background image

autorka – 

witness

adres bloga - 

http://lost-in-echo.blogspot.com

wszelkie prawa zastrzeżone.

Rozdział 1. 

Słysząc irytujący dźwięk budzika, powoli uniosła powieki i po omacku sięgnęła dłonią w stronę 

szafki nocnej, na której znajdowało się wyjące urządzenie. Przez nieostrożność zrzuciła je z mebla i 
cicho zaklęła, gdy po pomieszczeniu rozniósł się nieprzyjemny huk rozbijającego się o podłogę 
plastiku.   Uśmiechnęła   się   jednak   błogo,   gdy   nareszcie   denerwująca   melodia   ustała,   a   w 
przyciemnionej przez granatowe rolety sypialni zapanowała idealna cisza. Zaraz jednak została 
przerwana przez ciche skrzypnięcie łóżka, gdy dwudziestoletnia dziewczyna poruszyła się na nim 
gwałtownie. Na chwilę zastygła w bezruchu i upewniwszy się, że leżący tuż obok niej mężczyzna 
wciąż śpi, usiadła na materacu i cicho ziewnęła, odgarniając z twarzy kosmyki włosów. Ledwo 
widziała na oczy i doskonale wiedziała, że na dworze jest jeszcze półmrok, bo Słońce to taka leniwa 
gwiazda, że wstaje później od Niny. 

Szatynka przeciągnęła się nieco, a gdy coś chrupnęło jej w kręgosłupie, wykrzywiła twarz w 

grymasie bólu i niezadowolenia. Ledwo widząc na rozespane oczy, podniosła się nareszcie z łóżka i 
stanęła na palcach, wznosząc wysoko wątłe ramiona. Kiedy nareszcie każda kostka była już na 
swoim miejscu, powłócząc nogami podeszła do szafy i mrucząc coś pod nosem, otworzyła ją na 
oścież. Kilka koszulek jej chłopaka wylądowało na podłodze, a gdy próbowała resztę zatrzymać 
rękoma i upchać ponownie do półek, z górnej części prosto na nią spadła para dżinsów chrapiącego 
w   łóżku   mężczyzny.   Nina   zrzuciła   z   głowy   spodnie   i   z   ledwością   powstrzymała   się   przed 
wrzaśnięciem na śpiącego Chestera. Kręcąc głową z dezaprobatą, wyjęła z szafy ciepły sweter, 
granatowe rurki, wysokie skarpety z ocieplaczami i już miała wyjść z sypialni, gdy do jej uszy 
dotarło wydobywające się spod poduszki mruczenie.

- Gdzie idziesz? – zapytał Chester, zrzucając z głowy nakrycie. Spojrzał rozespanymi oczami na 

stojącą   przed   otwartymi   drzwiami   dziewczynę,   a   później   przeniósł   wzrok   na   budzik,   a   raczej 
miejsce, gdzie jeszcze wczoraj stał. – Która godzina?

-   Przed   szóstą…   -   odpowiedziała   niepewnie   Nina,   domyślając   się,   jaka   będzie   reakcja 

mężczyzny,   gdy   to   usłyszy.   Widząc   jego   minę,   uśmiechnęła   się   niewinnie   i   szybko   wyszła   z 
sypialni, kierując się od razu do łazienki. 

O tej porze po ulicach nie kręciło się zbyt wiele osób, dlatego Nina nie poświęcała zbyt wiele 

czasu na doprowadzenie swojego wyglądu do perfekcji. Wykonała podstawowe czynności, nieco się 
odświeżyła po nocy i ubrała we wcześniej przygotowane ubrania. Ciepły sweter od razu poprawił 
dziewczynie humor i nieco ogrzał jej zziębnięte ciało. Przez wakacje tak bardzo przyzwyczaiła się 
do spania w koszulce swojego chłopaka, że nawet gdy noce nieco się ochłodziły i tak nie umiała 
założyć normalnej piżamy, która ochroniła by ją przed wpadającym przez uchylone okno ziąbem. 

Gotowa wyszła z łazienki, związując jeszcze włosy w wysokiego kucyka i podeszła do szafki na 

buty,   z  której   wyjęła   sięgające  nieco  ponad  kostkę   czarne   botki.  Szybko  wsunęła   je  na  stopy, 
narzuciła na siebie jeszcze kurtkę i zgarnęła z komody swoje klucze. 

- Wracaj do łóżka! – powiedział zachrypniętym po nocy głosem Chester i przekręcił się na 

materacu   na   drugi   bok.   Przejechał   dłonią   po   wolnym   miejscu,   które   po   wstaniu   dziewczyny 
nienaturalnie się ochłodziło i głośno westchnął. Kątem oka zauważył zaglądającą do pokoju Ninę, 
więc szybko odwrócił twarz w jej stronę i zrobił smutną minę. – Jestem takim samotnym misiem 
pandą… 

- Jeśli już, to jesteś głupim misiem pandą – zaśmiała się Nina, przewracając teatralnie oczami. – 

background image

Jaki   ci   smutno,   to   przytul   się   do…   mojego   swetra   –   dodała   i   rzuciła   w   mężczyznę   leżącym 
wcześniej na krześle ubraniem. 

- Kiedy wrócisz? – spytał, odrzucając dziewczynie jej własność. Uśmiechnął się półgębkiem i 

ułożył wygodnie na plecach, podkładając przy tym ręce pod głowę. 

- Wiesz, jak to bywa z prostatą Dextera – westchnęła, bezradnie wzruszając ramionami. – Wrócę 

na śniadanie.

- I je zrobisz, tak? – Chester uśmiechnął się półgębkiem, za co oberwał ponownie swetrem w 

twarz. Tym razem zwinął go w kłębek i podłożył pod głowę, robiąc do szatynki dziubek z ust. Nina 
popukała się palcem w czoło i założyła ręce na biuście. – Nie oczekuj ode mnie, że zrobię ci 
śniadanie skoro ty nie chcesz poleżeć ze mną w łóżku. 

- Oczywiście, jestem podłą dziewczyną – prychnęła i wyszła z sypialni. – Udław się chlebem, 

Bennington! – powiedziała na sam koniec ich konwersacji i opuściła mieszkanie, co podkreśliła 
dość głośnym trzaśnięciem drzwiami. 

Szybkim krokiem przemierzała kolejne ulice dzielące ją od domu pani Morgan, wciąż w głowie 

analizując   poranną  rozmowę   z  Chesterem.   Czasami   miała  go  po  dziurki  w  nosie  i   najchętniej 
uciekłaby od niego jak najdalej, jednak prawda była taka, że jeszcze tego samego dnia wróciłaby z 
podkulonym ogonem i pozwoliłaby mu się mocno przytulić. Tacy właśnie byli: potrafili się kłócić, 
wyzywać, ale w ostateczności i tak dochodzili do porozumienia, bo chcąc nie chcąc byli skazani na 
siebie. To tak, jakby od samego początku byli sobie przeznaczeni. Dwie połówki jabłka idealnie 
pasujące do siebie; dwie różne dusze łączące się w jedność. Różnili się praktycznie pod każdym 
możliwym względem, jednak tak chyba było jedynie na samym początku. Nina sama nie wiedziała, 
kiedy tak bardzo upodobniła się do swojego chłopaka i kiedy on stał się podobny do niej. Nagle, 
zupełnie z dnia na dzień, zaczęli mieć te same zainteresowania; robiąc śniadanie już nie kłócili się o 
wybór piosenki, tylko zgodnie wybierali jedną melodię; oglądali te same filmy, nie walcząc o pilota 
od telewizora. 

Czasami   po   prostu   oboje   działali   sobie   na   nerwy,   jednak   po   tylu   kłótniach   i   sprzeczkach 

praktycznie o nic, nauczyli się odpuszczać albo po prostu rozchodzić się w dwie różne strony. 
Dopiero, gdy emocje opadały, a do nich docierało, co takiego zrobili, dochodzili do zgody. O to 
chyba chodzi w związkach, prawda? Nie zawsze musi być idealnie, najważniejsze po prostu jest 
umieć odnaleźć się w połowie drogi. 

Zatrzymawszy się przed czerwonymi drzwiami, zapukała kłykciami w drewno i odsunęła się o 

pół kroku, nie chcąc zostać zaatakowaną przez rozbrykanego Dextera. Ten czteroletni doberman 
należał   do   psów   wykazujących   się   bardzo   wysokim   poziomem   energii   i   Nina   codziennie 
przychodziła do pani Morgan, by zabrać jej pupila na bardzo długi i męczący spacer. W drodze do 
parku dołączało do nich jeszcze pięć psów, które dziewczyna traktowała, jak własne. Na początku 
nie było łatwo i musiało minąć trochę czasu nim dokładnie poznała podopiecznych, dowiedziała się 
o nich podstawowych rzeczy, jednak warto było się nieco pomęczyć, by teraz móc wychodzić ze 
zrównoważonymi psami na długie spacery. Robiła to, co kochała i nawet marudzący o poranku 
Chester nie mógł zmienić jej planów. Spotkania z tymi psami wyznaczały Ninie odpowiedni rytm 
dnia, dzięki czemu nie traciła ani chwili na bezczynne leżenie w łóżku. 

- Dzień dobry, Nino – przywitała się pani Morgan, opatulając się szczelniej ciepłym szlafrokiem. 

– Dziękuję, że przyszłaś wcześniej. 

- Nie ma problemu. Będę mogła z nim dłużej pochodzić po parku – powiedziała dziewczyna, 

łapiąc za smycz, która przypięta była do obroży Dextera. Doberman już zdążył obwąchać obie 
nogawki spodni szatynki i właśnie miał zabrać się za sprawdzanie rękawa jej swetra, gdy opiekunka 
szarpnęła go mocniej za smycz, tym samym zmuszając do zaprzestania czynności. – Wrócimy 
przed ósmą – dodała na koniec Moreau i ciągnąc za sobą dobermana, susami pokonała betonowe 
schody. 

Na odchodne pomachała do pani Morgan i przyspieszyła kroku, nie dając Dexterowi zbyt dużo 

czasu   na   zastanawianie   się.   Działała   zwykle   spontanicznie.   Nigdy   nie   planowała   wędrówek   z 
psami, bo i tak często zmieniała swoje decyzje w ułamku sekundy. Dzięki szybkiemu truchtowi pod 

background image

domem   pana   Kristensena   znalazła   się   już   po   kilku   minutach.   Staruszek   powitał   dziewczynę 
szerokim   uśmiechem   i   gestem   ręki   wygonił   z   mieszkania   podstarzałego   buldoga,   który   nieco 
odstawał od tych młodszych psów, jednak i tak znalazł swojego towarzysza we włóczeniu się za 
resztą, którym był sześcioletni basset o wdzięcznym imieniu Borys. Na samym końcu dołączała do 
nich dwuletnia suczka rasy chart afgański, która poziomem energii idealnie pasowała do Dextera, 
oraz sześciomiesięczny rottweiler. 

Każdy z nich tak naprawdę był z innej bajki, jednak to nie przeszkadzało im w dogadywaniu się 

ze sobą i znajdywaniu idealnych rozwiązań, kiedy pojawiały się jakieś problemy. Gdyby tak ludzie 
umieli się dobierać, jak dobierają się psy, to na świecie spadłaby liczba rozwodów i każdy byłby 
szczęśliwy, tworząc parę z odpowiednią dla siebie osobą. Chociaż Nina wiedziała, że gdyby ludzie 
posiadali taki zmysł, jak psy, to nawet nie dałaby Chesterowi szansy, a co dopiero drugiej i trzeciej. 
Odwróciłaby się na pięcie i odeszła, pokazując mu, że nie należą do tej samej bajki. Tylko co z 
tego, że nie należeli do tej samej bajki, skoro będąc razem zaczęli pisać własną, taką, do której 
oboje idealnie pasowali? 

Czując przyjemny zapach tostów i unoszący się w powietrzu aromat świeżo zaparzonej kawy, 

uśmiechnęła się szeroko i zdjęła z siebie kurtkę, którą niedbale odwiesiła na wieszak. Zdjąwszy 
buty, skopała je na bok, wiedząc, że Chester w drodze do sypialni pięć razy się o nie potknie i 
dopiero za szóstym postanowi je wrzucić do szafki, przeklinając przy tym swoją dziewczynę. Nina 
podążyła od razu do kuchni, nawet nie zwracając zbytniej uwagi na fakt, że nikt nie kręci jej się 
przy nogach. Na samo wspomnienie o nieżyjącym już swoim psie, który odszedł z tego świata 
mając równo szesnaście lat w jej oczach zbierały się łzy, a serce ściskało dziwne imadło. Nina 
długo nie mogła pozbierać się po tej stracie, a spacery z psami innych ludzi w niemałym stopniu 
pomogły jej o tym nie myśleć.

- Wiedziałam, że i tak zrobisz śniadanie – powiedziała zadowolona Nina, wchodząc do kuchni, w 

której urzędował Chester. Uśmiechając się szeroko, podeszła do mężczyzny i objęła go od tyłu w 
pasie, mocno przytulając się do jego pleców. – Zawsze je robisz.

- Co powiesz na nowego członka rodziny? – zapytał nagle, odwracając się przodem do Niny. 

Dziewczyna   zmarszczyła   pytająco   czoło,   nie   bardzo   rozumiejąc,   o   czym   mówi.   –   Tak   sobie 
pomyślałem, że nasza dwójka jest świetna i w ogóle, ale… może trójka to nie taki zły pomysł? 

- Mówisz o trójkącie łóżkowym? – Nina zmrużyła groźnie oczy i ściągnęła usta w dziubek, 

wbijając paznokcie w tors Chestera. – Bo jeśli nie to tym, to ja nie wiem, co miałeś na myśli.

- Myślisz, że bym się z kimś tobą podzielił? – Bennington uniósł jedną brew i spojrzał z góry na 

swoją  dziewczynę.  Widząc   jej   minę,   zaczął  się  śmiać,  prawie   przewracając   się  na  lodówkę.  – 
Chodziło   mi   takiego   maleńkiego   kogoś   –   powiedział,   opanowawszy   w   końcu   atak   śmiechu. 
Zmierzył Ninę z góry na dół i poruszył zabawnie brwiami. – Co ty na to?

- Chaz, czy ty mówisz o dziecku?! – wrzasnęła przerażona, odskakując na bezpieczną odległość 

od mężczyzny. Kiedy chciał złapać ją za rękę, skrzyżowała je za plecami i odwróciła się na pięcie 
przodem do drzwi. – Jesteś nienormalny! Mam dopiero dwadzieścia lat, a ty mówisz o dzieciach? 
Trzeba było znaleźć sobie jakąś…

Chester, powstrzymując śmiech, oplótł dziewczynę ramionami i pocałował ją w policzek.
- Chodziło mi o psa – wymruczał szatynce do ucha i przejechał po jej szyi swoim zarośniętym 

policzkiem, przyprawiając Ninę o szybsze bicie serce. Zaraz jednak dotarł do niej sens jego słów i 
szybko odwróciła się przodem do mężczyzny. – Mój znajomy, a raczej jego narzeczona prowadzi 
hodowlę psów. Dokładniej goldenów i… trzy miesiące temu ich suka się oszczeniła. Mają jeszcze 
trzy wolne szczeniaki, więc…

- Tak! – pisnęła i rzuciła się mężczyźnie na szyję. – Tak, tak, tak! – krzyczała tak głośno, że było  

duże prawdopodobieństwo, że usłyszeli ją nawet sąsiedzi z parteru. – Kiedy tam pojedziemy? 

- Spokojnie! – zaśmiał się Chester, stawiając dziewczynę na ziemi. – Jutro, okay? Na dzisiaj 

mam już pewne plany.

background image

- Uwzględniłeś w nich mnie? – zapytała, sunąc dłońmi po torsie mężczyzny. Uśmiechnęła się 

półgębkiem i przygryzła dolną wargę, cicho wzdychając, gdy dłonie bruneta wsunęły się pod jej 
sweter,   tym   samym   wywołując   na   całym   ciele   przyjemne   dreszcze.   Gdy   skinął   głową   w 
odpowiedzi,   wyszczerzyła   zęby   w   szerokim   uśmiechu   i   odskoczyła   od   niego   na   niewielką 
odległość, próbując zachować równowagę. – To dobrze. Nie wiem, jakie masz plany, ale ja mam 
takie, że sprzątamy dzisiaj w szafie! I nawet nie próbuj się sprzeciwiać! Dzisiaj wypadła na mnie 
tona niepotrzebnych ciuchów! – powiedziała szybko, idąc do sypialni.

- Jak to niepotrzebnych? – zapytał rozżalony Chester, podążając za dziewczyną do ich pokoju. – 

Przecież   to   wszystko   jest   potrzebne!   –   powiedział   stanowczo,   patrząc   z   bólem   w   oczach   na 
wyrzucane przez szatynkę ubrania. 

- Chcesz mi powiedzieć, że wciąż chodzisz w tych spodniach? – Nina wygrzebała spod sterty 

ubrań stare dżinsy, których najlepsze lata już dawno minęły. Rzuciła je Chesterowi i założyła ręce 
na biuście, przekrzywiając lekko głowę. 

- Przecież one są całkiem… całkiem dobre! – zaprotestował, dokładnie oglądając spodnie. – 

Czemu ci się nie podobają? 

-  Chaz,  one  wyglądają,  jakbyś  je  kupił  od  bezdomnego,  a  do tego  przepłacił!  –  zauważyła 

dziewczyna,   wyrzucając   z   szafy   kolejne   ubrania.   Odłożyła   na   bok   niepotrzebne   koszulki   i 
westchnęła głośno, opierając dłonie na biodrach. 

- Myślałem, że lubisz mój styl rockowego faceta – wymruczał pod nosem rozżalony mężczyzna, 

przebierając   podkoszulki,   które   odrzuciła   dziewczyna.   –   Moja   ulubiona   koszulka!   Dlaczego   ją 
chcesz wyrzucić?

- Lubię twój styl rockowca, a nie styl na bezdomnego – zaśmiała się Moreau, przewracając 

oczami.   –  A  jeśli   chodzi   o   tę   koszulkę,   to   przecież   ty   się   w  nią   ledwo   mieścisz   –   prychnęła 
rozbawiona, obserwując, jak nagle rozpromieniona twarz Chestera przybiera groźny wyraz, co nie 
zwiastowało nic dobrego.  

- Nie? Zobaczymy!
W  sekundę  pozbył  się koszulki  i  założył  na  siebie  T-Shirt,  który  Nina  chciała  wyrzucić  na 

śmietnik. Z ledwością naciągnął przymały podkoszulek i mimo ogromnych starań materiał i tak 
zatrzymał się powyżej jego pępka. Moreau parsknęła głośnym śmiechem i z tego wszystkiego 
opadła na stertę ubrań, nie mogąc utrzymać równowagi.  

- Po prostu przypakowałem – westchnął beztrosko i wzruszył zabawnie ramionami, uśmiechając 

się szeroko, niczym chłopczyk, który dostał od rodziców swój wymarzony samochodzik na zdalne 
sterowanie. 

- Nie,  po prostu  przytyłeś – zauważyła  i zsunęła  się ze sterty ubrań. – Starość  nie radość, 

misiaczku.  Ale   nie   przejmuj   się.   Każdy   miś   na   zimę   przybiera   na   masie.  Tłuszcz   pomaga   im 
przetrwać zimę. 

- Przecież to same mięśnie! – zaoponował, uderzając się w brzuch. Zaraz jednak tego pożałował, 

gdy poczuł nieprzyjemny ból w okolicy żeber. – Dobra, może większość z tego to…

-  Tłuszcz?  –  przerwała  mu   i  pokazała  język,  szybko  odskakując   do  tyłu,   by  uniknąć  bycia 

złapaną   przez   Chestera.   –   Okay,   nieważne.   Przecież   wiesz,   że   i   tak   cię   kocham   –   dodała   dla 
świętego spokoju i puściła mężczyźnie oczko. – Błagam, wywal tę koszulkę i spodnie. 

- Dobrze – zgodził się w końcu, zdejmując T-shirt. Rzucił go na kupkę ubrań przeznaczonych do 

wyrzucenia i schylił się po leżące przed nim spodnie należące do Niny. – Jeśli ja wywalam swoje, 
to ty też musisz wyrzucić swoje. 

- Ale… Przecież one są całkiem dobre! – powiedziała oburzona, odbierając od Chestera swoją 

własność.   Dla   pewności   zdjęła   z   siebie   granatowe   rurki   i   siłując   się   z   przymałymi,   szarymi 
spodniami, zaczęła podskakiwać, na siłę wciskając się w ubranie. – Zobacz! – krzyknęła i ledwo 
oddychając, spróbowała zapiąć guzik i rozporek. – Jak nowe!

- Nowe to one może były kilka kilogramów temu – odgryzł się Chester, lustrując wzrokiem 

swoją dziewczynę. – Kochanie, spójrzmy prawdzie w oczy, ale ostatnio trochę… się zaokrągliłaś. 

- Naprawdę? – jęknęła załamana, oglądając się w stojącym w rogu pokoju lustrze. Odwróciła się 

do niego tyłem i przez ramię zerknęła na swoją pupę, którą opinały za małe dżinsy. Dziewczyna 

background image

czuła się, jakby materiał miał zaraz się rozerwać, a ona przez to wszystko bała się nawet wziąć 
głębszy wdech. – Muszę przejść na dietę.

- Nie zgadzam się! – powiedział stanowczo Chester, podchodząc do swojej dziewczyny. Objął ją 

w pasie i po chwili zsunął dłonie na jej pośladki, mocno je na nich zaciskając. – Dla mnie jesteś 
idealna, ale koniecznie wywal te spodnie. 

Kochanie, a wiesz, że kiedy wywalimy te rzeczy, to będziemy musieli pójść na zakupy po 

coś   nowego?   –   Nina   uśmiechnęła   się   szeroko,   bawiąc   się   łańcuszkiem   Chestera,   na   którym 
zawieszona była srebrna obrączka. Taka sama znajdowała się na jej serdecznym palcu w prawej 
dłoni. To był niewielki element łączący ich w jedność, znak miłości i nierozerwalności tego, co 
udało im się stworzyć. 

- O nie! Tylko nie zakupy! 

Rozdział 2. 

- Powiedz mi, dlaczego ja się na to zgodziłem? – zapytał zmęczonym głosem Chester, podążając 

niczym wierny piesek za dziewczyną, która była w swoim żywiole. 

Gdyby wiedział, na co się pisze, na pewno nie poszedłby z nią do centrum handlowego. Daleko 

mu  było  do typu  faceta,  który  uwielbia  biegać  po  sklepach  i  co  chwilę  przymierzać  cudowne 
ubrania   od   jakichś   tam   projektantów   mody.   Nie   miał   pojęcia,   co   niektórzy   ludzie   widzieli   w 
kolorowych  fatałaszkach, którymi on nawet  podłogi  w salonie by nie  wytarł, bo bałby  się, że 
zepsuje drogie panele.  Chester znacznie bardziej wolał posiedzieć na kanapie przed telewizorem i 
pooglądać mecz albo pograć na konsoli w strzelankę. Tak, nie było nic lepszego niż wyżywanie się 
na  joysticku i  rozstrzeliwanie  przeciwników.  Niedawno nawet udało  mu się namówić Ninę  do 
dołączenia do gry i od razu tego pożałował, gdy w kilkanaście minut wykonała misję, z którą on 
męczył   się   przez   kilka   dni.  Tłumaczył   to   tym,   że   nowicjusz   zawsze   ma   więcej   szczęścia,   bo 
przecież nie mógł dopuścić do siebie myśli, że jego dziewczyna mogłaby być w tym od niego 
lepsza. 

- Bo cię o to poprosiłam, a ty mnie kochasz i nie mogłeś mi odmówić – powiedziała rozbawiona 

Nina, zerkając przez ramię na mężczyznę, który miał minę cierpiętnika. 

Wyglądał,   jakby   był   poddawany   najgorszym   torturom,   a   dziewczyna   czerpała   z   tego 

niewyobrażalnie   wielką   satysfakcję.   Chciała   go   trochę   pomęczyć,   żeby   nie   myślał,   że   we 
wszystkim jest najlepszy. Poza tym po wyrzuceniu tylu ubrań w ich szafie naprawdę zrobiło się 
pusto i zaczynał w niej hulać wiatr. Nina nie była typem zakupoholiczki i do centrum handlowego 
chodziła raz na miesiąc, a czasami nawet rzadziej. Zwykle albo nie miała czasu na łażenie po 
sklepach,   albo   po   prostu   szkoda   jej   było   pieniędzy   na   nowe   ubrania.   Odkładała   do   specjalnej 
szkatułki oszczędności, a później za jednym razem wydawała wszystko w sklepach. Musiała jednak 
trafić   na   odpowiedni   dzień,   bo   niekiedy   nawet   całodzienne   łażenie   po   centrum   handlowym 
kończyło się brakiem nowych rzeczy, ale za to w portfelu wciąż znajdowały się pieniądze, które 
ponownie lądowały w szkatułce i czekały tam na swoją kolej. 

- I potrzebowałam tragarza – dodała i pokazała Chesterowi język. Kiedy zmrużył groźnie oczy, 

uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami. Rozejrzała się dookoła, a gdy jej wzrok zatrzymał 
się na wiszącej naprzeciwko niej męskiej marynarce, klasnęła ochoczo w dłonie. – Zobacz, jaka 
cudowna! – powiedziała zachwycona, podbiegając do stojaka. 

- Przecież to męska – zauważył Chester, podchodząc do Niny, która szukała odpowiedniego 

rozmiaru, a gdy nareszcie go znalazła, zdjęła marynarkę ze stojaka i przyłożyła ją do swojego 
chłopaka, chcąc zobaczyć mniej więcej jak będzie w niej wyglądał. – Chyba żartujesz! 

- Dlaczego? – spytała zaskoczona, przyglądając się jego twarzy. Zmrużyła zabawnie oczy i 

uśmiechnęła się szeroko, dochodząc do wniosku, że marynarka pasuje do niego idealnie. – Do 

background image

twarzy ci w niej. 

- Kochanie, ja i marynarka? – Chester parsknął śmiechem, kręcąc głową z rozbawieniem. – To 

tak, jakbyś kazała Królowej Elżbiecie założyć glany. To się kupy nie trzyma! 

- Chociaż przymierz! – poprosiła błagalnym głosem, robiąc słodkie oczka. Wiedziała, że po 

takim czymś Chester nie będzie umiał jej odmówić, co zawsze go denerwowało, bo w tak łatwy 
sposób dawał się zmanipulować własnej dziewczynie. – Chazy, proszę… 

- Ugh, nienawidzę cię – mruknął posępnie, próbując brzmieć groźnie, jednak wiedział, że nawet 

gdyby bardzo się postarał, to i tak by mu się to nie udało. Nie potrafił gniewać się na Ninę i chociaż  
czasami wyprowadzała go z równowagi, to nie umiał na nią krzyknąć, a tym bardziej dąsać się 
przez kilka dni. Już wolał sam pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę, byleby tylko zażegnać nawet 
niewielki konflikt. 

-   Też   cię   kocham!   –   powiedziała   zadowolona   Nina,   popychając   Benningtona   w   stronę 

przymierzalni. 

Co prawda wcale nie musiał zajmować kabiny, bo równie dobrze mógł założyć marynarkę na 

środku sklepu i przejrzeć się w jednym z wiszących na ścianach luster, jednak dwudziestolatka 
miała w głowie ułożony niecny plan pomęczenia Chestera jeszcze bardziej. Gdy tylko zamknął za 
sobą drzwi, Nina zadowolona z powodzenia misji udała się z powrotem na sklep, gdzie zamierzała 
poszukać kilku ubrań dla swojego chłopaka. Wiedziała, że musi się spieszyć, żeby Chester nie 
domyślił się, o co naprawdę jej chodziło. Zobaczywszy czarne spodnie dżinsowe, uśmiechnęła się 
promiennie i od razu zaczęła szukać odpowiedniego numeru. Zmarszczyła czoło, gdy przez dłuższą 
chwilę nie mogła nic znaleźć, jednak zaraz odetchnęła z ulgą i porwała z półki spodnie, a następnie 
zaczęła przeszukiwać wieszaki, oglądając przypadkowe koszulki. Wybrała kilka z różnymi wzorami 
i szybko pobiegła do przymierzalni. 

- Kocie, przymierz jeszcze to – powiedziała, gdy drzwi po chwili się otworzyły, a jej oczom 

ukazał się Chester. – Oczywiście bierzemy tę marynarkę.

- Oczywiście ja cię zabiję, kiedy tylko wyjdziemy ze sklepu – wymruczał załamany, oglądając 

się w lustrze z każdej strony. – Wyglądam, jakbym szedł do kościoła! Przecież nie chodzę do 
kościoła! – powiedział oburzony i pokręcił głową, gdy zobaczył stertę ubrań, którą trzymała Nina. 

- To może nadszedł czas byś zaczął? – zaśmiała się dziewczyna i wepchnęła ciuchy w ramiona 

mężczyzny. – Przymierzaj, bo nie mamy całego dnia – ponagliła go i uśmiechnęła się szeroko, gdy 
zrobił groźną minę. 

- Dlaczego ty mnie tak nienawidzisz? – westchnął, zamykając drzwi od kabiny. 
Nina przewróciła oczami i oparła się o filar, zakładając ręce na biuście. Chester czasami bywał 

taki   pocieszny.   Gdyby   nie   znała   go   osobiście,   nie   pomyślałaby,   że   ma   tak   ogromne   poczucie 
humoru i tak ogromny dystans do samego siebie. Już na pierwszej randce pokazał, że nie jest 
gburem,   za   jakiego   uważają   go   niektórzy   ludzie.   Rodzice   Niny   podczas   pierwszego   spotkania 
przerazili się i to chyba jest za łagodne słowo. Byli wstrząśnięci, że ich poukładana i jakże spokojna 
córeczka umawia się z wytatuowanym mężczyzną i to w dodatku starszym od siebie o szesnaście 
lat. Na szczęście jeszcze tego samego wieczora poznali Chestera i przekonali się, że jeśli nie on, to 
nikt inny nie zadba o ich czasem nierozgarniętą córkę. 

