background image

 
 

Rozdział 25 

THE WOLFPACK 

MŁODE WILKI 

 
 
 

Thomas otworzył bramę prowadzącą do pomieszczenia parkingo-

wego  znajdującego  się  po  prawej  stronie  kryjówki.  Po  tej  czynności  po-
nownie znalazł się za kierownicą swojego BMW, wjeżdżając nim do środka. 
W ten sam sposób postąpiła towarzysząca mu Mia. 
 

Po wielu dniach, gdy pogoda była niestabilna - zimno przeszywało 

aż do kości i raz za razem na niebo napływały deszczowe chmury, dzisiaj 
wreszcie  wyłoniło  się  słońce,  które  sprawiło,  że  wyjście  z  domu,  nawet  
w znacznie skromniejszej garderobie, ponownie stało się przyjemnością. 
 

Dlatego właśnie wyścigowiec z chęcią podszedł do wciąż otwartej 

bramy  i  opierając  ramię  o  ścianę,  wyglądał  na  zewnątrz,  delektując  się 
wciąż rześkim, jednak dużo już cieplejszym powietrzem. 
 

- Chyba zbliża się wiosna, co? - zapytała Mia, dołączając do niego. 

 

- Na to wychodzi. Nareszcie - rzekł z entuzjazmem. 

 

-  Może  pójdziemy  jeszcze  na  krótki  spacer,  zanim  przyjedzie 

reszta ekipy? - zaproponowała, chwytając narzeczonego za rękę. 
 

- Mamy jakieś piętnaście minut - stwierdził, spoglądając na zega-

rek.  -  Chodźmy.  Może  przejdziemy  się  pod  ten  nieszczęsny  komisariat, 
którego już chyba tutaj wreszcie nie ma. 
 
 
 

Gdy  rozbrzmiał  dzwonek  będący  oznaką  zakończenia  ostatnich 

już zajęć, głównymi drzwiami budynku liceum poczęła wysypywać się ar-
mia  nastolatków  rozpierzchających  się  na  różne  strony,  zależnie  od  po-
trzeb i posiadanych planów. 

background image

 

 

Wśród  nich  byli  Kate,  Jack,  Chris  i  Brian,  którzy  jak  najszybciej 

chcieli  dostać  się  na  parking.  Pośpiech  ten  spowodowany  był  świadomo-
ścią, że najdalej za dwadzieścia minut w kryjówce w Rosewood rozpocznie 
się  spotkanie  Smoków,  na  które  młodzi  kierowcy  koniecznie  chcieli  zdą-
żyć. 
 

- Ludziska, z drogi! - powiedziała głośniej Kate, przewodząc gru-

pie biegnącej do jej Chevroleta. 
 

-  Pali  się  czy  co?!  -  odkrzyknął  ktoś  spośród  tłumu,  spoglądając 

przez ramię na ich czwórkę. 
 

-  Coś  w  tym  stylu  -  rzucił  Jack,  poprawiając  spadający  mu  z  ra-

mienia plecak. 
 

-  No  dobra,  ruszam  -  rzekła  właścicielka  wozu,  gdy  już  wszyscy 

jej pasażerowie byli gotowi do drogi. 
 

Kabriolet ruszył agresywnie, opuszczając rząd towarzyszących mu 

innych,  zdecydowanie  mniej  imponująco  wyglądających  samochodów. 
Wiatr przeczesywał włosy jadących nim nastolatków, gdy przed jego maską 
rozciągały się kolejne skrzyżowania i przecznice przybliżające go do jedy-
nej  drogi prowadzącej ku Terminal Island, a następnie Rockport  - mostu 
Vincent  Thomas.  Szczególnie  jednak  mocno  przeczesywane  były  włosy 
jadących  z  tyłu  Jacka  i  Briana,  bowiem  z  powodu  braku  czterech  miejsc 
siedzących, wewnątrz wozu znajdowały się jedynie ich nogi.  
 

Choć tym razem nie prowadziła BMW, a ten przejazd nie był wy-

ścigiem, Kate co chwila ganiła się w myślach za ignorowanie zasad ruchu 
drogowego.  Prędkości  rozwijane  przez  jej  Chevroleta  kusiły  ją,  by  nawet 
nie  spoglądać  na  światła  i  zmieniając  nieustannie  pasy,  slalomem  omijać 
kolejne przeszkody na swojej drodze. 
 

- Chyba muszę się opanować, bo inaczej w końcu zainteresuje się 

nami policja - wyartykułowała głośno swoją refleksję. 
 

-  Tym  bardziej  że  masz  w  wozie  dwie  osoby  za  dużo  -  dodał 

Brian, próbując przekrzyczeć świst powietrza. - A w dodatku te dwie oso-
by, jeśli będziesz tak pruć, podmuch porwie i wyrzuci na maskę któregoś  
z samochodów jadących za nami. 
 

- Boisz się? - zaśmiała się właścicielka Chevroleta. 

 

-  W  sumie  to  nie.  Całkiem  przyjemnie  się  tak  jedzie,  ale  może 

rzeczywiście lepiej nie przesadzać - poradził. 

background image

 

 

-  Jasna  sprawa  -  zgodziła  się,  kierując  swój  wóz  na  drugi  już  

z mostów znajdujących się na trasie San Pedro - Rockport

1

 

-  A  ja  tam  wolałbym  się  pospieszyć  -  oświadczył  Jack,  podobnie 

jak  kolega,  walcząc  z  głośno  grającym  koło  uszu,  przecinanym  przez 
Chevroleta  powietrzem.  -  Chcę  być  na  miejscu,  gdy  Thomas  wejdzie  do 
głównego pomieszczenia kryjówki i zobaczy mojego Eclipse’a. 
 

-  Zostawiłeś  go  w  głównym  pomieszczeniu?  -  zainteresowała  się 

Kate. 
 

- Tak. Tak mi polecił zrobić Clarence, kiedy już przyjechaliśmy do 

Rosewood.  Powiedział, że nie ma pewności, gdzie Thomas chciałby, żeby 
ustawić  mój  wóz  na  parkingu,  więc  stwierdził,  że  po  prostu  poczeka  się  
z tym do dzisiaj i wtedy Thomas już sam zdecyduje. 
 

-  Myślę,  że  akurat  w  tej  kwestii  nie  ma  za  bardzo  nad  czym  się 

głowić, bo po pierwsze na pewno twój Eclipse nie będzie stał w kryjówce 
zbyt często, a po drugie jest tam miejsca od groma, więc gdzie by go nie 
postawić, to byłoby dobrze - stwierdziła Kate. - Ale w sumie domyślam się 
przyczyny takiej decyzji ze strony Clarence’a. Nie chce przypadkiem pod-
paść czymś Thomasowi, a takie rządzenie się miejscami na parkingu mo-
głoby zostać uznane za nadużycie z jego strony. 
 

- Jak to mój wóz nie będzie stał w kryjówce zbyt często? - dziwił 

się jej słowom Jack. - To gdzie niby będzie stał? Nie mogę go zabierać do 
domu. 
 

-  Tak,  wiem.  Chodziło  mi  o  to,  że  nie  będzie  stał  bezczynnie  

w kryjówce, bo często będziesz go zabierał na wyścigi. Mam rację? 
 

- Oj tak. Zdecydowanie - potwierdził nastolatek. 

 

- Zmieniając temat - zaczął Chris. - Czy wy też, chłopaki, dostali-

ście od Thomasa wiadomość z informacją, kiedy i gdzie odbędzie się spo-
tkanie? 
 

- Tak, ja dostałem - odrzekł Brian. 

 

-  Ja  też  -  odpowiedział  z  radością  właściciel  zdobytego  wczoraj 

Mitsubishi.  -  Mówiłem  wam,  że  dużo  osób  w  zespole  traktuje  nas  tak, 

                                                           

1

 Mowa  o  moście  Gerald  Desmond  łączącym  Terminal  Island  z  Long  Beach,  obok 

którego/w  obrębie  którego  według  książki  mieści  się  Rockport.  Jest  to  w  sumie 
drugi  z  trzech  mostów,  które  należy  pokonać,  by  przedostać  się  z  San  Pedro  do 
Rockport. 

background image

 

jakbyśmy  już  w  nim  byli. A  przynajmniej  mnie  tak  traktują.  No  ale  skoro  
i wy dostaliście taką samą wiadomość, to znaczy, że was też uznali już za 
część zespołu. 
 

- Tak właściwie to tylko Clarence jakoś bardziej oficjalnie się o nas 

w  ten  sposób  wyraził  -  zaznaczył  Chris.  -  Nie  wiadomo,  co  myśli  o  tym 
reszta, w tym właśnie Thomas. 
 

- A jeśli napisał do was właśnie po to, żebyście się dzisiaj zjawili  

i mógł z wami o tym porozmawiać? - zasugerowała Kate. 
 

-  O  kurde  -  podekscytował  się  Jack.  -  Chłopaki,  też  myślę,  że 

może o to chodzić. 
 

-  Jasny  gwint...  -  przeklął  Brian.  -  Hej,  Chris,  chyba  musimy  się 

ostro wziąć do roboty, bo dziwnie będzie, jeśli Thomas nas przyjmie, a my 
nie będziemy mieli na koncie nawet jednego wyścigu. 
 

-  Prawda  -  potwierdził  Kanadyjczyk.  -  Co  gorsze,  Jack  wysoko 

zawiesił nam poprzeczkę - rzekł, uśmiechając się serdecznie do siedzące-
go za nim kumpla. 
 

- Nie moja wina, że się tak grzebiecie - odpowiedział wesoło. - Ja 

już kilka tygodni temu zacząłem treningi. 
 

-  My  też  -  odpowiedział  Chris.  -  Tylko  trenowaliśmy  trochę  ina-

czej. Ty pod swój pojedynek, który miałeś wygrać Milanem, a my tak ogól-
nie  -  ćwicząc  kontrolowane  poślizgi,  wchodzenie  w  zakręty  pod  najlep-
szym kątem i tym podobne. Sam wiesz. Przecież zazwyczaj trenowaliśmy 
w tym samym czasie. 
 

- Wiem, wiem. Tak was tylko podpuszczam - zaśmiał się Jack. 

 

Czerwony  kabriolet  znalazł  się  wreszcie  po  drugiej  stronie  rzeki 

Los Angeles, a to oznaczało, że od Rosewood dzieli go już zaledwie kilka 
kilometrów. 
 

-  Cieszę  się,  że  tak  bardzo  zafascynowaliście  się  wyścigami  - 

przemówiła po chwili ciszy Kate. - Ale jednocześnie trochę się o was mar-
twię.  Wiecie,  wyścigowcy  miewają  wypadki,  niektórzy  latami  ukrywają 
przed bliskimi, kim są i co robią, muszą liczyć się z tym, że policja może 
ich  w  końcu  zatrzymać...  Czy  jesteście  na  to  wszystko  gotowi?  Nie  znie-
chęcam was, broń Boże, do ścigania się. Chcę tylko mieć pewność, że da-
cie  sobie  radę  i  że  nie  wciągnęłam  was  w  coś,  czego  tak  naprawdę  nie 
chcieliście  - tłumaczyła spokojnie, patrząc nieprzerwanie na drogę przed 

background image

 

sobą. - Brian? - zwróciła się do niego, obserwując go w tylnym lusterku. - 
Te  obawy  dotyczą  głównie  ciebie.  Wciąż  pamiętam,  co  powiedziałeś  mi 
jakiś czas temu - że chcesz być jedynie obserwatorem. Teraz jednak masz 
zamiar się ścigać i powiem szczerze, że intensywnie rozmyślam nad po-
wodem tej zmiany. 
 

- Powód tej zmiany to wy. Ujęła mnie wasza fascynacja wyścigami 

i  wszystkim  tym,  co  jest  z  nimi  związane  -  odpowiedział  poważnie.  -  
I wiecie, co? Jestem wam wdzięczny za to, że razem ze sobą wciągnęliście 
też mnie. Owszem, na początku się bałem. Właśnie ze względu na te kwe-
stie, o których wspomniałaś, ale z drugiej strony...  Cholera, te wyścigi to 
jest świetna rzecz. Gdyby nie wy, pewnie nigdy bym się o tym nie przeko-
nał, ale idąc za wami, odkryłem, że i mnie pisane jest się ścigać. A przy-
najmniej  takie  mam  wewnętrzne  uczucie.  Dlatego  nie  obawiaj  się,  że  je-
stem tutaj tylko ze względu na was. Wierzę w to, co robię - przekonywał 
pewnym tonem. 
 

-  To  dobrze.  Kamień  spadł  mi  z  serca  -  uspokoiła  się  Kate.  - 

Chris? Jack? 
 

-  O  mnie  nie  musisz  się  martwić.  Wszystko  sobie  wielokrotnie  

i bardzo dogłębnie przemyślałem. Nie mam żadnych wątpliwości, że chce 
być wyścigowcem - zapewnił właściciel Nissana Skyline’a. 
 

- O mnie tym bardziej - rzekł energicznie Jack. - Decyzję podją-

łem  już  wiele  tygodni  temu,  a  po  wczorajszym  dniu  jestem  bardziej  niż 
pewien, że była trafna. 
 

- Skoro jesteście w pełni przekonani do tego, co robicie, to pozo-

staje  mi  tylko  przeprosić  was  za  jedną  rzecz  -  kontynuowała  swoją  myśl 
Kate. - To wszystko wyglądałoby trochę inaczej, gdyby nie tempo narzu-
cane wam przez zespół. Oczywiście dzieje się to zupełnie poza świadomo-
ścią jego członków, bo większości z nich prawdopodobnie nigdy nie przy-
szłoby  do  głowy,  że  kiedyś  będą  mieć  takich  kandydatów  na  kierowców, 
ale właśnie z tego powodu nie zdają sobie nawet sprawy z tego, jak trudno 
będzie  wam  ich  chociaż  trochę  podgonić.  A  właśnie  do  tego  będziecie 
dążyli, chcąc im udowodnić swoją wartość, gdy zaproponują wam człon-
kostwo. Powinniście rozwijać się we własnym tempie, bez żadnych odgór-
nych  standardów  i  wymagań,  a  tymczasem  sami  widzicie,  że  to  nie  do 
końca jest możliwe. Clarence powiedział, że chce was zobaczyć w akcji... 

background image

 

 

- To jeszcze nic strasznego - ocenił sytuację Brian. - Według mnie 

tak mu się tylko powiedziało. Pewnie chciał nas zmotywować do tego, żeby 
wciąć  przykład  z  Jacka  i  zrobić  wreszcie  pierwszy  krok.  Ma  zresztą  gość 
rację. 
 

- Myślę, że nikt nie będzie od nas od razu wymagał jakichś niesa-

mowitych  osiągnięć  -  dodał  Chris.  -  Zgadzam  się  z  tym,  co  powiedział 
Brian - to pewnie miała być forma motywacji. Zresztą Thomas i spółka na 
pewno  mają  świadomość,  że  na  zdobycie  umiejętności  potrzebny  jest 
czas.  Nie  staniemy  się  mistrzami  kierownicy  od  tak  sobie,  bo  ktoś  nam 
nadał tytuł członka zespołu. 
 

- W porządku. Czyli o niepotrzebny pośpiech z waszej strony też 

nie muszę się bać - uśmiechnęła się prowadząca czerwonego Chevroleta, 
który znalazł się właśnie na wysokości dworca autobusowego, a następnie 
stacji  benzynowej  położonych  w  odległości  kilkuset  metrów  od  głównej 
kryjówki Smoków. - W takim razie przekonajmy się, jakież to Thomas ma 
wobec was plany. 
 
