Rozdział 10
Michał Sobolewski był upartym dupkiem, ale od kilku godzin Darek nazywał go
cholernie upartym dupkiem. Pracowali nad tekstem pisarza od tygodnia i za każdym razem,
gdy odnosił wrażenie, że dobrze im idzie, jego towarzysz cofał ich relacje, a to co do tej pory
zrobili, znikało jak bańka mydlana. To było niczym jak próba chodzenia krok do przodu i dwa
kroki w tył. W takiej sytuacji trudno było dokądkolwiek zajść. Czasami miał ochotę walić
głową w mur, a raczej resztki tego, co zostało po ogrodzeniu.
– Tak będzie lepiej dla całego tekstu, więc dlaczego wciąż się sprzeciwiasz? – zapytał
ostro, rzucając plik kartek na stolik. Po dwóch dniach deszczu pogoda nareszcie się
poprawiła, więc od rana siedzieli na dworze, a już dawno minęło popołudnie.
– Ta scena jest potrzebna do tego, co będzie w przyszłości. Nie usunę jej. Nie ma mowy.
– Opowiedziałeś mi, co ma być dalej i nie widzę sensu w tej scenie – bronił swoich racji
Kiliński, ledwie panując nad nerwami. – Twój bohater spotyka tego druida i co?
– Jesteś irytujący. – Michał założył ręce na piersi. Od dobrych kilkunastu chwil
nachodziła go ochota, żeby wyrzucić mężczyznę. Nie miałoby to jednak sensu, bo ten i tak
wróci. Zawsze wracał. Tak jak wczoraj, kiedy kazał mu się wynosić. Początkowo, owszem,
Darek go posłuchał, ale chyba tylko dlatego, aby nie doszło do zażartej kłótni, przy której
każdy broniłby swojego zdania. Z kolei dzisiaj Kiliński jak gdyby nigdy nic pojawił się z
szerokim uśmiechem na twarzy, dwoma opakowaniami pizzy i napojami.
– A ty sfrustrowanym pisarzem, który sądzi, że to co wymyślił, będzie dobre dla jego
tekstu.
– To jest dobre.
– Ale może być lepsze.
– Ha. Przyznałeś, że jest dobre. – Michał wycelował palec w stronę mężczyzny. –
Wygrałem.
Darek pokręcił głową i wstał. Przeszedł kilka kroków, a potem odwrócił się do pisarza.
– Powiedz mi, dlaczego wydrukowałeś ten tekst, skoro odrzucasz wszystkie moje próby
pomocy?
– Chciałem znać twoją opinię. – Również się podniósł i stanął blisko Dariusza,
naruszając jego przestrzeń osobistą. – Ale nie prosiłem cię, abyś robił wszystko, żebym znów
zechciał pisać – powiedział prosto w jego twarz. – A do tego dążysz. Żebym się wkurwił i
wrócił do pisania choćby tylko po to, abym ci pokazał, że ta scena ma sens.
Darek zapatrzył się na usta pisarza wypowiadające te słowa. Złapał się na tym, że nie
obchodzi go, co mężczyzna mówi. Chciał ponownie skosztować jego ust, poczuć to silne,
męskie, twarde ciało przy swoim. Od tamtego dnia, kiedy całowali się pierwszy raz, ta
sytuacja się nie powtórzyła i to go frustrowało. Mógłby złapać go za koszulkę, przyciągnąć
jeszcze bliżej siebie i pocałować, ale wolałby, aby tym razem to Michał wykonał kolejny
krok. Jednak pisarz nic nie robił w tym kierunku, tylko ciągle na niego warczał.
– Słuchasz, co do ciebie mówię, czy produkuję się na darmo? – zapytał Sobolewski. Nie
umknęło mu, jakim wzrokiem Darek na niego patrzy. Nie chciał jednak zmieniać ich relacji.
Wyczuwał, że Kiliński nie jest mężczyzną na jedną noc i wolał trzymać się od niego z daleka.
Może dlatego w ostatnich dniach był dla niego podwójnie nieprzyjemny. Szczególnie wtedy,
kiedy nachodziła go ochota, by zaciągnąć mężczyznę do sypialni i już nigdy stamtąd nie
wypuścić.
