ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
KARA
„Najgorszym uczuciem nie jest bycie samotnym.
Najgorszym uczuciem jest bycie zapomnianym przez kogoś,
kogo Ty nigdy nie zapomnisz.”
-
Willow
Minęły dwa tygodnie. Znowu byłam więźniem Jadena. Wiedział gdzie byłam, z kim
byłam, kiedy tam byłam i kiedy byłam w domu. Odciął mnie od Jenny i Tima w szkole
i spędzał większość popołudnia w moim domu, sprawiając, że odwiedzanie mnie przez nich
w domu było niemożliwe. Nie obchodziło mnie to. Nie mogłam być z Brodym. Nic innego nie
miało znaczenia.
Był to jeden z nielicznych dni, kiedy Jaden mnie opuścił. Była impreza u Jamiesona.
Wymigałam się, mówiąc mamie, że prawdopodobnie będą pić alkohol skoro rodziców
Jamiesona nie ma w domu. Zlapała haczyk.
Powiedziała Jadenowi, że nie pojadę z nim na
imprezę. Po raz pierwszy, stanęła po mojej stronie.
Zadzwoniłam do Jenny i zapytałam, czy może przyjść. Była u mnie w ciągu pięciu
minut. Trzymała mnie w wielkim uścisku w ciągu sześciu. Płakałam w ciągu siedmiu.
- Wyglądasz okropnie – wyszeptała w moje włosy.
- Dzięki. Ty też wyglądasz jak supermodelka. – Pociągnęłam nosem i otarłam łzy z
policzków.
- Straciłaś tak dużo na wadze. Twoje ubrania po prostu na Tobie wiszą, jakbyś była
włóczęgą, czy coś.
- Jezu, dziękuję za słowa otuchy – powiedziałam z małym uśmiechem.
- Jesz coś? Czy żyjesz tylko na nich? – Podniosła puszę napoju energetycznego.
Wzruszyłam ramionami.
– To jest najlepsza dieta, kiedykolwiek.
Rozmawiałyśmy przez godzinę. Ona mówiła mi wszystko, co się działo wokół,
wszystkie gorące plotki w szkole. Kto z kim sypiał, kto zerwał, kto był w ciąży, kto wychodził
z ukrycia. Nie chciała mi powiedzieć nic, co mówiono o mnie i Brodym. W rzeczywistości
w ogóle nie poruszała tematu Brodego.
Zamówiłyśmy pizzę, a ona zmusiła mnie do jedzenia – karmiąc mnie. Wmusiłam
w siebie kawałek zanim poczułam odruch wymiotny.
- Nie chcę już. – Odsunęłam talerz. – Chcesz obejrzeć ze mną film?
- Jasne.
Odpaliłyśmy komedię w odtwarzaczu i położyłyśmy się na łóżku. Położyłam głowę na
jej kolanach. Ona czesała palcami moje włosy. Połowa filmu zleciała, kiedy zadzwonił mój
telefon. Zmusiłam się, żeby wstać i chwyciłam go.
Jaden:
Co robisz?
Ja:
Oglądam film z Jenną.
Jaden:
Gdzie?
Ja:
W domu.
Jaden:
Dobrze.
Rzuciłam telefon przez pokój i schowałam głowę w poduszki.
- Jest gorszy niż kiedykolwiek, co? – mruknęła Jenna.
- Tak.
- Hej, znajdźmy naprawdę zasmarkaną koszulkę dla Ciebie na jutro. Taką, której on
nie zrozumie. To nie powinno być trudne, co? – Wstała z łóżka, otworzyła moją szafę
i zamarła.
– Och, Willow.
Zaczęłam płakać. Znowu. Zawsze płakałam, kiedy moje nerwy brały nade mną górę.
- Lepiej, żeby Jaden tego nie zobaczył – szepnęła. Spojrzała na fotografie Brodego
i mnie, które pokrywały wnętrze mojej szafy. – Wyglądasz na tak szczęśliwą. – Łzy wypełniły
jej oczy. – Tak mi przykro, Willow.
Wzruszyłam ramionami.
– Jest jak jest.
- Słuchaj, nie wiem, cz powinnam Ci powiedzieć, czy nie, ale myślę, że lepiej jak
usłyszysz to ode mnie, niż od kogoś innego. – Jenna zdrapywała lakier ze swojego kciuka. –
Um… Kara zapytała się Brodego, czy pójdzie z nią na tańce w piątek i on się zgodził.
Zassałam oddech. Ból przebiegł przez mnie. To było tak, jakby Jenna mnie uderzyła.
Moja głowa zaczęła pulsować i pokój zaczął wirować. Pochyliłam się i oparłam głowę na
kolanach. Nawet nie starałam się powstrzymać moich łez. Pół płacz – pół krzyk rozdarł się
przeze mnie, pozostawiając otwartą ranę.
Jenna podbiegła i uklękła obok mnie. Objęła mnie i kołysała mnie, jak małe dziecko.
– Jest mi bardzo, bardzo przykro. – Powtarzała w kółko.
- Wiedziałam, że to się stanie – powiedziałam przez płacz – ale to boli tak mocno. To
tak cholernie boli.
Piątek. Tańce odbywały się dzisiejszej nocy. Byłam w ciągłym bólu, emocjonalnym
i fizycznym, z powodu tego, że Brody jechał tam z Karą. Czy to co mieliśmy da się tak łatwo
zapomnieć? Tak łatwo odejść z mojego życia do niej?
Postanowiłam, że to nie ma znaczenia. Było lepiej, że on ruszył ze swoim życiem.
Lepiej dla niego, lepiej dla mnie. Jednak, nie bolało mniej.
Skorzystałam z porady Jenny i postanowiłam znaleźć odpowiednią koszulkę. To
musiał być długi rękaw, aby ukryć moje świeże siniaki. Przeszukałam moją szafę i znalazłam
go, ale był z krótkim rękawem. Musiałabym założyć do niego bluzę z kapturem, aby ukryć
siniaki. Znalazłam bluzę, która by pasowała, ale moja ręka zatrzymała się tuż przed
dotknięciem.
- Pieprzyć to. Nie będę się już ukrywała. – Wyciągnęłam koszulkę i założyłam ją.
Niech wszyscy zobaczą siniaki, nie obchodziło mnie to.
Powiedzenie na mojej koszulce było idealne, chociaż pewnie mogę zostać odesłana
do domu, bo miała na sobie przekleństwa. Mówiło :
„ Przepraszam, który poziom piekła to
jest?”
.