 
 

Po  policyjnym  komisariacie  pozostało  już  tylko  wspomnienie.  Nie 

tylko kompletnie pusty parking w godzinach szczytu, ale również opusto-
szały budynek, z którego ściągnięto wszelkie oznakowania, bardzo czytel-
nie  dawały  do  zrozumienia,  że  w  tym  miejscu  nie  spotka  się  już  nigdy 
żadnego funkcjonariusza. 
 

Była  to  oczywiście  świetna  wiadomość  dla  osób  rezydujących  

w  pobliskiej  kryjówce,  jako  że  wraz  ze  zniknięciem  z  okolicy  policyjnej 
stacji, do głosu dojść mogły głośniejsze imprezy i swobodniejsze, organi-
zowane z większym rozmachem spotkania wyścigowe. 
 

Thomas i Mia zbliżali się do bocznej bramy kryjówki, którą przed 

kilkunastoma minutami zasunęli, udając się na spacer.  Za ich plecami, na 
ulicy coraz wyraźniej słyszalny był dźwięk sportowego wozu, który zbliżał 
się  do  ich  pozycji.  W  końcu  oczom  pary  ukazał  się  czerwony  kabriolet,  
z  którego  ponad  poziom  przedniej  szyby  wystawały  dwie  porządnie 
zmierzwione czupryny. 
 

-  Dzień  dobry  -  uśmiechnęła  się  wesoło  Kate,  zatrzymując  swój 

wóz tuż obok stóp Najbardziej Poszukiwanego. 

background image

 

 

- Cześć - odpowiedział, po czym roześmiał się serdecznie, widząc 

tę  wesołą  ekipę,  która  korzystając  z  samochodu  dwuosobowego,  prze-
transportowała  się  do  Rockport  we  czwórkę.  Prawdopodobnie,  gdyby 
Chevrolet  posiadał  choćby  jakąś  malutką,  tylną  kanapę,  ta  sytuacja  nie 
byłaby tak zabawna, jednak widok dwóch osób spoczywających w miejscu, 
gdzie w niektórych kabrioletach znajduje się złożony dach, rozbroił Tho-
masa  całkowicie.  -  Ale  was  musiało  przeczesać  -  stwierdził,  spoglądając 
na Jacka i Briana. 
 

- Może troszkę - odpowiedział drugi z nich, zakładając na głowę 

czapkę z daszkiem, którą ukrywał dotychczas pod bluzą. 
 

- Zapraszam do środka - rzekł lider Smoków, ponownie otwierając 

bramę prowadzącą na większy z dwóch znajdujących się w budynku par-
kingów. 
 

Gdy Chevrolet zatrzymał się już pośród innych, kolekcjonowanych 

tutaj  wozów, Thomas zabezpieczył  wjazd, a następnie wraz z Mią zbliżył 
się do czwórki młodych kierowców. 
 

-  Nie  będzie  nikogo  więcej?  -  zapytała  Kate,  zastanawiając  się,  

w jaki sposób do wnętrza kryjówki dostaną się kolejni przybywający człon-
kowie zespołu. 
 

- Będą już tylko Karl i Jade, ale ich zaprosiłem pod główną bramę. 

Tutaj kryje się niespodzianka dla nich - mówił narzeczony Mii, spoglądając 
właśnie na biało-bordowego Mustanga i czarne Porsche. - Dlatego na par-
king  zaproszę  ich  trochę  później  -  zakończył,  mrugając  do  niej  porozu-
miewawczo. 
 

- Rozumiem - odrzekła właścicielka Chevroleta. - A jeśli już mowa 

o głównej bramie, to właśnie nią wczoraj Clarence i Jack wprowadzili tego 
wygranego Eclipse’a. 
 

- Tak się właśnie zastanawiałem, gdzie go zostawiliście, skoro nie 

na parkingu - przyznał Thomas. - No dobrze, to chodźmy go obejrzeć  - 
uśmiechnął się, ruszając w stronę przejścia do głównego pomieszczenia. 
 

- Proszę bardzo, oto i on  - mówił z radością w głosie Jack, spo-

glądając na swój nowy wóz, gdy ten znalazł się już w zasięgu wzroku całej 
szóstki. 
 

- No, no... Niezły - pochwalił lider zespołu, obchodząc żółte Mit-

subishi dookoła. 

background image

 

 

-  Sprawuje  się naprawdę  dobrze.  A  przynajmniej  tak  go  oceniam 

po około godzinie testów - oświadczył pewnie chłopak. - Ale ten wygląd... 
- westchnął, kręcąc głową. - Tutaj prawie wszystko nadaje się do przerób-
ki. 
 

-  Z  tą  żółtą  tapicerką  to  kogoś  poniosło  i  to  konkretnie  -  ocenił 

Thomas, zaglądając przez szybę do wnętrza wozu. - Ale i zestaw nadwo-
zia też rzeczywiście nie zachwyca. Jest zbyt masywny. 
 

-  Malowanie  również  -  dodał  Jack.  -  Nie  bardzo  wiem,  co  to  

w ogóle jest - powiedział, wskazując na wymalowane na boku wozu białe, 
bezkształtne smugi. 
 

- Jeśli zmienisz zderzaki i progi, to i tak część tego wzoru zniknie, 

a  wtedy  jedynym  sensownym  posunięciem  będzie  całkowite  jego usunię-
cie. 
 

-  I  bardzo  dobrze.  Nie  będę  się  sprzeciwiał,  bo  przecież  na  to 

nawet patrzeć się nie da. 
 

-  A  co  chciałbyś  w  zamian?  Masz  już  jakiś  pomysł?  -  dopytywał 

lider Smoków, przyglądając się olbrzymiemu, dwupoziomowemu spoilero-
wi przymocowanemu do wozu za pomocą dwóch podwójnych nóżek. 
 

- Eee, jeszcze nie - odrzekł z zawahaniem Jack. - Wciąż się zasta-

nawiam. 
 

- Będziesz miał na to sporo czasu, bo jak pewnie wiesz, chwilowo 

brak jakiegokolwiek mechanika na pokładzie - rzekł Najbardziej Poszuki-
wany,  z  trudem  ukrywając  zmartwienie  tą  sytuacją.  -  Na  szczęście  nasz 
okręt jest na tyle potężny, że prędzej czy później  dołączy do niego jakiś 
samotnie  dryfujący  specjalista  -  kontynuował,  za  wszelką  cenę  próbując 
blokować myśli dotyczące osoby, która dotychczas sprawowała wspomnia-
ne stanowisko. - Wystarczy, że go poszukamy. 
 

Tych przykrych refleksji nie dało się jednak uniknąć, bowiem były 

one podzielane również przez inną osobę, która w związku z poruszonym 
teraz tematem poczuła potrzebę wypowiedzenia ich na głos. 
 

- To nie będzie łatwe - stwierdziła Kate, mrużąc oczy w zamyśle-

niu. - To znaczy, jakiś mechanik pewnie się znajdzie, może nawet całkiem 
dobry,  ale...  specjalistów  można  dzielić  na  dobrych,  lepszych  i  na  tych 
absolutnie niezastąpionych. 

background image

 

 

- Tak, to prawda - przyznał smutno Thomas, lecz nie chcąc kon-

tynuować  tego  wątku,  ponownie  odwrócił  wzrok  w  stronę  żółtego Mitsu-
bishi i milcząc, przyglądał mu się wnikliwie. - Tutaj tak właściwie potrzeb-
ny byłby Sal... - potarł brodę, mówiąc cicho, jakby tylko siebie. 
 

- To moja wina, że Nikki zniknęła - wypaliła nagle i bez ogródek 

właścicielka limonkowego BMW. 
 

Wszyscy  zebrani  w  kryjówce  spojrzeli  na  nią  ze  zdziwieniem,  nie 

rozumiejąc,  w  jaki  sposób  jej  osoba  mogłaby  być  przyczyną  tego  stanu 
rzeczy. 
 

- Co ty opowiadasz? - rozbudził się lider Smoków. - Ona zniknęła, 

bo doskonale wie, że narozrabiała i że nie ma już tu dla niej miejsca. Wa-
sza ostatnia rozmowa nie mogła już niczego pogorszyć, dlatego nie obwi-
niaj się za swoje poczynania, bo gdyby nie one, prawdopodobnie do dzi-
siaj wierzyłbym w te jej perfidne kłamstwa. Nie chcę jej już więcej widzieć. 
A jeśli chodzi o mechanika, to coś wymyślimy. Naprawdę nie ma się czym 
martwić - zapewniał. 
 

- Kiedyś w samym Rockport było naprawdę sporo dobrych mecha-

ników  -  wtrąciła  Mia.  -  Ale  po  upadku  wyścigów  musieli  znaleźć  sobie 
jakieś inne zajęcia i poznikali. Gdybyśmy jednak, na przykład na zlotach, 
zaczęli o nich głośno wypytywać, pewnie któryś z nich by się ujawnił. 
 

- To jest dobry pomysł. A może masz wciąż jakiś kontakt do tego 

twojego znajomego, który załatwił mi furę po pojedynku z Clarencem? On 
przecież był niezły w te klocki - zasugerował Thomas. 
 

- Eddie? No cóż... Trochę spłoszył się po tej wielkiej łapance. Nie 

mam pojęcia, gdzie jest i niestety nie mam też jego nowego numeru tele-
fonu. Bo jak można się domyślić, tamtego szybko się pozbył. 
 

- No tak. Szkoda - podsumował lider Smoków. - Vica i jego paczki 

też nie widzę w roli naszych mechaników - uśmiechnął się pod nosem. 
 

- Daj spokój... - uśmiechnęła się również Mia. 

 

- Jeśli chodzi o mój wóz - zaczął Jack. - to przede wszystkim chcę 

zmienić to okropne malowanie, tapicerkę, zderzaki, progi, spoiler i może 
też felgi. W ogóle chciałbym chyba, żeby przywrócić tutaj oryginalny spo-
iler. Jest może prosty, ale ma swój niepowtarzalny styl. 
 

-  Owszem.  Mnie  również  się  on  podoba  -  oświadczył  Thomas.  - 

Podobnie jak oryginalne spoilery w Lancerach Evolution czy Imprezie WRX. 

background image

10 

 

Jeszcze  dziś  zadzwonię  do  Sala  i  zapytam,  czy  nie  zechciałby  ponownie 
odwiedzić Rockport. On zrobi ci porządek z tym Eclipsem. 
 

- Super. Dziękuję - odrzekł chłopak. 

 

-  No  dobrze.  A  teraz  pora  przestawić  go  na  parking.  Mogę  się 

przejechać? - zapytał z zapałem Najbardziej Poszukiwany. 
 

-  Jasne  -  odpowiedział  właściciel  wozu,  ciesząc  się  zaszczytem, 

który go spotkał. 
 

Thomas  jednak  nie  zdążył  nawet  otworzyć  drzwi  żółtego  samo-

chodu, gdy za bramą usłyszeć się dało dźwięk klaksonu. 
 

- To pewnie Karl i Jade - stwierdził, odwracając się w tamtą stronę. 

-  No  trudno,  przejażdżka  będzie  musiała  poczekać  -  dodał,  ruszając  na 
ich spotkanie. 
 

Po chwili ogromna brama uniosła się do góry, a wtedy czarny Ford 

Mach i srebrne Audi TT wjechały do środka, parkując obok nowego nabyt-
ku Jacka. 
 

-  Dzień  dobry  -  rzekła  pogodnie  właścicielka  pierwszego  z  wo-

zów,  gdy  wysiadła  już  zza  jego  kierownicy.  -  Ależ  macie  tu  pięknie  to 
wszystko  urządzone  -  pochwaliła,  rozglądając  się  po  głównym  pomiesz-
czeniu kryjówki z niekrytą ciekawością i zachwytem. 
 

- Dzień dobry, Jade - odpowiedział Thomas. - Dziękujemy bardzo. 

To zasługa Mii. To właśnie ona wszystko rozplanowała, a później dopilno-
wała wykonania - dodał, uśmiechając się do swojej narzeczonej. 
 

-  Imponujące  miejsce  -  podziwiała  wciąż,  poprawiając  okulary 

przeciwsłoneczne umieszczone na głowie. - Wielkie wyrazy uznania, Mia. - 
zwróciła się teraz do niej. - Świetna robota. 
 

- Dzięki - odrzekła, uśmiechając się przyjacielsko. 

 

- A to jeszcze nie wszystko - zapowiedział lider Smoków. - Są tu 

kolejne pomieszczenia, w tym dwa parkingi, ale po nich oprowadzę was za 
chwilę. Na razie chciałbym pomówić o Shark Shakers. Pojawiło się coś no-
wego w ich sprawie? 
 

- W sumie to nie, chociaż dzisiaj rano udało mi się skontaktować  

z Shawnem i gdy powiedziałam mu o wczorajszej rozmowie z ich wicelide-
rem, był bardzo zaskoczony. Zaskoczony jej treścią, oczywiście. Zapytałam 
wtedy  o  Saylora  i  powód, dla  którego  mógłby nie  lubić  naszego  zespołu. 
Niestety w tej kwestii Shawn nie był w stanie się wypowiedzieć. W każdym 

background image

11 

 

razie  po  raz  pierwszy  usłyszał  o  tym,  by  nasze  zespoły  miały  mieć  jakąś 
wojnę. 
 

-  Rozumiem.  To  rzeczywiście  dziwna  sprawa,  ale  coraz  bardziej 

skłaniam się ku wnioskowi, że to z tym Saylorem jest coś nie tak i że resz-
ta Rekinów nie będzie nam sprawiać żadnych problemów. 
 

- Też tak myślę - zgodziła się Jade. - Shawn da nam znać, gdyby 

czegoś się dowiedział. 
 

- Świetnie. A przy okazji, znasz może jakiegoś specjalistę od tu-

ningu mechanicznego? - zapytał Thomas, dostrzegając, że jego rozmów-
czyni co chwilę spogląda na Eclipse’a. - Jack potrzebuje przeprowadzenia 
paru zmian w jego wozie. Wprawdzie mam już kogoś, kto zajmie się nad-
woziem  i  malowaniem,  ale  przydałoby  się  jeszcze  zajrzeć  pod  maskę. 
Zresztą  szukamy  kogoś,  kto  będzie  chciał  podjąć  z  nami  długotrwałą 
współpracę. 
 

-  Hmm...  -  zamyśliła  się  kobieta.  -  W  sumie  to  kojarzę  takiego 

gościa, który zna się na wszystkim. Na karoseriach i na tym, co pod nimi. 
Chyba tylko nie maluje wozów, ale jest w stanie zrobić całą resztę. Swego 
czasu  był  nawet  na  naszej  Czarnej  Liście,  ale  został  z  niej  wypchnięty 
przez innych kierowców na jakieś pół roku przed tym, kiedy pojawiłeś się 
Ty. Wtedy na pełny etat zajął się mechaniką. 
 

- Zaraz, zaraz - odezwała się Mia. - Czy ty przypadkiem nie mó-

wisz o Eddim Lew’ie? 
 

- Tak, właśnie o nim - potwierdziła Jade. - Znasz go? 

 

- No pewnie. Rozmawialiśmy o nim na chwilę przed waszym przy-

jazdem. Masz z nim kontakt? 
 

-  Bezpośredniego  nie  mam,  ale  mój  znajomy  z  Los  Angeles  się  

z nim przyjaźni. Na jutro będziecie mieć do niego numer - obiecała kobie-
ta pewnym tonem. 
 

