochodu Rudego, gdzie trzymał jego partnerkę. 

Ś

nieżno-  biała  Puma  wyskoczyła  z  tylnego  okna  z  niewymagającym  wysiłku 

wdziękiem, co tylko go pobudziło. Jej lśniące czerwone oczy spojrzały na niego ze strachem, 
miłością, ulgą i nadzieją. Była prawie bezpieczna. 
Usłyszeli strzały. 
Zachwiała się i upadła. 
A jego serce, tracąc najważniejsze, przestało bić. 

Spojrzał ze swojej leżącej partnerki na mężczyznę w samochodzie, wilka owianego jej 

zapachem,  z  dymiącą  jeszcze  bronią  w  ręku  i  zdał  sobie  sprawę,  że  ma  coś  jeszcze  do 
załatwienia  zanim  dołączy  do  swojej  Sheri.  Ale  wielki  czerwony  wilk  pojawił  się  tuż  obok 
niego, skoczył do samochodu i jednym pociągnięciem rozerwał gnojowi gardło. 

Adrian podczołgał się do swojej partnerki i schował twarz w jej ranie. Ku jego uldze 

zamruczała a jego serce znowu zaczęło bić. 
Ż

yła. 

Skulił  się  dookoła  niej  i  pozwolił  wilkom zając  się  pozostałymi.  Miał  ważniejsze  rzeczy  do 
zrobienia. 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

background image

EPILOG 

 
 
 

 

Twoje serce stanęło. 

 

Myślałem, że moja partnerka nie żyje. To oczywiste, że stanęło. 

 

A co się stało z tymi wspaniałymi zdolnościami Marshala? Można by  

pomyśleć, że powiedzieli ci, że jestem jedynie oszołomiona. 

Adrian przyciągnął ją bliżej siebie. – Taa, więc, nie myślałem tak w tym momencie. 
Przez  godziny  nie  był  w  stanie  pozwolić  jej  odejść.  Siedzieli  na  ganku,  skuleni  na  jego 

huśtawce,  ciesząc  się  nocnym  powietrzem.  Prawie  czuł  ten  chłód.  Trzymał  w  ramionach 
swoją już bezpieczną królewnę śnieżkę, utrzymując swoje ciepło. Nie zaszkodziły też cztery 
koce,  którymi  się  owinęli.  Wspomniała  coś  o  kupieniu  chiminei  na  ganek.  Musiała  mu 
wytłumaczyć, co to było. Kiedy powiedziała, że jest to przenośny kominek w meksykańskim 
stylu, jego Puma zamruczała zgadzając się z tym pomysłem. 

Pomimo  wszystkiego,  jego  księżniczka  lubiła  wychodzić  wieczorem  na  zewnątrz  a  on 

musiał utrzymać jej ciepło. Nie mógł doczekać się lata, kiedy pokaże mu jak fajna jest „kąpiel 
w świetle księżyca”. 

Trąciła  nosem  jego  szyję,  darując  mu  mały  pocałunek.  –  Nic  mi  nie  jest.  Gdy  tylko 

zmieniłam  się  ponownie  w  człowieka  krwawienie  ustało.  Pozostała  tylko  rana  na  ciele. 
Chociaż, przyznaję, że piekło jak jasna cholera. 

Przyciągnął ją jeszcze bliżej warcząc nisko. 

 

Nie mogę. Oddychać. 

Poluzował uścisk z obrażonym śmiechem. – Nie wydaje mi się, że będę w stanie spuścić 

cię z wzroku przez jakiś czas, kochanie. - Psiakrew, gdyby mógł to zaopatrzyłby się w nosidło 
i nosił ją wszędzie. 

 

Co się stało z pozostałymi z watahy Rudy’ego? 

Adrian  warknął  –  nie  żyją.  –  I  bardzo  dobrze.  Adrian  omal  nie  stał  się  zdziczały  do 

czasu,  aż  nie  przywieźli  Sheri  do  domu.  Jeśli  którykolwiek  z  tych  palantów  by  przeżył, 
zjadłby go. Dosłownie. 

 

Nie powinnaś chodzić. – Powiedział głęboki, chłodny głos. Odwrócili się  

i  zauważyli,  że  okno  za  nimi  było  lekko  otwarte,  prawdopodobnie  by  wywietrzyć  zapach 
krwi. Spojrzeli na siebie, całkowicie pewni, na kogo Richard tak warczał. 