Dziewczyna   uśmiechnęła   się   pod   nosem   na   samo   wspomnienie   o   tych   wszystkich   dniach 

spędzonych z Chesterem i cicho westchnęła, zerkając kątem oka na stojącego niedaleko wysokiego 
szatyna. Był naprawdę słodki, jednak dla Niny za słodki i za bardzo dziecinny. Nigdy nie rozumiała 
swojego pociągu do starszych mężczyzn i doskonale pamiętała, jak przez całe liceum wzdychała do 
swojego anglisty. Teraz kiedy o tym wszystkim myśli, nie dziwi się, dlaczego od razu zwróciła 
uwagę na Chestera. Gdyby nie dała się namówić koleżance ze szkoły na wyjście na imprezę w 
pewien piątkowy wieczór, pewnie nigdy nie wpadłaby na to, że ona także może zakochać się w 
kimś bez pamięci, że może komuś oddać swoje serce i nie oczekiwać od drugiej osoby niczego 
więcej   tylko   miłości.   Takiej   zwykłej,   czystej   miłości,   która   nie   wymaga   od   nich   zbyt   wielu 
poświęceń i takiej, dzięki której wszystko wydaje się być łatwiejsze. 

- Nina! – Chester pomachał dłonią przed twarzą swojej dziewczyny, wyrywając ją z zamyślenia. 

– Kogo tak pożerałaś wzrokiem? – spytał, rozglądając się dookoła. Zaraz spomiędzy stojaków 

background image

wyłonił się młody i bardzo przystojny chłopak, który gapił się na Ninę, jakby był głodny, a ona była 
soczystym hamburgerem. – Rozumiem… Jest młody, przystojny, ma ładny uśmiech. A tu taki ja… 
Z czym ja do ludzi? 

Szatynka spojrzała na Chestera i zmarszczyła czoło, zastanawiając się, o czym on mówi. Zaraz 

jednak dotarł do niej sens jego słów, a serce momentalnie rozbiło się na miliony kawałeczków. 
Nienawidziła, kiedy Chester tak mówił, kiedy uważał się za gorszego od innych facetów, kiedy nie 
rozumiał, że jej serce należy tylko do niego i nikt inny tak naprawdę się nie liczy. Ninie czasami tak 
trudno było rozbić mur, który Chester wokół siebie buduje, jednak nigdy nie odpuszczała i cegiełka 
po cegiełce burzyła ścianę. 

- Prawda, jest młody i przystojny, ma ładny uśmiech, ale… cholera, Chester, to ciebie kocham – 

powiedziała ściszonym głosem, spuszczając wzrok na srebrną obrączkę. – Co mnie obchodzą inni, 
skoro mam ciebie? – uśmiechnęła się lekko i spojrzała mężczyźnie w oczy.

- Czyli mogę liczyć na szybki numerek w przymierzalni? – zamruczał dziewczynie na ucho i 

lekko przygryzł jego płatek.

-   Ja   ci   wyznaję   miłość,   a   tobie   tylko   jedno   w   głowie   –   prychnęła   i   odepchnęła   od   siebie 

Benningtona.   On   jednak   złapał   ją   za   rękę   i   pociągnął   za   sobą   do   kabiny.   –   Ciasno   trochę   – 
westchnęła, rozglądając się dookoła. 

Mężczyzna uśmiechnął się chytrze i oparł dłonie po obu stronach głowy szatynki, przybliżając 

twarz do jej twarzy. Oddech Niny momentalnie stał się płytszy, a serce zaczęło walić jak oszalałe. 
Przymknęła powieki, gdy przejechał koniuszkiem języka po jej spierzchniętych wargach, które 
wprost krzyczały, by w końcu się w nie wpił. Po chwili musnął je delikatnie, a dziewczyna, nie 
mogąc   dłużej   wytrzymać   tworzącego   się   pomiędzy   nimi   napięcia,   pogłębiła   pocałunek,   kładąc 
dłonie na jego plecach i wbijając w nie palce. Chester uśmiechnął się przelotnie i naparł na szatynkę 
całym ciałem, jeszcze bardziej przygniatając ją do ściany. 

- Nie wiem, czy to dobry pomysł – wymruczała, delikatnie odpychając od siebie mężczyznę. 

Poprawiła podwiniętą koszulkę i wzięła kilka głębokich wdechów, po czym wyszła z przymierzalni, 
zostawiając za sobą zdezorientowanego Chestera. Prawda była taka, że chciała zrobić mu na złość, 
bo przecież już nie raz zagalopowali się w sklepowych przymierzalniach, jednak teraz doszła do 
wniosku, że co za dużo to nie zdrowo i postanowiła nieco utrzeć nosa swojemu chłopakowi. – Mam 
rozumieć, że kupujemy te rzeczy? – zapytała, starając się zachować powagę i wskazała trzymane 
przez Chestera ubrania. Zabrała od niego torby ze swoimi zakupami i uśmiechnęła się zalotnie.

-   Wiesz,   że   tak   się   nie   robi?   –   Chester   zrobił   groźną   minę,   mrużąc   oczy.   Nina   parsknęła 

śmiechem   i  szybkim   krokiem   udała  się   w stronę   kas.  –  Jeszcze  się  policzymy!   –  pogroził   na 
odchodne i gdy tylko znalazł się obok szatynki, trącił ją łokciem w żebra i zrobił naburmuszoną 
minę.

-   Musimy   iść   jeszcze   do   paru   sklepów.   Na   pierwszym   piętrze   widziałam   w   jednym   fajną 

marynarkę dla ciebie. Później pójdziemy do obuwniczego, bo muszę kupić jakieś buty na zimę. 

- Białe kozaczki z kożuszkiem? – wypalił Chester, wyjmując z portfela kartę kredytową. Podał ją 

kasjerce, która uważnie mu się przyglądała i uśmiechnął się do swojej dziewczyny. 

-   Kurde,   szpilki   na   dwudziestocentymetrowym   obcasie.   A  co   się   będę   szczypać!   –   Nina 

parsknęła  i oparła  brodę na  ramieniu  mężczyzny,  kątem  oka  zerkając  na  gapiącą  się na  niego 
kasjerkę. – On raczej nie ma w sobie czytnika do kart, więc proszę go tam nie szukać – powiedziała 
nieco oburzona dziewczyna, obejmując Chestera w pasie. 

Speszona   kobieta   odgarnęła   nerwowo   włosy   i   wróciła   do   wykonywania   swojej   pracy. 

Zadowolona Nina uśmiechnęła się do samej siebie i w duchu aż pisnęła z radości, gdy widziała 
zakłopotanie malujące się na twarzy kasjerki. Kiedy trzeba było, to potrafiła wyciągnąć pazurki i 
mocno nimi zadrapać, o czym przekonała się ta nieznajoma. 

- Co to było? – zapytał zaskoczony Chester, gdy nareszcie wyszli ze sklepu. Nina uśmiechnęła 

się pod nosem i wzruszyła ramionami, próbując się nie roześmiać. – To takie słodkie, że jesteś o 
mnie zazdrosna. 

-   Zazdrosna?   –   prychnęła   dziewczyna,   spoglądając   z   ukosa   na   mężczyznę,   który   wciąż   się 

uśmiechał. – Nie mamy czasu, a ta baba ruszała się jak mucha w smole. 

background image

- Oczywiście,  bo tylko  o to ci  chodził  – zaśmiał się Bennington, obejmując Ninę w pasie. 

Pocałował ją w skroń i ponownie zaczął się śmiać, widząc jej naburmuszoną minę. – Gdybyś 
jednak była chociaż troszkę zazdrosna, to wiedz, że mi się to bardzo podoba! – dodał i puścił 
dziewczynie oczko. 

- Ale ja cię nie lubię – wymruczała pod nosem, zakładając ręce na biuście. Zaraz jednak się 

uśmiechnęła, gdy Chester ponownie pocałował ją w czubek głowy i wyszeptał na ucho, jak bardzo 
ją kocha. – Nie gadaj, tylko chodź! Pamiętasz, że o siedemnastej jedziemy do twoich znajomych?

-   Nie   pozwalasz   mi   o   tym   zapomnieć   –   powiedział   zrezygnowany   Chester,   coraz   bardziej 

żałując, że w ogóle wpadł na pomysł kupna psa. 

Wiedział co prawda, jak Nina kocha te czworonogi, jednak on nie był do końca przekonany, czy 

golden w niewielkim mieszkaniu to najlepsze rozwiązanie. Znacznie bardziej wolałby mniejszego 
psa, którego można by położyć obok siebie na łóżku, a on i tak nie zająłby zbyt wiele miejsca. Teraz 
jednak nie mógł się wycofać, bo sprawienie zawodu Ninie byłoby chyba gorsze niż wsunięcie bosej 
stopy do obsikanego przez szczeniaka buta. 

- Zobacz. Ładna, prawda? – Nina wyrwała Chestera z zamyślenia i machnęła mu przed twarzą 

czarną marynarką. – Przymierzysz? – poprosiła, uśmiechając się słodko. 

- Oczywiście – zgodził się bez większych oporów. Już nawet nie miał siły na sprzeczanie się z 

nią i posłusznie narzucił na siebie marynarkę, uprzednio rzucając torby z zakupami na ziemię. 
Poprawiając rękawy i mankiety, podszedł do lustra i przejrzał się w nim dokładnie, po chwili 
dochodząc do wniosku, że znów nie wygląda w niej tak źle. – Misia, po co mi tyle tych marynarek?

- Jak na razie jest to twoja druga marynarka, więc przestań narzekać – powiedziała rozbawiona 

dziewczyna, przyglądając się z daleka swojemu chłopakowi. Zacmokała zadowolona z efektu i 
poruszała zabawnie brwiami, gdy Chester odwrócił się do niej przodem. 

Bennington poprawił kołnierz marynarki i zrobił poważną minę, chcąc wyglądać niczym rasowy 

model na wybiegu. Przeszedł kilka kroków w prostej linii, zatrzymał się niecałe półtora metra przed 
Niną, zdjął marynarkę i zarzucił ją na plecy, wolną dłoń opierając na biodrze. Posłał dziewczynie 
firmowy uśmiech i ponownie zarzucił marynarką, chcąc ją przerzucić przez drugie ramię. Niestety 
materiał zahaczył o stojącego na podwyższeniu manekina i nim Chester zdążył cokolwiek zrobić, 
plastikowa pani przewróciła się i z hukiem upadła na ziemię. Nina parsknęła głośnym śmiechem i 
pociągnęła mężczyznę w stronę wyjścia ze sklepu, chcąc uniknąć konfrontacji z pracownikami. 
Bennington w ostatnim momencie zdążył odrzucić marynarkę na przypadkowy wieszak i zanosząc 
się głośnym śmiechem, szybkim krokiem podążył za Niną.

-   Miałem   zrobić   jej   sztuczne   oddychanie!   –   powiedział   nieco   zdyszany,   kiedy   nareszcie 

zatrzymali się przed sklepem obuwniczym.

- Wiedziałam, że lubisz plastikowe lale – prychnęła dziewczyna, jednak mimo wszystko się 

uśmiechnęła. Złapała Chestera za rękę i pociągnęła w stronę półek z przeróżnymi butami. – Co 
myślisz o tych? – spytała i pokazała mężczyźnie kozaki na średniej wielkości obcasie.

- Będziesz umiała w takich chodzić? – Bennington zmarszczył czoło, dokładnie przyglądając się 

butom. – Nie chcę nic mówić, ale ten obcas jest… chyba za wysoki. 

-   Myślisz?  Wydaje   się   być   w   porządku   –   powiedziała   i   wzruszyła   ramionami.   –   Zaraz   się 

przekonamy – dodała, zsuwając ze stóp znoszone trampki. Odszukała odpowiedni numer i założyła 
kozaki,   zasuwając   zgrabnie   zamki   po   ich   wewnętrznych   stronach.   –  Widzisz?   Nie   taki   diabeł 
straszny, jak go malują! 

- Tak? To przejdź się po sklepie – zaproponował Chester, przyglądając się swojej dziewczynie. 

Uśmiechnął się półgębkiem i przekrzywił lekko głowę, mierząc ją z góry na dół. Nina zrobiła 
niepewnie kilka kroków i okręciła się z gracją wokół własnej osi. Mężczyzna już miał skinąć głową 
z aprobatą, gdy nagle szatynka straciła równowagę i runęła prosto na twardą posadzkę. – A nie 
mówiłem? – zaśmiał się, podając Ninie dłoń. 

Z jego pomocą wstała z ziemi i jęknęła głośno, kiedy jej ciało przeszył potworny ból.
- Chyba jednak wolę glany – wymruczała pod nosem, ogarniając z twarzy kosmyki włosów. 

Westchnęła cicho i pokręciła głową z niedowierzaniem. Z ledwością schyliła się i zdjęła ze stóp 
przeklęte kozaczki, które szybko zamieniła na trampki. 

background image

- Moja ty kaleko – westchnął rozczulony Chester i objąwszy dziewczynę ramieniem, pocałował 

ją czule w czoło i mocno przytulił. – Jedziemy już po tego psiaka? – uśmiechnął się lekko, a gdy 
Nina od razu się rozchmurzyła, odetchnął z ulgą i skinął głową w stronę wyjścia ze sklepu. 

Gdy   tylko   Chester   zatrzymał   samochód   przed   domem   jego   znajomych,   Nina   wyskoczyła   z 

pojazdu i zaczęła przebierać w miejscu nogami, nie mogąc się doczekać, aż zobaczy te maleńkie 
cudeńka. Kiedy tylko Bennington znalazł się u jej boku, złapała go za rękę i pisnęła z radości, 
próbując zapanować nad szybko bijącym w piersi sercem. Po odejściu Vipera długo nie mogła się 
pozbierać, jednak teraz doszła do wniosku, że to odpowiedni czas na kupno nowego psa. 

- Hej, Chazy! – krzyknęła wysoka blondynka, zmierzając ku nim. 
Nina zmrużyła groźnie oczy, jednak zaraz się rozchmurzyła, gdy na horyzoncie pojawiły się dwa 

dorosłe psy rasy golden retriever. Z zachwytu zachłysnęła się powietrzem i ścisnęła mocniej dłoń 
swojego chłopaka. 

- Macie szczęście, bo zostały już tylko dwa szczeniaki. Nie wiem, czy uda wam się je rozdzielić, 

bo są wyjątkowo ze sobą zżyte – powiedziała kobieta i spojrzała na szatynkę, która w dalszym 
ciągu wpatrywała się z zachwytem w dwa piękne psy stojące na ganku. – Ty jesteś Nina, prawda? 
Chester mi o tobie dużo mówił. Jestem Karen.

- Tak, tak – wymruczała zamyślona Moreau i od niechcenia podała blondynce dłoń. – Mogę już 

zobaczyć szczeniaki?

- Jasne – zaśmiała się właścicielka i zaprowadziła parę do domu. – Są w salonie – dodała i 

wskazała dłonią przestronne pomieszczenie.

Nina rozejrzała się dookoła i zatrzymała wzrok na kojcu, w którym właśnie bawiły się dwa 

szczeniaki. Zachwycona podeszła do nich i wzięła jednego na ręce, mocno do siebie przytulając. 
Był taki mięciutki i pachnący, że nie miała najmniejszej ochoty wypuszczać go ze swych ramion. 
Odwróciła się przodem do Chestera i zrobiła słodkie oczka, co chwilę zerkając na szczeniaka. 

- A może weźmiemy dwa, co? – zapytała słodkim głosem i uśmiechnęła się uroczo. – Karen 

powiedziała przecież, że trudno jest je rozdzielić.

- Jakoś przeżyją – westchnął Chester, a gdy Nina zrobiła smutną minę, zaśmiał się i pokręcił 

głową z niedowierzaniem. – Dwa duże psy w naszym mieszkaniu?

-  Ale   kochanie!   –  zawyła   dziewczyna,   podchodząc   do  mężczyzny.   –   One   są   na  razie   takie 

malutkie, a nim urosną, to my może znajdziemy coś większego? 

-   Właśnie,   Chest,   może   jakaś   willa   z   basenem?   –   odezwała   się   Karen,   puszczając   oczko 

Benningtonowi. Uśmiechnęła się zadziornie, gdy posłał jej wymowne spojrzenie i uniosła ręce w 
geście poddania. 

- Proszę! – Nina posłała swojemu chłopakowi błagalne spojrzenie i zagryzła dolną wargę, kiedy 

zrobił zamyśloną minę. – Chyba nie chcesz pozbawiać tego maleństwa ukochanego brata? Jakbyś 
się czuł, gdyby ktoś odebrał ci brata?

- Zamówiłbym mszę w kościele i podziękował za ten cud – powiedział Chester i zaśmiał się 

głośno. Zaraz jednak spoważniał i westchnął głośno. – Dlaczego ja zawsze muszę ci ulec? – spytał 
załamany, uciskając palcami nasadę nosa. Pokręcił głową z niedowierzaniem i opuścił bezradnie 
ręce wzdłuż tułowia. – Mam nadzieję, że nie będę tego żałował! 

Rozdział 3. 

Nie do końca jeszcze rozbudzony usiadł na łóżku i ziewnął głośno, rozglądając się przy tym po 

sypialni. Po porozrzucanych po podłodze ubraniach i niedomkniętych drzwiach od szafy domyślił 
się,   że   Nina   kolejny   raz   zaspała   na   uczelnię   i   wszystko   robiła   w   pośpiechu.   Pewnie   na   jego 
nieszczęście   nie   zdążyła   wyjść   z   psami   na   spacer   i   teraz   czekają   na   niego   nieprzyjemne 

background image

niespodzianki w salonie. Miał tylko cichą nadzieję, że dywan, na który wydał kupę kasy, wciąż jest 
w   nienaruszonym   stanie.   Oparłszy   łokcie   na   udach,   przejechał   dłońmi   po   zmęczonej   twarzy   i 
głośno   westchnął,   przenosząc   po   chwili   wzrok   na   siedzącego   w   progu   pokoju   szczeniaka. 
Mimowolnie na twarzy Chestera pojawił się znikomy uśmiech, jednak zaraz zniknął, gdy poczuł 
przeraźliwy ból głowy. Na samą myśl o tym, że tego dnia musi dokończyć piosenkę, którą zamówił 
jakiś nadziany gwiazdor pozbawiony jakiegokolwiek talentu do pisania tekstów na własną płytę, 
mężczyźnie zrobiło się niedobrze. Przez chwilę tkwił w letargu i dopiero kiedy poczuł na bosej 
stopie coś zimnego, opamiętał się na tyle, by sprawdzić, co dzieje się dookoła niego. Spuścił wzrok 
na podłogę i zaśmiał się cicho, gdy zobaczył kręcącego się przy nim szczeniaka. Po niebieskiej 
obroży rozpoznał Simbę, który nieśmiało dotykał zimnym nosem jego bosej stopy.

- Czego byś chciał? – spytał Chester zachrypniętym po nocy głosem. Poruszył nogą, dokładnie 

obserwując zachowanie szczeniaka. Simba nie odrywał wzroku od stopy mężczyzny, a gdy ten 
ponownie przesunął nią po dywanie, nieśmiało dotknął ją łapą i odskoczył w bok. – Chodź tutaj – 
zamruczał, łapiąc psa za obrożę. Wziął go na ręce i położył się na łóżku, kładąc szczeniaka na 
swoim torsie. – Gdzie masz siostrę, co? 

W tym momencie do pokoju wbiegła Kiara i z rozpędu chciała wskoczyć na łóżko, jednak odbiła 

się od niego brzuchem i wylądowała na twardej podłodze. Chester próbował powstrzymać śmiech, 
jednak cała sytuacja była tak rozbrajająca, że nie mógł i po chwili pokój wypełnił się dźwięcznym 
śmiechem   mężczyzny.   Odłożył   Simbę   na   bok   i   podniósł   się   do   pozycji   siedzącej,   dokładnie 
obserwując suczkę. Kiara popatrzyła na Chestera, podrapała się za uchem i wyszła z gracją z 
pokoju, wymachując przy tym ogonem na wszystkie strony. 

Mężczyzna   zaśmiał   się   pod   nosem   i   podążył   do   kuchni,   próbując   ignorować   Simbę,   który 

doszedł do wniosku, że długie nogawki spodni dresowych mężczyzny są tak smaczne, że należy je 
trochę pogryźć. Chester w dalszym ciągu był tak rozespany, że nawet nie odepchnął od siebie psa, 
pozwalając mu robić z nogawką to, na co tylko miał ochotę. Przecierając rozespane oczy, otworzył 
na oścież lodówkę i dopiero po chwili dotarło do niego, że na jej drzwiczkach jest przylepiona 
karteczka. Przeczytał dokładnie wiadomość od Niny i odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że psy były 
na porannym spacerze i kolejny raz będzie musiał z nimi wyjść dopiero przed południem. 

- Dzień dobry, paniczu Bennington, co dzisiaj zechce pan zjeść na śniadanie? – zapytał samego 

siebie, przeglądając przy tym zapełnione jedzeniem półki lodówki. – Hm, dzisiaj mam ochotę na 
jajecznicę. Janie, przygotuj jajecznicę na bekonie… może być z trzech jajek – odpowiedział pod 
chwili, wyjmując z opakowania odpowiednią ilość jajek. – Chociaż, zaszaleję i zjem z czterech. 
Najwyżej mój cholesterol mnie wykończy – dodał i dobrał jeszcze jedno jajko. Resztę odłożył do 
lodówki, zabrał bekon i zamknął z hukiem drzwi. Gdy tylko to zrobił, zobaczył siedzące w progu 
szczeniaki,   które   patrzyły   na   niego   wielkimi   oczami,   jakby   w   ten   sposób   chciały   na   nim   coś 
wymusić. – Wiecie co? Zaczynam wierzyć w powiedzenie, że jaki pan taki pies – powiedział 
rozbawiony i odłamał kawałek bekonu, po czym rzucił psom pod nos. – A piśnijcie choć słówko 
Ninie, to będziecie spać na balkonie. 

Dopiero po chwili Chester zdał sobie sprawę z tego, że właśnie rozmawia z psami i załamany 

uderzył czołem w drzwi od lodówki. Ponoć każdy na starość głupieje, więc wszystko było jasne. Z 
szafki wyjął patelnię i zabrał się za przygotowywanie jajecznicy. Co chwilę czuł na bosych stopach 
zimne noski szczeniaków, ale postanowił być nieuległym wobec nich. Chciał zobaczyć, czy jeszcze 
potrafi być taki asertywny, jak kiedyś. 

Słysząc dzwonek swojego telefonu, zaklął głośno i odstawił patelnię na inny palnik, by za ten 

czas, gdy będzie biegł na złamanie karku do sypialni, nic nie stało się jajecznicy. Szybkim krokiem 
udał   się   do   pokoju   i   spod   poduszki   wyjął   wyjące   urządzenie.  Widząc   wyświetlające   się   imię 
przyjaciela, uśmiechnął się półgębkiem i odbierając połączenie, ruszył z powrotem do kuchni. 

- Myślałem, że cię uprowadzili i wywieźli do innego kraju – powiedział Mike na wstępie.
- Od razu na inny kontynent – odgryzł się Chester, przytrzymując ramieniem telefon przy uchu. 

Szybko dokończył jajecznicę i przerzucił ją na talerz. – Misio się za mną stęsknił, że dzwoni?

- Oczywiście, kwiatuszku! – zaśmiał się Shinoda i parsknął głośnym śmiechem. – A tak na serio, 

to w wytwórni pytali, kiedy będziesz miał gotowy ten tekst.

background image

-   Niech,   kuźwa,   sami   coś   napiszą,   a   nie   nękają   mnie   telefonami   –   burknął   pod   nosem 

Bennington, idąc ze śniadaniem do salonu. Ułożył wszystko na niskim stoliku, a sam usiadł na 
kanapie, od razu włączając telewizor. Przełączył na poranne wiadomości i głośno westchnął. – 
Spróbuj napisać coś, żeby nadawało się dla jakiegoś debila od dubstepu. 

- No wiesz… - zaczął niepewnie Mike, zapewne zastanawiając się, jak daleko może się zapędzić 

ze swoimi wywodami. – W każdym bądź razie ta piosenka ma być gotowa na dzisiaj. Już wczoraj 
Bob się nieźle wkurzył, gdy dowiedział, że nadal jej nie skończyłeś.

- Może mi naskoczyć – prychnął Chester, grzebiąc widelcem w jajecznicy. – Powiedz mu, że jak 

dalej będzie mnie tak poganiał, to ten jego pajac zaśpiewa Wlazł kotek na płotek. 

- Serio nic nie masz? 
- Coś mam, ale to takie… - Bennington przełknął jajecznicę i przymknął powieki, gdy jedzenie 

stanęło mu w gardle. Nienawidził rozmawiać o interesach przy śniadaniu, bo wtedy od razu się 
denerwował i wszystkiego mu się odechciewało. – Dobra, postaram się dzisiaj to dokończyć i jutro 
dostanie ten cholerny tekst.

-   Uhm,   okay   –   mruknął   cicho   Mike.   –  To   może,   jak   już   jutro   wpadniesz   do   wytwórni,   to 

wyskoczymy potem na jakieś piwko czy inny soczek? 

- Soczek odpowiada – uśmiechnął się szeroko i przeniósł wzrok na telewizor. – Dobra, kończę, 

bo mi śniadanie stygnie.  

Po   szybkim   pożegnaniu   się   z   Michaelem,   zakończył   połączenie,   a   telefon   odrzucił   na   bok. 

Dopiero po chwili upewnił się, czy na pewno wylądował on na kanapie i odetchnął z wyraźną ulgą, 
gdy   zobaczył   leżące   obok   niego   urządzenie.   Jeszcze   tego   by   brakowało,   żeby   na   rozpoczęcie 
nowego dnia rozwalił swojego iPhona. 

Po zjedzeniu śniadania i potajemnym dokarmianiu szczeniaków suchym chlebem, poszedł do 

kuchni i odłożył brudne naczynia na blat.

- Janie, zajmij się tym – powiedział do samego siebie takim tonem głosu, jakby pochodził z rodu 

szlacheckiego,   a   zmywanie   naczyń   było   czymś   dla   niego   haniebnym.   –   Oczywiście,   paniczu 
Bennington, zaraz się tym zajmę – odpowiedział po chwili i wrzucił naczynia do zmywarki. 

Pokręcił głową z niedowierzaniem dla samego siebie i wrócił do salonu. Szczeniaki właśnie 

bawiły się sznurkami w przeciąganie liny, więc nie zawracając sobie nimi zbytnio głowy, poszedł 
do sypialni. Na stojącym przy oknie biurku jak zwykle panował istny chaos, w którym trudno było 
cokolwiek znaleźć. Chester jedynie chciał kartki, na których przez ostatnie dni spisywał swoje 
coraz   to   nowsze   pomysły.   Niestety   Nina   tak   bardzo   nabałaganiła   na   blacie,   że   znalezienie 
odpowiednich   plików   graniczyło   z   cudem.   Narzekając   na   swoją   dziewczynę,   poprzekładał   jej 
rzeczy   na   jedną   stronę   i   zabrał   się   za   układanie   swoich   tekstów.   Na   szczęście   zaraz   w   ręce 
mężczyzny   wpadły   piosenki   i   luźne   myśli,   które   teraz   zamierzał   poukładać   w   jedną,   logiczną 
całość. Słysząc szczekanie psów, obejrzał się za siebie, jednak okazało się, że tylko dały się ponieść 
zabawie. Wrócił więc do szperania w szafkach i serce o mało co nie wyskoczyło mu z piersi, gdy po 
dłuższej chwili nie odnalazł czarnej teczki. Czując coraz szybsze uderzenia mięśnia, klęknął na 
dywanie i wyrzucił z półki wszystko, co się tam znajdowało. 

- Nie,  nie, nie!  Tylko  nie to  – powiedział załamany,  przeglądając rzeczy. – Nie  może tego 

zobaczyć – dodał ciszej, przerzucając wszystko po kolei. 

Po chwili w jego ręce wpadła odpowiednia teczka, jednak dla pewności sprawdził jej zawartość i 

gdy okazało się, że to ta właściwa, odetchnął z ulgą. Już dawno powinien był spalić te teksty w 
kominku, którego nie mieli, albo podrzeć na małe kawałki i wywalić na śmietnik, jednak chyba tak 
naprawdę nie potrafił tego zrobić. Z tymi piosenkami wiązała się cała jego przeszłość, a na razie nie 
był na tyle odważny, by wymazać wszystko z pamięci. Zamknął teczkę i odłożył ją na miejsce, 
zasłaniając jakimiś książkami i zeszytami. 

Zabrał kartki z tekstami i wrócił do salonu. Szczeniaki siedziały przed telewizorem i wpatrywały 

się w ekran, jakby naprawdę rozumiały to, co mówi do nich dziennikarka. Chester usiadł na kanapie 
i przełączył na Animal Planet, gdzie właśnie leciał jakiś program o psach. Goldeny jakby rażone 
piorunem poderwały się na równe nogi i zaszczekały piskliwie, gdy na ekranie pojawiły się dorosłe 
osobniki tej samej rasy, co one. 

background image

- Że ja się na to zgodziłem – westchnął bezradnie Chester, rozkładając na niskim stoliku kartki. 