-  Twoja  pomoc  jest  nieoceniona,  Jade  -  wyznał  ze  szczerością 

Thomas. 
 

- A dziękuję bardzo - ucieszyła się, poprawiając spoczywające na 

jej głowie okulary. 
 

-  Na  koniec  jeszcze  jedna  sprawa  -  zaczął  ponownie  lider  Smo-

ków, spoglądając na Jade i Karla. - Co myślicie o tym, by oprócz Jacka, do 

background image

12 

 

zespołu  przyjąć  też  tych  dwóch  miłych  panów?  -  zapytał,  wskazując  
z uśmiechem na Briana i Chrisa. 
 

Ci  wstrzymali  powietrze,  wiedząc,  że  nadszedł  właśnie  jeden  

z  najważniejszych  momentów  w  ich  wyścigowych  karierach,  bo  przecież 
być albo nie być Smokiem to sprawa w tej chwili absolutnie pierwszopla-
nowa. 
 

-  A  nad  czym  się  tu  zastanawiać?  Brać  ich  i  już  -  odpowiedziała  

z  serdecznością  właścicielka  Forda  Macha.  -  Przynajmniej  chłopaki  od 
samego początku będą się uczyć od najlepszych. 
 

- Zgadzam się - odezwał się w końcu Karl. - Kto powiedział, że do 

zespołu trzeba przyjmować wyłącznie kierowców z wielkimi osiągnięciami? 
Myślę, że równie dobrym rozwiązaniem jest przyjmowanie ludzi z poten-
cjałem,  których  można  samodzielnie  wyszkolić  -  zakończył,  krzyżując 
ramiona. 
 

-  Czyli  wszyscy  w  zespole  są  zgodni  -  podsumował  Thomas.  - 

Zatem panowie, gratuluję całej waszej trójce dołączenia w nasze szeregi - 
zwrócił się życzliwym tonem do stojących obok Kate młodych kierowców. 
 

 Dziewczyna uśmiechnęła się, razem z nimi radując się z tej decy-

zji.  Nie  tylko  Jack,  ale i  Brian  i  Chris  mieli  się  teraz  stać  jej  zespołowymi 
wspólnikami,  a  trudno  nie  cieszyć  się  myślą,  że  nasi  oddani  przyjaciele 
będą też naszymi stałymi kompanami w realizowaniu życiowej pasji. 
 

- Dziękujemy i obiecujemy nie zawieść waszego zaufania - odpo-

wiedział  z  zadowoleniem  Chris,  czyniąc  lekki ukłon  w  kierunku  Thomasa  
i stojących obok niego osób. 
 

- Jeśli chcielibyście się powoli oswajać z życiem prawdziwego wy-

ścigowca, to mam dla was propozycję - zaczął Karl. - Słyszałem, że dzisiaj 
w zachodnim San Pedro odbędą się zawody dla ludzi, którzy niekoniecznie 
zainteresowani  są  Czarną  Listą  i  całą  tą  otoczką.  Opiekunami  spotkania 
mają  być  ludzie  z  Averill  Riders.  W  grę  wchodzą  sprinty  i  okrążeniówki. 
Chyba  nawet  nie  trzeba  dawać  wpisowego.  To  jest  takie  spotkanie  dla 
zabawy. Bardzo dobre na małą rozgrzewkę przed czymś poważniejszym. 
 

- No to jedziemy - zacierał ręce Brian. 

 

-  Czy  przypadkiem  nie  mówiliście  kiedyś,  że  ci  z  Averill  rzucają 

różnymi  przedmiotami  w  samochody  wyścigowców,  którzy  nie  należą  do 
ich ugrupowania? - zapytała Mia. 

background image

13 

 

 

-  Owszem,  ale  tym  razem  sami  zapraszają,  by  do  nich  dołączyć, 

więc podejrzewam, że dzisiaj incydenty tego typu nie będą miały miejsca - 
oświadczył kierowca Audi TT. 
 

- Myślałem, że ci z Averill Riders są zainteresowani Czarną Listą - 

rzekł Thomas, ściągając brwi. 
 

- Rzecz w tym, że właśnie nie za bardzo - stwierdziła Jade. - Oni 

są dość specyficzni, hermetyczni, jak już kiedyś wam wspominaliśmy. Nie 
lubią się integrować, dlatego to dzisiejsze otwarte spotkanie jest dla mnie 
niemałym  zaskoczeniem.  Mimo  to  uważam,  że  powinniśmy  tam  pojechać  
i  zobaczyć,  co  ciekawego  porabiają,  a  nasi  młodzi  kierowcy  będą  w  tym 
czasie mieli okazję nieco się rozerwać. 
 

- Dziwię się, że nie dotarły do mnie żadne informacje o takowych 

zawodach  -  rzekła  Kate.  -  W  końcu  mieszkam  w  San  Pedro  i  generalnie 
zawsze wiem, co dzieje się w tamtejszych wyścigach. 
 

- Ale to Averill Riders. O ich spotkaniach, jak mówię, raczej nigdy 

nie jest zbyt głośno - wyjaśniła właścicielka czarnego Macha. 
 

- Gdzie konkretnie ma się ono odbyć? 

 

- Na parkingu przy rezydencjach w kanionie Miraleste - odpowie-

dział Karl, będąc najwyraźniej dobrze zorientowanym w sprawie. - Zbiórka 
o szóstej. 
 

- Oj, wydaje mi się, że to będą dokładnie takie wyścigi, jakie lubię 

najbardziej - oświadczył z zapałem kierowca kabrioletu marki Chevrolet. - 
W  okolicy  są  wyłącznie  kręte  ulice.  Jedne  szersze,  inne  węższe,  więc  
w zależności od miejsca, trzeba stosować różne techniki jazdy. Właśnie od 
takich zawodów kiedyś zaczynałam. 
 

- Czyli nie będziesz mieć problemu z tym, by odpowiednio przy-

gotować również swoich kolegów? - zapytał Thomas. 
 

- Najmniejszego - odpowiedziała pewnie. 

 

- W takim razie trzeba by już niedługo ruszać na miejsce - zauwa-

żył Karl. - Inaczej możecie się spóźnić na zapisy, a wtedy nie ma pewno-
ści, czy pozwolą wam wziąć udział w jakichkolwiek wyścigach. 
 

- Zaraz się tym zajmiemy. Tymczasem mam do was jeszcze jedną 

sprawę  i  tak  właściwie  to  ona  jest  głównym  powodem,  dla  którego  was 
tutaj zaprosiłem - oznajmił lider Smoków, patrząc na parę wyścigowców. - 
W związku z tym musimy przenieść się do innej  części kryjówki  - zapo-

background image

14 

 

wiedział  z  uśmiechem.  -  Proszę  za  mną  -  zakończył,  ruszając  w  stronę 
przejścia. 
 

Za nimi udały się również pozostałe osoby znajdujące się w głów-

nej sali. 
 

- Ojej, macie tu nawet łazienki. I to jakie eleganckie - zachwycała 

się  znów  Jade,  zaglądając  przelotem  do  wnętrz  dwóch  niedużych  po-
mieszczeń. 
 

- Mamy wszystko, co jest nam potrzebne, nawet gdybyśmy chcieli 

spędzić tu cały dzień - chwalił się Thomas, otwierając kolejne znajdujące 
się na jego drodze drzwi. - Zapraszam serdecznie - rzekł, wskazując dło-
nią na wnętrze parkingu. 
 

Przepuścił wszystkich, uśmiechając się uroczo do idącej na końcu 

Mii. Chwycił jej dłoń i razem z nią przeszedł do kolejnego pomieszczenia. 
 

- Ile tu samochodów - uśmiechnął się Karl, wkładając ręce do kie-

szeni czarnych, eleganckich spodni. - Aż miło popatrzeć - przyznał, spo-
glądając na czerwone Ferrari 599 GTB Fiorano. 
 

-  O  mój  Boże!  -  złapała  się  za  głowę  znajdująca  się  kilkanaście 

kroków dalej właścicielka Forda Macha. - Karl, podejdź tu - zawołała go. - 
Nasze samochody - rzekła, wskazując na nie, gdy jej towarzysz podszedł 
już wystarczająco blisko. 
 

- Wciąż je masz? - zapytał mężczyzna, spoglądając na Thomasa. 

 

-  Owszem.  I  możecie  je  stąd  wyprowadzić  nawet  jeszcze  dzisiaj. 

Są wasze. 
 

- Ale jak to? - zapytała Jade. - Tak po prostu nam je dajesz? 

 

-  Tak.  Powiedzmy,  że  to  taki  upominek  na  rzecz  jeszcze  lepszej 

współpracy - mrugnął do swoich rozmówców lider Smoków. 
 

-  To  bardzo  hojny  upominek  -  stwierdziła  kobieta.  -  Jesteś  tej 

decyzji pewien? 
 

- Jestem pewien. Jak sami widzicie, w razie potrzeby mam jeszcze 

wiele innych wozów do dyspozycji. Dokumenty i kluczyki czekają na was  
w samochodach. 
 

- Dziękujemy serdecznie - powiedział Karl, zbliżając się do czar-

nego Porsche Caymana. - To dla nas bardzo miła niespodzianka - dodał, 
spoglądając z radością na swój wóz. 

background image

15 

 

 

- Nie podejrzewaliście, że skoro Ronnie, Toru i Joe jeżdżą swoimi 

starymi furami, to mogę mieć również wasze? - uśmiechnął się Thomas. 
 

- Szczerze mówiąc, dotarło to do mnie dopiero teraz - przyznała 

Jade. - Zresztą widzę, że masz tu całą kolekcję z czasów Czarnej Listy. Jak 
udało ci się je wszystkie zachować? 
 

-  To  dość  długa  historia...  -  zaczął  wyjaśnienia,  drapiąc  się  po 

skroni.  -  Ale  myślę,  że  ufamy  sobie  już  na  tyle,  że  mogę  wam  zdradzić 
mały  sekret.  W  ten  sposób  zrozumiecie  też,  w  jaki  sposób  te  wszystkie 
wozy przetrwały policyjną obławę. 
 

- O, to może być bardzo ciekawe - stwierdził Karl. 

 

- Otóż powinniście wiedzieć, że Cross jest naszym informatorem - 

rzekł poważnie Najbardziej Poszukiwany. - I w sumie nie tylko informato-
rem. Możemy na niego liczyć również w innych sprawach. Dla przykładu, 
to  właśnie  on  pomógł  nam  zakupić  hangar  w  Wilmington  czy  wykupić 
Mazdę Mii z policyjnego parkingu. 
 

- Ten Cross?! - zdziwiła się Jade. 

 

- Tak, właśnie ten Cross - potwierdził wyścigowiec. 

 

- Ale... jak wyście to zrobili? 

 

- Cross jest dobrym znajomym mojej mamy - wyjaśniła Mia. - To 

on wciągnął mnie do policji i to on pomógł mi w zdobyciu stanowiska taj-
nego  agenta.  Wiedząc,  że  teraz  jestem  po  tej  drugiej  stronie,  postanowił 
nam  pomagać.  Oczywiście  sam  nadal  jest  związany  z  policją  jako  stały 
pracownik lub jako łowca nagród, jednak ludzie z naszego zespołu są dla 
niego nietykalni. 
 

- A niech mnie... - zmrużyła oczy właścicielka Forda Macha. - To 

sporo  wyjaśnia.  Słyszałam  właśnie,  że  Cross  ponownie  poluje  i  że  jest  
w  tym  dość  skuteczny.  Tymczasem,  oczywiście  na  podstawie  tylko  tych 
informacji,  które  posiadam,  wiem,  że  jak  dotychczas  w  jego  szpony  nie 
wpadł nikt ze Smoków. Teraz już rozumiem, dlaczego - uśmiechnęła się. 
 

- Ale żeby nie było niedomówień - absolutnie nie dajemy mu żad-

nych  cynków,  gdzie  może  szukać  wyścigowców  do  złapania  -  zaznaczył 
Thomas.  -  Zresztą  on  nigdy  o  to  nie  pyta.  Łapie  wyłącznie  tych,  których 
sam namierzy. 

background image

16 

 

 

-  Jasne.  Nawet  nie  śmiałabym  wam  czegoś  takiego  insynuować  - 

oświadczyła  przekonująco  Jade.  -  Czy  i  my  możemy  skorzystać  z  tego 
immunitetu u Crossa? - zaśmiała się, spoglądając krótko na Karla. 
 

- Właściwie już z niego korzystacie - uśmiechnął się Thomas. 

 

- Ach... no tak - pokiwała głową z zadowoleniem. - Przecież nale-

żymy do zespołu. 
 

-  No  właśnie.  Z  tego  też  powodu  zdecydowałem  się  oddać  wam 

samochody. Używajcie ich wedle uznania. 
 

-  A  czy  możemy  tymczasowo  zrobić  małą  podmiankę?  Przyznam 

szczerze, że chwilowo żadne z nas nie jest przygotowane na przechowy-
wanie dwóch samochodów, więc gdybyś zgodził się na to, by Audi i Mach 
tutaj zostały, bylibyśmy bardzo wdzięczni. 
 

-  Oczywiście.  To  kryjówka  dla  nas  wszystkich.  Chcecie  zostawić 

tutaj  wóz?  Chcecie  sobie  któregoś  pożyczyć?  Nie  ma  najmniejszego  pro-
blemu. Wszystko jest do waszej dyspozycji - zapewniał lider Smoków. 
 

-  Fantastycznie  -  cieszyła  się  właścicielka  odzyskanego  właśnie 

biało-bordowego Mustanga. - To jak? Jedziemy na te zawody do San Pe-
dro? - zapytała, ponownie zbliżając się do swojego wozu. 
 

- Jedziemy. Zaraz dam znać reszcie ekipy. 

 

- Oj, przed tym chciałabym was raczej ustrzec - skrzywiła się. - Ci 

z Averill mogą się spłoszyć, gdy wpadniemy tam całym zespołem. Wierzcie 
mi na słowo, oni czasami zachowują się jak prawdziwe dzikusy. Myślę, że 
przede wszystkim powinna tam jechać Kate i jej koledzy, a do tego mak-
symalnie  nasza  czwórka.  W  innym  wypadku  tamci  poczują  się  osaczeni  
i gotowi uciec albo reagować agresywnie. 
 

- Naprawdę są aż tak dziwni? - zapytał Thomas. 

 

- Niestety tak - potwierdziła Jade. - Zresztą to mały zespół, więc 

wizyta ośmiu osób i tak będzie dla nich dużym wstrząsem. 
 

- No dobrze. W takim razie jedźmy tam w takim składzie, w jakim 

jesteśmy tutaj. 
 
 

*** 

 
 

background image

17 

 

 

Dzielnica  rezydencji  przy  drodze-kanionie  Miraleste  to  miejsce, 

które  Kate  już  znała,  jednak  chyba  właśnie  z  tych  powodów,  o  których 
wspominała Jade, nie zapuszczała się tu zbyt często. Wprawdzie nigdy nie 
zdarzyło się jej być obiektem ataku ze strony kogokolwiek, ale jednocze-
śnie nie zdarzało się jej też słyszeć o tym, by odbywały się w tych stronach 
jakiekolwiek wyścigi. 
 