– Słuchanie ciebie jest cholernie wkurwiające. Wolałbym nadepnąć na kaktusa.
– Mam jednego. Ma spore kolce, więc w twoim marzeniu mogę ci dopomóc – odparował
Michał.
– Dupek. – Cofnął się o krok. Gdyby nie groźba utraty pracy, to już by stąd wyjechał.
Prawdopodobnie by tak zrobił. Może. Tak, na pewno już by go tu nie było. Nie musiałby
oglądać przystojnego oblicza mężczyzny stojącego naprzeciwko, nie irytowałby się tak i nie
myślał o tym, co ostatnio bombardowało jego głowę. O tym zdecydowanie nie chciał myśleć,
bo to zmieniłoby wszystko.
Michał przewrócił oczami niczym dzieciak i rzekł:
– Nie usunę tej sceny. Koniec, kropka. Może przejdziemy dalej?
– Na dzisiaj mam dość. – Zaczął zbierać swoje rzeczy. O ile zawsze, gdy wracał do
motelu, brał tekst ze sobą, tak tym razem go zostawił. – Późno już, a ja umówiłem się z
Agnieszką. Jutro wyjeżdża.
– A ty?
Darek prychnął, czując, że w tym pytaniu kryło się wiele ciekawości i niecierpliwości,
wszak Sobolewski już nie mógł się doczekać, kiedy otrzyma upragniony spokój.
– Mam jeszcze czas – odpowiedział mu, ruszając do samochodu. – Będziesz musiał
pomęczyć się ze mną jeszcze chwilę. Jakieś dwa tygodnie – dodał, wsiadając za kierownicę.
Michał przyglądał się, jak mężczyzna odjeżdża, a potem wrócił do stolika. Wziął do ręki
kartkę z zaznaczoną sceną do usunięcia i zmiął ją. Kulkę ścisnął w dłoni, przeklinając pod
nosem. Sam już nie wiedział czy przeklina to, że Kiliński jednak ma rację z tą sceną, a on po
prostu nie chce dać mu satysfakcji, czy raczej to, że pozwolił mu pojechać, zanim zdecydował
się na to, by znów go pocałować. Już słyszał w głowie głos byłej żony: „zachowujesz się jak
baba. Bierz to co chcesz i nie uciekaj”. Jak na zawołanie jego komórka odezwała się znajomą
melodią, pod którą umieścił Jagodę. Przez chwilę nie chciał odbierać, ale ta kobieta nie
przestałaby dzwonić.
– To twoja wina – powiedział od razu po tym, jak odebrał połączenie.
Agnieszka patrzyła na Darka jak na głupka.
– Zwariowałeś, nie będę twoim alibi. Kuba i tak mu pewnie powie, że nie byłeś ze mną
umówiony. – Kontynuowała szczotkowanie włosów. – To z nim wychodzę na kolację. Nie
będę z tobą siedzieć. Co w ogóle dzieje się między wami?
– Nie wiem. – Przesunął rękoma przez włosy, burząc nienaganną fryzurę. Ostatnio ciągle
mu się to zdarzało. – Wkurza mnie. Ja wkurzam jego. Owszem, potrafimy normalnie
rozmawiać. Przedwczoraj spędziłem z nim prawie cały dzień i okazało się, że jest
człowiekiem.
– Możesz mi coś powiedzieć? – Odłożyła różową szczotkę. Miała na sobie długą do
kolan błękitną sukienkę, w której wyglądała bardzo kobieco i buty na wysokim obcasie. Kuba
zabierał ją na kolację do miejscowej i jedynej restauracji, a ona chciała wyglądać dla niego
pięknie. Nawet włosy zostawiła rozpuszczone, stawiając na naturalność. Nie brała też
biżuterii.
– Co? – Podszedł do okna i uchylił je bardziej. Było mu gorąco i potrzebował powietrza.
– Kazałeś mi przestać szukać, dlaczego odszedł z wydawnictwa, więc sądzę, że…
– Daj temu spokój.
– Co się dzieje? – zapytała jak dobra przyjaciółka.
– Nasz szef znów dzisiaj dzwonił. Za dwa tygodnie pewnie stracę pracę, a co za tym idzie
i mieszkanie, bo nie będę miał z czego spłacać kredytu. Sobolewski jest uparty jak osioł.
