background image

 JANUSZ PYDA OP 

Tęsknota za autorytetami 

Mój drogi Kasjelu, 

wspomniałeś w Twoim ostatnim liście o sprawie, którą niesłusznie bagatelizujesz. Na Twoim 
miejscu przyjrzałbym się uważniej tęsknocie za autorytetami, którą ostatnio przeżywa Twój 
podopieczny. Wiem, że on sam traktuje to jako przejaw własnej pokory, umiłowania tradycji 
i konserwatywnego światopoglądu. Rzeczywiście, tak może być. Obawiam się jednak, że 
w tym konkretnym wypadku wszystko może się skończyć zwykłym bałwochwalstwem (w 
najlepszym razie snobizmem) albo krańcową nieufnością wobec jednych ludzi połączoną 
z bezkrytycznym podejściem wobec innych. Pamiętaj, Kasjelu, że te same zjawiska w życiu 
naszych podopiecznych mogą być znakami zupełnie różnych rzeczywistości. Twoją zaś rolą, 
przynajmniej do czasu, póki nie znajdziesz mu jakiegoś dobrego kierownika duchowego, jest 
po prostu celna i prawdziwa interpretacja różnych objawów życia duchowego. 

Twój podopieczny, goniąc za autorytetami, przejawia niebezpieczną skłonność do 
traktowania ludzi jak bogów. Pierwszym przymiotem, którego poszukuje w ludzkim 
autorytecie, jest nieomylność, drugim – wszechwiedza. Co gorsza, tej nieomylności domaga 
się od autorytetów wcale nie w dziedzinach, w których autorytetami są, ale także, a może 
przede wszystkim w dziedzinach, na których on sam po prostu się nie zna. Kłopot polega na 
tym, że w tych właśnie sprawach ci, którzy są jego autorytetami, mają nie całkiem święte, ale 
jednak niezbywalne prawo być równie pogubieni i niezorientowani, jak on sam. 
W rzeczywistości z prawa tego raczej nie korzystają. W ten sposób wybitny naukowiec staje 
się autorytetem moralnym, a pisarz autorytetem politycznym. To, Kasjelu, jedna z tych 
wyjątkowych sytuacji, kiedy nasi podopieczni nie chcą skorzystać z uprawnień, które im 
przysługują. Uprawnienia do niezawinionej omylności i ograniczonej wiedzy (które wchodzą 
w pakiet uprawnień znanych pod wspólną nazwą pokory) zostały dane ludziom, aby uchronić 
ich od śmieszności wynikającej z pychy. Dlaczego z nich nie korzystają? Dlaczego ludzkie 
autorytety zgadzają się, by traktować je jako wyrocznie w sprawach, w których autorytetami 
nie są? Mój drogi Kasjelu, to nie jest takie proste oddać trzy czwarte ofiarowanego ci 
królestwa wyłącznie z tego powodu, że należy ci się tylko ćwiartka. Po jakimś czasie zaś, 
skoro inni chcą widzieć w tobie władcę absolutnego, zaczynasz wierzyć, że władza absolutna 
ci się słusznie należy. A że jest to władza dusz i umysłów, pokusa jest trudna do zauważenia. 

Obawiam się, Kasjelu, że ostatnio w świecie naszych podopiecznych różnica między 
podejściem do autorytetu a kultem jednostek i bałwochwalstwem zaczyna się zdecydowanie 
zacierać. Jedni ubóstwiają piosenkarzy i piłkarzy, a inni intelektualistów (czyli tych, którzy 
nie znając się porządnie i dogłębnie na niczym, wypowiadają się autorytatywnie 
o wszystkim). Widzisz, rzecz ma się trochę tak, jak z ich systemem rządzenia. Podobnie 
bowiem, jak w demokratyczny sposób nie mają prawa się zrzekać swych swobód i uprawnień 
na rzecz dyktatora, obdarzając go jednocześnie absolutną władzą (co już raz przynajmniej 
w swojej historii zrobili), tak też nie mają prawa się zrzekać swojej odpowiedzialności za 
poglądy i wybory na rzecz autorytetów, które uznają za wszechwiedzące i nieomylne. Sam 
wiesz, Kasjelu, że ostatecznie tłumaczenie typu „zwiódł mnie i zjadłam”, „dała mi owoc 
i zjadłem” nie będzie specjalnie skuteczne. Nieomylność w ich świecie przysługuje 
zasadniczo jedynie rzeczywistości mierzalnej i doświadczalnej oraz Stolicy Apostolskiej. 
Z pierwszej korzystają fizycy, z drugiej teologowie. Poza tymi dwoma autorytetami wszystkie 

