KSIĘGA TRZECIA
Tłumaczenie nieoficjalne: BLOMBUS
Korekta: SIGNIS & SASHA1981
ROZDZIAŁ I
- Boże, nienawidzę zimy. Przeprowadziłbym się na Florydę gdyby nie te huragany....
Adrian zapukał do drzwi pokoju hotelowego i westchnął, przewracając oczami, na widok
pary, która wydobyła się z jego ust. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać na
dziewczynę (Cheryl? Shelly? Nie, Sheri!). Zadrżał i rozpaczliwie zachciało mu się wrócić do
swojego własnego ciepłego domu, do trzeszczącego ognia w kominku i dobrej książki.
Został wyznaczony przez Maxa do przywiezienia nowego członka Dumy. Sheri miała
być dzisiaj wieczorem oficjalnie przydzielona do jej szeregów, mimo że została już
zaakceptowana przez Alfy i Bety. Tylko Max mógł nakazać Adrianowi by stał na zewnątrz w
zimnie tak jak teraz, ale w porządku - planował już swoją własną zemstę. Uśmiechnął się na
myśl o tych wszystkich sposobach, dzięki którym mógł pobudzić przedślubny obłęd Emmy.
Partnerka Alfy całkowicie zwariowała - zbombardowała gabinet samoprzylepnymi
karteczkami i listami „do zrobienia”. Albo zapomniała o tym, że dzielił biurko z Maxem, albo
uwielbiała dręczyć go zdjęciami ślubnego tortu. To wystarczyło by umocnić w kawalerze
cukierkowe zgorszenie.
Adrian nie chciał mieć partnerki. Uśmiechnął się sam do siebie. Jego obaj najlepsi
kumple stali się pantoflarzami, a to wszystko w ciągu tygodni. Emma powiedziała „skacz!” a
duża, silna Alfa nie tylko spytała się jak wysoko, ale też w którym kierunku. A jeżeli chodzi o
Simona, to wystarczyło by Becky zbyt głęboko westchnęła a on już panikował. To całe
obserwowanie, jak dwóch najsilniejszych członków Dumy spinało się pod Brygadą Cycków,
zdeterminowało go do pozostania singlem o zdrowych zmysłach.
- Chwileczkę - zawołał ze środka miękki głos. Brzmiał on nieśmiało i słodko, na co
Puma Adriana uniosła dziwnie swoją głowę. Poczuł jak jego penis stwardniał nieznacznie na
dźwięk jej aksamitnego głosu.
- Co jest, do cholery?- wymamrotał, marszcząc brwi ku zamkniętym drzwiom.
Wzruszając ramionami, próbował zlekceważyć reakcję swojego ciała.
- Kto tam jest?
Ten miękki głos wysłał promień czystego pożądania prosto do jego żył. Ściągnął ramiona
i spróbował zlekceważyć niski, warczący odgłos swojej Pumy. - Adrian Giordano. Jestem
przyjacielem Maxa, powiedział bym cię podrzucił dzisiaj wieczorem. – był zbyt zajęty by
zapytać, dlaczego, do cholery, nie mogła sama się podrzucić.
Usłyszał jak przekręca zamki i napiął się. Jego Puma wydobyła z siebie niski warkot
jakiego nigdy wcześniej nie słyszał, musiał zatem zacisnąć wargi, by nie przeszedł on przez
jego usta. Jego oczy błysnęły, kolory zachodzącego słońca zmieniły się z czerwonego na
złoty, gdy stracił widmo czerwień/zieleń. Zamknął oczy, zmuszając je tym samym do
przywrócenia normalnego odcienia, gdy tylko drzwi się otworzyły.
- Cześć, doktorze Giordano. Jestem Sheri Montgomery.
Otworzył oczy by ujrzeć stojącą przed nim Królewnę Śnieżkę. Miała najjaśniejsze,
najbardziej miękko wyglądające włosy jakie kiedykolwiek widział. Prawie białe loczki
opadały na jej ramiona. Blade, krystalicznie błękitne oczy, otoczone równie bladymi rzęsami,
tak błyszczały na twarzy, że doprowadziłyby do płaczu niejednego anioła. Była mała i
delikatna, czubkiem głowy zaledwie sięgała mu ramion. Jej piersi były doskonałe w stosunku
do jej drobnej budowy. Nabrał niewytłumaczalnego pragnienia, by przerzucić ją sobie przez
ramię i zabrać ją do swojej pieczary, gdzie nikt by jej nie widział. Nikt by jej nie pożądał.
Moja.
Oczy Adriana rozszerzyły się, gdy jego Puma warknęła mu w piersi. - Bzdura.
Przechyliła swoją głowę na bok. Zabrała dłoń, której nawet nie zauważył, że miała ją
wyciągniętą na powitanie. - Przepraszam? Czy wszystko w porządku?
- Um, tak, wszystko ok. - modlił się do Boga by nie zauważyła jego erekcji prężącej się o
materiał jego spodni.
- Chciałbyś wejść na chwilkę? Założę tylko płaszcz.
Adrian przełknął ślinę, gdy uśmiechnęła się niepewnie, słodko.
Mogę wejść na rok? Albo dwa? A może po prostu wejdę? Dawał z siebie wszystko by
zatłuc na śmierć ten głosik żądzy, ale on nie chciał umrzeć. Chciał rzucić ją na ten brzydki,
zielony dywan i rżnąć ją, aż oboje nie wychodziliby przez tydzień. Może przez miesiąc.
Spróbujemy przez lata, zamruczała jego Puma. - Pewnie, dzięki.
Nie przyszło mu nawet do głowy, że będzie myślał o niej jak o swojej.
Otworzyła szeroko drzwi, odsuwając się i zapraszając go z kolejnym nieśmiałym
uśmiechem. Szybko przestąpił przez próg, wdzięczny kiedy zatrzasnęła za nim drzwi.
Rozglądał się po jej hotelowym pokoju, patrzył na walizki, na cokolwiek byle nie patrzeć na
nią, bo przez moment chciał rozebrać ją do naga i zanurzyć się w niej. Kiedy odwróciła się by
chwycić swój płaszcz, prawie zajęczał na widok jej doskonałej pupy w kształcie serca.
Szybko wsunęła ręce w rękawy. Płaszcz wirował dookoła niej, wyłącznie biały kolor
podkreślał jej blady powab. Wtedy ruszyła w stronę łóżka. Zmysłowe myśli goniły przez jego
głowę, gdy schyliła się, by podnieść coś z ziemi, naprawdę uwydatniając swój tyłek. Nie
widział co podnosiła ponieważ:a). Było po drugiej stronie łóżka, b). Obiekt jego nagłej i
całkowitej żądzy właśnie pochylał się przy łóżku i c). Ten tyłek. Nawet przykryty płaszczem
powodował, że mu stwardniał. Próbował nie wyobrażać sobie jej nagiej, ale tak naprawdę nie
starał się zbyt mocno. Znowu prawie jęknął, a paskudny, zielony dywan zamienił się w
ż
ółtawy brąz, dając mu do zrozumienia, że jego oczy znowu się zmieniły.
- Tu jesteś - zanuciła swoim miękkim głosem. W odpowiedzi jego penis szarpnął; przez
jedną, głupią myśl, że mówiła do niego. Był zaskoczony, gdy zobaczył do czego mówiła,
chociaż nie powinien poprzez wszystkie te wizualne wskazówki. Przeszła dookoła łóżka,
trzymając na smyczy psa-przewodnika. Przygryzła nerwowo wargę. - Nic się nie stanie jak
wezmę Jerry’ego, prawda? Wiem jak niektórzy ludzie reagują na psy w swoich samochodach.
- Jasne, nie ma sprawy - powiedział, gapiąc się na kobietę stojącą naprzeciwko
niego.OCA, prawdopodobnie typ pierwszy.
1
Białe blond włosy, blado- niebieskie oczy, prawie
przeźroczysta skóra… dlaczego wcześniej nie połączył tych faktów? Większość ludzi z
albinizmem pierwszego typu byli prawie niewidomi i wymagali pomocy; jako optometrysta
2
powinien uchwycić te znaki, ale był tak zajęty w ignorowaniu swojego penisa (i jej tyłka), że
przegapił to, co oczywiste.
- Masz swoje okulary przeciwsłoneczne?- społeczeństwo albinosów było wrażliwe na
ś
wiatło, ale niektórzy wybierali kapelusze z szerokim rondem zamiast okularów
przeciwsłonecznych, które osłabiały i tak już ograniczone pole widzenia.
Znowu się uśmiechnęła, tym pogodnym i ciepłym uśmiechem ze szczyptą ulgi.
-Tak, leżą na kredensie. - przeszła do kredensu, zakładając parę czarnych okularów. - Już.
Gotowa.
Gdy przeszła obok niego zaciągnął się, tak cicho jak to było możliwe. Boże, tak ładnie
pachnie; tak rześko i czysto, jak świeży śnieg, z posypką.. kokosów? Krem przeciwsłoneczny,
no tak. Słońce nadal znajdowało się na niebie, więc potrzebowała dodatkowej ochrony dla
swojej bladej skóry. Odchrząknął i uregulował swój oddech; jeżeli jego penis stałby się trochę
twardszy, byłby w stanie wbijać nim gwoździe.
1
OCA – bielactwo oczne i oczno- skórne, które dzieli się na 3 typy: typ 1(mleczno-biała skóra, białe włosy i
niebieskie oczy), typ 2(powszechne u afro amerykanów; żółte włosy, lekko brązowa skóra, szaro-brązowe oczy),
typ 3(podobny do typu 2, powszechny u Japończyków). Bielactwo oczne (Mutacja genu na chromosomie X,
zmiana koloru oka, pozostałe elementy ciała są normalnego koloru lub troszkę jaśniejsze).
2
Specjalista z dziedziny korekcji wad wzroku.
Wyszedł z nią z pokoju hotelowego i czekał aż zamknie drzwi. Jedną ręką mocno
trzymała się Jerrego, gdy ją prowadził, druga była wolna. Bez zastanowienia wsunął ją sobie
pod łokieć, prowadząc ją do swojego samochodu.
- Więc pracujesz z Maxem?
Zignorował nagłą falę zazdrości, spowodowaną słyszalną sympatią w jej głosie.
- Tak, Max wrócił do miasteczka i współpracuje ze mną od jakiś trzech miesięcy.
Uśmiechnęła się, znowu przechylając głowę na jedną stronę.
- Simon i Becky kilka dni temu zabrali mnie na kolację. Lubię ją. Pasuje do niego.
Adrian zadrżał. - Tak, wiem.
Sheri uśmiechnęła się do niego. - Dlaczego drżysz?
- Becky jest… no więc... Simon powiedział kiedyś, że myślał o niej jak o osobie
„głośnej, drażliwej i upartej”.
- Wydaje się, że trzyma go twardą ręką.
Adrian zignorował nić humoru zawartą w jej głosie i postanowił skupić się na jej
słowach.
- Tak, trzyma.
Jej brwi uniosły się z zaskoczenia, gdy sięgał do swojego czarnego Mustanga. - Masz z
tym jakiś problem?
Otworzył tylne drzwi by Jerry mógł wskoczyć na tylne siedzenie.
- Tu bardziej chodzi o kawalerskie podejście. - pomógł jej wsiąść, zamknął drzwi i
ruszył w stronę miejsca dla kierowcy. Wlazł do środka i odpalił samochód. - Becky i Emma
są świetnymi kobietami, a Simon i Max kochają je, ale całe to :„podskocz, bo ja tak
mówię”nie podoba mi się.
- Więc wnioskuję, że nie szukasz partnerki?
Niee. Właśnie ją znalazłem. Jeszcze raz ujawnił się ten malutki, drażniący głosik.
- Nie za bardzo.- wykręcił się.
- Dobrze - odpowiedziała pewnie. - To tak jak ja.
Jego Puma zaryczała w proteście. Adrian dał z siebie wszystko by to zignorować, ale to
nie było takie proste. Świat zmienił swoje kolory w ten subtelny sposób, który dał mu do
zrozumienia, że jego oczy się przemieniły. Zmusił je do powrotu w brąz, gdy wyjechał na
drogę i zmierzał do Maxaa i Emmy. - Pogłoski mówią, że Becky i Emma zaproponowały Ci
pracę?
Kiwnęła głową. - Na pół etatu, ale na razie wezmę to, co dostanę, zanim znajdę sobie
miszkanie i otworzę własny interes.
- A czym się zajmujesz? – zapytał, gdy skręcał do domu Maxa.
- Jestem technicznym komunikatorem. Piszę dokumentację, specjalizuję się w tworzeniu
oprogramowania do rozpoznawania głosu dla niewidomych.
Uśmiechnął się powoli. - Naprawdę?
- Nie udawaj zaskoczonego. Technologia stworzyła tyle łatwiejszych rzeczy dla osób
niepełnosprawnych.
- Nie powiedziałem, że nie. Po prostu myślę, że jest to ekstra.- urwał, zastanawiając się
czy obraziłaby się, gdyby zapytał. - Jak źle widzisz?
Znowu przechyliła na bok swoją głowę; wiedział wystarczająco dużo o jej stanie by
sądzić, że daje z siebie wszystko by wykorzystać swoje ograniczone pole widzenia. -
Dwadzieścia na dwieście.
By zobaczyć to, co inna osoba może z odległości dwustu stóp, ona musiałaby stanąć w
odległości dwudziestu stóp. Była to w sumie definicja prawie niewidomego. To by wyjaśniało
dlaczego nie jeździ samochodem. W większości stanów przyznawano ograniczone
pozwolenie tylko wtedy, jeśli zasięg wzroku osoby wynosiłby dwadzieścia do
osiemdziesięciu ze skorygowaniem.
Próbował z całych sił zignorować jej spojrzenie, gdy parkował na ulicy. Podjazd Maxa
był zapełniony; oni byli przedostatnimi przybyłymi. Wysiadł z wozu, okrążając go,
pomagając jej wysiąść zanim otworzył drzwi Jerry’emu. Gapił się na psa, który gapił się na
niego. - Tak przy okazji, chciałem cię o coś zapytać. - złapał ją za rękę i zaczął iść.
- O co?
-Sheri i Jerry?
- Zamknij się.- uśmiechnęła się szeroko, całkowicie zrelaksowana, idąc przy jego boku.
Ten mały gest zaufania ogrzał go aż do jego palców u stóp, pomimo chłodu listopadowego
powietrza.-Głupek.
ROZDZIAŁ II
Dzięki Bogu, za jej ciemne okulary. Powiedziałaby, że u większości Pum oczy błyskają
złotem, gdy się denerwują (lub pobudzają - jej wewnętrzny kotek zamruczał). Jej błyszczą
czerwienią. Ci biedni ludzie, gdyby to zauważyli, mogliby pomyśleć, że była czymś w
rodzaju demona. Zapłonęły czerwienią, gdy wyczuła zapach Adriana za drzwiami jej
hotelowego pokoju. Kiedy usłyszała po raz pierwszy jego głos, jej pazury prawie się
wysunęły. Zdołała zmusić swoją Pumę do posłuszeństwa, ale za każdym razem, gdy
apetyczny doktor Giordano przemówił, mogła wyczuć mruczenie jej wewnętrznego kotka,
jakby go głaskał.
Och, pogłaszcz mnie, doktorze Adrianie!
Warknięcie jej Pumy nie pomogło. Deklaracja o tym, że nie będzie szukać partnera
brzmiała niedorzecznie nawet dla niej.
Chociaż technicznie rzecz biorąc, to była prawda. Wyglądało na to, że odnalazła swojego
partnera czy tego chciała czy nie.
Musiała wymyślić sposób by uchronić go przed Rudym - jakoś wątpiła w to, że będzie to
proste.
Drzwi wejściowe do domu Maxa uchyliły się. - Cześć Sheri!
Spięła się, gdy zachwycona partnerka Simona uścisnęła ją jak starego, dobrego
przyjaciela.
- Cześć Becky.- mogła ujrzeć ultra skręcone włosy i bladość twarzy Betki. Rysy Becky
były wyraźne, ponieważ stała tak blisko, jasny nefryt zielonych oczu Becky zamigotał
radośnie.- Gdzie jest Emma? - Sheri pragnęła poznać Curanę. Rozmawiała z nią przez telefon,
a Becky obsypywała szefową pochwałami, ale to nie zmieniało faktu, że musiała stanąć z
Curaną twarzą w twarz i zdobyć jej aprobatę, zanim pozostali członkowie Dumy ją
zaakceptują.
- Tam - odpowiedział jej chrapliwy, żeński głos. Becky się odsunęła i Sheri znowu się
spięła. Mała kobietka szła w jej stronę i musiała pochylić głowę by ją dobrze widzieć. Ujrzała
długie, ciemne włosy i także ciemne oczy na złocistej skórze twarzy, ale o ile nie podeszła
bliżej, jej rysy były nadal zamazane. – Max... - wycedziła ochrypłym głosem.
- Tak? - przeciągnął znajomy głos Maxa.
- Jesteś pewien, że z nią nie spałeś?
- Emmo...- Max zaśmiał się, ruszając w stronę małej kobiety. Jego znajomy zapach uniósł
się nad nią.
- Blondynka, cudowna.. wyjaśnij mi jak to możliwe, że z nią nie spałeś? Do diabła, sama
bym się z nią przespała!
- Emmo!
- Nie chcieliśmy - odpowiedziała Sheri, nieco wystraszona jej powitaniem.
Poczuła jak uwaga Emmy ponownie skupia się na niej. Cholera, jest silną Curaną.
- Och?
-Bycie ściganą przez wściekłego chłopaka, który chciał zmusić mnie do godów,
spowodowało, że mężczyźni nie znajdują się wysoko na mojej liście priorytetów. Albo
kobiety.-uśmiechnęła się z ulgą kiedy Curana zachichotała. Poczuła jak ramię Adriana
zesztywniało pod jej ręką. - A poza tym, Max umawiał się...
- Emmo, może pozwolisz im wejść? Jest zimno. - przerwał jej Max.
Mogła prawie poczuć rozbawienie Emmy kiedy ta się cofnęła. - Pewnie, Sheri, wejdź.-
Curana pochyliła się i szepnęła jej do ucha -Przypomnij mi, że musimy później pogadać,
dobrze?
- Emma, daj spokój. - Max ponownie się zaśmiał. -Naprawdę chcesz wiedzieć z kim
spałem w college’u?
- Nie za bardzo. - Sheri mogła usłyszeć złośliwe rozbawienie w głosie Emmy. - Po prostu
lubię jak się wykręcasz.
To był dźwięk delikatnego całusa. - Sprawię, że będziesz się później skręcać - Max
wymruczał miękko do ucha Emmy. Oczywiście myślał, że nikt tego nie mógł usłyszeć, ale jej
słuch był bardziej wrażliwy od zwykłej Pumy.
Poczuła jak jej policzki zaczerwieniły się od gorąca w jego głosie. Delikatne „O rany!”
Emmy wyrażało podobne emocje do tych, które czuła, gdy Adrian przesunął rękę po jej talii i
przyciągnął ją bliżej do siebie. Ułożył zaborczo dłoń na jej biodrze, gdy wchodzili do pokoju.
- O co chodziło z tym wściekłym chłopakiem? - spytał Adrian. Słyszalne było napięcie w
jego głosie. Spięty lub nie, kochała go słuchać.Brzmienie jego głosu było ciepłe i intensywne
jak stopiona czekolada, płynąca seksownie po jej skórze, powodując gęsią skórkę na jej
rękach. Za okularami jej oczy błysnęły czerwienią. Tylko nie to.
Stopiona czekolada dokładnie pasowała do zdolnego doktora. Intensywnie czekoladowe,
brązowe oczy, ciemnobrązowe włosy i opalona skóra, opinająca gładkie mięśnie, sprawiały,
ż
e facet był smakowitym kąskiem, który koniecznie chciała spróbować, zwłaszcza od kiedy
była oddanym czekoladoholikiem.
Jaka szkoda, że nic z tego nie wyjdzie - Rudy jednym spojrzeniem zjadłby doktorka na
lunch. Dosłownie.
Max westchnął. - To długa historia, stary,i poruszymy ją przy wszystkich. Dawajcie do
ś
rodka, zdejmijcie płaszcze i usiądźcie. Cześć Jerry.
Dała polecenie Jerry’emu, dzięki któremu wiedział, że ma wolne, więc kiedy Max
pochylił się i pogłaskał go, to tak bardzo merdał ogonem, że prawie wyrwał jej z ręki uprząż.
Zaśmiała się, zadowolona z tego, że jej pies i Alfa lubią się nawzajem. - Lubi cię.
- To dobrze, bo będzie mnie często widywał. - wziął od niej jej płaszcz i wręczył go
Emmie. Adrian przypadkowo skierował ją w stronę dużej, skórzanej, bordowej kanapy.
Widziała przesuwające się osoby, ale nie mogła rozpoznać ich twarzy. Zapachy, z drugiej
strony…
Była tam grupka osób, na szczęście żadne z nich nie użyło perfum lub wody kolońskiej.
Mieli zbyt wrażliwy węch. Żaden z tych zapachów nie był znajomy oprócz zapachu Maxa,
Bet i Adriana. Dzieci piszczały i śmiały się na górze. Słyszała dźwięki gry wideo i doszła do
wniosku, że właśnie tam są dzieci.
Ponętny zapach pociągającego doktorka Pyszniutkiego unosił się blisko niej.
- Wściekły chłopak? - Adrian szepnął jej do ucha, gdy usiadł obok niej.
Westchnęła. - Chcę opowiedzieć to tylko raz, dobrze?
Cisza.
- Proszę? - nie wiedziała dlaczego go błagała, ale ciężar jego spojrzenia zaczynał być
uciążliwy. I uciążliwie gorący, coś czego nie potrzebowała w pokoju pełnego drapieżników.
