Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
406
**Meredith**
Przebrałam się w łazience w granatową koszulę typu body z
podwiniętymi rękawami do połowy łokcia oraz ciemne jeansy z cieniutkim
brązowym paskiem podkreślającym moją talię, a końcówki włosów
podkręciłam lokówką. Wróciłam do pokoju, ale Klausa już nie było.
Zeszłam po schodach na sam dół czując wabiący aromat kawy.
W wampirzym tempie znalazłam się w kuchni siadając na blacie i widząc
jak Rebekah nalewa kawy do kubka.
- Też się chętnie napiję - rzuciłam z uśmiechem
- Jak chce ci się pić to sama sobie nalej - odpowiedziała ostro nie obracając
się nawet w moją stronę - Nie jestem twoją służącą, a fakt, że jesteś
z moim bratem wcale ci nie pomaga, a wręcz przeciwnie - dodała zjadliwie
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
407
- Nie rozumiem o co ci chodzi?! - udałam zdziwioną zeskakując z blatu
- Przez ciebie byłam martwa pół nocy! - krzyknęła ze złością wampirzyca
znajdując się przy mnie w ułamku sekundy
- W woli ścisłości to nie przeze mnie straciłaś życie tylko przez swojego
brata - odbiłam nie pozostając dłużna podeszłam do ekspresu nalewając
sobie kawę, a następnie oparta o blat obróciłam się w jej kierunku
- Jak to jest w ciągu paru dni stracić wszystko w co się wierzyło? - zaczęła
podchodzić do mnie powoli coraz bliżej - w miłość, w przyjaciół i trzymać
się z moim bratem, który zabije cię jak tylko mu się znudzisz, bo chyba
zdajesz sobie z tego sprawę?. Ciekawe czy została ci przynajmniej jedna
osoba, dla której jesteś jeszcze coś warta, może spytam Damona? -
zapytała stając obok mnie ze złośliwym uśmieszkiem
- To nie twoja sprawa, a ja nie muszę nawet o tym z tobą rozmawiać -
odparłam odstawiając kubek z kawą, a następnie wyszłam z kuchni
w kierunku samochodu, gdzie zostawiałam księgę Petrovy
Na dworze panowała słoneczna pogoda, a lekki wiatr wprawiał w ruch
liście na drzewach. Otworzyłam drzwi samochodu, a następnie
wyciągnęłam księgę zamykając je za sobą. Obróciłam się w kierunku
rezydencji, po czym w ułamku sekundy zostałam przygwożdżona z dużą
siłą do bocznych drzwi samochodu.
- Kol - powiedziałam z irytacją
- Pamiętasz mnie?. To dobrze, żałuje tylko, że spotykamy się w takich
okolicznościach skarbie, ale widzisz przez ciebie moją siostrę spotkała
wczoraj pewna nieprzyjemność - spojrzał mi w oczy mówiąc dalej -
Ciekaw jestem czy to prawda, że oprócz tej ślicznej buzi - dotknął mojego
policzka - w twojej krwi jest prawdziwa moc, a może to tylko pogłoski?,
Mimo wszystko wolałbym to sprawdzić osobiście - dopowiedział
- Nie poddajesz się - rzuciłam
- Nie przywykłem do tego skarbie - odparł z uśmiechem
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
408
- W takim razie przyzwyczaj się, że ode mnie niczego nie dostaniesz, a już
na pewno nie mojej krwi - powiedziałam w wampirzym tempie wyrywając
się z jego uścisku
- Czyżbyś potrzebowała pomocy kochanie? - usłyszałam głos z werandy,
po czym zobaczyłam Klausa opartego o futrynę głównych drzwi
wejściowych
- A czy wyglądam jakbym tego potrzebowała? - odpowiedziałam pewna
siebie ruszając w jego kierunku
- Mam chyba coś o czym najwyraźniej już zapomniałaś?. Jedyną bronią,
która może ci zaszkodzić jest mały srebrny sztylet, aż dziwne, że takie
rzeczy mogą przyczynić się do twojego zejścia na tysiące lat - rzucił Kol
rozbawionym głosem
- Skąd go masz? - zapytałam z lekkim przerażeniem obracając się w jego
stronę
- Dobrze wiedzieć, że jest coś czego się obawiasz, a przy tym, że twoja
krew jest jedyną słabością mojego brata - dodał - Uwierz mi to bardzo
denerwujące, gdy nie wiesz, kiedy taka broń zostanie użyta przeciwko
tobie, ale porozmawiaj o tym z moim bratem ma do tego wprawę - spojrzał
w stronę Klausa - Nie raz wbijał sztylety w swoje własne rodzeństwo,
gdy rozmowa nie szła po jego myśli - uśmiechnął się arogancko
- Oddaj go, bo inaczej poczujesz kolejny sztylet w swoim sercu - rzucił
wściekły Klaus znajdując się przy Kolu w wampirzym tempie
- Znowu grozisz sztyletami?. Nie znasz jakiś innych sztuczek?. Widzisz
chciałbym ci go oddać, ale chyba nie pamiętam, gdzie go schowałem?! -
odpowiedział po chwili namysłu, po czym zniknął tak samo szybko jak
się pojawił, a ja spojrzałam w stronę Klausa
- Jak to jest możliwe, że on go znalazł? - zapytałam z niedowierzaniem
- Nie martw się kochana odnajdę go, ale nie ma nic tak denerwującego,
gdy sabotuje cię własne rodzeństwo - powiedział zdenerwowany
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
409
- Mam nadzieję, bo inaczej ja go wytropię, dowiem się gdzie jest sztylet,
a następnie zabiję - dodałam opanowanie znajdując się obok niego
- Najwyraźniej mojemu braciszkowi nie służy świeże powietrze. Może jak
przeleży kolejne tysiąc lat w trumnie to się czegoś nauczy. Powiedziałem
ci, że odnajdę sztylet, a więc nie masz powodów do obaw - spojrzał na
mnie uważnie
- W porządku - podniosłam ręce w geście „poddaję się” - Idę w dalszym
ciągu studiować kolejne strony księgi - powiedziałam tym razem
spokojniej
- Nie rozumiem do czego jest ci to potrzebne. Nie mniej sądzę, że będziesz
potrzebowała pomocy w dalszym tłumaczeniu to w końcu bardzo stare
pismo - dodał po chwili przenosząc swój wzrok ponownie na mnie
- Zapewne tak - odparłam podchodząc bliżej niego
- Gdzie cię znajdę? - zapytał
- Odszukaj mnie - uśmiechnęłam się - zważywszy, że już raz ci się udało,
a po drugie w tym mieście nie ma za zbytnio miejsc gdzie można, by się
schować - rzekłam znudzona
- Jak tylko odnajdę sztylet wyjedziemy stąd, ta prowincja i mnie zaczyna
męczyć - powiedział
Wszystko co się działo od kilku dni sprawiało, że nie byłam sobą.
