Smoleńsk w kilkunastu akapitach
Nasz Dziennik, 2011-03-11
Na pokładzie Tu-154M nie było szyfrujących
telefonów, agenci nie wchodzili do mieszkań
Janusza Kurtyki, Zbigniewa Wassermanna ani
Aleksandra Szczygły, by pobrać materiał
genetyczny potrzebny do identyfikacji. ABW
raportuje swoją działalność za 2010 rok.
Konkretów na temat katastrofy smoleńskiej
przekazała niewiele.
- Większość czynności podjętych przez ABW w sprawie katastrofy smoleńskiej jest niejawna,
a ich efektami dzielimy się z prokuraturą wojskową, która prowadzi śledztwo w tej sprawie -
tłumaczy szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztof Bondaryk, który wczoraj
wystąpił na niecodziennej konferencji prasowej. Agencja przedstawiła i przekazała
dziennikarzom raport z działalności ABW w ubiegłym roku. W 2010 r. wydarzeniem
absolutnie niecodziennym i bez precedensu była na pewno śmierć prezydenta na terytorium
obcego państwa wraz z towarzyszącą mu delegacją, w skład której wchodziły najważniejsze
osoby w państwie. Jednak wydarzenie to nie zdominowało ani raportu, w którym poświęcono
mu kilkanaście króciutkich akapitów, ani tego, co szef Agencji chciał przekazać
dziennikarzom.
Informacje o Smoleńsku w raporcie to garść bardzo lapidarnych wiadomości na temat działań,
jakie funkcjonariusze Agencji podjęli po 10 kwietnia. Większość z nich dotyczy czynności
rutynowych typu: całodobowa praca Centrum Antyterrorystycznego, sporządzenie listy rodzin
ofiar katastrofy, konsultacje najważniejszych służb i ministerstw. Cała reszta - jak to w
służbach - jest oficjalnie objęta tajemnicą. W raporcie nie znalazło się również nic na temat
działań Agencji przed 10 kwietnia, gdy decydowało się, w jakich terminach odbędą się wizyty
premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu i jakie zabezpieczenia
będą im towarzyszyły.
Motorola BOR
- Takie informacje powinny w takim raporcie się znaleźć. Biuro Ochrony Rządu w takich
sytuacjach koordynuje całość zabezpieczenia i zasięga w tej sprawie opinii ABW, a w
szczególności w sytuacji, gdy dzień wcześniej nadeszła informacja o zamachu
terrorystycznym grożącym jednemu z samolotów z krajów UE - tłumaczy Antoni
Macierewicz, przewodniczący zespołu parlamentarnego zajmującego się katastrofą
smoleńską, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Oficjalnie ABW jedynie
informuje, że już w dniu katastrofy podjęła czynności zmierzające do ustalenia, czy na
pokładzie tupolewa nie znajdowały się materiały kryptograficzne lub dokumenty zawierające
informacje niejawne. W tym celu do Smoleńska mieli zostać oddelegowani eksperci, którzy
wraz z prokuratorami wojskowymi zajęli się badaniem miejsca katastrofy i zabezpieczeniem
wszelkich materiałów i dokumentów, które mogły mieć przy sobie ofiary. W przekazanym
dziennikarzom raporcie można znaleźć m.in. informację, że żaden z pasażerów, wśród
których był prezydent, najwyżsi rangą dowódcy wojska, szef BBN, nie posiadał telefonu
szyfrującego.
Zdaniem Antoniego Macierewicza, to nieprawda. - Wiemy już, że na pokładzie samolotu była
radiostacja motoroli. Nie wiadomo do końca, czy należała ona do BOR, czy była na
wyposażeniu samolotu - podkreśla poseł PiS. W jego ocenie, albo ABW nie podaje
prawdziwych informacji, albo prezydent nie miał zagwarantowanej przez służby bezpiecznej
łączności. - Teza, że na pokładzie tego statku nie było żadnego urządzenia szyfrującego, tak
naprawdę oskarża samą ABW o działanie na szkodę państwa - dodaje Macierewicz. W jego
ocenie, nie może być prawdą, by na prezydenckim samolocie nie było bezpiecznej
komunikacji pozwalającej głowie państwa porozumiewać się bezpiecznie w sprawach
najwyższej rangi. Przypomina również, że kilka miesięcy temu gen. Tatiana Anodina,
szefowa MAK, informowała, że przekazano stronie polskiej telefon satelitarny prezydenta
Kaczyńskiego. Potem jednak prokurator generalny Andrzej Seremet tłumaczył, że nie dotarł
on do polskich śledczych.
