LEANNE BANKS
Kochany Œwiêty Miko³aju...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kochany Święty Mikołaju!
Co słychać na biegunie północnym? Ja mieszkam
z bratem i mamą w Teksasie. Mój brat nazywa się Jason.
Mama jest najlepszą kucharką na świecie. Jak dasz jej
w prezencie restaurację, to my z bratem oddamy ci nasze
zabawki. Mama umie wszystko ugotować. Nawet szpi-
nak mamy jest smaczny. To najlepsza mama na świecie.
Sama się nami opiekuje. Mama opiekowała się też ciocią
Beth, jak ciocia była chora. Teraz ciocia jest w niebie. Na
pewno jesteś bardzo zajęty. Jason prosi jeszcze, żebyś nam
przyniósłpod choinkę nowego tatę.
Pozdrowienia, Becky Donner.
PS. Jak znajdziesz tatę, powiedz mu, że mama pachnie
ciasteczkami.
Jakież to wzruszające. Jakie urocze i naiwne.
Wprost nie z tej ziemi. Wyjątek wśród stosów
raportów, statystyk i rachunków oraz planów roz-
woju firmy. I na dodatek na tle laptopa ustawionego
na wypolerowanym mahoniowym biurku. Gabriel
Raines podniósł wzrok znad gazety, która leżała
przed nim, i czekał na wyjaśnienia Roba Crandalla,
pracownika odpowiedzialnego w jego firmie za pub-
lic relations.
Rob zaczął od chrząknięcia.
– Więc jednym z celów, który wyznaczyliśmy
sobie po aferze z Enronem, są bardziej aktywne
działania zmierzające do poprawy wizerunku naszej
firmy.
– I sądzisz, że udawanie świętego Mikołaja dla
jakiegoś dzieciaka z Mission Creek poprawi nasz
wizerunek? – przerwał Gabe z powątpiewaniem.
– Na pewno nam nie zaszkodzi. Ten list ukazał się
w gazetach w Houston i w Dallas. Jeśli się w to
zaangażujemy, pewnie zechcą śledzić nasze dalsze
posunięcia.
– Dobra. Wypisz czek i przekaż dalej do księgowo-
ści – rzucił Gabe i oddał pracownikowi gazetę.
Rob raz jeszcze chrząknął i potrząsnął głową,
zdradzając tym samym lekkie zdenerwowanie.
– Pozwolę sobie zauważyć, że największe wraże-
nie zrobimy, jeżeli sam prezes firmy wystąpi w jej
imieniu.
Gabe zamilkł na moment. Miał świadomość, że
Rob jest spięty. Nie wiedzieć czemu peszył i onie-
śmielał wiele różnych osób. Nie robił tego bynajmniej
z premedytacją. Jeden z kolegów powiedział mu
niegdyś, że zupełnie wystarczają do tego jego wzrost
i opanowanie, i nie trzeba już bogactwa i władzy,
które zdobył w przemyśle naftowym.
4
Leanne Banks
– Czyli chcesz, żebym zabawił się w Mikołaja?
– spytał bez entuzjazmu, ale też bez wzgardy.
Odkąd stracił żonę i córkę, święta przestały dla
niego cokolwiek znaczyć. Niczym lodowaty powiew
zimowego powietrza tępy ból wśliznął się podstępnie
do jego duszy. Po tragedii odciął się od wspomnień
i całą uwagę skupił na chwili bieżącej. Jedynie w ten
sposób potrafił teraz egzystować, dzień pod dniu,
chwila po chwili.
– Tak – odparł tymczasem Rob z nadzieją w gło-
sie. – Proszę mi tylko dać znać, kiedy mógłby pan tam
pojechać, a ja zorganizuję wszystko co trzeba. Załat-
wię panu hotel, zawiadomię media.
Gabe otworzył kalendarz.
– Azatem jadę dziesiątego i wracam tuż po
świętach.
Rob szeroko otworzył oczy.
– To całe dwa tygodnie.
Szef spokojnie skinął głową.
– Zamierzam rozszerzyć działalność gastronomi-
czną w tamtych stronach. W ten sposób załatwię
dwie sprawy.
W końcu Boże Narodzenie to dla niego dzień jak
każdy inny, pomyślał i zerknął na list do Świętego
Mikołaja. Odruchowo uniósł kącik ust w półuśmie-
chu. No, no, a więc mama Becky Donner pachnie
ciasteczkami.
Dokładnie dziesiątego grudnia, zgodnie z za-
powiedzią, Gabriel Raines wkroczył do Mission
Creek Café. Otrzepał kapelusz z deszczu i powiódł
5
Kochany Święty Mikołaju...
wzrokiem dokoła. Od razu zauważył girlandy i kolo-
rowe lampki w oknach oraz choinkę w kącie sali.
Natychmiast wypatrzył też małych Donnerów.
Nie trzeba wcale być detektywem o nieprzeciętnej
intuicji, by stwierdzić, że dwójka dzieciaków, która
odrabia lekcje przy stoliku w odległym końcu sali, to
Becky i Jason, a szczupła kobieta w fartuszku, wycie-
rająca akurat rozlane przez chłopca mleko, to ich
matka, Faith Donner. W przytulnej knajpce tylko
kilku starszych wiekiem gości piło kawę albo jadło
placek z owocami. O tej godzinie, między lunchem
i porą kolacji, panował tam raczej bezruch.
Dobrze się składa, pomyślał Gabe. Tak właśnie to
zaplanował. Faith skończyła sprzątać i od razu poczuł
na sobie trzy pary zaciekawionych brązowych oczu.
– Kto to jest? – spytała Becky scenicznym szeptem.
Matka zaśmiała się cicho i postukała dziewczynkę
palcem w czubek nosa.
– Gość, panno ciekawska. Ja się nim zajmę, a ty
rób swoje.
Faith Donner szła w jego stronę kobiecym, a jed-
nocześnie zdecydowanym krokiem. Jasnobrązowe
włosy upięła z tyłu głowy. Kiedy się do niego
dostatecznie zbliżyła, stwierdził, że na jej bladej
twarzy nie ma śladu makijażu. W raporcie, który
otrzymał od działu public relations, napisano wyraź-
nie, że będzie miał do czynienia z dwudziestooś-
mioletnią samotną matką. Osobiście nie dałby jej
więcej niż osiemnaście lat, nie wyglądała też na
kogoś, kto samodzielnie odpowiada za wychowanie
dwójki dzieci, które nieustannie roznosi energia.
6
Leanne Banks
Dopiero w drugiej kolejności dostrzegł wysuniętą
do przodu brodę i świadczący o stanowczości błysk
w oczach i musiał zmienić zdanie. Owszem, ta
kobieta przypomina wprawdzie delikatny kwiat, ale
Gabe dokładnie przeczytał jej życiorys i wiedział, że
los jej nie oszczędzał.
– Dobry wieczór – odezwała się, wyciągając note-
sik. – Menu leży na stoliku. Zaglądał pan już, czy
przyjść do pana za chwilę?
Wzruszył ramionami i otworzył kartę dań.
– Co pani poleca?
– To zależy, czy jest pan bardzo głodny.
Mówiła lekko chropawym głosem, który mu się
spodobał.
– Tak, bardzo. Jestem prosto z drogi.
– W takim razie może to. – Pokazała mu stronę, na
której widniały specjalności dnia. – Została nam
jedna porcja kurczaka z jarzynami w cieście.
– Na pewno była podpisana moim nazwiskiem.
Uśmiechnęła się, w lewym policzku pokazał się
dołeczek.
– Na pewno. Jeśli chodzi o deser, może pan sobie
wybrać. Polecam placek z jabłkami.
– Aciasteczka? – Nabrał powietrza, wdychając
przy okazji jej zapach. Becky ma rację. Jej mama
pachnie ciasteczkami.
– Z polewą czekoladową czy cukrem? – spytała.
– Może być takie i takie, do spróbowania. Ana
przystawkę poproszę pieczone jabłka.
Faith skinęła głową.
– Przyjęłam. Kawa czy herbata?
7
Kochany Święty Mikołaju...
– Kawa. Czarna – dodał. Szukał wzrokiem pozo-
stałych pracowników lokalu. – Pani jest tu sama?
– Nasza kelnerka miała pilną sprawę, wzięła sobie
wolne. Jeszcze przez trzy kwadranse będę sama,
potem ktoś przyjdzie mi pomóc.
Gabriel uniósł brwi.
– Da pani radę?
Spojrzała mu w oczy, i po raz wtóry zobaczył
w nich niezłomność i determinację.
– Pozory mylą.
Odwróciła się i odeszła. Natychmiast spuścił
wzrok na jej zgrabny tyłeczek. Zaciekawiła go i jed-
nocześnie wytrąciła z równowagi. Patrzył na nią nie
bez przyjemności, chociaż ona sama nie robiła ab-
solutnie nic, by zwrócić na siebie uwagę. Ale ta
chrypka w głosie i ten dołeczek! Tak, jest z niej
atrakcyjna kobieta, i zapewne gorąca w łóżku.
Gdyby to od niego zależało, włożyłby do jej
delikatnych uszu wiszące kolczyki i ubrałby ją w suk-
nię, która odsłoniłaby to, czego się tylko domyślał
– długie, zgrabne nogi. Co też mu się ubzdurało! Chyba
za dużo pracuje, skoro skromna kelnereczka z jakiegoś
tam Mission Creek potrafi tak namieszać mu w głowie.
Tymczasem Faith podeszła do jego stolika tanecz-
nym krokiem z dzbankiem kawy w ręku i napełniła
filiżankę.
– Kurczak będzie za... – Gwałtownie odwróciła
głowę w stronę dzieci. – Jason, siedź spokojnie, bo
spadniesz – skarciła go z nieskrywaną czułością.
Chłopiec nadal stał na krześle.
– Mówiłam ci, żebyś usiadł – powtórzyła Becky.
8
Leanne Banks
Jason pokazał siostrze język.
– Chcę widzieć chłopaków na deskorolkach.
Tym razem Faith westchnęła ciężko.
– Deskorolki mu w głowie, jakby koniecznie chciał
sobie nabić guza – mruknęła i wzniosła oczy do nieba.
– Drogi Święty Mikołaju, bądź tak dobry i przypad-
kiem nie przynoś mojemu synowi deskorolki.
– Za późno – rzekł Gabe zza filiżanki, za którą
ukrył uśmiech.
Kobieta wbiła w niego badawczy wzrok, jakby się
przesłyszała.
– Co takiego?
– Dziękuję za kawę. – Przełknął łyk.
– Proszę bardzo. – Zamrugała powiekami. – Prze-
praszam na chwilę. – Pospieszyła do swoich dzieci.
Gabe przyglądał się im dyskretnie z oddali, słyszał
surowy ton matki, widział, jak chłopiec zwiesza
smętnie głowę. Zrugawszy wpierw syna, Faith poca-
łowała go w czoło. Jason zarzucił jej ramiona na szyję.
Gabe poczuł, że coś go ściska w dołku. Dziwne,
pomyślał. Zmarszczył czoło i przeniósł wzrok. Po-
grążył się w myślach ledwie na parę minut, bo Faith
już była przy nim z powrotem, tym razem z kur-
czakiem i pieczonymi jabłkami. Popatrzył z aprobatą
na chrupiącą skórkę.
– Wygląda wyśmienicie.
– Ajeszcze lepiej smakuje – rzekła z obietnicą
w głosie.
– Jest pani taka pewna...
Wytarła ręce w biały fartuszek i spojrzała na niego
z zainteresowaniem spod gęstej firanki rzęs.
9
Kochany Święty Mikołaju...
– Sam pan się przekona. – Skrzyżowała ramiona
na piersi i czekała na pierwsze wrażenia gościa.
Zanurzył widelec w potrawie i podniósł do ust
kawałek kurczaka z jarzynami. Mało nie oparzył
sobie języka. Wciągnął szybko chłodne powietrze.
– Zapomniałam uprzedzić, żeby pan uważał, bo
gorące.
Obrzucił ją lekko zirytowanym spojrzeniem, po-
dziwiając przy tym jej poczucie humoru. Faith Don-
ner nie straciła ducha. Oberwała mocno od życia, ale
trzymała się dzielnie. Kiedy kurczak przestygł odrobi-
nę, Gabe poczuł w ustach cudowny smak. I niemal
natychmiast wpadł mu go głowy pewien pomysł.
– Wie pani co, chciałbym jednak zjeść stek
– oznajmił. Prawdziwy test umiejętności kulinarnych
stanowi bowiem właśnie wołowina.
Faith popatrzyła na niego skonsternowana.
– Nie smakuje panu mój kurczak z jarzynami?
Czym prędzej pokręcił głową.
– Przeciwnie. Okazało się po prostu, że jestem
bardziej głodny, niż przypuszczałem. Na przystawkę
poproszę bukiet jarzyn, a przy okazji chętnie spróbuję
też placka z jabłkami i ciasta czekoladowego.
Faith lustrowała go, jakby oceniała jego wzrost
i wagę.
– Metr osiemdziesiąt siedem i blisko dziewięć-
dziesiąt kilogramów – odparł, właściwie odczytując
jej spojrzenie.
Zaczerwieniła się i zakasłała.
– Stek ma być krwisty? – zapytała, a on przytak-
nął. – W porządku, za chwilę przyniosę. Wie pan, że
10
Leanne Banks
będę panu musiała doliczyć do rachunku za dodat-
kową przystawkę i dwa desery?
– Zapłacę, nie ma sprawy.
Faith Donner ukradkiem wyglądała przez okienko
w ścianie między kuchnią a salą restauracyjną i obser-
wowała klienta, który mógłby chyba konkurować
z wielorybem, jeśli chodzi o apetyt. Mężczyzna
w skupieniu jadł, z uwagą smakował każdy kęs, jakby
czekało go wypełnianie karty z punktacją dla każdego
dania. Pomyślałaby, że to jakiś inspektor, gdyby nie
jego wytworne ubranie. Z kolei gdyby to była przy-
zwoita elegancka restauracja, mógłby być dziennika-
rzem, który zajmuje się zawodowo krytyką restaura-
cji na łamach prasy.
Powiodła wzrokiem po miłej, acz skromnej sali
i mało nie parsknęła śmiechem. Gdzieżby taki ktoś do
niej trafił!
Liczyła tylko na to, że ten szczególny gość nie
zniknie, nie uiściwszy należności. Miał poczucie
humoru, ale trochę przypominał jej nieżyjącego już
wuja Lloyda, który niezależnie od sytuacji lubił
stawiać na swoim. Z drugiej strony ten mężczyzna
robił jednak kompletnie inne wrażenie. Był atrakcyj-
ny. Emanował siłą i męskością.
Faith odsunęła na bok niestosowne myśli. Przecież
nawet by na nią nie spojrzał, a zresztą wcale jej na
tym nie zależy. Tak sobie powiedziała, czując przy
tym lekki dreszcz.
Zerknęła na dzieci i odetchnęła z ulgą. Chwila
spokoju. Becky czyta książkę, a Jason rysuje choinkę.
11
Kochany Święty Mikołaju...
Jason, ukochany synek, da jej jeszcze w kość. Był
w ciągłym ruchu. Ciekawość go roznosiła, a na nic nie
uważał. Gdyby był kotem, występowałby już chyba
w dziewiątym wcieleniu.
Pochylone główki synka i córki wzruszały Faith.
Mąż odszedł i zabił w niej nadzieję. Zostały dzieci,
miłość w ich oczach pozwalała jej uśmiechać się
i trwać. To z ich powodu zapomniała o dumie i przyjęła
pomoc. Prezenty od korporacji naftowej w dalszym
ciągu wzbudzały w niej mieszane uczucia. Ze względu
na dzieci nie potrafiła odrzucić wsparcia, niemniej
zdecydowanie wolałaby być samowystarczalna.
Sięgnęła po dzbanek z gorącą kawą i zrobiła
rundkę po sali. Restauracja niemal opustoszała. W po-
lu jej widzenia znalazły się szerokie plecy ostatniego
gościa, któremu miała zamiar dolać kawy.
– Mogę panu coś jeszcze podać? – spytała. Za-
stanawiała się nad zawartością ogromnej lodówki.
Mężczyzna pokręcił głową i położył dłoń na
płaskim brzuchu. Było dla niej zagadką, jakim cudem
utrzymuje tak znakomitą formę przy takim apetycie.
Założyłaby się, że bez koszuli jego tors wygląda
bosko. Chociaż pewnie nie powinna posuwać się
myślą tak daleko.
– Nic już nie zmieszczę. Wszystko było znakomi-
te – stwierdził z niekłamanym zadowoleniem.
Uznanie, które dostrzegła również w jego niebies-
kich oczach, sprawiło Faith wielką przyjemność.
– Dziękuję. Cieszę się, że panu smakowało.
– Jedzenie było tak wyborne, że chciałbym za-
proponować pani pracę. Otwieram tu restaurację,
12
Leanne Banks
The Quartermaster, i oferuję pani stanowisko szefo-
wej kuchni. Obiła się pani może o uszy nazwa tej
sieci?
Faith nie mogła otrząsnąć się ze zdumienia.
– Oczywiście. Nigdy tam nie byłam, ale czytałam
o nich w ,,Texas Monthly’’. Dosłownie rozpływali się
w pochwałach. Otwiera pan taką restaurację w Mis-
sion Creek?
Gabe przytaknął i wymienił kwotę wynagrodze-
nia, która wprawiła Faith w prawdziwe osłupienie.
– Byłaby pani zainteresowana?
Zamarła, zdając sobie sprawę, jak znaczącą zmia-
nę w życiu jej dzieci wprowadziłyby takie pieniądze.
– Ja... nie wiem, co powiedzieć.
Twarz mężczyzny rozjaśnił uśmiech, który od-
mienił jego surowe rysy w intrygujący sposób.
– Wystarczy, że powie pani tak.
Pomyślała, że kobiety zawsze mówią mu tak, że
nie przywykł do odmowy. Przełożyła dzbanek z ka-
wą do lewej ręki i podała prawą mężczyźnie. Byłaby
wariatką, gdyby nie przyjęła podobnej propozycji.
– Tak, panie... – Uniosła bezradnie ramiona.
– Przepraszam, nie znam pańskiego nazwiska.
Gość wstał i zamknął jej dłoń w swojej ręce.
– Gabriel Raines.
Serce Faith przestało na moment bić.
– O mój ty Boże! – szepnęła. – To pan jest naszym
Świętym Mikołajem!
13
Kochany Święty Mikołaju...
ROZDZIAŁ DRUGI
– No tak – przyznał. – Nie mam tylko brzucha jak
balon. Niewykluczone, że dorobiłbym się go na pani
wikcie. Nie mam też, niestety, białej brody ani czer-
wonego płaszcza.
Faith w dalszym ciągu wlepiała w niego z lekka
ogłupiały wzrok i wciąż nie mogła w to wszystko
uwierzyć. Dzbanek przechylił się niebezpiecznie, na
podłogę popłynął strumyk brązowego płynu. Gabe
instynktownie chwycił ją za nadgarstek.
– Ostrożnie.
Spojrzała na ciemną kałużę u stóp.
– O mój ty Boże, ależ nabrudziłam. W głowie mi
się jakoś nie mieści, że to pan.
Szczupła dłoń drżała w jego uścisku. Na wszelki
wypadek Gabe odstawił dzbanek na stół. Faith pod-
niosła na niego oczy i wyjęła z kieszeni ściereczkę.
– Czy to złudzenie, czy naprawdę zaoferował mi
pan pracę w Quartermaster?
Była tak poruszona, że udzieliły mu się jej emocje.
– To nie złudzenie. Poza tym proszę pamiętać, że
przyjęła pani moją propozycję.
– Niebywała historia. – Potrząsnęła głową. – Naj-
pierw daje pan prezenty dzieciom, a teraz znowu ta
praca. Nie mam pojęcia, jak panu dziękować.
– Już pani to zrobiła – odrzekł, zakłopotany jej
wdzięcznością.
– Nie, pan nie wie nawet, ile to dla nas znaczy.
Z każdą chwilą był bardziej zażenowany.
– Orientuje się pani zapewne, że to wszystko
zostanie opisane w gazetach.
Popatrzyła na niego przytomniej i przytaknęła.
– Jutro ma być jakaś prezentacja. Poprosiłam
o wolne w pracy. Dom już prawie nadaje się do
pokazania.
– Ja nie mam z tym wszystkim wiele wspólnego
– tłumaczył. – Powinna pani raczej podziękować
moim ludziom od public relations. To ich pomysł.
– Ale pan wyraził na to zgodę – podkreśliła
i przyklękła, by wytrzeć plamę z podłogi.
– Tak – przyznał niechętnie.
Gdy wstała, spotkali się wzrokiem.
– Aczyj to pomysł, żeby dać mi pracę?
Gabe’a nagle zaczął cisnąć kołnierzyk koszuli.
– Mój, ale...