Mogła tylko zauważyć, że skinął i usłyszeć jego „dobrze.” Pochylił się, szepcząc jej do
ucha. - Ale porozmawiamy o tym później.
Poczucie jego oddechu na szyi wywołało dreszcze w dół jej kręgosłupa, nawet jeśli jego
władczy ton ją rozjuszył.
Zmarszczyła brwi i zaczynała coś mówić, ale przerwał jej Max.
-W porządku, ludziska, słuchać. Poznamy dzisiaj nowego członka Dumy. To ktoś, kogo
znamy razem z Simonem z czasów college’u. Ktoś, kogo zmieniłem, kiedy był w potrzebie.
Nazywa się Sheridan Montgomery. Jest dobrym człowiekiem, który przeżył ciężkie chwile.
Przybyła do nas, potrzebując pomocy, więc proszę o wysłuchanie tego, co ma do
powiedzenia.
Sheri słuchała Maxa, czuła jak moc Alfy w jego głosie rozchodzi się po pokoju.
Wszystkie rozmowy natychmiast ucichły, gdy wstała i przeszła naprzód. Wyczuła obecność
Maxa i jego partnerki, stojących obok kominka, z Simonem i Becky po jego prawej stronie.
Odwróciła się niechętnie by stanąć twarzą do pozostałych. Moment prawdy. Pomogą mi czy
nie?
- Cześć - zaczęła, zaciskając palce na smyczy Jerry’ego. Zareagował w pełni gotowy do
służby, usiadłszy obok niej w czujnej postawie. - Jestem Sheri.
***
Adrian rozsiadł się tak swobodnie, jak to było możliwe i próbował rozluźnić swoje
napięte mięśnie. Życie jego partnerki było zagrożone, a sposób w jaki Max i Simon się
zachowywali dawał do zrozumienia, że to się szybko nie zmieni. Jego Puma praktycznie
drgała - jeśli miałby teraz ogon, to chłostałby nim szybko powietrze. Do diabła, nawet jako
człowiek zapragnął wstać i ruszyć w jej stronę, ale zmusił się do pozostania na miejscu i
wysłuchania tego, co Sheri miała do powiedzenia.
- Dawniej, w college’u umawiałam się z chłopakiem, który nazywał się Rudy Parker.
Byłam na trzecim roku na oprogramowaniu komputerowym, on był absolwentem. Inżynierem
mechaniki. Chciał pracować przy robotach. - uśmiechnęła się smutno, ciągnąc dalej. - Był jak
spełnienie wszystkich marzeń.
Adrian prawie warknął. Myśl, że zależało jej na kimś innym, sprawiła, że prawie wysunął
swoje zęby - a przecież znał tę kobietę zaledwie godzinę. Każdy zaborczy instynkt zaczął się
rozciagać, jak kot budzący się o świcie, cała jego uwaga skupiła się na smukłej blondynce
stojącej przed nim.
- Na ostatnim roku zaczęły dziać się dziwne rzeczy, które mnie zmartwiły. Kazał mi
zakładać spódniczkę, ponieważ uwielbiał mnie w spódniczkach i wściekał się, gdy miałam na
sobie jeansy. Kupował mi do picia gorącą czekoladę i obrażał się za to, że nie okazywałam
właściwie swojej wdzięczności. Problemy zaczęły się nasilać zanim ukończyłam studia.
Miała silny głos, ale jej ręce się trzęsły. Chciał wstać i objąć ją ramionami by wiedziała,
ż
e jest z nim bezpieczna. Ten cały Parker ją skrzywdził? Gdyby podniósł na nią rękę, byłby
martwy. Adrian dorwałby go i własnoręcznie wypatroszył.
Poczuł na sobie czyjś wzrok i odwrócił się. To był Simon. Facet patrzył na niego tak,
jakby dokładnie wiedział o czym myśli. Jego partnerka została zaatakowana i poważnie
zraniona przez członka Dumy, zanim została przemieniona. Becky pochyliła się ku Simonowi
i głaskała uspokajająco jego ramię, ale jej oczy były wlepione w Sheri.
Adrian skupił swoją uwagę z powrotem na swojej Królewnie Śnieżce.
- Rudy wiedział, że nie widzę zbyt dobrze. Jestem prawie niewidoma. Używałam laski
kiedy wychodziłam z terenu college’u i z domu. Znałam dobrze swoją drogę, więc to nie było
trudne, a laska przydawała się najbardziej przy przechodzeniu przez ulicę. Zabrał mi laskę
wmawiając, że ukradły ją jakieś dzieciaki i wtedy zaoferował mi pomoc. Zaczął opuszczać
swoje zajęcia by zaprowadzać mnie na moje, co wtedy było bardzo słodkie. Jednak, gdy nie
wchodziłam do budynku lub jeśli sprawdził, że mnie tam nie było, wariował.
- Wtedy poznałam Maxa. - nie uśmiechała się już smutno, lecz psotnie. - Umawiał się z
dziewczyną, która stawała się zbyt upierdliwa i próbował zakończyć ten związek, nie
krzywdząc jej przy tym. I, nie, nie było innej kobiety - po prostu czuł presję i chciał odejść.
Mieliśmy podobne problemy. Powiedział wtedy, że chce się spotkać z Rudym a ja się
zgodziłam.
Adrian wyczuł jej napięcie. Każdy, za wyjątkiem bawiących się na górze dzieci, siedział
cicho.
- Nie muszę mówić, że Rudy nie był zbyt szczęśliwy ze spotkania z Maxem. Tamtej nocy
poszliśmy na randkę i on zaciągnął mnie w głąb lasu. Niczego nie podejrzewałam, ponieważ
już tam chodziliśmy. To było jego ulubione miejsce, gdzie mogliśmy porozmawiać o swoich
marzeniach, planach na życie, takiego typu rzeczy.
Westchnęła, przechylając głowę na bok. Adrian miał wrażenie, że patrzy się na niego.
Uchwycił blask czerwieni w jej oczach, zanim uniosła głowę, chowając swoje oczy za
okularami. - Tamtej nocy mnie zaatakował. Przedtem nie wierzyłam w wilkołaki lub w
zmiennokształtne Pumy.
- Wilkołaki? - zapytała Belinda. Stała blisko Becky, co było u niej nawykiem od czasu
ataku na Betkę. Oczy Becky się zwęziły, Emma wyglądała na zamyśloną. Obaj liderzy Dumy
wyglądali na obojętnych i nie okazując żadnych emocji, stawiając Adriana na baczności.
Jeszcze raz zwrócił swoją uwagę na Sheri.
- Tak, wilkołaki. Rudy przemienił się na moich oczach i zaatakował mnie. Przycisnął
mnie do ziemi i chciał mnie dosiąść. Moje skaleczenia były… poważne. - wzięła głęboki
oddech, oczywiście przybita wspomnieniami i Adrian nie mógł już dłużej wytrzymać;wstał i
podszedł do niej, stając obok, łapiąc ją za rękę, którą nie trzymała Jerry’ego. Wydawało się,
ż
e zrelaksowała się, czując jego dotyk - jej głos uspokoił się i stał się mocniejszy, a jego
Puma zamruczała w wyrazie satysfakcji. - Zdecydowałam, że ucieknę od niego, ale naprawdę
poważnie krwawiłam. Czasami myślę, że chciał bym uciekła by móc napawać się pogonią,
ale myślę, że nie spodziewał się po mnie, że ucieknę na drogę. - uśmiechnęła się nieznacznie.
- Wreszcie mój Anioł Stróż się ocknął, kiedy zostałam prawie potrącona przez Simona,
wracąccego z imprezy.- Simon kiwnął ponuro głową, potwierdzając jej historię. - Błagałam
go by zawiózł mnie do szpitala. Zamiast tego zabrał mnie do Maxa. Nie pamiętam zbyt wiele
z tego, co się potem wydarzyło ale kiedy się obudziłam byłam całkowicie wyleczona,
pomijając znak po ugryzieniu. - podciągnęła brzeg białego swetra, by ukazać bliznę. Adrian
kątem oka zauważył jak Becky potarła podobny znak. Simon przytulił do siebie swoją
partnerkę i spojrzał na nią z zaciekłą opiekuńczością co, chociaż raz, Adrian całkowicie
rozumiał, bo on również chciał w ten sam sposób spojrzeć na Sheri.
Sheri puściła brzeg swetra i ponownie złapała Adriana za rękę. Nie był pewny czy była
ś
wiadoma tego co zrobiła. - Max ugryzł mnie i tym samym przemienił. W przeciwnym razie
bym umarła. Kiedy Rudy próbował znowu mnie skrzywdzić, byłam w stanie się obronić.
Zmusiłam się do ucieczki przed nim i jego sforą.
Max zabrał głos, zanim Adrian zdążył zadać pytanie typu : dlaczego nie jesteś wilkiem? -
W tym momencie byłem pewien tego, że Parker zachował się jak łajdak. Skontaktowałem się
z lokalną sforą ale oni nie wiedzieli nic na jego temat albo grupki jego przyjaciół. Obiecali, że
zajmą się nim. Kiedy Parker próbował odpłacić mi, zmieniając Sheri, razem z Simonem
byliśmy gotowi by z nimi walczyć. Cały czas ściga Sheri. Została zmuszona do tego by
ukrywać się i nie mieć żadnego wsparcia, nawet ze strony członków Dumy, ze strachu,
ż
ebParker mógłby wykorzystać ich przeciwko niej. Poprosiła by mogła dołączyć do naszej
Dumy, co oznacza, że nie będzie już dłużej sama. - Max ogarnął pokój srogim spojrzeniem. -
Poradzimy sobie teraz z tym niebezpieczeństwem.
Alfa uśmiechnął się, kiedy członkowie jego Dumy mruknęli w aprobacie. Adrian poczuł
jak ręka Sheri zadrżała w jego.
- Teraz, do tych z kociętami, miejcie na uwadze, że Parker jest chorym człowiekiem,
który zrobi wszystko by dostać Sheri. Chrońcie je, musicie wiedzieć gdzie przebywają przez
cały czas. Roześlę do każdego e-maila ze zdjęciem Parkera, po to byście wiedzieli co robić
jak go zobaczycie. Macie się skontaktować wtedy ze mną lub z Simonem...
- ...lub ze mną. - wtrącił się Adrian, ściskając uspokajająco dłoń Sheri. Przestał
natychmiast, gdy zauważył grymas na jej twarzy, ale nie puścił jej, rozluźniając jednak uścisk.
- Lub z Adrianem. - Max kiwnął głową. - W żadnym wypadku nie pozwólcie na
zbliżenie się Parkera do waszych kociąt. Towarzyszą mu trzy inne wilki. Możliwe, że potrafią
się zmieniać. Skontaktuję się ze sforą z Pocono i zobaczę czy nam pomogą. Z tego, co
ostatnio słyszałem to lider sfory martwi się tylko o własny tyłek, więc możemy liczyć tylko
na siebie.
- Pomogę. -powiedziała Belinda. - Są miejsca, do których będzie musiała chodzić bez
partnera. Będę tam z nią chodzić.
-Nie jest Curaną, więc powinna być bezpieczna... - wymamrotała jedna z kobiet.
- Że co? - Adrian zadrżał, słysząc srogi ton głosu Emmy, gdy Curana Dumy zareagowała
na wypowiedź kobiety. Otoczyła ją cienka mgła, poważna oznaka jej wkurzenia. - Wątpisz w
moje słowo, że Belinda Campbell nie miała nic wspólnego z atakiem na Rebeccę Yaeger?
Oho, zaczyna się. Jeżeli kobieta była wystarczająco mądra, to szybko powinna się
wycofać i natychmiast przeprosić. Adrian obserwował jak kilka kobiet wzdrygnęło się i
odsunęło od sprawczyni tego zamieszania.
- Nie, Curano. - kobieta pochyliła ulegle głowę.
- Dobrze. - Emma spojrzała na pozostałych członków Dumy. - Oczekuję, że ten nonsens
się zakończy. Belinda udowodniła zarówno Rebecce jak i mi, że nie miała nic wspólnego z
atakiem Livii na Rebeccę. Obarczanie jej odpowiedzialnością za czyny Livii jest niewłaściwe
i oczekuję od was poprawy. Zrozumiano?
Adrian patrzył jak Max stanął obok swojej partnerki, ukazując chłodne ostrzeżenie w
swoich oczach każdemu, kto się jej sprzeciwi. Sprzeciwianie się Emmie, oznaczało
sprzeciwianie się Maxowi - do czego żaden mężczyzna w tym pomieszczeniu nie był zdolny,
i dobrze o tym wiedział. Dyskusja zakończyła się, kiedy Bety zajęły miejsca tuż obok Alf z
podobnym rażącym spojrzeniem.
Wymamrotane szepty akceptacji ogarnęły cały pokój, co zrelaksowało Alfy.
- Sheri od jutra będzie pracować na pół etatu we Wallflowers - dodała Emma cieplejszym
tonem.
- Może się wprowadzić do mieszkania Becky, znajduje się przecież nad sklepem -
powiedział Simon, jeszcze raz obejmując ręką swoją partnerkę.
Becky spojrzał na niego. – „Może”? A co z osobą, która tam obecnie mieszka?
- Pomyślałem, że mogłaby wprowadzić się do mnie. Nie masz nic przeciwko, prawda? -
Simon uśmiechnął się do swojej partnerki, Adrian zaś musiał ukryć uśmiech. Reszta osób
nawet się tym nie kłopotała. Kilkoro zachichotało, gdy Becky chrząknęła w odpowiedzi.
- Lubię moje mieszkanie.
- Tak będzie Sheri łatwiej, a Ty zrobiłabyś dobry uczynek dla nowej przyjaciółki.
Becky westchnęła. - To było poniżej pasa Simon.
- A poza tym, w nocy będzie mi zimno w nogi.
- Ach, cóż, przecież nie możemy pozwolić by zmarzły ci nogi, prawda Garfieldzie?
- Uznam to za zgodę. - Simon posłał jej szeroki uśmiech, gdy w pokoju rozległy się
ś
miechy.
Ten moment, pełen śmiechu, pozwolił rozładować napięcie. Ludzie usiedli
wygodnie,oddając się dyskusjom na temat pomocy Sheri i poznając najnowszego członka
Dumy. Adrian nie odstępował jej na krok, zaskoczony tym, że Belinda również. Wyglądało
na to, że przypadły sobie do gustu. Rozsiadł się i patrzył jak śmiały się z czegoś razem,
następnie zaplanowały wyjście na lunch następnego dnia, po pracy Sheri. Poczuł jak i w nim
rozładowuje się napięcie - jego partnerka będzie bezpieczna z Belindą. A jutro od Maxa
dowie się całej historii.
ROZDZIAŁ III
- No dalej, pytaj. - Sheri próbowała się nie uśmiechnąć, gdy Belinda odłożyła swoją
kanapkę i odchyliła się na łokciach, patrząc zarówno z ciekawością jak i z poczuciem winy.
- Jak to jest być albinoską? - Belinda spytała cicho.
Sheri westchnęła, odkładając swoją kanapkę. Nie czuła się obrażona. Przyzwyczaiła się
poprawiać ludzi, ale ciągle przeszkadzało jej to, że pytali. - Naprawdę nienawidzę tego słowa.
-Dlaczego?
Czekała aż ktoś zada jej to pytanie po wczorajszym spotkaniu Dumy, ale Belinda była
pierwszą osobą, która się odważyła. Obydwie kobiety siedziały w barze „Kelly”, jedząc
hamburgery i frytki - oczywiście olewając swoje diety. To było jedno z najmilszych
popołudni jakie miała od dłuższego czasu. Fajnie było znowu mieć przyjaciela. Miała
nadzieję, że tego nie zniszczą.
- Jestem osobą z albinizmem. Mówiąc, że jestem albinoską to tak jak twierdząc, że
cierpię na zaraźliwą chorobę, jakbym była trędowata. To stan z jakim żyję, a nie to kim
jestem.
- Ale nie jest to gorsze od nazywania mnie blondynką.
- Wątpię. - zaśmiała się. - Pomyśl o stereotypie „albinosa”. Jesteśmy zawsze złymi, tymi,
którzy robią paskudne rzeczy kilku biednym niewiniątkom, którzy nie wiedzą, że albinosi to
diabły wcielone. A poza tym nikt się na ciebie nie gapi, bo jesteś blondynką.
Nastąpiła chwila ciszy. - W porządku - odpowiedziała w końcu Belinda. - Powiedz mi
jakiś dowcip o blondynce.
Sheri zatrzymała się z hamburgerem w ustach, pochyliła głowę, próbując wychwycić
ekspresję drugiej kobiety.
- Może to? Ruda wchodzi do gabinetu lekarza i mówi : „Doktorze, gdziekolwiek się nie
dotknę, to mnie boli.” Doktor kazał jej dotknąć się w każdym miejscu, upewniając się, że za
każdym razem krzyknęła. Spytał czy jest naturalną blondynką... przerwij mi, jeśli znasz
puentę?
Zaczerwieniła się,słyszała to już wcześniej, i śmiała się tak głośno jak jej przyjaciele.
- Doktor powiedział : „Tak myślałem, masz złamany palec.”
Usłyszała jak Belinda bierze łyk wody. - Pewnego wieczoru blondynka grała w Trivial
Pursuit ze swoimi przyjaciółmi. Kiedy nadeszła jej kolej, wyrzuciła kości i stanęła na Nauce i
Naturze. Jej pytanie brzmiało : „Jeśli jesteś w próżni i ktoś cię woła to czy go usłyszysz?”
Blondynka zastanawiała się przez chwilę i odpowiedziała: „A jest on włączony czy
wyłączony?
3
”
Sheri przygryzła wargę by się nie śmiać, ale miała wrażenie, że Belinda to zauważyła.
- „Albo moje ulubione. Dlaczego blondynka uśmiecha się, gdy strzelają pioruny? Bo
myśli, że robią jej zdjęcie.”
Sheri nie dała rady dłużej powstrzymywać swojego rozbawienia i ulżyło jej, gdy Belinda
również zachichotała.
- Mam licencjat z Zarządzania i Finansów, ale ludzie przez całe moje życie uważają mnie
za idiotkę bo wyglądam jak lalunia.
Sheri mogła tylko wzruszyć ramionami. - Czasami tak postępuje z tobą życie, a czasami
sama jesteś sobie winna. Więc, znam trochę kawałów o blondynkach, śmieję się z nich i
staram się, żeby opinie innych ludzi nie wpływały na mnie. To nie zawsze działa, ale staram
się.
- Wow. Przykro mi.
3
Vacuum to zarówno próżnia jak i odkurzacz.
- W porządku. Mówię tylko, żeby nie pozwolić na to, by stereotypy cię przytłoczyły. Jeśli
tak robisz, to skupiasz całą swoją energię na czymś, co tak naprawdę na dłuższą metę nie ma
zanczenia. Jeśli obrażałabym się za każdy usłyszany dowcip o blondynce, to bym musiała się
złościć przez cały czas.
Belinda pochyliła się w stronę Sheri, by ta mogła zobaczyć jej szeroki uśmiech, i
szepnęła:
-Albo stałabym się rudzielcem, czczącym Ms. Clairol
4
.
Jadły chwilę w ciszy.
- Masz swoją własną firmę?”
- Nie - odpowiedziała Belinda z westchnieniem. - Pracowałam u Noego jako kelnerka,
planowałam zgłosić aplikację na stanowisko kierownika, ale... nie wypaliło. Jestem pewna, że
mogę sobie pozwolić na otwarcie własnego interesu, ale chciałam ująć doświadczenie na
stanowisku kierownika w papierach przy staraniu się o pożyczkę. Nie sądzę bym się bez tego
kwalifikowała.
Sheri usłyszała ból w głosie kobiety. - Przykro mi.
- W porządku. Rynek i tak zasysa teraz te biznesy, które i ja chcę otworzyć.
- Jaki biznes?
- Razem z Livią… żartowałyśmy sobie, że stworzymy coś swojego. Ja chciałam otworzyć
bar lub restaurację, i nazwać je „Blondynką” lub czymś w tym stylu, ona chciała Spa. -
Belinda wzruszyła ramionami. - Dlatego uwielbiałam pracować u Noego. Kocham branżę
restauracyjną.
- Co się stało z twoją pracą?
- Zostałam zwolniona.
- Dlaczego?
- Bo ludzie uważali, że współdziałałam z Livią. Zaatakowała Becky, dość ciężko ją
raniąc, podczas tegorocznej maskarady. Livia groziła Becky, by nakłonić Emmę do oddania
jej pierścienia Curany.
- Co? - Sheri nie mogła wierzyć własnym uszom. - Ktoś próbował wykorzystać Becky
by dostać się do Emmy?
- Tak. Nie wiedziałam o tym, dopóki nie zobaczyłam jak Simon niósł Becky by ją
uzdrowić i przemienić.
- I połączyć się z nią.
- I połączyć się z nią. - Usłyszała inny rodzaj bólu w głosie Belindy i zastanowiała się czy
ta kobieta czuje coś do Simona. Jeśli tak, to byłaby taka szkoda, Simon był przecież oddany
swojej partnerce.
- Ale pierścień...
- Nie zrobi z ciebie Curany, prawda? Ale jeżeli Emma oddałaby go...
- ...byłaby uznana za słabą - Sheri dokończyła zamyślona.
- Dokładnie. Stałaby się pokarmem dla kota.
Sheri zaśmiała się. Zaczynało jej się tu podobać.
Adrian czekał na zewnątrz baru i obserwował dwie rozmawiające i śmiejące się kobiety.
Coś w jego sercu się uspokoiło, gdy ujrzał ją po raz pierwszy tak zrelaksowaną, odkąd ją
poznał.