Zdecydowałam, że to jest tego warte. Spojrzałam w lustro i zatrzymałam się, moja
ręka przesuwała się po tkaninie. Koszulka była czerwona.
Czy wybrałam ją, bo to ulubiony kolor Brodego? Czy to tylko zbieg okoliczności?
Ubrałam czarne spodnie dresowe i moje wysokie, czerwone Conversy – pomyślałam,
że dzisiaj Jenna da mi przepustkę i nie będzie mnie pouczać za wybór mojej garderoby.
Włosy związałam w koka i zrobiłam lekki makijaż, aby ukryć cienie pod oczami. Spojrzałam
w lustro po raz ostatni. Jenna miała rację. Straciłam na wadze. Moje ubrania wyglądały jakby
były o rozmiar za duże.
Najlepsza. Dieta. Kiedykolwiek.
Siedziałam na ganku, czekając na Jennę. Kiedy tylko podjechała, pobiegłam do
samochodu.
- Chodźmy zakończyć ten dzień – mruknęłam.
Wjechałyśmy na parking dla uczniów. Jenna zaparkowała i wyszła z samochodu,
zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Po prostu siedziałam i patrzyłam.
- Co się stało? – zapytała, otwierając moje drzwi. – O cholera, Willow. Nie widziałam
ich.
Wzruszyłam ramionami i wysiadłam z samochodu, wciąż patrząc jak Brody i Kara idą
przez parking. Podwiózł ją do szkoły. Widziałam jak otwierał dla niej drzwi, jak robił to dla
mnie tak wiele razy.
Kiedy weszłam do szkoły, czułam oczy na sobie. Ludzie schodzili mi z drogi, kiedy
szłam. Nie wiedziałam, czy było im mnie żal, czy tylko chcieli zobaczyć moją reakcję.
Trzymałam głowę wysoko i po prosto starałam się dotrzeć do szafki.
- Och, nie.
- Co? – spojrzałam na Jennę. Skinęła głową w stronę naszych szafek. Jaden stał tam,
ręką opierał się o szafkę.
- Hej, Wills – powiedział.
- Nie nazywaj mnie tak.
Jenna pomogła mi zdjąć mój płaszcz i zassała oddech, kiedy zobaczyła moje
ramiona. Nic nie powiedziała, kiedy wyciągała z szafki moje książki, zakładając torbę przez
ramię. Znowu myślałam, że Jaden powinien to robić. On wydawał się być moim chłopakiem.
Czy to nie jest to, co chłopacy powinni robić?
- Wciąż na temblaku, co? – zapytał.
- Noszę go, czyż nie? – rzuciłam.
- Zmień nastawienie. Ładna koszulka. Do zobaczenia na lunchu. – Przeszedł obok
mnie.
- Mówiłam Ci, że nie zrozumie. – Jenna wskazała na moją koszulkę.
- Nawet nie zwrócił na to uwagi.
Jenna roześmiała się, ale nie było w tym humoru.
– Tak, on jest prawdziwym dupkiem.
Kiwając głową, poszłam z nią do mojej klasy na biologię. Zmusiłam się, żeby nie
patrzeć na Brodego. Po prostu podeszłam do mojego krzesła i usiadłam, kładąc głowę na
książkach. Przynajmniej nie chodziłam na żadne zajęcia z Karą. Nie będę musiała oglądać
tych gołąbków razem.
Błąd.
Gdziekolwiek poszłam w piątek, widziałam Brodego. I za każdym razem, Kara była
z nim. I to naprawdę było straszne, jakby już nie było, trzymali się za ręce.
Moje ciało trzęsło się, kiedy widziałam go z nią. To była mieszanka oślepiającej
złości, piekącego bólu i gniewu. Mój żołądek kręcił się, i byłam pewna, że zwymiotowałabym,
gdybym miała czym, ale nie pamiętałam, kiedy ostatni raz coś jadłam.
Podkradałam, co noc jedną z tabletek nasennych mojej mamy. Brałam ją zaraz po
kolacji i szłam do łóżka. Ratowała mnie przed nocą, podczas której bym siedziała
i zastanawiała się, co Brody i Kara robili na tańcach. Czy przyciągał ją do siebie podczas
wolnych piosenek? Czy pocałował ją? Mój umysł zawirował myślami o nich, aż myślałam, że
oszaleję. Potem wzięłam tabletkę i oderwała mnie od wszystkich myśli o Brodym, Karze
i tańcach.
Sobota. Jaden i ja poszliśmy do kina i do Dive na kolację. Kiedy tylko weszliśmy,
wiedziałam, że tam był. Nie widziałam go. To było tak, jakby moje myśli i ciało wciąż było
z nim połączone. Wyczuwały go. Miałam radar na Brodego.
Jaden poszedł na tyły restauracji, gdzie zawsze siadaliśmy. Podążyłam za nim,
trzymając moje oczy na ziemi. Wiedziałam, kiedy minęłam stolik, przy którym siedział Brody.
Mogłam poczuć jego zapach. I wtedy poczułam coś innego. Kwiaty i coś kobiecego…
i wiedziałam, ze nie był sam. Łzy pchały mi się do oczu i próbowałam je przełknąć. Jedna
uciekła, spłynęła po moim policzku i spadła na podłogę, zanim mogłam ją złapać.
Czy oni są wszędzie?
Kiedy Jaden i ja usiedliśmy przy stoliku, upewniłam się, że siedzę plecami do reszty
restauracji. Nie chciałam spojrzeć w górę i zobaczyć Brodego z nią. Wystarczająco zła była
wiedza, że są tutaj. Nie potrzebowałam na to patrzeć.
Jaden i ja jedliśmy na hamburgery – z pieprzonym majonezem. Ledwie
powiedzieliśmy do siebie dwa słowa. Nie wiedziałam, dlaczego on chce być dalej razem.
Było oczywiste, że się nie kochamy. Ledwie siebie tolerowaliśmy. Ale mnie chciał mnie
puścić.
Gdy skończył swój posiłek, wędrował od stolika do stolika, rozmawiając i żartując
z kolegami. Jak zwykle w sobotni wieczór, Dive było zapełnione ludźmi ze szkoły.
Siedziałam w kabinie, czekając aż Jaden się zmęczy i postanowi zabrać mnie do domu.
Bawiłam się resztą frytek, maczając je w ketchupie i malując po talerzu.
Byliśmy tam godzinę, kiedy wstałam, aby skorzystać z toalety. Szłam, kiedy stanął
przede mną Jaden i chwycił mnie za rękę, ciągnąc mnie do niego. Wypuściłam z ust mały
skowyt, kiedy uścisnął moje ramię.
- Gdzie idziesz?
