Marcin Baran
Gnijąca wisienka
i inne wcielenia
A
U
o
Wydawnictwo a5
Kraków 2003
c
Nadaremno
Między Bogiem
a prawdą Bóg
tak chciał, jak
Pan Bóg stworzyła
I dzięki Bogu!
Ale pożal się
Boże, jak Bóg da!
Zatem miej Boga
w sercu, jak Pan
Bóg przykazał, bo
nie daj Bóg, żeby
Bóg dat, Bóg wziął.
(Wierzę,
aby zrozumieć
to, co niedorzeczne).
Maranatha
Przysposobienie niepiśmienne
Z początkiem roku dwutysięcznego
byłem mężczyzną trzydziestosiedmioletnim:
heteroseksualnym samcem rasy białej,
rzymskim katolikiem płci męskiej.
Jeśli miałem wiarę, to suchą i skrytą,
w której nic się działo. Modlitwę zamieniałem
w targ. Moje ciało trwało samotnie
przy Tobie, bo ja nie umiałem żyć Tobą.
Z końcem roku dwutysięcznego
zaczynałem być trzydziestoośmiozimowym
dłużnikiem, któremu nikt nic nie jest winien,
trupem, co niechcący obraca się wniwecz.
Patrzę dokoła i myślę sobie, że słowa
mogłyby służyć delikatnej wzniosłości.
Lecz przeszłość jest niejasna, przyszłość
przejaskrawiana, a przeważa poczucie •
przemijania. Więc: krzywdy i strapienia?
Brzmi nieźle. Jednak ulubiony ton elegijny
razi czułostkowością i trzeba zbyt wielu
słów na oznaczenie nieskończoności.
Postawić na sensacje? Owszem, z czasem
wszystko się przyśni, lecz objawienia
o zbrodniczych fabułach są zwodnicze.
Co zatem pozostaje? Zapis ciągły,
wedle zapachu wrażeń? Po czymś takim
pisanie wydaje się nieczystą formalnością.
i o
K-ww
Figurki
Posążki
Trzy matpki rzędem siedzą w mojej gtowie:
Niewiem, Nierozumiem, Niepamiętam.
Nazwa i Opis, dwaj srodzy trenerzy,
twardo je ćwiczą w sztuce przedstawiania.
Trzy czarne pudle warują u mych stóp:
Zeżryj, Wychlaj, Poruchaj.
Nie przepuścimy najdrobniejszej Żądzy,
zanim czas zrobi z nami swoje.
,
Biodra, biust, pośladki
Szczotka ryżowa
Slogan na okładce zachęcał, by dbać
o aksamitnooliwkowe części
maszyny produkującej
prefabrykaty nekrologów. Ręce kobiet
dotykały ciała - skóry
nad piersiami,
kości łonowej, delikatnego wnętrza
ud. Przez ich biodra
nie przechodziło
życie, tylko krew się sączyła - czarna,
gęsta i lepka, jak pamięć
0 materiałach
na ludzi, których na świat wyrwano
kawałek po kawałku.
Srebrne druciki
rusztowań wypełniały usta, sine
sznureczki oplatały twarze
1 kostki
niemych
ciał.
Mężczyźni upuszczali gorycz, kobiety
poszukiwały rodzimego
szczęścia.
Pochylona dziewczyna z pasją
szoruje parapet okna na parterze.
Jej dwudziestoletnie piersi omal nie wyskoczą
z czarnej bluzki na marmurek blachy,
by żwawo biegać tam i z powrotem
na pokuszenie przechodniów.
10
r
Memoriał
Fałszt
Aby poprawić nasze warunki życia na ziemi,
większość biedoty popełnić musi samobójstwo.
W tym celu trzeba rozbudzić wśród tłumów najdziksze
marzenia o nieróbstwie, dostatku i stosunkach płciowych.
Naturalną koleją rzeczy wkrótce odczują, że nie da się zasypać
przepaści, która oddziela to, co posiadane od tego, co upragnione.
Wtedy zaczną się zabijać. Niestety, nie sposób wykluczyć prób
zasypywania tej przepaści. Muszą być one z góry skazane na klęskę.
Najlepiej dusić je w zarodku i z bezwzględną siłą, co ukaże
niezmienność świata. Uważać, by nie zabrakło służby.
Neurotyczny bonwiwant, gra w totka,
żeby nikt nie pomyślał, że jest mu
za dobrze. Drobna ranka na dłoni ,
nie jest stygmatem i nie może być
dowodem na działanie duszy. Diabeł
objawia mu się w nim samym, siada
obok i czeka aż on sam zrobi wszystko.
Co jakiś czas chichocze tylko cichutko:
Ty to masz dobrze! Chciałby nie zazdrościć
diabłu tego, co diabeł robi, ani nie żałować,
że sam to robi bez wdzięku. Bo przecież
lubi spokój sumienia. Ale najbardziej
pragnie rzeczy zakazanych. Z przyjemnością
wyczekuje chwil występnych. Cieszy się,
gdy czuje, że ulega. O następstwach woli
nie myśleć. Kiedy ogarnia go strach
przed nieodwracalnym, mamrocze:
Niech będą ze mną wiara, zdrowie, mądrość.
Niech mnie omijają ból, cierpienia, nieszczęścia.
Wtedy też próbuje żyć wbrew przyrodzonym
skłonnościom. Do następnego razu.