Stawałam się inną osobą z jednej strony nienawidziłam jej, a z drugiej
nie chciałam z tego zrezygnować. Normalnie uciekłabym stąd najdalej jak
tylko bym mogła, ale z racji tego, że zablokowałam w sobie poczucie winy
i cierpienia na rzecz adrenaliny i siły czułam się bezkarna mogąc zrobić
wszystko, nawet zabić w razie jakbym tylko tego chciała.
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
410
**Damon**
Siedząc na barowym stołku w Mystic Grill spojrzałem na zegar,
który niemiłosiernie wybił godzinę 13.00.
- Dzień jak co dzień - usłyszałem głos Ricka, który usiadł obok mnie przy
barze - Co teraz zamierzasz zrobić? - zapytał po chwili
- Od wczorajszego wieczora mam ograniczoną ilość ruchów - odparłem -
jeśli zbliżę się do Meredith Klaus zabije Elenę, więc sam rozumiesz -
dodałem popijając kolejnego łyka ze szklaneczki z whisky
- Rozumiem, że jest w tym jakieś, ale... i śmierć Jeremiego nie zrobiła
na tobie wrażenia - dodał karcąco - Odpuść, za nim ktoś naprawdę zginie! -
usiadł bliżej mnie mówiąc dosadnie
- Nie mam tego w planach, ale na razie muszę się zabrać za odczytanie
ukrytych stron w pierwszej księdze Petrovy, a do tego potrzebuję
czarownicy, znasz jakąś? - spojrzałem na niego z uśmiechem
- Nie mów, że chcesz w to jeszcze wmieszać Bonnie?! - dopytywał się
Alaric
- A znasz jeszcze jakąś wiedźmę? - zapytałem czekając na jego odpowiedź
- Tak jak myślałem - dodałem po chwili, kiedy zamilkł
Już miałem wstać z krzesła, gdy zobaczyłem obok siebie Meredith.
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha, a jak się czuje biedny Jeremy? -
uśmiechnęła się słodko w moją stronę
- Widzę, że twój cięty język idzie w parze z twoim nowym wyglądem -
spojrzałem na nią od stóp do głów - Mnie się podoba, ale patrząc na to,
że znowu tutaj jesteś sugeruje, że po raz kolejny jesteś na wygnaniu.
Na twoim miejscu nie pozwoliłbym się tak traktować - posłałem jej krótki
uśmiech
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
411
- Wręcz przeciwnie raczej na kogoś czekam - uśmiechnęła się jakby
myślami wracała gdzieś dalej -, ale na razie przyszłam coś zjeść, gdzie
w końcu znajdę coś smakowitego jeśli nie tutaj? - rozejrzała się dookoła
po Grillu, a ja podążyłem za nią wzrokiem
- Chyba jaja sobie robisz, naprawdę tak nisko już upadłaś? - zapytałem
zdenerwowany przez to w jaki sposób się zachowywała
- Żartuję, coście tacy ponurzy - rzuciła z rozbawianiem zatrzymując się
w ułamku sekundy na stoliku, gdzie siedziała Elena z Caroline - na razie
zadowolę się sałatką, a później zobaczymy
- Wybacz, że nie podzielam twojego dobrego nastroju zważywszy,
że próbowałaś wczoraj zabić Elenę, więc nie licz na dobre słowo to nie
Boże Narodzenie - powiedziałem z irytacją
- Dobrze wiesz, że nic bym jej nie zrobiła - dodała z wyrzutem opierając
się łokciem o blat baru
- Nie rozumiem co ty jeszcze robisz z Klausem?! - spojrzałem jej w oczy
próbując rozgryźć jej rozumowanie albo przynajmniej znaleźć coś co
pozwoliłoby mi upewnić się, że ma jakiś ukryty plan
- Nie trudź się, bo chyba twoja wyobraźnia tak daleko nie sięga - odparła
pospiesznie prowokując mnie
- Już rozumiem - powiedziałem zauważając jak przymrużyła oczy ze złości
- Zależy ci i to, aż do tego stopnia, że nawet nie jesteś w stanie przyznać
tego sama przed sobą - widziałem, że szuka w głowie jakąś ciętą ripostę,
ale prawda była taka, że trafiłem w samo sedno
- To nie twoja sprawa - odparła, a ja czułem, że uderzyłem w czuły punkt
- Powiem ci co teraz robisz. Mi już nie zależy, natomiast ty szukasz
odwetu, kiepski strzał, ale nie osądzam cię dbasz o siebie to w końcu takie
w stylu Katherine Pierce. Najwidoczniej nie daleko pada jabłko od jabłoni