- Muszę skorzystać z łazienki. Czy to w porządku dla Ciebie, czy wolisz, żebym zrobił
siku na środku restauracji?
Puścił mój nadgarstek i odwrócił się ode mnie. Odetchnęłam prze zęby, gryząc moją
wargę, żeby nie powiedzieć niczego głupiego.
Weszłam do toalety i zamarłam. Mój umysł krzyczał na mnie, aby odwrócić się
i odejść, ale moje nogi nie chciały słuchać. To było tak, jakby były zrobione z ołowiu. Nie
mogłam ich podnieść. Widziała mnie w lustrze.
- Hej, Willow. – Dała mi mały uśmiech.
- Kara.
- To jest trochę dziwne – powiedziała z nerwowym uśmiechem.
Ja tylko się uśmiechnęłam.
Dlaczego dziwne? Tylko dlatego, że umawiasz się z jedyną osobą, którą kocham
ponad wszystko? Nie, w ogóle to nie jest dziwne.
- No cóż… Lepiej wrócę – Przerwała i wskazała w kierunku drzwi.
Odsunęłam się od drzwi.
– Tak, Twoja randka pewnie na Ciebie czeka – powiedziałam.
- Zobaczymy się później – powiedziała, zanim wybiegła z łazienki.
Mam nadzieję, że nie.
To stało się dwa tygodnie później, kiedy stanęłam twarzą w twarz z Brodym
w bibliotece. To był pierwszy raz, kiedy mieliśmy blisko kontakt od ranka przed angielskim.
Po prostu patrzyliśmy się na siebie. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć, albo co
zrobić.
- Hej – powiedział w końcu Brody.
- Hej, Ace.
Nastąpiła kolejna długa, niewygodna cisza.
- Cóż, muszę wrócić do pracy. – Wskazał na swoje notatki na stole.
- Jasne.
Zaczął odchodzić i spanikowałam. Chciałam tylko kilku sekund więcej z nim.
Potrzebowałam tego, nawet jeśli było to wypełnione dużą ilością napięcia i dusiłam się
w tym.
- Brody?
Zatrzymał się plecami do mnie.
- Jestem wdzięczna, że znalazłeś kogoś, kto sprawia, że jesteś szczęśliwy –
wyszeptałam, stojąc za nim. Tak bardzo chciałam go dotknąć. Wyciągnęłam rękę
i pozwoliłam moim palcom przesunąć się po jego ramieniu. Napiął się, ale się nie odsunął.
Zacisnęłam rękę w pięść i opuściłam ją wzdłuż mojego ciała.
Westchnęłam.
– Um, jest coś, co muszę Tobie powiedzieć. – Zatrzymałam się, mając nadzieję na
jego reakcję, pokazanie zainteresowania. Nic. Nic nie zrobił. Stał plecami do mnie.
Oblizałam usta i przesunęłam kosmyk włosów za ucho. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale nie
tak długo po tym jak się spotkaliśmy, powiedziałeś mi, że nie każda reputacja jest zasłużona.
Um.. niektóre… coś może czasami wyglądać na coś innego. Czasami ludzie robią albo
mówią rzeczy, które muszę, aby ochronić osobę, którą kochają najbardziej na świecie. Stają
się świetnymi kameleonami. To jedyny sposób, w jaki mogą przetrwać. To sposób, w jaki
chronią siebie i osoby, które kochają bardziej niż siebie. Jedyną osobę, której nigdy by nie
skrzywdzili – gdyby żyli w idealnym świecie. – Zaśmiałam się gorzko i przebiegłam językiem
po ustach. – Gadam głupoty. Ja tylko, cóż, mam nadzieję, że pewnego dnia zrozumiesz, co
się wydarzyło i dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam. – Przełknęłam łzy. Poddając się,
dotknęłam jego ramienia. Nie odsunął się, ale też nie zrobił nic innego. – Kiedy byliśmy
razem, miałam na myśli każde słowo, które Tobie powiedziałam, Brody. Każde słowo. Ale
kiedy zerwałam, nie miałam na myśli żadnego z nich. Cholernie żadnego.
Czekałam, żeby powiedział, że rozumie. Coś innego, niż praca jego szczęki, ale nic
nie zrobił. Nic nie powiedział.
– Nie kocham Jadena. Nigdy nie kochałam. To Ty. Zawsze byłeś. Przepraszam, że
nasz związek nie był na tyle silny, że przebrnąć przez kłamstwa i uwierzyć w to, co mieliśmy
– albo myślałam, że mieliśmy. - Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam go powoli, zanim
powiedziałam. – I przepraszam, że nie byłam na tyle silna, że wstać i walczyć o nas.
Pozwoliłam, żeby mnie złamali. Żegnaj, Brody. Bądź szczęśliwy.
I wybiegłam. Wiedziałam, że to może być ostatni raz, kiedy z nim rozmawiałam. Jak
tylko dotarłam do łazienki, weszłam do damskiej toalety i zwymiotowałam.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
CZAS
„Czas jest szkołą, w której się uczymy,
czas jest ogniem, w którym płoniemy.”
- Delmore Schwartz
Styczeń.
Nowy rok, to samo gówno. Brody i Kara wciąż byli parą. A ja wciąż czułam się, jakby ktoś
ciął nożem moją klatkę piersiową, za każdym razem kiedy widziałam Brodego z nią,
śmiejących się, trzymających się za ręce, całujących. To była tortura.
Wciąż byłam więziona przez Jadena i jego zasady. I Ralpha. Jaden był jego
pieskiem
.
Jaden czepiał się mnie, jak zawsze. To było gorsze od wszystkiego.
Musiał
każdego dnia znosić ciężar, jakim byłam ja.
Nie mogłam zrozumieć, co było powodem, że
trzyma mnie wciąż obok siebie.
Noworoczna uchwałą Jadena było przestanie z ukrywaniem swoich dodatkowych
zajęć i swoich zdobycz przede mną… i wszystkich ciał Cassidy High.
- Jeśli nie chcesz się poddać, mam zamiar znaleźć kogoś, kto to zrobi. – powiedział
mi, kiedy się z nim skonfrontowałam.
Nie podjęłam tematu ponownie. Pięć miesięcy do zakończenia. Mogę to zrobić.
Luty
„Nienawidzę Walentynek.
Ten dzień nie przynosi nic innego,
tylko rozczarowanie.”
- Larisa Oleynik.
Miesiąc miłości i wszystkie te bzdury. Chciało mi się wymiotować. Kto powiedział, że
czas leczy rany, nie wiedział, o czym do cholery mówi. Wciąż odbierało mi oddech z płuc,
kiedy widziałam Brodego.