Uważnie   im   się   przyjrzał,   przeleciał   wzrokiem   po   poszczególnych   wersach   i   załamany   swoją 
bezsilnością, ukrył twarz w dłoniach. – Janie, co myślisz o piosence o bąbelkach? – zapytał po 
chwili, przejeżdżając rękoma po zarośniętych policzkach. Od razu przypomniał sobie, że jeszcze 
wczoraj przed pójściem spać obiecał Ninie, że w końcu się ogoli. Na razie jednak nie miał na to 
najmniejszej ochoty. – O bąbelkach? Paniczu Bennington, czy panicz na pewno dobrze się czuje? – 
spytał   samego   siebie,   opierając   się   o   oparcie   kanapy.   Założył   ręce   za   głowę   i   spojrzał   w 
śnieżnobiały sufit. – Właśnie chyba nie. Skoro chcę pisać o bąbelkach, to coś ze mną jest nie tak – 
wymruczał na wpół załamany, na wpół rozbawiony i wstał z kanapy. – Herbata dobrze mi zrobi. A 
może kawa? Nie, herbata. Kawa jest niezdrowa. A co w sumie jest zdrowe? Janie, czy możesz 
przestać się ze mną kłócić? Dobrze, paniczu Bennington, już milczę. Dziękuję. 

Po   szybkiej   wymianie   zdań   z   samym   sobą,   Chester   zrobił   herbatę   i   wrócił   do   salonu,   by 

kontynuować pracę nad piosenką. Bywały dni, że pisanie piosenek było dla Chestera naprawdę 
łatwym zajęciem. Siadał, zbierał plik kartek, chwytał za długopis, a słowa same przychodziły mu do 
głowy. Nim się obejrzał cała piosenka widniała tuż przed jego oczami, a on zastanawiał się, skąd na 
myśl przyszły mu poszczególne zwroty. Ostatnio było jednak tak, że z coraz większym trudem 
Chesterowi udawało się pisać coś ambitniejszego, niż piosenki o bąbelkach. 

-  Bubbles, bubbles, I wish my name was bubbles, bubbles, I wish my friends were bubbles,  

bubbles, I ride my car on bubbles, bubbles, I go real far on bubbles… On bubbles – zanucił pod 
nosem, przyglądając się szczeniakom, które w dalszym ciągu wpatrywały się w ekran telewizora i 
raz po raz szczekały na pojawiające się na nim psy. – Paniczu Bennington, cóż to było za dziwne… 
coś? – spytał na głos, opadając na oparcie kanapy. Spojrzał na unoszącą się nad kubkiem parę i 
załamany uderzył się z otwartej dłoni w czoło. – Może ja lepiej się ogolę – postanowił po chwili, 
podnosząc się z sofy. 

Przeszedł do łazienki, włączył światło i oparł się o zimną ścianę, wzrok spuszczając na bose 

stopy.   Nad   głową   Chestera   nagle   zapaliła   się   żaróweczka,   a   do   głowy   wpadł   najgenialniejszy 
pomysł, na jaki kiedykolwiek mógł wpaść: prysznic! Szybko zrzucił z siebie ubrania i wszedł do 
kabiny,   odkręcając   od   razu   kurek   z   ciepłą   wodą.   Odczekał   chwilę   i   stanął   bezpośrednio   pod 
natryskiem,   pozwalając   strumieniom   uderzać   w   zmęczone   ciało,   które   domagało   się   masażu. 
Zanotował w głowie, by poprosić Ninę o to, gdy tylko wróci z uczelni. Może nie od razu, bo jeszcze 
wygoni ją z psami na spacer, a potem jeszcze będzie musiała przygotować obiad. Przecież on jako 
artysta nie może odrywać się od pracy i musi skupić się na pisaniu tekstu.

It's a B and a U and a B and a B and an L and an E and an S and an S – zanucił na głos, 

wcierając w ciało żel o dziwnym, słodkim zapachu. 

Dopiero po chwili zorientował się, że użył żelu, który niedawno kupiła sobie Nina. Szybko 

spłukał z siebie pianę i zakręcił wodę. Otworzył drzwi od kabiny, po omacku odszukał ręcznik i 
owinął   się   nim   wokół   bioder.   Podszedł   do   umywalki,   z   szafki   zdjął   piankę   do   golenia   oraz 
maszynkę.

- Janie, jak myślisz, czy zrobić sobie wąsa? – zapytał na głos, spoglądając na swoje odbicie w 

lustrze. – Paniczu Bennington, wąsa? Czy to nie lekka przesada? – zmarszczył czoło, nakładając na 
policzki i brodę piankę do golenia. – A co mi tam. Raz się żyje, prawda? – uśmiechnął się do siebie 
i zaczął jeździć maszynką po zaroście. Doskonale wiedział, że Nina jeszcze tego samego dnia każe 
mu zgolić tego śmiesznego wąsa, ale przecież robił to na żarty. 

Po   doprowadzeniu   się   do   porządku,   ubrał   się   w   czyste   ubrania,   które   znalazł   w   łazience   i 

wyszedł do salonu. Z obrzydzeniem spojrzał na kartki z tekstami i momentalnie poczuł, jak robi mu 
się niedobrze. Już wiele razy zastanawiał się nad rzuceniem tego w cholerę, bo przecież dzięki 
spadkowi po ukochanej ciotce był ustawiony do końca życia, jednak to zajęcie, jakim było pisanie 
piosenek dla innych piosenkarzy, sprawiało, że wciąż trzymał się kurczowo muzyki. Przecież sam 
niegdyś   należał   do   zespołu   i   sam   ten   zespół   doprowadził   do   rozpadu.   Głupota,   bezmyślność 
sprawiły, że pogrzebał nie tylko swoje marzenia na wielką karierę, ale także marzenia przyjaciół. 
Wszyscy porozchodzili się do innych kapel i jedynie Michael ostał się w wytwórni podlegającej 
pod Warner Bross Records, gdzie razem z Chesterem udzielają się twórczo, tworząc teksty dla 

background image

innych. Shinoda chyba jako jedyny z Linkin Park nie miał pretensji do Benningtona o to, że kiedyś 
doprowadził do zakończenia ich działalności. To był dla niego trudny okres w życiu i tak naprawdę, 
gdyby nie upartość i bezgraniczna pomoc Mike’a, nie zdołałby się wygrzebać z tego bagna. To 
tylko   sprawiło,   że   stali   się   sobie   tacy   bliscy,   a   pojęcie   przyjaźni   zyskało   dla   Chestera   nowe 
znaczenie. 

Wykończona po całym dniu spędzonym na uczelni z niewyobrażalnie wielką ulgą przekroczyła 

próg   mieszkania.   Od   razu   została   zaatakowana   przez   szczeniaki,   które   nie   kryły   ekscytacji   z 
pojawienia się właścicielki, co dało dziewczynie do myślenia, że Chester nawet się z nimi nie 
pobawił. Wzdychając głośno, zdjęła kurtkę oraz buty i przeszła do salonu, gdzie miała nadzieję 
znaleźć   swojego   chłopaka.   Od   razu   zatrzymała   wzrok   na   leżącym   na   kanapie   mężczyźnie,   na 
którego twarzy leżało jakieś czasopismo. Nina uniosła gazetę i na widok wąsika parsknęła głośnym 
śmiechem, tym samym wybudzając Chestera ze snu. Rozespany rozejrzał się dookoła, pocierając 
oczy dłońmi i głośno ziewnął. 

- Co ty masz na twarzy? – spytała Nina, prawie zapowietrzając się ze śmiechu. Mężczyzna 

przejechał dłonią po policzku i wzruszył ramionami. – Masz… wąsa? Chester! Ty masz wąsa! – 
parsknęła ponownie i nawet nie poczuła, kiedy ten złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.

- Jak wyglądam? 
- Jak debil – mruknęła rozbawiona, wbijając palce w policzki mężczyzny. – Błagam, pozbądź się 

go – zaśmiała się uroczo i na powitanie pocałowała Chestera w usta. – Jak minął ci dzień?

- Próbowałem pisać, ale marnie mi to szło, więc się zdrzemnąłem, ale oczywiście wcześniej 

wyszedłem z psami na spacer – wyrecytował i uśmiechnął się krzywo, przypominając sobie o 
niedokończonej piosence. – Na jutro ma być gotowa, a ja mam ledwo dwie zwrotki i jakiś marny 
refren. Chyba się wypaliłem. 

- Przestań tak mówić – poprosiła dziewczyna, kładąc dłonie na policzkach mężczyzny. – Zrobię 

nam coś do jedzenia i coś poradzimy na twój brak weny.

- Masz na myśli dziki seks na kuchennym blacie? – Chester poruszył zabawnie brwiami, za co 

oberwał w tył głowy od Niny. – Tak tylko rzuciłem luźny pomysł.

- Ty lepiej idź zgolić tego wąsika i pomóż mi z kolacją – zaśmiała się szatynka, idąc do kuchni. 

Nie otwierając oczu, przesunęła dłonią po materacu i zmarszczyła czoło, gdy nie napotkała 

żadnej   przeszkody.   Unosząc   powoli   powieki,   uniosła   się   na   materacu   i   rozejrzała   dookoła, 
wzrokiem szukając Chestera. Po wpadającej do pokoju smudze światła domyśliła się, że mężczyzna 
wciąż ślęczy nad tekstem piosenki, próbując za wszelką cenę dokończyć go na czas. Nina wstała z 
łóżka i przed wyjściem z pokoju zerknęła jeszcze na tarczę elektrycznego budzika. Na początku 
myślała, że się przewidziała, jednak naprawdę dochodziła druga w nocy. Dziewczyna narzuciła na 
ramiona ciepły sweter i powłócząc stopami, poszła do salonu. Chester siedział przy stole i nerwowo 
uderzał końcówką ołówka o jego drewniany blat.

- Kocie – zamruczała Nina, opierając dłonie na ramionach mężczyzny, który pod wpływem tego 

gestu wzdrygnął się wystraszony. – Mam nie pytać, jak ci idzie? – wyszeptała, zjeżdżając dłońmi na 
jego tors. Mocno przytuliła się do pleców Chestera i cicho westchnęła, zerkając na leżące na blacie 
kartki. 

- Nie potrafię tego dokończyć – powiedział załamany, ukrywając twarz w dłoniach. – Utknąłem 

w jednym punkcie i nie umiem z niego wyjść. Z resztą czym ja się przejmuję, skoro całość jest tak 
beznadziejna, że i tak nikomu się nie spodoba? – prychnął, odsuwając od siebie papiery.

Nina usiadła na drugim krześle i zaczęła przeglądać tekst piosenki, co chwilę uśmiechając się 

background image

pod   nosem.   Zerknęła   na   Chestera   i   poruszyła   zabawnie   brwiami,   gdy   natknęła   się   na   uroczą 
metaforę miłości. Uwielbiała czytywać piosenki napisane przez Benningtona, bo wtedy czuła się, 
jakby poznawała go od nowa. 

- Jest… całkiem inaczej niż dotychczas – przyznała na sam koniec i podsunęła kartkę pod nos 

mężczyzny. – Dokończysz? Posiedzę z tobą dopóki nie złożysz podpisu – dodała i uśmiechnęła się 
promiennie do niego.

Chester skinął głową na zgodę i sięgnął po leżący nieopodal ołówek. Przez chwilę wpatrywał się 

w rozespaną twarz Niny, a gdy na myśl zaczęły mu przychodzić kolejne słowa, powoli i bardzo 
skrupulatnie postanowił wszystko zapisać na czystej kartce, by w razie czego móc coś jeszcze 
zmienić.   Nim  się   obejrzał   słowa  przemieniły   się   w  zdania,   a  one   z   kolei   w  ostatnią   zwrotkę. 
Zmęczonymi oczami spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu i z tego szoku rozdziawił nieco usta. 
Dochodziła trzecia, a on mógłby przysiąc, że jeszcze niedawno było ledwo po północy. Przejechał 
dłonią po zmęczonej twarzy i spojrzał na Ninę, która z tego wszystkiego zasnęła z głową na stole. 

- Kochanie – szepnął, przejeżdżając dłonią po jej ramieniu. Leniwie uniosła powieki i popatrzyła 

zamglonymi oczami na mężczyznę. – Skończyłem pisać. Postawisz ostatnią kropkę? – poprosił, 
uśmiechając się uroczo. Dziewczyna chwyciła w dłoń pióro i czarnym tuszem nakreśliła na samym 
końcu niewielki znak. – A teraz chodź spać. 

Rozdział 4. 

Ściskając   mocniej   teczkę   w   dłoni,   przekroczył   próg   wytwórni   płytowej   i   rozejrzał   się   po 

ogromnym holu, zatrzymując po chwili wzrok na uroczej recepcjonistce, która niekiedy wyglądała, 
jakby była na haju, bo do każdego się uśmiechała i to bez względu na to, czy do budynku wchodził 
gburowaty mężczyzna, czy wypindrzona paniusia z białym pieskiem pod pachą. Chester skinął 
głową na powitanie i w ostatnim momencie zatrzymał się przy recepcji, dochodząc do wniosku, że 
krótka   pogawędka   z   uroczą   Susane   nikomu   jeszcze   nie   zaszkodziła.   Mężczyzna   oparł   się 
przedramionami o marmurowy blat i uśmiechnął się szarmancko do młodziutkiej recepcjonistki. 
Dałby sobie rękę uciąć, że nie dostała się na wymarzone studia i ktoś z rodziny załatwił jej pracę w 
wytwórni Warner Bross. Połowa z ludzi, którzy pracowali w tym budynku należała do tych, którym 
kiedyś coś się nie udało i teraz za wszelką cenę próbują zapanować nad swoimi chorymi ambicjami, 
przygotowując i podając kawę ważnym cwaniakom w garniturach. 

- Hej, Susiii – przywitał się Chester, specjalnie przeciągając imię dziewczyny, gdyż to zawsze 

sprawiało, że tak uroczo chichotała pod nosem i oblewała się rumieńcem. – Jak mija ci dzień? 

 - Dobrze, a teraz będzie jeszcze lepiej – powiedziała, opierając głowę na dłoni. Popatrzyła 

rozmarzonym wzrokiem na Benningtona i uśmiechnęła się słodko. – Podobno podpadłeś szefowi – 
dodała już nieco ciszej, spuszczając nieśmiało wzrok na blat recepcji. – Czeka na ciebie w swoim 
gabinecie. 

- Wiem – westchnął i przewrócił oczami. – Czuję, że to nasza ostatnia rozmowa – dodał i 

odsunął się od recepcji. Na pożegnanie skinął głową i uśmiechając się lekko do dziewczyny, ruszył 
w swoją stronę.

Sam nie wiedział czemu, ale nie denerwował się, kiedy szedł do biura Boba. Może nerwy nieco 

go zżerały w drodze do wytwórni, jednak po przekroczeniu progu tego budynku wszystko uleciało z 
niego, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chester pokonał ostatnie metry dzielące go od 
gabinetu szefa i przed wejściem do środka zapukał kilka razy, nie chcąc jeszcze bardziej podpaść 
temu wpływowemu mężczyźnie. 

background image

Prawda była taka, że Bob mógł zwolnić Chestera już kilkanaście razy, jednak nie zrobił tego, 

ponieważ był jednym z najbardziej utalentowanych pisarzy piosenek w USA. Wiele razy miał do 
czynienia z osobami, które uważały się za dobrych tekściarzy, ale Bennington w całej tej swojej 
skromności i oryginalności, był tak wyjątkowy, że równie dobrze inne wytwórnie mogłyby się o 
niego bić, gdyby tylko ktoś im o nim powiedział. Bob trzymał Chestera jakby w ukryciu, rzadko 
rozmawiał o swoim ulubieńcu z innymi ludźmi, bo najnormalniej w świecie bał się, że ktoś mógłby 
zaproponować Benningtonowi więcej pieniędzy, a wtedy on na pewno odszedłby do konkurencji. 

-   Hej   –   rzucił   Chaz,   zaglądając   niepewnie   do   gabinetu.   Spojrzał   na   siedzącego   w   fotelu 

potężnego mężczyznę i przełknął nerwowo ślinę. Stres na nowo opanował jego ciało, gdy zobaczył 
swojego pracodawcę i przypomniał sobie, jak ledwo kilka dni temu wywalił na zbity pysk dobrego 
tekściarza, który przecież był o wiele lepszy od Chestera. Przynajmniej jemu się tak wydawało i nie 
dopuszczał   do   siebie   myśli,   że   to   właśnie   on   jest   najlepszy   w   tej   wytwórni,   a   nie   Chris.   – 
Przyniosłem ten tekst.

- Dobrze – mruknął Bob, wskazując dłonią wolny fotel stojący naprzeciwko niego. – Siadaj. 

Chyba musimy pogadać. 

Chester skinął głową na zgodę i usiadł na obrotowym fotelu, próbując nie dać po sobie poznać, 

jak bardzo stresuje go cała ta sytuacja. Czasami nie mógł uwierzyć, że ma trzydzieści sześć lat, a 
boi się faceta, który jest od niego niewiele straszy. Różnica była jednak taka, że Bob był jego 
pracodawcą i w każdej chwili może uczynić z Chestera bezrobotnego z milionami dolarów na 
koncie.   Dla   Benningtona   to   nie   była   już   tylko   praca   i   forma   zarabiania   pieniędzy,   ale   czysta 
przyjemność. Pisanie tekstów stało się sposobem przelewania na papier zbędnych emocji, które 
niegdyś tłumił w sobie i pozwalał im niszczyć się od wewnątrz. Kilka kartek papieru zastępowało 
Chesterowi   pamiętnik,   a   napisane   przez   niego   piosenki   stawały   się   zbiorem   jego   myśli   i 
wspomnień, których niekiedy było aż za dużo. 

- Ostatnio spotkałem się z kumplem i wspomniał coś o Linkin Park – powiedział po chwili Bob, 

bawiąc   się   długopisem.   Spojrzał   uważnie   na   Chestera   i   uśmiechnął   się   półgębkiem,   widząc 
malujące się na twarzy rozmówcy zaskoczenie. – Nie myślałeś o powrocie do tego wszystkiego? 

- Szczerze? – Bennington poprawił się nerwowo na krześle i przejechał dłonią po szorstkich 

włosach. – Może czasami zastanawiam się nad tym, jakby to było, gdybym nie zjebał sobie głosu i 
mógł dalej śpiewać. 

- Michael mówił coś o operacji strun głosowych. Podobno gdybyś się jej poddał, to po jakimś 

czasie mógłbyś wrócić do śpiewania – zauważył Bob i opadł z głośnym westchnięciem na oparcie 
obrotowego   fotela.   –   Przemyśl   to   dokładnie.   Linkin   Park   miało   szansę   stać   się   jednym   z 
najlepszych   rockowych   zespołów   na   świecie.   Już   po   wydaniu   pierwszej   płyty   organizatorzy 
festiwali zabijali się o was. 

- Nie musisz mi o tym przypominać. Ja nie straciłem pamięci, tylko głos – zaśmiał się Chester, 

opierając łokieć na podłokietniku krzesła. Głowę wsparł na dłoni i uważnie przyjrzał się rozmówcy. 
– Mówisz o tym teraz, bo… 

- Tak po prostu – westchnął Bob, wzruszając  obojętnie ramionami. – Na wypadek, gdybyś 

jednak zechciał wrócić do tego, co było. 

- Uwierz, że za nic w świecie nie chciałbym wrócić do tego, co było – wymruczał Chester i 

położył teczkę z piosenką na blat biurka. – Może się nada. Jeśli nie, to złożę wymówienie czy coś.

Bob zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem, wyjmując z teczki kartkę z 

piosenką. Przeczytał powierzchownie tekst i przeniósł wzrok na siedzącego naprzeciwko niego 
Benningtona, który  rozglądał się po pokoju,  po raz setny  oglądając wiszące  na ścianach płyty 
różnych wykonawców. 

background image

- Dobrze… Bardzo dobry tekst, Chaz – przyznał Bob, uśmiechając się półgębkiem. – Dlaczego 

miałbym cię zwolnić? Więcej wiary w siebie. Masz trzydzieści sześć lat, a czasami zachowujesz 
się, jak zagubione dziecko w ciemności. Może potrzebujesz jakiegoś światełka, co? – zażartował, 
odkładając kartkę z tekstem na biurko. 

- Mam Ninę – odpowiedział Chester i podniósł się z fotela, dając szefowi do zrozumienia, że to 

najlepsza pora na zakończenie tej rozmowy. – Pójdę już, jeśli nie masz nic przeciwko temu. 

- Zezwalam.
Bennington   prychnął   w   duchu   i   odwróciwszy   się   na   pięcie,   odszedł   w  stronę   drzwi.   Przed 

wyjściem na chwilę się zatrzymał, jakby licząc na coś jeszcze ze strony Boba, jednak nie słysząc 
już żadnych słów płynących z jego ust, nacisnął klamkę i opuścił pomieszczenie. Miał ochotę 
udusić Michaela własnymi rękoma i obawiał się, że jeśli chwilę nie odczeka, to naprawdę to zrobi 
zaraz po tym, jak przekroczy próg studia D. Był wściekły na przyjaciela za to, że rozpowiada 
wszystkim naokoło, a zwłaszcza Bobowi o możliwości powrotu do śpiewania. Nie  było szans, by 
kiedykolwiek   znów   chciał   śpiewać.   Za   dużo   łączyło   się   z   tym   wspomnień   i   to   wcale   nie 
pozytywnych. Niektórzy mówią, że nie należy wracać do tego, co było kiedyś i Chester właśnie 
tego się trzyma, chociaż niekiedy przeszłość sama wraca i nie pyta o zgodę. 

Mężczyzna przekroczył próg studia i momentalnie zatrzymał wzrok na siedzącym przy konsoli 

Michaelu. W Chesterze wciąż buzowało od nadmiaru wrażeń, jednak zdołał opanować złość i na 
powitanie uśmiechnął się sztucznie do przyjaciela, który nie był taki głupi i od razu wyczuł, że coś 
jest na rzeczy. Nerwowo poruszył się na krześle i poskubał się palcami po przydługiej brodzie. 
Gdyby Chester taką zapuścił, to Nina puściłaby go z torbami i na koniec kopnęła w tyłek na rozpęd. 

- Po cholerę mówisz Bobowi, że mogę wrócić do śpiewania? – zapytał w końcu Bennington, 

zakładając ręce na torsie. Unosząc jedną brew, spojrzał uważnie na przyjaciela i pokręcił głową z 
niedowierzaniem. – Kuźwa, przecież wiesz, że nie wrócę do śpiewania! Tu nie chodzi o operację. 
Mogą usunąć tego pieprzonego polipa czy inne ustrojstwo, ale ja nie wrócę! 

-   Dlaczego   nie?   –  Michael   był   tak   opanowany,  że   momentalnie   rozzłościł   Chestera   jeszcze 

bardziej. Widząc groźną minę przyjaciela, zmarszczył czoło i wzruszył ramionami. – Przecież było 
fajnie, kiedy istniało Linkin Park. 

- Fajnie? – prychnął Chester i opadł na obrotowe krzesło, które stało obok Michaela. – No tak, 

fajnie było się tak najebać i na drugi dzień nic nie pamiętać, nie? Ach, wybacz, przecież nie ty byłeś 
wrakiem człowieka. To ja stoczyłem się na samo dno.

- Chest… - zaczął niepewnie Shinoda, w myślach uderzając się z otwartej dłoni w czoło. W 

jednej chwili zaczął żałować, że w ogóle zaczął ten temat. Mógł pokornie przeprosić Chestera za 
wtrącanie   się   w   jego   sprawy   i   opowiedzieć   o   tym,   jak   to   rano   prawie   potrącił   staruszkę   na 
światłach. Oczywiście nie specjalnie, a przynajmniej nie do końca. On się spieszył, ona wtargnęła 
na ulicę i gdyby nie szybki refleks Michaela, doszłoby do tragedii. – Przepraszam, nie powinienem 
był.

- Nie, to ja przepraszam – wyszeptał Chester, przejeżdżając dłonią po czole. 
Czuł, że jeśli jeszcze raz krzyknie na Michaela, to będzie tego żałował do końca życia. Przecież 

Kenji to jego najlepszy przyjaciel i musi wybaczać mu wszystko, chociażby popełnił największą 
głupotę życia. To on wyciągnął go z tego bagna i pomógł przejść przez odwyk. Nawet przyjeżdżał 
co weekend do tego zadupia, byleby tylko osobiście sprawdzić, jak Chester sobie radził, a bywało z 
tym różnie. 

- Nie chciałem tak ostro – dodał po chwili Bennington i kątem oka spojrzał na Michaela, który w 

odpowiedzi tylko lekko się uśmiechnął i skinął głową na znak zgody. – Po prostu… Czasami są dni, 
że to wszystko wraca. Wraca i mnie na nowo niszczy. Ja wiem, teraz powiesz, że nie mogę na to 

background image

pozwolić, że mam walczyć, ale… łatwiej jest się temu poddać – powiedział, nerwowo bawiąc się 
obrączką na palcu. Pochylił się do przodu, opierając przedramiona na nogach i spojrzał pustym 
wzrokiem wprost przed siebie. – Niekiedy to wraca nawet, gdy jestem z Niną. Jeszcze do niedawna 
to się jej bało, a teraz? Siedzimy razem, oglądamy komedię, ja zamykam oczy i widzę… widzę to 
wszystko. Jego twarz i ten ohydny uśmiech. Czasami brzydzę się nawet Niny. Rozumiesz? Czuję 
obrzydzenie,   kiedy  mnie  dotyka.   Są  chwile,   że  mam   ochotę   ją  uderzyć,  wyżyć  się   na  niej   za 
wszystkie moje krzywdy. Chcę ją skrzywdzić tak, jak mnie skrzywdzono kiedyś. Tak, jak on mnie 
kiedyś krzywdził. – Chester na chwilę się zatrzymał i spojrzał na Michaela, który patrzył na niego i 
uważnie słuchał monologu. – Coś się ze mną dzieje, Mike, coś bardzo złego i boję się, że pewnego 
dnia ja znów pęknę… 

Spojrzał z ukosa na leżącą na podłodze Ninę i zaraz przeniósł wzrok na stojący przed nim na 

stole kubek ze świeżo zaparzoną kawą. Sam nie wiedział, po co tak właściwie ją zrobił, bo nie miał 
najmniejszej ochoty na kolejną dawkę kofeiny i tak naprawdę nawet nie upił małego łyczka, odkąd 
usiadł  z  kubkiem  przy stole.  W  głowie  wciąż  huczało  mu  od nadmiaru  wrażeń,  wciąż  słyszał 
wykrzyczane pod adresem Michaela słowa, których nie wypowiedziałby, gdyby nie Bob i jego 
upartość. Może i chciałby wrócić do śpiewania, jednak strach przed tym, co mogłoby się wydarzyć, 
jeśli tylko pozwoliłby sobie na chwilę słabości, był tak obezwładniający, że nie pozwalał mu nawet 
myśleć o powrocie do branży muzycznej jako piosenkarz. 

Głośne westchnięcie mężczyzny rozniosło się echem po salonie, tym samym zwracając na niego 

uwagę Niny, która od godziny wyginała się na rozłożonej na podłodze macie, udając, że ćwiczy 
jogę. Prawda była taka, że nie miała zielonego pojęcia, co mówi do niej facet z telewizora i tylko 
nieudolnie próbowała powtarzać za nim kolejne pozycje. Chester kolejny raz uważnie przyjrzał się 
swojej   dziewczynie  i  oparł  głowę  na   dłoni,  mierząc   szatynkę   z  góry  na  dół.  Czarne  i   obcisłe 
legginsy doskonale podkreślały szczupłe nogi Niny, a także jej kształtną pupę i biodra, których 
mogłaby   pozazdrościć   niejedna   kobieta.   Z   każdym   kolejnym   ruchem   dziewczyny   przykrótka   i 
szeroka koszulka z kolorowym nadrukiem na przodzie unosiła się, tym samym ukazując jej płaski 
brzuch i znajdujący się na podbrzuszu tatuaż przedstawiający żołnierza ze skrzydłami i zawieszoną 
na kiju chorągiewką. Chester doskonale pamiętał, jak Michael spędził pół dnia na zaprojektowaniu 
tego tatuażu, a później przez dwa dni chodzili z Niną do różnych salonów, szukając odpowiedniej 
osoby, która podjęłaby się tego zadania. Kiedy już stracili wszelką nadzieję na powodzenie tej 
misji, Bennington przypomniał sobie o swoim dobrym kumplu, który robił mu każdy znajdujący się 
na jego ciele tatuaż, a który po dłuższej nieobecności nareszcie zdecydował się wrócić do miasta. 

- Nudzi ci się? – zapytała Nina, spoglądając na Chestera przez ramię. Mężczyzna uśmiechnął się 

lekko i poruszył zabawnie brwiami. – Może dołączysz do mnie, co? Chyba nie za dobrze sobie z 
tym  radzę  i  potrzebny  jest  mi  ktoś,  kto dokładnie  wytłumaczy  mi  te  pozycje…  - powiedziała 
słodkim głosem, przygryzając kokieteryjnie palec. 

-  A  potem   zrobię   ci   egzamin   –   zaśmiał   się   Chester,   podnosząc   się   z   krzesła.   Podszedł   do 

siedzącej na podłodze Niny i założył ręce na torsie, uważnie jej się przyglądając. 

-   Ustny?   –   spytała   Nina,   przenosząc   się   na   klęczki.   Wyprostowała   maksymalnie   plecy   i 

popatrzyła na mężczyznę, przygryzając dolną wargę. 

- Ustnie, to ty możesz mnie przelecieć – wymruczał Bennington i momentalnie zatrzymał wzrok 

na leżących na stoliku okularach Niny. Założył je i zrobił poważną minę, próbując za wszelką cenę 
się nie roześmiać. – Plus dziesięć do inteligencji, co? – zaśmiał się i pomógł dziewczynie podnieść 

background image

się z podłogi. – To co z tym zaliczeniem, panno Moreau? Słyszałem, że ostatnio opuściła panna 
kilka zajęć. Nie wiem, jak to będzie z tą piątką na koniec semestru.

