background image

Cornelia Petratu Bernard Roidinger 
 
KAMIENIE z ICA 
 
NA TROPACH CYWILIZACJI ERY  
DINOZAURÓW 
PrzełoŜyła Wanda Moska 
Spis treści 
Rozdział I Przesłanie na piasku pustyni 
Rozdział II Pamięć kamieni 
Rozdział III Punkt alfa ludzkości 
Rozdział IV Punkt węzłowy Paracas 
Rozdział V Nie jesteśmy pierwszym rodzajem ludzkim 
Rozdział VI Prehistoryczne kamienne świątynie na całym globie  
Posłowie  
I. Przesłanie na piasku pustyni 
Wszechświat jest nie tylko piękniejszy niŜ sądzimy, ale piękniejszy od  
wszystkiego, co  
moglibyśmy wymyślić. 
J. P. S. Haldane 
Niektóre części naszego globu są tak przyjaźnie uśmiechnięte do słońca i wiosny,  
jakby przed  
chwilą zostały stworzone. Mają urozmaicony krajobraz i bujną roślinność. Ich  
widok sprawia  
przyjemność i raduje oko, a takŜe zachęca do słodkiej zadumy wśród drzew i  
kwiatów. 
Inne znów okolice wyglądają na puste, monotonne i niegościnne. Liczne pęknięcia  
i rysy  
wyschłego podłoŜa upodabniają je do twarzy starca. Taką właśnie jest piaszczysta  
równina,  
rozciągająca się u podnóŜa peruwiańskich Andów. Wiatry usypały olbrzymie,  
podobno największe  
na świecie wydmy, a domieszka gliny utwardziła je i uchroniła przed rozpadem. Te  
potęŜne twory  
sąsiadują z bezkresnymi, płaskimi równinami; zdają się trwać poza czasem i takie  
wraŜenie  
wywołują u przebywających tam ludzi. 
Wystające tu i ówdzie skały czy głazy naleŜą ponoć do najstarszych na świecie... 
Niekiedy pojawiają się oazy, od których zapylone drogi biegną w dal, ku innym  
skupiskom Ŝycia.  
A przy odrobinie szczęścia moŜna trafić na rzekę, przecinającą tę ponurą krainę.  
Jednak  
najczęściej zamiast niej widnieje suche koryto, pomimo Ŝe większość rzecznych  
ź

ródeł bierze swój  

początek w wysokich Andach. 
Od czasu do czasu spotkać moŜna nędznych Indian, potomków Inków i Preinków.  
Większość  
tych wieśniaków, zwanych tu campesinos, to analfabeci uprawiający niezmiennymi  
od lat  
metodami jałową ziemię nad brzegami wyschniętych cieków wodnych. śyją bardziej  

background image

niŜ skromnie z  
ubogich zbiorów. 
Lecz dla archeologa kraina ta jest prawdziwym sezamem. Od wybrzeŜa do podnóŜa  
Andów  
rozsiane są niezliczone groby zarówno z epoki Inków, jak i poprzedzających ją,  
duŜo starszych  
kultur. 
Pośrodku tego ponurego pustkowia leŜy Ica, czterystuletnie miasto załoŜone przez  
konkwistadorów. Dziś jest nadal tętniące Ŝyciem i zamoŜne. Tu, w Ica, mieszka  
pewien chirurg  
hiszpańskiego pochodzenia, archeolog amator, który niezwykle intensywnie zajmuje  
się  
przeszłością tego wąskiego skrawka ziemi. Zajmuje się nią ponoć systematyczniej  
i z większym  
zapałem niŜ archeolodzy w odległej Limie. MoŜliwe równieŜ, Ŝe dokonał odkrycia,  
które ma szansę  
zrewolucjonizować dotychczasowe poglądy na genezę ludzkości. Jego znaleziska są  
“niepodwaŜalnymi dowodami" istnienia innego człowieka, który zamieszkiwał Ziemię  
w dalekiej,  
całkowicie dotąd nieznanej przeszłości. 
W okresie między 50 a 10 tysiącami lat przed Chrystusem, kontynent amerykański  
łączył z Azją  
pomost w miejscu dzisiejszej Cieśniny Beringa. Do dziś naucza się w szkołach, Ŝe  
pierwsi ludzie  
przybyli na teren Ameryki, korzystając z tego pomostu podczas polowań na mamuty  
i mastodonty.  
Następnie wdzierali się coraz głębiej na południe. Pierwsi ludzie w Peru  
pojawili się przed 20  
tysiącami lat. 
Rozwój cywilizacji zaczął się tu dopiero przed 3 tysiącami lat. Powstawały  
liczne centra  
kulturowe, rozproszone wzdłuŜ wybrzeŜa, a z owych ośrodków utworzyły się w końcu  
preinkaskie  
państwa. Niektóre z nich upadły juŜ po krótkim okresie rozkwitu, inne zachowały  
swój blask nieco  
dłuŜej. Tę starą kulturę Inków i Preinków nazywa się powszechnie kulturą starego  
Peru, kulturą  
przedkolumbijską lub prehiszpańską albo teŜ “klasycznymi kulturami" starego Peru. 
A teraz ten tradycyjny, ugruntowany pogląd zagroŜony został przez odkrycia  
jakiegoś  
archeologa amatora! 
A całe to zamieszanie zaczęło się w 1961 roku, kiedy po dziesięcioleciach  
posuchy spadły na  
Andy i tereny przyległe długotrwałe i obfite deszcze, wypełniając wreszcie suche  
koryta wielu rzek.  
Rzeka Ica wystąpiła z brzegów, zalewając okoliczne pustynie. Jej bystre wody  
porywały luźne pu- 
stynne piaski i niosły je do morza. W ten sposób wypłukane zostały liczne  
kamienie nawet z  
głębszych pokładów ziemi. Wśród tych kamieni znajdowały się egzemplarze pokryte  

background image

tajemniczymi  
rytami. 
Najbardziej zdumiewał fakt, Ŝe wyobraŜenia na kamieniach nie pasowały do Ŝadnej  
zbadanej  
kultury. Przedstawiały bowiem florę i faunę raczej nieznane w Ameryce  
Południowej. A odczytane  
z nich elementy zdają się być typowe dla okresów sięgających daleko w głąb, poza  
przyjęte  
granice historii ludzkości. 
Obok motywów roślinnych i zwierzęcych znaleźć moŜna wśród owych kamiennych rytów:  
- mapy nieznanych terenów i dziwne astronomiczne konfiguracje; 
- wyobraŜenia instrumentów optycznych (teleskopów, lup); 
- obszerny katalog wymarłych prehistorycznych zwierząt z ich biologicznymi  
cyklami  
rozwojowymi; 
- wyobraŜenia skomplikowanych operacji chirurgicznych, jak np. transplantacji  
serca, nerek,  
wątroby i mózgu; 
- rysunki mechanicznych urządzeń transportowych; 
- rysunki róŜnych instrumentów muzycznych; 
- sceny obrzędów religijnych, zawodów sportowych, zachowań seksualnych i  
działalności  
społecznej; 
- sceny bitew, wojen i róŜnych zagadkowych oraz niezrozumiałych wydarzeń. 
Dziwne kamienie pojawiły się niespodziewanie i rozproszone są zupełnie  
przypadkowo.  
Najczęściej spotyka się je częściowo zagłębione w piasku wypłukanym z brzegów  
rzeki Ica i tu  
znajdują je wieśniacy. 
Ci najbiedniejsi z biednych, wegetujący na tej waŜnej historycznie ziemi, są  
utrapieniem  
archeologów. Od kilku pokoleń stanowią dla nich konkurencję w poszukiwaniu  
archeologicznych  
skarbów. Korzystnie sprzedawane znaleziska trafiają najczęściej w nieodpowiednie  
ręce, rzadko  
zaś do naukowców. 
Tych plądrujących chłopów nazywa się w Peru huaqueros. W pogoni za złotem,  
kamieniami  
szlachetnymi i huaco otwierają i niszczą stare groby, a takŜe inne obiekty  
zabytkowe. Pracują  
systematycznie, całymi rodzinami, zorganizowani w klany. W ziemi pozostaje to  
wszystko, co nie  
przedstawia dla nich wartości handlowej. W ten sposób giną niezliczone zasoby  
reliktów  
przeszłości, przedmioty o nie dającej się ocenić wartości. Zostają zasypane  
ponownie, bez  
naukowej oceny. 
Huaqueros sprzedają swe łupy nie tylko gringos, ale równieŜ zamoŜnym  
Peruwiańczykom.  
Prawie kaŜdy właściciel hacjendy, kaŜdy członek zamoŜnej warstwy zbiera  

background image

oryginalne przedmioty.  
Kwitnie nielegalny handel, choć władze próbują połoŜyć mu kres, groŜąc wysokimi  
karami, a nawet  
więzieniem. 
Nie naleŜy potępiać biednych wieśniaków, bowiem dobre znalezisko moŜe zapewnić  
rodzinie  
kilkumiesięczne wyŜywienie. Gdzie zresztą mieliby nauczyć się oceny dzieł sztuki? 
W 1966 roku dr Cabrera - w podzięce za bezpłatne leczenie - otrzymał mały kamyk  
jako  
przycisk do papierów. Na powierzchni kamienia wyryty był dziwny ptak. Przez  
długi czas kamień  
ów pełnił swą funkcję na biurku dra Cabrery w Szpitalu Głównym Ica, bez  
wzbudzania  
czyjegokolwiek zainteresowania. AŜ pewnego dnia jego właściciel zauwaŜył, Ŝe  
wygrawerowany  
ptak przypomina w osobliwy sposób jakąś postać. Postanowił przyjrzeć mu się  
dokładniej.  
Porównał najpierw rysunek ze wszystkimi dostępnymi mu wzorami. Wynik tych badań  
wprawił go  
w zakłopotanie, bowiem jedynym wzorem, któremu odpowiadał rysunek ptaka - i to w  
kaŜdym  
detalu - była rekonstrukcja pterozaura, ściślej mówiąc, Ŝyjącego przed 140 do 80  
milionów lat,  
latającego jaszczura. 
Naukowcy twierdzą, Ŝe Ŝaden człowiek nie mógł na własne oczy zobaczyć takiej  
istoty. Kto  
jednak potrafił z taką dokładnością wyrysować gada z epoki jury lub kredy? Skąd  
taka wiedza?  
Cały świat nauki ogarnęło bezgraniczne zaskoczenie i konsternacja. 
Doktor Cabrera zaszokowany wynikami wstępnych badań, próbował ustalić  
pochodzenie  
kamienia, choć dopuszczał takŜe myśl o fałszerstwie. 
W ten sposób dokonano najbardziej fantastycznego odkrycia ostatnich lat:  
odkrycia kamiennej  
biblioteki zapomnianej rasy ludzkiej, która musiała zamieszkiwać nasz glob w  
zamierzchłej  
przeszłości. W dawnych pomieszczeniach swej prywatnej przychodni lekarskiej -  
obecnie  
prywatnym muzeum - dr Cabrera zgromadził do dziś ponad 11 tysięcy pokrytych  
rytami kamieni  
róŜnej wielkości, od małych, niepozornych do ogromnych, waŜących prawie 200  
kilogramów,  
prawdziwych dzieł sztuki. 
Doktor Cabrera nie jest jedynym ich zbieraczem. Znaczną liczbę owych “dzieł  
sztuki"  
zgromadzili równieŜ dwaj bracia, Carlos i Pablo Soldi - jak w 1965 roku donosił  
historyk Hermann  
Buse. Pierwsze okazy tego zbioru znajdują się dziś w hacjendzie nieŜyjących juŜ  
braci Soldi i jako  
prywatna własność są niedostępne dla publiczności. 

background image

W rok później w dodatku naukowym, ukazującej się w Limie “Diario el Comercio"  
pojawił się  
artykuł: Tajemnicze kamienie z pustyni Ocucaje. Autorami jego byli ówczesny  
rektor politechniki w  
Limie, Santiago Augusto Calvo i archeolog Alejandro Pezia z peruwiańskiego  
Państwowego  
Instytutu Archeologicznego, w owym czasie pełnomocnik do spraw badań  
archeologicznych  
prowadzonych w tej okolicy. Obaj panowie sami znaleźli w preinkaskich grobach  
podobne  
kamienie. 
Zdaniem autora artykułu kamienie były znane kulturom Inków i jeszcze wcześniej.  
Ozdabiano je  
motywami kultowymi i religijnymi, które towarzyszyły zmarłym w drodze do innego  
ś

wiata. 

Pezzia Assereta, archeolog - wówczas pełnomocnik Muzeum Regionalnego w Ica -  
zbierał je i  
katalogował, opisując jako “magiczne kamienie prekolumbijskich kultur". Jedna z  
gazet  
zastosowała to określenie jako tytuł artykułu publikującego dane o znalezisku.  
Miejsce, w którym  
badacze dokonali odkrycia, nazwano w artykule “sektorem będącym archeologiczną  
strefą  
wydzieloną na południu regionu Ocucaje", a archeolodzy nadali mu nazwę Wzgórze  
Maxa Uhle i  
Tomaluz. 
W tym pierwszym doniesieniu o kamieniach z Ica opisano zagadkowe ryty. W opisie  
wyróŜniono  
ptaka “nieznanego gatunku" oraz rośliny i gwiazdy. Dwa ostatnie motywy, zdaniem  
badaczy, nie  
występują w preinkaskich kulturach. Znaleziska zostały starannie zarejestrowane,  
ale po pewnym  
czasie znów zapomniane. Mała sensacja godna skromnego artykułu, lecz nic  
ponadto... 
Owe pierwsze znalezisko - udokumentowane jeszcze bez uprzedzeń naukowych -  
zarejestrowano 20 sierpnia 1966 roku. Wkrótce potem Arturo Calvo mógł pochwalić  
się nowym  
sukcesem w czasie prac wykopaliskowych na Wzgórzu Maxa Uhle. Zebrał około setki  
kamieni i  
zlecił wykonanie pierwszych analiz Instytutowi Górnictwa przy Narodowym  
Uniwersytecie  
Technicznym (Escuela Nacional de Ingenieros). 
Wyniki analiz przedstawiono w obszernej ekspertyzie, podpisanej przez dwie  
znakomitości  
instytutu, dra Fernando de las Casas i dra Cesara Sotillo. Treść tej ekspertyzy  
wywołała sensację -  
tym razem wielką. Badania wykazały bowiem, Ŝe delikatna powłoka tlenków,  
pokrywająca  
równomiernie zarówno same ryty, jak i wolną przestrzeń między nimi, pozwala  
określić wiek  

background image

znaleziska na “nie mniej niŜ 12 tysięcy lat". Treść ekspertyzy została  
opublikowana w dodatku  
naukowym wspomnianego “Diario el Comercio", a oryginał moŜna dziś oglądać w  
tamtejszym  
uniwersytecie. 
Taka ekspertyza była oczywiście zaskoczeniem dla specjalistów. Zakładano dotąd  
bowiem, Ŝe  
w owej bardzo odległej przeszłości, która moŜe okazać się jeszcze odleglejsza,  
niŜ się aktualnie  
przyjmuje - według dotychczasowych poglądów naukowych - hordy azjatyckich  
myśliwych  
przybywały dopiero na kontynent amerykański przez Cieśninę Beringa. Nawet rektor  
uniwersytetu  
w Limie przyznał, Ŝe wynik ekspertyzy zdumiał go; nikt bowiem nie liczył się z  
takim wiekiem  
zabytków. 
W 1968 roku wymieniony juŜ Pezzia Assereta w ksiąŜce: Ica i preinkaskie Peru  
pisze o  
własnych odkryciach: “Gdy juŜ poinformowaliśmy Muzeum Regionalne w Ica o tym  
waŜnym  
znalezisku, podjąłem 11 września tegoŜ roku, w towarzystwie architekta Augusto  
Calvo, kolejne  
prace wykopaliskowe na innym zboczu Wzgórza Maxa Uhle. Wewnątrz jednego z grobów  
z okresu  
kultury Paracas znaleźliśmy pokryty grawerunkiem kamień. Fakt ten z jednej  
strony potwierdza  
przypuszczenie o wieku kamieni, z drugiej dowodzi, Ŝe mają one związek z  
nieznanym jeszcze  
magiczno-religijnym rytuałem preinkaskiej kultury." 
Najsumienniejszym kolekcjonerem był jednak dr Cabrera. W ciągu wielu lat  
nazbierał około 11  
tysięcy kamieni pokrytych rytymi wyobraŜeniami. Znajdował je równieŜ na pustyni  
Ocucaje, ale  
poza znanymi juŜ miejscami na Wzgórzu Maxa Uhle. 
Kamienie z Ica zmieniły Ŝycie dra Cabrery. Zajęcia archeologa traktował równie  
powaŜnie jak  
pracę lekarza. Rząd Peru mianował go dyrektorem do spraw kultury w Ica. Nadal  
teŜ kierował  
Oddziałem Badawczym na uniwersytecie w Ica i pełnił dyŜury w miejscowym szpitalu  
robotniczym.  
Był członkiem zespołu rzeczoznawców rady miasta Ica i wreszcie członkiem  
korespondentem  
Międzynarodowego Kolegium Chirurgów. Jest autorem licznych doniesień medycznych  
i  
farmaceutycznych zamieszczanych w międzynarodowych pismach naukowych. Jako  
lekarz i  
biolog naleŜy do czołówki naukowców Peru. 
Doktor Cabrera wiedział, Ŝe kluczem do historycznego zaszeregowania kamieni z  
Ica był ich  
wiek. Zlecił więc - w czerwcu 1967 roku - zbadanie kamieni Towarzystwu  

background image

Górniczemu Compania  
Minera Mauricio Hochschild. Louis Hochschild, zastępca przewodniczącego zarządu  
stowarzyszenia, zainteresował się sprawą osobiście, zlecając zadanie drowi  
Erikowi Wolfowi,  
geologowi o najwyŜszych kwalifikacjach. 
Warstwę tlenków, pokrywających ryty i wolne powierzchnie kamieni, zbadano pod  
mikroskopem  
sądząc, Ŝe była to jedyna moŜliwość ustalenia chronologii zarówno samych kamieni,  
jak i  
umieszczonych na nich rysunków. 
Wyniki badań były tak niespodziewane, Ŝe dr Wolf nie wierząc im, szukał pomocy  
innego  
fachowca. Wysłał więc prof. drowi Josefowi Frechenowi, z Instytutu Mineralogii i  
Petrografii na  
uniwersytecie w Bonn, kilka okazów z kolekcji dra Cabrery z prośbą o ich  
zbadanie. Profesor  
Frechen uwaŜany był wówczas za znakomitość w swej dziedzinie, interesował się  
równieŜ  
sprawami kultury. Takiego zdania był między innymi jego współpracownik, prof. dr  
Klaus Veeten. 
Profesor Frechen podtrzymał w całej rozciągłości orzeczenie dra Wolfa, a ten z  
kolei wysłał obie  
opinie - własną i tę z Bonn - drowi Cabrerze, dnia 28 stycznia 1969 roku.  
Ekspertyza była jednoznaczna: uwzględniając powłokę tlenkową, ocenia się wiek  
kamieni z Ica i  
widniejących na nich rytów na co najmniej 12 tysięcy lat. Nie moŜna wykluczyć,  
Ŝ

e są jeszcze  

starsze, choć przy dzisiejszym aparacie naukowym nie jesteśmy w stanie tego  
dowieść.  
Potwierdziło się więc rozpoznanie Narodowego Uniwersytetu Technicznego w Peru. 
Zafascynowany archeolog Hermann Buse śledził cały przebieg kolejnych badań.  
Cztery lata  
później, w styczniu 1972 roku, jako pierwszy publicznie zaprezentował naukowym  
gremiom  
kamienie z Ica. Na pierwszym Kongresie Archeologii Andów w 1961 roku referował  
szczegółowo  
sprawę wymywania drobnych, pokrytych rytami kamieni z rzeki Ica. Odczyt swój  
zamknął  
stwierdzeniem, Ŝe owe zagadkowe ryty o “autentycznej i niewątpliwie  
potwierdzonej chronologii,  
stopniowo wyjawią światu swe niewyobraŜalne jeszcze znaczenie". 
Uczestnicy kongresu zrozumieli oczywiście, Ŝe ich starannie wznoszony gmach  
tradycyjnej  
nauki moŜe się w kaŜdej chwili rozsypać. Reakcje uczonych były rzecz jasna  
bardzo róŜne, od  
spontanicznego zainteresowania do bezkompromisowego odrzucenia. Pewne środowiska  
w ogóle  
nie przyjmowały znalezisk do wiadomości, nie mówiąc juŜ o podjęciu jakiejkolwiek  
dyskusji  
naukowej. Niektórzy byli oburzeni atakiem na ich poglądy i opuszczali salę obrad  

background image

bez komentarzy.  
Dyskusja w przeciwstawnych obozach wzmogła się do tego stopnia, Ŝe zniŜyła się  
do poziomu  
sporu ideologicznego. Nie moŜna go było nazwać naukową dysputą. 
Zrozumiałe, Ŝe w tych warunkach nie udało się Busemu - jak to planował -  
utworzyć komisji w  
celu zbadania kamieni z Ica. 
Rozczarowany przebiegiem wydarzeń, Hermann Buse szukał zrozumienia i znalazł je  
w innych  
kręgach. JuŜ 6 stycznia 1972 roku “La Prensa" pisała obszernie o zbiorach dra  
Cabrery. Prasa  
bulwarowa teŜ spełniła swoje zadanie i opublikowała mniej lub bardziej  
prawdopodobne  
interpretacje, przy czym więcej było rzecz jasna tych nieprawdopodobnych. 
Sceptycy poczuli się umocnieni powstałym zamieszaniem, a na rynku natychmiast  
pojawiły się  
pierwsze plagiaty, wytwarzane przez wieśniaków. Nieświadomi turyści kupowali  
podrabiane  
wyroby jako wartościowe, staroŜytne dzieła. 
Doktor Cabrera nie był zaskoczony “tratującą wszystko, przesądną nietolerancją"  
specjalistów.  
Postanowił więc utrzymać w tajemnicy pochodzenie swoich zbiorów. Następstwem  
tego było  
całkowite ignorowanie jego osoby przez naukowców. Odtąd zajmował się kolekcją  
prawie  
samotnie, a róŜnego typu sekciarze, ufolodzy, okultyści czy prorocy rychłej  
zagłady świata  
zagarnęli dla siebie temat kamieni z Ica. 
Ale czarne kamienie, świadkowie zamierzchłej przeszłości nie chciały zniknąć z  
widowni i nie  
pozwoliły się zdyskredytować lekcewaŜącym traktowaniem lub naduŜywaniem. Stały  
się raczej, i  
są nadal, inspiracją do działania. 
Doktor Adolfo Bermudez Henjins, dyrektor Muzeum Regionalnego w Ica, przechowuje  
pokaźną  
liczbę wspomnianych kamieni, podobnie jak czynią to inne muzea, mające czasami  
niewiele  
wspólnego ze staroŜytnością. Mowa tu o Narodowym Muzeum Peruwiańskich Sił  
Zbrojnych,  
wówczas pod kierownictwem pułkownika Omara Chioino, który szczycił się  
posiadaniem  
sześćdziesięciu takich nabytków. Ale dlaczego właśnie armia interesuje się  
archeologicznymi  
reliktami? Jak wiadomo, nie mają one nic wspólnego ani ze sprawami wojskowymi,  
ani z historią  
armii! 
Pułkownik Chioino był pierwszą osobą, z którą pragnęliśmy nawiązać kontakt, gdy  
w 1988 roku  
po raz drugi przybyliśmy do Peru zwabieni kontrowersjami wokół kamieni. Po  
dłuŜszych, pełnych  

background image

przygód poszukiwaniach okazało się, Ŝe pułkownik przebywał akurat w... Monachium. 
Z typowo peruwiańską serdecznością odwiedził nas niebawem w hotelu w Limie, choć  
mieszka  
prawie 40 kilometrów za miastem. To on zawiózł nas i wprowadził do owego muzeum  
sił  
lotniczych, przemianowanego tymczasem na centrum aeronautyki - Centro  
Aeronautico. 
W przeciągu kilkudziesięcioletniej słuŜby wojskowej nauczył się sceptycyzmu i  
ostroŜności w  
wydawaniu sądów. Jego zachwyt dla kamieni dotyczy raczej ich artystycznej  
wartości. Okazał się  
cennym doradcą, na którego wiadomościach i informacjach mogliśmy polegać. Mówił  
ś

wietnie po  

francusku i angielsku, ale woleliśmy rozmawiać z nim w języku hiszpańskim.  
Energia tego  
człowieka wprowadzała nas w zakłopotanie. Nie zdąŜyliśmy się jeszcze zadomowić w  
hotelu, gdy  
odwiedził nas po raz pierwszy. 
Nie byliśmy przygotowani na tak bezkompromisową ciekawość: - A teraz proszę mi  
powiedzieć,  
jak opanowaliście tak biegle język hiszpański? 
Spoglądał badawczo, ale promieniował ciepłem i otwartością. Wysłuchał informacji  
na temat  
naszego pochodzenia, celu podróŜy i powodów zainteresowania przedmiotem badań,  
nim  
cokolwiek powiedział o sobie. śyczliwe usposobienie i młodzieńczy duch  
pułkownika, ciągle  
poszukującego nowych odpowiedzi, pozwoliły nam zobaczyć Peru w całkiem nie  
znanym  
dotychczas świetle. 
Zafascynowani jego urokiem, jak teŜ fachowym przewodnictwem, pojechaliśmy razem  
do  
Centro Aeronautico, jednej ze starych kolonialnych budowli Limy, która dzięki  
wspaniałym,  
obszernym salom i świetnie zachowanym drewnianym elementom wystroju, doskonale  
czułaby się  
i w Anglii. Choć muzeum znajduje się w jednej z wytworniejszych dzielnic Limy i  
łatwo je znaleźć,  
nie ma o nim wzmianki w Ŝadnym przewodniku turystycznym. W rzeczy samej nie jest  
to muzeum  
w potocznym rozumieniu tego słowa, a raczej archiwum, w którym obok ksiąŜek,  
fotografii i  
archiwaliów są takŜe nieco innego rodzaju eksponaty. Jako placówka słuŜbowa  
peruwiańskich sił  
zbrojnych jest niedostępne dla zwiedzających. Wstęp dozwolony jest wyłącznie w  
towarzystwie  
wyŜszego oficera lub za specjalnym zezwoleniem. 
Pułkownik Chioino zaprowadził nas do tylnego patio i oto mieliśmy je przed sobą;  
trzy spośród  
wielu zagadkowych, tak trudnych do zaklasyfikowania okazów, które z pewnością  

background image

moŜna uwaŜać  
za najbardziej godne uwagi odkrycie archeologiczne XX wieku. ZbliŜyliśmy się  
zafascynowani,  
próbując zetrzeć z nich wyimaginowany kurz, jakby ten gest ułatwił lepsze  
zrozumienie tego, co  
mają do powiedzenia... 
Tymczasem dowiedzieliśmy się, Ŝe Chioino otrzymał te róŜnej wielkości kamienie w  
podarunku  
od dra Cabrery. Piktogramy wyryte na kamieniach przedstawiają stylizowane ptaki,  
które wykazują  
wyraźne podobieństwo do słynnych figur z Nazca. 
Doświadczeni rysownicy wojskowi skopiowali bardzo starannie kaŜdy detal rytów,  
przenosząc  
następnie rysunki na papier. W ten sposób łatwiej nam, współczesnym, objąć  
całość wyobraŜeń,  
odczytać je i interpretować. śmudna to praca, lecz jakŜe potrzebna. 
Pierwsze, co się nam rzuciło w oczy, to zastanawiające podobieństwo rysunku  
ptaka do  
słynnego, gigantycznego obrazu na pustyni Nazca. Te niezwykłe wyobraŜenia  
wykonane na  
skalistym płaskowyŜu przed tysiącami lat, nieznanymi metodami przez  
nierozpoznaną kulturę,  
moŜna dostrzec w całości dopiero z lotu ptaka i stanowią do dziś zagadkę dla  
uczonych. Nie ma  
konkretnych danych na temat tej - z całą pewnością wysoko rozwiniętej -  
cywilizacji, której nie  
wolno mylić z późniejszą kulturą Nazwa czy kulturą z okolic Ica. Wszelkie próby  
ustalenia wieku  
oraz przeznaczenia rysunków na pustyni - powstałych przez usunięcie górnych  
warstw podłoŜa  
skalnego, a tworzących wielokilometrowe linie, szerokie, wzajemnie równoległe  
lub ułoŜone  
promieniście wokół jakiegoś centrum - obracają się jak dotąd w sferze spekulacji. 
Pojawiające się ciągle nowe teorie, według których linie te i figury  
geometryczne są częściami  
oryginalnego kalendarza astronomicznego, zostały teŜ obalone między innymi przez  
nowoczesne  
analizy komputerowe. Nie do przyjęcia jest równieŜ wyznawany powszechnie pogląd,  
Ŝ

e mają one  

wyobraŜać kult cargo, cześć dla pozaziemskich bogów astronautów. Kulty cargo  
przynaleŜą w  
historii ludzkości do bardzo prymitywnych kultur. Uprawianie kultu cargo kłóci  
się wyraźnie z  
wytwarzaniem dzieł sztuki na wysokim poziomie technicznym - mówi doświadczenie  
historyczne. 
JuŜ bardziej realistyczny jest pogląd, Ŝe tak zróŜnicowana, monumentalna sztuka  
moŜe mieć  
związek z murami cyklopowymi w Andach i jej wiek winien chyba sięgać głębiej w  
prehistorię. Jest  
z pewnością starsza, niŜ się obecnie sądzi. 

background image

Na kopiach sporządzonych przez grafików łatwo zauwaŜyć, Ŝe linie są tak  
proporcjonalne, jakby  
naniesiono je według wzorów powstałych na desce kreślarskiej. Przypuszcza się,  
iŜ kamienie  
stanowiły ekran, na który przy pomocy specjalnego aparatu rzutowano odpowiednie  
przezrocza.  
Ryty są dopasowane idealnie do nierówności podłoŜa. To takŜe pozwala kojarzyć je  
z figurami i  
liniami na płaskowyŜu Nazca, z liniami biegnącymi przez doliny i wzniesienia,  
nie odchylającymi  
się od raz wytyczonego kierunku. Zdają się sięgać od horyzontu do horyzontu.  
Niemiecka uczona,  
Maria Reiche, poświęciła wiele lat Ŝycia dociekaniu tajemnicy galerii figur  
pustyni Nazca. Jest  
przekonana, Ŝe te wspaniałe wyobraŜenia musiały powstać najpierw w duŜo  
mniejszej skali,  
bowiem: 
“Tylko ktoś, kto ma pojęcie o pracy geodety, zrozumieć moŜe, jakiej wiedzy i  
umiejętności  
potrzeba, by z duŜą dokładnością przenieść powiększony rysunek w teren.  
StaroŜytni  
Peruwiańczycy musieli dysponować odpowiednimi narzędziami i urządzeniami, o  
których jak dotąd  
niczego nie wiemy..."  
Tu staliśmy przed podobną zagadką, tyle Ŝe rozmiary rytów były duŜo mniejsze. 
BliŜsze oględziny niektórych, dość sporych kamieni wykazały, Ŝe pewne  
geometryczne  
elementy powtarzają się w identycznej postaci na rysunkach o zbliŜonej tematyce.  
Jaką techniką  
dysponowali ci artyści z odległej przeszłości? Kto wykonał tę pracę i kto ją  
nadzorował? W jakim  
celu? 
Muzeum Peruwiańskich Sił Powietrznych zamierza wydać w najbliŜszych latach  
katalog,  
poświęcony wyłącznie tajemniczym kamieniom z Ica. Z tego teŜ powodu wolno nam  
było  
sfotografować tylko sześć spośród sześćdziesięciu okazów. 
Pułkownik Chioino poinformował nas, Ŝe rząd Peru przygotowuje aktualnie nowe  
muzeum, w  
którym on ma kierować działem prehistorii. W nowym muzeum znajdą się eksponaty  
ze wszystkich  
epok. 
Byliśmy oczywiście ciekawi, co moŜe powiedzieć nasz rozmówca na temat wieku  
kamieni. 
- To są andezyty - wyjaśnił pułkownik - dokładniej mówiąc, mocno zwęglone  
andezyty.  
Zdaniem geologów - naturalne kamienie pochodzenia wulkanicznego, z mezozoiku,  
wygładzone  
przez wodę rzeczną. Znaczy to, Ŝe moŜna je datować na około 220 milionów lat,  
czyli Ŝe są one o  

background image

160 milionów lat starsze niŜ Andy. 
Mapa rysunków na pustyni Nazca naniesionych według wskazań Marii Reiche. 
Wspomnieliśmy juŜ, Ŝe Centro Aeronautico nie jest publicznym muzeum i dostęp do  
kopii  
sporządzonych przez wojskowych rysowników wymagał wstawiennictwa pułkownika  
Chioino, jakby  
chodziło o tajemnicę wojskową. Kamienie z Ica wydają się tu być zupełnie nie na  
miejscu. Odnosi  
się wraŜenie, Ŝe nikt nie zadał sobie specjalnego trudu, by je odpowiednio  
wyeksponować. W  
tylnym patio leŜy kilka z nich, jakby rozrzucono je od niechcenia. Większość  
jednak  
przechowywana jest w zamknięciu w piwnicy, w wielkiej stercie niczym mało  
wartościowe  
przedmioty. Nie moŜna dokładnie ich obejrzeć ani sfotografować. 
Pułkownik Chioino naleŜał długie lata do Servicio de Informacion, czyli do  
słuŜby informacyjnej  
peruwiańskich sił lotniczych, więc wszystkie waŜniejsze meldunki przechodziły w  
ciągu dziesiątków  
lat słuŜby przez jego biurko. Miał równieŜ dostęp do wszelkich doniesień na  
temat UFO, jako Ŝe  
kaŜdy meldunek o pojawieniu się UFO nad kontynentem amerykańskim notowany jest  
skrzętnie  
przez rząd Peru. Jako specjalista mógłby pewnie rzucić nieco światła na temat  
znanych nam  
spekulacji. 
Zapytaliśmy więc bez ogródek, czy rysunki na kamieniach zawierają jakiekolwiek  
wskazówki co  
do obecności istot pozaziemskich lub pojazdów kosmicznych. 

Na Ŝadnym z kamieni kolekcji dra Cabrery nie ma przedmiotów podobnych do  

UFO, o  
których w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat bezustannie słyszymy. Mam na myśli  
obiekty latające  
w róŜnych wariantach, podobne do cygar czy spodków - brzmiała odpowiedź. 
Chcąc go nieco sprowokować drąŜyliśmy dalej. 

Tu jednak widzimy wyraźną postać nieznanego ptaka, prawdziwy  

niezidentyfikowany obiekt  
latający. 
Pułkownik nie dał się wyprowadzić z równowagi. 

To stylizowane wyobraŜenie, naśladujące postać ptaka, wydaje się nie  

pasować do owej  
nieznanej cywilizacji. JuŜ sam ten fakt jest wystarczającą sensacją. Nie ma  
jednak Ŝadnych  
podstaw do wiązania owego faktu z istotami pozaziemskimi. Tym bardziej, Ŝe nie  
widać tu Ŝadnych  
postaci w kaskach czy w strojach mogących wskazywać na obecność gości przybyłych  
z kosmosu  
albo sugerujących opanowanie przestrzeni międzygalaktycznej przez obce  
cywilizacje. 
Zastanawiające jest, Ŝe wyobraŜenia na kamieniach z Ica nie dają się powiązać z  

background image

Ŝ

adną ze  

znanych kultur kręgu andyjskiego. Jedyny wspólny z nimi element to postać ptaka  
zwana kolibri,  
pojawiająca się zarówno na kamieniach, jak i na pustyni Nazca. 
- Czy moŜna by na tej podstawie oszacować wiek kamieni? - zapytaliśmy. 
Pułkownik potrząsnął głową. Z wyniosłym nieco uśmiechem powiedział: 
- Kamienie te są duŜo starsze niŜ linie na pustyni Nazca. 
Ciągle sceptycznie nastawieni chcieliśmy dowiedzieć się, co sądzi o moŜliwości  
fałszerstwa, ale  
pułkownik zaprzeczył powtórnie. 
- Fałszerstwo jest wykluczone. Doktor Cabrera był w latach siedemdziesiątych  
przez dłuŜszy  
czas pod stałą obserwacją słuŜb wywiadowczych. Jego autorytet nie pod lega  
wątpliwości.  
Przyznaję, Ŝe z początku byliśmy bardzo nieufni, ale po pewnym czasie stał się  
naszym  
przyjacielem. 
Następnie zadaliśmy pytanie dotyczące pochodzenia kamieni, które jest bardzo  
róŜnie  
określane w znanej nam literaturze. 

Pochodzenie kamieni jest dotąd i dla nas niejasne, lecz z całą pewnością  

nie są one  
wyrobami któregoś ze znanych warsztatów, a zwłaszcza Ŝadnego współczesnego, jak  
chcieliby  
pewni archeolodzy czy publicyści. Długo dyskutowaliśmy na ten temat, ale  
niezaleŜnie od naszych  
sądów nie stwierdzono dotychczas sensownego związku kamieni z Ica z jakąkolwiek  
znaną  
kulturą. Proszę mi wierzyć, Ŝe wywołają one jeszcze wiele zamieszania. 
Spojrzał na nas prawie wyzywająco, gdy oznajmił: 

NaleŜy przygotować się na niejedną niespodziankę przy zetknięciu ze  

zbiorem dra Cabrery.  
Przepowiadam państwu kilka bezsennych nocy. 
Przyznajemy, Ŝe uwaŜaliśmy tę prognozę za bardzo przesadzoną. Nie podjęliśmy  
wyzwania,  
kierując uwagę ponownie na leŜące przed nami okazy. 
A co moŜe nam pan powiedzieć o tych rysunkach? 
- Prace naszych rysowników wojskowych są pierwszą próbą przedstawienia  
ilustracji na  
kamieniach w formie zgodnej ze współczesnymi nawykami percepcyjnymi. Jesteśmy  
przyzwyczajeni do dwuwymiarowych graficznych obrazów i przekonani, Ŝe w ten  
sposób łatwiej  
interpretować oglądane motywy. Tu na przykład - wskazał je den z fragmentów -  
widzą państwo  
motyw prawie jednoznacznie sugerujący opanowanie przestrzeni powietrznej przez  
nieznaną  
cywilizację, przynajmniej na niewielkiej wysokości. Nie potrafimy jednak niczego  
powiedzieć o  
systemie napędowym tych urządzeń, które uwaŜamy za obiekty latające. A co do  
kopii, to wiedzą  

background image

państwo, Ŝe powszechnie sporządza się duplikaty waŜnych dóbr kultury.  
Przynajmniej wszędzie  
tam, gdzie wydobywa się z ziemi istotne dla nauki znaleziska. Zdarza się nieraz,  
Ŝ

e doskonałe  

kopie sprawiają trudności nawet ekspertom. Niełatwo bowiem odróŜnić je od  
oryginałów. Proszę  
tylko po myśleć o Egipcie, Grecji czy Rzymie. Nasze rysunki stanowią teŜ swoiste  
materiały  
archiwalne. W Peru ciągle rabowano i nadal rabuje się cenne przedmioty, często  
wy woŜąc je za  
granicę. Ludzie tu są biedni, a kolekcjonerzy dobrze płacą. Zdumiewające jest  
przy tym, Ŝe tak  
wiele wciąŜ się odkrywa, a niewiele z tego trafia do odpowiednich rąk. Peru jest  
prawdziwym  
skarbcem dla archeologów i pewnie zaskoczymy świat jeszcze niejedną  
niespodzianką. 
- A jakie metody stosujecie, by przeszkodzić wyprzedaŜy waszych narodowych dóbr  
kultury? 
To oczywiste, Ŝe wydano ustawy mające zapobiec nielegalnemu ich eksportowi. Ale  
uchwalanie  
ustaw, a troska o ich przestrzeganie to dwie róŜne sprawy. W niektórych  
okolicach naszego kraju  
handel znaleziskami trak tuje się, niestety, jak stary, dobry zwyczaj.  
Nielegalny handel cieszy się  
tam nieoficjalnym uznaniem, nie jest potępiany. Dopiero w ostatnim  
dziesięcioleciu zaczęto  
traktować przemyt dóbr kultury równie surowo jak handel narkotykami. Dziś karze  
się wysokimi  
grzywnami pienięŜnymi lub więzieniem zarówno wywóz zabytków za granicę, jak i  
handel nimi  
wewnątrz kraju. Te surowe metody postępowania są juŜ powszechnie znane i  
stanowią jedną z  
przyczyn pomówień o fałszerstwo. Wieśniacy zaopatrujący dra Cabrerę w znaleziska  
nie mogą  
przyznać się, Ŝe sprzedawali znalezione przedmioty prywatnemu odbiorcy, więc  
oznajmiają, Ŝe  
sami je sporządzili. Oszustwa trzeba im najpierw dowieść. 
- A sam dr Cabrera? 
- Jest z tego bardzo zadowolony - uśmiechnął się pułkownik chytrze. - Jemu  
zaleŜy przede  
wszystkim na tym, aby nie stracić swego źródła. Niech go ludzie nadal uwaŜają za  
głupca, który  
wydaje pieniądze na falsyfikaty. NajwaŜniejsze, Ŝe jego dostawcy nie napotykają  
trudności, a on  
sam moŜe wzbogacać zbiory bez ujawniania źródła ich pochodzenia. 
- I po co ten cały cyrk? - Przedstawiona sytuacja wydawała się nam tak  
absurdalna, Ŝe gotowi  
byliśmy przy łączyć się do obozu sceptyków. 
Pułkownik wzruszył znów ramionami. 

Doktor Cabrera dał przyjaciołom do zrozumienia, Ŝe trafił na niezwykłe i  

background image

rewelacyjne rzeczy  
w miejscu, którego oczywiście nie ujawni. Odkrycie swe udostępni publicznie  
dopiero po  
starannych badaniach i to tylko w homeopatycznych dawkach. Wiedzą państwo  
przecieŜ, jaką  
ignorancję okazuje większość przedstawicieli świata nauki, reagując na niezwykłe  
znaleziska.  
Doktor Cabrera nie chce, by jego odkrycie zostało zwyczajnie zlekcewaŜone lub by  
pokrył je kurz  
zapomnienia w byle jakich magazynach tylko dlatego, Ŝe zmusza koryfeuszy nauki  
do wyciągania  
nieprzyjemnych dla nich wniosków. 

Czy przeprowadzono naukową ekspertyzę kamieni z Ica, próbowano coś  

wyjaśnić za  
pomocą specjalnych ba dań? - przerwaliśmy naszemu rozmówcy. 

Mamy trzy orzeczenia fachowców: Towarzystwa Górniczego Mauricio  

Hochschilda,  
Państwowej WyŜszej Szkoły Technicznej i uniwersytetu w Bonn. Sprawdziliśmy  
starannie wyniki  
badań laboratoryjnych i nie znaleźliśmy niczego, co mogłoby je podwaŜyć. Kilka  
wybranych  
kamieni otrzymał dwór królewski w Madrycie. Tam teŜ zostały one starannie  
zbadane, nim trafiły  
do prywatnych zbiorów królowej Zofii. Ich opinie pokrywają się z naszymi. A co  
do osoby dra  
Cabrery, mogę tylko jeszcze raz podkreślić, Ŝe nie znajdujemy najmniejszych  
podstaw, by wątpić  
w jego uczciwość. W Ŝaden sposób nie moŜna zarzucić mu chęci wzbogacenia się na  
handlu  
znaleziskami, a wręcz przeciw nie, jest pewne, Ŝe wydał juŜ ogromne sumy na  
badania.  
Teoretycznie moŜna mu wytknąć skrytość i tajemniczość w działaniu lub pewną  
nietypowość  
postępowania. Nie po winniśmy uprzedzać się do tego “badacza-amatora". Doktor  
Cabrera wie, co  
mówi, a państwo sami się przekonają, Ŝe jest człowiekiem godnym uwagi. 
Byliśmy oczywiście ciekawi reakcji świata nauki na odkrycie dra Cabrery.  
Zgadzaliśmy się z  
pułkownikiem, Ŝe gdyby przypuszczenia o wieku kamieni potwierdziły się, to muszą  
one być  
potraktowane jako największa sensacja w historii nauki. 
Pułkownik zamyślił się na chwilę, po czym kontynuował: 

Właśnie dlatego są one tak niebezpiecznym te matem. Powiem państwu, jaka  

była reakcja  
peruwiańskich archeologów, przynajmniej tych, którzy raczyli się wypowiedzieć  
publicznie. JuŜ  
nawet poglądy tej niewielkiej grupy są wysoce kontrowersyjne. Konserwatyści  
upierają się przy  
zdaniu, Ŝe kamienie z Ica muszą być fałszerstwem i szydzą z tych, którzy odwaŜą  
się mieć inne  

background image

zdanie. 
Inni zaś nie tylko nie rozpaczają z powodu tej sensacji, ale bronią juŜ dziś  
poglądu, Ŝe w Peru  
musiała istnieć prehistoryczna cywilizacja, duŜo starsza niŜ inne znane kultury  
Ameryki. Weźmy na  
przykład Rogera Ravineza, archeologa, członka Narodowego Instytutu Kultury Peru.  
Ten  
nieprzejednany przeciwnik Cabrery nie przepuści Ŝadnej okazji do dyskredytacji  
kamieni z Ica i  
traktuje je jak fałszerstwa. Jego argumenty przedstawione w znanej powszechnie  
wypowiedzi są  
typowe dla przedstawiciela konserwatywnych grup naukowych: “Kamienie te uwaŜam  
za  
falsyfikaty, poniewaŜ ryte na nich wyobraŜenia nie wykazują Ŝadnych podobieństw  
stylistycznych  
do znalezisk kultury Tiahuanaco, Mochica, Nazca czy Paracas, ale są chaotycznym  
zbiorem  
symboli nie pasujących do Ŝadnej znanej, historycznej systematyki." Podczas tego  
samego wy- 
wiadu musiał jednak przyznać, Ŝe jeden z kamieni jest z pewnością autentykiem,  
bo znalazł go  
renomowany archeolog, Max Uhle, w jednym z preinkaskich grobów. UwaŜa go za  
autentyk, choć i  
na nim figuruje wyobraŜenie wymarłego dawno stwora. Ten jeden jest oryginalny,  
inne to  
falsyfikaty! 
Czy to nie przykre, Ŝe powaŜny naukowiec tak łatwo akceptuje to, co mu wygodne,  
a odrzuca  
jako fałszerstwo wszystko, co nie pasuje do jego dotychczasowych poglądów? Do  
głowy mu nie  
przyjdzie, Ŝe moŜe tu chodzić o swoisty, zupełnie odmienny styl, który być moŜe  
dojrzewał przez  
tysiące lat. 
Jest jednak pewna grupa peruwiańskich archeologów... i ta nie podziela poglądów  
Ravineza.  
Rozmawiałem niektórymi z nich, a byli to - proszę zwrócić uwagę - przewaŜnie  
młodsi nauczyciele  
akademiccy i studenci, głównie z Uniwersytetu San-Luis-Gonzagi w Ica. Tylko  
niewielu z nich nie  
bało się wypowiadać swych poglądów publicznie. 
Pułkownik otworzył jedną z szaf archiwum i wyciągnął z niej jakiś dokument. 
- Wypowiedzi wzmiankowanych osób publikowała “La Prensa" wychodząca w Limie. Ze  
wszystkich dowiadujemy się, Ŝe ich autorzy przekonani są o autentyczności zbioru  
dra Cabrery,  
choć nie wykluczają moŜliwości pojawiania się falsyfikatów na rynku od czasu,  
gdy w 1974 roku  
kamienie z Ica stały się tematem wiodącym prasowych doniesień. 
Nimio Antezana Gallegos, profesor archeologii uniwersytetu w Ica, wyjaśnia, Ŝe  
zetknął się z  
pokrytymi grawerunkiem kamieniami z najróŜniejszych okolic, często bardzo  

background image

odległych od Ocucaje.  
Oto jego dosłowna wypowiedź: “Byłem świadkiem prac wykopaliskowych zarówno w  
Palpa, jak i w  
Llauta. Niektóre z wydobytych tam kamieni zatrzymałem, nie tylko zresztą ja,  
lecz i niejeden z  
moich przyjaciół. Okazy te nie mają Ŝadnych wspólnych cech ze znaleziskami na  
pustyni Ica czy  
ze zbiorami dra Cabrery." Profesor jest pewien, Ŝe nie padł ofiarą fałszerzy. I  
dodaje: “Imitacje  
produkowane przez wieśniaków z terenu Ocucaje są prymitywne i głupie w  
porównaniu z zawiłymi  
symbolami i ideogramami autentyków. KaŜde dziecko mogłoby je odróŜnić. Nie widzę  
przeto  
Ŝ

adnego powodu przemilczania znaleziska tak istotnego dla kultury Peru i  

historii ludzkości. Nie  
widzę powodu do niepodejmowania prac badawczych nad tym zbiorem." 
Na łamach tej samej gazety wypowiedziały się Yolanda Velasquez Carrion i Edda  
Flore de la  
Cruz: “Badałyśmy gliptolity dra Cabrery bardzo starannie. NiezaleŜnie od  
niewielkiego  
podobieństwa do niektórych figur na płaskowyŜu Nazca, nie ma najmniejszych  
analogii między  
postaciami i symbolami wyrytymi na kamieniach z Ica a odpowiednimi  
przedstawieniami którejś z  
inkaskich czy preinkaskich kultur. Dokładne studia nad kamieniami ujawniają  
wyobraŜenia zwierząt  
z dawnych epok rozwoju Ziemi i ludzi antropologicznie róŜnych od współcześnie  
Ŝ

yjących. Nie ma  

wątpliwości, Ŝe znaleziska są autentyczne." Pułkownik schował dokumenty i mówił  
dalej: 
- Decydujące w dyskusji nad kamieniami z Ica są za równo ich wiek, jak i miejsce  
znalezienia.  
Powódź wydobyła z ziemi tylko drobne okazy. Większe zostały wykopane lub  
znalezione na  
przykład w jaskiniach. Jest moŜliwe, Ŝe trzęsienia ziemi i połączone z nimi  
zjawiska atmosferyczne  
naruszyły jakieś składowisko tych wytworów. Podobną opinię wyraził kiedyś  
równieŜ dr Cabrera,  
dając do zrozumienia, Ŝe jego prywatny zbiór moŜe być niewielką cząstką ogromnej  
kamiennej  
biblioteki. Kamienie przeleŜały w suchym podłoŜu na stokach Andów. Są ich  
prawdopodobnie setki  
tysięcy, z których zdołał dotąd zbadać tylko osiem set sztuk. Prywatna osoba  
wsparta nielicznymi  
pomocni kami nie jest zdolna, jego zdaniem, ocalić całej biblioteki. W chwili  
obecnej nie dysponuje  
juŜ nawet odpowiednimi pomieszczeniami. 
- Czy nie sądzi pan, panie pułkowniku, Ŝe brzmi to zbyt fantastycznie, by mogło  
być  
prawdziwe? Tajemnicze podziemne archiwum wyrytej na kamieniach wiedzy, cał  

background image

kowicie  
dotychczas nie znanej cywilizacji? 
Pułkownik zdawał się być rozbawiony. 

W tym konkretnym przypadku moŜna rzeczywiście bez przesady powiedzieć, Ŝe  

rzeczywistość usunęła w cień najśmielszą fantazję. Wiele wskazuje na to, Ŝe  
chodzi o więcej niŜ  
tylko o przesłanie, i o wiele więcej niŜ o tajemniczy system tuneli pod Andami -  
ź

ródło licznych  

plotek i 

najabsurdalniejszych spekulacji. Temat “jaskinie" został, nawiasem  

mówiąc, obłoŜony  
przez rząd całkowitą blokadą informacyjną. 
Nie było wątpliwości, Ŝe pułkownik wiedział duŜo więcej, niŜ gotów był ujawnić.  
Zdawało się  
nam, iŜ zastanawiał się nieco dłuŜej, nim podjął swój wywód. 

Doktor Cabrera zwrócił się osobiście do rządu Peru. Chciał uzyskać od  

samego prezydenta  
polecenie długoterminowego zabezpieczenia zbioru przez wojsko. Poza tym  
zamierzał go w tym  
czasie przebadać. Tylko na tych warunkach gotów był ujawnić miejsce ukrycia nie  
wy dobytych  
jeszcze skarbów. Tak spektakularny czyn człowieka jego pokroju dowodzi, Ŝe  
sprawa jest  
rzeczywiście powaŜna, moŜe jeszcze powaŜniejsza niŜ kamienie z Ica. 
Oficjalnego stanowiska władz niestety do dziś nie znamy. MoŜna jedynie snuć  
przypuszczenia.  
Za Cabrerą przemawia fakt, Ŝe nawet prasa brukowa nie znajduje punktów  
zaczepienia, a władze  
państwowe Peru dają mu wolną rękę i nie krępują go zupełnie. Z rzadka tylko  
odzywają się głosy  
pojedynczych archeologów. Nie traktuję jednak powaŜnie ani owych artykułów  
prasowych, ani  
doniesień policyjnych. 
- Doniesienia policyjne? - zaskoczyło nas. - Czy i policja przeprowadzała  
ś

ledztwo? 

- Zgadza się - potwierdził pułkownik. - I to na polecenie wyŜszych władz.  
InŜynier Enrique  
Egorroaguirre, najwyŜszy polityczny autorytet w Nazca miał nadzorować sprawę i  
zlecił śledztwo  
P.I.P. Przesłuchano dwoje indiańskich wieśniaków z maleńkiej, liczącej zaledwie  
kilka chałup,  
osady. Doktora Cabrery nie napastowano. 
- I co wyznali wieśniacy? 
- Przyznali, Ŝe sami wykonali te ryty. A czego się państwo spodziewali? Ich  
zeznania są  
jednakŜe absolutnie niewiarygodne. Wynalezienie tak skomplikowanej symboliki,  
reprezentującej  
całą kulturę, wymagałoby od rzekomych wykonawców ogromnych zdolności twórczych i  
wiedzy  
ogólnej na miarę uczonego z epoki renesansu, połączonej z wiedzą teologa i  
biologa. 

background image

Nie przerywając wypowiedzi, pułkownik wydobył plik dokumentów. 
- Ów Basilio, o którym w tych dokumentach mowa, gdyby wykonał to, czym się  
chełpi, powinien  
być ogromnie utalentowanym, pracowitym jak przysłowiowa mrówka artystą i  
posiadać duŜy zasób  
wiedzy medycznej, geologicznej i astronomicznej. Ryty wykonane są na andezytach  
pochodzących z epoki, w której Ŝyły przedstawione na kamieniach zwierzęta. Autor  
rycin musiałby  
więc odpowiednio dobierać kamienie. Zapytam wobec tego: - Skąd u nie  
wykształconego  
wieśniaka, który ledwie czyta i pisze, taka fachowa wiedza? A ponadto musiałby  
ów  
czterdziestoletni Basilio być nieprawdopodobnie pilnym, efektywnym i świadomie  
dąŜącym do celu  
człowiekiem, gdyby chciał sam wy grawerować owe 11 tysięcy kamieni. Niestety,  
właśnie tych  
cech brakuje naszym wieśniakom. Na dodatek rzekomy artysta musiałby potraktować  
obrobione  
kamienie chemikaliami, by nadać im patynę wieku, wprowadzającą w błąd nawet  
ekspertów i  
wreszcie... zakopać swe wyroby w odpowiednich miejscach, by je potem “znaleźć".  
A wszystko to  
tylko po to, by za kilka soli sprzedać je drowi Cabrerze? 
Gdy europejscy reporterzy akceptują takie historyjki, to moŜna im wybaczyć. Zbyt  
słabo znają  
nasz kraj i miejscowe warunki Ŝycia. Gdy jednak ich peruwiańscy koledzy po fachu  
dają się na nie  
nabrać, to jest, delikatnie mówiąc, zupełnie niepojęte, a jeszcze bardziej  
niewybaczalne, gdy  
chodzi o tutejszych naukowców. Zresztą czytajcie państwo sami. 
Podał nam akta zawierające protokół przesłuchania policyjnego. 
Pytanie: (do Basilio Uchua) Czy dostarczałeś kamienie drowi Cabrerze? 
Odpowiedź: Tak, Cabrerze i wszystkim innym. 
P.: Od dawna? DłuŜej niŜ dziesięć lat? 
O.: Tak, robimy to od dawna. 
R: Mówisz więc, Ŝe sam wykonałeś te ryty na kamieniach? 
O.: Tak. Za kaŜdym razem, gdy Cabrera lub inny klient zaŜyczył sobie rytych  
kamieni,  
przynosiliśmy je. 
R: Przynosiliśmy, czy wykonywaliśmy? 
O.: Nie, nie! Wykonywaliśmy! Sami je zrobiliśmy! 
R: AleŜ tych kamieni jest bardzo duŜo. W sumie jakieś 15 tysięcy, a wśród nich  
równieŜ wielkie  
okazy. 
O.: Tak, bardzo duŜo, i wszystkie zrobione przez nas. 
R: A gdzie się tego nauczyłeś? - mam na myśli wiadomości o zwierzętach, które  
juŜ nie istnieją,  
geografię, medycynę i tak dalej. 
O.: Z gazet. 
R: Wyryte rysunki są bardzo dobre. Jak je wykonaliście. To znaczy jakimi  

background image

narzędziami? 
O.: Brzeszczotem - pokazuje kawałek Ŝelaznej piłki. - A później chowałem je na  
jakiś czas do  
kurnika. Wyglądały potem jak stare. 
R: Wszystkie 15 tysięcy kamieni? 
O.: Tak, wszystkie. Wszystkie wyrabialiśmy w podobny sposób. 
InŜynier Enrique Egorroaguirre, któremu zlecono nadzorowanie przesłuchania,  
wyjaśniał  
później w wywiadzie opublikowanym w “Diario el Comercio": 
“Na temat śledztwa w sprawie pochodzenia kamieni z Ica powiem tylko, Ŝe  
wykonaliśmy swój  
obowiązek. W trakcie śledztwa wypowiedziało się dwoje biednych wieśniaków:  
Basilio Uchua i  
Irma Aparcana, a wartość tego przesłuchania moŜe kaŜdy sam ocenić. Dalsze  
postępowanie nie  
jest sprawą policji. Przesłuchawszy wieśniaków, zakończyła swe zadanie, ale  
problem pozostał.  
Teraz kolej na naukowców. Proponuję utworzyć komisję uczonych, która zajmie się  
kamieniami na  
miejscu." 
- Państwo przybyli z Niemiec? - zapytał pułkownik, wręczając nam wycinek prasowy  
pisany po  
niemiecku i załączone doń tłumaczenie w języku hiszpańskim. 
Oto treść tego artykułu: 
“Nowa tajemnica Inków! 
Góra Inków, Huascaran, wysoka na 6768 metrów, unosi się majestatycznie nad  
peruwiańskimi Andami. Stąd biegnie stary szlak transportowy pierwotnych  
mieszkańców  
tego kraju. Poprzez góry i doliny wiedzie ku pomocy, gdzie po 260 kilometrach  
ginie wśród  
złomowisk skalnych i gór w okolicy Otuzco. W tej to okolicy odkrył Pizarro  
liczne poszerzone i  
wyłoŜone obrobionymi kamiennymi płytami wejścia do jaskiń. Powszechnie uwaŜano  
te  
jaskinie za spichrze. 
Badacze jaskiń przypomnieli sobie teraz te «groty Inków» i spenetrowali je przy  
pomocy  
nowoczesnego sprzętu - linowych wind, kabli elektrycznych, lamp górniczych i  
butli  
tlenowych. Dokonali zadziwiających odkryć. Kilkupiętrowe groty kończyły się  
drzwiami  
grodziowymi z wielkich płyt skalnych, wysokich na osiem metrów, pięć metrów  
szerokich i  
grubych na dwa i pół metra. Te olbrzymie, cięŜkie płyty wsparte na wielkich  
kamiennych  
kulach zanurzonych w zbiornikach wodnych mogło obracać czterech silnych męŜczyzn.  
A  
wszystko to na głębokości 62 metrów pod zboczem góry! 
Za owymi ogromnymi «sześcioma wrotami» jeszcze większa niespodzianka: potęŜne  
tunele, na widok których bledną z zazdrości nawet współcześni specjaliści  

background image

budownictwa  
wodnego. Tunele te częściowo przy czternastoprocentowym nachyleniu biegną  
ukośnie w  
stronę wybrzeŜa. Dno tuneli wyłoŜone jest antypoślizgowymi, groszkowanymi lub  
poprzecznie Ŝłobionymi płytami kamiennymi. Przebycie tych długich na 90 do 105  
kilometrów  
tuneli w kierunku wybrzeŜa i znalezienie się na poziomie 25 metrów pod lustrem  
morza,  
stanowi nawet dziś ogromne przeŜycie. A jakie przeszkody musiano pokonywać  
wówczas, w  
XIV i XV wieku, chcąc głęboko pod Andami transportować dobra materialne, by  
uchronić je  
przed rabusiami Pizarra i wicekróla hiszpańskiego! 
Tunele te nazwano podziemnymi przejściami «z Guanape» od nazwy wyspy niedaleko  
wybrzeŜa Peru, poniewaŜ uwaŜano, Ŝe kiedyś ciągnęły się one pod dnem oceanu aŜ  
do tej  
wyspy. U ich wylotu czyhał Ocean Spokojny. 
Po przejściu kilku wznoszących się i opadających odcinków, pogrąŜonych w  
ciemnościach tuneli, dochodzi do uszu jakiś szmer i odgłos dziwnie głucho  
brzmiącego przy- 
boju fal. W świetle reflektorów widać kolejną spadzistość, znikającą na brzegu  
smolistoczarnego wylewu, który okazuje się niczym innym jak zwyczajną wodą  
morską. Tu  
teŜ zaczyna się pod ziemią dzisiejsze wybrzeŜe. Czy tak było i dawniej? 
Poszukiwania na wyspie są daremne. Nic nie wskazuje na to, Ŝe kiedykolwiek  
istniało tu  
jakieś wejście ze stałego lądu do tuneli. Nikt nie wie, gdzie kończą się te  
podziemne drogi  
Inków i ich przodków i czy moŜe prowadzą one do skarbców dawno zaginionych  
ś

wiatów."  

- Jest dla mnie zagadką - odezwał się pułkownik, gdy skończyliśmy czytanie - jak  
ta informacja  
wymknęła się cenzurze. Na ogół ujawnia się najwyŜej nazwę góry, ale nie zdradza  
się lokalizacji  
wlotu tuneli ani nawet nazwisk badaczy czy nazwy zespołu. Nawiasem mówiąc,  
artykuł zawiera  
kilka nieścisłości, które są nam zresztą na rękę. 
Tunele przypisywane są Inkom, choć wśród jednoznacznie zaklasyfikowanych budowli  
inkaskich nie ma niczego porównywalnego. Inkowie nie mogli zbudować czegoś  
podobnego, bo  
nie dysponowali odpowiednim sprzętem. Sposób budowy tuneli niewiele ma wspólnego  
z  
budowlami Inków. Pewne jest jedynie to, Ŝe znali te tunele i korzystali z nich. 
Wejścia do owego gigantycznych rozmiarów systemu tuneli pod Andami znajdowano  
zarówno  
w Środkowej i Południowej Ameryce, aŜ po Chile i Argentynę. Te artystycznie  
wycięte w skałach  
sklepienia, labirynt biegnących na róŜnych poziomach - jeden nad drugim -  
kanałów, znane są w  
Peru pod nazwą chincanas z języka keczua. Te tunele badali naukowcy, zwykle  

background image

oficerowie danego  
kraju. Nie istnieje Ŝadna wymiana informacji na temat wyników badań nawet na  
szczeblu tajnych  
słuŜb. Tak więc artykuł, który państwo czytali, jest prawdziwym wyjątkiem. 
Nie ma wątpliwości, Ŝe sieć podziemnych przejść, mogąca konkurować z nowoczesnym  
metrem, jest dziełem nieznanej cywilizacji, która zaludniała kontynent na długo  
przed Inkami i ich  
przodkami. Są to setki kilometrów szerokich, podziemnych przejść, prawdziwych  
ulic, których  
przeznaczenia nikt nie zna. Większość z nich zniszczyły trzęsienia ziemi, część  
zasypano. Dziś są  
nie do przebycia, lub kończą się pod dnem morza. 
Ogromnych rozmiarów kamienne płyty i skomplikowane kamienne wrota kaŜą  
przypuszczać, Ŝe  
ludzie Ŝyjący w tych czasach w Ameryce Południowej, nie mają nic wspólnego z  
niewielkiego  
wzrostu Indianami, ich ceramiką i glinianymi chatami. 
Ponownie przerwał. 
Pułkownik zdawał się waŜyć w myśli słowa, nim się znów odezwał. 