– Nie ma żadnych ale, panie Raines – oznajmiła
tym swoim chropawym głosem, który był dla niego
równie przyjemny jak ciepły pieszczotliwy dotyk.
– Więc panu dziękuję.
Sam już nie wiedział, czy bardziej krępowały go
i niepokoiły wyrazy wdzięczności, czy może ten
15
Kochany Święty Mikołaju...
oryginalny głos. Kątem oka zarejestrował dwie kobie-
ty, które weszły do lokalu i przywdziały służbowe
fartuszki. Pokazał je głową.
– Zdaje się, że posiłki przybyły.
Faith w dalszym ciągu patrzyła na niego jak
zaczarowana.
– Tak, no to przyniosę rachunek. Amoże życzy
pan sobie coś jeszcze?
Pokręcił szybko głową i wyciągnął banknot studo-
larowy, odnosząc wrażenie, że ściany zaczynają go
osaczać i za moment znajdzie się w sytuacji bez
wyjścia.
– Nie potrzebuję rachunku. Reszta dla pani
– rzekł, wsunąwszy banknot do kieszeni jej fartusz-
ka. – Do zobaczenia jutro na konferencji prasowej.
Wyszedł sprężystym krokiem prosto w ulewny
deszcz i wsiadł do samochodu, nie zwracając uwagi
na zaciekawione spojrzenia, które go odprowadzały.
Niespodziewanie zalała go fala wspomnień. Powrócił
obraz Charlotte, zmarłej żony, i córki, Michelle.
Niemal słyszał jej radosny śmiech. Michelle była
kopią jego pięknej żony. Poza jednym – miała jasne
włosy. Matka dbała o wszechstronny rozwój dziew-
czynki, Michelle uczyła się jeździć konno, brała lekcje
baletu i stepowania oraz gry na pianinie.
Czasami miał im to za złe, ale wiedział przynaj-
mniej, że nie robią tego wszystkiego na pokaz.
Zresztą odkąd skończył osiemnaście lat, jemu także
zarzucano, że chce być we wszystkim najlepszy.
Charlotte, inteligentna, wykształcona i dobrze wy-
chowana, stanowiła dla niego idealną partnerkę. On
16
Leanne Banks
rozbudowywał interes, który rozpoczął jeszcze jego
dziad, ona zaś troszczyła się o ich pozycję w towarzy-
stwie. Urodziła mu wspaniałą córkę. Planowali jesz-
cze jedno dziecko, ale wciąż okazywało się, że jeszcze
nie pora.
Zresztą czas w ogóle rzadko nam sprzyja, pomyś-
lał ze znużeniem. Przypomniał sobie dzień, w którym
jego żona i córka zginęły. Jechały właśnie samo-
chodem na pokaz baletowy Michelle. Powinien był
wtedy z nimi być. Powinien był je odwieźć. Może
wówczas...
Te wszystkie ,,może i gdyby’’ zabijały go. Wyjrzał
przez okno. Tamtego dnia także padało, podobnie jak
dziś. Faith Donner z dwójką dzieci wyszła właśnie
z restauracji. Pobiegli do starego forda sedana, ucieka-
jąc przed ulewą.
Gabe zmarszczył nos. Słyszał, jak Faith próbuje
uruchomić silnik, który trochę się opierał. Wreszcie
silnik zawarczał i samochód ruszył. Gabe nie widział
opon, lecz był pewien, że są mocno zużyte.
Kobieta w jej sytuacji powinna mieć przyzwoity
pojazd, stwierdził zatroskany. Nie powinna jeździć
klekoczącym gruchotem, który nie zapewnia jej bez-
pieczeństwa.
Nazajutrz po południu wybrał się na ranczo Don-
nerów. Już z daleka dostrzegł samochody prasy
i telewizji zaparkowane przed domem. Zerknął w tyl-
ne lusterko i sprawdził, czy na pewno jedzie za nim
drugi wóz.
Zatrzymał się, wysiadł i pomachał do kierowcy,
który zgasił światła i dał mu znak, że rozumie, o co
17
Kochany Święty Mikołaju...
chodzi. Gabe westchnął i ruszył w stronę ganku. Na
drzwiach wisiał świąteczny wieniec, który mimo
nieustającego deszczu przypominał o radosnej świą-
tecznej atmosferze.
Gabe miał chwilami wrażenie, jakby od śmierci
najbliższych wciąż towarzyszył mu deszcz. Ten
dzień nie różnił się więc od pozostałych.
Zastukał w solidne, drewniane drzwi.
– Ktoś puka! – zawołał Jason po drugiej stronie.
Potem do uszu Gabe’a dobiegł głośny tupot i ude-
rzenie o drzwi. Tak, ten chłopak to prawdziwy
kamikadze. Drzwi otworzyły się na oścież. Jason
przywitał gościa. Omal nie wyszedł z siebie, emocje
go roznosiły. Miał przypięty do kołnierzyka krawat
w paski i dziurę w spodniach na kolanie. Ściągnął
brwi, jakby coś mu się nie podobało.
– Nie wygląda pan jak Święty Mikołaj.
– Dzięki Bogu – mruknął Gabe w odpowiedzi.
Po chwili Becky i Faith przyszły go powitać.
– Mama nie pozwoliła ci biegać. – Becky z powagą
zwróciła uwagę bratu i poprawiła okulary.
– Och, Jason, podarłeś spodnie. – Faith załamała
ręce.
Jason tylko westchnął.
– Przepraszam, mamo, on nie jest podobny do
Mikołaja.
Faith spotkała się wzrokiem z gościem i posłała mu
zrozpaczony uśmiech.
– Mówiłam ci przecież, że nie jest podobny. Ten
pan postępuje jak Święty Mikołaj. Przeczytał list
Becky w gazecie, pamiętasz? I postanowił podarować
18
Leanne Banks
wam prezenty pod choinkę. Panie Raines, to Becky
i Jason.
– Miło pana poznać, panie Raines – rzekła Becky
uprzejmie i wygładziła fałdy niebieskiej spódnicy.
– Cieszę się, że dał pan nam prezenty i pracę mojej
mamie.
Gabe wyciągnął rękę i uścisnął drobną dziecięcą
dłoń.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Bardzo
ładnie wyglądasz, Becky.
– Dziękuję. – Dziewczynka oblała się rumieńcem.
– Chciałam się uczesać jak mama. Bo ona jest ślicznie
uczesana, prawda? Ale powiedziała, że moje loki są
naturalnie piękne.
Faith zdębiała, policzki jej poczerwieniały, naj-
chętniej zapadłaby się pod ziemię. Musiała jednak
stawić czoła sytuacji.
– Jason, przywitaj się z panem Rainesem.
– Cześć. – Chłopiec mocno potrząsnął dłonią
gościa. – Bardzo panu dziękuję.
– Nie ma za co – odparł Gabe. Był już tak
zażenowany, że ucieszył się, iż chłopiec nie rozwija
wypowiedzi.
– W kuchni mamy ciasteczka i jabłecznik – oznaj-
miła gospodyni i zniżyła głos. – Proszę wybaczyć
Becky tę odwagę i kokieterię, ale nie miała nic złego na
myśli.
– Ależ ma świętą rację, wygląda pani ślicznie.
Faith zaczesała włosy do tyłu i odsłoniła twarz,
przez co nie mogła ukryć onieśmielenia i zdener-
wowania. Była ubrana w skromną suknię w kolorze
19
Kochany Święty Mikołaju...
burgunda, która więcej zakrywała niż podkreślała.
Gabe’owi przemknęło przez myśl, że chętnie zoba-
czyłby ją w czymś, co bardziej by uwydatniło jej
figurę.
– Dziękuję. – Spuściła oczy. – Obym tylko przeży-
ła jakoś tę konferencję prasową.
Do holu wszedł właśnie młody mężczyzna i zama-
szyście wyciągnął rękę do Gabe’a.
– Panie Raines, jestem Derrick Brown, stażysta do
pomocy.
Gabe podał mu kluczyki do samochodu.
– Wszystko jest przygotowane, proszę tylko
przynieść.
– Panie Raines! – wołała z kolei jakaś kobieta,
wyłoniwszy się zza rogu. – Jestem Carol O’Neil
z Houston ABC. Pozwoli pan, że przypniemy panu
mikrofon?
Gabriel powściągnął westchnienie irytacji.
– Proszę.
Po chwili poprowadzono go do salonu, gdzie stała
udekorowana choinka, a ze sporej wielkości kominka
zwieszały się skarpety na prezenty.
Bohaterów wydarzenia posadzono na krzesłach
i przypięto im mikrofony. Do pokoju wniesiono
zapakowane podarunki. Gabe zauważył, że Faith
drżą ręce, kiedy poprawiała mikrofon przy kołnierzu
sukni. Pragnął ją uspokoić i zapewnić, że cały ten cyrk
nie potrwa długo.
– Pani Donner, zacznę nasz wywiad od pani
i pozwolę sobie zadać kilka pytań. Zapytam także
pani córkę o list do Świętego Mikołaja, a następnie
20
Leanne Banks
przeprowadzę rozmowę z panem Rainesem – wyjaś-
niła dziennikarka, po czym odwróciła się do swojej
ekipy. – Wszystko gotowe?
Faith miała wrażenie, że ten wywiad trwa całe wieki.
Minionej nocy nie zmrużyła oka. Była ogromnie prze-
jęta perspektywą nowej pracy, a na dodatek dener-
wowała się spotkaniem z mediami. Do tego wszystkie-
go krępowały ją prezenty od Gabriela Rainesa. To praw-
da, przez parę ostatnich lat żyło jej się ciężko, ale zawsze
miała dach nad głową i co do garnka włożyć. Dzieci były
czysto ubrane i nie brakowało im zabawek. Wielu ludzi
urządza o wiele skromniejsze święta niż jej mała
rodzina. Z tą świadomością trudno było jej zaakcepto-
wać szlachetny gest firmy pana Rainesa.
W pewnym momencie wyczuła, że rozmowa
dobiega końca i wtedy Gabe Raines niespodziewanie
wyciągnął kopertę z kieszeni marynarki.
– Nasz firma, Raines Incorporated, jest pod ogro-
mnym wrażeniem oddania pani Donner. Ta szlachet-
na kobieta poświęciła życie ukochanym dzieciom
i zmarłej ciotce, którą opiekowała się w chorobie.
Takie właśnie prorodzinne zachowania stanowią filar
naszego społeczeństwa. Chcielibyśmy wyrazić swoje
uznanie dla pani Donner tym skromnym czekiem
i dodatkowym prezentem.
Faith gapiła się na mówiącego, kompletnie zbita
z tropu. Uzgodniła z jego pracownikami, że przyjmie
podarunki dla dzieci, ale nic poza tym. Wszystkie
oczy skierowały się teraz na nią, ona zaś zaczęła
powoli kręcić głową.
21
Kochany Święty Mikołaju...
– Wiem, że pani Donner jest osobą niezwykle
skromną i nie zechce przyjąć nic dla siebie, ale mam
nadzieję, że zrobi jednak wyjątek.
Tym razem otworzyła usta, by zaoponować. Nie-
przejednane spojrzenie Gabriela Rainesa mówiło jej,
że protesty są daremne. Włożył kopertę do jej ręki.
Bała się do niej zajrzeć, lecz dziennikarka naciskała
i w końcu Faith uległa jej presji. Nie sądziła, że
cokolwiek w życiu jeszcze ją zadziwi, tymczasem
ilość zer na czeku wprawiła ją w istne oszołomienie.
– Ja... ja... – Przełknęła ślinę, bo zaschło jej w gard-
le. – To zbyt hojne. Naprawdę to za wiele.
– Ajest jeszcze więcej – wtrąciła Carol O’Neil.
– Da jej pan teraz kluczyki?
Na to słowo, ściskając w ręku czek, Faith poczuła,
że jej nerwy napięły się jak postronki.
– Kluczyki – powtórzyła jak echo i skoczyła na
równe nogi, zapominając o mikrofonie, który wypadł
na ziemię.
Gabriel także wstał i natychmiast poczuła się
przytłoczona jego wzrostem. Wyłowił z kieszeni
kluczyki.
– Potrzebny jest pani nowy samochód – oznajmił.
– Wcale nie – rzuciła gorączkowo. – Ludziom
potrzebne jest jedzenie, ubranie i dach nad głową. Ale
na pewno nie nowy samochód.
Wargi same rozciągały mu się w uśmiechu, lecz
nadal patrzył na nią z powagą.
– Pani samochód już swoje przeżył. Dam głowę,
że opony są prawie łyse.
– Ale nam wystarcza.
22
Leanne Banks
– Aja przypuszczałem, że zależy pani na bez-
pieczeństwie dzieci.
Znowu otworzyła usta, lecz nie mogła wykrztusić
słowa.
– Sugeruje pan – zaczęła po chwili – że nie dbam
o bezpieczeństwo własnych dzieci? – Nie kryła już
złości.
– Nie, chciałbym tylko to pani ułatwić.
– To chyba wspaniale – włączyła się nieproszona,
zachwycona reporterka.
Znienacka do pokoju wpadł Jason i oczywiście
zderzył się z kamerzystą.
– Mamo! Przed domem stoi duży biały samochód!
To też prezent dla nas?
Becky wsadziła głowę przez drzwi i uzupełniła
informacje młodszego brata.
– To SUV!
Faith popatrzyła w oczy swemu dobroczyńcy i nie
wiedziała, czy ma go uściskać, czy raczej skręcić mu
kark.
– Chciałabym pana prosić o słówko na osobności.
Pochylił głowę i poszedł za nią na ganek.
– Przecież ustaliliśmy pewne rzeczy – zaczęła
ostro.
– Wiem, ale te dwa prezenty także dotyczą dzieci.
Będzie je pani wozić nowym samochodem. Ajeśli
chodzi o czek, to na pewno nie kupi pani sobie
pierścionka z brylantem. Wyda pani większość tych
pieniędzy na Jasona i Becky.
– Tak, ale...
Przeklął pod nosem.
23
Kochany Święty Mikołaju...
– Czy nikt nie nauczył pani mówić dziękuję?
Spojrzała na niego, tłumiąc irytację, i wycedziła
zduszonym głosem:
– Dobrze, a więc z jednej strony uważa mnie pan
za wzorową, pełną poświęcenia matkę i obywatelkę,
godną nowego samochodu i grubej forsy. Z drugiej
okazuje się, że jestem niedobrą matką, ponieważ
jeżdżę starym samochodem. Na domiar złego mam
fatalne maniery, a pan tylko czeka, aż podziękuję,
żeby mógł pan nareszcie wracać do swoich spraw.
Ciekawa jestem, panie Raines, jak pan by się czuł,
gdyby ktoś ni z tego, ni z owego ofiarował panu czek
i samochód.
– To co innego.
– Dlatego, że pan jest bogaty? – spytała oburzona.
– Mnóstwo ludzi znajduje się w gorszej sytuacji niż
ja. Sumienie by mnie zagryzło, gdybym przyjęła
pańskie prezenty.
Popatrzył jej w twarz i zaskoczył, ujmując ją za
rękę.
– Proszę mi wierzyć, to kropla w morzu w porów-
naniu z tym, co zapłaci pani za naukę dzieci w col-
lege’u. Niech pani sobie wyobrazi, że wygrała pani na
loterii. Następnym razem wygrana przypadnie ko-
muś innemu. – Ktoś otworzył raptem drzwi. – Ekipa
idzie z kamerą. Proszę wziąć głęboki oddech, nie
marudzić i uśmiechać się do mnie.
Następujące po tym chwile Faith pamiętała póź-
niej jak przez mgłę. Wymamrotała tylko, że za dużo
tych prezentów, a kiedy ekipa filmowa wyszła,
osunęła się na krzesło.
24
Leanne Banks
Jason pociągnął ją za rękaw.
– Możemy otworzyć prezenty? Chociaż jeden?
– Och, sama nie wiem – odparła, zmęczona wyda-
rzeniami.
– Tam leży duże pudełko dla mnie i dla Becky.
– Przyda wam się pomoc, żeby je otworzyć i zło-
żyć to, co jest w środku – stwierdził Raines. – Mój
asystent mnie uprzedził.
Faith natychmiast się wyprostowała i uniosła
głowę. Zapomniała, że Gabe nadal tu jest.
– Trzeba to złożyć?
– Mogę to zrobić.
– Chyba już dosyć pan się narobił.
– No to zapłaci mi pani ciastkami.
– Możemy, mamo? Możemy? – dopytywał się
Jason błagalnym tonem, skacząc bez przerwy jak
piłeczka.
Becky dotknęła paczkę i przejechała po niej dłonią.
– Ciekawe, co tam jest? Takie duże pudło.
Po paru sekundach dzieci znały już odpowiedź.
– To komputer! – stwierdziła Becky. – Mamo,
zobacz tylko. Dostaliśmy komputer.
– Będziemy grać w różne gry – ucieszył się chło-
piec.
– I będziemy mieć Internet – dodała starsza
siostra i odwróciła się gwałtownie, by popatrzeć
znacząco na matkę. – Może znajdziemy ci męża przez
Internet.
Faith poczuła, że robi się blada jak ściana. Jej droga
córeczka omal nie doprowadziła jej do szału. Ob-
rzuciła Gabriela ostrym wzrokiem.
25
Kochany Święty Mikołaju...
– I oto co pan narobił!
Gabriel roześmiał się serdecznie, zaskakując ją.
Widziała już jego uśmiech, miała okazję słyszeć cichy
śmiech, ale teraz śmiał się pełnym głosem, dźwięcznie
i radośnie. I dzięki temu stał się bardziej ludzki.
Atrakcyjny, pełen życia mężczyzna, pomyślała,
gdy zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli.
Chętnie czegoś by się o nim dowiedziała. Dlaczego
nie spieszy do domu, by spędzić czas z żoną czy inną
ważną dla niego osobą? Taki mężczyzna może mieć
kilka kobiet naraz. Nie nosił obrączki, od razu to
zauważyła. Ciekawe, ile ma kobiet?
– Faith? – Pomachał jej ręką przed nosem. – Wszy-
stko w porządku? – spytał, gdy nie odpowiedziała.
Policzki ją paliły. Zadumała się, i to nad bardzo
nieprzyzwoitymi sprawami.
– Przepraszam. Chyba za dużo wrażeń na dzisiaj.
W czym mogę pomóc?
Wpatrywał się w nią kilka sekund za długo.
Przestraszyła się, że może zdołał odczytać jej myśli.
– Ciasteczka – rzekł w końcu. – Dzieci proszą
o ciasteczka, a ja w tym czasie poskładam komputer.
Zamiast ciasteczek na stół wjechała domowa zupa
jarzynowa na wołowinie i kanapki. Okazało się, że
w jednej dużej paczce były w sumie trzy prezenty:
komputer, monitor i gra komputerowa. Becky i Jason
nie posiadali się ze szczęścia.
Faith zaczęła rozpalać w kominku. Gabriel ją
powstrzymał.
– Ja to zrobię.
– Pobrudzi się pan.
26
Leanne Banks
– Od czego są pralnie?
Usiadła zatem w fotelu i obserwowała mężczyznę
rozniecającego ogień. Dziwnie się czuła, nie była
przyzwyczajona do tego, żeby ktoś ją wyręczał. Nie
mogła sobie nawet przypomnieć, by ktoś prócz niej
rozpalał w tym kominku. Ciotka była na to za słaba,
a wuj zmarł przed wielu laty. I nagle zatęskniła za
trochę łatwiejszym życiem.
Tymczasem gość podniósł głowę i szukał jej oczu.
– Skąd to westchnienie? O czym pani myśli?
– Tęsknię za moją ciotką – wyznała cicho, nie
chcąc, by dzieci ją słyszały. – O tej porze w zeszłym
roku była już bardzo chora, ale była drugą dorosłą
osobą w tym domu. Wuj zmarł dawno temu, rodzi-
ców straciłyśmy z siostrami jako małe dziewczynki.
– Zamknęła oczy, kręcąc głową. – Nie mam prawa
narzekać. Tych świąt nigdy nie zapomnę. Dostaliśmy
od pana tyle prezentów, i moje siostry przyjeżdżają
z wizytą.
– Ile ma pani sióstr?
– Dwie. Ann Elise jest starsza, pracuje jako wetery-
narz w Dallas. Marilou to jeszcze dzieciak. – Zmarsz-
czyła czoło. – Martwię się o nią. Zaniepokoiła mnie
podczas ostatniej rozmowy telefonicznej, ale zajmiemy
się wszystkim w czasie świąt. Apan? Ma pan rodzinę?
– Ojciec już nie pracuje, rodzice sporo podróżują.
Mam też młodszego brata w Chicago. – Zawiesił głos,
zapatrzony w płomienie. – Parę lat temu zginęły moja
żona i córka.
– Bardzo mi przykro. – Serdecznie mu współ-
czuła. – To musiało być dla pan straszne przeżycie.
27
Kochany Święty Mikołaju...
Skinął głową.
– Owszem, i wciąż czasami boli.