- Może jeśli będziesz się gapił wystarczająco długo to ciuchy same z niej spadną.-
powiedział Simon, podchodząc i patrząc na kobiety.
Adrian przewrócił oczami. - Jest moją partnerką.
4
Producent farb do włosów. Ponoć najlepszy ;p i oczywiście nie dostępny w Polsce.
Simon uśmiechnął się szeroko. - I to ty będziesz osobą, która użyje wobec niej swojego
niezwykłego, rozpruwającego szmatki, spojrzenia mocy?
- Dupek.
Simon klepnął go po plecach i Adrian uśmiechnął się.
- Wydaje się, że się zadomawia. - powiedział Simon, opierając się o ceglaną ścianę baru.
- No.
- Becky ufa Belindzie.
- A ty nie? - Adrian zatrzymał swoje spojrzenie na kobietach, ale jego uwaga była
całkowicie skupiona na Simonie.
- W pewnym sensie tak.
- Ufasz Becky i Emmie?
Simon westchnął. - Tak, niech to szlag. - To brzmiało tak, jakby już odbył taką rozmowę,
równie przegraną. Becky prawdopodobnie dała mu wykład. Zdecydował się uspokoić
Simona. Były sprawy na temat Belindy o których wiedział i mogłyby zaszokować Simona.
Adrian kiwnął głową. - Byłeś kiedykolwiek u Kelly kiedy i Belle tam była?
Simon spojrzał na Adriana, podniosząc jedną brew. - Belle?
Adrian kiwnął głową. - Tak tam nazywają Belindę, Belle.
- Nie, nie byłem tam, kiedy Belle była. A dlaczego pytasz?
- Mogłaby cię zaskoczyć.
Simon parsknął. - Umawiałem się z nią, z przerwami, przez cztery lata. Nic, co by zrobiła
nie mogłoby mnie zaskoczyć, chyba że wyhodowałaby drugą komórkę mózgu.
- Naprawdę? Wejdźmy.
Adrian otworzył drzwi i wepchnął do środka Simona. Simon, zaskakująco, pozwolił na
to.
- Hej, Belle!
Brwi Simona uniosły się do linii włosów, gdy Frank Kelly zawołał Belindę po imieniu.
Adrian uśmiechnął się szeroko i czekał. Już wiedział co nastąpi.
-Tak, Frank?
- Co zrobisz gdy blondynka ciśnie w ciebie granatem?
- Złapię, wyciągnę zawleczkę i odrzucę.
W całym barze wybuchły śmiechy. - Hej, Belle! - zawołał jeden ze stałych klientów. -
Czy zaciął cię kiedyś jakimś kawałem?
- Nie. - Belle odpowiedziała dumnie.
- Pewnego dnia cię zaskoczę, Belle! - zaśmiał się Frank.
- Tak samo jak mojego małego pieseczka?
Więcej śmiechów. Adrian widział szok na twarzy Simona, gdy pchnął go z powrotem
przez drzwi. - Widzisz?
- Za każdym razem, gdy tylko ją widziałem, była ze swoimi elitarnymi przyjaciółmi.-
powiedział Simon. - Nie zachowywała się tak przy nich.
- Oczywiście, że nie, mogliby wykopać jej tyłek z ich klubu - odpowiedział Adrian.
Stanął znowu przy ścianie i obserwował bar, patrząc jak Sheri z Belle jedzą. - A poza
tym, każdy wie dlaczego umawiałeś się z Belindą i to nie była dla niej rozmowa.
Simon wzdrygnął się. - Nie zachowywała się tak również przy mnie.
Adrian kiwnął głową. - Dała ci to, co myślała, że chciałeś.
- Puszczalską blondynkę - powiedział Simon w zamyśleniu.
- Nie chcę byś poczuł się jeszcze gorzej, ale ona nigdy nie umawiała się z nikim innym
poza tobą.
Simon znowu się wzdrygnął. - Jezu, dzięki.
Adrian wzruszył ramionami. - Nie wiem czy uważała cię za swojego partnera, czy nie,
ale jak już go znajdzie, to będzie wiedziała. Do tego czasu myślę, że Sheri jest bezpieczna z
Belle.
- No dobra - Simon zgodził się z westchnieniem. - Zaufam jej.
***
- Gadaj.- Adrian spojrzał groźnie na swojego przyjaciela i wspólnika, krzyżując ramiona i
blokując mu wyjście z gabinetu. Właśnie zamknęli kliknikę a z pomieszczenia było tylko
jedno wyjście.
- Przepraszam? - niebieskie oczy Maxa zalśniły na chwilę złotem, wyczuwając wyzwanie
Adriana.
Adrian westchnął. - Max, ona jest moją partnerką. Jak ty byś się czuł, gdyby Emma była
w niebezpieczeństwie? - odpowiedziało mu niskie warczenie. - Więc powiedz mi. Czego
mam się spodziewać?
Max westchnął i przeciągnął dłonią po włosach. - Rudy Parker jest chorym skurwielem.
Próbował zgwałcić ją jako wilk. Kiedy to się mu nie udało, ugryzł ją. Gdyby mu nie uciekła
byłaby teraz w Sforze zamiast w Dumie.
- Takiego typu rzeczy dzieją się bardzo szybko, tak myślę. Jak ona zdołała mu przed tym
uciec?
Max wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. Pamiętam tylko rozerwany kawałek jej
ramienia.
Adrianowi wymknęło się warczenie. - Oderwał jej kawałek ramienia?
Max kiwnął głową. - To dlatego ma tam blizny. Nawet magiczny napój Pumy nie mógłby
tego uzdrowić.
Adrian parsknął śmiechem, jego oczy wróciły do normalnego, brązowego odcienia.
- Magiczny napój Pumy?
- To stwierdzenie Becky, nie moje.
- Się wie. - Adrian zaczął kroczyć. - No dobra, próbował ją zgwałcić, zdołała mu uciec
zanim ją przemienił, a od tamtej pory ją goni. Ogólnie podsumowując, to tyle?
Max kiwnął powoli głową.
-Czego mi nie mówisz?
-Uciekła nietknięta
5
, zdążyła zanim sprawy nabrały nieciekawego obrotu. Ona wie jak
bardzo jest teraz niebezpieczny, a jeśli on dowie się, że jesteście partnerami to zrobi wszystko
by cię dorwać.
- Poradzę sobie z nim.
Max potrząsł głową. - Nie będzie sam. Użyje swojej sfory, a Pumy przeciwko watasze
wilków...
- Pumy przegrają. - Adrian zatrzymał się i patrzył beznamiętnie na ścianę, jego myśli
pędziły. - Musimy zatem trzymać Dumę blisko nas.
- Sheri nie będzie sama. Simon został wyznaczony by pilnować jej, gdy gdzieś wyjdzie.
Belinda, Becky i Emma będą przy niej kiedykolwiek będzie to możliwe.
- A ja będę z nią w nocy.
- Jeśli ją do tego przekonasz.
- Wątpisz we mnie? - Adrian uśmiechnął się do Maxa, pewny swoich uwodzicielskich
zdolności.
- Będzie próbowała cię odepchnąć dla twojego bezpieczeństwa. Jeśli mam być szczery,
zdziwiłem się, kiedy w końcu się z nami skontaktowała i poprosiła o dołączenie do Dumy.
Zaproszenie było aktualne odkąd ją ugryzłem.
5
W seksualnym tego słowa znaczeniu;p
- Co oznacza, że sprawy prawdopodobnie układają się jeszcze gorzej niż nam mówi -
wymamrotał Adrian, jego opiekuńczy instynkt zapłonął żywo. Ogarniało go pragnienie by
pójść do niej, podnieść ją za ten jej boski tyłek i zanieść ją do domu, do jego pieczary, gdzie
byłaby bezpieczna.
- Tak.
- Nie masz nic przeciwko temu, że Emma jej pilnuje?
Uśmiech Maxa był dziki, a jego oczy zabłysły złotem. - Jeśli ten dupek dotknie mojej
partnerki, psiakrew, niewłaściwie przy niej odetchnie to nakarmię go jego własnymi jajami.
Adrian kiwnął głową, napinając mięśnie, gdy moc Maxa przetoczyła się przez pokój.
Potrzeba bezpieczeństwa stała się jeszcze silniejsza, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego
Alfy.
-Jeśli Emma nie zrobi tego pierwsza?
Max uśmiechnął się rozluźniając, a Adrian odprężył się razem z nim. - Raz połamała
facetowi nos.
-Wiem.
- Wiesz?
- Taaa, całe miasto wiedziało.
Max zamrugał. - Więc dlaczego ja nie wiedziałem?
Adrian wzruszył ramionami. – A dlaczego miałbyś wiedzieć? Nie było cię w mieście
kiedy to się wydarzyło, a nikt nie podejrzewał, że zamienia się w twoją partnerkę.
Max wypuścił powietrze. - Pokłóciłem się z tą kobietą by się dowiedzieć tej całej
historii… W porządku. Nieważne. – warknął, widząc uśmiech Adriana. – Przekonamy się czy
zdołasz wyciągnąć od Sheri resztę tej historii.
- Nie ma problemu. - Adrian odwrócił się by wyjść z gabinetu i zauważył jedno ze zdjęć
sukni ślubnej, które Emma przypięła do tablicy ogłoszeń. Zatrzymał się z szerokim
uśmiechem.
- Tak w ogóle, to możesz przekazać Emmie wiadomość ode mnie?
- Pewnie, co takiego?
Ciekawość w głosie Maxa sprawiła, że prawie się roześmiał. - Możesz jej powiedzieć, że
brakuje tutaj zdjęć ze strojem kąpielowym? Jeśli planujecie swoją podróż poślubną na
Karaibach to musi wybrać jakieś bikini.
- Próbujesz mnie wkurzyć?
- Możesz przynieść jej zdjęcia w bikini? Byłoby super.
-Wynocha! Dupek.
Adrian opuścił gabinet, śmiejąc się. Nadszedł czas by zapewnić sobie partnerkę.
ROZDZIAŁ IV
Sheri bardzo ostrożnie wyjęła Sun-catcher
6
z zapakowanego przez Simona pudła. Duży
artysta stał nad nią, obserwując jak jastrząb jej każdy ruch. Upewniła się by być dodatkowo
ostrożną z delikatną częścią.
Pracowała we Wallflowers od dwóch dni i jeszcze nie została sama choć na chwilę. Jeżeli
Becky i Emma nie były obecne, to jakiś inny członek Dumy „tylko zaglądał by zrobić jakieś
zakupy”. Jakby nawet kobieta taka jak Marie Howard mogła robić zakupy w jednym sklepie
przez trzy godziny. Dzięki Ci Boże za Belindę. W końcu nie udawała dlaczego tak naprawdę
tam przebywała i dwie kobiety szybko stały się przyjaciółkami. Może jeśli Rudy odszedłby z
jej życia, mogłaby pomóc Belindzie w realizowaniu jej marzeń.
„Proszę nie rozbij tego.”
„Uważam,” odpowiedziała zaczynając się wkurzać.
„Bez urazy, ale zajmuje ci to całą wieczność.”
„Chciałbyś sam to zrobić?”
„Nie-ee, wygląda na to, że dajesz radę.” Zaczął poruszać się niespokojnie dookoła
delikatnych mebli jak zamknięty w klatce… no cóż, górski lew. „ Becky w tym tygodniu
oficjalnie się do mnie przeprowadza.”
„Wiem. Pomagam jej się pakować.” Włożyła delikatnie Sun-catcher do białego pudełka z
wydrukowaną ze złotych liter nazwą i logo sklepu. „powiedziała, że będę mogła się
wprowadzić pod koniec tygodnia.” Co nastąpiłoby szybko rozważając fakt, że był wtorek.
„Więc zapoznała cię już ze wszystkim?”
„Taaa, znam układ i wszystko inne.”
„Świetnie. Nie dlatego, że będziesz tam mieszkać bardzo długo jeśli Adrian będzie miał
coś do powiedzenia w tej kwestii.”
„Simon?”
„Taa?”
„Opowiedz mi o Adrianie.” Mogła ugryźć się w język zanim wyślizgnęły się te słowa, ale
ciekawość zżerała ją jak oszalała.
„Jest w tym samym wieku co ja, więc o rok młodszy od Max’a. Uczęszczał do lokalnej
szkoły, jego rodzice nadal tu mieszkają i są szczęśliwą parą od jakiś trzydziestu lat. On się
takim urodził, nie został stworzony. Ma siostrę i brata, oboje młodszych od siebie, oboje są
nadal w colleg’u poza miastem. Ma swój własny dom i samochód, współpracuje z Max’em i
nigdy nie złamał prawa.”
„Kobiety?”
„Żadnej na poważnie.”
„Tak zepsuty jak ty?”
Simon warknął. „Nie byłem tym zepsutym.”
„Nie, no oczywiście, że nie. Sypialnia każdej miała obrotowe drzwi.”
„Pocałuj mnie w tyłek.” Wygmerał.
Sheri się uśmiechnęła. „Więc jest podrywaczem?”
„Nie za bardzo. Nie umawiał się na poważnie, ale Sheri? Powiedział mi, że jesteś jego
partnerką, co oznacza, że w ogóle się nie umawia.”
„Myli się.” Skłamała.
„Więc kiedy się do ciebie zbliży, to potraktujesz go dobrze ok? Jest jednym z moich
najlepszych przyjaciół.”
6
http://www.womansday.com/var/ezflow_site/storage/images/wd2/content/crafts/sun-catcher/7787-3-eng-
US/Sun-Catcher_full_article_vertical.jpg
„Walnę go w głowę pałką od baseball’a jeśli spróbuje,” odpowiedziała spokojnie.
„Jest dobrym facetem i zadba o ciebie.”
„Potrafię sama się o siebie zadbać, dzięki bardzo.”
„Jego mama cię pokocha.”
„Nigdy mnie nie pozna.”
„Jest w Dumie, już to zrobiła i daj wreszcie do cholery spokój.”
„Nie wiem o czym mówisz,” pociągnęła nosem kończąc zawiązywać ładną, złotą
kokardkę na pudle.
Odsunęła dłonie od kokardki. Spojrzała w górę w ciemne oczy Simona. „Jesteście
partnerami. Zaufaj mi, nie możesz temu zaprzeczyć. Walczyłem o uwagę Becky przez sześć
miesięcy… psiakrew, jeśli mam być szczery to było to trochę dłużej i była to czysta agonia.”
„Więc?”
„Więc jeśli z tym walczysz, to zaczną się sny. Gorące, spocone sny. Takie przez które
jesteś obolała. I to się pogarsza. Nie czujesz żadnego pragnienia do nikogo innego, bo jeśli
twoje ciało nie będzie mogło mieć autentyku, to przyjmie sny. Nie możesz odrzucić swojego
partnera.”
Ś
ciągnęła swoje ciemne okulary i próbowała nie zmrużyć oczu w świetle. Pozwoliła im
zamienić się w czerwone. „Rudy g zabije. Jeśli go odrzucę to go ochronię-”
„Gówno prawda”
Wzdrygnęła się; nie zwróciła uwagi na dzwoneczek ogłaszający otwarcie drzwi. Założyła
z powrotem na nos swoje okulary. „Witam, doktorze Giordano.”
„zadzwoń do Becky,” Adrian powiedział do Simona.
„Po co?” zapytał Simon.
W odpowiedzi, Adrian przeskoczył przez szklany blat i przerzucił sobie przez ramię
Sheri w stylu strażaka. Zignorował jej pisk w proteście, złapał za smycz Jerry’ego. Jerry,
zdrajca, natychmiast się podporządkował gdy Adrian wyszedł z nimi spokojnie z budynku.
„Na razie, Simon!”
Simon wybuchnął śmiechem. „Na razie, ludziska.”
„Postaw mnie,” warknęła Sheri.
- Nie.
- Natychmiast mnie postaw, jełopie!
Wzburzył się z uśmiechem. – Nie jesteś pierwszą osobą, która tak do mnie mówi.
Uspokoiła się, bezsensowna zazdrość spowodowała, że widziała na czerwono. – Kto?
- Simon i Max.
Rozluźniła się. - Oh.
- Ugryziesz mnie to cię skarcę. Tak dla twojej wiadomości.
Jego radosny ton głosu naprawdę zaczynał grać jej na nerwach. To i jej pozycja do góry
nogami zaczynały powodować u niej ból głowy. – Ty i która armia, kolego?
- Myślisz, że sam sobie z tobą nie poradzę, księżniczko?
Chrząknęła gdy posadził ją w swoim samochodzie, dając jej głośnego całusa w czubek
głowy. Czuła się jak trzylatka. – Wiesz, jest kilka naprawdę dobrych leków dla osób w twoim
stanie. Rozważałeś może zażycie kilku?
- Nawet się nie waż wyjść z samochodu.
- Nawet o tym nie myślałam. Masz mojego psa.- wymamrotała i skrzyżowała ramiona na
swojej piersi gdy zamknął drzwi ze śmiechem. Przynajmniej nie spadły jej okulary.
Oczywiście, doktor Jełop nie kwapił się by zabrać jej kurtkę, także siedziała tam z
zamarzniętym tyłkiem w swojej czarnej bluzce i spodniach. Palant.
Uśmiechnął się szeroko, otworzył drzwi od strony kierowcy i posadził Jerrego na tylnym
siedzeniu. Zdrajca usiadł radośnie, machając swoim ogonem gdy Adrian go głaskał. Potem
usiadł za kierownicą i odpalił samochód.
- Gdzie jedziemy?
Mogła usłyszeć uśmiech w jego głosie. – Do mnie.
- Nie.
- Nie co?
- Nie, nie jadę do ciebie.
- Oj, przepraszam.
- I dobrze. Zabierz mnie z powrotem.
- Niee.
- No to za co przepraszasz?
- Za to, że cię rozczaruję. Jedziesz do mnie.
- Doktorze Giordano, zaczęła mówić.
Zamknął jej usta ręką. – Mam na imię Adrian.
- Mph rr hmpf.
- Co? Adrian zabrał rękę z jej ust.
- Dziękuję.
- Yy, nie ma za co.
- A teraz zabierz mnie z powrotem do sklepu - Znowu skrzyżowała ręce na piersi
spojrzała wściekle na niego, desperacko starając się nie zadrżeć z zimna. Zauważył to jednak i
włączył ogrzewanie.
- Nie.
- Natychmiast.
- Nie.
- Ja nie żartuję!
- Nie.
Warknęła. Cholernie warknęła na niego. – Adrian.
- Przepraszam, partnerko, nic z tego, przestań prosić – Skręcił na podjazd. Gdy tylko z
odległości otworzył drzwi od garażu, wyszła z samochodu, gotowa do powrotu do
Wallflowers. Zdążyła jedynie postawić około dziesięciu kroków zanim ją złapał i przerzucił ją
sobie przez ramię.
Gdy warknęła na niego, poklepał ją uspokajająco w tyłek.
- Oj nie, nie waż się. Mam twoje psa, pamiętasz? – Śmiech w jego głosie jeszcze pogłębił
jej warknięcie. Poczuła jak jej oczy zmieniają się z rozdrażnienia w czerwone.
- Dzień dobry, doktorze Giordano.
- Dzień dobry, pani Anderson – poczuła jak zdjął z jej tyłka swoją rękę by komuś
pomachać.
- Czy to nie nowy członek Dumy? – starsza pani spytała tym swoim plotkarskim szeptem.
- Owszem i jest też moją partnerką. – Adrian odpowiedział szeptem z grzesznym
humorem.
Sheri znowu warknęła.
- Oo to dobrze! Witaj w sąsiedztwie młoda damo!
- Została porwana – odpowiedziała spokojnie. Jedno z nich musiało być zdrowe
psychicznie.
- To miło kochana. Miłego dnia.
Poczuła jak trząsł się od śmiechu pod jej brzuchem i uderzyła go w pośladek tak mocno
jak tylko dała radę. Podwójny palant.
- Ał. - Klaps jaki poczuła na swoim tyłku zapiekł jak diabli. – Przestań.
- Postaw mnie!
- Pozwól mi tylko wypuścić psa… proszę bardzo, - powiedział gdy Jerry wyskoczył z
auta i wylądował przy jego stronie. Zamknął nogą drzwi samochodu i zaniósł ją do garażu.
Patrzała wściekle na swojego psa i rozważała przerobienie go na karmę dla kota. – Chcę
wrócić.
- Przykro mi skarbie. Nic z tego. Witaj w domu. – wymruczał zamykając drzwi od
garażu.
- Zostawiłeś na zewnątrz swoje auto. – wskazała, jej zęby trochę zazgrzytały z zimna.
- Ale moja partnerka jest w środku. – Przesunął ręką po jej pupie. – Hmm, stringi?
Uwielbiam stringi. – westchnął szczęśliwie.
- Świnia – wymamrotała rozbawiona wbrew sobie.
- Masz z tym jakiś problem? Kwik, kwik.
Zdusiła obrażony śmiech gdy niósł ją do domu. Nie postawił jej dopóki nie weszli do
salonu. Ujrzała ciemno- brązową, drewnianą podłogę , ściany spalonej sjeny i beżowe meble
z poduszkami koloru czekolady i palonej sjeny. Stolik był wyrzeźbiony z ciemnego drewna,
ale nie mogła ujrzeć ostrości rzeźb. Wyglądało to tak bujnie, że zapragnęła przebiegnąć po
tym palcami i zbadać to bardziej dokładnie. Byłaby w stanie to zobaczyć gdyby tylko była
bliżej, ale nie chciała by myślał, że cokolwiek w jego domu ją interesowało. Jego meble były
nowoczesne i wygodne. Przekonała się o tym gdy bezceremonialnie rzucił ją na kanapę.
