Anne Mather
Tajemnica Sary
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Spo´z´nimy sie˛, tato.
Matt Seton był sfrustrowany. Zaspał. Potrza˛sna˛ł
głowa˛, z˙eby oprzytomniec´. Zaspał akurat w dniu
nieobecnos´ci pani Webb!
– Pani Sanders mo´wi, z˙e to niedopuszczalne,
z˙eby sie˛ spo´z´niac´, poniewaz˙ sie˛ zaspało – cia˛gne˛ła
siedmioletnia co´reczka Matta, Rosie.
Mo´wi zupełnie takim tonem jak Carol – pomys´-
lał, wspominaja˛c była˛ z˙one˛.
– Wiem, przepraszam – mrukna˛ł, zaciskaja˛c
dłonie na kierownicy.
Range rover miał mocny silnik i mo´głby jechac´
znacznie szybciej, ale Matt nie chciał kolejnego
mandatu za przekroczenie dozwolonej pre˛dkos´ci.
Nie zyskałby dzie˛ki niemu na reputacji u pani
Sanders.
– Kto mnie odbierze? – spytała Rosie.
– Ja. A gdybym nie mo´gł, poprosze˛ ciocie˛ Emme˛.
– Nie zapomnisz, tatusiu? Nie chce˛, z˙eby pani
Sanders znowu musiała do ciebie dzwonic´.
– To zdarzyło sie˛ tylko raz – przypomniał z wes-
tchnieniem Matt. – Be˛de˛ na czas. Nie pozwole˛, z˙eby
moja ukochana co´reczka stała przed szkoła˛ i cze-
kała – dodał z us´miechem.
– Pani Sanders nie pozwala nam czekac´ przed
szkoła˛. Musimy siedziec´ w s´rodku.
– Oczywis´cie. W kaz˙dym razie przyjade˛ po
ciebie. Dobrze?
– Dobrze!
Jak mogłem pomys´lec´, z˙e jest ro´wnie okropna
jak jej matka? – skarcił sie˛ w duchu Matt. Jest
cudowna. Przeciez˙ to nie jej wina, z˙e zaspałem albo
nie zdołałem w pore˛ odebrac´ jej ze szkoły.
A przeciez˙ bardzo sie˛ starał. Dotychczasowa
opiekunka Rosie była starsza˛ osoba˛. Stan zdrowia
zmusił ja˛ do przejs´cia na emeryture˛. Matt chciał
zatrudnic´ inna˛ opiekunke˛, ale nie mo´gł znalez´c´
odpowiedniej. Młode kobiety nie chciały mieszkac´
tak daleko od miasta. A starsze opiekunki, kto´re
odpowiedziały na ogłoszenie, wydawały sie˛ Mat-
towi zbyt surowe. Nie chciał, z˙eby opiekunka ter-
roryzowała jego dziecko.
I tak Rosie była zbyt le˛kliwa po tym, jak opus´ciła
ja˛ matka. Matt zas´ był bardzo zaje˛tym człowiekiem
o nietypowym trybie z˙ycia.
Rozwaz˙ał zwro´cenie sie˛ do jednej z londyn´skich
agencji pos´rednictwa pracy w nadziei, z˙e znajdzie
mu odpowiednia˛ osobe˛. W kon´cu Saviour’s Bay
nie jest az˙ tak oddalone od cywilizacji. Poza tym
słabe zaludnienie okolicy rekompensowały walory
przyrodnicze. Matt i Rosie mieszkali na wybrzez˙u,
gdzie morze rozbijało sie˛ o skały u sto´p wysokich
klifo´w, a pos´ro´d wrzosowisk lez˙ały malownicze
osady.
6
ANNE MATHER
Matt był uznanym pisarzem i uciekł do Sa-
viour’s Bay od ludzi, kto´rzy nie pozwalali mu
spokojnie z˙yc´. Niewielu wiedziało, gdzie on obec-
nie mieszka. Odpowiadało mu to.
Rosie zacze˛ła chodzic´ do szkoły i Matt musiał
ja˛ dwa razy dziennie wozic´, poniewaz˙ szkoła nie
znajdowała sie˛ blisko. Nie było to wygodne. Po-
trzebna była nowa opiekunka dla Rosie, inaczej
Matt be˛dzie zmuszony odesłac´ ja˛ do szkoły z in-
ternatem. Rosie przyzwyczaiła sie˛ do Hester, kto´ra
zajmowała sie˛ nia˛ niemal od lat. Włas´ciwie to
ona wychowywała Rosie.
Carol nie odpowiadało z˙ycie na prowincji. Prze-
de wszystkim juz˙ dawno przestała kochac´ nie tylko
Matta, ale nawet własne dziecko. Tak dawno, z˙e
Matta juz˙ to nie bolało. Czasem tylko zastanawiał
sie˛, dlaczego oz˙enił sie˛ z kobieta˛ o tak okropnym
charakterze. Carol dała mu Rosie, i to było wspa-
niałe. Uwielbiał co´reczke˛, walczył o nia˛ przed
sa˛dem. Na szcze˛s´cie udało mu sie˛ zatrzymac´ Rosie
przy sobie.
Carol porzuciła ich, odchodza˛c do innego me˛z˙-
czyzny, kiedy Matt był jednym z dobrze zapo-
wiadaja˛cych sie˛ autoro´w. Wydał do tego czasu
dwie całkiem udane ksia˛z˙ki. Potem, wraz z trzecia˛
powies´cia˛, przyszedł wielki sukces. A czwarta
i pia˛ta sprzedały sie˛ w milionach egzemplarzy.
Teraz był znanym i zamoz˙nym człowiekiem. Jego
maja˛tek dodatkowo pomnoz˙yła sprzedaz˙ praw do
ekranizacji ksia˛z˙ki jednemu z hollywoodzkich
7
TAJEMNICA SARY
producento´w filmowych, kto´ry zaangaz˙ował popu-
larnego rez˙ysera.
Sukces miał swoja˛ cene˛. Gdziekolwiek Matt sie˛
udał, był nieustannie fotografowany. Odnajdywał
potem własna˛ podobizne˛ w kolorowych magazy-
nach. Wyste˛pował w telewizji, zapraszany przez
two´rco´w najrozmaitszych programo´w. Nie o tym
marzył, pisza˛c pierwsza˛ ksia˛z˙ke˛. Nigdy nie inte-
resowała go popularnos´c´. Po pewnym czasie za-
pragna˛ł powro´cic´ do spokojnego z˙ycia i przepro-
wadził sie˛ z Londynu na odległe, po´łnocnoangiel-
skie wybrzez˙e. Kupił ogromny dom nad zatoka˛,
nad samym jej brzegiem. Mo´gł podziwiac´ z okien
morze i skały, i spokojnie pracowac´ nad kolejna˛
powies´cia˛.
Udało mu sie˛. Londyn´skim dziennikarzom nie
chciało sie˛ jez´dzic´ do niego setki kilometro´w, a za-
toka była bardzo pie˛kna i pomagała Mattowi od-
nalez´c´ spoko´j potrzebny w pracy.
Matt zajechał przed szkołe˛ minute˛ czy dwie
przed dziewia˛ta˛. Jes´li Rosie pobiegnie, powinna
zda˛z˙yc´ na sprawdzanie listy.
– Miłego dnia, aniołku – poz˙egnał Rosie, cału-
ja˛c ja˛ w czo´łko.
– Pa, tatusiu – odparła. Pomachała mu i pobieg-
ła do drzwi szkoły.
Matt popatrzył za Rosie, a kiedy znikła w budyn-
ku, ruszył z powrotem do domu.
Odetchna˛ł z ulga˛, wiedza˛c, z˙e jego co´reczka
przynajmniej przez kilka godzin be˛dzie pod nad-
8
ANNE MATHER
zorem kogos´ innego. Kiedy był skupiony na pracy,
tracił poczucie czasu. Dlatego potrzebował opie-
kunki, kto´ra zajmowałaby sie˛ Rosie.
Zatrudniał teraz tylko gosposie˛, pania˛ Webb.
Przychodziła prawie codziennie, gotowała, sprza˛ta-
ła i prasowała. Nie zdawał sobie sprawy, jak wielkie
usługi oddawała Rosie i jemu Hester Gibson. Od-
ka˛d Carol przeprowadziła sie˛ do kochanka, Hester
do pewnego stopnia opiekowała sie˛ i Mattem.
Sama pochodziła z po´łnocno-wschodniej Ang-
lii, podobnie jak Matt. Urodziła sie˛ w Newcastle
i przeniosła do Londynu tylko dlatego, z˙e nie mog-
ła znalez´c´ w rodzinnym mies´cie odpowiadaja˛cej
jej pracy. Powro´cili wie˛c teraz oboje niemal w ro-
dzinne strony.
Matt zaspał, poniewaz˙ przepracował po´ł minio-
nej nocy. Po powrocie do domu miał zamiar ogolic´
sie˛, zjes´c´ spo´z´nione s´niadanie i troche˛ odpocza˛c´,
zanim znowu zabierze sie˛ do pisania. Zda˛z˙ył tylko
podac´ Rosie płatki kukurydziane z mlekiem i wycis-
na˛c´ dla niej sok z pomaran´czy.
Saviour’s Bay było mała˛ wioska˛, dlatego Rosie
trzeba było wozic´ do szkoły do innej, nieco wie˛k-
szej miejscowos´ci. Od kilku tygodni Matt rozwaz˙ał
kupno mieszkania w Newcastle, w kto´rym mogliby
z Rosie mieszkac´ w dni zaje˛c´ szkolnych. W New-
castle z pewnos´cia˛ łatwiej znalazłby opiekunke˛.
Jednak nie chciał wracac´ do duz˙ego miasta. Zreszta˛
Rosie tez˙ ogromnie podobało sie˛ nad zatoka˛. Nie
lubiła powracac´ wspomnieniami do Londynu.
9
TAJEMNICA SARY
Koło podjazdu do swojego domu Matt zobaczył
krzywo zaparkowany na poboczu samocho´d. Pus-
ty samocho´d. Kierowca musiał ruszyc´ piechota˛
do wioski – albo podejs´c´ do domu Matta. Stał on
samotnie na klifach i włas´nie dlatego Matt go
kupił.
Rozejrzał sie˛. Woko´ł nie było nikogo. Pewnie
jakis´ samotny reporter zapus´cił sie˛ az˙ tutaj, aby
spytac´ Matta o kolejna˛ ksia˛z˙ke˛. Miejscowa prasa
wolała na szcze˛s´cie zajmowac´ sie˛ lokalnymi prob-
lemami.
Kto mo´gł tu przyjechac´? Ktokolwiek to był,
zepsuł Mattowi humor. Planował przeciez˙ odpo-
czynek.
Matt przejechał przez stale otwarta˛ brame˛ i po-
patrzył na swo´j poros´nie˛ty wistaria˛ parterowy, roz-
legły dom o wysokich oknach, stoja˛cy nad urwis-
kiem, pod niebem zachmurzonym tego czerwco-
wego dnia. Zatrzymał samocho´d naprzeciw drzwi
i znowu sie˛ rozejrzał.
Zza we˛gła wyszła mniej wie˛cej dwudziestopie˛-
cioletnia kobieta z przewieszonym przez ramie˛
miniaturowym plecaczkiem. Była wysoka˛, smukła˛
blondynka˛ o długich włosach, splecionych w gruby
warkocz. Zawahała sie˛ i ruszyła ku Mattowi. Czy
nie bała sie˛ samodzielnie zapuszczac´ w tak od-
dalone miejsce?
A moz˙e była to przysłana przez agencje˛ po-
s´rednictwa pracy kandydatka na opiekunke˛ Rosie?
Matt wysiadł z samochodu i us´miechna˛ł sie˛.
10
ANNE MATHER
– Zapewne szuka pani mnie? – upewnił sie˛.
Kobieta miała na sobie cienka˛, kremowa˛ sko´rza-
na˛ kurtke˛, najwyraz´niej pochodza˛ca˛ z ekskluzyw-
nego domu mody. Narzuciła ja˛na kolorowa˛sukien-
ke˛. Co´z˙, raczej nie była to opiekunka do dziecka.
– Tak – odparła, uznawszy, z˙e Matt wydaje sie˛
niegroz´ny. – Jes´li to pan´ski dom.
– Mo´j – potwierdził i wycia˛gna˛ł re˛ke˛. – Nazy-
wam sie˛ Matt Seton.
Kobieta wydawała sie˛ zmieszana. Byc´ moz˙e
zastanawiała sie˛, czy przypadkiem natrafiła na dom
znanego pisarza. W kaz˙dym razie ostroz˙nie podała
mu drobna˛ dłon´.
– Sara Victor – przedstawiła sie˛, s´ciszaja˛c głos
przy wymawianiu nazwiska.
– Z daleka pani przyjechała?
Wydawała sie˛ zaskoczona pytaniem. Dziwne.
Nie wygla˛dała na nies´miała˛.
– Nie – mrukne˛ła w kon´cu. – Z Morpeth. Noco-
wałam tam w pensjonacie.
– Naprawde˛? – Matt był zdziwiony. Nie mogła
wie˛c pochodzic´ z Newcastle, bo Morpeth znaj-
dowało sie˛ bardzo blisko tego miasta. – Czy to pani
samocho´d stoi na poboczu drogi? – spytał.
Skine˛ła głowa˛.
– Wypoz˙yczony – powiedziała. – Zepsuł sie˛.
– Dobrze, z˙e nie pos´ro´d wrzosowisk – skomen-
tował Matt. – Zadzwonie˛ do warsztatu w Saviour’s
Bay. S
´
cia˛gna˛ samocho´d do siebie, naprawia˛, a po-
tem zwro´ca˛ wypoz˙yczalni.
11
TAJEMNICA SARY
– Ale ja nie... Nie trzeba – pla˛tała sie˛. – Gdybym
mogła skorzystac´ z telefonu... – Znowu urwała.
Matt zmarszczył brwi.
– Nie przysłała pani agencja pos´rednictwa pra-
cy, prawda? – upewnił sie˛. – Powinienem był
sie˛ domys´lic´. Z pewnos´cia˛ jest pani reporterka˛.
Zgadłem? – Spojrzał jej groz´nie w oczy. – Prze-
kle˛ci dziennikarze! Pani szef postanowił uciec sie˛
do odraz˙aja˛cego podste˛pu – wysłał tu wystrojona˛
lalunie˛!
– Wypraszam sobie! – odparła ze złos´cia˛ Sara.
– Nie jestem z z˙adnej agencji. Ani tez˙ nie jestem
reporterka˛. – Zastanowiła sie˛ chwile˛. – Czy spo-
dziewa sie˛ pan reporterki? – spytała, jakby nagle
wystraszona. – Kim pan jest?
– Nie wie pani? Obawiam sie˛, z˙e pani udaje.
– Naprawde˛ nie wiem – potwierdziła. Zmarsz-
czyła brwi. – Nazywa sie˛ pan Seton...
– Matt Seton. Nie słyszała pani o mnie?
– Nie. A powinnam? – Była zdumiona.
Czy ta elegancka młoda kobieta mogła mo´wic´
powaz˙nie? Na jej twarzy malowało sie˛ zdziwienie.
Chyba nie mogła byc´ az˙ tak znakomita˛ aktorka˛.
– Nie bywa pani w ksie˛garniach? – spytał Matt.
– Nie słyszała pani o moich ksia˛z˙kach? – Nagle
poczuł sie˛ dotknie˛ty.
– Obawiam sie˛, z˙e nie – odpowiedziała szcze-
rze. – A wie˛c jest pan znanym pisarzem – stwier-
dziła raczej oboje˛tnym tonem.
Matt wybuchna˛ł nerwowym s´miechem.
12
ANNE MATHER
– Raczej tak. – Us´miechna˛ł sie˛. – Umiarkowa-
nie. A zatem czym moge˛ słuz˙yc´?
– Juz˙ mo´wiłam, zepsuł mi sie˛ samocho´d. Mia-
łam nadzieje˛, z˙e pozwoli mi pan skorzystac´ z tele-
fonu.
– Naprawde˛ o to pani chodzi?
– Tak. Czy mogłabym...?
Zawahał sie˛. Jes´li rozmawiał z reporterka˛ o wy-
ja˛tkowych zdolnos´ciach aktorskich, mogła zacza˛c´
robic´ zdje˛cia w jego domu, pro´bowac´ nagrywac´
awanture˛ z udziałem Matta lub cos´ podobnego.
– Nie ma pani telefonu komo´rkowego? – spytał.
– Nie wzie˛łam – odpowiedziała zme˛czonym
głosem. – Jes´li sprawiłam panu kłopot, prosze˛ mi
powiedziec´, gdzie jest warsztat, o kto´rym pan
wspominał. Mam nadzieje˛, z˙e nie bardzo daleko.
– Dosyc´ daleko – mrukna˛ł z niezadowoleniem.
– Cztery, pie˛c´ kilometro´w sta˛d. Dojdzie pani?
– Jes´li be˛de˛ musiała... – Uniosła głowe˛. – Prosze˛
mi tylko wytłumaczyc´, kto´re˛dy mam is´c´.
Matt doszedł do wniosku, z˙e zachowuje sie˛
okropnie. Nie mo´gł przeciez˙ pozwolic´, z˙eby ta
kobieta szła sama do wioski.
– Prosze˛, niech pani zadzwoni – powiedział,
ruszaja˛c do drzwi domu. Miał nadzieje˛, z˙e nie dał
sie˛ oszukac´. Byłby to bła˛d o potencjalnie powaz˙-
nych skutkach.
Dwa retrievery zacze˛ły donos´nie szczekac´. Psy
były łagodne, ale ich szczekanie z reguły odstrasza-
ło przypadkowych gos´ci.
13
TAJEMNICA SARY
– Lubi pani psy? – zapytał.
– Sama nie wiem. – Sara wzruszyła ramionami.
– Czy pan´skie psy sa˛ niebezpieczne?
– Ani troche˛, tylko w bardzo bezpos´redni spo-
so´b okazuja˛ przyjaz´n´. Trzeba uwaz˙ac´, bo inaczej
moga˛ długo lizac´ pania˛ po twarzy. – Us´miechna˛ł
sie˛.
Teraz i Sara sie˛ us´miechne˛ła. Matt zdziwił sie˛,
jak bardzo us´miech zmieniał jej wygla˛d. Przez
chwile˛ była naprawde˛ pie˛kna, ale potem us´miech
znikna˛ł i twarz Sary znowu przybrała wyraz bardzo
zme˛czonej.
Matt otworzył drzwi i psy rados´nie skoczyły ku
niemu. W pore˛ złapał je za sko´re˛ na karku, zanim
zda˛z˙yły przewro´cic´ Sare˛. Prawie im sie˛ udało. Matt
musiał zamkna˛c´ psy. W kon´cu wpus´cił Sare˛ do
kuchni.
– Przepraszam za bałagan – powiedział, wska-
zuja˛c głowa˛ brudne talerze.
Gdyby tego dnia pracowała pani Webb, kuchnia
byłaby czysta. Ale co´z˙, widocznie niespodziewani
gos´cie przychodza˛ tylko w najmniej odpowiednie
dni.
– Pan´skie psy chyba rzeczywis´cie lubia˛ ludzi
– odezwała sie˛ Sara, zmieniaja˛c temat. – Pan´skie
czy pan´skiej z˙ony?
– To psy mojej co´rki. – Spojrzał na Sare˛. Wyda-
wała sie˛ naprawde˛ wyczerpana. – Włas´nie miałem
zrobic´ sobie kawy – powiedział. – Moz˙e pani takz˙e
sie˛ napije?
14
ANNE MATHER
– Z wielka˛ rados´cia˛.
Mattowi przyszło nagle do głowy, z˙e Sara długo
nic nie jadła ani nie piła. Z takim oz˙ywieniem
zareagowała na jego propozycje˛, wydawała sie˛
osłabiona... Kim była? Doka˛d jechała? Nie była
przeciez˙ ani mieszkanka˛ tej okolicy, ani turystka˛.
– Zaraz znajde˛ numer warsztatu w Saviour’s
Bay – odezwał sie˛, wsypuja˛c kawe˛ do ekspresu
– tylko nastawie˛ ekspres.
– Dzie˛kuje˛.
Wcia˛z˙ stała przy drzwiach, machinalnie s´cis-
kaja˛c futryne˛. Chyba drz˙ała. Przeciez˙ nie mogło jej
byc´ zimno. Dzien´ był ciepły, w mieszkaniu było
jeszcze cieplej.
Matt domys´lił sie˛, z˙e jest nieufna. Nie zdarzało
mu sie˛, z˙eby ktos´ sie˛ go obawiał. Zapewne dlatego
spytała o to, czyje sa˛ psy, z˙eby dowiedziec´ sie˛, czy
jest z˙onaty. Moz˙e chciała sie˛ szybko upewnic´, czy
jego z˙ona jest w domu? Tak, była wystraszona.
– Prosze˛ usia˛s´c´ – powiedział. – To moz˙e po-
trwac´ kilka minut.
– Dobrze – szepne˛ła niepewnie.
Z wahaniem przeszła przez kuchnie˛, s´cia˛gne˛ła
plecaczek z ramienia i usiadła na wysokim stołku
przy barze. Wolała pozostac´ po przeciwnej stronie
baru niz˙ Matt. Us´miechne˛ła sie˛ grzecznie.
Matt zmarszczył brwi. Jes´li po powrocie do
domu Sara zechce sprawdzic´ doste˛pne informacje
o nim, dowie sie˛, z˙e mimo sławy i sukcesu finan-
sowego Matt z˙yje samotnie.
15
TAJEMNICA SARY
Me˛z˙czyzna o jego statusie społecznym zawsze
przycia˛ga pewien typ kobiet, choc´by wygla˛dał ok-
ropnie. A Matt nie wygla˛dał z´le. Moz˙e miał troche˛
za surowe rysy, ale nie był brzydki. Miał głe˛boko
osadzone oczy, s´niada˛ cere˛, odrobine˛ zniekształ-
cony nos, kto´ry niegdys´ złamał, graja˛c w rugby.
Kiedy był młodszy i nie był jeszcze cynikiem,
kobiety przekonywały go, z˙e jego wygla˛d jest
znacznie bardziej interesuja˛cy niz˙ lalkowata uroda
tak zwanych s´licznych chłopco´w.
Matt nie wiedział, jaka jest prawda, ale obecnie
jego wygla˛d nie miał dla niego znaczenia. Wystar-
czało mu, z˙e Rosie go kocha, tylko to było dla niego
waz˙ne.
Spojrzał znowu na niespodziewanego gos´cia
i zdumiał sie˛. Sa˛dził, z˙e Sara obawia sie˛ z jego
strony nieprzyjemnego zachowania, tymczasem
ona oparła głowe˛ i ramiona na barze i chyba
zasne˛ła. Musiała byc´ wyczerpana. Dlaczego?
Nagle zadzwonił telefon. Zdenerwowało to Mat-
ta. Złapał słuchawke˛.
– Kto tam?
– Emma.
Odetchna˛ł.
– Czes´c´! Co słychac´?
– Przeszkadzam ci?
Włas´ciwie przeszkadzała, ale zbyt wiele jej za-
wdzie˛czał, z˙eby mo´wic´, z˙e zadzwoni po´z´niej. Sara
uniosła głowe˛ i przygla˛dała mu sie˛. Miała szaro-
zielone oczy.
16
ANNE MATHER
– Nie – odparł. – Włas´nie wro´ciłem, odwiozłem
Rosie. Robie˛ sobie kawe˛. Zaspałem do szkoły.
– Biedactwa. Na pewno pani Webb dzisiaj nie
pracuje, prawda? Jak sie˛ domys´lam, nie udało ci sie˛
jeszcze znalez´c´ opiekunki?
– Nie.
– Moz˙e zwro´c´ sie˛ do kilku agencji pos´rednictwa
pracy? – zasugerowała Emma. – Czasem maja˛
oferty opiekunek.
– Musiałbym znalez´c´ kogos´, kto siedziałby
z Rosie takz˙e wieczorami, kiedy pracuje˛. Nie chce˛
pierwszej lepszej dziewczyny. Przyjme˛ tylko od-
powiednio dos´wiadczona˛ osobe˛, o stosownym wy-
kształceniu.
– Tak naprawde˛ potrzebna ci dla Rosie zaste˛p-
cza matka. Ale wa˛tpie˛, z˙ebys´ znalazł kogos´ z od-
powiednimi kwalifikacjami, kto zechciałby prze-
nies´c´ sie˛ tam, gdzie mieszkasz.
– Wiem, wiem. – Matt zbyt wiele razy roz-
mawiał juz˙ o tym z Emma˛. – Dzie˛ki za troske˛. Jakos´
musze˛ rozwia˛zac´ ten problem.
– Nie wiem, czy go rozwia˛z˙esz. – Emma była
odrobine˛ uraz˙ona. – Ale nie dlatego dzwonie˛. Jes-
tem ciekawa, czy chciałbys´, z˙ebym dzisiaj odebrała
Rosie ze szkoły. Musze˛ pojechac´ do Berwick, ale
jade˛ zaraz i powinnam wro´cic´ mniej wie˛cej o...
– Dzie˛kuje˛ – przerwał jej. – Obiecałem Rosie, z˙e
dzisiaj sam ja˛odbiore˛. – Był ciekaw, co wywnioskuje
z jego sło´w Sara. – Dzie˛kuje˛ ci za gotowos´c´ pomocy
– zakon´czył po chwili wahania. – Naprawde˛.
17
TAJEMNICA SARY
– Czy kupic´ ci cos´ w Berwick? – spytała
Emma.
– Dzie˛kuje˛, nic nie przychodzi mi do głowy.
Odezwe˛ sie˛ wkro´tce. Do usłyszenia, Em. Miłego
dnia.
Odwiesił słuchawke˛. Sara spus´ciła wzrok, wsty-
dza˛c sie˛, z˙e mu sie˛ przygla˛dała. Matt zmarszczył
brwi. Kawa była gotowa. Sie˛gna˛ł po dwa kubki
i spytał:
– Czarnej? Z mlekiem? Posłodzic´?
– Z mlekiem, bez cukru.
Nalał kawy i postawił kubek przed Sara˛.
– Dzie˛kuje˛ – powiedziała.
Matt wzia˛ł głe˛boki oddech i spytał:
– Czy jest pani głodna?
– Głodna? – Zareagowała z oz˙ywieniem, ale
zaraz zmitygowała sie˛, znowu spuszczaja˛c oczy.
– Nie – odpowiedziała. – Dzie˛kuje˛.
Matt wycia˛gna˛ł duz˙a˛ puszke˛ po herbatnikach, do
kto´rej pani Webb wkładała angielskie bułeczki,
jakie robiła mu na s´niadanie. Te były wczorajsze,
ale pachniały s´wiez˙o i apetycznie. Jadło sie˛ je na
ciepło. Matt nieraz odgrzewał bułeczki w kuchence
mikrofalowej. S
´
cia˛gna˛ł pokrywke˛ i pokazał Sarze
zawartos´c´ puszki.
– Zwykle grzeje˛ sobie takie bułeczki na s´niada-
nie – powiedział. – Bardzo smaczne.
Widac´ było, z˙e Sara ma ochote˛ na bułeczki, ale
po dłuz˙szej chwili wahania pokre˛ciła głowa˛.
– Dzie˛kuje˛. Napije˛ sie˛ tylko kawy. Szuka pan
18
ANNE MATHER
opiekunki dla co´rki? – Chyba specjalnie zmieniła
temat. – Ile lat ma co´reczka?
Matt zamkna˛ł puszke˛. Zastanowił sie˛, czy po-
danie wieku Rosie moz˙e byc´ niebezpieczne. Raczej
nie.
– Siedem – powiedział. – Ma na imie˛ Rosie.
– Pokre˛cił głowa˛. – Nie do wiary. Czas tak szybko
płynie.
Sara zacisne˛ła usta, a potem zapytała:
– Czy pan´ska z˙ona nie z˙yje? Przepraszam...
prosze˛ nie odpowiadac´. To pan´skie prywatne spra-
wy.
– Rzeczywis´cie – przyznał, ale zaraz potem
dodał: – Z
˙
ona porzuciła nas, kiedy Rosie była
jeszcze niemowle˛ciem. Prosze˛ sie˛ nie obawiac´, to
nie jest tajemnica.
– Rozumiem. Wspo´łczuje˛.
– To było okropne. Ale zdarzyło sie˛ dawno
temu i prosze˛ mi wierzyc´, tak jest o wiele lepiej dla
Rosie i dla mnie. – Usiadł naprzeciwko Sary. – Czy
kawa jest dobra? – zagadna˛ł.
Sara cofne˛ła sie˛ odruchowo, wola˛c znalez´c´ sie˛
nieco dalej od niego. Czyz˙by ktos´ ja˛ kiedys´ napas-
tował? – przyszło mu do głowy.
Był krzepkim me˛z˙czyzna˛ i Sara mogła sie˛ go
bac´. Nie zadawał jednak osobistych pytan´. Wie-
dział z dos´wiadczenia, z˙e tak be˛dzie lepiej dla
nich obojga.
– Mieszka pan tu sam? – upewniła sie˛. Naj-
widoczniej zamierzała go wypytywac´.
19
TAJEMNICA SARY
– Mieszkamy we dwoje z Rosie – us´cis´lił, kolej-
ny raz marszcza˛c brwi. – Czy aby na pewno nie jest
pani dziennikarka˛? Bo pyta mnie pani o rzeczy,
kto´re najcze˛s´ciej interesuja˛ dziennikarzy.
– Nie! – odparła zniecierpliwiona. Spus´ciła gło-
we˛. Po chwili podniosła wzrok i wyjas´niła: – Za-
stanawiam sie˛ nad podje˛ciem u pana pracy...
– Słucham? – Matt był zaskoczony.
– Moz˙e zostałabym opiekunka˛ Rosie? Jes´li
mnie pan przyjmie...
20
ANNE MATHER
ROZDZIAŁ DRUGI
Matt wydawał sie˛ oszołomiony. Sara pomys´lała,
z˙e jego wyraz twarzy nie pasuje do me˛skiej, suro-
wej urody. Wygla˛dał na zdecydowanego me˛z˙czyz-
ne˛, człowieka z charakterem. Miał pocia˛gła˛ twarz,
był nieogolony, co dodatkowo podkres´lało mocny
zarys jego szcze˛ki.
Ale przeciez˙ moja propozycja jest naprawde˛
zaskakuja˛ca – mys´lała Sara. Niecodziennie przyje-
z˙dz˙a do domu samotnego me˛z˙czyzny nieznana, byc´
moz˙e podejrzana kobieta, i prosi o prace˛. Matt
mo´gł sie˛ jej obawiac´. Nie podała nazwy z˙adnej
agencji pos´rednictwa, nie pokazała z˙adnego doku-
mentu. Mogła byc´ oszustka˛, złodziejka˛. Choc´ oszust-
ka z pewnos´cia˛ nie pro´bowałaby oszukac´ czy tez˙
okras´c´ znanego człowieka.
A moz˙e to głupi pomysł? – zastanawiała sie˛,
mys´la˛c o własnej propozycji. W kon´cu ona takz˙e
nie znała Matta Setona, nie wiedziała, jaki ma
charakter. Poza tym nigdy nie była opiekunka˛. Była
wprawdzie nauczycielka˛ w szkole podstawowej,
ale wydawało jej sie˛, z˙e to było bardzo dawno
temu, w poprzednim z˙yciu. Była wo´wczas bardzo
młoda i naiwna.
– Naprawde˛ chciałaby pani zostac´ opiekunka˛
Rosie? – upewnił sie˛ Matt, przygla˛daja˛c sie˛ jej
podejrzliwie. – Wczes´niej nie mo´wiła pani, z˙e
szuka pracy.
Szukam schronienia, nie pracy – pomys´lała.
Nie mogła tego głos´no powiedziec´. Poprzedniego
popołudnia wyjechała z Londynu, nie maja˛c z˙ad-
nych zamysło´w poza jednym: uciekac´. Chciała
jak najszybciej znalez´c´ sie˛ moz˙liwie najdalej od
Maksa.
Nie była w stanie teraz o tym mys´lec´. Potrzebo-
wała czasu na uspokojenie sie˛, na to, aby rozwaz˙yc´
krok, na jaki sie˛ zdobyła.
– Nie dlatego tu sie˛ znalazłam, ale praca by mi
sie˛ przydała – odpowiedziała. – Czy byłby pan
zainteresowany?
– Byc´ moz˙e. Czy ma pani dos´wiadczenie w pra-
cy z dziec´mi? – spytał.
– Mam. – Nie chciała kłamac´, ale obawiała sie˛,
z˙e be˛dzie musiała. Im dłuz˙ej wyobraz˙ała sobie
siebie w roli opiekunki dziecka Matta, tym bardziej
podobał jej sie˛ ten obraz. Byc´ moz˙e włas´nie tego
potrzebowała – miałaby gdzie mieszkac´, zarabiała-
by na utrzymanie i znikne˛łaby na dłuz˙ej. Było mało
prawdopodobne, z˙eby ktokolwiek ja˛ tu znalazł. –
Uczyłam w szkole podstawowej – oznajmiła.
– To znaczy, z˙e ostatnio pani nie uczy? – upew-
nił sie˛.
– Nie, ostatnio nie.
– Dlaczego?
– Przestałam uczyc´ jakis´ czas temu. Ale to nie
22
ANNE MATHER
jest cos´, co sie˛ szybko zapomina – odpowiedziała
wymijaja˛co.
– Czym sie˛ pani zatem zajmowała? – wypy-
tywał.
Walka˛ o własne ja! – pomys´lała.
– Wyszłam za ma˛z˙ – odparła, zachowuja˛c spo-
kojny ton. – Mo´j ma˛z˙, to znaczy mo´j były ma˛z˙, nie
zgadzał sie˛, z˙ebym pracowała.
Była to prawda.
– Rozumiem. – Wzrok Matta był tak przenik-
liwy, z˙e Sarze wydawało sie˛, iz˙ ten człowiek potrafi
czytac´ w mys´lach. Jes´li był az˙ takim znawca˛ ludz-
kiej duszy, wiedział, z˙e Sara mo´wi mu tylko tyle
prawdy, ile było konieczne, z˙eby robiła wraz˙enie
osoby wiarygodnej.
– Czy mieszka pani w tej okolicy? – zapytał.
– Ska˛d pani pochodzi?
Zadawał mno´stwo pytan´. Sara miała ochote˛
skłamac´, ale wiedziała, z˙e jej nie uwierzy. Miejs-
cowi mieszkan´cy mo´wili innym dialektem.
– Pochodze˛ z południowej Anglii, gdzie do nie-
dawna mieszkałam – powiedziała.