12
13
Siedziby
Laski
Gołębie z balkonu zrobiły sobie dom.
Bez cienia gałązki, a pełen odchodów.
Wróble wolą rynny, co dobrze niosą głos.
Idą przez Rynek, udając, że nic
się nie dzieje. Prosto z solarium,
z włosami ugarnirowanymi
na rudozłoto. W sukienkach
o wężowym wzorze, nie dalej niż
do początku uda sięgających.
Tylko ich obojętność świadczy
o tym, że słyszą gwizdy, jęki,
cmokania oraz inne odgłosy.
14
15
.39/40-
0 zmierzchu, nad doliną, w której
miasto się żarzy jak stygnące węgle.
Rzeki, drogi i tory żłobią wąwozy
w tajnym życiu roślin. Korpusy
ekspedycyjne powracają pod inną
postacią w cynowych pudełkach;
uparte, natarczywe, regularne.
Popłuczyny i szmaty mieszają się
z szelestami do użytku wewnętrznego.
Pozostał cień skłonności do gasnących
nałogów, pełen rdzawego kaszlu.
Bierny i mętny, z zaciętymi ustami
szukam piątkowej karmy, mówię
1 jestem niezrozumiały. To przez
niepokupne tematy, a potrzeba
jędrnie niedorzecznych definicji
z prostych słów. Ale zmysłowe ciągi
zbyt są łatwe do powtórzenia i budzą
Każdemu
jest wierna, więc
będzie ze wszystkimi.
Będzie z każdym,
bo jest wszystkim
wierna.
tylko zniecierpliwione lekceważenie.
Wszystko powiedziane, nic usłyszane,
~~f" zero odzysku. Nie muszę żadnych słów.
Szyld
Upalny desant
Sklep
z młodzieżą.
Świeże mięsko.
Między majem a wrześniem rozkwita
każda kobieta: piękna, zniszczona
i taka sobie.
Na cztery miesięce przemieniają się
w istoty, których nie sposób
nie pragnąć.
Desantu dokonują wczesnym rankiem.
O świcie miasto jest opanowane.
To zapiera dech w piersiach.
Być może to oczywiste, ale nie uwalnia
z uścisku pożądania. Gdzie mam
obrócić oczy moje,
w jakiej skryć się jamie? Nie ma nic piękniejszego
niż kobiece ciała. Nie tylko dlatego,
że nie wszystkie można mieć.
18
19
nim
Parny wieczór
iałbym się dowiedzieć,
m warto dla wiersza
eszyć.
ypadek nie wystarczy.
wda, w odwodzie
my gtód.
społeczne w zmaganiach
eprzeniknionym
bez szans.
Kwaśny zapach potu wzmaga się niebywale, -
gdy on sakramentalnie pyta: Mła - tła bzyk-bzyk?.
A potem ona myśli: On jest taki brzydki,
że mi się do niego nawet dzwonić nie chce!
Obydwoje ledwie otwierają usta - jak ryby ;
leniwie zakotwiczone za szybą akwarium.
Twarzy wyrobników seksu nie sposób zapamiętać.
Podobno mają szorstkie stopy i pomięte skóry.
21
Dokładna rekreacja
Dypsomaniak bryzgowijski
Bulwary pełne dusznego po burzy powietrza.
Podgrzany wiatr sunie obok Wisty. Kaczki
gonią rowery. Mgła opada na zmęczoną trawę.
Młoda kobieta okryła nagie ramiona czarną skórą.
Zza szyb restauracji słychać śliskie zęby
miażdżące razowy chleb i czosnkowe masło.
Zalany nastolatek klnie w ebonit komórki
i na cały świat. Mam wrażenie, że pękają mi
żyły, gdy siła wnika nawet w suche tkanki.
Ciepło zwiastuje wiele obietnic, nie mniej
rozczarowań i zaburzenia błędnika - ziemia
rozciąga się gdzieś hen daleko w dole.
Czasem, kiedy przerywa po pierwszej pięćdziesiątce
i poziom alkoholu w organizmie przestaje rosnąć,
zaczyna przypominać owoc kiwi precyzyjnie obrany ze skórki.
Spodziewa się wszystkiego, nawet jeśli okoliczności przeczą.
Natomiast nie kontynuowana seta wpędza go w zapaść
osowiałej zgagi. Niekiedy tak jest bez przyczyny.
22
23
Klatki
Gnijąca wisienka
Czasami chciałbym zamieszkać w filmach.
W czarno-białych - obyczajowych i kryminalnych.
Szczególnie we włoskich, angielskich i francuskich. ■
Zwłaszcza w tych z lat 50. oraz 60. XX wieku.
No, i może jeszcze w niektórych zrobionych do 1975-
Ale te byłyby już pewnie tylko kolorowe.
Plansza I
Idziesz ciemną doliną, pośród martwych domów. Noc wyłączyła
świat. Grodzka jak poraniony przełyk, Rynek pusty jak boży grób.
Skręcasz przy „ideach". Pod słynącymi z zabójczej obfitości delika-
tesami „Oczko" ciało Kraków czeka na ostatnie żarcie. W niskopłat-
nych barach najszybszej obsługi stygną już tłuste szmaty do goto-
wania zup. Za pazuchą masz ułomki wiecznej wieczerzy i amfetami-
nę C. W koszu tego nie znajdziesz, wszystko jest w pamięci. Jeśli bę-
dziesz działał w myśl zasady: „Bądź ostrożny - nie pal, nie miej
dzieci, stówę zawsze rozmieniaj na dwie!", to nic złego cię nie spo-
tka. W służbie kobiet i społeczeństwa urodzisz się i umrzesz.