Tkanina pod koniuszkami jej palców była tak miękka jak jedwab, co oznaczało, że była
prawdopodobnie z mikrofibry. Prawie zamruczała przebiegając ręką, potem znowu zanim
przypomniała sobie, ze była wkurzona. Zdecydowała się na kontratak.
- Nie jesteś moim partnerem.
- Owszem jestem. Woda czy sok?
Otworzyła usta by odpowiedzieć sok, jednak potrząsnęła głową ze wstrętem. –
Wychodzę, teraz.
- Zrób jeden krok przez te drzwi wejściowe a nie usiądziesz przez tydzień. – zawołał
ponownie tym samym radosnym tonem głosu, którym pytał ją o napój.
- Zadzwonię po policję i oskarżę cię o porwanie mnie!.
- Proszę bardzo. Szeryf jest jednym z nas i wnukiem pani Anderson.
- Ugh!
- Tak kochanie.- Podał jej sok z szerokim uśmiechem, zdusiła pragnienie by rzucić nim w
jego zadowoloną twarz.
Spróbowała czegoś innego. – Nie chcesz mieć partnerki. Powiedziałeś mi to.
- Prawda, tak ci powiedziałem.
- Ja też nie chcę, - warknęła.
- Taka szkoda, tak mi przykro. Utknęłaś ze mną.
Obnażyła swoje zęby gdy usiadł obok niej, kołysząc w dużej dłoni puszkę wody sodowej.
– Nie jeśli najpierw cię zabiję.
Wyciągnął rękę i zabrał jej z dłoni sok. –Wiesz – powiedział odkładając wodę obok jej
soku. – Jeszcze cię nie oznaczyłem.
Podskoczyła gdy się nad nią pochylił. – Nawet o tym nie myśl!
Westchnął, rozpierając się z powrotem na poduszkach. – Jesteś moją partnerką. Ja jestem
twoim partnerem. Ugryzę cię, ty prawdopodobnie ugryziesz mnie--”
- Ale nie tam gdzie ty chcesz.
Spiorunował ją spojrzeniem, w końcu gubiąc część tego rozweselenia. – Czy to dlatego,
ż
e powiedziałem, że nie chcę partnerki?
Przewróciła oczami. – Palant.
- Bo jeśli powiesz, że to uchroni mnie przed Parkerem to naprawdę skopię ci tyłek.
Pomachała przed nim palcem. – Aż nad to drażniłeś dotykiem mój tyłek, ej! – Rzucił się
nad kanapą i chwycił ją, łapiąc obiema rękoma jej pośladki i przyciągając ją bliżej do siebie.
Naparł swoimi ustami o jej, pozwalając by poczuła erekcję pod jego luźnymi spodniami. – O
rany – wydyszała.
Zdjął jej okulary, jego ciemne oczy zapłonęły w złocie gdy uchwycił jasną czerwień jej. –
Jesteś tak kurewsko piękna, wiesz o tym?
- Nie jestem – wymamrotała.
Uśmiechnął się powoli i zmysłowo. Patrzył na nią jakby była miską pełną kremu, którą
chciałby wylizać. – Oh tak, jesteś. – Jedną ręką trzymał ją przed sobą; drugą odłożył okulary
na kanapie i uniósł by popieścić jej włosy. – Wiesz o czym pomyślałem gdy ujrzałem cię po
raz pierwszy?
- O gównie?
Zaśmiał się z oburzeniem. – Nie. Pomyślałem, że wyglądasz jak królewna śnieżka.
- Królewna śnieżka. Jak oryginalnie. – wyszydziła, próbując nie pozwolić się rozproszyć
jego bliskością ( i jego erekcją). Udałoby się gdyby nie drżał jej głos.
- Chciałem rzucić cię na podłogę i pieprzyć dopóki oboje byśmy nie zemdleli.
Jej kolana się zatrzęsły.
- Potem chciałem cię oznaczyć i zabrać gdzieś daleko by nikt cię już nigdy nie zobaczył,
nie chciał. Wiesz dlaczego?
- Feromony? – odpowiedziała słabo. Jej sutki stwardniały pod biustonoszem, jej oddech
przeszedł w płytkie sapanie.
Zaczął znowu pieścić jej tyłek. – Bo jesteś moja.
Zmarszczyła brwi. Gdyby nie jego przeklęty zapach to skopałaby mu za to jaja. – Do
nikogo nie należę.
- Wszystko w porządku. Bo jestem twój. – szepnął zanim ujął jej usta w pocałunku, przez
który prawie spadła na podłogę. To nie było żadne delikatne nakłanianie, ani pierwszo-
randkowy pocałunek. To był wojownik żądający roszczenia do swojej kobiety, najeżdżając
gwałtownie na jej usta, bez litościwego poddania, zmuszając jej wargi i zęby do rozchylenia
się dla niego z cała tą finezją wściekłości, hormonalnego samca. A ona to kochała. Zacisnął
dłoń na jej pośladku w rozkosznym bólu, a drugą ścisnął włosy i przyciągnął dopóki jej usta
nie znalazły się dokładnie tam gdzie chciał.
Splądrował ją, przypisując ją sobie nawet bez ugryzienia, a ona bawiła się w tym. W
przeszłości kochankowie traktowali ją jakby była ze szkła, z delikatną troską, jak gdyby
obawiali się, że ją rozbiją. Lekceważyli jej siłę. Adrian nie tylko to uznał, rozkoszował się
tym. Praktycznie wbiła się w jego ciało, chowając obie dłonie w jego ciemnych, krótkich
włosach i umieszczając jego usta tam gdzie chciała. Pomógł tuląc w obiema dłońmi jej tyłek,
przyciągając ją mocniej do siebie. Okrążyła nogami jego talię i jęknęła gdy kontynuowali
ustny atak na siebie.
Kiedy się uniósł i ją ugryzł, znacząc ją, doszła tak bardzo, że ujrzała gwiazdy. Nie
przejmował się nawet by odchylić kawałek jej bluzki. Ugryzł ją przez materiał, brutalność
tego czynu zwiększyło jej podniecenie do osiągnięcia szczytu, co wydawało jej się nie
możliwe.
- Do łóżka, teraz. – wymruczał.
- Mhmm.
Zaśmiał się ochryple od jej słabej, wydyszanej odpowiedzi, niosąc ją po schodach.
Wszystko było zamazane paloną sjeną i ciemnym drewnem gdy ruszył z maksymalną
prędkością, praktycznie roztrzaskując ich o ścianę gdy skręcił do sypialni. - Nago. Nago
będzie dobrze.
- Um. – odpowiedziała, gryząc zawzięcie jego szyję.
Zamarł na środku pokoju i zadrżał zupełnie. Wychylił w tył głowę by dać jej lepszy
dostęp, co chciwie przyjęła znacząc go w taki sam sposób w jaki on oznaczył ją.
Dźwięk rozpruwanego materiału był dla niej pierwszym sygnałem, że być może naciskała
zbyt mocno gryząc go. Jego pazury rozerwały jej spodnie, ich chłodny dotyk wysłał dreszcze
w dół jej kręgosłupa gdy poczuła jak zaczepiły się o jej majteczki i zdarły je.
Kiedy pazurami postrzępił swoje spodnie jęknęła; dobry, przyzwoity doktor urósł pod
swoimi bokserkami. Zaledwie poczuła jak je kopnął gdy wszedł w nią na stojaka. To była
najbardziej cudowna rzecz, jaką w życiu poczuła. Napełnił ją prawie do granicy bólu.
- O ja pierdolę.- wymamrotał.
- Proszę, śmiało – wydyszała.
Złote oczy zabłyszczały w nią. – Nie rozśmieszaj mnie księżniczko.
Powoli obróciła biodrami, co sprawiło, że zamknął oczy w rozkosznym jęku. –
Rozpraszacz ze mnie.
Podszedł do łóżka, z każdym krokiem zagłębiając się bardziej w niej. Z delikatną siłą
położył ją na krawędzi łóżka, jego penis ani razu nie opuścił jej ciała. – Gotowa na mnie?
Zagapiła się na niego. –Niee. Myślałam, że się położymy i rozważymy pomalowanie
sufitu. Głupek.
Cofnął i naparł mocno na nią, powodując, że zasapała. – Coś mówiłaś?
- Jeśli odpowiem to znowu tak zrobisz? – spytała z szeroko otwartymi oczami.
Użył pazurów by podrzeć jej bluzkę i stanik, rozsuwając strzępy i ukazując jej piersi
swojemu głodnemu spojrzeniu. – Chcę widzieć jak się ruszają. – szepnął. Ukazały się jego
kły, jego oczy błysnęły złotem a jego dłonie zdobiły pazury co delikatnie ugniatało jej
miękkie ciało. Lekki ból tylko uświadomił jej jego obecność. Chwycił za jej biodra i zaczął
pieprzyć, mocno, szybko i wściekle
7
, napierając na jej ciało, jego spojrzenie było przykute do
jej piersi.
- C’mere – wydyszała, pociągając za jego ramiona. Musiała wyraźnie widzieć jego twarz
gdy oboje dosięgnie orgazm.
Pozwolił jej na przyciągnięcie siebie do niej. Wiedziała, że teraz to jego Puma była
silniejsza od jej. Obie były zbyt blisko wydostania się na zewnątrz gdy ich ludzie się kochali,
jego siła rzucała jej się w oczy gdy zgiął jej blade ciało. Wiedząc, że mogłaby rzucić na
kolana tak silnego mężczyznę podnieciło ją jeszcze bardziej. Przestał gdy dotykali się
czołami, patrząc się bezpośrednio w jej czerwone oczy gdy wbił się w nią z całą siłą.
Wiedziała, że będzie potłuczona, obolała od jego maltretowania, ale do diabła nigdy nie czuła
się tak dobrze.
Dłońmi ślizgał się po jej ramionach aż nie sięgnął po jej nadgarstki, podciągając je z
delikatną siłą aż nie znalazły się nad jej głową. Była dosłownie nim przykryta od głowy aż po
palce. Jego oczy pozostały otwarte, przykute do jej, pełne zaborczej pasji i zajęczała,
ponownie dochodząc.
- Moja – warknął, rozlewając się w niej, jeszcze raz zębami przyczepił się do swojego
znaku. Widok i zapach jego przyjemności zmieszał się z jego ukąszeniem wywołując jeszcze
raz jej szczyt. Jej dłonie zacisnęły się w jego włosach gdy orgazm skradł jej oddech,
wyginając jej plecy w łuk, otworzyła usta w cichym krzyku.
7
Wiedziałam, że ma coś z Vin Diesel’a :D
ROZDZIAŁ V
A niech to, pomyślał Adrian, patrząc się na kobietę śpiącą na brzuchu obok niego.
Gdyby wiedział, że tak wyglądałby seks z partnerką to już cholernie dawno zacząłby jej
szukać. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie doszedł tak intensywnie. Tak kurewsko.
Intensywnie. A teraz było tyle rzeczy, które chciał zrobić z jej ponętnym, kremowym ciałem.
Na przykład, jeszcze nie ssał tych brzoskwiniowych sutków, albo nie drasnął zębami jej
brzucha. Nie wylizał jej kremowego ciała, co zamierzał uczynić zaraz po jej przebudzeniu.
Chciał zostawić znak na jednym z tych doskonałych pośladków lub może na wewnętrznej
części uda zanim posmakuje jej aż nie zacznie krzyczeć jego imię. Nawet nie było cholernej
mowy by odmówiła ich partnerstwa.
Jeśli opuściłaby go w jakiś niefortunny sposób by go ochronić, umarłby lub
zwariował. Nie. Wytropiłby ją i przyniósł z powrotem do swojej pieczary, tam gdzie było jej
miejsce. Wtedy związałby ją i rżnął aż nie mogłaby się ruszać.
Ta myśl, apelowała do niego nawet, jeśli nie próbowałaby to zostawić.
Pozostawił siniaki na tych ładnych pośladkach i zadrapania od pazurów na jej
biodrach. Oparł się pragnieniu by poprawić pocałunkiem te znaki, wiedząc przy okazji, że
oddychała tak jakby była wyczerpana. Ten ścigający ją gnojek zapłaci za to, że tak bardzo ją
straszy aż nie może spać. Zapłaci podwójnie za skrzywdzenie jej, za zostawienie znaku na tej
doskonałej skórze.
Oparł się pragnieniu by warknąć wyzwanie do świata na myśl o Parkerze
naruszającym jego piękne wspomnienie. Zastanawiał się czy ten gnój był jeszcze w mieście i
jak zareaguje na wieść, że Sheri ma partnera.
Pomyślał o swoim Mustangu na podjeździe i zdecydował, że lepiej będzie jak nim
wjedzie do garażu. Wstał ostrożnie, nie chcąc przeszkadzać Sheri. Jego księżniczka
potrzebowała snu. Miał wobec niej plany jak tylko się obudzi. Idąc do szafy wyjął zniszczoną
parę jeansów i ubrał je, potem założył swoje najstarsze tenisówki i najcieplejszą flanelową
koszulę. Podniósł swoje rozerwane spodnie i zaniósł je na dół do pokoju gościnnego
wyjmując swoje kluczyki najciszej jak tylko mógł, potem otworzył kredens i wyjął stary
rewolwer swojego ojca. Sprawdził ostrożnie ją dzień wcześniej strzelając do tarczy by się
upewnić czy działa poprawnie. Działała. Włożył ją za sobą do spodni zakrywając koszulą.
Wszedł do garażu i otworzył bramę.
Kurwa. Wygląda na to, że Parker tu był, pomyślał gapiąc się na cztery przebite opony.
Wyjął broń i zamknął bramę, skanując oczami obszar, by zobaczyć czy gnojek nadal tam był.
Kiedy nic się nie wydarzyło opuścił broń i wrócił do środka by zadzwonić do Gabriela
Andersona, Maxa i Simona.
Spojrzał w górę, gdy właśnie skończył rozmowę z Simonem, by ujrzeć Sheri zawiniętą
w jedną z jego koszul, stojącą na szczycie schodów, jej piękne błękitne oczy były pełne żalu.
A to go wkurzyło.
–
Nawet o tym, kurwa, nie myśl.- Zawarczał, wchodząc po dwa schodki na
raz.
–
Adrian…
–
Nie. – Wziął ją w ramiona, jej głowa spoczęła w kołyszących ją
ramionach. W porównaniu z nim była taka mała i delikatna, że czuł się jak jaskiniowiec.
Pragnienie, by chronić swoją partnerkę, było tak silne, że aż zadrżał. – Nigdzie nie idziesz.
–
Nie mam żadnych ubrań – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. –
Muszę iść po jakieś.
Odsunął się i spojrzał na nią. – Myślę, że wyglądasz przepięknie.
Przewróciła oczami. – Co się stało z twoim wozem?
–
Ktoś postanowił naostrzyć sobie pazury na oponach.
Jej szczęka się zacisnęła, oczy zabłysnęły czerwienią a plecy zesztywniały w gniewie.
Poczuł jak wbija w jego plecy swoje pazury.
–
To jest kurewsko podniecające.
Zmarszczyła brwi. – Co takiego?
–
Patrząc, jaką jesteś wojowniczką. To sprawia, że chcę cię ubrać w skórę i
wygiąć cię nad pniem drzewa.
Podniosła jedną brew, żal uleciała z jej oczu, gdy spojrzała na niego gniewnie. –
Ś
winia.
–
Czy już o tym nie rozmawialiśmy? Oink oink kochanie.
Jej wargi zadrżały.
–
Idź na górę. Mam długi szlafrok, który możesz ubrać. Wisi na drzwiach w
łazience. Będziesz musiała zejść na dół i porozmawiać, z Gabem oraz z pozostałymi, ale
później będziemy mogli pójść spać.
–
A co z twoim autem?
–
Max i Simon pomogą mi rano zmienić opony. Belle może pójść z tobą do
pracy.
–
Powtarzam: w jakich ciuchach?
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. – Dobra uwaga. Pozwól, że oddzwonię do Maxa.
Emma może przywieść kilka twoich ubrań z pokoju hotelowego.
–
Jeśli Rudy wie, że tu jestem to może to być niebezpieczne dla Emmy.
–
Kolejna dobra uwaga. – Podniósł komórkę i wybrał numer do Maxa. –
Hej Max? Zabierz ze sobą Emmę. Sheri potrzebuje kilku swoich ubrań z hotelu.
–
Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. – Odpowiedział Max – Jeżeli był
właśnie u Ciebie to prawdopodobnie wie gdzie się zatrzymała. Tam jest niebezpiecznie.
–
Taa, wspomniała o tym. Zamierzałem się ciebie spytać czy pojedziesz z
nią. Jeśli Parker może zaatakować was dwoje to jesteśmy w większych kłopotach niż
myślałem. – Spróbował zignorować dokuczliwą myśl, że tak samo i on powinien tam być.
Jego miejsce było u boku jego partnerki, chroniąc ją, nie jego Alfa. To była robota Gabe’a.
–
Mogę pojechać po jej rzeczy. Myślę, że wiem, co zabrać. Koszulkę,
spodnie, bieliznę, tak?
–
I kosmetyki – powiedziała Sheri, wiedząc, że Max ją słyszał.
–
Kosmetyki?
–
I psią karmę dla Jerrego i jego miski – dodała.
–
Coś jeszcze potrzebuje?
–
Możliwe, dlatego powiedziałem żebyś wziął Emmę. – Położył dłoń na
głośniku, wiedząc, że i tak Max go usłyszy. – W tym związku Emma jest tą sprytniejszą.
–
Dupek – zagderał Max.
–
Adrian usłyszał w tle Emmę. – Podaj mi telefon, lewku. Cześć Adrian.
Wszystko tam w porządku?
–
Nie wliczając mojego Mustanga, nikomu nic nie jest.
–
Oj. Porysował karoserię?
–
Gdyby to zrobił, to tylko pogorszyłby swoją sytuację.
Emma prychnęła. – Jesteśmy już w drodze. Znajdę to, co potrzebuje Sheri i przywiozę
dobra?
–
Dobra. Na razie.
–
Pa.
Odłożył telefon i przyciągnął ją w swoje ramiona, masując łagodząco ręką jej plecy. –
Widzisz? Wszystko załatwione. – Dał jej szybkiego buziaka w usta zanim się odsunął. – Idź
założyć ten szlafrok skarbie. Gabe powinien tu być lada chwila i nie ma potrzeby by zobaczył
Cię wyglądającą tak seksownie.
Zauważył jak obawa powraca w jej oczach zanim odwróciła się i ruszyła do sypialni.
Ooo tak. Parker tego pożałuje.
–
Więc jesteście z Adrianem parą?- Zapytała Belinda, gdy następnego ranka
szły do Wallflowers.
Sheri starała się by jej mina nie wyglądała na zachwyconą. Opuszczając go,
przeciwstawiając się partnerstwu, nie wydawało się już dłużej być dobrą opcją. Postawił
sprawę jasno, po tym, co zaszło w poprzedzającą noc, że jeśli go zostawi to ją znajdzie,
mamrocząc coś o kajdankach i kolumienkach, gdy niósł ją do łóżka. – Ugryzł mnie przez
moją bluzkę.
Belinda pogwizdała. – Plotka mówi, że wyniósł cię ze sklepu, wsadził do swojego auta
i ruszył ku zachodzie słońca.
–
Właśnie. Dupek.
Belinda się zaśmiała. – Co?
–
Na zewnątrz jest zimno, a on zabrał mnie bez mojego płaszcza i torebki.
–
Nie wziął twojej torebki?- Pokręciła głową w niewierze. – Faceci to
idioci.
–
Ty to powiedziałaś.
–
Więc czyj płaszcz masz na sobie? – Śmianie się, wiedząc, jaki wyraz
twarzy ma Belinda mówiło, że już zna odpowiedź.
Sheri pogłaskała ciemną, skórzaną kurtkę, którą założył na nią Adrian zanim
pocałował ją na pożegnanie. Zadowolony uśmiech, z którym tak walczyła, pojawił się na jej
twarzy. – Jego.
–
To jego ulubiona.
–
Wiem. Groził mi surową, cielesną karą, jeżeli nie będę na nią uważać.
Belinda wsunęła jej rękę pod swój łokieć, gdy zbliżyły się do skrzyżowania. Gdy tylko
kobiety zaczęły przechodzić przez ulicę czarny samochód wyjechał z piskiem opon z zakrętu i
pruł w ich stronę z niesamowitą prędkością. Belinda zasapała, pchając Sheri z powrotem na
chodnik, gdy tylko Jerry zaczął się cofać, wyczuwając zbliżający się samochód. Straciła
równowagę i upadła, trzaskając głową o zimie, samochód uderzył Belindę, wyrzucając ją na
dobre dziesięć stóp.
Okulary Sheri spadły jej z nosa, rażące światło słoneczne ją oślepiło. Jerry piszczał i
lizał jej dłoń, gdy samochód, ciemny sedan, popędził ulicą, ledwo mijając inny samochód
zanim skręcił za róg i zniknął z oczu.
–
Belle? – Wybełkotała. Zaskoczyło ją to jak trudno było jej mówić.
Ż
adnej odpowiedzi. Lub, jeśli jakaś była to i tak nie mogła jej usłyszeć. Ból w czaszce
narastał, gdy próbowała podnieść głowę, by znaleźć drugą kobietę, a świat stał się nagle
czarny.
***
Adrian patrzał na swoją partnerkę i poczuł głębię wściekłości jak nigdy dotąd.
Dosłownie drżał przez to. Nie miał wątpliwości, co do tego, kto był odpowiedzialny za stan
jego partnerki.
Rudy Parker był martwy.
–
Belindzie nic nie będzie. Musieli zoperować jej złamane biodro, ma też
złamaną rękę i jest w szoku. Lekarz powiedział, że miała szczęście, mogło być o wiele gorzej.
Ale będzie z nią wszystko w porządku.- Powiedział cicho Simon, gdy wchodził do pokoju.