- Ale panie profesorze… - zajęczała dziewczyna, opierając dłonie na torsie mężczyzny. – A jeśli 

tak bardzo ładnie pana poproszę, to podwyższy mi pan ocenę? Bo mi tak bardzo zależy na tej 
piątce… - zrobiła słodkie oczka i zagryzła dolną wargę, uważnie przyglądając się Chesterowi. 

- Jak bardzo? 
-   Baaaardzo   –   mruknęła   mu   do   ucha,   owiewając   ciepłym   oddechem   jego   szyję   i   policzek. 

Uśmiechnęła się pod nosem, gdy poczuła silne dłonie Chestera na swoich biodrach i wbijające się w 
skórę palce. 

- Myślę, że się dogadamy – odpowiedział nieco drżącym głosem, przyciskając do siebie Ninę. 
Dziewczyna   zarzuciła   mu   ręce   na   szyję   i   długimi   paznokciami   podrapała   go   po   karku, 

sprawiając tym samym, że jego ciało przeszył przyjemny dreszcz. 

- Wybacz, jeśli nie będę miała możliwości odpowiedzenia, ale sam wiesz, że z pełnymi ustami 

się nie mówi – wyszeptała uwodzicielskim głosem i przygryzła płatek ucha mężczyzny, którego 
dłonie zacisnęły się mocniej na jej biodrach. 

Każde wyszeptane przez Ninę słowo powodowało, że w Chesterze nagle zaczęła pękać bariera, 

którą budował w sobie od tylu lat i która nigdy nie powinna była ulec choćby najmniejszemu 
uszkodzeniu. Przymykając powieki, widział przewijające się przed oczami obrazy. Przez chwilę nie 
kontaktował. Nie mógł rozpoznać poszczególnych scen, jednak zaraz wszystko zaczęło do niego 
wracać, a on nie chcąc dać się temu zniszczyć, jeszcze mocniej wbił palce w delikatną skórę 
dziewczyny,   nie   zważając   nawet   na   cichy   jęk,   który   wydostał   się   z   jej   ust.   Czując   na   ustach 
przyjemne ciepło, pogłębił pocałunek i powoli zaczął się kierować do znajdującej się na końcu 
przedpokoju sypialni. Nina szła krok w krok za swoim chłopakiem, pozwalając mu robić ze sobą to, 
na co tylko miał ochotę. Chester po chwili oderwał się od szatynki i spod przymrużonych powiek, 
spojrzał jej w oczy, w których dostrzegał jedynie pożądanie i tą bezgraniczną miłość. W tamtym 
momencie to uczucie było mu kompletnie obce; jakby w jednej chwili zapomniał o tym, co tak 
naprawdę czuje do Niny. 

- Chester? – szepnęła drżącym głosem szatynka, opierając się plecami o ścianę przedpokoju. 

Mężczyzna stanął tuż przed nią i popatrzył takim wzrokiem, jakim jeszcze nigdy na nią nie spojrzał. 
– Wszystko w porządku? – zapytała nieco zbita z tropu, wyczuwając dziwną atmosferę unoszącą się 
w pomieszczeniu.

Bennington nie odpowiedział, tylko położył dłonie na biodrach dziewczyny i zachłannie wpił się 

w jej usta, zsuwając po chwili ręce na pośladki szatynki. Zacisnął je na nich mocno, a gdy Nina z 
tego   wszystkiego   przygryzła   jego   dolną   wargę,   na   chwilę   się   od   niej   odsunął.   Przejeżdżając 
językiem   po   ustach,   czuł   metaliczny   posmak   krwi,   jednak   zdawało   mu   się   to   w   ogóle   nie 
przeszkadzać,   gdyż   zaraz   po   tym   ponownie   przygwoździł   Ninę   do   ściany   swoim   ciałem   i 
zachłannie  ją   pocałował.   Szatynka   wsunęła   nieco   zimne   dłonie   pod  koszulkę  Chestera  i  wbiła 
paznokcie w jego plecy, zostawiając czerwone ślady i niewielkie zadrapania. Odsunął Ninę od 
ściany i pchnął ją w stronę sypialni, przez co o mały włos nie przewróciła się na ziemię. Bennington 
w porę złapał dziewczynę za rękę i przyciągnął do siebie, od razu wpijając się w jej malinowe 
wargi. 

Z każdą kolejną chwilą tracił nad sobą panowanie i wiedział, że jeśli czegoś z tym nie zrobi, to 

nawet jeżeli po tym wszystkim poczuje ogromną ulgę i satysfakcję, to na drugi dzień zeżre go 
wstyd i poczucie winy, że przez niego ucierpiała niewinna Nina. 

Popchnął dziewczynę na łóżko, a sam zrzucił z siebie koszulkę, tym samym ukazując oczom 

szatynki swoje wytatuowane ciało. Nina uśmiechnęła się kokieteryjnie i zagryzła dolną wargę, 

background image

przesuwając się na łóżku w stronę stojącego obok niego Chestera. Uklękła na materacu i zwinnym 
ruchem odpięła klamrę paska jego spodni, które po chwili zsunęły się do kostek. Kiedy zaczęła 
składać pocałunki na torsie i brzuchu mężczyzny, ten chwycił za końce jej krótkiej koszulki i 
szybko ją z niej zdjął. Po tym z gwałtownością odepchnął do siebie szatynkę, przez co miękko 
wylądowała na materacu, i pochylił się nad nią, opierając ręce po obu stronach jej głowy. 

Przez dłuższą chwilę patrzył Ninie w oczy i nawet jeśli dostrzegał w nich te iskierki podniecenia, 

wiedział, że się go boi. Drżała ze strachu za każdym razem, gdy dotykał jej ciała, bo tak naprawdę 
nie   wiedziała,   czego   może   się   po   nim   spodziewać.   Pierwszy   raz   był   tak   brutalny   i 
nieprzewidywalny w swoich czynach, że chwilami czuła się, jakby był całkowicie jej obcy. 

Jakby to nie był jej Chester. 

Rozdział 5. 

Słysząc dobiegający z kuchni odgłos obijających się od siebie porcelanowych talerzy, odrzucił 

na bok kołdrę i rozejrzał się po pokoju, próbując ogarnąć, co się wokół niego dzieje. W głowie 
wciąż mu szumiało, chociaż poprzedniego dnia nie pił alkoholu. Tak naprawdę nie pił go od kilku 
lat i nawet na imprezach w wytwórni płytowej zawsze wykręcał się tym, że jest samochodem i musi 
później   odwieźć   wstawionego   Michaela   do   jego   domu,   by   biedaczek   się   nie   zgubił   w   drodze 
powrotnej. Wolał nie zdradzać wszystkim szczegółów ze swojej przeszłości, które z pewnością 
sprawiłyby, że większość tych ludzi odwróciłaby się od niego, a on na nowo zostałby sam jak palec. 
Wątpił, by Nina chciała być z nim, gdyby dowiedziała się, jaki kiedyś był. Tamten Chester już 
dawno został pogrzebany w głębokim dole, jednak czy na pewno nie było żadnej możliwości na 
jego powrót? Bennington niczego tak bardzo się nie bał, jak właśnie tego, że stary on kiedyś wróci i 
zamieni jego dotychczasowe życie w piekło. 

Narzucił na siebie wczorajsze ubrania i mozolnym krokiem ruszył do kuchni, gdzie był pewien 

zastać Ninę. W drodze do salonu natknął się na bawiące się na środku przedpokoju szczeniaki, 
jednak nawet nie zatrzymał się, by je pogłaskać. Ból głowy był tak przeraźliwy, że Chester z 
ledwością kontaktował. Gdy tylko doczłapał się do kuchni, oparł się z ulgą o framugę i głośno 
jęknął, zwracając tym samym na siebie uwagę dziewczyny. 

-   Marnie   wyglądasz.   Wszystko   okay?   –   zapytała   nieco   zmartwiona,   patrząc   uważnie   na 

mężczyznę. 

-   Tak,   tak.   Głowa   mnie   tylko   boli   –   powiedział   zachrypniętym   głosem   i   przetarł   dłońmi 

zmęczoną twarz. – Pójdę trochę się ogarnąć i zaraz wrócę – dodał ciszej i nim dziewczyna zdążyła 
zareagować, wycofał się w stronę łazienki.

Sam nie wiedział dlaczego, ale nie potrafił spojrzeć Ninie w oczy, by nie poczuć w tym samym 

momencie ukłucia w okolicy serca. Było mu wstyd za to, jak zachował się poprzedniego wieczora i 
jak ją potraktował. Przecież nie była pierwszą lepszą panienką do towarzystwa, by mógł ot tak 
wyżyć   się   na   niej   w   łóżku.   Bał   się,   że   przez   to,   co   jej   zrobił,   ona   go   znienawidzi   i   zacznie 
traktować, jak obcego faceta. Wciąż był tym samym mężczyzną, w którym się zakochała. Czasami 
tylko   ten   Chester   zostawał   zagłuszany   przez   mroczną   przeszłość;   przez   własne   krzyki,   kiedy 
przetrzymywali go na oddziale zamkniętym, te krzyki, którymi domagał się, by wypuszczono go na 
wolność i pozwolono zaciągnąć się świeżym powietrzem, a nie tym szpitalnym. To wracało chociaż 
tego nie chciał. Gdyby tylko mógł, stworzyłby barykadę oddzielającą w jego głowie całą przeszłość 
i przykre wspomnienia od teraźniejszości, w której chciał żyć bez jakichkolwiek obaw i lęków. 

Po długim i odprężającym prysznicu ubrany w świeże ubrania, które zapewne za sprawą Niny 

znalazły   się   na   pralce,   opuścił   łazienkę   i   poszedł   do   salonu,   gdzie   przy   stole   siedziała   już 
dwudziestolatka. 

-   Nie   wiedziałam,   co   chcesz   na   śniadanie   –   powiedziała,   nawet   nie   patrząc   na   Chestera.   – 

background image

Zrobiłam tylko kawę, ale nie wiem, czy ją chcesz – dodała cicho, przekartkowując leżące na stole 
czasopismo. – Dzwonił Mike. Powiedział, że wasza piosenka została wybrana na motyw przewodni 
do jakiejś gry. Chyba chodzi o Medal of Honor.

Och, to… świetnie – stwierdził Chester, jednak nie potrafił wykrzesać z siebie choć szczypty 

entuzjazmu.   Fakt,   że   Nina   tak   chłodno   go   traktowała   wcale   nie   ułatwiał   mu   zmierzenia   się   z 
wyrzutami sumienia, które zżerały go od środka. – Nie sądziliśmy, że w ogóle się to komukolwiek 
spodoba – kontynuował, mając nadzieję, że błahą pogadanką wszystko załatwi.

- Naprawdę? – Nina uniosła oczy na siedzącego przy stole mężczyznę i lekko się uśmiechnęła. – 

Obaj piszecie świetne teksty. Skąd ta niepewność? A może to nieszczera skromność? 

- O co ci chodzi? – spytał nieco mrukliwie, nie mogąc już znieść gęstej atmosfery, którą można 

byłoby pokroić nożem. – Nie masz pojęcia, ilu ludzi startowało w tym „konkursie”. To, że nam się 
udało wygrać, to cud. 

- Misiek, czemu się tak od razu denerwujesz? – Nina wstała od stołu i poszła do kuchni, by dolać 

sobie kawy. – Bardzo się cieszę, że wygraliście i wasza piosenka będzie w tej grze. Po prostu 
uważam,   że   powinieneś   bardziej   wierzyć   w   swoje   umiejętności   twórcze.   Jesteś   świetnym 
tekściarzem, Mike też i razem tworzycie naprawdę idealny duet. Ci ludzie byliby idiotami, jeśli nie 
wybraliby waszej piosenki – kontynuowała i nawet nie zauważyła kiedy Chester podszedł do niej i 
przytulił się mocno do jej pleców. – Hej, co jest? – zaśmiała się rozczulona jego zachowaniem.

- Nic, odczułem potrzebę przytulenia się do ciebie – wymruczał jej na ucho i zsunął dłonie na 

biodra dziewczyny. – Wszystko okay? – spytał, gdy Nina drgnęła niespokojnie pod wpływem jego 
dotyku.

-   Uhm,   jasne   –   szepnęła   niezbyt   przekonywująco,   oswobadzając   się   z   uścisku   Chestera. 

Uśmiechnęła się do niego przelotnie i otworzyła na oścież lodówkę. – Co zjesz na śniadanie? Ja nie 
mam jakoś na nic ochoty, ale mogę ci zrobić kanapki – zaproponowała, zmieniając tym samym 
temat.   Jak   na   złość   opakowanie   z   żółtym   serem   przesunęło   się   na   sam   koniec   półki,   więc 
dziewczyna musiała stanąć na palcach, żeby go dosięgnąć. Nawet nie zauważyła, że sweterek, który 
miała na sobie trochę się podwinął, tym samym ukazując siniaki na jej biodrach i plecach. 

- Nina? – Chester podszedł bliżej szatynki i uniósł materiał swetra, dokładniej przyglądając się 

sinym śladom. – To… to moja sprawka?

-   To   nic   takiego   –   wyszeptała   nerwowo,   naciągając   ubranie   na   brzuch.   Odwrócona   przez 

mężczyznę spojrzała mu w oczy i przełknęła ślinę. – Trochę cię poniosło. Przecież siniaki zaraz 
znikną. 

-   Kochanie…   -   Bennington   ze   wstydu   nie   potrafił   wydusić   z   siebie   kolejnych   słów.   Stał   i 

wgapiał się w twarz swojej dziewczyny, nie wiedząc, co powiedzieć. Wszystko wydawało mu się 
takie błahe i nie na miejscu. 

- Wiem – odezwała się w końcu Nina i pocałowała Chestera w policzek. – Nic się nie stało, ale 

następnym razem zaparzę ci meliskę – dodała i uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny, który tylko 
przewrócił oczami i zaśmiał się pod nosem. – Ach i Mike jeszcze powiedział, że zaprasza nas do 
tego waszego klubu, żeby uczcić sukces. 

- Ten to też mógłby się w końcu ustatkować, a nie tylko kluby i inne bajery – wymruczał 

Chester, kręcąc głową z niedowierzaniem. Widząc minę swojej dziewczyny, od razu pożałował, że 
w ogóle zaczął ten temat. – Nie! Nina, nie! Nie będziesz się bawić w swatkę, rozumiesz? Mike nie 
jest dzieciakiem i potrafi znaleźć sobie dziewczynę. 

-   Właśnie   widzę   –   parsknęła   śmiechem,   jednak   zaraz   spoważniała,   gdy   została   zmierzona 

morderczym wzrokiem przez swojego chłopaka. – Chazy, a gdyby tak zupełnie przypadkiem do 
tego klubu przyszła moja koleżanka ze studiów, która zupełnym przypadkiem jest singielką i szuka 
wielkiej miłości? 

- Jeśli zupełnym przypadkiem, to okay. 

Michael   zdawał   się   nie   być   zbytnio   zainteresowany   koleżanką   Niny,   która   przez   cały   czas 

background image

pożerała go wzrokiem i próbowała co chwilę wyciągnąć mężczyznę na parkiet. Shinoda za każdym 
razem wykręcał się na coraz to różniejsze sposoby, aż w końcu stracił do niej cierpliwość i kazał jej 
spadać na drzewo. Cheryl po tym śmiertelnie się na niego obraziła i razem z Niną zniknęła w tłumie 
tańczących na parkiecie ludzi. Chester nie mógł zrozumieć zachowania przyjaciela, bo zwykle był 
otwarty   na   nowe   znajomości,   a   Cheryl   była   naprawdę   uroczą   blondynką   o   figurze   modelki   i 
nienagannym uśmiechu. Musiało wydarzyć się coś poważnego, skoro Shinoda tak potraktował tę 
dziewczynę.

- Wiesz, tak się zastanawiałem dzisiaj nad tym wszystkim – przemówił po dłuższej chwili Mike, 

zerkając kątem oka na Chestera. – Naprawdę nie chciałbyś wrócić do śpiewania? Nie mówię już o 
reaktywacji Linkin Park, bo wiem, że nie chcesz wracać do tego, ale może coś nowego?

- Dobra, Mike, powiedzmy, że wracamy… – zaczął Chester, obracając w dłoniach pustą szklankę 

po bezalkoholowym drinku -… i co dalej? Jak nazwiemy zespół? Chazy Chaz i Miki Mike? A może 
Benio   i   Spółka?   –   zaśmiał   się,   rozładowując   natychmiast   napiętą   atmosferę.  Wolał   obrócić   to 
wszystko w żart, niż kolejny raz wywoływać niepotrzebną kłótnię. 

-   Bennoda   –   odpowiedział   Mike   i   parsknął   śmiechem,   widząc   minę   przyjaciela.   –   No   co? 

Połączyłem nasze nazwiska: Bennington i Shinoda. 

-   Głupszej   nazwy   to   nie   mogłeś   wymyśleć   –   dogryzł   Chester   i   pokręcił   głową   z 

niedowierzaniem. – Myślisz, że jest sens wracać? Cholernie się tego boję. Nie chodzi o operację, bo 
lekarze mówią, że sam zabieg nie jest wyjątkowo poważny i jeśli będę uważał, to szybko wrócę do 
formy. Co jeśli będzie tak, jak wtedy? – spytał nieco ciszej, jakby się bał, że głośna muzyka nie 
zagłuszy   go   wystarczająco   skutecznie.   –   Co   jeśli   wróci   tamten   facet,   o   którym   staram   się 
zapomnieć. Cholera, nie chcę stracić Niny. Nie teraz, rozumiesz? 

- Nie stracisz – stwierdził pewnym głosem Mike i wzruszył ramionami, kiedy Chester posłał mu 

pytające spojrzenie. – Nina nie jest dziewczyną, która ucieka w popłochu, bo coś zaczyna dziać się 
z  drugą  osobą.  Stary,  ona  cię  kocha,  czaisz?  To nie  jest  szczenięce  zauroczenie,  ale  cholernie 
potężne   uczucie.   Wiesz,   że   dzięki   tej   dziewczynie   możesz   osiągnąć   wszystko,   co   zechcesz? 
Przyznaj, że czasami tęsknisz za tamtymi czasami, gdy istniało Linkin Park, a my występowaliśmy 
na festiwalach. Już nie pamiętasz tego rozwrzeszczanego tłumu ludzi? – mówił podekscytowany 
Mike, którego oczy błyszczały, jak dwie wielkie żarówki. 

-   Koleś,   weź   się   uspokój!   –   zaśmiał   się   Chester,   momentalnie   sprowadzając   przyjaciela   na 

ziemię. – Dasz mi spokój, jeśli przyznam, że tęsknię za tamtymi czasami? – spytał, a szeroki 
uśmiech malujący się na twarzy Michaela był jednoznaczną odpowiedzią na wszelkie pytania. – Ale 
to   były   czasy   –   westchnął,   sięgając   po   szklankę   ze   swoim   drinkiem,   którą   chwilę   wcześniej 
przyniosła   kelnerka.   –   Niezłe   buraki   z   nas   były   –   dodał   i   sam   z   siebie   zaczął   się   śmiać, 
przypominając sobie wszelkie szczegóły.

- Pamiętasz moje niebieskie włosy? – Michael parsknął śmiechem i uderzył się otwartą dłonią w 

czoło. – Albo nasze pomalowane na czarno paznokcie w dłoniach. Boże, teraz kiedy o tym myślę, 
to nie mogę uwierzyć, że to byliśmy my. 

- Ostatnio Nina robiła porządki w szafie i znalazła spodnie, które miałem na sobie na kilku 

koncertach. Chyba nawet występowałem w nich na Rock Am Ring w dwutysięcznym pierwszym 
roku – powiedział Chester, przyglądając się uważnie czerwonej zawartości szklanki, którą trzymał 
w dłoniach. – Miałem do nich taki ogromny sentyment. Czaisz? Nie potrafiłem wywalić ich przez 
tyle lat, a ona zrobiła to w przeciągu godziny. Wrzuciła je do worka na śmieci i wypieprzyła na 
śmietnik. Cholera, wystąpiłem w nich na tylu koncertach, a teraz jakiś bezdomny pewnie się w nich 
buja po mieście. Miałem nawet kilka koszulek, ale Nina też je wywaliła. Wszystko poszło się jebać 
jednego dnia. Rozumiesz? Gdyby mogła, to spakowałaby do tych pieprzonych worków całą moją 
przeszłość i pozbyłaby się tego bez mrugnięcia okiem – wymruczał posępnie, odstawiając szklankę 
na stolik. – Dobrze, że bokserki, które wtedy na sobie miałem wciąż leżą w szufladzie przykryte 
innymi gaciami – dodał i zaśmiał się głośno, widząc minę Michaela. 

background image

Po kilku przetańczonych piosenkach poczuła ogarniające jej ciało zmęczenie. Na migi pokazała 

Cheryl, że wraca do stolika i gdy dziewczyna przytaknęła głową, Nina zaczęła przeciskać się przez 
tłum ludzi w stronę sof, które znajdowały się dookoła parkietu. Poczuwszy na talii czyjeś silne 
dłonie, uśmiechnęła się pod nosem i zerknęła przez swoje ramię, mając nadzieję, że to Chester 
zdecydował się dołączyć do niej na parkiecie, co raczej graniczyło z cudem, gdyż nie był typem 
takiego faceta. Zwykle przesiadywał przy stoliku i zamawiał kolorowe drinki, kolekcjonując przy 
okazji plastikowe mieszadełka i ozdobne parasolki. Nina zawsze śmiała się, że niedługo będzie 
mógł otworzyć własny sklepik z takim badziewiem i dorobi się na tym fortuny. 

Gdy tylko obejrzała się za siebie i zobaczyła znajomego bruneta jej serce momentalnie szybciej 

zabiło.   Nina   szybko  wyszarpnęła   się   z   uścisku  chłopaka   i   przełknęła   nerwowo   ślinę,   szukając 
wzrokiem najszybszej drogi ucieczki. 

- Nie sądziłem, że jeszcze się kiedyś spotkamy – powiedział Nathan, uśmiechając się szyderczo 

do szatynki. Złapał ją mocniej za przedramię i przyciągnął do siebie, wolną dłoń kładąc na jej 
biodrze. Nina ponownie podjęła się próby wyrwała się z uścisku chłopaka, jednak wszystko szło na 
marne. – Co u ciebie? 

- Jakby cię to kiedykolwiek obchodziło – wycedziła przez zęby dziewczyna, doskonale zdając 

sobie sprawę z tego, że pomimo głośnej muzyki chłopak usłyszał każde jej słowo. – Puść mnie, to 
boli!   –   krzyknęła   łamiącym   się   głosem,   gdy   ręka   Nathana   zacisnęła   się   mocniej   wokół   jej 
nadgarstka. Spanikowana zaczęła rozglądać się dookoła, szukając wzrokiem jakiejkolwiek pomocy, 
jednak była zdana na siebie. Jęknęła cicho, kiedy brunet przybliżył usta do jej ucha, a ona usłyszała 
jego przyspieszony oddech. 

- Może się zabawimy, jak kiedyś? – zapytał niskim głosem, odgarniając z ramienia szatynki 

lekko pofalowane włosy. – Co ty na to?

- Puszczaj! – krzyknęła, szarpiąc ręką, za którą w dalszym ciągu trzymał ją były chłopak. – 

Czego ode mnie chcesz? – spytała pozbawiona jakiejkolwiek nadziei na ratunek ze strony którejś z 
tańczących   osób.   –   Mike!   –   wrzasnęła   tak   głośno,   że   nareszcie   zwróciła   na   siebie   uwagę 
imprezowiczów, jednak jej najbardziej zależało na idącym w stronę baru mężczyźnie. 

Shinoda od razu przecisnął się przez tłum ludzi i zatrzymał dopiero przy roztrzęsionej Ninie. 

Zdążył jedynie zobaczyć tył oddalającego się szybko chłopaka, z którym wcześniej rozmawiała 
dziewczyna. 

- Wszystko w porządku? Kto to był? – zapytał spanikowany, obejmując ramieniem szatynkę. 

Ona jednak odskoczyła, jakby rażona piorunem i speszona spuściła wzrok na swoje stopy. – Nina, 
co się dzieje? Kim był tamten koleś?

- Nikt ważny. Pójdę do toalety – powiedziała ledwo słyszalnie i nim Michael zdążył zareagować, 

oddaliła się od niego i po chwili zniknęła w tłumie ludzi. 

Stał jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, licząc na to, że dziewczyna jednak zawróci i 

będzie  mógł  ją   odprowadzić  do  Chestera,  jednak   w  końcu  zrezygnował   z  dalszego   czekania  i 
odszedł w stronę ich stolika. Ignorując głupie spojrzenie przyjaciela, usiadł na kanapie i głośno 
westchnął.

- Wszystko w porządku? – spytał Bennington, przyglądać się uważnie Michaelowi. Ten pokręcił 

głową i rozejrzał się dookoła, najwyraźniej szukając kogoś wzrokiem. – Stary, wyglądasz, jakbyś 
ducha zobaczył.

- Ja nie, ale Nina chyba tak – odpowiedział tajemniczo Shinoda i wzruszył ramionami, gdy 

Chester posłał mu pytające spojrzenie. – Szedłem do baru, gdy nagle usłyszałem, że mnie woła. 
Patrzę, a ona szarpie się z jakimś kolesiem. Podejrzany typ… Jak tylko do nich podszedłem, to ten 
uciekł i zniknął w tłumie. Pytałem Niny, kto to, ale powiedziała tylko, że nikt ważny i poszła do 
toalety.

- Ty debilu, dałeś jej samej odejść? – Chester poderwał się z miejsca, jednak nim zdążył odejść 

do stolika, zobaczył zbliżającą się do nich Ninę. Nie wyglądała zbyt dobrze i była tak roztrzęsiona, 
jakby  naprawdę zobaczyła  ducha. – Kochanie, wszystko  okay? – spytał  troskliwie  mężczyzna, 
obejmując szatynkę ramieniem. 

- Tak, ale wracajmy do domu, okay? – poprosiła, opierając czoło na torsie swojego chłopaka. On 

background image

tylko pogładził ją dłonią po plecach i pocałował w czubek głowy, jak to miał zawsze w zwyczaju 
robić, gdy działo się coś złego. – Proszę, zabierz mnie stąd…

- Dobrze – szepnął i popatrzył na Michaela, który tylko machnął ręką i lekko się uśmiechnął, 

dając przyjacielowi znak, że ma się nim w ogóle nie przejmować. – Odwieź potem Cheryl do domu, 
okay? – powiedział na koniec Chester, podając brunetowi rękę na pożegnanie. On tylko skinął 
głową na zgodę i wrócił do picia swojego drinka. 

- Zrobiłem ci kakao – powiedział cicho Bennington, wchodząc do pogrążonej w mroku sypialni. 

Rozejrzał się po pomieszczeniu i dopiero po chwili dostrzegł siedzącą na łóżku skuloną postać 
swojej dziewczyny. Westchnął cicho i zajął miejsce obok niej, podając jej od razu kubek z gorącym 
napojem i dodatkowymi piankami śmietankowymi. – Chcesz mi o tym opowiedzieć? – zapytał po 
chwili, przyglądając się leżącym obok Niny szczeniakom. 

-   Nie   wiem   –   szepnęła   zachrypniętym   głosem,   obejmując   skostniałymi   dłońmi   garnuszek   z 

kakao. – Nie wiem, Chaz… - dodała i czując napływające do oczu łzy, oparła głowę na ramieniu 
mężczyzny.   Kilka   słonych   kropel   znalazło   doskonałe   ujście   i   powoli   stoczyło   się   po   bladym 
policzku szatynki. Ona jednak szybko starła je rękawem swetra i pociągnęła nosem, nie chcąc 
jeszcze   bardziej   się  rozkleić.   – To  był   mój  były   chłopak   –  powiedziała  po  chwili,  bawiąc   się 
palcami wolnej dłoni sznurkiem od spodni dresowych. 

Chester spojrzał uważnie na profil swojej dziewczyny i złapał ją za rękę, od razu splatając ich 

palce w mocnym uścisku. Kiedy się uśmiechnęła, poczuł niewielką ulgę, jednak wiedział, że to 
jeszcze nie koniec zwierzeń, a dopiero początek. Nie chciał naciskać i pozwolił dziewczynie zebrać 
się w sobie, by mogła na spokojnie poukładać chaotyczne myśli. Przez kilka minut w ciemnej 
sypialni panowała idealna cisza, przerywana raz po raz cichymi pociągnięciami nosem przez Ninę. 
Chester siedział w milczeniu i kciukiem kreślił wzorki na zewnętrznej części dłoni szatynki, co 
jakiś czas składając na delikatnej skórze krótkie pocałunki, jakby tymi błahymi gestami chciał 
pokazać, że wciąż przy niej jest – bez względu na to, jaki sekret w sobie ukrywa. 

- Byliśmy ze sobą przez cztery lata – odezwała się w końcu Nina, jeżdżąc opuszkiem palca po 

krawędzi   kubka.   Upiła   kilka   łyków   ciepłego   kakao   i   odchyliła   głowę,   próbując   znów   się   nie 
rozpłakać. – Na początku było, jak w bajce. Nathan był taki czuły i opiekuńczy. Spędzaliśmy razem 
każdą wolną chwilę, a potem coś się stało. Sama nie wiem, co takiego. Po prostu się zmienił – 
wyszeptała i pociągnęła cicho nosem. Czując delikatny pocałunek na dłoni, uśmiechnęła się lekko i 
spojrzała kątem oka na siedzącego obok Chestera. – Zaczął się na mnie wyżywać. Krzyczał, kiedy 
coś nie szło po jego myśli. Jednak to był dopiero początek, wierzchołek góry lodowej – powiedziała 
i wolną dłonią starła z policzków pojedyncze łzy. – Z dnia na dzień było coraz gorzej. Bywały dni, 
że nie mogłam iść do szkoły, bo jego za bardzo poniosło. Moich rodziców często nie było, więc 
niczego nie zauważali. Wtedy myślałam, że tak musi być, bo przecież Nathan był moim chłopakiem 
i miał prawo to robić. Teraz wiem, że nie miał prawa podnosić na mnie ręki i zmuszać mnie do tych 
wszystkich   rzeczy   –   wyszeptała   łamiącym   się   głosem,   starając   się   panować   nad   przykrymi 
wspomnieniami, które nagle zaczęły nawiedzać jej umysł. – Byłam tylko zakochaną dziewczyną. 
Myślałam, że na Nathanie świat się kończy i dlatego nie potrafiłam odejść, bo bałam się, że żaden 
inny mnie nie zechce – zaśmiała się nerwowo, przeczesując palcami włosy. 