Jest rok 1966. Robert J. Menzie, kierownik programu badań  

oceanograficznych z Duke  
University (Stany Zjednoczone Ameryki Półncnej) z zespołem innych ekspertów  
wykonuje z  
pokładu statku badawczego “Anton Brunn" szereg zdjęć wybrzeŜa peruwiańskiego w  
odległości 80  
kilometrów na zachód od Callao (Lima). W tej okolicy bowiem, nad głębokim do  
dwóch kilometrów  
Ro wem Milne-Edwardsa, wykonana została kiedyś cała seria zdjęć podwodnych  
pozostałości  
jakiegoś bardzo starego za topionego miasta. Zdjęcia ukazują muliste dno morskie  
i doskonale  
widoczne kamienne posągi pokryte hieroglifami. Aparat hydrolokacyjny  
zarejestrował wówczas  
szereg wzniesień, które, jak podejrzewano, były głębiej zanurzonymi ruinami  
miasta. 
Pułkownik odwiózł nas do hotelu własnym oldsmobilem z lat sześćdziesiątych. Nim  
się  
poŜegnał, streścił nam swoje poglądy. 
- Dość dawno, przed wielu laty, zanim jeszcze dr Cabrera rozpoczął działalność,  
wydobywano  
przypadkowo kamienie pokryte rytami. Wszystkie one znajdują się jednakowoŜ w  
prywatnych  
zbiorach. Okazy, które państwo widzieli dziś w muzeum, są - to gwarantuję -  
oryginałami. Ich  
ekspertyzy były bardzo starannie wykonane i sprawdzone. 
Jeden z bogów - stwórców kultury Paracas. Wychodzący z ust boga wąŜ symbolizuje  
akt stworzenia. 
Specjaliści przyznali, Ŝe kamienie reprezentują z pewnością tylko część jakiegoś  
większego  
zestawu, poruszającego przypuszczalnie tematykę o szerokim zakresie. Ukazują  

background image

wspaniały świat  
symboli, lecz nie zawierają Ŝadnych przepowiedni, jak sugerują niektóre  
czasopisma i magazyny  
ilustrowane. Stanowią natomiast ilustrację wiedzy i wydarzeń pewnej epoki.  
Przedstawione na  
kamieniach “technologie", jeŜeli wolno tak powiedzieć, obce są kaŜdej ze znanych  
dziś i  
zbadanych kultur. Postacie ludzi są niepodobne do Indian, mają całkowicie  
odmienną budowę  
anatomiczną. Sądząc z proporcji wyobraŜeń, byli to ludzie wysokiego wzrostu. Na  
rycinach  
wyraźnie widać istoty ludzkie w towarzystwie zwierząt z zamierzchłej przeszłości,  
wymarłych przed  
milionami lat. Nie znajdujemy na nich natomiast przedstawicieli późniejszej  
chronologicznie fauny:  
Ŝ

adnych psów, kotów, małp, koni itd. Brak równieŜ motywów, wskazujących na  

obecność istot  
pozaziemskich czy obiektów latających. Nie odnotowano, jak do tej pory,  
wyobraŜeń o elementach  
zbliŜonych do zaawansowanego piśmiennictwa lub choćby początków alfabetu. 
Międzynarodowy świat nauki nie przyjmuje do wiadomości istnienia kamieni z Ica.  
Jedynie  
dwóch ekspertów światowej sławy osobiście się nimi zainteresowało, a takŜe  
zadało sobie trud  
wypowiedzenia opinii. 
Jednym z nich jest archeolog John Howland Rowe, który w 1968 roku uznał kamienie  
za  
falsyfikaty. Miał jednak do dyspozycji jeszcze skromny wówczas zbiór dra Cabrery.  
Nikt nie  
wykonał wtedy technicznej ekspertyzy materiału, nikt nie zainteresował się  
pozostałymi,  
prywatnymi zbiorami. 
Druga opinia pochodzi od francuskiego badacza, Francisa Maziera, znanego  
specjalisty od  
kultur Oceanii, którego wsławiło nowatorskie dzieło o kulturze polinezyjskiej  
Wyspy Wielkanocnej.  
Zafascynowany doniesieniami o kamieniach z Ica, przyjeŜdŜał w latach 1974 i 1975  
do  
południowego Peru, aby zapoznać się z nimi na miejscu w Ica i Ocucaje. Po  
wnikliwej analizie,  
określił je jako “najbardziej kłopotliwą archeologiczną zagadkę Ameryki  
Południowej", ale wykluczył  
moŜliwość fałszerstwa. 
Poza owym zakłopotaniem czy zamieszaniem w podejściu do kamieni z Ica nic się  
nie zmieniło.  
JeŜeli zanalizować dokładniej dotychczasowe wypowiedzi znanych naukowych  
osobistości, odnosi  
się nieodparte wraŜenie, Ŝe nie zawierają one niczego nowego, poza powtarzaniem  
krańcowo  
róŜnych opinii, nie opartych najczęściej na bezpośredniej znajomości kamieni.  

background image

Nie dziwmy się, Ŝe  
popierana bywa przewaŜnie opinia Rowe'a. Jest po prostu duŜo wygodniejsza.  
Potwierdza  
dotychczasowy pogląd oficjalnej nauki i nie zmusza nikogo do zmiany sądów. Raz  
postawiony  
zarzut fałszerstwa jest dla większości uczonych wystarczającym powodem, by  
przedmiot badań  
potraktować jako nienaukowy i odwrócić się odeń z niesmakiem. Prawie Ŝadna z  
późniejszych  
rozpraw o zbiorze Cabrery nie reprezentuje całości wiedzy wraz z faktami,  
dowodami i krytykami.  
Poziom dyskusji zatrwaŜająco się obniŜył, zwłaszcza, gdy do całej sprawy  
włączyła się prasa  
brukowa. 
Typowa dla postawy środowiska naukowców jest praca Miloslava Stingla, Czecha,  
który  
zadowoliwszy się informacją z drugiej ręki, ze znamienną “logiką" stwierdził, Ŝe  
autentyczność  
kamieni budzi wątpliwości, wobec czego nie widzi potrzeby oglądania ich  
osobiście. 
“«Największa tajemnica Andów» dra Cabrery - zdaniem Stingla - jest rzeczywiście  
pełna  
tajemnic. Właściciel i równocześnie dyrektor tegoŜ muzeum, dr Javier Cabrera  
Darquera, profesor  
uniwersytetu w Ica - dziś centrum administracyjnego departamentu, na terenie  
którego leŜy Nazca  
- mówi niewiele o swych «kamiennych księgach». Nie ujawnił równieŜ miejsca ich  
pochodzenia. W  
Peru jest jeszcze kilku posiadaczy podobnych kamieni. Mówi się, Ŝe wszystkie  
grabados, czyli  
ryciny, na kamieniach dra Cabrery i pozostałych zbieraczy pochodzić mają z  
okolic gminy Ocucaje.  
Pierwsze okazy znaleźli podobno w połowie lat sześćdziesiątych bracia Soldi z  
Ocucaje. Za  
głównych kolekcjonerów grabados uznaje się komendanta peruwiańskiej Akademii  
Marynarki  
Wojennej, pułkownika Eliasa oraz Santiago Augusto Calvo, architekta, rektora  
Peruwiańskiej  
WyŜszej Szkoły Technicznej. Ich zbiory są jednak praktycznie niedostępne. 
Kolekcja dra Cabrery zyskała rozgłos dzięki wspomnianemu juŜ francuskiemu  
archeologowi,  
Francisowi Maziere." 
Stingl zdawał sobie oczywiście sprawę ze słabości teorii o fałszerstwie, choćby  
tylko dlatego, Ŝe  
rzekomymi fałszerzami mieli być prymitywni wieśniacy w dziwny sposób obdarzeni  
ogromną  
wiedzą z historii Ziemi i medycyny. Stworzył więc własną teorię dla wyjaśnienia  
tego fenomenu. 
“Pytanie nasuwa się samo: jeŜeli ta podrabiana kamienna biblioteka w muzeum  
Cabrery  

background image

zawiera taką masę tomów, to kto jest autorem tych zadziwiająco starannie  
wykonanych rysunków?  
Owych kamieni pokrytych rycinami jest podobno około 11 tysięcy; byłaby to praca  
dla dziesiątków  
biegłych w swym fachu kamieniarzy. A moŜe w Ocucaje lub gdzie indziej w dolinie  
Ica działa  
jedyny w swoim rodzaju warsztat, podrabiający «kamienne księgi»? Gdyby tak było,  
to jasne, Ŝe  
fałszerzom musiałby ktoś dostarczać odpowiednich wzorów, bo przecieŜ tylko  
ekspert byłby w  
stanie pokazać, jak wyglądały dawno wymarłe gatunki zwierząt, czy przedstawić  
skomplikowany  
zabieg chirurgiczny. Półanalfabeci z zapadłej południowoperuwiańskiej wsi nie  
mają z pewnością  
pojęcia, czym róŜnił się stegozaur od brontozaura. Nie orientują się w detalach  
operacji me- 
dycznych i nie potrafiliby tak artystycznie wykonać rytów na kamieniach. 
A juŜ z całą pewnością nie mają zielonego pojęcia o mapie świata w takiej  
postaci, jaką miał on  
ponoć przed wieloma milionami lat." 
Stingla nie dręczą wątpliwości i bez skrupułów próbuje nas przekonać, jak juŜ  
wielu przed nim,  
Ŝ

e w grę moŜe wchodzić tylko jeden człowiek, odpowiedzialny za fałszerstwo  

dostawca wzorów. 
“Nikt inny tylko ten, kto stworzył część kamiennej biblioteki, ten którego  
nazwisko wymieniane  
jest najczęściej w powiązaniu z kamieniami z Ica - dr Javier Cabrera. To  
wykształcony człowiek o  
szerokiej, ale i specyficznej wiedzy." 
Gdyby jednak przypuszczenia jego nie były słuszne, to “kamienna biblioteka z  
doliny Nazca  
obaliłaby całą naszą wiedzę o przeszłości świata i spędzałaby sen z powiek  
wszystkim, którzy się  
nad tą przeszłością zastanawiają". 
Stingl jest ostroŜny. Odwołuje się przeto do uznanych przez naukę znalezisk,  
choć manewr ten  
niedwuznacznie słuŜy poparciu jego teorii o fałszerstwie. Chce wykazać, Ŝe  
fałszerze musieli  
korzystać ze wzorów. 
“Nie oznacza to wszakŜe, Ŝe w dawnym Peru Indianie zajmowali się faktycznie  
ryciem na  
kamieniach obrazów, mogących stanowić cenną informację o Ŝyciu, poglądach i  
wyobraŜeniach  
ich twórców dla kogoś, kto potrafi je odczytać. 
Właśnie tam, na południu Peru, dr Hans-Dietrich Disselhoff, były dyrektor  
Berlińskiego Muzeum  
Etnograficznego, odkrył jedną z ciekawszych kamiennych galerii Indian.  
Znalezisko nazwano -  
nietypowo dla archeologii - «Martwym Bykiem» («Toro muerto») od hiszpańskiej  
nazwy  

background image

miejscowości w dolinie rzeki Majes, gdzie odkryto pojedyncze kamienie owej  
galerii. Pierwsze z  
nich trafiły przypadkowo do uniwersyteckiego miasta Arequipa, gdzie na uczelni  
wykładał wówczas  
dr Disselhoff. Jego peruwiański asystent, Eloy Linares Malaga, przyglądał się  
pewnego razu  
wyładunkowi wielkich białych bloków wulkanicznego pochodzenia, przeznaczonych na  
jakąś  
budowę w mieście, które całe zbudowane jest z tego rodzaju materiału. 
ZauwaŜył, Ŝe kamienie pokryte były ciemnymi liniami, wyobraŜającymi postacie  
ludzkie i figury  
geometryczne. 
Kierowca zapytany o ich pochodzenie wyjaśnił, Ŝe wszystkie przywieziono z  
hacjendy Toro  
Muerto, leŜącej na płaskowyŜu nad doliną rzeki Majes. Doktor Disselhoff znalazł  
później na  
wymienionym terenie więcej takich kamieni. Niektóre z nich, uwaŜane za  
najstarsze, wskazywały  
na obecność, w tym tak odległym od Chavm zakątku południowego Peru, elementów  
kultury  
Chavin. Na jednej z kamiennych płyt moŜna było podziwiać typową dla tej kultury  
postać  
człowieka-jaguara z otwartą klatką piersiową. Inne wyobraŜały jaguary i prawie  
całą peruwiańską  
faunę w miniaturze: jelenie, lisy, jaszczurki i węŜe. Na innym kamieniu z kolei  
wyryta była maska  
jakiegoś boga miotającego błyskawice z oczu. Mamy więc tu na pampie Martwego  
Byka równieŜ  
do czynienia z pewnego rodzaju kamienną biblioteką. 
Jej odkrywca, Hans-Dietrich Disselhoff, porównał ją z innymi zbiorami  
staroperuwiańskich  
rysunków na kamieniach i doszedł do wniosku, Ŝe: «Dawni Peruwiańczycy w  
odróŜnieniu od  
Majów i Meksykanów nie znali papieru. Nie potrafili go wyrabiać. Spisywali więc  
- aŜ do czasów  
nowoŜytnych - swe dzieje na kamieniach i skałach. Martwy Byk Linaresa i  
Disselhoffa jest przeto w  
istocie kamienną, indiańską biblioteką.» 
Dwaj peruwiańscy badacze kultury Chavin, Tiberio Petro-Leon i Ernesto Ayza  
twierdzą, Ŝe los  
kamieni z Martwego Byka spotyka takŜe wiele innych, cennych okazów, wydobywanych  
z ziemi  
koparkami. Grube, tysiące lat liczące warstwy gliny, skrywają pokryte rytami  
kamienie, z których,  
jak się wydaje, część zabetonowano w ścianach, między innymi zapory wodnej. Dla  
nauki są one  
oczywiście bezpowrotnie stracone." 
Stingl zakończył swój wywód bez zdecydowanego pro czy kontra: 
“Kamień zastępował przedkolumbijskim Indianom papier. Tylko od nas zaleŜy, czy  
będziemy  

background image

umieli skorzystać poprawnie z kamiennych bibliotek i w pełni odczytać wiadomości  
o ich  
cywilizacji." 
Całe zamieszanie wokół tematu Ica sprawia wraŜenie kiepskiej farsy, w której  
naukowiec gra  
rolę króla - zblazowanego uczonego. W rzeczywistości dba jedynie o to, by  
zachować swój  
dotychczasowy, uporządkowany gmach nauki, potępiając i dyskredytując wszystko,  
co zmuszałoby  
go do zmiany poglądów i utartych schematów. Na drugim krańcu galerii postaci  
mamy “geniusza  
renesansu" wieśniaka Basilia w roli tajemniczego łobuza, a między nimi Cabrera w  
roli “naiwnego  
głupca" - tragiczny bohater i jego “kamienie obrazy". 
Mimo woli przypomina się inna groteska z Ŝycia naukowego, która miała miejsce  
pod koniec  
XIX wieku. Simon Newcomb, angielski matematyk i fizyk, dowodzi podczas wykładu  
dla członków  
londyńskiej Royal Academy of Sciences, Ŝe ciało cięŜsze od powietrza nie moŜe  
latać. Dostojne  
grono uczonych przyjęło wykład z aplauzem, a w tym samym czasie, po drugiej  
stronie Atlantyku,  
na odludnej prerii, dwaj mechanicy rowerowi, bracia Wright, przygotowywali się  
do lotu w maszynie  
wyraźnie cięŜszej od powietrza. Prawdopodobnie nie zostali poinformowani o  
wyprowadzonym  
dowodzie. 
Wywody Newcomba były poprawne, odpowiadały doświadczeniom wielu tysięcy lat i  
wielowiekowej tradycji Royal Academy. Miały tylko jedną wadę: nie były prawdziwe!  
Przeciwko  
uczonym zza biurka i ich tradycyjnym dogmatom wystąpił nowy typ człowieka,  
próbującego zre- 
alizować to, co miało być rzekomo niewykonalne. I o dziwo - udało się! 
- Jest wczesny, wiosenny ranek w Limie. Stoimy w dusznej tej poczekalni  
autobusowej  
“Ormenio" - dwustu pięćdziesięciu miejscowych i pięciu gringos. Czekamy juŜ trzy  
godziny bez  
jakiegokolwiek wyjaśnienia czy informacji. Tylko stoicki spokój moŜe nas  
uratować! Byliśmy juŜ  
zdecydowani wrócić do hotelu, gdy nadjechał wreszcie jakiś autobus. Na szczęście  
- nasz. 
Ica, cel naszej podróŜy leŜy około 300 kilometrów od Limy. Zdezelowany, trzęsący  
się pojazd  
pokonuje wolno wąski, zakurzony pas asfaltowej drogi przez pustynię. Wszystko  
wydaje się  
nierealne, jak w dziwnych marzeniach sennych. 
Ogarnięci ciepłem praŜącego juŜ nad Peru słońca, za-traciliśmy się w rozległym,  
mijanym  
krajobrazie. Budziliśmy się do rzeczywistości w zardzewiałym wehikule i  
zapadaliśmy ponownie w  

background image

marzenia senne. Gdyby moŜliwa była podróŜ w czasie, gdyby udało nam się  
przenieść w odległą o  
kilka milionów lat przeszłość, do epoki, o której opowiadają kamienie z Ica,  
znaleźlibyśmy się na  
pokrytej zielenią płaszczyźnie kontynentu. Byłby to czas olbrzymich paproci,  
mchu naziemnego,  
czyli jednym słowem okres ofensywy zarodnikowej wegetacji, scalającej pulchne  
podłoŜe. 
Trudno to sobie wyobrazić, patrząc na morze jasnobeŜowego piasku i Ŝwiru.  
Niezmienne są  
tylko płynące jak dawniej chmury i odwieczny szum oceanu. Tylko one towarzyszą  
naszemu  
autobusowi przez całą drogę. 
Czy rzeczywiście są to jedyni towarzysze? OtóŜ nie. Niepozorny karaluch, nie  
zmieniony od  
chwili pojawienia się na Ziemi, Ŝyje tu nadal. Przyczyną tego jest  
prawdopodobnie skład jego krwi,  
nie zawierającej Ŝadnych magnetycznych metali (Ŝelazo, kobalt). Równie nie  
zmieniona od 400  
milionów lat tańczy w powietrzu waŜka, której płyny ustrojowe mają tę samą  
właściwość. W  
przeciwieństwie do nich, dziwnie podatne na zmiany ewolucyjne są te oddychające  
powietrzem  
stworzenia, których krew zawiera Ŝelazo. CzyŜby więc pola magnetyczne Ziemi  
wywoływały ich  
przemiany? Faktem jest, Ŝe zbyt mało wiemy o wpływie oddziaływań magnetycznych  
na organizmy  
Ŝ

ywe, choć są one bardzo istotne dla procesów Ŝyciowych co najmniej kilku  

gatunków zwierząt.  
Spójrzmy na przykład na wieloryby: wielkie walenie i delfiny przemieszczają się  
w oceanach dzięki  
ogromnej wraŜliwości na pole magnetyczne. Podczas swych wędrówek poruszają się  
stałymi  
szlakami, korzystając z minimów i maksimów pola magnetycznego Ziemi jak ze  
znaków  
przydroŜnych. To tłumaczyłoby, dlaczego wieloryby osiadają nieraz na mieliznach  
w pobliŜu  
wybrzeŜy. 
Joseph Kirschvink , kalifornijski geobiolog, pisze, co następuje: “Gdy wieloryby  
i delfiny  
przemierzają duŜe odległości, korzystają prawdopodobnie z dziur (minimów)  
magnetycznych pola  
ziemskiego jak z punktów orientacyjnych. Dziury te są silniej ze sobą powiązane  
niŜ maksima  
magnetyczne i ciągną się z północy na południe w postaci długich pasm na dnie  
morza. Na  
miejsca dłuŜszego pobytu wybierają przypuszczalnie magnetyczne maksima, te  
bowiem tworzą  
wyraźnie zaznaczone i ostro odgraniczone regiony." 
Nie znamy jeszcze mechanizmu orientowania się wielorybów. Wiemy natomiast, Ŝe  

background image

uwraŜliwione na pola magnetyczne organizmy innych zwierząt, np. bakterii,  
pszczół i gołębi  
pocztowych, zawierają tlenki Ŝelaza. 
Michael Fuller z Instytutu Nauki o Ziemi kalifornijskiego uniwersytetu w Santa  
Barbara twierdzi,  
Ŝ

e w organizmach wielorybów i delfinów znajdują się róŜnej wielkości magnesy.  

Zwierzęta te mają  
więc rodzaj wewnętrznego kompasu, lub indukują prądy elektryczne dzięki ruchom w  
polu  
magnetycznym oceanów. Badając płaszczki (spokrewnione z rekinami), znalazł  
Fuller spore  
magnetyczne cząstki w ich uchu wewnętrznym. Grupa naukowa Kirschvinka referowała  
wyniki tych  
badań na dorocznym zjeździe Amerykańskiego Geofizycznego Związku w San Francisco. 
Czy klucza do zagadki ewolucji niektórych gatunków i niezmienności innych naleŜy  
szukać w  
oddziaływaniu pól magnetycznych naszego globu? Czy owe magnetyczne linie,  
opasujące Ziemię  
niewidoczną siecią, są przyczyną wymierania jednych gatunków i pojawiania się  
nowych? 
Wiemy juŜ, Ŝe wędrówki ptaków przelatujących z kontynentu na kontynent sterowane  
są polem  
magnetycznym. Co stałoby się, gdyby owe linie nagle znikły lub zmieniły się  
wskutek jakiegoś  
kataklizmu czy zewnętrznych kosmicznych oddziaływań? 
W historii Ziemi pewnie zdarzało się to nieraz. Zagubiony, pozbawiony  
magnetycznego  
drogowskazu, wydany na pastwę gwałtownych zmian klimatycznych, nie dopasowany do  
nowych  
warunków, wymarł niejeden gatunek. Ginęły masowo całe rodzaje. 
Do dziś stanowi tajemnicę nagłe pojawienie się na naszej planecie roślin  
kwiatowych w  
niezwykle krótkim czasie z punktu widzenia historii rozwoju Ziemi. Z najnowszych  
badań wiadomo,  
Ŝ

e jeszcze przed stu milionami lat nie było na Ziemi kwiatów. I nagle, jak na  

komendę, rozkwitały  
wszędzie. Bezgłośna eksplozja - pojawiły się jakby znikąd. Nagle i równocześnie.  
To  
niewytłumaczalne “zjawienie się" roślin kwiatowych było dla Darwina “przeklętą  
tajemnicą". 
Jeszcze bardziej niezrozumiałe jest ukształtowanie się i dalsza ewolucja  
ludzkiego mózgu, tego  
najcudowniejszego tworu naszej planety - do dziś pasjonująca zagadka, unikatowy  
fenomen dla  
paleontologów i neurologów. Taki szybki rozwój i zaskakujący jego wynik! Loren  
Eiseley,  
antropolog, stwierdza, Ŝe rozwój mózgu nie przebiegał równolegle z ogólną  
ewolucją ludzkości.  
Pisze on: “Najdziwniejsze jest to, Ŝe człowiek w ogóle mógł się pojawić i Ŝe  
stało się to w  

background image

rekordowo krótkim czasie. To jest ewenement, od którego moŜna dostać zawrotu  
głowy, który nie  
ma równego sobie... Jak do niego doszło, pozostaje tajemnicą." W tym kontekście  
Eiseley uwaŜa  
naturalną selekcję za moŜliwą do przyjęcia. Lecz równocześnie mamy tu do  
czynienia ze  
“zmiennym kaprysem"; nie z prawem, a z fenomenem, ustalającym własne prawa dla  
kaŜdej epoki. 
“Dziś wiemy, Ŝe świat jest nie ograniczony w czasie i nieprzewidywalny."  
I mózg, ów biologiczny fenomen, powstał w jednej chwili - mierząc skalą  
historycznego rozwoju  
Ziemi - jak błyskawica z bezchmurnego nieba, bez towarzyszących jej zjawisk. 
“Ica, Ica!" - słyszymy, wyrwani nagle z rozwaŜań i przeniesieni do  
rzeczywistości. Kierowca  
niecierpliwi się, bo jeszcze półprzytomni zbyt wolno znajdujemy nasze bagaŜe i  
opuszczamy  
autobus. Siadamy na zniszczonej ławce na PlaŜa de Armas, by rozejrzeć się  
najpierw w  
najbliŜszym otoczeniu i oprzytomnieć. PodróŜ w krainę fantazji podczas jazdy  
przez pustynię  
zawiodła nasze myśli w zupełnie inny wymiar. 
Nie zauwaŜyliśmy wcale, jak w czasie jazdy zmieniał się powoli mijany krajobraz,  
przechodząc z  
pustyni w małe miasteczko, w pulsującą Ŝyciem oazę zieleni, kaŜącą szybko  
zapomnieć przebytą  
pustynię. Tłumek, wypełniający wąskie ulice, cieszył się wyraźnie z obecności  
obcych, choć nie  
wiedział, czego tu szukaliśmy. Ica nie była jeszcze atrakcją turystyczną, chyba  
Ŝ

e dla kogoś, kto  

słyszał lub czytał o prywatnym muzeum dra Cabrery. Dla większości jej  
mieszkańców to jednak  
Ŝ

aden powód dla odbycia tak dalekiej podróŜy. 

Miasto Ica załoŜone zostało przed czterema wiekami przez don Jeronima Cabrerę, w  
prostej  
linii przodka dra Cabrery. Dla nas, którzy przybyliśmy tu bezpośrednio z pampy,  
było to miasto- 
oaza w wiosennej szacie bardzo miłą niespodzianką. Wydawało się nam ogromnym  
bukietem  
wetkniętym w piasek pustyni. NajbliŜsza miejscowość leŜy w odległości dwóch  
godzin jazdy  
samochodem, ale Ica kwitła. Kwitła i nie pozwalała myśleć o otaczającej ją  
pustyni. 
Z doktorem Cabrerą kontaktowaliśmy się telefonicznie juŜ wcześniej, jeszcze z  
Niemiec.  
Oczekiwał nas juŜ na przystanku. Wiedzieliśmy od niego, Ŝe będzie nam  
towarzyszyła para  
turystów z Hiszpanii. To nam oczywiście nie przeszkadzało. 
Przywitanie było krótkie, poprawne i rzeczowe jak partnerów w interesie. W  
przeciwieństwie do  
pułkownika Chioino, Cabrera nie interesował się specjalnie ani nami, ani celem  

background image

naszej podróŜy.  
Bez Ŝadnego wstępu zaprowadził nas do pomieszczenia zapełnionego  
najwspanialszymi okazami  
z jego zbiorów - o czym zresztą dowiedzieliśmy się dopiero później. Wchodząc  
potykaliśmy się o  
kości kręgowe dinozaurów. Wkroczyliśmy w zdumiewający świat, który obezwładnił  
nas od  
pierwszego z nim zetknięcia. 
Spojrzenia nasze wędrowały chciwie od kamienia do kamienia, by moŜliwie jak  
najwięcej objąć,  
zapamiętać i zrozumieć. Świat kamieni, wynurzony z mroku prehistorii, ukazywał  
obrazy  
wprawiające nas w zdumienie i budzące niedowierzanie. JakŜe trudno opisać to  
uczucie, jak  
wszystko zresztą, co potocznie nazywamy “przeŜyciem". Zdarza się wiele  
szczególnych sytuacji w  
Ŝ

yciu, które trzeba przeŜyć, aby potem je opisać. 

Doktor Cabrera zajął się Hiszpanami, więc mieliśmy okazję ochłonąć z pierwszego  
wraŜenia,  
przyjrzeć się gospodarzowi i zainstalować magnetofon na jego biurku. Czuliśmy,  
Ŝ

e ten człowiek  

nie jest marzycielem ani fantastą. 
Mentorskim, powaŜnym tonem mówił właśnie o podziale kamieni na serie: “Kamienie  
mają  
róŜne rozmiary, barwy i cięŜary. Mniejsze waŜą 15 do 20 gramów, a większe do 500  
kilogramów.  
Niektóre są szare, inne znów czarne lub Ŝółte, a kilka z nich ma czerwonawy  
odcień. Te małe  
moŜna by pomylić z pospolitymi otoczakami, znajdowanymi na plaŜy czy w korytach  
rzek." 
Kamienie Cabrery są bardziej kruche od krzemienia. Upuszczone na ziemię pękają,  
rozpadają  
się, ale mają większą gęstość niŜ krzemień. 
- Ciągłe zajmowanie się nimi pozwoliło mi nieco poznać znaczenia zaszyfrowane w  
rytach. Od  
pierwszej chwili czułem, Ŝe tu nie wystarczy sama kontemplacja, jak nad zwykłymi  
dziełami sztuki.  
JuŜ tylko staranne przyglądanie się kamieniom wywoływało dziwny niepokój. Byłem  
przekonany,  
Ŝ

e pokrywające je ryty wykonano w określonym celu. Sądziłem, Ŝe były jakimś  

przesłaniem. Nie  
mogłem pozbyć się tej myśli. Stopniowo zacząłem podejrzewać, Ŝe zawierają  
elementy jakiegoś  
pisma, tyle Ŝe odmiennego od znanych nam form. Rodzaj pisma, w którym figury  
symbolizują  
przedmioty, fakty, jakości, czyny i wydarzenia. Odtąd poświęciłem się próbom  
wyjaśnienia tego  
systemu i doszedłem do wniosku, Ŝe mam do czynienia ze szczególną biblioteką.  
Nazwałem ją  
“kamienną biblioteką" - “lito biblioteką".  

background image

Zastanawiał się chwilę i kontynuował. 
- Aby dotrzeć do treści przesłania i uniknąć jego zniekształcenia, próbowałem  
zgromadzić jak  
największą liczbę kamieni. Nie widziałem dwu jednakowych rysunków! Fascynujące!  
Czułem się  
tak, jakbym zbierał rozproszone karty ksiąŜki czy tomy biblioteki. Powtarzam:  
wypowiedzi na  
kamieniach moŜna ugrupować w serie. 
- To znaczy, Ŝe nie uwaŜa pan tych rytów za sztukę zdobniczą, ale za rodzaj  
pisma - odwaŜył  
się przerwać doktorowi jeden z Hiszpanów. 
- Z początku tak - brzmiała odpowiedź. - Ale później byłem prawie pewny, Ŝe nie  
mamy tu do  
czynienia z jakąś formą sztuki określonej kultury. Pismo wielu, jeŜeli nie  
wszystkich, cywilizacji  
rozwinęło się przecieŜ z symboli obrazkowych. Proszę tylko pomyśleć o kulturze  
Egipcjan czy  
Majów, którzy posługiwali się hieroglifami lub teŜ pismem obrazkowym. RównieŜ  
chińskie i  
japońskie znaki pisarskie naleŜą do tego rodzaju pisma, choć w bardzo  
abstrakcyjnej postaci. A  
przecieŜ kultury te uznano za starsze od kultury Inków czy Preinków. 
- Ale niektórzy badacze twierdzą, Ŝe Preinkowie i Inkowie w ogóle nie znali  
pisma - odezwał się  
znów od waŜny Hiszpan.  
- To prawda. Wnioskuję przeto, Ŝe ryty na kamieniach wyobraŜają jakieś prapismo  
sprzed fazy  
uabstrakcyjnienia, które pochodzić moŜe tylko z epoki poprzedzającej Preinków i  
Inków. 
Ta archaiczna forma pisma mogłaby składać się z symboli o konkretnym znaczeniu.  
Z kaŜdą  
nową zdobyczą i w trakcie porządkowania zbiorów w serie, znaki wiązały się w  
coraz pełniejszy  
obraz. Wyłaniały się całe szeregi tematyczne: astronomiczny, botaniczny,  
antropologiczny, ko- 
munikacyjny, rytualny, myśliwski, rybacki itd. 
Nasuwało się nam mnóstwo pytań. Na wszystkie otrzymaliśmy w ciągu następnych dni  
cierpliwe  
i przyjazne odpowiedzi. Doktor Cabrera nie wzbraniał się, nie umykał przed  
Ŝ

adnymi draŜliwymi  

tematami. Czasem tylko prosił, by nie publikować pewnych poufnych informacji,  
gdyŜ uwaŜał, Ŝe  
na to za wcześnie. Podkreślał, Ŝe biblioteka stoi otworem przed kaŜdym, kto ma  
powaŜne wobec  
niej zamiary. 
- NaleŜy zauwaŜyć - podjął po kolejnej przerwie wątek - Ŝe przedstawione  
postacie ludzkie mają  
odmienne proporcje fizyczne w porównaniu ze współczesnym człowiekiem, a więc teŜ  
inne niŜ u  
Inków i Preinków, naleŜących do naszej cywilizacji. Zwróciłem uwagę, Ŝe głowy  

background image

pewnych postaci  
nosiły ozdoby podobne do inkaskich, porównywalne z przybraniem “trzech piór",  
noszonych przez  
szlachetnie urodzonych i władców. RównieŜ zwierzęta były niby podobne, a jednak  
nieco róŜne od  
znanych nam gatunków. 
Sądziłem najpierw, Ŝe są to bajkowe postaci z mitologii tej kultury. Jednak po  
przewertowaniu  
obszernej literatury paleontologicznej stwierdziłem, Ŝe wyobraŜenia zwierząt na  
moich kamieniach  
były identyczne z wymarłymi prehistorycznymi gatunkami. Na kamieniach widać, np.  
konie i lamy  
pięciopalczaste, niedźwiedzie olbrzymy z rodziny leniwców, alticamellusa (ssak z  
głową i szyją  
Ŝ

yrafy, a ciałem wielbłąda), megacerosy (olbrzymie jelenie), mamuty i  

(prehistoryczne słonie),  
diatrymy (olbrzymie mięsoŜerne ptaki biegające) i wiele innych. 
W tym miejscu chciałbym przypomnieć o odkryciu (w 1920 roku) przez  
peruwiańskiego  
archeologa, Julia C. Tello, pięciopalczastych lam, zdobiących ceramikę o  
wyraźnych wpływach  
Tiahuanaco. Wiadomo, Ŝe była to cecha wymarłych przed 40 milionami lat  
prehistorycznych lam.  
Dzisiejsze lamy zaś są, jak państwo pewnie wiedzą, zwierzętami parzystokopytnymi.  
Naukowcy  
tłumaczą, jakoby przedkolumbijscy artyści chcieli w swej fantazji upodobnić lamy  
do człowieka.  
Wykluczają współistnienie ludzi z tymi zwierzętami. Kilka lat później Tello  
znalazł równieŜ w tych  
samych pokładach skamieliny pięciopalczastych lam. Paleontolodzy i archeolodzy  
nie mogli dłuŜej  
wykluczać równoczesnego występowania człowieka i zwierząt kopytnych, ale  
znaczenie tego faktu  
zdają się dalej ignorować. 
Po tym stwierdzeniu dr Cabrera spojrzał na nas znacząco, nim po efektownej  
przerwie podjął  
wykład: 
- Dla mnie było to jednoznaczne: te oto kamienie nie mogą być dziełem ani Inków,  
ani  
Preinków. Ludzie, którzy te kamienie grawerowali, musieli Ŝyć w epoce sięgającej  
w daleką  
przeszłość - duŜo bardziej odległą, niŜ na to wskazują dotychczasowe poglądy na  
temat historii  
ludzkości. 
Długo nie mogłem ustalić rzeczywistego wieku tego rodzaju ludzkiego, choć wiele  
godzin  
spędzałem na badaniu zbioru. AŜ pewnego dnia wykopano kilka kamieni, pokrytych  
rytami  
niedwuznacznie wyobraŜającymi dinozaury. Pierwszy z tej nowej serii przedstawiał  
istotę, która  

background image

bez wątpienia jest stegozaurem. Kolejne kamienie pokryte były podobnymi  
rysunkami -  
tyranozaurów, brontozaurów, triceratopsów i lambeozaurów. Ale według  
paleontologów wielkie  
dinozaury Ŝyły w epokach, w których o człowieku nie moŜna nawet pomyśleć. - Tu  
przerwał, chcąc  
spotęgować efekt swej wypowiedzi. 
- Ale jak wobec tego wytłumaczyć ich obecność na rysunkach w towarzystwie  
człowieka lub  
istot podobnych do człowieka? Na licznych kamieniach powtarza się obecność ludzi  
obok tych  
prehistorycznych zwierząt. Czy to znaczy, Ŝe człowiek pojawił się na Ziemi przed  
100 milionami  
lat? Wszystkie teorie i koncepcje dotyczące przeszłości człowieka, są zgodne co  
do tego, Ŝe  
człowiek istnieje dopiero od 40 do 250 tysięcy lat. I Ŝe w Ŝadnym razie nie moŜe  
mieć więcej niŜ  
milion lat. - Cabrera zgasił powoli papierosa, spojrzał na nas, chyba juŜ  
zmęczony i kontynuował: 
- Nie przyszło mi łatwo wysunąć taki wniosek. Nie mogłem przecieŜ dać się  
ponieść fantazji.  
Prawdą jest, Ŝe na kamieniach występuje człowiek w towarzystwie dinozaurów z  
mezezoiku,  
prawdą jest takŜe, Ŝe wyryte wyobraŜenia są zadziwiająco podobne do wymarłych  
prehistorycz- 
nych zwierząt. Ale ja chciałem mieć pewność. Musiałem wiedzieć dokładnie! Ryciny  
mogły  
przecieŜ przedstawiać baśniowe istoty, wytwór fantazji człowieka, który nigdy  
nie widział tych  
zwierząt. Dziś wiem, Ŝe tę moŜliwość mogę wykluczyć. Trudno wyobrazić sobie, Ŝe  
intuicja  
artystyczna człowieka mogłaby doprowadzić do stworzenia realnego obrazu  
wymarłych gatunków  
z określonej epoki rozwoju Ziemi, gdy wiadomo, Ŝe egzystencja tych stworów znana  
jest nam  
stosunkowo od niedawna. - Mówca zdawał się docierać do kulminacyjnego momentu.  
ZbliŜając się  
do ko lejnego eksponatu wyjaśniał: 
- Na jednym z duŜych kamieni znalazłem dowód! Do wód na to, Ŝe człowiek, który  
był twórcą  
kamieni z Ica, musiał Ŝyć obok wielkich gadów mezozoiku. Na tym szczególnym  
kamieniu widzimy  
opisany cykl biologiczny jednego z dinozaurów. Jak moŜna było tego dokonać bez  
odpowiedniej  
wiedzy z dziedziny fizjologii i biologii, którą nabywa się drogą bezpośredniej  
obserwacji oraz  
odpowiedniego przygotowania teoretycznego. JuŜ tylko ten jeden kamień godny  
byłby całej  
rozprawy! 
Odtworzona ilustracja ze starej ceramiki z kultury Mochica sprzed 2 tysięcy lat  

background image

wydaje się na pierwszy rzut oka  
zwykłym ornamentem. Po bliŜszym przyjrzeniu się jej moŜna rozpoznać naukowo  
przedstawioną metamorfozę.  
Według dra Carery jest to cykl rozwojowy stegozaura. MoŜliwe, Ŝe jakiś pokryty  
wyobraŜeniami Kamień posłuŜył  
artyście za wzór. 
II. Pamięć kamieni 
Uniwersalną prawdę moŜe podwaŜyć jeden pojedynczy przypadek. Chcąc obalić  
twierdzenie,  
Ŝ

e wszystkie kruki są czarne, nie trzeba dowodzić, Ŝe takie są. Wystarczyłby  

jeden biały kruk.  
William James 
Zdumieni i zmieszani siedzieliśmy w cieniu na tarasie hotelu “Turistas",  
spoglądając na siebie z  
zakłopotaniem. Nie ustępował dziwny ucisk w Ŝołądku, paraliŜował nasze ruchy,  
podczas gdy  
róŜnorodne myśli krąŜyły nam po głowie. Czy to wszystko wyrafinowany blef,  
sprytnie zainsce- 
nizowane przedstawienie? Południowoamerykańska bajka wymyślona przez  
fanatycznego  
patriotę, który chce dowartościować własną ojczyznę? Człowiek miałby Ŝyć  
jednocześnie z  
dinozaurami? Czy nasza wiedza paleontologiczna ma tyle luk, a moŜe w ogóle jest  
niewiele warta?  
Czy będziemy zmuszeni przyjąć niespodziewanie do wiadomości, Ŝe pochodzimy od  
nieznanej  
dziś linii bocznej ludzkości? Czy ów człowiek Ŝył rzeczywiście w czasach, gdy  
opancerzone,  
prehistoryczne zwierzęta dominowały przez 140 milionów lat na Ziemi? Czy cała ta  
cywilizacja  
znikła tak nagle w nie wyjaśniony sposób, jak wyginęły dinozaury? 
Co na to archeologia? 
Ona niestety nie dysponuje Ŝadnymi dostatecznie waŜnymi znaleziskami, a tym  
bardziej Ŝadną  
zdecydowaną koncepcją, która byłaby zadowalającą odpowiedzią na pytanie o  
pierwszych  
mieszkańców Ziemi. Ma do dyspozycji - obok nielicznych skamieniałości ze świata  
roślin i zwierząt  
- jedynie kilka kości ludzkich, narzędzi z epoki kamiennej, malowidła jaskiniowe  
i megality.  
Znaleziska te informują wprawdzie o podstawowych zajęciach człowieka  
prehistorycznego, o  
polowaniach, rybołówstwie, rytualnych zwyczajach, ale nie mówią niczego o  
osobowości ich  
twórców. 
W sumie niewiele wiemy dziś o przeszłości człowieka. Czy nie do pomyślenia  
byłoby, Ŝe  
człowiek prehistoryczny potrafił więcej, niŜ tylko ociosywać prymitywne  
narzędzia i wędrować od  
jednej jaskini do drugiej, by pokrywać je malowidłami. Czy trzeba będzie napisać  

background image

historię ludzkości  
od nowa? 
Naukowcy datują pierwszy technologiczny krok człowieka, czyli odwrót od  
prymitywnego Ŝycia,  
na okres paleolitu, który do dziś uwaŜany jest za wyjątkową i zagadkową epokę w  
historii rozwoju  
ludzkości. Wydarzenia tej epoki pozostają z wielu względów wielką niewiadomą.  
Nadal nikt nie wie  
dokładnie, kiedy i jak Homo sapiens zastąpił neandertalczyka. Co stało się z  
neandertalczykami?  
Czy mieli własny język? 
Zupełnie niezrozumiałe jest i pozostaje nie wyjaśnione, dlaczego nie stworzyli  
Ŝ

adnych dzieł  

sztuki i dlaczego zmiany nastąpiły wszędzie jednocześnie. Czy niektóre ze  
znalezisk pochodzą  
moŜe z jakiejś odległej przeszłości, z ostatniej fazy nieskończenie wolnego  
regresywnego procesu  
praludzkości? Czy są one pozostałością z epoki upadku, o której pamięć zaginęła  
w mroku  
dziejów? 
Archeolodzy postępują niekiedy całkiem niefrasobliwie. Weźmy pod uwagę przypadek  
oficjalnej  
interpretacji skamielin powstałych w róŜnych epokach dziejów. W rozwoju narzędzi  
upatruje się  
analogii do rozwoju ludzkiej inteligencji. To powszechnie akceptowana teoria,  
chociaŜ australijski  
praczłowiek, bez wątpienia nie Homo sapiens, temu przeczy. Ten inteligentny  
niewątpliwie czło- 
wiek uŜywa od tysiącleci narzędzi z epoki kamiennej, z wyjątkiem bumerangu  
(anachronicznie  
“nowoczesnego" narzędzia), którego wyrafinowana konstrukcja ma niewiele  
wspólnego z  
narzędziami epoki kamiennej. Następny wyjątek stanowią nomadowie Birhor w  
Indiach, głusi na  
wszelkie obce wpływy, Ŝyjący nadal jak w epoce kamiennej. Skutecznie wzbraniają  
się przed  
przyjęciem ubioru, Ŝywności, alkoholu, lekarstw, metali, a nawet języka  
otaczającego ich świata.  
Jak wyjaśnić rozwój ich dalekiej od prymitywizmu inteligencji? MoŜe inteligencja  
rozwijała się  
niezaleŜnie od wpływów zewnętrznych, była obecna wcześniej, niŜ dotąd  
przypuszczano? 
Oficjalne źródła mówią niewiele na ten temat. Nie chodzi jednak o niekompetencję  
archeologii,  
a raczej o skąpy zasób wykopalisk, którymi dziś dysponujemy. MoŜna tylko mieć  
nadzieję, Ŝe w  
przyszłości zdobędziemy więcej informacji tego rodzaju, jakich dostarczył  
“człowiek z Mouillans".  
Jego ślady odkryto na wybrzeŜu Algierii i Maroka w trakcie poszukiwań śladów  
neandertalczyka.  

background image

Człowiek z Mouillans był fizycznie i kulturowo jedyny w swoim rodzaju. Metodą  
znaczenia węglem  
radioaktywnym 14C określono jego wiek na 12 tysięcy lat. W róŜnych miejscach  
znaleziono i  
zbadano groby grupowe, w których pochowano około setki zmarłych. Archeolodzy  
dyskutują odtąd  
o zagadkowym pochodzeniu tych ludzi, o ich nagłym pojawieniu się i ich  
absolutnie nowym,  
skomplikowanym i rozwiniętym sposobie obróbki narzędzi. Nigdzie na Ziemi nie  
znaleziono  
podobnych form z tej epoki. 
Na dodatek znaleziono, w tych samych pokładach archeologicznych, szczątki  
zwierząt obcych  
na kontynencie afrykańskim. Odkrycie jest tym bardziej niewiarygodne dlatego, Ŝe  
człowiek z  
Mouillans posiada największą z dotychczas znanych masę mózgową - średnia  
objętość wynosi aŜ  
2300 cm3. Objętość mózgu współczesnego człowieka wynosi tylko 1400 cm3. Jeszcze  
bardziej  
fascynujący od niewytłumaczalnej pojemności mózgowej owego człowieka jest,  
zdaniem Arthura  
Keitha, angielskiego anatoma, stosunek wymiarów czaszki i twarzy. Podstawa  
czaszki była  
bardziej zaokrąglona niŜ u współczesnego człowieka, to znaczy, Ŝe człowiek z  
Mouillans zachował  
w dorosłym Ŝyciu kształt czaszki dziecka. Mózg spoczywał na niezmiennie duŜej  
podstawie  
czaszki i rósł w górę. W ten sposób powstało wysokie czoło nad głęboko  
osadzonymi oczami.  
Podczas gdy czaszka się powiększała, twarz pozostawała dziecięca - z małą Ŝuchwą  
i drobnymi  
zębami, jednakŜe bez zębów trzonowych, które według kraniologów znikną  
prawdopodobnie  
równieŜ w dalekiej przyszłości u człowieka współczesnego. Rysy jego twarzy były  
delikatne,  
współczesne i nawet w porównaniu z kaukaską rasą w niczym nie przypominały  
mocnej czaszki  
negroida. Stosunek wymiarów mózgu i czaszki twarzy człowieka z Mouillans wynosił  
pięć do  
jednego. Liczby te podkreślają znaczenie “modernizacji" twarzy. Zjawisko  
dziecięcych rysów przy  
wydłuŜonej czaszce nazywa się naukowo pajdomorfizmem. To znacząca cecha  
zmodernizowanego człowieka. WydłuŜone dzieciństwo sprzyja rozwojowi mózgu.  
Uogólniając  
moŜna powiedzieć: im dłuŜsze dzieciństwo, tym bardziej rozwinięta dana  
cywilizacja. Ale ani jego  
przeszłość, ani oznaki innej kultury, nic z jego otoczenia nie wyjaśnia fenomenu  
człowieka z  
Mouillans. Jakikolwiek by on jednak nie był, wiadomo jedynie, Ŝe zaludniał tylko  
przybrzeŜne  

background image

pasmo kontynentu i zniknął tak nagle, jak się pojawił. 
Czy człowiek z Mouillans to moŜe rozbitek z przyszłości? Doktor Dreman z  
uniwersytetu w  
Capeto tak to widzi: “Jest ultranowoczesny. Ma o całe niebo lepiej rozwiniętą  
czaszkę niŜ człowiek  
współczesny. Chcę powiedzieć, Ŝe jest ona mniej małpopodobna, niŜ aktualne  
czaszki obecnie Ŝy- 
jących ludzi." Właściwie ów człowiek z Mouillans nie powinien w ogóle istnieć ze  
swym wysokim  
czołem i drobną budową kostną. NaleŜy raczej do dalekiej przyszłości, jakby  
pojawił się jeden do  
dwóch milionów lat za wcześnie. W publikacjach naukowych znajdziemy niewiele na  
jego temat.  
Jest niewiarygodny. 
KaŜde nowe znalezisko kaŜe cofnąć datę pojawienia się człowieka. Nawet załoŜenie,  
Ŝ

e  

ludzkość liczy dwa miliony lat, a moŜe nawet więcej, stało się bardziej do  
przyjęcia niŜ - jak to  
sugerują kamienie z Ica - współistnienie człowieka i dinozaurów. 
Dla nas jasne było od początku, Ŝe tej sprawy nie moŜna pominąć milczeniem. Tak  
samo nie da  
się zapomnieć o prostym fakcie, Ŝe człowiek pozostaje zagadką bez zadowalającego  
rozwiązania.  
Pomyśleć tylko, Ŝe nowoczesny człowiek - astronauta, fizyk atomowy, genetyk czy  
obliczający  
wymiary czarnych dziur we wszechświecie - ma tę samą budowę ciała, taki sam mózg  
jak  
człowiek, który wykonał malowidła na ścianach jaskiń w Lascaux i Altamirze przed  
40-20 tysiącami  
lat. Jedyne co się moŜe zmieniło to jego pojęcie wartości, które w konsekwencji  
wpływa na otacza- 
jący go świat. Cechy fizyczne dowodzą jednak, Ŝe jest on prawdopodobnie czymś  
więcej niŜ tylko  
efektem bezpardonowej walki o przetrwanie. Jego delikatna skóra i nieowłosione  
ciało, delikatna  
czaszka i cały organizm; wszystko zdaje się słuŜyć mózgowi w podtrzymaniu  
istotnych czynności. 
To wszystko zdaje się przemawiać za tym, Ŝe natura ma jakieś nieznane zamiary  
wobec niego.  
MoŜe chodzi o samo zgłębienie, poznanie własnego ja, zdobycie osobistego  
doświadczenia. A  
moŜe to coś w rodzaju “nacisku ewolucyjnego" po podróŜy poznawczej w niezbadane  
obszary  
uniwersum? 
Doktor Cabrera juŜ nas oczekiwał. Tym razem byliśmy sami bez Hiszpanów. Zaraz na  
wstępie  
zwrócił nam uwagę na Ŝółtawy kamień o prawie metrowej średnicy, waŜący pewnie ze  
200  
kilogramów i ozdobiony wypukłym reliefem. Był to jeden z najpiękniejszych okazów. 

Badałem ten kamień ciągle od nowa. To, co tu widzimy, to stegozaur,  

background image

opancerzony jaszczur  
Ŝ

yjący w jurze przed 140 milionami lat. - Jego długie palce prawie  

pieszczotliwie dotykały detali  
wyobraŜających płytki kostne stwora. - Na tym reliefie widać wyraźnie podłuŜny  
rząd ochronnych  
płytek kostnych na grzbiecie zwierzęcia. MoŜna rozpoznać równieŜ wyraźnie na  
ogonie trzy kolce,  
będące jego obroną. 
Mówiąc dotykał odpowiedniego detalu na kamieniu. Na reliefie o wysokości od  
dwóch do trzech  
centymetrów widniały dwa róŜnej wielkości stegozaury - z lewej i z prawej - obok  
nich zaś kilka  
mniejszych jaszczurów i jaja. 

To, co państwo tu widzą, to cykl rozwojowy stegozaura. Obok samiczki - to  

mniejsze zwierzę  
z nieco dłuŜszą szyją - widzą państwo metamorfozę larwy. 
Rozpoznawaliśmy na powierzchni kamienia szereg łączących się ze sobą figur. Na  
początku  
postać larwalna Podobna do kijanki. Po niej postać o dwu dodatkowych 
odnóŜach i na końcu mały gad o czterech kończynach podobny do salamandry. 
Przypominało to ilustracje Mauritsa Cornelisa Eschera, przedstawiającego  
obserwowane  
zjawiska w zbieŜnej perspektywie. Innych podobieństw do sztuk pięknych nie  
znaleźliśmy. 

Te następujące po sobie postacie ilustrują znane biologiczne zjawisko  

nazywane  
metamorfozą. To zdumiewające odkrycie, bowiem paleontolodzy twierdzą, Ŝe  
dinozaury  
rozmnaŜały się tak jak współczesne nam gady, a to znaczyłoby, Ŝe wykluwały się z  
jaj.  
Metamorfoza natomiast jest cechą charakterystyczną płazów ziemnowodnych, które w  
odróŜnieniu  
od gadów przechodzą po wy kluciu się metamorfozę od larwy do dorosłej postaci  
osobniczej. 
Po wystudiowanej pauzie dr Cabrera kontynuował: 
- Na tym znów kamieniu przedstawiono wyobraŜenie nieznanego do dziś procesu  
rozwojowego  
gadów. Nikt nie mógłby czegoś podobnego pokazać bez osobistego poznania. Po  
rozszyfrowaniu  
tego kamienia stwierdziłem ze zdumieniem, Ŝe i na licznych dalszych  
egzemplarzach wyryto  
biologiczne cykle na przykład: tyranozaura, parazaurolofusa, lambeozaura,  
brontozaura i  
triceratopsa. 
- Ile róŜnych dinozaurów odtworzono na pańskich kamieniach? - zapytałem. 
Doktor Cabrera zdawał się oczekiwać tego pytania. Odpowiedział bowiem bez  
zastanowienia: 

Zidentyfikowałem dotychczas trzydzieści siedem róŜnych Sauropsida, o  

cechach znanych  
paleontologom. Są między nimi równieŜ nieznani przedstawiciele. Zdarza się, Ŝe  

background image

jakiś gatunek jest  
w pełni “opisany" na większej liczbie kamieni, a w innych przypadkach zdaje się  
brakować kamieni,  
które mogłyby taki cykl przedstawiać. 
Tu na przykład mogą państwo rozpoznać wycinek zamkniętego cyklu agnatusa  
(Agnatha)4.  
Cały cykl obejmuje 205 kamieni. Po dokładnej obserwacji odkryłem, Ŝe to jeden  
człowiek owej  
prastarej cywilizacji wyrył na poszczególnych kamieniach pojedyncze etapy  
metamorfozy tej  
praryby. Cykl ten był dla archeologów czymś nieznanym, bo zbyt mała liczba  
skamielin daje słabe  
wyobraŜenie o wyglądzie agnatusa. 
Przypomnieliśmy sobie, Ŝe niewiele wiadomo o zabarwieniu prehistorycznych  
zwierząt i równie  
mało o wydawanych przez nie dźwiękach. Doktor Cabrera przerwał jednak nasze  
myśli i  
przekonywał dalej: 
- Kamienie te nie tylko dowodzą, Ŝe twórca owych ilustracji Ŝył w tym samym  
czasie, co  
przedstawione przez niego zwierzęta. Świadczą równieŜ o tym, Ŝe musiał posiadać  
wysoko  
rozwiniętą inteligencję, skoro był w stanie przedstawić z taką precyzją  
skomplikowany obraz bio- 
logicznego procesu reprodukcji. Do mojego zbioru naleŜy teŜ 48 kamieni  
wyobraŜających cały cykl  
rozmnaŜania się megachiroptera5. Ten olbrzymi nietoperz Ŝył - proszę zwrócić  
uwagę - przed 63  
milionami lat! Kamienie dowodzą, Ŝe megachiropter nie rozmnaŜał się jak ssaki,  
jak chcą  
paleontolodzy, lecz podobnie jak ptak. Muszę 
Agnatha - bezszczękowe praryby, z których wywodzą się archaiczne ryby i  
chrzęstnoszkieletowe (rekiny). 
Megachiropter (zwany w literaturze polskiej psem latającym) - olbrzymi nietoperz  
z mezozoiku.  
Ten przodek 900 róŜnych dzisiejszych rodzajów jest jeszcze mało znanym  
zwierzęciem.  
Prawdopodobnie posługiwał się juŜ bardzo precyzyjną echolokacją. Od epoki eocenu  
nie zmieniły  
się jego zdolności latania. Natomiast róŜne odmiany rozwijały echolokację  
niejednakowo, w  
zaleŜności od sposobu zdobywania poŜywienia. Większość nietoperzy jest  
owadoŜerna. Są święt- 
ymi myśliwymi, Ŝadna raz upatrzona ofiara im nie ujdzie. W świecie wyobraŜonym  
na kamieniach  
trafić moŜna często na megachiroptery, niezaleŜnie od Przedstawień ich cyklu  
biologicznego i w  
ś

cisłym związku z waŜnymi symbolami, dowodzi, Ŝe przez dłuŜszy okres musiały  

pełnić waŜną  
rolę. 

background image

Muszę przyznać, Ŝe sam byłem bardzo zaskoczony i zdziwiony tym odkryciem. 
Napięcie w twarzy mówcy podkreślało doniosłość jego wypowiedzi. 
- To, co moje kamienie wyjawiają, nie zgadza się z tym, co mówiłem na wykładach  
z  
antropologii i biologii na uniwersytecie w Ica. Byłem przeto zdecydowany  
skorygować stan mojej  
wiedzy. Zacząłem od podania wszystkiego w wątpliwość: kamienie, oficjalną naukę  
i powszechnie  
przyjęte teorie na temat ewolucji Ŝycia. 
Minęło - drobiazg - około 300 milionów lat od pojawienia się tych jedynych w  
swoim rodzaju  
fantastycznych, olbrzymich zwierząt, ale dopiero od 180 lat wiemy o ich  
istnieniu. Pierwszym  
znaleziskiem były zęby jakiegoś wymarłego gatunku, które uznano najpierw za zęby  
skamieniałego  
nosoroŜca. Musiało upłynąć nieco czasu, nim rozświetlono cokolwiek  
nieprzeniknioną ciemność  
minionej epoki. Stwierdzono, Ŝe planeta nasza przechodziła zapewne okres  
niezwykłej aktywności  
geologicznej. Oceany pochłonęły całe kontynenty i uwolniły je niespodziewanie.  
Wybuchy  
wulkanów wstrząsały skorupą ziemską. Wszelkie stworzenia musiały dopasowywać się  
do nowych  
warunków, inaczej ginęły. Dinozaury przemierzały kontynenty w poszukiwaniu  
poŜywienia i  
przestrzeni do Ŝycia. Ślady ich wędrówek prowadzą od Azji czy Afryki do Ameryki  
i z powrotem. 
- W jurze nastąpił gwałtowny napór oceanów na całej planecie. WyŜej połoŜone  
połacie i części  
dzisiejszych wzniesień znajdowały się pod wodą, która osiągała ciepłotę  
dzisiejszych mórz  
południowych. Przez pofałdowanie skorupy ziemskiej powstawały niŜsze łańcuchy  
górskie.  
Równocześnie zatonęła zachodnia część południowoamerykańskiego kontynentu, a  
północna  
Europa zamieniła się w archipelag małych wysp i półwyspów. To wyjaśnia fakt,  
dlaczego  
znajdowano tu nieliczne skamieliny. 
Nastąpił okres wegetacji niskich roślin. Zamulone rzeki, rwące potoki, małe i  
duŜe jeziora oraz  
mokradła przecinają pierwotne lasy i rozległe równiny. Pojawiają się rośliny  
kwiatowe, jedno- i  
wieloletnie. 
Nie było róŜnic klimatycznych między strefami Ziemi, a to sprzyjało urodzajowi  
palm, sosen,  
bambusów, akacji, kasztanowców i niezliczonych tropikalnych i subtropikalnych  
roślin od  
Grenlandii po Antarktydę. Nawet na dalekiej północy, w cieniu bujnych paproci,  
rozwijały się pąki  
gigantycznych magnolii i wspaniałych sekwoi. Równie bujnie rosły krzewy laurowe,  

background image

banany i  
drzewa kamforowe. Wszystkie one pozostawiły odciski liści w kamieniach. Wokoło  
rosło wszystko;  
Ziemia była rajem dla kaŜdego gatunku. W bagnach Ŝyły nie hipopotamy, a  
dinozaury o wadze  
dziesięciu słoni. Formowały się góry. Andy, Góry Skaliste, Alpy i Himalaje  
nabierały kształtów.  
Warstwy tektoniczne WyŜyny Nazca aŜ do Tiahuanaco zostały wypiętrzone niczym  
potęŜne bloki i  
tak trwają do dziś - nie uwzględniając erozji. W wyniku tych gwałtownych ruchów  
tektonicznych  
Australia przeŜyła krótką epokę lodowcową. 
Ale lasy palm, dębów i topoli rozciągały się jak dawniej, od Alaski do Afryki.  
Dzisiejsza pustynia  
Gobi, Mongolia i Rosja były ulubionymi terenami Ŝycia wielkich dinozaurów.  
Kolosy te o maleńkim,  
kilkugramowym mózgu w dziesięciotonowym, opancerzonym ciele o długości od 8 do  
40 metrów i  
wysokości od 4 do 12 metrów, z setką zębów w paszczy, potrzebowały około 200 lat  
ziemskich,  
aby osiągnąć ostateczne wymiary. 
ChociaŜ kości dinozaurów rozproszone były na Ziemi od 250 milionów lat, nie  
wiedziano o ich  
istnieniu aŜ do 1841 roku. RóŜne dinozaury władały całą Ziemią. 
Obok mozazaurów (Mosasauria) przedstawicieli grupy olbrzymich jaszczurów wodnych  
z górnej  
kredy, osiągających długość do 15 metrów, Ŝyły juŜ wówczas liczne Ŝółwie i  
krokodyle. Na  
wybrzeŜach egzystowały inne duŜe dinozaury, jak na przykład łagodny trawoŜerny,  
dwudziesto- 
metrowy iguanodon, podobny do współczesnego legwana. Wnet teŜ pojawił się w  
Ameryce  
trachodon, który mimo wachlarzowatych płetwonóg poruszał się szybko i z gracją  
tancerza. To  
dziwne stworzenie miało charakterystyczny pysk w kształcie dzioba kaczki, głowę  
jak wiolonczela i  
bardzo dobrze czuło się w wodzie. 
ś

ył wówczas teŜ stegozaur. Miał potęŜne, podobne do słoniowych nogi, wysoko  

ułoŜone biodra,  
a nisko opuszczoną głowę ciągnął prawie po ziemi. Na wygiętym łukowato grzbiecie  
wzdłuŜ  
kręgosłupa sterczały dwa rzędy olbrzymich podwójnych płytek kostnych - niczym  
zęby piły.  
PotęŜny ogon kończył się czterema duŜymi kolcami. 
Jaki sens miało to “przebranie"? - Odstraszanie wrogów? Pewnie tak, bo stegozaur  
nie był  
agresywny. Swą małą głową nie mógł wyrządzić wielkich szkód. DuŜa masa i  
opancerzenie  
stanowiły jego główne cechy. Mózg miał niewielkie rozmiary, był tylko nieco  
większy, niŜ podobny  

background image

do guza twór w dolnej części kręgosłupa, sterujący ruchami tylnej połowy ciała.  
Twór ten nazwano  
drugim mózgiem. A oto triceratops: maleńkie, ledwie stugramowe centrum  
sterowania w głowie nie  
mogło sprawnie koordynować funkcji dziesięciotonowej masy ciała i kości. Centrum  
to ukryte było  
pod trójnoŜnym hełmem tak długim, Ŝe chronił głowę i szyję. Triceratops był  
krępy jak nosoroŜec i  
osiągał długość 9 metrów. NaleŜał do grupy Ancylosauria [od anchylos -  
usztywnienie], której  
przedstawiciele posiadali sztywny pancerz chroniący oczy, nos i szyję. 
Kopalne czaszki ludzkie potwierdzające teorię ewolucji mózgu ludzkiego. Uwagę  
zwraca nietypowa proporcja  
między rozmiarami mózgoczaszki i czaszki twarzy u człowieka z Mouillans. 
Diplodok (Diplodocus) osiągał długość 25 metrów, ale prawdziwe olbrzymy pojawiły  
się dopiero  
później, w okresie kredy: Atlantosaurus i Gigantosaurus, których rozmiary moŜe  
nam  
podpowiedzieć tylko wyobraźnia. śyły takŜe szybkie i agresywne dinozaury  
mięsoŜerne, a wśród  
nich tyranozaur był prawdopodobnie najgroźniejszy. W morzach i jeziorach pływały  
stada  
rybojaszczurów, jak np. masywny ichtiozaur z głową wieloryba. 
Dinozaury opanowały nie tylko wody i stały ląd, lecz równieŜ powietrze. W górach  
gnieździły się  
latające gady. Na skrzydłach, osiągających rozpiętość do 15 metrów, unosiły się  
majestatycznie  
między stromymi zboczami. 
Ś

wiat dinozaurów, rozproszonych na całym globie, był dziki i nieujarzmiony.  