Trwa w swoich postanowieniach i nie zapowiada się na zmianę, więc w sumie nie wiem, co ja
jeszcze robię w Utopii. Powinienem wrócić do Warszawy i zacząć szukać pracy.
– Nie wierzę. Poddajesz się? Ty? Nie wiem, gdzie jest prawdziwy Dariusz Kiliński, ale ty
nim nie jesteś. Prawdziwy Darek nie poddaje się i walczy do ostatnich chwil. Wymyśl coś. –
Spojrzała na niego intensywnie. – Sam. Ja teraz nie mam czasu na knucie intryg, więc koniec
pogaduszek, bo się śpieszę.
– Udanej randki – życzył jej, nie ruszając się z miejsca.
– Darek?
– Hm?
– To mój pokój, musisz wyjść.
– Wybacz. – Skierował kroki do wyjścia z zamiarem zamknięcia się w swoim pokoju.
Zaraz jednak zatrzymał się na korytarzu. Agnieszka przypomniała mu o tym, że on nigdy się
nie poddaje, a tymczasem przez chwilę miał ogromną ochotę to zrobić. Miał przecież jeszcze
czas. Dużo czasu. Przez dwa tygodnie wiele może się wydarzyć i nie powinien rezygnować.
Po coś tu został przysłany i wykona zadanie. Choćby przyszło mu siłą zaciągnąć Michała do
Warszawy. Z nowymi pokładami energii życzył Agnieszce udanego wieczoru, a sam poszedł
wziąć prysznic, przebrać się i pozwolić, aby Sobolewski znów nazwał go bumerangiem.
W czasie kiedy Kiliński się mył, Agnieszka spotkała się z mężczyzną, którego jutro
pożegna. Nie mogła tutaj zostać. Musiała wracać do pracy, do swojego życia i chociaż serce
jej się łamało, nie widziała innego wyjścia. Pokochała Jakuba od pierwszej chwili. Nie
przeszkadzała jej jego chłopięca postawa czy niezdarność, uważając, że to było w Kubie
bardzo pociągające. Jej ideał męskości był zupełnym przeciwieństwem tego, do którego serce
biło bardzo szybko, a mimo tego to właśnie on wzbudził w niej dawno uśpione uczucia.
– Cześć. – Kuba ucałował ją w policzek. – Wyglądasz dzisiaj pięknie… Nie to, że w inne
dni nie wyglądałaś pięknie – rzucił, czując, że popełnił gafę.
Ona natomiast się roześmiała.
– To właśnie mi się w tobie podoba. I to, że się rumienisz. – Uważała to za urocze, ale
wolała tego głośno nie mówić. Kuba nie reagował dobrze na słowo „uroczy” określające
mężczyznę. Jego zdaniem to kobiety takie były, nie mężczyźni. Ona jednak myślała inaczej.
– Może lepiej zabiorę cię już na kolację. – Nerwowym ruchem poprawił okulary. – To
niedaleko, więc się przejdziemy.
– Czy w tym miasteczku gdziekolwiek jest daleko? – zapytała, kiedy wziął ją za rękę.
Mogłaby tak ciągle z nim spacerować. – Piękny wieczór – dodała. Jeszcze było widno, bo lato
miało ten swój urok, że dni były naprawdę długie, ale ostatnie promienie słońca już chowały
się za horyzontem.
– Jutro wyjeżdżasz.
Chciała unikać tego tematu najdłużej jak się da, ale Kuba musiał go poruszyć.
– Tak.
– Chcę, żebyś została. – Zatrzymał się i przyciągnął ją do siebie.
– Nie mogę, Kuba. Tam jest moje życie. Co bym tu miała robić? Nic tu nie mam.
– Kocham cię – wyznał, co sprawiło, że otworzyła szeroko oczy. – Nie szukałem miłości,
nie chciałem jej poczuć do ciebie, ale to się samo stało. Nie potrafię… Nie chcę, abyś
wyjeżdżała. – Położył swoją dużą dłoń na jej delikatnym policzku. Nie zwracał uwagi na to,
że stoją pośrodku chodnika i przechodnie na nich zerkają.