Słuchając monologu dziewczyny, czuł, jak z każdym kolejnym słowem jego serce pęka na coraz 

to mniejsze części. Wspomnienia z poprzedniego wieczora wróciły do niego niczym bumerang, a 
wyrzuty sumienia na nowo zaczęły go zżerać. Nie szukał dla siebie żadnego usprawiedliwienia, bo 
nie miał prawa tak traktować własnej dziewczyny, jednak w momencie, kiedy ona wyjawiła mu 
prawdę o swoim poprzednim związku i tym, jak traktował ją Nathan, w Chesterze na nowo coś 
pękło i wiedział, że tym razem nie zdoła tego pozbierać w jedną całość. Jedyne, co mógł zrobić w 
tamtym momencie, to objąć Ninę silnym ramieniem i przytulić do siebie. 

- Przepraszam za wczoraj. Przepraszam, że nie potrafiłem nad sobą zapanować – powiedział 

zachrypniętym głosem, opierając czoło na ramieniu dziewczyny. – Tak cholernie mi wstyd. 

background image

- Wiem, że nie chciałeś – wyszeptała i lekko się uśmiechnęła, składając na czubku jego głowy 

delikatny pocałunek. – Wiem, że mnie kochasz i nigdy byś mnie nie skrzywdził.

- A jeśli czasami tylko tego pragnę? – pomyślał Chester, jeszcze mocniej przytulając do siebie 

dziewczynę. – Jeśli czasami tak bardzo cię nienawidzę, że nie mogę na ciebie patrzeć? Co wtedy? 

Rozdział 6. 

Czując mocne szturchnięcie w ramię, uniosła powieki i popatrzyła kątem oka na siedzącą obok 

Cheryl. Od tamtej feralnej imprezy w klubie w ogóle nie rozmawiały, bo Nina najnormalniej w 
świecie nie miała siły na tłumaczenie się koleżance, dlaczego razem z Chesterem wyszła wcześniej, 
a ją zostawiła na pastwę losu z nieprzyjacielskim Michaelem. Spotkanie z Nathanem całkowicie 
wyprowadziło  Ninę z równowagi, nagle wszystkie wspomnienia wróciły  i nawet opiekuńczość 
Chestera nie mogła tego zmienić. Mimo wszystko dziewczyna poczuła ogromną ulgę, gdy nareszcie 
opowiedziała o tym swojemu chłopakowi. Przez cały ten czas bała się, że uzna ją za wariatkę, bo 
czy normalna osoba dałaby sobą tak pomiatać? Równie dobrze mógł stwierdzić, że ma nie po kolei 
w głowie, skoro pozwalała Nathanowi tak się traktować, ale wtedy była inną osobą. Zagubiona i 
odtrącona   przez   wszystkich   nastolatka,   która   jedyne   oparcie   odnajdowała   w   swoim   chłopaku. 
Dopiero,   kiedy   cały   ten   koszmar   dobiegł   końca,   a   ona   zdołała   pozbierać   się   po   związku   z 
Nathanem, zdała sobie sprawę z tego, jak wielki błąd popełniła, pozwalając mu na to wszystko. 
Przecież zasługiwała na szczęście, na miłość i szacunek. Nauczyła się tego dopiero przy Chesterze, 
który pokazał jej, jak powinna być traktowana każda stąpająca po ziemi kobieta. 

- Wyskoczymy po zajęciach na kawę? – zapytała szeptem Cheryl, przysuwając się bliżej Niny. 

Szatynka zerknęła na wykładowcę i wzruszyła ramionami. – Weź, co się z tobą ostatnio dzieje? Ja 
rozumiem, że twój książę nie lubi siedzieć sam w domu, ale chyba na dwie godzinki możesz 
wyskoczyć z koleżanką. 

- Przestań, nie o niego chodzi – burknęła Nina i czując wibracje w kieszeni spodni, wyjęła z niej 

telefon.   Sprawdzając,   czy   wykładowca   się   na   nią   nie   patrzy,   odblokowała   ekran   i   odczytała 
wiadomość od Shinody. – Poza tym, mam już plany. Idę się spotkać z Michaelem.

- Och, Chester wie, że spotykasz się za jego plecami z Michaelem? – spytała Cheryl, posyłając 

szatynce kpiący uśmieszek. – Z resztą, nieważne. Rób, co chcesz.

Nina już miała odpowiedzieć, gdy nagle wokół nich zrobiło się wyjątkowo głośno, a wszyscy 

zaczęli podnosić się ze swoich miejsc. Zdezorientowana szatynka rozejrzała się dookoła i w końcu 
sama wstała z niewygodnego krzesła, w przelocie wrzucając do torebki notes i długopis. Posłała 
Cheryl   lekki   uśmiech   i   czym   prędzej   opuściła   aulę,   chcąc   jak   najszybciej   znaleźć   się   poza 
granicami uczelni. Miała dość tego miejsca i wszystkiego, co go dotyczyło. Wykręciła numer do 
Michaela i podeszła szybkim krokiem do swojego samochodu, po drodze wolną dłonią szukając 
kluczyków w zapełnionej niepotrzebnymi rzeczami torebce. 

- Hej, Mike – przywitała się zdyszana, nareszcie odnajdując zgubę. Otworzyła pilotem drzwi i 

wsiadła do czarnego bentleya. – Skończyłam wcześniej zajęcia, więc jeśli możesz, to…

- Świetnie! Będę za dziesięć minut w kawiarni – przerwał jej szybko mężczyzna, na co Nina 

uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową z rozbawieniem. – Do zobaczenia – rzucił na koniec i 
rozłączył się, nim dziewczyna zdążyła mu odpowiedzieć. 

Cały Mike, pomyślała, odkładając telefon na siedzenie pasażera. Odpaliła silnik samochodu i 

powoli wyjechała ze szkolnego parkingu, po chwili dołączając do ruchu głównej ulicy. Miała cichą 
nadzieję, że uda jej się ominąć popołudniowe korki, jednak zaraz bańka pękła, gdy zobaczyła przed 
sobą ciągnący się sznur samochodów. Załamana oparła głowę o zagłówek fotela i włączyła radio, 
licząc na to, że ulubiona muzyka pozwoli jej się nieco zrelaksować. Jęknęła głośno, kiedy okazało 
się,   że   Chester   zamienił   płyty   w   odtwarzaczu   i   zamiast   ukochanego   głosu  Adama   Levine’a 
usłyszała potworne krzyki nieznanego jej mężczyzny. Szybko wyłączyła radio i wyjęła z niego 
płytę. Dokładnie przyjrzała się czerwonej naklejce, jednak nim zdążyła odczytać nazwę zespołu, 
usłyszała irytujący dźwięk klaksonu.

background image

-   Pali   się   czy   świat   się   kończy?   –   burknęła   zdenerwowana,   podjeżdżając   kilka   metrów   do 

przodu. Zatrzymała ponownie samochód i spojrzała we wsteczne lusterko, robiąc przy okazji głupie 
miny do kierowcy stojącego za nią pojazdu.  

Przewróciła oczami i ponownie przyjrzała się leżącej na jej nogach płycie. Linkin Park: Hybrid 

Theory.  Dziewczyna zmarszczyła czoło, próbując skojarzyć z czymś nazwę zespołu. Nagle nad 
głową   Niny   zapaliła   się   żaróweczka,   a   ona   przypomniała   sobie   o   znajdującym   się   na   plecach 
Chestera tatuażu. 

- O mój Boże… - wyszeptała, umieszczając z powrotem płytę w odtwarzaczu. Włączyła radio i 

obejrzała się za siebie, gdy ponownie rozległ się głośny dźwięk klaksonu. – Goń się, cwelu! – 
krzyknęła chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że i tak jej nie usłyszy. 

Wydając z siebie nieartykułowany dźwięk, ponownie wbiła się w fotel i zacisnęła dłonie na 

kierownicy, próbując wsłuchać się w słowa płynącej z radia piosenki. 

It's like I'm paranoid lookin' over my back 

It's like a whirlwind inside of my head 

It's like I can't stop what I'm hearing within 

It's like the face inside is right beneath my skin

Nina otworzyła szerzej oczy i rozdziawiła usta, gdy powoli zaczął do niej docierać sens słów. 

Kiedy sznur samochodów nieco się rozluźnił, skręciła w boczną alejkę, która zaprowadziła ją prosto 
pod kawiarnię, gdzie czekał już na nią Mike. Już z daleka dojrzała jego grafitowe bmw, więc 
zaparkowała bentleya na wolnym miejscu niedaleko wejścia do lokalu, wyjęła kolejny raz płytę z 
odtwarzacza i wysiadła czym prędzej z pojazdu, w przelocie zabierając jeszcze torebkę. Sama nie 
wiedziała, dlaczego tak bardzo zdenerwowała się, kiedy to wszystko nagle do niej dotarło. Przecież 
taka była umowa: zero wracania do przeszłości, bo tak jest przecież łatwiej. Tylko dlaczego zataił 
przed nią fakt, że miał kiedyś zespół? 

Z rozmachem otworzyła drzwi kawiarni i namierzywszy wzrokiem siedzącego przy jednym ze 

stolików Michaela, od razu do niego podeszła. Na dzień dobry rzuciła CD na blat i założyła ręce na 
biuście, przyglądając się uważnie mężczyźnie. 

- Coś jeszcze powinnam wiedzieć? – zapytała drżącym głosem, opadając bezwładnie na krzesło. 

Michael popatrzył szklistymi oczami na płytę, a później wbił wzrok w dziewczynę i uśmiechnął się 
lekko. – Domyślam się, że wiesz o Linkin Park.

- Tak właściwie, to ja byłem… jakby to powiedzieć… założycielem tego zespołu…? – Shinoda 

posłał Ninie rozbrajający uśmieszek i wzruszył ramionami, gdy dziewczyna zmarszczyła pytająco 
czoło. – Nie patrz tak na mnie. Nasza kariera nie trwała zbyt długo. To było na zasadzie wypalającej 
się żarówki: nagle zabłysnęliśmy na muzycznej scenie i równie szybko zniknęliśmy. Może byłoby 
inaczej, gdyby nie…

- Gdyby nie co? – odezwała się zniecierpliwiona Nina, spoglądając na idącego do ich stolika 

kelnera. – Dla mnie zielona herbata – uprzedziła go i uśmiechnęła się lekko. Michael pozostał przy 
zamówionej wcześniej kawie i westchnął cicho, kiedy młody pracownik odszedł w swoją stronę. – 
Mike, nie denerwuj mnie nawet. 

- Chester ma poważne problemy z głosem – powiedział w końcu Mike, opierając przedramiona 

na   stoliku.   Splótł   dłonie   w   silnym   uścisku   i   na   chwilę   zamilkł,   przyglądając   się   czemuś,   co 
znajdowało się na blacie. – Dlatego poprosiłem cię o to spotkanie – dodał i ponownie westchnął. – 
Chciałem cię prosić, żebyś pogadała z nim o tej operacji…

- Operacji? – ponownie mu przerwała, nie mogąc dłużej znieść tych wszystkich tajemnic. 
Gdyby teraz dorwała Chestera, posadziłaby go na kanapie w salonie i opowiedziała od A do Z o 

swojej przeszłości, nie pomijając żadnych ważnych i mniej ważnych informacji na swój temat. 
Powiedziałaby mu nawet o tym, jak w przedszkolu rozlała farby na nową wykładzinę, licząc na to, 
że mężczyzna później uczyni to samo i w końcu się przed nią otworzy. Żałowała, że wchodziła z 
nim  w  jakikolwiek  układ,  a tym  bardziej  tak  idiotyczny.  Nagle  zdała  sobie  sprawę z  tego,  że 
przecież nic o nim nie wie. Jakieś podstawowe informacje o tym, co lubi zjeść na śniadanie, czego 
wręcz nie znosi, jednak nie znała szczegółów z jego przeszłości i chyba to najbardziej zaczynało ją 
przerażać. 

background image

- Chester ma polipa na strunach głosowych. To nie jest aż tak poważne, jak może brzmi, ale 

powinien jak najszybciej poddać się operacji – powiedział Mike i ukrył twarz w dłoniach. 

Nina patrzyła na mężczyznę szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, co jeszcze usłyszy o 

swoim chłopaku. 

- Od kiedy… Od kiedy o tym wie? – spytała roztrzęsiona, nawet nie dziękując kelnerowi za 

przyniesienie zamówienia. Przełknęła nerwowo ślinę i sięgnęła po omacku do cukierniczki. Jedna 
łyżeczka, druga, trzecia i gdyby nie szybki refleks Michaela, który złapał Ninę za dłonie, wypiłaby 
cukier z herbatą, a nie na odwrót. – Przez to rozpadł się zespół? 

- Tak – skłamał poniekąd Michael, bojąc się zagłębiać w szczegóły przeszłości Chestera. Szybko 

doszedł do wniosku, że jeżeli Bennington będzie chciał opowiedzieć o wszystkim Ninie, to i tak to 
zrobi. Mike już wiele razy przekonał się, że nie warto wtrącać się w sprawy Chestera, dlatego 
zostawił tę kwestię tylko jemu. – Pomyślałem, że tobie uda się na niego wpłynąć. 

- Wpłynięcie na decyzję Chestera to chyba cud, ale spróbuję – odpowiedziała Nina, przeczesując 

nerwowo włosy skostniałymi palcami. – Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? 

- Sam nie wiem – westchnął mężczyzna, wzruszając przy tym ramionami. – Ostatnio gadaliśmy 

z Chesterem o ewentualnym powrocie do tego wszystkiego, ale on… On chyba tak naprawdę nie 
chce – wymruczał pod nosem i dopił szybko zimną kawę. – Jednak o tym, to już on powinien ci 
opowiedzieć. 

W mieszkaniu panowała idealna cisza, co nieco zaniepokoiło Ninę, jednak zaraz po zdjęciu 

butów usłyszała głośne ziewanie dobiegające z salonu. Dziewczyna zrzuciła z siebie kurtkę i już 
miała pójść do sypialni, by odłożyć na szafkę nocną telefon, jak to miała w zwyczaju robić po 
powrocie do mieszkania, gdy nagle wokół nadgarstka poczuła silny uścisk. Coś w niej pękło, a 
serce na chwilę się zatrzymało, kiedy w głowie zaczęły powstawać coraz to gorsze scenariusze. 
Przymknęła powieki i zagryzła dolną wargę, bojąc się za siebie obejrzeć. Doskonale wiedziała, że 
to Chester, jednak ten jeden głupi gest przywołał tak wiele wspomnień, że nie potrafiła przez chwilę 
racjonalnie myśleć. 

- Gdzie byłaś? – spytał mrukliwym głosem, odwracając dziewczynę przodem do siebie. – Pytam, 

gdzie byłaś.

- Spotkałam się z Michaelem – odpowiedziała spokojnie, starając się nie wybuchnąć. Wiedziała, 

że to tylko pogorszyłoby całą sytuację. Wolała nie ryzykować wybuchu kłótni, bo tak czy siak 
przegrałaby starcie z Chesterem. – Chciał porozmawiać. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz 
problemy zdrowotne? 

- A co cię to obchodzi? – Bennington odsunął się od swojej dziewczyny i spojrzał na nią z 

wyrzutem. – To teraz jesteś psiapsiółką Mike’a? Może jeszcze mi zaraz powiesz, że się z nim 
przespałaś? 

- Słucham?! – krzyknęła Nina, rzucając się z pięściami na mężczyznę. – Co się z tobą dzieje, 

Chaz? – zapytała już nieco ciszej, a gdy jej głos niebezpiecznie się załamał, przełknęła nerwowo 
ślinę i pokręciła głową z niedowierzaniem. – Jeśli posądzasz mnie o zdradę, to dlaczego wciąż ze 
mną jesteś? 

- Nie wiem – warknął i rozłożył ręce w geście poddania. – Nie wiem, dlaczego z tobą jestem. 

Może dlatego, że nie pozwalasz mi odejść. Może dlatego, że jesteś jedyną osobą, która utrzymuje 
mnie w teraźniejszości i nie pozwala przeszłości wracać. 

- Chaz… - szepnęła Nina, kładąc zimną dłoń na policzku mężczyzny. On jednak odsunął się od 

niej i poszedł do sypialni. – Chester, zaczekaj – powiedziała spanikowana dziewczyna, nie wiedząc, 
czego jeszcze może się po nim spodziewać. Przez ostatnie dni pokazał, że stać go naprawdę na 
wiele i nie wolno z góry zakładać, że w pewnej chwili nagle nie wybuchnie. 

Mężczyzna   wyjął   z   szafy   walizkę   i   otworzywszy   ją,   zaczął   wrzucać   do   niej   przypadkowe 

ubrania, nie zważając na to, czy są jego, czy już Niny. Szatynka złapała go za rękę i zatrzymała ją w 
połowie drogi do górnej szafki. 

background image

- Przestań – poprosiła błagalnym głosem, wpatrując się w Chestera załzawionymi oczami. – Nie 

wiem, co się z tobą dzieje. Nie dopuszczasz mnie do siebie, a widzę, że odkąd dowiedziałeś się o 
Nathanie, coś się w tobie zmieniło. Coś w tobie pękło i boję się, że będzie coraz gorzej.

- Chciałbym ci obiecać, że nie będzie – powiedział łamiącym się głosem, spuszczając wzrok na 

dłoń   dziewczyny,   która   wciąż   spoczywała   na   jego   przedramieniu.   Jej   jasna   cera   tak   idealnie 
kontrastowała   płomieniami   ozdabiającymi   rękę   mężczyzny.   Nagle   coś   w  nim   pękło.   Ponownie 
bariera,   którą   w   sobie   budował   pękła   na   pół   przepuszczając   przez   szczelinę   wspomnienia   z 
przeszłości.   –   Przepraszam   –   szepnął,   opadając   bezwładnie   na   kolana.   –  Tak   cholernie   cię   za 
wszystko przepraszam – dodał i obejmując ramionami nogi dziewczyny, przytulił twarz do jej 
brzucha i przymknął powieki, czując ogarniającą jego ciało bezsilność. – Nie zostawiaj mnie. Tak 
bardzo cię potrzebuję… 

Nie mógł spać tej nocy. Gdy po raz kolejny odwrócił się na plecy, zrezygnowany odrzucił na bok 

kołdrę i podniósł się do pozycji siedzącej, nogi spuszczając na zimne panele. Czuł ogarniającego 
jego ciało zmęczenie, jednak nie potrafił zasnąć. Jakby się czegoś bał, a organizm podświadomie 
ostrzegał go przed utratą kontaktu z rzeczywistością. Przejechał dłońmi po szorstkich policzkach i 
wziął głęboki wdech. Wpływające do pokoju chłodne powietrze nieco pomogło Chesterowi, jednak 
bardziej wolałby, żeby zamiast tlenu do pomieszczenia dostał się gaz usypiający, dzięki któremu 
mógłby przez chwilę odpocząć, nie martwiąc się o to, że coś złego wydarzy się, jeżeli pozwoli 
sobie zasnąć. 

Słysząc ciche skrzypnięcie łóżka, spojrzał przez ramię na śpiącą Ninę i zaraz odwrócił wzrok, 

gdy jej powieki się uniosły, a ona wbiła wzrok prosto w niego. Nerwowo przełknął ślinę, bojąc się 
tego, co może się zaraz stać. Praktycznie w ogóle nie rozmawiali od popołudniowej kłótni, dlatego 
też nie miał zielonego pojęcia, jak się zachować. Dziewczyna po chwili uklękła na materacu tuż za 
nim i objąwszy wątłymi ramionami jego ciało, mocno przytuliła się do wytatuowanych pleców.

- Nie możesz spać – stwierdziła, opierając brodę na barku mężczyzny. On w odpowiedzi skinął 

głową, chociaż to i tak było zbędne, bo Nina doskonale widziała, że nie może zasnąć. – Chaz? 

- Hm? – mruknął ledwo słyszalnie, zerkając przez ramię na szatynkę.
- Wiesz, że ja tu jestem? – spytała szeptem, zjeżdżając ciepłymi dłońmi na tors mężczyzny. 

Drgnął pod wpływem jej dotyku, a jego mięśnie momentalnie się napięły, jakby szykując się do 
odparcia ataku wroga. – Nigdzie się nie wybieram i jeśli tylko chcesz, to możesz mi o wszystkim 
opowiedzieć. Chaz, nie jestem tchórzem. Nie ucieknę. 

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i przejechał dłonią po przedramieniu Niny. Dziewczyna 

nachyliła się maksymalnie i musnęła delikatnie jego policzek, po czym odsunęła się od niego i 
pociągnęła za sobą, zmuszając do położenia się na materacu. Gdy tylko Chester opadł bezwładnie 
na plecy, szatynka przytuliła się do jego boku i głośno westchnęła, drażniąc przy tym oddechem 
brzuch mężczyzny. 

- Wszystko się ułoży, tylko pozwól mi sobie pomóc, Chaz – powiedziała ściszonym głosem. – 

Kiedyś uda ci się pokonać przeszłość, a wtedy ja stanę przed tobą, przytulę cię i wyszeptam ci do 
ucha, że osiągnąłeś cel i możesz zacząć żyć na nowo. 

-   Łatwiej   uciec,   zastępując   ten   ból   czymś   nieczułym   –   pomyślał   mężczyzna,   obejmując 

ramieniem   szczupłe   ciało   zasypiającej   powoli   dziewczyny.   –   O  wiele   łatwiej   iść,   niż   samemu 
zmagać się z cierpieniem. 

Rozdział 7. 

Kiedy po raz kolejny jej ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz, opatuliła się szczelnie grubym 

kocem   i   zakaszlała   głośno,   budząc   tym   śpiące   w   posłaniach   szczeniaki.   Nina   wysiąkała   nos   i 

background image

odrzuciła na bok chusteczkę, podziwiając przy okazji papierową stertę pełną zarazków. Nie miała 
nawet sił, żeby wstać i wyrzucić wszystko do kosza. Przeziębienie nasilało się z każdą minutą, a 
ona czuła się, jakby miała zaraz umrzeć na katar. Głośne kichnięcie rozniosło się echem po salonie, 
a wystraszony Simba poderwał się na posłaniu i zaszczekał, jakby próbował tym samym przepędzić 
niechcianego i bardzo hałaśliwego intruza. Nina zaśmiała się pod nosem i kolejny raz zakaszlała, 
zasłaniając usta kocem. Było jej zimno, słabo, a na dodatek męczył ja przeraźliwy katar i kaszel. 
Załatwiła się tak przez własne zachcianki, bo gdyby nie ona i jej głupi pomysł pójścia w środku 
nocy na spacer, pewnie teraz siedziałaby na zajęciach i wysłuchiwała nudnego wywodu któregoś z 
profesorów. Zachciało jej się być wielką romantyczką i po dłuższych namowach udało się namówić 
Chestera na pójście na nocny spacer i podziwianie rozgwieżdżonego nieba. Nie przewidziała jednak 
tego, że o tej porze na dworze jest bardzo zimno, a cienki sweterek na nic się zda, kiedy zacznie 
dodatkowo wiać silny i mroźny wiatr. 

Słysząc szczęk kluczy w zamku i otwierające się frontowe drzwi, odetchnęła z ulgą, wiedząc 

doskonale, że to wracający z zakupów Chester. Po chwili zobaczyła stojącego w progu pokoju 
mężczyznę i zaraz pożałowała, że jednak nie zdecydowała się zdrzemnąć, bo wtedy uniknęłaby 
tego litościwego spojrzenia, którym ją obdarzył. 

- Kupiłem zapas mleka, więc zaraz zrobię ci mleko z miodem i czosnkiem – powiedział, kierując 

się do kuchni. Odłożył na blat reklamówki z zakupami i słysząc głośne jęczenie Niny, zaśmiał się 
pod nosem. – Nie marudź! To ty chciałaś urządzić nocny spacer z psami. Też ci się zachciało.. 
gwiazdy podziwiać, zwłaszcza, że wtedy niebo było zachmurzone. 

- Przestań się czepiać, okay? – wymruczała posępnie, opierając się o framugę kuchennych drzwi. 

– Możesz mi zrobić dobrą herbatę? Nie chcę pić tego dziwnego wynalazku.

-   Wracaj   do   łóżka   –   powiedział,   wyganiając   dziewczynę   z   pomieszczenia.   Ona   jedynie 

przewróciła oczami i położyła się na kanapie. – Chodziło o łóżko, a nie sofę.

- Ciesz się, że w ogóle leżę – prychnęła, opatulając się szczelniej kocem. – Mogłabym równie 

dobrze pójść na wykłady i mieć w nosie twoje mleko z czosnkiem. 

- W nosie to ty jedynie masz śpiki, więc nie pyskuj – odgryzł się Chester, uśmiechając się 

zadziornie   do   Niny,   która   zmrużyła   jedynie   oczy   i   rzuciła   w   niego   kartonowym   pudełkiem   z 
chusteczkami. – Rozumiem, że to ci jest niepotrzebne.

-   Nie,   oddaj!   –   poprosiła   spanikowana,   czując,   że   kolejny   raz   zbiera   jej   się   na   kichanie. 

Mężczyzna szybko oddał jej pudełko i pokręcił głową z rozbawieniem. – Bardzo śmieszne, wiesz? 
Twoja dziewczyna umiera na katar, a ty się z niej śmiejesz. W ogóle, czy to możliwe, żeby umrzeć 
na katar? – spytała przejęta, otwierając szeroko oczy z przerażenia.

- A bo ja wiem? – Chester wzruszył ramionami i podrapał się po karku. – Czaisz tak wysmarkać 

własny mózg? – malująca się na jego twarzy powaga sprawiła, że Nina momentalnie przestała 
siąkać do chusteczki i popatrzyła z przerażeniem w oczach na swojego chłopaka. – Żartowałem! 
Widać, że nie jesteś w formie.

- Zabawne – mruknęła, uśmiechając się kpiąco. – Lepiej idź mi to mleko zrób, a nie żartujesz 

sobie z biednej Niny. 

Przedrzeźniając   szatynkę,   wrócił   do   kuchni,   by   przygotować   jej   coś   ciepłego   do   picia. 

Dziewczyna   co   chwilę   kaszlała   i   kichała,   co   według   niego   było   tak   zabawne,   że   z   ledwością 
powstrzymywał śmiech. Może to było z jego strony okrutne, ale przecież Nina sama doprowadziła 
się do takiego stanu. On jedynie mógł biegać od kanapy do kuchni, spełniając jej każdą zachciankę i 
wyrzucając   zużyte   chusteczki   higieniczne.   Nim   się   obejrzał,   Nina   mianowała   go   na   swojego 
sługusa, a on bez zbędnych narzekań się na to zgodził, bo czy mógł odmówić własnej dziewczynie? 

- Chazy? – jęknęła nosowym głosem Nina i głośno zakaszlała. – Chaaaazy?
- Tak, kochanie? – Chester wyszedł z kuchni i spojrzał uważnie na szatynkę, która skulona na 

kanapie   próbowała   opatulić   się   szczelnie   ciepłym   kocem.   Gdy   posłała   mu   smutne   spojrzenie, 
zaśmiał się pod nosem i podszedł do niej, by pomóc jej uporać się z nakryciem. – Oj ty moja kaleko 
– westchnął rozczulony miną szatynki i opatulił ją kocykiem z Kubusiem Puchatkiem.

-   Dziękuję   –   szepnęła,   przytulając   twarz   do   poduszki.   –   Chaz?   –   zagaiła   ponownie,   gdy 

mężczyzna chciał odejść z powrotem do kuchni. – Podasz mi pilota? – poprosiła, mrugając zalotnie 

background image

oczami. 

Chester spełnił prośbę dziewczyny i z ulgą malującą się na twarzy odszedł nareszcie do kuchni. 

Wypakował z reklamówek zakupy i od razu podgrzał mleko, do którego później dodał porządną 
łyżkę miodu i odrobinę czosnku, mając na uwadze fakt, że Nina go nienawidzi. Gdyby przesadził z 
jego ilością, równie dobrze mógłby zacząć się pakować, w najlepszym wypadku spałby przez kilka 
nocy na balkonie albo na wycieraczce przed drzwiami. 

- Chazy? 
Nosowy głos Niny wytrącił mężczyznę z równowagi i o mało co, a upuściłby kubek z gorącym 

napojem. Wszedł do salonu i popatrzył uważnie na skuloną na kanapie dziewczynę, której pozycja 
nic, a nic się nie zmieniła od jego ostatniej wizyty w tym pomieszczeniu. Wiedział doskonale, jak 
bardzo musi być zmęczona, dlatego nawet nie skomentował jej beznadziejnego wyglądu. Postawił 
kubek z mlekiem na stoliku i jeszcze szczelniej opatulił dziewczynę ciepłym kocem. Szatynka 
uśmiechnęła się lekko i mocniej wtuliła twarz w miękką poduszkę.

