background image

Marcin Baran 
Gnijąca wisienka

 

i inne wcielenia

 

 

 

 

A

 

 

 

U

 

o

 

 

 

 

Wydawnictwo a5 

Kraków 2003

 

c

 

background image

Nadaremno

 

Między Bogiem 
a prawdą Bóg 
tak chciał, jak

 

Pan Bóg stworzyła 
I dzięki Bogu! 
Ale pożal się

 

Boże, jak Bóg da! 
Zatem miej Boga 
w sercu, jak Pan

 

Bóg przykazał, bo 
nie daj Bóg, żeby 
Bóg dat, Bóg wziął.

 

(Wierzę,

 

aby zrozumieć

 

to, co niedorzeczne).

 

background image

Maranatha

 

Przysposobienie niepiśmienne

 

 

 

Z początkiem roku dwutysięcznego 
byłem mężczyzną trzydziestosiedmioletnim: 
heteroseksualnym samcem rasy białej, 
rzymskim katolikiem płci męskiej.

 

Jeśli miałem wiarę, to suchą i skrytą,

 

w której nic się działo. Modlitwę zamieniałem

 

w targ. Moje ciało trwało samotnie

 

przy Tobie, bo ja nie umiałem żyć Tobą.

 

Z końcem roku dwutysięcznego 
zaczynałem być trzydziestoośmiozimowym 
dłużnikiem, któremu nikt nic nie jest winien, 
trupem, co niechcący obraca się wniwecz.

 

Patrzę dokoła i myślę sobie, że słowa 
mogłyby służyć delikatnej wzniosłości. 
Lecz przeszłość jest niejasna, przyszłość 
przejaskrawiana, a przeważa poczucie       

 

przemijania. Więc: krzywdy i strapienia? 
Brzmi nieźle. Jednak ulubiony ton elegijny 
razi czułostkowością i trzeba zbyt wielu 
słów na oznaczenie nieskończoności.

 

Postawić na sensacje? Owszem, z czasem 
wszystko się przyśni, lecz objawienia 
o zbrodniczych fabułach są zwodnicze.

 

Co zatem pozostaje? Zapis ciągły, 
wedle zapachu wrażeń? Po czymś takim 
pisanie wydaje się nieczystą formalnością.

 

 

 i o

 

K-ww

 

background image

Figurki

 

Posążki

 

 

Trzy matpki rzędem siedzą w mojej gtowie: 
Niewiem, Nierozumiem, Niepamiętam. 
Nazwa i Opis, dwaj srodzy trenerzy, 
twardo je ćwiczą w sztuce przedstawiania.

 

Trzy czarne pudle warują u mych stóp: 
Zeżryj, Wychlaj, Poruchaj. 
Nie przepuścimy najdrobniejszej Żądzy, 
zanim czas zrobi z nami swoje.

 

background image

,

 

Biodra, biust, pośladki

 

Szczotka ryżowa

 

 

Slogan na okładce zachęcał, by dbać 
o aksamitnooliwkowe części 
maszyny produkującej 

prefabrykaty nekrologów. Ręce kobiet 
dotykały ciała - skóry 
nad piersiami, 

kości łonowej, delikatnego wnętrza 
ud. Przez ich biodra 
nie przechodziło 

życie, tylko krew się sączyła - czarna, 
gęsta i lepka, jak pamięć 
0 materiałach 

na ludzi, których na świat wyrwano 
kawałek po kawałku. 
Srebrne druciki 

rusztowań wypełniały usta, sine 
sznureczki oplatały twarze 

1 kostki 

niemych 

ciał. 

Mężczyźni upuszczali gorycz, kobiety 
poszukiwały rodzimego 
szczęścia. 

Pochylona dziewczyna z pasją 

szoruje parapet okna na parterze. 

Jej dwudziestoletnie piersi omal nie wyskoczą 

z czarnej bluzki na marmurek blachy, 
by żwawo biegać tam i z powrotem 
na pokuszenie przechodniów. 

10

 

background image

r

 

Memoriał

 

Fałszt

 

 

Aby poprawić nasze warunki życia na ziemi, 
większość biedoty popełnić musi samobójstwo. 

W tym celu trzeba rozbudzić wśród tłumów najdziksze 
marzenia o nieróbstwie, dostatku i stosunkach płciowych. 

Naturalną koleją rzeczy wkrótce odczują, że nie da się zasypać 
przepaści, która oddziela to, co posiadane od tego, co upragnione. 

Wtedy zaczną się zabijać. Niestety, nie sposób wykluczyć prób 
zasypywania tej przepaści. Muszą być one z góry skazane na klęskę. 

Najlepiej dusić je w zarodku i z bezwzględną siłą, co ukaże 
niezmienność świata. Uważać, by nie zabrakło służby. 

Neurotyczny bonwiwant, gra w totka, 
żeby nikt nie pomyślał, że jest mu 

za dobrze. Drobna ranka na dłoni , 

nie jest stygmatem i nie może być 
dowodem na działanie duszy. Diabeł 
objawia mu się w nim samym, siada 

obok i czeka aż on sam zrobi wszystko. 
Co jakiś czas chichocze tylko cichutko: 
Ty to masz dobrze! Chciałby nie zazdrościć 

diabłu tego, co diabeł robi, ani nie żałować, 
że sam to robi bez wdzięku. Bo przecież 
lubi spokój sumienia. Ale najbardziej 

pragnie rzeczy zakazanych. Z przyjemnością 
wyczekuje chwil występnych. Cieszy się, 
gdy czuje, że ulega. O następstwach woli 

nie myśleć. Kiedy ogarnia go strach 
przed nieodwracalnym, mamrocze: 
Niech będą ze mną wiara, zdrowie, mądrość. 