Chciałam tylko z nim porozmawiać. Dotknąć go. Poczuć jak dotyka mnie.
Potrzebowałam, żeby powiedział mi, że mnie kocha. Nigdy nie słuchał i go nie winię.
Miesiąc miłości. Taa. Bla, bla i pieprzone bla.
Marzec.
Trzy miesiące do zakończenia. Nic się nie zmieniło. Brody wciąż spotykał się z Karą,
a Jaden i ja byliśmy… czymkolwiek byliśmy. Nic więcej nie wiedziałam. Ledwie mnie
tolerował. Pieprzył się z laskami, kiedy tylko miał okazję. Po raz kolejny, zastanawiałam się,
czemu nie da mi odejść. Myślę, że chce zrobić wszystko, aby zrobić moje życie jeszcze
bardziej nieszczęśliwym.
Klub szachowy zbliżał się do końca. Regionalne zawody odbywały się w Cassidy
High w ostatnią sobotę miesiąca.
- Jesteś gotowa na to, dziewczyno? – zapytał Tim.
- Tak. Powinniśmy dać radę.
- Powodzenia.
- Wzajemnie – powiedziałam.
Uścisnęłam dłoń mojego przeciwnika i usiadłam naprzeciwko stołu. Moje oczy
wędrowały po szachownicy, aby przygotować strategię. Dzwonek zadzwonił i gra się
rozpoczęła. Dziewczyna, z którą grałam wykonała pierwszy ruch. Wiedziałam, jaka była jej
strategia, tak szybko jak ułożyła swój pierwszy pionek. Przejrzałam płytę i wypracowałam
moje trzy kolejne ruchy. Powinnam zrobić mata w pięć ruchów. Minęło siedem ruchów, ale
wygrałam. Przeniosłam się w rankingu. Każdy z Cassidy wygrał grę. Byliśmy na pierwszym
miejscu podczas drugiej rundy.
Moja druga gra trwała dłużej, jednak wygrałam. Był dobrym graczem, ale zrobił głupi
błąd i kosztował go grę. Ponownie, każdy z Cassidy wygrał rundę. W trzeciej rundzie byłam
naprawdę w mojej grze. Ignorowałam innych, blokując dźwięki i timer. Gra była szybka. Tym
razem dwójka naszych graczy została wyeliminowana. Byliśmy wciąż na pierwszym miejscu.
W szóstym i ostatnim meczu, Cassidy wciąż wygrywała. Wygrałam moją grę i podeszłam do
stolika, gdzie były umieszczone przekąski i napoje dla zawodników. Chwyciłam napój
energetyczny i odwróciłam się, żeby obejrzeć inne gry. Ruch na trybunach zwrócił moją
uwagę i zobaczyłam jak Brody wychodził tylnymi drzwiami po drugiej stronie sali
gimnastycznej.
Moje serce zamarło, a potem zaczęło bić. Byłam za drzwiami, zanim pomyślałam, co
robię. Pobiegłam korytarzem, ale był pusty.
Może to był ktoś inny. On nie przyszedł na turniej szachowy. To nie jest taka wielka
sprawa. Zaledwie garstka ludzi przychodzi to oglądać. To nie był on.
Pokręciłam głową i wróciłam na salę, aby poczekać na koniec zawodów. Cassidy
zdobyło mistrzostwo regionalne i mogło zdobyć stanowe.
Jaden nigdy nie przyszedł na turniej ani nawet nigdy nie zapytał.
Kwiecień.
Pierwszy dzień miesiąca i urodziny Brodego. Tak, ten dzień jest zupełnie do bani.
Próbowałam powstrzymać łzy, ale więcej niż kilka wypłynęło. Ból utraty jego rozrywał mnie,
krojąc moje serce po drodze. Za każdym razem to samo. Wiedziałam, że powinnam
zignorować jego urodziny. Nie chciał niczego ode mnie, ale dlaczego miałby chcieć?
Ale nie mogłam tego zignorować. Kupiłam kartkę urodzinową, nie ze bzdurami, ale z krótkim
wierszykiem, który mówił o przyjaźni i miłości. Napisałam proste zdanie.
Tęsknię za nami. Wszystkiego najlepszego, Willow.
- Napisz coś więcej, Willow. To jest Twoja szansa, aby powiedzieć coś więcej. –
Jenna przysunęła kartkę do mnie.
- Jak co? Proszę, wróć do Mie. Skłamałam, ale wciąż Cię kocham.
- Cóź, nie. Myślimy o czymś naprawdę świetnym – powiedziała.
- Nie. To jest w porządku. Nie chcę żeby czytał jakieś romantyczne bzdury i puszyste
przeprosiny. – Włożyłam kartkę do koperty i zakleiłam ją. - Już. Gotowe.
- Chcesz, żebym ja albo Tim dali ją mu? Widzimy się na lunchu. Zawsze ma ten swój
wzrost dołączony do niego. Mam na myśli, Kara jest miła i w ogóle, ale jest zbyt głupia. Nie
mogę uwierzyć, że odszedł od Ciebie do niej. Zszedł w dół, dół, dół w skali randkowej.
Musiałam się uśmiechnąć. Jenna zawsze znalazła sposób, aby wywołać uśmiech na
mojej twarzy.
– Nie, wsunę mu ją do szafki. Ale dzięki.
Wsunęłam kartkę przez otwór w jego szafce. Chciałam zrobić więcej, dużo więcej, ale
zdecydowałam się na kartkę. Jeśli on rzeczywiście ją przeczyta i nie wyrzuci do śmieci to
będzie cud.
Kwiecień był również początkiem sezonu baseballu i softballu. Grałam w softball
w drużynie. Byłam zaskoczona tym, że Brody próbował dostać się do drużyny baseballu.
Przychodziłam na każdy jego mecz domowy. Pokazywałam się później i siadałam na
ziemi obok trybun, gdzie nie mógł mnie zobaczyć i wychodziłam wcześniej. Jeśli wiedział, że
tam byłam nigdy nie dał tego po sobie poznać.
Był dobrym graczem, silnym i szybkim. Oglądając go, widząc jego mięśnie, kiedy
uderzał piłkę czy zdobywał bazę, to był tortura. Jego widok wciąż mnie ogrzewał, jakby mnie
dotykał.
Nigdy nie widziałam Kary na jego meczach i zastanawiałam się, czy dalej się
spotykają. Zapytałam Luce. Jeśli ktokolwiek coś wiedział, to ona.
- Nie. Jest wolnym ptakiem – powiedziała mi Luce.