- Wyjdziesz z psami na spacer? – zapytała, robiąc słodkie oczka do swojego chłopaka. Po tym 

jednak   głośno   kichnęła,   a   burza   włosów   opadła   prosto   na   jej   twarz,   burząc   całkowicie   efekt 
słodkości. 

- A mam inne wyjście? – Chester uśmiechnął się lekko i przysiadł na skraju kanapy, poklepując 

przy tym Ninę po udzie. – Wypij mleko, a później się prześpij. Najlepiej idź do łóżka. Nie ma 
sensu, żebyś męczyła się na kanapie. 

-   No   ale…   -   zaczęła   dziewczyna   i   westchnęła   głośno,   gdy   mężczyzna   spojrzał   na   nią   zza 

zsuniętych na czubek nosa okularów. – Tutaj mam widok na ciebie. 

- No tak, przecież ze mnie taki okaz, że ino podziwiać – zażartował Chester, podnosząc się z 

kanapy. Nina pokręciła głową i podniosła się do pozycji siedzącej, po czym zabrała ze stolika kubek 
z mlekiem i upiła kilka łyków, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia. – Nie przesadzaj. 
To naprawdę jest dobre.

- To jest paskudne! – stwierdziła i zniesmaczona odstawiła kubek na bok. – Idź już, bo jeszcze 

chwila, a Simba zleje ci się do buta – dodała i wzruszyła ramionami, widząc minę Chestera. 

Chwycił pewniej smycze i rozejrzał się dookoła, chcąc upewnić się, czy jeśli puści szczeniaki 

samopas, to nic im się nie stanie. Nie miał najmniejszej ochoty na rzucanie im patyków, dlatego 
wolał, żeby zajęły się sobą. Nie widząc żadnych innych psów, odpiął smycze i usiadł na pobliskiej 
ławce, od razu z kieszeni spodni wyjmując paczkę papierosów. Już dawno miał rzucić to świństwo, 
ale nałóg to taka świnia, co nie chce odejść, chociaż się ją odpycha nogami i rękoma. Wydobył z 
opakowania   jednego   papierosa   i   umieścił   go   pomiędzy   lekko   rozchylonymi   wargami. 
Zdenerwowany   brakiem   w   pudełku   zapalniczki,   przeklął   głośno,   momentalnie   zapominając   o 
biegających wokoło szczeniakach. Nie zwrócił nawet uwagi na idącą z naprzeciwka dziewczynę, 
która   na   smyczy   prowadziła   potężnego   rottweilera.   Znalezienie   zguby   stało   się   dla   Chestera 
priorytetem i nieważna była cała reszta. Dopiero słysząc piskliwe szczekanie szczeniaków oraz 
donośny głos większego psa, opamiętał się i z wrażenia wypluł papierosa na chodnik. 

- Simba! Kiara! – zawołał, jednak młode były tak zaabsorbowane rottweilerem, że w ogóle nie 

zwracały   uwagi   na   swojego   właściciela.   –   Kuźwa!   –   krzyknął   zdenerwowany,   podbiegając   do 
goldenów, które w dalszym ciągu obszczekiwały większego od siebie. Chester szybko do nich 
podbiegł i  łapiąc  za obroże,  odciągnął od przerażonej  dziewczyny, która  z ledwością  trzymała 
swojego psa na smyczy. 

- Przepraszam, nie wiem, co w niego wstąpiło – powiedziała speszona nieznajoma, uciszając 

swojego rottweilera. 

Chester spojrzał na dziewczynę i zmarszczył czoło. Przecież wina leżała tylko i wyłącznie po 

jego   stronie,   więc   dlaczego   ona   go   przepraszała?   Nie   miał   jednak   siły   na   wchodzenie   w 
jakąkolwiek dyskusję z młodą właścicielką rottweilera, dlatego jedynie skinął głową i uśmiechnął 
się do niej lekko, chcąc pokazać, że się nie gniewa. 

background image

- Może… - zaczęła nieśmiało, przygryzając dolną wargę. Przyjrzała się dokładnie Chesterowi i 

uśmiechnęła się kokieteryjnie, odrzucając na bok długie, blond włosy. – W ramach przeprosin dasz 
się zaprosić na kawę? – zaproponowała, a mężczyźnie o mało co nie opadła szczęka z wrażenia. 

- Chętnie, ale moja żona czeka na mnie w domu – odpowiedział i uśmiechnął się półgębkiem, 

obserwując z niezmierną satysfakcją, jak na twarzy dziewczyny maluje się zażenowanie, a później 
dziwny smutek wywołany niepowodzeniem. – Do widzenia – pożegnał się jakże uprzejmie i biorąc 
szczeniaki pod pachy, odszedł w swoją stronę.

Dopiero będąc z daleka od dziwnej dziewczyny, odstawił psy na ziemię i szybko rzucił im patyk, 

by   nie   zwracały   już   uwagi   na   rottweilera,   który   równie   dobrze   mógłby   zrobić   sobie   z   nich 
przekąskę. Chester obejrzał się za siebie, chcąc sprawdzić, czy dziewczyna w dalszym ciągu tam 
stoi i jakież było jego zdziwienie, gdy już jej nie zobaczył. Odetchnął z ulgą i ponownie wyjął z 
kieszeni   spodni   papierosy.   Odpalił   jednego   z   nich   i   mocno   się   zaciągnął,   pozwalając   dymowi 
wypełnić płuca. Gdyby jego lekarz dowiedział się o tym, że w dalszym ciągu podpala na boku, to 
wyrzuciłby go z gabinetu na zbity pysk. Później dostałoby mu się od Mike’a, a na koniec od Niny, 
która obraziłaby się na niego i nie odezwała do końca życia. Nawet jeśli polip na krtani, to nie 
koniec świata, to powinien bardziej dbać o swoje zdrowie, ale przecież Chester to typ, który ma 
więcej szczęścia niż rozumu. 

- Chodźcie! – krzyknął na psy, które biegały po całym parku i za nic miały sobie rozkazy 

właściciela. – Jakim cudem Nina jeszcze was nie oddała? – zapytał samego siebie i pokręcił głową, 
wyjmując zza paska od spodni smycze. 

Zniesmaczona odstawiła prawie pełny kubek na stolik i odrzuciła na bok ciepły koc. Całe jej 

ciało płonęło żywym ogniem, a mleko tylko pogarszało kiepski stan dziewczyny. Momentalnie 
Ninie zrobiło się niedobrze, więc zrezygnowała z dalszego męczenia się z cudownym wynalazkiem 
Chestera. Podniosła się z kanapy i człapiąc stopami pod dywanie, poszła do kuchni, by zrobić sobie 
coś smaczniejszego do picia. Kubek z mlekiem odstawiła na kuchenny blat i po chwili wylała całą 
zawartość  do  zlewu.  Wątpiła,  by  Chester   uwierzył,  że   wypiła  to   ohydne  mleko,   bo  doskonale 
wiedział, że nienawidzi czosnku, a jak na złość dodał go o wiele za dużo. 

Nina   wlała   do   szklanki   trochę   soku   pomarańczowego   i   wróciła   do   salonu,   po   drodze 

zastanawiając się, co zrobić z dalszą częścią dnia. Chestera nie było dopiero od pół godziny, a przed 
jego wyjściem zastrzegła, że ma chodzić ze szczeniakami minimalnie godzinę, więc miała jeszcze 
trochę czasu tylko dla siebie. Gdy nad głową dziewczyny zaświeciła się niewielka żaróweczka, 
odstawiła szklankę na stolik i poszła do sypialni. Przejrzała powierzchownie stojące na szafkach 
książki,   a   gdy   nie   znalazła   nic   godnego   jej   uwagi,   zrezygnowana   usiadła   na   łóżku   i   głośno 
westchnęła.   Nie   mając   lepszego   pomysłu,   zsunęła   się   po   chwili   z   materaca   i   na   czworakach 
podeszła do biurka. Otworzyła jedną z szafek, w której trzymała resztę książek i wyciągnęła z niej 
wszystko, co tylko tam kiedyś upchnęła. 

-   Ciekawe…   -   mruknęła,   przyglądając   się   czarnej   teczce.   Rozwiązała   niedbałą   kokardkę   i 

zaczęła przeglądać jej zawartość. -  Valentine's Day –  przeczytała tytuł, marszcząc przy tym 
pytająco czoło. 

Usiadła po turecku na podłodze i zagłębiła się w treść piosenki. Wiedziała, że to tekst napisany 

przez Chestera, bo od razu rozpoznała jego pismo, a poza tym na samym dole strony znajdował się 
podpis   mężczyzny.   Dziewczyna   zerknęła   na   datę   i   momentalnie   zamarła.   Jej   serce   na   chwilę 
przestało bić, by znów ruszyć z łoskotem, jakby chciało wyskoczyć z piersi dziewczyny. Tekst 
został   napisany   dwa   dni   po   Walentynkach,   które   mieli   spędzić   razem;   ich   pierwsze   święto 
zakochanych. Chester zaprosił ją do restauracji, jednak musiała odwołać wszystko na dwie godziny 
przed spotkaniem, gdyż Nathan postarał się o to, by Nina jeszcze bardziej znienawidziła to święto. 

So now you're gone

And I was wrong

background image

I never knew what it was like

To be alone...

On a valentine's day

Nina na samo wspomnienie tamtego dnia poczuła, jak robi jej się niedobrze. Przeczesała palcami 

włosy  i   odłożyła   kartkę   na   bok,   nie   chcąc   jeszcze   bardziej   zagłębiać   się   w  swoich   przykrych 
wspomnieniach. Gdyby tylko Chester wiedział, co takiego wydarzyło się podczas ich pierwszych 
Walentynek,   może   chociaż   spróbował   by   jej   wybaczyć   to,   że   nie   pojawiła   się   na   kolacji. 
Przymknęła powieki i wzięła kilka głębszych wdechów, chcąc powstrzymać napływające do oczu 
łzy. Wszystko nagle powróciło i uderzyło w nią niczym silniejszy podmuch wiatru w domek z kart. 
Przez ostatnie miesiące starała się zapomnieć o Nathanie i tym, jak ją traktował, a wystarczyła 
chwila, kilka linijek tekstu, by każdy szczegół do niej wrócił. Automatycznie przysunęła dłoń do 
zarumienionego   policzka   i   głośno   westchnęła,   próbując   odepchnąć   od   siebie   nieprzyjemne 
wspomnienia. 

Pozbierała kartki z ziemi, wrzuciła je do teczki i zabierając ją ze sobą, udała się do salonu. Tam 

wygodnie ułożyła się na kanapie i ponownie przejrzała piosenki, szukając najstarszej z nich. Jakież 
było   zdziwienie   dziewczyny,   kiedy   znalazła   tekst   sprzed   dwunastu   lat.   Widziała   poskreślane 
wyrazy, każdą zmianę, którą Chester wprowadził od tamtego czasu. Bała się zagłębiać bardziej w 
treść,   bo   coś   podpowiadało   jej,   że   to   nie   przyniesie   nic   dobrego,   ale   mimo   obaw   przeleciała 
wzrokiem poszczególne linijki. 
Something

 

has

 

been

 

taken

 

from

 

deep

 

inside

 

of

 

me

 

The   secret   I've   kept   locked   away   no   one   can   ever   see

 

Wounds   so   deep   they   never   show   they   never   go   away

 

Like moving pictures in my head for years and years they've played

Z każdym kolejnym słowem serce szatynki biło coraz szybciej, a ona czuła się, jakby pokój 

zaczynał się kurczyć. Brakowało jej tlenu, pomieszczenie stawało się coraz to mniejsze i gdyby nie 
szczęk otwierającego się zamka w drzwiach, pewnie udusiłaby się własnymi wspomnieniami. 

- Co ty robisz? – zapytał Chester, zatrzymując się w połowie kroku. Popatrzył na porozrzucane 

po stoliku kartki i nerwowo przełknął ślinę. – Skąd to masz? 

- Znalazłam w biurku. Czemu nie pokazałeś mi ich wcześniej? – Nina odłożyła na teczkę kilka 

kartek i sięgnęła po chusteczki. – Coś jeszcze przede mną ukrywasz?

- Nie powinnaś była tego czytać – powiedział nerwowo Bennington, zbierając papiery ze stolika. 

Popatrzył z wyrzutem na dziewczynę, a później przeniósł wzrok na tekst piosenki. Tytuł sprawił, że 
na   jego   ciele   pojawił   się   nieprzyjemny   dreszcz,   a   w   skroniach   zaczęła   pulsować   krew.   –   Nie 
powinnaś była otwierać tej teczki. 

- Ale Chaz…
-   Nie   powinnaś   była,   jasne?!   –   podniósł   głos   na   dziewczynę,   aż   ta   drgnęła   z   przerażenia. 

Popatrzyła na niego załzawionymi oczami i pociągnęła nosem, po omacku szukając chusteczek. – 
To moje piosenki. Gdybym chciał, żebyś je przeczytała, to bym ci je pokazał, a nie chował! 

- Chester, to tylko piosenki… - wyszeptała, chociaż doskonale wiedziała, że to nie są „tylko 

piosenki”. To zapisane w takiej, a nie innej formie wspomnienia Chestera, jednak wolała obrócić to 
wszystko w błahą sytuację, niż dopuścić do kolejnej kłótni, które ostatnio zdarzyły się między nimi 
coraz częściej. 

- Muszę… Muszę się przejść – wyszeptał zachrypniętym głosem Chester i ściskając mocniej 

teczkę w dłoni, poszedł do przedpokoju. Tam założył ciężkie glany i otworzył drzwi na oścież. – 
Nie powinnaś była ich zobaczyć – dodał przed wyjściem do stojącej w progu salonu Niny i opuścił 
mieszkanie, trzaskając za sobą drzwiami. 

Wsłuchując  się w uderzenia  wskazówek  starego zegara stojącego w kącie  salonu, próbował 

background image

uspokoić   swoje   skołatane   nerwy.   Serce   zdawało   się   bić   coraz   wolniej   i   chwilami   Chesterowi 
wydawało   się,   że   w   ogóle   nie   daje   żadnych   oznak   życia.   Siedział   zgarbiony   na   kanapie   w 
pogrążonym w ciemnościach salonie i odliczał kolejne sekundy, które niemiłosiernie wlno mijały. 
Cisza powoli doprowadzała go do szału i gdyby nie szczęk kluczy w zamku, popadłby w kompletny 
amok. Drgnął nerwowo na kanapie i splótł drżące dłonie w mocnym uścisku. Pomimo ciemności 
doskonale   widział   leżącą   na  stoliku  czarną  teczkę,   w której  przez  tyle  lat   ukrywał  całą  swoją 
przeszłość.   Kiedy   w   pomieszczeniu   rozbłysło   światło,   zmrużył   oczy   i   głośno   westchnął, 
przejeżdżając dłońmi po zmęczonej twarzy.

- Na miłość boską, Chester! – krzyknął przestraszony Michael, zatrzymując się w progu pokoju. 

Złapał się za lewą pierś i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Zapomniałem, że masz klucze do 
mojego mieszkania – zauważył jakże inteligentnie i zdjął z siebie skórzaną kurtkę. Odrzucił ją na 
oparcie kanapy i poszedł do kuchni, by nalać sobie czegoś do picia. – Co cię do mnie sprowadza, 
Chaz? – zapytał po chwili Michael i wrócił do przestronnego salonu ze szklanką wody mineralnej w 
dłoni. 

- To wróciło, Mike – wyszeptał zachrypniętym głosem Chester i sięgnął po czarną teczkę. Kątem 

oka popatrzył na przyjaciela, który nagle zamarł w bezruchu, jakby dowiedział się, że za kilka 
minut nastąpi koniec świata. – To wszystko wróciło. 

There's something inside me that pulls beneath the surface 

Consuming, confusing 

This lack of self control I fear is never ending 

Controlling, I can't seem

Rozdział 8. 

Chester zachłysnął się świeżym powietrzem i zaraz dopadł go przeraźliwy kaszel, gdy do jego 

gardła dostały się drobinki ziemi. Mrugając pospiesznie powiekami, uniósł się na łokciu i rozejrzał 
dookoła, próbując chociaż po części rozpoznać miejsce, w którym przebywał. Nie widział nic, 
oprócz rozciągając się wokół niego polany, zewsząd otoczonej gęstym lasem. Mężczyzna usiadł na 
ziemi, opierając się plecami o konar stojącego za nim drzewa i potarł dłońmi rozespane oczy. Nie 
miał pojęcia, co działo się wokół niego. Dałby sobie rękę uciąć, że jeszcze poprzedniego wieczora 
kładł   się   we   własnym   łóżku,   więc   co   takiego   robił   na   tej   przeklętej   polanie?   W   dodatku 
pozbawionej   jakichkolwiek   oznak   życia.   Mężczyznę   zewsząd   otaczała   pusta   przestrzeń,   która 
powoli zaczynała go przytłaczać. 

Z ledwością uniósł się na rękach i wstał z twardej ziemi. Od niechcenia otrzepał spodnie z 

resztek trawy i pyłu, chociaż bardziej uczynił to, by wytrzeć dłonie z brudu i ruszył przed siebie. 
Gdy   tylko   wyszedł   spod   korony   drzewa,   która   dawała   schronienie   przed   ostrymi   promieniami 
słońca, głowę mężczyzny przeszył przeraźliwy ból; zupełnie jakby ktoś wbijał w skronie maleńkie i 
niezwykle ostre szpilki. Zatrzymał się w połowie kroku i złapał się za głowę, prawie upadając z 
tego wszystkiego na kolana. Z ledwością zachował równowagę i wziął kilka głębokich wdechów, 
próbując uspokoić łomoczące w piersi serce. Działo się coś złego, a on nie miał zielonego pojęcia, o 
co właściwie w tym wszystkim chodzi. 

Uniósł   drżącą   dłoń   i   osłonił   oczy   przed   nachalnymi   promieniami   słonecznymi.   Przymknął 

powieki i wziął kilka głębokich wdechów, delektując się przyjemnie chłodnym powietrzem, które 
wypełniło po brzegi jego płuca. Odetchnął z ulgą i otworzył oczy, po czym rozejrzał się dookoła, po 
chwili dochodząc do wniosku, że nie znajduje się już na polanie, ale w czyimś ogródku. Spojrzał na 
stojący   przed   nim   dom   jednorodzinny   i   słysząc   przeraźliwe   krzyki,   drgnął   nerwowo   i   bez 
większego zastanowienia, podbiegł do drzwi. Kiedy dotknął framugi, poczuł dziwne mrowienie w 
dłoni, a skronie znów zaczęły pulsować od przeraźliwego bólu. Ciało Chestera momentalnie zostało 
obezwładnione przez niewidzialną siłę i z ledwością zmusił organizm do posłuszeństwa. Jednym, 

background image

stanowczym   ruchem   pchnął   drzwi   i   wszedł   do   przedpokoju.   Wszystko   tonęło   w   niezwykłej 
jasności, w powietrzu unosiły się tumany kurzu, co znaczyło, że pomieszczenie to od dawna nie 
było sprzątane. 

Kolejny krzyk, błaganie o pomoc i stłumiony plask, jakby ktoś uderzył kogoś w twarz. 
Chester rozejrzał się dookoła siebie i automatycznie zatrzymał wzrok na wejściu do jednego z 

pomieszczeń, skąd dobiegały podejrzane odgłosy. Zrobił kilka niepewnych kroków i zatrzymał się 
w   progu   przestronnego   salonu.   Nagle   zamarł,   gdy   zobaczył   skulonego   na   kanapie   chłopca   i 
stojącego nad nim mężczyznę. Chciał krzyknąć, kazać mu zostawić tego dzieciaka, ale nie potrafił, 
bo   każde   słowo   zatrzymywało   się   w   gardle   i   wracało   na   swoje   miejsce.   Nogi   odmówiły   mu 
posłuszeństwa   i   z   ledwością   podszedł   do   mężczyzny,   który   właśnie   zamachiwał   się   ręką   na 
biednego   chłopca.   Złapał   go   za   przedramię   i   odepchnął   na   bok,   sprawiając,   że   ten   stracił 
równowagę i runął prosto na stolik.

A później zniknął. 
- Hej, nie bój się – wyszeptał Chester, pochylając się ostrożnie nad chłopcem. – Już nic ci nie 

grozi – dodał i uśmiechnął się lekko. 

Dzieciak   skinął   niepewnie   głową   i   spojrzał   w  oczy   pochylającego   się   nad   nim   mężczyzny, 

sprawiając, że ten momentalnie zamarł w bezruchu. Czas zatrzymał się w miejscu, a w salonie 
zapanowała idealna cisza, w której dało się wychwycić nierówne oddechy i przyspieszone bicia 
serc. 

- Jak się nazywasz? – spytał Chester, przerywając tym samym milczenie.
- Nazywam się Chester. Chester Bennington, proszę pana – odpowiedział chłopiec i w tym 

momencie w salonie zapanowała ciemność. 

Chester poderwał się z kanapy i oddychając głęboko, zaczął nerwowo rozglądać się dookoła 

siebie. Odetchnął z wyraźną ulgą, gdy dostrzegł znajomy salon i popowieszane na ścianach obrazy, 
które kiedyś namalował Michael. Drżącą dłonią starł z twarzy kropelki potu i odrzucił na bok koc, 
chcąc  nieco  ochłodzić   rozgrzane   i  spocone  ciało.  Przyjemnie   chłodne   powietrze   wpadające   do 
pokoju   przez  otwarte  na  oścież  drzwi  balkonowe,  ułatwiło  ten   zabieg   i  już   po  chwili   Chester 
doszedł do siebie po tym koszmarze. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio mu się przyśnił i wiedział, że 
winnymi jego powrotu były te przeklęte piosenki. Powinien był je zniszczyć, ale zdawał sobie 
sprawę z tego, że to i tak na niewiele by się zdało, bo przecież każde słowo wryło się mu w pamięć, 
a tych śladów nijak nie mógł się pozbyć. 

Podniósł się z kanapy i mocno przeciągnął, nastawiając kilka kręgów kręgosłupa. Słysząc głośne 

chrupnięcie w plecach, jęknął pod nosem i zgarbił się z bólu, który przeszył nagle jego ciało. 
Człapiąc bosymi stopami po parkiecie, przeszedł do kuchni, by przygotować sobie i Michaelowi 
dobrą  kawę.  Każdy dzień  zaczynał  od kilku  łyków  tego  trunku  i  czasami  zastanawiał  się, jak 
wyglądałyby dalsze godziny, gdyby jednak tego nie zrobił. 

-   Coś   ty   się   tak   wydzierał   w   nocy?   –   zapytał   Michael,   wchodząc   do   kuchni.   Popatrzył   na 

pogrążonego w zadumie Chestera i niepewnie położył dłoń na jego ramieniu, wyrywając go tym 
samym z zamyślenia. – Kilka razy mnie obudziłeś, a jak cię obudziłem, to prawie rzuciłeś się na 
mnie z pięściami. Nie pamiętasz tego?

- Uhm, nie – odpowiedział zawstydzony Bennington, próbując przypomnieć sobie którąś z tych 

sytuacji wspomnianych przez przyjaciela. – Wybacz, całą noc śniły mi się jakieś porąbane sny. 
Kawy? – spytał, potrząsając przed twarzą Michaela dzbankiem ze świeżo zaparzonym napojem. 

- Jasne – rzucił brunet, uśmiechając się lekko. – Nina do mnie dzwoniła, kiedy poszedłeś spać. 

Martwiła się o ciebie. Powiedziałem jej, że jesteś u mnie i skontaktujesz się z nią, jak się obudzisz. 

- Okay, dzięki – mruknął zachrypniętym głosem Chester i nalał do dwóch kubków trochę kawy. 

– Napiję się, trochę ogarnę i wrócę do domu. Czuję, że czeka mnie bardzo trudna i bardzo długa 
rozmowa z Niną. 

- Chyba należą jej się jakieś wyjaśnienia – zauważył Michael i opierając się plecami o lodówkę, 

upił kilka łyków kawy. Chester posłał mu znudzone spojrzenie, na co on wzruszył ramionami i 
poczochrał swoje włosy, które i tak były w artystycznym nieładzie po nocy. – Wiesz co ci powiem? 

background image

Ten wasz cały układ o nie mówieniu o przeszłości, to jakiś idiotyczny pomysł i nie zdziwiłbym się, 
gdyby okazało się, że to ty wymyśliłeś – kontynuował, nie dając Chesterowi chwili wytchnienia. 
Widząc minę przyjaciela, pokręcił głową z niedowierzaniem i prychnął głośno. – Tak myślałem. 
Przecież z waszej dwójki, to właśnie ty nie chciałbyś gadać o przeszłości. 

- Aż tak bardzo cię to dziwi? – Chester spojrzał badawczo na przyjaciela i przewrócił oczami, 

widząc jego głupią minę. – Kurwa, miałem jej powiedzieć już na samym początku znajomości, że 
kiedyś ćpałem i budziłem się w dziwnych miejscach, nie pamiętając, co takiego się wydarzyło i 
skąd się tam wziąłem? Myślisz, że jak ona by zareagowała? Powiedziała, że to nic takiego i że to 
było kiedyś, a teraz jest teraz? Nina nie jest idiotką i doskonale wie, co nałóg robi z człowiekiem. 
Ćpun zawsze pozostanie ćpunem, Mike. 

- Przecież wiem, ale ukrywanie tego przed nią w niczym ci nie pomoże – wyszeptał Shinoda, nie 

chcąc   wywoływać   trzeciej   wojny   światowej   z   Chesterem.   –   Jest   twoją   dziewczyną.   Cholera, 
chciałeś jej się oświadczyć, a ukrywasz przed nią to, kim byłeś kiedyś. Wiem, że nie należy wracać 
do przeszłości, ale jeśli chcesz z nią zbudować coś trwałego, to powinna wiedzieć o tobie wszystko. 
Wszystko,   rozumiesz?   Ogarnij   się   i   wracaj   do   niej.   Nic   tu   po   tobie   –   zakończył   i   lekko   się 
uśmiechnął, odstawiając pusty kubek na kuchenny blat. 

- Skoro mnie nie chcesz – odpowiedział smutno Chester, jednak zaraz odwzajemnił uśmiech i 

wyszedł z kuchni, kierując swoje kroki w stronę łazienki. 

Biorąc głęboki wdech, wsunął klucz do zamku i przekręcił go, po chwili popychając niepewnie 

drzwi.   Od   razu   został   zaatakowany   przez   dwa   szczeniaki,   które   nie   kryły   radości   z   faktu,   że 
nareszcie   wrócił   do   domu.   Przywitał   się   z   nimi   od   niechcenia   i   słysząc   ciche   kroki   Niny, 
wyprostował się niczym struna i spojrzał na stojącą w progu salonu dziewczynę. Dzieliło ich kilka 
większych kroków, ale mimo wszystko z tej odległości doskonale widział jej zaczerwienione od 
płaczu oczy i pozbawione koloru usta. Z bezradności opuścił ramiona wzdłuż tułowia i posłał 
szatynce smutne spojrzenie, jakby chciał jej tym samym pokazać, że to dla niego także była trudna 
sytuacja. 

- Przepraszam – szepnął po chwili łamiącym się głosem i przymknął powieki. 
Gdy ponownie otworzył oczy, zobaczył zmierzającą ku niemu Ninę. Zatrzymała się przed nim i 

spojrzała mu w oczy, pociągając cicho nosem. Uniosła rękę, chcąc uderzyć mężczyznę w twarz, 
jednak w ostatnim momencie powstrzymała się i rzuciła mu się na szyję, mocno go przytulając.

- Martwiłam się o ciebie – wyszeptała przez płacz i wtuliła twarz w tors Chestera. – Mike 

zadzwonił   do   mnie   i   powiedział,   że   jesteś   u   niego,   ale   nie   byłam   pewna,   czy   mówi   prawdę. 
Myślałam, że cię kryje, żebym nie była na ciebie zła – wyszeptała, zaciskając dłonie na koszuli 
mężczyzny. 

- Przepraszam, że wyszedłem. Bałem się, że jeśli tego nie zrobię, to stanie się coś złego. Bałem 

się, że stracę nad sobą kontrolę – powiedział drżącym głosem i objął silnymi ramionami kruche 
ciało szatynki. – Obiecuję, że to już więcej się nie powtórzy.

- Chaz, chyba musimy porozmawiać – stwierdziła Nina, odsuwając się od mężczyzny. Spojrzała 

mu głęboko w oczy i pociągnęła nosem, ścierając rękawem swetra mokre od łez policzki. – Ja nie 
wiem, co się z tobą dzieje. Mogę się jedynie domyślać, że to wspomnienia z przeszłości tak nagle 
cię zmieniły. Odtrącasz mnie i nie widzisz, że ja tak bardzo chcę ci pomóc. Już nie pamiętasz, jak 
mówiłam, że będę z tobą bez względu na wszystko? Nie wiem, kim byłeś kiedyś, ale czy to ma 
jakiekolwiek znaczenie?

- Jeśli nie ma, to dlaczego tak bardzo chcesz wiedzieć, kim byłem kiedyś? – spytał, odsuwając 

się jeszcze bardziej od Niny. Zaraz jednak pożałował zadania tego pytania. Przecież wrócił do 
domu, by wszystko naprawić, to dlaczego znów to niszczy? – Przepraszam.

- Przestań! Przestań, do cholery, cały czas mnie przepraszać! – krzyknęła Nina, wymachując 

rękoma na wszystkie strony. Szczeniaki, wystraszone nagłym wybuchem dziewczyny, uciekły do 
sypialni i schowały się pod rozkopaną kołdrę. – Chociaż raz bądź ze mną szczery! Wolę najgorszą 

background image

prawdę, niż kolejne kłamstwa! Dłużej tego nie zniosę… Nie zniosę tego, rozumiesz? – wyszeptała 
tak cicho, że Chester z ledwością ją usłyszał. Kiedy chciał ją przytulić, uderzyła go w rękę i 
odskoczyła, jak poparzona.