Niech mnie omijają ból, cierpienia, nieszczęścia. 
Wtedy też próbuje żyć wbrew przyrodzonym 
skłonnościom. Do następnego razu. 

 

12

 

13

 

background image

Siedziby

 

Laski

 

 

Gołębie z balkonu zrobiły sobie dom. 
Bez cienia gałązki, a pełen odchodów. 
Wróble wolą rynny, co dobrze niosą głos.

 

Idą przez Rynek, udając, że nic 
się nie dzieje. Prosto z solarium, 
z włosami ugarnirowanymi

 

na rudozłoto. W sukienkach 
o wężowym wzorze, nie dalej niż 
do początku uda sięgających.

 

Tylko ich obojętność świadczy 
o tym, że słyszą gwizdy, jęki, 
cmokania oraz inne odgłosy.

 

 

14

 

15

 

background image

.39/40-

 

0  zmierzchu, nad doliną, w której 
miasto się żarzy jak stygnące węgle. 
Rzeki, drogi i tory żłobią wąwozy

 

w tajnym życiu roślin. Korpusy 
ekspedycyjne powracają pod inną 
postacią w cynowych pudełkach;

 

uparte, natarczywe, regularne.

 

Popłuczyny i szmaty mieszają się

 

z szelestami do użytku wewnętrznego.

 

Pozostał cień skłonności do gasnących 
nałogów, pełen rdzawego kaszlu. 
Bierny i mętny, z zaciętymi ustami

 

szukam piątkowej karmy, mówię

 

1 jestem niezrozumiały. To przez 
niepokupne tematy, a potrzeba

 

jędrnie niedorzecznych definicji 
z prostych słów. Ale zmysłowe ciągi 
zbyt są łatwe do powtórzenia i budzą

 

Każdemu

 

jest wierna, więc

 

będzie ze wszystkimi.

 

Będzie z każdym, 
bo jest wszystkim 
wierna.

 

tylko zniecierpliwione lekceważenie. 
Wszystko powiedziane, nic usłyszane, 
~~f"    zero odzysku. Nie muszę żadnych słów.

 

background image

Szyld

 

Upalny desant

 

 

Sklep

 

z młodzieżą.

 

Świeże mięsko.

 

Między majem a wrześniem rozkwita 
każda kobieta: piękna, zniszczona 
i taka sobie.

 

Na cztery miesięce przemieniają się 
w istoty, których nie sposób 
nie pragnąć.

 

Desantu dokonują wczesnym rankiem. 
O świcie miasto jest opanowane. 
To zapiera dech w piersiach.

 

Być może to oczywiste, ale nie uwalnia 
z uścisku pożądania. Gdzie mam 
obrócić oczy moje,

 

w jakiej skryć się jamie? Nie ma nic piękniejszego 
niż kobiece ciała. Nie tylko dlatego, 
że nie wszystkie można mieć.

 

 

18

 

19

 

background image

nim

 

 

Parny wieczór

 

iałbym się dowiedzieć, 

m warto dla wiersza 

eszyć.

 

ypadek nie wystarczy. 

wda, w odwodzie 

my gtód.

 

społeczne w zmaganiach 

eprzeniknionym 

bez szans.

 

Kwaśny zapach potu wzmaga się niebywale,        - 
gdy on sakramentalnie pyta: Mła - tła bzyk-bzyk?.

 

A potem ona myśli: On jest taki brzydki, 
że mi się do niego nawet dzwonić nie chce!

 

Obydwoje ledwie otwierają usta - jak ryby       ; 
leniwie zakotwiczone za szybą akwarium.

 

Twarzy wyrobników seksu nie sposób zapamiętać. 
Podobno mają szorstkie stopy i pomięte skóry.

 

21

 

background image

Dokładna rekreacja

 

Dypsomaniak bryzgowijski

 

 

Bulwary pełne dusznego po burzy powietrza. 
Podgrzany wiatr sunie obok Wisty. Kaczki 
gonią rowery. Mgła opada na zmęczoną trawę.

 

Młoda kobieta okryła nagie ramiona czarną skórą. 
Zza szyb restauracji słychać śliskie zęby 
miażdżące razowy chleb i czosnkowe masło.

 

Zalany nastolatek klnie w ebonit komórki 
i na cały świat. Mam wrażenie, że pękają mi 
żyły, gdy siła wnika nawet w suche tkanki.

 

Ciepło zwiastuje wiele obietnic, nie mniej 
rozczarowań i zaburzenia błędnika - ziemia 
rozciąga się gdzieś hen daleko w dole.

 

Czasem, kiedy przerywa po pierwszej pięćdziesiątce 
i poziom alkoholu w organizmie przestaje rosnąć,

 

zaczyna przypominać owoc kiwi precyzyjnie obrany ze skórki. 
Spodziewa się wszystkiego, nawet jeśli okoliczności przeczą.

 

Natomiast nie kontynuowana seta wpędza go w zapaść 
osowiałej zgagi. Niekiedy tak jest bez przyczyny.

 

 

22

 

23

 

background image

Klatki

 

Gnijąca wisienka

 

 

Czasami chciałbym zamieszkać w filmach.

 

W czarno-białych - obyczajowych i kryminalnych.

 

Szczególnie we włoskich, angielskich i francuskich. ■

 

Zwłaszcza w tych z lat 50. oraz 60. XX wieku.

 

No, i może jeszcze w niektórych zrobionych do 1975-

 

Ale te byłyby już pewnie tylko kolorowe.