Z umiejętności dodatkowych posiadasz „Planowanie fizycznego ru-
chu towarów".
Plansza II
Kto strzeże miasta, gdy stąd wyjeżdżamy? Żurawie dźwigów poją je
światłem. Masz poparzone źrenice. Zmienia się wystrój nowego
świata i żeliwny saper nadchodzi, by uścisnąć dłonie. Dymna mgła
zasnuwa miasto na znak, że wielką krzywdę wyrządzono światu.
Z okien komisariatu wypływa stukot maszyny do pisania i łączy się
z atmosferą przełomu wieków. Och tak, wciąż pisujesz wiersze,
chociaż w prawej dłoni czujesz ostatnio bez przerwy ukłucia setek
szpileczek. Coś niby ścierpnięcie, ale nie przechodzi, gdy rozcie-
rasz rękę - to podobno nerwy. Pisujesz, chociaż nie wyhamowałeś
noża przy krojeniu bułki i masz płytkie nacięcie skóry pod palcem
wskazującym lewej ręki.
,
25
Plansza III
Plansza V
Nareszcie idziesz przez ekran w złym kierunku. Droga powstaje od-
cinkami, zjawia się na sekundę przed położeniem stopy. Więc niby
wyznaczasz kierunek, ale to, co się zjawia dokoła, nie zależy od cie-
bie. Btąkasz się, bo nie wiesz na czym opiera się świat. Nieźle by by-
to, gdyby punktem oparcia byt grzbiet stonia stojącego na skorupie
żółwia, który to żółw z kolei sunie pośród ogromu boskości.
Ogrom to, zakładasz, ptyn o nieskończonej liczbie wymiarów.
A świat ma kształt prostopadtościanu uczynionego z pasów cieli-
stej, nielakierowanej skóry zwierzęcej. Grubej, więc pewnie świń-
skiej. Splatanie świata nie daje najpierw dobrych rezultatów. Świat
splatany przez ciebie rozpada się, nie tworzy spoistej konstrukcji.
Nagle następuje jakaś przemiana, tworzony świat jest w tobie i spla-
tanie go jest czynnością naturalną, fizjologiczną, nieomal organicz-
ną. Świat spleciony jest spoisty, mocny, jędrny. Prawdziwy. Nie rów-
noległy wobec świata istniejącego zazwyczaj, lecz będący tym świa-
tem.
Plansza IV
Przestrzeń, w której żyjesz, otoczona jest cynową blachą, kulą-kap-
sułą lutowaną grubym ściegiem. Ta żelazista sfera ma także swoją
cząstkę w środku ciebie. Stoisz sam na placu tak wielkim, że jego
krańce zagięte są ku dołowi i kryją się za krawędzią horyzontu. Plac
jest wielką i płaską ptytą stalową. Nieustające poczucie, że ściana
i przepaść są tuż obok, ale nic o tym nie wiadomo. Opierasz dłonie
o kamienną balustradę, a ona ugina się, jakby była zrobiona z pla-
steliny i oto popielatopastelowy wir miękkiej substancji wciąga cię.
Suniesz żabką w powietrzu, tuż-tuż nad ziemią. W kieszeni masz bi-
let miesięczny, więc nie runiesz w dół. Głowa w niewidzialnie dale-
kim nigdzie, ręce poza przesłoną nieba. Alkohol wlewany do kie-
liszka wygląda apetycznie. Jesteś maszynką do niszczenia brandy.
Pijesz alkohol, aby utracić równowagę i zanurzyć się w grzesznym
zbytku rozmowy. Z czasem upijesz się do nieprzytomności, żeby
nic nie móc zrobić. Obchodź się ze sobą ostrożnie, kiedy leżysz pi-
jany. Kark sztywnieje od wódki, nieustanne poczucie napięcia i pul-
sujący ucisk w skroniach. Może wodne rzygi.
Jedno ciało pod powiekami, drugie naprzeciw oczu. Nieustanny
pociąg do obcych pięknych ciał, o których wiesz na pewno, że nie
przyniosą ci rozkoszy. Chcesz ich dotykać nawet wówczas, gdy nie
jest to ani potrzebne, ani możliwe. Szaleństwo dotykania. Dotykać,
dotykać, dotykać. Bo ile można zabrać za jednym spojrzeniem?
Brzuszek, płaski, matowy, z lekka krągły, jak brzoskwinia obsypany
świetlistym puszkiem. Pośladki, między które wchodzi biała stróż-
ka stringów, idealne półkule, z lekkim meszkiem, jędrne. Nogi -
szczupłe, mocne, twarde, opalone. Białe twarze i marchewkowe
usta. Chyba jednak nie jesteś im do niczego potrzebny. Dalej żyjesz
w zmysłach, ale uczysz się ustępować ze swojego ciała i z ciał in-
nych ludzi.
Plansza VI
Dni mijają natychmiast, weekendy dziwnie szybko nadciągają po
sobie. Rozstępują się ciemnogołębie chmury, otwiera się niebo.