Osiem  sportowych  wozów  z  biało-niebieskim  BMW  na  czele  zje-

chało z ulicy, dostając się na obszerny parking. Na tym jednak znajdowało 
się  zaledwie  kilkanaście  samochodów,  a  pośród  nich  nie  więcej  niż  trzy-
dzieści osób. Wiele z nich odwróciło głowę, by przyjrzeć się nadjeżdżają-
cym  przybyszom.  Niektórzy  reagowali  obojętnością,  inni  zdziwieniem,  
a jeszcze inni uśmiechem. 
 

W końcu kolumna zatrzymała się w jednym rzędzie, a znajdujący 

się w niej kierowcy poczęli opuszczać swoje maszyny. W tym czasie zbliżył 
się  do  nich  mężczyzna  o mocno  brązowej  skórze,  przysadzistej  sylwetce  
i krótko przystrzyżonych, czarnych włosach. 
 

- To dopiero zaszczyt nas spotkał!  - odezwał się głośno, zdecy-

dowanie  najbardziej  interesując  się  postacią  Thomasa.  -  Miło  poznać  - 
przywitał się, wyciągając do niego rękę. 
 

Ten uśmiechnął się i uścisnął jego dłoń, jednak coś podpowiadało 

mu, że sympatyczne zachowanie ze strony tego człowieka nie jest do koń-
ca szczere. 
 

- Mnie również jest miło, a rozmawiam z... 

 

- Santiago Ray. Jestem przewodniczącym tutejszej grupy wyścigo-

wej - odpowiedział, oglądając się za siebie, by wskazać dłonią na zebra-
nych za nim ludzi. 
 

-  Sporo  o  was  słyszałem  -  przyznał  Thomas.  -  Mam  ogromne 

szczęście,  mogąc  już  podczas  pierwszej  wizyty  w  Averill  spotkać  lidera 
tutejszej drużyny - dodał uroczyście, choć i on nie starał się już  brzmieć 
nazbyt przekonująco. 
 

-  Naprawdę?  -  zdziwił  się  mężczyzna.  -  Myślałem,  że  raczej  nie 

jesteśmy na tyle popularni, by być znanymi przez najbardziej poszukiwa-
nego kierowcę w całych Stanach. 

background image

18 

 

 

-  Pewnie  chcielibyście,  żeby  tak  było,  ale  niestety  -  sporo  się  

o was wszędzie wspomina.  A szczególnie  ze względu na to,  że podobno 
nie przepadacie za gośćmi. 
 

-  Eee,  tak,  jest  w  tym  sporo  prawdy  -  przyznał  Santiago  Ray.  - 

Choć sam nie wiem, co jest tego przyczyną. Chyba po prostu tacy już je-
steśmy - usprawiedliwiał się, próbując ukryć zakłopotanie. 
 

- Co zatem skłoniło was do tego, by dzisiejsze spotkanie ogłosić 

otwartym? - zapytał lider Smoków. 
 

-  Będzie  to  trochę  trudno  wytłumaczyć...  -  rzekł  mężczyzna, 

krzywiąc się nieznacznie. - Ale może ujmę to w najbardziej skrótowy spo-
sób,  w  jaki  dam  radę.  Mieliśmy  nadzieję,  że  ciekawość  i  możliwość  spo-
tkania ludzi z naszego zespołu, który jak sam stwierdziłeś, jest mało go-
ścinny,  przyciągnie  tu  jakichś  nowych  kierowców.  Chodziło  nam  jednak  
o typ wolnego strzelca. Wiesz, ludzi, którzy nie należą do żadnego zespołu 
i chcieliby dołączyć do nas. W formie stałego członka lub najemnika. Wa-
sza wizyta, no cóż... jest dla nas wielką niespodzianką. 
 

-  Ah,  teraz  rozumiem  -  uśmiechnął  się  Thomas.  -  Szukacie  no-

wych kierowców. W takim wypadku nasze przybycie rzeczywiście może być 
dla was nieco kłopotliwe. 
 

- Niestety - potwierdził Ray, rozkładając ręce. - Tym bardziej że, 

bez urazy, ale gdzie jesteście wy, tam też jest policja, a my wyjątkowo nie 
przepadamy za jej obecnością. 
 

- Akurat z tą policją, która zawsze jest tam, gdzie my, zgodzić się 

nie  mogę  -  rzekł  Najbardziej  Poszukiwany.  -  My  też,  gdy  tylko  takie  są 
nasze intencje, potrafimy jej bardzo skutecznie unikać. 
 

-  Już  sam  widok  twojego  BMW  powoduje  u  policjantów  atak  go-

rączki i ślinotoku - nie dawał za wygraną dowódca Averill Riders. 
 

-  No  dobrze  -  westchnął  Thomas.  -  Jeśli  mamy  być  dla  was  tak 

wielkim problemem, to lepiej stąd odjedziemy - zakończył, odwracając się 
ku swojemu wozowi. 
 

-  Stój  -  zatrzymał  go  mężczyzna.  -  Nie  chcemy  wyjść  na  aż  tak 

niegościnnych - uśmiechnął się cierpko. - Zostańcie, tylko postarajcie się 
znaleźć  jakieś  inne  miejsca  dla  swoich  samochodów,  bo  stojąc  tuż  przy 
ulicy, naprawdę mogą niepotrzebnie przyciągnąć czyjąś uwagę. 

background image

19 

 

 

- Jasne. Zanim jednak  zakończymy rozmowę, chciałbym  poprosić 

o jedną rzecz. 
 

- Słucham. O co chodzi? 

 

- Żeby nie przysparzać wam kolejnego problemu i nie odstraszać 

zjawiających  się  tutaj  kierowców,  nasza  czwórka  poprzestanie  jedynie  na 
obserwowaniu - zasygnalizował Thomas, wskazując na siebie oraz stoją-
cych obok niego Mię, Jade i Karla.  - Byłbym jednak wdzięczny, gdybyście 
pozwolili wziąć udział w wyścigach czwórce naszych młodych kierowców. 
 

Santiago Ray obrócił głowę w prawo, by zlustrować polecanych mu 

wyścigowców.  Ich  kandydatura  bardzo  przypadła  mu do  gustu,  a  to  wła-
śnie  ze  względu  na  wiek.  Podejrzewał  bowiem,  że  grupa  nastolatków 
przewodzona  przez  Kate  nie  posiada  zbyt  dużych  umiejętności  ani  do-
świadczenia  w  ściganiu  się.  Gdyby  więc  podstawić  do  rywalizacji  z  nimi 
jakiegoś  swojego  zaufanego  kierowcę,  można  by  jego  triumf  obrócić  
w niemały zysk. 
 

- Zgadzam się, ale pod warunkiem, że wasz zespół da nam wpi-

sowe w wysokości dwudziestu pięciu tysięcy dolarów - powiedział pewnie, 
wiedząc, że dla Smoków taka sumka nie będzie niczym wielkim. - Oczywi-
ście my też oferujemy taką samą kwotę, więc w momencie wygranej lepszy 
zespół zainkasuje w sumie pięćdziesiąt tysięcy. 
 

-  Ciekawa  propozycja...  -  rzekł  Thomas,  przykładając  dłoń  do 

brody. 
 

Istotnie,  była  to  ciekawa  propozycja,  lecz  jednocześnie  bardzo 

podstępna, w czym wyścigowiec natychmiast się zorientował. Wiedział też, 
na czym owy podstęp miałby polegać i w myślach zaśmiał się już z naiw-
ności swojego rozmówcy. 
 

-  Chętnie  bym  się  zgodził  -  kontynuował, udając,  że niczego  się 

nie domyśla. - Ale niestety nie mam w zwyczaju nosić przy sobie tak du-
żych kwot - zakończył, uśmiechając się. 
 

-  Domyślam  się.  Ja  też  nie  mam  przy  sobie  odpowiedniej  ilości 

pieniędzy, ale możemy się umówić, że przegrany zespół kiedyś, na przy-
kład  przy  okazji  kolejnego  takiego  spotkania,  przekaże  pieniądze  temu 
wygranemu. 
 

- Dobrze, odpowiada mi taka umowa - pokiwał głową Najbardziej 

Poszukiwany. 

background image

20 

 

 

Mawia się, że kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada i wła-

śnie  tak  już  niebawem  miało  się  stać  w  przypadku  Santiago  Raya.  Lider 
Smoków nie mógł się doczekać, by jego kierowcy pokazali temu zarozu-
mialcowi,  jak wielki  błąd  popełnił.  Straty  pieniędzy  się  nie  obawiał.  Prze-
ciwnie  -  był  przekonany,  że  za  sprawą  Kate  i  jej  kolegów  to  właśnie  ich 
zespół wyjdzie z tej sytuacji zwycięsko. Problemem mogła być już jedynie 
ewentualna niesłowność ze strony Raya, ale i to tak naprawdę nie miało dla 
Thomasa znaczenia. Jedyne, co się liczyło, to to, by dać nauczkę przywód-
cy Averill Riders. Niezależnie od tego, jaką cenę będzie trzeba za to zapła-
cić. 
 

-  No  to  jesteśmy  umówieni  -  podsumował  mężczyzna.  -  Twoi 

kierowcy  mogą  brać  udział  we  wszystkich  przejazdach,  które  będą  miały 
miejsce w ramach zlotu, a później zapraszam na finałowy wyścig. 
 

-  I  jak  rozumiem,  to  właśnie  ten  finałowy  wyścig  zadecyduje  

o tym, który zespół jest lepszy? - chciał się upewnić Thomas. 
 

- Tak jest - potwierdził z chytrym uśmieszkiem Ray. - Z waszego 

zespołu  wystartuje  czterech  zawodników,  więc  i  my  wystawimy  czterech. 
Ten,  który  wygra  finałowy  wyścig,  zapewni  swojej  drużynie  pięćdziesiąt 
tysięcy. 
 

Thomas  obejrzał  się  dyskretnie  za  siebie,  by  spojrzeć  na  Kate. 

Choć  jej  oczy  ukryte  były  za  ciemnymi  okularami  i  odczytanie  z  nich  ja-
kichkolwiek  emocji  nie  było  możliwe,  występująca  między  nimi  telepatia 
pozwoliła mu wyczuć, że właścicielka limonkowego BMW nie boi się poje-
dynku z ludźmi Raya. Co więcej, podobnie jak on, liczy na jak najszybszą 
możliwość zrobienia porządku z tymi cwaniaczkami. 
 

- W porządku, panie Ray - odezwał się w końcu lider Smoków. - 

Więc kiedy odbędzie się ten finałowy wyścig? 
 

-  Dam  wam  znać.  Muszę  jeszcze  wprowadzić  w  sprawę  moich 

kierowców  -  odrzekł  poważnie.  -  Na  razie  polecam  porozgrzewać  się  
w  wyścigach,  które  zaczną  się  już  za  chwilę.  Przy  okazji,  miłej  zabawy  - 
zakończył, kłaniając się z lekka, a następnie ruszając w kierunku, z które-
go przybył wcześniej, by przywitać Thomasa i jego ekipę. 
 

- Coś mi się wydaje, że to jednak nie będzie takie łatwe i przyjem-

ne, jak myślałem... - podsumował zaistniałą sytuację Karl. 

background image

21 

 

 

-  Nie  wiem,  czy  dobrze  zrobiłeś,  Thomas  -  odezwała  się  Kate, 

robiąc  dwa  kroki  ku  swojemu  przyjacielowi.  -  To  może  się  nie  udać.  Nie 
wiemy, kogo tam mają i co ci ludzie  będą kombinować podczas wyścigu. 
Niestety nie wyglądają mi na zbytnio uczciwych czy honorowych. Dlatego 
musisz się liczyć ze stratą tych pieniędzy, które na nas postawiłeś. 
 

- Nie martw się o pieniądze. One nie mają tu najmniejszego zna-

czenia. Jeśli nie dacie sobie z nimi rady, mówi się trudno. Ja jednak jestem 
przekonany, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Pamiętajcie tylko o tym, 
żeby  nie  zdradzać  się  ze  swoimi  umiejętnościami  teraz  -  podczas  tych 
wcześniejszych wyścigów. Niech lepiej  do samego końca  mają przekona-
nie, że pojedynek z wami będzie dla nich łatwy. Spotka ich wówczas przy-
kra niespodzianka... - cieszył się Thomas, spoglądając ukradkiem na Raya 
i towarzyszących mu ludzi. 
 

W międzyczasie na parkingu pojawiały się kolejne wozy.  Nie wia-

domo było jednak, kim są ich właściciele - czy to kolejni kierowcy Averill 
Riders? A może wreszcie ktoś spoza ich paczki? Po dwudziestu minutach 
na miejscu spotkania było już obecnych w sumie około czterdziestu osób. 
 

Pamiętając  o  prośbie  Raya,  czwórka  starszych  członków  Smoków 

zmieniła swoje miejsca parkingowe, a Kate i jej  kompani dołączyli w tym 
czasie do kierowców ścigających się w pierwszym wyścigu. 
 

Na linii startu znalazło się ich dziesięciu, a każdy z nich prowadził 

wóz, który należałoby zaliczyć do typu tuner. Oprócz limonkowego BMW, 
Eclipse’a  należącego  do  Jacka,  czarnej  Supry  Briana  i  Skyline’a  Chrisa  do 
rywalizacji gotowi byli wyścigowcy w granatowej Mazdzie RX-7, mieniącym 
się  na  złoto  i  fioletowo  Nissanie  240SX,  żółto-czarnej  Toyocie  Celice  GT, 
żółtym  Nissanie  350Z,  czerwonej  Mazdzie MX-5

2

 trzeciej  generacji  i  bia-

łym Lancerze Evolution VIII. 
 

Zadaniem uczestników tego wyścigu było dojechanie do skrzyżo-

wania  Western  Avenue  i  Summerland  Street  oddalonego  od  parkingu  
o  około  półtora  kilometra,  a  następnie  powrót  na  miejsce  zbiórki.  Do 
punktu kontrolnego można było dotrzeć wybraną  przez siebie trasą, po-
dobnie  zresztą  jak  w  przypadku  drogi  powrotnej.  Jedynym  warunkiem 
zaliczenia przejazdu było znalezienie się w zasięgu wzroku dwóch obser-

                                                           

2

 W oryginalnej wersji językowej znajduje się Mazda Miata, jako że właśnie pod taką 

nazwą w USA występuje Mazda MX-5. 

background image

22 

 

watorów, którzy mieli oczekiwać wyścigowców na rogu Peck Park położo-
nego przy wspomnianym wcześniej skrzyżowaniu. 
 

Do punktu kontrolnego prowadziło wiele dróg, bowiem zachodnia 

część San Pedro bogata jest w liczne alejki i kręte uliczki, a te połączone 
są  gęsto  rozsianymi  rozdrożami,  przez  co  opcje  do  wyboru  są  właściwie 
nieskończone,  a  każda  z  nich  jest  na  równi  dobra,  by  szybko  dotrzeć  
w wybrane przez siebie miejsce. 
 

Ekipa  młodych  kierowców  spod  znaku  The  Dragons  oczekiwała  

z  niecierpliwością  na  sygnał  do  startu.  Nie  emocjonowali  się  jednak  tym 
wyścigiem zbyt mocno, mając w pamięci poradę Thomasa, by swoje moce 
ujawnić dopiero w finale. W związku z tym chcieli jedynie, by ich przejazdy 
wyglądały przyzwoicie, ale jednocześnie nie wzbudziły niczyich podejrzeń. 
 

Na wyjeździe z parkingu pojawił się mężczyzna trzymający w dło-

niach  dwa  nieduże  proporce.  Po  chwili  uniósł  je  nad  głowę,  a  następnie 
opuścił, by dać znak do rozpoczęcia pierwszej potyczki. 
 