 

Plansza I

 

Idziesz ciemną doliną, pośród martwych domów. Noc wyłączyła 
świat. Grodzka jak poraniony przełyk, Rynek pusty jak boży grób. 
Skręcasz przy „ideach". Pod słynącymi z zabójczej obfitości delika- 
tesami „Oczko" ciało Kraków czeka na ostatnie żarcie. W niskopłat- 
nych barach najszybszej obsługi stygną już tłuste szmaty do goto- 
wania zup. Za pazuchą masz ułomki wiecznej wieczerzy i amfetami- 
nę C. W koszu tego nie znajdziesz, wszystko jest w pamięci. Jeśli bę- 
dziesz działał w myśl zasady: „Bądź ostrożny - nie pal, nie miej 
dzieci, stówę zawsze rozmieniaj na dwie!", to nic złego cię nie spo- 
tka. W służbie kobiet i społeczeństwa urodzisz się i umrzesz. 
Z umiejętności dodatkowych posiadasz „Planowanie fizycznego ru- 
chu towarów".

 

Plansza II

 

Kto strzeże miasta, gdy stąd wyjeżdżamy? Żurawie dźwigów poją je 
światłem. Masz poparzone źrenice. Zmienia się wystrój nowego 
świata i żeliwny saper nadchodzi, by uścisnąć dłonie. Dymna mgła 
zasnuwa miasto na znak, że wielką krzywdę wyrządzono światu. 
Z okien komisariatu wypływa stukot maszyny do pisania i łączy się 
z atmosferą przełomu wieków. Och tak, wciąż pisujesz wiersze, 
chociaż w prawej dłoni czujesz ostatnio bez przerwy ukłucia setek 
szpileczek. Coś niby ścierpnięcie, ale nie przechodzi, gdy rozcie- 
rasz rękę - to podobno nerwy. Pisujesz, chociaż nie wyhamowałeś 
noża przy krojeniu bułki i masz płytkie nacięcie skóry pod palcem 
wskazującym lewej ręki. 

,

 

 

25

 

background image

Plansza III

 

Plansza V

 

 

Nareszcie idziesz przez ekran w złym kierunku. Droga powstaje od- 
cinkami, zjawia się na sekundę przed położeniem stopy. Więc niby 
wyznaczasz kierunek, ale to, co się zjawia dokoła, nie zależy od cie- 
bie. Btąkasz się, bo nie wiesz na czym opiera się świat. Nieźle by by- 
to, gdyby punktem oparcia byt grzbiet stonia stojącego na skorupie 
żółwia, który to żółw z kolei sunie pośród ogromu boskości. 
Ogrom to, zakładasz, ptyn o nieskończonej liczbie wymiarów. 
A świat ma kształt prostopadtościanu uczynionego z pasów cieli- 
stej, nielakierowanej skóry zwierzęcej. Grubej, więc pewnie świń- 
skiej. Splatanie świata nie daje najpierw dobrych rezultatów. Świat 
splatany przez ciebie rozpada się, nie tworzy spoistej konstrukcji. 
Nagle następuje jakaś przemiana, tworzony świat jest w tobie i spla- 
tanie go jest czynnością naturalną, fizjologiczną, nieomal organicz- 
ną. Świat spleciony jest spoisty, mocny, jędrny. Prawdziwy. Nie rów- 
noległy wobec świata istniejącego zazwyczaj, lecz będący tym świa- 
tem.

 

Plansza IV

 

Przestrzeń, w której żyjesz, otoczona jest cynową blachą, kulą-kap- 
sułą lutowaną grubym ściegiem. Ta żelazista sfera ma także swoją 
cząstkę w środku ciebie. Stoisz sam na placu tak wielkim, że jego 
krańce zagięte są ku dołowi i kryją się za krawędzią horyzontu. Plac 
jest wielką i płaską ptytą stalową. Nieustające poczucie, że ściana 
i przepaść są tuż obok, ale nic o tym nie wiadomo. Opierasz dłonie 
o kamienną balustradę, a ona ugina się, jakby była zrobiona z pla- 
steliny i oto popielatopastelowy wir miękkiej substancji wciąga cię. 
Suniesz żabką w powietrzu, tuż-tuż nad ziemią. W kieszeni masz bi- 
let miesięczny, więc nie runiesz w dół. Głowa w niewidzialnie dale- 
kim nigdzie, ręce poza przesłoną nieba. Alkohol wlewany do kie- 
liszka wygląda apetycznie. Jesteś maszynką do niszczenia brandy. 
Pijesz alkohol, aby utracić równowagę i zanurzyć się w grzesznym 
zbytku rozmowy. Z czasem upijesz się do nieprzytomności, żeby 
nic nie móc zrobić. Obchodź się ze sobą ostrożnie, kiedy leżysz pi- 
jany. Kark sztywnieje od wódki, nieustanne poczucie napięcia i pul- 
sujący ucisk w skroniach. Może wodne rzygi.

 

 

Jedno ciało pod powiekami, drugie naprzeciw oczu. Nieustanny 
pociąg do obcych pięknych ciał, o których wiesz na pewno, że nie 
przyniosą ci rozkoszy. Chcesz ich dotykać nawet wówczas, gdy nie 
jest to ani potrzebne, ani możliwe. Szaleństwo dotykania. Dotykać, 
dotykać, dotykać. Bo ile można zabrać za jednym spojrzeniem? 
Brzuszek, płaski, matowy, z lekka krągły, jak brzoskwinia obsypany 
świetlistym puszkiem. Pośladki, między które wchodzi biała stróż- 
ka stringów, idealne półkule, z lekkim meszkiem, jędrne. Nogi - 
szczupłe, mocne, twarde, opalone. Białe twarze i marchewkowe 
usta. Chyba jednak nie jesteś im do niczego potrzebny. Dalej żyjesz 
w zmysłach, ale uczysz się ustępować ze swojego ciała i z ciał in- 
nych ludzi.