Czekasz aż z niebosktonu odezwie się głos. Niespieszny trzask
grzmotu przetacza się nad tobą, a zaraz potem wielkie bąble pęka-
ją na asfalcie. A wiatr zbudowany jest z miękkich piątków śniegu,
ale takich, że nigdy się nie roztopią. Cieszysz się śniegiem. Nic nie
ląduje tak miękko jak niedopałek na brudnej pryzmie. Na czyjej
czaszce roztrzaska się opłatek? Szron topnieje na trawach i zamie-
nia łąki w skrzące trzęsawiska.
26
27
i
Plansza VII
Plansza IX
Korzystasz ze stońca, kiedy tylko nadarzy się okazja, której usilnie
sprzyjasz i której pilnie wyglądasz. Suche światło powraca do mia-
sta. Rośliny i robactwo wychodzą na wierzch. Dżdżownica oblepio-
na piaskiem schnie w upale razem z łodyżkami kwiatów, których
ziarenka zasadzone były na opak. Ciała wypełzają spod wielu
warstw ubrań i rozpoczynają dobór nienaturalny. Pielęgnujesz zmy-
ślone przyjemności przemijania, ćwiczysz umiejętność konse-
kwentnego niedostrzegania upływu czasu. Coraz częściej ogarniają
cię nastroje jansenistyczne. Kiedyś działo się tak zazwyczaj na po-
czątku roku, kiedy dzień się wydłużał i wszystko zdawało się zaczy-
nać od nowa. Bywałeś wtedy szczęśliwym człowiekiem. Na przy-
kład pięć minut przed północą, w wigilię najdłuższego dnia w ro-
ku, sikałeś pod klonem, a potem gnałeś do domu, żeby najeść się
m i ę s a z a n i m b ę d z i e p i ą t e k . M i ę s n y s m a k r z o d k i e w k i c o c h w i l a w p a -
da na myśl.
:
.. .■■■ '.-. . ■ ■ ■ ■ ■ ■ ■ ■ • ■ . ■ ■ ■ ■ . ■ ■ ; . ■
■:■■■
Twoje ciało jednorazowego użytku spostrzega nagle, że jest zaplą-
tane w łańcuch mijających wiosen i zim. Jak to powiedział Izzy Pop:
„Somnis moriar!". Kładzie się zatem ciało na stole prosektoryjnym
i pokazuje, jak mają je krajać po śmierci. A ona czeka na to, co jest
w stanie. Zgodnie z triadą Plattona Kavcki: soma, somnium, som-
nus - pragnąłeś równo poukładać świat, mówić perfekcyjnie po
włosku i wirtuozersko grać na fortepianie. Ale świat nie ułożył się
po tej myśli, co nie oznacza, że jest przeciw - po prostu wszystko
potoczyło się inną koleją. Samolot już spada, ale nie nastąpiło jesz-
cze uderzenie w ziemię lub w morze. Ta nieuchronna klęska nie ma
nic wspólnego z rzeczywistością. Na płaskim niebie rządzą kiębia-
ste zwały transsomatycznych chmur — jedne jak czaszka Hitlera, in-
ne niczym nogi Claudii Schiffer.
Plansza VIII
Sen odchodzi od ciebie o czwartej nad ranem, by powrócić o szó-
stej, twardy i męczący. Nieraz o tej porze wracałeś do domu, a te-
raz się obudziłeś i przez głowę przelatują ci tysiące myśli i skoja-
rzeń, serce zaś trzepoce. Chyba długo nie zaśniesz i wstaniesz zmę-
czony. Wspominasz jak kiedyś spałeś zwrócony twarzą do jej kręgo-
słupa i już na granicy przebudzenia suche, żylaste, władcze ramię
innej wysunęło się nie wiadomo skąd, objęło cię za szyję, pociągnę-
ło ku sobie i usłyszałeś: „Chodź ze mną!". Ale teraz dzień nie poka-
zał jeszcze swoich właściwości, trwa chwila, nim wszystko pójdzie
w ruch. Pasmo fioletu podbite pomarańczową poświatą. Na pierw-
szym planie ostro zarysowane kontury dachów i drzew. Chropawe
kreski gałązek. W nocy chowały się w szronie, teraz - bezwstydnie
bure. Między nimi lej gniazda. Grzechoczą zdrewniałe liście strąca-
ne mocnym wiatrem. Na białej ścianie jasnogliniany cień szyby.
Piekło, piątek, piętnasta pięć
Kordiał
A my tu, na górze, palimy papierosy,
stonce się ściele na liszajach muru,
rosną nam długi, wypadają włosy.
Siostry zakwasiły nowy garniec żuru.
Pociąg przejeżdża przez szarych pól płótna,
przestrzeń ucieka i przestrzeń nadchodzi,
na dwa dni zawieszona zimna trwoga jutra,
chociaż nie zniknęło usychanie godzin.
Wszystkie obce języki wciąż są równie obce,
jak były wtedy, przed piętnastą pięć,
a jeśli się nie wplatam w ciernie i manowce,
to nie mam pewności, czy przez Twoją śmierć.
Śpi na ławce pośród szumu Plant.
Cichy aromat sierpniowego miasta
sprawia, że jeszcze bardziej cuchnie.