- uśmiechnąłem się kpiąco odwracając od niej swój wzrok, a z drugiej
strony dając do zrozumienia, że mam to gdzieś co wyczynia
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
412
- Może w tym wszystkim nie chodzi już tylko o ciebie, pomyślałeś o tym
przez chwilę?. - spojrzałem na nią pytająco, a ona jedynie wzdychnęł
mówiąc dalej - W takim razie podliczmy, jestem sama, wszystkich,
których znałam już dawno nie żyją, po drugie zabiłam ludzi, a to
zważywszy na moje poprzednie życie doprowadziłoby to do mojego
załamania, czego już nie chcę, a po trzecie mam dość ucieczek i jestem
teraz szczęśliwa - dodała
- Szczęśliwa? - zapytałem jakbym usłyszał coś równie absurdalnego -
A czy ty przez chwilę pomyślałaś, że zabije cię prędzej przy później,
czy już całkowicie przepaliły ci się wtyki od zdrowego myślenia?! -
zapytałem z wyrzutem
- O co ci tak naprawdę chodzi?. Chciałeś uratować Stefana, zrobione,
chciałeś uratować Elenę, zrobione i przyznaj wreszcie, że twój plan nigdy
nie uwzględniał w tym mnie - powiedziała smutno - Odpuść, bo tym razem
naprawdę ktoś zginie - spojrzała na mnie, a później na Ricka, po czym
ruszyła w stronę wolnego stolika
- Co w takim razie zrobi taka zazdrosna socjopatka, kiedy pojawi się
Pierwsza Petrova, bo chyba mam wrażenie, że znowu zejdziesz na drugi
plan - zatrzymała się, a następnie obróciła w moją stronę - Myślisz, że nie
wiem jaką odgrywała w tym wszystkim rolę? - zapytałem - Elijah kiedyś
się wydawał, a podobno stara miłość nigdy nie rdzewieje - dodałem
- Mam nadzieję, że w końcu się pojawi, a kiedy to zrobi to ją zabiję -
powiedziała podchodząc do mnie z kamienną twarzą - licząc, że po jej
śmierci każdy sobowtór zginie wraz z nią - w jej oczach było widać więcej
nienawiści niż wcześniej - , ale jak na razie życzę Stefanowi, Elenie
i Tobie cudownego życia w trójkę - uśmiechnęła się arogancko odchodząc
ode mnie, a następnie usiadła przy pustym stoliku
- Widzisz, nawet ona to wie, że jeśli będziesz bardziej naciskał to więcej
osób zginie - odezwał się Rick przenosząc swój wzrok z Meredith na mnie
- Nie ma mowy, a jej wredne zachowanie nie sprawi, że odpuszczę,
a przynajmniej w jakiejś części - dodałem głośniej widząc, że i tak słucha -
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
413
Zawsze miała skłonności do autodestrukcji - napiłem się kolejnego łyka
ze szklaneczki
- Tak w ogóle czy odkąd zaczęła zadawać się z tobą? - zapytał Rick,
a ja spojrzałem na niego przekręcając oczami
Po paru minutach spojrzałem kątem oka w stronę Meredith, która
w dalszym ciągu przeglądała księgę jedząc przy tym zamówioną przez
siebie sałatkę i popijając białe wino z kieliszka. Wyglądała w tym
momencie naturalnie przekładając kartka po kartce, ale to była tylko
zasłona dymna do tego do czego była zdolna.
- Siedzi tutaj, więc przynajmniej jedno jest pod kontrolą - powiedziałem,
po czym wystukałem na klawiaturze smsa do Eleny, by dała znać jakby
coś się działo
- Zapowiadają się dobre czasy - zobaczyłem obok siebie Klausa, którego
najwidoczniej cała sytuacja bawiła
- Jeszcze ciebie tu brakowało, ale ostatnimi czasy to chyba normalne,
że tam gdzie ona jesteś i ty, a może odwrotnie?. Chyba się pogubiłem,
jednak zważywszy na to, że wyprałeś jej mózg to chyba nie powinieneś
obawiać się, że twój wiecznie żyjący worek z krwią gdzieś zaginie -
dodałem z sarkazmem w głosie
- Zdajesz sobie z tego sprawę jaki jesteś teraz żałosny? - zapytał ostrzej
- Dobrze wiem, że trzymasz ją jedynie dla krwi, a więc całą bajeczkę
o białym domku, jednorożcach i tęczy trzymaj dla niej na pewno uwierzy.
Ja jednak nie daję wiary w twoje głupie słowa, że naprawdę ci zależy.