Jeszcze 180 lat  
temu nikt nie przypuszczał nawet, Ŝe takie potwory kiedykolwiek istniały na  
Ziemi; ich “prototypów"  
nie stworzyli najwięksi “geniusze wyobraźni": Leonardo da Vinci czy Bosch.  
Leonardo da Vinci  
(1452-1519), wszechstronnie utalentowany twórca renesansu, sporządził setki  
rysunków ana- 
tomicznych i pierwszy rozpoznał w skamielinach szczątki dawno Ŝyjących istot.  
Było to nie do  
przyjęcia dla epoki, w której Ŝył. Po jego śmierci widziano w tych  
niezrozumiałych powszechnie  
szkicach wytwory niepojętej fantazji twórczej. Równie niezrozumiali pozostawali  
główni przed- 
stawiciele sztuki fantastycznej, jak np. Matthias Grunewald (1460/80-1528) i  
Hieronim Bosch  
(1450-1516), których surrealistyczne postacie “z piekła rodem" uwaŜano za  
diabelskie urojenia.  
Ale i u nich nie znajdziemy niczego podobnego do dinozaurów. 
Tym bardziej zdumiewające są, przekazane przez stare ludy i kultury, nieomal  
doskonale  
zaprezentowane wyobraŜenia olbrzymich zwierząt podobnych do dinozaurów. Na  

background image

przeobraŜającej  
się stale scenie naszej Ziemi występowały one przez 140 milionów lat. W skali  
kosmicznej nie jest  
to co prawda zbyt długi okres, ale z punktu widzenia biologicznego - dinozaury  
Ŝ

yły bardzo długo.  

Doświadczyły wielu zmian i przetrwały niejeden kataklizm. 
Gdy uświadomimy sobie, Ŝe średnia długość Ŝycia gatunku wynosi “tylko" 4 miliony  
lat, to owe  
140 milionów lat istnienia dinozaurów świadczą o ich nadzwyczaj rozwiniętych  
zdolnościach  
adaptacyjnych. W przeciwieństwie do nich, nam, ludziom i długiemu łańcuchowi  
naszych przod- 
ków, oficjalna nauka przyznaje najwyŜej skromne 8 milionów lat. 
PotęŜne archaiczne dinozaury miały na rozwój i adaptację duŜo więcej czasu niŜ  
znacznie  
mniejsze ssaki (i późniejsze delikatne antropoidy oraz wraŜliwe Hominidae).  
Przed 70-50 milionami  
lat wymarły dinozaury, ichtiozaury (rybo-jaszczury), plezjozaury (wielkie gady  
wodne) i latające  
pterozaury. Przyczyny tego masowego wymierania nie udało się wyjaśnić do tej  
pory. Z  
osiemdziesięciu róŜnych hipotez Ŝadna nie daje w pełni zadowalającej odpowiedzi. 
Dziś wiemy, Ŝe procesy genetyczne zapobiegają na ogół wymieraniu gatunku. Jest  
wystarczająco duŜo przykładów na niepospolicie długi Ŝywot niektórych form,  
poczynając od  
karaluchów i Ŝółwi, a kończąc na krokodylach i skorupiakach morskich. Wielu  
naukowców  
przypuszcza, Ŝe przyczyną wyginięcia dinozaurów mógł być jakiś podstawowy defekt  
genetyczny.  
Takim defektem jest między innymi bardzo mały mózg, który u diplodoka stanowił  
stutysięczną  
część masy ciała. Ten niekorzystny stosunek masy mózgu do całego ciała mógł  
doprowadzić do  
zbyt wolnej reakcji zwierząt na gwałtowne zmiany środowiska, w porównaniu z  
reakcją innych  
gatunków o wyŜszej “genetycznej inteligencji". A dzisiejszy krokodyl, równieŜ  
bardzo stary  
gatunek, ma mózg tylko 5 tysięcy razy lŜejszy od całkowitej masy ciała. U słoni  
stosunek ten  
wynosi 1:1000, zaś u współczesnego człowieka średnio 1:60. 
Przyjmujemy więc, Ŝe końca dinozaurów naleŜy dopatrywać się w nie sprzyjającym  
stosunku  
masy ciała do inteligencji sterującej. PosłuŜymy się tym załoŜeniem w takim oto  
rozwaŜaniu:  
mechaniczne potwory naszych czasów, jak np.: dalekobieŜne pociągi towarowe,  
potęŜne samoloty  
i statki kontenerowe, są obsługiwane i sterowane jedynie małym ludzkim mózgiem.  
Tu mamy  
jeszcze bardziej niekorzystne proporcje między masą sterującą a sterowaną niŜ u  
dinozaurów.  

background image

Gdyby owe zaleŜności miały być istotną przyczyną wymarcia zwierząt, to naleŜy  
podejrzewać, Ŝe  
trwanie ludzkości jest powaŜnie zagroŜone. Budując takie monstra, stworzyliśmy  
podobne jak u  
dinozaurów zaleŜności... 
Z drugiej jednakŜe strony stwierdzono niedawno, Ŝe owe prajaszczury - w  
przeciwieństwie do  
utartych wyobraŜeń o niezdarnie stąpających przez bagna potworach z maleńkim  
móŜdŜkiem -  
były w rzeczywistości dobrze przystosowanymi, Ŝywotnymi i chyŜymi zwierzętami.  
Po ich wymarciu  
musiało minąć, bądź co bądź, 20 milionów lat, nim pojawiły się inne olbrzymy  
(walenie, mamuty,  
mastodonty i słonie morskie). 
Nowym znaleziskom i postępowi metod badawczych w ostatnich latach zawdzięczamy  
zmianę  
poglądów na problem dinozaurów. Dawniej nie doceniano ich, obecnie zaś mówi się  
i pisze coraz  
częściej, Ŝe stanowiły one najwaŜniejszą i najbardziej zwycięską grupę zwierząt,  
jaka kiedykolwiek  
Ŝ

yła na Ziemi. Zaś era mezozoiku nie była ponurym, wulkanicznym, niełaskawym  

okresem, lecz  
sprzyjającą Ŝyciu epoką obfitości, podobną do naszych czasów; z tą róŜnicą, Ŝe  
panował wówczas  
duŜo łagodniejszy klimat. Powinniśmy się przygotować na niejedną jeszcze  
niespodziankę,  
bowiem nowe światło pada na dinozaury. 
Od kilku juŜ lat coraz więcej paleontologów odŜegnuje się od tradycyjnych  
poglądów, Ŝe  
dinozaury były nieruchawymi, zmiennocieplnymi stworami - jak dzisiejsze  
jaszczurki, których  
aktywność zaleŜy od aktualnej temperatury otoczenia. Obecnie juŜ uwaŜa się, Ŝe u  
dinozaurów  
nastąpiło przejście do ciepłokrwistości, Ŝe te istoty wytwarzały własną ciepłotę  
ciała, by zachować  
aktywność w czasie mrozów czy po zachodzie słońca. 
Nowa generacja badaczy i najnowsze niespodziewane znaleziska z pustyni Gobi  
potwierdzają,  
Ŝ

e dotychczasowe rekonstrukcje dinozaurów mogą obejmować co najwyŜej średniej  

wielkości  
gatunki. Do głosu dojdzie niebawem inny przedstawiciel, ultrazaur - gigant o  
niewyobraŜalnych  
rozmiarach. Paleontologia będzie pewnie musiała zrewidować dotychczasowe poglądy  
na te  
zwierzęta. Warto by usłyszeć, co powiedzą uczeni po zakończeniu badań (do  
których wprzęgnięto  
komputery i roboty) nad symulacją ruchów dinozaurów. JuŜ wisi w powietrzu  
zapowiedź nowej  
teorii ewolucji tych zwierząt. 228 milionów lat nieprzerwanego rozwoju róŜnych  
odmian, to długi  

background image

okres w historii Ziemi i świadczy on o ogromnej Ŝywotności tego gatunku. 
Dziś juŜ prawie nie wątpi się, Ŝe dinozaury były szybko reagującymi,  
ciepłokrwistymi istotami, Ŝe  
polowały równieŜ nocą i były świetnie przystosowane do zmian klimatycznych.  
Jednym z  
protagonistów teorii o ciepłokrwistości dinozaurów jest Amerykanin John Homer.  
Na znalezionych  
przez niego w rodzinnej Montanie kościach, Francuz Armand de Ricques zauwaŜył  
typowe  
struktury wzrostu charakterystyczne dla ciepłokrwistych. 
BliŜsze poznanie sposobu Ŝycia tych istot potwierdziłoby zapewne tę teorię. Ze  
skamielin  
moŜna wywnioskować, Ŝe wielki jak słoń triceratops Ŝył w duŜych stadach, jak np.  
bizony na  
Wielkich Równinach Ameryki Północnej. Porównania anatomiczne ze słoniem  
afrykańskim i re- 
konstrukcja muskulatury nóg pozwoliły stwierdzić, Ŝe triceratops był  
prawdopodobnie bardziej  
wytrwałym biegaczem niŜ dzisiejsze gruboskórne. Sam roślinoŜerny stanowił łatwy  
cel ataków  
mięsoŜernych, podobnie jak gnu, na które poluje lew. Triceratops, aby przeŜyć,  
musiał być  
skocznym i zręcznym biegaczem. Jego jedynym ratunkiem była ucieczka. Dwa  
sterczące do  
przodu kostne rogi nadoczodołowe i jeden krótki nosowy, tylko groźnie wyglądały,  
lecz nie  
zapewniały Ŝadnej ochrony. Musiał on takŜe być ciepłokrwisty. 
Tradycyjny obraz dinozaurów traci więc stale na wiarygodności. Dinozaury nie  
zginęły dlatego,  
Ŝ

e rozwinęły mięśnie zamiast mózgu. Były - jak to niedawno odkryto - zwierzętami  

stadnymi o  
silnym instynkcie społecznym, troszczącymi się o gniazda i młode. 
Wiadomo juŜ, Ŝe na przykład kaczodziobe dinozaury sprzed 70 milionów lat Ŝyły -  
w odróŜnieniu  
od dzisiejszych gadów - w potęŜnych koloniach lęgowych (do 10 tysięcy zwierząt).  
Kolosy te, o  
masie dziesięciu słoni, budowały lejkowate gniazda oddalone jedno od drugiego o  
długość ciała  
zwierzęcia. W ten sposób nie przeszkadzały sobie w składaniu jaj. Liście  
chroniły jaja przed utratą  
ciepła. Rodzice karmili młode i ochraniali je, rozpoznawali więc własne  
potomstwo. 
Takie gniazda z jajami, naleŜące do stada 10 tysięcy zwierząt, znaleziono w  
Montanie pod  
warstwą lawy. Wspomniane odkrycie utwierdza nas w przekonaniu, Ŝe zwierzęta te  
natura  
wyposaŜyła w wysoko rozwinięty instynkt rodzicielski; w stadzie panował wyraźny  
podział ról,  
jakiego nie obserwuje się u dzisiejszych gadów. 
Podobną niespodziankę sprawiły badaczom ostatnio iguanodony. Badania tego  

background image

rodzaju,  
uwaŜanego za odpowiednik współczesnej Ŝyrafy, dały zaskakujące wyniki.  
Rozpoznano ruchliwy  
kręgosłup, umoŜliwiający utrzymanie pionowej pozycji ciała, oznaki obecności  
ruchliwego,  
chwytnego języka i długich, względnie silnych ramion. 
David Norman, paleontolog pisze: “MoŜna przypuszczać, Ŝe ramiona słuŜyły mu nie  
tylko do  
zrywania gałęzi i liści, ale wykonywały duŜo trudniejszą pracę. Dokładniejsze  
badania jego «ręki»  
zdają się potwierdzać to przypuszczenie. Szkielet «ręki» wykazuje szereg  
dziwnych cech.  
Pierwszy palec jest porównywalny z naszym kciukiem i ma bardzo krótką kość  
ś

ródręcza,  

zrośniętą z przegubem ręki. Palce, drugi, trzeci i czwarty, są raczej  
proporcjonalne, kaŜdy z nich  
ma długą kość śródręcza, ale kości samych palców są stosunkowo krótkie,  
kanciaste i zakończone  
dziwnie szerokimi, spłaszczonymi kopytkowato pazurami. Piąty palec jest równie  
interesujący.  
Dzięki nietypowej kości śródręcza odróŜnia się od innych. Jest bardzo ruchliwy i  
niczym drugi kciuk  
(kolec) połączony jest z «ręką» prawie pod kątem prostym. Jego kości zwęŜają się,  
przechodząc w  
ostre zakończenie, sprawiające wraŜenie ruchliwego. Ta niewiarygodnie  
wyspecjalizowana «ręka»  
iguanodona jest czymś unikatowym w całym świecie zwierzęcym. Sztyletowaty kciuk  
słuŜył pewnie  
do obrony, pod-czas gdy piąty palec stanowił podobny do kciuka aparat chwytny."  
“Ręka" ta zdaje  
się spełniać podstawowy warunek konieczny do posługiwania się narzędziami -  
warunek uwaŜany  
za istotny u prymatów. Drugim 
warunkiem jest odpowiednia zdolność twórcza, moŜliwa jedynie dzięki wysoko  
rozwiniętemu  
mózgowi. 
Mówiąc o inteligencji dinozaurów, dochodzimy do wniosku, Ŝe im zwierzę  
aktywniejsze  
anatomicznie, tym bardziej prawdopodobna jest obecność duŜego mózgu. Z kolei  
duŜy, rozwinięty  
mózg wymaga stałej temperatury ciała dla sprawnego funkcjonowania. 
James Hopson z uniwersytetu w Chicago oceniał zawartość czaszek róŜnych  
dinozaurów i  
stwierdził: “To interesujące i zaskakujące, Ŝe niektóre z małych, zwinnych  
Theropoda posiadały  
wyjątkowo duŜy mózg." 
Miały one duŜe, skierowane ku przodowi oczodoły, a ich wysmukłe kończyny  
przednie natura  
zaopatrzyła w odstający, giętki kciuk. Biolodzy-ewolucjoniści dopatrują się w  
tej kombinacji  

background image

obecności inteligencji. Takie zwierzęta widziały przestrzennie, mogły “ręką"  
łapać przedmioty, a  
moŜe i rzucać nimi. Zgodnie ze współczesnym stanem wiedzy, były to najwyŜej  
rozwinięte  
zwierzęta mezozoiku, przebiegłe i ruchliwe, polujące stadami; słowem, społecznie  
Ŝ

yjące  

ciepłokrwiste istoty. Trzeba ciągle od nowa zaznaczać, Ŝe dinozaury były  
gatunkiem najlepiej  
adaptującym się do środowiska. 
Osiągnęły największy biologiczny sukces ze wszystkich gatunków, jakie  
kiedykolwiek Ŝyły na  
Ziemi. Jedynie współczesne jaszczurki przewyŜszają je pod tym względem. PrzeŜyły  
one bowiem -  
nie zmienione, lub tylko nieco biologicznie zmienione - godny podziwu okres 340  
milionów lat.  
Dinozaury występowały - jak się obecnie przyjmuje - w 220 róŜnych rodzajach, co  
ś

wiadczy o ich  

ogromnym potencjale adaptacyjnym. Liczba ta jest prawdopodobnie duŜo większa.  
Niektóre z nich  
przeŜyły przejście od zmienno- do ciepłokrwistości. Oznacza to, Ŝe te właśnie  
dinozaury, podobnie  
jak ssaki, dobrze radziły sobie z zimnem, zachowując ciepłe ciało takŜe i w nocy.  
Mogły więc  
polować w ciemności. 
NaleŜy tu wspomnieć o znaleziskach wilkopodobnych szkieletów z rodzaju  
mięsoŜernego  
Cynognathusa, Ŝyjącego juŜ w triasie, przed 230 milionami lat. Te polujące  
stadami zwierzęta,  
miały puszysty ogon i gęste, podobne do tygrysiego, futro. Ten prehistoryczny  
“kot-olbrzym"  
osiągał długość do dwóch metrów, był ciepłokrwistym, towarzyskim zwierzęciem.  
Tak jak dziś lwy i  
gepardy uczył młode polować na trawiastych stepach. Przed wrogami chroniła go  
plamista sierść -  
ale był gadem - składał jaja. 
Nieuchronnie nastręcza się pytanie: czy pojawienie się owego cynognatusa było  
wynikiem  
zbieŜnego rozwoju gadów, podobnie jak w przypadku powstania wielkich kotów?  
Efektem ewolucji,  
która rozpoczęła się juŜ przed 230 milionami lat, na długo przed pojawieniem się  
budzących prze- 
raŜenie jaszczurów? Nie ma Ŝadnych dowodów na to, Ŝe ów “Cy" nie był na etapie  
przechodzenia  
na wyŜszy poziom inteligencji. 
Szczątki cynognatusa znalezione w Afryce Południowej, w Rosji i Ameryce  
Południowej  
ś

wiadczą o tym, jak był on rozpowszechniony na Ziemi w epoce, w której istniały  

jeszcze  
połączenia między dzisiejszymi kontynentami. Cynognatus wymarł. Czy jednak  
rywalizacja z  

background image

innymi gadami była decydującym czynnikiem jego zdziesiątkowania? PrzecieŜ ten  
myśliwy stał na  
czele piramidy pokarmowej zwierząt, tak jak dziś lew albo wilk. 
Niektórzy badacze uwaŜają owo wyspecjalizowanie się i przemianę w rodzaj ssaka  
za istotną  
przyczynę jego zaniku. Jednak bardziej słuszny wydaje się pogląd, Ŝe jak 80%  
współczesnych mu  
gatunków padł ofiarą okresowego masowego wymierania. Pewne jest, Ŝe  
ciepłokrwisty  
cynognatus, wysoko rozwinięty fizjologicznie, Ŝyjący w triasie, w epoce 
79 
wielkich płazów, 100 milionów lat przed pojawieniem się potęŜnych dinozaurów,  
stanowi wielką  
niewiadomą w historii ewolucji świata zwierząt. Wypada teŜ dodać, Ŝe znaczące  
skamieliny  
przemawiają za tym, iŜ cynognatus nie jest wyjątkiem, bowiem tendencja do  
rozwijania cech ssa- 
ków wzrosła na początku permu u wielu zwierząt. 
ś

aden z owych ssakopodobnych gadów (Therapsida) nie był w pełni ssakiem ani teŜ  

gadem.  
Dwoje paleontologów, małŜeństwo Czerkas, tak to widzi: “Niektóre Therapsida  
utraciły  
charakterystyczny dla gadów układ rozkraczonych nóg, na korzyść ułoŜenia  
pionowego, typowego  
dla ssaków. Niektóre były juŜ pewnie Ŝyworodne i karmiły młode mlekiem. Inne  
rozwinięte gatunki  
porastały sierścią, miały psie pyski i odstające uszy, wilgotny nos, wąsy,  
ruchliwe wargi i wysuwały  
przy sapaniu język." 
W związku z tymi spostrzeŜeniami, rozwinięte Therapsida wymagają szczególnego  
zaszeregowania i nadania nazwy ich rzędowi. “Bez wątpienia, u niektórych  
Therapsida rozwinęła  
się nawet endotermiczność (ciepłokrwistość), odróŜniająca wszystkie dzisiejsze  
ssaki od gadów. W  
przypadku najbardziej rozwiniętych Therapsida, byłoby chyba poprawniej nie  
nazywać ich gadami,  
ale protossakami." [Protos (grec.) - pierwszy - od tłum.]. 
I jeszcze jedno stwierdzenie tej pary paleontologów: “JuŜ na bardzo wczesnym  
etapie  
rozwojowym dinozaurów, napłynęła fala Therapsida groŜąca wyprzedzeniem ich w  
rozwoju. Jak w  
triumfalnym pochodzie ruszyły w świat i wypierały gady z ich przodującej pozycji,  
a pochód ten  
prowadził nie tylko do ukształtowania późniejszych ssaków, lecz po 200 milionach  
lat równieŜ czło- 
wieka." 
Łatwo adaptującym się dinozaurom nadal udawało się przeŜyć i zachować równowagę  
w  
zmieniającym się stale otoczeniu. Sprawne oraz inteligentne przetrwały zwycięsko  
wszelkie  

background image

przekształcenia rzeźby terenu i zmieniające się warunki klimatyczne na naszej  
planecie. 
Co więc wytrąciło je pod koniec kredy z ekologicznej równowagi i spowodowało  
zagroŜenie  
egzystencji? Dlaczego musiały zniknąć z biologicznej sceny Ziemi? 
Zdaniem współczesnych uczonych wyginęły nie tylko dinozaury, ale razem z nimi  
cała masa  
innych gadów; skrzydlate pterozaury oraz jaszczury Ŝyjące w morzu. Ponadto,  
gatunki mniejszych  
zwierząt, jak np.: ślimaki, mięczaki, niektóre odmiany planktonu oraz powaŜna  
część flory  
tropikalnej. Pod koniec okresu kredowego wymarły teŜ amonity, podobne do mątw  
stworzenia  
morskie, wyposaŜone we wspaniałe skorupy, a rozpowszechnione na całym ówczesnym  
ś

wiecie. 

Nigdzie na Ziemi nie znaleziono w pokładach z dawnych mórz skamielin młodszych  
niŜ z okresu  
kredy. Nie ma potomków amonitów. Jednoczesny zanik róŜnych form Ŝycia musi mieć  
wspólną  
przyczynę, na którą nie zawsze patrzymy jako na pewną całość, a być moŜe w niej  
tkwi klucz do  
rozwiązania zagadki wyginięcia dinozaurów. NaleŜałoby więc stworzyć  
przekonywającą teorię,  
uwzględniającą katastrofalne wyginięcie sporej ilości gatunków, podczas gdy  
równie wiele innych  
zwierząt Ŝyjących na lądzie, w morzu i powietrzu przeŜyło ją bez tragicznych  
następstw. Katastrofa  
nie wynikała z powodów genetycznych, raczej trzeba doszukiwać się jakichś  
nieznanych przyczyn  
zewnętrznych. Nie ma jednak Ŝadnych punktów zaczepienia, które potwierdzałyby,  
iŜ wymieranie  
pewnych gatunków spowodowały nieznane siły zewnętrzne. Jest moŜliwe, Ŝe agonia  
trwała nawet  
20 milionów lat. Być moŜe nie wszystkie gatunki, skazane w kredzie na zagładę,  
wymarły  
równocześnie. Olbrzymie jaszczury morskie zniknęły przed 85 milionami lat;  
plezjozaury przepadły  
przed 75 milionami lat; powszechnie występujące amonity - 70 milionów lat temu;  
gigantyczne  
Ŝ

ółwie archelon i dwunoŜne kamptozaury - 60 milionów lat temu. NaleŜy zwrócić  

uwagę, Ŝe  
niektóre gatunki zniknęły wręcz błyskawicznie, w ciągu 20-50 tysięcy lat, zaś  
wymieranie innych  
gatunków trwało milion lat i więcej. Wynika z tego trudność: paleontolodzy nie  
mają Ŝadnej  
podstawy do stwierdzenia etapowego wymierania pewnych gatunków zwierząt. 
Na istotne pytanie o wydarzenie, które mogłoby przypieczętować los prajaszczurów,  
naukowcy  
nie znajdują dziś jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Ruppert Wild, paleontolog  
Państwowego  

background image

Muzeum Przyrodoznawstwa w Stuttgarcie, mówi: “Musimy przyjąć, Ŝe nie znamy  
wszystkich  
czynników współwinnych tego wymarcia. Zrozumiałe jest, Ŝe ulegamy pokusie i  
przyjmujemy  
pogląd o działaniu przypadku." Najbardziej draŜliwe i waŜne pytanie dotyczące  
historii Ziemi,  
pytanie o koniec dinozaurów, znalezienie przyczyny tego przeraŜającego  
wymierania, pozostaje  
nadal bez odpowiedzi. 
Najnowsze badania, poparte komputerową analizą skamielin, wyjaśniają, Ŝe masowe  
wymieranie powtarza się regularnie co 26 milionów lat. Z tych danych doliczono  
się 8 do 12 takich  
procesów w ostatnich 250 milionach lat. Najbardziej pustoszący miał miejsce pod  
koniec permu,  
przed 248 milionami lat. Wtedy zginęło ponad 80% stanu Ŝyjących wówczas gatunków. 
Raz na zawsze naleŜy wyjaśnić nieporozumienie, Ŝe po masowym wymieraniu w  
okresie górnej  
kredy (znikło 2/3 gatunków) nie pojawiły się juŜ na Ziemi Ŝadne olbrzymie  
zwierzęta. Szczątki  
prawdziwego giganta jaszczura-olbrzyma - 12 metrów długości, masa 12 ton,  
wysokość 2,5 metra  
- znaleziono na pograniczu Peru i Brazylii. 
Rekonstrukcja puruzaura. Skamieniałą czaszkę tego prehistorycznego potwora  
znaleziono w  
dorzeczu Amazonki. Długość ciała tego gadopodobnego drapieŜnika ocenia się na 15  
metrów.  
Sam pysk miał długość 2,5 metra. 
Ten olbrzym nazwany puruzaurem był jeszcze potęŜniejszy niŜ Tyrannosaurus Rex,  
największe  
ze znanych dotąd zwierząt mięsoŜernych, wymarłe przed 60 milionami lat.  
Najstarszych przodków  
puruzaura szukać trzeba w środkowym triasie przed 200 milionami lat, choć on sam  
Ŝ

ył w miocenie  

przed około 8 milionami lat na wybrzeŜach i bagnach wilgotnego dorzecza Amazonki.  
Wówczas  
istniały juŜ według najnowszych przypuszczeń hominidy. 
Odkryta przez amerykańskich paleontologów, M. Stokesa, D. Fraileya i E.  
Campbella,  
kompletnie skamieniała czaszka puruzaura jest dla nauki nową sensacją. Zwierzę  
to odŜywiało się  
prawdopodobnie ptakami, Ŝółwiami i gryzoniami. 
Czy przypuszczenia te są słuszne? Czy wolno przyjąć, Ŝe ten straszny pragad o  
niespotykanej  
u Ŝadnego innego mięsoŜercy wysokości grzbietowej odŜywiał się tylko ptakami,  
Ŝ

ółwiami i  

gryzoniami? JeŜeli taka interpretacja byłaby słuszna, to moŜna by równie dobrze  
twierdzić, Ŝe nad  
jeziorem Garda, w świecie Ŝab i ptaków wodnych, rozwinął się jakiś wieloryb- 
morderca.  
Wtargnięcie puruzaura w dwie róŜne nisze ekologiczne: naziemną i lądowo-wodną  

background image

oraz jego  
istnienie na tych szerokościach geograficznych przez wiele milionów lat moŜliwe  
było tylko przy  
dostępie do odpowiednio obfitego źródła poŜywienia. Co poŜerał ten zwierz o  
olbrzymiej paszczy?  
Równowaga między sprawnością narzędzi a podaŜą poŜywienia jest pewną nie do  
ominięcia stałą  
ekologiczną. Stosunek liczbowy myśliwy-ofiara był u wszystkich gatunków  
wyrównany. W świecie  
ssaków i gadów przypadało na jedno polujące zwierzę ponad 10 gatunków poŜeranych.  
Masywna  
czaszka drapieŜnego gada, prawdziwego potwora, miała nadzwyczaj długi zgryz.  
Ostre kły na  
przedzie szerokiego, łopatowatego pyska, mięśnie Ŝuchwy, rozwierające paszczę na  
szerokość do  
2,5 metra były w stanie wytworzyć nacisk do 2 tysięcy ton! Takie cechy zapewnia  
natura tylko  
wtedy, gdy zwierzę musi pokonać duŜą i broniącą się zdobycz. 
Pozostaje więc zagadką, czy puruzaur przetrwał katastrofę pod osłoną  
tropikalnego lasu, czy  
teŜ dopasował się do zmieniającego się otoczenia. Ale ten zdumiewający  
przedstawiciel gadów - o  
podobnym do aligatorów rozwoju - nie odbywał podróŜy w czasie, ani nie zapadał w  
sen zimowy  
na 50 milionów lat. Nie Ŝył teŜ w izolacji i nie był ostatnim z tego gatunku.  
ś

ył wśród równych sobie,  

walczył o swe terytorium, rozmnaŜał się. Ukryty w gościnnych, ciepłych bajorach  
poprzez gęstą  
roślinność cienistych brzegów zbiorników wodnych, swymi czujnymi oczami rabusia  
przez miliony  
lat cierpliwie wypatrywał ofiary. 
Rozległa dŜungla delty Amazonki, osłonięta przed zimnymi wiatrami, wiejącymi od  
Pacyfiku,  
olbrzymią ścianą Andów, stwarzała optymalne warunki Ŝycia: wysoka temperatura,  
duŜa  
wilgotność powietrza sprzyjały rozwojowi nie tylko pragadów, ale i innych, dziś  
jeszcze nieznanych  
zwierząt. 
W tym cieplarnianym klimacie, słuŜącym wzrostowi kaŜdej formy Ŝycia,  
eksplodowało ono w  
niezliczonych postaciach. Jak w komorze eksperymentalnej tworzyły się przeróŜne  
mutacje.  
Niestety, takie stabilne, ciepłe i wilgotne środowisko zostawia z reguły  
nieliczne skamieliny, które  
mogłyby pomóc odtworzyć tamten świat. Szybkie procesy rozkładu organizmów  
zwierzęcych przy  
stałym dostępie powietrza, są przyczyną zatarcia śladów owego Ŝycia. 
Dopiero od połowy ubiegłego wieku pada stopniowo nieco światła na ciemności  
panujące wokół  
wymarłych form Ŝycia. 

background image

Nowej generacji naukowców i badaczy, ich ciekawości, zawdzięczamy - nieliczne co  
prawda  
jeszcze - świadectwa istnienia prehistorycznych istot, wydarte z głębi ziemi. Do  
muzeów i  
uniwersytetów zaczęły napływać przeróŜne znaleziska. Pęczniały katalogi zbiorów. 
Człowiek - istota rozumna - Ŝyje na Ziemi od kilku tysięcy lat. Naukowo  
obserwuje własne  
ś

rodowisko naturalne od kilku stuleci. A jednak w tak krótkim czasie opisano juŜ  

ponad milion  
róŜnych gatunków zwierząt. Ale to dopiero początek. Stworzenie pełnego katalogu  
wszystkich form  
Ŝ

ycia naszej planety - jeŜeli jest w ogóle moŜliwe - to zadanie dalekiej  

przyszłości. Pomyśleć tylko,  
Ŝ

e nieznana jeszcze liczba wymarłych gatunków moŜe liczyć miliony. Samych  

dinozaurów było  
prawdopodobnie około tysiąca gatunków, a poznano dotąd jedynie 220. Grupa gadów  
obejmuje  
pewnie kilka tysięcy gatunków, z których prawie wszystkie są bardzo mało znane.  
Szacuje się, Ŝe  
wszystkie muzea świata naleŜałoby tysiąckrotnie powiększyć, by moŜna w nich  
wystawić choć  
małą część wszystkich istot, które kiedykolwiek zaludniały Ziemię. 
Większość biologicznych “pomysłów" natury została zrealizowana. Wiele z nich to  
ś

lepe zaułki  

ewolucji i nie ma Ŝadnych powiązań między nimi a współczesną mnogością gatunków.  
Ponad 99%  
wszystkich form Ŝycia, występujących kiedykolwiek na Ziemi, znikło na zawsze. Są  
nie do  
odtworzenia i nie do skatalogowania. 
Liczbę gatunków Ŝyjących obecnie na Ziemi szacuje się na 10-50 milionów. To daje  
wyobraŜenie o niewiarygodnej wielości postaci zaginionego świata. A musimy  
liczyć się z dalszymi  
odkryciami, które nas będą zaskakiwać. 
KaŜde dziecko dziś wie, Ŝe między Homo sapiens a dinozaurami są całe 64 miliony  
lat. A co  
byłoby, gdyby owe prajaszczury nie znikły z areny Ŝycia? Czy Ziemia wyglądałaby  
zupełnie  
inaczej? 
Ewolucja pragadów trwałaby pewnie dalej, niepowstrzymanie w kierunku powstania  
ssaków.  
Pojawiałyby się róŜne mutanty. Douglas Dixon opublikował przed kilkoma laty  
studium  
zatytułowane Nowe dinozaury, w którym rozwaŜa wygląd ewentualnie współcześnie  
Ŝ

yjących  

jaszczurów. Wyniki są zaskakujące. Na gruncie aktualnej wiedzy biologicznej  
dochodzi do  
wniosku, Ŝe moŜliwe byłoby występowanie słonio-gadów, jelenio-jaszczurów i koto- 
jaszczurów,  
Ŝ

yjących jak ssaki. Niektóre z nich znajdowałyby się jeszcze na poziomie  

wiewiórki, podczas gdy  

background image

inne rozwinęłyby się do małpopodobnych gatunków z odpowiednio duŜym mózgiem. 
Z tego samego załoŜenia wyszedł Dale A. Russell, paleontolog i uczynił jeszcze  
krok dalej,  
kreując model stworzenia, które nazwał “dinosauroidae". Jako wzór wybrał  
niewielkiego Troodona,  
trzymetrowej wysokości dwunoŜnego mięsoŜercę. Wynik był zaskakujący. Powstało  
bezogoniaste  
stworzenie o wzroście 1,4 metra, utrzymujące pionową pozycję ciała. Miało małpie  
ręce, ale tylko  
trzy palce i potęŜną czaszkę z duŜymi gadzimi oczami zdradzającymi inteligencję. 
Jak daleko ewolucja doprowadziłaby to stworzenie? Jest mało prawdopodobne, Ŝeby  
ten  
dinozauroid, chroniący swój mózg dzięki pionowej pozycji ciała, nie rozwinął  
swej inteligencji dalej,  
niŜ uczynił to szympans. DuŜo bardziej moŜliwe jest, Ŝe dawno juŜ osiągnąłby  
stopień inteligencji  
człowieka, jeŜeli nie przewyŜszyłby go. 
Jakkolwiek by było, dinozauroid ten miałby 60 milionów lat na rozwój i nic nie  
przemawia  
przeciwko moŜliwości równoczesnego istnienia prajaszczurów i ssaków. Do znanych  
cudów  
ewolucji naleŜy dopasowywanie się roślin i zwierząt - pozornie tego samego  
gatunku, jak i  
przeciwstawnych sobie. Zadziwiające, jak cały czas się rozwijają, Ŝyjąc w  
sąsiedztwie innych, w  
stałej walce o wspólne źródła poŜywienia. 
Ale straszni mieszkańcy Ziemi z mezozoiku wymarli. Co do tego nie ma Ŝadnych  
wątpliwości -  
twierdzą paleontolodzy, popierając swą opinię wnioskami z badań skamielin. 
Pewnie mają rację, ale czy naprawdę wyginęły do ostatniego osobnika? MoŜe udało  
się  
niektórym prajaszczurom ujść katastrofie? W warstwach lawy i gliny znaleziono  
skamieniałe ślady  
masowej wędrówki. A moŜe Ŝyły teŜ nieznane nam gatunki? Po kataklizmie i  
metamorfozie prze- 
obraziły się w krokodyle, warany i Ŝółwie, w których trudno rozpoznać ich bardzo  
odległych  
przodków. 
Nie ma nic dziwnego w tym, Ŝe kaŜda przemiana zamazuje punkt wyjścia. Pomyślmy  
tylko o  
motylu. Jak tylko zacznie latać, daremne jest szukanie gąsienicy. Inaczej ma się  
rzecz z  
wymieraniem. Bo ono zostawia szczątki organizmów. 
Wszystkie ptaki od wróbla do kondora pochodzą od dinozaurów, nie od gadów, i to  
przyjmuje  
się dziś za pewnik. Potwierdzają tezę dokładne badania szczątków zwapniałych  
szkieletów.  
Badacze sądzący, Ŝe ptaki są jedynymi potomkami prajaszczurów, byliby  
zakłopotani, gdyby  
znaleziono jakiś szkielet, sugerujący prawdopodobieństwo istnienia innej jeszcze  

background image

gałęzi ewolucji. 
Cokolwiek powiemy, pewne jest, Ŝe jaszczury nie wy-marły całkowicie. Są raczej  
naszymi  
przodkami, dającymi wciąŜ od nowa znać o sobie, mogącymi nas jeszcze nauczyć  
niejednego. Nie  
tylko sól z praoceanów jest obecna w naszej krwi, ale i w mózgu człowieka ukryta  
jest jakby  
cząstka mózgu najinteligentniejszego gada. 
Gene Bylinsky z Nowojorskiej Akademii Nauk pisze: »Nawet jeŜeli miejsce gadziego  
mózgu  
zajął mózg ssaków, a ten z kolei wyparty został przez neokorteks, czyli wielki  
mózg typowy dla  
człowieka, to nadal nie moŜna lekcewaŜyć znaczenia mózgu pragadów. Ten mózg  
zdaje się pełnić  
rolę swego rodzaju łącznika między nami a naszymi emocjami; chociaŜ dzisiaj  
niezwykle trudno  
odnaleźć pozostałości dawnego centrum rozumowania." 
Arthur Koestler obrazuje to następująco: “W naszej czaszce zamontowano jakby  
chłodziarkę,  
siedzibę zimnej logiki i racjonalnego myślenia, a zaraz obok niej znajduje się  
cieplarnia, siedziba  
irracjonalizmu, nastrojowości i uczuć." 
Niektórzy uczeni trwają przy przekonaniu, Ŝe człowiek nie potrafił uwolnić się  
całkowicie od  
wpływów owego niŜszego mózgowia gadziego. Tym próbują tłumaczyć róŜne sposoby  
zachowania  
się. Czy moŜna inaczej wyjaśnić wszystkie potworności, których dopuszczają się  
ludzie wobec  
innych ludzi i swego środowiska? 
ZauwaŜmy, Ŝe ciągle od nowa, i w kaŜdym zakątku naszego globu, dochodzi do głosu  
gadzi  
mózg. Zawsze wtedy, gdy ludzie wyłączają rozsądek i uczucie, a pierwotnemu  
mózgowi zostawiają  
“wolną rękę". Nakładają Ŝółto-zielony cętkowany pancerz jaszczura i atakują się  
wzajemnie,  
wsparci coraz bardziej rozwiniętą technologią, 
przeprowadzają okrutne i straszliwe czystki. Sieją spustoszenie, jak dawniej  
czynił to  
Tyrannosaurus Rex wśród swoich współplemieńców w lasach i preriach mezozoiku. 
Jak juŜ wspomnieliśmy, Ŝyje dziś na Ziemi od 10 do 50 milionów róŜnych gatunków.  
To  
zaledwie 0,1% wszystkich form biologicznych, które kiedykolwiek istniały na  
Ziemi. Średni czas  
Ŝ

ycia gatunku na Ziemi dochodzi do miliona lat. Ocenia się, Ŝe w ciągu tego  

okresu wymierało  
rocznie kilkaset gatunków i tak będzie się działo nadal. 
W 1974 roku znaleziono kompletny, bardzo dobrze zachowany szkielet, chodzącej w  
postaci  
pionowej, człekokształtnej istoty sprzed 3,5 miliona lat. Istotę tę nazwano Lucy  
od pewnego  

background image

psychodelicznego songu Beatlesów: Lucy in the sky with diamonds. Gdzieś w  
Etiopii, zebrani przy  
ognisku odkrywcy tego szkieletu świętowali swój sukces przy dźwiękach Lucy in  
the sky... Lucy  
niedługo cieszył się sławą najstarszego znalezionego szkieletu. W greckiej  
Macedonii natrafiono  
na czaszkę datowaną na 9 milionów lat. Paleontolodzy z uniwersytetu w Poitiers  
widzą w niej  
słynne “missing link" - brakujące ogniwo łańcucha ewolucji człowieka. Budowa  
kości i struktura  
uzębienia są wyraźnie inne niŜ u małpoludów. Szukając imienia dla nowo odkrytego  
“starego  
Greka", sięgnięto znów do Beatlesów i nazwano go John-Paul. 
Drzewo genealogiczne człowieka straszy nadal sporymi lukami. Przed 14 do 8  
milionów lat Ŝył  
w Azji i Afryce ramapitek o wyprostowanym chodzie. Ewolucjoniści widzą w nim  
wspólnego  
praprzodka małp człekokształtnych i człowieka. 
Niewiele wiemy o tym, co działo się po ramapiteku. Mamy za mało skamielin  
starszych małp  
człekokształtnych, by wyrobić sobie pogląd na tamte czasy. Okres między 14 a 3  
milionami lat  
p.n.e. jest najmniej znany i najbardziej zagadkowy w ewolucji człowieka. 
John-Paul - “Stary Grek" - ma duŜo wspólnego ze współczesnym człowiekiem:  
wyprostowany  
chód i podobną budowę Ŝuchwy. Ale John-Paul i puruzaur minęły się na drodze  
rozwojowej - choć  
tylko geograficznie. Gdyby John-Paul był południowym Amerykaninem i gdyby szukał  
na przykład  
muszli na złotych plaŜach u ujścia Amazonki, mogłoby się zdarzyć, Ŝe puruzaur  
przebiegłby mu  
drogę. 
Choć dinozaury wymarły juŜ bardzo dawno, pojawiają się wciąŜ w religiach,  
mitologiach i  
baśniach, sagach i legendach istoty podobne niczym rodzeństwo do pragadów: smoki,  
olbrzymie  
węŜe i potwory. Spotkać je moŜna na ceramice i tkaninach oraz wyryte na  
kamieniach,  
rozproszone na całym świecie, w róŜnych obcych sobie cywilizacjach. Pewne jest,  
Ŝ

e twórcy tych  

baśniowych postaci nie mieli kontaktu ze skamielinami dinozaurów. Jak więc  
wyjaśnić to zjawisko?  
Co ono znaczy? Skąd pochodzą te wyobraŜenia? Skąd taka dokładność w odtwarzaniu  
realiów  
nieznanej, odległej przeszłości? Nie ma na razie Ŝadnej zadowalającej teorii  
fizycznej śmierci tych  
prazwierząt ani rozsądnej hipotezy ich przeŜycia w wyobraźni człowieka  
antycznego i  
współczesnego. Czy w podświadomości człowieka ciągle jeszcze straszą zjawy tych  
staroŜytnych  

background image

istot? Czy nie wystarczyło 60 milionów lat na wymazanie wspomnienia ówczesnych  
władców  
Ziemi? 
Wielu badaczy zastanawiało się, dlaczego obrazy tych prehistorycznych potworów  
powodują u  
ludzi zdecydowaną awersję, a zarazem ich fascynują. śadna inna grupa zwierząt  
nie pociąga nas  
tak silnie jak dinozaury. Nie jest tajemnicą, Ŝe tylko małpa i człowiek  
instynktownie boją się węŜy i  
krokodyli. Tylko człowiek i małpa czują wrodzony wstręt do wielkich gadów,  
podczas gdy inne  
zwierzęta muszą się najpierw nauczyć widzieć w nich wroga. Prymaty wiedzą coś,  
ale co? Jak  
daleko w przeszłość sięgają te podświadome lęki? 
Odpowiedzi na takie pytania nie moŜna doszukiwać się jedynie w złoŜonej  
osobowości  
poszczególnych jednostek, a raczej w zbiorowej nieświadomości, której istnienia  
nie da się  
zaprzeczyć. Małe dzieci reagują na zetknięcie z gadami podobnie jak młode małpki,  
których  
awersja do nich jest znana. Wyniki przeprowadzonych na ten temat testów były  
jednoznaczne:  
40% testowanych dzieci odpowiadało, Ŝe z oglądanych zwierząt najbardziej bały  
się węŜa. 
Fobie te róŜnie próbowano wyjaśnić, ale przyczyna ich pozostaje dla nauki nadal  
niezrozumiała.  
Czy trzęsące się ze strachu dziecko lub małpka oznaczają, Ŝe zwierzęta budzące  
grozę nie naleŜą  
do naszego świata? śe są pozostałością innego świata, istotami z prapoczątku  
Ziemi? Czy moŜe  
mamy tu do czynienia - u prymatów i u człowieka - z nie uświadomionym  
wspomnieniem  
mezozoiku? MoŜe istnieje jednakowa pamięć przeszłości, która powoduje  
instynktowny lęk na  
wspomnienie okropności z czasów niepohamowanego rozwoju Ŝycia wrogiego ssakom? 
Ukryte głęboko lęki mogą wywołać u ludzi równieŜ nieszkodliwe karaluchy,  
chrząszcze i pająki.  
Ucieleśniają obcość, coś, czego nie da się kontrolować. Jakie jednak lęki,  
ukryte w głębi  
podświadomości, ucieleśniają dinozaury? Czy są świadectwem niewyobraŜalnego  
chaosu? 
A moŜe prajaszczury tak nas od dawna fascynują, gdyŜ są naszymi praprzodkami i  
równocześnie zaciętymi wrogami? Stephen Gould, badacz ewolucji, mówi:  
“Prawdopodobnie  
uosabiają pralęki i prafascynacje zaprogramowane w nas, nie dające się wymazać  
ze  
ś

wiadomości. Lęki przed smokami z raju." 

W średniowieczu uznano by dinozaury - gdyby wiedziano o ich istnieniu - za  
dzieło szatana, na  
równi z robactwem i wszelkimi szkodnikami. Biskup Benedykt z Berna rzucał na nie  

background image

przekleństwo:  
“W arce Noego nie było twego rodu." Niewiele ono co prawda pomagało, ale  
porządek został przez  
jakiś czas utrzymany. 
Równie dobrze moŜna by przyjąć, Ŝe owo, sięgające aŜ do mezozoiku, wspomnienie  
jest  
doświadczeniem jak wiele innych. Nie brak na to przykładów: Buszmeni Afryki  
południowej malują  
jeszcze dziś na ścianach swych kamiennych domostw olbrzymie gady wyposaŜone w  
niezwykłe  
atrybuty - rogi, haski i skrzydła. 
Ludzie innego afrykańskiego szczepu opowiadają o wielkim, przeraŜającym “Mindi",  
węŜu- 
olbrzymie. Jego pojawieniu się towarzyszy paskudny fetor, przed którym wszyscy  
uciekają. 
W Australii z kolei, w Ashen Land, aborygeni są przekonani, Ŝe wielki wąŜ Aman- 
Tjuni wyszedł  
kiedyś z morza, aby Ŝyć na lądzie. Tubylcy ci wierzą nadal, Ŝe doliny i koryta  
rzek są dziełem tego  
węŜa-olbrzyma. Chiński smok natomiast rodzi się jako zwykły wąŜ, a swą  
ostateczną postać - 

z  

rogami, skrzydłami i kolcami - osiąga' dopiero po dwustu latach. 
Obraz pradawnego węŜa powtarza się stale według tego samego schematu. Jest  
przeraŜający,  
pokryty łuskami, ma rogi i skrzydła. śyje zawsze bardzo długo jak choćby  
meksykański  
Quetzalcoatl czy asyryjska Tiamat. 
StaroŜytni Grecy mieli swojego Thiphoeusa, syna Gai (Ziemi), z którym walczyć  
musiały nowe  
antropomorficzne istoty (ludzie). Staczały boje z tym straszliwym węŜem i zawsze  
go pokonywały. 
W kosmogonii Tolteków jest to olbrzymi potwór, rodzaj węŜa-smoka, który tuŜ po  
stworzeniu  
ś

wiata panuje nad nim. Indianie Zuni z Nowego Meksyku opowiadają: “Olbrzymie  

straszydła Ŝyły  
kiedyś na świecie. Miały okropne zęby i wielkie, wielkie pazury. I powiedzieli  
Ci-Z-Nieba do  
zwierząt: «Zamienimy was w kamienie, byście nie mogły krzywdzić człowieka, a  
zamiast tego  
przynosiły mu poŜytek. Postanowiliśmy przeto zamienić was w kamienie.» I  
stwardniała skorupa  
ziemska, a bestie przeistoczyły się w skałę." 
Takie wątki snują się przez podania ludowe, sagi i legendy na całej Ziemi, w  
kaŜdej cywilizacji.  
Powtarzane są w kręgach kulturowych nie znających prajaszczurów, przenosząc nas  
z XX wieku  
do bardzo odległej przeszłości. 
Jak widać, pragadom udało się przeŜyć w utajonym zakątku naszej pamięci, niby w  
zapomnianej szufladzie. Czy nie czas nie tylko przyjąć do wiadomości archaiczne  
mity, ale i  

background image

potraktować je jako rzeczywisty przekaz? 
Doktor Cabrera zagłębił się w swoim fotelu za wygodnym biurkiem. Kilka razy  
głęboko  
odetchnął, nim wreszcie gotów był wprowadzić nas w fascynujący, czarodziejski  
ś

wiat dinozaurów i  

latających jaszczurów. Sposób, w jaki opowiadał, bez napuszonej pozy, ze  
znajomością rzeczy,  
ułatwiał śledzenie toku jego myśli. 
- Jak juŜ państwu mówiłem, postanowiłem prześledzić od nowa historię ludzkości.  
Jeszcze raz  
przebadać wszystkie dane, daty i fakty. Dręczy mnie niepokój i poczucie, Ŝe  
znaleziska, którymi  
dysponują badacze, oraz informacje o nich, są co prawda jednoznaczne, lecz  
interpretacja ich  
przebiega utartymi, tradycyjnymi szlakami. Przewertowałem stosy ksiąg, chcąc  
znaleźć jakieś  
punkty zaczepienia. Szukałem czegoś, co wskazywałoby, Ŝe człowiek mógł istnieć w  
epoce  
prehistorycznych zwierząt. Byłem zdecydowany wszystko odłoŜyć ad acta, gdybym  
nie znalazł  
Ŝ

adnych wskazówek. 

Przypomniałem sobie, Ŝe w Peru, w pasie wybrzeŜa ciągnącego się między Ica i  
Arequipa,  
znaleziono skamieliny flory i fauny sprzed milionów lat. Prehistoryczne warstwy  
ziemi, odsłonięte  
na skutek silnego, erozyjnego działania wiatru i wahań temperatury, rozciągały  
się od Pisco do  
Arequipa. Znaleziono tu, poza milionami muszli, szczątki jednokomórkowców  
(okrzemków),  
olbrzymich rekinów, delfinów, waleni, mastodontów i wielu innych. Podczas  
wierceń głębinowych,  
prowadzonych przez pewien koncern naftowy na pustyni Nazca, natrafiono na muszle  
i  
skamieniałe drzewa. Znalezisku nie poświęcono wiele uwagi. Ciągle jeszcze panuje  
potoczny  
pogląd, Ŝe formacje peruwiańskiego wybrzeŜa nie są dostatecznie stare, by  
odgrzebanym tam  
skarbom okazywać specjalne zainteresowanie. A przecieŜ wiadomo, Ŝe pustynia  
Nazca jest jedną  
z pięciu najstarszych płyt tektonicznych Ziemi. To nie przeszkadza uczonym  
rozpowszechniać w  
szkołach i na uniwersytetach przestarzałych poglądów. W Peru panuje ogólne  
przekonanie, Ŝe  
skamieliny znajdowane na niewielkich głębokościach nie mogą być zbyt stare. 
Nie ufam temu dogmatowi. W lipcu 1967 wysłałem do USA znalezioną na północ od  
Arequipa  
skamieniałą czaszkę o średnicy 80 centymetrów w celu jej zbadania.  
Po trzech miesiącach zwrócono mi czaszkę. Ekspertyza brzmiała: “Dobrze zachowana  
czaszka  
prehistorycznego delfina, który musiał tam Ŝyć przed około 50 milionami lat." W  

background image

załączonym piśmie  
donoszono mi, Ŝe właśnie w tej okolicy, aŜ do Callao (700 km na północ od Nazca)  
odkrywano  
często podobne okazy. Nie muszę nawet dodawać, Ŝe warstwa ziemi, w której leŜała  
czaszka, była  
co najmniej w tym samym wieku. Paleontolodzy mówią, Ŝe dzisiejsze wieloryby i  
delfiny pochodzą  
od wspólnego przodka zwanego zeglodont, wymarłego przed 58 milionami lat, czyli  
na początku  
kenozoiku. Ale mój prehistoryczny delfin Ŝył kilka milionów lat wcześniej w  
mezozoiku. 
Przypomniałem sobie argentyńskiego paleontologa, Florentina Ameghina, Ŝyjącego  
na  
początku XIX wieku. Próbował on udowodnić, Ŝe prawdziwą kolebką ludzkości jest  
Ameryka  
Południowa, a ściślej mówiąc, argentyńska Patagonia. Na poparcie tej hipotezy  
miał wiele  
sensacyjnych znalezisk. Były między nimi ludzka kość udowa, kawałek kręgosłupa i  
liczne kości  
czaszki - wszystko skamieliny praprzodków patagońskich mieszkańców. W tym samym  
czasie  
znaleziono przy okazji portowych robót ziemnych w Buenos Aires fragmenty  
ludzkiej czaszki w  
warstwach ziemi z miocenu.  
Skamieniałe czaszki, róŜne kości i narzędzia wykopano teŜ w okolicach Necochea i  
Miramar.  
Najbardziej zdumiewające jest, Ŝe odkryć dokonano kopiąc w warstwach  
geologicznych  
miocenu. W takiej właśnie warstwie odsłonięto równieŜ przeróŜne narzędzia i  
sprzęt, jak np.: nóŜ z  
krzemienia, kamienne kowadło, wypolerowane kule z diorytu, sporych rozmiarów  
kamienne kule, z  
wyŜłobionymi na nich rowkami i około 20 skrobaków. Jeszcze większej sensacji  
dostarczyło  
odsłonięcie kości udowej toxodonta , w której tkwił odłamek kwarcytowej strzały. 
To wszystko wydobyto w odległości 5 kilometrów od leŜącego na wybrzeŜu miasta  
Miramar -  
głos dra Cabrery drŜał ze wzruszenia. - Paleontolodzy oświadczyli, Ŝe znalezione  
szczątki naleŜą  
do nowoŜytnego człowieka, w Ŝadnym wypadku do rozwiniętego antropoida. JeŜeli  
więc przed  
ponad 20 milionami lat Ŝył w Ameryce człowiek, który potrafił łupać oraz gładzić  
kamienie, a  
człowiek europejski opanował te umiejętności o wiele później, to moŜna z duŜym  
prawdopodobieństwem przyjąć, Ŝe “człowiek amerykański" rozwijał się inaczej niŜ  
człowiek  
europejski. 
Zapytaliśmy, dlaczego nie mówi się o tym oficjalnie. 
- To nie jest tajemnica - odparł Cabrera - i mówi się o tym w szkołach,  
zwłaszcza w uczelniach  

background image

argentyńskich. Odkrycia Florentina Ameghina cieszą się wśród  
południowoamerykańskich  
archeologów szczególnym uznaniem. 
Wówczas nie znano jeszcze metody radiometrycznej. Znalezione szczątki wskazywały  
jednoznacznie na człowieka, nie na antropoida, duŜą człekokształtną małpę.  
Naukowcy nie chcieli  
więc przyjąć do wiadomości, Ŝe znalezisko odsłonięto w tak starej warstwie  
geologicznej.  

Czy to znaczy, Ŝe w Ameryce nie było antropoidów? - nie dawaliśmy za  

wygraną. 

Przedstawiam oficjalne stanowisko paleontologii, bowiem brak dotąd  

skamielin antropoidów.  
Klasyczny dogmat brzmi następująco: z pranaczelnych wywodzą się współczesne  
naczelne, jak  
gibbon, goryl, orangutan i szympans, a tych nie spotyka się w Ameryce  
Południowej. Oficjalnie! 
Doktor Cabrera uśmiechał się coraz szerzej. 

Od kilku lat jednak wiadomo, Ŝe to nieprawda. Do konano bowiem  

bulwersującego odkrycia,  
zaprzeczającego wymienionemu wyŜej poglądowi. Członków pewnej ekspedycji  
naukowej napadły  
w dziewiczych lasach Ameryki Południowej dwie olbrzymie małpy. Jedna z nich  
została za  
strzelona, drugiej udało się zbiec.  
Zabita małpa naleŜy do nieznanego gatunku. Zwierzę ustawiono na drewnianej  
skrzyni,  
podparto i sfotografowano w siedzącej pozycji. Była to samica o wzroście półtora  
metra,  
bezogoniasta jak wszystkie współczesne antropoidy. Ze wszystkich znanych  
gatunków małp ta jest  
najbardziej podobna do człowieka. 
To znaczące odkrycie popiera tezę, Ŝe ewolucyjny rozwój od antropoidów do  
człowieka odbywał  
się jednak w Ameryce. Teoria Florentina Ameghina ukazała się w zupełnie nowym  
ś

wietle.  

Niezwykłe podobieństwo tej małpy do człowieka nie tylko z powodu kształtu głowy  
i twarzy, ale i  
innych cech charakterystycznych ciała, kaŜe przypuszczać, Ŝe mamy tu do  
czynienia z okazem  
wysoko rozwiniętego antropoida, czyli hominida. Być moŜe jest to jedyny, który  
przeŜył. 
Pozostałe hominidy znamy ostatecznie tylko w postaci skamielin. 
Cabrera nie mógł usiedzieć spokojnie. Wstał, oparł się o biurko i w tej pozycji  
prowadził dalej  
swój wykład przed dwuosobowym audytorium. 
- W 1972 roku Richard Leakey , światowej sławy antropolog, znajduje skamieniałą  
czaszkę  
sprzed mniej więcej 2,8 miliona lat. Podobieństwo jej do czaszki współczesnego  
człowieka było  
ogromne. Spośród wszystkich innych, duŜo młodszych znalezisk, ten okaz wykazywał  

background image

największe  
podobieństwo do czaszki Homo sapiens. Wieku czaszki nie moŜna negować, bo  
oznaczono go  
metodą radiometryczną. Tak więc datowanie ewolucji człowieka cofnąć moŜna na tej  
podstawie o  
cały milion lat. 
- Czasem Ŝyczyłbym sobie - rozmarzył się Cabrera - Ŝeby metoda radiometryczną  
znana była  
za Ŝycia Ameghina. Trudno wyobrazić sobie, jaką rewolucję w antropologii  
wywołałyby jego  
odkrycia. Gdyby tą metodą udało się ustalić dokładny wiek czaszki i narzędzi,  
oceniany przez  
znalazcę na 20 milionów lat! Niestety, wówczas określano wiek znaleziska tylko  
asocjacyjnie, to  
znaczy w oparciu o ustalony wiek warstw geologicznych, w których je znajdowano. 
- Ale przecieŜ wszystkie te znaleziska są wyłącznie pojedyncze i przypadkowe -  
ośmieliliśmy się  
zauwaŜyć. 
Cabrera nie lubił, by mu przerywano. Udawał więc, Ŝe nie usłyszał pytania i  
ciągnął dalej. Nie  
pozostawił nas jednakŜe bez odpowiedzi. 
- Tak właśnie jest, tak się niestety dzieje. Nie wolno zapominać, Ŝe te  
wzbudzające sensację  
odkrycia zawdzięczamy najczęściej szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Proszę  
tylko pomyśleć o  
człowieku z Cro-Magnon, neandertalczyku, czy o odkryciach małŜeństwa Leakeyów.  
ś

adne z tych  

znalezisk nie wyjaśnia, jakie grupy i cywilizacje zaludniały wówczas Ziemię. Za  
mało wiemy o  
kulturach istniejących przed Sumerami, to znaczy 8-7 tysięcy lat p.n.e. Brak  
odkryć, które mogłyby  
uzupełnić luki w naszej wiedzy o rozwoju człowieka. Musimy uzmysłowić sobie, Ŝe  
dopiero w  
ostatnich latach zaczęliśmy powaŜnie przyglądać się sobie i otaczającemu nas  
ś

wiatu. 

Doktor Cabrera przemierzał teraz pokój krótkimi, szybkimi krokami, nim znów  
podjął temat. 
- Te rytowane kamienie są tylko nieśmiałym początkiem nowej ery w nauce, ery  
wymagającej  
otwartego myślenia, stawiającej naszemu rozumowi coraz to nowe wymagania. Będzie  
ona nam  
stale przypominała, Ŝe dawne kanony, utrwalona wiedza, nie są wcale ostateczne. 
Oczy mówcy rozbłysły jeszcze bardziej. Taki sposób kończenia wywodów, to mocna  
strona jego  
retoryki. Świadczy o pasji, z jaką zajmuje się tematem. Jego starannie dobierane  
słowa, jego  
zaangaŜowanie przy równocześnie opanowanym głosie - wszystko na tle wspaniałego  
zbioru 11  
tysięcy kamieni - nadawały sytuacji prawie nieznośny dramatyzm. Z realną  
rzeczywistością wiązał  

background image

nas tylko nasz sceptycyzm. Nie zapomnimy nigdy tych doniosłych chwil z nim  
spędzonych. Z  
upływem czasu nabierały one wartości. 
Wywody dra Cabrery trafiały nam coraz bardziej do przekonania. Sprawiały to nie  
tylko jego  
pewność siebie, jego powaga naukowa, obszerna wiedza, trafne argumenty,  
inteligencja i  
wszechstronne wykształcenie. Zafascynowani byliśmy jego zaangaŜowaniem,  
bezinteresownym  
zachwytem i tryskającą energią. Ale przede wszystkim podziwialiśmy jego  
niepowstrzymane  
dąŜenie do zdobywania nowych wiadomości. 
Czy znaleziska dra Cabrery i jego teorie stanowią rzeczywiście punkt zwrotny w  
badaniach  
prehistorii człowieka? Peruwiański chirurg przeobraŜał się stopniowo w badacza,  
który przyjął  
wyzwanie i potrafił z nim Ŝyć. Chodziło mu jedynie o wzbogacenie ludzkiej wiedzy,  
bez baczenia  
na własne korzyści. Mozolnie zmagał się z gwałtownymi atakami, jakie kamienie z  
Ica wywołały w  
ś

wiecie nauki. 