background image

inne są omylne. A i te dwa mają ograniczony zakres. Rzeczywistość mierzalna 
i doświadczalna nie jest w stanie nic autorytatywnie powiedzieć o ludzkiej duszy, a Stolica 
Apostolska o kopenhaskiej interpretacji teorii względności czy teorii strun. Cokolwiek by 
powiedzieć, autorytet nieomylny i nieograniczony przysługuje jedynie naszemu Panu. Mogą 
to przyjąć albo odrzucić. Jeśli jednak odrzucą, ich świat zaroi się od autorytetów, którym stale 
będą się musieli kłaniać. W pewnym momencie będzie ich tyle, że nie zdołają się 
wyprostować, bo cały czas zgięci będą w ukłonach należnych autorytetom. 

Mój drogi Kasjelu, świat duchowy w tym akurat jest podobny do świata materialnego, że nie 
znosi próżni. Autorytet Boga musi być zastąpiony innym autorytetem – jakiemuś złotemu 
cielcowi trzeba się pokłonić. A ponieważ szybko się okazuje, że żaden pojedynczy autorytet 
nie wystarczy, by zastąpić autorytet naszego Pana, ludziom się wydaje, że autorytety trzeba 
mnożyć. Tu jednak przecież nie chodzi o ilość, a o jakość. Są takie jakości, których nie da się 
zastąpić czymś innym, choćby w największej ilości. W obecnej epoce na całym świecie 
mamy do czynienia ze zjawiskiem, które nazywają popkulturą, i postaciami, które nazywają 
celebrities. A to wyraźnie wskazuje, jak bardzo nasi podopieczni potrzebują kogoś do 
kochania, podziwiania i składania pokłonów. Twojego podopiecznego ta sytuacja oczywiście 
nie dotyczy. On jest bardziej subtelny. Jego celebrities to szpakowaci intelektualiści mający 
słuszne poglądy na wszystko. Mechanizm jest jednak ten sam. Tak swoją drogą, mój 
podopieczny – kiedy pracowałem jeszcze w oddziale Bożej Opatrzności indywidualnej – 
zaczął pisać doktorat na temat symultanicznej historii powstania i rozwoju inteligencji 
i popkultury. Nie skończył, bo udało mi się go na szczęście w tym czasie wyswatać ze 
wspaniałą dziewczyną i w związku z tym zmieniły mu się życiowe priorytety. Polecam Ci 
jednak, Kasjelu, pierwsze trzy rozdziały, które napisał – są w naszej bibliotece, na tym 
samym regale, co Zmierzch cywilizacji Zachodu

Problem z ubóstwianiem ludzi polega na jeszcze jednym. Widzisz, mój drogi przyjacielu, 
choćby nawet nasi podopieczni bardzo chcieli stać się bogami, to jednak barki żadnego z nich 
nie mają tyle siły, by unieść wszechwiedzę i nieomylność. W pewnym momencie nie są 
w stanie dźwignąć zobowiązań, które chętnie przyjęli. Pod koniec nie ma różnicy – i gwiazdy 
popkultury, i intelektualiści zmierzają w depresji (najpopularniejszej chyba chorobie ich 
czasów) wspomaganej oczywiście nałogami do smutnej prawdy, że nie są bogami. Tyle że nie 
mogą się do tego przyznać. Olimp jest strasznie stromą górą, a na taką łatwiej się wchodzi, 
niż z niej schodzi. 

Z modlitwą 

Zeruel