– Az˙ do czasu kiedy wypoz˙yczyła pani samo-
cho´d, z˙eby pojechac´ jak najdalej na po´łnoc, praw-
da? Co sie˛ stało? Czy ma˛z˙ porzucił pania˛ dla innej
kobiety, wie˛c postanowiła pani znikna˛c´, z˙eby sie˛
denerwował?
– Nie! – Dlaczego natrafiła na tak przenikliwe-
go człowieka, dlaczego doprowadziła do tego, z˙e
włas´nie ja˛ przesłuchiwał? – Po... – zaja˛kne˛ła sie˛
23
TAJEMNICA SARY
– powiedziałam panu, rozwiodłam sie˛. Chciałam
zmienic´ otoczenie, to wszystko. Przypadkiem trafi-
łam do pan´skiego domu i pomys´lałam, z˙e okolica
mi odpowiada.
– I zdecydowała sie˛ pani zostac´ opiekunka˛moje-
go dziecka, skoro tylko pani usłyszała, z˙e kogos´
takiego potrzebuje˛ – dokon´czył. – Prosze˛ wybaczyc´,
ale w z˙yciu nie słyszałem podobnego steku bzdur.
– Alez˙ to wszystko prawda! – zapewniła. Wie-
działa, z˙e jej słowa brzmia˛ jak mało udatna pro´ba
ratowania sie˛ przed demaskacja˛. A przeciez˙ na-
prawde˛ chciała zostac´ opiekunka˛ u Matta. Potrze-
bowała tej pracy. – Czy rzeczywis´cie szuka pan
opiekunki, czy tez˙ nie? – spytała.
– Szukam, jednak nie wiem, czy ma pani od-
powiednie kwalifikacje.
Sara westchne˛ła.
– Dwa lata uczyłam w szkole podstawowej.
W Londynie – dodała. Chciała wymienic´ nazwe˛
szkoły, ale uznała, z˙e byłoby to ryzykowne. – Jak
powiedziałam, przestałam tam pracowac´, kiedy
wyszłam za ma˛z˙.
– Czy ma pani jakis´ dowo´d na to? S
´
wiadectwo
pracy, referencje?
Sara zwiesiła głowe˛.
– Nie przy sobie.
– Ale moz˙e pani zdobyc´ te dokumenty?
– Nie tak łatwo...
– I co ja mam z pania˛zrobic´? – Matt us´miechna˛ł
sie˛ kwas´no.
24
ANNE MATHER
Sara powoli podniosła wzrok. Podje˛ła jeszcze
jedna˛ pro´be˛ przekonania Matta do swojej propo-
zycji.
– Praca u pana naprawde˛ by mi odpowiadała
– powiedziała. – Nie be˛de˛ udawac´, z˙e nie jest mi
potrzebna. Naprawde˛ byłam nauczycielka˛, i to bar-
dzo wysoko oceniana˛, choc´ nie jestem w stanie tego
teraz udowodnic´. Moz˙e przyja˛łby mnie pan na
tygodniowy okres pro´bny? W kon´cu zawsze moz˙e
mnie pan zwolnic´.
– Zbyt wiele mam do stracenia – mrukna˛ł. – Nie
zostawie˛ mojej co´reczki z byle kim. Jest dla mnie
zbyt waz˙na. Przykro mi.
Sara wstała.
– Mnie ro´wniez˙ – szepne˛ła, schylaja˛c sie˛ po
plecaczek. – Gdybym mogła jednak skorzystac´
z telefonu...
– Chwileczke˛... – Matt takz˙e wstał i zasta˛pił jej
droge˛. – Prosze˛ mi powiedziec´, czy naprawde˛ no-
cowała pani w Morpeth, czy było to jedno z pani
kłamstw?
– Czy to ma jakies´ znaczenie?
Sara bardzo sie˛ starała zachowac´ spoko´j, lecz
wcia˛z˙ miała s´wiadomos´c´, z˙e jest zupełnie bezbron-
na. Kiedy rozmawiała z Mattem o pracy, czuła sie˛
wzgle˛dnie bezpieczna. Ale teraz stał naprzeciwko
i blokował jej wyjs´cie. Nie wierzył jej. Czy zamie-
rzał zgłosic´ jej przybycie policji? Jes´li to zrobi, jes´li
poda jej rysopis, jak szybko policja ja˛odnajdzie? Ile
jeszcze czasu be˛dzie mogła cieszyc´ sie˛ wolnos´cia˛?
25
TAJEMNICA SARY
– Prosze˛ mi odpowiedziec´. – Matt włoz˙ył re˛ce
do kieszeni wytartych, dopasowanych dz˙inso´w.
– Nie, nie nocowałam w Morpeth – wyznała
nieche˛tnie. – Czy moge˛ juz˙ skorzystac´ z telefonu?
– Jechała pani cała˛ noc z Londynu, prawda?
Cała˛ albo prawie cała˛, pewnie wyruszyła pani
w nocy.
– Tak.
– Musi byc´ pani wyczerpana.
– Jakie to moz˙e miec´ dla pana znaczenie? – Sara
rozes´miała sie˛ nerwowo.
Matt milczał dłuz˙sza˛ chwile˛.
– Nie jestem całkiem bez serca – odpowiedział
w kon´cu. – Potrafie˛ rozpoznac´ uciekiniera, to
wszystko. Moz˙e usia˛dzie pani z powrotem, zrobie˛
pani s´niadanie. Potem zatelefonuje˛ do warsztatu
samochodowego, a pani byc´ moz˙e be˛dzie mogła
w tym czasie troche˛ odpocza˛c´.
Sara z niepokojem patrzyła Mattowi w oczy.
– Ja tez˙ nie jestem całkiem głupia – rzuciła
szybko. – Co pan sobie wyobraz˙a? Jak pan moz˙e
nazywac´ mnie uciekinierka˛? Powiedziałam, z˙e
chciałam zmienic´ otoczenie, doszłam do wniosku,
z˙e tego potrzebuje˛...
– Pamie˛tam, co pani powiedziała – przerwał jej.
– Ale chyba nie spodziewa sie˛ pani, z˙e uwierze˛
w pani słowa?
– Nie obchodzi mnie, co pan sobie pomys´li!
– Och, mam wraz˙enie, z˙e bardzo pania˛ ob-
chodzi.
26
ANNE MATHER
– Dlaczego?
– Dlatego z˙e przyszło pani do głowy, z˙e moge˛
zechciec´ sprawdzic´ to, co mi pani powiedziała.
– Nie zrobi pan tego!
– Mys´le˛, z˙e powinienem.
– Nie ma pan prawa! Nie jestem dzieckiem ani
nawet nastolatka˛. Moge˛ jez´dzic´, doka˛d chce˛.
– To prawda – zgodził sie˛. – Jednak osoby, kto´re
po prostu dochodza˛ do wniosku, z˙e przydałaby im
sie˛ zmiana otoczenia, nie wyjez˙dz˙aja˛ nagle w s´rod-
ku nocy wypoz˙yczonym samochodem, bez doku-
mento´w.
– Prosze˛ mnie po prostu wypus´cic´ – powiedzia-
ła zme˛czonym głosem. – Juz˙ nie chce˛ dzwonic´.
Jes´li auto nie da sie˛ uruchomic´, poszukam pomocy
gdzie indziej. Prosze˛ zapomniec´, z˙e mnie pan wi-
dział.
– Nie moge˛ tego zrobic´. – Matt westchna˛ł.
– Dlaczego?
– Poniewaz˙ mys´le˛, z˙e potrzebuje pani pomocy.
Moz˙e zechce mi pani opowiedziec´, co sie˛ naprawde˛
stało. Przypuszczam, z˙e miała pani bardzo powaz˙na˛
kło´tnie˛ z me˛z˙em i pod wpływem impulsu postano-
wiła od niego uciec. Czy mniej wie˛cej odgadłem?
– Juz˙ panu mo´wiłam. Nie mam me˛z˙a – od-
powiedziała zme˛czonym głosem.
– Nie ma pani – powto´rzył z ironia˛ w głosie.
– Rozwiodła sie˛ pani i wcia˛z˙ nosi obra˛czke˛ oraz
piers´cionek zare˛czynowy, z˙eby cze˛s´ciej mys´lec´
o byłym me˛z˙u.
27
TAJEMNICA SARY
Sara zapomniała o obra˛czce i piers´cionku. Tak
sie˛ do nich przyzwyczaiła... Maks ws´ciekał sie˛
zreszta˛, kiedy tylko pro´bowała je czasem zdejmo-
wac´. Juz˙ nie zdawała sobie sprawy ze znaczenia
noszonej obra˛czki.
Nagle zakre˛ciło jej sie˛ w głowie. Kiedy ja ostat-
nio jadłam? – pomys´lała. Wczoraj, ale mało, chyba
tylko s´niadanie. Nawet nie pamie˛tała, czy jadła
lunch. W ogo´le niewiele pamie˛tała z tego, co sie˛
wydarzyło przed wieczornym powrotem Maksa.
Nie mogła za to zapomniec´ widoku Maksa lez˙a˛-
cego u sto´p schodo´w. Zbiegła za nim, przykle˛kła
i desperacko pro´bowała wyczuc´ puls. Nie była
w stanie, za mocno drz˙ały jej re˛ce. Była pewna, z˙e
on nie oddycha.
Nie z˙yje! – pomys´lała wtedy.
Zachwiała sie˛ ze zme˛czenia. Matt wycia˛gna˛ł ku
niej re˛ke˛. Cofne˛ła sie˛ z przeraz˙eniem, boja˛c sie˛ jego
dotyku. Co sie˛ ze mna˛ dzieje? – mys´lała. Przeciez˙
nie moge˛ tu zemdlec´. Ten człowiek mnie zdemas-
kuje. Nie powinnam była tu wchodzic´ ani prosic´ go
o pomoc. Przeciez˙ chciałam wolnos´ci, niezalez˙no-
s´ci...
Otworzyła oczy i zobaczyła poruszaja˛ca˛ sie˛ za-
słone˛. Słon´ce os´wietlało brzoskwiniowe s´ciany,
stare, eleganckie meble, bladozielona˛ kołdre˛.
Gdzie ja jestem? – pomys´lała.
Uniosła sie˛ na łokciu i rozejrzała po nieznanej
sypialni. Rozpoznała tylko swoja˛ kurtke˛ narzucona˛
28
ANNE MATHER
na oparcie ro´z˙owej kanapki i swoje buty na wyso-
kich obcasach, obok krzesła.
Nagle przypomniało jej sie˛, jak Maks spada ze
schodo´w, potem jak uciekła, wypoz˙yczyła samo-
cho´d, jechała przed siebie...
Zadrz˙ała. Lez˙ała w ło´z˙ku obcego me˛z˙czyzny.
Na szcze˛s´cie była ubrana. Widocznie zemdlała,
a on zanio´sł ja˛ do pokoju, s´cia˛gna˛ł z niej kurtke˛
i buty, i ułoz˙ył w pos´cieli.
Kiedy zobaczyła duz˙y, samotny dom nad brze-
giem, miała nadzieje˛, z˙e zastanie w nim kobiete˛,
kto´ra pozwoli jej skorzystac´ z telefonu. Natrafiła
jednak na me˛z˙czyzne˛, Matta Setona, podobno zna-
nego pisarza.
Ciekawe, czy Maks słyszał o Setonie? Pewnie
tak. Chlubił sie˛ znajomos´cia˛ sztuki, muzyki, teatru,
literatury. A Matt robił wraz˙enie zdecydowanego,
spokojnego i pewnego siebie me˛z˙czyzny, patrzył
niezwykle przenikliwym wzrokiem, bez wa˛tpienia
był inteligentny i miał silny charakter. Z pewnos´cia˛
mo´gł byc´ odnosza˛cym sukcesy pisarzem.
Ale przeciez˙ Maks nie z˙ył. A Matt... nie, chyba
nie połoz˙ył jej we własnej sypialni, poko´j został
raczej urza˛dzony przez kobiete˛. Okazał mi troske˛
– pomys´lała Sara. Kiedy go zobaczyła, chciała
w pierwszym odruchu uciekac´. Obawiała sie˛, z˙e jej
los znowu znalazł sie˛ w re˛kach me˛z˙czyzny. Zdro-
wy rozsa˛dek nakazał jej sie˛ jednak opanowac´.
I zachowywała sie˛ rozsa˛dnie, dopo´ki nie spytała
Matta, czy mo´głby ja˛ zatrudnic´. Zrozumiała swo´j
29
TAJEMNICA SARY
bła˛d, kiedy tylko zacza˛ł zadawac´ jej pytania. Na
kto´re nie mogła odpowiedziec´. Choc´ chciałaby
zamieszkac´ w tej pie˛knej, wiejskiej okolicy, w sa-
motnie stoja˛cym domu nad zatoka˛, gdzie zapewne
nikt nie mo´głby jej znalez´c´.
Nagle zorientowała sie˛, z˙e w pokoju nie widac´
jej plecaczka. Pamie˛tała, z˙e miała go w kuchni. Byc´
moz˙e tam został. Czy Matt mo´gł go otworzyc´
i przeszukac´? Zaraz, co znajdowało sie˛ w plecacz-
ku? Czy był w nim jakis´ dokument, kto´ry zdradzał-
by jej prawdziwe nazwisko?
Sara usiadła na ło´z˙ku i wtem poczuła dojmuja˛cy
bo´l w biodrze. Poko´j zawirował jej przed oczami.
Odczekała wie˛c dłuz˙sza˛ chwile˛, a potem podcia˛g-
ne˛ła sukienke˛ i zobaczyła na biodrze duz˙ego, ciem-
nego siniaka. Musiała naprawde˛ mocno sie˛ ude-
rzyc´. Ale przynajmniej nie stało jej sie˛ nic groz´-
nego.
– Obudziła sie˛ pani? – odezwał sie˛ nagle moc-
ny, me˛ski głos Matta. Stana˛ł w drzwiach i spojrzał
na Sare˛.
Przyszło jej na mys´l, z˙e Matt jest atrakcyjnym
me˛z˙czyzna˛. Niegdys´ mogłaby sie˛ nim zaintereso-
wac´, zanim zwia˛zała sie˛ z Maksem. Matt miał
w sobie jakis´ nieokres´lony, pierwotny magnetyzm,
cos´, co przycia˛gało, mimo z˙e nie był przystojny.
Ale jego wyraziste, surowe rysy miały w sobie cos´
interesuja˛cego. A nade wszystko emanował nie-
zwykła˛ osobowos´cia˛, w kto´rej siła mieszała sie˛
z wraz˙liwos´cia˛. Sarze trudno było opisac´ to dokład-
30
ANNE MATHER
nie słowami. W kaz˙dym razie Matt był dla niej
atrakcyjny. Nie wa˛tpiła, z˙e miał powodzenie u ko-
biet. Był me˛z˙czyzna˛, jakiego nietrudno pokochac´.
Opus´ciła wzrok, czuja˛c jeszcze lekkie zawroty
głowy.
– Kiedy pani ostatnio jadła? – zapytał.
Sara spojrzała na zegarek, ale niestety był uszko-
dzony. Pe˛kło szkiełko, dłuz˙sza wskazo´wka wygie˛ła
sie˛. Musiała rozbic´ zegarek jeszcze poprzedniej
nocy, przewracaja˛c sie˛ na sto´ł. Widocznie od tam-
tej pory az˙ do teraz było jej wszystko jedno, kto´ra
godzina.
– Kto´ra godzina? – spytała.
– Juz˙ po pierwszej. Be˛de˛ robił sobie lunch. Zje
pani?
Po pierwszej! Byłam nieprzytomna chyba ze
cztery godziny! – pomys´lała.
– Zemdlała pani – wyjas´nił Matt. – A potem
natychmiast pani zasne˛ła. Musiała pani byc´ na-
prawde˛ wyczerpana. Jak sie˛ pani czuje?
Sara nie czuła sie˛ dobrze, a co gorsza, wydawało
jej sie˛, z˙e juz˙ nigdy w z˙yciu nie be˛dzie dobrze sie˛
czuła. Co sie˛ dzieje w domu? – mys´lała, zgne˛biona.
Czy Hugo juz˙ wie, z˙e Maks nie z˙yje? Bez wa˛tpienia.
Miał przyjs´c´ na po´z´na˛ kolacje˛, po przedstawieniu.
– Czy wszystko w porza˛dku? – Matt podszedł
do ło´z˙ka.
Z
´
le – pomys´lała Sara. Nie dziwie˛ sie˛, z˙e ten
człowiek uwaz˙a mnie za podejrzana˛ osobe˛. A pra-
wda jest zapewne gorsza od jego podejrzen´.
31
TAJEMNICA SARY
– Przepraszam – powiedziała. – Narobiłam pa-
nu mno´stwo kłopotu.
Matt nie zaprotestował, nie chciał byc´ nie-
szczery.
– Zjedzmy lunch – zaproponował. – Musimy
porozmawiac´. Wolałbym, z˙eby pani znowu nie
zemdlała. Powinna sie˛ pani porza˛dnie najes´c´.
– Byc´ moz˙e nie chce˛ z panem rozmawiac´ – mruk-
ne˛ła.
Wstała ostroz˙nie. Matt wydał jej sie˛ teraz bardzo
wysoki. Musiał miec´ około metra osiemdziesie˛ciu
pie˛ciu. Był dobrze zbudowany, muskularny, a nie
otyły tak jak Maks. Matt był od niego nieporo´w-
nanie szczuplejszy.
– Gdzie jest mo´j plecaczek? – spytała Sara.
– Koło kanapy. – Matt pokazał dłonia˛ miejsce.
– Prosze˛ sie˛ nie martwic´. Nie wykorzystałem pani
utraty przytomnos´ci i nie szperałem w pani rze-
czach. To nie w moim stylu.
Sara zaczerwieniła sie˛, zawstydzona. Maks nie
miałby w podobnej sytuacji z˙adnych skrupuło´w.
– Chciałam tylko sie˛gna˛c´ po chusteczke˛ – skła-
mała.
– Akurat. Prosze˛ mi powiedziec´, czy dobrze sie˛
pani czuje.
– Tak – skłamała znowu. Kiedy wysiadła z sa-
mochodu, była wcia˛z˙ podekscytowana wszystkim,
co sie˛ stało, i jeszcze nie czuła bo´lu tak mocno.
Teraz noga bolała ja˛ z kaz˙dym ruchem. – Jeszcze
tylko troche˛ kre˛ci mi sie˛ w głowie...
32
ANNE MATHER
– Zdaje sie˛, z˙e nie tylko troche˛ – skwitował.
Chciała sie˛gna˛c´ po kurtke˛, ale zrobił to pierwszy.
– Kurtka na razie sie˛ pani nie przyda – powiedział.
– Najpierw musi pani cos´ zjes´c´. Nakarmie˛ pania˛,
choc´by pani nie chciała.
– Nie be˛dzie mnie pan zmuszał do jedzenia!
– odparła, czerwienieja˛c.
– Mam nadzieje˛, z˙e nie be˛dzie to konieczne.
– Matt zarzucił na ramie˛ kurtke˛ Sary i ruszył
z powrotem do drzwi. – Obok jest łazienka – dodał,
przystana˛wszy. – Moz˙e przed jedzeniem zechce sie˛
pani ods´wiez˙yc´. W łazience sa˛ chusteczki, jes´li pa-
ni naprawde˛ ich potrzebuje.
Sara zacisne˛ła usta. Nie umiała kłamac´. Gdyby
umiała, wo´wczas moz˙e Maks...
Nie, przeciez˙ nie chciała wcia˛z˙ mys´lec´ o Maksie,
o tym, jak przez ostatnie trzy lata upokarzał ja˛
i terroryzował. Dlaczego tak długo z nim była,
czemu tyle czasu znosiła jego humory i wybuchy
gniewu? Z tcho´rzostwa? Gdyby spro´bowała go
opus´cic´, mo´głby zems´cic´ sie˛ na niej i na jej matce.
Ale teraz nie z˙ył...
Sara poszła do łazienki, takz˙e urza˛dzonej w ko-
lorach brzoskwiniowym i bladozielonym. Jasno-
zielone były wanna i umywalka. Na kremowych
kafelkach widniały brzoskwiniowe kwiaty, na su-
szarce wisiały intensywnie brzoskwiniowe oraz
jasnozielone re˛czniki.
Spojrzała w lustro. Na szcze˛s´cie nie miała na
twarzy s´lado´w bicia. Maks zawsze dre˛czył ja˛ tak,
33
TAJEMNICA SARY
z˙eby nie miała s´lado´w na twarzy. Nie zdradzał sie˛
z okrucien´stwem przed nikim poza Sara˛. Nawet
łagodny, gadatliwy Hugo nie podejrzewał, jakim
potworem jest jego brat. Mama zas´... Sara zadrz˙ała.
Znowu mys´lała o okropnej przeszłos´ci!
Przed ucieczka˛ powiadomiła pogotowie, aby
zaje˛to sie˛ ciałem Maksa. Nie pozostała jednak
w mieszkaniu, aby nie zostac´ oskarz˙ona˛ o mor-
derstwo.
Umyła re˛ce i twarz, po czym nałoz˙yła makijaz˙.
I tak była blada i miała podkra˛z˙one oczy.
Kiedy zacze˛ła chodzic´, biodro mniej jej doku-
czało. Wiedziała, z˙e za kilka dni siniec zniknie, tak
jak znikały poprzednie. Niestety rany psychiczne,
kto´re od tak dawna zadawał jej Maks, nie znikały
ro´wnie łatwo jak sin´ce.
Przed zejs´ciem na do´ł s´cia˛gne˛ła rozbity zegarek
oraz obra˛czke˛ i piers´cionek. Wiedziała, z˙e i tak nie
uniknie trudnych pytan´ Matta. Be˛dzie musiała ja-
kos´ na nie odpowiadac´.
Jestem wolna! – przekonywała sie˛. Wolna, cho-
ciaz˙ całkiem sama.
Miała wprawdzie matke˛, ale wa˛tpiła, z˙eby matka
była skłonna jej wspo´łczuc´. Nigdy nie były sobie
naprawde˛ bliskie. Matka uwaz˙ała, z˙e jedyna˛ roz-
sa˛dna rzecza˛, jaka˛ Sara w z˙yciu zrobiła, było wy-
js´cie za Maksa Bradbury’ego.
Nie wierzyła, z˙e mo´gł robic´ Sarze cokolwiek
złego.
Zwłaszcza z˙e kupił jej matce luksusowe miesz-
34
ANNE MATHER
kanie w dzielnicy Bloomsbury i zorganizował
przeprowadzke˛. Sara obawiała sie˛, z˙e matka nigdy
jej nie wybaczy, gdy tylko dowie sie˛ o jego s´mierci
i o tym, z˙e co´rka znikne˛ła...
35
TAJEMNICA SARY
ROZDZIAŁ TRZECI
Sara zeszła na do´ł. Wygla˛dała tak z˙ałos´nie, z˙e na
jej widok Matta ogarne˛ło wspo´łczucie. Zmitygo-
wał sie˛ jednak zaraz. Nie był głupcem i doskonale
zdawał sobie sprawe˛, z˙e Sara – jes´li rzeczywis´cie
tak ma na imie˛ – jest kłamczucha˛.
Robił omlety, przygotował sałate˛, zaparzył ka-
we˛. W lodo´wce miał niecałe po´ł butelki chardon-
nay. To po poprzedniej nocy spe˛dzonej na pisaniu.
Matt zdawał sobie sprawe˛, z˙e Sara prawdopodob-
nie jest s´cigana. Przez policje˛ albo kogos´ innego.
Powinien szybko ja˛ odprawic´. Goszczenie jej przez
dłuz˙szy czas i zadawanie dalszych pytan´ byłoby
z jego strony bardzo nierozsa˛dne. I tak nie okazał
sie˛ dostatecznie bystry, z˙eby w pore˛ jej sie˛ pozbyc´.
– Jak sie˛ pani czuje? – spytał.
– Lepiej – odpowiedziała. – Nie musiał pan tego
robic´, naprawde˛.
– To z˙aden kłopot – skwitował, nakładaja˛c na
talerz omlet. – W lodo´wce jest wino, jes´li ma pani
ochote˛.
– Nie, dzie˛kuje˛. – Widac´ było, z˙e Sara pro´buje
sie˛ rozluz´nic´, ale nie jest w stanie. – Mo´wił pan, z˙e
jest pan pisarzem? – zapytała, aby odwro´cic´ uwage˛
Matta.
– Tak. – Przygla˛dał sie˛ Sarze. Była biała jak
papier, miała podkra˛z˙one oczy. Kim była? Co ro-
biła w tej cze˛s´ci kraju? I dlaczego włas´ciwie czuł
sie˛ za nia˛ odpowiedzialny?
– Co pan pisze? – Pytała chyba po to, z˙eby Matt
nie zadawał jej pytan´.
– Dreszczowce – odpowiedział jednym sło-
wem.
Nie chciało mu sie˛ opowiadac´, z˙e z wykształ-
cenia jest psychologiem i z˙e gło´wny bohater jego
trzech ostatnich ksia˛z˙ek sporza˛dzał profile psycho-
logiczne sprawco´w zbrodni i na tej podstawie ich
identyfikował. Matt przypuszczał, z˙e Sara nie be˛-
dzie tym zainteresowana. Carol nie była. Sa˛dziła,
z˙e wyszła za lekarza. Jego two´rczos´c´ zupełnie jej
nie interesowała.
Usiadł naprzeciwko Sary i takz˙e zacza˛ł jes´c´.
Zauwaz˙ył, z˙e ona prawie nie jest w stanie przełkna˛c´
jedzenia. Poprosiła o szklanke˛ wody, potem druga˛.
Tylko obficie popijaja˛c, zdołała zjes´c´ omlet.
– Czy obecnie pisze pan nowa˛ ksia˛z˙ke˛? – ode-
zwała sie˛, gdy milczenie stało sie˛ zbyt niewygodne.
Na moment spojrzała Mattowi w oczy i zaraz
znowu spus´ciła wzrok. – To musi byc´ fascynuja˛ce
zaje˛cie – powiedziała.
– Dla mnie to sposo´b na z˙ycie – wyznał. – Mam
szcze˛s´cie. Robie˛ to, co sprawia mi przyjemnos´c´.
Nie wszyscy pisarze lubia˛ pisac´, wie pani?
– Powaz˙nie?
Wydawała sie˛ szczerze zainteresowana, choc´
37
TAJEMNICA SARY
juz˙ niejedna osoba okazywała Mattowi udawane
zainteresowanie, aby mu sie˛ przypochlebic´. Nigdy
nie mo´gł byc´ pewien intencji rozmo´wcy.
– Tak. Dla niekto´rych to tylko praca. A ja od
wczesnej młodos´ci pisałem dla rozrywki. Potem
spro´bowałem sie˛ z tego utrzymywac´. Pisanie spra-
wia mi ogromna˛ rados´c´.
– To musi byc´ cudowne zajmowac´ sie˛ zawodo-
wo czyms´, co naprawde˛ lubi sie˛ robic´ – odparła
z oz˙ywieniem. – Zazdroszcze˛ panu!
– Czy nie lubiła pani uczyc´?
– To co innego. Cudownie jest miec´ takie...
powołanie jak pan.
– To zbyt wielkie słowo na okres´lenie tego, co
robie˛. Ale rozumiem, o co pani chodzi. – Matt
zrobił pauze˛. – I co pani teraz pocznie? – zmienił
temat.
– Chyba powinnam zadzwonic´ do warsztatu
samochodowego.
– Juz˙ zadzwoniłem – skłamał Matt.
– Naprawde˛? – Sara wydawała sie˛ ogromnie
wdzie˛czna, az˙ Matt poz˙ałował kłamstwa. – I co?
Czy s´cia˛gne˛li juz˙ samocho´d z drogi?
– Nie, dzis´ wszyscy sa˛ zaje˛ci. Wys´la˛ ekipe˛ do-
piero jutro.
– Och, nie! – Było oczywiste, z˙e jest naprawde˛
zmartwiona usłyszana˛ wiadomos´cia˛. Przesune˛ła
dłonia˛ po włosach. – Boz˙e, co ja mam zrobic´?
– je˛kne˛ła.
– Moz˙e pani zostac´ tu na noc – zaproponował
38
ANNE MATHER
Matt, sam nie wiedza˛c dlaczego. – Mam wolna˛
sypialnie˛, te˛, w kto´rej pani spała.
– Nie!
– Dlaczego nie? Gdybym zaproponował pani
prace˛, byłaby pani gotowa tu zamieszkac´. A teraz
nie chce pani zostac´ na jedna˛ noc? Dlaczego?
– Nie wiem, co mnie napadło, z˙e spytałam
o moz˙liwos´c´ zatrudnienia mnie. To było troche˛ nie-
ma˛dre...
– Mys´le˛, z˙e zrobiła to pani z desperacji – oznaj-
mił Matt. – Oboje wiemy, z˙e nie ma sie˛ pani gdzie
podziac´, dopo´ki pani samocho´d nie zostanie na-
prawiony.
– Znajde˛ sobie hotel czy tez˙ poko´j gos´cinny,
cokolwiek.
– W pobliz˙u nie ma nic takiego. Chyba z˙e
przejdzie pani osiem, dziesie˛c´ kilometro´w. Nie
sa˛dze˛, z˙eby była pani na siłach, zwłaszcza w butach
na wysokich obcasach.
– W bagaz˙niku mam inne buty, w walizce – skła-
mała.
– Nieprawda. Bagaz˙nik jest pusty. Sprawdzi-
łem. – Matt nie dodał, z˙e takz˙e uruchomił samo-
cho´d.
– Nie miał pan prawa!
– Nie miałem – zgodził sie˛. – Ale zostawiła pani
kluczyki w stacyjce. Nie wiadomo, kto jeszcze
zagla˛dał do bagaz˙nika tego samochodu.
– Chce mnie pan zmusic´, z˙ebym tu została.
– Nie chce˛ pani do niczego zmuszac´. Niedługo
39
TAJEMNICA SARY
pojade˛ odebrac´ co´rke˛ ze szkoły, wie˛c be˛dzie pani
miała okazje˛ wyjs´c´, jes´li pani sobie z˙yczy. To
zalez˙y od pani.
Po drodze do szkoły Rosie Matt zastanawiał sie˛
nad własnym poste˛powaniem. Zostawił nadzwy-
czaj podejrzana˛ kobiete˛ sama˛ w swoim domu! I to
po tym, jak od paru lat izolował sie˛ od wszystkich
poza najbliz˙szymi i wspo´łpracownikami.
Oszalałem? – mys´lał. Nic nie wiem o tej kobie-
cie, pewnie nawet nie znam jej prawdziwego imie-
nia. Nie wiem, czy cokolwiek z tego, co mo´wiła,
jest prawda˛. Przed kim ucieka?
Jednak Matt był pewien, z˙e Sara go nie okradnie.
Nie robiła wraz˙enia złodziejki. Ani tym bardziej
opiekunki do dziecka. Mo´głby za to uwierzyc´, z˙e
była nauczycielka˛, o tym i tylko o tym mo´wiła
z pewnos´cia˛ w głosie. Co mam z nia˛ zrobic´?
– zastanawiał sie˛.
Przede wszystkim musiał przedstawic´ ja˛ Rosie.
Nie wiedział, jak co´rka zareaguje na to, z˙e ma u nich
nocowac´ obca kobieta.
Przed szkoła˛ stali inni rodzice, gło´wnie kobiety.
Kilka matek dzieci z klasy Rosie upodobało sobie
Matta i przy kaz˙dej okazji starało sie˛ z nim roz-
mawiac´. Takz˙e i tym razem podeszła do niego
jedna z nich, nazywała sie˛ Gloria Armstrong i wraz
z me˛z˙em uprawiała prawie dwies´cie hektaro´w
ziemi.
– Dzien´ dobry! Podobno jeszcze sie˛ panu nie
40
ANNE MATHER
udało znalez´c´ opiekunki dla Rosie – zagadne˛ła
z oz˙ywieniem, spogla˛daja˛c z zainteresowaniem
spod grubo pomalowanych powiek. – Chciałabym
panu jakos´ pomo´c... – powiedziała.
Na szcze˛s´cie obok stało dwo´ch ojco´w, z kto´rymi
Matt mo´gł sie˛ przywitac´, staja˛c tuz˙ przy nich.
– Pani tez˙ nie brakuje zaje˛cia przy chłopcach
– odpowiedział miłym tonem. – I przy me˛z˙u. Co
słychac´ u Rona?
Gloria posmutniała.
– Jak zwykle zadowolony – odparła. – Cia˛gle
pije z kumplami piwo albo ogla˛da sport. Tylko mna˛
i chłopcami sie˛ nie interesuje! – Była matka˛ trzech
rozbrykanych malco´w.
– Wyobraz˙am sobie, z˙e ma mno´stwo pracy na
farmie. To go absorbuje – mrukna˛ł Matt, maja˛c
ochote˛ jak najszybciej pozbyc´ sie˛ pani Armstrong.
Kilka oso´b z zainteresowaniem przysłuchiwało
sie˛ rozmowie. Byłoby fatalnie, gdyby ktos´ szepna˛ł
Ronowi Armstrongowi, z˙e Matt gawe˛dził pod
szkoła˛ z jego z˙ona˛. Ron był agresywnym me˛z˙czyz-
na˛, prawdziwym awanturnikiem. Matt juz˙ wyob-
raz˙ał sobie tytuły, jakie pojawiłyby sie˛ w prasie
brukowej, gdyby Ron uznał go za kobieciarza
zainteresowanego jego z˙ona˛.
Tymczasem Matt od dawna nie zainteresował
sie˛ powaz˙nie z˙adna˛ kobieta˛. Jakis´ czas temu musiał
pojechac´ na weekend do Londynu, aby spotkac´ sie˛
z agentem i pojawic´ sie˛ w s´rodkach masowego
przekazu. Jedna ze specjalistek od reklamy, ude-
41
TAJEMNICA SARY
rzaja˛co pie˛kna kobieta, przyszła do Matta do hote-
lu. Mimo jej urody, zachwycaja˛cej twarzy i wyja˛t-
kowej figury, seks nie wywarł na nim wielkiego
wraz˙enia, poza lekkim niesmakiem. Tamtego ran-
ka Matt akurat wyjez˙dz˙ał. Nie pozostawił przypad-
kowej partnerce numeru telefonu, a agentowi sta-
nowczo polecił nie podawac´ go nikomu.
– Chciałabym chodzic´ do pracy.
Matt zorientował sie˛, z˙e Gloria wcia˛z˙ przy nim
stoi.
– Przeciez˙ ma pani mno´stwo pracy – odpowie-
dział grzecznie, maja˛c nadzieje˛, z˙e Rosie szybko
sie˛ pojawi. Spojrzał na zegarek. – Dzieci powinny
juz˙ wyjs´c´ – dodał. – Och, sa˛– odezwał sie˛ po chwili
z ulga˛ w głosie.