– Przepraszam... – Urwała na dźwięk tupotu nóg
na ganku.
– Dawaj mi to! – krzyczał Jason.
– O nie! – Faith natychmiast wstała i ruszyła do
drzwi, czując znane już ukłucie strachu.
– O co chodzi? – Gabe pospieszył za nią.
– Znowu biegają po ganku. Włożyli wyjściowe
buty, a ganek jest mokry od deszczu. Chwila nieuwa-
gi i nieszczęście gotowe – odparła. – Jason! Becky!
Przestańcie w tej chwili! – Wyszła na zewnątrz,
potknęła się i pośliznęła. Chciała się podeprzeć, ale
skręciła nogę w kostce i zabolało ją jak diabli. Wylądo-
wała na pupie z głośnym plaśnięciem.
– Mama! – zawołała Becky ze ściągniętą ze stra-
chu twarzą, przyciskając do piersi grę komputerową.
Jason, który ją gonił, wpadł na jej plecy.
Silne ramiona Gabe’a podniosły Faith na nogi.
Oparła się o jego szeroką klatkę piersiową i poczuła się
bezpiecznie. Przynajmniej na pół minuty. Bo kiedy
spróbowała całym ciężarem ciała stanąć na lewej
nodze, przeszył ją ból.
– Au! – jęknęła mimo woli.
– Co się stało? – Wargi Gabe’a znalazły się tuż
przy jej uchu. Serce jej waliło.
– Nie wiem, kostka mnie boli. – Skrępowana jego
bliskością, czym prędzej usiłowała się pozbierać.
– Nic mi nie będzie. Pewnie trzeba to rozchodzić.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
– Nie przypuszczam, żeby to pomogło.
28
Leanne Banks
– No cóż, mimo wszystko spróbuję. – Co za pech,
że to stało się akurat teraz. Zresztą każdy moment
byłby zły. Wzięła płytki oddech, zacisnęła zęby i raz
jeszcze przeniosła ciężar ciała na lewą nogę. Mało nie
zawyła. Zagryzła wargi, ale to i tak niewiele pomogło,
bo zdradzał ją grymas twarzy.
Gabriel pokręcił znacząco głową.
– Proszę dać już spokój. Musi pani odpocząć. Jutro
pojedzie pani do lekarza, na pewno da pani zwol-
nienie.
29
Kochany Święty Mikołaju...
ROZDZIAŁ TRZECI
– Nie mogę brać zwolnienia. Nie mam czasu na
takie zbytki.
– Obawiam się, że nie ma pani wyjścia – odrzekł
Gabriel, wziął ją na ręce i wniósł do domu. – Zanieść
panią do sypialni, czy...
Przestraszyła się. Wyobraziła sobie, że Gabriel tra-
fia do jej sypialni, choćby w tak niewinnym celu, by
położyć ją na łóżku i od razu wyjść. W głowie Faith
odezwał się alarm.
– Raczej na kanapę. Dziękuję.
Udawała sama przed sobą, że nie czuje zapachu
jego wody po goleniu, nie zauważa jego szerokich
ramion, jego oczu i zmysłowych warg, które wiele
obiecywały. Mając szansę przyjrzeć mu się z bliska,
doświadczyła nagle uczuć, o których niemal zapom-
niała. Nie miała na nie czasu ani siły, tak podpowiadał
rozum i logika. Uprzytomniwszy sobie, że położyła
dłoń na piersi Gabriela, zabrała szybko rękę, jakby
nieopatrznie dotknęła rozgrzanego pieca.
Nie spuszczał z niej badawczego wzroku, zupełnie
jak gdyby zgadywał, że spowodował w jej sercu zamęt.
– Coś jeszcze pani dokucza?
– Nie, skąd – odparła, rozpalona i zakłopotana.
– Tylko ta kostka. Może pan mnie już położyć.
Uniósł przekornie kącik warg.
– Właśnie zamierzałem to zrobić, ale nie oczeki-
wałem, że zechce pani, żebym rzucił panią jak piłką.
Ależ proszę, pomyślała przerażona. Może to wybi-
je mi głupoty z głowy.
Becky podążała za nimi, zaniepokojona stanem
matki. Nadal ściskała pudełko z grą komputerową.
– Mamusiu, na pewno dobrze się czujesz? Masz
czerwone policzki i tak dziwnie patrzysz. Przepra-
szam. Nie powinnam gonić Jasona. Ja chciałam włą-
czyć Internet, a on grę.
– Przejdzie mi, ale masz rację, kochanie. To nie
jest powód do kłótni. Dopiero dostaliście komputer.
– Kiedy byłem chłopcem, rodzice zawsze zabierali
nam to, o co kłóciliśmy się z bratem – rzucił mimo-
chodem Gabe.
Jason i Becky wytrzeszczyli oczy i wpadli w praw-
dziwy popłoch. Chłopiec niezwłocznie zaczął kręcić
głową.
– Nie będziemy się już kłócić. Możesz sobie włą-
czyć ten Internet.
Siostra niemal na siłę wcisnęła mu grę do rąk.
– Nie, masz, pograj sobie.
Wargi Faith zadrgały w uśmiechu. Zerknęła na
Gabe’a, który patrzył na nią spokojnym, acz wiele
znaczącym wzrokiem. Przydzieliła mu w myśli dwa
31
Kochany Święty Mikołaju...
punkty za wsparcie, do którego nie była przyzwycza-
jona.
– Przypuszcza pani, że to złamanie?
Zaprzeczyła gwałtownie i pomodliła się w duchu,
by los był dla niej łaskawy.
– Do rana się zagoi.
– Albo za kilka dni.
Ból był jednak pulsujący. Istniała spora obawa, że
to Gabe ma rację.
– Zrobię ci coś do picia i do jedzenia – zade-
klarowała Becky.
– Ja jej pomogę – dodał z miejsca Jason.
Faith poczuła napięcie i znielubiła się za to.
Uwielbiała syna, ale był właśnie w wieku, gdy
wypadki częściej się zdarzają. Kiedy wyobraziła so-
bie, jak Jason niesie tacę z jedzeniem i napojami,
zobaczyła równocześnie fatalną w skutkach kata-
strofę.
Objęła dzieci i powiedziała czule:
– Na pewno zdołam dotrzeć do kuchni na jednej
nodze, mogę przecież skakać. Ajutro będzie już
normalnie.
– Ajeśli nie? – spytała Becky. – Jutro idziemy do
szkoły.
– Przyniosę pani trochę lodu – wtrącił tymczasem
Gabriel. – Ajutro chętnie wpadnę i pomogę.
Serce Faith omal nie wyskoczyło z piersi.
– Och nie! Absolutnie nie! – zaprotestowała,
kiedy szedł do kuchni.
– Dlaczego? Pani jest chora, a ja mam wolne
– odparł spokojnie, patrząc na nią przez ramię.
32
Leanne Banks
– Już i tak za dużo pan dla nas zrobił. O wiele za
dużo – podkreśliła. – Poza tym jestem pewna, że do
jutra mi przejdzie. – Zerknęła na zegarek, a potem na
dzieci. – Widzę tu kogoś, kto powinien już szykować
się do spania.
– Och, mamo. – Jason był niepocieszony.
– Jeszcze nie – zawtórowała mu siostra.
– Chyba nie chcecie, żebym żałowała, że po-
zwoliłam wam otworzyć dzisiaj paczki? – spytała
cicho Faith.
– Nie muszę iść spać tak wcześnie jak Jason,
jestem od niego starsza – zauważyła Becky z dumnie
uniesioną głową.
To był argument prawie nie do odparcia.
– Owszem, możesz trochę poczytać w łóżku, ale
najpierw umyj zęby i włóż piżamę.
Becky wygięła usta w podkówkę, tym samym
okazując matce, że bardzo liczyła na kilka chwil przy
komputerze.
– Jeśli ci to nie odpowiada, w takim razie od razu
gasimy światło.
Wobec takiego ultimatum dziewczynka nie zasta-
nawiała się ani sekundy.
– To sobie poczytam. – Wybiegła z pokoju. – Ja
pierwsza do łazienki! – wołała po drodze.
Jason wystartował za nią jak burza. Faith skrzywi-
ła twarz.
– Mam nadzieję, że nie...
W tym samym momencie dobiegł ich huk zderze-
nia drobnego ciała chłopca ze ścianą albo drzwiami.
– Jason! – krzyknęła matka.
33
Kochany Święty Mikołaju...
– Nic mi nie jest! Becky znowu była pierwsza. Ja
tylko się potknąłem!
Faith przymknęła powieki.
– Mój Boże, żeby wreszcie z tego wyrósł. I to cały
i zdrowy.
– Długo już tak go nosi? – spytał Gabe, podając jej
woreczek z lodem.
– Odkąd zaczął chodzić. – Przyłożyła lód do
kostki.
Uśmiechnął się z rozczuleniem.
– I pomyśleć, że jeszcze parę lat do wieku, kiedy to
każdy chłopak ma wrażenie, że składa się tylko z rąk
i nóg.
Faith wodziła wzrokiem po jego krzepkim ciele.
– Pan chyba nigdy tak nie wyglądał.
Spojrzał na nią z błyskiem zaciekawienia.
– Dlaczego pani tak uważa?
– Ma pan taką sylwetkę, jakby nigdy nie był pan
chudy i tyczkowaty.
– Proszę mi wierzyć. – Był bliski śmiechu. – Jako
trzynastolatek co i rusz potykałem się o własne stopy.
– Wskazał głową na jej kostkę. – Co jeszcze mogę dla
pani zrobić?
– Nic. To znaczy, pan już i tak tyle dla nas zrobił,
że...
– Podam pani pilota do telewizora. Czego się pani
napije?
– Powiedziałam nie...
Mężczyzna nie słuchał, wiedział swoje.
– Za chwilę poczuje pani pragnienie. Proszę po-
zwolić, żebym podał pani coś przed wyjściem.
34
Leanne Banks
– No dobrze. – Wywiesiła białą flagę. – Niech
będzie woda mineralna. – Patrzyła na niego, gdy
opuszczał pokój, z przyjemnością, jaką daje kobiecie
widok dobrze zbudowanego mężczyzny. Żeby się nie
zapatrzyć, zasłoniła szybko oczy.
Gabe przyniósł jej puszkę z wodą i pilota, a w ślad
za nim wpadły do pokoju dzieci, które chciały ucało-
wać mamę na dobranoc. Uniosła się, by pójść z nimi
do sypialni i otulić je kołdrą. Gabriel od razu porwał ją
na ręce.
– Mogę skakać na jednej nodze – zaprotestowała,
sfrustrowana brakiem pełnej sprawności.
– Nie ma takiej potrzeby. – Po krótkim spacerze
Gabriel posadził ją na łóżku Jasona.
Wzięła książkę i zaczęła czytać synowi bajkę.
Udawała, że Gabriel nie stoi nad nią, chociaż to
udawanie było po prostu idiotyczne. Pocałowała
chłopca i ciepło go opatuliła.
Gdy wstała, historia się powtórzyła. Gabe wziął ją
znowu na ręce i zaniósł tym razem do sypialni Becky,
która, jak się okazało, z zapałem skrobała coś na
kartce. Faith poczuła ucisk w żołądku. Ostatnim
razem z takim skupieniem i pasją jej córka pisała list
do Świętego Mikołaja.
– Odrobiłaś wszystkie lekcje? – zapytała.
Becky podniosła zaskoczony wzrok. Na jej twarzy
było wypisane: Przyłapali mnie. Poprawiła okulary.
– Nie, to taki specjalny plan dla nas wszystkich.
Gabriel posadził Faith na posłaniu córki.
– Co to ma... – zaczęła Faith, sięgając po kartkę.
W ostatniej chwili córka wyrwała jej notatki.
35
Kochany Święty Mikołaju...
– Najpierw obiecaj, że nie będziesz zła.
Faith otworzyła usta, coraz bardziej roztrzęsiona.
– Dlaczego miałabym być zła?
Becky zrobiła niewinną minkę.
– Bo jesteś taka drażliwa.
Faith zawsze uważała się za osobę spokojną i zró-
wnoważoną.
– Ja jestem drażliwa, ja?
– Nie, ale...
– To pokaż, co tam nabazgrałaś.
Dziewczynka zerknęła na Gabriela, potem znów
na matkę.
– Chcę tylko, żebyś odpowiedziała na kilka pytań.
Faith zrobiło się przykro, że córka jej nie ufa. Tyle
przeszła razem z dziećmi, trudne chwile bardzo ich
do siebie zbliżyły. Nie potrafiła odgadnąć, co i dlacze-
go tak niepokoi jej małą Becky.
– Kochanie, zawsze chętnie na wszystko ci od-
powiem.
– Obiecujesz? – Becky domagała się potwierdze-
nia.
– Oczywiście.
Dziewczynka wzięła do ręki ołówek i zaczerpnęła
powietrza.
– Pamiętaj, że obiecałaś. Pytanie pierwsze. Wy-
mień pięć cech, które najbardziej cenisz u mężczyzny.
Faith zgłupiała. Zamurowało ją na dłuższą chwilę.
Patrzyła na swą niewinnie wyglądającą córkę i zupeł-
nie jej nie poznawała.
– Oszukałaś mnie.
– Obiecałaś – przypomniała dziewczynka.
36
Leanne Banks
– O co tu chodzi?
– Wiesz przecież, że my z Jasonem chcemy, żebyś
znowu wyszła za mąż – oznajmiła Becky.
Faith miała wyrzuty sumienia, że nie dała dzie-
ciom kochającego, troskliwego ojca. Ten biologiczny
opuścił ich przed wieloma laty.
– Już ci to kiedyś tłumaczyłam, kochanie. Mam
pracę i was dwoje, jestem bardzo zajęta. Nie po-
trzebuję mężczyzny.
Becky zacisnęła zęby, co nie wróżyło nic dobrego.
– Ale my chcemy mieć tatę. Święty Mikołaj na
pewno nam go nie przyniesie, więc musimy go sami
znaleźć.
W pewnej chwili Faith nasunęło się pewne po-
dejrzenie.
– Czy to przypadkiem ma związek z poszukiwa-
niem partnera przez Internet?
Becky popatrzyła w sufit.
– Chcę tylko wiedzieć, jacy mężczyźni ci się
podobają. Żebym wiedziała, kiedy takiego spotkam.
Faith stłumiła głośny jęk.
– Becky...
– Chyba nie ma pani wyjścia.
Stojący za jej plecami Gabriel dusił się ze śmiechu.
Obejrzała się i spiorunowała go wzrokiem, który miał
poskromić zachowania i uwagi nie na miejscu. Nie
pomogło. Błysk w jego oczach i wargi wygięte w łuk
przypominały jej samego diabła.
– Łatwo panu mówić – burknęła i przeniosła
wzrok na córkę.
– To tylko parę pytań. Nic pani nie ubędzie.
37
Kochany Święty Mikołaju...
Becky chrząknęła i ścisnęła ołówek, gotowa do pracy.
– Pięć najważniejszych cech, których szukasz
u mężczyzny – powtórzyła rzeczowo.
Faith zdawało się, że spojrzenie Gabriela wypali
dziurę w jej plecach. Westchnęła, poczerwieniała jak
burak i zapragnęła uciec.
– Och, kochanie. Dobrze wiesz, że nie mam czasu
na takie głupstwa.
Dziewczynka przewróciła oczami.
– W takim razie ja ci pomogę. Zacznijmy od
wyglądu. Jaki mężczyzna ci się podoba?
Faith zmarszczyła czoło.
– Wygląd nie jest najważniejszy.
– To co jest?
– Charakter – odparła. – Poczucie humoru. In-
teligencja.
Córka skrzętnie zapisywała odpowiedzi matki.
– To już trzy. Podaj jeszcze dwie cechy.
Faith była w kropce, utknęła. Pytanie uwolniło
strumień niespełnionych życzeń.
– Siła i poczucie własnej wartości – odparła z na-
mysłem. – Chciałabym, żeby mężczyzna był dość
silny, aby się mną opiekować i pozwolić mi opieko-
wać się nim w zamian. Ato wbrew pozorom wielka
sztuka. No i żebym mu się podobała i nigdy nie miał
mnie dosyć. – Jeszcze mocniej poczerwieniała, jakby
spiekła się w upalnym słońcu. – Na razie chyba
wystarczy – stwierdziła.
– Mamo, podałaś tylko cztery cechy, a ja prosiłam
o pięć – nękała dalej Becky. – Jak mam ci znaleźć
męża? W końcu nie wiem, jak ma wyglądać.
38
Leanne Banks
Faith ucałowała policzki córki.
– Przemyślę tę kwestię i później ci odpowiem,
dobrze?
– Obiecujesz?
– Obiecuję. Ateraz dwadzieścia minut czytania
i gasisz światło.
– Pół godziny. – Becky próbowała się targować.
– Dwadzieścia minut albo nic – zakończyła nego-
cjacje Faith.
– No to dwadzieścia minut – przytaknęła szybko
dziewczynka.
Faith uściskała ją jeszcze raz i wstała. Apo kilku
sekundach wylądowała w ramionach Gabriela.
– To naprawdę niekonieczne. Mogę skakać. Mogę
się czołgać. Proszę mnie zostawić. Co będzie, jak się
położę albo zechcę wziąć prysznic?
– Słuszna uwaga – rzekł z takim wyrazem twa-
rzy, że od razu się zdenerwowała. – Może jednak
powinienem zostać na noc.
39
Kochany Święty Mikołaju...
ROZDZIAŁ CZWARTY
Ajednak Gabe opuścił dom Faith Donner, uzys-
kawszy od niej najpierw solenne przyrzeczenie, że
nie będzie niepotrzebnie przemęczać nogi. Gdy tylko
stanął za drzwiami, chłód przeniknął go od stóp do
głów. To ten cholerny nieustający deszcz, wytłuma-
czył sobie, chociaż przeczuwał, że chodzi o coś
więcej.
Dom Faith ma w sobie tyle ciepła. Zapachy
z kuchni, domowe ciasto, to wszystko składa się na
poczucie bezpieczeństwa. Śmiech Faith oraz sprze-
czki dzieci działały na niego jak łagodzący balsam
wcierany w bolesne miejsce.
Od śmierci żony i córki żył jakby na wpół za-
mrożony. Miało to swoje dobre strony, pomyślał,
wsiadłszy do samochodu. Na przykład nie odczuwał
bólu. I wolałby, żeby tak zostało.
Opuściwszy niewielkie ranczo, skupił uwagę na
drodze. Krople deszczu waliły w szyby, na szosie były
głębokie kałuże. Zbliżywszy się do mostu, ujrzał dwa
wozy policyjne, które blokowały wjazd. Mężczyzna
w poncho przeciwdeszczowym dawał znaki latarką.
Gabe zatrzymał się obok niego i spuścił szybę.
– Most jest zalany – poinformował mężczyzna.
– Nie ma przejazdu. Musi pan zawrócić.
– Znakomicie – mruknął Gabe. – Jest tu przypad-
kiem jakaś inna droga do miasta?
– Jest drugi most jakieś trzydzieści kilometrów
stąd, ale też zalany. Radziłbym zaczekać z podróżą do
rana albo nawet przedpołudnia.
– Świetnie – powtórzył Gabe i zawrócił.
Przez chwilę chciał nocować w samochodzie, ale
szybko odrzucił ten pomysł. Faith na pewno pozwoli
mu przespać się w domu, chociaż kiedy wcześniej
zaproponował, że zostanie, miała dosyć przerażoną
minę.
Wrócił jednak na ranczo, wszedł na ganek i lekko
zastukał w drzwi, by nie zbudzić dzieci. Gdy od-
powiedziała mu cisza, zastukał ponownie, trochę
głośniej. Wciąż nic. Po chwili spróbował jeszcze raz.
Wtedy usłyszał, że ktoś skacze, a po chwili Faith
uchyliła drzwi. Na głowie miała turban z ręcznika,
szlafrok zsuwał się z ramion, odsłaniając rąbek piersi.
Pachniała czymś owocowym i słodkim, chyba brzosk-
winiami. Na jego widok szeroko otworzyła oczy.
– Brała pani prysznic? – spytał trochę bez sensu.
– Kąpałam się.
– Most jest zalany. Pozwoli mi pani przenocować
na kanapie?
Otworzyła teraz usta, lecz nie wydobył się z nich
żaden dźwięk. Przez długie trzy sekundy.
41
Kochany Święty Mikołaju...
– Aha. No oczywiście, proszę wejść – rzekła
w końcu, odskakując na bok, by zrobić mu przejście.
– Mówili, jak długo to potrwa?
Gabe doszedł do wniosku, że Faith nie życzy sobie
jego obecności pod swym dachem i paradoksalnie
rozbawiło go to. Było to wredne jak diabli, ale sprawiło
mu satysfakcję, że zbił ją z pantałyku. Zwykle
emanowała niesamowitym spokojem. Awięc, gdy
zaczerwieniona zaczęła się jąkać, wyglądało to przeza-
bawnie. Kiedy Becky prosiła, by matka wymieniła pięć
cech, które uważa za najważniejsze u mężczyzny,
policzki Faith przybrały barwę dojrzałych truskawek.