- On zerwał z nią, czy ona z nim?
Spojrzała na mnie tak jakbym zadała to pytanie wcześniej.
– Czy to ważne?
- Nie, nie sądzę. Dzięki, Luce.
- Nie ma za co.
Brody jest singlem. Czy miałabym szansę, jeśli mogłabym uciec od Jadena?
Moje serce wykonało zabawny taniec w klatce piersiowej. Musiałam przypomnieć
sobie, że to nie miało znaczenia. On mnie nie chciał, a ja nie powinnam chcieć jego.
Był środek kwietnia. Moja mama, Ralph i ja jedliśmy obiad, wspomniałam, że Jaden
i ja nie byliśmy szczęśliwą parą. Że sypia z innymi dziewczynami i nawet tego nie ukrywa.
I może nadszedł czas, żebyśmy się rozeszli.
Nie pamiętam zbyt dużo po tym, oprócz oślepiającego bólu od pierwszego uderzenie,
który przewrócił mnie z krzesła. Następnie Ralph siedział na mnie, uderzając moją głową
o podłogę i tak w kółko.
Obudziłam się sama w szpitalu następnego popołudnia ze wstrząsem mózgu, trzema
połamanymi żebrami i przebitym płucem.
W ciągu godziny od momentu odzyskania przytomności przeze mnie, ten sam
menadżer, który był tutaj z powodu mojego ramienia, wszedł do pokoju. Zapytała się mnie,
co się stało i po raz pierwszy, nie musiałam kłamać. Nie mogłam sobie przypomnieć.
Po jej wyjściu, usiadłam na szpitalnym łóżku, patrząc przez okno. Padało
i wpatrywałam się w wielkie krople deszczu, które uderzały o okno, próbując zapomnieć,
gdzie jestem. Świat wydawał się zwalniać, krople deszczu odciągały mnie od mojego życia.
Wystarczająco daleko.
Zamknęłam oczy i starałam się trzymać tego uczucia, ale zapach choroby i środka
antyseptycznego wypełnił mój nos, ciągły sygnał z maszyn w innych pokojach spowodował
pulsowanie w mojej głowie, a rurki wystające z moich ramion stały na mojej drodze.
I zostałam wepchnięta z mojego samotnego świata z powrotem do szpitala, do którego życie
mnie zaprowadziło. Chciałam tylko uciec z krzykiem.
Byłam tutaj przez trzy dni. Moja mam odwiedziła mnie raz. Ralph w ogóle nie
przyszedł. Nie spodziewałam się, że przyjdzie. Jaden był prawie, co godzinę. To była tortura.
Godziny odwiedzin skończyły się prawie godzinę temu. Jaden właśnie wyszedł.
Wiedziałam, że był w pokoju, zanim się odezwał. Nie odwróciłam się.
- Zawsze wiedziałem, że pewnego dnia wylądujesz przez niego w szpitalu. – Brody
powiedział cicho.
Zacisnęłam oczy i przygryzłam moją dolną wargę, aby nie drżały. Skinęłam głową.
Kiedy byłam pewna, że mogę odpowiedzieć bez wybuchnięcia łzami, powiedziałam
- Wykrakałeś to, Ace. – Mój głos drżał.
- Wszystko w porządku?
Wzięłam głęboki oddech, aby odpędzić łzy, mając nadzieję, że Brody nie usłyszał
drżenia w moich głosie.
- Nigdy nie było lepiej.
Węzeł utworzył mi się w brzuchu, przechodząc do gardła i został tam. Czułam się,
jakby ktoś mnie dusił od wewnątrz. Moje ręce zacisnęły pościel na łóżku tak mocno, że
czułam moje paznokcie.
- Miło mi to słyszeć. – Usłyszałam, kiedy wychodził.
Płacz uwolnił się z mojej piersi i upadłam na podłogę, ciągnąć kroplówkę z mojego
ramienia. Krew i kroplówka kapały na podłogę i monitory zaczęły szaleć. Moja pielęgniarka
przybiegła do pokoju, znajdując mnie leżącą na zimnej posadzce, łkającą, trzymającą moją
klatkę piersiową w miejscu, gdzie znajduje się serce. To fizycznie bolało. Czy serce może się
naprawdę złamać? Czuję się tak, jakby to się stało.
- Skarbie, co się stało? Czy wszystko w porządku? – zapytała, klękając obok Mie.
- Nie – wyszeptałam.
Najlepsza rzecz w moim życiu właśnie odeszła ode mnie. Nie, to nie była prawda.
Odepchnęłam go. Jedyna osoba, bez której nie chciałam żyć – nie mogłam żyć. Po prostu
wypchnęłam go z mojego życia jakby nic nie znaczył. Znowu.
Życie jest mściwą suką.
Maj.
Pierwszy, moje urodziny. Jaden zapomniał. Nie wiem, dlaczego byłam zaskoczona.
Jenna i Tim zaskoczyli mnie prezentem – wejściówka na dzień SPA. Potrzebowałam tego.
Lawendowa kąpiel dla stóp brzmiała jak niebo. Jenna i ja zaplanowałyśmy to na sobotę.
- Moje stopy są jak u noworodka. – uśmiechnęłam się do nich. – Dziękuję wam. To
jest idealne.
Ale najlepszy prezent pochodził od kogoś, kto nie zostawił swojego imienia. To było
przyklejone do mojej szafki, kiedy weszłam do szkoły dzisiejszego ranka. Biała czekolada
i migdałowy batonik.
- Brody – szepnęłam.
Moje serce podskoczyło.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
WYSTARCZY
„ Z cierpienia narodziły się najsilniejsze dusze,
najbardziej solidne charaktery naznaczone są bliznami”
- Khahil Gibron
Skończyłam z bzdurami Jadena. To jest koniec, czy on chce to przyznać, czy nie.
Nie przeszkadza mi powiedzenie mu o tym. Ubrałam nową koszulkę, którą zrobiłam. To były
jedyny raz, kiedy Jenna była podekscytowana, żeby pójść ze mną po jedną z moich
okropnych – jej słowa – koszulek. Nawet za nią zapłaciła.
Weszłam do szkoły i podeszłam do mojej szafki jak każdego ranka. Jaden czekał na
mnie, opierając się o szafkę plecami.
- Hej, Wills.
- Po raz pieprzony ostatni raz, nie nazywaj mnie tak! – wykrzyczałam.
- Whoa, uważaj jak do mnie mówisz. Co spowodowało, że tak się spinasz?
- Nic. Odsuń się. Blokujesz moją szafkę.