30
31
Krwawa łaźnia
Neuropa
To byt wieczór o nazwie „Another Drink in the Wall",
złożony w hołdzie katatonii, a poświęcony wszystkim , .,;.
butelkom na barze. Barmanka nie miała czasu się rozwodzić;
Czuł się trochę tak, jakby pochodził z innej planety. ■ . ' '
Świat pachniał mokro, chociaż nie spadła lawina deszczu
i śmieci. Potem śniła mu się wygolona diabliczka
z wywróconymi białkami i czarnymi szczerbami
wśród pieńków, która wrzeszczała: ,W sądzie
się spotkamy!" i ni stąd, ni zowąd była w siódmym
miesiącu ciąży. Nie połączył ich gest bezinteresownej
czułości. Przez chwilę znowu był ojcem dziecka.
I nie umiał pokochać go, cieszyć się nadchodzącym.
Trwa bałwochwalcza liturgia włosów napełnionych tlenem.
Tłum wspina się po szczeblach zmysłów. Wysoka średnia
cielesna. Wiele wariantów ciała i wiele wariantów zmysłów.
Taniec zastępuje seks, wargi błądzą po wargach, lęk przepełnia
łaknących dyspensy. Sponsor dobrych posunięć sakralizuje
profanum. Pod dachami bioder szeleszczą tytuły zastępcze.
Potem zasypiają z otwartymi ustami, i z oczu płyną im łzy.
Śni im się, że tak często się onanizują, aż z ich obolałych
i opuchniętych członków zaczyna lać się krew, jasnoczerwoną,
wodnistą, nieprzerwaną strugą. Albo że w ich pochwach
zalęgają się ligninowe grzybki. W tych snach trawa bez źdźbeł
jest naturalnie sztuczna jak podróbki spowiedzi.
m
33
Supersam
Niektóre kobiety świata. Sezon 2001/2002
Cztowiek się rodzi i otwiera czas.
Świat mu się trafia w stanie niewinności.
Boso idzie kamienistym brzegiem,
o świcie, gdy najmocniej grzmią fale. • -■■■ >
!
Słona woda gładzi wyblakłe deski,
■■■.-.
,
bezruch ma zapach sosen i piasku.
Trzy puszki po piwie cumują ■■. ', ■■ ■ . ■ ,
u grobli oleistego kanału. , "
,
:
>
Czas chroni się w komórkach, przerażenie
;
obejmuje początek, środek i koniec.
/
W wieku lat 30 powinno się wyglądać na lat 20,
w wieku lat 40 trzeba wyglądać na lat 30.
W wieku lat 50 musi się wyglądać na lat 35,
w wieku lat 60 dobrze jest wyglądać na lat 40.
Plus - nieskazitelnym wyglądem zarabia się na chleb.
Minus - jest się zakładnikiem starców i młodzieży.
Kobiety z klasą, sprzedające kapustę, ćwikłę
i żurek w półlitrówkach na starym placu targowym.
Dziewczyna o cudownie uformowanej linii stopy
z długą listą mężczyzn, którym się oparła.
Sześćdziesięciolatka z głową w murzyńskich
warkoczykach, oproszona seksem. Długonoga
kobieta w ciepłych rajstopach i mini, brnąca
przez zimnojesienny deszcz w samym środku
lata. Znudzona intelektualistka z Europy
Zachodniej w mocno średnim wieku, obojętnie
przyzwalająca, by wschodnioeuropejczyk
obmacywał jej uda pod stolikiem w knajpie,
chociaż z góry wiedziała, że jego ciało do niczego
nie przyda się jej ciału. Ta mówiąca, że wszyscy
mogą zaświadczyć, że nie ma celulitisu.
Trzydziestoletnia feministka jęcząca, że żadne
interesujące ją ciało nie czeka na jej waginę.
Nie wiadomo gdzie, kiedy i czy w ogóle coś
jedząca szczupła dziewczyna z pupą skrytą
w jedwabiu, o kruchych ramionach spowitych
w spłachetki lnu. Cycatka, z lekka nimfomanka,
35
która chciałaby mieć w życiu przynajmniej
jeden udany związek, pozwalająca się głuszyć
byłemu właścicielowi wielu kultowych lokali.
Znudzona dwudziestosiedmioletnia malarka
o wciąż nieustalonych preferencjach
seksualnych - mocna, aksamitna skóra,
agresywny łuk pośladków. Węgierska Żydówka,
z którą trudno rozmawiać o czymś poza tym,
że jest piękna. Najstarsza kobieta świata - prawie
nic nie widzi, ale czuje się świetnie. Ta pięknie
zasuszona, wciąż zajmująca czyjeś myśli. Wiele
innych kobiet, które w tym sezonie zabiły się
z powodu nic nie wartych mężczyzn.
Kumulacja popielcowa
Obstawiam totolotka: system, siedem liczb, a potem idę
do kościoła. Warszawa, chłodne słońce, połowa lutego.
U świętego Aleksandra na placu Trzech Krzyży
nawa pełna babć, chłopak po hajne i dziewczynka-dałnek.
Po chwili widzę sporo młodych ludzi, którzy zginęli
w tłumie starców, chorych, bezdomnych i kalek.
Trwa zabawa w ciepło-zimne zasysanie powietrza.
Ząb rozbolał mnie wczoraj. Boli. Będzie bolał.
36
37
Rodzaje
Łaboratuar widal pedigri pro wi
Przez cale życie w ciele trwa wymiana tkanek.
Tak więc umieramy wcale nie ci sami. Ale ból
zbudowany jest z ciała. Więc jak to będzie, kiedy
wszystkie możliwe rodzaje zbiegną się w ten jeden,
przeznaczony dla mnie? Hormonogram już od dawna
rozpisany i napięty. Tępy ból, pierwociny lęku...