Ciekawe, czy zdawała sobie z tego sprawę?
– Nie będzie pani musiała tyle skakać, mogę
pomóc...
– O nie. – Przestraszyła się i uniosła rękę, by go
pohamować. – Nie trzeba. I tak idę już spać. Nie
trzeba. – Ruszyła, kuśtykając, przed siebie. – Dam
panu pościel.
Nie mógł na to patrzeć, ten widok obudził w nim
uśpioną opiekuńczość. Porwał ją na ręce.
– Miała się pani oszczędzać, przyrzekła mi pani.
– Wciągnął powietrze, a z nim zapach dojrzałej
brzoskwini. Kobieta w jego ramionach była taka
ciepła i miękka. Za to wierciła się i niemal wierzgała.
Przymrużył oczy.
– Nie zamierzałam stawać do konkursu na skok
w dal. Chciałam tylko przynieść panu bieliznę po-
ścielową.
Objął ją jeszcze mocniej.
– Dałem się oszukać – odrzekł i usadowił Faith na
42
Leanne Banks
kanapie. – Proszę tu zostać – poprosił stanowczo.
– Sam przyniosę pościel, a pani powie mi tylko, gdzie
mam szukać.
– W przedpokoju, obok łazienki. Ale...
Gabe już maszerował we wskazaną stronę. Zza
drzwi łazienki dobywały się kłęby pary pachnącej
brzoskwiniami. Wyobraził sobie Faith leżącą w wan-
nie. Nie, skarcił się. Dość tego. Dokąd go to za-
prowadzi? Od dawna udaje mu się ignorować potrze-
by ciała, a ta skromna kobieta nie jest jakąś królową
piękności, żeby tak się podniecał.
Otworzył drzwi bieliźniarki, wyjął prześcieradło
i koc. Ajednak coś w sobie ma, pomyślał. Chwytała
go za serce brązowymi oczami, było coś nieuchwyt-
nego i nieodpartego w jej spojrzeniu. Pod tym dachem
czuł się właśnie jak w domu, jak u siebie. To wszystko
wina świąt, świątecznej atmosfery, uznał ostatecz-
nie, zdumiony własnymi skojarzeniami. To stąd ta
nostalgia i przyspieszone bicie serca. Zazwyczaj był
na to odporny. Więc o co chodzi, czy tak poruszyła go
zwykła jemioła? Z tym pytaniem wrócił do Faith,
która na jego widok od razu wstała.
Spojrzał na zegarek.
– Jest dosyć wcześnie, nie musi pani wychodzić,
jeśli to z mojego powodu. Jeszcze się nie kładę.
– Ależ nie, ja...
– Jest pani śpiąca?
Otworzyła i zamknęła usta. Opuściła ramiona
i westchnęła.
– Nie. W głowie mi się kręci. Jestem przytłoczona
tym wszystkim, za dużo wrażeń.
43
Kochany Święty Mikołaju...
– Proszę usiąść, pomogę pani.
W jego tonie usłyszała jakieś zagrożenie. Sama
opadła z powrotem na kanapę.
– Chodzi o prezenty? – spytał.
Położył pościel na stoliku i usiadł obok.
Faith przytaknęła.
– Prezenty, prasę, samochód. – Zacisnęła powieki,
potem schowała twarz w dłoniach. – Czek i pan...
– Ja? – wtrącił zdziwiony. – Aczymże znowu ja
panią przytłoczyłem?
– Samym faktem, że pan tu jest. Spadł pan z nieba
niczym jakiś superman z prezentami dla dzieci i pracą
dla mnie...
– Zaproponowałem pani pracę wyłącznie z egois-
tycznych pobudek, bo to w moim interesie – oznaj-
mił. – Przecież jest pani w tym znakomita.
– No chyba. – Podniosła głowę. – Ale samochód
i czek? I na dodatek nosi mnie pan na rękach – do-
rzuciła, tym razem doprowadzona do rozpaczy.
– E tam, po prostu odwykła pani od mężczyzny
w domu.
– Z tym się zgadzam – mruknęła i spuściła wzrok
na dywan.
– Czy dzieci spotykają się z ojcem? – zaciekawiło
go.
Potrząsnęła głową. Zobaczył w jej oczach roz-
czarowanie, które ścisnęło go za serce.
– Porzucił nas. Nie potrafił poradzić sobie z od-
powiedzialnością za rodzinę. – Westchnęła. – Przez
ostatnie lata ciotka była bardzo chora i niewiele
mogła mi pomóc, ale nawet sobie nie zdawałam
44
Leanne Banks
sprawy, póki żyła, jak ważna była dla mnie jej
obecność. Kocham dzieci, ale brak mi kogoś doros-
łego.
Gabe natychmiast pomyślał o swoim zatopionym
w głuchej ciszy domu. Doskonale rozumiał, co Faith
ma na myśli.
– To oczywiste – rzekł. – We dwójkę niełatwo
wychować dzieciaki, a co dopiero w pojedynkę.
– Taa. Becky wciąż mi powtarza, że potrzebuję
mężczyzny.
– Jak zacznie przynosić do domu ogłoszenia z biur
matrymonialnych...
– Och, niech pan przestanie. To jedno z jej
świątecznych życzeń, a co gorsza zawzięła się, że je
zrealizuje. – Oparła głowę o kanapę. – Boże Narodze-
nie to takie piękne święta, ale i w te dni niektórym
bywa ciężko.
– Na przykład pani?
– Ja zwykle dziękuję Bogu za to, co mam. Jason
i Becky wnoszą do mojego życia mnóstwo radości. Ale
nie zapominam też o stratach, choćby o rodzicach,
o małżeństwie, a teraz jeszcze o ciotce. – Zerknęła na
niego, jej oczy przypominały gorącą czekoladę. – Wy-
obrażam sobie, że panu też nie jest łatwo w święta.
Owszem, przeżywał podobne rozterki, powiedział
jednak:
– Tylko wtedy, kiedy mam czas o tym myśleć.
Staram się nie rozpamiętywać. Ostatnie kilka lat
ciężko pracowałem i nie miałem nawet kiedy święto-
wać. – Harował, ponieważ sam tego chciał, taka była
prawda.
45
Kochany Święty Mikołaju...
Spojrzeli sobie w oczy, Faith pierwsza odwróciła
wzrok.
– Anie pomyślał pan nigdy, że wyszłoby panu na
dobre, gdyby nie unikał pan wspomnień?
– To znaczy?
Wzruszyła ramionami.
– Mógłby pan wspominać szczęśliwe chwile. Mo-
że uczcić pamięć żony i córki jakąś darowizną.
Podobno ci, którzy nas kochają, nie opuszczają nas
także po śmierci.
– Uważa pani, że to prawda? – spytał sceptycz-
nie.
Uniosła kąciki ust w uśmiechu, który odmienił jej
twarz nie do poznania.
– Chciałabym, żeby tak było. W ten sposób,
pamiętając, utrzymuję przy życiu tych, którzy byli
mi drodzy. Apan?
– Ja widzę to inaczej – odparł. – Wystrzegam się
powrotów do przeszłości.
– Jaka była pańska żona?
– Z usposobienia podobna do mnie. Bez przerwy
czymś zaabsorbowana. Wymyślała naszej córce roz-
maite zajęcia, dziecko nie miało czasu odetchnąć. Ale
obie się w tym wyżywały.
– Mieliście jakieś specjalne tradycje świąteczne?
– Oprócz spektaklu ,,Dziadka do orzechów’’?
– Odpłynął myślami w czasie. Zobaczył twarz żony
promienną ze szczęścia po całym dniu biegania po
sklepach, dumną z choinki. – Moja żona, Charlotte,
zawsze dekorowała dom na Boże Narodzenie. Przy-
wiązywała do tego ogromną wagę. Należała do
46
Leanne Banks
jakiegoś klubu dla kobiet, którego członkinie od-
wiedzały się i podziwiały nawzajem swoje dekorator-
skie osiągnięcia. Uwielbiała przedświąteczną krząta-
ninę i szum.
– Chyba dobrze się tym bawiła.
– Tak sądzę. – Wspomnienie rozgrzało mu serce.
– AMichelle, moja córka, zrywała się z łóżka przed
świtem, bo koniecznie chciała zobaczyć Mikołaja.
Faith pokiwała głową. Znała to z autopsji.
– Tak samo robiłyśmy z siostrami. Nasz wuj
dostawał szału.
– Mnie to nie przeszkadzało. Miło było patrzeć, jak
otwiera prezenty. Charlotte miała zwyczaj wysyłać
mi dość jednoznaczne sygnały w sprawie własnych
potrzeb. Najczęściej życzyła sobie czegoś z biżuterii.
– I zawsze udawała zaskoczenie, otwierając pacz-
kę?
– Tak, skąd pani wie?
– Mamy to w chromosomach – odparła. – Tak
jesteśmy zaprogramowane.
– To znaczy, że pani zachowuje się tak samo?
Faith przytaknęła z lekkim uśmiechem.
– No cóż, u nas wygląda to odrobinę inaczej. Na
przykład wspominam coś o kuchennych ściereczkach
czy kremie do rąk i odgrywam wielkie zdumienie, gdy
znajduję je pod choinką. Chociaż w ubiegłym roku
Jason postanowił być samodzielny i twórczy i poda-
rował mi gumowego węża. Kupił go od jednego
z kolegów za pieniądze, które dostaje na lunch.
Gabe zobaczył w wyobraźni minę Faith pochylo-
nej nad oryginalnym prezentem.
47
Kochany Święty Mikołaju...
– I co pani zrobiła?
– Najpierw krzyknęłam przerażona, myśląc, że to
prawdziwy wąż. Potem Jason przekonał mnie, że to
tylko zabawka. Był dumny, że się przestraszyłam, bo
to dowodziło, że wąż naprawdę jest super.
– Gdzie pani przechowuje ten cenny prezent?
– Zapakowany i głęboko schowany. Dopóki tego
nie zrobiłam, wciąż jakimś cudem lądował w moim
łóżku – oznajmiła z wyrazem twarzy, który świad-
czył o tym, że mówi prawdę. – Na wiosnę go
wyjmiemy i wyniesiemy do ogrodu, żeby odstraszał
stworzenia, które zechcą się posilić moimi warzywa-
mi. – Uśmiechnęła się ciepło. – Więc w pewnym
sensie to całkiem pożyteczny prezent. – Nie brzmiało
to jednak zbyt przekonująco.
Gabriel podzielił się z nią własnymi wspomnienia-
mi dotyczącymi prezentów.
– Córka dała mi raz wodę po goleniu pod choinkę.
Najobrzydliwiej śmierdzącą wodę, jaką można sobie
wyobrazić.
– Ale używał pan jej – stwierdziła.
– Tak, ale bardzo krótko. – Zmarszczył nos.
– Cuchnąłem jak śnięta ryba.
Faith nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
– Czego to człowiek nie robi dla dzieci.
On nie miał już dziecka, więc spoważniał.
– Owszem...
Przykryła rękę Gabriela swoimi delikatnymi dłoń-
mi.
– To naturalne, że pan za nimi tęskni. Musi pan to
przeżyć.
48
Leanne Banks
Patrzył w milczeniu na jej szczupłe palce. Jakaś
gula utknęła mu w gardle i nie przepuszczała słów.
– My mamy zwyczaj wieszać na choince ozdoby
związane z naszymi bliskimi. Wuj był twardym
człowiekiem i bardzo ciężko pracował. Lubił stolarkę,
więc na jego cześć wieszamy miniaturowe narzędzia,
takie do zabawy. Ciotka z kolei zbierała filiżanki do
herbaty. Mamy kilka miniaturek i one też znajdują
miejsce na choince. – Faith ścisnęła rękę Gabe’a.
– Jakie było ulubione zajęcie pańskiej córki? Ale takie
najbardziej ulubione na świecie?
– Balet – rzucił bez wahania. Pamiętał dokładnie,
jak Michelle ćwiczyła piruety i skoki w kuchni,
w przedpokoju, dosłownie wszędzie. – Marzyła
o tym, żeby zostać baleriną.
– Ażony?
Gabriel zaśmiał się mimo woli.
– Nie wiem, co najchętniej robiła, ale jeśli chodzi
o ulubione przedmioty, to z pewnością były to
brylanty. Przepadała za nimi, nigdy nie miała ich za
dużo.
Faith zawtórowała mu śmiechem i spojrzała pros-
to w oczy.
– Apan, co pan lubi robić najbardziej na świecie?
Pracować, żebym nie myślał o tym, co utraciłem,
pomyślał i uciekł od niej wzrokiem.
– Nie wiem, musiałbym się zastanowić.
– Coś mi podpowiada, że nie jest to balet.
Nie potrafił dłużej zachować powagi. Jak ona to
robi? Jakim cudem go rozśmiesza, kiedy on wciąż
jeszcze tak cierpi?
49
Kochany Święty Mikołaju...
– Skąd pani wie? – Poruszył ręką i splótł palce z jej
palcami.
– Jakoś nie widzę pana w spódniczce baletnicy
– wyznała niemal szeptem, na domiar złego dość
zmysłowym.
Popatrzył na turban z ręcznika, pozbawioną maki-
jażu twarz, szlafrok frotté, i nie mógł pojąć, co w tym
wszystkim tak go pociąga. Zresztą ta kobieta sama
pewnie nie wie, ile w niej seksu.
– Aco pani lubi najbardziej?
– Gotować – odparła bez zastanowienia. – I bar-
dzo lubię też piec ciasto.
– Ale to przecież praca.
– Niekoniecznie. – Dotknęła jego dłoni. – Przygo-
towywanie jedzenia to więcej niż praca. Tu chodzi
o coś więcej niż tylko napełnianie brzucha. Jedzenie
sprawia przyjemność i utrzymuje przy życiu. Okreś-
lone zapachy przywołują wspomnienia, kojarzą nam
się z różnymi miejscami. Bywa to także bardzo
zmysłowe doświadczenie.
– Ato jakim cudem? – spytał, przejęty dotykiem
jej palców. Lekkie muśnięcia jednocześnie pobudzały
zmysły i przynosiły ukojenie.
Odnosił wrażenie, że Faith robi to bezwiednie.
Każde poruszenie jej palców podnosiło mu tem-
peraturę.
– Na przykład zapach piekącego się chleba jest
zdecydowanie uspokajający – ciągnęła. – Aznów
unoszący się z piekarnika zapach ciasteczek przenosi
mnie we wczesne dzieciństwo. Z takim fondue to
całkiem inna sprawa. Jedzenie fondue jest właśnie
50
Leanne Banks
niewiarygodnie nasycone zmysłowością. Maczanie
kawałków polędwicy w specjalnym sosie. Albo owo-
ców w syropie czekoladowym. Robi pan to powoli,
sytuacja sama wymusza delektowanie się, brak po-
śpiechu.
– To tak jak z seksem – skomentował, podniósł-
szy wzrok. Przebiegła między nimi iskra i niewielka
dzieląca ich przestrzeń rozjarzyła się. Przez kilka
sekund oczy Faith nie kryły buzującej w nich namięt-
ności.
Chwilę potem jej spojrzenie padło na złączone
dłonie. Westchnęła cicho i spróbowała zabrać rękę, ale
Gabe instynktownie ścisnął ją mocniej.
– Proszę – powiedział.
Z wahaniem popatrzyła na niego. Cała jej twarz
świadczyła o zakłopotaniu, od którego pragnął ją
uwolnić. Chciał, by się do siebie zbliżyli.
Faith zakasłała.
– Chyba już się położę.
– Zaniosę panią do łóżka – zaproponował.
– Nie trzeba.
– Wie pani, że nie pozwolę pani skakać na jednej
nodze.
Cofnęła obie ręce i przełknęła głośno ślinę.
– No dobrze. Będzie panu wygodnie na kanapie?
Przez głowę przebiegła mu zuchwała myśl. Może
byłoby mu o wiele wygodniej, gdyby położył się z nią
do łóżka?
Czym prędzej odsunął jednak ten niestosowny
pomysł.
– Będzie mi bardzo dobrze. Gotowa do drogi?
51
Kochany Święty Mikołaju...
– Chyba tak – mruknęła.
Była taka ciepła, że niósłby ją tak i niósł.
W sypialni panował wzorowy porządek, który
burzyła jedynie rzucona na łóżko sukienka. Pokój
zapraszał i kusił stonowanym światłem nocnej lam-
pki i odsuniętą częściowo kołdrą. Przymarszczone
firanki zasłaniały okna, na komodzie stały fotografie
dzieci i mały samochód. Zapewne Jasona, pomyślał.
W rogu znajdowała się toaletka, a na niej lakier do
paznokci i rozmaite inne kosmetyki. Wyglądało na to,
że mebel został zesłany w to miejsce. Ta kobieta zbyt
wiele czasu poświęca innym i nie ma go dla siebie,
wywnioskował Gabe, sadzając Faith na łóżku.
– To co, kładziemy się i przykrywamy? – zażar-
tował.
– Jeszcze nie – odparła. – Muszę uczesać włosy
i włożyć koszulę nocną, ale pan jest już wolny.
Dziękuję – dodała zniechęcającym tonem.
– Proszę, oto szczotka. – Znalazł ją na komodzie.
– Agdzie koszula? – spytał i zobaczył bunt w jej
oczach. – Może mi pani powiedzieć, bo i tak stąd nie
wyjdę, dopóki się pani nie położy.
Przeszyła go niezbyt przyjaznym wzrokiem.
– Trzecia szuflada od dołu po lewej – poinfor-
mowała niechętnie.
Gabe wysunął szufladę i wyjął z niej różową
koszulę z bawełny. Wziął od Faith szczotkę i odłożył
na miejsce, wręczając jej w zamian nocną szatkę. Tak
dawno już nie miał w ręku kobiecej bielizny nocnej.
Tak dawno już nie tulił kobiety przez całą noc...
Faith kurczowo przycisnęła koszulę do piersi.
52
Leanne Banks
– Teraz może pan już iść.
Była tak zdeterminowana, że wywołała jego
uśmiech.
– Proszę zostać w łóżku, bo inaczej...
Uniosła zaczepnie głowę.
– No co?
– Bo inaczej będę musiał panią pocałować.
53
Kochany Święty Mikołaju...
ROZDZIAŁ PIĄTY
Ilekroć zamykała oczy, widziała usta Gabriela.
Marzyła o pocałunku, o rozmaitych możliwych
pocałunkach. O łagodnej i uśmierzającej pieszczocie.
I o takich zmysłowych, gorących i zapierających
dech. O pocałunkach francuskich, echu intymnego
aktu. Wargi ją paliły. Miotała się na łóżku, rzucana
wte i wewte erotycznymi snami, szukała przez sen
ust Gabriela, szukała ujścia dla napięcia nie do wy-
trzymania. Luźna koszula stała się nagle za ciasna, jej
skóra nadwrażliwa. Z wolna zaczynało jej brakować
powietrza.
Obudziła się z pytaniem, jak smakują usta Gabe’a
i czy dobrze całuje. Musiało minąć kilka chwil, by
z zażenowaniem uświadomiła sobie, co się stało. Była
podniecona, i to jak! Awszystko przez jego zabawny
szantaż, parę słów bez znaczenia.
Schowała głowę pod kołdrę z cichym jękiem
zawstydzenia. Sądziła, że wykreśliła już seks ze
swojego życia, raz na zawsze go pogrzebała. Bo nawet
jeśli nie zabił w niej tej potrzeby mąż ze swoim
egoizmem, na skutek zwykłego zmęczenia przestała
się seksem interesować. Tymczasem teraz jej hor-
mony rozszalały się na dobre.
– To nieprawda – mruknęła pod nosem. – Gabriel
Raines jest Świętym Mikołajem, nie można przecież
pożądać Świętego Mikołaja. Poza tym to twój przy-
szły szef – wbijała sobie do głowy. – Nie wolno
pożądać swojego szefa.
– Mamusiu, z kim rozmawiasz?
Faith gwałtownie odrzuciła kołdrę, z ulgą stwier-
dzając, że to tylko Jason. Chłopiec stał w progu
sypialni.
– Kochanie, mówiłam ci, że trzeba pukać.
– Zapomniałem – odparł i zabrał samochodzik
z komody, po czym ziewnął i odgarnął opadający na
czoło kosmyk. – Do kogo mówiłaś?
– Do siebie – oznajmiła i usiadła. – Zastanawia-
łam się, co mam dziś do zrobienia.
– Aha. – Podszedł do łóżka i wdrapał się na kolana
matki. – Boli cię jeszcze noga?
Poruszyła stopą, żeby się przekonać.
– Chyba jest dużo lepiej – powiedziała.
– To dobrze – stwierdził chłopiec, wtulając się
w matkę. – Becky robi śniadanie.