– Nie ułatwiasz mi. – W jej oczach pojawiły się łzy. – Po prostu zjedzmy spokojnie
kolację i nie mówmy o tym. Nie chcę psuć tego wieczoru.
Przymknął na chwilę powieki. Tracił ją i nie miał pojęcia, jak zatrzymać tę kobietę przy
sobie. Ostatnie dni z nią sprawiły, że przestał zamykać się w swojej pozbawionej słońca
księgarni. Myślał tylko o niej.
– Dobrze. – Poddał się. – Nie oznacza to, że nie będę próbował starać się o to, abyś
zmieniła zdanie.
Nie odpowiedziała. On nie rozumiał, że to Warszawa jest jej domem. Pokochała Utopię,
ale nie tutaj pragnęła żyć. Gdyby z nią wyjechał… Nie, on tego nie zrobi. Tak samo jak ona
nie zostawi swojego życia. Co z tego, że go kochała i cierpiała katusze na myśl, że jutro się z
nim pożegna? Wolała nie myśleć o tym, że zwyczajnie tchórzy, bojąc się zmian w swoim
życiu.
– Nie zabronię ci tego.
Skinął głową i wziął ją za rękę. Jeszcze chwilę przyglądał się kobiecie, nie mając
wątpliwości, że i ona jego kocha. Nie powiedziała tego, ale nie musiała tego robić. Doskonale
to widział. Jej gesty mówiły same za siebie. Przysunął sobie jej dłoń do ust i czule pocałował,
wciąż nie odrywając spojrzenia od jej szarych oczu.
Czy on musiał być taki? Czy musiał jej to utrudniać?
Michał wyszedł spod prysznica. Akurat wycierał włosy, kiedy głośne pukanie do drzwi
zmusiło go do owinięcia bioder ręcznikiem i sprawdzenia, kto się dobija. Nie było tak późno,
żeby nie mógł spodziewać się gości, ale rzadko go ktoś odwiedzał, więc tym bardziej poczuł
ciekawość. Odgarnął mokre włosy z twarzy i nie przejmując się tym, że woda spływa po jego
nagiej piersi i w ogóle nie powinien tak wyglądać, przyjmując gości, podążył do drzwi.
Otworzył je, zastając za nimi Darka z uniesioną ręką gotową do ponownego zastukania.
– Nie sądziłem, że wrócisz.
Dariusz, zaskoczony jego wyglądem, w pierwszej chwili nie wiedział, co powiedzieć, bo
zamiast patrzeć pisarzowi w oczy, zaczął przyglądać się kroplom wody pieszczącym ciało
mężczyzny. Chciał być jedną z nich i podążać językiem po cudownej fakturze gładkiej skóry,
zaznaczając każdy jej skrawek pocałunkami. Jego ciało żywo zareagowało na te myśli i
widok przed nim. Zmusił się do odwrócenia się, zanim wzrokiem podążył jeszcze niżej.
Niewiele brakowało, by zdjął przeklęty ręcznik zasłaniający to, co tak bardzo chciał
zobaczyć, dotknąć. Znów zrobiło mu się bardzo gorąco.
– Chciałbym jeszcze popracować. Znalazłem sposób na to, jak zmienić tę scenę, aby jej
nie wyrzucać i dogodzić nam obu. – Od razu zauważył zły dobór ostatnich słów, czego nie
omieszkał nie wykorzystać Michał.
– Dogodzić obu. Miałbym pewne…
– Zamknij się – warknął Dariusz. – Lepiej będzie, jeśli się ubierzesz i wtedy tu wróć.
– Może tak mi dobrze. – Oparł ręce o futrynę, rozciągając swoje ciało, by je lepiej
wyeksponować. Dobrze się bawił kosztem tego mężczyzny, który nie chciał na niego patrzeć,
ale jego wzrok co chwilę kierował się w tę stronę, ślizgając się po jego ciele.
– Jak chcesz. – Zebrał całą siłę woli, żeby nie zbliżyć się do pisarza, nie pocałować, nie
popchnąć na ścianę, a potem doprowadzić do czegoś, czego potrzebowało jego ciało. Ale to,
że on chce seksu, a Michał jest gejem, nie oznaczało, że od razu muszą iść razem do łóżka.