– Ja mogłabym pilnowac´ Rosie – oznajmiła
Gloria, przytrzymuja˛c Matta za ramie˛. – Mam
dos´wiadczenie przy dzieciach.
– Dzie˛kuje˛ – odparł, pragna˛c jak najszybciej
zakon´czyc´ rozmowe˛. – Włas´nie kogos´ znalazłem.
Dzis´ pierwszy raz ma przyjs´c´ do Rosie nowa opie-
kunka.
– Nie wiedziałam. – Gloria była skonsternowa-
na. Nie wierzyła w słowa Matta. – Wczoraj rano
rozmawiałam z Emma˛ Proctor i nic mi nie mo´wi-
ła...
– Bo jeszcze nie wiedziała – zakon´czył Matt.
Obawiał sie˛, z˙e jego poprzednia wypowiedz´
moz˙e okazac´ sie˛ bardzo niefortunna. Be˛dzie musiał
zatelefonowac´ do Emmy i wyjas´nic´ jej sytuacje˛.
42
ANNE MATHER
Nadbiegła Rosie.
– Tatusiu, przyjechałes´! – zawołała rados´nie,
rzucaja˛c sie˛ Mattowi w ramiona.
– Przeciez˙ ci obiecałem. – Matt unio´sł Rosie
i wykonał z nia˛ pełen obro´t. – Jak było w szkole?
– Dobrze.
– Two´j tata znalazł pania˛, kto´ra ma sie˛ toba˛
opiekowac´ – wtra˛ciła ze złos´cia˛ Gloria.
– Naprawde˛? – spytała Rosie.
– Niezupełnie – odparł Matt, nie chca˛c jej okła-
mywac´. Był ws´ciekły na Glorie˛, kto´ra stała z tri-
umfuja˛ca˛ mina˛. Była pewna, z˙e Matt chciał sie˛
jej pozbyc´ i nikogo nie znalazł. Matt rzucił jej
złowrogie spojrzenie i ruszył z Rosie do samo-
chodu. – Wytłumacze˛ ci po drodze – powiedział
do dziecka.
– Znalazłes´ opiekunke˛ czy nie? – spytała Rosie
w samochodzie.
Matt nie wiedział, co powiedziec´. Nie znalazł
opiekunki, za to w domu była Sara, kto´rej obecnos´c´
musiał w jakis´ sposo´b wyjas´nic´. Jes´li Sara w mie˛-
dzyczasie nie spro´bowała jeszcze raz uruchomic´
samochodu. Auto było sprawne, mogła odjechac´.
– Co sie˛ stało, tatusiu? – spytała Rosie, widza˛c
mine˛ Matta. – Okłamałes´ pania˛ Armstrong? Nie
szkodzi, nie lubie˛ Ruperta i Nigela. – Dwaj syno-
wie Glorii byli w klasie Rosie. – To nieznos´ni
chłopcy.
– Przyszła dzisiaj do nas młoda kobieta – ode-
zwał sie˛ Matt, staraja˛c sie˛ dobierac´ jak najodpo-
43
TAJEMNICA SARY
wiedniejsze słowa. – Ale nie szuka pracy jako
opiekunka. Jest gos´ciem. Zepsuł jej sie˛ samocho´d,
na drodze koło naszego domu. Ta pani zostanie
u nas przynajmniej do jutra i chciałbym cie˛ prosic´,
z˙ebys´ była dla niej miła.
– Co to za pani? – spytała Rosie. – Dlaczego
zostanie przynajmniej do jutra?
Matt powto´rzył jej to, co powiedział wczes´niej.
– Moz˙e be˛dzie chciała zostac´ moja˛ opiekunka˛
– odparła z dziecie˛cym optymizmem Rosie.
Matt nie odpowiedział. Jednak Rosie zacze˛ła
zadawac´ mu coraz to nowe pytania – o wiek Sary,
jej wygla˛d, o to czy jest turystka˛, co stało sie˛ z jej
samochodem, i tym podobne. Nie była zaintereso-
wana rozmowa˛ o szkole.
Matt nie wiedział, co powie Rosie, jes´li okaz˙e
sie˛, z˙e Sary nie ma. Rosie byłaby bardzo roz-
czarowana. A on? Co´z˙, i jego Sara interesowała,
oczywis´cie z zawodowego punktu widzenia. Jej
przypadek był dla psychologa ciekawy. Oczywis´-
cie Mattowi nawet nie przyszłoby do głowy inte-
resowac´ sie˛ nia˛ jako kobieta˛. Nie chciał z nikim sie˛
wia˛zac´ ani nie zamierzał zbliz˙ac´ sie˛ do podejrzanej
i potencjalnie niebezpiecznej osoby.
Stwierdził z ulga˛, z˙e ford z wypoz˙yczalni wcia˛z˙
stoi przy drodze. Miał nadzieje˛, z˙e Sara podczas
jego nieobecnos´ci nie szperała po domu. Wa˛tpił, aby
tak było. Chyba najlepiej czuła sie˛ w wygodnym,
przestronnym salonie.
Rosie pobiegła przodem, przywitała sie˛ z pod-
44
ANNE MATHER
skakuja˛cymi psami i pierwsza weszła do domu,
pozostawiaja˛c drzwi szeroko otwarte.
– Zamknij drzwi, psy wbiegna˛! – zawołał Matt,
ale było juz˙ za po´z´no.
Wpadł do salonu i zobaczył zaskakuja˛ca˛ scene˛.
Sara kle˛czała na dywanie, s´mieja˛c sie˛ i bawia˛c z ura-
dowanymi psami. Rosie przygla˛dała sie˛ temu z ra-
dos´cia˛ w oczach.
Zaniedbuje˛ ja˛ – pomys´lał ze smutkiem Matt.
Zdawał sobie sprawe˛, z˙e Rosie byłaby szcze˛s´liwsza
w domu pełnym ludzi, domowniko´w i gos´ci. Nie
miała ani matki, ani rodzen´stwa, Matt nie spotykał
sie˛ z nikim, Hester odeszła na emeryture˛. On takz˙e
był jedynakiem. Z
˙
yli wprawdzie jego rodzice i tyl-
ko oni poza Mattem stanowili rodzine˛ Rosie. Jed-
nak mieszkali daleko i nie nalez˙eli do dziadko´w,
kto´rym dłuz˙sze zajmowanie sie˛ mała˛ wnuczka˛
sprawia przyjemnos´c´.
W tej chwili Rosie była uradowana. Matt popa-
trzył na Sare˛ i przyszło mu do głowy, z˙e to atrakcyj-
na kobieta.
– Przepraszam – odezwał sie˛. – Rosie je wpus´-
ciła, nie zda˛z˙yłem dobiec do drzwi.
– Nie szkodzi. Jak wabia˛ sie˛ te pieski? – spytała
Sara.
– Tra˛bel i Ba˛bel – odparła wesoło dziewczynka.
– Zabawnie. Miło mi cie˛ poznac´. Tra˛bla i Ba˛bla
ro´wniez˙. – Sara us´miechne˛ła sie˛ szeroko.
Matt widział, z˙e Rosie natychmiast polubiła
Sare˛. Nie wiedział, co robic´. Z jednej strony z˙al mu
45
TAJEMNICA SARY
było Sary i cieszył sie˛ rados´cia˛ Rosie, z drugiej
strony obawiał sie˛ tego, czym moz˙e skon´czyc´ sie˛
dla Rosie i dla niego samego obecnos´c´ tej kobiety.
Za mało o niej wiedział.
– Zostaniesz u nas? – spytała Rosie. – Chcia-
łabym!
– Tylko na jedna˛ noc – odparła cicho Sara. – To
wielka uprzejmos´c´ ze strony twojego taty, z˙e po-
zwolił mi przenocowac´.
– Co robisz? – wypytywała Rosie. – Jestes´ turyst-
ka˛? Szukasz pracy?
Sara zmieszała sie˛.
– Jeszcze nie zdecydowałam – odparła w kon´cu,
czerwienieja˛c. – Tu jest bardzo ładnie. Mieszkacie
w pie˛knym miejscu.
– Tata tez˙ tak mo´wi – odparła Rosie. – Gdzie
mieszkasz? – zapytała.
– Rosie, nie wolno zadawac´ obcym tylu pytan´
– skarcił ja˛ Matt.
– Ale ja chciałabym, z˙eby ona u nas została
– powiedziała Rosie. – I była moja˛ opiekunka˛. To
bardzo łatwe! Wystarczy, z˙ebys´ woziła mnie do
szkoły – zwro´ciła sie˛ do Sary – i odbierała. I troche˛
ze mna˛siedziała, dla towarzystwa. Jestem juz˙ duz˙a.
Nie przeszkadzałabym tacie w pracy. Tatusiu, czy
Sara moz˙e zostac´?
46
ANNE MATHER
ROZDZIAŁ CZWARTY
Sare˛ mimo woli ogarne˛ło wspo´łczucie dla Matta,
mimo z˙e nie był dla niej szczego´lnie miły. Nie
dziwiła mu sie˛. I tak bardzo wiele dla niej zrobił.
Patrzyła na maluja˛ce sie˛ na jego twarzy zakło-
potanie.
Na pewno miał wyrzuty sumienia, wiedza˛c, z˙e
nie pos´wie˛ca dziecku dostatecznej ilos´ci czasu.
A przeciez˙ nie mo´gł, bo był samotnym ojcem
i musiał zarabiac´ na z˙ycie dziecka, własne i opie-
kunki.
Patrzył gniewnie na Sare˛. Postanowiła odezwac´
sie˛ pierwsza.
– To bardzo miłe, z˙e tak ci sie˛ spodobałam, ale...
– Ale pani Sara jutro wyjez˙dz˙a – dokon´czył
Matt. – Poza tym na pewno uznałaby z˙ycie u nas za
bardzo nudne – dodał.
– Naprawde˛? – spytała Rosie Sare˛, natychmiast
smutnieja˛c.
– Oczywis´cie – potwierdził Matt, gdy Sara mil-
czała. – Wyprowadz´my psy, zanim wsze˛dzie be˛-
dzie pełno siers´ci.
– Dobrze, tatusiu – odparła nieche˛tnie Rosie.
– Zaraz zobacze˛, co nasza gosposia zostawiła
nam na obiad – odezwał sie˛ Matt do Sary.
– Czy mogłabym wam pomo´c w kuchni? – za-
ofiarowała sie˛.
– Dzie˛kuje˛, jest pani gos´ciem – odparł chłodno.
– To moz˙e wyprowadziłabym psy?
– Dzie˛kuje˛. – Matt pokre˛cił głowa˛.
– Tato, chciałabym po´js´c´ z Sara˛ wyprowadzic´
Tra˛bla i Ba˛bla! – oznajmiła Rosie.
– Pania˛ Sara˛ – pouczył Matt. – To niegrzecznie
mo´wic´ o pani po imieniu. Pani Sara... nie ma
odpowiednich buto´w.
– Che˛tnie przeszłabym sie˛ po plaz˙y – odezwała
sie˛ z nagłym oz˙ywieniem Sara. – Moge˛ is´c´ boso.
Rosie tez˙ by sie˛ troche˛ przewietrzyła...
– Przykro mi, ale sie˛ nie zgadzam – ucia˛ł Matt.
Sara posmutniała. Nie dziwiła sie˛, z˙e nie chciał
wypus´cic´ jej ze swoim jedynym dzieckiem na klify.
Nie zrobiła dobrego wraz˙enia.
– Tato, a moz˙e ty bys´ poszedł? Poszlibys´my
wszyscy troje! – zaproponowała Rosie.
– Rosie... – Matt był zniecierpliwiony, ale z dru-
giej strony nie chciał zasmucac´ co´reczki.
– Prosze˛ cie˛! Ty tez˙ sie˛ przewietrzysz. Zawsze
mo´wisz, z˙e za mało sie˛ ruszasz. – Rosie pocia˛gne˛ła
ojca za re˛ke˛. – Chodz´! Be˛dzie bardzo miło!
Matt zacisna˛ł ze˛by. Zerkna˛ł gniewnie na Sare˛,
ale potem opanował sie˛ i odpowiedział łagodnie:
– Moz˙e na po´ł godziny...
Rosie wydała radosny okrzyk i przytuliła go.
Pogładził ja˛ po włosach, ale jednoczes´nie patrzył
na Sare˛ ze smutkiem, nieprzychylnie. Odwro´ciła
48
ANNE MATHER
głowe˛, zbyt roztrze˛siona, aby znies´c´ jego spojrze-
nie. Wyjrzała przez okno, na poros´nie˛ty faluja˛ca˛ od
wiatru trawa˛ szczyt klifu.
Poszli. Psy pomkne˛ły ku skarpie, gdzie była
s´ciez˙ka schodza˛ca pos´ro´d skał na plaz˙e˛. Rosie
podskakiwała, us´miechaja˛c sie˛ od ucha do ucha.
– Zejs´cie jest kamieniste – odezwał sie˛ do Sary
Matt. – Be˛da˛ bolały pania˛ stopy.
– Poradze˛ sobie – zapewniła, choc´ wcale nie
była pewna własnych sło´w. Nie chciała pozwolic´
sie˛ odprawic´.
Zejs´cie rzeczywis´cie okazało sie˛ dla niej bardzo
bolesne. Zaciskała usta, aby nie narzekac´, tylko sta-
wiac´ naste˛pne kroki. W kon´cu znalez´li sie˛ na plaz˙y.
Mie˛kki piasek był dla Sary błogosławien´stwem.
Z rados´cia˛pobiegła ku morzu. Rosie zbliz˙yła sie˛ do
wody, a potem ruszyła za psami, kto´re zacze˛ły gonic´
sie˛ po plaz˙y. Sara została sama z Mattem.
– Kamienie kłuły, prawda? – zagadna˛ł Matt.
– Dałam sobie rade˛ – zapewniła. Odetchne˛ła
głe˛boko s´wiez˙ym powietrzem. – Cudownie tu! Nie
zdawałam sobie sprawy, z˙e w Anglii sa˛ jeszcze tak
dziewicze plaz˙e. Czy przenio´sł sie˛ tu pan z Lon-
dynu? – spytała, sama nie wiedza˛c dlaczego.
– Tak, choc´ urodziłem sie˛ niezbyt daleko sta˛d.
Wyjechałem na studia do Londynu, zostałem tam,
az˙ w kon´cu tu wro´ciłem. A pani? Czy pani takz˙e
uciekła z Londynu? – zapytał.
– Nie moge˛ tak tego nazwac´ – odpowiedziała
Sara.
49
TAJEMNICA SARY
– Oczywis´cie. Ucieka pani przed kims´ – albo
moz˙e przed czyms´?
Na szcze˛s´cie nadbiegła Rosie. Zacze˛ła zdejmo-
wac´ buty.
– Rosie, woda jest za zimna – odezwał sie˛
natychmiast Matt i szybko odcia˛gna˛ł co´reczke˛ na
bok. – Pani Sara włas´nie wychodziła. Prawda?
Sara nie chciała powodowac´ konfliktu. Zreszta˛
woda rzeczywis´cie była bardzo zimna.
– Włas´nie – potwierdziła. – Okropnie zimno mi
w stopy! – dodała, us´miechaja˛c sie˛ do Rosie.
– Naprawde˛? – spytała niepewnie Rosie.
– Oczywis´cie. Zobacz, mam ge˛sia˛ sko´rke˛. – Sa-
ra kucne˛ła koło dziewczynki, aby pomo´c jej włoz˙yc´
buty i odwro´cic´ jej uwage˛.
Matt mimo woli takz˙e przyjrzał sie˛ bosym no-
gom Sary, jej dłoniom, twarzy... Poczuła na sobie
jego wzrok i zarumieniła sie˛.
Co za nonsens – pomys´lała. Przeciez˙ ten czło-
wiek mi sie˛ nie podoba. Po koszmarze, jaki zgoto-
wał jej Maks, nie miała zamiaru kiedykolwiek
wia˛zac´ sie˛ z me˛z˙czyzna˛. W dodatku Matt Seton wy-
dawał sie˛ stanowczy, chłodny... Mo´gł byc´ podobny
do Maksa. Do tego był wyz˙szy od niego i bez
wa˛tpienia jego kondycja fizyczna była o niebo
lepsza. Mo´gł wie˛c byc´ o wiele bardziej niebez-
pieczny!
Zamierzała energicznie sie˛ wyprostowac´, ale
posiniaczone biodro zabolało ja˛gwałtownie. Opad-
ła na kolana, rumienia˛c sie˛ ze wstydu. Ledwie
50
ANNE MATHER
dotkne˛ła kolanami piasku, uje˛ły ja˛ za ramiona silne
re˛ce Matta. Pomo´gł jej wstac´.
– Dzie˛kuje˛, chyba musiałam stracic´ ro´wnowa-
ge˛ – skłamała, opieraja˛c cie˛z˙ar ciała na zdrowej
nodze.
– Nie wydaje mi sie˛ – odparł. – Lepiej juz˙
wracajmy. – Zagwizdał na psy.
– Nie martw sie˛ – odezwała sie˛ Rosie do Sary.
– Ja tez˙ przewracam sie˛ w piasku.
– Nic sie˛ nie stało – odpowiedziała z wymuszo-
nym us´miechem Sara. Na szcze˛s´cie była w stanie
is´c´, chociaz˙ musiała troche˛ oszcze˛dzac´ noge˛. Po
chwili bo´l zmniejszył sie˛.
Jednak droga pod go´re˛ była dla niej bardzo
trudna. Rosie szła przodem, Sara posuwała sie˛
powoli za nia˛, a Matt kroczył na kon´cu, wołaja˛c do
Rosie, z˙eby zaczekała. Sara nieswojo sie˛ czuła,
wiedza˛c, z˙e Matt sie˛ jej przygla˛da i z˙e dostrzega jej
wysiłek. Z ulga˛ dotarła na wierzchołek klifu.
W domu spytała Matta, czy moz˙e wzia˛c´ prysz-
nic. Miała ochote˛ połoz˙yc´ sie˛ i odpocza˛c´, aby ulz˙yc´
bola˛cej nodze. Ale nie wspominała o niej. Matt i tak
patrzył na nia˛ podejrzliwie.
– Moz˙e pani wzia˛c´ ka˛piel – odpowiedział. – Po-
winna pania˛ wzmocnic´. Na plaz˙y nawet nie mogła
pani wstac´.
– Ska˛dz˙e – zaprotestowała. – Po prostu straci-
łam ro´wnowage˛, juz˙ mo´wiłam.
Sara poszła do swojej tymczasowej sypialni,
zamkne˛ła drzwi i usiadła na ło´z˙ku, zme˛czona.
51
TAJEMNICA SARY
Nie wierzy mi – mys´lała. Jest na to zbyt błyskot-
liwy. Ciekawe, czy szuka juz˙ w Internecie wiado-
mos´ci o uciekinierkach?
Dochodziła pia˛ta. Mine˛ła niecała doba od s´mier-
ci Maksa. Boz˙e, co ja zrobie˛?! – martwiła sie˛ Sara.
Postanowiła poprosic´ rano Matta o podwiezienie
jej do Saviour’s Bay, kiedy be˛dzie wio´zł Rosie do
szkoły. Byc´ moz˙e przyczyna awarii wypoz˙yczone-
go samochodu okaz˙e sie˛ łatwa do usunie˛cia i wczes-
nym popołudniem be˛dzie sie˛ nadawał do jazdy.
Ale doka˛d jechac´? A poza tym, czy Matt pus´ci
mnie? Nie, on nie zatrzyma mnie siła˛ i chyba nie
zamelduje o wszystkim policji. W kaz˙dym razie nie
zrobi tego, dopo´ki nie dowie sie˛, kim jestem.
Sara rozebrała sie˛ do ka˛pieli i ze smutkiem
popatrzyła na widnieja˛ce na jej ciele sin´ce. Wy-
gla˛dała na pobita˛. Bo została pobita. Tyle razy
Maks ja˛ bił! Ale z˙yła, a on juz˙ nie.
Przeciez˙ nie chciała go zabic´. Tylko z˙e nikt jej
nie uwierzy.
Juz˙ przed kilku laty pogodziła sie˛ z tym, z˙e nic
sie˛ nie da zrobic´, z˙e jej sytuacja sie˛ nie zmieni.
Sa˛dziła, z˙e jest zwia˛zana z okrutnym Maksem na
zawsze. Wiedziała, z˙e nigdy nie pozwoliłby jej
odejs´c´, mo´wił to zreszta˛ wielokrotnie, groził, z˙e
skrzywdzi jej matke˛.
Co wie˛c stało sie˛ minionej nocy? Sara nie spo-
dziewała sie˛ niczego szczego´lnego. Jak zwykle
pro´bowała sie˛ bronic´. On uderzył ja˛, przewro´ciła
sie˛ na stolik przy schodach, a Maks chciał zadac´
52
ANNE MATHER
kolejny cios. Biodrem Sary targna˛ł dojmuja˛cy bo´l,
kiedy uderzyła w stolik. Skuliła sie˛, osłoniła re˛kami
głowe˛, spodziewaja˛c sie˛, z˙e Maks ja˛ kopnie, skoro
upadła.
Tymczasem on potkna˛ł sie˛ o nia˛ i, straciwszy
ro´wnowage˛, poleciał w do´ł, spadaja˛c ze schodo´w
głowa˛ naprzo´d. Uderzył w nie i sturlał sie˛ na do´ł.
Nie popchne˛łam go! – kolejny raz powto´rzyła
w mys´li. Przekonywała sie˛ o tym, aby zagłuszyc´
okropne wa˛tpliwos´ci. Przeciez˙ potkna˛ł sie˛ o nia˛, bo
upadła, a upadła dlatego, z˙e ja˛ uderzył. Nie przy-
szło jej do głowy, z˙e on moz˙e sie˛ potkna˛c´, stracic´
ro´wnowage˛ i spas´c´ ze schodo´w. Oraz złamac´ kark.
Zadrz˙ała. Przypomniał jej sie˛ wrzask Maksa,
kiedy znikał z jej pola widzenia. Potem uderzył
w schody.
To był wypadek.
Sara wzie˛ła głe˛boki oddech. Pamie˛tała, jak zaraz
po upadku Maksa zbiegła ze schodo´w, z˙eby błagac´
go o wybaczenie. Ale on nie wstawał; lez˙ał. Lez˙ał
zupełnie nieruchomo. I wtedy, w jednej chwili,
Sara zorientowała sie˛, z˙e on nie z˙yje. Była o tym
przekonana, lecz przyłoz˙yła drz˙a˛ce usta do jego
ust i spro´bowała sztucznego oddychania. Wcia˛z˙
nie oddychał. Zadzwoniła wie˛c na pogotowie.
I uciekła.
Zdawała sobie sprawe˛, co wywnioskuje policja.
Ucieczka ro´wnała sie˛ przyznaniu do zabicia me˛z˙a.
Zdrowi me˛z˙czyz´ni w wieku Maksa niecze˛sto spada-
ja˛ ze schodo´w. A gdyby Sara została aresztowana,
53
TAJEMNICA SARY
policyjny lekarz z pewnos´cia˛ odkryłby sin´ce na jej
ciele. Detektyw od razu domys´liłby sie˛, z˙e Sara
była bita, i uznałby, z˙e mogła w odwecie zabic´
Maksa.
Omal nie krzykne˛ła z przeraz˙enia, kiedy ktos´
zapukał do drzwi łazienki.
– Słucham? – odezwała sie˛, przezwycie˛z˙aja˛c
strach. Bała sie˛, z˙e Matt wejdzie i zobaczy ja˛ naga˛
i posiniaczona˛.
– Wszystko w porza˛dku? – To był głos Matta.
– Oczywis´cie – odparła z irytacja˛ Sara. – Dla-
czego cos´ miałoby byc´ nie w porza˛dku?
– Przepraszam. Po prostu jest pani w łazience
juz˙ ponad po´ł godziny. Obawiałem sie˛, z˙e zasne˛ła
pani w wannie. Nie chciałbym, z˙eby sie˛ pani uto-
piła.
– Czy pan mnie podsłuchuje?!
– Ska˛dz˙e. Po prostu martwiłem sie˛... – Chyba
mo´wił szczerze. Sara nie była przyzwyczajona do
czyjejkolwiek troski. – Chciałem takz˙e powie-
dziec´, z˙e kolacja be˛dzie gotowa dopiero za mniej
wie˛cej godzine˛, wie˛c nie musi sie˛ pani s´pieszyc´.
Prosze˛ spokojnie odpoczywac´.
– Dzie˛kuje˛.
– Nie ma za co. Niech sie˛ tylko pani nie utopi.
– Nie utopie˛ sie˛ – obiecała.
– To dobrze.
Poszedł. Sara odetchne˛ła z ulga˛. Czuła sie˛ okro-
pnie. Lecz było jej miło, z˙e Matt sie˛ o nia˛ troszczył.
Dota˛d tylko Hugo okazywał jej serdecznos´c´, jed-
54
ANNE MATHER
nak wiedziała, z˙e w przypadku kaz˙dej konfrontacji
wzia˛łby strone˛ brata. Zwłaszcza z˙e kariera aktorska
przecie˛tnie utalentowanego Hugona nie rozwine˛ła-
by sie˛ bez wsparcia Maksa.
Sara nie chciała wie˛cej mys´lec´ o Maksie. Za-
mkne˛ła oczy i poddała sie˛ koja˛cemu działaniu
wody. Ta mys´l napełniała ja˛ wstydem, ale cieszyła
sie˛, z˙e Maks juz˙ nigdy wie˛cej jej nie uderzy, nie
skrzywdzi.
Wytarłszy sie˛, po chwili wahania włoz˙yła kre-
mowy szlafrok, kto´ry był w łazience. Miała na-
dzieje˛, z˙e Matt nie be˛dzie miał jej tego za złe.
Chciała uprac´ bielizne˛, a nie zda˛z˙yła wzia˛c´ niczego
na zmiane˛.
Kiedy weszła do sypialni, zobaczyła jednak na
ło´z˙ku stosik przygotowanych dla niej czystych
ubran´ – me˛ska˛ koszule˛ i spodnie od dresu, ale takz˙e
zapakowane w firmowy celofan damskie figi. Ska˛d
Matt je wzia˛ł? Nie wspominał, z˙e był zwia˛zany
z jaka˛kolwiek kobieta˛. A moz˙e cos´ ła˛czyło go
z Emma˛, z kto´ra˛ rozmawiał przez telefon? Lub
z kims´ innym?
Sara spojrzała na metke˛. Figi były przeznaczone
dla dziewczynki w wieku dziewie˛ciu, dziesie˛ciu
lat. To znaczy dla Rosie. Sara wybuchne˛ła s´mie-
chem i s´cia˛gne˛ła celofan. Najwyraz´niej Matt kupił
dziecku kilka par za duz˙ych fig. Na nia˛ be˛da˛ troche˛
ciasne.
Ogarne˛ło ja˛ uczucie wdzie˛cznos´ci. Najwyraz´-
niej nie wszyscy me˛z˙czyz´ni sa˛ tacy jak Maks.
55
TAJEMNICA SARY
Powinna o tym wiedziec´. Maks był wyja˛tkiem. Czy
to z´le cieszyc´ sie˛, z˙e juz˙ nigdy nie be˛dzie jej gne˛bił?
Sara ubrała sie˛ w za duz˙e, luz´ne, me˛skie ubranie,
uprała swoja˛ bielizne˛, uczesała sie˛.
Nagle ktos´ zapukał do drzwi. Drgne˛ła z przera-
z˙enia. Be˛dzie sie˛ musiała od tego odzwyczaic´.
– Kto tam? – spytała, odetchna˛wszy.
– To ja, Rosie. Czy moge˛ wejs´c´?
– Wchodz´, malutka.
Rosie weszła do pokoju. Była tak sympatyczna˛
dziewczynka˛, z˙e Sara miała ochote˛ przytulic´ ja˛ na
powitanie.
– Tata mo´wi, z˙e za dziesie˛c´ minut kolacja be˛-
dzie gotowa – zakomunikowała Rosie. – Czy to
ubrania mojego taty? – spytała, przygla˛daja˛c sie˛
Sarze z zainteresowaniem.
– Tak. Jest na tyle miły, z˙e mi poz˙yczył. Jak
wygla˛dam?
– Sa˛ troche˛ za duz˙e. Nie masz swoich ubran´?
– Nie wzie˛łam. Czy mamy juz˙ zejs´c´ na do´ł?
– Moz˙emy zejs´c´ – zdecydowała Rosie. – Nie
zostaniesz? – spytała. – Chciałabym, z˙ebys´ została
u nas i była moja˛ opiekunka˛.
– Widzisz, Rosie...
– Opiekunka jest mi bardzo potrzebna – prze-
rwała Rosie. – Dzisiaj zaspalis´my i prawie spo´z´-
niłam sie˛ do szkoły.
– Rozumiem, ale jutro musze˛ wyjechac´ – po-
wiedziała Sara.
– Nie podoba ci sie˛ tutaj?
56
ANNE MATHER
Sara westchne˛ła.
– Bardzo mi sie˛ podoba. Mieszkacie tak blisko
morza.
– Ale wie˛kszos´c´ ludzi uwaz˙a, z˙e to za daleko od
miasta – poinformowała Rosie.
– Ja tak nie mys´le˛.
– To zostan´.
– Nie moge˛. Chodz´my juz˙ na kolacje˛ – zmieniła
temat. Przejrzała sie˛ w lustrze. – Mam nadzieje˛, z˙e
nie spodziewacie sie˛ dzisiaj gos´ci. Wygla˛dam tro-
che˛ zabawnie.
57
TAJEMNICA SARY
ROZDZIAŁ PIA˛TY
Matt budził sie˛ powoli. Latem cze˛sto spał przy
otwartym oknie i budził sie˛, słysza˛c s´ciszony szum
morza. Uspokajało go to.
Jednak tego dnia obudził sie˛ z uczuciem nie-
okres´lonego niepokoju.
Ach, to przez
Sare˛
– przypomniało mu sie˛. Dobrze, z˙e wyjez˙dz˙a.
Postanowił udac´, z˙e sprawdza stan jej samocho-
du, kiedy tylko odwiezie Rosie do szkoły. Okaz˙e
sie˛, z˙e samocho´d jest sprawny i Sara nie be˛dzie
miała powodu dłuz˙ej pozostawac´ w jego domu.
Be˛dzie mo´gł spokojnie powro´cic´ do ulubionej
pracy.
Lecz uczucie niepokoju nie opuszczało Matta.
Rosie od razu polubiła Sare˛ tak bardzo, z˙e na
pewno be˛dzie o niej jakis´ czas mo´wiła, maja˛c do
niego z˙al, z˙e nie zatrudnił Sary jako opiekunki. To
paradoks, z˙e Rosie spodobała sie˛ akurat Sara. Od
czasu odejs´cia Hester przyjechało juz˙ kilka kan-
dydatek na opiekunki i Rosie nie była specjalnie
zachwycona z˙adna˛ z nich.
Matt ro´wniez˙. Młodsze robiły wraz˙enie skupio-
nych na sobie wymuskanych laleczek, kto´re kre˛ca˛
nosem na mieszkanie z dala od miasta, a starsze
wydawały sie˛ surowe i oschłe. Miał zamiar powie-
rzyc´ opieke˛ nad Rosie miłej, sympatycznej ko-
biecie.
Dziwił sie˛, jak dobrze Rosie porozumiewała sie˛
z Sara˛. Był tego s´wiadkiem poprzedniego wieczora
przy kolacji. Sara nie starała sie˛ przypodobac´ jego
co´reczce. Po prostu umiała z nia˛ rozmawiac´. Zdzi-
wił sie˛, kiedy zacze˛ły dyskutowac´ o ubrankach
lalek Rosie. Rosie chyba brakowało partnerki do
takich rozmo´w; Matt nie znał sie˛ na damskiej
modzie.
Pod koniec kolacji Rosie zacze˛ła malowac´ Sa-
rze paznokcie. Okazało sie˛, z˙e do pisemka dla
dziewczynek w wieku Rosie, kto´re kupił jej Matt,
była doła˛czona buteleczka lakieru! Lakier był
ro´z˙owy. Matt zaprotestował, mo´wia˛c, z˙e nie przy-
puszcza, aby pani Sara chciała miec´ paznokcie
w tak jaskrawym odcieniu ro´z˙u. Ale Sara nie
chciała sprawic´ Rosie przykros´ci. ,,Na buteleczce
jest napisane, z˙e ten lakier zmywa sie˛ od wody
z mydłem’’ – wyjas´niła. ,,Podoba sie˛ panu?’’
– spytała, prezentuja˛c Mattowi pomalowane paz-
nokcie.
Pochwalił po´łsło´wkiem dzieło Rosie, chca˛c zro-
bic´ jej przyjemnos´c´. Lecz przede wszystkim zapa-
mie˛tał widok smukłej dłoni Sary, jej delikatnych
palco´w. Obecnos´c´ Sary draz˙niła jego zmysły. Bez
wa˛tpienia była atrakcyjna˛ kobieta˛. Musiał nieche˛t-
nie przyznac´ przed samym soba˛, z˙e silnie na niego
działa. Kiedy siedziała przy nim w jego luz´nym
ubraniu, nie mo´gł pozbyc´ sie˛ mys´li o tym, czy pod
59
TAJEMNICA SARY
koszula˛i spodniami od dresu jest całkiem naga, czy
tez˙ dziecie˛ce figi na nia˛ pasuja˛.
Kiedy poszli spac´, Rosie przyszła do jego sypial-
ni i zacze˛ła go prosic´, z˙eby Sara została.
Odmo´wił, ale z z˙alem. Wiedział, z˙e zaro´wno
Rosie, jak i on be˛da˛ te˛sknic´ za Sara˛.
Nie mo´gł jednak mys´lec´ o niej jako o intryguja˛-
cej kobiecie ani tym bardziej potencjalnej opiekun-
ce Rosie. Była przeciez˙ uciekinierka˛, kto´rej dalsza
obecnos´c´ w ich domu mogła przynies´c´ nieobliczal-
ne skutki. Co sie˛ z nim działo? Nie pamie˛tał, z˙eby
jakakolwiek kobieta tak szybko wzbudziła w nim
tak silne emocje.
– Tato, obudziłes´ sie˛? – odezwał sie˛ nagle głos
Rosie.
– Tak, kochanie – odpowiedział. – Ty tez˙ juz˙ nie
s´pisz?
Rosie zajrzała do jego sypialni. Była rozczoch-
rana, miała na sobie piz˙amke˛ z Kubusiem Puchat-
kiem.
– Nie moge˛ spac´. Chciałabym z toba˛ poroz-
mawiac´.