– Co ty powiesz?
– No. AGabe jej pomaga.
– Pan Raines – poprawiła syna. – To znaczy, co
konkretnie robi? – Gabe krzątający się w jej kuchni
wzbudził w niej niepokój.
– Kazał nam mówić do siebie Gabe. Smażą
55
Kochany Święty Mikołaju...
naleśniki – wyjaśnił Jason, poklepawszy się wpierw
po brzuchu. – Powiedziałem, że dla mnie ma być
milion.
Faith połaskotała chłopca z uśmiechem.
– Gdybyś zjadł milion naleśników, to byś pękł.
Jasona to bardzo rozweseliło.
– No to niech będzie pół miliona.
– Najwyżej cztery – rzekła stanowczo.
– Adla ciebie ile, Faith?
Podniosła raptownie głowę i zobaczyła szerokie
ramiona i rozczochrane włosy Gabe’a, który stał
wsparty o framugę drzwi. Serce podskoczyło jej do
gardła. Cień zarostu i wyraziste spojrzenie niebies-
kich oczu przydawały mu niebezpiecznej męskości.
Patrzył na nią pytająco, bez dwuznaczności, ocze-
kiwał przecież prostej odpowiedzi.
– Naleśniki – powtórzył na wszelki wypadek. – Ile
zjesz?
Przecież proponuje ci naleśniki na śniadanie, a nie
seks, uświadomiła sobie Faith. Ciekawe tylko, kiedy
przeszli na ty?
– Dwa lub trzy, dziękuję.
– Jak tam noga?
– Dobrze – odparła. – Wszystko będzie dobrze.
– Zobaczymy – rzekł sceptycznie. – Wstań i po-
każ, co potrafisz.
Mógłby równie dobrze powiedzieć: udowodnij mi
to. Miała chęć nawrzeszczeć na niego, lecz ugryzła się
w język. Ostrożnie zepchnęła Jasona z kolan i wycią-
gnęła nogi spod kołdry. Podniosła się i wstała, usiłując
opierać ciężar ciała na zdrowej nodze. Kiedy jednak
56
Leanne Banks
stanęła mocniej na drugiej, nie poczuła bólu, jaki
przeszywał ją poprzedniego wieczoru.
Uśmiechnęła się z ulgą.
– Lepiej. Widzisz?
– Trochę sztywna ta noga – stwierdził Gabe,
przyjrzawszy się jej bacznie.
– Tylko trochę.
– Lepiej ją zabandażuj i włóż miękkie buty na
płaskim obcasie.
– Sama na to wpadłam. Tak czy owak, nie musisz
mnie dłużej przenosić z miejsca na miejsce.
– Szkoda – rzekł z błyskiem w oczach – bo już
zacząłem się przyzwyczajać.
Faith sięgnęła po szlafrok.
– Na pewno równie szybko od tego odwykniesz.
Jason, spóźnisz się na szkolny autobus.
– Nie chcesz, żebym został dzisiaj w domu? Będę
się tobą opiekował?
Posłała mu ciepły uśmiech. Kochany spryciarz.
– I obejrzysz przy okazji kilka kreskówek? – Po-
kręciła głową. – Zapomnij o tym. Masz iść do szkoły,
bo chcę, żebyś był bardzo, bardzo mądry. Jeżeli się
zaraz nie wyszykujesz, nie zdążysz zjeść nawet
jednego naleśnika.
Jason wypadł z pokoju, jakby go ktoś gonił.
– Za kilka minut będę gotowa. Dopilnuj, proszę,
żeby Becky się nie poparzyła – poprosiła Gabriela.
– Zrobi się. Nieźle mną dyrygowała.
– Tak, jest dosyć pewna siebie na swój wiek.
– Ciekawe, po kim to odziedziczyła? – spytał
Gabe z lekką ironią.
57
Kochany Święty Mikołaju...
– Pojęcia nie mam. Czasami odnoszę wrażenie, że
ma więcej pewności siebie niż ja.
– Lepiej cię o czymś uprzedzę. Becky przygotowa-
ła dla ciebie mały kwestionariusz.
– Jaki znów kwestionariusz?
– Na temat mężczyzny, jakiego pragniesz.
Faith przewróciła oczami.
– Znowu? Tylko nie to!
– Na pierwszy rzut oka wygląda na dosyć szcze-
gółowy. Wzrost, waga, kolor włosów i oczu. Wiek,
zawód...
Podniosła rękę, by w ten sposób powstrzymać dal-
szą wyliczankę.
– Potem o tym pomyślę. – Zamierzała przeprowa-
dzić z córką poważną rozmowę na temat poszukiwa-
nia mężczyzny do ich domu. Araczej zaprzestania
owych poszukiwań.
– Powodzenia – rzekł z uśmiechem i wyszedł,
a Faith udała się na własnych nogach do łazienki.
Kilka minut później Faith i Jason byli już ubrani.
Faith poskromiła żelem sterczący nad czołem syna
kosmyk. Zaplotła i upięła swoje włosy, po czym
weszła do kuchni, gdzie Becky właśnie rozstawiała na
stole talerze z gorącymi naleśnikami.
– Córeczko, jestem pełna podziwu! – Rozłożyła
ręce. – Mój Boże, myślałby kto, że zaprosiłaś na
śniadanie z tuzin osób.
– Dwa tuziny – uściślił Gabriel, posyłając dziew-
czynce serdeczny uśmiech.
Becky była w siódmym niebie.
– Gabe mi pomagał.
58
Leanne Banks
– Ja tylko wykonywałem polecenia szefowej.
Becky uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Jesteś bardzo dobrym pomocnikiem. Mamusiu,
wyjęłam twoje ulubione konfitury z brzoskwini.
Serce Faith rosło z dumy. Przytuliła córkę do piersi.
– Kochanie, o wszystkim pomyślałaś. Czym ja
sobie zasłużyłam na takie wspaniałe dzieci?
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
– Po prostu ci się poszczęściło.
Faith z trudem stłumiła parsknięcie.
– Chyba tak. Sok i syrop są już na stole, widzę.
Becky przytaknęła z zapałem.
– Masło, talerze, sztućce i serwetki. Gdyby Ja-
son... – Urwała, ponieważ matka dała jej znak.
Ściągnęła usta w ciup.
Jason był niezdarą, ale matka nie chciała mu o tym
zbyt często przypominać, by go dodatkowo nie
stresować. Jak ognia bała się tego, że wytykanie mu
niezdarności przyczyni się do znacznie większej licz-
by wypadków.
– Wszyscy potrzebują serwetek – rzekła zatem
i zajęła miejsce przy stole.
Gabriel siadł także, Jason odmówił modlitwę.
Potem zabrali się za naleśniki i wszyscy nie mogli się
ich nachwalić. Zarumieniona Becky dawno nie sły-
szała tylu ciepłych słów pod swoim adresem.
– Kiedy musisz wyjechać, Gabe? – spytała rap-
tem.
Faith pokręciła głową z dezaprobatą.
– Becky, to niegrzecznie.
– Nic nie szkodzi – wtrącił Gabriel. – Otwieram
59
Kochany Święty Mikołaju...
nową restaurację w waszym mieście, więc wyjadę
dopiero po świętach. Muszę zakończyć rozmowy.
– Nie masz dzieci? – zainteresował się Jason,
z kawałkiem naleśnika w buzi.
Faith poczuła skurcz w żołądku. Po rozmowie,
którą wieczorem odbyła z Gabe’em, wiedziała, że to
trudny temat.
– Nie mów z pełnymi ustami – skarciła syna.
– Gabe miał córeczkę, ale ona już nie żyje.
Becky otworzyła szeroko oczy.
– Umarła? To straszne! Jak umarła?
Faith zacisnęła pięści aż do bólu.
– Becky, Gabe nie ma ochoty o tym mówić.
– Moja córka – wyjaśnił cicho Gabriel – zginęła
razem ze swoją mamą w wypadku samochodo-
wym.
– Tak mi przykro – szepnęła dziewczynka i sama
się przestraszyła. – To okropne.
– Tak, to okropne. Bardzo za nimi tęsknię – dodał.
Becky pokiwała głową ze zrozumieniem.
– My tęsknimy za ciocią Beth.
– Wieszamy dla niej ozdoby na choince – wtrącił
Jason. – Może powiesimy jakieś ozdoby dla Gabriela?
– Chcesz naleśnika z syropem czekoladowym?
– zapytała gościa Becky. – Mama pozwala nam jeść
naleśniki z syropem czekoladowym, tylko kiedy jest
nam bardzo smutno.
Faith, która przestraszyła się, że dzieci otworzą
bolesną ranę w duszy Gabe’a, nie mogła przy okazji
nadziwić się ich szczerej potrzebie pocieszenia go
w żałobie.
60
Leanne Banks
Gabe jedną ręką pomasował brzuch, drugą pogłas-
kał dziewczynkę po włosach.
– Mogę prosić o rachunek? Więcej już nie zmiesz-
czę.
– Jasne – odparła i poprawiła okulary. – Ale mam
jeszcze do ciebie kilka pytań.
– W porządku. Ale po co...
– Jaki jest twój ulubiony sport?
– Piłka nożna. Dlaczego...
– Ulubiony deser? – kontynuowała nieubłaganie.
Ściągnął brwi w namyśle.
– Ciepła szarlotka z lodami.
– Masz w domu jakieś zwierzątko?
– Kiedyś, jak byłem chłopcem, miałem golden
retrievera, nazywał się Kelly. Moja żona była uczulo-
na na...
Becky pochyliła głowę.
– Ulubiony kolor?
– Niebieski – odrzekł bez zastanowienia, zerkając
na Faith z zakłopotaniem.
Wówczas uznała, że pora się wtrącić.
– Kochanie, po co zadajesz te wszystkie pytania?
– Tak sobie – usłyszała. – Jak powiem po co,
wszystko zepsuję, więc nie pytaj. Poza tym to są
łatwe pytania.
– Mój ulubiony kolor to zielony – oświadczył
Jason nie pytany, machając przy tym ręką.
I naturalnie zamaszyście uderzył o szklankę pełną
soku pomarańczowego. Faith instynktownie pode-
rwała się, lecz Gabriel miał lepszy refleks. Złapał
szklankę w ostatniej chwili.
61
Kochany Święty Mikołaju...
– Brawo! – pochwaliła go.
– Myślałem już, że trochę zardzewiałem, ale dzię-
ki Jasonowi odzyskam formę. No nie, bratku?
Chłopiec zgodził się z nim w stu procentach.
– Fajnie ci wyszło. Może pokażesz mamie jakieś
sztuczki.
Gabriel popatrzył w oczy Faith z rozbawieniem,
ona zaś czuła, że serce podchodzi jej do gardła.
– No, mógłbym jej pokazać kilka sztuczek, gdyby
chciała – oświadczył dziwnym tonem.
W powietrzu po raz kolejny zabłysła iskra. Faith
nie potrafiła zgadnąć, czy propozycja ta jest czy nie
jest dwuznaczna, za to doskonale wyobrażała sobie
ewentualne sztuczki. Nie miałaby nic przeciw temu,
by je poznać. Pod warunkiem, że ich autor nie
kierowałby się litością. W końcu przybył do nich
w określonej roli.
– Przyjedziesz do nas na kolację? – zapytała Becky.
– Gabriel ma własne plany – zwróciła jej uwagę
matka.
– Masz jakieś plany? – dociekała dziewczynka.
– Nie.
– No to przyjedziesz do nas na kolację? Muszę ci
zadać jeszcze kilka pytań.
Faith była rozdarta. Z jednej strony pragnęła
odpocząć od Gabriela, bo wprost zapierał jej dech
w piersiach. Przywiózł im masę prezentów, jej i dzie-
ciom, podzielił się z nią swoimi dramatycznymi
przeżyciami i nawet chciał ją pocałować. Z drugiej
znów strony serdecznie mu współczuła i gorąco
pragnęła dodać otuchy.
62
Leanne Banks
– Dzisiaj mamy tylko zwykłe mięso duszone
z jarzynami – uprzedziła na wszelki wypadek.
– Jeżeli ty je przygotujesz, to coś mi podpowiada,
że będzie warte grzechu.
Zrobiło jej się ciepło na sercu.
– Miło, że tak mówisz.
– To nie są żadne fałszywe uprzejmości. Napraw-
dę tak myślę.
Nie bądź głupia, powiedziała sobie Faith, i spróbuj
usłyszeć, co ten mężczyzna rzeczywiście do ciebie
mówi.
Tego wieczoru, gdy tylko Gabe przyjechał na
ranczo, w drzwiach powitała go Faith i cudowny
aromat duszonego mięsa. Spojrzał uważnie na gos-
podynię i od razu ogarnął go błogi spokój. To szalone,
ale coraz bardziej czuł się tu jak w domu, o wiele lepiej
niż na własnych śmieciach.
Dzieciaki natychmiast zaciągnęły go do kompute-
ra, nie dały mu właściwie szansy przywitać się
z matką. Koniecznie chciały mu pokazać, jak radzą
sobie z nową grą. Becky zgodnie z obietnicą dokoń-
czyła swą ankietę, zarzucając gościa dość oryginal-
nymi pytaniami, na które odpowiadał najlepiej jak
potrafił. Jasona trudno było oderwać od ekranu,
wciąż prosił o jeszcze jedną rozgrywkę.
Beztroska gadanina i entuzjazm dzieci poprawiły
Gabe’owi nastrój. Pomyślał nawet, że przez ostatnie
lata zbyt dużo czasu spędzał w towarzystwie doros-
łych.
W pewnym momencie Faith zawołała:
63
Kochany Święty Mikołaju...
– Kolacja!
W przedpokoju zagrzmiał tupot nóg. Gabe przy-
glądał się, jak Faith pomaga dzieciom usiąść i przy
okazji jeszcze raz go pozdrawia. Po paru minutach
zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Że zaszła jakaś
zmiana.
Nie mógł tylko dojść, o co chodzi.
Faith unikała jego wzroku. Nie wiedział, z jakiego
powodu. Na pozór zachowywała się przyjaźnie,
odpowiadała, kiedy ją zagadywał, ale nawet na se-
kundę nie spojrzała mu w oczy. Po kolacji razem
z Jasonem piekła ciastka dla jego klasy. Potem wyką-
pała dzieci, powiedziała im dobranoc i wróciła do
gościa.
– O której skończysz? – spytał, zaskoczony jej
wypełnionym do ostatniej minuty dniem. On sam
czasami nie wiedział, jak zabić czas po pracy. Ona nie
miała z tym problemów.
Spojrzała na zegarek.
– Za jakieś dwie godziny, jeśli mi szczęście dopi-
sze.
– Aco ci zostało do zrobienia?
– Muszę upiec więcej ciastek i zrobić pranie.
– Uśmiechnęła się i znów zobaczył dołeczek w jej
policzku. – Pierze się u nas nieustannie.
– Myślałem, że wystarczy już tych ciastek – za-
uważył.
– To dopiero część. Jasona bawi robienie ciasta, ale
nie obchodzi go potem samo pieczenie ani dekorowa-
nie, na dodatek dla trzydziestu dzieciaków i ich
nauczycieli. Zresztą całe szczęście. On lubi dużo
64
Leanne Banks
cukru i lukru. Jutro kolej na klasę Becky. Będę chyba
potrzebowała pomocy Michała Anioła.
Gabe wykrzywił twarz rozbawiony.
– Ambitna mała, co?
Posłała mu zmęczone spojrzenie.
– Nawet nie masz pojęcia, jak. – Opuściła ramio-
na. – Żałuję, że nie mogę cię zabawiać, ale robota
czeka.
– To ja chętnie pomogę.
Uniosła głowę zaskoczona. Tym razem spotkali się
wzrokiem.
– Słucham?
– Powiedziałem, że chętnie ci pomogę. Słyszałaś,
co mówiła twoja córka? Jestem dobrym pomoc-
nikiem. – Pokazał jej dłonie i poruszał palcami. – Na
cztery ręce pójdzie szybciej.
Otworzyła usta i przekrzywiła głowę.
– To bardzo miło z twojej strony, ale dosyć już
zrobiłeś. Nie potrzebuję pomocy w kuchni.
Te niesprawiedliwe jego zdaniem słowa zabolały
go.
– Nie robię tego z litości. Nie mam nic do roboty
poza obejrzeniem planów remontu i urządzenia wnę-
trza restauracji. Ato może poczekać do jutra.
Faith zastanowiła się, przygryzając wargi.
– No dobrze – odparła w końcu. – W takim razie
dziękuję. Poczekaj, włączę tylko pralkę.
Gabriel patrzył za nią nachmurzony. Skąd ten
nagły dystans? Była tak ciepła i serdeczna poprzed-
niego dnia...
Kiedy wróciła, zrobili razem ciastka. Faith w dalszym
65
Kochany Święty Mikołaju...
ciągu nie patrzyła mu w oczy. Coraz bardziej go to
drażniło i intrygowało. On sam nie był w stanie
oderwać od niej wzroku. Wypatrzywszy kroplę lukru,
który zastygł na jej policzku, wytarł go palcem, który
potem oblizał.
Wówczas spojrzała na niego z osłupieniem.
– Zjadasz lukier z mojej twarzy?
– No, ma wspaniały smak. – Dojrzał jeszcze jedną
kroplę i ją też zebrał. – Sama słodycz.
Oczy Faith pociemniały. Przeczuwała już, co się
święci.
– Jak ci tak smakuje, to zostało jeszcze trochę na
dnie miski. Wyskrob sobie łyżką.
Chwycił ją za rękę i przytrzymał wzrokiem.
– Tak mi bardziej smakuje. – Włożył do ust jej
palec i zlizał z niego lukier.
Policzki Faith zabarwiły się purpurą. Podobała mu
się z tymi mocnymi kolorami. Z jej rozchylonych ust
nie wyszło ani jedno słowo. Po dłuższej chwili
zapytała zduszonym głosem:
– Co ty wyprawiasz?
– Uprawiam twórcze sprzątanie – odparł, mus-
kając językiem jej kciuk.
Oczy Faith wyrażały chyba tysiąc rozmaitych
emocji, których Gabe nie potrafił odczytać. Zauważył
tylko, że jest podniecona, ale także zła.
– Bawisz się mną – rzuciła schrypniętym i z lekka
urażonym głosem. Zabrała rękę. – Oboje wiemy, że
jestem dla ciebie obcą kobietą, której okazałeś serce.
Przestań wreszcie... – Naburmuszyła się i zadyszała.
– To szaleństwo. Litujesz się nade mną.
66
Leanne Banks
Gabriel patrzył na nią oniemiały.
– To nie ma nic wspólnego z litością.
Wzniosła oczy do nieba. Nie wierzyła mu ani
trochę.
– No dobra. To dlaczego kupiłeś mi samochód
i wypisałeś taki hojny czek?
– Z powodu listu, jaki Becky napisała do gazety.
Mój dział public relations uznał, że to znakomita
okazja, żeby zrobić coś dobrego.
– Becky nie prosiła o samochód.
Gabe w końcu się zdenerwował.
– Przecież potrzebny ci nowy samochód.
– Istnieje różnica między potrzebą a...
Machnął ręką, nie zamierzał tego dłużej wysłuchi-
wać.
– Tak, tak. Wiem. To moja wina. Chciałem, żebyś
jeździła bezpieczniej. – Westchnął. – I wcale nie
wzbudzasz we mnie litości. Znakomicie wychowu-
jesz sama dwójkę fantastycznych dzieci. Nie znam
nikogo, kto tak dobrze jak ty gotuje. Możesz być
pewna, że nie zatrudniłem cię z litości. Zrobiłem to,
ponieważ zawsze angażuję najlepszych. Jesteś zdu-
miewającą, dzielną kobietą.
– Zdumiewającą – powtórzyła jak echo i pokręciła
głową podejrzliwie. – Doskonale zdaję sobie sprawę,
że w niczym nie przypominam kobiet, z którymi
masz na co dzień do czynienia.
Tym razem to on zaniemówił. Azatem ona
uważa, że nie mógłby się nią zainteresować, że jest
dla niego za mało atrakcyjna. Myśli, że nie jest dla
niego dość dobra. Aon tymczasem najchętniej nie
67
Kochany Święty Mikołaju...
rozstawałby się z nią ani na chwilę. Chciałby ją
poznać bliżej... tak jak każdy mężczyzna chce poznać
wybraną kobietę.
– Nie przyszło ci do głowy, że to dobrze? – spytał.
Powoli pokręciła głową.
W tym momencie podjął decyzję. Skoro Faith nie
jest świadoma tego, jak bardzo go zauroczyła, powi-
nien jej to pokazać.
68
Leanne Banks
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Patrząc, jak Gabriel pochyla ku niej głowę, Faith
mało nie dostała ataku serca. Usiłowała zachować
rozsądek, by nie popełnić głupstwa. Ten mężczyzna
pochodzi z innego świata. Poza tym niedługo stąd
wyjedzie.