Nie poddawał się. Był samotny w walce. I odczuwał tę samotność bardziej, niŜ to  
okazywał.  
Zdawał sobie sprawę z waŜności swego miejsca w walce nowego z tradycyjnymi  
poglądami w  
nauce. Gdy minie wzburzenie, a nowe pokolenie naukowców będzie chciało i  
potrafiło wykorzystać  
kamienie z Ica jako bazę badawczą, zostaniemy pewnie zaskoczeni pozycją, jaką  
zdobędzie ten  
człowiek. Podziwialiśmy go coraz bardziej, choć zdawaliśmy sobie sprawę, Ŝe moŜe  
to zaćmić  
krytyczne spojrzenie. MoŜe utrudnić wyrobienie obiektywnego sądu o  
rzeczywistości. 
Następnego dnia spotkaliśmy się ponownie wczesnym rankiem, by kontynuować wywiad.  
KaŜdy dzień spędzony w Ica uprzytamniał nam, jak ogromną wiedzę zawierają  
“nasze" gliptolity,  
jak waŜną rolę mogą kiedyś odegrać. 
Doktor Cabrera zrósł się nieomalŜe ze swoim zbiorem. Stanowili prawie rodzinę -  
nierozdzielną i  
niedostępną. 
100 
Miliony lat przed naszą erą 

Homo sapiens (Stary i Nowy Świat) 
Homo erectus (na całym świecie) 
Australopithecus robustus (Omo, Turkana, 
Afryka Południowa) 
Plejstocen 

H. erectus (Turkana, Olduwai) 

background image

H. habilis (Turkana, Olduwai) 

A. robustus (Omo, Turkana, Afryka Pd.) 
A. africanus (Hadar) 
Pliocen 

A. afarensis (Afryka Pd.) 
A. afarensis (Laetoli) 
Hominidy (Kanapoi) 
5 6 
Hominidy (Lothagan) 
8 9 
Ramapithecus (Pakistan) 
10 
12 
Ramapithecus (Afryka Wschodnia) 
14 
15 
Dryopithecus (Afryka, Europa) 
Miocen 
16 
Ramapithecus (Pakistan, Europa) 
17 
18 
Dryopithecus (Afryka) 
19 
22 
23 
24 
25 
Przed 25 milionami lat - proto-człekokształtne  
małpy (przodkowie dzisiejszych małp i  
człekokształtnych małp) rozwinęły się z form  
prymitywnych. 
Tabela chronologiczna znalezisk, które według najnowszych poglądów naleŜą do  
linii prymatów (naczelnych) lub  
hominidów (człowiekowatych). 
Znajdowali się jakby we wspólnym, trudnym do przeniknięcia “polu sił". 
KaŜdy człowiek, który w pracy kieruje się entuzjazmem, zmienia się nie tylko  
wewnętrznie.  
Cabrera był dla nas utalentowanym aktorem, utoŜsamiającym się z graną postacią.  
Dzięki  
wydartym ziemi kamieniom z przeszłości nabył głęboką wiedzę, moc przekonywania  
oraz pewność  
siebie, biorące się z głębokiej wiary w słuszność głoszonych poglądów. Czas  
obszedł się z nim  
bardzo łaskawie. Pasja badacza, od dwudziestu lat poświęcającego się niemal bez  
wyjątku nauce i  
dojrzałość Ŝyciowa, zachowały równowagę. Zanim kamienie tak gruntownie zmieniły  
tryb jego  

background image

Ŝ

ycia, patrzył trzeźwo na świat i niewiele rzeczy mogło go zaskoczyć. Namiętność  

badacza miał  
we krwi i zawsze był dociekliwy. Podobny błysk w oczach moŜemy wyobrazić sobie  
równieŜ u  
innych zapaleńców: Heinricha Schliemanna czy Howarda Cartera . 
Ale cięŜko być prorokiem. Co prawda zbiorem jego zainteresowała się osobiście  
królowa  
hiszpańska, Zofia. Kazała przesłać sobie z kolekcji doktora dwa duŜe kamienie  
pokryte  
wyobraŜeniami dinozaurów. W swoim Ŝyciu pełnym zdarzeń rzadko jednak miał do  
czynienia z  
takim dowodem uznania. 
W tym miejscu musimy zaznaczyć, Ŝe nie tylko kamienie dra Cabrery wskazują na  
moŜliwość  
współistnienia człowieka i prehistorycznych, dawno wymarłych zwierząt. W korycie  
Paluxy River, w  
okolicy Glenn Rosę (Teksas), dokonano równie spektakularnego odkrycia. Archeolog  
dr Carl  
Baugh, z Pensylvania State University, w warstwach kamieni sprzed 140 milionów  
lat (epoka  
kredowa), znalazł odciski człowieka obok odcisków jakiegoś dinozaura. 
Fachowcy uznali oczywiście i to znalezisko za zwykłe fałszerstwo. Ale oto  
wkrótce wybuchła  
nowa sensacja. Hilton Hinderliter, geolog, prowadził prace wykopaliskowe na  
terenie wymienionej  
juŜ Paluxy River, na rancho Emmita McFalla. O swoim odkryciu tak pisze:  
“Osobiście odsłoniłem  
odciski dwóch prajaszczurów i człowieka. Na własne oczy widziałem inne jeszcze  
ś

lady stóp w tej  

samej warstwie geologicznej. Dinozaury musiały więc Ŝyć obok człowieka."  
Hinderliter oszacował  
wiek odcisków na co najmniej 65 do 140 milionów lat. 
Amerykański “Journal of Science" donosi, Ŝe skamieniałe odciski stóp ludzkich,  
bosych i  
obutych, geolodzy znaleźli takŜe w pobliŜu Carson City, koło Berea w stanie  
Kentucky, w  
łupkowatych skałach sprzed 250 milionów lat. Następne odciski odsłonięto równieŜ  
w formacji  
kredowej, w Arizonie i Nowym Meksyku. RóŜnica czasu wynosi ni mniej, ni więcej  
tylko 110  
milionów lat. Odkrycia odcisków stóp ludzkich w warstwach, w których stwierdzono  
zarazem  
obecność olbrzymich śladów dinozaurów, są co prawda bardzo rzadkie, ale nie  
stanowią czegoś  
wyjątkowego. Tego rodzaju znaleziska spotykamy nie tylko w USA, ale równieŜ w  
Azji, Australii,  
Hiszpanii i w Rosji. W Navalsal w Murcji [południowo-wschodnia Hiszpania - od  
tłum.], wśród  
prawie 500 odcisków stóp przedstawicieli z podrzędu Theropoda - przypuszczalnie  
jakiegoś  

background image

tyranozaura - poruszenie w światku archeologicznym wywołał pojedynczy,  
niewątpliwie ludzki  
odcisk. W tej samej warstwie geologicznej! 
Graficzne przedstawienie takiej sytuacji, to znaczy współegzystencji człowieka i  
dinozaurów,  
znajdowano nie tylko na kamieniach z Ica. W kolumbijskich prowincjach  
Cundinamarca i Boyaca  
znaleziono płaskie, zaokrąglone płytki kamienne z wyrytymi na nich postaciami  
ludzi, gadów i  
pragadów. Widać wyraźnie biologiczny cykl prehistorycznych zwierząt.  
Właścicielem tych  
kamiennych tabliczek jest archeolog, Jaime Gutierrez Lega. Kolekcja jest pokaźna,  
choć nie tak  
olbrzymia jak gliptoteka dra Cabrery. 
- Zanim powiem państwu więcej na temat śladów równoczesnej egzystencji człowieka  
i  
wymarłych zwierząt, proszę pozwolić mi na kilka uwag wstępnych. - Zostaliśmy  
jeszcze raz  
przyjemnie zaskoczeni starannym przygotowaniem się dra Cabrery do tego spotkania.  
Jego  
wywody miały rzeczywiście charakter obszernej naukowej informacji, niemal  
nadającej się do  
druku. Czuliśmy się jak podczas po waŜnego wykładu. 
- Chodzi o potwierdzenie niektórych aspektów znanej teorii o przesunięciu  
kontynentów.  
Sformułował ją Alfred Wegener na początku naszego stulecia. Zgodnie z tą teorią  
dzisiejsze  
kontynenty w odległej przeszłości tworzyły jeden gigantyczny ląd. Rozpadł się on  
wskutek  
ochłodzenia planety, a jego części dryfowały po praoceanie jak potęŜne bryły  
lodu. Dwa lata przed  
odkryciem Richarda Leakeya, czyli w 1970 roku, stwierdzono jednoznacznie, Ŝe  
Afryka i Ameryka  
Południowa tworzyły kiedyś jedną całość. Melvin Patterson i grupa oceanografów z  
UNESCO  
wykazali, Ŝe warstwy geologiczne zachodniego wybrzeŜa Afryki i wschodnich  
brzegów Ameryki  
Południowej mają tę samą strukturę geologiczną. A to znaczy, Ŝe znaleziska  
Leakeya (człowiek z  
Olduwai), jak i Ameghina (człowiek z Patagonii) pochodzą praktycznie z tej samej  
okolicy jakiegoś  
starego superkontynentu. To wyjaśnia teŜ istnienie hominidów duŜo wcześniej, niŜ  
się dotąd  
przyjmowało. Nie tylko w Ameryce Południowej, ale takŜe na niegdysiejszym  
amerykańsko- 
afrykańskim prakontynencie. 
Takie niezbite fakty naukowe powinny skłonić argentyńskich badaczy do nowego  
spojrzenia na  
odkrycia Florentina Ameghina - niesłusznie obrzucanego obelgami i dziś prawie  
zapomnianego.  

background image

PrzecieŜ obecnie naukowcy mają do dyspozycji metody radiometryczne! Nie  
zdziwiłbym się wcale,  
gdyby na obszarze, gdzie Ameghino znalazł szczątki człowieka z Patagonii,  
dokonano dalszych  
rewelacyjnych odkryć w tych samych warstwach ziemi, i w ten sposób potwierdzono  
wyjątkowo  
wczesne istnienie człowieka na terenie Afryki południowej. 
A w 1970 roku wszystkie biuletyny naukowe donosiły o przełomowym odkryciu  
północnoamerykańskiego antropologa, MacNeisha, przewodniczącego Wydziału  
Archeologii  
Phillips Academy. W czasie prac wykopaliskowych w dorzeczu Rio Montayo (dopływ  
Amazonki na  
terenie peruwiańskiego Ayacucho) znalazł on róŜnorodne narzędzia w tych samych  
warstwach, w  
których znajdowały się skamieliny następujących zwierząt: olbrzymiego  
niedźwiedzia  
(megaterium), koni, wielbłądów, olbrzymich jeleni i róŜnych prakotów. To  
sensacyjne stanowisko  
ciągnęło się w głąb przez pięć warstw geologicznych. Według oficjalnych poglądów  
paleontologów  
megaterium, jeleń-olbrzym i prakoty wymarły przed milionem lat, a prehistoryczny  
koń i  
południowoamerykański wielbłąd - juŜ przed 13 milionami lat.  
- Wobec tego człowiek i znalezione obok niego kości zwierząt muszą pochodzić z  
tego samego  
okresu, czyŜ nie tak? - nie mogliśmy powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. 
- Mają państwo rację. MacNeish dostarczył w ten sposób niezbitego dowodu na  
koegzystencję  
praamerykańskiego człowieka i wymarłych zwierząt. Z przykrością muszę przyznać -  
w głosie  
Cabrery wyczuwało się zawód - Ŝe MacNeish nie miał dość hartu i odwagi, by trwać  
przy swoim  
zdaniu. Po jakimś czasie zaczął twierdzić, Ŝe znalezione narzędzia nie liczą  
więcej niŜ 20 tysięcy  
lat. W ten sposób zdeprecjonował znaczenie swego odkrycia. 
Krytyka dra Cabrery wynikała z rozczarowania zachowaniem się amerykańskiego  
antropologa. 

Taki, delikatnie mówiąc, chwiejny sposób traktowania oficjalnej  

interpretacji cech datujących  
- ironia w jego głosie była aŜ zbyt wyraźna - w niczym nie ujmuje wartości temu  
odkryciu. 
Nam teŜ nie było łatwo zrozumieć postępowania Mac-Neisha. - Dlaczego twierdził,  
Ŝ

e  

znaleziska nie mają więcej niŜ 20 tysięcy lat? Co skłoniło go do zmiany  
stanowiska? 

Gdyby przyjął inną interpretację - odpowiedział Cabrera wzruszając  

ramionami -  
oznaczałoby to, Ŝe od rzuca teorie zaakceptowane w antropologii. Niezbite do  
wody naleŜy więc  
uznać za nieprawdopodobne. Inaczej trzeba by napisać od nowa fachowe ksiąŜki i  

background image

podręczniki  
akademickie. DuŜo bardziej przykra i trudniejsza do realizacji byłaby zmiana  
sposobu myślenia.  
Naukowcy zadrŜeli przed widmem budowania od nowa, z innego punktu widzenia,  
schematu  
rozwoju cywilizacyjnego. 
Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Emocje zastąpiły trzeźwość sądów. Ujrzeliśmy  
zupełnie  
nowe oblicze dra Cabrery. Sprowokowany, przeobraził się w nieustraszonego  
bojownika o  
słuszność swojej sprawy. Był jednak świetnym obserwatorem, zdawał się rozumieć  
nasze  
zaŜenowanie. Gdy się ponownie odezwał, mówił jakby pojednawczym, opanowanym  
głosem. 
- Nie zapominajmy, Ŝe paleontolodzy powinni juŜ dawno zweryfikować niejedną  
chronologiczną  
wielkość. Czasowe przyporządkowanie prehistorycznych zwierząt i człowieka  
pochodzi w  
głównych zarysach z końca ubiegłego, ewentualnie z początków obecnego wieku. Ale  
juŜ w  
kwietniu 1971 roku, choć nie upłynął nawet rok od odkrycia MacNeisha - w oczach  
mówcy pojawił  
się złośliwy uśmiech, który znów przywrócił ukrywane napięcie - odsłonięto w  
Kolumbii skamieniały  
szkielet dinozaura, a ściślej mówiąc dwudziestometrowej długości iguanodonta. W  
pobliŜu tych  
szczątków leŜała prehistoryczna czaszka ludzka, prawie całkowicie  
zmineralizowana w wyniku  
procesu fosylizacji. Autorem tego odkrycia w prowincji Tolima był kolumbijski  
antropolog Henao  
Martin, profesor Uniwersytetu del Quindio. MoŜna to uznać za krok milowy w  
historii paleontologii,  
gdyŜ po raz pierwszy znaleziono w tym samym miejscu skamieniały szkielet  
człowieka i dinozaura.  
Dotychczas znajdowano tylko stworzone przez człowieka narzędzia obok skamielin  
zwierząt,  
według opinii naukowców, dawno juŜ wymarłych w tych czasach, gdy człowiek  
pojawił się na  
Ziemi. AŜ tu nagle mamy niewątpliwie ludzką czaszkę wydobytą razem z kośćmi  
dinozaura! A  
wiedzą państwo, Ŝe ten ostatni wyginął ponoć przed 60 milionami lat.  
Paleontologia uczy, Ŝe  
iguanodont Ŝył na początku okresu jurajskiego, to znaczy przed 181 milionami lat  
i wymarł pod  
koniec kredy, przed 64 milionami lat 
Pteranodont poruszając się po ziemi, uŜywał skrzydeł tak, jakby to były przednie  
nogi. Rozpiętość owych skrzydeł  
wynosiła prawie osiem metrów. 

Henao Martin osobiście poinformował kilka uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych  

background image

o swoim  
niebywałym odkryciu. Z wielkim uznaniem, wbrew swym nadziejom, wcale się nie  
spotkał. Ale  
dowody rzeczowe istnieją, i są do dyspozycji kaŜdego, kto zechciałby poświęcić  
im uwagę.  
Profesor Martin przechowuje je na terenie Uniwersytetu del Quindio, gdzie ma  
swoją katedrę. 
- Jak to jest moŜliwe, Ŝe naukowcy najzwyczajniej w świecie ignorują oczywiste  
wyniki prac  
badawczych? 

Dzieci moje - odparł dr Cabrera prawie po ojcowsku. - Zaraz usłyszą  

państwo jeszcze więcej  
tego typu historii i jeszcze bardziej niewiarygodnych. W 1974 roku na  
zaproszenie peruwiańskiego  
Uniwersytetu Narodowego przyjechał do Limy z serią odczytów dr A. A. Zoubov,  
radziecki  
antropolog. 
Doktor Cabrera miał zwyczaj wypełniania przerw myślowych ceremonialnym  
zapalaniem  
nowego papierosa. Tak było i tym razem. 

W rozmowie w cztery oczy Zoubov powiedział mi, Ŝe w 1973 roku zespół  

hinduskich  
badaczy wydobył skamieniałe ludzkie szczątki z formacji skał z mezozoiku. O od  
kryciu  
poinformowano Radziecką Akademię Nauk. Znalezisko jest dodatkowym potwierdzeniem  
obecności człowieka na Ziemi przed 65 milionami lat, ale i tym razem opinii  
ś

wiatowej nie  

powiadomiono o nim. Zdecydowano się milczeć i czekać na dalsze odkrycia. 
W Afryce natrafiono równieŜ na skamieniałe zęby i kości jakiegoś hominida. I one  
nie pasowały  
do tradycyjnych poglądów antropologii. Metodą radiometryczną ustalono wiek tych  
szczątków na  
63 do 75 milionów lat. Są to najstarsze znane dotąd pozostałości hominida i  
wydobyte zostały  
przez Mary Leakey 26 grudnia 1974 roku w suchym korycie rzeki Laetolli, w  
Tanzanii, około 40  
kilometrów od wąwozu Olduwai. Autorka odkrycia jest zdania, Ŝe są to szczątki  
przedstawicieli  
grupy sapiens a nie australopiteka.  
Wyjątkowość tego znaleziska polega na tym, Ŝe stanowi ono sensacyjny dowód na  
istnienie  
istot podobnych do człowieka, Ŝyjących przed 63 do 75 milionów lat temu, czyli w  
przejściowym  
okresie od mezozoiku do kenozoiku. Powszechna opinia antropologów głosi jednak,  
Ŝ

e przodkowie  

człowieka pojawili się na Ziemi przed 25 milionami lat. Tu zaś mamy jeszcze  
jeden dowód,  
uwierzytelniony najnowszymi metodami badawczymi, na istnienie nieznanych  
antropoidów i  
domniemanych praprzodków człowieka duŜo wcześniej, niŜ dotąd przypuszczano. Jest  

background image

wiele  
innych odkryć, których juŜ nie będę wyliczał, bo wypełniłyby odrębną księgę.  
Wszystkie one  
wstrząsają tradycyjnym fundamentem paleontologii. 
W najśmielszych marzeniach nie przyszłoby mi do głowy, Ŝe jeden, otrzymany  
kiedyś w  
prezencie, mały kamyk, który całe lata przeleŜał nie zauwaŜony na biurku, stanie  
się dla mnie  
bodźcem do podróŜy w całkowicie obcy dotychczas świat. 
Przez minione dwadzieścia lat przebadałem juŜ mnóstwo kamieni i wszystkie one  
opowiadają o  
ludziach Ŝyjących w bardzo odległej czasowo epoce geologicznej, w bezpośrednim  
sąsiedztwie  
dawno wymarłej fauny. Analizy laboratoryjne ujawniły szacowny wiek tych  
róŜnorodnych kamieni.  
Liczą sobie od 65 do 230 milionów lat i pochodzą z mezozoiku. Pokryte są starą  
powłoką tlenkową. 
Na początku i mnie dręczyły róŜne wątpliwości. Nim uporałem się z jednym  
pytaniem, nasuwało  
się następne; wciąŜ od nowa jak fale na morskiej plaŜy. Nie udało mi się  
rozszyfrować wszystkich  
tajemnic, jakie w sobie kryją. Mam wraŜenie, Ŝe niektóre z nich zawierają urywki  
pewnego  
tajemniczego przesłania. Nie wiem niestety, w jaki sposób te fragmenty są ze  
sobą powiązane. Jak  
powinienem je usystematyzować, by wpaść na trop tego przesłania. Mam na przykład  
ogromne  
trudności z serią Agnathusa. Człowiek, który te ryty wykonał, musiałby Ŝyć w  
dewonie, to znaczy w  
formacji paleozoiku przed 345 do 405 milionów lat. Agnathus bowiem wymarł przed  
300 milionami  
lat. 
Na temat tej serii nie potrafię niestety nic konkretnego powiedzieć. Jednego  
tylko jestem  
pewien. Ta cywilizacja musiała stać na wyŜszym poziomie naukowym, a pod względem  
kulturowym na pewno była bardziej rozwinięta niŜ dzisiejsza. Tu pojawia się od  
razu następny  
problem. JeŜeli przed tyloma milionami lat istnieli inteligentni ludzie, którzy  
być moŜe naukowo i  
technologicznie stali wyŜej od współcześnie Ŝyjących, to narzuca mi się pytanie,  
jak to się mogło  
stać, Ŝe nasza cywilizacja dopiero teraz osiągnęła obecny poziom rozwoju? Jak  
wyjaśnić  
zdumiewający fakt, Ŝe nasi bezpośredni przodkowie przed 1,7 miliona lat  
znajdowali się jeszcze,  
czy moŜe dopiero, na poziomie przedczłowieczym? 
Te niepokojące pytania były - jak się dopiero później przekonaliśmy - uwerturą  
do niezwykle  
odwaŜnej teorii. Dokonana przez Cabrerę interpretacja przesłania na kamieniach  
była starannie  

background image

przemyślana i logiczna. Teatralne słowa i gesty towarzyszące jego wywodom, nie  
stały w  
sprzeczności z powagą tego, co referował. Podnosiły jedynie napięcie, z jakim  
ś

ledziliśmy treść  

jego wykładów. Napięcie to musiało kiedyś opaść, a to nas trochę zasmucało. 
- Moim zdaniem, człowiek istnieje na Ziemi o wiele dłuŜej, niŜ dotąd przyjmowano.  
Przetrwał,  
gdyŜ jako gatunek osiągnął odpowiedni poziom inteligencji. Inne istoty natomiast  
wymarły.  
Nieznane wydarzenia, czynniki i warunki zewnętrzne cofnęły z pewnością jego  
rozwój niejeden  
raz, a moŜliwe, Ŝe wielokrotnie, do poziomu zerowego - intelektualnie,  
technicznie i naukowo. Był  
zmuszony zaczynać wszystko nieomal od początku. Na Ziemi Ŝyły więc liczne  
rodzaje ludzkie  
upadające, ale nie znikające nigdy całkowicie. Ujawniały się wciąŜ w róŜnych  
miejscach. Naj- 
młodszy spośród nich to “nasz" Homo sapiens! 
Człowiek “gliptolityczny", który przedstawiał siebie i swój świat na tych  
kamieniach, nie jest taki  
sam, a jedynie podobny do nas. To, co go z nami łączy, to przede wszystkim  
wspólne conditio  
humana. I on, i my naleŜymy do tego samego ludzkiego gatunku. 
III.Punkt alfa ludzkości 
Bytem jak małe dziecko bawiące się na plaŜy, znajdujące wciąŜ nowe kamyki, a  
wokół mnie  
leŜał wielki ocean nieodkrytych prawd. 
Sir Isaac Newton 
KaŜdy z nas interesuje się od czasu do czasu przeszłością - zarówno własną, jak  
i otaczającego  
nas świata. 
Skąd pochodzimy? Dlaczego znajdujemy się tu, a nie gdzie indziej? Dlaczego coś  
dzieje się  
właśnie teraz? Ustawicznie zadajemy sobie podobne pytania. 
Archeolodzy - zarówno profesjonaliści, jak i znający się na rzeczy amatorzy -  
kopią w ziemi w  
nadziei znalezienia czegoś, co dałoby zadowalającą odpowiedź na stawiane pytania.  
Rozpadające  
się ruiny, stara ceramika i szczątki narzędzi są jedynymi śladami, którymi  
dotychczas dyspo- 
nujemy, by wyrobić sobie pogląd na rozwój człowieka od prymitywnej hordy do  
technologicznie  
nowoczesnego społeczeństwa. JeŜeli archeolodzy trafią kiedyś szczęśliwie na  
dobrze zachowane  
pozostałości kultury materialnej całego ludu, który dawno wymarł, to i taki  
skarb nie będzie w sta- 
nie dać odpowiedzi na dręczące nas pytania. Bowiem to, co zostało, to  
najczęściej “odpryski"  
minionych czasów, fragmenty akcesoriów dnia codziennego w odległej przeszłości. 
Tak wiele jeszcze śladów dawnych dziejów ukrytych jest pod dnem mórz i oceanów.  

background image

Trudno  
powiedzieć, kiedy poszukiwacze sięgną po te skarby, całkowicie niedostępne przy  
obecnych  
metodach badawczych. Na szczęście dotychczas eksplorowano archeologicznie tylko  
niewielki  
obszar naszego globu. Pozostaje więc nadzieja... 
Trudno zrekonstruować warunki Ŝycia istniejących niegdyś ludów na podstawie  
skąpych  
informacji i skromnej liczby znalezisk. NajwaŜniejsze są nie zbadane, zamknięte  
jak w skarbcu na  
siedem pieczęci. Do czego narody dąŜyły w przeszłości? Czy przeŜywały wzloty i  
upadki? Jakich  
dokonywały bohaterskich czynów? Jaki miały dorobek? Jakiego rodzaju radości i  
lęki odczuwały?  
Jak długo cierpiały? Czy zwycięstwa i klęski decydowały o ich bycie? Jakie  
czynniki złoŜyły się na  
wybór tej, a nie innej drogi ewolucji? Jaki stopień rozwoju osiągnęły i dlaczego  
wymarły? 
Jednym z najbardziej spornych tematów w badaniach nad prehistorią jest ciągle  
jeszcze pytanie  
o pierwszych mieszkańców amerykańskiego kontynentu. Skąd i kiedy przybyli? 
Według powszechnie przyjętej teorii, przodkowie amerykańskich Indian  
przywędrowali z Syberii  
do Alaski przez dzisiejszą Cieśninę Beringa, gdy ta była wolna od lodu, to  
znaczy około 30 do 10  
tysięcy lat temu. Dziś uwaŜa się juŜ te zbyt dogmatyczne archeologiczne i  
antropologiczne poglądy  
za całkiem nieprzekonujące. Thor Heyerdahl stwierdza między innymi, Ŝe  
przodkowie Indian prze- 
płynęli ocean w łodziach.  
Zbudował więc tratwę, tak jak budowano je przed setkami lat i przebył na niej  
Pacyfik, a takŜe  
Atlantyk, korzystając ze stałych prądów morskich. Dowiódł w ten sposób  
słuszności swej śmiałej  
tezy, Ŝe między wschodnią i zachodnią półkulą mogło juŜ wówczas istnieć  
połączenie wodnym  
szlakiem. 
Teoria o łączności między kontynentami poprzez Cieśninę Beringa nie jest więc  
jedyną, która  
próbuje wyjaśnić podobieństwa kultur pramieszkańców Azji i Nowego Świata.  
Jeszcze przed  
kilkoma laty takie stwierdzenie wywołałoby salwy śmiechu w salach wykładowych  
uniwersytetów.  
KaŜdy etnolog byłby oburzony, gdyby przeczytał, Ŝe zarówno Azjaci, jak i  
Egipcjanie, którzy  
konstruują dziś jeszcze tratwy nilowe (podobnie jak to czynili Indianie Ajmara  
znad jeziora  
Titicaca), odwiedzali prawdopodobnie w odległej przeszłości Meksykanów czy  
Peruwiańczyków i  
przyjmowali ich rewizyty. 

background image

Ale doświadczenie, nowe znaleziska, wykorzystanie nauk interdyscyplinarnych i  
otwartość  
poglądów młodej generacji badaczy zagraŜają podstawom starych, anachronicznych  
systemów. 
Odkrycia obecnego stulecia nauczyły nas, Ŝe o teorii względności naleŜy pamiętać  
równieŜ w  
badaniach odległych epok. Do wydartych ziemi znalezisk przykładamy etykietkę z  
nieodwołalną  
decyzją i próbujemy do przestarzałych doktryn dopasować zdobycze. Ale nie tędy  
droga! To  
fałszywa metoda, bowiem kaŜdy wydobyty na światło zabytek powinien zbliŜać nas  
do prawdy.  
KaŜde odkrycie powinno pomóc spojrzeć głębiej w przeszłość. 
Kiedyś uczono nas, Ŝe człowiek pojawił się na Ziemi 4004 lata przed narodzeniem  
Chrystusa. Z  
punktu widzenia religii była to poprawna data, nie odpowiadała jednak  
rzeczywistości. Dziś  
kaŜdego wykształconego człowieka śmieszą takie poglądy. IleŜ z obecnie uznanych  
“prawd"  
wzbudzi uśmiech politowania za jakieś 100 albo 300 lat? 
Niemniej jednak, teoria wędrówek z Azji do Ameryki przez Cieśninę Beringa  
głoszona jest  
nadal. NiewaŜne, czy zgadza się z faktami, czy teŜ nie... 
Nigdzie teŜ nie traktuje się dwuznaczności tak niefrasobliwie jak w Trzecim  
Ś

wiecie. W  

hinduskim Muzeum Narodowym w Bombaju moŜna obejrzeć - w sąsiadujących ze sobą  
pomieszczeniach - eksponaty dowodzące słuszności dwóch odmiennych poglądów na  
ten sam  
temat. W pierwszej sali jest to malowidło o wyraźnych wpływach chrześcijańskich,  
przedstawiające  
historię pochodzenia człowieka. Wynika z niej, Ŝe początki ludzkości sięgają  
wstecz około 10  
tysięcy lat. W drugiej z kolei sali stoją statuetki w pozycji jogi. Te  
“medytujące" figurki, pochodzące  
z kręgu kultury MohendŜo-Daro, wydobyto w dolinie rzeki Indus. Kultura ta  
rozwijała się przed 5-6  
tysiącami lat. Dysponowała juŜ dobrze funkcjonującym systemem kanalizacyjnym i  
nawadniającym  
oraz wspaniałymi urządzeniami do ogrzewania powietrza. 
Ile czasu wymagało osiągnięcie tak wysokiego poziomu cywilizacyjnego? Kiedy  
rozwinęła się  
skomplikowana wiedza, dotycząca zarówno jogi, jak i medytacji w ogóle? Dech w  
piersi zapiera,  
gdy się pomyśli, jak wiele osiągnięto w tak krótkiej epoce. Pamiętajmy, Ŝe  
okresy gospodarczego  
dobrobytu, bez wojen, nigdy nie były zbyt długie. Nawet nasza zachodnia  
cywilizacja, mimo  
naukowego i technologicznego postępu oraz religii o tysiącletnim rodowodzie, nie  
moŜe poszczycić  
się podobną wiedzą. Nigdy nie osiągnęła takiego szczytu rozwoju kulturalnego i  

background image

społecznego.  
Nieliczni, którzy czuli potrzebę zdobycia duchowych mądrości, musieli przejmować  
je od innych  
kultur.  
To oczywiście wcale nie znaczy, Ŝe w przeszłości nie istniały na naszych  
szerokościach  
geograficznych społeczeństwa dostatecznie dojrzałe, by stosować techniki  
doskonalenia ducha.  
Dowodem na to, Ŝe takowe egzystowały, mogą być chociaŜby malowidła w grocie  
Addaura w  
Palermo, pochodzące z paleolitu sprzed około 17 tysięcy lat. Niewątpliwie  
rozpoznawane są na  
nich asany (snabasana i dhanu-rasana) znane z klasycznej jogi.  
Tak więc najstarszych śladów jogi naleŜałoby szukać nie w Azji, jak to się  
najczęściej czyni, ale  
w europejskim obszarze śródziemnomorskim. Ten obraz kultury starszej epoki  
kamiennej na  
Sycylii ponownie uzmysławia względność archeologicznych i antropologicznych  
interpretacji. 
Z kaŜdym zagłębieniem w ziemię łopaty archeologa pochodzenie pramieszkańców  
Ameryki  
wydaje się coraz bardziej zagadkowe. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu uwaŜano  
drugi wiek naszej  
ery za początek bujnego rozwoju środkowoamerykańskiej kultury. Dziś musimy  
wyznaczyć  
chronologię początku tego rozwoju o kilka tysiącleci wcześniej. 
Odkrycie - datowanej co najmniej na 1500 lat przed Chrystusem - cywilizacji  
Olmeków w Zatoce  
Meksykańskiej i naczyń glinianych w Belize (dawniej brytyjski Honduras),  
pozwoliło cofnąć  
kształtowanie się preklasycznego okresu Majów o całe 2 tysiące lat. Dziś sądzi  
się, Ŝe analo- 
gicznej, do wydobytej w Belize, ceramiki uŜywano juŜ około 3 tysiące lat przed  
Chrystusem. 
Z wielkimi oporami przyznaje się, Ŝe społeczeństwo Majów miało jedną z  
najbardziej  
rozwiniętych kultur i posiadało niezwykle bogaty dorobek duchowy i materialny. 
Według tradycyjnej nauki Majowie pochodzą od Amerydów, duŜej grupy nomadów,  
którzy przed  
mniej więcej 12 tysiącami lat (ostatnia epoka lodowcowa), przywędrowali  
północnym szlakiem  
przez dzisiejszą Cieśninę Beringa. Przeczą temu pisma Majów, z których wynika  
wyraźnie, Ŝe ich  
przodkowie przybyli wprawdzie z daleka, ale z zupełnie innej strony. 
W Popol-Vuh, annałach Kakczikelów (Cakchickel) i w księdze Chilam Balam czytamy:  
“Przybyliśmy z drugiej strony morza do miejsca zwanego Tulan. Tu płodzili nas  
nasi ojcowie i  
nasze matki. Tu rodziliśmy się." A w innym miejscu znów: “Z czterech stron  
przybyli ludzie do  
Tulan." 

background image

Pięknym potwierdzeniem tego, o czym czytamy w starych księgach Majów, są wywody  
Jose  
Arguellesa, amerykanisty pochodzącego z Indii: “Słowo maya ma kluczowe znaczenie  
w  
hinduistycznej filozofii. Oznacza: początek świata i świat iluzji. W sanskrycie  
słowo maya pokrewne  
jest pojęciom: duŜy, miara, matka i, jak juŜ wspomniano, źródło." JuŜ nie  
dziwimy się, gdy  
słyszymy, Ŝe matka Buddy miała na imię Maya. W Mahabharacie, klasycznym eposie  
hinduskim z  
wedyjskiego kręgu kulturowego, moŜna wyczytać, Ŝe pewien sławny astrolog, który  
był zarazem  
astronomem, magiem i architektem nazywał się równieŜ Maya. W tejŜe Mahabharacie  
pojawia się  
wielki szczep nomadów zwanych Maya. 
Ale nie tylko w Indiach, ojczyźnie wysoko rozwiniętej metafizyki, spotykamy  
słowo maya.  
Nazywał się tak podskarbi faraona Tutenchamona, słynnego króla-chłopca,  
natomiast w filozofii  
egipskiej słowo mayet znaczy “uniwersalny porządek świata". 
To Majowie, niezrównani nauczyciele uniwersalnego porządku świata, obliczyli  
czas obiegu  
Ziemi wokół Słońca z dokładnością do jednej tysięcznej znanej dziś wartości.  
Zdumiewające!  
PrzecieŜ nie dysponowali precyzyjnymi przyrządami pomiarowymi, jakie znamy dziś.  
Punkt zerowy  
tego kalendarza, równy początkowi państwa Majów oznaczono na 4 Ahau 2 Cumhu, co  
według  
kalendarza gregoriańskiego, którym się obecnie posługujemy, odnosi się do 12  
sierpnia 3113 roku  
przed Chrystusem. Nie znamy źródła, z którego Majowie czerpali wiedzę do  
opracowania swego  
kalendarza. 
Naukowcy przypuszczają, Ŝe około 3 tysiące lat przed Chrystusem na Atlantyku  
wydarzyła się  
jakaś gigantyczna katastrofa geologiczna. Rozpadła się wówczas wyspa Island. Na  
wszystkich  
wyspach Morza Śródziemnego moŜna znaleźć ślady tej katastrofy i oznaki początków  
cywilizacji.  
Czy fale potopu dosięgły i Ameryki Południowej? 
W przekazach Indian Hopi mówi się o potęŜnych falach, które zalewały amerykański  
kontynent,  
gdy zatonęła Kasskara, olbrzymia wyspa na Pacyfiku. Wysoko cywilizowane ludy  
przed wiekami,  
ratowały się uciekając na stały ląd i zapoczątkowując zarazem wędrówki  
czerwonoskórych wzdłuŜ  
Andów na północ kontynentu. Wędrówki te zaczęły się, zdaniem Indian Hopi, przed  
400 tysiącami  
lat. 
Podczas prac ziemnych przy budowie rurociągu w pobliŜu miasta Arica w północnym  

background image

Chile, w  
piasku pustyni natrafiono na dobrze zachowane mumie. Są to najstarsze,  
dotychczas odkryte  
szczątki ludzkie tego rodzaju. Ich wiek ustalono na 2 tysiące lat, a niektóre  
nawet datowano na 6  
tysięcy lat przed Chrystusem! Jaki to naród juŜ przed tyloma tysiącami lat i na  
długo przed epoką  
panowania faraonów egipskich opanował sztukę balsamowania zwłok? Zdaniem  
uczonych mamy  
tu do czynienia z prymitywną cywilizacją. 
Kilkadziesiąt z tych mumii znajduje się dziś na chilijskim uniwersytecie w  
Tarapaca. 300  
dalszych leŜy nadal w ziemi i czeka na podjęcie badań. 
Do nowej generacji naukowców, nie skaŜonych starymi poglądami na historię  
Ameryki, naleŜą  
między innymi:  
Gordon Willey z Uniwersytetu Harvarda, który głosi hipotezę o istnieniu bliskich  
powiązań  
między starą kulturą Chavin w Peru i kulturą Olmeków w Meksyku. 
Betty Meggers i C. Evans z Smithsonian Institut w USA dostarczyli dowody na to,  
Ŝ

e przed 5  

tysiącami lat na wybrzeŜu Ekwadoru mieszkali japońscy rybacy. 
David Kelley z kanadyjskiego instytutu archeologicznego, odkrył zdumiewające  
podobieństwa  
między kalendarzami Majów i Azjatów. W obu kalendarzach nazwano miesiące  
imionami tych  
samych zwierząt. Nawet daty ich powstania są prawie jednakowe - około 3 tysiące  
lat przed  
Chrystusem.  
Cykl księŜycowy został tak dokładnie obliczony, Ŝe odchylenie od współczesnych  
danych  
wynosi jedynie cztery tysięczne dnia. Jest wielce prawdopodobne, Ŝe w czasach  
Majów podana  
przez nich wartość była poprawna. 
Taka precyzja wymagała znajomości wyŜszej matematyki. Podstawą tego  
skomplikowanego  
kalendarza był system liczbowy ze znajomością zera - znany tu przed Arabami i  
Hindusami.  
Dokładność obliczeń przewyŜszała nawet system gregoriański. 
Majowie uŜywali kalendarza określającego miesiące synodyczne [okresy między  
dwiema  
jednakowymi, kolejnymi fazami księŜyca - od tłum.], jak i synchronizację cykli  
Merkurego, Wenus,  
Marsa, Jupitera i Saturna. Archeolodzy widzą w kalendarzu Majów jedynie pomoc w  
określaniu  
czasu. Ale - nasuwa się pytanie - dlaczego zadawali sobie tyle trudu jedynie po  
to, by oznaczać  
czas? Bez odpowiedzi pozostaje teŜ pytanie o cel zapisywania dat i wydarzeń na  
niektórych  
monumentalnych budowlach, nawet sprzed 400 milionów lat. A wszystkich tych  

background image

obliczeń doko- 
nywali genialnie prostym i wygodnym systemem dwudziestkowym (a nie dziesiętnym).  
Na dodatek  
wystarczał im zestaw trzech podstawowych symboli. Zjawisko rzeczywiście  
wyjątkowe w historii  
ludzkości! 
Widocznie w kulturze Majów były inne niŜ obecnie kryteria orientacji  
czasoprzestrzennej.  
Współcześni badacze stają bezradni wobec tego fenomenu i nikt nie twierdzi, Ŝe  
udało mu się coś  
wyjaśnić. 
Betty Meggers przedstawiła liczne dowody na to, Ŝe ludzie z cywilizacji Ching- 
Chang przepłynęli  
Pacyfik i Ŝe to oni wywarli duŜy wpływ na wczesną amerykańską cywilizację,  
ś

ciśle mówiąc, na  

cywilizację Olmeków. 
Roald Frkell ze State University w Waszyngtonie, zreferował wyniki swych badań  
na kongresie  
Geological Society of America w 1973 roku. Oświadczył wówczas, Ŝe wraz z  
zespołem zdobył  
dowody - nie do podwaŜenia - na istnienie człowieka w Ameryce juŜ przed 250  
tysiącami lat.  
Badali róŜnymi metodami sprzęt i narzędzia znalezione nad brzegami pewnej rzeki  
w Meksyku.  
Wyniki były zawsze jednakowe: 250 tysięcy lat!  
“Nie ma wyjścia" - pisał Frkell - musimy przyznać, Ŝe archeolodzy badający Stary  
i Nowy Świat  
karmili nas przez ostatnie stulecie fałszywym obrazem początków rozwoju  
człowieka." 
Znalezione narzędzia wskazywały na duŜo bardziej rozwinięte metody obróbki  
aniŜeli metody  
stosowane w tym czasie na terenie Azji i Europy. To nie dawało mu spokoju.  
Kierunek jego badań,  
wnioski które z nich wyciąga, są w zgodzie z teorią Louisa Leakeya na temat  
genezy człowieka w  
Ameryce. 
Leakey cieszył się juŜ powszechnym uznaniem. Znane były jego prace wykopaliskowe  
w  
wąwozie Olduwai na brzegu Serengeti. Przez dwadzieścia lat szukał dowodów na  
poparcie  
hipotezy, Ŝe praprzodkowie człowieka Ŝyli o milion lat wcześniej, niŜ dotąd  
przyjmowano. Nie  
przeszkadzało mu, Ŝe był w swych poglądach osamotniony. Szukał dowodów i znalazł  
je wreszcie. 
Mało znany jest epizod z Ŝycia Leakeya, związany z podróŜą do Stanów  
Zjednoczonych.  
Pojechał tam szukać dalszych dowodów. UwaŜał, Ŝe i w Ameryce człowiek Ŝył duŜo  
wcześniej.  
Pod koniec lat sześćdziesiątych, kopiąc w Calvo Hills w Kalifornii, dokonał  
waŜnego odkrycia -  

background image

znalazł prymitywne narzędzia kamienne, którym przypisał wiek ponad 250 tysięcy  
lat. Takiej  
chronologii nie chciało zaakceptować konserwatywne środowisko archeologów.  
Sprzeczano się  
zawzięcie. Opinia Leakeya nie została dobrze przyjęta. To, co on traktował jako  
prymitywne  
narzędzia, inni uczeni uznali za wytwór natury. 
Dla Leakeya nie było to nic nowego. Znał juŜ zachowawczy sposób podejścia  
profesjonalnych  
archeologów. Zabytki znalezione w wąwozie potraktowali podobnie jak inne tego  
rodzaju okazy.  
Ale nie ustąpił. Szukał wytrwale dalej. Po latach Ŝmudnej pracy znalazł wreszcie  
w tej samej  
okolicy Kalifornii, gdzie odkrył budzące kontrowersje narzędzia, resztki  
ludzkiego szkieletu. Zdobył  
więc tak długo poszukiwane świadectwo. Udowodnił, Ŝe człowiek istniał w Ameryce  
duŜo  
wcześniej, niŜ się powszechnie uznaje. 
ChociaŜ uzyskano juŜ dostateczną liczbę jednoznacznych potwierdzeń bardzo  
wczesnego  
pojawienia się człowieka w Ameryce to uznane autorytety wciąŜ od nowa bez  
namysłu odrzucają  
taką moŜliwość. 
Nie zwaŜając na opinie zachowawczej grupy kolegów, R. D. Simpson, współpracownik  
Louisa  
Leakeya, wypowiada odwaŜną myśl: “Jest coraz więcej danych, optujących za  
starszym  
rodowodem człowieka w Nowym Świecie. Nie moŜna ich lekcewaŜyć czy wręcz  
ignorować tylko  
dlatego, Ŝe nie pasują do potocznego modelu rozumowania. W obliczu luk w  
łańcuchu dowodów  
przedwczesne są wszystkie, dotychczas uznane za ostateczne, sądy na temat  
pochodzenia,  
wędrówek i kultury człowieka z plejstocenu w Nowym Świecie. Przy obecnym stanie  
wiedzy  
konieczne jest bardziej elastyczne myślenie. Niezbędne są opinie nie obarczone  
przestarzałymi  
poglądami, opinie nieostateczne."  
E. Greenman, archeolog z Michigan University, równieŜ broni hipotezy o  
wcześniejszym  
pojawieniu się człowieka w Ameryce. Posiada on podobno dowody na to, Ŝe we  
wczesnym  
paleolicie ludzie przepływali Atlantyk w łodziach i kajakach. 
Greenman pisze: “Niektóre przedmioty znalezione w południowo-zachodnich Stanach  
Zjednoczonych dowodzą, Ŝe okolice te były centrum, z którego rozchodziły się  
wzorce kulturowe  
wczesnego paleolitu." CzyŜby rozchodziły się i rozprzestrzeniały dzięki łodziom  
i kajakom? 
Jeszcze bardziej bulwersujące niŜ opinie Greenmana są przekazy mitologiczne  
Indian Hopi.  

background image

Legenda głosi, Ŝe przed wiekami przodkowie Indian przybyli z wysp po drugiej  
stronie wody.  
Przekazy tego szczepu tłumaczą, iŜ przed naszym światem istniały trzy inne  
ś

wiaty. 

Pierwszy z nich unicestwił pustoszący wszystko ogień; drugi obróciły w proch  
ś

miercionośne  

lody, trzeci zaś pochłonęła woda. 
Indianie wierzą, Ŝe te trzy światy powstały jeden po drugim kolejno w górach  
wokół San  
Francisco, w okolicy Oraibi, gdzie obecnie mieszkają potomkowie tamtych  
praprzodków. Oraibi jest  
w Ameryce Północnej najstarszym znanym osiedlem, zamieszkiwanym nieprzerwanie. 
Z geologicznego punktu widzenia nie ma w tej teorii Ŝadnej sprzeczności.  
Kataklizm, który  
zniszczył pierwszy świat Indian Hopi, mogła wywołać aktywność wulkanów przed  
ponad 250  
tysiącami lat. Drugi świat mógł zniknąć w epoce lodowcowej około 100 tysięcy lat  
temu. Trzecią  
katastrofę stanowił zaś okres wielkich deszczy i powodzi przed 25 tysiącami lat. 
Sądząc z treści starych przekazów Inków, ich praprzodkowie byli zwykłymi,  
pokojowo  
nastawionymi nomadami, zamieszkującymi pieczary i jaskinie. Nazywano ich  
Pacarimoc-Runa, co  
znaczy “początkujący ludzie". Niezwykle interesujące jest, Ŝe zgodnie z jednym z  
przekazów owi  
Pacarimoc-Runa byli białoskórzy. 
Znana jest wypowiedź Richarda L. Thompsona, biologa ewolucjonisty, która  
spotkała się z  
licznymi atakami: “Równie dobrze moŜna sobie wyobrazić, Ŝe Homo sapiens Ŝył  
przez miliony lat  
obok nie spokrewnionych z nim ewolucyjnie małp człekokształtnych. 
MoŜliwe teŜ, Ŝe te niepodobne do człowieka istoty wytwarzały prymitywne  
narzędzia kamienne.  
Z centralnej Azji słychać często o małpopodobnej istocie, zwanej tam Alma, która  
podobno łupała  
kamienie na narzędzia. Tę teorię mogą poprzeć znajdowane szczątki szkieletów i  
kamiennych  
wytworów. Człowiek «unowocześniony» i prymitywniejsze stworzenia Ŝyli obok  
siebie od  
niepamiętnych czasów. Wytwarzali narzędzia od najprostszych kamiennych, do  
wysoko  
wyspecjalizowanych." 
ChociaŜ, zwłaszcza w ostatnich latach, ciągle przybywa empirycznych dowodów na  
egzystencję  
inteligentnych, wytwarzających narzędzia istot, na kontynencie amerykańskim w  
ś

rodkowym  

plejstocenie, nie przełamuje to starych nawyków myślowych nawet wybitnych  
uczonych i specjali- 
stów. 
Następnym trafnym przykładem reakcji świata na nowinki niech będzie sprawa Toca  

background image

de  
Esperanza (jaskini nadziei) w brazylijskim stanie Bahia. W 1982 roku Maria  
Beltrao odkryła ciąg  
jaskiń pokrytych ściennymi malowidłami. Trzy lata później wykopano tam duŜy rów,  
który odsłonił  
cztery warstwy ziemi. Najpierw twardą skorupę węglanową, a pod nią trzy warstwy  
piasku i  
piaszczystej gliny. W ostatniej z nich leŜały skamieliny ssaków razem z  
narzędziami kamiennymi.  
Trzy kości z tego znaleziska przesłano trzem róŜnym laboratoriom. Ich wiek  
został określony na  
204 do 295 tysięcy lat. “Znalezisko wydaje się wskazywać, Ŝe praczłowiek pojawił  
się w Ameryce  
duŜo wcześniej, niŜ dotąd przyjmowaliśmy" - oświadczył francuski badacz Lumley,  
który  
nadzorował badania kości. 
ChociaŜ prace wykopaliskowe Marii Beltrao prowadzone były według ścisłych reguł,  
pod  
nadzorem naukowym znanego specjalisty, ich efekty nie zdołały jednak przełamać  
uporu  
tradycjonalistów. Stawiano znów szereg zarzutów, mających zdyskredytować  
odkrycie. Zasłaniano  
się między innymi wymówką, Ŝe metodą biostratygraficzną nie moŜna datować warstw  
w jaskini.  
JednakŜe powtórne badania metodą uranową, to znaczy metodą śledzenia rozpadu  
promieniotwórczego (radioaktywnego) uranu, dały ten sam wynik: 204 do 295  
tysięcy lat. 
JeŜeli nie uznaje się tych wyników, to konsekwentnie naleŜałoby zdyskwalifikować  
wszystkie  
inne znaleziska, których wiek określono metodą opartą na rozpadzie uranu. 
Wymieniony juŜ wcześniej Richard MacNeish, dyrektor U.S. Peabody Foundation of  
Archeology, jest nie tylko jednym z najsławniejszych archeologów Stanów  
Zjednoczonych, ale  
równieŜ pionierem teorii wcześniejszego pojawienia się człowieka na kontynencie  
amerykańskim.  
Twierdzi on między innymi: “Niektórzy archeolodzy nie uznaliby wcześniejszego  
pojawienia się  
człowieka w Ameryce nawet wówczas, gdyby osobiście oglądali go przy obróbce  
narzędzi."  
John Alsoszatai-Petheo, antropolog, przedstawił w 1986 roku zasadnicze  
stanowisko opinii  
ś

wiatowej w następujący sposób: “Przez dziesięciolecia amerykańscy archeolodzy  

wyznawali  
pogląd, Ŝe człowiek jest względnie nowym zjawiskiem na amerykańskim kontynencie.  
Zwykłe  
napomknięcie, Ŝe mogłoby być inaczej, groziło naukowym samobójstwem... W  
konserwatywnym  
ś

wiatopoglądzie nie ma miejsca na otwartość umysłu." 

Doktor Cabrera podziela zdanie tych antropologów, którzy optują za wcześniejszym  
pojawieniem się człowieka w Ameryce. Przed 250 tysiącami lat Cieśninę Beringa  

background image

pokrywały lody  
polarne. Przejście tą drogą z Azji, w ówczesnej sytuacji, nie było moŜliwe. A to  
znaczy, Ŝe nie ma  
Ŝ

adnego rozsądnego wyjaśnienia kwestii, jak mógłby Europejczyk czy Azjata w  

pierwotnym  
stadium rozwoju cywilizacyjnego, na co wskazują znalezione narzędzia,  
przewędrować do  
Ameryki. A moŜe ów człowiek nie był wcale tak prymitywny, jak myślimy? MoŜe to  
jednak  
neandertalczyk, jak sądził Leakey, lub istoty, które przeŜyły upadek prastarej  
cywilizacji i dały  
początek nowej, zgodnie z indiańskimi legendami czy przekazami? I wreszcie  
trzeba dopuścić  
moŜliwość, Ŝe są to pozostałości człowieka zupełnie nie znanego nam gatunku, o  
tajemniczym  
rodowodzie. 
Amerykańscy biolodzy ewolucjoniści, M. A. Cremo i Richard L. Thompson,  
opublikowali  
niedawno obszerną pracę na temat róŜnych odkryć archeologicznych, równieŜ tych  
nie uznanych  
przez tradycyjną naukę. Znajdujemy tam dokumentację znalezisk wyraźnie  
sugerującą istnienie ro- 
zumnych istot w epokach prehistorycznych. Czytamy w niej między innymi:  
“Oficjalnie nie mówi się  
o niewygodnych znaleziskach, bowiem wydają się one mało wiarygodne. Ale  
obowiązkiem  
uczciwego badacza jest mówić nie tylko o uznanych juŜ prawdach." 
Do takich mało wiarygodnych znalezisk trzeba zaliczyć kości człowieka wydobyte  
na przełomie  
lat 1855/1856 na pewnej górze stołowej w hrabstwie Tuolome w Kalifornii. Chodzi  
tu mianowicie o  
kompletny szkielet ludzki wyeksplorowany z warstwy Ŝwiru. Wiek jego szacuje się  
na 33 do 55  
milionów lat. 
Kolejnym świadectwem moŜliwości istnienia rozwiniętego człowieka w  
trzeciorzędzie jest  
fragment czaszki znalezionej przez Paula K. Hubbsa w złotodajnych skałach  
narzutowych pod  
zwałami rumowiska. Wokół czaszki leŜały odpadki - kości mastodontów. Nad  
stanowiskiem  
zalegały warstwy niezwykle twarde o gęstości bazaltu i wykluczały omyłkę. Tak  
przynajmniej brzmi  
opinia na temat fragmentu czaszki, znajdującego się obecnie w zbiorach Museum of  
Natural  
History Society w Bostonie. Inny fragment tej samej czaszki z podobnym opisem  
moŜna znaleźć w  
muzeum Philadelphia Academy of Natural Sciences. 
“Nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tym odkryciu, gdyby Hubbs nie był jego  
ś

wiadkiem i gdyby  

nie przekazał czaszki drowi Wislow, znanemu przyrodnikowi" - oświadczył prof.  

background image

Whitney, śledzący  
historię tego odkrycia. 
Pod wulkaniczną, latytową [latyt - magmowa skała wylewna, składająca się głównie  
ze skalenia  
i piroksenu - od tłum.] pokrywą góry stołowej w hrabstwie Tuolome znaleziono  
takŜe ludzką  
Ŝ

uchwę, groty oszczepów, młotki ręczne do klinowania i kamienne łyŜki. Doktor J.  

D. Whitney  
badał te przedmioty osobiście i stwierdził, Ŝe wszystkie ślady człowieka  
kopalnego znalezione w  
nieczynnym wyrobisku złota, naleŜą do anatomicznie rozwiniętych istot ludzkich.  
Wiek warstwy  
Ŝ

wiru, w którym spoczywała Ŝuchwa, określa się na 9 do 55 milionów lat. Niektóre  

ze znalezisk  
wyszczególnionych w pracy Cremo i Thompsona są jeszcze starsze. Wskazują na  
istnienie  
człowieka w epoce poprzedzającej trzeciorzęd. 
Do tych bardzo starych okazów naleŜy między innymi “szkielet z Mascoupin",  
nazwany tak od  
hrabstwa Mascoupin w stanie Illinois. Są to szczątki męŜczyzny znalezione w  
pokładzie węgla na  
głębokości 28 metrów, pod 60 centymetrową warstwą łupku. Pokrywała je ciemna  
skorupa  
twardego, lśniącego materiału. Po usunięciu skorupy białe kości ukazały się w  
prawie  
nienaruszonym stanie. Cremo i Thompson przesłali materiał z pokładu węglowego do  
analizy. 9  
lipca 1985 roku otrzymali ekspertyzę sporządzoną przez C. Briana Traska: “W  
odpowiedzi na  
pytanie panów o wiek warstwy węgla, w której spoczywały kości, mogę poinformować,  
Ŝ

e pokłady  

węgla w Illinois powstały w górnym pensylwanianie." 
W Ameryce Północnej pensylwanian jest wyróŜnionym systemem stratygraficznym i  
odpowiada  
górnemu karbonowi. Na postawie oceny Briana Traska węgiel, w którym spoczywał  
szkielet z  
Mascoupin liczy sobie co najmniej 286 milionów lat, ale równie dobrze moŜe mieć  
320 milionów lat. 
Całą tę długą listę odkryć, której nie moŜemy tu w całości przedstawić, oceńmy  
najlepiej  
słowami jej autorów: “...wnioskujemy na koniec, Ŝe cały zbiór skamielin i  
wytworów sztuki  
potwierdza pogląd, Ŝe anatomicznie nowoczesny człowiek Ŝył na Ziemi od wielu  
dziesiątków  
milionów lat, obok innych prymatów". 
- Jak wśród innych rodzajów - wyjaśnił dr Cabrera - tak i wśród rodzaju  
ludzkiego spotyka się  
rozmaite gatunki. RóŜne cywilizacje zaludniały Ziemię, podlegały mutacji i  
zmieniały się. Człowiek  
z Tiahuanaco na przykład był pulchny, miał duŜą głowę, krótkie nogi, długie  

background image

ramiona i  
czteropalczastą dłoń. Był bardzo podobny do “człowieka gliptolitycznego". 
PotęŜne kamienne budowle w Machu Picchu w peruwiańskich Andach oraz pozostałe  
tajemnicze megalityczne budowle w Sacsayhuaman, Tiahuanaco, Pumu-Mucu są  
prawdopodobnie  
dziełem prastarej cywilizacji. Wzniesione na nich późniejsze, duŜo skromniejsze  
“dobudówki" z  
róŜnorakich mniejszych kamieni, są juŜ dziełem Inków czy Preinków... Nazwałem to  
zjawisko  
“kulturą metyską" z racji kulturowego konglomeratu. 
- Znów jedno z oryginalnych określeń Cabrery - po myśleliśmy. Doskonale czuliśmy,  
co chciał  
wyrazić. Mówca nie zostawił nam jednak czasu na rozwaŜania. 
- Nastąpiło połączenie rozwiniętej wiedzy i wspaniałych wytworów “człowieka  
gliptolitycznego" z  
duŜo skromniejszymi artystycznie i naukowo osiągnięciami Inków a takŜe ich  
przodków! Czy sądzą  
państwo, Ŝe Inkowie są rzeczywiście budowniczymi tych cudownych dzieł archi  
tektonicznych? Nie  
byliby w stanie wykonać czegoś podobnego! Nawet dla naszej rozwiniętej  
technologicznie  
cywilizacji budowle te stanowią wielką tajemnicę. Nie znamy sposobów ani środków  
technicznych,  
przy pomocy których je konstruowali. Nie potrafimy wyjaśnić, jak wciągali na ta  
kie wysokości te  
ogromne skalne bloki. Jakimi narzędziami obrabiali tak dokładnie powierzchnie  
składanych głazów,  
Ŝ

e mogli łączyć je bez uŜycia zaprawy murarskiej? Pamiętajmy, Ŝe tak wzniesione  

budowle  
przetrzymały niejedno trzęsienie ziemi. Tego nie mogli zbudować Inkowie. Ich  
technika była zbyt  
prymitywna. 
Głos dra Cabrery nie dopuszczał sprzeciwu. Uśmiechał się pobłaŜliwie, gdy mówił  
dalej. 
- Większość archeologów jest jednak przekonana, Ŝe to Inkowie są autorami  
wymienionych  
budowli. Ich zdaniem dzieła te wznoszone były latami, rękoma wielu tysięcy  
robotników.  
Udowodnić tego jednak nikt nie potrafi. Zresztą wyraźnie widać, Ŝe nie jest to  
sprawa siły rąk  
ludzkich ani ich mnogości. Przede wszystkim sztuka architektoniczna zasługuje na  
podziw. To nie  
jest takŜe sprawa czasu trwania budowy. Niezbędna była ogromna wiedza,  
prawdziwie  
technologiczne “know how", którym dysponował “człowiek gliptolityczny". 
Nigdzie nie widać tego tak wyraźnie, jak w Machu Picchu. Fundament tworzą  
olbrzymie głazy o  
rozmiarach 2 na 3 metry, waŜące setki ton. Ogromne bloki, idealnie dopasowane do  
siebie  
pionowymi i poziomymi powierzchniami! A na tym fundamencie wzniósł ktoś nędzną,  

background image

pokrytą  
słomą chatę z duŜo mniejszych, nierówno ciosanych kamieni. Jedno do drugiego  
przecieŜ zupełnie  
nie pasuje! A jednak archeolodzy chcą nam wmówić, Ŝe jacyś ludzie wciągnęli  
potęŜne bloki  
skalne na szczyty Andów tylko po to, by na ich wspaniałym fundamencie osadzić  
prymitywną  
chatę, pokrytą słomianą strzechą. To przecieŜ nie ma sensu! 
Takie zjawisko właśnie nazywam konglomeratem kulturowym. Owo niezwykłe  
wymieszanie przy  
równoczesnym upadku wiedzy spotykamy nie tylko w architekturze domów  
mieszkalnych, ale  
równieŜ w sztuce. Świadczą o tym figurki ze złota, statuetki, tabliczki zdobione  
rysunkami czy  
napisami, dywany i wiele innych wyrobów, które od dawna wprawiają badaczy w  
zakłopotanie. JuŜ  
w nowszych czasach, po narodzeniu Chrystusa, istniały państewka na róŜnym  
poziomie  
społeczno-kulturowym. Wymieszanie się kultur i rytuałów religijnych, do którego  
doprowadzały  
między innymi zaborcze wojny, widoczne jest w sztuce i w budowie świątyń. Jedni  
od drugich  
przejmowali symbole kultowe, wyobraŜenia, rytuały i technologie. Przejmowali i  
dopasowywali. 
Ale grawerowane kamienie istniały juŜ, zanim doszło do owego wymieszania.  
Istniały nie tylko  
na pustyni Ocucaje. Znali je Inkowie i Preinkowie - moŜliwe, Ŝe tylko  
moŜnowładcy i szamani. Z  
całą pewnością jednak znali je uczeni kapłani peruwiańscy zwani amauta. Ci  
mędrcy zawsze  
odgrywali waŜną rolę w przekazywaniu wiedzy “człowieka gliptolitycznego". Ale i  
oni mieli  
ograniczony dostęp do informacji zachowanej na kamieniach. Większości symboli  
litograficznych  
nie zdołali odszyfrować, jak daleko ich wiedza nie sięgała. 
To, co zdołali odczytać, zostało w pewnym stopniu wykorzystane przy tworzeniu i  
organizacji  
imperium Inków. Wszechmocni władcy, arystokraci czczeni jak półbogowie i uczeni  
kapłani amauta  
byli prawdopodobnie jedynymi ludźmi, mającymi dostęp do ukrytych złoŜy kamieni.  
Miejsca  
przechowywania pokrytych rytami kamieni były znane tylko im i na pewno  
pieczołowicie strzeŜone.  
Odczytywane przesłania przekazywano jak w kaŜdym, podobnie zorganizowanym  
społeczeństwie  
z ojca na syna, z uczonego kapłana na jego ucznia. 
O kamieniach wiedzieli Peruwiańczycy jeszcze w okresie inwazji Hiszpanów.  
Wówczas  
nazywały się one piedras Manco, czyli kamienie boskiego Manco. Szesnasto-wieczny  
indiański  

background image

kronikarz starego Peru, Juan de Santa Cruz Pachacuti Llamqui, pisze w swej  
Historii starego Peru,  
Ŝ

e za czasów Inki Pachacutec w królestwie Chincha znaleziono szereg  

grawerowanych kamieni.  
Nazywano je Mancu lub Manco, co oznacza równieŜ: pan, bóg, wódz, władca, Inka  
lub król.  
Pierwszy władca dynastii Inków nazywał się Manco Capac. W języku keczua Capac -  
capa lub  
Kapa oznacza - “wyciągnięta ręka". 
StaroŜytni Peruwiańczycy znali więc ryte kamienie, szanowali je i przechowywali  
w specjalnych  
miejscach. Widzieli w nich huaco - święte przedmioty pochodzące z rąk bogów.  
Czasem  
znajdowano podobne kamienie w grobach. Jednak tylko okazy niewielkich rozmiarów.  
Miały one  
przynosić szczęście i towarzyszyć zmarłemu w jego drodze po śmierci. Większe  
okazy  
pozostawały w chronionych miejscach, gdzie studiowali je kapłani. 
Dzięki tym kamieniom Inkowie wiedzieli o istnieniu koni, olbrzymich zwierząt,  
statków itp. Gdy  
więc zobaczyli przybijających do brzegu Hiszpanów, ich wielkie statki i wreszcie  
ich samych na  
koniach uwierzyli, Ŝe wrócili bogowie. Nie stawiali przybyszom oporu.  
Oprowadzali hiszpańskich  
zdobywców po swoim olbrzymim, niezmierzonym kraju. Gdy poznali wreszcie  
prawdziwe zamiary  
konkwistadorów, było juŜ za późno. 
Doktor Cabrera podszedł do okna, spoglądał przez nie dłuŜszą chwilę i zaczął  
nieco innym  
tonem. 
- W trakcie mych licznych podróŜy badawczych przez Peru spostrzegłem coś  
dziwnego. W  
wielu małych wioskach rozsianych nad brzegami pustyni, od Paracas po Nazca,  
widziałem  
tubylców sprzedających turystom róŜne indiańskie wyroby snycerskie. Sądziłem, Ŝe  
są to zwykłe  
rękodzielnicze drobiazgi miejscowych Indian. Ale kiedyś zauwaŜyłem, Ŝe czarne  
drewno, z którego  
wykonano te rzeźby, wygląda na bardzo stare. 
Wskazał na dwie zdobione snycerską sztuką kolumny, wkomponowane w regały, na  
których  
leŜały jego cenne kamienie. Wcześniej nie zwróciły naszej uwagi. Teraz  
patrzyliśmy na nie innymi  
oczyma. W pomieszczeniach kamiennej galerii zobaczyliśmy jeszcze więcej takich  
rzeźbionych  
przedmiotów. Były mniejsze od owych dwóch kolumn, ale bogato rzeźbione i równie  
godne  
zainteresowania. W końcu zdaliśmy sobie sprawę, dlaczego dotąd ich nie  
zauwaŜyliśmy. Stanowiły  
bowiem piękne elementy wystroju wnętrza, stworzonego ręką Cabrery. Były tak  

background image

doskonale  
wkomponowane w umeblowanie galerii, Ŝe nasuwało się porównanie z Ŝywym  
organizmem, w  
którym wszystkie elementy układają się w zamkniętą całość. 
Cabrera mówił dalej. - Zacząłem gromadzić te rzeźby, ale na frapujące  
podobieństwo niektórych  
z nich do olbrzymów z Wyspy Wielkanocnej, zwanych moai, zwróciłem uwagę dopiero  
później.  
Profile tych małych rzeźb przypominają wyraźnie potęŜne głowy i popiersia  
wykonane z  
wulkanicznego tufu. W Muzeum Regionalnym w Ica moŜna obejrzeć archaiczne wiosło  
ozdobione  
rzeźbionymi postaciami, równieŜ podobnymi do moai z Wyspy Wielkanocnej. Wiosło  
jest  
preinkaskie, a wyobraŜone na nim postacie noszą kapelusze lub hełmy. Wyspowe  
megality,  
pochodzące z bliŜej nieokreślonej przeszłości, nosiły takie same nakrycia głowy.  
Dawno temu  
spadły one z głów olbrzymów i leŜały drugie lata obok figur, dopóki nie zostały  
z powrotem  
umieszczone na poprzednio zajmowanych miejscach. Pytałem więc siebie, skąd to  
uderzające  
podobieństwo owych moai do rzeźbionych figurek, znajdowanych przez Indian na  
pustyni i w  
starych grobach. I dlaczego współcześni mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej w  
najmniejszym stopniu  
nie przypominają wyglądem tych figur? Kataklizmy wielokrotnie niszczyły Ziemię.  
To Ŝadna ta- 
jemnica. Jest przeto moŜliwe, Ŝe kamienne posągi z Wyspy Wielkanocnej i  
częściowo skamieniałe  
rzeźby z peruwiańskiej pustyni pochodzą z czasów, gdy istniała łączność pomiędzy  
wspomnianymi  
terenami. Zadowalające wyjaśnienie tego problemu spoczywa pewnie na dnie oceanu.  
Odtworzeni  
w rzeźbach ludzie, podobni do “człowieka gliptolitycznego", naleŜą  
przypuszczalnie do odległej  
przeszłości, gdy planeta wyglądała zupełnie inaczej niŜ dziś. 
JuŜ dawno temu, uczeni badający prehistorię obu Ameryk stwierdzili, Ŝe spotykane  
tu typy  
ludzkie wykazują wiele analogii do typów południowo-wschodniej Azji, Polinezji i  
Melanezji.  
Podobne były narzędzia, obyczaje i róŜnego rodzaju urządzenia. Szwedzki etnolog,  
baron Erland  
Nordenskóld, znalazł aŜ czterdzieści dziewięć wspólnych cech na terenie Oceanii  
i Południowej  
Ameryki. Lista ta, jak donosi archeolog Leo Deuel, ostatnio znacznie się juŜ  
wydłuŜyła. 
Szkice przedstawiające drewniane rzeźby na pustyni Ocucaje i Nazca. Uwagę zwraca  
nie tylko duŜe podobieństwo  
do profilów megalitycznych postaci z Wyspy Wielkanocnej, ale i wyobraŜenia  

background image

liścia jako symbolu Ŝycia spotykanego  
na niejednym kamieniu. Tu liść wyrasta z podbrzusza - faktycznego źródła Ŝycia.  
Wszystkie figury mają tylko cztery  
palce u rąk. Cecha ta powtarza się stale na starych wyobraŜeniach. 
Zwróćmy choćby uwagę na meksykańską grę w piłkę, zwaną patolli, odpowiednik  
indyjskiego  
parchesi. TakŜe uŜywana na obszarze całej Anglii fletnia Pana, nie róŜni się  
niczym od fletu, na  
którym grają w Birmie (myanmar) i na Wyspach Salomona. Podobne do kamienia  
głowice maczug  
z Melanezji wyglądają jak peruwiańskie. Pierwotni mieszkańcy wysp na Pacyfiku  
stawiali budowle  
z wielokątnych bloków, dokładnie w ten sam sposób jak Inkowie i wcześniej  
Preinkowie. Rodzimy  
słodki ziemniak Ameryki Południowej uprawiany był przez Polinezyjczyków na długo  
przed  
przybyciem białego człowieka, nawet nazywa się tak samo: kumara - z języka  
keczua. 
Na liście tej umieścić naleŜy równieŜ pokryte miedzią bumerangi, znajdowane w  
grobach  
Wysoczyzny Peruwiańskiej, a przecieŜ wiadomo, Ŝe pramieszkańców Australii trudno  
nazwać  
wielkimi podróŜnikami morskimi. Jedno nowe znalezisko i trzeba zweryfikować  
dotychczasowe po- 
glądy! Bowiem większość teorii czy hipotez, proponowanych przez archeologów,  
sięga w niezbyt  
odległą przeszłość naszej planety. 
Badając prehistorię Ameryki, szukając odpowiedzi na pytania o pierwszego  
człowieka na tym  
kontynencie, nie wolno zapominać o wieku Ziemi oraz przeobraŜeniach, jakim  
podlegała. Weźmy  
dwa przykłady z kamiennej biblioteki z Ica. Obraz geologiczny Ziemi odczytany z  
niej, skłonił nas  
do krytycznego spojrzenia na głoszone teorie o jej przeszłości. 
W szkole uczono nas, Ŝe na Ziemi jest pięć kontynentów. To pamiętamy z  
pierwszych lekcji  
geografii. Bez zastanawiania się przyjęliśmy do wiadomości te informacje od  
nauczycieli i z  
podręczników. Gdyby taka lekcja odbywała się przed 400 milionami lat, uczono by  
nas czegoś  
innego. Obraz Ziemi byłby odmienny. Dowiedzielibyśmy się, Ŝe Ziemię pokrywa  
wielki ocean,  
otaczający gigantyczny ląd. Wszystkie dzisiejsze kontynenty tworzyły wówczas  
zwartą całość,  
jeden ogromny prakontynent opasany praoceanem. 
Jeszcze 80 lat temu bez litości wyśmiano by autora takiego poglądu. Podobny los  
spotkał  
właśnie genialnego włoskiego geologa, Meloniego, bo o nim tu mowa. Jest on  
twórcą hipotezy o  
przesunięciu kontynentów. Jako pierwszy spostrzegł zbieŜność przeciwległych na  

background image

globie brzegów  
Ameryki Południowej i Afryki. OdwaŜył się twierdzić, Ŝe Oceanu Atlantyckiego  
pierwotnie nie było.  
Powstał zaś dopiero wtedy, gdy obie płyty kontynentalne odsunęły się od siebie. 
Jak wiele innych śmiałych teorii, z którymi świat musi się dopiero oswoić, tak i  
teoria Meloniego  
o przesunięciu kontynentów, nie była początkowo powaŜnie traktowana. Natomiast  
poglądy  
głoszone przez niemieckiego geofizyka, Alfreda Wegenera, trafiły w 1912 roku na  
podatniejszy juŜ  
grunt. Jego teoria geotektoniczna nie wywołała skandalu. Powoli oswajano się z  
myślą, Ŝe Ziemia  
nie jest czymś stałym, trwałym i niezmiennym, Ŝe jest rodzajem tygla, w którym  
stale coś wrze i  
kipi. Ziemia jest tworem zmiennym. 
Alfred Wegener miał poprzedników, którzy nieśmiało proponowali, napomykali,  
przewidywali lub  
tylko wyobraŜali sobie moŜliwość dryfu kontynentów. Jednym z nich był francuski  
mnich, Francois  
Placet. JuŜ w 1666 roku podejrzewał on, Ŝe w wyniku potopu Eurazja oddzieliła  
się od Ameryki  
Północnej, a Afryka od Ameryki Południowej. Sto lat później, o rozpadzie  
prakontynentu po  
potopie, pisze w swej Genezis (1756) teolog Theodor Lilienthal. Anto-nio  
Pelegrini (1858)  
uzasadnia teorię rozpadu prakontynentu nie tylko ukształtowaniem linii  
brzegowych Afryki i  
Ameryki Południowej, ale równieŜ podobieństwem flory pokładów węgla kamiennego  
Europy i  
Północnej Ameryki. Frank B. Taylor, Amerykanin, który niezaleŜnie od Wegenera  
opracował teorię  
dryfu kontynentów, próbuje (1910) rozwiązać jedną z największych zagadek w  
historii rozwoju  
Ziemi, to znaczy problem powstawania gór. Dochodzi do wniosku, Ŝe to siła  
przyciągania KsięŜyca  
przesuwała masy Ziemi w kierunku równika. Wegener dowodzi, Ŝe obok sił  
grawitacyjnych  
KsięŜyca, wpływ miały teŜ bieguny magnetyczne Ziemi. Lądy odsuwały się od  
biegunów ku  
równikowi. Ani teoria Taylora, ani Wegenera nie znalazły uznania ówczesnego  
ś

wiata nauki.  