 

Plansza VI

 

Dni mijają natychmiast, weekendy dziwnie szybko nadciągają po 
sobie. Rozstępują się ciemnogołębie chmury, otwiera się niebo. 
Czekasz aż z niebosktonu odezwie się głos. Niespieszny trzask 
grzmotu przetacza się nad tobą, a zaraz potem wielkie bąble pęka- 
ją na asfalcie. A wiatr zbudowany jest z miękkich piątków śniegu, 
ale takich, że nigdy się nie roztopią. Cieszysz się śniegiem. Nic nie 
ląduje tak miękko jak niedopałek na brudnej pryzmie. Na czyjej 
czaszce roztrzaska się opłatek? Szron topnieje na trawach i zamie- 
nia łąki w skrzące trzęsawiska.

 

 

26

 

27

 

i

 

background image

Plansza VII

 

Plansza IX

 

 

Korzystasz ze stońca, kiedy tylko nadarzy się okazja, której usilnie 
sprzyjasz i której pilnie wyglądasz. Suche światło powraca do mia- 
sta. Rośliny i robactwo wychodzą na wierzch. Dżdżownica oblepio- 
na piaskiem schnie w upale razem z łodyżkami kwiatów, których 
ziarenka zasadzone były na opak. Ciała wypełzają spod wielu 
warstw ubrań i rozpoczynają dobór nienaturalny. Pielęgnujesz zmy- 
ślone przyjemności przemijania, ćwiczysz umiejętność konse- 
kwentnego niedostrzegania upływu czasu. Coraz częściej ogarniają 
cię nastroje jansenistyczne. Kiedyś działo się tak zazwyczaj na po- 
czątku roku, kiedy dzień się wydłużał i wszystko zdawało się zaczy- 
nać od nowa. Bywałeś wtedy szczęśliwym człowiekiem. Na przy- 
kład pięć minut przed północą, w wigilię najdłuższego dnia w ro- 
ku, sikałeś pod klonem, a potem gnałeś do domu, żeby najeść się 

m i ę s a   z a n i m   b ę d z i e   p i ą t e k .   M i ę s n y   s m a k   r z o d k i e w k i   c o   c h w i l a   w p a -  
da na myśl.       

:

        .. .■■■      '.-.   . ■ ■ ■ ■  ■ ■ ■ ■ •  ■ . ■ ■ ■  ■ . ■ ■ ; . ■  

■:■■■

 

Twoje ciało jednorazowego użytku spostrzega nagle, że jest zaplą- 
tane w łańcuch mijających wiosen i zim. Jak to powiedział Izzy Pop: 
„Somnis moriar!". Kładzie się zatem ciało na stole prosektoryjnym 
i pokazuje, jak mają je krajać po śmierci. A ona czeka na to, co jest 
w stanie. Zgodnie z triadą Plattona Kavcki: soma, somnium, som- 
nus - pragnąłeś równo poukładać świat, mówić perfekcyjnie po 
włosku i wirtuozersko grać na fortepianie. Ale świat nie ułożył się 
po tej myśli, co nie oznacza, że jest przeciw - po prostu wszystko 
potoczyło się inną koleją. Samolot już spada, ale nie nastąpiło jesz- 
cze uderzenie w ziemię lub w morze. Ta nieuchronna klęska nie ma 
nic wspólnego z rzeczywistością. Na płaskim niebie rządzą kiębia- 
ste zwały transsomatycznych chmur — jedne jak czaszka Hitlera, in- 
ne niczym nogi Claudii Schiffer.

 

Plansza VIII

 

Sen odchodzi od ciebie o czwartej nad ranem, by powrócić o szó- 
stej, twardy i męczący. Nieraz o tej porze wracałeś do domu, a te- 
raz się obudziłeś i przez głowę przelatują ci tysiące myśli i skoja- 
rzeń, serce zaś trzepoce. Chyba długo nie zaśniesz i wstaniesz zmę- 
czony. Wspominasz jak kiedyś spałeś zwrócony twarzą do jej kręgo- 
słupa i już na granicy przebudzenia suche, żylaste, władcze ramię 
innej wysunęło się nie wiadomo skąd, objęło cię za szyję, pociągnę- 
ło ku sobie i usłyszałeś: „Chodź ze mną!". Ale teraz dzień nie poka- 
zał jeszcze swoich właściwości, trwa chwila, nim wszystko pójdzie 
w ruch. Pasmo fioletu podbite pomarańczową poświatą. Na pierw- 
szym planie ostro zarysowane kontury dachów i drzew. Chropawe 
kreski gałązek. W nocy chowały się w szronie, teraz - bezwstydnie 
bure. Między nimi lej gniazda. Grzechoczą zdrewniałe liście strąca- 
ne mocnym wiatrem. Na białej ścianie jasnogliniany cień szyby.

 

background image

Piekło, piątek, piętnasta pięć

 

Kordiał

 

 

A my tu, na górze, palimy papierosy, 
stonce się ściele na liszajach muru, 
rosną nam długi, wypadają włosy. 
Siostry zakwasiły nowy garniec żuru. 

Pociąg przejeżdża przez szarych pól płótna, 
przestrzeń ucieka i przestrzeń nadchodzi, 
na dwa dni zawieszona zimna trwoga jutra, 
chociaż nie zniknęło usychanie godzin. 

Wszystkie obce języki wciąż są równie obce, 
jak były wtedy, przed piętnastą pięć, 
a jeśli się nie wplatam w ciernie i manowce, 
to nie mam pewności, czy przez Twoją śmierć. 

Śpi na ławce pośród szumu Plant. 
Cichy aromat sierpniowego miasta 
sprawia, że jeszcze bardziej cuchnie. 