Dotknął wargami jej ust i cały rozsądek diabli
wzięli. Poczuła, jak mimo woli narasta w niej pożąda-
nie. Serce tłukło się o żebra jak szalone. Gdy Gabe
wniknął językiem w jej usta, zrobiło jej się gorąco. Od
dawna żaden mężczyzna nie robił nic podobnego.
Potem Gabe położył rękę na karku Faith i wsunął
kolano między jej nogi. Był równocześnie rozpalony
i delikatny i to właśnie najbardziej wywracało jej
świat do góry nogami.
– Jesteś taka słodka – szeptał jej do ucha. – Smaku-
jesz jeszcze lepiej niż twoje ciastka.
Uśmiechnęła się lekko, chociaż serce nadal biło jej
niespokojnie.
– Twoja skóra jest taka gładka. – Gdy wsunął ręce
pod jej bluzkę, wstrzymała oddech. Jego ciepłe dłonie
rozgrzewały ją do nieprzytomności.
Nie zdołała powstrzymać cichego westchnienia,
które jeszcze bardziej roznieciło tlący w nich żar. Tak
cudownie czuła się w ramionach Gabe’a, napawała się
jego zapachem i męskością. Aon całował ją coraz
bardziej zaborczo. Czuła, że jest podniecony. Drażnił
jej skórę, a ona pojękiwała.
– Dobrze ci? – spytał.
Jego pieszczoty wywołały w niej dziwną mieszan-
kę emocji, rozkosz połączoną z niepokojem. Aprzy
tym Faith czuła się jak rozkwitający kwiat. Tyle
czasu odrzucała swoje potrzeby i pragnienia, tyle
czasu.
– Chciałbym, żebyś się rozebrała – szepnął.
Wstrząsnął nią dreszcz. Sytuacja zaczyna wymy-
kać się spod kontroli. Nie mogła nadążyć za swoim
sercem, a jej umysłem zawładnęła czysta, niepoha-
mowana żądza. Powoli nabrała powietrza.
– Na pewno znasz to powiedzenie: jeżeli sytuacja
cię przerasta...
– To się wycofaj – dokończył Gabe, kładąc rękę na
jej brzuchu.
Znów odetchnęła głęboko, by się uspokoić.
– Ja właśnie muszę to zrobić.
Spojrzał na nią rozpłomienionym wzrokiem i ujął
jej twarz w dłonie.
– Jesteś pewna, że tego właśnie pragniesz? – spy-
tał i pocałował tak czule, że mało się nie rozpłakała.
– Nie mogę myśleć, kiedy mnie całujesz – wyszep-
tała.
70
Leanne Banks
– To nic złego.
– Chyba że któreś z dzieci wejdzie tu znienacka
– powiedziała z westchnieniem.
Dopiero po chwili jej słowa do niego dotarły.
– Dzieci? – zdziwił się i patrzył na nią zakłopota-
ny. – To jeszcze nie są w łóżkach?
Chętnie by poszła z nim do swej sypialni. Za-
mknęła oczy, stwierdzając, że to nieprzyzwoity po-
mysł. Tak, straciła głowę, bez wątpienia. Musi sama
sobą mocno potrząsnąć.
– Są w łóżkach, ale to nie znaczy, że tu nie
przyjdą.
Niechętnie odsunął się i stanął przy przeciwległej
ścianie.
– Wylewasz na mnie kubeł zimnej wody?
Roześmiała się nerwowo, bo prawdę powiedziaw-
szy, czuła, że dłużej nie zdoła się opierać.
– Sam wiesz, że to czyste wariactwo, prawda?
Nic dobrego z tego nie wyniknie i...
– Mów za siebie. Dla mnie dotąd wyniknęły
z tego same dobre rzeczy.
– Ale to się nie uda. My nawet nie mieszkamy
w jednym mieście. To szalone i ja...
Jego przenikliwe spojrzenie sprawiło, że zamilkła.
– Ale możemy chyba sprawdzić, jak to się roz-
winie? – spytał łagodnym tonem, który przywołał jej
na myśl noce wypełnione miłosnym uniesieniem.
– Mogę ci podać tysiąc powodów, dla których to
nie jest dobry pomysł – oświadczyła.
– Aja podam ci tylko kilka, za to ważnych, aby
przekonać cię, że nie masz racji.
71
Kochany Święty Mikołaju...
Oby chodziło mu tylko o słowa. Rozpłynęłaby się
chyba, gdyby ją jeszcze raz dotknął.
– Już je zademonstrowałeś. Nie sądzę, żebyś mu-
siał udowadniać mi, jaki... – zająknęła się.
Gabriel spojrzał na nią zmieszany, potem coś
przemknęło mu przez myśl i wybuchnął śmiechem.
– Faith, ja nie mówię o seksie. Zostaw już ten
temat.
– Ja też nie o tym – odrzekła spłoszona. Powinna
jednak mu wyznać, że myśli o jego nagim ciele.
Podszedł i pociągnął ją na kanapę, a sam usiadł
naprzeciwko na tapicerowanym krześle.
– Teraz cię nie dotykam ani nie całuję. – Podniósł
na dowód obie ręce. – Tylko o tym myślę.
Rozbierał ją spojrzeniem, rozniecając w niej na
powrót pożądanie, a nawet jej nie tknął. Chciała
wołać o pomoc, ale tylko zakryła oczy.
– Faith, popatrz na mnie.
Rozsunęła palce.
– Muszę?
Gdy skinął głową, opuściła rękę na kolano.
– Po prostu wydaje mi się mało prawdopodobne,
że zainteresowałbyś się poważnie taką kobietą jak ja.
– Dlaczego?
– Bo żyjemy w dwu różnych światach, pod
względem towarzyskim, finansowym, a nawet geo-
graficznym. Nie jestem pięknością, która rzuca męż-
czyzn na kolana, nie jestem...
– Wystarczy. Przy tobie odzyskałem radość życia,
a już o niej zapomniałem. Pokazałaś mi, że mogę
tęsknić za żoną i córką i równocześnie nadal cieszyć
72
Leanne Banks
się życiem. Że nie ma w tym nic złego czy karygod-
nego.
Jego wyznanie poruszyło ją do głębi.
– Każdy przyzwoity terapeuta doprowadziłby cię
do identycznego wniosku – zauważyła jednak sucho.
– Chcę być z tobą tak często, jak będę mógł. Jest
mi z tobą dobrze i cieszy mnie to. Szanuję cię. Ale też
bardzo pragnę, nie ukrywam. Tego nie da mi żaden
terapeuta.
– Przerażasz mnie – rzekła Faith zduszonym
głosem.
Tego zupełnie nie rozumiał.
– Przerażam?
– Jesteś dla mnie za dobry, żebym w to wszystko
uwierzyła. Nie zasługuję na tyle dobrego i boję się, że
za to zapłacę. Ajeśli nawet kara mnie ominie, to i tak
pewnego dnia po prostu znikniesz.
Teraz w jego wzroku dostrzegła współczucie
i znużenie. Wstał z krzesła, otarł wilgotne czoło.
– Wychodzę. Na noc – dodał. – Bo gdybym został,
urządziłbym twoim dzieciom atrakcyjne przedsta-
wienie, a nie to jest moim celem. Ale proszę, żebyś
rozważyła inną ewentualność. Ajeżeli nic złego się
nie wydarzy? Jeżeli nie zniknę?
Gabriel rzeczywiście wyszedł, a Faith długo pa-
trzyła na zamknięte drzwi. Co się właściwie dzieje?
Czy to urojenie, czy może prawda? Czy pocałunki
Gabe’a były prawdziwe? Czy wypowiedział te wszy-
stkie słowa, które narobiły w jej głowie tyle zamiesza-
nia?
73
Kochany Święty Mikołaju...
Uszczypnęła się mocno w ramię. Zabolało. Roz-
drażniona wstała i udała się do kuchni, gdzie czekały
na nią brudne naczynia. Czekała rzeczywistość. To
właśnie jej życie. Pieczenie ciastek, dzieci, praca
w knajpie.
Gabriel Raines to fantazja, mrzonki, i lepiej o tym
pamiętać.
Nazajutrz po południu Faith pomagała Jasonowi
odrabiać lekcje. Becky rozwiązywała zadanie z mate-
matyki przy kuchennym stole. Była bardziej niż
zwykle rozkojarzona, co i rusz wyglądała na dwór.
– Na co tak patrzysz, kochanie? Co tam jest, jakiś
pies?
Dziewczynka pokręciła głową.
– Nie, tak sobie patrzę.
Kwadrans później rozległ się dzwonek do drzwi.
Becky zamknęła z trzaskiem książkę i zeskoczyła
z krzesła.
– Ja otworzę.
Faith wymieniła zaciekawione spojrzenie z sy-
nem, który zrobił minę pod tytułem: Ja nic nie wiem.
Słysząc z oddali męski głos, wstała jednak od stołu.
– Zaraz wracam. Rysuj dalej.
Wyszła do przedpokoju, gdzie córka prowadziła
żywą rozmowę z przystojnym dwudziestoparolat-
kiem. Mężczyzna przeniósł wzrok na matkę.
– Pani jest pewnie matką Becky. Mike Wayland
– przedstawił się. – Miło panią poznać.
Faith uścisnęła mu dłoń, choć kompletnie nie
wiedziała, co ten człowiek robi w jej domu.
– Dzień dobry.
74
Leanne Banks
– Pan Wayland jest tym strażakiem, o którym ci
opowiadałam – wyjaśniła Becky, dając matce porozu-
miewawcze znaki.
Ta jednak stała zdezorientowana. Córka słowem
nie wspominała nigdy o żadnym strażaku.
– Becky mówiła, że chce pani upiec ciastka dla
naszej załogi, która w święta pracuje. Przyszedłem,
żeby pani osobiście podziękować.
Uśmiechnęła się zdawkowo, rzucając córce pytają-
ce spojrzenie. Dziewczynka niewinnie przeniosła
wzrok na sufit.
– To bardzo miło z pańskiej strony – odezwała się
zatem Faith. – Ailu was będzie pracować w święta?
– Około dziesięciu, szczątkowa załoga. Jesteśmy
pani ogromnie wdzięczni, że pani o nas pomyślała.
– Przytrzymał jej dłoń nieco dłużej, niż wymagała
sytuacja, i trochę się do niej przybliżył.
Gdyby nie wiedziała, co w trawie piszczy, pomyś-
lałaby, że mężczyzna ją obwąchuje. Cofnęła rękę.
– No, no, ta mała ma rację. Daję słowo, pani
naprawdę pachnie ciasteczkami.
Ajednak...
– Dziękuję – odparła, bo nic sensownego nie
przychodziło jej do głowy. – Miło, że pan do nas
wpadł.
– No to chyba już polecę – rzekł z wahaniem.
– Przyjdzie pani na zabawę w piątek?
– Owszem, z dziećmi.
Mike potrząsnął czupryną, ucieszony.
– Proszę zarezerwować dla mnie taniec. Cieszę
się, że panią poznałem, Faith.
75
Kochany Święty Mikołaju...
Wykręcił się na pięcie i wyszedł, a ona odwróciła
się do córki. Ta jednak czym prędzej rzuciła:
– Muszę szybko do łazienki. – I już jej nie było.
Faith przymrużyła oczy. Najwyższy czas poroz-
mawiać z córką. Zajrzała do Jasona, sprawdziła, co
z kolacją, i stanęła na straży pod drzwiami łazienki.
Po kilku minutach dziewczynka wreszcie wyszła.
– Muszę wracać do lekcji, mamusiu. Mam bardzo
dużo zadane z matematyki – oznajmiła.
Faith złapała ją za łokieć, zanim znowu jej się
wymknęła.
– Najpierw sobie pogadamy.
Becky zrobiła taką minę, jakby matka doprowadzi-
ła ją do skrajnej rozpaczy.
– Mam dużo z anglika.
– To też może spokojnie poczekać. – Faith po-
prowadziła córkę do sypialni.
– Ale muszę zabrać się za pracę z biologii – ciąg-
nęła nieustępliwie dziewczynka.
– Jesteś zdolna, na pewno dasz sobie radę. – Faith
lekko pchnęła córkę na łóżko i stanęła na wprost niej.
– O co chodzi z tym pieczeniem ciastek dla straża-
ków?
– Przecież zawsze robisz dla innych różne rzeczy.
Pomyślałam, że chętnie im upieczesz.
– Becky? – Głos matki zabrzmiał groźnie.
Dziewczynka zwiesiła głowę.
– Przyszedł dzisiaj do naszej klasy, żeby opowie-
dzieć o pracy strażaka. Moje koleżanki powiedziały,
że jest fajny i że powinnaś za niego wyjść.
Faith ścisnęła palcami grzbiet nosa. Czuła, że
76
Leanne Banks
nadchodzi ból głowy. Jak ma to wytłumaczyć przy-
stępnie dziesięcioletniej córce?
– Becky, lubisz brukselkę?
Dziewczynka z obrzydzeniem zaprzeczyła.
– Awątróbkę?
Becky skrzywiła się jeszcze bardziej.
– Nie!
– Czy ja każę ci jeść brukselkę albo wątróbkę?
Dziewczynka powoli przekręciła głowę z prawej
na lewą stronę i z powrotem.
– Czy może pozwalam ci wybierać i nie jeść
brukselki i wątróbki, ponieważ ich nie lubisz?
– Tak.
– Kochanie, z ludźmi jest podobnie. Co smakuje
jednemu, nie musi smakować drugiemu. Ty uważasz,
że powinnam poślubić Mike’a Jak-mu-tam, bo ci się
podoba, ale ja wcale tak nie uważam. To powinien
być mój wybór, nie twój.
– Ale ty nawet nie chodzisz na randki – obruszyła
się Becky.
– To mój wybór.
– Ale Jason i ja chcemy mieć tatę. – Wargi
dziewczynki zadrżały z przejęcia.
Faith mocno przytuliła córkę, serce ją zabolało.
– Och, kochanie, wiem, że chcecie mieć tatusia.
Ale ojcowie to nie komputery czy zabawki. Nie
można tak po prostu zamówić sobie taty przez
telefon. Trzeba znaleźć tego właściwego i bardzo
starannie wybierać. Bo jeśli znajdziesz nieodpowied-
niego tatę, może z tego wyjść niezły kłopot. Prze-
praszam, że nie macie taty, ale naprawdę nie mogę
77
Kochany Święty Mikołaju...
umawiać się z byle kim, nie wspominając już o tak
poważnej sprawie jak małżeństwo. Jesteście dla mnie
zbyt cenni, ty i Jason, żebym tak postępowała. Jeżeli
kogoś poślubię, to tylko tego, kto was pokocha.
Inaczej to niemożliwe.
Becky przeraźliwie westchnęła.
– Chciałabym, żeby było inaczej, mamuś.
Faith wplotła palce w jej włosy.
– Czy jest ci tak bardzo źle?
Dziewczynka odsunęła się i gwałtownie zaprze-
czyła.
– Nie. Jest całkiem fajnie. Wszyscy w klasie wie-
dzą, że moja mama piecze najlepsze ciastka.
– Aty jesteś najlepszą córką na świecie. Tylko
błagam cię na wszystko, nie szukaj mi już męża.
Po twarzy Becky przemknął cień.
– Ale zaczniesz się umawiać na randki?
Gdy córka żądała od matki jasnej deklaracji, ta
pomyślała o Gabrielu i napadły ją duszności.
– Jeżeli sobie kogoś znajdę...
Tego wieczoru Gabe nie pojawił się na kolacji.
Faith walczyła z uczuciem tęsknoty. To idiotyczne.
Jak to możliwe, że tęskni za kimś, kogo dopiero
poznała? Jak może tęsknić za mężczyzną, o którym
nie powinna nawet myśleć?
Mimo wszystko rozmyślała wyłącznie o tym, jak
ją przytulił i jakie to było naturalne, zupełnie jakby co
dzień brał ją w ramiona. Jak dobrze czuła się, pocie-
szając go. Ajednak za szybko rozbudził w niej te
wszystkie uczucia, za szybko i zbyt gwałtownie.
Kiedy zdarzało jej się wyobrażać sobie, że jest
78
Leanne Banks
znów zakochana, na co zresztą nie pozwalała sobie
zbyt często, widziała oczami wyobraźni związek,
który rodzi się i rozwija dość powoli. Żadnego
uderzenia pioruna, tylko praca z dnia na dzień
i stopniowe budowanie układu, który daje spokój
i poczucie bezpieczeństwa. Nie widziała obok siebie
mężczyzny w rodzaju Gabriela, bo taki jak on nie
zainteresowałby się nią na dłuższą metę.
– Przecież tak to właśnie wygląda – dotarło do
niej, gdy upiekła ciasteczka, złożyła pranie i położyła
się do łóżka.
Podciągnęła kołdrę pod brodę, zgasiła lampkę noc-
ną i zamknęła oczy. Wtedy zadzwonił telefon. Pode-
rwała się przestraszona i podniosła słuchawkę.
– Słucham?
– Mówi Gabriel.
– Cześć. – Serce zatańczyło z głupiej radości.
– Byłem na kolacji z przedsiębiorcą, który ma
remontować lokal na restaurację – oświadczył. – Spo-
ro załatwiłem.
– Cieszę się – odparła.
W słuchawce zapadła cisza.
– Chciałbym cię jeszcze dzisiaj zobaczyć.
Faith zacisnęła powieki. Wydawało jej się, że za
moment się udusi. Nie, nie może go zachęcać. Ab-
solutnie nie.
– Ja też chciałabym cię jeszcze dzisiaj zobaczyć
– oznajmiła tymczasem.
– Może wobec tego powinniśmy zaczekać do
jutra – rzekł. Jego głos sprawiał istne cuda.
– Może tak...
79
Kochany Święty Mikołaju...
– Dasz się zaprosić na kolację?
– Bardzo chętnie, ale musiałabym znaleźć opie-
kunkę do dzieci. Anie wpadłbyś do nas na kolację?
– Świetnie, ale koniecznie załatw opiekunkę na
sobotni wieczór.
80
Leanne Banks
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Widywała teraz Gabriela co wieczór. Wpadał do
nich na kolację, bawił się z dziećmi, odpowiadał na
ich niezliczone pytania, gawędził z Faith, kiedy
położyła już Jasona i Becky spać, wypytywał o jej
siostry i całował ją do utraty tchu.
Za każdym razem dowiadywała się o nim czegoś
nowego, i wciąż chciała pogłębiać tę wiedzę. Rosła
w niej obawa, że się od niego uzależni, przykazywała
sobie zatem, by za bardzo nie przywykać do jego
obecności. Patrząc mu w oczy, zapominała jednak
o lękach. Zapominała, że nie powinna robić sobie
nadziei.
W czwartkowy wieczór, zanim dzieci poszły spać,
Becky poprosiła Gabriela o zamknięcie oczu.
– Tylko nie podglądaj. Mamy dla ciebie niespo-
dziankę.
– Dla mnie? – Zadowolony siadł na kanapie.
– Nie przyniesiemy jej, jak będziesz patrzył, bo to
coś dużego i nie da się zapakować – dodał Jason.
Faith nie miała pojęcia, co chodzi. Co znowu te
dzieciaki wymyśliły? Przyłapała ich parę razy, jak
szeptali po kątach, a Becky częściej niż zwykle
zamykała się w pokoju.
– Dobra, to już nie patrzę – oznajmił posłusznie
Gabe.
Dzieci wybiegły do holu.
– Ja zaniosę – mówił Jason.
– Nie, bo upuścisz! – krzyknęła jego siostra.
Faith zaniepokojona podniosła się z krzesła.
– Dzieci, co się tam dzieje?
Odpowiedziała jej cisza.
– Razem to przyniesiemy! – zawołała Becky.
Wkroczyli do pokoju, niosąc niedużą udekorowa-
ną choinkę. Faith zabrakło słów, kręciła tylko głową.
– Gdzie ją znaleźliście? – wykrztusiła w końcu.
– W piwnicy – odparła dziewczynka. – Pomyśleli-
śmy, że się nie pogniewasz. Zrobiliśmy z Jasonem...
– Możesz otworzyć oczy – ogłosił chłopiec.
Gabriel podniósł powieki i spojrzał na świąteczne
drzewko.
– Co to jest?
– Twoja choinka – oznajmił Jason, podskakując
z radości. – Ubraliśmy ją z Becky.
– Mówiłeś, że nie będziesz w domu na święta,
więc postanowiliśmy, że damy ci choinkę. Powiesiliś-
my na niej twoje ulubione rzeczy – mówiła Becky.
– Ja powiesiłem piłkę – pochwalił się jej brat
i pokazał miniaturową piłkę do futbolu. – Atu jest
szarlotka z lodami. – Wskazał rysunek, gładząc się
znacząco po brzuchu. – I brylant dla twojej żony.
82
Leanne Banks
– No nie, zobacz, to jest logo Raines Incor-
porated! – Faith nie kryła zaskoczenia. Przeniosła
wzrok na Gabriela, który był prawdziwie poruszo-
ny.