Odrzucali je prawie wszyscy geofizycy i geolodzy bez wyjątku. Ale raz rzucona  
myśl zaczęła  
drąŜyć umysły uczonych. Geolodzy teoretycy budzili się z marazmu. Choć dziś  
uznaje się hipotezę  
Wegenera za jedną z genialniejszych zdobyczy nowoczesnej geofizyki, to w latach  
1930-1955  
uległa ona prawie całkowitemu zapomnieniu. Wegenera zrehabilitowano dopiero w  
1958 roku, gdy  
w ramach Międzynarodowego Roku Geofizyki przeprowadzono sensacyjne badania z  

background image

udziałem  
uczonych z całego świata. Nazwano go “wizjonerem nauki". 
Zjawisko geofizyczne jest procesem niesłychanie wolnym. Ciągnie się przez setki  
milionów lat.  
Trudno wyobrazić sobie taki rozciągnięty w czasie proces. Nie starcza nam na to  
wyobraźni, tak  
jak nie starcza jej, gdy mówimy o przestrzeniach międzygalaktycznych. Rozmiary  
czasowe  
Wszechświata obce są naszym potocznym pojęciom czasu. 
W drugiej połowie naszego wieku zaczyna się wreszcie systematyczne badanie Ziemi  
i jej  
geograficznej przeszłości (paleogeografia). Uczeni mają teraz do dyspozycji nowe  
technologie,  
ułatwiające badania głębin morskich i obserwację Ziemi z duŜych odległości,  
między innymi  
satelitarne stacje badawcze. Morza i lądy otrzymują geologiczne nazwy, związane  
z ich  
prawdopodobną, prastarą konfiguracją: północny kontynent nazwano Laurazją, a  
południowy -  
Gondwaną. 
Teoria przesunięcia lądu znajduje potwierdzenie w geomorfologii i geofizyce.  
Mówi ona, Ŝe  
kontynenty utworzone z lekkiej, ale sztywnej skorupy (sial), pływały po cięŜkiej  
i bardziej  
plastycznej masie (sima), przesuwając się nieraz na znaczne odległości. Prądy  
konwekcyjne  
gęstego, płynnego wnętrza Ziemi wstrząsały masami tak, Ŝe te rozpadały się i  
odsuwały od siebie,  
by z czasem połączyć się od nowa. 
Rekonstrukcja pierwotnych połoŜeń kontynentów wykonana przez dra Cabrerę. 1)  
Stan aktualny; 2) i 3) Stadia  
pośrednie; 4) Kształt i połoŜenie lądów w czasie, gdy powstawały kamienie z Ica. 
Te geologiczne turbulencje nie pozostawały bez wpływu na klimat i środowisko.  
Warunki Ŝycia  
zwierząt i roślin określało aktualne połoŜenie kontynentu. Selekcja w obu  
ś

wiatach następowała  

wskutek konieczności dopasowania się do innych warunków. Pojawiały się nowe  
formy Ŝycia.  
Ginęły gatunki nie potrafiące się przystosować. Przebieg filogenezy gatunku jest  
nierozerwalnie  
związany z ogólnym ukształtowaniem powierzchni Ziemi. To zauwaŜył juŜ Dar-win.  
Fakt, Ŝe ssaki  
kontynentu australijskiego poszły własną, odrębną drogą rozwoju, znajduje  
słuszne wyjaśnienie w  
teorii przesunięcia kontynentów. 
Niewykluczone, Ŝe rozpady wielkich kontynentów są jedną z przyczyn bogactwa  
gatunków  
ssaków, Ŝyjących pod koniec mezozoiku. Aktualny obraz rozprzestrzenienia w  
ś

wiecie róŜnych  

gatunków flory i fauny nie daje się wyjaśnić do końca ani aktualnym  

background image

rozmieszczeniem lądów i  
oceanów, ani istniejącym w epoce lodowcowej połączeniem międzykontynentalnym  
(Cieśniny:  
Torresa, Beringa i inne). Trzeba będzie chyba uwzględnić istnienie innych  
połączeń między  
sąsiadującymi ze sobą lądami lub zatopionymi kontynentami (Lemuria, Atlantyda).  
W nowszych  
publikacjach mówi się o tym coraz częściej. Znany w świecie botanik, Van Steenis,  
przypuszcza,  
Ŝ

e było co najmniej pięć transpacyficznych “mostów" czy “korytarzy". Tak tylko  

daje się wyjaśnić  
podobieństwo okołopacyficznej wegetacji lądowej. 
Doktor Cabrera nawiązał do dwóch, wymienionych poprzednio przykładów ze swej  
kamiennej  
biblioteki, dających obraz geologicznych początków naszego globu. 
- Mam tylko trzy gliptolity przedstawiające morza i kontynenty jakiejś planety.  
Sądzę, Ŝe  
stanowią one część jakiejś większej całości, czy moŜe serii. Te dwa gliptolity,  
które państwo tu  
widzą - wskazał na dwa czarne kamienie o szerokości 70 centymetrów - odtwarzają  
obserwacje z  
ptasiej perspektywy. Nie jest to aktualny obraz Ziemi. 
Mówca nie dał nam czasu na rozwaŜanie doniosłości jego słów i zajął się  
szczegółami drugiego  
kamienia. 
- Tu widzą państwo cztery pola oznaczające bez wątpienia kontynenty. Strefy  
pomiędzy nimi to  
oceany, zajmujące około 20% całej powierzchni. Mamy więc tu tylko wielką wodę i  
cztery lądy. Nie  
dostrzegamy Ŝadnego symbolu, mogącego wskazywać na istnienie lodu, a zatem i  
Ŝ

adnych  

biegunów lodowcowych na wyobraŜonej tu planecie. 
To kartograficzne przedstawienie lądów obramowane jest szerokim, ząbkowanym  
paskiem lub  
taśmą. Porównując tę stosunkowo niewielką powierzchnię mórz z duŜą powierzchnią  
lądów,  
dochodzę do wniosku, Ŝe musiało wtedy nastąpić potęŜne wyparowanie wody.  
ś

yłkowany  

pierścień rytu składa się z licznych linii, które są symbolem mas pary wodnej w  
atmosferze.  
Powierzchnia wody na tej karcie jest zacieniowana równoległymi kreskami. W mojej  
interpretacji  
oznacza to dalsze parowanie wód. Para wodna przechodzi do atmosfery, którą  
symbolizuje szeroki  
pierścień, i tam się gromadzi. Proszę zwrócić uwagę na szerokość tego paska.  
Zajmuje on prawie  
połowę powierzchni kamienia. Ma wyobraŜać olbrzymie ilości pary wodnej, która  
juŜ nagromadziła  
się w atmosferze. Wynika z tego jednoznacznie, Ŝe widoczna na tym rycie planeta  
przechodziła  

background image

progresywną fazę intensywnej akumulacji ciepła i energii. Wiadomo bowiem, Ŝe  
potęŜne warstwy  
chmur stanowią nagromadzenie wielkich energii. 
Mimo natłoku symboli zauwaŜyliśmy na tym kamiennym globusie bloki podobne do  
piramid  
(patrz: barwna ilustracja). 
- Co oznaczają te piramidy? JeŜeli pierścień wyobraŜa warstwę chmur, jak pan  
twierdzi, to  
dlaczego trójkąty figurują na nim, a nie na symbolach kontynentów? - pytaliśmy  
pełni wątpliwości. 
- I ja nie znajdowałem początkowo Ŝadnego przekonującego wyjaśnienia - odparł  
Cabrera. -  
Znalazłem je dopiero na innych, rozpracowanych przeze mnie kamieniach. Piramidy  
stanowią  
pewnego rodzaju symbol ukierunkowania, przejmowania, gromadzenia i oddawania  
energii.  
Piramidy na oglądanym kamieniu są skierowane - jak państwo słusznie zauwaŜyli -  
podstawą ku  
pierścieniowi, czyli ku atmosferze. Ostrzem wskazują kontynenty. To moŜe znaczyć,  
Ŝ

e w okresie,  

gdy powstawała ta mapa, trwało gwałtowne oddawanie energii kontynentom. Mamy  
zatem przed  
sobą wyryty opis zamkniętego obiegu energii. 
Stąd wniosek, Ŝe sytuacja planety wyobraŜana na tych dwóch gliptolitach jest  
krytyczna, biorąc  
pod uwagę postępujące gromadzenie się energii w atmosferze. To znów znaczy, Ŝe  
planecie grozi  
jakaś katastrofalna zmiana. Jest prawdopodobne, Ŝe cywilizacja tamtych czasów  
posiadała nie  
tylko wiedzę ekologiczną o zagroŜeniu swej planety, ale znała teŜ metody  
okiełznania tych  
potęŜnych sił. Do takiego wniosku doszedłem po analizie innych kamieni, na  
których wyobraŜono  
“człowieka gliptolitycznego" wciągniętego w obieg energii. 
Warunki, w jakich znalazła się ówczesna cywilizacja, nie były wcale łatwe.  
Pomyślmy tylko o  
barierach gorącego powietrza, które musiały powstawać przy istnieniu tak  
potęŜnych osłon z pary  
wodnej... 
Analizując stosunek powierzchni wody do lądów przedstawionych na tych kamiennych  
mapach i  
porównując go z dzisiejszym stanem Ziemi widzimy, Ŝe w obu przypadkach wynosi on  
1:4, tyle Ŝe  
w odwrotnej kolejności. Na kamieniach mamy jedną część wody na cztery części  
kontynentów,  
podczas gdy na dzisiejszym globie przypadają cztery części wody na jedną część  
lądu. 
Łatwo zrozumieć, Ŝe równowaga termiczna i system wymiany ciepła były zachwiane.  
Energia  
słoneczna docierała co prawda do Ziemi, ale jej promienie nie mogły przebić się  

background image

przez  
niewyobraŜalnie grubą warstwę czarnych chmur, osłaniających cały glob. Nie  
docierały do  
powierzchni Ziemi, ale nagrzewały chmury. To doprowadziło stopniowo planetę do  
krytycznej  
sytuacji. Zgromadzone w atmosferze masy wody wracały na powierzchnię globu w  
postaci  
długotrwałych, obfitych opadów deszczu. W wyniku nieprzerwanych okresów  
deszczowych  
podnosił się poziom wód oceanów. Rosnąca masa wody naciskała płyty kontynentów,  
przyśpieszając ich dryf. Krótko mówiąc, nastąpiły globalne zmiany pociągające za  
sobą niszczące  
skutki. Wiedząc, Ŝe kontynenty odsuwają się od siebie z prędkością 6 centymetrów  
na rok, moŜna  
zrozumieć, Ŝe ryty na kamieniach informują o przeszłości Ziemi. 
Byliśmy wstrząśnięci rozmiarem wydarzeń sprzed wielu milionów lat. To, co nam dr  
Cabrera tak  
plastycznie opisał, to nic innego, jak zgubne skutki efektu cieplarnianego. 
Nikt nie wie, czy rzeczywiście na Ziemi wydarzyła się taka pustosząca katastrofa,  
będąca  
rezultatem wyobraŜonej na kamieniach przełomowej sytuacji. Nie wiemy teŜ, czy  
owa katastrofa  
klimatyczna, sprzęŜona z napręŜeniami i potęŜnym ciśnieniem we wnętrzu globu,  
doprowadziła do  
napęcznienia materii płaszcza Ziemi, które przyśpieszyło dryf lądów. Dziś moŜemy  
jedynie  
podejrzewać, Ŝe przed 400 milionami lat prakontynent rozpadł się na dwie części,  
które obracały  
się, zderzały ze sobą i utworzyły jednolity ląd - Pangeę. 
Pangea - wielki prakontynent - rozciągała się przed 250 milionami lat od bieguna  
do bieguna.  
Przed 180 milionami lat Pangea rozpadła się na dwie części: na północy powstała  
Laurazja,  
późniejsza Azja, Europa, Grenlandia, Ameryka Północna, a na południu Gondwana,  
obejmująca tę  
część, z której wyodrębniła się później Afryka, Ameryka Południowa, Australia i  
Antarktyda. Dwa  
ostatnie lądy oderwały się od Gondwany przed 150 milionami łat i utworzyły jeden  
kontynent. 
Wielkie płyty skorupy ziemskiej, dryfując po wielkim oceanie, nie tylko odsuwały  
się od siebie.  
Czasem zderzały się, by pod niesamowitym ciśnieniem połączyć się w nową całość.  
Dochodziło  
przy tym do wypiętrzeń łańcuchów górskich lub zburzenia juŜ istniejących. Woda  
zalewała lądy i  
uwalniała je ponownie. Powstawały pustynie, wąskie pomosty lądowe oraz rwące  
rzeki. Ale i one  
zanikały. Przed 80 milionami lat nastąpił dalszy rozpad lądów, które stopniowo  
przyjęły znaną dziś  
postać i połoŜenie. 

background image

W okresie późnokredowym, przed 60 do 85 milionów lat, na krótko przed  
osiągnięciem  
dzisiejszego stanu, powstały najpierw cztery bloki lądów - zadziwiająco  
przypominające te na  
kamiennej mapie. Przypadek li tylko?  
Czy wolno nam stwierdzić, Ŝe zjawiska klimatyczne przedstawione na kamieniach są  
dokumentem historycznym? Informacją o fizycznych zmianach, które wydarzyły się w  
późnej  
kredzie? WyobraŜeniami przekształceń, które zostały uznane przez “człowieka  
gliptolitycznego" za  
istotniejsze od wielu innych, geologicznych i klimatycznych zmian nawiedzających  
Ziemię? 
Pamiętajmy, Ŝe po takiej klimatycznej zapaści, flora i fauna musiały się  
dostosować do zupełnie  
odmiennych warunków. Prawdopodobnie na gliptolitach ukazano decydujący moment  
ewolucji w  
historii planety. Wiadomo bowiem, Ŝe koniec okresu kredowego, najmłodszego z  
trzech formacji  
mezozoiku, to zarazem początek końca dinozaurów. 
Wracając do sprawy dramatycznych przeobraŜeń klimatu Ziemi, które mogłyby być  
odpowiedzialne za globalne czy częściowe wymieranie, wypada zwrócić uwagę na to,  
Ŝ

e teoria  

wielkiej katastrofy mającej miejsce pod koniec kredy jest powszechnie  
przyjmowana przez  
naukowców. Przez miliony lat wielokrotnie zmieniało się oblicze planety, a z nim  
zmieniały się  
zwierzęta i świat roślinny. Nie ma jedynie zgodności co do istotnych przyczyn  
wymierania i  
wyginięcia dinozaurów, tych tak Ŝywotnych, nie poddających się łatwo zwierząt.  
Wysuwano cały  
szereg moŜliwych hipotez. Za winowajców wymarcia dinozaurów uwaŜa się rozliczne  
apokaliptyczne wydarzenia. 
Trudno byłoby wyliczać tu wszystkie spekulacje. Tworzą zbyt długą listę. śadna z  
owych teorii  
czy hipotez nie wydaje się wystarczająco przekonująca, nie wyjaśnia pogromu  
ówczesnego  
endemicznego świata zwierząt. Ale w jednej przynajmniej sprawie uczeni są dziś  
zgodni: pod  
koniec epoki wielkich gadów temperatura globu obniŜyła się o 5°C na równiku i  
około 15 do 25  
stopni na innych szerokościach geograficznych. To wyraźne oziębienie nie moŜe  
jednakŜe być  
jedyną przyczyną globalnego wymierania, a na pewno nie na tropikalnych  
szerokościach. Trzeba  
teŜ pamiętać, Ŝe choć samo ochłodzenie klimatu uznaje się za fakt bezsporny, to  
juŜ co do jego  
przyczyny i czasu, w jakim wystąpiło - brak jednomyślności. To znaczy, Ŝe nie  
moŜna ustalić, czy  
było to w trakcie, czy wkrótce po masowej śmierci. 
W tej sytuacji zrozumiałe jest, Ŝe róŜne teorie cieszą się przez jakiś czas  

background image

szczególnym  
zainteresowaniem czy uznaniem. Jedna z nich podaje jako przyczynę katastrofy  
uderzenie  
meteorytu. Ale myśl o “bombie z kosmosu", która spowodowała nagłe nadejście zimy  
i gwałtownie  
zmieniła warunki Ŝycia wielkich jaszczurów, jest fascynująca, lecz nie  
przekonywająca. Zwłaszcza,  
jeŜeli się wie, jak częste są upadki meteorytów na Ziemię. W długiej historii  
naszej planety naliczyć  
moŜna co najmniej milion uderzeń pozaziemskich drobnych ciał. Co najmniej tuzin  
asteroid o po- 
nad 10-kilometrowej średnicy przecina tor obiegu Ziemi z KsięŜycem wokół Słońca.  
A liczbę ciał  
niebieskich o średnicach ponad 10 kilometrów, błądzących w przestworzach Układu  
Słonecznego,  
ocenia się na kilka miliardów, z pewnością w ciągu 140 milionów lat na Ziemię  
spadł niejeden  
meteoryt, i to w czasie, gdy królowały na niej dinozaury. Na pewno  
niejednokrotnie “bomby" te  
wstrząsały ówczesnym światem. Geologiczne następstwa tych uderzeń są widoczne do  
dziś.  
Największe kratery tamtego okresu mają średnice 100 kilometrów, co odpowiada  
uderzeniu około  
pięciokilometrowej asteroidy. 
Dinozaury nie wyginęły wskutek takich uderzeń. Oparły się nie tylko kosmicznemu  
bombardowaniu, ale przeŜyły równieŜ i ziemskie katastrofy wywołane ruchami  
tektonicznymi czy  
gwałtownymi wybuchami wulkanów. Przetrzymały takŜe cięŜkie okresy gwałtownych  
zmian  
ś

rodowiska. Nie tylko przetrzymały, ale rozwijały się nadal mimo trudnych  

warunków i tworzyły  
nowe, Ŝywotne gatunki. 
Pogląd, Ŝe świat dinozaurów stał się przed 65 milionami lat ofiarą klimatycznej  
zapaści, nie  
wydaje się niedorzeczny. Prawdopodobne jest teŜ, Ŝe przesunęła się oś Ziemi,  
pociągając za sobą  
duŜe zmiany pola magnetycznego, bo kaŜdy efekt cieplarniany wywołuje zmiany  
magnetyzmu  
ziemskiego. Wiadomo, Ŝe jądro Ziemi, składające się głównie z Ŝelaza, i niklu,  
wytwarza wokół niej  
ochronne pole magnetyczne. Ono zaś chroni naszą planetę przed promieniowaniem  
kosmicznym.  
Ta magnetyczna osłona jest gwarancją niezakłóconego rozwoju Ŝycia na Ziemi. Bez  
pola  
magnetycznego bylibyśmy naraŜeni na działanie szkodliwych promieni kosmicznych.  
Słońce  
wysyła równieŜ protony i elektrony, które docierają z ogromną prędkością w  
pobliŜe Ziemi. Dostaw- 
szy się w strefę działania pola magnetycznego zostają skierowane ku biegunom  
magnetycznym.  

background image

ś

ycie na Ziemi powstało w polu elektromagnetycznym. To pole i jego energia są  

naszym  
naturalnym, genetycznym środowiskiem. Zmiany biegunów pola magnetycznego lub  
silne działanie  
promieniowania kosmicznego, jego zbyt duŜe dawki, mogą przede wszystkim wywołać  
katastrofę  
genetyczną. 
Geofizyk Dietrich Voppel z obserwatorium magnetyzmu ziemskiego Wingst w Cuxhaven  
pisze  
tak: “Mutacje, jako następstwa zmian pola magnetycznego, są wysoce  
prawdopodobne." 
Człowiek teŜ nie byłby w stanie obronić się przed skutkami jego duŜych zmian.  
Nowsze badania  
paleomagnetyczne, prowadzone przez obserwatorium Lamont nowojorskiego  
Uniwersytetu  
Columbia wykazały, Ŝe Ziemia przeŜyła juŜ niejedną zmianę biegunów magnetycznych.  
Fizycznych i biologicznych skutków takich przeobraŜeń dziś jeszcze nie znamy. 
W amerykańskim czasopiśmie naukowym “Science Di-gest" czytamy, Ŝe masowe  
wymieranie  
jakiegoś gatunku zwierząt związane było w historii przyrody ze zmianą  
biegunowości Ziemi.  
Zakłócone pole magnetyczne, to osłabienie powłoki chroniącej przed  
promieniowaniem kosmicz- 
nym. Docierając do Ziemi w zmienionej postaci, mogło uszkodzić kod genetyczny  
zwierząt z epoki  
kredowej. Ale moŜe jest tak, Ŝe to, co wydaje się nam katastrofą genetyczną,  
jest w rzeczywistości  
waŜnym elementem ewolucji? Mutacje i zmiany cech dziedzicznych są podstawą  
powstawania  
bogatej róŜnorodności gatunków flory i fauny. One gwarantują zmienność gatunku.  
Ś

mierć  

dinozaurów, to zniknięcie trzech czwartych ówczesnego świata zwierząt, ale  
przecieŜ Ŝycie trwało  
nadal. Mało znaczące dotychczas gatunki wykorzystują swoją szansę. Pojawiają się  
teŜ całkiem  
nowe formy Ŝycia. 
JeŜeli tak spojrzymy na efekt cieplarniany i na zapaść pola magnetycznego naszej  
planety, to  
nie są one Ŝadną wszystko niszczącą katastrofą, ale regulatorami procesu  
wymierania jednych i  
pojawiania się innych gatunków. Jest to pewnego rodzaju samoregulacja, twórczy  
kryzys planety,  
której celem jest biologiczna zmiana ról na zoologicznej scenie. Biolodzy  
ewolucjoniści są coraz  
bardziej przekonani, Ŝe wszystko na świecie jest powiązane ze sobą, Ŝe natura  
wie najlepiej, co i  
gdzie ma się wydarzyć, a “ewolucja istot Ŝywych jest tak ściśle związana z  
ewolucją fizycznych i  
chemicznych właściwości środowiska martwego, Ŝe oba światy tworzą jedną  
nierozerwalną całość"  

background image

(James Lovelock 1982). Cudownie jednorodny mechanizm organicznego Ŝycia nie  
istniał nigdy  
tylko dla samego siebie, na własne usprawiedliwienie, ale bez uświadomienia  
sobie tego dla dobra  
całości z człowiekiem włącznie. 
Przyroda oŜywiona - świat roślin i zwierząt stworzonych przez planetę dla  
planety, stanowi jakby  
skórę Ziemi, a ta z kolei jest tylko częścią ogromnej całości. Tak patrząc na  
sprawę, moŜna  
przyjąć, Ŝe kamienna biblioteka dra Ca-brery pochodzi od cywilizacji, która  
znała zupełnie inny,  
moŜe bardziej kompletny obraz zaleŜności i praw władających Ŝyciem planety. MoŜe  
znała ona  
jakieś obce nam wydarzenia w przyrodzie, z którymi była zŜyta. Czy te ewenementy  
przedstawiła  
na kamieniach? 
Mapy mórz i kontynentów kamiennej biblioteki są co najmniej tak samo niezwykłe;  
stanowią  
równie wielką zagadkę, jak wyobraŜenia cyklu biologicznego wymarłych zwierząt  
lub obecność  
człowieka w towarzystwie dinozaurów. 
Zarysy kontynentów wyryte są na płaskich powierzchniach przepołowionych,  
okrągłych kamieni.  
Kształty lądów na obu kamiennych mapach są podobne, ale nie takie same. Tylko na  
jednej z map  
zaznaczono prądy powietrzne jako następstwo obecności gęstej warstwy skroplonej  
pary. To by  
mogło popierać pogląd dra Cabrery, Ŝe naleŜą one do jakiejś większej serii. Nie  
ma na tych  
gliptolitycznych mapach równika ani południków. Brak teŜ podziałki, co nie  
pozwala dokonywać  
porównań z najstarszymi znanymi mapami. Celem twórców tych map był pewnie ogólny  
obraz  
Ziemi, pokazanie rozmieszczenia kontynentów, a nie ukształtowania wybrzeŜy, jak  
na mapach  
ludów podróŜujących po morzach. Jedno jest pewne: cywilizacja ta wiedziała, Ŝe  
Ziemia jest  
okrągła. Ukazywała ją w postaci globusa. 
Na kamiennych mapach widać, obok flory i fauny, równieŜ budowle i człowieka  
zajętego  
róŜnego rodzaju czynnościami. Wydają się one spełniać inne zadanie niŜ  
współczesne nam mapy.  
Proporcje wyobraŜonych na kamieniach kontynentów są zadziwiająco podobne do  
proporcji na  
sporządzonych w drugiej połowie naszego stulecia mapach obrazu Ziemi w czasach  
prehistorycznych. Podobieństwa są tak duŜe, Ŝe nie moŜe być mowy o zwykłym  
przypadku. Ry- 
sunki pokazują jednak równieŜ nieznane kontynenty. Wynikać z tego moŜe, Ŝe  
sporządzono je  
przed wybuchem jakiejś większej katastrofy na Ziemi. 

background image

W tym miejscu myślimy pewnie wszyscy o Atlantach Platona, którzy zaginęli wraz  
ze swym  
lądem albo o mieszkańcach legendarnego Mu pochłoniętego przez Pacyfik. Czy nasza  
historia  
jest kroniką powtarzających się katastrof? 
IV. Punkt węzłowy Paracas 
Podziwianie mitów archaicznych ludów dziś juŜ nie wystarcza; ich duchowe źródła  
musimy  
odkryć w nas samych i uświadomić sobie, co z owych mitów pozostało w  
nowoczesności. 
Mircea Eliade 
WybrzeŜe Peru na południe od Limy jest niepowtarzalnym zjawiskiem przyrody, nie  
spotykanym  
ani na północy w Ekwadorze, ani na południu w Chile czy na atlantyckim wybrzeŜu  
Ameryki  
Południowej. Region ten, pokryty piaskiem na przemian czerwonym, Ŝółtym lub  
białym, jest  
przedłuŜeniem wielkich wydm pustynnych. Miejscami kończy się stromymi skalistymi  
ś

cianami,  

spadającymi do morza, gdzie indziej znów szerokimi plaŜami. Bogactwo raków i ryb  
jest dla tych  
okolic równie typowe jak zadziwiająca gra fioletowego światła wzdłuŜ wybrzeŜa,  
aŜ po pustynię  
Nazca. Oglądane z samolotu figury i linie, przecinające pustynię Nazca,  
nabierają w tym  
oryginalnym świetle dziwnego, magicznego charakteru, niczym sceny z dobrego  
filmu science  
fiction. Im dalej od Pisco w kierunku Paracas, tym bardziej zmienia się  
krajobraz. PlaŜa staje się  
gliniasta, a z morza wyrastają olbrzymie, dziwacznie uformowane skały, niczym  
wierzchołki gór.  
Utworzone przez nie wyspy są od tysiącleci miejscem lęgowym między innymi  
kormoranów i pin- 
gwinów. O ich obecności świadczy gruba, Ŝółta warstwa guano pokrywająca całą  
wyspę. Jest tu raj  
dla fok i lwów morskich, które tysiącami oblegają beztrosko wyspy, pozdrawiając  
głośnymi rykami  
przepływające tu liczne statki turystyczne. Są rozbawione i ciekawskie. 
Teren ten stanowi dziś park narodowy, bowiem liczebność i róŜnorodność fauny  
jest tu  
porównywalna z fauną wysp Galapagos. Uzbroiwszy się w cierpliwość, moŜna zbliŜyć  
się do  
wielkich stad flamingów na plaŜy. MoŜna poobserwować czaplę siwą dopadającą  
ofiarę w wodzie  
szybkim, zawsze celnym ruchem. Ewentualnym widzom nie poświęca pozornie Ŝadnej  
uwagi. Na  
piasku widać ślady płochliwego bobra. Jego samego trudno zauwaŜyć. Nad wyspami  
krąŜą  
dostojnie orły i olbrzymie sępy. Tylko kondor przerasta je wielkością i  
sprawnością. Potrafi  

background image

przelecieć - unoszony prądami ciepłego powietrza - od Kordylierów do Pacyfiku i  
z powrotem, w  
ciągu jednego dnia. Tu, w tej bajecznej zatoce Paracas, o zmroku, udaje się  
czasami, nawet z  
okien pokoju hotelowego, zaobserwować zrywające się do lotu pelikany. Prawdziwy  
raj dla  
biologów, ale przede wszystkim dla ornitologów! 
Paracas - to staroindiańskie słowo oznacza “deszcz piaszczysty". Pasująca jak  
ulał nazwa dla  
pozbawionego wegetacji, bezludnego, spalonego słońcem, smaganego wiatrem i  
pokrytego  
piaskiem półwyspu. W historii Ameryki Południowej Paracas stał się symbolem. 
W 1817 roku, podczas wyprawy wojennej przeciwko wojskom kolonialnym, wylądował  
tu  
argentyński generał San Martin. Swój zwycięski przemarsz rozpoczął w Buenos  
Aires, pierwszym  
mieście Ameryki Południowej, w którym juŜ w 1810 roku, panowała wolność myśli. Z  
armią złoŜoną  
z Metysów, Kreolów, dawnych niewolników i białych bojowników o wolność  
oswobodził Argentynę,  
Chile, Boliwię i Peru. Jose de San Martin, urodzony w Buenos Aires, wolnomularz  
i idealista,  
zdobył szlify oficerskie w Hiszpanii. 
Utworzył pierwszą, nie składającą się z Indian, armię wyzwoleńczą Ameryki  
Południowej. To on  
rozpoczął wyzwalanie kraju spod władzy hiszpańskich i portugalskich kolonistów.  
W wyprawie  
wojennej, przewyŜszającej śmiałością i odwagą wyprawę Hannibala przez Alpy,  
przeprawił się ze  
swą słabo wyposaŜoną armią przez wysokie Andy w kierunku Chile. 
San Martin nie był zdobywcą, ale naleŜał do tych nielicznych, którzy z  
powodzeniem niszczyli  
struktury władzy, sami nie ulegając jej pokusie. Spełnił swą misję, przepędził  
Hiszpanów,  
wyznaczył granice oswobodzonym krajom. Nadał im nazwy obowiązujące do dziś,  
zorganizował na  
prawach republik i... pozostawił je samym sobie. Ale Ameryka Południowa nie  
zapłaciła mu za  
zasługi. Zmarł w osamotnieniu, biedzie i zapomnieniu w Boulognesur-Mer, małym  
miasteczku na  
południowym wybrzeŜu Francji. Usunięty w cień przez Ŝądnych władzy dyktatorów,  
zachował  
jednak miejsce w historii krajów Ameryki Południowej jako “oswobodziciel Andów". 
400 lat przed armią San Martina zakotwiczyły tu karaki i karawele konkwistadorów.  
Ich wyprawy  
przeciwko Inkom i innym ludom indiańskim pozostawiły krwawe ślady w całej  
Ameryce  
Południowej. Pamięć o okrutnych Hiszpanach utrzymywała się przez wieki, takŜe i  
dziś nie cieszą  
się tu oni zbytnią sympatią. 

background image

2500 lat temu, na długo przed konkwistadorami i przed zdobyciem tego regionu  
przez Inków,  
Paracas był znaczącym, świętym miejscem. W pionowych ścianach stoków, podobnych  
do  
wielkich katedr skał, i pod wydmami, odnaleziono wielkie cmentarzysko. Miejscowi  
rybacy odkryli  
je trzydzieści lat temu zupełnie przypadkowo. Późniejsze badania odsłoniły tu  
prawdziwą  
nekropolę, datowaną metodą radiometryczną z uŜyciem 14C na 1600 do 300 lat p.n.e.  
Nie znając  
kultury, do której naleŜała nekropola, nazwano ją - od nazwy półwyspu - kulturą  
Paracas . Jej  
ś

lady znajdowano później równieŜ na pustyni Ocucaje i na wyŜynie Nazca. Odkryte  

w róŜnych  
miejscach na pochyłościach skał zmumifikowane ciała, naleŜały do kobiet,  
męŜczyzn i dzieci w  
róŜnym wieku. Wszystkie były w prostej odzieŜy. 
W przeciwieństwie do tych znalezisk, na półwyspie odkryto wyłącznie mumie  
męŜczyzn,  
spowite we wspaniałe szaty - płaszcze i kolorowe bawełniane chusty. Była to  
zapewne nekropola  
wybrańców, członków uprzywilejowanych grup społecznych, dostojnych mieszkańców  
Paracas .  
Obok zwłok znajdowano bogate wyposaŜenie, złoŜone z nie uŜywanych, zdobionych  
połyskliwą  
ornamentyką szat. Te wspaniałe ubiory sprzed 2500 lat - słynne płaszcze z  
Paracas - są  
nieskończenie piękne, wykonane z tak wspaniałej tkaniny, Ŝe do dziś uchodzą za  
najlepsze wyroby  
tkackie antycznego świata. W suchym klimacie tych okolic, barwne bawełniane  
płaszcze, jak i inne  
przedmioty o duŜej wartości archeologicznej, przechowały się w zaskakująco  
dobrym stanie. 
Zmumifikowane ciała męŜczyzn z paracaskiej nekropoli spoczywają w pozycji  
kucznej  
(embrionalnej), a ich czaszki zostały sztucznie zdeformowane. Mumie umieszczono  
w niewielkich  
komorach grobowych; niektóre z nich pokryte były dachem. Ściany pomieszczeń o  
grubości 30-40  
cm wykonano z nie wypalonej cegły. Większe i mniejsze komory grobowe łączyły się  
ze sobą  
długimi korytarzami, rozszerzającymi się nieraz w duŜe sale czy dziedzińce  
wewnętrzne. W istocie  
- prawdziwe podziemne miasto zmarłych. Mózg i wnętrzności mumii zostały fachowo  
usunięte. 
Takich grobów, tak wspaniale odzianych zwłok nie znaleziono nigdzie indziej na  
terenie Ameryki  
Południowej. 
Jedna z mumii wywołała dodatkową sensację. MęŜczyzna z długą, bujną brodą  
owinięty był  

background image

zwojem wspaniałej tkaniny. A przecieŜ wiadomo, Ŝe Indianom brody prawie wcale  
nie rosną! Znów  
nowa zagadka! Skąd pochodził ten męŜczyzna? Czy był moŜe czyimś posłem,  
rozbitkiem  
okrętowym, człowiekiem szukającym po świecie przygód? A moŜe to wysłannik innej  
kultury,  
posiadacz tajemniczej wiedzy? 
Zarówno brodacz w bogato zdobionym płaszczu, jak i inni męŜczyźni tej nekropoli,  
wszyscy byli  
w średnim wieku; wszystkich potraktowano z takimi samymi honorami. Brodaty  
męŜczyzna był  
moŜe potomkiem jednego z wymarłych rodów, o których opowiadają stare indiańskie  
mity. Jedno  
jest tylko pewne: męŜczyzna ten naleŜał do innej rasy, lecz cieszył się  
widocznie wielkim  
uznaniem, skoro pochowany został razem z tą elitarną grupą miejscowych. Pod  
ziemią, a ściślej  
mówiąc pod piaskiem, kryje się pewnie jeszcze niejedna niespodzianka, bowiem nie  
zbadano  
dotąd całego cmentarzyska zwanego potocznie Paracas Necrópolis. 
Europa w okresie od antyku aŜ po XV wiek nie moŜe poszczycić się prawie Ŝadnym  
osiągnięciem w dziedzinie nauk przyrodniczych. Długo uwaŜano, Ŝe cywilizacje  
antyczne, a  
szczególnie grecka, osiągnęły szczyt duchowego rozwoju człowieka. Badania  
empiryczne były  
ś

redniowiecznemu człowiekowi obce. Na pojawiające się pytania, odpowiedzi  

szukano w pismach  
staroŜytnych filozofów. Zamiast na przykład policzyć zęby w pysku konia, sięgano  
do ksiąg  
Arystotelesa. 
155 
Drugim waŜnym powodem stagnacji w naukach przyrodniczych była dominacja nauk  
teologicznych. CzyŜ nie powiedział Tertulian, Ojciec Kościoła: “Po ogłoszeniu  
Ewangelii zbędne są  
wszelkie badania." Dopiero renesans, głównie włoski, rozbudził w ludziach radość  
Ŝ

ycia i chęci  

poznawcze. Średniowieczny obraz świata kompletnie przebudowano. Giordano Bruno i  
Galileusz,  
Mikołaj Kopernik, Johannes Kepler tworzą podstawy nowoczesnej kosmologii.  
William Harvey  
odkrywa w 1628 roku funkcje serca i krwiobiegu. 
W XVII wieku burzliwie dyskutowano nad rolą męŜczyzny i kobiety w powstawaniu  
płodu.  
Poznano rolę komórki jajowej i plemników. Innym godnym uwagi problemem tych  
czasów, była  
powszechna wiara w samorództwo. Wierzono, Ŝe niektóre zwierzęta powstają z błota  
wysycha- 
jących kałuŜ, pozostałościach po długotrwałych deszczach. Pogląd ten utrzymywał  
się nawet w  
następnych stuleciach. Szczury lęgły się z odpadów, a muchy z rozkładającego się  

background image

mięsa! Jeszcze  
Schopenhauer, wielki filozof (1788-1860) wierzył, Ŝe wszy rodzą się z potu ciała  
ludzkiego! 
Wielkie znaczenie miało w XVII wieku odkrycie mikroskopu. Antonio van  
Leeuwenhoek (1632- 
1723), genialny samouk, sam szlifował potrzebne mu soczewki. Zbadał pod  
mikroskopem spermę  
wielu zwierząt. Ale co najwaŜniejsze: jako pierwszy obserwował połączenie Ŝabiej  
komórki jajowej  
z plemnikiem. Słynny fizjolog, Lazzaro Spallanzani (1729-1799) zakładał Ŝabim  
samcom spodenki,  
by zapobiec zetknięciu się plemników z komórką jajową. Gdy odkryto, Ŝe  
mikroskopijne Ŝyjątka  
moŜna “stworzyć", zalewając wodą siano lub otręby, wykorzystywano demonstrację  
“Ŝycia w kropli  
wody" do zabawiania gapiów na jarmarkach. 
Nie umniejszając powaŜania, jakim cieszył się Arystoteles przez całe  
ś

redniowiecze, trzeba  

pamiętać, Ŝe nauki przyrodnicze w dzisiejszym pojęciu - nie istniały w  
staroŜytności. Były jedynie  
przywilejem kapłanów i ich uczniów. Właściwe nauki przyrodnicze, oparte na  
systematycznych,  
empirycznych badaniach, zbieraniu i porządkowaniu wiadomości, zaczęły się w  
Europie powoli  
rozwijać dopiero w renesansie. Właściwy ich rozkwit nastąpił w oświeceniu. Cechą  
charakterystyczną europejskiej erudycji jest wiedza kumulacyjna. Znaczy to, Ŝe  
tak zwany gmach  
wiedzy buduje się z serii opierających się na sobie odkryć. Tak tworzący się  
system wartości, staje  
się sztywny, nieelastyczny, nie do podwaŜenia. Zdobyta w ten sposób wiedza  
utrudnia, czy wręcz  
uniemoŜliwia, akceptowanie nowych prawd, stojących w opozycji do uznanych  
kanonów i nie  
pasujących do przyswojonych reguł naukowych. Nie jesteśmy w stanie pojąć, Ŝe w  
przeszłości  
mogli Ŝyć ludzie, którzy opanowali rozwinięte, efektywne techniki i korzystali  
ze znajomości zjawisk  
przyrodniczych. I to wszystko zanim my, ludzie zachodniej cywilizacji,  
osiągnęliśmy dzisiejszy,  
wysoki poziom nauki! O wiele prościej jest odrzucić taką moŜliwość i podziwiać  
własną  
“technologiczną" cywilizację. 
Coraz jednak trudniej przychodzi nam trwanie przy takich poglądach. Nie moŜna  
zwyczajnie  
ignorować tego, co osiągnęli Inkowie i ich najbliŜsi przodkowie w dziedzinie  
technik agrarnych,  
systemów nawadniających, astronomii, architektury, organizacji Ŝycia społecznego,  
religii czy  
mistyki. Nie da się zaprzeczyć, Ŝe dysponowali sporą znajomością róŜnych  
technologii. Nasza  

background image

cząstkowa wiedza o nich, często zdeformowana, oparta na wyrywkowych informacjach,  
nie  
dopuszcza takiej moŜliwości, a przecieŜ jest prawdopodobne, Ŝe zaginione  
cywilizacje osiągały  
poziom przewyŜszający nasz, współczesny. 
Spójrzmy na przykład na Indie, dziś określane mianem kraju rozwijającego się,  
czyli powoli  
doganiającego uprzemysłowiony Zachód. A jakie były staroŜytne Indie? JuŜ w V  
wieku p.n.e.  
hinduscy medycy potrafili zdiagnozować 1120 chorób i epidemii. Mieli do  
dyspozycji 121 narzędzi  
chirurgicznych. Stare pisma informują, Ŝe bramini przed 3500 lat wynaleźli  
szczepionkę przeciwko  
ospie. Niestety - cała ta wiedza z wolna zaginęła wraz z upadkiem kultury. 
Łatwo zapomina się, Ŝe Homo sapiens przeŜył cztery epoki lodowcowe i trzy gorące  
okresy w  
ciągu 800 tysięcy lat. Cywilizacje oraz kultury pojawiają się i znikają. Nikt  
ich nie stwarza. Są one  
wynikiem gromadzonych w czasie przeŜyć i doświadczeń. Z upadkiem cywilizacji  
znikają nauki i  
nabyte mądrości. Czasem tylko niektóre technologie przechodzą do innej kultury. 
Pozostańmy jednak przy Inkach i ich przodkach. Wiemy na przykład, Ŝe opanowali w  
zdumiewającym stopniu obróbkę metali. Znali platynę i uŜywali jej zamiast złota  
i srebra w  
najróŜniejszych wariantach. Nie traktowali jej jak świętość, którą często  
przypisuje się metalom  
szlachetnym. StaroŜytni Egipcjanie nie znali platyny, choć i oni obrabiali  
metale na róŜny sposób.  
W Europie poznano metody otrzymywania platyny dopiero w 1730 roku. Europa w tej  
dziedzinie  
pozostała daleko za Ameryką Południową. 
Wiele dóbr kultury z przeszłości przepadło niestety bezpowrotnie. Cokolwiek  
przypominało  
wyglądem metal szlachetny, znikało w piecach Hiszpanów. Ginęło wiele  
wartościowych obiektów,  
stanowiących świadectwo kultury. Do skarbca króla hiszpańskiego napływały nie  
wyroby ze złota,  
ale sztaby tego metalu, kamienie szlachetne i pół szlachetne, uzyskiwane z  
“przedmiotów  
pogańskich obrzędów". Nie zapominajmy jednak, Ŝe Inkowie, podobnie jak Hiszpanie,  
byli teŜ  
zdobywcami. I oni częściowo niszczyli podbite kultury. 
Kopia jednej ze scen na kamieniu z Ica przedstawia operację na otwartym sercu,  
podłączonym do jakiegoś  
urządzenia - prawdopodobnie pompy. Dowodzi to wysokich umiejętności medycznych,  
którymi cywilizacja zachodnia  
dysponuje dopiero od niedawna. 
Do dziś zachowała się niewielka ilość owych skarbów przeszłości, jakie przed  
kilkoma wiekami  
stały się łupem dwóch grup barbarzyńskich najeźdźców. Tym cenniejsze są dla nas  

background image

zachowane  
kamienie z pustyni Ocucaje, płaszcze z Paracas i inne, mniej moŜe efektowne  
przedmioty.  
Wydobywane przypadkowo w róŜnych miejscach spod piasku pustyni, nie wzbudzały  
specjalnego  
za-interesowania, wydawały się zbyt mało intrygujące, by naukowcy poświęcali im  
uwagę. 
Naszym zadaniem jest poznać przesłanie najmniejszego choćby znaleziska. Musimy  
nauczyć  
się nie dopasowywać ich do naszych utrwalonych poglądów, do naszej niepełnej  
znajomości  
historii, a jedynie odczytywać to, co mają do powiedzenia. Tylko w ten sposób  
moŜemy poznać  
tajemnice zaginionych kultur, innych, ale przecieŜ niewiele mniej rozwiniętych  
od współczesnych. 
Konwencjonalna nauka historii, wyraźnie eurocentryczna, zdaje się nie zauwaŜać  
wpływu, jaki  
wywarły i wywierają “prymitywne kultury" po ich ujarzmieniu na społeczeństwo  
Nowego Świata. 
Robert Becker, historyk, tak ocenia te wpływy: “Gdy uwzględnimy wszystkie fakty  
historyczne,  
zauwaŜymy jak znaczący jest wkład miejscowych grup ludności obu Ameryk w rozwój  
europejskich  
mocarstw kolonialnych. Produkty Ŝywnościowe Indian wzbogaciły menu Europejczyka,  
zmieniły  
wyraźnie monotonny sposób odŜywiania. Nowe potrawy były zastrzykiem Ŝycia dla  
nękanej  
głodem i epidemiami ludności Europy. Stały się niemal podstawą poŜywienia. 
JuŜ wkrótce po odkryciu Nowego Świata ponad połowa spoŜywanych artykułów  
pochodziła z  
uszlachetnionych roślin przejętych od amerykańskich tubylców. Za dary ziemi:  
pomidory,  
ziemniaki, kakao, cukier trzcinowy, pieprz, kukurydzę, dynie i fasolę  
Europejczycy odwdzięczyli się  
chorobami, alkoholem, oszustwami, rozkładem i ludobójstwem."  
W Środkowej i Południowej Ameryce konkwistadorzy europejscy zetknęli się z  
kwitnącą kulturą,  
ale poŜądanie złota i srebra zaślepiło ich. Nie poznali się na prawdziwych  
skarbach. Zamiast zająć  
się badaniem tajemnic nowych dla siebie ludów - często o kulturze wyŜszej niŜ  
europejska -  
niszczyli ich dorobek. Zniewolona ludność okradała równieŜ własny kraj,  
zaopatrując swych  
nowych, chciwych panów w szlachetne metale. 
“Minerały te - pisał John Ott w jednej z socjologicznych rozpraw - stworzyły w  
Europie podstawy  
standaryzowanego, stabilnego systemu walutowego. Stworzyły podstawy ekonomiczne  
handlu i  
dalszych podbojów. Arystokracja hiszpańska pławiła się w wyrafinowanym luksusie  
opłacanym  

background image

stosami rabowanych za morzem metali. Tymczasem korona brytyjska, nie opanowana  
aŜ takim  
zdobywczym amokiem, ale za to obrotna w interesach, tworzyła kwitnące  
przedsiębiorstwa,  
bogacące się na handlu niewolnikami i piractwie." 
Szukający przygód Europejczycy wyposaŜeni w broń palną, podbijali i ujarzmiali  
“ciemne"  
narody Ameryki. W tym czasie europejscy lekarze znęcali się nad swymi pacjentami,  
stosując  
prymitywne sposoby leczenia i zabiegi oparte, jakŜe często, na przesądach.  
Dopiero dzięki przej- 
mowanym od mieszkańców Nowego Świata sposobom leczenia, ulepszali metody swojej  
“terapii". 
Historyk Benjamin Lee Wolf pisze: “Indianie znali chininę - pierwszy skuteczny  
lek przeciwko  
malarii. Rozwinęli farmację, której wiele zawdzięcza nawet współczesna medycyna.  
Sporządzali  
między innymi z kory pewnego drzewa ekstrakt o działaniu zbliŜonym do aspiryny.  
Stosowali  
ś

rodki uśmierzające ból, a takŜe antyseptyczne, przeczyszczające, wazelinę i  

duŜo innych  
substancji." W dziedzinie chirurgii Inkowie i ich przodkowie stali o wiele wyŜej  
niŜ inne narody  
tamtych czasów. Znali kleszcze porodowe i opaskę uciskową, co świadczy o  
znajomości  
krwiobiegu, a ponadto środki usypiające oparte na kokainie, watę i gazę  
opatrunkową. Historyk  
medycyny, R. L. Moodie, twierdzi, Ŝe przeprowadzali amputacje, nacięcia,  
trepanacje, cesarskie  
cięcia, transplantacje kości, kastracje i inne “bliŜej nie 
zdefiniowane zabiegi". Zaawansowana wiedza i umiejętności zderzyły się z  
cywilizacją, której  
rzeczywistość oparta była na “magii i przesądach" - jak to zwykle formułują  
pisma archeologów i  
antropologów. Tylko wielowiekowa, empiryczna i naukowa tradycja mogły  
doprowadzić do tak  
rozwiniętych praktyk medycznych. 
Doktor D. Wolfel w rozprawie O znaczeniu trepanacji pisze: “Rzadko które  
zjawisko doczekało  
się w naukach o prehistorii i etnologii tak licznych prób interpretacji jak  
problem trepanacji czaszki  
w epoce kamiennej i czasach nowoŜytnych."  
Francuski lekarz Prunieres pierwszy odkrył w 1873 roku - w oparciu o znalezisko  
w dolinie rzeki  
Lozere (Francja) - Ŝe trepanacje czaszki przeprowadzano juŜ w epoce kamienia  
łupanego.  
Niewiele potrafimy powiedzieć o medycznych czy kultowych celach tego zabiegu.  
Nie wiemy, jak  
dalece udane bywały one u ludów pierwotnych. Niejasny jest cel, a takŜe sens tej  
znanej szeroko  

background image

praktyki. Wiadomo jednak, Ŝe trepanacji dokonywano na Ŝywym człowieku i Ŝe  
pacjenci przeŜywali  
te zabiegi. Często Ŝyli jeszcze przez wiele lat. Zmarłym teŜ często otwierano  
czaszki, wówczas  
jednak było to potrzebne dla usunięcia mózgu przed balsamowaniem albo dla  
spreparowania  
trofeum. Z uwagi na metodę i lokalizację nacięć kości czaszki wyklucza się  
moŜliwość omyłki w  
ocenie przeprowadzonego zabiegu. 
W jaki sposób człowiek epoki kamiennej opanował umiejętności przeprowadzenia  
tych  
niebezpiecznych i skomplikowanych operacji terapeutycznych pozostaje tajemnicą.  
Ale na pewno  
nie są to oznaki prymitywizmu. Wszystkie cywilizacje dawnych i nowoŜytnych  
czasów, w których  
znano trepanacje, reprezentowały wysoki poziom kulturowy, miały wspaniałe  
osiągnięcia  
artystyczne, techniczne i naukowe. 
Profesjonalizm, z jakim przedstawiciele kultury Paracas otwierali i deformowali  
czaszki,  
zaskakiwał od początku badaczy i do dziś pozostaje zagadką. Śladami tych  
zabiegów są  
zgrubienia kości czaszki w miejscach ich zrostu. 
Trepanacje przeprowadzane od strony czoła, z tyłu lub z boku czaszki,  
pozostawiały najczęściej  
ś

lady kolistych nacięć, czasem w postaci trójkąta lub czworoboku. Wszystkie  

wykonane były za  
Ŝ

ycia pacjenta. Niektóre czaszki miały ślady nawet kilku zabiegów - trzech lub  

czterech.  
Archeolodzy podejrzewają, Ŝe otwierano czaszki dla usunięcia guzów nowotworowych  
mózgu, Ŝe  
paracaska nekropola mogłaby być cmentarzyskiem chorych umysłowo. Wszystkie  
czaszki  
pochowanych tu męŜczyzn wykazują ślady trepanacji. 
Nie brzmi to zbyt wiarygodnie, bo przecieŜ operacje czaszki są zawsze  
niebezpieczne,  
wymagają ogromnego kunsztu lekarskiego i specjalnych narzędzi chirurgicznych.  
Nie ma jednak  
wątpliwości co do tego, Ŝe wszyscy “pacjenci" paracaskiej nekropoli przeŜywali  
operacje. Znale- 
ziska dowodzą, Ŝe nacięcia na kości wygoiły się bez komplikacji. Tajemnicą  
pozostaje jednak  
nadal cel tych zabiegów. Czy mamy tu ilustrację naśladowania zamierzonej  
ingerencji w  
funkcjonowanie mózgu dla spowodowania w nim zmian, choć nikt juŜ nie rozumiał  
dlaczego? Czy  
chodziło moŜe o wykorzystanie wiedzy innej kultury, z której zachowała się tylko  
rytualna część? A  
moŜe wierzono, Ŝe w ten sposób ułatwia się duszy opuszczenie ciała? Czy otwory w  
czaszce  

background image

stanowiły bramy do innych światów? A moŜe były symbolem ulatniania się duszy do  
innej  
rzeczywistości? 
Do dziś nie zdołano jednoznacznie ustalić, czy operacje te miały wyłącznie cechy  
zabiegów  
medycznych, terapeutycznych czy teŜ rytualnych. Trudno pogodzić się z taką  
fantastyczną  
interpretacją przypisującą zabiegom trepanacji charakter rytualny. Niektórzy  
znów sądzą, Ŝe były  
one rodzajem ceremoniału inicjacyjnego, dzięki któremu operowany uzyskiwał  
wysoki status  
społeczny. Gdyby szczegółowe badania etnologów doprowadziły do wniosku, Ŝe  
trepanacje  
czaszek, których ślady zauwaŜono u wszystkich mumii paracaskiej nekropoli, miały  
jednak  
charakter medyczny, próbowano by oczywiście skonstruować nową teorię. Przypuśćmy,  
Ŝ

e na  

początku trepanowano czaszki wyłącznie w celach rytualno-ceremonialnych, później  
otwierano je,  
by przepędzić “złego ducha", sprawcę bólu głowy, epilepsji czy zaburzeń  
umysłowych, aŜ w końcu  
zabiegi te zyskały wyraźnie sens tylko medyczny w nowoczesnym rozumieniu. 
Przeciwko takiemu poglądowi przemawia przede wszystkim fakt, Ŝe nigdzie na  
ś

wiecie, ani u  

ludów pierwotnych, ani u wyŜej rozwiniętych cywilizacji, nie znaleziono niczego,  
co mogłoby  
dowieść rytualno-ceremonialnego charakteru otwierania czaszki. Takie teorie nie  
mają Ŝadnych  
szans doprowadzenia nas do rozwiązania problemu. Bardziej prawdopodobne jest, Ŝe  
chodzi tu o  
nie znaną nam dotąd wiedzę. 
Nie wolno teŜ wykluczyć, Ŝe była to celowa ingerencja o niezrozumiałym obecnie  
przeznaczeniu. Nie wiemy teŜ, czy stosowano w tych zabiegach jakieś określone  
substancje, zioła  
czy minerały. A jeśli tak, to w jakim celu. 
Na kamieniach z pustyni Ocucaje wyobraŜone są w kaŜdym razie między innymi  
operacje  
przeprowadzane na mózgu. Zakłada się, Ŝe nieliczni wtajemniczeni z kręgu kultury  
Paracas znali  
te kamienie. Trudno jednak przyjąć, Ŝe operowali czaszki, bo nauczyli się tego  
zabiegu z rytych  
przedstawień. Kto pozwoliłby sobie na niebezpieczny zabieg tylko dlatego, Ŝe  
widział go na  
“rysunku"? Chyba gdzie indziej musimy szukać odpowiedzi. 
Praca mózgu, przemiana materii komórek mózgowych moŜliwa jest dzięki dopływowi  
krwi.  
Maksymalny jej dopływ daje optymalną przemianę materii. Szwy ciemieniowe  
zamykają się  
ostatecznie dopiero pod koniec wzrostu człowieka, ustalają się wtedy rozmiary  
mózgoczaszki.  

background image

Rośnie przy tym objętość płynu mózgowego (liquor cerebrospinalis). Skutkiem  
zrośnięcia się  
szwów ciemieniowych jest przytłumienie pulsacji mózgu, czyli procesu  
rozszerzenia i kurczenia się  
naczyń krwionośnych oraz naczynek kapilarnych, spowodowane pracą serca. Objętość  
krwi  
mózgowej u człowieka uwarunkowana jest równieŜ jego pionową postawą. Pamiętać  
teŜ naleŜy, Ŝe  
gęstość krwi jest większa od gęstości płynu mózgowego. W okresie wzrostu  
objętość krwi  
mózgowej maleje powoli, ale stale. Pod koniec tego okresu jest jej prawie o 90  
cm3 mniej niŜ w  
pierwszych latach dzieciństwa. W konsekwencji procesu przemiany redukują się  
funkcje mózgowe  
włącznie ze świadomością. Kreatywność i siły twórcze ulegają stopniowemu  
osłabieniu. 
Czy wiedziały o tym prehistoryczne cywilizacje? A moŜe potrafiły hamować  
szybkość tego  
procesu? MoŜe szukały dróg i sposobów przywrócenia krwi mózgowej jej pierwotnej  
objętości?  
CzyŜby trepanacja czaszki była tą metodą? Metodą oŜywienia przemiany materii, a  
co za tym  
idzie, i poprawy świadomości? 
Myśl o tym, Ŝe otwieranie czaszki mogłoby mieć związek z podwyŜszaniem poziomu  
inteligencji  
albo świadomości, nie jest wcale tak niedorzeczna, jak się na początku wydaje.  
Nasza cywilizacja  
zachodnia poznała świadomość oraz moŜliwości jej poszerzania w jeszcze bardzo  
wąskim  
zakresie. Podświadomość została, co prawda, w minionym wieku odkryta na nowo,  
ale  
zaakceptowano ją - i to z duŜymi oporami - dopiero w naszym stuleciu. Narkotyki  
poszerzające  
ś

wiadomość są ciągle jeszcze wyklinane. 