 

30

 

31

 

background image

Krwawa łaźnia

 

Neuropa

 

 

To byt wieczór o nazwie „Another Drink in the Wall", 
złożony w hołdzie katatonii, a poświęcony wszystkim    , .,;. 
butelkom na barze. Barmanka nie miała czasu się rozwodzić;

 

Czuł się trochę tak, jakby pochodził z innej planety.    ■ .  '  ' 
Świat pachniał mokro, chociaż nie spadła lawina deszczu 
i śmieci. Potem śniła mu się wygolona diabliczka

 

z wywróconymi białkami i czarnymi szczerbami

 

wśród pieńków, która wrzeszczała: ,W sądzie

 

się spotkamy!" i ni stąd, ni zowąd była w siódmym

 

miesiącu ciąży. Nie połączył ich gest bezinteresownej 
czułości. Przez chwilę znowu był ojcem dziecka. 
I nie umiał pokochać go, cieszyć się nadchodzącym.

 

Trwa bałwochwalcza liturgia włosów napełnionych tlenem. 
Tłum wspina się po szczeblach zmysłów. Wysoka średnia 
cielesna. Wiele wariantów ciała i wiele wariantów zmysłów.

 

Taniec zastępuje seks, wargi błądzą po wargach, lęk przepełnia 
łaknących dyspensy. Sponsor dobrych posunięć sakralizuje 
profanum. Pod dachami bioder szeleszczą tytuły zastępcze.

 

Potem zasypiają z otwartymi ustami, i z oczu płyną im łzy.

 

Śni im się, że tak często się onanizują, aż z ich obolałych

 

i opuchniętych członków zaczyna lać się krew, jasnoczerwoną,

 

wodnistą, nieprzerwaną strugą. Albo że w ich pochwach 
zalęgają się ligninowe grzybki. W tych snach trawa bez źdźbeł 
jest naturalnie sztuczna jak podróbki spowiedzi.

 

 

m

 

33

 

background image

Supersam

 

Niektóre kobiety świata. Sezon 2001/2002

 

 

Cztowiek się rodzi i otwiera czas. 
Świat mu się trafia w stanie niewinności. 

Boso idzie kamienistym brzegiem, 
o świcie, gdy najmocniej grzmią fale.     •     -■■■ >    

!

 

Słona woda gładzi wyblakłe deski, 

■■■.-.    


bezruch ma zapach sosen i piasku. 

Trzy puszki po piwie cumują  ■■.   ', ■■  ■ . ■ , 

u grobli oleistego kanału.         , " 

,

:

        > 

Czas chroni się w komórkach, przerażenie      

obejmuje początek, środek i koniec. 

W wieku lat 30 powinno się wyglądać na lat 20, 
w wieku lat 40 trzeba wyglądać na lat 30. 

W wieku lat 50 musi się wyglądać na lat 35, 
w wieku lat 60 dobrze jest wyglądać na lat 40. 

Plus - nieskazitelnym wyglądem zarabia się na chleb. 
Minus - jest się zakładnikiem starców i młodzieży. 

Kobiety z klasą, sprzedające kapustę, ćwikłę 
i żurek w półlitrówkach na starym placu targowym. 
Dziewczyna o cudownie uformowanej linii stopy 

z długą listą mężczyzn, którym się oparła. 
Sześćdziesięciolatka z głową w murzyńskich 
warkoczykach, oproszona seksem. Długonoga 

kobieta w ciepłych rajstopach i mini, brnąca 
przez zimnojesienny deszcz w samym środku 
lata. Znudzona intelektualistka z Europy 

Zachodniej w mocno średnim wieku, obojętnie 
przyzwalająca, by wschodnioeuropejczyk 
obmacywał jej uda pod stolikiem w knajpie, 

chociaż z góry wiedziała, że jego ciało do niczego 
nie przyda się jej ciału. Ta mówiąca, że wszyscy 
mogą zaświadczyć, że nie ma celulitisu. 

Trzydziestoletnia feministka jęcząca, że żadne 
interesujące ją ciało nie czeka na jej waginę. 
Nie wiadomo gdzie, kiedy i czy w ogóle coś 

jedząca szczupła dziewczyna z pupą skrytą 
w jedwabiu, o kruchych ramionach spowitych 
w spłachetki lnu. Cycatka, z lekka nimfomanka, 

35

 

 

background image

która chciałaby mieć w życiu przynajmniej 
jeden udany związek, pozwalająca się głuszyć 
byłemu właścicielowi wielu kultowych lokali.

 

Znudzona dwudziestosiedmioletnia malarka 
o wciąż nieustalonych preferencjach 
seksualnych - mocna, aksamitna skóra,

 

agresywny łuk pośladków. Węgierska Żydówka, 
z którą trudno rozmawiać o czymś poza tym, 
że jest piękna. Najstarsza kobieta świata - prawie

 

nic nie widzi, ale czuje się świetnie. Ta pięknie 
zasuszona, wciąż zajmująca czyjeś myśli. Wiele 
innych kobiet, które w tym sezonie zabiły się

 

z powodu nic nie wartych mężczyzn.

 

Kumulacja popielcowa

 

Obstawiam totolotka: system, siedem liczb, a potem idę 
do kościoła. Warszawa, chłodne słońce, połowa lutego.

 

U świętego Aleksandra na placu Trzech Krzyży

 

nawa pełna babć, chłopak po hajne i dziewczynka-dałnek.

 

Po chwili widzę sporo młodych ludzi, którzy zginęli 
w tłumie starców, chorych, bezdomnych i kalek.

 

Trwa zabawa w ciepło-zimne zasysanie powietrza. 
Ząb rozbolał mnie wczoraj. Boli. Będzie bolał.

 

 

36

 

37

 

background image

Rodzaje

 

Łaboratuar widal pedigri pro wi

 

 

Przez cale życie w ciele trwa wymiana tkanek. 
Tak więc umieramy wcale nie ci sami. Ale ból 
zbudowany jest z ciała. Więc jak to będzie, kiedy 

wszystkie możliwe rodzaje zbiegną się w ten jeden, 
przeznaczony dla mnie? Hormonogram już od dawna 
rozpisany i napięty. Tępy ból, pierwociny lęku... 