Zabrzmiał zarówno zszokowany jak i wściekły. – Gabe przeprowadzi wywiad z
naocznymi świadkami, i wróci by porozmawiać z Sheri jak tylko się ocknie.
–
Zabiję go – Śmiertelna lekkość jego głosu dziwnie rozbrzmiała w
zaciemnionym pokoju.
Simon patrzył na niego osobliwie, ale kiwnął głową. – Razem ze mną i Maxem.
Oznaczało to, że jeśli z jakiegoś powodu Adrian nie będzie mógł go wykończyć, to ci
dwaj się nim zajmą. Doskonale wiedział, że nie będzie takiej potrzeby.
Adrian czuł jak jego Puma warczała i rozchodziła się pod jego skórą. Nie mógł
oderwać oczu od swojej partnerki. – Chcę dla niej dwudziesto-cztero godzinnej ochrony
zanim nie zabiorę jej do domu. – Rozkaz w jego głosie był niewątpliwy.
Simon zmarszczył brwi. – To już załatwione, ale mógłbyś zechcieć spuścić trochę z
tonu.
Adrian spojrzał na swojego Betę i wiedział, że jego oczy były złote z wściekłości.
Czuł jak parł na niewidzialną barierę, gdy obaj z Simonem patrzyli na siebie nawzajem.
Nigdy nie przekroczył granic, nigdy nie próbował się przekonać, która z ich Pum jest
silniejsza. Był absolutnie zadowolony ze statusu quo. Nigdy nie czuł potrzeby by przewodzić,
jedynie chronić. Ale jeśli jedynym sposobem na zapewnienie ochrony swojej partnerce było
przeciwstawienie się Simonowi, prawdopodobnie tracąc przy tym swojego najlepszego
partnera… to był gotowy walczyć.
–
Uspokoić się. Obydwaj. – Głos Maxa był napełniony kompletną władzą.
Adrian i Simon odwrócili się by zobaczyć stojącego w drzwiach Alfę, światło dochodzące z
korytarza przesączało się przez tę dziwną mgłę, która owinęła go, kiedy musiał narzucić
swoją wolę.
Adrian czuł się dziwnie oderwany, gdy mgła go dotknęła. Simon wzdrygnął się i
cofnął.
- Przepraszam, stary. Wiem, że się o nią martwisz. Chryste, wszyscy się martwimy.
Adrian kiwnął głową, jego oczy były wlepione w Maxa. Dziwny uśmiech na twarzy
blondyna zaczął grać mu na nerwach. – Ochrona?
–
Tak zdecydowałeś. Co sugerujesz?
Ton w głosie Maxa był mdły, mgła ciągle go otaczała. To był wyraźny rozkaz.
Adrian zmarszczył brwi, zaskoczony, ale mimo to odpowiedział. – Ochrona
dwadzieścia cztery godziny na dobę dopóki nie wyjdzie ze szpitala. Dwie Pumy przy wejściu,
dwie na korytarzu. Trzeba ją przesunąć na sam koniec pokoju i w końcu jedna Puma przez
cały czas musi pilnować klatki schodowej. Tylko mężczyźni, nie będziemy ryzykować kobiet.
Nikt nie wejdzie do pokoju bez twojej zgody, Simona bądź mojej. Jedna z kobiet zostanie tu z
nią dopóki się nie obudzi, w nagłym wypadku. Ta, której ufamy.
–
Sugeruję zrobić to samo dla pani Campbell – powiedział Gabriel
Anderson za plecami Alfy.– Jeśli Parker zdecyduje, że jej ingerencja kosztowała go chybienie
pani Montgomery to pewnie będzie chciał się odwzajemnić.
Adriana ścisnęło. – Nie ma teraz nikogo w Dumie, komu mogę zaufać w sprawie
Belle.
–
Zajmę się tym.
Zdeterminowany ton głosu Gabriela przypominał mu jego własny; zastanowił się
krótko, czy ten facet zdawał sobie z tego sprawę.
Max kiwnął głową. – Dobrze. Zajmij się tym. Wyznacz tego, komu ufasz, obydwaj
wyznaczcie. Współpracujcie ze sobą. Zanim opuszczą szpital, chcę się dowiedzieć o planach
ich ochrony po powrocie do domu. Simon, razem z Becky jedźcie to Poconos i
porozmawiajcie z nowym Alfą Sfory. Ma na imię Rysio Lowell. Zgodził się nam pomóc przy
Parkerze. Dojazd zajmie wam około dwóch godzin, wykluczając zmiany pogodowe. Emma
zabezpieczy sklep; Marie zgodziła się na zastępstwo dopóki Sheri i Belinda nie staną na nogi.
–
Wchodzę w to. – Simon poklepał Adriana po ramieniu, wtedy zrobił to
samo Maxowi mijając go. Odszedł nie oglądając się za siebie.
–
Może moglibyśmy zorganizować małe polowanko, znaleźć tego
sukinsyna i zakończyć to wszystko. - Niskie warczenie Gabe’a było echem, jakie Adrian czuł
wewnątrz siebie.
–
Znasz jego zapach?
–
Wyczułem powiew, ale nie wystarczający by robił za ślady. Mam
częściową poszlakę i opis pojazdu.
–
Zatem czekamy.
Gabe pokiwał głową, akceptując bez namysłu wypowiedź Adriana.
Max nadal się osobliwie uśmiechał, gdy słuchał rozmowy pomiędzy Adrianem a
Gabem. – Twoja partnerka zaczyna się budzić.
Adrian się odwrócił, skupił swoją całą uwagę na Sheri. Pochylił się nisko nad nią żeby
go dokładnie widziała. – Cześć księżniczko.
Otworzyła mętne błękitne oczy i spojrzała na niego – Przepraszam.
–
Za co? Za to, że prawie zginęłaś? – Zmusił się by ton jego głosu był
delikatny, podczas gdy czuł się inaczej.
–
Za zadrapania na twojej kurtce.
Powolny szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. – Dobrze. Za to masz później
klapsa.
–
Belle?
Jej smutny szept doprowadzał go do szału. To, że czuła niepokój było dla niego nie do
zniesienia. – Nic jej nie będzie. Nie martw się o nią.
–
Ż
yje?
–
Tak, skarbie, żyje. Ma złamane biodro i ramię, doznała też szoku, ale
ż
yje.
–
Uratowała mnie.
–
Wiem kochanie, wiem. – I tym samym zapewniła sobie jego dozgonną
lojalność.
Nie mógł oprzeć się dotykając jej przez jeszcze chwilę, głaskając delikatnie jej
platynowe blond włosy z twarzy, tak czule jak tylko było możliwe.
–
Ś
pij, kochanie. Jestem tu. Zapewnię, że będziesz bezpieczna.
Kiedy trąciła nosem jego rękę z taką ufnością i natychmiast zapadła w sen, dwie
rzeczy się wydarzyły. Jego serce pękło na pół, uzdrawiając się razem z nią od rdzenia.
A także postanowił zabić Parkera zanim ponownie zaatakuje. Ten facet nie tylko zranił
jego partnerkę, zranił jego Dumę. Patrząc w ciemno- niebieskie oczy szeryfa, Adrian
nareszcie zrozumiał, co skłoniło jego ojca do pozostania gliną. Ta sama dzika potrzeba
chronienia paliła się także w oczach Gabriela.
ROZDZIAŁ VI
Max wprowadził w życie każdą formę ochrony, którą zasugerował. Zaskakująco,
Adrian odnalazł się i razem z Gabem stworzyli dobry zespół, prześcigali się pomysłami
dopóki nie postawili na taki, który obydwaj zaakceptowali. Gabe zdołał zdobyć pozwolenie
szpitala na umieszczenie strażników, na zmiany w pokoju, na wszystko, co chcieli.
I przez to Max ich obserwował, w ciszy, ten dziwny uśmiech na jego twarzy gościł bardziej
niż zwykle.
–
Powiesz mi, do kurwy nędzy, z czego się tak śmiejesz? – Następnego
ranka Adrian w końcu nie wytrzymał. To stało się tuż po otwarciu. Max przybył do pracy z
tym cholernym uśmiechem na swojej twarzy, który nie chciał zejść. To doprowadzało
Adriana do szału.
Pierwszy raz Adrian poczuł siłę Maxa w całej okazałości. Złotowłosy facet
wyprostował się do swojego pełnego wzrostu, jego moc wyskakiwała z niego, napełniając
zmysły Adriana dopóki nie powinien upaść na ziemię, czołgając się. Dlaczego go nie
zaskoczył. Powinien znaleźć się na podłodze całując tani dywan. Zamiast tego ciągle stał,
patrząc na Maxa, z każdym ostrzegawczym zmysłem w nieznanej groźbie. Nawet nie
zorientował się, że walczył dopóki Max nie złagodniał, nagle siła wycofała się do niego, która
sprawiła, że Adrian się potknął, jakby opierał się o ścianę, która właśnie nagle zniknęła.
–
Rozumiesz, co się z Tobą stało?
Głos Maxa był delikatny.
–
Nie – powiedział Adrian, przerażony. Czy prawie rzuciłem wyzwanie
Alfie?
Max uśmiechnął się szeroko. – Przestań do cholery.
Prawie rzuciłem wyzwanie Alfie, a on się z tego śmieje? Obnażył gardło w geście uległości,
wbrew swojemu wcześniejszemu występkowi, który wydawał się doskonale naturalny.
–
Nie obnażaj przede mną swojego gardła.
–
Rozkaz w głosie Maxa, bliski gniewu, zaskoczył go. Pękała mu głowa.
–
Dlaczego nie? Prawie cię wyzwałem, do kurwy nędzy.
Max zaśmiał się. – Dupek.
Jakoś, słysząc jak jego kumpel tak do niego mówi sprawiło, że poczuł się dobrze. – W
porządku, lwiątku, dlaczego nie powiesz, co się ze mną dzieje?
–
Tylko Emma może tak do mnie mówić- zagderał Max, klapiąc na fotel.
Wyciągnął przed siebie swoje długie nogi, krzyżując je i kładąc swoje dłonie na brzuchu.
Obrazował spokój, ale nie zrobiło to z Adriana głupka. Te niebiańsko błękitne oczy były zbyt
ostre, by wydawały się naprawdę zrelaksowane.
–
Dobrze. O wielki i wspaniały Władco, udziel mi swej mądrości. I
pośpiesz się z tym, mam za godzinę pacjenta.
Max przewrócił oczami. – Pamiętasz, jaką pozycję w Dumie miał Twój ojciec?
Adrian kiwnął głową; to nie był sekret. – Taa, był Marshalem.
–
A jakie jest zadanie Marshala?
Adrian zmarszczył brwi. Max był wkurwiający. – Marshal czuwa nad bezpieczeństwem Alf i
Dumy. – Wyrecytował jak papuga. – Dostanę teraz ciastko?
–
A kiedy ostatnim razem Duma była w niebezpieczeństwie? Max podniósł
jedną brew i gapił się na niego wymagając odpowiedzi.
Adrian wypuścił powietrze. – Mój ojciec zabił wyrzutka, który skrzywdził członka Dumy.
Konkretnie kobietę. – Dodał z małym warknięciem.
–
Yhy. A kiedy to było? Dwadzieścia pięć lat temu?
–
Taa, no i?
–
Więc twój tata nie jest już Marshalem.
–
Adrian wzruszył ramionami. – Wiem. Zgodziłem się by został nim
Gabriel. Dlatego wrócił na ten obszar. – Adrian przełknął ślinę otwierając
szeroko oczy.
–
Mówisz, że jestem zastępcą Gabe’a?
Max przewrócił oczami. – Nie idioto. To Gabe jest tym drugim. Ty jesteś Marshalem.
Adrian mrugnął. – nie ma kurwa mowy.
–
Jest kurwa mowa.
–
Jestem okulistą. Nie gliną.
Max uśmiechnął się szeroko. – No i? Mówisz, że nie mogę skopać tyłka jednemu z
najlepszych?
Oczy Adriana poszerzyły się. – Nie! Jasna cholera, nie. Czy wyglądam na głupka?
–
Nie zamierzam na to odpowiadać.
–
Dupek.
Max uśmiechnął się szeroko. – A co z Simonem? Uważasz go za mięczaka?
–
Nie – Adrian przyznał w zamyśleniu.
–
W takim razie w porządku. Nie zauważyłeś jak Gabe cię słuchał, podążał
za twoimi instrukcjami, wprowadzał tylko te, które aprobowałeś?
Adrian ponownie mrugnął, przestraszony. Inny mężczyzna tak robił, prawda?
–
Dlatego, bo instynktownie wiedział, kim ty jesteś, a kim jest on. Było mu
z tym dobrze.
Jasna cholera, może Max miał rację. Wypuścił powietrze, gdy wszystkie te dziwne
uczucia, jakie ostatnio odczuwał nabrały sensu. Wszyscy mężczyźni czuli potrzebę chronienia
swoich partnerek, to zostało jakby wyhodowane w nich. Mężczyzna, który nie był gotowy
oddać życia w obronie swojej partnerki i kociaków nie zasługiwali na nie. Ale jego reakcja na
ból Belle była prawie tak silna jak reakcja na Sheri. Jego potrzeba, by zapewnić
bezpieczeństwo swojego Alfy i Dumy, pożerała go przez ostatnie dwa dni, odkąd opony w
jego samochodzie zostały pocięte. Adrian był zarówno przerażony jak i zafascynowany. –
Marshal?
Max westchnął. – Wiesz jak podąża hierarchia, Adrianie. Dlaczego jesteś zaskoczony byciem
pierwszym na liście? Jesteś prawie tak cholernie potężny jak ja i równie potężny jak Simon.
A, do diabła, wszyscy razem jesteśmy przyjaciółmi od lat. Musiałem się tylko upewnić, że
zaakceptujesz to zanim zostanie to potwierdzone.
Alfa, Beta, Marshal, Omega; Tak jest ustawiona hierarchia. Alfa był władcą Dumy,
Marshal był jego łapą, a Omega sercem. To były pozycje, z jakimi się rodziło, a nie, do
których zostało się stworzonym. Alfa mógł ci powiedzieć jak ogólnie prosperuje Alfa, ale nie
był w stanie zauważyć wszystkich szczegółów, więc Marshal realizował fizyczne aspekty dla
Alfy, podczas gdy Omega realizował te emocjonalne. Bez tej trójki Duma słabłaby i w końcu
umarła.
Patrzał Maxowi w oczy i zauważył w nich zrozumienie. Max dźwigał podobny ciężar,
ale jego, jako Alfa, był nawet większy. W jego spojrzeniu nie było żadnego współczucia. Jak i
on, Adrian był tym kim był.
Kiwnął głową na jego akceptację.
Poczuł jak powłoka Marshala osadziła się na jego ramionach z zaskakującym
spokojem, gdy Władza Maxa subtelnie go otoczyła. Czuł odprężenie, jakby zatracona część
jego nagle się odnalazła. Jego Puma zamruczała w zgodzie. Posiadał władzę niezbędną to
zapewnienia bezpieczeństwa nie tylko swojej partnerce, ale i Alfie oraz całej Dumie. Chociaż
wiedział, że nadal nie było kompletu; nie mieli Omegi, ale,chyba, że nie zauważył, Max już
wiedział, kto nim będzie i po prostu czeka na właściwy moment by go włączyć.
–
Mogę cię o coś zapytać?
Max wzruszył ramionami. – Pewnie.
Max podniósł jedną brew i czekał.
I wtedy go to trafiło. – Nie była jeszcze wtedy w Dumie. – A skoro Liwia nie zagrażała
członkowi Dumy, jego „zmysł pająka” nie działał.
–
I skoro tylko rzuciła Emmie wyzwanie nie atakując jej, to również cię nie
przywołało.
–
Ale przecież Emma była w niebezpieczeństwie, prawda?
Max wzruszył ramionami. – Nie za bardzo. To było prowokacja o dominację. Uwierz mi, jeśli
Liwia chciałaby dorwać Emmę bez rzucania jej wyzwania, to zostałbyś aktywowany.
–
No dobra, teraz robisz ze mnie Wonder Twin
8
- Adrian zadrżał.
Max zaśmiał się oburzająco i wychylił się na przód. – Taa, mogę wyobrazić sobie ciebie we
fioletowych rajtuzach. Chcesz wiedzieć jak to działa czy nie?
–
Przypuszczam, że będę lepszy. Nie chciałbym być jakąś ciotą traktowaną
jak ściera.
Max wyszczerzył zęby. – Ok., wyluzuj. Pomyśl o Dumie jak o ogóle. Kto odczuwa teraz ból i
czy jest on naturalny czy przez coś wymierzony?
Zmarszczył brwi. Jak do diabła miałby o tym wiedzieć?
Tylko, że wiedział. Becky bolał ząb; musiałaby dać znać Simonowi. Sarah Parker
skaleczyła się w palec, prawdopodobnie próbując gotować. Z kuchennymi nożami była trochę
niezdarna, a także z obojętnie, czym w swoich dłoniach. Marie Howard miała potłuczone
kolano od upadku. Emma również miała skaleczony palec.. i była…
Odwrócił się do Maxa, przerażony. – Emma!!
Max wstał i wybiegł przez drzwi zanim jeszcze skończył. Adrian był tuż za nim. Wallflowers
było tylko pięć bloków dalej, ale obaj biegli przez całą drogę.
Max stanął przed drzwiami. – Skurwiel.
Adrian warknął nisko gardłowo na widok tego, co zostało po szybie w sklepie. Emma
trzymała kawałek szkła, które było jej widokowym oknem, Trochę złotego napisu było nadal
widoczne, krew spływała z jej ręki, którą sobie rozcięła.
Jej oczy błyszczały od łez, gdy patrzyła na to wszystko. – Max?
Max ruszył przez wejście i przytulił swoją partnerkę zanim jeszcze kapnęła pierwsza
kropla krwi.
Złote oczy, które zatrzymały się na Adrianie kipiały dzikością. – Znajdź go.
Nie wypowiedziane zostały słowa, zabij go.
***
Sheri obudziła się z najgorszym bólem głowy, jaki kiedykolwiek czuła w swoim
ż
yciu. Jej głowa pulsowała w rytm jej bicia serca, a nudności tańczyły tango w jej brzuchu.
Czuła jakby coś próbowało wydobyć się z jej głowy za pomocą jackhammera.
9
– Zabij mnie –
szepnęła jęcząc.
Nawet ten lekki dźwięk sprawił, że jej skóra ścierpła.
–
Hej księżniczko. Boli cię głowa?
Otworzyła oczy. Adrian był pochylony prawie nosem w nos tak by mogła go wyraźnie
zobaczyć. Jego głębokie brązowe oczy były pełne troski.
–
Ałć – pisnęła.
8
http://1.bp.blogspot.com/_NOZ3Wv13Lxg/Sux63KW2UbI/AAAAAAAAFiQ/n4JuNlHCv_8/s400/wonder_twins1.j
pg
9
Opatentowana amerykańska strzelba automatyczna.
Pocałował ją w czoło, wyciągając się nad nią by włączyć przycisk zawiadamiania. – Dam ci
jakąś pigułkę na ten ból dobrze?
Mogłaby kiwnąć mu głową, ale przez to mogłaby jej odpaść. Więc zdecydowała, że
tego nie zrobi. Zamknęła oczy przez nieznaczny blask dochodzący przez okno. Adrian musiał
zasunąć rolety. Błogosławiony facet.
–
No dobrze, skarbie, pielęgniarka już idzie.
Usłyszała piskliwe buty pielęgniarki stąpające po nadmiernie wywoskowanym korytarzu
zanim jeszcze on usłyszał, ale nie mogła nic powiedzieć. Mówienie za bardzo ją bolało.
Nawet chrząknięcie było dla niej trudne w tej chwili.
Jeśli tylko mógłby ją zabić to przestałoby boleć. Byłaby mu wdzięczna na wieki.
Zamknęła oczy, gdy zaczął głaskać jej włosy, ostrożnie przy dużym guzie na boku jej
głowy. Usłyszała jak pielęgniarka wchodzi po cichu oraz Adriana wyjaśniającego, co było nie
tak. Kilka minut później pielęgniarka wstrzyknęła coś do jej kroplówki.
–
Za chwilkę poczujesz się lepiej, skarbie.
Nie mogła nawet kiwnąć głową. Słyszała jak woda spływała w łazience, a chwilę później
chłodna ścierka okryła jej czoło i oczy. Zajęczała, gdy zimno osłabiło ból.
–
Chcę byś się niczym nie martwiła księżniczko. Mam wszystko pod
kontrolą. Zrelaksuj się i zaśnij.
–
Jerry?
–
Weterynarz się nim zajął. Nic mu nie jest, tylko troszkę poturbowany.
Zatrzymali go na noc na obserwacji. Teraz jest u mnie.
Jej usta drgnęły do góry. To nie był uśmiech, za bardzo ją bolało, za to była oznaka jednego.
–
Belinda się przebudziła i rozmawia. Jest obolała i potrzebuje terapii
psychicznej, ale będzie z nią ok. – jego ręka zawędrowała z powrotem do jej włosów,
delikatnie je głaszcząc. – Gabe dowiaduje się, kto ją potrącił i umieściliśmy dla was ochronę.
Ktoś będzie z wami przez cały czas.
Poruszyła się, marszcząc brwi. Gdy tylko otworzyła usta, jego palec wylądował na jej
wargach.
–
Nie. To jest mi potrzebne kochanie. Nie wiń mnie za to. Nie mogę być z
tobą przez cały czas ale muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna albo stracę swoje pierdolone
zmysły.
W odpowiedzi pocałowała jego palec.
–
Dziękuję – Jego usta delikatnie dotknęły jej, w zaledwie czułej
pieszczocie, która nie wstrząsnęła jej głową. – Belle ma zapewniony ten sam stopień ochrony,
tak na wszelki wypadek.