ZróŜnicowane stany wyŜszej świadomości nie przystają do stechnicyzowanego  
społeczeństwa,  
hołdującego rozsądkowi i racjonalizmowi. Ale stany te nie były niczym obcym  
licznym kulturom  
ś

wiata równieŜ i w przeszłości. Na przykład mnisi buddyjscy i uczeni pierwszego  

w świecie Uni- 
wersytetu Nalanda w północnych Indiach znali juŜ w 800 roku pięćdziesiąt dwa  
czynniki  
ś

wiadomości. Opisali i przeŜywali sto dwadzieścia jeden stanów świadomości.  

Kilka lat po 800  
roku uczelnię napadli fanatyczni muzułmanie, zniszczyli materiały z badań,  
wymordowali uczonych  
i spalili budynek uniwersytetu.  
Czy celem trepanacji było wzbogacenie ludzkiej świadomości? Czy była to metoda  
mająca  
umoŜliwić osiągnięcie wyŜszych poziomów bytu w powiązaniu z odpowiednią  

background image

kosmologią lub teŜ  
ś

wiatem, który my dopiero uczymy się pojmować? Czy stosująca trepanacje  

cywilizacja znała  
utajone zdolności ludzkiego umysłu? MoŜe przy pomocy tej drastycznej metody  
próbowano  
intensyfikować postrzeganie? 
Nie wolno traktować trepanacji jako izolowanego zabiegu. Nie potrafimy co prawda  
dowieść, Ŝe  
stanowiła ona część składową rytualnych ceremonii, ale to wcale nie znaczy, Ŝe u  
jej podstaw nie  
leŜy określony społeczno-kulturowy i religijny pogląd na ówczesną rzeczywistość.  
Nie moŜna jej  
równieŜ uwaŜać wyłącznie za chirurgiczną metodę rozwiniętej medycyny. Wiadomo,  
Ŝ

e Inkowie i  

Preinkowie mieli swych amautów - mędrców, stróŜów wiedzy, magików, medyków i  
szamanów. Ci  
ostatni byli niejednokrotnie magami i medykami. Ale jaką funkcję pełnili  
właściwie szamani? 
Mówi się często, Ŝe pierwszym stopniem praktyk religijnych jest magia. Tak  
twierdzą  
przynajmniej współcześni uczeni. Jest to typowa “teoria zza biurka". Twierdzą  
oni równieŜ, Ŝe  
szamanizm i magia są bezpośrednim dąŜeniem do ekspansji mocy uśpionych w  
podświadomości,  
do ich poszerzenia i udoskonalenia. Z pewnością moŜna uznać, Ŝe jest to jakaś  
droga  
kształtowania świata, czy teŜ światów, i samego siebie.  
Spójrzmy na wypowiedź jednego z psychiatrów, Stanislava Grofa: “JuŜ w  
zamierzchłych  
czasach ludzie potrafili przeŜyć własną śmierć, zwiedzić królestwo zmarłych i  
wrócić stamtąd.  
Potrafili kontaktować się ze światem duchów. Najstarsze doświadczenia w tej  
dziedzinie znajdu- 
jemy wśród szamanów. Istotą inicjacji u szamanów jest spotkanie ze śmiercią w  
formie rytualnego  
zniszczenia i ponownego narodzenia się. Podczas inicjacji szaman wstępuje po  
tęczy lub drzewie  
Ŝ

ycia do niebiańskich regionów. 

W tym umieraniu i ponownych narodzinach przejmuje nadprzyrodzoną wiedzę i moc od  
półboskich istot, objawiających się w ludzkiej lub zwierzęcej postaci. W  
inicjacji zawsze po śmierci  
następuje zmartwychwstanie i koniec kryzysu. Szaman znajduje się równocześnie «w  
obiektywnej  
rzeczywistości" i w innych regionach pozaziemskiego świata. Staje się  
uzdrowicielem,  
jasnowidzem i kapłanem. Towarzyszy duszom zmarłych w drodze do zaświatów. 
Szaman przeŜywa śmierć jako wstąpienie do kosmologicznej hierarchii, do świata  
czcigodnych  
przodków, potęŜnych bóstw lub półbogów. Czasem jest to przejście z padołu  
ziemskiego do  

background image

błogosławionego, szczęśliwego bytu w królestwie słońca." 
Szaman-mag jest bojownikiem, odwaŜnym zdobywcą, szukającym głębszego kontaktu z  
nieokiełznaną naturą. Nie jest ani poddańczy, ani słuŜalczy, nie tarza się w  
prochu, ale teŜ nie ma  
moralnych ambicji. W jego światopoglądzie brakuje idealizmu, bo i nie znajduje  
go w przyrodzie.  
Ś

wiadomy Ŝycia, bierze w nim Ŝywy udział, przeŜywa bezpośrednio to, co zwykły  

ś

miertelnik moŜe  

pojąć tylko teoretycznie. Jego percepcja, a takŜe ciało mają kosmiczny wymiar i  
to duŜo większy,  
niŜ moŜemy sobie wyobrazić. Szaman potrafi wywołać siły natury - zwane u Inków  
apus - które w  
naszym intelekcie spadły juŜ do rzędu abstrakcji. Siły te mogą objawiać się w  
nim jako  
niewyobraŜalnie intensywne przeŜycia natury cielesnej. Intensywność przeŜyć  
wcale nie musi  
zaleŜeć od uŜytych w tym procesie środków pomocniczych jak grzyby, kadzidło czy  
sakralne na- 
poje. W stanie ekstazy poszerza się jego świadomość. 
Szaman jest mistrzem ekstazy. Temu egzaltowanemu stanowi emocjonalnemu nie  
towarzyszą  
automatycznie objawy wyŜszego stanu świadomości. Musi on być umiejętnie,  
ś

wiadomie  

wywoływany. Opisuje się go jako “wyjście z siebie". Ta forma najwyŜszego  
skupienia przechodzi w  
zintensyfikowane postrzeganie, przekraczające granice normalnej świadomości i z  
szamana czyni  
mędrca. Chrześcijańscy święci teŜ znają ekstazę. Traktują ją jednak jako stan  
łaski. Ale w obu  
przypadkach stwierdzano podwyŜszoną temperaturę ciała w wyniku wzmoŜonej funkcji  
gruczołów. 
W odróŜnieniu od świętych, szaman potrafi doprowadzić się do stanu ekstazy  
róŜnymi  
psychotechnikami. Jest to więc u niego rodzaj wiedzy lub umiejętności. Sami  
szamani uwaŜają, Ŝe  
to egzaltowane transcendentne przeŜywanie jest “rzeczywistą" wiedzą. Wiedzę tę  
moŜna jednak  
osiągnąć tylko emocjonalnie. Europejczyk natomiast zbiera informacje i myli je z  
wiedzą - tak  
twierdzą szamani. Intelektualna wiedza zaś nie jest wiedzą rzeczywistą, moŜna  
bowiem ją stracić.  
Trwała jest tylko wiedza emocjonalna. Pozostaje w człowieku, bo “doprowadza krew  
do wrzenia". 
Człowiek zachodnich cywilizacji, który zna najczęściej tylko letnie uczucia  
religijne niedzielnego  
przedpołudnia, nie zrozumie tego nigdy. Jak dalece jednak wolno wiązać  
trepanacje czaszki z  
szamanizmem - dotychczas nie wiemy. Jedno zapewne jest jasne: interpretując  
kulturę Paracas,  
nie wolno zapominać o szamanach, ich wiedzy i praktykach ekstatycznych. 

background image

Peruwiańskie Ministerio del Turismo rozesłało przed piętnastu laty do wszystkich  
swoich  
rozproszonych po świecie konsulatów plakat z kopią ozdoby jednego ze słynnych  
płaszczy (manto)  
z nekropoli Paracas. Na pierwszy rzut oka widać jedynie skomplikowany rysunek.  
Treść  
wyobraŜenia jest jednakŜe zagadkowa nawet dla fachowców. Z powodu owej  
niezrozumiałości i  
pięknych barw jest ono jednak powszechnie znane. 
Płaszcz, którego ozdobny rysunek stał się tak głośny, został znaleziony w latach  
trzydziestych  
obok jednej z mumii razem z naczyniami ceramicznymi wypełnionymi ziarnami  
kukurydzy.  
Archeolodzy ocenili wówczas wiek grobu na 2,5 do 3 tysięcy lat. Wspaniale  
zachowane kolory  
kaŜdego fascynowały. Naukowcy zaś podziwiali przede wszystkim jakość zachowanych  
przez tyle  
lat barwników i samej tkaniny, z której był wykonany. Takiej ścisłości splotów  
nie stwierdzono w  
Ŝ

adnym warsztacie tkackim. Pod tym względem tkanina przewyŜsza nawet produkowany  

maszynowo jedwab do sporządzania spadochronów! 
Do dziś znaleziono 96 takich płaszczy. Egzemplarz, którego kopię ornamentu  
rozesłano po  
ś

wiecie, znaliśmy juŜ dawniej. Przywieźliśmy tę kopię jako pamiątkę jednej z  

podróŜy do Ameryki  
Południowej. Tak nas zafascynowała rysunkiem i pięknymi kolorami, Ŝe  
powiesiliśmy ją w naszym  
mieszkaniu. Dzieło to nie raziłoby w galerii nowoczesnej sztuki, dzięki  
wyrafinowanej kompozycji i  
technice wykonania. Przyciągało uwagę kaŜdego naszego gościa z dziwną  
intensywnością,  
prowokowało biologów, etnologów i artystów do szukania ukrytego sensu.  
Szukaliśmy wspólnych  
cech z czymś juŜ nam znanym. Zastanawialiśmy się, czy moŜe to być jakiś  
tajemniczy zapis.  
Wszystkie próby interpretacji - numerologiczne lub oparte na zestawieniu kolorów  
- kończyły się  
fiaskiem. 
Nie mogliśmy poradzić sobie z jego odmiennością i obcością. 
Z początku sądziliśmy, Ŝe chodzi moŜe o wyobraŜenie percepcji innej  
rzeczywistości, na  
przykład pod wpływem psychoaktywnych środków odurzających. Zawsze jednak  
wchodziliśmy w  
ś

lepy zaułek. Nie chcieliśmy - i uwaŜaliśmy, Ŝe nie moŜemy - się poddawać.  

Patrzymy przecieŜ  
obciąŜeni wpływami zachodniej kultury. We wszystkim widzimy “obiekty kultu",  
“wyobraŜenia  
bogów" lub “demonów". 
Odkrycie w “wytworach sztuki prymitywnych ludów" czegoś, co nawet doświadczeni  
badacze  

background image

przeoczyli, lub co uwaŜają za niemoŜliwe do przyjęcia, jest zawsze ogromnym  
przeŜyciem. Kto by  
przypuszczał, Ŝe peruwiański chirurg z Ica pomoŜe nam w rozwiązaniu zagadki  
płaszczy z  
Paracas. Widok znanego nam plakatu w muzeum dra Cabrery ucieszył nas i pobudził  
od nowa  
naszą ciekawość. Mieliśmy nadzieję na wyjaśnienie choćby niektórych wątpliwości. 
Wiedzieliśmy co prawda, Ŝe rysunki na płaszczu opisują powstanie i rozwój Ŝycia  
ludzkiego.  
Kapitulowaliśmy jednak przed detalami. JuŜ sama myśl, Ŝe liczące około 3 tysięcy  
lat dzieło  
artystyczne mogłoby wyobraŜać plemniki, wydawała się tak absurdalna, Ŝe nie  
mieliśmy odwagi  
wyciągać tak daleko idących wniosków. Jak ludzie w czasach prehistorycznych  
mogli znać bez  
mikroskopu komórkę jajową i plemniki? Absurd! To niemoŜliwe, aby taka stara  
połu- 
dniowoamerykańska kultura miała wgląd w mikroskopijny świat. To, co dr Cabrera  
rozpoznał i  
rozszyfrował, przekracza wyobraźnię wykształconego współczesnego człowieka. Z  
genialną  
intuicją interpretował kaŜdy najmniejszy detal obrazu na płaszczu. Stworzył  
oszałamiającą całość.  
Znalazł prawdopodobnie klucz do tej tajemniczej, artystycznej zagadki. 
- Mają państwo przed oczami jeden z płaszczy - zaczął swój wywód - który mógłby  
pretendować  
do Nagrody Nobla. Kryje w sobie tyle informacji, Ŝe udałoby się na tej podstawie  
przygotować  
wykład z genetyki. Ten znaleziony przed 45 laty w Paracas płaszcz, nosi na sobie  
opis ge- 
netycznej anomalii, znanej dziś pod nazwą syndaktyłii lub agenezji kciuka.  
Tematem rysunku jest  
ukazanie przekazywania tej anomalii. 
Po raz kolejny okazało się, jak wspaniałym lektorem był dr Cabrera, jak  
umiejętnie wywoływał i  
utrzymywał napiętą uwagę słuchaczy. Uśmiechnął się chytrze i kontynuował: - To  
cudowny, pełny  
zagadek płaszcz. WyobraŜa kobietę, która ma po pięć palców u stóp, ale tylko  
cztery u jednej ręki -  
i cały mechanizm przekazywania tej anomalii potomkowi. Rozpoznać moŜna teŜ etapy  
dojrzewania  
komórek rozrodczych i ich znaczenie w procesie rozmnaŜania się i dziedziczenia  
tych cech. 
U dołu widzą państwo czteropalczastą rodzącą kobietę. Nosicieli anomalii  
oznaczano  
dodatkowymi pasmami lub zamalowanymi polami. Lewa figura przedstawia męską linię  
dziedziczenia: powstawanie gotowych do zapłodnienia plemników z macierzystej  
komórki  
rozrodczej i penis. Z tego widać, Ŝe męska linia odpowiedzialna jest za  
przekazanie skazy  

background image

dziedzicznej. Środkowa postać wydaje się przedstawiać Ŝeńską linię z rozwojem  
gotowych do  
zapłodnienia komórek jajowych i pochwą w kształcie ust. Trzecia z kolei figura  
wyobraŜa rozwój  
nowego Ŝycia po połączeniu się jaja z plemnikiem (męska i Ŝeńska linia Ŝycia).  
Rola plemników w  
zapłodnieniu i przekazywaniu wady dziedzicznej uwydatniona została powtórzeniami  
(prawa strona  
płaszcza). 
Widać tu powtórzenie przyczyn ułomności (por. nr 1 na rys.). Łatwo rozpoznać  
plemniki i  
komórki jajowe (patrz nr 2 na rys.). W procesie zapłodnienia komórka jajowa  
jednoczy  
chromosomy w kompletny ich zespół, składający się z genów męskich i Ŝeńskich.  
Oba elementy  
zespołu widzą tu państwo oznaczone nr 5. W ten sposób rodzi się po dziewięciu  
miesiącach  
dziecko z syndaktylią. 
- Ale jak rozpoznaje się, Ŝe anomalia jest dziedziczna? - zadał pytanie dr  
Cabrera i sam sobie  
odpowiedział. - Poznajemy to łatwo, poniewaŜ kolor linii męskiej jest kolorem  
zespolonej linii. 
Cabrera uderzył w rysunek dłonią. 
- To czerń jest kolorem odpowiedzialnych za to plemników. W ten sposób chciano  
wykazać, Ŝe  
to męŜczyzna jest nosicielem, a kobieta - przekazicielką. 
Nawet gdy interpretacja Cabrery wydaje się w kilku punktach nie do przyjęcia,  
trzeba przyznać,  
Ŝ

e sama idea szczegółowo przedstawionego procesu rozmnaŜania wydaje się słuszna.  

Dzisiejsza  
wiedza na ten temat stanowi kompendium obserwacji mikroskopowych i fenotypowych,  
to znaczy  
obserwacji zespołów wszelkich dostrzegalnych cech organizmu. Znajomość  
szczegółów  
pokazanych na ideogramie jest moŜliwa jedynie dzięki badaniom mikroskopowym.  
Mikroskop  
przed 3 tysiącami lat? Nawet najbystrzejsze “sokole oko" Indianina nie jest w  
stanie bez pomocy  
przyrządu optycznego dojrzeć komórek nasiennych. Czy musimy wobec tego przyjąć,  
Ŝ

e  

mikroskopy lub podobne im urządzenia znane były juŜ kiedyś, na długo przed naszą  
cywilizacją,  
czyli na długo przed jego wynalezieniem? 
Kamienie z Ica, a ściślej mówiąc ich ryty, dowodzą równieŜ, Ŝe tego typu  
instrumenty badawcze  
znane były juŜ w przeszłości. To oczywiście znaczy, Ŝe opisany płaszcz z Paracas  
jest równie  
stary jak one. A jednak liczy sobie najwyŜej 4 tysiące lat. Trudno sobie  
wyobrazić Praindianina  
ś

lęczącego nad mikroskopem. MoŜna jedynie przypuszczać, Ŝe ilustracja na  

background image

płaszczu jest kopią  
pochodzącą z równie tajemniczego źródła, co kamienie z Ica. Źródło to musi być  
duŜo starsze niŜ  
kultura Paracas. Nie znaleziono bowiem Ŝadnych analogii w tych okolicach. 
Ś

wiat nauki nie moŜe udawać, Ŝe płaszcz z Paracas nie istnieje. Dopóki jednak  

nie dysponuje  
Ŝ

adnymi znaleziskami, które pomogłyby w interpretacji owego ideogramu, zmuszony  

jest traktować  
go jako nierozwiązalną - na razie - zagadkę historyczną. 
Victoria de la Jarra (równieŜ językoznawca) widzi w tych tkanych dziełach sztuki  
z Paracas  
dokumenty nieznanego języka. MoŜliwe są jednak i inne interpretacje: rysunek  
stanowi ilustrację  
przesłania ze świata przodków, odbieranych w stanie pobudzonej świadomości,  
obrazów  
utrwalonych w nieświadomości. Dostęp do tych “zmagazynowanych" w nieświadomości  
obrazów  
mógł być umoŜliwiony dzięki zabiegom trepanacji czaszki albo za pomocą  
odpowiednich środków  
psychotropowych. 
Tiahuanaco. Kopie kilku detali “Bramy Słońca": 
a) 

Wirakocza z dwoma berłami w dłoniach 

b) 

i c) Dwie z 48 figur bocznych skierowanych profilem ku postaci centralnej.  

Uwagę zwraca naturalny sposób trzy- 
mania “berła" mimo ułomności ręki (cztery palce). My uwaŜamy tę cechę za  
ułomność, ale w przeszłości pewnie tak na  
to nie patrzono. Faktem jest, Ŝe czteropalczaste dłonie powtarzają się często w  
starych posągach, rzeźbach i na róŜnych  
wyobraŜeniach - najczęściej bogów - między innymi w Tlaloc (Meksyk), Nazca  
(Peru), Tiahuanaco (Boliwia), w  
rysunkach naskalnych i jaskiniowych w Australii, Polinezjii Afryce. 
W “punkcie węzłowym Paracas" spotykają się zagadkowe nici: nekropole, trepanacje,  
diagramy  
procesów genetycznych na tkaninach płaszczy. Ale na tym nie koniec. Do zestawu  
zagadek trzeba  
dołączyć tak zwany Kandelabr , do dziś najbardziej tajemniczy symbol tej mozaiki.  
Niektórzy  
wymieniają go co prawda jednym tchem z dziwnymi figurami płaskowyŜu Nazca.  
Podziwiamy je...  
M. Stingl w ksiąŜce Inkowie pisze między innymi: “Geoglif z Pisco nie jest  
wyŜłobiony tak jak  
rysunki na płaskowyŜu Nazca, ale zestawiony z ciemnych kamieni, ułoŜonych na  
jasnej  
powierzchni ziemi." Według niego, geoglif ten ma ponad 200 metrów. 
Zbadaliśmy ten Kandelabr osobiście i mimo najlepszych chęci nie dostrzegliśmy  
Ŝ

adnych  

kamieni ułoŜonych na powierzchni ziemi. Widzieliśmy tylko piasek... nic... tylko  
piasek. 
Rozmach, z jakim powstała ta figura i tajemniczy sposób jej wykonania, kojarzą  
się z figurami  

background image

płaskowyŜu Nazca. I prawdą jest, Ŝe bezwiednie nasuwa się przypuszczenie, Ŝe i  
Kandelabr, i  
figury z Nazca mają wspólne źródło. 
Trudno uniknąć takiego skojarzenia. Oba dzieła leŜą niezbyt daleko od siebie. Od  
Paracas do  
pustyni Nazca jest niecałe 200 kilometrów. Ramiona Kandelabru skierowane są w  
kierunku Nazca  
i Ocucaje. Gdyby pociągnąć wyimaginowaną linię pomiędzy Tiahuanaco i półwyspem  
Paracas, to  
przecięłaby ona zarówno płaskowyŜ Nazca, jak i pustynię Ocucaje. MoŜe kiedyś  
łączyły się one -  
Pisco, Nazca i Tiahuanaco? 
Ale Kandelabr z Paracas kryje dodatkową, niepokojącą tajemnicę. Jego zarysy nie  
zacierają  
się! Choć wykonany jest na gołym, pozbawionym wegetacji piaszczystym wzgórzu  
półwyspu,  
poddany działaniu otwartego morza i stale wiejącym znad Pacyfiku wiatrom -  
zachowuje  
niezmienny kształt od niepamiętnych czasów. Dowodzą tego zdjęcia z lat  
pięćdziesiątych i  
osiemdziesiątych. Poza niewielkimi zmianami na końcach jego ramion, kształt  
pozostał ten sam.  
Nawet jeśli smagający wiatr nawieje piasek i przykryje kaŜdą bruzdę, to cały  
obraz regeneruje się  
stale od nowa. Jakby czerpał z głębi ziemi moc do dalszego przekazywania swego  
przesłania. Jak  
wyryte w piasku przykazanie. 
Nikt nie potrafi wyjaśnić, jak to się dzieje. Na zdjęciach wykonanych w tak  
duŜych odstępach  
czasu widać ślady kopyt końskich, stóp turystów, głębokie bruzdy po samochodach.  
Ale wszystkie  
te ślady ludzkiego wandalizmu, pogłębione dodatkowo przez pochyłość wydmy,  
zniknęły bez  
ś

ladu. A Kandelabr trwa w nie zmienionej postaci! 

Dziś teren ten podlega ochronie. Wprowadzono zakaz wjazdu pojazdami  
mechanicznymi.  
Kandelabr osiągalny jest tylko od strony morza. Turyści wynajmują łodzie  
rybackie, wybierając się  
na jedyne w swoim rodzaju safari zdjęciowe. Inni wychodzą na brzeg o świtaniu  
drogami  
szamanów, traktując ten spacer jako wprowadzenie do ćwiczeń medytacyjnych. 
Tajemniczy Świecznik ma niezwykle przyciągające właściwości. śądni wiedzy lub  
tylko sensacji  
turyści doznają olśnienia na jego widok. Innym wystarczają zdjęcia zagadkowego  
Trójzęba. Dla  
szamanów jednak, albo dla ezoteryków, jest to miejsce emanacji mocy. 
Człowiek epoki technicznej zna geologię i geografię Ziemi. Próbował juŜ nawet  
lotu w kosmos.  
W tym wypadku natomiast czuje się dziwnie bezradny. Szuka wyjaśnienia, w liniach  
na piasku  

background image

widzi południki czy nawet bliŜej nie sprecyzowane powiązania z latającymi  
obiektami. Kandelabr  
jest być moŜe drogowskazem pozostawionym przez odległą, wysoko rozwiniętą  
cywilizację. Ale co  
wskazuje? 
Ernest Hemingway, symbol międzywojennego pokolenia, musiał chyba teŜ oglądać ów  
Kandelabr. W pogoni za przygodą bywał bowiem i w tych okolicach. Wiadomo na  
pewno, Ŝe tu  
wyprawiał się na ryby. Ale wówczas zajęty był bardziej sprawami śmierci niŜ  
Ŝ

ycia. W kaŜdym  

razie nie znajdujemy w jego dziełach czy zapiskach Ŝadnej wzmianki o  
południowoamerykańskim  
Kaktusie. 
Z Kandelabrem zetknęli się zapewne szalejący po kraju hiszpańscy konkwistadorzy;  
opanowani  
manią zdobywczą i chciwi złota. W swym fanatyzmie religijnym widzieli w rysunku  
na piasku znak  
nieba, drogowskaz “świętej" wyprawy zdobywczej. Widzieli w nim krzyŜ, dobry omen,  
opatrzność  
boską. 
Cywilizacje preinkaskie tu chowały przedstawicieli swojej elity. Wykorzystywały  
owo miejsce na  
ukrycie słynnych płaszczy. Dlaczego wybrali właśnie to miejsce? Ten samotny  
między niebem i  
ziemią symbol musi mieć jakieś głębsze znaczenie. Ta zagadka, tak wymykająca się  
wszelkim  
próbom interpretacji, nie daje spokoju właśnie dlatego, Ŝe tak trudno ją  
rozgryźć. Ciągle brakuje do  
niej klucza. Na razie więc kaŜdy sam musi szukać własnego wyjaśnienia i  
zadowolić się nim. Nie  
wiemy kto ani jaka kultura stworzyła Kandelabr - oryginalne dzieło na czy teŜ w  
piasku pustyni.  
KaŜda próba datowania opiera się jedynie na przypuszczeniach. Czy jest on  
dziełem którejś ze  
znanych juŜ kultur? Odpowiedź byłaby łatwiejsza, gdyby udało się odgadnąć jego  
przesłanie. 
Wszelkie mity mają, jak i cała ludzkość, jedno wspólne źródło, wspólne korzenie.  
Te korzenie  
stanowią najbardziej fascynujący i tajemniczy aspekt przekazu. Weźmy dla  
przykładu symbol  
Drzewa śycia. Nigdy właściwie nie było jasne, co to pojęcie znaczyło w starych  
kulturach.  
Alexander Elliot tak pisze: “Najbardziej godna uwagi jest daleko idąca i  
zasadnicza  
jednoznaczność symbolu drzewa w prawie wszystkich kulturach i najstarszych  
mitach. Od zarania  
oznacza ono środek świata. Drzewo śycia rośnie najczęściej na trzech  
płaszczyznach: korzenie  
przechodzą przez ziemię do podziemnego świata, pień rośnie przez poziom  
człowieczy a jego  

background image

korona rozpościera się ku nieosiągalnemu królestwu niebios. W przekazach  
mitologicznych  
drzewo jest środkiem i osią świata, łączącą podziemie z królestwem bogów. Po nim  
wspinają się i  
schodzą szamani, gdy w ekstazie wybierają się w podróŜ. 
Ale Drzewo śycia jest teŜ symbolem duszy i ducha człowieka. WyobraŜa rozwój jego  
osobowości lub proces indywiduacji jego duszy. Jest poznaniem i Ŝyciem jak  
rajskie drzewo  
wiadomości dobrego i złego. Takie znaczenie przypisują mu równieŜ mity indyjskie  
i mity krajów  
północnych. Takie drzewa stoją u źródła Ŝycia, nosząc owoce poznania." 
179 
Symbol drzewa Ŝycia spotykamy prawie we wszystkich kulturach, nawet w tych,  
które nie miały  
Ŝ

adnych wzajemnych kontaktów. Mamy tu do czynienia z przenikaniem idei, znanej  

nie tylko w  
chrześcijaństwie, z rodzajem archetypu. Obrazy pierwotne, wzorce mają charakter  
kolektywny,  
wspólny wszystkim ludom określonej epoki. 
Archetyp jest podstawowym wyobraŜeniem ludzkiej świadomości, uzewnętrzniającym  
się we  
wspólnych mitach, indywidualnych marzeniach sennych i w sztuce. Dzięki  
odpowiedniej  
dojrzałości psychicznej powracają one do teraźniejszości, stają się widoczne.  
Trudno powiedzieć,  
czy archetypy są wspomnieniem nieświadomości o realnych wydarzeniach, jak np.  
pojawianie się  
smoków i węŜy w mitologiach wszystkich kultur świata. 
Tak więc napotykamy Drzewo śycia w róŜnych kulturach i w związku z nim mity o  
początku  
ś

wiata. Według melanezyjskiej mitologii człowiek został wystrugany z pnia drzewa.  

Tybetański  
buddyzm ma teŜ swoje drzewo rodowe, które jest jednocześnie środkiem świata i  
bogów. Wyrasta  
z oceanu świadomości jako kosmiczna wizja i sięga regionów niebiańskich. 
W Drzewie śycia widziano często teŜ oś świata. WyobraŜenie o obrocie Ziemi wokół  
własnej osi  
pojawiło się juŜ bardzo dawno w świadomości człowieka. Oś taka miałaby łączyć  
ziemię z niebem,  
zewnętrzne z wewnętrznym, widzialne z niewidzialnym. Ten zakorzeniony w  
szamanizmie  
ś

wiatopogląd miał duŜy wpływ na myśl religijną. 

W mitologiach ludów północnych Drzewo śycia pojawia się w postaci olbrzymiego  
jesionu  
Yggdrasill, będącego jednocześnie źródłem i osią świata. Drzewo to dźwiga świat,  
a jego gałęzie  
rozpościerają się nad niebem i ziemią. U Etrusków człowiek znajduje się między  
Drzewem śycia i  
Drzewem Śmierci. W rękach trzyma po gałęzi kaŜdego z nich. Symbolizuje to jego  
pozycję między  

background image

przemijaniem i Ŝyciem wiecznym. 
W Mezopotamii i Palestynie Drzewo śycia zmieniło się w drzewo siedmiokrotnego  
ś

wiatła, które  

symbolizuje siedmioramienny świecznik. Na Jawie Drzewo śycia i Góra Świata  
stanowią jedną  
całość. Rosyjscy nomadowie łączą drzewo Ŝycia z Wielką Matką. 
Scytowie Centralnej Azji czczą święte drzewa, a ludy Syberii i Indonezji mają  
drzewa świata.  
Tunguzi posiadają świętą brzozę, a starochińskie Drzewo śycia sięga koroną nieba.  
W Grecji  
znane jest drzewo Hesperyd, córek Nocy, powiązane z węŜem jak w Biblii. 
Bardzo zawiłym symbolem jest Drzewo śycia Azteków, w którym zamieszkują węŜe i  
dotychczas nie zbadany jest związek tego drzewa z symboliką składania ofiar z  
ludzi. 
W starych pismach obrazkowych Sumerów i Asyryjczyków znajdujemy Drzewo śycia w  
otoczeniu skrzydlatych stróŜy i tarczy słonecznej. Taką samą symbolikę znają  
Egipcjanie. Królowie  
i królowe oddają cześć Drzewu śycia, symbolowi ludzkiego losu. Często  
symbolizuje ono całą  
ludzkość. 
W wyobraŜeniu Turków osmańskich Drzewo śycia dźwiga milion liści, a na kaŜdym z  
nich  
wypisany jest los jakiegoś człowieka. Gdy człowiek umiera, spada jego liść z  
drzewa. 
Drzewo śycia ma związek ze śmiercią, reinkarnacją, przemianą albo przekazywaniem  
wiedzy,  
jak i róŜnych darów. Jest w rzeczywistości “Ŝywym drzewem" lub “drzewem  
oŜywiającym". W wielu  
archaicznych tradycjach wreszcie jest ono drogą do “absolutu".  
Pod Drzewem Bo [skrót od bodhi - sanskryt - oświecenie - od tłum.] siedzi Budda,  
by osiągnąć  
prawdziwą wiedzę z pustki wszechrzeczy. 
Rozciągająca się szeroko nad jego głową korona drzewa symbolizuje uwolnioną  
wielowymiarową świadomość. WąŜ jest tu czystą, subtelną energią. W tantrycznym  
buddyzmie  
wąŜ zwany Kundalini wspina się ku górze po osi - kręgosłupie. Tylko przez niego  
moŜna zdobyć  
oświecenie. 
Dla alchemików Drzewo śycia - Arbor Philosophica, czyli Drzewo Filozofów  
[amalgamat  
krystalicznego srebra - stąd zwane teŜ Drzewem Diany, która dla alchemików była  
symbolem tego  
pierwiastka] - jest drzewem wiadomości dającym nieśmiertelność. Zawiera  
dwunasto-stopniową  
transmutację. WąŜ z raju staje się w alchemii rtęcią (Mercurium), która unosi  
się środkiem drzewa  
wiedzy do jego szczytu. Pomaga alchemikowi w realizacji jego “opusu". 
U współczesnych chrześcijan Drzewo śycia odradza się co roku w postaci  
gwiazdkowej choinki,  
choć o jego pierwotnym sensie mało kto pamięta. Przez wieki, od momentu jego  

background image

wprowadzenia do  
obrzędów boŜonarodzeniowych, nie straciło ono swej prototypowej siły  
oddziaływania. 
KaŜdego roku od nowa działa na naszą nieświadomość. Nie ma chyba człowieka,  
który nie  
byłby wraŜliwy na jej urok. Wywołuje bowiem świąteczny nastrój, niepokoi  
sumienia, zmusza do  
zastanowienia się nad sobą. 
Drzewo śycia według północnoamerykańskiej mitologii. Pod słońcem postać  
męŜczyzny jest umieszczona w kole.  
MęŜczyzna i koło symbolizują byt ludzki. Linia energii łączy symbol Ŝycia z  
symbolem Manitou [Wielki Duch, bez- 
osobowa siła magiczna, ogarniająca cały świat - od tłum.]. 
Nowoczesne chrześcijańskie Drzewo śycia w postaci rozświetlonej lampkami choinki,  
z  
gwiazdką na czubku, jest symbolem łączności człowieka z niebem. Składa się pod  
nim dary -  
symbole łaski niebios. WęŜa w tej scenerii oczywiście nie ma, bo i nie spełnia  
się pod nim Ŝadne  
alchemiczne dzieło. Ale wąŜ Ŝyje nadal w symbolu medycyny. Oplata słynną laskę  
Eskulapa, jako  
znak wiedzy i zdrowia, reminiscencja osi świata i medyków. 
Znaczenie Drzewa śycia i sceneria, w jakiej się ono w chrześcijaństwie pojawia,  
często się  
zmienia. W starej, zachodniej kulturze staje się ono krzyŜem, na którym Chrystus  
ponosi ofiarę, jak  
donosi Biblia. To jedno z jego znaczeń. W innym miejscu czytamy w Biblii o  
zgubnych owocach  
Drzewa śycia, o poznaniu. Co znaczy poznanie? Co znaczy ta aluzja? “Poznać"  
znaczy po  
hebrajsku równieŜ “obcować płciowo". “Adam obcował z Ŝoną swoją Ewą, a ta  
poczęła i urodziła  
Kaina..." (Genesis 4.1).  
Aczkolwiek Bóg stworzył Adama, pierwszego człowieka, to z treści Biblii wynika  
logicznie, Ŝe  
przed jego stworzeniem Ŝyli juŜ inni ludzie na świecie. Powiada się bowiem, Ŝe  
Set, inny syn  
Adama i jego brat Kain wzięli sobie Ŝony, z którymi mieli synów i córki. To  
wyraźne podkreślenie  
tych i tylko tych kontaktów seksualnych, moŜe mieć głębsze znaczenie.  
Prawdopodobnie chodzi tu  
o szczególny rodzaj obcowania płciowego, zaplanowany i  celowy. Dla  
wprowadzenia  
pozytywnych zmian u potomstwa? 
W Biblii czytamy dalej: “RównieŜ i Sylla (druga Ŝona Kaina) urodziła Tubalkaina,  
który wykuwał  
wszelkie narzędzia z miedzi i Ŝelaza..." (Genesis 4.22). 
Czy z tych kontaktów powstała nowa linia reformatorskich ludzi, ludzi dających  
początek nowej  
epoce historycznej, nowej erze waŜnych osiągnięć technologicznych? Jest  

background image

prawdopodobne, Ŝe  
“owoce wiadomości" dały nowe, zdolniejsze pokolenie ludzi. Pogląd taki wyraził  
oficjalnie po raz  
pierwszy Zecharia Sitchin w ksiąŜce Stopnie do kosmosu. Przychylamy się do jego  
tezy. Tu  
bowiem, na półwyspie Paracas, znajdujemy niedaleko siebie, rzucający się w oczy  
symbol Drzewa  
ś

ycia i słynne płaszcze, które z kolei serwują nam “poznanie" znaczenia komórek  

jajowych i  
wyobraŜonych na nich plemników. Czy z tych wskazówek naleŜy wnioskować, Ŝe  
kiedyś w  
prehistorycznych czasach znane były juŜ genetyczne ingerencje? 
Ale wróćmy do przekazów Biblii. 
“Potem zasadził Pan Bóg ogród w Edenie, na wschodzie. Tam umieścił człowieka,  
którego  
stworzył. I sprawił Pan Bóg, Ŝe wyrosło z ziemi wszelkie drzewo przyjemne do  
oglądania i dobre do  
jedzenia oraz drzewo Ŝycia pośrodku ogrodu i drzewo poznania dobra i zła."  
(Genesis 2.8 i 9).  
Mamy tu wzmiankę o dwu róŜnych drzewach? Drzewie poznania i drzewie Ŝycia?  
Tajemnica tkwi  
w odmiennych owocach obu drzew. Adam i Ewa mogli ze wszystkich drzew zrywać  
owoce, tylko  
nie z “drzewa Ŝycia" i “drzewa poznania". Ale chytry wąŜ odwaŜył się obejść  
przykazanie boskie,  
skusił ich i uczynili, czego czynić nie powinni. Zjedli zakazane owoce  
“poznania". I tak poznali  
pewnie tajemnicę, która miała być przed nimi ukryta. “I rzekł Pan Bóg: «Oto  
człowiek stał się taki  
jak my: zna dobro i zło. Byleby tylko nie wyciągnął teraz ręki swej i nie zerwał  
owocu takŜe z  
drzewa Ŝycia i nie zjadł, a potem Ŝył na wielki»." (Genesis 3.22). Do tego nie  
moŜna było jednakŜe  
dopuścić. Adam został więc wypędzony z raju.  
“Odprawił go więc Pan Bóg z ogrodu Eden, aby uprawiał ziemię, z której został  
wzięty. I tak  
wygnał człowieka, a na wschód od ogrodu Eden umieścił cherubiny i płomienisty  
miecz wirujący,  
aby strzegły drogi do drzewa Ŝycia." (Genesis 3.23 i 24). 
Tak człowiek został wyklęty z raju. Owoce Drzewa śycia stały się dla niego  
nieosiągalne. I  
zamknęła się droga do Drzewa śycia na zawsze. StraŜnikiem świętego miejsca  
został Cherubin.  
Ale jakich to owoców strzeŜe? 
Tego typu pramity znane są w róŜnych wersjach we wszystkich kulturach. Zachowują  
swą  
Ŝ

ywotność jak genetycznie zakodowane wspomnienia. W staroegipskich przekazach  

natknęliśmy  
się teŜ na owoce Drzewa śycia. Zecharia Sitchin tak pisze: “Faraon wierzył, Ŝe w  
niebiańskich  

background image

regionach boga Ra znajdzie poŜywienie, zapewniające wieczną młodość. Tam bowiem  
dojrzewała  
roślina Ŝycia. Wierzono, Ŝe Ra i inni nieśmiertelni bogowie mogli Ŝyć wiecznie,  
bo odmładzali się,  
przyjmując w swych pałacach boskie pokarmy i napoje. Stare, egipskie ryciny  
ukazują zmarłego w  
niebiańskim raju, pijącego wodę Ŝycia, z której wyrasta drzewo rodzące  
Ŝ

yciodajne owoce. Miejsce  

to nazwano «niwą Ŝycia». Tu stale odmładzał się lub «wskrzeszany» był bóg Ra. W  
«dniu  
wskrzeszenia» wypijał pewien eliksir. Faraonowie wierzyli, Ŝe i oni otrzymają ów  
eliksir, który  
wskrzesi ich serce." 
Woda Ŝycia symbolizuje to “przebudzenie". Nigdzie nie spotkamy jaśniejszej  
interpretacji.  
Rzekome Ŝycie wieczne utoŜsamiane jest w większości przekazów i pism z fizyczną  
nieśmiertelnością. Ale Drzewo śycia wyrasta teŜ z głowy Buddy, zwanego  
“doskonale  
przebudzonym", i zachowuje w tradycji buddyzmu znaczenie waŜnego symbolu  
doskonale  
oświeconej świadomości. 
Wszelkie znane cywilizacje rozwijały się w poszukiwaniu własnego raju. Po  
bezowocnym  
poszukiwaniu ginęły zrezygnowane albo zniechęcone, bo nie potrafiły Ŝyć w swoim  
Edenie. Tak  
dzieje się bardzo często. Bo gdy człowiek wreszcie znajdzie swój raj, nie  
potrafi w nim Ŝyć. Spo- 
łeczeństwa wysoko rozwinięte technologicznie teŜ nie zrezygnowały z marzeń o  
Ŝ

yciu wiecznym,  

choć je ukrywają. Wiecznego Ŝycia poszukuje się w laboratoriach genetyków. 
Ale ślepe poszukiwanie raju i Ŝycia wiecznego łączyło się zawsze i nadal łączy z  
niszczeniem i  
wyburzaniem: czy były to antyczne wyprawy zdobyczne, zdobycie Ameryki, wyprawy  
krzyŜowe czy  
współczesne systematyczne niszczenie środowiska naturalnego i brutalne dręczenie  
zwierząt  
doświadczalnych pod szyldem postępu medycznego.  
Ś

lady po trepanacji, znalezione w nekropoli półwyspu Paracas są być moŜe  

wynikiem  
poszukiwania raju, rezultatem kroczenia ku niemu przeklętą drogą. Z pewnością  
istnieje jakaś  
tajemnicza zaleŜność między trepanowanymi czaszkami z Paracas, ilustracją  
genetycznych  
procesów na płaszczu i potęŜnym drzewem Ŝycia w piasku pustyni. Na razie jednak  
milczy  
mistyczny punkt węzłowy: Paracas, siedziba mocy strzegącej pilnie swej tajemnicy. 
Bóstwo kultury Paracas. Przypuszczalnie chodzi tu o kapłana - szamana, który  
wyposaŜony w liczne symboliczne  
akcesoria ucieleśnia bóstwo. 
Bogactwo symboliki Drzewa śycia jest prawie niewyczerpane. Szamani uwaŜają, Ŝe  

background image

ów  
najstarszy symbol ludzkości stanowi materiał do rozmyślań na niejedno Ŝycie. Ale  
nawet w ciągu  
całego jego trwania zdoła człowiek poznać jedynie zewnętrzną warstwę gęstej  
korony liści. 
Mircea Eliade nazywa je “uniwersum w nieustannie trwającej regeneracji,  
niewyczerpanym  
ź

ródłem Ŝycia kosmicznego" lub “symbolem nieba i światów kosmicznych". Dla  

większości Drzewo  
ś

ycia pozostaje nadal tajemnicą. 

Dwujęzyczny bóg - stwórca wyobraŜony na jednym z płaszczy z Paracas. Z jego  
ciała wypływają światy z ich  
Ŝ

ywymi stworzeniami i wracają do niego w wiecznym obiegu. 

W rytuałach inicjacyjnych szamanów Drzewo śycia odgrywa waŜną rolę jako punkt  
styczny  
między niebem i ziemią, jako oś Ziemi łączącą naszą planetę z przestrzenią  
kosmiczną. Szamani  
traktują regiony kosmiczne odmiennie niŜ człowiek kultury zachodniej. Widzą w  
nich regiony we- 
wnętrzne a nie zewnętrzne. Początkujący szaman wstępuje w czasie ceremonii na  
drzewo po  
siedmiu do dziewięciu stopniach symbolizujących poziomy nieba. 
U północnoamerykańskich Indian Pomo trwa to inicjacyjne wstępowanie na  
dziesięciometrowe  
drzewo cztery dni i cztery noce. Inne szczepy ustawiają symboliczne drzewo  
pośrodku tipi  
(namiotu). Kandydat na szamana musi cierpliwie znosić zadawany mu ból w czasie  
wspinaczki.  
Wszędzie od niepamiętnych czasów człowiek konfrontowany jest z tajemniczymi, nie  
wyjaśnionymi  
mocami. We wszystkich kulturach próbuje je zgłębić. Nie znając zjawiska, tworzy  
symbole i mity.  
Są one odpowiedzialne za rzeczywistość poza granicami poznawalnego. Wprowadzają  
porządek  
w misterium Ŝycia. Symbole wydobywają esencję Ŝycia z nieprzejrzystego chaosu  
ś

wiata. W ten  

sposób działają na świadomość człowieka. Mircea Eliade uwaŜa, Ŝe “ten, kto  
rozumie symbol,  
otwiera się nie tylko na obiektywny świat, ale równocześnie potrafi wznieść się  
ponad swoje  
indywidualne istnienie i dojść do całościowego zrozumienia tego, co  
uniwersalne... Symbol  
pomaga pobudzić indywidualne doświadczenie i zamienić je w akt duchowy." 
ZaleŜny od wpływu Słońca cykl biologiczny ryby wyobraŜony na jednym z kamieni z  
Ica. 
Jose Arguelles, znany badacz kultury Majów, tak mówi o symbolach: “Systemy  
symboli kryją  
róŜne poziomy świadomości, są bardziej wieloznaczne, niŜ z pozoru się wydaje.  
Powstały ze  
skupienia energii i mogą ją ponownie wypromieniować. 

background image

Czteropalczastość jednej z figur z płaskowyŜu Nazca. 
Szereg spójnych symboli tworzy system zwany mapą świadomości. Świadomość jest  
zdolnością organizmu do samo-porządkowania się, do integracji i przekształcania  
się. Organizm to  
harmonijny, rozwijający się, zamknięty układ współzaleŜności - niezaleŜnie od  
tego, czy jest to  
pojedyncza komórka, Ŝywa istota, społeczeństwo czy układ społeczny. Wysiłek  
doprowadził  
człowieka do uznania siebie samego za mikrokosmos. Gdy człowiek utoŜsami się z  
mikrokosmosem, to sposób jego Ŝycia i społeczności w której Ŝyje, mogą przybrać  
charakter  
kosmicznego porządku. Systemy symboli istnieją po to, by popierać organiczny  
styl Ŝycia, by go  
rozwijać, podtrzymywać i - w razie potrzeby – oŜywić go." 
Im mniej symboli funkcjonuje w danej kulturze, tym uboŜsze jest z reguły Ŝycie  
duchowe jej  
członków. Światopogląd takiej ubogiej w symbole kultury powstaje drogą zbierania  
informacji o  
rzeczach poprzez poznawanie izolowanych elementów całości. Wielkie budowle  
próbuje się  
poznać i zrozumieć, badając poszczególne elementy, z których został wzniesiony  
gmach. Nie dom,  
ale pojedyncze cegły. W ten sposób łatwo zgubić myśl przewodnią architekta.  
Obraz będzie  
precyzyjny w detalach, ale brak mu będzie całościowego ujęcia. 
Bohaterami i idolami ubogiej w symbole kultury są “ekstranauci", wystawiający  
siebie i swoje  
ciało na widok publiczny, jak np. sportowcy. Sztuka rozwija się naśladowczo,  
wszystko staje się  
przedstawieniem, tanim pokazem. W kulturach bogatych w symbolikę herosami są  
“intronauci",  
ś

więci, uzdrowiciele, szamani czy jogowie. Świat poznawany jest od wewnątrz, ego  

pozostaje na  
zewnątrz, przestaje być pępkiem świata. Odsuwa się w cień aŜ do anonimowości.  
Sztuka rozwija  
się samoistnie. 
“Ekstranauci" zdobywający to, co naskórkowe, powierzchniowe, nigdy nie pojmą  
bogatego  
ś

wiata wewnętrznego szamanów, ich świata nieprzebranej symboliki, jaką  

przedstawiają ryty  
kamieni z Ica. Prawie wszystkie, pozostawione przez tę kulturę, zawierają aluzję  
do prasymbolu  
Drzewa śycia w postaci liścia lub kilku liści. We wszystkich wyobraŜeniach  
ilustrujących ówczesny  
ś

wiat dawno wymarłych ludzi i zwierząt te liście Ŝycia odgrywają waŜną rolę. 

KrzyŜ jako podstawowy symbol chrześcijańskich religii jest równieŜ symbolem  
całkowitego  
oddania się, aŜ do samozatracenia. KrzyŜ, swastyka i Drzewo śycia oznaczają  
drogę Słońca lub  
drogę do światła. Symbole nigdy nie są jednoznaczne, zarówno w Starym, jak i w  

background image

Nowym Świecie.  
Rycina z Palenąue, miasta Majów, nie mówi o wizycie istot pozaziemskich ani o  
podróŜy w  
kosmos. Na płycie kamiennej z Palenąue widzimy raczej krzyŜ, symbol Drzewa śycia  
wyrastający  
z jakiejś postaci, która na ołtarzu złoŜyła siebie w ofierze. Nie wolno  
zredukować tego krzyŜa do  
urządzenia technicznego, ale jak w chrześcijańskich symbolach średniowiecznych,  
naleŜy szukać  
jego wymowy w głębokich zaleŜnościach wielkich religii. 
V. Nie jesteśmy pierwszym rodzajem ludzkim 
Czy jest coś, o czym moŜna by powiedzieć: 
Oto jest coś nowego? Dawno to juŜ było w czasach, które były przed nami. Nie  
pamięta się o  
tych, którzy byli poprzednio, ani o tych, którzy będą potem; takŜe nie będą o  
nich pamiętali ci,  
którzy po nich przyjdą.  
Księga Kaznodziei Salomona 1.10-11 
Tiahuanaco: prehistoryczne miasto na południe od jeziora Titicaca na wysokości 4  
tysięcy  
metrów, na terenie dzisiejszej Boliwii. Jest jednym z najsłynniejszych i  
najstarszych osiedli ludzkich  
Ameryki, wzbudzające powszechny podziw, ale przede wszystkim bardzo zagadkowe.  
Jedna z  
najznakomitszych, ale i najbardziej kłopotliwych pozostałości prehistorycznych  
czasów. Nigdzie na  
Ziemi nie znajdziemy miasta mogącego poszczycić się tak licznymi, bardzo starymi  
budowlami jak  
“Wieczne Miasto" Tiahuanaco, święta metropolia. W bardzo odległej przeszłości  
było ono  
kwitnącym portem morskim. Tu rozwijała się przez tysiące lat wspaniała technika  
budowlana. 
JuŜ od pierwszego spojrzenia, od pierwszego kroku postawionego na tym płaskowyŜu  
jesteśmy  
pod jego silnym wraŜeniem. Oto wtargnęliśmy w Ŝycie ludów, które osiedliły się  
tu jeszcze przed  
pierwszą epoką lodowcową i z wielkich kamiennych bloków niczym tytani wznosiły  
wspaniałe  
budowle. Odnosi się wraŜenie, Ŝe owi budowniczowie zaplanowali “święte miasto",  
które miało  
trwać wiecznie. 
Jaki sens miał ich wysiłek? Co oznaczają wyciosane kamienie, reliefy na  
potęŜnych  
megalitach? 
Pozostałe fundamenty świątyń, resztki sieci wodociągowej, murów, wielotonowe  
kolumny i  
bramy pozwalają wnioskować, Ŝe był tu kiedyś ogromny zespół architektoniczny na  
obszarze wielu  
kilometrów kwadratowych. Największe z odkrytych tu ruin, począwszy od  
monolitycznych głazów a  

background image

kończąc na kamiennych schodach i drogach w centrum kompleksu - szerokiego do 3  
kilometrów -  
to rzeczywiście potęŜne megality. Miasto zajmowało powierzchnię około 100 km2.  
Jego  
mieszkańcy czerpali wodę z pobliskiego jeziora, korzystając ze sprawnego systemu  
wodociągowego. Nie wiadomo, czy wzniesienie, na którym wybudowano ten zespół  
architektoniczny jest naturalne, czy teŜ zostało usypane i umocnione  
fundamentami z kamieni. 
Słynna “Puerta del Sol" czyli Brama Słońca naleŜy do największych wyciosanych z  
kamienia  
(andezyt) monolitów świata. Składa się z jednego bloku o rozmiarach 2,75 m x  
3,84 m x 0,50 m.  
CięŜar tego kamiennego dzieła ocenia się na ponad 10 ton. Górną część bramy  
zajmuje wspaniały  
relief, pośrodku którego umieszczono postać ludzką, dzierŜącą wielkie królewskie  
berło. Wpatruje  
się w nią 48 półludzi półptaków, wyrzeźbionych po obu jej stronach. Centralną  
postacią ma być  
czczony przez Preinków Wirakocza (Viracocha), główny bóg i twórca Tiahuanaco.  
Całokształt  
symboliki bóstw zdaje się mówić o kulcie ciał niebieskich, choć brak dziś  
zgodności w ich  
interpretacji. 
Stojąc na płaskowyŜu w otoczeniu tych budowli, prawie czuje się ich szacowny  
wiek. śaden  
rozsądny człowiek nie wpadłby dziś na pomysł wybudowania tu, w tym posępnym,  
niemal  
pozbawionym roślinności miejscu, tak pompatycznej siedziby mieszkalnej. 
Jest mało prawdopodobne, Ŝe Tiahuanaco zbudowano w pierwszym tysiącleciu naszej  
ery - jak  
ciągle twierdzi wielu naukowców. W tym okresie nie zmieniły się tu specjalnie  
ani klimat, ani  
wegetacja. Dlaczego więc miałby ktoś, na wysokości 4 tysięcy metrów wybudować  
miasto, z  
wielotonowych megalitów, jeŜeli otoczenie nie mogłoby wyŜywić jego mieszkańców.  
Do  
zbudowania miasta nie przyznaje się Ŝaden ze szczepów indiańskich, które  
zamieszkiwały te  
tereny juŜ od tysięcy lat przed przybyciem Hiszpanów. Nie ma równieŜ Ŝadnej  
wzmianki w przeka- 
zach i legendach Indian o budowniczych Tiahuanaco [według nowej transkrypcji  
Tiawanako lub  
Tiwanaku - od tłum.]. Gdy wspomniani Indianie przybyli tu, zastali miasto juŜ  
martwe. Byli  
przekonani, Ŝe tak wielki obiekt nie mógł być dziełem rąk ludzkich, Ŝe zbudował  
go jakiś ród  
gigantów, dawno wymarłych. 
Tu gdzie teraz znajdują się tylko ruiny, mówiące o prastarej historii, istniało  
na pewno wiele  
kultur. Ile ich minęło, nie wie dokładnie nikt. 

background image

Na podstawie znalezionych tu kości, szczątków broni, bazaltowych lub  
obsydianowych grotów  
strzał, narzędzi, skrobaków i drapaczy pierwszą fazę osadniczą datuje się na  
epokę kamienną.  
Drugą fazę określa się mianem “wczesne Tiahuanaco". Bezpośrednio po niej  
nastąpiła trzecia  
faza, nazywana “klasyczną kulturą Tiahuanaco". Specjaliści nazywają ją potęŜnym  
imperialnym  
państwem o charakterze militarnym. Pod względem politycznym, socjalnym i  
artystycznym było  
ono poprzednikiem późniejszego państwa Inków. 
W całym zespole architektonicznym Tiahuanaco, obok imponujących budowli i  
kamiennych  
posągów badacze znaleźli jak zwykle ceramikę, tkaniny, wyroby ze złota, mumie.  
Nie zabrakło  
takŜe narzędzi z miedzi i brązu, solidnych klamer - z tychŜe metali - do  
łączenia kamiennych  
bloków. Ale samo miasto jest starsze niŜ wymienione znaleziska. W kaŜdym razie  
istniało ono juŜ,  
gdy nie znano jeszcze ceramiki. Wydobyte narzędzia nie nadawały się do  
obrabiania granitu.  
Wzniesienie takiego miasta wymagałoby narzędzi o znacznie większych  
moŜliwościach, jednak  
niczego takiego nie odkryto. 
Niepodobieństwem jest więc datowanie pierwszej fazy osadnictwa w oparciu o  
wymienione  
znalezisko. Jak dotychczas nie znamy rzeczywistych załoŜycieli “Wiecznego  
Miasta". 
Z niezbadanych przyczyn budowa została nagle przerwana, miasto opustoszało. Na  
wysoczyźnie zapanowała cisza. Co się stało z samymi mieszkańcami? Wywędrowali  
powoli, czy  
wyginęli - tego nie dowiemy się pewnie nigdy- 
Ta długa faza osiedleńcza, która nie pozostawiła Ŝadnych śladów ludzkiej  
aktywności, nie daje  
archeologom spokoju. Andy przeŜyły w tym czasie niejedno trzęsienie ziemi.  
Jezioro Titicaca  
obniŜyło się o około 40 metrów, a miasto Tiahuanaco, kiedyś port, leŜy dziś w  
odległości 21  
kilometrów od jego brzegów. 
Po wielu latach dotarli tu Ajmarowie. Byli pierwotnie nomadami, a osiedliwszy  
się tu od trzech  
do dwóch tysięcy lat przed Inkami, stworzyli własną kulturę. Przedtem jednak  
musieli walczyć z  
osiadłym tu tajemniczym ludem Uru, zwanym ludem czarnej krwi. Wojowniczy  
Indianie Ajmara  
pokonali Uru i przepędzili ich. Dziś ta nieliczna zwycięska grupa etniczna Ŝyje  
na pływających po  
jeziorze Titicaca sztucznych wyspach. Ajmarowie są bardzo starym szczepem,  
naleŜą do  
pierwotnych ludów kontynentu amerykańskiego, natomiast historia Uru jest  

background image

zagadkowa. 
Kontynent amerykański - od północnej Arktyki po Ziemię Ognistą - zamieszkiwało  
zawsze wiele  
ras ludzkich. Większość z nich wymarła lub została wytępiona. “Nowym Światem"  
obie Ameryki  
były tylko w oczach Europejczyka. Nawet jeŜeli nazwiemy dawnych tubylców  
Indianami , to o  
jednolitej rasie nie moŜe być mowy. 
Dokładniejsze badania pierwotnych ludów Ameryki ukazują coraz wyraźniej ich  
róŜnorodność i  
odmienność. A mimo to niektórzy trwają uparcie przy teorii, Ŝe pierwotni  
mieszkańcy Ameryki to  
przybysze z Syberii, którzy korzystali z przejścia dzisiejszą Cieśniną Beringa.  
Trwają przy tym  
poglądzie, choć do dziś nie znaleziono ani jednego szczepu o cechach  
mongoloidalnych. 
Odrębności pomiędzy poszczególnymi ludami Ameryki są wyraźne. RóŜnią się  
zewnętrznie i  
językami. Na Ŝadnym innym kontynencie nie mówi się tyloma językami jak na  
terenie obu Ameryk.  
Większość z tych języków ma odmienną strukturę lingwistyczną. Nie wykazują  
Ŝ

adnych wspólnych  

cech fonetycznych. 
Ta róŜnorodność językowa i duŜa liczba pierwotnych ludów kaŜą zakwestionować  
wyniki  
datowania momentu pojawienia się człowieka w Ameryce. KaŜde nowe odkrycie stawia  
uczonym  
nowe pytania. Wydaje się, Ŝe będą zmuszeni przyjąć obecność człowieka w Ameryce  
juŜ w epoce  
kamiennej. Musimy pogodzić się z myślą, Ŝe amerykański człowiek epoki kamienia  
łupanego  
przeŜywał okresy zimna w plejstocenie jak jego “rówieśnik" europejski. Człowiek  
ten stworzył  
prawdopodobnie odrębną wysoko rozwiniętą megalityczną kulturę. 
Na odległych krańcach kontynentów, w głębi dŜungli i w bardzo zimnych strefach  
na Ziemi  
Ognistej, Ŝyją dziś jeszcze starzy świadkowie prehistorycznej Ameryki. NaleŜą do  
nich mianowicie  
Patagończycy Onowie i karłowaci (140 cm) pigmoidalni Alkalufowie. śyją na  
wyspach Ziemi  
Ognistej jak nomadowie. Są szczepem wegetującym na najbardziej na południe  
wysuniętym  
krańcu naszego globu. W 1953 roku ich liczba spadła do 61 osób. Uru naleŜą  
równieŜ do grupy  
najstarszych mieszkańców Ameryki. 
Wszystkie znane ludy Ameryki miały w minionych czasach własną nazwę dla boga -  
stwórcy  
ś

wiata, dla wszechświata i dla samych siebie. Wszystkie nazywały siebie ludźmi i  

za takich się  
uwaŜały. Czuli się ludźmi i mieli na to odpowiednie słowo. 

background image

Wszystkie - poza Uru! Oni nie uwaŜają się za ludzi. Sami mówią o sobie: “My nie  
jesteśmy  
ludźmi." Mimo stałej konfrontacji z innymi indiańskimi szczepami z całą  
stanowczością protestują  
przeciwko zaliczaniu ich do ludzi. I mają na to własne uzasadnienie. Francuski  
etnolog Jean  
Yellard spędził wśród niedobitków Uru duŜo czasu, więcej niŜ jakikolwiek inny  
badacz. Jemu  
zawdzięczamy wiele cennych informacji o tych mieszkańcach jeziora, o tym jak  
sami siebie  
nazywają. 
“My inni, my mieszkańcy jeziora, my Kot-Sun, my nie jesteśmy ludźmi. Byliśmy tu  
wcześniej niŜ  
Inkowie, wcześniej niŜ Ojciec Nieba latiu stworzył ludzi Ajmara, Keczua i  
Białych. Byliśmy tu, zanim  
Słońce zaczęło oświetlać Ziemię. JuŜ w czasach, gdy Ziemia pogrąŜona była w  
półmroku, gdy  
oświetlały ją tylko księŜyc i gwiazdy. Byliśmy tu juŜ wtedy, gdy jezioro  
Titicaca było znacznie  
większe niŜ dziś. JuŜ wówczas Ŝyli tu nasi ojcowie. Nie, my nie jesteśmy ludźmi.  
Nasza krew jest  
czarna, dlatego nie marzniemy. Dlatego nie czujemy chłodu nocy na jeziorze...  
Nie mówimy  
językiem ludzi i ludzie nie rozumieją tego, co mówimy. Głowy nasze są inne niŜ  
głowy innych  
Indian. Jesteśmy bardzo starzy. Jesteśmy najstarsi. Jesteśmy Mieszkańcami  
Jeziora, Kot-Sun. My  
nie jesteśmy ludźmi." 
Miloslav Stingl, znany etnolog i archeolog, był teŜ wśród Uru i tak o nich pisze. 
“Ci ludzie «czarnej krwi», którzy z takim naciskiem podkreślają, Ŝe w  
rzeczywistości wcale nie  
są ludźmi, ci Kot-Sun, którym ani zimno andyjskich nocy, ani wichry nad wodami  
jeziora nie  
szkodzą, wyróŜniają dwie epoki swych dziejów. Pierwsza, to okres kiedy na Ziemi  
nie było jeszcze  
ludzi (za których jak widać z cytatu uwaŜają Ąj-mara, Keczua i Białych) i gdy  
słońce nie świeciło  
jeszcze na niebie. W tym właśnie okresie zbudowano na Altiplano (płaskowyŜu)  
staroŜytne miasta,  
a wśród nich najsławniejsze, leŜące tak blisko brzegów jeziora jedynej dziś  
ojczyzny Uru -  
Tiahuanaco. 
W drugiej epoce, gdy Ziemię zaludniali juŜ nie tylko Kot-Sun, ale równieŜ  
prawdziwi ludzie i gdy  
słońce zaświeciło na niebie, los okazał się nieprzychylny dla Uru. Kamienna  
metropolia Andów  
przestała Ŝyć." 
Zwróćmy uwagę: Uru twierdzą, Ŝe wyglądali dawniej inaczej niŜ obecnie. Podobno  
mieli dłuŜsze  
ramiona i nogi oraz wydłuŜoną ku tyłowi głowę. Uru uwaŜają, Ŝe wewnętrznie są  

background image

dziś całkiem inni.  
Ich krew jest jednak czarna. Ich długie głowy były rzekomo dawniej takie same,  
jak głowy  
czteropalczastych baśniowych istot wyobraŜonych na kamiennych blokach Tiahuanaco.  
Stopniowo  
jednak zmieniała się ich krew, głowy przybrały dzisiejsze kształty, na pozór  
identyczne z ludzkimi.  
Ale wewnętrznie pozostali odmienni, są nadal Kot-Sun. Z ludźmi nie chcą mieć nic  
wspólnego. 
To silne poczucie wyjątkowości i odmienności dowodzi, Ŝe zachowali w pamięci  
jakieś przeŜycia  
z przeszłości. Mijały tysiąclecia, a przyzwyczajenia Uru nie zmieniały się.  
MoŜna spotkać ich  
siedzących przed niskimi chatami uplecionymi z trzciny totora. Mają ciemną  
karnację, ciemniejszą  
niŜ u innych Indian andyjskich. Nie wykazują najmniejszej ochoty do korzystania  
ze zdobyczy  
nowoczesnego świata, trwają przy swej tradycji stałej kontemplacji. Pędzą  
bezczynne Ŝycie, są  
leniwi. Upierają się przy swoich poglądach. Praca nie ma dla nich sensu. 
Dla pracowitych Inków byli zdecydowanie zbyt leniwi, tak irytująco leniwi, Ŝe ci  
nałoŜyli im  
“specjalną kontrybucję", by zmusić opornych do jakiejkolwiek pracy. KaŜdy Uru  
musiał raz w  
miesiącu dostarczyć torebkę złapanych pcheł - stąd “pchla kontrybucja". W ten  
sposób byli  
zmuszeni polować, choćby tylko na pchły, byleby coś robili. 
Ludy pierwotne są lepszymi obserwatorami przyrody niŜ biali. Widzą dokładniej,  
lepiej pamiętają  
i skrupulatniej relacjonują to, co widzieli. Wobec stwórcy, świata i swych  
przodków są pełni  
największego respektu. 
Koniec Uru jest nieuchronny i oni o tym wiedzą. W tej sytuacji naleŜy teŜ  
powaŜnie traktować  
ich wypowiedzi. Czy biologiczny początek Uru był naprawdę inny niŜ reszty  
ludzkości? Czy są w  
stanie przekazać informacje o przebytej mutacji? Budowy “Wiecznego Miasta" nie  
przypisują sobie  
jednak. CzyŜby w odległej przeszłości rzeczywiście tak róŜnili się od innych  
szczepów indiańskich? 
George Gayford Simpson , słynny amerykański paleontolog, nazwał Amerykę  
Południową  
“idealnym laboratorium natury". Tu bowiem moŜe doskonale badać ślady odrębnej  
ewolucji roślin i  
zwierząt, ewolucji trwającej miliony lat. Ameryka Południowa oddzieliła się od  
Północnej mniej  
więcej w tym samym czasie, gdy pojawiły się pierwsze ssaki. Na południowym  
kontynencie  
rozwijały się one niezaleŜnie, prawie w całkowitej izolacji. Stan taki trwał -  
podobnie jak w Australii  

background image

- przez ponad 50 milionów lat. Dopiero przed około 10 milionami lat doszło  
ponownie do kontaktu z  
północną częścią Ameryki. 
Na tej południowej wyspie rozwijały się liczne formy Ŝycia, jak nigdzie indziej  
na świecie.  
Wyrównany klimat i urozmaicony krajobraz stwarzały niezwykły, fascynujący świat  
roślin i zwierząt. 
W tym czasie, gdy Ameryka Południowa była wyspowym kontynentem, powstały tu  
najdziwniejsze gatunki zwierząt, jak np. potęŜny szablastozęby tygrys, wielki  
jak koń, z torbą  
brzuszną jak kangur. śyły tu: długonosy mrówkojad o rozmiarach krowy, leniwiec  
większy niŜ  
orangutan i wiele innych dziwnych stworów. Paleontologów zaskakuje ciągle od  
nowa ta  
róŜnorodność zjawiska konwergentnej ewolucji.  
Simpson uwaŜa równieŜ, Ŝe historia Ameryki Południowej jest doskonałym  
przykładem takiej  
formy ewolucji Ŝycia, jaka mogłaby dokonać się na obcej, odległej planecie w  
określonych  
warunkach, gdyby były podobne do warunków panujących na Ziemi. 
Naukowcy zdają sobie sprawę, Ŝe lista wymarłych gatunków Ameryki Południowej nie  
jest  
kompletna i pewnie nigdy nie uda się jej skompletować. David Miraup z Field  
Museum uwaŜa, Ŝe  
“absolutna ich liczba przekracza co najmniej stokrotnie liczbę znalezionych  
dowodów". Simpson w  
swej ksiąŜce zatytułowanej śycie podkreśla, Ŝe ewolucja przebiega  
oportunistycznie. Daje szansę  
przeŜycia tym gatunkom, które wywalczyły sobie ów przywilej przez odpowiednią  
adaptację. 
Przez 50 milionów lat Ameryka Południowa pozostawała jako “miniplaneta" w ramach  
czynników genetycznych i nie zmieniających się warunków środowiskowych, bez  
ustalonego  
programu, wyizolowana jako samodzielna “bioscena" i rozwijała własne, odrębne  
formy Ŝycia. 
Nie zapominajmy, Ŝe środowiska zamieszkane przez określony zespół organizmów,  
czyli tzw.  
biotop mają skłonność do tworzenia w toku rozwoju własnego zespołu cech  
charakterystycznych.  
To istotna właściwość ewolucji. Z tego punktu widzenia moŜliwe jest, Ŝe z  
pierwotnej populacji  
zwierząt jakiś gatunek lub kilka jednocześnie poszło drogą ewolucji, z której  
rozwinął się człowiek.  
Były ku temu warunki - przestrzenne i czasowe. Proces ten wcale nie musiał być  
szybszy niŜ na  
innych kontynentach. 
MoŜliwość tę popiera równieŜ dyskutowany często model “morfogenetycznych  
obszarów", przy  
pomocy którego wyjaśnia się częste zjawisko niezaleŜnej od siebie, ale  
równoczesnej ewolucji  

background image

gatunków. 
Mając to na uwadze, powinniśmy bez uprzedzeń posłuchać uwaŜniej tego, co mówią  
Uru o swej  
przeszłości. MoŜe ci dzisiejsi niedobitkowie licznego kiedyś szczepu są  
wymierającą pozostałością  
dziedzictwa, pochodzącego z jakiejś odrębnej drogi ewolucji? Nie wolno chyba  
patrzeć na ich  
tradycje jak na wybryk fantazji prymitywnych Indian, a tak się najczęściej  
dzieje. 
Tu nasuwa się równieŜ pytanie o wiarygodność mitów Uru o powstaniu “Wiecznego  
Miasta  
Tiahuanaco". Uru opowiadają bowiem, Ŝe miasto było wymarłe, gdy przed tysiącami  
lat osiedlili się  
tam ich praojcowie. MiałŜeby ten prymitywny szczep tak zdumiewającą pamięć  
biologiczną, jakiej  
nie posiada nasza cywilizacja? Czy moŜemy zaakceptować pogląd, Ŝe przebyli  
konwergencję do  
człowiekowatych? Uru! Skąd wzięła się ich ciemna krew? Są godni tego, aby  
antropolodzy zajęli  
się nimi bliŜej i powaŜniej. 
Tu, na pierwszym dachu świata - Andy są o 60 milionów lat starsze niŜ Himalaje -  
między  
dwoma łańcuchami górskimi, wschodnimi i zachodnimi Andami, rozpościera się  
szeroki płaskowyŜ  
- Pampa Tiahuanaco. Z samolotu widać wielkie białe połacie, pozostałości  
wyschniętych lagun,  
niegdysiejsze dna morskie. Nagromadzoną w nich sól eksploatuje się w warzelniach  
Arizaro,  
Hombre Muerto, Atacama i Ujuni. 
Tam, gdzie dziś unoszą się ku niebu wysokie szczyty gór, rozciągało się kiedyś  
wielkie morze,  
obejmujące dzisiejsze jezioro i laguny. Po wielkim morzu pozostało do dziś tylko  
jezioro Titicaca o  
ś

rednicy 200 kilometrów. Od milionów lat poranne słońce przebija się przez gęstą  

mgłę nad  
jeziorem. Jak ostrym mieczem jego promienie rozdzielają niebo od ziemi i  
oświetlają odległe  
prawie o 100 kilometrów imponujące szczyty Kordylierów. Podziwiać moŜna tę  
potęŜną ścianę  
białych gór znad jeziora, z okolic warzelni, z kaŜdego punktu płaskowyŜu. 
Indianie Ajmara mówią, Ŝe te najwyŜsze góry widzą wszystko. Są “najwyŜsze", więc  
widzą  
więcej. Dlatego dla nich są święte. 
Ajmarowie w odróŜnieniu od Uru nazywają siebie ludźmi i powiadają, Ŝe są  
“najstarsi". Osiedlili  
się, jak juŜ wspominaliśmy, jako nomadowie wokół jeziora Titicaca, gdzie  
natknęli się na Uru i  
opuszczone Tiahuanaco. Ci Ajmarowie zachowali bardzo cenny skarb z przeszłości.  
Jest nim ich  
język. Doskonale klarowny, piękny język, o którym eksperci mówią, Ŝe w swej  

background image

doskonałości  
przewyŜsza wszystkie inne języki. 
To narzecze, które było prawdopodobnie podstawą elitarnego języka arystokracji  
Inków, ich  
mędrców amautów, okazało się - ku najwyŜszemu zdumieniu lingwistów -  
perfekcyjnym,  
matematycznie logicznym językiem. Matematyk Ivan Guzman de Rojas z La Paz w  
Boliwii odkrył,  
Ŝ

e niezwykła struktura tego języka moŜe być doskonałą bazą kodu algebraicznego.  