Przynajmniej raz zachowaj się honorowo - powiedziałem próbując go
podebrać, by dowiedzieć się czegoś więcej - Któregoś dnia popełnisz błąd,
a ona dowie się kim naprawdę jesteś i wtedy zwieje jak najdalej, w końcu
jest wampirem, nie cudotwórcą - dodałem
- Widzisz po tysiącu latach siania zła czasem warto zrobić coś dobrego.
Dopóki każdy z was będzie siedział grzecznie możecie żyć w spokoju.
Daj w końcu szansę pokojowi - dodał z uśmiechem, po czym ruszył
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
414
w kierunku Meredith kompletnie nie zważając na moje słowa i nie dając
wyprowadzić się z równowagi
**Meredith**
- Zaczynałam się nudzić - powiedziałam nie spuszczając wzroku z księgi
trzymając w prawej dłoni kieliszek białego wina, a następnie spojrzałam
na Klausa
- Odzyskiwanie zaginionego sztyletu może być absorbujące, ale Kol
ma czas do końca dnia - mówił wystukując coś na telefonie, a następnie
po wysłaniu smsa schował go w wewnętrznej kieszeni kurtki - Nie
wyglądasz na zadowoloną kochanie, co się stało? - zapytał zdziwiony
- Powiedzmy, że otoczenie nie jest najlepsze, a zważywszy, że dzisiaj już
dwukrotnie planowano mnie zabić to nie wpływa pozytywnie nawet na to
aby coś zjeść - odstawiłam talerz parę centymetrów od siebie - a ponadto
za pewne wszyscy przysłuchują się tej rozmowie, bo najwidoczniej nie
mają nic ciekawego do roboty - dodałam ostrzej akcentując każde słowo
- W takim razie chodźmy stąd - rzucił biorąc moją dłoń w swoją
To było takie dziwne, że nawet taka zwykła czynność działała na mnie
uspokajająco wyłączając cały mój gniew. Zmieszana spojrzałam na nasze
dłonie, a później przeniosłam swój wzrok na niego.
- Gdzie?, na kolejną wycieczkę za miasto?. Czuję, że raczej nie mam
na to zbytnio czasu - dodałam po chwili
- Dobrze, skoro wolisz przerzucać stare strony bezużytecznej księgi niż
rozkoszować się pięknem przyrody to pozwól, że ci pomogę - zabrał ode
mnie księgę przysuwając ją do siebie, a ja uśmiechnęłam się mimo woli,
po czym usiadłam bliżej niego
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
415
**Damon**
- Chodźmy nie mam zamiaru uczestniczyć w tej szopce - rzuciłem nie
oglądając się nawet za siebie dopijając jednym haustem drinka do końca
- Nikogo nie nabierzesz, dalej ci na niej zależy, ale czemu jej tego nie
powiesz? - zapytał Rick, kiedy wyszliśmy już z baru
- Dopóki mu wierzy nic tego nie przerwie, nawet ja nie jestem w tej chwili
wystarczający - powiedziałem otwierając drzwi swojego samochodu
po stronie kierowcy, a Rick po drugiej stronie - Słyszałeś, teraz jest
szczęśliwa?!. Co to ma w ogóle znaczyć? - westchnąłem kpiąco, po czym
wsiadłem do auta i odpaliłem silnik
**Caroline**
- Co ona tutaj robi? - zapytałam z niedowierzaniem patrząc na Elenę
- Nie wiem Caroline, ale w ogóle mnie to nie interesuje. Nie pozwolę,
by przez nią zginęła kolejna osoba, na której mi zależy. Jednak skoro
tu jest to chyba czeka na naszą reakcję - odpowiedziała podpierając głowę
ręką kładąc swój łokieć na stoliku
- I to na dodatek z Klausem, czy ona naprawdę przestała myśleć? -
zapytałam znowu nie mogąc w to uwierzyć oparłam się o krzesło -
Co na to wszystko Damon? - przybliżyłam się ponownie do Eleny
- Damon jak to Damon, radzi sobie na swoje sposoby. Pomimo tego,
że nie chce się przyznać to w dalszym ciągu mu zależy. W każdym razie
ja ze Stefanem odpuszczamy, cokolwiek się będzie działo nie narazimy
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
416
więcej osób tylko dlatego, że Meredith - powiedziała przenosząc swój
wzrok na dziewczynę, która nie wydawała się wcale potrzebować pomocy
Westchnęłam na głos przekręcając oczami.
- Myślisz, że to tak naprawdę? - spytałam wskazując ruchem ręki na
Klausa i Meredith - czy tu faktycznie chodzi o jej krew?!
- Pytanie co, by zrobił Klaus jakby nie mógł stworzyć więcej mieszańców?
- zapytała choć dobrze znałam odpowiedź - Najwyraźniej będziemy
musieli do tego przywyknąć - dodała chwytając za książki leżące na skraju
stolika
- Masz rację jesteś bezpieczna i o to właśnie nam chodziło. Rozumiem,
że dopóki nie zbliżymy się do Meredith wszystko pozostanie w spokoju? -
spojrzałam na Elenę szukając potwierdzenia swoich słów
- Dokładnie, wydaje się, że wszyscy wygrali. Chodźmy lepiej, bo
spóźnimy się do szkoły - wzięła książki do ręki odsuwając krzesło
- W porządku, a więc normalność - rzuciłam w lekka zdenerwowana
Niestety prawda była taka, że wcale nie wygraliśmy, a jedynie
podporządkowaliśmy się temu wszystkiemu.