 

No sorry uczęszczałeś może na jakieś nauki medyczne? Nie? To się  

zamknij. – Belinda wysapała, obolała i wkurwiona jednocześnie. 

 

Cierpisz. 

Belinda zadyszała kpiąco. – Ja? Naprawdę? Nigdy bym się nie domyśliła. 

 

Dlatego nie powinnaś chodzić. 

 

Mój lekarz powiedział, że mam się ruszać tak często jak to tylko możliwe,  

bo przyspieszy to proces leczenia. 

 

Ś

miercionośna zadyszka, powodująca zawał serca przyśpieszy proces  

leczenia? W takim wypadku wyleczysz się błyskawicznie. 

 

Słuchaj, Dick

17

, teraz pewnie tłoczyliby we mnie litry morfiny, ale jeśli  

chcę się zmieniać to muszę pozbyć się tego usztywniacza. Jeśli chcę się go pozbyć to muszę 
wyzdrowieć. Aby wyzdrowieć muszę to wychodzić. Więc siat. Zostań. Dobry piesek. Arf. 

Adrian  i  Sheri  patrzeli z  szeroko  otwartymi  oczami.  Belle  była  zgryźliwa  dla  wielkiego 

Alfy Sfory? 

 

Musi ją okropnie boleć. – wyszeptała Sheri. 

                                                 

17

 Dick to również zdrobnienie od imienia Richard. ;p 

background image

 

Siadaj zanim się przewrócisz! – Ryknął Richard. 

 

Połóż na mnie, choć jedną łapę a odgryzę ci ją! Zrozumiano Dick?! 

 

Przestań mnie tak nazywać! 

 

To przestań się tak zachowywać! Nienawidzę tak na ciebie mówić, Dick,  

ale nie jesteś moim szefem! 

 

Ooo tak? – Nastąpiła chwila ciszy a potem Richard zawył. – Ała! Ugryzłaś  

mnie! 

Adrian  zaczął  się  śmiać,  trząsł  cicho  ramionami.  Sheri  zakryła  buzię  ręką,  jej  oczy 

wypełniło przerażające rozbawienie. 

 

Odwal się Fido. Tylko nie mów, że cię nie uprzedzałam. 

Kiedy wielki Alfa warknął, Adrian znalazł się w domu zanim jeszcze zdążył mrugnąć. - 

Odsuń się, Richard. 

Alfa Sfory rzucił mu wściekłe spojrzenie. – Nie grożę jej! W każdym razie nie za bardzo. 

–  Wymamrotał  piorunując  spojrzeniem  blondynkę  okrążającą  pokój  Adriana.  Używała 
obrotowego  chodzika,  który  polecił  jej  szpital.  Ból  trawił  piękne  linie  jej  bujnych  ust  a  jej 
zielone  oczy  świeciły  na  wielkiego  rudzielca.  Była  ubrana  w  najnędzniejszy  niebieski 
szlafrok, jaki kiedykolwiek widział, a na nogach miała niebieskie kapcie – króliczki. 

Ben,  Marshal  Sfory,  stał  obok  swojego  Alfy,  ukrywając  buzię  w  dłoni  i  próbując 

opanować swój śmiech. 

 

Czy to nie czas, byś podreptał sobie z powrotem do swojej nory, Dick? 

Uśmiech Richarda był zmysłowo chłodny – Nie bez swojej partnerki. 
Belle  zmarszczyła  brwi.  –  Chyba  ktoś  został  nieszczęśliwie  z  Tobą  skojarzony.  Biedna 

suka. Przekaż jej moje kondolencje. 

Uśmiech spełzł z jego twarzy. Sheri stanęła przy Adrianie, wargi jej drżały. 

 

Belle? – Powiedziała. Brzmiało to tak jakby dławiła się ze śmiechu. 

 

Czego? – Warknęła Belle, jej oczy zabłysły złotem, gdy jej Puma się  

wynurzyła. 

 

Wydaje mi się, że ma na myśli ciebie. 

Oczy Belle poszerzyły się, gdy duży Alfa Sfory kiwnął głową. 

 

Popatrz na to z drugiej strony Belle. – Adrian udławił się, gdy próbował  

się nie zaśmiać. Belinda wyglądała jakby połknęła żywą rybę. – To powinno rozwiązać twoje 
problemy z Dumą. 

 

Później opowiesz mi o wszystkim. Nieprawdaż – Alfa skrzyżował swoje  

umięśnione ręce na klacie i spojrzał gniewnie na Belle. 