Przegryzła swoją wargę i starała się nie popłakać. Wiedziała, że to nie była jej wina,
ale nie mogła nic zrobić, że czuła się inaczej. Środek, jaki dostała od pielęgniarki zaczął
działać, czyniąc ją senną. Poczuła jak znowu zapada w sen, gdy jeszcze raz musnął ustami jej
usta.
–
Ś
pij księżniczko. Będę nad tobą czuwał.
Nie była pewna, ale zanim odpadła myślała, że usłyszała jak szepnął. – Kocham cię.
Było dobrze, ponieważ i ona go kochała.
–
Dzień dobry, śpiochu!
Sheri rozważała czy nie zostawić zamkniętych oczu przez jeszcze chwilkę. Może przez cztery
bądź pięć godzin. Dopóki pani Anderson sobie nie pójdzie.
–
Wiem, że się obudziłaś, panno McFaker
10
! Otwórz te oczy! Na zewnątrz
jest przepięknie!
10
Faker- fałszerka, nie chce mi się kombinować nazwiska ;p
Oh, święty Boże, proszę nie pozwól by odsłoniła rolety. Sheri otworzyła oczy i zamknęła z
piskiem, gdy kilof lodu w postaci światła słonecznego dźgnął jej gałki oczne. – Proszę
zasłonić rolety!
–
Słodziutka, potrzebujesz więcej słońca. Jesteś trochę zbyt blada.
Sheri szła po omacku, próbując znaleźć swoje okulary przeciwsłoneczne.
–
Możesz podać mi moje okulary przeciwsłoneczne, proszę, jeśli nie
zasłonisz rolet?
–
Te starocie? Są zbyt ciemne. Powinnaś nosić niebieskie. Widziałabyś
przez nie więcej.
–
To zmieniłoby kilofy lodu w pałasze.
11
Nie, dziękuję. - Mam albinizm,
Pani Anderson. Światło słoneczne jest dla mnie niebezpieczne. – Wytłumaczyła tak cierpliwie
jak tylko potrafiła.
–
Oh? OH! – Sheri usłyszała grzechoczące zasuwanie rolet. Gdy tylko
ś
wiatło osłabło, westchnęła w uldze. Ostrożnie otworzyła oczy.
Pokój znowu był komfortowo przyćmiony. Pani Andreson stała przy jej łóżku
trzymając jej okulary. – Przepraszam, kochaniutka. Nie zdałam sobie z tego sprawy.
Sheri gapiła się na nią, całkowicie oniemiała.
–
Tak wiem. Nie jestem najbardziej spostrzegawczą osobą na świecie.
–
Jesteś głodna?
–
Ah… tak?
Pani Anderson uśmiechnęła się do niej, ciemno niebieskie oczy zaiskrzyły.
–
Dobrze. W takim razie tylko przyniosę ci twoje danie. – Ruszyła do drzwi
otwierając je. – Młoda dama się obudziła i jesteśmy głodne. – Zamknęła drzwi i
przywędrowała z powrotem do łóżka. – Proszę. Twoje jedzenie powinno niedługo być.
Sheri się starała zdusić chichot i zawiodła. – Transport na zamówienie huh?
Pani Anderson kiwnęła decydująco głową. – Oczywiście. Płaci się za bycie babcią
szeryfa i partnerką Marshala, no wiesz. – Opadła na krzesło obok szpitalnego łóżka,
uśmiechając się. – Więc, co chcesz wiedzieć?
Sheri myślała o tym przez chwilę. – Sekret nieśmiertelności?
Jedna biało-czarna brew uniosła się do góry. – Kiedy uczysz się czegoś to upewnij się, że
podzielisz się tym z resztą klasy.
–
Co z Belle?
Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Musieli unieruchomić jej biodro.
Sheri wzdrygnęła się – Nie będzie w stanie się zmienić dopóki tego nie uzdrowią.
–
Co trochę potrwa, niestety. A Ty nie czuj się winna. Belle powiedziała, że
chce cię zobaczyć jak tylko dojdziesz do siebie. Martwi się o ciebie.
–
Dobrze. Jak tylko dostanę pozwolenie na wyjście to ją odwiedzę.
–
Nie bez ochroniarzy.
Sheri uśmiechnęła się. – Oczywiście, że nie.
–
Zobaczmy, co jeszcze. – Pani Anderson stukała palcem o podbródek. –
Oh! Ktoś zniszczył Wallflowers.
–
Ż
e Co?
–
Yup. Ktoś rzucił cegłą w okno. Nie wiem, dlaczego nie wyrządzili więcej
szkód, ale Emma pojechała i znalazła roztrzaskane szkło. Na szczęście ktokolwiek to zrobił
uciekł, także nikt nie oberwał.
Sheri wiedziała, dlaczego nie wyrządzono więcej szkód. To było następne. Jeśli Emma
i Becky nadal będą ją chronić, to sytuacja tylko się pogorszy.
11
http://www.militaria.pl/upload/wysiwyg/gfx/produkty/noze/ColdSteel/Palasz/Palasz_Horseman_Basket_Hilt_8
8HBH.jpg
Starsza pani wypaplała jej wszystkie plotki Dumy. Większość ludzi, o których
wspominała, nie były znane Sheri i poczuła jak jej umysł zaczyna odpływać w sen.
–
Lunch! – Ogłosił męski głos od drzwi.
–
Najwyższy czas – pani Anderson wstała i zabrała jedzenie, dwie duże
torby pełne hamburgerów, frytek i shake’ów. – Wiem, że to nie jest za bardzo zdrowe
jedzenie na ziemi, ale szczerze, moja droga, nigdy nie mogłam się oprzeć Big Mac’owi. –
Podzieliła się z uśmiechem winowajcy, gdy wręczyła Sheri jej danie.
Wgryzając się we własnego hamburgera, Sheri mogła tylko kiwnąć w zgodzie. Pyszne.
ROZDZIAŁ VII
Siniak na jej biodrze był wielkości pieprzonej głowy. Widok tego na nowo wzbudził w
nim wściekłość, gdy delikatnie pomagał jej w wannie. Kupił kilka dużych świec w szklanych
dzbanuszkach, umieścił je zapalone na kontuarach i na brzegach wanny by miała delikatne
oświetlenie dla swoich wrażliwych oczu. Uśmiechnęła się, kiedy to zobaczyła i już
zaplanowała sobie extra wycieczkę do sklepu.
–
Boże, tak mi dobrze – zajęczała zanurzając swoje kremowe ciało do
gorącej, spienionej wody.
Była w domu od jakieś godziny, a on nie mógł przestać jej dotykać. Dwa dni w
szpitalu - dwa dni bólu dla Parkera. Każdy siniak, każdy ślad wyrył mu się w pamięci,
wizualne przypomnienie zapłaty, jaką chciał zażądać. – Chcesz żebym umył Ci plecy,
księżniczko?
Uśmiechnęła się do niego, miękko i słodko, tymi niebieskimi tęsknymi oczyma. –
Może później. Na razie chcę tylko wymoczyć te bóle.
Uklęknął i, ostrożnie nie narażając ją na szwank, delikatnie przyciągnął jej usta do
jego. Po raz pierwszy od czasu ataku był w stanie tak naprawdę ją pocałować i w pełni to
wykorzystał. Rozchylił jej wargi, smakując jej usta jakby były wytworną czekoladą, powoli i
z dojmującą troską. Kochał sposób, w jaki ją smakował, słodka jak miód, cierpka jak jabłko.
Mógłby tam zostać i całować ją przez długi czas.
Kiedy niechętnie odsunął się zasapała a jej oczy się zeszkliły. Oblizała wargi i
przełknęła. – Wiesz, czuję się teraz znacznie lepiej.
–
Tak?
–
Mhmm – objęła jego szyję swoimi mokrymi rękoma próbując
przyciągnąć go do swoich ust.
–
Więc, w takim razie, jeśli będziesz grzeczną dziewczynką to może po
kąpieli zaniosę cię do łóżka – wymruczał.
Jej oczy zabłysły czerwienią, gdy jego palce uszczypały spieniony sutek.
–
A co jeśli będę niegrzeczna?
Warknął, złoto zalśniło w jego oczach. – To będę musiał cię ukarać – wstał nagle,
wykrzywiając usta na jej zaskoczone sapnięcie. – A teraz bądź grzeczna i weź swoją kąpiel.
–
Ś
winia- nadęła wargi.
Ś
miał się przez całą drogę do schodów, jego serce się rozpromieniło tak jak wtedy, gdy
słyszał jej zadowolone westchnięcia.
Jak tylko jej mięśnie się rozluźnią i ocieplą od relaksującej kąpieli miał zamiar widzieć
swoją księżniczkę bezpiecznie okrytą w jego łóżku. Wtedy będzie lizał każdą część jej ciała.
Wtuli się w nią i w końcu doczeka swojego snu za dnia.
Usłyszał jak dzwoni telefon i zdecydował się go odebrać w swoim biurze. –
–
Halo?
Cisza.
–
Halo?
Nic.
Znowu zadźwięczał ten jego głupi zmysł zagrożenia. – Czego do cholery chcesz Parker?
–
Myślę, że znasz odpowiedź Giordano.
Adrian oparł się jednym biodrem o biurko, każdy zmysł w czujności. Słyszał jak Sheri
pluskała się w wannie. Na zewnątrz domu panowała cisza. Słyszał przez telefon oddech
Parkera i dźwięki ruchu w tle. – Ona jest moją partnerką, Parker.
Parker się zaśmiał. – Na pewno.
–
Nosi mój znak
–
Nosi mój znak – warknął Parker
12
–
Sorry, Muttley
13
ale musisz się odpierdolić. Jest tylko moja.
Mógł prawie poczuć uśmiech drugiego faceta. – Sheridan jest najsłodszą kocicą, jaką w
ż
yciu pieprzyłem.- Puma Adriana warknęła zaborczo a jego oczy zabłysły w złocie. – A ona
uwielbia robić to od tyłu. Stawiam, że nadal jestem jedynym facetem, który ją tak wziął.
Wrzeszczy tak głośno i tak mocno zaciska się na twoim kutasie, że masz wrażenie jakby
miała go rozgnieść.
Adrian warknął cicho, jego myśli goniły. Może był jakiś sposób by Parker się skupił na
nim zamiast na Sheri. Uśmiechnął się chłodno. – Wiem – mruknął. Usłyszał jak oddech
Parkera przyspiesza. – Uwielbiam, gdy te jej cudowne usta owijają mojego kutasa.
Wiedziałeś, że byłem w niej, kiedy mnie znaczyła? – Adrian zaśmiał się gładko na warknięcie
Parkera. – To prawda, Parker. Noszę jej znak.
–
Zakurwię cię
14
– wysapał Parker.
–
Jest na górze, naga, mokra i czeka na mnie Parker. Jak tylko odłożę
telefon pójdę na górę i zerżnę ją dopóki każde z nas nie padnie.
–
Jesteś trupem! – Krzyknął Parker.
–
Potem będę spał z nią wtuloną w moich ramionach. Moich ramionach,
Parker. – Ryk Parkera nie był już nawet ludzki. Miał nadzieję, że facet potrafił kontrolować
swoją przemianę, w przeciwnym razie coś okropnie strasznego mogło się zdarzyć bardzo
szybko. – A wiesz, co zamierzam zrobić jutro wieczorem?
–
Co?
Srogi głos na końcu linii zaalarmował Adriana by z tym skończyć. – Te same cholerne rzeczy,
które mam zamiar zrobić dzisiaj. Zerżnąć moją kobietę.
–
Wiem gdzie mieszkasz.
Jeśli Parker myślał, że to go przestraszy, no to miał coś jeszcze. – No to dawaj. I tak na koniec
mój kutas wyląduje w jej cipce.
Rozłączył się i wziął głęboki oddech. Nie kontrolował się, grając z Parkerem w tą
gierkę; mówiąc o swojej księżniczce jakby była jego pustą eks było dla niego
niewyobrażalnie trudne. Nawet nie chciałby inny facet myślał o jej imieniu, a co dopiero o
sprośnościach z jej udziałem.
–
Jesteś pewien, że to było mądre posunięcie?
Odwrócił się, nie był zaskoczony obecnością Gabe’a. Facet zaproponował, że spędzi kilka
nocy razem z nimi. Jednak miał być na zewnątrz w zamaskowanym samochodzie, tak myślał,
a nie w środku domu gdzie mogła go zobaczyć Sheri.
–
Chcę żeby skupił się na mnie. Nie na Sheri czy na Dumie.
Gabe kiwnął głową. – Taa. Przez to jak mówiłeś mu jak bardzo lubisz pieprzyć tę kobietę
pewnie wciągnął się obsesyjnie. – Przesunął się niewygodnie. – Do diabła nawet mnie to
wciągnęło. – Wymamrotał, uśmiechając się chytrze.
Adrian przewrócił oczami – Masz lepszy pomysł?
Gabe wzruszył ramionami. – Nawet, jeśli, to jest już za późno. Będzie dobrze, jak pojawi się
nad rankiem.
–
Kiedy będzie Richard?
–
Już jest. Zatrzymał się u pana Friedelinde.
Rezydencja Friedelindów była prawdopodobnie najbardziej komfortowym miejscem dla
odwiedzającego Alfy sfory i jego towarzyszów. – Zadzwoń do nich i powiedz im, co się stało.
Zadzwonię do Maxa.
Grabe skinął głową i wyciągnął swoją komórkę kierując się do wyjścia.
12
Bosh jak dzieci…;p
13
Pies z bajki „Dastardly i Muttley”
14
Proszę Lady :P
Adrian pokręcił głową, nadal jakoś niepewny jak mógł być podjarany Marshalem i Gabem
jako zastępcą. Władza tego kolesia promieniowała z każdej cząstki jego ciała. Jego luźno
stawiane kroki i odprężona postawa oszukałyby nie jednego. W jednej chwili te ciemno
niebieskie oczy mogły stać się oziębłe jak arktyczny wiatr. Ta wielka postura, prawie tak
wielka ja Simona, poruszała się z gracją i zwinnością, jaką mógł naśladować jedynie
profesjonalny atleta.
Ale kiedy oglądnął się na niego, z zapytaniem w oczach, coś w Adrianie nagle
zareagowało. – Co jest?
–
Richard w to wchodzi.
Adrian westchnął i złapał się za nos. Miał w planach spotkanie z Benem, Marshalem Sfory,
nad ranem by przy kawie pogadać o strategii. Najwyraźniej szlag trafił jego plan – Kurwa.
–
Taa. Powiedziałem mu, że oddzwonię.
–
Ilu ma ze sobą?
–
Czterech. Marshala, zastępcę i dwóch pozostałych.
Adrian gapił się pustym wzrokiem na obraz na ścianie. Plany wirowały w jego umyśle. –
Furgonetka?
Gabe kiwnął i uśmiechnął się. – Zaparkuję ich na rogu.
–
Niech Simon się tym zajmie. Chcę żebyś tu był.
–
Robi się.
Pokręcił głową i złapał za telefon. Streścił wszystko Maxowi, szybko wdrążając go w to,
co się działo. Max zgodził się na współpracę Simona z Richardem, dopóki nie mieli jeszcze
Omegi za to odpowiedzialnej.
Potem poszedł na górę do swojej mokrej, chętnej księżniczki.
***
Sheri właśnie wychodziła z wanny, gdy usłyszała jak wchodził na górę. Słyszała całą
jego rozmowę z Rudym i właśnie chciała zabić Adriana własnoręcznie. Owinęła się ciaśniej
szlafrokiem i czekała, stukając niecierpliwie jedną stopą.
Nie była głupia. Wiedziała, dlaczego powiedział to, co powiedział. Nie musiała
słyszeć jak tłumaczył się Gabe’owi. Jednak fakt, że robił z siebie cel sprawił, że aż
wyskoczyła z wanny. Chciała na niego wrzasnąć, wściekać się i wyć dopóki nie zrezygnuje z
tego idiotycznego planu. Ale było już na to za późno. Rudy mógłby go teraz obserwować, a
jeśli Adrian zginie przez nią to nie przeżyje tego. Myśl o Rudym zatapiającym swoje kły w
Adrianie, ciągnącym jego zakrwawione ciało, spowodowało, że widziała na czerwono. Zabije
Rudy’ego własnoręcznie zanim skrzywdzi jej partnera.
Mężczyzna wszedł do łazienki, rzucając spojrzenie na nią stojącą i zmarszczył brwi. –
Dlaczego się nie kąpiesz?
–
Wyszłam, bo myślałam, że nie starczy miejsca dla mnie i dla ciebie
głąbie.
–
Hę?
Wyglądał na całkowicie zdezorientowanego – Słyszałam twoją rozmowę z Rudym, Adrian.
Westchnął zmęczony. – Księżniczko…
–
Nie księżniczkuj mi tu, Adrianie Giordano! Jak mogłeś wplątać się w
takie niebezpieczeństwo?
Przewrócił oczami i wziął ją za rękę, delikatnie wyprowadzając ją do pokoju. –
Poradzę sobie z Parkerem.
–
No jasne. A poradzisz sobie z nim i jego pięcioma kumplami?
Przyprowadził ją do sypialni i zdarł z niej szlafrok zanim zdążyła mrugnąć. – W łóżku z
Tobą. – Delikatnie ją podniósł i ułożył na łóżku, ostrożnie by nie zrobić jej krzywdy. Poza
tym warknął, kiedy zasapała. – Stawię czoło Parkerowi. Jego kumple staną przez Maxem,
Simonem, Gabem i Richardem Lowellem, plus przed wilkami, które przyprowadził ze sobą
Richard.
–
Więc dlaczego nie zostawisz Rudy’ego sforze?
Obserwowała jak rozbierał się po cichu.- Ponieważ – powiedział, w końcu wspinając się na
prześcieradło – on jest mój.
–
Adrian.
Zakrył jej usta palcem. – Nie próbuj mi tego wyperswadować. Będę go osobiście rozrywać za
to, co Ci zrobił. Oddam mu za każdy siniak na twojej skórze, za każdy znak po ugryzieniu,
jaki po sobie zostawił. A kiedy skończę to sprawię, że będzie krzyczał w agonii.
Spokojny ton jego głosu, rzeczowy sposób, w jaki oświadczył, co planuje zrobić
Rudy’emu, sprawił, że stał się jeszcze bardziej przerażający. – Nie tego chciałam –
westchnęła.
Otarł delikatnie jej policzek swoim w pocieszającym geście. – Wiem. Miałaś nadzieję, że
zobaczy cię tutaj, bezpieczną wśród ludzi i zostawi cię w spokoju. – Patrzał głęboko w jej
oczy, jego nos dotykał jej tak by mogła rozczytać każdy niuans jego ekspresji.
–
Ale tak się nie stanie. Będzie cię tropił. Dzień i noc. Wie gdzie mieszkasz,
jak wygląda twój pies, kim są twoi przyjaciele- a jesteś tu zaledwie od tygodnia. Znając twój
układ, nie zawaha się użyć go przeciwko tobie lub przeciwko twoim przyjaciołom. Zwabi cię
tam gdzie będzie mógł cię dorwać. A jeśli tak zrobi, to i tak będzie trupem. Jeśli Max i Simon
nie dorwą go pierwsi i nie przekażą go w ręce Richarda, który, tak przy okazji, chce go zabić.
Ja go zabiję.
–
Zatrzymanie go nie jest twoim obowiązkiem.
–
Owszem, jest. – Wsunął ostrożnie pod nią rękę – Kilka dni temu Max
potwierdził, że jestem Marshalem.
Zmarszczyła brwi. – Marshalem?
–
Ciągle zapominam, że nie byłaś wcześniej członkiem Dumy. Marshal jest
tym, kto dba o bezpieczeństwo Dumy. Gabe jest moim zastępcą, tak jak Simon jest zastępcą
Max’a.
–
Myślałam, że pani Anderson została skojarzona z Marshalem?
–
Dlaczego tak sądzisz?
–
Kiedy wysłała strażników do McDonald’s… o-oł – szepnęła gdy ukazał
się jego wściekły wyraz twarzy.
–
Wysłała strażników do McDonald’s? – Warknął przez zaciśnięte zęby.
–
Byłyśmy głodne – Spiorunował ją wzrokiem – A poza tym, nie wydaje mi
się by obaj poszli.
–
Oh, w takim razie w porządku.
Zmarszczyła brwi na jego sarkastyczny ton – Daj im spokój Adrian. To nie tak, że
zajmujesz się żołnierzami albo glinami. Zajmujesz się ludźmi, których poproszono o
pilnowanie kogoś, prawie całkowicie obcego człowieka, przed zagrożeniem, z jakim nigdy
wcześniej nie mieli do czynienia.
–
No i?
–
No i daj im spokój, bo ja naprawdę lubię McDonald’s.
Podniósł się i patrzył na nią gniewnie, trzymając obie ręce przed sobą jakby miał coś trzymać.
– Hmm, niech pomyślę. Twoje życie, Big Mac. Twoje życie, Big Mac. – Machał w powietrzu
obiema rękoma
15
– Hej, bez porównania prawda?
Przegryzła wargę by się nie śmiać. – To był naprawdę dobry Bic Mac.
Warknął i postanowiła szybko zmienić temat. Wyglądał jakby był gotowy wyjść z
łóżka, ubrać się i zapolować na jej „strażników” by potraktować ich swoimi ostrymi kłami.
15
Tzn robił tzw niewidoczną „wagę” ;p
–
No więc wyjaśnij mi na nowo dlaczego twoim obowiązkiem jest dorwanie
Rudy’ego?
Westchnął. – To robota Marshala, zlikwidować zagrożenie Dumy.
–
A Rudy jest zagrożeniem dla Dumy.