- Caroline - spojrzała na mnie z wyrzutem dziewczyna stojąc obok stolika
- Nic już więcej nie mówię - odparłam pospiesznie wstając z krzesła
i ruszając za Eleną w stronę wyjścia
**Meredith**
Nawet z wiedzą Klausa w księdze nie znalazłam niczego na temat
Pierwszej Petrovy, a raczej stek bzdur starych czarownic wspominających
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
417
ubiegłe stulecie. W tym czasie zadzwonił telefon, który po chwili odebrał
Pierwotny.
- Braciszku jak dobrze, że dzwonisz właśnie zastanawiałem się jak idą
poszukiwania. Mam nadzieję, że udało ci się wreszcie odświeżyć własną
pamięć bez potrzebnie użytych środków byś wreszcie zaczął myśleć? -
powiedział pewny siebie
Nawet nie miałam ochoty przysłuchiwać się tej rozmowie obracając
poszczególne strony w księdze.
- Wręcz przeciwnie bycie nieprzyjemnym jest niezbędne, a reszta nie jest
twoją sprawą. Byle byś go miał przy sobie inaczej wrzucę cię do trumny,
w której gniłeś 900 lat. Kto wie po ilu latach znowu będziesz mógł ujrzeć
światło dzienne?! - rzucił, po czym się rozłączył
- Problemy rodzinne? - zapytałam
- Nazywam to raczej wymianą poglądów, które zawsze kończą się niestety
tak samo. Wybacz, ale liczę, że zobaczymy się później - spojrzał na mnie,
po czym wstał z krzesła
- Nigdy nie wiadomo co Kol mógł wymyśleć - dodałam spokojniej
- To miło, że się martwisz - uśmiechnął się, a następnie ruszył w kierunku
wyjścia
Damon miał rację zależało mi. Niezależnie od tego, że czasy się zmieniały
ja w dalszym ciągu pozostawałam sobą. Bałam się, że jeśli pozwolę sobie
chociaż na chwilę zwątpienia, załamię się i nie będę potrafiła już dalej
z tym żyć.
Byłam kiedyś normalną dziewczyną, która nade wszystko pragnęła,
by ktoś ją pokochał. Każdego dnia patrzyłam na to jak to marzenie
roztrzaskiwało się na miliony kawałków niczym fale oceanu o skały,
a moja niesamowita obsesja na punkcie wolności przytłaczała mnie wtedy,
aż do tego stopnia, że nawet bałam się o niej myśleć. Odsunęłam to
wszystko od siebie jak najdalej, po czym zamknęłam księgę wychodząc
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
418
z lokalu. Nie miałam ochoty rezygnować ze swojego życia tylko dlatego,
że inni nie akceptowali tego kim teraz byłam.
**Damon**
- Naprawdę stary, jesteście siebie warci - powiedział Rick po parunastu
minutach ciszy
- Dalej męczymy ten temat, zamieniłeś się miejscami z Eleną? - spojrzałem
na niego, po czym nie uzyskując jego odpowiedzi dodałem - Klaus uśpił
jej czujność - powiedziałem - Niestety największym problemem Meredith
jest to, że dla niej seryjni mordercy to nie potwory, tylko ludzie z
torturowanymi duszami, których musi nawracać jakby nie mogła znaleźć
sobie innego zajęcia - pokiwałem przecząco głową
Od pierwszego momentu, kiedy spotkałem Meredith wiedziałem, że jest
niezwykła. W sposób jaki na mnie patrzyła sprawiało jakby widziała
wszystko co tak naprawdę ukrywałem. Odbierała każdy smutek
i najmniejszy ból doprowadzając mnie do porządku. Zabawne było,
że wtedy tak naprawdę to oboje potrzebowaliśmy ratunku, ale patrząc
na to z perspektywy czasu trudniej, by mi było powiedzieć, które z nas
szybciej spadało na samo dno.
- Może było trzeba o tym pomyśleć zanim pocałowałeś Elenę na werandzie
- dodał patrząc przed siebie
- Powiedziała ci? - spojrzałem na niego - No jasne, że tak, czemu nie?
- Co my właściwie teraz robimy? - zapytał Rick zmieniając temat
- Oddzielamy się od drużyny. Działamy na własną rękę - spojrzałem
na niego
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
419
- Myślisz, że Bonnie będzie chciała pomóc w uratowaniu wampira, który
zaczął terroryzować miasto tylko, dlatego że każde z was jest tak samo
uparte - powiedział kpiąco
- Dlatego ty jedziesz ze mną, żebym nie zrobił czegoś głupiego np. ją zabił
- rzuciłem krótki uśmiech w jego stronę
Zatrzymałem samochód na podjeździe prowadzącym do domu Bonnie,
a następnie obydwoje z niego wysiedliśmy. Chwyciłem księgę Petrovy
leżącą na tylnim siedzeniu trzasnąwszy później bocznymi drzwiami.
Rick stał już pod drzwiami czarownicy, gdzie ja się znalazłem po chwili
w wampirzym tempie, a następnie zapukałem do drzwi. Dziewczyna
otworzyła je spoglądając na mnie.
- Jest robota do wykonania - rzuciłem bez ogródek, a Alaric przekręcił
oczami
- Chciał powiedzieć, że potrzebujemy twojej pomocy.