– Chodz´, malen´ka. – Matt popatrzył na co´recz-
ke˛ i us´miechna˛ł sie˛. Bardzo ja˛ kochał. Domys´lał
sie˛ tematu rozmowy i obawiał, z˙e nie be˛dzie ona
miła.
Rosie podeszła do ło´z˙ka, usiadła i powiedziała:
– Chciałabym, z˙eby Sara u nas została.
– Rosie, nie zgadzam sie˛; juz˙ o tym rozmawiali-
s´my – odparł. – Dlaczego mo´wisz do niej po
60
ANNE MATHER
imieniu, nie jest twoja˛ kolez˙anka˛ – skarcił ja˛, zmie-
niaja˛c temat.
– Powiedziała, z˙e moge˛. I z˙e kiedy mo´wie˛ do
niej ,,prosze˛ pani’’, czuje sie˛, jakby znowu była
nauczycielka˛. Uczyła w szkole, wiesz?
– Wspominała mi o tym.
– Dlaczego nie moz˙e zostac´ moja˛ opiekunka˛?
– nie uste˛powała.
– Rosie... – Matt spro´bował porozmawiac´ z nia˛
jak z dorosłym człowiekiem – nic o niej nie wiemy.
Nie wiemy nawet, ska˛d przyjechała.
– Moz˙esz ja˛ spytac´ – odparła. – Powiedziała, z˙e
bardzo jej sie˛ u nas podoba, bo mieszkamy blisko
morza. I z˙e kiedy była mała, musiała mieszkac´
w mies´cie.
– Czy teraz tez˙ mieszka w mies´cie? – spytał
z zainteresowaniem Matt. – Mo´wiła ci? Co jeszcze
ci mo´wiła?
– Nic. Tylko z˙e nigdy nie miała psa. Moge˛ ja˛
zapytac´, gdzie mieszka.
– Nie! – zabronił stanowczo Matt, az˙ Rosie sie˛
wystraszyła.
– Dobrze – odpowiedziała smutno i zeszła z ło´z˙-
ka. – Nie zapytam. Ale jestes´ niedobry.
– Malen´ka – Matt uja˛ł dziecko za ramie˛ – prosze˛
cie˛, zrozum. Bardzo cie˛ kocham i dlatego nie moge˛
pozwolic´, z˙eby opiekowała sie˛ toba˛ pani, kto´rej
wcale nie znam.
– To jak znajdziesz opiekunke˛? Nie znasz z˙ad-
nej – odparła bystro Rosie.
61
TAJEMNICA SARY
– Tak, ale one odpowiadały na ogłoszenie i mia-
ły referencje.
– To co?
Matt zsuna˛ł nogi z ło´z˙ka i przytulił Rosie.
– Kochanie, naprawde˛ nie chce˛ ci robic´ przy-
kros´ci, ale nie...
– Ale robisz! – przerwała.
– Martwiłbym sie˛ o ciebie – powiedział jesz-
cze Matt, ale pewnos´c´ znikła z jego głosu. W is-
tocie przebywaja˛c z Sara˛ kilka godzin, doszedł
do wniosku, z˙e raczej nie jest przeste˛pczynia˛.
Robiła wraz˙enie uczciwej dziewczyny. Mimo z˙e
bez wa˛tpienia spotkało ja˛ cos´, przed czym ucie-
kała.
– Tato... – Rosie była bliska płaczu.
Zwaz˙ywszy na to i na swoje zainteresowanie
Sara˛, Matt podja˛ł odwaz˙na˛ decyzje˛.
– Dobrze – powiedział. – Pozwole˛ jej zostac´
kilka dni. Na pro´be˛. – Miał nadzieje˛, z˙e nie poz˙ału-
je swojej decyzji.
– Hura! – zawołała rados´nie Rosie i rzuciła sie˛
ojcu na szyje˛.
– Ale tylko do niedzieli – zastrzegł sie˛. – Nie
obiecuje˛, co be˛dzie potem.
– Czy moge˛ is´c´ do Sary i jej to powiedziec´?
Moge˛? Tato! Na pewno sie˛ ucieszy i zgodzi sie˛
zostac´. Mo´wiła, z˙e nie moz˙e, ale to dlatego, z˙e jej
nie chciałes´.
– Jak to? Powiedziała ci, z˙e nie moz˙e u nas
zostac´, bo ja tego nie chce˛?
62
ANNE MATHER
– Nie. Mo´wiła tylko, z˙e musi odjechac´. Ale ja
wiem, z˙e to dlatego, z˙e ty tak postanowiłes´.
– Rozmawiałys´cie o tym? – dopytywał sie˛.
– Powiedziałam Sarze, z˙e chciałabym, z˙eby zo-
stała – wyjas´niła Rosie.
– Nic wie˛cej nie mo´wiła?
– Nie. To moge˛ jej powiedziec´?
– Czekaj. – Matt spojrzał na zegarek. – Jest
sio´dma rano. Porozmawiamy jeszcze przy s´niada-
niu, dobrze?
– Ale nie powiesz, z˙eby odjechała, prawda?
– upewniła sie˛ Rosie.
Matt miał ochote˛ uspokoic´ ja˛ i potwierdzic´ swo-
je słowa, ale pohamował sie˛.
– Idz´ sie˛ umyc´ – powiedział. – Nie zapomnij
o ze˛bach. Porozmawiamy zaraz, kiedy przyjdziesz
na s´niadanie.
– Tato, ale...
– Bo sie˛ rozmys´le˛ – zagroził.
– Dobrze! – Rosie natychmiast pobiegła do ła-
zienki.
Zanim Matt zszedł na do´ł, przyjechała pani Webb,
mniej wie˛cej pie˛c´dziesie˛ciopie˛cioletnia, sympatycz-
na gosposia, kto´ra pomagała mu w prowadzeniu
domu, odka˛d zamieszkał koło Saviour’s Bay.
Przywitała sie˛ i zrobiła Mattowi kawy. Pił, za-
stanawiaja˛c sie˛, jak mo´gł ulec pros´bom Rosie i zgo-
dzic´ sie˛ na przedłuz˙enie pobytu Sary. Czy ze
wzgle˛du na własne, egoistyczne pragnienia? Co sie˛
z nim działo?
63
TAJEMNICA SARY
– Podobno zatrudnił pan nowa˛ opiekunke˛ –
odezwała sie˛ nagle pani Webb, chłodniejszym niz˙
zwykle tonem. – Nic mi pan nie mo´wił.
Widocznie Gloria Armstrong nie zasypiała gru-
szek w popiele. Musiała zatelefonowac´ do pani
Webb, aby dowiedziec´ sie˛ szczego´ło´w. Ciekawe,
co odpowiedziała pani Webb!
– Kto pani to powiedział? – spytał Matt.
– Rosie. – Pani Webb odwine˛ła z plastiku porcje˛
bekonu. – Przed chwila˛ powiedziała mi, z˙e noco-
wała u pan´stwa nowa opiekunka.
Matt je˛kna˛ł w duchu.
– Jeszcze nie zdecydowałem, czy zatrudnic´ te˛
pania˛ na stałe – odpowiedział. – Nic nie mo´-
wiłem, poniewaz˙ nie spodziewałem sie˛ jej przy-
bycia.
– Nie spodziewał sie˛ pan? To niezwykły zbieg
okolicznos´ci, z˙e przyjechała – skomentowała pani
Webb, nie dowierzaja˛c.
– Wcale sie˛ z tego nie ucieszyłem – mrukna˛ł
z irytacja˛ Matt. – Jak mo´wiłem, nie wiem, czy ja˛
zatrudnie˛. Trafiła tu przypadkiem. Zepsuł jej sie˛
samocho´d tuz˙ pod naszym domem. Czy przy dro-
dze nie widziała pani samochodu?
– A wie˛c to jej samocho´d – odpowiedziała pani
Webb. Była wyraz´nie zdumiona. – Mys´lałam, z˙e to
porzucony, moz˙e kradziony.
– Nie. Kobieta, kto´ra nim jechała, przyszła tu
skorzystac´ z telefonu. Przypadkiem dowiedziała
sie˛, z˙e potrzebuje˛ opiekunki i zaproponowała, z˙e
64
ANNE MATHER
mogłaby nia˛ zostac´. Jakis´ czas temu uczyła w szko-
le podstawowej.
– Naprawde˛?
– Tak. Gdzie jest Rosie? Mielis´my porozma-
wiac´.
– Pewnie wro´ciła na go´re˛. Powiedziała, z˙e obu-
dzi... Sare˛, zgadza sie˛?
Matt zdenerwował sie˛. Dlaczego Rosie przed
rozmowa˛ z nim poszła najpierw do Sary?!
Ze złos´cia˛ spojrzał na gazete˛, kto´ra˛ połoz˙yła
przed nim pani Webb. Na pierwszej stronie znowu
pisano o wydarzeniach na Bliskim Wschodzie.
Naste˛pnie o kompromitacji jednego z polityko´w,
o wykolejeniu sie˛ pocia˛gu. Zawsze to samo – po-
mys´lał, zagla˛daja˛c na naste˛pne strony.
Usłyszał schodza˛ca˛ na s´niadanie Rosie. Juz˙ miał
zamkna˛c´ gazete˛ z powrotem, kiedy jego uwage˛
zwro´ciło małe zdje˛cie na dole czwartej strony.
Przyjrzał mu sie˛ lepiej. To była fotografia Sary.
Czytał z najwyz˙sza˛ uwaga˛. Rzekoma Sara nazy-
wała sie˛ w rzeczywistos´ci Victoria Bradbury. Była
z˙ona˛ znanego przedsie˛biorcy, Maksa Bradbury’e-
go. Pisano, z˙e zagine˛ła.
Nic dziwnego, z˙e podała mi fałszywe nazwisko
– pomys´lał Matt, choc´ niewiele wiedział o Brad-
burym. Według autora artykułu Victoria Bradbury
zagine˛ła przed dwoma dniami, wieczorem. Jej
ma˛z˙ oraz matka byli zrozpaczeni. Tragicznym
zbiegiem okolicznos´ci Maks Bradbury spadł tego
samego wieczora ze schodo´w, był nieprzytomny
65
TAJEMNICA SARY
do naste˛pnego ranka i nie powiadomił nikogo o znik-
nie˛ciu z˙ony. Na szcze˛s´cie po´z´niej zdołał doczołgac´
sie˛ do telefonu i wezwac´ pomoc.
Brat Maksa Bradbury’ego, aktor Hugo Brad-
bury, twierdzi, z˙e to niemoz˙liwe, aby z˙ona jego
brata wyszła, nie powiedziawszy me˛z˙owi, doka˛d
sie˛ udaje. W zwia˛zku z tym pojawiły sie˛ obawy, z˙e
Victoria Bradbury została porwana. Maks Brad-
bury został przewieziony do szpitala na badania,
ale naste˛pnego ranka wypisał sie˛ na własna˛ pros´be˛,
aby osobis´cie pokierowac´ poszukiwaniami z˙ony.
Był bardzo zamoz˙nym człowiekiem i miał zamiar
uz˙yc´ wszelkich s´rodko´w, jakimi dysponował, w ce-
lu odnalezienia z˙ony.
Artykuł kon´czył sie˛ wezwaniem, aby kaz˙dy, kto
widziałby zaginiona˛ pania˛ Bradbury lub znał miej-
sce jej pobytu, skontaktował sie˛ z policja˛. Podawa-
no londyn´ski numer.
Matt wzia˛ł głe˛boki oddech, wyjrzał przez okno,
po czym jeszcze raz uwaz˙nie przyjrzał sie˛ niewiel-
kiej fotografii.
To była ona. Victoria Bradbury! Nie miał wa˛tp-
liwos´ci.
Ogarne˛ła go złos´c´. Dlaczego ta kobieta go oszu-
kiwała? Nie wierzył jej, ale było mu jej z˙al,
sa˛dził, z˙e jest bezbronna, z˙e potrzebuje pomocy.
A ona tymczasem zapewne naigrawała sie˛ z niego
w duchu!
Zmarszczył brwi. Jak długo Victoria mogła byc´
z˙ona˛ Maksa Bradbury’ego? Pamie˛tał twarz biznes-
66
ANNE MATHER
mena ze s´rodko´w masowego przekazu. Był me˛z˙-
czyzna˛ po pie˛c´dziesia˛tce, czyli o dwadzies´cia kil-
ka lat starszy od z˙ony. Czyz˙by znudziła sie˛ małz˙en´-
stwem z niemłodym juz˙ człowiekiem? A moz˙e nie
pos´wie˛cał jej dos´c´ uwagi? Czy uciekła, aby mu
przypomniec´, jakie ma szcze˛s´cie, z˙e udało mu sie˛
zwia˛zac´ z tak młoda˛, atrakcyjna˛ kobieta˛?
Jes´li tak było, po co Victoria prosiła go o prace˛,
dlaczego udawała, z˙e była niegdys´ nauczycielka˛?
Przeciez˙ człowiek pokroju Bradbury’ego nie oz˙e-
niłby sie˛ z nauczycielka˛ ze szkoły podstawowej.
Jakim sposobem taka osoba mogła go poznac´?
Z
˙
ona znanego biznesmena musiała byc´ juz˙ przed
s´lubem zamoz˙na˛, wpływowa˛ kobieta˛, ewentualnie
bywalczynia˛ nocnych lokali.
– Tato, s´niadanie! – zawołała Rosie.
Us´wiadomiło to Mattowi, z˙e i jego co´reczke˛
Victoria oszukała. Be˛dzie musiał powiedziec´ jej, z˙e
Sara jednak wyjedzie, co be˛dzie dla Rosie bardzo
przykre.
Ale najpierw zamierzał porozmawiac´ szczerze
z Victoria˛, spytac´ ja˛ o motywy wprowadzenia
w bła˛d jego i Rosie. Potem zatelefonuje pod podany
w gazecie numer. Tylko z˙e... z˙al mu be˛dzie rozstac´
sie˛ z Victoria˛.
Schował gazete˛ do szuflady.
– Idziesz, tato? – spytała od drzwi Rosie. – Pani
Webb mo´wi, z˙e s´niadanie wystygnie.
– Czy Sara juz˙ wstała? – spytał.
– Tak. Jest w kuchni. Jeszcze jej nie mo´wiłam,
67
TAJEMNICA SARY
z˙e chcemy, z˙eby została. Zawołałam ja˛ tylko na
s´niadanie.
– Dobrze, dziecko. Juz˙ ide˛.
Kiedy Matt i Rosie weszli do kuchni, pani Webb,
spogla˛daja˛c ciekawie na Sare˛, pytała ja˛ o to, co
stało sie˛ z jej samochodem.
– Dzien´ dobry – powiedział donos´nie Matt.
Sara włoz˙yła tego ranka własne ubranie, wy-
gla˛dała w nim pie˛knie i pone˛tnie. Siedziała z zało-
z˙onymi na brzuchu re˛kami, co było oznaka˛ niepo-
koju.
– Dzien´ dobry – odpowiedziała, troche˛ onie-
s´mielona pojawieniem sie˛ Matta. A on, patrza˛c na
nia˛, nie mo´gł pozbyc´ sie˛ mys´li o tym, jak bardzo
ona mu sie˛ podoba. Co sie˛ ze mna˛ dzieje?! – pomy-
s´lał. Przeciez˙ to z˙ona innego!
– Czy dobrze pani spała? – spytał, aby zapobiec
niezre˛cznemu milczeniu. Pomys´lał, z˙e nie moz˙e
odbyc´ szczerej rozmowy z Victoria˛ w obecnos´ci
Rosie ani pani Webb. Tylko jak odłoz˙yc´ rozmowe˛
na czas, kiedy wro´ci spod szkoły Rosie, skoro
obiecał co´reczce, z˙e przy s´niadaniu pomo´wi z Sara˛
o zatrudnieniu jej jako opiekunki?
– Dobrze, dzie˛kuje˛ – odpowiedziała grzecznie
Sara. Prawdopodobnie było to kolejne kłamstwo.
– Tak tu spokojnie – dodała.
– Sarze podoba sie˛ nad morzem! – przypomnia-
ła Rosie.
– Pani nie jest sta˛d, prawda? – wtra˛ciła pani
Webb, stawiaja˛c przed Rosie miseczke˛ płatko´w
68
ANNE MATHER
kukurydzianych. – Mo´wi pani akcentem z południa
Anglii, nie myle˛ sie˛?
– Rzeczywis´cie – Sara us´miechne˛ła sie˛ niepew-
nie – jestem z Londynu. Poprosze˛ tylko jednego
tosta.
– Na pewno?
– Dzie˛kujemy pani za s´niadanie – zakon´czył
Matt. – Jes´li be˛dziemy jeszcze czegos´ potrzebo-
wac´, wezwe˛ pania˛.
– Skoro pan tak mo´wi... – odparła pani Webb.
– Wobec tego do zobaczenia.
Wyszła, zamykaja˛c drzwi głos´niej niz˙ zwykle.
– Pani Webb sie˛ pogniewała, bo tata nie po-
zwolił jej wypic´ z nami kawy! – oznajmiła Rosie.
– Pani Webb lubi plotkowac´ – odpowiedział
Matt, gło´wnie na uz˙ytek Sary.
Sara posmarowała tosta cienko masłem, odgryz-
ła malutki ke˛s i z trudem go przełkne˛ła.
Nic dziwnego, z˙e jest słaba – pomys´lał Matt.
Zupełnie nie ma apetytu. Pewnie denerwuje sie˛, z˙e
ja˛ zdemaskuje˛. Ale po co mnie okłamuje?
– Nie musisz dzisiaj odjez˙dz˙ac´, prawda? – spy-
tała nagle Rosie. – Tato, Sara mogłaby zostac´...
– Matt rzucił co´reczce ostrzegawcze spojrzenie
– do jutra, prawda?
– Obawiam sie˛, z˙e musze˛ wyjechac´ – odpowie-
działa szybko Sara.
Rosie posmutniała, a Matt pomys´lał, z˙e chce,
aby Sara wyjas´niła mu motywy prowadzenia z nim
dziwnej gry.
69
TAJEMNICA SARY
– Prosze˛ zostac´ – powiedział. – Przynajmniej do
jutra.
Sara zawahała sie˛. Matt takz˙e nie wiedział, czy
słusznie poste˛puje. Na przeko´r wszystkiemu miał
wraz˙enie, z˙e jest zagubiona, a on miał ochote˛ sie˛
nia˛ zaopiekowac´.
70
ANNE MATHER
ROZDZIAŁ SZO
´
STY
Po s´niadaniu Matt odwio´zł Rosie do szkoły,
a Sara wro´ciła do sypialni, w kto´rej nocowała.
Chciała unikna˛c´ ws´cibskich pytan´ pani Webb.
Okazało sie˛, z˙e pani Webb pos´cieliła ło´z˙ko Sary
– przeciez˙ nie zrobiłby tego Matt. To znaczy, z˙e
gosposia juz˙ sie˛ zorientowała, z˙e Sara nie ma
z˙adnego bagaz˙u. Ciekawe, co o niej mys´lała?!
Sara zastanawiała sie˛, czy nie popełniła błe˛du,
zgadzaja˛c sie˛ zostac´ do naste˛pnego dnia. Skoro
pani Webb lubi plotkowac´...! Samocho´d, kto´rym
przyjechała, jest zepsuty. Byc´ moz˙e siec´ wypoz˙y-
czalni przys´le tu w cia˛gu paru godzin inny samo-
cho´d, jes´li do nich zatelefonuje? Ale moz˙e wypoz˙y-
czalnia powiadomiła policje˛, z˙e poz˙yczyła od nich
samocho´d? Byc´ moz˙e juz˙ jej szukaja˛?
Pienia˛dze, potrzebuje pienie˛dzy! Dlaczego wzie˛-
ła tylko karte˛ kredytowa˛? Przeciez˙ na ekranach kom-
putero´w banku natychmiast widac´, z kto´rego ban-
komatu pobiera sie˛ pienia˛dze. I tak juz˙ raz płaciła
karta˛ za tankowanie. A poza tym na koncie niemal
nic nie ma...
Praca u Matta Setona umoz˙liwiłaby wybrnie˛cie
z kłopoto´w. Ale z pewnos´cia˛ on chciałby zawrzec´
legalna˛ umowe˛, do kto´rej potrzebne by były jej
prawdziwe dane. Ma takz˙e prawo domagac´ sie˛
referencji.
Trzeba jak najszybciej wyjechac´!
Sara zastanawiała sie˛ ro´wniez˙ nad soba˛. Nie
z˙ałowała Maksa, chwilami niemal udawało jej sie˛
o nim zapomniec´. Czy to znaczy, z˙e była złym
człowiekiem? Za to dobrze czuła sie˛ w towarzyst-
wie Matta. Maks zawsze był chorobliwie zazdros-
ny. Czy miał racje˛? Naprawde˛ postrzegała Matta
Setona jako atrakcyjnego me˛z˙czyzne˛. I tak ro´z˙nego
od Maksa!
Tak jej sie˛ przynajmniej zdawało. Raczej nie
znała sie˛ na ludziach, skoro wyszła za Maksa.
Przed s´lubem wydawało jej sie˛, z˙e jest dobrym
człowiekiem. Ufała mu chyba dlatego, z˙e był od
niej o wiele starszy. Obiecywał, z˙e nie be˛dzie
wie˛cej z˙yła nudnym z˙yciem. Wczes´niej nie wyda-
wało jej sie˛ nudne. W kaz˙dym razie sa˛dziła, z˙e
Maks ja˛ kocha, a on traktował ja˛ zaledwie jak
jeszcze jeden nabyty przedmiot.
Jak moge˛ tak mys´lec´, kiedy mo´j ma˛z˙ tragicznie
zgina˛ł?! – zreflektowała sie˛. Co pomys´lałby o mnie
Matt, gdyby dowiedział sie˛, z˙e jestem oskarz˙ona
o zamordowanie me˛z˙a? Nie chciałby, z˙eby ktos´
taki jak ja opiekował sie˛ jego dzieckiem.
Nie miała zamiaru sprowadzac´ na Matta oskar-
z˙enia o udzielanie pomocy poszukiwanej, pode-
jrzanej o morderstwo osobie. Gdyby tylko samo-
cho´d był sprawny, odjechałaby. S
´
mierc´ Maksa
z pewnos´cia˛ odbijała sie˛ juz˙ echem w s´rodkach
72
ANNE MATHER
masowego przekazu. Matt wkro´tce zorientuje sie˛,
komu udzielił schronienia. Sara dota˛d nigdzie nie
widziała w jego domu telewizora, ale na pewno go
miał.
Podeszła do okna. Dzien´ był pie˛kny. Postanowi-
ła nacieszyc´ sie˛ słon´cem i przyroda˛, po´ki mogła.
Otworzyła drzwi i spojrzała znad schodo´w na wi-
doczny z pie˛tra hol. Pani Webb nie było widac´.
Sara zeszła wie˛c jak najciszej na parter i wyszła
z domu frontowymi drzwiami. Psy zacze˛ły szcze-
kac´. Trudno. Pani Webb raczej be˛dzie je uspokajac´,
niz˙ za mna˛ is´c´ – pomys´lała.
Sara obeszła nalez˙a˛cy do Matta teren i doszła do
s´ciez˙ki schodza˛cej na plaz˙e˛. Ruszyła w do´ł, mimo
z˙e noga jeszcze ja˛ bolała. Dotarła na plaz˙e˛ i poszła
dalej, wzdłuz˙ brzegu, ciesza˛c sie˛ choc´by kro´tko-
trwała˛ wolnos´cia˛.
Przeszła mniej wie˛cej po´ł kilometra, kiedy usły-
szała głos Matta. Wołał ja˛ imieniem, kto´re mu
podała. Odwro´ciła sie˛ nieche˛tnie.
Nagle zobaczyła, z˙e szybko poste˛puja˛cy przy-
pływ odcia˛ł jej droge˛ powrotna˛. Mie˛dzy nia˛ a Mat-
tem znajdowało sie˛ zagłe˛bienie plaz˙y. Były tam
kamienie, ale woda zda˛z˙yła juz˙ je przykryc´!
Matt zacza˛ł biec, juz˙ po chwili rozpryskuja˛c
stopami wode˛.
– Prosze˛ zostac´ na miejscu! – zawołał. W naj-
głe˛bszym miejscu woda sie˛gne˛ła Mattowi prawie
do pasa. Musiała byc´ bardzo zimna, mimo z˙e był
czerwiec.
73
TAJEMNICA SARY
Zastanawiała sie˛, co by sie˛ z nia˛ stało, gdyby
Matt nie us´wiadomił jej niebezpieczen´stwa. Nie
była zbyt dobra˛ pływaczka˛.
– Zaniose˛ pania˛ z powrotem – powiedział – nie
ma sensu, z˙eby pani takz˙e przemokła.
– Dzie˛kuje˛, nie trzeba – odparła, ale Matt nie
pozwolił jej nawet dokon´czyc´ zdania. Wzia˛ł ja˛ na
re˛ce. Je˛kne˛ła z bo´lu, kiedy jej chore biodro zetkne˛ło
sie˛ z kos´cia˛ jego miednicy.
– Boli pania˛? – spytał, zdziwiony.
– Przepraszam, wystraszyłam sie˛ – skłamała.
– Po´jde˛ piechota˛.
– Prosze˛ sie˛ trzymac´ – zakon´czył Matt i ruszył
z powrotem. Nio´sł ja˛ pewnie przez wode˛, był
naprawde˛ bardzo silny.
Co za wspaniały me˛z˙czyzna! – pomys´lała, s´wia-
doma jego bliskos´ci. Zawstydziła sie˛ własnych
mys´li. Zastanawiała sie˛, jakie odczucia bezpos´re-
dni kontakt z jej ciałem moz˙e wywoływac´ u Ma-
tta.
– Powinienem był pania˛ ostrzec, z˙e przypływ
jest tu bardzo gwałtowny – odezwał sie˛, kiedy
znowu znalez´li sie˛ na piasku.
– To moja wina – odparła. – Prosze˛ mnie po-
stawic´, dalej po´jde˛ sama.
– A moz˙e nie chce˛? – odpowiedział. Popatrzył
w jej wystraszone oczy. – Musimy porozmawiac´,
pani Bradbury. Czy nie zamierzała pani pomo´wic´
ze mna˛ powaz˙nie?
Z trudem oddychała.
74
ANNE MATHER
– Ska˛d pan zna moje prawdziwe nazwisko?
– spytała.
Matt z wahaniem postawił ja˛ na piasku.
– A jak pani mys´li? Zobaczyłem pani fotografie˛
w gazecie, chyba to pani nie dziwi? Chciałbym
z pania˛ porozmawiac´, kiedy tylko wro´cimy do
domu i przebiore˛ sie˛ w suche ubranie.
– Ja... – ba˛kne˛ła. Gora˛czkowo szukała sło´w na
swoja˛ obrone˛. – To był wypadek. Nie moja wina,
z˙e... To znaczy... nie chciałam... – urwała.
– Mnie oszukiwac´? – dokon´czył za nia˛. – Bez
wa˛tpienia. Wyjas´nimy to jeszcze. Przyznam, z˙e
teraz jest mi zimno. A kiedy be˛de˛ sie˛ przebierał,
prosze˛ pozwolic´ pani Webb obejrzec´ pani bola˛ce
biodro. Wiem, z˙e pania˛ boli. Pani Webb była
kiedys´ salowa˛ w szpitalu.
Sara zacisne˛ła usta. Kło´tnia w tej chwili nie
miała sensu. Nie chciała jednak, z˙eby Matt mys´lał,
z˙e moz˙e wydawac´ jej polecenia, skoro tylko odkrył
jej tajemnice˛. Nie miała zamiaru pozwolic´, z˙eby
ktokolwiek ja˛ badał, pani Webb czy tez˙ lekarz.
Gdyby ja˛ aresztowano... Co´z˙, mys´lenie o tej moz˙-
liwos´ci w niczym nie pomoz˙e. Sara be˛dzie miała
czas na rozmys´lanie, jes´li rzeczywis´cie ja˛ aresz-
tuja˛.
Wspinaczka okazała sie˛ dla niej jeszcze trudniej-
sza niz˙ poprzedniego dnia. Nie dos´c´ z˙e zmagała sie˛
z bola˛cym biodrem, to jeszcze dre˛czyły ja˛ mys´li
o tym, co zrobi Matt. Czy juz˙ zawiadomił policje˛?
Czy zamierzał najpierw wysłuchac´ opowies´ci Sary?
75
TAJEMNICA SARY
Obawiała sie˛, z˙e w kaz˙dym razie nie ma moz˙liwos´ci
ucieczki.
Kiedy dotarli do domu, Sara zobaczyła zagnie-
wana˛ pania˛ Webb.
– Dlaczego nie powiedziała mi pani, z˙e wy-
chodzi? – spytała gosposia. – Ostrzegłabym pania˛
przed wysokim przypływem.
– Ma pani racje˛ – odpowiedziała kro´tko Sara.
– Prosze˛ nie dokuczac´ pani Sarze, wystraszyła
sie˛ – odezwał sie˛ Matt. – Przypływ odcia˛ł jej
droge˛. Po´jde˛ sie˛ przebrac´. Spotkajmy sie˛ z po-
wrotem za pie˛tnas´cie minut – powiedział do
Sary.
Nie zamierzała tkwic´ przez kwadrans w kuchni,
w krzyz˙owym ogniu pytan´ pani Webb. Miała na-
dzieje˛, z˙e Matt nie zdradził jej jeszcze tego, czego
dowiedział sie˛ z gazety.
– Gdyby pan Matt mnie szukał, be˛de˛ w swoim
pokoju – powiedziała Sara do pani Webb.
– Prosze˛ zostac´ tutaj – odparła. – Chyba z˙e
uwaz˙a pani, z˙e sie˛ naprzykrzam...
– Musze˛ skorzystac´ z toalety – odpowiedziała
wymijaja˛co Sara. – Zapewniam, z˙e to nie ma nic
wspo´lnego z pania˛.
– Matt mo´wił, z˙e zostanie pani do jutra – ode-
zwała sie˛ ponownie pani Webb. W jej spojrzeniu
widac´ było dezaprobate˛. – Czy długo sie˛ znacie?
– Zobaczylis´my sie˛ po raz pierwszy dopiero
wczoraj – wyjas´niła Sara. – Sa˛dziłam, z˙e pani wie.
– Tak powiedział – zgodziła sie˛ pani Webb.
76
ANNE MATHER
– Ale on wydaje sie˛ za bardzo przeje˛ty pani obec-
nos´cia˛, z˙ebym w to uwierzyła.
– Naprawde˛, włas´ciwie wcale sie˛ nie znamy...
Pani Webb wzruszyła ramionami i powro´ciła
do przyrza˛dzania obiadu. Sara ruszyła na pie˛tro.
Utykała.
Ten poko´j szybko staje sie˛ moim schronieniem!
– pomys´lała, dotarłszy do sypialni. Była bardzo
przyjemnie urza˛dzona. Jasna, pastelowa kolorys-
tyka wne˛trza oddziaływała koja˛co, a zarazem po-
prawiała humor. Od razu poczuła sie˛ tu jak w do-
mu, podczas gdy nigdy nie była sie˛ w stanie przy-
zwyczaic´ do luksusowego, dwupoziomowego mie-
szkania, kto´re dzieliła z Maksem. Urza˛dził je we-
dług własnego gustu, nie biora˛c pod uwage˛ jej
opinii. Dla Sary wne˛trze ich apartamentu było
zimne, jak gdyby sterylne. Nieprzyjemne. Nie lubi-
ła własnego domu.
A moz˙e po prostu nie znosiła z˙ycia, jakie przy-
szło jej w nim prowadzic´, z˙ycia u boku Maksa?
Czuła sie˛ tylko jednym z kosztownych przedmio-
to´w, jakie miał. Nie traktował jej lepiej niz˙ zegarek
marki Rolex, garnitury od Armaniego czy swojego
bentleya. Raczej zdecydowanie gorzej.
Bo´l biodra skierował mys´li Sary ku bardziej
przyziemnym sprawom. Opro´cz sin´ca miała tez˙
otarta˛ sko´re˛. W domu nie załoz˙yła z˙adnego opat-
runku, choc´by plastra. Uniosła brzeg sukienki. Nie-
stety, rana teraz krwawiła, choc´ ska˛po. Wydawała
sie˛ zaogniona.
77
TAJEMNICA SARY
Przytrzymuja˛c sukienke˛, aby sie˛ nie zabrudziła,
Sara ruszyła do łazienki. Swobodna˛ re˛ka˛ sie˛gne˛ła
do szafki, gdzie spodziewała sie˛ znalez´c´ s´rodki
opatrunkowe.
– Victoria? – odezwał sie˛ Matt.
– Słucham?
– Czy moge˛ wejs´c´?
– Po co?
– Mam dla pani prezent.
Prezent? – pomys´lała ze zdumieniem. O co
chodziło Mattowi? Moz˙e przynio´sł wie˛cej ubran´?
Alez˙ nie, na pewno chciał pokazac´ gazete˛ z ar-
tykułem, przy kto´rym znajdowało sie˛ jej zdje˛cie.
– Prosze˛ go połoz˙yc´ na ło´z˙ku – powiedziała.
– Zaraz wyjde˛.
– Co pani robi? – Nie odchodził od drzwi ła-
zienki. – W jakim stanie jest pani biodro?
– W normalnym – odparła kro´tko. – Jak pan
mys´li, co moz˙na robic´ w łazience? – Nerwowym
ruchem zamkne˛ła drzwiczki szafki. Niestety, prze-
wro´ciła butelke˛ szamponu, kto´ra z hukiem spadła
do wanny.
– Co sie˛ dzieje? – odezwał sie˛ z niepokojem
Matt, po czym otworzył drzwi łazienki i zajrzał do
s´rodka. Zamarł, zobaczywszy siniec i rane˛ na bio-
drze Sary. – Czyz˙bym to ja otarł pani rane˛?!
– Troche˛ – odpowiedziała, opuszczaja˛c fałde˛
sukienki. Spus´ciła głowe˛ i dodała: – Przewro´ciłam
sie˛ przed wyjazdem.
Matt prychna˛ł pogardliwie.
78
ANNE MATHER
– U pani w domu cze˛sto sie˛ upada, nieprawdaz˙?
– Co pan ma na mys´li? – spytała.
– Pani ma˛z˙ takz˙e upadł. Co za zbieg okolicz-
nos´ci!
Sara skuliła sie˛.
– Nic pan nie wie o tym, co zaszło – mrukne˛ła.
– Rzeczywis´cie niewiele wiem – zgodził sie˛
Matt. – Ale che˛tnie sie˛ dowiem, jes´li zechce mi
pani opowiedziec´. Obawiam sie˛, z˙e zwykły upadek
nie spowodowałby takich obraz˙en´.
– A jednak spowodował – upierała sie˛ Sara.
– To był wypadek. Nie chciałam, z˙eby to sie˛ stało.