I ta fioletowa linia, łącząca wargi martwej kobiety.
Jakby wypiła gencjanę i niedokładnie wytarła usta.
Nikt tego nie widzi, bo u mnie na razie od środka.
Postanowił codziennie chodzić do fryzjera,
żeby ktoś zajmował się nim,
żeby ktoś go dotykał.
W stanie spoczynku
Słowik, skowronek
Z dala od brzegu,
nad roziskrzonymi falami
wibrują rozszalałe stada bielinków.
Zakłopotany nadrannym widokiem,
raczej niespodziewanym, kopulacji
w pokoju obok.
Pojękiwania. I kołdra faluje jak mrówki
na truchle kreta. Wyobraźnia każe
myśleć o kołysce nóg.
Somariusz czyli historia trzynastu dosłownych ciał
Z upływem lat Don Juana
przepełnia obrzydzenie do dawnych
kochanek. One obdarzają go lustrzaną nienawiścią.
Chyba wolę nie wiedzieć,
Canizares miał głowę obficie wypełnioną mózgiem.
Widać to wyraźnie. Jak również i to, że już nigdy
przez jego nerwy, żyły oraz inne drogi nie nadejdzie
doń kolejny bodziec. Ten widok sprawia, że krew
zastyga pod skórą komisarza Thorstena Dreckera.
co o mnie myślicie.
Thorsten Drecker ma czaszkę pokrytą rzadkimi
włosami, które nie narzucają się czołu i skroniom.
Jego tęgie uszy łowią echa obecności właściciela
niezwykle krzaczastych brwi, niezastąpionego
w sytuacjach bez wyjścia - Momczilo Hagenbecka.
To musi być
Momczilo Hagenbeck, jak na tajniaka przystało, ma
oczy otwarte szeroko. Nie używane powieki i rzęsy
omalże zniknęły znad policzków. Za to postawny nos,
wyposażony w stosownie monumentalne nozdrza,
węszy już za tą gnidą, Knedliczkiem Heidelbergerem.
jakiś nieznany mi człowiek.
Knedliczek Heidelberger nigdy nie zamyka ust. Jego
wargi pląsają w nieustannym ruchu, a szczęka i osadzone
w niej 32 zdrowiutkie zęby, razem z giętkim językiem
i czułym podniebieniem tworzą maszynerię arcywydajnie
produkującą fałszywy donos na pijaczka Jensajeremiasa.
42
43
Coprawda
Jens Jeremias przepłukuje właśnie gardło, przełyk i krtań
wodnistym piwem. Pije łapczywie już piąty kufel, aż piana
ścieka mu po podbródku i brodzie. Picie pozwala zapomnieć
0 szyi kobiety, która go nie chce, nawet za pieniądze. Dawno
nie ma kręgosłupa moralnego. Drwi z niego Elmore Lucater.
zawsze jestem
Elmore Lucater to sutener, który na widok pięknych dziewczyn
pręży mięśnie i wzdycha: „Zajeboza, że szok!" albo „Bóg jest
dobry!". Ma nadzieję, że wszystkie wylądują w jego ramionach,
to znaczy, że je wszystkie „zerżnie". Ale jego barki, mostek
1 tchawica, podobnie jak u pijaczka, wyrywają się do Anki Koch.
niemile widziany.
Anka Koch to krasa robotnicza, która cudnie używa płynu
do higieny intymnej. Jej klatka piersiowa i sutki dają piękne
chwile zapomnienia wśród bezmiaru trwogi. Po zetknięciu z jej
cieniutkim tłuszczem nikomu nie przyjdzie na myśl: „Bolimy
się" lub „Ja się będę płakał". Nawet Fantazemu Rosołkowi.
Ale każdy jest nikim
Fantazy Rosołek napisał dla niej przedramionami, nadgarstkami,
ścięgnami, dłońmi i palcami: „Sodoszimę" i „Angelikon". Obecnie
pracuje nad wierszem „Znacząca połowa", który idzie tak: Tyle życia,
ile ludzi dokoła. Duch ojca Hamleta biegnie przez OIOM-y Marszruta:
Frascati, Santos, Amatorska. Być może tekst kupi Daktyl Welocyped.
na swój własny sposób.
Daktyl Welocyped ma bowiem kupę forsy, jako że jest właścicielem
agencji ,Wygoda & Przyjemność". Ale jego żebra, splot słoneczny,
ręce, ramiona, łokcie i paznokcie są narażone na wielkie ryzyko,
bowiem firma jest tylko przykrywką dla działalności gangsterskiej,
w której najgroźniejszym konkurentem jest dlań Awruk Nofelet.
Nienaruszeni umarli,
Awruk Nofelet handluje złotem i złomem. Jest zapatrzony
we własny pępek, co nie przeszkadza mu rozpychać się wydatnym ■
brzuchem ile wlezie. Na szczęście jego jelita, żołądek, wątroba
i śledziona, zaopatrzone w płynne ustroje, wywołują w nim
przychylne reakcje. Korzysta z tego Onaniasz Trypadełko.
odmienieni żywi.
Onaniasz Trypadełko jest politykiem. Co ważne dla innych,
dla niego bez znaczenia. Lubi, żeby o nim słyszano, nie chce, żeby
o nim cokolwiek wiedziano. W zaciszu jest emocjonalnym zboczeńcem,
którego miednica, biodra, plecy, pośladki, odbyt i pęcherz zaznały
wszystkiego. To hak Franciszka Erazmowicza Tuziemskiego.