Kierowcy ruszyli spokojnie, równym tempem, starając się trzymać 

własnego  toru  jazdy  tak,  by  nie  wpaść  na  inny  wóz, a  w  tym  przypadku, 
gdzie w zwartym szyku jechało ich aż dziesięć, o kolizję nie było przecież 
trudno. 
 

Kate  i  Jack  utrzymywali  się  w  drugiej  połowie  stawki,  a  Chrisowi  

i Brianowi, którzy wylosowali bardzo korzystne miejsca startowe, szczęście 
dopisywało  dalej,  bowiem  zbliżając  się  już  do  Western  Avenue,  nadal 
utrzymywali drugie i trzecie miejsce. 
 

W  końcu  oczom  kierowców  ukazał  się  park,  a  to  oznaczało,  że 

należy podjechać do znajdującego się przed nim skrzyżowania, a następ-
nie zdecydować się na jakiś szlak, który pozwoli szybko powrócić na par-
king przy rezydencjach. 
 

Wiele  osób  wybrało  opcję, która  zakładała  przejechanie  tej  samej 

drogi, lecz w drugą stronę. Znajdując się więc na skrzyżowaniu, nawracali, 
by ponownie jechać Western Avenue na południe, a później skręcić w pra-
wo i znajdującą się tam szeroką przecznicą dotrzeć do tylnego wjazdu na 
parking.  Inni  natomiast  będąc  w  punkcie  kontrolnym,  zdecydowali  się 
skręcić w zachodnią część Summerland Street i tą drogą jechać pod park 
Miraleste, a następnie udając się na południe, dostać się na plac wjazdem 
frontalnym. 

background image

23 

 

 

Jak  się  okazało,  oba  rozwiązania  dawały  bardzo  zbliżony  wynik, 

bowiem  Chris  i  Brian,  którzy  jadąc  za  pierwszym  kierowcą,  wybrali  opcję 
inwersji drogi powrotnej, ostatecznie zajęli swoje drugie i trzecie miejsce, 
a Kate i Jack, którzy wybrali drugą z opcji, również dotarli na metę z wcze-
śniej wypracowanym rezultatem. 
 

- Nie wydaje ci się, że oni też starają się ukrywać swoje prawdziwe 

umiejętności? - zwrócił się do Kate Chris, gdy cała czwórka młodych kie-
rowców powróciła już na swoje miejsca parkingowe. - To było zbyt łatwe... 
- dodał, mrużąc oczy podejrzliwie. 
 

- Tak, to było zdecydowanie zbyt łatwe - potwierdziła właścicielka 

BMW. - Nie wiem jeszcze, czy to z tymi ludźmi będziemy się ścigać w fina-
le, ale jeśli tak, to na pewno  próbują nas zmylić. Nie wierzę, by  kierowcy 
Averill Riders, a szczególnie ci wyższej rangi, jeździli tak słabo. 
 

- I jak oceniacie sytuację? - zapytał Thomas, który znalazł się wła-

śnie obok rozmawiającej pary. 
 

- Podobnie jak my, próbują się kryć - wyjaśniła szybko Kate. 

 

- Tak uważasz? No cóż, jest to bardzo możliwe. Mają świadomość, 

że będą się z wami ścigać o dość duże pieniądze i pewnie też starają się 
dobrze  do  tego  przygotować.  Między  innymi  poprzez  usypianie  waszej 
czujności. 
 

-  W  takim  razie  coś  poszło  im  nie  tak,  bo  nie  daliśmy  się  na  to 

nabrać - powiedział majestatycznym tonem Brian. - Właściwie... myślałem 
sobie, że ten wyścig będzie moim debiutem, ale patrząc na to, co robili ci 
goście, tego nawet nie można nazwać wyścigiem - dodał już mniej pewnie, 
z wyraźnym rozczarowaniem i żalem. 
 

-  W  sumie  uprzedzali,  że  to  tylko  rozgrzewka  -  wtrącił  dla  po-

krzepienia Jack. 
 

-  Zgadza  się.  Myślę,  że  w  finale  walka  będzie  wyglądać  zupełnie 

inaczej.  Zatem  to  właśnie  finał  możesz  potraktować  jako  swój  debiut  - 
zasugerował chłopakowi Thomas. - A zmieniając na chwilę temat - konty-
nuował. - Rozmawiałem przed chwilą z Salem. Zgodził się ponownie przy-
jechać do Rockport, więc jeśli ktoś będzie miał potrzebę wymieniania cze-
gokolwiek w obrębie nadwozia albo będzie chciał przemalować swój wóz, 
to  on  się  tym  zajmie.  Powinien  tu  być  jeszcze  w  tym  albo  na  początku 
przyszłego  tygodnia.  Wszystko  zależy,  kiedy  wygospodaruje  sobie  kilka 

background image

24 

 

wolnych dni. Jeśli natomiast chodzi o części mechaniczne i ogólną diagno-
stykę, to musimy poczekać na tego Eddiego Lew’a. 
 

- Dziękuję bardzo - ucieszył się Jack. - A ile te wszystkie operacje 

na moim wozie mogą kosztować? 
 

- Zupełnie nie zawracaj  sobie tym głowy  - machnął ręką Najbar-

dziej Poszukiwany. - Jesteś naszym kierowcą, więc twój wóz będzie mody-
fikowany na koszt zespołu. Podobnie wygląda sprawa w waszym przypad-
ku, chłopaki - zwrócił się do Chrisa i Briana. 
 

-  U  nas  najprawdopodobniej  nie  będzie  to  na  razie  konieczne  - 

oświadczył Brian. - Nasze fury jeżdżą bez zarzutu. Prawda, Chris? 
 

- Tak myślę - potwierdził nastolatek. - Ale mimo wszystko dzię-

kujemy i na pewno będziemy pamiętać o twojej propozycji. 
 

-  Jeszcze  raz  zaznaczam, że  Sal  zajmuje  się  głównie  elementami 

wizualnymi wozów, więc gdyby w tej kwestii coś wam przyszło do głowy, 
to nie krępujcie się, wystarczy powiedzieć. 
 

- Oczywiście - odrzekł właściciel czarnej Toyoty Supry. 

 

- Kiedy kolejny wyścig? - zapytał Thomas. 

 

-  Za  jakieś  trzy  minuty  -  poinformowała  go  Kate,  spoglądając  

w ekran telefonu. 
 

- No dobrze, to nie przeszkadzam. Powodzenia w kolejnych prze-

jazdach - pożegnał się, odchodząc w stronę wschodniej  części parkingu, 
gdzie  oprócz  jego  wozu,  znajdowała  się  również  Mazda  RX-8,  Ford  Mu-
stang i Porsche Cayman. 
 

- Chłopaki - odezwała się znów właścicielka limonkowego BMW. - 

Pojedźcie  ten  wyścig  beze  mnie.  Muszę  załatwić  jedną  drobną  sprawę  - 
oświadczyła poważnie. 
 

- Co to takiego? - zaniepokoił się Brian. 

 

- Chcę zadzwonić do Nikki. 

 

- Do Nikki? - zdziwił się chłopak. - Po co? 

 

- Tak, jak wcześniej powiedziałam - specjalistów można dzielić na 

dobrych,  lepszych  i  na  takich,  których  absolutnie  nie  da  się  zastąpić. 
Wiem,  że  Thomasowi  trudno  się  z  tym  pogodzić,  szczególnie  teraz,  ale 
Nikki  zdecydowanie  należy  do  tego  trzeciego  typu  -  tłumaczyła  Kate.  - 
Skoro zarówno Jade, jak i Mia, korzystały kiedyś z usług tego jakiegoś tam 
Eddiego,  to  podejrzewam,  że  to  całkiem  w  porządku  specjalista,  ale  ja  

background image

25 

 

w kwestii tuningu ufam już tylko jednej  osobie. Wierzcie mi albo nie, ale 
gdy Nikki sprawdzi jakiś wóz albo, co jest jeszcze lepszą opcją - sama coś 
w  nim  zmodyfikuje,  to  taka  maszyna  jest  wręcz  zmuszona  śmigać  lepiej 
niż wszystkie inne, które wychodzą spod rąk nawet najbardziej zachwala-
nych mechaników. 
 

- Aż tak? - podekscytował się Jack. 

 

-  Aż  tak  -  pokiwała  głową  dziewczyna.  -  Zapewne  Thomasowi 

bardzo by się to nie spodobało, dlatego nie będę próbować ściągać Nikki 
do Rockport. Postaram się tylko namówić ją do tego, by  sprawdziła wozy 
waszej trójki. Może się to nawet odbyć poza Kalifornią. Dostarczymy je do 
niej. 
 

-  To  dość  sporo  kombinowania  -  skrzywił  się  Brian.  -  Ale  jeżeli 

uważasz,  że  warto,  to  niech  będzie.  Tylko  czy  dasz  radę  namówić  ją  na 
kolejne spotkanie z tobą? To ostatnie raczej nie było dla niej przyjemne... 
 

- I tu właśnie uderzasz w punkt - stwierdziła Kate. - Ale spróbuję 

przeskoczyć ten problem. Na początku napiszę do niej SMS-a. Zobaczymy, 
jak zareaguje. 
 

- Więc zostawiasz nas samych na pożarcie tym gościom? - zaśmiał 

się chłopak, spoglądając przelotnie na zbierających się ponownie kierow-
ców. 
 

- Dacie sobie radę - zapewniła pogodnym tonem. - Ruszajcie, a ja 

tymczasem postaram się o świetlaną przyszłość waszych samochodów. 
 

-  No  dobrze  -  zgodził  się  Jack,  ponownie  ubierając  na  dłonie 

czarne, skórkowe rękawiczki. - Ej, chłopaki - wpadł nagle na jakiś pomysł. 
- A co powiedzielibyście na małą zamianę wózków? Ja na przykład poje-
chałbym teraz Suprą, ty, Brian, pojechałbyś Skylinem, a Chris Eclipsem. 
 

- A niech będzie - zgodził się Brian. - Zbierajmy się - dodał, do-

strzegając, że kolejny wyścig rozpocznie się już lada chwila. 
 

-  Powodzenia  -  pożegnała  ich  Kate,  znikając  następnie  we  wnę-

trzu swojego wozu. 
 

Początkowo  planowała  napisać  do  Nikki  wiadomość,  jednak  teraz 

coś podpowiadało jej, że lepiej będzie tak po prostu zadzwonić. Wydobyła 
więc  z  kieszeni  telefon,  a  później,  wybierając  numer  z  listy  kontaktów, 
przyłożyła go do ucha. 

background image

26 

 

 

Podjęta  próba  była  jednak  nieudana.  Kobieta  nie  odebrała  połą-

czenia, więc właścicielka limonkowego BMW postanowiła powrócić do swo-
jego pierwotnego pomysłu. Napisała zatem następującą wiadomość: 
 
 

Cześć, Nikki. Zdaję sobie sprawę z tego, że nasza ostatnia rozmo-

wa nie należała do miłych, dlatego daję ci słowo, że nie będę więcej poru-
szać tematów dotyczących twoich prywatnych spraw. Piszę, ponieważ po-
trzebna mi pomoc w zakresie mechaniki i od razu zaznaczam - tym razem 
to nie jest żadna podpucha. Jack wygrał wczoraj samochód i chcę cię pro-
sić  o  to,  byś  do  niego  zajrzała  i  posprawdzała,  co  i  jak.  Dlatego  jeśli  nie 
znienawidziłaś  mnie  już  do  reszty,  to  proszę,  odbierz  telefon,  a  wtedy 
przedstawię ci szczegóły. 
 

 

Odpowiedź jednak nie nadchodziła. Oczywiście mogło to być spo-

wodowane  tym,  że  Nikki  aktualnie  nie  miała  przy  sobie  telefonu,  że  nie 
zauważyła nieodebranego połączenia i wiadomości, bo miała aktywny tryb 
wyciszenia,  może  tak  długo  rozmyślała  nad  odpowiedzią,  a  może  chciała 
mieć już święty spokój i nigdy więcej nie rozmawiać z nikim, kogo poznała 
w  Rockport.  Wszystkie  te  alternatywy  przeszły  przez  myśl  Kate,  dlatego 
mimo upływającego czasu, wciąż cierpliwie oczekiwała na rozwinięcie sy-
tuacji. 
 

Opuszczając wóz, spojrzała na ulicę. Po raz kolejny grupa ścigają-

cych  się  kierowców  minęła  wjazd  na  parking,  a  to  oznaczało,  że  obecny 
przejazd ma formę okrążeń.  
 

Również i tym razem na pierwszym miejscu znajdował się kierow-

ca  prowadzący  granatową  Mazdę  RX-7,  natomiast  Jack,  Brian  i  Chris 
utrzymywali się w połowie stawki. 
 

Telefon Kate zabrzęczał nagle, co sprawiło, że dziewczyna nerwo-

wo złapała się za kurtkę, by jak najszybciej wydobyć go z kieszeni znajdu-
jącej się podszewce. 
 

Wreszcie nadeszła oczekiwana odpowiedź: 

 
 

Cześć.  Jest  mi  bardzo  daleko  do  nienawiści,  jeśli  już  poruszasz 

kwestię moich uczuć do ciebie. Możesz do mnie zadzwonić, jednak proszę 
cię  o  to,  by  nikt  z  ekipy  nie  dowiedział  się  o  naszej  rozmowie.  Konse-

background image

27 

 

kwentnie jak dotychczas nie odbieram niczyich telefonów i wolę, żeby tak 
już zostało. 
 

 

Kate natychmiast wybrała opcję połączenia z adresatem wiadomo-

ści i przykładając telefon do ucha, ponownie ukryła się we wnętrzu swoje-
go samochodu. 
 

-  Cześć,  Nikki  -  rzekła  łagodnym  tonem,  gdy  usłyszała  wreszcie 

głos  po  drugiej  stronie.  -  Dziękuję,  że  zdecydowałaś  się  ze  mną  poroz-
mawiać. 
 

-  Cześć  -  odpowiedziała  kobieta  spokojnie,  lecz  z  wyraźnie  sły-

szalnym zmęczeniem i przygnębieniem. 
 

-  Wszystko  u  ciebie  dobrze?  -  zmartwiła  się  właścicielka  BMW, 

pamiętając, że jej  rozmówczyni ma przecież wiele powodów, by nie czuć 
się najlepiej. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie. 
 

- Tak, w porządku. Spałam - odpowiedziała, chcąc wyjaśnić przy-

czynę posępnego brzmienia swojego głosu. 
 

- W takim razie przepraszam, że ci przeszkodziłam. 

 

-  Nie,  nie,  spokojnie.  Sama  się  przed  chwilą  obudziłam.  To  o  co 

chodzi z tym samochodem Jacka? 
 

- Już tłumaczę. Jack wygrał wczoraj Mitsubishi Eclipse’a. Przydało-

by się  do niego zajrzeć, bo dotychczas jeździł nim gość, który chyba nie 
do końca był zorientowany na dbanie o mechaniczną stronę swojego wo-
zu.  Niby  jeździ  całkiem  dobrze,  ale  nigdy  nie  wiadomo,  kiedy  coś  może 
walnąć  i  wózek  stanie  w  miejscu.  Thomas  namierzył  wprawdzie  jakiegoś 
dobrego  mechanika,  który  najprawdopodobniej  nawiąże  stałą  współpracę 
z  naszym  zespołem,  ale  mówiąc  szczerze,  wolę,  żebyś  to  ty  zajrzała  do 
tego Eclipse’a. 
 