Matt zmarszczył brwi.
– O nic pania˛ nie oskarz˙am. Prosze˛ mi jednak
opowiedziec´, co sie˛ stało. Zapewne wia˛z˙e sie˛ to
z pani ucieczka˛. Nie myle˛ sie˛?
– Zało´z˙my, z˙e nie – odparła zme˛czonym gło-
sem. – Czy wobec tego mnie pan wyda?
– ,,Wyda’’? – powto´rzył lekko zdziwiony.
– Mo´wi pani jak przeste˛pca. Ucieczka od me˛z˙a
nie jest przeste˛pstwem, przynajmniej w sensie pra-
wnym.
– ,,Ucieczka od me˛z˙a’’? – szepne˛ła. – Powie-
dział pan, z˙e wie o upadku Maksa.
– I co z tego wynika?
– Jak... – Sara zaja˛kne˛ła sie˛. – Jak go znalezio-
no? Czy ustalono przyczyne˛ s´mierci?
– Pani ma˛z˙ z˙yje! – odparł gniewnie Matt. – Dla-
czego sa˛dziła pani, z˙e nie z˙yje? – zapytał, wpat-
ruja˛c sie˛ w nia˛. – Zdołał zawiadomic´ pogotowie, po
79
TAJEMNICA SARY
czym stracił przytomnos´c´. Przewieziono go do
szpitala, ale juz˙ wypuszczono. Zaraz potem podano
do publicznej wiadomos´ci informacje˛ o pani zagi-
nie˛ciu. W artykule, kto´ry przeczytałem, jest napisa-
ne, z˙e pani ma˛z˙ obawia sie˛, z˙e pania˛ porwano!
80
ANNE MATHER
ROZDZIAŁ SIO
´
DMY
Sara pobladła. Matt nigdy w z˙yciu nie widział,
z˙eby ktokolwiek tak mocno zbladł. Poruszyła
ustami.
– Kłamie pan! – wymo´wiła z trudem.
Matt był zdumiony. Dlaczego była tak przeraz˙o-
na tym, z˙e jej ma˛z˙ z˙yje?
– Po co´z˙ miałbym kłamac´? – odpowiedział.
– Pani Victorio...
– Naprawde˛ mam na imie˛ Sara – przerwała mu.
– To on nazywał mnie Victoria˛. – To powiedziaw-
szy, zemdlała.
Matt uchronił ja˛ przed uderzeniem głowa˛ o pod-
łoge˛, po czym znowu wzia˛ł ja˛ na re˛ce, juz˙ po raz
drugi nieprzytomna˛. Nie waz˙yła wiele. Kiedy ona
ostatnio zjadła porza˛dny posiłek? – zastanawiał sie˛.
W cia˛gu ostatniej doby nie zdołała przełkna˛c´ pra-
wie nic. Z pewnos´cia˛ w znacznym stopniu dlatego
była tak słaba.
Matt zanio´sł Sare˛ do sypialni, zastanawiaja˛c sie˛
nad przyczyna˛ jej le˛ku, nad tym, dlaczego uciekała,
w jaki sposo´b została uderzona. Czego najbardziej
sie˛ boi?
Nie be˛da˛c w stanie powstrzymac´ ciekawos´ci,
podwina˛ł jej sukienke˛ na wysokos´ci rany.
Był zaszokowany. Jeszcze nie widział tak okro-
pnego sin´ca! Postanowił sprawdzic´, czy Sara nie
ma wie˛cej obraz˙en´. Podcia˛gna˛ł jej sukienke˛ wyz˙ej.
Był przeraz˙ony. Zobaczył kolejne sin´ce, s´wiez˙e
i juz˙ znikaja˛ce. Podwijał sukienke˛ dalej, odsłania-
ja˛c tuło´w. Wsze˛dzie, wsze˛dzie widniały sin´ce i bli-
zny! Tymczasem ona zamrugała, odzyskuja˛c przy-
tomnos´c´, i z przestrachem zamachała re˛kami. Matt
opus´cił dłonie i zamkna˛ł oczy, ogarnie˛ty gniewem.
Miał ochote˛ zabic´ człowieka, kto´ry doprowadził
Sare˛ do tak okropnego stanu.
– Ma˛z˙ maltretował pania˛, prawda? – spytał
cicho.
– Czy to waz˙ne? – odparła bezbarwnym tonem.
– Tak. Prosze˛ sie˛ ubrac´. Pani biodrem powinien
zaja˛c´ sie˛ lekarz.
– Nie potrzebuje˛ lekarza. – Nagle przyszło jej
na mys´l, z˙e Matt musiał byc´ niegdys´ lekarzem.
– W łazience jest apteczka – powiedział. – Jes´li
nie chce pani, z˙eby ktokolwiek wie˛cej dowiedział
sie˛ o pani pobycie w moim domu, radze˛, aby
pozwoliła mi pani opatrzyc´ to biodro.
– Sama moge˛ je sobie opatrzyc´.
– Nie wa˛tpie˛ – odparł i westchna˛ł. – Z pewnos´-
cia˛ jest pani przyzwyczajona do robienia sobie
opatrunko´w. Jednakz˙e otarcie na biodrze nie wy-
gla˛da dobrze. Lepiej, z˙ebym je przynajmniej jesz-
cze raz dobrze obejrzał, abys´my mieli pewnos´c´,
czy nie wdała sie˛ infekcja.
– Nie mam z˙adnej infekcji! – szepne˛ła z wysił-
82
ANNE MATHER
kiem. Musiała byc´ naprawde˛ wyczerpana. – To
tylko słabe krwawienie...
– Akurat to zda˛z˙yłem stwierdzic´ – zgodził sie˛
Matt. – Prosze˛ sie˛ nie opierac´. Chce pani czy nie,
czuje˛ sie˛ za pania˛ odpowiedzialny. Nie pozwole˛,
z˙eby rozwine˛ło sie˛ zakaz˙enie.
– Mam byc´ panu posłuszna, tak? Zbyt długo,
zbyt długo wykonywałam rozkazy me˛z˙czyzny!
– Przepraszam. – Matt zwiesił głowe˛. Nie popi-
sał sie˛ delikatnos´cia˛.
– A moz˙e woli pan nazywac´ mnie Victoria˛?
– zadrwiła. – Czy ja zemdlałam?
– Tak. Prosze˛ nie wstawac´. Wro´ce˛ za po´ł minuty.
Sara podniosła wzrok.
– Czy Maks naprawde˛ z˙yje? – upewniła sie˛.
– Naprawde˛. Dlaczego mys´lała pani, z˙e nie z˙y-
je? Co sie˛ stało przed pani ucieczka˛?
– Lez˙ał całkowicie nieruchomo... – szepne˛ła,
w zamys´leniu odwracaja˛c wzrok. – Nie mogłam
wyczuc´ pulsu. Byłam pewna, z˙e... O Boz˙e, on be˛dzie
szalał z ws´ciekłos´ci, kiedy sie˛ dowie, co zrobiłam!
– Ide˛ po s´rodki opatrunkowe – powiedział Matt,
ogarnie˛ty nowa˛ fala˛ ws´ciekłos´ci skierowanej ku
me˛z˙owi Sary. – Prosze˛ spro´bowac´ sie˛ uspokoic´.
Zaraz wro´ce˛.
Pobiegł do swojej łazienki, wzia˛ł z po´łki apteczke˛
i ruszył biegiem z powrotem, aby Sara nie zda˛z˙yła
uciec. Przy schodach natkna˛ł sie˛ na pania˛ Webb.
– Co sie˛ stało? – spytała. – Moz˙e moge˛ w czyms´
pomo´c?
83
TAJEMNICA SARY
– Dzie˛kuje˛, nie trzeba – odpowiedział. – Niose˛
tylko plaster dla pani Sary.
– Otarła sobie pie˛te˛? – upewniła sie˛ pani Webb.
– Nie ma odpowiednich buto´w do chodzenia po
okolicy.
– Cos´ w tym rodzaju – odparł wymijaja˛co,
czuja˛c sie˛ niezre˛cznie. Ruszył dalej, ale pani Webb
dodała:
– Nagle zrobił sie˛ pan bardzo tajemniczy. Trud-
no, na pewno Rosie wie˛cej mi powie. Ona chyba
wie, o co chodzi.
– O nic nie chodzi! – rzucił z irytacja˛.
Wszedł do sypialni Sary. Nie uciekła, nie za-
mkne˛ła sie˛ w łazience. Siedziała nieruchomo na
ło´z˙ku.
– Przepraszam pania˛ za moja˛ gosposie˛ – ode-
zwał sie˛ Matt. – Zapewne słyszała pani nasza˛
wymiane˛ zdan´. Pani Webb lubi wszystko wiedziec´.
– Zda˛z˙yłam sie˛ zorientowac´. Z pewnos´cia˛
wkro´tce i ona odkryje, kim jestem.
– Załatwimy to w razie potrzeby – odpowiedział.
– A na razie zajme˛ sie˛ pani biodrem. Mys´le˛, z˙e
wystarczy odkazic´ otarcie woda˛ utleniona˛.
– Nie trzeba... – odparła po´łszeptem Sara, za-
wstydzona. Dobrze, z˙e nie zatraciła przynajmniej
poczucia wstydu.
– Musimy porozmawiac´ – kontynuował Matt,
wycia˛gaja˛c wode˛ utleniona˛. – Dlaczego mys´lała
pani, z˙e ma˛z˙ nie z˙yje? Czy spro´bowała pani go
zabic´?
84
ANNE MATHER
– Nie! – zaprzeczyła natychmiast. Wyraz jej
oczu wskazywał, z˙e powiedziała prawde˛. – Nigdy
w z˙yciu nikogo bym nie zabiła. On spadł ze scho-
do´w. W naszym apartamencie. – Westchne˛ła. – To
ja wezwałam pogotowie.
– Skoro tak, dlaczego nie zaczekała pani, tylko
uciekła? – Mo´wia˛c to, Matt podcia˛gna˛ł sukienke˛ od
strony rany. Rozmowa cze˛s´ciowo odwracała uwa-
ge˛ Sary od tego, co robił.
– Nie domys´la sie˛ pan, dlaczego uciekłam?
– Zas´miała sie˛ gorzko. – A moz˙e naprawde˛ nie
wyobraz˙a pan sobie, co czułam. W kaz˙dym razie
wpadłam w panike˛. Pomys´lałam, z˙e nikt mi nie
uwierzy i policja pomys´li, z˙e zabiłam Maksa.
– Rozumiem – odpowiedział. – I chyba pani
wierze˛. Po tym, co ma˛z˙ pani robił, mogło tak byc´.
– Oczyszczał starannie wacikiem otarcie na bio-
drze Sary. – Ale dlaczego nie opus´ciła go pani duz˙o
wczes´niej?
– Gdyby go pan poznał, stwierdziłby, z˙e to cza-
ruja˛cy człowiek. Nawet Hugo i moja matka tak sa˛-
dza˛. Matka uwaz˙a mnie za niewdzie˛czna˛ z˙one˛.
– Hugo to brat me˛z˙a?
– Tak. Me˛z˙czyzna łagodny jak baranek.
– Na tyle łagodny, z˙e nie potrafi sprostac´ bratu,
kto´ry bije z˙one˛? – wypytywał Matt.
– Hugo niczego nie podejrzewa. Pewnie mys´li,
z˙e Maks i ja jestes´my szcze˛s´liwymi małz˙onkami.
To naiwny romantyk.
Matt pokre˛cił głowa˛.
85
TAJEMNICA SARY
– Czy nie ma pani ojca? – zapytał.
– Mo´j ojciec nie z˙yje, a matka mi nie wierzy
– mo´wiła Sara. – Z
˙
yje teraz bardzo wygodnym
z˙yciem, dzie˛ki Maksowi.
– Saro – Matt zwro´cił sie˛ do niej po imieniu,
aby zmniejszyc´ dziela˛cy ich psychiczny dystans
– w dzisiejszych czasach kobieta z´le traktowana
przez me˛z˙a nie jest bezradna. Przeciez˙ moz˙na wy-
sta˛pic´ o rozwo´d. Sa˛d z pewnos´cia˛ przyznałby ra-
cje˛ tobie. Nosisz na sobie fizyczne s´lady maltre-
towania.
– Nie rozumie pan! – wybuchne˛ła. – Dzie˛kuje˛
za opatrzenie mojej rany, za udzielenie mi schro-
nienia, ale bardzo prosze˛ nie mys´lec´, z˙e ma pan
prawo mo´wic´ mi, co mam robic´. Wiem, co robie˛
i dlaczego. Nie moge˛ sie˛ rozwies´c´.
– Dlaczego? – nie uste˛pował.
– Skoro wie pan, kim jestem – odparła chłodno,
ignoruja˛c pytanie – oboje zdajemy sobie sprawe˛, z˙e
powinnam sta˛d jak najszybciej wyjechac´. Wyjade˛
wie˛c, kiedy tylko be˛dzie to moz˙liwe.
– Nie! – zaprotestował.
Mocował włas´nie plastrami opatrunek z gazy.
Nie chciał sie˛ zgodzic´ na to, aby Sara wro´ciła do
człowieka, kto´ry ja˛ bił, nie kochał jej, kto´ry trak-
tował ja˛ nieludzko. Matt nie wa˛tpił, z˙e Maks za-
mierzał wyja˛tkowo srodze ukarac´ z˙one˛, kto´ra od
niego uciekła.
– Nie chce˛, z˙eby znowu pania˛ pobił – odezwał
sie˛, umocowawszy opatrunek. Sara wstała, opusz-
86
ANNE MATHER
czaja˛c z powrotem sukienke˛. – Ciesze˛ sie˛, z˙e jest
pani tutaj – wyznał.
– Och, Matt... – szepne˛ła, ogarnie˛ta silnymi
emocjami.
Podnio´sł wzrok i, widza˛c jej reakcje˛, zbliz˙ył sie˛
powoli i delikatnie pocałował Sare˛ w usta.
Zadrz˙ała, zaciskaja˛c pie˛s´ci. Lecz nie cofne˛ła sie˛.
Uległ pokusie. Wycia˛gna˛ł re˛ce i przytulił ja˛.
Cofna˛ł sie˛ wreszcie, wstydza˛c sie˛ chwili słabo-
s´ci. Jak mo´gł wykorzystac´ sytuacje˛, całuja˛c kobiete˛
w takim stanie... W dodatku me˛z˙atke˛!
Sara pocza˛tkowo patrzyła z wyraz´nym rozczaro-
waniem, ale zaraz potem i ona sie˛ opanowała. Roz-
gniewała sie˛.
– Czy teraz mnie wypus´cisz, czy tez˙ moz˙e ocze-
kujesz zapłaty za swoje usługi? – spytała lodowa-
tym tonem. – Maks przekonał mnie, z˙e wszystkim
me˛z˙czyznom chodzi tylko o jedno.
Matt zaczerwienił sie˛.
– Przepraszam! – je˛kne˛ła. – Jestem taka zme˛-
czona... Nie powinnam była tak mo´wic´.
– Naprawde˛ tak sa˛dzisz? – upewnił sie˛.
– Tak. Nie dziwie˛ sie˛, z˙e przeja˛łes´ sie˛ moim
losem. Tylko...
– Przepraszam! Bardzo cie˛ przepraszam, Saro!
– Nic sie˛ nie stało.
– Zejde˛ na do´ł. Kiedy tylko be˛dziesz chciała
wyjs´c´, zawołaj, otworze˛ ci drzwi. Jes´li oczekujesz,
z˙e pomoge˛ ci w sprawie samochodu, powiedz
tylko, kiedy...
87
TAJEMNICA SARY
– Zaczekaj – przerwała. – Prosze˛ cie˛, nie zo-
stawiaj mnie samej.
Matt westchna˛ł, czuja˛c sie˛ niezre˛cznie.
– Kupiłem dla ciebie kilka rzeczy w Ellsmoor
– poinformował. – Moz˙e przed odjazdem be˛dziesz
chciała sie˛ przebrac´.
– Czy musze˛ wyjechac´ juz˙ teraz? – spytała,
s´ciskaja˛c Matta za ramie˛. Zerkne˛ła na dz˙insy i ko-
szulke˛, kto´re kupił w lokalnym sklepie.
– Mys´lałem, z˙e chcesz jak najszybciej opus´cic´
ten dom – odpowiedział, troche˛ zaskoczony. Nie
mo´gł powiedziec´, z˙eby sie˛ zmartwił tym, z˙e chciała
zostac´.
– Powinnam wyjechac´ – przyznała cicho. – Jes´li
zostane˛... moz˙esz niepotrzebnie zostac´ wmieszany
w cała˛ sprawe˛.
– Nie mys´l o tym – odpowiedział. – Ja sie˛ tym
nie martwie˛. Decyzja nalez˙y tylko do ciebie. Nie
wyrzucam cie˛ sta˛d.
Sara powoli podniosła wzrok.
– Czy mogłabym zostac´ do jutra? – spytała
niepewnie.
– Mogłabys´ zostac´ tak długo, jak tylko zechcesz
– odpowiedział, ujmuja˛c spoczywaja˛ca˛ na jego
ramieniu dłon´.
Unio´sł ja˛ i pocałował.
– Chce˛, z˙ebys´ była bezpieczna – mo´wił. – A tu
jestes´ bezpieczna. Obiecuje˛ ci.
– Och, Matt! Nie wiem, jak ci dzie˛kowac´!
– Przesune˛ła dłonia˛ po jego policzku.
88
ANNE MATHER
– Nie musisz dzie˛kowac´. – Chciał sie˛ odwro´cic´,
ale pocałowała go w ka˛cik ust.
– Chciałabym zostac´! – szepne˛ła. Cofne˛ła sie˛.
– Przynajmniej na kilka dni, jes´li oczywis´cie mi
pozwolisz. Ale be˛de˛ musiała zawiadomic´ Maksa,
z˙e nic mi sie˛ nie stało.
– Moz˙e be˛dzie lepiej, jez˙eli ja przekaz˙e˛ wiado-
mos´c´, tak z˙eby sie˛ nie dowiedział, gdzie jestes´?
– zaofiarował sie˛ Matt. – W ten sposo´b nie be˛dzie
mo´gł znowu cie˛ dopas´c´.
– Chcesz przekazac´ mu wiadomos´c´ ode mnie?
– spytała z ulga˛. – W jaki sposo´b?
– Najlepiej, z˙ebys´ go nie poznała – odpowie-
dział. – Wystarczy, z˙e przekaz˙esz mi tekst na
kartce. Nie martw sie˛. Nie wpe˛dze˛ cie˛ w nowe
kłopoty. Przynajmniej do czasu az˙ sie˛ dowiem,
dlaczego boisz sie˛ z nim rozwies´c´. – To powiedzia-
wszy, Matt ruszył do drzwi. – Odpocznij – dodał na
odchodnym. – Porozmawiam z pania˛ Webb. Nie
obawiaj sie˛, to osoba godna zaufania. Gdyby zdra-
dzała moje tajemnice, od dawna roiłoby sie˛ tu od
dziennikarzy.
Sara popatrzyła za nim wzrokiem bezbronnego
stworzenia.
Alez˙ ze mnie idiota! – mys´lał Matt. Jak mogłem
zatrzymac´ ja˛ tutaj? A tym bardziej ulec jej uroko-
wi?! Moz˙e wcia˛z˙ mnie okłamuje? Nie, to niemoz˙-
liwe. Wierze˛ jej. Obym sie˛ nie zawio´dł!
89
TAJEMNICA SARY
ROZDZIAŁ O
´
SMY
Reszte˛ przedpołudnia Sara spe˛dziła w sypialni,
pro´buja˛c poukładac´ mys´li i pogodzic´ sie˛ z tym,
czego sie˛ dowiedziała.
Matt nie umarł! – kołatało jej sie˛ w głowie wcia˛z˙
na nowo. Niepotrzebnie była tak przeraz˙ona cała˛ sy-
tuacja˛. Nie doznał z˙adnego powaz˙nego urazu, sko-
ro naste˛pnego dnia wypisał sie˛ ze szpitala. Pro´bo-
wał ukryc´ własne poste˛powanie, ogłaszaja˛c, z˙e ja˛
porwano!
Sara patrzyła przez okno na wody zatoki, a mimo
to trudno jej było uwierzyc´, z˙e znajduje sie˛ setki
kilometro´w od Londynu, z˙e udało jej sie˛ uciec.
Tak ogromnie sie˛ z tego cieszyła! Wiadomos´c´,
z˙e Maks z˙yje, przyniosła jej wielka˛ ulge˛. Nie
z˙yczyła mu s´mierci. Jednak, niestety, nie był czło-
wiekiem, kto´ry jest w stanie zgodzic´ sie˛ na odejs´cie
z˙ony. Zazwyczaj kiedy me˛z˙czyzna dochodzi do
przekonania, z˙e jego małz˙en´stwo jest całkowicie
nieudane, z˙e nic nie wia˛z˙e go emocjonalnie z z˙ona˛,
pozwala jej odejs´c´, jes´li ona tego pragnie. Kaz˙dy
normalny me˛z˙czyzna zgodziłby sie˛ w takim przy-
padku na separacje˛. Ale nie Maks. On nie był
normalny.
Pierwszy raz uderzył ja˛ mniej wie˛cej po´ł roku po
s´lubie. Juz˙ wo´wczas nauczyła sie˛ mu nie sprzeci-
wiac´, szczego´lnie kiedy był pod wpływem alkoho-
lu. Mo´wił jej wo´wczas okrutne słowa, słowa, kto´-
rych po wytrzez´wieniu ponoc´ z˙ałował. Wo´wczas
jeszcze mu wierzyła. Szydził z niej z powodu
drobiazgo´w, umniejszał jej inteligencje˛, oskarz˙ał ja˛
o ro´z˙ne wyimaginowane rzeczy. Wpadał w niepo-
hamowana˛ ws´ciekłos´c´. Sara nie wiedziała, z˙e wy-
szła za takiego człowieka. Doszła do wniosku, z˙e to
alkohol go zmienia, z˙e przed s´lubem i kro´tko po
nim starał sie˛ pic´ mniej niz˙ zwykle, przez co ukrył
przed nia˛ przeraz˙aja˛ca˛ strone˛ swojej osobowos´ci.
Potem było coraz gorzej. Pewnego dnia, kiedy
Maks usłyszał, z˙e Sara jest po imieniu z recep-
cjonista˛ich budynku, wpadł w furie˛, choc´ wcale nie
był pijany. Niespodziewanie uderzył Sare˛ z całych
sił, az˙ upadła, i wybiegł z mieszkania. Kiedy wro´-
cił, przepraszał, mo´wił o stresie w biurze, o tym, z˙e
jest szalen´czo zazdrosny, z˙e ma nieokiełznany tem-
perament. Przysie˛gał, z˙e nigdy wie˛cej jej nie ude-
rzy, obsypywał ja˛ prezentami...
Uwierzyła w jego dobra˛wole˛, ale przestała w nia˛
wierzyc´, kiedy regularnie zdarzały sie˛ podobne
incydenty.
Nie chciała o tym mys´lec´, o własnej naiwnos´ci,
o tym, jak zdołał ja˛ przekonac´, z˙e to ona ponosi
wine˛ za jego wybuchy agresji. Na pocza˛tku pro´bo-
wała ja˛ czyms´ wytłumaczyc´. Nie mogła uwierzyc´
w to, co dzieje sie˛ z nia˛, z Maksem, z ich zwia˛z-
kiem. Łudziła sie˛, z˙e moz˙e on sie˛ opamie˛ta, kiedy
91
TAJEMNICA SARY
wreszcie zrozumie, z˙e Sara nie interesuje sie˛ in-
nymi me˛z˙czyznami.
Łudziła sie˛ na pro´z˙no. Stawał sie˛ coraz okrut-
niejszy, niezalez˙nie od tego, jak była dla niego
dobra. Oznajmił, z˙e nigdy nie pozwoli jej odejs´c´.
Zacze˛ła czuc´ sie˛ jak w potrzasku. Nabrała przeko-
nania, z˙e gdyby odeszła, zems´ciłby sie˛ na jej matce.
Cieszyła sie˛, z˙e nie zda˛z˙yła wczes´niej zajs´c´
w cia˛z˙e˛. Dzieci musiałyby okropnie cierpiec´ w ta-
kiej rodzinie. Zreszta˛ Maks zapewne nigdy nie
zgodziłby sie˛ na dziecko, bo odcia˛gałoby uwage˛
Sary od niego, a on chciał miec´ na nia˛ całkowita˛
wyła˛cznos´c´. Byc´ słon´cem jej s´wiata, jej władca˛
i tyranem.
Sara otrza˛sne˛ła sie˛ ze złych mys´li, wstała i po-
deszła do kanapy, gdzie lez˙ało kupione przez Matta
ubranie. Dz˙insy, para bluzek z kro´tkim re˛kawem,
dwie zmiany taniej bielizny z supermarketu, adi-
dasy.
Matt był dla niej taki dobry, udzielał jej bezinte-
resownej pomocy! Zacisne˛ła usta, ogarnie˛ta nag-
łym wzruszeniem. Chciał sprawic´ jej przyjemnos´c´,
ofiarowuja˛c jej w prezencie ubranie, a tymczasem
ona sie˛ go bała, chowała sie˛ przed nim w łazience!
Teraz cieszyła sie˛, z˙e widział blizny na jej ciele, z˙e
wiedział, jak traktował ja˛ Maks. Bo dzie˛ki temu
mogła z Mattem szczerze rozmawiac´, nareszcie,
nareszcie nie czuła sie˛ całkiem samotna! Nie osa˛-
dzał jej, mimo z˙e zapewne mniej wie˛cej domys´lał
sie˛, co sie˛ stało.
92
ANNE MATHER
Sara z le˛kiem pomys´lała o nieuniknionym po-
wrocie do domu, choc´by miał on nasta˛pic´ dopiero
za jakis´ czas. Tak bardzo pragne˛ła choc´ kro´tko
nacieszyc´ sie˛ wolnos´cia˛! Wiedziała, z˙e Maks nigdy
jej nie uwierzy, be˛dzie przekonany, z˙e chciała go
upokorzyc´. I nigdy jej nie wybaczy.
Poszła do łazienki i przebrała sie˛. Jej sukienka
była całkiem nowa. Sara kupiła ja˛, aby pojechac´
w niej z Maksem na wystawe˛ sztuki tego wieczora,
kto´ry okazał sie˛ feralny. Włas´nie sukienka stała sie˛
powodem scysji, kto´ra doprowadziła do wypadku.
Kto by pomys´lał? Ale to takie drobiazgi doprowa-
dzały go do wybucho´w agresji.
Jak mogłam mys´lec´, z˙e ta sukienka mu sie˛
spodoba? Od dawna wybierał wszystkie ubrania
Sary. Te˛ kupiła sama, po tym jak za namowa˛ Maksa
obejrzała z z˙ona˛ jego kolegi pokaz mody. Jedna
z prezentowanych przez modelki sukienek wyja˛t-
kowo sie˛ Sarze spodobała, była szykowna, a zara-
zem bardzo elegancka.
Maks był innego zdania. Zacza˛ł krzyczec´, z˙e cos´
takiego moz˙e włoz˙yc´ tylko prostytutka, z˙e Sara
kupiła ja˛ po to, aby popisac´ sie˛ przed wszystkimi.
Chyba zdarłby z niej te˛ sukienke˛, gdyby nie spadł
ze schodo´w.
Dz˙insy okazały sie˛ troche˛ za duz˙e, ale mimo to
Sara czuła sie˛ w nich lepiej niz˙ w sukience, na kto´ra˛
nie chciała juz˙ patrzec´. To z winy Maksa. Nienawi-
dziła go!
Bluzka była kro´tka, kon´czyła sie˛ nad pe˛pkiem.
93
TAJEMNICA SARY
Mimo to nie zdje˛ła jej, mys´la˛c z ulga˛, z˙e przeciez˙
Maks jej nie zobaczy. Mogła nacieszyc´ sie˛ modna˛
bluzka˛, kto´ra jej sie˛ podobała.
Adidasy pasowały idealnie. Matt musiał spraw-
dzic´ rozmiar jej buto´w. Popatrzyła w lustro i stwier-
dziła, z˙e wygla˛da tak jak dawniej. Poczuła sie˛
znowu soba˛!
Zeszła na lunch. Zobaczyła nakrywaja˛ca˛ do sto-
łu pania˛ Webb.
– Sympatycznie pani wygla˛da w tym stroju
– odezwała sie˛ gosposia. – Matt potrafił dobrac´
pani ładne i pasuja˛ce ubranie.
Sara us´miechne˛ła sie˛ nies´miało.
– Gdzie on jest? – spytała.
– W gabinecie. Powiedział, z˙eby pani zjadła
bez niego. – Pani Webb mo´wiła przyjaznym, na-
wet miłym tonem. – Ma z pewnos´cia˛ zaległos´ci
w pracy, a juz˙ o trzeciej jedzie z powrotem po
Rosie.
– Nie wiedziałam, z˙e pisze kolejna˛ ksia˛z˙ke˛
– odpowiedziała Sara. – Powinnam go przeprosic´.
Zabrałam mu mno´stwo czasu.
– Alez˙ on wcale sie˛ na to nie skarz˙y. – Pani
Webb zerkne˛ła na Sare˛ porozumiewawczo. –
Szczerze mo´wia˛c, widze˛, z˙e jest bardzo zadowolo-
ny z pani obecnos´ci. Pisarstwo to zawo´d, kto´remu
towarzyszy samotnos´c´. Odka˛d dotychczasowa
opiekunka Rosie odeszła na emeryture˛, pan Matt
widuje niemal wyła˛cznie Rosie i mnie... Prosze˛
usia˛s´c´. Zaraz podam pani lunch.
94
ANNE MATHER
Sara zastanawiała sie˛, co Matt powiedział
o niej pani Webb. Miała nadzieje˛, z˙e nie za
duz˙o.
Gosposia przyniosła wspaniale pachna˛ca˛ la-
sagne˛ i s´wiez˙y chleb. Sara nieoczekiwanie po-
czuła nareszcie gło´d i z apetytem zabrała sie˛ do
jedzenia.
– Wspaniała! – pochwaliła, kiedy pani Webb po
jakims´ czasie pojawiła sie˛ znowu. – Sama pani
robiła?
– Oczywis´cie. Nie kupuje˛ gotowych dan´ do
odgrzania. Ale rozumiem, z˙e jes´li człowiek ma
inny zawo´d niz˙ gosposia, nie zawsze ma czas na
spe˛dzenie kilku godzin w kuchni. Prawda?
– Tak. – Sara od dawna nie gotowała.
Niegdys´ robiła czasem posiłki dla siebie i matki.
Ale to było, zanim poznała Maksa. Pewnego dnia
pojawił sie˛ w szkole z czekiem na pokaz´na˛ sume˛
pienie˛dzy – postanowił zafundowac´ wyposaz˙enie
nowej sali gimnastycznej. Zwro´cił uwage˛ na Sare˛,
spodobała mu sie˛ tak bardzo, z˙e postanowił sie˛ z nia˛
oz˙enic´. Matka Sary była ogromnie uradowana
– uwaz˙ała, z˙e z˙yja˛ niemal w ubo´stwie, a Maks jest
dla niej i Sary jedyna˛ szansa˛ wyjs´cia z tego stanu.
– Czy podac´ pani cos´ jeszcze? – spytała pani
Webb. – Moz˙e lody?
– Nie, dzie˛kuje˛. – Dlaczego zno´w mys´le˛ o Ma-
ksie? – westchne˛ła w duchu Sara. – Czy mys´li pani,
z˙e Matt pogniewałby sie˛, gdybym wyprowadziła na
spacer jego psy?
95
TAJEMNICA SARY
– Byłby uradowany – odparła ze zdziwieniem
pani Webb. – Ale czy pani aby sobie z nimi
poradzi? To duz˙e, rozbrykane zwierze˛ta.
– Nie jestem taka˛ ofiara˛, na jaka˛ wygla˛dam
– zapewniła z us´miechem Sara. – I nie zejde˛ na
plaz˙e˛. Jeden przypływ mi wystarczy.
– Akurat teraz jest odpływ i moz˙na bezpiecznie
zejs´c´.
Sara poszła z pania˛ Webb do kuchni i pomogła
jej poukładac´ talerze w zmywarce, a potem wyszła
do ogrodu. Psy zacze˛ły donos´nie szczekac´. Sara
popatrzyła na nie i nagle podskoczyła ze strachu,
widza˛c młoda˛ kobiete˛, kto´ra niespodziewanie wy-
łoniła sie˛ zza rogu.
Sare˛ ogarne˛ło zakłopotanie – przestrach, jaki
włas´nie okazała, był nieadekwatny do sytuacji.
A kobieta popatrzyła na nia˛ z wyraz´na˛ nieche˛cia˛.
– Dzien´ dobry, pani Emmo! – odezwał sie˛ nie-
oczekiwanie zza pleco´w Sary głos gosposi, kto´ra
takz˙e wyszła na dwo´r. To jest Emma, z kto´ra˛ roz-
mawiał Matt – pomys´lała Sara.
Emma zbliz˙yła sie˛. Miała na sobie modna˛, kre-
mowa˛ bluzke˛ i lniane spodnie. Wygla˛dała w nich
ładnie i bardzo elegancko. Sara zawstydziła sie˛
swojego zwykłego stroju.
Emma była szatynka˛ o piwnych oczach i owal-
nej twarzy. Proste, ge˛ste, jedwabiste włosy nosiła
przycie˛te na wysokos´ci brody. Miała bardzo bystre
spojrzenie.
– Dzien´ dobry, pani Webb – powiedziała. – Czy
96
ANNE MATHER
Matt pracuje? – Mo´wiła chłodnym tonem. Nie
robiła wraz˙enia miłej osoby.
– Obawiam sie˛, z˙e tak. – Gosposia podała Sarze
dwie obroz˙e.
– Chyba nie zamierza pani wypus´cic´ pso´w?
– odezwała sie˛ Emma do Sary. – Gdyby mogła pani
tego nie robic´...
Sara zerkne˛ła na pania˛ Webb, a ta pokazała
drzwi i powiedziała:
– Moz˙e be˛dzie lepiej, jes´li wejdzie pani do
s´rodka, pani Emmo. – Nie wydawała sie˛ uszcze˛s´li-
wiona jej przybyciem. – Zrobie˛ pani kawy, jes´li
pani sobie z˙yczy.
– To bardzo miło z pani strony – odparła Emma,
choc´ jej spojrzenie zdradzało ws´ciekłos´c´. Zerkne˛ła
z ciekawos´cia˛ na Sare˛. – Nie wiedziałam, z˙e Matt
zatrudnił kogos´ do wyprowadzania pso´w.