I ta fioletowa linia, łącząca wargi martwej kobiety. 
Jakby wypiła gencjanę i niedokładnie wytarła usta. 
Nikt tego nie widzi, bo u mnie na razie od środka. 

Postanowił codziennie chodzić do fryzjera, 

żeby ktoś zajmował się nim, 
żeby ktoś go dotykał. 

background image

W stanie spoczynku

 

Słowik, skowronek

 

 

Z dala od brzegu,

 

nad roziskrzonymi falami

 

wibrują rozszalałe stada bielinków.

 

Zakłopotany nadrannym widokiem, 
raczej niespodziewanym, kopulacji 
w pokoju obok.

 

Pojękiwania. I kołdra faluje jak mrówki 
na truchle kreta. Wyobraźnia każe 
myśleć o kołysce nóg.

 

background image

Somariusz czyli historia trzynastu dosłownych ciał

 

Z upływem lat Don Juana

 

przepełnia obrzydzenie do dawnych

 

kochanek. One obdarzają go lustrzaną nienawiścią.

 

Chyba wolę nie wiedzieć,

 

Canizares miał głowę obficie wypełnioną mózgiem. 
Widać to wyraźnie. Jak również i to, że już nigdy 
przez jego nerwy, żyły oraz inne drogi nie nadejdzie 
doń kolejny bodziec. Ten widok sprawia, że krew 
zastyga pod skórą komisarza Thorstena Dreckera.

 

co o mnie myślicie.

 

Thorsten Drecker ma czaszkę pokrytą rzadkimi 
włosami, które nie narzucają się czołu i skroniom. 
Jego tęgie uszy łowią echa obecności właściciela 
niezwykle krzaczastych brwi, niezastąpionego 
w sytuacjach bez wyjścia - Momczilo Hagenbecka.

 

To musi być

 

Momczilo Hagenbeck, jak na tajniaka przystało, ma 
oczy otwarte szeroko. Nie używane powieki i rzęsy 
omalże zniknęły znad policzków. Za to postawny nos, 
wyposażony w stosownie monumentalne nozdrza, 
węszy już za tą gnidą, Knedliczkiem Heidelbergerem.

 

jakiś nieznany mi człowiek.

 

Knedliczek Heidelberger nigdy nie zamyka ust. Jego 
wargi pląsają w nieustannym ruchu, a szczęka i osadzone 
w niej 32 zdrowiutkie zęby, razem z giętkim językiem 
i czułym podniebieniem tworzą maszynerię arcywydajnie 
produkującą fałszywy donos na pijaczka Jensajeremiasa.

 

 

42

 

43

 

background image

Coprawda

 

Jens Jeremias przepłukuje właśnie gardło, przełyk i krtań 
wodnistym piwem. Pije łapczywie już piąty kufel, aż piana 
ścieka mu po podbródku i brodzie. Picie pozwala zapomnieć

 

0 szyi kobiety, która go nie chce, nawet za pieniądze. Dawno 
nie ma kręgosłupa moralnego. Drwi z niego Elmore Lucater.

 

zawsze jestem

 

Elmore Lucater to sutener, który na widok pięknych dziewczyn 
pręży mięśnie i wzdycha: „Zajeboza, że szok!" albo „Bóg jest 
dobry!". Ma nadzieję, że wszystkie wylądują w jego ramionach, 
to znaczy, że je wszystkie „zerżnie". Ale jego barki, mostek

 

1 tchawica, podobnie jak u pijaczka, wyrywają się do Anki Koch.

 

niemile widziany.

 

Anka Koch to krasa robotnicza, która cudnie używa płynu 
do higieny intymnej. Jej klatka piersiowa i sutki dają piękne 
chwile zapomnienia wśród bezmiaru trwogi. Po zetknięciu z jej 
cieniutkim tłuszczem nikomu nie przyjdzie na myśl: „Bolimy 
się" lub „Ja się będę płakał". Nawet Fantazemu Rosołkowi.

 

Ale każdy jest nikim

 

Fantazy Rosołek napisał dla niej przedramionami, nadgarstkami, 
ścięgnami, dłońmi i palcami: „Sodoszimę" i „Angelikon". Obecnie 
pracuje nad wierszem „Znacząca połowa", który idzie tak: Tyle życia, 
ile ludzi dokoła. Duch ojca Hamleta biegnie przez OIOM-y Marszruta: 
Frascati, Santos, Amatorska. 
Być może tekst kupi Daktyl Welocyped.

 

na swój własny sposób.

 

Daktyl Welocyped ma bowiem kupę forsy, jako że jest właścicielem 
agencji ,Wygoda & Przyjemność". Ale jego żebra, splot słoneczny, 
ręce, ramiona, łokcie i paznokcie są narażone na wielkie ryzyko,

 

bowiem firma jest tylko przykrywką dla działalności gangsterskiej, 
w której najgroźniejszym konkurentem jest dlań Awruk Nofelet.

 

Nienaruszeni umarli,

 

Awruk Nofelet handluje złotem i złomem. Jest zapatrzony 
we własny pępek, co nie przeszkadza mu rozpychać się wydatnym ■ 
brzuchem ile wlezie. Na szczęście jego jelita, żołądek, wątroba 
i śledziona, zaopatrzone w płynne ustroje, wywołują w nim 
przychylne reakcje. Korzysta z tego Onaniasz Trypadełko.

 

odmienieni żywi.

 

Onaniasz Trypadełko jest politykiem. Co ważne dla innych, 
dla niego bez znaczenia. Lubi, żeby o nim słyszano, nie chce, żeby 
o nim cokolwiek wiedziano. W zaciszu jest emocjonalnym zboczeńcem, 
którego miednica, biodra, plecy, pośladki, odbyt i pęcherz zaznały 
wszystkiego. To hak Franciszka Erazmowicza Tuziemskiego.