- Pakuj się w takim razie – powiedział stanowczo, krzyżując ramiona na torsie. Nina otworzyła 

szeroko oczy i zmarszczyła pytająco czoło. – Chcesz dowiedzieć się czegoś o mojej przeszłości? To 
idź i się spakuj. Zabieram cię do mojego rodzinnego domu – wyjaśnił, widząc minę dziewczyny. – 
W żadnym innym miejscu nie dowiesz się o mnie tylu rzeczy, co właśnie tam.   

Chester   odstawił   bagaże   na   bok   i   skinięciem   głowy   zaprosił   Ninę   do   środka.   Dziewczyna 

niepewnie   przekroczyła   próg   pustego   domu   i   rozejrzała   się   dookoła,   przyglądając   się   meblom 
znajdującym   się   w   przedpokoju.   Wszystko   pokryte   było   kurzem,   co   tylko   utwierdziło   ją   w 
przekonaniu, że Chester miał rację co do wyprowadzki swojej mamy z tego miejsca. Widziała po 
wyrazie jego twarzy, że chyba nieco się rozczarował tym faktem, bo tak naprawdę przez całą drogę 
do rodzinnego miasta gdzieś w głębi serca wciąż tliła się w nim nadzieja, że może jednak po tych 
latach rozłąki uda mu się chociaż na chwilę spotkać ze swoją mamą. 

Nigdy  nie   miał  z  nią   zbyt   dobrych  kontaktów,   tak  samo  z   ojcem,   jednak   wszystko  jeszcze 

bardziej się posypało, kiedy w jego życiu pojawił się tamten bydlak. To on sprawił, że Chester 
stracił szacunek nie tylko do samego siebie, ale także do własnych rodziców. Nienawidził ich za to, 
że nie dostrzegali tego wszystkiego, co działo się za ich plecami. Czasami wydawało mu się, że po 
prostu udawali, że niczego nie widzą, bo tak było łatwiej. Łatwiej było ignorować własnego syna, 
któremu   odebrano   godność,   niż   wyciągnąć   do   niego   pomocną   dłoń   i   zrobić   cokolwiek   z   tym 
potworem. 

Czując na ramieniu delikatny uścisk dłoni Niny, obejrzał się za siebie i lekko uśmiechnął, gdy 

zobaczył malujący się na jej twarzy smutek. Odwrócił się do niej przodem i objąwszy silnymi 
ramionami kruche ciało szatynki, mocno ją do siebie przytulił. 

- Pokażesz mi swój pokój? – zapytała, przerywając tym samym panującą w pomieszczeniu ciszę. 

Zaciągnęła się mocno perfumami Chestera, które okazały się bardzo przyjemną odskocznią od 
unoszącego się w powietrzu kurzu. – Jestem trochę zmęczona. 

- Dobrze. Pokażę ci pokój, a później przejdę się na spacer – powiedział ściszonym głosem i 

złapał dziewczynę za rękę. 

Jego dotyk był tak obcy i ledwo wyczuwalny, że Nina musiała spojrzeć w dół, by upewnić się, że 

Chester naprawdę trzyma ją za dłoń. Westchnęła cicho i uniosła oczy na twarz mężczyzny, z której 
próbowała z całych sił odczytać jakiekolwiek emocje, jednak na marne. Jedyne, co zdołała ujrzeć, 
to wielka, bezdenna pustka pozbawiona wszelkich nadziei na lepsze jutro. Ninę zaczynały zżerać od 
środka   wyrzuty   sumienia.   Żałowała,   że   nie   powstrzymała   swojej   wścibskiej   natury   przez 
zajrzeniem do tej przeklętej teczki. Nie powinna była przywoływać tych wspomnień, które na nowo 
zaczynały niszczyć mężczyznę jej życia. Sam fakt, że w jego oczach nie mogła dostrzec już tych 
iskierek radości, które widziała za każdym razem, gdy w nie spoglądała, był tak przytłaczający, że 
gdyby tylko ktoś dał jej taką możliwość, bez zawahania cofnęłaby czas i na pewno nigdy więcej nie 
zajrzałaby do tej teczki. Popełniła błąd, którego miała żałować przez bardzo długi czas. 

- Trochę brudno, ale już dawno nikt tutaj nie mieszkał – powiedział Chester słabym głosem, 

zapraszając Ninę do swojego dawnego pokoju. 

Dziewczyna   zajrzała   niepewnie   do   środka   i   lekko   się   uśmiechnęła,   przyglądając   się   z 

ciekawością pomieszczeniu. Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu, jednak dla niej to nie był 
żaden problem. Po wyjściu Chestera planowała nieco ogarnąć dom, a przynajmniej wyswobodzić 
go spod tony kurzu, który unosił się w powietrzu przy każdym podmuchu nawet najmniejszego 
wiatru. Wystarczyło tylko przejść obok jakiejś szafki, by w powietrze wzbił się obłok duszącego 
pyłu. 

- No to… rozgość się… chyba – wymruczał nieco speszony, odstawiając walizkę na bok. 
Nie brali ze sobą zbyt wielu rzeczy, bo Chester doskonale wiedział, że długo miejsca w dawnym 

background image

domu nie zagrzeje. Chciał jedynie wrócić do tych czterech ścian, licząc chyba na to, że to chociaż w 
małym stopniu pomoże mu uporać się z przeszłością. Podobno czasami jedynym rozwiązaniem jest 
powrót do miejsca, w którym wszystko się zaczęło, bo jedynie tam można to wszystko zakończyć. 
On w to nie wierzył, a jednak wrócił do rodzinnego domu, podświadomie chyba licząc na to, że uda 
mu się uporać ze wspomnieniami. 

- Chazy? – Nina obejrzała się za wychodzącym z pomieszczenia mężczyzną i cicho westchnęła, 

gdy zmarszczył pytająco czoło. – Nie wróć za późno, okay? 

-   Okay.   Przejdę   się   tylko   po   okolicy   i   zaraz   wracam   –   odpowiedział   i   wyszedł   z   pokoju, 

przymykając za sobą skrzypiące drzwi. 

Kopnął leżący na ziemi kamień i wsunął do kieszeni spodni skostniałe dłonie. Na dworze nie 

było znów tak zimno, jednak Chestera co chwilę przechodziły nieprzyjemne dreszcze, a całe jego 
ciało drżało, jakby dopiero co wziął lodowaty prysznic i na dodatek zapomniał o owinięciu się 
ciepłym szlafrokiem albo chociaż ręcznikiem. Nie czuł się zbyt dobrze i już sam nie wiedział, co 
dokładnie sprawiało, że poziom jego samopoczucia tak nagle sięgnął dna. Nic go nie cieszyło i o ile 
jeszcze   jakiś   czas   temu   potrafił   doskonale   maskować   swoje   prawdziwe   uczucia   i   fakt,   jak   to 
wszystko bardzo go od środka niszczy, o tyle teraz stracił ten talent. Nawet przed Niną nie umiał już 
udawać. To tak, jakby nagle ktoś zdarł z jego twarzy maskę z szerokim uśmiechem i odsłonił 
prawdziwe   oblicze   tego   mężczyzny.   Oblicze   pełne   bólu   i   cierpienia;   oblicze   pozbawione 
jakiejkolwiek radości z życia i nadziei, że to ma szanse jeszcze kiedykolwiek się ułożyć. 

Spojrzał zamglonymi oczami na jednorodzinny dom, w którym dorastał i wypuścił ze świstem 

powietrze przez lekko rozchylone i drżące usta. Światła były pogaszone, co oznaczało, że Nina 
poszła spać. Lepiej dla niego. Chciał za wszelką cenę uniknąć konfrontacji z nią. Wolał odłożyć tę 
rozmowę na inny dzień. Może z dnia na dzień będzie tylko lepiej? Sam nie wiedział, dlaczego tak 
bardzo łudzi się, że ten ból, który na nowo zaczął rozrywać go od środka z czasem stanie się mniej 
dotkliwy albo po prostu on nauczy się go ignorować. 

Susami pokonał schody i gdy znalazł się naprzeciwko sypialnianych drzwi, wziął głęboki wdech 

i po chwili w końcu przekroczył próg pogrążonego w ciemności pomieszczenia. Nina leżała już w 
łóżku zakryta po sam czubek nosa ciepłą kołdrą, więc Chester jedynie zrzucił z siebie ubrania i 
zostawszy w samych bokserkach, wsunął się ostrożnie pod pierzynę. Dziewczyna automatycznie 
przysunęła się do mężczyzny i wtuliła się mocno w jego plecy, ciepłą dłoń kładąc na torsie. 

- Miałeś wrócić wcześniej – wyszeptała cicho, opierając brodę na ramieniu Chestera. – Wszystko 

w porządku? Wiesz, że jestem tutaj, jeśli będziesz chciał porozmawiać?

- Wiem, ale na razie jestem strasznie zmęczony – skłamał, doskonale zdając sobie sprawę z tego, 

że tej nocy sen nie nadejdzie. – Jutro porozmawiamy, dobrze? – poprosił zachrypniętym głosem, a 
gdy dziewczyna zamruczała coś pod nosem na zgodę, odetchnął z ulgą. 

Kiedy szatynka zsunęła dłoń na jego brzuch, zagryzł usta w wąską linię, starając się nie uciec z 

własnego   pokoju,   od   własnej   dziewczyny.   Nagle   jego   umysł   zalała   fala   nieprzyjemnych 
wspomnień, a on z całych sił próbował się nie rozkleić. Mimo starań po jego bladym policzku 
stoczyła się pojedyncza łza, którą natychmiast starł, jakby bojąc się, że ktoś dowie się o tym, jak 
bardzo jest słaby. 

Give me a sign

Show me the light

Maybe tonight

I'll tell you everything*

background image

 

* Stone Sour – Taciturn

Rozdział 9. 

Leniwie uniosła powieki i rozejrzała się dookoła, starając się przyzwyczaić oczy do jasnych 

promieni słonecznych, które wdzierały się do pokoju przez niezasłonięte okna. Nina Podparła się na 
łokciach i przeniosła wzrok na szafkę nocną, na której leżał jej telefon. Sięgnęła po urządzenie i 
sprawdziła godzinę; dochodziła dopiero ósma, co trochę ją zdziwiło, gdyż Chestera nie było już w 
łóżku, a zwykle nie wstaje z niego przed południem. Odrzuciła na bok kołdrę i usiadła na materacu, 
opuszczając bose stopy na zimną podłogę. Ziewnęła cicho i podniosła się powoli z łóżka, po czym 
narzuciwszy na siebie ciepłą bluzę Chestera, wyszła z pokoju. Po cichu zeszła po skrzypiących 
schodach, starając się omijać te stopnie, które wydawały z siebie nieprzyjemne dźwięki. Zeskoczyła 
z przedostatniego i bezszelestnie pokonała pogrążony w półmroku przedpokoju. Zajrzała po drodze 
do   salonu   i   nie   zastawszy   tam   Chestera,   od   razu   udała   się   do   kuchni,   skąd   dobiegało   ciche 
pogwizdywanie. 

Uśmiechając się pod nosem, oparła się o framugę drzwi i przekrzywiła lekko głowę, uważnie 

przyglądając się swojemu mężczyźnie, który miał na sobie jedynie spodnie dżinsowe. Wydawał się 
być w o wiele lepszym humorze, niż poprzedniego dnia, co pozwoliło Ninie łudzić się, że wszystko 
zacznie powoli wracać do normy. Nie miała pojęcia, jak bardzo myliła się, myśląc, że cokolwiek się 
ułoży w ich związku, a zwłaszcza w życiu Chestera. 

Na palcach podeszła do Benningtona i objąwszy go ramionami, mocno wtuliła się w jego plecy. 

Nosem przejechała po ozdobionej tatuażami skórze i głośno westchnęła, zaciągając się przyjemnym 
zapachem żelu pod prysznic. 

- Wcześniej wstałeś – stwierdziła, zjeżdżając dłońmi na podbrzusze mężczyzny. Gdy drgnął 

nerwowo, uniosła pytająco brwi i stanęła obok niego, opierając się plecami o kuchenny blat. – 
Wszystko w porządku?

- Tak. Nie mogłem jakoś dłużej w łóżku wyleżeć – powiedział wymijająco, nakładając na talerz 

dopiero co zrobioną jajecznicę. – Poszedłem do sklepu, zrobiłem zakupy, potem wróciłem i proszę 
bardzo: śniadanie gotowe – uśmiechnął się lekko, podtykając jedzenie pod nos dziewczyny. 

-  A  ty?   –   spytała   Nina,   odbierając   od   mężczyzny   talerz.   Zaciągnęła   się   mocno   zapachem 

jajecznicy i zrobiła maślane oczka do Chestera, który zaśmiał się jedynie i podał jej widelec. – Nie 
zjesz ze mną? 

- Już jadłem – skłamał, starając ukryć fakt, że od samego przygotowywania śniadania robiło mu 

się niedobrze. Nie był w zbyt dobrej formie, jednak udawanie przed Niną, że wszystko jest już w 
porządku tego dnia przychodziło mu z niezwykłą łatwością. Zupełnie, jakby przez noc naładował 
baterie   i   był   całkowicie   gotów   na   zmierzenie   się   z   rzeczywistością.   –   Smacznego   –   rzucił   i 
pocałował Ninę w czoło. 

- Jakieś plany na resztę dnia? – dziewczyna spojrzała uważnie na Chestera, który właśnie zabrał 

się za zmywanie naczyń. 

- Jak zjesz śniadanie, to zabieram cię na spacer. Pokażę ci kilka fajnych miejsc – odpowiedział i 

uśmiechnął się promiennie. Sam nie mógł uwierzyć w to, że znów potrafi tak doskonale maskować 
swoje prawdziwe emocje. Popatrzył kątem oka na Ninę, która odwzajemniła uśmiech i szybko 
zjadła śniadanie, po chwili podając mu pusty talerz. – Smakowało? – zaśmiał się, na co dziewczyna 
przedrzeźniła go i pokazała mu język, sięgając po kubek z herbatą. – Ciekawy jestem, jak Michael 
radzi sobie ze szczeniakami.

-   Może   do   niego   zadzwonisz?   –   zaproponowała   Nina,   prawie   oblewając   się   herbatą   z   tej 

ekscytacji. 

background image

Chester   zmarszczył   czoło,   najwyraźniej   mocno   zastanawiając   się   nad   słowami   swojej 

dziewczyny. Widząc jej spojrzenie małego szczeniaka, który zsikał się na dywan i teraz próbuje tym 
sposobem ubłagać swojego właściciela, by go nie karał za to, przewrócił oczami i wyjął z kieszeni 
spodni   telefon.   Wybrał   numer   Michaela   i   nacisnął   zieloną   słuchawkę.   Nina   niepostrzeżenie 
przełączyła na głośnomówiący i po kilku sygnałach w kuchni rozbrzmiało głośne sapanie należące 
do Shinody, jak domyślił się Chester. Pies raczej nie umiałby odebrać telefonu, chociaż już ostatnio 
doszedł do wniosku, jak mało wiedział o tych stworzeniach. 

- Nigdy więcej nie będę ich pilnował! – krzyknął Michael zrozpaczonym głosem i Nina dałaby 

sobie rękę uciąć, że właśnie złapał się za głowę i zaczął wyrywać sobie włosy. – Wiesz, co one 
zrobiły  po tym,  jak  wyszliście  ode mnie?  Zaczęły  wyć!  I to  tak  głośno,  że  sąsiadka  do mnie 
przyszła, żeby sprawdzić, co takiego robię tym psom! – wykrzyczał zdenerwowany i uderzył w coś 
ręką. – Cholera, wszędzie te ich zabawki! Więcej tego nie mogliście przywieźć?

- Ze szczeniakami, jak z dziećmi. Wszystko może im się przydać – powiedziała rozbawiona 

Nina, przytulając się mocno do Chestera. Oparła policzek na jego torsie i zaśmiała się głośno, gdy 
Michael zaczął siarczyście przeklinać. 

- Nigdy więcej, rozumiecie? W ogóle dlaczego nie zabraliście ich ze sobą? Tam jest wielki ogród 

i nie musiałbym się z nimi męczyć na spacerze! – wydzierał się dalej, jakby się obawiał, że nikt nie 
usłyszy jego narzekań. – Wiecie, co dzisiaj mi się stało? Simba mi uciekł,  a ja zacząłem go gonić i 
zderzyłem się z gałęzią! Mam siniaka wielkości Kanady! 

- To i tak nieduży – stwierdził Chester i parsknął głośnym śmiechem, nie mogąc już dłużej się 

powstrzymywać. – Teraz zadaj sobie pytanie, czy to jest wina Simby, czy może twoja? Już od 
dawna ci mówiłem, że powinieneś popracować nad swoją koordynacją i refleksem.

- Bardzo śmieszne, Bennington – wycedził zdenerwowany Michael. – Cholera, Kiara, nie! – 

wydarł się i nagle coś szklanego z hukiem rozbiło się o podłogę. – Odkupicie mi ten wazon, 
przysięgam! Zaraz zrobię listę rzeczy zniszczonych i ciekawe, kto wtedy będzie się śmiał!

- Wciąż my – zaśmiał się Chester i pokręcił głową z rozbawieniem. Oparł policzek na głowie 

Niny i przymknął powieki, delektując się panującym między nimi spokojem, który nagle został 
brutalnie   zakłócony   przez   krzyki   Michaela.   –   Wytrzymaj   z   nimi   jeszcze   trochę,   a   potem   je 
zabierzemy.

-  O  ile   wcześniej   nie  zwariuję   i  ich  komuś  nie  oddam!   –  powiedział  Michael,  a  jego   głos 

niebezpiecznie się załamał pod koniec wypowiedzi. – Mniejsza z tym. Chest, kiedy już wrócicie, to 
wstąp do wytwórni. Bob ma dla ciebie dość ciekawą propozycję.

- Propozycję? – Chester zmarszczył pytająco czoło i wyłączył głośnomówiący, jakby w obawie 

przed tym, że Nina dowie się czegoś niewłaściwego. Odsunął się od dziewczyny i przeszedł kilka 
kroków w stronę drzwi kuchennych. – O co dokładnie chodzi?

-   O…   Linkin   Park   –   wyrzucił   z   siebie   na   wdechu   Mike   i   nagle   pomiędzy   mężczyznami 

zapanowała idealna cisza. – Chce, żebyśmy reanimowali zespół. 

- Po dziesięciu latach? – prychnął Chester, opierając czoło o framugę drzwi. – Tak nagle? I niby 

co? Zaczniemy od zera? Czy to ma jakikolwiek sens? – pytał tak szybko, że wątpił, by Mike 
cokolwiek zrozumiał z tej paplaniny. 

Bennington był w takim szoku, że nie usłyszał nawet kroków Niny, która podeszła do niego i 

nagle wyrwała mu z dłoni telefon. 

- Chester przemyśli to wszystko i jak tylko wrócimy do miasta, to przyjdzie do wytwórni. Na 

razie zajmij się szczeniakami – powiedziała dziewczyna i nim Shinoda zdążył coś dodać, nacisnęła 
czerwoną   słuchawkę,   tym   samym   kończąc   połączenie.   Była   z   siebie   niezmiernie   zadowolona, 
jednak zaraz ten stan diametralnie się zmienił, gdy zobaczyła groźną minę swojego mężczyzny. – 
Czemu się tak na mnie patrzysz? – spytała nieśmiało, oddając mu jego telefon. 

- Nie powinnaś wtrącać się w sprawy, które dotyczą mnie i wytwórni. Zwłaszcza Linkin Park – 

wycedził przez zaciśnięte zęby, starając się nie wybuchnąć do końca. Nina zacisnęła usta w wąską 
linię i spuściła wzrok na swoje stopy. – To część mnie, do której nie chcę wracać i nie masz pojęcia, 
jak mnie wkurza fakt, że Mike i Bob tak na mnie naciskają. 

- Dlaczego? – szepnęła szatynka, niepewnie unosząc wzrok na Chestera. – Co takiego się wtedy 

background image

działo? Chaz, co ty przede mną ukrywasz?

- Wolisz nie wiedzieć – wymruczał i wyszedł z kuchni, zostawiając Ninę w totalnym osłupieniu. 

– Jak będziesz gotowa, to powiedz. Przejdziemy się na spacer. 

-   Wolałabym   porozmawiać   –   zauważyła   dziewczyna,   jednak   zaraz   zamilkła,   gdy   została 

zmierzona morderczym spojrzeniem przez mężczyznę. – Wrócę za chwilę. 

Wokół   nich   panowała   idealna   cisza,   co   jakiś   czas   zakłócana   szumem   liści,   które   delikatnie 

poruszały się przy mocniejszych podmuchach wiatru. Nina szła krok w krok obok milczącego 
Chestera, raz po raz próbując nawiązać chociażby błahą pogadankę o pięknej pogodzie. Niestety 
wszystkie   jej   starania   szły   na   marne   i   po   którymś   razie   w   końcu   zrezygnowała,   pozwalając 
Chesterowi skupić się na własnych myślach. Przez cały czas trzymał dłonie w kieszeniach swoich 
spodni,   wyraźnie   się   nad   czymś   zastanawiając.   Głośne   westchnięcie   wydobywające   się   z   ust 
mężczyzny, zwróciło na niego uwagę idącej obok szatynki. Uśmiechając się lekko, wzięła go pod 
rękę i oparła głowę na jego silnym ramieniu, jakby licząc na to, że to zachęci go do okazania jej 
choć odrobiny uczucia. Przecież zawsze był taki wylewny, w łatwy sposób potrafił pokazać swojej 
dziewczynie   miłość,   a  teraz  nagle   stał   się  oschły  i  pozbawiony   jakichkolwiek   uczuć.  Sam   nie 
wiedział dlaczego, ale czuł się z tym dobrze. Dla niego takie zachowanie było jak najbardziej 
naturalne. Więcej wymagało od niego opowiadanie o emocjach, niż skrywanie wszystkiego w głębi 
siebie. 

-   Chazy?   –   szepnęła   Nina,   rozglądając   się   dookoła.   –   Wiesz,   gdzie   jesteśmy?   –   spytała 

rozbawiona, przenosząc wzrok na twarz mężczyzny.

-   Oczywiście   –   odpowiedział   beztrosko,   uśmiechając   się   półgębkiem.   –   Jesteśmy   w   lesie, 

kochanie – dodał i zaśmiał się głośno, płosząc swoim śmiechem siedzące na gałęziach pobliskiego 
drzewa ptaki. – Nina, posłuchaj… - zaczął niepewnie, łapiąc dziewczynę za rękę i odwracając ją 
przodem do siebie. Spojrzał szatynce w oczy i opuszkiem kciuka przejechał po wierzchu jej dłoni. – 
Wiem, że ostatnio nie układa się między nami, ale… Ja naprawdę się staram. Próbuję za wszelką 
cenę z tym walczyć. 

- Gdybyś tylko powiedział mi, o co chodzi, to może mogłabym ci jakoś pomóc – powiedziała 

cicho Nina, jakby chodziło o jakiś sekret. Ścisnęła mocniej dłoń Chestera i zagryzła dolną wargę. 
Przymknęła powieki, a gdy ponownie je uniosła, zobaczyła klęczącego przed nią mężczyznę. – Co 
ty wyprawiasz? – zapytała zaskoczona jego zachowaniem.

-   Ja…   Zostaniesz   moją   żoną?   –   wydusił   z   siebie   na   jednym   wdechu,   a   gdy   było   już   po 

wszystkim, poczuł ogromną ulgę. Zupełnie, jakby spadł mu z serca ogromny ciężar. Z kieszeni 
spodni wyjął srebrny pierścionek i podetknął go pod sam nos dziewczyny. 

- Och – jęknęła rozczulona Nina, jednak zaraz uśmiech z jej twarzy zniknął, a na jego miejsce 

pojawiła się bezgraniczna pustka. – Chester, kocham cię i doskonale o tym wiesz, dlatego tym 
bardziej  boli  mnie  fakt,  że  mi  nie  ufasz  – powiedziała,  odsuwając  dłoń  mężczyzny  od  swojej 
twarzy.   Chciał   coś   powiedzieć,   ale   gestem   dłoni   nakazała   mu   milczeć.   –   Nie   mogę   wiecznie 
zgadywać, o czym myślisz i czego pragniesz. Nie czytam w myślach, a nawet gdybym to potrafiła, 
to pewnie i tak nie nadążyłabym za tobą. Twoje zachowanie zmienia się szybciej, niż pogoda w 
Londynie i ja naprawdę nie mam już na to siły. Nawet nie wiesz, ile razy wyobrażałam sobie tę 
chwilę. W głowie miałam tyle scenariuszy, a ty mimo wszystko mnie zaskoczyłeś… - uśmiechnęła 
się lekko, a gdy Chester podniósł się z klęczek, głośno westchnęła. – Nie mogę jednak się zgodzić. 
Nie teraz. Nie, kiedy ty masz przede mną tyle tajemnic i o niczym nie chcesz mi powiedzieć. 

- Ciężko jest mi o tym mówić – wymruczał mężczyzna, spuszczając wzrok na swoje buty. 

Kopnął w leżący obok kamień i głośno westchnął, wsuwając ponownie dłonie do kieszeni spodni. – 
Myślałem, że chcesz być ze mną. 

- Przecież jesteśmy razem – zauważyła, marszcząc czoło. – Jednak nie mogę wyjść za człowieka, 

który tyle rzeczy przede mną ukrywa. Nawet nie powiedziałeś mi o zespole. Nawet nie chcę myśleć 
o tym, co jeszcze przede mną ukrywasz. Czasami się ciebie boję. 

background image

- Dlaczego…
- Co? Dlaczego nie powiedziałam ci o tym wcześniej? – przerwała mu natychmiast, a gdy 

nieśmiało skinął głową, przełknęła nerwowo ślinę. – A niby jak miałam to zrobić? Miałam podejść 
do ciebie i powiedzieć: „Hej, kochanie, nie żeby coś, ale czasem mnie przerażasz i boję się, że 
zrobisz mi krzywdę, a tak poza tym, to co zjesz na śniadanie?”. – Nina była tak zdenerwowana, że 
nie   potrafiła   powstrzymać   się   przed   użyciem   sarkazmu.   Założyła   ręce   na   biuście   i   głośno 
westchnęła, zdając sobie sprawę z tego, że ta rozmowa zaszła za daleko. – Um, powinniśmy wrócić 
do domu i nie chodzi mi o dom twojej matki.

- Zaczynam żałować, że tutaj przyjechaliśmy – podsumował Chester, nie kryjąc już irytacji. 
- Witaj w klubie – dodała na koniec Nina i ruszyła w stronę powrotną, nawet nie czekając na 

mężczyznę. 

Gdy dziewczyna trzasnęła drzwiami czarnego bentleya, Chester drgnął na siedzeniu i zacisnął 

mocniej dłonie na kierownicy. To nie tak miało wyglądać. Zdecydował się na wyjazd do rodzinnego 
domu,   bo   chciał   zmierzyć   się  z   przeszłością,   a   jedyne,   czego   dokonał,   to   rozwalenie   swojego 
związku z Niną. Mógł to trochę inaczej rozegrać, to fakt, ale stało się i dziewczyna powinna była 
chociaż spróbować go zrozumieć. Chester nigdy nie należał do osób, które potrafią usiąść i zacząć 
mówić,   jak   na   spowiedzi.   Tłumienie   tego   wszystkiego   w   sobie   było   o   wiele   łatwiejsze,   niż 
opowiadanie o problemach. Pod tym względem byli całkowitymi przeciwieństwami, ale dotychczas 
potrafili się dogadywać. Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy, prawda?

Głośno wzdychając, wyjął ze stacyjki kluczyki i otworzył drzwi na oścież. Zimne powietrze 

wpłynęło do wnętrza nagrzanego samochodu, sprawiając, że na ciele Chestera pojawiła się gęsia 
skórka.   Wziął   kilka   głębszych   wdechów   i   wysiadł   z   pojazdu,   zatrzaskując   za   sobą   drzwi.   Z 
bagażnika wyjął jeszcze torbę z ich rzeczami, pozamykał zamki pilotem i ruszył w stronę bramy 
wejściowej.

Nie wiedząc czemu, z każdym kolejnym krokiem Chestera ogarniały pewne wątpliwości, co do 

powrotu domu. Podświadomie przeczuwał, że nie czeka na niego tam nic dobrego. Nina przez całą 
podróż nie odezwała się słowem, nawet wtedy, gdy pytał, kiedy pojadą do Michaela po szczeniaki. 
Po tym doszedł do wniosku, że nie będzie zmuszał jej do rozmowy i włączywszy radio, zamknął się 
w swoim świecie. W pewnym momencie przyłapał się nawet na tym, że miał ochotę zatrzymać się 
na środku leśnej drogi, tylko po to, żeby wyrzucić Ninę z samochodu. Po prostu chciał się jej za 
wszelką cenę pozbyć, byleby poczuć przez chwilę ogarniający go spokój. 

Przekroczywszy próg mieszkania, rzucił torbę w kąt przedpokoju i zdjął ze stóp zabłocone buty. 

Nina krzątała się po sypialni, dlatego od razu poszedł do salonu, chcąc uniknąć konfrontacji z 
dziewczyną. Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z nią i powoli zaczynał mieć jej dosyć. Nie 
przeszkadzałoby mu nawet to, gdyby spakowała się i wyprowadziła do rodziców. 