Jaden odsunął się na bok. Otworzyłam szafkę, wyjęłam książki, których
potrzebowałam i schowałam te, które nie były mi potrzebne. Zatrzaskując drzwi od szafki,
odeszłam. Jaden dogonił mnie i złapał za ramię. Moje książki rozrzuciły się po podłodze.
Wszyscy wokół nas zatrzymali się i spojrzeli. Tim ukląkł, aby pomóc mi podnieść moje
książki. Jaden kopnął je na drugą stronę korytarza.
- Ona może zrobić to sama – powiedział przez zaciśnięte zęby.
Tim zignorował go i podniósł moje rzeczy. Zaniósł je dla mnie do klasy. Poszłam za
nim. Modliłam się, żeby nauczyciel był już w klasie, ponieważ Jaden poszedł za mną. Widział
moją koszulkę.
- Willow – ryknął.
Weszłam do klasy i moje serce zamarło. Żadnego nauczyciela. Jaden stanął za mną
i szarpnął mnie, żebym stanęła do niego twarzą. Jego palce wbiły się w moje ciało
i walczyłam z pragnieniem wzdrygnięcia się.
- Co to do cholery jest? – Wskazał na moją koszulkę. Wszyscy w klasie byli cicho,
kiedy oglądali przedstawienie.
- To się nazywa koszulka, Jaden.
- Wiem, że to koszulka. Miałem na myśli, to co ma na sobie napisane. „
Tak, jestem
singielką. Musisz być niesamowity, żeby to zmienić.”
Co to znaczy? – Szturchnął mnie
w pierś.
- To co jest tam napisane. Skończyliśmy. Dziękuję. Koniec. Ja jestem singielką. Ty
jesteś singlem. Idź pieprzyć się z Sarah lub kimkolwiek, kto jest Twoim smakiem tygodnia.
Skończyłam z Tobą.
Złapał mnie za kołnierz i szarpnął mnie do niego. Jego twarz była zaledwie kilka
centymetrów od mojej. Czułam jego gorący oddech na mnie, kiedy mówił. Aż przeszły mnie
ciarki, jakby dziesiątki mrówek wchodziły mi pod skórę.
- Pamiętasz, jaki malutki sekret znam? Nie chcesz, żeby policja dowiedziała się, co
Twoja kochana mamusia zrobiła, czy chcesz? Skończymy, kiedy ja powiem, że
skończyliśmy. – Jego twarz była czerwona, a żyły nabrzmiały na jego szyi. Ślina wytworzyła
się w kącikach jego ust. – Chciałbym, żebyś zapamiętała ten jeden fakt. To by ułatwiło nam
życie.
- Jaden… życzenie w jednej ręce i gówno w drugiej... zobaczymy, która wypełni się
szybciej. Powiedziałam, że skończyliśmy. Chciałabym, żebyś zapamiętał ten mały fakt. To by
było o wiele łatwiejsze.
Szarpnął mnie bliżej. Jego dłoń zacisnęła się na kołnierzyku mojej koszulki. Podniósł
drugą rękę, a ja walczyłam z pragnieniem wzdrygnięcia się. Zdając sobie sprawę, z tego
gdzie jesteśmy, uwolnił mnie z uścisku i jego ramię opadło wzdłuż jego boku.
- Nie skończyliśmy, Willow – powiedział przez zaciśnięte zęby.
Kopnęłam go w krocze i odepchnęłam go ode mnie.
1
– Powiedziałam inaczej.
1
Tak trzymać, Willow.
Leżałam na łóżku tego popołudnia, patrząc się na ściany, kiedy zadzwonił mój
telefon. Przewróciłam się na bok i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 23.30. Chwyciłam
mój telefon, kliknęłam przycisk, żeby przeczytać wiadomość i moje serce podskoczyło do
gardła. Moja głowa zaczęła pulsować z biciem mojego serca, które pędziło.
Brody: Skończyłaś z nim?
Ja: Tak. Tym razem na dobre.
Brody: Dobrze dla Ciebie.
Ja: Dzięki.
Brody: Dobranoc, Willow.
Ja: Dobranoc, Ace.
Wiedziałam, że to prawdopodobnie nic nieznacząca wiadomość. Nie powiedział
w niej nic, co dałoby mi jakiekolwiek wskazówki, że chciałby mnie zobaczyć, albo cokolwiek
związanego ze nami - razem. Ale, wciąż, motyle w brzuchu dawały mi nadzieję, że może,
tylko może, to był znak, że pozwoli mi wszystko wytłumaczyć. Że pozwoli mi wrócić.
Może nie będziemy dzielić tego, co wcześniej, ale musiałam powiedzieć mu prawdę.
Musiałam powiedzieć mu, że wciąż go kocham. Zawsze będę go kochać. Nikt inny. Brody
Victor pokazał mi, czym jest prawdziwa miłość, a dzięki temu, zrujnował mnie. Żaden inny
mężczyzna nigdy nie dorośnie do standardów, które wyznaczył. Może znajdę miłość jeszcze
raz, ale kawałek mnie już na zawsze będzie zostawiony, kawałek, który mógł wypełnić tylko
Brody.
Tylko on mógł mnie poskładać w całość.
- Ty mała suko – ryknął. Powalił mnie na ziemię i kopnął mnie w brzuch.
Przyciągnęłam kolana do mojej piersi, zakrywając głowę rękoma i czekając na
następny cios.
To był tylko pierwszy z nich. Zawsze było więcej.
Ralph złapał mnie za rękę i pociągnął mnie z podłogi. Atak zaskoczył mnie. On miał
być w podróży.
Popchnął mnie mocno na ścianę, zanim mnie uderzył. Poczułam krew tryskającą w
mojej buzi. Metaliczny smak wypełnił moje usta i spłynął w dół gardła
.
- Co masz do powiedzenia? Huh? Wszystko? – krzyknął, a ja się skrzywiłam.
- Tak – wychrypiałam.
- Willow! Po prostu bądź cicho. – Moja mama krzyknęła ze schodów, na których
siedziała.
- Zamknij się, mamo. Pomóż mi! – krzyknęłam tak głośno, na ile pozwolił mi mój głos.
Odwróciła wzrok. – Ty jesteś powodem, dla którego tutaj jestem. Ty to zrobiłaś. Jeśli tylko nie
odeszłabyś tamtej nocy. – Odwróciłam się z powrotem do Ralpha. – Mam coś do
powiedzenia, dupku. – Splunęłam krwią i śliną w jego twarz.
Wiedziałam, że proszę o więcej znęcania się. Jeśli trzymałabym usta zamknięte
i pozwoliła się mu wyżyć, byłabym w lepszej sytuacji, ale chęć walki urosła we mnie,
spychając na bok moje słabości, mój strach.