-  I  to  się  nazywa  powiedzieć  komuś  komplement  -  zaśmiała  się 

cicho Nikki. 
 

- O nie. To nie był komplement - sprzeciwiła się Kate. - Komple-

menty  są  zazwyczaj  kłamstwami  albo  w  najlepszym  przypadku  mocno 
przesadzonymi  pochlebstwami,  a  ja  w  tej  chwili  mówię  to,  co  naprawdę 
myślę. 
 

-  Ah,  no  tak...  -  zrozumiała  swój  błąd  właścicielka  Forda  GT.  - 

Chętnie zajmę się tym samochodem, ale teraz to ja powiem coś szczerze - 

background image

28 

 

nie mam najmniejszej chęci pokazywać się w Rockport. Musimy to załatwić 
jakoś inaczej. Mogę na przykład przyjechać do ciebie, do San Pedro, tylko 
oczywiście wszystko pod warunkiem, że nikt się o tej wizycie nie dowie. 
 

-  No  dobrze...  -  zgodziła  się  Kate,  choć  przyszło  jej  to  z  wielką 

trudnością, bowiem zdawała sobie sprawę, że w ten sposób będzie zmu-
szona do ukrywania przed Thomasem, Clarencem i resztą ekipy dość waż-
nej informacji. Z drugiej jednak strony przegląd wozu Jacka jest jego pry-
watną sprawą, która nie dotyczy reszty zespołu, a skoro Thomas nie chce 
mieć już nic wspólnego ze swoją byłą dziewczyną, to chyba nie ma sensu 
w zawracaniu mu głowy jej obecnością w okolicy.  
 

- A gdzie obecnie jesteś? - kontynuowała Kate. - Bo jeśli tak było-

by ci wygodniej, to ja mogę dostarczyć wóz do ciebie. 
 

- Oj, na pewno nie dasz rady dostarczyć wozu do mnie, bo jestem 

teraz u mamy w Quebec - odpowiedziała życzliwym tonem Nikki. 
 

- Rozumiem. Ale skoro tak, to chyba jednak muszę się wycofać ze 

swojej prośby. Przecież nie będę cię tu ciągnąć tyle mil. 
 

- Spokojnie, przyjadę - zapewniła. - Na kiedy mnie potrzebujecie? 

 

-  To  już  zależy  od  ciebie.  Po  prostu  przyjedź  wtedy,  kiedy  dasz 

radę.  Albo  tak  właściwie...  -  zamyśliła  się  nad  czymś  właścicielka  BMW, 
przerywając zdanie w połowie. 
 

- Tak? 

 

-  Jeszcze  w  tym  tygodniu  albo  na  początku  następnego  do  

Rockport ma zawitać Sal,  więc gdybyś przy okazji  chciała się z nim spo-
tkać,  to  spróbuję  z  odpowiednim  wyprzedzeniem  dać  ci  znać,  kiedy  tu 
będzie. 
 

- O, proszę - ucieszyła się Nikki. - Byłoby miło. 

 

- Dziękuję, Nikki - powiedziała szczerym tonem Kate. - Tak wła-

ściwie mogłabyś już nigdy więcej nie chcieć ze mną rozmawiać, a tymcza-
sem znowu zgadzasz się mi pomóc. 
 

- Lubię cię, bestio, to dlatego - zaśmiała się kobieta. - Muszę już 

kończyć, ale w razie czego jesteśmy w kontakcie no i widzimy się nieba-
wem. 
 

- Jeszcze raz dziękuję. Trzymaj się. 

 

- Nie ma za co. Do zobaczenia - pożegnała się, kończąc połącze-

nie. 

background image

29 

 

 

Kate patrzyła jeszcze przez chwilę w ekran swojego telefonu, cie-

sząc  się  z  udanej  rozmowy  z  Nikki,  a  także  zakończonej  powodzeniem 
próby  przekonania  jej  do  zaopiekowania  się  wozem  Jacka.  Była  również 
pewna, że jeśli już podczas spotkania twarzą w twarz poprosi ją o przej-
rzenie Supry i Skyline’a, to nie spotka się z odmową, a tym sposobem zy-
ska  pewność  co  do  pełnej  sprawności  samochodów  wszystkich  trzech  jej 
kompanów. 
 

Na razie jednak trzeba odstawić tę kwestię na bok i powrócić my-

ślami do toczących się właśnie wyścigów. 
 

W  czasie  gdy  dziewczyna  rozmawiała  przez  telefon,  wyścigowcy 

pokonali  kolejne  dwa  okrążenia.  Kilka  minut  później  po  raz  już  ostatni 
zmierzali w kierunku skrzyżowania dróg Miraleste i Village Way, przy któ-
rym mieścił się południowy zjazd na parking. 
 

Kierowca w granatowej Mazdzie RX-7 utrzymał swoje prowadzenie 

aż  do  końca.  Jako  pierwszy  zameldował  się  na  miejscu  spotkania,  dość 
znacząco  zaznaczając  swoją  przewagę.  Dopiero  po  niespełna  minucie 
dołączyli do niego kolejni dwaj kierowcy, a byli nimi Chris jadący w Mitsu-
bishi  swojego  kolegi  i  nieznana  Kate  kobieta  będąca  w  posiadaniu  dość 
starej, ale bardzo zadbanej Corvetty C4.  
 

Kolejne dwie minuty przyniosły ostateczne rozstrzygnięcie wyści-

gu, w którym Jack zajął siódme miejsce, a Brian piąte. 
 

- Znów zajęliśmy całkiem dobre pozycje - podsumował z dumą te 

osiągnięcia  Chris,  gdy  trójka  wyścigowców  ponownie  znalazła  się  obok 
Kate. 
 

-  Świetnie  wam  idzie  -  pochwaliła.  -  Będzie  jeszcze  jakiś  wyścig 

przed tym finałowym? 
 

- Zdaje się, że jeszcze jeden, ale chyba sobie już odpuścimy. Le-

piej zachowajmy energię na decydujące starcie - zacierał ręce Brian. 
 

- Tym bardziej, że ten ostatni wyścig  był okrutnie długi i bardzo 

nas wymęczył - dodał smętnie Jack. 
 

-  Właśnie  widziałam  -  oświadczyła  dziewczyna.  -  To  było  chyba  

z pięć okrążeń. 
 

- Zgadza się. I to takich dość dużych - wyjaśnił właściciel Supry. 

 

- W takim razie rzeczywiście lepiej, żebyście już odpoczęli - pod-

sumowała. - Udało mi się porozmawiać z Nikki - kontynuowała po krótkiej 

background image

30 

 

chwili.  - W najbliższych dniach przyjedzie do nas do San Pedro i obejrzy 
wóz Jacka. Podejrzewam też, że zgodzi się, gdy poproszę ją o sprawdzenie 
waszych - rzekła, spoglądając na Chrisa i Briana. 
 

- O łał - zachwycił się Jack. - Jak udało ci się to zrobić? 

 

- Podobno mnie lubi i to dlatego - wyjaśniła z uśmiechem Kate. 

 

-  Chyba  rzeczywiście  tak  musi  być.  Inaczej  wątpię,  by  w  ogóle 

odważyła się tu jeszcze kiedykolwiek pokazać - zauważył Chris. 
 

-  Aha  -  przypomniała  sobie  o  czymś  właścicielka  BMW.  -  Tylko 

nikomu ani słowa o jej wizycie. To jest warunek, dla którego zgodziła się 
nam pomóc, więc dobrze byłoby, żebyśmy dotrzymali słowa. 
 

- Jasne. Nie ma problemu - pokiwał głową Jack, a Chris i Brian mu 

w tym zawtórowali. 
 

Na  finał  trzeba  było  czekać  jeszcze  ponad  pół  godziny.  Gdy 

wreszcie  nadszedł  ten  moment,  przywódca  Averill  Riders  przedstawił 
szczegóły  Thomasowi,  a  wówczas  on  omówił  je  z  ekipą  swoich  młodych 
kierowców. 
 

- Wyścig będzie sprintem - zaczął. - Musicie dostać się pod stację 

radarową  na  wzgórzach  Palos  Verdes,  a  później  wrócić  tutaj.  Nie  wiem, 
gdzie  to  jest,  ale  mam  nadzieję,  że  wy  mieszkając  w  San  Pedro,  lepiej 
orientujecie  się  w  tutejszych  miejscówkach  -  rzekł,  spoglądając  w  białą 
kartkę, na której zapisane były wszystkie informacje dotyczące finałowego 
przejazdu. 
 

- Wzgórza Palos Verdes... - zmrużyła oczy Kate. - Widzę, że Ave-

rillsi  lubią  zakręty.  Żeby  tam  dotrzeć,  już  niezależnie  od  wybranej  drogi, 
trzeba się nieźle nakręcić kółkiem. 
 

- Pojęcia nie mam, gdzie dokładnie położona jest ta stacja ani tym 

bardziej, jak się do niej sprawnie dostać - oświadczył nieco zaniepokojo-
nym tonem Brian. 
 

-  To  akurat  nie  problem.  Mam  tu  od  nich  rozpiskę,  jakie  punkty 

kontrolne  trzeba  zaliczyć  -  odrzekł  Thomas,  wskazując  na  trzymaną  
w ręku kartkę. 
 

- O, to trochę ułatwi nam sprawę - przyznała właścicielka limon-

kowego BMW. - Więc o jakie miejsca trzeba zahaczyć? 
 

- No dobra, to może zacznę od początku. Wystartujecie tutaj, na 

głównej ulicy obok zachodniego wjazdu na parking. Pojedziecie na północ, 

background image

31 

 

aż do skrzyżowania z drogą Palos Verdes East. Na tym skrzyżowaniu mu-
sicie  skręcić  w  lewo  i  cały  czas  jadąc  tą  drogą,  dotrzeć  pod  uniwersytet, 
który  mieści  się  na  przeciwko  skrętu  na  Crest  Road.  Jadąc  Crest  Road, 
dotrzecie  w  końcu  pod  stację.  Stację  należy  objechać  naokoło  zgodnie  
z  ruchem  wskazówek  zegara,  a  później  wrócić  do  nas  na  parking.  Cała 
trasa  to  około  piętnaście  kilometrów.  Punkty  kontrolne,  na  których  będą 
wyczekiwać  was  obserwatorzy  to  właśnie  skrzyżowanie  drogi  Miraleste  
i  Palos  Verdes,  skrzyżowanie  pod  uniwersytetem  i  południowo-zachodni 
róg ogrodzenia wokół stacji. 
 

- Właśnie, ogrodzenie - zauważył Jack. - Przecież to pewnie teren 

zastrzeżony. Mamy się tam włamać? 
 

- Na to wychodzi - potwierdził smętnie lider Smoków. 

 

- Zaraz wszystko sprawdzimy w GPS-ie - uspokajała kolegę Kate. 

- Kto będzie obserwował przejazd? 
 

- Oczywiście jacyś ludzie z Averill albo ich znajomi - rzekł z wy-

czuwalną niechęcią Thomas. - Ale spokojnie, my też wyślemy w te miejsca 
swoich  obserwatorów.  Mia  będzie  przy  zjeździe  na  drogę  Palos  Verdes, 
Jade pod uniwersytetem, a Karl, który zaoferował się nawet z możliwością 
nagrywania, pojechał już pod stację. 
 

- Fantastycznie - ucieszyła się dziewczyna. - Za ile ruszamy? 

 

-  Gdy  wszyscy  będą  gotowi  -  odrzekł  bezzwłocznie  Najbardziej 

Poszukiwany.  -  Dlatego  powolutku  i  spokojnie  sprawdźcie  sobie  mapę, 
ustawcie GPS-y, jeśli chcecie z nich skorzystać, pomyślcie nad jakąś ogól-
ną strategią  do zastosowania podczas wyścigu, a tymczasem ja pójdę do 
Raya  i  wylosuję  wam  pozycje  startowe  -  zakończył,  uśmiechając  się  tro-
skliwie, a następnie ruszył w kierunku lidera przeciwnego zespołu. 
 

Wszelkie  przygotowania  w  obu  drużynach  trwały  jeszcze  około 

piętnastu minut. Po tym czasie na drodze Miraleste, tuż przy wjeździe na 
parking, znalazło się osiem wozów.  
 

Niestety Thomas nie miał zbyt dużego szczęścia podczas losowa-

nia, co sprawiło, że najlepszą pozycją, jaką mógł zająć jego kierowca, była 
lewa strona w drugiej parze. 
 

Choć koledzy namawiali Kate, by to ona skorzystała z tej sposob-

ności, właścicielka BMW zdecydowanie bardziej wolała umieścić tam Jacka. 
Wiedziała bowiem, że z jego niezwykle pokojowym usposobieniem, ewen-

background image

32 

 

tualne przepychanki mogą mu bardzo zaszkodzić. Wolała zatem, by chło-
pak  miał  przed  sobą  możliwie  jak  najbardziej  otwartą  drogę.  Pamiętając 
zresztą  o  jego  wczorajszym  zwycięstwie,  miała  nadzieję,  że  może  i  dziś 
pokaże,  że  stać  go  nawet  na  zwycięstwo,  a  w  takim  wypadku  warto  za-
pewnić mu najlepsze warunki. 
 

W związku z oddaniem poprzedniej pozycji, Kate zajęła lewą stro-

nę w trzeciej parze. Miało to oczywiście taki sens, że znajdując się w po-
łowie  stawki,  do  przebicia  się  na  prowadzenie  nie  trzeba  aż  tak  wiele,  
a  jednocześnie  można  mieć  na  oku  i  przy  okazji  nieco  utrudniać  jazdę 
kierowcy  w  granatowej  Mazdzie  RX-7  zajmującemu  pozycję  w  tej  samej 
parze.  Jako  że  wszystko  wskazywało  na  to,  iż  jest  to  faworyt  po  stronie 
Averill Riders, taka strategia może okazać się strzałem w dziesiątkę. 
 

Ostatnie dwie pozycje - zgodnie z wynikiem losowania - przypa-

dły  w  udziale  Smokom,  zatem  zajęte  zostały  przez  znajdującego  się  po 
lewej stronie Briana oraz znajdującego się po prawej stronie Chrisa.  
 

Dla  nich  Kate  również  przewidziała  zadanie  do  wykonania.  Mieli 

oni zdobyć jak najlepsze pozycje i blokować jadących za sobą kierowców. 
Dziewczyna wiedziała bowiem, że na takiej trasie, która obejmuje bardzo 
ruchliwe,  kręte  ulice,  manewry  blokowania  przeciwników  będą  mieć  klu-
czowe znaczenie. 
 

Na  drodze,  przed  pierwszą  parą  wozów,  zatrzymał  się  niewysoki 

mężczyzna  z  dwoma  biało-czarnymi  chorągiewkami.  Uniósł  je  ku  górze  
i trwał tak przez kilkanaście sekund, aż do momentu, gdy wszyscy kierow-
cy  poprzez  włączenie  świateł  awaryjnych  dali  mu  znak,  że  są  gotowi  do 
startu. Opuścił wówczas ręce, natychmiast odnajdując się w chmurze dy-
mu, który wydobywał się spod opon ruszających samochodów. 
 

Jadące  na  początku  kolumny  Toyota  Celica  GT  oraz  Mazda  MX-5 

oddalały się sprawnie od linii startu, jednak jak się szybko okazało, nie na 
tyle  sprawnie,  by  pozwolić  na  płynne  przemieszczanie  się  goniącemu  je 
żółtemu  Eclipse’owi.  Jack  zmuszony  był  nieco  przyhamować,  a  następnie 
zmienić tor jazdy, by nie uderzyć w tył jednego ze swoich rywali. Niestety 
wywarło to też wpływ na jadącą za nim Kate, która po jego manewrze zna-
lazła się w identycznej sytuacji. 
 