Najprawdopodobniej w księdze mogą być jakieś informację zaszyfrowane
przez wiedźmy - powiedział spokojnie
- Jakim prawem śmiesz mnie o to prosić?! - spojrzała na mnie - Ona
powinna już dawno nie żyć, to wszystko dzieje się przez nią. Nie wiem
w ogóle, dlaczego miałabym ci pomagać?! - powiedziała ostro
- Powiedzmy, że im szybciej odczytamy pismo starej czarownicy dowiemy
się jak to wszystko odkręcić - dodałem szybciej - Więc zajmij się tym,
bo faktycznie ktoś zaraz może zginąć - podszedłem do niej bliżej, po czym
zacząłem czuć potworny ból w głowie - Nie odgrywaj się na mnie, tym
razem to niej ja zabijam zapomniałaś już? - rzuciłem
- Bonnie! - dziewczyna wypadła z transu patrząc na Ricka
- Muszę się dowiedzieć w jaki sposób Meredith jest odporna na te twoje
zaklęcia - dopowiedziałem poprawiając kurtkę - No co? - spojrzałem
na nich pytająco
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
420
- Naprawdę potrzebujemy twojej pomocy - wyciągnął rękę po księgę, którą
po chwili mu podałem, a on oddał ją czarownicy - nawet się nie odzywając
obróciłem się za siebie podziwiając otoczenie
- Próbowałam przecież wcześniej w niej coś znaleźć, ale nie było tam
niczego co mogłoby nam pomóc - powiedziała tłumacząc się
- Może szukaliśmy nie tego co trzeba - wtrąciłem spoglądając ponownie
na nią - Elijah powiedział, że białe strony zostały zakodowane, a więc
wyciągaj enigmę i do roboty - posłałem jej uśmiech
- Zobaczę co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję - spojrzała na księgę
trzymaną w ręku
- Możemy spróbować ci pomóc - odezwał się oferując swoją pomoc Rick
Pewnie, ponieważ nie miałem niczego ciekawszego do roboty jak
przesiadywanie na herbatce u czarownicy przeglądając z nią stare, pokryte
kurzem księgi. Spojrzałem jedynie na niego pytająco, a kiedy swój wzrok
przeniosła na mnie Bonnie kiwnąłem głową potwierdzając słowa mojego
przyjaciela.
- W porządku - odparła ruszając do drzwi, po czym po chwili przekroczyła
próg swoich drzwi, a za nią do domu wszedł Alaric. Niestety ja nie byłem
wcześniej zaproszony, więc niewidzialna ściana zatrzymała mnie przed
progiem
- Zrobisz coś z tym? - spojrzałem na nią z wyrzutem
- Żebyś zabił mnie następnego dnia jak tylko powiem ci, że jednak nie
udało mi się niczego znaleźć? - zapytała
- Nie mów, że czujesz się tak bardzo przeze mnie osaczona - rzuciłem
kładąc ręce na dwóch stronach framugi drzwi posyłając jej jeden z moich
olśniewających uśmiechów
- Ciesz się, że w ogóle ci pomagam, ale na tym dosyć - odparła zamykając
za sobą drzwi
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
421
- Jak sobie chcesz i tak nawet nie miałem na to ochoty - rzuciłem
odchodząc od domu pozostawiając wszystko w rękach mojego przyjaciela
i czarownicy
**Meredith**
Na dworze pomimo popołudnia panowała słoneczna pogoda i tylko
niewielki pierścień sprawiał, że mogłam chodzić po ulicy bez skrępowania.
Zaczynałam ponownie odczuwać głód, a najwidoczniej ludzkie jedzenie
nie dostarczało mi tylu potrzebnych składników co świeża krew. Ruszyłam
w kierunku parku, do którego przyciągnęły mnie odgłosy ludzi. Trzymając
księgę w prawej ręce szłam przed siebie główną ścieżką. Moją uwagę
przykuł rozłożysty klon, pod którym po chwili usiadłam. Dookoła panował
wrzask i szum, ale moje zmysły szybko je wyciszyły zlepiając w jedną
masę nic nieznaczących dźwięków. Otworzyłam księgę na jednej z pustych
stron nie wiedząc kompletnie jak mam się do tego zabrać.
Czując się w tym momencie odrętwiała zamknęłam oczy próbując
odnaleźć równowagę. Wszystko było dobrze, gdy przestawałam myśleć
poddając się swoim zmysłom. Niestety fakt, że nigdy do końca nie będę
mogła się wyłączyć gdzieś mocno był we mnie zakorzeniony.
Z marazmu wyrwało mnie jedynie to, że nie słyszałam już żadnych
dźwięków. Rozejrzałam się dookoła siebie i dopiero teraz zauważyłam,
że na dworze było już ciemno. Jak długo mogłam tak siedzieć?, ale
co znaczył jeden taki dzień w życiu wampira skoro jutro będzie kolejny
i kolejny, aż do nieskończoności?.
Przeraźliwa wizja przyszłości sprawiała, że znowu wróciłam myślałam
do miejsc, do których nigdy nie powinnam wracać. Szybka retrospekcja
Mystic Falls z 1864 roku przeleciała przez mój umysł, a następnie
zobaczyłam Katherine z długimi kłami i płynącymi dwoma stróżki krwi
z jej ust. Po chwili wizja w moim umyśle zaczęła się zmieniać.
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
422
Włosy panny Pierce zaczęły blednąć przybierając kolor płynnego złota.
Tą dziewczyną nie była już Katherine tylko ja.