Stworzył w  
oparciu o tę strukturę program komputerowy, stanowiący uniwersalną bazę  
multilingwistycznego  
programu przekładu języków. Eksperci, którzy analizowali pracę Guzmana orzekli,  
Ŝ

e moŜna  

wkrótce oczekiwać przełomu w lingwistyce komputerowej. 
Językoznawcy twierdzą, Ŝe pierwsze zapisane języki były abstrakcyjną formą  
sztuki, zaś u ich  
podstaw leŜały zobrazowane wyobraŜenia. Próbowano przedstawić wizualnie i  
graficznie dźwięki,  
słowa i symbole. Z systemu abstrakcyjnych obrazów i z symboli powstały pierwsze  
znaki alfabe- 
tyczne. Ryto je lub malowano na kamieniach, krzemieniu, kościach, drewnie i  
ś

cianach jaskiń.  

Znawcy wskazują, Ŝe pierwsze próby “pisma" w Europie i Azji Mniejszej miały  
miejsce od 15 do 18  
tysięcy lat temu. Większość staroamerykańskich języków nie miała ich zdaniem  
Ŝ

adnego pisma.  

Jest jednak kilka języków, które stanowią pod tym względem wyjątek. Są to języki  
braminów,  
Majów i Ajmarów. Niewiele wiemy o pochodzeniu Majów, a tym bardziej o historii  
rozwoju ich  
pisma. Dziś juŜ częściowo je odczytano, ale nadal kryje ono wiele tajemnic. 
Doktor Nikolai Gruber, docent amerykanistyki Uniwersytetu w Bonn uwaŜa, Ŝe:  
“Pismo Majów  
jest jednym z najbardziej zdumiewających osiągnięć intelektualnych, jakim moŜe  
poszczycić się  
naród. W swej perfekcji i sile wyrazu nie ustępuje naszemu alfabetycznemu pismu,  
a jego  
obrazowość zdumiewa urodą. Posługujący się takim pismem mógł nim wyrazić dowolne  
słowo i  
kaŜdą gramatyczną formę." 
Sanskryt braminów nie rozwinął się teŜ według powszechnie ustalonego wzorca.  
Bramini  
uŜywają do dziś alfabetu dewanagari (lub nagari), w którym kaŜdej głosce  
wyraŜonej literą  
odpowiada płatek jakiegoś kwiatu. W gruncie rzeczy alfabet ten składa się z  
siedmiu kwiatów o  
róŜnej liczbie płatków. Kwiaty te znajdują się - jak uczą bramini - zarówno we  
wszechświecie, jak i  
w kaŜdej Ŝyjącej istocie: roślinie, zwierzęciu i człowieku. W delikatnej sieci  

background image

ś

wietlnej, powiązane ze  

sobą w tle, odzwierciedlają harmonię wszechświata. Powstałe z tego głoski tworzą  
sanskryt, jeden  
z najtrudniejszych do opanowania języków w ogóle i mają odzwierciedlać harmonię  
w muzyce,  
poezji, filozofii, medycynie, astronomii i matematyce. Ten archaiczny język  
indyjski, którym mówią  
dziś tylko bramini, a którego korzenie sięgają pewnie do epoki kamiennej, jest w  
rzeczywistości  
“językiem kwiatów". 
205 
Ajmarowie natomiast mówią uporządkowanym, jasnym i logicznym językiem. Jego  
linearny  
sposób wyraŜania się mógłby być wytworem programisty komputerowego albo  
astronoma. 
Czy Ajmarowie sami rozwinęli swój doskonały i piękny język, czy moŜe  
odziedziczyli go od  
budowniczych Tiahuanaco, gdy przybyli nad jezioro Titicaca, tego dziś nie  
sprawdzimy. 
Dziś język ten wzbudza zainteresowanie nawet wielkich koncernów komputerowych.  
Guzman  
de Rojas, który przetransponował go na język algorytmów, twierdzi, Ŝe: “W  
zasadzie znalazłem  
sposób nauczenia komputera kaŜdej gramatyki, jeŜeli zastosuję składnię języka  
Ajmarów. To cu- 
downy język! Jest tak klarowny, Ŝe nasuwa się przypuszczenie, iŜ został  
stworzony według  
pewnego ścisłego planu."  
Czy nadal będziemy upierali się, Ŝe ten matematycznie perfekcyjny język, którym  
Ajmarowie  
dziś jeszcze się posługują, z którego korzystać chcą koncerny komputerowe,  
pochodzi od  
prymitywów, którzy nie mieli nawet własnego pisma? 
Jeszcze przed kilku laty językoznawcy byli przekonani, Ŝe języki są przesłanką  
ś

wiadomego  

myślenia. Dziś jednak panuje przekonanie, Ŝe wykształcenie się języka, nawet  
najprostszego, jest  
raczej rezultatem, dalszym rozwojem świadomości. 
Posługiwanie się prostymi technikami, czy uŜywanie narzędzi przejętych z  
tradycji, nie wymaga  
specjalnie rozwiniętego myślenia, natomiast stworzenie języka wymaga twórczej  
fantazji i  
nieprzeciętnej kreatywności. Bez odpowiednio zróŜnicowanej świadomości trudno  
wyobrazić sobie  
powstanie języka. 
Wróćmy do elitarnego języka amautów, owych mędrców kultury Inków. Nie ma po nim  
ś

ladów.  

Pewne jest, Ŝe posługiwali się pismem, nawet jeŜeli była to postać, która nie  
odpowiada  
dzisiejszym kryteriom piśmiennictwa. Specjaliści twierdzą co prawda nadal, Ŝe  

background image

Inkowie nie mieli  
własnego pisma w dzisiejszym pojęciu. MoŜe dzieje się tak dlatego, Ŝe  
odnalezione resztki kipu,  
czyli pisma węzełkowego, nie wystarczają, by stworzyć sobie obraz jego  
moŜliwości. Kipu to rzędy  
sznurków, na których zawiązywano węzły o róŜnej formie, w róŜnych odstępach.  
Liczba sznurków,  
kształt i barwa węzłów, a przede wszystkim ich usytuowanie miały ściśle  
określone znaczenie.  
Wkładane do grobów miały słuŜyć zmarłemu w zaświatach. 
Metoda takiego przekazywania wiadomości - przez odpowiednie rozmieszczenie  
róŜnych  
węzłów - jest bardzo stara. W mitologii Inków Wirakocza, ów biały, brodaty bóg,  
Ŝ

yjący jeszcze  

przed potopem w Tiahuanaco był tym, który uczył pisma węzełkowego. UŜywano go na  
długo  
przed panowaniem mitycznych władców Inków. 
Piśmiennictwem w państwie Inków zajmowali się uczeni, zwani “quipo camayocs", co  
moŜna  
tłumaczyć jako “pisarze państwowi". Cieszyli się wielkim powaŜaniem nie tylko z  
racji pozycji, jaką  
zajmowali, ale równieŜ dzięki charakterystycznej dla nich sumienności,  
uczciwości i dokładności.  
Byli bardzo starannie wykształceni. Uczono ich nie tylko sztuki przygotowania  
kipu, ale przede  
wszystkim etyki. Wymagano teŜ wysokiej moralności. Karano surowo tych, którzy  
się jej  
sprzeniewierzyli. Choć cieszyli się duŜym uznaniem, to jednak najmniejszą  
nieścisłość w przekazie  
informacji mogli przypłacić nawet głową. Ośrodkiem kształcenia pisarzy było  
Cuzco, stolica  
królestwa Inków, centrum najpotęŜniejszego państwa, jakie kiedykolwiek istniało  
na terenie starej  
Ameryki. Z Cuzco zarządzano imperium, które w okresie swego rozkwitu rozciągało  
się na północ  
aŜ do granic dzisiejszego Ekwadoru, na południe zaś do centralnego Chile, co  
odpowiada w  
przybliŜeniu odległości między Mekką a Sankt Petersburgiem. 
W tej andyjskiej szkole kształcącej pisarzy, przyszli “quipo camayocs" poznawali  
znaczenie  
gatunku włókna i rodzaju węzłów, skomplikowane zaleŜności między liczbą,  
wielkością i sposobem  
rozmieszczenia węzłów na sznurze głównym i bocznych sznurkach lub linkach. Do  
wełnianych lub  
bawełnianych linek przywiązywano rzędy sznurków zwisających w postaci frędzli  
róŜnej długości.  
Przy pomocy węzełków przypominających przeznaczeniem krąŜki liczydeł ręcznych,  
pisarze mogli  
wyrazić nie tylko dowolną liczbę abstrakcyjną, ale i przekazać konkretne  
informacje rzeczowe. 

background image

Niewiele potrafimy powiedzieć o szczegółach tego systemu przekazywania  
informacji. Wiadomo  
co prawda, Ŝe na przykład czarna nitka oznaczała czas lub chorobę, srebrna Ŝycie  
lub pokój. O  
Ŝ

niwach informowano kolorem zielonym, a o przebiegu wojny - czerwonym. Liczbom  

odpowiadały -  
logicznie - bezbarwne węzły. Jest prawdopodobne, Ŝe Inkowie posługiwali się  
systemem  
dziesiątkowym. 
Omówiony system przekazywania informacji był rodzajem pisma, co prawda nie było  
to pismo  
języka literackiego, poezji. Nie mogło wyraŜać emocji. Był to jedynie trzeźwy  
język administracji,  
umoŜliwiający porozumiewanie się w sprawach gospodarczych, politycznych,  
administracyjnych.  
Język dokładnych, pewnie i inteligentnie sporządzonych sprawozdań czy relacji. 
Czy nie jest prawdopodobne, Ŝe kipu pochodzi z masy upadłościowej jakiejś  
wcześniejszej  
rozwiniętej cywilizacji i wykorzystane zostało na potrzeby surowego państwa o  
wojskowym  
reŜimie? 
Baron Erland Nordenskold, szwedzki etnolog, znany z dokładności badań, zwrócił  
uwagę, Ŝe i  
Polinezyjczycy posługiwali się pismem kipu, a znano je równieŜ w MohendŜo-Daro,  
stolicy kultury  
hinduskiej. Kultura ta, rozwijająca się równolegle z sumeryjską, osiągnęła  
szczyt rozwoju między  
końcem czwartego a środkiem trzeciego tysiąclecia p.n.e. Pismem węzełkowym  
komunikowano  
się na wielkim obszarze od Andów aŜ po Azję, co dowodzić moŜe istnienia  
łączności między  
rozwiniętymi kulturami prehistorycznymi. 
Jak brzmiał język, którym moŜna zapisywać przy pomocy sznurków i węzłów? 
Po starannym połączeniu wszystkich posiadanych informacji, krystalizuje się  
obraz. Język  
twórców Tiahuanaco, język Wirakoczy jest rzeczywistym źródłem kipu, jak i owego  
cudownego,  
niedawno odkrytego języka Ajmarów. Ruiny miasta Tiahuanaco są - jak inne  
megalityczne  
ś

wiadectwa - pomnikiem wysokiej kultury, która bez wątpienia szczycić się mogła  

wiedzą  
astronomiczną i astrologiczną. Czy taka kultura mogłaby obejść się bez  
piśmiennictwa?  
Węzełkowe pismo i język Ajmarów są więc raczej reliktami wyspecjalizowanego  
systemu mowy i  
komunikowania się, którego pierwotna sprawność podupadła, zaginęła. 
MoŜe przyszłym pokoleniom badaczy uda się znaleźć z rekonstrukcji pisma kipu  
związek  
między nim a znakami na pustyni Nazca. One bowiem wydają się być równieŜ  
rodzajem kipu - te  

background image

gigantyczne, idealnie proste linie, na które “nanizano" symboliczne rysunki  
zwierząt. Dziś, co  
prawda, taka rekonstrukcja wydaje się prawie niemoŜliwa z uwagi na nieliczne  
punkty zaczepienia.  
Kipu milczą. O to zadbali Hiszpanie, którzy z charakterystyczną dla nich  
dokładnością spalili  
wszystkie znalezione kipu na. PlaŜa des Armas. Stało się to w roku 1583,  
trzydzieści lat po  
zniszczeniu państwa Inków, na wniosek soboru w Limie. Inkwizytorzy widzieli w  
kipu jedynie dzieło  
szatana. 
Prehistoryczne kultury, jak i większość znanych cywilizacji nie zawsze dbały o  
to, by swoją  
wiedzę i zdobycze przekazywać potomnym. Po zaginionych ludach pozostawały z  
reguły  
narzędzia potrzebne do przeŜycia i organizacji małych grup ludności. Odkrywane  
ś

lady pochodzą  

najczęściej od ostatnich jednostek wymierającej kultury, a te znajdowały się -  
po długim okresie  
agonii czy samowyniszczenia - często w opłakanym stanie. Tak ujmując problem,  
moŜna by  
wysnuć wniosek, Ŝe nie ma na Ziemi prymitywnych ludów. Ci, których antropolodzy  
określają  
mianem prymitywnych, są moŜe pozostałością starych szczepów, skazanych na  
wymarcie. 
MoŜe te liczne, często pozostające w izolacji grupy ludzi, z którymi stykał się  
“biały człowiek" i  
które często wytępił w ostatnich stuleciach, mają wspaniałą przeszłość?  
Przeszłość, którą udałoby  
się odtworzyć, gdyby poświęcić tym ludom więcej uwagi? Prawie wszystkie  
“prymitywne" grupy  
przechowują ze czcią święte przedmioty, uŜywają zagadkowych słów, które wraz z  
tajemniczymi  
myślami i poglądami przekazują z pokolenia na pokolenie. Przechowują w pamięci i  
powierzają  
potomnym mity i legendy, które w przeszłości miały pewnie jakieś istotne  
znaczenie, a dziś nie  
wiadomo, do czego je dopasować. 
Czy więc ci, tak zwani prymitywni, są nędzną pozostałością wysoko rozwiniętych  
kultur?  
Grupami degeneratów po wspaniałych przodkach z odległej przeszłości? Warto by  
przyjrzeć się  
bliŜej tym pozostałościom. 
Historia uczy nas, Ŝe moŜna mówić o generacjach kultur, które są tworzone,  
rozkwitają,  
marnieją i upadają. Są zniszczone, asymilowane lub zapomniane. A mimo to owe  
prehistoryczne  
kultury pozostawiły nam między innymi wiedzę astronomiczną, opartą na  
tysiącletnich obserwa- 
cjach, bogatą symbolikę, będącą syntezą ówczesnej wiedzy, mądrości oraz  

background image

reprezentatywne i  
zróŜnicowane dzieła sztuki. Z całościowym ujęciem spuścizny starych kultur nie  
potrafimy się jak  
dotąd uporać. 
Archeolodzy trwają mimo to przy przestarzałej koncepcji “samodzielnych kultur".  
Tonem nie  
znoszącym sprzeciwu oświadczają apodyktycznie, Ŝe przed Sumerami nie było  
Ŝ

adnych  

rozwiniętych kultur. Wszystko, co było przed nami, to “prymitywizm". Ale  
aktualne odkrycia za- 
pędzają ich coraz bardziej w ślepy zaułek. 
Człowiek skazany jest na krótkie Ŝycie. Spędza je w wąskich granicach czasu i  
przestrzeni bez  
najmniejszej moŜliwości ogarnięcia intelektualnie czy emocjonalnie przestrzeni  
międzygalaktycznych, lub miliony lat trwających epok rozwoju Ziemi. Człowiek ma  
ograniczone  
moŜliwości poznawcze oraz trójwymiarowe spojrzenie na świat, a ten wcale nie  
jest tylko  
trójwymiarowy. Swymi pięcioma zmysłami człowiek potrafi odbierać jedynie świat  
materialny. Jest  
do niego tak przywiązany, Ŝe nie potrafi wyobrazić sobie ani początku, ani końca  
wszechświata. 
Nie rozumie celu aktu twórczego, obejmującego równieŜ wszystkie płaszczyzny  
ś

wiadomości i  

jej wspaniałej projekcji. Zmuszony jest do usunięcia tych problemów ze strefy  
rozumowej do świata  
tajemnic. Stara się nie myśleć o nich. Skutkiem tego jest samoułuda, do której  
logiczny rozsądek  
ani głębokie rozumowanie nie mają dostępu. Powstają iluzje, urojenia sprzeczne z  
obrazem  
rzeczywistości. 
Dalsza przeszkoda istnieje w ludzkiej podświadomości, która nie pozwala zauwaŜyć  
wyraźnych  
oznak zbliŜającej się śmierci. Jedynie pod koniec owego krótkiego bytu otwierają  
się na moment  
oczy świadomości. Człowiek zaczyna rozumieć swoją sytuację i akceptować swój los.  
Krótko tylko,  
bardzo krótko, trwa świadome widzenie, odczucie istnienia wieczności i stale  
powtarzający się  
powrót Ŝycia. 
Gdy spojrzymy na ludzkość jako na pewną całość, dojdziemy do wniosku, Ŝe ta sama  
ograniczona niejasność, ta sama zapora, ten sam proces odsuwania od siebie tego  
co  
niewygodne, straszne i przeraŜające, jest rodzajem zbiorowej świadomości  
społeczeństw. 
W zbiorowości powtarza się to, czego doznaje jednostka. W świadomości narodów i  
cywilizacji  
zjawisko odsuwania od siebie gorzkiego i bolesnego zrozumienia znikomości Ŝycia,  
jak i  
rozmyślnego zapominania dawno minionych czasów, występuje równie często jak w  

background image

ś

wiadomości  

jednostki. 
Historia ludzkości jest jednym pasmem wzlotów i upadków. Wszystko na Ziemi  
przechodzi tę  
samą drogę: narodziny, szczyt rozwoju, dekadencja i śmierć. Wszystko wokół nas  
umiera. 
Nie jesteśmy jednakŜe skazani tylko na uświadamianie sobie, Ŝe wszystko na  
naszym globie  
musi umierać, ale i na to, Ŝe świat się stale zmienia i dopasowuje. A to znaczy  
tyle, co śmierć tego,  
co było, śmierć przeszłego. 
Ziemia jest czyśćcem , planetą wiecznych przemian, purgatorium rządzonym  
bezwzględnie  
przez Kali, boginię zniszczenia, która poŜera stwarzane przez siebie istoty. A  
mimo to, człowiek  
cywilizacji zachodniej znajduje się pod wyraźnymi wpływami chrześcijaństwa -  
wierzy w linearny  
rozwój świata. W tym światopoglądzie historię traktuje się jak linię, której  
początkiem jest  
stworzenie świata przez Boga, a jej końcem dzień Sądu Ostatecznego. 
Na uniwersytetach całego świata uczy się nadal niestrudzenie historii  
cywilizacji Ziemi, której  
początki datuje się na 8 tysięcy lat, podczas gdy równocześnie uznaje się  
istnienie człowieka, nie  
róŜniącego się istotnie od współczesnego -  juŜ przed 80 tysiącami lat.  
JeŜeli przyjąć, Ŝe  
cywilizacja nasza rozwinęła się tak gwałtownie w ciągu 8 tysięcy lat, to trudno  
wprost uwierzyć, Ŝe  
w pozostałych 72 tysiącach lat nie było Ŝadnego okresu szczytowego rozwoju. 
A jednak postuluje się nadal, Ŝe podczas tych 72 tysięcy lat przed Sumerami  
ludzkość składała  
się tylko z prymitywnych hord, które powoli, krok po kroku, tworzyły małe  
społeczeństwa i  
nieśmiało organizowały pierwsze obrzędy. Przyjmuje się równieŜ, Ŝe droga do  
modernizacji  
człowieka prymitywnego trwała od 20 do 50 tysięcy lat, chociaŜ mózg dawnego  
człowieka był  
podobny do mózgu człowieka współczesnego. Zgodnie z tym poglądem człowiek przed  
8  
tysiącami lat osiągnąłby taką doskonałość, Ŝe stałby się potencjalnym twórcą  
kultury i dopiero  
wówczas otworzyłaby się przed Homo sapiens przyszłość - jak dziewicza ziemia -  
dla jego  
wspaniałego rozwoju. 
Kali się śmieje. Nic bardziej odległego od rzeczywistości. 
Trudno akceptować pogląd, Ŝe na Ziemi róŜne rodzaje ludzkości pojawiały się  
jedna po drugiej,  
Ŝ

e Homo sapiens sapiens jest nową rasą, jeszcze jedną próbą w odwiecznych  

igraszkach natury.  
Jest jedynie powtórzeniem, zjawiskiem nie wyizolowanym, ale zawsze uwarunkowanym  

background image

zdarzeniami klimatycznymi i geologicznymi, jak katastrofy i zlodowacenia. 
Będziemy musieli przyjąć do wiadomości, Ŝe w kaŜdej epoce - czy jest  
historycznie zrozumiała,  
czy nie - Ŝyły obok siebie ludy o róŜnym poziomie rozwoju kultury. Ludy edwie  
rozwinięte obok  
wysoko rozwiniętych. Wszystkie znane nam grupy ludzkie przechowują w legendach i  
mitach  
wspomnienia o jakiejś katastrofie - najczęściej jest to potop - wspomnienie o  
długich ponurych  
okresach, które przyszło im przeŜywać. Nie pamiętają natomiast o kulturowych i  
technicznych  
zdobyczach. Na szczęście zachowały się jednak, mimo róŜnych kataklizmów, liczne  
elementy  
kultury i wiedza, stanowiące rezerwuar, z którego czerpią nowo powstałe  
cywilizacje. Oto kilka  
przykładów z długiej listy. 
- W bardzo odległych czasach wyhodowano pszenicę z dzikiej rośliny. Do dziś  
stanowi ona  
podstawę wy Ŝywienia ludzkości. 
- Starsza od pszenicy jest prawdopodobnie kukurydza. Jej macierzysta roślina  
wyginęła, ale  
około setki róŜnych odmian i hybryd dowodzą umiejętności naszych przodków w  
procesie  
uszlachetniania i uzdatniania roślin hodowlanych. Podczas wykopalisk w mieście  
Meksyk  
znaleziono ślady pyłków kwiatowych kukurydzy, które datowano na 80 tysięcy lat. 
- To samo dotyczy wielu odmian ryŜu, owsa, jęczmienia, Ŝyta, fasoli, soi,  
wszystkich roślin  
strączkowych, jak i uszlachetnionych owoców i last but not least - ziemniaka.  
Kolebką tej  
odŜywczej bulwy z czterystu obecnymi jej odmianami jest prehistoryczna Ameryka  
Południowa.  
Wyjściowe dziczki rosną jeszcze dziś w Peru. 
- Wszystkie rodzaje warzyw, które spotykamy na na szych stołach, zostały odkryte  
w  
prehistorycznych czasach i uszlachetnione tak, by nadawały się do spoŜycia.  
Współczesne  
zdobycze nauki o środkach spoŜywczych ograniczają się do podwyŜszenia odporności,  
do  
doskonalenia uprawy. Dziś potrafimy wpływać na wzrost wydajności, stosując  
odpowiednie  
techniki prawy i nawoŜenia, ale nie wyprodukowaliśmy Ŝadnej nowej rośliny o  
takim znaczeniu jak  
wyŜej wymienione.  
- W świecie zwierząt obserwujemy analogiczną sytuację. Nie znamy ani jednego  
gatunku, który  
został wyhodowany przez współczesnego człowieka, który byłby tak waŜny jak krowa,  
koń, koza,  
owca, wielbłąd, lama, pies, kot lub pszczoła. 
Ale równieŜ w dziedzinie Ŝycia duchowego spotykamy stale dziedzictwo  

background image

prehistoryczne: w  
legendach, magicznych opowieściach, mitach (zwanych teologią w obrazach),  
medycynie,  
podziale czasu na siedmiodniowe tygodnie, w astronomicznej astrologii,  
matematyce, w jodze i  
akupunkturze, tarocie, grze w szachy, w znakach zodiaku. W podstawach religii i  
mistycznych  
tradycjach zapisanych w świętych księgach jest wszystko, o czym nasi  
praprzodkowie śnili przez  
tysiąclecia. Wszystko co Ŝyje, jest przechowywane w naszej podświadomości. 
Odkrycia dokonywane współcześnie są moŜe teŜ tylko powtórzeniem, ponownym  
spotkaniem  
ze wspomnieniami uśpionymi w głębinach świadomości. Nadszedł chyba juŜ czas,  
byśmy uznali z  
wdzięcznością spuściznę naszych odległych przodków. 
Ludzie pojawiali się i znikali. Otwierały się nowe bariery natury i wyłaniał się  
człowiek. Tamy  
zamykały się i całe narody zostały unicestwione. Ich ślady rozpływały się w  
tropikalnym  
pragąszczu lub pod piaskiem mórz. Zmieniały się najczęściej w popiół. Ginęły  
przykryte  
skamieniałościami. Są nie do odnalezienia. Tylko od czasu do czasu jakieś  
przypadkowe odkrycie  
zakłóci ułoŜoną od dawna mozaikę naukowych poglądów. 
Dziś jest prawie niemoŜliwe stwierdzenie, ile róŜnych rodzajów ludzkich  
zaludniało naszą  
Ziemię przed Homo sapiens sapiens, który korzysta z ich spuścizny. Przed nami  
stoi zadanie  
ustalenia dziedzictwa tysiącleci, stworzenie spisu róŜnych praludzkości i  
kataklizmów, które zmiotły  
je z Ziemi. Dzięki Platonowi wiemy, co wyjawili Solo-nowi kapłani egipscy:  
“Niebo będzie w  
regularnych odstępach czasu zsyłało na ziemię powodzie, które odmienia jej  
oblicze. Ludzie  
wymierali nagle juŜ nieraz, w róŜny sposób. Z tego powodu nie mamy pomników i  
wiedzy z  
przeszłości." 
O początkach naszej ludzkości donosi równieŜ Biblia, owa księga nad księgami. W  
sposób  
symboliczny i zawoalowany dowiadujemy się z niej aŜ o pięciu rodzajach ludzkich.  
W Starym  
Testamencie mówi się o róŜnych rodzajach ludzkich, istnienia których oddzielają  
długie odcinki  
czasu. W ostatnim okresie, o którym mówi Stary Testament, wydarzyła się  
długotrwała katastrofa,  
z której uratowała się szczęśliwym trafem mała grupka ludzi. Przywódcą tych  
kilku rodzin, czy  
moŜe przedstawicielem róŜnych grup, był Noe. 
Spójrzmy na opisane w Starym Testamencie epoki: 
1. 

Epoka tak zwanych aniołów. Zakończyła się upadkiem zbuntowanych aniołów,  

background image

które spadły z  
nieba. To mogłoby być wspomnienie katastrofy statku powietrznego, w której  
zginęła  
ówczesna elita. 
2. 

Epoka synów boŜych. Skończyła się, gdy boscy synowie wzięli za Ŝony córki  

człowiecze.  
Katastrofa genetyczna? 
3. 

Złoty wiek. Ten okres zakończył się wypędzeniem symbolicznej pary ludzkiej  

z raju. Ognisty  
miecz cherubina mógł być symbolem ognia, sprawcy katastrofy. 
4. 

Epoka od Adama do Noego. Ten rodzaj ludzki i jego dorobek spustoszyła  

powódź. 
5. 

Współczesny rodzaj ludzki. Jego chronologię zaczyna według Starego  

Testamentu Noe,  
budowniczy arki. Według przepowiedni Apokalipsy i ten rodzaj wyginie. Tym razem  
zagłada  
przyjdzie z nieba. 
Powietrze, ziemia, ogień i woda. Tradycyjny zbiór czterech elementów tu, w  
Starym  
Testamencie, związany jest z czterema kataklizmami, obejmującymi cztery wielkie  
okresy i pięć  
rodzajów ludzkich, unicestwionych przez nie. Ten zestaw spotykamy równieŜ w  
starych tradycjach  
południowoamerykańskich. 
Oto słynny “Kamień Słońca". Wspaniały klejnot muzeum antropologicznego w mieście  
Meksyk.  
Wielotonowy okrągły megalit. Na tej kamiennej tarczy przedstawiono gatunki  
ludzkie, które kiedyś  
Ŝ

yły na Ziemi. Jest ich tu pięć, z czego cztery rozmieszczono w układzie  

czterech kierunków  
wiatru, a w centrum tej mandali widzimy piątą i ostatnią ludzkość, do której  
zaliczał się i twórca  
tego megalitycznego monolitu. Ta piąta, to równieŜ my, współcześni. 
Toltekowie nazywali te epoki czasami Słońca lub po prostu “Słońcami". I tu kaŜda  
z tych epok  
kończy się kataklizmem. W tym cyklu mezoamerykańskich kapłanów astronomów koniec  
epoki  
oznaczał śmierć ówczesnego Słońca. Gdy niebo ciemniało w wyniku katastrofy,  
umierało Słońce i  
ginęła ludzkość tejŜe epoki. 
Ta prehistoryczna spuścizna zwana fałszywie kalendarzem Azteków, nie cieszy się  
uznaniem  
ś

wiata nauki ani jego zainteresowaniem, dlatego kryje jeszcze niejedną tajemnicę.  

Zgodnie z jedną  
z interpretacji [Watykan. Codex Latinum Nr 3738], kaŜda z tych epok trwała około  
4 tysięcy lat.  
Czyli 4008 lat pierwsza, a kolejne 4010, 4081 i 5026. Warto w tym miejscu  
zwrócić uwagę, Ŝe takie  
spojrzenie na prehistorię jest połączeniem mitów ze zdarzeniami rzeczywistymi. W  
tej  

background image

prehistorycznej interpretacji południowoamerykańskiej proces ewolucji odbywał  
się “spiralnie", co  
znaczy, Ŝe w toku rozwoju pojawiały się coraz doskonalsze formy istot ludzkich.  
Starohebrajskie  
ujęcie widzi ten problem linearnie. 
Oba przekazy są jednak zgodne zarówno w przedstawianiu wydarzeń, jakie miały  
miejsce w  
poszczególnych epokach, jak i w opisie zabójczych warunków klimatycznych,  
panujących  
wówczas na Ziemi. 
Przyjrzyjmy się tym podobieństwom. 
Według staroindiańskiej tradycji pierwsze “Słońce" naleŜy do boga wiatrów,  
zwanego Ehecoatl.  
Epoka kończy się zagładą z powietrza. Ludzie spadają z nieba, do którego  
przedtem mieli dostęp.  
Powstają człekokształtne małpy. W prehinduskiej mitologii małpy są wyrodkami  
człowieka i dlatego  
pojawiły się po nim. W hebrajskich przekazach z nieba spadają buntownicze anioły. 
Drugie “Słońce" naleŜy do boga Ziemi zwanego Tezcaltlipoca. Nazywano je Słońcem  
Tygrysa.  
Dla Azteków był to okres gigantów, zaś w Starym Testamencie to epoka, gdy  
synowie bogów pojęli  
Ŝ

ony z rodu ludzkiego. O gigantach, Ŝyjących w tym czasie na Ziemi teŜ moŜna  

znaleźć wzmianki  
w Starym Testamencie. Ta rasa olbrzymów, którą mitologia  
staropołudniowoamerykańska nazywa  
Tzocuiliceque, poŜerana była przez tygrysy. 
Trzecią epoką, czyli trzecim “Słońcem", rządził bóg Tlequiyaquilo. Zakończył ją  
deszcz ognisty,  
który spalił wszystko i wszystkich. W Starym Testamencie ogniem jest miecz  
ognisty, wypędzający  
z raju symboliczną parę ludzką. Obie mitologie nazywają tę epokę ognia złotym  
okresem. U  
południowych Amerykanów para ta zjadła owoc Tzincoacoc, odpowiednik rajskiego  
jabłka. Ten  
jedwabisty w dotyku owoc, którym poczęstował się pierwszy człowiek Anom,  
pochodził z drzewa  
Kajok. Kora tego świętego drzewa podobna była do skóry krokodyla, czasem do  
skóry gada. 
Czwartym “Słońcem" rządziła bogini wody Chalchiutlicue. Woda zniszczyła ludzi i  
ś

wiat owej  

epoki. Jedna tylko para zdołała się uratować, kryjąc się w podziemnej grocie. W  
Starym  
Testamencie jest to kataklizm potopu. 
Piąta epoka, ta, w której obecnie Ŝyjemy, zwana epoką “Słońca w ruchu",  
wyobraŜona została w  
centrum “Kamienia Słońca". Jest uwaŜana za syntezę, za tygiel, w którym stapiają  
się poprzednie  
epoki. Poświęcona jest najwaŜniejszemu bogowi, Quetzalcoatlowi, symbolowi  
mądrości dawnego  

background image

Meksyku. “Słońce w ruchu" jest źródłem i jednocześnie spuścizną, osią mitycznego  
czasu. Według  
staro-indiańskich przepowiedni będzie to epoka, w której spotkają się wszystkie  
rodzaje ludzkie.  
Starcy powiadają, Ŝe podczas tego Słońca nastąpi wstrząs, zapanuje głód i w ten  
sposób  
zginiemy. Ziemia będzie przeludniona. Pod koniec tej epoki nawiedzą Ziemię  
wszystkie poprzednie  
katastrofy łącznie. I skończy się piąte “Słońce". W chrześcijańsko-hebrajskich  
przekazach to  
czterej jeźdźcy Apokalipsy zniszczą nasz świat. 
W świętej księdze Majów zwanej Popol-Vuh, czytamy teŜ o czterech światach i  
czterech  
rodzajach ludzkich, które zaginęły w powodzi spadającej z nieba “płynnej Ŝywicy"  
(kometa?) i w  
wyniku trzęsienia ziemi. I tu występują giganci w początkowej godzinie aktu  
twórczego. Giganci,  
którzy mianowali się bogami. Popol-Vuh datuje początek kultury Majów na czwartą  
epokę. 
Ciekawe są równieŜ zbieŜności Popol-Vuh ze Starym Testamentem. Na początku na  
ś

wiecie  

była tylko woda i, jak w hebrajskich przekazach, dopiero na rozkaz boga czy  
bogów wynurzyła się  
z niej Ziemia. Po potopie ptak przyniósł wiadomość o ustępowaniu wody - gołąb w  
Starym  
Testamencie, a kruk u Majów. 
Indianie Hopi teŜ mówią o ludziach, którzy Ŝyli na Ziemi przed naszym gatunkiem.  
Ich święta  
księga wspomina o trzech światach, które zostały kolejno zniszczone przez ogień,  
lód i wodę.  
Koniec obecnej, czwartej epoki jest według Indian Hopi bliski. Potem nastąpi  
piąta epoka Ziemi. 
Po Grekach odziedziczyliśmy dąŜenie do stworzenia sobie obrazu wszystkiego, co  
nas otacza.  
To oni przekazali nam wieści o czterech minionych epokach, określanych jako  
złota, srebrna,  
brązowa i Ŝelazna. Hezjod w swej Historii pisze o czterech rodzajach ludzkich,  
które przedtem za- 
ludniały Ziemię. 
Kapłani egipscy przechowywali równieŜ wspomnienie o  stale powtarzających się  
kosmicznych  
katastrofach, nawiedzających nasz glob. Nie zaskoczą nas więc wzmianki Herodota  
o  
tajemniczych ludziach z przeszłości przed po wstaniem państwa egipskiego. Nie  
dziwimy się,  
znajdując w pismach Platona wiele przypuszczeń na temat historii Ziemi, wzmianek  
o kosmicznych  
przewrotach, kataklizmach i zaginięciach bez śladu całych narodów. 
Chaldejskie przekazy dzielą ludzkość przed potopem na osiem duŜych i dwie  
mniejsze  

background image

cywilizacje, Ŝyjące w ciągu 86400 lat. 
Wedy, najstarsze pisma Indii, umieszczają pierwszy rodzaj ludzki w okresie przed  
wielkimi  
prajaszczurami. Podstawową jednostką liczenia czasu jest dla braminów Juga. 
I oni donoszą o czterech epokach. Nazywają je Krita Juga, Teta Juga, Dvapara  
Juga i Kali Juga  
i określają je, podobnie jak Grecy, epokami złota, srebra, brązu i Ŝelaza. 
W Wedach, owych prastarych tekstach “nieosobowych prawd, które wyprzedzają kaŜdą  
pisaną  
przez ludzi księgę", stwierdza się, Ŝe owe cztery “metaliczne" epoki miały róŜną  
długość. I tak na  
przykład Dvapara Juga, czyli epoka brązu lub miedzi, trwała dwukrotnie dłuŜej  
niŜ posępna,  
Ŝ

elazna Kali Juga. Jugi są poza tym rozumiane jako fazy transformacji przyrody,  

Ziemi łącznie z  
człowiekiem. Owe Jugi trwały łącznie 4320 tysięcy lat. 
Cztery Jugi tworzą większą całość zwaną Maha Juga. Takich duŜych cykli było do  
dziś według  
Wed aŜ 71, co daje łącznie 306720 tysięcy lat. Łatwo obliczyć, Ŝe pojawienie się  
Ŝ

ycia przypada  

według bramińskiej historii Ziemi na okres, w którym, zgodnie ze współczesną  
nauką, pierwsze  
płazy wychodziły z wody na ląd i ewoluowały ku gadom. W okresie tych wielkich i  
małych Jug  
zmieniają się stale postacie oŜywionej przyrody. W tak nieskończenie długim  
czasie przekształciły  
się zwierzęta, minerały i krajobrazy. Oczywiście, pojawiające się równieŜ w owym  
okresie rasy  
ludzkie, nie pozostawały nie zmienione. Ulegały zmianie rysy twarzy, skóra ciała  
i kształt czaszki. 
Zgodnie, ze starochińską i lamaistyczno-tybetańską tradycją koło Ŝycia ostatnich  
czterech  
rodzajów ludzkich ruszyło przed 17 milionami lat. W tym czasie ludźmi rządzili  
Panowie z Dysan -  
wąskie grono mistrzów. Ludzkość ma za sobą niezwykle długą historię - twierdzą  
buddyjscy uczeni  
z Tybetu. Wieki mijały, a koło Ŝycia toczyło się nieustannie. Ciągle od nowa  
rozwija się ów kłębek. 
Podobieństwa i paralele są zbyt wyraźne, by trzeba je specjalnie wyliczać i  
wykazywać. Do dziś  
przechowała się nieokreślona wiedza o czterech następujących po sobie rodzajach  
ludzkich. 
Cywilizacje odległe od siebie czasowo i geograficznie przechowały w mitach i  
obrazach  
charakterystyczne tylko dla siebie, a zarazem podobne do innych, spojrzenia na  
Ŝ

ycie rodzajów  

ludzkich na naszej planecie. Wszelkie nieostrości czy niejasności w tych  
przekazach pozwalają  
wnioskować, Ŝe mity o występujących i ginących kolejno czterech fazach ludzkości,  
są jedynie  

background image

ułamkiem, niewielkim fragmentem obszernej i głębokiej wiedzy, która przechowała  
się w zbiorowej  
nieświadomości człowieka. 
Ogromna liczba cennych dokumentów z przeszłości zaginęła lub została celowo  
zniszczona.  
Pozostał jednak jeszcze niejeden cenny dokument, czekający na bardziej  
sprzyjające czasy, gdy  
będzie mógł przekazać swe przesłanie tym, którzy go zrozumieją. Tybetańczycy i  
Indianie uwaŜają  
siebie za współczesnych straŜników owych ukrytych prawd. 
Staroazjatyckie i staroindiańskie tradycje kaŜą darzyć tajemnicę stworzenia  
głębokim  
szacunkiem. Zawsze czczono tam przyrodę jako całość, bo to właśnie Ŝycie jest  
widoczną formą  
mocy twórczej, jest jej widomym świadectwem. 
Wspomnienia o dawno minionych cywilizacjach integrowały się jako tajemna wiedza  
w mitach i  
religiach ludowych. W religijnym świecie staroŜytnych ludów i narodów nie  
występowały one nigdy  
w izolacji lub jako przypadkowe zjawisko, lecz zawsze jako objawienie wielkiej  
jedności. 
Drzewo genealogiczne rodzaju ludzkiego posadzone na Ziemi, przeŜywa - jak kaŜde  
drzewo w  
strefach o czterech porach roku - równieŜ cztery powtarzające się okresy, w  
których odnawia swe  
soki - tę krew ludzkości - zakwita i owocuje. StaroŜytni byli przekonani, Ŝe  
wszystkie formy i  
postacie widzialnego, czyli realnego świata - a nie tylko człowiek - odczuwają  
potrzebę  
wytworzenia własnej świadomości. 
Według świętych ksiąg i tekstów świadomość jest ponadczasową energią podstawową,  
a nie  
końcowym efektem ewolucji, jak chce nasza nauka. Ta podstawowa energia od  
początku decyduje  
o tworzeniu, zmianach i rozwoju form Ŝycia. Z tego zaś wynika, Ŝe człowiek był  
zawsze na Ziemi,  
gdy tylko pozwoliły na to warunki na niej panujące. 
We wszystkich mitach spotykamy wspomnienia o epoce - powszechnie i zgodnie  
nazywanej  
złotą, w której dzięki obecności bogów moŜliwy był kontakt z wyŜszymi mocami.  
RównieŜ  
wszystkie stare teksty zgodnie donoszą, Ŝe ów dialog z bóstwami w następnych  
epokach -  
srebrnej, brązowej i Ŝelaznej - był juŜ niemoŜliwy. Świat bogów jest dostojnym  
dziełem, musi trwać  
wiecznie, bez początku i końca. Z tego ponadczasowego, wszechobecnego pola  
energii powstają  
ustawicznie nowe światy, przybywają nowe istoty Ŝyjące. 
Obraz kosmicznego początku podobny jest do wyobraŜenia o permanentnym Wielkim  
Wybuchu  

background image

(Big Bang), na skutek którego powstają kolejno paralelne, porównywalne ze sobą  
ś

wiaty. Mamy tu  

więc do czynienia z wyobraŜeniem, przypominającym określone modele myślowe  
nowoczesnej  
kosmologii. W takim modelu świata człowiek miał specjalne prawa, ale i zadania  
do spełnienia:  
“Bowiem ludzkość jest sensem istnienia Ziemi. Jest jej nerwem, łączącym Ziemię z  
wyŜszymi  
ś

wiatami. Ludzkość jest okiem, którym nasza planeta moŜe wejrzeć w niebiańskie  

regiony  
Wszechświata." 
W światopoglądzie praczłowieka ludzie zawsze byli częścią kosmosu, ale naleŜeli  
do Ziemi,  
która w ciągu długich wieków decydowała o swym wyglądzie i zmieniała go. śyjąca  
Ziemia bez  
człowieka byłaby dla nas nie do pomyślenia. Człowiek stanowi szczyt górujący nad  
cienką,  
organiczną powłoką Ziemi. Jest najwyŜej rozwiniętą istotą, nosicielem  
ś

wiadomości materialnego  

ś

wiata. Spełnia określoną, konieczną funkcję jak duchy i bóstwa, zarówno te  

związane z Ziemią,  
jak i pozaziemskie stworzenia róŜnej rangi i wielkości. Obdarza świat duszą,  
uduchawia go.  
Zwierzęta, ludzie i bogowie ponoszą wspólnie odpowiedzialność za porządek  
Wszechświata.  
KaŜda Ŝywa istota mała i duŜa, świadoma czy nieświadoma, od ciała niebieskiego  
do człowieka  
czy rośliny, jest przez samo istnienie wprzęgnięta w kosmiczne dzianie się.  
Wspólnie muszą  
ujarzmiać chaos, zaprowadzać porządek, światłem pokonać ciemności. 
Nikt nie jest światłem tylko dla siebie, nawet Słońce. Tak mówi indiańskie  
przysłowie. Wszystkie  
stworzenia bez wyjątku są powiązane ze sobą, stanowią emanację w sieci Ŝycia  
wielkiej  
niewidzialnej jedni. 
VI. Prehistoryczne kamienne świątynie na całym globie 
Prawdziwymi badaczami są poeci i marzyciele. Bez nich nie byłoby nauki. Inni są  
jedynie  
księgowymi i kramarzami: niczego nie odkrywają. A zresztą... jakŜe nudne byłoby  
Ŝ

ycie bez  

fantazji. 
Paul-Emile Victor 
(kierownik francuskiej ekspedycji polarnej) 
Gdy przeciętny turysta wstanie około godziny 14.00 od stolika w restauracji na  
wolnym  
powietrzu przed wejściem na Machu Picchu, ma juŜ za sobą zapierającą dech w  
piersiach podróŜ  
koleją przez świętą dolinę rzeki Urubamba. PodróŜ pociągiem zaczęła się wczesnym  
rankiem w  
Cuzco i skończyła się po czterech godzinach fascynującej jazdy wzdłuŜ brzegów  

background image

rzeki. Pociąg mija  
“most ruin" u podnóŜa łańcucha gór. Na jednym ze szczytów widnieje święte miasto  
Machu  
Picchu. Stromymi serpentynami podąŜamy ku celowi przez gęstwinę tropikalnej  
zieleni, typowej dla  
tej wysokości w sercu Andów. 
Sama podróŜ dostarcza turyście juŜ tylu wraŜeń, Ŝe do skromnego wejścia zbliŜa  
się jedynie z  
poczucia obowiązku, dla wypełnienia planu wyprawy - Lima, Cuzco, Machu Picchu.  
Ale Machu  
Picchu trzeba “zaliczyć", jeŜeli było się w Peru - tak piszą w przewodniku  
turystycznym. 
Ani z tarasu restauracji, ani u bramy wejściowej nie widać niczego z owego  
gniazda kondorów,  
jak często określa się Machu Picchu. 
Starannie sprawdzają tu karty wstępu. KaŜdy zwiedzający stara się być jak  
najbliŜej  
przewodnika. Wąską ścieŜką wzdłuŜ stromego zbocza wspinamy się mozolnie i po  
minięciu  
zakrętu, osiągamy wysokość 2400 m. Rozmawiamy o mało znaczących sprawach,  
pokrzepieni  
dobrym obiadem. Nikt nie spogląda w dół. 
AŜ wreszcie - stoi przed nami zielona katedra Andów! Jak wyczarowana z ziemi.  
Widmowe  
przedłuŜenie wierzchołka góry, unikalne zjawisko nieporównywalne z niczym, dech  
zapierające z  
podziwu! 
Nieustannie powtarza się ta sama scena: dzieci XX wieku, kobiety i męŜczyźni,  
którzy prawie  
nie znają prehistorii, dla których paleolit czy jura są obco brzmiącymi  
dźwiękami, którzy mylą Inków  
z Chavin, Majów z Aztekami, wszyscy oni nagle milkną z głębokiego wzruszenia.  
Milkną teŜ pełni  
respektu. 
Jest tak, jakby ktoś nagle wyłączył zbyt głośne radio. Wszyscy cichną, zdając  
sobie sprawę, jak  
mało moŜna wyrazić słowami. 
Choć wszyscy są jeszcze lekko rozleniwieni niedawnym sutym posiłkiem i odurzeni  
wysokością  
(2400 m n.p.m.!), wnet zdają się odczuwać przytłaczającą obecność tych, którzy  
przed setkami lat  
wybrali tę górę, by w tak spektakularny sposób przedstawić swą kulturę, wiedzę i  
poziom Ŝycia  
duchowego. 
Od tej chwili obowiązuje spontaniczne milczenie w czasie zwiedzania i długo po  
nim. 
Wędrujemy wybrukowaną, wolną od zarośli starą drogą. Niektórzy wchodzą po  
wydeptanych  
stopniach po kilka razy, jakby chcieli je oŜywić, przepełnieni uczuciem radości  
z dotykania tajemnic  

background image

przeszłości. Nie doświadczymy tego w Ŝadnym innym muzeum na świecie. KaŜdemu ze  
zwiedzających wolno tu na swój sposób przeŜywać tajemnicę. Co wraŜliwszym ciarki  
przechodzą  
po plecach na myśl, Ŝe tu, na tej górze ludzie odwaŜyli się zbudować twierdzę  
dla obrony przed  
czasem, choć wierzyli w wieczne Ŝycie bogów i w wieczność swych marzeń. Głęboka  
cisza  
oczarowuje i skłania do zadumy. 
Dzięki wyjątkowo pięknemu połoŜeniu, mądrości, oryginalności i niezwykłej  
technice budowy,  
Machu Picchu zdobyło miano antycznego cudu. Nikt nie wie kiedy, jak długo, i w  
jaki sposób je  
wzniesiono. KaŜdy światły człowiek odkrywa tu ogrom zagadek. Trudno więc dziwić  
się, Ŝe  
odkrycie Machu Picchu wywołało lawinę wypraw badawczych do tego miejsca. Wzrosło  
ogromnie  
zainteresowanie kulturą preinkaską i inkaską. 
Posłuchajmy, co mówi na ten temat Pablo Neruda: “Nigdzie na świecie poza Andami  
wygasłe  
kultury tak bardzo nie imponują dowodami swej obecności. To wysoko połoŜone  
miasto ukryte we  
własnym lesie - zamilkło. Co przeŜywali jego mieszkańcy? Jego budowniczowie? Co  
poza powagą  
kamieni pozostawili nam w spadku, byśmy mogli poznać ich Ŝycie, plany i w końcu  
upadek? 
Cisza, wielka, powaŜna cisza jest jedyną odpowiedzią na nasze pytania. Znałem  
milczenie  
wielu ruin, monumentalnych ruin. Zawsze jednak był to wyraz upokorzenia.  
Milczenie definitywnie  
pokonanych kamieni. Natomiast tam, na wyŜynie peruwiańskiej zachowała się  
wywołująca  
głębokie wraŜenie architektura - w najgłębszym milczeniu wierzchołków Andów.  
Tylko niebo  
otacza te święte szczątki. Małe chmurki przepływają szybko przez zielony las,  
całując w przelocie  
promieniste dzieło tego, co wieczne w człowieku." 
Pytania wokół Machu Picchu pozostają bez odpowiedzi. WciąŜ zdumiony Miloslav  
Stingl, znany  
badacz kultury Inków, tak pisze: “Ciągle winni są nam odpowiedzi, po co  
zbudowali takie miasto.  
Niezrozumiałe pozostaje do dziś, dlaczego Inkowie wybrali tak trudno dostępny  
teren w czasach,  
gdy ich ojczyźnie nie zagraŜał najazd intruzów?" 
Do dziś nie znamy dokładnej daty powstania tego zespołu architektonicznego; nie  
znamy celu  
ani zadania, jakie miał do spełnienia. Nie zgłębiliśmy tajemnicy wznoszenia  
budowli z ogromnych  
bloków kamiennych, waŜących niekiedy nawet 300 ton i wciągnięcia ich na tę  
wysokość. Jakim  
sposobem tego dokonali? Bez wątpienia posłuŜono się tu nie znanymi nam, wysoce  

background image

sprawnymi i  
wydajnymi metodami. Kamienne bloki pochodzą z przeciwległych gór, oddzielonych  
od Machu  
Picchu głębokimi przepaściami. Nikt nie wie, w jaki sposób obrabiano i niezwykle  
precyzyjnie  
dopasowywano takie olbrzymie głazy. 
Do dziś brak zadowalającego wyjaśnienia, skąd u prehistorycznych budowniczych  
wzięła się  
taka wysoko rozwinięta technika obróbki granitu? MoŜemy jedynie podziwiać wyniki  
tej pracy w  
pozostałych fundametach zespołu budowli nie tylko w Machu Picchu, ale i w wielu  
innych  
miejscach ruin na obszarze Andów. Zadziwiające jest przy tym, Ŝe te cięŜkie  
głazy doskonale  
wygładzone i dopasowane wzajemnie do siebie sprawiają wraŜenie stabilnej  
lekkości.  
Zdumiewające, jak doskonale harmonizują z górskim otoczeniem. 
Nieznana kultura postawiła sobie szczytne zadania i cele, wznosząc takie  
monumenty. Nie  
poznali ich chciwi złota konkwistadorzy, którzy, zaślepieni fanatyzmem  
religijnym, panoszyli się tu  
przez setki lat, niszcząc zabytki kultury. Nie zgłębił ich współczesny człowiek  
epoki  
uprzemysłowionej, nie wykazujący zainteresowania dla odmiennych systemów  
wartości. Dopóki  
nie zmienią się systemy wartości, którym hołdują dzisiejsze społeczeństwa, nie  
poznamy tajemnicy  
głębokiej symboliki świadectwa przeszłości. 
Wolno więc załoŜyć, Ŝe oficjalne wersje o celu i historii wokół Machu Picchu  
były zawsze  
dalekie od prawdy. Miejsce to nigdy - nawet za panowania Inków - nie nazywało  
się Machu Picchu.  
Nie było nigdy miastem, w naszym obecnym rozumieniu, ani twierdzą. To nie  
Inkowie je zbudowali,  
ale otrzymali je gotowe w spadku. A Hiram Bingham nie był jego odkrywcą tylko  
pierwszym  
grabieŜcą. 
Poszukiwacze skarbów i badacze nazywali to “stare miasto" Choquequirao. Przez  
długi czas  
szukano go po prawej stronie rzeki Apurimac. Niemniej jednak docierano doń  
kilkakrotnie, jak  
wynika z róŜnych doniesień w minionym stuleciu. Inkowie nazwali to miasto  
Vilcabamba, od  
łańcucha górskiego o tej samej nazwie. 
Osada ta nie miała od czasów Inków ani jako miasto, ani jako twierdza nazwy  
własnej. Młody  
Tupac-Amaru, ostatni król Inków, spędził tu długie lata na wygnaniu i pokochał  
to miejsce. Pewnie  
znał tajemnicę Machu Picchu, ale nigdy jej nie zdradził, nawet torturowany przez  
Hiszpanów. Gdy  

background image

pojmano go po ostatnim nieudanym buncie Indian, poniósł męczeńską śmierć na  
rynku w Cuzco,  
rozerwany przez cztery konie. 
W okresie schyłku imperium inkaskiego Machu Picchu stało się azylem dla kobiet,  
dziewic  
słońca, westalek i kapłanek świątyń słońca. W towarzystwie oddanych sług i  
wojowników schroniły  
się tu przed brutalnością hiszpańskich zdobywców. Tu Ŝyły i umierały bezpotomnie  
owe wybranki  
losu. 
Sami zdobywcy nigdy nie dotarli do Machu Picchu. Indianie milczeli opanowani  
nienawiścią i  
miasto popadło w zapomnienie na ponad 300 lat. Zapomniano równieŜ o jego  
powtórnym odkryciu  
w 1909 roku przez Peruwiańczyka M. Gonzaleza de la Rosa. 
Hiram Bingham jednak udostępnił to miejsce archeologicznej grabieŜy i  
rozkradaniu przez  
turystów. 
Ten surowy osąd nie ma nic wspólnego ze zranioną południowoamerykańską dumą  
narodową  
dlatego, Ŝe odkrywca Machu Picchu był gringo i na dodatek nie lubianym Jankesem.  
Osąd ten  
opiera się na udokumentowanych faktach. Pisał na ten temat niedawno Peruwiańczyk  
Enrique  
Portugal w serii artykułów publikowanych przez argentyńską prasę. Dowiódł w nich  
Hiramowi  
Binghamowi, Ŝe “w niesamowity sposób spustoszył i obrabował Machu Picchu,  
wywoŜąc z kraju  
potęŜne ładunki dzieł sztuki i wyrobów ze złota". 
Owe grabieŜe znalazły się juŜ wcześniej pod pręgierzem opinii publicznej. JuŜ  
bowiem w 1938  
r. donosił ukazujący się w Buenos Aires dziennik “La Nacion" o bezwzględnych  
wyprawach  
łupieŜczych. Dziennikarka Ana de Cabrera wykryła, Ŝe: “Ekspedycja Binghama  
wywiozła z Peru  
ogromną liczbę skrzyń, zawierających cały rozdział tysiącletniej historii  
rodzimej ludności Ameryki.  
Gdy konwój z tak bogatym łupem dotarł do Mollendo-Puerto na granicy Peru,  
oburzona ludność  
tego miasteczka próbowała nie dopuścić do załadunku na statek, ale niestety, bez  
skutku." 
Pisarz Luis E. Valcarel mówi: “Czego nie dokonali Hiszpanie, udało się  
Amerykanom z  
pomocy... Sam widziałem w uniwersyteckim mieście Yale niejedno z tego, co  
zrabował Hiram  
Bingham." 
Jest niestety smutną prawdą, Ŝe Ŝadne peruwiańskie muzeum nie posiada choćby  
jednego  
inkaskiego czy preinkaskiego eksponatu z Machu Picchu, a wszystkie rekonstrukcje  
bazują na  