To  nie  była  prośba,  a  rozkaz,  przez  który  Belle  zesztywniała.  Adrian  zdecydował,  że 

najwyższy  czas  opuścić  linię  ognia.  Kręcąc  głową,  chwycił  Sheri  za  dłoń  i  pociągnął  ją 
schodami do ich sypialni. 

 

Gdzie idziemy? – Wyszeptała, gdy na dole ponownie wybuchła kłótnia. 

 

No ej, do łóżka. – Odszepnął. 

 

Myślisz, że bezpiecznie jest ich zostawić samych? 

 

Nie martw się skarbie – powiedział zamykając drzwi. – Jestem pewien, że  

Belle  da  sobie  radę.  Zaczął  ją  rozbierać.  –  A  poza  tym,  mam  ważniejsze  zmartwienia  na 
głowie. 

 

Jakie? – Starała się nie uśmiechnąć, ale jej oczy zrobiły się czerwone. 

 

Pieszcząc mojego koteczka. 

 

Ś

winia. – Westchnęła. 

Wycałował  jej  policzki  –  Kocham  cię  –  szepnął  całkowicie  poważnie.  Prawie  ją  dzisiaj 

stracił, mimo, że dobrze to ukrywał, nadal był wstrząśnięty. 

background image

Z lekkim westchnięciem otoczyła ramionami jego szyję i przytuliła się. Schowała twarz 

w jego szyi a Adrian zamknął swoje oczy, napawając się jej zapachem i miękkością tak blisko 
siebie. 

Zaczął głaskać jej plecy, próbując ją uspokoić, wiedząc, że i ona była wstrząśnięta. 
Gdy  tylko  jego  dłoń  sięgnęła  jej  tyłka  otworzył  szeroko  oczy.  Zaniepokojony  śmiech 

rozbrzmiał z jego strony, gdy bardzo miękko zaczęła sapać w jego szyję. 

 

Ooo skarbie – powiedział, gdy kołysał ją chichoczącą w swoich  

ramionach - Jesteś w tarapatach. 

 

Oh jejku – odpowiedziała, gdy padł na nią i zaczął trącać nosem jej szyję 

 

Bo byłam bardzo niedobrym koteczkiem. 

Gdy tylko uspokoił się nad nią, jego penis pulsował między nimi nawet przez ich jeansy, 

westchnęła. Wygięła się w górę do niego, mruknęła – Bardzo złym koteczkiem. 

Patrzał na nią szerokimi, złotymi oczyma, gdy podrapała go pazurami po bokach. Kiedy 

wryły się w jego tyłek ponownie ją ugryzł przez jej koszulkę podczas gdy wyciągnął pazury i 
rozpruł jej jeansy. Szybko rozpiął swoje spodnie i jego penis był już w domu, oboje zajęczeli 
od uczucia gorącej stali w wilgotnym aksamicie. Przytrzymał ją swoimi zębami i pieprzył ją, 
napierał na nią na tyle mocno, by wstrząsnąć dębowym zagłówkiem. Uderzał on rytmicznie o 
ś

cianę, dając wszystkim do zrozumienia, co właśnie robili, ale nie mogła wykrzesać z siebie 

energii by się o to zamartwiać. 

Warczał w jej ramię, jego zęby nadal były głęboko w niej zanurzone. Kombinacja bólu i 

przyjemności  była  zbyt  duża  i  doszła  krzycząc  pod  nim.  Zesztywniał  nad  nią,  orgazm 
przedzierał się przez jego jęk, gdy wypełnił ją sobą. 

 

Vegas ci pasuje? Mam ochotę odwiedzić kaplicę Elvisa. – Wysapał parę  

minut później. 

Rzuciła gniewne spojrzenie na jego czarną głowę spoczywającą na jej piersi.  

 

Nie zamierzam brać ślubu przed jakimś grubym kolesiem w cekinach.  

Idiota. 

Westchnął i przytulił się bardziej, szczęśliwy szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. – 

Boże, uwielbiam, gdy tak brzydko mówisz. – Otworzył oczy i patrzył z satysfakcją jak znowu 
zaczęła  chichotać.  Nawet  trwająca  na  dole  kłótnia  Richarda  i  Belle  nie  mogłaby  zepsuć  mu 
nastroju.  Z  wyeliminowanym  zagrożeniem  Dumy  i  ze  szczęśliwą  partnerką  w  swoich 
ramionach, Adrian mógł wreszcie pozwolić sobie na sen. 

 

 
 
 
 

KONIEC

KONIEC

KONIEC

KONIEC