Nie wiedziałam jak mogłam do tego doprowadzić?. Pierwsza myśl zaczęła
przebijać się przez mój umysł zalewając mnie kolejnymi pytaniami
przynoszącymi coraz więcej bólu. Damon miał rację stałam się potworem,
socjopatką tylko dlatego, że chciałam jedynie czegoś pięknego. Fala bólu
rozlała się wewnątrz mnie doprowadzając do rozpaczy, a łzy same zaczęły
płynąc po moich policzkach. Wiedziałam, że nie powinnam sobie tego
wszystkiego przypominać i doprowadzać, by ludzkie uczucia przejmowały
nade mną kontrolę. Zaczęłam mocniej oddychać próbując odepchnąć to
od siebie jak najdalej.
Spojrzałam na przepiękny księżyc w pełni, który miałam wrażenie po raz
kolejny był świadkiem mojej klęski. Chciałam wstać, kiedy spojrzałam
na księgę. Pod wpływem łuny księżyca niewidoczne pismo zaczęło
pojawiać się na papierze. Nie mogłam uwierzyć, że przez przypadek udało
mi się rozszyfrować ukryte przez czarownice informacje. Nie wiedząc
co tak naprawdę zdradza księga wolałam to zatrzymać dla siebie. Wstałam
z ziemi, a głód znowu zaczął przejmować nade mną kontrolę. Właśnie tego
potrzebowałam, by znowu móc się wyłączyć. Na szczęście z każdym
łykiem krwi było to coraz łatwiejsze.
Po raz kolejny odpychając od siebie uczucia, których nie chciałam już czuć
szłam odrętwiała przed siebie. Do moich uszu doszedł śmiech, szybko
zlokalizowałam moje ofiary. Chłopak z dziewczyną siedzieli na ławce
objęci, śmiejący się i najwyraźniej zakochani.
Znalazłam się przy nich w wampirzym tempie wyprana z wszelkich emocji
pragnąc jedynie krwi. Bez zbędnego zagadnięcia usiadłam na ławce
wbijając swoje kły w szyję chłopka. Dziewczyna zaczęła krzyczeć
rzucając się do ucieczki. Jego martwe ciało osunęło się na ławce,
a ja przesunęłam językiem po moich ustach czując metaliczny smak krwi.
W wampirzym tempie odnalazłam dziewczynę biegającą bez orientacji
po ciemnym parku, która połknęła się i upadła na ziemię.
- Proszę cię, nie rób mi krzywdy - rzuciła patrząc na mnie, ale ja tego nie
czułam, jej strachu, bólu, a jedynie pompującą przez serce krew
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
423
- Csssii - przyłożyłam palec do swoich ust - Przez ten dramatyzm psujesz
całą zabawę - dodałam z kamienną twarzą
Dziewczyna nie zdążyła nawet zareagować, gdy znalazłam się przy niej
wbijając w jej tętnice szyjną kły, a jej martwe ciało rzuciłam na ziemię.
Wytarłam usta chusteczką higieniczną, którą miałam w tylniej kieszeni
spodni, a następnie podniosłam księgę leżącą przez to całe zamieszanie
na ziemi.
- Czyż to nie była romantyczna śmierć? - zapytałam na głos choć było
pewne, że nikt mi nie odpowie - Chyba tak - rzuciłam znikając z tego
miejsca
**Damon**
Wróciłem ponownie do baru, pomimo tego, że nie miałem żadnej
informacji od Eleny, żeby działo się dzisiaj coś szczególnego.
Przywołałem kelnerkę ruchem ręki, a kiedy już miałem złożyć zamówienie
zobaczyłem obok siebie siadającą na krześle Rebekah.
- Kogo to diabli przynieśli? - rzuciłem spoglądając na nią
- Weź się zatkaj - odpowiedziała - Whisky - rzuciła do zmieszanej kelnerki
- Dwie - uśmiechnąłem się do niej, a dziewczyna lekko przestraszona
odeszła od nas
- Panna nikczemna nie w humorze?, a myślałam, że nic nie może
wyprowadzić cię z równowagi - ponownie spojrzałem na nią
- Nie mam ochoty na żarty - wzięła jednego drinka pozostawionego przed
chwilą przez pracującą w Grillu dziewczynę, po czym upiła łyka - Boże jak
ty to możesz pić?! - odparła ze skwaszoną miną
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
424
- Jakoś daje radę - podniosłem swój kieliszek do góry upijając haust
whisky
- Nie myśl, że będę się tobie zwierzać - odparła pospiesznie, po czym
pojawi się przy niej chłopak z kasztanowymi włosami - Oddałeś? -
zapytała spoglądając na niego
- Nie miałem innego wyboru, jakoś nie chcę przeleżeć kolejnych stuleci
w trumnie. Sama wiesz, że by nie odpuścił, ale znajdę inny sposób - dodał
spoglądająca na Rebekah - Przynajmniej nie musimy tam teraz mieszkać -
dorzucił ignorując mnie
- Cudownie, a więc jeszcze załatwiłeś przeprowadzkę? - rzuciła
zdenerwowana
- Możemy teraz żyć jak chcemy, a jak widać jego obsesja na jej punkcie
przysłania dawne przywiązanie do rodziny - powiedział zabierając
kieliszek z whisky od Rebekah
Zacząłem się śmiać pod nosem słysząc ich rozmowę.
