„Nazywam się Bumek”
Edyta Grabowska – Gwardiak
Bumek to skrót od określenia bury miś. Tak właśnie wyglądam. Mam bure futerko, jestem nieduży,
jedno ucho
mam trochę większe od drugiego, oko też i pewnie dlatego tak długo czekałem w sklepie z
zabawkami aż ktoś mnie weźmie do siebie. Nie jestem przecież ani różowy, ani puszysty, nie mam
czerwonej czapeczki i szalika. Czekałem więc, czekałem, aż się doczekałem.
Pewnego pochmurnego, listopadowego dnia do sklepu weszła nieduża jasnowłosa dziewczynka.
Uważnie rozejrzała się po sklepowych półkach i jej wzrok zatrzymał się od razu na mnie. Bardzo się
ucieszyłem. Okazało się, że ma na imię Ela. Tego dnia miała urodziny i postanowiła, że wyciągnie ze
skarbonki oszczędności i kupi sobie sama jakiś nieduży prezent. Tym prezentem byłem właśnie ja.
Ela zapłaciła w kasie, schowała mnie do kieszeni w kurtce i czerwonym autobusem pojechaliśmy do
mojego nowego
domu. Był piękny, nieduży, ale ciepły i bardzo przytulny. Pachniało w nim ciastem był
to przecież dzień urodzin mojej nowej przyjaciółki. Ela pokazała mnie swoim rodzicom. Tato przyjrzał
mi się i stwierdził „O! Jaki śmieszny misiek”. Mama przytuliła mnie do ciepłego policzka i powiedziała
„Ładny jesteś”.
-
A właściwie jak ty się nazywasz? - padło pytanie. Ela zaczęła się głośno zastanawiać: Uszatek,
Puchatek, Misio.
-Bumek! -
odpowiedział zdecydowanie tato - Bo przecież jest burym miśkiem.
I tak już zostało.
Po południu odbyło się przyjęcie. Ze szkoły wrócili już Jasiek i Stasiek starsi bracia Eli. Byli
bliźniakami. Nie do odróżnienia. Mieli rude czupryny i mnóstwo piegów. Przyszły też koleżanki Eli i jej
babcia. Była to wesoła, siwa starsza pani. Na stole pojawił się ogromny czekoladowy tort z płonącymi
świeczkami. Ela zdmuchnęła je oczywiście za pierwszym razem. Żartom i śmiechom nie było końca aż
do późnego wieczora.
I tak zakończył się pierwszy niezwykły dzień w moim nowym domu.