 

Innych wrażeń zmysłowych

 

Franciszek Erazmowicz Tuziemski przewodzi spiskowi na rzecz 
triumfu cywilizacji natrętnej pamięci. Pisanie nowych książek 
ma zostać zabronione, czytanie zaś będzie obowiązkowe. Już drżą 
z radości jego wewnętrzne narządy płciowe, przyrodzenie, uda, kości 
udowe, kolana i łydki, co z ironią śledzi Missantroposs Rossouak.

 

już nie zobaczycie.

 

Missantroposs Rossouak czyli autor. Jego golenie, piszczele, kostki, 
pięty, stopy, palce i paznokcie wciąga ziemia. Walczy z bezwładną 
władzą prymitywnego stereotypu, ale wyrażanie stosunku mierzi go, 
nuży i przeraża. Ot, wszystko to klisze z Genezis. A że opowieść 
musiała jakoś się rozpocząć, więc uśmiercił..., zabił Canizaresa.

 

background image

Bez gwarancji

 

Przekrój społeczny

 

 

Odwrócona tyłem 
siedemdziesięcioletnia kobieta 
pochyliła się nad opartą o murek nogą,

 

fioletową od żylaków. Posapując z wysiłku 
próbuje zapiąć złoty łańcuszek 
nad opuchłą kostką.

 

Żona mu mówi, żeby się nie przejmował, 
bo to wszystko z napięcia. Znajomy 
wieszczy, że albo straci talent, albo

 

skrzywdzi ludzi, tak przynajmniej wynika 
ze słów zmieszanych z alkoholem. Pewnie 
reaguje przesadnie, ale sytuacja jest niewygodna.

 

Jeszcze bardziej niż kiedyś nie z każdym 
może rozmawiać o wszystkim. Ludzie 
myśleli, że zrobi porządek, są żądni krwi

 

utoczonej jego rękami. I mają się za

 

doskonalszych od innych, co nie jest

 

akurat prawdą. Cóż, stara się postępować      '

 

uczciwie. I jasne, że jakoś to będzie. Zawsze 
jakoś było, a nawet jest. Niepokój jednak 
przeważa. I brak pewności. Chętnie zaznałby

 

poczucia równowagi. Ale nie wychował 
dzieci, trzęsą mu się ręce, ma nie wiadomo jaki 
problem oraz jest podejrzewany o pragmatyczny

 

konformizm religijny - „Twój post idzie 
na marne. Pan Bóg go nie pragnie". 
Tyle starczy.

 

 

46

 

47

 

background image

Maczęsie miejskie

 

Marzenie wiejskie

 

 

Z początkiem późnego popołudnia, na przełomie dwudziestostop- 

niowego maja i trzydziestostopniowego czerwca siedzę sobie - trzy- 
dziestoletni - w ulubionym ogródku na płycie Rynku, w cieniu parasoli, 
które coś reklamują. Chociaż siedzę tu od zawsze, to nigdy nie będę wie- 
dział, co parasole reklamują, ot, splątanie czarnych, czerwonych i ciem- 
noniebieskich elementów.

 

Więc siedzę, jest raczej gorąco, choć miłych skórze podmuchów 

wiatru nie da się wykluczyć. Chodzą ludzie, różni. Przede wszystkim ko- 
biety. Niektóre znane z zeszłego roku albo z lat wcześniejszych, niektóre 
debiutantki. Debiutantki, które wiedzą, że są debiutantkami i debiutant- 
ki, które o tym nie wiedzą. Te drugie niby bardziej interesujące w swej 
podwójnej niewinności, ale nie ma reguły.

 

Siedzimy, kobiety i mężczyźni. Nie słychać świstu towarzyszącego 

zsuwaniu się z szufelki, bo nie ma szufelki. Nie da się wykluczyć, że roz- 
mawiamy, ale daje się wyczuć raczej ogólną atmosferę niż usłyszeć kon- 
kretne słowa. Siedzimy, pijemy piwo, pijemy wódkę z cytryną i lodem, pi- 
jemy starkę, palimy rozmaite papierosy. Ktoś czasem odejdzie, ale nieba- 
wem wraca. Ktoś czasem pojawi się, nieco niespodziewanie, z Warszawy, 
z Berlina, z Lublina lub z Kielc.

 

Wiem, że był bardzo miły poranek z ponocnym chłodem przecho- 

dzącym w upał; wiem, że szykuje się stygnący wieczór. Będę siedział, bę- 
dę się przypatrywał, jak nieruchomo płynie czas. Nic do zrobienia, żad- 
nych konieczności.

 

Wszystko będzie toczyło się jak się patrzy i jak się należy. Pośladki 

nie będą bolały od siedzenia, głowy od alkoholu, języki od mówienia. Za- 
trzymywanie zapłaty za wykonaną pracę - ten grzech wołający o pomstę 
do nieba - będzie niewykonalne, bowiem będzie tylko jedno wielkie co- 
dzienne popołudnie na Rynku w dniu bez problemów z kasą.

 

Tak mogłoby być zawsze.

 

W środku wczesnego przedpołudnia, na przełomie trzydziestopię- 

ciostopniowych czerwca i lipca, w długi weekend spoczywam sobie - 
czterdziestoletni - w ogrodzie podmiejskiej posiadłości. Żar leje się 
z nieba, wieje lekki wietrzyk i co chwila odwraca na drugą stronę wciąż 
świeże liście brzóz, dębów i czereśni. Cała zieleń migocze jak powierzch- 
nia morza w słońcu. Trawa nabiera ciepła.