Innych wrażeń zmysłowych
Franciszek Erazmowicz Tuziemski przewodzi spiskowi na rzecz
triumfu cywilizacji natrętnej pamięci. Pisanie nowych książek
ma zostać zabronione, czytanie zaś będzie obowiązkowe. Już drżą
z radości jego wewnętrzne narządy płciowe, przyrodzenie, uda, kości
udowe, kolana i łydki, co z ironią śledzi Missantroposs Rossouak.
już nie zobaczycie.
Missantroposs Rossouak czyli autor. Jego golenie, piszczele, kostki,
pięty, stopy, palce i paznokcie wciąga ziemia. Walczy z bezwładną
władzą prymitywnego stereotypu, ale wyrażanie stosunku mierzi go,
nuży i przeraża. Ot, wszystko to klisze z Genezis. A że opowieść
musiała jakoś się rozpocząć, więc uśmiercił..., zabił Canizaresa.
Bez gwarancji
Przekrój społeczny
Odwrócona tyłem
siedemdziesięcioletnia kobieta
pochyliła się nad opartą o murek nogą,
fioletową od żylaków. Posapując z wysiłku
próbuje zapiąć złoty łańcuszek
nad opuchłą kostką.
Żona mu mówi, żeby się nie przejmował,
bo to wszystko z napięcia. Znajomy
wieszczy, że albo straci talent, albo
skrzywdzi ludzi, tak przynajmniej wynika
ze słów zmieszanych z alkoholem. Pewnie
reaguje przesadnie, ale sytuacja jest niewygodna.
Jeszcze bardziej niż kiedyś nie z każdym
może rozmawiać o wszystkim. Ludzie
myśleli, że zrobi porządek, są żądni krwi
utoczonej jego rękami. I mają się za
doskonalszych od innych, co nie jest
akurat prawdą. Cóż, stara się postępować '
uczciwie. I jasne, że jakoś to będzie. Zawsze
jakoś było, a nawet jest. Niepokój jednak
przeważa. I brak pewności. Chętnie zaznałby
poczucia równowagi. Ale nie wychował
dzieci, trzęsą mu się ręce, ma nie wiadomo jaki
problem oraz jest podejrzewany o pragmatyczny
konformizm religijny - „Twój post idzie
na marne. Pan Bóg go nie pragnie".
Tyle starczy.
46
47
Maczęsie miejskie
Marzenie wiejskie
Z początkiem późnego popołudnia, na przełomie dwudziestostop-
niowego maja i trzydziestostopniowego czerwca siedzę sobie - trzy-
dziestoletni - w ulubionym ogródku na płycie Rynku, w cieniu parasoli,
które coś reklamują. Chociaż siedzę tu od zawsze, to nigdy nie będę wie-
dział, co parasole reklamują, ot, splątanie czarnych, czerwonych i ciem-
noniebieskich elementów.
Więc siedzę, jest raczej gorąco, choć miłych skórze podmuchów
wiatru nie da się wykluczyć. Chodzą ludzie, różni. Przede wszystkim ko-
biety. Niektóre znane z zeszłego roku albo z lat wcześniejszych, niektóre
debiutantki. Debiutantki, które wiedzą, że są debiutantkami i debiutant-
ki, które o tym nie wiedzą. Te drugie niby bardziej interesujące w swej
podwójnej niewinności, ale nie ma reguły.
Siedzimy, kobiety i mężczyźni. Nie słychać świstu towarzyszącego
zsuwaniu się z szufelki, bo nie ma szufelki. Nie da się wykluczyć, że roz-
mawiamy, ale daje się wyczuć raczej ogólną atmosferę niż usłyszeć kon-
kretne słowa. Siedzimy, pijemy piwo, pijemy wódkę z cytryną i lodem, pi-
jemy starkę, palimy rozmaite papierosy. Ktoś czasem odejdzie, ale nieba-
wem wraca. Ktoś czasem pojawi się, nieco niespodziewanie, z Warszawy,
z Berlina, z Lublina lub z Kielc.
Wiem, że był bardzo miły poranek z ponocnym chłodem przecho-
dzącym w upał; wiem, że szykuje się stygnący wieczór. Będę siedział, bę-
dę się przypatrywał, jak nieruchomo płynie czas. Nic do zrobienia, żad-
nych konieczności.
Wszystko będzie toczyło się jak się patrzy i jak się należy. Pośladki
nie będą bolały od siedzenia, głowy od alkoholu, języki od mówienia. Za-
trzymywanie zapłaty za wykonaną pracę - ten grzech wołający o pomstę
do nieba - będzie niewykonalne, bowiem będzie tylko jedno wielkie co-
dzienne popołudnie na Rynku w dniu bez problemów z kasą.
Tak mogłoby być zawsze.
W środku wczesnego przedpołudnia, na przełomie trzydziestopię-
ciostopniowych czerwca i lipca, w długi weekend spoczywam sobie -
czterdziestoletni - w ogrodzie podmiejskiej posiadłości. Żar leje się
z nieba, wieje lekki wietrzyk i co chwila odwraca na drugą stronę wciąż
świeże liście brzóz, dębów i czereśni. Cała zieleń migocze jak powierzch-
nia morza w słońcu. Trawa nabiera ciepła.