Ponowna próba przyspieszenia i znalezienia sobie miejsca na dro-

dze  nie  przychodziła  im  z  łatwością.  Samochody  z  pierwszej  pary  nadal 

background image

33 

 

były  za  wolne,  blokowały  tym  samym  swobodny  przejazd,  a  od  prawej 
nadciągali już kolejni rywale, przed którymi należało się bronić. 
 

Około  półtorakilometrowy  odcinek  drogi  dzielący  parking  pod 

rezydencjami od skrzyżowania będącego pierwszym punktem kontrolnym 
nie  przyniósł  ostatecznie  żadnych  zmian  pośród  ścigających  się  kierow-
ców.  Te  pojawiły  się  dopiero  podczas  zjazdu  na  drogę  Palos  Verdes.  Nie 
każdemu  bowiem  wyszedł  on  tak,  jakby  sobie  tego  życzył,  bo  choć  Kate  
i Jack nadal nie sforsowali blokady w postaci żółto-czarnej Toyoty i czer-
wonej  Mazdy,  to  Chris  i  Brian,  zjeżdżając  mocno  do  wewnętrznej  strony 
jezdni, ominęli zręcznie granatową Mazdę RX-7, a sekundę później białe-
go Lancera Evolution VIII. Tym samym  cała czwórka  Smoków  znalazła się 
blisko siebie i właśnie w takim układzie udało się im dotrzeć aż pod uni-
wersytet położony dwa i pół kilometra dalej. 
 

Kolejny  wiraż  przyniósł  kolejne  zmiany.  Już  na  początku  Crest 

Road kierowca granatowej Mazdy częściowo odpracował swoje straty. Wy-
przedził  Chrisa  poprzez  zjazd  na  chodnik.  Zniszczył  przy  tym  znak  dro-
gowy, skrzynkę pocztową, a trzy kosze na śmieci wysłał w powietrze. Od-
biło się to znacząco na kondycji karoserii jego wozu, ale najwyraźniej nie 
było  to  dla  niego  problemem,  ponieważ  ten  destrukcyjny  sposób  jazdy 
utrzymywał, próbując zaatakować również Briana. Chłopak zorientował się 
jednak w porę i połową szerokości wozu zajechał mu drogę. To całkowicie 
uniemożliwiło agresywnemu kierowcy próbę wyprzedzenia go. 
 

Wyścigowcy trwali w zwartym szyku, pokonując kolejne długie łuki 

dzielące  ich  od  szczytu  wzgórza.  Ruch  uliczny  skutecznie  zniechęcał  ich 
do korzystania z lewej strony jezdni, przez co jakiekolwiek manewry słu-
żące zmianie swojej pozycji nie miały szansy zaistnienia. W połowie długo-
ści Crest Road trzeba było zapomnieć również o chodniku, który na wyso-
kości  jednego  ze  skrzyżowań  przekształcił  się  w  bardzo  wąskie  pobocze 
bujnie  porośnięte  krzewami.  Nawet  właściciel  granatowej  Mazdy  uznał 
wreszcie, że nie jest to najlepszy tor do wyprzedzania przeciwników. 
 

Niebawem oczom kierowców ukazała się najwyższa spośród wież 

radarowych znajdujących się na wzgórzu. Oznaczało to zatem, że od celu 
dzieli  ich  już  zaledwie  półtora  kilometra.  Tutaj  jednak  ulica  znacznie  się 
zwężała,  przez  co  dotychczas  sunące  w  parach  wozy  musiały  zjechać  do 
jednej linii.  

background image

34 

 

 

Nie obyło się więc bez problemów. Prowadzące kolumnę Celica GT 

oraz  Mazda  MX-5  jeszcze  bardziej  spowolniły  ruch  kumulujących  się  za 
nimi  samochodów,  Chris  musiał  przyhamować,  by  nie  otrzeć  się  o  bok 
gwałtownie  zajeżdżającego  mu  drogę  Lancera,  a  właściciel  granatowej 
Mazdy ponownie zaatakował Briana. Na szczęście i tym razem młody wy-
ścigowiec  obronił  swoją  pozycję,  choć  ceną  tego  powodzenia  było  silne 
uderzenie, które dotkliwie szarpnęło jego Suprą i które bez wątpienia mu-
siało spowodować widoczne zniszczenia w obrębie tylnej części karoserii. 
 

Chłopak  spojrzał  w  tylne  lusterko,  niedowierzając,  że  ktoś  może 

być  aż  tak  bezwzględny  w  swoich  poczynaniach.  Z  dezaprobatą  pokręcił 
głową, dostrzegając, że granatowa Mazda jest już o krok od utraty przed-
niego zderzaka. 
 

Na tym jednak nie skończyła się agresja ze strony kierowcy Averill 

Riders.  Mężczyzna  wcisnął  gaz  do  dechy,  ponownie  próbując  wjechać  
w  znajdującą  się  przed  nim  Suprę.  Brian  to  zauważył,  jednak  nie  mając 
miejsca  na  ucieczkę,  po  raz  kolejny  musiał  zapanować  nad  wstrząsem, 
który pchnął jego wóz do przodu. 
 

-  Wariat...  -  szepnął,  widząc  w  lusterku,  że  ciągnący  się  dotych-

czas po ziemi zderzak Mazdy, znalazł się właśnie pod jej kołami. - Dobrze 
ci tak - uśmiechnął się triumfalnie, gdy granatowy wóz stracił nagle pręd-
kość, a biały Lancer jadący za nim, wbił się w jego tył. 
 

Chyba tylko cud  sprawił, że prowadzony przez Chrisa Skyline nie 

dołączył  do  wozów  uszkodzonych  w  tej  kraksie.  Kanadyjczyk  szarpnął 
gwałtownie  kierownicę  w  lewo,  wjeżdżając  pod  prąd.  Nie  było  to  jednak 
dla niego najlepsze położenie, ponieważ z naprzeciwka zbliżał się właśnie 
inny samochód, a jego pas zajęty był przez znajdującą się w  tym miejscu 
Mazdę.  Dopiero  w  ostatniej  chwili  uniknął  spotkania  z  czarnym  Jeepem, 
znajdując się tuż za pokiereszowanym zderzakiem Supry. 
 

Kate tylko przelotnie miała szansę przyjrzeć się tym drastycznym 

wydarzeniom, które odbywały się za jej BMW. W tym czasie mocno zaab-
sorbowana  była  doglądaniem  poczynań  Jacka  i  próbami  wyprzedzenia 
wciąż utrzymujących prowadzenie przeciwników. W końcu pomyślała jed-
nak,  że  może  lepszym  rozwiązaniem  będzie  pozostanie  za  nimi  aż  do 
czasu okrążenia stacji, a później ponownego wyjazdu na Crest Road. Jeżeli 
rzeczywiście  jest  tam  jakieś  ogrodzenie  czy  brama,  którą  będzie  trzeba 

background image

35 

 

zniszczyć,  niech  wezmą  to  na  siebie  kierowcy  Averill  Riders.  Poza  tym 
pamiętając,  że  to  oni  wybrali  takie  miejsce,  można  spodziewać  się,  że 
pojawią  się  tam  również  inne  niespodzianki-pułapki,  na  które  Smoki  nie 
będą przygotowane. W takim układzie dobrze jest jechać za jakimś prze-
wodnikiem, który w te pułapki na pewno nie wpadnie. 
 

Gdy  pokonany  został  ostatni  już  zakręt  i  ostatnia  prosta  przed 

szczytem wzgórza, rzeczywiście okazało się, że wjazd pod stację wymaga 
przebicia  się  przez  metalową  bramkę,  do  której  wciąż  jako  lider  wyścigu 
zbliżała się Celica GT, a za nią Mazda MX-5. 
 

Pierwszy z kierowców wjechał w ogrodzenie, tracąc nieco na pręd-

kości,  lecz  jego  kolega  zapewnił  mu  bezpieczeństwo,  po  raz  kolejny  za-
gradzając  drogę  jadącym  za  nim  samochodom.  Obaj  wyścigowcy  skręcili  
w prawo, rozpoczynając tym samym objazd wokół parku, po środku któ-
rego  znajdował  się  budynek  z  dwoma  wysokimi  wieżami  umieszczonymi 
na jego dachu. 
 

Po  chwili  cztery  sportowe  wozy  znalazły  się  przy  południowo-

wschodnim rogu ogrodzenia, gdzie na ich pojawienie się oczekiwali dwaj 
obserwatorzy. Jednym z nich był oczywiście Karl, który po zarejestrowaniu 
na  nagraniu  przejazdu  przez  punkt  kontrolny  wszystkich  uczestników 
wyścigu, wsiadł do swojego Caymana i wraz z nimi ruszył w drogę powrot-
ną ku parkingowi przy rezydencjach Miraleste. 
 

Od teraz nie było już czasu do stracenia. Jak najszybciej należało 

podjąć próbę wyprzedzenia dwóch kierowców Averill Riders. Kate wiedzia-
ła,  że  na  tym  początkowym,  wąskim  odcinku  Crest  Road  nie  będzie  to 
łatwe,  bo  wyjeżdżanie  z  szeregu  na  lewy  pas  jest  zbyt  niebezpieczne,  
a  korzystanie  z  chodnika  oddzielonego  od  jezdni wysokim  krawężnikiem 
całkowicie  nieopłacalne.  Musiała  więc  czekać  na  dojechanie  do  szerszej 
części ulicy i tam, mimo dużego ruchu drogowego, znaleźć wreszcie miej-
sce na wykonanie planowanego manewru. 
 

Po  prawie  dwóch  kilometrach,  gdy  na  horyzoncie  pojawiła  się 

wreszcie  czteropasmowa  część  drogi,  właścicielka  BMW  rozpoczęła  przy-
gotowania do ataku. Odblokowała dopływ podtlenku azotu, a potem mak-
symalnie  przybliżyła  się  do  środka  jezdni.  Już  położyła  dłoń  na  lewarku 
skrzyni biegów, by w kluczowym momencie zredukować bieg, gdy okazało 

background image

36 

 

się nagle, że i Jack poczuł się już zniecierpliwiony tą powolną jazdą i zjeż-
dżając na lewy pas, rozpoczął wyprzedzanie swoich rywali.  
 

Z naprzeciwka zbliżała się furgonetka, a za nią dwie osobówki, ale 

to  nie  powstrzymywało  chłopaka.  Postanowił  trzymać  się  lewej  strony 
jezdni tak długo, aż możliwe będzie zjechanie przed przedni zderzak żół-
to-czarnej Toyoty. 
 

Kate  zamarła,  wiedząc,  że  to  posunięcie  ze  strony  jej  przyjaciela 

musi  zakończyć  się  tragicznie.  Dopiero  po  dłuższej  chwili  mogła  ode-
tchnąć, gdy okazało się, że żółty Eclipse na ułamki sekund przed spotka-
niem z furgonem powrócił na prawy pas.  
 

Jakkolwiek  było  to  niebezpieczne  i  zaskakujące,  na  prowadzeniu 

był teraz Jack, a to oznaczało, że Smoki mają już to, czego potrzebują do 
zwycięstwa. Pozostało tylko utrzymać ten stan rzeczy do samego końca. 
 

By  jednak  mieć  pewność,  że  tak  się  stanie,  w  taktyce  Kate  po-

trzebna  była  mała  zmiana.  Właścicielka  BMW  podjechała  do  tylnego  zde-
rzaka Mazdy MX-5, oczekując na moment, gdy dwa pasy jezdni rozdzielą 
się  do  czterech.  W  końcu,  gdy  tak  się  stało,  zrównała  się  z  czerwonym 
wozem, a potem zjechała przed niego, unikając kolizji z toczącym się tutaj 
SUV-em.  Tym  sposobem  pozostał  już  tylko  jeden  przeciwnik,  którego 
należałoby wyprzedzić, by móc bez przeszkód zabezpieczać tyły Jackowi. 
 

Wyścigowcy zbliżali się do połowy dystansu, który należało poko-

nać,  by  dostać  się  na  skrzyżowanie  pod  uniwersytetem.  Kate  wciąż  trzy-
mała się blisko żółto-czarnej Toyoty, lecz przy tak obfitym ruchu drogo-
wym,  nadal  nie  znalazła  miejsca,  by  ją  zaatakować.  Spojrzała  więc  w  lu-
sterko, sprawdzając, jak wygląda sytuacja z tyłu. Mazda MX-5 jechała oko-
ło pięćdziesięciu metrów za jej BMW, dwieście metrów dalej Brian, za nim 
Chris, a jeszcze dalej granatowa Mazda RX-7 i biały Lancer. Na końcu, jako 
drobna kropka na horyzoncie, mieniło się Porsche Karla. 
 

Koniec drogi Crest Road przybliżał się nieubłaganie, a tymczasem 

Toyota Celica wciąż rozdzielała dwóch kierowców Smoków. Kate pomyślała 
wówczas, że zjazd na skrzyżowaniu pod uniwersytetem może być dobrym 
momentem, by w jakiś sprytny sposób ominąć rywala i dołączyć do wciąż 
zaskakująco dobrze radzącego sobie Jacka. 
 

Te plany legły jednak w gruzach, gdy okazało się, że skrzyżowanie 

jest całkowicie zablokowane, a jedyną osobą, która zorientowała się w tym 

background image

37 

 

wystarczająco  szybko  i  zdążyła  odpowiednio  zareagować,  był  właściciel 
żółto-czarnej  Toyoty.  Mężczyzna  prześlizgnął  się  na  drogę  Palos  Verdes 
lewą stroną jezdni, ledwo uchodząc przed zderzeniem z innym samocho-
dem.  
 

Jack,  jak  gdyby  rozwścieczony  tym  zuchwałym  zachowaniem  ze 

strony przeciwnika, natychmiast ruszył za nim w pogoń. Jego Eclipse gwał-
townie zerwał się z miejsca, wpadając w delikatny poślizg, który jego kie-
rowca szybko przekształcił w potężny drift pozwalający mu na efektowne 
pokonanie skrzyżowania, a następnie dogonienie Toyoty. 
 

Po  krótkiej  chwili  oba  wozy  zniknęły  za  zakrętem,  a  tymczasem 

Kate  i  prowadzący  Mazdę  MX-5  kierowca  z  zespołu  Averill  Riders  wyha-
mowali w miejscu, próbując znaleźć jakiś sposób na ominięcie blokujących 
im drogę pojazdów. 
 

Tuż za nimi znaleźli się w końcu Chris i Brian, a trzy sekundy póź-

niej wyścigowcy w Mitsubishi Lancerze i uszkodzonej Mazdzie RX-7. 
 

Cała  grupa  przecisnęła  się  wreszcie  do  przodu,  jednak  zmiany  

w  zajmowanych  pozycjach  były  przeogromne.  Jako  pierwsi  skrzyżowanie 
pokonali  kierowcy  Skyline’a  i  Supry,  później  agresywny  właściciel  Mazdy, 
biały Lancer, chwilę po nich Kate, a na końcu długo współprowadzący wy-
ścig właściciel czerwonej Mazdy MX-5. 
 