Otarł swoją twarz koszulką. Jego druga ręka złapała mnie za szyję i owinęła się wokół
niej.
– Nie rób więcej czegoś takiego albo zapłacisz za to. A cena będzie wysoka, Willow –
wyszeptał, patrząc się w moje oczy.
Ścisnął mi gardło tak mocno, że nie mogłam złapać oddechu. Zadrapałam jego rękę.
Moje paznokcie pozostawiły czerwone ślady na jego skórze. Gwiazdy migotały w moich
oczach, pokój zaczął wirować. Wyciągnęłam rękę i zacisnęłam kciuk na jego oku. Zawył
i opuścił rękę. Upadłam na ręce i kolana, z trudem łapiąc powietrze i zaczęłam iść w stronę
drzwi.
Ralph szarpnął mnie za włosy. Trzymając mnie w miejscu, uderzył mnie. Ból
rozciągnął się w całej mojej szczęce.
- Nazwałeś nas białymi śmieciami. Ale Ty jesteś niczym więcej jak oszustem.
Małżeństwo dla pieniędzy, a potem uderzanie jej.
Kolejny cios wylądował na mojej twarzy.
- Zamknij się, Ty mała…
- Ty mała, co? To jest problem, prawda? Chciałeś jej pieniędzy, ponieważ byłeś
spłukany, zawsze chciałeś jej… ale mnie? Nie. – Czułam gorącą krew, ściekającą mi
z brody. Trzeci cios. Widziałam krew kątem oka. Czułam pojawiający się obrzęk. Zaczęłam
czuć zawroty głowy i trudno było utrzymać jasno moje myśli.
- Tak, dziecko nie było w moich planach. Jesteś utrapieniem, którego nie potrzebuję.
Kolejny cios i kolejny. Próbowałam je blokować, ale byłam za słaba. Jego ciosy
przepychały się obok moich ramion, uderzając mnie znowu i znowu – twarz, brzuch,
wszędzie, gdzie mógł dosięgnąć.
Uderzyłam go, coś, czego nigdy wcześniej nie zrobiłam. Zaskoczyło go to i odebrało
trochę mocy z jego uderzeń. Kiedy miałam dobry strzał, kopnęłam go między nogi, mocno
i szybko.
Ralph odepchnął mnie z dala od niego, zanim upadł na kolana, trzymając się za
krocze. Kolorowy ciąg przekleństw wyszedł z jego ust. Jego twarz zabarwiła się na różne
odcienie czerwonego i fioletowego, które uważałabym za zabawne w innych okolicznościach.
Kiedy mnie popchnął, uderzyłam w ścianę i poczułam trzask w ramieniu. Wiedziałam, że
uderzenie je zwichnęło. Ściskając stół z jednej stron, trzymałam ramię na mojej klatce
piersiowej. Potknęłam się w drodze do drzwi i przewróciłam wazon, kiedy mijałam stół. Spadł
na drewnianą podłogę, wysyłając Ralpha z powrotem w wściekłość.
- Spójrz, co zrobiłaś – krzyknął. Żyła pulsowała na jego czole. Jego twarz była
czerwona z wściekłości. – Jesteś do niczego.
Popchnął mnie na podłogę. Odłamki szkła pocięły skórę na moich rękach i kolanach.
Krew rozmazywała się po podłodzie, kiedy próbowałam się od niego odczołgać. Sięgnął
w dół i złapał mnie za kostkę. Kopnęłam jego rękę, moją wolną nogą. Kiedy to nie zadziałało,
próbowałam kopnąć jego kolana, gdziekolwiek mogłam nawiązać jakikolwiek kontakt z jego
ciałem.
Kiedy zaciągnął mnie na podłogę, złapałam duży fragment rozbitego wazonu.
Odwróciłam się i wbiłam mu go w rękę. Satysfakcja przepłynęła przez moje żyły, kiedy
zobaczyłam krew na jego ręce.
Moje zadowolenie było krótkotrwałe, kiedy uderzył mnie wolną ręką i upadłam do tyłu,
moja głowa uderzyła o ziemię z hukiem. Gwiazdy krążyły przed moimi oczami. Moja ręka
odbijała się od drewna, kiedy kontynuował. Kawałki wazonu cięły moją głowę. Palący ból
przechodził przez moją głowę i szyję.
- Spójrz na siebie. Jesteś żałosna. – Podniósł rękę, a ja przygotowałam się na
uderzenie. - Powinnaś być w tym samochodzie z nim.
Dzwonek rozbrzęczał po domu.
- Jeśli wiesz, co jest dla Ciebie dobre, nie piśniesz słowa. – Ostrzegł mnie przez
zaciśnięte zęby. – Janine, ostrzegam Cię. Nie miej żadnych głupich pomysłów, albo dwie za
to zapłacicie.
Wpatrywałam się w drzwi. Byłam bliżej niż on, ale ledwo mogłam się ruszać.
Próbowałam obliczyć moje szanse na dotarcie do drzwi, zanim on dotrze do mnie. Nie były
one dobre.
Dzwonek zadzwonił ponownie.
Napięłam się i podjęłam decyzję. Przewróciłam się na bok i odepchnęłam się od
Ralpha tak mocno, jak tylko mogłam i krzyknęłam. Dotarłam do drzwi, kiedy wyciągnął rękę
i chwycił mnie za włosy. Szarpnął mnie do tyłu. Poślizgnęłam się i opadłam na plecy,
uderzając głową o ścianę.
Ale zrobiłam to.
Nacisnęłam klamkę, kiedy szarpnął mnie do tyłu. Podniosłam moją głowę i starałam
się zobaczyć, kto tam był przez krew pokrywającą moje oczy i kapiącą z moich włosów.
- Brody – wykrztusiłam. – Uciekaj.
Brody spojrzał na to, co się dziej i uderzył Ralpha pięścią w twarz. Ralph wylądował
na plecach z pomrukiem. Kiedy podniósł się z podłogi, Brody uderzył go jeszcze raz i jeszcze
raz. Ralph uderzył w ścianę i osunął się na podłogę.
Brody wyjął komórkę z kieszeni i szybko wykręcił 911, zanim poślizgnął go do mnie
na podłodze. Kiedy Ralph próbował wstać, Brody położył nogę na jego szyi i trzymał go na
podłodze.
- Potrzebuję policję – wyszeptałam, kiedy operator odpowiedział na moje wezwanie.
- Jaki jest Twój adres?
- 912 Rose Terrace.