Zatem leżymy, kobiety i mężczyźni, na leżakach i kocach. Za płotem
przejdzie czasem sąsiad albo jego pies. Dzieci polewają się wodą - nad-
terminowy śmigus. Będzie obiad, potem będzie grill. Jest dużo piwa,
a wino i wódka już się chłodzą-mrożą na później. Papierosy smakują tu
niezbyt, są gorzkie i chropawe.
Brzmią leniwe rozmowy o przeszłości i nieskładne żarty. Starości
jeszcze nie ma, albo raczej jeszcze aż tak bardzo jej nie ma. Jest nie-
spieszne odkrywanie łysin, brzuchów i popękanych naczynek na róż-
nych częściach ciała. Czasem ktoś nadjedzie, ale częściej nie. Miasto ist-
nieje, ale pozostało gdzieś w dali.
Wiem, że był bardzo miły poranek z ponocną rosą; wiem, że szyku-
je się stygnący wieczór i że trzeba uważać, żeby się nie przegrzać, a po-
tem nie przeziębić. Będę siedział, będę poczytywał wstępy do zakurzo-
nych wydań poetów coraz dawniej współczesnych, będę przeglądał
książki, których w innych okolicznościach nie wziąłbym do ręki. Ale
przede wszystkim będę patrzył, jak nieruchomo płynie czas. Nic do zro-
bienia, żadnych zobowiązań.
Wszystko będzie toczyło się jak się patrzy i jak się należy. Będzie wy-
raźnie widać, że dzieci mogą już wejść w świat. Pośladki nie będą bolały
od siedzenia, głowy od alkoholu, oczy od czytania. Zatrzymywanie zapła-
ty za wykonaną pracę - ten grzech wołający o pomstę do nieba - będzie
niewykonalne, bowiem będzie tylko jedno wielkie codzienne przedpołu-
dnie w ogrodzie w dniu bez problemów z sobą.
Tak mogłoby być zawsze.
48
Utrwalanie
Zwycięstwo kolejnego nowego pokolenia
Aby uwolnić się
od natrętnego widoku,
zapisz to, co samo wchodzi w słowa.
Pozostaw w spokoju, co się słowom
opiera, bo rozjuszony widok
może cię zagarnąć.
Dwa widowiskowe kobiece biusty. Ani za duże,
ani za małe, ot, jak raz w sam raz. Miseczki
staników kończą się tuż przed granicą sutków.
Jedna szyja miękka, druga z napiętym ścięgnem.
Twarze pociągłe i smagłe, o szerokich ustach,
pełnych wargach, wydatnych kościach policzkowych.
Billboard zwiesza się pasywnie i agresywnie
zarazem nad skrzyżowaniem tramwajowym
nieopodal dworca w mieście średniowiecznym.
50
51
Ewangelia naturalna
Spis wierszy
Najpierw opada z Ochotnicy całun
szronu. Potem przysiółki okrywa
przepaska zieleni. Na koniec
kamień śniegu na nowo
przygniata wieś.
Nadaremno ........................................................................
5
Maranatha ..........................................................................
6
Przysposobienie niepiśmienne ............................................... 7
Figurki ............................................................................... 8
Posążki ............................................................................... 9
Biodra, biust, pośladki ......................................................... 10
Szczotka ryżowa .................................................................... 11
Memoriał ............................................................................ 12
Fałszt ..........................................................................
....................................................................................................
13
....................................................................................................
14
....................................................................................................
15
Siedziby
Laski ..
39/40 .
....................................................................................................
16
Wymarzona ........................................................................... 17
Szyld ................................................................................... 18
Upalny desant ........................................................................ 19
Zanim ................................................................................. 20
Parny wieczór ....................................................................... 21
Dokładna rekreacja .............................................................. 22
Dypsomaniak bryzgowijski ..................................................... 23
Klatki ................................................................................... 24
Gnijąca wisienka (gra) .
25
Piekło, piątek, piętnasta pięć ................................................... 30
Kordiał ............................................................................... 31
Krwawa łaźnia ........................................................................32
Neuropa .............................................................................. 33
Supersam ............................................................................34
Niektóre kobiety świata. Sezon 2001/2002 ....................................35
Kumulacja popielcowa .............................................................37
Rodzaje ............................................................................... 38
52
53
Laboratuar widal pedigri pro wi ......................................................... 39
W stanie spoczynku ........................................................................... 40
Słowik, skowronek .............................................................................. 41
DJ ......................................................................................................... 42
Somariusz czyli historia trzynastu dosłownych ciał ........................... 43
Bez gwarancji ...................................................................................... 46
Przekrój społeczny .............................................................................. 47
Marzenie miejskie .............................................................................. 48
Marzenie wiejskie ................................................................................ 49
Utrwalanie .......................................................................................... 50
Zwycięstwo kolejnego nowego pokolenia .......................................... 51
Ewangelia naturalna ............................................................................ 52
Opracowanie graficzne
Frakqa R
Na okładce wykorzystano zdjęcie
Andrzeja Kramarza
© Copyright by Marcin Baran, 2003
i Copyright by Wydawnictwo a5, 2003
54
ISBN 83-85568-61-1
Wydawnictwo a5
ul. Stawarza 16/3
30-540 Kraków
Skład i łamanie
Sławomir Onyszko
Druk
Zakład Graficzny Colonel
Kraków, ul. Dąbrowskiego 16