background image

dzienniku Hirama Binghama. Nigdy nie opublikowano oficjalnej listy znalezisk.  
Trzeba więc liczyć  
się z tym, Ŝe gros dzieł sztuki i wartościowych przedmiotów znajduje się w  
rękach zbieraczy ze  
Stanów Zjednoczonych. 
E. George Squier , północnoamerykański archeolog, głosił juŜ w 1865 roku, Ŝe na  
terenie  
starego Peru musiały istnieć dwie mocno zróŜnicowane kultury. Jedna o wysokim  
poziomie  
technologicznym w odległej, trudnej do określenia przeszłości; i druga,  
reprezentowana przez  
Inków oraz podbite przez nich narody, Ŝyjące na niŜszym poziomie technologicznym  
i kulturowym,  
bliŜszym współczesności. Squier dowodził, Ŝe obie cywilizacje dzieli drugi,  
nieznany odcinek  
czasu. Jego zdaniem owe gigantyczne megality andyjskie są dowodem istnienia  
rozwiniętej  
technologii prastarej kultury, będącej z pewnością ostatnim stadium jej ewolucji. 
Squier uwaŜany za pierwszego, prowadzącego badania wykopaliskowe, archeologa  
Ameryki  
Północnej, próbował określić wiek tych reliktów. Ciekaw był, czy istnieją gdzieś  
jeszcze inne  
pomniki, mogące świadczyć o rozwoju kultur megalitycznych.  
Intrygujące jest w Machu Picchu występowanie obok siebie przykładów dwu róŜnych  
metod  
budowlanych: megalitycznej i inkaskiej - duŜo gorszej jakości. Najistotniejszą  
odrębnością tej  
starszej sztuki budowlanej jest rozmiar kamieni, nieporównanie większy od  
rozmiarów elementów  
budowlanych uŜywanych przy wznoszeniu późniejszych gmachów. 
KaŜdy systematyczny badacz musiał zauwaŜyć, Ŝe owe cyklopowe budowle, jak i  
wiele innych  
ruin wysoczyzny peruwiańskiej, nie mogą pochodzić z czasów Inków. Ci bowiem  
pojawili się dosyć  
późno na scenie historii, zaledwie 300 lat przed przybyciem Pizarra. Ale w  
krótkim, zaledwie 400  
lat trwającym okresie hegemonii, rozwinęli się w sposób zdumiewający. Zręcznie  
wykorzystywali  
ową monumentalną spuściznę obcych cywilizacji w swych imperialnych roszczeniach. 
Ale gigantyczne granitowe bloki naleŜą do cywilizacji duŜo starszej od Inków.  
Ich datowanie  
cofnąć trzeba w bardzo odległą przeszłość. 
Inkowie, władcy ostatniego mocarstwa Ameryki Południowej, stali co prawda na  
wysokim  
stopniu rozwoju w czasie, kiedy przybyli tu Hiszpanie. Lecz przed nimi istniało  
juŜ wiele kultur duŜo  
starszych, przewaŜnie nie znanych nam cywilizacji, wyrosłych w świecie wiecznego  
chłodu u  
podnóŜy potęŜnych gór. 
Archeolodzy nie potrafią niestety zbyt wiele powiedzieć o twórcach tych, kolejno  

background image

następujących  
po sobie, andyjskich kultur. Nieznane są nawet nazwy narodów, a same kultury  
określa się na  
podstawie miejsc odkrycia. Tak po wstały w naukowym słownictwie nazwy: kultura  
Nazca,  
Paracas, Chavin, Mochica czy Chimu. 
Inkowie posiedli tylko część wiedzy, która rozwinęła się i dojrzała na długo  
przed ich  
przybyciem. Wiedza, którą nikt się nie posługiwał, uległa zapomnieniu. 
Inkowie dbali o utrzymanie ulic, akweduktów, świeckich budowli i świątyń,  
budynków  
administracyjnych, twierdz oraz obiektów wojskowych. Przejmowali coraz to nowe  
tereny;  
sprawowali w swym silnym państwie Ŝelazną kontrolę wojskową. Temu stylowi Ŝycia  
odpowiadały  
pozostawione przez nich budowle. 
Po zajęciu Machu Picchu zadbali o uruchomienie i odbudowę starych urządzeń,  
które  
wykorzystywali dla celów religijnych lub całkiem praktycznych. KaŜdy klan, kaŜdy  
z panujących  
rodów, które rozdzieliły między siebie andyjskie kraje i oczywiście walczyły  
ciągle ze sobą o  
wpływy - tworzyły własny kult słońca, własne rytuały, a jako Synowie Słońca  
odgrywali w nich  
istotną rolę. 
Ale Machu Picchu pozostało bardzo waŜną świętością dla wszystkich, punktem  
magnetycznej  
siły. Poświęcone kultowi słońca było miejscem zdrowia i uzdrawiania,  
przeznaczonym na  
odprawianie rytuałów, inicjacji, a takŜe poszukiwania wizji. 
Klejnotem Machu Picchu jest leŜąca w najwyŜszej części gór Intihuatana, co w  
języku keczua  
oznacza “miejsce, gdzie się przywiązuje Słońce". 
Na pierwszy rzut oka sprawia on wraŜenie olbrzymiego, sztucznie zaokrąglonego  
głazu. Wykuty  
w granicie, w innych warunkach mógłby uchodzić za rzeźbę z XX wieku. Przy  
bliŜszym poznaniu  
jednak Intihuatana okazuje się wymyślną grą światła i cieni i z pewnością nie  
jest wytworem samej  
natury. Nie ma tu Ŝadnych ostrych krawędzi, kątów prostych, Ŝadnych  
równoległości. Cienie płyną  
po nim miękko i naturalnie, bez załamań. Znaczy to, Ŝe w obliczeniach leŜących u  
podstaw tej  
rzeźby, nie przewidywano powtórzeń cieni. 
W starannie dobranych miejscach na terenie Andów znajdowano ślady i pozostałości  
jeszcze  
innych Intihuatana. I one zostały zdewastowane przez konkwistadorów, którzy  
niszczyli zaciekle  
wszystko, co świadczyć mogło o kulturze i zwyczajach religijnych Ameryki  
Południowej. Jak  

background image

nazwiemy te Intihuatana? Obserwatorami Słońca czy gwiazd, jak twierdzi Posnansky?  
Nie  
znamy ani rzeczywistego celu, ani przeznaczenia tych “astrozegarów". 
Intihuatana nie jest budowlą. Jest wystającym ze skały monolitem, tworzy z nią  
harmonijną  
całość o zagadkowej geometrii. SłuŜyła jakiemuś celowi, tylko jaki on był?  
MoŜliwe, Ŝe mamy tu do  
czynienia z jakimś ludzkim symbolem. Zaginionego klucza dla zrozumienia  
Intihuatana szukać  
naleŜy być moŜe w starym pojmowaniu świata, w którym gra światła i cieni miała  
waŜne, określone  
znaczenie. Stare indiańskie przysłowie mówi bowiem: “Chcesz poznać swoje światło,  
obserwuj  
swój cień." 
To nie jest tylko czysta spekulacja. We wszystkich bowiem religiach, w tych  
najprymitywniejszych i tych bardziej rozwiniętych, światło jest najcenniejszym  
symbolem boskości.  
Ś

wieci nie tylko jaśniej i bardziej realnie w świecie transcendentalnym, ale i  

sama boskość jest  
ś

wiatłem, rozjaśniając w cudowny sposób tę świadomość człowieka, która  

przygotowana jest na  
jego przyjęcie. 
Trzeba teŜ pamiętać archaiczne wyobraŜenia o świętościach. Góry były zawsze  
ś

więtym  

miejscem, siedzibą bóstw i bogów. To najstarsze wyobraŜenie ludzkości zachowało  
się i do  
nowszych historycznie epok. 
Z tym wiąŜe się równieŜ pogląd, Ŝe najwyŜsze góry są najbardziej święte i  
najbardziej zbliŜają  
człowieka do istot wyŜszych. Są środkiem świata i stoją pod znakiem waŜnych  
gwiazd lub planet.  
Pod znakiem Gwiazdy Porannej lub Polarnej. Góry, ci najstarsi świadkowie Ziemi,  
były zawsze  
najświętszymi miejscami dla człowieka. Do nich pielgrzymowano poszcząc, modląc  
się i składając  
ofiary. Pielgrzymi spoŜywali święte rośliny w nadziei przeŜycia wizji, uzyskania  
wiedzy i łączności z  
niewidzialnym. 
Szczyty gór zawsze były miejscem mocy, świątyniami nie zbudowanymi przez  
człowieka.  
Poświęcone były wschodzącemu Słońcu i uduchowionemu prawu przyrody. 
Machu Picchu nie było nigdy miastem w naszym nowoczesnym rozumieniu. Nie było  
tam  
ś

wiątyń, idoli lub posągów bóstw wznoszonych ku nauce czy przestrodze lub  

zastraszeniu ludu.  
Ale przede wszystkim nie było tam zbiorowych albo masowych pomieszczeń  
mieszkalnych. Nawet  
za czasów Inków mogłoby tam zamieszkiwać najwyŜej 60 osób. Czemu więc słuŜyło? 
Najbardziej prawdopodobne jest wyjaśnienie, Ŝe ten zagadkowy zespół budowli  
słuŜył  

background image

wybrańcom. Wzniesiono go dla tych nielicznych, którzy obrali drogę ku boskości,  
byli elitą  
spełniającą jakieś określone duchowe zadanie. 
Równie fascynującą i unikalną zagadką zaginionych cywilizacji, których ślady  
znajduje się ciągle  
w Andach, jest mało znane Marcahuasi. LeŜy 80 kilometrów od brzegów Pacyfiku w  
głębi lądu i 80  
kilometrów od Limy na wysokości 4 tysięcy metrów. Tajemnicza wyŜyna Marcahuasi;  
ten niewielki,  
w większości zamulony płaskowyŜ o powierzchni około 30 km2 otoczony jest ostro  
zakończonymi  
skałami i głębokimi przepaściami. Jest bardzo trudno dostępny. Nie utwardzone  
ulice prowadzą  
znad wybrzeŜa, od panamerykańskiej autostrady do pobliskiej osady indiańskiej.  
Kto chce zwiedzić  
Marcahuasi, musi przygotować się na 3 do 4 godzin trudnej wędrówki starymi  
ś

cieŜkami,  

dostępnymi jedynie w ciągu czterech miesięcy w roku. MoŜe co prawda wynająć muła  
i tragarzy,  
ale przebycie ostatniego odcinka na wysokości 4 tysięcy metrów jest i tak  
ogromnym wysiłkiem w  
rozrzedzonym powietrzu. 
O Marcahuasi nie znajdziemy wzmianki w fachowej literaturze, ani w prospektach  
turystycznych. Tylko jedno biuro podróŜy w Limie oferuje dziś, z niewielkim  
zresztą sukcesem,  
przygodę w wyprawie do Marcahuasi. Znalazła się jednak mała grupa Ŝądnych  
przygód  
dziennikarzy z “El Comercio" z Limy, która zdecydowała się podjąć trudną wyprawę  
na bezludny  
dach Andów. Latem 1948 roku młodzi dziennikarze zorganizowali ekspedycję na ten  
imponujący  
szczyt Kordylierów. Wykonali wiele ciekawych zdjęć - zafascynowani naturalnym  
amfiteatrem, jaki  
tworzą szczyty gór wokół płaskowyŜu. 
Po wywołaniu zdjęć zauwaŜyli, Ŝe niektóre ze skał i szczytów górskich miały  
dziwne kształty,  
zdecydowanie -odróŜniające się od pozostałych. Jeszcze wyraźniej widać było te  
róŜnice na  
negatywach. Pewne kontury sprawiały wraŜenie profili twarzy lub zwierzęcych  
postaci. 
Dziennikarze doszli wreszcie do wniosku, Ŝe te ciekawe zdjęcia zrobiono na samym  
płaskowyŜu, a nie po drodze. Zaintrygowani tym, zorganizowali wkrótce następny  
plener  
fotograficzny. Opublikowali najciekawsze ze zdjęć, ale skończyło się na  
podziwianiu “wybryków  
natury". 
Trzy lata później zajął się tymi zdjęciami Daniel Ruzo, pisarz, poeta i uznany  
autorytet w  
dziedzinie badań prehistorycznych. Miał przeczucie, Ŝe nie ilustrują one  
dziwnych tworów natury,  

background image

ale dzieła rąk ludzkich. Prawie jasnowidzącym wzrokiem rozpoznał w tych  
formacjach silnie zwie- 
trzałe rzeźby, spuściznę prehistorycznej cywilizacji. W ten sposób uznano go za  
odkrywcę  
Marcahuasi. 
W 1953 roku Ruzo zbudował kamienną chatę na wyŜynie i zamieszkał w niej, aby  
przez  
dziewięć lat studiować owe tajemnicze formacje skalne. CięŜkie, gwałtownie  
zapadające zimy lub  
bardzo obfite deszcze, zamieniające wyŜynę w bagienne jezioro nie do przebycia,  
przerywały jego  
pracę. 
Jako pierwszy odkrył w tych prastarych formach zamysł gry światła i cieni,  
trudny do  
udokumentowania kamerą. Uznał to za cechę charakterystyczną wytworów starych  
kultur.  
Fotografował skały o wszelkich moŜliwych porach dnia, w róŜnych warunkach  
oświetlenia. W  
bardzo wczesnych godzinach rannych i wieczorem, gdy góry rzucały długie cienie,  
w pełnym  
słońcu południa i podczas jasnych księŜycowych nocy. 
Pracował niestrudzenie, zdobywając cenne dokumenty. Przed nim odsłaniała się  
powoli  
zasłona archaicznych czasów. W owych latach, gdy wykonał ponad 5 tysięcy zdjęć  
zwietrzałych  
skał, udało mu się wielokrotnie zainteresować uczonych róŜnych dziedzin.  
Spowodował takŜe, iŜ  
Marcahuasi uznano za bardzo waŜną strefę kulturową starej Ameryki. Angielski  
archeolog, Peter  
Allen, ekspert w sprawach kultury Tiahuanaco, był w 1958 roku w Marcahuasi i  
poparł w swych  
pracach stanowisko Daniela Ruzo. 
“Po moim pobycie w Marcahuasi jestem mocno przekonany, Ŝe na tej wyŜynie zostały  
wykonane - w białych skałach i jakąś dziwną techniką - zoomorficzne oraz ludzkie  
wyobraŜenia. To  
nie są wytwory natury, a raczej pozostałości rzeźb, które najczęściej rozpoznać  
moŜna przy odpo- 
wiednim oświetleniu słonecznym. NaleŜy dodać, Ŝe zostały one specjalnie  
stworzone do oglądania  
pod odpowiednim kątem. 
Do takiego wniosku doszedłem, obserwując na miejscu jedną z rzeźb, zwaną lwem  
meksykańskim, bowiem kształtem przypomina jaguara, znanego z kultury olmeckiej,  
albo moŜe  
ocelota. 
Pełen sceptycyzmu oglądałem tę białą skałę w popołudniowych godzinach. Nie  
widziałem  
ś

ladów kociej postaci. Następnego popołudnia jednak nie mogłem wyjść z podziwu -  

kontury  
jednoznacznie i wyraźnie przypominały lwa. Niestety, juŜ około 13.00 trudno było  
go rozpoznać. 

background image

Zadziwiające, ale postać tę widać jedynie pod kątem 60°. Dogodny punkt  
obserwacyjny moŜna  
znaleźć na niewielkim podwyŜszeniu w odległości około 50 jardów, z wygodnego  
miejsca, jakby  
celowo przygotowanego dla siedzącego obserwatora. 
Z tego punktu widać zarówno lwa meksykańskiego jak i, o dziwo, inne figury tego  
amfiteatru, w  
róŜnych ściśle określonych porach. 
Nie ma wątpliwości, Ŝe lew został celowo tak uformowany. Postać jest wyraźna i  
jednoznaczna. 
Lew ukazuje się obserwatorowi tylko i wyłącznie w krótkim okresie dnia; w samo  
południe  
wyłania się ze skał i wkrótce zanika. Z całą pewnością moŜna wykluczyć wyłączne  
oddziaływanie  
natury, erozji bądź klimatu. Tu widać wyraźnie działalność człowieka. 
Fakt, Ŝe rzeźby te rozpoznawalne są jedynie w odpowiednim oświetleniu, w  
dokładnie  
wyznaczonych porach dnia i roku, dowodzi wysokiego kunsztu wykonawczego i  
ogromnej wiedzy. 
Choć moŜe się to wydać dziwne, nie mam najmniejszej wątpliwości, Ŝe skały  
płaskowyŜu  
Marcahuasi obrabiano nieznaną dotąd techniką."  
Daniel Ruzo przypuszczał początkowo, Ŝe tu, w Marcahuasi, odkrył ślady  
staroperuwiańskiego  
człowieka epoki kamiennej. Wnet jednak poznał swoją pomyłkę i musiał przyznać,  
Ŝ

e rzeźb tych  

nie moŜna porównywać z megalityczną kulturą epoki kamiennej. Nie mogą więc  
pochodzić z  
tamtych czasów. 
Archeolodzy oceniają te rzeźby na 100 do 500 tysięcy lat na podstawie śladów  
erozji, a  
amerykański astronom, dr Morris K. Jessup, określił ich wiek - w oparciu o te  
same kryteria - na  
500 tysięcy do miliona lat. Kolejne próby datowania przeprowadzone przez  
Peruwiańskie To- 
warzystwo Astronomiczne dały podobny wynik i potwierdziły, Ŝe jest to dzieło rąk  
ludzkich. 
JuŜ w 1953 roku Daniel Ruzo wydał w Meksyku bogato ilustrowaną ksiąŜkę  
zatytułowaną  
Historia fantastycznego odkrycia. Drugie wydanie ukazało się juŜ w 1954 roku.  
Jacąues Bergier i  
Louis Pauwels sprawili, Ŝe prace Ruzo stały się znane we Francji. W latach 1957- 
1958 wygłosił on  
serię odczytów o swych odkryciach na paryskiej Sorbonie. 
Choć archeolodzy uwaŜali i nadal uwaŜają prace Ruzo za nieco przesadne we  
wnioskowaniu,  
to muszą jednak powoli przyjąć milcząco wiele z jego wniosków. Wyraźnie  
rozpoznawalne rzeźby,  
jak na przykład posąg Theores, egipskiej bogini płodności, mówią same za siebie. 
Daniel Ruzo głosi tymczasem otwarcie pogląd o istnieniu prehistorycznych wysoko  

background image

rozwiniętych  
kultur. Wierzy głęboko w jedno wspólne prehistoryczne dziedzictwo wszystkich  
kultur ludzkości.  
Prawie proroczo oświadcza: “Odkrycia w Andach otworzą przed archeologią nowy i  
obszerny teren  
badawczy." 
Pogląd ten znajduje potwierdzenie w jego odkryciach i znaleziskach w Afryce,  
Rumunii,  
Indonezji, Ameryce Środkowej i Brazylii. Nazwał tę rozproszoną po świecie wysoką  
kulturę - której  
Marcahuasi był tylko jednym z ośrodków kwitnących przed potopem - Masmuda lub  
kulturą  
Masmo. 
Badania prehistorii nie dają szybkich wyników, ale znaleziska i odkrycia Daniela  
Ruzo dowodzą,  
Ŝ

e na całym globie znajdują się ślady bardzo starej, wysoko rozwiniętej kultury,  

kwitnącej długo  
przed wszelkimi innymi, uznanymi dotąd przez nas za najstarsze. W 1966 roku Ruzo  
nakręcił w  
Karpatach film, którego tematem były rzeźby podobne do tych w Marcahuasi. W  
komunistycznej  
wówczas Rumunii pracował w bardzo cięŜkich warunkach, korzystając z pomocy  
sławnej lekarki  
Any Aslan i pisarza Doru Teodericiu. W Karpatach takie rzeźby znane są jako  
omule i uwaŜane za  
piękne wybryki natury. Podziwiać tam moŜna między innymi sfinksa, lwa oraz inne.  
Ruzo odkrył  
jeszcze mnóstwo innych, mocno zniszczonych erozją rzeźb. Nazwał je i opisał. 
Film uzyskał światowe uznanie, a w Niemczech zdobył dwa odznaczenia. 
Po powrocie z Rumunii Ruzo postanowił zbadać odkryte wcześniej podziemne  
przejścia w  
górach Marcahuasi. Ciągną się one kilometrami, a wejścia do nich znaleźć moŜna  
równieŜ w  
pionowych, trudno dostępnych ścianach zboczy gór wokół płaskowyŜu, nie opodal  
opisanych  
rzeźb. 
Dla Indian, którzy o nich wiedzieli od dawna, tunele stanowią tabu. śaden  
Indianin nie wszedłby  
do nich. JeŜeli zaś zdarzyli się śmiałkowie, to najczęściej nigdy nie wracali.  
Ci nieliczni, którzy z  
nich wrócili, byli innymi ludźmi; odmienieni, sprawiali wraŜenie obłąkanych,  
jakby nie z tego świata.  
Nikt nigdy nie wydobył od nich słowa o tym, co w tych tunelach przeŜyli. 
Daniel Ruzo był przekonany, Ŝe galerie rzeźb w Marcahuasi są częścią  
gigantycznego  
podziemnego systemu tuneli we wnętrzu Andów, o których mówi się w krajach  
Ameryki  
Południowej, Ŝe ciągną się wzdłuŜ wybrzeŜa Pacyfiku. 
Przypisuje się je tym najwcześniejszym cywilizacjom, które potrafiły tak  
sprawnie “kroić"  

background image

kamienie. 
Sam Ruzo był w tunelach tylko bardzo krótko. 
Po całym świecie szukał śladów prehistorycznych cywilizacji. Na podstawie  
szczegółowej  
analizy odkrytych reliktów stwierdził, Ŝe moŜna mówić o trzech najistotniejszych  
cechach  
charakteryzujących najstarsze kultury: 
- Kamienne rzeźby wymodelowane w skale lub wierzchołku góry. Przesłania tych  
rzeźb, cel,  
jakiemu mają słuŜyć, wyraŜony jest nie tylko samą postacią i grą światłocieni  
zaleŜnych od pory  
dnia i roku. WaŜna jest równieŜ liczba rzeźb i ich rozmieszczenie. 
- Wejścia do podziemnych tuneli (dziś najczęściej niewidoczne lub niedostępne  
wskutek  
zasypania) nazwane przez niego “arkami". 
- Święte gaje i podziemne cieki wodne. Dziś pozostały po lasach jedynie mało  
czytelne ślady,  
nie zachowały się równieŜ dawne podziemne cieki wodne. 
Ale w Marcahuasi dają o sobie znać jeszcze obecnie podziemne prądy wodne. Na  
takiej  
wysokości! W porach deszczowych wzbierają i zalewają część podziemnych przejść. 
Daniel Ruzo zwrócił się do swojego rządu, prosząc o zezwolenie na badania tuneli,  
ale nie  
otrzymał go. Dopiero jego prośba wzbudziła zainteresowanie władz tymi  
przejściami. W obawie  
przed wykorzystywaniem ich jako schronienia przez stale buntujących się Indian  
czy  
marksistowską Guerillę, zamknięto i zapieczętowano wszystkie wejścia. Galerie  
Marcahuasi  
muszą więc czekać lepszych czasów. 
Ruzo wiedział, Ŝe sytuacja jest bez wyjścia. W walce z ograniczonością władz  
wojskowych i w  
opozycji do świata naukowców, znajdujących się pod silnym wpływem kleru, był na  
straconej  
pozycji. Wkrótce opuścił więc Marcahuasi. 
Bez wahania przeprowadził się do Meksyku, gdzie w górach Tepoztlan znalazł  
dalsze relikty  
prehistoryczne.  
WyŜyna Marcahuasi została utworzona w początkowym okresie formowania się Andów  
przez  
wybuchy wulkanów. Wyrzucony z głębi ziemi biały dioryt zastygł w chłodzie  
szczytów górskich i  
utworzył ów naturalny amfiteatr. Z jego skał ludzie nieznanej cywilizacji  
wykonali dziwnie “miękką"  
metodą owe zdumiewające rzeźby. Daleko posunięta erozja dowodzi ich szacownego  
wieku. Kto  
chce badać zaginione cywilizacje, nie powinien kopać na chybił trafił, głosili  
pewni siebie  
archeolodzy po Schliemannie. Najpierw trzeba poszperać w historii, mitach i  
legendach, zanim za- 

background image

cznie się grzebać w ziemi. 
Trudno byłoby dostosować się do tej rady w przypadku Marcahuasi, bowiem  
spuścizna jego jest  
bardzo stara, tak stara, Ŝe nawet w przekazach pierwotnych mieszkańców Ameryki  
Południowej  
nie ma wspomnień o budowniczych tych kamiennych świątyń. 
Po trwającym tysiąclecia zapomnieniu i opuszczeniu wszystko w Marcahuasi jest  
tajemnicze.  
Wszystko, co mogło tu kiedyś istnieć obok kamiennych rzeźb, rozpadło się w proch  
i pył. Nie  
znajdziemy tu resztek domostw, sprzętu domowego, narzędzi, broni, drewna lub  
metalu. Nie ma  
niczego poza białymi skałami i wymodelowanymi w nich rzeźbami - obecnie ledwie  
rozpoznawalnymi. 
Choć dziś jeszcze nikt nie potrafi dokładnie określić wieku rzeźb Marcahuasi,  
pewne jest, Ŝe  
naleŜą one do najwcześniejszych świadectw działalności człowieka. Te  
zdumiewające rzeźby  
wykonane wyrafinowaną techniką mówią nam o obcej przeszłości, ale mówią  
niezrozumiałym języ- 
kiem. Czy go kiedyś rozszyfrujemy? Na razie nie zdradziły swej tajemnicy nawet  
przy  
zastosowaniu najnowocześniejszych metod badawczych. MoŜna ustalić wiek skał,  
oszacować  
czas trwania erozji, ale kiedy i dlaczego zostały obrobione, tego nikt nie  
potrafi powiedzieć. 
Nie starczy nam pewnie fantazji, by dotrzeć do głębi przeszłości, w której Ŝyli  
twórcy tych  
zagadkowych rzeźb. Nie umiemy powiedzieć, co znaczyły te figury. Czy wykonano je  
jedynie dla  
upiększenia okolicy? A moŜe mają one związek z jakąś zaginioną wiedzą o Ziemi,  
jakąś nauką o  
płynących we wnętrzu planety mocach, o przebiegu podziemnych dróg i prądów  
wodnych?  
Ś

wiadczą moŜe o znajomości promieniujących pól i nici łączących człowieka z  

pulsem  
Wszechświata? 
Jak Ŝmudna musiała być praca przy obróbce skał dla uzyskania tak artystycznego  
efektu? Czy  
ludzie kultury Masma, których nawet nazwać nie potrafimy, uformowali w białym  
diorycie galerię  
swych bogów? A jeŜeli nie, to jaki był cel tej mozolnej pracy? MoŜemy jedynie  
zgadywać. 
Kim byli ci praludzie, którzy zaginęli bez śladu w przepaściach czasu? Nie mamy  
najmniejszego  
pojęcia o ich wyglądzie. Nie wiemy, do jakiej naleŜeli rasy. Byli karłami czy  
olbrzymami?  
Neandertalczykami, czy ostatnimi przedstawicielami nieznanych antropoidów? 
A moŜe jednak byli obywatelami owego legendarnego przedpotopowego imperium,  
zajmującego podobno terytorium większe od Europy, rozciągającego się od Wyspy  

background image

Wielkanocnej  
(3700 kilometrów od chilijskiej pustyni) poprzez Tiahuanaco aŜ do  
północnoperuwiańskich  
płaskowyŜów?  
Bez wątpienia czuli się dobrze na tych wysokościach, w rozrzedzonej atmosferze,  
w ciszy i  
odosobnieniu. Bez wątpienia byli religijni. Stworzyli imponujące, jedno z  
najpiękniejszych na Ziemi,  
dzieło sztuki budowlanej, dowodząc swych umiejętności artystycznych i niezwykłej  
wyobraźni. Nie  
ma wątpliwości, Ŝe działali z pobudek transcendentnych, to znaczy leŜących poza  
zasięgiem  
ludzkiego doświadczenia i poznawalnego świata. Kamienne świątynie są tego  
dowodem. 
Stworzyli prawdopodobnie - jak późniejsze kultury megalityczne - religię opartą  
na znajomości  
tajemnic sprzeczności między światłem i ciemnością, Słońcem i KsięŜycem, ładem i  
chaosem oraz  
między człowiekiem i kosmosem. 
Czy ich religia przepełniona była radością Ŝycia, czy melancholią, przyjaznymi  
czy bohaterskimi  
uczuciami? Czy moŜe wymagała składania strasznych ofiar? Tego nie dowiemy się  
nigdy. Nie  
poznamy ich mowy i ich śpiewu, ani ich muzyki czy tańców. A co stało się z tą  
rozwiniętą rasą? Jak  
wyginęła? Czy był to upadek kulturowy? Czy została unicestwiona przez nie  
sprzyjające jej  
ś

rodowisko? 

MoŜe Ŝyli krótko na Ziemi, by zniknąć jak wielkie prajaszczury? A moŜe wręcz  
przeciwnie - Ŝyli  
bardzo długo, przechodzili tajemnicze metamorfozy i są z tego powodu nie do  
odkrycia?  
Przemiana bowiem zaciera wszelkie ślady wyraźniej niŜ wyniszczenie, które  
pozostawia  
przynajmniej padlinę. Tylko wiatr znad Pacyfiku, hulający w zimne noce wśród  
białych skał, zna  
historię dawno zaginionego rodzaju ludzkiego. 
NajwaŜniejsze rysunki z pustyni Nazca - według szkiców Marii Reiche, niemieckiej  
znawczyni pozostawionych tam  
rytów. 
Posłowie 
To co tajemnicze jest najpiękniejszą rzeczą, jaką moŜemy odkryć. 
Albert Einstein 
To była wielka i piękna podróŜ do Ameryki Południowej, ale równocześnie była  
podróŜą do  
nieprzeniknionej przeszłości. Przez moment wydawało się nam, ze zatrzymaliśmy  
niepowstrzymany bieg historii, a nawet, Ŝe zawróciliśmy go. Z ogromną  
ciekawością  
zstępowaliśmy po zwietrzałych stopniach czasu, po których wstępowali mozolnie  
nasi przodkowie.  

background image

Zstępowaliśmy jeszcze głębiej, aŜ do początków Ŝycia, gdzie docierały do nas  
cięŜkie kroki  
prehistorycznych olbrzymich zwierząt. 
W ciągu kilku dni przeŜyliśmy świat pełen niewiarygodnych i zagadkowych wydarzeń.  
Ujrzeliśmy zimne, odraŜające potwory, których widok, czy nawet tylko wyobraŜenie  
o nich,  
wywołuje zimne dreszcze. PrzeŜyliśmy spotkanie z zaginioną cywilizacją, która  
Ŝ

yła w tak  

odległych czasach na naszej planecie, Ŝe promienie, które ją ogrzewały, dotarły  
juŜ pewnie do  
najdalszych sfer Wszechświata. 
Ś

wiadków tych minionych czasów przykrywają piaski pustyni, która zawsze wydawała  

się nam  
surowa i nieludzka. Ale widzieliśmy w niej teŜ skarbiec wielkich tajemnic. Ci  
ś

wiadkowie pozwolili  

nam przeŜyć ich zaginiony świat tak realistycznie, Ŝe zdołały odmienić  
całkowicie nasze spojrzenie  
na świat, Ŝe nabrało ono zupełnie nowych wartości. 
Czy kamienie z Ica mogą rzeczywiście być pierwszą, najstarszą z bibliotek Ziemi?  
Pierwszą  
panoramą świata ludzkiej wiedzy? Są jak wyzywające spojrzenie wielkiego  
zgromadzenia, jak oczy  
trybunału znającego zły los, czekający Ziemię w odległej przyszłości, widzące  
nadchodzące  
spustoszenie... 
Część tych świadectw przeszłości znajduje się obecnie w pomieszczeniach dawnej  
prywatnej  
praktyki dra Cabrery, w małym mieście nad brzegiem peruwiańskiej pustyni. KaŜdy  
kto przekroczy  
progi tych pomieszczeń, przeŜyje intelektualną i emocjonalną przygodę. Jak my,  
dozna uczucia  
wyrwania ze swojskiego świata o ustalonej strukturze czasu i przestrzeni.  
Kamienie z Ica nauczyły  
nas, Ŝe jedynie głęboki szacunek i powaŜanie przystoi człowiekowi w obliczu  
tajemnic świata.  
Tylko przy takim podejściu jesteśmy otwarci na wielkie niewiadome, mimo utartych  
dróg myślenia.  
Bowiem ciągle jeszcze, nawet w naszych czasach, liczba niewiadomych przerasta  
niewypowiedzianie zasób “pewnej" wiedzy. Spotkanie z niewiadomą nie jest  
nicością, ale  
najistotniejszą przygodą Ŝycia. 
PodróŜ nauczyła nas, Ŝe nawet w epoce wysokich technologii moŜliwe jest  
spotkanie z czymś  
nieoczekiwanym, cudownym. MoŜliwe jest zanurzenie się w innej rzeczywistości, z  
której własną  
realność moŜna oglądać jakby z zewnątrz, oglądać i podziwiać ją. Z reguły  
przyjmujemy bowiem  
cud Ŝycia z taką obojętną zarozumiałością, jakby był czymś powszednim. 
Nasza podróŜ zaprowadziła nas nie tylko w odległą przeszłość, ale równieŜ do  
krainy milczenia,  

background image

w której pytania przebrzmiewają bez echa, a ewentualne odpowiedzi pozostają nie  
zauwaŜone i  
przede wszystkim niezrozumiałe. Wiele z tego, o czym słyszeliśmy, co widzieliśmy,  
trzeba było  
najzwyczajniej przyjąć do wiadomości, bez prób interpretacji czy zrozumienia.  
Brakowało klucza.  
Zdawaliśmy sobie sprawę, Ŝe ledwie dotknęliśmy powierzchni wiedzy o fascynującej,  
wszechstronnej cywilizacji. 
Czuliśmy się zaszczyceni, Ŝe dano nam moŜliwość zagłębienia się w pozostałości  
ś

ladów  

ludzkości prehistorycznej i jej zapomniane mity. Byliśmy szczęśliwi, Ŝe naszą  
wyobraźnią  
mogliśmy oŜywić ludzi i wydarzenia. Nie starcza nam słów na opisanie  
niezmierzonego skarbu  
ukrytej wiedzy, niepojętej spuścizny, świadectw, które oparły się działaniu  
czasu. 
Zrozumieliśmy, Ŝe marzenia mogą być pouczające. Jak niewiele wiemy o świecie.  
Niejeden  
jego zakamarek pozostanie zasłonięty, gdy potraktujemy go zbyt racjonalnie...  
AngaŜując uczucia,  
łatwiej odebrać przesłanie Wszechświata, a ono moŜe prowadzić do zdobycia  
wiadomości do- 
stępnych takŜe dla rozumu. 
JuŜ tylko ostatni dzień pobytu w Ica wart był podróŜy. Nie mogliśmy wprost  
uwierzyć, Ŝe kończy  
się nasz pobyt, tyle bowiem niespodzianek zgotował nam kaŜdy dzień tej wizyty,  
tyle nowych  
rzeczy nieustannie poznawaliśmy. Niemniej jednak, tego pięknego poranka trudno  
było nam my- 
ś

leć o poŜegnaniu. 

Punktualny jak zwykle, odświeŜony i pełen energii dr Cabrera oczekiwał nas w  
swoim muzeum.  
Choć kaŜdy z nas myślał o rozstaniu, nie padło ani jedno słowo na ten temat. Bez  
wstępnych  
komentarzy zaprowadził nas ze znanych juŜ pomieszczeń do innego budynku.  
Przywykliśmy do  
róŜnych niespodzianek. Tego ostatniego dnia sztuka inscenizacji dra Cabrery  
sięgnęła szczytu.  
Wydawało się, Ŝe zdawaliśmy jakiś powaŜny egzamin, zdobywając jego zaufanie.  
Doktor otworzył  
zamknięte pomieszczenia, które nazwał tajnymi izbami. JuŜ pierwsze zetknięcie ze  
zbiorami jego  
prywatnego muzeum było dla nas szokiem, a teraz zobaczyliśmy coś, co przeszło  
najśmielsze  
oczekiwania. Jego “tajne izby" kryją tak wstrząsające rzeczy, Ŝe przekraczają  
one wszelkie granice  
racjonalnych moŜliwości wyobraźni. Nawet gdybyśmy próbowali wyjaśnić, co  
zawierają, nie  
potrafilibyśmy. To przekracza najzwyczajniej nasze moŜliwości umysłowe. W  
stosunku do tego, co  

background image

ujrzeliśmy w owych “tajnych izbach", bledną obrazy biologicznego cyklu  
dinozaurów, ich Ŝycie w  
towarzystwie człowieka, czy latające “mechaniczne" coś. 
- Gdy po raz pierwszy stanąłem przed tym odkryciem, zrozumiałem, Ŝe nie mam  
prawa się  
wahać - wyznał Cabrera bardzo powaŜnie. Po raz pierwszy widzieliśmy zakłopotanie  
w jego  
oczach. Dlaczego pokazał nam to wszystko? Daliśmy mu słowo, Ŝe na razie nie  
powiemy niczego  
na ten temat i doskonale zrozumieliśmy powody, dla których nas o to prosił.  
Pokazanie nam  
“tajnych skarbów" było najpiękniejszym dowodem jego przyjaźni dla nas. “Tajne  
izby" odsłoniły  
nam okazy, których dziś jeszcze nie moŜna udostępnić opinii publicznej. 
- Jeszcze nie nadszedł czas! - wyjaśnił Cabrera zdecydowanym tonem. 
Rozumieliśmy decyzję utrzymywania owych egzemplarzy w tajemnicy i zabezpieczenia  
ich w  
trudno dostępnym miejscu. 
Nam wolno było obejrzeć cenne złote plakietki, pektorały wysadzane kamieniami  
półszlachetnymi, których interpretacja wskazuje na jakieś waŜne przesłanie.  
Zobaczyliśmy teŜ  
dziwnie uformowane czaszki i ceramikę z tajemniczymi postaciami i inskrypcjami.  
Dowiedzieliśmy  
się i o innych sensacyjnych wykopaliskach, które mogą okazać się jeszcze  
bardziej doniosłe, ale  
na razie są zasypane. Cabrera jeszcze nie chce ich ujawniać. 
Przedpołudnie przeleciało niepostrzeŜenie. O poŜegnaniu nikt nie wspomniał. 
Gdy wróciliśmy do jego prywatnego muzeum, głośne detonacje z zewnątrz przywołały  
nas do  
południowoamerykańskiej rzeczywistości. 
- Szybko, trzeba pozamykać drzwi i okna! Tam wybuchają bomby! - Doktor Cabrera  
poderwał  
się z krzesła i podbiegł do okna. - Na dziś zaplanowano demonstrację - dodał,  
chcąc nas uspokoić. 
Wrzawa wnet ucichła. Otworzyliśmy okno i wyszliśmy na zewnątrz. Zobaczyliśmy  
wojsko,  
czołgi, ogień, lecące kamienie, transparenty - wszystko, co składa się na obraz  
prawdziwej  
rewolucji. Niestety, nie byliśmy w Hollywood. 
- Czy moŜemy fotografować? - zapytaliśmy uzbrojonego Ŝołnierza. 
- Oczywiście, moŜecie, byleby mnie nie było na tych zdjęciach - odparł zapytany  
dyplomatycznie. 
Doktor Cabrera uwaŜał, Ŝe powinniśmy udać się zaraz do hotelu, bo później nie  
złapiemy  
Ŝ

adnej taksówki. W ten sposób zainscenizował zręcznie scenę poŜegnania. Nie  

zdąŜyliśmy nawet  
podziękować mu w odpowiedni sposób. Czynimy to w tym miejscu jeszcze raz. 
Po “rewolucji" wybuchły strajki, więc rzeczywiście z trudem udało się nam  
wynająć taksówkę na  
powrót do Limy. Tu w hotelu zastał nas list od pułkownika Chioino. Zapraszał na  

background image

kolację z Ernesto  
Aysa, Tiberio Petro-Leonem i jego ojcem, byłym peruwiańskim ministrem pracy. 
Ernesto Aysa i Tiberio Petro-Leon są archeologami amatorami. Mają juŜ wcale  
znaczący zbiór  
rytych kamieni. Jeden epizod z ich wypraw badawczych wart jest naszym zdaniem  
zanotowania. 
- Siedzieliśmy (Ernesto Aysa i Petro-Leon) w pewnym lokalu, zmęczeni po długiej  
pracy na  
pustyni. Poło Ŝyliśmy na stole jeden z wykopanych kamieni i czekaliśmy na  
zamówione danie. W  
lokalu było teŜ kilku robotników, zatrudnionych przy niedalekiej budowie zapory  
wodnej. Je den z  
nich podszedł do nas pytając, co to za kamień leŜy na naszym stole. 
- Przed kilku miesiącami wykopaliśmy całe setki podobnych kamieni przy budowie  
tamy -  
oświadczył pewnym siebie tonem. - Wszystkie zostały tam zabetonowane. Było ich  
jednak tak  
duŜo, Ŝe sami pytaliśmy się, co to moŜe znaczyć. 
- Wszelka odpowiedź była oczywiście zbyteczna - po wiedział Petro-Leon  
wzruszając  
ramionami. Byliśmy szczęśliwi, Ŝe zdobyliśmy choć ten jeden leŜący teraz na  
stole. 
Nasza relacja z długiej podróŜy nie rości sobie pretensji do naukowej rozprawy.  
Pragnęliśmy  
zebrać moŜliwie najwięcej informacji i poglądów, aby znaleźć związki między nimi  
i przemyśleć  
aktualne pojmowanie prehistorii rodzaju ludzkiego i przeszłości naszej planety.  
Chcieliśmy tym  
samym uwolnić nasz osąd od uprzedzeń sądów potocznych. Teksty akademickie  
objaśniają  
prehistorię tak apodyktycznie, Ŝe człowiek nie ma prawie odwagi czegokolwiek  
zakwestionować.  
MoŜna by sądzić, czytając niejedną rozprawę, Ŝe nie ma spraw nie wyjaśnionych.  
Tak więc  
traktujemy naszą pracę raczej jako impuls, zbiór pytań, na które próbowaliśmy  
odpowiedzieć  
moŜliwie bezstronnie, bez ograniczeń konwencjonalnymi komentarzami. 
Szkic rytu przeniesiony przez grafików peruwiańskich sił lotniczych z kamienia  
na papier. Rysunek przedstawia  
człowieka ujeŜdŜającego latającego prajaszczura. Nie są znane funkcje  
pozostałych widocznych elementów. 
Prawie kaŜdego dnia naszej podróŜy wstępowaliśmy na nieznany obszar i  
uświadamialiśmy  
sobie, jak mało wiemy - właściwie prawie nic nie wiemy - o tym, co wydarzyło się  
na naszym globie  
w odległej przeszłości. Zjawiska, z którymi się stykaliśmy, dowiodły nam, Ŝe  
nowoczesne badania  
nie dadzą i nie mogą dać choćby częściowo zadowalającej odpowiedzi na pytanie o  
to, jak  
staliśmy się tymi, kim dziś jesteśmy, dopóki nie uwzględni się moŜliwości, Ŝe  

background image

przed nami były na  
Ziemi inne rodzaje ludzkie, duŜo starsze niŜ nasz gatunek. 
Huaco lub huaca znaczy święty. Słowo to pochodzi z keczua, najbardziej dziś  
rozpowszechnionego języka  
Indian. Kamienie, groby, stare budowle i miejsca uwaŜane przez Indian za święte  
nazywają się huacos.  
Najbardziej znane huacos to kamienie i ceramika znajdujące się w miejscach do  
składania ofiar. 
Hermann Buse, Introduccion al Peru, Lima 1965 
“Diario el Comercio”, Lima. 11 grudnia 1666 
Profesor doktor Frechen kierował przez 40 lat Wydziałem Pre- i Wczesno- 
historycznym Instytutu  
Mineralogii i Petrografii na uniwersytecie w Bonn. Zmarł przed kilku laty, więc  
nie mamy jego wypowiedzi, a  
odpowiedniej korespondencji brakuje. 
Maria Reiche, Geheimnis der Wuste, Stuttgart 1968. 
Andezyt - jasny kamień pochodzenia wulkanicznego, który swą nazwę zawdzięcza  
Andom. 
Policia de Investigacion Peruana. 
Jeszcze jedna zagadka Inków, [w:] Bild der Wissenschaft, rocznik 1971, s. 1274. 
Joseph Kirsdwink, Pasadena, Kalifornia 91125 UCLA, USA. 
Loren Eiseley, El immenso viaje, Editorial Sudamericana, Buenos Aires 1968.  
Tytuł oryginału: The  
Immense Journey. 
Doktor Cabrera jest załoŜycielem Universidad Nacional de Ica, gdzie kierował  
jedną z katedr. Jest równieŜ  
załoŜycielem “Casa de la Cultura" w Ica. Był jej pierwszym dyrektorem. 
Lito - grec. lithos - kamień. 
Profesor Thomas Barthel, dyrektor Uniwersytetu Etnologicznego w Tybindze podaje,  
Ŝ

e Inkowie znali  

czterysta znaków na oznaczenie pisma. 
Hans-Dietrich Disselhoff, dyrektor berlińskiego Muzeum Etnologicznego w latach  
1954-1961 donosi, Ŝe  
znalazł bumerangi (rzucane maczugi) z czystej miedzi na północnym wybrzeŜu Peru. 
Gianni Roghi, Der Birhor, Editon Planet, Monachium, grudzień 1969 r. 
Jeffrey Goodman, Archeology, Berkeley Publishing Corp. 1977. 
Ramapitek - Ramapithecus (rama - małpa). Znalezione w Indiach skamieliny nazwano  
tak na cześć Ramy  
- boga Hindusów. 
Badania laboratoryjne powierzono firmie Ledoux and Company specjalizującej się w  
analizach kopalnych szczątków.  
Najlepsza i najnowocześniejsza metoda ustalania wieku skał i skamielin opiera  
się na rozpadzie radioaktywnych  
pierwiastków, których ślady przenikały do skał w momencie ich tworzenia się, a  
do skamielin trafiały jeszcze za Ŝycia  
zwierząt i roślin. Połowa ilości radioaktywnego pierwiastka rozpada się w  
określonym, charakterystycznym dla niego  
czasie. Czas ten nazwano okresem półtrwania. Połowa z tego, co zostaje, rozpada  
się znów w tym samym czasie i tak  
dalej, nieprzerwanie. Gdy z pomiarów wiadomo, jak daleko posunął się proces  

background image

rozpadu, moŜna obliczyć, ile czasu mu- 
siało upłynąć od powstania skały lub od czasu, w którym Ŝyły skamieniałe później  
istoty - zwierzę albo roślina. Jednym  
z badanych pierwiastków jest radioaktywny węgiel 14C, zawarty w kaŜdym materiale  
pochodzenia organicznego.  
Zawartość radioaktywnego węgla w ciele organicznym spada powoli od chwili jego  
ś

mierci. Okres półtrwania 14C  

wynosi około 5730 lat. Znaczy to, Ŝe węgiel radioaktywny rozpada się “bardzo  
szybko". Nie moŜna przeto opierać się  
na badaniu jego rozpadu, gdy znalezisko ma więcej niŜ 40 tysięcy lat.  
Pozostałość jego jest wówczas zbyt mała, by ta  
ilość mogła zostać obliczona z wystarczającą dokładnością. 
Nie znaleziono dotąd Ŝadnej innej metody radiometrycznej dla precyzyjnego  
datowania skamielin dinozaurów.  
Najbardziej wiarygodne wyniki otrzymuje się, ustalając wiek mas lawowych z  
bezpośredniego otoczenia skamieliny.  
Stosuje się wówczas metodę radiometryczną opartą na rozpadzie potasu na argon:  
duŜo wolniejszy proces o okresie  
półtrwania 1310 milionów lat. W ten sposób otrzymujemy dość dobre wyobraŜenie o  
rzeczywistym wieku większości  
skamielin. Zakładamy przy tym, Ŝe zawartość radioaktywnego pierwiastka była  
wówczas taka sama jak dziś. 
Miocen - epoka młodszego trzeciorzędu w erze kenozoiku. Zaczął się przed 25  
milionami lat i trwał 12  
milionów lat. 
400 do 800 kilometrów na południe od Buenos Aires na wybrzeŜu atlantyckim. 
Toxodont - roślinoŜerny ssak z miocenu. śył przed 13 milionami lat. 
Okazy znalezione przez Ameghina znajdują się w Museo Nacional de la Plata w  
Buenos Aires. 
Zwierzę to zaliczone do prymatów (naczelnych) chodzi wyprostowane na och nogach.  
W szczękach  
znaleziono tylko 32 zęby, a małpy południowoamerykańskie mają ich 36 lub nawet  
więcej. 
Syn Louisa i Mary Leakey. Ta para angielskich antropologów spędziła większość  
Ŝ

ycia na ekspedycjach  

badawczych w Afryce. Dokonali wielu bardzo waŜnych i przełomowych odkryć,  
wzbogacających wiedzę o  
ewolucji człowieka. 
Heinrich Schliemann (1822-1890) niemiecki archeolog-amator, samouk, który  
przeznaczył ogromny  
majątek na badania archeologiczne, chcąc udowodnić realność świata Homera [przyp.  
tłum.]. 
Howard Carter (1873-1939) archeolog angielski, odkrywca grobu faraona  
Tutenchamona w 1922 roku. 
Nikt nie zaprzecza, Ŝe dzikie konie Ŝyły w Ameryce juŜ przed 90 tysiącami lat.  
Ich udomowienie w Starym Świecie  
nastąpiło prawdopodobnie przed około 10 tysiącami lat. Przypuszcza się, Ŝe było  
ś

ciśle związane z początkami uprawy  

roli. Oficjalnie natomiast mówi się, Ŝe dopiero 6 tysięcy lat przed Chrystusem  
zaczęto na Ukrainie oswajać konie.  

background image

Zapomina się przy tym, lub moŜe nie chce się pamiętać, o “koniu z Arduy", czyli  
wygrawerowanej na rogu postaci tego  
zwierzęcia. Jest to rysunek z paleolitu, starszej epoki kamiennej sprzed 15  
tysięcy lat do 30 tysięcy lat. Sam ryt nie  
byłby czymś nadzwyczajnym, bowiem motyw konia powtarza się równieŜ na rysunkach  
naskalnych. Niezwykłe jednak  
są na tym wyobraŜeniu elementy uprzęŜy (lina i sprzączka) na głowie konia. Mogą  
być wskazówką, Ŝe przedstawione  
zwierzę było juŜ udomowione. Badacze chętnie udają, Ŝe nie dostrzegają tych  
detali. JeŜeli zaś zwrócą na nie uwagę, to  
wyjaśniają je następującym “wywodem": “PoniewaŜ nie znano powroźnictwa przed 8  
tysiącleciem przed Chrystusem,  
więc koń nie mógł mieć Ŝadnych lin czy uprzęŜy." 
Australopitek (Australopithecus): rodzaj Hominidae, odkryty i opisany przez  
Raymonda Darta. Nie  
prowadzi do linii rozwojowej Homo sapiens. 
Thor Heyerdahl, American Indians in the Pacific: The Theory Behind the Kon-Tiki  
Expedition, Londyn  
1953. 
Mircea Eliade, Techniques du Yoga, ParyŜ 1961. 
A. Orenikoff, Le Yoga. Science de 1'Homme, ParyŜ 1970. 
Gordon Willey, An Introduction to American Archeology, t. 1, North and South  
America, Englewood Cliffs,  
Prentice Hali 1966. 
Betty Meggers, The Transpacific Origin of Mesoamerican Cyvilization: A Pre-  
liminary Review of the  
Evidence and its Theoretical Implication, [w]: American Anthropologist, nr 77,  
marzec 1975, s. 1-28. 
C. Evans, Early Formatwe Period of Coastal Ecuador: The Valdivia and Ma-  
chalilla Phases, [w]:  
Smithsonian Contributions to Antropology, Waszyngton D.C. 1965. 
David H. Kelley, Calendar Animals and Deities, Southwest Journal of Anthropology,  
nr 16, 1960, s. 317- 
337. 
Rok kalendarzowy Majów miał 365,2420 dni. Obliczony najnowocześniejszą aparaturą  
wynosi 365,2423  
dni. RóŜnica między nimi wynosi więc tylko trzy dziesięciotysięczne! 
R. Frkell, H. E. Malde i V Maclntriyre, Sprawozdanie dla Geological Society of  
America, Dallas, listopad  
1973. 
L. S. B. Leakey, R. D. Simpson i T. Clements, Archeological Excavations at the  
Calico Mountains,  
California, A Preliminary Report, [w]: Science, nr 143, luty 1968, s. 10-20. 
E. F. Greenman, The Upper Paleolithic and the New Worlds, [w]: Current  
Anthropology, nr 4, luty 1963, s.  
41-91. 
Frank Waters, Book of the Hopi, Nowy Jork, 1963. 124 
Kości otrzymały: Gif-sur-Yvette (Francja), University of California w Los  
Angeles i laboratorium U.S.  
Geological Survey w Menlo Park, Kalifornia. 

background image

Biostratygrafia - określanie wieku względnego skał osadowych na podstawie  
zawartych w nich  
skamieniałości przewodnich. Na zasadzie tego podziału moŜna ustalić chronologię  
skał i odpowiednio je  
zaklasyfikować [przyp. tłum.]. 
Richard S. MacNeish, Early Mart in the Andes, [w]: Scientific American, Nr 224,  
kwiecień 1971, s. 34 i  
nast. 
Juan de Santa Cruz Pachacuti Llamqui Salcamayhua, Relacionade las antiquedades  
deste reyno del Piru  
(ok. 1613 r), Madryt 1879. 
Taki obraz oglądać moŜna nie tylko na petroglifach dra Cabrery. Wzmianki o  
analogicznej treści  
spotykamy w indyjskich przekazach. W pewnym starym tekście sprzed 4 tysięcy lat  
napisano, Ŝe Ziemia  
wynurzyła się nagle z Praoceanu. To samo moŜna wyczytać na starych babilońskich  
tabliczkach,  
pokazujących świat w jego początku. Po Praoceanie płynie jeden wielki ląd. W  
naszym stuleciu nazwano ten  
Praocean - Phanthalassa. 
Mu - przez teozofów zwany Lemurią. J. Chuiward, The Lost Continent of Mu, BE  
Books, Albuquerque. 
Paracas Cavernas - nazwa pochodzi od butelkowatego kształtu komór grobowych,  
hiszp. cavernas. 
Paracas Necrópolis, nazwana tak w 1927 r. przez jej odkrywcę, J. C. Tello. 
Robert Becker, Der Funke des Lebens, Berno 1991. 160 
Dla porównania: Cesarskie cięcie pociągało za sobą w minionych stuleciach prawie  
zawsze śmierć matki.  
Stosowano je szczególnie w ksiąŜęcych rodach, które potrzebowały następcy tronu.  
Za kaŜdą cenę, nawet  
za cenę Ŝycia matki. Znane są jednak dwa przypadki z późnego średniowiecza, w  
których matki przeŜyły  
zabieg. Chirurg Peter Bain (Włochy 1530 r.) przeprowadził przy świadkach  
cesarskie cięcie - matka przeŜyła,  
ale dziecko przyszło na świat martwe. Opowiada się, Ŝe około 1500 r. w  
Szwajcarii pewien rzeźnik, Jakob  
Nufer, pomógł swojej Ŝonie cesarskim cięciem wydać na świat zdrowe dziecko.  
Matka podobno teŜ przeŜyła. 
Doktor D. Wolfel, ZIBA - Zeitschrift, nr 39/1936 (Bazylea). 
W. Grote, Gehirnpulsationen und Liquordruck, Springer Verlag, Wiedeń-Nowy Jork  
1964. 
W przeciwieństwie do tego nasza zachodnia kultura zna tylko cztery stany  
ś

wiadomości: stan czuwania,  

sen, marzenia senne i hipnozę. 
Anagarika Govinda, Fruhbuddhistische Philosophie, Rascher Verlag, Zurych. 
“Nie wolno nam - ostrzega Anagarika Govinda - oceniać innych religii skalą  
własnej, a juŜ najmniej wolno  
nam czynić to z duchowym Ŝyciem ludzi odległych cywilizacji. To, co dziś  
rozumiemy pod pojęciem religii,  
jest równie odległe od źródła, jak róŜny jest człowiek współczesny od  

background image

prehistorycznego. Przywykliśmy  
utoŜsamiać religię z moralnością, ideą Boga lub z wiarą w określone dogmaty.  
Wszystko to nie ma nic  
wspólnego z podstawą «prymitywnego» człowieka." 
Mircea Eliade, L 'Chamanisme et les Techniąues Archaiques de L 'Extase, Edition  
Payot, ParyŜ 1951  
[wyd. polskie: Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy, przeł. K. Kocjan,  
naukowo opracował J. Tulisow,  
PWN, Warszawa 1994]. 
Peruwiańska badaczka (archeolog) Victoria de la Jarra zajmuje się od dłuŜszego  
czasu wyobraŜeniami na  
płaszczach. Przypuszcza ona, Ŝe rysunki są znakami jakiegoś starego pisma. Jej  
teza brzmi: “Pismo to  
mogło opierać się na całkiem odmiennym systemie albo odmiennych wzorach  
myślowych niŜ inne pisma  
Starego Świata. Znaki na płaszczach z Paracas mogą być częścią jakiejś prastarej  
biblioteki, pozostałością  
zapoznanej, prastarej wiedzy." 
Nauka współczesna nie zna wyjaśnienia przyczyn tej anomalii braku jednego palca,  
czyli  
czteropalczastości. Wiadomo dziś jedynie, Ŝe jest to cecha dziedziczna. 
Kandelabr znany jest równieŜ pod licznymi innymi nazwami, jak np.: Trójząb,  
Ś

wiecznik, Trydent, Trzy  

KrzyŜe, Latarnia Morska (staroperuwiańska), południowoamerykański Kaktus,  
geoglif z Paracas czy  
staroamerykańska Trójca Święta. 
Mythen der Welt, Bucher Verlag, Frankfurt 1976. 
Archetyp (grec. archetypon - pierwowzór, prototyp, pierwotna forma) - C. G. Jung  
nazwał archetypami  
prototypowe zjawiska składające się na zawartość zbiorowej świadomości i mające  
odzwierciedlać  
powszechne myśli ludzkie spotykane we wszystkich kulturach. Archetypowe formy są  
nie tylko statycznymi  
wzorami, ale dynamicznymi czynnikami objawiającymi się spontanicznie jak  
instynkty'. Ale nie są  
instynktami, bo te są impulsami fizjologicznymi. Archetypy zdradzają swą  
obecność w psychice człowieka,  
poprzez symboliczne obrazy. Postać bohatera jest od niepamiętnych czasów takim  
archetypem. 
Mircea Eliade, Szamanizm... 
Wszystkie cytaty biblijne pochodzą z Biblii Polskiej 064 BFBS Warszawą 1981 VII  
35 M, Copyright by The  
British and Foreign Bibie Society. Printed in Poland [przyp. tłum.]. 
Zecharia Sitchin, Stufen zum Kosmos, Herbig, Monachium 1980. 
Proszę porównać znaczenie legendy o świętym Graalu dla wypraw krzyŜowych.  
Konkwistadorzy teŜ  
poszukiwali rajskiego ogrodu na wyraźne polecenie hiszpańskiego dworu  
królewskiego. 
NaleŜy zaznaczyć, Ŝe jest to określenie o zabarwieniu pejoratywnym, a nawet  
obraźliwym zarówno dla  

background image

tubylczych mieszkańców obu Ameryk, jak i dla znawców kultury i kwestii  
“indiańskiej"; rdzenni Amerykanie  
bowiem zawsze mówią o sobie jako odrębnych narodach. 
Jean Yellard, Diewc et Parias des Andes, ParyŜ 1954. 
G. G. Simpson, The Meaning of Evolution, Nowy Jork 1976. 
Konwergencja (łac. convergere - zbiegać się) - to zjawisko wtórnego podobieństwa  
nie wynikającego ze  
wspólnej genezy, ale z przystosowania do zbliŜonych warunków środowiskowych.  
MoŜe doprowadzić do  
tego, Ŝe spokrewnione ze sobą gatunki, Ŝyjące na izolowanych od siebie  
kontynentach, mogą przyjąć prawie  
identyczną postać. Konwergencja jest więc równoległą ewolucją, odbywającą się na  
róŜnych obszarach  
geograficznych i w róŜnych okresach, oddzielonych nawet milionami lat. 
ś

aden językoznawca nie zna dokładnej liczby języków naszej planety, nie mówiąc  

juŜ o tych, które  
zaginęły wraz ze zniknięciem danej cywilizacji. W 1933 roku członkowie Akademii  
Francuskiej wyliczyli 2796,  
ale juŜ w kilka lat później mówiono o 5600 Ŝywych językach. Gdy doliczyć do tego  
znane wymarłe języki,  
uzyskamy ogromną liczbę 7000. Jeszcze w 1788 roku mieszkańcy Australii mówili  
600 narzeczami, z których  
250 przetrwało do dziś. Przypomnijmy, Ŝe w tym roku Ŝyło w Australii jedynie 300  
tysięcy ludzi! 
5 New York Herald Tribune, 11 grudnia 1984 r. 
Porównaj: Pismo Święte, gnoza. 
Przypomnijmy choćby tylko celowe podpalenie biblioteki papirusów w Aleksandrii i  
fanatycznie wściekły  
atak muzułmanów na buddyjskie księgi, nie mniej zaciekłe niszczenie skarbów  
kultury w Środkowej i  
Południowej Ameryce przez przedstawicieli Kościoła katolickiego, zajęcie Tybetu  
przez Chińczyków, czy  
bezpowrotne zniszczenie dóbr kultury w czasie trwania tak zwany rewolucji  
kulturalnej. Ten jedyny w swoim  
rodzaju akt barbarzyństwa, nawet w naszym okrutnym stuleciu, wymazał tysiącletni  
dorobek ludzkości. 
Ephraim George Squier, Incidents of Travel and Exploration in the Land of the  
Incas, Nowy Jork 1872. 
Do najwaŜniejszych osiągnięć Squiera naleŜą prace badawcze w Chan Chan, stolicy  
państwa Chimu,  
największym w historii glinianym mieście. Na jego 38,5 km2 mieszkało ponoć ponad  
250 tysięcy ludzi. Ten  
pogodny, wysoko rozinięty kulturowo naród, którego państwo rozciągało się przez  
900 kilometrów wzdłuŜ  
nieurodzajnego, wyschniętego dziś wybrzeŜa Oceanu Spokojnego, został pokonany  
przez Inków po okresie  
długotrwałych walk. Zdobywcy przejęli pałace, ogrody, systemy nawadniające i  
kanalizacyjne. Stary układ  
ulic zintegrowali, tworząc najdłuŜszą i największą sieć uliczną antyku, czyli  
sprawnie funkcjonujący system  

background image

transportowy o przypuszczalnej łącznej długości 16 tysięcy kilometrów. 
Arthur Posnansky, El posado prehispanico del Grań Peru. Instituto Tiahuanaco de  
Antropologia, Etnologia  
y Prehistoria. Tiahuanaco, la cuna del Hombre americano, La Paz 1945-1948. 
Peter Allen, [w]: “Diario el Comercio", Nr 78, Lima 1958. 
Jego ksiąŜka Kamienne świątynie doliny Tepoztlan doczekała się w latach 1976- 
1978 aŜ pięciu wydań. 
Dowodów istnienia zaginionego prakontynentu dostarczyli dwaj geofizycy, dr Amos  
Nur, profesor ze  
Stanford University w Kalifornii i Zwi Ben Avrham, pełnomocnik do prac  
badawczych Instytutu Weizmanna w  
Tel-Awiwie. Wykazali oni, Ŝe przed 250 milionami lat istniał na Pacyfiku  
olbrzymi kontynent, który nazwali  
“Pazifica". 
Petro-Leon odkrył przed kilku laty jeden z wielkich rytych kamieni z serii  
dinozaurów. Bez wahania  
podarował go drowi Cabrerze dla uzupełnienia jego muzealnego zbioru. W chwili  
obecnej Petro-Leon  
pracuje nad ksiąŜką na temat symboliki indiańskiej. Jest znawcą kultury Chavin i  
od dłuŜszego czasu stara  
się usilnie o zezwolenie na prace wykopaliskowe w odkrytej przez siebie strefie  
archeologicznej.