Na  zaledwie  cztery  kilometry  przed  metą  zwycięstwo  Smoków 

przestało być już tak pewne. Jack jechał wprawdzie jako drugi, ale kierow-
ca w Celice GT nie planował łatwo się poddać. Zajeżdżał więc drogę mło-
demu  Smokowi,  uniemożliwiając  mu  wykonanie  jakiegokolwiek  bardziej 
znaczącego ruchu. 
 

Podobny  problem  miała  Kate.  Mazda  RX-7  i  Mitsubishi  Lancer 

jechały przed nią, zajmując oba prawe pasy jezdni. Ilekroć więc zbliżała się 
do nich i redukując bieg, próbowała zjechać na lewą stronę, jeden z prze-
ciwników blokował jej również ten tor jazdy. Teraz, gdy Jack nie był już na 
prowadzeniu, ta sytuacja wyjątkowo wyprowadzała ją z równowagi. Chcąc 
pomóc koledze, zależało jej na szybkim przebiciu się do przodu. Tymcza-
sem właściciele Mazdy i Mitsubishi pozostawali nieugięci. 
 

Do  walczących  o  pierwszą  pozycję  kierowców  zbliżali  się  Chris  

i Brian. Wiedzieli, że przy tak małej ilości miejsca na ulicy pomoc Jackowi 
będzie bardzo trudna. Prosili więc opatrzność o odrobinę szczęścia dla ich 

background image

38 

 

przyjaciela i jeden udany atak w jego wykonaniu. Wtedy mogliby już zająć 
się resztą... 
 

Manewry  blokowania  ze  strony  kierowców  granatowej  Mazdy  

i  białego  Lancera  były  na  tyle  skuteczne,  że  nawet  pozostała  wcześniej 
daleko z tyłu Mazda MX-5 przybliżyła się już niebezpiecznie do BMW Kate. 
Jej zirytowanie sięgało zenitu. Znów wcisnęła gaz, prawie dotykając tylnych 
zderzaków swoich oponentów. Ci jednak mieli ogromny ubaw, mogąc psuć 
nerwy kierowcy limonkowego wozu. 
 

Beztroska zabawa skończyła się jednak  w momencie,  gdy właści-

ciel uszkodzonej Mazdy odważył się zaprezentować jeden ze swoich środ-
kowych palców. Bardzo wyraźnie. Tak, by Kate nie miała szans go nie za-
uważyć. 
 

-  Ty  skur****nu!  -  krzyknęła  tak  głośno,  że  gdyby  nie  zasunięte 

szyby  w  jej  wozie,  ten wyraz  irytacji  na  pewno  usłyszeliby  wszyscy  idący 
tutejszym chodnikiem przechodnie. 
 

Nastolatka natychmiast zredukowała bieg  i zamarkowała wyprze-

dzanie  lewą  stroną  jezdni.  Dokładnie  tak,  jak  podejrzewała,  granatowa 
Mazda przesunęła się nieco w lewo, a wtedy ona  błyskawicznie powróciła 
na poprzedni tor jazdy i wcisnęła się między jadące obok siebie wozy Ave-
rill Riders. 
 

Ich  kierowcy  chcieli  jeszcze  ratować  sytuację  i  ponownie  się  do 

siebie zbliżyć, jednak BMW było już między nimi. Z wszystkich trzech wo-
zów poczęły się sypać fale iskier wywoływane przez tarcia między ich ka-
roseriami.  
 

Żaden  z  wyścigowców  nie  chciał  odpuścić.  Członkowie  zespołu  

z San Pedro brali Kate w coraz silniejsze kleszcze, ale to już nic nie mogło 
zmienić.  Po  utracie  obu  bocznych  lusterek  i  poważnych  uszczerbkach  
w lakierze BMW wyprzedziło w końcu uszkodzone już wcześniej samocho-
dy. 
 

Choć  ten  manewr  niewiele  jej  pomógł,  a  jedynie  doprowadził  do 

pokiereszowania  wozu,  dziewczyna  czuła  ogromną  satysfakcję,  robiąc 
porządek z tymi prymitywami. Teraz to ona pokazała im środkowy palec,  
a następnie wcisnęła gaz do dechy, by szybko zostawić ich daleko w tyle. 

background image

39 

 

 

Jack nadal walczył z jadącym przed nim właścicielem żółto-czarnej 

Toyoty. Choć ostatni punkt kontrolny przed metą był już niedaleko, wciąż 
nie udało mu się podjąć udanej próby ataku.  
 

Co  zaś  najciekawsze,  sytuacja  uległa  zmianie, gdy  kierowcy  zna-

leźli  się  na kolejnym  odcinku  drogi  składającym  się  jedynie  z  dwóch  pa-
sów.  Wówczas  nieco  mniej  odważnie  poczynający  sobie  kierowca  Averill 
Riders znacznie zwolnił, obawiając się, że zbyt wysoka prędkość wyniesie 
go  na  pobocze,  a  tam,  zależnie  od  miejsca  wypadku,  zatrzyma  się  na 
drzewie, bramie wjazdowej prowadzącej do czyjejś posesji lub murku od-
gradzającym jezdnię od znajdującego się za nim klifu. 
 

Gdy zatem Jack dostrzegł, że jego rywal boi się prędkości, a przy 

tym obawia się też jazdy pod prąd, natychmiast wykorzystał szansę i zjeż-
dżając na lewy pas, wyprzedził go. Krótko potem powrócił na prawą stronę 
jezdni  i  przymuszając  swojego  Eclipse’a  do  jeszcze  większego  wysiłku,  
w ciągu kilku sekund uciekł Toyocie na odległość ponad dwustu metrów. 
 

Chłopak  widział  już  ostatnie  skrzyżowanie,  a  tymczasem  jego 

koledzy  zbliżali  się  do  rywala.  Szybko  podczepili  się  do  jego  zderzaka, 
starając się wychwycić moment, w którym będą mogli zjechać na lewy pas. 
Kiedy  ten  już  nadszedł,  obaj  jednocześnie  ominęli  żółto-czarny  wóz,  
a następnie zajechali mu drogę. 
 

Jakieś  trzysta  metrów  za  nimi  znajdowała  się  Kate.  Choć  nadal 

utrzymywała  się  przed  granatową  Mazdą  i  białym  Lancerem,  dużą  część 
przewagi nad nimi straciła gwałtownie hamując i omijając wyjeżdżający na 
ulicę samochód. 
 

W  końcu i  ona  znalazła  się  na  wysokości  skrzyżowania  będącego 

ostatnim punktem kontrolnym. Mimowolnie spojrzała w prawo, gdzie przy 
ulicy zaparkowane były dwa wozy, a obok nich  stała Mia i drugi z obser-
watorów przysłany na miejsce przez przywódcę Averill Riders. 
 

Przed  nią  rozciągał  się  już  ostatni,  półtorakilometrowy  odcinek, 

który dzielił ją od mety. Po pokonaniu długiego łuku i wyjechaniu na pro-
stą,  dostrzegła,  że  kilkadziesiąt  metrów  dalej  znajduje  się  żółto-czarna 
Toyota, a daleko z przodu niebieski Skyline i czarna Supra. Po Jacku nato-
miast  nie  było  już  nawet  śladu.  „Czyli  jednak  się  udało...”  -  odetchnęła, 
wiedząc, że w takim układzie jej przyjaciel musi być już na parkingu albo 
tuż przed nim. 

background image

40 

 

 

I  w  rzeczywistości  tak  właśnie  było.  Chłopak  wjechał  energicznie 

na plac, zatrzymując się pośród ludzi należących do paczki Averill Riders. 
Wysiadł  dumnie  z  wozu,  wskazując  palcem  na  zszokowanego  przywódcę 
ugrupowania. 
 

- Naucz swoich kierowców kultury - rzekł stanowczo, choć z peł-

nym opanowaniem.  -  Chyba że ty też  masz z  nią problem...  -  zakończył 
szorstkim  tonem,  ponownie  zasiadając  za  kierownicą  Eclipse’a.  Chwilę 
później  cofnął,  podjeżdżając w miejsce, gdzie  zaparkowany był jego wóz 
jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu. 
 

W tym czasie na parkingu znaleźli się również Brian, Chris, właści-

ciel  żółto-czarnej  Toyoty  i  Kate.  Wszyscy  kierowcy  Smoków  zaparkowali 
blisko siebie i opuszczając swoje wozy, czym prędzej zmierzali ku sobie, 
by móc wspólnie świętować zwycięstwo. 
 

-  Gratulacje,  Jack!  -  przybiła  z  nim  piątkę  Kate.  -  Czy  zdajesz 

sobie sprawę z tego, że znowu wygrałeś? 
 

-  Wychodzi  na  to,  że  zostałem  do  tego  stworzony...  -  rzekł  

z  przesadzoną,  udawaną  wyniosłością.  -  A  tak  naprawdę  zupełnie  nie 
wiem, jak to jest możliwe - cieszył się, zaciskając pięści. 
 

- Dla was też wielkie brawa, chłopaki - pochwaliła ich właścicielka 

BMW. - Nie wiem, czy można mieć gorsze warunki, by debiutować w wy-
ścigach... - pokręciła głową, spoglądając na obtłuczoną Suprę i nieco po-
rysowanego  Skyline’a.  -  Możecie  być  więc  pewni,  że  skoro  tak  świetnie 
poradziliście sobie dzisiaj, to już nic nie będzie wam straszne. 
 

- Zdaje się, że to też najmniej przyjemny wyścig w twojej historii - 

zauważył  Brian.  -  Widziałem,  co  się  tam  działo  z  tyłu.  Szkoda  auta,  ale 
dałaś im porządną nauczkę i to jest absolutnie bezcenne. 
 

-  To  prawda  -  potwierdziła  Kate.  -  No  dobrze,  a  teraz  pora  na 

gratulacje  od  samego  Najbardziej  Poszukiwanego  -  rzekła  z  uśmiechem, 
zauważając  zbliżającego  się  do  nich  Thomasa,  a  wraz  z  nim  Mię,  Jade  
i Karla, którzy powrócili już ze swoich punktów obserwacyjnych. - Mistrzu, 
czapkowy  gang  melduje,  że  misja  została  zakończona  powodzeniem  - 
przemówiła  ponownie,  gdy  lider  zespołu  znalazł  się  już  blisko  owego 
„gangu”. 

background image

41 

 

 

- Jestem z was bardzo dumny - odpowiedział z zadowoleniem. -  

I nawet nie wyobrażacie sobie, jak wielką czuję satysfakcję, widząc te za-
żenowane miny Raya i pozostałych palantów z jego paczki. 
 

-  Ale  jaki  tam  czapkowy  gang  -  zaczęła  energicznie  Jade.  -  Ja 

wiem, że Ronnie tak was nazwał, bo dla bezpieczeństwa zawsze ubieracie 
czapkę i okulary, i tak już sobie was kojarzy, ale ja z waszą czwórką mam 
zupełnie  inne  skojarzenie.  Dla  mnie  jesteście  stadem  młodych  wilków, 
które zawsze walczą razem i gdy trzeba, stają nawzajem w swojej obronie. 
Wiem, że to tylko taka pompatyczna metafora  - przyznała kobieta.  - Ale 
widać,  że  myślicie  i  działacie  strategicznie,  a  przy  tym  bardzo  o  siebie 
dbacie. Jak prawdziwa wilcza wataha. Tak trzymać - przemawiała, uśmie-
chając się przyjaźnie. - A jeśli chodzi o sam wyścig, to obserwowanie was 
w  akcji  było  czystą  przyjemnością  -  zakończyła,  zakładając  okulary  za 
dekolt bluzki. 
 

- Dziękujemy, Jade - odpowiedziała z delikatnym ukłonem właści-

cielka limonkowego BMW. 
 

-  A  teraz  pozwólcie,  że  podejdę  do  Raya  i  przypomnę  mu  o  do-

starczeniu do nas pieniędzy, które jest nam winien - uśmiechnął się zawa-
diacko lider Smoków, odwracając się w stronę swojego celu. 
 

-  Tylko  załatw  to  szybko,  bo  już  nadciąga  tu  towarzystwo  - 

uprzedziła go Mia. - Ktoś doniósł policji o naszej obecności w okolicy. 
 

- Dlaczego mnie to nie dziwi... - powiedział cicho. - Rozprawię się 

z nim szybko i zaraz stąd spadamy. 
 

Rozprawa z przywódcą Averill Riders rzeczywiście nie trwała długo 

i gdy Thomas był już z powrotem przy swojej drużynie, rzekł rozeźlonym 
tonem: 
 

- Padalec śmiał mieć jeszcze pretensje o to, że nie uprzedziliśmy 

go o rzeczywistych umiejętnościach naszych kierowców i że nie wiedział, 
że  jeden  z  nich  jest  na  Czarnej  Liście.  Co  za  bezczelny  typ...  -  pokręcił 
głową z pogardą. - Znikajmy wreszcie z tego cholernego miejsca - zakoń-
czył, dając wszystkim znak, by podążali do swoich wozów. 
 

 - Muszę przyznać, że pomimo tych wszystkich chamskich zacho-

wań ze strony przeciwników i tak naprawdę dobrze się bawiłem - oświad-
czył Brian, idąc pośród trójki swoich przyjaciół. 

background image

42 

 

 

- To dobrze, bo to znaczy, że nie udało się im zniechęcić cię do 

bycia wyścigowcem - odrzekła Kate. - Przy okazji, jak oceniasz swój de-
biut? 
 

- No cóż, pewnie jeszcze bardziej zadowolony byłbym z pierwsze-

go miejsca, ale w tym przypadku nie było ono konieczne. Najważniejsze, 
że wygrana znalazła się po stronie naszego stada. Eee... to znaczy nasze-
go zespołu - uśmiechnął się właściciel czarnej Supry. 
 

- Tak, to bardzo trafna myśl. 

 

-  Już  strasznie  późno.  Cholera...  -  mówił  dalej,  spoglądając  na 

zegarek.  -  Rzeczywiście  najwyższa  pora  się  zbierać  -  dodał,  otwierając 
drzwi swojego wozu. - Trzeba wracać na ziemię i ogarnąć jeszcze na jutro 
ten pakiet zadań z matmy. 
 

- Zadania z matmy... - westchnął ciężko Jack, pakując się za kie-

rownicę żółtego Eclipse’a. 
 

- Mój Boże, jak to dobrze, że ja już mam takie rzeczy dawno za 

sobą  -  odetchnęła  z  ulgą  Jade,  która  idąc  kilkanaście  metrów  dalej,  wy-
chwyciła część rozmowy nastolatków. 
 

- To ty w ogóle kiedyś chodziłaś do jakiejś szkoły? - zapytał towa-

rzyszący jej Karl. 
 

- Karl, proszę cię... - przewróciła oczami. 

 

- Spokojnie, tylko żartuję - uśmiechnął się, poklepując ją po ple-

cach. - Wiesz przecież, że my Anglicy już tak mamy. Nasz humor jest tro-
chę posępny. 
 

- Wiem i dlatego wybaczam - odrzekła. - A wiesz, dlaczego ludzie 

w Anglii nigdy nie przygotowują lodu w kostkach? 
 

- Nie, nie mam pojęcia. 

 

- Bo ciągle zapominają, jaki jest przepis. 

 

- Dobre - zaśmiał się właściciel czarnego Porsche. 

 

Wkrótce wszyscy kierowcy Smoków opuścili parking pod rezyden-

cjami Miraleste, udają się w różne strony - jedni do Rockport, inni do Los 
Angeles, a jeszcze inni tak po prostu do domu, by zdążyć ogarnąć na jutro 
pakiet zadań z matmy.