–
Tak. W momencie, kiedy ruszył za tobą i Bellą stał się zagrożeniem dla
Dumy.
Wiedziała, że decyzja o dołączeniu do Dumy będzie miała swoje konsekwencje. Cena,
jaką zapłaciła Belle, według niej, była zbyt wysoka. Zamknęła oczy, ponieważ wina groziła
jej uduszeniem.
–
Hej.
Otworzyła oczy i zauważyła jego gniew.
–
Lepiej się za to nie wiń.
–
A co jeśli będę? – Szepnęła.
Pokręcił głową. – Nie jesteś odpowiedzialna za akcję z Parkerem.
–
Jeśli Belle nie poświęciłaby się by mnie chronić to nie byłaby teraz
ranna.- Ulga rozświetliła jego oczy na ton jej głosu, a ona wiedziała, że zrozumiał to, że nie
była zmartwiona.
Była wkurwiona.
–
Belle nic nie będzie. Masz moje słowo.
Sheri pokręciła głową. – Jak może być z nią lepiej? Pani Anderson powiedziała mi, że
unieruchomili jej biodro! Jeśli tak zrobili to nie będzie w stanie się zmienić, wiesz o tym.
Westchnął. – Ta kobieta ma za długi język- wymamrotał.
–
Opowiedz mi o tym.
Wykrzywił usta, reszta złości uleciała daleko. – Próbujemy temu zaradzić.
–
A co ze sklepem Emmy?
Jego oczy powiększyły się w szoku zanim ciemne rzęsy je zamknęły, chowając wyraz jego
twarzy. – Co ze sklepem Emmy?
–
Wiem o oknie, doktorze oczywisty.
Zaśmiał się. – To coś nowego.
Przewróciła oczami – no wbijaj mi dzieciaku, mam takich z milion.
–
Przygotuję się – wymruczał, delikatnie kołysząc jej ciało swoim.
Wyciągnął rękę i delikatnie uszczypnął jeden z jej bladych sutków.
–
Oh..
–
Wiem tylko, w co jeszcze chciałbym się wbić.
Pomyślała by trzepnąć go w głowę, ale za bardzo bolało ją ruszanie się. – Po pierwsze, jestem
zbyt obolała by robić to, co masz na myśli. Po drugie, nie odwrócisz seksem mojej uwagi.
–
Nie? – Nadął wargi, oczy migotały w psocie.
–
Nie.
–
Jesteś pewna? – Zapytał, gdy jego gorący język otarł się o jej twardy
sutek.
–
Pewnie – wydyszała nie będąc już do końca pewną, na co przytaknęła.
–
Wyjdziesz za mnie? – Szepnął tuż przed tym jak pocałował ją z
niewyobrażalną gruntownością.
–
Pewnie.. Czekaj, co?
–
Za późno – uśmiechnął się triumfalnie.
–
Czekaj, czy nie walczyliśmy jakąś minutę temu?
–
Nie
–
Ale…
–
Hej, żadnych odwrotów!
–
Adrian! – Zaśmiała się, kochając widok jego oczu iskrzących się do niej.
Pokręcił głową. - Nie taki krzyk chciałem dzisiaj usłyszeć kochanie. Domyślam się, że będę
musiał się bardziej postarać. – Westchnął radośnie.
–
Głupek – zaśmiała się bez tchu, gdy jego usta znowu wylądowały na jej
piersi.
Delikatnie gładził ustami jej sutek, zaledwie ssąc go między swoimi wargami. – Hej,
badania wskazują, że orgazmy bardzo dobrze uśmierzają ból. To ma związek z tymi
cudownymi endorfinami rozlewającymi się przez całe twoje ciało. Trzymaj się kochanie.
–
Nie… pewnie.. mogę. – Wysapała zdesperowana by zbliżyć się do niego.
Ból w jej ciele wydał się ustępować, kiedy dotknął ją tak, co możliwe, że miało coś
wspólnego z tymi endorfinami.
Albo może to był tylko jego dotyk. Wszystko wydawało się lepsze gdy ją dotykał.
–
Jeśli nie wytrzymasz tego to będę musiał wymyślić inny sposób by cię
uśpić – szepnął, uśmiechając się tym jego niegodziwym, szerokim uśmiechem. Pocałował ją
w czubek nosa, kiedy pisnęła i zamarła – Dobra dziewczynka.
Skubał szlak po jej szyi do swojego znaku, nie ugryzł. Chciała by to zrobił, oh, tak
desperacko, ale ją tylko uciszył i ruszył.
Motyle - pocałunki tworzyły swój szlak w dół jej ciała, zatrzymując się przy każdej piersi, by
czule złożyć im hołd. Usta, zęby i język grały na jej ciele, gdy dawał z siebie wszystko by
zapomniała o bólu. Swoje ciało trzymał od niej na dystans, unosząc się nad nią, gdy ruszył w
dół, prawie jakby obawiał się jej dotknąć. Wlókł się po siniaku na jej biodrze, zaledwie
oddychając, gdy warknął.
–
Te prawie- pocałunki bardziej złagodziły ból w jej sercu niż ból w
biodrze. Zamknęła oczy i zadrżała, gdy ruszył do jej nogi. Pocałował pełen szacunku jej obie
stopy, gdy skierował się do drugiej nogi. Rozsunął je, całując miękko wnętrze jej uda.
Czekała, aż ją tam uszczypnie, chciała czuć jego zęby, ale znowu odmówił. Zamiast tego,
zaczął długie, powolne, mokre liźnięcia jej cipki, co uleczyło ją w ciągu sekund. Szlag trafił
jej opory, by nie podążyć za tym gorącym językiem, gdy systematycznie nad nią pracował, z
cipki do łechtaczki, nie zatrzymując się, przyspieszając lub spowalniając.
Zaczynało brakować jej tchu, jej biodra pofalowały pomimo jej starań by utrzymać je
na miejscu. – Tak dobrze – szepnęła tuż przed tym ja orgazm potoczył się przez nią, gorący i
rozkoszny jak cukierek.
Otworzyła oczy, gdy osunął się na nią. Czuła każdy cal jego twardości napierającej
nią, gdy się powstrzymywał. – Kocham cię – szepnął tuz przed tym jak wziął jej usta z
dominacją, co wprawiło ją w uczucie słabości i dreszczy.
Pieprzył ją powoli, ostrożnie by nie szarpnąć. Widziała obietnicę w jego oczach. Jak
tylko ból minie da jej wszystko to czego oboje chcieli, dobry, ostry seks, który pozbawi ich
tchu, pełen potu i bardzo, bardzo zadowalający.
Dzisiejszego wieczora, dał im to, czego oboje potrzebowali.
Wyciągnęła ręce i owinęła nimi jego szyję, prawie chowając grymas, jaki wywołał ten
ruch. – Też cię kocham.
Otworzył szeroko oczy i, jak gdyby te słowa były powodem, doszedł z jękiem.
***
Leżał tam, gdy spała w jego ramionach i próbował zasnąć, ale przez każdy malutki
hałas w domu automatycznie otwierał oczy. Przez skrzypnięcie huśtawki na ganku prawie
wyskoczył z łóżka. Wiedział, że Gabriel ich strzegł, jednak jakaś jego cząstka nie mogła się
po prostu zrelaksować. Nie po jego rozmowie z Parkerem. Nie było cholernej mowy by
dzisiaj zasnął i wiedział o tym. Byłby szczęśliwy, gdyby się trochę zdrzemnął.
Sheri sapnęła we śnie i owinęła się ciaśniej wokół niego. Wzdychając, ułożyła się z
powrotem, z jedną ręką na jego brzuchu i jedną nogą narzuconą na jego obie nogi.
Jeśli wkrótce nie schwytają Rudy’ego to stanie się potężnie zmęczonym koteczkiem.
Pocałował swoją księżniczkę w czoło i poddał się w czuwaniu nad jej snem.
ROZDZIAŁ VIII
Richard Lowell był ogromny i oszałamiający. Mężczyzna z łatwością sięgał dwóch
metrów. Szerokie, potężne ramiona dopełniały masywnie umięśnione ręce skrzyżowane na
jego piersi. Blado- niebieskie oczy na twarzy po przejściach patrzały chłodno na Adriana.
Wzdłuż lewego policzka przebiegała blizna, której wściekła czerwień sygnalizowała
Adrianowi o swojej świeżości, prawdopodobnie miała około kilku tygodni. Odkąd był
nowym Alfą Sfory, otrzymywał „kursy walki” od pozostałych podczas wyzwań o dominację.
Długie jasno- czerwone włosy były ciasno splecione w warkocz, który sięgał mu do pasa. Był
ubrany w czarne jeansy i ciemno- niebieski sweter, który naciągnął się od jego umięśnionej
klaty.
–
Co masz na myśli mówiąc, że jedziesz by przywieźć inną kobietę?
Belinda miała być wypisana ze szpitala. Była tam o dzień dłużej od Sheri. Odmówiła pójścia
do psychiatryka, wybierając zamiast tego terapię psychiczną ambulatoryjnie.
–
Obie kobiety są w niebezpieczeństwie, Belle również, bo uratowała Sheri
od pędzącego samochodu. Myślę, że najlepiej będzie mieć je pod jednym dachem, zwłaszcza
dopóki Belle nie będzie mogła sama się obronić. Gabriel będzie pilnował Sheri, podczas gdy
ja przywiozę Belle.
–
Nie wydaje mi się żeby to było mądre.
Adrian gapił się na wielkiego Alfę Sfory. – Jesteś tu. Chcesz mi powiedzieć, że Parker jest w
stanie pokonać ciebie, twojego Marshala, jego zastępcę, mojego zastępcę i dwóch pozostałych
wilków by dostać się do mojej partnerki?
–
Wyślę jednego z moich wilków by przywiózł kobietę.
Adrian przewrócił oczami. – Jasne, spoko. Belle spojrzałaby na twojego kolesia i krzyczała w
niebogłosy. Bez urazy, ale ona nie wie, że jesteście od Adama, a teraz ma powody by być
bardziej ostrożną, jeżeli chodzi o wilki.
–
Ale tobie ufa, odkąd jesteś w Dumie. – Richard nadal patrzał na niego
chłodno. – Zatem jeden z moich ludzi pojedzie z tobą, albo wyślij swojego zastępcę.
Gabe zarumienił się. – Ze mną też nie będzie chciała pójść.
Richard spojrzał krótko na szeryfa zanim znowu powrócił chłodnym wzrokiem do Adriana.
–
Masz na myśli to, że kobieta nie może ufać członkowi Dumy?
Zacisnął czubek swojego nosa; ból głowy, z jakim się rano obudził stawał się coraz gorszy.
–
Spójrz, między Belle a resztą Dumy były jakieś problemy, które nadal
rozbrzmiewają i nie są jej winą. Ufa zaledwie kilku ludziom. Mam tylko nadzieję, że jestem
jednym z nich. – Spojrzał naokoło pokoju na pięciu wilków i trzy Pumy. – Sheri nie opuści
tego domu i jest jedną z osób, którym ufa Belle. Emma i Becky robią porządek z
wandalizmem w ich sklepie. Max i Simon pójdą ze mną po Belle i, nie, nie wyślę ich samych;
również im grozi niebezpieczeństwo. Gabe będzie pilnował mojej partnerki. Pytam czy
zostaniesz tu i mu pomożesz. Jeśli nie to poczynię inne starania.
Moc płynąca od Richarda była inna niż moc, którą Max emanował z taką łatwością.
Ten facet był niewiarygodnie silny, ale ta różnica pomiędzy niezależnym, moc silnej woli
Alfy Dumy i dominujący młot, którym Alfa Sfory władał tak jakby próbował walnąć Adriana
do kompletnie innej uległości. Richard miał gdzieś to, czego chciał Adrian. Swoją siłą woli
wymagał od niego posłuszeństwa. Pewnie zawsze to dostawał.
Ale nie dzisiaj.
Adrian wiedział, ze miał rację. Postępował według swoich instynktów jak Marshal
Dumy, a nie jak Puma, którego partnerka jest w niebezpieczeństwie. Myśl o wysłaniu Maxa i
Simona samych do szpitala wzbudziła u niego panikę. Gapił się na Alfę, nie ruszając się o cal,
podczas gdy Gabe chwycił się za głowę i zajęczał. Sheri zwinęła się w kulkę, piszcząc od siły
płynącej przez pokój.
–
Odpuść sobie Rick, on się nie ruszy. – Powiedział z uśmiechem Marshal
Sfory gdy jego zastępca również chwycił się za głowę i jęknął. Pozostałe wilki zupełnie
skuliły się na podłodze od pokazu nastroju ich Alfy.
Władza, którą władał Richard nagle ucięła. – Uparty z ciebie mężczyzna. – powiedział
miękko Richard.
–
Jestem Marshalem swojej Dumy, a każdy mój instynkt podpowiada mi
jak niebezpiecznie jest wysłać Max’a po Belle beze mnie.
Richard gapił się na niego przez dłuższy czas po czym kiwnął głową. Odwrócił się do
swojego Marshala. – Zabezpiecz teren, Ben. Daj znać, kiedy przyjadą Alfa i Beta Dumy.
Mężczyzna kiwnął głową i skinął na pozostałych wilków. Opuścili dom by
przypuszczalnie „zabezpieczyć teren” dla satysfakcji swojego Alfy.
–
Dziękuję.
Drugi mężczyzna w końcu się uśmiechnął – Żaden problem.
Adrian pokręcił głową i usiadł obok Sheri. Przyciągnął ją blisko, nie zdziwiony, gdy
schowała twarz w jego ramieniu. – Gdy tylko pozostali tu dotrą ja wyjdę. Belle będzie tutaj
spać,
z
nami,
dopóki
nie
rozprawię
się
z
Parkerem.
W porządku?
Kiwnęła głową.
–
Boli cię głowa księżniczko?
Pokręciła głową.
Richard uklęknął przed nimi, lodowato - niebieskimi oczami spojrzał miękko na
drżącą kobietę. – Obiecuję, że Parker nie kiwnie na ciebie palcem dopóki jesteś pod moją
opieką.
Sheri spojrzała na ogromnego mężczyznę. Ugryzła się w wargę, z niepewnością w
oczach gapiła się na niego. – Mogę na ciebie spojrzeć?
Puma Adriana zawarczała. „Spojrzeć” na Richarda oznacza być z nim nos w nos, czyli coś, z
czym nie czuł się komfortowo.
Richard spojrzał na Adriana, potem znów na Sheri. – Rozumiem twoje
zdenerwowanie, rozważając, że to wilki cię zaatakowały. Jeśli przez to poczujesz się lepiej, to
oczywiście, um – zmarszczył brwi, trochę zmieszany – spójrz na mnie.
Adrian rozsiadł się i zmusił siebie samego, by pozwolić swojej partnerce zbliżyć się do
wielkiego, złego wilka.
Sheri gapiła się na dużego rudego faceta i spróbowała zapamiętać, że był tu by pomóc.
Fakt, że pachniał jak wilk nie za bardzo pomógł. Jego chłód i potęga jedynie jeszcze bardziej
ją przestraszyły.
Ale kiedy klęknął przed nią i spróbował ją uspokoić, wiedziała, że zrozumiał. On tylko
wydawał się zimny. Każdy jej instynkt podpowiadał jej, że ten facet szybciej ugryzłby się w
łapę niż skrzywdziłby kobietę. Nie miała pojęcia skąd to wiedziała, po prostu wiedziała.
Może to było przez jego zapach albo przez sposób, w jaki natychmiast uchwycił jej
problem i próbował go naprawić. Przez to jak otworzył się przed nią, pozwolił jej zębom i
pazurom zbliżyć się niebezpiecznie do swoich bezbronnych oczu i szyi, nigdy by nie zrobił
czegoś podobnego, gdy poczułby wewnątrz jakiekolwiek zagrożenie. Dodało jej to otuchy.
Wychyliła się tak, blisko, że nosem prawie go dotknęła. Poczuła napięcie Adriana i
wiedziała, że nie doceniłby tego gdyby doszło do kontaktu między nią a innym mężczyzną.
Blado- niebieskie oczy patrzały na nią od zniszczonej przez bitwy twarzy. Pod warstwą
lodu ukrywał naturę człowieka bardziej współczującego i opiekuńczego niż kiedykolwiek
widziała, zmieszany z determinacją, by chronić tych, których miał pod opieką. Łatwo było to
ujrzeć. Zbyt często widziała to w oczach Adriana by się mylić.
Ale w tym mężczyźnie było to wyjątkowe. Podczas gdy specjalne zdolności Adriana
powiadamiały go o niebezpieczeństwie tylko wtedy, gdy ono następuje, to ten facet był
zawsze „uświadomiony”, zawsze zorientowany co się dzieje z ludźmi, których traktował jako
swoich. Jeśli groźba Parkera nie podsycałaby jej partnerowi mocy to jęczałby tak samo jak
Gabe.
–
Teraz widzę, dlaczego jest twoją partnerką – powiedział, patrząc jej w
oczy. Co w nich zobaczył, tego nie wiedziała, ale wydawało się go to uspokajać tak samo jak
to, co zobaczyła w jego oczach – Zauważa głębię, bardziej niż ktokolwiek inny kogo
spotkałem.
–
Ale Rudy jednak mnie nabrał.
Znowu stał się zimny, chowając się za lodowatym spojrzeniem – Tylko, dlatego, że
widzisz głębię nie oznacza, że widzisz to, co myślisz.
Wstał, górując nad nimi i patrzał na ich złączone dłonie. – Będzie z nami bezpieczna.
Jedź po tamtą kobietę.
Odwrócił się i poszedł do kuchni bez oglądania się za siebie.
Sheri stukała nerwowo palcem o swoją nogę. Oglądała telewizję, próbując nie myśleć
zanim pozostali nie wrócą. Całkowity bezruch Richarda nie pomagał, nie było zbytnio
relaksująco. To był bezruch drapieżnika czekającego by zaatakować z odległości swoją
zdobycz. Stał z dala od okien i drzwi, upewniając się, że zrobiła to samo i trzymał się między
nią a drzwiami i oknami parę razy jak się przenosiła. Sprawdził każde pomieszczenie zanim
do niego weszła.
Zarządził swojemu Marshalowi i pozostałym odbycie warty. Marshal zgodził się
czując, że ochrona ich obojga było jego robotą. W skrócie, zagrał doskonałego ochroniarza.
Gabe był na zewnątrz z pozostałymi wilkami, tylko on był zaznajomiony z leśnym terenem za
domem Adriana.
Jej komórka zadzwoniła. Rozbawiony chichot doszedł zza jej ramienia gdy usłyszał
melodyjkę.
–
Skąd to wytrzasnęłaś?
–
Ze strony Looney Tunes – odpowiedziała wyjmując telefon ze swojej
torebki.
Zachichotał jeszcze bardziej, gdy Sylwester kocim głosem powiedział raz jeszcze – Masz
rację, cwaniaczku. Widziałeś koteczka!
–
Halo?
–
Cześć Sheridan.
Poczuła jak jej krew zamarza gdy miękki, warczący głos Rudy’ego wypełnił jej uszy.
Spojrzała na Richarda, mając nadzieję, że jest w stanie zauważyć wyraz jej twarzy, ale stał do
niej tyłem.
–
Cześć Rudy.
–
Słyszałem, że byłaś zajętą, bardzo zajętą dziewczynką, Sheridan.
Oblizała usta, gdy Richard ruszył do jednego z kuchennych okien. – Tak, jestem.
–
Chciałbym się spotkać i przedyskutować to, co wykombinowałaś. Może
podczas lunchu.
–
Sorry, ale według mojego grafiku jestem zajęta do 2060 roku. Może
innym razem.
–
Naprawdę? Bo wiesz, Giordano byłby zachwycony gdybyś do nas
dołączyła.
Zamarła. – Adriana z tobą nie ma.
–
Nie? Rozmawiałaś z nim odkąd pojechał do szpitala?
Richard odwrócił się i gapił na nią, ale był zbyt daleko by mogła ujrzeć wyraz jego twarzy. –
Nie, nie rozmawiałam.
–
Powiem ci coś, Sheridan. Jestem hojnym facetem. Zadzwonisz do niego
by wiedzieć jak się miewa. Zadzwonię niedługo. Sprawdź tylko czy dasz radę się z nim
połączyć.
Połączenie zostało przerwane.
Z drżącymi rękoma i głosem wybrała numer do Adriana. Żądnej odpowiedzi.
Próbowała zadzwonić do Max’a, a potem do Simona.
Bez skutku.
J
ej serce łomotało ze strachu, zaczęła wybierać numer do Emmy. Kiedy telefon
ponownie zadzwonił podskoczyła – Słucham?
–
No, więc, Sheridan? Dodzwoniłaś się do kogoś?
–
Nie – wyszeptała, przerażona nie dowierzając.
–
To dziwne, bo mógłbym przysiądź, że słyszałem jego telefon.
Napawający się triumf w jego głosie wysyłał cząstki terroru po jej kręgosłupie.
–
Czego chcesz?
–
Hmm. No, więc, moi ludzie zaczynają być głodni. Jesteś pewna, że nie
chcesz dołączyć do nas na lunch?
Pisnęła. Wiadome było, że wataha wilków na wolności żywiła się samotnymi pumami.
–
Powiem ci coś, skarbie. Zaplanowałem to sobie, więc możesz opuścić
tego Neandertalczyka, któremu wydaje się, że cię ochroni. Opuścisz dom, pójdziesz ze mną, a
może nie nakarmię swoich kumpli twoim Giordano. Umowa stoi?
Zanim zdołała odpowiedzieć Rudy się rozłączył.
–
Nawet o tym nie myśl.
Spojrzała na wielkiego Alfę Sfory. Groźba ulatywała od niego falami. – Nie mam
wyboru.