- Wysłane. Jak masz na imię?
Wciąż mówiła, ale nie mogłam się skupić. Telefon wypadł mi z ręki, a moja głowa
opadła na podłogę. Wtedy wszystko zrobiło się czarne.
Obudziłam się w szpitalu. Czułam jakby ktoś przetarł papierem ściernym po każdym
calu mojego ciała, aż dotarł do surowego mięsa. Mój żołądek boli i byłam prawie pewna, że
złamał moje już ranne żebra. Moje ramię było już nastawione, przynajmniej spałam podczas
tych tortur. Sądząc po sposobie, w jaki pulsowała moja głowa, miałam dość dobry wstrząs
mózgu.
- Obudziła się. – ktoś powiedział. Próbowałam odwrócić głowę, żeby zobaczyć, kto to
był, ale powiedzieli żebym tego robiłam, więc nie ruszyłam się.
Dwóch mężczyzn w garniturach pojawiło się obok mojego łóżka. Spojrzałam na nich.
Jeden z nich był ciemnoskóry, wysoki i szeroki. Wyglądał jak kulturysta. Drugi mężczyzna był
starszy. Miał siwiejące włosy i był częściowo łysy, ale wyglądał prawie tak samo jak pierwszy.
Obaj mieli miłe oczy.
- Willow Rutherford?
- Tak. – ciężko było mówić. Czułam, jakby ktoś palił zapałkę w moim gardle. Mój głos
był zachrypnięty.
- Jestem detektyw Renard – powiedział łysiejący mężczyzna. – To jest mój partner,
detektyw Samuels. Czy możesz nam powiedzieć, kto Ci to zrobił?
- Ralph McKenna – wyszeptałam. Czułam się tak dobrze, że mogłam to w końcu
komuś powiedzieć. Wreszcie, część mojego sekretu nie była ciężarem, który musiałam
dłużej dźwigać. Mogę się od tego uwolnić.
- Co to stało się pierwszy raz?
- Nie.
- Jak długo on Cię ranił? – zapytał kulturysta, detektyw Samuels.
- Ponad dwa lata. Odkąd moja matka za niego wyszłam.
- Czy Twoja mama wiedziała, że on Cię rani, Willow? – zapytał detektyw Renard.
Czułam jak moje wargi zaczynają drżeć.
– Tak.
- Dlaczego nikomu nie powiedziałaś?
- On jest ważnym człowiekiem. Nikt by mi nie uwierzył. Powiedział, że moja mama i ja
byłyśmy tylko białymi śmieciami, zanim się pojawił. Nikt by nam nie uwierzył. Jego słowo
przeciwko mojemu.
- Nikt nie jest aż tak ważny – powiedział detektyw Samuels. – Czy jest jeszcze coś, co
musimy wiedzieć? Teraz jest czas, aby to powiedzieć, Willow.
- Tak. – moje gardło było zatkane. Było tak ciasne, że rozmowa była bolesna. Czułam
się jakby moje łóżko się kręciło. Nigdy nikomu nie powiedziałam tego, co miałam powiedzieć
im. Zablokowałam ten sekret tak mocno, że nie jestem pewna, czy go mam nadal. Ale
nadszedł czas, żeby pozwolić mu odejść.
To nie był mój ciężar do dźwigania i nie chciałam go nosić sekundy dłużej.
- Cóż, byłam tam tej nocy, kiedy zginął Jack Moore. Moja mama i ja byłyśmy
pasażerami w samochodzie, kiedy prowadził. Był pijany i uderzył w drzewo.
- Tak, jesteśmy świadomi pierwszego małżeństwa Twojej mamy i śmierci jej męża.
Sprawa została zakwalifikowana jako wypadek. Akta są zamknięte – powiedział detektyw
Samuels.
Pokręciłam szybko głową i oblizałam moje suche usta.
– Jeśli spojrzycie w akta, przekonacie się, że Ralph McKenna był świadkiem
wypadku. Powiedział, że skłamię na temat tego, co widział, jeśli moja matka da mu połowę
ubezpieczenia na życie, które otrzyma. Był prawie bankrutem. Potrzebował pieniędzy. -
Sięgnęłam po szklankę wody. Detektyw Renard podniósł ją i trzymał, kiedy piłam. – Dziękuję.
Skinął głową i powiedział.
– Więc próbujesz nam powiedzieć, że śmierć pana Moore nie była wypadkiem?
Skinęłam głową.
– Mówię wam, że uderzenie samochodem w drzewo było wypadkiem, ale śmierć
mojego taty, Jacka Moore’a nie była wypadkiem.
Zrobiłam to. To już nie jest tajemnicą.
- Willow, myślę, że musisz nam powiedzieć wszystko. Począwszy od nocy, kiedy
spotkałaś Ralpha, aż do dzisiaj – powiedział detektyw Samuels. Położył mały dyktafon na
stoliku obok szklanki mojej wody. – Mam zamiar nagrać to, żebyśmy mieli wszystkie
szczegóły, kiedy będziemy wypełniać raport. Okay?
- Um. Okay. Nie jestem pewna, gdzie zacząć. – próbowałam przesunąć kosmyk
włosów z mojej twarzy. Moja ręka trzęsła się tak mocno, że musiałam spróbować dwukrotnie.
- Dobrze, zacznijmy od nocy, kiedy Twój tata miał wypadek – zasugerował detektyw
Renard. Jego głos był łagodny i kojący, więc rozluźniłam się.
Pokręciłam głową.
– Jack był moim ojczymem. Ale wychowywał mnie odkąd sięgam pamięcią, więc
myślę o nim jak o moim ojcu. Wszyscy myśleli, że był moim prawdziwym ojcem. Nigdy nie
mówiłam im, że nim nie był. Moja mama również tego nie robiła.
- Gdzie jest Twój biologiczny ojciec? – detektyw Renard oparł się o ścianę mojego
pokoju.
Spojrzałam w dół i złapałam narzutę. Mój głos był miękki, zaledwie szept.
– Nie wiem, kto był moim prawdziwym tatą. Ani moja matka. Ona była kiedyś… cóż. –
Odchrząknęłam – Robiła wiele rzeczy, aby przetrwać, gdy była młoda.
- Okay, w porządku. Co się stało tej nocy Jackowi Moore.
Spojrzałam na szary ekran telewizora wiszącego na ścianie po drugiej stronie pokoju
i zaczęłam mówić. Znaki przepłynęły po ekranie w lśniących kolorach, działając na moje
słowa, kiedy mówiłam.
I wtedy tam byłam. Nie oglądałam tego już.
Przeżywałam to ponownie.