Zdjął skórzaną kurtkę i odrzuciwszy ją na oparcie krzesła, rozsiadł się wygodnie na kanapie i 

włączył telewizor. Na kanale sportowym leciał akurat mecz hokejowy, więc pogłośnił odbiornik i 
poszedł  do  kuchni  po jakąś przekąskę  i coś  do picia.  Po otwarciu  lodówki na  oścież,  zagryzł 
nerwowo wargę i przełknął nerwowo ślinę, gdy jego oczy zatrzymały się na dwóch butelkach piwa, 
które musiał zostawić tutaj Mike po ich ostatniej nasiadówce, kiedy to wspólnymi siłami próbowali 
stworzyć tekst piosenki dla jakiejś piosenkarki. Ręce aż go świerzbiły, a na ramionach pojawił się 
diabełek i aniołek. Ten pierwszy szeptał mu do ucha, że powinien wziąć jedno piwo i załagodzić 
zimnym trunkiem skołatane nerwy, bo przecież co może się stać po wypiciu tak niewielkiej ilości 
alkoholu? Aniołek natomiast za wszelką cenę chciał go przed tym powstrzymać, jednak diabełek 
był tak hałaśliwy, że z łatwością go zagłuszył i już po chwili Chester trzymał w dłoni zimną butelkę 
z piwem. Pozbył się kapsla, zabrał jeszcze paczkę chipsów i wrócił do salonu. 

Nim zdążył usiąść na kanapie, do pomieszczenia wkroczyła zdenerwowana Nina. Wyglądała, 

jakby ją osa w nos dziabnęła, ale Chester niewiele się tym przejął. Zajął swoje miejsce na sofie i 
wyłożywszy nogi na niskim stoliku, upił kilka łyków zimnego piwa. Tak dawno nie pił alkoholu, że 

background image

już powoli zaczynał zapominać, jak dobrze smakuje, zwłaszcza w takie dni, jak ten, gdy wszystko 
bierze w łeb i nawet ukochana dziewczyna okazuje się skończoną suką. 

-   Nic   nie   powiesz?   –   zapytała   szatynka,   zakładając   ręce   na   biuście.   Spojrzała   uważnie   na 

Chestera i uniosła pytająco brwi. 

-   Całą   drogę   coś   mówiłem,   ale   ty   miałaś   to   w   dupie,   więc   teraz   pomilczę   –   odpowiedział 

mężczyzna z obojętnością i machnął ręką na dziewczynę, by zeszła z jego pola widzenia, bo akurat 
niefortunnie   stanęła   tuż   przed   telewizorem,   zasłaniając   mu   ekran.   –   Mecz   leci.   Chciałbym   go 
spokojnie obejrzeć.

- A wiesz, gdzie ja mam ten twój mecz? – Nina prychnęła głośno i nie czekając na odzew 

mężczyzny, wyszła do sypialni. 

Chester przewrócił teatralnie oczami i ponownie zanurzył usta w zimnym trunku, delektując się 

tym   cudownym   smakiem.   Otworzył   paczkę   chipsów,   co   już   było   dla   niego   naprawdę   wielką 
rozpustą, bo przecież jakiś czas temu obiecał sobie rzucić niezdrowe jedzenie. A wszystko dla Niny. 
Chciał poświęcić dla niej całe swoje życie, był gotów ukraść dla niej gwiazdkę z nieba i niby po co? 
Po to, żeby ona odrzuciła jego oświadczyny? Żeby okazała się taką zimną suką, która nie potrafi 
zrozumieć, że świat nie jest czarno-biały?

O nie, on w takie coś dłużej brnąć nie będzie. Jeśli nie potrafi zaakceptować go takiego, jakim 

jest, to droga wolna. Może wracać do swoich rodziców, bo w tym mieszkaniu nie ma już dla niej 
miejsca. Tak samo, jak nie ma już dla niej miejsca w sercu i życiu Chestera. 

Słysząc trzaśnięcie drzwi, podskoczył przestraszony na kanapie i zaklął głośno, gdy poczuł coś 

mokrego na swojej ulubionej koszulce. Zaraz jednak zapomniał o tym i zadowolony wrócił do 
oglądania meczu hokeja. 

Rozdział 10. 

Drżącą   dłonią   odstawiła   filiżankę   z   herbatą   na   stolik   i   rozejrzała   się   dookoła,   nerwowo 

przygryzając dolną wargę. Z każdą kolejną minutą serce dziewczyny biło coraz szybciej, a ona 
czuła się, jak przed egzaminem na studiach, a nie spotkaniem z przyjacielem. Minęło już sporo 
czasu odkąd ostatni raz widziała Michaela, co było oczywiste, bo przecież po rozstaniu z Chesterem 
straciła tak jakby prawo do umawiania się z Shinodą, który przecież był bardziej przyjacielem 
Benningtona, aniżeli jej. Mimo wszystko pewnego dnia po prostu poczuła potrzebę spotkania się z 
Michaelem, który był jedyną osobą, od której mogła się dowiedzieć czegokolwiek o Chesterze. Od 
tamtego pamiętnego wieczoru nie miała od niego żadnych wieści, a sama także nie mogła zebrać się 
na odwagę, by się do niego odezwać. Chciała dać mu trochę czasu na przemyślenie tego, co się 
stało.   Nina   także   potrzebowała   kilka   wolnych   chwil   na   złapanie   oddechu   i   spojrzenie   na   to 
wszystko z innej perspektywy. Codziennie łudziła się, że jednak Chester się opamięta i pierwszy 
wyciągnie do niej rękę na zgodę, jednak na marne, bo on ani myślał o wykonaniu ruchu. Dni mijały 
jeden za drugim, a ona z każdą kolejną godziną zaczynała powątpiewać w to, że można jeszcze 
odbudować to, co kiedyś ich łączyło.

Widząc wchodzącego do kawiarni Michaela, uśmiechnęła się lekko, jednak zaraz spoważniała, 

dochodząc do wniosku, że nie ma co przed nim udawać wielce szczęśliwej osoby. Shinoda posiadał 
dziwny dar, jakby szósty zmysł, który pozwalał mu odgadywać uczucia innych ludzi, co według 
Niny było naprawdę niesamowite. Na powitanie Michael musnął jej policzek i usiadł naprzeciwko 
na krześle. 

-   Dobrze   cię   widzieć   –   powiedział   ściszonym   głosem,   poprawiając   nieco   przydługie   włosy. 

Przygładził odstające kosmyki i lekko się uśmiechnął. – Jak sobie radzisz? 

- Chyba dobrze – odpowiedziała, opierając głowę na dłoni. Po minie mężczyzny domyśliła się, 

że i tak jej nie uwierzył i nawet najpiękniejszy uśmiech tego nie zmieni. – Co u Chestera? 

Michael westchnął głośno i spuścił wzrok na kartę menu. Chcąc dać sobie jak najwięcej czasu na 

background image

odpowiedź, gestem ręki przywołał do stolika młodą kelnerkę i zamówił dla siebie mocną, czarną 
kawę. Po tym, jak kobieta odeszła w swoją stronę, on przeniósł wzrok na siedzącą naprzeciwko 
niego Ninę, która w dalszym ciągu czekała na odpowiedź. Znajdował się w potwornej sytuacji, bo z 
jednej strony chciał być wierny Chesterowi i ich wieloletniej przyjaźni, ale z drugiej strony była 
Nina i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo przeżywa rozstanie z Benningtonem. Mike 
czasami miał ochotę odizolować się od ich obojga, byleby tylko nie musieć brać udziału w tym 
konflikcie. Oboje przeżywali zerwanie na swój sposób i Shinoda naprawdę nie mógł pojąć tego, 
dlaczego po prostu się nie spotkają, nie porozmawiają i nie wyjaśnią sobie tego wszystkiego.

- Chester? – odezwał się po chwili, dziękując uśmiechem kelnerce za przyniesienie kawy. – Z 

tego, co mi wiadomo, to radzi sobie dobrze. Chyba nawet zaskakująco dobrze – odpowiedział w 
końcu, uważnie obserwując twarz szatynki. – Zawiedziona? 

-   Co?   –  Nina   zmarszczyła   pytająco   czoło   i   szybko   potrząsnęła   głową,   jakby   chciała   z   niej 

wyrzucić niepotrzebne myśli. – Cieszę się, że dobrze sobie radzi – powiedziała, starając się brzmieć 
przekonywująco.   Widząc   minę   Mike’a,   głośno   westchnęła   i   zawstydzona   spuściła   wzrok   na 
filiżankę z zimną herbatą. – Może trochę. Po prostu liczyłam na to, że rozstanie choć trochę na 
niego wpłynie. 

- Jesteście naprawdę trudnymi przypadkami – stwierdził Michael, uśmiechając się łagodnie do 

dziewczyny. – Dlaczego po prostu do niego nie zadzwonisz? Nawet jeśli on tego nie pokazuje, to 
chyba właśnie na to liczy. Chester jest zbyt dumny, by jako pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę.

- Nigdy taki nie był – przyznała Nina, wzruszając ramionami. – Po każdej kłótni to właśnie on 

wykonywał pierwszy ruch, a teraz? Zachowuje się, jakby go to w ogóle nie obchodziło, jakby to, co 
nas łączyło nie miało dla niego żadnego znaczenia. 

- Chester ostatnio nie jest sobą – westchnął Michael, drapiąc się po zarośniętym policzku. – 

Odkąd przeszedł zabieg…

-   Zabieg?   Chodzi   o   tego   polipa?   –   przerwała   mu   natychmiast,   otwierając   szeroko   oczy   ze 

zdziwienia. – Myślałam, że on tego nie chce...

- Fakt, nie chciał. – Mike skinął głową na potwierdzenie swoich słów. – Jednak po waszym 

zerwaniu coś się w nim zmieniło. Jakby coś w nim pękło i to wszystko wróciło. 

- Co wróciło? 
-   Nina,   ja   naprawdę   nie   jestem   chyba   odpowiednią   osobą,   która   powinna   ci   opowiadać   o 

przeszłości Chestera – wymruczał Michael, żałując powoli, że w porę nie ugryzł się w język i nie 
zmienił tematu rozmowy na ten o pogodzie, która tego dnia była wyjątkowo paskudna. 

- Jeśli nie ty, to ja nigdy nie dowiem się, co takiego wydarzyło się w jego życiu. Chester o 

niczym  mi  nie   mówił.  Ukrywał  to   wszystko  przede   mną,   a  ja  naprawdę   nie  mam  już   siły  na 
domyślanie się i zgadywanie. Chociaż ty bądź ze mną szczery. 

- Chester był molestowany jako mały dzieciak – wyrzucił Mike i odwrócił wzrok w przeciwną 

stronę, byleby tylko nie musieć patrzeć na Ninę. Zaraz jednak spojrzał na dziewczynę, ciekawy jak 
zareagowała. – To go doszczętnie zniszczyło. Później doszły narkotyki, alkohol, nieudane związki, 
rozpad   zespołu   –   wymienił   na   jednym   wdechu   i   głośno   wypuścił   powietrze   po   skończeniu 
krótkiego monologu. – Nie dziw się, że o niczym ci nie mówił. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z 
tego, jak bardzo do dnia dzisiejszego wstydzi się tego, kim był i przez co przeszedł. On się po 
prostu bał, że ty od niego odejdziesz, kiedy dowiesz się tego wszystkiego – kontynuował, nie 
mogąc wyjść z podziwu dla samego siebie, że zdobył się przed Niną na taką szczerość. Wiedział 
jednak, że gdyby Chester się o tym dowiedział, to już tak wesoło by mu nie było. – Odpowiesz mi 
szczerze?   –   zapytał   po   dłuższej   chwili   milczenia.   Dziewczyna   w   odpowiedzi   skinęła   głową   i 
nerwowo założyła kosmyk włosów za ucho. – Zostałabyś z nim, gdybyś znała prawdę o jego 
przeszłości? 

-   Nie   wiem   –   szepnęła   szczerze,   spuszczając   wzrok   na   swoje   splecione   na   stole   dłonie.   – 

Naprawdę nie wiem. 

- Sama widzisz. 

background image

Przygryzł końcówkę ołówka i głośno westchnął, uważnie przyglądając się leżącej przed nim 

kartce. Pracował nad tym tekstem już ponad dwie godziny, ale wciąż czegoś mu w nim brakowało. 
Odchylił się na krześle i przymknął powieki, pozwalając zmęczonym oczom na chwilę odpocząć od 
sztucznego światła wiszących u sufitu lamp. Głośno odchrząknął, burząc tym samym panującą w 
studiu ciszę. Po otrzymaniu telefonu od Michaela, doszedł do wniosku, że sam dokończy pisać tekst 
piosenki i zastanowi się w samotności nad tym, jak ogólnie będzie miało to wszystko wyglądać. 
Wcale nie zdziwił się, gdy przyjaciel powiedział mu, że tego wieczoru nie przyjedzie do studia, bo 
ma   kilka   spraw   do   załatwienia.   Michael   ostatnio   coraz   rzadziej   bywał   w   wytwórni   i   Chester 
zaczynał podejrzewać, że jego przyjaciel chce się wycofać z nowego muzycznego projektu, tylko 
po prostu boi się mu o tym powiedzieć, bo nie wie jak zareaguje. 

Osobiście sam nie wiedział, dlaczego zdecydował się na powrót do śpiewania. Po rozstaniu z 

Niną jego dotychczasowy świat legł w gruzach i za wszelką cenę próbował znaleźć sposób na 
pozbieranie tego w jedną całość. Wtedy właśnie w głowie Chestera zrodził się pomysł, by wrócić 
do branży muzycznej, ale już nie tylko jako tekściarz, ale piosenkarz. Michael od razu go poparł, 
stwierdzając,   że   to   pomoże   mu   zapomnieć   o   zerwaniu   z   Niną.   Niestety   bywały   chwile,   że 
mężczyznę ogarniały pewne wątpliwości związane z reaktywacją Linkin Park. Minęło trochę czasu 
nim reszta chłopaków z zespołu zdecydowała się na rzucenie aktualnych zajęć i powrót do starej 
kapeli. 

Chester nie miał zielonego pojęcia, jak to wszystko będzie wyglądało. Michael razem z kilkoma 

innymi osobami zadbał o to, by ich dawna strona wróciła do łask ludzi i ku zdziwieniu Benningtona 
niedługo po jej reaktywacji na pocztę mailową zaczęły napływać coraz to nowsze wiadomości, w 
których ludzie pytali o szczegóły dotyczące powrotu Linkin Park na scenę muzyczną. To było 
nieprawdopodobne, bo przecież od ich ostatnich publicznych wystąpień minęło już tyle lat. Jak 
widać   ludzie   z   trudem   zapominają   o   przeszłości,   co   nieco   pomaga   Chesterowi   uporać   się   z 
własnymi problemami. Przecież wtedy to właśnie muzyka wyciągnęła go z tego paskudnego bagna, 
więc może i tym razem pomoże mężczyźnie przejść przez trudny okres w życiu? 

Dochodząc do wniosku, że już nic więcej nie uda mu się napisać, schował kartkę z tekstem do 

szuflady   i   opuścił   studio   nagraniowe,   które   ostatnimi   czasy   stało   się   jego   drugim   domem.  W 
mieszkaniu bywał naprawdę bardzo rzadko, jedynie wtedy, gdy ktoś zajmował studio albo po prostu 
organizm   Chestera   domagał   się   czegoś   wygodniejszego   od   wysiedzianej   kanapy   w   kącie 
pomieszczenia. Pogasił wszystkie światła, zamknął drzwi, upewnił się, że wszystko zabrał i ruszył 
w stronę wyjścia z budynku. Klucz oddał recepcjonistce, a później opuścił wytwórnię, pozwalając 
chłodnemu powiewowi wiatru  uderzyć  w swoje zmęczone  ciało. Zaciągnął się mocno  rześkim 
powietrzem i uśmiechnął się do samego siebie, kierując swoje kroki w stronę stojącego niedaleko 
bentleya. Minęła dłuższa chwila nim udało mu się odnaleźć kluczyki od samochodu i wsiąść do 
środka. 

Pod   pubem   znalazł   się   po   kilkunastu   minutach   z   uwagi   na   potworne   korki   na   drodze. 

Zaparkował pojazd na placu, który miał przypominać parking i wysiadł z niego, od razu kierując 
swoje   kroki   w   stronę   wejścia   do   baru.   Pchnął   mocno   wahadłowe   drzwi   i   przekroczył   próg 
obskurnego lokalu. Na przywitanie skinął głową na barmana i zajął jeden z wielu wolnych stolików. 
Odkrył to miejsce już jakiś czas temu, jednak dotychczas nie bywał w nim zbyt często. Ostatnio 
jednak sprawy nieco się skomplikowały i Chester został stałym bywalcem tego pubu. 

- To, co zwykle – powiedział Chester, kiedy do stolika podeszła czarnowłosa kelnerka, idealnie 

pasująca do tego obskurnego miejsca. 

Ona jedynie skinęła głową i oddaliła się w stronę baru. Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i 

westchnął   głośno,   zwracając   na   siebie   uwagę   siedzących   przy   innym   stoliku   dziewczyn. 
Uśmiechnął się do nich przelotnie i wyjął z kieszeni skórzanej kurtki telefon. Przez chwilę miał 
ochotę zadzwonić do Niny i poprosić ją, żeby do niego dołączyła, by mogli porozmawiać o tym, co 
się stało. Zaraz jednak w głowie Chestera zapaliło się czerwone światło i tak samo, jak szybko 
wyjął wcześniej telefon z kieszeni, tak szybko umieścił go tam z powrotem. 

- Na koszt firmy – mruknęła kelnerka, stawiając przed Chesterem butelkę wódki i kieliszek. 

background image

- Ładna mi firma – prychnął w myślach, jednak mimo wszystko uśmiechnął się do dziewczyny i 

skinął głową w ramach podziękowania. 

Odsunął od siebie pusty kieliszek i mglistymi oczami rozejrzał się dookoła siebie, próbując 

rozpoznać miejsce, w którym się znajdował. Przymknął powieki, a gdy ponownie je uniósł, jęknął 
głośno, jakby rozczarowany widokiem, który zobaczył. Wciąż znajdował się w obskurnym barze, a 
na dodatek był tak wstawiony, że z ledwością mógł usiedzieć na wysokim stołku. Po wzięciu kilku 
głębszych wdechów, wyjął z kieszeni kurtki komórkę i z ledwością, mrużąc przy tym oczy, wybrał 
numer Niny. W głowie szumiało mu od alkoholu i cudem był fakt, że przy pierwszej próbie udało 
mu się połączyć z byłą dziewczyną.

- Słucham – rzuciła oschle i nieco nerwowo. Po tym zapadła krótka cisza, a po chwili dało się 

słyszeć głośne westchnięcie. – Cześć, Chester. Nie spodziewałam się telefonu od ciebie. 

-   Mo…   możesz   po   mnie   przyjechać?   –   zapytał,   momentalnie   trzeźwiejąc.   Sam   był   chyba 

zdziwiony barwą swojego głosu, która brzmiała tak normalnie i naturalnie, a nie jak u pijanego 
mężczyzny. – Jestem w takim barze… niedaleko wytwórni – wymruczał już nieco mniej pewnym 
głosem i dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie nazwę baru.

- Dobrze, czekaj tam na mnie – powiedziała i rozłączyła się. 
Chester oparł czoło na blacie stołu i głośno westchnął. Minęło zaledwie kilka chwil od jego 

telefonu do Niny, jednak dla mężczyzny były one niczym wieczność. Zniecierpliwiony zsunął się z 
krzesła i powlókł się w stronę wyjścia z baru. Na odchodne machnął niedbale dłonią do barmana i 
otworzył z rozmachem drzwi, które o mało co nie uderzyły go w twarz, kiedy odbiły się od ściany. 
Na szczęście alkohol nie pozbawił Chestera refleksu i szybko zatrzymał je dłonią, ratując się tym 
samym przed wizytą w szpitalu. Z ledwością doszedł do postoju taksówek i wsiadł do jednego z 
pojazdów. Wybełkotał adres w stronę kierowcy i opadł bezwładnie na oparcie fotela, momentalnie 
odpływając. 

-   Panie,   dojechaliśmy   na   miejsce   –   powiedział   taksówkarz,   zatrzymując   samochód   przed 

blokiem, w którym mieszkał Chester. Nie widząc jakiejkolwiek reakcji ze strony klienta, nachylił 
się w jego stronę i potrząsnął nim mocno, chcąc go obudzić. Bennington poderwał się na siedzeniu i 
przetarł  dłońmi  zmęczoną  twarz.  – Jesteśmy  na  miejscu  –  wyjaśnił  kierowca,  widząc  pytające 
spojrzenie Chestera. 

-   Dobrze   –   mruknął   Bennington,   wyjmując   z   kieszeni   spodni   portfel.   Podał   mężczyźnie 

przypadkowy banknot, nawet nie pytając o dokładną cenę kursu i nie czekając na resztę, wysiadł z 
samochodu. 

Droga do mieszkania minęła mu o dziwo bardzo szybko, ale chyba głównie dlatego, że co chwilę 

tracił świadomość i szedł przed siebie na oślep. Z wielką ulgą zamknął za sobą drzwi i od razu udał 
się do sypialni, gdzie padł bezwładnie na łóżko i ponownie odpłynął w tylko sobie znaną krainę. 

Głośny   trzask   dobiegający   zza   okna   wybudził   Chestera   z   głębokiego   snu.   Był   tak   bardzo 

zdezorientowany tym, co dzieje się wokoło, że z tego wszystkiego spadł z łóżka, lądując twarzą na 
twardej podłodze. Przeklinając hałasy, podniósł się z ziemi i potarł obolały policzek zimną dłonią. 
Zamglonymi   oczami   rozejrzał   się   dookoła   siebie,   zastanawiając   się   w   myślach,   jakim   cudem 
znalazł się we własnej sypialni. Zaraz jednak w jego głowie zaczęły pojawiać się przelotne obrazy i 
po chwili przypomniał sobie większość z wydarzeń, które miały miejsce kilka godzin temu. 

Słysząc szczęk otwierającego się zamka w drzwiach, podskoczył na podłodze i poderwał się z 

niej, chwytając automatycznie za stojący na szafce nocnej wazon. Ostatnio zachowywał się niczym 
paranoik, który non stop spogląda przez swoje ramię, upewniając się, czy nikt za nim nie idzie. 
Ciężkie kroki upewniły Chestera, że nie jest to Nina i jeszcze bardziej go wystraszyły. Podszedł do 
sypialnianych drzwi i niepewnie zajrzał do przedpokoju, po którym kręcił się Michael. Bennington 

background image

z   wrażenia   prawie   upuścił   wazon   na   podłogę.   Prędzej   spodziewałby   się   Niny,   a   nie   swojego 
przyjaciela. Powoli zaczynał żałować, że po zerwaniu z dziewczyną dał Michaelowi zapasowy 
klucz, by w razie czego mógł zawsze dostać się do mieszkania. 

- Czemu nie odbierasz telefonu? – zapytał zdenerwowany Shinoda, podchodząc do Chestera, z 

którego alkohol jeszcze nie do końca uleciał i wciąż czuć od niego było wódką. – Piłeś? Z resztą, 
mniejsza z tym. 

- Czemu wchodzisz do mojego mieszkania, jak do siebie? – Bennington zacisnął mocniej dłoń na 

wazonie i zagryzł zęby ze złości. Uważnie przyjrzał się przyjacielowi, którego ręce drżały tak 
bardzo, że gdyby to on trzymał ten przeklęty przedmiot, już dawno upuściłby go na ziemię. – Co ci 
się stało? Potrąciłeś jakąś babcię? 

- Nina miała wypadek samochodowy – powiedział Michael i nagle w pomieszczeniu zapanowała 

idealna cisza.

Chester rozluźnił nieświadomie uścisk wokół szyjki wazonu i ten z hukiem rozbił się na twardej 

posadzce. Można byłoby to porównać do serca mężczyzny, które właśnie pękło i rozkruszyło się na 
miliony   kawałków.   Mike   nie   musiał   już   nic   mówić.   Chester   doskonale   wiedział,   że   stracił 
najważniejszą osobę w swoim życiu i to przez własną głupotę. Był w takim szoku, że nie poczuł 
nawet, jak po jego policzku stoczyła się samotna łza – jedyny znak, że gdzieś w głębi niego, pod 
grubą warstwą egoizmu, wciąż kryje się cząstka człowieczeństwa. 

Epilog 

Stojący   na   moście   mężczyzna   rozejrzał   się   dookoła   siebie,   głośno   przy   tym   wzdychając. 

Spomiędzy jego lekko rozchylonych i drżących warg wydobył się szary obłok nikotynowego dymu, 
którym   wcześniej   mocno   się   zaciągnął.   Od   jakiegoś   czasu   papieros   stał   się   jego   najlepszym 
przyjacielem,   który   potrafił   pocieszyć   go   w   trudnych   chwilach.   Lądujący   na   ziemi   niedopałek 
zdawał   się   być   spadającą   z   nieba   gwiazdą,   której   przeznaczeniem   nie   było   jednak   spełnienie 
czyjegoś życzenia, ale rozbicie się na twardej powierzchni i bycie zdeptaną przez czubek buta. 

Chłodny   powiew   wiatru   uniemożliwił   Chesterowi   odpalenie   kolejnego   papierosa.   W   końcu 

zrezygnowany niepowodzeniami, schował paczkę do kieszeni skórzanej kurtki i przedramionami 
oparł się o metalową barierkę. Przez chwilę stał w bezruchu i beznamiętnym wzrokiem wpatrywał 
się w zachmurzone niebo. Z trudnością udało mu się dojrzeć na nieboskłonie kilka pojedynczych 
gwiazd, które z ledwością przedzierały się przez gęste chmury. Znudzony tym widokiem spuścił 
wzrok na rwącą rzekę, która przepływała tuż pod nim. Przyłapał się nawet na tym, że przez chwilę 
miał ochotę wskoczyć do lodowatej wody i dać się ponieść nurtowi bez względu na to, gdzie 
później by się znalazł. Chciał po prostu zmyć z siebie poczucie winy i bezsilność, która stała się 
jego nieodłączną towarzyszką. 

Czując na ramieniu ciepły uścisk silnej dłoni, obejrzał się za siebie i lekko uśmiechnął na widok 

Michaela. Odkąd Nina odeszła, stał się on dla Chestera kimś o wiele więcej, niż tylko przyjacielem. 
Był przy nim zawsze wtedy, kiedy go potrzebował i nawet wtedy, gdy udawał, że wszystko jest 
okay. Michael doskonale wiedział, że nawet jeśli Chester mówił mu, że ma odejść, tak naprawdę 
pragnął jego obecności i bliskości, jednak był zbyt dumny, by to przyznać osobiście. Ostatnie 
wydarzenia   jeszcze   bardziej   zbliżyły   do   siebie   tych   dwóch   mężczyzn,   o   ile   to   w   ogóle   było 
możliwe. 

Nie   odzywając   się   słowem,   Michael   oparł   się   przedramionami   o   barierkę   mostu   i   cicho 

westchnął, po chwili przenosząc wzrok na zamyślonego Chestera. Sam nie wiedział, co mógłby 
powiedzieć w obecnej sytuacji. Od śmierci Niny Bennington bardzo się zmienił. Stał się jeszcze 
bardziej   zamknięty   w   sobie   i   coraz   rzadziej   dopuszczał   do   siebie   innych   ludzi.   Michaelowi   z 
ledwością udawało się burzyć ściany, którymi Chester otaczał się każdego dnia. 

- To wszystko jest takie pochrzanione – powiedział ściszonym głosem Bennington i opuścił 

background image

głowę, wbijając wzrok w swoje buty. – Cholernie mi jej brakuje. 

- Dzisiaj mija rok, prawda? – odezwał się nieśmiało Michael, a gdy Chester skinął głową w 

ramach odpowiedzi, zagryzł nerwowo dolną wargę. – To tutaj zabrałeś ją na pierwszą randkę? – 
szybko zmienił temat na nieco bardziej przyjemny i rozejrzał się dookoła, przyglądając się okolicy, 
która teraz tonęła w mroku. – Nie mamy zbyt dużo czasu – powiedział po chwili Michael, tym 
samym wyrywając przyjaciela z amoku. 

- Daj mi chwilę – szepnął Chester, ukrywając twarz w przedramionach, które w dalszym ciągu 

spoczywały na barierce. – Idź do chłopaków, a ja zaraz do was dołączę. 

- Okay, tylko się nie spóźnij, bo odjedziemy bez ciebie! – pogroził mu Mike, ale i tak mimo 

wszystko się uśmiechnął, burząc swoje groźne oblicze. Poklepał Chestera po plecach i oddalił się w 
stronę stojącego niedaleko nich busa. 

- Jasne. Ciekawe, kto wtedy by śpiewał na koncertach! – odpowiedział Bennington, podążając 

wzrokiem za odchodzącym przyjacielem. 

Mike   obejrzał   się   za   siebie   i   pokręcił   głową   z   rozbawieniem.   Machnął   ręką   na   Chestera   i 

przyspieszył kroku, po chwili znikając w czarnym samochodzie. Mężczyzna stał przez chwilę w 
bezruchu, wpatrując się bezmyślnie w przestrzeń rozciągającą się przed nim. Nie mrugnąwszy 
okiem, wyjął z kieszeni spodni czarne pudełeczko i otworzywszy je, wydobył z niego srebrny 
pierścionek.   Niewielkie   brylantowe   oczko   połyskiwało   idealnie   w   świetle   księżyca,   jakby   tym 
samym próbowało powstrzymać mężczyznę przed tym, co planował z nim zrobić. 

- Żałuję, że się nie zgodziłaś – wyszeptał drżącym głosem i wypuścił pierścionek z dłoni. 
Chester Bennington od zawsze był mężczyzną, który za wszelką cenę starał się stawiać czoła 

przeciwnościom   losu;   który   próbował   ochraniać   swoich   bliskich   przed   wszelkimi 
niebezpieczeństwami   tego   świata.   Nikt   jednak   nie   nauczył   go   jednej   bardzo   ważnej   rzeczy: 
bronienia   ich   przed   samym   sobą,   przed   potworem,   którego   ukrywał   starannie   pod   powłoką 
delikatności i sztucznych uśmiechów. 


Document Outline