W tym momencie w drzwiach pojawił sie˛ Matt
w czarnej koszulce i dz˙insach. Jak w kaz˙dym stroju
wygla˛dał bardzo me˛sko – szeroka koszulka i dopa-
sowane spodnie podkres´lały muskularna˛ budowe˛
ciała i wa˛ska˛ talie˛. Był tak silnym me˛z˙czyzna˛,
a przy tym potrafił tak delikatnie całowac´...
– Mo´wiłem ci, z˙e szukam opiekunki dla Rosie
– odezwał sie˛ do Emmy. – To Sara Victor, a to
– Emma Proctor. Sara jest na tygodniowym okresie
pro´bnym, przyjechała wczoraj. Sprawdzamy, jak
nam sie˛ wspo´łpracuje.
– Pani Sara jest bardzo dobra dla Rosie – wtra˛ci-
ła gosposia.
97
TAJEMNICA SARY
Emma rzuciła Sarze lekcewaz˙a˛ce spojrzenie.
– Rzeczywis´cie – zgodził sie˛ Matt, przesuwaja˛c
nerwowo dłonia˛ po włosach.
– Pani Webb powiedziała, z˙e pracujesz – za-
szczebiotała Emma, ignoruja˛c Sare˛. – Miałam na-
dzieje˛, z˙e znajdziesz czas na pogawe˛dke˛. – Popat-
rzyła z kolei lekcewaz˙a˛co na pania˛ Webb. – Chcia-
łam poprosic´ cie˛ o podpisanie ksia˛z˙ek na uroczys-
tos´c´ szkolna˛, dla Darrena. Obiecałes´ mi.
– Akurat pracuje˛...
– Nie przesadzaj, przeciez˙ w tej chwili nie pra-
cujesz. – Emma popatrzyła ze zniecierpliwieniem
na Sare˛ i gosposie˛. – Specjalnie do ciebie przyje-
chałam. To potrwa tylko dziesie˛c´ minut.
– Dobrze – zgodził sie˛ z westchnieniem Matt.
– Wejdz´, prosze˛.
Pani Webb skrzywiła sie˛ z niezadowoleniem,
pokazuja˛c swoja˛ mine˛ Sarze. Emma triumfalnym
krokiem weszła do domu. Sara us´miechne˛ła sie˛ do
pani Webb i ruszyła do zamknie˛tych w klatce pso´w.
– Co robisz? – spytał z niepokojem Matt.
– Pani Sara spytała mnie, czy mogłaby wy-
prowadzic´ psy – wyjas´niła gosposia. – Mogłaby,
prawda?
– Nie – odparł kro´tko.
– Dlaczego nie? – spytała Sara. Emma zatrzy-
mała sie˛ w drzwiach. – Nie mam nic do zrobienia
do czasu powrotu Rosie.
– Nie znasz terenu – odpowiedział. – Moz˙emy
wyprowadzic´ psy po´z´niej, razem z Rosie.
98
ANNE MATHER
– Alez˙...
– Ona raczej nie zabła˛dzi, to jedyny dom w oko-
licy – wtra˛ciła Emma.
– Wolałbym jednak... – Matt urwał, a Sara spus´-
ciła wzrok.
– Dobrze – zgodziła sie˛. Matt okazywał jej
wielka˛ dobroc´, wcia˛z˙ goszcza˛c ja˛ w swoim domu.
Musiała przynajmniej szanowac´ jego wole˛. – Zre-
szta˛ i tak niedługo trzeba be˛dzie pojechac´ po Ro-
sie. Pewnie z˙yczysz sobie, z˙ebym ja po nia˛ po-
jechała?
– Porozmawiamy o tym za chwile˛ – zakon´czył
ze zniecierpliwieniem. Ruszył z Emma˛ do wne˛trza
domu.
– Zatem zostaje pani na okres pro´bny? – ode-
zwała sie˛ znowu pani Webb, kiedy Matt zamkna˛ł za
soba˛ drzwi.
– Tak, ale nie wiem na jak długo – odpowiedzia-
ła Sara. – Cos´ pani mo´wił...?
– Mnie? – Pani Webb była wyraz´nie zdziwiona.
– Nie zwierza mi sie˛.
– Oczywis´cie, jednak byc´ moz˙e cos´ pani wspo-
minał...
– On nic mi nie mo´wi. – Gosposia oparła re˛ce na
biodrach. – Jes´li zostanie pani opiekunka˛ Rosie,
wtedy mi powie. Nie mam tu nic do gadania.
Sara westchne˛ła.
– Prosze˛, niech mi pani powie...
– No, dobrze. – Pani Webb popatrzyła łagod-
niej. – Prosił mnie, z˙ebym nie rozpowiadała ni-
99
TAJEMNICA SARY
komu o pani przybyciu. Wiem, z˙e ma pani kłopoty,
chociaz˙ nie wiem jakie, i on stara sie˛ pani pomo´c.
Nic wie˛cej nie wiem. Ale to psycholog i człowiek
godny zaufania.
– Psycholog? – Sara była zaskoczona.
– Tak, skon´czył psychologie˛ i przez wiele lat
pomagał ludziom. Ale nie lubi, kiedy o tym komus´
mo´wie˛. No, musze˛ zabierac´ sie˛ z powrotem do pracy.
– Przepraszam, ale... dlaczego porzucił psycho-
logie˛ i został pisarzem?
– Co za pytanie? Chciał zostac´ pisarzem, ma-
rzył o tym i w kon´cu mu sie˛ udało.
– Czy to było dawno temu?
– Juz˙ dos´c´ dawno. Na pocza˛tku nie szło mu
łatwo. Rosie była wtedy malutka...
– I pewnie wtedy porzuciła go z˙ona, prawda?
– Prosze˛ pani!
– Prosze˛ mo´wic´ mi po imieniu.
– Saro, zadajesz zbyt wiele pytan´. Jez˙eli chcesz
sie˛ dowiedziec´ takich rzeczy, powinnas´ pytac´ jego,
nie mnie.
– Oczywis´cie, przepraszam.
– Ale chyba nie zaszkodzi, jes´li ci powiem
– odezwała sie˛ znowu pani Webb, ruszywszy ku
drzwiom. – Jego z˙ona miała na imie˛ Carol. Nie
kochała go, tylko jego pienia˛dze. Jako psycholog
nie zarabiał sporo. Nie chciała klepac´ biedy, z˙yja˛c
u boku marzyciela, kto´ry pro´buje zostac´ pisarzem.
Oczywis´cie oboje nie wiedzieli, z˙e odniesie wielki
sukces i be˛dzie zarabiał duz˙o wie˛cej.
100
ANNE MATHER
– Dziecko zostało przy nim... – wtra˛ciła Sara.
– Tak, Carol nie chciała Rosie.
– Boz˙e, co za kobieta! Opus´ciła własne dzie-
cko?!
– Niestety... – Pani Webb skrzywiła sie˛. – Uzna-
ła, z˙e dziecko by jej przeszkadzało. Po rozwodzie
wyszła za jednego z psychologo´w, z kto´rymi pan
Matt prowadził poradnie˛.
Przekonana, z˙e powiedziała za duz˙o, pani Webb
znikła za drzwiami.
101
TAJEMNICA SARY
ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY
Matt wpatrywał sie˛ w puste okno edytora tek-
stu. Nie był w stanie pisac´. Zupełnie nie mo´gł
sie˛ skupic´. To mu sie˛ nie zdarzało. Był rozdraz˙-
niony.
Wiedział dlaczego. Za bardzo sie˛ angaz˙ował
w sprawy Sary. Odczuwał gniew w stosunku do Mak-
sa Bradbury’ego, miał ochote˛ go pobic´. A przeciez˙
był z natury łagodnym człowiekiem.
Kiedy Carol opus´ciła go i natychmiast zwia˛zała
sie˛ z Philipem Arnoldem, Mattowi nawet nie przy-
szło do głowy, z˙eby kto´rekolwiek z nich uderzyc´.
S
´
wiadczyło to zreszta˛ chyba nie tylko o jego chara-
kterze, ale i o tym, z˙e wo´wczas juz˙ nie był zwia˛zany
emocjonalnie z Carol. Gdyby nie Rosie, zapewne
rozstaliby sie˛ z Carol duz˙o wczes´niej.
Dlaczego czuł tak silna˛ potrzebe˛ opiekowania
sie˛ Sara˛? Dlaczego powiedział Emmie, z˙e Sara jest
nowa˛ opiekunka˛ Rosie? Emma juz˙ pewnie roz-
powiedziała te˛ wies´c´ po całym hrabstwie. Od jej
wizyty mine˛ły trzy dni.
Dzie˛ki Sarze miał wie˛cej czasu na prace˛, mimo
z˙e nie pozwolił jej dota˛d wozic´ Rosie do szkoły ani
z powrotem. Wydawało sie˛, z˙e Sara naprawde˛ była
nauczycielka˛. Kompetentnie zajmowała sie˛ Rosie,
potrafiła znalez´c´ z nia˛ wspo´lny je˛zyk. Rosie bardzo
ja˛ polubiła. Sara s´wietnie nadawałaby sie˛ na opie-
kunke˛, gdyby nie jej sytuacja osobista.
Matt pro´bował dowiedziec´ sie˛, dlaczego zamie-
rzała wro´cic´ do me˛z˙a, ale nie chciała mu tego
zdradzic´. Włas´nie to poruszało go tak mocno, z˙e
nie był w stanie pisac´. Nie wiedział, dlaczego Sara
wcia˛z˙ zamierzała z˙yc´ z tym sadysta˛. Czym groziło
jej opuszczenie Maksa Bradbury’ego?
Wstał i wyjrzał przez okno na ciemne wody
Morza Po´łnocnego. Musiał przestac´ angaz˙owac´ sie˛
emocjonalnie w sprawy Sary. Powstrzymywał sie˛
przynajmniej od pocałunko´w czy jakichkolwiek
intymnych gesto´w. Zgodnie z obietnica˛ zawiado-
mił Bradbury’ego, z˙e Sara z˙yje i czuje sie˛ dobrze.
To znaczy na tyle dobrze, na ile mogła sie˛ czuc´ od
lat maltretowana przez me˛z˙a kobieta...
Matt poprosił przyjaciela z gazety ,,London
Chronicle’’ o opublikowanie listu. Chciał w ten
sposo´b zapobiec zignorowaniu go przez Bradbu-
ry’ego i kontynuowaniu przez niego poszukiwan´.
Matt nie powiedział Sarze, z˙e jej wiadomos´c´ do
me˛z˙a stała sie˛ własnos´cia˛ opinii publicznej. Po-
przedniego dnia wydrukowało list kilka brukowych
gazet. Bradbury powinien uwierzyc´ w to, z˙e Sara
sama od niego uciekła i z˙e chwilowo nie grozi jej
z˙adne niebezpieczen´stwo.
Tego dnia w ,,London Chronicle’’ ukazał sie˛
drugi artykuł, kto´rego inspiratorem był tym razem
Bradbury. Za pos´rednictwem przyjaciela Matta
przekazał wszystkim, z˙e to on, Maks Bradbury,
103
TAJEMNICA SARY
skontaktował sie˛ z gazeta˛ i poinformował o lis´cie
z˙ony. Wyjas´nił takz˙e, z˙e uderzenie w głowe˛, jakie-
go doznał przy upadku ze schodo´w, spowodowało
u niego kro´tkotrwała˛ utrate˛ pamie˛ci. Przypomniało
mu sie˛, z˙e Victoria mo´wiła mu, z˙e jedzie odwiedzic´
kolez˙anke˛ z czaso´w szkolnych, kto´ra mieszka w po´ł-
nocnej Anglii. Zapewniał, z˙e juz˙ wszystko jest
w porza˛dku.
Kiedy ,,Victoria’’ wro´ci do domu, nic nie be˛-
dzie w porza˛dku! – pomys´lał Matt. Zdawał sobie
sprawe˛, z˙e publicznie os´mieszaja˛c Bradbury’ego,
wzmo´gł tylko jego gniew. ,,Victoria’’. Bradbury
nazwał tak Sare˛ chyba dlatego, z˙e jej prawdziwe
imie˛ wydawało mu sie˛ zbyt pospolite w stosunku
do jego wygo´rowanych ambicji.
Dlaczego była az˙ tak wierna me˛z˙owi sadys´cie?
Matt postanowił nie pokazywac´ jej artykuło´w
w ,,London Chronicle’’. Mogłaby pomys´lec´, z˙e on
wie, gdzie jej szukac´, poniewaz˙ zbiegiem okolicz-
nos´ci napisał, iz˙ wyjechała do po´łnocnej Anglii.
Samocho´d Sary s´cia˛gnie˛to na pros´be˛ Matta do
warsztatu w Saviour’s Bay. Został naste˛pnie zwro´-
cony do oddziału wypoz˙yczalni w Ellsmoor. Wczes´-
niej okazało sie˛ oczywis´cie, z˙e jest sprawny, o czym
Matt poinformował Sare˛. Nie rozgniewało jej to.
Cieszyła sie˛ chwilowym odpoczynkiem.
Nagle zadzwonił telefon.
– Słucham? – powiedział Matt, podnio´słszy słu-
chawke˛.
– Matt? – To był głos jego agenta, Roba Marco.
104
ANNE MATHER
– To ja, Rob. Witaj. – Matt nachmurzył sie˛.
Powinien juz˙ kon´czyc´ ksia˛z˙ke˛, kto´ra˛ aktualnie pi-
sał, lecz był od tego bardzo daleki.
– Czes´c´. Co u ciebie? Kiedy be˛de˛ mo´gł spodzie-
wac´ sie˛ dostarczenia przez ciebie re˛kopisu nowej
ksia˛z˙ki? – W głosie Roba dało sie˛ słyszec´ lekkie
zniecierpliwienie.
– Niestety, nie wiem, kiedy skon´cze˛. Nie da sie˛
tworzyc´ na termin, chyba z˙e autorowi ani wydawcy
nie zalez˙y na jakos´ci dzieła.
Rob milczał przez chwile˛.
– Nie wyznaczam ci terminu – powiedział
w kon´cu. – Ale zdajesz sobie sprawe˛, z˙e twoja
naste˛pna ksia˛z˙ka powinna ukazac´ sie˛ na wiosne˛.
Wydawnictwo prosi o podanie miesia˛ca publikacji,
aby mogło ja˛ reklamowac´. Chcieliby tez˙ zawrzec´
z toba˛ kolejna˛ umowe˛.
– Czy zaproponowali ci stawke˛ dla mnie? – spy-
tał Matt. Przed trzema tygodniami przedstawił wy-
dawnictwu pomysł na jeszcze jedna˛ powies´c´.
– Jeszcze jej nie ustalilis´my. To nie moz˙e sie˛
odbyc´ bez twojego udziału. Ale mys´le˛, z˙e warto
be˛dzie kontynuowac´ wspo´łprace˛ z Nashem. Wa˛t-
pie˛, abys´my otrzymali od kogokolwiek korzyst-
niejsza˛ oferte˛. Oto´z˙ Nash chce podpisac´ z toba˛
kontrakt od razu na trzy kolejne powies´ci. Zasuge-
rowali siedmiocyfrowa˛ sume˛. Trzeba be˛dzie wyne-
gocjowac´ jak najwie˛ksza˛.
– Stałbym sie˛ prawdziwym milionerem... –
mrukna˛ł Matt, kre˛ca˛c głowa˛.
105
TAJEMNICA SARY
Jakos´ nie czuł sie˛ podekscytowany. Chyba dlate-
go, z˙e tracił wiare˛ we własne moz˙liwos´ci. Obawiał
sie˛, czy zdoła ukon´czyc´ pisana˛ obecnie powies´c´,
tymczasem miałby zobowia˛zac´ sie˛ do stworzenia
trzech naste˛pnych?
– Czy nie jestes´ zadowolony z takiej propozy-
cji? – spytał Rob, zwro´ciwszy uwage˛ na ton, jakim
odezwał sie˛ Matt.
– Oczywis´cie, jest dla mnie bardzo korzystna
– odpowiedział. – Dzie˛kuje˛ ci, Rob. Jak ci juz˙ raz
mo´wiłem, jestes´ najlepszym agentem na s´wiecie.
– Dzie˛kuje˛, mam jednak wraz˙enie, z˙e cos´ cie˛
martwi. Czy cos´ sie˛ stało? Moz˙e nie dajesz sobie
rady z Rosie?
– Rosie jest wspaniałym dzieckiem i ma sie˛
dobrze, dzie˛kuje˛.
– Znalazłes´ dla niej opiekunke˛?
– Niezupełnie.
– To znaczy nie?
Matt westchna˛ł.
– Znalazłem, ale tymczasowa˛ – odpowiedział.
– Dzie˛ki za telefon, Rob. Odezwe˛ sie˛, kiedy be˛de˛
mo´gł powiedziec´ ci cos´ konkretnego.
– Chwileczke˛! – zawołał Rob. – Chciałbym sie˛
przynajmniej zorientowac´, jak idzie ci pisanie.
– Pomału zbliz˙am sie˛ do kon´ca – odpowiedział
wymijaja˛co Matt. – Przykro mi, wiem, z˙e bardziej
ucieszyłaby cie˛ inna odpowiedz´, ale niestety mam
ostatnio na głowie wiele spraw, kto´re opo´z´niaja˛ mi
pisanie.
106
ANNE MATHER
– Czy moz˙e zaangaz˙owałes´ sie˛ w... znajomos´c´
z ta˛ niania˛? – odgadł Rob. – Zwia˛załes´ sie˛ z kobie-
ta˛? To oczywis´cie rozumiem, ale jes´li moge˛ ci cos´
doradzic´, nie mieszaj relacji prywatnych z zawodo-
wymi.
To nie zawsze jest proste – pomys´lał Matt. Ale
co ja sobie wyobraz˙am? Sara jest mi wdzie˛czna za
pomoc, jednak to nie znaczy, z˙e jej sie˛ podobam tak
jak ona mnie. Jest me˛z˙atka˛, a poza tym dos´wiad-
czenia z me˛z˙em z pewnos´cia˛ nie skłaniaja˛ jej ku
zwia˛zkowi z kolejnym me˛z˙czyzna˛.
Powinienem znalez´c´ odpowiednia˛ kobiete˛ i oz˙e-
nic´ sie˛ ponownie. Jes´li nie poznam nikogo innego,
zawsze mo´głbym zwia˛zac´ sie˛ z Emma˛. Od s´mierci
me˛z˙a nie ukrywa, z˙e jest mna˛ powaz˙nie zaintereso-
wana. Tyle z˙e ja nie chce˛ byc´ z Emma˛. Nie znam
z˙adnej kobiety, kto´ra interesowałaby mnie tak bar-
dzo, z˙e mo´głbym zechciec´ z nia˛ byc´.
Tylko Sara bardzo silnie na mnie działa. Dla-
czego?
– Mylisz sie˛ – odpowiedział Robowi. – Spot-
kałem kobiete˛, kto´ra szuka pracy, i została tym-
czasowo opiekunka˛ Rosie. Ale nie zamierza byc´
nia˛ na stałe. Szkoda, bo Rosie bardzo ja˛ polubiła.
– Jaka ona jest? – spytał Rob. – Młoda? Atrak-
cyjna? Me˛z˙atka?
Ktos´ zapukał do drzwi.
– Prosze˛ – rzucił Matt, spodziewaja˛c sie˛ pani
Webb z lunchem. – Jest młoda i wzgle˛dnie at-
rakcyjna, ale to nieistotne. Ta kobieta mnie nie
107
TAJEMNICA SARY
interesuje. – Matt podnio´sł wzrok i z konsternacja˛
stwierdził, z˙e w drzwiach stoi Sara.
Wykrzywiła usta jak do płaczu. Najwyraz´niej
słyszała, co powiedział.
– Słuchaj, porozmawiamy po´z´niej – powiedział
do Roba. – Musze˛ sie˛ natychmiast rozła˛czyc´. – Od-
łoz˙ył słuchawke˛. – Saro... – urwał.
– Nie musiałes´ przerywac´ rozmowy – odezwała
sie˛ chłodno. – Zaczekałabym w salonie.
Matt zacisna˛ł powieki, tłumia˛c w sobie che˛c´
przytulenia Sary. Wygla˛dała tak bezbronnie i była
taka smutna. Trudno mu be˛dzie ja˛ przekonac´, z˙e
mo´wił nieprawde˛, z˙e chciał tylko jak najszybciej
zakon´czyc´ rozmowe˛ z Robem.
– Chciałam tylko spytac´, czy be˛dziesz jadł – do-
dała Sara po chwili milczenia. – Pani Webb zo-
stawiła na tacy lunch dla ciebie. Przynies´c´?
Mattowi przypomniało sie˛, z˙e pani Webb była
umo´wiona na dwunasta˛ na wizyte˛ u dentysty. Mu-
siała wie˛c wyjs´c´.
– Dzie˛kuje˛ – powiedział. – Nie musisz martwic´
sie˛ o moje sprawy, nie jestem twoim me˛z˙em.
– Nie jestes´.
Odwro´ciła sie˛ na pie˛cie. Matt nie wiedział, dla-
czego znowu uraził ja˛, tym razem s´wiadomie, choc´
wbrew własnej woli. Chyba po prostu nie potrafił
dłuz˙ej ukrywac´ przed Sara˛ uczuc´. Pragna˛ł wytłu-
maczyc´ jej to wszystko. Ruszył za nia˛.
– Saro – powto´rzył jej imie˛, dotkna˛wszy jej
ramienia – przepraszam cie˛ za moje zachowanie.
108
ANNE MATHER
To przez Roba, mojego agenta. Zdenerwowałem
sie˛, poniewaz˙ jak zwykle dzwoni z pytaniem o ksia˛z˙-
ke˛, kiedy moja praca sie˛ opo´z´nia.
– Nie interesuje mnie to. – Chciała odejs´c´.
– Zaczekaj. Chce˛ powiedziec´, z˙e potrzebowa-
łem wymo´wki, bo powiedziałem Robowi, z˙e nie
znalazłem jeszcze stałej opiekunki dla Rosie.
– Co z tego?
– Zainteresował sie˛, kim jest tymczasowa opie-
kunka i spytał, czy moz˙e jestes´my razem. Starałem
sie˛ wie˛c przekonac´ go, z˙e nie – tłumaczył.
– Mam nadzieje˛, z˙e nie sugerujesz mi przez to,
z˙e to z mojej winy nie moz˙esz nada˛z˙yc´ z praca˛
– odparła chłodno.
Matt nie odpowiedział. Nie mo´gł oderwac´ od
niej wzroku.
– Nie – odparł, sam nie wiedza˛c, czy kłamie. Na
ile to, z˙e nie był w stanie sie˛ skupic´ i wcia˛z˙ mys´lał
o Sarze, wynikało z jej pojawienia sie˛, a na ile
z jego własnej psychiki?
– Tak włas´nie mys´le˛ – skomentowała ironicz-
nym tonem. Matt miał wraz˙enie, z˙e specjalnie
starała sie˛ wzbudzic´ w sobie gniew, aby nie mys´lec´
o nim zbyt czule. – Widze˛ na twoim biurku napo-
cze˛ta˛ butelke˛ whisky! – dokon´czyła. Matt rzeczy-
wis´cie wypił przed parunastoma minutami łyk al-
koholu.
– Co ty sobie wyobraz˙asz? – z˙achna˛ł sie˛. – Wy-
piłem łyk whisky. Nie jestem alkoholikiem, jes´li to
podejrzewasz.
109
TAJEMNICA SARY
– Dopiero południe – zauwaz˙yła. – Dlaczego
miałabym ci wierzyc´?
– Jak s´miesz?! – krzykna˛ł.
Jego gniew natychmiast mina˛ł, kiedy zobaczył
maluja˛ce sie˛ w jej oczach przeraz˙enie. Bez wa˛tpie-
nia była przyzwyczajona do podobnych sytuacji
i spodziewała sie˛, z˙e ja˛ uderzy.
– Boz˙e, przepraszam cie˛... – szepna˛ł, przytula-
ja˛c Sare˛. Jedna˛ re˛ka˛obejmował ja˛ w pasie, druga˛ za
szyje˛. Poczuł dotyk jej jedwabistych włoso´w
i mie˛kkiej, ciepłej sko´ry. – Chyba wiesz, z˙e nigdy
w z˙yciu bym cie˛ nie uderzył ani nie skrzywdził
w z˙aden inny sposo´b?
Odpowiedziały mu jej łzy, kto´re przesia˛kły
przez jego koszule˛. Było mu ogromnie przykro, z˙e
doprowadził ja˛ do łez.
– Saro, Saro... – szeptał, głaszcza˛c ja˛ po karku.
Uniosła głowe˛. Z jej spojrzenia moz˙na było
wyczytac´ niewypowiedziane słowa przebaczenia.
Matt miał ochote˛ scałowac´ jej łzy. Była taka pie˛k-
na... Ale włas´nie dlatego nie powinien sie˛ do niej
zbliz˙ac´. Sara była w stanie, w kto´rym nie panowała
do kon´ca nad emocjami. Chyba z˙e... naprawde˛
chciała, z˙eby ja˛ przytulał.
– Matt... – szepne˛ła.
Ich usta zbliz˙yły sie˛ do siebie i zacze˛li sie˛ całowac´.
– Przepraszam... – zda˛z˙ył jeszcze szepna˛c´. Po
chwili całowali sie˛ namie˛tnie.
Matt nie wiedział, co sie˛ z nim dzieje. Co on
wyprawia?
110
ANNE MATHER
Szybko opanował sie˛ i cofna˛ł głowe˛, spogla˛da-
ja˛c w oczy Sary.
Czy mogła rzeczywis´cie sie˛ nim zainteresowac´,
czy tez˙ działała tylko jak automat, przyzwyczajona
do ulegania zachciankom me˛z˙czyzny?
111
TAJEMNICA SARY
ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY
– Nie chce˛, z˙ebys´ wyjechała! – oznajmiła z na-
ciskiem Rosie, bliska płaczu.
– I ja nie chce˛ odjez˙dz˙ac´ – odparła szczerze
Sara. – Ale niestety musze˛.
– Dlaczego? Mo´wiłas´, z˙e ci sie˛ tu podoba. Lu-
bie˛ cie˛ i tata cie˛ lubi, i pani Webb...
Two´j tata mnie lubi? – pomys´lała Sara. Nie
wiedziała, co mys´li o niej Matt. Od czasu wizyty
pani Webb u dentysty mine˛ły juz˙ trzy dni. Przez
cały ten czas Matt niemal nie odzywał sie˛ do niej.
Zapewne z˙ałował tego, co mie˛dzy nimi zaszło.
Nie mogła przestac´ o nim mys´lec´. Matt wydawał
sie˛ bardzo interesuja˛cym me˛z˙czyzna˛, kto´ry potrafi
kochac´. Tak bardzo pragne˛ła zaznac´ w z˙yciu szcze˛-
s´cia, prawdziwej miłos´ci i rados´ci!
Ale przeciez˙ on mnie nie pokocha. Była senty-
mentalna i naiwna – niegdys´ wmawiała sobie miłos´c´
Maksa, teraz łudziła sie˛, z˙e Matt naprawde˛ cieszy sie˛
z jej obecnos´ci. Ale przeciez˙ czuła sie˛ przy nim
bezpieczna, akceptowana... Poczuła smutek.
– Kiedy wyjez˙dz˙asz? – spytała cicho Rosie.
Sara znowu popatrzyła na dziewczynke˛.
– W kaz˙dym razie nie dzisiaj – pocieszyła ja˛.
– Co o tym mys´lisz? – spytała, podnosza˛c jeden
z kompleto´w ubran´ lalek Rosie. – Podoba ci sie˛ to
ubranko?
Siedziały na podłodze i wybierały zabawki, kto´-
re Rosie zgodziłaby sie˛ podarowac´ na sprzedaz˙ na
szkolnym kiermaszu na rzecz potrzebuja˛cych dzie-
ci. Przywio´złszy Rosie ze szkoły, Matt zamkna˛ł sie˛
natychmiast w pokoju.
– Ostatnio sie˛ przepracowuje – powiedziała
wczes´niej pani Webb. – Chyba chce jak najwie˛cej
napisac´ przed twoim odjazdem. Potem be˛dzie mu
trudno pracowac´, bo be˛dzie za toba˛ te˛sknił. Juz˙ to
widze˛.
Sara odpowiedziała po´łsło´wkiem, poniewaz˙ roz-
mowa odbywała sie˛ w obecnos´ci Rosie.
– Chodz´my na spacer – powiedziała nagle dziew-
czynka.
– Juz˙ po´z´no, a poza tym chciałas´ posegregowac´
zabawki na potrzebne i te, kto´re moz˙esz oddac´.
– Skon´czymy innym razem. Albo skon´cze˛ sa-
ma, kiedy wyjedziesz. Chodz´my na spacer, dobrze?
Sara zgodziła sie˛. Kiedy wychodziły, Rosie ode-
zwała sie˛ znowu:
– I tak niedługo wyjade˛ do szkoły, wiesz?
– Jak to: wyjedziesz?
– Wyjade˛ do szkoły z internatem.
– Tak powiedział two´j tata?
– Nie powiem.
– Powiedział czy nie?
– Słyszałam, jak rozmawiał z pania˛ Armstrong.
To mama moich kolego´w z klasy, Ruperta i Nigela.
113
TAJEMNICA SARY
– I co mo´wił two´j tata? – dopytywała sie˛ Sara.
– To pani Armstrong powiedziała, z˙e tata nie
ma szcze˛s´cia do opiekunek i z˙e be˛dzie musiał mnie
odesłac´ do szkoły z internatem, kiedy wyjedziesz.
– Mama twoich kolego´w powiedziała cos´ ta-
kiego?
– O czym rozmawiacie? – usłyszały nagle głos
Matta.
– O szkole! – odparła tajemniczo Rosie, zoba-
czywszy w drzwiach ojca. – Idziemy na spacer.
– Zaczekaj – powstrzymał ja˛ Matt. – Nie wiem,
czy pani Webb nie chce, z˙ebys´ cos´ dla niej zrobiła.
– Co? – spytała Rosie. Matt odpowiedział tylko
surowym spojrzeniem. Spus´ciła wie˛c gło´wke˛ i wy-
szła.
– O czym dyskutowałys´cie? – spytał, kiedy
Rosie znalazła sie˛ poza zasie˛giem jego głosu.
Sara popatrzyła na niego. W letnim, swobodnym
ubraniu wydawał sie˛ taki silny i me˛ski. Nie miała
wa˛tpliwos´ci, z˙e Matt ogromnie jej sie˛ podoba.
Szkoda, z˙e nie zechciałby sie˛ z nia˛ zwia˛zac´! Maks
był wprawdzie jej me˛z˙em, ale od dawna budził
w niej tylko strach i odraze˛. Dobrze, z˙e nie widział
jej w towarzystwie Matta. I tak be˛dzie sie˛ na niej
ms´cił.
Postanowiła zaryzykowac´.
– Czy chcesz odesłac´ Rosie do szkoły z inter-
natem? – spytała.
– Ska˛d ci to przyszło do głowy? – odparł ze
zdumieniem. Miał zme˛czone oczy.
114
ANNE MATHER
– Rosie sie˛ tego obawia. Nie wie, co zrobisz,
kiedy wyjade˛.
– Nigdy jej nie mo´wiłem, z˙e odes´le˛ ja˛ do...
– Rozmawiałes´ o tym z matka˛ jej kolego´w z kla-
sy, pania˛ Armstrong – przerwała Sara.
Zapadło chwilowe milczenie.
– Nie patrz na mnie takim wzrokiem – ode-
zwał sie˛ w kon´cu, odwracaja˛c głowe˛. – Trudno
mi ustac´ na miejscu i nie zacza˛c´ cie˛ nagle ca-
łowac´!
– Przepraszam – szepne˛ła, zmieszana. Nie spo-
dziewała sie˛ tego. – Czy mam wyjs´c´?
– Nie. Nie bo´j sie˛. Wiem, z˙e jestes´ me˛z˙atka˛ i z˙e
chcesz wro´cic´ do me˛z˙a. Nie cieszy mnie to, ale to
moje zmartwienie.
– Matt...
Cofna˛ł sie˛, kre˛ca˛c ostrzegawczo głowa˛.
– Powiedz mi lepiej, co Rosie słyszała z mojej
rozmowy z Gloria˛ Armstrong.
Sara nie miała ochoty rozmawiac´ o Glorii Arm-
strong, chciała dowiedziec´ sie˛, czy Matt czuł do
niej cos´ poza poz˙a˛daniem.
Wpatrywała sie˛ w niego. Był impulsywnym
me˛z˙czyzna˛, ale nie robił wraz˙enia niebezpiecznego
człowieka. Jego energia znajdowałaby cudowne
ujs´cie w miłos´ci! Kochana przez niego kobieta
musiałaby byc´ szcze˛s´liwa. Gdyby tylko była przez
niego kochana...
– Nie pamie˛tam, naprawde˛ – odpowiedziała
szczerze. Z wraz˙enia zapomniała dokładne słowa
115
TAJEMNICA SARY
Rosie. – Czy... czy te˛ Glorie˛ i ciebie cos´ ła˛czy?
– spytała.
– Ska˛d! To z˙ona jednego z okolicznych far-
mero´w. Zupełnie nieinteresuja˛ca.
– A jakie kobiety cie˛ interesuja˛?
– Nie jestem zwia˛zany z nikim i nie mam ko-
chanki ani tym bardziej licznych kochanek, jes´li
o to ci chodzi – odpowiedział. – Zanim spytasz
o Emme˛ – to tez˙ tylko przyjacio´łka.
– Czy przyjaz´nisz sie˛ ro´wniez˙ z jej me˛z˙em?
– Co w ciebie wsta˛piło? – mrukna˛ł Matt, troche˛
zdziwiony. – Emma jest wdowa˛, jej ma˛z˙ zgina˛ł
przed dwoma laty w wypadku samochodowym.
Dziewczyna samodzielnie wychowuje dziesie˛cio-
letniego syna.
– Nie zachowuje sie˛ jak przyjacio´łka.
– Czy musi cie˛ to martwic´? – je˛kna˛ł.
– Widocznie musi, skoro martwi. Po´jde˛ zoba-
czyc´, co robi Rosie – zakon´czyła Sara, zawstydzona.
– Zaczekaj!
Nadeszła Rosie.
– Tatusiu! – zawołała, podekscytowana.
– Co sie˛ stało? Co powiedziała pani Webb?
– Nic. Przyjechał wujek Rob! Takso´wka˛. Nie
słyszałes´?
– Rob? – zdumiał sie˛ Matt.
– Owszem – odezwał sie˛ od drzwi wysoki blon-
dyn. – Matt! Dawno sie˛ nie widzielis´my. – Zerkna˛ł
na Sare˛. Widac´ było po nim, z˙e jej postac´ zrobiła na
nim wraz˙enie.