– Jesteście wspaniali, kochani.
– Podoba ci się? – upewniła się dziewczynka.
– Bardzo – odparł lekko zdławionym głosem. – To
piękna choinka. – Pogłaskał policzki dzieci. – Dzięku-
ję bardzo.
Dzieci postawiły choinkę, Gabriel zaś przytulił je
serdecznie. W chwilę potem usatysfakcjonowane
pognały do łóżek. Gabe spojrzał w oczy ich matki
i teraz ją wziął w objęcia.
– Masz
niewiarygodnie
fantastyczne
dzieci
– oświadczył.
– Prawda? – Oczy zaszły jej łzami, ale były to łzy
dumy i radości.
– Ich mama też jest niezwykła – dodał i pocałował
ją.
Nadszedł piątek. Dzieci szykowały się na uroczys-
tość organizowaną przez miasto. Poprzedniego wie-
czoru Jason zaprosił na tę fetę Gabriela, wybierali się
zatem w czwórkę.
Gdy Faith weszła do swojego pokoju, znalazła tam
córkę, która stała przed otwartą szafą i cmokała
z dezaprobatą.
– Co tu robisz? – spytała Faith.
Becky wsparła ręce na biodrach.
– Szukam dla ciebie czegoś do ubrania. Mamo,
masz same niemodne ciuchy.
83
Kochany Święty Mikołaju...
Prawdę powiedziawszy, jej ubrania nie były na-
wet z minionego sezonu, ale jeszcze starsze, lecz
Faith nie przywiązywała do tego wagi.
– Wiesz, że kupowanie nowych ciuchów nie jest
dla mnie najważniejsze – wyjaśniła córce.
– Ale dostałaś przecież czek od Gabe’a.
– Tak, i mam zamiar wydać te pieniądze na ciebie
i Jasona, i na konieczne naprawy w domu.
– Ale mamuś, kup sobie przynajmniej coś nowego
– błagalnym głosem poprosiła dziewczynka. – Twój
ostatni zakup to ta czarna sukienka na pogrzeb cioci
Beth.
– Mnie się podoba sukienka w żaby – zawołał zza
ich pleców Jason.
Becky przewróciła oczami.
– To letnia suknia, głupolku.
Na chłopcu nie zrobiło to wrażenia.
– To co? Mnie się podoba.
Becky raz jeszcze z niesmakiem zlustrowała za-
wartość szafy.
– Mamo, nie masz się w co ubrać.
– Na pewno coś znajdę. To nie jest żaden uroczys-
ty bal. Nie potrzebuję wieczorowej kreacji.
– No ale jak będziesz...
Zadzwonił dzwonek do drzwi, przerywając biado-
lenie Becky. Faith mimowolnie zadrżała.
– To pewnie Gabe. Jason, mógłbyś...
Chłopiec już pędził do holu, a Faith spojrzała na
córkę.
– Postaram się nie przynieść wam wstydu.
– To może włóż kolczyki i pomaluj powieki
84
Leanne Banks
– poradziła dziewczynka. – Muszę zadzwonić do
Amandy.
Szybkim krokiem opuściła pokój. Faith zmarsz-
czyła czoło. Miała nadzieję, że córka nie zabawia się
znowu w swatkę i nie szykuje jej kolejnego amanta.
Uznała, że doszły w tej kwestii do porozumienia.
Przeniosła uwagę na szafę i ostatecznie, choć z nie-
chęcią, musiała przyznać rację córce. Powinna za-
dzwonić do Pogotowia Mody, gdyby takie istniało.
Wyjęła z szafy czarną sukienkę z aksamitu, o pros-
tym, klasycznym fasonie, który nigdy nie wychodzi
z mody.
Włożyła ją przez głowę, zapięła dwa guziki z tyłu,
następnie wciągnęła czarne pończochy i wsunęła
stopy w dosyć znoszone pantofle w tym samym
kolorze. By ożywić czerń, przypięła do sukni broszkę,
która należała do ciotki Beth. Oceniła rezultat w lust-
rze. Widok pamiątki po ukochanej ciotce zasmucił ją,
przypomniał jej o stracie, a równocześnie ogrzał
serce. Ciotka byłaby na pewno szczęśliwa, widząc, że
siostrzenica nosi jej broszkę.
Przeglądając się sobie z bliska, Faith wpadła znowu
w popłoch. Jej oczy były wyraźnie podkrążone.
Trzeba posłuchać rady córki, pomyślała. Powinna się
trochę pomalować. Poszukała ratunku w korektorze,
pociągnęła wargi szminką, tuszem rzęsy. Uczesała
włosy i ponownie sprawdziła efekt. No, jest trochę
lepiej.
Sięgnęła jeszcze po wieczorową torebkę, w której
mieściły się klucze i trochę drobnych, i opuściła
sypialnię.
85
Kochany Święty Mikołaju...
– Jestem gotowa. Przepraszam, że kazałam na
siebie czekać.
Trzy pary oczu patrzyły na nią w osłupieniu. Jason
pierwszy odzyskał głos.
– Fajnie wyglądasz.
Uśmiechnęła się skromnie.
– Dziękuję, synku.
– Naprawdę dobrze wyglądasz, mamo – potwier-
dziła Becky nieco zdziwionym głosem.
– Tak, to niebywałe, co można zrobić z małej
czarnej, prawda? – rzekła do córki, czując na sobie
pełne podziwu i aprobaty spojrzenie Gabriela.
– Bardzo ładnie – dołączył ten do chóru pochwał.
– Szkoda, że nie idziemy dzisiaj na kolację.
Żołądek jej się skurczył na myśl o czekającym ją
spotkaniu z Gabrielem. Wówczas nie będzie przy niej
dzieci, nikt jej nie obroni. Nerwy już dawały się jej we
znaki.
– To też będzie sympatyczna impreza – rzekła
lekkim tonem. – Wezmę tylko ciastka i możemy
ruszać.
Po godzinie, kiedy Faith przedstawiła swojego
towarzysza całej masie osób, zdołała mu wreszcie
uciec. Postanowiła orzeźwić się ponczem. Lokalny
zespół muzyczny wziął się do roboty, na parkiet
wyruszyli pierwsi amatorzy tańca.
Do Faith podszedł nieznajomy mężczyzna.
– Przepraszam, pani jest Faith Donner?
Skinęła głową.
– Tak, to ja. Apan?
– Randy Allen. Jestem nowym zastępcą dyrektora
86
Leanne Banks
szkoły podstawowej. Rozumiem, że pani córka i syn
uczęszczają do naszej szkoły.
Przeszły ją ciarki po grzbiecie, jakby miała za
chwilę usłyszeć, że dzieci coś nabroiły.
– Tak, to prawda. Miło mi pana poznać. Nie
słyszałam, że mamy nowego zastępcę dyrektora.
Mam nadzieję, że żadne z moich dzieci nie przy-
sporzyło panu kłopotu.
Mężczyzna zaśmiał się, rozwiewając jej lęki.
– Nie, właśnie wczoraj poznałem Becky. Zastępo-
wałem jej nauczyciela. Miał jakąś pilną rodzinną
sprawę i musiał wyjść wcześniej do domu.
– Rozumiem, czyli miał pan zajęte popołudnie.
– Owszem. Becky wspomniała, że chce pani upiec
ciastka dla naszej administracji. To bardzo uprzejmie
z pani strony.
Faith zamrugała powiekami. Zastanawiała się,
dlaczego Becky znów złożyła ofertę w jej imieniu.
Pragnąc zachować fason, dzielnie pokazała rozmów-
cy uśmiech.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Szczerze
mówiąc, o mało nie zapomniałam. Ailu pracow-
ników liczy administracja szkoły, jeśli można wie-
dzieć?
– Około dwunastu, wliczając psychologa szkol-
nego. – Randy przekrzywił głowę i popatrzył w stro-
nę orkiestry. – Lubię tę piosenkę. Zatańczy pani?
Powtórnie zamrugała powiekami.
– Ja... no...
– Bardzo proszę. Nie ma się czego wstydzić.
87
Kochany Święty Mikołaju...
Gabriel zerkał na parkiet, sącząc drinka. Gdy
zobaczył Faith, jak wiruje w tańcu, poczuł zazdrość,
i to wręcz nieprzyzwoitą. Nie mógł oderwać od niej
oczu.
– Och, super. – Becky ugryzła ciastko. – Mama
tańczy z zastępcą dyrektora szkoły. Powiedziałam
mu, że mama lubi tańczyć, ale trzeba ją poprosić, bo
jest nieśmiała.
Gabriel przeniósł wzrok na małą swatkę.
– Co zrobiłaś? – spytał.
Dziewczynka przestąpiła z nogi na nogę.
– No właśnie powiedziałam mu to, bo mama
mówiła, że mężczyźni są jak brukselka. Ona nie każe
mi jeść brukselki, to ja jej nie każę umawiać się z tym,
z kim nie chce.
Usiłował coś zrozumieć z tego porównania. Było
dosyć oryginalne, ale co nieco do niego docierało.
– Patrz, przyszedł też strażak, który był u nas
w domu. Jemu też mówiłam o mamie.
Gabriel poczuł dziwne sensacje w żołądku.
– To ilu mężczyznom opowiedziałaś o mamie?
– Tylko czterem – odparła spokojnie. – No, pięciu,
licząc nauczyciela Jasona ze szkółki niedzielnej, ale on
może nie przyjść.
Gabriel z trudem pohamował pełne żalu wes-
tchnienie. Wygląda na to, że Faith ma zajętych kilka
tańców. Popatrzył na odpowiedzialną za ten fakt
Becky. Dziewczynka miała w końcu dobre intencje,
a jednak nie podobało mu się, że znajduje mu
konkurentów. Im lepiej poznawał Faith, tym więk-
szej nabierał pewności, że odkrył rzadki skarb. Im
88
Leanne Banks
częściej ją spotykał, tym więcej czasu chciał z nią
spędzać.
– Ciekawe, ile brukselki będziesz musiała za to
zjeść – rzucił w przestrzeń.
Dziewczynka przeraziła się nie na żarty.
– Chyba nie myślisz, że mama każe mi jeść
brukselkę, co? – Skrzywiła się z przerażeniem. – Och,
nie. Mówiła też o wątróbce. Jeżeli każe mi zjeść
wątróbkę...
– Lepiej uważaj i nie podstawiaj jej tych facetów.
Mina Becky wyrażała najwyższą niechęć do bruk-
selki i wątróbki. Dziewczynka tak bardzo zmarkot-
niała, że Gabe pożałował swoich gróźb. Zlitował się
ostatecznie i postanowił ją pocieszyć.
– Masz ochotę zatańczyć?
Podniosła na niego niepewny wzrok.
– Zatańczyć?
– No, zatańczysz? Masz chęć? Ze mną?
Uśmiechnęła się najpierw słabo, potem szeroko, aż
jej twarz pojaśniała. Wyprostowała opuszczone ra-
miona.
– Tak, chętnie z tobą zatańczę.
Faith bolały już wszystkie mięśnie twarzy od
wymuszonego uśmiechu. Zdecydowała, że ukręci
córce kark. Nie dosłownie, oczywiście, ale musi
podjąć jakieś kroki, skoro rozmowa ani perswazja nie
pomogły. Zerknęła ponad ramieniem swego partnera,
nauczyciela ze szkółki niedzielnej, i zobaczyła Gab-
riela w parze z Becky.
Serce jej na sekundę przystanęło.
Jej córka uśmiechała się od ucha do ucha, oczy jej
89
Kochany Święty Mikołaju...
błyszczały. Gabriel prowadził ją w walcu. Faith
poczuła dławienie w gardle. Pragnęła dla swoich
dzieci kochającego ojca. Tęskniła za mężczyzną,
który obdarzyłby ją miłością i wybrał ją spośród wielu
innych. Właśnie ją.
Gabriel i Becky zaśmiewali się z czegoś do łez.
W tym samym momencie Faith zakochała się bez-
nadziejnie.
Z głośników popłynęła kolejna wolna melodia.
– Dziękuję – rzekła Faith do nauczyciela. – Myślę,
że...
– Mogę prosić o ten taniec? – Gabe przystanął tuż
za jej plecami.
Obejrzała się, a na jego widok jej wargi same uło-
żyły się w uśmiech.
– Oczywiście.
Wziął ją w ramiona, spełniając jej marzenia.
– Ostrzegam cię, że jeśli ktoś nam przeszkodzi,
będę nieuprzejmy i go przegonię – mruknął jej do ucha.
– To dobrze – odparła. Akiedy głośno wyraził
swoją radość, zauważyła: – Łatwo ci się śmiać. Właśnie
zostałam poinformowana, że piekę ciastka dla szkolnej
administracji, strażaków dyżurujących w dzień Boże-
go Narodzenia i klasy ze szkółki niedzielnej mojego
syna. Mam niemiłe przeczucie, że to wcale nie koniec.
– Sądzę, że przeczucie cię myli. Odbyłem z Becky
krótką, za to rzeczową rozmowę.
Odsunęła się nieco i spojrzała mu w oczy.
– Widziałam was, tańczyliście razem. To było
takie... takie... Takie wspaniałe.
– Chciałem poprawić jej humor. Właśnie opowie-
90
Leanne Banks
działa mi o rozmowie, z której dowiedziała się, że
mężczyźni są jak brukselka. Zobaczyłem, że kolejny
facet prosi cię do tańca i zapytałem ją, ile brukselek
ma zamiar zjeść.
Faith wybuchnęła śmiechem.
– Bardzo dobrze, znakomicie. Jestem pod wraże-
niem.
– Cieszę się – odparł. – Ja też.
Przyciągnął ją bliżej. Zamknęła oczy. Miała na-
dzieję, zupełnie bezpodstawną, że dane jej będzie
przebywać z tym mężczyzną trochę dłużej.
Nazajutrz, w przerwie między pieczeniem kolej-
nych porcji ciastek, Faith zabrała dzieci do miasta.
Żeby ich nie zanudzić, pozwoliła Jasonowi wziąć ze
sobą samochodzik i prosiła o ich opinie na temat
przymierzanych strojów. Zamierzała kupić sobie no-
wą suknię.
Szczęście jej dopisało. Znalazła piękną białą suknię
futerał, którą można spokojnie nosić kilka sezonów.
Dobrała do niej buty i pończochy, kupiła też kilka par
pończoch dla sióstr, po czym ruszyła w drogę powrot-
ną do domu, by dalej piec ciastka i nie myśleć już
o tym, ile wydała na swoje przyjemności.
Kiedy zbliżała się pora kolacji, Faith ogarniała
coraz większa panika. Uspokajała się na wszelkie
sposoby. Ale co zrobić? Od niepamiętnych czasów
nie była na randce. I nigdy nie była na kolacji z kimś
takim jak Gabriel Raines.
Ręce trzęsły się jej do tego stopnia, że poprosiła
Becky o pomoc w pomalowaniu ust.
91
Kochany Święty Mikołaju...
– Mamuś, wyglądasz jak gwiazda filmowa
– stwierdziła dziewczynka, szczerze zachwycona.
– Kochana jesteś – odparła matka z niepewnym
uśmiechem.
– Nie gniewaj się za te ciastka.
– Nie gniewam się. Mogło być gorzej. Mogło cho-
dzić o brukselki.
Becky skrzywiła się z niesmakiem.
– To byłoby dużo gorzej.
Kiedy przerwał im dzwonek do drzwi, Faith mało
nie zemdlała. Widziała już oczami duszy, jak widelec
wypada jej z ręki albo popełnia jakieś inne zawsty-
dzające głupstwo.
– Cześć, Gabe! – Głośne powitanie Jasona roz-
niosło się po całym domu.
– Już czas. – Faith ścisnęła torebkę i miała wyjść
z pokoju, kiedy Becky rzuciła się na nią i objęła mocno
za szyję. – O co chodzi?
– Chciałam cię tylko uściskać.
– Dziękuję bardzo. – Nabrała powietrza i prze-
kroczyła próg.
– No no, mamo! – krzyknął Jason.
Gabe gwizdnął przeciągle i znacząco.
– Świetnie dziś wyglądasz.
– Dzięki. Ty też – dodała.
Gabriel miał na sobie doskonale skrojony garnitur,
śnieżnobiałą koszulę i czerwony jedwabny krawat.
Co tam kolacja. On sam był do zjedzenia.
– Gotowa?
Skinęła głową. Gabe podał jej płaszcz. Po drodze do
samochodu trzymał parasol nad jej głową, a potem
92
Leanne Banks
pomógł wsiąść. Kiedy wreszcie sam zajął miejsce za
kierownicą, włączył płytę z jazzowymi kolędami.
– Mam pomysł, żebyśmy sprawdzili konkurencję.
Pojedziemy do klubu golfowego Lone Star. Następ-
nym razem przekonamy się, jak jest w Jocelyne.
Emocje Faith zawrzały na wspomnienie nazwy
eleganckiej francuskiej restauracji. Ale to dwa inne
słowa tak naprawdę przykuły jej uwagę. ,,Następ-
nym razem’’. Powiedział: następnym razem, jakby
planował spędzić z nią więcej czasu niż tylko ten
jeden wieczór.
Znany w okolicy klub golfowy z okazji świąt
udekorowano bogato kolorowymi lampkami. Niebo
było zaciągnięte deszczowymi chmurami i nikt nie
liczył na śnieg, a zatem tylko dekoracje tworzyły
świąteczny nastrój. Parkingowy zajął się samocho-
dem Gabe’a. W eleganckiej restauracji, zdominowa-
nej przez dwa kolory: błękit i kość słoniową, mimo
pewnego przepychu nie brakowało przytulności.
Gabe zarezerwował stolik w rogu sali, gwaran-
tujący nieco prywatności. Gdy tylko zaczęli prze-
glądać wspólnie kartę dań, Faith przestała się dener-
wować. Gabe zamówił stek, ona zaś owoce morza.
Uzgodnili, że podzielą się porcjami.
Na deser Faith zażyczyła sobie sorbet cytrynowy.
– W karcie brak szarlotki z lodami. To niewyba-
czalne! – oznajmiła, kręcąc głową, bo był to ulubiony
deser Gabriela. – Odejmuję im za to punkt.
– Bardzo słusznie.
Tymczasem kelner podał sorbet. Gabe natych-
miast się na niego rzucił.
93
Kochany Święty Mikołaju...
– Nie wiedziałam, że to lubisz, ale chętnie dam ci
spróbować.
– Mam ochotę cię nakarmić. – Zanurzył łyżeczkę
w zamrożonym sorbecie, a potem przysunął ją do ust
Faith.
Rozejrzała się dokoła, sprawdzając, czy nikt na
nich nie patrzy. Na szczęście byli dobrze ukryci
przed wścibskimi spojrzeniami. Faith otworzyła
usta, a Gabe wsunął w nie łyżeczkę pełną słody-
czy.
– Pycha.
– Wygląda bardzo smakowicie. – Oczy pociem-
niały mu z pożądania. – Jeszcze trochę?
Przytaknęła i otworzyła usta. Gdy oblizywała
łyżeczkę, spojrzała w oczy swojego towarzysza
i przebiegł ją dreszcz. Przypomniała sobie jego poca-
łunki. Odniosła wrażenie, jakby właśnie znalazła się
w tropikach.
Gabriel po raz kolejny wyciągnął rękę z łyżeczką
sorbetu. Nie zdejmował wzroku z Faith. Zaczarował
ją chyba. Wysunęła język. Jej wewnętrzna gorączka
roztapiała zimny deser. Oblizała się znów, a Gabe
odłożył łyżeczkę. Potem nagle chwycił ją za szyję,
przyciągnął do siebie i zaczął całować.
– Właśnie w ten sposób chciałem spróbować dese-
ru – mruknął. – Z twoich ust.
Pocałował ją raz jeszcze, rozniecając w niej pożą-
danie. Wreszcie wyprostował się i gestem przywołał
kelnera.
– Proszę to dopisać do mojego rachunku.
– Mogę już zabrać sorbet? – spytał kelner.
94
Leanne Banks
Gabe pokręcił głową.
– Jeszcze z nim nie skończyliśmy.
Gdy tylko młody człowiek się oddalił, wbił wzrok
w Faith ze słowami:
– Albo odwiozę cię do domu, albo wejdziesz na
górę do mojego apartamentu. Wybór należy do ciebie.
95
Kochany Święty Mikołaju...
ROZDZIAŁ ÓSMY
– Nie mogę zostać na całą noc – stwierdziła, kiedy
wprowadził ją do swojego apartamentu w klubie. Ale
bardzo tego chciała, Bóg jeden wie, jak bardzo.
– Nic nie szkodzi. – Zdjął marynarkę i wskazał jej
wygodną kanapę w luksusowo urządzonym wnęt-
rzu. Wcześniej postawił na końcu stołu szklane
naczynie z wyśmienitym sorbetem. – Chcę cię mieć
tylko dla siebie choćby przez kilka minut. O której
musisz być w domu?