 

Zatem leżymy, kobiety i mężczyźni, na leżakach i kocach. Za płotem 

przejdzie czasem sąsiad albo jego pies. Dzieci polewają się wodą - nad- 
terminowy śmigus. Będzie obiad, potem będzie grill. Jest dużo piwa, 
a wino i wódka już się chłodzą-mrożą na później. Papierosy smakują tu 
niezbyt, są gorzkie i chropawe.

 

Brzmią leniwe rozmowy o przeszłości i nieskładne żarty. Starości 

jeszcze nie ma, albo raczej jeszcze aż tak bardzo jej nie ma. Jest nie- 
spieszne odkrywanie łysin, brzuchów i popękanych naczynek na róż- 
nych częściach ciała. Czasem ktoś nadjedzie, ale częściej nie. Miasto ist- 
nieje, ale pozostało gdzieś w dali.

 

Wiem, że był bardzo miły poranek z ponocną rosą; wiem, że szyku- 

je się stygnący wieczór i że trzeba uważać, żeby się nie przegrzać, a po- 
tem nie przeziębić. Będę siedział, będę poczytywał wstępy do zakurzo- 
nych wydań poetów coraz dawniej współczesnych, będę przeglądał 
książki, których w innych okolicznościach nie wziąłbym do ręki. Ale 
przede wszystkim będę patrzył, jak nieruchomo płynie czas. Nic do zro- 
bienia, żadnych zobowiązań.

 

Wszystko będzie toczyło się jak się patrzy i jak się należy. Będzie wy- 

raźnie widać, że dzieci mogą już wejść w świat. Pośladki nie będą bolały 
od siedzenia, głowy od alkoholu, oczy od czytania. Zatrzymywanie zapła- 
ty za wykonaną pracę - ten grzech wołający o pomstę do nieba - będzie 
niewykonalne, bowiem będzie tylko jedno wielkie codzienne przedpołu- 
dnie w ogrodzie w dniu bez problemów z sobą.

 

Tak mogłoby być zawsze.

 

48

 

background image

Utrwalanie

 

Zwycięstwo kolejnego nowego pokolenia

 

Aby uwolnić się

 

od natrętnego widoku,

 

 zapisz to, co samo wchodzi w słowa.

 

Pozostaw w spokoju, co się słowom 
opiera, bo rozjuszony widok 
 może cię zagarnąć.

 

Dwa widowiskowe kobiece biusty. Ani za duże, 
ani za małe, ot, jak raz w sam raz. Miseczki 
staników kończą się tuż przed granicą sutków.

 

Jedna szyja miękka, druga z napiętym ścięgnem. 
Twarze pociągłe i smagłe, o szerokich ustach, 
pełnych wargach, wydatnych kościach policzkowych.

 

Billboard zwiesza się pasywnie i agresywnie 
zarazem nad skrzyżowaniem tramwajowym 
nieopodal dworca w mieście średniowiecznym.

 

 

50

 

51

 

background image

Ewangelia naturalna

 

Spis wierszy

 

 

Najpierw opada z Ochotnicy całun 
szronu. Potem przysiółki okrywa 
przepaska zieleni. Na koniec 
kamień śniegu na nowo 
przygniata wieś. 

 

Nadaremno    ........................................................................    
5

 

Maranatha    ..........................................................................    
6

 

Przysposobienie niepiśmienne    ...............................................   7

 

Figurki    ...............................................................................   8

 

Posążki   ...............................................................................   9

 

Biodra, biust, pośladki    ......................................................... 10

 

Szczotka ryżowa  .................................................................... 11

 

Memoriał    ............................................................................ 12

 

Fałszt    .......................................................................... 

 

 .................................................................................................... 

13

 

 .................................................................................................... 

14

 

 .................................................................................................... 

15

 

Siedziby 
Laski .. 
39/40   .

  .................................................................................................... 

16

 

Wymarzona ........................................................................... 17

 

Szyld  ................................................................................... 18

 

Upalny desant ........................................................................ 19

 

Zanim   ................................................................................. 20

 

Parny wieczór  ....................................................................... 21

 

Dokładna rekreacja    .............................................................. 22

 

Dypsomaniak bryzgowijski    ..................................................... 23

 

Klatki ................................................................................... 24

 

 

Gnijąca wisienka (gra)   .

 

25

 

Piekło, piątek, piętnasta pięć   ................................................... 30

 

Kordiał    ............................................................................... 31

 

Krwawa łaźnia ........................................................................32

 

Neuropa  .............................................................................. 33

 

Supersam   ............................................................................34

 

Niektóre kobiety świata. Sezon 2001/2002 ....................................35

 

Kumulacja popielcowa .............................................................37

 

Rodzaje  ...............................................................................  38

 

52

 

53

 

background image

Laboratuar widal pedigri pro wi  ......................................................... 39

 

W stanie spoczynku    ...........................................................................  40

 

Słowik, skowronek  .............................................................................. 41

 

DJ   ......................................................................................................... 42

 

Somariusz czyli historia trzynastu dosłownych ciał   ........................... 43

 

Bez gwarancji   ...................................................................................... 46

 

Przekrój społeczny  .............................................................................. 47

 

Marzenie miejskie    .............................................................................. 48

 

Marzenie wiejskie  ................................................................................ 49

 

Utrwalanie    .......................................................................................... 50

 

Zwycięstwo kolejnego nowego pokolenia  .......................................... 51

 

Ewangelia naturalna  ............................................................................ 52

 

Opracowanie graficzne 

Frakqa R 

Na okładce wykorzystano zdjęcie 

Andrzeja Kramarza 

© Copyright by Marcin Baran, 2003 
i Copyright by Wydawnictwo a5, 2003 

 

54

 

ISBN 83-85568-61-1 

Wydawnictwo a5 

ul. Stawarza 16/3 

30-540 Kraków 

Skład i łamanie 

Sławomir Onyszko 

Druk 

Zakład Graficzny Colonel 

Kraków, ul. Dąbrowskiego 16