116
ANNE MATHER
– Pani musi byc´ tymczasowa˛ opiekunka˛ Rosie
– powiedział. – Nie dziwie˛ sie˛, z˙e Matt nie jest przy
pani w stanie pracowac´ – dodał z beztroskim
us´miechem.
– To jest Sara – przedstawiła ja˛ Rosie, zanim
Sara albo Matt zda˛z˙yli zareagowac´.
– Co tu robisz, Rob? – spytał Matt. – Przeciez˙
powiedziałem, z˙e sie˛ z toba˛skontaktuje˛, kiedy be˛de˛
goto´w do rozmo´w z wydawnictwem.
– Go´ra nie przyszła do Mahometa, wie˛c Maho-
met przyszedł do go´ry – odparł Rob. – Chyba nie
ucieszył cie˛ mo´j widok. A ja przywiozłem wam
prezenty.
– Prezenty prezentami, ale powinienes´ był po-
wiadomic´ mnie o swoim przyjez´dzie – zauwaz˙ył
Matt.
– Wiem, zdaje˛ sobie sprawe˛, z˙e jestes´ zaje˛ty.
Miło mi pania˛ poznac´ – Rob zwro´cił sie˛ do Sary.
– Jestem Rob Marco, agent Matta. Matt ma okrop-
ny charakter. Musi pani miec´ cierpliwos´c´, skoro
pani jeszcze tu jest.
– Dobrze nam sie˛ wspo´łpracuje – odparła Sara,
zmieszana. Wymienili spojrzenia z Mattem. – To ja
nie be˛de˛ przeszkadzac´...
– Po´jdziemy z Sara˛ na spacer – odezwała sie˛
znowu Rosie. – Dobrze, tato?
– Dobrze. Tylko nie idz´cie dalej niz˙ do s´ciez˙ki
na plaz˙e˛.
– Hej, przeciez˙ ja pania˛ znam! – odezwał sie˛
nagle Rob, kto´ry od dłuz˙szej chwili wpatrywał sie˛
117
TAJEMNICA SARY
w Sare˛. – Pani Victoria Bradbury, prawda? Nie
zapomina sie˛ takich ryso´w!
– Nie, to...! – Sara pobladła.
– Jestem pewien. Kilka dni temu widziałem
pani zdje˛cie w gazecie. Pani ma˛z˙ ogłosił, z˙e obawia
sie˛, z˙e pania˛ porwano. – Rob parskna˛ł pogardliwie.
– Powinienem sie˛ był domys´lic´, z˙e wyssał to z pal-
ca, bo boi sie˛ wyjs´c´ na rogacza!
– Bardzo pana prosze˛...
– No jasne! – Rob nie pozwalał Sarze dojs´c´ do
głosu. – Ogłosił, z˙e uderzył sie˛ w głowe˛ i stracił
pamie˛c´, a potem kazał napisac´, z˙e wszystko mu sie˛
pomyliło. Twierdzi, z˙e przypomniała mu pani w li-
s´cie, z˙e jest pani u przyjacio´łki z lat szkolnych.
Oczywis´cie cała sprawa wywołała w Londynie
plotki. Nic dziwnego, po tym jak znikne˛ła jego
pierwsza z˙ona, a teraz pani.
– Pierwsza z˙ona Maksa utopiła sie˛! – szepne˛ła
Sara, otwieraja˛c usta z przeraz˙enia. Nie zaprze-
czała słowom Roba.
– Taka jest oficjalna wersja – zgodził sie˛. – Cho-
ciaz˙ podejrzewano, z˙e mogło byc´ inaczej... Ale
widze˛, z˙e pani jest cała i zdrowa – dodał, chyba nie
do kon´ca zdaja˛c sobie sprawe˛ z tego, jakie wraz˙enie
robia˛ na rozmo´wcach jego słowa. – Za to ty – popa-
trzył na Matta – z pewnos´cia˛ nie jestes´ przyjacio´łka˛
z lat szkolnych pani Victorii.
Sara nie zasłoniła uchylonego okna, aby mogło
przez nie wpadac´ s´wiatło ksie˛z˙yca oraz szum mo-
118
ANNE MATHER
rza. Nie mogła spac´. Obawiała sie˛, czy Rob Marco,
kto´ry miał wyjechac´ naste˛pnego dnia, nie zdradzi
jej tajemnicy, choc´ Matt z pewnos´cia˛ wymo´gł
na nim milczenie. Nie miała powodu ufac´ jego
agentowi, dla kto´rego była powodem opo´z´nienia
w pracy Matta.
Rob powiedział podczas wieczornej rozmowy,
z˙e nalez˙y do tego samego klubu, co Hugo, brat
Maksa. Wystarczyłoby, z˙e Rob szepna˛łby sło´wko
Hugonowi, i Maks mo´głby ja˛ tu odnalez´c´! Drz˙ała
na sama˛ mys´l o tym. A dochody Roba Marco
zalez˙ały w istotnym stopniu od Matta. Sara usły-
szała przy kolacji, z˙e sporza˛dzono opiewaja˛ca˛ na
dwa miliony funto´w umowe˛, kto´ra czekała jedynie
na podpis Matta.
Okropnie bała sie˛ powrotu do Londynu, lecz
wiedziała, z˙e im po´z´niej wro´ci, tym bardziej Maks
be˛dzie na nia˛ zagniewany. Nie uwierzy, z˙e uciekła,
gdyz˙ sa˛dziła, z˙e uległ s´miertelnemu wypadkowi.
A gdyby nawet, jaka z˙ona pozostawiłaby ciało
zmarłego tragicznie me˛z˙a?
Maltretowana z˙ona, kto´ra nie ma nikogo blis-
kiego, kto uwierzyłby w jej dobre intencje i poparł
ja˛ przed sa˛dem! – pomys´lała Sara. Maks doprowa-
dził ja˛ do takiego stanu psychicznego, z˙e w szoku
po jego wypadku uwaz˙ała, z˙e zostanie posa˛dzona
o zamordowanie go!
Ciekawe, co powiedział jej matce. Cokolwiek by
to było, z pewnos´cia˛ mu uwierzyła. Pewnie powie-
dział, z˙e Sara opus´ciła go, gdy spadł ze schodo´w
119
TAJEMNICA SARY
i stracił przytomnos´c´. Jej matka zawsze ufała Ma-
ksowi, kiedy Sara pro´bowała sie˛ skarz˙yc´.
Sara nie miała zwyczaju uz˙alac´ sie˛ nad soba˛,
a mimo to miała łzy w oczach. Czuła sie˛ zupełnie
osamotniona!
W pewnym momencie zdała sobie sprawe˛, z˙e
Maks byc´ moz˙e dlatego postanowił oz˙enic´ sie˛
akurat z nia˛, poniewaz˙ widział w niej zupełnie
bezbronna˛ kobiete˛. Celowo wkupił sie˛ w łaski jej
matki. Sara przestała zarabiac´, przechodza˛c na jego
utrzymanie. W razie potrzeby zawsze mo´gł wyna-
ja˛c´ drogich adwokato´w. Miał kontakty, był boga-
tym człowiekiem. Czuła, z˙e jest od niego zalez˙na
pod kaz˙dym wzgle˛dem.
Zadrz˙ała. Niegdys´ wspo´łczuła mu, kiedy powie-
dział jej, z˙e jego pierwsza z˙ona utone˛ła. Lecz od
dawna podejrzewała, z˙e mogła popełnic´ samobo´j-
stwo. Jes´li i ja˛ bił...
Mimo wszystkich le˛ko´w Sara nie widziała
przed soba˛ innej perspektywy, jak powro´t do Lon-
dynu. Maks nigdy nie pozwoli, z˙eby opus´ciła go
na stałe!
Wstała. Wiedziała, z˙e i tak nie zas´nie. Cicho ze-
szła ze schodo´w i skierowała sie˛ do biblioteki. Na-
gle ze strachem zobaczyła, z˙e ktos´ stoi w drzwiach
kuchni.
– Co robisz? – To był Matt.
– Nie moge˛ spac´ – powiedziała. – Chciałam cos´
poczytac´. A ty... co robisz?
– Chodz´my do mojego gabinetu. Nie chce˛, z˙eby
120
ANNE MATHER
ktokolwiek słyszał nasza˛ rozmowe˛ – odpowiedział
Matt.
Poszła za nim, obawiaja˛c sie˛ troche˛, co moz˙e sie˛
za chwile˛ zdarzyc´. Czuła sie˛ niezre˛cznie. Matt miał
na sobie jedynie spodnie. Usiedli. Jego opalona
sko´ra wydawała sie˛ w s´wietle biurkowej lampy
jeszcze ciemniejsza niz˙ zwykle.
– Czy pisanie z´le ci idzie? – spytała w kon´cu,
przerywaja˛c niezre˛czne milczenie.
Matt wzruszył tylko ramionami.
– Głupio sie˛ czuje˛ w twoim dresie – przyznała
Sara.
– Lepiej o tym nie mo´w – poradził. – Niepo-
trzebnie wyobraz˙am sobie, z˙e nie masz nic pod
spodem.
– Bo nie mam.
– Saro, to niema˛dre...
– Wiem – odparła z westchnieniem. – Ale z˙ału-
je˛, z˙e... Jutro wyjez˙dz˙am.
– Jak to? – Wydawał sie˛ oszołomiony.
– Mo´wie˛ powaz˙nie. – Trudno jej było wydoby-
wac´ z siebie słowa. – Wiesz, z˙e pre˛dzej czy po´z´niej
musze˛ wyjechac´. Najlepiej be˛dzie, jes´li zrobie˛ to
jutro – Rob mnie rozpoznał.
– Saro, nie moz˙esz wro´cic´ do tego drania!
– Wstał.
– Matt...
– Nic nie mo´w! Chyba nie chcesz mi jeszcze raz
powto´rzyc´, z˙e jestes´ jego z˙ona˛ i...
– Niestety, jestem.
121
TAJEMNICA SARY
– On cie˛ nie kocha! Traktuje cie˛ jak przedmiot, na
kto´rym moz˙e wyładowywac´ sadystyczne skłonnos´-
ci. I nigdy, przenigdy sie˛ to nie zmieni. Uwierz mi.
Matt zbliz˙ył sie˛ do Sary, a ona wpatrywała sie˛
w niego szeroko otwartymi oczami. Unio´sł dłonie
i uja˛ł ja˛ za ramiona. Miała ochote˛ byc´ z nim, byc´
z nim bardzo blisko.
– Czy ty go kochasz? – spytał.
– J-ja? – zaja˛kne˛ła sie˛.
– Kochasz go czy nie?
– Nie! Czasem sie˛ zastanawiam, czy kiedykol-
wiek go kochałam.
– Jestes´ bardzo odwaz˙na˛ kobieta˛ – skomento-
wał. – Ale bardzo nierozsa˛dna˛. Denerwuje mnie to.
– Nie rozumiesz – odparła z westchnieniem.
– I nie chce˛ rozumiec´. – To powiedziawszy,
Matt nachylił sie˛ i przesuna˛ł ustami po jej szyi. – Bo
inaczej mo´głbym miec´ wyrzuty sumienia, z˙e robie˛
to, co teraz.
– Matt... – szepne˛ła znowu.
– Prosze˛ cie˛, pozwo´l mi sie˛ pocałowac´! – od-
szepna˛ł.
– Chce˛, z˙ebys´ mnie pocałował! – usłyszał. Zbli-
z˙ył wie˛c usta do jej ust i zacza˛ł ja˛ całowac´.
Oboje byli tak podekscytowani, z˙e trudno im
było mys´lec´. Ich serca biły bardzo mocno, az˙
słyszeli w uszach szum pulsuja˛cej krwi.
– Czy moge˛ cie˛ dotkna˛c´? – szepne˛ła Sara. Tak
mocno pragne˛ła intymnego zbliz˙enia z Mattem,
zanim rozstanie sie˛ z nim na zawsze!
122
ANNE MATHER
Nie protestował.
I tak, w gabinecie, doszło mie˛dzy nimi do tego,
czego oboje niemal od pocza˛tku znajomos´ci skry-
cie pragne˛li, a jednoczes´nie sie˛ obawiali. Obawiali
sie˛ konsekwencji zbliz˙enia, kto´re musiało pozo-
stawic´ po sobie s´lad w ich psychice.
A jednak poddali sie˛ uniesieniu.
Kiedy mine˛ła erotyczna rozkosz, a wraz z nia˛
chwila zapomnienia, Matt zapytał:
– Czy nadal chcesz wracac´ do Londynu?
Sara ubierała sie˛, zawstydzona.
– Musze˛ – odparła cicho.
– Tak mys´lałem – odparł, takz˙e sie˛ ubieraja˛c.
– Zanim wyjedziesz, musze˛ ci wyznac´, z˙e po-
prosiłem przyjaciela z ,,London Chronicle’’, aby
opublikował two´j list. Sta˛d oficjalna reakcja Ma-
ksa.
– Naprawde˛? – Sara zmarszczyła brwi.
– Tak. Chciałem w ten sposo´b zapobiec po-
szukiwaniu cie˛ przez policje˛.
– Chyba słusznie zrobiłes´... – powiedziała po
chwili namysłu.
– Nie musisz do niego wracac´...
– Musze˛ – powto´rzyła. – Przykro mi.
– Mnie jest bardziej przykro, Saro. Poste˛pujesz
nierozsa˛dnie, ale jeszcze wie˛kszym brakiem roz-
sa˛dku popisałem sie˛ ja.
123
TAJEMNICA SARY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Około o´smej wieczorem Matt usłyszał nadjez˙-
dz˙aja˛cy samocho´d. Ktos´ stana˛ł przy drzwiach we-
js´ciowych jego domu.
Rzadko ktokolwiek go odwiedzał, a juz˙ zwłasz-
cza o takiej porze. Nie licza˛c Emmy, kto´ra po
odjez´dzie Sary narzucała sie˛ z pomoca˛, pro´buja˛c
udowodnic´ Mattowi, z˙e jest mu potrzebna. Juz˙ trzy
razy odebrała Rosie ze szkoły mimo jego protesto´w.
Mina˛ł juz˙ tydzien´, odka˛d Sara odjechała razem
z Robem do Londynu.
Matt był smutny, tylko przy Rosie udawał weso-
łego, z˙eby jej nie martwic´. Nie miał na nic ochoty,
wszystko wydawało mu sie˛ bezsensowne. Nie
mo´gł przestac´ mys´lec´ o stresach, jakie musiała
przez˙ywac´ Sara po powrocie do domu.
Psy rozszczekały sie˛, kiedy tylko rozległ sie˛
odgłos samochodu. Matt postanowił najpierw po´js´c´
do ich klatki i wypus´cic´ je, z˙eby sie˛ uspokoiły.
Gos´c´ musiał poczekac´.
Podekscytowane psy zacze˛ły skakac´ woko´ł Mat-
ta. Odwro´cił sie˛ i zobaczył obchodza˛cego dom
rosłego me˛z˙czyzne˛ o wielkim brzuchu i dziwacz-
nych wa˛sach. Matt pomys´lał, z˙e w razie napas´ci
powinien sobie z nim poradzic´.
Przybysz wydawał sie˛ bardziej zaniepokojony
niz˙ zagniewany.
– Pan Matt Seton? – spytał.
– Tak.
Psy skoczyły na brzuchacza rados´nie, omal go
nie przewracaja˛c.
– Hugo? Co sie˛ dzieje?! – odezwał sie˛ nieocze-
kiwanie głos drugiego me˛z˙czyzny. Spostrzegł Mat-
ta, zmruz˙ył oczy, mierza˛c go wzrokiem, po czym
us´miechna˛ł sie˛ rozbrajaja˛co i zawołał:
– Przepraszamy pana, widze˛, z˙e zaniepokoilis´-
my pan´skie psy!
Matt popatrzył na Maksa Bradbury’ego. Pamie˛-
tał jego twarz z fotografii prasowych. Ma˛z˙ Sary
odezwał sie˛ prowokuja˛cym tonem pewnego siebie,
pozornie jowialnego człowieka. Matt pomys´lał
o tym, jak stoja˛cy przed nim me˛z˙czyzna zadawał
Sarze nieskon´czone cierpienia, o tym, z˙e miała na
ciele niezliczone sin´ce i blizny. Miał ochote˛ złapac´
Bradbury’ego za gardło i pobic´. Na szcze˛s´cie psy
skoczyły pierwsze, szczekaja˛c z podniecenia, i Matt
musiał złapac´ je za obroz˙e. Miał ochote˛ pozwolic´
im pogryz´c´ Maksa, ale oczywis´cie nie przyniosło-
by to niczego dobrego. Opanował sie˛.
– Czym moge˛ panom słuz˙yc´? – spytał.
Maks Bradbury wysta˛pił naprzo´d, nawet nie
spogla˛daja˛c na brata.
– Pan Matt Seton, znany pisarz, nie myle˛ sie˛?
Jestem Maks Bradbury. A to Hugo Bradbury, mo´j
brat. – Maks przedstawił brata raczej lekcewaz˙a˛cym
125
TAJEMNICA SARY
tonem. – Byc´ moz˙e słyszał pan o mnie, ale to w tej
chwili niewaz˙ne. Istotne jest to, z˙e chce˛ skontak-
towac´ sie˛ z moja˛ z˙ona˛, Victoria˛. Zasugerowano mi,
z˙e od dwo´ch tygodni przebywa u pana.
Matt pomys´lał chwile˛, zanim zda˛z˙ył obrazic´
Maksa lub tez˙ podac´ mu re˛ke˛. Słowa Bradbury’ego
zaskoczyły go – wynikało z nich, z˙e ma˛z˙ Sary
wcia˛z˙ nie wie, gdzie ona jest. Czyz˙by sie˛ rozmys´-
liła i nie zamierzała wracac´ do niego? Co najlepiej
zrobic´? A jes´li Maks ja˛ zamordował i przyjechał tu
pod pozorem dalszych poszukiwan´?!
Matt podał w kon´cu re˛ke˛ Maksowi, po czym
dyskretnie ja˛ wytarł.
– Pan´ska z˙ona...? – odparł z udawanym zdzi-
wieniem. – Przykro mi, ale nie znam z˙adnej Vic-
torii Bradbury.
Oczy Maksa na moment błysne˛ły gniewem.
Ucieszyło to Matta – najwyraz´niej ma˛z˙ Sary nie
wiedział, gdzie ona jest. Maks us´miechna˛ł sie˛ po-
nownie i kontynuował:
– Byc´ moz˙e zna pan zatem Sare˛. Sare˛ Fielding.
Victoria moz˙e uz˙ywac´ pseudonimu. – Zachichotał.
– Z pewnos´cia˛ pan takz˙e cieszy sie˛, kiedy udaje sie˛
panu poruszac´ po kraju i nie byc´ rozpoznawanym.
Matt nie był w stanie go słuchac´; zastanawiał sie˛,
jakim sposobem Maks dowiedział sie˛, z˙e Sara była
u niego. Musiał otrzymac´ od kogos´ informacje˛.
Kto´z˙ mo´gł mu pomo´c?
Oczywis´cie, Rob miał moz˙liwos´c´ to zrobic´, lecz
Matt w to nie wierzył. Ufał Robowi.
126
ANNE MATHER
Ciekawe, co mys´li Hugo Bradbury? – pomys´lał,
zerkaja˛c na aktora. Maks był wyraz´nie starszy od
Hugona, stro´j oraz postawa tego ostatniego zdra-
dzały nieskrywany homoseksualizm. Hugo wyda-
wał sie˛ bardzo zakłopotany. Najwyraz´niej brat
zmusił go do przyjazdu tutaj. Sara mo´wiła, z˙e brat
me˛z˙a jest zupełnie niegroz´ny, jednak Matt wolał
miec´ sie˛ na bacznos´ci. W kaz˙dym razie Hugo nie
robił wraz˙enia obron´cy Sary.
– Obawiam sie˛, z˙e nie moge˛ panu pomo´c – po-
wiedział Matt.
Zamierzał zatelefonowac´ do Roba i dowiedziec´
sie˛, czy dochował tajemnicy. Chciał tez˙ spytac´
Roba, gdzie skierowała sie˛ Sara po wyla˛dowaniu
samolotu na lotnisku Heathrow. Nie rozmawiał
z Robem od czasu jego wizyty, kiedy zdecydował
sie˛ odłoz˙yc´ podpisanie intratnego kontraktu na trzy
naste˛pne ksia˛z˙ki. Rob zdenerwował sie˛, uwaz˙aja˛c,
z˙e Matt rozmys´lnie chce postawic´ dalsza˛ kariere˛
pod znakiem zapytania. Rob nie był jednak czło-
wiekiem ms´ciwym.
– Przykro mi – dodał Matt. – Nie ma tu ro´wniez˙
Sary Fielding.
– Ale była, prawda? – nie uste˛pował Maks,
zerkaja˛c na dom, jakby podejrzewał, z˙e Sara kryje
sie˛ wewna˛trz. – Powiadomiono mnie, z˙e była u pa-
na młoda kobieta o imieniu Sara. Przebywała tu
ponoc´ w charakterze tymczasowej opiekunki pan´-
skiej co´rki, nie myle˛ sie˛? – Wcia˛z˙ lekko sie˛ us´mie-
chał.
127
TAJEMNICA SARY
Matt powstrzymał sie˛ od rzucenia przeklen´stwa
i odpowiedział:
– Rzeczywis´cie, to sie˛ zgadza, ale ta pani wyje-
chała tydzien´ temu i nie nazywała sie˛ Bradbury.
– Wiedział, z˙e gdyby skłamał, łatwo byłoby mu to
udowodnic´.
– Mimo to chciałbym sie˛ z nia˛ skontaktowac´
– powiedział Maks, ledwie nad soba˛ panuja˛c.
– Przyjechałem z daleka. Rozumie pan chyba mo´j
niepoko´j.
Matt miał ochote˛ powiedziec´ Bradbury’emu, co
mys´li o jego ,,trosce’’ o z˙one˛. Lecz wcia˛z˙ panował
nad soba˛. Przyszło mu do głowy, z˙e zwracaja˛c sie˛
do niego, Maks ryzykuje, z˙e wyjdzie na jaw, z˙e
skłamał w wypowiedzi dla prasy.
– Dlaczego włas´ciwie podejrzewał pan, z˙e pan´-
ska z˙ona moz˙e przebywac´ tutaj? – Matt zrobił mała˛
pauze˛. – Czyz˙by zagine˛ła?
Widac´ było, z˙e Maks z całych sił powstrzymuje
kipia˛cy w nim gniew.
– Nie widziałem z˙ony od kilku tygodni – przy-
znał pomimo stłumionego protestu brata. – Nic jej
nie jest, otrzymałem od niej list, w kto´rym zapew-
nia, z˙e czuje sie˛ s´wietnie. Jednakz˙e nie napisała mi,
gdzie dokładnie przebywa, i w tej sytuacji po-
czułem sie˛ zmuszony jej poszukac´.
– W jakiej sytuacji? – Matt zmarszczył brwi.
– Czy cos´ sie˛ stało?
Maks zacisna˛ł ze˛by.
– Moz˙na tak powiedziec´ – odparł, wcia˛z˙ od-
128
ANNE MATHER
grywaja˛c role˛ grzecznego człowieka. – Ale to nasze
sprawy rodzinne. – Unio´sł znacza˛co brwi.
– Podziwiam pan´ska˛ determinacje˛ – skłamał
Matt. – Wyobraz˙am sobie, jakie to niewdzie˛czne
zaje˛cie: przejez˙dz˙ac´ cały kraj w poszukiwaniu z˙o-
ny. Czy cos´ skłoniło pana do przypuszczen´, z˙e z˙ona
przebywa w tym regionie? Lubi te okolice? Bywa
tutaj cze˛sto?
– Nie przeszukujemy całego kraju – wtra˛cił
nieoczekiwanie Hugo.
Maks popatrzył na niego ws´ciekle. Musiał wyjas´-
nic´ wypowiedz´ brata.
– Moja z˙ona wypoz˙yczyła samocho´d w jednej
z duz˙ych sieci wypoz˙yczalni – wyjawił. – Niecałe
dwa tygodnie temu zwro´cono go do oddziału w Ells-
moor. Niedaleko sta˛d.
Matt westchna˛ł. Oczywis´cie, podejrzewał prze-
ciez˙, z˙e ma˛z˙ Sary skontaktuje sie˛ z wypoz˙yczalnia˛,
z kto´rej wzie˛ła samocho´d. Matt poprosił pracow-
niko´w wypoz˙yczalni o niepodawanie nikomu jego
nazwiska.
– Samocho´d zwro´cono do oddziału w Ells-
moor... – powto´rzył Matt, jakby rozwaz˙ał słowa
Maksa. – Czy to znaczy, z˙e to nie pan´ska z˙ona go
zwro´ciła? Mam nadzieje˛, z˙e nie został porzucony.
Tu sa˛ niebezpieczne, wysokie pływy. Sam kilka-
krotnie zostałem odcie˛ty na plaz˙y przez przypływ
i ledwie zda˛z˙yłem przedostac´ sie˛ przez wode˛ na
suchy la˛d.
Maks zacisna˛ł usta.
129
TAJEMNICA SARY
– Chyba nie sugeruje pan...?
– Przepraszam, przeciez˙ pan´ska pierwsza z˙ona
sie˛ utopiła – odparł Matt. – Nie dziwie˛ sie˛, z˙e
ogromnie sie˛ pan niepokoi, gdzie znajduje sie˛...
Sara, tak? Czy Victoria?
– Jes´li wie pan, gdzie ona jest – warkna˛ł Maks
– radze˛ mi to natychmiast powiedziec´. Potrafie˛ byc´
cennym przyjacielem, prosze˛ pana – ale i zawzie˛-
tym wrogiem.
– Czyz˙by pan mi groził? Jak juz˙ powiedzia-
łem, młoda kobieta o imieniu Sara, kto´ra przeby-
wała w moim domu, wyjechała przed tygodniem
i nie zostawiła mi adresu. Nie mam poje˛cia, gdzie
jest.
Słowa Matta były szczera˛ prawda˛.
– Musi pan cos´ wiedziec´! – Maks sapna˛ł ze
złos´ci. – Czy przyjechała tu samochodem? Ska˛d
pochodziła? Jak sie˛ zachowywała?
Matt wzruszył ramionami.
– Nie jestes´my w sa˛dzie – powiedział. – Skoro
woli pan zachowac´ dla siebie powody poszukiwa-
nia z˙ony, ja moge˛ nie chciec´ podawac´ osobistych
informacji dotycza˛cych osoby, kto´ra˛ u siebie za-
trudniałem.
Maks poczerwieniał. Był ro´wnie rosłym me˛z˙-
czyzna˛ jak brat. W tej chwili wprost kipiał gnie-
wem, jego napie˛ta twarz wygla˛dała jak maska.
Dobrze, z˙e nie wpus´ciłem tego szalen´ca do domu!
– pomys´lał Matt.
Maks zdał sobie widocznie sprawe˛, z˙e gdyby
130
ANNE MATHER
zaatakował Matta, musiałoby to ostatecznie fatal-
nie odbic´ sie˛ na jego karierze.
– Widze˛, z˙e zalez˙y panu na ludziach – odpowie-
dział, zmieniaja˛c taktyke˛. Zerkna˛ł na Hugona.
– Moja z˙ona nie zasługuje, niestety, na lojalnos´c´.
Prosze˛ sobie wyobrazic´, z˙e matka Victorii jest
cie˛z˙ko chora, a tymczasem ona znikne˛ła i dota˛d
nawet nie zadzwoniła do szpitala, choc´by jeden raz.
– Przykro mi – powto´rzył Matt, nie daja˛c po
sobie niczego poznac´.
Wiedział, z˙e matka Sary albo jest zdrowa, albo
zachorowała juz˙ po ucieczce Sary i co´rka nic nie
wie o jej chorobie.
– Mnie tym bardziej – odparł Maks. Znowu
zerkna˛ł na Hugona i kontynuował: – Alice, matka
mojej z˙ony, to wspaniała kobieta. Jest wdowa˛, wiele
w z˙yciu przeszła. Staram sie˛ byc´ dla niej dobry, ale
rozumie pan... Nie moge˛ zasta˛pic´ jej co´rki.
Matt spojrzał na Hugona, pro´buja˛c odgadna˛c´
z jego twarzy, ile prawdy jest w słowach Maksa.
Hugo us´miechał sie˛ smutno. Co to znaczyło?
– Z
˙
ałuje˛, z˙e nie moge˛ panu w z˙aden sposo´b
pomo´c – skłamał Matt. Chciał jak najszybciej po-
zbyc´ sie˛ kłopotliwych gos´ci.
Kiedy odjechali, natychmiast poszedł do swoje-
go gabinetu, niepokoja˛c sie˛, gdzie jest Sara. Za-
dzwonił do Roba.
– Czes´c´, Rob. Tu Matt – przywitał sie˛.
– Cos´ takiego! Mys´lałem, z˙e spisałes´ juz˙ kariere˛
na straty.
131
TAJEMNICA SARY
– Daj spoko´j. Rozumiem, z˙e bardzo cie˛ rozcza-
rowałem. Przemys´lałem wszystko i chce˛ podpisac´
te˛ umowe˛, jes´li wcia˛z˙ jestes´ goto´w mi ja˛ przesłac´.
– Naprawde˛? Wspaniale!
– Mam jeszcze jedna˛sprawe˛. Słuchaj, pani Brad-
bury poleciała z toba˛ do Londynu tym samym
samolotem, prawda?
– Owszem. Cała˛droge˛ milczała. Dziwna kobieta.
– Co zrobiła po wyla˛dowaniu? Czy podwoziłes´
ja˛ doka˛ds´?
– Widze˛, z˙e naprawde˛ sie˛ nia˛ zainteresowałes´.
– Odpowiedz mi, prosze˛, na pytanie – niecierp-
liwił sie˛ Matt.
– Dobrze juz˙, dobrze. Nie, nie podwoziłem jej.
Kiedy tylko znalez´lis´my sie˛ w hali przyloto´w,
odeszła szybkim krokiem... Nawet nie zda˛z˙yłem
zaproponowac´ jej podwiezienia. Wolała chyba
uwolnic´ sie˛ od mojego towarzystwa. Pewnie wzie˛ła
takso´wke˛ do centrum. Nie widziałem jej od tamtej
pory.
– Czy mo´wiłes´ komukolwiek o spotkaniu z nia˛?
O tym, z˙e tu była? – zapytał Matt.
– Oczywis´cie, z˙e nie, przeciez˙ ci obiecałem!
– Rob wydawał sie˛ oburzony. – Co sie˛ stało? Czyz˙by
był u ciebie jej ma˛z˙? Słyszałem, z˙e to w jego stylu.
132
ANNE MATHER
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Sara wygla˛dała przez okno pensjonatu w dziel-
nicy Paddington, gdzie sie˛ zatrzymała. Zastanawia-
ła sie˛, co robic´. Mina˛ł juz˙ tydzien´, odka˛d wro´ciła
z Saviour’s Bay i coraz trudniej było jej podja˛c´
włas´ciwa˛decyzje˛. Z pocza˛tku wolała zatrzymac´ sie˛
na pare˛ dni w hotelu, aby bezpos´rednio po kro´tko-
trwałym okresie rados´ci, jaka˛ było dla niej przeby-
wanie z Mattem, nie wracac´ do Maksa. Byłoby to
zbyt bolesne.
Potem coraz cze˛s´ciej mys´lała o tym, z˙e te˛skni za
Mattem. Nie chciała pogodzic´ sie˛ z tym, z˙e nigdy
wie˛cej go nie zobaczy.
Po prostu zakochała sie˛ w nim. Ale czy byłby
goto´w zwia˛zac´ sie˛ z nia˛ na zawsze? Wa˛tpiła w to.
Przebywaja˛c w jego domu, nareszcie odpocze˛ła
na tyle, z˙e była w stanie mys´lec´ bardziej obiektyw-
nie niz˙ dota˛d, spojrzec´ z dystansu na własne mał-
z˙en´stwo.
Postrzegała je teraz jako naprawde˛ chory, wyna-
turzony zwia˛zek. Nareszcie zdała sobie w pełni
sprawe˛, z˙e nie wszyscy me˛z˙czyz´ni sa˛ podobni do
Maksa, a jego charakter jest naprawde˛ patologicz-
ny. Przy Matcie i Rosie była taka szcze˛s´liwa!
Nie wracała wie˛c do domu, tylko zastanawiała
sie˛ nad swoim z˙yciem, nad tym, co najwaz˙niejsze.
Dochodziła do wniosku, z˙e be˛dzie miała siłe˛ znowu
stana˛c´ oko w oko z Maksem, ale tym razem mu sie˛
przeciwstawi. Choc´ wcia˛z˙ sie˛ go bała, zamierzała
mu pokazac´, z˙e juz˙ nie jest bezwolna i oszołomiona
jego okrutnym traktowaniem. Miała go dos´c´.
Chciała dac´ mu do zrozumienia, z˙e ona jest wol-
nym człowiekiem.
Z z˙alem zdawała sobie sprawe˛, z˙e matka be˛dzie
przeciwko niej, choc´by pokazała jej na nowo wszyst-
kie blizny. Matka jak zwykle winiłaby ja˛ za gniew
Maksa, tłumacza˛c, z˙e Sara ma wielkie szcze˛s´cie, z˙e
jest z˙ona˛ me˛z˙czyzny, kto´ry zapewnia jej luksusowe
warunki z˙ycia.
Sara czuła, z˙e niezalez˙nie od wszystkiego musi
spro´bowac´ postawic´ na swoim. Musiała podja˛c´ te˛
pro´be˛.
Sara wbiegła do szpitala. Nie wiedziała, z˙e jej
matka jest bliska s´mierci i lez˙y w szpitalu, tak
niedaleko od jej pensjonatu. Tego dnia wybrała sie˛
do mieszkania matki, aby odbyc´ z nia˛ powaz˙na˛
rozmowe˛. Sa˛siadka powiadomiła ja˛, z˙e matka
przed kilkoma dniami przeszła zawał serca.
,,Całe szcze˛s´cie, z˙e pani ma˛z˙ był tu, kiedy to sie˛
stało – powiedziała sa˛siadka. – To on zadzwonił po
pogotowie’’.
Maks nigdy nie odwiedzał matki Sary, gardził
nia˛, choc´ ona wmawiała sobie, z˙e to Sara stara sie˛,
aby do niej nie przychodził.
134
ANNE MATHER
Odnalazła matke˛ na oddziale intensywnej te-
rapii.
– Stan jest stabilny – poinformowała dyz˙urna
piele˛gniarka – ale prosze˛ jej nie niepokoic´.
– Miała zawał, prawda? – upewniła sie˛ Sara.