– Jak Kopciuszek. – Siadła obok niego na kanapie.
– Jeśli nie wrócę do północy, zamienię się w dynię,
a opiekunka już nigdy nie zgodzi się przyjść do dzieci.
– Zapamiętam. Masz ochotę na deser?
Podniecona spojrzeniem, jakim bezustannie obe-
jmował ją podczas kolacji, zapragnęła zrzucić balast
odpowiedzialności i zachować się kompletnie lekko-
myślnie, po prostu zaszaleć.
– Nie, nie mam już ochoty na sorbet – odparła.
– Ale mam ochotę na więcej... – Przygryzła wargi.
– Czego? – dociekał.
Odetchnęła głęboko i zebrała się na odwagę.
– Ciebie – wyznała cicho.
Gabe pochylił głowę i popatrzył na nią z błyskiem
w oczach.
– Nie chciałbym być oskarżony przez kobietę o to,
że nie spełniłem jej pragnień.
Zaczął ją całować i pokój zawirował. Niewyrażo-
ne emocje męczyły Faith i stresowały. Gabriel od-
mienił jej życie pod wieloma względami, i nie miało
to nic wspólnego z nowym samochodem, nowym
komputerem czy równie nowymi zabawkami dla
dzieci. Dotyczyło to natomiast jej serca i umysłu.
Pragnęła być blisko niego, jak najbliżej. Tak blisko,
żeby nic ich nie dzieliło.
– Wiem, że nie mogę cię zatrzymać na noc – dodał
zmienionym głosem – ale bardzo bym tego chciał.
Na ranczu z powodu dzieci musieli zachowywać
wstrzemięźliwość i ostrożność. W każdej chwili
Jason czy Becky mogli wpaść do pokoju. Namiętność
buzowała zatem pod powierzchnią, gotowa lada
moment wybuchnąć. Teraz Faith nie potrafiła się
oprzeć i nie wykorzystać okazji, by dotykać i całować
mężczyznę, który tak zawrócił jej w głowie.
Gabriel głaskał ją przez sukienkę.
– Chcę cię nagą – rzekł półgłosem.
Jego usta rozpalały w niej nieoczekiwany ogień.
Chwyciła go za krawat i koszulę, pragnąc dotknąć
jego ciała. Pomógł jej rozebrać się do połowy, Faith
natychmiast położyła dłonie na jego piersi i zaczęła
muskać go wargami.
97
Kochany Święty Mikołaju...
– Cudowna jesteś – mówił gorączkowym szep-
tem. – Cudowna, ale długo tak nie wytrzymam.
– Nie każę ci się powstrzymywać.
Znieruchomiał i popatrzył jej w oczy.
– Jesteś pewna?
Przytaknęła bez zastanowienia. Nigdy nie była
niczego bardziej pewna.
– Tylko nie mogę zajść w cią...
Przykrył jej usta palcem.
– Nie bój się, już moja w tym głowa. – Ujął dłoń
Faith i przycisnął ją do piersi. – Zobacz, co ty ze mną
wyprawiasz – rzekł. Czuła, jak mocno wali mu serce.
Zsunął jej dłoń niżej, by przekonała się, jak bardzo
jest podniecony.
Ten intymny gest pozbawił ją wszelkich zahamo-
wań. Gabe całował ją i rozbierał równocześnie, zrzu-
cił też resztę swoich ubrań. Pieścił jej piersi opusz-
kami palców i wargami, odbierając jej przytomność.
Potem, kiedy nadeszła pora, wyjął z portfela paczusz-
kę z prezerwatywą.
– Kupiłem to po tym wieczorze, kiedy piekliśmy
razem ciastka. Tak bardzo cię wtedy pragnąłem, i od
tamtej chwili pragnę cię bez przerwy. – Agdy
wreszcie się połączyli, dodał: – Jesteś taka piękna...
Tak, czuła się teraz piękna, dzięki jego słowom,
szeptom i westchnieniom. Czuła się jedyną kobietą
na świecie. Czuła się kobietą jego marzeń. Akiedy
wziął ją po raz ostatni i doprowadził do niewiarygod-
nej rozkoszy, była bliska uwierzenia, że Gabriel
Raines ją kocha.
98
Leanne Banks
Jak para nastolatków, którzy nie mogą się sobą
nasycić, odsuwali ,,godzinę policyjną’’ Faith. Dopiero
pięć minut przed północą Gabe zaparkował przed jej
domem i odprowadził ją do drzwi. Pomagał jej po-
konać tę niewielką odległość, ponieważ miała mięk-
kie nogi. Wiedziała, że nazajutrz będzie obolała.
– Naprawdę myślałem, że skończy się na kolacji.
– Pieścił jej kark. – Nie oczekiwałem, że zaciągniesz
mnie do łóżka.
Policzki Faith zaczerwieniły się gwałtownie.
W końcu zdawała sobie sprawę z własnego zachowa-
nia.
– Nie powiedziałabym, że do łóżka – odparła na
to. – Nie spędziliśmy zbyt wiele czasu w łóżku. Ale
czy masz coś przeciwko temu?
– No wiesz! Tylko trudno pogodzić mi się z tym,
że musimy się teraz rozstać. Chciałbym cię zatrzy-
mać.
Te słowa dodały jej pewności siebie.
– Ja też chciałabym zostać, ale mam obowiązki.
Pocałował ją czule.
– Zadzwonię jutro. Dobrze?
Skinęła głową. W dalszym ciągu pożądała go tak
mocno, że ledwo trzymała się na nogach.
– Dzięki za wszystko.
– Och nie, Faith. To ja ci dziękuję.
Odprowadziła go wzrokiem, gdy wracał do samo-
chodu, a potem westchnęła. Ciekawe, czy nazajutrz
rano będzie w stanie oprzytomnieć i myśleć logicz-
nie?
99
Kochany Święty Mikołaju...
Następnego ranka, kiedy pomagała dzieciom ubrać
się do kościoła, zadzwonił telefon.
Faith chwyciła słuchawkę po pierwszym dzwon-
ku, przekonana, że to Gabriel. Z radosną twarzą
powiedziała:
– Halo?
– Dzień dobry, moja śliczna – powitał ją wy-
czekiwany głos, od samego rana pełen erotycznych
tonów.
Faith uśmiechnęła się szerzej.
– Dzień dobry, przystojniaku.
– Mam dla ciebie dobre i złe wieści.
– Trudno – odparła, wsuwając jednocześnie pan-
tofle.
– Dobra wiadomość brzmi, że wrócę na Wigilię,
a zła to to, że muszę jechać dziś do domu i rozwiązać
pewien problem w firmie.
Ogarnęło ją rozczarowanie. Uśmiech powoli gasł.
– Och nie...
– Wiem, wiem. Chętnie bym kogoś tym obarczył,
ale tak się niestety składa, że jestem w tym najlepszy.
Powiedz, że będziesz za mną tęsknić.
– Oczywiście, że będę tęsknić – zapewniła go
natychmiast, ciekawa, czy on też za nią zatęskni.
– Zadzwonię, jak tylko będę mógł. W każdym
razie nie martw się, jeśli od razu nie dam znaku życia.
Postaram się jak najszybciej wrócić.
Zdusiła łzy i nabrała powietrza. Musi być dzielna.
Gabriel na pewno nie życzyłby sobie, by zachowywa-
ła się jak sentymentalna panna, która czepia się na siłę
rękawa męskiej marynarki.
100
Leanne Banks
– Jedź ostrożnie. Po deszczu niektóre drogi są
w koszmarnym stanie.
– Będę uważał – obiecał. – Faith, będę o tobie
myślał.
Mam nadzieję, powiedziała sobie w duchu.
Nie było minuty, by nie myślała o Gabrielu. Nie
zadzwonił w niedzielę ani w poniedziałek. Wspomi-
nał, że będzie bardzo zajęty, a mimo to dręczył ją
niepokój. Ajeżeli zapomniał o niej, wróciwszy do
swojego świata? Ajeżeli odległość ostudziła jego serce
i zmysły? Nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli,
że potraktował ją jak przygodę na jedną noc, za-
spokojenie męskiej namiętności. Za każdym razem,
gdy podobna myśl przemykała jej przez głowę, kur-
czyła się w sobie i z nienormalnym zapałem zabierała
się do zabiegów związanych ze świąteczną wizytą
sióstr. Upiekła tyle ciastek, że nakarmiłaby nimi co
najmniej połowę mieszkańców Mission Creek.
Przygotowała masę rozmaitych dań na świątecz-
ny obiad. Zapakowała prezenty dla dzieci i dla sióstr.
Zapakowała także podarunek dla Gabriela. Nastawiła
na cały regulator świąteczne melodie, by zagłuszyć
niepokojące myśli, po czym piekła i zawijała, i znowu
piekła...
Dzień przed Wigilią Faith przysięgła sobie nie
wracać myślą do Gabriela. Następnego dnia spodzie-
wała się Ann Elise. Nie widziały się szmat czasu, i choć
ich spotkanie sprowokowała częściowo śmierć ciotki
Beth, Faith niecierpliwie wyczekiwała gości. Rozczuli-
ło ją wspomnienie, które właśnie do niej przypłynęło.
101
Kochany Święty Mikołaju...
– Mamo, opowiedz mi jeszcze raz o cioci Ann
Elise i cioci Marilou – prosił Jason, wyciągając nogę
z butem do zasznurowania. Nie bardzo pamiętał
swoje ciotki. Faith pragnęła, by ta sytuacja uległa
zmianie.
– Ciocia Ann Elise jest ode mnie starsza. Mieszka
w Dallas i jest weterynarzem, czyli leczy zwierzęta
– tłumaczyła synowi. – Jest bardzo mądra i ambitna.
– Co to znaczy ambitna?
– To znaczy, że dużo i ciężko pracuje – ciągnęła,
sznurując drugi but. – Ciocia Marilou zajmuje się
liczbami.
– To coś jak matematyka?
– Tak. Jest zaręczona i niedługo wyjdzie za mąż
– dodała. Nie rozumiała dlaczego Marilou nigdy nie
przedstawiła swego narzeczonego cioci Beth. Czuła,
że w życiu młodszej siostry nie wszystko się układa.
Jason zamachał rękami.
– Mamo, zaśpiewaj ,,Cichą noc’’.
– Zgoda, ale z tobą. – Odśpiewała kilka pierw-
szych taktów, Jason śpiewał co drugie słowo. Bardzo
chciał nauczyć się tej piosenki. Słuchał matki ze
skupieniem i powtarzał za nią kolejne wersy. Prze-
stępował przy tym z nogi na nogę.
– Muszę siku, ale śpiewaj dalej, mamuś – poprosił
i pognał przed siebie.
Faith zaśmiała się i śpiewała co sił w płucach.
Wtem dobiegł ją inny głos, męski. Spojrzała na
drzwi i zamilkła w pół słowa. W progu stał Gabriel,
w sportowym ubraniu i z uśmiechem, który z miejsca
narzucił jej sercu szybszy rytm. Zegar wybił dziesiątą
102
Leanne Banks
przed południem. Gabe musiał wcześnie wyjechać
z domu, pomyślała.
Nie spuszczając z niej wzroku, ruszył ku niej. Bała
się choćby mrugnąć, by nie okazał się zjawą i nie
zniknął.
– Masz taką minę, jakbyś ducha zobaczyła
– stwierdził.
Faith przełknęła.
– Nie byłam pewna, czy... – Przygryzła wargę. – Ani
kiedy... – Ściśnięte gardło nie pozwoliło dalej mówić.
Gabriel przystanął o krok przed nią, położył dłonie
na jej ramionach i popatrzył na nią zdziwiony.
– Czyżbyś sądziła, że nie wrócę?
– Nie wiedziałam...
– Mówiłem ci, że będę z powrotem przed Wigilią.
– No tak. Ale się nie odzywałeś, więc zaczęłam
myśleć... – Potrząsnęła głową. – Myślałam o tym, co
nas różni. Że żyjemy w zupełnie innych światach. Że
zmieniłeś zdanie i...
– Och, Faith. – Przygarnął ją. – Trzeba było do
mnie zadzwonić.
– Czekałam, aż ty zadzwonisz – wyznała drżą-
cym głosem, bo inaczej nie potrafiła mówić. Do jej
oczu cisnęły się piekące łzy.
– Kochanie, ani na moment o tobie nie zapom-
niałem.
– Ja o tobie też nie. – Wtuliła się w niego, po-
wstrzymując szloch.
– Musiałem załatwić sprawy, opanowałem sytua-
cję i jestem.
– Cieszę się.
103
Kochany Święty Mikołaju...
– Przyjechałem najwcześniej, jak mogłem.
– To wspaniale.
Nie widziała jego twarzy, ale czuła, że wargi
Gabriela układają się w uśmiech.
– Przywiozłem ci prezent.
– Nie chcę więcej prezentów. – Westchnęła. – Już
i tak za dużo od ciebie dostałam. Chcę tylko, żebyś
trochę ze mną pobył.
Podstawił palec pod brodę Faith.
– Ajak długo ma trwać owo trochę?
To pytanie mało nie ścięło ją z nóg.
– Długo, bardzo długo.
– Jak ci się podoba: na zawsze? – spytał.
Bała się nawet mieć taką nadzieję.
– O czym ty mówisz?
Gabe wyjął z kieszeni czarne pudełko obite ak-
samitem.
– Mam świadomość, że znamy się od niedawna,
mimo to czuję, jakbym cię znał od zawsze. Wiem, że
na ciebie czekałem. Chciałbym, żebyś została moją
żoną. – Otworzył pudełko, w którym znajdował się
pierścionek z brylantem.
Teraz Faith nie mogła już pohamować łez, które
polały się z jej oczu strumieniami.
– Och Boże. Och!
– Mama płacze! – krzyknął Jason z przedpokoju.
– Mamusiu, co się stało? Dlaczego płaczesz? – Ciąg-
nął nogawki jej dżinsów, zdenerwowany i prze-
straszony. – Mamusiu...
Becky wpadła za nim do pokoju. Spojrzała na
Gabriela, a potem na Jasona i matkę.
104
Leanne Banks
– Co się dzieje? Stało się coś złego?
Faith otarła policzki grzbietem dłoni.
– Nie, nic. To znaczy zdarzyło się coś wspaniałego.
Gabriel czule starł z jej policzka łzę, która jeszcze
nie zdążyła wyschnąć.
– Na pewno?
Przytaknęła bez wahania.
– Tak, to najwspanialsza rzecz, jaka mogła mnie
spotkać.
– Ajaka to rzecz? – dopytywała się Becky.
– Właśnie pytam ciebie, Jasona i twoją mamę, czy
za mnie wyjdzie – oznajmił Gabriel.
Oczy Becky zrobiły się okrągłe.
– Ale cudnie.
Jason podskakiwał jak piłka.
– Chcesz się z nami wszystkimi żenić?
Gabe skinął głową.
– Jeżeli mnie zechcecie. – Popatrzył na Faith.
– Wyjdziesz za mnie?
– Tak.
Ta sama odpowiedź padła równocześnie z trzech
ust. Gabe włożył na palec Faith pierścionek zaręczy-
nowy.
Po południu tego samego dnia Gabe został z dzie-
ćmi, Faith natomiast pojechała na miejscowe lotnisko
po Ann Elise. Lało jak z cebra, ale to nie przeszkadzało
szczęściu Faith. Ilekroć spoglądała na swój zaręczyno-
wy pierścionek, tyle razy nie mogła się mu nadziwić.
Zerkała na niego co chwilę, by sprawdzić, czy to
wszystko nie jest przypadkiem snem.
105
Kochany Święty Mikołaju...
– Nie, jest prawdziwy – mówiła do siebie pod
nosem. – Gabriel zostanie z nami.
Serce jej rosło z radości, przełykała łzy wzruszenia.
Zastanawiała się, jak długo potrwa, zanim naprawdę
w to wszystko uwierzy, a zwłaszcza w to, że będzie
to trwały związek, taki na dobre i na złe, do końca
życia.
Zaparkowała samochód i poszła spacerkiem
w stronę skromnego terminalu, gdzie czekała na
przylot samolotu. Minuty mijały, a jej niepokój rósł.
Kiedy wreszcie wylądował nieduży samolot i pasa-
żerowie zaczęli wysiadać, Faith wypatrzyła pośród
nich jasną czuprynę Ann Elise. Pomachała do niej
z entuzjazmem. Siostra odwzajemniła uśmiech i ru-
szyła biegiem w jej stronę.
– Tak się cieszę, że cię widzę! – zawołała Faith.
– Ja też. Chyba wieki się nie widziałyśmy!
– No. Ajak ci minęła podróż?
Ann Elise spoważniała.
– Dziwnie. – Pokręciła głową i machnęła ręką.
– Nieważne. Lepiej mów, co u ciebie i dzieci. Chcę
usłyszeć wszystko z detalami.
Siostry odebrały bagaż i pojechały na ranczo. Po
drodze Ann Elise poznawała znajome miejsca i wido-
ki, dostrzegła też kilka zmian, jakie zaszły w okolicy
w ciągu minionych lat.
– Ajak tam twoja praca? – spytała Faith. Intuicja
podpowiadała jej, że siostrę coś gryzie.
– Znakomicie, odniosłam sukces. Czasami nawet
mnie przerasta. Atu jest tak cicho i spokojnie. No to
co tam u dzieciaków? Pewnie cieszą się świętami.
106
Leanne Banks
– I to bardzo. – Faith opowiedziała o liście, który
Becky napisała do Świętego Mikołaja, i o tym, jak
zwrócił on uwagę szefa firmy o nazwie Raines
Incorporated. – Ten człowiek – mówiła – okazał nam
wręcz krępująco dużo serca. – Przygryzła wargi. Nie
wiedziała, jakimi słowami przekazać siostrze dalszy
ciąg tej niewiarygodnej historii.
– Zdaje się – wtrąciła Ann Elise i wskazała na
pierścionek na palcu Faith – że ma też niezły gust.
Uważaj, bo jak będziesz nosiła go na lewej ręce, ludzie
pomyślą, że jesteś zaręczona.
Faith wzięła głębszy oddech. Powinna była wie-
dzieć, że nic nie umknie uwadze jej inteligentnej
siostry.
– I słusznie – odparła prawie szeptem.
Zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosami wy-
dawanymi przez jadący samochód.
– Mówisz serio? – spytała Ann Elise zdumio-
nym głosem. – Mówiłaś, że dopiero co go po-
znałaś.
– Tak. Nie wiem, czy potrafię to wyjaśnić, ale tak
się właśnie potoczyło. – Wjechała na podjazd wiodą-
cy na ranczo. – On mnie kocha, kocha też dzieci. Nie
marzyłam nawet, że spotkam jeszcze takiego czło-
wieka.
– Wobec tego kiedy się pobieracie?
Faith uśmiechnęła się, jej serce śpiewało z radości.
Obróciła do siostry rozpromienioną twarz.
– W walentynki. Obiecaj, że przyjedziesz.
Ann Elise przytaknęła, choć wciąż nie mogła się
nadziwić.
107
Kochany Święty Mikołaju...
– Oczywiście, że przyjadę. Zasługujesz na szczęś-
cie. Poświęciłaś tyle dla cioci Beth, że chyba jesteś
święta.
– Teraz czuję tylko, że spotkało mnie wielkie
szczęście – rzekła Faith, mrugając powiekami, by się
nie rozbeczeć. – Najpierw spotkałam Gabe’a. Teraz ty
i Marilou spędzicie ze mną święta. Nie mogło mnie
spotkać nic lepszego.
Kilka chwil później Ann Elise poznała Gabriela i od
razu poczuła do niego sympatię. Przypomniała się
swoim siostrzeńcom, Becky i Jasonowi. Apotem
zmęczony podróżą gość oraz dzieci udali się na
spoczynek.
– Myślisz, że twoja siostra mnie zaakceptowała?
– spytał z lekką obawą Gabe, sadzając sobie narzeczo-
ną na kolanach.
– Ann Elise? – Objęła go za szyję. – Oczarowałeś
ją. To miło, że uratowałeś choinkę. Jason wpadł na
nią w takim pędzie, że nie dawałam jej wielkiej
szansy.
– Tak, szybki z niego gość. Moim zdaniem zo-
stanie wielkim biegaczem – powiedział Gabriel.
– Tak sądzisz? – Pozwoliła mu wziąć się pod
brodę i pocałować.
– Tak. On będzie gnał po bieżni. Aja za jego
matką.
Spojrzała mu z miłością w oczy, a on ją gorąco
pocałował.
– Od lat tego nie mówiłam, ale nigdy nie brzmia-
łoby to równie szczerze i uczciwie.
108
Leanne Banks
– Co takiego?
– Kocham Świętego Mikołaja.
Roześmiał się i odpowiedział na to wyznanie
niskim, uwodzicielskim głosem:
– Ja też cię kocham, Faith.
109
Kochany Święty Mikołaju...