- Nie oddano Polsce żadnych innych nośników informacji - przypomina Macierewicz. W
związku tym, skąd pan Bondaryk wie, że na pokładzie nie było żadnych innych szyfrowanych
urządzeń, których tam były setki. To, co przekazuje w tej kwestii, nie jest prawdą - dodaje.
ABW tłumaczy również, że choć 11 kwietnia ub.r. brała udział w zabezpieczaniu próbek
DNA, które miały umożliwić identyfikację ofiar katastrofy, to jej funkcjonariusze nie
pobierali materiału porównawczego do identyfikacji ciał Zbigniewa Wassermanna i Janusza
Kurtyki. "Nie wchodzili też do jakichkolwiek pomieszczeń służbowych czy nieruchomości
należących lub czasowo pozostających w dyspozycji Aleksandra Szczygły, Zbigniewa
Wassermanna i Janusza Kurtyki". Mieli za to m.in. w asyście Straży Marszałkowskiej
zabezpieczyć materiał porównawczy ze szczoteczek do zębów i nożyków z maszynek do
golenia w 10 pokojach hotelu sejmowego, należących do ofiar katastrofy. - Wiemy jednak, że
ktoś wchodził do mieszkania Aleksandra Szczygły, szefa BBN, i zabrał jego laptop -
przypomina szef zespołu parlamentarnego.
Według byłego szefa kontrwywiadu wojskowego, raport powinien choć sygnalizować, że
ABW w związku z przejęciem przez Rosję na skutek katastrofy olbrzymiego zasobu
informacji na temat bezpieczeństwa Polski, a w szczególności naszych związków z NATO,
decyduje o wdrożeniu odpowiednich procedur i wyciągnięciu personalnych i organizacyjnych
konsekwencji. - To że nie ma na ten temat słowa, świadczy, że obecne kierownictwo nie
nadaje się do pełnienia swoich funkcji, ponieważ nie podjęło zadania, które przed nim stało -
ocenia Macierewicz.
Film ze zdarzenia
W raporcie znalazł się również krótki akapit na temat słynnego filmu nagranego telefonem
komórkowym na miejscu katastrofy, a który został umieszczony w internecie. ABW
potwierdziła, że dokonała analizy jego "tła akustycznego", w którym słychać dźwięki
przypominające strzały i głosy. Wyniki przeprowadzonej ekspertyzy zna prokuratura
wojskowa, której dostarczono wyniki badań. W tekście przekazanym dziennikarzom napisano
jednak w liczbie pojedynczej, że "film z miejsca zdarzenia miał najprawdopodobniej na celu
wzbudzenie wątpliwości odbiorców co do przebiegu wypadków". Na nasze pytanie, który to
film, wyjaśniano, że chodzi o jego mutację, a nie wersję pierwotną. - Poza pierwotną wersją
filmu w sieci znalazły się również jego zmodyfikowane wersje, na których dogrywano głosy,
stąd nasz wniosek, że miał najprawdopodobniej na celu wzbudzenie wątpliwości odbiorców
co do przebiegu wypadków - tłumaczył zastępca Bondaryka, płk Paweł Białek.
- Najpierw dokonano analizy filmu wziętego z internetu, a w październiku prokuratura
otrzymała kolejną kopię od Rosjan - jeden i drugi są tożsame - mówi Antoni Macierewicz,
który już w styczniu podkreślał, że próbuje się manipulować treścią filmu.
Konferencja szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego to zdarzenie raczej niecodzienne.
Przy tej okazji szef ABW poinformował również o działaniach instytucji, którą kieruje, m.in.
o jej działalności kontrwywiadowczej. Według niego, około 300 dyplomatów
akredytowanych w Polsce to funkcjonariusze obcych służb specjalnych. - Aktywność obcych
wywiadów na terenie naszego kraju pozostaje na tym samym... wysokim poziomie -
oświadczył szef Agencji.
Maciej Walaszczyk