- A ty z czego się śmiejesz masz za dużo zębów? - spojrzała na mnie
wampirzyca - Jak słyszę przez Meredith wylądowaliście na bruku,
aż dziwnie, że wyrolowała dwa Pierwotne wampiry - dopowiedziałem
- Kto to? - zapytał chłopak wskazując na mnie
- Nikt ważny Kol, to tylko osiedlowy głupek Damon Salvatore - dodała
ze złośliwym uśmiechem
- Faktycznie to nikt ważny - odparł Kol z uśmiechem przechodząc obok
mnie w kierunku bilarda
- Wiesz co, powiem ci coś i uznaj to za dobrą radę - rzuciła wstając
z krzesła Rebekah - Chcesz coś zrobić dobrze to zabierz Meredith od
mojego brata za nim będzie za późno. Ja mam to już gdzieś, ale ty chyba
nie zrezygnujesz z czegoś czego tak bardzo pragniesz?! - dopowiedziała
ruszając w stronę swojego brata
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
425
**Meredith**
Wróciłam z powrotem do rezydencji. Trzasnęłam drzwiami idąc
w kierunku głównego pokoju, w którym palił się ogień w kominku.
Zobaczyłam Klausa siedzącego na kanapie ze szkicownikiem w ręku.
Przechodząc obok niego położyłam księgę na stoliku siadając na
przeciwległym krańcu sofy patrząc przed siebie.
- Gdzie byłaś? - spytał po chwil spoglądając na mnie
- Wszędzie - odparłam siadając bokiem na kanapie - Myślałam, że już
nigdy nie będę czuła się zmęczona - rzuciłam kładąc głowę na oparciu
kanapy, a on uśmiechnął się słysząc moje słowa w dalszym ciągu rysując
coś na kartkach
Zamknęłam oczy, a gdy ponownie je otworzyłam zobaczyłam leżący
na stoliku sztylet.
- Znalazłeś go - powiedziałam zmęczonym głosem
- Chyba w to nie wątpiłaś?! - rzucił pewny siebie
- Dzisiaj chyba z cztery razy usłyszałam, że bardziej zależy ci na mojej
krwi niż na mnie i wszyscy święcie w to wierzą - odparłam spokojnie
patrząc cały czas na sztylet
- A ty w co wierzysz? - zapytał, a ja spojrzałam smutno na niego
- Nigdy nie akceptowałam tego co robisz, ale dzisiaj bardziej niż
kiedykolwiek jestem w stanie cię zrozumieć. Powiedziałeś kiedyś,
że jesteśmy do siebie podobni i wtedy tego nie dostrzegałam, ale teraz
wiem, że to prawda. Staramy się zagłuszyć to co tak naprawdę czujemy,
całe cierpienie, z którym sami nie możemy sobie poradzić i właśnie to
sprawia, że traktujesz mnie inaczej, ale pytanie polega na tym czy czujesz
moje cierpienie? - popatrzyłam w jego stronę
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
426
- Dlaczego myślisz, że właśnie tego bym chciał? - zapytał
- Bo jeśli cierpisz to i potrafisz kochać - odparłam - Nauczyłam się
jednego, że ludzie mają dwa oblicza. Dobro i zło, przeszłość i przyszłość,
dlatego musimy akceptować oba u kogoś kogo kochamy niezależnie kim
jest i co robi. Pozwalasz mi dostrzec to jaki jesteś naprawdę, bo sam tego
chcesz inaczej byś mi nie pozwolił na inne rzeczy. Chronisz mnie na swój
własny sposób. Chciałabym wierzyć, że to wszystko dzieje się dlatego,
że ci na mnie zależy - powiedziałam cały czas patrząc mu w oczy, a on
usiadł bliżej mnie
- Ale nie możesz? - zapytał ponownie przenosząc swój wzrok na mnie
- Największy problem polega na tym, że ja nie potrafię ufać już nikomu.
Wszyscy mają rację nigdy do końca się nie wyłączę - pokręciłam głową
czując jak po mojej twarzy płyną łzy - i nigdy nie będę inna niż teraz,
więc na czym bardziej ci zależy na mnie czy na mojej krwi? -
w wampirzym tempie znalazłam się przy stoliku chwytając za sztylet
przykładając go sobie do gardła, a on w ułamku sekundy stanął przy mnie
- Co jeśli powiem, że na samym początku najważniejsza była wyłącznie
twoja krew, ale później... - zaczął mówić dalej - zrobiłem więcej niż
potrzeba tylko i wyłącznie dla ciebie - powiedział patrząc na mnie
- Wiem, ale chciałam to usłyszeć. Nigdy nie będę lepsza, nigdy nie będę
twardsza i bardziej wytrzymała - mówiłam dalej zabierając nóż od mojego
gardła, który po chwili wypadł z mojej ręki upadając na ziemię
- Jesteś silniejsza niż kiedykolwiek ci się wydawało i ty też dobrze o tym
wiesz - dodał
Nie zaprzeczyłam, a jedynie zrobiłam krok przed siebie przytulając się
do niego, a dopiero po chwili poczułam, że on też mnie mocno przytulił.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, jeszcze przed godziną zabiłam z
zimną krwią dwoje ludzi, a teraz najwidoczniej odczuwałam cały ból,
którego się bałam. Musiałam komuś ufać bez względu na wszystko.
Może w tym był mój największy problem, a ten cały przełącznik pomiędzy
Ro
zd
zi
ał
X
X
X
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
427
byciem wampirem, a odczuwaniem wszystkich emocji wypalał się
ukazując moje prawdziwe cierpienie.
Ciąg dalszy nastąpi…