Tamten pocałunek pomieszał mu w głowie i dlatego myśli o Sobolewskim w kategoriach, w
jakich jako profesjonalista nie powinien myśleć. Pracują razem, a na pewno zamierza tę
współpracę pogłębić tylko na stopie zawodowej.
– Opisałem tę scenę i jak wyobrażam sobie przedstawiane w niej wydarzenia. – Podszedł
do stolika, na którym leżał jego notatnik. – Mógłbyś ją jeszcze raz napisać i… – urwał, kiedy
instynktownie poczuł, że został sam. Odetchnął głęboko, siadając na krześle. Powoli rozluźnił
jeszcze przed chwilą napięte mięśnie. Poczuł też rozczarowanie, bo gdzieś w sobie miał
nadzieję na to, że mężczyzna do niego podejdzie i nie powoli mu myśleć o pracy, tylko o
obietnicy rozkoszy, którą by sobie dali. Chciał tego i nie chciał. Sam siebie nie mógł
zrozumieć i chyba prędzej zwariuje, zanim dotrze do właściwych wniosków.
– Tak ci pasuje? – zapytał Michał, który już ubrany stanął nad Kilińskim.
Darek nagle pożałował, że nie pozwolił się ponieść sytuacji, kiedy ujrzał tors mężczyzny
zasłonięty koszulką, a te długie umięśnione nogi zniknęły pod cienkimi dresami.
– Tak. – Zdołał odpowiedzieć, mimo tego jego zachrypnięty głos dużo zdradzał.
Trzęsącymi się dłońmi otworzył notatnik. – To powinno ci pasować. – Ku jego głębszej
frustracji Michał stanął za nim i zajrzał do zeszytu, nachylając się nad nim.
Darek z łatwością mógł poczuć jego zapach, tak mu już znajomy i podniecający. Zacisnął
pięści pod stolikiem, przeklinając siebie za to, że nie bierze tego, czego chce, wciąż walcząc z
pragnieniami.
– Możesz usiąść na swoim miejscu?
– A bo co? Zresztą, to mój dom i każdy jego element jest „moim miejscem”. Przeszkadza
ci to, że tak stoję? – Pochylił się jeszcze bardziej, kładąc dłoń na oparciu krzesła, przez co
dotknął pleców Kilińskiego. Wyczuł, że Darek wzdrygnął się, a na usta Michała wypłynął
uśmieszek, który powiedziałby wszystko drugiemu mężczyźnie. Miał plan i zamierzał się go
trzymać. Gdzieś myśl, że lepiej niczego nie zmieniać, zamieniła się w to, że jednak chce mieć
tego faceta w łóżku.
– A stój sobie. – Przez całe ciało Darka przebiegł prąd i czym prędzej uciekł od pisarza.
Przesiadł się na drugie krzesło, które zawsze zajmował Michał. – Co o tym sądzisz? –
Postukał palcem notatnik.
– Dobre. Ale na darmo się męczysz. Nie zamierzam pisać. – Uparcie trwał przy swoim,
ale tylko po to, aby wkurzyć Kilińskiego. Zanim się wykąpał, coś zmusiło go do
uruchomienia laptopa, a potem pliku tekstowego. Słowa same popłynęły, kiedy pisał od nowa
scenę, która tak bardzo nie podobała się Darkowi i czuł ulgę, że jest w stanie znów pisać. To
ten mężczyzna sprawił, że blokada w nim zburzyła się.
– Jesteś cholernie wkurzającym typem, który nie umie spróbować wrócić do tego, co
kocha, bo się boi – syknął Darek, zaciskając szczękę.
– A ty czego się boisz, uciekając przede mną? – zapytał Sobolewski, nie bawiąc się
zawoalowane słówka.
Kuba odprowadził Agnieszkę do motelu po tym, jak zjedli wyborną kolację, ale
upływającą w napięciu. Nie potrafił przestać myśleć o tym, że kobieta jutro wyjeżdża, a on
zepsuł ten wieczór.
– Przepraszam – powiedział, stając z nią przed drzwiami jej pokoju. – Miało być miło, a
wyszło zupełnie inaczej. Nie to planowałem.