–
Więc nie oszukuj się sądząc, że wydostaniesz się stąd beze mnie. Dźwięk
wystrzału zakłócił wszystko co chciała powiedzieć. Krzyk agonii wił się od kolejnego strzału.
–
Cholera! Czekaj tu! – Powiedział Richard. – To jest pewnie to, o czym
mówił. Rusz się do frontowych drzwi, będę tuż za tobą.
Zauważyła, że wyjął coś zza pleców i zdała sobie sprawę, że była to broń. Naprawdę
miała nadzieję, że była to broń.
Ruszyła naokoło kanapy by chwycić za smycz Jerrego, ale ręka Richarda ją
zatrzymała. – Zostaw go. Będzie tu bezpieczniejszy. – Skinęła mu na zgodę i ruszyła do
frontowych drzwi otwierając je powoli.
Trzeci strzał zabrzmiał zanim je otworzyła, wstrząsając nią. Usłyszała jęk Richarda tuż przed
tym jak upadł, pociągając ją za sobą.
–
Wstawaj, Sheridan. Idziemy.
Rudy chwycił ją za ramię i zaciągnął do samochodu. – Bądź wdzięczna, że mam mało
czasu – powiedział, gdy pchnął ją do samochodu. – W przeciwnym razie upewniłbym się, że
ten wielki skurwiel zdechł. – Wsiadł za nią, wciskając się blisko niej. – Jedź – warknął do
kierowcy.
–
Puszczaj mnie – powiedziała Sheri, starając się odepchnąć go od siebie.
Kolejny strzał wystrzelił i tym razem Rudy przeklął.
–
Nigdy w życiu. Znowu jesteś moja i za nic w cholerę nie pozwolę ci
uciec.
Kiedy zaczął rozpruwać jej ubrania zaczęła walczyć. Złośliwe klepnięcie ogłuszyło ją
na tyle, by mógł rozerwać jej sweter. Przez krótką chwilę pomyślała o przemianie, ale nadal
była za bardzo ubrana. Plącząc się w jeansach jeszcze bardziej naraziłaby swoje życie.
Więc walczyła z nim zębami i pazurami, gdy warknął nad nią, modląc się by Adrian
przybędzie zanim Rudy skończy to, co zaczął.
Max zatrzymał się przy domu Adriana i warknął. – Problemy.
–
No nie pierdol, Sherlocku, jaką masz wskazówkę? - Odwarknął Simon,
wyskakując z Durango. – Co tu się do cholery stało?
Gabe wyszedł na ganek z pistoletem w ręku. – Dwa strzały z tyłu, jeden od frontu. Richard
padł, lecz żyje. Jeden trup, jeden ranny, obaj nasi.
–
Sheri? – Warknął Adrian.
Gabe pokręcił głową – Nie jestem pewien, co się stało ale jak tylko strzały wystrzeliły
wybiegła z domu. Jeden z ludzi Rick’a widział ją, ale nie był wystarczająco blisko by się do
niej dostać. Rick próbował ją zatrzymać, ale padł. Mamy numery rejestracyjne, a wilk podążał
za samochodem tak długo jak mógł zanim nie musiał zawrócić.
–
Gdzie ty do diabła byłeś?
–
Próbowałem dorwać snajpera.
–
I?
–
Uciekł, gdy usłyszałem strzały od frontu. Strzelałem do samochodu jak tylko ruszyli,
ale nie trafiłem w oponę.
–
KURWA!! – Krzyknął Adrian. Obiema rękoma trzymał się za głowę. –
Co ona do cholery sobie myślała? – Warknięcie pełne bólu wydobyło się od Alfy Sfory
siedzącego na ganku. – Rudy powiedział jej, że cię dopadł. Nie mogła się z tobą
skontaktować, więc mu uwierzyła. Masz włączony telefon? – Ścierka przyciśnięta do jego
ramienia przesiąkła krwią.
–
Będzie w cholernie wielkich tarapatach, gdy ją znajdę – warknął Adrian
sprawdzając swój telefon – Tak, włączony.
–
Wasze też? – Richard wskazał brodą na Maxa i Simona.
–
Taa.
–
Po tym, co wydarzyło się we Wallflowers? Włączony do cholery.
–
Sprawdź w samochodzie czy nie ma tam żadnej zagłuszającej stacji RF-
powiedział Gabe do jednego z wilków. Facet kiwnął głową i poszedł sprawdzić.
–
Do diabła co to jest za zagłuszająca stacja RF ? – spytał Simon.
Urządzenie zakłócające fale radiowe. Nielegalne, ale dla inżyniera mechaniki łatwe do
zbudowania. – Odpowiedział Gabe.
Wilk wrócił z małym żółtym urządzeniem wielkości karty. – Dlatego nikt nie mógł cię
złapać.
–
No dobra, Adrian, myśl! Gdzie ona jest? – Rozkazał Max.
–
Skąd kurwa mam wiedzieć?
Max spiorunował go wzrokiem, gdy Simon poszedł pomóc Belindzie wysiąść z
Durango. – Jesteś Marshalem. Ona należy do Dumy. Gdzie ona jest?
Skoncentrował się na swojej partnerce, jego oczy zamieniły się w złote, gdy poczuł gdzie
Rudy ją dotykał. – Zakurwię go.
–
Dobrze. Gdzie są?
–
W samochodzie, jadą. On… – Adrian warknął, utrzymując z trudnością
wrzask swojej Pumy. – Myślę, że chce ją zgwałcić a ona się broni. – Zgubiła gdzieś swoje
okulary i ból spowodowany światłem był nie do zniesienia. Czuł jakby jego oczy były dźgane
nożem.
–
Możesz cokolwiek poczuć?
Adrian znalazł się na przednim siedzeniu Durango. Wielki, rudy wilk wskoczył na tylne
miejsce, krew z ran na jego ramieniu poplamiła całą skórzaną tapicerkę Max’a. Kolejny wilk,
ten mniejszy i jasno- rudy (Marshal Ben wyszeptała jego Puma) dołączył do większego,
zranionego. Węszył, ale zapach krwi i wilka prawie go ogarnął.
–
Musisz posłużyć się jej zmysłami, nie swoimi. Co ona czuje?
–
Dlaczego ty tego nie spróbujesz? Warknął Adrian.
–
Zrobiłbym to gdybym tylko mógł, ale nie mogę. Nie jestem Marshalem.
Wziął głęboki wdech i jeszcze raz spróbował ją namierzyć. Czuła zapach Parkera,
kierowcy i swojej własnej krwi, gdy Parker pazurami rozpruł wszystko do jej miękkiego
ciała…
A także zapach „Susquehanna River”.
–
Cholera. Jest jakieś piętnaście minut dalej, gdzieś bliżej „Susquehanny”.
Max wystartował z piskiem opon. – Myślisz, że kierują się na Harrisburg?
–
Nie jestem pewien. Jeśli zjedzie na I76 to skieruje się na Ohio albo dalej
na wchód do Philly.
–
Musimy go złapać zanim wjedzie na autostradę.
Zadzwonił mu telefon. – Gabe.
–
Już jadę alternatywną trasą. Zastanów się nad eskortą policji.
–
Dzięki koleś.
–
Ż
aden problem. Czuję kurwa co on jej robi. Sukinsyn.
–
Dorwiemy go zanim wjedzie na autostradę.
Gabe wciągnął powietrze. – Nigdy ich nie dopadniemy, jeśli wywiozą ją ze stanu.
–
Nie pierdol.
16
–
Kieruje się na wchód i może zjechać na I95.
–
Wiem.
–
Dzwonię po posiłki. Zaufaj mi, nie pojedzie za daleko.
Adrian gapił się na telefon w swoich dłoniach i zastanawiał się, co kombinuje jego Zastępca.
***
–
Do jasnej cholery! Trzymaj się kurwa drogi Steve!
–
Próbuję Rudy, ale tam jest jakaś blokująca kolumna pierdolonych Yahoo
z ciężarówkami!
Rudy podniósł z rykiem głowę z nad jej biustu. Właśnie zdjął jej jeansy, zostawiając ją
zupełnie nagą. – Jedź naokoło.
–
Myślisz, że co ja do cholery robię?
Sheri pisnęła gdy rozbrzmiały strzały.
–
Co do kurwy?
–
Strzelają do nas!
Rudy usiadł i wyciągnął swój pistolet. Zerknął nad zagłówkiem siedzenia i patrzał w
przednią szybę, a zapach Pumy się rozprzestrzeniał. Tymi ‘yahoos’ byli jej kumple z Dumy.
Sheri ledwo widziała także nie podnosiła się. Rozpoznała dźwięk strzelającego karabinu i
zrobiła tylko to, co przyszło jej do głowy. Opadła na podłogę samochodu i ukryła głowę w
rękach.
Kule roztrzaskały przednią szybę, obsypując Sheri odłamkami. Rudy znowu przeklął i
strzelał, gdy Steve desperacko próbował ominąć blokadę.
–
Kurwa!
–
Co jest? – Warknął Rudy na swojego kierowcę.
–
Przedziurawili opony.
16
W sarkastycznym tego słowa znaczeniu ;p
Czuła jak samochód ślizgał się, gdy kierowca próbował nim wymanewrować. –
Adrian! – Krzyknęła tak głośno jak tylko mogła, całkowicie pewna, że był za to
odpowiedzialny i modląc się by ją usłyszał w tej strzelaninie.
Bo jeśli nie wydostanie jej stąd, to jej Puma owszem. A wtedy naprawdę nastanie piekło.
***
Dźwięk krzyku jego partnerki przełamał coś w Adrianie. – Tam – warknął
rozpruwając już swoje ubranie. Wiedział, że ludzie, którzy zrobili blokadę byli Pumami; Gabe
zadzwonił do niego jak tylko ich ustawił. Dawali z siebie wszystko by utrzymać Rudego
dopóki nie przyjedzie i nie zabije go.
Przekształcił się na przednim siedzeniu, nie zważając na to, że pazurami rozrywał
skórzany fotel Max’a. Max wyciągnął rękę by otworzyć mu drzwi a on wyskoczył, biegnąc
prosto w stronę samochodu Rudego, gdzie trzymał jego partnerkę.
Ś
nieżno- biała Puma wyskoczyła z tylnego okna z niewymagającym wysiłku
wdziękiem, co tylko go pobudziło. Jej lśniące czerwone oczy spojrzały na niego ze strachem,
miłością, ulgą i nadzieją. Była prawie bezpieczna.
Usłyszeli strzały.
Zachwiała się i upadła.
A jego serce, tracąc najważniejsze, przestało bić.
Spojrzał ze swojej leżącej partnerki na mężczyznę w samochodzie, wilka owianego jej
zapachem, z dymiącą jeszcze bronią w ręku i zdał sobie sprawę, że ma coś jeszcze do
załatwienia zanim dołączy do swojej Sheri. Ale wielki czerwony wilk pojawił się tuż obok
niego, skoczył do samochodu i jednym pociągnięciem rozerwał gnojowi gardło.
Adrian podczołgał się do swojej partnerki i schował twarz w jej ranie. Ku jego uldze
zamruczała a jego serce znowu zaczęło bić.
Ż
yła.
Skulił się dookoła niej i pozwolił wilkom zając się pozostałymi. Miał ważniejsze rzeczy do
zrobienia.
EPILOG
–
Twoje serce stanęło.
–
Myślałem, że moja partnerka nie żyje. To oczywiste, że stanęło.
–
A co się stało z tymi wspaniałymi zdolnościami Marshala? Można by
pomyśleć, że powiedzieli ci, że jestem jedynie oszołomiona.
Adrian przyciągnął ją bliżej siebie. – Taa, więc, nie myślałem tak w tym momencie.
Przez godziny nie był w stanie pozwolić jej odejść. Siedzieli na ganku, skuleni na jego
huśtawce, ciesząc się nocnym powietrzem. Prawie czuł ten chłód. Trzymał w ramionach
swoją już bezpieczną królewnę śnieżkę, utrzymując swoje ciepło. Nie zaszkodziły też cztery
koce, którymi się owinęli. Wspomniała coś o kupieniu chiminei na ganek. Musiała mu
wytłumaczyć, co to było. Kiedy powiedziała, że jest to przenośny kominek w meksykańskim
stylu, jego Puma zamruczała zgadzając się z tym pomysłem.
Pomimo wszystkiego, jego księżniczka lubiła wychodzić wieczorem na zewnątrz a on
musiał utrzymać jej ciepło. Nie mógł doczekać się lata, kiedy pokaże mu jak fajna jest „kąpiel
w świetle księżyca”.
Trąciła nosem jego szyję, darując mu mały pocałunek. – Nic mi nie jest. Gdy tylko
zmieniłam się ponownie w człowieka krwawienie ustało. Pozostała tylko rana na ciele.
Chociaż, przyznaję, że piekło jak jasna cholera.
Przyciągnął ją jeszcze bliżej warcząc nisko.
–
Nie mogę. Oddychać.
Poluzował uścisk z obrażonym śmiechem. – Nie wydaje mi się, że będę w stanie spuścić
cię z wzroku przez jakiś czas, kochanie. - Psiakrew, gdyby mógł to zaopatrzyłby się w nosidło
i nosił ją wszędzie.
–
Co się stało z pozostałymi z watahy Rudy’ego?
Adrian warknął – nie żyją. – I bardzo dobrze. Adrian omal nie stał się zdziczały do
czasu, aż nie przywieźli Sheri do domu. Jeśli którykolwiek z tych palantów by przeżył,
zjadłby go. Dosłownie.
–
Nie powinnaś chodzić. – Powiedział głęboki, chłodny głos. Odwrócili się
i zauważyli, że okno za nimi było lekko otwarte, prawdopodobnie by wywietrzyć zapach
krwi. Spojrzeli na siebie, całkowicie pewni, na kogo Richard tak warczał.
–
No sorry uczęszczałeś może na jakieś nauki medyczne? Nie? To się
zamknij. – Belinda wysapała, obolała i wkurwiona jednocześnie.
–
Cierpisz.
Belinda zadyszała kpiąco. – Ja? Naprawdę? Nigdy bym się nie domyśliła.
–
Dlatego nie powinnaś chodzić.
–
Mój lekarz powiedział, że mam się ruszać tak często jak to tylko możliwe,
bo przyspieszy to proces leczenia.
–
Ś
miercionośna zadyszka, powodująca zawał serca przyśpieszy proces
leczenia? W takim wypadku wyleczysz się błyskawicznie.
–
Słuchaj, Dick
17
, teraz pewnie tłoczyliby we mnie litry morfiny, ale jeśli
chcę się zmieniać to muszę pozbyć się tego usztywniacza. Jeśli chcę się go pozbyć to muszę
wyzdrowieć. Aby wyzdrowieć muszę to wychodzić. Więc siat. Zostań. Dobry piesek. Arf.
Adrian i Sheri patrzeli z szeroko otwartymi oczami. Belle była zgryźliwa dla wielkiego
Alfy Sfory?
–
Musi ją okropnie boleć. – wyszeptała Sheri.
17
Dick to również zdrobnienie od imienia Richard. ;p
–
Siadaj zanim się przewrócisz! – Ryknął Richard.
–
Połóż na mnie, choć jedną łapę a odgryzę ci ją! Zrozumiano Dick?!
–
Przestań mnie tak nazywać!
–
To przestań się tak zachowywać! Nienawidzę tak na ciebie mówić, Dick,
ale nie jesteś moim szefem!
–
Ooo tak? – Nastąpiła chwila ciszy a potem Richard zawył. – Ała! Ugryzłaś
mnie!
Adrian zaczął się śmiać, trząsł cicho ramionami. Sheri zakryła buzię ręką, jej oczy
wypełniło przerażające rozbawienie.
–
Odwal się Fido. Tylko nie mów, że cię nie uprzedzałam.
Kiedy wielki Alfa warknął, Adrian znalazł się w domu zanim jeszcze zdążył mrugnąć. -
Odsuń się, Richard.
Alfa Sfory rzucił mu wściekłe spojrzenie. – Nie grożę jej! W każdym razie nie za bardzo.
– Wymamrotał piorunując spojrzeniem blondynkę okrążającą pokój Adriana. Używała
obrotowego chodzika, który polecił jej szpital. Ból trawił piękne linie jej bujnych ust a jej
zielone oczy świeciły na wielkiego rudzielca. Była ubrana w najnędzniejszy niebieski
szlafrok, jaki kiedykolwiek widział, a na nogach miała niebieskie kapcie – króliczki.
Ben, Marshal Sfory, stał obok swojego Alfy, ukrywając buzię w dłoni i próbując
opanować swój śmiech.
–
Czy to nie czas, byś podreptał sobie z powrotem do swojej nory, Dick?
Uśmiech Richarda był zmysłowo chłodny – Nie bez swojej partnerki.
Belle zmarszczyła brwi. – Chyba ktoś został nieszczęśliwie z Tobą skojarzony. Biedna
suka. Przekaż jej moje kondolencje.
Uśmiech spełzł z jego twarzy. Sheri stanęła przy Adrianie, wargi jej drżały.
–
Belle? – Powiedziała. Brzmiało to tak jakby dławiła się ze śmiechu.
–
Czego? – Warknęła Belle, jej oczy zabłysły złotem, gdy jej Puma się
wynurzyła.
–
Wydaje mi się, że ma na myśli ciebie.
Oczy Belle poszerzyły się, gdy duży Alfa Sfory kiwnął głową.
–
Popatrz na to z drugiej strony Belle. – Adrian udławił się, gdy próbował
się nie zaśmiać. Belinda wyglądała jakby połknęła żywą rybę. – To powinno rozwiązać twoje
problemy z Dumą.
–
Później opowiesz mi o wszystkim. Nieprawdaż – Alfa skrzyżował swoje
umięśnione ręce na klacie i spojrzał gniewnie na Belle.
To nie była prośba, a rozkaz, przez który Belle zesztywniała. Adrian zdecydował, że
najwyższy czas opuścić linię ognia. Kręcąc głową, chwycił Sheri za dłoń i pociągnął ją
schodami do ich sypialni.
–
Gdzie idziemy? – Wyszeptała, gdy na dole ponownie wybuchła kłótnia.
–
No ej, do łóżka. – Odszepnął.
–
Myślisz, że bezpiecznie jest ich zostawić samych?
–
Nie martw się skarbie – powiedział zamykając drzwi. – Jestem pewien, że
Belle da sobie radę. Zaczął ją rozbierać. – A poza tym, mam ważniejsze zmartwienia na
głowie.
–
Jakie? – Starała się nie uśmiechnąć, ale jej oczy zrobiły się czerwone.
–
Pieszcząc mojego koteczka.
–
Ś
winia. – Westchnęła.
Wycałował jej policzki – Kocham cię – szepnął całkowicie poważnie. Prawie ją dzisiaj
stracił, mimo, że dobrze to ukrywał, nadal był wstrząśnięty.
Z lekkim westchnięciem otoczyła ramionami jego szyję i przytuliła się. Schowała twarz
w jego szyi a Adrian zamknął swoje oczy, napawając się jej zapachem i miękkością tak blisko
siebie.
Zaczął głaskać jej plecy, próbując ją uspokoić, wiedząc, że i ona była wstrząśnięta.
Gdy tylko jego dłoń sięgnęła jej tyłka otworzył szeroko oczy. Zaniepokojony śmiech
rozbrzmiał z jego strony, gdy bardzo miękko zaczęła sapać w jego szyję.
–
Ooo skarbie – powiedział, gdy kołysał ją chichoczącą w swoich
ramionach - Jesteś w tarapatach.
–
Oh jejku – odpowiedziała, gdy padł na nią i zaczął trącać nosem jej szyję
–
Bo byłam bardzo niedobrym koteczkiem.
Gdy tylko uspokoił się nad nią, jego penis pulsował między nimi nawet przez ich jeansy,
westchnęła. Wygięła się w górę do niego, mruknęła – Bardzo złym koteczkiem.
Patrzał na nią szerokimi, złotymi oczyma, gdy podrapała go pazurami po bokach. Kiedy
wryły się w jego tyłek ponownie ją ugryzł przez jej koszulkę podczas gdy wyciągnął pazury i
rozpruł jej jeansy. Szybko rozpiął swoje spodnie i jego penis był już w domu, oboje zajęczeli
od uczucia gorącej stali w wilgotnym aksamicie. Przytrzymał ją swoimi zębami i pieprzył ją,
napierał na nią na tyle mocno, by wstrząsnąć dębowym zagłówkiem. Uderzał on rytmicznie o
ś
cianę, dając wszystkim do zrozumienia, co właśnie robili, ale nie mogła wykrzesać z siebie
energii by się o to zamartwiać.
Warczał w jej ramię, jego zęby nadal były głęboko w niej zanurzone. Kombinacja bólu i
przyjemności była zbyt duża i doszła krzycząc pod nim. Zesztywniał nad nią, orgazm
przedzierał się przez jego jęk, gdy wypełnił ją sobą.
–
Vegas ci pasuje? Mam ochotę odwiedzić kaplicę Elvisa. – Wysapał parę
minut później.
Rzuciła gniewne spojrzenie na jego czarną głowę spoczywającą na jej piersi.
–
Nie zamierzam brać ślubu przed jakimś grubym kolesiem w cekinach.
Idiota.
Westchnął i przytulił się bardziej, szczęśliwy szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. –
Boże, uwielbiam, gdy tak brzydko mówisz. – Otworzył oczy i patrzył z satysfakcją jak znowu
zaczęła chichotać. Nawet trwająca na dole kłótnia Richarda i Belle nie mogłaby zepsuć mu
nastroju. Z wyeliminowanym zagrożeniem Dumy i ze szczęśliwą partnerką w swoich
ramionach, Adrian mógł wreszcie pozwolić sobie na sen.
KONIEC
KONIEC
KONIEC
KONIEC