– Tak. Ma posiniaczona˛ twarz, ale prosze˛ sie˛ nie
przeraz˙ac´, to jedynie powierzchowne sin´ce. Zie˛c´
pani Fielding wyjas´nił, z˙e... Przepraszam, komu ja
to mo´wie˛? Przeciez˙ pani musi wiedziec´.
– Nic nie wiem, nie było mnie w Londynie. Nie
wiedziałam o chorobie matki – zapewniła Sara.
– Co powiedział mo´j ma˛z˙?
– Według jego relacji pani matka, padaja˛c, ude-
rzyła twarza˛ o zlew. To sie˛ zdarza. Pani ma˛z˙
wydawał sie˛ zaniepokojony, obawiał sie˛ chyba, czy
nie pomys´limy, z˙e uderzył czyms´ pani matke˛.
– Piele˛gniarka us´miechne˛ła sie˛ z lekkim rozbawie-
niem.
Sara była przeraz˙ona. Raz w z˙yciu Maks pozo-
stawił s´lad na jej twarzy – podbił jej oko. Przez
naste˛pne kilka dni opowiadał wszystkim, jak wpad-
ła na otwarte drzwi.
Maks pobił jej matke˛, starsza˛ kobiete˛, doprowa-
dzaja˛c ja˛ do zawału serca!!!
Sara skoczyła do przeszklonego pomieszczenia,
gdzie lez˙ała matka, podła˛czona do najrozmaitszych
urza˛dzen´. Wygla˛dała okropnie.
Mamusiu! Co on ci zrobił?! – pytała w mys´lach
z rozpacza˛.
Matka powoli otworzyła oczy.
135
TAJEMNICA SARY
– Sara? – spytała słabym głosem. – Sara, to
naprawde˛ ty!
– To ja, mamo – szepne˛ła ze łzami w oczach.
– Jak sie˛ czujesz? Przepraszam, z˙e nie było mnie
w Londynie, kiedy mnie potrzebowałas´.
– Gdzie byłas´? – spytała matka. – Tak sie˛ niepo-
koiłam... Bałam sie˛, z˙e stało ci sie˛ cos´ złego, z˙e nie
z˙yjesz.
Sarze s´cisne˛ło sie˛ serce.
– Napisałam do niego list...
– Powiedział mi. Ale nie widziałam tego listu,
nie wiedziałam, czy wierzyc´, z˙e naprawde˛ dostał
list od ciebie.
– Wydrukowano ten list w gazecie – kontynuo-
wała Sara. – Przepraszam cie˛, z˙e tak sie˛ z mojego
powodu martwiłas´. Niepotrzebnie.
– Dlaczego uciekłas´? Co sie˛ stało? Nie uwierzy-
łam w to, co powiedział mi Maks. Dlatego z˙e
najwyraz´niej nie wiedział, gdzie jestes´.
Matka wydawała sie˛ podekscytowana. Sara mu-
siała uwaz˙ac´, aby wbrew własnym intencjom nie
pogorszyc´ jej stanu zdrowia.
– Pokło´cilis´my sie˛ – powiedziała ogle˛dnie. –
Nie po raz pierwszy, jak ci wielokrotnie mo´wiłam.
Spadł ze schodo´w. Wezwałam pogotowie. Obawia-
łam sie˛, z˙e stało sie˛ cos´ bardzo złego i przestraszy-
łam sie˛, z˙e moge˛ zostac´ oskarz˙ona o spowodowanie
wypadku. Uciekłam... Ale teraz jestem przy tobie.
Mo´wia˛, z˙e two´j stan zdrowia sie˛ poprawia. Jak sie˛
czujesz?
136
ANNE MATHER
– Niewaz˙ne. Co´reczko, dlaczego nie rozmawia-
łas´ ze mna˛ o tym, z˙e z˙ycie z tym potworem jest dla
ciebie koszmarem?
– Mamo! Martwie˛ sie˛ o ciebie... Nie mo´wiłas´
wczes´niej, z˙e chorujesz na serce.
– Bo nie chorowałam. Kiedy on powiedział mi,
z˙e wyjechałas´ do przyjacio´łki, uwierzyłam mu,
a nawet wspo´łczułam, bo wydawał sie˛ samotny.
Zawsze był dla mnie taki miły, kiedy was od-
wiedzałam...
Sara skine˛ła głowa˛.
– Czy on uderzył cie˛ w twarz? – spytała po´ł-
szeptem, wycia˛gaja˛c re˛ke˛ do policzka matki. Pani
Fielding złapała ja˛ zadziwiaja˛co mocnym chwytem
i odpowiedziała:
– Posłuchaj, co´reczko. Przyszła do mnie Sophie
Bradbury! Wyobraz˙asz sobie?
– Sophie Bradbury? Kto to jest? Pierwsza z˙ona
Matta miała na imie˛ Sophie.
– To ona! Wyobraz´ sobie, z˙e z˙yje! Przyjechała
do mnie w zeszłym tygodniu!
Sara opadła na stoja˛ce obok krzesło.
– Naprawde˛? – szepne˛ła.
– Tak. Mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale
przyjechała na miesia˛c do matki, do Bournemouth.
Nie wiem, czy Maks naprawde˛ sa˛dzi, z˙e Sophie nie
z˙yje, ale w kaz˙dym razie jest to dla niego wygodne.
Kiedy Sophie dowiedziała sie˛ o twoim zniknie˛ciu,
wystraszyła sie˛, z˙e moz˙e zakatował cie˛ na s´mierc´.
Opowiedziała mi, jakim jest człowiekiem i co jej
137
TAJEMNICA SARY
zrobił. Bała sie˛ go tak okropnie, z˙e upozorowała
swoje utonie˛cie, z˙eby sie˛ od niego uwolnic´.
– Gdzie ona jest? – spytała Sara. – Czy mogła-
bym sie˛ z nia˛ skontaktowac´?
– Nie wiem – przyznała matka.
– Nie wiesz? Wobec tego nie moz˙emy miec´
pewnos´ci, z˙e to była Sophie. Niewykluczone, z˙e
przyszła do ciebie jakas´ mitomanka.
– To była Sophie, moje dziecko. Miała foto-
grafie. S
´
lubne zdje˛cia, na kto´rych była ona i Maks.
Poz˙yczyła je od matki, z˙eby mi pokazac´.
Sara kre˛ciła głowa˛.
– Cos´ takiego! – szeptała. – Mamo...
– Odniosłam wraz˙enie, z˙e Sophie jest obecnie
gotowa potwierdzic´ publicznie, z˙e Maks jest sadys-
ta˛. Powiedz mi, moja droga, czy nic ci sie˛ nie stało?
Co sie˛ z toba˛ działo? Musze˛ powiedziec´, z˙e wy-
gla˛dasz lepiej niz˙ przed zniknie˛ciem. Co mo´wił
Maks, kiedy cie˛ zobaczył? Dziwie˛ sie˛, z˙e cie˛ tu
pus´cił sama˛.
– Jeszcze nie widziałam sie˛ z nim. To twoja
sa˛siadka powiedziała mi, z˙e miałas´ zawał i jestes´
w szpitalu... Jestes´ zme˛czona, mamo. Nie wiem,
czy masz siłe˛ mi opowiedziec´, co ci zrobił...
Alice westchne˛ła.
– Przez kilka lat byłam głucha na twoje skargi
– powiedziała. – Przepraszam cie˛, co´reczko. Błe˛d-
nie go oceniałam.
– Uderzył cie˛, prawda? – szepne˛ła Sara.
Matka pokre˛ciła głowa˛.
138
ANNE MATHER
– Nie, chociaz˙ groził, z˙e to zrobi. – Us´miech-
ne˛ła sie˛ smutno. – Stał sie˛ nieprzyjemny, kiedy mu
powiedziałam, z˙e Sophie z˙yje. Nagle zacza˛ł wy-
krzykiwac´, z˙e jestem pasoz˙ytem, z˙e od trzech lat
z˙yje˛ za pienia˛dze, kto´re mi z łaski daje. Przeraziłam
sie˛. Ale nie wiem, czy to jego wina, z˙e dostałam
zawału serca.
– Mamo! – szepne˛ła Sara, poruszona. – Czy
przypuszczasz, z˙e wiedział, z˙e Sophie z˙yje?
– Niewykluczone. Nie wydawał sie˛ tak zaszo-
kowany, jak powinien byc´... Sophie przyjechała tu,
aby dostac´ rozwo´d. Byc´ moz˙e w tej sytuacji nie
trzeba sprawy rozwodowej? Nie wiem.
– Sophie jest teraz szcze˛s´liwa – skomentowała
Sara.
– Czy zdajesz sobie sprawe˛, co´reczko, z˙e byc´
moz˙e w s´wietle prawa twoje małz˙en´stwo z nim jest
niewaz˙ne, skoro pierwsza z˙ona z˙yje? Ogromnie by
mnie to ucieszyło! Łatwiej uwolniłabys´ sie˛ od tego
potwora!
Sara wyszła ze szpitala przed wieczorem, prze-
siedziawszy kilka godzin przy s´pia˛cej matce. Po-
czekała, az˙ matka obudzi sie˛ ponownie, aby sie˛
z nia˛ poz˙egnac´. Potem pojechała do mieszkania,
kto´re od trzech lat było domem jej i Maksa.
Bała sie˛, co on zrobi na jej widok. Jak zareaguje
na jej słowa. Wa˛tpiła, z˙eby bez oporo´w zgodził sie˛
na rozwo´d.
Straz˙nik przy wejs´ciu do domu Sary był mile
139
TAJEMNICA SARY
zaskoczony jej widokiem. To nie był ten straz˙nik,
z kto´rym niegdys´ sie˛ zaprzyjaz´niła. Tamten został
juz˙ dawno przeniesiony gdzie indziej w wyniku
interwencji Maksa.
– Nie wie pan, czy mo´j ma˛z˙ jest w domu?
– spytała.
– Nie pamie˛tam, z˙eby wychodził po południu.
Mam nadzieje˛, z˙e jest – odparł straz˙nik. – Na
pewno ogromnie sie˛ ucieszy z pani powrotu.
– Bez wa˛tpienia – mrukne˛ła Sara, ruszaja˛c do
windy. – Dzie˛kuje˛.
Zadrz˙ała, kiedy winda ruszyła. Jeszcze tylko
pare˛ pie˛ter... Za chwile˛ znowu stanie oko w oko
z Maksem i znajdzie sie˛ w znienawidzonym przez
nia˛ mieszkaniu.
Ich luksusowy apartament zajmował całe sio´d-
me i o´sme pie˛tro budynku. Sara wolałaby mieszkac´
w domu z ogro´dkiem, ale Maks nie brał pod uwage˛
jej opinii. Wolał anonimowos´c´, nie chciał kontak-
towac´ sie˛ z sa˛siadami.
Kiedy wysiadła z windy, drzwi mieszkania ot-
worzyły sie˛ gwałtownie. Nic dziwnego, z˙e straz˙nik
powiadomił Maksa o powrocie jego długo oczeki-
wanej z˙ony.
Maks wyszedł z mieszkania z nieszczerym
us´miechem na twarzy. Z pewnos´cia˛ us´miechał sie˛
do umieszczonej w holu kamery, za pos´rednic-
twem kto´rej straz˙nik ogla˛dał ich spotkanie na
monitorze.
– Victoria! – Zbliz˙ył sie˛ i nieoczekiwanie przy-
140
ANNE MATHER
cisna˛ł Sare˛ do piersi. – Moje kochanie, nie wyob-
raz˙asz sobie, jak sie˛ ciesze˛, z˙e cie˛ widze˛!
Nauczona gorzkim dos´wiadczeniem, nie pro´bo-
wała sie˛ wyrywac´. Maks s´ciskał ja˛ zbyt mocno.
Ledwie była w stanie oddychac´.
– Prosze˛ cie˛... – szepne˛ła.
Pus´cił ja˛, a naste˛pnie oparł cie˛z˙ka˛ dłon´ na jej
ramieniu.
– Tak bardzo sie˛ ciesze˛ – powto´rzył, popycha-
ja˛c ja˛ ku drzwiom.
Kiedy je zamkna˛ł, Sara cofne˛ła sie˛ kilka kroko´w.
Była zdeterminowana sie˛ bronic´. Jes´li Maks ja˛
zaatakuje, postanowiła nigdy wie˛cej nie stworzyc´
mu takiej moz˙liwos´ci.
– Nareszcie zaszczyciłas´ mnie swoja˛ obecnos´-
cia˛! – burkna˛ł z nieskrywana˛ satysfakcja˛. – Musze˛
przyznac´, z˙e zaczynałem w ciebie wa˛tpic´, ale wi-
dze˛, z˙e nareszcie sie˛ opamie˛tałas´.
– To prawda. Nareszcie sie˛ opamie˛tałam, i dla-
tego chce˛ cie˛ poinformowac´, z˙e cie˛ opuszczam.
Byłam u matki w szpitalu, powiedziała mi o So-
phie. Twoja pierwsza z˙ona poczuła sie˛ zmuszona
upozorowac´ własna˛ s´mierc´, z˙eby sie˛ od ciebie
uwolnic´! Nie zamierzam dac´ ci podobnej satys-
fakcji.
– Zaczekaj! – Rozłoz˙ył szeroko re˛ce. – Twoja
matka naopowiadała ci bzdur. Wyjas´nimy sobie
wszystko.
– Owszem, wyjas´nimy. Słowa mojej matki tak
ci sie˛ nie spodobały, z˙e straciłes´ panowanie nad
141
TAJEMNICA SARY
soba˛ i zacza˛łes´ zne˛cac´ sie˛ nad nia˛ psychicznie, az˙
dostała zawału, prawda?! Popełniłes´ bła˛d. Straciłes´
w niej najsilniejszego sprzymierzen´ca.
Maks wykrzywił twarz w gniewie.
– Nie potrzebuje˛ sprzymierzen´co´w – warkna˛ł.
– Wystarczy mi, z˙e mam ciebie.
– Juz˙ nie. Odchodze˛. Przyszłam tylko po to,
z˙eby ci to powiedziec´.
– Tak ci sie˛ tylko zdaje – odpowiedział z wes-
tchnieniem. – Chyba z˙e chcesz, z˙ebym ogłosił
w prasie two´j naste˛pny list... Gdzie byłas´?
– Nie zasługujesz na odpowiedz´. Okłamywałes´
mnie całymi latami. Czy od pocza˛tku wiedziałes´,
z˙e twoja pierwsza z˙ona wcia˛z˙ z˙yje?
– Sophie? – Wzruszył ramionami. – Sophie nie
z˙yje, utone˛ła dziesie˛c´ lat temu.
– Kłamiesz! Uciekła do Stano´w Zjednoczonych
z pomoca˛ matki. Dobrze o tym wiesz.
– Tak mo´wi twoja matka. – Matt kre˛cił powoli
głowa˛, jakby tłumaczył cos´ dziecku. – Ale to
wyssane z palca bzdury. A poza tym nie maja˛
zwia˛zku z toba˛ i mna˛.
– Maja˛, bo jes´li Sophie z˙yje, nie miałes´ prawa
sie˛ ze mna˛ oz˙enic´! – odparła.
– Mylisz sie˛. Zanim sie˛ pobralis´my, Sophie
została oficjalnie uznana za zmarła˛.
– Takie małz˙en´stwo to kpina. Chce˛ rozwodu.
– A ja nie! – odpowiedział z pewnos´cia˛ w gło-
sie. – Jes´li twoim zdaniem czegos´ nie dopatrzyłem,
moz˙emy sie˛ nad tym wspo´lnie zastanowic´. Chce˛,
142
ANNE MATHER
z˙ebys´my odnowili przyrzeczenia małz˙en´skie. Tyl-
ko dla siebie – nikt inny nie musi wiedziec´, po co to
robimy.
– Chyba z˙artujesz! – krzykne˛ła Sara. – Wydaje
ci sie˛, z˙e zgodze˛ sie˛ zrobic´ cos´ takiego?
– Owszem. A teraz powiedz mi, gdzie byłas´, bo
inaczej ja zrobie˛ to pierwszy.
– Przeciez˙ nie wiesz, gdzie byłam.
– Wiem, dokładnie wiem, gdzie i u kogo byłas´.
Pewna młoda kobieta z Ellsmoor usłyszała, z˙e
o ciebie pytam, i poinformowała mnie, z˙e za-
trzymałas´ sie˛ w domu Matta Setona, pisarza. Sły-
szałas´ o kobiecie nazwiskiem Emma Proctor?
Mo´w natychmiast, od jak dawna znacie sie˛ z Se-
tonem.
– Napisałam ci przeciez˙ w lis´cie... – szepne˛ła
z przeraz˙eniem Sara – z˙e byłam u przyjacio´łki...
– Nie u przyjacio´łki! – Maks złapał Sare˛ za re˛ce.
– U przyjaciela, u me˛z˙czyzny. Powtarzam pytanie:
od jak dawna sie˛ znacie? Jak długo jestes´cie ko-
chankami?
– Kochankami?! Matt Seton nie jest moim ko-
chankiem!
– Nie? To dlaczego patrzysz na mnie z takim
przeraz˙eniem w oczach?
– Bo mnie boli!
– Jak wiesz, moge˛ sprawic´, z˙e be˛dzie bolało
cie˛ o wiele, wiele mocniej. Kto by pomys´lał?
Moja z˙ona postanowiła zadac´ sie˛ ze sławnym pi-
sarzem! Zastanawiam sie˛, jak potoczy sie˛ jego
143
TAJEMNICA SARY
dalsza kariera, kiedy moi ludzie od kontakto´w
z prasa˛ dobiora˛ mu sie˛ do sko´ry! Nie przyszło ci to
do głowy?
– Moi czytelnicy pre˛dzej uwierza˛ w moje słowa
niz˙ w twoje, ty ne˛dzna kreaturo! – usłyszeli nie-
oczekiwanie głos Matta.
Sara odwro´ciła głowe˛ i zobaczyła Matta oraz
Hugona.
– Radze˛ ci natychmiast ja˛ pus´cic´. Nosi na ciele
dostatecznie duz˙o s´lado´w twojego okrucien´stwa,
z˙eby przekonac´ sa˛d do udzielenia jej rozwodu!
144
ANNE MATHER
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Sara pojechała pocia˛giem do Newcastle, spe˛-
dziła tam noc w hotelu, a rankiem naste˛pnego
dnia wypoz˙yczyła samocho´d, aby znowu ruszyc´
na po´łnoc.
Nie spała cała˛ noc, tak była podekscytowana
czekaja˛cym ja˛ spotkaniem z Mattem. Nie wiedzia-
ła, czy nie oczekuje zbyt wiele. W kon´cu znany
autor mo´gł przebierac´ w znajomos´ciach. Nie kon-
taktował sie˛ z nia˛od trzech miesie˛cy, czyli od czasu
powrotu do Saviour’s Bay.
Moz˙e powinna była najpierw do niego zatele-
fonowac´, a nie od razu wsiadac´ do pocia˛gu? Lecz
tak ogromnie pragne˛ła znowu go zobaczyc´! Musia-
ła koniecznie dowiedziec´ sie˛, czy maja˛ szanse na
trwały zwia˛zek.
Przed trzema miesia˛cami nie rozmawiali o tym.
Matt pomo´gł Sarze, potwierdzaja˛c jej słowa przed
policja˛. Zapobiegł spełnieniu przez Maksa jego
gro´z´b, wynaja˛ł jej mieszkanie, w kto´rym mogła
swobodnie przebywac´ do czasu, az˙ otrzyma orze-
czenie o rozwodzie.
Maks nie doceniał ani Matta, ani własnego brata.
To dzie˛ki Hugonowi Matt mo´gł znalez´c´ sie˛ w miesz-
kaniu Sary i Maksa akurat w odpowiedniej chwili.
Maks z pocza˛tku pro´bował przekonac´ Matta, z˙e
blefował, pro´buja˛c tylko zastraszyc´ z˙one˛, jako za-
zdrosny ma˛z˙. Matt oczywis´cie nie dał sie˛ zwies´c´
i polecił Sarze szybko sie˛ spakowac´. Posłuchała go
bez wahania, poniewaz˙ sama miała wielka˛ ochote˛
to zrobic´.
Nie wiedziała, co zdarzyło sie˛ w gabinecie,
kiedy pobiegła na go´rne pie˛tro po rzeczy. Po kilku
minutach zeszła z powrotem, z mała˛ torba˛ z przy-
borami toaletowymi i bielizna˛ na zmiane˛. Spodzie-
wała sie˛ usłyszec´ kło´tnie˛ lub moz˙e nawet zobaczyc´
bo´jke˛, ale bracia Bradbury siedzieli milcza˛cy w fo-
telach, podczas gdy Matt stał nieruchomo przy
oknie.
Po chwili Maks obserwował z ws´ciekłos´cia˛, jak
Sara i Matt wychodza˛. Jego oczy płone˛ły z˙a˛dza˛
zemsty. Nic nie mo´wił, Hugo przytrzymywał go za
re˛kaw.
Sara nie wiedziała, co powiedział czy zrobił
Matt, w jaki sposo´b powstrzymał Maksa przed
pro´ba˛ stawienia czynnego oporu. Potem okazało
sie˛, z˙e Matt zagroził mu opublikowaniem w prasie
brukowej zdje˛c´ nagiej Sary. Maks uwierzył mu
i pohamował sie˛, gdyz˙ nade wszystko cenił swo´j
wizerunek publiczny. A wizyta Matta była moz˙-
liwa dzie˛ki temu, z˙e Rob zdobył adres Bradbu-
ry’ego.
Kilka dni po´z´niej Maks miał wylew. Został
sparaliz˙owany. Ledwie był w stanie mo´wic´. Hugo
musiał odwołac´ swoje wyste˛py w teatrze; zaja˛ł sie˛
146
ANNE MATHER
porza˛dkowaniem spraw brata, mie˛dzy innymi tych
zwia˛zanych z Sara˛. Był po jej stronie. Wczes´niej
nie wiedział, z˙e jego brat zne˛cał sie˛ nad nia˛, a takz˙e
poprzednia˛ z˙ona˛.
Matt nie pozostał długo w Londynie. Nie miał
nawet czasu porozmawiac´ dłuz˙ej z Sara˛, jako z˙e
wie˛kszos´c´ czasu spe˛dzała w szpitalu, przy matce.
Musiał wracac´ do Rosie, kto´ra˛ zostawił z pania˛
Webb i jej bliskimi.
Hugo zapłacił za rekonwalescencje˛ matki Sary.
Doprowadził ro´wniez˙ do przepisania na nia˛ prawa
własnos´ci do zajmowanego przez nia˛ mieszkania.
Chciał takz˙e podarowac´ mieszkanie Sarze, ale po-
dzie˛kowała i odmo´wiła. Matt zapewnił jej tym-
czasowo inne – jego znajomy wyjez˙dz˙ał akurat na
po´łroczny kontrakt do Stano´w Zjednoczonych
i ucieszył sie˛, z˙e znalazł sie˛ ktos´ zaufany, kto
be˛dzie opiekował sie˛ jego domem w Putney. Wie˛k-
sza˛ cze˛s´c´ minionych trzech miesie˛cy Sara przesie-
działa na tarasie nieduz˙ego domku, patrza˛c na
ogro´dek i lecza˛c psychiczne rany.
Na pocza˛tku winiła sie˛ za wylew Maksa, ale
zapamie˛tała dobrze słowa Matta, kto´ry powiedział:
,,Nie czuj sie˛ winna z powodu tego, z˙e byłas´ czyja˛s´
ofiara˛. To niepohamowana agresja Maksa spowo-
dowała u niego wysokie nadcis´nienie. Pre˛dzej czy
po´z´niej i tak dostałby wylewu’’.
Nie mogli oczywis´cie dyskutowac´ z Mattem
o ewentualnej wspo´lnej przyszłos´ci, podczas gdy
sparaliz˙owany Maks lez˙ał w szpitalu. Teraz, po
147
TAJEMNICA SARY
trzech miesia˛cach, z orzeczeniem o rozwodzie
w torebce, Sara wybrała sie˛ do Matta. Poczuła, z˙e
jest juz˙ zdolna go zapytac´, czy brał pod uwage˛
moz˙liwos´c´ zwia˛zania sie˛ z nia˛, czy tez˙ pomagał jej
tylko jako troskliwy psycholog. Nie miała tez˙ pew-
nos´ci, czy Rosie zaakceptowałaby ja˛ nie tylko jako
opiekunke˛.
Przeczytała jego ksia˛z˙ki. Nie przepadała za kry-
minałami, jednak podobał jej sie˛ gło´wny bohater
wszystkich powies´ci: inteligentny, wraz˙liwy detek-
tyw-psycholog. Widziała w nim wyraz´ne rysy cha-
rakteru autora.
Drzwi otworzyła jej pani Webb.
– Przyjechałam porozmawiac´ z Mattem –
oznajmiła Sara. – Czy moz˙e mu pani powiedziec´,
z˙e jestem?
– Zmieniłas´ fryzure˛ – odpowiedziała pani Webb.
– Teraz ładniej. Matta nie ma w domu. Wyszedł
z psami, pewnie sa˛ na plaz˙y. Zaczekasz?
– Dzie˛kuje˛, zejde˛ do niego. Mam nadzieje˛, z˙e
jeszcze tu wro´ce˛.
Sara dostrzegła Matta ze s´ciez˙ki na skałach i od
razu jej serce zabiło szybciej. W pewnej chwili
odwro´cił sie˛ i spostrzegł ja˛. Zacza˛ł biec w jej
strone˛. Spotkali sie˛ u podno´z˙a klifu.
Milczeli chwile˛, po czym Matt odezwał sie˛ pierw-
szy:
– Pie˛knie wygla˛dasz.
– Dzie˛kuje˛. – Nie wiedziała, co mo´wic´ dalej,
poniewaz˙ Matt wyraz´nie zmizerniał.
148
ANNE MATHER
– Co tu robisz? – spytał.
Wzie˛ła głe˛boki oddech. Nie miała innego wy-
js´cia, jak wyznac´ prawde˛.
– Pomys´lałam, z˙e moz˙e ucieszysz sie˛ na mo´j
widok – odparła. – Czy z´le mi sie˛ zdawało?
– Zawsze miło zobaczyc´ znajoma˛ – odpowie-
dział.
Nie takich sło´w oczekiwała. Spytał o jej matke˛,
o Maksa. Odpowiedziała mu, po czym w kon´cu
spytała otwarcie:
– Czy jestem dla ciebie tylko znajoma˛? Była˛
pacjentka˛?
– Nie z˙artuj! – odparł, odwracaja˛c sie˛.
Dotkne˛ła jego ramienia, zaskoczona.
– Nie musiałas´ tu przyjez˙dz˙ac´ – odezwał sie˛.
– Jes´li chciałas´ podzie˛kowac´ mi za pomoc, wystar-
czyło zadzwonic´.
– Chciałam cie˛ zobaczyc´. Mys´lałam... mys´la-
łam, z˙e ty takz˙e ucieszysz sie˛ na mo´j widok.
– Ciesze˛ sie˛.
– Matt! Nie wygla˛dasz na zadowolonego. Co
sie˛ stało? Bylis´my tak... blisko. A zachowujesz sie˛,
jakbys´ rozmawiał z osoba˛, kto´ra nic dla ciebie nie
znaczy.
– Widzisz, kiedy tu byłas´, potrzebny ci był ktos´,
na kim mogłabys´ sie˛ oprzec´ – odpowiedział. –
Twoja sytuacja sie˛ zmieniła i nie nalez˙y pro´bowac´
przekształcic´ tamtej relacji w cos´ innego, bo to nie
ma sensu.
– Dlaczego nie?
149
TAJEMNICA SARY
– Chyba jestem juz˙ za stary na takie gierki.
– Jakie znowu gierki?
– Nie wiem. Nie wiem, o co ci chodzi, do czego
zmierzasz – odpowiedział. – Mam nadzieje˛, z˙e ty
wiesz.
– Wiem. I powinnam ci to wyjas´nic´, chociaz˙
wydaje mi sie˛, z˙e sam moz˙esz sie˛ domys´lic´.
– Domys´lam sie˛ – mrukna˛ł. – Powiedziałas´, z˙e
odwiedziłas´ kilkakrotnie Maksa w szpitalu, z˙e jest
z nim lepiej. Chcesz wro´cic´ do niego?
– Nie! – Była zaskoczona, z˙e mo´gł pomys´lec´
cos´ podobnego. – Nie mogłabym juz˙ z nim z˙yc´! Nie
kochał mnie! Mam w torebce orzeczenie o roz-
wodzie.
– Jak to? – Matt wydawał sie˛ mocno zdumiony.
– Rob powiedział mi, z˙e Hugo mo´wił mu, iz˙ ma
nadzieje˛, z˙e ty i Maks...
– Nic nie wiem o nadziejach Hugona – prze-
rwała mu. – Za to wiem, z˙e jeszcze kilka dni przed
twoja˛ zbawienna˛ interwencja˛ w naszym londyn´-
skim mieszkaniu zdecydowałam, z˙e nie chce˛ dłuz˙ej
z˙yc´ z Maksem. Nie wiedziałes´?
– Sa˛dziłem, z˙e moz˙e jednak go kochasz... Le-
piej powiedz mi wyraz´nie, po co tu przyjechałas´,
z˙ebym znowu nie pomylił sie˛ w ocenie sytuacji.
– Wiesz, po co przyjechałam. – Us´miechne˛ła
sie˛ nies´miało.
Twarz Matta pojas´niała z rados´ci.
– Powiedz mi – szepna˛ł. – Ostatnio nie jestem
tak pewny siebie jak zwykle.
150
ANNE MATHER
– Po to! – odpowiedziała, całuja˛c Matta w zaros´-
nie˛ty policzek, a potem w usta. – Czy mam u ciebie
szanse˛? – spytała.
Za odpowiedz´ starczył jej gora˛cy, namie˛tny po-
całunek.
– Saro, Saro! – szeptał. – A juz˙ straciłem na-
dzieje˛!
Obejmowali sie˛ i całowali czule.
151
TAJEMNICA SARY
EPILOG
Rosie ogromnie sie˛ ucieszyła z powrotu Sary.
Od razu zacze˛ła ja˛ wypytywac´, na jak długo przyje-
chała i czy zgodzi sie˛ zostac´ jej opiekunka˛. Sara
dawała wymijaja˛ce odpowiedzi, ale Rosie nie uste˛-
powała.
– Sara zamieszka z nami – oznajmił w kon´cu
Matt, odbywszy z Sara˛ rozmowe˛ w cztery oczy.
– Nie be˛dzie twoja˛ niania˛. Po prostu be˛dzie z na-
mi z˙yc´.
– Tak jak mama? – spytała z rados´cia˛ Rosie.
Matt miał ochote˛ odpowiedziec´, z˙e dokładnie
tak jak mama, ale pohamował sie˛. W kon´cu
nie miał pewnos´ci, jaka be˛dzie przyszłos´c´ jego
zwia˛zku.
Sara nie miała wa˛tpliwos´ci.
– Co bys´ powiedziała, gdybym wyszła za twoje-
go tate˛? – spytała.
– Chybabym sie˛ ucieszyła – pomys´lała na głos
Rosie. – A mogłabym nazywac´ cie˛ mama˛? Wiesz,
ja nie mam mamy. Nawet jej nie pamie˛tam. Chcia-
łabym, z˙ebys´ była moja˛ mama˛.
– To cudownie! – odpowiedziała Sara, przytula-
ja˛c dziewczynke˛. – Moz˙esz nazywac´ mnie mama˛.
Be˛dziemy prawdziwa˛ rodzina˛. Co ty na to?
– Tak, bardzo bym chciała! – zawołała rados´nie
Rosie. – A kiedy sie˛ pobierzecie? Be˛de˛ mogła byc´
druhna˛?
Sara i Matt popatrzyli na siebie z rozbawieniem.
– Dlaczego nie? – odparł Matt.
Pani Webb wcale nie była zdziwiona rozwojem
wypadko´w.
– Od pocza˛tku wiedziałam, z˙e Sara wpadła pa-
nu w oko – skomentowała. – Ogromnie sie˛ ciesze˛.
Z pewnos´cia˛ be˛dziecie razem szcze˛s´liwi!
Kiedy nastał wieczo´r i pani Webb poszła do
domu, a Rosie zasne˛ła, Sara i Matt całowali sie˛
znowu, a potem trafili do sypialni, gdzie zno´w byli
tak blisko jak niegdys´. Jeszcze bliz˙ej, gdyz˙ oboje
wiedzieli, z˙e naprawde˛ chca˛ byc´ razem.
Wyznali sobie miłos´c´.
Lez˙a˛c w pos´cieli, uszcze˛s´liwiona Sara zastana-
wiała sie˛, jak puste byłoby jej z˙ycie, gdyby nigdy
sie˛ nie spotkali. Choc´ moz˙e i tak by sie˛ kiedys´
spotkali – w kon´cu Hugo znał Roba Marco. Ale
wcia˛z˙ byłaby z˙ona˛ Maksa i nadal bałaby sie˛ go
opus´cic´, do takiego stopnia zastraszył ja˛ sadystycz-
nym traktowaniem.
– Czy jestes´ szcze˛s´liwa? – spytał Matt.
– Tak, Matt. Kocham cie˛! – szepne˛ła. – Mys´-
lałam o tym, jak dziwne sa˛ koleje ludzkiego losu.
Kiedy Maks spadł ze schodo´w, sa˛dziłam, z˙e to
koniec mojego z˙ycia. A tymczasem to był nowy
pocza˛tek.
– To naprawde˛ niezwykłe – przyznał, obraca-
153
TAJEMNICA SARY
ja˛c sie˛ ku niej. – Kiedy zobaczyłem cie˛ po raz
pierwszy, naprawde˛ nie pomys´lałem, z˙e spotykam
swo´j los.
– ,,Spotykam swo´j los’’ – powto´rzyła. – Jakie
poetyckie okres´lenie!
– Pisze˛ takz˙e wiersze. Ale nie nadaja˛ sie˛ do
publikacji.
– Załoz˙e˛ sie˛, z˙e sie˛ mylisz. Och, Matt, jestem
bardzo szcze˛s´liwa! Z
˙
yłam jak w klatce, ale ty mnie
uwolniłes´.
– I kto tu jest poeta˛? – Matt z us´miechem
pocałował Sare˛ w ramie˛.
– Z pewnos´cia˛nie ja – odpowiedziała skromnie.
– Byłam tylko nauczycielka˛ nauczania pocza˛tko-
wego i tymczasowa˛ opiekunka˛ dziecka.
– Nigdy nie wiesz, jakie moz˙liwos´ci w tobie
drzemia˛, dopo´ki tego nie sprawdzisz – zapewnił.
– Poza tym jestes´ moja˛ wielka˛ miłos´cia˛!
154
ANNE MATHER