– Wszystko w porządku. Sama nie mam ochoty czuć radości. – Przytuliła się do niego. –
W południe mam autobus – szepnęła w jego szyję. Wyczuła, że zadrżał.
– Wiem. Mam jednak nadzieję, że nie wsiądziesz do niego. – Może i był egoistą, ale nie
potrafił myśleć inaczej. Chciał, żeby z nim została. Co tam jej praca, przecież jest zdolna,
inteligentna. Na pewno poradziłaby sobie w innym miejscu. Rodziny, poza ojcem, nie miała.
On z kolei miał żonę i dzieci, nie zostałby sam. W Warszawie Agnieszka była sama…
samotna. Tak mu powiedziała, więc nie rozumiał tego, że chciała od niego uciec. Postarałby
się aby przy nim nie była już samotna. Dałby jej wszystko. Mogliby też razem pracować.
Skromnie, ale dało się utrzymać z jego księgarni. – Nie przyjdę się z tobą pożegnać.
Odsunęła się od niego ze łzami w oczach.
– Jak chcesz. – Odwróciwszy się od niego, otworzyła drzwi pokoju. – Nie mogę inaczej –
szepnęła, zanim zniknęła we wnętrzu pomieszczenia.
Kuba dotknął drewnianej przegrody, która ich fizycznie rozdzieliła. Chciał zapukać,
pragnął zostać z nią tej nocy i dać im jeszcze kilka godzin wspomnień, ale zrezygnował. Z
bólem serca zawrócił w stronę schodów.
– Kuba.
Przystanął, usłyszawszy jej głos. Zdołał spojrzeć na nią przez ramię. Stała w otwartych
drzwiach, a po policzkach spływały jej łzy. Zobaczywszy ją w takim stanie, stwierdził, że
teraz nie potrafiłby wyjść. W jednej chwili powrócił do niej i pocałował ją mocno, biorąc w
ramiona, a potem, gdy znaleźli się w pokoju, zamknął drzwi, odgradzając ich na tę noc od
całego świata.
– Nie rozumiem. – Ponownie wstał, co już nawet w jego oczach wyglądało śmiesznie.
Znów jego ciało zaczęło mrowieć pod bacznym spojrzeniem pisarza.
Michał prychnął pod nosem. Obszedłszy stolik, stanął przed Dariuszem.
– Rozumiesz – szepnął mu do ucha. Chwycił pomiędzy zęby jego płatek i puścił. – Jaka
szkoda, że nie potrafisz wziąć tego, czego chcesz. – Odsunął się. Zanim jednak dotarł do
domu, siła, z którą został odwrócony i przyciągnięty do smukłego ciała, zaskoczyła go. Przez
chwilę tylko mógł dostrzec ogień pożądania w oczach Darka. Niedługo później zaczął
odczuwać każde muśnięcie mężczyzny, w tym jego usta które złączyły się z jego w pełnym
desperacji pocałunku, na który żarliwie odpowiedział. Tym razem już go stąd nie wypuści,
tłukło mu się po głowie. Nie pozwoli mu uciec, nie wyrzuci go, tylko zabierze tam, gdzie
pragnął go zabrać od chwili ich pamiętnego pocałunku.
Nie wiedzieli, kiedy znaleźli się w sypialni pogrążającej się powoli w mroku. Ta z każdą
upływającą chwilą stawała się świadkiem dotyku pieszczących rąk, ubrań opadających na
podłogę, ust zabierających oddech. Ciał połączonych ze sobą, kiedy dwaj mężczyźni kochali
się, dając rozkosz i biorąc jej tyle samo. Oddechy mieszały się z jękami, które pogłębiały się u
jednego z nich w trakcie mocniejszych pchnięć przez drugiego kochanka. Obaj byli jak dwie
burze, które spotkały się w pewnym momencie i stworzyły huragan namiętności, który wraz z
krzykami satysfakcji uspokoił się po długim czasie.
Tej nocy jednak huragan namiętności nie był pojedynczym zjawiskiem, gdyż szybko
rozszalał się na nowo, kiedy nieustające pocałunki i pieszczoty, czy też pobudzające szepty
przeplatane dotykiem sprawiły, że z małej iskry został na nowo rozniecony ogień, który
płonął, wspomagany kolejnymi jękami płynącymi z ust kochanków.